W kuchni mistrza Norberta
Pierwszy kieliszek prosecco w kuchni „St.Hubertus” – Inka Wrońska, Tessa Capponi-Borawska, Paolo Pizzinini, Norbert Niederkofler i ja
San Cassiano liczy zaledwie 700 mieszkańców. I wszyscy oczywiście znają Norberta Niederkoflera. Któż by bowiem nie chciał porozmawiać czy poradzić się najwybitniejszego kucharza tej części Włoch. Restauracja „St.Hubertus”, której szefuje Norbert szczyci się dwoma gwiazdkami w przewodniku Michelin oraz 18 punktami na 20 możliwych przyznawanych przez przewodnik Gault i Millau . To są kulinarne szczyty. I dokładnie odpowiadają położeniu restauracji w wysokogórskim San Cassiano w jednym z najwytworniejszych hoteli czyli Rosa Alpina.
Wpisanie dedykacji i złożenie autografu to poważna sprawa
Kuchnia Norberta, na pierwszym planie ręczna krajalnica do wędlin
Norbert nie tylko kieruje kuchnią, opracowuje nowe receptury, kształci młodych kucharzy ale także znajduje czas na pisanie książek. Jedną z nich – „St. Hubertus smak Dolomitów” – ze stosowną dedykacją, przywiozłem i ustawiłem w swojej bibliotece. Księga zawiera wielką liczbę przepisów z Górnej Adygi przepięknie zilustrowanych oraz dedykację autora, w której jestem w stanie przeczytać tylko słowo Piotr. Mistrz Norbert bowiem charakter pisma ma odwrotnie proporcjonalny do kunsztu kucharskiego. Jednym słowem pismo ma paskudne.
Gospodarze i goście: Tessa, Norbert, Paolo i Ania
Do kuchni Norberta zaprowadził nas Paolo Pizzinini, właściciel Hotelu Rosa Alpina. On też przez pierwszy kwadrans czynił honory domu oprowadzając po piwnicy, w której zgromadzono wielki zapas win i to nie tylko z miejscowych winnic. Po wzniesieniu toastu za gości znad Wisły musującym prosecco i wypiciu z drugiego kieliszka gorącego bulionu z żółtkiem, podawanego dla rozbudzenia apetytu, Paolo Pizzinini zostawił nas w rękach Norberta.
Po rewelacyjnej, maleńkiej przekąsce, którą stanowiła terina z wątróbki okonia morskiego z leśnymi owocami, obeszliśmy kuchnię, poznaliśmy liczną załogę (12 młodych mężczyzn i jedna dziewczyna), obejrzeliśmy ręczną krajalnicę do specku i innych wędlin, która stanowiąc zabytek okazała się nie do zastąpienia i resztę bardziej nowoczesnych kuchennych urządzeń.
Wspomniana krajalnica była w kolorze czerwonym. Świadczyło to o dacie jej produkcji. Otóż po objęciu władzy we Włoszech przez Mussoliniego zabroniono malowania czegokolwiek na kolor czerwony. Na szczęście nie nakazano przemalowywania posiadanych już sprzętów. Zaletą tej starej krajalnicy jest jej ręczny napęd. Elektryczne bowiem są zbyt szybkie, co powoduje roztapianie się tłuszczyku w krojonej szynce.
To nie jest sushi, to przekąska z ciasta oliwkowego
Nasz stół stał w tzw. pokoju szefa, w którym podejmowano wyróżnionych gości „St. Hubertusa”. Od kuchni oddzielało nas wielkie okno przez które widać było krzątaninę licznej załogi, wśród której odkryliśmy młodego Węgra zajmującego się przyrządzaniem antipasti. A było ich sporo. Mnie najbardziej smakował krem z kartofli z kalmarami oraz „nibysushi” czyli słupki kremu jogurtowego owinięte w ciemnozielone ciasto zrobione z mielonych oliwek do złudzenia udające algi nori.
Wołowina w pancerzu solnym…
…i pokrojona na talerzu w towarzystwie maleńkiej porcji tatara
Po rosole z…miętą (fantastyczne połączenie aromatyczne i smakowe) podano befsztyk z wołu karmionego górskim sianem a w chwilę później ponownie wołowinę lecz tym razem pieczoną w pancerzu z soli. Dla dodania apetytu obok pięknej krwistej pieczeni leżała maleńka grudka autentycznego, surowiutkiego tatara.
Dwa mięsne dania rozdzielono jabłkowym sorbetem pięknie podanym w skórce zielonego jabłka.
Sorbet z zielonego jabłka
Na koniec pojawił się Norbert Niederkofler po zasłużone brawa oraz po to, by wręczyć nam swoją książkę z przyjacielskimi dedykacjami.cdn
Komentarze
Opisy i zdjęcia potraw są niesłychanie apetyczne, mam nadzieję, ze Gospodarz poda też kilka przepisów.
Witam! Ten sorbet wygląda bardzo apetycznie i orzeźwiająco. A krajalnica jest rzeczywiście świetna. U nas dzisiaj prószy śnieżek.
Zdjęcia piękne i mam nadzieję, że smak adekwatny do obrazka. Już kiedyś pisałam, że śmieszą mnie porcje deseru podawane na ogromnym talerzu – wyglądają na nim mikro i są raczej obrazkiem nie potrawą. Dlaczego to zapodziały się gdzieś talerzyki deserowe i pucharki, co? Dobrze, że są znakomici miestrzowie patelni i rondla, którzy (przy tłumnej pomocy) robią cudeńka dla zamożnych. Coś z ich sztuki wejdzie także pod strzechy. Boć przecież nie tak wygląda stół przeciętnefgo mieszkańca regionu? A co i jak jada się w domach?
Nemo – przyswojam sobie przepis na deser brzoskwiniowy. Nie wiem jeszcze z jakiej okazji ale błysnę nim w ciągu najbliższego miesiąca. Wszystkie składniki w domu mam, a lody kupi się w ostatniej chwili.
Przepraszam za literówki – Nemo jest Swojak, aleć prazecie chodziło mi o „przyswajanie”
W domach Pyro jada się knedle ze speckiem w rosole, zuppa d’orzo czyli krupnik, schuttelbrot tj. chrupki chleb, ostry ser cassiano lub słodkawy val badia i kilka innych gatunków, omlet kaiserschmarren z borówkami, wędliny z dziczyzny oraz miejscową szynkę suszoną i wędzoną w zimnym dymie czyli wspomniany już speck. Oczywiście nie tylko to ale tyle widziałem więc referuję.
Pokazane na zdjęciach dania (może nie tak ozdobnie podane) jadają nie tylko – jak piszesz z przekąsem – zamożni. W restauracjach nie jest tu drogo a ludzie zarabiają przyzwoicie i stać ich na częste chodzenie do lokali. Mam nadzieję, że i my za pewien czas do tego dojdziemy.
W miejscach gdzie jadaliśmy kolacje spotykaliśmy mieszkańców „naszego” miasteczka, których spotykaliśmy przy pracy w sklepie, serowarni i na wyciągu.
Piotrze – wcale nie z przekąsem, tylko z poczuciem rzeczywistości. Wiem, że w starej Unii (a i w wielu innych krajach też) przeciętnego mieszkańca stać na jadanie w lokalach. Jednak mistrzowie patelni i posiadacze gwiazdek Michelina nie gotują najczęściej dla sprzedawczyń i kierowców ciężarówek. Ich kunszt kosztuje, a i produkty też są wysokiej jakości i różnorodne. Każdy z nas z własnego doświadczenia w kuchni wie, że najdroższe są potrawy wieloskładnikowe. Droższe od wykwitnych ryb czy mięs – i to pomimo, że jednostkowo nie kosztują zbyt wiele. Dopiero po zsumowaniu okazuje się, że coś było piekielnie drogie pomimo swej „przasności”. O to m.in miałam pretenje swego czasu do p. Oliwiera i jego gotowania na ekranie i do p. Okrasy też. Rzadko się zdarza, aby spiżarnie domowe były zaopatrzone tak, jak magazyny dużego hotelu, a kupować to wszystko dla jednej potrawy okazuje się doprawdy trudne do zaakceptowania.
To co Pan pokazal na zdjeciach,jadlem w takim wydaniu w japonskiej restauracji,caly zestaw siedem roznych potraw kosztowalo mnie $75 od osoby,ale bylo warto ze wzgledu na estetyczny wyglad bo kuchnia japonska jest dla oka az szkoda jesc.
A jakie były do tego surówki? garnitury? Brakuje mi dostatecznie wytwornego słowa 🙂
Haneczko,
Garnitury – jak widać na zdjęciach – jednorzędowe.
Macte! 😆
Ładne! Podoba mi się ta wołowina w pancerzu solnym – jak to się robi?
A ta krajalnica ręczna! – nie przyszłoby mi do głowy, że przy stosowaniu elektrycznej wytapia się tłuszcz. 😯
spadł zdrajca nocą
i cicho legł
znowu śnieg
:::
więc może by coś w skorupce solnej sprokurować?
:::
jutro jadę do Gruczna
więc po pierwsze przywiozę sobie jaj od zielononóżek
a po drugie, będę kaczkę jadł
bo tam gdzie nocuję
zawsze dostajemy (pośród innych potraw) pieczoną kaczuchę
Alsa – tak samo jak kurę w soli. Trzeba mieć garnek kamionkowy albo żeliwny odpowiedniej wielkości, ca 1 kg – 1,5 kg soli kamiennej. Na dno gara warstwa soli, potem odpowiednio przyprawione mięso albo ptak i zasypane resztą soli tak, żeby warstwa była ze wszystkich stron – do piekarnika i piec ok 1,5 godz. Sól się spiecze w taki pancerzy, mięso jest aromatyczne, niewysuszone (para nie uciekła) i wcale nie przesolone. W sam raz. Wa-a – nie rumiane i bez sosu. sos trzeba robić oddzielnie
Dzięki, Pyro. 🙂 Mam kawałek wołowiny w zamrażarce, więc może wypróbuję, tylko z garem problem – mam tylko ze stali, takie z grubym dnem – może być?
hyba może – nie wiem czy garnkowi nie zaszkodzi. Wołowinie nie. Acha,m Also – nie sól mięsa tylko dyżurne , pieprz trochę oliwy
Alsa, masz wieści od Alicji? Co chłonie i wchłania?
Pyra nie jest analfabetką ortograficzna tylko źle uderza w klawisze albo za lekko i np „c” (chyba) nie odbije. Wstyd?
od wtorku nic, haneczko – wczoraj mieli być w Durbanie, a później powrót do Witbank i dopiero, jak tam dotrą, będzie miała dostęp do internetu.
A ja mam prośbę do ciebie, Haneczko – przypomnij, jak przygotować kapustę na gołąbki w mikrofali – jak długo grzać, jaka moc, przykryć?
Wkładam cały łeb bez głąba. Nie przykrywam. 750W 1-1,5 min. Wyjmuję, obieram co doszło i od nowa 😀
Dziękuję – właśnie się biorę za robienie gołąbków Babci Marysi.
Smakowitego dnia. 🙂
Aszysz:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=799#comment-140399
😆 😆
I Ty, mt7 ❗
A jarzynek jak nie było, tak nie ma 🙄
Brzucho, jak noga?
No tom jest. Alisci na krotko – tak tylko coby dac znak zem w calosi ino „zaorana” robotkami roznymi to i siedze cicho jak mysz pod miotla. A zza jej drapichrustow pogladam to jednym to drugim oczkiem co sie w B.K. (Blogowej Kawiarnce) dzieje.
Wpadlam na chwilke malenka i juz zmykam lecz zanim znowu wslizgne sie pod ww miotle:
nawet w domu na wiekszych talezach mozna podawac niewielkie ilosci potrawy „piknie: i artystycznie przybranej. Odnosze wrazenie, ze my – generalizujac spoleczenstwo Polski – mamy zwyczaj ladowania na talerze duzo;kopiaste michy i pelne po brzegi wazy. A jak juz ktos odbiegnie od stereotypu obdarzany bywa epitetem „cudak” albo i nawet nie daj B. „ekscentryk”! Co mnie osobiscie odpowiada szalenie. Lubie byc ekscentrycznym cudakiem.
I wcale to Moja Droga Pyro nie musi wiazac sie z kosztami. Nawet najprostsza przystawka jakb np serek bialy, zielony ogorek i jakas rybka (niekoniecznie losos wedzony) przybrane koperkiem i ulozone na talerzu – dla kazdego osobno – prezentuje sie wysmienicie na stole. Zrobic cos z niczego czyli malym nakladem surowcow i odrobina fantazji mozna calkiem niezle zastawic stol.
To juz zmykam
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Echidna 😀 Jak dobrze, że jesteś 😀
Reportaż interesujący. Pani Ania pobudza apetyt, ale wczorajsze zdjęcia straganów jakoś bardziej ślinke inspirują. Nic przecież zdjęciom Gospodarza zarzucić nie można. Widac, że potrawy na pewno bardzo smaczne. Może stragany same w sobie mają dla mnie coś szczególnego.
Z przyjacielskim podejściem we Włoszech się spotykałem. Ale generał Maczek Bolonii nie wyzwalał. Bardziej koło Nirrod sie kręcił i doszedł do Wilhelmshafen. Bolonię wyzwolił 2 Korpus Polski wchodzacy w skład 8 Armii generała Crery’ego. Do centrum Bolonii o 6 rano 21 kwietnia wszedł batalion Strzelców Karpackich, co tłumaczy zarówno niebieskie oczy jak i blond czupryny. Dzielni góralne na pewno nie próżnowali po ciężko okupionym zwycięstwie. Na cmentarzu San Lazzaro leży 1 400 polskich żołnierzy, więcej niż na Monte Cassino. Była to ostatnia bitwa 2 Polskiego Korpusu w II wojnie światowej.
Jeszcze o Bolonii. Straty były tak duże, bo Bolonii broniły 3 niemieckie dywizje. Polacy nie zadowolili się wyparciem Niemców z Bolonii, lecz ich pogonili w celu całkowitego zniszczenia i uniemożliwienia zajęcia nowych pozycji obronnych. Piękne zwuyciestwo, wielkie straty i pytanie, po co nam to było. Chyba te niebieskie oczy są jedynym pocieszeniem.
melduję, że noga
jak to mawiał jeden z moich szefów kuchni
„miód – benzyna”
na zimno, z chrzanem i bez
poszła za jednym razem
🙂
zem „zjadla” literke „r” z zastawy stolowej. To pod wrazeniem wspanialosci kuszacych z Panapiotrowych zdjec.
Stanislawie –
to pytanie mozna postawic wzgledem wielu innych historycznych i nie tylko „przypadlosc”.
Retoryczne?!
Echidna – jak dobrze, że jesteś Zwierzaczku!
Chiba mnie dzisiaj nikt nie rozumie. O, ja nieszczęsna – ani m, zamożmi goście nie wadzą, ani nie mam nic przeciwko zrobieniu ładnej przekąski „z niczego”. Mnie po prostu śmieszy kapeczka czegoś na kosmosie talerza. Miło się zjada coś, co pięknie wygląda – tę modę przyswajam. Nagie talerze raczej nie mogą liczyć na miejsce w mojej tradycyjnie pojmowanej estetyce. A niechże sobie i będzie czegoś kapinka, ale na talerzyku, jak dla lali, na półmiseczku, co się w garści schowa, czy na miseczce. Wielkie, białe przestrzenie upstrzone sosem, pokropkowane czekoladą, jak insektami, nie dziękuję.
Echidno, pewnie, że retoryczne. Któż był w stanie wtedy to ocenić. Ja do tych cmentarzy wracam uparcie co jakiś czas, bo tych ofiar nie wolno zapomniec, a szczególnie ofiar polskich żołnierzy innych narodowości. Ile jesteśmy im winni. To tak w twarz tych od „Polska dla Polaków”. Tylko oni tego nie przeczytają.
Brzucho, gratulacje.
Juz wiem, czego mi brakuje w zdjęciach potraw. Polędwica w pancerzu i bez wygląda smakowicie. Ta bez pancerza sprawia wrażenie soczystej i mieciutkiej. Ale ja lubię, jak jest duzo na talerzu. A teraz taka moda. Maleńki kawałek mięsa i parę niteczek czegoś dla ozdoby. Jak chcesz się najeść zamów jeszcze to i owo. A ja taki wykwintny nie jestem i modny też nie. Ale pyszne to jest na pewno.
Dyc mowie: „w gienach to mamy, coby duzo na talerzu. I dobrze.
A i stol trzeba miec ogromniachny coby poustawiac te wszystkie artystyczne rozkosze dla podniebienia co to oko bawia. Ale tak od czasu do czasu? Niby czemu nie?
Pyro –
zrozumialam, ja tylko tak ogolnie sobie pomedrkowalam. Tym bardziej, ze nie tak znowu dawno temu zostalam niejako skrytykowana za podanie dan w takim wlasnie stylu. Smakowac smakowalo i nawet nieskromnie przyznam chwalono glosno, by w czasie deseru (serwowanego na duzych talerzach jako kolorowe malo-nic z niteczkami czegos tam do ozdoby i barwnymi plamami sosow) uslyszec, ze tak sie nie podaje, ze trzeba w misach, kopiasto, az do ostatecznego przesytu. A z tym akurat sie nie zgadzam.
A teraz mam randke z takim jednym. Morfeusz mu chyba. Lece coby sie nie spoznic.
E.
Najkrwawsza bitwa II wojny dla naszych Żołnierzy, to Lenino – 35 % poległych 30 rannych. Potem Wał Pomorski, potem Bolonia. Za Lenino poleciał gen Sokołowski, dowodzący wojskami radziecko – polskimi w tej bitwie (Stalin się z nieudacznikami nie patyczkował), za Wał poleciał gen St. Popławski_. już polski dowódca, o którym Generalissmus pogardliwie wyraził się „był sierżantom, da sierżantom ostałsia”. Za Bolonię nie poleciał nikt. Potem jeszcze forsowanie Odry (byliście kiedyś ba cmentarzu w Siekierkach?), a wszystko przebija powstanie w Warszawie. Jak łatwo jest „do ostatniej kropli krwi” – nie swojej, nie swojego dziecka…
a ja tam od dziecka lubie duze talerze, mniej spada na stol i rzadziej po łbie sie bierze za niechlujstwo, a do tego ladnie jest
Pyro z ta sola do miesa, czy kury, to lepiej zrobic taka ciapę z soli, maki i bialek i tym okleic, ciut wody, tymianki, majeranki, etc ewentualnie, takim pseudociastem latwiej manipulowac,
do ryby uzywam tylko sol i bialko, bo zwierzyna bardziej plaska
ten pasztecik z watrobki okonia morskiego, to ja bym chcial go sprobowac
Apetyt rosnie w miare jedzenia. Osobiscie lubie takie wlasnie serwowanie obiadu. Pomalu, nabierajac apetytu, czekajac na kolejne danie. Po co sie spieszyc. Jest czas na rozmowe i ros=zkoszowanie sie jedzeniem zwlaszcza jak podaja i samemu nie trzeba wstawac choc gotowac lubie. Nawet tutaj na dzikim zachodzie coraz wiecej restauracji bawi sie w prezentacje jak na zdjeciach. mimo ze idea jest jak najwiecej a porcje jak dla Guliwera. A propos kierowcow ciezarowek (rozumiem ze to pewna metafora) to mysle, ze tu nie o zarobki i zamoznosc chodzi a o cos innego.
takie znalazlem a propos soli:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/DoradaWSoli#
Powrot zimy w Calgary i nie tylko. W Edmonton zanotowali rekord na 10 marca -42.7C…..jakby komus zimy brakowalo. Pare zdjec z parku z wczoraj. Bylo cieplej jakies -18C i slonecznie a to pomaga. No ale idzie lato. Dzisiaj lunch w pracy, tzn w restauracji, na pozegnanie jednego czlowieka moze machne pare zdjec.
http://www.flickr.com/photos/slawomir/sets/72157615146881930/show/
Im bardziej robię się głodna, tym bardziej myślę, że taka uczta to rozkosz dla oka i kubków, ale najeść się nie sposób 😉
*
Czy mam być cudnie i artystycznie
Czy też kopiasto i kalorycznie ?
Ot dylematy dziś roztrzygamy
Jeśli to obiad u Twojej mamy
To będzie pyszny i tradycyjny
Jeśli zaś kuchnia ma gwiazdki cztery
To zaproś damy i wyższe sfery
Ciesz się poezją na Twym talerzu
bo to przyjemność, mój Kazimierzu !
*
W naszym domu podajemy czasem zupełnie zwyczajne
dania w sposób ” niezwyczajny ” Lubimy po prostu takie
malarskie zabawy na talerzu.
Wyrzuciło mnie z internetu po otworzeniu strony yyc i nie mogłam na nowo uruchomić przeglądarki.
Więcej tam nie zajrzę.
Mnie nic nie zrobiło 😯
a mnie zrobilo dobrze, mimo zimna, a co!
A wlasciwie czemu sie robi mieso czy rybe w soli. Jaki to efekt daje? Czy to takie pieczenie i gotowanie w jednym bo ryba/mieso zamknieta wiec zachowuje soki. Tak troche jak piece ziemne na Polinezji?
Sposób wymyślili bodajże Lotaryńczycy teraz pretensje do autorstwa zgłasza coś 12 nacji. Możliwe tylko tam, gdzie soli było dużo i była tania. Trochę jak Polinezyjczycy, masz rację. Na dodatek potrawa jest zupełnie bezpieczna bez dozoru – nie przypali się. Osoba gotująca może się zająć czymś innym.
Trzeba bedzie sprobowac.
Na sicie ociekają wątróbki kurczacze, zaraz zrobię surówkę z kwaszonej kapusty. Za godzinę wróci Młodsza i zjemy obiadokolację. Dzisiaj będziemy do wątróbek popijały Sofię
A ja sobie zrobilem rybke po grecku wczoraj. Tyle tu bylo ostatnio o ratowaniu ryb przerabianiem na grecka, ze sie sam napalilem, tylko ze nic nie przerabialem, od poczatku miala byc grecka 🙂 Dobra wyszla. Lunch mialem miec w pracy „grecki” a tu sie okazalo, ze idziemy do knajpy.
Hej!
Jestesmy w domu, czyli w Witbank, po 4485 km przez afrykanski busz. No, tu i owdzie busz. Wszystko spisane, obfotografowane. Teraz robimy 3 dni przerwy, a potem ruszamy na Kruger park. Gdyby nie to, ze fotografuje i spisuje kazdego wieczoru przebyta trase, pomieszaloby mi sie wszystko, bo tempo jest spore. Ale to jest ten sposob zwiedzania – trzeba wybrac, co sie chce zobaczyc, jak sie jest tylko 3 tygodnie, poza tym tutaj sa przestrzenie, ktore po prostu trzeba przejechac i obejrzec z okien samochodu, od czasu do czasu wysiasc i rozprostowac nogi, zrobic zdjecia. Bardzo czesto nie da sie zatrzymac, bo nie ma pobocza, chociaz drogi glowne sa naprawde dobrej jakosci.
Trase Johannesburg – Cape Town nalezy przebyc szybko, bo tam poza Wielka Dziura w Kimberly sa tylko pustkowia i pustynne poczatki Kalahari.
Wczoraj przejezdzalismy dawne bantustany – o, wrazenia i owszem!
To szybka relacja na dzisiaj, nie bede Was zameczac, a zdjecia bede musiala wrzucic na komputer z domu. Jest tego troche…
W kazdym razie jest pieknie, az sie boje wracac do Kanady…. Jeszcze sie dzisiaj podlacze i cos napisze, wreszcie mam internet na dluzej!
Drogi Gospodarzu,informuje,ze sa tacy,co gwiazdy Michelin oddaja!!!!
Tak uczynil niedawno jeden wlasciciel i kucharz w jednym 😉 znanej restauracji pod Arnhem,bo obawia sie,ze mu ta gwiazda „normalnych” ludzi wystraszy 😮 I Michelin zwrocona gwiazde ze zrozumieniem przyjal.
Wlasciciel „oskubanej” restauracji podal w wywiadzie,ze nie chcial,zeby ludzie bali sie przychodzic z powodu wysokich cen,czy wymaganego stroju.Chce,zeby na kolacje przychodzili wszyscy i ci mniej zasobni i dla nich obiecal, dalej gotowac na najwyzszym poziomie 🙂
I chwala mu…………………….
Hej.
pod Arnhem mowisz?
tam tez sie kiedys niezle gotowalo, to przyczynek do opowiesci Pyry i Stanislawa,
a chlopu chwala z przytupem
dobrywieczor 🙂
Dobry wieczór 🙂
mala dygresja fotograficzna: na pierwszym zdjeciu, przy pierwszym kieliszku jest nieprzedstawiona jednostka, dla celow porzadkowych dalem mu roboczo „Gasnica”, ale moze to ktos wazny i sie obrazi?
Slawku-to „tupiem” razem 😀
wieczor tez 🙂
mam zaufanie do tego z paskudnym pismem. ale nie klepne dlaczego 😆
slawku, ten arnhelm to kolejne smutne i zimne miejsce nie przyciagajace zywych. nic ciekawego juz sie tam nie dzieje. nie powstanie zadna nowa ciekawa opowiastka. same ponore wspomnienia.
calkowitym przeciwienstwem moze byc polnocny cmentarz w cairo. tam toczy sie zycie cala geba 🙂 bezdomni osiedlili sie tam i ozywili miasto sztywnych i w dzien i noca. warto na toto popatrzec, czasami dysponuja wolnymi kryptami za pare funtow egipskich. polecam kazdemu kto sie tam ma ochote wybrac.
No i po lunchu. Faceta pozegnalismy. Pare zdjec jak ktos ma ochote. Knajpa sie nazywa Smugglers Inn (Gospoda Przemytnikow) Jest bardzo znana w Calgary ale nie z tych gdzie marynarka wymagana ale taka bardziej westernowa. Slyna z Prime Rib czyli pieczeni. Wlascicielem jest Polak. O knajpie wspominal w swojej ksiazce Lucjan Kydrynski jako najladniejszej w jakiej byl. A ile to lat temu? Pare zdjec tak dla ogolnej atmosfery z dwoma talerzami. Jeden to wlasnie prime rib ale szybko zgrilowana i z ostrym sosem tzw prime rib cajun style blackened. Zaluje ze nie zrobilem zdjecia rozkrojonej bo byla czerwona a jedna kropla soku nie wyplynela. Drugi to ceasar salad z grilowanym lososiem (sockeye). Niektorzy twierdza ze ceasar salad wywodzi sie z Calgary. Wiekszosc ludzi jada salaty na lunch wiec nie ma co fotografowac. Sama restauracja to wlasciwie 3 restauracje: Smugglers Inn, Open Sesame i Bolero ( i dwa bary). To ostatnie to brazylijski grill, Sesame to mongolian grill no i Smugglers to western grill. Na jednym zdjeciu sa wagi i klodki to kolekcja wlasciciela. Przez lata przywozil z Polski kupowane po wsiach klodki i wagi i teraz to imponujaca kolekcja rozmieszczona po lokalu a jest to prawdziwa gospoda przemytnikow bo korytarzy i korytarzykow i zakamrkow duzo i sie zagubic mozna. Ostatnie zdjecie to Open Sesame. Zdjec w sumie 6-7.
http://www.flickr.com/photos/slawomir/sets/72157615154607054/show/
Do tego sklodkawy zapach palonych smieci i spacer od cytadeli Saladyna dzielnica islamska pod sredniowiecznymi bramami kolo Niebieskiego Meczetu w dol do Khan al Khalili (tak sie pisze?) A potem do knajpki nad Nilem schlodzic sie piwem i zapalic shishe, podgryzac goracymi kasztanami i ogladac leniwie plynace o zachodzie feluki. A na horyzoncie pira… nie, nie smog nie daje zobaczyc piramid.
Dobry wieczór!
Byliśmy znowu na Simplonie. -5°C, porywisty wiatr, zadymka i słońce przeświecające przez tumany śniegu, pięknie 😎 Powędrowaliśmy w górę na rakietach śnieżnych. Po 3 h mieliśmy dość i udaliśmy się tradycyjnie na zakupy do Italii. Wykupiliśmy ostatnie 4 butelki Taurasi 2003, do tego kilka butelek innych (Nebbiolo, Barbera), pomarańcze z Kalabrii i nową maszynkę do espresso, taką stalową, pojemność 4 filiżanki. Poszło 160 euro, nie wiem jak 😯 Na szczęście tym razem nie było kłopotów z kartą, już nas znali w tym sklepie 😉
W Italii było +16 stopni.
Czytam właśnie, że ausgerechnet dzisiaj po południu frank osłabł 😯 A mówiłam Osobistemu, jedźmy w środę 🙄
yyc,
Piranie w Nilu?
8-ma rano (my tu jestesmy z czasem do przodu troche w stosunku do was), sloneczko piekne, temperatura 25C. Oj, jak ja bede plakac za 10 dni, kiedy mi przyjdzie wysiasc z samolotu na lotnisku w Toronto!
Odpoczywamy do poniedzialku, a potem jedziemy poglaskac lwy. Jerzor mial ochote na Mozambik, ale Jadzia nie daje sie namowic na takie wycieczki. Zambia odpada, ale i owszem, bedziemy prawie na granicy w Messinie, gdzie kiedys Jadzia mieszkala – jedziemy tam poogladac baobaby. Jeden ma ponoc ponad 5 tys. lat, ale chyba do niego nie trafimy, bo nie ma oznaczen, a Jadzia nie pamieta drogi.
Wrazen kulinarnych mam sporo, ale tak naprawde poza tutejszym winem i piwem nic prawdziwie tutejszego nie jedlismy, bo nie bylo gdzie. I nie wiem, czy bedziemy jedli, zobaczymy. Najgorsze jedzenie bylo u Francuza, wyobrazcie sobie!!!
I to wzglednie nowego Francuza, bo przyjechal do Afryki 13 lat temu, kupil motel. Jedyne, co mial dobre, to kawa, powiada Jadzia. Reszta byla nie do przelkniecia, jajka sadzone przypalone i w ogole… oszczedze wam epitetow. Mamy porownanie, co to znaczy sniadanie , bo za kazdym razem mieszkalismy w nowym miejscu i dostawalismy z rana sniadanie. Mozna stworzyc poezje, i tak przewaznie bylo. Ale kulinaria po powrocie, zilustrowane, nastapia.
Napisze tylko o tutejszych toaletach – tak, toaletach! Takich przydroznych, w ktorych zatrzymywalismy sie po drodze. W wielu przy umywalkach stoja kwiaty w wazonach, a na „kontuarach” artystycznie poukladane platki kwiatow. Panienka chodzi i sprzata, i rozklada nowe. Mam dowody, ale to zamieszcze potem.
Dla chlopakow – Kobiety sa przewaznie grubawe i bardzo niezgrabne. Zgrabne i piekne od razu rzucaja sie w oczy, bo jest ich niewiele.
Dla dziewczyn – faceci sa w „porzo”, ale tez mi sie zaden nie rzucil w oczy. Nie garbia sie, az sie sama zaczelam prostowac. Zdjecia pejzazy robilam przewaznie z okien samochodu po drodze – nie ma sie gdzie zatrzymac, czesto nie ma poboczy, a drogi nie daj Boze blokowac, bo zmiota samochod z drogi, nie wiem, co z tego wyjdzie, zobaczymy.
W dawnych bantustanach tylko sami czarni i sa to zupelnie inne miasta (na przyklad taka Umtata) – ja bym sie zatrzymala i przeszla kawalek, ale nasza przewodniczka za nic nie chciala nawet przystanac, najchetniej nie stawalaby nawet na swiatlach – swiatla dzialaly, ale i tak nikt nie przestrzegal zasad ruchu wedlug swiatel.
Tyle na razie.
Piraci na Nilu 😉