Schabowy po chińsku
Przed wieloma laty mieliśmy z Piotrem myśl, aby uznając kulinaria za element kultury, wzorem Francuzów, o polskiej kuchni mówić w szkołach. Próżne nawoływania. Przecież wiadomo, że młodzież uwielbia obce nam
do niedawna smaki: bułę z mięsem lub parówką, a pizza, także na domowy obiad, jest mile widziana. Poza tym polską kuchnię postrzegamy częstokroć jako przaśną, trudną, pracochłonną i nieefektowną a nawet kosztowną.
A przecież, w zależności od wyboru potraw, umiejętności gotujących, te cechy można przypisać każdej kuchni.
Polska kuchnia, jak wiemy, to twór będący zlepkiem rodzimych przepisów, jak i wszystkich możliwych wpływów, przystosowywanych do naszych warunków. I jak wiadomo ciągle podlega rozwojowi i zmianom. Moim zdaniem polskiej kuchni wychodziły na dobre owe tendencje do wchłaniania obcych wpływów, powstawały nowe wersje, poprawione, dobrych dań. I w efekcie powstała świetna kuchnia bazująca na świetnych rodzimych składnikach. Nawet nasz schabowy jest lepszy od włoskiego pierwowzoru, a polskie pierogi są tak urozmaicone i smaczne, że wiele osób uważa je za najbardziej typowe rodzime danie, które szkoda byłoby uznać za cudzy wpływ.
Wszelkie pizze, hot-dogi czy burgery, zupełnie inne niż z polskich książek kulinarnych smaki, stały się jednak ulubionymi przekąskami, zwłaszcza młodszego pokolenia, choćby dlatego, że trudno znaleźć dla nich przeciwwagę w postaci tradycyjnych polskich dań, które dawałyby się łatwo sprzedawać z samochodu czy pogryzać w czasie drogi na zajęcia pozalekcyjne.
Niestety częstokroć podane nawet w czasie rodzinnego obiadu tradycyjne dania nie wprawiają w zachwyt młodych biesiadników. Mnie udało się ostatnio ,w czasie obiadu (na który był pieczony indyk) zainteresować rodzinną młodzież wynalazkiem, który nazwałam
Babcine hot-dogi
Na ciasto: 20 dag masła, pojemnik (200g) śmietany 18 proc., 3 skąpe szklanki (50 dag) mąki.
Tyle parówek lub frankfurterek, ile chcemy przygotować hot-dogów, odrobina ketchupu, do posypania po wierzchu- tarty żółty ser
(Oczywiście do przygotowania hot-dogów zużyjemy niewielką część ciasta,które nadaje się również na wspaniałe rogaliczki z różą lub na ciastka nadziane kawałkiem jabłka)
Po przesiekaniu wszystkich składników zagniatamy ciasto. Powinno godzinę odpocząć. Kiełbaski kroimy na połówki.
Odcinamy po kawałku ciasta, wałkujemy dość cienko, wycinamy kwadraty o boku równym długości kawałka wędliny. Plasterek ciasta smarujemy cienko odrobiną ketchupu, układamy parówkę po przekątnej i zlepiamy przeciwległe rogi kwadratu, posypujemy startym serem i pieczemy, aż hot-dogi się zrumienią na złocisto. Najsmaczniejsze są oczywiście prosto z piekarnika.
Wiadomo, że do pewnych smaków dorastamy. Wprawdzie niekoniecznie wszyscy dorosną do dostojnych smaków, ale przy naszym rodzinnym stole starsza część rodziny zainteresowała się młodzieżowymi hot-dogami, a niektórzy młodsi w rewanżu zjedli „dorosłego” indyka. Może tak właśnie niweluje się przepaść pokoleniową?
W każdym razie życzymy smacznego!
Komentarze
Może być i po chińsku. Dziś był po iberyjsku bo z iberyjskiej świnki i w okolicznościach iberyjskich. Dodatki też typowo iberyjskiej. Tutejsze pataty prosto z planety wyciągnięte własnymi rączkami które potrafią odkorkować tutejsze iberyjskie Liberation. Czerwone. 🙂 które znakomicie pasuje również do krowiny.
Ale nie zjadłbym schabowego z osiołka. Bardzo lubię te stworzenia. Może dlatego ze mamy bardzo dużo wspólnych dobrych cech. Z moich obserwacji wynika że są bardzo wrażliwe i płochliwe i chadzają samodzielnie wytyczonymi trasami.
Teraz pasie się tu jeden taki przed mobilkiem.
https://photos.app.goo.gl/FGs81qn464rFxmMf7
Obrazek z mobilka.
Po pierwsze nie chce sympatycznego kolegi wystraszyć wychodząc na zewnątrz
Po drugie żadna to przyjemność wychodzić na zewnątrz kiedy szybkość wiatru na liczniku przekracza 100km/h
Nawet ja wysiadam podczas takich powiewów pomimo że nie wysiadam 🙂
Parę tygodni temu w Sidi Kaouki gdzie koczowalismy jakiś czas chadzał sobie drogą mały osiołek. Takie małe są wyjątkowo urocze i jak go widzisz to smail sam powstaje. Wydawało mi się ze nie był dziki czy bezpański (dzikich zwierząt nie dokarmiam) i od czasu do czasu urozmaicałem mu menu. A to jabłkiem, innym razem kalafiorem bądź marchwią w rozmiarach XXL.
Jednegi dnia na poboczu drogi został tylko łeb osiołka. Barbarzyńcy marokańce łeb odcięli resztę wzięli 😛
W tym momencie zaczęło się już na tyle przelewać przeróżnymi sytuacjami, że postanowiliśmy powrócić jak najszybciej do naszej iberyjskiej Andaluzji 🙂
Nie jest źle. Damy nie tylko tej wichurce radę. Każda ma początek i koniec 🙂
Dział internetowy znowu zrobił to samo: dwa posty w odstępie kilku dni, a potem ten drugi będzie wisiał pół roku. 🙁
A przepis wart odnotowania. Te domowe hot-dogi będą miłą odmianą.
@bezdomny:
Ale co i dlaczego z tym osiołkiem?
BTW. Tak sobie czytałem Biblię, a tam było o oblężeniu Samarii. Że głowa osła kosztowała jakąś fortunę. I przypisik: autor jednym, prosty sformułowaniem pokazał, że był skrajny głód, bo jednocześnie:
a) drożyzna;
b) zwierzęta użytkowe używa się inaczej niż kulinarnie;
c) niekoszerny.
Ja się zastanawiam, czy coś z tego w tym Maroku?
nieeee, to chyba już hiszpania po marokańsku
albo pomarokańska… wrażliwie-płochliwa…
😐 🙄 😐
PAK4 🙂
Wychodzi na to że te marokańce albo nie czytają bajek bibliowych albo nie są takie głupie skoro wolą ochłapy od głowizny 🙄
PYTANIE:
Czy rodzynki wymoczone w Grand Marnier dodane do sernika wiedeńskiego to dobry pomysł?
https://www.youtube.com/watch?v=vsGsCvJWEo8
Alicja,
akurat tego alkoholu nie używałam, bo nie mam go w domu, ale myślę, że jak najbardziej można. I niech nikt się nie krzywi na rzekome marnotrawstwo szlachetnego trunku, bo zużywa się go niewiele, a rodzynki zyskują bardzo na smaku. Zostawiam je w alkoholu na całą noc.
Przepis na hot- dogi zanotowałam. Myślę, że wnukom będą smakowały.
I jak wpisałam coś na temat to jest wpis…
Nie szkodzi, przekopiuję.
Dobry wieczór,
Co do świerszczy, pozwolę sobie dodać, że zmielone pancerze/ owady sa często dodawane jako extra proteiny do różnorakich odżywek kulturystyczno/ zdrowotnych.
I wszystko byłoby w porzadku, tyle że bez uczciwego opisu składu – z reguły podane jest jako ACHETA – może spowodować wstrzas afilaktyczny u uczulonych na skorupiaki.
A mięso, to w zależności (głównie) od pory roku, zima więcej, latem prawie wcale. Fleksitarianizm pełna geba.
Weganizm nie dla mnie – życie bez serów, masła i śmietany byłoby smutne.
Alicjo,
Jak najbardziej zyska!!!
Danuśka,
z przyjemnością obejrzałam warszawskie murale. Wszystkie są ciekawe i bardzo dobrze wykonane. A ten poznański na Śródce widziałam kilka razy, pierwszy raz przy okazji pogrzebu Pyry.
Z artystycznym wyrazem i podobieństwem do osoby, której mural jest poświęcony, różnie bywa. W Gdańsku powstał mural poświęcony zmarłej aktorce Annie Przybylskiej. Fatalna pierwsza wersja została mocno skrytykowana, więc wykonawca poprawił ją, ale niewiele to dało.
Dzięki
– tak myślałam, ale rodzynki dopiero od kilku godzin się moczą, bo nie miałam na podorędziu. Ale jeszcze parę godzin mam w zapasie, bo u mnie dopiero 16:30
+4c i chlapowato – czyżby zima poszła sobie precz? Ja za!
Hot-dogi jadałam we Wrocławiu w połowie lat 70-tych albo i mniej, w Przejściu Podziemnym na ul.Świdnickiej było takie miejsce. Były też wtedy pizerrie, niewiele chyba, ale pamiętam jedną w Rynku. Wybór był znakomity, znajomy Włoch się dziwił, że z pizzy można zrobić takie jedzenie!
Chyba nie było to drogie (jedno i drugie), bo mnie bywało stać, a byłam wtedy biedna bardzo. Nie pamiętam hamburgerów z czasów PRL – ale mielone na Dworcu Głównym czy innej jadłodajni nie były drogie.
Nie darmo to jest nazywane fast foodem – na co dzień nie sposób jest się tym odżywiać. O, jeszcze coś – co mi się spodobało jako polski fast-food ostatnich lat, to wszelkiego rodzaju zapiekanki z okienka. Bardzo pomysłowe i bardzo dobre, jak się człowiek spieszy, jest w podróży etc.
Hot- dogi po pieczeni z indyka. Kapitulacja! I jeszcze te „babcine” z własnej inicjatywy. Nie cierpię kiedy współczesne kobiety tak o sobie mówią niezależnie od tego w jakim są wieku tym bardziej, że „babcine” kojarzą mi się z tymi „babciami”, których już nie ma wśród nas.
Krystyno-bardzo mi miło 🙂
To były murale tylko z mojej dzielnicy czyli z Ursynowa. Gdybym chciała sfotografować warszawskie i nie daj Boże wszystkie (!) to byłoby to naprawdę duże wyzwanie. Przy okazji odkryłam muralową ciekawostkę-otóż Korze poświecono w stolicy dwa murale: https://tiny.pl/w4s3c
Powyższy jest na Nowym Świecie 18/20 i został celowo skomponowany wraz z drzewem rosnącym obok, jego gałęzie to włosy piosenkarki.
Drugi znajduje się na warszawskich Bielanach. Kora mieszkała w tej dzielnicy, choć w innym miejscu: https://tiny.pl/w4s31
Wszyscy podróżujący samochodami po Polsce wiedzą, że stacje benzynowe hot dogami stoją! Najszybsze, najtańsze i najpopularniejsze jedzenie na trasie.
Sprawdziłam i porównałam ceny- średnia cena benzyny Pb95 to 6,57 zł, a najtańsze hot dogi sprzedaje, jak internetowe wieści głoszą, Lotos za 6,99 złociszy.
Bardzo rzadko, ale zdarza mi zjeść, niekoniecznie na stacji Lotos.
Dodaj do tego Danuśka – wszyscy podróżujący, a niemający czasu na „wiejskie zajazdy”, gdzie są restauracje i można w nich względnie dobrze zjeść, a nawet dobrze, cenią te rzeczy, bo są w drodze.
Pamiętam lata 60-te, kiedy z Kotliny Kłodzkiej jechało się „mikrusem” (nie żartuję!) do Babci pod Kraków. Mama poprzedniego dnia piekła kurę, jajka na twardo to była oczywista oczywistość i gdzieś w pobliżu lasku w połowie tej trasy (nie, nie było wtedy autostrady, którą teraz się pomyka nieco ponad 2 godziny na tej trasie) rozkładaliśmy kocyk i zjadaliśmy domowego kuraka.
A teraz idziemy prosto do KFC (ja to lubię) czy czegokolwiek. Mieszkając po tej stronie Wielkiej Wody korzystałam częściej, ale na przykład dzisiejsza trasa do stolicy i za nią kapkę się nie liczy (jakieś 300km), bo przemkniemy szybciej, niż zachce nam się jeść. Ale dawna droga do Babci to była „wielka wyprawa pod Kraków” i trzeba było coś mieć pod ręką do jedzenia. Zwłaszcza, jak dzieci były małe (ja+ rodzeństwo)
Witold,
„o co Ciebie chodzi z temi babciami?”
Jedna z moich babć była o dwa lata ode mnie młodsza (teraz), kiedy udała się na ten niby lepszy świat. Nie jestem babcią i nie będę (tak mi zapowiedziano i tego się trzymają), ale przynajmniej skatpetki czy szalik potrafię na drutach zrobić 😉
https://www.youtube.com/watch?v=xsBOOMlq8c4
p.s.
Sernik wyszedł nieźle na oko, dzięki za podpowiedzi, korzystałam z przepisu internetowej „Ania gotuje”.
I tu mam parę uwag – bo nie mam starodawnej maszynki do mielenia mięsa, ser przepuściłam przez moją maszynę do mielenia mięsa i w 5 (dwa rzuty bo kilogram zera)) minut ser wyszedł z niej jak krem. I o to chodziło!
Sprawdzimy wieczorem, bo to zamówienie dla naszego Wojtka urodzinowego z Ottawy.
P.s.
Murale przepiękne.
*sera, nie zera…. zero wiadome bym przepuściła z 8 razy i posypała solą.
@Alicja
„Gdy na dziewczynę zawołają: żono! Już ją żywcem pogrzebiono!”
Z tym współczesność się rozprawiła. Czas na „babcię”. 🙂
Witold,
Nadal nie rozumiem (jak to „baba”) o co Ci chodzi. W wieku jestem „babciowym” jak najbardziej, chociaż formalnie nie jestem i nie będę. Moja generacja to ta:
https://www.youtube.com/watch?v=404XzuJC_FY
Oryginał:
https://www.youtube.com/watch?v=rXwMrBb2x1Q
Ale podoba mi się inicjatywa wrocławian, którzy od lat zbierają się na pięknym Rynku, niestety, nigdy w czasie kiedy jestem 🙁 i biją rekordy.
I to jest fajne.
Zgadzam się z Witoldem, bo rozumiem, że w kobiecie widzi przede wszystkim właśnie kobietę, niezależnie od tego, czy jest ona w wieku, w którym posiada się wnuki. Dość często, choć już trochę rzadziej mówi się o starszej kobiecie ” babcia”, która jest wypierana przez ” seniorkę”, nieważne czy ma ona 65 lat, czy 90 lat. Myślę, że zawsze można znaleźć lepsze określenie w zależności od sytuacji. Z racji wieku znam sporo pań, które są babciami, ale nie są ” babciowate”.
Często oglądam stare zdjęcia na portalu wspomnieniowym mojego rodzinnego miasta, to taki album o mieście i ludziach. I tam widuję m.in. dawne ” babcie”. Tam zresztą wszyscy ludzie, z wyjątkiem dzieci, wyglądają o wiele poważniej niż wskazuje ich wiek.
Kiedy starszy wnuk zaczynał przedszkolną edukację, nagle zaczął używać słów „dziadziuś” i ” babuleńka”. Okazało się, że to były określenia z jakiejś staroświeckiej piosenki przygotowywanej na dzień babci i dziadka. Na szczęście w kolejnych latach dzieci już jej nie śpiewały.
Dzisiejsza 70-tka to dawna 40-stka. Stan umysłu jest chyba najważniejszy.
Ale nadal nie rozumiem Witoldowego:
„Gdy na dziewczynę zawołają: żono! Już ją żywcem pogrzebiono!”
Przytaczasz archaicznym językiem pisane powiedzonko. Ja zaniedługo będę obchodziła, żywcem będąc pogrzebioną, 50 lat u boku tego, co mnie żywcem pogrzebał, czyli poślubił.
Może rzecz w tym, że nigdy nie nazywał mnie żoną. Po imieniu…
p.s. I to było fajne – ale należy sobie zdawać sprawę z tego, „i nie wróci więcej”…
https://photos.app.goo.gl/W8zkzJYUgFWMLZNV9
Alicjo 🙂 zdaje się że i nam jeden jedyny raz przeszlo przez gardło słowo mąż i żona. To nawet bardzo dziwnie brzmi a i napisane, też nie jest do niczego podobne ani potrzebne.
Z Przyjecielem, jak zwykle, stoimy ponownie w przepięknym miejscu 🙂
Popatrz sama – – > 36,0791609, -5,7585308
Wszystko przed nami. Może nawet do końca życia załapiemy się kiedyś na hot doga.
p.s
Owszem, przeszło mu „to moja żona”, kiedy mnie miał komuś przedstawiać w sztywnym towarzystwie – jak się pracuje w pewnych kręgach, to tak trzeba.
W mało sztywnych kręgach na pewnym Zjeździe Łasuchów przedstawił Rzepa (przyjechaliśmy z Łodzi) jako – to jest moja dziewczyna, a to jest moja żona.
Nie zareagowałam adekwatnie, bo mnie zatkało.
Chłop zawsze będzie chłopem i czasami chamem. Do dzisiaj nie wybaczyłam. Bo ja nigdy bym swojemu facetowi/mężowi tego nie zrobiła.No ale podobno nie mam poczucia humoru. Coraz bardziej zresztą.
Wyjeżdżamy do Ottawy.
Hasta maniana!
Starsza Pani jest do wytrzymania, najgorsze określenia w polskim języku to dla mnie „staruszka” i „staruszek”. Dziadziuś i Babuleńka koszmarne.
Senior i seniorka też nie brzmią dobrze. Przynajmniej dla mnie. Po prostu kobieta, mężczyzna, a nawet dziewczyna i chłopak. 🙂
Staruszka to od jakiego wieku? Moja ciocia, która w grudniu skończyła 98 lat nie pozwala aby ktoś tak ją określał. I bardzo dobrze.
Irytujące są też badania sondażowe w grupach wiekowych. Tak jakby, po skończeniu na przykład czterdziestu lat człowiek zmieniał poglądy, które miał dzień wcześniej. U nas w mojej obecnej pracy, niestety, jest dziwny zwyczaj hucznego obchodzenia okrągłych urodzin. Oczywiście, z pewną taką satysfakcją, zadawane są pytania typu: jak się czujesz mając już 40, 50. 60 lat? No, czuję się tak samo, jak wczoraj wrrrrr. 😀 Może jestem tylko wściekła i zirytowana, że zadajecie tak głupie pytania.
Zadowolone komentarze starszych i jeszcze bardziej zadowolone komentarze młodszych kolegów i koleżanek: dołączyłeś/łaś do tej grupy, grupy tych „starych”. Masz inną cyferkę z przodu. Tak jakby ten jeden dzień coś zmieniał. I całe święto jest do … Dlaczego w tym dniu ludzie nie mogą być mili i powstrzymać się od takich komentarzy? Tym bardziej, że oczekują poczęstunku 😀
Alicjo, zgoda w tym co piszesz 🙂
To doprawdy jest tylko do śmiacia kiedy słyszę „mój mąż albo moja żona”
Bardzo dziwna to forma kiedy ludź podkreśla w taki sposób że posiada istotę żywą, nie zawsze samodzielnie myślącą, ale zawsze, podobnie jak rzecz, dom, auto 😛
Kto wie czy to nie jest pozostałość po niewolnictwie kiedy to drugiego ludzia nie szanowano lecz tylko posiadano?
Bardzo brzydkie zestawienie słów „moja żona albo mój mąż”
Niesmaczne jest roszczenie do drugiej osoby pełnej własności na takiej samej zasadzie jak do mojego schabowego po chińsku
Dobrego dnia mimo wszystko 🙂
„Moja żona”, „mój mąż” – jako wyraz właścicielskiego stosunku do przedmiotu/obiektu rzeczywiście nie brzmi najpiękniej. Ale słowo „mój”, „moja” są też używane w całkiem innym znaczeniu, np. mój ulubiony utwór, moja przystań, moja opoka, a może też mój wybór. W takim przypadku w słowie „mój” nie ma nawet cienia niewolnictwa, zawłaszczania, itp. Jest wyraz uczuć moich do tego „mojego”. Dla mnie tak właśnie brzmi „moja żona”, „mój mąż” i to od prawie 50 lat.
Trudniej jest mi natomiast dostrzec lepszą stronę „seniorek i seniorów” , „staruszków” , itp. , ale to też jest moje subiektywne spojrzenie.
Tak, a już w ogóle strasznie irytująco to brzmi w ustach obecnie rządzących: „nasi kochani seniorzy” Gdy mówią to tymi mdląco słodkimi głosikami. Na dodatek jacy to „ich” i na pewno nie”kochani” co udowadniają na każdym kroku. Rodzice twierdzą, że to brzmi bardzo protekcjonalnie.
Asiu, zgadzam się z twoimi Rodzicami. W takich momentach nie tylko irytacja, ale i furia.
@Alicja
„Przytaczasz archaicznym językiem pisane powiedzonko.”
Szczerze mówiąc byłem pewien, że na tym blogu nikt nie będzie problemu z cytatem Mickiewicza (Adama).
@Asia, Lena2
Dokładnie tak.
Asiu, przepraszam – oczywiście z Twoimi, a nie twoimi.
Ale wreszcie rozgadali się wszycy na temat niekoniecznie kulinarny!
I o to chodzi 🙂
Mój- moja, moje – zaimek dzierżawczy, o ile się nie mylę?
Witold,
ja jestem z tej generacji, co to jeszcze „Pana Tadeusza” czytała jako lekturę z musu, a doceniła po latach i polecam poczytać na nowo. Trzynastozgłowcowcem napisać taką opowieść to literacki Nobel – i tyle o jedzeniu! Serio.
Byli czasy….
https://photos.app.goo.gl/ALer2HCUHpZyUJPu2
Żeby Panie prowadzące blog nie miały wrażenia, że pisze się nie na temat, ale skoro jesteśmy przy Panu Tadeuszu…
„Tu roznoszono tace z całą służbą kawy,
Tace ogromne, w kwiaty ślicznie malowane,
Na nich kurzące wonnie imbryki blaszane
I z porcelany saskiej złote filiżanki,
Przy każdej garnuszeczek mały do śmietanki.
Takiej kawy jak w Polszcze nie ma w żadnym kraju:
W Polszcze, w domu porządnym, z dawnego zwyczaju,
Jest do robienia kawy osobna niewiasta,
Nazywa się kawiarka; ta sprowadza z miasta
Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku,
I zna tajne sposoby gotowania trunku,
Który ma czarność węgla, przejrzystość bursztynu,
Zapach moki i gęstość miodowego płynu.
Wiadomo, czym dla kawy jest dobra śmietana;
Na wsi nie trudno o nię: bo kawiarka z rana,
Przystawiwszy imbryki, odwiedza mleczarnie
I sama lekko świeży nabiału kwiat garnie
Do każdej filiżanki w osobny garnuszek,
Aby każdą z nich ubrać w osobny kożuszek.”
Najpiękniejszy fragment z „Pana Tadeusza” chociaż nie bez powodu Mickiewicz pisze „w Polszcze”, a nie na Litwie, Tak przyrządzoną kawę Mickiewicz poznał w Wielkopolsce. „Duszą utęsknioną” przerzucił ją do Soplicowa.
Skoro o kawie (rzeczywiście to piękny fragment) podrzucam przy okazji tekst o najstarszych kawiarniach w Warszawie:
https://historia-warszawy.pl/najstarsze-kawiarnie-warszawie/
„Honoratka” była restauracją mieszczącą się w Domu Rzemiosła, już jej niestety nie ma, została zamknięta.
Emil Wedel otworzył swoją pierwszą kawiarnię na Miodowej, róg Kapitulnej. Cieszyła się dużym powodzeniem, może również dlatego, iż Wedel rozumiał znaczenie reklamy i zamieszczał w prasie artykuły zachwalające to miejsce.
Kiedy Osobisty Wędkarz mówi o mnie moja żona absolutnie nie czuję się zawłaszczona ani uprzedmiotowiona. Trochę podobnie jak Lena, odczuwam w tym określeniu pewien rodzaj dumy, czułości i …wierności 🙂
W obecnych czasach, kiedy czytamy menu Pijalni Czekolady Wedla to dostajemy wręcz zawrotu głowy : https://wedelpijalnie.pl/karta-menu
Ale o herbacie w Panu Tadeuszu nic ni ma…. a jam herbaciara!
No nic, przeżyję…
Ale w Panu Tadeuszu o jedzeniu jest tyle, że ho-ho! O piciu nie wspominając…
@Danapola
„Kiedy Osobisty Wędkarz mówi o mnie moja żona absolutnie nie czuję się zawłaszczona ani uprzedmiotowiona.”
Oczywiście, bo określenie „moja żona” znaczyło coś innego w czasach Mickiewicza. Obecnie możesz bardzo szybko zerwać się z „haczyka” 🙂 (czego Ci nie życzę) jeśli miałabyś takie życzenie.
@bezdomny:
Hmm… piszę w mojej ojczyźnie, na moim kontynencie, na mojej planecie, w mojej galaktyce, modląc się do mojego Boga. Co ja się tam będę do pojedynczych ludzi z zawłaszczaniem ograniczał 😀
Przepraszam, tak mi te chińskie inspiracje przypomniały:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2_COmsfF6JrkL0ze6brS3QJQzrnTUqb8qNWexBjwM_XMroFjecJEmo5di3Aaou2Utxzl0EhjPLnMw2g2Vxhuf2rAcZv9h9pBEg7uF_eAN9toQdXjbuja9PITrFyivwsf_YfPf-fCMoXM_aocMh3pdbi40ojxho6caVxUDWCCebni9ywRUjTb1eGTUkA/s700/main_hawajska.jpg
PS.
I jeszcze jedno — obiecuję już ciszę i milczenie:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUzTHib7yw6stxKjdggnf9hYBNQZ76Qgb5_xEgIQ7XIr2qEzoMfm2jQefAtMReMBao-u0A_Orjs4bKzcmvbjgP_waxhY4cjcHY2OMKPuqhBlR0fcD4Rt3yAx4ULUQPwlw1nqq74kX7uAtFhOoJydYaVbZB_OCe-EDsX6EkY4Y1E279hsiGBF7gXbyNWA/s996/main_28nie_jestem_alkoholikiem_tylko_.jpg
A jednak – zaimek dzierżawczy! Mój mąż, moja strona, mój kraj, ziemia – ojczyzna ludzi, moja ziemia, mój świat!
Zdecydowanie nie polecam wczorajszej zimnej pizzy. Cierpienie uzasadnione.
Wino się wyrabia z winogron – niestety, pół szklanki, które miało tę pizze pomóc przełknąć, też poszło się bujać…
Trzynastego… nie dziwota… Murphy’s Law…
Pisze gdy w Europie jest godz. 3:30 i blog spi. Dyskusja o staruszkach, seniorach i w ogole ludziach „trzeciego wieku” przypomniala mi Starszych Panow i piosenke „wesole jest zycie staruszka”, bo wlasnie w miare takie zycie prowadze (o chorobach i dolegliwosciach na chwile zapominajac). Mam teraz tyle roznych przywilejow: tansza lub darmowa komunikacja miejska, znizki na bilety kolejowe, znizki do teatrow, muzeow i na koncerty. Chyba tylko w restauracjach trzeba placic 100% o czym sie przekonalem spedzajac udany weekend w Montrealu gdzie we francuskiej restauracji podjadalem zupe cebulowa oraz cielecine (nie wiem jak sie na polski tlumaczy „cote de veaux”, moze Danuska pomoze). Pociag do Montrealu jedzie przez Kingston wiec w myslach pomachalem Alicji choc z wpisow powyzej wiedzialem, ze akurat jest w Ottawie. Bardzo przyjemnie patrzec z pociagu na zimowy krajobraz za oknem kiedy sie je cieply obiad popijany winem i wzmocniony likierem. No ale czas sie pakowac na walentynkowy lot do Warszawy. Nawiasem mowiac w ramach poprawnosci politycznej w ontaryjskich szkolach 14 lutego bedzie sie obchodzic „Dzien Przyjazni” (Friendship Day), bo Walentynki sa chrzescijanskie wiec podobno moglyby obrazic dzieci innych wiar.
Kemor- wszystko wskazuje na to, iż jadłeś kotlet cielęcy.
Co do Friendship Day to Pyra napisałaby lekko zirytowana- och, nie przesadzajmy z tą poprawnością polityczną, zresztą jestem tego samego zdania.
Do porannej kawy/herbaty walentynkowe ciasto i życzenia miłego dnia dla blogowych Łasuchów: https://tiny.pl/wnxg6
I tak w Polsce nazywa się to święto po prostu Walentynkami, nie zawracając sobie specjalnie głowy ani Walentym ani jego świętością. 😀
Miłego świętowania 🙂 ❤️
https://photos.app.goo.gl/9stUBYmJHbjxDnZL7
Asiu-zdjęcie cudne i bardzo walentynkowe 🙂
Kochani- nie przegapcie i posłuchajcie! Do zdjęć Asi, bo jest ich kilka, mamy świetny podkład muzyczny. Asiu-wielkie dzięki :=)
Czyli czego tu dziś życzyć? — Wysokiej temperatury i mocy zawłaszczeń? 😮 — Tak, właśnie tak! —
+5c i jeszcze rośnie, czyli nie jest źle.
https://photos.app.goo.gl/nMijxYi29gmx9xB7A
PAK4,
nie obiecuj ciszy i milczenia, bo piszesz bardzo ciekawie 🙂
Czy ktoś wie, jak piecze się takie ciasto jak to, które pokazała rano Danuśka – z jasnym sercem w środku? Nie zamierzam go piec, ale chciałabym znać sposób pieczenia.
Krystyno-tu jest przepis w całości, ale nie wydaje mi się, by było to takie proste:
https://smaker.pl/przepisy-desery/przepis-ciasto-na-walentynki,1952481,smaker.html
Danuśka,
dziękuję za informację. Rzeczywiście, to chyba nie jest proste, ale jak ktoś prowadzi blog, to może się potrudzić dla takiego efektu.
Jutro tłusty czwartek. Kupię kilka pączków w pobliskim sklepie; dostarcza je tam jakaś cukiernia.
Asiu,
czy nadal, jak co roku, będziesz zaangażowana w zakup pączków dla koleżeństwa?
PAK4 🙂
Całkowita racja 🙂 z którą w jakiś sposób dasz sobie radę 🙂
Ale mi jako bezdomnemu jest niesamowicie bardzo niezręcznie cokolwiek przejąć na własność czy w najmiejszym stopniu uzurpować sobie prawo do czegokolwiek nie mówiąc już o kimkolwiek.
Z tymi bogami to masz rację. Każdy posiada swojego. Szkoda tylko za bogi nie mają swojego boga 🙂
36.046519,-5.639892
Alicjo to ku twojej uwadze na własne zamówienie.
Tu ozean jest też piękny i w dzien i nocą 🙂
Czyli okolice Valdevagueros, powyżej Tarify. Andaluzja.
Tak tak.
Bardziej dokładnie to określając jest w połowie drogi między Tarifa a Valdevaqueros. I już drugi dzień z Przyjacielem dywagujemy czy jest teraz tutaj piękniej kiedy jest mało ludziny czy wówczas kiedy jest znacznie cieplej, powyżej 15°C nocą 🙂
Woda trzyma się w normie 17°C.
Do zaakceptowania.
Dziś miałem podobne doświadczenie z winem o którym pisałaś niedawno.
Po pierwszym łyku spuściłem flaszkę. A taką piękną kolorową naklejkę posiadała 🙄
Wniosek z tego, kupuj to co znasz.
Krystyno – na szczęście nie. Jutro mam urlop 😀
Pączki zamówił tym razem logistyk. Ufff.
Asiu,
no i słusznie. 🙂
Wino?
Ostatnio, od pół roku z ogonkiem obstawiam to wino i bardzo mi smakuje (co nie znaczy, że musi wszystkim):
https://www.winealign.com/wines/118308-Botter-Primitivo-2019
W najbardziej znanych cukierniach ustawiły się już zapewne kolejki, ale smaczne pączki można też kupić bez stania w długim ogonku, co planuję zrobić.
Dowcipy na temat Tłustego Czwartku bywają różne: https://tiny.pl/wn9zb
i co ciekawe mogą mieć również kontekst polityczny 🙂 https://tiny.pl/wn93q
A gdyby ktoś miał ochotę smażyć pączki luksusowe(!) to podrzucam przepis i życzę Szanownym Łasuchom smacznego dnia!
https://domowe-wypieki.pl/przepisy/ciastka-male-wypieki/977-paczki-luksusowe
@Danapola:
Dorzucam w tej wersji.
@bezdomny:
> Całkowita racja
Ale względna. Cóż, zaimek dzierżawczy wiele zastosowań ma i każdy może mu nadać swoje własne opalizacje… Tylko czyje one wtedy będą? Dającego? Zaimka?
> Szkoda tylko za bogi nie mają swojego boga
Eee tam… panteony zwykle jakiegoś szefa swojego miały…
Zgłaszam się jako ta, która miała chęć na luksusowe pączki, a zarazem miałam dzień pełen roboty, niewymagającej wychodzenia z domu. I usmażyłam pączki, według przepisu sprawdzanego od lat, ze wspominanej już książki Lemnis i Vitry. Z pół kilograma mąki wyszło 28 pączków. Bez mojej pracy i gazu, ale z lukrem – po 2, 60 zł. Część zjedzona, a reszta zamrożona, bo tym razem porcja była dla dwóch osób. Duże obżarstwo pączkowe pełno-rodzinne we wtorek – ostatkowe.
Leno-gratulacje, 28 pączków to jednak jest trochę roboty!
Ceny pączków w cukierniach od ok. 5,00 zł do 12,50 zł i chyba zdarzają się też droższe. Pączki za dwanaście złotych z groszami widziałam wczoraj w Fabryce Norblina, która funkcjonuje w tej chwili jako duże centrum handlowo-kulturalno-gastronomiczne: https://fabrykanorblina.pl/
My urządziliśmy pączkowy wieczór wspólnie z Młodymi, ale żadnej rozpusty nie było. Dzisiaj odświeżę jedną sztukę eksperymentalnie w mikrofalówce. Ciekawostką był pączek z piekarnika z całą, świeżą śliwką w środku. Śliwka była smaczna, ale pączek cokolwiek suchawy.
Dawno temu kiedy smażyłam pączki wg Dietlowej też wychodziło mi 30 sztuk. Wczoraj kupiłam gotowe bardzo dobre po € 1,80 za sztukę.
Danuśka, dziękuję za gratulacje. Pamiętam moje pierwsze pączki (pierwsze smażone). Byłam świeżą żoną i bardzo chciałam umieć wszystko. Przepis był ten sam, co dziś, ale nic mi nie wychodziło: ciasto za rzadkie, więc dosypywałam mąkę; smażenie było nie tylko wyczuwalne, ale i widzialne (tzn. dym utrudniał zobaczenie czegokolwiek). Od tego czasu wiedziałam, że smażenie pączków to wielkie wyzwanie. Pozwoliło mi to być z siebie dumną i sobą zachwyconą. Niestety, tylko do czasu… Mama mego męża- prawdziwa Wielkopolanka- w czasie jednego z częstych kilkutygodniowych pobytów u nas, zrobiła pączki. To, że były b. smaczne, nie dziwiło nikogo z nas, bo wszystkie Jej dzieła takie właśnie były, ale robiła pączki, nie robiąc żadnego wokół swojej działalności zamieszania, a na wyrazy podziwu i zachwytu, odpowiadała, że przecież to nie jest żadna wielka praca. Robiła je bez udziału robotów, a więc ciasto wyrabiała ręcznie. I chociaż mama męża nie zyje już ponad 10 lat, to pamięć o Jej podejściu do róznych zadań, nie tylko pączków, ogranicza mój samozachwyt, choć nie zmniejsza satysfakcji.
Podczas niedawnej wizyty w niemieckiej piekarni były paczki ktore tam nazywaja sie Berliner. Wszystkie były nadziewane dzemem malinowym. Cena $3.10 za sztukę. Nie tylko Eva47 ma smaczne i drogie paczki. 🙂
Paczkow jeszcze nie robilam ale moze pora sprobowac upiec paczki. Przejrzalam przepisy i chyba sprobuje. Patrzylam tylko na przepisy gdzie jest slowo “łatwe” 🙂
Orca, moje pączki są tańsze od amerykańskich i polskich. W Niemczech pączki nazywają się Berliner, tylko w samym Berlinie nazywają się Pfannkuchen .
Wiele lat temu Kennedy w czasie pobytu w Berlinie na koniec swojego przemówienia powiedział „ich bin ein Berliner” ,co wcale nie znaczyło że miał na myśli pączki.
Miał na myśli, że jest berlińczykiem (w tym danym dniu oczywiście), co berlińczycy przyjęli to z humorem 😉
Moje pączki (he he, „paczki” oczywiście) z Baltic Deli:
https://tinyurl.com/mrxp96cf
Są mniej więcej dwa razy większe niż te wycinane szklanką, kosztują poniżej 2$ za sztukę (Jerz twierdzi, że 1.80$, co jest chyba prawdą) – my wybieraliśmy zawsze z konfiturą z róży, ale tego nadzienia już od dobrych paru lat nie ma. Najlepsze są z powidłami śliwkowymi i takie kupujemy. Są pyszne.
No i dwa na dwie osoby wystarczą. Pączki smażyłam chyba jeszcze w dzieciństwie – to znaczy pomagałam. Mama dodawała kieliszek spirytusu do ciasta, co ponoć zapobiegało wchłaniani tłuszczu przez ciasto – i o ile pamiętam, smażone były na głębokim smalcu domowej roboty, a czasami na oleju rzepakowym. Robiło się tego ilości, bo było dla kogo. Przechowywane były nawet przez kilka dni w torbie papierowej. No, dłużej niż 3 dni nie dotrwały…
No ale są pączki i pączki… za snobizm należy zapłacić, bo nie wierzę, żeby smak szedł w parze z 49zł za pączka:
” W gdyńskiej restauracji Kuby Wojewódzkiego Niewinni Czarodzieje TrzyZero oferowany jest kilka rodzajów pączków. Dwa smaki (słony kajmak z czekoladą oraz czarna porzeczka z pomarańczą) to koszt 10 zł za sztukę, ale trzeba zamówić co najmniej sześć sztuk. Natomiast „edycja limitowana”, czyli pączek z kremem pistacjowym, polewą z różowej czekolady, pudrem malinowym i jadalnym złotem (oraz w złotym pudełku) to już wydatek 49 zł za jednego pączka. O czym z dumą na Instagramie donosił sam „król TVN”.
Przy tej cenie niedrogie wydają się pączki w restauracji innej gwiazdy TVN Magdy Gessler. „U Fukiera” można je dostać za 15 zł za sztukę. Gessler oferuje też pączki w swojej cukierni Słodki Słony. Na stronie nie podano ceny, ale jak donosi „Gazeta Stołeczna”, obecnie jest to 18 zł.”
To cytat z Wirtualnych mediów. A ja myślałam w ub. roku, że Magda z tymi 18 zł za sztukę trochę przesadziła…
To przynajmniej Lena zachowuje tradycję.
Za pączki płaciłam wczoraj po 3,90 zł, duże z nadzieniem z róży, ale tylko 4 sztuki. Były też pączki podłużne, z różnym nadzieniem, z lukrem, posypką albo tylko z cukrem pudrem. Przy każdym rodzaju oznaczono, z jakiej piekarni/cukierni dostarczono.
Wydaje mi się, że przy pączkach jest mniej pracy niż przy faworkach, ale faworki są świeże kilka dni, jeśli wcześniej nie zostaną zjedzone, a pączki tylko w dniu smażenia. Może jeszcze kiedyś je usmażę.
Upiekłam dziś ciasto marchewkowe, bo wichura, która już się rozpoczęła, ma trwać do niedzieli, więc spacery w parkach czy lasach wykluczone. Kawę trzeba będzie wypić w domu. Ale żeby nie zasiedzieć się w domu, kupiłam bilety do kina na sobotę i niedzielę. Wreszcie obejrzę ” Fabelmanów”. Mniej więcej o tej porze ubiegłego roku wichura pozbawiła naszą okolicę prądu na wiele godzin. Ale to nic nadzwyczajnego.
Zaczynają kwitnąć już przebiśniegi; widziałam też bazie. Czy to jeszcze zima, czy już przedwiośnie ?
Te pączki u K.W. kupowali chyba tylko przedstawiciele różnych redakcji, aby opisać wrażenia, a płacili z funduszy firmowych. Choć może znalazło się trochę snobów.
U mnie też przebiśniegi się przebijają mozolnie, no ale dzisiaj spadł śnieg i znowu je przykrył.
Krystyna, pewnie masz rację, tym bardziej że Wojewódzki te swoje złote zachwala jako „limited edition”, a poniższy artykuł świetnie tłumaczy, dlaczego (nie wszyscy, ale…) ludzie to kupują:
https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/kuba-wojewodzki-paczek-49-zl-magda-gessler-jaka-cena-jak-powstala-tradycja-tlusty-czwartek
A tu wrażenia reporterki portalu Trojmiasto.pl : https://kulinaria.trojmiasto.pl/Paczek-za-49-zl-od-Wojewodzkiego-Sprobowalismy-najdrozszego-paczka-w-Polsce-n175426.html
Krystyna, u mnie ta sama wichura, ale ciepło. Upiekłam właśnie sernik, zostanie w piecu do jutra.
Eva47
„ich bin ein Berliner” 🙂 🙂 🙂
Skojarzenie z paczkami 🙂
W sklepie Trader Joe’s sa Pfannkuchen . Bardzo smaczne. Nie skojarzylam z paczkami 🙂
W TJ Pfannkuchen sa mniejsze od tradycyjnych paczkow.
Pfannkuchen sa mrożone i sprzedawane w paczkach. W kazdej paczce jest chyba 20 mrozonych Pfannkuchen .
Ło rany! Ten pączek z masą pistacjową wygląda jak nadziany szpinakiem zakalec.
A obfitej polewy malinowej nie rekompensuje złoty proszek. Co za dużo to niezdrowo jak mówi przysłowie.
PS
krem pistacjowy nie powinien być zbyt słodki, ani w kolorze szpinaku z patelni
Najlepsze (jakie jadałam) pączki smażyła moja Bunia. Ciemnobursztynowe kule ze złotą obręczą pośrodku. Nadziane oczywiście konfiturą różaną. Własnej, Buniowej roboty. Polane z wierzchu błyszczącym lukrem posypanym drobnymi kosteczkami skórki pomaraczowej smażonej w cukrze (cykata). Nie muszę chyba dodawać iż ciasto było delikatne i puszyste.
To różowe paskudztwo to taki pączek oszołom dla nowobogackich.
Krystyno (21:38) 😀 …a my, dodatkowo, mamy o tej porze atrakcje krokusowe: jakowaś wczesna odmiana + stanowisko tuż przy tarasowym obrzeżeniu betonowym = wyraźne złote akcenty już w okolicach walentynek (pierwszy odważniak w tym roku ujawnił kolor już 22.1 (pod śniegiem 😀 ))
https://photos.google.com/share/AF1QipNWlmoj_JOeZJJb2fbFjdGV80KLtHX_2rh0y9MIcrCe8iD9HDD4B2j9Ct9zm5yu0w/photo/AF1QipP2G2Q7L6JoCnSwBNhq-MhinfAN5ymCX_HjgJJq?key=c2pxbUdCU0RjUnZlc2tjbVplVE1KcGk1SE5KYkd3
…Oczywiście te późniejsze też się już ostro przebijają… a jeszcze ubiegła ciepła noc (wichrowa)…
Pozdrowienia dla pierwszych wiosennych kwiatów!
https://art-madam.pl/zdjecie/duza-filizanka-krokusy-sdyhpnkpryqhgxmf.jpg
Mnieysi stanowie pieką kreple, więtsi torty” tak pisał o pączkach Mikołaj Rej w „Żywocie człowieka poczciwego”.
Aby zejść na ziemię i dojść do równowagi 😉 po doniesieniach o pistacjowo-złotych pączkach Kuby Wojewódzkiego przypomnę, że pierwsze pączki na ziemiach polskich były przygotowywane z ciasta chlebowego i nadziewane słoniną. Podawano je z mięsiwem i popijano wódką. Czytaliśmy i pisaliśmy o tym na blogu niejednokrotnie, zresztą wszelkie media przypominają tę historię przy okazji każdego Tłustego Czwartku. Moda na słodkie pączki przyszła do nas dopiero w XVI wieku z krajów arabskich.
PS. Pączki odgrzewane dosłownie przez kilka sekund w mikrofali są znakomite!
Smakują, jak świeżo usmażone zatem polecam ten sposób. Trzeba je zjeść zaraz po odgrzaniu, jako że szybko twardnieją.
Krystyno-będę ciekawa Twojej opinii o „Fabelmanach”, mnie ten film bardzo się podobał.
Ale swoje Wojewódzki osiągnął – bo o tych pączkach mówi i pisze cała Polska, a nawet antypody 😉
Tymczasem od wczoraj jestem zaniepokojona, że podobno Trzaskowski chce wprowadzić ograniczenia jedzenia, a nawet kartki wprowadzić! Oraz dwie sukienki na rok! Pewności nie mam w sprawie seksu, ale może jakiś wielebny podpowie… Takich ograniczeń świat nie widział i wiadoma partia do tego nie dopuści!!! No, patrząc na brzucho poniżej, warto byłoby te ograniczenia wprowadzić?
https://photos.app.goo.gl/VikVad6qsc6bJDNi7
A poza tym – czy naprawdę marzeniem każdego Polaka jest codziennie mieć na talerzu mięso? Wydaje mi się, że w tych czasach jesteśmy o wiele bardziej świadomi, co dla nas dobre. Owszem, „kotlet schabowy panierowany” od czasu do czasu nie zaszkodzi, ale codziennie???
Danuśka,
” Fabelmanów” obejrzę jutro, a dziś byłam na filmie” Aftersun” i po koleżeńsku odradzam. Obejrzałam właśnie wideorecenzję Tomasza Raczka, pełną zachwytów, a większość komentarzy jest również w tym tonie . Mnie ten film zupełnie się nie podobał, bo tę historię można było opowiedzieć w inny sposób. Już po kilkunastu minutach zaproponowałam mężowi wyjście z kina, ale on stwierdził złośliwie, że skoro wybrałam ten film, to będziemy męczyć się do końca :). I męczyliśmy się. O ważnych problemach można mówić ciekawiej. W każdym razie stracone popołudnie.
Bezdomny,
podaj współrzędne 🙂
A tutaj ciekawy artykuł o benefitach zdrowotnych, wynikających z picia wina ( w rozsądnych ilościach – tu mówią o lampce wina, ja mam różne lampki, jedna z nich swobodnie mieści butelkę 0.7 l i jeszcze zostaje spory margines 😉
https://food.ndtv.com/health/can-wine-be-healthy-6-amazing-health-benefits-you-may-not-know-3791689/amp/1
W skrócie:
1. Wspomaga pracę serca
2.Wzmacnia kości
3.Podnosi samopoczucie i uwalnia od stresu (nie dziwota!)
4,Wspomaga pracę jelit (probiotyka etc)
5.Hamuje proces starzenia (tu warto spojrzeć w metrykę, a następnie w lustro)
6.Wspomaga szare komórki
Same benefity!
„So, next time you to plan to drink, opt for a glass of wine without thinking twice! But do remember to consume it in moderation – that is, two glasses per day for men and one glass per day for women as recommended by the Centre for Disease Control and Prevention (CDC). ”
A więc następnym razem kiedy zamierzasz pić, bez wahania sięgaj po lampkę wina!
Pamiętaj, aby pić w rozsądnych ilościach – to znaczy dwie lampy dziennie dla mężczyzn, jedna dla kobiet (dyskryminacja!!!) – tak zaleca Centrum Ochrony Zdrowia. ”
Pytanie, czy lepiej w lustro spojrzeć po wypiciu wina, czy przed? Ja bym optowała za po wypiciu wina. Wtedy zmarszczki się wygładzają albo w ogóle znikają 😉
Alicjo 🙂
Miejsce gdzie stoimy nie jest objęte żadna tajemnica. I z pewnością wielu nie będzie sie tym miejscem zachwycać ale nam jest tutaj też wspaniale pomimo że od czasu do czasu spotykają się obok nas kurierzy i wymieniają towar na kasę.
Zastanawiam się czy czasami nie robimy coś źle i zachwycamy sie bez palenia tym co nas otacza. A jest to prawdziwa orgia dla naszych dobrze przewianych zmysłów. Tu natura tworzy dla oka bajeczny pokaz kolorów. Od delikatnej zielonj trawy poprzez jaskrawożółte kwiatki na oślej łące na kturej nie pasą się zające a wyrastają różne mi nie znane ale i podobne do krokusów małe badyle.
Nie wspomnę już o tych co powróciły, dowiedziawszy się że tu jesteśmy, z zimowego pobytu u marokańców-afrykańców skrzydlatych. Istne oratorium dla ucha.
Tutaj jest cały czas wiosenne party, większość czasu spędzamy na zewnątrz i nasze mózgownice tez sa zadowolone ze mogą żyć własnymi historiami, według własnych scenariuszy, własnej obsady.
Ani Przyjaciel mnie, ani odwrotnie, nie namawiamy się do opuszczenia tego miejsca. Czasami wyskoczę rowerem na górkę by popatrzeć z góry jak pięknie stoimy 🙂
Popatrz sama, tam służby są cały czas aktywne 🙂 inaczej zaspało by na bialo-żółto 🙂
https://photos.app.goo.gl/fA7uoJ34jEehUd9U9
Pozdrawiamy z miejsca oddalonego o jeden kilometr od Valdevaqueros
Pięknie!
Już zwiedziłam okolicę za pomocą GoogleEarth. Tylko niech Was te piaski nie zasypią 😉
U nas +4c, no ale jak na luty to całkiem nieźle.
Czy ktoś z Szampaństwa oglądał serial (6 odcinków) zrobiony przez Jana Holoubka „Wielka woda”? To o powodzi na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie w 1997 roku.
Jestem pełna podziwu dla reżysera i scenografów, nie mówiąc o znakomitej obsadzie z fantastyczną Anną Dymną na czele.
Byłam w niecałe 2 miesiące po powodzi we Wrocławiu i okolicach, ślady były bardzo świeże, a i do dzisiaj tu i ówdzie widać zniszczenia.
Znam zresztą opowieści moich znajomych z Wrocławia o tym, co się wtedy działo.
Dobry film (na netflixie) – ja nie mogłam się oderwać od komputera i obejrzałam wszystkie 6 odcinków cięgiem, jeden po drugim, ale nie polecam, bo trzyma w napięciu i z każdym odcinkiem poziom napięcia jakby wzrasta, lepiej robić sobie przerwy. Tym bardziej, że z Dolnym Śląskiem, a Wrocławiem w szczególności jestem od zawsze związana.
Dawno temu dostałam dokument na starej taśmie VHS i to był horror, zalane Kłodzko, Bardo i inne miejscowości dobrze mi znane – i pokazane było, jak ta wielka fala szła, zdjęcia były filmowane z helikoptera. Trochę z tych zdjęć dokumentalnych zostało sprawnie wmontowane w „Wielką wodę”.
Dodam, że pierwsi na pomoc przylecieli żołnierze z Francji (Bordeaux), specjalna jednostka wyszkolona do ogarniania takich katastrof – sami z siebie, nieproszeni.
Na co głównodowodzący jednostkami żołnierzy polskich (nie pamiętam już rangi) zjeżył się – co, Żabojady? Dobra, ale powiedz im (do tłumacza), że ja tu dowodzę! Na co dowodzący Żabojadami oficer odpowiedział, że uważa za honor, że będzie „walczył o Wrocław” u boku polskiej armii. I tym rozbroił głównodowodzącego, który z ociąganiem, ale wreszcie podał Żabojadowi rękę.
Dużo jest takich sytuacji, kiedy dowódzcy, czy to wojskowi czy to cywilni zachowują się jak…no właśnie. I to w obliczu takiej katastrofy. Film polecam, a z młodego Holoubka wyrasta bardzo sprawny reżyser filmowy. 15-letnia córka Tomasza Kota
Też nieźle rokuje jako aktorka – a gra jedną z głównych ról.
Alicja,
serial poleciła mi siostra, obejrzałam w całości, podobał mi się. Naprawdę bardzo chciałam obejrzeć ten film w oryginale czyli po polsku, ale nie dałam rady. Musiałam przełączyć na niemiecki. Nie trawię już tego rynsztokowego „polskiego” języka.
Po dwudziestuparu latach telewizji polskiej w moim domu postanowileem nie przedluzyc juz abonamentu. Mam tego dosyc. Bylo to kiedys dla mnie cos nieodzownego w moim zyciu: moc obserwowac to co sie dzieje w Polsce na zywo. Teraz mam dosyc, na tych wiele miesiecy kampanii wyborczej nie mam juz ochoty, nie wytrzymam.
Od wczoraj na ekranie pojawia mi sie pasek wzywajacej mnie do zaplacenia abonamento do 22.02.23 godz. 19.38.
Owszem, nafaszerowany ci on jest, ten język – ja bym powiedziała, że już nie rynsztokowy, ale chodnikowy czy „mainstreamowy”, bo go słychać wszędzie, głośno i bez żenady. Młodzi (zwłaszcza), starzy, bez podziału na nieszczęsny „gender”, dzieci zresztą też – jak to dzieci, powtarzają po dorosłych.
Ja oglądałam po polsku, z napisami po angielsku, bo wybrałam taką wersję ze względu na synową. Była we Wrocławiu 10 lat po wydarzeniach. No a syn – rodowity wrocławianin 😉
Weekend spędziłam w Poznaniu. Przyjechała do mnie Siostra, która ponoć nigdy w tym mieście nie była i zapragnęła je zobaczyć. Zdjęć nie będzie, bo prawie całe miasto jest rozkopane, co bardzo utrudnia chodzenie, a i widoki płotów nie są fotogeniczne.
https://gloswielkopolski.pl/remontowy-armagedon-w-poznaniu-rozkopane-wszystko-co-sie-da-zobacz-zdjecia-z-miasta-remontow/ar/c3-16817519
Były z nami też wnuki, odwiedziliśmy więc też Rogalowe Muzeum, gdzie pod kierunkiem Mistrza dzieci i ich rodzice robili rogale. Dzieci wyrabiały ciasto, Panowie je wałkowali mini wałkami, jedne panie cięły je na trójkąty szablą, drugie nakładały makowy farsz i zawijały. Wszystko to odbywało się w radosnej, trochę kabaretowej atmosferze. Rogale oczywiście nie były do jedzenia, bo warunki sanitarne na to nie pozwalają, ale każdy przy wyjściu dostał po kawałeczku rogala z certyfikowanej cukierni.
http://rogalowemuzeum.pl/o-muzeum/
Odwiedziliśmy Ostrów Tumski, a potem trafiliśmy do restauracji Hyćka (znanej większości blogowiczów z niestety smutnej uroczystości ) .
Część osób odwiedziła też Muzeum Szyfrów ( jest w nim prawdziwa Enigma).
Pogoda nie rozpieszczała w sobotę po południu wiało i padało, niedzielne przedpołudnie było prawie słoneczne, więc poszliśmy na spacer do Parku Cytadela, gdzie mój szwagier odkrył Cmentarz Żołnierzy Brytyjskich.
Pepegorze – u mnie w ogrodzie dzisiaj kos śpiewał i latał za swoją panną. Ogon rozkładał. 😀
A to połowa lutego. Wiosna idzie! Jakoś szybciej w tym roku.
A to delikwent, szybki jak błyskawica, dlatego ostrość taka sobie. Tym bardziej, że w tamaryszku się schował. Śpiew też jego. 🙂
https://photos.app.goo.gl/LU8R5CSnh9Ef3Tyn7
U mnie pojawiły się robiny – te od nieszczęśliwego gniazda. Oblatują całe obejście, mam nadzieję, że skorzystają z pustego gniazda, które jest całkiem dobre przecież.
Ale nie znam zwyczaju ptaków, być może zbudują nowe. Jest też miejsce pod daszkiem z tyłu domu.
Nie wiem też, czy są to te same robiny – przy sprzyjających warunkach mogą żyć do 14 lat, ale średnia długości życia to 6-7 lat.
https://photos.app.goo.gl/2spHqcqAFkbw5A7S6
Alicjo, gniazda bywaja opuszczane, bo zagniezdzily sie w nich pasozyty. Nie wiem wiec co z tym tarym gniazdem.
Asiu, napisalem cos do Twojego zdjecia z kosem, lecz dedykowalem odpowieedzi Alicji – niedokladnie przeczytalem.
Jakims trafem wpis wcale sie nie ukazal.
Czasami komentarze się nie ukazują.
Te kosy to chyba szybciej niż zazwyczaj mają te gody, prawda? Jak czytałam, to zaczynają w marcu, a ja słyszę je już od kilku dni.
Pepegor,
pisząc „nieszczęśliwe gniazdo” miałam na myśli fakt, że pewnego dnia „coś” wyrzuciło robinki z gniazda, nie wiem, może wiewióra albo drapieżny ptak? Na pewno nie kot, bo koty nie chodzą tu luzem. Może jakaś kuna albo coś w tym rodzaju. To jest gęsty krzew, wiem, że tylko niewielki zwierz potrafiący się wspinać mógł to zrobić. No ale ponoć mniej niż 40% ptaszków przeżywa . U nas zimy są raczej ostre, więc niewiele zostaje na zimę, przenoszą się na południe, ale w tym roku zima nie dała czadu (tfu tfu – jeszcze może dać!) i już je słychać i widać.
Co ze starym gniazdem – zobaczymy…
Robiny trzymają się osiedli ludzkich, bo tu jest „restauracja” w postaci krzewów i drzew z owocami (zimą – jagody zamarznięte), no i oczywiście ludzie dokarmiają ptaki na potęgę. Nikt taką restauracją nie pogardzi 🙂
Trzymam kciuki za miłosne podboje ptasząt wszelakich oraz szczęśliwe narodziny kolejnych pokoleń naszych skrzydlatych towarzyszy.
Małgosiu-ciekawy i sympatyczny Wasz wypad do Poznania. Bardzo lubię to miasto, szkoda, że rozkopane, ale zapewne wypięknieje po tych wszystkich remontach.
Ja poszalałam ostatnio kulinarnie i najpierw zrobiłam pesto z roszponki, a potem dodałam połowę zawartości słoika do ciasta na kopytka. Wyszły bardzo smaczne, co potwierdziła z pełnym przekonaniem Latorośl:
https://photos.app.goo.gl/pXqum8JWY463FCkG8
Druga część roszponkowego pesto zostanie wykorzystana do makaronu.
Pamiętajcie, że dzisiaj ostatki! A może zamiast faworków…
https://www.facebook.com/reel/693073695659490
Po słodkiej rozpuście trochę tanecznej gimnastyki:
https://www.youtube.com/watch?v=_hW-uiqsN1o
No proszę, a ja w Poznaniu jadłam zielone pure ziemniaczane w towarzystwie schabowego w panko, który był w gigantycznym rozmiarze i został zjedzony na spółkę, szczególnie, że wcześniej wszyscy zgodnie zjedliśmy zupę grzybową ( bardzo smaczną).
Robię chlebek, tym razem z ziarnami.
Nie wiem czy ta tradycja nadal istnieje, ale kiedyś urządzało się na Ostatki śledzika oczywiście z wódeczką. Pamiętam to jeszcze ze swojej pierwszej pracy 🙂
Małgosiu,
to dobrze, że rodzina zobaczyła Poznań i jego atrakcje, choć te remonty/ już dawno o nich czytałam/ potrafią dokuczyć. A Śródkę doskonale pamiętam.
Przy okazji poszukałam informacji o panko, bo nie znałam tej panierki.
Danuśka,
” Fabelmanowie” bardzo mi się podobali, niekoniecznie jako rodzina, ale jako film – bardzo. Ciekawa jestem, jakim reżyserem zostałby/ bo na pewno by został/ Spielberg, gdyby jako dziecko chodził do kina na poranki, a nie na filmy o katastrofach 🙂 Zdziwiła mnie opinia Tomasza Raczka / poznałam ją po filmie/, że taki sposób opowiadania historii jest przestarzały, ale wiadomo, Spielberg ma swoje lata i tak zawsze opowiadał; w domyśle – więcej już nie będzie. Ostatnio jakoś często nie zgadzam się z T.R.
Przypomniałam sobie, że dawno nie jedliśmy ryby po grecku, więc mam zajęcie.
Na jutro ugotowałam rosół. Wichury dają się we znaki, a u ptaków nie widzę na razie wiosennych nastrojów.
Ja znowu zakisiłam 3 cytryny (tyle mi pasuje do słoika mniejszego niż 0.7 l), bo poprzedni nastaw już na wylocie. A styczniowe-lutowe cytryny są ponoć najlepsze.
2c, przed chwilą padał śnieg (olbrzymie płatki!), forpoczta tego, co według meteorologów ma nadejść za kilka godzin.
Obejrzałam relację z Warszawy, na wszystkich kanałach leciało w całości przemówienie Bidena i tak dalej. Oprawa godna operowego widowiska, ale Amerykanie lubią takie rzeczy i na pewno docenią – dobrze, że pogoda dopisała 🙂
W czytaniu „Artur Hajzer. Droga słonia” Bartka Dobrocha . Lubię książki o wyprawach wysokogórskich i niewiele jest takich, które bym nie przeczytała, no ale nie jest to wskazana lektura zimą… chyba, że przy kominku!
Krystyno-to cieszę się, że zgadzamy się w opiniach na temat tego filmu. Poza tym to bardzo dobrze, że nadal mamy reżyserów, którzy opowiadają swoje historie w sposób „przestarzały”, bo takie filmy często się po prostu dobrze ogląda.
Lubię słuchać Tomasza Raczka i oglądać jego wideo recenzje czy też rozmowy z Marcinem Szczygielskim, ale, podobnie jak Ty, nie zawsze się z nim zgadzam.
A Twoje pytanie na temat Spielberga jest wielce intrygujące 🙂
Małgosiu-wśród moich nadal pracujących koleżanek czy kolegów nikt nie uczestniczył w minionych latach w ostatkowym śledziku, choć to oczywiście nie znaczy, iż tradycja w narodzie zaginęła.
Znajoma, jeszcze pracująca, na moje pytanie o śledzika odpowiedziała, że owszem śledzik pod kilkoma postaciami jest u niej w pracy, ale wyłącznie w towarzystwie chrupiących bułeczek, czyli śledzikowe śniadanie, a konsumenci to kilkoro współpracowników. O żadnym alkoholu nie ma mowy, zresztą kto pije od samego rana? Wiadomo…
Ale śledzik wieczorową porą to pewnie dobra okazja na spotkanie w lokalu.
Tradycyjny śledzik, ale nie w pracy, tylko wieczorową porą! Śledzik mam, wódeczki nie, ale co tam, nie musi być.
Nie dosyć, że śledzik to jeszcze od dzisiaj posypujemy głowę popiołem!
Tylko czy aby na pewno wszyscy posypują…. https://tiny.pl/wnb58
A wracając do śledzi to ten przepis mam ochotę wypróbować:
https://www.youtube.com/watch?v=fVzaiQW4pH8
Danusiu – to zdjęcie zostało zrobione gdy wchodzili do naszego liceum, chyba na koncert Rafała Blechacza 😀 były już memy z napisem:
„Bieda z nędzą przez Polskę pędzą.” 😀
Jeden z nich Harleyem jeździ.
Asiu-czyli historyczne zdjęcie 🙂
Kochani, proszę teraz o uwagę:
czy macie ochotę spotkać się po długiej przerwie na kolejnym Blogowym Zjeździe Łasuchów? Jeśli tak, to moja propozycja jest następująca:
miejsce spotkania- https://ziolowyzakatek.pl/
termin spotkania: 8-10 wrzesień 2023,
koszt 110 zł/osobę i jedną dobę ze śniadaniem.
Wszystkie terminy czerwcowe już zajęte, pierwszy wolny termin we wrześniu to ten zaproponowany powyżej.
Chętnych proszę o potwierdzenie swojej obecności na blogu, mailowo lub telefonicznie.
Danusiu, w ten weekend niestety nie mogę.
Małgosiu-bardzo szkoda 🙁
My się piszemy!
Koryciny 🙂
Przepiękne miejsce pod wieloma względami. Cała zagroda zorganizowana jest na zasadzie skansenu. Domki pochodzą z różnych tamtejszych terenów. Zostały przetransportowane i dostosowane do obecnych standardów.
W weekendy otwierana jest stodoła. Byliśmy tam na dożynkach sierpień 2022.
Pieczona w piecu baranina w ziołach!
To było mistrzostwo. Na klepisku przed stodołą poustawiane stoły. Z boku kapela dbała o zakłócanie ciszy. Pomiędzy tańczącymi koguty ganiał kury i prosiaki. Volklor 100%owy i 40%a nalewka z ziół.
Do kina nie trzeba chodzić wystarczy odwiedzać takie właśnie miejsca.
Danuśko 🙂 trafiłaś w dziesiątkę z wyborem miejsca na spotkanie.
Stalismy tam parę dni mobilkiem i bardzo miło wspominamy 🙂
Stodoła i specjały 🙂
https://photos.app.goo.gl/sLZTXb6NCSf9Dvyw6
Czy to nie tam są wyrabiane słynne sery korycińskie?
W takim razie tym bardziej miejsce na Zjazd Łasuchów akuratne!
Stodoła porządnie wygląda…
Sery korycińskie są wyrabiane w okolicach miejscowości Korycin położonej 40 km na północ od Białegostoku (na trasie do Augustowa). Natomiast miejscowość Koryciny i „Ziołowy Zakątek” leżą niecałe 90 km na południe od Białegostoku w drodze np. do Drohiczyna, malowniczego miasta nad Bugiem związanego z Danielem Olbrychskim: https://twojstyl.pl/artykul/drohiczyn-na-kazdy-weekend,aid,968
W Drohiczynie siedząc na przy knajpianym tarasie i zajadając schabowego po drohiczyńsku ma sie wspaniały widok na zakręcając Bug i całą przepiękną dolinę. Tereny fantastycznie przygotowane do rekreacji.
Spędziliśmy tam parę pięknych dni tuż nad brzegiem rzeki obserwując bobry i inne ryby 🙂
https://photos.app.goo.gl/HaT1xDrLzPLYnvKk6
Trochę wiosny z mojego ogrodu. 🙂 Filmik.
https://photos.app.goo.gl/gjpfeWoi2efYVBXK7
No to szkoda – ale w końcu 90km to rzut beretem i zawsze tam można po serek podskoczyć 🙂
Wróciła zima, przywiozła -10c oraz ze 20-25cm śniegu. Ale przecież wiosna musi być za rogiem! Przebiśniegi się przebiły…
p.s. Bo to trochę zmyłka, Korycin – Korycino. Fantazji zabrakło w nazywaniu miejscowości? 😉
Dla zainteresowanych,
Kolejny zdrowy grzyb do kolekcji grzybow o ktorych tu pisalismy. Angielska nazwa turkey tail. Rosnie na martwych pniach drzew. Szczegoly sa na video.
Dobra wiadomosc jest taka ze podobnie wygladajace grzyby nie sa znane aby byly trujace. Chyba pomoze ostroznosc ale taka jest oficjalna informacja.
https://youtu.be/qeZVqJJGYqI
Zima wróci; póki co wiosna pełną gębą!
Tulipany wyszły prawie wszystkie, to samo czosnki ozdobne; żonkile się póki co wstrzymały (nie licząc siedmiu śmiałków)…
…Luty, kurczę (postnie pieczone)! 😆
Wczoraj bylem na dzialce i co: pelno krokusow!
Mam ten ogrodek 6-ta wiosne i nie przypominam sobie, aby poprzednicy zostawili ich zbyt wiele. A teraz juz prawie cale kepy, jak by to byl szczypiorek, w miejscach, gdzie ich nigdy nei sadzilem. Typ bardzo prosty, blado-liliowy, jak na jednym zdjeciu Basi-Capelli. Wie kto, o co tu chodzi? Myslalem dotychczas, ze one tylko paczkuja.
No, nie zebym sie skarzyl. W poludnie, przy przyjemnym sloncu, sluchalem nawet bardzo mile memu uchu, bzyczeniu pszczol. A o to, bardzo mi w moim ogrodku chodzi!
Wrośniak różnobarwny 🙂
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wro%C5%9Bniak_r%C3%B3%C5%BCnobarwny
Sery korycińskie można kupić w sklepach z bogatą ofertą różnych serów, np. w supermarketach.
Orca,
na takie grzyby łatwo jest trafić w lesie; na szczęście nikt ich nie zbiera, więc mogą sobie spokojnie rosnąć. Generalnie grzybiarze zbierają tylko kilka znanych gatunków i słusznie.
Byłam dziś na pewnym dużym osiedlu i na trawniku przed jednym z bloków rosło mnóstwo przebiśniegów. Ktoś je tam posadził, niektóre nawet w kształcie figur geometrycznych. Bardzo wesoły widok.
U mnie na północy krokusy dopiero wybijają z ziemi, o kwiatkach nie ma jeszcze mowy.
Krystyna.
Jest dosyc dokladny opis jak odroznic turkey tail od podobnych grzybow. Turkey tail na odwrocie jest bialy i ma cos w rodzaju gabki. Podobne grzyby maja blaszki.
U mnie wyrosly żonkile ale jeszcze nie kwitna. Lubie żonkile bo sarny ich nie lubia 🙂
Według mykologów trujących grzybów jest dość mało, takich po których można mieć sensacje żołądkowe też trochę jest, ale tak jak pisze Krystyna, do jedzenia ze smakiem nadaje się kilka gatunków.
Ale w razie gdyby nam groziła śmierć głodowa, dobrze znać gatunki jadalne 😉
W sprawie przebiśniegów – muszę poczekać, aż śnieg stopnieje 🙁
Krokusy u mnie też jakoś tak same się rozsadzają, ale nie jest ich za wiele – być możę gleba im nie odpowiada, „łączka” przed domem jest dość wodnista wiosną.
Pepegorze 😀 — znawcy mówią, że czasem wrony/gawrony potrafią rozwlec świeżo posadzone bulwy krokusów. To może te głębsze też?
Nie mówiąc, iż nieogławiane rozsiewają się (coraz bardziej tracąc „cechy rośliny macierzystej” = jeśli na początku były kultywarami).
Zarosłyyy… – W tym-że samym, bardzo „znawskim” towarzystwie* odchodzi w najlepsze rozpoznawanie odmian, warunków, chorób, popisywanie się fotkami, w tym zasadzonych za ciężkie pieniądze łanów… a tu przychodzi gość, bodaj z okolic Gdańska, jeśli dobrze pomnę, i pyta, jak skutecznie usunąć, bo mu całą działkę zarosły… – no, nie dogodzisz! 😆
Pszczoły i trzmiele uwielbiają krokusowe pożytki… Ale u nas jeszcze o wiele za zimno, nawet dla tych pierwszych… ostatnio było, nie mówiąc o dziś… no, nieważne, przeżyjemy! ;=)
____
*https://forumogrodnicze.info/viewtopic.php?t=72045&start=238 – nb, do przed-pandemii brylowała tam bardzo ambitna Czeszka, a przedwiośnia/wiosny ca 2015-2019 mogły naprawdę wiele nauczyć początkujących… i teraz zaglądam kilka dni temu, a Czeszki nie ma… co się z nią stało?… … … /te wirtualne niepokoje/
Pamiętacie książkę, o której wspominaliśmy na blogu pt: „Polki na Montparnassie”? Zatem, jeśli chcielibyście obejrzeć obrazy malowane przez te artystki, a przy okazji zobaczyć trochę mebli oraz bibelotów z epoki to koniecznie wybierzcie się do Konstancina: https://villalafleur.com/zbiory/
W tej chwili pod ten adres podążają tłumy zwiedzających, jako że w willi odbywa się wystawa poświęcona Tamarze Łempickiej.
Ale w Konstancinie atrakcją jest nie tylko Tamara. To piękna miejscowość, dla warszawiaków to tylko mały skok, wystarczy wsiąść w miejski autobus.
Przy okazji warto pospacerować po tej urokliwej okolicy, a czasem przez uchyloną bramę rzucić okiem na imponujące posiadłości tutejszych mieszkańców. Jednak nie wszystkie rezydencje odzyskały swój blask, niektóre niestety nadal stoją zaniedbane i opuszczone. No cóż, taką mieliśmy zwichrowaną historię….
Co do kolekcji zgromadzonej przez Marka Roeflera to doprawdy chapeau bas! Na moich zdjęciach tylko kilka drobnych przykładów:
https://photos.app.goo.gl/ez2w6c7SVCyRYX929
Osoby, które robią zdjęcia w muzeach wiedzą, że to niełatwe zajęcie-na obrazach czy w gablotach stale odbija się albo światło, albo inni zwiedzający. Poza tym im więcej osób tym większa szansa, że ktoś akurat przejdzie przed obiektywem.
Na wystawie odkryłam przeurocze kolaże Alicji Halickiej, na zdjęciach niestety nie widać detali, te prace są wielowymiarowe, robione z różnych materiałów, a sama artystka tak o nich pisała:
„W tych maleńkich obrazkach, które miały zarazem coś z szopki, zabawki i kolorowej pocztówki w stylu roku 1900, starałam się bez fałszywego wstydu i bez skrępowania wyrazić czasem sentymentalne, czasem poetyckie, a czasem nieco szalone pomysły, jakie przychodziły mi do głowy”.
Orca 🙂
Zrób zupe grzybową. Rosyjską
Похлебка грибная.
Należy do kategorii pochlobków – – >zupa przyrządzana bez mięsa z mocnego bulionu warzywnego. Dominuje jeden składnik roślinny, który również zapewnia ważny zapach. Warzywa nie są gotowane w tłuszczu ale umieszczane we wrzącej wodzie lub bulionie warzywnym.
Coś takiego jest bardzo delikatne i należy uważać z pieprzeniem i soleniem przed i po 🙂
Temat grzybow jest nie tylko w ksiazkach kucharskich. W wielu miejscach na świecie obok zastosowania kulinarnego, grzyby sa skutecznie stosowane w leczeniu chorob psychicznych i nowotworowych. Na przyklad maitake jest bardzo smaczny i rowniez skuteczny w leczeniu lub zapobieganiu niektorych chorob nowotworowych. “Turkey tail” nalezy tylko do tej drugiej grupy i nie ma zastosowania kulinarnego. “Happy mushroom” skutecznie leczy depresje i rozne choroby psychiczne i nie ma zastosowania w kuchni.
Nie bez kozery „Magic muschrooms” vel „Happy muschrooms” są tak nazywane – są halucynogenne, o czym wie każdy ćpun 😉
Ale znaczenie w lecznictwie mają.
p.s.To znaczy – w medycynie, po odpowiedniej przeróbce chemicznej.
Wczoraj zrobiłam konfiturę z żurawiny, malin i soku cytrynowego. Bardzo pyszna. Żurawina sama w sobie jest znakomita do robienia konfitur, bo ma dużo pektyny i bardzo szybko się żeluje. Dodatek malin czy soku cytrynowego albo pomarańczowego wzmacnia smak i go urozmaica. Robię to w małych ilościach, bo u nas żurawina jest obecna cały rok, „żywa” w okresie zbiorów i zawsze można ją znaleźć w mrożonkach. Jest niezbędna jako dodatek do pieczonego indyka, a w tych rejonach z okazji każdych świąt serwuje się indyka. Zwłaszcza w święto Dziękczynienia – wszak indyki ocaliły od śmierci głodowej najeźdźców ze Starego Świata 😉 I tym się indykom odpłacamy – śmiercią za ocalenie… ot, paradoksy!
Viva la Vida – zyj pelnia zycia, tak chyba mozna przetlumaczyc credo zyciowe Fridy Kahlo, taki tez tytul nosi film biograficzny opowiadajacy o jej zyciu. Dzieki Danusce moglem go dzisiaj rano obejrzec w kinie Muranow.
Danusia – dzieki za podpowiedz i za Twoje towarzystwo.
Film to kolejna dawka wiedzy o tej fascynujacej mnie od dawna osobie, ale takze chwila Meksyku, kolorow, muzyki, ludzi, przeplatanych niestety niewyobrazalnym cierpieniem Fridy w ktorym umiala znalezc chwile szczescia i milosci, tez niestety z tragicznym zakonczeniem.
Szkoda, ze na sali nie bylo naszej Salsy – meksykanskie wspomnienia z pewnoscia by powrocily.
Danusia – dziekuje!
Właściwie, to prawie do ostatniej chwili, nie byłam pewna czy uda mi się dotrzeć dzisiaj do kina Muranów, a film był wyświetlany jedynie w dniu dzisiejszym.
Nowy- bardzo się cieszę, że udało nam się spotkać i przy okazji trochę pogawędzić przy kawie. Film był piękny i przejmujący, myślę, że niektóre obrazy zostaną ze mną na długo. Z tego samego cyklu, za miesiąc opowieść o kolejnym malarzu: https://kinomuranow.pl/film/goya-sladami-mistrza
Sieciówki mają swoich przeciwników i zwolenników. Jakoś nie potrafię przypisać się ani do jednych ani do drugich. Dla mnie są bo są i nikomu nie polecam.
Oprócz dwóch miejsc parkingowych przy nich.
Pierwszy to w Potsdamie tuż przy jeziorze. Z własnym nabrzeżem dla klientów przybywających drogą wodną. Parokrotnie docenialiśmy tego typu ulatwienia 🙂
Drugi jest tutaj gdzie jestem, na Tarifa. Z tego miejsca widać przy dobrej pogodzie większość miejsc na których koczujemy. Dziś pogoda płata figla i najlepiej stać na asfalcie co nie jest takie złe kiedy następuje oberwanie chmur co jakiś czas 🙂
Ale w przerwach miedzy jednym a drugim taki niczego sobie landszafcik. 🙂 dobrze robi na samopoczucie 🙂
https://photos.app.goo.gl/pHuMXDj3FbPvFuyx9
Aby do lata 🙂
No cóż. Nie tylko tutaj pogoda płata figle. 🙂
Dowiaduję się że w Berlinie też jest taka która sprawia, że nie chcesz wyjść na zewnątrz na dłużej niż to konieczne. Obecnie w Berlinie i w HH na przemian mżawka i deszcz ze śniegiem, niebo jest wciąż listopadowoszare.
Ale ulice wokół Bramy Brandenburskiej były wczoraj i są dzisiaj zatłoczone jak podczas kolejnego maratona.
Gdybym tam był też bym przechadzał się wzdłuż Unter Den Linden w imię zawarcia pokoju bez broni
Film „Frida” z 2002 roku z Salmą Hayek (znakomita Frida) i Alfredem Moliną jako Diego Rivera, ten oglądałam Teraz wyobraźcie sobie nieco młodszą Salmę Hayek ze złączonymi brwiami… wykapana Frida!
Film można obejrzeć na youtube – a warto, bo był nominowany do wielu oscarów (w tym Salma Hayek).
https://www.youtube.com/watch?v=3sU5tQo6T5w
pogodowo -10c oraz lekki śnieżek.
A powyższy film polecam.
Film “Frida” jest filmem fabularnym, pewnie wszyscy z blogu widzieli, natomiast Viva la Vida jest filmem dokumentalnym i zrobil na Danusi i na mnie ogromne wrazenie! Bedzie tkwil we mnie dlugo, dlugo. Dlatego o nim piszemy.
https://photos.app.goo.gl/bnwXbtyLprRuoC6k6
Tak, my Nowym byliśmy wczoraj na tym filmie:
https://www.youtube.com/watch?v=CXn_1Gy-PNs
Blogowiczów, którzy rozważają przyjazd na Zjazd Łasuchów we wrześniu 2023
uprzejmie informujemy, iż po odbyciu długiej i owocnej narady postanowiłyśmy wraz z Żabą, iż spotkamy się jednak, zgodnie ze starą, dobrą, świecką tradycją w Żabich Błotach. Dziękuję Żabie za zaproszenie i gotowość goszczenia pod swoim dachem naszego wesołego towarzystwa 🙂
Tym niemniej „Ziołowy Zakątek” wydaje się rzeczywiście ciekawym miejscem i jeśli ktoś podczas swoich wędrówek po Polsce tam zajrzy to niech nam o tym opowie. Bezdomny, jak wiemy, już odwiedził te rubieże.
Pozostały jedynie wspomnienia z poszukiwania tutaj schabowego po chińsku 🙄
Pukałem do wielu drzwi. Niektóre stały przede mną otworem. Inne pozamykane. Zamki pokryte rdzą. W pozostałych przypadkach mogłem jedynie pocałować klamkę 🙂
https://photos.app.goo.gl/BtfswVXugSTwJboAA
🙄
A gdzieżeś to takie przystojne odrzwia znalazł? Zardzewiałe, ale ładne. Klucz zawsze pod wycieraczką!
Stylowe są te na fot 5 (na wzór, zgadyję, mauretański), ale i te drzwi z rączkami są ciekawe 😉
A schabowego po chińsku nawet dobrze, że nie ma, bo swojski jest całkiem dobry.
My przy niedzieli będziemy zajadać się pierogami po polsku. Ruskimi, jakby się kto pytał.
Żabie Błota +++!
p.s.Te plusy w pradawnych czasach wypisywania tekstów w internecie oznaczały aplauz, docenienie, najwyższe uznanie i jakość 😉
+2c, słońce i czas ruszyć z nory chyba….
Na dobry wieczór w niedzielę, nieco zapomniany, ale ciągle wspaniały:
https://www.youtube.com/watch?v=6Hzbmrh6jP8
Piąte to już trudno drzwiami zwać bo są one jak wrota i prowadzą na halę targową na starym mieście.
Jestem tam dosyć często dzięki czemu mogę śmiało powiedzieć co jest tam świeże 🙂
I jeśli pamiętasz czego wczoraj nie było a dzisiaj jest to oznacza ze możesz nabyć towar najwyższej jakości co przekłada się najwyższą jakością na talerzu.
Tak było z dorszem ostatnio. Nie było go tam miesiącami. I nagle się pojawił 🙄
Sprzedają go tam entero, co ma niby oznaczac że w całości. A to są tutaj duże ryby. Już bez bebechów osiągają jeszcze na wadze dobre trzy kilo.
Mimo to ze sa entero to są podzielone na pół w poprzek. Masz do wyboru wejść w posiadanie części przedniej lub tej drugiej.
Jedna i druga jest warta grzechu. Ostatnio wziąłem przód. Dobrze wiedziałem z autopsji że całego łba nie dostanę. Pani wprawnym ruchem przepołowiła łeb dorsza i odłożyła przy części ogonowej. Entero to entero 🙂 pół łba każdemu się należy 🙂
Na wadze było tego pomimo połowy głowy znacznie powyżej kilograma. Kasa wskazywała na niewiele powyżej 8 euro ale to tylko dlatego że była to sobota w południe i cenę za kg zrobili na 7 euro.
Do tego kalafior maczany w pesto i poduszeczka z młodego szpinaka zblanszowanego na maśle w towarzystwie zukru pieprzu i soli wraz z rozcianietym czosnkiem i znakomitymi orzechami pistacji .
Jeżeli o czymś zapomniałem to dlatego ze było jeszcze znakomite wino. No nie takie drogie jakie ty pijasz, za 2o dolców. Cztery Faustino białe dostanę w porywach 🙂
U nas nie ma win za 2$ 🙁
Najtańsze, jakie ostatnio znalazłam, to portugalskie
https://www.youtube.com/watch?v=GODEhe3A2TM.
Ale piję ostatnio Primitivo (13.85$). W końcu jak się znajdzie coś smakowitego, to dolar w tą czy tamtą się nie liczy.
Włoskie wina są w cenach podobnych, jak portugalskie, nieco droższe są wina południowo-afrykańskie, francuskie także samo – a tutejszych nie tykam, bo są i drogie, i bez polotu.
Takie piję – ale nieorganiczne, przez co o 2$ tańsze. Smak znakomity jak dla mnie.
https://www.saq.com/en/14729556
To i tak ponad 17 dolców za flaszkę 🙁
Mógłbym takie pić nawet co dzień ale stanęlibyśmy w miejscu. A na to jest jeszcze czas 🙂
Mobilek wypija wszystko co mu wleje i go nie suszy. On ma priorytet i cena go nie interesuje, wszystko połknie 🙂
……..
Ziołowy Zakątek i Żabie Błota mają bardzo dużo wspólnego.
Nie tylko to że są to wspaniałe miejsca prowadzone przez wspaniałych ludzi ale również to że dotarcie do tych miejsc jest znakomitym testem stanu technicznego wehikułu którym się poruszasz. 🙂
🙂
+++
Propozycja Danuśki i Żaby, aby spotkanie zjazdowe odbyło się w Żabich Błotach bardzo mi się podoba. Znamy gościnną Żabę i piękną okolicę, a dojazd nie jest wcale taki zły. Ostatni odcinek to wprawdzie nie asfalt, ale bez przesady, nie jest źle.
Nie przyjedzie tyle osób co dawniej, bo wiele z nich nie ma już wśród nas, ale może jakaś grupka się zbierze. Bardzo zachęcam.
Z filmowych nowości polecam świetny czeski film ” Właściciele”, czyli zebranie praskiej wspólnoty mieszkaniowej. Kto tego nie przeżył, to dla niego jest komedia, dla tych co mają takie doświadczenia – dramat. Aktorzy znakomici, a czeski humor nadal ma się dobrze, niezależnie od ustroju.
No cóż.
Hmmm….
Czy mi są potrzebne dramatyczne epizody?
Kiedy słucham o tych wszystkich obcych historiach to czują się już jakoś nieswojo.
Przestaję być zrelaksowany.
W realu staram się unikać stresujących sytuacji. Znakomicie wyczuwam ich iskrzenie.
Nie pójdę do kina na coś co w realu nie sprawia mi przyjemności 😛
A któż Ci każe? 😉
Przecież to tylko propozycja – ja lubię, jak ktoś coś poleca, a czy skorzystam, to już moja sprawa. Dlatego też nie polecam Ci tego, co aktualnie czytam („Żeby nie było śladów”). Bardzo antyrelaksujące.
-4c, zapowiedziana na wieczór burza śnieżna ma nam przynieść znowu trochę białego, ale jutro już ostatni dzień lutego, a w marcu to już naprawdę do wiosny jeden krok!
Czy ja coś przeoczyłam? Żabie Błota? Chyba raczej Ziołowy Zakątek. Proszę o sprostowanie.
Echidno, zmiana na Żabie Błota
Ano, przeoczyłaś!
Potem była zmiana – i moim zdaniem to dobry wybór, bo wiele z nas już zna drogę do Żabich Błot, a nam prywatnie jest jeszcze bardziej „po drodze” 😉
Ale dojechalibyśmy i do Ziołowego Zakątka, jakby trzeba było. Tam nas jeszcze nie nosiło.
A propos – ta sama data?
Zjazd Łasuchów 2023- data bez zmian 8-10 września, a zatem planujcie odpowiednio swoje dalsze i bliższe podróże!
Jedni już zapewne po śniadaniu, a inni przed. Do odnotowania godny adres 🙂
https://www.vogue.pl/a/nareszcie-mozna-naprawde-zjescsniadanie-u-tiffanyego
Kiedy słyszymy Warszawa to mamy na myśli Pałac Kultury, Łazienki, Stare Miasto, Wilanów, a od kilku lat może jeszcze Centrum Kopernika. Jednak od kiedy chodzę po moim mieście na spacery z przewodnikiem to odkrywam Warszawę na nowo, a często odkrywam miejsca, których do tej pory nie znałam. Zainspirowana różnymi odkryciami postanowiłam temat zgłębić i poszerzyć. Udałam się zatem z aparatem w plecaku na ulice znane wszystkim warszawiakom czyli Mokotowską, Hożą, Koszykową, Aleje Ujazdowskie, Bracką czy Foksal, zajrzałam też na Pragę i na Wolę. Przedstawiam efekt moich wędrówek, ale jako że oglądanie samych kamienic, choćby były najpiękniejsze, wydaje się jednak nudne na dłuższą metę to okrasiłam zdjęcia kulinariami. Sztuka gotowania i podawania do stołu przypomina w zasadzie architekturę-wymyślamy, budujemy, szykujemy i też chcemy by było pięknie i zachęcało do jedzenia albo, jak w przypadku kamienic, do zamieszkania.
Kamienice na moich zdjęciach zostały, w większości przypadków, odnowione w ostatnich latach, a ich wojenne losy były różne, nie wszystkie uległy całkowitemu zniszczeniu. Były budowane pod koniec XIX i na początku XX wieku w różnych stylach-neogotyckim, secesyjnym, eklektycznym, a nawet neobarokowym.
Warto pamiętać, że w tym samym czasie sławny francuski szef kuchni August Escoffier zrewolucjonizował kulinarne zwyczaje i stworzył lekką, a zarazem elegancką kuchnię. Te kamienice też są eleganckie i związane z wytwornym towarzystwem, które tam mieszkało lub bywało na wyśmienitych obiadach czy kolacjach. Zatem zapraszam na spacer po nieoczywistej Warszawie 🙂
https://photos.app.goo.gl/Z5XeUu95w4A8XTdD8
Majętni mieszkańcy stolicy budowali kamienice, a Lindley szykując się do budowy sieci wodno-kanalizacyjnej opracował plany Warszawy:
https://um.warszawa.pl/-/zabytkowe-plany-lindleya-na-miejskim-portalu-mapowym
Przed Lindleyem w Paryżu, za czasów Napoleona III przekształcono Paryż z „zaniedbanego, średniowiecznego folwarku” w nowoczesne miasto, w którym oczywiście też wybudowano sieć wodociągów:
https://polskifr.fr/polska-we-francji/128-lat-temu-zmarl-georges-haussmann-tworca-wielkiej-przebudowy-paryza/
Warszawiacy, a szczególnie mieszkańcy Mokotowa, narzekają na utrudnienia związane z budową linii tramwajowej z Wilanowa. A czy wyobrażacie sobie co przeżywali mieszkańcy Paryża podczas wyburzeń i remontów prowadzonych przez barona Haussmanna?
To co różni te kamienice od blokowisk to dbałość o szczegóły, zdobienia, ciekawa , zróżnicowana fasada. To jest miłe dla oka. Szkoda, że odeszło w przeszłość. Oczywiście nie tęsknię za „podwórkami studniami”, myślę o służbie w ciemnych służbówkach. To co się dzieje na Woli woła o pomstę do nieba.
https://nowawarszawa.pl/warszawski-hongkong-wyrosl-na-woli/
Nie jestem architektem, nie mam uzdolnień artystycznych, ale myślę , że można te bloki budować jednak z ludzką twarzą.
Danusiu piękny fotoreportaż.
Małgosiu-a zatem dzisiaj, w porównaniu z „chińską patodeweloperką” na Woli, osiedle na Żelazną Bramą wydaje się całkiem sympatycznym rozwiązaniem:
https://tiny.pl/wk8b2
Takich osiedli mamy mnóstwo w całej Polsce, zresztą nie tylko w Polsce.
Pamiętam widok z pociągów, którymi właśnie z Małgosią, przemierzałyśmy Japonię. Oj, bloków i blokowisk nie brakowało!
Oczywiście, że secesyjne kamienice, przynajmniej od wewnątrz i od frontu, są zdecydowanie bardziej klimatyczne. Szkoda, że nie można wejść do środka, bo bramy pozamykane na kody wszelakie, a byłoby co podziwiać na klatkach schodowych https://tiny.pl/wk8bp
Dane mi było mieszkać w takiej kamienicy na Noakowskiego przez 6 lat. Niestety w 3 bramie, ale na ostatnim 6-tym piętrze. To , że obecni lokatorzy zamykają te bramy wcale mnie nie dziwi, bo niestety służyły często za toalety i były niebezpieczne. Mieszkanie było w miarę widne, bo okna były spore, no i pod dachami tylko. Wieczorem było widać neony z Placu Konstytucji.
Przewodnicy Warszawscy zamieszczają czasem zdjęcia tych odnowionych bram i klatek schodowych, one też bywały bardzo eleganckie i zdobione.
Spacerując po Warszawie, robiłam tym samym kamienicom zdjęcia 😉
Hongkongizm jest nieunikniony, bo stolica przyciąga i wielu chce się osiedlić. Ale te paskudne blokowiska sprzed pół wieku i więcej budowano w przyspieszonym tempie, więć rezultat jaki jest, każdy widzi.
Mnie się przypomina, jak w dziecięctwie jeźðziłam na kilka wakacyjnych tygodni na podkrakowską wieś (tak, chata strzechą kryta i klepisko!), a przy okazji do Krakowa i Nowej Huty do przeróżnych ciotek. W nowej Hucie też budowano w przyspieszonym tempie – moje wujostwo (wujek inż. metalurg) dostało małe mieszkanko w Alei Róż z widokiem na słynny pomnik Lenina niemalże – była to malutka ciemna kuchenka, jedna sypialnia i coś w rodzaju pokoiku dziennego. Piszę „pokoiku”, bo z dzisiejszej perspektywy patrząc, mieścił się tam nieduży stół i jakaś komódka z telewizorem i nic więcej. I tam jedno duże okno – niby balkon, ale bez balkonu, tylko z barierką.
Takie budowle „na chybcika” powstawały wszędzie, bo na przykład w Poznaniu u mojej rodziny pobudowano podobne bloki. Te bloki nadal stoją i będą stać, bo ludzie muszą gdzieś mieszkać. Wspólnoty mieszkaniowe (jak na przykład ta znana mi w Poznaniu) robią co mogą, żeby blokowisko-środowisko uczynić przyjaznym i znośnym.
A Aleja Róż w Nowej Hucie – jak stoi tak stała, szybko jej czym innym się nie zastąpi. Odwiedzam czasem via GoogleEarth…
Wycieczki, które zwiedzają Kraków i przyjechały do tego miasta na dłużej niż jeden dzień mają w swoim programie Nową Hutę. Latorośl odwiedziła z przewodnikiem w ramach klasowej wycieczki. Tę dzielnicę pokazuje się też chętnie obcokrajowcom, zresztą a cappella wie na pewno więcej na ten temat.
Danusia,
Bardzo ciekawa Twoja przechadzka z kamienicami w obiektywie. Jest ich w Warszawie wciąż wiele mimo tragicznych zniszczeń wojennych. Sam przez wiele, wiele lat mieszkałem w jednej z nich na Starej Ochocie przy ulicy Raszyńskiej. Wybudowana ok. 1920 roku była współwłasnością Pana Jana Stanisława Jankowskiego, Delegata Rządu na Kraj, od którego w ogromnej mierze zależał wybuch Powstania Warszawskiego. Jako dziecko, a później uczeń liceum wiele, wiele razy bywałem u Pani Heleny Jankowskiej w niewielkim mieszkaniu na pierwszym piętrze, jakie władza pozwoliła jej zatrzymać. Dzisiaj na budynku jest tablica poświęcona pamięci Jana Stanisława Jankowskiego, zamordowanego w Moskwie w 1953 roku.
Tuż obok znajduje się piękna kamieniczka w której kiedyś, za panowania ostatniego króla-królów Rezy Pahlawi była ambasada Iranu, jeszcze prozachodnia, chociaż sam Reza Pahlawi rządził podobno twardą ręką. Tak czy inaczej do dzisiaj pamiętam wielkie przyjęcia jakie się tam odbywały, kolorowe i huczne, niewyobrażalne w tamtych szarych czasach.
Jeśli już o tablicach mowa, to bardzo blisko jest niewielka uliczka Zimorowicza, gdzie pod numerem 4, od 1945 roku aż do śmierci mieszkał Jan Parandowski. Też jest tablica. Warto tam też pospacerować.
Każda z tych małych uliczek jest niepowtarzalna. O jednej z nich nie wie niemal nikt. To maleńka uliczka, przesmyk nawet bez jednego numeru, cicha bo bez samochodów – to ulica Gabrieli Zapolskiej. Uważam to za wstyd dla Warszawy, ale lepiej, że jest chociaż taka niż żadna. Jeśli ktoś chciałby kiedyś pospacerować po Starej Ochocie to zachęcam przejść się tą uliczką, nie zajmie dłużej niż dwie minuty.
Z pewnością więcej na temat tego skrawka Warszawy wie Echidna, bo z tego co wiem mieszkała tam jakiś czas – jak kiedyś ustaliliśmy chodziliśmy do tej samej podstawówki, ale ja chyba znacznie wcześniej niż nasza współblogowiczka.
Kamienica to budynek o wielu mieszkaniach, wszyscy to wiedzą. W mojej, przez ścianę mieszkała dziewczynka z rodzicami i rodzeństwem. Pamiętam tylko tę dziewczynkę, bawiłem się z nią jako dziecko na podwórku. Później widywałem ją rzadziej, aż wreszcie wcale. Bardzo chciałbym ją kiedyś zobaczyć, podobno była kilka lat temu z mężem zobaczyć gdzie mieszkała. Brat ich spotkał, ja nie. Szkoda, bardzo żałuję. Dlatego moją marcową piosenką będzie właśnie ta:
https://www.youtube.com/watch?v=-quNNXsTBhE
Danuśko 😀
Cóż ja mogę dodać – wszystko napisano (w mądrych źródłach 😉 )
Zainteresowanie swoistością architektury Nowej Huty (a także jej tkanki społecznej, nawarstwień…) pamiętam od zawsze (znaczy od mojego przyjazdu do Krk)… Lecz oczywiście co innego ruszyć tam na kolejną demonstrację (i zostać oblanym farbą albo potraktowanym gazem łzawiącym), a co innego zwiedzać samemu te modernizmy swoiste, te świątynie „w kształcie łodzi”… Przy okazji polując na jakieś zakupowe łupy ciuchowe… i książki, i płyty (w czasach studenckich bodaj więcej razy tam byłam – byłyśmy, z przyjaciółką – właśnie z nadzieją kupienia czegoś, niż by podemonstrować…)
W 2004 NH wpisano w rejestr zabytków i zwiedzanie zaczęło być modne nie tylko wśród poinformowanych historyczno-sztucznie, architektonicznie, itp.
Jeden z pierwszych (drugi!) realowy kontakt z P. miał miejsce w 20. rocznicę pamiętnych wyborów czerwcowych: w tym dniu zwiedziliśmy Tyniec (tak! 😮 ), zaliczyliśmy centrum Krk (z wykładem na Kanoniczej) i nocną imprezę w okolicach Placu Centralnego i Alei Róż (zakończoną w domu Przyjaciółki-od-zawsze).
Wiele wyjaśni (zainteresowanym) poniższy link
https://okn.edu.pl/wp-content/uploads/2020/04/Nowa-Huta-Architektoniczny-Portret-Miasta.pdf
…Jedno jest pewne, nawet w czasach stachanowców, itp. przodowniczo-pracowej pstrowszczyzny nie budowano tam „na chybcika”… choć presja na lokale mieszkalne była przeogromna.
Nb, słynny tekst Kapuścińskiego
https://kapuscinski.info/to-tez-jest-prawda-o-nowej-hucie/
=> Ach te polskie dyskusje o Nowej Hucie – tylko z lat 50. można (wciąż) zrobić kilka doktoratów! 🙂
https://goo.gl/photos/FfEvAhAPmHALGkRYA – jak balować , to w centrum Nowej Huty (wcześniej P. wyprawiał się co najwyżej do Muzeum Lotnictwa Polskiego… 😀 )
Huccy przodownicy
http://www.urban-kaleidoscope.eu/pl/materialy/temat/zycie-codzienne/krakau/przodownicy-pracy.html
A Muzeum PRL-u to też Nowa Huta ➡
https://goo.gl/photos/1AycB1GrcaGq7eir8 (niemal półtorej dekady temu… trzeba tam wrócić, to wszak niedaleko 😆 )
…A teraz wracam (nie-na-chybcika!!!) do warszawskich opowieści Danuśki!
— Jako, iż w Stolicy Polski nie byłam od bardzo-bardzo dawna, i wciąż mi jakoś nie po drodze (choć samych muzycznych poważnych zamiarów było parę… i jeden okołomuzyczny https://basiaacappella.wordpress.com/2008/06/21/z-nieodbytej-wyprawy-do-warszawy/ 😉 ) — tym gorliwiej oglądam fotki miasta, zwłaszcza gdy obiektyw kieruje osoba sporo wiedząca i wciąż poszerzająca swą wiedzę – wielkie Ci dzięki! 🙂 🙂 🙂
Oczywiście zdumienie wysokościowcami musi być spore u osoby, dla której wzorem wielkomiejskości są Londyn i Monachium… Noale są w świecie i inne miasta, na których można się wzorować…
Niezastąpiony PAK wyszukał coś takiego:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimM4DiCmqkpX7rpuUoPpTMOuCUf_zaHllCBvwaUN3zi-Rj8OTTtVz5NBTKpTW7pqbK-YrrwH2r3wpt1J9vovWuV9AeCJ4L84dqANRG5-sX0pCjNZIIW-wCyLBoUFO1sm0zmH7zpGL7FkemhDRKpeuzft-vPddi8dxPTW164MJOKr0E0j1mx5sKKKMEfw/s1340/332141825_706954607579280_1807044517186283771_n.jpg
Nb, dzielnica „GDZIE JA JESTEM” – dokładnie tak wyraziła się koleżanka-chórzystka gdy jedenastego (lutego) przemieszczaliśmy się w eskortowanym kondukcie (pogrzeb rangi państwowej) przez Park Lotników… dla niektórych nawet słynna-milicyjna ul. Mogilska (okolice mojego liceum) to jakiś no-man’s-land 😆
…Dziś natomiast…
…powróćmy jak za dawnych lat – do Planicy i nie tylko …tym bardziej, iż Triglav chodzi za niektórymi już od kilku dni 😀
A cappello-dzięki za ciekawe materiały o Nowej Hucie, a przy okazji nie tylko o tej dzielnicy. Kapuściński, jak zawsze, znakomity natomiast świetna mapa pt „Ogarnij Kraków” przypomina te, które dotyczą Europy i stereotypów drzemiących gdzieś w głębi polskiej, jedynie słusznej, narodowej duszy: https://tiny.pl/wkbpt
Nowy- zachęciłeś mnie po spacerów po Ochocie 🙂 Znam te rejony trochę z czasów, kiedy pracowałam na ulicy Niemcewicza, ale to czasy dosyć odległe zatem warto byłoby zajrzeć i sprawdzić co się zmieniło.
Twoje wspomnienie o dziewczynce z mieszkania obok jest wzruszające, ja mam podobne z sąsiadem mniej więcej w moim wieku, który mieszkał wraz ze swoimi rodzicami piętro niżej. To nie była kamienica, to były bloki budowane w latach pięćdziesiątych na placu Leńskiego, a obecnie Hallera, tam upłynęło moje dzieciństwo.
Niedawno mwiliśmy o porcelanie – jest niezły artykuł o porcelanie wałbrzyskiej (już w czasie przeszłym, niestety):
https://www.polityka.pl/fotoreportaze/2203408,1,tak-wyglada-upadek-walbrzyskiej-porcelany-nie-bedzie-juz-fryderyki-z-krzysztofa.read
Danusia, dzięki!
Cieszy mnie, że do szufladki „chcę zobaczyć” wrzuciłaś Ochotę. Skoro tak to chcę tylko nieco poszerzyć polecany przeze mnie obszar. Jest to Kolonia Staszica. Wystarczy przejść kilka kroków od zbiegu Alei Niepodległości i Wawelskiej (Trasy Łazienkowskiej) by znaleźć się w innym świecie, rzadko już spotykanym w Warszawie. Wybudowane w latach 20 i 30-tych ubiegłego wieku willowe osiedle z domami w stylu naszych polskich dworków może się podobać. Jednym z projektantów był Pan Dygat, imienia nie pamiętam, ojciec Stanisława Dygata. Można się tylko domyślać, że spotkać można tam było niezapomnianą i niepowtarzalną Panią Kalinę.
Zachęcam do przechadzki ulicą Mariana Langiewicza, swego czasu odwiedzałem tam swoją koleżankę, wnętrze domu to małe dzieło architektury wnętrz. Super! Gdy będziesz szła tą uliczką to zobaczysz inną małą uliczkę o mało zachęcającej nazwie – Prokuratorska, ale tam pod numerem 11 mieszkał i pracował wspominany wyżej Pan Ryszard Kapuściński. To tam powstawały tomiki „Lapidarium”, „Cesarz”, „Imperium”, „Heban” i inne. Może na domu również jest tablica – nie wiem, bardzo dawno nie byłem.
Jeśli więc Twoje plany się ziszczą któregoś dnia – życzę przyjemności w spotkaniu z Ochotą. A ulicę Niemcewicza znam jak własną kieszeń, bo to właśnie tam, na rogu z Raszyńską mieściła się i mieści moja pierwsza szkoła. Natomiast okolic Placu Leńskiego nie znałem i nie znam, dla mnie tamta strona Wisły była innym miastem, niestety!
Z poleceń netfliksowych: hiszpański serial Prywatność. Osiem odcinków, Bilbao i ważny temat.
Obejrzałam też meksykański 🙂 serial Triada, też osiem odcinków, trochę chaotyczny, trochę netfliksowy, zwłaszcza na początku, ale mnie wciągnął, a ja wciągnęłam 8 odcinków na raz. 😀
Dowieźli 🙁
Około 15 cm. A miała być wiosna radosna 🙄
15cm 🙄
Poszukaj jakiegoś przepisu kulinarnego który pozwoli toto wykorzystać pod każdym względem.
Jeśli coś jeszcze zostanie to najlepiej zamrozić. Latem przyda się jak znalazł 🙂
I nie wierz tym pajacom szczekającym latem że to wszystko wina ocieplenia klimata 🙂
Pozdrawiam ciepło stąd gdzie jestem 🙂
Jestem przekonany że dasz radę 🙂
W końcu to nie pierwszy raz i można mieć nadzieję że nie ostatni 🙂
Na pocieszenie masz tutaj drzwi do lasu.
https://photos.app.goo.gl/VnqzkC5gaYTmQCx59
Nie do wiary ale wyciągnąłem je ze śmietnika i postawilem do pionu by pstryknać obrazka. Pewnie niedługo je szlag trafi 🙂
E tam… dowożą cały czas…
Jerzor zamiast rowerem, jeździ łopatą – przynajmniej nie para w gwizdek 😉
-1c
Drzwi piękne!
To ci Jerzor czyni to żadna łopatologia.
To jest tak zwana joga użytkowa.
Sam ja bardzo często stosuję w różnych sytuacjach. A ti kdoedzam się od muchów, a to od komarów. Innym razem myję mobilka, wycieram okna z pary. I jak już wszystko jest czyste i piękne to czuje że sam sobie śmierdzę 🙂 i idę, tak jak dzisiaj przepłukać ciało do ozeana 🙂
Tak to wygląda:
https://photos.app.goo.gl/a5QiyVHMV33tdF1e6
Rosół? Przepis z 1682
https://haps.pl/Haps/7,167251,29523073,przepis-na-rosol-z-1682-roku-oprocz-kury-i-wolowiny-aromatyczny.html#s=BoxOpImg10
Miały być „dzieciaki” na obiedzie, ale dwójka młodszych ma kłopoty żołądkowe i pojawił się tylko Syn by wybawić mnie z olbrzymiej porcji obiadowej. Gulasz i pampuchy, kotleciki jagnięce , surówki.
Sypał śnieg nie tak spektakularnie jak u Alicji, ale trawniki są trochę białe, choć temperatura lekko dodatnia. Muszę jeszcze jakoś zagospodarować zakupione ciasto francuskie, które miało być na deser ze śliwkami.
Dzisiaj tak – zaczyna płynąć, bo jest +1c
https://haps.pl/Haps/7,167251,29523073,przepis-na-rosol-z-1682-roku-oprocz-kury-i-wolowiny-aromatyczny.html#s=BoxOpImg10
Dzisiaj sushi, jutro goście, więc upiekę schab.
A propos rosołu, gdzieś (na blogu?) mi się obiło o uszy, że dobrze jest dodać jednego-dwa goździki (ziele, nie kwiatki!)
Goździki znam tylko w postaci wysuszonych kwiatów. Czy są do nabycia w innej postaci / ziela/ ?- nie wiem.
Natomiast można kupić kwiaty muszkatołowe i postanowiłam rozejrzeć się za nimi. W pobliżu mam sklep m.in. z ziołami. To tak a propos przepisu Czernieckiego na rosół, który tak naprawdę niezbyt różni się od tego, wg jakiego gotujemy.
Do rosołu dodaję też lubczyk/ mrożony albo suszony/, 2- 3 suszone grzybki, można też trochę imbiru. Spróbuję też z rozmarynem.
Niemożliwe – przecież to tak popularna przyprawa!
https://fit.poradnikzdrowie.pl/diety-i-zywienie/co-jesz/gozdziki-przyprawa-wlasciwosci-lecznicze-i-zastosowanie-aa-3v6g-vGpJ-aYBr.html
To znaczy – dla mnie zioła i przyprawy suszone stoją na jednej półce – za wyjątkiem tych, które hoduję w doniczkach (rozmaryn, bazylia, tymianek).
Lubczuk mrożę.
Jedyna przyprawa, która mnie drażni to cynamon. Imbir kupuję śœieży, próbowałam wyhodować, ale jakoś mi nie wychodzi, a to podobno takie łatwe – i ma ładne kwiatki.
Na zdjęciu są właśnie ususzone nierozwinięte kwiatki goździków. Te oczywiście znam. Ach, już rozumiem – kwiatki, czyli goździki do wazonu 🙂
@ – – >Alicja-Irena
5 MARCA 2023
16:00
Oj dobrze ze to spłynęło. Bo patrzeć na toto nie można było, tak krzywo, tak nierówno, bez ładu i składu odgarnietego śniega dawno nie widziałem.
Nastepnym razem niech się Jerzor weźmie w garść i laistuje dobry Arbeit
Pozdrowionka 🙂
Przyjedź i odwal kawał pięknej roboty, zapraszamy 😉
Zresztą, za parę dni powinno być po wszystkim, bo zapowiadają małe plusy.
Tak, Krystyna,
chodzi mi o te słynne (szczególnie w okolicach 8 marca) goździki, których w kwiaciarniach było pełno. Wolę tulipany.
Kumpel z Grecji przysłał ichnią wiosnę na zdjęciach – no, u mnie to jeszcze ze 2 miechy, zanim tulipany zamiast w wazonie, zobaczę w ogródku…
a tego rosola pamietacie?
Izyk 30/01/2008 10.27
eh gozdzik z tulipanem sie w oku kreci
pozrawiam Wytrwalych
Podam Wam ten Iżykowy rosół : https://adamczewski.blog.polityka.pl/2008/01/30/zgadnij-co-gotujemy-75/#comments
Ten wspaniały opis pamiętam/ bez szczegółów/, bo był dawno temu wspominany.
Sławku, dziękujemy za przypomnienie.
Teraz na wiosenne okazje królują tulipany, a goździki będą wkrótce, ale jako kwiaty do wazonu.
Pozdrowienia dla Sławka Paryskiego – gdzieżeś Ty bywał, pyta jedna z wytrwałych 😉
Tulipany są – w wazonie:
https://photos.app.goo.gl/amYmQWFzaeJWhG3u7
Na zewnątrz ciągle zima trzyma. Zaraz o tem, bo zdjątko ilustracyjne… a dwa sznureczki w tym samym komentarzu zatrzymują wpis.
No więc byli znajomi. Rano po chodniku przejechał pług, chociaż od wczoraj nie sypało śniegiem. Żeby znajomi mogli wyjechać, Jerzor musiał usunąć warstwę śniegu, którą nawalił pług, zgarniając to, co pod drodze…
No to Jerzor, żeby umożliwić wyjazd gościom, rozwalał ciężki zlodowacony od wczoraj (a właściwie sprzed wczoraj) śnieg. Trzeba to było rozbijać kilofem.
Znajomi wyjechali, pług przejechał znowu, mimo że słońce świeci i śniegu ani-ani.
Za 20 minut zrobił to samo, a słońce jak świeciło, tak świeci.
Ale pługom się płaci (miasto, czyli my) za przejechane kilometry. Póki śnieg jest, nieważne, że wszystko jest odśnieżone, to się odśnieża.
No i wyjazd mamy znowu:
https://photos.app.goo.gl/gskCzLfThSqDAMuaA
Bezdomny, pomocy!
Z odśnieżaniem odśnieżonego jest podobnie jak jeszcze do niedawna było u nas z koszeniem trawników z wypaloną słońcem trawą. Usługa była umówiona, zaplanowana , zapłacona, więc uczciwie ją wykonano 😉 . Na szczęście to się już zmieniło, oby na stałe, bo raz, że krytykowano powszechnie taki bezzens, a dwa, że trendy trawnikowe zmieniły się – trawa może rosnąć wysoko.
A tu niespodziewanie mamy marcową burzę – śnieżna zawierucha, błyski i grzmoty, wprawdzie tylko dwa i pewnie zaraz się uspokoi.
A co taki bezdomny może pomóc?
🙄
Nie moja chata, nie mój dojazd do ziemianki 🙂
😛
Amerykanskie wymysły by odśnieżać dojazdy do chatek kopulatek.
Skoro dojazd do chatki jest prywatną drogą, tylko waszą, to jak obcy złamie sobie nawet jedną rękę i dwa kopyta to was nie powinno to interesować w najmniejszym stopniu.
To jest tylko jedna opcja. Nie znam szczegółów. I jak się tam pojawimy to oczywiście popatrzymy 🙂 co i jak
Ale to pewnie sporo czasu upłynie bo tutaj w centralna Hiszpania wszystko zaczyna się budzić po zimowym okresie do życia.
I to życie w tym pięknym kraju połyka nas w całości. Nue chce mi się nawet tego obrazkować bo to piękno tutejsze nie jest określone jednym tulipanem czy innym badylem.
…..
Szkoda mi Jerzor ze narobi się bez potrzeby. Wystarczy trochę poczekać i samo spłynie skoro mieszkacie na górce i przed rogiem 🙂
Jak zwykle ciepło pozdrawiamy. A dziś szczególnie ba moczyliśmy doopy w ciepłych źródłach koło Granada 🙂
Bezdomny,
obowiązkiem każdego obywatela mieszkającego w Kanadzie jest narzekanie na pogodę. Zimą – że za zimno, latem – że za gorąco. Staram się spełniać obywatelski obowiązek 😉
A odśnieżyć trzeba, żeby wyjechać z domu po prowiant – wbrew moim „za rogiem” najbliższy sklep z artykułami spożywczymi znajduje się 2.6km w jedną stronę na lewo, 4.5km w jedną stronę na prawo. Górka jest ZA domem, a nie my mieszkamy na górce. Poza tym wiewióry są wybredne! Lubią świeży chlebek, nie pogardzą jabłuszkiem i tak dalej. To zdjęcie jest ze stycznia i chwilowo śniegu nie dowieźli 🙄
https://photos.app.goo.gl/kuY92VUoJu3KpU5y6
bezdomny –
– nie wiem jak u Alicji, ale u nas jeśli ktoś sobie zrobi krzywdę na terenie prywatnej posesji z powodu zaniedbania właściciela, to niestety właściciel musi płacić odszkodowanie. O ile o takie pokrzywdzony wystąpi (osoba poszkodowana jest uprawniona do wystąpienia z roszczeniem z tytułu odpowiedzialności cywilnej). Ubezpieczenie domu prywatnego obejmuje wypłatę takiego odszkodowania – „personal legal liability insurance”.
Ergo – jeśli ktoś sobie złamie rękę, nogę lub uszkodzi inną część ciała poślizgnąwszy się na np rozlanym oleju samochodowym na prywatnej drodze do posesji, może dostać całkiem niezłe odszkodowanie.
echidna 🙄
Prawdę mówiąc to nie mam dobrego pojęcia jak to u nas wygląda.
Jedno jest pewne, większość ludzi ma po parę polis ubezpieczeniowych. Często się pokrywają i ubezpieczają coś dwukrotnie.
Może w myśl zasady Doppelt hält besser.
A swoją drogą nieźle u was traktują właścicieli.
Łobuz wyskoczy z łupem przez okno uszkodzi kręgosłup i skarży właściciela bo ten nie postawił drabiny pod okno 🙄 a drzwi zamknięte były na cyfrowy zamek.
https://photos.app.goo.gl/P5XdKLkKcMnZtmzF7
U nas jest tak samo, jak w Aussielandzie, ale w tym wypadku chodziło o to, żeby usunąć barierę lodu, którą nam usypał „odśnieżacz chodnika” – z mokrego lodu zrobił się zamarznięty na beton murek, który groził uszkodzeniem podwozia samochodu naszych gości przy wyjeżdżaniu. Poza tym jak widać na załączonym wyżej obrazku, wszystko jest regularnie odśnieżane na naszym podwórku.
Właściciel to właściciel, ma obowiązki. Listonosz też powinien mieć dostęp do skrzynki pocztowej i wrzucić różne śmieci 😉
Nawet słonecznie dzisiaj…
17 marca bedzie swieto St Patrick’s day. Sklepy sa udekorowane na zielony kolor.
W sklepie spozywczym jest maslo i sery z Irlandi firmy Kerrygold. Jest rowniez piwo Guinness i wiele innych produktow z Irlandii.
Tradycja tego swieta w US bierze sie z duzej ilosci imigrantow z Irlandii. Szczegolnie w 19 wieku.
W St. Patrick’s Day tradycyjny obiad to corned beef, kapusta i ziemniaki. To danie bylo i jest bardziej tradycyjne wsrod Irlandczykow zamieszkalych w US niz mieszkancow Irlandii.
17 marca tradycyjnie kazdy jest Irlandyczkiem. Everybody’s Irish 🙂
Corned beef to mieso wołowe przyrzadzone z roznymi przyprawami. Oto kilka z tych przypraw.
Ziele angielskie
Pieprz (w calosci, nie mielony)
Nasiona gorczycy
Goździki
Kolendra
imbir
Gałka muszkatolowa
Jagody jałowca
Liscie laurowe
Cynamon w całosci
Dla zainteresowanych przepis i dużo zdjęć:
https://www.allrecipes.com/recipe/16310/corned-beef-and-cabbage-i/
Orco, czy w Twojej okolicy jest wielu Irlandczyków?
Malgosia,
W rodzinie mam jedna osobe ktorej przodkowie pochodza z Irlandii. Trudno mi podac dane. Czasami mozna zgadywac po nazwisku na Mac… lub Mc… ale to nie jest dobry wskaznik.
W western WA jest duzo osob pochodzenia skandynawskiego. To po nazwiskich Larson i podobnie.
Malgosia,
Tu jest tabela i % mieszkancow pochodzenia irlandzkiego w roznych stanach. WA jest dosyc wysoko na ten liscie.
https://images.seattletimes.com/wp-content/uploads/2021/03/irish-american-2019.jpg?d=967×1024
Ani procent ani stany tylko ilość mieszkancow i “county” w roznych stanach. Przepraszam.
Skandynawów z pochodzenia jest też sporo w północnych stanach USA – kiedy jeździliśmy po Stanach, zawsze w motelu przeglądałam książki telefoniczne – to było przed erą komórkową 😉
Irlandczycy są wszędzie – to zestawienie (Census) jest z 2015 roku, pochodzenie w szerszym tego słowa znaczeniu (przodkowie). Od tego czasu niewiele się zmieniło
1 German 46,403,053
2 Black/African-American1 (non-Hispanic) 38,785,726
3 Mexican (of any race) 34,640,287
4 Irish 33,526,444
5 English 24,787,018
6 American1 22,746,991
7 Italian 17,285,619
8 Polish 9,385,766
9 French 8,272,538
10 Scottish 5,409,343
11 Puerto Rican 5,174,554
12 Norwegian 4,445,030
13 Dutch 4,289,116
14 Swedish 3,933,024
15 Chinese 3,852,099
16 Asian Indian 3,303,512
17 Scotch-Irish 3,046,005
18 Russian 2,843,400
19 West Indian (non-Hispanic) 2,824,722
20 Filipino 2,717,844
p.s.Powyższa statystyka dotyczy USA
Piątek, 10 marca
Imieniny:
Cyprian, Makary
Obchodzimy:
Dzień Mężczyzn
Zdrowie Panów!
Puk, puk — wpuszczają tu czy może zablokowali?
Jeśli wpuszczą, to powiemy, iż tu na południu przenajlepszym zimka nie chce odpuścić, ale mimo arktyczności itp. cudnie jest ❗
A teraz marsz na niedzielnego łosia*! 😀
____
*ktoś nie widział „Listów do M”?… 🙄
Melduję się po powrocie z austriackich, niezwykle malowniczych rubieży. Byliśmy wraz z grupą przyjaciół w małej miejscowości położonej ok.120 kilometrów na południe od Salzburga. Zajęcia odbywały się w podgrupach-jedni jeździli na nartach, a inni spacerowali lub wycieczkowali po najbliższych okolicach. Ja byłam w tej ostatniej grupie, co bardzo sobie chwalę. Pozwoliło mi to poznać trochę lepiej ten mało mi znany kraj. Zachwyciło mnie wszystko-krajobrazy, urokliwe miasteczka, mili ludzie oraz kuchnia też 🙂 Pensjonat, w którym jadaliśmy kolacje prowadzili Holendrzy-pasjonaci gotowania i znawcy różnorakiej kuchni. Owszem były oczywiście wiener schitzel, spatzle z serem, kaiserschmarrn oraz germknödel , ale poza tym próbowaliśmy ciekawe zupy: musztardową, z kasztanów czy też z batatów z dodatkiem imbiru i mleczka kokosowego. Ostatniego dnia jedliśmy rewelacyjną, czerwoną kapustę duszoną z jabłkiem, miodem, cynamonem i goździkami. Jak się dowiedzieliśmy był to rodzinny, babciny przepis.
Ilość doskonale oznakowanych tras do wędrówek czy też łatwych spacerów dla każdego przyprawia o zawrót głowy. A cappella byłaby w swoim żywiole 🙂
Dla zainteresowanych prosty przepis na poszarpany omlet na słodko czyli:
https://tiny.pl/w28pk
Danuśka,
dobrze mi się wydawało, że wybrałaś się w jakąś podróż.
Taką kapustę czerwoną na pewno zrobię. Teraz przypomniałam sobie, że kiedyś Haneczka wspominała, że do duszonej kapusty dodawała cynamon. Uleciało mi to z głowy; wiedziałam, że to jakaś przyprawa, ale jaka? Ja należę do tych, którzy lubią cynamon, więc skorzystam z tego przepisu.
A zima, całkiem śnieżna, trzyma się mocno. Już było sucho, a tu powoli, powoli poprószyło i znów jest biało. Oznaki wiosny mocno przysypane śniegiem, a jeziora zalodzone.
Zawsze mówiłam, że Austria to piękny kraj…
Myśmy mieszkali ok.120km od Wiednia w okolicach zwanych Schnee Alpen (Neuberg an der Murz), najbliższym większym narciarskim rajem był Semmering . Nie były to Alpy wysokie, ale wystarczające, no i wszystko jak z obrazka, znam tam każðą ścieżkę oraz miejsca, gdzie grzyby można kosą kosić 😉
Uroczo i bardzo sielsko.
https://de.wikipedia.org/wiki/Neuberg_an_der_M%C3%BCrz
p.s.
Ja nie oglądałam „Listów do M.” aczkolwiek słyszałam o tym.
Krystyna,
czy już oglądałaś „IO” Skolimowskiego? Podobno znakomity film.
Alicjo,
nie oglądałam tego filmu, choć jest wyświetlany dość długo. Może obejrzę, ale staram się wybierać raczej filmy ” bezstresowe”.
Czytałam wywiad ze Skolimowskim i wydaje mi się, że to film „duszoszczypatielnyj”.
Jak będę miała okazję, to obejrzę.
Tymczasem przedstawiam miejsce, które jak dla mnie było zawsze – i ciągle jest – moim kandydatem na Zjazd Łasuchów.
Magiczne miejsce w sercu gór ⛰️ | Złoty Jar & Meg Szumska – YouTube
Hm. Link chyba trzeba skopiować i wkleić, bo tu się nie wyświetla 🙁
Ale warto obejrzeć!
Test…
Złoty Jar & Meg Szumska – YouTube
No nic, można poszukać na youtube
Danuśko 😀
Ilość doskonale oznakowanych tras do wędrówek czy też łatwych spacerów dla każdego przyprawia o zawrót głowy. A cappella byłaby w swoim żywiole.
Była, bo tam buszowała (domniemywam szeroko rozumiane okolice Bischofshofen)… buszowała niejeden raz. Swobodniej od 1990 roku. W okresie 99-01 wiele razy, z najwyższymi ścianami (nie tylko czarnymi 😉 ) włącznie; później na biegówkach (śladówkach, back country, rakietach śnieżnych) na przełomie 07 – 08. Ostatnio – we wrześniu 2015 — …najpierw bardziej po styryjskiej (Tauplitz) a potem bawarskiej stronie (Alpy Berchtesgadeńskie) 😎
➡
https://basiaacappella.wordpress.com/aby-obejrzec-albumy-picasa/
Pięknie tam… Lokalsi aktywni, nowi osiedlający się takoż… turyści też wiedzą, po co przyjeżdżają…
Pamiętam czasy, że, aby przejechać sprawnie ku Brenner, Tyrolowi, Włochom, trzeba było mieć wizę tranzytową na ten niemiecki dzyndzelek przysalsburski… Gdy w 1990 podróżowałyśmy po szerzej rozumianym „Rakusku” z przyjaciółką, trafiła się nam niesłychanie dogodna podwózka z Bregencji przez Innsbruck w kierunku Linz (który był naszym zamiarem), ale panowie (tirowcy) chcieli oczywiście sobie skrócić i nawet chwilę rozważali, czy nas nie przeszmuglować… jednak pomysł przetrwał kilkanaście sekund a my dzięki takiemu a nie innemu statusowi paszportów powtórzyłyśmy sobie i utrwaliłyśmy wszystkie te mieściny, znane teraz doskonale dziesiątkom tysięcy polskich amatorów gór i nart… oraz kibicom skoków 😀
Oj pięknie tam. Zimą co prawda nie chodziłam po szlakach, ale jeżdżąc na nartach często się je przecinało. Widoki na ośnieżone szczyty niezapomniane, szczególnie jeśli dopisywała pogoda.
he likes crocuses in my garden
i love to watch him fly…
https://photos.google.com/share/AF1QipNWlmoj_JOeZJJb2fbFjdGV80KLtHX_2rh0y9MIcrCe8iD9HDD4B2j9Ct9zm5yu0w/photo/AF1QipN88XiyL1WbxrIal_QrQg9RBEQth6kwdPyp2h_K?key=c2pxbUdCU0RjUnZlc2tjbVplVE1KcGk1SE5KYkd3
https://www.youtube.com/watch?v=ofOaQ2CHm5M
Zatemmm, niniejszym ogłaszam nadejście wiosny… albo… on ogłasza 😎 ❗
„bąk mu buczy na basach…” 😉
Krokusowato bardzo. U mnie jeszcze śniegi leżą, jakieś 10cm+, ale jest na plusie.
Śnieżyczki w rządkach, na baczność 😉
Sam już nie wiem, czy to jest jeszcze wiosna, czy już jest lato 🙄
https://photos.app.goo.gl/L6nSnmPp5nbA8L44A
U mnie zima – pada śnieg.
No to powiedz śniegowi że wie co robi 🙂
Jak go spotkam to dam mu buzi 🙂
Ale możesz to zrobić w moim imieniu 🙂
Będzie mu na pewno przyjemnie że jest doceniany z każdej strony Atlantyka
Blues – podium najlepszych. Słucha kto chce, oczywiście.
https://www.youtube.com/watch?v=jwKdClxuNjA
Nowy- jak nie wysłuchać najlepszych! Dzięki za sznureczek.
Nad głowami klucze dzikich gęsi, żurawie, a nawet dwa bociany, chyba pierwsze na nadbużańskich włościach. Kwitną olchy i krokusy czyli pierwsze oznaki wiosny zaobserwowaliśmy. Jeden z sąsiadów postanowił zrezygnować z ogrzewania domu kominkiem (w środku nocy trzeba wstać i wrzucić polano) i zainstalował klimatyzację z funkcją grzania, zobaczymy jak wzrosną rachunki za prąd.
Dla zainteresowanych trochę widoków z austriackiej podróży:
https://photos.app.goo.gl/tMswBmmjpafHpoW78
Danusiu, zdjęcia jak zwykle świetne i jakby znajome, byliśmy kiedyś we Flachau i Obertauern . Austriackie miasteczka są dosyć podobne ale każde inne, tak samo z domami każdy inny ale w tym samym stylu. A poza tym szczegóły , drobiazgi , wszystko przemyślane i dopracowane, miło na to patrzeć.
Widzę, że śniegiem było krucho, tylko w wyższych partiach gór. Też mieliśmy kiedyś taki rok , że można było tylko jeździć po lodowcu, ale to w innej pięknie „zielonej” wtedy dolinie.
Małgosiu-czystość, porządek i dbałość o najmniejsze detale są z całą pewnością wielką zaletą Austriaków, chociaż nie tylko tej nacji.
Narciarze mówili, iż najlepsze warunki do zjazdów były do południa
i kończę moje ostanie zdanie:
…kiedy słońce nie operowało jeszcze zbyt mocno i zbyt długo.
Danuśka,
piękne zdjęcia, choć ze śniegiem byłyby jeszcze ładniejsze.
U nas też wreszcie zima poszła do morza, choć dopiero po św. Grzegorzu. Zauważyłam, że pogodowe przysłowia chyba poszły w zapomnienie, może dlatego, że coraz mniej mają wspólnego z rzeczywistością.
Te bociany, które gdzieś się pojawiają to albo zostały na zimę w ptasich azylach lub u dobrych ludzi, albo ryzykanci z Afryki. Tak piszą znawcy tych ptaków. Zaczęłam obserwować gniazdo w Przygodzicach w Wielkopolsce; kamery zostały uruchomione, ale na razie w gnieździe zieleni się bujna trawa.
W każdym razie wiosnę już czuć w powietrzu, dni są dłuższe i jakoś trochę weselej.
Ładne zdjęcia Danuśka! Widać, że robisz zdjęcia, a nie pstrykasz, a to ogromna różnica!
Dziękuję za miłe słowa w sprawie zdjęć. Śnieg lub zieleń oczywiście sprawiają, że przyroda prezentuje się zdecydowanie lepiej. W Austrii śnieg leżał tylko w górach, a w naszych mazowieckich okolicach śniegu już nie ma wcale, na zieloność trzeba natomiast jeszcze poczekać. To co sprawia nam teraz największą przyjemność na nadbużańskich rubieżach to obserwowanie dzikich gęsi. Jesteśmy na trasie ich przelotów, a ich klucze bywają ogromne, tym niemniej nie jest prostą sprawą je sfotografować. Irek ma spore doświadczenie w tej dziedzinie 🙂 Irku, hop, hop!
Ja podrzucam jedynie poniższą obserwację 🙂
https://memy.pl/show/big/uploads/Post/363449/16191906090791.jpg
A ja tam pstrykam i będę sobie dalej patrykał bo każde jedne pstryknięcie zatrzymuje coś pięknego dla mnie, oczywiście 🙂
Tak jak podczas wycieczki – – > https://photos.app.goo.gl/QgVDmHjGRJsBPeh98
Bezdomny,
współrzędne geograficze proszę!
Czyżbyście byli w pobliżu 🙂
🙄
W Bolonia jest jeden bar ze sklepem
Alimentacion La Curva. Siedzimy i wciągamy browary po aktywnościach sportowych 🙂
Nie, nie jesteśmy w pobliżu 🙁
Ale lubię popatrzeć, gdzie jesteście wy 🙂
No to szkoda 🙁
Tamten bar przed chwilą zamknęli na przerwę objadową i przenieśliśmy się parę kroków dalej. Pić się chce po rowerowej wyprawie w parku natur.
A z tego miejsca jest wspaniały widok na ozeana 🙂
Może się rozmyślisz bo są wolne jeszcze miejsca 🙄
https://photos.app.goo.gl/BNsS2XmYwXX9owfx9
Sprzed minuty obrazek 🙂
To też zupełnie nowy widok – do słynnego gniazda w Przygodzicach wczoraj przyleciał pierwszy bocian: http://www.bociany.przygodzice.pl/ , wcześniej niż w ubiegłym roku.
Alicja podgląda inne gniazdo; ciekawe, czy tam też powrócili lokatorzy.
Wczoraj było bardzo ciepło, a dziś już powiało chłodem, ale krokusy rozkwitają.
Ja podglądałam bociany w Ustroniu, ale tam kamera się popsuła 2 lata temu i zdaje się, że z projektu zrezygnowano. Zaglądałam przed chwilą i jest ten sam komunikat – projekt padł z powodu awarii kamery.
Bezdomny,
nie da rady, mimo że okoliczności pogody i przyrody zachęcające. U nas jeszcze zwały śniegu, chociaż szosa sucha i Jerzor od wczoraj cyklistuje.
Ale 3-5c to jeszcze nie wiosna, chociaż astronomiczna właśnie nastała. Szerokich szos i ładnych widoków życzę – pstrykaj i przesyłaj 🙂
Pstrykać każdy może, jeden(na) lepiej drugi(a) gorzej! 🙂 🙂
Tych co robią zdjęcia nie brak o tej porze w Szczecinie:
https://wszczecinie.pl/krokusy-na-jasnych-bloniach-juz-ciesza-oczy-mieszkancow-i-turystow-foto/43866
Lubię o tej porze roku zaglądać do szczecińskich gazet i podziwiać ów dywan z krokusów. Natomiast za kilka tygodni można wybrać się do Wrocławia lub Przesieki, jako że w tych miejscach czekają na nas wspaniałe ogrody japońskie z kwitnącymi wiśniami i różanecznikami: https://www.malajaponia.pl/historia/
Przy okazji na pewno warto upewnić się, kiedy kwitną różne rośliny:
https://arboretumwojslawice.pl/kalendarz-kwitnien/
Na Dolny Śląsk zawsze bliżej niż do Japonii 🙂
Ladne te krokusy w Szczecinie.
Niedawno opisywalem tu, ze na mojej dzialce obserwuje „zalew“ krokusow. Piec lat temu, jak przejmpwalismy ten ogrodek nie bylo ich za wiele, a wygladaly tez inaczej, tradycyjniej.
W wikipedii znalazlem ten gatunek i podaje jego przyrodnicza nazwe: Crocus tommasinianus.
Niestety, nie wiem jakie zmiany znowu przespalem, ale link do tej strony juz sie nie otwiera, jak kiedys. Kazdy zainteresowany musi wiec ww nazwe sam zapodac do polskiej wikipedii.
Chodzi o dosc prymitywny gatunek, ktory w naszych warunkach jest najwyrazniej w stanie rozmnazac samodzielnie, przez nasiona. To moje spostrzezenie, bo w artykule nie bylo wzmianki o rozmnazaniu. Wystepuja w kazdym razie peczkami w zupelnie roznych miejscach, nawet w stozku ziemi za buda, ktory usypalem przypdakowo dwa lata temu.
Podobnie z przebisniegami, ktorych tez na poczatku byly tylko skromne ilosci. Dzis wystepuja w co raz to innych miejscach calymi i sporymi sporymi kepami. Tu wiem, ze prawdopodobnie przez nasiona, bo pokazywano to tu w specjalnym wkladzie ogrodniczym.
Mnie to obojetne, bo pszczoly je uwielbiaja, a to dla mnie najwazniejsze.
Przebiśniegi się przebiły, ale krokusa spotkałam tylko jednego, i to dość marnego, ale chyba już są w blokach startowych, byle tylko śnieg zniknął. Jeszcze parę dni plusowych i słońce by się przydało.
Moje krokusy sadziłam z cebulek lata temu – wiewióry wygrzebały, co się dało i część powsadzały według swojego tajemnego planu. Przytargały też cebulki żonkili z innych ogrodów 🙄
Cyklista w drodze, +7c, więc szkoda tracić takie ciepło!
Wydaje mi się, że te nasze ogrodowe czy działkowe krokusy rozmnażają się przez cebulki przybyszowe, które przyrastają co roku, co zresztą łatwo zauważyć. Czytałam o rozmnażaniu krokusów z nasion, ale wymaga ono specjalnych zabiegów, a efekty, czyli kwitnące okazy uzyskuje się po kilku latach.
U mnie też te starsze krokusy rosną w kępach, młodsze jeszcze pojedynczo.
Arboretum w Wojsławicach, o którym wspomina Danuśka widziałam jesienią; wiosną jest pewnie jeszcze ładniejsze.
U nas szczyt krokusowy był ( ❓ ) w weekend — Teraz forsycje, fiołki; mahonie, żonkile i pierwiosnki też w blokach startowych… dobrze zapowiadają się tulipany…
…Noi huk roboty (czeka) 😆
PS, a jeszcze przyjemniaczek się trafi… 😎
Przyjemniaczkowi dziękujemy – nie przepadamy!
Basiu, zaskroniec wprost kapitalny!
W Owernii już o tej porze roku zaczynają kwitnąć na łąkach, u podnóży dawno wygasłych wulkanów, dzikie żonkile i narcyzy: https://tiny.pl/w8b62
Niektórzy zbierają te kwiaty na sprzedaż. Trafiają do Grasse na Lazurowym Wybrzeżu czyli do światowej stolicy przemysłu perfumeryjnego. Lawenda uprawiana jest na miejscu, ale wiele innych kwiatów przybywa z różnych, często dalekich części świata, Tuberoza-podstawowy składnik „Poison” Diora importowana jest z Indii, jaśmin przylatuje z Egiptu, a ylang-ylang czyli jagodlin wonny: https://tiny.pl/w8bzm trafia do producentów perfum i olejków zapachowych z Madagaskaru lub Komorów. Bez tego kwiatu nie powstałaby sławna „Chanel no 5”.
Przy okazji sprawdziłam, iż nadal można kupić perfumy „Być może”. Ich cena jest niezwykle atrakcyjna! https://tiny.pl/w8b3x
Mam „Być może”, kupiłam z 10 lat temu. Zapach absolutnie nie przypomina tych za 17zł z PRL-u. Buteleczka jest prawie pełna – ciekawe, dlaczego 🙄
Lubię żonkile, ale żałuję ,że pachnące białe narcyzy są teraz rzadkością. Kiedyś było odwrotnie – w ogródkach rosły narcyzy, żonkili długo nie znałam. W sklepach ogrodniczych też ich nie uświadczysz. Ciekawe, czy te dziko rosnące żonkile/ na zdjęciu od Danuśki/ pachną w przeciwieństwie do bezwonnych żonkili. W każdym razie widok jest piękny.
Mój sentyment do dawnych lat nie obejmuje jednak perfum ” Być może” 🙂
U mnie są białe, ale przeważają żółte. Za „Być może” też nie tęsknię, ale z ciekawości kupiłam, nie pamiętam, ile kosztowały. W tamtych czasach używałam Masumi, Evasion i Wild Musk (moje ulubione naonczas). Teraz używam Viva la Juicy, spodobały mi się. Mam też Evasion i Masumi 😉
https://photos.app.goo.gl/9n58uzE4hVYhCzbC8
Narcyz… i perfumy. Pamiętam takie właśnie perfumy. Wysmukła buteleczka o podstawie kwadratowej zamknięta w weluropodobnym, ciemnoniebieskim pudełku ze złotym napisem. Wewnątrz buteleczki był narcyz. Jako dziecko uważałm, że to wspaniały pomysł na „wykwintny” prezent dla Mamy.
Podobnie jak Alicja używałam Masumi i Evasion lecz przez lata mymi ulubionymi były perfumy Magie Noire* ( Lancôme):
https://nazakah.com/products/lancome-magie-noire-parfum-perfume
niestety z braku kwiatów (chyba – o ile dobrze pamiętam) wstrzymano na jakiś czas produkcję. Obecnie perfumy są dostępne lecz to już nie ten zapach. Podobny, ale brak mu poprzedniej intensywności… i trwałości:
https://www.lancome.com.au/perfume/magie-noire-eau-de-toilette/3605530262309.html?cm_mmc=GooglePS-_-ProductSearch-_-MAGIENOIRE-_-None
*Magie Noire dostępne były w sklepach „Moda Polska”.
Echidna,
Magie Noire to byl mój ulubiony perfum do czasu kiedy w Seattle byla wystawa Picasso. W tym dniu na wystawe dyskretnie i przez lojalność pokropilam się Paloma Picasso. Od wtedy mam w domu Paloma Picassso. Zapach Magie Noire wspominam z sentymentem w sklepie z perfumami.
Błąd w sztuce – obecnie dostępne są nie perfumy lecz woda toaletowa (Eau de Toilette).
Echidna,
Dziekuje za korekte. 🙂
Pepegorze, Alicjo 😀 😀
W zasadzie to my polujemy na (rzekomo tu rządzącego, tak przynajmniej stoi na tablicach leśnych) gniewosza plamistego… Zaskrończyki przy okazji… I baaardzo doceniamy w ogrodzie, podobnie, jak jaszczurki, ropuchy itp. 🙂
Żonkile recurvus (pachnące, babuni, czy jak one się jeszcze zwą są), jak najbardziej, popularne. Do tego stopnia, że trudniej o wybór w późniejszych tygodniach jesiennych, a już zupełnie ich nie widuję podczas listopadowo-grudniowych obniżek… Będę polować i w tym roku, bo pod jabłonką zmieści mi się tego trochę… 😀
narcissus poeticus var. recurvus 😎
Rozmowa o perfumach przypomniała mi moje ulubione przed wielu , wielu laty – L’emeraude – Coty. Miały szmaragdowy kolor. Teraz nie przestałam ich lubic, ale po prostu ich nigdzie nie ma. Wielokrotnie szukałam w Polsce i poza, ale bez efektu.
Orca – ja poprawiłam samą siebie bowiem zapomniałam dodać, że nuta zapachowa i trwałość obecnych na rynku Magie Noire zmieniła się z uwagi na prosty fakt iż nie są to perfumy lecz woda toaletowa. Jak to elegancko brzmi: Eau de Toilette. Mimo, że można ją odnaleźć pod hasłem perfumy Magie Noire.
Krystyno-tak, żonkile z owerniackich łąk mają delikatny zapach i to dlatego perfumiarze chętnie je kupują. Dzisiaj doczytałam, że zapach Chanel no 5 tworzą również bułgarskie róże: https://navtur.pl/place/news/159,dolina-roz
Nie wiem, jak wyglądają reklamy w Waszych telewizjach, ale w telewizji francuskiej
już w listopadzie, a potem w grudniu, z racji zbliżających się Świąt są stale nadawane reklamy perfum (oraz czekoladek!).
Lena ,
szmaragdowe perfumy nie są już produkowane. W Niemczech można kupić tzw. wodę toaletową per amazon, u nas dochodzą wysokie koszty przesyłki bo produkt jest wysyłany z USA.
Eva ,
bardzo dziękuję za odpowiedź na moje niewypowiedziane, ale postawione pytanie. Wołałabym inna i może na inna miałam nadzieję, ale teraz juz wiem, że zapach ten moge konserować w pamięci.
A propos zapachów – czytam teraz zajmującą książkę „Poławiaczki pereł” (Ula Ryciak).
Jest to książka o pierwszych Polkach na krańcach świata – otóż na dobrych kilka lat lasy Amazonii (Parana) przemierzała samotnie niejaka Michalina Isaakowa (wygooglać możecie, jak chcecie). Przejęła pasję po mężu, była entomologiem, z Brazylii przywiozła tysiące wypreparowanych okazów owadów i niezliczone okazy rzadkich motyli, a nawet wypreparowanego kolibra. Otóż tenże koliber, stwierdziła Michalina, pachniał lepiej, niż niejedne paryskie perfumy, bo żywił się nektarami wonnych kwiatów Amazonii. Ot, ciekawostka przyrodnicza 😉
A książkę polecam, czyta się ją znakomicie, trzyma w napięciu jak najlepszy kryminał!
Perfumy! Moje pierwsze samodzielnie kupione, na promie do Karlskrony: Chloe Innocence marki Chloé: „kwiatowo – zielone perfumy dla kobiet. Chloe Innocence został wydany w 1995 roku. Twórcą kompozycji zapachowej jest Nathalie Lorson. Nutami głowy są Hiacynt wodny i Bergamotka; nutami serca są Fiołek, Wiciokrzew, Jaśmin i Róża; nutami bazy są Irys, Piżmo, Cedr i Wetyweria.” Właściwie to była woda perfumowana, a nie perfumy, ale to nie miało znaczenia.
Pięknie pachniały i miały cudny flakonik.
Niestety już ich nie produkują 🙁 I nie wiem dlaczego?
Teraz od lat J’adore Diora.
Moje ulubione przed laty Salvador Dali brązowe, potem Dolce Gabbana Litght Blue i Gabrielle Chanel
Pozostając w zapachowej fantazji perfum: w niewielkiej prywatnej drogerii w Al. Ujazdowskich, circa-about naprzeciw Klubu SPATIF, kupowałam perfumy Impromptu w kulkowej, długiej, wąskiej buteleczce. Niestety nie pomnę producenta (Lucien Lelong?).
Wspominam nie bez kozery o Impromptu, a szczególnie o opakowaniu. Oryginalne perfumy z tzw kulką lub w buteleczkach z koreczkiem są prawie niedostępne. A jaka to była wygoda!
Przyznam, że nigdy nie miałam perfum prawdziwych, a tylko „wody toaletowe” czy „wody toaletowe perfumowane”.
Nie było mnie na nie stać, bo perfumy są bardzo drogie, a zresztą nie miałam takich potrzeb. Ale „odrobinę luksusu” czemu nie 😉
I ten luksus są różne takie eau de cologne. Ciekawe, że sporo z twórców perfum/wód kolońskich dla dam są mężczyźni (Coco – inna sprawa)
p.s.
Dolce Gabana Light Blue też mam – leciutkie takie, ale wodę toaletową 🙄
Są dostępne, Echidna
https://www.illuminatedperfume.com/products/impromptu-eau-de-parfum-4-grams
Alicjo – „Roxana Illuminated Perfume was formally launched in June 2007”. To nie te jakie kupowałam w Polszcze o ładnych dziesiąt lat temu.
To tak a propos zdjęcia a capelli – wijców nie znoszę, ale miewam takie… zmierzał wprost na schodki do kuchni od ogrodu 😯
Ale to są nieprzyjemności związane z mieszkania w pobliżu stawów, jezior i tym podobnych. Już od jakiegoś czasu słychać miłosne nawoływania kardynałów (nie mylić z tymi mianowanymi w Watykanie!)
https://photos.app.goo.gl/ZaFc6Wj2cHm6xXHm9
hm… toż to nie TO, co miało być!!! To miało być (Mrusia by uciekała na drzewo przed takim!):
https://photos.app.goo.gl/DDZpSPZ4rLJudwtX7
…czas zawilców, zawilców, zawilców to czas… 🙂
ps. ten to poszalał!… 😉
…a u mnie świeża dostawa białego, chociaż stary tu i ówdzie zalega 🙁
A ten fioletowawy to kto? Bo chyba nie zawilec….
Z fioletowawych tam gwiazdorzy kokorycz (pełna)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kokorycz
…i jeszcze co najmniej dwa inne typki. Które najłatwiej oznaczyć wchodząc w przeglądarce chrome (prawym przyciskiem myszy) na szukaj grafiki za pomocą Obiektywu Google 🙂
Bardzo ładne te kokoryczki, u nas nie zauważyłam.
Białego dowieźli (dostawa trwa), ale przy temp. +1c szybko to spłynie. Już spływa po szybach…
U nas daleko do takich okoliczności przyrody – na razie śnieżyczki i kilka krokusów, a i to teraz pod kołderką białego. Najładniej lasek wygląda na przełomie kwietnia/maja, kiedy dopiero co liscie się rozwijają i las jest w miarę przejrzysty, jeszcze bez komarów.
Na razie przyniosłam sobie parę gałązek forsycji.
Dzisiaj… a już parę dni temu witaliśmy się z gąską…
https://photos.app.goo.gl/8ffV48YiGc53EatT8