Co Antoni Teslar gotował swoim pracodawcom
Jeden z najsłynniejszych polskich kucharzy (choć Francuz z pochodzenia) przez długie lata gotował w pałacu Potockich w Krzeszowicach. Zostawił po sobie całkowicie już polską rodzinę Teslarów, którzy zasłynęli w kilku dziedzinach sztuk z malarstwem i architekturą na czele. Protoplasta rodu pozostawił po sobie także dzieło zatytułowane „Kuchnia polsko-francuska”, z którego czerpali pełnymi garściami także inni kucharze i to przez długie lata. A czy było warto sięgać po nauki mistrza Antoniego przekonajcie się sami. Oto pierwsze menu z kart książki i pierwszy przepis:
Pasztet z zająca
OBIAD I.
Rosół polski.
Tębaliki neapolitańskie.
Szynka na szpinaku.
Pasztet z zająca w auszpiku.
Kapłony z rożna. – Sałata.
Kompot.
Kardy na bulionie.
Pączki.
Owoce.
Kawa.
Rosół polski (na 10 osób ).
2 kg. mięsa wołowego, 1 kg. cielęciny i jedną kurę nastawić na ogień w rądlu i zalać zimną wodą. Gdy zawrze, nie zbierać szumowin ani tłuszczu; gotować wolno przez 4 godziny. W grube kawałki pokrajaną włoszczyznę ugotować do miękkości, kurę z rosołu wyjąć, wymyć, pokrajać w kawałki, złożyć razem z ugotowaną jarzyną w garnek, zalać powyższym rosołem przecedzonym przez serwetę, dodać 5 ziarnek ziela angielskiego i przez 1/4 godziny gotować. Następnie rosół odstawić, tłuszcz zdjąć, dodać 1/4 lt. kaszki częstochowskiej ugotowanej na wodzie, wymytej i wystudzonej, dosolić i podać.
Jeszcze nie raz zapewne będę sięgał po książkę Teslara. Dziś kończąc ten krótki cytat spieszę z wyjaśnieniem. Mało kto wie zapewne co to są kardy, a to po prostu pyszna jarzyna, taki rodzaj selera. Smacznego!
Komentarze
Szykujący się wtedy do emerytury Teslar, dedykował książkę swej pracodawczyni hr Potockiej z czołobitną emfazą na stronie tytułowej.
Nie mam w domu całej książki ale mam spory wyimek: jedna z licznych książeczek z białego cyklu „100 potraw” poświęcona Wigilii, zawiera cały rozdział z książki Teslara. Stąd wiem, co w Krzeszowicach podano w Wigilię 1896r i jak te dania przyrządzono. Wszystkie były obliczane na 10 osób, czyli tylu biesiadników na co dzień Teslar karmił. Od razu powiem, że taką Wigilię – przy założeniu, że kuchciki i podkuchenne byłyby do dyspozycji – każdy z blogowiczów wykonałby bez większego kłopotu – z jednym wyjątkiem : koszyczek wykonany z winogron, gdzie każdy pojedynczy owoc zanurzany był w karmelu, potem układany jako element konstrukcji a karmel służył jako klej. Na samą myśl o tym deserze….
Koszyczek interesujący. Rosół swojski dosyć. Wkład mięsny spory jak na obecne czasy. Ale rozumiem, że wołowina i cielęcina jako sztukamięs wykorzystana być może. Kaszka częstochowska mało gdzie jeszcze występuje. Częściej pod nazwą krakowskiej można spotkać. Z dzieciństwa jeszcze pamiętam całe kury gotowane w rosole. Ale dodatki innych mięs nie były tak obfite. Za to oprócz szpondra wołowego dodawano jeszcze biodrówkę wieprzową. Cztero-, pięciogodzinne pyrlenie nosiło cechy rytuału. U nas kaszki częstochowskiej nie podawano do rosołu. Kaszka manna (grysik) krojona w kostkę była dodatkiem, który obrzydzał mi tę ze wszech miar godną polecenia zupę.
Do wczorajszego. Placku, pamiętam „Incydent”. Bardzo trafne Twoje spostrzeżenia dotyczące chuliganów wszelkiego autoramentów. U nas chyba głównie „kibole” stanowią problem tego rodzaju. Przecież ono robią, co robią, na ogół po to, żeby się wyróżnić. A, jak słusznie zauważyłeś, nikt nie pamieta ich cech indywidyalnych tylko czyny koszmarne. Sami jako osoby natychmiast odchodzą w niepamięć.
Piątek, a co za tym idzie, wariacje na bazie swojskiego obiadu opus 18 Antoniego Teslara, na jednego hrabiego i rogi francuskie;
Obiad XVIII
Consomme Theodora.
Krusztadki a la Mazarin.
Comber z prosięcia marynowany. ? Sos chrzanowy.
Cietrzewie po królewsku.
Kurczęta z rożna. ? Sałata.
Karczochy smażone a la Villeroy.
Kompot łańcucki.
Miłośnikom diet wszelakich polecam kompot łańcucki. Nawet doborowe i świeże owoce w nim zawarte nie są najważniejsze, ale jak przysłowie głosi – bez szampana, rumu, koniaku i czy kirszu już nie Łańcut, ale kompot z suszonego rabarbaru.
Oraz placek con cipolla e aglio
Uwaga! Podaję przepis na placek con cipolla e aglio autorstwa pierwszego chyba mego ulubionego mistrza kucharskiego. Robię to w drodze wyjątku i obiecuję, że to się już nigdy nie powtórzy.
Ciasto na placek (zrobić szybko i wstawić do lodówko na godzinę):
ćwiartka masła masła
pół kilo mąki
pięć łyżek wody
5 – 6 cebul oraz dwa spore ząbki czosnku w plasterkach zeszklić na maśle.Z ciasta zrobić placek oraz przykrywkę, napełnić cebulą, przykryć, zrobić dziurki, pomazać rozbitym jajkiem i piec w dość gorącym piecu około trzech kwadransów.
Dzień dobry Blogu!
Biało, przestaje prószyć, -10.
Kardom bliżej do karczochów czyli ostu niż do selera 😉
Ciasto cebulowe godne uwagi, w sam raz na zimową kolację 🙂
Gdy byłem jeszcze niemym z zachwytu blogowiczem Pyra Młodsza zamieściła wyczerpujący opis poświęcony Wigilii u Potockich. Zapewniam, że nie poradziłbym sobie z tą wieczerzą nawet z plutonem pomocników. Nie jestem pewien, ale to może dlatego, że z niczym sobie nie mogę poradzić.
Przykład – Epidemia Grubych. Wiem, że powinienem napisać „Szczupła Inaczej”, a jednak uparcie znieważam, jak ta owca.
Gruba Kryśko – Dzięki Twemu przepisowi odzyskałem nadzieję, że i ja kiedyś gości mych zachwycę urzekającym geniuszem prostoty. Małe sprostowanie – czosnek i cebula nie były w Krzeszowicach tak popularne jak w Łańcucie, na stole ostatniego z ordynatów Alfredów Potockich. Teslar także tam gotował i piekł. Może to zapach zadecydował o zmianie jednego Potockiego na drugiego? Pojęcia nie mam, ale po raz pierwszy i ja podaję mój kod – E2E2. Dreszcze człowieka przechodzą 🙂
(Po angielsku brzmi to i tu i tu)
Gruba Kryśka jest pewnie chuda jak patyk 🙄
Kardy sa nawet zwane karczochami hiszpańskimi. Jeśli ktoś będzie gotował, warto do wody dodać kwasek cytrynowy lub ocet. Inaczej będą raziły wzrok niesympatycznym kolorem. Mąki trochę też można dodać. Poza brzydkim kolorem może razić goryczka, ale mąka z kwasem ten problem eliminują.
…i w dodatku Potocka, z dodatkiem świeżej sanguszki 🙂
„szykował się do emerytury” – pracodawcę mu taki jeden zastrzelił, Mirosław Siczyński. Proszę go nie mylić z Denisem, kompozytorem, bo to tak jak z tą uwagą „odeszła Wisłocka”.
O ile pamięć mi jeszcze trochę służy, to kardy, podobnie jak szparagi czy cykoria, powinny być bielone; tracą wtedy goryczkę.
Wracam do imć p.Teslara. Z wielkim rozrzewnieniem przyjmuję jego radę, że jak ryba na półmiski zbyt wielka, trzeba deskę odpowiednią obszyć płótnem czystym, ordynaryjnym, rybę na tym rozciągnąć, a dwóch pachołków dla bezpieczeństwa onej ryby ma ją do stołu nosić.
W uzupełnieniu do powyższego: p. M.Nurowska w „Kucharzu wielkopolskim” z 1904r uczy, jak taką wielką rybę gotować i bez szkody dla ryby wyciągać z gotowania. Otóż ponieważ taki „wieloryb” nie mieści się w wanience do gotowania ryb, trzeba najpierw nagotować smak warzywny, schłodzić, w wielkim rondlu okrągłym ułożyć rybę w spiralę dbając, żeby łeb był w środku, a ogon na zewnątrz, rybę zalać smakiem i gotować pilnie bacząc, żeby przegotowana nie była. Gotową wyjmować tak: pod łeb podłożyć dużą łyżkę cedzakową, za ogon złapać ręką w płótno omotaną, podnieść w ten sposób i na półmisek długi albo na deskę zaraz zsunąć rozciągając jednym ruchem na całą długość ; brzuch ryby do spodu być musi odwrócony. Tak przygotowana ryba kształt przyrodzony zachowuje i pięknem oko syci. Z pamięci to piszę ale bardzo blisko oryginału, jak sądzę. Język tych starych książek kucharskich jest dla mnie urzekający. A współcześnie kucharka wielkopolska upiecze w piekarniku na obiad kaszanki z kaszy jęczmiennej, do których kapustę kwaszoną poda.
A podkuchenna je dzisiaj na mieście, bo idzie na Rzeź 😎
Hi, hi – deskę dużą mam nawet na podorędziu, czyste płótno też się znajdzie aliści na dwóch pachołków szansy „ni ma”.
Widocznie w 1904 roku „szprytniejsi” byli. Jakiem wielgachną rybę gotowała sposobem pani Nurowskiej wszystko „szprawnie” szło aż do momentu wyciągania ryby.
Pod łeb podłożyłam dużą łyżkę cedzakową, gigantyczną wprost. Za ogon delikatnie obłapiłam i stałam nad rondlem zdumiona i zaskoczona mą działalnością trzymając w jednej łapce gignta cedzakowego z rybim łbem i ogonem rzeczonej ryby w drugiej łapce. To co było pośrodku zostało w garze.
Wszystko przez ten brak! Pachołków!
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Hej, Co tu tak cicho? Czy wszyscy ćwiczą spiralne gotowanie ryby?
Moja kaszanka okazała się być na kaszy gryczanej (wbrew informacji sprzedawcy) ale owszem, owszem – upieczona w piekarniku pod trzema plastrami wędzonej słoniny od Żaby, smakuje prawie tak, jakby ją moja Teściowa osobiście zrobiła.
O, Echidna już przećwiczyła 😀
Hej Echidno!
Moi Młodzi donoszą właśnie, że oglądają echidny, kangury i inne takie. Na Tasmanii 😎
To jakiś taki dzień, Haneczko. Właśnie się zastanawiam, czy się przy przytulić do kocyka.
Pyro i Echidno, ta pani nazywała się Marta Norkowska. M. Nurowska to jest całkiem współczesna autorka książek całkiem nie kucharskich a historycznych i romansów.
Święte słowa Gospodarzu, wyszło na rację Placka – „odeszła Wisłocka”. Tak to jest, kiedy się nie chce podnieść 4 liter i podejść do szafki z książkami. Mea culpa!
w tym parku narodowym…
A „Nakarmić Wilki” Marii Nurowskiej to książka całkiem nie kucharska? Tak pytam, bo Pyra gotuje dla jamnika, a wilki mam dyskryminować? 🙂
Rozmowy z Alicją
Tak, ale Krystyna Potocka nie zmarła w tym parku, ale w Kenii.
Pyro, a moje oko syci pisownia: tębaliki, rądel – pycha. Bardzo lubiłam też staroświecką fliżankę (bez i) oraz rozkoszne: używać kaffę.
Właśnie użyłam kaffy i wyjeżdżam w ten dziki Sybir…
Moje dzisiejsze danie obiadowe wpisuje się w rybny temat. ‚Wieloryba’ co prawda nie gotuję tylko rybne curry. Pyra pewnie by się na nie nie skusiła, bo oprócz ryb będą tam także owoce morza.
Piotrze – dziękuję za sprostowanie.
Po prawdzie sposób gotowania ryby przekazany był przez kogo innego ja jedynie cytowałam nazwisko z wpisu Pyrowego. Książkek obydwu pań nie znam i o pomyłkę w takim przypadku łatwo.
nemo – Tasmania jest piękna. Np góry
http://www.robblakers.com/gallery_detail.asp?sectionID=1
Polecam Queen Town. Miasteczko jak miasteczko lecz wjazd doń…
E.
Piątek…przydałby się śledź z cebulą w kwaśnej śmietanie gęstej, ziemniaki do tego – pycha! Proste, chłopskie jedzenie.
Pasztet z zająca! Wieki temu, kiedy leśniczy z Niedźwiedzia (!) przed świętami Bożego Narodzenia przywoził upolowanego zająca. Zając kruszał na mrozie ze 2 tygodnie i robiono z niego pasztet. Przepisu nie pamiętam, były to czasy, kiedy jeszcze pod stół na stojąco wchodziłam, ale już wiedziałam, co dobre 😉
„Nakarmić wilki” niedawno przeczytałam – oj, smutno się kończy, wilki i owszem, się nakarmiły.
Tasmania piękna. Tak w ogóle świat jest piękny i jedyne czego zazdroszczę tym, którzy są dzisiaj młodzi, to podróży. Właśnie „używam kaffy”, co też doskonale wpływa u mnie na ocenę świata otaczającego. Małgosiu – rzeczywiście nie załapałabym się na twój dzisiejszy obiad ale ja nie jestem ortodoksyjna: obiecałam Młodszej zrobić sałatkę z krewetkami na następne spotkanie towarzyskie u nas „koleżanki lubią”. Jak lubią, niech mają.. To, że ja czegoś nie jadam, nie znaczy, że to niejadalne.
Właśnie podano światowy ranking wyższych uczelni (sporządzany raz na pół roku) Tym razem w pięćsetce znalazło się 5 polskich uczelni: UJ i AGH – Kraków, UW i PW – Warszawa i UAM – Poznań. Niby ciut lepiej ale i tak najwyżej sklasyfikowany UJ nie zmieścił się w pierwszej setce Europy (101 miejsce) W drugiej pięćsetce jest jeszcze 5 innych naszych uczelni. Wygrał Harvard, potem MIT, trzeci U.Stanforda
Hej, hej! Jest tu kto?
Jestem…
„kąbinuję” zupę pod tytułem przegląd lodówki i okolic, albo jakoś tak. Mam wywar z zewłoka. Z warzyw – buraczki, pietrucha, selera kawał, pory dwa, cebula…marchewy brak, ziemniaki.
Ma być taka, żeby w niej łycha stała, eintopf jednym słowem.
Jakieś sugestie może?
Czekam na Maciusia-Złota Rączka, co to miał „zagrałtować” kilkanaście kafelków w łazience, które był wczoraj przykleił.
Grout to cemencik pomiędzy kafelkami, tylko najpierw klej musi chycić 🙄 To była robota zaległa z zeszłego roku, typu „Maciuś nie dokończył…”
Drugą robotę wymyśliłam dla Maciusia, że ma mi półki na książki w moim „biurze” wyrychtować, solidne, na całą sporą ścianę.
Wczoraj Maciuś mi wszystko na karteluszku rozrysował, ja przytakiwałam, to i owo skorygowałam, ale dopiero przespawszy się na tym planie pomyślałam, że przekominowaliśmy.
Tu architektura nie jest potrzebna, książka wymaga półek mniej więcej 20 cm.szerokości i 22-23 cm na wysokość.
Na albumy i takie tam większe wydania to ja mam miejsce.
Brak mi miejsca na przeciętna książkę. Uprościłam wszystko i czekam na majstra, żeby plan skorygować.
Groszek z puszki? kuku z puszki? makaronik typu zacierka? kawalątko ognistej papryki do tego? podeschnięte resztki kiełbasy w pół talarkach? Kostkę albo dwie sera topionego rozpuścić w tym?
Witam.
Wrzuć do wywaru golonkę przednią i niech to się tak pryka ze 3-4h. W między czasie możesz iść do sklepu po chrzan, kiszoną, kapustę, piwo, jaja, boczek na jutrzejsze śniadanie i świeże pieczywo.
Do tego muzyka.
http://www.xpn.org/player/player.php?LiveStreamGUID=77af76dd-cb65-4dee-a8a9-bcb747cb4aa2CategoryGUID=c747c304-8a34-4649-8b76-05462b8923d
WXPN 88.5
@16:40
A tak czesto sie mowi o bardzo niskim poziomie szkolnictwa w Stanach. Paradoks?
Z moich wieloletnich obserwacji wynika, ze nie jest tak zle, najlepiej gdybysmy najpierw rozejrzeli sie wokol siebie.
Kuku z puszki? Na muniu?
Goście przynieśli butelkę taniego wina. Zjedliśmy placek z czosnkiem i cebulą do ostatniej okruszyny. Przerzucaliśmy się drobnymi złośliwościami. Poszli nieco wcześniej niż planowali ale w sumie całkiem udany wieczór.
Mam kłopot niewielki. Nabyłam otóż wiadomą drogą 1/ ładny, chudy kawałek karkówki z przeznaczeniem na szaszłyki (słonina wędzona Żaby jest w lodówce), 2/ kuraka naszego powszedniego, który mi właśnie zgryzoty przysparza. Zawsze kupuję (jeżeli nie mam dostępu do zwykłych, wiejskich kurcząt) kurczaka dużego. Z typowego na ruszt 1,20 – 1,30 żadnego pożytku nie ma, no więc duży…. Duży to on jest! Do lodówki nie włazi na wysokość, na stole leżeć nie może, bo za ciepło, na balkon nie wyniosę, bo zamarznie na kość. Radzę się Młodszej i stanęło na tym, że go potnę – co dla Radka do gotowania osobno, + 2 połówki. Jedną upiekę jutro, drugą w niedzielę. Jutro normalnie z majerankiem, dyżurnymi itp, a w niedzielę z owocami – wyjątkowo dobrze pasuje grapefruit i pomarańcza. Z owocami sporo czosnku. Dla mnie to wygodne mięso, bo wielki filet Młoda zjada najwyżej w połowie, a druga część na zimno służy do kanapek. Jamnik też się pożywi bez kłopotu, a cena kuraków jest nadal bardzo konkurencyjna.
Ojej. Czekam i czekam na Majstra…na razie poplotkowałam ze starą (ale młodszą ode mnie) przyjaciółką z Bawarii. Tam zima trzyma 😯
Powspominałyśmy lata 60-te w Polsce, też zimy bywały, śnieg skrzypiał pod nogami jak trza i byle -20C to była normalka w takim lutym-podkuj buty.
Zakupy nie wchodzą w grę, bo przecież czekam na Majstra.
Zadzwonił Jerzor, że mam się wstrzymać z zupą, on na tym wywarze widzi kapuśniak, dodatkowo zakupi kiełbasy w Baltic Deli i boczku nieco.
Mam ziemniaki do odsmażenia, jedno spore portobello, zanim kapuśniak dojdzie (a dochodzi długo), to musi mu wystarczyć. I sałata jakaś pomięszana.
Pocięłam ptaka i nieźle się uszarpałam, bo kości kręgosłupa już spore. Po namyśle stanęło na tym, że jutro pół kurczaka, w niedzielę szaszłyki, a druga część kuraka w poniedziałek. Tak więc część jednak musi zamarznąć. Na dzisiaj opuściłam już kuchnię, jako pomieszczenie mieszkalne. Zanim wyszłam zrobiłam sobie jeszcze wielki kubas mocnej herbaty z cytryną, miodem i rumem. Tak bowiem dziwnie jest, że przed południem jestem w niezłej formie, a po południu trzęsie mną. Chyba przestanie trząść.
@nemo:
blogoslawiona, a moze bez palenia, nie dozylaby ONA i trzydziestki?
jestem na dworcu i jest cholernie zimno,
wiec weszlem do turka, a tu internet i grzaniec(hej!)
…merlot, podly okropnie, ale daje w rure…
lepiej niz zamarznac,he,he…
Alicja pewnie już coś ugotowała, ale mnie na myśl przyszedł barszcz ukraiński. Tylko potrzebna byłaby jeszcze fasola i pomidory z puszki.
O, i tym sposobem wiem, co koniecznie muszę ugotować w przyszłym tygodniu – właśnie barszcz ukraiński.
Zdjęcia, które zamieściła Nemo przypomniały mi przepiękne plenery Nowej Zelandii, gdzie realizowano film ” Władca pierścieni” . To ten sam rejon świata.
Za to u nas malownicza zima. Mówią, że nawet plaże na Lazurowym Wybrzeżu pokryte są śniegiem. Pewnie i miasteczko Aliny ma zimową szatę.
jedna z moich praciotek, prusaczka do szpiku kosci( nie znosila mnie chronicznie)
zmarla w wieku lat 99, szesc miesiecy potem, jak rzucila palenie i koniak!
p.s.
lekarz jej polecil,he,he…
Popatrz Krystyno – a w Pyrlandii śniegu nie widać i Lena mówi, że i w Świnoujściu nie ma i u Żaby jeszcze nic na ziemi rano nie leżało; czyli biała zima zaczyna się dopiero za Wisłą?
Byku, byłeś kiedyś na cmentarzu? Tam leżą wyłącznie pacjenci przeróżnych lekarzy. Lekarze też.
Krystyno, jest teraz -5°C i ani śladu śniegu 🙂
Nowy, cieszę się, że film Ci się podobał.
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
obejrzałem przed chwilą wiadomości we francuskiej dwójce.
LA BATAILLE DU FROID przez większość dziennika. W nocy ma być – 8 🙂
Kloszardom rozdają ciepłą zupę, noclegownie pełne, awarie na kolei …
U mnie ma być poniżej – 30 stopni C.
Może zaprosić paru francuzów na buraczki i kotleta?
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
@pyra:
ha, ha, ha…
chorwaci wala w okna, ale kuturalnie, jak to w prusiech,
bloguje dalej…
mam nadzieje
(„oj naiwny, naiwny, naiwny jak dziecko we mgle”),
ze nastepny pociag przyjedzie…
inaczej bede was dalej maltretowal,he,he…
p.s.p.s.
a majonez robie sam od dziecka:
dostalem nawet 5 na zajeciach p-t, bodajze w 7-ej klasie…
@stani:
swoja droga blog przypomina mi przedzial w pociagu,
a biedny @gospodarz, musi robic i za maszyniste i za konduktora…
Po godzinie owocnej lektury zaglądam na blog i z ulgą wielką stwierdzam, że pociąg uwiózł Byka gdzieś, do celu.
Placek, Ty to masz skojarzenia, tu nie jest na szczęście tak strasznie jak w tamtym wagonie metra, pamiętam, byłem przerażony.
Choć teraz, w chwilach blogowych kryzysów będę myślał kto tu ma rękę w gipsie??
Swoją drogą ile tu mamy kolejowych skojarzeń, wagon, poczekalnia, pociąg, przedział, podróż bez biletu.
Antek, w chwilach blogowych kryzysów ja się zastanawiam, czy ta chójka Misia jest wolna, bo ja bym chętnie…Tylko teraz zimno.
Antku – Bez gipsowego pancerza z domu nie wychodzę. Tak jest bezpieczniej, bo agresor znudzi się biciem bez błagań ofiary o litość, a i pięści sobie pokiereszuje 🙂
Najbardziej dla mnie drastyczna analogia – wyrzucanie staruszka z pociągu, tylko po to by wszyscy miłośnicy rozrywek mogli sobie to obejrzeć na YouTube 🙂
Pyro – Bardzo się cieszę, że tak Ci los Byka bliski 🙂
Co do uczelni – czy informacje o uczelniach pochodzą z tygodnika „Wprost”? Pytam, bo tytuł ”
Polskie uczelnie jednymi z najlepszych na świecie” w połączeniu z „Uniwersytet Jagielloński – wylądował na 280. miejscu” dowodzi tego, że poczucie humoru to jednak mamy najlepsze w naszej galaktyce.
Alicjo – Nie chciałem Cię urazić pierwszą odpowiedzią która przyszła mi do głowy – zamów pizzę. Drugie miejsce zajeła „rada” – wyrzuć buraczki, ugotuj warzywa z małą ilością płynów to będzie gęste, ale pomysł z kapuśniakiem także zasługuje na uwagę. Mężczyźni jednak myślą inaczej 🙂
P.S. Antku – Czy myślisz, że gdy banda pasażerów i kolejarzy rzuci się na Twoje kanapki i jajka na twardo będę w stanie być jedynie biernym tej zbrodni obserwatorem? Chyba, że sam poczęstujesz lub będą z razowego chleba z rządkiewką 🙂
P.S.P.S. Gdyby polskie uczelnie miały parę groszy na czynne wsparcie wesołych rankingowców, byłoby nie o ciut, ale lepiej zależnie od rozmiarów czeku. Poza tym instytucji zajmujących się rankingiem jest tyle co uczelni. Co to jest ranking? 🙂
Placku – moja wiedza pochodzi z onetu ale z pewnością jest to komunikat pap-owski, bo widzę, że wszędzie jednakowy. Nasze uczelnie są dla ratingowców za małe i mają zbyt mało wydziałów. Dlatego we Wrocławiu, Poznaniu i Wa-wie trwają rozmowy nad połączeniem uczelni pod parasolem uniwersytetu. Jak dotąd przeważyły partykularyzmy, a to nie bajka, bo mamy za mało studentów z importu. Idzie niż i bez zagranicznych mogą padać, jak muchy. Więc walczą – jak dotąd tylko gadają i jojczą.
Pyro – Bardzo często bandyci i ofiary spotykają się na tych samych chójkach. Czasami bandyta kryje się tam po oskarżeniu ofiary. Gazet nie czytasz? 🙂
Różnie bywa. Mieczysław Fogg także był kolejarzem i raz płynął „Batorym” w towarzystwie Krystyny Potockiej, chyba sopranki. Dużo nie jedli bo ocean był wyjątkowo falisty. Właśnie mi się o przypomniało i dzielę się z Państwem tym co mam. Wolałbym koniakiem bo niebo wygląda jak korytarz w kostnicy.
Parasole – Nadal świetnie zdające egzamin w czasie deszczu, nadal gwoździe do trumien uczelni i szpitali. To jedynie moje skromne zdanie wyrobione latami obserwacji kanadyskich parasoli i faktem, że Harvard nie przytula się do Yale, a Oxford i Cambridge także jakoś sobie radzą, osobno.
W uzupełnieniu – ponoć Prezydent w Chinach zachwalał nasze uczelnie (?) Trochę głupio bo 17 chińskich jest duuużo wyżej od naszych, ale co Europa, to Europa.
Może nie kierował się rankingami. Twoje zdrowie Pyro, radujmy się tym co mamy. Wiosna nadchodzi, kolejna wojna już wkrótce w teatrach, a już wkrótce ptaszki zaśpiewają, te non-kukurydziane 🙂
Dwa wkrótce – Jestem sobą tak rozczarowany, że aż rozgoryczony 🙂
Placku – od uśmiechów aż mnie policzki bolą.
Jasne, wypijmy, cieszmy się, zaśpiewają skowroneczki, i załkają przechery – słowiki i zapachnie czeremcha. Już niedługo.
Tylko ja mam dwie córki, nauczycielki liceum. Zrobiły sobie z tej roboty sposób na życie. Pojmujesz?
Dobranoc.
Telewizja szczecińska głosiła stan klęski żywiołowej na terenie województwa, w Szczecinie spadło z 10 cm sniegu. Natomiast w Zabich i okolicach – ze 110 km od Szczecina w linii prostej – śniegu ni ma, słońce świci, w południe raptem -8*C. Nic, tylko werandować (na oszklonej werandzie). Teraz znacznie zimniej, ale śniegu jak nie było, tak nie ma. Nie, żebym tęskniła do opadów, tylko jak słyszę narzekania na taką straszną zimę, to myślę sobie: ludzie, dziękujcie niebiosom, ze wam jeszcze ze dwóch metrów śniegu nie zesłały, dyć nie takie zimy bywały za żabiej pamięci. Swoją drogą to koksowniki na ulicach mogłyby co poniektórym skarżącym się przypomnieć to i owo.
Żeby nie było nudno, rano przepadła jedna faza, ale nim doszłam, czy to u mnie, czy gdzieś dalej, przyjechali panowie energetycy, zakręcili kurek z prądem (dobrze, ze mam kuchenkę gazową od niespodziewanek) i po trzech godzinach odkręcili. Ponoć urwał się kabel przed naszym transformatorem. Dobrze, że szadzi nie ma, wtedy nie tylko kable się urywają, ale i słupy się wywracają, jednego grudnia powywracały sie na pastwisku, dobrze, że koni nie poraziło, kilka dni trwało zanim nowe wkopali, jedyna korzyść, że kawałki zbrojonych słupów tkwią w fundamentach stajenno-kancelaryjnych.
Placku, wczoraj przeleciałam przez You Tuba, szukając „Nic dwa razy się nie zdarza” i natknęłam się na wiele „Wisłockich”. Śmiać się, czy płakać?
Przykurierował tusz do drukarki, mogę teraz na kolorowo 🙂
BRA!
To ja sobie teraz naleje czerwonego i spokojnie wypiję.
Maciuś Z-R zadzwonił po 16-tej, że dzisiaj mu było nie po drodze, wpadnie może jutro około południa, a jak nie, to w poniedziałek.
Ponieważ rzecz nie jest bardzo pilna, to niech ta, tylko wytłumaczyłam – chłopie, zadzwoń, kiedy konkretnie, bo może mnie nie być w domu, albo będę przyjmować kochanka.
Placku,
ja nie zamawiam pizzy. Ja pizzę mogę zrobić, takam ci zdolna, o! A dlaczego mam wyrzucić buraczki? To wspaniałe warzywko i doda gęstości 🙄
Jak podkwasić cytryną i zabielić śmietaną, to jak barszcz ukraiński (zależy, według czyjego przepisu). O masz, nie mam jaśka, kasz brakuje, mąka na wyjściu, grochu też ani garstki…tylko soczewicy trochę zostało 🙄
Muszę zrobić remanent w spiżarni i lodówie.
A rozmowa Pyry z Plackiem wydobyła mi z zakamarków pamięci poniższe 😉
http://www.youtube.com/watch?v=PdlrgGlsJx8
Jeszcze dodam – miał być kapuśniak, wstrzymałam sie, no bo ta kapusta kiszona…HA HA! wszystko kupił oprócz podstawowego skladnika – kapusty kiszonej 😯
Ale nieważne, nakarmiłam, a co się naśmiałam, to się 😉
Żabo – Zagrzebać się pod kołdrą, kocem i derką ze „Sztuką Kochania” Michaliny Szymborskiej i uśmiechać się pod wcześniej doklejonym wąsem. Po dotarciu do strony z pytaniami typu „czy niewiastę jeżdżącą na bicyklu należy uważać za kobietę upadłą” zgasić światło, wybrać swą ulubioną pozycję (póki jeszcze ten wybór mamy) i zapaść w głęboki, odżywczy sen. Rankiem – drukować we wszystkich kolorach tęczy, ale bez przesady, bo tusz jest droższy od wynajęcia Jacka Malczewskiego 🙂
Wybaczyć naszym bliźnim ich potknięcia i, dla ich i naszego dobra, odciąć ich od internetu
Alicjo – Masz rację, buraczki są wyborone w smaku i tańsze od tuszu.
Tak to już bywa z podchwytliwymi pytaniami. Naiwnie uwierzyłem, że remanent został już przeprowadzony. Najwyższa pora na ciszę radiową 🙂
(Tak zrodziła się pizza z kartofli i buraczków)
Placku, czytałam zaległości, już jednym okiem (podpartym zapałką) i nagle otworzyło się, rześko, moje drugie oko (oczywiście „pozytywistycznie” ). 😆 😆 😆
Dzięki Tobie będę miała roześmiane sny – jakich życzę wszystkim śpiącym i tym, którzy się dopiero wybierają pod kordełkę. 😆
PS. Dzisiaj Krystyna ma urodziny. 😀 😆
Miła Krystyno, życzenia Ci złożę za kilka godzin, bo już ledwo widzę, co piszę.
Placku,
z pizzą wszystko jest możliwe, następną razą walnę buraczki, a co!
Najbardziej lubię buraczki z chrzanem.
http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/Pizza_by_Alicja/hpim3829.jpg
Te buraczki z chrzanem to na osobności od pizzy 😉
Kto wie, jak by zareagowała na chrzan 🙄
Albo buraczki. Skumbria w tomacie.
No to udaję się na spoczynek z czymś do czytania. Dobranoc!
Krystyna,
Wszystkiego najlepszego, zyciowo i kulinarnie, zeby kazdy dzien zaczynal sie i konczyl radosnie i smacznie.
Gdzies uslyszalem, ze zycie mozna przezyc albo „przesmaczyc” – wiem, ze wybralas dugi wariant – i tak trzymac. Sto lat!!!
Mam lampke Malbec – za Twoje zdrowie!!!
Witaj blogowa bando!
:::
wstałem, kawę wypiłem, zrobiłem przedziałek
..a mróz trzyma jak trzyma
fasolówka mi się marzy
zrobię i będę regularnie zadawał
i wracam do pracy nad przepisami
z tych warsztatów, co tu były już wspominane
robimy kolejną broszurkę z przepisami jakie ja wraz z innymi szefami napisaliśmy
niektóre są nieźle odjechane
przykład?
Sum w miodzie na smażonych ogórkach
Steki z suma
Miód gryczany
Świeże ogórki
Koperek
Masło
Sól, pieprz, pieprz cayenne
Steki oprószyć solą i pieprzami. Ogórki obrać i pokroić w nieco grubsze plastry.
Na patelni rozgrzać miód aż zacznie się karmelizować, obsmażyć steki dwukrotnie obracając.
Na drugiej patelni na maśle obsmażyć arcykrótko plastry ogórków.
Na talerzu układać ogórki posypane koperkiem, a na to usmażone steki.
To brzmi Gienialnie. Będę królikiem doświadczalnym. Mam suma, mam gości – wchodzę w to.
Piotrze! będę zaszczycony 🙂
aha!
uwaga taka, że steki powinny być grube
bo inaczej czuć tylko ostrość i słodycz
..a suma nie czuć
😯
No dobra, ale skąd w lutym wziąć świeże ogórki?!
Gieno,
pozwoliłam sobie wciągnąć ten przepis do /Przepisów
U mnie takich prawdziwych sumów europejskich nie ma, ale catfish z powodzeniem zastąpi 😉
Intryguje mnie miód w tym przepisie i jak się on ma do ryby. Oraz ogórki. Miód, ryba, ogórki?
Mój Tata jadał chleb z plasterkami kiszonych ogórków i miodem 🙄
No to stek gruby tak na cala (2.5 cm.), a cayenne to chyba po uważaniu mniej większym (u mnie większym), bo to z piekiełka rodem.
Alicjo
spokojnie nadadzą się ogórki węże
ryba powinna być tłusta
połączenie jest świetne (ćwiczyłem kilka razy)
miód gryczany, bo nie jest namolnie słodki
a połączenie z ceyenne trzeba sobie samemu ustalić
ma to być głęboka słodkość z pazurem
w miodzie smażyłem też tuńczyka
Miód gryczany to chyba od Tereski Pomorskiej, bo u mnie nie uswiadczysz. Tuńczyka i owszem, zwłaszcza w formie steku można u mnie nabyć.
No to ja dzisiaj może też zaszaleję w tym stylu i potem porównamy z Gospodarzem wrażenia 🙂
U mnie dobrze po czwartej nad ranem…-1C
Idę dospać!
Kiedy objawia się na blogu Brzucho, to ja rozjaśniam się w uśmiechu od razu. Niech odważni wypróbują rybę na słodko,bo ja nie mam przekonania; jak się sprawdzi to kto wie? Może i zrobię. Nie mam suma, kupię coś innego. Brzucho pisał, że robił i z tuńczykiem ale tuńczyk to przecież b.chuda ryba? Może by halibut? Jednak najpierw niech Piotr z Alicją w roli tych królików czy innych świnek morskich… Mróz trzyma, śniegu ani śladu, zamarznięta trawa skrzypi kiedy po niech chodzić. Teraz muszę zająć się miotła i zmiotką, bo to czarne półdiable naciągało mnie na kęsy z mojego śniadania i teraz obok mojego krzesła leży sporo kawałków bułki do cna wylizanych z masła i z wyżartym serem czy szynką. Dam ja ci jeszcze, niecnoto, kąski z mojego talerza!
Brzuchu, wyprodukujcie trochę więcej tych ‚broszurek’, z myślą o Łasuchach, chętnie je KUPIMY!!!
O rybie z miodem pisała parę dni temu Danuśka
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2012/01/19/coraz-ciszej-brzecza-pszczoly/#comment-297471
Ja robiłam i ktoś jeszcze a efekty była zadowalające 😀
Efekty ‚były’, sprawozdawała nawet fotograficznie Alicja.
Krystyno, dużo radości, okazji do smakowania ciekawych dań ( żeby było kulinarnie ) i pięknych słonecznych dni.
U nas biało , słonecznie i -10,
e. Pod dom przyleciała masa jemiłuszek i sikorek .Czyżby miało być jeszcze zimniej ?
Eska – święto dzisiaj, bo tak rzadko zaglądasz na blog, a dzisiaj jesteś. Witaj
Krystyno – moja „najcichsza współspaczko” – wszystkiego dobrego, ciekawych wieczorów teatralnych, dobrych koncertów, udanych spotkań towarzyskich i zdrowia przede wszystkim.
Teraz odszukam przepis jednego z podpoznańskich szefów kuchni, którego grillowana pierś kaczki zrobiła w Pyrlandii prawdziwą furorę i ludziska zapisują się do knajpy w kolejkę. Jak znajdę, to zapodam.
http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/490693,grillowana-piers-z-kaczki-z-puree-jablkowym-pomaranczami-i,id,t.html
Pyro
halibut owszem, owszem 🙂
Krystyno, wszystkiego najlepszego urodzinowo 🙂
A może lubisz Leonarda Cohena? Ukazała się jego ostatnia płyta, posłuchaj:
http://www.guardian.co.uk/music/musicblog/2012/jan/23/leonard-cohen-old-ideas-stream
Bardzo świąteczny weekend. Dziś urodziny Krystryny, której życzymy odkrycia wielu nowych smaków, a jutro imieniny Agaty, dla której już są szykowane torty.
Byliśmy też na wsi (-21 st C) i podziwialiśmy liczne ślady zajęcy, saren oraz lisów w naszym ogrodzie (czy raczej ogrodzeniu). Słońce i brak wiatru pozwalało na dłuższy spacer (nordik walking) po zamarznietych łąkach. Zima jak w czasach młodości.
poisson sans boisson est poison
Sporo tych Agatek rodzinnych :
Piotr ma jedną, Antek aż dwie, taki zapobiegliwy, jedną ma nasza dawna koleżanka, Alsa i jedną (chociaż ostatnio tam, gdzie się chodzi do góry nogami) Nemo. Pięć Agatek w mojej dziurawej głowie od pierwszej myśli, a ile w rzeczywistości?
Krystyno,
Mnóstwo radosnych i smakowitych dni Ci życzę!
Po obiedzie. Teraz krótka drzemka, potem praca. Teraz to młoda wyprowadzi naszego pupila, jej dyżur. Mnie jeszcze też dzisiaj czeka ta przyjemność. Rano tak zmarzł, że trząsł się jak galareta i nawet dosyć chętnie wracał do domu.
Krystyno, ślę mnóstwo pełnych podziwu serdeczności 😀
Phy, minus jeden w Kanadzie – i to o czwartej nad ranem! Lepsze zimy miewaliście, Alicjo.
Nie to co tu, bo tu minus pięć w słońcu i samo zdrowie.
Nic nie mówiąc, jak to nad Bałtykiem. Tam samo zdrowie, bo tam zdrowie Krystyny!
Krystyno: zdrowia i szczęścia życzę po wsze czasy!
Wszystkiego najlepszego Krystynie życzymy 🙂
Agatom jutro.
Pyro,
Alsa ma wnuczkę Natalię.
A propos przepisu na łososia, co to Danuśka podawała, owszem, efekt był zadawalający, ale następnym razem spróbuję bez śmietany, wydaje mi się, że będzie lepszy.
😳 <—wstydzę się za kanadyjską zimę, chyba usłyszała drwiny Pepegora i trochę się "poprawia", bo mimo słońca idzie w dół i już jest -4C
Właśnie wróciłem udzielając się jako dziadek.
Miałem ją dla siebie przez dwie godziny i nie było żadnego problemu. Aczkolwiek nie widzi mnie zbyt często, to nie ma zastrzeżeń i każdą propozycję zabawy kwituje uśmiechen od ucha do ucha. Żadnego kwękania przez dwie godziny. Tak grzecznego niemowlaka jeszcze nie widziałem.
Serdecznie dziękuję za wszystkie życzenia.
Przy tej urodzinowej okazji poszukałam informacji o osobach urodzonych 4 lutego. Oczywiście, zawsze znajdzie się ktoś tak znany jak Mikołaj Rej czy Tadeusz Kościuszko, a ze współczesnych niesympatyczni posłowie zarówno z partii rządzącej jak i z opozycji, ale że aż 9 aktorek filmów erotycznych plus jeden aktor/ policzyłam pobieżnie/ to jest coś… Gorące są te zimowe dziewczyny, ale to młodsze pokolenie 🙂 . Moje było troche skromniejsze, a może tylko bardziej pruderyjne. 😉
Alino,
bardzo mi się podobają te najnowsze piosenki Leonarda Cohena.
Pepegor,
Dobrze sprawdzasz się w roli dziadka.
Gospodarz przypomniał kardy. Oto jak je przygotowuje kanadyjski kucharz dodając czosnku i cząbru (sarriette)
http://www.dailymotion.com/video/x5cgz2_bette-a-carde-parfumee-a-la-sarriet_lifestyle
Dzięki Alino za fajny filmik o przyrządzaniu kardów. Ich podobieństwo do selera jest uderzające.
no nie, nie ma Nema, to sie odezwe,
Alino, ten chlop z super akcentem gotuje to:
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum0402121727
to jest po polansku burak lisciasty, sznurek nizej
http://fr.wikipedia.org/wiki/Blette_%28plante%29
kardy wygladaja tak:
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum0402121737
patrz nizej
Hm…szukałam „kard” w googlach, wyszedł z tego karczoch hiszpański, wcale niepodobny do tego, co ten Kanadyjczyk prezentował na filmiku Aliny, ani też nie taki karczoch, jaki jest mi znany:
http://www.foody.pl/strony/1/i/422.php
Dzisiaj popatrzę w warzywniaku – pewnie gdzieś się o takie cuś otarłam, tylko nie zwróciłam baczniejszej uwagi, a przede wszystkim nie wiedziałam, do czego może się przydać.
Karczochy tradycyjne, te ze zdjęcia, polecam choćby spróbować – mnie bardzo smakują. Na tej stronie jest przepis na pieczone serca karczochów – to je pyszne!
http://fr.wikipedia.org/wiki/Cardon
jak juz wspomnial Stanislaw: hiszpanski karczoch
oba do selera maja sie tak, jak PKP do SNCF, ziemia je laczy 🙂
No to nieźle namieszałam! Na szczęście Sławek czuwa 🙂 Wybaczcie niewiedzę.
Dzięki Sławku za sprostowanie.
Już mi Sławek wszystko objaśnił, merci beaucoup 🙂
To się rozejrzę za tym burakiem, jasne, ze to widziałam, ale „chard” mi nic nie mówił, ani do czego to ma być, teraz już wiem i spróbuję według Kanadyjczyka.
Przy okazji zrobiłam remanent w mojej szafie z przyprawami – oj, wyszło mi parę!
Alina, spoko, nie ma za co, ja tylko tak z nudow ( klient rzadki sie robi )
normalnie jestem mniej upierdliwy, ciepla zycze, Tobie i bardziej zmarznietym tez
Nie szkodzi Alino,
to co podałaś w filmiku sklania mnie, abym tej wiosny poświęcił parę stóp grządki na tego buraka, tu zwanego mangold.
Pepegor okazał się doskonałym materiałem dziadkowym, a maluszek jest zadowolony, że w centrum uwagi takiego wielkoluda.
Alino – pomyśl jaką ilość warzyw i innych produktów nauczyliśmy się jeść, które były nieznane naszym rodzicom. O dziwo – były doskonale znane w XIX w na wschodnich ziemiach Rzeczpospolitej i kardy i karczochy i papryka warzywna (pieprz turecki) i bakłażany (gruszka miłości). Nauczymy się i my jeść kardy; czemu by nie?
Skoro tak, to dobrze 🙂
Nowa wersja bardzo ładnej francuskiej piosenki F.Cabrela
http://www.youtube.com/watch?v=E8Xu4i8RdR8
http://www.youtube.com/watch?v=K-S9aiE2S40&feature=fvwrel
🙂
Krystyno, życzę Ci spełnienia 75% najskrytszych marzeń i 366 dni pozytywnie ekscytujących wrażeń kulturalno-kulinarnych. 😆 😆
Dzisiaj zrobiłam sobie fenkuł wg przepisu Nemo – wystarczył by za pełny obiad a był jarzynką. Ale to była pycha. 😀
🙂 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=CRo8Y2w-ePE
laurent gerra cabrel
dla jaj
popsulem cos
http://www.youtube.com/watch?v=i_Yk-RmyJ2s
a teraz?
Krystyno, wszystkiego najlepszego!
Krystyno, zdrowia i pomyślności 🙂
A u mnie faworki, napracowałam się, ale teraz juz same przyjemności 🙂
Sławek 😆
Pogadałam godzinkę ze Starą Żabą. Jak zwykle : opowieści anegdoty, sprawozdania z lektur, ploteczki historyczne. Gawędy Żaby to osobny rodzaj literacki i aż żal, że zginie to wszystko razem z autorką kiedyś. Dzisiaj m.in zostałam uraczona plotką – anegdotą o jednym z prominentnych warszawiaków, M. Św. Rodzina pana M.Św. i Żabina są skoligacone – niezbyt blisko ale obydwie strony się związków nie wypierają. Matka p.M., pani w pretensjach dynastycznych i towarzyskich, napadła znienacka na matkę Żaby L:
– Słyszałam, że p.Ewa zaręczyła się z milicjantem. – starsza pani nie rozróżniała mundurów, niebieskawy, znaczy milicjant.
Oburzona p.G. opowiadała z przejęciem Żabie :
Już chciałam powiedzieć – a pani Marcin ożenił się z Żydówką!
ale mnie przymurowało, bo to taka świetna dziewczyna; mądra, kobieca, same ciepełko. No i została strasznie oszukana przez Marcina.
Jak to – oszukana? Zdziwiła się Żaba. – No pewnie, że oszukana – huknęła rodzicielka – Ona się dla niego ochrzciła, a on wstąpił do partii!”
Rzecz się działa jeszcze przed epoką poprawności politycznej i jak widać żadna z pań nie miała złego zdania o żonie M.Św.
No i tak minęła godzinka. Żabę też powinni przepisywać na receptę.
Krystyno – Antoni Teslar zadedykował swą książkę Krystynie Potockiej, a ja dedykuję ten dzień Tobie, także czołobitnie – wszystkiego najlepszego 🙂
Kardy i Kokardy autorstwa Bogny Wernichowskiej to lektura warta polecenia, bo to Potoccy sprowadzili kardy do Krzeszowic i tylko oni wiedzą które. Samych Krystyn Potockich było tyle, że bez zielnika można się w nich pogubić 🙂
Gospodarz napisał, że to taki rodzaj selera, a to Jego blog 🙂
To prawda, że tylko Nemo może nam pomóc, a to dlatego, że czternaste pokolenie Potockich osiedliło się w Szwajcarii. Mogłaby zajrzeć, przez dziurkę od klucza, do ich kardowego ogrodu. Kardy szwajcarskie mają czerwone łodygi, może Potoccy sprowadzili boćwinkę?
„Wkoło zaś się walały suszące się snopy
szałwii, benedykty, kardy, macierzanki
cała ziołowa, domowa apteczka Wojszczanki”
Słowacki także nam nie pomoże, bo nie on to pisał, a już nie żyje, Franciszek Starowieyski informuje; „Kardy- selery hodowane na łodygi”, a Teslar podawał Potockim suma z sardelami.
Sławek ma rację, ale mieszkańcy prowincji Quebec rozmawiają bez znaków diakrytycznych, gardłowo. Dla nich te buraki to naprawdę nie astry czy chwasty. Wszyscy mają rację, może i mnie się kiedyś wydarzy 🙂
Pamiętam zespół filmowy Kard, Janosza Kardara, a ze związanych z Krzeszowicami kardynałow Macharskiego. Chyba.
Lubię delikatną miodową musztardę, przepadam też za sumem zastąpionym sielawą.
Bardzo dziekuję za kolejną porcję miłych życzeń. A za swoje zdrowie wypiłam kieliszeczek krupniku domowej produkcji. Bardzo mocny, bo chyba ma z 70%, ale w smaku bardzo dobry.
Pyro, a Radzio ma jakieś zimowe ubranko, czy wychodzi na mróz taki nieubrany ? Pytanie nie jest wcale żartobliwe, bo przecież wiadomo, że jamniki mają bardzo skromną szatę. 🙂
Krysiu – Ania mu wdzianko kupiła ale zakładanie tego to koszmar i on nie chce. Mróz mu nie przeszkadza specjalnie, a gdyby był śnieg, to wręcz wpada w euforię. Żaba mówiła, że Krótki gania po mrozie w sumie 2-3 godziny i cały szczęśliwy. Radzio po 20 min. ciągnięty jest do domu – 3x 20 + 1 godzina dziennie. Więcej ja się nie piszę wisiec na drugim końcu smyczy. Ja na Twoją cześć doskonałą cytrynówkę wypiłam. Słaba – ok 32%, 30 ml. czyli mały kieliszek.
Pyro, 🙂
Zabieram się za wieczorną lekturę – ” Wachlarz” Mariana Pilota/ ubiegłoroczna nagroda Nike/. Bardzo oryginalny język, używany w środowisku, w którym autor wyrósł. Na razie nie dopatrzyłam się związku tytułu z treścią, ani w sensie dosłownym, ani metaforycznym. Ale może do tego dojdę.
Krystyno 100 mln x więcej niż Ci marzenia w snach się pojawiały.
Miałam bardzo pracowite 2 godziny, zakupy, czego nienawidzę serdecznie, ale jak trzeba, to trza. Niestety, nie znalazłam nigdzie żadnego godziwego steka, u nas popularny jest łosoś, filety takie i śmakie, steki, całe lososie, ale catfish nie ma. Pytamy – dlaczego?
Ano, bo podobno drogie i nie idą w naszej wsi. Nic innego mi w oko nie wpadło, co można by użyć, korzystając z przepisu Brzucha.
W związku z tym zakupiłam filety z dorsza i nawydziwiałam z nimi całkiem śmiesznie, co zaprezentuję potem, bo na razie się w różnych takich tam macerują.
Poza tym mnóstwo zakupów zrobiłam – uzupełniłam zapas ziół i różnych przypraw, grochu, fasoli (w tym jaśka). Kupuję w sklepie, gdzie wszystko jest na wagę, a pojemniki mam te same od lat.
Wymieniłam baterię w zegarku, chłopu kupiłam szmatę na grzbiet, w spożywczym – warzywa i takietam. Były te buraki, ale takie jakieś połamane i w ogóle, zrezygnowałam, kupie innym razem, jak trafię ładniejsze.
Ale co sobie kupiłam…otóz cud piękności orchideę niebieską!
Mam słabość do orchidei, z tą niebieską mam już cztery, takie raczej zwyczajne, jedna miniaturowa, ta niebieska w niesamowitym kontraście do reszty. Kosztowała więcej, niż te trzy poprzednie razem wzięte, czyli rączke i nóżkę. Wychodzę juz z ostatniego sklepu, patrzę – żółte (cytryna mocna) orchidee!
Już zawracałam w kierunku tejże, ale Jerzor spojrzał na mnie takim okiem, że…ja to sobie kupię, i to tak, że on nawet nie zauważy 😉
http://alicja.dyns.cx/news/IMG_8906.JPG
Alicja – te storczyki wyglądają na dobarwiane, Nie wiem, to Nowy będzie wiedział ale takiej barwy naturalnej nie widziałam.
Byliśmy wczoraj na Rzezi. Wiecie co? To niby taki prościutki film, komedyjka farsowna do pośmiania, ale jak wlazł, to wyjść z człowieka nie chce. W tym filmie wszystko jest przebanalnie przeciętne. Zastanawiam się, jak długo myślał nad ilością, kolorem i ustawieniem tulipanów. Kocham kino 🙂
Haneczko – ponoć ten film to zemsta Polańskiego nad „strasznymi, purytańskimi i banalnymi” Filozofowie twierdzą, że zło jest banalne. Dobrze, że się Tobie film podobał.
Pyro,
jasne, że dobarwiane, gdzie takie w naturze 🙄
Przy storczykach kombinuje cała armia ogrodników i co rusz jakieś nowe krzyżówki i barwy – mnie to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, urozmaica podstolik storczykowy 😉
Ogladałam kiedyś program na ten temat, naprodukowali tych odmian od groma, niektóre bardzo ciekawe, ale też drogie jak diabli. Ta jest, relatywnie rzecz biorąc, dość droga ze względu na kolor, jeszcze takiej nie widziałam. No, nie oparłam się 🙄
Ale w programie, który oglądałam, pokazywali odmiany kosztujące setki (i więcej) $, rzadkie i bardzo wymagające.
Co do tej mocno cytrynowej – nie podeszłam tak blisko, żeby zobaczyć cenę, bo mnie Jerzor zmroził wzrokiem, ale pewnie porównywalnie, bo w sumie cały czas ta sama „podstawowa” orchidea, tyle, że kolorystycznie się różni.
Krystyno, ode mnie jeszcze te 25%, ktorych Ci Zgaga pożałowała 😀
Mniód gryczany i ogórki posiadam, ale suma nie 🙁
Ja teraz na kaszy gryczanej z kwaśnym mlekiem. Muszę dokupić kaszy, bo mleka mam dużo. Chyba mi się pory roku pozajączkowały. Ale już są do kupienia młode kartofle.
Pyro, to była moja Ciocia Mycha, ta od tortów. Ciocia była skłonna każdemu oczy wydrapać w obronie latorośli rodzinnych i psa. Może raczaj w odwrotnej kolejności, znaczy pies na pierwszym miejscu.
BRA!
Czekam, aż dojdzie obiad, pogooglałam, wynika z tego, że niebieskie orchidee i owszem, występują naturalnie, ale zagrożone są wyginięciem, bo ich naturalne srodowisko ulega zmianom (pewnie człowiek tam wlazł). Jeszcze nie doczytałam, gdzie jest to ich naturalne środowisko…i wyglądają nieco inaczej, niz ta moja ze sklepu:
http://orchidflowers.wordpress.com/2011/03/14/blue-orchids-growing-tips/
Pyro, panu mężowi też 🙂 A najbardziej podobała mi się robota, czyli zwykłe rzemiosło. On wie, co to materiał i narzędzia. W najgorszym razie wychodzi z tego solidna robota ( i nigdy poniżej), w najlepszym coś, co siedzi w człowieku latami.
A to czy bardziej niebieskie, czy różowe, to nie jest sztucznie robione podłoże? Nowy pewnie wie.
Żabo, 😆 nie pożałowała 25%, tylko zostawiła co nieco na przyszłe urodziny. Sama wiesz, że jak ludź nie ma celu, to mu się nie chce nic robić aby się spełniło. 😉 😀
Dobrej nocy. 😀 Mnie się powinien przyśnić smak suma, to by był fajny sen – przynajmniej we śnie posmakuję. 😉
Dobry wieczór Blogu!
Krystyno,
moje najlepsze życzenia, aby Ci zawsze, nawet w największy mróz było ciepło w nogi i wokół serca 😎
U mnie -12, księżyc świeci, goście ujechali, można odpocząć.
Co z tymi kardami?! Żeby ostu nie odróżnić od botwiny? 🙄
Orka na ugorze…
Takie niebieskie orchidee Phalaenopsis uzyskuje się wstrzykując niebieski barwnik spożywczy lub atrament w łodygę kwiatową. Przy bliższej obdukcji powinny być widoczne miejsca wkłucia.
Jadłam suma, kiedy p.Borysewiczowi pod Olsztynem złapały się na raz sum 12 kg i 3 liny. To było PGR-owskie jezioro zarybieniowe i 4 razy w roku miejscowi mogli wykupić za drobne pieniądze 2-dniowe prawo połowu. Przyjechałam tan w dniu połowu – deszcz lał strumieniami, początek lipca. Cała czwórka domowych panów na rybach. Leszcze (brali tylko duże ok 2 kg) i liny wyczyścili zaraz nad jeziorem, a suma przywlekli na wózku na podwórko, Poszła w ruch siekiera i 2 toporki, a potem 2 wiadr popiołu drzewnego + wiechcie słomy służyły do czyszczenia skóry suma. Z głowy i innych części niejadalnych mama B. ugotowała tęgi rosół z ziemniakami (ja nie jadłam; opchałam się jak bąk leszczami smażonymi w maśle) Suma porąbano na spore kawały i odfiletowano. Mięso z ogona posłużyło jako materiał na kotlety mielone, mięso z tuszy pocięte na steki – trochę dostali sąsiedzi, reszta lekko zasolona wylądowała w glinianych garach w loszku. Bardzo starannie wycinano mięso ze skóry tak, żeby przy skórze został cały, tranowaty tłuszcz. Skóry z tłuszczem przesypane solą, zwinięte w rulon, w razie potrzeby po wymoczeniu z soli służyły za opatrunki dla bydła i koni.
Zrazy z suma w sosie chrzanowym były bardzo smaczne.
Nigdy nie jadłam suma. Kardów też nie, czymkolwiek by nie były. orkę na ugorze mam codziennie. Chwilowo odpoczywam, czego wszystkim, a zwłaszcza Krystynie, życzę 🙂
Krystyno,
dla Ciebie prawdziwa niebieska orchidea 🙂
Dobranoc – może zanim mnie kaszel obudzi trochę snu załapię.
Krystyno, w Twoja stronę kieruję same ciepłe słowa!
Żabo, summa summarum, posiadasz większość.
Mając 2/3 składników możesz zmienić Konstytucję, a co dopiero usmażyć suma.
Myślę Placku, że w sytuacji kolejowej nie zawiedziesz, zaopiekujesz się moimi razowymi kanapkami z jajkiem, rzodkwią i szczypiorem, mnie pozostawiając wolne, zagipsowane ramiona bym mógł na migi wytłumaczyć służbom powody dla których jadę bez biletu.
Proszę tylko, byś pamiętał że kanapki antka są Twoimi kanapkami!
Aleście namącili z tymi kardami.
W ramach ukorzenia ( korzeń – od selera) może zakupimy Gospodarzowi coś z kolekcji od Pier Kard’ena.
Jedwabną rękawicę kuchenną?
Nim zaczniecie rzucać jajami, wyłączę komputer… 🙂
Antku, z powodu zaniedbania sołtysa ostały mi się jeno dwa jaja. Żadnym nie rzucę, śniadaniowo ugotuję i już 🙂
Haneczko, mnie też.
Ja już tę prawdziwą pokazałam. Nie szkodzi, moja też jest ładna, szprycowana czy nie.
Już po obiedzie. Zdaje się, że mniej więcej odgapiłam coś, co kiedyś widziałam w tzw. garmażerce (wolę kupić rybę i sama ją doprawić, bo te garmażeryjne to jakby mniej świeże, dlatego nieco kamuflowane) i jeszcze dodałam to i owo. Tak wyglądało przed zapakowaniem do piekarnika:
http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/IMG_8913.JPG
…a tak po 25 minutach w piekarniku.
http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/IMG_8919.JPG
Tę prawdziwą to ja widziałam na żywo i sama sfotografowałam 😉
Poza tym dedykowałam ją Krystynie 🙂
Dobranoc!
Antku – Bardzo Ci dziękuję i nawzajem 🙂
Jako dowód wdzięczności uchylam rąbka tajemnicy, a może nawet dwa rąbki.
1. Orchidea Nemo nie jest farbowana. To Vanda c.. Potockie także nie są farbowane bo krew niebieską mają.
2. Teściem M. Św. był E. Sz., członek KC, M. także członkiem KC został. Ojciec M., to a A.Św., ale członek czegoś innego, na przykład AK i KIK. Wykładał na SGGW i lubił cukier
Co prawda należał do KW, ale był to wileński Klub Włóczęgów.
Brat M. to J., ten Szwed.
Pracuję nad rozszyfrowaniem inicjału M. Może Marcin? 🙂
Nie sugeruję, że Św. Pyry to te same Śwów w Warszawie tylu co w Sajgonie Ng.
Jedno jest pewne – Podzielić się z Pyrą tajemnicą wojskową od szwajcarskiego sejfu lepsze jest 🙂
Na deser i nie na żaden temat, bardzo trudna zagadka – M. Ja. to kto, no kto? Ten z prawej czy z levej, ebony or ivory? 🙂
Lisy także można było farbować. Lisa można było sobie dookoła szyi owinąć. Komu to przeszkadzało? Mnie. Przerażające szklane oczka, dyndające łapki. To dlatego Niemen tak śpiewał i wyśpiewał. Lisy zastąpiono paniami z PITA.
Chłe chłe chłe…tego nie widziałam, Placku 🙂
Kochał wszystkich na świecie, nawet tych spotkanych przed paroma sekundami, ten Majkol.
To tylko ja chyba podchodzę do każdego jak kot do jeża 🙄
Obejrzałam wywiad Valery Pringle z Leonardem Cohenem sprzed kilku lat. Zachwala on syna Adama, że taki wspaniały, głos, talenta i w ogóle…posłuchałam sobie Adama („Bird on a wire”) i Leonarda – ach, on nie wie, czym uwodził tłumy wielbicieli! Albo udaje, że nie wie 🙄
Ni to śpiewa, ni to recytuje. No i ten głos chrapliwy, z charakterem. Adam jest poprawny, ale skręca w stronę pop-u, jak na mój gust.
A tu Leo sprzed 3 lat.
http://www.youtube.com/watch?v=KkWMqs67Lhw
Hej, Placku…
to teraz szyję owijasz sobie paniami z PITA? 😯
Poproszę o stosowną fotkę, bo nie uwierzę!
Bedac w Polsce odwiedzilem swojego dawnego kolege. Ten, zaraz po krotkim przywitaniu zaciagnal mnie do pokoju chcac pokazac swoj nowy nabytek – obraz Kazimierza Mikulskiego. Jak wiele z dziel tego artysty, z erotycznym podtekstem, piekny. Radosc kolegi z nowej, najwazniejszej pozycji swojej skromnej kolekcji byla tak wielka, ze nawet autentycznosc dziela wydala sie bez znaczenia. Nigdy bym go o to wtedy nie zapytal, ani nie poddal w watpliwosc.
Dobranoc 🙂
.
Ja tam się nie znam. Na wszelki wypadek udaję się do łóżka.
Dobranoc.
Alicjo – Ależ skąd, zastąpiłem jedno przerażenie drugim, a petę kulinarą pitą.
Uszczęśliw lisa
Czy to znaczy, że Twój kolega nabył dzieło Stanisława Mikulskiego? Też bym się cieszył 🙂
Chcial, ale Brunner byl szybszy… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=v1fetLz_p9M
Ależ wczoraj wieczorem gafę popełniłam. Jak można przekręcić tytuł czytanej ksiażki ? Marian Pilot napisał ” Pióropusz” a nie ” Wachlarz”. To chyba przez ten mróz : dziś na wysokości pierwszego piętra -25 st.C, na parterze -20 st.
Dziękuję bardzo za życzenia i przepiękne kwiaty. Jest mi bardzo, bardzo miło. 🙂
Krystyno – To żadna gafa. W zeszłym roku Marian Pilot i Joanna Bator kandydowali do nagrody „Nike”. Pani J.B. napisała wcześniej „Japoński wachlarz”. Masz fotograficzną pamięć 🙂
Podświadome wachlowanie się pióropuszem to wyższy sposób poznania.
Dzień dobry.
Placku – protestuję! Opowieści Żaby nie są – powtarzam – nie są tajemnicami stanu. Przeciwnie – z góry przeznaczone do kolportażu przy winie, krupniku i innej wódeczności. Żaba kocha gawędę, a jako osoba zajęta nie ma sposobności i czasu rzucać w lud owe perełki, wykorzystuje przyjaciół.
Chwała Blogu!
Wychodzę rano dosypać ptakom do karmnika. Zimno, droga śliska. Wieje silny wiatr, pada logowaty deszcz a wiatr rzuca owe perełki w lód. Pójdę chyba dziś wykorzystywać przyjaciół, bo gotować mi się nie chce.
Pomocy! Znowu coś znalazłam w domowej spiżarni. Nazywa się to Zuppa Contadina 😯
Nie wiem kto, kiedy i po co to przywlókł do domu. To znaczy domyślam sie po co! Waga 500g. Wewnątrz hermetycznego opakowania widzę: czerwoną soczewicę, soję, drobniutką fasolę, ryż. Czyli na te mrozy w sam raz. Termin przydatności na wymarciu. A ja nie wiem jak do tego podejść 😥
Wujek Gugiel milczy w tej sprawie 🙁
Co mam z tym niezagospodarowanym dobrem zrobić? 🙄
Zuzanno,
Otwórz opakowanie, opróżnij do garnka i podgrzej.
Smacznego!
Zuzanno, godzina jeszcze młoda. Gdy obudzą się wiedzący, doradzą jak owo coś dosmaczyć 🙂
No, masz, podgrzej 😉
Mogę uprażyć 😆 Same ziarna! Dać ptakom, niech się pożywią w te mrozy, czy gotować dla ludzi 🙄
Witam 🙂
Zuzanno, w googlach jest pełno tej zupy, tyle, że po włosku. To toskańska zupa jarzynowa, myślę, że można to rozcieńczyć wodą, czy rosołem (jeśli masz pod ręką)
http://www.piattitoscani.it/ita/ricettetoscane/primi/Zuppa-contadina/369.html
Dzień dobry Szampaństwu…i wszystkim Agatom sto lat!
Zaspanam jeszcze…
Zuzanno, a na opakowaniu nie ma jakichś wskazówek, co z tym robić? Jak suche, to ja bym to wrzuciła do jakiegoś wywaru na kościach i zrobiła gęstą zupę. Do tego dyżurne, może marianku (dobrze robi fasolowym), listek bobkowy…
…a te ziarna są surowe?
Zuzanno, zrob dobry uczynek i daj ptakom.
Dla ptaków można coś innego wysypać, drobne ziarna, nie fasolę.
Wczoraj kupiłam w moim przyprawowo-zielarskim sklepie taki właśnie miszung na zupę – różne fasolki, grochy i tym podobne, opatrzone to było etykietką „soup mix”, więc mniemam, że wszystko mniej więcej w jednym czasie dochodzi do miękkości.
…znalazłam jeszcze taki sposób na tę zupę:
http://81.174.67.34/~cascinabel/en/prodotti/zuppa-contadina-biologica
Pyro – Moja refleksja nie dotyczyła perełki Żaby, to wszystko przez ACTA; nie potrafię odróżnić gawędy autoryzowanej od pirackiej. Teraz wiem, że Żaba udzieliła Ci praw do dystrybucji i nareszcie spokojnie zasnę 🙂
Jestem przewrażliwiony (to brzmi ładniej niż „cierpię na napady paranoi), na przykład wydaje mi się, że Gruba Kryśka i Zuzanna to jedna i ta sama osoba, kpiąca sobie z wczorajszego wpisu Alicji, w cztery oczy. Widzę, że jestem w tym odczuciu osamotniony. Wniosek – halucynuję 🙂
Czy moje spekulacje dotyczące M. Sz. były kulą w płot? Wiem, że żaden ze mnie detektyw, ale tak mnie ta anegdota wciągnęła, że nie mogłem się oprzeć pokusie 🙂
Placku – jesteś „wielki w temacie”. Żabie tak się ogromnie spodobało to „oszustwo” popełnione na młodej żonie, że uznała za stosowne i innym dać się pobawić dowcipem towarzyskim.
Nie chcę, Zuzanna to takie śliczne i miłe imię 🙂
Agatom wszystkiego najlepszego!
Fernandel śpiewał o Agacie. Nie znalazłam nagrania więc w zastępstwie trochę późna pobudka 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=lxVGS0doA78
A tu słowa tej piosenki
http://www.paroles-musique.com/paroles-Fernandel-Agathe-lyrics,p10013
Ooo, Placku, nieładnie. Nie jestem ani gruba ani Kryśka. Ani Gruba Kryśka. Przykro mi z powodu Twoich podejrzeń. A już szczególnie tych, co do „kpienia… 🙁
Nie wiem co wczoraj, przedwczoraj, pozawczoraj kto pisał. Nie miałam czasu czytać. Dzisiaj wpadłam po radę.
Dziekuję za rady 🙂
Mój problem wziąl się stąd, że w opakowaniu był razem ryż i fasolka. Fasolkę z reguły się moczy przez kilka godzin. A nie robi się tego z ryżem. W opakowaniu były tylko ziarna. Ale skorzystałam z przepisu zlinkowanego przez Barbarę. Szczególnie w kwestii białego wina.
Samego ziarna było 500g 😯
Poszłam w taki miks polsko – włoski. W jednym garnku ugotowałam ziarna. W drugim kurczka z przynależnściami i odrobiną suszonych grzybów. Po ugotowaniu dodałam słoiczek pokrojonych suszonych pomidorów z zaprawy w oleju. Doprawiłam, między innymi, rozmarynem.
Jest tego cały wielki gar. Sycące jak dla drwali. Jak ktoś się wybiera do wyrębu lasu, może wpaść na posiłek regeneracyjny 😆
Śliczna ta fasolka. Maleńka jak pół paznokcia. W zagłębiemiu ma czarną plamkę, z której mruga białe oczko. Zalotnica 😉
Placku …
http://www.youtube.com/watch?v=R2be9zxuXWE
Och Zuzanno!
Skąd ja mam wiedzieć, że suche? Twój opis był raczej skąpy. Ale do rzeczy: Jeżeli to gotowa mieszanka – półprodukt znaczy – to treba to jakoś ugotować. Składniki zapewne dobrane są tak, aby je gotować jednocześnie. Gotować pewnie wystarczy w wodzie, choć może jest tam domieszany jakiś bulion w proszku. Zawsze można takiego dodać z kostki, gdy zupa będzie prawie gotowa. To ma być tak włoska wiejska jarzynówka, Zuppa Contadina. Tylko proszę: nie cuduj i – Broń Boże – nie dosmaczaj, bo wyjdzie ci krupnik albo żurek. Możesz oczywiście dosolić według uznania. Jeżeli zasmakuje – będziesz o jedno doświadczenie bogatsza. Jeżeli nie – to również.
Nie bierz na serio tych rad udzielanych na blogu – oprócz moich oczywiście. Haneczka sama nie wie, Placek snuje teorie spiskowe, Alicja jest zwykła baba i się nie zna – sama to często podkreśla. Przepis Barbary – po angielsku chyba da się zastosować ale wychodzi na to, że zagotować przez piętnaście minut. Tyle to każdy głupi wie.
Ja chyba muszę założyć na tym blogu Kącik Porad Kulinarnych Grubej Kryśki. Panie redaktorze – mogę?
A co – nie mówiłam?
Placek też czasem bywa gruby.
Szaszłyki nabite na druty pozostałe po Lenie (Ryba to jedyna druciara w rodzinie, a ja jej sprzęt wykorzystuję do szaszłyków). Wstawię w piekarnik dopiero gdzieś za pół godziny, bo Młoda prowadzi douczki dla latorośli znajomej samotnej matki, której nie stać na płatne korepetycje, a tu matura za progiem…W każdą niedzielę ok południa 2 godziny pracy z moim dzieckiem. Panna zabiera wydruki mapek i zadań i za tydzień „zdaje” z partii materiału. Sprawdza się jak dotąd ale obiad bywa później. Na wspomnianych drutach są kawałki karkówki zamarynowane w różnościach, kawałeczki słoniny od Żaby, plastry kwaszonego ogórka, papryki i cebuli. Trzeba liczyć godzinę 15, godzinę 25 minut na rezultat finalny; zjemy z musztardą francuską od Sławka i z kromką chleba, pod szklaneczkę goryczkowego piwa. I wszystko.
To pytanie retoryczne. Przecież cały blog jest kącikiem porad kulinarnych. Każdy może popisywać się swą wiedzą w tej dziedzinie. Ostatnio np. bryluje tu Placek, który zapewne kończy stosowne studia w CIA (Culinary Institute of America).
Już po obiedzie. Prawie jak każda bardzo prosta (by nie rzec – prymitywna)potrawa, szaszłyk z dobrego jakościowo produktu i troskliwie zrobiony, jest bardzo smaczny, chociaż i ciężkostrawny. W tym względzie ma pomóc piwo i musztarda. Dzisiaj bez deseru; są owoce.
A u mnie przed sniadaniem. Wlasnie wstalem.
Milej niedzieli dla Wszystkich. 🙂
Witam.
Też wstałem, pogoda jak pogoda ma być 8°C a w lodówce tylko światełko świeci. Jak wyjść bez śniadania na zakupy?
Te, Kryśka…na czym się nie znam, na tym się nie znam, ale na paru rzeczach się znam, o! 👿
Rozprawiwszy się srogo z Grubą Kryśką stwierdzam, że u mnie też przed śniadaniem i raczyłam niedawno zwlec się z pieleszy. Obiadowo będzie znowu frutti di marnie, bo nie ma to, jak się idzie na zakupy na głodniaka – zazwyczaj się kupuje dwa razy tyle, niż potrzeba.
Pyro,
co za profanacja sprzętu artystycznego, no wiesz, co?! Jestem wstrząśnięta 😯
Kiedyś kupiłam specjalne patyczki drewniane na szaszłyki – trzeba było je wymoczyć przed użyciem, ale i tak były obliczone na krótki pobyt na ruszcie, trochę się podpaliły, a ja lubię mięso dobrze przypieczone. Przestałam robić szaszłyki – też wyjście 😉
Bezśnieżnej, okołozerowej zimy ciąg dalszy.
Yurek,
jak pójdziesz na głodniaka na zakupy (a wyjścia nie masz raczej…) to weź więcej siatek, bo nakupisz na cały tydzień 🙂
W zupełnie dla mnie niewytłumaczalny sposób natknęłam się na taki oto obrazek:
http://www.fertitecnicacolfiorito.it/portal/?q=zuppa-contadina
Zuzanno, czy tak wyglądała ta torebka?
Nie znam wprawdzie obcych języków ale tam na dole po tym „Preparazione” pisze coś, co może oznaczać: „Namoczyć w zimnej wodzie przez sześć godzin”. Oczywiście to tylko moja wybujała fantazja podpowiada mi takie rozwiązanie…
Alicjo, spoko mam karteczkę na lodówce, tylko na 3 dni.
Krysiu z nadwagą, poszukaj na polskich stronach. Po lewej na Google wybierz język. Zuzanna ugotowała i czekam na jej wpis, jak się nie ukaże tzn. no właśnie co? Było za słone?
Witam, zauważyliście, że wpadł do nas o godz. 15:29 z wizytą Emeryt ? 😉
U mnie była „chińszczyzna” – jak zwykle na robiło się jej na pół tygodnia. 😯 Ciekawe, że inne potrawy nareszcie robię w ilościach „jednoosobowych” a chińszczyzny dalej nie. 🙁
Lecę na proszony podwieczorek – miłego wieczoru. 😀
errata : „narobiło” ma być. 😳
Yurek,
Ty pisz do mnie śmiało, bez obwijania. Ja naprawdę jestem gruba.
Swoją drogą dziwny ten język. Tak trudno napisać „gruba” a tak łatwo „druciara”.
czytam właśnie listy z kz sachsenhausen dziada mojej krowy ,
z września 1939 (aresztowany prewencyjnie -schutzhaft – 31 VIII 1939),
ciekawa lektura….
Byku – mam z Gusen II i z Żabikowa – ciekawe to to nie jest, bo mnie z miejsca trzęsie cholera z dżumą kiedy czytam to rodzinne archiwum; a to tylko u mnie (po Teściu i Ojcu) U dzieci stryja Ernesta są jeszcze z Oświęcimia.
Alicjo – no, cóż Ty opowiadasz! Drutom się żadna krzywda nie dzieje. Wyszorowane każdorazowo, wysuszone, lądują w szufladzie, gdzie różne rzeczy do szycia służące. Jak wpadniesz, możesz używać od ręki
Ja zaś – Emerycie – odnoszę wrażenie, że za bardzo ci bryluje atmosfera przy barze….
No i właśnie – nie przywitałam Emeryta; masz ochotę, to siadaj z nami do stołu. Kwarantanna najczęściej dotyka nowego blogowicza w pierwszym wpisie; potem admin nie robi już trudności.
Gruba Kreska ma od jakiegoś czasu własny blog pod adresem:
http://nadzwyczajny.blogspot.com/
Znajdzie się tam miejsce i dla Emeryta
IP, albo zróbcie coś z tym.
Mam malutki manifeścik do Emeryta : czy nie zechciałbyś zmienić tonu na mniej napastliwy? Nie jest przyjęte, aby za stołem biesiadnym siadał ktoś, kto będzie towarzystwem dokuczliwym dla pozostałych gości. Rozmawiać możemy niemal o wszystkim (bez religii i polityki) natomiast formę dobrze zachować człowieka dobrze wychowanego; to ułatwia i dyskusję i życie.
@pyra:
kolektyw jak zwykle nie do przebicia…
a gdybym tak napisał, ze moj prapradziad pod pskowem
(co prawda,he,he…),
to twoj pewnie pod cedynia, grunwaldem i lenino włacznie…
Q-de , sie porobiło, będzie miło?
„a gdybym tak napisał, ze moj prapradziad pod pskowem.”
Chętnie poczytam.
Placku, jak zawsze bloodhound to mały pikuś przy Tobie. Historyjkę opowiedziałam Pyrze, gwoli poprawienia jej humoru, powtórzyła prawie dosłownie. Acha, nie SGGW a ATK 🙂
„I to jak yureczku. Bez żadnych manifestacyjnych protestujek się obędzie. To fakt, dawniej było to znacznie łatwiejsze. Dziś owłosienie można bezboleśnie udzielić od ciała.”
Porąbany czy co?
Byku – nie da rady. Przypuszczam, że praojcowie – Ślązacy najwyżej za grafami luzaki prowadzili, na co dzień pewnie smołę wypalali (wieś Smolnice) pradziad – kowal, dziadek – górnik. Bardziej kolorowo mogło być w Mamy rodzinie ale dawno – od XIXw siedzą w Poznaniu. To raczej historia najnowsza dała się we znaki.
Pyro,
odetchnęłam. Hm… przy okazji rozejrzałam się po moim sprzęcie – chyba nie nadaje się do kuchni? Spora część to plastik, więc odpada, a metale też pokryte jakimś takim szarym czymsik. Druga, też ilościowo porównywalna część sprzętu to te na żyłce, odpada z wejścia.
Okazało się, że nie mam w domu ani jednego czystego, drucianego drutu robótkowego 😯
Myślisz, ze takie pokryte czymś tam można używać na szaszłyki?
http://alicja.dyns.cx/news/IMG_8929.JPG
A propos drutów do robótek ręcznych, lat temu wiele wprowadzono elitarne druty bambusowe. Elitarne, powiadam, bo drogie to było jak bambus. Wypróbowałam, ale mi nie podeszły – zbyt czepliwe, podobno z czasem robiły się „wyślizgane”. Uznałam, że głupota i po co wyważać otwarte drzwi.
P.S.Ten śliczny Gwóźdź Programu z czerwoną kokardką to podarunek od Starej Żaby 😉
Żabo – przyznasz, że opowiadanie Plackowi dostarcza naprawdę wielkiej zabawy. Ty mu opowiedz, jak to koń zarobił Dziadkowi na karę śmierci za dezercję.
Alicjo – moje są druciane (te cieńsze), grube są aluminiowe. Niczym nie pokryte, tylko wyrzuciłam te kulki na końcu. W razie potrzeby wbiję korek.
Toast za rodzinne Agaty. Najlepszego, Dziewczyny!
Jerzor pojechał na rowerek 🙄
Pyro, te moje też są aluminiowe. Dawno-dawno temu miałam jakieś takie cieniutkie i krótkie stalowe (na aluminium to nie wyglądało), doskonałe do dziergania rękawiczek i skarpetek.
A propos Gwoździa Programu od Starej Żaby – w razie draki zawsze będę mogła ugotować zupę na gwoździu 😉
Wedle przepisu Fredry, oczywiście:
Mówią ludzie, że przed laty
Cygan wszedł do wiejskiej chaty,
Skłonił się babie u progu
I powitawszy ją w Bogu
Prosił, by tak dobrą była
I przy ogniu pozwoliła
Z gwoździa zgotować wieczerzę –
I gwóźdź długi w rękę bierze.
Z gwoździa zgotować wieczerzę!
To potrawą całkiem nową!
Baba trochę wstrząsła głową,
Ale baba jest ciekawa,
Co to będzie za przyprawa;
W garnek zatem wody wlewa
I do ognia kładzie drzewa.
Cygan włożył gwóźdź powoli
I garsteczkę prosi soli.
– Hej, mamuniu – do niej rzecze –
Łyżka masła by się zdała. –
Niecierpliwość babę piecze,
Łyżkę masła w garnek wkłada;
Potem Cygan jej powiada:
– Hej, mamuniu, czy tam w chacie
Krup garsteczki wy nie macie? –
A baba już niecierpliwa,
Końca, końca tylko chciwa,
Garścią krupy w garnek wkłada.
Cygan wtenczas czas swój zgadł,
Gwóźdź wydobył, kaszę zjadł.
Potem baba przysięgała,
Niezachwiana w swojej wierze,
Że na swe oczy widziała,
Jak z gwoździa zrobił wieczerzę.
W naszej propinacyji coś pono tak spadnie,
Kto Cygan, a kto baba, łatwo każdy zgadnie.
🙂
O, toast! Lecę do barku po odpowiedni trunek!
Najlepszego, Agaty!
Alicja – mogę Ci podarować te krótkie, stalowe ale wydaje mi się, że jest ich 4, nie 5.
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Rolnik emeryt po upojnej nocy spędzonej z kolegami, rano musi wydoić krowę.
Z mocno bolącą głową , na miękkich nogach i drżącymi rękoma, powolutku zbliża się do krowy.
Krowa odwraca głowę, patrzy na rolnika emeryta i ze współczuciem mówi do niego:
Ciężko co ?
No ciężko – odpowiada rolnik emeryt.
Krowa do niego :
Wiesz co , weź mnie za cycuszki a ja będę podskakiwać…
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Pyro, nie Dziadkowi, tylko wujowi mojej Mamy. Rzeczony wuj był przeze mnie bardzo lubiany, bo służył w artylerii konnej i choć duchem był bardziej artylerzystą niż kawalerzystą, to zawsze mnie – spragnionemu koni dziecku – jakąś historyjką poczęstował. Artylerii uczył się we Francji, jeszcze przed I WW skończył tam stosowną akademię sztuki wojennej, później zaś, pod komendą gen. Hallera walczył w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Jako porucznik zapewne, dowodził jakimś oddziałem, komendy były wydawane po francusku, dereszowaty wałach wuja też doskonale rozumiał po francusku z racji tego, że pewnie na niejednym froncie bywał i jako koń kawaleryjski nie miał połowy prawego ucha. W każdym razie: oddział sformowany, gotów do szarży, wuj na czele, pada rozkaz – En avant! Koń nie w ciemie bity, zagryza wędzidło, robi zwrot na zadzie i ile sił w nogach gna w najbliższe krzaki! Jakim cudem wuj się z tego wywinął, nie wiem, ale zdaje się on sam uważał, ze cudem.
trochę niejasno napisałam – nie dlatego koń rozumiał po francusku, bo nie miał prawego ucha, tylko z racji utraty ucha można było sądzić, ze mial doświadczenie konia kawaleryjskiego, czyli jak się może skończyć wymachiwanie szablą przez jeźdźca
Pyro,
to ja chętnie na te druciane 🙂
Odbiór na tegorocznym Zjeździe!
Tu mi się przypomniało, że w środę idę do specjalisty względem tej chromej rąsi mojej. Mam nadzieję, że wykręcę się czymś przyjemniejszym, niż konieczność krojenia.
Jerzor wrócił z rowerowania. Okazało się, że jestem w mylnym błędzie, termometr jest okołozerowy, ale w minusie na 3.
Ja zdecydowanie wybieram ciepełko, ale jak ktoś lubi się katować, to nie bronię 🙄
Żabo, gdybym była tak z 5 lat młodsza, to bym z dyktafonem do Ciebie zajechała. Z zawiści wszystko. Policzyłam, że moje rodzinne anegdoty obejmują jakieś 35 osób, a Twoje dobrze przekraczają półtorej setki, może nawet i więcej. Dopiero z wiekiem doceniamy to zakorzenienie w pokoleniach. Ja już nie mam kogo zapytać, a kiedy miałam – to nie pytałam.
yurku, Bar wzięty!
Pyro,
każde pokolenie wypowiada to zdanie. Nie ma kogo zapytać.
Pyro, nie dalej jak przedwczoraj odbyłyśmy z siostrą rozmowę, w której obie zgodnie żałowałyśmy o ile rzeczy nie zapytałyśmy wcześniej. Teraz nie ma kogo. Nawet sparafrazowałam „śpieszmy się pytać ludzi, tak szybko odchodzą”
Z tym półtorej setki chyba nieco przesadziłaś 🙂
Alicjo, pomyślę nad tymi drutami do szaszłyków.
hi, mam bambusowe 🙂
Dlatego ja, dla swoich dzieci spisuję to, o czym wiem. Często to chyba jest nieścisłe, nieoparte o dokumenty. Powtarzam tak, jak mnie opowiadano. Teraz właśnie pomyślałam, że wiem, że Hiniutka do III Powstania zabrał jego Dziadek macierzysty. Pamiętam, że miał niemieckie nazwisko – nie pamiętam jakie i jak mu było imię. A to przecież jeden z moich pradziadów. I tak ze wszystkim. Trzeba by zebrać jakieś parę (sporo) złotych i zwrócić się do Archiwum diecezjalnego (mają monopol) o ustalenie linii rodzinnej za ostatnie 200 lat.
Dobranoc. Jutro będę b.zajęta, a jeszcze bym chciała, żeby mnie wreszcie ta zaraza która we mnie siedzi, już sobie poszła. Ania jutro idzie do pracy po 9 dniach „choroby” i też na moje oko szkoda było pieniędzy na te leki dla niej. Nic jej nie pomogło. Katar, kaszel, gorączka wieczorna – wszystko bez zmian. Nie wiem co to za zaraza, że jak się uczepiło, to się odczepić nie chce.
Dzisiaj chcę przesłać bukiet kwiatów wszystkim naszym Blogowiczkom, tym pokazującym się na Blogu i tym podczytującym – ot tak, bez okazji, bez Dnia Kobiet, Walentynek, urodzin i innych świąt. Po prostu – żeby się uśmiechnęły od poniedziałku 🙂
https://picasaweb.google.com/takrzy/Bukiet#slideshow/5705809499525737378
PS – bukiet to moje dzieło.
Dobranoc 🙂
Pierwsza chwyciłam bukiet, oddaję jednak niech cieszy oczy wszystkich Blogowiczek.
Dziękuję Nowy. Nie masz pojęcia jak bardzo mi pomogłeś.
Nowy 🙂 🙂 🙂
Nowy, rozdajesz ciepło, ogrzałam się 🙂
Moi drodzy, jeśli chcecie zrobić pyszne ciasto na pierogi a nie wiecie jak podaję przepis Antoniego Teslara. Powiem szczerze, że ciasto jest na prawdę super. Już wypróbowałam. Nadaje się zarówno do pierogów gotowanych, jak i uszek, które się smaży w głębokim tłuszczu. Nie raz robiłam pierogi i to co było najgorsze to ugniatanie ciasta, później jego wałkowanie, no i smarowanie brzegów wodą, bo się rozwalały. Tu nie ma żadnego z tych problemów. Ciasto bardzo łatwo się ugniata i wałkuje, no i zlepia się bez problemów. Nie rozwala się podczas gotowania, a do tego po ugotowaniu nie jest gumowate i twarde. Długo szukałam odpowiedniego przepisu, znalazłam więc się podzielę 🙂
Receptura z „Kuchni polsko-francuskiej” kuchmistrza Antoniego Teslara, której pierwsze wydanie ukazało się w 1910 roku
Składniki:
500 g mąki pszennej
około 1/4 l wody
50 g miękkiego masła
1 jajko
2 żółtka
1 łyżeczka soli
Przygotowanie:
Mąkę wsypujemy na stolnicę i dodajemy miękkie masło, które drobno siekamy nożem – tak jak w przypadku ciasta kruchego – i rozcieramy palcami. Dodajemy jajko wraz z żółtkami, sól oraz stopniowo – wodę. Zagniatamy elastyczne i miękkie ciasto. Wkładamy do miseczki na 15 minut aby odpoczęło i przykrywamy ściereczką. Po tym czasie ciasto rozwałkowujemy cienko na stolnicy. Wykrawamy szklanką koła.
Na każde koło nakładamy kulkę farszu w takiej ilości, aby po złożeniu wypełniła wszystkie przestrzenie. Składamy i lepimy pierogi. Wrzucamy na osolony wrzątek i gotujemy do ich wypłynięcia i gotowe.
SMACZNEGO