Czas wolny upragniony
Czas wolny jest niewątpliwie naszym fetyszem. Z góry cieszymy się na wolne dni, których w tym roku, wiosną, nie można narzekać, jest dość sporo. Ledwie zakończył się weekend majowy, a tu już przydarzył nam się czerwcowy. A po drodze był przecież jeszcze emocjonujący 4 czerwca, data początku naszej Nowej Ery…
Ci wszyscy, którzy pamiętają czasy słusznie minione, o wolnych dniach myślą jak o wyzwaniu. Zabiegi o zaopatrzenie domu na każde nadarzające się po drodze wolne dni były wpisane w nasz bilans czasu.Trzeba bylo zgromadzić zapasy na odświętne posiłki. Choć już nie mamy z tym żadnych trudności, nie zabiera nam to wiele czasu, jednak i teraz musimy pomyśleć, jak przedstawić rodzinie czy przyjaciołom coś niezwykłego, w całym ciągu kulinarnych przyjemności w ciągu wolnych dni. Bo mamy w tej dziedzinie wymagania.
A kulinarne wymagania i przyjemność wyglądają obecnie zupełnie inaczej niż przed laty: zamiast pokaźnego schabu, szynki czy polędwicy – oryginalne danie z warzyw, wegetariańskie, wymyślne dziełka z repertuaru z drugiego końca świata. Obfitość jadła nie jest w cenie, ale pomysł na jego przyrządzenie już tak.
Chętnie korzystamy z pomysłów, które wypróbowali nasi przyjaciele, które nam zasmakowały ale i zaskoczyły. Współzawodnictwo pomiędzy osobami gotującymi (obu płci) kwitnie i chętnie próbujemy nowości. Im dziwniej i bardziej zaskakująco tym lepiej.
Na przykład ostatnim naszym rodzinnym odkryciem stała się niezwykła zielona zupa: z listków rzodkiewek. Na naszych wiejskich grządkach rzodkiewki bez grama sztucznych nawozów rosną bardzo bujnie. I to zarówno formując jaskrawe podziemne kuleczki, jak i soczyście zielone listki. To, co dotąd trafiało na kompost, czyli bujne zielone liście dziś chrupiemy ze smakiem jako dodatek do kanapek. Ale dopiero zupa z nich zrobiła prawdziwą furorę. Przepis znajdziecie w archiwum naszego bloga.
Przeglądając swoje notatki, szukając wśród wiekowych oryginalnych, niemięsnych przepisów znalazłam niezwykłe, jak na tamte czasy, zupy. Proponowane przez mistrzów kucharskich przed niemal dwoma stuleciami. Już wtedy ceniono witaminy, smak i – pomysł. Myślę, że obecnie poszliśmy jeszcze dalej, stawiając przede wszystkim na efektowność i zaskoczenie biesiadników alei walory dietetyczne. W statecznym wieku XIX posiłki musiały być przede wszystkim sycące. Oto zupa szpinakowa pana Schmidta ( w książce Kuchnia Polska, rok 1854): pół kilograma szpinaku i półtora litra wołowego rosołu, szklanka dobrej śmietany z łyżką mąki, sól do smaku, to całe bogactwo tej zupy. Przyznać jednak trzeba, że właśnie rosół i śmietana to gwarancja,że zupa jest smakowita a po staroświecku pożywna, co dla oszczędzających kalorie może być trudne do przyjęcia.
Druga zupa, propozycja znanego autora, Jana Szyttlera, który wywarł wielki wpływ na całą polską kuchnię od początków XIX wieku, jest mniej kaloryczna.
Oto zupa z rzeżuchy
4 szklanki listków rzeżuchy, łyżeczka masła, łyżeczka mąki, 2 szklanki bulionu
Listki rzeżuchy wrzucamy na wrzącą, lekko osoloną wodę, po kilku sekundach wylewamy na durszlak, przelewamy wodą i po odsączeniu miksujemy.
Rozpuszczamy w garnuszku łyżeczkę mąki, dodajemy mąkę i kiedy zasmażka spieni się i zbieleje wlewamy bulion (oczywiście może być z kostki) dodajemy zmiksowaną rzeżuchę, gotujemy3-4 minuty. Doprawiamy solą.
Przepis brzmi zachęcająco. Nie próbowałam, ale namawiam do spróbowania tego oryginalnego z pewnością smaku. Może się i ja odważę?
Komentarze
Wolny dzień?
Pierwszy odruch – wybywamy!
Pierwsze działanie – sprawdzenie prognoz pogody 😎 ❗
Zielenina? – Pesto, dipy, pasty smarowne, itp. — na żywo, wyłącznie na żywo: żeby efekt był, zdrowe było i w sekundy się robiło (blenderem). Na piknik fajnie zapakować da się, owszem.
Danuśko, trzymaj się!
Co pisze ta, która wie, o czym pisze*… … …
…Ostatnio pociesza osiemdziesięcioletnią Mamę — nadgarstek lewej (poślizg podeszczowy w wytartych krokodylkach + betonowa rynna odpływowa pod garażem 🙁 ), przy czym M. musiała się – jednak – zgłosić na operację, i dopiero po niej odlicza na nowo te upragnione 6-7 tygodni… a tu roboty huk… nawet sobie kazała obstalować krótką, jednoręczną motyczkę… sąsiad złota-rączka zrobił natychmiast co trzeba „przecież by zwariowała…”
Nnno, uważać trzeba, chyba że kto tęskni do kolejnej operacji.
______
*nie wszystko, dalece nie wszystko…:
https://goo.gl/photos/SRvEQqSjHgYPhj6n7
Zupa z liści rzeżuchy może być całkiem smaczna, tylko skąd wziąć jej tyle, by starczyło dla dwojga. Nawet ci, którzy mają areały, raczej pozostają przy ilościach świątecznych wyhodowanych na talerzykach.
Popularne danie wczesnego lata to były młode ziemniaki/ stare z wyrastającymi pędami z piwnicznych zapasów przeznaczone były na kluski/ z koperkiem, jajkiem sadzonym, sałatą i zsiadłym mlekiem. Jakie to było pyszne.
I kompot z rabarbaru. Spytałam niedawno młodszego wnuka/ prawie 7 lat/, czy chce napić się kompotu. A co to jest kompot, babciu? I wcale mu się nie dziwię, bo kompot u mnie to rzadkość, u niego w domu też nie jest znany, więc skąd dziecko ma to wiedzieć. A poza tym pije tylko wodę.
Skoro wypadki chodzą po ludziach i kontakty z medycyną są nieuniknione,
polecam świetne książki Adama Kaya : ” Będzie bolało. Sekretny dziennik młodego lekarza” i ” Nielekarz”.
Moje wnuki znają kompot i lubią, ale oczywiście przede wszystkim piją wodę. Teraz jak pojawił się rabarbar i truskawki w rozsądnych cenach często go robię, ale słodzę delikatnie.
Niniejszym zarządzam LATO!
Truskawek mi szkoda na kompot (wolę „żywe”), ale z rabarbaru korzystam, bo mam swój. Podobno bardzo dobry jest z dodatkiem daktyli, które są b. słodkie.
Porzeczki już opłakałam, może do następnego roku się podniosą po dewastacji speców od ścinania drzew 👿
Poziomki tradycyjnie wyżarły chipmunki, niech ta
Wczoraj była sola z liśćmi melisy, dzisiaj krupnik.
Krupnik nie jest zły 🙂
Stoimy nie nad Missisipi River 🙂
i dalej nie jest źle.
https://photos.app.goo.gl/AkbYDyKc3BYfLkTR8
Któryś z kolei tydzień przemieszczamy się po PL. Rozmawiam z tubylcami i żaden z nich nie odpowiedział mi dlaczego nieudacznicy (ci z marszu 4 czerwca) mieliby powrócić do władzy 🙄
@bezdomny:
Zawsze mogą wygrać. Na przykład w gałę z reprezentacją.
A propos fetyszu z pierwszego zdania:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhSxJx77FlLIF4I2ZIfCoQN92Hos1wVPhC51uM9jnZe-TPXG7khuOlD-kwKAB_m6_gR5UxEsXsHdK0TCFpiccIkcPXvQD1y5UvPzptSv3n1So2AaWKC5ubBK17nM2sYkTHC8jvlrEDsPHwm8b0fRsPY3QpBd-fQ0Q9uEmGl4eW_U5zoAmgl1zcPbFjdic/s720/355359391_10161795386225864_8485929929815380204_n.jpg
PAK4 🙄
Nie wiem co to jest ani co to znaczy
„… mogą wygrać. Na przykład w gałę…”
Ale znamy się już na tyle że mogę śmiało przyznać tobie rację 🙂
Dzisiaj bielik z powodzeniem zaatakował na moich oczach i odebrał skromny posiłek jednemu ludziowi 🙁
Pamiętacie Giena?
https://dolnoslaskiwarsztat.org/gieno-mientkiewicz-jak-z-milosci-do-sera-odkrylem-nieznany-lad/
@bezdomny:
Czyżbyś był po stronie człowieka, a nie uczciwej redystrybucji dóbr konsumpcyjnych od gatunku panującego, do gatunków uciśnionych?
„Uciśniony” bielik jest pod ochroną 😉
Mamy dobre restauracje:
https://warszawa.naszemiasto.pl/gwiazdki-michelin-rozdane-trzy-polskie-restauracje/ar/c17-9365369
Danuśka,
Piosenka jest dobra na wszystko – tak śpiewano w Kabarecie Starszych Panów. Też tak uważam – posłuchaj więc mojego niedawnego odkrycia (ach! jak żałuję, że nie towarzyskiego).
Jeśli ktoś urodził się w Holandii, a jeszcze dodatkowo w Amsterdamie – ma u mnie od razu dodatkowe punkty za pochodzenie 🙂
A jeszcze jeśli ktoś ma ojca Holendra, a mamę pochodzącą z maleńkiej wyspy – państewka na Morzu Karaibskim – Aruba (pełna egzotyka) to punkty za pochodzenie są podwójne!
Jeśli energie zawartą w utworze przekażesz pod gips to gojenie potrwa co najmniej tydzień krócej! Gwarantuję!
https://www.google.com/search?q=caro+youtube&source=hp&ei=hmqTZP2IEInRqwHnv63IDw&iflsig=AOEireoAAAAAZJN4ljzjw3o-sHKfkN8_2bS9MUOpMQly&oq=caro+youtube&gs_lcp=Cgdnd3Mtd2l6EAEYADIHCAAQExCABDIHCAAQExCABDIHCAAQExCABDIKCAAQFhAeEBMQCjIICAAQFhAeEBMyCAgAEBYQHhATMggIABAWEB4QEzIICAAQFhAeEBMyCAgAEBYQHhATMggIABAWEB4QEzoXCC4QigUQ6gIQtAIQigMQtwMQ1AMQ5QI6FwgAEIoFEOoCELQCEIoDELcDENQDEOUCOgcILhCKBRBDOgUILhCABDoHCAAQigUQQzoOCC4QgAQQsQMQxwEQ0QM6EQguEIAEELEDEIMBEMcBENEDOgsILhCABBCxAxCDAToXCC4QigUQsQMQgwEQxwEQrwEQmAUQmQU6CwgAEIAEELEDEIMBOggILhCABBCxAzoICAAQgAQQsQM6EQguEIAEELEDEIMBEMcBEK8BOgUIABCABDoICC4QsQMQgAQ6EQguEIAEEMcBEK8BEJgFEJkFOhEILhCDARCvARDHARCxAxCABDoRCC4QrwEQxwEQgAQQmAUQmQU6CwguEIAEEMcBEK8BOhMILhCABBDHARCvARCYBRCZBRAKOg4ILhCABBDHARCvARCYBToHCC4QExCABDoNCC4QExCABBDHARCvAToNCC4QDRCABBDHARCvAToGCAAQHhANOgYIABAWEB46CwgAEBYQHhDxBBAKOggIABAFEB4QDToJCAAQDRATEIAEUIMkWLmRAWDGnwFoAnAAeACAAYEEiAGvFJIBCzEuOS4wLjEuMS4xmAEAoAEBsAEK&sclient=gws-wiz#fpstate=ive&vld=cid:bb8ad145,vid:Fc6izYdLhNE
Dwa słowa wyjaśnienia
Dlaczego Amsterdam?
Nie znam całego świata, ale na tyle, na ile znam, są dwie stolice Świata – jedną jest Nowy Jork, a drugą Amsterdam. Obie bezkonkurencyjne! Takie jest moje zdanie!
Oba miasta wolności jakie mogłem poznać, zobaczyć! Oba fantastycznie wolne!
Danuśka – niech działają jak balsam na Twoje ramię! Pomogą, gwarancja!!!!
Nie muszę dodawać, że moim marzeniem jest, by Warszawa była trzecim z nich!
I będzie!
@Alicja-Irena:
Bo homo sapiens toleruje bielika. Zresztą toleruje prawie wszystkie ptaki, płazy i gady.
Jest jednak różnica między tolerancją, a choćby równouprawnieniem. Czy bielik dostanie na małe bieliczątka 500+? Czy może cokolwiek odliczyć z podatku? Czy może się starać o prawo jazdy? Albo czy możemy wybrać bielika na prezydenta RP?
To wszystko wskazuje, że w naszym kraju bielik jest gatunkiem drugiego sortu, uciśnionym przez dominacje homo sapiens 😛
Alicjo-serdeczne, acz spóźnione o jeden dzień uściski imieninowe!
https://www.forumkwiatowe.pl/wp-content/uploads/2019/06/letnie-kwiaty2.jpg
A teraz w kwestii formalnej- trzecią stolicą świata jest PARYŻ i nam, zagorzałym frankofilom, tego przeświadczenia nikt nie odbierze 🙂 🙂 🙂
Nowy- dzięki za dobre myśli, ale Twój długi sznureczek niestety się u mnie nie otwiera.
Ci do zup to pomysły podrzucone przez naszą Gospodynię są bardzo ciekawe, ale:
-rzodkiewki lepiej wyhodować samemu, a nie wszyscy mają takie możliwości
-natomiast co do rzeżuchy to mam takie same uwagi, jak Krystyna: uprawa na talerzyku niestety na wystarczy
Poza tym w naszym domu od wielu, długich lat nie gotujemy żadnych zup na ciepło podczas upałów. Kiedy termometr pokazuje pomiędzy 25 a 35 stopni robimy jedynie chłodniki, ale oczywiście każdy gotuje to, co lubi i to co mu podniebienie podpowiada.
Przy okazji pogrzebu Haneczki Żaba przesłała aktualne zdjęcia „drzew pamięci”.
Zamieszczam je poniżej, wszystkie podpisałam, jako że tablice i napisy na nich nie zawsze są widoczne i czytelne:
https://photos.app.goo.gl/QRZZ3Qr7gZuMvybo6
A może by tak zamontować hak i ciągnąć za sobą…. 🙄
https://photos.app.goo.gl/wtZ8nmn3Xwgh5egw8
Poprosiłam Żabę, by nam przypomniała nazwy wszystkich drzew posadzonych dla Tych Co Na Chmurce i tak:
Haneczka- brzoza
Placek-klon kanadyjski, który w naszym klimacie jesienią niestety nie czerwienieje
Pyra-lipa wielkolistna
Pan Lulek-amerykański dąb błotny, ta odmiana czerwienieje
Piotr-też dąb błotny
Nisia-miłorząb japoński, rośnie wolno, ale może żyć nawet 1000 lat lub więcej
Eska- wierzba płacząca
Bezdomny-przyczepa niezwykłej urody!
Dziękuję za życzenia, to nic, że spóźnione, ja ostatnio staram się wszystko opóźniać 😉
Do tych stolic dopisałabym Berlin!
I Brukselę, która jest przepięknym architektonicznie miastem, istna koronka barbancka, jak zresztą wiele miast w Belgii.
PAK,
no co Ty, to przecież Polacy są podzieleni na sorty, ten pierwszy to prima sort, a ten drugi to najgorszy, animalny. Więc zależy, kto się kim poczuwa, ja raczej tym drugim sortem, więc chętnie bielika przytulę (jak się da!).
https://photos.app.goo.gl/sNqxEqaQX62WnrDNA
Danapola 🙂
Jestem pełen podziwu dla twojego szerokiego spektrum wrażliwości na piękno 🙂
Danuśka,
odmian klonów kanadyjskich jest od groma, ale tylko jeden jest „klonem cukrowym”, który jesienią pięknie się barwi – Acer Saccharum. No a wiosną „daje” słynny syrop!
To nie jest zależne od klimatu, bo akurat u mnie tych klonów pełno, a klimat taki sam, jak w Polsce. No, może zimy ostrzejsze… Sama widziałam w Polsce klony cukrowe. Nasz właśnie został ścięty 2 tygodnie temu, ale wokół jest jeszcze mnóstwo klonów cukrowych.
Spory kawał Ameryki północno-wschodniej (w tym kilka prowincji kanadyjskich) dosłownie tonie w klonach cukrowych i jest to całkiem poważny przemysł syropowy.
Nie mam pewności, czy inne klony też nie „syropują”. Podejrzewam, że klon Placka jest kanadyjski, ale nie cukrowy. Nie szkodzi – każdy klon jest piękny 🙂
https://photos.app.goo.gl/bi4bCgU2bC5pfrJi9
Berlina proszę nie dopisywać do mojej listy miast – stolic świata!
Jesienią byłem tam z moją Kenijką – nigdzie nie spotkała się z taką, ukrywaną co prawda, ale niechęcią jak w Berlinie i ogólnie w Niemczech (w przepięknym Dreźnie było gorzej). Ja to też doskonale widziałem.
Moją stolicą świata może być tylko wielo, bardzo wieloetniczne, przyjazne dla wszystkich ras i kultur miasto, a takim Berlin w moim i Kenijki odczuciu nie jest, natomiast Nowy Jork i Amsterdam są. Paryż – proszę bardzo!
Nowy,
jestem po polsku „zniesmaczona” , że twoją aktualną towarzyszkę życia po raz kolejny nazywasz „moją Kenijką”. Czy ta kobieta nie ma imienia?
eva47,
Czy nie czujesz się zniesmaczona czytając o Danusi Osobistym Wędkarzu, Bezdomnego Przyjacielu, Nemo zawsze pisała o swoim Osobistym, nieodżałowana Haneczka o Panu Mężu itd. Przed laty pisywał tutaj świetne komentarze Aszu, jeśli dobrze pamiętam, mieszkaniec szwedzkiej Uppsali, który o swojej żonie czy partnerce zawsze pisał „moja Finka”. Nie przypominam sobie Twojego wówczas zniesmaczenia., a przecież wszystkie te osoby jakieś swoje imiona mają.
Imion mojej Kenijki nie będę tutaj wymieniał bo po prostu ona sobie tego nie życzy! A to, które kiedyś kilka razy podałem i tak jej prawdziwym imieniem nie jest.
Osobisty Wędkarz postanowił nie zasilać kasy Polskiego Związku Wędkarskiego i nie wykupił karty wędkarskiej na rok 2023. Karta podrożała dwukrotnie, a ryb w Bugu jak nie było tak nie ma, bo związek j.w. rzeczonych wód nie zarybia. Ryby będziemy kupować w sklepie (głównie hodowlane) lub zamawiać w restauracji. Dookoła mamy sporo knajpek serwujących ryby słodkowodne i morskie przy okazji też. Podczas łowienia ryb nad Bugiem robiliśmy sobie pikniki, teraz pikniki nadal są w planach, ale wędki zostaną w garażu.
Alicjo-to ciekawe, co napisałaś o kanadyjskich klonach. Podczas zjazdu u Żaby będziesz miała zapewne okazję pogadać z naszą Koleżanką o klonach wszelakich, ja przekazałam jedynie informacje, które Żaba mi zapodała.
Nowy , Danusia pisała o Osobistym, ale nie Jej, zresztą wielokrotnie wymieniała Jego imię. Większość tych określeń była po prostu żartobliwa.
Jeśli już o imionach mowa, to dzisiaj są chyba imieniny Echidny – Imieninowe serdeczności ślę z tej okazji!
Naszemu Zwierzątku z Down Under Najlepszego – i przede wszystkim zdrowia!
Mam nadzieję, że już lepiej z tym ostatnim? Sto lat!
Danuśka,
mój znajomy też narzeka na PZW, mieszka na Górnym Śląsku i tam mają stawy rybne, kilka ich. Związek jest, stawy są, ale dla Związku najważniejsze opłaty związkowców (swoją drogą nihil novi…) 🙄
Ale mojemu znajomemu nie tyle o ryby chodzi, ile o możliwość relaksu, porannej ciszy i tak dalej. Cała filozofia – przychodzisz nad staw tuż przed świtem, powoli mgła się unosi znad wody, budzą się perkozy czy inne ptaki…
https://photos.app.goo.gl/GMS1dzsJJJ39KkAA7
Takie klimaty znam z Bartnik, kiedy mój Dziadek przyjeżdżał na weekend na ryby, wypocząć po hałaśliwej przędzalni w zakładach wółkienniczych (Bielawa – Bielbaw), które niestety, upadły jakiś czas temu. Kilka razy towarzyszyłam Dziadkowi o bladym świcie, ale zazwyczaj chodziłam pod wieczór, żeby go „zawołać na kolację”.
Eh, czasy….
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/ludzieistyle/2216630,1,rozowe-wino-najpierw-ignorowane-teraz-swieci-triumfy.read
https://www.youtube.com/watch?v=uVmSqcW-zcA
🙄
Nic szczególnego, ale tak wgląda świat w którym przebywamy.
Z jednego miejsca dwa ujęcia 🙄
https://photos.app.goo.gl/4Unj4HnTAdUZT3ko6
Też damy radę dwa dni tutaj pobyć. To jest najwyższy punkt na Kaszubach.
Tu jest ten wredny Berlin, gdzie wszyscy na wszystkich patrzą krzywo… a ja dopisuję to miasto jako jedno ze stolic świata, do mojej listy, a nie do listy Nowego. Multikultura i te rzeczy.
Angela Merkel zebrała baty za przyjmowanie wszystkich uchodźców z Afryki w swoim czasie. Ja lubię Niemców i mam trochę przyjaciół wśród nich – od lat.
Generalizowanie jest trochę ryzykowne. Nadwrażliwość też.
Z Thabitą trochę miałam okazję pogadać jeden raz, wydawała mi się silną kobietą, która wie, czego chce i byle co tam jej nie powali. Tym bardziej multi-kulti Berlin.
https://photos.app.goo.gl/KTcbkLx1zvMnHNyL8
Ty możesz sobie robić swoje listy i w ogóle wykaż jakąś swoją inicjatywę w czymś, po prostu w czymś! Miej jakiś pomysł, swój pomysł! I wtedy wpisuj ten swój Berlin nawet przed wszystkimi innymi miejscami świata, nawet przed Kingston. A ja swoje wiem!
A mojej Kenijki po jednym spotkaniu po prostu nie znasz, ani nie rozumiesz, tak, jak swoich Native Canadians o których kiedyś napisałaś – „oni mają przywileje, a ja płacę podatki”. To mnie zwaliło z nóg i to był koniec! I o mojej Kenijce staraj się nie wypowiadać, bo nic o niej nie wiesz!
Później doszło jeszcze meblowanie czyjegoś kraju – nie Twojego?
Po prostu mówić i pisać się nie chce!
Serwowanie nam „Dziwny jest ten świat” po raz tysiąc trzysta siedemdziesiąty ósmy może zanudzić każdego, takie mam wrażenie!
Przybrane imię mojej Kenijki to Tabitha, nie Thabita. Jest to jej przybrane imię nie mające nic wspólnego z Jej prawdziwymi imionami.
Danuśka, to co Tobie się nie otwierało…
https://www.youtube.com/watch?v=Fc6izYdLhNE
Caro lubię niesamowicie, trudno nawet orzec dlaczego – za jej nagrania (jest świetną odtwórczynią jazu, to główne jej nagrania), za jej swobodę, za jej amsterdamskie urodzenie, czy wreszcie za jej urodę – chyba wszystko po trochu!
Przykro mi Nowy,
omijaj po prostu moje wpisay i tyle. Jakoś jednak się stąd nie wyniosę, pewnie jeszcze kiedyś coś zaserwuję, więc… ostrzegam na przyszłość.
Przecież nie musisz uruchamiać siedemdziesiątego ósmego linku mojego ulubionego przeboju w niecodziennym wykonaniu.
Bez odbioru.
Native American Culture
23 czerwca o 07:21 ·
~ Poem by ~Jana Coyote.
I am a woman
I am a Native Woman
my feet are firmly
planted on the ground
where thousands of
generations of my ancestors
have walked
my eyes are firmly focused
on the horizon
where thousands of
generations of my descendants
will thrive
I am a woman
I am a Native Woman
I am forever.
Photo in Kapitańskie tango – lipiec 2010 – Google Photos.html
O, jerzu coś znowu pozamieniał w kompurze… Test…
https://photos.app.goo.gl/WAWft2otAvaebuaE6
Byli czasyyyyyyy,,,,
Dobranoc!
@Alicja-Irena
Rób tak dalej, bądź arogancka, ignoruj inne zdanie, nie licz się z nikim, rozpychaj się dalej w towarzystwie łokciami, pokazuj że wystaje słoma z cholew i to miejsce zniknie.
Dużo nie brakuje 🙁
z opóźnieniem cztrodniowym
nie australijskim lecz krajowym
Alicjo przyjmij nasze życzenia
wszelkiej pomyślności i marzeń spełnienia
każdy „mówi” to co czuje
chociaż innym nie pasuje
tolerancja – rzecz to słodka
a nie jakaś anegdotka
prawo mamy do zdania innego
zatem stosuj się do tego
2023©echidna
Ze swej strony Moi Mili dziękuję za życzenia i pamięć. I przepraszam, że tak późno lecz mijamy się z Internetem na łączach.
18:22
W punkt!
Czy burza jeszcze trwa? Pozwolę sobie na nieco dłuższy wpis. Otóż dawno, dawno temu Pyra napisała na blogu, jacy to są muzycy, a więc tacy, tacy i owacy. Śmiałam się do rozpęknięcia bo było w tym ziarenko prawdy….ale nie do końca. Chciałam wytłumaczyć skąd te opinie się biorą ale machnęłam ręką bo każdy z nas ma prawo do swoich opinii i sądów. Możemy je wymieniać ale żeby się o to kłócić i okładać kijami? My tutaj w kraju mamy codziennie te kije i ja mam już serdecznie tego okładania dosyć! Podczytuję ten blog bo zawsze było tu sanatorium – no może poza kilkoma burzami. Cenię ten blog za wspaniałe zdjęcia, opisy, kulinaria, przekomarzanie się, linki z muzyką i tysiąc innych wspaniałości i niech tak trwa. Niech muzyka łagodzi obyczaje! Serdeczności Nana
Kijem wczoraj przegonilam raccoon (szop pracz) ktory ostatnio na skroty przechodzi przez nasz ogrod.
W tym roku beda owoce na drzewach. Juz jest duzo, jeszcze zielonych, sliwek. Szopy lubia wchodzic na drzewa i jesc sliwki.
Pisalam kiedys o sliwkach “golden nectar plum”. Bardzo smaczne i bedzie ich duzo.
Rok temu bylo malo owocow na kazdym rodzaju drzewa.
Wiosna wreszcie posadzilam jostaberry ktory cierpliwie czekal w doniczce. Eva47 pisala ze te krzaczki i owoce sa znane w jej stronach. Obok posadzilam lingonberry ktory rowniez przeczekal kilka lat w doniczce.
Z powodzeniem posadzilam curry plant. Bardzo ladna roslina o zoltych kwiatach.
Sweet grass (trawa zubrowka) rowniez bardzo ladnie urosla. Ucielam kilka dlugich kawalkow tej trawy i uplotlam warkocz jak to robi wiele kobiet z miejscowych szczepow indianskich. Powiesilam te warkocze na scianie.
Chyba kupie butelke wodki i wloze jeden warkocz do butelki. Zobaczymy co z tego bedzie.
Glean season juz wkrotce sie zacznie. Rabarbar juz dawno sie skonczyl. Teraz beda czeresnie.
Smacznego
@Orca:
Curry plant to kocanka (włoska). Kupiliśmy ostatnio do ogródka, choć w Polsce ponoć nie zimują.
A kupiliśmy, bo jesienne spacery po chorwackich wyspach, w upajającej woni kocanki, zapadają mocno w pamięć.
No nic, do jesienie mamy nadzieję, że przetrwa. A na zimę trzeba będzie przesadzić do doniczki…
PS.
Kocanka przed wysadzeniem, czeka w doniczce:
https://photos.app.goo.gl/PK6ajKXtoHvtK4tV8
Nb, kawałek kocanki sprzed trzech-czterech lat (czyli albo z Pag, albo z pierwszego Cres) wciąż wonieje w serduszkowo-czerwonym pudełku na bilon do kościoła… – ot takie wstępne okazanie (non olet, a jeśli olet, to niech choć powiewem adriatyckiego ziółka… 🙄 )
ot takie wstępne okadzanie… 😳
Kijem Wisły nie zawrócisz,
tak powiadają i to sztymuje. Doświadczyłem tego w Nieszawie. Tak, to tam gdzie kręcono kolejne „Wesele”
Mi osobiście nie przypadło do gustu. Nie lubię tego typu kina dziś i nie przepadałem dawniej. W połowie lat 70-ątych „Wodzirej” wywołał u mnie podobne negatywne uczucia. Naturalnie ze to jest fabuła ale już wówczas drażniło mnie doszukiwania się scen filmowych w realu.
Chwalono wówczas J.Stuhra za dobrą odtwórczą postać w filmie.
Ale czy on wówczas już nie grał tylko siebie?
Biorąc pod uwagę dzisiejsze doniesienia prasowe i kroniki policyjno – sądowe to dzisiejszy J.Stuhr grał już wówczas samego siebie na przyszłość która nie przeszła lecz pozostała.
Ale nie o tym chciałem 🙂
Orka 🙄
Ty masz znakomite pomysły. Ale nie bądź taka minimalistka. Kup dwie flaszki wódki albo jeszcze lepiej trzy. Może wówczas dostaniesz zniżkę na jedną.
We Wieżycy gdzie ostatnio koczowaliśmy w sklepie wioskowym był napis nad stoiskiem monopolowym „kup 10 i jedną dostaniesz za darmo”
Orka 🙄
Tu nie chodzi o alkoholizm. Ale mając trzy flaszki albo więcej możesz prowadzić już eksperymenty – – > pod tytułem
Jakiej wielkości warkocz zamoczony w flaszce wódki najlepiej się przechowuje w jakimś tam określonym czasie, albo który najlepiej pasuje do bigosa a który jest lepszy do sielawy którą to na Kaszubach znakomicie podają 🙄
Czekam na interesujące relacje z badań naukowych
PAK,
Pierwszy raz widzialam kacanki na terenie Purple Haze Lavender Farm. W niektorych miejscach rosly na przemian dlugie rzedy kacanki i dlugie rzedy lawendy. Zolty kolor kwiatow kacanki i lawendowy kolor lawendy dawaly ladny widok. Tam kupilam mala doniczke kacanki. Teraz roslina jest ponad 1 metr wysok i tyle samo szeroka. Wiosna ucielam kawalek i wsadzilam do doniczki. Teraz mam druga kacanke.
Tzeczywiscie pieknie pachnie i rowniez pieknie wyglada. U nas zima to przewaznie deszcze. Rzadko jest mroz. Tylko wysoko w gorach jest mroz i pada snieg.
PAK
Twoja kacanka jest juz gotowa zamieszkac w ogrodzie. Pisales ze dla bezpieczenstwa zmiany temp przeniesiesz doniczke do domu. Powodzenia. To jest piekna roslina.
Kocanka NIE kacanka 🙂
Poczytałam sobie o kocance, jako że roślina ta jest i ładna i pożyteczna:
„ma silny aromat, można ją stosować jako przyprawę do sałatek, zup, mięs i ryb, ma właściwości przeciwzapalne i grzybobójcze.”
Sezon na bób i kalafiory w pełni podrzucam więc przepis na prostą sałatkę z tychże warzyw:
1/2 kg bobu
1/2 lub 1/3 kalafiora, jeśli duży
1 łyżka stołowa ziaren słonecznika
6 łyżek oliwy( 3 do podsmażenia i 3 do sosu)
1 łyżeczka płynnego miodu
1 łyżeczka musztardy
-ugotować bób, chętni obierają, niechętni pozostawiają łupiny
-kalafior gotować al dente i podzielić na drobne różyczki
-na patelni uprażyć ziarna słonecznika i odstawić je na bok
-podsmażyć na oliwie bób i kalafior
-całość polać oliwą wymieszaną z musztardą i miodem, posypać ziarnami
-podawać na ciepło, chociaż na zimno też bardzo dobre 🙂
Salatka i sos mnie bardzo zainteresowały. Na pewno sprobuje.
Ogloszenie “glean”. Agrest (gooseberry). Nie wiem jaka odmiana. Moje jostaberry to kombinacja agrestu i czarnych porzeczek. Tak gdzies przeczytalam. 🙂
Tak Danuska 🙂
Bób na stole niewątpliwie oznacza że już prawdziwe lato w tej części Europy rozpoczęło się na dobre. Posypany zielonym koperkiem podobnie jak i maślanka.
I to jest super tapas, bardzo na czasie. Tymbardziej jeżeli przebyło się ponad 50km po wyspie Wolin.
🙂
Ach co za wieczór, co za towarzystwo, co za miejsce i co za kuchnia!!!
Zakończyliśmy spotkanie australijsko-amerykańsko-francusko-polskie w libańskiej restauracji w Warszawie. W jednym miejscu i w jednym czasie udało nam się zgromadzić towarzystwo z całego świata-była Alina, Echidna z Wombatem, Nowy,
Kocimiętka, Salsa, kuzynka Magda i Małgosia oraz pisząca te słowa.
Spędziliśmy razem wspaniały i jakże smakowity wieczór. Dzięki Kochani!
Tak!!!!!
Spotkanie było przemiłe! Chociaż byliśmy tam jakiś czas wciąż mam niedosyt pogadania z każdym do woli. Ale i tak mogłem wreszcie, po tylu latach, poznać naszą australijską koleżankę Echidnę i jej niezwykle sympatycznego męża. Cóż za super para! Warto było czekać tyle czasu!
Gadałem cały czas, ale i tak nie nagadałem się z Salsą, z Kuzynką Magdą i w ogóle ze wszystkimi!
Długo już naszych Blogowiczek nie widziałem, ale po dzisiejszym spotkaniu jedno mogę powiedzieć – czas się dla nich zatrzymał! Jak one to robią – nie wiem!
Podsumowaniem dzisiejszego wieczoru są przyjęte przez aklamację plany następnych spotkań – u mnie i u Kocimiętki.
Jutro postaram się wrzucić kilka zdjęć, chociaż zrobiłem ich niewiele – człowiek nasycał się atmosferą spotkania zapominawszy o fotodokumentacji. Tak już jest.
Dziękuję wszystkim, dziękuję Danuśce za zorganizowanie tego wieczoru!
Dobranoc!
Kochani, przyłączam się do podziękowań, wieczór cudny, pyszny i towarzysko wyborny, jak zwykle zresztą. Zupełnie niezwykły traf, że choć dzielą nas znaczne odległości mogliśmy spędzić razem tych kilka miłych chwil. Już się cieszę na następne okazje. Dziękuję!
I ja najserdeczniej dziękuję. Jak fajnie było się z Wami zobaczyć! Osobne podziękowania dla Danuśki – spiritus movens spotkania (piliśmy jednak wino, jakby co)
PS A miejsce genialne, dania wielce smaczne i malownicze też
Miejsce warte odnotowania, spotkanie niezwykle sympatyczne, okazja bardzo szczególna. Dziękuję za przemiły wieczór!
Zapomnieliśmy się pochwalić gdzie byliśmy – właśnie tutaj
https://warszawa.naszemiasto.pl/amar-beirut-libanskie-smaki-zapachy-i-tajemnice-nowa/ar/c17-9365289
My również przyłączamy się do podziękowań i peanów pochwalnych do wspaniałego wieczoru spędzonego w przeuroczym towarzystwie przedstawicieli Blogowej Bandy z różnych części naszego globu.
Specjalne podziękowanie dla Danuśki i Aliny za pomysł i zorganizowanie naszego spotkania w libańskiej restauracji „amarBeurut” mieszczącej się w dawnej Fabryce Norblina. Nazwa pozostała lecz zmodernizowane otoczenie z wkomponowaną dziewiętnastowieczną maszynerią dawnej fabryki dodatkowo wzbogaciło doznania estetyczno-kulinarne.
Humory dopisały, apetyty też, a podane dania to wręcz majstersztyk szefa kuchni – co zostało zaprezentowane na poniższych fotografiach. Niestety „padło” jedynie na desery, jako że dania główne i rozmowy wytrąciły nas z obowiązku fotoreporterów.
https://photos.google.com/album/AF1QipMcb7AlY7jyuj08hHCFde9dHj8ZOsXP05psYbow/photo/AF1QipMvCyL2CbugOic5urvQoLvDdS-h0YrdulomQgXf
echidna i Wombat
PS 1 do powyższego:
Alino – raz jeszcze dziękuję za niespodziewany i miły prezent.
PS 2 jak wyżej:
W drodze powrotnej, na skrzyżowaniu jakie mineliśmy po wyjściu z restauracji, był wypadek. Na szczęście niegroźny dla ludzi lecz auta ucierpiały znacznie. Wyglądało to na zderzenie czołowe.
Opps
Link poprawny:
https://photos.app.goo.gl/kLYDnozTSYRb1skm9
Nic dzisiaj nie jest poprawnego w moich linkach. Przepraszam. Chyba jestem ciut przemęczona. Postaram się popracować nad tym jutro.
Echidno, dziękujemy, ten ostatni link działa!
Też zamówiłam ten deser, było to pyszne i oryginalne (wcale nie takie słodkie, chociaż arabskie) ciastko serowe z syropem klonowym i sezamem.
W najnowszym wydaniu niemieckiej „Süddeutsche Zeitung“ jest artykuł wspominający Wisławę Szymborską która skończyłaby dzisiaj 100 lat.
Wstałam wcześnie bo piekę chleb. Życzę wszystkim miłej niedzieli.
Jeszcze tylko na chwilę wrócę do czwartkowego spotkania-wszystko zaczęło się od telefonu od Aliny, która powiedziała mi, że na krótko przyjeżdża do Warszawy i że bardzo chciałaby się z nami spotkać. Potem tylko wystarczyło skontaktować się z kolejnymi osobami i w rezultacie dziewięć osób spotkało się przy wspólnym stole.
Echidno-chyba nie będziesz miała nic przeciwko temu, jeśli opowiem ciekawą historię związaną z Wombatem. Otóż okazało się, że przed wyjazdem na emigrację nasz kolega pracował w miejscu, w którym się spotkaliśmy czyli w biurach Fabryki Norblina. Budynek i okno, przy którym stało jego biurko zachował się do dzisiaj, ale cała przestrzeń dookoła wygląda oczywiście zupełnie inaczej. To jedna z najbardziej udanych rewitalizacji w Warszawie.
Wczoraj nadbużańscy sąsiedzi zaprosili nas na „kociołek myśliwego”. Zawartość kociołka przygotował ich kolega-myśliwy. W garnku znalazły się dziczyzna, wołowina i wieprzowina. mięso zostało pokrojone w kostkę, jak na gulasz i doprawione papryką, cebulą i sporym chlustem czerwonego wina. Całość dusiła się ponad cztery godziny, cebula zniknęła całkowicie zagęszczając sos.
Osobisty Wędkarz o dziwo nie marudził, jadł ze smakiem i się nie rozchorował.
Danie zostało przygotowane w sprzęcie jak poniżej:
https://a.allegroimg.com/s1024/0cb47f/b4efa7404a02ab32482f2e7eb672
To bardzo praktyczne rozwiązanie, nie wymaga za wiele drzewa do gotowania.
Nie wszystkim jeszcze podziękowałam za życzenia zdrowia po złamaniu mojej ręki, czynię to zatem niniejszym. Zdjęcie gipsu przewidziane 14 lipca.
Czas wolny niedzielny (poranek) minął (za szybko) w Paczółtowicach i Dolinie Racławki…
https://basiaacappella.wordpress.com/2023/06/14/co-wiemy-o-troi/#comment-99972
(Wczoraj przed południem popadało bardzo, bardzo godnie… i sza, bo u nas na południu raczej nie modlimy się o deszcz, żeby nie zostać za bardzo wysłuchanym… i nie afirmujemy go nadto, by nas nie polubił 😉 — Lecz tym razem h2o było bardzo, bardzo upragnione, od połowy maja… a jeśli nawet na naszych, nieco podmokłych zagonach, to…)
Konsumujemy kalarepę, marchewkę i musicale Bernsteina 😀 …Lody z (własnymi) czarnymi porzeczkami i agrestem dwojga kolorów – po obiedzie 😎
a cappella,
pierwsze plony ogródkowe imponujące, a widok kwitnących ziemniaków w ogródku jest raczej niecodzienny. W polu owszem widuje się, ale przy domu nie.
I widzę, że kwitną już rudbekie, to bardzo wcześnie, ale na południu wegetacja odbywa się znacznie wcześniej. Dalie kupiłam u ogrodnika już kwitnące.
Skończył się już sezon truskawkowy, choć pewnie truskawki będą się pojawiały w sklepach, ale każdy zdążył się nimi nasycić. Za czereśniami nie przepadam, za to cieszą mnie wiśnie i borówki w bardziej przyzwoitych niż do tej pory cenach. W lesie widziałam już jagody.
Krystyno 😀
widok kwitnących ziemniaków w ogródku jest raczej niecodzienny – Nie tutaj; ogródkowicze i działkowicze uprawiają wszystko, na co im przychodzi ochota, w zależności od posiadanego czasu, umiejętności i areału do dyspozycji… My przyjęliśmy limit 10-12 krzaczków, w zeszłym roku plon starczył nam aż do Bożego Narodzenia (fakt, nie jemy za dużo ziemniaków, ale z drugiej strony kilka razy „chwaliliśmy się” własnymi przed gośćmi 😀 )
Nieco rudbekii i dwa krzaczki lwich paszczy przetrwały zimę w gruncie, więcej porozsiewało się tu i ówdzie i teraz przy okazji deszczu ląduje „na docelowych stanowiskach”…
Dalie niestety trzeba wykopywać, ale widząc po sklepach, jak małe karpy są w ofertach, wycwaniłam się i ja – do garażu idzie tylko troszeczkę przetrwalnika, reszta użyźnia ziemi szmat 😀
Truskawki się kończą; poziomki wreszcie duże (podsychały podczas suszy mimo obfitego podlewania)… I tak dalej… 😀
Czy mogę dostać mail do Alicji od którejś uprzejmej osoby? Mam jakiś chyba już nieaktualny. Nana
Nana Mi 🙂
Trafiłaś w dziesiątke.
Bardziej uprzejmej osoby ode mnie ze świeczką szukać i to nje jest powiedziane ze skończy się to powodzeniem 🙄
Na jaki adres mam wysłać Alicji adres 🙄
Pozdrawiam z najpiękniejszego miasta na planecie gdzie już za parę dni odbywa się „Rave the Planet” w gronie prawie półmilionowym 🙂
Oj będzie bal 🙂
alicja.adwent@gmail.com
słowa: Agnieszka Osiecka, wyk. Maryla Rodowicz
Życie, kochanie, trwa tyle, co taniec,
fandango, bolero, bibop,
manna, hosanna, różaniec i szaniec,
i jazda, i basta, i stop.
Bal to najdłuższy, na jaki nas proszą,
nie grają na bis, chociaż żal,
zanim więc serca upadłość ogłoszą –
na bal, marsz na bal!
Szalejcie aorty, ja idę na korty,
roboto, ty w rękach się pal,
miasta nieczułe, mijajcie jak porty,
bo życie, bo życie to bal.
Bufet jak bufet, jest zaopatrzony,
zależy, czy tu, czy gdzieś tam,
tańcz, póki żyjesz i śmiej się do żony,
i pij zdrowie dam…
Niech żyje bal,
bo to życie to bal jest nad bale,
niech żyje bal,
drugi raz nie zaproszą nas wcale,
orkiestra gra,
jeszcze tańczą i drzwi są otwarte,
dzień wart jest dnia
i to życie zachodu jest warte!
Chłopo-robotnik i boa-grzechotnik
z niebytu wynurza się fal,
widzi swą mamę i tatę, i żonkę,
i rusz, wyrusza – na bal.
Sucha kostucha, ta Miss Wykidajło,
wyłączy nam prąd w środku dnia,
pchajmy więc taczki obłędu jak Byron,
bo raz mamy bal!
Niech żyje bal,
bo to życie to bal jest nad bale,
niech żyje bal,
drugi raz nie zaproszą nas wcale,
orkiestra gra,
jeszcze tańczą i drzwi są otwarte,
dzień wart jest dnia
i to życie zachodu jest warte!
Orca,
życzę Ci dzisiaj radosnego świętowania 4 lipca!
Dziękuję uprzejmemu bezdomnemu! Nana
Eva47,
Dziekuje. Zapowiada sie cieply, sloneczny dzien. Tradycyjnie zjem hot doga. Nad woda (waterfront) sa zaplanowane rozne uroczystosci.
Pozdrowienia 🙂
Szczęśliwego Yankeskiego!
Tylko wino pomoze na zjedzone hot dogi. 🙂
…i piękny Księżyc u mnie, chociaż już troszkę pomniejszony, pełnia była wczoraj, 3-go lipca. Piękny i pomarańczowy jak… pomarańcza!
July 4
Waning Gibbous
Illumination: 98%
Serdeczne pozdrowienia dla tych, którzy wczoraj radośnie świętowali.
Frakcja francuska cierpliwie czeka na swoje święto.
Zebrałam właśnie kwiaty dziurawca, bo dowiedziałam się od jednego z naszych sąsiadów, iż nalewka z tego ziela jest świetna w smaku. W to, iż służy zdrowiu i dobremu samopoczuciu nie wątpię ani przez moment 🙂
Nalewkę mam zamiar zrobić według tego przepisu:
https://gotujwstylueko.pl/przepisy/nalewka-na-dziurawcu-lecznicza
Suszę już kwiaty lipy, które u nas już powoli przekwitają. Lipa posłuży tradycyjnie do przygotowania zimowych lub przeziębieniowych(odpukać!) herbatek.
Na naszych grządkach zaczęły kwitnąć floksy i jeżówki.
Z dziurawcem trzeba uważać ,bo jest silnie fotouczulający . Był swego czasu ogólnie dostępny medykament z czosnkiem i dziurawcem i tam było ostrzeżenie, żeby nie używać latem i chronić się przed słońcem. Nie wiem czy alkohol neutralizuje ten mankament. Zimą można się raczyć taką nalewką bez ryzyka 🙂
Wczoraj, 4 lipca mielismy dodatkowa atrakcje. Odplyw (low tide) od kilku dni jest negatywny i mierzy czasami pół metra. Jest to okazja obserwowac rozne morskie stworzenia. Duzo osob spacerowalo wzdluz wybrzeza. Wczoraj widzialam miedzy innymi sea cucumber.
Jeszcze nie jadlam sea cucumber. Wiem ze jest popularny w menu azjatyckim.
W ogrodzie pierwszy raz posadzilam karczochy (artichoke). Na razie rosna. Sarny tego nie jedza ale slimaki objadaja liscie. Stosuje zmielona kawe jako ochrone przed slimakami. Na razie dziala.
Posadzilam duzo California poppy. Chce zastapic trawe tymi pieknymi kwiatami.
Dzisiaj bedzie kolejny cieply dzien.
W gory ruszymy po swiatecznym ruchu turystow.
Orca,
maczki kalifornijskie widuję czasem w tutejszych ogródkach, wyróżniają się mocnym kolorem. Wiem, że część nasion przyjechała z Kalifornii. Nie jest to jednak roślina inwazyjna. Pamiętam, że kiedyś pokazałaś filmik z łanami maczków.
Dziurawiec mam jeszcze z ubiegłego roku, ale pora na nowy zbiór. Wiele osób myli dziurawiec z podobną rośliną. Dla ułatwienia – roztarte kwiaty dziurawca pozostawiają na palcach bordowy kolor.
Niedawno byłam na grupowym spacerze z zielarzem, z wykształcenia botanikiem. Pan mówił, że herbatka z dziurawca wypita nawet w słoneczny dzień nie zaszkodzi, co innego mocniejsze preparaty – z nimi trzeba uważać. Jednak z przyzwyczajenia będę ją piła w pochmurne dni.
Dziurawiec, St. John’s wort planuje posadzic w tym roku. Piekne kwiaty. Sasiadka ma czesc ogrodu pokryta tymi kwiatami. Zima przeniesiemy czesc jej kwiatow na nasza strone.
Czy herbate robicie z kwiatow?
Podobne pytanie mam na temat kocanki? Pisaliscie o herbacie z kocanki. Google pisze ze herbate mozna robic z kwiatow i z lisci kocanki.
Orca,
tak, herbatkę zaparzam z kwiatów dziurawca ususzonych wraz z małymi listkami. Suszu daję niewiele a i tak napar jest dość mocny.
Co do kocanki, to myślę, że chodzi o kocankę piaskową, dziko rosnącą. Ty i a cappella pisałyście o tej ogrodowej, pięknie pachnącej. Nie wiem, czy ona nadaje się do spożycia.
Krystyna,
Dziekuje
Orco- tak, ja też zbierałam jedynie kwiaty dziurawca.
Okazuje się, że lista ziół fotouczulających jest dosyć długa, a dziurawiec jest w tym zestawieniu znany chyba najlepiej:
https://apteline.pl/artykuly/ziola-fotouczulajace-lista-po-jakich-ziolach-nie-wolno-sie-opalac
Danuska,
Dziekuje za informacje. Z zioł ktore rosna w ogrodzie zbieram dwa rodzaje mięty i tymianek. Kocanka jest dla ozdoby. Lawenda rowniez. To samo planowalam z dziurawcem. Dla ozdoby. Okazuje sie ze kocanka i dziurawiec maja rowniez inne zastosowanie. 🙂
Mam rowniez kilka odmian szałwi, rozmarynu i pewnie inne zioła ktore sa dla ozdoby.
W tym roku po raz pierwszy posadzilam liść bobkowy (sweet bay leaf). Zobaczymy co z tego bedzie. Na razie bardzo powoli rosnie. Posadzilam to od odcietej malej gałazki duzej rosliny.
Po raz pierwszy posadzilam nasiona nasturcji. Tez rosnie i tez powoli 🙂 Przeczytalam ze sarny i slimaki tego nie jedza z powodu zapachu i smaku czosnku. 🙂
Podobno kwiaty nasturcji pasuja w sałatce 🙂
Wiele kwiatów jest jadalnych, a szczególnie te, które sami wyhodowaliśmy i wiemy, że są bio. U kuzynki Magdy miałam okazję kosztować nasturcje i bratki.
Tutaj więcej o jadalnych kwiatach i o ostrożności, jakiej wymaga ich dodawanie do potraw: https://naturalniezdrowy.com.pl/jadalne-kwiaty/
Wszyscy wiemy, że Prowansja słynie ze swoich pól lawendowych i że kwiaty te używane są w przemyśle spożywczym i kosmetycznym. Jest jednak jeszcze jedno miasto we Francji, które nieodmiennie kojarzy się z kwiatami- to Tuluza i jej fiołki. Skąd ta tradycja i co można wyprodukować z dodatkiem fiołków możecie przeczytać poniżej:
https://www.lamaisondelaviolette.com/en/content/7-the-violet-flower
Nasturcja – jak najbardziej w sałatce, płatki mają pieprzny smak (nie kojarzą mi się z czosnkiem, raczej z pieprzem) i pięknie wyglądają.
Natomiast dojrzałe, świeże nasiona można zamarynować w lekkiej zalewie octowej i stosować jak kapary, do sałatek i kanapek.
https://beszamel.se.pl/przepisy/przetwory/polskie-kapary-z-owocow-nasturcji-sprytny-sposob-na-marynowane-kaparki-re-rcYz-kppB-x97s.html
U mnie wysyp nasturcji – są to bardzo niewymagające rośliny i pięknie wyglądają, dlatego zawsze je wysiewam , czasem nawet zimą do doniczki (jak nie zapomnę!), którą stawiam na najbardziej nasłoneczniony parapet.
Rozmaryn i bazylię zawsze mam w doniczkach – u mnie w ogródku nie przeżyje zimy, próbowałam, ale Orca może spróbować, bo w tamtej okolicy klimat jest znacznie łagodniejszy.
Jacques Pepin w swoich przepisach uzywa kwiaty do ozdoby i do smaku. Wlasnie bratki i nasturcje.
Nasiona nasturcji zamowilam przez Amazon. Nie moglam znalezc sklepu z nasionami nasturcji. Pierwszy raz w tym roku zasialam nasturcje. W doniczkach. Licze na duzo kwiatow i nasion na przyszly rok.
Sage rosnie u nas na dworzu i często na dzikich terenach. Basil mam w kuchni przy oknie w podrecznym miejscu jako przyprawa.
White sage i Siberian sage ładnie kwitna.
Miejscowi Indianie maja szczegolne pzywiazanie do white sage.
Tak jak pisze Alicja miejscowy klimat pozwala chodowac rosliny przez caly rok.
Danuska,
Przeczytam zalaczone linki za kilka godzin.
Rozmaryn kwitnie w grudniu. Kolibry bardzo lubia te kwiaty i sa wdzieczne za kwitnace zima rosliny.
Alicja,
Dziekuje za pomysl z nasionami nasturcji. Kapary lubie do ryb.
Jeździłam dziś trochę rowerem po naszej okolicy. Zioła pięknie pachniały. Od razu zauważyłam mnóstwo kwitnącej kocanki piaskowej i dziurawca. Po moich doświadczeniach z suszeniem ziół zbieram i suszę już tylko te, które rzeczywiście wykorzystam. I w umiarkowanych ilościach. Mam już ususzoną pokrzywę , kwiaty czarnego bzu i trochę mięty. U mnie mięta jakoś nie chce się rozrastać, a na dziko rosnącą trudno jest trafić, tak więc mam jej niewiele. Natomiast bardzo inwazyjne jest oregano; dostałam kiedyś od koleżanki kilka sadzonek, a rozrasta się ponad moje potrzeby.
Bratki ostatnio były na moim talerzu w restauracji rybnej.
Z dziurawcem wiaze pewien seksistowski kalambur… Ale, to nie to fotum i nie ta pora.
Tyle wiem, ze mamie mojej zawsze musialem tego nazbierac. Dlatego ze chodzilem zawsze po lesie i znam rosline dokladnie. Rozrozniam od innych, np trujacego „starca srebrzystego”- jakubka.
Zbieralem zawsze cale lodygi, ktore potem wiazalem w wiechci i suszylem.
Mama potem sciagala z lodyg i listki, i kwiaty.
Orca,
nasturcje lubią słońce, u mnie mają go tylko parę godzin, ale dobrze się trzymają. Zawsze zostawiam trochę nasion na przyszły rok, ale zwykle dokupuję torebkę albo dwie na wiosnę – u mnie w lokalnym spożywczaku (grocery store) zawsze wiosną i latem można dostać nasiona różnych warzyw i kwiatów.
Mam nasturcje po różnych doniczkach, np. z krzewami fig (mam 2 figi), a zimą zawsze wciskam kilka nasion do doniczek z kaktusami, którym to sąsiedztwo wcale nie przeszkadza, bo nasturcje nie są zbyt ukorzenione. A nasiona wszystkie sukcesywnie zbieram, teraz mam już prawie tyle, że mogę zrobić jeden słoiczek „kaparów” 😉
Glean:
– czeresnie
– czerwone porzeczki
– kwiaty czarnego bzu (elder flowers)
– goumi berries (po polsku?)
Wiem ze z kwiatow czarnego bzu chętni robia syrop, herbate i rozne napoje.
Nie jestem pewna czy chodzi o goumi berries czy goji berries. W ogloszeniu jest goumi berries.
Alicja,
Ja czekam na moje nasiona z posadzonych roslin. Mam jeszcze duzo nasion z zamowienia z Amazon. Nie znalazlam nasion w sklepie ogrodniczym wiec kupilam z Amazon.
Danuska,
Piekna historia Violette de Toulouse. Z opisu wynika ze kwiat ma unikalny, piekny zapach. Wyglad jest rowniez unikalny.
Bardzo dziekuje za liste jadalnych kwiatow. Znam niektore z konsumpcji ale przyjemna niespodzianka jest nagietek (calendula). Nic dziwnego ze sarny nie jedza tych pieknych kwiatow. Ze wzgledu na ich smak. Moje nagietki juz prawie przekwitly ale chyba jeszcze cos znajde do posmakowania. 🙂
“Sweet bay leaf” to lisc laurowy nie bobkowy. Wczesniej napisalam ze posadzilam te rosline tylko zle napisalam nazwe.
Alicja,
Dziekuje za przepis na kapary. Przy odpowiedniej ilosci nasion na pewno zrobie ten eksperyment.
Instrukcja jak rozsadzic (propagate) rosline lisci laurowych
https://youtu.be/FD85WAe1qU8
Orca:
Gógiel mówi: oliwnik wielokwiatowy (ale też że funkcjonuje: wiśnia srebrzysta).
Ci, którzy uczestniczyli w blogowym spotkaniu w Fabryce Norblina w Warszawie na pewno z przyjemnością powspominają, a Ci którzy nie uczestniczyli być może chętnie obejrzą poniższe zdjęcia. Ich autorem jest Nowy, ja jedynie wrzuciłam je do albumu i zamieszczam na blogu na prośbę naszego Kolegi. Z autorami zdjęć tak najczęściej bywa-na ogół nie ma ich na utrwalonych obrazach. Za jakiś czas powinniśmy jednak otrzymać zdjęcia robione przez Echidnę, może na nich znajdziemy Nowego? https://photos.app.goo.gl/CesDN4V2BbqQNkva6
Przepraszam, ale mam pytanie –prawidłowy dzień czekolady to:
a) był 12 kwietnia,
b) dzisiaj?
c) był/jest w jednej z tych dat, ale i tak się obchodzi 11 lipca?
I który jest:
1) Międzynarodowy;
2) Polski;
3) Światowy?
Bo się już gubię w tej wielości świąt… I źródła co gorsza też… O_O
O, np. źródło:
https://swistakpakuje.pl/2023/03/23/dzien-czekolady-kiedy-jest-jak-obchodzic/
Danusia,
Dziękuję za zamieszczenie zdjęć, chociaż nie są najwyższej jakości. Wstyd przyznać, ale to typowe zdjęcia „pstrykane”. Jakie są takie muszą być.
Na zdjęciach tego wyraźnie nie widać, ale miejsce znakomite – dowodem tego jest, że zaraz idę tam znowu z moimi córkami celebrować ich nie tak dawne imieniny. Udało mi się zarezerwować na górze – dam znać, czy tam rzeczywiście fajniej.
PAK4- o czekoladzie i jej święcie znalazłam tenże artykuł, sporo wyjaśnia i dorzuca kolejne daty 🙂 https://tiny.pl/ct2fh
Czy należysz do czekoladowych łakomczuchów? Alain należy-dzień bez jednej czy dwóch kostek czekolady jest dla niego dniem straconym. Na dodatek jest fanem wersji bardzo słodkiej, czyli czekolady mlecznej z karmelem, nie przepada natomiast za czekoladowymi lodami. Ja coraz chętniej jadam czekoladę gorzką, a we Francji jednym z moich ulubionych deserów jest mus czekoladowy.
Nowy- może zdjęcia nie są najlepszej jakości, ale świetnie oddają atmosferę naszego spotkania. Życzę Ci miłej biesiady z córkami!
Danuśka, Nowy,
dziękuję za urocze zdjęcia. Miło patrzy się na Was uśmiechniętych. Wyobrażam sobie tamtą atmosferę.
Czekolada zasługuje na poważne potraktowanie; jest przecież królową słodyczy. 🙂
Wystarczyłoby jedno ale konkretne święto. Świątecznie zjadłam kawałek czekolady do kawy. Pamiętam czasy, kiedy w sklepach były tylko dwa rodzaje czekolady i kupowało się ją bardzo rzadko.
Towarzystwo w znakomitej większości mi znane osobiście, pozdrawiam, nieznanych też! Nie ma to jak spotkania w realu – i to „z całego świata”! Znajoma atmosfera.
Krystyna,
a propos czekolady…. pamiętasz „blok czekoladowy” (lubiłam!) albo „wyrób czekoladopodobny”?
https://www.przyslijprzepis.pl/przepis/blok-czekoladowy-110 <– tu jest przepis, ale ja wspominam "sklepowy" blok czekoladowy z końca lat 60-tych.
U nas sauna prawie 100% – pochmurno, wychodzisz z domu i natychmiast dostajesz w głowę parą, która szczelnie oblepia… Przeszłam z wielkim trudem 3km – i z półlitrową butelką wody z paroma kroplami cytryny. Chyba będzie burza albo coś…
To znowu ja.
Przed chwilą dotarłem do domu, a już północ. Jeszcze raz wielkie dzięki dla Danuśki za wyszukanie tak wyszukanego miejsca. Super! Siedzieliśmy na samej górze, pod wyjątkowo pogodnym niebem zajadając egzotyczne potrawy, jeśli nie oryginalnie libańskie, to świetnie podrobione! Naprawdę pycha.
Po początkowych przystawkach – humus i coś tam, wzięliśmy trzy gatunki mięsa z grilla, każde inne i każde super. Do tego sałatka – przyniesiono na talerzu coś przypominające wyrośnięty bochenek chleba. Pan dzierżył w dłoniach dwie łyżki stołowe i tymi łyżkami lekko stuknął w ten niby bochenek. Wierzch rozpadł się na wiele kawałków, a pod spodem ukazała się wspomniana sałatka. pan polał ją i posypał wieloma przyprawami – jakie to było dobre!!!
Na deser miałem uwielbianą przeze mnie baklavę z lodami. Także pycha!
Uważam, że warto to miejsce odwiedzić więcej niż raz!
Dobranoc!
Byłam rano na spacerze z kijkami jak zawsze w Lesie Bemowskim i się zdziwiłam. Takich tłumów nigdy tam nie widziałam, wszędzie samochody, a przy nich ludzie duzi i mali z kijkami. Szybko się wyjaśniło dlaczego.
https://nordicwalkingworldleague.com/pl/cities-list,2023/mistrzostwa-europy-w-nordic-walking-warszawa-2023
Trochę to nam utrudniło nasz spacer bo trasa częściowo pokrywała się z naszą. Trzeba przyznać , że maszerowali prawie biegnąć. Popatrzyłyśmy na siebie z koleżankami i równocześnie stwierdziłyśmy – po co się tak męczyć, to ma być przyjemność!
Na szlakach w okolicy Romanki (1366 m npm, Beskid Żywiecki) nie było aż takich tłumów, jakie „obsiadły” i „oblazły” góry i pagóry w ostatnich latach!
https://owczarek.blog.polityka.pl/2023/06/01/zakochany-sledz/#comment-189797 😀
Trzeba przyznać , że maszerowali prawie biegnąć. Popatrzyłyśmy na siebie z koleżankami i równocześnie stwierdziłyśmy – po co się tak męczyć, to ma być przyjemność!
Różnie jest w różnych aktywnościach, ale dla mnie w górach nie ma nic bardziej męczącego, niż gdy muszę iść znacznie wolniej od mojego zwyczajowego tempa.
A jeśli jeszcze do tego miałoby dojść podejście w upale (a nie rano)… – horror!
Tak więc wyobrażam sobie, iż dla wytrenowanego nordikowca jego dobre/normalne tempo to przyjemność, szybki „wstrzyk” endorfin… do tego ta adrenalina rywalizacji…
Przyjemność!
No właśnie, po co się katować 😉
Niedawno wyczytałam, że jakaś dziana Norweżka zamierza w paręnaście tygodni zrobić wszystkie ośmiotysięczniki w Himalajach. A ponieważ jest dziana, wymyśliła metodę na szybko i przyjemnie – helikopter ma ją podwozić z jednej góry pod drugą, a tam już Szerpowie wszystko zaporęczowali, obozy pośrednie ustawili, zaopatrzyli… tylko łoić ściany!
https://sport.se.pl/sporty-zimowe/korona-himalajow-w-pol-roku-norwezka-kristin-harila-wyciaga-reke-po-rekord-aa-YkbN-59eJ-gVY6.html
Tymczasem…
„Pierwszym dwóm zdobywcom Korony Himalajów przedsięwzięcie to zajęło całe lata. Włoch Reinhold Messner skompletował ją w 16 lat (1970-86), a Jerzy Kukuczka, na ogół przecierający nowe i trudne drogi, uczynił to w 8 lat (1979-1987).”
O tempora, o mores! O współczesne możliwości i zabawki…..
Tracy – moja ulubiona! Jej piosenki porywają mnie w przestworza!
To jedna z nich:
https://www.youtube.com/watch?v=YIXh0JNvuHs
https://www.youtube.com/watch?v=ajxXqYimorw
Mając kompletnie dosyć powtarzanego bez przerwy Niemena na Naszej stronie, pragnę pokazać, że nie tylko Niemen kształtuje nasze muzyczne gusta , są tacy, którzy lubią Niemena, ale dostrzegają tez innych:
https://www.youtube.com/watch?v=n7CPCp4Y7eo
Niemen może króluje w Kanadzie, ale Kanada nie jest jeszcze ( na szczęście) , królową świata.
Nowy,
przepraszam. Już nie będę. To nie chodzi o promowanie Niemena, tylko akurat jak mi w duszy gra wtedy. Nikt nie musi wciskać na link, prawda?
Tobie w duszy gra cokolwiek innego wtedy i tamtedy, ale ja słucham i nikomu nie każę wciskać tego linka, co podaję.
Prestań się ze mną kłócić – przecież jesteś człowiekiem, liberałem, który wyczuwa i nie przeszkadza innym myśleć inaczej.
Ale żeby Ci ulżyć – mogę się wypisać, serio, z tego bloga. W ogólę przepraszam, że żyję – przecież kiedyś byliśmy dobrymi znajomymi, prawda?
Co takiego się stało, że znienawidziłeś mnie ?
Mam nadzieję, że jako otwarty człowiek mi to dokładnie wyłożysz.
Ja się tylko dziwię…..
Dlaczego mnie zwalczasz?
Dlaczego mnie uważasz a byle co, a nawet jeszcze gorzej?
Coś musiałam Ci zrobić – tylko nie wiem, co.
Wypowiedz się, o co poszło, a nie knuj i pisz głupoty.
Mnie na blogu już nie zależy. Po śmierci Piotra zależało mi, sama ciągnęłam , ale teraz już mi nie zależy.
Zwłaszcza, jak taki wpis, jak Twój. Wal się, durniu, nie dodający nic, a krytykujący wszystkich
Alicja,
Kiedy plynelam promem na trasie Seattle – Bainbridge Island obok mnie siedzialy dwie osoby z gitarami. Tematem ich rozmowy byla niedawna wycieczka do Europy. Jeden powiedzial ze troche poznal muzyke z Polski i wymienil (pisze fonetycznie) eSBiBi i Nimen. 🙂
Nowy 🙂 czy to jawa czy sen?
… „wzięliśmy trzy gatunki mięsa z grilla,…”
🙄
Z rusztu, zupelnie jak u neandertalczyków 🙂 przed tysiącami lat 🙂
No proszę, przeszła mi koło nosa dyskusja o ziołach.
Uprawiam je jedynie w formie doniczkowej bo wtedy mogą badyle 😉 podróżować wraz z nami 🙂
Na pierwszym miejscu plasuje się Zitronenstrauch. On się tylko tak nazywa ale nie jest żadnym krzakiem z cytrynami. Nie zawsze udaje mi się go w Berlinie kupić ale nie płaczę z tego powodu 🙂 jestem wystarczająco często we Francji nad biskayem i tam odświeżam zapasy na zimę w ciepłych krajach.
Tym ziółkim mogę aromatyzować wszystko. Od marchewkowej zupy po deser z truskawek
Ysop zachwycił mnie kwitnącym na niebiesko kwiatem. Podobnie jak razmaryn.
Niewielka jego ilość podnosi przyjemność jedzenia nawet najwartościowszej hiszpańskiej szynki (tej za ponad 100euro za kg)
No i marokańczyk skubnięty na zachodniej Saharze i wsadzony do doniczki jeździ z nami już dziewiąty miesiąc. Małe listki bazyli nadają się do wszystkiego jeżeli lubi się ten smak.
A cappello nie mam nic przeciwko takim zawodom, jak również ludziom co chcą to robić w sposób wyczynowy, bo wyniki ponad 10 km/godz robią wrażenie.
Chodzimy z koleżankami towarzysko i dla zdrowia, jedna z nich jest zresztą trenerką Nordik Walking . Jest to forma spaceru, w lesie, który jest trochę mniej zanieczyszczony od ulic Warszawy. Wędrujemy sobie w przyzwoitym tempie marszowym, przepuszczamy rowerzystów i biegaczy 🙂
O godzinie 3:10 Alicja napisała, cytuję:
„Wal się, durniu, nie dodający nic, a krytykujący wszystkich”
Kilka dni temu ktoś napisał o słomie wystającej z cholewy – ta słoma, nie mając chyba wystarczająco miejsca, właśnie się rozsypała. Takiego wpisu w historii blogu chyba jeszcze nie było.
Ależ oczywiście, Małgosiu 😀 —
…Tyle,, iż czasem wyda się ludziowi, iż nigdy dość przypominania, iż – podobnie jak w przypadku ulubionych lub mniej oper, książek, kaszy gryczanej, partnerów do dyskusji lub czegokolwiek innego… – i w kwestii aktywnego wypoczynku
każdy
ma
nieco inaczej rozwarte
nożyce
przyjemność — mordęga
.
I najważniejsze, by umiał swój trafić na swego 😀
PS, oczywiście, byliśmy rankiem w terenie —
— 7 km, 200 m deniwelacji, czyli luzik…
Plus piknik, podziwianie wciąż chłodnej przyrody, ludzkich ogródków, itp. 😀
Pojawiły się nowe zdjęcia z naszego przemiłego spotkania, tym razem od Echidny
https://photos.app.goo.gl/Yq6gwanf4WZ1FwJa6
A gdyby ktoś chciał obejrzeć wszystkie razem to połączyłam nowe i starsze.
https://photos.app.goo.gl/CesDN4V2BbqQNkva6
Zitronenstrauch po angielsku to lemon verbena. Piekny krzak o pieknym zapachu lisci i kwiatow. Rosnie w ogrodzie od kilku lat. Jeszcze nie smakowalam. Najwazniejsze ze sarny tego nie jedza.
Jest jeszcze lemon balm (melisa?) Rowniez przyjemny cytrynowy zapach i rowniez rosnie w ogrodzie. Troche bez opamietania podobnie jak mięta.
Pisalam juz kilka razy ze eliminuje rosliny ktore jedza sarny i sadze tylko te ktorych sarny nie jedza.
Małgosiu-dzięki za techniczne ogarnięcie całości 🙂
Odwiedziliśmy wczoraj naszych przyjaciół mających letni domek na Kujawach w pobliżu malowniczego jeziora. Był grill, na którym znalazły się kiełbasy i kaszanka produkcji pana domu i były też kąpiele w jeziorze. Jakże zazdrościłam tych kąpieli tym, którzy ich zażywali. Wiadomo, z ręką w gipsie nie da się pływać 🙁
Przy okazji postanowiliśmy zajrzeć do Włocławka, bo z miejsca, gdzie byliśmy to tylko rzut kamieniem. No cóż, nie jest to miasto, które rzuca na kolana. Owszem pięknie położone, bo i rzeki (aż trzy!)i jeziora, a poza tym zielono, bo lasy i parki.
Miasto jednak wygląda w dużej części na bardzo zaniedbane- smętne kamienice, smutne i biedne podwórka, niezagospodarowane place i placyki w centrum. Nie jest oczywiście tak, iż władze miejskie nic nie robią. Nad Wisłą powstały wspaniałe bulwary, przeprowadzono udaną rewitalizację browaru Bojańczyka tworząc tam Centrum Kultury Browar itd…, ale pracy nadal dużo.
Może za kilka lat Włocławek zmieni się tak wspaniale, jak zmieniła się Bydgoszcz?
Oby tak się stało, a dzisiaj garść zdjęć z lipcowego spaceru po mieście:
https://photos.app.goo.gl/w5kvMAR2vShxjtsP7
„Nowy2
9 lipca 2023
12:18
O godzinie 3:10 Alicja napisała, cytuję:
„Wal się, durniu, nie dodający nic, a krytykujący wszystkich”
Kilka dni temu ktoś napisał o słomie wystającej z cholewy – ta słoma, nie mając chyba wystarczająco miejsca, właśnie się rozsypała. Takiego wpisu w historii blogu chyba jeszcze nie było”
Nie było, bo nie było potrzeby, Tadziu. żeby – jesteś kłótnikiem i te kłótnie stwarzasz, a nie pamiętasz, że przecież byliśmy kiedyś dobrymi znajomymi.
Nie było kłótni, dopóki Ty nie wciągnąłes tu sprawy wyborów. TY – TOLERANCYJNY.
Tolerancja widać jest tylko według Twojej definicji.
Dlatego…. wal się – a znałam i polubiłam Cię innego. Hipokrytów nie znoszę. Nigdy nikogo nie udawałam, co może potwierdzić mój towarzysz od 50 lat – Jerzor.
Bywam wredna, jak wszyscy, ale bywam sympatyczna. Nie szukam wrogów, jak niejaki prezes.
Niestety, czasami hamulce puszczają…
Rozumiem też, że w dawnych czasach gomółkowskich „warsiawianie” mówili o tych niewarszawianach, że im „słoma z butów…” – jeszcze wam to nie przeszło?
Co to jest, że ja szanuję moją wieś, i nie znoszę „warszawki i krakówka” – tak bym nigdy nie mówiła o miejscach, które kocham! – dla mnie wspaniałych polskich miejsc w odniesieniu do historii.
Bartniki
https://photos.google.com/search/bartniki
Nowy,
proponuję podanie ręki, bo nie ma się o co kłócić, a za durnia przepraszam. Wyrwało mi się 🙄
🙂 – – > Z młodej piersi się wyrwało, w wielkim bólu i rozterce i za wojskiem poleciało, zakochane czyjeś serce.
Żołnierz drogą maszerował, nad serduszkiem się uAlił, więc je do plecaka schował i pomaszerował dalej 🙂
Cztery
Orca, barany też wszystkiej zieleniny nie tykają. Podobnie jak ich panienki owieczki. Ale wystarcza ze jeden z drugą obetrze się o agrest ktory to o tej porze roku zmakuje znacznie lepiej arbuzy zimą i już jest mało smaczny. Podobnie jest z porzeczkami.
Dla jasności dodam, ja nie mam nic przeciwko rogatym czteronogom.
https://photos.app.goo.gl/zoe54WQwTrjJLNZZ7
”
po rewolucji
26 czerwca 2023
18:22
@Alicja-Irena
Rób tak dalej, bądź arogancka, ignoruj inne zdanie, nie licz się z nikim, rozpychaj się dalej w towarzystwie łokciami, pokazuj że wystaje słoma z cholew i to miejsce zniknie.
Dużo nie brakuje ”
A kim Ty jesteś, anonimowa, że brak ci odwagi, by się podpisać? Odkąd pamiętam, byłam na blogu i jakoś blog się trzyma. Piotra zabrakło, zabrakło wiele osób, którzy osiadli Na Chmurce, Jeszcze tej słomy trochę mam… a co Ty dodałaś do bloga, żeby coś tu się działo? Bo jakoś nie przypominan sobie … rewolucyjki zwłaszcza.
Dzień dobry,
„Nowy,
proponuję podanie ręki, bo nie ma się o co kłócić, a za durnia przepraszam. Wyrwało mi się ”
Ok – ręki wyciągniętej do zgody nigdy nie odrzucam. Więc jest OK! Roztrząsać tematu dłużej nie zamierzam.
Danuśka – dziękuję za Włocławek – na Twoich zdjęciach wygląda zupełnie fajnie, lepiej niż w Twoim opisie. Nigdy tam nie byłem.
Echidna – dzięki za zdjęcia z naszego spotkania, a także Danusi i Małgosi za ich techniczną i e-mailową oprawę! Bardzo miło wspominam ten kulinarny wypad do Libanu w takim Towarzystwie!
Na koniec krótka uwaga odnośnie tej restauracji – gdyby jeszcze ktoś się tam wybierał lepiej jest wziąć ze sobą kogoś mówiącego po angielsku. Na górze, gdzie byliśmy z córkami nikt z obsługi nie mówił po polsku! Nikt! Dla nas nie było to problemem – moje dziewczyny mówią po angielsku jak po polsku, a ja też coś tam wydukam, ale jeśli ktoś ni me ni be… wyjdzie po prostu głodny. 🙂
Łapa! Bradzo się cieszę – i nie dajmy się sobie dzielić byle czym.
hasło – Maroko!
Z parę tygodni. Ktoś ma jakieś podpowiedzi?
Dziewczyny – ja też dziękuję za zdjęcia:)
Echidno – Twoje ujęcia potraw są wyśmienite!
Alicjo-Maroko to świetny pomysł 🙂 Miło wspominam podróż do tego kraju.
Koniecznie Marrakesz z jego sławnym placem i bazarem:
https://www.naszeszlaki.pl/archives/25250
Obowiązkowo Fez, jego medyna i niesamowita garbarnia:
https://www.filmowe-szlaki.pl/2017/05/17/fez/
oraz Casablanca- czyli białe miasto i mamy tu:
największy meczet w Maroku, piękną nadmorską promenadę,
Rick’s Cafe, która została wprawdzie otwarta dopiero w 2004, ale odtwarza klimat lokalu ze sławnego filmu z Humphrey’em Bogart’em i Ingrid Bergman. W Casablance czujemy klimat zarówno Europy(obecność Francuzów widać w architekturze) jak i Afryki, bo łatwo się zgubić w krętych uliczkach starej medyny.
Jest jeszcze magiczne południe kraju z jego berberyjskimi wioskami, ksarami, gajami palmowymi, ale nie wiem, jak długo planujecie zwiedzać Maroko.
Kulinarnie trzeba koniecznie spróbować choćby jednej z wielu odmian tadżin:
https://www.mniammniam.com/tadzin-z-kurczakiem-i-warzywami-tazin-tajin-przepis-tradycyjny-z-maroka
Nowy- jak zwykle fotografowałam to co ładne. Te smutne i biedne podwórka oraz smętni panowie, którzy się wokół kręcą nie zachęcają do robienia zdjęć. W obecności tych panów chyba nawet lepiej nie wyjmować aparatu z plecaka,
Danuśka,
przez Włocławek przejeżdżałam wiele razy w czasach, kiedy miasto nie miało jeszcze obwodnicy. Drogi były wtedy różne, lepsze i gorsze, ale droga przez to miasto była wyjątkowo zła, choć to zależało nie od władz miasta tylko od Dyrekcji Dróg Krajowych. We Włocławku mieści się bardzo wiele potężnych firm, ale jak widać, podatki przez nie płacone nie wystarczą na miejskie potrzeby estetyczne.
Twoje zdjęcia pokazują tę ładniejszą twarz miasta, a obiektyw aparatu skierowany jest przeważnie do góry i omija zaniedbane przyziemie.
Niedawno odwiedziłam Lębork, rodzinne miasto Jolinka. No cóż, wrażenia wprawdzie nieprzygnębiające, ale tylko obiektyw Danuśki wydobyłby tam jakieś piękno. Lębork nie ma prawie zabytków poza resztkami murów obronnych i dwoma kościołami. Poniósł wielkie straty wojenne, mimo że nie było prawie żadnych walk o jego wyzwolenie. A nikomu specjalnie nie zależało na odbudowie prowincjonalnego miasteczka. Nie ma tam też atrakcji turystycznych, więc i turystów brak. Ale po drodze można tam zajechać , rozejrzeć się i wypić kawę na ładnym deptaku miejskim.
Alicja przypomniała blok czekoladowy z dawnych czasów. Otóż blok nadal można kupić. Przypadkiem dostrzegłam go w naszym sklepie obok innych wypieków. Cena 39,99 zł za kg. Nie jest opakowany, czyli wyrabiany jest pewnie w jakiejś cukierni albo przez kogoś, kto piecze ciasta domowe dla tego sklepu. Może kiedyś skuszę się i kupię kawałek.
@Alicja-Irena
Pozwolę sobie odpowiedzieć na pytania twoim cytatem. Bardzo miłym i pasującym do kontekstu.
A zatem „Wal się,… „
Danuśka,
wyczytałam 22 rzeczy, któtr należy wiedzieć o Maroku. Bardzo zniechęciło mnie jedno:’
” zaklinaczy węży, którzy wsadzą wam węża na szyje i będa namawiać na zrobienie zdjęcia, a potem zażądają zapłaty
gości z małpami, którzy bez pytania wsadzą wam małpę na ręce, a potem będą chcieli za to kasę
kobitek, które niby chcąc się przywitać złapią was za rękę i bez pytania zaczną malować tatuaż henną, a potem zażądają za to pieniędzy
kieszonkowców, którzy wyjmą wam portfel z plecaka, kiedy będziecie zapatrzeni w tłumie na jeden z pokazów
Bezpieczeństwo
My w całym Maroku czuliśmy się bardzo bezpiecznie, ale słyszeliśmy o kradzieżach czy nawet napadach. Dlatego lepiej nie chodzić samemu, szczególnie po ciemku i ogólnie uważać na siebie.
Warto też uważać na wspomniane wcześniej małpy, które bardzo często mają wściekliznę, czy na węże, które w tłumie i upale potrafią ugryźć.”
Ja się zwykłych zaskrońców boję, a co dopiero nie znanych mi, ichnich …..
Rzeczywiście tak fajowo tam jest? Wężowo, znaczy się?
Alicjo-w Maroku byłyśmy z Latoroślą 11 lat temu i podczas całej, siedmiodniowej podróży spotkałyśmy jednego(!) zaklinacza węży oraz dwóch facetów z małpkami trzymanymi na smyczy. Z tych „atrakcji” znany jest największy plac Marrakakeszu. Nikt nam na siłę niczego nie wciskał, a panie malujące wzory henną też pytały turystów o zdanie. Namolni są bardzo często sprzedawcy na sukach, ale to jest cecha praktycznie wszystkich krajów arabskich. Można sobie dać radę nie zatrzymując się i nie wdając się w rozmowę. Na kieszonkowców trzeba uważać jak w każdym kraju, w polskim tramwaju również.
Dużo więcej małp i to biegających luzem widziałam na Gibraltarze, tam rzeczywiście trzeba na nie uważać.
Krystyno-natomiast dobra nowina jest taka, że jedna z moich koleżanek, też zapalona podróżniczka, po obejrzeniu moich kaszubskich zdjęć postanowiła odwiedzić lubiane przez Ciebie Wejherowo. Ja też je polubiłam 🙂
Danuśka,
to rzeczywiście miła wiadomość. Wejherowo warto odwiedzić. Nie ma tu tłoku ani problemów z zaparkowaniem. To ” dziwne” miasto w porównaniu np. z Gdynią, gdzie ciągle ubywa miejsc parkingowych i śródmieście pustoszeje. W Wejherowie powstają i parkingi, i nowe parki. Koleżanka obejrzy pewnie przy okazji i inne ciekawe miejsca.
Zobaczymy – na razie namawia nas Wojtek więc musi być woda. Na razie pobyt tygodniowy dla trójki 10 300$ Szukamy tańszego…
Alicjo – życzę powodzenia w poszukiwanach. Sezon turystyczny nie sprzyja niższym cenom. Praktycznie nigdzie. Choć udało nam się znaleźć pięciogwiazdkowy hotel w Pradze za bardzo przystępną kwotę – 40% obniżki oryginalnej. Te pięć gwiazdek nie odgrywały znaczenia, cena jak najbardziej (tym bardziej że hotele o mniejszym standardzie oferowały podobne ceny). Do tego położenie: Stare Miasto, kilka kroków od Wełtawy. Czasem cuda się zdarzają. Czego Wam serdecznie życzę.
Przypomniało mi się, że nie pokazałem jeszcze marokańca.
Wdzięczne zielsko https://photos.app.goo.gl/CbbPirdxryZqpjfy6
Dzielnie znosi trudy na różnych kontynentach od listopada ubiegłego roku.
****
Na Casablanca to idź do kina albo poszperaj w mediathek. Więcej z tego korzyści. W końcu nie taki kiepski film z to był. U niemieckich w pełnej krasie (bez wycinania wielu sekwencji) pokazany byl dopiero pod koniec szesćdziesiątych lat.
Bezdomny wie co pisze i dobrze radzi.
Nie trzeba wszystkiego doświadczać samemu jak ma sie znajomego bezdomnego 🙂
Co to za wiecheć – bazylia? Właśnie jem pomidora z bazylią. Zakupów z zasady nie robię, chyba, że jakaś szmata rzuci się na mnie. Film znam.
A po pierwsze primo, jeszcze nie znam szczegółów, najprawdopodobniej będzie to miejsce dla surfiarzy/kitowców, bo organizator po to tam zasuwa. Mnie wszystko jedno, byle woda była i słońce, a to ponoć zapewnione.
Na razie kurczacze udka w sosie pomidorowym na możliwie ostro!
Gdybym miał gdziekolwiek lecieć to tylko tu http://cabezo.bergfex.at/webcam/include/fullsize.php?wc=cabezo3&img=2023/07/11/1720
Ale ze nam nie chce się już latać to pojedziemy po raz kolejny, i nie ostatni 🙂 tam. Już się cieszę na ten trip bo destination jest wspaniała.
Alicja, powinnaś rozpoznać smak ozeana, byliście tam 🙂
Si senor,
El Medano! Można rzucić kamieniem, może doleci? Ocean ten sam 😉
Wzięło mnie na książki reportażowe, wczoraj „Historia na śmierć i życie” Wojciecha Tochmana (głośna sprawa sprzed kilkunastu + lat), a dzisiaj „Mikołaja Grynberga „Jezus umarł w Polsce. Obie wstrząsające. Ja to umiem sobie wybrać lekturę na lato, niech mnie 🙄
Glean,
-czereśnie
-wisnie (odmiana Montmorency)
-czerwone porzeczki
– goumi berries
Wisnie sa czesto nazywane “pie cherries” czyli czeresnie do pieczenia ciasta “cherry pie”. W sklepie mozna kupic nadzienie wiśniowe w puszce do upieczenia “cherry pie”.
Orca,
wprawdzie nie glean, ale w naszych sklepach obfitość owoców, oprócz jagodowych także morele i brzoskwinie. Dziś kupiłam trochę wiśni i agrest po sprawdzeniu, czy jest dojrzały. Tylko jagód leśnych brak, a zazwyczaj o tej porze można było je kupić. Powodem jest być może susza, ostatnio kiedy byłam w lesie, jagód było bardzo mało.
A miałabym ochotę na pierogi jagodowe.
Dziś pierwszy raz w tym sezonie ugotowałam botwinkę. Przetworów nie planuję. Tylko jesienią przygotuję trochę powideł i dżem z aronii, bo mam swoją w ogródku, chyba że kosy mnie ubiegną.
Botwinka!
Dobry pomysł na jutro. Dzisiaj natomiast ostrzegali nas bez przerwy, że może być tornado – bardzo rzadka rzecz w tych stronach. Była krótka ulewa, ale w rejonie stolicy zanotowano tornado i chyba nie tylko tam. Rzeczywiście, do wczesnego popołudnia było strasznie duszno, ale już na szczęście przewiało.
Zdążyłam dojrzeć jedną jedyną porzeczkę, zanim ptaszek mnie ubiegł – ale i tak panowie od ścinania klonu zniszczyli mi krzaczki… powoli odbijają.
Ta dzisiejsza ulewa była za krótka, żeby podlać ogródki, ale dobre i to…
Krystyna,
Z tymi jagodami u nas jest tak ze powszechnie znane blueberries to wysokie krzaki okolo 1-1.5 metra wysokosci. Nie jestem zwolennikem tych owocow. Sa odmiany o lepszym lub moim zdaniem srednim smaku. Ogolnie te owoce sa mi obojetne wbrew popularnej opinii.
W gorach rosna blueberries. Te sa o wiele smaczniejsze. Krzak mierzy okolo pół metra wysokosci. Jesli w takim miejscu sa objedzone tylko owoce to znaczy ze zjadly to ptaki. Jesli na krzaku jest brak owocow razem z galeziami to znaczy ze w okolicy jest niedzwiedz. Niedzwiedzie unikaja ludzi ale dobrze jest nie wchodzic w terytorium niedzwiedzia.
Wild blueberries to chyba te ktore nazywasz leśne jagody. Na naszych terenach ich nie ma. Wiem ze wild blueberries rosna w pn-wsch czesci kraju. Tam produkuja dzemy z lesnych jagód. Czasami kupuje te dzemy. Sa bardzo smaczne.
Troche jestem za leniwa aby robic powidla z wisni. Czego bardzo żałuję 🙁
Jutro bedziemy wędzili filety z łososia. Pokrojone filety od dwoch dni leżakuja w mieszance brazowego cukru, soli i czosnku. Filety uwędzimy na pokrojonych kawalkach drewna jabłoni.
Nic dziwnego ze wedzony łosos jest drogi. Wędzenie łososia zabiera trochę czasu.
Nasz “Little Chief Smoker” jutro bedzie palił fajkę pokoju 🙂
Dla świetujacych Francuzów i dla tych ktorzy lubia Francję
https://youtu.be/KAw7kaJWsR0
https://www.youtube.com/watch?v=SIxOl1EraXA
Chodzi o światowy dzień szympansa? 🙄
https://zoo.gda.pl/swiatowy-dzien-szympansa/
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/rynek/2219948,1,z-chaosu-wreszcie-wylonil-sie-system-kaucyjny-sukces.read?src=mt
Najwyższy czas – ja pamiętam takie czasy, kiedy istniał system kaucyjny, i komu to przeszkadzało? Butelki odnosiło się do sklepu!
Przy okazji – u nas puszki i butelki z napojami alkoholowymi mają wliczoną kaucję w cenę i można odzyskać te pieniądze, oddając puszki i butelki w punktach skupu, przy czym są to „beer stores”, czyli sklepy wyspecjalizowane w sprzedaży piwa. To działa od kilkunastu (chyba) lat.
Inne napoje zapuszkowane czy zabutelkowane można wrzucić do pojemnika na surowce wtórne, co z tym się dzieje, dokładnie nie wiem, idzie pewnie na przerób, bo tu się nic nie marnuje i nie wolno zaśmiecać Przyrody.
Zwykle specjalny pojazd jedzie świtem bladym w piątkowe poranki i zabiera posortowany materiał – puszki, butelki (+słoiki etc. szklane) oraz papier. Dzisiaj wyjątkowo nie przyjechał jeszcze (może jakiś strajk?), więc kiedy wybrałam się na Plazę po piwo, miałam okazję podejrzeć, co ludziska wrzucają do tych dosyć sporych pojemników na surowce wtórne. Sporo plastiku po gotowych napojach słodzonych, ale przede wszystkim puszki po tychże. Tony! Nasi sąsiedzi wystawiają 5 pojemników z puszkami po napojach słodzonych (rodzina 4 osoby), z naprzeciwka podobnie, tydzień w tydzień nie mniej, niż 5 pojemników, a zazwyczaj 7-8. My wystawiamy taki pojemnik raz na miesiąc, bo… no właśnie, nie kupujemy zapuszkowanych słodzonych napojów. Latem więcej 2-litrowych plastikowych butelek wody z bąbelkami, bo czasami chce się tych bąbelków. Raz na tydzień 2-4 puszki piwa (lżej do noszenia, a to ja noszę!), reszta puszek to z konieczności, jakieś spożywcze koncentraty etc. Papier też raz na miesiąc coś.
Od dzieciństwa byłam wychowana w duchu – nie zaśmiecać, oszczędzać, wybierać rozsądne opcje.
Ale dzisiaj miałam wyjątkową okazję przyjrzeć się temu, co ludzie wrzucają do tych pojemników i zdumiało mnie, że tyle napojów słodzonych (a te „dietetyczne” to jeszcze gorsze, niż cukier!) się tutaj pije. To taka kulinarna uwaga 😉
p.s.
Niestety, nie ma botwinki 🙁 Rzadko bywa, ale bywa.
Kwiatkowski wygrał dzisiejszy dość górski etap Tour de France. Brawo!
W imieniu wiadomego Francuza dziękuję za życzenia dla świętujących Francuzów. Owszem świętowaliśmy, ale dopiero 15 lipca jako, że w sobotę łatwiej urządzić wszelkie imprezy. Zgodnie z tradycją, którą wprowadziliśmy po raz pierwszy w ubiegłym roku, zorganizowaliśmy Dzień Francji w ogrodowych, nadbużańskich plenerach. Wszyscy goście ubrani byli w kolory flagi francuskiej, a jedna z sąsiadek stosowną flagę przyniosła ze sobą. Wszyscy mieli za zadanie przyrządzić danie rodem z francuskiej kuchni i tak na stole znalazły się- dwa rodzaje pasztetu mięsny oraz rybny(ten ostatni w moim wykonaniu). Była też sałatka jarzynowa(tak, tak, Francuzi też ją znają pod nazwą „salade russe”, co im łaskawie wybaczamy), mieliśmy dwie zupy-rybną i cebulową oraz skrzydełka kurczacze, które wystąpiły w roli udek żabich. Upieczono je tak jak żabie udka czyli w towarzystwie masła czosnkowo-pietruszkowego, co wypadło bardzo smacznie i polecam wszystkim ów pomysł. Na deser szaleństwo, bo aż trzy możliwości- naleśniki, tarteletki z masą kawową i owocami oraz sławne magdalenki Prousta 🙂
Goście nie zawiedli również w kwestii napojów bardziej i mniej procentowych-na stole znalazły się wina, cydr i calvados. Spotkania w okolicznościach nadbużańskich mają tę zaletę, iż wszyscy uczestnicy wracają na piechotę do swoich domów i nikt nie musi się zadawać pytania „kto prowadzi” 😉
Krystyno- u nas jagody były, wprawdzie bardzo drobne, ale jagodziarze cierpliwie zbierali. Miałam nawet przyjemność spróbować jagodziankę upieczoną przez jedną z naszych sąsiadek, natomiast pierogów z jagodami jeszcze w tym nie jadłam. Litr jagód na targu w Wyszkowie kosztuje 20 zł.
Menu wygląda bardzo smakowicie, godnie uczciliście Święto 14 lipca.
Danuśka, wspaniała impreza, a do tego świetny pomysł na sąsiedzką integrację, tego nam w Polsce trochę brakuje. Nie mamy niestety podobnego święta, domyślam się, że we Francji takie spotkania to tradycja?
Alicjo, dzięki za krzepiącą wiadomość. Cieszę, się, że udało mi się dożyć kolejnej śmieciowej rewolucji. Gdy w latach 80. pracowałam w wakacje w Szwecji, na ulicach Sztokholmu stały automaty, które „wypluwały” 50 ore za wrzuconą puszkę. A to było, bagatela, 40 lat temu…
Calvados. W latach 70-tych pijało się, a potem zapomniało 🙁
Zazwyczaj omijam wódkowe półki na rzecz winnych, ale zapamiętawszy, spenetruję, bo przeciez taki trunek powinien być!
Do czytania proponuję znakomitą jak zwykle książkę Michała Rusinka – „mroczny eros”. O Michale:
„Urodził się w Krakowie, 31 stycznia 1972 roku. Specjalizuje się w teorii literatury. Sekretarzem Wisławy Szymborskiej został wkrótce po tym, jak poetka otrzymała Literacką Nagrodę Nobla i pełnił tę funkcję aż do jej śmierci. Do pracy tej poleciła Rusinka znajoma poetki, Teresa Walas, która była promotorem jego pracy magisterskiej. To właśnie Rusinkowi zawdzięczamy nazwy żartobliwych gatunków literackich uprawianych przez Szymborską: lepiej, odwódka i moskalik.
W swych publikacjach Michał Rusinek zgłębia zagadnienia związane z różnymi aspektami języka polskiego oraz literatury. „Pypcie na języku” to zbiór felietonów dotyczących rozmaitych, często przezabawnych zjawisk, jakie obserwować możemy w polszczyźnie. ”
Michał jest świetny i wszystko, oprócz tego, co napisał dla dzieci, mam na swoich półkach. Lepszego sekretarza Szymborska nie mogłaby mieć. Tu po raz kolejny polecam „Nic zwyczajnego”.
„Dziady i dybuki” Jarosława Kurskiego Książką Roku 2022!
Polecałam ja i chyba Małgosia, nie można się od niej oderwać. Znakomita rzecz, jeszcze raz polecam!
https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,29954131,chcesz-byc-polakiem-polacy-nie-dadza.html#S.editors_pick_article-K.C-B.1-L.2.zw
Dla ścisłości należałoby zaznaczyć, że „Dziady i dybuki” są jedną z kilku Książek Roku 2022. Magazyn Literacki ” Książki” przyznał ten tytuł jeszcze 4 innym pozycjom plus dwie nagrody specjalne. Trudno byłoby wybrać tylko jedną książkę.
Też czytałam i polecam. Pisaliśmy tu o niej już kilka razy, zaraz po jej wydaniu.
Omal nie wpędziłam się w kłopoty z logowaniem na nasz blog. Wyczyściłam historię przeglądania, a tu trzeba na nowo się zalogować. U mnie sprawa wygląda tak, że wpisuję hasło, pokazuje mi się inny podpis, który zmieniam na moje imię. To skomplikowanie powstało w czasach ” udoskonaleń” informatycznych, które napsuło nam tyle nerwów. No ale trzeba było się przyzwyczaić. Danych do logowania nie zapisałam, bo są proste, ale dawno nie musiałam się logować i pamięć trochę mnie zawiodła. Na szczęście odpowiednia szufladka otworzyła się w porę.
Danuśka,
pytanie o zupę rybną – czy była wersja z pomidorami, czy bez? Osobiście zdecydowanie wolę czystą lub lekko zakwaszoną i zabielaną, ale w restauracjach najczęściej bywa mocno pomidorowa.
Cena jagód na rynku w Wyszkowie bardzo przyzwoita. Nazbierać litr jagód to nie prosta sprawa, zwłaszcza gdy jest ich niewiele i są drobne.
Dzień dobry,
My niby też mamy Święto Niepodległości, ale jeszcze nie nauczyliśmy się je obchodzić. Ciekawe, jakie menu na ten dzień stanie się kiedyś tradycją (wierzę, że tak będzie).
„Dziady i Dybuki” czytałem zanim temat pojawił się na blogu (w ogóle dużo czytam, chociaż może tego nie widać) i jeśli to ma być książką roku to popieram i bardzo się cieszę!
Danuśka – byłem w Łazienkach zobaczyć Fridę! Są tylko trzy obrazy i tylko martwa natura, która akurat w Jej wykonaniu tyle mówi. Jest też super instalacja – nawiązanie do jej, ich domu – La Casa Azul. Uważam, że to fajnie zrobiono i od razu, przed wejściem wprowadza nastrój Niebieskiego Domu!
VIVA LA VITA! – aż chce się krzyczeć.
Bardzo to do mnie przylgnęło i niecierpliwie czekam na spotkanie z moimi znajomymi Meksykankami by im to opowiedzieć. A to już niedługo – jutro lecę do usa!
Dobranoc! 🙂
Kocimiętko- Francuzi nie mają zwyczaju organizować spotkań towarzyskich z okazji 14 lipca, najczęściej są wtedy na wakacjach albo, tak jak w tym roku, mają przedłużony weekend i wyjeżdżają poza miasto. Natomiast są dwa miłe zwyczaje związane z tym świętem-pokazy sztucznych ogni, które w tym roku mocno ograniczono z powodu suszy oraz bale na świeżym powietrzu. Bale są organizowane nawet w niewielkich miejscowościach i cieszą się sporym powodzeniem, to bardzo miła tradycja. Co do pokazu sztucznych ogni to pamiętam, iż wiele lat temu mieliśmy okazję oglądać wspaniały spektakl nad Jeziorem Annecy w Sabaudii, to było niezwykle przeżycie również z powodu tamtejszych, bardzo malowniczych okoliczności przyrody.
Krystyno-to była wersja zabielanej zupy bez pomidorów, ale ze sporą ilością koperku, bazą były łosoś i dorsz.
Wczoraj, aby uzyskać trochę więcej miejsca w lodówce, wrzuciłam do garnka resztki obydwu zup-rybnej i cebulowej oraz wszystko zmiksowałam, wyszło świetnie.
Nowy- kiedy tylko znowu zajrzę do Warszawy wybiorę się na pewno na tę wystawę.
Pamiętaj, iż 11 listopada mamy Święto Niepodległości oraz Dzień Świętego Marcina, jemy wtedy gęsinę zgodnie z hasłem „Najlepsza gęsina na świętego Marcina”. Zwyczaj ten upowszechnia się coraz bardziej, co oczywiście cieszy wszystkich Łasuchów 🙂
Życzę Ci udanego lotu na drugi brzeg Kałuży i do zobaczenia przy okazji Twojego kolejnego pobytu w kraju!
„Dziady i dybuki” przeczytałam, kiedy po raz pierwszy była mowa o tej książce na blogu. Zresztą wiele innych lektur trafiło do mojej biblioteki właśnie dzięki Wam.
Danusia, dziekuje bardzo!
Nadaje z samolotu.
Dam znac!
Nie mozna konkurowac z kuchnia francuska. Kuchnia francuska jest wysmienita z kazdej okazji 🙂
U nas w dniu obchodow 4 lipca dominuje hot dog i cheese burger. Do wyboru jedno albo drugie. Dzien bez hot doga w Independence Day jest niekompletny. Hot dog to podstawowe danie 4 lipca.
4 lipca w parku jest kilka wozkow gdzie mozna kupic hot doga. W kazdym wozku jest przekrojona ciepła bulka dlugosci okolo 20 cm. Do bulki sprzedawca wklada podrzanego hot doga. Do tego musztarda, ketchup, relish, pokrojona cebula, kiszona kapusta. Zamykamy bułke i voila. Mozna swietowac 4 lipca 🙂
Orca 🙂
Toć to tak proste jak konstrukcja cepa 🙂
Tyle lat zaglądam tutaj i nikt w tak prosty sposób nie wyjaśnił na czym polega wyższość 4 lipca w usa nad 14stym lipca we franzyji
……….
Tak na boku 🙂
20 cm hot dog to chyba już dzisiaj rzadkość 🙄
😉
Trudno o jakieś specjalne menu na Święto Niepodległości oprócz ewentualnie gęsiny, choć nie cieszy się ona jakimś nadzwyczajnym powodzeniem. Ale są rogale świętomarcińskie/ w innych regionach występują pod innymi nazwami/, po które tego dnia w każdym większym mieście ustawiają się kolejki.Tak dzieje się już od kilku lat. I w wielu miastach ten dzień obchodzony jest całkiem sympatycznie – odbywają się różne parady, biegi i wyścigi. Wiadomo, że nie wszędzie jest tak miło i spokojnie, chociażby w stolicy.
Hot dogi mają się świetnie. Nawet u nas w pobliskim sklepie niedawno zainstalowano urządzenie do ich przygotowywania. I podobno dobrze się sprzedają.
W tym roku podczas pikniku z okazji 4 lipca byla niespodzianka. Ktos przyszedl z gitara elektryczna i zagral hymn narodowy. To wszystkim przypomnialo kiedy Jimi Hendrix zagral hymn na swojej gitarze. Oczywiscie byly owacje.
Hotdogi sa smaczne. Tak jak cheese burger. Wszystkie zalezy od jakosci skladnikow.
Pamiętam, że już w dosyć odległych czasach, Nemo podczas swoich podróży po Polsce słusznie zauważyła, iż hot dogi są podstawą kulinarnej egzystencji polskich stacji benzynowych. Jesteś głodny i zatrzymujesz się na stacji benzynowej- w 8 przypadkach na 10 zamówisz hot doga, a dlaczego? Niedrogi i smaczny, ale broń Boże nie zastanawiajmy się nad tym, co wchodzi w skład tej taniej parówki. Zapewne można wyprodukować parówki o przyzwoitym składzie, ale nie czarujmy się- im są tańsze, tym ich skład jest bardziej beznadziejny. Rozmawialiśmy kiedyś na ten temat z naszymi przyjaciółmi, którzy zawodowo współpracują z zakładami mięsnymi i od tamtego czasu nie kupujemy tanich hot dogów na stacjach benzynowych ani też tanich parówek w supermarketach.
A przy okazji dowcip rodem z czeskich rubieży:
Wszystko jedno ile zjesz hot dogów, knedliczków oraz ile wypijesz piwa Twoje buty zawsze będą na Ciebie pasować!
Nie ma to jak obserwacje nemo. Za chwile wyskoczy w kolejnym blogowym przebraniu i doleje swój tradycyjny jad.
Bawcie się razem, kochani.
Parówki to parówki – na kabanosy się ich nie zmieni, bo mają określony skład, nie pochodzi on z najlepszych części tuszy, tylko tych poślednich. Rzadko jem, ale lubię.
A mielony (ale domowy – nie hamburger!) też nie zaszkodzi od czasu do czasu.
No i co na obiad? u mnie dochodzi 11-ta rano… mam czas.
Saunowato.
Orca
18 lipca 2023
15:34
To naprawdę Ty napisałaś? Pytam, bo nie pasuje mi do Ciebie….
„A przy okazji dowcip rodem z czeskich rubieży:
Wszystko jedno ile zjesz hot dogów, knedliczków oraz ile wypijesz piwa Twoje buty zawsze będą na Ciebie pasować!”
Danuśka,
na długość możę, ale na szerokość niekoniecznie!
Aaaaaaa….knedliki! 🙂
Ostatnim wysiłkiem woli starałem się powstrzymać przed dogłębnym komentarzem wpisu z 18 lipca, godz. 15:34, ale nie mogę.
Ten krótki wpis jest bezpodstawnym oczernianiem naszej dawnej blogowej Koleżanki, na co nikt na Blogu zgodzić się nie powinien. Nemo wniosła mnóstwo do blogowej dyskusji, blogowej wiedzy, okraszanej często pięknymi zdjęciami.
Ja osobiście sprzeciwiam się oczernianiu i przypisywaniu niesprawdzonych, niczym niepopartych „wiadomości spod wędzonego łososia” dotyczących Nemo i każdego innego traktowanego w ten sposób.
Hot dogs z reguły nie jadam, szczególnie na stacjach benzynowych lub podobnych miejscach. Burgery też bardzo rzadko, tylko gdy jestem bardzo głodny i gwałtownie spada mi cukier, kręci się w głowie.
Kilka razy w roku, też bardzo rzadko, głównie gdy są goście, rozpalam grilla (nie uznaję gazowych i elektrycznych) i wrzucam na ruszt burgery. Muszą być z najwyższej jakości mięsa, tylko wtedy są dobre. Nigdy nie kupuję w supermarketach, jedyny sklep w okolicy to Citarella, a tam wszystko świetne, także hamburgery:
https://www.citarella.com/shop/butcher/ultimate-burger.html
Danuśka i wszystkie Koleżanki Warszawianki,
Tuż przed wylotem moje córki zaprosiły mnie na kolację do restauracji Żywa Kuchnia mieszczącej się przy ulicy Racławickiej 99. Jest to jedna z kilku restauracji pod wspólnym adresem Ford Mokotów. Nie byłem w innych, ale Żywą Kuchnię bardzo polecam, nawet jeśli nie wszyscy mnie za typowego Łasucha uważają. Menu jest dość krótkie, ale to akurat uważam za zaletę – im mniej potraw na liście tym przeważnie są lepsze. Ja zamówiłem doradę – super! Polecam! Na deser pan kelner polecił gruszkę w sosie z różnymi dodatkami – było tak dobre, że napiwek osiągnął maksimum. Tego deseru nie było w karcie, tego deseru się nie zapomina!
Jeśli tam nie byłyście to następnym razem możecie spróbować. Mam nadzieję, że nie poczujecie się zawiedzione.
Nie Ford, a FORT!
Co takiego zrobiła Orca?
Pogratulowała blogowym frankofilom 14 lipca. Uprzejmie pochwaliła francuską kuchnię, poczym opowiedziała jak świętują i co jedzą Amerykanie 4 lipca.
Najpierw obśmiał bezdomny Orcę i hot dogi.
Potem Danuśka komentarzem-cytatem z Nemo o hot dogs na polskich stacjach benzynowych kompletnie zdołowała i zdyskretowała wpis Orki.
Orca zareagowała za ostro, ale w afekcie, co jest okolicznością łagodzącą.
Nazwanie komentarzy Orki „wiadomościami spod wędzonego łososia” jest za to
przykładem polskiego chamstwa.
Eva47- nie było absolutnie moim zamiarem zdyskredytowanie ani zdołowanie wpisu Orci i jeśli Orca mój komentarz właśnie w ten sposób odebrała to przepraszam i rumienię się ze wstydu. Zapewne nie po raz pierwszy na blogu intencje piszącego są niewłaściwie odczytane i bardzo nad tym ubolewam.
Moje rozumowanie było proste i nieskomplikowane- rozumiem hot dogową tradycję związaną z 4 lipca i chylę czoła przed wszystkimi tradycjami, bo te należy kochać i hołubić 🙂
Przy okazji przypomniał mi się po prostu bardzo odległy wpis Nemo na temat hot dogów na polskich stacjach benzynowych. Ta obserwacja była i jest słuszna, bo wszyscy ci którzy podróżują po Polsce samochodem wiedzą, iż ta przekąska jest na naszych drogach niezwykle popularna, co nie znaczy iż służy naszemu zdrowiu. Z drugiej strony nawet jeśli np. trzy razy do roku zjemy tego typu danie to nie znaczy iż zakończymy żywot trzy razy wcześniej.
Orco-bardzo proszę nie czuj się urażona, a co do naszej oceny wpisów Nemo to blog od zawsze był w tej sprawie podzielony, ale myślę, iż wszyscy mamy prawo do swoich opinii na tenże temat.
Przypomnę przy okazji historię hot doga:
https://sadurski.com/hot-dog-ciekawostki/
https://www.costcobusinesscentre.ca/lafleur-wieners%2c-2-x-1-kg.product.100386485.html
Kontynuując „sprawę parówek” – w zamierzchłych czasach kupowaliśmy częściej, już to frankfurterki, już to parówki czy inne wienners, wszystko zjadliwe, a przede wszystkim tanie. Nazywaliśmy je „paluszki”, bo takie mniej więcej były.
Ale gorsze czasy mamy za sobą, więc od dawna zaopatrujemy się w węðliny z polskiego sklepu, czasem także parówki, które mają trzykrotną mniej więcej grubość „paluszka” i są znakomicie doprawione. Mają także znakomitą kaszankę, na którą od czasu do czasu dajemy się skusić. I w tym momencie przypomniał mi się salceson…
powiem Jerzorowi, żeby zwrócił uwagę, czy mają w Baltic Deli, bo chętnie bym spróbowała.
Stacje benzynowe mają teraz znacznie lepsze rzeczy do zaoferowania, MOP-y (Miejsca Obsługi Pasażerów) mają znakomicie wyposażoną sieć barów.
A drzewiej bywało, że jadąc z Wrocławia do Krakowa pół dnia byle jakimi drogami, przystawało się przy leśnych przecinkach i zjadało tradycyjne jajko na twardo… plus Mama piekła na taką wyprawę kurę, bo jako dzieci miałyśmy potężne potrzeby w zakresie jadła 😉
Wiadomości „Spod Wędzonego Łososia” są równie cenne (przynajmniej dla mnie), co kulinarne porady nemo, nie ma się o co handryczyć*.
*”Chandryczyć się” jest jak najbardziej akceptowane przez słowniki, chociaż etymologia wskazuje, iż powinniśmy zapisywać „handryczyć się”.
(Słownik Języka Polskiego).
Staś Tym przedwczoraj obchodził 90-tą rocznicę urodzin. Niemożliwe! Jestem wierną czytelniczką jego znakomitych felietonów zamieszczanych w „Polityce”.
O filmach wspomnę – „Rejs”, „Rozmowy kontrolowane”, „brunet wieczorową porą” i inne.
Stanisław Tym = pesymista optymistyczny, jak sam powiada o sobie. Niech żyje jak najdłużej!
Dorada podobnie jak i wędzony łosoś są mało atrakcyjnymi daniami samymi w sobie. I to byłoby tyle na temat wędzonego łososia 😛 dania z czasów neandertalczyków 🙂
Dorade jeśli nie jest z patelni lecz z pieca, da się jeszcze reanimować do spożycia. Nie jest to łatwy proces ale warty wysiłku.
Cała sztuka polega na tym, by tego ryba z cholernie wodnisto tłustym mięsem upiększyć smakowo. Mam tu na myśli nie jakiś tam, lecz gustowny sos co jak się okazuje w Polsce jest to bardzo twardy orzech do zgryzienia. Najczęściej podają ryby z patelni a jak wystygnie to wsadzają do mikroweli i ludź ma to jeść 😛
Wiem co klepię, sporo czasu spędziłem na polskich drogach i wytrwałem dzielnie bez hot doga. Na sam widok i niego i zamawiających robi mi się niedobrze do tego stopnia że nie potrafię im współczuć nie mówiąc już o ostrzeganiu przed spożyciem.
Każdy ma prawo do swoich opinii, nawet bezdomny 😉
Ja na przykład lubię każdą rybę i proszę mnie tu nie wyzywać od Neandertalczyków!
Poza tym… w pewnym mieście, którego jedni nienawidzą, a inni lubią, a nawet kochają, uraczono mnie kiedyś takim czymś:
https://photos.app.goo.gl/YMebbEbFjUc5kcR37
Owszem, obok krewetek jest tam też sporo wrednego łososia, spodziewam się, że ani jedno, ani drugie nie wyłowione z mętnej toni Sprewy 😉
Jutro pod topór osądu (mojego) idzie tutejszy salceson z Baltic Deli 👿
Dobry wieczór Blogu,
Zapraszam na krótki spacer po Lanckoronie: https://www.eryniawtrasie.eu/51100
Uwielbiam Lanckoronę – jest tam niesamowita atmosfera, taka nie z tego świata.
Ile razy jestem u siostry pod Krakowem, tyle razy tam bywam, niestety, w ubiegłym roku nie było czasu.
https://www.youtube.com/watch?v=b0n8ikhKasI
Przeczytalam komentarze. Danuska, nie czuje sie urazona.
Eva47, zgadzam sie.
Czeresnie. Okazuje sie ze Chiny przyslaly samoloty (cargo planes) na dostawe naszych czeresni. W tym roku jest duzo owocow.
https://komonews.com/news/local/washington-state-cherries-asia-seatac-airport-seattle-tacoma-sea-sweet-shipping-china-cargo-boeing-777-freighter-take-off-land-crop-harvest-fruit-season-cherry-agriculture-pacific-northwest-pnw#
Kilka dni temu uczestniczylam w grupowym glean czeresni. Byly drzewa wisni, żoltych czeresni nazywanych Rainier i ciemno czerwonych czeresni. Ja poszlam w kierunku tych ostatnich. Zebralismy chyba 40 funtow czerwonych czeresni. W domu usunelam pestki i zamrozilam owoce. Zima wszystkie owoce lepiej smakuja:)
Ponieważ po raz kolejny zostałem na tym blogu obrażany epitetami typu cham oświadczam, że na to sobie z pewnością nie pozwolę.
Jeśli ty eva47 nie potrafisz czytać ze zrozumieniem – twoja sprawa, a ode mnie się odczep.
Wracając do Orki – tak uważam jak napisałem – bezpodstawnie oczernia kogoś, że ta osoba, czyli Nemo podszywa się używając różnych nicków i tradycyjnie wylewa jad. Jaki jad, jakie tradycyjnie? Kiedy to było? Skąd wie, że to Nemo? To jest właśnie oczernianie kogoś. Rzecz do bólu obrzydliwa! Mam podobną reakcję jak Bezdomny na hot dogi.
Nowy 🙄 to nic złego że odbierasz moje klepanie tak jak odbierasz 🙄 ale powoływanie się na moje klepanie stawia nie mnie a w zasadzie tylko ciebie w bardzo złym świetle 🙁
Prawdę mówiąc, to mi to i latem i zimą całkowicie lata, kto co i gdzie kupuje i czym się zajada.
I to że Orca za friko sadzi fasolę i później odpłatnie zbiera czereśnie w kolorze tęczy i upycha je z pestkami w zamrażarce, to nie mój problem.
Podobnie jak i policzysz Evy 47-dem sztachet w płocie i dochodzisz do wniosku że pare brakuje. To nie mój problem. Ani nie jestem stolarzem ani psychiatra.
A że komuś spadnie listek bratka na talerz to się autentycznie cieszę że ma szczęście i że toto zauważa 🙂 i też się cieszy 🙂 bez przymrużenia oka 😉
Nowy 🙂 ja tylko tak czasami konkluduję po przeczytaniu paru wpisów i staram się być z moim wpisem na bieżąco.
Wcale to nie oznacza że jest to mój proces myślenia albo niemyślenia (niepotrzebne skreślij)
Wierz mi 🙂 tak jest i tego nie mogę zmienić, bo i po jakiego diabła 🙄 skoro nie tylko mi ale i tobie z tym nie jest najgorzej 🙄
Nowy, jeszcze chwila uwagi.
Co mnie przyprawia o pomstę do kosmosu to to że tryzubowte swoją tryzubowatoscią osiągają już szczyty durnoty.
Zaczyna im przeszkadzać i zadają w chamski i bezczelny sposób miany nazwy
Café Moskau
Budynku na Karl-Marx-Allee w Berlińskiej dzielnicy Mitte
Tryzubom z całego serca moje 😛 x 3 do potegi en tej
Alicjo,
ani przez moment nie chodziło o hot dogs czy wartości odżywcze parówek, tylko
o „co kraj to obyczaj”.
Eva47,
ja tak ogólnie się wypowiedziałam, o wartościach odżywczych parówek myślę w kategorii „coś trzeba zjeść, czemu nie parówki” .
Dzisiaj jem salceson i powiem Wam, że jest znakomicie przyprawiony, z tym, że deczko za słony jak dla mnie. Parówki czekają.
Kulinaria to trudny temat, bo podlega własnym gustom, ale ja chętnie próbuję wszystkiego, niektóre jednorazowo, jak np. żabie udka, ślimaki (sorry, frakcja francuska!) i chyba coś jeszcze, ale więcej grzechów chwilowo nie pamiętam.
O, węgorza bym nie tknęła i nie tknęłam w życiu, ale to dlatego, że wyglądają jak wyglądają, a ja wijców nie znoszę. Zanadto kojarzą mi się z wężami.
Jeszcze jedna rzecz mi się przypomniała – lata temu byliśmy na Thetis Island, blisko Vancouver Island i tam znajomy znajomych zaserwował nam coś, czego też już więcej nie, mianowicie „sea cucumber”, czyli morski ogórek. Facet kroił to na żywca, spróbowałam – i chwatit. Zachwytu nie było z mojej strony.
https://www.google.com/search?client=firefox-b-lm&q=sea+cucumber
Co osoba, to inne upodobania i inne sposoby przyrządzania potraw.
Qrca,
czereśni to ja mam już po kokardy, ale uwielbiam, więc jem codziennie najmarniej pół kilograma, bo cena zachęcająca (2$ – tylko nie pamiętam, czy za kg czy za funt, Jerzor robi zakupy!), a miejsca w zamrażąrce za mało, by je mrozić. Ale zawsze można mrożone kupić!
Ostatnio wpadła mi w ręce książka https://tiny.pl/crh6s
Czyta się sympatycznie, a przy okazji, nasze pokolenie wspomina kulinaria z czasów słusznie minionych, chociaż owe opowieści są nie tylko na ten temat.
Alicja wspomniała powyżej o salcesonie, który my również czasem kupujemy w nadbużańskich delikatesach i chętnie układamy jego solidny plaster na kromce chleba. Jako że w książce, o której piszę jest też fragment na temat salcesonu to przytoczę ów akapit. Rozdział „Świniobicie”:
„W osobnym garze gotowano głowę, nogi i jęzor. Po ugotowaniu do miękkości i obraniu z kości otrzymywano farsz, którym nadziewano wyczyszczony i wyparzony żołądek. Tak sporządzano salceson włoski, natomiast dodatek dużej ilości słoniny i krwi prokurował salceson czarny. Część słoniny oraz tak zwane otoki, czyli tłuszcz ze środka wieprza, mielono albo siekano i wytapiano z nich smalec. Jeśli dodano do niego cebulę i przyprawy, wychodził garnuszek smalcu do smarowania chleba. Jeśli otrzymywano z tego skwarki, to wykorzystywano je do wypieku kruchych ciastek. W ten sposób z wieprzka nie pozostawała nawet odrobina tłuszczu, o mięsie nie wspominając.”
Któż z nas wspominając smaki dzieciństwa nie pamięta kromki świeżego chleba ze smalcem domowej roboty…. A potem pojawiła się na rynku margaryna oraz olej i wytłumaczono nam, że smalec jest bardzo niezdrowy 🙁 Dzisiaj o margarynie, różnych olejach oraz o smalcu wiemy dużo więcej. Wybór, jak zawsze, należy do nas.
Książka wpadła mi w ręce dzięki naszej sąsiadce. która jest nauczycielką w szkole gastronomicznej. Kulinariami interesuje się po pierwsze dlatego, iż lubi gotować, a po drugie z zawodowego obowiązku. Często gawędzimy o dobrej kuchni i podrzucamy sobie drobne co nieco do spróbowania 🙂
Wspominam z łezką w oku naszą Nisię, która jak wiadomo była entuzjastką żeglarstwa w wielkim stylu i napisała „piochnę” – hymn oficjalny teraz, dla tego oto żaglowca (miałam okazję być na pokładzie):
https://www.youtube.com/watch?v=DaAKuL-exZk
A propos kaszanek, salcesonów i tak dalej, chyba dobrze je kupować nie w wielkich sieciowych sklepach, tylko tych, które mają swoich mniejszych dostawców i niewielką produkcję.
Wielka burza się przetoczyła i spadło sporo deszczu, jak bardzo potrzebnego!
Przyjemnego weekendu wszystkim życzę 🙂
Chłodny Syriusz świeci nad Gdynią,
Pies Oriona nad Siódmym Niebem.
Horyzontu niebieską linią
Tniesz jak nożem drogę do siebie.
Ale my płyniemy twym śladem,
Prądy gniewu mijając rozsądnie
I wyznając twoją zasadę:
Wszystko ma być (Znaczy) porządnie…
Póki żagle białe
Nad naszym pokładem –
Damy radę, Kapitanie, Damy radę!
Świat pozorów został za nami,
Morze własną prawdą się rządzi;
Staroświecki sekstant sumienia
Dopomoże, by nie zabłądzić,
Nie pomnażać zła, nienawiści,
Co na sercach szronem osiada…
Kapitanie, twój sen się ziści,
Nie na lądzie, lecz na pokładach.
Póki żagle białe…
Morska głębia wspomnienia kryje
O okrętach, o kapitanach –
Jak to dobrze, że znowu żyje
Twoje imię na oceanach.
Wiatr co żagli płótna napina
Jakieś struny w sercu poruszy…
Może kiedyś uda się zostać
Kapitanem swej własnej duszy.
Póki żagle białe…
Nisia, cała Nisia.
https://www.youtube.com/watch?v=r6DUwMnDxEs
https://www.youtube.com/watch?v=xyTa_gJkYwI
Danapola,
i właśnie takie książki o kulinariach są fajne, bo to jest kawał historii jako bonus.
Tony Bennett…
dla mnie był wyjątkowy jako piosenkarz wcale nie z mojej epoki big beatu, skromny, świetny, zawsze do tańca na Sylwestra. I zawsze chętnie przyjmował zaproszenia mniej znanych gwiazd, żeby z nimi zaśpiewać. Mał długie i piękne życie.
Sobota, 22 lipca,
Miło Cię widzieć
Imieniny:
Lena, Magdalena i Milena
Obchodzimy:
Światowy Dzień Mózgu (gazeta.pl)
No przepraszam, a gdzie obchody Manifestu Lipcowego?
To tak pół żartem, pół serio. Serio, to uważam, że z historii nie należy wygumkowywać ciemnych kart, należy je przypominać, by nie powtarzać błędów, chociaż historia uczy – to wszystko już było, tylko w innych odsłonach, na błęðach nikt się nie uczy, tylko je wytyka innym .
Najlepsze życzenia dla Leny i Magdaleny 🙂
Bezdomny narzeka na dorade, a ja bardzo lubie te rybe i w krajach srodziemnomorskich czesto ja zamawiam. Co prawda ostatnio jadlem dorade w restauracji „Mykonos” w Warszawie, ktory to lokal ktos mi polecil na tym forum. No ale „de gustibus non disputandum est”. A propos restauracji, czy Danapola moglaby polecic jakis lokal z francuska kuchnia w Warszawie? Przed laty bylem kilka razy u Michela Morana w jego „Cafe de Paris” (a moze „Bistro de Paris”?), ale lokal zamkniety od 2020 roku. Do Francji strach teraz jechac, a mam ochote na cos po francusku, mimo ze 14 lipca juz za nami.
Dawno niewidziany tutaj kemor!
Witaj i opowiadaj, co słychać u Ciebie!
https://photos.app.goo.gl/eroYtaEHbGEUz8hVA
https://twojstyl.pl/artykul/najlepsze-restauracje-w-warszawie-te-adresy-warto-odwiedzic,aid,3029
Zdumiał mnie wystrój restauracji „izumi.shushi” – no palmy jak w Tokio albo Osace!
*sushi
Najlepsza ryba jaką jadłem w życiu!
Większość czytających wie, jaką sympatią darzę życie, osobowość, twórczość, ale przede wszystkim siłę i moc ducha Fridy Kahlo. Przeczytałem i widziałem wszystko co mi w ręce lub przed oczy się napatoczyło.
Frida była nie tylko wspaniałą malarką, wspaniałą kobietą, ale również niedoścignioną artystką kulinarną. Kiedyś, za namową naszej blogowej Salsy, kupiłem sobie „Frida’s Fiestas”, czyli przepisy Fridy.
Dzisiaj zrobiłem rybę w/g jej rad:
Fish Baked in Acuyo Leaves
8 snapper or sea bass fillets
8 large acuyo (hierba santa) leaves
SAUCE
3/4 cup corsely chopped acuyo (hierba santa) leaves
1/2 cup epazote leaves
1 cup cilantro leaves
2 or 3 garlic cloves, peeled
1/2 large onion
4 cups chicken broth
1/4 cup olive oil
salt
Place each fish fillet on a large leaf and wrap well. Arrange in a buttered baking dish. Cover with the sause and bake in a preheated 175 C oven for 30 minutes
To make a sauce , puree all the ingredients until smooth.
Zrobiłem jak napisano. W zdobyciu potrzebnych składników bardzo pomogły mi znajome Meksykanki, bez ich pomocy potrawa by nie powstała.
Jest to bardzo dobrze zrobiona ryba! Super!
Uwielbiam Fridę, uwielbiam Meksyk taki jaki znam, uwielbiam Meksykanki!
bezdomny, 20 lipca, 17:37
Jedno, co mogę Ci poradzić, żebyś w najbliższym marszu, jaki będzie organizowany w Berlinie lub gdziekolwiek w Niemczech poszedł w pierwszym szeregu z ogromnym hasłem wypisanym na tekturze czy desce o treści, np:
„WSZYSCY IMIGRANCI WON DO SWOICH KRAJÓW”” lub coś podobnego.
Trudno, żebyście pozwolili komuś zakłócać wasz przez stulecia wypracowany porządek. Wy, Niemcy, jesteście przecież znanymi na świecie ordunk lovers. Nie pozwól by to się zmieniło.
ordnung
Kemor-jak miło, że znowu jesteś w Warszawie. Mamy jedną ulubioną francuską restaurację i mam nadzieję, że nadal jest otwarta (ich strona internetowa działa).
Jak zapewne wiesz, sporo restauracji poznikało z powodu pandemii oraz podwyżek cen prądu i gazu.
https://www.bistrolacocotte.com/
Miejsce jest bez zadęcia, przypomina rzeczywiście zwykłe francuskie bistro i można tam zjeść właściwie wszystkie, najbardziej znane klasyki kuchni z nad Sekwany. Napisz koniecznie o swoich wrażeniach, jeśli ją odwiedzisz.
Nowy- dzięki za ciekawy adres na Racławickiej.
My czekamy dzisiaj na wizytę Młodych. Na obiad zamówili klasyk polskiej (choć nie tylko polskiej) kuchni czyli schabowe. Będą wprawdzie z fasolką szparagową, a nie z kapustą, ale damy radę 🙂
Nowy 🙂 uspokuj się bo dajesz dowody na to, ze zaliczasz się do tej części polskiego społeczeństwa która
nie mając merytorycznych argumentów, to zamiast odpuścić lub przyznać rację
przeciwnej stronie, zaczyna wymyślać coraz to bardziej absurdalne hasła.
Odwracasz wówczas kota ogonem, zmianasz temat i zaczynasz personalne zaczepki.
Zgadzam się z Alicją która napisała od serca „Wal się durniu…”
I nie widzę nic złego w tym co napisała eva 47 ze wielu przypadkach to co wypisujesz jest, cytuje z pamięci „przykładem polskiego chamstwa”.
Jestem daleki od samodzielnego wypisywania opinii ale z cudzymi mam prawo się zgadzać i być z nimi po drodze.
Osobiście wolę wymianę argumentów która prowadzi do dyskusji ale ty stary pajacu tego jak widać po raz kolejny nie potrafisz.
Leb wohl 🙂
bezdomny – jeśli chcesz zobaczyć durnia, chama i starego pajaca w wersji LIVE to spójrz w lustro. Wszystko w jednej pigułce!
Chcesz, żebym dyskutował? Z kim? Z tobą? – niestety to niemożliwe, dla wyrównania poziomów musiałbym się bardzo nisko schylić, a tego już nie potrafię!
Kończę tym moją blogową znajomość z tobą! Na szczęście niezbyt długą.
Niemcy.
Od wielu, wielu lat kraj przyjmujący emigrantów w ilościach, ja pamiętam kryzys irański i to, że Miemcy przyjęli tysiące uciekinierów i użyczyli im azylu. Moja przyjaciółka Ulla była wówczas nauczycielką i między innymi uczyła klasy imigranckie, a w ramach woluntariatu pomagała im w różnych sprawach. Na ulicach niemieckich miast nie dziwi inny kolor skóry, inny język, muzułmańskie czy arabskie ubiory, indyjskie sari. Tam nic po prostu nie dziwi i nikt nikogo nie wytyka palcami ani nie zachowuje się wrogo w stosunku do „innego”, bo ludzie są różni. Teraz na pewno dominuje tam język ukraiński, bo przecież w Polsce niewiele kto został, wszyscy chcą do Niemiec, gdzie są lepsze warunki dla przybywających po azyl.
Niemcy dla mnie to przyjemny stop po drodze do i z Polski, a nawet same w sobie jako cel podróży, jak ubiegłego września. Jak zwykle ugościli, nagadaliśmy się, pozwiedzali to i owo. Niemcy to mój ulubiony kraj „po drodze”, a przyjaciele stamtąd bywali i u nas – i razem zwiedzaliśmy Kanadę i USA. Nie mam złego słowa pod adresem Niemców, a ich ordnung mi pasuje. Nic w tym złego.
https://photos.app.goo.gl/aiXZzD2PfWWU9voX6
Nowy 🙂 🙂
Popatrz, przypatrz się dokładnie i wskaż w ktorym jest toto miejscu, to o czym piszesz w swoim kołtunerskim wpisie. Czegoś takiego, jak blog długi i szeroki, jeszcze tutaj nie było 🙁
https://photos.app.goo.gl/U8U1ZhVAQHfqDNA79
Dziekuje za rekomendacje La Cocotte. Menu wyglada znakomicie i jest tam magret de canard, ktore bardzo lubie. Na zabie udka zdecydowalem sie raz w zyciu, aby sprobowac i juz wiecej nie mam zamiaru tego jesc. Za to chetnie zjem slimaki jako zakaske. Od roku jestem emerytem i latam sobie „nad stawem” (jak okreslaja Atlantyk bywalcy lotow z Pln. Ameryki do Europy). W Warszawie spedzilem dwa miesiace zimowe oraz caly czerwiec, i wybieram sie ponownie na poczatku wrzesnia. Moim zdaniem Warszawa jest teraz jednym z atrakcyjnieszych miast Europy, chodze wiec na koncerty, wystawy, sztuki teatralne i, czasmi, do restauracji. Jest to tez swietna baza do podrozy po Europie, tak wiec w czerwcu wyskoczylem na tydzien do Grecji, a we wrzesniu planuje odwiedzic Wieden i Prage, no i moze spedzic weekend nad Baltykiem. Moge wiec powiedziec, ze wesole jest zycie staruszka (poki zdrowie dopisuje).
Niestety, bistro La Cocotte zostalo zamkniete przed kilkoma miesiacami.
Kemor wpadnij tez do Francji. Z tym bezpieczenstwem tutaj nie jest tak zle !
Kemor,
to masz teraz życie jak w Madrycie 😉
Co do restauracji – zmieniają się jak w kalejdoskopie, co rusz jakaś znika po 2-3 latach i pojawia się nowa. To samo niestety, we Wrocławiu, a chciałoby się z sentymentu odwiedzić tę i ową.
My na dzisiaj planujemy wyjście, Jerzor coś mówi o nowej meksykańskiej, bo moglibyśmy na piechotę, ja bym wolała, jeśli już na piechotę, to w drugą stronę, menu i produkty z okolicy. Zobaczymy, kto kogo namówi.
Tym razem nie będę prosiła o następne maile. Dawno, dawno temu był w filharmonii w Krakowie pewien dyrygent, pan po 60-ce, bardzo kulturalny i wspaniały człowiek, który zgodził się żeby otworzyć pod jego egidą międzywydziałowe studium dyrygenckie na uczelni – jedyne takie w Polsce po to, by mogły tam uczęszczać kobiety, w tych czasach dyrygenci w kobiety dyrygentki nie wierzyli. Chodziłyśmy więc na jego próby z orkiestrą do filharmonii i tam zdarzało się, że poirytowany niezbornością orkiestry przerywał próbę i mówił: pa-no-wie do cho-le-ry! Wszyscy się uśmiechali i brali do roboty. Chciałabym powtórzyć po nim: panowie do cholery przecież muzyka łagodzi obyczaje! Posłuchajcie dobrego jazzu!!! Nana
Fakt – muzyka łagodzi obyczaje. Maestro Maksymiuk do swojej orkiestry „Wszyscy jesteście ch..je” . Następnie ujrzawszy pierwszą skrzypaczkę dodał „I pani Ewa też”. Z wieczorną kawą pozdrawia Irek. Też ch..j 🙂
Zapomniałem dopisać, że orkiestra była męska, za wyjątkiem pierwszej skrzypaczki.
He he he…
Irek, to tak na próbie czy w czasie koncertu? 😉
Maksymiuk do tej pory chyba dyryguje, a ja pamiętam go z jakiegoś koncertu we Wrocławiu (dość dawno temu). Nasi znajomi akurat zjechali do Polski i przywieźli stamtąd zdjęcie, na którym są z Maksymiukiem, który swego czasu koncertował we Fredericton. Z radością podpisał zdjęcie i znajomych pamiętał, bo jak to Polacy, zawsze artystom urządza się jakąś uroczystą kolację po koncercie.
Z dyrygentek – Agnieszkę Duczmal. W Poznaniu stworzyła orkiestrę „Amadeus”, ale nie było okazju, żeby się udać na koncert, aczkolwiek Poznań zawsze mi po drodze.
Na próbie, ale we wspomnieniach o Maestro często powtarzana 🙂
Pewnie orkiestra przywykła (i pani Ewa też!) 🙂
O orkiestrach i dyrygentach na wesoło 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=UJXvUHLTGOM
Blog nie działał, ale jak widać, już wszystko w najlepszym porządku.
Nie działał blog i cała strona internetowa ” Polityki” z powodu cyberataku. Takie czasy.
Pewnie jakiś ryży haker to zrobił. Wiadomo!
Dobra, nie piszemy tu o polityce, ale niedzielny występ nadpremiera mnie powalił na łopatki. W jednym występie o kulturze politycznego dialogu, no i garść obelg w stosunku do. Trzeba to podziwiać!
Tymczasem może śledzie w śmietanie?
To inteligent z Zoliborza tak sie wyrazil .
Na obiad byly resztki z lodowki a na kolacje mlodzi usmaza sobie befsztyk jak wroca z kajakow.
Uff, musiałam zainstalować inną przeglądarkę , żeby dostać się na tą stronę, inne wyrzucały mnie z powodu:
„Podczas łączenia z serwerem „adamczewski.blog.polityka.pl” wystąpił błąd. PR_CONNECT_RESET_ERROR
Kod błędu: PR_CONNECT_RESET_ERROR
Otwierana strona nie może zostać wyświetlona, ponieważ nie udało się potwierdzić autentyczności otrzymanych danych.
Proszę poinformować właścicieli witryny o tym problemie. „
Byłam na „Oppenheimerze” – mógłby być krótszy (3 godziny!) i nic by nie stracił.
Warto obejrzeć, chociaż straszy bardzo.
Film jak film, ale pierwszy raz byłam w naszym nowym, ogromnym kinowym kompleksie z 10 salami, bardzo przestrzenne. Elegancja-Francja-Ameryka! Znakomicie klimatyzowana sala, przez co zapach popcornu nie dawał się we znaki, fotele wygodne, zwłaszcza biorąc pod uwagę gabaryty przeciętnego Kanadyjczyka, no i w ogóle szał, ekran olbrzymi, nagłośnienie aż za (bombowe!). Chyba zacznę chodzić do kina częściej.
Małgosiu,
nadal są chyba jakieś problemy, bo na blogową stronę mogę wejść tylko z komputera. Z telefonu jest to niemożliwe, a żaden komunikat nie pojawia się.
No w końcu strona wróciła do normalności, systemy śledzące nieprawidłowości przestały szkodzić.
W zeszły czwartek byłam w Krakowie na koncercie Stinga, prawie cały pociąg wybierał się chyba na ten sam koncert. Mieliśmy trochę czasu żeby się powłóczyć po Kazimierzu, przez Rynek przemknęliśmy zaglądając do Piwnicy pod Baranami, mieli mieć fajny koncert jazzowy tego wieczoru , ale my wybraliśmy Tauron Arenę i Stinga. Ciekawe, barmanka była w ogóle nie świadoma jaka gwiazda będzie u nich.
Stadion był pełen, koncert świetny, fragmenty śpiewane wspólnie. Sam Sting trzyma się doskonale!
Kraków to też fajne knajpki, przed deszczem schroniliśmy się w Arielu na ulicy Szerokiej, a piątek przed wyjazdem byliśmy w Nakryto , z czystym sumieniem mogę polecić jedzenie, a wino domowe też bardzo dobre. Przemiły właściciel.
Malgosiu, zazdrpszcze koncertu Stinga. To jeden z moich ulubionych piosenkarzy.
Krystyno, mi wyskakiwał komunikat, że połączenie jest niezabezpieczone, a przez to niebezpieczne i wyrzucało mi stronę. Telefon mnie wpuszczał, ale niechętnie z tego korzystam, bo z moimi kiepskimi oczami wolę jednak większy ekran.
Z Danuśką omawiałyśmy tę sytuację przez Messengera i było to prawdopodobnie włamanie hakerskie.
Elu, też go bardzo lubimy , a bilety kupowaliśmy w zeszłym roku!
Nana Mi, 19:44
Dziękuję za wpis, masz rację – muzyka łagodzi obyczaje, ale tylko wtedy, gdy te nie przekraczają pewnych utartych granic. Obrażanie kogokolwiek, oczernianie, obelgi, jakieś obrzydliwe wpisy o uchodźcach itd. leżą już poza tymi granicami i na nie będę reagował.
A poza tym dzisiaj obchodzi swoje 80 urodziny Mick Jagger – poprzez swoje nigdy nie starzejące się utwory, niezwykle burzliwe życie, romanse, używki i inne tego typu historie jest mi osobą duchowo bardzo bliską, to lubię. Musiał też robić duże wrażenie na samej królowej Elżbiecie II – dała mu tytuł szlachecki!
wszyscy znają, ale to chyba najlepsza wersja, przynajmniej dla mnie:
https://www.youtube.com/watch?v=poXvMBhjSWk
Knighthood 4 Jagger? — Voila! 😀
https://news.yahoo.com/why-queen-chose-not-hand-mick-jagger-knighthood-114457864.html?guccounter=1
https://www.youtube.com/watch?v=MKLVmBOOqVU
Tak Alicja,
Ich luz jest zaraźliwy, bardzo rzadko roznoszona zaraza, bez nieprzyjemnych objawów, jakby powiedziała Frida – Viva la Vida!
Glean:
– czereśnie
– wiśnie
– mulberries (morwa?)
– śliwki odmiana methley
Orca,
skoro ktoś oferuje owoce morwy, to chyba ma jakąś plantację. U nas drzewa morwy to rzadkość. Pamiętam je z czasów dzieciństwa, rosły obok ruin zbombardowanego budynku, którego podwórko było placem zabaw dla dzieci. Zbieraliśmy je z ziemi i chyba nikomu nie zaszkodziły. Były ciemnoczerwone i całkiem smaczne.
Dziś gotowałam leczo, a ponieważ dostałam od koleżanki młodą cukinię prosto z ogródka, dodałam trochę pokrojonej w kostkę do ugotowanego leczo. Jest tak delikatna , że nie ma potrzeby jej gotować.
Z ciekawostek kulinarnych -spróbowałam pieczarek zebranych na łące. Niewiele ich było, tylko do spróbowania. Są kruche i trzeba delikatnie obchodzić się z nimi, w smaku też mniej wyraziste od tych uprawianych w pieczarkarniach.
Z owoców najwięcej jemy borówki amerykańskiej, arbuzów i trochę własnej czarnej porzeczki.
Jak niema o czym gadac, gada sie o pogodzie.
Wokol Morza Srodziemnego plomienie, plomienie i upaly wyrazane drakonskimi w swej wymowie liczbami. A u nas – tj, stale jeszcze w pol drogi miedzy Warszawa i Paryzem – wrecz zimno! Przypominaja mi sie lata 70/80-te kiedy myslalem, ze jak nie wyjade ze jakies 1000 km na poludniowy zachod, to nie urzyje lata. Dzis tu temperatura nie przekroczyla chyba w zadnym momencie 20°C , a np slabujaca bratowa trzesie sie wyraznie z zimna i domaga sie wlaczenia ogrzewania. A tak, moj brat jest zdania, ze lata juz u nas tego rokunie bedzie, nie bedzie zwlaszcza dla tego, ze prognoza na nastepne 10 dni jest taka, ze wielkiej zmiany nie widac. Corka z zieciem zabukowali Turcje na nadchodzacy weekend. Ostrzegalem, czy nie wykluczaja tego, ze beda musieli gasic pozar lasu, tam gdzies. Machneli reka.
A mi w to graj. Nie zapomne, jak smazylem sie co lato od 18-22 i zalewalem konewkami lub wezem ogrodowym caly ogrod, by sprobowac cos wydolic z tego, co posialem i zasadzilem. Teraz nie cierpie na upaly, nie musze podlewac, a eksplozje chwastow probuje przeoczyc.
Nie mam nic przeciwko temu, aby to lato trwalo dalej takie jakie jest i przyznam sie do niejakiej zmiany paragrymatow w moich pogladach.
Pepegor,
u mnie pogoda podobna jak u Ciebie. Teraz za oknem tylko plus 15 st.C.
Upały i suszę mieliśmy w czerwcu, teraz po częstych deszczach jest zielono . Takie lato może trwać. Wprawdzie planujemy jechać jutro nad jezioro i popływać kajakiem, ale zapowiadane są deszcze i burze. Najwyżej zmienimy plany.
Na zachodnich rubieżach Polski morwy, tak ciemne jak i białe (a raczej żółtawe) spotykało się w prawie każdym ogródku przydomowym czy w sadzie – „poniemieckie” one były. Jedliśmy je garściami, uwielbiałam. Dzisiaj trudno spotkać, a starych drzew morwowych na Bartnikach już nie ma 🙁
Z owoców ostatnio mango, bo jest urodzaj (Meksyk) i są naprawdę tanie. No i ciągle jeszcze czereśnie! Bardzo trudno się tu natknąć na wiśnie, to delikatny owoc i natychmiast po oderwaniu ogonka puszcza sok. Nawet na targu nie ma.
Czarna porzeczka, połamana przez drwali, odbija, ale tylko jedna. Może druga też odbije. Poza tym namówiłam znajomą, żebyśmy poszły do kina na… nie śmiać się!..
„Indiana Jones”, ostatni z serii. Nic ambitniejszego nie było, a na Oppenheimerze byłam, więc… Znajoma w tym kinie nie była, chciała się „zapoznać”.
Na razie repertuar jest nieciekawy, ale jak się coś nowego pokaże, to chętnie pójdę.
Oppenheimer – jak już pisałam, deczko długi, ale widowiskowy, a i aktor grający fizyka to „ozdobna męcizna” 😉
28c i parówa, bo wreszcie mocno lunęło w nocy i rano. Ale już jest słońce.
Krystyna,
Poruszyl mnie Twoj opis drzew niedaleko zbombardowanego budynku. To chyba pozostalosc po Drugiej Wojnie.
To mi przypomina rozne odmiany sliwek typowych dla kultury japonskiej. Methley?
W WA mieszka duzo osob pochodzenia japonskiego. Dojrzale (mature) drzewa sliwek typowych dla kultury japonskiej byly posadzone na Zachodnim Wybrzezu przez Japonczykow po ataku na Pearl Harbor i “internment”. Tych samych ktorzy sa opisani w ksiazce Snow Falling on Cedars.
Morwy mozna kupic w sklepie farmerskim. Nie sa unikalne. Te w ogloszeniu glean byly bardzo ciemnego koloru (niebieski? fiolet?)
Alicja,
Masz racje ze wisni w sklepie nie ma. Szybko gnija. Very short shelf life. Natomiast glean oglasza “pie cherries” od kilku dni. Zwykle z komentarzem: “very ripe, ready to pick”
Jeszcze jedno. Morwy w sklepie farmerskim sa ciemnego koloru (fiolet) i jasno żółte).
W typowych sklepach spożywczych ich nie widzialam.
Śliwki, czeresnie … owoce ktore “przeżyja “ transport i kilka dni na półce sklepowej sa w “typowych “ sklepach spozywczych.
22:45,
23c – sauna.
Indiana Jones – no, to już chyba koniec serii. Gdyby skrócono o godzinę, to dałoby się obejrzeć, ale jak przez 20 minut „leci” pościg samochodowy, to jest to widowiskowe tylko przez 3 minuty. Ale co tam, obrazy Maroka niezłe. Film, jak wiadomo, dla wczesnych nastolatków 😉 A ja i Ewa – z biletami dla seniorów! Jedne 8$ + „vat”.
U nas być może w rejonie Niagary (sady Ontario!) znalazłyby się miejsca, gdzie można samemu zbierać wiśnie, ale to daleko, kilkaset kilometrów.
Tak jak Orca piszesz – tego towaru w sklepach nie ma.
Snow falling on cedars jest o truskawkach i rowniez o “internment “
Alicja,
Ja w sezonie czesto odwiedzam “farm stores”. To jako uzupelnienie “glean”.
Tak wygladaja morwy z ogloszenie glean. W ramach przepisu na sok. Owoce zmieszane z sokiem z cytryny .
https://mcusercontent.com/360ae1ff3a734621548b3598b/images/aed40cc0-8edc-756d-d146-cb2eddd9deb6.jpg
Przepis na sok:
Mulberry Juice Recipe
Ingredients:
3 cups mulberries
½ cup sugar, to taste
1 teaspoon lemon juice
1½ cup cold water
Directions:
Add the mulberries, sugar, water, and lemon juice to a blender and blend until smooth. (Mulberry stems are edible so you don’t need to pick them off first.)
Orca,
takie same morwy pamiętam ze starego drzewa w Katowicach, bardzo mi smakowały.
Pogoda u nas też taka jak u Pepegora, jest bardzo soczyście zielono.
Alicjo,
Indiana Jones nr 5 obejrzałam jak tylko wszedł na ekrany. Na sali nie widziałam żadnych nastolatków, widzowie byli mniej więcej w naszym wieku. Nie zapominaj że IJ nr 1 nakręcono już 40 lat temu. IJ i Harrison Ford towarzyszą mi przez całe moje dorosłe życie.
Dzisiejszych nastolatków nie było 40 lat temu nawet w planach, ich rodzice zaczynali pewnie dopiero raczkować..
Niedawno byl Mick Jagger, ze swoja 80-tka.
Przyznajmy, osiemdziesiatka jest juz czyms. Wie o tym caly nasz jeszcze zyjacy szereg, bo zblizamy, zblizamy sie nieublagalnie do tej linii. Jedyny ktory wie jak to jest, to nasz, juz niestety tu nieobecny Cichal. On wie jak czuje sie 80-latek. Cichalu, wpadnij jeszcze raz! Na chwile chocby.
Ale, np takie 40-lecie, to inna rzecz.
Tyle gdzies lat temu w mojej miescinie mieli wystep R/S. Zapowiedz miala ten skutek, ze bilety zaraz byly wykupione i organizator dolozyl raptem dodatkowy wystep, nastepnego dnia. Ten popyt byl chyba tak mocno nakrecony przez „konikow“, ze trudno bylo potem zapelnic stadion jeden raz i drugi. Mieszkalem wtedy w linii powietrznej niecaly kilometr od stadionu, a w poniedzialek (dzien drugiego wystepu) mowiono, ze pod stadionem bilet mozna dostac „za puszke coli“. Nie skorzystalem, a okna mocno zamknalem. Nie wiem ile razy to tlumaczylem innym dlaczego nie. Dzis, po latach sam nie wiem jak to przekonywujaco wytlumaczyc.
Stonsi i Mick J. w kazdym razie wzieli to luzem i wytrzymali nastepne 40 lat. I dobrze tak. Lecz to, czy Mick J. ma wreszcie swoje satysfekszen czy nie dawno juz mnie nie interesuje.
Morwy rosły na szkolnym podwórku, gdy chodziłem do podstawówki. Bodaj nauczycielka biologii nam powiedziała, że można zrywać i jeść. I pamiętam, że jadłem, że mnie nie odrzucało. Czy też smakowało — to już nie pamiętam.
Dzisiaj mamy jeszcze lepszą saunę, 28c, a temperatura odczuwalna kilka stopni więcej – no i 72% pary wodnej w powietrzu. Zaznaczyli, że jakość powietrza jest marna. Ciężko się oddycha – sprawdziłam. Jak to dobrze, że ze dwie dekady temu zainstalowaliśmy klimę – ja bez tego miałabym trudności z działaniem.
PaK4,
dojrzałe morwy są smakowite, ale nie wiem, do czego porównać ten smak. Mimo upływu lat dobrze pamiętam – niedojrzałe są twarde i cierpkawe.
Orca,
kiedyś robiłam przetwory, zdarzało się jeździć po farmach okolicznych, teraz już nie robię, bo nikt tego nie chce jeść…
Eva47,
nie zapominam, że IJ pierwszy był tak dawno, a ja o te 40 lat młodsza… poza tym uważąm, że był to rzeczywiście dobrze zrobiony film, o wiele ciekawszy niż ta siódma część (chyba ostatnia), którą właśnie oglądałam . Brakuje pomysłu, jeśli, jak wspomniałam wyżej, są dłużyzny typu 20 minutowy pościg samochodowy na wstępie… w drugiej godzinie akcja nabiera tempa, ale w trzeciej już przebierałyśmy nóżkami z Ewą, żeby się skończyło.
Pojawia się też na końcu starsza o te 40 lat Karen Allen i to jest chyba jakieś ładne zamknięcie serii. O ile to jest zamknięcie…
Pepegor,
ja zawsze wolałam RS od Beatlesów – mieli pazur! Do tej pory chętnie słucham, a już na pewno poszłabym na koncert i nie byłabym zawiedziona, bo skoro Ringo Starr mnie nie zawiódł (he he, 83 lata! Były Beatles!), a koncert chyba opisywałam tu, no to Mick na pewno nie jest w gorszej formie. Ringo zawsze o sobie mówił, że jest najgorszym perkusistą w najpopularniejszym zespole muzycznym świata.
Gdyby była okazja pójścia na koncert MJ, poszłabym na pewno, mam sentyment do tamtych czasów i rocka w takim wydaniu, a starzy rockmani jeśli już dają koncert – nie zawodzą, o czym przekonałam się wielokrotnie. Keith Richards z RS mawiał, że już dawno powinien nie żyć – ma 79 lat i wygląd rockmana, po którym widać, że niczego, co było niewskazane, a do tego lista wielu zabronionych substancji, nie ominął. Co widać 😉
Recepta na wieczną młodość chyba tkwi w duszy – i jak to w „Czterdziestolatku” śpiewał Ross – a gdy cię czas pogania, przodem puszczaj drania…
Alicja,
Ja nie robie przetworow. Zamrazam swieze owoce. Nie mam na to czasu.
Na farmach kupuje warzywa i owoce ktorych nie mam z glean.
My kupujemy w zwykłym sklepie zamrożone owoce typu maliny czy amerykańskie, a czasem „dzikie” jagody – nie mam wielkiej zamrażarki, a nas jest dwoje, więc…
Na farmę jedziemy jesienią po jabłka. Ja uwielbiam renety , więc kupujemy wielki kosz i drugie (Ida red), i to nam wystarczy do świąt, bo mam chłodne, zaciemnione miejsce, gdzie mogę to trzymać.
Nie robiłam wiele przetworów – najlepiej wspominane jest wino z wiśni 😉
Ale to było dawno temu. Pamietam też, że robiłam konfitury z truskawek – i bardzo pilnowałam, zeby to były prawdziwe konfitury z całymi owocami. Wyszło, ale szybko się scukrzyły. Nigdy nie robiłam tych przetworów w wielkich ilościach – kilka słoików. Do tej pory robię kilka słoików z żurawiny jesienią, bo nasz przyjaciel Wojtek z Ottawy uwielbia, a w sezonie żurawina u nas jest tania i są jej wielkie uprawy.
Zwłaszcza na zachodzie Kanady:
https://photos.app.goo.gl/Z2jMEkArT97ZyFKb6
Kilka razy probowalam zrobic dzem owocowy i skonczylo sie na zakupie takowych:(
Zrobilam galaretke z moich malin. Dobra jest. W ubieglym roku zamiast galaretki wyszedl mi sok malinowy. Mam troche jezyn ale chyba je zjem i nic nie bede robila, bo jest malo. Teraz czekam na wegierki aby zrobic powidla. Mam tez troche jablek ale juz teraz widze, ze sa robaczywe.
Orca,
pamiętam te truskawkowe pola z książki ” Cedry pod śniegiem” Gutersona, którą tu kiedyś polecałaś. Świetna lektura, tylko że książka wydana była w latach 90-tych, a więc bardzo oszczędnie, w niewielkim formacie, małym, ciasnym drukiem na pożółkłym już teraz papierze. To wszystko bardzo psuło przyjemność czytania, ale było warto.
Zrobiłam niedawno trochę dżemu z czarnych porzeczek, ale tylko dlatego, że dostałam zerwane owoce.
Żurawina będzie w sklepach jesienią, ta większa z upraw, dość słodka i ta leśna, bardziej kwaśna, mniejsza i droższa. Ale przetwory z niej są lepsze.
Jarzębiny w tym roku jest niewiele po ubiegłorocznej obfitości.
Krystyna,
Pamietam ze czytałaś Snow… i że miałaś pozytywna opinie o tej powiesci.
Nie wiedzialam ze sa dzikie żurawiny. Kiedys pisalam o plantacjach żurawin i o dwóch metodach zbierania owocow. Jedna metoda polega na maszynowym oderwaniu owocow z krzaka i wypelnieniu woda zaglebionego terenu (bog) gdzie rosna żurawiny. Owoce wyplywaja na powierzchnie wody. Wtedy jest latwo zebrac owoce do pojemnikow. To sie nazywa wet pick. Zurawiny z wet pick sa uzywane do przetworow (dzem, sok w puszkach lub słoikach).
Druga metoda to dry pick. Owoce sa zrywane z krzaka recznie lub przy pomocy urzadzenia ktore wyglada jak duza łapa niedzwiedzia. Kiedy niedzwiedz zrywa jagody/borowki wtedy kładzie swoja łape pod krzak i zgarnia owoce do swojej łapy.
Zurawiny zebrane w ten sposob ( dry pick) sa uzywane do robienia swieżego cranberry sauce.
Tak jest tu. Nie wiem jak to sie robi w innych krajach.
Wet pick ładnie wyglada na zdjeciach ale w smaku lepsze sa zurawiny z dry pick.
Zbieranie zurawin (wet pick)
https://komonews.com/news/local/photos-vibrant-wash-state-cranberries-harvested-before-thanksgiving
Antyczne urzadzenia do zrywania zurawin lub borowek. Inspirowane kształtem łapy niedzwiedzia
https://www.ebay.com/itm/404365949554
Dry pick: borowki
https://youtu.be/ltT4sR1TVvM
Ostatnie video to przeglad roznych “berries “
Na tym video jest pokazana metoda zbierania bluberries przy pomocy nowej łapy niedzwiedzia:)
https://youtu.be/ltT4sR1TVvM
„Very gently picked” – ha ha! 🙂
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,181991,26136848,polka-w-kanadzie-zeby-wyjechac-z-prowincji-ontario-w-ktorej.html#s=BoxWeekSl-1-2
ha ha….
A tu super zdolna młodzież polska:
https://www.youtube.com/watch?v=QPMXLVeePCk
Pozdrawiam z Port Angeles. Czekamy na koncert zespołu Ranky Tanky
Ranky Tanky
All for you
https://youtu.be/TWrWhjvQXKw
Wysłuchałam – na koncerty podobnych zespołów też chodziłam, po to, żeby WIEDZIEĆ, niekoniecznie, że to moja þółka zainteresowań. Ale jak nie usłyszysz, to nie wiesz.
Stara rockmanka lubi różne klimaty:
https://www.youtube.com/watch?v=o4jo6tmMr9s
Rzadko tutaj zgadzałem się z Alicją, ale co do Mick Jagger i Rolling Stones zgadzam się w 100 %. To mój świat, który pomaga mi dwojako traktować kalendarz – kalendarz jest tylko do określania oficjalnych dat, natomiast absolutnie nie do określania mojego wieku. Słuchając Stonsów młodość nie ustępuje!
Tutaj Muddy Waters i Rolling Stones, trochę długie, ale przecież tylko jeśli ktoś chce
https://www.youtube.com/watch?v=z3Or7huOK7o
https://www.youtube.com/watch?v=-kCEe7-R3zI
Jesli ktos ma mozliwosc posluchac Ranky Tanky na zywo jest to jeszcze lepsze niz nagrania w studio.
Wczoraj nadal nie mogłam zamieścić komentarza na naszym blogu 🙁
Tekst skopiowałam i spróbuję czy dzisiaj się uda.
Morwy też pamiętam z dzieciństwa, rosły pod naszym blokiem na placu Leńskiego (obecnie Hallera). Właściwie nigdy nie przyszło mi do głowy, by sprawdzić, czy rosną nadal. Cóż myślę, że dawno ich nie ma… Wszystkie dzieci z naszego podwórka zajadały się nimi z przyjemnością, to była odmiana żółto-beżowa,
W piątek byłam na targu w Wyszkowie-królują wiśnie i borówki amerykańskie. Szukałam czarnych porzeczek, ale niestety nie było. Kończą się maliny i truskawki, ale będzie zapewne jeszcze „drugi rzut”. Kupiłam bardzo dorodne pomidory, napełniłam je mielonym mięsem z indyka i zjedliśmy je wczoraj i dzisiaj na obiad.
Rano byłam w lesie sprawdzić, czy po ostatnich deszczach nie pojawiły się jakieś grzyby, otóż nie pojawiły się 🙁 Nasz kolega przesyła co jakiś czas zdjęcia swoich wspaniałych, grzybowych zbiorów z lasów bieszczadzkich. Suszy, zamraża i rozdaje na prawo i na lewo.
Kilka dni temu odwiedziłyśmy razem z kuzynką Magdą wegetariańską restaurację „Jaskółka”. Daniem, które rzuciło nas na kolana był „łosoś z marchewki”. Do dzisiaj zadajemy sobie pytanie i przeglądamy internet w poszukiwaniu przepisu na kotlet z marchewki, którego kolor i tekstura przypomina łososia. Przy okazji napomknę, iż restaurację wychwalał na łamach „Wyborczej” Maciej Nowak, z przekonań mięsożerca, który ostatnio coraz łaskawszym okiem przygląda się wegetariańskim pomysłom.
Ufff! Udało się!
Dziękuję za podrzucone przez Was muzyczne kawałki, wszystkich wysłuchałam z przyjemnością.
Glean:
– wiśnie
– czerwone śliwki (purple or red plums)
Pepegorze, wywołałeś mnie do tablicy! Twoje żądanie podrzuciła mi Alicja, jak zwykle nieoceniona. No cóż, osiemdziesiątka tymczasem przeszła jak „sen złoty”. Już mi się giberuje dziewięćdziesiatka, mój Młody Przyjacielu. Jednak nie wyprzęgam i staram się udawać osiemdziesięciolatka. Nawet mi to wychodzi. Jedynie z żeglowaniem kłopot, bo rozliczne boleści w członkach utrudniają panowanie nad manewrami. Kuchni nie odpuszczam, chociaż czasem nóż się wymknie z dłoni. Ale wymyślam dalej nowinki, chociaz Ewa twierdzi, że czasem kombinuję, jak koń pod górę. Ostatnio kupiłem toaster z funkcją robienia frytek bez tłuszczu, „Airfry”. Tam „smażę” udka kurczacze. Zero tłuszczu. Złote i chrupkie. Pycha! Wykombinowałem też mleko z bourbonem. Pół na pół i parę kropel miodu. Dwie pychy! Teraz warzę zupę grzybową z grzybów Bella. To takie małe niby kozaki. Normalnych grzybów tu nie uświadczysz, trza se więc radzić, jak powiedział gazda, zawiązując kierpce glizdą… Pozdrawiam Cię Pepegorze tęskniąco!
Cichal, tak trzymaj.
Basiu! Dziękuję, żeś mnie nie wygumkowala. Mój login i password pracują, jak 10 lat temu!
Yurek,
Ty też 🙂
Witaj, Cichal:)
Udalo sie?
Udalo sie Cichala przywolac do tablicy!
Witam przyjacielu.
Chcialem do mojego ostatniego, piatkowego wpisu dodac ciag dalszy, lecz system mnie nie wpuszczal. Nie chcial i przed chwila jeszcze ale, widac jakos sie udobruchal.
Testuje wiec dalej.
Aha, nadaje wiec stary dopis z piatku:
Alicjo,
moj komentarz oddalem okazjonalnie i z perspektywy 40 lat. Na odwieczne pytanie ktorzy lepsi odpowiadalem wtedy niezmiennie: Beatelsi, bo Lennon wiedzial kiedy wyciagnac wtyczke ze sciany. Grali wlasciwie zawsze cos innego niz RS, a Lennon skonczyl wtedy, kiedy uwazal, ze temat jest wyczerpany. RS moze mieli ten pazur, jak piszesz, bo grali rythm and blues, ale nie dopisali do tej historii wlasciwie niczego nowego i od 50 lat graja to samo. Moja przepowiednia wtedy: Mick z laseczka wykreca stale jeszcze swoje holubce, a K. Richard na wozku gra co raz lepsze reefy gitarowe moze sie wiec jeszcze spelnic a nam, uchachanym bedzie sie zdawolo, ze wszystko jest jak wtedy.
Cichalu, milo czytac, ze wiedzie Ci sie dobrze.
Pozdrawiam Ciebie i Ewe!
Orca.
uprzejmie donoszę, że od jakiegoś czasu zajadam czereśnie z Selah (tuż nad Yakimą) i bardzo dobrz one są – wielkie i słodkie.
Wreszcie zwróciłam uwagę na opakowanie, a tam stoi „Rainer Production”, co od razu zwróciło mi oko na Twój stan Washington z wiadomych powodów, adres uzupełnił wszystko .
Tereny znam, kiedyś jechaliśmy 90-tką w stronę Seattle, ale skręciliśmy na 82 w dół, żeby podziwiać wszystkie wielkie wulkany na tej trasie – bo niby daleko, ale blisko!
Pięęęęęęękna trasa!
*dobre one są.
Właśnie udało ni się prawie spalić garnek i ziemniaki w nim. Resztki wody zniknęły i już-już zaczynały się przypalać ziemniaki w mundurkach, ale w porę coś wyczułam.
Ma się ten talent – byłby to trzeci spalony gar! Cenny zresztą w sensie – bardzo dobry!
Alicja,
Jest wiele opisow i wrażeń podczas podrozy I-90. Znajomi przeprowadzali sie z Boston do Seattle. Jest to poczatek i koniec I-90. Mowili o tym jak szczęka im opadala z wrazenie im blizej byli konca podrozy.
Czeresnie i wszystkie inne owoce dojrzewaja pierwsze w sezonie na wschod od Cascade Mountains. Yakima i wszystkie tereny na wschod od Cascade Mountains to teren pustynny. Tam jest cieplo i sucho. Liczne sady i farmy warzyw i owocow. Sa tam rowniez liczne winnice a te lubia rosnac na terenie wulkanicznym. Najlepsze wina w WA pochodza z winnic na wschod od Cascade Mountains.
Mount Rainier to pierwszy w kolejnosci wulkan w tym kierunku. W tej samej linii w WA sa St Helens, Baker i Adams.
Rzeczywiscie piekne tereny.
Aktor Kyle MacLachlan urodzony w Yakima zalozyl na rodzinnych terenach winnice o nazwie Pursued by Bear.
https://www.pursuedbybearwine.com/
Orco! Ucieszyło mnie niepomiernie Twoje powitanie. Odwzajemniam. Dziewięćdziesiątką jechaliśmy od Bostonu aż do Wyoming. Tam skręca na północ, a był wrzesień, Tośmy pojechali prosto do Yellowstone, a potem na południe, do ciepełka. Objechaliśmy Stany w miesiąc. 10.000 mil (16.000km) Zrobiliśmy dwa, 36 klatkowe filmy. To były lata 90te. Jeszcze nie było smartfonów, ale było jakoś fajniej…
Yurku! Czołem biję! Pozdrawiam!
Cichal,
co za miła niespodzianka. Bardzo się cieszę, że tu zajrzałeś. Serdeczności !
Jednak słowo Pepegora ma wielką moc. 🙂
Pozdrowienia także dla Yurka. Dobrą muzykę nam tu podrzucał.
Moja dzisiejsza owocowa niespodzianka to kilka papierówek prosto z drzewka u koleżanki. Co za zapach!
Orco. PS. Wtedy to była wiekowo sześćdziesiątka, choć droga 90. Oczywiście Ewunia o dychę mniej. Mieliśmy po drodze śmiesznostkę. Gdzieś na jakimś kempingu w czasie kolacji z krzaków wylazł skunks. Ewa nie wiedząca co to, zawołała: „popatrz jaki śliczny zwierzaczek”. Spokojnym glosem wytłumaczylem Jej, że nas tu nie ma i… na szczęście uwierzyła mi. Skunks powęszył i i poszedł sobie w sinę dal… Ot „dydaktyczny smrodek” (Wańkowicz)
Krystyno! Najniższy ukłon po latach!
Zlapałem sie na tym, że siedzę przed kuchenką z szklannymi drzwiczkami i oglądam spektakl smażenia (bez tłuszczu) udek (udków?) kurczaczych. Symfonia niesłyszalnych skwierczeń. Złocenie istoty zyskującej wtórne życie, jest transcedentalne. Ponad połowa mojej amerykańskiej Rodziny, to weganie, albo wegetarianie. Ja się jakoś nie potrafię przechrzcić. Dzisiaj podaję wczorajszą zupę grzybową, ale ozdobioną smażonemi kapeluszkami, potem udka na złoto i wreszcie lody czekoladowe z truflami. Spokojnie, to nic z truflami nie ma wspólnego. To nazwa handlowa cząsteczek gorzkiej (dark) czekolady w kształcie trufli. Ja mam na wstępie gin z tonikiem. Ewa nie. Jest na to obrzydliwa. Biedactwo…
No. Tośmy w domu są mniej więcej wszyscy.
Ja dzisiaj na wniosek bicyklistów (Jerz i Wiesław) pobiegłam Za Róg i zakupiłam im piwo marki Javer (ładne puszki!2.80$ jedna) na po wyścigach bicyklowych. Dla siebie miałam „Łomżę” za całe 3$ puszka – nie uważącie, że to zdzierstwo i kradzież w jasny dzień?!
Siedzieliśmy na ogródku, popijając rzeczone, aż nas komary przepędziły.
Fajnie, fajnie – a jak las i woda blisko, nie ma rady, chcą zjeść człowieka żywcem, wyssać krew jak te krwiopijce, nietoperze 🙁
I to by było na tyle w moich krzakach dzisiaj. Upały zwolniły od 3 dni, jakieś 20+ mamy. W nocy zima -15c!!!
Orca,
nasza pierwsza wielka wyprawa dookoła (prawie, prawie!) odbyła się w 1984 roku – po dwóch latach, kiedy znaleźliśmy się w Kanadzie. Pojechaliśmy (z kolegą) prosto do Vancouver, a potem …. zaraz będzie potem:
https://photos.app.goo.gl/MCBUzonK7Xnu7x7R6
…a potem przez wszystkie stany zachodnie aż do:
https://photos.app.goo.gl/MCBUzonK7Xnu7x7R6
A z Los Angeles na skos z powrotem do Kingston, przez Rockies itd.
Razem wyszło 17 000km – już nigdy potem nie powtórzyliśmy tak długiej trasy, ale dało to nam zorientowanie, jak się po tym kontynencie jeździ i gdzie warto wrócić i co eksplorować.
Nowy2 ma na pewno pojęcie, o czym piszę, bo też się najeździł, przynajmniej po USA.
Rzutem na taśmę, 2 lata później (1986)
https://photos.app.goo.gl/MCBUzonK7Xnu7x7R6
dzień dobry,
Tak Alicja, dzięki, że mnie wspomniałaś. Mam pojęcie o odległościach, mam pojęcie o tym jak je pokonać. Widziałaś chyba więcej stanów niż ja, ale to co przejechałem też nadaje się na ciekawą książkę (kocimiętka bardzo mnie kiedyś do tego namawiała). Byłem w Kalifornii, Arizonie, Nevadzie, Nowym Meksyku, Oklahomie, Tennessee, Arkansas i wielu, wielu innych. Mieszkałem prawie rok w Breckenridge, Colorado, przejechałem też ogromny kawał USA drogą 80, aż do Idaho. Chciałbym się kiedyś podzielić zdjęciami z tych moich wojaży – mam dużo ponad 10 000 zdjęć. W samym Idaho mam zdjęcia z bardzo dzikich rejonów, gdzie nie ma ani telefonu, ani internetu.
Jeździłem bez przewodników i to sobie chwalę najbardziej. Tylko w Idaho poświęciłem dwa dni na miejsca – ślady Hemingway’a. Tam gdzie łapał ryby, gdzie odpoczywał. Cudo! Byłem też na jego grobie w Ketchum, miejscowości, gdzie popełnił samobójstwo….
Najlepiej oczywiście znam wschodnie stany, zwłaszcza od Main do Wirginii. Sama kraina Amishów w Pensylwanii warta jest oddzielnego, długiego wpisu… Byłem tam wiele razy.
Ale to może kiedyś.
Na dzisiaj – Dobranoc!
Danusia, Jak Twoja ręka?
Podoba mi się też, że w taką drogę wybraliście się małą Hondą Civic. Super! Sprawdziło się, że do odważnych świat należy!
Alicja – czy odwiedziliście słynny Four Corners, gdzie można w tym samym momencie być jednocześnie w czterech stanach – Arizona, Kolorado, Nowy Meksyk i Utah? Byliśmy tam z Kocimiętką, fajne wspomnienia.
http://kaibab.org/kaibab.org/maps/az4corn.htm
Oczywiście naukowcy potrafią wszystko zepsuć mówiąc, że te granice jaoś tam są 2,5 mili w tę czy w drugą – dla mnie to bez znaczenia.
Cichal,
Z przyjemnoscia czytam Twoje opowiesci od gotowania do podrozowania.
Lubie miejsca gdzie telefon nie ma sygnału 🙂
Alicja,
Pamietam Wasza podroz do Oregon. Chyba pojechaliscie do Portland. Niedaleko Mount Hood.
http://nicknass.com/
Wulkan Mount Hood
Nowy2,
tego miejsca się nie mija!
https://photos.app.goo.gl/QMD58zzFxjw6J1PJ6
Honda mała, ale prawie nowa i dała radę (3 dorosłe + jeden mały), w dodatku bez klimatyzacji. Ale szybko zmieniliśmy ją na toyotę tercel (też bez klimy 🙄 ) i w dwa lata później udaliśmy się trasą przez Four Corners. Jak Młody wytrzymywał te nasze wielotysięczne wycieczki rok w rok – nie wiem, ale nie grymasił, zawsze coś rysował na twardej podkładce, jak mu było nudno. Z USA zostały nam do przejechania 2 z 50 stanów – Północna Sakota i Rhode Island. Dakotę chyba odpuścimy… a Rhode Island dość blisko, więc może kiedyś…
Nie pamiętam, ile razy przekraczaliśmy Rockies, chyba z 6, ostatnio parę lat temu, jadąc do Los Angeles. Ale już pełna kultura – tercel, ale z klimą.
Mt.Hood odwiedzaliśmy, a jakże! I różne inne ciekawe kąty.
Kochani, wie ktos co sie zmienilo na portalu POLITYKA?
Jeszcze dzis rano czytalem pod BLOGI wpis Szostkiewicza a teraz, jak tylko chce otworzyc nowy wpis kaza mi sie zalogowac, zalogowac z haslem i takimi tam. Wie ktos o co chodzi?
Od lat czytam „Studio opinii”.
Tam znowu niema od konca czerwca zadnego nowego wpisu, bez jakichkolwiek wyjasnien. Zaczyna sie sierpien i nadal nic nowego.
Wie ktos o co chodzi?
Pepegor,
widzę, że ta sytuacja dotyczy wszystkich pozostałych blogów i być może jest to skutek zawirowań po niedawnym ataku hakerskim. Informatycy pewnie jeszcze nad tym pracują. Naszego blogu to nie dotknęło, bo bieżący wpis jest z czerwca, a taki blog wypada z listy, co jak widać, ma także swoje dobre strony. Myślę, że to zostanie wkrótce naprawione.
Pogoda deszczowa, nie cały czas wprawdzie, ale z małych chmur spadają obfite deszcze. Dla przyrody to ulga, dla turystów nad morzem i dla tych, którzy żyją z turystyki raczej nie. Prognozy wieszczyły upalny lipiec, a teraz do połowy sierpnia zapowiadana jest pogoda w kratkę. Mnie to cieszy, no i jest jakaś szansa na grzyby. Specjalnie za grzybami nie tęskno mi, ale spacer w lesie urozmaicony garstką grzybów to przyjemność. Nawet zamierzaliśmy po południu pojechać na mały rekonesans do lasu, ale rozpadało się.
No i chmury nie pozwolą obejrzeć dziś księżyca w najbliższej odległości od Ziemi.
Ja obejrzałam księżyc wczoraj, pięęęęęękny!
W prasie wyczytałam, że wielki wysyp kurek – ale nie zapamiętałam, gdzie. Pewnie tam, gdzie popadało. U nas dzisiaj co godzinę jedna minuta deszczu – i tyle. A deszcz jest potrzebny, drzewa schną…
Krystyna ma chyba rację z tymi blogami, przed tymi hakerskimi zawirowaniami blogi były na liście, teraz nie widzę…
https://www.youtube.com/watch?v=EvQ4_DtB44s
p.s.
Jakkolwiek by się nie oceniało Powstanie Warszawskie – bohaterom należy się szacunek i cześć. Takie były czasy.
Ewa Irka zamieściła na FB wiersz Anny Świrszczyńskiej. Podaję za Ewą, mam nadzieję, że nie będzie miała mi tego za złe.
https://wcieniuskrzydel.blogspot.com/2017/08/niech-licza-trupy-anna-swirszczynska.html
Jest tak przejmujący!
Bilans Powstania:
150 000 – 200 000 zabitych Polaków, głównie cywile
1500 – 2000 zabitych Niemców, w/g innych źródeł więcej.
Bardzo się zgadzam z Anną Świrszczyńską!
Niestety. I powstańcami byli głównie bardzo mołdzi ludzie – podatni na hasło do walki. Ale już nie ma kogo rozliczać za bezsens tej decyzji, śmierć tylu ludzi i całego miasta.
Anna Świrszczyńska – pamiętam jej wiersze i książki z dzieciństwa… Właściwe nazwisko Świerczyńska, tak jak moja Mama (de domo). Często pisała dla „Płomyka”, który prenumerowałam przez dobrych parę lat szkoły podstawowej.
Blogi już się pojawiły w spisie treści – ja mam blog „Adamczewscy” w zakładkach i nigdy się z niego nie wylogowuję. Ba, hasła nie pamiętam!
Przyjemnego dnia.
Glean:
– wiśnie
– śliwki (purple or red)
– morwy (mulberries)
– czereśnie
– żółte śliwki
Dzień dobry!
Pepegorze – miestety Studia Opinii już nie będzie. Zmarł Bogdan Miś , główny prowadzacy i jedyny moderator. Od samego początku codziennie i osobiscie wklejał i publikował to co przysłali lub przynieśli jego współpracownicy i przyjaciele. Pewnie nikt nie ma haseł i możliwosci opublikowania czegokolwiek. Jacek Pałasiński publikuje na swoim Facebooku i w portalu Na Temat. Wielka szkoda.
Misiu, serdeczne dzieki za informacje.
No, co raz mniej mam doczytania i internecie.
Pozdrawiam!
Pepegor,
w internecie jest do czytania aż za dużo – tylko trzeba znaleźć, co się chce czytać.
Ja prenumeruję jeden tygodnik, jeden dziennik oraz zaglądam na gazeta.pl, żeby się zorientować, co w krzakach piszczy i co by mnie ewentualnie zainteresowało, bo tam są artykuły z różnych źródeł. Oraz plotki – dla rozrywki 😉
Wczorajszy księżyc nadal był wielki, a do tego bardzo mocno pomarańczowy – dzisiaj niestety, burzowo u nas. Im starsza jestem, tym bardziej nie cierpię tego typu widowisk „światło i dźwięk”. Kulę się w sobie na każdą błyskawicę i każdy piorun.
Misiu,
tak przy okazji mógłbyś się podzielić wieściami, co w Twoich krzakach. Dawno Cię nie było! Pepegor też rzadko bywa… 🙁
Orca,
zastanawiam się, czy te „żółte śliwki” to nie mirabelki przypadkiem? Zerknij na zdjęcia:
https://fajnyogrod.pl/porady/sliwka-mirabelka-odmiany-wymagania-uprawa-przetwory-wlasciwosci-i-zastosowanie/
Dzień dobry,
Nie wiem, czy nie dopuściłem się profanacji wina!
Od kiedy jestem emerytem, moja sytuacja finansowa jest, jak zapewne większości w mojej sytuacji, raz na wozie, raz pod wozem. Teraz trochę pracuję, więc źle nie jest, ale mimo to czasami mam jakieś wyskoki oszczędzania, których kiedyś nigdy nie miałem.
Otóż wyobraźcie sobie, że czasami (rzadko) zdarza mi się kupić wino w kartonie. W jego dolnej części znajduje się mały kranik – wystarczy nacisnąć guzik i płynie czerwone wino jak woda z kranu. Można kupić mój ulubiony Malbec, albo Cabernet Sauvignon. W/g mnie wcale to złe nie jest, może zgodnie z zasadą – gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. W każdym razie piłem gorsze, dużo gorsze. Jeśli więc ktoś chce mieć trzy litry wina w cenie nieco powyżej $ 6,00 za butelkę to mogę tylko polecić.
https://www.abcfws.com/harvest-press-cabernet-sauvignon/426009
U mnie taki kartonik kosztuje około $25,00. No, ale odkręcam kranik i płynie wino, nie woda!
Dobranoc 🙂
Danuska – jak Twoja reka?
Mam nadzieje, ze ma sie ku zdjeciu tej koszmarnej bialej oslony!
Niech sie zdrowi jak najszybciej!
Na większe imprezy zdarza się, że kupujemy (i nasi znajomi) wina w kartonie, z tym kranikiem. Doskonale się przechowuje na dłużej, dlatego że wina ubywa, ale powietrze się do wewnątrz nie dostaje, a to ważne przecież.
https://www.ecoandbeyond.co/articles/4-reasons-to-drink-bag-in-box-wine/
Alicja,
Nie wiem jakie to sa żółte sliwki. Nie zawsze sa zdjecia lub dokladny opis. Po zgloszeniu na glean zainteresowana osoba dostaje numer telefonu wlasciciela. Wtedy mozna zapytac o szczegoly.
Zawsze jest nazwa owocow i czy jest potrzebna drabina. Przewaznie wlasciciel ma drabine.
Glean:
– jablka
– morele
Nie ma info na temat odmiany owocow. Po zgloszeniu zainteresowania owocami otrzymujemy numer telefonu wlasciciela. Wtedy mozna zapytac o szczegóły.
Nowy, wcale sie nie dopuszczasz.
Sam dopijam wcale zacny, 3 litrowy bag bialego wina, ktory zwykle kupuje w butelkach. Spotkalismy sie w sasiedztwie w pare osob, a to akurat cieszy sie dobrym wzieciem.
Dziekuje Misiu za informacje. Przeszukalem strone „Studio Opinni” i wiem o co chodzi. Szkoda Bogdana Misia, zawsze umieraja najlepsi.
Ignacy z Japonii z kolejnym malutkim wykładem, a u mnie ciemno (16:20) i leje jak z cebra! Na szczęście póki co, pierony nas oszczędzają. Jerzor z Wiesławem robią kingstońską wersję Tour the Pologne, ciekawam, gdzie się schowali, byle nie pod drzewo! Właśnie pieron trzasnął. Chowam się!
https://youtu.be/PoErImk4x20
W restauracjach często podawane jest tzw. wino stołowe, czyli właśnie z kartonu. I jest bardzo smaczne. Pewnie restauracje z wyższej półki tego nie praktykują, ale te zwyczajne tak. I słusznie.
W naszych lasach pojawiły się już grzyby, czego można było się spodziewać po ostatnich częstych deszczach. Wybraliśmy się dziś do lasu na mały rekonesans i wróciliśmy ze sporym zbiorem – trochę kurek, sporo maślaków już bardzo wyrośniętych, zajączki, miodówki i prawdziwki.
Nowy,
Danuśka niedawno wspominała, że gips jest już zdjęty.
Burze u nas są dość spokojne, w zasadzie bez piorunów i krótkie, no i bardzo rzadkie, choć ze trzy lata temu w czasie takich niegroźnych pomruków piorun trafił w komin budynku i zniszczył całą instalację elektryczną. Tak więc różnie to bywa.
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/ludzieistyle/2222058,1,tokaj-wino-krolow-polskich-malo-kto-o-nich-wie-a-polak-docenia.read
Pewnie tokaj można kupić gdzieś w większych miejscowościach, ostatnio kupiłam w mojej wsi ze 25 lat temu Aszu, wypiliśmy z przyjaciółmi i dokładnie pamiętam ten dzień, bez powodu, a może dlatego, że to był tokaj Aszu. Samorodnyj kupowaliśmy dawno temu w latach 70-tych, bywało we Wrocławiu w sklepie na ul.Świdnickiej, pod arkadami. Teraz są to galerie, ale handlowe, nie sztuki 🙄
No ale ja jestem stara generacja, więc niech mi będzie 😉
Taka ciekawostka:
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,29988725,harlequin-w-polsce-mial-na-imie-nina-dla-amerykanek-to-byla.html#s=BoxWeekSl-7-1
Glean:
– żółte śliwki (yellow plums)
I przepis:
Yellow Plum Refrigerator Chutney
Ingredients:
1 tsp butter or oil of choice
2 cups of prepared yellow plums (wash, pit and cut into 1-inch pieces).
1/3 cup brown sugar
½ to 1 tbsp apple cider vinegar
1 tsp curry powder
¼ tsp powdered ginger
¼ tsp ppowdered garlic
1/2 small red onion, finely chopped
1/2 finely chopped jalapeno chili (optional)
Instructions:
Cook onion and butter over medium heat until it is soft. Add chopped plums and cook until they also soften slightly. Add all other ingredients and reduce heat to low. Taste for preferred sweetness. Continue to cook until the plums lose most of their shape and the mixture is well blended, about 15 minutes. Remove from heat and place into clean jars. Keep refrigerated.
Tak wyglada yellow plum chutney z podanego przepisu:
https://mcusercontent.com/360ae1ff3a734621548b3598b/images/19b53d3c-0039-18fb-625a-887d7f75afef.jpg
Krystyna,
Dziękuję za info o Danusi, nie wiem jak mogłem przeoczyć.
Co do wina z kartonu – macie rację, da się wypić. Jest to co prawda wbrew powiedzonku, że życie jest za krótkie, żeby pić tanie wino, ale niech tam. Wspominać mam co, a teraz czasami trzeba ustąpić realiom.
Na moje oko – są to mirabelki, żółte śliwki wielkości czereśni (sweet cherries).
Nie mogę się powstrzymać przed poleceniem pewnej książki – jestem w trakcie czytania, otóż „300 uczonych prywatnie i na wesoło” Andrzeja Kajetana Wróblewskiego.
Ułożone wg. alfabetu, jeszcze nie wyszłam z litery „A” (ale jestem już za Archimedesem), a zaśmiewam się do rozpuku. Ci najważniejsi uczeni to fizyka-matematyka i inna chemia, ale te biogramy są krótkie i pokazują, że ci ważni uczeni z portretów, które znamy, byli przede wszystkim ludźmi ze swoimi wadami, dziwactwami i tak dalej. Przy okazji w związku z Archimedesem przypomniał mi się taki wierszyk bodaj ze „Świata młodych” z końca lat 60-tych:
Archimedes w wannie odkrył ważne prawo
za co mu potomni do dziś biją brawo.
Ty też wejdź do wanny, a zrobisz odkrycie,
że wspaniałym prawem jest codzienne mycie”
Eureka! Jestem czysty 😉
W googlach znalazłam:
„Podobno grecki matematyk Archimedes zażywał kąpieli, gdy odkrył prawo wyporności. Zapewne jego własne ciało podsunęło mu ten pomysł, po zanurzeniu się w wodzie. Przełomową chwilą było przelanie się wypełnionej po brzegi wanny. Ilość wypartej wody odpowiadała objętości jego ciała.”
Wiadomo – wypor-ność 😉
Nowy2,
oczywiście, że da się wypić, bo to wino nie jest przeznaczone do długiego przechowywania. Być może życie jest za krótkie, żeby pić tanie wina, ale winiarze twierdzą, że „tanie wino” to nie znaczy paskudne wino.
Drogie wina są drogie przede wszystkim dlatego, że są w określonych ilościach, bo winnice „wypuszczają” w świat tylko tyle, z określonego regionu i zbioru, i koneserzy kupują i przechowują te wina w określonych warunkach temperaturowo-jakichś tam. Tak nam kiedyś powiedział Don Serafin Gutierez z jednej winiarni w okolicy Mendozy. Jerzor zakupił u niego 4-litrową flachę, oczywiście najtańszą jaka była, za mniej więcej 5$, a przecież będąc tam, można sobie było pozwolić na jakieś sugestie Don Gutiereza i kupić coś, co u nas kosztowałoby 100$, a u niego, powiedzmy, ze 40$
No ale Jerz zawsze kupuje najtańsze 🙄
Nasi znajomi mają specjalne lodówki, w których nastawia się temperaturę i tak dalej, żeby przechowywać takie wina „specjalnej troski”.
Nas nie stać na jedno ani drugie, a po wykładzie Don Gutiereza doszliśmy do wniosku, że nie jesteśmy snobami ani specjalnymi koneserami – jednak po paru wizytach w Chile i Argentynie doszliśmy do wniosku, że wina z tego krańca świata smakują nam najbardziej. Malbec z okolic Mendozy (też byliśmy w winiarni!) jak najbardziej. Ale to już była inna wyprawa.
https://photos.app.goo.gl/acLqQvGQNCq8VtXb9
Tu są wina białe „specjalnej troski” w piwnicy u senora Don Gutiereza, ciemno, chłodno i odpowiednio wilgotno.
https://photos.app.goo.gl/Hf7wJStUcpHpHQZ7A
Wracam do lektury, którą polecałam wyżej.
The Velvet Devil – merlot z winnicy Charles and Charles jest czasami sprzedawany w kartonach. Pojemnosc to chyba trzy butelki.
Bardzo dobre wino jak wszystkie wina Charles and Charles.
https://www.woodswholesalewine.com/products/2015-charles-smith-wines-the-velvet-devil-merlot-washington-usa-750ml
Chris Walken i Mike Myers promowali wina Charles and Charles. W kartonie 12 butelek czasami sa plakaty z Walken lub Myers.
Muzyk Sammy Haggar wspolpracuje z Charles Smith przy produkcji wina Charles and Charles.
W naszym sklepie Za Rogiem nie ma takich win, ale to mały sklep i mały wybór. Ostatnio delektujemy się Yellow Tail (shiraz) z Aussielandu i wina portugalskie z okolic Lizbony, bardzo dobre i nawet tanie.
https://www.portugalvineyards.com/en/magnum-bottles/8672-magnum-vidigal-porta-6-red-2021-5601996289728.html?SubmitCurrency=1&id_currency=9&id_country=4&gclid=Cj0KCQjwib2mBhDWARIsAPZUn_mVhbmSHMqoVQjY_9hEgjNJRGNVzBHeA257pDHhhU1KfU3jutGxHcsaAuaaEALw_wcB
Tyle, że w naszym sklepie nie ma butelek „magnum” tego wina…
Pytanie – przeszukałam ostatnio „Książkę kucharską” (wyd.1985) – tą najbardziej tradycyjną, i nie znalazłam żadnego przepisu na ciecierzycę, a przecież dawno temu cieciórka była obecna, bo skąd by się nazwa wzięła?
Sprawdziłam też książkę „Kuchnia żydowska Rebeki Wolff ” w opracowaniu naszej Gospodyni – przynajmniej powinien tam być przepis na hummus, i nie ma!
Przepis ma humus znam, ale dziwi mnie brak w tych książkach wzmianki o ciecierzycy. Kupuję gotowy w sklepie, a ostatnio kupiłam suchą cieciórkę (tania!) i będę coś kombinować. W internecie sporo ciekawych przepisów:
https://www.kwestiasmaku.com/zielony_srodek/ciecierzyca/przepisy.html
Kiedyś, a było to już bardzo dawno, dostałem od naszej blogowej Alinki, a mojej licealnej koleżanki płytę Amy Winehouse. Słucham jej do dzisiaj w samochodzie – CD się nie niszczy, a piosenki Amy są wieczne. Niestety dołączyła do „klubu 27-latków”, nigdy nie czuła się szczęśliwa.
„Back to black” jeśli ktoś chce posłuchać, ja dzisiaj ze słuchawkami na uszach jestem na koncercie Amy… więc się dzielę…
https://www.youtube.com/watch?v=Bn-paWx8pNw&list=RDEMCliQAJg1sf0VdY5wvPJyOw&index=6
Byłam tydzień z wnukami w Grecji na wyspie Korfu. Przed wyjazdem sporo nerwów bo paliło się na północy tej wyspy, prasa to rozdmuchała razem z pożarami na Rodos, a to zupełnie inna skala, na dodatek jest dla mieszkańców zupełnie normalne. Dla mnie to nie stanowiło żadnego problemu, bo hotel na południu i po drugiej stronie wyspy, ale Syn był przerażony. Na szczęście wszystko zostało ugaszone przed naszym przylotem. Hotel wybitnie dla dzieci, 5 basenów, brodzik dla malców, trzy zjeżdżalnie, animacje. Wnuki szalały oczywiście na basenach i zjeżdżalniach, tylko dwa razy udało nam się wyciągnąć je nad morze. Woda w basenie miała temperaturę 31 stopni, w morzu 26. Ogólnie wyjazd udany, ale wróciliśmy bardzo zmęczeni.
Po to są wakacje i urlopy, a podróżę zwłaszcza, żeby się zmęczyć 😉
Nasi greccy przyjaciele z Aten martwili się o nas (pożąry!), ale nasze pożary są z 1500km od nas na północ, gdzie praktycznie nikt nie mieszka, a ponieważ jest płasko, to dymy się do nas doczłapały, jeden dzień dość wyraźnie wyczuwalne.
My natomiast martwiliśmy się o nich, bo w okolicach Aten też coś płonęło, ale zostało szybko opanowane.
Dzisiaj na stole ulubione danie według naszego Zwierzątka z Down Under – makaron, wcześniej ugotowany (śrubki albo coś podobnego), na to poćwiartowane i podsmażone pieczarki z cebulą (sól, pieprz, soya sos), na to ze trzy rodzaje startego na tarce (duże otwory) sera. Sery – mozarella, gouda i old cheddar – ten ostatni daje dobry akcent, bo jest wyrazisty bardzo. Teraz mi przyszło do głowy, że niedużą ilość drobno pokrojonego i wysmażonego boczku dodałaby extra czegoś. Jerzor się skrzywił – tłuszcz, cholesterol i te rzeczy… No przecież mówię – odrobinę!
Glean:
– apricots
Oczywiscie: morele
Dziś na obiad leczo.
U mnie to co wczoraj – odgrzane w mikrofali. Prawie zawsze potrawy tego typu – zapiekanki z makaronu, na drugi dzień są lepsze.
W dalszym ciągu zajadamy się czereśniami i brzoskwiniami , już z naszych ogrodów z okolic Niagary. Oraz winogrona.
Glean:
– papierowki (apples yellow transparent)
Dodatkowy komentarz właściciela: loaded standard size tree, co oznacza ze na drzewie jest duzo jabłek 🙂
Mmmmmmm….. papierówki….
Pan Profesor dał hasło,
Od dzisiaj już zupełnie nie będę patrzył, że nasz blog to blog kulinarny. Są ważniejsze sprawy!
https://hartman.blog.polityka.pl/2023/08/08/wszystkie-rece-na-poklad/?nocheck=1
Przez najbliższe dwa miesiące postaram się zamieszczać lionki, które uznam za ważne, trak jak np. ten!
Glean:
Sezon na śliwki: golden plums, yellow plums, purple plums, red plums…
🙂
Glean: ale tylko tyle ile w brzuchu się zmieści. Żadnych zapasów. W końcu przez cały czas na okrągło w roku można zajadać świeże owoce z krzaków i drzew
https://photos.app.goo.gl/b2gv33FiDpQL5gxB7
Znalezione w necie, krąży od dawna:
✨At 40, Franz Kafka (1883-1924), who never married and had no children, was walking through a park one day in Berlin when he met a girl who was crying because she had lost her favourite doll. She and Kafka searched for the doll unsuccessfully.
Kafka told her to meet him there the next day and they would come back to look for her.
The next day, when they had not yet found the doll, Kafka gave the girl a letter „written” by the doll saying „please don’t cry. I took a trip to see the world. I will write to you about my adventures.”
Thus began a story which continued until the end of Kafka’s life.
During their meetings, Kafka read the letters of the doll carefully written with adventures and conversations that the girl found adorable.
Finally, Kafka brought back the doll (he bought one) that had returned to Berlin.
„It doesn’t look like my doll at all,” said the girl.
Kafka handed her another letter in which the doll wrote: „my travels have changed me.” The little girl hugged the new doll and brought the doll with her to her happy home.
A year later Kafka died.
Many years later, the now-adult girl found a letter inside the doll. In the tiny letter signed by Kafka it was written:
„Everything you love will probably be lost, but in the end, love will return in another way.”
Embrace change. It’s inevitable for growth. Together we can shift pain into wonder and love, but it is up to us to consciously and intentionally create that connection.
Glean:
– golden raspberries ( żółte maliny)
Wlasciciel pisze ze ma jeden długi rzad krzewow. . Sugeruje dwie osoby do zbierania owocow.
Malinowe maliny bardziej mi smakują 🙂
Chętnie bym pomógł w zbieraniu malin ale odpoczywam po rowerowaniu rozkoszując się krajobrazem https://photos.app.goo.gl/j9ctCYHM2KGRExfu7
Może następnym razem 🙄
Bezdomny,
Domyslam sie, ze znasz golden raspberries i mozesz porownac. 🙂
Na pewno wiecie o pazarze w Lahaina, Maui. Splonely wszystkie budynki wzdluz wybrzeza.
Jednym z tych budynkow byla restauracja Fleetwods on Front Street. Mick Fleetwood, jeden z dwoch zalozycieli zespolu Fleetwood Mac jest wlascicielem tej restauracji.
Chcialam wam pokazac menu ale oczywiscie menu nie jest dostepne. Jest to seafood menu.
Restauracja jest polozona niedaleko historycznego drzewa, banyan tree. Drzewo jest bardzo rozlozyste i stanowi cien dla wielu.
Drzewo przezylo pozar. Rowniez latarnia morska nadal stoi.
Wedlug najnowszych danych zginelo 55 osob.
https://www.fleetwoodsonfrontst.com/
Obok Fleetwood byla restauracja Bubba Gump Shrimp Co. Nazwa i menu inspirowane dluga lista sposobow serwowania krewetek w filmie Forrest Gump.
Bezdomny,
Glean project polega na tym, ze zbieramy owoce dla siebie i rowniez przekazujemy część do schroniska dla bezdomnych (homeless shelter).
To tak dla informacji. 🙂
Szczytny cel Orka 🙂
A ja się domyślam że żaden z moich bezdomnych kolegów nie będzie wybrzydzał w kolorach malin. Przyjmą i zjedzą z uśmiechem.
Forrest Gump 🙂 to była fantastyczna pozycja. W ‚8o tych latach czytałem ją po niemiecku i byłem zdumiony że tak łatwo mi to szło. Niezliczone i fascynujące przygody Gump’a wciągały do tego stopnia że przeczytałem tą pozycję od deski do deski nonstop. Jego leżenie na ławkach już wówczas udzieliło mi się i pozostało do dzisiejszego dnia super relaksem. Omijam szerokim łukiem miejsca bez ławek.
Filmu nie oglądałem celowo pomimo że miał znakomite wówczas recenzje. Minęło sporo lat do ufilmienia tej pozycji a ja nie chciałem mimo wszystko burzyć sobie mojej wyobraźni Hollywood’zką produkcją 🙂
Jutro w wiosce jest zabawa. Z kapelą na żywca, która przybędzie aż….. z sąsiedniej gminy. Namioty rozstawiali tubylcy dziś po południu na stadionie.
Dostaliśmy osobiste zaproszenie od jednego z organizatorów. Jedzenia i picia jak na takich imprezach nie zabraknie, zapewniał Janek. Z trunków wymienił nawet tequila. I to jest argument nie do zbycia. Takiej imprezy opuścić nie wolno 🙂 Rozpoczęcie o 17:oo. Zakończenie otwarte 🙂
Oj, będzie bal 🙂
…i niech żyje bal!
Życie, kochanie, trwa tyle, co taniec,
fandango, bolero, bibop,
manna, hosanna, różaniec i szaniec,
i jazda, i basta, i stop.
Bal to najdłuższy, na jaki nas proszą,
nie grają na bis, chociaż żal,
zanim więc serca upadłość ogłoszą –
na bal, marsz na bal!
Szalejcie aorty, ja idę na korty,
roboto, ty w rękach się pal,
miasta nieczułe, mijajcie jak porty,
bo życie, bo życie to bal.
Bufet jak bufet, jest zaopatrzony,
zależy, czy tu, czy gdzieś tam,
tańcz, póki żyjesz i śmiej się do żony,
i pij zdrowie dam…
Niech żyje bal,
bo to życie to bal jest nad bale,
niech żyje bal,
drugi raz nie zaproszą nas wcale,
orkiestra gra,
jeszcze tańczą i drzwi są otwarte,
dzień wart jest dnia
i to życie zachodu jest warte!
Chłopo-robotnik i boa-grzechotnik
z niebytu wynurza się fal,
widzi swą mamę i tatę, i żonkę,
i rusz, wyrusza – na bal.
Sucha kostucha, ta Miss Wykidajło,
wyłączy nam prąd w środku dnia,
pchajmy więc taczki obłędu jak Byron,
bo raz mamy bal!
Niech żyje bal,
bo to życie to bal jest nad bale,
niech żyje bal,
drugi raz nie zaproszą nas wcale,
orkiestra gra,
jeszcze tańczą i drzwi są otwarte,
dzień wart jest dnia
i to życie zachodu jest warte!
(Agnieszxka Osiecka)
https://www.youtube.com/watch?v=HB9Y2LHIT24
https://www.youtube.com/watch?v=fNFzfwLM72c
🙁
https://www.youtube.com/watch?v=3u7UZPxu7H0
Parę dni temu pożegnał się ze światem Robbie Robertson, postać „kultowa”, jeśli chodzi o mój ulubiony rodzaj muzyki – rock. Był współtwórcą zespołu „The Band” (1967), a potem grał i śpiewał z różnymi składami muzyków. Co mnie zdumiało, był twórcą muzyki do filmów, między innymi Martina Scorsese.
A poza tym Robbie był „nasz”, kanadyjczyk, urodzony w Toronto, a wychowywał się niedaleko Kingston, w rezerwacie Indian Mohowk – tak, Robbie był najprawdziwszym Indianinem. Co zresztą zawsze podkreślał.
Poniżej piosenka i wideo, które pokazuje, że muzyka nie tylko łagodzi obyczaje, ale i łączy świat…
https://www.youtube.com/watch?v=ph1GU1qQ1zQ
Hop, hop po długiej przerwie. Zaczynam od pięknej złotej myśli 🙂
https://tiny.pl/cw7b1
Ufff, powróciliśmy w końcu do naszego spokojnego, nadbużańskicgo życia. Przez dwa tygodnie gościliśmy francuską rodzinę-dwie osoby dorosłe, dwie nastolatki oraz młodego, pełnego energii i radości psa. Jak się domyślacie było wesoło oraz wiele się działo. Oj, wiele….łącznie z szambem, które w pewnym momencie już nie dało rady oraz hydroforem, który też ledwie dyszał. Obecność psa skłoniła nas do wybrania adresu nadbużańskiego, a nie warszawskiego, chociaż do stolicy zaglądaliśmy regularnie.
Obejrzeliśmy mazowieckie okoliczności przyrody czyli piękne dzikie plaże nad Bugiem, podpatrywaliśmy bociany, zwiedziliśmy skansen w Kuligowie, spacerowaliśmy po Warszawie, pojechaliśmy do Krakowa i Wieliczki. W planach był jeszcze obóz w Oświęcimiu, ale okazało się, iż w w samym środku sezonu wakacyjnego wejściówki należy rezerwować z dużym wyprzedzeniem.
Czas wstępnie przeznaczony na Oświęcim wykorzystaliśmy na odwiedzenie muzeum https://manggha.pl/ Jedna z naszych nastolatek jest zafascynowana Japonią i rozpoczęła studia w szkole grafiki japońskiej. Tą wizytą chcieliśmy sprawić jej przyjemność. Przyjemność była średnia, wszyscy trochę inaczej wyobrażaliśmy sobie wystawy w tymże miejscu. Zgodnie uznaliśmy, iż największym plusem tego muzeum jest….tutejszy kawiarniany taras ze wspaniałym widokiem na Wawel 🙂 Spacer brzegiem Wisły też był wielce sympatyczny. Jeszcze parę słów komentarza na temat Wieliczki-kopalnia jest teraz odwiedzana przez tysiące turystów. Zapewne w listopadzie czy w marcu jest dużo spokojniej, ale my mieliśmy wrażenie, iż jesteśmy tylko drobnym kółkiem „turystycznej taśmy produkcyjnej”. Grupy (zwiedzanie tylko w grupach z przewodnikiem) chodzą sobie „po piętach”, jest niewiele czasu na zdjęcia czyli chwilę kontemplacji. Szkoda… ale, nie mogliśmy przyjechać w innym terminie. A poza tym było wspaniale- rodzinie podobał się i Kraków i Warszawa i mazowieckie klimaty. A kuchnia? Kuchnia też!!! Bigos mojej roboty przygotowany na dzień dobry okazał się strzałem w dziesiątkę! Próbowaliśmy pierogi z różnymi farszami, była golonka i zrazy, a także placki ziemniaczane. Zachwyty usłyszałam przy kabanosach i kindziuku. Protesty zgłoszono jedynie przy żurku i ogórkach małosolnych. Od razu zaznaczę, iż Osobisty Wędkarz żurek pokochał od pierwszego wejrzenia, a raczej od pierwszej łyżki 🙂 Do małosolnych ma natomiast do dzisiaj stosunek mocno oziębły. Jeśli chodzi o desery to nadążyć nie można było-serniki pyszne, pączki wyśmienite, rurki z kremem z nadbużańskiej cukierni ( kruche ciasto, bita śmietana i odrobina karmelu) boskie!
Upiekłam również „Puchatkę Żaby” z morelami, zniknęła w niesłychanym tempie.
Czyli ogólnie rzecz biorąc serce się raduje, ale dwa tygodnie i czworo gości w domu to jednak duże wyzwanie….
Podrzucam trochę moich zdjęć, ale to przede wszystkim goście mieli swoje telefony w rękach i fotografowali to, co uznali za ciekawe i warte utrwalenia:
https://photos.app.goo.gl/ipEJp53UCtvyMZF19
W albumie są trzy zdjęcia zrobione przed przyjazdem gości, ale wpisują się doskonale w klimaty naszych francusko-polskich wędrówek.
Nowy- dziękuję, moja ręka już odzyskała wolność 🙂 Od miesiąca chodzę bez gipsu, w planach jeszcze dwa spotkania z rehabilitantką. Dobrze trafiłam, bo to bardzo kompetentna i na dodatek niezwykle miła osoba.
Dzięki za wycieczkę – nigdy nie byłam w Wieliczce 🙁
Ale wszystko jest do nadrobienia.
Danuśka – super, że już dobrze z łapką. Nie wiem jak, ale przeoczyłem wpis o zdjęciu gipsu.
Fajnie że już jesteś znowu ba blogu! Dzięki za zdjęcia. Z Tobą blog ożywa!
Danuska 🙂
Jak oni (te francuzy) dali radę w polanowie przez dwa tygodnie 🙄
Z tego co zaobserwowałem szczególnie przez ostatnie lata, to oni bardzo lubią spędzać czas w restauracjach bądź w barach. Tych ostatnich jest mi bardzo w Polsce brak 🙁
A w tych barach to i wino, i sery, i croissanty, i bagietki i jest też na czym oko zaczepić 🙂
Z moich obserwacji : wielu z nich idzie najpierw do bara walnąć aperitifa bo jest znacznie taniej w barze niż w restaurancie na lanczu.
Jak oni to wszystko ogarnęli? 🙄
Nie brakowało im tego 🙄
Przecież nie mogłaś być przez dwa tygodnie i trzygwiazdkowym kucharzem, super kelnerką, kierowniczką wycieczki, organizatorką wypadów , sprzątaczką, doradczynią a może jeszcze służącą
Jak oni to znieśli?
Ejże… chyba dawno w Polsce nie byłeś, bezdomny 😉
Nie bardzo się orientuję, jak z barami i restauracjami w małych miejscowościach (no, w Złotym Stoku się orientuję – marnie, ale jest wybór!), ale w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu czy Krakowie w centrum co chwila potykasz się o bar czy restaurację. Krakowski Rynek to praktycznie jedna wielka restauracja, podobnie Wrocław – dwa największe Rynki w Europie (chyba się nie mylę…).
Ponadto natknęłam się we Wrocławiu i Krakowie na „Pijalnie wódki i piwa” – ceny przy wejściu, drogo tam nie jest. Tzw. ogródki piwne ma bardzo wiele restauracji, są też winiarnie (Wrocław). Wrocław ma sporo browarów, toteż jest sporo pijalni – i to nie są pijalnie typu „budka z piwem” z okresu dawno minionego, ale porządne lokale.
Raczej człowiek nie zgłodnieje w Polsce i nie wyschnie z pragnienia 😉
Włączyłam przed chwilą (22-ga prawie) i proszę, ile restauracji i jaki ruch, a to tylko jedna strona Rynku! Po lewej stronie parasole ogródka „Pod Papugami”, a dalej restauracja i mini-browar Spiż, w restauracji jest zacna piwnica na dole – i browar.
https://wroclaw.webcamera.pl/
Bezdomny- po pierwsze drobne wyjaśnienie:
we Francji jest wyraźna różnica pomiędzy barem (bistrem), które to miejsce jest otwarte cały dzień. Bary serwują przede wszystkim napoje bezalkoholowe i alkoholowe oraz drobne przekąski. Restauracje są otwarte jedynie w godzinach posiłków, które to godziny są w tym pięknym kraju ściśle określone-12.00 do ok.14.30-15.00 oraz 19.00 do 22.00 czy 23.00(dłużej głównie w dużych, turystycznych miastach).
W Polsce, jak wiemy to wszyscy, restauracje są otwarte na ogół od 12.00 do późnego wieczora i na obiad czy kolację można wpaść w zasadzie o dowolnej godzinie. W naszym pięknym kraju restauracje pełnią najczęściej również funkcję baru tzn możesz przyjść i zamówić jedynie kieliszek wina czy też kawę i ciastko.
We Francji do restauracji idziesz tylko na obiad czy kolację.
Z moich obserwacji i doświadczeń wynika, iż żadna przeciętnie zarabiająca rodzina we Francji, w Polsce czy też w innym kraju w Europie nie spędza swojego życia ani w barach ani w restauracjach, bo jej na to nie stać. Poza tym kiedy masz dzieci(mniejsze czy też trochę większe) biegniesz z pracy prosto do domu, jako że czeka na Ciebie wiele różnych obowiązków. Owszem idziesz czasem z rodziną na obiad do restauracji (i w Polsce i we Francji) bo jest jakaś miła i szczególna okazja, ale na co dzień gotujesz w domu.
Z naszymi francuskimi gośćmi byliśmy kilka razy na obiedzie czy też na kawie w restauracjach w Warszawie i Krakowie, ale większość posiłków jedliśmy w domu gotując wspólnie, jako że wszyscy lubimy to zajęcie.
Czy wiecie co było największym kulinarnym odkryciem dla naszych Francuzów- kanie a la schabowy 🙂 Nie zbierali nigdy tych grzybów i nie mieli pojęcia, że można je przyrządzić w panierce i usmażyć na chrupko. Wszyscy żałowali, iż nie znaleźliśmy ich więcej.
Bezdomny-jeśli pospacerujesz po centrach czy starówkach dużych albo średnich polskich miast to też odniesiesz wrażenie, że barów, knajp i innych gastronomicznych przybytków jest mnóstwo i wszyscy Polacy siedzą przy stolikach popijając piwo albo bardzo modny teraz w Warszawie aperol spritz.
Otóż nie wszyscy, ale ci, którzy mogą sobie na to pozwolić. Kawa czy kieliszek wina we Francji czy w Hiszpanii są na pewno( w stosunku do tamtejszych zarobków) tańsze niż w Polsce i dlatego ludzie wpadają na kawę zdecydowanie częściej niż my. Wino czy kawę pija się powszechnie w barach, również w małych miasteczkach, co nie jest ogólnie przyjętym zwyczajem w Polsce. Myślę, że to kwestia i cen i pewnych, głęboko zakorzenionych tradycji. A kto przesiaduje w barach w małych francuskich czy hiszpańskich miasteczkach? Czy zauważyłeś, że to głównie mężczyźni?
Glean dominuja sliwki. Ponizej przepis na Asian plum sauce.
Plum sauce jest smaczny jako dodatek do mięsa.
Instrukcja jest do przechowania w sloikach. Plum sauce mozna przechowac w lodowce przez kilka dni.
Z instrukcji daje mniej cukru. Polegam na słodkich śliwkach.
Smacznego:)
Asian plum sauce
Ingredients
1.5 pounds fresh plums, pitted and chopped (peel left on)
1/3 cup apple cider vinegar
1/3 cup brown sugar
2 tablespoons soy sauce
2 cloves garlic, minced
1 tablespoon freshly grated ginger
1/4-1/2 teaspoon red pepper flakes
Place all of the ingredients in a medium saucepan and bring to a boil over medium heat.
Reduce heat and simmer for 25 minutes or until the plums are soft and the sauce has thickened slightly.
Remove from heat and pour the sauce into a food processor or blender. Puree until smooth and return to pot. (Alternately, you can use an immersion blender right in the pot. Be careful blending hot liquids!).
Bring the plum sauce back to a boil, then ladle into hot, sterilized jars, leaving 1/4 inch headspace.
Place sterilized lids and rings on the jars and process for 15 minutes in a boiling water bath.
Remove jars to a towel to rest for 24 hours. Check seals before storing.
Danuśka,
rzeczywiście lato to niezbyt dobra pora na zwiedzanie, ale francuskie nastolatki mają w tym czasie wakacje, więc nie ma wyboru. W sumie dobrze, że nie było wtedy upałów ; na zdjęciach z Krakowa widzę ludzi w kurtkach.
W Wieliczce nie byłam, ale zwiedzałam kiedyś kopalnię soli w Bochni, mniejszą, ale też bardzo ciekawą. To było w marcu, więc nasza grupka liczyła 4 osoby plus przewodniczka. Dwie dziewczyny były mieszkankami Wieliczki. Tak to można zwiedzać. Z kolei pod koniec października oglądałam Panoramę Racławicką we Wrocławiu także w towarzystwie 3 osób. Dlatego lubię wyjazdy po sezonie letnim.
Poziom Bugu, jak widać, niski. Ostatnie deszcze chyba niewiele pomogły.
A Tosiek wygląda na bardzo zadowolonego.
Z francuskiej wizyty w Polsce opisanej przez Danapole najbardziej mnie uderzyla sprawa ogorkow malosolnych, Moje urodzone w Kanadzie wnuki je uwielbiaja, a ze mam sklep polski dosyc blisko to nie musze ich sam przygotowywac. Dzisiaj przynioslem maly sloik ogorkow i wszystkie zostaly zjedzone w 10 minut. Kanie w panierce tez sa pyszne, ale ostatnio jadlem je na praktykach studenckich.
Nie wiem jak czesto Francuzi chodza do restauracji, ale zauwazylem, ze absolutnie wszystkie filmy francuskie maja przynajmniej jedna scene jedzeniowa, tzn. przyjaciele lub rodzina siedza, jedza i pija w milym lokalu, albo w domu, lub na lonie natury.
Byliśmy w parku miejskim, a właściwie w lasku, w którym porobiono trasy do spacerów, rowerów i wydzielone miejsca do piknikowania z grillami. To po drugiej stronie zatoki, naprzeciwko nas. O dziwo, sporo grzybów – maślaki w sporych zgrupowaniach, kanie, trochę kurek i piękne muchomorki oraz inne niejadalne.
W takich parkach nie zbiera się nic – a są też miejsca, gdzie sporo zarośli malin dzikich i jeżyn, Drzewo jak padnie, też leży i próchnieje , służby najwyżej usuną je ze ścieżki. Pełno wiewiór i chipmunków, bo ludziska noszą wory orzeszków i innego ziarna dla ptaków, chociaż przy wejściu jest prośba od zwierzątek (!!!), żeby ich nie karmić, bo Natura dostarcza im, co trzeba. Tym razem sarenki nie widzieliśmy, ale za to na brzegach zatoki mnóstwo kaczek, kilka gęsi kanadyjskich, a nawet dostrzegliśmy dzikiego indyka, który niestety, dał nura w gąszcza, gdy nas zobaczył.
Przeczytane:
Dionisis Sturis – „Nowe życie. Jak Polacy pomagali uchodźcom z Grecji”.
Znakomicie (jak u Sturisa – zawsze) napisana książka reportażowa, wstrząsające historie Greków, którzy po wojnie znaleźli się w Polsce. Znałam takich, ale przede wszystkim ich dzieci, na Dolnym Śląsku było sporo Greków. Z niektórymi przyjażnię się do dzisiaj, chociaż mieszkają już w Grecji.
Dionisos wydał teraz rozszerzoną wersję pierwszego wydania – ciekawe uwagi, zwłaszcza w dzisiejszych czasach…
Uczyli się SzPaństwo pilnie geografii gospodarczej świata?
Bo ja tak.
Musiałam.
Lecz o ile dla pokolenia stanu wojennego bez teleranka jeżdżenie palcem po mapie było dość przyjemną ucieczką od braku paszportów, pieniędzy, możliwości – to naprawdę nieczęsto czynność ta obejmowała ówczesne demoludy… – nie ta romantyka, nie te aspiracje (i co to za eskapizm… byłby ewentualnie?!!!)
Tym dziwniejsze więc, że – choć wszystkie inne zaklęcia piorunem uleciały z głowy* – pozostało w niej przez dekady jedno hasło-odzew tej geograficzno-gospodarczej tresurki: Przemysł motoryzacyjny w Czechosłowacji?! – Mladá Boleslav, Hradec Králové, Kopřivnice!
Po latach i dekadach Luby raz wzdycha, że do muzeum Tatry jest taaak niedaleko (my w Hukvaldach, jesień 2015, dla L. Janacka śmy tam, a Luby też meloman, i sam tę wiochę zapodał)…
— Cuszsz, dzień jesienny ma swe ograniczenia, zwłaszcza, gdy wcześniej dojazd ze Śląska i zdobycie Lysej Hory, ale Kopřivnice, dawniejsza Nesselsdorf, faktycznie o rzut słabo zamachniętym kamieniem.
Upłynęło prawie osiem latek. Dojechaliśmy, luksusowe osobówki (tu rodziła się motoryzacja CK Monarchii) popodziwialiśmy, ich konstrukcje i konstruktorów zgłębił ten a raczej ta (nie wskazując palcem), co jeszcze ich nie znał(a).
A do tego, co się z Tatrą każdemu profanowi pierwszo kojarzy (czyli do ciężarówek) pojedziemy jeszcze raz. Bo jeszcze raz będzie bardzo co oglądać i gdzie pochodzić na entrée względnie deser.
https://basiaacappella.wordpress.com/2023/08/17/tatra/
_____
*no, może się w niej przez jakiś czas też kołatało, iż przemysł lotniczy Francji to Lyon względnie coś na południu;-/… „coś” szybko zamazane osobistym wszechstronnym (lecz NIE-przemysłowym 😀 ) doświadczeniem tamtego pięknego miasta [choć przemysł tekstylny się tylko utrwalił… te jedwabne apaszki obnaszane nawet w środku upalnego lata przez mamy i babcie kolegów-chórzystów lyońskiej katedry…]
Krystyno- zazdroszczę Ci zwiedzania kopalni w Bochni w tak kameralnej grupie.
Jeśli chodzi o moje wspomnienia to w Wieliczce byłam już po raz kolejny- pierwszy raz zwiedzałam tę kopalnię w ramach szkolnej wycieczki i w zasadzie jedyne co pamiętam to fakt, iż kopalnia zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Potem zwiedzałam to miejsce w ramach obowiązków służbowych: zawodowo odwiedziliśmy jedną z kopalni węgla na Śląsku, a w ramach miłej rozrywki po dosyć ciężkich negocjacjach obejrzeliśmy Wieliczkę. Był też, w tak zwanym między czasie. romantyczny wypad we dwoje 🙂 do Krakowa, Wieliczki i Zakopanego. Z tej podróży Alain pamięta do dzisiaj przede wszystkim Sukiennice, kaplicę św. Kingi w kopalni w Wieliczce oraz nasze ociekające wodą buty podczas listopadowej wędrówki Doliną Kościeliską. Owe buty mieliśmy rzeczywiście oboje przemoczone do imentu, a na dodatek skarpety puściły farbę i pokolorowały moje przemarznięte stopy na granatowo. W tamtych czasach to wszystko było zupełnie nieistotne ……
Kemor-sam dobrze wiesz, iż w sprawie ogórków małosolnych obowiązuje nieśmiertelna zasada-co kto lubi 🙂
Zgadzam się z Tobą całkowicie co do francuskich filmów i scen związanych z jedzeniem! Francuzi ( i Włosi też!) o jedzeniu rozmawiają stale, gotują z upodobaniem, a zatem chętnie jedzenie i gotowanie filmują. W tej dziedzinie rozumiem ich doskonale i jestem z nimi całym sercem, duszą oraz….. podniebieniem.
Alicjo- do greckiego koszyka dorzucam jeszcze poniższą książkę tego samego autora. Bardzo możliwe, że o jej istnieniu dowiedziałam się na naszym blogu 🙂 https://tiny.pl/cw1m6
PS. Krystyno-opatrzność nad nami czuwała i ustrzegła nas od zwiedzania czegokolwiek podczas 35 stopniowych upałów! W Krakowie rzeczywiście podczas pierwszego wieczoru pogoda była raczej wczesno- jesienna. Następnego dnia wyszło słońce , a temperatura w granicach 20 stopni sprzyjała spacerom.
A cappello- słusznie z racją 🙂
tekstylia i jedwabie Lyon i nadal można tam kupić cudownej urody apaszki,
a przemysł lotniczy to przede wszystkim okolice Nantes i Bordeaux oraz sławny koncern przemysłowy: https://www.dassault-aviation.com/en/group/about-us/company-profile/
A cappello, Airbusy sklada sie w Tuluzie.
U mnie jest piekna pogoda, rano na targu bylo bardzo duzo turystow. Trudno bylo znalezc miejsce na tarasie aby sie czegos napic. Ratownicy morscy maja sporo pracy, turysci nie zawsze zdaja sobie sprawe jak szybko woda przyplywa i czesto plyna aby kogos sciagnac ze skaly albo wysepki, ktora szybko zostala otoczona woda.
Czwartek to moj wolny dzien od gotowania, kupilam borek dla siebie i Bernarda, do tego salata i arbuz.
Elapa=grand merci 🙂 Oczywiście Tuluza!
Francuzi nie tylko jedzenie filmują albo o nim rozmawiają, oni także je malują (malowali). Oto krótki filmik o słynnym obrazie, ogląda kto chce oczywiście:
https://pl.khanacademy.org/humanities/becoming-modern/avant-garde-france/realism/v/manet-le-d-jeuner-sur-l-herbe-luncheon-on-the-grass-1863
Danapola, Elapa 😀 😀 — Teraz to jedno dwa kliknięcia myszą (umiem, się douczam, niekiedy nawet innych nauczam 😉 ) – w tekście z 16.01 jednakowoż 😉 usiłowałam odtworzyć stan umysłu mego dziecięco-młodzieżowego z lat powiedzmy 1985 z szybkim przeskokiem do 87-89 (pocz. lyońskich konszachtów chóralnych), czyli… coś wiedzowo pochłaniamy względnie wkuwamy, coś zapamiętujemy… nie mając pojęcia, jak-kiedy się nam przyda-nieprzyda, kiedy i w jakiej postaci skojarzeniowo-umysłowej bądź czysto-odruchowej powróci…
Podobnie z przyrodą podstawówkową. Tu już naprawdę trzeba było odpowiadać z pistoletową szybkością:
— kłącza-bulwy-cebule! – typy łodyg podziemnych;
— skrętoległe-naprzeciwległe-okółkowe – typy ulistnienia…
itede
…I choć wcześniejsza podstawówka to dokładnie te klimaty (dookolne) – gdyby mi ktoś wówczas powiedział, iż w/w wiedza przyda się do czegoś bardziej przyziemnie-praktycznego, niż epatowanie erudycją… tak zwaną… … … 😉
A to jeszcze jeden, szczególnie przeze mnie lubiany
https://cekis.pl/relacje/historia-jednego-obrazu-sniadanie-wioslarzy/
Danuśka,
to była pierwsza z książek Sturisa, jaką przeczytałam i pewnie też o niej coś napisałam tutaj, bo autor zwrócił moją uwagę.
„Kalimera. Grecka kuchnia radości” – to książka godna polecenia na „Łasuchowie”,
przepisy wegetariańskie. Chyba rozejrzę się za wersją książkową, bo to i ilustracje lepiej wyglądają, i bardziej poręczna jest taka wersja w kuchni, jeśli się chce skorzystać z przepisów. No i sporo opowieści ciekawych o Grecji i ich ludziach.
p.s.
Poza tym jest to kuchnia najprostsza z prostych!
Dobry wieczór Blogu,
Zapraszam na krótki skok do sąsiadów: https://www.eryniawtrasie.eu/52295
Szkoda, że Słowacja jest nie po drodze w naszych peregrynacjach.
Dzięki za skok 🙂
Gdzie nie damy rady, to nam ktoś podrzuci na blogu 🙂
Glean inny niz “yellow plums “ 🙂
– figs “urgent”. They are ripe right now. Bring a ladder
– peaches. One tree. Urgent. They are ripe right now.
– apples gravenstein , bring a ladder
Przy ostatnim ogloszeniu jest przepis na :
Fig and Goat Cheese Crostini
Ingredients:
12 ripe figs, sliced thinly lengthwise
6 oz of soft cheese such as chevre, creme fraiche or cream cheese
2 Tbsp of honey
sliced almonds (optional)
crusty bread
Instructions:
Toast bread slices in toaster or oven until slightly brown. Spread cheese on toasted bread slices and top with a row of sliced figs. Bake in 350 degree oven for 5 minutes for cheese to melt. Drizzle with honey and sliced almonds
Zdjecie
Fig and goat cheese crostini
https://mcusercontent.com/360ae1ff3a734621548b3598b/images/5c67a0fe-b91d-436a-a14b-d57ed42a9e7c.jpg
Orca 🙂
Super kanapka 🙂 !
Pierwszy raz widzę coś takiego. Nigdy bym sam na to nie wpadł by figi tak pokroić i na kromce chleba polozyc posypując orzechami 🙄
Czy to twarożek pod nimi?
Jadam świeże figi jak mam gdzie zerwać z drzewa ale obieram je przed spożyciem.
Na kanapce w opakowaniu wyglądają nieźle.
Ale czego nie robi się dla ładnego obrazka 🙂
To kozi ser.
No tak, wszystko odwrotnie.
Podpis u góry, obrazek na dole.
Następnym razem będę uważnie czytał 🙂 a nie tylko oglądał obrazki
Dobrze by się zgrały z figami sery Boursin, które są z różnymi dodatkami (mój ulubiony to z dodatkiem czosnku i ziół) i właściwie wszystkie rozsmarowujące sery
z kategorii serów twarogowych.
U naszego kumpla w Ottawie figi zawiązały się już na początku lutego – ale on ma znakomite warunki na taką domową uprawę – bardzo słoneczne pomieszczenie, gdzie jedna ściana jest praktycznie cała ze szkła i wychodzi na południowy zachód.
U mnie zanim co, chipmunki się rozprawią z owocami, które bardzo późno się zawiązują, bo wynosimy figi do ogródka dopiero z początkiem plisowych temperatur, a w domu nie ma za dużo słońca 🙁
https://photos.app.goo.gl/z3eFYY2eX17KuApu5
*plusowych temperatur, miało być…
Widze ze juz zjedliscie kanapke upieczona z kozim serem, pokrojonymi figami i miodem. Lubie taka kombinacje smakow 🙂
Jestem ciekawa czy ktos zrobi dla siebie Asian plum sauce. Przepis podalam wczesniej. Do tego sosu wolę uzywać czerwone dojrzale śliwki, nie zolte. Moga byc dojrzale Italian plums (węgierki)
Bardzo dobry z upieczona kaczka. 🙂
ze spaceru: bociany ostro trenują 🙂
W liczbach… Italia prowadzi???
https://www.visualcapitalist.com/cp/biggest-wine-producers-by-country/
Kwestia smaku – ja nie lubię azjatyckich sosów, bo nawet jak są ostre, to zawsze są słodkie, z dużym dodatkiem cukru 🙁
Taki kontrast mi nie pasuje, chociaż lubię wszelką „chińszczyznę” – byle bez sosów do nich!
Dlaczego śliwka węgierka jest tak w Polsce nazywana, pojęcia nie mam 😉
https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C4%99gierka_Zwyk%C5%82a
U nas popularna jest śliwka kalifornijska, podobna do węgierki, ale większa. Smak też nie taki, ale jak jest sezon na nie, to kupujemy w ilościach! A właśnie jest 🙂
https://www.tropicalfruittrees.com/plum
Nasze okoliczne bociany też są chyba już na zgrupowaniu, bo już ich nie widać; zbliża się czas odlotów.
Śliwki kalifornijskie są u nas w sprzedaży w postaci suszonej, rzeczywiście o wiele większe od węgierek Są już w sklepach różne śliwki, także węgierki, ale wyglądają na mało dojrzałe i nie kuszą mnie wcale.
Zerwałam trochę owoców aronii zanim kosy ogołocą cały krzak. Raptem mała miseczka. Z kosami problem jest co roku, ciekawe, że u moich koleżanek ich nie ma i ich aronie dojrzewają spokojnie. Ale wybaczam kosom, bo tak pięknie śpiewają przez całe wiosenne dni.
…a u nas słyszę gęsi kanadyjskie, ćwiczą loty! Ale odlatują od nas z początkiem października.
Zawsze kojarzy mi się z tym piosenka Skaldów i Łucji Prus, chociaż historia tej piosenki, jej powstania, jest zupełnie inna.
https://www.youtube.com/watch?v=Cm5qCivnjGY
Ciąg dalszy słowackich wojaży:
https://www.eryniawtrasie.eu/52316
Nowy- dzięki za przypomnienie tych wspaniałych obrazów, też bardzo je lubię.
A ja podrzucę zupełnie inny obraz i zupełnie innego malarza. Jest też o jedzeniu, ale to kompletnie inny świat i jakże inne malarstwo. Przy okazji fotograficzna wariacja na temat owego sławnego dzieła:
https://towarzystwonieustraszonychsoczewek.blogspot.com/2018/05/vincent-van-gogh-jedzacy-kartofle.html
Sezon na śliwki rzeczywiście powoli się rozkręca zatem poniżej ciekawy przepis z wykorzystaniem śliwek suszonych oraz powideł śliwkowych:
https://beszamel.se.pl/przepisy/przystawki-i-przekaski/sledzie-w-powidlach-sliwkowych-przepis-doroty-wellman-re-8zZw-BUTp-qUw4.html
Właśnie tak przyrządzone śledzie jedliśmy wczoraj podczas nadbużańskiego, międzysąsiedzkiego spotkania pod hasłem „Morskie opowieści”. Były śledzie w różnych sałatkowych kombinacjach, jajka faszerowane pastą tuńczykową oraz moja „nieśmiertelna” 😉 rybna teryna. Z racji upalnej pogody ustaliliśmy wspólnie i jednogłośnie, iż nie będziemy przyrządzać żadnych dań na ciepło. Gospodarze imprezy wydrukowali teksty kilku szant, które odśpiewaliśmy dla uświetnienia wieczoru. Były one przy okazji znakomitym przerywnikiem w momencie, gdy spory polityczne zaczynały się zaogniać. Jeszcze raz sprawdziło się powiedzenie, iż muzyka łagodzi obyczaje.
Elapa-czy oglądałaś relację z Celtyckiego Festiwalu w Lorient? Ja tak,ale przyznam, że nie do końca. Tym niemniej jest to naprawdę wspaniałe święto celtyckiej muzyki, chciałabym je kiedyś zobaczyć „na żywo:
https://www.youtube.com/watch?v=fJTVNSsqJIE
Danuska, ogladalam ale tez nie do konca. Bardzo lubie tance irlandzkie i jestem pelna podziwu dla tanczacych; W przeciwienstwie do tancow bretonskich , gdzie jest sporo osob w wieku balzakowskim u Irandczykow sa sami mlodzi. Trzeba miec naprawde dobra kondycje aby tak szybko podskakiwac i przestawiac nogi.
Alicja, do was ogien sie nie zbliza ? Codziennie pokazuja w wiadomosciach pozar w Kanadzie.
Na kolacje byla resza jarzynowej kisz wzbogazonej kawalkami szynki.
Danuśka (Danapola jakoś nie chce się przyjąć), dzięki z „Jedzących kartofle”. Też jeden z obrazów, których zapomnieć nie można. Super jest też cytat z listu Mistrza do, chyba, swojego młodszego brata Theo. Kiedyś przed wieloma już laty czytałem nasze polskie wydanie książkowe tych bardzo wielu listów – kopalni wiedzy o tragicznym życiu Vincenta. Pamiętam książkę, ale szczegóły czas wymiótł z mojej pamięci, poza jednym, który tkwi do dzisiaj: „Tyle jest piękna wokół nas, a ludzie nie potrafią tego dostrzec”. Cytuję z pamięci, ale sens zachowany.
A wracając do Francji – niegdyś głośno było na blogu o książce Ludwika Lewina „Podróż po stołach Francji”. Książka do dzisiaj leży na moim nocnym stoliku, można do niej sięgać wiele razy, otwierać gdzie popadnie i zawsze znaleźć coś ciekawego, a jeśli ktoś chce bardzo kulinarnie – można upichcić wiele francuskich smakołyków, przepisów też tam nie brakuje.
Elapa,
pożąry są na szczęście tysiące km od nas, niemniej jednak zagroziły mieszkańcom północnego Northwest Territories, niektóre są w rejonie British Columbii i też zagrażąją siedliskom ludzkim.
To jest doroczne zjawisko (samozapłony – burze itd.), ale w tym roku trochę dużo tego. No i ziemia jest sucha jak wiór…
Ciąg dalszy słowackich degustacji: https://www.eryniawtrasie.eu/52363
Dym od pożarów zmienia kolor słońca na czerwony.
https://komonews.com/news/local/seattles-red-sun-and-smoky-skies-during-the-wildfire-smoke-weekend-space-needle-pictures-so-northwest-chime-in-wildfire-fire-air-quality-is-it-safe-to-go-outside-seattle-smoke
Blueberry glean
I przepis na:
Pickled Blueberries
Ingredients:
1 cup distilled white vinegar
1⁄4 cup sugar
1 3⁄4 tbsp. kosher salt
1 1⁄4 lb. blueberries
1 small red onion, thinly sliced
Directions:
Whisk vinegar, sugar, salt, and 1⁄4 cup water in a medium bowl until sugar and salt dissolve. Add blueberries and onion, and cover with plastic wrap. Refrigerate overnight before using.
W czasie miedzy spadającą śliwką, skubnięciem żółtej maliny i obserwacją czerwonego słońca zerknąłem co się w mojej chacie dzieje, która nie jest z kraja…
https://szostkiewicz.blog.polityka.pl/2023/08/18/suski-kwintesencja-pisizmu/
Ciekawe! Niech czyta kto chce oczywiście, dużo osób tu zagląda o czym nawet nie wiemy, bo nigdy się nie pokazują.
Owszem, Nowy, czytam i martwie sie jak Ty. Lecz, co z tego? Ja tez nie mam pomyslu na to, jak na ta jedna trzecia wplynac. Wiem, bo w wypadku rodziny mojej zony mam do czynienia przewaznie z taka populacja. Stracilem wszelka nadzieje.
Skutkuje to tym, ze Polske „rodzinna” mam skreslona, a alternatywa sa tylko jeszcza znajomosci blogowe.
Zycze dobrej nocy.
Test.
nic nie widać,spróbuj jeszcze raz na pewno się uda.
Eva47,
jak widać z techniczną stroną blogu nie ma żadnego problemu.
Gorzej jest z panującą tu ostatnio atmosferą. Strach cokolwiek napisać, bo można spotkać się w najlepszym razie z aluzją, że temat banalny i niestosowny, bo ważna jest tylko polityka, a przed wyborami to już o niczym innym nie wypada…
Kto chce, niech pisze o polityce, ale niech nikt nie ma za złe innym niepolitycznych tematów. Na wybory zawsze chodzę i pójdę także tym razem, moja rodzina i znajomi również, nie muszę nikogo agitować.
Nie popadajmy w skrajności, bo to się może bardzo źle skończyć dla blogu i nie będzie się gdzie handryczyć. Dla wielu nadal jest to ważne miejsce, być może także dla tych, którzy nie piszą, ale lubią tu czasem zajrzeć.
Słusznie.
Wydaje mi się, że redakcja Polityki porobiła jakieś zabezpieczenia po ostatnich hakerskich występach, które zablokowały na kilkanaście godzin elektroniczne wydanie. Teraz jak włączam z rana Politykę, pojawia się stosowny napis, a chwilkę potem numer jest udostępniony.
Danuśka,
Pani Einstein ciekawa – zbeletryzowana nieco biografia, ale całkiem nieźle trzyma się faktów. Odbrązawia postać wielkiego Alberta, , któremu wielkości nie można odmówić, ale z drugiej strony cwanie wykorzystywał Milevę. A ona się dała 🙁
Takie były czasy. Dobrze, że już za nami!
Fasolka po bretońsku z zamrażarki, ostatnie „wydanie”…
Krystyna, Alicja,
dzięki żeście się odezwały. Myślałam że Alicja już w Maroco. Mnie też Polityka wypytuje co widzę na zdjęciach „rowery, auta, mosty” itd.
To prawda co pisze Krystyna,na ten blog chętnie zaglądamy bo jest inny, sympatyczny i o wszystkim, o dobrym jedzeniu, podróżach, o książkach, dobrych filmach i najczęściej w przyjemnej atmosferze wspólnie redagowany przez „starych” zasłużonych blogowiczów. Jak go zabraknie to będzie przykro.
Dobranoc!
eva47,
Maroko było brane pod uwagę, ale z różnych powodów odpadło. Nasz przyjaciel surfer i kiter, nas namawiał, ale w końcu zrezygnował, a my tym bardziej, będąc na przyczepkę niejako. Ale wszystko jest do nadrobienia 🙂
Na razie inne planyprzed nami.
Miło mi, że doceniasz starych blogowiczów. Ja doceniam wszystkich czytających i komentujących, choćby to było raz na jakiś czas.
Pozdrawiam Krystynę, która powiedziała to, co i ja chciałm powiedzieć, ale nie chciałam eskalować niepotrzebnej dyskusji.
Pepegor – dziękuję za Twój wpis. Niepokoi mnie tylko, że tracisz nadzieję, ta powinna zostać do końca!
W ogóle to bardzo smutne to, co napisałeś i bardzo pesymistyczne. Ja nie mam na szczęście takich rodzinnych kłopotów.
Krystyna,
Bardzo dziwne, że zauważasz jakieś aluzje, a nie zauważasz bezpośrednich ataków na mnie z chamstwem na czele.
Omawiałem niektóre z moich komentarzy z moim największym autorytetem językowym i redakcyjnym, czyli z naszą blogową Kocimiętką, redaktorką dosłownie od dziecka. Zauważyła w nich nieco humoru, ale absolutnie nie chamstwa.
Dziwne, że wtedy Twoja reakcja była zero.
A ja właśnie o to walczę byśmy mieli się gdzie handryczyć, bo jak jesienią przegramy, to możemy zapomnieć o wolnych blogach, a może i o naszej Polityce też!
Zainteresowanym mogę jedynie dodać, że stażem jestem niemal równy z Krystyną, pojawiłem się tydzień lub dwa po pierwszym wpisie Krystyny, czyli lata, lata temu.
Nowy2, jesteś w przenośni i dosłownie ostatnim który do bloga dobił i go dobija
eva47,
Zdałaś test?
Były pytania trudne?
Opowiadaj
W pewnym wieku już tak jest i nic na to nie poradzisz.
W czas wolny, wolność ubezpieczający, jakiś czas temu byliśmy na Wielkim Choczu. – Taki słowacki górski książę koronny (niby synek Krywania i Kralovej holi 😀 )… Chadza się nań, i nam też nie pierwszyzna to była, ale 14 sierpnia wreszcie dostaliśmy dookolne widoki. Upalne czyli nieco zaparowane, ale…
https://basiaacappella.wordpress.com/2023/08/26/velky-choc/
Zaś dla domorosłych politologów (niech nawet od siedmiu boleści 😉 ) — słowacki pejzaż przedwyborczy widziany z drogi, dobrej pamięci, książek i innego riserczu:
https://basiaacappella.wordpress.com/2023/08/29/polityczna-slowacja/
…Brać, wybierać… 🙄
Czwartek, czyli dzień polski w jadłospisie – chleb, krakowska sucha i kaszanka 😉
Poza tym prace renowacyjne zewnętrzne – zabezpieczanie i malowanie podestu, prowadzącego na ogródek. Niby mała robota, ale…
Czytałam dzisiaj o miodzie polskim, „najlepszym”, bo bazującym na nawłoci. Nawłoć zawędrowała do Polski z moich ziem, nawiasem mówiąc, i jest to dość inwazyjne zielsko. Pierwsze słyszę, że podobno się to uprawia i UE, że względu na inwazyjność, zabrania tej uprawy. Przecież to się samo rozsiewa… to tak jakby zabroniono uprawy pokrzywy, której, o ile mi wiadomo, nikt nie uprawia, ona po prostu jest, gdzie pozwala się jej rosnąć, taki niebrzydki chwast.
Ale może jestem w „mylnym błędzie”, może są uprawy.
Piątek, długiego weekendu początek.
U nas Święto Pracy (Labour Day) w poniedziałek. Ja właśnie pracę zakończyłam, czyli malowanie podestu. Niby mała rzecz, ale te schodki, barierki itd.
Jakby się kto pytał, to u cyklistów bez zmian – para w koła!
Pogoda przyzwoita póki co, ale przyszły tydzień ma nam dać temperaturowo w kość – plusowo temperaturowo, ryczące trzydziestki. Lato w moich krzakach trzyma się kalendarza i zakończy się 23 września. Wrześniowe upały nie dziwią.
Powszechną suszę widzę po jednym ze swoich klonów przyogródkowych, liście zawijają się do środka, co mi przypomina podróż do Polski sprzed paru lat, we wrześniu. Idąc od lotniska kilkaset metrów aleją (Żwirki i Wigury) do hotelu, widzieliśmy właśnie takie liście – skręcone, suche i wiele z nich szeleściło pod nogami, a to był początek września.
Od paru dni obserwuję Księżyc. Podobno jest bliżej Ziemi, ale wierzę astronomom na słowo, sama tego nie zaobserwowałam 😉
I to by było na tyle z moich krzaków. Przyjemnego weekendu wszystkim życzę 🙂
Miodu z nawłoci nie próbowałam. Przeważnie kupuję rzepakowy, gryczany, lipowy i wielokwiatowy. Kuzynka męża zbiera co roku zamówienia od rodziny i przywozi go ze znajomej pasieki.
Myślę, że nawłoć może być uprawiana na cele zielarskie i medyczne, wtedy są jakieś szczególne wymagania. W mojej okolicy widzę jej coraz więcej, a największe łany tej rośliny widywałam w rejonie, gdzie mieszka Stara Żaba.
Tymczasem dziś było tylko 14 st.C. Zajrzeliśmy do lasu, ale praktycznie grzybów nie ma, poza niewielką ilością kurek i bardzo okazałym i zdrowym prawdziwkiem. Ususzyłam go i dołożę go do wcześniej uzbieranych. Będzie na zupę grzybową.
A wczoraj widziałam jeszcze grupkę bocianów – kilkanaście osobników w miejscu ulubionym przez okoliczne bociany. Czytałam, że najpierw odlatują bociany z południa Polski/ pewnie te, które pokazała a cappella/, potem te z północy, a na końcu z Podlasia. No i gęsi powoli zbierają się do swoich podróży, widziałam pierwsze klucze.
Jutro mamy w planach małą wycieczkę nad morze do Białogóry. Już po sezonie, więc nad morzem powinno być spokojnie.
Łezka się w oku kręci…. Gdzie te czasy? Przecież tak niedawno to było…
Danuśka
24 października 2016
15:01
Po kawie podanej przez Irka,
pojawia się dzień dobry Jolinka.
Niestety nie ma już barwnych opowieści Pyry-
o Młodszej zagonionej,
o lekturze poleconej,
o żurku wrzuconym do zamrażalnika
i o pilnej wizycie hydraulika.
Nie ma już jakże wykwintnych komentarzy Placka,
a pełna humoru Nisia też nie pojawi się już znienacka.
Lulek od dawna towarzyszy nam jedynie na chmurce,
a Piotr czuwa nad nami na jakiejś niebiańskiej górce.
Trzeba więc rękawy zakasać
i trochę po blogu pohasać,
by więcej się na tej stronie działo
i by różnych opowieści tu przybywało.
Bo u Krystyny jest przecież często pięknie i filmowo,
a u Krysiade przyrodniczo i grzybowo.
U Elapa oceanicznie i ostrygowo,
a u Asi muzycznie, czekoladowo i kolorowo.
A u Aliny? Cóż, po prostu elegancko, daję słowo!
Że nie wspomnę o męskiej części Blogowiska
gdzie życie niby toczy się z wolna,
ale bywa, że niespodziankami tryska.
Nie sposób wszystkich Bywalców wymienić,
ale zawsze jest miło parę słów z Wami zamienić
Alicjo,
gdzieś Ty to wynalazła/ pytam tylko retorycznie/ ?
Wszystko przemija, tylko dlaczego jest coraz smutniej i coraz bardziej pusto…
Jakoś naiwnie w ogóle tego nie przewidziałam.
Pozdrowienia z La Push
https://forkswa.com/plan-your-visit/webcams/first-beach-at-la-push-webcam/
U Orci jeszcze ciemno.
Wczoraj telewizja ARTE pokazała reportaż o świętowaniu I-szej komunii w Polsce.
Wystawnie i drogo było w Łodzi, przyjęcie na zamku. Okropieństwo!
Było jeszcze gdzieś w świętokrzyskim, w małym zabytkowym wiejskim kościele,
wszystkie dziewczynki ubrane w jednakowe sukienki. Chłopcy też w jednakowych koszulach. Było łatwiej strawić.
Mimo wszystko wolę jednak uroczystości w niemieckich kościołach.
To zjawisko kulturowe, niekoniecznie konfesyjne —
Kościół ma z tym niewiele wspólnego – bywa, że najwystawniejsze przyjęcia komunijne organizują rodzice będący dość „daleko od”, ale posyłający dzieci na religię i przygotowania pierwszokomunijne, ot „bo mają prawo, bo inne dzieci”… – żeby było małe wesele, sukienka czasem droższa, niż w przypadku panny młodej, prezenty…
Nb, diecezja łódzka ma od lat bodaj jeden z najniższych wskaźników dominicantes i communicantes… :arow: https://pl.wikipedia.org/wiki/Dominicantes_i_communicantes_w_Polsce
Krystyno,
mam tak samo jak Ty 🙂
Przy okazji, to tytuł nie tylko znanej nam wszystkim piosenki, ale i ostatnio wydanej książki (zebrane felietony) Doroty Masłowskiej. Znalazłam ten wpis, szukając w archiwach czegoś innego. Ja też naiwnie nie przewidziałam, że panta rei, i czas jak rzeka… a tu moja ulubiona piosenka, ostrzegam!
https://www.youtube.com/watch?v=9HdR6d2KO4o
Eva47,
to już przemija, tak samo jak hegemonia kościoła przy korytku władzy powoli przemija. Młodzi nie są tacy durni, że jak trwoga, to do Boga. Mnie się to podoba.
Kiedy ja szłam do komunii w dawnych latach 60-tych, mała wieś na zDolnym Śląsku, zaledwie 140 numerów domów, rodzice (nie moi – weterynarz nie miał czasu na to) urządzili nam malutkie przyjęcie przy plebanii. Skromne, i nie złote. I nie było zwyczaju, że dzieci dostawały jakieś prezenty – bo niby za co i dlaczego?
Kościół,
a capello, niestety, ma wiele za uszami, bo skądś to się wzięło, że owieczki za pasterzem i tak dalej. Życzę Polsce, żeby była świecka w rządzie, wyznania wiary tylko w danym kościele, niekoniecznie katolickim – w końcu żyjemy w świecie różnych wyznań. Od wiary skutecznie w wieku 14 lat odgonił mnie kościół, dogmatyczny. Tak ma być i koniec dyskusji.
„Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem | Polska jest Polską, a Polak Polakiem” – dwuwiersz pochodzący z wiersza Karola Balińskiego Śpiewakowi Mohorta bratnie słowo z 1856 r.
To było dawno i bardzo nieprawda dzisiaj, ale znani nam panowie z łączki politycznej lubią się tym hasłem posługiwać. Nie rozumiejąc, że kiedyś to było ważne (zabory i te sprawy), a dzisiaj brzmi jak hasło nacjonalistyczne. Bardzo.
Slonce juz wschodzi.
Kończy się sezon za żołte śliwki i zaczyna sezon na jabłka.
Ogloszenia glean to na przemian żolte śliwki i czasami jabłka.
Zrobilam eksperyment z żółtymi śliwkami inspirowany sosem śliwkowym. Te same skladniki tylko żółte śliwki.
Znajoma eksperymentuje z grzybami shitake. Do tego jest potrzebny pieniek drzewa jabloni. Mamy stare drzewo jabloni ktore ma kilka grubych pni. Okolo 20 centymetrow grubości. Znajoma moze uciac pień. Do tego jest potrzebna mechaniczna piła (chain saw) nie piła ręczna. Jestem ciekawa eksperymentu z shitake. Kiedys chcialam zrobic podobny eksperyment z grzybami maiitake.
Wrzesien/ pazdziernik to okres migracji lososia coho w Sol Duc river.
I na koniec
Jimmy Buffet
Margaritaville
https://youtu.be/CICf8xoLyG8?feature=shared
Ulubiona piosenka wakacyjna. Szczegolnie w tropikalnych miejscach.
RIP Jimmy
Orca,
ten Buffet na pewno mniej znany, niż Warren B., który ma się dobrze mimo prawie stówy na karku. Pieniądze często wydłużają życie.
Ale niech spoczywa w spokoju („rest in peace”) ten od piosenki. Zasłużył.
Co do grzybów, kiedy okazało się, że mój dom jest stary i wilgotny oraz ma piwnicę,
jak to w Polsce bywało – mroczną i wilgotną, zakupiłam grzybnię, bo co się mają takie warunki marnować. Było to 30 lat temu i nie pamiętam szczegółów, ale po tygodniu przyszła przesyłka i nic z tego nie wyszło, bo „grzybnia” była sucha jak wiór.
Od tego czasu po grzyby idę do sklepu, albo do lasu 😉
a capella ma rację 🙂
Kościół ma z tym niewiele wspólnego…. 🙄
To czyniły organizacje typu Związek młodzieży polskiej i zwiazek młodzieży socjalistycznej.
Wpajały nie tylko pewnym grupom ale całemu społeczeństwu historyczne i duchowe piętno.
Łobuzy z solidarności poszły później znacznie dalej.
Nic nie odbywało się bez krzyża. Pierwszy niekomunistyczny premier klękał i modlil się na każdym kroku. Kiedy chciał coś klepnąć w Sejmie to padł 🙄 zabrakło mu siły 🙂
Katastrofa. Tego typu rytuałami powinny zająć się na poważnie organizacje ochrony bachorów.
Ryby i bachory dawniej i dzisiaj głosu nie mają. Mają jedynie ślepo wykonywać polecenia rodziców. Z różnych względów.
Pamiętam dokładnie ten moment.
Całkowicie wbrew mojej woli ubrany zostałem w białe podkolanówki. Na stopy wciśnięto mi o dwa numery za małe czarne lakierki. Do dziś czuję ból i leczę odciski.
Nie było szans by krótkie spodenki przykryły to czego nie dały rady przykryć długie podkolanówki.
Na nic poszło pudrowanie ran na kolanach. Stupy puściły podczas pierwszego ćwiczenia Yogi. Krew polała się po białych skarpetach 🙄 narodowe, biało czerwone skarpety , pomiędzy lakierami a krótkimi spodenkami, maszerowały w okół kościoła 🙂 w ręku gromnica, na ciele pijąca pod ramionami marynarka pachnącą naftaliną 🙄
I to wszystko można by jeszcze zupełnie nieźle znieść. W końcu ten cyrk to tylko chwila moment. Maksymalnie pół dnia i północy picia. Ale przed tym całym cyrkiem posadzono mnie w zakładzie fryzjerskim. I ten łobuz z nożyczkami w ręku miał i wykorzystywał ostrą przewagę nade mną.
Zniszczył moją filmową fryzurę 🙁 Wyglądałem po zejściu z fotela jak szlachcic 😛
I wcale mi nie było z tym ani po drodze ani do śmiechu 🙁
Z tego co pamiętam, były to ostatnie obrzędy i rytuały religijne w których zmuszony presją społeczną i historycznym piętnem brałem pół świadomie udział.
Orca 🙂
La Push–>piękna zatoka 🙂
Widać że tam natura ma najwięcej do powiedzenia.
Ogromne konary drzew wyplute przez ocean na piasek dodają urody temu miejscu.
No i te fale w znakomitych interwałach 🙄
Tylko bezdomnego tam brakuje 🙂
W tym łódzkim kościele młody ksiądz z uśmiechem na ustach i bez zająknięcia opowiadał zdumionej francuskiej reporterce „jak szczęśliwe są te dzieci które nareszcie mogły się wyspowiadać ze swoich grzechów”.
Podobał mi się jeden chłopiec który przytomnie zauważył że Komunia smakowała tak samo jak opłatki na wigilię.
Orca, piękna ta twoja zatoka.
Przyznaje ze wybrzeze Olympic Peninsula jest piękne. Tereny od Neah Bay do Kalaloch to teren dziki. Zajmuje sie tym Olympic National Park razem z Indianami zamieszkałymy na tych terenach. Jedni i drudzy chca utrzymac wybrzeze bez zadnych zmian.
Caly teren jest w kategorii “wilderness” co oznacza nie ruszaj. Na kilku plazach mozna postawic namiot i obserwowac odbicie nocnego nieba w oceanie.
Oczywiscie trzeba przyniesc wode do picia lub czekac na deszcz aby zebrac pitna wode.
La Push i First Beach to popularne miejsce dla
“surfers”.
Jest First Beach, Second Beach, Third Beach i kilka kolejnych numerow.
Tu jest wyprawa backpacking na Third Beach.
Backpacking oznacza ze na szlaku spedzimy przynajmniej jedna noc.
https://youtu.be/gAKiYji6l5w?feature=shared
Orca 🙂
Ten twój backpacking niewiele różni się od mojego, tylko troszeczkę większy jest mój plecak i z racji gabarytów ma 4 kółka. W jakim kraju i jak długo podróżujesz zależy tylko od przyjemnych dla ciała temperatur. Poczucie wolności jest wszędzie jednakowe jeśli potrafisz oderwać się od codzienności i potrafisz sobie pozwolenić na dryf. Raz tu, raz tam. I tak jedna przygoda się kończy by mogła rozpocząć się następna
Moje ustrojstwo podróżne ma też cztery kółeczka i mieni się bagażem podręcznym.
Odrywam się od codzienności raz na jakiś czas i w odróżnieniu od bezdomnego muszę mieć miejsce, do którego wracam z podróży – dom.
Rzecz indywidualna – dla mnie miesiąc w podróży jest akuratny, potem muszę odpocząć, bo wszystko jest zbyt intensywne, odwiedziny, odwiedziny, pogaduchy i tak dalej. Każdemu to, co mu bardziej pasuje.
Dryft… to już nie te czasy dla mnie. Ale rozumiem.
Nie, u nas nie było backpackingu,
był samolot spokojnie oraz bez dopingu.
Maszyna z Warszawy ostro wyruszyła,
na Rodos już za chwilę (prawie)
wszystkich zostawiła.
Potem to już tak jakoś się złożyło,
że żar lał się z nieba, ale było miło.
Morze w lazurach,
my z głową w chmurach,
klasztory, ruiny, Akropole,
wszystko w słońcu na wzgórzach
i prawie nic w chłodzie na dole.
Bogowie greccy nad nami czuwali
zimne piwo, dobre wino
w amforach i beczkach
jednak przechowali
Tzatziki, ktipiti, moussaki, souvlaki,
oliwą polane różne sałaty,
kulinarną zorbę chętnie każdy tańczy
aż do tchu utraty!
Greckie wyspy odwiedzić zawsze warto,
ale wrzesień nad Bugiem ma siłę nieodpartą!
Alicjo-tym wierszem, który odnalazłaś (na blogu nic nie ginie, nawet rymy częstochowskie!) wzruszyłaś mnie niezmiernie, za co Ci bardzo dziękuję 🙂
Nie odzywałam się ostatnio zbyt często, jako że po „nalocie” francuskiej rodziny
mieliśmy trochę zawirowań zdrowotnych- Osobisty Wędkarz uszkodził sobie kolano i jakoś nadal nie możemy postawić chłopa do pionu. Przed nami kolejne ortopedyczne wizyty, w końcu chyba jednak pojawiło się światło w tunelu.
Oprócz przygód zdrowotnych trafiła się również przygoda podróżnicza- grecka jak
wynika z poemaciku jak wyżej. Wypad na Rodos nie był w naszych planach, pojechałam w zastępstwie osoby, która pojechać nie mogła. Podróż ta, cudem zupełnym(!) okazała się możliwa, jako że kulejącego Alaina udało mi się zapisać na turnus rehabilitacyjny w tymże samym czasie. Opatrzność czuwała nad nami jednak nie do końca i szczęście nie było pełne, bo terapia różnoraka nie przyniosła praktycznie żadnych rezultatów, stąd przed nami kolejne, medyczne spotkania.
Więcej nie będę jednak przynudzać i marudzić, bo przecież prawie każdy z nas ma swoje zdrowotne przygody, zważywszy na bardziej niż średnio młodzieńczy 🙂 wiek Szanownego Towarzystwa.
Byłyśmy z koleżanką w północnej części Rodos, gdzie pożarów nie było, ale na trasie naszych wędrówek znalazły się też któregoś dnia tereny, gdzie pożary strawiły piniowe lasy. Ten przygnębiający widok mam też w pamięci z dwóch innych podróży, w innych krajach…..
Na zdjęciach spalonych lasów nie będzie:
https://photos.app.goo.gl/9ARM9KU3xTAtg1KA8
Aha, obiecałam sobie, że nie dam się już więcej namówić na podróż na południe Europy w lecie, kiedy panują tam upały w granicach 30-38 stopni. Zwiedzanie czegokolwiek podczas takich temperatur i przy bardzo dużej wilgotności powietrza to nie jest zajęcie dla polskich emerytek 🙂
Danuśka!!!
Jaki wiek! O czym Ty tutaj mówisz!!!
Hehehe… w niektórych kręgach kręgach określa się to jako SKS, i nie jest to ani Szkolne Koło Sportowe, tylko „starość, k… ,starość”.
Ale my nie dajemy się, chociaż nas kąsa. Niech próbuje!
…poza ty, nie wiem jak kto, ale ja jubię te rymy, niech im będzie czestochowskie
W boklach startowych jestem, jeszcze to i tam poprasowć trzeba…
Tu jest historia ktora moze wprowadzic w kompleksy wiele osob. Na gorskim szlaku spotkalismy starsze małżenstwo. Zatrzymalismy sie na rozmowe. Pan wskazal na szczyt górski i zapytal czy znam nazwe tej góry. Odpowiedzialam, ze nie znam. Pan powiedzial ze ten szczyt nazywa sie Mount Fitzhenry. Powiedzial ze nazwa szczytu jest od nazwiska jego ojca, ktory kiedys pracowal w Olympic Mountains.
Tu historia sie nie konczy. Następnie powiedzial ze kiedy byl młody i mial 80 lat ! wszedl na szczyt Mount Fitzhenry aby uczcic pamięć swojego ojca. Fitzhenry Junior powiedzial ze wszedl na prawie 2K metry szczyt w asyscie swojego lekarza.
Mount Fitzhenry
https://en.wikipedia.org/wiki/Mount_Fitzhenry
Danuśka 🙂 wyjazd uważam za udany i zaliczony skoro i kolos z Rhodos został uwieczniony 🙂
Orca 🙂
Piękna historia i ty ocierasz się nie tylko o góry ale i o ich historie.
Sa teraz w białym kołnierzyku? Czy tam teraz banany rosną? 🙄
Dawno, dawno temu lub jeszcze dawniej Greccy podróżnicy płyneli wzdłuż wybrzeza obecnego Olympic Peninsula i podziwiali widok szczytow gór. Zachwyceni widokiem powiedzieli ze w tak pieknych gorach mogly zamieszkac tylko Zeus. I tak powstala nazwa Olympic Mountains, miejsce tak piekne ze nawet grecki bóg z góry Olymp, móglby zamieszkac na tym odleglym polwyspie.
Stolica stanu, Olympia, zawdziecza swoja nazwe połozeniu z widokiem na Olympic Mountains. Aby uzupelnic historie nazw o greckim pochodzeniu, najwyzszy szczyt w Olympic Mountains to Mount Olympus. 🙂
Od czerwca mamy ten czas wolny, upragniony….
Wolny a wolny ci on jest.
Orca,
wybrzeże zachodnie od Kalifornii po Alaskę (jeszcze tam nie byliśmy, ale…) zapiera dech. Po prostu.
Alicja,
Rzeczywiscie jest bogate . Nie chce uzywac slowa “ładne” bo to slowo w tym kontekscie niewiele znaczy.
Ta kamera rowniez jest skierowana na First Beach, a dokladnie na James Island. Kiedy wzejdzie slonce zobaczycie jak tam buduja wzmocnienie z duzych kamieni jako ochrone przed tsunami.
James Island to miejsce spoczynku wodzów plemienia Quileute. Każdy wódz jest pochowany w swoim canoe.
Kiedys pisalam ze Quileute mówia ze pochodza od wilka. Kazdy ich canoe ma profil wilka.
https://forkswa.com/plan-your-visit/webcams/james-island-at-lapush-webcam/
Quileute canoe prow z profilem wilka
https://twitter.com/wastatearchives/status/1288555366637215747/photo/3
Ten link pokazuje cztery zdjecia. Chodzi o canoe w prawym, dolnym rogu.
Dzień dobry.
Co słychać w Waszych krzakach? u mnie ciepło i spokojnie.
Brawo Agnieszka Holland – 15 minut owacji na stojąco w Wenecji to nie w kij dmuchał!
U mnie goraco, 30 C w cieniu. Mamy kanikule we wrzesniu.
Siedze w domu i mieszam powidla. Pojade nad wode kolo 19 jak sie ochlodzi.
Danusiu, wychodzi na to, ze z Wasza ayprawa na Rhodos wybralyscie dobre okienko. Unikneliscie ogna i ucieklyscie w sama pore przed bardzo wysoka woda!
Zakupiłam Kalimerę Dionizosa Sturisa – książki kulinarne muszą być w papierze!
Glean:
– borowki (bluberries)
– jablka
– gruszki (European and Asian pears)
– śliwki (dojrzałe śliwki w kolorze żółtym i zielonym)
– brzoskwinie (peaches)
Glean:
– rajskie jabłka (crab apples)
Mirabelki.Czas akuratny.
Pepegorze-rzeczywiście, sprawa terminu wyjazdu na Rodos była przez pewien czas mocno niepewna i zawieszona lekko w próżni z powodu pożarów na południu wyspy. Pożary zostały opanowane, a teraz mieszkańców zupełnie innej części Grecji dotknęły powodzie. Ta katastrofa dotyczy regionu Tesalia który jest położny niedaleko Macedonii, a zatem są to zupełnie inne greckie rubieże.
Kiedy czytamy o tych wszystkich „wybrykach” natury to włos się na głowie jeży i w rezultacie człowiek dochodzi do wniosku, iż mieszkamy w miarę spokojnej części świata. Tym niemniej mam stale w pamięci relacje z powodzi na Dolnym Śląsku:
https://gazetawroclawska.pl/powodz-tysiaclecia-we-wroclawiu-dzis-mija-26-lat-od-nadejscia-fali-kulminacyjnej-zobaczcie-zdjecia/ar/c1-16488295
W kolejnych „słowach mego listu” trochę o kulinariach:
jeden z nadbużańskich sąsiadów, wdowiec żywiący się dosyć regularnie w wyszkowskim barze „Pingwin” (bar ten cieszy się doskonałą renomą) poczęstował nas jednym z klasyków tamtejszej kuchni- ozorkami wołowymi w sosie chrzanowym. Drogie Łasuchy 🙂 takich dań już praktycznie nie ma w żadnej warszawskiej karcie, a w „Pingwinie” ozory cieszą się ogromnym powodzeniem i nie należy zwlekać z wizytą, jako że porą późno-popołudniową już najczęściej znikają z jadłospisu. Danie było świetne, podane z ziemniakami z wody i buraczkami na ciepło. Sąsiad donosi, iż większość klienteli nie jada na miejscu, ale zabiera swoje dania do domu czy pracy. I tak oto mamy kolejny dobry, kulinarny adres w naszej nadbużańskiej okolicy.
Przypominam, iż teoretycznie(!) to dzisiaj powinien rozpocząć się kolejny Zjazd Łasuchów w gościnnych, żabinych progach. Wiele osób, które tradycyjnie uczestniczyły w tych spotkaniach tym razem nie pojawi się niestety w tych malowniczych okolicznościach przyrody. Powody są bardzo różne, cóż poradzić….
Tym niemniej Żaba pozdrawia serdecznie nas wszystkich!
Alicjo-Ty chyba wybierasz się już wkrótce do Polski? Czy Twoja tradycyjna, podręczna walizka już spakowana?
Ok, w telegraficznym skrócie.
Powstał bo powstać musiał. I nie ma już odwrotu od obecnej technologii.
Poniżej pierwszy prototypowy model bezprzewodowej i nie zużywającej energii lampy oświetleniowej.
Testowałem lampe podczas pobytu w Berlinie i muszę przyznać że wyniki były zaskakujące.
Toto należy zobaczyć: https://photos.app.goo.gl/sD6fMMhP2m4ccDJf9
Jeszcze jedna wiadomość z tego pięknego miasta w którym można żyć nie tylko dwa do trzech miesięcy w roku. Póki co to z przerwami wystarcza 🙂
Nie tak dawno minął rok jak odbierałem nowe okulary słoneczne. I było wówczas nie tak pięknie jak jest obecnie. Było ponuro do tego stopnia że nowe okulary przeciwsłoneczne spakowałem do plecaka bez przymierzania 🙄
Pamiętam jak dziś, fenomalia pogodowe w zeszłym roku były diametralnie inne niż dzisiaj. I to właśnie jest natura 🙂 nieobliczalna 🙂 i niech tak pozostanie 🙂 przynajmniej nie jest nudno 🙂
Okulary przeciwsłoneczne założyłem dopiero pierwszy raz w słonecznej espanii. Po słonecznym dniu podczas czyszczenia zwróciłem uwagę że toaletowy papier zatrzymuje się na randzie 🙄
Coś takiego pojawiało się podczas każdorazowego procesu czyszczenia szkieł. Trwało to ponad 9 miesięcy. Odwiedziłem w Berlinie firmę która troszczy się o to by moja wizja planety była niezmienna i przedstawiłem co mi i okularom dolega 🙄
Pan zadał mi parę pytań na które uzyskał satysfakcjunujące odpowiedzi.
Przez następne piętnaście minut klepał po klawiaturze komputera.
OK powiedział , i dalej: znalazłem takie same oprawki w systemie, mam je na miejscu.
Zrobiłem 🙄
……
Pan przełożył szkiełka z jednych oprawek w drugie, założył okulary na mojego kulfona i życzył bezstresowego odbierania planety.
Poczułem się znakomicie. I cieszę się ponad miarę że funkcjonuje jeszcze w Niemczech rzetelność i poczucie że towar sprzedany nawet po długim okresie czasu podlega wymianie jeśli ma usterki.
W takim przypadku można nawet niemieckim wybaczyć wiele.
Najważniejsze że są uczciwi a to że pozbawieni humoru 🙁 uchodzi w tłoku 🙂
Nie napisałam jeszcze o najważniejszym- Echidna z Wombatem wpadli dzisiaj na chwilę na nadbużańskie włości. To było bardzo miłe spotkanie, żałujemy jedynie, iż tak krótkie 🙁
Danuśka,
jutro u Żaby; )
Danuśka,
pamiętam, że kilka lat temu opisywałaś swoją podróż po Wielkopolsce w towarzystwie koleżanki. Odwiedzałyście miejsca niespecjalnie znane, ale bardzo ciekawe. A ponieważ pomyślałam o małej jesiennej wycieczce w tamte strony, chętnie przypomniałabym sobie Twoją relację jako wskazówkę. Próbowałam szukać, ale bez rezultatu.
Ozorki wyszły z kulinarnej mody. Jeszcze Pyra o nich wspominała. Takie miejsca jak bar w Wyszkowie to rzadkość. Ale można czasem kupić salceson ozorkowy, produkt dość ekskluzywny, także cenowo.
Orca,
Twoje informacje o sprzedaży różnych owoców zmobilizowały mnie do tego, aby wybrać się po mirabelki. Ponieważ nie można ich kupić w sklepie/ może gdzieś na ryneczkach od działkowców/, wybrałam się w znajome miejsce przy polnej drodze. Jeszcze nie całkiem dojrzałe, ale kilka dni poleżą sobie w kobiałce aż dojrzeją, a ja nabiorę ochoty na zrobienie dżemu.
Zerwałam też trochę owoców czarnego bzu, ale dziwny ten bez – część już zasycha, a cześć jeszcze niedojrzała.
Krystyna,
Gratuluje dostępu do mirabelek. Czytalam ze sa unikalne w smaku.
Ogloszenia “glean” przewaznie nie podaja nazwy(odmiany) owocow bo wlasciciel po prostu nie zna odmiany. Sliwki żolte, zielone to czesto jedyna informacja. Ostatnio przy zoltych sliwkach byla dodatkowa informacja ze te sliwki wygraly jakis konkurs na rynku.
Nazwa śliwek “Italian plums” jest tu powszechnie znana.
Jablka na razie też sa czerwone lub zielone. Na poczatku sezonu bylo ogloszenie “yellow transparent” (papierowki). Wlasciciel znal odmiane wiec to pomaga.
Gruszki niedawno byly: European pears i Asian pears. Te azjatyckie sa dosyc znane. Moim zdaniem w smaku nic specjalnego. European pears: Alicja wykryła ze to jest odmiana bartlet. Bardzo smaczne. Jacques Pepin podaje przepis na te gruszki obrane, wycięte nasiona, pokrojone wzdłuż, pokropione sokiem z cytryny i usmażone w maśle. Podane jako ciepły deser.
Bardzo smaczne.
Czarny bez (elderberry): na poczatku sezonu bylo ogloszenie glean na kwiaty czarnego bzu. Miejscowi robia syrop z tych kwiatow. Jeszcze nie smakowalam tego syropu wiec nie mam opinii.
Niedawno kupilam maly sloik dzemu z pigwy. Oczywiscie kupilam ten dzem z mysla o Tobie. Dzem jest Made in Croatia. Pierwszy raz jadlam dzem z pigwy. Lubię trochę kwaśny smak tego dzemu. Dżem ma male kawalki owocow.
Powodzenia z robieniem dżemów. Na pewno będa bardzo smaczne.
Alicjo-czyli Zjazd Łasuchów w postaci Mini Zjazdu 2023 się jednak odbędzie 🙂
Pozdrowienia dla Niezawodnych Uczestników!
Orco- też lubię lekko kwaskowe dżemy np. z mirabelek, pomarańczy czy właśnie z pigwy. Ostatnio otrzymaliśmy w prezencie słoiczek tego ostatniego, ma gładką konsystencję, bez kawałków owoców.
Krystyno-moje opowieści oraz zdjęcia z południowych rubieży Wielkopolski znajdziesz tutaj-wpisy od 24 do 27 lipca:
https://adamczewski.blog.polityka.pl/2020/07/21/smaki-smakow/
Życzę udanej wycieczki!
Pochwale sie, ze znowu jestem w Wiedniu i szykuje sie wlasnie do kontynuacji moich prywatnych studiow kawiarni wiedenskich. Nadal powoli czytam pieknie ilustrowana historie wiedenskich kawiarni napisana i wydana przez Christiana Brandstaettera. Czy wiecie Panstwo, ze idealna kawiarnia to taka, ktora znajduje sie na rogu, u zbiegu dwoch ulic i wejscie jest umieszczone na narozniku? Nigdy sie nad tym nie zastanawialem, a tak przeciez jest ze slynna Cafe Central czy tez Cafe Museum lub Cafe Sperl. Naprzeciw wejscia byl bufet i kasjerka, bo choc kelnerami byli zawsze mezczyzni to kasy pilnowala kobieta, czyli Sitzkassierin. W jednym skrzydle takiej idealnej kawiarni staly stoly bilardowe, a w drugim przy stolikach pilo sie kawe, czytalo prase i prowadzilo mniej lub bardziej intelektualne rozmowy. Ten tradycyjny rozklad oraz oryginalne meble i wystroj zachowaly sie do dzis w Cafe Sperl, gdzie zreszta obsluga jest teraz glownie kobieca. Dodam jeszcze, ze mialem plany operowe, ale widze ze zdjec, ze Bellini i Mozart zostali unowoczesnieni i artysci wystepuja w jeansach i garniturach wiec odpuszcze wizyte w operze. Ja wiem, ze powinny sie liczyc glownie glosy spiewakow, ale dla mnie kostiumy tez sa wazne. Skoncentruje sie wiec na kawiarniach i winiarniach (Heuriger), co zreszta jest bardziej odpowiednie dla tego blgu. Servus.
Wzorem innych blogowiczow/-ek podaje link do jednej z moich ulubionych piosenek wiedenskich „In einem kleinen cafe in Hernals”:
https://www.youtube.com/watch?v=aaNANa87rkU&pp=ygUgaW4gZWluZW0ga2xlaW5lbiBjYWZlIGluIGhlcm5hbHM%3D
kemor 🙂 jestem przekonany że i w Berlinie znalazł byś to czego szukasz we Wiedniu 🙂
Wąskie aksamitne fotele we wnękach okiennych w kolorze wina, małe marmurowe stoliki. Pianista przy fortepianie, goście czytający e & papierową gazetę. Osoby grający w szachy lub karty 🙂
Kiedyś tam bywałem. Nawet spotykałem się z koleżanką tutaj dawniej bywającą, która została przegoniona z tego miejsca 🙁 Było to w Kaffee Einstein na kudamie o rzut beretem od mojego miejsca zamieszkania.
Z różnych względów nie są to miejsca w których dobrze się czuję i jak mogę to omijam je szerokim łukiem 🙂
Wydaje mi się że tam właśnie czas trochę się zatrzymał. Najbardziej ten, jak to lubią ludziska na starość określać 🙂 ten wspaniały.
W tych lokalach nie ma pory dnia 🙁
Ty, ja i inne emeryt mamy czas do końca życia. A tam się nic nie dzieje. Jesteś jedynie odserwatorem tego co wokół ciebie się dzieje.
Cztery minuty z buta od mojego miejsca jest też taki lokal. Na Roseneck. Bardzo nobliwy lokal. Tam poznałem różnicę smaków w różnych kawach.
Melange, Cappuccino albo Blümchenkaffee. Jest również esspreso. Naturalnie do tego szklaneczka dobrej wody.
Obok tego lokalu jest bar. To co najbardziej lubię. W nim nie jesteś tylko widzem, obserwatorem. W nim jesteś również aktorem. Jeden obok drugiego. Jak byś się nie obrócił to kogoś szturchniesz. Więc przepraszasz, nawiązujesz rozmowę, czujesz że żyjesz, popijając tequila 🙂 zaczynasz rozumieć nawet niemiecki humor 🙂
Kemor oraz wszyscy ci, którzy lubią kawiarnie z historią i klimatem:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4901520/z-espresso-przez-europe
To przedziwne, że akurat dzisiaj trafiłam na tę książkę 🙂 Oczywiście zamówiłam i już dzisiaj wieczorem będę czytać. Niech żyją wersje elektroniczne!
…..chociaż, kto wie, może są w tej książce jakieś piękne zdjęcia, w ebooku będą niestety marne.
I jeszcze dla tych, którzy mają ochotę wyskoczyć wieczorową porą do baru: https://tiny.pl/cd4ln
Danuśka,
dziękuję za linki do wielkopolskiej wycieczki 🙂
Bylismy u Starej Zaby.A Wy?
Pozawiany
Glean:
– winogrona
– jablka odmiana: gravenstein
– gruszki odmiana: Bartlett
– śliwki węgierki (Italian plums)
– czerwone śliwki
– jabłka odmiana: golden delicious
Mirabelki – u Starej Żaby nie do przerobienia! Pogoda cesarska, w ogródku dobra wszelkiego pełno, z malinami na czele, w jeziorze pluszcze ryba… Sielsko.
Przyjemnej niedzieli z Pojezierza Drawskiego życzę!
W tym roku u Starej Żaby byliśmy tylko my, ja i Jerzor. Nie było komu zorganizować Zjazdu, a Żaba udostępnia miejsce jak zawsze, a wszelką organizacją ktoś inny powinien się zająć. Nie wskażę paluszkiem na Danuśkę, bo ona już wiele razy się tym zajmowała, ja sama nie mogę, bo jestem po drugiej stronie Wielkiej Wody i czasem mogłabym nie dopłynąć. Nie winię nikogo i nie obarczam nikogo za brak organizacji,
zdaje się, że powinno wystarczyć hasło- hej, wrzesień, spotykamy się u Starej Żaby w pierwszym/drugim tygodniu września i na miejscu wszystko ogarniemy.
Nie potrzeba żadnych zaproszeń, wystarczy hasło i data.
Nasz wyjazd prawie do końca stał pod znakiem zapytania z różnych względów. Ale ruszyliśmy tyłki, bo spotkanie z rodziną i przyjaciółmi jest dla nas ważne, tym bardziej, że to są coraz bardziej męczące podróże, ściga nas – co tu ukrywać – SKS. *
Ale udajemy, że nas to jeszcze nie dotyczy, nawet sapiąc pod górkę.
Temperatury w Polsce (od Wrocławia po Drawsko Pomorskie i okolice) dają popalić.
Ale jest cudnie – zwłaszcza tutaj, nad jeziorem Bucierz, u Tereski i Mariana.
Dodam, że właśnie wszyscy odpoczywamy po wspaniałym obiedzie w postaci pieczonej golonki.
Zdjęcia nastąpią po powrocie 🙂
*SKS – starość, k…, starość!
Dzisiaj, jak przystało na sybarytów, korzystaliśmy z cesarskiej pogody, wspaniałego jadła oraz dobrego wina, oraz deserów, ja przede wszystkim ogródkowych. Maliny, maliny – i sama się z ochotą w nie wpuściłam.
Jutro powtórka z rozrywki, a pojutrze w drogę – Poznań i wiadomi podejrzani, z którymi doroczne spotkania od zawsze.
Tyle na zrazie, moja koleżanka Frida (gończy polski), zaprasza mnie na działania – ja jej rzucam talerz plastikowy, ona po niego biega 🙄
I tak może pół godziny.
Alicja,
to przecież wcale nie chodzi o to, że nie było komu zorganizować zjazdu. Danuśka uzgadniała termin z Żabą, ogłosiła go, potem prowadziła rozmowy w kilkoma osobami i więcej nie mogła zrobić, nikt inny zresztą także. Jak widać te nieliczne osoby, które pozostały na blogu a kiedyś uczestniczyły w zjazdach, miały różne powody, dla których nie mogły przyjechać, powody, o których nie ma się ochoty publicznie informować. I raczej nie są po powody wesołe.
Miłych wojaży po Polsce!
Alicjo,
sprawdzałaś, czy księgarnia w Drawsku jeszcze istnieje?
Orca,
mirabelki są najsmaczniejsze w postaci przetworów wykonanych przez innych. Te moje są średnio dojrzałe, więc pestki są trudne do usunięcia. Postanowiłam więc ułatwić sobie pracę i zagotować śliwki z pestkami, a potem przetrzeć . Dżem nie będzie tak smaczny jak ten z kawałkami owoców, ale nie będę się torturować. Szkoda czasu i nerwów.
Krystyna,
ksiegarnia w Drawsku istnieje, ale nie weszłam tam w obawie, ze znowu coś zakupię, a przecież podróżuję lekko, bagaż podręczny… A jeszcze mam do wysłania zeszłoroczny zakup z owej księgarni, album Beksińskiego.
Teraz wszystko oprócz specjalnych wydań kupuję w e-bookach.
Specjalne wydanie – „Kalimea” Dionizoa Sturisa, najpierw przeczytałam jako e-book, ale muszę mieć w druku zwyczajnym, jak każdą książkę kucharską.
Dobranoc!
„Kalimera”.
Polecam, bo to fajna książka pełna prostych przepisów dla miłośników kuchni greckiej i nie tylko.
A propos Zjazdu u Żaby – to jasne, że coraz mniej nas do pieczenia chleba, nie każdy ma czas itd. Dlatego myślę, żenie ma się co spinać, tylko rzucić hasło, że spotykamy się, jak możemy. Jak się uda, to dobrze, jak nie – to trudno, uchacha, trudno. …
Jak na razie odwiedziliśmy Wrocław, teraz Szwagrostwo, pojutrze Poznań ze dwa dni, a potem Dolny Śląsk i wielka wyprawa pod Kraków, długich rozmów Polaków, wysokopiennych lasów, i bardzo dużo czasu!
A teraz już naprawdę spanko…
Krystyna,
Piszesz ze “mirabelki sa najsmaczniejsze w postaci przetworow wykonanych przez innych”.
Troche watpie czy tak jest…ale wiem ze masz wysokie wymagania od siebie.
Pestki z zoltych sliwek usunelam w ten sam sposob…po ugotowaniu. Dobrze ze takich problemow nie ma z węgierkami.
Bawcie sie dobrze przy spotkaniach 🙂
Bawimy się leniwie nadal w tych samych okolicznościach przyrody, a upały są znaczne. No i w sąsiedztwie jak zwykle – największego poligonu Europy, właśnie ćwiczą tam między innymi Amerykanie. Spotkaliśmy jednego takiego na rynku w Drawsku – zagadaliśmy, on od 2 miesięcy tutaj i jest zachwycony polską kuchnią, powiada, że chyba będzie musiał zmienić rozmiar munduru.
Mirabelki, które były „poniemieckie” na Bartnikach, Mama zagotowywała w słoikach bez drylowania pestek – to nie są tak smakowo podobne pestki, jak w śliwkach węgierkach na przykład. Malutkie są i nie przeszkadzają w kompocie. Się wytrącało po ugotowaniu kompotu, albo kilka połknęło nieuważnie, bez szkody dla zdrowia.
Jutro Poznań, a potem dalej na południe.
Polska jak zwykle wspaniała, byle nie tykać polityki. Miękkie bagno.
Kolejna rocznica 9/11, WCT w Nowym Jorku. Jeszcze wtedy oglądałam poranne wiadomości, nagle przerwane i transmisja na żywo, jak samolot uderza w drugą wieżę. Było to tak nierealne, że trudno było to przyswoić, znajomi dzwonili, czy ja widzę to samo, co oni. Niestety, widzieliśmy to samo.
Na którejś z wież byłam w 1987 roku, na najwyższym tarasie widokowym. Mam nawet jakieś zdjęcia, ale nie zeskanowane. Wyobraźnia tego nie ogarnia.
Danuśka – mamy takie same odczucie: za krótko. Ale choć czas nas naglił, miło było spędzić urokliwe chwile na Waszych (wspaniałych) włościach. Serdeczne dzięki za przemiłą gościnę.
Alicjo – Krystyna już obszernie odpowiedziała lecz dorzucę swoje „pięć groszy” z jednoczesnym małym pytankiem: Ty (Wy), o ile się nie mylę macie niezbyt daleko do Starej Żaby, większość z nas nie. Tyle pytanko, a oto „pięć groszy”: Danuśka organizowała Blogowe Spotkanie, zatem hasło zostało rzucone, niestety w tym roku zawirowania natury osobistej blogowiczów nie pozwoliły na realizację choć
chęci były. I to jeszcze jakie.
Robi się ciemno i chłodnawo ciutkę. Siedzę pod gruszą, wokół lasy, a że posiadłość (ach nie nasza!) położona jest na górce – widok niesamowity. W sadzie spadają jabłka, świerszcze „świerszczą”, lasy w dole pokryte mgiełką i oświetlone wieczorną poświatą.
Pozdrawiam wierszykiem jaki ad hock ułożyłam
świerszcze świerszczą
dżdżawka dżdży
polonista szczerzy kły
echidna
Orzechowka
Gdzie moge znalezc blogowe przepisy na orzechowke. Z orzechow wloskich i laskowych. Jest kilka przepisow dostepnych na web. Jestem ciekawa blogowych przepisow.
Dziekuje.
Orca,
poszukam przepisu jutro, bo powinnam go mieć, skoro robiłam nalewkę z orzechów włoskich. Ale potrzebne są orzechy z pierwszej połowy lipca/ mniej więcej/, bo teraz są już zbyt dojrzałe.
Krystyna,
Dziekuje. Tak mi sie wydawalo ze orzechy wloskie musza byc niedojrzale.
Dostalam glean na moje ulubione jablka gravestein. Wlasciciele maja dwie odmiany: zielone i czerwone. Z jablek robia “cider”.
Maja rowniez orzechy laskowe i włoskie.
Wspomnialam o polskich nalewkach i byli bardzo zainteresowani. Slyszeli o spirytusie, a wlasciwie o wysoko procentowym alkoholu, ale nie pytalam czy lub gdzie to kupuja. To mogloby być niewygodne pytanie. W stanie WA jest jakis przepis dotyczacy alkoholu.
W Chicago widzialam spirytus w sklepach spozywczych.
Echidno,
my do Starej Żaby mamy jakieś 9 000km, i to trzeba lecieć za Wielką Wodę! 😉
Dopiero od Szwagrostwa mamy jakieś 40 km czy coś koło tego.
Wczoraj byliśmy na kolacji w pobliskim Gudowie – pięknie położona
restauracja (plus spa, hotel i te rzeczy) na górce, w dole jezioro, dookoła lasy….po prostu cudnie.
Furorę zrobiła zupa rybna, ja zachwyciłam się sandaczem z patelni. Pycha!
Idę dospać….
Czas wolny bardzo jest upragniony, gdy meteoszamani (zgodnie) wieszczą piękną (aż za) a do tego pewną pogodę na osiem+ dni…
Dało się wykroić dwa dni urlopu plus weekend.
Wyzyskano!!!
Przy okazji Barańca bluzeczki dawne i nowe. Chłodzący jedwab. Jak jedwab, to i jedwabniki. Jak jedwabniki, to morwa. Jak morwa, to podobno nie tylko dla jedwabników, ale też dla człowieków wypas, czyli kulinarnie. Względnie bez kuchni, kucharzenia i kulinarnego zadęcia, czyli prosto z krzaczka, niczym jeżynę jaką… (prawią; nie próbowałam i nie planuję bo się nie zmieści, po prostu…)
Tymczasem Baraniec i Smrek. Czyli Tatry Wysokie choć Zachodnie.
Z Liptowa.
Cudnie.
Od przedświtu do zmierzchu.
W ostatni piątek.
➡
https://basiaacappella.wordpress.com/2023/09/12/baraniec-i-smrek/
😎 😎 😎 😎 😎 😎 😎
Orca,
zajrzałam do moich notatek/ stosik luźnych zabazgranych kartek/ i szybko znalazłam przepisy na orzechówkę. Sporo na ten temat pisaliśmy 24 lipca 2014 r.
https://adamczewski.blog.polityka.pl/2014/07/24/ciasto-na-kluchy-udeptywane-nogami/ . To wpisy od godziny 19.32 do końca. Zaczęła Pyra; nie pamiętam, który przepis wykorzystałam. Na butelce z orzechówką widnieje 2017 rok.
Czytałam niedawno, że nalewka orzechowa należy do najzdrowszych nalewek.
Krystyna,
Bardzo dziekuje. Z wielka przyjemnoscia przeczytam “stare” komentarze na blogu. W tym przepis na orzechowke.
W ten weekend zabieram sie za robienie apple sauce z gravestein apples. 🙂
Orca,
rzeczywiście przepisów na nalewkę orzechową jest mnóstwo i bardzo różnią się ilością użytych orzechów/ od 7 sztuk do 0,500 g przy tej samej ilości alkoholu/.
Mnie podoba się przepis z blogu aniagotuje.pl i zajadam.pl.
W moich zapiskach znalazłam też przepisy na nalewkę pomarańczową, nalewkę 44- też pomarańczową/ przepis od Jolinka/, różaną Pyry, morelową Irka.
Zamiast spirytusu można użyć mocniejszej wódki. W tym roku żadnych trunków nie przygotowuję, zapasy zmniejszają się bardzo powoli.
Tymczasem cieszę się, że uporałam się z mirabelkami. Zamiast dżemu jest gęsty mus.
a cappella,
wspaniałe górskie widoki, ale ile trzeba było się nawędrować. Dzielni jesteście.
W tych okolicach byłam przed laty, trochę chodziliśmy po niższych rejonach. Oczywiście był i Liptowski Mikulasz ,i kościół artykularny w Świętym Krzyżu.
Miłe wspomnienia, ale już trochę zatarte. Świetnie ogląda się Wasze zdjęcia.
Alicjo – co to te Twoje 9 000 km przy naszych 17 500 km.
Nie przerzucając się odległościam jakie nas dzielą od rodziny i przyjaciół – moje pytanie dotyczyło Polski. Blogowiczów mieszkających tu jak i przyjezdnych (przyleciałych? hi, hi). O innych powodach niemożliwości skorzystania z gościny Starej Żaby już nie będę wspominać.
Mirabelek tu pod dostatkiem. Tu – czyli w miejscu naszego pobytu jakie jest położone w Roztoczańskim Parku Narodowym. Nikt ich nie zbiera; ani goście ani gospodarze. Oj! miałybyście mirabelkowe szaleństwo w przygotowaniu dżemów i kompotów.
Jutro przemieszczamy się w inne rejony.
Pozdrawiam
a cappello – podobnie jak krystyna dawno (ach jak dawno) nie wędrowałam górskimi ścieżkami. Kulaski nie zawsze pozwalają na takie „wyczyny”, że nie wspomnę o prozaicznym fakcie zamieszkania za… no, daleko.
Ale żal po minionych górskich eskapad pozostaje. Z drugiej strony żal iż „zdewastowali” mi góry i ich stolicę.
Oj, mirabelki, widze tego mnostwo miedzy winnicami nad Renem, gdzie mieszka moj bratanek. Kazdy kto chce, moze brac. Ciekawiej jeszcze podobno w Austrii – tam to sa morele!
A zjazd? Czytam z napieciem: byl, jest, czy bedzie? Probuje dodzwonic sie do Zaby, lecz jakos nie wychodzi. Jesli ktos wie wiecej, niech da znac. Ja musze do szpitala dopiero 28 bm, wiec moglbym.
Rozmawielem wlasnie z Zaba.
Lucjan jest akurat nad Baltykiiem i beddzie wracal jakos na….24…
Jesem gotow w kazdej chwili zspakowac sie i zapalic silnik, aby sie sptkac.
Wróciłam z kolejnej wyprawy , tym razem z Francji gdzie pływałam barką po rzece Saone. Startowaliśmy z Scey-sur-Saone, niewielkiej miejscowości, można tam było zrobić zakupy i zjeść dobry obiad w sympatycznej knajpce prowadzonej przez dwie siostry. A potem runęła nasza opinia o Francji, próba znalezienia otwartej restauracji czy to w porze obiadu czy wieczorem graniczyła z cudem, wszystko zamknięte! Zniknęły małe sklepy, czasem udało nam się trafić na sklep z pieczywem otwarty oczywiście tylko rano. Uratowały nas dwa supermarkety pierwszy na starcie, a drugi w Auxonne. Na szczęście pogoda dopisała , humory też . Miły zwyczaj Francuzów mówienia „dzień dobry” napotkanym osobom, pozdrawiania się załóg na barkach.
I jeszcze jedno nasze zdziwienie, wszystkie śluzy były automatyczne! Zniknęli śluzowi i ich sklepy i sklepiki z różnościami, knajpki. Nie było przerw obiadowych, za to trzeba było łapać za kije i nimi kręcić albo pociągać za nie do usłyszenie sygnału.
Czar prysł.
Krystyna,
Co za wspaniale opisy orzechowki, porady i doswiadczenia blogowych gosci. Bardzo dziekuje.
Malgosia,
Mieliscie ciekawa wyprawe.
U nas sezon na dynie jest w pelni. Ciasta, desery, przekaski, wszystko co mozliwe jest o smaku lub kolorze dyni.
Obok dyni roznego rodzaju squash: spaghetti squash, delicata, kabocha i wiele innych.
W przygotowaniu na domowy pumpkin pie kupilam dwie puszki dyni. Przepis jest na puszce.
https://www.grocery.com/store/image/cache/catalog/trader-joes/trader-joes-organic-canned-pumpkin-15-oz-2-pack-B07H91CVPZ-600×600.jpg
Pumpkin pie spice to nie tylko dodatek do ciasta ale rowniez dodatek to kawy ze smietana. 🙂 is
https://www.amazon.com/Trader-Joes-Pumpkin-Spice-1-8oz/dp/B009O7P302
Krystyno, Echidno 😀 😀
Dzięki za miłe słowa, polecamy się na przyszłość… 😎
…z nadzieją, że gdzieś się jeszcze da wyjść, czymś się zachwycić, coś opowiedzieć słowem i obrazem…
…pewności nigdy nie ma, ale jak człek widzi na Barańcu trzy pokolenia słowackich turystów, w tym pana wyraźnie po osiemdziesiątce…
W moim przypadku nieoczywistość kolejnych wycieczek ujawniła się tuż po dwudziestce, kiedy to dostałam, na „banalnej” Niemcowej (Beskid Sądecki) tak ostrego zapalenia więzadeł krzyżowych (kolano), że kolejne dwa dni przeleżakowałam przed chatką studencką z Dziennikami Gombrowicza — wysłuchując wieczorami entuzjastycznych relacji wypadowych koleżanek (upał wygrzał trochę problem 😉 ) a ostatniego zwlokłam się jakoś najkrótszą drogą czyli do Rytra (one poleciały traską, jaką zaliczyłam dopiero po ~ 30 latach… 🙄 )
A potem już zawsze w plecaku bandaże, opaski, maść… – na wszelki wypadek albo i z gwarancją użycia.
Plus kompensowanie niepewnych kolan a to na kręgosłup, a to na staw biodrowy…
Tudzież konieczność uważania na masę ciała.
Oraz na technikę pierwszych km dnia, zwłaszcza gdyby były po asfalcie czy innym równym.
Wielu wędrowców tak ma, nihil novi; schodząc z Barańca długo rozmawialiśmy o zagadnieniach maściowo-kolanowych z sympatycznym Słowakiem, młodszym od nas… 😀
MałgosiaW,
co nazywasz barką? Czy to taki jednorodzinny Hausboot, czy coś większego?
Przeczytałam że rzeka jest spokojna i nadaje się dla początkujących „kapitanów”.
Evo , to piętnastometrowy kolos z 4 kabinami i łazienkami, mesą i kuchnią
https://www.barki.pl/barki/penichette-1500-fb/
Kapitanowie przeszli już chrzest na Canal Du Midi, parę lat temu, a poza tym obaj obeznani dobrze z żeglarstwem. Rzeka rzeczywiście spokojna , ale z progami, dlatego obok szły kanały, a czasem tunele. Piękna zieleń, dużo ptaków, ładne widoki.
MałgosiaW 🙂
Dobrze pamiętam twoją wyprawę do Canal Du Midi. To są piękne rejony i wówczas znaczenie ładniej opiesywałaś to wyprawę.
Były cumy w jedynej a w drugiej ręce szklaneczka wina dla kapitana.
🙂
Znam tą trasę. Jest urokliwa pomimo że mobilkiem moimi w tamtejszym terenie poruszać jest się znaczenie gorszej niż na wodzie barką 🙄
Póki co dryfujemy po bajerach. Od górki do góry i studiujemy Regenradar by nas z tej planety zbyt szybko nie posprzątano.
Kto zna choć trochę Bayern ten wie o czym klepie.
Tu przyczepić nie ma się do niczego.
Wszystko wygląda tak jak powinno wyglądać, pozamiatane, wymyte i dzwony kościelne dzwonią czysto.
Jeszcze się tutaj poprzemieszczamy. Pogoda dopisuje, browar smakuje.
Nic nam więcej nie potrzeba…
Błękitne niebo będzie od rana 🙂
Małgosiu, dziękuję za szybką odpowiedź. Barka wygląda komfortowo, wierzę że było wesoło na pokładzie. Szkoda wielka że inne okoliczności nie dopisały.
Malgosiu,
Supermerkaty skutecznie wykonczyly male sklepy a nawet piekarnie. Piekarnie obecnie dodatkowo rachunki za gaz lub swiatlo, np wlascicielka mojej zamknela pod koniec maja, bo nie byla w stanie placic rachunek za swiatlo.
W malych turystycznych miejscowosciach sezon konczy sie ostatniego sierpnia i male sklepiki czy piekarnie zamykaja do nastepnego lata. To samo z restauracjami. Dla pieciu czy szesciu klientow nie oplaca sie trzymac otwartej, bo koszty wysokie a zysk prawie zaden.
Mieszkam w turystycznych okolicach i z koncem wrzesnia polowa, jezeli nie wiecej restauracji czy nalesnikarni zakonczy swoja dzialalnosc. Otworza na Wszystkich Swietych ( nie wszyscy ), pozniej zamkna az do wakacji wiosennych w kwietniu.
Restauracje maja dodatkowy problem z personelem. Brakuje ludzie do pracy, no i te ich godz pracy. Zamykaja o 15 i otwieraja ponownie o 19 .
Pepegor,
cofnij się do blogowych wpisów do 10 września godz. 17.29/ Alicja i inni/- dotyczą zjazdu. Jak masz czas i zaproszenie Żaby, to skorzystaj.
Małgosiu,
ciekawa wycieczka, ale zdziwiły mnie te problemy ze sklepikami i restauracjami.
Wrzesień to już w zasadzie po sezonie i szczerze mówiąc czekałam na ten spokojny czas, a tu okazało się, że sezon w pełni, upały , a rzesze turystów i tubylców ciągną nad morze i jeziora, korki na autostradzie, więc i mała gastronomia jeszcze funkcjonuje.
A problemy, jakie opisuje elapa, brzmią niestety bardzo znajomo.
Elu, masz rację, chociaż jest wyraźna różnica między tymi dwoma wyjazdami, tamten też był we wrześniu, a jednak nie mieliśmy takich kłopotów. Oczywiście nie było by problemów , gdybyśmy zadowolili się kebabami, ale nie po to się jedzie do Francji. Wracając zboczyliśmy do Dijon, tam przy halach było mnóstwo restauracji do wyboru i koloru. Szybko zasiedliśmy w jednej z nich, bo zamykały się jednak o 14-tej, a potem przeszliśmy się po mieście. Poprzedniego wieczoru udało nam się przekonać kelnera by jednak nas przyjął, choć jego młodszy kolega marudził właśnie na za małą obsługę, przepracowanego kucharza i długi czas obsługi, prawdę mówiąc my tego nie zauważyliśmy 🙂
Barek było bardzo dużo, czasem było ciężko znaleźć miejsce do zacumowania. Nie wiem jak to wygląda w sezonie.
Glean:
– gruszki, jablka, śliwki, borowki
– orzechy laskowe
– orzechy wloskie
Nowa prośba:
Okoliczna mleczarnia prosi o dostawe jablek jako pozywienie dla krow. Prosza o dwie skrzynki jablek dziennie.
Jablka nie moga byc zebrane z ziemi aby uniknac kontaktu z “dog poop” . Dotyczy sadu gdzie sa psy.
Jablka nie moga byc pryskane chemikaliami. Robaczywe jablka – ok.
Zerwane jablka mozna zostawic przy wjezdzie do mleczarni.
Małgosiu, niewątpliwie wspaniała wyprawa mimo niedogoności „zakupowo-wyżywieniowych”. Aliści podobnie jest w wielu turystycznych miejscowościach w Polsce. Krystyna wspomina o nieprzemijającym napływie turystów na morze. Dotychczasowa pogoda przychylną była do takich nadmorskich wypadów, a gastronomia, wiadomo, pracuje wówczas może nie na największych obrotach lecz spełnia zapotrzebowanie klientów. W Zwierzyńcu (Roztoczański Park Narodowy) po godzinie 15stej trudno znaleźć lokal gastronomiczny serwujący gorące dania.
I choć chętnych do spacerów, jazdy rowerowej, porannego podpatrywania ptactwa z kajaków itp nie brak, muszą ciepłe dania przygotować we własnym zakresie. O ile taka możliwoć istnieje. Myśmy taką mieli, bowiem miejsce gdzie zatrzymaliśmy się na kilkudniowy pobyt oferowało nie tylko spokój i ciszę lecz wyposażone jest w doskonale zorganizowaną (wspólną ) kuchnię, a nawet salon z fortepianem(!!!). A jaka to jest przyjemność pożywiać się w sadzie z widokiem na las, nie muszę chyba wspominać.
Od wczoraj jesteśmy w Kazimierzu Dolnym. Tu problemów podobnych nie ma. Turystów sporo, choć pogoda nieco zmieniona. Wczorajsze słońce skryte za warstwą chmur, w nocy była nawet burza i silny deszcz. Teraz jednak przestało padać. Czas na wędrówkę.
Hotel ma wspaniałe usytuowanie: nad Wisłą i dosłownie kroków kilka do Rynku.
W ubiegłym roku odwiedziliśmy Kazimierz Dolny 😛
Zrobił na mnie nie najlepsze wrażenie. Chodniki krzywe pamiętające czasy głębokiej komuny, chodzić po tym nie można podobnie jak po ulicach i po rynku. Same kocie łby. Mało zadbana miejscowość pomimo że turystyczna. Dobrze że mamy już ją za sobą. Powtórki nie będzie.
Po Bayerach dryfuje się znakomicie. Stoimy w miejscu gdzie i prąd jest do dyspozycji, naturalnie w zerowej taryfie podobnie jak woda i ścieki.
Rowerowych tras jest tutaj pod dostatkiem. Wspaniałe wzniesienia i zjazdy. Nic tylko jeździć, jeździć i podziwiać ile się tylko da
https://photos.app.goo.gl/SCyr1sxR2nKqsWw57
Typowy regionalny posiłek: Spanferkel mit Knödel. Całość poniżej polskich złotówek. Nie tylko smaczne ale i bez roboty 🙂
poniżej 100 polskich
bezdomnny,,przypomiam:
Na krakowskim bruku noge zwichna czllek i pokiwal w zadumie – hoho – 16. ty wiek
Krystyno,
z tego co na teraz wynika, spotykamy sie w niedziele, 24 wrzesnia na Blotach.
Jesli Zaba pozwoli bede chwile wczesniej. A i tak, nie moge byc zbyt dlugo, bo 28 wezwany jesten „pon noz”, by wymienic mi zastawke sercowa.
Chwileczke dotyczy tk tylko Inke i Lucjana, jak na teraz
Dzień dobry z Dolnego Śląska.
Tak sobie odwiedzamy stare śmieci ti tu, to tam, pogoda przyjazna, chociaż wczoraj zaburzyło się z pieronami włącznie, ale na krótko.
Pepegor, życzymy miłego pobytu u Starej Żaby oraz udanej operacji.
Wszystkim- udanych ostatnich dni lata!
Zainteresowani moga obserwowac budowe zapory na brzegu James Island. Celem jest ulożenie wysokiej kamiennej ochrony przed ewentualnym tsunami.
James island jest w La Push.
https://forkswa.com/plan-your-visit/webcams/james-island-at-lapush-webcam/
Alicjo 🙂 dziękujemy za życzenia aczkolwiek nie są to jeszcze ostatnie dni,nawet tego lata. Lato trwa bez przerwy, no przynajmniej u nas 🙂
Przebywamy obecnie w bardzo High Tech części kraju 🙂 ale dostęp do interneta jest niedostępny. Nic w tym złego nie ma.
Wystarczy słuchać dzwonów kościelnych by wiedzieć która godzina.
Po dwudziestej, kiedy osiem szklanek wybiją zaczynają uprawiać muzykę dzwonową.
Jako że stoimy na ogół na odludziu nie było się z kim porozumieć i wyjaśnić,o co idzie 🙄
Po dwóch dniach nie wytrzymałem i podjechałem rowerem do kościoła.
Tu jest wielu mądrych którzy wiedzą wszystko,nawet to, o co ja pytałem się na plebanii.
Tym którzy nie wiedzą dlaczego przedstawiam wyjaśnienie plebania.
To stary zwyczaj, z czasów kiedy o Internecie nikt nawet nie marzył, z czasów kiedy ludzina nie posiadała zegarków a i problemy z liczeniem był powszechny wśród podanych którzy tyrali na polu od rana do wieczora.
Kiedy dzwony po wybiciu godziny zaczęły dźwięczyć przez długi długi czas oznaczało że za chwilę nastąpi zachód słońca. Koniec roboty. Czas wracać na chatę . Wymyć się, zjeść kolację i uzupełnić płyny w organiźmie.
Próbowaliśmy uzupełniać winem z tego rejonu 😛 ale pozostajemy przy browarze z rejonu gdzie byliśmy parę dni temu .
Bayreuther ma wszystko co browar posiadać może : woda, jęczmień, chmiel i setki lat tradycji i tylko 4,9 % alkoholu
I niech tak pozostanie 🙂
Wczorajszy i dzisiejszych postuj. Między jedynym a drugim zaledwie 90 parę kilometrów. Ale mam się na na nigdzie nie spieszy skoro tutaj lato jeszcze w pełni.
A i oprócz wspaniałych krajobrazów otoczenie oferuje gęstą sieć ścieżek rowerowych i szlaków turystycznych. Szkoda pozostawić je bez naszych odcisków stóp i opon 🙂
https://photos.app.goo.gl/JhnN5W29MuS6RvXJ9
Tutaj też bardzo letnio i słonecznie, trawa równie zielona, krzaki i drzewa nie żółkną jeszcze. Niemniej jednak kalendarzowy koniec lata bliski.
Leniwa niedziela, w planie jakiś dłuższy spacer w Złoty Jar , gdzie zawsze jest co podziwiać. No i bardzieə rześkie, górskie powietrze.
Plany kulinarne – najpierw śniadanie, a potem coś się wymyśli.
Dzisiaj sprawdzaliśmy, co przybyło w pałacu Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim sprzed 4 lat, kiedy byliśmy tam ostatnio. Właścicielem pałacu jest gmina Kamieniec, myślę,że w jej interesie jest inwestycja w odbudowę pałacu, bo wszystko, co kiedyś tu działało za komuny, przejęte po Niemcach (ziemie odzyskane), dawno już padło. Gmina jest biedna, ale docenia to, co ma, także dotacje z EU i Funduszu Norweskiego itd. Pałac przyciąga masę turystów, czego byliśmy niejeden raz świadkiem, a dzisiaj (niedziela!), wycieczka goniła wycieczkę,
Kulinarnie polecam „Bistro i kawiarnia Marianna” – placek po węgiersku, jedno z dwóch gorących dań (w końcu to bistro!), to mistrzostwo. Lubię dobrze przyprawione wypełnienie placka – i tu właśnie tak było.
Ja chyba byłam w poprzednim zyciu Węgierką. Możliwe, że śliwką 😉
Akurat na nie jest urodzaj teraz, obżeramy się do wypęku.
Tyle na dzisiaj.
bezdomny, pepegor – kocie łby i kostka to właśnie urok wielu miejsc dążących do utrzymania starych rynków w formie sprzed wielu, wielu lat. A do takich przestrzeni zaliczamy między innymi Kazimierz Dolny czy Sandomierz.
Wylać asfaltem? Położyć płyty? To byłoby barbarzyństwem moim skromnym zdaniem. Lepiej włożyć wygodne buty by przemierzać uliczki owych magicznych miejsc.
Bardziej drażnią mnie kramy z wątpliwymi „pamiątkami” i olbrzymie ogródki przysłaniające czar starych kamienic jakie niejednokrotnie zostały odnowione za spore pieniądze. Wiem – turysta jest głodny i spragniony zatem należy zaspokoić jego potrzeby. Lecz byłoby niegłupio zachować jakąś równowagę.
pepegor – życzę rychłego powrotu do zdrowia po czekającej Cię operacji. Póki co szerokiej drogi do Starej Żaby i odpoczynku przed zabiegiem.
Widoki z Francji , rzeka Saona i jej kanały, miasteczka po drodze
https://photos.app.goo.gl/n9toZyGHgxNMCZ1D9
echidna 🙂 a może by tak zwiększyć magiczność tych miejsc. Pozamykać kanalizację oraz wodę. Studnie niech wrócą do łask. Rynsztoki będą ciekły jak przed wiekami 🙂 a zamiast wygodnych butów wówczas to albo kalosze albo na bosaka by podziwiać czar przeszłości.
Nikt do niewygody nie jest W stanie mnie przekonać.
Cenię sobie estetykę godną dzisiejszych czasów.
Można połączyć i jedno i drugie.
Popatrz, taki obrazek z przed paru dni https://photos.app.goo.gl/dJdjssHxMXUb4sSU9
Można? 🙄
Betonoza!
Brawo MałgosiaW 🙂
Jak zwykle bez alternatywnych rozwiązań tylko wykrzyknikować.
No cóż,typowe 😛 dla starego pokolenia 🙂
Betonoza zaczęła się lat temu… nawet nie będę zgadywać. Dla mnie był Rynek Ząbkowic Śląskich. Kiedy ja chodziłam tam do szkoły, to były kwiatki i rabatki…
Dzisiaj akurat byłam . Smutne – ale proste do ogarnięcia.
Betonoze to tutaj zrobiono https://photos.app.goo.gl/Rw3x8PjC2Cw7pWAGA
Tak było w 2008.
Może dziś rośnie już tam trawa i pasą się łowieczki i kozackie czworonogi:roll:
bezdomny – nie przesadzaj Waszmości. Warszawska Starówka wraz z przyległościami też jest wyłożona kostką brukową (inna na jezdni, inna na chodnikach). Podobnie w Sandomierzu, Paryżu (np Montmarte) czy Pradze czeskiej.
Oczywiście niewłaściwe obuwie typu szpileczki, wysokie koturny lub męskie wąskie trzewiki z wydłużonymi noskami niekoniecznie nadają się do wędrówek po takim podłożu. Ale to osobista sprawa i wybór.
Problemem może być dbałość o nawierzchnię i natychmiastowe reperacje uszkodzonych posów ruchu. Ale to już inna bajka niźli moje podejście do tematu.
Powrót do braku kanalizacji i błota na jezdniach (jak piszesz) brzmi jak czarna komedia i tak chcę interpretować Twoje słowa.
Estetyka, wygoda turystów itp totalnie zniszczyły niejedno miejsce np. wśród dotychczas dzikich i na wpół dzikich obszarach oraz ich roślinności. Byłoby przykro gdyby taki sam los spotkał miejsca w starych lub odbudowanych z gruzów miastach.
pasów, pasów ruchu miało być
Powinnam jeszcze dodać: odbudowanych z gruzów lub zniszczonych działaniami wojennym Starówek czy innych zbytkowych części miast z zachowaniem tradycyjnych przestrzeni transportu pieszych i pojazdów.
Zachwycasz się wspaniałymi, w nienajlepszyn stanie drzwiami z ich unikalnymi klamkami, zawiasami czy kołatkami. Podzielam Twoją pasję lecz wolałabym by zostały odrestaurowane niźli wymienione na nowoczesne, standardowe.
W Zamościu, w uliczce przylegającej do Rynku widziałam właśnie takie. Zniszczone, zaniedbane i obawiam się iż konsetwacja jest o tyle niemożliwa, że strasznie kosztowna. Łatwiej i taniej wypadnie wymiana na nowoczesne.
O rany! bezdomny! Sam sobie zaprzeczasz. Chcesz ślicznie, estetycznie i wygodnie. I masz!
Swoją drogą: czy wiesz, że pomiędzy położonymi płytami jakie wymieniły rozpadające się i nierówne tradycyjne płyty chodnikowe znajduje się kostka brukowa pokrywająca jezdnię jaka od Placu Zamkowego w kierunku Starówki ustępuje kocim łbom? Zaś chodniki wzdłuż jezdni Krakowskiego Przedmieścia wykończone są kostką chodnikową?
Kostka chodnikowa pokrywa także chodniki wzdłuż ulicy Nowy Świat choć jezdnia jest asfaltowa.
Za kilka dni odbedzie oyster fest w Shelton. Kilka razy pokazywalam video z tego festynu. Duza atrakcja jest konkurs otwieranie ostryg. Zwykle pokazywalam utalentowanych oyster shuckers ktorzy bardzo szybko otwieraja ostrygi.
Na tym video Andy pobił własny record najwolniejszego oyster shucker. MC powiedzial ze Andy jest szybszy od niego. 🙂
https://youtu.be/eo3QswOqD7w?feature=shared
Echidno, dziekuje za zyczenia.
Zycze Wam dalszego milego pobytu.
Małgosiu,
bardzo ładne zdjęcia z wycieczki. Widać spokój prowincji, ludzi niewielu – to chyba Twoje towarzystwo. Ale ja lubię takie klimaty.
Kilka dni spędziłam na Warmii i Mazurach, łącząc wizytę u rodziny ze zwiedzaniem okolicy. Okazuje się, że nie znałam wielu ciekawych miejsc, które mimo swej wartości nie cieszą się zbytnio zainteresowaniem turystów. Wprawdzie to wrzesień, ale w odwiedzanych miejscach zastaliśmy pustki. Zwiedziliśmy imponujący kościół w Krośnie koło Ornety. Najpierw wielka radość, że kościół jest otwarty, bo różnie z tym bywa, potem przez godzinę samotne zwiedzanie. A kościół stoi pośród pól i łąk w pobliżu rzeki Drwęcy, więc wrażenia są niezapomniane.
Jeżeli ktoś będzie na Warmii i Mazurach, to warto odwiedzić także pobliski Chwalęcin z późnobarokowym kościołem i malownicze ruiny kościoła w Osetniku.
Orneta czy Lidzbark Warmiński to już bardziej znane miejsca.
Poza tym krajobrazy w tym rejonie są naprawdę ładne, a boczne drogi z przydrożnymi drzewami są dobrze utrzymane i podróż tam jest przyjemnością.
MałgosiuW – spokój i cisza emanują z Twoich fotografii. Pewnie podróż wodna z biegiem rzeki nie przebiegała z szybkością małego Fiata, a wtór ptaków i brzęczenie owadów towarzyszyły rzecznemu bractwu swoistą muzyką.
Fajne takie wakacjie!
Fajnych miejsc we Francji jest nieograniczona ilość. Tutaj jest coś co powoduje że od razu ludź się czuje. Jest to bardzo trudne do sformułowania ale wiele rzeczy na to się składa że jest tutaj czym oddychać, pełną piersią 🙂
Dziś podczas rekonesansu po okolicy natrafiłem we wiosce do 1000 mieszkańców na taką niespodziankę 🙂
https://photos.app.goo.gl/VQcahorjsL2FLVWx8
Dziś było już zbyt późno na odwiedziny a jutro już tutaj nie będzie. Dwie noce w tej części Alzacji to nie wiele ale ten kraj jest Grande Nation co podobno niewiele we Francji znaczy 🙄
Barka faktycznie porusza się wolno, 6 do 8 km/godz. Dostaliśmy plan podróży, bo oddawaliśmy barkę w miejscu gdzie ją odbieraliśmy i dziennie robiliśmy 30-40 km. Po drodze były śluzy , tunele, ale faktycznie życie na barce płynie dość wolno. Jeden dzień mieliśmy nieco emocjonujący, bo zepsuł nam się silnik, na dodatek w śluzie. Straciliśmy przez to 4 godziny i to było kłopotliwe , bo na nocleg dopływaliśmy już po ciemku, a to pewna trudność, bo po drodze w rzece były mielizny i zwalone drzewa.
Odbyliśmy „wielkie wyprawy pod Kraków” (i nie tylko) oraz „nocne rozmowy Polaków”, widzieliśmy wysokopienne lasy – i mamy jeszcze trochę czasu.
Pogoda jak zwykle wrześniowa, czyli tradycyjnie cesarska (*Pan Lulek). Jutro mamy w planie arboretum w Wojsławicach i może coś jeszcze.
Zatrzymaliśmy się dzisiaj nad jeziorem Otmuchowskim – trzeba się wspiąć kapkę, bo otoczone jest takim wałem (kto widział, to wie, o czym piszę). Jezioro ostatni raz widzieliśmy oboje jakieś pół wieku temu, chociaż było blisko. Wydawało nam się olbrzymie, wtedy. Dzisiaj – to taki trochę większy staw, zwłaszcza w porównaniu z tym, co mamy w Kingston po drugiej stronie ulicy…
No ale po tamtej stronie Wielkiej Kałuży wszystko jest wielkie.
W planie mieliśmy dzisiaj Wieliczkę – niby już nie ma wycieczek szkolnych, ale chyba wszyscy myśleli tak jak my… pomachaliśmy Wieliczce i tłumom do kasy, pojechaliśmy na zachód (do domu, gdzie gościmy).
Jak co roku, kiedy jesteśmy w Polsce, odwiedzamy pałac Marianny Orańskiej w Kamieńcu. Właścicielem jest gmina Kamieniec Ząbkowicki, bo rodzina się zrzekła praw, zbyt dużo trzeba by tam włożyć forsy, żeby odrestaurować zniszczony i zdewastowany pałac, częściowo przez wyzwolicieli, a w dużej części rozszabrowany przez mieszkańców okolicy. Ale mieszkańcy gminy wzięli byka za rogi i pomalutku, z dużą pomocą UE z roku na rok coś nowego jest odnowione i tak dalej. Sekunduję mieszkańcom – ten pałac widziałam przez prawie 20 lat z okien domu na Bartnikach i w czasach podstawówki pod koniec roku szkolnego, kiedy część nauczycieli kombinowała nad naszymi świadectwami ukończenia kolejnych klas, my pod opieką wuefisty, pani od śpiewu i jeszcze kogoś udawaliśmy się na wycieczkę do pięknego okołopałacowego parku oraz mniej pięknych ruin, gdzie buszowaliśmy z narażeniem życia, bo tam się wszystko sypało! I o dziwo, żaden z opiekunów tej wycieczki nie bał się o nasze bezpieczeństwo 😉
Nie do pomyślenia w dzisiejszych czasach 😯
Dobranoc!
Chyba pierwszy raz spotkalam na górskim szlaku osoby z Polski. Dokladnie w miejscu Sol Duc Cascades. W tym miejscu we wrzesniu łososie coho migruja w gore rzeki.
Turysci sa z Wroclawia. Za dwa dni wracaja do Polski.
W ich drodze z Olympic Peninsula na lotnisko SeaTac polecilam im przystanek na drodze o nazwie Big Cedar Road. Nazwa drogi od kilku starych i duzych drzew cedrowych (western red cedar). Kazde drzewo prawdopodobnie dociera wieku 800 lat. Pień jest grubosci 15 metrow i wiecej.
Nastepny przystanek polecilam na plazy Kalaloch gdzie rosnie drzewo o nazwie The tree of life. Korzenie tego drzewa sa rozpoztarte wzdluz plazy miedzy dwoma skalami. Nie wiem ile lat ma to drzewo.
Dalej w drodze na lotnisko polecilam przystanek w museum of glass in Tacoma. Tam miesci sie Bridge of Glass, piekna struktura z cementu i szkla autorstwa Dale Chihuly.
Dalej turysci z Polski pojada na lotnisko. 🙂
Big cedar tree przy drodze Big Cedar Road
https://travelingthepnw.com/2015/06/12/the-big-cedar-tree/
Tree of life
https://unusualplaces.org/the-magical-tree-of-life-in-kalaloch-beach-washington/
Chihuly Bridge of Glass
https://www.traveltacoma.com/listings/chihuly-bridge-of-glass/479/
Przy starcie samolotu turysci z Wroclawia beda mieli piękny widok wulkanu Mount Rainier.
https://youtu.be/idVlBHpbeII?feature=shared
My też mieliśmy ten widok – nie tylko z samolotu 🙂
I nie jeden raz. Pytanie do Orcy, jak Ty ich poznałaś?
Dużo mam do napisania, ale „nocnych rozmów Polaków” i bardzo mało czasu na sprawozdawczość,która zresztą mało koło obchodzi.
Jutro idę (jadę) do kina z siostrą na wiadomy film.
Alicja,
Pytasz jak ich poznalam. Na szlaku przy wodospadzie Sol Duc Cascades gdzie migruja lososie obok przechodzily dwie osoby mowiace po polsku. Powiedzialam “dzien dobry”. Rozmawialismy chyba 15 minut. Powiedzieli ze zwiedzaja parki narodowe na west coast. Olympic to ostatni park na ich liscie. Za dwa dni, czyli dzisiaj wracaja do Polski. To tyle.
Widzialam wczesniej turystow mowiacych po polsku. To byli mieszkancy US. Pierwszy raz w tym odleglym miejscu spotkalam Polakow z Polski. 🙂
Dalej pojechali do Sol Duc Falls. Trzy wodospady na rzece Sol Duc.
Sol Duc falls
https://youtu.be/-8H42OCqCGE?feature=shared
Pisz Alicja, chętnie czytam Twoje „sprawozdawczości” z pobytu w Polsce i gdzie indziej.
Na zakonczenie opisu Sol Duc, video z Salmon Cascades na rzece Sol Duc. W tym miejscu jest zbudowany punkt obserwacyjny migrujacych ryb.
https://youtu.be/IjDZqBVVVOw?feature=shared
Ja tego dnia pojechalam w te okolice szukac “cauliflower mushroom “ (szmaciaki). Rok temu w tym miejscu znalazlam pierwszy i duzy okaz tego smacznego grzyba.
Podzielilam sie ta informacja z turystka z Wroclawia. Ona powiedziala ze zna te grzyby. Obie zgodzilysmy sie ze szmaciaki sa bardzo smaczne.
Krystyna pisala na blogu, ze kiedys znalazla troche poturbowabego szmaciaka. 🙂
Jestem świnia, bo siedziałam dzisiaj w kinie, w towarzystwie nawet dość licznym innych świń, a to był seans najwcześniejszy, na godz. 11-tą. Recenzja Ewy Siedleckiej (blog konserwatywny w Polityce) – nic dodać, nic ująć, a tak w ogóle to muszę sobie to wszystko w głowie poukładać.
Eva47,
dziękuję 🙂
Dzisiaj nie mam wiele do sprawozdania, bo poza kinem byłam tylko w centrum handlowym na wrocławskich Bielanach, bo trzeba było zrobić zakupy spożywcze, przespacerowałyśmy się się tam i z powrotem, a zegarek wskazał mi – bagatela!- 6.2km Nic się do mnie nie uśmiechnęło poza herbatą yunnan i pistacjami z wasabi. Pycha! A miała się do mnie uśmiechnąć czerwona torba (torbiszcze!) ze skóry, bo starsza domaga się wymiany i przejścia na emeryturę. Jeszcze ponad tydzień czasu, więc może się trafi.
Zupełnie nie kumam podniecenia z powodu spotkania polskich turystów. Polska to duży i liczny kraj. Jeżdżą od dziesiątków lat gdzie ich oczy zaniosą i wyobraźnia poniesie.
Może nie zawsze,bo nie bywam często w miejscach mocno turystycznych, ale spotykam Polaków od lat.
W ’80 latach, tego nie zapomnę do końca życia, przyjechali parę tysięcy kilometrów i mieli jeszcze ze sobą trzy słoiki kiszonych ogórków. I jeszcze parę innych rzeczy, ale kiszone ogórki, te w dawnym stylu, były nie do przebicia innymi pierdołami. Słoiki strzelały podczas otwierania. Powodem mogły być wstrząsy podczas podróży albo różnica ciśnień. Nieważne 🙂 były wówczas fantastyczną zagrychą. I w tamtych klimatach nie powodowały zatwardzenia 🙂
W baskijskim kraju na południowy zachód od Pirenejów życie toczy się zupełnie normalne. Tutaj nie ma problema, może dojść do wymiany zdań ale zawsze w ramach miłej konwersacji.
Czego oczywiście wszystkim tego samego życzę 🙂
Teraz przypomniało mi się, że chciałem napisać coś zupełnie innego.
Szkoda puszczać w kosmos to co jest już naklepane.
Widoki są tutaj zaje….
Nie do opisania:( i nie do obrazkowania 🙁 , tylko do podziwiania 🙂
A ja kumam i na podobnie jak Orca usłyszałam rozmowę po polsku młodej pary na Wyspie Wielkanocnej (to jest nieczęsto odwiedzany przez tłumy kawałek Chile) i natychmiast ich zaczepiliśmy, pogadaliśmy chwilę, a jakiś czas potem byliśmy w knajpie, rozmawialiśmy z Jerzorem i zaczepiła nas pani z Warszawy. Podróżowała samotnie i pewnie brakowało jej kogoś, z kim mogłaby pogadać o wrażeniach. Ja tak miałam na Kiribati.
Jeszcze jedna ciekawostka w tym stylu – Antananarivo, Madagaskar, hotel Louvre.
Jerzor po coś zjechał windą do restauracji, wraca z powrotem, w windzie facet, więc bon jour, i gadka szmatka, skąd, dokąd, Jerz, że z Kanady, facet, że z Polski – Jerz, że też Polak i pytanie – to dlaczego my rozmawiamy po francusku?!
Niestety, ten gość właśnie się wymeldowywał z hotelu i tyle go widzieliśmy (ja nie).
Miło jest spotkać rodaka na szlaku, przynajmniej my tak uważamy. Tak, jest sporo Polaków w Kanadzie, ale ja piszę o tym, o czym Orca – spotkać rodaków na szlaku gdzieś i powiedzieć „dzień dobry”, chwilę pogadać, wymienić wrażenia.
*bonjour
Orca,
takie przypadkowe spotkania na szlaku mogą być bardzo miłe i z pewnością turyści z Wrocławia będą je dobrze wspominać. A turystyczne wskazówki bywają bardzo pomocne. To wielkie drzewo rozpostarte pomiędzy dwoma skałami już kiedyś pokazywałaś i teraz, kiedy o nim wspomniałaś od razu , bez oglądania zdjęcia, przywołałam je z pamięci.
Co do szmaciaka, to rzeczywiście ubiegłej jesieni spotkałam w lesie wyrwany z ziemi spory okaz. W mojej miejscowości przy bocznej drodze stał wielki konar po złamanej starej wiśni. Na dole pnia co roku wyrastał ten piękny grzyb i nikt go nie zrywał, może dlatego, że był mocno zakurzony . Ale drogę wyłożono płytami, przy okazji wyrzucając wszystko,co rosło na poboczu, więc także pień wiśni.
Wczoraj dość mocno popadało, więc jest jeszcze szansa na jakieś grzyby. Przy okazji może zobaczę i szmaciaki, ale jest ich tak mało, że nie zabrałabym ich do domu.
Też byłam dziś w kinie, ale na filmie ” Chłopi”/ na podstawie ” Chłopów” Reymonta/. Przeczytałam przed chwilą, że film wyróżniono za unikalną formę filmową. Najpierw nakręcono film zwyczajnie z żywymi aktorami, a potem to co nakręcono, namalowano na taśmie filmowej/ tak w skrócie/. Forma rzeczywiście jest unikalna, ale zdecydowanie wolałabym film normalnie zrealizowany. Wiele scen jest niezamierzenie śmiesznych, bo obraz ciągle faluje i drży. Trochę mnie to męczyło. Ale na festiwalu filmowym w Gdyni film dostał też nagrodę publiczności, czyli był najdłużej oklaskiwanym filmem, więc może należę do mniejszości malkontenckiej.
Alicjo,
dotarliście do arboretum w Wojsławicach? Bo wspominałaś, że wybieracie się tam.
Mnie bardzo się tam podobało, bo okazy piękne, a poza tym obszar ogrodu pozwalał obejrzeć wszystko bez wielkiego zmęczenia.
Dawno niczego nie piekłam, więc dziś przyszedł czas na kruche ciasto ze śliwkami, póki jeszcze są śliwki. Przyjechał syn ze starszym wnukiem, oni też lubią takie ciasto. Wnuk jest już w siódmej klasie, więc poznałam problemy siódmoklasistów. Doszła fizyka i chemia – na razie ciekawe eksperymenty. W planie lekcji po 6 albo lekcji dziennie. Dużo, a jeszcze zajęcia pozalekcyjne. Nie ma co porównywać do dawnych czasów, ale jednak zajęć było mniej. Chociaż przypomniałam sobie, że lekcje były także w soboty, więc może wychodzi na to samo.
Krystyno,
film „Chłopi” był zrobiony podobną techniką, jak „Twój Vincent” sprzed paru lat o Van Goghu. Ale wydaje mi się, że „Chłopi” (jedna z moich ulubionych powieści i „zwykłego filmu”) jest obrazem zbyt wielkim na taką technikę i rozumiem, że mógł być przez to męczący. Pewności nie mam, bo czytam z doskoku, ale zdaje się, że w Toronto na festiwalu był przyjęty owacją na stojąco i z zachwytem.
Sama bym chętnie obejrzała, ale tutaj nie zdążę…
Grzyby na razie zbieram na trawniku przed bankiem. Te grzyby nazywaja sie porcini. Sa aromatyczne i smaczne.
Pojade ponownie w gory. Nareszcie spadl deszcz wiec będa grzyby. Może rownież szmaciak. Pojade dokladnie w to samo miejsce gdzie znalazlam szmaciaka rok temu. Krystyna, dziekuje za wskazówke z drzewem wiśni.
U nas spadl pierwszy deszcz od kilku miesiecy. Deszcz pomogl przy gaszeniu pozarow w gorach (wildfires).
W kraju Basków oprócz podobnych do mnie pedałujących i drepczących napotykam się na coraz to inne landszafciki 🙂
https://photos.app.goo.gl/SYUhPMVwf9ZEoRa9A
Też byłam w kinie, tam gdzie … Dużo ludzi, film wstrząsający, oklaski na koniec.
Krystyna,
byliśmy w arboretum, pięknie, chociaż o tej porze roku trochę mniej jest atrakcji „kwiatowych”. Trzeba by tu wiosną albo latem, ale i tak jest pięknie!
W kinie dawno nie bylam. Dzisiaj w radio usłyszalam muzyke z filmu The Cider House Rules. Jest sezon na jablka chociaz ten film nie kojarzy mi sie z zbieraniem jablek.
Rachel Portman, kompozytorka muzyki do kilku filmow, wykonuje znany fragment (theme) własnej kompozycji z filmu The Cider House Rules.
https://youtu.be/ub9bmtaMrLo?feature=shared
Zmarł Tadeusz Olszański, znany dziennikarz sportowy, ale również znawca kuchni węgierskiej i tłumacz literatury węgierskiej (m.in. „Chłopcy z Placu Broni”).
Napisał sporo książek, w tym dwie kulinarne, które sobie bardzo cenię, bo są z osobistą dedykacją Autora dla mnie. To dzięki Piotrowi Adamczewskiemu, który opowiedział Panu Tadeuszowi o moim entuzjazmie dla znakomitej „Kuchni erotycznej”, a później dostałam „Nobel dla papryki”, równie świetnie napisaną książkę, w której, podobnie jak i w pierwszej, są nie tylko przepisy.
Zawsze polecam te dwie książki, u mnie przeczytane i używane!
Pan Tadeusz dożył pięknego wieku 94 lat, a z Polityką współpracował od lat 90-tych.
Gdybym miał możliwość, oczywiście za życia, zamontować w mobilku coś takiego 🙂
https://photos.app.goo.gl/SCiJRUP13FGy13478
To bym zrobił toto
Drzwi jak karuzela super wymysł,hamuje przeciąg a tym samym przyczynia się utrzymania stałej temperatury.
Byłem w tym hotelu sprzed 1850 roku
tak pani na recepcji mówiła z pięknymi kręcącymi się drzwiami które jednak dobrze nie wietrzą.
Pachnie jak bardzo stary dom, jest dużo kurzu na belkach, które często dotykalem głową, ponieważ są niskie zawieszone.
Ale ogólnie w Kantabrien jest ok 🙂 więcej kroków, byków i wolnych koni niż ludziny 🙂
Bardzo niepozorna ale za to super wygodna
https://photos.app.goo.gl/7tgfSpaFbeHhrFfv9
Wrocław – miejsce spotkań.
I owszem. Dzisiaj siedząc w ogródku „Pod papugami” w Rynku, dojrzałam, jak z bocznego wyjścia Ratusza wyszedł Bogdan Zdrojewski, były prezydent Wrocławia, wieloletni, zasłużony zwłaszcza w czasie Powodzi Tysiąclecia w 1997 roku, o ile pamiętam, wcześniej przebywał w USA i na wieść o fali powodziowej idącej z południa na Wrocław przerwał swój pobyt i wrócił do Wrocławia, by osobiście kierować akcją ratunkową. Już miałam się poderwać i zaczepić gościa (ewentualnie zrobić sobie z nim zdjęcie), ale podszedł do niego jakiś znajomy i odpuściłam. Ale zrobiłam mu zdjęcie, w końcu osoba publiczna 😉
Drugie primo – spacerując deptakiem ul.Świdnickiej zauważyłam nową knajpę – „Eberhardt Mock”. Będąc wielbicielką prozy Marka Krajewskiego i jego serii o mieście Breslau, natychmiast się tam udałam, pora lanczu, ale powiedziałam pani, że ja tylko na piwo. Pani na to, że owszem, mają, ale tylko bezalkoholowe. Gdyby E.M. był prawdziwą postacią, toby się w grobie przewrócił 🙄
Poszłam naprzeciwko do Ceskiej knajpy i z przyjemnością napiłam się czeskiego piwa.
Trzecie primo – idąc tąże Świdnicką znalazłam złoty pierścionek, co prawda nie „z niebieskim oczkiem na szczęście”, ale z udawaną perełką, takie też i było złoto, ale i tak uznałam, że był to fajowy dzień.
Zakończyliśmy go wspólnie z Jerzorem obiadem, tradycyjnie już w „Konspirze” – ale po Wrocławiu łaziliśmy 4 godziny osobno i w swoim tempie.
Wczoraj 6.5km, a dzisiaj mój zegarek/krokomierz/kilometrażowiec wykazał… 9.1km
Nie dziwota, że nóg nie czuję – a przecież łaziłam tylko po ścisłym Śródmieściu!
Pogoda ciągle cesarska, a „żivot je cudo”!
Alicjo,
jak widać, uroki Wrocławia nigdy się nie znudzą. Ja też bardzo mile wspominam to miasto. Co do restauracji ” Eberhard Mock”, to może właściciel jeszcze nie uzyskał koncesji na alkohol, choć to raczej dziwne, no bo jednak restauracja kojarzy się
z” wyszynkiem” . A piwo bezalkoholowe dla prawdziwych piwoszy może być obrazą, ale dla kierowców i osób stroniących od alkoholu to dobre wyjście. W upały czasem pijemy właśnie piwo bezalkoholowe. Poza tym ten zacny napój nie ma u nas w domu powodzenia. Dziś znów bardzo ciepły dzień.
W przyszłym tygodniu planuję niedługą wycieczkę do południowej części Wielkopolski, więc wyszukuję ciekawych miejsc. Pomocne były też informacje od Danuśki.
W takich miejscach alkoholu nie potrzeba
https://photos.app.goo.gl/2xw7f6XjP93uv7Tw5
Nic dodać i nic ująć 🙂
Dzisiaj, w ramach hasła „Wrocław. The meeting place” (Wrocław. Miejsce spotkań”, spotykam się z koleżanką, którą nigdy na oczy nie widziałam, ale była kuzynką mojej przyjaciółki Alicji i od lat pisujemy do siebie. Jest także członkinią TSWC, co przekłada się na Tajne Stowarzyszenie Wspierania Czytelnictwa, które powstało ponad 3 lata temu – wymieniamy się książkami w formie e-book.
Co do piwa bezalkoholowego – pełna zgoda na stacjach obsługi podróżnych, ale w restauracji pod nazwą Eberhardt Mock to obraza dla fanów!
Poza tym piwo bezalkoholowe w smaku jest… po prostu słodkawe jest i paskudne (moja opinia, bo przecież inni to lubią, inaczej podaży by nie było).
Przebywamy u syna mojej Alicji, odległa dzielnica Wrocławia – Pracze. Wczoraj wieczorem taka scenka – siedzimy na tarasie ogródka, a jakieś 100m pod lasem pojawia się sarenka. Potem druga i trzecia. A za chwilę z lasu wychodzi prawdziwy jelonek! Zwierzątka pozwoliły się podziwiać przez chwilę, po czym jelonek wskazał kierunek i poszły sobie gdzieś niespiesznie. Dodam, że to był zmierzch, nie całkiem ciemno, ale Łysy w pełni już był wzeszedł… Fotoaparatu przy tym nie było 🙁
*której (nigdy nie widziałam)
Poza tym Wrocław, jest miastem czterech wyznań, miejscem spotkań czterech kultur. Dzielnica Czterech Wyznań jest w samym Śródmieściu, jest tam w sąsiedztwie kościół katolicki, w bliskim sąsiedztwie jest kościół ewangelicki, kościół prawosławny (sobór) oraz synagoga.
Byłam mieszkanką Wrocławia przez dobrych parę lat, ale to miasto ciągle mnie czymś zaskakuje. Bo to, co ma się pod nosem, to zazwyczaj na zasadzie – jeszcze zdąże tam pójść i zwiedzić/zobaczyć/zainteresować się.
A ja jestem cały czas zadowolony że mam możliwość przebywania w różnych miejscach Hiszpanii. To kraj stworzony dla takich jak my bezdomnych włóczykijów. Rano odwiedziłem krokusy. Później przejażdżka rowerowa na 900mnpm. Zjazdy w dół do wioski i uzupełnianie płynu w organiźmie w tutejszym barze
A com widział to pokaże
https://photos.app.goo.gl/bfbNuJUkF8L1wwgy6
Ja mam dom,
od zawsze mówię – kotwica. Miejsce, do którego chcę wracać i nie tylko chcę, ale mam taki wewnętrzny przymus.
Jestem zawsze zadowolona z podróży po świecie (a sporo podróżowałam), ale Kingston to jest mój dom.
Polska to jest Polska – powrót do domu dzieciństwa i mlodości.
Zawsze wspaniałe spotkania, zawsze wspaniałe wrażenia.
Jeszcze tylko 2 dni zostało (
Jest wiele miejsc na naszej planecie jakie warto zobaczyć. Matkę Naturę w swych przepysznych szatach, jakże różnorodnych w zależności od szerokości i długości geograficznej, dzieła mistrzów i bezimmiennych artystów sprzed wieków, a nawet lat itd, itp. Czasu nie starcza by zobaczyć co się chce. O reszcie nawet nie w spomnę.
Nie tylko hiszpańske krajobrazy są piękne. Polska również zachwyca przecudnej urody miejscami. Długośmy nie popodróżowali – dwa miesiące „uziemnieni” w domu z powodu choroby, miesiąc opieki nad chorą osobą, pozostał nam raptem miesiąc na własne przyjemności i załatwienie spraw. A i to zbliża się ku końcowi. Podobnie jak Alicja, za dwa dni odlatujemy.
Wspominam o naszym krótkim bo kilkunaastodniowym wypadzie w Polskę by podzielić się kilkoma uwagami czy raczej obserwacjami:
…… Niektórzy kierowcy jeżdżą jak szaleni, ile fabryka da maszynie. Nie dziwota, że często dochodzi do mniejszych, większych czy wręcz tragicznych kolizji (16.09.20230. U nas już dawno byliby pozbawieni prawa jazdy, mieliby sprawy sądowe, a w szczególnych przypadkach samochód zostałby całkowicie zniwelowany.
…… Wieś polska wygląda wspaniale i okazale. Gdzieniegdzie jeszcze można zobaczyć chylące się ku ziemi drewniane chałupki-staruszki lecz większość domów prezentuje się okazale, przystrzyżone trawniki, tuje wzdłuż ogrodzeń, klomby kwiatów, gdzieniegdzie fontanny, place zabaw dla dzieci. Jedyny szkopuł to brak ludzi korzystających z owych dobroci oraz dzieci na trampolinach, zjeżdżalniach, huśtawkach. Samochody oraz wypasione (niejednokrotnie) bryki przed domem świadczą o obecności gospodarzy w domu.
Wiem, wiem „panta rhei”, wypadkową zmian społęczno – gospodarczo – ekonomicznych są wszelkie zmiany i z tym, czy lubimy czy nie, musimy się pogodzić.
Brak dzieciarni przed domami jednak zastanawia (niewesoło).
…… Jedzonko w restauacjach, przydrożnych zajazdach czy barkach maści różnej zdecydowanie się poprawiło, a porcje bywają „nie do przejedzenia”. W znielubionym przez bezdomnego (poprzez bruk ulic) Kazimierzu Dolnym jadłam wspaniale przyrządzonego indyka podanego z różnorodnymi warzywami gotowanymi na parze. Wombat zachwycał się sandaczem.
…… Miasta mogłyby mieć lepiej rozmieszczone tablice informacyjne by turysta nie jeździł w kółko.
…… I zastanawiające: ekologia czy nie, w centrum trawniki przycięte lecz im dalej od niego tym wyższe, niekiedy sięgające do ud. A z nich, przy wietrzyku, wychyla się napis „posprzątaj po swoim psie”. I jak tu w buszu traw miejskich znaleźć psie guanko własnego pupila?
Nie przynudzam Was więcej. Serdecznie przedwyjazdowo pozdrawiam.
Zgoda całkowita, szczególnie przy punkcie pierwszym, fabryka daje szczodrze autom typu BMW czy Audi, ale co fabryka daje, to daje, istnieje bowiem coś ważniejszego – przepisy drogowe. Dla mnie to horror, jazda po polskich drogach, chociaż są w niezłym stanie, ale dla mnie za wąskie, często brak pobocza na tyle szerokiego, żeby można się było salwować ucieczką w razie czego.
Wieś kwitnie od lat.
Z jedzeniem knajpianym bardzo dobrze, poza jednym wyjątkiem – na Rynku we Wrocławiu od lat istnieje restauracja PRL, dość oblegana. Skusiliśmy się – nigdy więcej! Tak podłego śledzia z cebulką nie jadłam w najczarniejszych latach PRL-u
Powinnam sobie zamówić do tego setę, bo odbijało mi się tym śledziem cały dzień!
Natomiast , również w Rynku, namawiam wszystkich na zupę rybną (a ściślej – z owocami morza) w uroczym ogródku „Pod Papugami”, moja od lat ulubiona knajpka.
Co miast mniejszych lub większych – niezawodny jest wujek google GPS, wszyscy powiadają, że lepszy od zamontowanego samochodowego gps-a (myśmy nie mieli)
A we Wrocławiu na te parę dni w ogóle zrezygnowaliśmy z samochodu i zdaliśmy się na całkiem sprawną komunikację miejską. Do centrum mamy co prawda godzinę jazdy, ale własnym samochodem nie byłoby szybciej, nie wspominając o niemożliwości znalezienia parkingu!
*co do miast mniejszych lub większych…. (miało być).
Poza tym wspominałam już, że Wrocław to miejsce spotkań… otóż spotkałam na Rynku, a jakże, szefa jednej z mniejszych partii politycznych i najmniej przeze mnie poważanych, naprzeciwko wręcz. Ale zrobiłam sobie z nim zdjęcie – miałam zamiar wywalić na nim język, ale ponieważ zdjęcie było robione moim aparatem przez obstawę szefa, ryzykowałabym utratę aparatu i wszystkich zdjęć.
Szef i jego drużyna obradowali w ogródku wrocławskiego Spiża, bardzo znanego i dobrego browaru. Nie, to nie był szef tej partii, który proponował kufel piwa.
Podam jednak inicjały K.B. – i wszystko jasne.
Był bardzo ucieszony, myśląc pewnie, że fanka 😉 Tymczasem nic bardziej mylnego!
ECHIDNA,
przyjmij wyrazy współczucia, gorzej chyba nie mogło wyjść. Mam nadzieję, że dalej obędzie się bez niespodzianek. Jerzor pyta, gdzie wyście to świństwo podłapali.
Życzymy spokojnego lotu i powrotu na Wasze Down Under rubieże!
Echidna, celowo nie przedłużyłem dyskusji o kocich łbach. Ale skoro leży tobie ten temat na sercu to klepnę co nieco.
Dużo odebrałaś poprawnie, że żarty sobie czynię 🙂
To co zrobiono w Warszawie i można było zobaczyć na moim obrazku to mi się cholernie wówczas podobało. I jeżeli zostało toto jeszcze bardziej zmodernizowane to chylę czoła.
To jest trend. Takie rzeczy robią wszystkie miasta.
Z wielu względów.
Tam mogą poruszać się bez ograniczeń matki z bachorami w wózkach
Tam mogą poruszać się swobodnie nie tylko ci którzy chodzą z laską 🙂 ale również ci którzy chodzą o jednej albo o dwóch kulach,
Tam mogą swobodnie przemieszczać się osoby niepełnosprawne w wózkach inwalidzkich.
Tam mogą tacy jak ja albo rowerem albo na desce statebordowej bez problema
Nie bądź staromodna, szlifowanie bruków było modne wśród młodych w ’70 latach bo nie było żadnej alternatywy.
Ale skoro dwa kangurki są zadowolone i nie myślą socjalnie by miejsca były bez barier dla wszystkich, to nie mój problem
Ja lubię fasady z przestrzenią 🙂
https://photos.app.goo.gl/BBpEm8Shr17pJTJw7
Dobre sobie 🙂 za dwa dni….. dobrze zaprogramowani 😛
Bezdomni nie wiedzą co będzie działo się z nim za 12 godzin i gdzie będą 🙂
I to nie jest nic złego. Obok tego można spokojnie przechodzić 🙂
……
Dobrego skoku tym za jedną i tym za parę kałuż 🙂
Dzień w kinie – Dopellganger, Sobowtór.
Nowy film Jana Holoubka.
Niezły. Poza tym, no cóż… jutro lecim z rana. Idę popakować, co trzeba. Niewiele tego, podręczny bagaż, reszta poleciała pocztą.
Alicjo,
też wczoraj wieczorem byłam na tym filmie. Dobry, ale spodziewałam się innego zakończenia, no cóż – w szpiegostwie nie ma sentymentów
Zawsze z zainteresowaniem czytam podsumowania pobytu w Polsce, tym razem Alicji i Echidny. Z większością opinii zgadzam się całkowicie. Apele o rzadsze koszenie trawników okazały się dość skuteczne i coraz rzadziej widać te ogolone do ziemi. A brak widoku dzieci, co dostrzegła Echidna bierze się m.in. z tego, że na wsiach także nie ma ich za wiele. Sporo dzieci wiejskich uczęszcza do przedszkoli, no i mają telefony – najciekawszą obecnie zabawkę. Jakiś czas temu był u nas młodszy wnuk, szliśmy do sklepu pusta ulicą, jak to bywa w małej podmiejskiej miejscowości. I wnuk zapytał mnie, dlaczego u nas nie ma nikogo na ulicy, bo u niego w Gdyni/ a mieszka w centrum/ jest dużo ludzi, a we Włoszech, gdzie był niedawno, jest pełno ludzi na ulicach. Logiczne pytanie dziecka miejskiego.
Jeżeli na wsiach widać jakieś place zabaw, to budowane są z funduszy gminnych, czyli jakieś dzieci tam mieszkają.
Mieszkańcy wsi, często nie mający nic wspólnego w rolnictwem, ale i rolnicy dbają przeważnie o otoczenie domu, a że sołtysami w większości bywają kobiety, to i większa dbałość o miejsca wspólne.
Szczęśliwej podróży do Waszych domów !
Dobry film.
Dziękuję za życzenia, fotorelacja nastąpi po powrocie, na razie się skupiam, aby zasnąć. Przed lotem…. nigdy!
No cóż, idąc do kina nie na własny film należy być przygotowanym że nie nakręcony jest tak jakby się chciało 🙂
W Polsce nie ma możliwości by ludzie spotykali się i żyli na ulicy.
Łobuzy z solidarności wraz z innymi komuchami posprzedawali wszystko co się dało. Aż po krawężniki.
Nie ma terenów gminnych bądź komunalnych.
Wszystko ogrodzone płotami . Zasłonięte tujami. Często widać tabliczki z napisem że teren prywatny 😛
Zupełny brak infrastruktury dla cyganerii 🙁
Młody z zentrum Gdyni jest bardzo spostrzegawczy.
Pewnie nikt mu nie wyjaśni że za komuny jak planowano osiedla dla nowobogackich to musiał znaleźć się plac na sklep , na przedszkole, na boisko i na wiele innych rzeczy potrzebnych do normalnego życia.
Szlag mnie trafiał później kiedy te tereny po upadku komuny,nie z gruszki nie z pietruszki zostały zagospodarowanie na plebanie i inne obiekty sakralne 😛 na wieki wieków 🙂
Gdybym miał zdawać fotorelacja po powrocie to nikt by tego chyba nie dożył 🙂
A ja lubię Polskę i podoba mi się coraz bardziej, chociaż tu nie wrócę, bo nie mam do czego, ale siostrom nie zwale się na kark przecież, ani szwagrom!
Kraj jest fajowy, rządzący nieco mniej, ale to chyba każdy kraj tak ma. Trudno…
Wyczytałam, że jakieś 10 osób było na marszu Miliona Serc, a z maili moich znajomych uczestniczących wypada, że co najmniej 27
Fiona pewnie zamiauczała ;(
Dobranoc, za parę godzin lecę i już od przedwczoraj się boję 🙄
Liczbę uczestników Marszu trudno mi oszacować, ale gdy pierwsi byli już na Rondzie Radosława na Rondzie Dmowskiego nadal byli ludzie. Było kolorowo, miło, uprzejmie. Nie zmieniło to niestety mojego pesymistycznego nastawienia.
Echidna z myślą o tobie zrobiłem parę obrazków w miejscowości która wiekowo odpowiada Kazikowi Dolnemu.
Super kimaty i to o czym klepałem, cała miejscowość bez barier 🙂 przyjemność chodzenia pod sklepieniami i jazdy na wózkach inwalidzkich ( jak widać 🙂 ) też się da bez problema
https://photos.app.goo.gl/fFzBVGjtfemGzAdz5
Frankfurt Airport – za chwilę do domu. Żeby nie było, z przyjemnością zjadłam pieczone schweine haxe, a Jerzor troszkę dopomógł.
Co golonka, to golonka! Nie zaryzykowałam tym razem tatara, jakoś się nie zdarzyło.
Świat nie jest taki nieprzyjazny, bezdomny.
Małgosiu,
dzięki za marsz. Gdybym była w Warszawie, też bym poszła.
Pozdrawiam podróżniczo 🙂
No to bardzo godnie i ludowo Alicjo uczciłaś sztandarowym kulinarnym przysmakiem jutrzejsze święto pojednania Niemiec.
Zasługujesz na oklaski i repete podczas następnego pobytu 🙂
My na jutrzejsze święto Tag der Deutschen Einheit planujemy też kulinarne tradycyjnie po niemiecku.
Będzie biała kiełbasa, którą to dzisiaj widziałem w małym tutejszym sklepie rzeźniczym.
Będzie do tego sałatka jajkowo kartoflowa pewnie i z groszkiem i z marchewką.
No i nie obędzie się bez browara, w końcu tradycji musi stać się zadość.
Wino jest ale nie będzie bo korkociąg dał ciała 🙁
Ostatni raz wino piliśmy już będzie dobre trzy dni kiedy to odwiedzili nas Holendrzy. Z ogromną przyjemnością użyczyli mam korkociąga 🙂 na czas otwierania flaszki.
Na Marszu niestety tym razem nie byłam, jako że od 30 września do 2 października wracaliśmy samochodem z Korsyki do Warszawy. Droga dosyć długa, ale przyjemna szczególnie, gdy ma się okazję poobserwować zachód słońca na morzu tuż przed przypłynięciem promu do Livorno, a potem rzucić okiem na toskańskie krajobrazy, piękne Alpy przy granicy włosko-austriackiej oraz na malownicze austriackie pejzaże i miasteczka (w jednym z tych malowniczych nocowaliśmy).
Od wczoraj sprzątam, piorę i gotuję, ot zwyczajna codzienność nas dopadła.
Nasi przyjaciele, którzy byli na Korsyce po raz pierwszy są oczarowani tą wyspą, chociaż na licznych serpentynach, bo właściwie tylko po takich drogach się tam podróżuje, starali się trzymać fason i nie hamować rękami i nogami 🙂
Do opowieści o tym, jak widzą Polskę ci, którzy bywają w kraju tylko raz na jakiś czas, albo jak widzą nasz kraj obcokrajowcy dorzucam opowieść Korsykanina, z którym rozmawialiśmy podczas naszych wakacji. W ubiegłym roku odwiedził Kraków, Wieliczkę, Zakopane oraz obóz w Oświęcimiu. To ostatnie miejsce jest, jak ostatnio zauważyłam, obowiązkowym punktem programu bardzo wielu zagranicznych turystów. Z oczywistych względów pomijam wrażenia z terenu obozu, ale pozostałe miejsca były super, jak nam opowiadał z radością w oku. Poza tym zauważył, iż jest u nas bardzo czysto i tu cytuję „na ulicach posprzątane, ani jednego papierka”. Takie spostrzeżenia oczywiście bardzo cieszą, chociaż moje obserwacje ze spacerów po lasach i łąkach nie zawsze potwierdzają tezę o tym, iż Polska jest niesłychanie czystym krajem.
Na Korsyce śmieci walają się głównie przy drogach, w miejscach, gdzie często zatrzymują się turyści, a być może tubylcy też, przynajmniej od czasu do czasu.
No cóż, Korsyka nie jest wysprzątaną do ostatniego papierka Alzacją, ale też historię miała zupełnie inną, co zapewne wiele tłumaczy.
Kinowe zaległości mam ogromne, jako że lato minęło nam albo na nadbużańskich włościach albo na bliższych czy dalszych rozjazdach. Długie jesienne i zimowe wieczory zbliżają się dużymi krokami zatem mam nadzieję, iż zaległości nadrobię.
Obecne wieczory wypełnia mi ostatnio dosyć przejmująca lektura tej książki:
https://www.publio.pl/chlopki-joanna-kuciel-frydryszak,p1618092.html
Ja ostatnio czytam Chiny i Rosję Edwarda Rutherfurd, ciekawe ujęcie historii tych państw na przykładach ich mieszkańców i losów ich rodzin. Obie książki „bardzo grube” 800 i 900 stron. Muszę przyznać, że o ile Chiny przeczytałam bardzo szybo, tak z Rosją męczyłam się długo.
Ja czytam „Der Magier im Kreml“, niemieckie tłumaczenie ubiegłorocznego francuskiego bestsellera „Le mage du Kremlin” von Giuliano da Empoli. Znakomita trzymająca w napięciu, oparta na faktach powieść.
W ten weekend beda dwa festyny dla zwolennikow seafood: oyster fest i crab fest.
Oyster fest odbywa sie w Shelton. Wiele razy pisalam na temat oyster fest.
Crab fest odbedzie sie w Port Angeles. Menu to przewaznie Dungeness crab. Dungeness crabs zyja w Dungeness Bay.
Symbol crab fest:
http://landing.crabfestival.org/wp-content/uploads/2019/06/Louie-CrabFest-image1-300×295.jpg
Oba festyny przyciagaja duzo turystow. W Port Angeles jest specjalny przejazd promem do Victoria, BC i z powrotem dla turystow z BC.
Łapanie Dungeness crab jest bardzo proste. Wystarczy metalowa siatka i kawalki starego niezbyt swieżego miesa jako przynęta. Siatke uwiazana na linie wrzucamy rano do wody. Koniec liny wiażemy do słupa w przystani i zostawiamy na 1-2 godziny.
Po tym czasie wyciagamy siatke na linie. Zwykle w siatce jest kilka krabow zwabionych kurzym mięsem.
Zatrzymuja męskie osobniki o długości muszli przynajmniej 6 cali. Mniejsze kraby wracaja do wody. Wszystkie panie rowniez wracaja do wody aby “rodzić” więcej krabow.
To wszystko 🙂
Krabie mięso jest bardzo smaczne.
W osobnym naczyniu mamy roztopione masło z utartym czosnkiem.
Kawalki mięsa moczymy w maśle z czosnkiem.
Smacznego.
Jak jeść Dungeness crab
https://youtu.be/0TOmjtQ3jT0?feature=shared
Rutherfurd pisał też o Paryżu i Londynie/ objętość naturalnie taka sama/. Jeszcze się za nie nie zabrałam, bo objętość trochę mnie odstrasza, poza tym ciągle mam coś cieńszego a ciekawego do czytania. Na ” Chłopki” czekam w bibliotecznej kolejce, ale przeczytałam tej samej autorki ” Służące do wszystkiego” – poruszająca lektura.
Tymczasem zainspirowana wycieczką Danuśki wybrałam się na zwiedzanie południowej Wielkopolski. Jesienne zwiedzanie ma wiele zalet. Dziś w pałacu i parku w Gołuchowie a także w Muzeum Ziemiaństwa byliśmy jedynymi turystami, pełen komfort, choć o innej porze można spotkać jakąś szkolną grupę. Pałace oczywiście robią wrażenie, ale ja zachwycam się parkami ze wspaniałymi okazami drzew. Tylu olbrzymich dębów chyba nie zobaczy się poza Wielkopolską.
Krystyno-cieszę się, że moja wycieczka po południowej Wielkopolsce była inspiracją do Twojej podróży. Bardzo możliwe, że odkryjesz i dotrzesz jeszcze do innych miejsc, których my wraz z moją koleżanką nie odwiedziłyśmy, będę pilnie czytała Twoje relacje. Podróżowanie poza sezonem to czysta przyjemność 🙂
My zajrzeliśmy dzisiaj na nadbużańskie włości, nadszedł czas pierwszych jesiennych porządków w ogrodzie. Ucieszył nas bardzo widok wspaniale kwitnących marcinków, nigdy do tej pory nie kwitły tak obficie:
https://photos.app.goo.gl/VgCCxANAofC3tFLQ8
Czas wolny, urlop główny upragniony…
Nie mamy za dużo tak zwanych przygód w drodze czy na szlaku, ale czasem się coś znajdzie…
Przedwyborcze przygodziątko powrotne
➡
https://basiaacappella.wordpress.com/2023/10/07/przeprzygodowo/
😉
Pogoda i tu (dalej) jak marzenie, choć cosi wieje… Czas skosić trawę po piętnastu dniach 😀
Ja czytam książkę Macieja Siembiedy „444”.
To nie jest najnowsza książka (2017), jakoś mi umknęła wcześniej, ale jak zwykle u Siembiedy, świetna proza oparta na faktach autentycznych. Kryminał historyczny.
W świetle wydarzeń dnia dzisiejszego (Bliski Wschód) czyta mi się tę książkę trochę inaczej, niż czytałoby mi się wcześniej.
Nadchodzi prawdziwa jesień, do wczoraj słońce i 20c, ale dzisiaj pada i będzie spadać temperatura.
41 lat w Kanadzie moja nam dzisiaj, a jutro tyleż samo w Kingston. Czas leci…
Dzień dobry Blogu,
Zapraszam do skoku na południe: https://www.eryniawtrasie.eu/52489
U nas długi weekend świętodziękczynieniowy, a więc obowiązkowy indyk (jutro), konfitura z żurawiny do niego, no i co tam sobie kto chce.
Ponieważ będziemy tylko we dwoje, będzie kurczak pieczony oraz zupa dyniowa z posypką prażonej dyni, którą już dzisiaj jedliśmy i skubnęliśmy kurczaka. Jak na nas dwoje – wystarczy z nawiązką na dwa dni.
Skakam na południe (u nas chłodno i leje) za erynią i Witkiem 😉
Cypr archeologicznie – do bólu. Ale nie mogło się obyć bez kotów 😉 https://www.eryniawtrasie.eu/52508
U mnie co prawda nie świątecznie, ale pieczony udziec indyczy na poduszce z kwaskowych jabłek i żurawiny, ryż i mizeria.
Ryży i mizeria 🙂 wspaniale ujęte 🙂
Jak Wam się podoba? To gdzieś na trasie moich dolnośląskich wędrówek… o ile pamiętam, mała wioska między Wrocławiem a Ziębicami. Mnie spodobało się BARDZO!
https://photos.app.goo.gl/PC5KiH2i1Kwy4D6k6
Już wiem – miejscowość Krzywina, tuż przed Przewornem. Artysta z tego faceta!
U mojej siostry robił płot, ale nic specjalnego, ot płot.
Bezdomny,
to było TO! Jak tu się oprzeć?!
https://photos.app.goo.gl/r5HwqV6KDajG2MjD8
TO jest niczego sobie 😉 i jestem przekonany że było TO dobrze i smacznie przygotowane.
Duża porcja ale po miesięcznym pobycie w Polsce można zgłodnieć i utracone kalorie uzupełnić dobrym przysmakiem.
Jeszcze raz gratuluję wyboru 🙂
Niestety, to by nadmiar kalorii uzupełniony nadmiarem kalorii przywiezionych z Polski. W Polsce naprawdę dobrze karmią, w domach rodziny, przyjaciół, a także we wszelkiego typu „placówkach zbiorowego żywienia” (restauracje, bary, itp).
Jedyne niemiłe doświadczenie to „kultowy” bar klubo-kawiarnia na wrocławskim Rynku pod nazwą PRL. Jedzenie tam było podłe, jak w słusznie minionych czasach, chociaż wtedy ten lokal nie istniał. Mimo wszystko ktoś przeniósł żywcem tamtejsze receptury i niektóre zwyczaje, tak że się te „klimaty” przechowały.
O dziwo, knajpa była najbardziej oblegana na Rynku, a przecież wokół tyle lepszych restauracji… Daliśmy się na ten tłum załapać, niesłusznie kombinując, że skoro tyle ludzi, to musi dobrze dają jeść…
Zdecydowanie nie polecam! Dawno chyba w Polsce nie byłeś, bezdomny, wiem – powtarzam się, ale zauważąm, że wygłaszasz poglądy, jakby Polska zastygła w jakimś stuporze i nic w niej się nie zmieniało.
Owszem – w tej knajpie PRL nie dopilnowali jednego, otóż obsługa była miła i uśmiechnięta, w przeciwieństwie do tamtych czasów 😉
W Niemczech, o ile mam czas i okazję, zawsze raczę się golonką (w Polsce tatarem). Dorównała jej tylko golonka, którą kiedyś przyrządziła dla mnie ś.p. Pyra.
*to był nadmiar kalorii
Alicjo,
Drzewko cudne, chociaż wolę naturalne.
Tymczasem zapraszam na ciąg dalszy skoku na południe: https://www.eryniawtrasie.eu/52531
Naturalnych drzew wokół nie brakowało, a to kamienne urozmaiciło nudny murek.
Skakam dalej na południe.
Był kiedyś jeden mur który miał wszystkie mury pod sobą. Był piękny, wysoki i długi, pomalowany, zagrafitowany, chronił od wiatrów ze wschodu.
Miał stać, stać i stać ale padł 🙁
Przestałem lubić mury, płoty, tuje i wszelkiego rodzaju sztuczne ogrodzenia.
Drzewo podwędza mur korzeniami –> ktoś coś takiego kiedyś śpiewał 🙂
Dawno to ja tutaj nie bylem gdzie ponownie jestem 🙂
Ciekawe jak tematy wycieczkowe, krajobrazowe i kulturalne biora gore nad komentarzami kulinarnymi na blogu. To tylko obserwacja, a nie narzekanie, bo dowiaduje sie czesto ciekawych rzeczy. Zreszta sam ostatnio sporo podrozuje i czesto bywam w Polsce. W zeszlym tygodniu nawet wyskoczylem nad morze, do uroczej Ustki, choc na wiele godzin utknalem w Gdyni z powodu katastrofy kolejowej. Przyznam sie, ze jestem zafascynowany obserwowaniem zmian w poziome zycia w Polsce, bo od 1990 roku odwiedzam kraj corocznie, a ostatnio nawet trzy czy cztery razy w roku jezdzac po kraju glownie pociagami. Coraz lepiej rozumiem syna, ktory kilka lat temu porzucil Kanade dla Polski. Z bazy w Warszawie mialem wszedzie blisko: cztery godziny pendolino do Slupska, dwie godziny lotu do Aten, siedem godzin pociagiem do Wiednia, godzina lotu do Pragi. Zycie kulturalne w Warszawie kwitnie, wprawdzie nie obejrzalem filmow, wspomnianych na blogu, ale bylem w teatrze i na koncertach. A co do jedzenia, to w locie powrotnym LOT-em zaserwowano bardzo smaczne „panzerotti”, czyli wloskie pierogi. Nie znalem tego rodzaju pasty, ktora wg. googla pochodzi z Apulii.
Kemor, z apulijskich past polecam orecchiette czyli uszka po włosku.
Dzień lenia na Cyprze: https://www.eryniawtrasie.eu/5254
Alicjo- artystyczny murek z miejscowości Krzywina bardzo sympatyczny, też zawsze staram się zwracać uwagę na takie ciekawostki.
Ewo-czytam i będę czytać z uwagą Twoje opowieści z wędrówek po Cyprze, a przy okazji usiłuję odświeżać w pamięci moje wspomnienia. Z góry już jednak wiem, że podczas Waszej podróży, z właściwą tylko Wam wnikliwością dotarliście na pewno do wielu miejsc, o których nam się nawet nie śniło 🙂 Czekam zatem na ciąg dalszy.
Kemor-aby było trochę kulinarnie podrzucam kilka zdjęć z ostatniej podróży. W drodze na Korsykę przemierzyliśmy m.in. Austrię i na pierwszym zdjęciu jest taca rozmaitości teoretycznie przewidziana dla dwóch osób, ale dla trojga współbiesiadników spokojnie wystarczyła!
Jak to często bywa podczas naszych wakacji mieszkaliśmy w domku kempingowym i wiele posiłków przyrządzaliśmy sami zatem na zdjęciu znalazły się np. dżemy z naszych śniadań. Ciekawostką był ten z cedratu (cytronu) i tu trochę na temat tego owocu: http://gorzkapomarancza.com/testowy-post/ Cedrat był niegdyś owocem powszechnie uprawianym na Korsyce i stanowił ważny produkt eksportowy wysyłany z tej wyspy na kontynent.
Innym daniem, które bardzo przypadło nam do gustu było gazpacho z arbuza, to świetny pomysł na upały. Upały się skończyły i teraz kilka dobrych miesięcy poczekamy na kolejne zatem w długie jesienne wieczory można postudiować przepisy i pokombinować, jak doprawić arbuza, by gazpacho miało wyrazisty smak.
Korsykanie nie jedzą jednak na co dzień chłodników z arbuza, ich kuchnia jest konkretna- dużo w niej mięsa (często dziczyzny, bo wszyscy polują) oraz serów owczych i kozich, a także dań przyrządzanych na ich bazie. To kuchnia w dużym stopniu włoska (lazanie, cannelloni, arancini czyli ryżowe kulki z różnymi nadzieniami, które są też na jednym zdjęciu). Genueńczycy panowali tu przez pięć wieków zatem włoskie akcenty w korsykańskiej kuchni to nie dziwota.
Biała serowa kula na zdjęciu to nie mozzarella, a jej kuzynka burrata:
https://www.italiapopolsku.com/burrata/
Sery i mięsa owszem, ale zawsze kiedy jesteśmy nad morzem staramy się jeść przede wszystkim ryby i owoce morza, ale tylko niektóre uwieczniłam na zdjęciach i tu od razu biję się pokornie w piersi.
Aha, zdjęcia miałam podrzucić, ale tego nie zrobiłam, podrzucam więc teraz 🙂
https://photos.app.goo.gl/zEpQvTf1NR3qVt667
Kemor,
ś.p. Gospodarz w pierwszych wpisach zapowiadał, że nie będzie to blog, na którym będą królowały przepisy kulinarne – i miał rację. Bardziej to odpowiada rozmowom przy stole, od czasu do czasu ktoś się pochwali udanym wypiekiem, obiadem czy kaczką z jabłkami. A poza tym, poza tematami stricte politycznymi, bo są od tego inne miejsca – hulaj dusza i co komu w niej gra, I bardzo dobrze!
Podobnie jak Ty co roku jestem w Polsce (- 2 lata pandemii) i przemierzam ją od morza do Tatr, co daje mi dobry ogląd na to, co się zmienia. W tym roku przejechaliśmy 2300km z małym groszem, od okolic Drawska Pomorskiego po Kotlinę Kłodzką, a stamtąd pod Kraków, po drodze robiąc przystanki u rodziny i przyjaciół. Troszkę dłużej we Wrocławiu, dokąd przylecieliśmy i skąd wracaliśmy.
Co roku na tej trasie coś się zmienia, coś przybywa, coś się buduje, coś się wyburza.
Bardzo mi się podoba „Miasto spotkań – Miasto Czterech Kultur”, czyli Wrocław.
Danuśko,
Burrata i podobna do niej stracciatella to sery spotykane również we Włoszech, między innymi w Apulii.
Dzięki za tak miłe słowa. Trochę na Cyprze zobaczyliśmy, ale wiele zostało do dooglądania, zwłaszcza miejsc, do których można dojechać tylko autem 4×4. Po liźnięciu północy, tak się zastanawiamy nad kolejnym pobytem po północnej stronie.
Oj, te korsykańskie delicje kuszą!
Ewo,
dzień lenia na Cyprze nie pokazuje się.
Danuśka,
podczas wielopolskiej wycieczki odwiedziłam większość miejsc z Twojej listy. Mieszkaliśmy w Ostrowie Wielkopolskim i stamtąd były nasze skoki w bok. Dodatkowo zobaczyliśmy wspaniały pałac w Lewkowie, tuż obok Ostrowa. Jest otwarty dopiero od roku po kilku latach remontu, więc nie mogłaś go zobaczyć. Ale warto to zrobić przy jakiejś okazji. A na remonty zabytkowych obiektów łatwo się natknąć, np. czyszczone były ściany zewnętrzne pałacu w Gołuchowie, na rynku w Kaliszu wymieniana jest cała nawierzchnia, więc było trochę utrudnień. Na szczęście było już po remoncie w dworku w Russowie. Dworek już podczas poprzednich remontów zmienił swój wygląd z bardzo skromnego na całkiem okazały. A że pogoda była jesienna- zimna i wietrzna, a wieczór szybko zapadał, to zaliczyliśmy spektakl w teatrze w Kaliszu i kino w Ostrowie.
Kulinarnie to też była jakaś odmiana, choć nie było tak oryginalnie jak na Korsyce czy Cyprze. Ale była czernina/ to mąż/, zupa cebulowa w dwóch różnych wersjach – obie bardzo dobre, różne sałatki .
W sympatycznej kawiarni przy ostrowskim rynku piłam świetną jesienną herbatę. Ta była dość oryginalna, bo z suszonymi śliwkami i jabłkami.
Zaparza się ją w dość dużym kubku, najlepiej przezroczystym, bo wygląda ładnie. Do czarnej herbaty dodaje się kilka suszonych lub wędzonych śliwek, kilka plasterków suszonych jabłek, dwa półplasterki pomarańczy z kilkoma goździkami, spory kawałek laski cynamonu i gałązkę rozmarynu. Można trochę posłodzić. Mam zamiar robić w domu taki napój i właśnie suszę w tym celu jabłka.
Kemor niedawno pisząc o Wiedniu, podał przepis na dobrą kawiarnię – wejście do niej powinno znajdować się na rogu budynku. Pewnie to sprawdzało się w dużych miastach. W Sulmierzycach/ pow. Krotoszyn/ znanych z jedynego w Europie drewnianego ratusza/ obecnie muzeum/ taka lokalizacja sprawdzała się przez lata, co widać na starych fotografiach. Była tam niegdyś gospoda, potem bar, restauracja, teraz pozostał tylko napis nad wejściem, a lokal stoi pusty. Miasteczko straciło na znaczeniu, mieszkańców jest niewielu, a turystów niewielu i tylko przejazdem.
Ewo-sprawdziłam raz jeszcze, Dzień Lenia na Cyprze nadal się nie otwiera.
Krystyno-dzięki za najświeższe wieści z południowej Wielkopolski 🙂 Poczytałam przy okazji o pałacu w Lewkowie, to jak się okazuje jeden z najcenniejszych zabytków Wielkopolski. Jeśli wybiorę się znowu na tamtejsze rubieże to na pewno zajrzę do Lewkowa.
Pomysły na rozgrzewające jesienno-zimowe herbaty bywają różne, a sam pomysł serwowania takich herbat w kawiarniach( i w domach też!) bardzo mi się podoba.
Kiedy jestem „na mieście” też zawsze chętnie wypijam taką herbatę. Ostatnio w jakimś sklepie widziałam
…opakowanie herbaty z dodatkiem dyni, imbiru i pomarańczy.
Można wejść na poprzednie wpisy i nacisnąć następny i wtedy „leń” się otwiera 🙂
Hm, a ten link?
https://www.eryniawtrasie.eu/52549
A ten pięknie się otwiera!
No to macie jeszcze: https://www.eryniawtrasie.eu/52573
Byliśmy zakupić większą ilość jabłek „u chłopa” – niestety, złote renety w resztkach, zostało 2 kg i wzięłam tę resztkę, a miałam nadzieję na przynajmniej 20kg…
Za to inne dopisały, zakupiliśmy w ilościach, do świąt powinno wystarczyć.
Oraz sporą dynię zakupiliśmy w celach kulinarnych (pulpa zamrożona na zupy), a nie w celach halloweenowych, jak to zazwyczaj bywa tutaj.
Renety podobno będą jeszcze, ale pani nie wiedziała, kiedy będą w sprzedaży. Renet nigdy nie spotkałam w tutejszych sklepach spożywczych, tym bardziej w supermarketach, a jest to moje ulubione zimowe jabłko.
Zdaje się, że znowu jesteśmy osieroceni 🙁
Czas wolny od czerwca do października+ to zdecydowanie za dużo wolnego czasu!
Znakomita, znakomita Irena Kwiatkowska…
https://www.youtube.com/watch?v=M6Z534pCpjA
W poszukiwaniu czegoś frywolnego i lekkiego przypomniał mi się film z końca lat 70-tych „Hello, Spicbródka”. Znakomita obsada, ale Irena wymiata!
https://photos.app.goo.gl/sdYMDX2guKHZRDdW7
Piękna ta jesień u Ciebie, Alicjo!
Jeśli komu mało osiołów to mam tutaj parę dyżurnych:)
https://photos.app.goo.gl/JyS9u5j6rPBLDW1D6
😉
Osiołki (i krajobrazy ) piękne, ale już zawsze będą mi się kojarzyły na smutno z filmem Jerzego Skolimowskiego „IO”.
Jesień piękna, ale krótka – wiatr już zdążył zwiać więcej niż połowę liści 🙁
Była kiedyś na festiwalu w Opolu piosenka, zapamiętałam początek:
„Wiatr to jest taki gitarzysta
co gra na akacjowych liściach…
pogra, odchodzi i nie wraca,
i bardzo smuci się akacja…”
Tymczasem trochę interioru: https://www.eryniawtrasie.eu/52595
Oj Alicjo
🙁 nie bądź taka smutna.
Film to tylko fabuła i jak zwykle mocno przerysowana by trafiła i wywarła piętno na takich słabych stworzeniach jak ty.
Życie nie jest takie brutalne jak przedstawiają je media. Ludzina na ogół jest dobra, myślę o Europie.
Wczoraj stały niedaleko dwa konie na drodze. Samochody zatrzymawały się i czekały aż czworonogi zejdą z drogi. Nikt nie trąbił 🙄
A może Polak nie siedział za kierownicą?
O to było też w pięknych okolicznościach przyrody
https://photos.app.goo.gl/Po4LhtMPYbK5K8BR6
We Wrocławiu jest 77 restauracji i barów japońskich – nasza Japonka od herbaty nie chciała wierzyć, więc wysłałam jej ten sznureczek:
https://www.tripadvisor.com/Restaurants-g274812-c27-Wroclaw_Lower_Silesia_Province_Southern_Poland.html
Nie byliśmy w żadnej, bo w Polsce chodzimy tylko do polskich restauracji, na tym kontynencie mamy wszystkie kuchnie świata, więc…
We Wrocławiu też są restauracje o określonym profilu, sporo tego.
W Polsce jest sieć „Czas na herbatę” – wystrój podobny do wystroju sklepu Japonki, wiele różnych herbat, mieszanek itd. oraz czajniczki i inne herbaciane akcesoria.
Zakupiłam mój ulubiony yunnan, 200gr – 87zł. Czyli cena porównywalna z tutejszą…
Też mam krzeseło… dosyć spore 😉
We Wrocławiu ci ono stoi.
https://photos.app.goo.gl/RC85fucSwhpeHJDQA
Ooo, z czegoś takiego to nieźle możesz popatrzeć na okoliczności uliczne 🙂
Tak, ale najpierw trzeba drabiny, żeby się tam wdrapać 😉
„Krzesło – rzeźba plenerowa autorstwa Tadeusza Kantora stojąca przy zbiegu ulicy Rzeźniczej z ulicą Nowy Świat we Wrocławiu. Rzeźba była jednym z projektów przeznaczonych dla przestrzeni miejskiej przygotowanych z okazji Sympozjum Plastycznego Wrocław ’70.”
No raczej nie usiądę sobie na dziele sztuki….
Dzisiaj serwuję to:
https://photos.app.goo.gl/Prd3qLFFhhFCeqTx7
Dotychczas tylko nas dwoje oceniało ten przepis Echidny (na +++!), a dzisiaj wychodzę z tym na salony!
Przy okazji – nie solę pieczarek, tylko dodaję w czasie smażenia sos sojowy. Spróbujcie tego sposobu „solenia” – soja niesamowicie podkreśla smak grzybów!
Nie będzie recenzji, bo goście zachorowali i odwołali najście na pół godziny przed serwowaniem.
ALE – wszelkie potrawy bazujące na makaronie smakują lepiej następnego dnia!
A to takie z restauracji, jednej z wielu na Rynku Wrocławskim, przy browarze (browarów też mają od groma – i znakomite piwo!).
https://photos.app.goo.gl/pMd4bx2wVb8quDVT7
Ciemno zrobiło się ale za to widać dokładnie pozaeuropejski kontynent
Ciąg dalszy interioru: https://www.eryniawtrasie.eu/52777
test
Gdzie jesteś, bezdomny?
A raczej, według nowomowy, bezdomny to teraz „osoba w spektrum bezdomności”. Bardziej uczenie, a nie po prostu bezdomny. Zmień ksywę 😉
Poza tym zauważyłam, że już wczoraj wieczorem u mnie była wyłączona możliwość zamieszczania komentarzy. „Cisza przedwyborcza” czy co?
Możliwość zamieszczania komentarzy wyłączył też portal gazeta.pl, ale przynajmniej o tym poinformowali.
A swoją drogą – po co komu ta cisza? Rozumiem, że ma to sens, jeśli chodzi o polityków w blokach startowych, już się nagadali, ale co to obchodzi zwykłego obywatela? Łukasz Lipiński pisze o tym w wydaniu internetowym. Moim zdaniem jest to bez sensu .
No ale… Wczoraj zrobiłam Echidny makaron z pieczarkami i serami, bardzo lubimy to danie i chciałam z nim wyjść na salony, zaprosiwszy znajomych, ale pół godziny przed podaniem do stołu zadzwonili, że panią dopadła nagła choroba i nie przyjdą.
Nic to – nie wiem, czy zauważyliście, że wszelkie dania z podstawą makaronu lepsze są drugiego dnia! No więc może dzisiaj.
Przy okazji – odkryłam już dosyć dawno, że zamiast solić pieczarki, lepiej je podlać sosem sojowym podczas smażenia i poczekać, aż sos odparuje. Znakomicie podnosi smak pieczarek – nie próbowałabym tego na grzybach szlachetnych, ale pieczarki – i owszem.
Pogoda nadal piękna, widzę, że w Polsce nawet cieplej, niż u nas. Przyjemnego weekendu 🙂
p.s.
Pojawił się też termin – „osoby w kryzysie bezdomności”.
Tutaj siedzimy i dopinamy flaszkę https://maps.app.goo.gl/6JVTia4bW7zyiHuc8
Fajne miejsce. Osłonięte od wiatru i jeszcze dobrze nasłonecznione. Mobilek stoi jakieś 100do 150metrow dalej na pastwisku.
Nie mam zamiaru zmieniać mojego statusu.
Mamy mieszkanie a nie dom więc mi się należy taka ksywa.
Poszukujemy wprawdzie coś na wynajem ale to bardziej gdybanie a nie działanie. W mobilku jesteśmy sami a sąsiedztwo łosiolkow bądź krowie jest nieszkodliwe 🙂
No, ja przed obiadem, więc takie fotki są drażniące 😉
Mieszkanie to też jakiś dom, może trochę większy, ale jednak dom.
Jak coś wynajmiemy, bo w końcu dojdzie do tego prędzej czy później to macie parę metrów kwadratowych zaklepane na zimne miesiące 🙂
Jak w banku 🙂
Smacznego 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=u8X4npC3QNk
Ciąg dalszy interioru: https://www.eryniawtrasie.eu/52781
Już nie cisza, więc powiem, że makaron według przepisu echidny odniósł sukces, bo goście cudownie ozdrowieli i zjawili się. Nie było ciszy przedwyborczej, więc wymiana poglądów przepływała swobodnie.
U nas nadal cisza, do 21, ale przecież wśród rodziny czy znajomych jej nie ma. Głosowałam, a nawet zrobiłam zdjęcia kartom do głosowania.
Tutaj też cisza. Słychać jedynie jak ślimaki wypijają soki z ostów https://photos.app.goo.gl/qCwfxiu8pg9vCTrX8
Dziś bar zamknięty 🙁
Będzie makaron japoński z tuńczykiem i pesto i coś dobrego do picia. Bo pić się chce po 40 km rowerem wśród tutejszych przepięknych landszaftach
Głosowałam, zdjęć kartom nie musiałam robić, bo na każdej były 2 pieczątki, a i na liście było sporo adnotacji długopisem o odmowie wzięcia udziału w referendum.
Stres wielki, chociaż wieści z bazarku dosyć pozytywne. Komisja bez problemu wpisała „bez referendum”. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli znowu ustawiać się w kolejce do warszawskiego ZOO. Bo po ostatniej wizycie leczę dziurę w pięcie. A byłam w sprawdzonych butach. Tydzień wcześniej byłam w Bieszczadach i nic, a tu jeden spacer po stolicy i takie coś. I to wszystko przez pistacje, gdyby nie one zamiast po Świętokrzyskiej spacerowałabym z aparatem nad Notecią. Mam wielką nadzieję, że ludzie zrezygnują z konfitur. Wszelakich.
Asia,
i tego Polakom życzę, nie dziury w stopie, a spokojnych spacerów nad Notecią, Wisłą czy Odrą – ja tu sobie siedzę od 42 lat w najspokojniejszym kraju na świecie, pamiętam, że mojej nieżyjącej przyjaciółce zwierzałam się, że Kanada to najnudniejszy kraj świata… Ona na to, że życzyłaby sobie takiego kraju.
Konfitury z żurawin przede mną 😉
Na razie jest nieźle, oby tak zostało…
Jeżeli wyniki się potwierdzą, albo będą lepsze to Tusk może przejść na emeryturę. I będzie „Emerytowanym Zbawcą Narodu”. Kogoś szlag trafi
Kogo szlag trafi?
Emerytowanym zbawcą narodu miał być ten tam z ulicy Mickiewicza 😉
Możliwe, że ja jestem nieobeznana i mało czytam, co tam w Polsce. Możliwe.
Asiu,
Nie przejmuj się niektórymi komentarzami, są żałosne! Wiele z nich powoduje, że zawsze, z ogromną sympatią wspominam Panią Marię Czubaszek! Pewnie wiesz o co chodzi 🙂
Każdy szczyt ma swój Czubaszek.
„Mężczyzna jest jaki jest i nie ma co przy nim majstrować. Im szybciej kobieta to zrozumie, tym lepiej dla niej. I dla niego.”
Maria Czubaszek, z książki wspomnianej wyżej.
Każdy szczyt ma swój czubaszek.
Żałosne moje komentarze wstrzymuję, będzie lepiej.
Dla niewtajemniczonych w sprawę pistacji czy konfitur podrzucam stosowne wyjaśnienia:
https://www.rp.pl/wybory/art39270021-pistacje-kokosanki-konfitury-bazarek-czyli-cisza-wyborcza-na-platformie-x
Emocje dotyczące wyborów może już nie w zenicie, ale nadal buzują, jako że słupki stale się trochę zmieniają. Zapewne wszyscy czytamy kolejne doniesienia w tej sprawie. Mnie podobało się to stwierdzenie:
„Natomiast mam świadomość, że wygrana koalicji nie oznacza końca walki. Dokonał się pewien przełom, wyborcy pokazali, że mają dość rządów PiS, społeczeństwo pokazało swoją determinację w odsunięciu od władzy PiS, ale wiem, że teraz zacznie się trudny, żmudny proces odklejania pisowskich działaczy od władzy, pieniędzy, urzędów i stołków.”
Bogdan Klich w wywiadzie dla Gazety Wyborczej z dnia dzisiejszego.
Ale nie tylko polityką człowiek żyje. W sobotę mieliśmy gości zrobiłam mała kolacyjkę, n
….i zrobiłam małą kolacyjkę, na którą podałam m.in. jesienną sałatkę-pomidory w dwóch kolorach i plastry świeżych fig: https://photos.app.goo.gl/QjcE7nmXHjutRQgP7
Na deser było brownie wedle przepisu Salsy-obłędnie pyszne i obłędnie czekoladowe.
Przepraszam za moją nieuwagę, już drugi raz zupełnie niechcący wrzucam część mojego komentarza, a potem uzupełniam drugą część zdania w kolejnym wpisie. Mea culpa 🙁
Tymczasem na Cyprze: https://www.eryniawtrasie.eu/52848
Danuśko,
Piękna ta sałatka 🙂
16 października 3:06
„Żałosne moje komentarze wstrzymuję, będzie lepiej.”
Praktycznie za nic nie jestem Ci wdzięczny, ale za to zdanie bardzo. Wraz z upływem czasu moja wdzięczność będzie rosła, jak wartość dobrego, starego wina.
Z góry dziękuję za długotrwałość oferty!
Nowy, wpadasz na blog tylko aby kolejny raz walnac w Alicje. Jak Cie tak bardzo denerwuja jej komentarze to po co je czytasz. Daj sobie spokoj .
Elapa, odpowiem Ci twoimi slowami:
Jak Cie tak bardzo denerwuja moje komentarze to po co je czytasz. Daj sobie spokoj.
Myślę że z wyników wyborów szanowni blogowicze są zadowoleni (ja też).
Tylko ten Nowy1,2 dalej zionie i obraża. Dlaczego?
Jak można być zadowolonym skoro premierem ma dostać emeryt na którego program nie głosowało siedemdziesiąt procent głosujących
Emeryt z 30% poparciem.
Żenujące i śmiechu warte 🙂
Emeryt, który coś robi Bezdomny, a nie tylko narzeka.
O tak, pokazał jak to się robi. Jak tylko nadarzyła się okazja pozostawił burdel po sobie i wjechał.
Emeryt nie warty funta kłaków
Bezdomny,
W przeciwieństwie do Ciebie, my żyjemy w tym kraju i my się cieszymy. Nie miałeś „przyjemności” życia pod PIS-em. My tak.
Wiem dokładnie jak się żyje w Polsce. W ubiegłym i jeszcze obecnym przemieszczałem ten kraj łącznie przez ponad pięć miesięcy.
Takiego progresu jaki dokonał się w przeciągu ostatnich ośmiu lat nie było dotychczas w Polsce.
Naturalnie że to nie wszystkie zasługa rządzących bo wiele zależy od społeczności.
Jeśli chcą i potrafią to widać efekty bez różnicy jakie łobuzy są przy korycie.
Tak spokojnego polskiego społeczeństwa jeszcze nigdy w moimi życiu nie było.
O czymś to świadczy. Bo samo akurat toto nie przychodzi.
Tak to widzę z zachodniopoludniowego krańca Europy
Wspaniałe miejsce 🙂
Oglądałeś Polskę powierzchownie, z perspektywy turysty. To nie to samo.
No właśnie 😛 jak zaczyna brakować argumentów to zaczynasz ponownie przypisywać i sugerować mi coś czego nie robiłem. Nie jestem w Polsce turysta!
Ja nie muszę jeździć i zwiedzać muzeów. W Berlinie jest wszystko co można ciekawego obejrzeć. Nie podniecają mnie wizyty w śmierdzących parowiekowym powietrzem kościoły.
Znam jeszcze język Polski na tyle dobrze że nikt nie bierze mnie za paszportowego Polaka.
Rozmawiam z ludziną gdzie jestem. Pijem z nimi browara w geesowskim dawnym sklepie. Siedzimy razem przy ognisku albo w ziemiańce w dużej kuchni
😛 wstydź się tego co naklepałaś
Aha, tylko z tym Polakiem w GS-ie przy piwku nie pogadasz o inwigilacji członków opozycji PEGASUS-em, za co nikt nie poniósł odpowiedzialności, o Neo-KRS-ie, o zablokowanych środkach z KPO za brak praworządności, o lejącej się wiadrami propagandzie i mowie nienawiści z mediów publicznych i części lokalnych gazet wykupywanych masowo przez Orlen, o niedrukowaniu wyroków Trybunału Konstytucyjnego przez rząd Szydło, o gwałceniu Konstytucji przez prezydenta, o Polkach w ciąży bojących się rodzić w polskich szpitalach, bo teraz patologia ciąży bywa wyrokiem śmierci, o Polkach po poronieniu, którym policja każe rozbierać się do naga, a prokurator sprawdza czy aby na pewno poronienie było naturalne, o lekarzach w szpitalach bojących się ratować życia kobiet w ciąży, bo mogą skończyć z zarzutami prokuratorskimi. Długo moglibyśmy wymieniać. Typowy Polak spod GS-u powie, że jest świetnie, bo PIS dał 500+ (z czego dał, to już nie wie). Nie wiesz o hejcie i zamordowaniu prezydenta Gdańska Adamowicza, w czasie finału WOŚP. Nie wiesz o samobójstwie syna posłanki KO, ofiary pedofila, kiedy powiązany z PIS redaktor naczelny radia Szczecin podał publicznie informacje pozwalające łatwo go zidentyfikować. I pewnie w czasie swoich 5 miesięcy nie zauważyłeś wycinanych na potęgę i wywożonych do Chin lasów. My zauważyliśmy. Tego za Tuska nie było, chociaż nie było najlepiej. Nie mam czego się wstydzić. Kończę z polityką, bo to nie ten blog. Przepraszam Wszystkich, ale nie wydzierżyłam.
Brawo Ewa!
Slogany opowiadasz bez faktów. To samo opowiadają mi moi znajomi którzy stracili dobre posady siedem i sześć lat temu. Dostali kopa w dupę bo nie byli z tej opcji. Wiem dokładnie jakimi posunięciami uzyskali posady by mogli jeździć Porsche. Po czasie musieli zmienić na gorsze 🙂
Lasy nie sądzi się by rosły do końca na planecie. To jest gospodarka,podobnie jak rolnictwo albo i przemysł. Tak było i tak jest a wystarczy jedynie trochę wyobraźni by to zrozumieć 🙂
Mieszasz gówno z moczem wyciągając tutaj kryminale sprawy które często popełniane są przez osoby z zaburzeniami.
Poczekaj trochę jak zaczną koalicjanci skakać sobie do gardła. 🙂
……..
Stary pajac jak zwykłe nie ma nic do powiedzenia. Hahaha 🙂
„Stary pajac jak zwykłe nie ma nic do powiedzenia” – po raz kolejny się przedstawiłeś.
Nieważne ile razy zmienisz nick Arkadiuzu K., jesteś tym samym człowiekiem. Kończę dyskusję z tobą, bo nie ma to najmniejszego sensu.
Jak zwykle prostackie stwierdzenia a nie wymiana argumentów 🙂
Świat z takimi i bez takich jak ty i tak jest piękny 🙂
https://photos.app.goo.gl/8EmFuV2i4gRLxqr59
Nie mam o czym dyskutować z kimś, kto neguje fakty. Twoja wypowiedź jest jak splunięcie w twarz rodzinom Adamowiczów, Filiksów, Izy z Pszczyny, Doroty z Nowego Targu czy Joannie z Krakowa i wielu innym. Trochę jesteś za stary na bycie enfant terrible.
Zapraszam do Nikozji: https://www.eryniawtrasie.eu/52878
Ja niczego nie muszę
Od dawna jestem sobą.
Inni próbują do usranej śmierci
„Chciałbym być sobą
Chciałbym być sobą wreszcie
Chciałbym być sobą
Chciałbym być sobą jeszcze”
🙂
Przecież cały czas jesteś sobą, prawda? Odkąd bywam na blogu zmieniasz tylko nicki, ale jesteś sobą. I łatwo przewidzieć co napiszesz, z czego będziesz szydził czy też będziesz się śmiał.
Właściwie po co się denerwować Twoimi uwagami? No po co? I tak mnie, nas, nie znasz, nie wiesz co myślimy, robimy i jakie mamy poglądy. A wypowiadasz się o mnie, o nas. Lubisz pisać tutaj, to pisz. Jak Ci to sprawia przyjemność. Szydź z nas, wyśmiewaj.
Zostań w swej dżungli komfortowej. Tak, właśnie Jerzy Ficowski mi tu pasuje. Jesteś trochę takim ludożercą, ludożercą naszych radości, entuzjazmu, nadziei.
„Jak popsuć zabawę ludożercom
od dość dawna rozmyślam
jak popsuć zabawę
ludożercom
czekać aż się
upieką sami
pod złotą pokrywą słońca
cóż kiedy są nader odporni
na własną pieczeń
nie dać się
zjeść
to program zbyt postny
i nie dość realny
z chwilą
gdy cię już wzięli
na języki
zjeść ich
to byłoby
niesmaczne
to może zacząć
obrzydzać im ludzi
ale jak tak można
więc siedzą
w swoich dżunglach komfortowych
z gębą
pełną ludzkości
Asiu, w punkt!
Ewo, Asiu-dziękuję! W odpowiedzi przeczytamy zapewne kolejne prześmiewczo-szydercze komentarze Bezdomnego.
Pomimo, iż już kilka razy obiecywałam sobie już więcej nie interweniować, wysłałam jednak dzisiaj kolejny mail do naszej Gospodyni oraz do redakcji „Polityki” z prośbą o zamieszczenie kolejnego wpisu. Zaznaczyłam, iż byłoby sensownie nie zamieszczać dwóch czy trzech wpisów pod rząd (w przeciągu kilku dni), ale rozłożyć je w czasie.
Zobaczymy…..
Danuśko,
Albo zamilknie na czas jakiś i wróci z nowym nickiem, licząc na blogową amnezję. To jest tak przewidywalne, że aż nudne.
Trzymam kciuki za nowy wpis.
próba
Powitanie serdeczne Blogowej Bandy z drugiej połówki globu.
Ano powróciliśmy z niezbyt udanych, czteromiesięcznych wojaży po Polsce.
A w domeczku, jak i na dworze, zimnica. Włączyliśmy prąd, wodę i gaz. Na ten ostatni trzeba było nieco dłużej poczekać aż dotarł gdzie trzeba i można było włączyć ogrzewania i pobrać wielce upragniony prysznic po dłuuuugiej i męczącej podróży.
Niestety tak łatwo nie poszło z Internenem jaki nam odłączono. Zanim wyjaśniliśmy co i jak upłyneło sporo dni. Całe szczęście, że plan na komórki mamy u innego dostawcy.
Zanim przejdę do naszej podróży odpowiem krótko kemor’owi na Jego słowa z 11 października:
No bo kemor przy stole „gadamy” o wszystkim. Nawet drażliwej polityce choć to nie najlepszy temat i jak tylko można to go unikamy.
Powróciliśmy w domowe pielesze we wtorek 4-go tego miesiąca. Z miłym interwałem w podróży. Z uwagi na długie oczekiwanie w Dubaiu na połączenie otrzymaliśmy bezpłatne zakwaterowanie w hotelu plus całodniowe wyżywienie wraz z dojazdem z i do lotniska. Hotel wielce przyjemny, wyżywienie typu szwedzki stół, napitki do wyboru i koloru (sporo świeżo wyciśniętych soków), dania gorące w bemarach i uzupełniane przez czuwających kucharzy w przeogromnych białych czapach. Restauracja czysta z widokiem na taras za jakim pyszni się bujna roślinność. A wśród niej niewąskich rozmiarów basen z obowiązkowym barkiem pośrodku).
Menu? Różnorodne czyli międzynarodowe (europejskie oraz sporo indyjskich) z przewagą dań z rejonu. Duży wybór mieszanych sałatek np z oliwek i pikli warzywnych, zupy kremowe (niestety nie pamiętam z czego), dania z baraniny (np Lamb Kufta Banadora), kurczaka (np Chicken Tikka Masal), warzywne dania (np Batata horra czyli ziemniaki, czerwona ostra papryka, koliander, chili i czosnek prażone na oliwie z oliwek – danie pochodące z Libanu). Oczywiście nie zabrakło słodyczy: bakława pistacjowa, sfouf (ciasto z kaszą manną i kurkumą), roladki bakława nadziewane orzechami nerkowca), ciasteczka z syropem szafranowo-pomarańczowym, harissa czyli ciasto z kaszy manny polane syropem i udekorowane migdałami ciatsto, mus z chałwy i cała gama innych. Co dziwne – wcale nie przesłodzone, subtelna i delikatna słodycz rozpływająca się w ustach.
No i oczywiście owoce. Przy takiej ilości można było jedynie sycić oczy, bo żołądek takiego obżarstwa by nie wytrzymał.
Przylecieliśmy nocą zaś rano wykupiliśmy wycieczkę po mieście. Niewielki busik obwiózł nas i kilkoro turystów po – jak wspominał przewodnik – najbardziej znanych miejscach miasta. Co w rezultacie równało się najdroższym hotelom, okazałym budynkom, galerii sztuki, meczetów, dzielnic wielce eksluzywnych i oczywiście szalenie drogich.
W ogóle cały czas słyszeliśmy ile kosztowało wybudowanie, ile dobowy pobyt w hotelu, ile wydano na infrastrukturę. Generalnie wychodzi na to, że jest to miasto szmalu, szmalu i jeszcze raz szmalu.Moloch ze szkła i stali, 8-mio pasmowe drogi w środku miasta i nikogo na ulicach. Co jest zrozumiałe z uwagi na temperatury. Podczas naszego pobytu dochodziła do 39 stopni. Jako ciekawostkę mogę podać, że przystanki autobusowe są klimatyzowane (zamknięte całkowicie oszklone budyneczki). Osobiście nie byłam pod wrażeniem ociekającej ropy w charakterze wydatków na wieżowce i inne budynki.
Historii jako takiej nie zauważyłam. Najpierw wioska rybacka i poławiaczy pereł, od 1966 roku, gdy odkryto złoża ropy powoli miasto dopiero sobie ją buduje. Ale wszystko musi być najwyższe, najdroższe, najlepsze itp. No, mnie to akurat nie imponuje, zaś wieżowce – nie tylko te największe – niekoniecznie przemawiają do mego gustu, nazwijmy go – artstycznym.
W Galerii Sztuki Arabskiej, o jakiej wiele opowiadał przewodnik, pokazano nam wspaniałe hafty od najmniejszych do największych, z wszytymi weń kamieniami półszlachetnymi. Koniec pokazu zwieńczono zachętą do kupna (co było do przewidzenia). Chyba nie muszę dodawać, że makaty nie tylko mienły się od wszytych kamieni lecz i od złotych nici jakimi były wyszywane.
Sztuka arabska prezentowała się w charakterze owych makat, ichniejszych perfum i mazideł kosmetycznych, jakichś „pierdułek” jubilerskich, a wzbogacone były owe okazy hinduską sztuką pseudo-ludową.
Miałam za to małą satysfakcję. Srebrna bransoleta z krzemieniem pasiastym wzbudziła zainteresowanie szefa-kierownika Galerii. A jak mu powiedziałam, że to „polskie złoto” zachwyt jego jeszcze się powiększył. Nie na sprzedaż, krótko poinformowałam. A krzemień rzeczywiście wyjątkowo ładny.
Troszkę Was podnudziłam epistołą, zatem czas kończyć.
echidna
Echidno,
Kokietujesz, nie nudzisz! 😉 Też mam wyroby z krzemieniem pasiastym.
Przez Dubaj przelatywałam nie opuszczając lotniska, natomiast w Dosze mając kilkanaście godzin opuściliśmy lotnisko i pojechaliśmy do miasta. Było to kilka lat temu. Samo centrum widać było, że ma swoje lata, obrzeża to oczywiście wieżowce. Zjedliśmy obiad w tradycyjnej restauracji siedząc na dywanach dookoła pomieszczenia, na środku postawiono półmiski i tace, jedliśmy też na ulicy.
Wy mieliście Echidno znacznie więcej czasu na zwiedzanie i delektowanie się posiłkami. Myślę, że odróżnieniu do miast europejskich , na te nowobogackie arabskie molochy jeden dzień zupełnie wystarczy.
Krzemień pasiasty ma swój urok, ja mam ładny wisior w kształcie liścia. Ciekawa jestem Twojej bransoletki Echidno.
Byłyśmy nie tak dawno z Danuśką w dawnej kopalni krzemienia.
Wisiorków z krzemienia pasiastego mam dwa, dokładnie tyle, ile wizyt prywatnych czyli swobodnych w Sandomierzu (bo zdarzały się i chóralne, np. na koncert psalmów M. Gomółki, październik 1993… i owszem, koncert odbył się w Zamku) ➡
http://www.zamek-sandomierz.pl/swiatowa-stolica-krzemienia-pasiastego
Małgosiu-tak, to była jedna z naszych wspólnych, sympatycznych wypraw 🙂
Przypomnę, że byłyśmy tutaj: https://muzeumostrowiec.pl/krzemionki/neolityczne-kopalnie-krzemienia/
Ciąg dalszy cypryjskich wojaży:
https://www.eryniawtrasie.eu/52916
Relacja Echidny z dubajskiego przystanku bardzo ciekawa. Nie jest to miejsce, o którym marzę i gdzie czułabym się dobrze, bo taki styl to nie jest to co lubię.
Z ciekawością czytam relacje Ewy z Cypru. Rzeczywiście Nikozja jak na stolicę nie zachwyca, Limassol także, ale zabytki archeologiczne warte obejrzenia. Tylko te upały… Dzielnie je znosiliście, ale tacy zaprawieni w trudach turyści jak Wy wiele mogą znieść.
Przy okazji dzięki a cappelli przypomniałam sobie Sandomierz i Sanok.
Asiu, Ewo,
dzięki za wczorajsze wpisy.
Pepegor się nie odzywa. Szpitalne sprawy planowane miał na koniec września. Mam nadzieję, że wkrótce tu zajrzy.
A u mnie pogoda w kratkę, w lesie mokro i zimno, grzybów bardzo mało, ale mam jeszcze sporo ususzonych z ubiegłego roku, więc w zupełności mi wystarczy.
Moje krzaczki pigwowca obrodziły w tym roku; trochę owoców dała mi też koleżanka, tylko trudno mi się zmobilizować do pracy.
Na nadbużańskich włościach czy raczej w tutejszych lasach odnotowujemy ze smutkiem pierwszy sezon bez grzybów i grzybobrania. To nie tylko letnia susza, nadal pada bardzo mało, że już nie wspomnę o kłopotach z kolanem Osobistego Wędkarza, które uniemożliwiały mu chodzenie po lesie. Kolano już w dobrej formie, ale grzybów nadal nie ma. Natomiast na ich nadmiar uskarżał się wręcz kolega wędrujący regularnie po lasach bieszczadzkich. Suszył, mroził, rozdawał i dodawał na bieżąco prawie do wszystkich posiłków.
W cypryjskich relacjach Ewy najsympatyczniejszy fragment dotyczył, jak dotąd, kociego klasztoru 🙂 co nie znaczy oczywiście, iż nie doceniam tamtejszych zabytków oraz swady, z jaką Ewa opowiada o każdej podróży.
U mnie grzybów też nie będzie, bo wyjazd na Kaszuby odwołany. Obawiam się, że w najbliższych miesiącach dłuższe wyjazdy zostaną odłożone ad calendas graecas, bo tacie się niestety nieodwracalnie pogorszyło. Wrogowi nie życzę Alzheimera.
Wracając do Cypru, nie jest to wyspa, która zachwyciła mnie od pierwszego wejrzenia jak la Palma, Madera czy Korfu. Ale jest to samodzielne państwo, które musi pomieścić fabryki, magazyny, fermy i wiele innych nieurodziwych miejsc. Do tego trudna historia… Natomiast twierdzę, że na Cyprze każdy znajdzie coś dla siebie. My zachwycaliśmy się interiorem i wioskami w górach, Witek dodatkowo commandarią (wiem, nikt nie jest doskonały ;-)).
Gdy czytam blog Ewy i Witka zawsze nabieram ochoty na odwiedzenie miejsc przez nich opisanych. Też bardziej interesowałby mnie interior niż plaża. A zwłaszcza leżenie na niej.
U nas też grzybów nie ma. Pusto, sucho. Kolega zebrał cztery małe koszyczki w okolicach Wronek, ale to był chyba taki jednorazowy wysyp.
Podczas naszej wrześniowej wyprawy nastawiliśmy się głównie na Bieszczady Wysokie i górskie wędrówki. Tak, żeby przypomnieć sobie dawne trasy. Tam grzybów nie spotkaliśmy. Za to sympatyczni ludzie z Warszawy, dzięki którym udało się nam wrócić z Mucznego do Ustrzyk Górnych, opowiadali, że grzyby są. Tyle, że pięknie wyglądające, często okazywały się całkowicie robaczywe. Również kapelusze.
Przetestowałam swoją, „zzabiurkową” kondycję. Zwłaszcza na niezliczonych schodach, których kiedyś nie było. Wędrowało się ścieżkami. Teraz na samo Bukowe Berdo z Przełęczy Goprowskiej prowadzi 850 stopni, o różnej wysokości i szerkości. Kolana czasami mają dość. Po przejściu tej schodozy moim mottem jest: nie tempo się liczy, a cel. 🙂 Przeszłam wszystkie trasy. Zrobiłam tysiące zdjęć. Z zachodem słońca z Szerokiego Wierchu włącznie. Udało się nam też powędrować do opuszczonych wsi. A jeszcze tyle zostało do obejrzenia. Są jakieś mgliste plany na przyszły rok, ale zobaczymy jak się ułoży.
My zwykle łączymy plażowanie ze zwiedzaniem, ale plażowanie też przynosi ciekawe zdarzenia. Na tymże Cyprze jeździliśmy na tak zwaną Plażę Koralową, piaszczystą, położoną w zatoce. Panowie zapuszczali się trochę dalej w morze i nasz kolega nagle krzyczy, że potrzebuje pomocy. Okazało się , że wyłowił sporą część amfory i nie mógł sam wyciągnąć jej z wody. Czy to był zabytek tego nie wiemy, ale wzbudziliśmy ogólną sensację na plaży 🙂
Małgosiu,
piękna historia. I co dalej stało się z pozostałością amfory?
Byliśmy w okolicy Coral Beach, bo to chyba o nią chodzi.
Tymczasem zapraszam do Larnaki: https://www.eryniawtrasie.eu/52950
Asiu, też mam takie podejście do kondycji 😉
No, wlasnie, co sie stalo z reszta amfory. To moglby ocenic archeolog, gdyby go przywolano – a tak – skucha.
Grzybow niema. Po pieciu niezwykle goracych i suchych latach nstapilo dosc mokre lato. Spodziewalismy sie wiec dobrego wsypu. Nic z tego. Wnuczka odwiedza nasze miejsca i mowi, ze sa tylko sladowe ilosci tego, co zwykle tam zbieramy. Mozliwe, ze susza i upaly ostatnich lat tak wymeczyly grzybnie, ze stosunkowo mokry rok nie byl w stanie tego naprawic.
Ja sam nie chodze do lasu, bo nie moge. Przez lato bylem dwukrotnie a tutejszej klinice universyteckiej i na koniec wymieniono mi zastawke sercowa. To jednak nie rozwiazuje moich problemow, bo pomoc mi moze tylko operacja(e) udrazniajaca moje arterie w nogach. Nogi mnie juz tak bola, ze ledwo wchodze na moje 1. pietro.
Na 2. listopada mam termin w szpitalu.
Na plaży zajęcia bywają różne, a czasem bywa i tak, że można posiedzieć na plażowym leżaku wcale nie będąc na plaży:
https://photos.app.goo.gl/gMUY5qiooY7zyR8N9
Tej niebanalnej urody leżaki stoją przed kawiarnią „Podrygi” na jednym z dziedzińców Muzeum Narodowego w Warszawie i kiedy już obejrzycie najnowszą wystawę:
https://www.whitemad.pl/picasso-w-warszawie-rusza-wystawa-w-muzeum-narodowym/
to możecie odpocząć przez chwilę na takim leżaku popijając dobrą kawę, co właśnie dzisiaj uczyniłam.
Pepegor-trzymam kciuki i życzę Ci zdrowia oraz wszystkiego dobrego.
Ewo, tak to Coral Beach. Niestety nie wiem jakie były dalsze losy wyłowionej skorupy, duża i ciężka, zostawiliśmy ją, bo to był nasz ostatni dzień na plaży, następnego dnia wracaliśmy do domu.
Pepegorze, życzę dużo zdrowia. Trzymam kciuki!
Pepegorze – trzymam kciuki. Zdrowiej szybko.
Ewo – to jesteśmy dwie 🙂
Trzy fotki ze szlaku.
https://photos.app.goo.gl/i8JNUxj6ahEDMcgC7
A tu trochę moich zdjęć z sierpniowej Malezji
https://photos.app.goo.gl/9AF5ZB6VDxW8w3W3A
Pepe, Zdrowia życzę!
Asiu, jakim cudem trafiłaś na pusty szlak?
Małgosiu, zazdroszczę Malezji i wrażeń!
Małgosiu-wspaniała podróż i zapewne mnóstwo różnych wrażeń, bo przecież nie wszystko da się uchwycić na zdjęciach. Widzę, że piwo Carlsberg dotarło nawet na Borneo, co potwierdza tezę, iż świat jest obecnie jedną wielką wioską 🙂
A z czego składało się to danie na zdjęciu? Wygląda smakowicie.
Asiu-przejść wszystkie bieszczadzkie szlaki przy „zzabiurkowej” kondycji to duże wyzwanie, gratuluję! Życzę pomyślnej realizacji kolejnych planów.
Danusiu, to był udziec jagnięcy, do niego był rodzaj pysznego gulaszu warzywnego.
A to piwo opanowało cały świat. Malezja jest krajem muzułmańskim – raczej własnego alkoholu nie produkują, ale oczywiście podają na życzenie.
Danusiu – wszystkie zaplanowane 🙂
Ewo – to już był prawie wieczór, większość ludzi schodziła niebieskim do Wołosatego, a my przez Szeroki Wierch do Ustrzyk.
Małgosiu – też się zastanawiałam co to za danie.
Tym razem skok na północ: https://www.eryniawtrasie.eu/52988
„Czas krwawego księżyca” (Killers of The Flower Moon) – polecam, ale trzeba być cierpliwym, bo to bite 3 i pół godziny. Zupełnie inny film od tego, co dotychczas robił Scorsese.
Co mi przeszkadzało – ano to, że wszyscy mówili prawie szeptem, przydałyby się napisy nie tylko wtedy, kiedy aktorzy mówią językiem Osage. Ale w Polsce na pewno będą napisy. Znakomita obsada i znakomita gra aktorów.
Leo DiCaprio przeszedł samego siebie, rola warta Oscara, moim skromnym zdaniem.
p.s.
Kinomanka się ze mnie zrobiła 😯
Wszystkie zdjęcia pooglądałam – jest jeszcze tyle do obejrzenia, a czas ucieka… Poza tym coraz bardziej męczące (dla mnie) są te podróże…Mam tak samo jak Asia, zaraz bym się pakowała i leciała na skraj świata
Ale niech no tylko zakwitną jabłonie! Bo zimą pilnujemy ognia w kominku 😉
Jeszcze jedno p.s. – muzykę do tego filmu zrobił nasz ontaryjski Mohawk, Robbie Robertson. Niestety, nie doczekał premiery filmu, zmarł w sierpniu tego roku.
Jeśli ktoś kojarzy zespół „The band” (koniec lat 60-tych!), to wie. Zespół się rozpadł, a Robbie robił karierę solo, całkiem udaną, częśto nawiązującą do jego indiańskich korzeni:
https://www.youtube.com/watch?v=3u7UZPxu7H0
Ciąg dalszy północy: https://www.eryniawtrasie.eu/53049
Oraz: https://www.eryniawtrasie.eu/53074
Krystyna,
Pojechalam do tego samego miejsca gdzie rok temu znalazlam cauliflower mushroom (szmaciak). Juz trzeci raz w tym sezonie tam pojechalam. Obeszlam korzenie duzych, bardzo duzych i średnich drzew. Nie znalazlam szmaciaka. W tym roku grzyb nie wyrosl albo zjadly go sarny.
Na pocieszenie jest to bardzo ładne miejsce. 🙂
Ewa,
Dzięki za fotorelacje. Nieustannie mam nadzieję, że te wszystkie Wasze teksty i zdjęcia dorwie kiedyś jakiś introligator, o czym wspominałem tu już razy kilka, i zepnie wszystko w jedną całość.
Oboje z Was natura zaopatrzyła w szczególne DNA, tworząc dwa w jednym – dobre pióro i dobre oko wybierające odpowiednie obrazki do foto.
A Twoje wzmianki jaki to W. jest lub nie jest są jak rodzynki w dobrym ciasteczku. 🙂
Orca,
a może inni grzybiarze zebrali szmaciaka. Kiedyś zupełnie nieznany, teraz zdobył popularność. W tym sezonie nie natknęłam się na niego, ale też jest to u nas dość rzadki grzyb. W zasadzie tej jesieni jest niewiele grzybów, ale po ostatnich deszczach można je spotkać. Wczoraj przed południem pojechaliśmy w wnukami nad śródleśne jeziorko, bo wreszcie przestał padać deszcz. Szliśmy ścieżkami przy jeziorze i nie szukając, co nieco jednak znaleźliśmy. I wszystkie zdrowe, ale do smażenia, bo do marynowania za duże. Spotkaliśmy też pana z koszykiem pełnym miodówek, ale nikomu nie zazdroszczę dużych zbiorów, bo od razu uświadamiam sobie, ile potem jest pracy. W każdym razie spacer był przyjemny i z widokami. We wszystkich okolicznych jeziorach widać, jak wiele ubyło wody w ciągu tego roku.
Nowy,
Dzięki za tak piękną recenzję, przekazałam Rodzynkowi. Biorąc pod uwagę uwagę wszystkie zdjęcia, to byłaby bardzo gruba księga.
Na koniec: https://www.eryniawtrasie.eu/53353
Orca,
Aż sprawdziłam, co to za grzyb, ten szmaciak. Jak się go przyprawia?
Szmaciaka lubie w postaci jajecznicy.
Przyprawic?: sol pieprz i troche swiezo startej galki.
Akurat wykopuje sie z niezlego przeziebienia. Tak to nazywamy, lecz to jest stale jakies nowe paskudztwo. Pozyczalem z sasiedztwa jekies testy covidove ale, wszystko przeterminowane i wyniki niejasne. Dzis pierwszy raz ystapilen „na zewnatrz”, min u dentysty i mam nadzieje, ze idzoie ku lepszemu.
Szmaciaki to moim zdaniem bardzo smaczne grzyby. Ten okaz ktory znalazlam rok temu byl duzy. Po oczyszczeniu pokroilam na bawalki i zamrozilam. Na śniadanie ugotowalam, troche soli i dodalam do smażonych jajek. Ten jeden grzyb starczyl na kilka tygodni.
Mozliwe ze ktos inny zabral szmaciaka. Szukalam sladu noza do odkrojenia szmaciaka. Nic takiego nie znalazlam.
W innym miejscu, wyzej w gorach kazdego sezonu widze prawdziwki-mutanty. Bardzo duze okazy. Niektore maja objedzone kapelusze, inne sa odcięte nozem przy mchu. Te pierwsze to na pewno zjedzone przez zwierzeta. Jesli chodzi o odcięte prawdziwki to zwierzeta raczej nie chodza na grzyby z nozami.
Co kilka dni zatrzymuje sie przed budynkiem banku i zbieram porcini. Bardzo smaczne grzyby. Zamrozilam juz kilka plastikowych toreb. 🙂
Żałuję, że nie jestem w Polsce, chętnie bym pojechał. Brakuje Irka na blogu, jego zdjęć, porannej kawy…
https://www.facebook.com/PracownieFryderyk/posts/pfbid026yDf5mt7FT6DAbSAd9vkpedQMvcSLTQrcopUnG2KbLZVBhqqthQmKWU7zCsuFtGEl?locale=cx_PH
Nowy2, dziękuję za promocję. Cały czas jestem, chociaż faktycznie zaniedbałem się w porannych kawach. Po prostu jako emeryt jestem zaganiany, szczególnie rano, kiedy łapię świty. Ale zmobilizuję się 🙂
Nie będę nowemu dokuczał więcej. Życie mu wystarczająco dokucza
https://www.trojmiasto.pl/raport/Wschod-slonca-na-Przymorzu-rt328226.html#r328240
Teraz świty są coraz później. W dobrej sytuacji są ci, którzy jadą rano do pracy i stoją w korku 😉 .
A kawę poranną bardzo tu lubiliśmy.
Pamietam poranna kawe.
Komentarz zaczynal sie od slowa:
Kawa
( i dalej ciekawa informacja)
Bardzo mile to wspominam
Dzień dobry 🙂
kawa
….i od razu lepiej!
Dzieki Irek!
Szmaciak? Tak, udało mi się go znaleźć dwa dni temu 🙂 W zupełnie nowym miejscu w porównaniu do lat ubiegłych, kiedy to specem od tego grzyba był Osobisty Wędkarz: https://photos.app.goo.gl/1xxfDudEW2VcMugi8
Został oczyszczony, pokrojony na mniejsze kawałki i obgotowany. Teraz czeka w lodówce na jutrzejszy wieczór, jako że planujemy przygotować go pod beszamelem i przynieść to danie do naszych przyjaciół, do których idziemy jutro na kolację. Przyjaciele szmaciaka nie znają i jeszcze nigdy go nie jedli.
Poza tym cieszymy się, że nareszcie są w lesie grzyby i jak widzicie na zdjęciach udało nam się zebrać też trochę podgrzybków i maślaków.
Orco- porcini to po włosku prawdziwki i jeśli przed bankiem rosną prawdziwki to nawet nie potrzeba mieć w nim konta, bo takie znaleziska są przecież warte więcej niż fortuna zdeponowana w banku 🙂
Irku-Twoja poranna kawa będzie nam na pewno poprawiać humor w te jesienne, szare dni, a jeden z takich dni mamy właśnie dzisiaj. Czekamy na kolejne kawowe przyjemności!
Irku, piękna kawa! Miło tak zacząć dzień!
Ja mimo deszczowej pogody pojechałam na cmentarze, towarzyszył mi syn, więc poszło nam sprawnie . Ludzi niedużo, ale trudno się dziwić przy tej pogodzie.
Pepegor- nieustające życzenia zdrowia i dołącza do nich też Echidna. Nasza Koleżanka prosiła, by pozdrowić Cię serdecznie. Niestety nie może zrobić tego osobiście jako, że ma problem z zamieszczaniem komentarzy na blogu. Miejmy nadzieję, że ten kłopot uda się wkrótce rozwiązać.
W srode odbyl sie White House state dinner dla premiera Australii.
Menu:
Guests at the state dinner for Australian Prime Minister Anthony Albanese will dine on dishes highlighting the “warmth and bounty of fall in the United States,” the White House said in releasing the menu for the black-tie soiree.
The meal for Wednesday’s state dinner will include a farro and roasted beet salad and a butternut squash soup with smoked paprika and candied pumpkin seeds for the first course.
The main course will feature sarsaparilla-braised short ribs, sorghum-glazed young carrots, brussels sprouts and a celery root puree with carrot jus.
Hazelnut and chocolate mousse cake and crème fraiche ice cream will be served for dessert.
Wine list:
The wine list for Wednesday’s dinner presents another opportunity to practice diplomacy in a glass. It includes a chardonnay from Windracer Vineyards, a woman-owned winery in the Russian River Valley, and Sequel Syrah, a wine by Long Shadows winery that was inspired by legendary Australian winemaker John Duval. The sparkling wine that will accompany the dessert course is from Argyle, an Oregon winery with Aussie DNA.
Jak Was interesują kulinaria sprzed wieków:
https://www.youtube.com/watch?v=3Hnqa6J8SvM
Dzień dobry 🙂
kawa
PAK4-bardzo ciekawa ta opowieść o kulinariach sprzed wieków, dzięki za sznureczek.
Karolina Głowacka wielką kobietą jest! …Pamiętam doskonale jeszcze z czasów TOK FM (z Cezarym Łasiczką)…
Tu rozczulił mnie agrest – bardzo lubię, a w sprzedaży w ostatnich dekadach tak sobie (na ryneczkach pewnie bywa) – tośmy sobie zasadzili 2 krzaczki i jeden na pieńku; drugi na pieńku dojdzie na wiosnę.
Były już nawet 2 słoiczki dżemu… były… 😉
No właśnie, ten „bazarek” to mi się kojarzy z wyborem między pistacjami a kolendrą. Ach, kiedyż słowa wrócą na swoje miejsca?
https://radionaukowe.pl/o-karolinie/
ale ten bazarek to raz na cztery lata jeno… 🙄
A! Przepraszam. Ryneczek to Lidla, a bazarek był w komentarzach pod youtubem. No i owszem, bazarek z kolendrą to rzadko, ale budyń i dżem były ledwo dwa lata temu…
Jest nowy wpis.
Nie wierzę!