Święconka 2022 w naszej wsi
To były zawsze miłe spotkania sąsiadów mieszkających w naszej wsi na stałe i letników. Każdego roku, zwłaszcza kiedy Wielkanoc wypadała późno spotykaliśmy się w miejscowej świetlicy na święcenie wielkanocnych koszyczków. Wierzący i niewierzący. W tym roku jednak, choć znów się spotkaliśmy przybyło nam uczestników: uciekinierzy z Ukrainy, mieszkający w jednym z letnich domów. Otrzymują wyrazy sympatii, serdeczności i gościnności, a także pomoc w codziennych sprawach. Wiem, że oni sami będą obchodzić święta dopiero w przyszłym tygodniu, każdego jednak dnia rzymsko-katolickiej Wielkiejnocy byli zaproszeni do kogoś z sąsiedztwa, aby zasiąść przy wspólnym stole. Wielkie zło rodzi więc dobro.
Te święta obchodziliśmy w nastroju niepewności, niekiedy obaw. Były one odmienne niż te z wielu poprzednich lat. Pogoda też nas nie rozpieszczała. Wielkanocne przysmaki poprawiły nieco humory. Pasztety: jarski i mięsny, różne mięsa, morze wiejskich jajek, ale i smakowite śledzie − to nasz świąteczny repertuar: do wyboru do koloru. A prócz tego miłe twarze wokół. Czego więcej chcieć. No, może jeszcze paru rzeczy, ale cieszmy się z tego, co wokół nas.
Komentarze
…bo „tamte” serduszka to miały być tu… i będą! 😉
❤️ ❤️ ❤️
Dla Alicji najlepsze urodzinowe, trzymaj się zdrowo 🙂
Dziękuję raz jeszcze wszystkim za życzenia – zdrowia zwłaszcza, bo wszystko inne można sobie kupić, jak mawia mój siostrzeniec.
Dzisiaj dzień senny, a za oknem biało, chociaż już powoli białe topnieje.
https://photos.app.goo.gl/dvdYHdByZWZXuzm5A
Mam nadzieje to ju ostatnie podrygi…
Wczoraj było przyzwoicie, w „poniemieckich” pucharach, z odpowiednim motywem ozdobnym:
https://photos.app.goo.gl/zVvYBV1g41XUYPG48
Krystyna,
Jestes tam? Zakonczylam proces robienia jarzebiaku. Kolor piekny, smak dobry. Wydaje mi sie ze dodalam za malo cukru. Dalam polowe tego co polecilas. To byl blad.
Do butelki wlałam syrop klonowy aby nadac slodki smak. Czy masz inne sugestie?
W tymacie syropow: poznalam smak syropu daktylowego (date syrup). Bardzo mi smakuje kubek kawy z łyżka syropu daktylowego.
W artykule naszej Gospodyni podoba mi się to zdanie: „Wielkie zło rodzi więc dobro”. No cóż, sprawdziło się już niejednokrotnie. Wpadłam też ostatnio na złotą myśl, której autorem jest Nietzsche” Wszystko zło rodzi się ze słabości ludzkiej”. Dla nas maluczkich różne kompleksy ludzi stojących u władzy kończą się wysypem wielu nieszczęsnych lub wręcz tragicznych decyzji.
Osobisty Wędkarz żadnych ryb nie złowił, więc tym razem wpadliśmy na rybkę do „Złotego Okonia”. W Serocku na dwóch przeciwległych krańcach miasta są dwie rybne restauracje o bardzo podobnym menu. Oprócz wyżej wspomnianej jest też „Złoty Lin”, o którym pisałam już kilka razy. Ryby, rybami, ale dzisiaj byłam też wielce ukontentowana warzywnym szaszłykiem prosto z grilla. Znalazły się na nim-pieczarki, czerwona papryka i czerwona cebula oraz cukinia. Ot, proste i zdrowe jedzenie.
Orco-podzielam Twoje zdanie na temat syropu daktylowego, też smakuje mi z kawą.
Danuska,
Ja napisalam ze wlewam do kawy łyżke tego smacznego syropu. To nie jest łyżka tylko mała łyżeczka na jeden kubek kawy. Bardzo smaczne.
Powodzenia na łapaniu i jedzeniu ryb. W restauracji ryby też sa smaczne. 🙂
Orco-tak, miałyśmy to samo na myśli pisząc o kawie i syropie daktylowym 🙂
Osobisty Wędkarz dziękuje za życzenia dotyczące ryb!
Dla Osobistego Wędkarza uściski urodzinowe wraz z życzeniami zdrowia i taaaakiej ryby!
Orca,
Mój jarzębiak wykonany według przepisu Żaby nie jest za słodki. W tym wypadku nie zmniejszałam ilości cukru, choć zwykle tak robię, bo nie lubię słodkich napojów. Ale wcześniej piłam taki jarzębiak, więc wiedziałam, jaki powinien być i niczego w proporcjach nie zmieniałam. Wydaje mi się, że dosłodzenie syropem daktylowym jest dobrym wyjściem; jarzębina ma mocny, wyrazisty smak, więc syrop chyba go nie zmieni. W każdym razie życzę smacznego 🙂
Danuśka,
na nadbużańskich łąkach na pewno wypatrzysz potrzosa.
Krystyna,
Dziekuje za informacje. Ja dolałam syrop klonowy nie daktylowy. Klonowy ma podobny kolor do jarzebiaku.
O rybach, szczegolnie łososiach pisałam wiele razy.
Ostatnio widzialam rybe o nazwie China rockfish. Podobno zyje do 100 lat. Ile to uroczystsci urodzinowych 🙂
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/de/China_rockfish_in_Neah_Bay_August_2009_JLL.jpg
Bardzo smaczna ryba.
Powodzenia przy łapaniu ryb i smacznego z okazji urodzin i przy kazdej innej okazji.
Oczywiscie China rockfish zyje tak długo jak dlugo wędkarz jej nie złapie :). Szczególnie Osobisty Wędkarz. 🙂
Alicjo,
Spóźnione uściski urodzinowe!
Osobisty Wędkarz serdecznie dziękuje za życzenia.
Zrywam kolejną kartkę z kalendarza, bo pomimo dostępu do wszelakich nowoczesnych technologii lubię te stare, dobre kalendarze. Mój jest tygodniowy i ma swoje stałe miejsce na ścianie w kuchni. Oczywiście zawsze czytam to, co jest na odwrocie. Najczęściej są to przepisy kulinarne, ale znajdziemy tu też porady w stylu „Czego powinni unikać alergicy” albo „Co robić, aby czuć się szczęśliwym”.
Jeśli ktoś z Was sobie życzy to oczywiście zacytuję cenne rady na temat życia w szczęściu i w harmonii z naturą, ale póki co podrzucam kalendarzowy dowcip:
Rodzice pytają sześcioletniego Adasia:
-Czy będziesz się cieszył, kiedy dostaniesz małego braciszka lub siostrzyczkę?
-Teraz pytacie??? Przecież to już za późno!
Dzisiaj przewidziany wiosenny zjazd warszawski, nareszcie w pełnym składzie.
Hip, hip, hurra!
Tez mam kalendarz na scianie w kuchni. Jest to zbior 12 akwarel miejscowej artystki Sarah Clementson. Chyba kiedys pisalam o niej i jej kalendarzu. Sarah maluje miejsca znane wszystkim mieszkancom tego regionu. Pike Place Market w Seattle, pola lawendy w Sequim, kury na farmie w Bainbridge Island i prom miedzy Port Angeles, WA i Victoria, BC.
Kalendarz wymienia rozne wydarzenia w regionie. Tam nie ma porad kulinarnych ale na pewno wiele osob by skorzystalo z takich porad.
Na temat wiosny:
U nas jednym znakiem wiosny sa grzyby o nazwie morel. Bardzo smaczne i rowniez bardzo drogie. Funt wagi kosztuje w granicach $30.00. Dla porownania funt shitake kosztuje $12.00 a portobello $8.00.
Morel mozna znalezc przy drodze. Morel lubia rosnac w miejscach gdzie w poprzednim sezonie byly pożary. Niestety przez minione dwa lata w okresie letnim było duzo pożarow.
Tak wiec morel mozna łatwo znaleźć
Na zdjeciu grzyby morel i troche informacji.
https://www.farmersalmanac.com/what-the-heck-are-morels-15375
Przyklady akwarel malowanych przez Sarah Clementson
http://www.seattlewatercolors.com/category/Limited-Edition-Prints.html
Morel czyli smardze, u nas trafiają się czasem w ogródkach sąsiadów 🙂
Smardze to jeden z wykwintnych dodatków w kuchni francuskiej.
Danuska, czy jadasz smardze?
Morele to smardze – drogie, bo rzadkie. U mnie występują w ilościach śladowych w ogródku, śladowych, bo najwyżej kilka 2-5. Jeszcze jest za zimno, niestety, ale lada tydzień… Jeszcze nawet rabarbar się nie spieszy…
https://photos.app.goo.gl/XoUaHGXdPp33k1rV9
Poczytałam trochę o smardzach. Łacińska nazwa to morchella esculenta, stąd więc morele. W Polsce są pod ochroną. Można jechać do Czech lub Słowacji, bo tam jest ich więcej i można je zbierać. Ale można też kupić korę z grzybnią . Smardze pojawiają się w drugim roku uprawy, a potem zanikają bezpowrotnie. I to się zgadza, bo też miałam kilka smardzów wyrosłych niepodziewanie na korze ogrodniczej. W kolejnym roku już się nie pojawiły. Kilka lat temu w lokalnej prasie opisywano wysyp smardzów na trawników przy jednej ze szkół. Nie pisano, co się z nimi stało.
Kalendarze ścienne ze zrywanymi kartkami były niegdyś cennym źródłem porad i przepisów. Teraz jest mnóstwo książkowych poradników no i internet, ale sentyment pozostał.
Ociepliło się na tyle, że można było dziś wysiać, a właściwie dosiać trawę. Tym razem ma być kwietna łąka/ bardziej łączka/. Oczekiwania są takie, że ma być ładnie, pożytecznie dla owadów i bez potrzeby koszenia. Co z tego wyjdzie, zobaczymy. Pamiętam Wasze ostrzeżenia o łakomych ptakach, więc będę uważała na nie.
Ignacy po powrocie z Japonii osiedlił się we Wrocławiu – byłoby ciekawie go spotkać!
https://youtu.be/QNykhDIt8vk
Poza tym… leje!
Dawno mnie tu nie bylo, a wiec:
Alicjo, spoznione, lecz tym nie mniej serdeczne zyczenia urodzinowe!
Dzialaj dalej jak zawsze. Jak tu zajze, to wiem, ze bedzie Twoje zdanie, Twoj glos.
Krystyna,
Myslalam o Twojej trawie. Jestem ciekawa czy ptaki omina nasiona. Ja postanowilam zostawic nasz trawnik z “pustymi” placami. Trawa sie rozrasta z bocznych miejsc wiec moze cos z tego bedzie. Nasz trawnik nie jest widoczny od ulicy. Te zadbane trawniki to czesto presja sasiedzka.
Ja takiej presji nie odczuwam.
Czytalam o grzybniach na sprzedaz I poczytalam rozne opinie na ten temat. Chyba duzo czekania na rezultat. Przyjemnie by bylo miec wlasne smardze a przede wszystkim moje ulubione maiitakie. Na razie nie planuje.
🙂
A tak, jakos probujemy zyc.
Zycie zupelnie inne. Moja LP, Lilianna, pozwalam sobie tu ostatni raz tak kolokwialnie nazwac moja zone, wymaga niestety totalnej opieki. Od trzech tygodni mam ja tu, w domu i musze sie uczyc, jak pracowac z osoba zdana na wozek inwalidzki, niezdolna zrobic ani jednego samodzielnego kroku. Owszem, sa pewne postepy ale nadal musze byc stale do dyspozycji.
Opieke (pomoc) mam codziennie rano, ale to nie wystarcza, musi byc podwyzszone, bo inaczej sie nie wyrobie.
Ludzie, tak to jest i dajcie spokoj z wszelkimi „wyrazami”, bo mnie to nerwi, a zwlaszcza juz dobre rady.
Chcialem tylko poinformowac.
A tak, jak macie do mnie cos naprawde innego, to napiszcie, moze przeczytam,
Zgodnie z tym co pisała Danuśka odbył się dziś pierwszy wiosenny zjazd warszawski. Byłyśmy w pełnym składzie, czyli organizatorka Danuśka, Kuzynka Magda, Barbara, Jolinek i ja. Ucztowałyśmy w sympatycznej włoskiej restauracji Le Braci. Obżarstwa nie było zadowoliłyśmy się przystawkami, bardzo smaczne , pięknie podane, za szybko zjedzone by zrobić zdjęcia. Dopiero przy deserach się to udało – nasze desery:
https://photos.app.goo.gl/33E8WkEYSxaB6xuw6
Małgosiu,
wyobrażam sobie, jaka miła była atmosfera Waszego spotkania. I wreszcie w komplecie.
Orca,
aspiracje co do pięknego trawnika szybko maleją, bo i pogoda u nas wcale nie angielska i wiatr przywiewa nasiona różnych traw i ziół. Byle było trochę zielonego. Ważniejsze są kwiaty, krzewy i drzewka.
Pepegor,
dzięki za miłe życzenia – Tobie życzę siły!
Poza tym złe wieści z kopalni Pniówek. W dzisiejszej Polityce artykuł na temat takich katastrof (wybuch metanu). Zawsze istnieje ryzyko, niestety. Dlatego z niechęcią bywam w takich miejscach – najlepiej nieeksploatowanych. Takie muzeum (polecam!) jest w Złotym Stoku, nie jest to oszałamiająca głębokość, ale zawsze to ma się tę świadomość (ja mam!), że nade mną góra, choćby niewielka, ale…
Pokazową kopalnię – muzeum widziałam też w Grecji „Vagonetto”. Po prostu, podobnie jak w Złotym Stoku, wchodzisz w górę, nie zjeżdżasz w dół kilkaset metrów. W Złotym Stoku schodzi się trochę po schodach, bo ja wiem… z piętro.
Krystyna,
bez chemii nie ma prawdziwego angielskiego trawnika, podobnie jak z polami golfowymi. Jeśli chodzi o te ostatnie, jest ich w Ameryce Pn. całe mnóstwo (duuuużo miejsca!) i kiedyś obliczono, że ładuje się w nie więcej chemii, niż w całe rolnictwo pn.amerykańskie. Ja bym zabroniła – w końcu krótko ścięte „zielone” jest tak samo dobre, jak te piękne dywany trawiaste, ale w golfie tam nie ma, co na polu są różne rodzaje tej trawy w różnych miejscach. Ta chemia wsiąka w ziemię i wraca do nas… Możę młodsze pokolenie sobie to uświadomi i coś z tym zrobi.
W naszej wsi są przynajmniej 4 pola golfowe, a w najbliższej okolicy bez liku, bo każða miejscowość albo prawie każda za punkt honoru ma posiadanie pola golfowego, no jakżesz 🙁
Moje włościa odkąd tu jesteśmy (28lat) chemii nie widziało… Zresztą teraz od paru dobrych lat zabroniono, ale widać, że jednak większość mieszkańców traktuje trawniki herbicydami.
*ale w golfie TAK nie ma, BO na polu…(itd)
Krystyna,
Niektore kwiaty i krzewy sa na liscie potraw naszych saren. Chyba juz pisalam ze w ogrodzie eliminuje wszystko co jedza sarny. Pozostale miejsca regularnie polewam mieszanka surowych jaj i utartego (minced) czosnku. To działa. 🙂
Nie zapytam co jadlyscie na spotkaniu. Na pewno nie hot dogi tylko cos bardzo smacznego 🙂
Orco, jadłyśmy ravioli z ricottą i czosnkiem niedźwiedzim, „tłuczone ” brokuły, carpaccio z wołowiny, tagliatelle (też były zielone, ale nie pamiętam z czym ).
Orca-tak, jadałam smardze we Francji. Jednym z popisowych dań mojej teściowej był pasztet na ciepło ze smardzami. Francuzi te grzyby najpierw suszą, a potem moczą w wodzie, która jest odlewana i dopiero wtedy duszą czy też smażą. W sprzedaży nie widziałam świeżych smardzów, a jedynie suszone.
W restauracji, którą dzisiaj odwiedziłyśmy w karcie było risotto ze smardzami.
Nasze spotkanie było niezwykle miłe i smakowite. Bardzo cieszyło mnie to, iż nareszcie wokół okrągłego stołu 🙂 bo siedziałyśmy przy takim właśnie stole, byłyśmy w komplecie. Zaobserwowałyśmy, że „Le Braci” cieszy się dużym powodzeniem, wieczorem wszystkie stoliki były zajęte.
Podążając na nasz mini zjazd przeszłam przez Park Ujazdowski, gdzie już za chwilę zakwitną liczne tulipany, a w tej chwili kwitną i mocno pachną białe hiacynty: https://photos.app.goo.gl/CwrUQQuy3RjSoiRBA
Wychodząc z restauracji zwróciłyśmy uwagę na ambasadę kanadyjską i stojącą przed nią kolejkę młodych osób z Ukrainy. Kanada wprowadziła ułatwienia dla uchodźców z tego kraju:
https://www.bankier.pl/wiadomosc/Rzad-Kanady-wprowadza-ulatwienia-dla-uchodzcow-z-Ukrainy-8300670.html
Nasi blogowi Kanadyjczycy na pewno wiedzą więcej na ten temat.
Zapytalam o menu. To sie nazywa masochism. 🙂
Danuska,
Ciekawe z suszonymi smardzami.
Zielone tagliatelle były z tuńczykiem i kaparami 🙂 dania bardzo smaczne zachwycały formą podania. Fachowa i sympatyczna obsługa, gustowne wnętrza, jednym słowem smakowicie było pod każdym względem.
Zielone nie byy przypadkiem ze szpinakiem? Bo mona zrobi ciasto szpinakowe. O proszę:
http://www.ilewazy.pl/szklanka-ugotowanego-tagiatelle-ze-szpinakiem
Co do Kanady, to naturalne – u nas istnieje duża społeczność ukraińska, szczególnie na preriach, Manitoba i Saskatchewan. „In 2016, there were an estimated 1,359,655 persons of full or partial Ukrainian origin”.
Wiadomo, że w potrzebie wyciąga się rękę do „swoich”…Oczywiście rząd gra dużą rolę w organizacji wszystkiego, wszak jesteśmy krajem emigrantów i wszelkie narzędzia po temu posiadamy, żeby sprawnie szło.
Bieliki online!
https://www.youtube.com/watch?v=zhNN6dlEMgw
Widzę, że przegapiłam urodziny Alicji i Alaina.
Spóźnione – wszystkiego najlepszego!
I parę moich zdjęć:
https://photos.app.goo.gl/fiFmhVJd7aZxakWVA
https://photos.app.goo.gl/dKgTHDdG7AHXMkn69
Proszę kliknąć na zdjęcie 🙂
Dla Pepegora, który lubi i ptaki i zwierzęta. I dla wszystkich, którzy chcą obejrzeć trochę moich fotek. Też trzeba kliknąć. 🙂
https://photos.app.goo.gl/WxnySzmfhpXoZdsZ8
https://photos.app.goo.gl/DvQYmXRDF8ARLHnS9
Orca,
nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, więc proszę o dodatkowe wyjaśnienie co do mieszaniny surowych jajek i czosnku – czy ma ona odstraszać zwierzęta, czy ogrodowe szkodniki? Interesują mnie wszystkie naturalne metody, byle nie były zbyt skomplikowane.
Asiu,
urocze filmiki. U mnie powoli rozkwitają fiołki. Reszta wiosennych kwiatów nadal cieszy oczy. Pogrzebałam dziś trochę w ziemi, grzejąc się w słońcu, słuchając śpiewu ptaków i dumając nad życiem.
Krystyna,
Wszystko opisałam i nie przeszlo.
🙁
Napisze jeszcze raz mam nadzieje zanim pojdziesz spac. 🙂
Jeszcze nie śpię, ale musisz się śpieszyć. 🙂
Nie musisz się śpieszyć – tak miało być.
Przez szybkę z domu… Gniazdo jest w krzaku tuż obok drzwi wyjścowych i schodków, nie wiem, dlaczego zawsze tak blisko domu – a szczególnie drzwi wyjściowych… Praca zaczęła się niedawno, jajek jeszcze nie ma. Ale pani matka już się mości!
https://photos.app.goo.gl/H3sD5myDZiX2iMUy6
Asia i Ewa – dziękuję 🙂
Krystyna wspomina o śpiewających ptakach, otóż w naszej okolicy właśnie robin należy do najbardziej rozśpiewanych:
https://www.youtube.com/watch?v=SkLHMXM69vQ
To są śpiewy wieczorne i zalotne 😉
Krystyna,
Zaczelo sie od tego ze podliczylam ile kosztuje mieszanka na ochrone roslin od konsumpcji przez sarny.
https://www.chewy.com/liquid-fence-deer-rabbit-repellent/dp/206785
To jest ten produkt. Przeczytalam skladniki na odwrocie butelki i stwierdzilam ze sama moge to zrobic mniejszym kosztem. Poszukalam porady farmera ktory powiedzial ze to mozna zrobic w domu.
Potrzebuje:
-Butelka (spray bottle) rozmiar 1 litr lub wiekszy
-dwa surowe jajka
-utarty czosnek (kupuje 1 litrowy pojemnik utartego czosnku za $4.00). Do mieszanki uzywam 1 duza łyżka utartego czosnku. Caly pojemnik utartego czosnku wystarczy na 1 – 2 miesiace. Zalezy od opadow deszczu.
-olejek zapachowy (tymianek, majeranek, tea tree oil lub podobny – kilka kropli.
Wszystko mieszam w butelce. Kawalki czosnku i bialka jajek czasami blokuja spryskiwacz ale troche potrzasnę i dalej dziala.
Pryskam wszystko co chce uchronic. To dziala zanim spadnie deszcz. Po opadzie deszczu trzeba powtorzyc pryskanie.
Farmer mowi ze sarny w koncu unikaja rosliny ktore przez kilka dni maja dla nich nieprzyjemny zapach. Ja dla pewnosci spryskuje czesciej niz potrzeba.
Dodatkowo smaruje okolice krzewow utartym czosnkiem.
Napisz jak to dziala u Ciebie.
Krystyna,
Jak pewnie zauwazylas te butelke na zdjeciu mozna odwrocic I przeczytac zawartosc.
Krystyna,
Jeszcze jedno. Po wymieszaniu skladnikow pojemnosc butelki uzupelniam woda. Wtedy butelka jest pelna.
Orca,
dziękuję za przepis. Wprawdzie saren w pobliżu dawno nie widziałam, a mój ogródek jest ogrodzony, ale tę miksturę będę mogła wypróbować dla ochrony roślin przed ślimakami i innymi szkodnikami. Na razie jest bardzo sucho i ślimaki jeszcze nie pojawiły się. A sarny omijają moją najbliższą okolicę, bo nie jest już taka spokojna jak dawniej; powstaje bardzo dużo nowych domów/ deweloperzy budują całe osiedla/, więc i miejsca dla zwierząt jest mniej, a hałasów więcej.
Ale przepis może się przyda.
Dobranoc.
Krystyna,
Ślimaki tez moga zniszczyc duzo roslin. Nie znam domowych metod na kontrolowanie ślimakow. Powodzenia. 🙂
Kiedys pokazywalam wzgorza pokryte pieknymi kwiatami o nazwie California poppy. Ani ślimaki, ani sarny, ani żadna inna żywina ich nie rusza. Jesienia zebralam duzo nasion tych pieknych kwiatow i posadzilam z tylu domu.
W niektorych miejscach pobocza autostrady sa pokryte tymi kwiatami. W tym roku zauwazylam ze sie “wprowadzily” do kilku miejsc wokol domu. 🙂
Film o California poppy
https://youtu.be/dBrwpjUYDIA
Poppy to po polsku mak, maki, raczej czerwone, znane z piosenki „Czerwone maki na Monte Cassino” (II Wojna itd).
Z maków wyrabia się heroinę, morfinę i różne takie – dla lecznictwa, ale po pierwsze, i chyba najpierwsze – narkobiznes.
https://www.youtube.com/watch?v=N-aK6JnyFmk
W Bedronce jest tydzień francuski j można kupić ciasto francuskie z masłem.
Asiu-dzięki za wiadomość, wybiorę się jutro, bo niedziela handlowa. Ciekawe, dlaczego niedziela handlowa jest po Świętach, a nie przed, kiedy byłaby chyba bardziej uzasadniona praktycznie i ekonomicznie. Czyżby kolejna ingerencja kościoła? Niedzieli Palmowej nie należy spędzać w sklepach?
Cieszy mnie bardzo powrót do pracy znanego krytyka kulinarnego- Macieja Nowaka. Przeczytałam, że miał duże problemy ze zdrowiem i nie pisał przez całe pięć lat. Nawet swego czasu zastanawiam się, dlaczego jego relacje zniknęły z piątkowego wydania „Wyborczej”. Były pisane z werwą i humorem i bardzo lubiłam je czytać. Pan Maciej czuje się teraz zdecydowanie lepiej i ostatnio trafiłam na jego opowieść o wizycie w „Garmażu u Ukrainek”. Smakowitą ciekawostką był krupnik z dodatkiem kaszy gryczanej, a niedociągnięciem za grube ciasto na pielmieni. O rzeczonym cieście podyskutowano na miejscu i być może teraz już będzie lepszej jakości. Ci, którzy prenumerują „Gazetę Wyborczą” mogą przeczytać ten artykuł w całości, a dla wszystkich pozostałych mam poniższą relację. Jest ciekawa, bo dotyczy nie tylko kulinariów:
https://warszawa.naszemiasto.pl/garmaz-od-ukrainek-czyli-ukrainskie-jedzenie-w-warszawie/ar/c1-8767767
Pamiętam, że sarny „wchodziły w szkodę” u Żaby. Nie wiem, czy Żaba miała na nie jakieś sposoby, znając naszą Koleżankę zapewne tak 🙂
Orca,
maczki kalifornijskie rosną w ogródku u mojej koleżanki, oczywiście tylko latem. Nasiona przywiezione zostały z Kalifornii. Rosną na wydzielonej grządce i nie zagrażają innym roślinom. Ale łany tych kwiatów robią wrażenie.
Maczki są w kolorze pomarańczowym, a nie czerwonym i są o wiele niższe niż powszechnie znane maki czerwone.
Skutecznym sposobem ochrony roślin przed sarnami jest ogrodzenie terenu . Podczas dzisiejszego spaceru w lesie widziałam, że wszystkie szkółki/młodniki są otoczone płotem z dość gęstej metalowej siatki. Leśnicy wchodzą na ogrodzony teren przez drabinkę zbitą z cienkich konarów, która może służyć spacerowiczom za ławeczkę. Z czego chętnie korzystamy. Ale żadnej sarny i innych leśnych ssaków nie spotkaliśmy. Słychać tylko było liczne ptaki. A w lesie panuje spory bałagan, pozostałość po kilku zimowych wichurach.
Mój ulubiony Jerzy:
https://www.onet.pl/film/onetfilm/jerzy-stuhr-75-urodziny-aktora-najwazniejsze-role-i-filmy-sylwetka/zkwkjfh,681c1dfa
Macieja Nowaka znam z artykułów w sieci. Bardzo fajna, barwna postać. Uwielbiam Roberta Makłowicza. Z takich kulinarnych dinozaurów zapamiętałam Julię Child, której programy „religijnie” oglądałam w każdy sobotni poranek na kanale PBS (Public Broadcasting Service). Dla mnie była trochę staroświecka, jej kuchnia była bardzo tradycyjna, ale zawierała wszystko, co powinna – tak jak nasza gruba księga pod tytułem „Kuchnia polska”.
„W czasie II wojny światowej rozpoczęła pracę w Office of Strategic Services, gdzie poznała swojego męża, Paula Childa. W 1946 roku wzięli ślub i wkrótce przenieśli się do Paryża, gdzie Julia Child w 1951 roku, jako pierwsza kobieta, ukończyła prestiżową szkołę kucharską Le Cordon Bleu.”
To wystarczy za rekomendację 🙂
p.s.Julia nie była maleńka – 188cm bez butów!
Krystyna,
Wysoki plot to jedyna skuteczna ochrona przed sarnami. Widze takie ploty w kilku miejscach. To jest troche kosztowne ale 100% skuteczne.
Gratuluje projektu nasion z CA. Bardzo mi sie podobaja te kwiaty. Bardzo bym chciala zastapic nasz trawnik tymi kwiatami .
CA poppy wygladaja i rosna inaczej niz tradycyjne czerwone maki. CA poppy (symbol stanu CA) to skuteczny “ground cover” . Te kwiaty nie wymagaja zadnej specjalnej “opieki”.
Do naszego ogrodu “wprowadzily” sie niezwykle ozdobne maki o nazwie “peony poppy”.
https://www.google.com/search?q=peony+poppies&client=safari&prmd=sinv&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=2ahUKEwjRjJDQvKr3AhWOIjQIHRVQAmsQ_AUoAnoECAIQAg&biw=414&bih=712&dpr=2
Te kwiaty rosna na wysokosc okolo 1 metra i sa bardzo odporne na suchy i cieply klimat.
Peony poppy rowniez nie sa w menu saren.
Znakomity płot robi tak zwana wierzba energetyczna – nawet kurze się trudno przez nią przecisnąć, a co dopiero sarnie. Moja siostra to ma – płot świetny i przy tym paliwo do palenia. Baśka przycina je na wysokość ok. 170cm i ma posadzone gęsto, jedna przy drugiej – bardzo łatwo się sadzi.
„Wierzba wiciowa (Salix viminalis), nazywana też wierzbą krzaczastą, konopianką lub wierzbą energetyczną, to duży (dorasta do 6 m wysokości), szybko rosnący krzew. Roślina jest łatwa w uprawie i wykazuje się wysoką produkcją biomasy, dlatego ma wiele praktycznych zastosowań.”
Więcej tutaj:
https://muratordom.pl/ogrod/rosliny/wierzba-energetyczna-wierzba-wiciowa-uprawa-wierzby-na-biopaliwo-aa-2vr5-grEU-WMJ7.html
Te wysokie płoty to konieczne zabezpieczenie leśnych upraw. Prywatne posesje najczęściej też są ogrodzone, a jeśli nie, to rosną na nich drzewa i krzewy, którym sarny nie zaszkodzą.
Orca,
piękne są te peony poppy, bardzo podobne do piwonii/peonii/.
Alicjo,
widocznie robin czuje się u Was bezpiecznie; nie straszycie go, nie ma zwierząt domowych, ma spokój. Pamiętam, że już wcześniej gniazdko było wykorzystywane.
Informuj nas o ptasich nowościach.
One zawsze osiedlają się blisko domów i w ogóle siedlisk ludzkich, podobnie jak wróble (fajny artykuł w wydaniu weekendowym na gazeta.pl – polecam!).
U nas kiedyś osiedlały się od ogródka, ale też tuż przy drzwiach od kuchni na ogródek, pod dachem drewutni. Bywa, że ktoś – podejrzewam wiewióry! – niszczy ich gniazdo, zdarzało się to często. Wiewióry, które u nas są wielkie, wyjadają wszystko, w tym wypadku jajka. Potem tylko niebieskie skorupki wokoło 🙁
A tu nasza Robinka wysiaduje… Ustawiłam sobie aparat na statywie, więc będę was męczyć sprawozdawczością. Czekamy na jajka!
https://photos.app.goo.gl/8xh6Lp6UjiSPKuua7
Przy okazji tego artykułu o wróbelkach w gazeta.pl przypomniał mi się wierszyk:
Wróbelek jest mała ptaszyna,
wróbelek istotka niewielka,
on brzydką stonogę pochłania,
lecz nikt nie popiera wróbelka.
Więc wołam: Czyż nikt nie pamięta,
że wróbelek jest druh nasz szczery?!
Kochajcie wróbelka dziewczęta,
Kochajcie do jasnej cholery!
K.I.G.
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,28354795,sa-jak-wloska-rodzina-ktora-sie-kloci-i-godzi-wroble-powoli.html
Tu nie ma płota
Widok z drzwi wejściowych – – > https://photos.app.goo.gl/DdzfA5BvizXUYNpB7
Może ktoś odgadnie gdzie to jest?
Danusiu, niedziela Palmowa przed świętami też była handlowa. Byłaś wtedy w Ciechocinku i nie zwróciłaś pewnie uwagi 🙂
Mieliśmy dziś miły dzień na działce u teściów syna, gdzie świętowaliśmy imieniny wnuka Jerzego. Dzieciaki dostały nowe maszyny do robienia baniek, to i zestawy klocków Lego zapewniły całkowity spokój 🙂 Pogoda nie rozpieszczała, ale na trochę wyszło słońce i zrobiło się cieplej, na szczęście nie padało.
Jerzorowi i Jurkom – wszystkiego najlepszego!
Jerzor dziękuje – właśnie warzę obiad (polędwiczki wieprzowe w sosie-samosie – co się wrzuci), bo goście, Kanadyjczycy nie znający obyczaju obchodzenia imienin…
Od lat tłumaczę – imieniny mają to do siebie, że nikt nie wytyka ci lat, w przeciwieństwie do urodzin 🙄
yurkowi (dawno nie widziany!) oraz wszystkim podczytującym Jerzym i Wojciechom wszystkiego najlepszego!
Co do pogody, 7c teraz, a było gorzej i przez chwilę jakby taka kasza popadywała…
Stare, dobre rady – ja to znam od… odkąd pamiętam 😉
Ale nie zaszkodzi przypomnieć.
https://beszamel.se.pl/porady/jak-zrobic/bledy-przy-gotowaniu-zupy-6-bledow-popelnianych-przy-gotowaniu-zup-aa-yYZv-sQFn-6Xce.html
Dla Jerzora i yurka spóźnione, ale serdeczne życzenia imieninowe.
Małgosiu-masz rację, wycofuję zatem moje uwagi na temat niedzieli handlowej i kościoła.
bezdomny-czy to nie jest widok na farmę wiatrową na wyspie El Hierro?
Wczoraj Osobisty Wędkarz własnoręcznie pokroił na plasterki 2 kg ziemniaków(pomimo, iż mamy maszynę, która może to zrobić) i przyrządził kolejne gratin dauphinois czyli ziemniaczaną zapiekankę. Do kolacji usiadły cztery osoby zatem danie to będziemy dojadać zapewne jeszcze przez dwa dni. Ogrzewane na patelni też bardzo smaczne 🙂
Danapola 🙄
to nie jest widok na farmę wiatrową na wyspie El Hierro 🙁 aczkolwiek tam są bardzo podobne widoki.
Widok jest na szczyty gór w parku narodowym lasów dębu korkowego.
My stoimy u stóp gór tuż przy oceanie. Po drugiej stronie wody doskonale widoczne góry Atlasu w Maroko.
Dla nas to jedno z najpiękniejszych destynacji w Hiszpanii i równie pięknie brzmi nazwa Valdevaqueros.
Parę dni temu zjechaliśmy z kanarów z bardzo błahego powodu. Znudziły się 🙁
Trochę inne krajobrazy z rowerowej wycieczki 🙂
https://photos.app.goo.gl/oSJcKS3yvJZ4U1er7
Bezdomny,
ja tam wody żadnej nie widzę! Ale pejzażyk ładny – to do tego zdjęcia wyżej. Pejzażyk niestety, szpecą mi te wiatraki, nie mogę się do nich przyzwyczaić…U mnie w pobliżu nie ma, natomiast są wielkie „farmy” baterii słonecznych, najbliższa ok.100km stąd.
No ale my tu mamy tyle wolnych hektarów, że sobie możemy rozkładać je, ile wlezie.
Jak będę w pobliżu, to sfotografuję – też nie jest to piękne, ale…
Zaraz idę porozglądać się po okolicy, czy coś już się zieleni. Ale zanim co, screenshot z GoogleEarth – farma baterii słonecznych w pobliżu Creighton Heights, to takie szarawe pola mniej więcej pośrodku fotki, z wysokości ponad 200m. więc mniej więcej można sobie wyobrazić, że małe to nie jest…
https://photos.app.goo.gl/pjcQe27wDiWmUKmHA
Bezdomny-piasku Ci tam nie brakuje 🙂 Poza tym, tak jak piszesz, ten kawałek Hiszpanii jest rzeczywiście bardzo ciekawy.
Co do mnie to zachęcona opisem jak poniżej:
„Przeróżne zapachy, ciasne podwórka, przenikające się języki jidysz, polski i rosyjski, mnóstwo sklepów i tłum ludzi. Okazałe kamienice z długimi i głośnymi zapleczami, żywioł handlu i modlitwy. Pośpiech i unosząca się nad ulicami woń kapusty, mydlin, śledzi, pomarańczy… Przenikające się obrazy dostatku i biedy, postępu i tradycji. To atmosfera wielu żydowskich ulic Warszawy”.
Uczestniczyłam dzisiaj w spacerze po fragmencie dawnej Dzielnicy Północnej zamieszkałej niegdyś głównie przez społeczność żydowską.
Mieszkało tu wiele znanych nam osób, na przykład Szpilaman, Singer, Wiera Gran oraz Samuel Goldwyn. Historia kariery Goldwyna jest niezwykle barwna i warto o niej poczytać:
https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/2832794,Samuel-Goldwyn-Warszawiak-ktory-sprzedal-rekawiczki-i-podbil-Hollywood
Można odetchnąć, Marine le Pen przegrała wybory. Ufff!
Upał!
niby tylko 18c w cieniu, ale po drodze musiałam zdjąć z grzbietu dżinsową kurtkę i żałowałam, że ubrałam długie spodnie. No ale przez zimę człowiek zdążył zapomnieć, że istnieją rzeczy letnie.
Jednak jeszcze zieleń się nie rzuca w oczy zbyt nachalnie. Ludzie wyszli na swoje ogródki przydomowe, wytargali fotele, stoliki, parasole i zgodnie z tutejszym obyczajem popijają piwko (ja zresztą też – Łomżę), tylko czekać, a dojdą do tego zapachy grilowania. Wiosna! I lato za rogiem 🙂
Oddycham. To jest naprawdę paskudna baba. Nie lubię rasistów, homofobów i w ogóle ludzi, którzy uważąją, że mają jedynie słuszną rację we wszystkim.
Owszem, tym ostatnim czasem grzeszę, ale w prywatnym zakresie 😉
Żeby nie było – akurat na tę sprawę i wiele innych mamy w rodzinie odmienne zdania. Niestety, Jerzor wie lepiej, co dobre dla każdego bliźniego. Ja to od dawna znam, toleruję, ale że mieliśmy gości i przyszło do dyskusji… od dawna mówiłam, że ujawnię hipokrytę. „Jestem dobry człowiek i nikomu krzywdy nie robię” do mnie nie przemawia. Kto wie, jak zachowałby się taki „dobry człowiek” w momentach wymagających działania.
Danuśka 20:57,
Czekałem na francuskie wieści i się nie zawiodłem. Poprzez Wielkiego Wędkarza złóż, proszę, gratulacje dla Francji i Francuzów! I podziękowanie za ochronę WARTOŚCI!
Teraz najwyższy czas na nas! Najwyższy czas!
A na marginesie. Będąc w Polsce odwiedziłem kilka restauracji o których nic nie napisałem. Oto jedna z nich, gdybyś chciała np. z Wędkarzem uczcić zwycięstwo, albo wpaść z Koleżankami Warszawiankami na pogaduszki, polecam restaurację „Kieliszki na Próżnej”. Mają super kolekcję świetnych win, naprawdę jest w czym wybrać. Niewiele wiem o menu bo jadłem tylko flaki przy barze, były bardzo dobre, zupełnie odbiegały smakiem od naszych starych, poczciwych, polskich flaków. Karolina jadła tam kilka razy, co świadczy, że źle nie jest. I ciągle wpada tam na wino. Kieliszkowy wystrój sali też przyciąga. A może już tam byłaś?
Zapomniałem dodać link. Oto on. Napisano, że w tym miejscu pierwsze skrzypce gra wino. I tak tam jest!
https://kieliszkinaproznej.pl/en/#slide-0
Wspominki…
https://www.youtube.com/watch?v=ghGiv7YLC7Q
Jeśli chodzi o wybory, mnie nigdy sprawy ekonomiczne nie obchodziły, bo przeżyć się zawsze da, lepiej czy gorzej, pod każdym rządem. Zwracam uwagę na ideologiczne sprawy – przecież Francja by ekonomicznie nie padła z dnia na dzień, gdyby Le Pen wygrała. Ale Francja na pewno straciłaby twarz jako ta „Liberte, egalite, fraternite”.
Vive la France!
https://www.youtube.com/watch?v=SIxOl1EraXA
Danuśka 19:45,
Dzięki za wzmiankę o Dzielnicy Północnej. Będąc w Warszawie jestem tam bardzo częstym gościem, chociaż moim przewodnikiem jest tylko stara mapa Warszawy i mapa warszawskiego getta. Wyobraźnia pracuje wtedy na najwyższych obrotach. Zachowany do dzisiaj Żydowski Świat poznałem tutaj w Stanach dość dobrze, odwiedzam brooklińską dzielnicę Williamsburg i widzę tam przedwojenną Warszawę, Łódź, Lublin, krakowski Kazimierz…
https://www.youtube.com/watch?v=n7CPCp4Y7eo
ehum… tu pomijam sprawy kolonizatorów francuskich. Czasy były, jakie były, człowiek ruszył się zza swoich zapłotków, miał łódki i czciał zobaczyć, co tam za rogiem.
Paskudnie postępował – ale czy to się zmieniło? Nie bardzo. Wcale. Tylko etykietki się zmieniają, żeby usprawiedliwić działalność. Panów, bo przecież panie zajmują się domem, dziećmi, kucznią – i też przeważnie pracują zawodowo. Uogólniam, ale…
… żeby zakończyć kulinarnie – poznałem i bardzo polubiłem kuchnię żydowską. Jadłem i lubię gefilte fish, czulent, kugel w najlepszym oryginalnym wydaniu. Będąc w jakiś żydowskich zakamarkach kupuję zawsze makowiec, jest taki jak u mamy za dziecięcych lat. U nich też to jest często świąteczne ciasto. W ogóle maku dużo – na słodko z suszonymi owocami, jak u nas na wigilię gdzieniegdzie. Bardzo się te nasze kuchnie zazębiają.
W Kieliszkach na Próżnej bywam mniej lub bardziej regularnie, w ciągu ostatniego miesiąca ze trzy razy (ale to przypadek). Swego czasu mieli drugą restaurację Kieliszki na Hożej, niestety już jej nie ma.
Nowy- dziękuję, gratulacje przekazałam 🙂 Felicitations dla całej naszej blogowej opcji francuskiej! Francuzi wykazali się rozsądkiem i oby Polacy podczas kolejnych wyborów wybrali te same wartości. Niewesoła wiadomość jest taka, że notowania Marine Le Pen stale rosną.
Wczorajszy spacer w okolicach Placu Bankowego był bardzo ciekawy i wymagał wiele wyobraźni, bo z przedwojennej Warszawy nic tam przecież nie zostało. Natomiast, gdyby ktoś z Was wybrał się kiedyś na spektakl do Teatru Kamienica to w czasie przerwy można obejrzeć wspaniałą makietę dawnego Śródmieścia Warszawy. Spacer zakończył się właśnie przy tej atrakcji, naszej grupie umożliwiono specjalne wejście do teatru w celu jej obejrzenia:
http://www.makietawarszawy39.pl/
A może ktoś ma ochotę na śniadanie po żydowsku?
http://lososwkuchni.pl/szakszuka-sniadanie-po-zydowsku/
Nie byłam w „Kieliszkach na Próżnej”, ale pamiętałam, że Małgosia zna dobrze to miejsce.
Z szakszuką jak z naszym bigosem każdy robi trochę inaczej. Jaja, cebula i pomidory to podstawa, ale reszta dodatków jest całkiem spora. W książce Andy Rottenberg jest świetny tekst Pawła Smoleńskiego na ten temat.
Zainspirowana wczorajszym spacerem Danuśki obejrzałam trochę zdjęć pokazujących dawną dzielnicę żydowską. Są też materiały filmowe i one są najciekawsze.
O pochodzeniu makowca nie wiedziałam, a bardzo lubię to ciasto.
Pamiętam ożywioną dyskusję na blogu na temat gefilte fish.
Można przyrządzić, ale sama lektura też jest bardzo przyjemna. Są tam przepisy mniej i bardziej słuszne. W ramach wspomnień: https://adamczewski.blog.polityka.pl/2013/01/04/ryba-faszerowana-czyli-gefilte-fish/#comments
Przypominam, że „Kuchnię żydowską według Rebeki Wolff” opracowała nasza Gospodyni, a wydał „Nowy Świat” (2006r). Od siebie dodam, że lubię czytać książki kucharskie 😉
W powyższej książce są bardzo różnorodne przepisy, od prostych poprzez skomplikowane. Polecam!
„Ici tout commence” – taką operę mydlaną mam w swojej tv i rozważam oglądanie w celu nauki języka.
Dzisiaj, korzystając z nieobecności pani gniazda… naprawdę z największą ostrożnością… pani raz na jakiś wylatuje z gniazda. Wczoraj jeszcze tego nie było.
https://photos.app.goo.gl/zZvxS9e9svDpVQy78
Na temat makowca ,
W polskim sklepie George’s Deli zamowilam przez telefon cztery makowce. Pani Jadwiga, wlascicielka sklepu, zapytala czy makowce płaskie, czy zawijane. Powiedzialam ze zawijane, czyli rolady. Pani Jadwiga powiedziala ze dobrze sie sklada bo swierze (swieze ?) makowce przyleca z Chicago w piatek.
My mieszkamy dosyc daleko od Georgie’s Deli dlatego duze zamowienie. Trzy makowce pójda do zamrazarki, jeden do kuchni.
George’s Deli nadal ma najlepsze kanapki w miescie wedlug powszechnej opinii i wedlug DJ z miejscowej stacji radiowej.
Przy okazji zamowilam troche ususzonej kielbasy i białej kiełbasy czyli Polish kobasa 🙂 i kilka paczek zupy żurek. Tym samym samolotem z Chicago. Wszystko do odbioru w piatek. 🙂
„Świeże” 😉
Oraz, jeśli już jesteśmy w temacie, „polish kolbasa”.
Myśmy swego czasu mieli w mieście, i to przy rynku, „Polish deli”. Po naszemu – „u Bronka” – można tam było kupić nie tylko kanapki, ale także całkiem spory lanczyk zjeść, żurek i różne takie na gorąco, kiełbaski i tak dalej. Była to bardzo popularna knajpka przy sklepie – całe towarzycho z ratusza się tam stołowało. Niestety, podatki w okolicy ratusza tak wzrosły, że Bronek zamknął biznes. Ja pracowałam wtedy u Helenki (szycie…) więc biegałam tam po sąsiedzku, żeby coś przegryźć. To było dosłownie za rogiem, jakieś 100 metrów od sklepu Helenki.
Eh, czasy….
To w takim razie dzisiaj śniadanie dla zwolenników polskiej kiełbasy 🙂
https://tiny.pl/98kmp
Przyznam, że już od wielu lat nie jem na śniadanie żadnych kiełbas, serdelków ani wędlin krojonych w plasterki. Kiedy mam okazję jeść poranny posiłek w polskich hotelach, w których jest urozmaicony bufet to najchętniej wybieram pastę jajeczną i twarożki. Ostatnio w Ciechocinku miałam okazję uraczyć się chlebem wypiekanym na miejscu. Był żytni z dodatkiem suszonych pomidorów, najlepiej smakował z samym masłem 🙂 W domu robimy na śniadanie koktajle jogurtowo-owocowo-orzechowe i od czasu do czasu jajka w różnych odsłonach.
U mnie dziś jaja na miękko i mój chlebek żytnio-orkiszowy tym razem bez dodatków.
Kromka chleba cieniutko posmarowana maslem i kawa pol na pol i tak od lat. W podrozy jem nieco wiecej ale sa to raczej sery i jogurty. Jem bardzo malo wedlin. Od kilku miesiecy na targu w czwartek jest pan co sprzedaje wedzona cienka kielbase. Bardzo podobna do polskiej. Przez trzy kolejne czwartki kupowalam po kawalku a pozniej przestalam. Niech zyja sery ! Jest w czym wybierac.
Elapa-oj, jest!!! To jest lista serów jedynie z Owernii, uważanej za największego producenta tychże:
Abbaye de Tamié, Abondance, Arcueil, Artison, Arôme de Lyon, Beaufort, Beaumont, Bessonais, Bleu d’Auvergne, Brebis la mémée, Bleu (de Bresse, de Costaros, de Gex, de Langeac, de Laqueuille, de Loudes, de Sainte-Foy, de Termignon, du Vercors…), Boucantrin, Bouton de culotte, Brézain, Cabrion, Campalou, Cantal, Cenvard, Chambérat, Chapelou, Chaussenacois, Cheyenne, Charolais, Chevrotin, Comtesse de Vichy, Délice du Forez, Dent du chat, Fourme d’Ambert, Fourme de Montbrison, Fumaison de Lavort, Gaperon, Grand Murols, Grand Tomachon, Grataron, Graviers du Guiers, Gruyère, Laguiole, Tomme au foin, Lavort, Mourjou, Pavin, Petit Polignac, Petit Pradoux, Pissenlit, Severac, Lou Parou, Loup Peyrou, Moelleux des Alpes, Moelleux du Revard, Montbriac, Murolait, P’tit Séverin, Pavé d’affinois, Persillé de Tignes, Persillé des Aravis, Piastrellou, Picodon, Poivre d’Âne, Raclette, Ramequin bugiste, Reblochon, Richonnier, Rigotte de Condrieu, Rogeret des Cévennes, Roue de ris, St Félicien, St Marcellin, St Nectaire, Salat, Salers, Tholons, Tomme de Belley, Tome des Bauges.
Powyższą listę należy pomnożyć kilkakrotnie, by zdać sobie sprawę z ilości i rozmaitości francuskich serów. Wprawdzie de Gaulle uznał symbolicznie, że jest ich 365, ale tak naprawdę ta liczba jest zdecydowanie wyższa.
Danuska, jest w czym wybierac. Na obiad jadlam tutejszy owczy ser podlany odrobina miodu. Z tym miodem to mi ktos z lokalnych ludzi podpowiedzial. Pani z tym serem jest co czwartek na targu i bedzie do polowy pazdziernika. Zaopatruje tez sklep ze zdrowa zywnoscia.
Mrożone owoce (jagody, maliny, 4 pokrojone śliwki suszone, czereśnie, kawałki ananasa) do miseczki – to zalewam ugotowanymi płatkami owsianymi – na szklankę wody 4 łyżki płatków. Potem herbata, jedna albo dwie.
Czasem odstępstwo na rzecz czegoś innego.
11c
Czy przy tak olbrzymiej różnorodności serów, choćby tylko francuskich, a przecież są i inne, można poznać znaczną część? Chyba nie.
Elapa, Danuśka,
jak dużo gatunków sera spróbowałyście, oczywiście orientacyjnie?
W Polsce bardzo popularne są różne sery twarogowe .
Próbuję różnych serów, ale lubię robić sobie czasem przerwy, bo mam przesyt.
Kiełbasa na śniadanie – zdecydowanie nie, chyba że z okazji świątecznych.
Dzisiajmakaron śrubki, na to podsmażone z cebulą pieczarki, na to sos Alfredo (kupny) oraz różne sery żółte z przewagą goudy. Zapiec w piekarniku. Jednym słowem makaron a la Echidna, a sos alfredo w ramach eksperymentu 😉
Krystyno, do setki jeszcze nie dotarlam. Jak mi jakis ser smakuje to bede go jadla na okraglo. Pewnych serow nie moge kupic ze wzgledu na mocny zapach, za serami z plesnia nie przepadam. Bernard w zasadzie nie jada serow, przy mnie zaczal jesc twarde i to wszystko. To Bernard mi zabrania sery mocno pachnace w lodowce. jak wkladam do pudelka to zapach wylatuje przy otwarciu. Kupuje sporo serow jak corka przyjezdza i objadamy sie we dwojke.
Na kolacje zrobilam sobie nalesnika z szynka i tartym serem. Powinna byc galette, ale mialam tylko nalesniki.
https://www.o2.pl/kobieta/zawiaz-na-roslinach-zolta-wstazke-uciazliwy-problem-zniknie-w-mig-6762351943105312a
Quelle fromage 🙂
Chcialabym posmakowac chociaz polowe serow wymienionych przez elapa. 🙂
Danuśka 11:33
Czy do tej długiej listy serów dołączana jest równie długa lub dłuższa lista win, które najlepiej pasują do każdego z gatunków sera? Wydaje się, że dopiero wtedy lista byłaby pełna 🙂
Danuśka 25 kwietnia 9:41,
Dzięki za link do śniadania po żydowsku. Tego nie spotkałem, a wygląda super.
W muzeum POLIN otwarto wystawę „Od kuchni. Żydowska kultura kulinarna”. Jeśli zdążę to pójdę na pewno.
https://polin.pl/pl/od-kuchni-zydowska-kultura-kulinarna
Krystyna,
Też lubię sery twarogowe, na śniadanie i nie tylko. Czy próbowałaś serów z firmy Ziębiński? Uważam za najlepsze jakie jadłem w Polsce! Spróbuj koniecznie, i inni też oczywiście.
https://zielonemielone.pl/sery-serki-twarogi/25224-twarog-secyminski-luz-ziembinski-5901447000675.html
Dzieci z Rzeszowa:
https://mail.google.com/mail/u/0/?pli=1#inbox/KtbxLzGHhBNZBzrsQQkZHTfQFxlHRhdwCL?projector=1
o0oooooooooooops…wróć!
taki sznurek: https://www.youtube.com/watch?v=QkupgP53Un8
Nowy,
tego twarogu nie znam. Na stronie firmy Ziembiński jest informacja, że jej sklep mieści się w Pruszkowie, poza tym są dostawy kurierskie. Myślę, że firma obsługuje tylko rejon w pobliżu Warszawy. Ale można znaleźć dobre wyroby innych firm. Smakuje mi np. twaróg ze Strzałkowa.
Dzieci z Rzeszowa śpiewają ładnie, ale to jest tekst napisany przez kogoś i dla kogoś z jakimś doświadczeniem życiowym, a nie dla dzieci. Niby każdy może śpiewać wszystko, ale…
Tę piosenkę wykorzystano także w filmie ” Planeta singli” również w dziecięcym wykonaniu.
Co prawda to prawda – tekst może dla starszej młodzieży, a nie dla rozczulających szczerbatek z młodszych klas 😉
Ale ładnie zaśpiewały.
Krystyno-z serami mamy podobnie, jak Elapa- na co dzień kupujemy sery, które znamy i lubimy. Chyba trochę, jak z twarogami w Polsce- jedni kupują te ze Strzałkowa, a inni z Piątnicy lub od Ziębińskiego 🙂
Kiedy podróżujemy po Francji próbujemy sery lokalne i odkrywamy przy okazji regionalną kuchnię i jej przysmaki. Myślę, że miałam okazję poznać kilkadziesiąt francuskich serów, Alain na pewno więcej. Kiedy gościmy u rodziny czy zaprzyjaźnionych Francuzów to oczywiście zawsze po daniach głównych są serwowane sery i wtedy wszyscy starają się zaprezentować przede wszystkim te ze swojego regionu. Francuzi przywiązują ogromną wagę do kuchni regionalnej i są bardzo dumni ze swoich lokalnych spécialités i to w każdej gastronomicznej dziedzinie: sery, wina, dania główne, desery.
Nowy- oczywiście, że masz rację! Świętą rację! Sery bez wina to pomyłka 🙂
Są listy, tabele, zestawienia, blogi…, które podpowiadają, jakie sery podawać z jakimi winami, ale oczywiście liczy się przede wszystkim to co nam smakuje. Niegdyś uważano, że do serów należy podawać jedynie czerwone wytrawne wino, ale sami pamiętacie, jak nasz Gospodarz zachwalał słonawe sery z zieloną pleśnią serwowane z towarzystwie lekko słodkich, polskich miodów. Zatem jeszcze raz-co kto lubi i co komu w duszy gra!
Skoro o serach to podaję fondue czyli danie rodem z Sabaudii lub/i ze Szwajcarii:
https://i1.sndcdn.com/artworks-000399727653-20cx6n-t500x500.jpg
Danuśka, dzięki
Pewnie już wszyscy wiedzą – Okęcie i Modlin będą czynne w godzinach 9:30 – 17:00.
Nie wiadomo jeszcze jak będzie w niedziele niehandlowe. Trwają negocjacje.
Ale kochani! Nie ma się co denerwować bo podobno kaplice lotniskowe mają być otwarte do 23:00. 🙂 🙂 🙂
Nie wiem czy jest jeszcze coś czym bym się naprawdę zdziwił.
Odskocznią dla mnie jest często muzyka. Potrafię słuchać godzinami, a internet jest niekończącym się źródłem wszelkich nagrań. Czasami trafię na coś, co szczególnie przykuje mnie do komputera i słuchawek, np. to….
https://www.youtube.com/watch?v=sCbzWiJLVhk
Z lekkim erotycznym farszem od razu przywołała wspomnienia sprzed kilku, kilkunastu i kilkudziesięciu lat. Jak dobrze, że jest tyle do wspominania! Ubodzy ci, którzy tego nie mają.
Byłam na spacerze z kijkami, pogoda piękna. Las w końcu zaczyna się zielenić młodymi listkami. Wśród tej młodej zieleni udało mi się wypatrzeć łosia, niestety zdjęcia nie udało się zrobić, był za daleko.
Nowy- coś mi się wydaje, że Asia też bardzo lubi zespół Pink Martini 🙂 Podrzucała nam kiedyś na blogu ich piosenki.
Zapomniałam dodać, że też bardzo lubię ich muzykę.
Ja tez jestem na liscie zwolennikow Pink Martini. Kiedys pisalam o nich na innym blogu.
Moim zdaniem bardzo utalentowana grupa muzykow z Portland, Oregon.
Pamietam ze krytyk muzyczny Wojciech Mann napisal o nich w Polityka.pl
Zalaczam Bolero w wykonaniu Pink Martini. Zdjecia Lois Greenfield.
https://youtu.be/KQh2kPkjKsw
Danuśka 🙂
Bolero lubię w każdym wykonaniu, za każdym razem podziwiając muzyków za ich niesamowity słuch muzyczny i talent, no i oczywiście Ravela, bo napisanie takiego utworu wykracza poza moją muzyczną wyobraźnię, daleko wykracza. Zresztą nie tylko tego. Jako człowiek niemuzykalny zazdroszczę każdemu, kto umie grać na jakimś instrumencie lub śpiewać. Też chciałbym. Żeby w ogóle odbierać z przyjemnością muzykę i śpiew muszę używać słuchawek i to tych z wysokich półek. Niestety jedna para służy mi najwyżej dwa lata i muszę kupować nowe. Dosyć kosztowne to moje słuchanie, ale dzięki słuchawkom muzyka stała się dla mnie zupełnie czymś nowym, dotychczas nieznanym. Może dlatego czasami spędzam całą noc do rana tylko słuchając.
Nowy- podaj grabę, jak to się mówiło już w dosyć zamierzchłych czasach. Też po cichu zazdroszczę talentów muzycznych, a także malarskich. Na zajęciach plastycznych dostawałam na ogół marne tróje, a w szkole podstawowej wyrzucili mnie z chóru za fałszowanie. Zresztą potem wszyscy mi zazdrościli tego, że nie muszę chodzić na próby chóru, bo wychodziłam do domu wcześniej 🙂
Mimo iż okrutnie fałszuję lubię śpiewać i tańczyć, chociaż takich umiejętności tanecznych również można pozazdrościć:
https://www.youtube.com/watch?v=SS_WJmLGFrA
Pamiętam niesamowity występ legendarnej pary tanecznej łyżwiarzy Jayne Torvill i Christophera Dean tańczącej to muzyki Ravela Bolero w Sarajewie.
https://www.youtube.com/watch?v=KNCSij0hUp8
Nowy – wprowadziłeś cudowny nastrój na majówke, fortepian i sekcja rytmiczna plus ta kreacja….to jest TO! Podziwiam Twoje pasje. Siedzę i słucham. Serdeczności Nana
Dasnuśka 🙂 🙂
Na pocieszenie Ci powiem, że mnie nawet z wojska (studium wojskowe) wyrzucili mówiąc – wy się do wojska nie nadajecie. „Tak jest” – powiedziałem strzelając obcasami, w tył zwrot i pojechałem nad morze na wakacje, a inni na obóz do Skierniewic ćwiczyć musztrę, marsze i inne wariactwa. 🙂 🙂
Nana Mi – dziękuję za miłe słowa! Naprawdę przyjemnie taki komentarz dostać! Dziękuję!
Nana Mi-muzyka łączy ludzi 🙂
Małgosiu-dzięki za przypomnienie bolera w wykonaniu tej wspaniałej pary!
Spędziliśmy dzisiaj prawie cały dzień w ogrodzie, to znaczy najpierw pojechaliśmy na targ do Wyszkowa kupić różne kwiaty, a potem sadziliśmy i przesadzaliśmy. Na targu wielki ruch, bo przed nami długi weekend, a poza tym wiele innych osób wpadło na pomysł, by kupić kwiaty. Kwiatowych stoisk o tej porze roku nie brakuje, jest też wiele sadzonek-pomidory, różnorakie sałaty itp. My oprócz kwiatów kupiliśmy sadzonki zielonej pietruszki, bo lubimy dodawać ją do różnych potraw, robimy też chętnie masło czosnkowo pietruszkowe. Kwitnie coraz więcej drzew i kwiatów, świat pięknieje w oczach 🙂
na blogowe pogaduszki
od makowca, kiełbasek i sera
wprost do … Bolera Ravel’a
A propos „Bolera” w wykonaniu Sylvie Guillem, filmiku podrzuconego przez Danuśkę – Maya Plisiecka (1975) i Jorge Donn (1982) również je wykonywali. Choreografia Maurice Béjart’a.
Natomiast nie wiem czy wiecie dlaczego Jayne Torvill i Christopher Dean podczas sławetnego wykonania „Bolera” na tafli lodowej, przez prawie 23 sekundy pozostawali na lodzie na kolanach (link od Małgosi)? Dla niewtajemniczonych – skrócenie utworu wymagało utrzymania go w przewidzianym regulaminem czasie. Niestety mimo wielu prób, ostateczna wersja była nadal za długa. A że czas tańca na lodzie rozpoczyna się od postawienia łyżwy na lodzie przynajmniej przez jednego z tancerzy, zastosowana taktyka rozwiązała problem.
Sery, ach co za apetyczny temat. Z Tasmanii oprócz nieplanowanej pamiątki w postaci Covid’a, przywieźliśmy kilka gatunków sera zakupionych w przedzień wyjazdu (niedzielny jarmark na ulicy przed naszym hotelem). Od łagodnych do ostrych i lekko „pachnących”. Wyroby miejscowe nie do kupienia w sklepie na „kontynencie”. Nie jestem pewną czy i na Tasmanii wyroby trafiają do komercjalnych sklepów, ale pewnie nie.
A do serów nie tylko wino lecz i owoce. Na przykład świeże figi. Mniam, mniam.
Nowy2 – no bo do wojska generałów nie biorą, jak mawia Wombat.
Ach świeże figi, trudno dostępne.
Gotuję pierwszy w tym roku kompot rabarbarowy.
Pozostając w temacie, na bardzo późne dobranoc z mojej połówki
https://www.youtube.com/watch?v=HiZHRUF7AGw
U mnie rabarbar ledwie wyłazi, oraz lubczyk. Szczypiorek i owszem, ma się nieźle, ten drobniutki – cieniutki.
Moja ulubiona dobranocka:
https://www.youtube.com/watch?v=PupjR_b5zEI
Na figi poczekamy chyba do późnego lata. Bardzo lubię te granatowe.
Do serów dodaję dżem z żurawiny lub borówek a także dżem z pigwy. Piszę ” dżem”, ale te smarowidełka nie są tak słodkie jak dżem.
Danuśka zdaje się też robiła dżem pigwowy. Warto spróbować właśnie z pigwą.
Dostałam niedawno wegański parmezan. Początkowo niespecjalnie mi smakował, ale dziś stwierdziłam, że jest całkiem smaczny.
Rabarbaru jeszcze nie widziałam, ale na hali targowej na pewno też już jest. Ostatnio rzadko tam bywam. Natomiast truskawki już są; cena jak na obecną drożyznę znośna- ok. 15 zł za kg.
Przyroda rozkwita. Jeszcze żółcą się forsycje, kwitną magnolie i mirabelki. A drzewa o drobnych różowych kwiatkach to chyba też jakaś odmiana śliwek. Jest ślicznie, tylko za sucho.
ps. „W pakiecie” jest oczywiście sen! Nie znałam tego koncertowego wykonania.
Przesiedzialem prawie caly kwiecien w Polsce, ale nie zagladalem na bloga az do dzisiaj i przeoczylem okazje blogowego spotkania w restauracji „Le Braci”. Nabralem jednak ochoty i byc moze pojde tam zjesc cos wloskiego jeszcze dzisiaj, bo pojutrze lot do Toronto. Nie zdaze juz zajrzec do „Kieliszka na Proznej”, ale ze wracam do Polski w czerwcu wiec na pewno zajde i tam. Dzieki blogowym wpisom odkrylem „Mykonos”, ktore ponownie odwiedzilem kilka dni temu, wiec moze i te dwa lokale dolacza do wartych wizyty. W ogole tym razem malo bywalem w restauracjach, bo albo objadalem sie rodzinnie w czasie Wielkiej Nocy (uwielbiam mazurki), albo sam cos pichcilem. Warszawa jest teraz tak pelna atrakcji kulturalnych i kulinarnych, ze juz nie moge sie doczekac nastepnej wizyty. No, ale jak sie ma wnuki po dwoch stronach oceanu to trzeba posiedziec i tu i tam. Zawsze jednak jest kropla dziegciu: w czasie zimowej wizyty w Polsce byl to covid, a teraz widok ukrainskich uchodzcow. Kanada wyslala do Warszawy az 32 dodatkowych urzednikow imigracyjnych do rozpatrywania wiz dla Ukraincow. Slyszalem, ze loty do Toronto sa pelne tych nowych imigrantow. Zobaczymy. Na razie zas zycze wszystkim udanej majowki.
Dzisiaj ostatni dzień miesiąca! Od dwóch dni zauważyliśmy, że przy drzwiach ogrodowych pod daszkiem nagle pojawiło się sporo budulca na gniazdo – oczywiście robiny! Jakaś para buduje sobie gniazdo, gdzie kilka lat temu było, ale w dramatycznych okolicznościach się skończyło i o to podejrzewamy wiewióry.
Czyli – jesteśmy otoczeni!!! Chyba będziemy zmuszeni wychodzić z domu przez piwnicę, bo gniazdo z przodu, gniazdo z tyłu…
Kemor,
dzięki za relację z pobytu w Polsce, my też wybieramy się w czerwcu, WRESZCIE, na początku czerwca zresztą, po niemal 3 latach pandemii, którą – myślę – gdyby puszczono na tzw. żywioł, już dawno mielibyśmy poza nami. Przecież covid jest z nami i zostanie z nami, ale ktoś na tym dobrze zarobił, wymyślając na przykład obowiązek testowania w podróżach, maseczki, słynne respiratory od handlarza bronią… i tak dalej.
Zamierzamy być w Polsce do końca sierpnia, jak się uda (bilet otwarty) i jak nam będzie pasowało. Po raz pierwszy wybieram się w tę podróż bez wielkiego entuzjazmu, bo z moją przyjaciółką ze szkolnej ławy już nie mogę pogadać 🙁
Pandemia jeszcze nas z lekka nękała i jednocześnie zaczęła się wojna na Ukrainie.
W takich okolicznościach trudno było planować Zjazd Łasuchów zatem w tym roku, jak sądzę, trzeba się będzie zadowolić mini zjazdami lokalnymi i zapewne takie spotkanie odbędzie się u Żaby i myślę, że również w stolicy.
Wszystkich, którzy będą wybierali się do Warszawy proszę o kontakt, na pewno zorganizujemy mini blogowe biesiady. Ciekawych restauracji nie brak, że już nie wspomnę o nadbużańskich klimatach i naszym ogrodzie, w którym, jak sami pamiętacie, da się postawić wielki stół 🙂
Jestem wiekowa osoba i nie takie pandemie przechodziliśmy – ta wydaje mi się wielce zmanipulowana. Na wszystkim można zarobić, ale na tym zarobiły jednostki, a wiele ludzi straciło. Na przykład tytuł w gazecie internetowej:
„Od roku 2020 zmarło w Polsce ” – i tu podano liczby milion sto szesnaście tysięcy ileś tam, artykuł na onecie był i nie mogę go w tej chwili odszukać, bo się zbył.
Wszyscy zmarli na covid??? Wyjaśnienia nie ma, tylko tytuł i liczby.
Teraz znowu słychać w mediach, że w Chinach pojawiła się nowa odmiana ptasiej grypy. Co z tymi Chinami, do cholery?!
W tym roku nasz kierunek – Wrocław, tam lądujemy z Frankfurtu. Tam będziemy też mieć bazę. Oczywiście wszelkie tereny odwiedzimy, ja preferuję jazdę koleją, im starsza jestem, tym bardziej mi na życiu zależy, a za ostatnich pobytów już mówiłam Jerzoru, że jestem chora, widząc tych „ścigaczy” w audi i bmw na drogach polskich. Jak będzie trzeba, to sobie wypożyczymy samochód, ale przecież nie na prawie 3 miesiące! I nie na dłuższe trasy.
Mam nadzieję, że plany się uda zrealizować.
Tak minął (prawie) kwiecień:
https://photos.app.goo.gl/2WoJNxNWj2fw4UUL9
Dzisiaj bardzo ważna dla mnie rocznica, święto.
18 lat!
Tak, takie zdanie o kulturze kulinarnej jaka panuje obecnie w Warszawie i o której pisze Kemor słyszę często i to od wielu osób spotykanych po drodze. Nabieram ochoty ale mam jeszcze spory kawałek drogi. Od tygodnia utknęliśmy w Andaluzji a konkretnie na Tarifa, dla nas najcudowniejsza część Europy pod względem krajobrazowym oraz kulinarnym. Jest wiele dobrych kulinarnych zakątków wartych polecenia. Ograniczę się do jednego miejsca które odwiedzamy podczas pobytu tutaj. A że tych odwiedzin nazbierało się już dosyć sporo i knajpa jest cały czas na tym samym wysmienitym poziomie od wielu lat to nie wstydzę się podać jej nazwy która brzmi dość dziwnie bo Silos. Francuzi prowadzą miszung kuchni hiszpańskiej i francuzkiej co daje znakomity rezultat 🙂
Jedyny mankament to to że oni nie kumają tych języków które ja kumam ale o klienta badają wyśmienicie. Podobne zresztą jest i wejście do restauracji ( co prezentuję na obrazku) i wnętrze.
Trochę przyrody otaczającej jest na pozostałych dwóch obrazkach.
Piękna majówka 🙂
https://photos.app.goo.gl/eVzigS34Sv48QXHK7
Roślinka zaprezentowana przez bezdomnego to datura – o ile mnie pamięć nie myli, z niej można uzyskać coś w rodzaju opiatów. W każdym razie jest to dość trująca roślina. W Polsce popularna roślina ozdobna donicowa (potrzebuje dużej donicy!), moja mama miała białą daturę.
Krystyna,
Dziekuje bardzo za przepis na jarzębiak. Wczoraj z grupa znajomych mieliśmy degustację. Bardzo pozytywne opinie. Łagodny smak. 🙂
Idziemy łeb w łeb z Warszawą, jeśli chodzi o temperaturę – 16c!
Danuśka, czy są u Was w domu dzisiaj konwalie?
W Warszawie konwalie dopiero w blokach startowych, pojawią się nie wcześniej niż za tydzień, a może nawet dwa.
Po takich okolicznościach przyrody jeźðził dzisiaj Jerzor – i zwykle jeździ te swoje 42km z groszem.
https://photos.app.goo.gl/JvtugvszndVQCUnQA
Najpierw on śpiewał to dla niej, była jeszcze dzieckiem, gdy dorosła śpiewali to czasami razem, później, gdy zdawało się, że razem nigdy więcej nie zaśpiewają, ona dopięła swego. Była nawet za to przez niektórych krytykowana, że jak to, że tak nie można…. Mnie to nie przeszkadza, wracam często dla poprawienia nastroju, lubię to po prostu. Tego nie można zapomnieć, to jest unforgettable…
https://www.youtube.com/watch?v=MKCyUe4syc4
Słucha kto chce oczywiście!
Nowy- zaintrygowałeś mnie swoim wpisem o ważnej dla Ciebie 18 rocznicy. Niestety nie wiemy, a przynajmniej ja nie wiem, o jaką rocznicę chodzi. Być może nie chcesz tego zdradzać….?
Co do konwalii to, jak napisała Małgosia, w Polsce musimy jeszcze trochę na nie poczekać. Prawie co roku zbieram je w okolicy imienin Zofii i wręczam mojej koleżance o tym imieniu. Natomiast we Francji(i o tym zapewne pamiętałeś) wszyscy panowie w dniu 1 maja wręczają bukieciki konwalii znanym sobie paniom-żonom, narzeczonym, siostrom, matkom itd. Wspominaliśmy już na blogu o tym zwyczaju i nawet chyba pisałam skąd się wzięła ta miła tradycja.
W dzisiejszych internetowych czasach panowie i niektóre panie zresztą też przesyłają sobie bukiety konwalii również za pomocą różnych komunikatorów. O Boże, co za okropne słowo! Osobisty Wędkarz poświęcił wczoraj trochę czasu, by przesłać te kwiatowe pozdrowienia różnym zaprzyjaźnionym paniom.
Pamiętam, że bywały już takie lata, kiedy w Polsce też pojawiały się konwalie 1 maja(na ogół po bardzo ciepłym kwietniu) i wtedy otrzymywałam bukiecik konwalii. Dzisiaj mamy już kolejny dzień, ale przecież te pachnące pozdrowienia nadal mogę Wam przesłać, co niniejszym czynię z przyjemnością 🙂 https://assets.puzzlefactory.pl/puzzle/447/968/original.jpg
Od soboty na nadbużańskich włościach ruch, jak na Marszałkowskiej. Wypełniły się okoliczne domy, przyjechali ich właściciele, czasem również ci bardzo dawno nie widziani. Pojawili też liczni goście, do nas też wczoraj wpadli nasi przyjaciele.
Grille poszły w ruch, wiele osób zabrało się za prace ogrodowe. Nadal kwitną forsycje, jakoś wyjątkowo długo w tym roku. Rozmawialiśmy nawet o tym zjawisku z naszymi gośćmi, padła tezą, że to może z powodu chłodnych nocy, które stopują zbyt szybkie kwitnienie. Całkiem możliwe, że to słuszna uwaga. Nie wiem, co na ten temat sądzą Irek albo Nowy, którzy z ogrodnictwem i z przyrodą są za pan brat 🙂
A „Unforgettable” jest piękne!
Krystyno-dżem, a w zasadzie nie dżem tylko galaretkę z pigwy gruszkowej robi nasza koleżanka z Lotaryngii. Ta galaretka jest boska i jeśli ktoś planuje zbierać w tym roku te owoce to mogę postarać się o przepis. My robimy co roku nalewkę z owoców pigwowca, zbieramy je w ogrodzie naszych sąsiadów.
Danusiu, od 18 lat jesteśmy w Unii Europejskiej i mam wrażenie, że to właśnie Nowy miał na myśli, wczoraj była rocznica. Ale też musiałam się chwilę zastanowić o co Mu chodzi 🙂
10c – połowa tego, co w Warszawie, ale to dopiero poranek.
Konwalie u nas zwykle w połowie maja, ale od paru lat tak jakby znikły z Górki, a przecież porastały ją całą… Nie wiem, co się stało, ale wygląda to na jakąś chorobę, liście szybko brązowiały i padały, znikały, a przecież zwykle zostawały do jesieni. Oprócz tych na Górce było sporo konwalii w zacienieniach domu, mam nadzieję, że się pojawią. Zapach był wręcz nieznośny…
https://photos.app.goo.gl/mr9SCqXSPe6PxVmu5
Też w pierwszej chwili nie skojarzyłam jaka to rocznica. Może dlatego, że nasza obecność w Unii jest dla mnie oczywistością. Pomimo wszystkich zawirowań wokół naszego w niej uczestnictwa ostatnio. I może tak powinno być, że nie zastanawiamy się nad tym, po prostu jesteśmy, należymy do niej. I nie chcemy by nam to odebrano. Całe moje dorosłe życie spędziłam w wolnej Polsce, ale pamiętam też czasy PRL, głównie te schyłkowe. Nie odliczam lat, po prostu cieszę się, że jestem w Europie, zjednoczonej, chociaż wciąż za mało. Natomiast, tak jak Nowy, uważam, że jest to dzień, który można z radością świętować. Bez martyrologii, patosu, doniosłych przemówień i smutnych marszów. To jest jak najbardziej radosny dzień.
Dzień dobry,
Małgosia, Asia – dziękuję. Oczywiście, że świętuję każdą rocznicę naszej unijnej obecności tam, gdzie nasze miejsce. Jako jeden z najbardziej wiekowych na tym blogu doskonale wiem, co to znaczy być pod ruskim butem i jak to jest pod nim nie być. A wejście do Unii było czymś, o czym kiedyś nawet nikt nie marzył, to wykraczało ponad zakres marzeń. Żeby tylko kiedyś te marzenia nie powróciły.
Dzisiaj Dzień Flagi – nie potrzebuję dnia by wyciągać flagę z szafy, czy szuflad. Od wielu, wielu lat flaga jest obecna w moim maleńkim, amerykańskim mieszkaniu, razem z flagą Unii, od trzech lat dołączyła flaga kenijska i oczywiście jest flaga amerykańska. Stoją w niewielkim wazonie zamiast kwiatów.
Dzisiaj jest też Dzień Polonii i Polaków za Granicą. Też do nich należę, ale mój kontakt z tutejszą Polonią jest prawie żaden. Odkąd jestem z moją Kenijką odsunęli się i tak wówczas nieliczni polscy znajomi. Poza tym nie bardzo mam z nimi o czym rozmawiać. Coraz częściej też różni nas język – jak mówi mój syn „oni speak London”.
Danuśka,
z konwaliami oczywiście chodziło mi o francuski, piękny zwyczaj konwalii pierwszomajowych. Ale tam chyba jest tak, że powinny być to konwalie dzikorosnące, a nie uprawiane gdzieś w zakładach ogrodniczych. Mogę się mylić, nie wiem dokładnie.
Ja z kolei mam wspomnienia z roku 2011, kiedy to Polska objęła na pół roku prezydencję w UE – celebrowałam tę uroczystość w doborowym towarzystwie, częściowo Wam znanym…Przy okazji – był to Canada Day, więc dla mnie podwójne święto 😉
https://photos.app.goo.gl/3F4So7C74AQeTG6g9
Dzień Flagi i Polonii 😉
Ja tam nic nie wspominam jeszcze 🙄
Przyjdzie na to czas, przyjdzie czas…… 🙂 jak będę taki stary jak Nowy2 + 20 lat 🙂
Prawdę mówiąc to w rzeczywistym czasie dzieje się tyle na bieżąco że z ledwością to ogarniamy. Z bardzo ważnych rzeczy które pamietam to wymiana opony w tylnim kole rowera, zębatki i łańcucha. Następuje co cztery tysiące kilometrów i od lata 2021 robię to drugi raz. Dzięki takim zabiegom technicznym wspiąłem się dziś po skalisto piaszczystej drodze na szczyty pasma gor otaczającego mnie, tam gdzie stoją wiatraki. Na czwartym obrazku miejsce gdzie stanę mobilkiem jak tylko skończą się mocne wiatry i nie będę musiał stać na skraju oceana 🙂
https://photos.app.goo.gl/XjGhujJxiq8LDoBFA
No tak, gapa ze mnie 🙁
Dla mnie też nasza przynależność do Unii stala się oczywistością, chociaż w obecnych czasach już chyba nic nie jest pewne i oczywiste….
Nowy- konwalie sprzedawane we Francji 1 maja w kwiaciarniach pochodzą ze specjalnych upraw szykowanych właśnie na ten dzień. Większość z nich położona jest w Dolinie Loary. W tym jednym, jedynym dniu w roku osoby prywatne mogą również sprzedawać bukieciki konwalii i te kwiaty z kolei muszą być dziko rosnące. I jeszcze ciekawostka-jeśli na łodyżce konwalii naliczymy 13 dzwoneczków to przyniesie nam to szczęście 🙂
Danusia,
Dziękuję za wyjaśnienie. Wiedziałem, że gdzieś, coś…
Po Twoim radosnym i pozytywnym do świata nastawieniu można tylko wnioskować, że trzynastodzwoneczkowe łodyżki trafiają Ci się bardzo często.
Asiu, 16.16,
uchwycilas to najtrafniej!
Nasze towarzystwo tu, to ostatni powod mojego zainteresowania Polska.
To jeszcze tylko Wy i pare innych osob.
Cieszmy sie majem!
Tak, cieszmy się majem!
https://photos.app.goo.gl/Y1syLZQj5GNz9ZB46
https://photos.app.goo.gl/khBj3vVmrYhThqNm8
https://photos.app.goo.gl/uqizUNZoH5yyCF5Q8
Przepraszam, że tyle tych zdjęć, ale ostatnio fotografuję jek szalona 🙁
Szalej dalej! U nas jeszcze daleko do takich zieloności i innych kolorów.
Dzisiaj odprowadziliśmy naszą Lisę na miejsce ostatecznego spoczynku. Uroczystość opóźniona o parę tygodni, bo rodzina z oddali musiała zsynchronizować czasowo zjazd. Leciutko padało…
https://www.youtube.com/watch?v=6s9M-52fRGU
Nowy 🙂
Asiu-wiosna na Twoich zdjęciach wspaniała! Pięknych zdjęć nigdy dosyć.
O mniszku lekarskim wspominaliśmy już wiele razy, ale czy wspominaliśmy o tym, iż można zaparzyć mniszkową herbatę dobrą na wszystko? Poczytajcie: https://tiny.pl/9s9t4
Podrzucam jeszcze, ciekawy moim zdaniem, filmik dotyczący dzisiejszego święta:
https://www.youtube.com/watch?v=IeYwvknzBF0
Byłam na spacerze z kijkami, wiosna w pełni, kwitną i pachną czeremchy, mnóstwo liści konwaliowych, ale kwiatów jeszcze brak.
Asiu, u Ciebie wiosna wprost bucha, piękna!
Orca 🙂
Asiu,
Twoje zdjęcia są świetne, a przyroda wspaniała, choć wszystko niby takie znane. U nas, nie tak znów daleko od Krajny, dopiero początki wiosny, ale też jest już bardzo ładnie. Zaciekawiła mnie roślina na zdjęciu nr 11 z pierwszego linka/ żółte kiście/, nie znam jej.
Danuśka,
przepisem na galaretkę z pigwy jestem zainteresowana. Pigwowe krzaczki mają sporo pąków i chociaż pamiętam, że praca przy przetworach z pigwowca jest bardzo żmudna, to niewielką ilość można zrobić.
A forsycje w tym roku rzeczywiście kwitną bardzo długo i też myślę, że to z powodu zimnych nocy.
Mniszków jeszcze niewiele, niemniej na herbatkę można coś zebrać.
Od piątkowego wieczoru mamy w domu wnuki, więc trochę się dzieje.
Krystyno – to mahonia pospolita. Ona ma specyficzny zapach i pięknie wygląda wiosną jak kwitnie i również zimą prezentuje się dobrze.
Wiosna bucha, ale u nas jest tak sucho, że w ogrodzie nie mamy ziemi, a pył. Tulipany zakwitają i po dwóch dniach już więdną.
Na dwóch zdjęciach krajobrazowych, chyba w trzecim linku widać stary młyn i dwór w Chobielinie należący do Radka Sikorskiego. 🙂
Zwrocilam uwage na mahonia. Ta roslina na zdjeciu Asi to oczywiscie mahonia, inaczej nazywana Oregon grape. Pieknie kwitnie i ma fioletowe owoce (berries) ulubione przez ptaki i rowniez przez Indian, ktorzy robia z tego cos w rodzaju powideł.
Ja lubie wszystkie odmiany mahonia. Moja ulubiona to mahonia winter sun. Pieknie kwitnie. Jesli znajdziecie w Polsce sklep gdzie to mozna kupic to koniecznie sprawdzcie czy ta odmiana przezyje snieg i mroz. W naszym klimacie mahonia miewa sie dobrze.
Oregon grape lubi slonce caly dzien ale cień tez jest ok.
Mahonia winter sun woli cien.
Tu jest kilka zdjec mahonia winter sun.
https://www.google.com/search?q=mahonia+winter+sun&client=safari&prmd=isvn&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=2ahUKEwiwsIe56MP3AhW3CjQIHaRfBv8Q_AUoAXoECAIQAQ&biw=414&bih=712&dpr=2
A tu jest parę ujęć z dzisiejszych doznań sportowo optycznych 🙂
https://photos.app.goo.gl/oeK2d7EXVD4A4cBe9
Orco, nasza rośnie w cieniu i wytrzymuje mrozy. Nasza mahonia wiosną:
https://photos.app.goo.gl/cEpU6dfANUtgTuqy9
I zimą:
https://photos.app.goo.gl/629rMVbn2ngsRrwR8
Aniu,
Piekne sa te kwiaty.
Przyznaje ze pierwszy raz widze Oregon grape pokryty śniegiem. 🙂 To dlatego ze u nas na poziomie wody bardzo rzadko pada snieg wiec praktycznie bardzo rzadko widze jakiekolwiek rosliny pokryte sniegiem. 🙂 W gorach oczywiscie jest snieg 🙂
Nie sprawdzalam ale wydaje mi sie ze Oregon grape to kwiat(roslina) symbol stanu Oregon.
Asiu NIE Aniu 🙂
U nas ruszyły powolutku konwalie, to znaczy wychodzą z ziemi, widać ich charakterystyczne szpice liści. przyspieszenie będzie, bo temperatura rośnie!
Ktoś narzeka na suszę, a inni (Jerzor) na deszcz. Owszem, mieliśmy sporo deszczu i jeszcze nas czeka, jak zwykle na wiosnę, nic dziwnego. Deszcze na wiosnę są potrzebne.
Bezdomny,
co to za działo wytoczyłeś, i prawie na nie rowerem wstąpiłeś – zbroisz się? 😉
„Okoliczności przyrody” jak zwykle piękne…
p.s.
Dzisiaj fettucinne alfredo – sos kupny oczywiście, ale dodam więcej parmezanu.
Alicjo 🙂
Mi strzelać nie kazano
Ale wstąpiłem na działo
I spójrzałem na ozean; dwieście statkow płynęło.
Artyleryi afrykansiej ciągną się szeregi,
Prosto, długo, daleko, jako oceana brzegi;
I widziałem ich wodza: przybiegł kręgosłupa zkinął….
….
…… 🙂
Wspaniałe miejsce. Kończy się morze Śródziemne a zaczyna Atlantyk 🙂
To znana Straße von Gibraltar. Jak się tam wdrapiesz rowerem na szczyty to jesteś zadowolony jak żadnego ludzia w pobliżu nie widzisz.
Krowy, byki, owce i kozy ostatnio mi nie są w stanie zaszkodzic. Mam katara 🙄
He he he…
Nigdy nie byłam. Rowerem się też nie wspinam… ciekawe, jak by sobie tam radził Jerzor na swoim rowerowym mercedesie. Rzecz do zrobienia, może nie w tym życiu, ale następnym 🙂
Na katar najlepsza (podobno) maść majerankowa. Leczony czy nie – trwa tyle samo 🙁
Nie chcę obrażać wszystkich mężczyzn, ale sporo jest takich, że ma potrzebę dowartościować się. MOCNI! Kiedy patrzę na wiadomości…
(*****) <– bardzo brzydkie słowo mi się wymyka. Myślałam, że czas jaskiniowców już dawno minął, ale nie, maczuga poszła w kąt, potem szabelka, armaty, karabiny… a teraz inne techniczne zabawki panów od wojenki. Te zabawki mają dowartościować panów, którzy nie mają nic innego do zaoferowania. Złośliwie – przepraszam, ale taka myśl mi się nawinęła, że kto w łóżku się nie sprawdza, to stara się sprawdzać się na wojnie.
Cóż, facet nie rodzi dzieci, nie zajmuje się nimi tak, jak matka. Nie znam kobiet w historii, które by zapoczątkowały wojnę.
Niedawno pisałem, że z wojska mnie wyrzucili, dodam, że bić się nie lubię i w ogóle nie umiem…
I teraz nie wiem, czy to o czymś ma świadczyć? 🙂 🙂 🙂
Nie wszystkim w latach 70-tych dało się wykiwać z woja, mój brat był w zaciągu na 2 lata, a jerzor po studiach na rok do SOR-u, czyli tak zwana Szkoła Oficerów Rezerwy.
A my (szkoła średnia), w ramach zajęć mieliśmy przysposobienie obronne, bodaj 4 lekcje w tygodniu.
Do dzisiaj pamiętam rok w rok strzelanie z kbks na jakichś tam wyjściółkach na pobliskim stadionie sportowym.
Kiedy byliśmy u Ciebie, Nowy i ten winchester… oraz rzeczona strzelnica, zastanawiałam się po co to. Nieustannie miałam wrażenie, że ten facio obok nas, z całym arsenałem broni, zaraz nas powystrzela, weteran z Afganistanu.
Po co facetom strzelanie? Po co facetom wzniecanie wojen? Bo przecież nie kobiety je wzniecają…
Nie jestem wierząca, po drodze z kościołem mi od prawie zawsze odwrotnie, no ale obecny pasterz ustawił się tak, jak swego czasy pius któryśtam przy hitlerze.
Watykan zawsze przy dziarskich facetach.
Idę czytać…
Nie wiem dlaczego tak rzadko delektujemy się tutaj poezją Ewy Pilipczuk. Ewa napisała mnóstwo wierszy, każdy może znaleźć coś dla siebie.. Na przykład…
Nigdy nie za późno
Na uśmiech promienny przy porannych zorzach,
gdy trawa w brylanty kropelek spowita,
na szepty wieczorne, kiedy rękę podasz
i ciekawym wzrokiem miękko mnie dotykasz.
Spacery po deszczu, gdy słońce w kałużach,
pocałunek w tańcu i spod rzęs spojrzenia,
czas przysiadł na chwilę, więc się w nim zanurzam,
lato gra na lutni w barwnych światłocieniach.
Przyfruń z ciepłym wiatrem, opleć słów powojem,
nawet gdy szarugi zmienią czerwień w sepię,
w żarze letnich uczuć można trwać we dwoje,
nigdy nie za późno na smak czułych westchnień…
Jak zapowiedziano wczoraj – tak lało, a teraz pada trochę. Od razu skoczyły zieloności w górę, bo jest względnie ciepło (13c), a ma być cieplej. Rośliny to czują…
Robinki powinny się zacząć wykluwać około niedzieli.
Zając już wsuwa swoje zieloności, ale przyłapać go na gorącym uczynku trudno.
Porzeczki nagle dostały kosmicznego przyspieszenia i już mają spore liście.
W czytaniu – Jon Krakauer „Wszystko za Everest”.
A maj w ub. roku wyglądał tak:
https://photos.app.goo.gl/XrzXbia6f44qNQ2K8
Tu jest odpowiedź.
https://ewairena57.blogspot.com/
Dla Nowego.
Znalezienie wierszy Ewy Pilipczuk w internecie nie jest trudne, jest ich mnóstwo. Tak właśnie ja znalazłem wiersz, który zamieściłem. Nie znalazłem natomiast zastrzeżenia, że nie wolno ich przenieść np. na inny blog. Może nie znam dokładnie praw autorskich, chociaż powinienem. Gdybym się pod tym wierszem podpisał jako autor to oczywiście za to jest kryminał.
Najlepiej żeby Ewa lub Irek to wyjaśnili bo ja nie wiem.
Kopiowanie moich wierszy i fotografii dopuszczalne tylko za moją zgodą.
Czyli rozumiem miałeś zgodę Ewy na skopiowanie i publikację akurat tego fragmentu.
Ja tego zastrzeżenia nie widziałem, nie spotkałem, dlatego zamieściłem. Jeśli Ewa nie wyrazi zgody na więcej oczywiście się do tego dostosuję. Nie spodziewam się jednak pozwu do sądu za mój wpis z godziny 7:44.
E tam…
sądzę, że Ewa nie ma nic przeciwko popularyzowaniu jej poezji na wiadomym blogu 🙂
Internet jest wspaniałym instrumentem do tego – chodzi tylko o prawa autorskie, myślę. Żeby nie wykorzystywać do własnych niecnych celów, czyli zarabiać na tym. Tak też jest z muzyką i z książkami w formie plików – mp3 albo mobi (książki).
Gdyby nie ten post, nie wiedziałabym o poezji Ewy, chociaż wiem, że jest poetką, ale specjalnie bym nie szukała. A tak – to mam 😉
Niedługo dojdzie do tego, że ja sobie zastrzegę prawo do wypowiedzi tutaj 👿
Wystarczyło podać linka.
https://ewairena57.blogspot.com/
Przecież Nowy nie podpisał się pod tym wierszem jako autor!!!
Link daje dostęp do wierszy, ale TEGO konkretnego wiersza trzeba by było szukać.
yurek,
robisz ruchawkę o nico…
Skoro wywołany został temat literatury, oto tematy rozprawek na tegorocznej maturze z języka polskiego: https://strefaedukacji.pl/tematy-maturalne-2022-z-jezyka-polskiego-ta-lekture-obstawialismy-ale-co-nas-zaskoczylo-oto-arkusze-maturalne/ar/c5-16322387
Nie wiem, na jakich fragmentach ” Nocy i dni” i ” Pana Tadeusza” maturzyści mieli się oprzeć, więc trudno powiedzieć, czy temat był łatwy czy trudny.Oprócz rozprawki były jeszcze arkusze do wypełnienia.
A wiersz Józefa Barana ” Najkrótsza definicja życia” można łatwo znaleźć w sieci. Poczytałam przy okazji kilka jego innych wierszy, mnie się podobały.
To jest poziom podstawowy. Poziom rozszerzony- za kilka dni.
Byłam na spacerze z kijkami. Las coraz bardziej zielony, śpiew ptaków cały czas nam towarzyszył.
Posadziłam kwiaty w skrzynkach na balkonie. Chociaż w sklepie ogrodniczym bardzo duży ruch, to w moim bloku jako jedyna mam na razie kwiatki. Kiedyś prawie każdy balkon był udekorowany.
Małgosiu, masz rację, szkoda 🙁 Może to z powodu tegorocznej drożyzny?
Ceny kwiatów też poszybowały w górę. Okna i balkony tak udekorowane wyglądają wspaniale: https://live.staticflickr.com/5140/5478699905_dcb05199e6_b.jpg
Wszechobecne kwiaty to jedna z przyjemności podróżowania po Austrii, Szwajcarii czy też wielu regionach Francji. Ja dzisiaj kupiłam kolejne kwiaty do ogrodu na nadbużańskich włościach. Coś mi się wydaje, że za jakiś czas będę musiała je przesadzać, bo w niektórych donicach zrobi im się za ciasno.
Dzisiaj w niektórych miejscach w lesie już zaczynają się pokazywać pierwsze, jeszcze bardzo nieśmiałe łodyżki z konwaliami.
A gdyby komuś brakowało prawdziwych kwiatów to może sobie wydziergać takie bukiety: https://tiny.pl/9s1nj
A w kwestii matur:
https://images.app.goo.gl/bfTnuN7LBpYUjGKf6
Nowy, dziękuję pięknie za popularyzowanie moich wierszy. Jak zauważyłeś, jest ich pełno w internecie, zatem są publicznie dostępne, o ile oczywiście osoba udostępniająca podpisze je moim imieniem i nazwiskiem. Klauzulę blogową zamieściłam tylko dla tych, którzy ściągali bezczelnie moje teksty bez podpisu autora, a czasami nawet publikowali pod innym nazwiskiem… 🙁 Był czas, że nie mogłam sobie z tym poradzić. Miałbym tylko jedną prośbę. Jeśli chcesz kopiować, to nie z blogu, a Facebooka. Na blogu często są to surowe teksty, czasem szkice, które jeszcze poprawiam, bywa, że nie jestem z nich zadowolona. Ostateczne wersje są zazwyczaj na FB lub wydane w moich książkach.
Piękne dzięki raz jeszcze i serdeczne pozdrowienia dla Wszystkich.
Ewa Irkowa,
Dziękuję bardzo za wyjaśnienie wczorajszych dyskusji. Następne kopie Twoich wierszy będą z FB.
Już teraz nie mogę się oprzeć, by nie zamieścić Twojego dzisiejszego wiersza…
NIENASYCENIE
Nigdy nie mogę się nasycić
bielą konwalii ich zapachem
kiedy o świcie ptak zakrzyczy
w drżących osikach czyniąc zamęt
nigdy mi dosyć czereśniowych
burgundów sokiem napęczniałych
kipiących różem głów piwonii
gdy zbiorą rosę w krągłe dzbany
mgieł nad stawami i w szuwarach
żab gadających zanim zasną
i twoich szybkich rąk gdy naraz
chcą mnie wyłuskać z wszystkich zasłon
Ewa Pilipczuk
Aż Asia komentarzem zakrzyknęła – Konwaliowe nienasycenie? Toż to piękny erotyk.
To już 73 maj w moim życiu i mam podobne uczucie niedosytu, gdy się pamięta tamte konwalie i piwonie, chyba moje najbardziej ulubione kwiaty, a o rękach już nie wspomnę….
I tak już pewnie zostanie do końca – bo czyż można się najeść na zapas?
Ewo – dziękuję za nienasycenie wierszami, poezją, i zdjęciami je ilustrującymi, za wszystkie chwile zadumy, które to spowodowały, no i oczywiście za FB-owe przechadzki po Nałęczowie. Dziękuję.
Krystyno-zgodnie z obietnicą podrzucam przepis na galaretkę z pigwy. Moja koleżanka robi ten deser w ten właśnie sposób. Nie przejmuj się, na początku filmiku jest trochę opowieści o zaletach tych owoców, ale potem już wszystko jest jasne i proste: https://www.youtube.com/watch?v=lMSchWJUD-0
Proporcje:
1,1 kg pigwy
70 cl wody (tak by przykryła pokrojone owoce)
cukier-ilość cukru jest taka sama, jak ilość otrzymanego soku
Pigwę kroimy bez obierania ze skórki i gotujemy ok.20 min z dodatkiem wody(woda powinna lekko przykryć owoce). Kiedy jest miękka rozgniatamy i odcedzamy na sicie wyłożonym gazą. Najlepiej pozostawić do odcedzania na noc, jeśli nie, to odcedzamy przez ok 1-2 godzin.
Mierzymy ilość otrzymanego soku i dodajemy taką samą ilość cukru. Gotujemy kilka minut, aż cukier się rozpuści i całość zacznie pyrkać. Sprawdzamy na zimnym talerzyku(najlepiej wyjętym z prosto lodówki), czy nasz deser ma już konsystencję galarety. Jeśli tak, wlewamy gorący do słoików i szczelnie zamykamy.
Wprawdzie wiosna nie jest czasem na zbieranie pigwy, ale przepis może cierpliwie poczekać na swój dzień 🙂
Danuśka,
filmik obejrzany, przepis zanotowany. Dziękuję bardzo. Na pewno skorzystam.
U mnie rośnie pigwowiec, wygląda na to, że w tym roku także obrodzi.
Ociepliło się, jest + 18 st. C, wczoraj popadało, więc przyroda się ożywiła. Mam sporo niezapominajek i wkrótce ogródek będzie zielono- niebieski.
Myślę, że kwiatów przybędzie na balkonach i rabatkach po zimnych ogrodnikach.
13c, pochmurnawo.
Coś się wykluło, ale nie wiemy ile. Nie wychodzimy frontowymi drzwiami dla komfortu robinowej rodziny, niech mają spokój.
U nas niebieszczy się cebulica syberyjska oraz barwinek, a poza tym konwalie są w ilościach (daleko im do kwiatów!), fiołki, ontaryjskie trillium białe i bordowe, no i rozrosły się też paprocie na Górce.
Pierwszy obiadek!
https://photos.app.goo.gl/2spHqcqAFkbw5A7S6
Aparat jakieś 2 metry od gniazda, za szybą okna od salonu. Dzisiaj jak nie tata to mama bez przerwy latają i się zmieniają – na pierwszym , drugim i trzecim zdjęciu tata chyba karmi mamę, a potem uczta małego na całego!
Jednak skusiłam się i odkręciłam aparat od statywu, ale znowu jest na miejscu, bo małe (ciekawam, czy jest więcej, niż jeden) pozostaną w gnieździe przez ok. 2 tygodnie.
Byłam rano na kijkach, a popołudnie spędziliśmy razem z rodziną syna. Byliśmy na sympatycznym obiedzie w restauracji w Izabelinie, niby pizzeria , ale sporo innych dań. Dzieciaki się podzieliły: wnuczka jadła pizzę, a wnuk makaron z sosem pomidorowym. Dorośli jedli mule, tagliatelle z krewetkami, ravioli z pieczarkami, ricottą i truflami ( były dobrze wyczuwalne). Wszyscy byli zadowoleni. Widać też było , że knajpka cieszy się dużym powodzeniem, wszystkie stoliki zajęte.
Po obiedzie dzieciaki trafiły na plac zabaw do Lipkowa, gdzie były tłumy dzieci oraz dorosłych z zapałem grillujących
Małgosiu-musimy przy okazji zapytać kuzynkę Magdę, czy zna to miejsce.
U nas dzisiaj proste chłopskie jedzenie tzn. ziemniaki zrumienione w piekarniku oraz filety ze szczupaka prosto z….”Biedronki” 🙂 Wprawdzie w ostatnich dniach Osobisty Wędkarz chodzi na ryby dosyć regularnie, ale nic z tych wypraw, jak dotąd, nie wynikło. Owszem obserwuje na nadbużańskich łąkach sarny, bażanty oraz bociany i jest to niewątpliwie widok cieszący serce i oko 🙂 Co do ryb to nadal radośnie baraszkują w Bugu i nie pojawiają się na wędce.
Względem ziemniaków z piekarnika to nasz sposób jest następujący:
-gotujemy nieobrane ziemniaki w całości, ale od 3 do 5 minut krócej niż zwykle(wszystko zależy od rodzaju ziemniaków)
-wyjmujemy z wody, kroimy na ćwiartki i układamy na blasze
-za pomocą pędzelka smarujemy każdy ziemniaczany kawałek oliwą i posypujemy solą i rozmarynem
-wkładamy na ok.10-15 minut do piekarnika włączając jedynie górną grzałkę
Kiedy są ładnie zrumienione nakładamy na talerze i jesteśmy w stanie zjeść każdą ilość tego rodzaju kartofelków bez żadnych dodatków, ot może jedynie w towarzystwie zielonej sałaty z winegretem. Wierzcie mi na słowo-są pyszne!
Majowa przyroda prezentuje swoje nieustające wdzięki-czereśnie już przekwitły, ale kwitną śliwy i jabłonie. Łąki żółte od mleczy, bociany na gniazdach wysiadują jajka, dzisiaj w naszej najbliższej okolicy naliczyliśmy dziewięć bocianich gniazd.
Jest pięknie, niestety nadal brak deszczu.
Niedziela miała być deszczowa, ale opadów nie widać.
Przepis na ziemniaki zanotowany. Ja czasem posypuję jeszcze ziołami włoskimi i rozkładam nieobrane ząbki czosnku. Przypomniał mi się też przepis na młode ziemniaki ze zsiadłym mlekiem, ale to raczej danie na gorące lato.
Dziś wybraliśmy się do parku w Oliwie. Spacerowiczów mnóstwo, ale na obrzeżach było dość luźno. Wypiliśmy kawę w ogródku restauracyjnym przy Pałacu Opatów z zielonymi liśćmi kasztanowca nad głowami. A że musieliśmy zaparkować dość daleko od parku, była okazja poznać okoliczne ulice. Zadbane przedwojenne domy, sporo drzew i stary bruk, dziś absolutna rzadkość w miastach. Aż dziw, że zwolennicy asfaltowania wszystkiego nie dopięli swego.
Jest jeszcze szybszy sposób na pieczone ziemniakiDanuśko – umyte i nacięte na krzyż ułożyć w naczyniu z kilkoma kroplami wody i do mikrofalówki. Zamiast pędzelkiem uprawiać radosną twórczość kulinarną, wystarczy do miski wlać nieco oliwki (oliwy), dorzucić garść ulubionych ziół (my preferujemy świeży rozmaryn), włożyć ziemniaki z mikrofalówki (ewentualnie można je pokroić na ćwiartki), obtoczyć delikatnie w oleju z przyprawami i wyłożyć na blachę. I do piekarnika.
Wczoraj zakończyłam wielogodzinne przetwórstwo domowe ekologicznym zwane. Ekologiczne z uwagi na niepryskane owoce z przydomowego ogródka. A mianowicie „bum-bum” czyli granaty.
Wombat wypełnił z tzw „czubem” dwa 10-cio litrowe wiadra tych szlachetnych owoców. Potem cierpliwie kilka godzin wydłubywał ziarenka, w czym mu nieco pomagałam. Uzyskaliśmy 5.5 kg słodko-kwaśnych ziarenek.
Potem już tylko „drobnostka”: delikatne zmiksowanie ziaren by nie rozmiażdżyć pesteczek i uzyskać klarowny sok, dwukrotne przecedzenie i 3.5 litra soku gotowe było do kolejnego etapu obróbki. Czyli sok do gara, po podgrzaniu dostał odpowiednią porcję pektyny i doprowadzony do wrzenia. Na koniec cukier, by po minucie gotowania przelać tworzącą się galaretkę do wyparzonych słoiczków.
Efekt – 16 słoiczków wspaniałej, słodko-kwaśnej, rubinowej galaretki z granatów.
Doskonałej do deserów, mięsiwa wszelakiego i na grzanki.
A przy takiej ilości jakąśmy wyprodukowali, prezenty dla znajomych jak znalazł. Tym bardziej, że w sklepie takich dobroci nie ma.
Danuśka, względem (nie)sukcesów Osobistego Wędkarza:
bo z Bugu cwana ryba
niejednego wędkarza wykiwa
Echidno, nigdy nie jadłam takiej galaretki, ale musi być pyszna. Granaty u nas to pełna egzotyka i raczej ozdobnik sałatek.
Byłam dziś na ciekawym spacerze wzdłuż Skarpy warszawskiej, która powstała po zlodowaceniu. Ulokowano tam wiele książęcych i królewskich pałaców i zamków, bo zapewniało to piękny widok na Wisłę i dalej na wschód. W tej chwili drzewa ograniczają w wielu miejscach panoramę Belwederu, Zamku Ujazdowskiego, Pałacu Kazimierzowskiego, Muzeum Fryderyka Chopina, Zamku Królewskiego by wymienić te istniejące. W latach trzydziestych ubiegłego wieku zdecydowano by nie zabudowywać dalej skarpy i zostawić ją jako teren zielony. Chociaż bywałam na różnych odcinkach tej Skarpy, to nigdy dotąd nie przeszłam jej wzdłuż.
Echidno-dzięki za kolejny pomysł na pieczone ziemniaki.
Jestem pełna podziwu dla Wombata za cierpliwość w wydłubywaniu ziaren granatu. Wyobrażam sobie smak i kolor tej galaretki, w polskich warunkach ulubioną i chyba trochę podobną w smaku pozostanie galaretka z czerwonej porzeczki. Jeszcze musimy co nieco poczekać na te owoce.
Pamiętam, jak podczas mojego pierwszego, studenckiego wyjazdu do Francji zaskoczył mnie w sklepach i w odwiedzanych domach syrop z owoców granatu.
Ech, ileż to człowiek dziwnych rzeczy odkrywał w tamtych, słusznie minionych czasach!
Małgosiu-świetny spacer 🙂
Ignacy z Japonii kulinarnie:
https://youtu.be/gJH56aVYsaI
U nas niefajnie – na drugi dzień, po pojawieniu się robinka
https://photos.app.goo.gl/2spHqcqAFkbw5A7S6
gniazdo zostało zdewastowane, wyczyszczone, nic, ale to nic nie zostało. Nawet skorupki pod gniazdem. Serce boli…
https://www.youtube.com/watch?v=3xZmlUV8muY
Ojej, co za wredota zaatakowała robinka? Świat jest okrutny 🙁
Takie jest prawo buszu Małgosiu. Niestety. Ptaszków szkoda lecz Matka Natura ma swoje zasady i nic na to nie poradzimy…
idylla maleńka taka
wróbel połyka robaka
wróbla kot dusi niecnota,
pies chętnie rozdziera kota,
psa wilk z lubością pożera,
wilka zadławia pantera.
panterę lew rwie na ćwierci
lwa – człowiek; a sam po śmierci
staje się łupem robaka
idylla maleńka taka
Napisał niejaki Rodoć
Małgosiu – u nas granaty do egzotyki raczej nie należą lecz cena na przetwory dość „odstraszająca” – 4 – 5 dolarów za sztukę. Też raczej do sałatek czy przybrania podawanych dań.
Wombat kilka lat temu wpadł na pomysł posiadania drzewka, mamy owoców w nadmiarze. Tegoroczne zbiory są dość obfite co zaowocowało kilkugodzinnym siedzeniem w kuchni. Efekt – jak wpomniałam – znakomity.
A na drzewku jeszcze wiszą granaty.Do pojedzenia, może część zamrożę po uprzednim łuskaniu. Nie zamrażają się na kość i do sałtek zawsze są na tzw podorędziu.
Dziś obiad prosty aliści smakowity: kotlety ziemniaczane z sosem pieczarkowym.
Natura wg naszych kryteriów jest okrutna. Małym robinem nakarmił się jakiś większy ptak, może sroka albo sójka. Ale pomiędzy ptakami jednego gatunku toczą się boje. Podglądam bociany w Przygodzicach; z czterech jaj zostały tylko dwa. Gniazdo atakuje/ już dwukrotnie/ inny bocian. I może na tym się nie skończy. Nagrania i komentarze są na stronie fejsbukowej , dostępnej dla wszystkich.
Zimą byłam świadkiem/ wspominałam już o tym/ jak za moimi oknami sokół wędrowny polował na ptaszki przy karmniku. Upolował dwa, ale wcale nie poszło mu to łatwo.
Galaretka z granatów to wspaniały prezent. Podziwiam zaangażowanie przy jej wytwarzaniu. Dobrze mieć własne owoce, ale szkoda, gdy się marnują, a przejeść ich nie można.
Echidna,
dziękuję za przypomnienie tego wierszyka.
Prawo dżungli obowiązuje – zjedz, albo będziesz zjedzony. A na koniec i tak użyźnimy sobą Ziemię. To dość *budująca* perspektywa 😉
Ale przykro, kiedy człowiek nastawi się na obserwację, uważa ptaszki za swoje niemalże, a tu klops. Ostatnio kardynały (nie, nie te z Watykanu!) zainteresowały się tym opuszczonym gniazdem… ale nie robię sobie nadziei.
Wczoraj rozmawialiśmy z Jerzorem na temat kotletów ziemniaczanych. Nie robię, bo nawet jeśli zostaną ziemniaki „wczorajsze”, to on je sobie podsmaży z cebulą i czymś tam. Gotowanie dla dwojga 🙄
ALE… (zawsze jest jakieś „ale”) przebojem w naszym domu jest od jakiegoś czasu Twój przepis na makaron z pieczarkami i serami.
Po prostu bomba – i można to wzbogacić czym się chce.
Granaty lubię i jadam w całości, oprócz skóry oczywiście. Rozkrajam i wyjadam łyżeczką – wszak pestki są smaczne i mają mnóstwo błonnika, który nam jest potrzebny! Kiedyś się zastanawiałam, jak to jeść i podobno sposób, jaki ja stosuję jest najlepszy. Jako ozdoba sałatek – jak najbardziej!
Już ja bym przejadła te echidnowe nadwyżki granatów… bez obawy! U nas jeden owoc kosztuje zwykle dolara – ostatnio nie kupowałam, więc nie wiem, ale że wszystko gwałtownie podrożało, więc pewnie granaty też.
Ten post jest tylko dla tych, którzy lubią pisma typu House & Garden lub podobne, z tą różnicą. że pokazany dom i okoliczności to moje ostatnie miejsce pracy, gdzie spędziłem 9 lat mojej zawodowej aktywności. Nietypowe, ale mam bardzo dobre wspomnienia. Już samo miejsce, gdzie cały czas słychać ocean, w każdym zakątku domu i oczywiście na zewnątrz nastrajało bardzo romantycznie, co niekiedy nie pozostawało samym nastrojem. Unforgettable, jak mówi tytuł piosenki…
Nigdy tam nie mieszkałem, chociaż jest tam bardzo przyzwoity apartament w którym nocowałem setki razy, również kiedy ryby brały.
Ogląda kto chce oczywiście. Jeśli ktoś chce zobaczyć sporą część wnętrza domu trzeba kliknąć an prostokącik VIEW BROCHURE.
https://www.bespokerealestate.com/listing/mylestone-meadow-lane-southampton-ny/
Niezła posiadłość Nowy, trochę jednak brakuje mi na koncie żeby ja kupić. Zresztą po co mi taki wielki dom, czy nie ma mniejszych z takim widokiem, bo rzeczywiście jest świetny. A dlaczego sprzedają?
Małgosia,
Przypuszczam z tego samego powodu dla którego Ty byś go nie kupiła – po co taki wielki dom. Tam tylko lokalizacja jest faktycznie super, ale ja też nie chciałbym takiego domu, pomijając astronomiczne koszty utrzymania. Ten dom nie był specjalnie przyszykowany do zdjęć, tak wygląda na co dzień. Nie umaiłbym w czymś takim żyć.
Poza tym ocean po kilku latach traci na swej atrakcyjności. Jedno, co bardzo lubię to szum fal, zwłaszcza gdy są wielkie, zachody słońca nad zatoką. Lubiłem w nocy łapać ryby. To wszystko.
No właśnie, po co komu taka wielka rezydencja? Dla gości ? 11 łazienek, więc i pokoi gościnnych sporo. Dom urządzony bardzo gustownie, a pokój kąpielowy przepiękny.
Położenie atrakcyjne, ale dość szybko, jak pisze Nowy, może spowszednieć. A skoro ocean, to niewiele drzew i naturalnego cienia. A nieustanny szum fal, pewnie głośniejszy niż tych nad Bałtykiem, przeszkadzałby mi. Tak więc nie jestem zainteresowana 🙂
Ja mam gdzieś zdjęcie na przyzbie tego domu – Nowy nas tam kiedyś zawiózł. Ale… jak szukam zdjęcia, to oczywiście nie mogę znaleźć 👿
Znajdę przy okazji, to zapodam 😉
Tak Alicja, kiedyś Was tam zawiozłem, ale nie mogłem oprowadzić po domu, bo nie byłem do tego upoważniony, zresztą nikt nie był. Dzisiaj to jest w internecie, więc tajemnic nie ma.
Pobyt w miasteczkach Hamptons, letnie rezydencje na Dune Road i nie tylko, spacery plażą, uświadomiły mi ogromną, niewyobrażalną przepaść finansową między najbogatszymi tego świata a resztą. Żadne bogactwo nie jest w stanie mi zaimponować, wręcz obawiam się, że to skończy się kiedyś jakąś ogólnoświatową rewolucją. Bieda w Afryce, Ameryce Południowej, Azji kiedyś wybuchnie gniewem. I może to być straszny gniew.
Nowy,
owszem, pokazałeś nam kawałek Long Island i pogodę dla bogaczy 😉
Oraz te wysokie żywopłoty, żeby zwykłego zjadacza chleba nie drażnić swym bogactwem.
Nie jestem aż taką pesymistką – jak świat światem, zawsze byli bogaci i biedni i jakoś ludzkość trwa. Nawet w dobie internetu bogaci potrafią dbać o to, żeby nie było widać ich bogactwa. żeby nie drażnić tych, którzy nie mają na kromkę chleba.
Podobnie jak Krystyna zastanawiam się, na co komu taki wielki dom… tym bardziej, że w tym domu, który wskazał Nowy, rzadko kiedy (o ile pamiętam) ktoś bywa.
Po to, żeby mieć. Bo mnie stać.
Bieda w Afryce, Ameryce Południowej, Azji była, jest i będzie, obawiam się. I nie będzie żadnej rewolucji – kto miałby ją zrobić? Bieda jest kobietą – ta, która rodzi dzieci i o nie się troszczy. Na więcej jej nie stać, bo skąd miałaby wziąć siłę? Natomiast mężczyzna to jest wódz i walczy o władzę, a nie o to, żeby jego kobiecie i potomstwu było dobrze, bezpiecznie i tak dalej. Wiem, że generalizuję… ale tak to widzę. Szczególnie teraz, w tych czasach. Kiedy już nie miało być wojen, przynajmniej w Europie. Po co putinowi ta wojna? Ano po to. Mój rozum jest za malutki, żeby to pojąć.
😉
https://photos.app.goo.gl/2YX7s6v6bgJ8hPCJA
Alicja
https://www.wnp.pl/finanse/1-proc-najbogatszych-swiata-ma-dwa-razy-tyle-ile-reszta-ludzkosci,367410.html
Nowy,
na szczęście nie należę do tego jednego procenta, co to mają dwa razy więcej pieniędzy niż cała ludzkość razem wzięta. A tym bardziej nie należę do gangu 22 mężczyzn, którzy posiadają tyle, ile wszystkie kobiety w Afryce.
Mistrz Młynarski polecał – róbmy swoje. Ktoś inny, nie pamiętam już kto, powiedział, że zmianę na lepsze należy zacząć od siebie i swojego podwórka.
W ramach „szczypta humoru” przesyłam:
https://www.o2.pl/biznes/polka-jadla-w-restauracji-gwiazdy-w-miami-to-dopiero-paragon-grozy-6767668770683808a
„Testerka jedzenia” 🙄
Alicja,
Przepraszam, ale nie bardzo umiem z Tobą debatować na tym blogu o czymkolwiek.
Dlatego poddaję się.
Rób swoje. 🙂
Ignacy kulinarnie:
https://www.youtube.com/watch?v=_cU1ZQyQqJ0
Nowy – niestety w tym pięknym domu nie widać fortepianu – dlatego nie mogę go kupić( tutaj uśmiechnięta buzia) a można byłoby ćwiczyć godzinami w takiej pięknej scenerii. Serdeczności Nana
Nie przepraszaj – rzuciłeś temat pod moim adresem, to odpowiedziałam, co o tym myślę. Nie musimy debatować, ale skoro kierujesz coś do mnie, licz się z odpowiedzią. Dlaczego nie potrafisz ze mną „debatować”, to już sam sobie odpowiedz. Nie musisz się poddawać, bo ja Ciebie nie atakuję – przeczytałam artykuł i wyraziłam swoje zdanie. Tyle.
Nowy2
11 maja 2022
7:48
Alicja
https://www.wnp.pl/finanse/1-proc-najbogatszych-swiata-ma-dwa-razy-tyle-ile-reszta-ludzkosci,367410.html
Nana Mi,
Może jednak przemyśl ponownie, bo w tym domu od zawsze był fortepian, a na górze w jednym z pokoi pianino. Syn właścicielki bardzo ładnie i często grał. Instrumenty były bardzo zadbane, regularnie przyjeżdżał ktoś od konserwacji i strojenia. Muzyka była zawsze w tym domu.
Tam w ogóle było inaczej niż w innych domach, które poznałem lub słyszałem. W ogrodzie królowała ekologia, żadnej chemii, trawnik był prywatnym pastwiskiem gromadki saren, a rabaty ich deserem, w domu nigdy nie marnowała się żadna żywność, panowała przyjazna wszystkim atmosfera, każdy był traktowany z szacunkiem, wszyscy do wszystkich zwracali się po imieniu, nieznane były Mr i Mrs. Dom oczywiście wyposażony w klimatyzację, która niemal nigdy nie była używana, wystarczył wiatr od morza. Podgrzewany basen nigdy nie był podgrzewany – spaliny! Itd, itd, mógłbym wyliczać długo. Dlatego byłem tam 9 lat.
No i znowu Ignacy z Japonii mnie czymś zaskoczył – i Was pewnie też zaskoczy, tym razem z branży muzycznej. Nie, nie Chopin, który w Japonii jest bardzo popularny! Jest ktoś bardziej popularny. I pewnie na stacji szinkansenu to słyszałam.
Ja tego nazwiska nie kojarzyłam, ale teraz już wiem o Tekli! Dzięki Ignacemu.
https://youtu.be/_wHpySqbmpA
Marek i Wacek przy fortepianach:
https://youtu.be/wCSw-5HOUFQ
Nowy 🙂 toć to tylko o około 20 baniek taniej niż obrazek Monroe Andy Warhol’a który poszedł niczym ciepła bułeczka na aukcji przed tygodniem 🙂
Osobiscie wolalbym posiadać obrazek niż posiadłość. Zmiescilby się w mobilku i jeździł by z nami. Podziwiał by wraz z nami okoliczności przepięknej wiosny w Hiszpanii.
Tym razem stoimy nad rzeką, schowani w cieniu drzew po lewej stronie obrazka(może należy powiększyć by dostrzec)
https://photos.app.goo.gl/Wm5MqS1s37THkny76
Mozna kliknąć w odpowiednie miejsce na obrazku by zapoznać się z informacją w jakiej to pięknej części Hiszpanii przebywamy 🙂 i skąd pozdrawiamy 🙂
Bezdomny,
to wymaga muzycznej oprawy w znakomitym wykonaniu Wojciecha M.
https://www.youtube.com/watch?v=HgvxWyFOem0
Katalonia.
Alicjo 🙂
Żeby… byk nie ganiał mnie w koło….
To wsiadam na mojego bulls’a 🙂 i naciskam na pedały https://photos.app.goo.gl/DhR3aEpc8QRr16tj6
Dzisiaj na rynku, jest tylko w czwartki, zakupiliśmy tyle dóbr z tego rejonu, że dwulitrowa flaszka jabcoka nie mieści się w lodowce. Wraz z tutejszymi oliwkami jest niszczona, w dość brutalny sposob na łonie przyrody 🙂 w towarzystwie mostu XIV wieku, pozostałość po rzymianach 🙄
Nie Alicjo 🙁
Extremadura nie znajduje się nad ozeanem ale oferuje wyjątkowy rodzaj kąpieli w rzece Jerte dokąd zmierzamy. Tam jest kryształowa woda w naturalnych basenach. Region w zachodniej Hiszpanii jest przeciekawy, trzeba mieć tylko czas i ochotę na jego wypełnienie 🙂
Co do Chopina to właśnie ostatnio miałyśmy okazję go posłuchać, jako że wybrałyśmy się razem z Latoroślą na spektakl „Pani Pylińska i sekret Chopina”.
To było bardzo ciekawe spotkanie z teatrem i z muzyką jednocześnie-przedstawienie toczyło się na zmianę z muzyką graną na żywo przez znakomitą pianistkę. O kolejnych atrakcjach tego wieczoru jest mowa w artykule poniżej:
https://kultura.um.warszawa.pl/-/jubileusz-joanny-zolkowskiej
Jako że aktorka grająca główną rolę świętowała swój jubileusz to na widowni pojawiło się wiele znakomitości znanych z teatru, filmu czy też gazet.
Dla nas była to pierwsza wizyta w niedawno wybudowanym Ursynowskim Centrum Kulturalnym „Alternatywy”. Budynek ma ciekawą architekturę, a ogromnym plusem jego usytuowania jest rozległy, bezpłatny parking i stacja metra tuż obok. Wiem, że moja ursynowska sąsiadka Salsa 🙂 też miała już okazję uczestniczyć w koncercie zorganizowanym w tym centrum.
Ostatnie dni minęły mi trochę jak turystce, która odwiedziła na krótko Warszawę i starała się wykorzystać maksymalnie swój pobyt na różne przyjemności turystyczno-kulturalno-gastronomiczne. Zajrzałam do Muzeum Polin na wystawę poświęconą kuchni żydowskiej oraz do Muzeum Narodowego, by obejrzeć obrazy Chagalla https://www.mnw.art.pl/wystawy/chagall,245.html. Natomiast wczorajszy wieczór spędziłam w miłym towarzystwie kuzynki Magdy 🙂
Wypróbowałyśmy kolejne znakomite, wegetariańskie miejsce w stolicy:
https://fallawege.pl/warszawa/
Jak na bezdomnego przystało 🙂 spędza miłe chwile…. pod mostem 🙂
https://photos.app.goo.gl/NGijyx2bw1gMPXZR6
….oraz pieniądze! Jak zwał tak zwał – ja znowu wlazłam na GoogleEarth i sobie podróżuję hiszpańskimi wąskimi drogami z popękanym asfaltem. Przypomniała mi się Teneryfa… 😉
Czytam trochę o tutejszym rejonie i jestem wstrząśnięty tym co powiedział Charles V (1500–1558), święty cesarz rzymski znany również jako Karlos I król Hiszpanii.
Szczena mi opadła co ten łobuz wygadywał 😛
Coś takiego :
Z bogiem rozmawiam po hiszpańsku,
z kobietami po włosku,
z mężczyznami po francusku
a po niemiecku z moim koniem
Chyba bozia go pokarała bo żył tylko 58 wiosen
Dla zainteresowanych,
Spotkanie (zoom) za cztery godziny z David Guterson autor miedzy innymi Snow falling on cedars.
https://pencol.edu/events/writer-residence-david-guterson
Dzisiaj filety z dorsza – klasycznie, dyżurne + otoczka mączna. Frytki z ziołami, sałata mieszana.
Jutro – karmazyn. Pięknie prezentuje się w całości, całe 0.65kg. Aż za ładny, żeby go zjeść! Macie jakieś podpowiedzi, jak go przyrządzić? Grill odpada – maszyny nie ruszymy spod daszku, bo tam urządziły się robiny, wykańczają budowę gniazda.
Nie będziemy przeszkadzać, niech się ptaszki nie stresują.
Orca,
trochę daleko i za późno podałaś wiadomość 😉
Nie znam autora. Czytam znaną i lubianą przeze mnie Ann Cleeves – polskie wydanie „Przynęta” (angielskie – The Crow Trap).
Rzuciły mi się w oczy dwa określenia kobiecej urody – „miała mordę maciory” oraz „była brzydka jak torba gwoździ”. Urocze 😯
Zastanawiam się, czy to kwestia tłumaczenia. To znaczy – wrzucenia tekstu na tzw. automatycznego translatora, ewentualnego przeczytania tekstu przez żywego tłumacza i „wygładzenia” tekstu.
Całe szczęście że grill odpada. Już mi lepiej 🙂
Alicjo, nafaszeruj nieboszczyka ziołami, różnymi, jakie posiadasz. Dodaj parę plasterków limonety i zawiń to wszystko w alufolie.
Niech się marynuje.
Później tylko do piekarnika na jakiś czas i po karmazynie 🙂
W 70latach w Trójmieście używaliśmy określenia porównawczego :
Ładna jak z uniwersytetu
Mądra jak z politechniki
Dziś też uważam że to nie obraża a wyjaśnia wszystko 🙂
Na zewnątrz jeszcze 35°C
Wewnątrz tyle samo 🙂
Wypiłem w sumie 4 litry płynów a tylko raz byłem sikać 🙄
Orca,
Dziekuje za informacje!
Nie wiem czy uda mi sie zdazyc z pracy na zoom z wykladu, bardzo bym chciala (3:30 mojego czasu). Ksiazka Snow Falling on Cedars bardzo mi sie podobala. Nie wiedzialam, ze Guterson pisze tez poezje, poszukam w ksiegarni.
Chcialabym zobaczyc film – napisalam na podany adres w sprawie linku.
U mnie wiosna przesliczna, slonce, ptaki szaleja i robia duzo halasu, kwiatki kwitna, tylko drzewa jeszcze malo zielone.
Milego weekendu wszystkim!
Wracam jeszcze do moich ostatnich peregrynacji po Warszawie. Niestety rozczarowała mnie poniższa wystawa:
https://polin.pl/pl/od-kuchni-zydowska-kultura-kulinarna
Spodziewałam się ciekawych eksponatów kuchennych (owszem były, ale bardzo skromne i niewiele), stołu przygotowanego np. do szabasowej kolacji itp… Na wystawie nie skupiamy się na oglądaniu, ale przede wszystkim na czytaniu. Mamy na ścianach mnóstwo bardzo ciekawych tekstów dotyczących żydowskich tradycji kulinarnych z różnych części świata. To jest niewątpliwie bardzo interesujące, ale poczytać można w domu, w muzeum spodziewamy się jednak czegoś więcej. W rezultacie w moim krótkim fotoreportażu są tylko dwa skromne zdjęcia z tej ekspozycji. Nie zdziwcie się natomiast widokiem orkiestry wojskowej, która swoją marszową muzyką wywołała mnie zupełnie przez przypadek z kontemplacji kwitnących kwitnących bzów i kasztanów w Ogrodzie Krasińskich.
https://photos.app.goo.gl/PcjssKr78Upu6L5eA
Stoje w tej chwili przed sala w Peninsula College w Port Angeles gdzie za kilka minut bedzie autor.
Przepraszam za pozna info. Dowiedzialam sie dzisiaj rano.
Orca,
nie znałam książki Gutersona; okazuje się, że jest dostępna w bibliotece z pobliskim mieście. W każdym razie zapisałam autora i tytuł; postaram się przeczytać.
A Tekla Bądarzewska chyba nie jest aż tak zapomniana jak twierdzi Ignacy, bo „Modlitwę dziewicy” znam od lat szkolnych. W szkole o niej nie uczono, ale w radiu można było ją często usłyszeć.
Bezdomny,
po pierwsze primo, Ameryka Pn. bez grilla latem nie istnieje! Kiedy tylko stosowna pogoda zapuka do drzwi, rozpoczyna się grillowanie. Wszystkiego, co się da, w tym malutkie podgrillowywanie warzyw (zbrodnia to niesłychana według mnie!).
Mamy maszynę na gaz – dostaliśmy w spadku, więc mamy, ale rzadko kiedy ją uruchamiamy. W ubiegłym roku ani razu, a i w poprzednim chyba nie.
Kiedy było nas więcej i spraszało się ludzi na obiady/kolacyjki (pandemia skutecznie to przerwała), to warto było usiąść na ogródku, rozpalić maszynę i nie ma to, jak stek z grilla. Albo inna ryba 😉 Czy kurczak.
Kucharz ma wtedy okazję do bycia z gośćmi, grillując – u mnie kuchnia jest odcięta od reszty świata i to mi przeszkadza.
Widziałam w sprzedaży i użyciu małe grille jednorazowe. Jest to spora tacka aluminiowa wypełniona chyba węglem drzewnym i rusztem. Dla małego towarzystwa w sam raz. Większą grupę obserwowałam z dwoma takimi tackami. Jeśli robi się to okazjonalnie uważam to za dobre rozwiązanie.
…no ale jeśli się ma maszynę, to nie myśli się o jednorazówkach 😉
Tym bardziej, że jednorazówki generują śmieci, a my staramy się produkować ich jak najmniej.
Przyrodnicy apelują u nas o nie ścinanie trawy w miesiącu maju („…na wiosnę kwiatki rosną i kwitnie miesiąc maj!”) – niech sobie pszczoły naużywają na nektarach, szczególnie kwiatów mlecza (kozłek lekarski), który u nas, odkąd nie wolno stosować herbicydów, występują w ilościach.
U nas nigdy nie stosowaliśmy żadnych takich, ale Jerzor wyrywał z korzeniami – i teraz można sobie nogi połamać, chodząc po ogródku. Kozłka nie ma, ale za to cała masa fiołków, białych i fiołkowych.
W tym roku zapowiada się urodzaj porzeczek, ale chyba się na nie nie załapię – szkoda, bo zwłaszcza czarne się zapowiadają najlepiej. Zapowiedziałam opiekunom domu, żeby wyzbierali wszystko, jak nie wyzbierają, to ptaki na pewno dadzą radę…
Mam trzy podpisane publikacje:
-Dvd Monthy Pyton and the Holy Grail podpisane przez Eric Idle (po wystepie w teatrze w Seattle)
– album The Great Book of Amber by Elzbieta Mierzwinska, zdjecia Marek Żak podpisane przez Marek Żak. Marek Żak jest (był bo już zmarł) fotografem z Gdanska.
-ksiażka Snow Falling on Cedars by David Guterson
Ksiazka jest wysłużona bo czytalam ja wiele razy. Teraz mam w ksiazce podpis autora. 🙂 Snow falling on cedars to jedna z moich ulubionych powiesci. Na pewno w top 10.
Jesli otrzymam link do nagrania zoom to przekaze. Jesli nie to wtedy przekaze moje notatki. Czesc spotkania byl pokaz filmu Snow falling on cedars. Moim zdaniem i rowniez zdaniem autora ten film oddaje kredyt powiesci co nie zdarza sie czesto lub kiedykolwiek.
Jesli ktos nie czytal ksiazki proponuje najpierw przeczytac ksiazke przed obejrzeniem filmu.
Tu jest link do filmu
As part of Guterson’s visit to campus this week, you have the opportunity to stream this film from 5/9 – 5/13.
Z informacji wynika ze dzisiaj jest ostatni dzien dostepu do tego “stream”
Nagranie zoom z spotkania jeszcze nie mam
Here is the link to the streaming page: https://digitalcampus.swankmp.net/vspc204299/passphrase-watchlink (Links to an external site.)
Here is the passphrase: 71D2A234C251476BBDD9FF8040F96C71
W temacie jedzenia 🙂
Film Snow falling on cedars byl nagrany w stanie WA i na terenie British Columbia. W WA wiele scen jest nagranych na wyspie Whidbey Island.
Kiedys pokazywalam to miejsce przy okazji jedzenia małży. U brzegow Whidbey Island w wodzie sa duze specjalne konstrukcje do hodowania małż.
Osoby robiace zakupy seafood w US w sklepach Costco zauważa że worki z malżami w Costco pochodza z Penn Cove, Whidbey Island.
Na tym filmie pracownik Penn Cove pokazuje proces hodowania małz. Na koniec przygotowuje małże na plaży Whidbey Island.
https://youtu.be/s2ABf0-0Agk
Spotkanie zoom z David Guterson
https://vimeo.com/709358891/c88afb2c02
Orca, dziekuje za linki do spotkania i filmu! czeka mnie uczta duchowa w ten weekend 🙂
Wczoraj zainspirowana Twoim wpisem, obejrzalam i przeczytalam pare wywiadow z Gutersonem na temat m.in. jego najnowszej powiesci, bardzo ciekawe.
Prz okazji, po raz kolejny zadziwia mnie jak rozne sa obydwa amerykanskie wybrzeza, wlacznie z ich kultura i stylem zycia: to zachodnie ( Northwest) uksztaltowane glownie przez przyrode i krajobraz, to wschodnie (East Coast, New England) – przez historie.
Jeszcze jedno: Orca, napisalas ze „Snow…” miesci sie w Twoich top 10 powiesci, ciekawa jestem pozostalych 9? 🙂
GosiaB,
Dziekuje za komentarze i za zainteresowanie.
Pytasz o moje pozostale ksiazki. Musialabym sie zastanowic. W tym momemcie Disgrace by Coetzee przychodzi mi do glowy. Z glowy by Glowacki. Musze sie zastanowic nad pozostalymi tytulami aby nie napisac czegos co bede żalowała 🙂
Napisze później.
Bezdomny,
potraktowałam karmazyna dyżurnymi, w brzuch trochę tymianku (żywego, z doniczkowej uprawy), do tego spora garść melisy, której cytrynowy zapach i smak jak najbardziej z rybą się zgadza. Melisa mi wyrosła na ogródku w szybkim tempie – to jest silnie inwazyjna roślina, ale jej pozwalam, bo się przydaje.
Oblałam rybę sokiem z zakiszonych cytryn – one zawsze się śœietnie kojarzą z rybą!
Pomysł podsunęła kiedyś echidna i ja od tego czasu zawsze mam kiszone cytryny – kiszę w niewielkim słoiku, takim na 4 cytryny i robię to na ostro, tzn. dodaję sporo suszonego chili i wszystkich dodatków, jakie się dodaje do kiszonych ogórków. Żadnej wody, ani zalewy – zalewa się sokiem wyciśniętym z kilku innych cytryn! Jeśli ktoś nie spróbował kiszonych cytryn – nie wie, co traci!
To jest przebój od zwierzątka z antypodów, a drugi to makaron z pieczarkami i różnymi serami (można wykorzystać resztki). Na stałe w jadłospisie, jako proste, chłopskie jedzenie, łatwe do wykonania i nie zajmuje wiele czasu.
Teraz ten karmazyn sobie chwilę poczeka, a jak Jerzor wróci z przejażdżki rowerowej, wrzucę do piekarnika. Będzie sałata do towarzystwa.
https://photos.app.goo.gl/DGYbJwSQqCMTdXig6
p.s
Janusza Głowackiego polecam także „Ostatni cieć” i „Good night Dżerzi” (o Jerzym Kosińskim), „Jak być kochanym”… w sumie można polecić wszystko 😉
Nie byłam na sztukach teatralnych Głowy, ale sądząc po recenzjach, były przyjęte entuzjastycznie i wielokrotnie nagradzane.(Czytać sztuk nie lubię…).
https://photos.app.goo.gl/p7mHs4RK6nwUkLva7
Czerwoności to kolorowy pieprz (biały i czarny też jest!), ziele angielskie, ziarna musztardy i cały ten jazz przynależny kiszeniu ogórków (oprócz kopru, ale pewnie by nie zaszkodził!).
…i chili!
Też nie znałam książki Davida Gutersona, dziękuję, chętnie przeczytam. Ja z kolei polecam bardzo piękną serie telewizyjną pt „Pachinko”, do obejrzenia na AppleTV.
-The catcher in the rye by Salinger
-God’s little acre by Caldwell
-Disgrace by Coetzee
-Snow falling on cedars by Guterson
-Z glowy by Glowacki
-Midnight in the garden of good and evil by Berendt
-The good rain by Timothy Egan
-Królik i oceany by Wańkowicz
-Imperium by Kapuściński
-Undaunted courage by Stephen Ambrose
To sa ksiazki do ktorych wracam. Sa jeszcze klasycy Faulkner, Fitzgerald, Camus i wielu innych ktorych lubie. Czesto wracam do tych 10.
Eva47,
Jostaberry rośnie … w metalowej klatce w ochronie przed sarnami. Nie wiem czy w tym roku beda owoce. U nas pogoda raczej pasuje jako inspiracja do rain falling on cedars i jest zimno brrr 🙂
„Buszujący w zbożu” (polski tytuł ) Salingera jest bardzo niepokojący, przynajmniej dla mnie, raz czytałam bardzo dawno temu i nigdy już do tej książki nie wróciłam.
Pamiętam takie dość niesamowite napięcie – no ale to było ze 40 lat temu, może warto wrócić i przeczytać jeszcze raz.
Kapuściński – „firma” sama w sobie, chociaż pamiętacie, bo omawialiśmy to na blogu zaraz po jego śmierci nagonkę na niego, Gospodarz znał Kapustę i cenił jego twórczość. Kapuściński jest znakomity, każda jego książka to coś w rodzaju reportażu literackiego. Trochę mi się kojarzy z nim inny nasz podróżnik i dziennikarz, Jacek Hugo-Bader. Polecam. „Dzienniki kołymskie” są wstrząsające. Podobała mi się też jego podróż przez Rosję – „Biała gorączka”. Bardzo „mocne” książki, świetnie napisane.
Lubię wracać do „Dzienników” Kisiela, czyli Stefana Kisielewskiego. Jest to spora „kobyła”, ale czyta się świetnie, co więcej, wiele jego politycznych przepowiedzi sprawdza się, niestety. A przecież minęło ponad 20 lat od jego śmierci.
GosiaB,
Zgadzam sie ze sa duze roznice miedzy West Coast i East Coast. Wydaje mi sie ze mieszkancy West Coast sa bardziej “na luzie “. Nawet jesli spojrzysz na rzadowe przepisy ktore sa wprowadzone na West Coast (bardzo liberalne) i East Coast gdzie jest duża “akumulacja “ roznych stanow i prawie kazdy stan dziala po swojemu. West Coast jest bardziej “zgodne “
Absolutnie zgadzam sie na temat przyrody. Z tym wiaze sie styl zycia. Mieszkancy West Coast prowadza aktywny tryb zycia i moim zdaniem czuja sie bardziej odpowiedzialni za ochrone tych pieknych terenow.
Wprawdzie poranna kawa to domena Irka, ale nasz kolega już dosyć dawno jej nie podawał. Zatem w ramach opowieści o wielkiej literaturze podrzucam fragment naszego klasyka dotyczący kawy:
Tu roznoszono tace z całą służbą kawy,
Tace ogromne, w kwiaty ślicznie malowane,
Na nich kurzące wonnie imbryki blaszane
I z porcelany saskiej złote filiżanki,
Przy każdej garnuszeczek mały do śmietanki.
Takiej kawy jak w Polszcze nie ma w żadnym kraju:
W Polszcze, w domu porządnym, z dawnego zwyczaju,
Jest do robienia kawy osobna niewiasta,
Nazywa się kawiarka; ta sprowadza z miasta
Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku,
I zna tajne sposoby gotowania trunku,
Który ma czarność węgla, przejrzystość bursztynu,
Zapach moki i gęstość miodowego płynu.
Wiadomo, czym dla kawy jest dobra śmietana;
Na wsi nie trudno o nię: bo kawiarka z rana,
Przystawiwszy imbryki, odwiedza mleczarnie
I sama lekko świeży nabiału kwiat garnie
Do każdej filiżanki w osobny garnuszek,
Aby każdą z nich ubrać w osobny kożuszek.
Adam Mickiewicz „Pan Tadeusz”
Danuska,
Dzięki za poranną kawkę. Już nie pamiętałem, że takie kawy kiedyś podawano.
Bezdomny,
Też bym wolał obrazek!
Sezon rabarbarowy sie zaczol to podam wam przepis na bardzo dobra tarte.
Obrac kg rabarbaru , pokroic w kostke, posypac dwoma lyzkami cukru i odstawic na godz lub dwie. Do miseczki dac dwa jajka, 3 lyzki cukru i dwie czubate lyzki smietany, dobrze wymieszac. Polozyc ciasto na foremke, pokluc widelcem aby sie nie wybrzuszylo, polozyc odcedzony rabarbar ( sok mozna wypic ) i zalac mieszanka jajka, cukier, smietana. Wsadzic na pol godz do piekarnika 200 C; Smacznego !
We Francji na tarte jest standartowa foremka i kupione ciasto ma wymiar foremki. Ciasto jest juz rozwalkowane i zawiniete w rulonik. Wyciagam z lodowki pol godz wczesniej i w tym czasie obieram ziemniaki.
To fajnie Alicjo że mogłem być choć w części pomocny w przygotowaniu karmazyna.
Chyba najlepszą rezepte na dany produkt można uzyskać u sprzedawcy. Tak dzisiaj zrobiłem bo do takiego osobnika jak na obrazku zaufanie przychodzi z prędkością dzwieku. Wystarczy na niego spojrzeć i kukujemy to co zaproponuje 🙂
Kiedy wchodziłem do sklepiku kładł pan hiszpan na lade 1/4 tutejszego byka. Zaproponował że wytnie filety do bardzo szybkiej obróbki termicznej. I tak zrobię tuż przed zachidem słońca.
Dodatkową atrakcją będą świeżutkie borowiki. Okazuje się że w tej chwili jesteśmy już w zagłębiu borowików 🙂
Oj będzie dzisiaj uczta na trzy fajerki 🙂
Linka z obrazkami puszczę później bo o dziwo internet tutaj raczej upadający jak często w miejscach gdzie nocujemy 🙄
Bezdomny,
u nas w mieście ponad 120-tysięcznym (plus okoliczne (i liczne!) wsie nie ma ani jednego sklepu rybnego!!! A jedno z Wielkich Jezior jest pod nosem!!! Ryby można dostać tylko w supermarketach i tym podobnych, gdzie nie ma żadnej fachowej obsługi, która potrafiłaby coś doradzić.
Na szczęście jest blog – potęgą jest i basta, jak mawiała ś.p. Pyra 😉
Karmazyn wyszedł bardzo dobry, delikatna to ryba. Najczęściej kupujemy dorsza, solę, łososia. No i czasem Wojtek z Ottawy upoluje szczupaka i podrzuci – ale teraz częściej szaleje na kajcie, niż łowi.
Czy Hiszpan załatwił tego byka na corridzie? 😉
Borowiki!!! Tak wcześnie? Ja mam pieczarki i z nich coś dzisiaj wykombinuję.
Zwyciężyła opcja australijska – makaron z pieczarkami i serem. Z serów gouda, old cheddar oraz resztki pleśniowego blue danish, ale dosłownie resztki.
Czytam teraz z ogromną przyjemnością książkę:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/3657008/w-salonie-i-w-kuchni-opowiesci-o-kulturze-materialnej-palacow-i-dworow-polskich-w-xix-w
Przytoczę dzisiaj fragment, o tym w jaki sposób udzielano noclegu gościom zatrzymującym się w dworach szlacheckich w pierwszej połowie XIX wieku:
„….jednak ludzie przezorni wybierający się w gościnę podróżowali z własnym „tłumokiem” zawierającym piernaty i poduszki, a także….nocnik. Mogli oni liczyć co najwyżej na to, iż w najlepszym razie we dworze wstawią dla nich w salonie proste drewniane łóżko, uprzednio starannie wyparzone wrzątkiem na podwórzu, by wygubić pluskwy, w gorszym zaś-nocowali w sieni lub w którejś w dużych sal dworu na rozesłanym świeżym sianie, na którym rozkładali sobie własną pościel.
Pomieszczenie przegradzano parawanem na część damską i męską. Takie posłanie wszyscy uważali za rzecz normalną, tylko zgorszona guwernantka przybyła z Francji wzdychała: „Trzeba przyjechać do Polski, aby widzieć leżącą na ziemi i słomie córkę ambasadora, synowicę generała i przyszłą księżną.
Gdy napływ gości był bardzo wielki i nie starczało domowych pomieszczeń młodzież męską rozkwaterowywano po chałupach, z których chłopów wypędzano lub zgoła:
Młodzież Tadeuszowi prowadzić kazano,
W zastępstwie gospodarza, w stodołę na siano.
”
Cytat z wiadomego klasyka 🙂
Dobra wiadomość jest taka, że standard noclegów w szlacheckich dworach poprawił się już w drugiej połowie XIX w.
A przy okazji-chyba wszyscy ( a może nie wszyscy…?) pamiętamy z dzieciństwa spanie w stodole na sianie. Dla miastowych dzieci to była przecież niesłychana, wakacyjna atrakcja!
A propos dworu, sobotni skok w bok: https://www.eryniawtrasie.eu/47540
A ja czytam ” Między wariatami” Marcina Mellera. To zbiór felietonów, które autor publikował w różnych tygodnikach. Będąc na Sardynii przypomniał sobie opowieści Piotra Adamczewskiego o casu marzu, czyli zgniłym serze/ Piotr pisał o tym także na naszym blogu/ Produkt ten jest nielegalny, zabroniony przez brukselskich urzędników. Ale dla chętnego nic trudnego i kiedy M. Meller zapytał o ten „podziemny produkt mleczarski” poznanych w barze Sardyńczyków, ci wpadli w zachwyt nad jego zainteresowaniem i jeden z nich zaprosił go do swego domu.
Degustacja sera w towarzystwie pokrojonej bagietki i sardyńskiej odmiany grappy zachwyciła autora: ” Co wam będę mówił. Może i larwy, może i obleśne, ale jeżeli kiedykolwiek traficie na Sardynię, pytajcie o casa marzu”. Oczywiście nie sklepie.
A kiedy przyszedł czas na kieliszek filu e ferru/ tej grappy/, okazało się, że to ma być toast za Mussoliniego, albowiem gospodarz okazał się najprawdziwszym faszystą. Panu Marcinowi jakoś udało się wymówić.
Kazda historia o żywinie daje nadzieję i otuchę nawet w natrudniejszej sytuacji.
Kiedyś pisałam o piesku imieniem Seaman ktory przeszedł przez kontynent amerykanski w towarzystwie panów Lewis and Clark i grupy podróżników. W pewnym miejscu Indianie ukradli Seaman. Pon Lewis zagroził Indianom ze jesli nie oddadza pieska to pon Lewis zabije członkow osady. Byla to jedyna sytuacja kiedy pon Lewis zagroził Indianom. Indianie oddali pieska Seaman.
Teraz Seaman ma pomnik u boku ponow Lewis and Clark na brzegu Pacyfiku w Seaside, Oregon gdzie dotarla grupa podroznikow.
Przepraszam za pomyłkę. Mój komentarz powinien być u Owczarka. 🙂
Krystyno-podobny ser o, w zasadzie tej samej nazwie, jest produkowany po sąsiedzku na Korsyce. Owszem, kochamy tę wyspę, ale wcale nie miałam ochoty ani szukać ani próbować tego „smakołyku”.
Dzisiaj jedliśmy zapiekankę na bazie kaszy gryczanej i rozmaitych warzyw posypaną zwyklą i nie wzbudzającą emocji goudą 🙂
Lektura książki, o której wspomniałam powyżej dostarcza mi nieustających przyjemności. Pamiętam, że podczas lektury oraz oglądania filmu „Noce i dnie”
myślałam sobie w duchu, że chętnie pomieszkałam bym trochę u państwa Niechciców. Dzisiaj czytając opowieść Elżbiety Koweckiej już nie sądzę, by to był dobry pomysł. Podoba mi jednak bardzo to, że ludzie byli niezwykle gościnni i spragnieni obecności innych. Z braku i telewizji i nternetu chętnie słuchali wszelakich opowieści osób, które przyjechały choćby z niedaleka. Wtedy rzeczywiście obowiązywała zasada gość w dom Bóg w dom albo czym chata bogata.
Czytasz Danusiu bestseller , bo nigdzie nie jest dostępny w sprzedaży. Zdarzało mi się mieszkać w Pałacu w Nieborowie, ale to był oczywiście wiek XX. Nikogo na siano tam nie wysyłano, najwyżej do pawilonu 🙂 Podobno niektóre dania były wzorowane na kuchni dawnej, co było trudne, bo były to lata ogólnych braków.
Małgosiu-książkę kupiłam w antykwariacie podczas moich ostatnich wędrówek po Warszawie. Ów egzemplarz został wydany przez PWN w 1984 roku i wtedy kosztował 3700,00 zł. O Boże, jakże odległe wydają się te czasy…!
Tak, te stare wydania są dostępne też na Allegro.
O tak 🙄 Małgosiu, braki mogą być bardzo dokuczliwe 🙄
I nie wiem czy jest coś bardziej dokuczliwego niż z opuszczonymi spodniami małymi krokami szukać papieru toaletowego, ponieważ zapomniałem uzupełnić zapasy na czas 🙄
Na szczęście dla mnie supermarket był ode mnie tylko o 300 metrów oddalny 🙂
Spoko, nie będę tego obrazkował
Znalazłam tę książkę w katalogu jednej z bibliotek, to samo wydanie z 1984 r. I jest dostępne, więc wkrótce się tam wybiorę. Pewnie biblioteka to najłatwiejsze źródło dostępu do tej pozycji.
Zamki i pałace które dziś oglądamy, są czyste. Zwiedzamy sale, komnaty, czasem sypialnie, kuchnie, a najrzadziej łazienki. Nawet w obiektach w skansenach zapachy są neutralne. Tzw. wygódki, czy sławojki to dość późne rozwiązania.
Orca, dopiero dziś mam czas żeby odpisac; dziekuje za Twoja liste top 10 🙂
Musze przyznać, ze pare tytulow w ogole nie znam, ale się zainspirowalam i pozyczylam już The Good Rain. Bardzo lubie takie książki. Ja polecam Beyond the Trees by Adam Shoals.
Moja lista książek do których wracam (na „sentimental journey”) to glownie książki przeczytane dawno: Noce i Dnie, tomy 2 -5; Anna Karenina; Ziele na Kraterze, Kwiaty Polskie (nie jest to proza, ale uwielbiam); wszystko V. Woolf, J. R. R. Tolkien,S. Maugham, M. Ondatje, E. Ferrante, U. Eco, F. Herbert, F. Scott Fitzgerald, H. James, I. Murdoch, H. Pontoppidan (Lucky Per), O. Tokarczuk. Taka lista trochę „od sasa do lasa”. Mam wiele książek które zrobily na mnie niezapomniane wrazenie, ale niekoniecznie bym do nich wrocila. Te co wymienilam sa mi bliskie.
Z autorskich autografow, które mam najmilej wspominam ten od Umberto Eco. Lata temu, w długiej kolejce anglojezycznych egzemplarzy „Imie Rozy” podpisal mi polskie wydanie „Teoria Semiotyki” – bardzo mile zadziwila go ta ksiazka i wdalismy się nawet w krotka rozmowe.
Kulinarnie, zainspirowalam sie makaronem z grzybami i serem (Alicja) i zrobilam grzybowa lasagne – pyszna: platy ciasta, sos beszamel, grzyby, ser, powtorzyc warstwy w tej kolejnosci dwa razy.
GosiaB,
Dziekuje za odpowiedz i za liste wybranych ksiazek. Pamietam kiedy pierwszy raz ułyszałam o Ondatje. To chyba było przy okazji filmu. Przeczytalam kilka jego ksiazek. Podobał mi sie jego styl pisania i tematyka.
Przeczytalam informacje o Beyond the trees i z przyjemnoscia przeczytam. Interesuje mnie podroz przez Kanade i przemyslenia podczas tej wyprawy. Znam tylko troche British Columbia i z kamer (webcam) niektore miejsca na terenie pn Kanady.
Doceniam przepisy publikowane na blogu. Niestety nie mam talentu do gotowania. Jedyne co potrafie smacznie zrobic to łosoś (rownież uwędzić), małże w winie i kilka innych “seafood”.
Z Waszych literackich podpowiedzi ułożyłam sobie całkiem pokaźną listę lektur do przeczytania. Michaela Ondaatje jeszcze nie czytałam, a dostępnych/ w pobliżu/ jest 5 pozycji. Nawet ” Angielski pacjent” w oryginale.
Gosia B. pisze, że ma wiele książek, które zrobiły na niej niezapomniane wrażenie, ale niekoniecznie by do nich wróciła. Przekonałam się, że lepiej nie wracać do takich książek, bo powtórne przeczytanie nie dostarcza już takich emocji jak za pierwszym razem, bo książkę czyta się w określonym czasie i stanie ducha. Lepiej zachować w pamięci te literackie przeżycia. W latach szkolnych czytałam ulubione lektury na okrągło, zaczynając w różnych miejscach, wracając do ulubionych fragmentów. Później też niektóre pozycje czytałam po kilka razy, ale to się skończyło. A i tak nie przeczytałam i nie przeczytam już wielu świetnych książek.
Lektur na okraglo nie czytalam ale Martina Edena tak ! To byla moja ulubiona ksiazka a pozniej Buszujacy w zbozu Salingera. Ta ostatnia czytalam kilka razy ale Eden to bylo to. Wybieralam fragmenty ktore w danym momecie chcialam przeczytac.
Krystyna, elapa
To samo u mnie. Wybieram fragmenty do ponownego przeczytania. Podczas spotkania z David Guterson podziekowalam jemu za odnawianie inspiracji kiedy czytam te same fragmenty Snow falling on cedars. Te same słowa robia inne wrażenie w zaleznosci od dnia.
Byłam na spacerze kijkami. Ptasi koncert trwa w najlepsze. Dziś udało mi się wypatrzeć dzięcioła czarnego w akcji. Był całkiem niedaleko, ale niestety częściowo zasłonięty liśćmi. Jak na dzięcioła był duży, ale właśnie wyczytałam, że te czarne są największe .
Małgosiu-od kiedy prowadzimy na wsi obserwacje różnorakiej przyrody to udało nam się podpatrzeć dwa rodzaje dzięciołów:
zielonego https://photos.app.goo.gl/Pv2hTTi7d3LszKw17
i białoszyjnego https://photos.app.goo.gl/Keb2JQpf3xP4g
Może następnym razem uda Ci się zrobić zdjęcie?
Przeczytałam z uwagą wszystkie Wasza komentarze dotyczące ulubionych książek i zrobiłam trochę notatek na własny użytek. Postaram się kupić niektóre pozycje.
I skoro o czytelnictwie mowa to podrzucam dzisiaj kolejny fragment z książki „W salonie i w kuchni….” Elżbiety Koweckiej dotyczący lektur młodych dziewcząt w XIX wieku:
” Zwłaszcza panienkom nie wolno było czytać romansów, a jeśli jakiś już dostawały do ręki, to przezorne matki spinały szpilkami kartki zawierające nieprzyzwoitsze passusy. Częste było też, że mąż zakazywał żonie czytania tej lub owej książki…….” Uznawano na przykład, że powieści Georges Sand „to trucizna cukrem zaprawiona i podana w diamentowym kielichu. Kto usta do niej przytknie, to od niej oderwać ich nie może, kto jej zakosztuje, musi wypić do końca. Wtenczas rozbrat ze szczęściem.”
Kobiety, które-wydawane za maż dla interesu czy koligacji-nie znalazły szczęścia w małżeństwie, szukały w powieściach odbicia własnych zawodów, a także opisów, niezwykłej, płomiennej miłości, często zresztą tragicznej.”
–
Dziecioł białoszyjny raz jeszcze, bo poprzedni sznureczek chyba się nie otwiera:
https://photos.app.goo.gl/NJBGWvZiXHAv3Dju8
Białoszyjny się nie pokazuje 🙁
My poszłyśmy za odgłosem stukania i też się bardzo zdziwiłyśmy, że czarny i taki duży, ale stukał tak zawzięcie i charakterystycznie że to raczej dzięcioł.
https://youtu.be/XTFS0kpENNM
🙂
Danuśko, francuzka expertko 🙄
Jak to jest z jedzeniem ostryg w maju, miesiącu bez literki r?
Stoję obecnie na farmie ostryg w Angoulins.
W sklepie firmowym parę skrzynek, w każdej inny rodzaj ostryg. Cena o 4 do 9 Euro, najprawdopodobniej za kg.
Nie chcę popełnić żadnego błędu dlatego szukam pomocy u fachowca 🙂
Przyznam się że mam ochotę na takie świeże smakołyki tym bardziej ze przed sklepem na farmie trwają cały czas aktywitety produkcyjne. W zadaszonych parkingach wodnych przestawiają skrzynki. Jedne wkładają inne wyciągają z wodnych basenów. Ruch jak na Marszałkowskiej o północy 🙂
Małgosiu-rzeczony dzięcioł raz jeszcze, mam nadzieję, że tym razem się uda. Szczerze mówiąc nie rozumiem, dlaczego link się nie otworzył:
https://photos.app.goo.gl/q8WLpvV9BYx3CqaS7
Bezdomny-o ostrygach wie najwięcej Elapa, która mieszka w Bretanii. Z tego, co mi wiadomo na ten temat to w obecnych czasach ostrygi można jeść przez cały rok zatem, jeśli masz okazję to oczywiście korzystaj! Niegdyś uważano, że nie należy ich jadać od maja do sierpnia i były ku temu dwa powody: ich transport podczas ciepłych miesięcy był ryzykowny, a druga przyczyna to rozmnażanie ostryg właśnie w tym letnim okresie. Dzisiaj ostrygi produkowane są „na okrągło” i w wielu odmianach, a z transportem nawet na bardzo duże odległości nie ma żadnego problemu.
Bezdomny, czekając na odpowiedz Danuśki, może to coś pomoże..
https://www.thespruceeats.com/why-buy-oysters-in-r-months-1807042
Się mineliśmy z Danuśką.
Bezdomny, to jest cena raczej za 12 sztuk. Tak jest u nas.
O Francji…
9 maja zmarł Ludwik Lewin, dziennikarz, poeta, pisarz. Od 1967 roku mieszkał we Francji, czytając o Nim trafiłem na książkę, którą z pewnością większość blogowiczów ma lub czytała – „Podróż po stołach Francji”. Wydana dosyć dawno, ale znalazłem w polskiej księgarni w Ottawie, Canada. Drogo, ale przysłali. Niezwykła opowieść, opisująca poszczególne regiony, jest tam o serach, winach, koniakach, truflach i o wielu, wielu innych. Autor miał bardzo dobre, lekkie pióro, które jakby bez żadnego wysiłku tańczyło po papierze zostawiając złożone puzzle tekstu. Lekka, ciekawa, odprężająca lektura. Polecam jako odskocznię na złe czasy.
Kilka razy pisalam o ostrygach. Szczegolnie o festynie ostryg w Shelton. Podczas festynu mozna zjeść ostrygi w duzych ilosciach roznego rodzaju ktore zyja w naszych wodach.
Jedna z atrakcji jest otwieranie ostryg na czas.
Chyba pisalam o oyster shooter. Do kieliszka wrzucamy swiezo otwarta ostryge razem z sokami z muszli. Do tego wódka i kilka przypraw wedlug wlasnego wyboru.
Tu skopiowalam liste skladnikow.
Cocktail sauce jest oparty na ketchup
Chrzan
Sok z cytryny
Mielony pieprz
Wodka pieprzowa
1 oyster
1 teaspoon Spicy Cocktail Sauce
1 teaspoon horseradish
1 teaspoon lemon juice
1 pinch black pepper
1 shot pepper vodka
Wypijamy z kieliszka za jednym razem.
Orka 🙄 wypijanie za jednym razem jest pozbawione sensu nie klepiąc o logice.
Jaką mozna mieć przyjemność z przelknietej ostrygi? 😛
Według mnie przełknąć można jeżeli nie wszystko to bardzo dużo.
Przegryzienie ostrygi i czucie smaku ozeana to niczym wybuch wulkanu pod podniebieniem 🙂 i o to chodzi przy ostrygach.
Na dzisiejszy wieczór są już inne plany ale od jutra startuję w testowaniu zawartości z paru skrzynek 🙂
Dziękuję wszystkim za wyczerpujące i sensowne podpowiedzi 🙂
Nowy otwierając twojego linka mialem nadzieję że uprzyjemnisz czekanie jakimś niezlym blusem 🙂
Starzejesz się 🙂
Bezdomny, po otwarciu ostrygi wylej zawarta w muszelce wode, poczekaj chwile i ostryga wydali z siebie ponownie plyn. Sok z cytryny i do buzi, czytalam, ze nalezy ja pogryzc a nie lykac zywa, nawet podlana winem.
Bezdomny,
Jesli wolisz to mozna pogryźć. Mieszanka soku z ostrygi i przypraw z wodka daje unikalny smak.
Wszystko według własnego wyboru. Na pewno bedzie smaczne w kazdej wersji.
Elapa 🙂 Twoja wersja to Francja elegacja 🙂
Przyznam się że bardzo mi odpowiada, tak spożywałem i na tym poziomie pozostanę. Ostatni raz w Wenezuela w mangrowach. Wprawdzie nie mieli tam wina ale rozkosz była wielka.
Do jutra 🙂
Do ostryg mam stosunek ambiwalentny. Owszem zajadałam, bo namówił mnie do tego Cichal, entuzjazmu nie wyrażałam specjalnego, ale bohatersko, w głowie „Mój pierwszy raz…”
https://photos.app.goo.gl/n2GhqWXYEAXs3n6j8
Nie wiem, jaki smak mają ostrygi same, bez niczego – dla mnie z sosem chrzanowo-tobasco- cytryna 😉
https://photos.app.goo.gl/Nb6QHsVZrc2vq31m8
U nas w tzw. lepszych restauracjach też podają (drogie jak diabli!), ale przecież gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie Kingston i jego ocean! To nie to samo, co opowiada Orca znad wód oceanicznych, ani Elapa czy Bezdomny. Na pewno smak takiej świeżutkiej jest inny, niż to, co u nas można dostać. To tak, jakby poniedziałkowe ostatki z weekendu…
Zanim wyleci mi to z głowy, a ma prawo bo dzieje się tyle że pomieścić wszystko bardzo trudno no i dodatkowej pamięci jeszcze nie wymyślono 🙂
Parę słów o moim rówieśniku. Kto podróżował po Hiszpanii samochodem spotkał go na skraju dróg i autostrad.
Początkowo była to po prostu reklama hiszpańskiego brandy.
Pierwszy byk urodził się w maju 1957 a Andaluzji. Z czasem urosły do 14 m wysokości. Wykonany z blachy stalowej. Łączna powierzchnię to około 150 m i waży ponad cztery tony.
Prawda 🙂 że mam pięknego rówieśnika 🙂 który stał się symbolem Hiszpanii
A teraz już Francja elegancja 🙂
Połowa juz na tacy, reszta w lodówce i czeka na podwieczorek ze szklaneczką wina.
Ale w zasadzie to już podwieczorkowa pora zatem dam radę i drugą część 🙂
https://photos.app.goo.gl/Mz6DfwMXSeCZXz1i7
To są wyśmienite smakołyki.
https://photos.app.goo.gl/goethdhFWqaNJmHn9
Bezdomny, nie skaleczyles sie przy otwieraniu ostryg ?
U mnie jest bardzo ladna pogoda i na targu rano bylo duzo ludzi, kupilam rabarbar na tarte, szparagi, sery i azjatyckie danie. Mamy nowego Azjate, to juz chyba czwarty na targu. Wypilam kawe na tarsie i do domu.
Elapa 🙂 nie nie.
Kiedyś miałem troszeczkę inny otwieracz do ostryg. Był znacznie krótszy i szerszy od tego na obrazku. Ale z racji braku używalności wypadł gdzieś po drodze z mobikla 🙄
Obecnego dokupiłem do przepysznosci bo jakoś należy do nich trafić, takie świeże same się nie otwierają 🙂
Pogoda to tutaj jest wyśmienita na rower. Byłem w La Rochelle akurat w czasie największego odpływu. Fantastyczne wrażenia i wizualne i zapachowe. Miasto marzenie dla rowerowców. Wszędzie dojedziesz, z prądem i pod prąd i nikt ci uwagi nie zwraca że jedziesz chodnikiem. Tutaj rowerzysty traktowani są na równi z dwunogami.
Elegancja Francja 🙂
W dziewiedziesiatych latach bywałem częściej tutaj. Później przeróżne miejsca na planecie odciągały mnie od Francji. Dobrze że można teraz nadrobić, choć troszeczkę 🙂
Pisalam o oyster fest w Shelton. Podobne festyny odbywaja aie w wielu miejscach wzdluz wybrzeza na zachodzie i na wschodzie kraju. Na pewno Francja ma kilka takich festynow. Pozostale tereny w Europie w miejscach na wybrzezu z ostrygami na pewno organizuja podobne festyny. Przyjemna I smakowita uroczystosc nawet jesli ktos nie lubi ostryg.
W ksiazce Królik i oceany Melchior Wańkowicz pisze:
“Pierwszy człowiek, który zabki kobiece porównał do perełek, był poeta. Pierwszy człowiek, który odważył się zjeść ostrygę, był geniuszem “
https://www.youtube.com/watch?v=8a-HfNE3EIo
🙁
Już po 18-tej u mnie, nie poszłam na żadne wyprawy, bo często popadywało. Posprzątałam, pokręciłam się po kuchni jak zwykle oraz po innych okolicznościach chałupy i mój licznik do tej pory wykazał 3845 kroków. A dzień się jeszcze nie skończył!
Niedawno czytałam wypowiedź jakiegoś pana dr od spraw sportowych i nie tylko, otóż powiedział on, że mit o 10 000 krokach dziennie można spokojnie o kant wiadomy potłuc. Rzecz nie leży w tych krokach, tylko o zażywanie ruchu jako takiego, z użyciem rąk i nóg. Zgodziłabym się z tym – taniec z mietłą, śćierą czy odkurzaczem po domu daje nieźle! Przy czym para nie idzie w gwizdek.
Ponieważ dzisiaj wspominam Vangelisa, moja ulubiona piosenka w duecie z Jonem Andersonem:
https://www.youtube.com/watch?v=rKqLAVyRaXw
p.s.
W czytaniu ciekawa rzecz Sylwi Zientek – „Polki na Montparnassie”, rzecz o tym, jak nasze dzielne malarki wgryzały się w dziewiętnastym wieku w tę bardzo męską dziedzinę sztuki – malarstwo. No bo wiadomo, gdzie baba przynależna…
Przy okazji jest też wzmianka o miejscowości, którą wymienia Bezdomny – La Rochelle, a którą wcześniej już zwiedziłam za pomocą Google Earth – tam jest pokazana ta miejscowość w czasie odpływu, no ale sensacji aromatycznych brak 🙁
Książkę polecam, bardzo ciekawa!
Kroków mi wyszło 4566 , teraz mam z 8 do łóżka 😉
Idę czytać dalej…
Skoro o czytniu mowa – ciekawostka literatury kulinarnej.
Apicjus „O sztuce kulinarnej ksiąg dziesięć”(wyd. Toruń 2012).
1 – Epimeles – Zapobiegliwy kucharz
2 – Sarcoptes – O potrawach z siekanego mięsa
3 – Cepuros – O potrawach z warzyw
4 – Pandecter – O potrawach różnych
5 – Ospreon – O potrawach z warzyw strączkowych
6 – Tropetes – O potrawach z drobiu
7 – Polyteles – O potrawach wykwintnych
8 – Tetrapus – O potrawach z czworonogów
9 – Thalassa – O potrawach z fauny morskiej
10 – Halieus – O sosach do ryb
Niewątpliwie ciekawa i interesująca lektura prezentująca najstarsze przepisy kulinarne rzymian.
Wydanie papierowe niestety. Niestety, bowiem łatwiej jest nam nabyć pozycie książkowe w formacie elektronicznym.
Czy ktoś z Was majał tę pozycję w dłoniach?
Ja dodam publikacje kulinarna ktora kiedys e-przyslala na blog Asia.
Bolesław Kasprowicz
Wyrób marmelady i powideł.
Wydanie drugie
Zakopane 1918
Księgarnia Podhalańska
Poznań: M. Niemieckiewicz
Z przyjemnoscia zagladam do tej historycznej publikacji. Wykorzystałam poradę na dodanie kardamonu przy robieniu powideł z włoskich śliwek. Od wtedy dodaję kardamon do powideł.
Asia,
Na pewno Tobie podziękowalam za tę publikację kiedy to przekazalas na blogu kilka lat temu. Teraz jeszcze raz dziękuję. 🙂
Korekta: Italian plums po angielsku po polsku nazywajaw sie Węgierki a nie Włoskie śliwki 🙂
Echidno, można kupić, co oczywiście uczyniłam i powinnam mieć w poniedziałek
https://www.ceneo.pl/17204492
Orca,
możliwe że „pierwszy człowiek który odważył się zjeść ostrygę” był po prostu głodny.
Książkę Gutersona zamówiłam, dostanę w poniedziałek. Dzięki za typ.
To jak już będziesz miała Małgosiu, proszę o Twoją opinię. Z tego co widziałam – wyjątki – wygląda dość interesująco.
Nie wiem czy wiecie, że Vangelis, enigmatyczny kompozytor, wykonawca i człowiek, skomponował muzykę (temat początkowy i końcowy) do polskiego filmu „Świadectwo” w reż. Paweła Pitera (2008).
https://www.youtube.com/watch?v=436UnkXaJ6A
.
eva47
20 MAJA 2022 12:51
🙄
Myślisz że geniusze są zawsze nażarte?
Oj tam, jaki enigmatyczny! Przynajmniej nie dla mnie, bo od lat lubię go słuchać, tajemniczy nigdy nie był. Ja jestem tak młoda, że jeszcze pamiętam „Dzieci Afrodyty”! I współpracę z Jonem Anderssonem, a także kompozycje filmowe (Friends of Mr.Cairo)i tak dalej. Mnie się bardzo podoba „Conquest of Paradise” a poza tym wszystko inne. Są takie uspokajające… i szum morza… i tak dalej.
Genialny kompozytor.
https://www.youtube.com/watch?v=WYeDsa4Tw0c
Echidna,
muzyka dobra, ilustracja nie do przełknięcia dla mnie. Ale to ja – żadnych świętych nie święcę i jestem przeciwko, to tak samo opium dla ludu, jak każda inna ideologia.
„Nasz” papież mnie nie wzrusza.
Vangelis, jako dobry kompozytor, zrobił dobrą muzykę.
Danuśka,
wypożyczyłam z biblioteki książkę, o której pisałaś, czyli ” W salonie i w kuchni” Elżbiety Koweckiej/ rok wydania 1984, cena 250 zł/. Znakomita książka, czyta się ją z wielkim zainteresowaniem. Autorka była profesorem historii kultury materialnej i opierała się na bogatych zasobach archiwalnych, więc opracowanie jest bardzo rzetelne, ale bynajmniej nie nudne. Dziękuję bardzo za polecenie tej książki.
David Guterson też jest już namierzony i kilka innych pozycji także.
Film ” Świadectwo” chyba nie odniósł spodziewanego sukcesu, może w kręgach konfesyjnych. Nie słyszałam o nim, ale ja raczej omijam tego rodzaju filmy z daleka, a postać kardynała Dziwisza tym bardziej zniechęca.
Ale muzyka piękna.
Alicjo.
1 – Odnośnie: 20 maja 2022; godz.21:55
ENIGMATYCZNY oznacza zagadkowy, tajemniczy sjp PWN i tak odbieram muzykę Vangelis’a. Piękne kompozycje, nieco metafizyczne, działające na wyobraźnie i jak to sama ładnie ujęłaś: „uspokajające”.
Oczywiścje jest jeszcze jedno znaczenie tego słowa: niejasny, trudny do zrozumienia (to samo źródło), ale z całości mej krótkiej wypowiedzi chyba jasno wynika, że nie to miałam na myśli.
Nie afiszował się swym życiem osobistym, zatem i w tym przypadku można użyć tego słowa. I abym nie była źle zrozumianą, od razu wyjaśniam swoją postawę: nie jestem zwolenniczką sui generis* osobistego ekshibicjonizmu z ujawnianiem intymnych aspektów życia osobistego.
*sui generis: swego rodzaju
2 – Odnośnie: 20 maja 2022; godz 22:39
Szukasz Moja Droga dziury w całym. Wybierając akurat ten filmik kierowałam się informacją zawartą na wizji**: skąd pochodzi (tytuł filmu), czym jest (muzyka filmowa), kto jest kompozytorem (w tym przypadku dwóch). Jak widzisz jednym statycznym kadrem określiłam wszystko. A montaż fotografii, niejednokrotnia słabej jakości i różnorodnych tematycznie, jako wizualny podkład do muzyki jakoś mnie nie ani bawi, ani odpowiada. W wielu przypadkach.
**okładka CD Vangelis /Robert Janson: Świadectwo: Muzyka Filmowa
I tak na zakończenie: filmu też nie znam i jeśli o nim wspomniałam podając link do muzyki, to głównie z powodu kompozytora. Ileż filmów podlegało ostrej krytyce z wielu powodów lecz doceniano muzykę – ten nieodłączny element każdej produkcji filmowej.
Możliwe, starsza baba jestem i szukam
ciągle, ciągle szukam :
Nie na tym niebie, a i gwiazda nie ta,
Weszła mi w szkodę, poraziła oczy.
Wół stąpa ciężko, toczy się kareta.
Patrzeć, a droga w gęsty las się toczy.
W moim lesie, na moim południu,
Wrzosy chodzą po rudych pagórkach.
I już drzewa jesienią się trudnią
Wiatr się stroi w ich opadłe pióra.
U kapelusza powisają dzwonki,
Aby okłamać skromność wesołością.
Jakby żałobę pisać krojem czcionki,
Co na wesele zwykła spraszać gości.
Hej, hej, hej, hej, hej, hej,
Hej, hej, hej, hej, hej, hej
Gdzie jest ten kamień,
za który nie sięga,
Kolców i pokrzyw rozległy widnokres?
Gdzie trochę ciepła, co u stóp przyklęka
I rękawice osuszy mi mokre?
W moim lesie wygasły już światła,
Noc już w coraz większym płaszczu chodzi.
Z boku kropli, ostatniej co spadła,
Zimy biała gwiazda się urodzi.
U kapelusza powisają dzwonki,
Aby okłamać skromność wesołością.
Jakby żałobę pisać krojem czcionki,
Co na wesele zwykła spraszać gości.
Hej, hej, hej, hej, hej, hej, Hej, hej, hej, hej, hej, hej
W moim lesie białe ognie płoną,
Rosną skrzydła śniegowej zawieji.
W moim lesie świt cały ze szronu,
W moim lesie jednak zima dmie. ..
https://www.youtube.com/watch?v=cKN_yPPpYKs
Echindio,
żaden to był zagadkowy Vangelis, bardziej znany, muzyka jst muzyką i tyle. nigdy nie był trudny do zrozumienia, świetny kompozytor.
Alicjo, chyba mylisz pojęcia i źle odczytałaś przesłanie mojej wypowiedzi.
Zgadzam się z Echidną, która w muzyce Vangelisa znajduje trochę metafizyki i tajemniczości. Odbiór dzieł każdego artysty jest oczywiście sprawą indywidualną, ale najważniejsze, że ta muzyka nam się podoba:
https://www.youtube.com/watch?v=8a-HfNE3EIo
Krystyno-cieszę się, że znalazłaś tę książkę i że też Ci się podoba. Byłoby wspaniale gdyby opowieści o życiu codziennym w dawnych czasach trafiły na lekcje historii.
W książce, o której rozmawiamy, zgodnie z zamysłem i wyborem autorki, jest mowa jedynie o zwyczajach na dworach szlacheckich i w pałacach magnackich w wieku XIX. Tym niemniej informacje, o tym co jadano, jak urządzano wnętrza itp…które dotyczą innych epok historycznych są łatwo dostępne i można byłoby nimi uatrakcyjnić szkolne lekcje. Może więcej uczniów polubiłoby historię?
Pamiętam, jak nasza nauczycielka łaciny ubarwiała czasem swoje zajęcia właśnie takimi opowieściami co niezwykle lubiliśmy.
Wracam jeszcze do La Rochelle, gdzie zawitał Bezdomny oraz wirtualnie Alicja.
To piękne i ciekawe miasto, warto tu odwiedzić nietypową latarnię morską: https://tiny.pl/96zw2
Są takie dwie budowle na świecie-jedna w Argentynie w okolicach przylądka Horn, a druga wch łaśnie w La Rochelle, poniżej więcej na ten temat:
https://www.lephareduboutdumonde.com/EN/pages_EN/phare1884_EN.html
W skrócie historia jest następująca- najpierw pod koniec XIX wieku wybudowano latarnię w Patagonii, niestety po jakimś czasie została zapomniana i zmieniła się w ruinę. Ruinę odbudowali Francuzi i zdecydowali postawić podobną czyli drewnianą, ośmiokątną i posadzoną bezpośrednio na morzu konstrukcję.
Obydwie latarnie po obu stronach Atlantyku mają tę samą nazwę: Latarnia z Końca Świata.
eva47-oczywiście, że człowiek, który pierwszy zjadł ostrygę był głodny. Z głodu jadano między innymi homary, żaby, ślimaki i kawior. Dzisiaj to luksusowe i drogie dania, ale ich pojawienie się w naszych jadłospisach nie wiązało się wcale ze zbytkiem czy grubym portfelem.
Nieśmiertelna muzyka…
Ale https://youtu.be/xgpdO0lfA34
Mieszkancy terenow Pacific Northwest pamietaja czasy kiedy homar (lobster) był mięsem dla ubogich. Homarami karmiono więźniów a całe homary układano w ogrodach wokół warzyw aby użyźnić glebę. Teraz homary sa rzadkościa w naszych wodach. Mamy dużo krabów i tych nie brakuje. Homary sa w duzych ilościach i za niska cenę w Boston i w wodach New England.
Danuśka,
ja to wszystko wiem, sama jadam namiętnie wszystkie morskie stwory.
Moja uwaga o głodnym geniuszu była wyłącznie żartobliwa.
” One world we melt into one
Just hold my hand and we’re there
Somehow we’re going somewhere …”
Nieważne, ja odczytuję dosłownie, moja wina 🙄
Vangelis po prostu był. Wszędzie.
Vangelis zawsze stał u mnie na wysokiej półce, tworząc muzycznie niesamowity nastrój. A mnie najbardziej podobają się te kawałki, które nie mają tekstu. I pachną morzem, oceanem…
https://www.youtube.com/watch?v=55SVonv-sio
https://www.youtube.com/watch?v=yaOsJLdHg4c
https://www.youtube.com/watch?v=upGyviugdts
https://www.youtube.com/watch?v=nVhNCTH8pDs&list=RDjhat-xUQ6dw&index=3
Wszystko fajnie, ale facet nie ma pojęcia o koszeniu… to kosa, a nie cep!
Im jestem starszy tym bardziej rozumiem wiedźmę z bajki o Jasiu i Małgosi
Mieszka samotnie w chacie w lesie i zjada ludzi którzy zakłócają jej spokój.
eva47- wiem, że wiesz 🙂 Mój komentarz był swego rodzaju podsumowaniem rozmowy o ostrygach. A na koniec może jeszcze ostrygi z piekarnika dla tych, którzy nie są w stanie przełknąć ich na surowo:
https://i.pinimg.com/736x/e9/8b/46/e98b4659f01f6b2e4db0f7a010eedd20.jpg
Białe wino, masło, pieczarki, zielona pietruszka i bułka tarta to posypania.
Nie wszyscy wszystko muszą lubić, prawda?
Przydałaby się Pyra 😉
Dla niej obiad bez mięsa to nie był obiad! 👿
Ja dam szansę prawie wszystkiemu. „Prawie”, bo jednak niektórych robaczków nie tknęłabym – takie, na które ryby się łowi. Chrząszczy też bym oszczędziła. Much i takich tam – ale kto wie, czy przyparta w dżungli do ściany….
Z owoców morza jednak najbardziej lubię ryby, chociaż nie pogardzę takimi:
https://photos.app.goo.gl/dyeoEfeoU8tBhp5Y9
Przestałam się tam stołować. Ileż można…
O książkach piszecie. Dostałam właśnie, na FB, informację o ciekawej książce z nieznanego mi wydawnictwa. Opis jest bardzo zachęcający.
Tytuł: „Między posiłkami. Apetyt na Paryż”
Opis:
W „Między posiłkami. Apetyt na Paryż” znajdziemy pieczone skowronki, ortolany w armaniaku i langusty, plejadę win i dań na bazie esencjonalnego francuskiego bulionu. Jak pisze w posłowiu tłumaczka Anna Arno „tematem tej książki jest w gruncie rzeczy pragnienie i joie de vivre w chwilach jego spełnienia”. Jest to też kronika międzywojennego Paryża, „znikającego miasta, tego samego, które pokochali Hemingway i Gertrude Stein, miasta w latach dwudziestych wyczerpanego po czterech latach krwawej wojny i zmęczonego pomimo ostatecznego zwycięstwa.”
https://wydawnictwoproby.pl/miedzy-posilkami-apetyt-na-paryz/
Szok. Nasz polski i jedyny kosmonauta został zatrzymany, bo jechał zygzakiem swoim volvo. I miał 0.56 promila. U nas dopuszczalne są ok. dwa piwa, czyli 0.8 promila. Beatka miała ponad dwa i na szczęście żyje, na szczęście nie robiąc krzywdy nikomu, oprócz siebie.
U nas dwa ostatnie dni to były niestety, na szczęście żeberka w sosie ostrym, w ilościach, a goście odeszli od stołu z geologiczną stoickością. I z konwaliami.
https://photos.app.goo.gl/nXDMZ3n3eRx4CYRq5
Nie, nie mylę pojęć – z „enigmatycznością” zapoznałam się jeszcze we wczesnej szkole średniej – bardzo mnie to interesowało, dlaczego Czesiek jeden ze swoich albumów nazwał „Niemen Enigmatic”
https://www.youtube.com/watch?v=OZ7hFHqon1E&list=RDOZ7hFHqon1E&start_radio=1&rv=OZ7hFHqon1E&t=0
Enigma wielka to nie była – Bema pamięci żałobny rapsod, doskonały utwór.
Ponadczasowy, można powiedzieć.
Ale „Dziwnego świata” nie przeskoczy!
…a swoją drogą ENIGMA to wiadomy sekret 😉 Dla przypomnienia:
https://dzieje.pl/aktualnosci/rocznica-zlamania-szyfru-enigmy-przez-polskich-matematykow
…i jeszcze jedno – gdyby Matka Polka, po wysłaniu dzieci na obóz harcerski nie wiedziała, jak się odprężyc, oto *ujek dobra rada podsuwa myśl:
https://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103085,28468826,inflacja-pograzy-pis-uniewaznia-obietnice-bogacenia-sie-ktora.html#s=BoxOpImg4
A po naszej stronie globu w rejonie stolicy przeszły straszliwe burze, zginęło kilka osób, bo miały nieszczęście zderzyć się z drzewami. Nasz Wojtek wylata dzisiaj do Warszawy, u niego tylko zabrakło elektryki.
U nas środek dnia i ciemno….
Ciekawostka – 7 rzeczy, których nie lubię w polskiej kuchni. Facet mówi po angielsku, ale zorientujecie się o co chodzi. Placki ziemniaczane zawsze odsączam na ręczniku papierowym….
https://www.youtube.com/watch?v=Zlh6PBvqd-8
Sernik! Facet narzeka, że nie jest słodki. Ja nie mogę jeść tutejszych Cheescakes! Są przesłodzone i ser nie jest tym serem, co ma być! No chyba, że z polskiego sklepu – to jest sernik z serem!
Czernina – wspaniała zupa, którą pamiętam z dzieciństwa. Wydaje mi się, że rzadko można ją dostać w restauracjach, bo to wymaga specyficznych warunków.
No i jak tak można zjechać kaszankę?!
W książce, o której pisze Asia , są przepisy z użyciem drobnego ptactwa. Pisze też o tym Elżbieta Kowecka, zaznaczając, że owszem, jedzono u nas także drobne ptaki polne i leśne, poczynając od wróbli, ale zupełnie nie przyjęła się moda na spożywanie skowronków i słowików. Te względy były pewnie z powodu pięknego śpiewu.
Nie bardzo mogę sobie wyobrazić, co też można było zjeść z tej ptasiej drobnicy.
Kuropatwy sa dosyc male, choc oczywiscie wieksze niz skowronki. Juz nie pamietam kiedy je ostatnio jadlem, chyba w dziecinstwie. Nabralem apetytu na ostrygi, ale faktycznie przywyklem do jadania ich w miesiacach z litera „r” (w angielskim lub francuskim, bo po polsku mamy sie r pien). Zgadzam sie z komentarzem Bezdomnego o Babie Jadze :-).
krystyna, jeśli wierzyć przekazom, z języczków słowiczych przyrządzano pasztet na cesarskim dworze w Rzymie. Zapewnie z innymi składnikami, ale ileż to ptasich śpiewaków paść musiało by zadowolić podniebienie władcy.
Ach i jeszcze biedne ortolany 🙁 Smutna tradycja kuchni południowo-zachodniej Francji i sławni kucharze w sporze w obrońcami przyrody:
https://gotowanie.onet.pl/artykuly/zakazany-przysmak-francji/prdbh6k
Jak wieść niesie ortolanami na talerzu zachwycał się też Aleksander Dumas.
Na pewno zdecydowanie przyjemniej słuchać jego śpiewu niż jadać:
https://www.youtube.com/watch?v=m-Y2PT26AJ4
Dotarła w moje ręce książka wspomina przez Echidnę „O sztuce kulinarnej. Ksiąg dziesięć” Apicjusza.
O samej książce trochę później, teraz cytat ze wstępu potwierdzający smutną tradycję znaną od czasów antyku:
” sam Apicjusz uważał za szczególnie smaczną potrawę z brzan morskich, które były przyrządzane w specjalnym sosie zwanym garum, przygotowywanym osobno z tego samego gatunku ryb, cenił też bardzo szczególny smak potraw z języków flaminga, pawi, słowików, z grzebieni zdjętych z żywych kogutów oraz pięt wielbłądów”.
To, co ludzie robią zwierzętom zanim je zjedzą przekracza wszelkie wyobrażenie. To nie tylko działo się w przeszłości, to dzieje się dzisiaj, w każdej chwili, w każdym momencie. Dlatego dla mnie niedoścignionym wciąż wzorem ludzkiego podejścia do zwierząt jest Kuzynka Magda, nie dzielącej świata zwierząt na ten lepszy, kochany i na ten gorszy przeznaczony na patelnie lub do garów.
W książce, o której tutaj niedawno wspomniałem „Podróż po stołach Francji” jest mnóstwo ciekawostek z kuchni francuskiej różnych regionów.
Stary, XVI wieczny przepis na pochouse (może Danuśka próbowała):
Szczupaka, okonia, miętusa, węgorza
W dzwonka pokroisz i do garnka włożysz
Dobrą słoniną wyścielonego.
Dorzuć masła świeżego, dolej wina białego.
Potem cebula czosnek i szalotka,
Tymianek i pietruszka dojdą do środka.
Dane szacowne na mały ogień kładę.
Ma być żółte, kremiste, nie cienkie i blade.
Bo tylko karczmarz złodziej oku się ośmieli
Pokazać spraną rybę pośród sosu bieli.
Podpal. I jeszcze jeden ważny detal:
Naczosnkowane grzanki wrzuć w garnkowy metal
I tylko proszę, nie mów, że to nie poezje,
Bo gdyby danie to Petrarka sławił
To byś z zachwytu dawno się udławił.
Ten, kto mnie krytykuje, niech go nigdy nie zje.
Annibal de Montchanut, poeta
Zerknąłem na blog Pani Doroty Szwarcman. Mija 15 lat od kiedy ukazał się pierwszy wpis Pani Doroty, których zebrało się 2400. Zaglądam tam, czytam, podziwiam wiedzę Pani Doroty i całego Koszyczka.
Nigdy się tam nie odzywam, dlatego gratulacje i słowa podziękowania składam tutaj.
Bardzo wiele przez te lata skorzystałem, o muzyce wiem więcej niż przed laty.
Dziękuję i życzę wszystkiego najlepszego na dalsze lata!
Dzisiaj znalazłem na FB. Zbliża się 26 maja…
DALEKO I BLISKO
Kolejne lato
tasuje karty wspomnień
wymiata złudzenia
ogrodu dzieciństwa w cichej uliczce
zatopionego w różanych krzewach
i kwietnych bajkach
Nie wabi
zapach świeżych bułek
z piekarni na rogu
lipowa aleja z chorałem pszczół
kolorowa dziupla radości
sklepiku z kredkami świecowymi
Odfrunął
tamten świat
bez blichtru hipermarketów
ułudy reklam
z nieustającą promocją
podrobionego zapachu szczęścia
Teraz
jedynym szczęściem
zobaczyć słońce w twoich oczach
dopóki mnie nie obudzi
telefon z zaświatów
– za chwilę mamo
Ewa Pilipczuk (z wierszy nie wydanych)
Gratulacje i wyrazy uznania dla Pani Kierowniczki czyli dla Doroty z Sąsiedztwa, którą uczestnicy zjazdu w Poznaniu mieli okazję poznać osobiście 🙂
Nowy- nie znam tego dania, ale być może jada je czasami Alina, bo to specjalność Burgundii oraz północno-wschodniej Francji. Właśnie przeczytałam, że stolicą pôchouse jest Verdun, gdzie w restauracjach położonych nad brzegami rzeki Mozy podaje się to danie przyrządzone tak, jak w wierszu, który nam podrzuciłeś. Po francusku wędkarz to pêcheur, ale w lokalnym dialekcie z okolic Verdun mówi się pôchoux i stąd właśnie nazwa tej rybnej specjalności.
U nas dzisiaj były po raz kolejny szparagi, tym razem na zimno w sosie majonezowo-jogurtowym z dodatkiem drobno pokrojonych jajek na twardo i koperku. Pobawiłam się trochę przed ich podaniem na stół: https://photos.app.goo.gl/jmK8Mt8zaeCrt5uN6
Danuśka,
pomysłowo i elegancko 🙂
Nasz blogowy jubileusz – 15 lat- minął w ubiegłym roku niezauważony. Ale najważniejsze, że blog przetrwał.
Wczoraj zebrałam trochę pokrzywy do suszenia; nie za dużo, bo zużywam jeszcze resztki ubiegłorocznej. Prawdę mówiąc, suszona pokrzywa nie jest zbyt smaczna. O wiele lepiej smakują świeże listki majowej pokrzywy dodane np. do zupy jarzynowej, albo sparzone do sałaty.
Danuśka, bardzo elegancko no i dwa rodzaje szparagów.
Ja preferuję te zielone, bo nie wymagają obierania. Właśnie skończyłam wczoraj zupę krem z tych zielonych.
Pokrzywa (młoda!)może być serwowana jak szpinak – po sparzeniu, lekkim minutowym podgotowaniu, doprawieniu czosnkiem i dyżurnymi.
U nas pokrzywy nie uświadczysz…
Dziewczyny- dziękuję 🙂
Małgosiu- z tych samych powodów wolę zielone szparagi, ale czasem dla odmiany kupuję białe lub, jak wyżej, obydwa rodzaje jednocześnie.
Pokrzywy za płotem obrodziły jak zawsze, w tym roku jeszcze nie zagościły na naszych talerzach. Przymierzam się do pokrzywowego pesto, bransoletek nie planuję wyplatać 😉
https://naturalfibers.pl/produkt/wlokno-pokrzywy-wyjatkowa-bizuteria-bransoletka-z-wlokna-pokrzywy/
Tu we Francji elegancji nie podgotowują lecz blanszują Alicjo 🙂
Poza tym jest wszystko tak jak powinno być w wielu miejscach na planecie.
Żeby śmieci wyrzucić do kosza to trzeba go najpierw znaleźć co nie jest takie latwe. Ale śmieci nie widać. Bezprzykładnie czysto i miło.
Elegancja Francja 🙂
Bezdomny,
prawie to samo – minuta czy pół… 😉
Szparagi od dobrych paru lat z daleka ode mnie. Żeby coś, co lubię, odpłaciło mi się po latach uczuleniem 👿
Nie przesadzałabym z tą czystością paryskiego bruku…. petów na ulicy od groma, chyba, że akurat posprzątali 😉
Fabryka calvados w moim otoczeniu jest już zamkła 😛
Ale com się napedałował to moje. Może jak uderzę rano to będę miał trafa 🙄
Woda ze studni jest bardzo smaczna ale przepłukanie szczelin i bruzd oraz dziąseł calvadosem może zapobiec dalszej pruchnicy.
Dam radę do jutra 🙂
Raczej próchnicy ….
A widzisz Małgosiu, nawet przez chwilę zastanawiałem się jakie u użyć. Logika wzięła górę 🙂 bo wydawałoby się że próchnicy zamknąć się nie da 🙂
A może to tylko brak calvadosa powoduje takie zawirowania ortograficzne ? 🙄
Można i z takimi dolegliwościami żyć i cieszyć się życiem 🙂
Jakie cudowne właściwości mają te pokrzywowe bransoletki 😉 Obawiam się, że wielu w to uwierzy. Może to dobry biznes.
Pamiętam, jak był szał na jakieś miedziane czy miedzianopodobne bransoletki, też miały od czegoś chronić czy coś dodawać. A potem jeszcze jakieś inne bawełniane, kolorowe.
Dzisiaj Teksas na mapie, znowu. Pamiętam, jak kiedyś Charlton Heston, bardzo znany aktor („Ben Hur” i wiele innych znanych produkcji Hollywoodu), a przy tym bardzo znany aktywista i członek National Rifle Society (prawo do posiadania broni itd.) powiedział, że prawo do posiadania broni jest święte i nikt mu tego prawa nie odbierze, co najwyżej z jego „zastygłej dłoni” po śmierci – tak mocno będzie tego prawa bronił.
Znowu strzelanina, w szkole podstawowej (!!!) osiemnastolatek przyszedł sobie postrzelać. 14 dzieci nie żyje, zanim jego zastrzelono. Z 10 dni temu był podobny wypadek w USA, 10 ofiar.
Myślę, że jak broń jest pod ręką (chociaż jakieś zabezpieczenia obowiązują, z tego co wiem), to łatwo po nią sięgnąć w momencie mocnego wzburzenia. Dzieci i młodzież też dobrze wiedzą, gdzie rodzice trzymają takie „zabawki” i jak się do tego dobrać.
No ale prawo do posiadania broni jest święte…
Ja jestem w USA i mam dwie sztuki broni i nikt mi ich nie odbierze, ani prawa do ich posiadania. Tak, to jest tutaj święte. I jeszcze długo takim pozostanie.
Ciągła dyskusja o legalności broni w Stanach jest dyskusją drętwą, nic nie wnoszącą. W ogromnej większości amerykańskich domów są miliony, miliony sztuk broni nigdzie nie rejestrowanej. Moja również nie jest nigdzie zapisana. Wprowadzenie teraz zakazu jej posiadania jest utopią.
Ludzie z boku, nie mieszkający tutaj, widzą bardzo proste rozwiązanie – zakazać. Można się tylko uśmiechnąć!
Trzeba chociaż przeczytać „Głebokie Południe” Paula Theroux’a, by mieć jakeś blade pojęcie o tym co jest w Stanach poza przewodnikami dla turystów. Targi broni w Alabamie są tego przykładem.
https://www.youtube.com/watch?v=9KgNaRQ_J-c
Bezdomny,
https://www.youtube.com/watch?v=nUUyFrHERpU
Nowy- właśnie zamówiłam i mam już w elektronicznej bibliotece „Głębokie Południe”. Będę się starała zrozumieć, dlaczego nie można w Stanach zakazać posiadania broni. To naprawdę niezwykle trudno pojąć z nieamerykańskiego punktu widzenia. Szczególnie, kiedy dowiadujemy się o kolejnej masakrze w tamtejszej szkole.
Obejrzałam dzisiaj ciekawy reportaż na temat Dubaju, w którym była mowa między innymi o mleku wielbłądzim i jego licznych zaletach. Jest dużo chudsze niż krowie i lekko słone, może ktoś z Was próbował? To mleko jest bazą do produkcji czekolady, która dobrze się sprzedaje nie tylko w Emiratach Arabskich:
https://media.paperblog.fr/i/218/2183075/chocolat-chamelle-L-3.jpeg
Produkowane są oczywiście również tabliczki czekolady i czekoladki.
W nas szparagowego szaleństwa ciąg dalszy-dzisiaj szparagi panierowane. Kiedyś jadłam takowe w jakiejś polskiej restauracji i bardzo mi smakowały. Dzisiaj wrzuciłam do panierki szparagi, które zostały od wczoraj i polecam ten pomysł: https://photos.app.goo.gl/a4TmkjzQv1Uvf9uC6
Czekolada? Akurat mam stosowny cytat pod ręką z książki „Ciemność” Ragnara Jonassona, islandzkiego pisarza:
„…ostatecznie opuściła sklep jedynie z butelką coli i opakowaniem batoników Prince Polo. Prince Polo – to ją cofnęło do przeszłości, przypomniało o czasach, kiedy Islandia prowadziła handel wymienny z Europą Wschodnią – polskie czekolady w zamian za islandzkie ryby. Teraz świat się zmienił.”
Rzecz się dzieje w Reykiaviku, bardzo współcześnie. I świat się rzeczywiście zmienił.
Co do dzisiejszego menu, na pewno będzie surówka z białej kapusty, a co więcej – nie wiem. Niestety, szparagi odpadają, chociaż gdyby Jerz chciał, to mogę dla niego zrobić. W zamrażarce mam zupę z dyni… godzina młoda, coś wymyślę.
p.s. A tak zachęcająco wyglądają te szparagi! 🙁
„Głębokie południe” przeczytałam i już się nie dziwię. Arcyciekawa niezapomniana książka. Nowy, dzięki za „This Land“.
Książka jest gruba, ma 608 stron, ciekawa jestem ja się ją czyta na małym ekranie.
Używaną papierową można kupić o połowę taniej niż elektroniczną.
U nas jutro nieoficjalny ale obchodzony „Dzień Ojca”. Zrobię panierowane szparagi.
Eva47-już zaczęłam lekturę, w wersji elektronicznej też dobrze się czyta 🙂
Udanego Dnia Ojca przy panierowanych szparagach! U nas jutro Dzień Matki.
U nas ruchomy Dzień Matki, zawsze druga niedziela maja. Jest to dobre rozwiązanie, bo tutaj naprawdę jest obchodzony dość hucznie, odległości spore, a wypada matkę odwiedzić, przynajmniej tu jest taki zwyczaj.
Moi mają daleko, ale prezent już dawno dostałam – UPS zapukał dwa razy…
Pachnie latem, a w okolicy najbliższej konwaliami, nawet nie tyle pachnie, ile dusi.
W dalszej okolicy, na przykład w drodze Za Róg, pachnie bzami – pół rzeczonej drogi jest obsadzona bzami, różnokolorowymi.
I już szumią kasztany… ale pachnie latem!
https://www.youtube.com/watch?v=n9WRm-b1Gqc
Dlaczego jestem przeciwko posiadaniu broni palnej przez każdego obywatela obywatela? Dlatego, że zdenerwowany człowiek łatwo może po nią sięgnąć, wystarczy wycelować i pociągnąć za cyngiel. Powód może być całkiem prozaiczny, ot, „podkurzyłem/podkurzyłam się”
Ja zakładam, że bliźni nie ma zamiaru mnie zamordować, okraść, zranić w jakiś inny sposób. Wierzę w człowieka i „ludzi dobrej woli”, nie widzę powodu, dlaczego miałabym trzymać pod ręką broń palną, która zabija. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego muszę mieć „gana” pod ręką. To jest jakaś psychoza.
Czasy tak zwanego dzikiego zachodu minęły? Okazuje się, że nie. Oto fragment z dzisiejszego artykułu w „Polityce”:
„Masowe zabójstwa z użyciem broni palnej to tragiczna „specjalność” Ameryki. Po podobnych masakrach w innych krajach, np. Wielkiej Brytanii, wprowadzano prawa ograniczające możliwość zakupu broni przede wszystkim przez osoby stanowiące ryzyko dla bezpieczeństwa innych. W USA okazuje się to niewykonalne. Chociaż liczba masowych mordów tego rodzaju wzrasta, w ostatnich 20 latach nawet rozluźniono restrykcje – Kongres nie przedłużył np. wprowadzonego w latach 90., ale tylko na dekadę, zakazu półautomatycznej broni typu wojskowego. Wiele stanów uchwaliło prawa pozwalające na noszenie broni przy sobie w miejscach publicznych. Prawo federalne wymaga, by sprzedawca broni sprawdzał najpierw, czy nabywca nie był karany lub leczony psychiatrycznie, ale obowiązek takiej weryfikacji nie obejmuje sprzedaży w internecie i na popularnych targach, przeważnie na terenach wiejskich, gdzie – jak się szacuje – kupuje się ponad 20 proc. broni.”
Po co komu broń półautomatyczna, która robi swoje szybko i bez wysiłku, zabijając wiele osób? To nie jest winchester ani jakaś wiatrówka, czy broń myśliwska!
Nie, nigdy nie zrozumiem mentalności Amerykanów – mam, bo mam prawo i nikt mi tego prawa nie odbierze. To nakręca cały biznes, obawa, że ktoś mnie może zabić, więc na wszelki wypadek…
Tak się składa, że :
„To już 27. masakra tego rodzaju od początku roku w amerykańskich szkołach i jedno z największych masowych zabójstw w ostatnich latach. Ich liczba wzrasta. Raptem dziesięć dni temu w Buffalo w stanie Nowy Jork 18-letni Peyton Grendon zabił dziesięć osób w sklepie sieci Walmart; morderca działał z pobudek rasistowskich (ofiary były Afroamerykanami). W 2018 r. w Parkland na Florydzie Nikolas Cruz zastrzelił 17 uczniów, a w 2012 w szkole podstawowej Sandy Hook w Newtown w stanie Connecticut inny psychopatyczny morderca zabił 26 osób, w tym 20 dzieci i sześcioro dorosłych.”
To jest mowa o strzelaninie w szkołach! Starzy mają broń, biorę i idę załatwiać moje porachunki, a co!
„Ameryka” to jest szerokie pojęcie, obejmuje też Kanadę. Jeśli chcę mieć broń, mogę ją mieć – wystarczy wystąpić o pozwolenie, uzasadnić, dlaczego broń jest mi niezbędna, wypełnić wszelkie wymagania (dość ostre, ale… ). Czy w Kanadzie nie zdarzają się tak szalone strzelaniny? Niestety, zdarzają się, ale są to zazwyczaj wyjątkowe wypadki, dotyczące ludzi z problemami psychicznymi, z nienawiścią do określonych grup ludzi.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Masakra_w_%C3%89cole_polytechnique_de_Montr%C3%A9al
A Norwegia? Też im się „przydarzył” Brevik… Ale to są wypadki odosobnione.
W USA zdarza się to częściej, niż gdziekolwiek indziej – tak mówią statystyki. Ale myślę, że nawet mieszkając w USA nie zdobyłabym się na zakup broni. Może jestem naiwna, ale myślę, że nawet gdybym miała broń, ktoś, kto by umyślił sobie mnie zabić zrobiłby to szybciej, niż ja bym pomyślała o wyciągnięciu broni ze schowka…
Na tym kończę moje uwagi na temat broni. Współczuję rodzicom tych dzieci, które zostały zamordowane. Morderca skończył 18 lat i poszedł sobie legalnie kupić, co tam chciał. I zabił.
O ten artykuł mi szło – uzupełnienie:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/2167161,1,masakra-w-teksasie-nie-zakonczy-romansu-ameryki-z-bronia.read?src=mt
Danusia – dziękuję za zainteresowanie, a Ewie47 za wsparcie!
Do książek Paula Theroux’a trafiłem dzięki naszej Asi, która je dzielnie promowała na blogu.
Jeśli ktoś zainteresuje się, zachwyci „Głębokim Południem” radzę sięgnąć dalej. Reportaże Theroux’a z Afryki są świetne, jest oczywistą oczywistością jak ten kontynent mnie interesuje.
Alicjo, podpisuje sie obiema rekami pod tym co napisalas. Jest cos fundamentalnie nie tak ze spoleczenstwem/krajem, w ktorym 18-latek nie moze legalnie kupic alkoholu ale za to moze sobie kupic bez problemu AR-50.
GosiaB,
dziękuję za poparcie, Ty rozumiesz Kanadę i to dlaczego nikt nie ma broni kupionej na targach . W Kanadzie chyba takich targów nie ma.
Kocham Kanadę za wszystko, gdzie nie wszystko wolno, dla dobra obywateli.
Na temat posiadania broni napisze tylko ze w domu nie posiadamy broni i nie mamy potrzeby jej posiadania. Second Amendment do konstytucji byl ustanowiony w 18 wieku. Nawet wtedy kiedy byly konflikty grupa owczesnych politykow krytykowala second amendment. Ta grupa uwazala ze od ochrony obywateli jest policja a nie Joe Shmo ktory legalnie zamorduje człowieka i w nagrode zostanie zaproszony na obiad przez trumpa na Floryde.
Pogardzamy ludzmi ktorzy prywatnie posiadaja
bron i uzasadniaja to wolnoscia wyboru i konstytucja.
Ja też jestem przeciwko posiadaniu broni, tylko że USA są jakie są. Nawet jeżeli kiedyś zabronią sprzedaży broni młodym ludziom, to nikt nie odbierze Amerykanom tych milionów sztuk broni które mają już w domach.
Przypomnijcie sobie „Bowling for Columbine”. Michael Moore zrobił ten film w 2003 roku i nie zmieniło się nic, chyba nawet jest gorzej.
Eva ma absolutną rację, broń to nie masło co zjełczeje po paru miesiącach. Dobrze konserwowana przetrwa wieki. To musi się zmienić mentalność i nastawienie ludzi, a o to najtrudniej. Bez broni nie byłoby wojen, ale to nierealne.
Byłam na spacerze z kijkami, akurat przerwa w deszczu. Niestety pojawiły się komary i ostro atakują.
“Pogardzamy ludzmi ktorzy prywatnie posiadaja bron i uzasadniaja to wolnoscia wyboru i konstytucja.”
Dlaczego na tym blogu dopuszcza sie slowa i wyrazy pogardy dla innych. Nie kazdy majacy bron jest morderca lub zabil jakiekolwiek zwierze. Od pogardy do nienawisci jest juz tylko krok.
A kim ty jestes Orka, by oceniac i gardzic innymi, ktorych w ogole nie znasz.
Dziwi mnie rowniez przyzwalajace milczenie blogu.
Nie zaglądałam do blogu przez kilkanaście ostatnich godzin. Przyznam, że choć nie popieram amerykańskiego prawa dotyczącego posiadania broni to jednak słowa Orci o pogardzie są dla mnie mocno niestosowne, by nie powiedzieć szokujące. Znam Nowego osobiście i blogowo od wielu długich lat i choć nie zawsze mamy to samo zdanie na różne tematy to jednak staram się szanować poglądy naszego Kolegi.
Zaczęłam się przy okazji zastanawiać, czy są wokół mnie ludzie wobec, których czuję pogardę i doszłam do wniosku, że nie, nie ma takich osób.
A poza tym myślę, że gdyby nad drugą poprawką do amerykańskiej konstytucji z roku 1791 debatowały kobiety to rzeczona poprawka przepadłaby z kretesem.
Przy okazji znalazłam tenże artykuł na omawiany przez nas temat:
https://obserwatorgospodarczy.pl/2021/11/28/posiadanie-broni-na-100-amerykanow-przypada-120-sztuk-broni/
Nowy,
Czy potrafisz sam sie obronic czy potrzebujesz delegacje blogowa?
https://turystyka.wp.pl/winnice-po-polsku-polskie-trunki-sa-tak-dobre-jak-te-francuskie-czy-wloskie-6772296996305888a
Orca,
Wiesz co, potrafie sie sam bronic, sama przyznajesz, ze jestem przez ciebie atakowany, ale powiem ci prawde – nie chce mi sie schylac, a kontynuacja tego by wymagala, dlatego koncze te jednostronna dyskusje.
Dausia, bardzo dziekuje!!!!!!
Nowy- pomachanko, jak napisałaby Jolinek.
W ramach majowego festiwalu szparagowego dzisiaj bez szparagów na obiad, ale…
podrzucam trochę informacji na ich temat z kolejnej kartki z kalendarza:
„Szparagi jadali już starożytni Grecy i Rzymianie. Chińczycy od tysięcy lat stosowali je w leczeniu różnych chorób. Bardzo modne były na dworze Ludwika XIV i niedługo później stały się wykwintną potrawą na innych dworach Europy. Są one bogatym źródłem kwasu foliowego i witaminy C, zawierają też potas i beta karoten. Mają działanie moczopędne zapobiegając zatrzymywaniu wody w organizmie.”
No to jutro znowu szparagi! Dziś makaron z truskawkami pierwszymi w tym roku.
Truskawki już jadłam. Całkiem dobre; myślę, że jeszcze nie krajowe. Cena niewygórowana jak na początek sezonu – ok. 12 zł w niedużym sklepie. W Biedronce znacznie droższe – opakowanie 1/2 kg ponad 10 zł. Na pewno sporo stanieją/ chyba/.
Szparagi w cenie mniej więcej ubiegłorocznej – spory pęczek zielonych za 7 zł. Cena zależy też bardzo od miejsca sprzedaży.
Wydobyłam z zamrażalnika sporą paczkę botwiny ubiegłorocznej. Czas najwyższy, ale nie straciła przez ten czas na smaku i wyglądzie. Za to ziemniaki do niej były młode. W dzisiejszych czasach młode ziemniaki nie są już taką kulinarną rewelacją jak niegdyś, bo te ubiegłoroczne są nadal całkiem smaczne. Pamiętam ziemniaki przechowywane w piwnicy, na wiosnę już pomarszczone i puszczające zielone pędy. Te ze sklepu też nie były wiele lepsze, więc kiedy pojawiały się młode, była wielka radość. Młode ziemniaki z koperkiem i zsiadłym mlekiem to było to.
W Wyszkowie i w Warszawie na Ursynowie płaciłam za szparagi 12 zł, zielone i białe w tej samej cenie. Bilet do kina trochę droższy, ale warto się wybrać, jako że obsada doborowa i film znakomity:
https://www.filmweb.pl/reviews/recenzja-filmu-Boscy-24248
Obydwie z Latoroślą wyszłyśmy z kina z przekonaniem, iż dawno nie oglądałyśmy tak świetnie zrealizowanego i doskonale zagranego filmu. Kto może niech pędzi do kina!
Krystyna ma rację pisząc, że radość z młodych ziemniaków z koperkiem i zsiadłym mlekiem to już historia 🙁
Też lubię szparagi. Teraz pełnia sezonu na uprawiane tutaj, w okolicy.. innych nie kupuję. Raz w tym roku gotowałem, muszę jutro kupić znowu, bo wkrótce nie będzie. Miejscowi rolnicy sprzedają na wagę – prawie 6 dolarów za funt, czyli 45 deko, ale są naprawdę dobre. Białych prawie nie ma, głównie zielone.
Wczoraj Stanom przybyła nowa obywatelka. Wspominana tutaj Kenijka po przejściu wszystkich wymagań i utrudnień służb imigracyjnych otrzymała tzw, Certificate of Naturalization. Koniec imigracyjnych formalności uczciliśmy wizytą w pobliskiej hinduskiej restauracji. Nie wiem dlaczego byłem tam dopiero drugi raz, a warto bywać częściej. Już sam roznoszący się zapach wszelkich indyjskich przypraw działa jak przynęta na ryby, można się łatwo złapać. A w karcie jest w czym wybierać.
https://www.saazindian.com/wp-content/uploads/2021/03/SAAZ-Menu-Pages.pdf
Jeszcze muszę wrócić do Orki, która obsmarowała mnie na blogu Pana Szostkiewicza, nie znając mnie, nie wiedząc nic o mnie, szydząc tam również z Danusi.
Zainteresowanym, jeśli tacy są, wyjaśniam, że mam dwie sztuki broni – jedna jest dubeltówka, kaliber 12 z 1950 roku, taka, jaką miał mój Ojciec – myśliwy. Nawet chciałem ją kiedyś sprzedać, ale wartość jest 0,00 dolarów. Drugą moją bronią jest Winchester, dokładna, strzelająca stara replika broni jaką zabijano Indian i bizony, również w stanie Oregon i Washington, żeby dzisiaj mogła tam mieszkać bezpiecznie Orka. Takie Winchestery każdy z nas widział na westernach. Dziwne, że Orce nie śnią się po nocach zabijani, niewinni Indianie, którym wyrywano ich odwieczne ziemie. Na ich terenie teraz mieszka Orka i czasami daje jakieś filmiki z ich rezerwatów. To my, biali powinniśmy mieszkać w rezerwatach, a nie oni!
Wyjaśniam również, że w swoim życiu, w wieku może lat 18 zabiłem ze strzelby Ojca jedną kuropatwę, później również trochę złowionych przez siebie ryb. Wędkarstwo zarzuciłem kilka lat temu, bo właśnie szkoda mi było tych ryb. Nikt nie wie jak odczuwają ból. To wszystkie, oprócz komarów i much zabite przeze mnie istoty.
Dodaję również, że strzelectwo jako takie uwielbiam, było to jedyną dyscypliną sportu, jaką uprawiałem trenując w WKS Legia.
Oczerniając mnie i Danusię na innych blogach uważam za obrzydliwe. I zdania nie zmienię!
Do Orki,
Spadaj Orka, po prostu spadaj na drzewo, jak mówi dzisiejsza młodzież.
A to co mam to mieć będę, nic tobie do tego. Jak chcesz to zmień amerykańską konstytucję! 🙂 🙂 🙂
Nowy 🙂 daj na luz.
Dzięki za JLH. Słucham go dość często podczas jazdy mobilkiem. Jego muzyka też znakomicie pasuje do przesuwających się krajobrazów.
Ale teraz już stanąłem na dobre(parę dni) w … Berlinie 🙂 Okolice Berlina to zagłębie spargelowe. Nie wiem jeszcze w jakiej cenie jest to wyśmienite warzywo które najlepiej smakuje z białym sosem i z plasterkami marynowanego łososia. Już mi ślinka cieknie na samą myśl 🙂 a do tego dojdzie jeszcze białe wino 🙂
To co może denerwować w Orki postach to jedynie jakieś dziwne nastawienie 🙄 zawsze popaprane 🙂
No cóż, zajrzałam do blogu Szostakiewicza i teraz jeszcze lepiej rozumiem tę makiaweliczną umiejętność manipulowania czyjąś wypowiedzią.
Spuśćmy na to zasłonę milczenia, nie zamierzam drążyć tematu.
Dzień Matki nadal obecny w sieci, konkuruje zresztą ze zbliżającym się dużymi krokami Dniem Dziecka: https://tiny.pl/9vl9w
To też mnie rozbawiło 🙂
https://demotywatory.pl/uploads/201705/1495555288_shsmim_amp.jpg
W kwestii szparagów dzisiaj banalnie i bez zdjęcia- szparagi z bułką tartą, bez żadnych artystycznych szaleństw.
Będą szparagi smażone na maśle czosnkowym owinięte boczkiem. Kupiłam też malutkie młode ziemniaki już nasze krajowe i oczywiście spory pęczek koperku.
Byłam też na spacerze z kijkami. Niestety po każdym wietrze kolejne drzewa się walą, teraz już to wygląda tragicznie. Dalsza susza i wichury szybko położą całkiem ten las .
Dajcie spokój Panowie!
Może i Orca za szybko, za bardzo emocjonalnie zareagowała i wyraziła się niestosownie, ale zdarza się to prawie wszystkim. Piszemy coś wzburzeni i tekst idzie w świat. Po zastanowieniu się chciałoby się odwołać, zmienić, ale jest już za późno. No i nie zapominajmy o tragedii która się akurat wydarzyła. Mnie też szlag trafia gdy słyszę takie wiadomości z Ameryki a co dopiero Orcę, która tam żyje i należy do tych 80% obywateli którzy są przeciwni posiadaniu broni.
Panie bezdomny,
wpisy Orki nie są popaprane, są interesujące.
Od bezdomnego dowiadujemy się gdzie i ile piwa wypił. I nikt się nie czepia.
Pisać każdy może.
Proponuję wrócić do kuchni.
Krótka rozprawka na temat broni
od zarania homo sapiens, tak zwanego człowieczeństwa
czy z “sapaniem” czy bez niego każdy dąży do zwycięstwa
a powodów jest bez liku – do obrony, polowania
władzy w grupie oraz nowych ziem eksplorowania
by zwycięsko wyjść z utarczki i skutecznie się obronić
czegoż więc człek potrzebuje? bardzo proste – broni!
kamień, topór, łuk, maczuga,
lista będzie bardzo długa:
oszczep, włócznia, szabla, nóż
myślisz że to koniec już?
pałasz, szpada, miecz katana
pęka głowa skołatana
bo i bagnet i kordelas, i czekany, i nadziaki
wtedy to był okres taki:
broń siekąca i drzewcowa
i miażdżąca: obuchowa
nawet swojska kosa do koszenia zboża
wędrowała przez walk krwawych rozdroża
nowożytnie człek rozumny i technicznie rozwinięty
stworzył nowy rodzaj broni bez potrzeby i zachęty
moździerze i kolubryny
rusznice i karabiny…
ewolucja w tej materii rozwija się na potęgę
otwierając wspólcześnie nowej broni księgę
o zwiększonej nośności, szybkostrzelności
niezawodnego działania oraz trwałości
i co wprowadza w stan przerażenia
broń masowego rażenia
PS
i rzecz znana, oczywista
zostaje nam jeszcze trucizna
w płynnej postaci czy też w proszku
dozowana ciut, po troszku
nawet w mowie, rzecz to niesłychana
pani obraża panią, a pan pana
sącząc jad złośliwy i bolący
zabija słowem, wcale nie niechcący
i na koniec mych wywodów
bez z ust płynących miodów
gdy kogoś urazisz nie oczekuj od innych obrony
bo by bronić się ten ktoś być może sam użyje broni
zapomniawszy podpisać się pod mymi rymowankami, zatem poprawiam coby nie było żem po piracku cudze „wkleiła”.
Cisza na Blogu.
Mnóstwo wieści można przeczytać w Internecie, po prostu kopalnia wiedzy…
Nikt nie wspomniał, że dzisiaj, 28 maja, to jednak święto!
http://kalendarzswiatnietypowych.pl/dzien-bez-prezerwatywy/
A ja wciąż nie wiem, świętować, czy nie świętować. 🙂
Ach, zobaczymy na co zdrowie pozwoli….
Dobranoc 🙂
ain’t got time for hate…
https://www.youtube.com/watch?v=J4kK5MDigjs&list=RDMM&index=32
Osoby, które uczestniczyły w jednym pierwszych zjazdów blogowych i spacerowały z Piotrem Adamczewskim po Pułtusku być może pamiętają, że na rynku, w kamienicy pod numerem 29 w roku 1806 zatrzymał się przez trzy dni Napoleon Bonaparte. W tymże roku w okolicy Pułtuska, w Popławach jego wojska stoczyły zwycięski bój z armią pruską i rosyjską. Z tego powodu Pułtusk jest jednym z pięciu polskich miast, które wspomniano na Łuku Triumfalnym w Paryżu (pozostałe to Gdańsk, Ostrołęka, Wrocław, Lidzbark Warmiński).
Tę oraz inne historie wspominałam dzisiaj podczas spaceru w około narwiańskich okolicznościach przyrody:
https://photos.app.goo.gl/WpG8ijbThYJnLNL38
Danusia, dzięki za Pułtusk, nie byłem tam już wieki całe, a pogarszająca się pamięć domaga się by odwiedzać stare kąty. Może kiedyś, wkrótce.
Muszę wreszcie opanować sztukę zamieszczania zdjęć w Internecie, mam ich ponad 10 tysięcy, schowane w internetowych chmurach. Kiedyś zamieszczałem bez problemu, aż postanowiono wszystko ułatwić, co doprowadziło do mojego zupełnego pogubienia się w elektronicznych, niewidocznych supłach i do mojej rezygnacji. Może spróbuję raz jeszcze.
Czytam o historii serka camembert. Ciekawe! Nie wszystko bym jadł co francuskie, ale na serach się nie zawiodłem. Zawsze można połączyć z dobrym winkiem.
https://www.youtube.com/watch?v=fRun9U1ba0Y
Nowy- Pułtusk to niewątpliwie ciekawe miejsce na mapie Mazowsza. Nasz śp. Gospodarz niejednokrotnie wspominał na blogu swoje pułtuskie wizyty, zakupy oraz inne kontakty z tym miastem. Ja mimo, iż odwiedzałam Pułtusk już kilka razy to dopiero wczoraj odkryłam interesujące wiadomości na temat sklepienia w tutejszej kolegiacie: https://www.flickr.com/photos/pawelwitan/32711820020
To renesansowe sklepienie zwane jest pułtuskim i taki termin funkcjonuje nawet w słowniku architektury. „Dekoracja malarska na sklepieniu ma roślinno-ornamentalny charakter i składa się z 360 różnych stylizowanych bukietów….Na sklepieniu bazyliki odszukamy także głowy – popiersia kobiece i męskie, niektóre w ujęciu groteskowym”-to fragment artykułu prof. Stawickiego poświęconego pułtuskiej polichromii.
To oryginalne i wartościowe sklepienie było przez długie lata przykryte tynkiem i ujrzało światło dzienne dopiero w roku 1994.
Aha, wprawdzie pułtuski rynek jest uważany (szczególnie przez mieszkańców miasta 🙂 )za najdłuższy w Europie, tym niemniej informacja ta wzbudza jednak trochę wątpliwości. By takowych uniknąć lepiej oznajmić, iż to najdłuższy, brukowany rynek w Europie 🙂
Danuśka,
rzeczywiście, o Pułtusku a także o Serocku Piotr wspominał dość często. Widać, że Pułtusk jest bardzo zadbany, bo i turystów przyjeżdża tam chyba wielu.
Świetne to stare zdjęcie rynku – prawdziwy jarmark.
W sobotę wybraliśmy się do rezerwatu Pełcznica niedaleko Wejherowa. Wspominałam już o nim – to trzy jeziora, w tym dwa lobeliowe. Wspaniała okolica, a spotkaliśmy po drodze tylko kilka osób.
Widziałam ostatnio dwa filmy: włoski ” Trzy piętra” – znałam poprzednie filmy reżysera/ Nanni Moretti/, ten także bardzo mi się podobał. Drugi to angielski „Książę”- no cóż, nic specjalnego, raczej nie zostanie w pamięci.
Natrafiłam na bardzo ciekawą autorkę kryminałów – Idę Żmiejewską. W naszej bibliotece jest tylko jedna z serii książek i w dodatku nie pierwsza, ale postaram się dotrzeć do wszystkich. Warto czytać je po kolei- ” Warszawianka”, „Warszawianka. Gdy zgasną światła”, ” Warszawianka. Od zmierzchu do świtu” oraz ” Zawierucha. Iskry na wiatr”. Można poczytać recenzje.
Krystyna,
dzięki za podpowiedź – jestem kryminałżerca, nabyłam wszystkie 4. Zwykle się waham, jeśli chodzi o polskie autorki kryminałów, większość chce być Joanną Chmielewską, a to klasa sama w sobie. No i te tytuły w stylu – „Zimne nóżki trupa” itp. – od razu wiadomo, że można sobie darować.
Ale polegam na Twoim dobrym guście, jakby co, dawak cynk.
Pułtusk? Prosz…. :
https://photos.app.goo.gl/kEgMXi3R4iAXyYqq5
Alicjo,
czytałam na razie tylko drugą część i ” zostałam wciągnięta”. A skoro poleciłam te książki, wszelkie ewentualne pretensje będę musiała przyjąć 🙂
Pułtusk i okolice – ogląda się ze wzruszeniem.
Nie czytam kryminałów. W życiu przeczytałem kilka, teraz w ogóle omijam. Nie znoszę zabijania, nawet tego fikcyjnego, książkowego, a później szukania sprawcy po jakiś śladach….. Nigdy mnie to nie wciągnęło. Jedyny kryminał, jeśli można to tak nazwać, który ostatni czytałem, to „Prowadź swój pług przez kości umarłych”.
Trupy, zabijanie, dochodzenie kto to zrobił – to nie dla mnie. A tak niedawno, tuż dwa, trzy dni temu zrobiono ze mnie na tym blogu wręcz potencjalnego mordercę dzieci. Do dzisiaj otrząsnąć się z tego trudno!
Krystyna,
ja zaczęłam od pierwszej części (już kończę), spodobało mi się tło, skojarzyło mi się z „Lalką” Prusa. Też mnie wciągnęło, w dodatku nieźle napisane, moim nieskromnym zdaniem.
Alicjo,
w drugiej części autorka umieściła dwie postaci z ” Lalki”. Być może są już w pierwszej, której jeszcze nie znam. Na pewno je skojarzysz, więc na razie ich nie ujawnię. Też uważam, że książka jest dobrze napisana, no i jest wiele postaci kobiecych. Cieszę się, że podoba Ci się ta nowa lektura.
No masz! To mi się dobrze skojarzyło z „Lalką”!
Krystyna,
nie miałam dzisiaj czasu, ale mimo wszystko właśnie dopiero teraz skończyłam część pierwszą. Ano – wciąga! Co rozdział, to zaskakówa, ma kobieta talent!
No i akcja umieszczona w ciekawym tle historycznym. Przez rozum powinnam iść spać, ale chyba jeszcze zerknę, co się dzieje w części drugiej, bo nie zasnę!
Orka, to dla Ciebie ode mnie.
https://www.youtube.com/watch?v=vpEC_2T4vUg
Shemekia dla mnie jest jedną z najbardziej ulubionych, za jej blues. Tutaj to nie nie bluse…
Dobry wieczór Blogu!
Majowy skok w bok: https://www.eryniawtrasie.eu/47621
Nigdy się nie spotkałam z pojęciem „dom przysłupowy” i każdy pokazany przez Ciebie Ewo uznałabym za piętrowy po prostu. Ciekawe.
https://www.thisoldhouse.com/21018307/american-house-styles
Mnie najbardziej pasuje „log cabin” 😉
Małgosiu, bo też nie każdy dom jest rozpoznawalny na pierwszy rzut oka https://pl.wikipedia.org/wiki/Dom_przysłupowy
Alicjo,
Dzięki za amerykańskie domy 😉
Domy przysłupowe to wypisz-wymaluj pruski mur. Moim skromnym zdaniem. Bo, o ile mnie pamięć nie myli, podstawą szkieletu takiego domu były belki pionowe czyli słupy oraz poziome rygle. A i wizualnie podobne.
Ostatnio dokonałam eksperymentu kulinarnego polegającego na wykorzystaniu piersi kurczaka z dnia poprzedniego. A był to kurczak nadziany do „wypęku” konserwowanymi po marokańsku cytrynami i pieczony w prodiżu halogenowym. Ptaszysko było całkiem spore i został biust kurzy. „Zaszalałam” nieco. Na patelnię wrzuciłam masło, pokrojoną pierś, posoliłam, pozwoliłam nieco zbrązowić, dodałam syrop klonowy i podlałam syropem cytrynowym własnej produkcji. Zrobił się kurczak w karmelu o wyjątkowym smaku. Doskonały do sałaty zielonej wraz z towarzyszącymi pomidorami i papryką.
O właśnie – mur pruski! U nas też spotyka się takie domy w niektórych miejscowościach! Belki pionowe, czasem też na skos, coś w tym stylu.
A propos tych domów, Ewa – w starym „amerykańskim” stylu – wolę je od dzisiejszych domów, zdobiących tutejsze suberbia – są bez stylu i bez wdzięku zazwyczaj.
Echidna,
znowu coś wymyśliłaś i wyobraź sobie, mam syrop klonowy od znajomych, mam jeszcze kapkę soku z kiszonych cytryn – pewnie będzie dobre połączenie? Spróbuję…
Krystyna,
Prus pojawia się dopiero w III części „Warszawianka – Od śœitu do zmierzchu” – pojawia się na balu w Resursie, gdzie dwie warszawskie matrony wydziwiają nad jego ponoć „nudną jak reklamy Kuriera Warszawskiego” książką, właśnie wydaną „Lalką”… Skończyłam, serię polecam, najbardziej dynamiczna jest część I „Warszawianka”, ale w ogóle na skali 1-10 dałabym 8.
Tfu – miało być „reklamy Kuriera Porannego”.
Alicjo – syrop cytrynowy jest w smaku zdecydowanie różny od od soku z kiszonych cytryn. Ten mej produkcji posiada tylko dwa komponenty: sok z cytryny i cukier. Tego ostatniego na tyle by nie było „kwasu w gębie”. Proponuję zastąpić sok z kiszonych cytryn sokiem z wyciśniętej cytryny. Słodyczy doda syrop klonowy, jak za mało słone – dosól, jak za mało słodkie dolej syropu klonowego albo odrobinę cukru.
Na marginesie – nasz karłowaty krzaczek cytrynowy nie tylko zielony lecz i żółty. Od dojrzewających cytrynek. Zatem wkrótce czeka mnie szleństwo przetworów z cytrynowych bombek.
Ile tego zbierasz, tak orientacyjnie? Zazdroszczę, bo cytryna pasuje mi do wielu rzeczy, a ta kiszona to po prostu mus, żeby były w lodówce!
Też bym przerabiała, ale nie mam drzewka… 🙁
A do Ciebie za daleko, żeby podskoczyć po wiadereczko cytryn. Owocnych zbiorów!
Kupilam sloik kiszonych polskich ogorkow za jedyne 3,29 € . Kupilam tez nowe nasze ziemniaki i kefir. Jutro bedziepostny obiad. Bernardowi wymysle cos innego, on na moje postne jedzenie sie nie pisze.
Na kolacje szparagi po polsku, przepis z francuskiej ksiazki kucharskiej.
Alicjo,
chodziło mi o lekarzy Patkiewicza i Maleskiego, których warszawska policja wzywała na miejsce zdarzenia. Ida Żmiejewska ” pożyczyła” ich z ” Lalki”; to są dwaj studenci mieszkający w kamienicy, kupionej przez Wokulskiego od baronowej Krzeszowskiej. Baronowa ma z nimi wielkie utrapienie, bo mimo braku pieniędzy młodym ludziom nie brakuje humoru. Jak widać, wyszli na ludzi i są cenionymi lekarzami, co bardzo mnie ucieszyło 🙂 .
Ewo,
piękna wycieczka; można dostać zawrotu głowy od tylu obiektów, a przecież zobaczyliście tylko cześć. A majowa zielona sceneria jest zachwycająca. Oczywiście widać sporą różnicę w przyrodzie na korzyść południa.
A Furia zostanie na stałe we Wrocławiu, czy wróciła z Wami ? Wyjątkowo urodziwa kotka; mam nadzieję, że imię nie będzie prorocze.
Krystyna,
ja tylko zauważyłam tego Prusa, co to przybył na bal w Resursie – dawno czytałam Lalkę i o Patkiewiczu i Maleskim całkiem zapomniałam 😉
Łezka mi się zakręciła, kiedy zobaczyłam Furię… ale oczka chyba zmienią kolor za jakiś czas? Co prawda, takie są piękne, ale…
Krystyno,
A to drobny wycinek tego, co można zobaczyć w tamtej okolicy.
Furia oczywiście wróciła z nami, choć z Mamolą świetnie się dogadują. Po dłuższej obserwacji stwierdzamy, że do Panny Koty bardziej pasowało by imię Adrenalina czy Energia, ale zostanie już Furia.
TYmczasem po czeskiej stronie: https://www.eryniawtrasie.eu/47691
Alicjo,
Kocie oczka już przybierają odcień szarawy, ze wskazaniem na zielone.
Furia jest Mrusiowata – przewiduję mniej więcej takie oczy:
https://photos.app.goo.gl/EnQSJipdexco3z7q8
U nas to „tabby cat” – ma na czole nad oczami takie M.
To chyba najbardziej pospolity kot, dachowiec, chociaż u nas nie ma dachowców w dosłownym tego słowa znaczeniu, każdy kot ma swój dom i „personel”. Piesy też nie chodzą wolno, gdzie chcą. Jesienią sobie sprawię kota – drogą kupna w sklepie zoologicznym.
echidno, w samo sedno trafilas!
Bo, na koniec, to i tak tylko slup przy slupie. Jeszcze to i owo w poprzek, albo i na skos – i juz mamy mur pruski. Wystarczy, ze ladnie wyglada jak sie przejezdza.
A tak, to tzw Gebindehaus. I, rzeczywiscie, ze w przeciwienstwie do reszty Europy srodkowei i dalszych czesci zachodniej, gdzie mozna jeszcze spotkac tzw budowe szachulcowa, te wystepuja tylko w rejonie luzyckim.
Chodzilo o to, ze krosna pracujace w takim domu (tam bylo centrum tkactwa lnianego) wywolywaly taki chalas i drzenia w calej konstrukcji budynku, ze podejmowano proby zaradzeniu temu problemowi. Tak wiec postanowiono zbudowac osobna izbe „w budynku“. Tzn, izba z krosnem byla zintegrowana z domem, lecz bez zasadniczych polaczen z glowna konstuukcja domu, aby impulsy udarowe nie byly przenoszone na reszte domu.
Slup przy slupie znaczy wiec, ze kazdy nosi swoja powale.
Alicjo,
Furia jest bardzo Mrusiowata, i mam nadzieję, że tak jej zostanie 🙂
Pepe,
Dzięki za zupełnienie informacji o przysłupach. Za to właśnie uwielbiam ten blog!
Krystyno, Alicjo- chi, chi, zgadnijcie, co trafiło do mojej elektronicznej biblioteki? Ida Żmiejewska oczywiście 🙂
Ewa z Witkiem mieli, jak zawsze, niecodzienny pomysł na podróż, to właśnie lubię w Waszych „skokach w bok”. Oglądam i czytam o domach przysłupowych i przypomniała mi się od razu Kraina Domów w Kratę na drugim końcu Polski:
https://pomorskie.travel/artykuly/kraina-w-krate/
Niby podobne, ale jednak inne. Z owymi pomorskimi okolicami mam miłe wspomnienia związane z pierwszym, emeryckim wyjazdem na wakacje, tuż po zakończeniu pracy zawodowej. O Boże, jak ten czas leci….!
Nasza koleżanka też ma kotkę o imieniu Furia, również dachowiec o spokojnym charakterze. Na swoje imię zasłużyła w dziecięco-młodzieżowym wieku, kiedy z upodobaniem skakała po meblach i firankach 🙂
Danuśko,
Domy w kratę, jak i dooglądanie Krajny i Kociewia mamy na liście musików do zobaczenia w czasie kolejnego pobytu na Kaszubach.
Tymczasem w Bogatynii: https://www.eryniawtrasie.eu/47696
Ja już schrupałam 4 Żmiejewskie – oprócz trylogii „Warszawianka” przerobiłam „Iskry na wiatr” i to jest najnowsza książka (wyd.2022). To już początki XX wieku, książka kończy się tak zaskakująco, i tak nie odpowiada na wiele pytań względem niezamkniętych wątków, że należy oczekiwać dalszego ciągu. Właśnie wyczytałam, że ta książka otwiera nowy cykl o zbiorczym tytule „Zawierucha”. Owszem, są nawiązania do Warszawianki i właśnie tego jestem ciekawa… napięcie rośnie!
Właśnie to mi się podoba – budowanie napięcia (tu cię wciąga!) i nagle nieoczekiwany zwrot, kiedy myślę, że już wszystko się poukładało 😯
Podobno na Zawieruchę ma się składać 5 tomów.
Pepegor przypomniał mi słowo, które zapomniałam – budowa szachulcowa! Ja spotkałam takie domy zachodniej części Ontario, w okolicy Kincardine, moja znajoma miała tam pracownię i sklep z wełną. Nie jestem pewna, czy jeszcze to ma, poszukam.
Oj, znalazłam… niestety, Ann Borgeois zmarła 2 lata temu, ale widzę, że firma działa, kiedyś od nich kupowałam wełnę, no ale druty to już u mnie przeszłość:
https://www.philosopherswool.com/Pages/TheStoryofPhilosophersWool.htm
https://photos.app.goo.gl/aNW6doKKSinT5DTM8
Oto firma i jej właścicielka. To jest spora farma, dawno tam mnie nie było – gdzieś mam więcej zdjęć, to uzupełnię z czasem, bo sama pracownia jest warta uwagi, wnętrza itd..
Nasi znajomi już się stamtąd przeprowadzili i nie mamy interesu, żeby tam jeździć….
Pepegor przyzna, że te budynki gospodarcze to akurat to, co opisywał. Właściwie firma jest w Tiverton, a to jest niedaleko Kincardine (nad jez. Huron).
p.s.
Jak się powiększy (przybliży) to zdjęcie z budynkiem gospodarczym, to widać też ciekawy układ cegieł!
Ewo, jak zwykle wspaniała podróż i ciekawa relacja 🙂
Ja siedzę w pracy, na szczęście mam ładny widok za oknem. Wczoraj jeszcze łąki porastała bujna trawa. Dzisiaj były sianokosy, z których jedni się cieszyli, drudzy wręcz przeciwnie.
https://photos.app.goo.gl/k5kQz5XCjVXfvRP19
Asiu, dla jednych to jedno, a dla innych wyraj.
Zobacz sobie te bociany, one tam maja wyraj z myszami, ktore chyba glupieja zupelnie, kiedy im zabraknie dachu trawy. Obserwuje to corocznie u mnie. Nie tyle bociany, ale owszem, czaple siwe ale, przede wszystkim, istna rewia szponowatych.
Szkoda tylko zmasakrowanych przez kosiarki sarenek.
Asiu,
widok z pracy masz przepiękny! Ciekawam, czy bażantowi pasowała ta ścięta trawa.
U mnie burza, już druga dzisiaj, cudem zdążyłam do domu przed „pieronową” kanonadą (tego się boję!), byłam Za Rogiem w aptece i nie tylko.
Danuśka,
na pewno ta lektura Ci się spodoba. Ja sięgnęłam po tę książkę właściwie przypadkiem- przeczytałam na okładce, że autorka była nominowana do nagrody Wielkiego Kalibru. To jest już gwarancja jakiegoś poziomu. W jury zasiadała kiedyś nawet Janina Paradowska.
Domy w kratę są bardzo malownicze. Swołowo oglądałam swego czasu w maju, kiedy kwitły drzewa owocowe.
Ewo,
przygnębiająca ta relacja z Bogatyni. Bałagan, brud, śmieci – tego nie można niczym usprawiedliwić. A te ładne fragmenty miasteczka pokazują, jak mogłoby ono wyglądać.
Asiu,
skoszona trawa będzie pięknie pachniała. A bociany są bardzo zadowolone.
Pepegor,
naprawdę myślisz, że sarenki nie zdążą uciec przed kosiarkami? 😉
U mnie druga rodzina robinów rozwija się od prawie tygodnia pod daszkiem drewutnianym i mam nadzieję, że tym razem się uda, to zdjęcie sprzed 4 dni i chłopaki rosną! A rodzice są zarobieni, bo cała trójka żyje i ciągle ma otwarte dzioby pod tytułem „JEŚĆ!”:
https://photos.app.goo.gl/ejcFwpP9zcq6h8Br5
Ta mała sarenka z łąki u Asi wydaje się już na tyle duża, że na pewno w porę oddaliła się z matką, ale mniejsze niestety często giną.
Jeszcze raz o Idzie Żmiejewskiej, a konkretnie o perypetiach z jej rzadkim nazwiskiem: https://www.facebook.com/632730850513903/posts/710859972700990/
Muszę przyznać, że ja też początkowo źle czytałam to nazwisko.
A teraz czytam książkę poleconą tu niedawno : ” Cedry pod śniegiem” D. Gutersona. W kolejce czeka ” Głębokie południe” ,też już wypożyczone.
Pepegorze i Alicjo – sarenki już wczoraj w południe opuściły łąkę i udały się w zarośla, w których mieszkają od dawna.
Gorzej z bażantami. Biegały jak szalone, pewnie miały w trawie gniazda. Później też przeniosły się w zarośla.
Bociany bardzo zadowolone. Wymieniały się. Najpierw przyleciał jeden, po jakimś czasie drugi. Poklekotały między sobą i ten drugi odleciał 😀
Łąka należy do nas, to znaczy do naszej firmy, ale koszą ją rolnicy. I zrobili to dopiero dzisiaj. Na łące są nasze studnie z wodą dla miasta i musi być do nich dojazd.
Krystyno – tak, sarenka dziecko była już dosyć duża. Mam nadzieję, że żadna nie zginęła. Nic nie zauważyłam. Ten fragment łąki nie jest zbyt duży.
Alicjo, te bambi nie uciekna, one tak sa „skonstruowane”, ze czekaja na matke i nic, nic i ch nie ruszy. Mozesz przy nich stanac i nie rusza sie. Aby je ochronic trzeba je podjac i wyniesc w bezpieczne miejsce.
Nie wiem jak tam u Asi, ale tu probuja przed pokosem obchodzic lake psami, sa serwisy z dronami, ktore na pare godzin przed koszenien oblatuja, a spolecznicy wynosza jagnieta.
To tak jak w telewizji pokazuja.
O cholera… ja myślałam, że się zerwą do biegu 🙁
Pomysł z wypłaszaniem zwierząt przed koszeniem jest z dwojga złego najlepszy.
Pepegorze, nie wiem czy rolnicy obeszli łąkę, bo koszenie zauważyłam dopiero jak usłyszałam warkot traktorów. Biurko nie stoi przy oknie.
Mam nadzieję, że na łące nie było tak małych sarenek, jest już czerwiec. Ta, która biegała za mamą była już spora.
Ten koszony fragment nie jest duży, po skoszeniu nie było widać nic niepokojącego.
Jeszcze parę zdjęć z ogrodu:
https://photos.app.goo.gl/Hx4zQeZ8UkpvTnDd6
Asiu, jak pięknie! Dzięki za kolejne wspaniałe zdjęcia.
Pepegorze-Twoja informacja o psychicznej konstrukcji sarniego potomstwa bardzo ciekawa. Niektórzy rodzice w ludzkim świecie zapewne też by sobie czasem życzyli, aby ich dzieci miały podobne zwyczaje 😉
Podrzucę zatem również kilka zdjęć, wśród nich tylko jedno jest moje ( pomarańczowy rododendron u naszej nadbużańskiej sąsiadki).
Klacz ze źrebięciem to najnowszy przychówek u Żaby.
Kot Chavi jest ulubieńcem mojej szkolnej koleżanki.
Łoś-tak jak u Asi, został sfotografowany z biurowego okna, ale tym razem z widokiem na okolice Kampinosu.
https://photos.app.goo.gl/f7ngQxgPK4NroJxNA
Konie natychmiast przeniosły mnie w Żabie Błota (odwiedzę!), a kot… wiadomo…jak nie przed kominkiem, to na słoneczku….
https://photos.app.goo.gl/d2Xv5eAxMCoRa3jh7
Łoś w okolicach Kuzynki Magdy?
Idę odkurzać mój „kamienny” dywan – gdyby nie robiny, wyniosłabym go na przetrzepanko na dwór, bo to i gruntowniej i szybciej.
https://photos.app.goo.gl/kZMtmcKaCDtsFxTz8
No idę, idę! Ściera, mietła, odkurzacz….
Muszę, bo się uduszę – BRAWO IGA!!!
Alicjo-tak, kuzynka Magda również ogląda łosie ze swoich okien.
Ten ze zdjęcia jest z miejscowości położonej trochę bliżej Warszawy.
To prawda, Iga była znakomita, oglądaliśmy drugi set wygranego przez nią meczu.
Mnie się udało obejrzeć zwycięski gem Igi, bo urzędowały u nas wnuki. Dziś miało być ciasto i kompot, a dla dorosłych kawa, ale … Potem spacer , otworzono kolejne miejsce dla dzieci do zabawy w parku, a tam główną atrakcją była jazda na tyrolce do której ustawiały się całkiem długie kolejki. Wnuki były oczywiście tą atrakcją zachwycone.
Zauważyłem, że z każdym, każdym minionym dniem zwiększa się nasza szansa na dotrwanie ze święconką na talerzu do Bożego Ciała. Już niedługo!!!!
U nas i dzis Swiatki, Zielone, Dwa bite dni swiat (pod rzad).
Jesli doliczyc wczorajsze Swiatkowanie, to trzy.
Brawo Iga!
U nas słonecznie, ale temperatury nie dają po głowie, takie lato mogłoby być. Dzisiaj ogarnianie gospodarstwa, jutro łuki w juki należałoby. Wreszcie!
U nas jak wiadomo, obchodzi się 70-lecie królowania Elżbiety II – ale bez przesady.
Swego czasu drażniło mnie to, że jesteśmy jakby nie było, częścią Królestwa, ale po czasie mi przeszło – Elżbieta II jest postacią rekoncyliacyjną i to jej trzeba przyznać.
Co będzie po niej – nie wiadomo, i być może wtedy państwa wchodzące w monarchię powinny się zastanowić, czy to warto, czy jest sens.
Poza tym kwiatki rosną i kwitnie miesiąc czerwiec… oraz rosną nasze robiny!
https://photos.app.goo.gl/Whhsxh1nwj2Fpzgz8
Święconka już dawno zjedzona, tak długo by nie przetrwała. Kolejne święta nadchodzą, a kilka innych już minęło.
Ciepło słonecznie, całkiem miło. Na obiad kawałeczek pieczonego indyka z mizerią i młodymi ziemniakami.
Alicjo, jakaś podróż się szykuje?
Tak jakby, Magosiu.
Tęsknimy za za Rodziną i przyjaciółmi. Tym razem Wrocław i ewentualnie co się da/uda. 3 lata rozłąki to trochę dużo.
Ale już o te 3 lata jesteśmy starsi, psiakość.
https://www.youtube.com/watch?v=5gIJmtEv0CU
https://www.youtube.com/watch?v=KaOC9danxNo&list=RDMM&start_radio=1&rv=W-YD2Y8ojYE
Bo – Małgosiu – ze świętami to jest tak, że w miarę lat tak jakoś „czasokres” między nimi krótszy się staje. Odwrotnie drzewiej bywało, gdy 45-cio minutowa lekcja trwała „wieki całe”.
A kiedy i na jak długo planujecie wyprawę w rodzinne strony Alicjo?
Z tym czasem Echidno to masz świętą rację, z biegiem lat rozpędza się coraz bardziej.
Też mi się nie podoba to przyspieszenie do mety…
Wylatamy w środę, a reszta bezplanowa – bilet otwarty, meta we Wrocławiu.
Rząd polski właśnie potraktował kobiety jak krowy – zakolczykować i sprawdzać rozrodczość. Wyprowadźcie mnie z mylnego błędu, proszę 🙄
Ach nie, przecież to tylko ” doprecyzowanie szczegółowego zakresu danych dotyczących zdarzenia medycznego przetwarzanego w systemie informacji oraz zasad ich przekazywania” oraz ” – Objęcie ciąży obowiązkiem raportowym jest jak najbardziej zasadne w świetle istotności tej informacji z perspektywy prowadzonego procesu leczniczego – zaznaczył.”
A co na to bezdzietna Kryśka i Jaruś???Takich należy natychmiast zapuszkować!
Tak sobie Polacy swój kraj umeblowali przy wydatnej pomocy tych, którzy w tym meblowaniu nie chcieli przeszkadzać. Nie wiem więc skąd ta krytyka teraz.
Jutro Wielka Włóczęga. Mniejsza, niż planowana, ale zawsze to…
Będę zdawała sprawę, jak zwykle. U nas leje 🙁
Oj 🙂 Alicjo, to swietny pomysł o tej porze roku do Polanowa.
Będziesz zadowolona!
Jestem tutaj od paru dni i zwiedzam bardzo dokładnie ten kraj bo rowerem i docieram do wielu miejsc gdzie mobilkiem nie dojadę.
Ten kraj się zmienil od paru lat na korzyść tubylców. Są dumni z bycia Polakiem i to nie jest nic złego skoro im z tym dobrze.
Wiele rzeczy idzie w dobrym kierunku. I to bardzo cieszy. Będzie jeszcze lepiej.
Kulinarnie to jest genialnie. W Goleniowie powstała nowa jadłodajnia na włoski styl. Takiej zupy spargelowej ze skwarkami nie jadlem nigdy dotąd.
Dopiero jak zjadłem to pomyślałem o blogu, że można było fotką rzucić ale łakomstwo było szybsze 🙂
Bardzo pochmurno u nas i wychodzi na to, że cały dzień będzie padał deszcz niespokojny i targał świat (to za tekstem Agnieszki Osieckiej).
Prawie żem zebrana, jeszcze tylko w kuchni muszę podłogę umyć, bo jakoś tak się sponiewierała.
Prosiłam J. żeby wydrukował mi trasę lotu, przesiadki i te inne sprawy – wydrukował i zatkało mnie. Otóż lecimy bardzo pokrętnie, dwie przesiadki (Ottawa-Toronto-Frankfurt-Wrocław), a na dodatek lądujemy w mieście według książek Marka Krajewskiego – Breslau. Nie widzę takiego miasta na mapie Polski i chyba zrobię awanturę firmie Lufthansa 👿
Ale to po powrocie – o ile lot tam i z powrotem będzie bez zakłóceń.
Spokojnych lotów i udanego pobytu Alicjo. I pilnuj torebki!
Alicjo,
Nie denerwuj się i nie rób awantur. Na mapie Niemiec też nie ma takich miast jak Akwizgran, Moguncja czy Ratyzbona.
Życzę spokojnego lotu(ów) i udanego pobytu.
Do mnie LOT ciągle pisze po angielsku, a firma niby polska i ja też tu urzęduję.
Wyluzuj Alicjo, ciekawe czy latają też do Warschau? Spokojnej podróży i miłego pobytu.
Alicjo 🙂 jak mało kto pasujesz do Polanowa.
Oni tutaj chronicznie nienawidzą Niemca.
Wszystko co złe w Europie to wina Niemca. Nie będę przytaczał słów jakimi ich określają ale wierz mi, przyjemnie się tego nie slucha.
Dobrze że na rowerze nie mam napisane gdzie żyje bo nieraz wydaje mi się że dłużej nie wędrował bym w tak znakomitej kondycji fizycznopschicznej.
Dziś wciągnąłem do rozmowy kelnera. Czułem wyraźnie z jakiej części nowej Europy pochodzi ale najlepiej usłyszeć to od przybysza.
Na uwage ze w jego kraju teraz wojna uprzejmie powiedział że Polska przez pięć lat dała mu znacznie wiecej niż Ukraina przez 25lat. 🙄
Przyjemnie rozmawiać z zadowolonymi ludziami żyjącymi między Bugiem a Odrą 🙂
A może nasze drogi się tutaj skrzyżują to, nie będę pisał że wciągniemy browara bo blogowe małpy będą się czepiały że my tylko o browarze, może uczcimy spotkanie szklaneczkę wody gazowanej np. żywieckiej 🙂
Ja chronicznie lubię Niemców, bezdomny, mam tam kilku przyjaciół, z dziada pradziada Niemców. To nie chodzi o to. Chodzi o zgodność na mapie.
Żadnej wody gazowanej!!! Już tak nisko nie zeszłam… 🙄
Z tą „winą Niemca” się mylisz, przecież wszyscy wiedzą, że to… prawda oczywista:
https://photos.app.goo.gl/A7B8oA8c5n97YKU6A
Alicjo 🙄
O co chodzi z tym tusk’n red?
Bezdomny nie ponial tak wyszukanej przenośni 🙄
Alicjo, z red bullem to wiem oco chodzi. Właśnie dotarła do mnie wiadomość że mój bardzo dobry od paru lat znajomy zdobył puchar na Hawajach, na Mauii w kitesurfing. On nie jest jeszcze pelnoletni a potrafi zamiatać innych z podestu. Spotkałem go pierwszy raz 6 lat temu. I kto wie czy go nie widziałaś bo jak byliście w El Medano to bardzo często staliśmy razem okno w okno mobilkami. Miesiąc temu razem pływaliśmy na południu Hiszpanii w miejscowości Tarifa.
Miły Włoch, miły chłopak i trzymajcie za niego kciuki. Bo Jeremy pomimo że niepełnoletni jest już vicemistrzem planety.
Tu jest ładnie i przyjemnie.
Obrazek sprzed 30 sekund pstrykniety z koi 🙂
https://photos.app.goo.gl/1DW73bRLAYEjh7QX7
A teraz się troszkę zmieniło 🙂
https://photos.app.goo.gl/sfojXjsvTR45kdWa9
Bezdomny, 07/06 , 17,13
Jak mogles wyrazic sie w tak wstretny sposob o blogowiczkach ?
Odebralo ci rozum,
Ludzie, dajcie sobie spokoj.
Ostatnio były rozmowy o szparagach. Narobilicie mi apetytu, toteż na lunch zrobiłam danie z owym warzywem. Płaty szynki – niezbyt grube – wrzuciłąm na rozgrzne masło i z lekka podsmażyłam z obu stron po czym położyłam na nie plasterki sera. Z chwilą kiedy ser rozpoczął się rozpuszczać, ułożyłam na nim ugotowane wcześniej szparagi, które przykryłam „artistycznie” wąskimi pasemkami ostrego sera . Chwilę jeszcze trzymałam na małym ogniu i przełożyłam na talerze, po czym posypałam grubo zmielonym pieprzem (odrobinę). NWG! (no wiecie – niebo w gębie).
Pozdrawiam z Przeworna – cieplo, sloneczko, mak kwitna i w ogole szal cial. Troche jestesmy sponiewierani dluga podroza, przesiadek bylo a bylo, no ale w koncu wczoraj Wroclaw, dzisiaj dom rodzinny, a potem sie zobaczy. Tego laptopa nie mialam w reku 3 lata i nie umiem w nim zamontowac znakow diakrytycznych , ani nie mam speca, ktory to potrafi. Rzepaki przekwitly, ale w nich jeszcze piekne czerwonw maki.
Tyle na zrazie!
Witaj Alicjo w Europie 🙂
Też uważam że jest pięknie, na swój sposób ale jest.
Stoję w polu ale co ja tam będę dużo opowiadał. I tak nie opowiem ładniej niż jest na obrazkach 🙂
https://photos.app.goo.gl/uvroJvMWG7fDQD1j8
Jako starzy alpiniści wyszukujemy takie miejsca gdzie nie ma świecących nocą latarni. Gwiazdy wchodzą nieraz przez dachowe okna do środka i mamy fajną zabawę.
Zające skakające po zielonej łące to już klasyka dnia powszedniego:)
Male wyjaśnienie alpinizmu. Alpiniści docierają tam gdzie nikogo nie ma. No przynajmniej dawniej tak było. Nawiązujemy do dawnych dobrych tradycji 🙂
Jest pięknie 🙂
I zdaje się że jest tutaj sporo podobnie widzących bo inaczej nie budowano by budowli do podziwiania widoków 🙂
Takich jak tutaj. Łatwo nie jest tam dotrzeć, pedały należy naciskać dosyć mocno i biegi redukkwac do minimum. Później jeszcze trepkami i już mamy to do czego dążyliśmy – – >
https://photos.app.goo.gl/MwJGU694YowoMpCo8
Echidna
Jak już znudzi się wam klasyczna forma szpargela to proponuję zupę creme. Pokazana jest na górnym linku.
Podsmażana włoska lardo in conca, jak ten pleśniowy ser się zwał zapomnialem 🙁 listek bazyli dla oka i tak jak na obrazku włoskie pieczywo
Pychota i też NWG 🙂
bezdomny -zupka szparagowa bardzo chętnie lecz „nie ma letko”, pęczek szparagów u nas zawiera – bagatela – 6 sztuk warzywka. Ciut za mało na zupę. I jak zapewnie się domyślasz, cena adekwatna do ilości szparagów w pęczku.
Tutejszy klimat niekoniecznie współpracuje z wieloma przedstawicielani flory. I jeśli już to raczej wiosną. Ostatni zakup pochodzi z Meksyku.
No to jest tam echidna niezły Meksyk z cenami 🙂
Już od dawna zwracam uwagę na kraj pochodzenia pożywienia. Unikam jak ognia owoców i warzyw które wędrują przez pół planety by ostatnie miłe chwile spędzić w mobilku.
Ale nie tylko zielenina, również wszelkie procentowe kompoty z przeróżnych winnic.
Mamy tutaj w Europie tyle smakołyków ze wystarcza w zupełności do przeżycia.
Kiedyś Nowy często pisał o kompocie Malbeck. Od paru dni też jestem jego wielbicielem. Zupełnie przez przypadek.
Nasza lodówka w mobilku po raz kolejny dała doopy i po zainwestowaniu w nią tylko w tym roku ponad 500 Euronów postanowiłem zaprzestać inwestycji w zabytki muzealne których technologiczne narodziny nastąpiły w poprzednim tysiącleciu. Ciepły browar nie nadaje się do gaszenia pragnienia. Nie nadaje się nawet do uzupełniania płynów w organizmie.
Nowy 🙂 jak ujrzałem tą nazwę w sklepie od razu skojarzyłem z twoimi wpisami.
Niezły pomysł z malbeckiem 🙂
Cieply browar rzeczwiscie nie nadaje sie do czegokolwiek.
A szparagi? Szok, przynajmniej tutaj w Niemczech. Okazuje sie, ze popyt tego roku tak spadl, nawet sie zalamal, ze niektorzy plantatorzy zaorali powazne czesci upraw.
Sprawa ma chyba z tym do czynienia, ze cenny szparagow byly na poczatku „zaporowe” (przegieli?) a poten doszly niepewnosci inflacyjne i folgujaca zwyzka cen.
Ludzie zaczeli oszczedzac?
pepegor – pewnie tak. Z tym oszczędzaniem. A i inne czynniki mają wpływ na sytuację. W „naszym kraiku” (określenie zapożyczone od Madame de Pompadour), ostatnio brak sałaty. Spowodowane jest to powodziami jakie na początku tego roku nawiedziły Queensland i północną część NSW. Brak tak duży, że miejscowy KFC chwilowo stosuje zamiennik jakim jest mieszanka kapusty z sałatą.
USA zmuszone zostało do sprowadzania mleka w proszku gdyż Amerykańskie Stowarzyszenie ds. Żywności i Leków zamknęło fabrykę Abbott Nutrition w Michigan po ogólnokrajowym wycofaniu przez firmę Abbott wielu marek formuł w związku z obawami dotyczącymi infekcji bakteryjnych. Więcej na ten temat może powiedzieć Nowy2, ja tylko powtarzam informacje podane w środkach przekazu.
Proste przykłady z dwóch krańców globu, a można by mnożyć, mnożyć, mnożyć… o czym doskonale wiesz.
bezdomny, Europa to Europa i pod względem produkcji żywnościowej nawet nie skuszę się na porównanie „naszego kraiku” z jej Wysokością.
Wspomniałam o tym poprzednio – klimat niekoniecznie łaskawy dla wielu roślin, stąd konieczność sprowadzanie wielu artykułów. Co prawda rzeczone szparagi uprawiane są i tu (przoduje stan Victoria) lecz z tego co wiem to raczej sezonowe warzywo.
Wspominałam też niejednokrotnie, że porzeczki, maliny, agrest, a nawet borówki amerykańskie (jakże inne od polskich leśnych jagód) ceny mają zaporowe i raczej służą do przybrania niźli do „pojedzenia”.
Czereśnie sprowadzane są ze świata, wiśni w sklepach nie uświadczysz itp itd.
Owszem rosną i jedne i drugie w małych sadach i w sezonie można umówić wizytę by albo nabyć zebrane lub zamrożone, albo też samemu zebrać. Produkcja na dużą skale jest nieopłacalna: raz, że owoce nietrwałe, dwa, że jak nagle temperatura podskoczy przysłowiowy szlag trafi całe zbiory. Hodowla też niełatwa. Aby uchronić owoce, nad sadami muszą być rozpięte siatki, a to kosztowna impreza. W sezonie mgiełka białych welonów rozpięta jest nad wzgórzami.
Znamy to z autopsji – w naszym małym ogródku nad porzeczkami, borówkami, agrestem i pomidorami musiałam rozpiąć siatki bo inaczej zostałyby puste krzaczki. Wombatowe winogrona początkowo też musiały być w ten sposób chronione. A że to straszna robota, wpadłam na inny pomysł – prosty i tani. Kupiłam nylonowe skarpetki i nałożyłam na niedojrzałe jeszcze grona, podwiązując od góry. Działa i to wspaniale.
I tak na marginesie – czy i europejskie kraje nie muszą importować owoców i warzyw?
Pamiętam doskonale czasy gdy w Polsce niekoniecznie znano paprykę, a z chwilą jej pojawienia nie cieszyła się wielką popularnością.Owoce cytrusowe i banany głównie można było nabyć w okresie świąteczno-noworocznym, arbuzy i winogrona późnym latem i wczesną jesienią.
A teraz w sklepach owoców i warzyw do wyboru do koloru.
Świat się zmienia, odległości ulegają „skróceniu”. Krółowa Wiktoria była wielce rozczarowana i zniesmaczona owocem mango jaki przywieziono jej z Indii (na jej życzenie) i wcale się nie dziwię, troszkę się napodrożował co niekorzystnie wpłynęło na jego cerę i nie tylko.
Dzień dobry
bezdomny – miło, że Malbec stał się jednym z trunków jakie polubiłeś i że kojarzy Ci się z moją skromną osobą. Lubiłem, lubię i będę lubić! „To jest to!” – jakby zakrzyknęła Agnieszka Osiecka na widok coca coli!
Czyli mamy już dwie rzeczy, które są dla nas wspólne – czerwone wino i blues. Jest jeszcze trzecia – ładne widoki, no i czwarta – umiłowanie swobody i wstręt do codziennych obowiązków.
Tak, fajnie szukać tego co łączy, a nie co dzieli.
Echidna – nic nie mogę powiedzieć na temat importu mleka w proszku do USA. Jest to daleko poza tym czym żyję, czym się interesuję. A żyję przede wszystkim sytuacją w Polsce, a źródłem mojej wiedzy i opinii jest Gazeta Wyborcza, Polityka, Newsweek.
Żyję tym co się dzieje w Ukrainie, co jeszcze chce ukraść PiS, jak chce nas zniewolić, jak chce doprowadzić do ostatecznego wyprowadzenia nas z Unii, jak pomaga w tym kościół…. itd, itd, itd… Jestem też w jakimś sensie Afrykaninem, moja żona Kenijka robi wszystko, żebym czuł się również Kenijczykiem. Mam nawet nadane mi przez nią kenijskie imię.
Ja jestem Europejczykiem, Amerykaninem, Afrykaninem, obywatelem świata. Dlatego mleko w proszku sprowadzane do USA jest nawet na dalszej, niż horyzontalna, pozycji.
Poprawka – nie KFC lecz Hungry Jack’s
No cóż, myślałam, że jak mieszkasz w Stanach to choćby z miejscowych wiadomości coś Ci się „obiło o uszy”. U nas podano i to kikakrotnie, a BBC na stronie internetowej dość obszernie na ten temat pisało, wzbogacając tekst materiałem filmowym.
Myślę, że każdy człowiek żyjący ze świadomością dobra , spokoju, a przede wszystkim pokoju na świecie nie jest obojętny na wydarzenia sprzed 108 dni i piekło jakie stworzyli jedni drugim.
A o sytuacji w Polsce wolę nawet nie wspominać by nie wywołać niepotrzebnych przy stole dyskusji zakończonych rzucaniem talerzy i czym tam kto pod ręką ma. To ostatnie zdanie proszę potraktować humorystycznie, bowiem bedąc ostatnio w Polsce miałam wyjątkową (nie)przyjemność być świadkiem takowej sceny.
A że siedzimy przy wirtualnym stole tom sobie na persyflażową dygresję pozwoliła.
Względem tego czegom była świadkie, a nie blogowego stolu.
Nasze media też informowały o problemach z mlekiem w proszku w USA. Wiem że pod koniec maja startowały pierwsze samoloty transportowe z amerykańskiej bazy wojskowej w Europie z mlekiem w proszku firmy Nestle.
Przypominam sobie że parę lat temu brakowało mleka w proszku w niemieckich sklepach bo wykupywali je chińscy turyści.
Dzisiaj chińskich turystów już nie ma.
A że historia lubi się powtarzać, evo47, podobna sytuacja była i u nas. Z tym że nie tylko turyści kupowali ten produkt. Naturalizowani mieszkańcy pochodzący z Chin masowo kupowali i wysyłali do rodzin. Doszło do takiej sytuacji w zeszłym roku (o ile mnie pamięć nie myli), że odżywki dziecięce były rglamentowane.
errata: reglamentowane
No co tutaj się wyprawia 😛
Bachorom w Chinach żałują paru łyżek mleka w proszku 🙁
A przecież – – > https://youtu.be/gCoFVxMit4o
Wstyd mi za was 🙄
Przygode mozna powiedziec, mialam dzisiaj na poly kulinarna. Zakupilam wczoraj jakies wina, niestety, na wsi nie cenia sobie win wytrawnych, a o malbecu mozna pomarzyc. Ale mieli cabernet z Kalifornii ze znanej winnicy Paulo Rossi – wzielam, chociaz to dosc niskiego lotu produkcja. Wpadl mi tez w oko cabernet saugvinon, jak sie okazalo, produkcja niemiecka , Schlos Wachenheim AG. Wzielam. W sklepie bylam bez okularow – w domu odczytalam, ze jet to wino, ktore „odalkoholowano”.
sprobowalismy po lampce, siostrze i Jerzoru nic, natomiast moj organizm poczul sie oszukany i natychmiast wyslal mnie do lazienki. Troszke mnie pomeczylo, ale tez niewiele tego wypilam. Lojalnie ostrzegam – nie robic organizmowi takich niespodzianek! Poza tym slonce i pogoda, kulinarnie dosc oszczednie ze wzgledu na zoladek, a tu flaczki sie ugotowaly i prosza o uwage… ale to juz jutro. I do porzadnego wina, a nie jakiegos substytutu…. i ten substytut kosztowal 22 zlote!
Alicjo a gdzie dokumentacja tak niebywałej przygody 🙄
Takie przypadki z błędnym zakupem trafiają się od czasu i nam, na ogół w obcojęzycznych częściach Europy ale nie tylko.
A to kawę bezkofeinową zakupisz. Pijesz i czujesz że jest coś nie tak.
A to masło z solą, po czasie się przyzwyczaić można.
A to, tak, to pozostało mi w pamięci do dziś, pomimo że zdarzyło się toto z 30 lat temu. Wówczas zaczęły pojawiać się browary bezalkoholowe. Były łudząco podobne w szacie graficznej do tych normalnych, dla ludzia ~5%alkohola.
To nie były dwie flaszki, ani trzy. To była cała skrzynka. 20 flaszek po 0,5l każda 🙄
Ale żeby od razu puszczać pawia bo brak %?
Nie.
Wzięliśmy z przyjacielem na przetrzymanie. Co kupione i do chaty doniesione musi być zniszczone.
Postanowiliśmy nie kupować żadnego innego browara do czasu aż tego nie przełkniemy. Trwało to prawie miesiąc. Piliśmy browara dziennie na pół 🙂
Wiem że można to jako zboczenie określić, ale trudno, tak było
Ale daliśmy radę 🙂
Nawet się trochę przyzwyczaiłem, a może nawet uzależniłem od 0,00% browara i podczas jazdy samochodem wciągałem i wciągam teraz zupełnie na luziku. 🙂
Dzisiaj Gory Zlote. Jest upal.
Na paw krolowej zlozylo sie kilka czynnikow – zmeczenie, zmiana klimatu i strefy czasowej no i wogole okolicznosci ciaglych przemieszczen. Podobno nie mamy juz po 20 lat 😯
Sniadanie w poludnie to tez nie najlepszy pomysl, ale….
Tak Alicjo 🙂 upał jest często tam gdzie są złote góry
https://photos.app.goo.gl/7GhCbgTSXA9oTKfq6
Wyobraź sobie że przestałem już dawno latać, właśnie z tych powodów. Mój organizm zaczął dziwnie reagować na podróże na wysokościach, w chmurach.
Do 4000metrow jeszcze jako tako szło ale powyżej już mi się nie chce męczyć organizma.
Rozumie toto i podziwiam że nie puściłaś pawia wcześniej. Mi zdarzało się to w trakcie lotu.
I to był bardzo upierdliwe nie tylko dla nas ale i innych współpodrożnych.
Ci co mieli łyse pały to mogli wytrzeć ścierką bardzo szybko ale ci z czupryną mieli kłopot.
W samolotach natrysków nie było i po jakimś czasie pomimo klimatyzacji i tak zapach był bardzo nieświeży.
Pewnie że to moja wina. Ale tak na dobrą sprawę to nigdy nie wiesz kiedy organizm będzie miał dosyć 🙄
Przestalem latać i wiele stuardes jest z pewnością z tego powodu zadowolona 🙂
Przyjemnego pobyta Alicjo 🙂
Jeszcze trochę złota w górach 🙂
https://photos.app.goo.gl/ny9dnCSgYJwmQpFBA
Złote czasy 🙂
Dziekujemy. Ale pobyt tutaj to nie jest sanatorium, tylko wiadomo – tu i tam i jeszcze dalej. tym bardziej, ze nie bylo nas tutaj sto lat, czyli trzy. Odwiedzic , pogadac i tak dalej – ja akurat to lubie.
A propos pawia – w moim zyciu zdarzylo mi sie to zaledwie kilka razy i to nic nie ma doczynienia z nadwyzka alkoholu, co Jerzor zawsze moze potwierdzic.
A propos latania w chmurach – nie mam wyboru, jak chce do Europy czy innych kontynentow, musze polknac moje strachy i czesc.
Alicjo,
Mam nadzieję, że doszłaś już do siebie i że to tylko złe miłego początki.
Tymczasem znowu skoczyliśmy w bok: https://www.eryniawtrasie.eu/47826
Poza tym – swiat jest piekny – zivot je cudo!
Ale czasem pada deszcz albo jest duchota 🙁
Ewa,
„tylko koni, tylko koni zal”….
Naturalnie Alicjo, nie musisz się tutaj tłumaczyć bo ja też nie piłem podczas lotów.
Nowy mógł sobie na to pozwolić, inny organizm.
Ma mamy pecha i trzeba z tym żyć 🙄 słabe organizmy 🙁
I tak długo jak mobilek pozwoli to będziemy się przemieszczac tu i tam.
Na razie odpuszczamy Krym. Strach jechać przez Ukrainie. A szkoda bo Krym jest o tej porze wyjątkowo piękny. Niestety niedostępny na jakiś czas 🙁
Trzymajcie się z Jerzorem prosto i unikajcie skoków w bok 🙂
Do miłego zobaczyska 🙂
Wiesz Bezdomny, aż przykro się czyta, jak rozpaczasz, że w najbliższym czasie nie zobaczysz Krymu, a o Ukrainie piszesz, jakby to była ich wina, że strach jechać przez ich terytorium. Tam jest wojna. Wojna z winy Rosji. Krym od 2014 jest okupowany przez Rosjan. Serio, tam się teraz miałeś wybierać?
Wiesz Ewa że masz specyficzna formę interpretacji historycznych faktów 🙄 ?
Ale pal licho nie w tym rzecz 🙂
Trzy lata temu byłem już spakowany na tą wyprawę.. Czekałem jedynie na dojazd kolegi z HH. Ale ten nie dojechał tylko dzwonił że znalazł się w szpitalu z Gürtelrose jakimś półpaścem. Mówił że co się odwlecze to nie uciecze 🙂 Rok nie wyrok. Czekałem.
Ale dwa lata temu wymyślono jakieś dziwny stan higieniczny w Europie i przekraczanie granic było tak upierdliwe że lepiej było jeździć tam gdzie utrudnienia były minimalne.
Rok temu było podobnie.
W tym też nie jest lepiej. Te łobuzy na Ukrainie jak skumają ze chce na Krym to są gotów wsadzić nas do więzienia. A my jesteśmy wolne ludzie i byśmy się tam bardzo źle czuli. I zanim nas ba stamtąd wyciągnęli zdążyłbym osiwieć
Obecnie promy z Rumunii albo Bułgarii na Krym nie kursują z jakiś dziwnych powodów 🙄
Więcej niż dwa miesiące nie przeznaczyć na taki wypad. Dookoła jeździć nam się nie chce.
Na razie projekt zawieszony jest w powietrzu i można mieć nadzieję że się nie ulotni. Rosja to ciekawa część planety a Rosjanie to przemili kompani z otwartymi sercami. Wszystko jeszcze przed nami 🙂
Wielce „przemili” Rosjanie co wymordowali mi Rodzinę.
Nie, no spoko Bezdomny, w tej sytuacji bardzo Cię przepraszam. Rozumiem, że te ponad 40 milionów Ukraińców również źle interpretuje historię i państwowość i na kolanach powinni do Putina uderzać i w zębach mu ten Kijów, pralki, laptopy i sedesy zanieść, poddać się Ruskiemu Mirowi, błagać o rosyjskie paszporty i cywilizację. A wtedy TY, jako ten wolny człowiek, zupełnie jak Marine le Pen, będziesz jeździł po rosyjskim Krymie i pił z przemiłymi kompanami z otwartymi sercami.
Ewo,
bezdomny robi sobie po prostu tzw. bekę, bo żartami tego nazwać nie można. A że z wojny i tysięcy zamordowanych ludzi, to zupełnie nieważne. Wszystko i wszystkich można wykpić. Im większe oburzenie innych, tym większa dla niego uciecha. A że nikt nie moderuje wpisów na tym blogu, czuje się zupełnie bezkarny, no bo co kto mu zrobi? I to na pewno nie koniec tych popisów.
Nikt nie ma chyba ochoty na bezsensowne polemiki, więc i cisza panuje na blogu.
Ewo,
skoro mowa była ostatnio o drewnianych kościołach/ świetny jak zwykle fotoreportaż/, to ciekawa jestem, czy widzieliście zabytkowy kościół w Dębnie Podhalańskim/ powiat Nowy Targ/. W Waszym archiwum nie znalazłam informacji o nim, więc może przy okazji kolejnego skoku w bok, trochę dalszego, warto tam wstąpić. Trzeba tylko wpasować się w godziny zwiedzania, bo są ograniczone z powodu cennych malowideł i konieczności zachowania wewnątrz odpowiedniej temperatury, wilgotności itp. Wnętrze kościółka pokazane jest kilka razy w serialu ” Janosik”, ale na żywo sprawia o wiele większe wrażenie.
krystyno – cisza na Blogu spowodowana jest, tak myślę, czasem kanikuły i związanych z nią wyjazdów, odpoczynku „pod gruszą” i generalnie letniego wytchnienia. Pogoda sprzyja a słoneczna, ciepła odskocznia od zimowego ponuractwa kusi:
pszczółki bzykają
ptaszęta śpiewają
żar z nieba lejący piecze
każdy od klawiatury chętnie uciecze
A nasz blogowy „mobilek’owy” wojażer obdarzony jest swoistą wesołkowatością jaką raczej powinien zweryfikować przed puszczeniem słów w eter.
Dziewczyny,
wiem, że to nie pierwszy i nie ostatni popis bezdomnego vel Arkadiusa aka nie pamiętam. Wesołkowatość, to i tak delikatne określenie na to zachowanie… Przepraszam Was, że zareagowałam. Z reguły trolle olewam.
Krystyno,
Tak, byliśmy w Dębnie acz przy innej okazji.
Bardzo sluszna uwaga, echidno – to ostatnie zdanie.
Bezdomny lubi prowokowac.
Ja nie zwracam uwagi, a faceta lubie, bo znam z wielokrotnych spotkan w realu.
Prowokacje jak to prowokacje – bywaja bulwersujace. I po to chyba sa, zeby mieszac.
Omijam, bo nie mam na to zdrowia ani „nerw”.
Jestesmy we Wroclawiu, w domu, w ktorym mieszkala moja s.p. Alicja, a jej sasiadka byla Dana. No wiec wlasnie, jestesmy teraz u Dany i wspominamy dawne czasy.
Dana jako nauczycielka (informatyka, nie byle co!), ma urwanie glowy, bo koniec roku szkolnego, konferencje nauczycielskie i tak dalej. Mamy dzisiaj dzien leniwy. Wyszlismy tylko do spozywczaka.
Ale wczoraj niestety, usmiechnelo sie do mnie cos z wystawy w takim super-szopingu na Bielanach pod Wroclawiem. Nie po to tam wlazlam, ino po jakies klapki – kroksy (tez zakupilam, bo po co wozic ze soba z Kanady), ale wicie, jak to jest – kolor ten, sklad ten, spodnie krotkie, zakiecik dluzszy, no i sukienka ni to dres, ni to co, akuratna na kanadyjskie zimy.
Jeszcze musze wspomniec o wczorajszym lanczu na wroclawskim Rynku. Lalo, ale restauracja miala ustawione pod takim dachem z plastiku, ze jak ktos chce obserwowac Rynek, to prosz bardzo… Urocze miejsce, jak wszystkie we Wroclawiu na Rynku.Jerzor wzial ogorkowa, a ja caly lancz, czyli beef strogonoff , a do tego tez byla ogorkowa. Ale najznakomitszy byl kelner. Byl przesympatyczny, doradzal to i siamto, a Jerzor jak zwykle nie sluchal, tylko swoja zupe ogorkowa…
Jak sie chce isc do baru na ogorkowa, to sie tam idzie, zeby – przepraszam, szybko zezrec, a nie zjesc powolii ze smakiem. Przyrzeklam sobie, ze z Jerzorem juz do restauracji nie pojde. A propos – nie mam problemu, zeby samotnie wejsc do restauracji czy kawiarni , przeciez kobiet w moim wieku sie nie zauwaza, wyczytalam niedawno 😉
A swoja droga – jak dlugo bedziemy swiecic swieconke? Podobno sie zbliza Boze Cialo?
Lubi prowokować. Bardzo „dobre” usprawiedliwienie tego kpiącego wpisu. „To fajny facet, ale prowokacje zawsze są bulwersujące”. Bzdura! Z takich spraw się nie żartuje. Nie wtedy, gdy giną, uciekają, cierpią ludzie. Z takich spraw się nie żartuje. Ewo, Małgosiu, Krystyno, dobrze, że zareagowałyście. To, że Bezdomny będzie miał z naszych wpisów bekę, to tylko o nim źle świadczy. Bo to takie śmieszne, że czujemy oburzenie po takim wpisie? Ja nie czuję się śmiesznie i uważam, Bezdomny, że powinieneś czuć się zażenowany tym, że masz ubaw z czyjejś wrażliwości. I nie rozumiem tej twojej pozy, zwłaszcza jeżeli to dotyczy wojny i cierpienia.
🙂 no proszę 🙂 do czego to dochodzi w demokracji. Klepią co popadnie. I na dodatek nie na temat i bezsensu.
Jakim prawem można komuś bronić podziwiania niebiańskich krajobrazów na Krymie za zycia?
Zyjecie pod niesamowitym naciskiem medialnym. I ten stan doprowadza ze łatwo wpadacie w złość pokazujecie od razu oburzenie i niezadowoleni.
Widać zmęczenie obecną sytuacją.
Zresztą nie pierwszy raz 🙂 podczas pandemi klepaliscie też bez sensu bez ładu i składu.
Dobrego dnia 🙂 obojętnie gdzie byście nie byli
No, jak juz moj komentarz czeka na moderacje, to chyba pora umierac……
Bezdomny,
tu sie mylisz-nikt nie klepie byle czego, kazdy pisze, co mu w duszy gra. co go boli i co mu dolega – czasy wcalenie sa takie fajne, jak je przedstawiasz. Jakim prawemczujesz sie tym, co moze wydawac osady?
Bo Tobie akurat inaczej sie zycie potoczylo, masz czas, masz mobilek, masz pieniadze itd.?
Niw widze powodu, zeby kpic czy wyszydzac innych. Dobrej podrozy i dobrych wrazen!Oraz wspanialych fotek z Krymu i Odessy.
odkrycie kulinarne – lokalny serek camemberek z zielonymi ziarnami pieprzu!
Po prostu znakomite, wyzarlam naszej Gospodyni do ostatniego ziarenka – ser i pieprz! Bardzo polecam!
Oj Alicjo, czytasz i nie kumasz 🙄
70 lat temu + mordowano na potęgę. Jedni drugich. Jak któryś zabrakło to pozostali mordowali się nawzajem. Było minęło. Wielu wyciągnęło z tamtych czasów dużo wniosków.
Niektóre nie wytrzymują i próbują obarczać mnie czymś na co nie zasluguję.
Co ja jestem winny temu co przeoczyłaś :
MałgosiaW
13 CZERWCA 2022
21:02
Wielce „przemili” Rosjanie co wymordowali mi Rodzinę
Następni idą za tym jak za ciosem posuwając się w tym samym kierunku, w ślepą ulicę zawiści, złości i zazdrości.
Jak tlktos ma mdłości że względu na obecne czasy niech pije herbatę miętową i podjada do tego czekoladę.
Naturalnie że to nie pomaga ale kiedy wychodzi pachnie jak After Eight.
Nowemu też tutaj radzono by flinty oddał na złom albo wysłał na Ukrainę bo oni potrzebują złomem potrzymać wojne.
Bezdomny – wypraszam sobie oceny w stylu „czytasz i nie kumasz”.
Moze Ci sie nie podobac moje zdanie i moj punkt widzenia, ale mam prawo do wyrazania takowego. Ty sobie jaja ze wszystkich robisz i czesc, zwisa Ci i powiewa, co napisala MalgosiaW i tak dalej.
Rozumiem, ze chcialoby sie zapomniec, zaczac wszystko na nowo – jak myslisz, to co sie teraz dzieje to jest co? POWTORKA Z ROZRYWKI.
Troche kumam, wydaje mi sie.
Pozdrowienia z WROCLAWIA.
p.s. Jak to latwo byc besserwisserem – tu mi zwisa mandolina… Ale juz chyba z tego wyroslismy? Mamy dzieci, wnuki, na czyms nam zalezy, zeby ten swiat trwal, i jak to Czesiek Niemen apiewal (az tak stara jestem i pamietam!)
„…lecz ludzi dobrej woli
jest wiecej, i mocno wierze w to’
ze ten swiat nie zginie
dzieki nim – NIEEEEEE!
….. i tak dalej.
Tak prawdę pisząc Alicjo to tylko i wyłącznie twoja sprawa co chcesz a czego nie chcesz kumać.
A wyproszenia przyjmuje na klatę.
Ale dalej nie kumam dlaczego mam jeszcze wszelkie inne represje dobrowolnie przyjmować do ciała i nie tylko.
Wydawałoby się że pewne sprawy zostały już dawno zagrabione. Posiano trawę. Koszą ja i to też niektórym przeszkadza.
Zdaje mi się że czas najwyższy zamienić system demokratyczny na inny. Demokracja zaczyna od dawna nie nadążać za tyk szybkim życiem jakie przyniosła nam informatyka. By dojść do ładu z obojętnie jaką kupką potrzeba minimum dwóch lat plątania się po sądach.
A tych kupek nawalonych jest co niemiara. Wystarczy wyjść rano na spacer i popatrzeć na dumnych wyprowadzaczy szczekających czworonogów
Alicjo 🙂 no i jeszcze bardzo miła sprawa. Jedna pociąga drugą.
Wczoraj w Berlinie mieliśmy happy Day 🙂
Nasza już nie panienka ale dojrzała pani mercedes, skończyła zimą 23lata, dostała bez żadnych problemów świadectwo zdrowia i będzie nas przez następne dwa lata podobnie jak przez ostatnie 15 wozić. 23 lata to już wiek dorosły i dojrzały ale ona, jak to się wyrazić, może kulinarnie „się nie soli i nie pieprzy”
Czyż to nie jest coś pięknego?
Powiem wiecej, w takich przypadkach nie należy czekać na toast do dwudziestej.
Kto może niech łyka od razu 🙂
Nie czeka aż się ściemni 🙂
Nowy jeśli jeszcze tutaj zaglądasz po tej okropnej napasci na ciebie.
I jeżeli masz tyle samo zrozumienia dla jazzu co ja dla blusa to kliknij na poniższy link.
Słucham tego od samego powstania tej radiostacji. A jest tego już cała masa 🙂
O tej porze to znaczy po toastach 🙂 jest fantastyczna muzyka nie tylko do malbeka 🙂
JazzRadio Berlin – The best is yet to come! — jazzradio.net #NowPlaying on JazzRadio Berlin , https://jazzradio.net
Dziś wreszcie wybraliśmy się do Sopotu, ostatni raz przed wakacjami, bo wtedy i Sopot, i Gdańsk odpuszczam sobie zupełnie. Ale i dziś przed południem centrum miasta było oblegane. My wybraliśmy spokojniejsze miejsca, czyli Park Północny i boczne ulice, zahaczając tylko o okolice mola i Monte Cassino. Przegapiłam czas kwitnienia kasztanów, a jest ich w Sopocie bardzo dużo, ale i tak miasto prezentuje się bardzo ładnie. Na kawę wstąpiliśmy do jednego z licznych lokali przy plaży. W porównaniu z poprzednimi latami część stolików pod parasolami na wolnym powietrzu zwiększyła się chyba ze trzy razy. Okazało się, że nie ma tam obsługi kelnerskiej, zamówienie składa się przy barze i tam też odbiera to, co się zamówiło. Z tym, że kawa przygotowywana jest od razu , a na resztę trzeba czekać. Do stolika zabieramy więc kawy i małe urządzenie sygnalizacyjne. Płacimy od razu. Pewnie to zabezpieczenie przed nieuczciwymi klientami. Pijemy więc tę kawę i czekamy na resztę, czyli ciasto, dość długo, choć klientów niewielu. Zastanawiałam się, ile trzeba by czekać przy licznych gościach i czy dania obiadowe też trzeba sobie samemu donosić do stolika. Nie sprawdzę tego, bo już tam więcej się nie wybiorę. No i rachunek… Mąż mówi- tylko nie pytaj, ile zapłaciłem, więc oczywiście pytam. No i mogę się pochwalić, że też dostaliśmy „paragon grozy”/ modne ostatnio określenie na wysokie rachunki/ – 72 zł za 2 kawy, sernik i szarlotkę/ niewielkie kawałki/, z samoobsługą. Oczywiście nikt nie musi pić kawy w Sopocie przy plaży i w ogóle nad morzem, albo i pod Giewontem… 🙂
Alicjo,
nie możesz mieć za złe Jerzorowi, że lubi ogórkową. Może delektował się nią trochę za szybko.
A przy wrocławskim rynku także trafiłam na kelnera doskonałego. Niewykluczone, że był to ten sam 🙂 , uprzejmy, ale nie nadskakujący, doradzający, a w dodatku bardzo przystojny. Uroda jest mile widziana, ale najważniejsze jest podejście do gościa.
Te głodomorki nie dostały paragonu grozu 😀
https://photos.app.goo.gl/2UsTdD4TZkdU5dTbA
Asiu,
a gdzie gnieżdżą się te jaskółki? U nas widzę je w okolicach zabudowań gospodarczych i przy miejscowej szkole, gdzie ulepiły sobie gniazda pod wysokim dachem. Przed kilkoma laty przy naszym stadionie była piaszczysta skarpa i tam również jaskółki miały gniazda wykopane/?/ w zboczu. Stadion rozbudowano i uporządkowano otoczenie, likwidując skarpę, a jaskółkami nikt się nie przejmował. Na szczęście jest jeszcze kilka gospodarstw rolnych i tam jaskółki spokojnie bytują, no i szkoła.
Te zdjęcia zrobiłam z mojego okna w pracy. Chyba mają gdzieś gniazda u nas pod dachem, bo szybowały też do góry. Jutro sprawdzę. Nasz budynek stoi na przeciwko łąki nadrzecznej, prawie na wsi. Te ptaszki z moich zdjęć to są wg. mnie jaskółki oknówki. Bardzo szybkie. Te głodne maluchy są już wielkości rodziców. Mama cały czas się uwijała bo cała piątka domagała się jedzenia. Jak rodzic przylatywał z pokarmem to piszczały, machały skrzydełkami i stroszyły piórka na piersi 😀 . Nie bały się samochodów osobowych, odleciały jak pod drutami przejechał traktor.
krystyno – niestety „rachunki grozy” zagościły w atrakcyjnych miejscowościach i jak podejrzewam, w większości lokali gastronomicznych w niekoniecznie cieszących się powodzeniem miejscach.
Ktoś na jakimś forum pokazał rachunek za dwa piwa. W Zakopanem. 40 złotych!
Kilka lat temu, podczas pobytu w Wenecji, zapłaciliśmy 22 euro popijając dwa piwa (cena sklepowa oscylowała wówczas pomiędzy 2- 4 euro). Do piwa podano mikroskopijne miseczki z precelkami (też mini) oraz orzeszkami solonymi.
No ale to było w Caffe Florian, najstarszej kawiarni w Wenecji mieszczącej się przy Placu Św. Marka (istnieje od roku 1720). Był bardzo gorący dzień, stoliki stały w cieniu, pan pianista przy fortepianie grał sympatyczne pitu-pitu. Jednym słowem: elegancja-francja. I za tę elegancję, za cień w upalny dzień, za element muzyczny, za zimne piwo „u Floriana” i za dyskretną obsługę – kelner oczywiście super grzeczny i przystojny hi, hi – trzeba było zapłacić.
Swoją drogą, krystyno, jestem ciekawa ile wyniósłby Wasz rachunek przy serwisie kelnerki/ra.
Asiu, masz w pracy „okno z widokiem na”. Niejeden pozazdrościłby. A ja na pewno. Choć i z naszej pergoli mamy niezły widok. Na skwer po drugiej stronie uliczki przylatuje różnorodność ptaków. Poprzez szpaczki, synogarlice, kosy, papugi i papużki, ibisy, kaczki, magpie, a nawet można czaple siwe i spoonbill.
W eukaliptusach buszują honeyeaters i noisy miners. I wiele innych…
https://backyardbuddies.org.au/explore/birds/backyard-birds/
https://www.australiaswonderfulbirds.com.au/in-the-city
To wielka sztuka uchwycić ruchliwe i zwinne jaskółki. A jeszcze z okna – chylę czoła Asiu.
Wiercipięty Rainbow Lorikeet – wszędobylkie i krzykliwe papużki – też niełatwo uchwycić.
Korekta do pobytu w Caffe Florian – to nie było kilka lecz kilkanaście lat temu. Dokładnie w roku 2006.
Echidno, alez ciekawy ten Twoj ptasi swiat!
Dla Krystyny troche o jaskolkach. Te na zdjeciach Asi to tzw. dymowki. Konkuruja z nimi oknowki. Piekne kolonie widzialem w Kazimierzu Dolnym. Te ostatnie wola do gniazdowania nisze okienne, skarpy dachow. Potrafia „zakleic” gniazdami cale metry bierzace. Dymowki natomiast, to stale towarzyszki Ewy, na Zabich. One zdecydowanie wola chlewnie, obory, stajnie. Kto zna to wie, ze w stajni dla ogierow zawsze byly i – co ciekawe, kiedy ogiery zniknely – jaskolek juz tam nie widzialem.
Te ze skarpy piaskowej to brzegowki. Z brzegowkami to juz prawdziwa tragedia. One zyly nie tylko na brzegach jakichs wod. Im wystarczala jakas skarpa, w piaskowni np. Wystarczylo tak, aby drapiezniki nie mialy zbyt latwo. Dzis rowna sie wszystko. Nie maja gdzie sie gniezdzic.
Szkoda.
Pepegorze, a ja myślałam, że te moje to oknówki, bo mają mniej wycięte ogonki i dorosłe białą plamkę na ogonie.
Pepegor ma jak zwykle ciekawe uwagi – dochodzę więc do wniosku, że jaskółki, które gnieżdżą się w gniazdach wysoko pod szkolnym dachem to oknówki. Te zaś, które widuję w pobliżu gospodarstw rolnych to pewnie dymówki, choć nie jestem w stanie gołym okiem ich porównać . No a te biedne brzegówki po którejś zimie nie zastały swoich gniazd. Nie wiem, gdzie mogły się przenieść.
Echidno, dziękuję. Trochę czasu i cierpliwości wymagało zrobienie tych zdjęć. Bardzo szybkie ptaki. Minęły dwa dni i maluchy już chyba same szukały pożywienia, bo dzisiaj widziałam tylko jak śmigają w powietrzu.
Z tego samego okna – makolągwa 🙂
https://photos.app.goo.gl/qdfoob4u5cRiEGnD6
A propos Zabich, to jestesmy rzut beretem i pewnie lada dzien odwiedzimy. na razie trzeba troche leniwie polezec pod krzaczkiem, bo miniony tydzien byl dosc intensywny w sensie podrozniczym i skladaniem wizyt u ulubionych „podejrzanych”.
Pogoda sprzyja, ptaszki spiewaja, owady zapylaja co sie da, konczy sie sezon na czeresnie, a na wisnie jeszcze za wczesnie. Tyle na razie z pola manewrow (doslownie), chlopcy z Kansas juz pakuja swoje czolgi i wracaja do domu, pewnie pojawia sie nowi z innych stanow. Tradycyjnie – ide dospac.
Asiu, sprawdz. Osobniki karmiace, wiec dorosle maja wyraznie widoczne, ekstremalnie wydluzone piora na brzegach ogona. Mlode takich jeszcze nie maja.
Pepegorze, Ty jesteś większym znawcą ode mnie. Na pewno tak jest. Czyli powinnam zmienić na FB na dymówki? Dziękuję za wyjaśnienia. Spójrz jeszcze na moją makolągwę powyżej, czy to na pewno ten ptak? 😀 Bo tak wszędzie podaję.
Dymowki sa mi znane od zawsze. Tak sie zlozylo, ze od dziecka spalem pod oknem, za ktorym byly tzw. druty. Znajdowaly sie tam wmurowane w elewacje izolatory i dwa przewody, ktore zaopatrywaly caly dom w energie elektryczna. Tak to dawniej bylo. Dymowki (u nas byly jakos tylko te, oknowki widywalem tylko na wyjazdach wakacyjnych) siedzialy na obu drutach, spiewaly i rano wybudzaly mnie ze snu. Nie zapomne ich spiewu, a spiewaly naprawde ladnie.
Czy oknowki spiewaja – nie wiem. Nigdy sie z nimi nie moglem tak spoufalic.
Te moje też siedzą na drutach i rano śpiewają. 🙂 Już poprawiłam na dymówki.
Tak to jest ten ptak, gratuluje zdjecia. U nas, zn tu w H. nigdy jej nie widzialem.
A tak, nadziwic sie nie moge nazewnictwu. Makolagwa! Po slasku to byl: czerwony konop. Prosto? Bo blsko spokrewniony dzwoniec to byl zielony konop.
Niedawno cytowane tu byly francuskie potrawy przy uzyciu czegos, co teraz jest scisle chronione, wiec zakazane. Pojecia nie mialem co to moze byc. Jako, ze chodzilo o Bretonie (bodajze) pomyslalem o jakims morskim stworze, jak to zwykle bywa u Orki. Jak wygooglowalem nazwe (zaponialem nazwy) pojawil sie piekny ptaszek lak i ogrodow, ktorego tu od czasu do czasu tez mozna jeszcze zobaczyc. Moj polski atlas zachwalajacy sie tym, ze prowadzi 250 ptakow polskich jakos go nie ma.
Egal, nazwe uznalem za tak odjechana ze pytac sie musialem, jak biedny stwor, nadobny przecierz, dorobil sie takiej nazwy, Tak tez ta ww mako… Na spontan bym powiedzial, ze to epitet od Wiecha.
Pozdraw
Ale
To Ale nie ma sensu, to odpadek z obrabiania tekstu.
Makolągwa brzmi zabawnie. Jest jeszcze ptaszek o nazwie lelek kozodój 😀 ale go nie widziałam.
Przepraszam, przewijalem tak dlugo az znalazlem: Ortolan!
Jest tez w moim atlasie. Tak tez sie nazywa w niemieckiej wikipedi, tzn, ze co?
Mozliwe, ze ludowych nazw sie nie dorobily, bo byly mylone z innymi.
Moja googlowska sciezka zaprowadzila mnie do trznadla.
Dosc blisko.
Dobrej nocy
Maly ptaszek makolagwa ma swoja ulice na warszawskim Ursynowie. Kto nie wierzy moze sprawdzic. Uliczka rownie urocza jak ptaszek.
makolągwa:
https://www.youtube.com/watch?v=e35QdUhUotc
dzwoniec:
https://www.youtube.com/watch?v=ftZAUQLpaVM
lelek kozodój:
https://www.youtube.com/watch?v=WuDVg2yvgJ8
Tak owe ptaszęta śpiewają.
A z zakamarków pamięci wypłynęły określenia mojej Buni powiązane z tymi ptakami.
Makolągwą określałą Bunia pustą i rozśpiewaną dziewoję (w wieku dowolnym).
Lelek – bałamut, rozświergotany „młodzieniec” wieku nieokreślonego, skaczący z gałązki na gałązke.
Zaś lelek to pleciuga i trajkotka.
Spotkaliścię się z tymi określeniami?
pepegor – oto śpiew ortolana i samSymphony No 5taszek w pełnej krasie:
https://www.youtube.com/watch?v=m-Y2PT26AJ4
i wspomniana w komentarzu Symphonia No 5 Beethovena, dla szybkiego sprawdzenia czy doprawdy mały ptaszek zainspirował wielkiego kompozytora
https://www.youtube.com/watch?v=m-Y2PT26AJ4
errata:
…
„…oto śpiew ortolana i sam ptaszek w pełnej krasie:”
echidno, niema co, trafilas!
Musze przyznac, ze nie znalem tego ptaszka, a juz zwlaszcza jego nazwy.
Z ptaszków wymienionych wyżej znam trznadle oraz dzwońce. Te ostatnie to stali bywalcy karmnika zimową porą. Ale wiosną przenoszą się w inne rejony i nie słyszę ich śpiewu w przeciwieństwie do sikorek i kosów, które cały czas przebywają w swoim rewirze. Śpiew kosów uważam za jeden z piękniejszych.
A dziś przyleciała do mojego ogródka pustułka, być może ta sama, która zimą polowała skutecznie na ptaki przy karmniku. Tym razem nie było niczego do upolowania, więc odleciała.
Kulinarnie – przypomniałam sobie o wątróbce drobiowej; usmażyłam ją w towarzystwie cebuli i jabłek, do tego trochę młodych ziemniaków i surówka z młodej kapusty. Danuśka podawała kiedyś przepis na wątróbkę z wiśniami. Taką wersję zrobię następnym razem.
Pierwszy raz w tym roku upiekłam biszkopt z truskawkami , bardzo dobry, a o ciasta dodaję trochę oleju.
Piekna nasza Polska cala, na razie jedziemy flanka zachodnia, ale oczywiscie rozmaitosci moga byc rozmaite. U mojego ulubionego ksiegarza w Drawsku pomorskim zakupilam album Beksinskiego – to nie sa rzeczy na czytnik!
U Zaby bylismy znienacka i z zaskakowy (bo zaraz by sie zaczela przygotowywac…), Zaba ma sie swietnie i wyglada jak sto lat temu.
Zdjatka przyjda potem. Na razie manewrujemy poligonem, chociaz sily amerykanskie sie zapakowaly i wyjechaly.
Zivot je cudo, ale jednak robi wrazenie drzewny cmentarzyk u Zaby.
Tyle bylo nas do pieczenia chleba…………..
…No ale nie wszyscy lezymy na cmentarzyku?
Ja w podrozy, ale zdaje sprawe od czasu do czasu. Dzisiaj byla juz wielka burza, zaraz wybieramy sie w teren pozalatwiac sprawy urzedowe. Musimy udowodnic urzedowo i pieczatkowo (bez pieczatki niewazne!), ze jeszcze zyjemy i mozemy pobierac emerytury – skladki odprowadzalismy religijnie, jak kazdy w tamtych czasach.
Pogoda bardzo niestabilna, ale nie takie my ze szwagrem….
Do nastepnego!
p.s.W tym ustrojstwie nie mam diakrytykow i nie umiem ich zainstalowac 🙁
Tutaj co pewien czas rzęsista ulewa.
Ostatni weekend spędziłam w Kopenhadze, sporo chodziliśmy, większość obowiązkowych punktów zaliczona. Pogoda nie była najgorsza, bywało pochmurno a nawet deszczowo, ale na to nie mamy wpływu. Pojechaliśmy też do Helsingoru obejrzeć Kronborg – Zamek Hamleta , a także przejść się po Roskilde, podziwiać w muzeum łodzie Wikingów (niesamowita konstrukcja) i słynną katedrę.
Ten komputr nie dosc, ze nie ma wmontowanych diakrytykow, to jeszcze polknal moj dosc obszerny wpis, dotyczacy zmagan z urzedami. Wyszlo na wielki plus, ale wczesniej wyszly dwa minusy z nieporozumienia, co sie nie liczy. Podobno mielismy potwierdzic u notariusza, ze my to my i zyjemy. Jednego notariusza chwilowo nie bylo, drugi mial byc po 15-tej, ale pani sekretarka zapowiedziala, ze dzisiaj na pewno tej sprawy nie zalatwimy (nie pytajac, o jaka sprawe chodzi).
Zasugerowalam, ze wracamy do zrodla, czyli ZUS-u, jak tam stwierdza, ze my to nie my albo w ogole nie zyjemy, no to koniec, pora umierac. Usmiehnieta pani w ZUS-ie poprosila o dokumenty, cos tam wypelnila, przywalila po dwie pieczatki w jakichs tam dokumentach, nie pobrala oplaty (notariusz jak nic by pobral!)
Ale skad moglismy wiedziec??? To znaczy moja logika tak mi podpowiadala, ale…
Poszlam do mojej ulubionej ksiegarni w Drawsku Pomorskim i przeprosilamPana, ze niestety, mam czytnik… ale i tak zakupilam u niego wspanialy album Zbigniewa Beksinskiego oraz jedna z powiesci Mysliwskiego, ktorej w papierze nie mam.
Pan powiada, ze interes dalej sie kreci, chociaz Drawsko Pomorskie to mala wiocha.
Zycze mu wszystkiego naj-naj!
Kota nie ma w tym domu, ale jest Frida – gonczy polski. Dogadalysmy sie, chociaz z poczatku bylo ciezko, bo ona tak kocha ludzi, ze nie pozwala sie ruszac. Trudno jej wytlumaczyc, zeby nas tak bardzo nie calowala.
Pyry nie ma, wiec nie ma komu zaanonsowac toastu – zdrowie wszystkich Alicji oraz Alutki Zabowej. Dorocznie wznosilysmy te toasty z moja Alicja z lawki szkolnej, no ale…..
*usmiechnieta!
p.s.
Oraz Alicji Danuscynej i Alainowej.
Na razie w rejonie helikoptery latajo 😯
Alicjo,
wszystkiego dobrego imieninowo – udanych podróży po Polsce i samych dobrych wrażeń!
Ciekawa jestem jak wyglądają drzewka pamięci/ ja nie nazywam tego miejsca cmentarzykiem/; widziałam je kilka lat temu, ale przez ten czas na pewno sporo urosły. Najmłodsze – dla Haneczki- pewnie jeszcze niewielkie. To był naprawdę piękny pomysł Żaby.
Małgosia w podróży, Danuśka , domyślam się, chyba także. Moja rodzina bliższa i trochę dalsza też ostatnio wojażowała po Europie. Jednego dnia dostawałam zdjęcia w lekkich ubraniach, następnego dnia w kurtkach . Kuzynostwo na okrągłą rocznicę ślubu wybrali się do Normandii, zahaczając oczywiście i o Bretonię; są zachwyceni widokami i architekturą.
Przygotowuję syrop z kwiatów czarnego bzu. Bardzo obficie kwitnie w tym roku, więc szkoda byłoby tego nie wykorzystać, zwłaszcza że nie jest to pracochłonne. Nie robię dużo, tylko z 1,5 litra wody, a i tak starczy mi na 2-3 lata. Jesienią zrobię trochę soku z owoców czarnego bzu. W tym roku także jarzębiny/ ogrodowe i polne/ będą miały bardzo dużo owoców.
W sprzedaży są już morele, brzoskwinie, ale raczej jeszcze nie krajowe. Na razie zajadam się jeszcze truskawkami.
Krystyno,
zrobilam zdjecia, przez lzy. Jak wroce, opublikuje.
„…a czas leci, a czas goni”
Ale jest cudnie, przeciez co roku odwiedzalismy, a tu nagle 3 lata w plecy….
Pozdrawiam z Oleszna, od wiadomej Tereski i Szwagra!
Jan Brzechwa
I cóż powiecie na to,
Że już się zbliża lato?
Kret skrzywił się ponuro:
Przyjedzie pewnie furą.
Jeż się najeżył srodze:
Raczej na hulajnodze.
Wąż syknął: Ja nie wierzę.
Przyjedzie na rowerze.
Kos gwizdnął: Wiem coś o tym.
Przyleci samolotem.
Skąd znowu – rzekła sroka –
Nie spuszczam z niego oka
I w zeszłym roku, w maju,
Widziałam je w tramwaju.
Nieprawda! Lato zwykle
Przyjeżdża motocyklem!
A ja wam to dowiodę,
Że właśnie samochodem.
Nieprawda, bo w karecie!
W karecie? Cóż pan plecie?
Oświadczyć mogę krótko,
Przypłynie własną łódką.
A lato przyszło pieszo –
Już łąki nim się cieszą
I stoją całe w kwiatach
Na powitanie lata.
Nie ma to jak Brzechwa!
Krystyna, zdecydowanie lepsza nazwa, Drzewka Pamieci.
Najbardziej rozrosnieta jest lipa Pyry!
Mielismy dzisiaj juz spadac na poludnie, ale Tereska zarzadzila, ze jak wroci z pracy, mamy byc. No to jestem… Jerzor na rowerze brata, ja podczytuje Lepkowska („Pani mnie z kims pomylila…”), pies (FRIDA) gonczy polski sobie biega…a ja sie lenie.
Pogoda zmienna, jak to w Polsce. Ale i tak jest cudnie, czyli jak zwykle. Za chwile lunie….
Malgosiu, dzieki za Brzechwe, nie znalam tego!
Alicji imienionowo
Alicja po Polsce z Jerzorem wędruje
uroki polskiego lata w aparacie cyfruje
i kubek goryczy wypija
gdy po urzędach się obija
a że zastały Cię w kraju imieniny
zdrowia, szczęścia Ci życzymy
w bukiecie kwiecie polskie układamy
i z życzeniami przesyłamy
begonia stale kwitnąca
nasturcja piękną choć mało pachnąca
wytworna cynia i kalifornijska pozłotka
co oczy cieszy nie tylko podlotka
słonecznik co lico do słońca podnosi
chabry i maki co je kośbiarz kosi
i malwy jak kolorowe spódnice baletnicy
ich różnobarwne piękno każdego zachwyci
echidna i Wombat
echidna © 2022
Pytałaś niedawno Alicjo o nasze „cytrynowe zbiory”. Wczoraj Wombat ogołocił naszego maluszka – maluszka, bowiem jest to odmiana karłowata – omalże doszczętnie. Takich zbiorów jeszcze nie było. 28 kilo! Większość dostaną znajomi i oczywiście zaprzyjaźnieni sąsiedzi. Ja zrobię syrop cytrynowy i cytryny marynowane na sposób marokański. Ze skórek zalanych octem przygotuję doskonały środek do czyszczenia. Wspaniale usuwa tłuste zabrudzenia oraz zabija kuchenne zapachy.
Zebralam maliny, wrzucilam do garnka i zamiast zagotowac same maliny, odcedzic , zwazyc i dopiero wtedy dodac cukier to ja gapa wsypalam cukier od razu. Nie wiem co z tego wyjdzie a miala byc galaretka
Na Zwierzatku zawsze mozna polegac, ze okolicznosciowy wierszyk wyrychtuje 😉
Dziekuje!
Tymczasem nad glowa juz nie wiem, ile razy mi helikopter przelecial – cwiczenia jakies czy co? Pogoda cesarska, jak to mawial Pan Lulek.
Frida, czyli gonczy polski, zdecydowanie mnie slucha i juz mnie nie caluje. Ilez mozna!
Tutaj malin jeszcze nie ma (na ogrodku), ale truskawki i poziomki dzielnie zajadam….
echidno,
poproszę o więcej informacji o skórkach cytrynowych z octem. Czy to są obrane skórki, czy też cała pozostałość po wyciśnięciu soku? I jakie są proporcje skórek i octu/ powiedzmy, że miałabym skórki z 3-4 cytryn/, ile taki płyn musi odstać, aby nadawał się do użycia?
A lato, owszem, widać na kwitnących łąkach, jak w wierszu Brzechwy. Jest pięknie.
U mnie, truskawek od dwu tygodni „od groma” o tyle, ze sasiedzi, znajomi dostali po po sklepowych porcjach, a rezerwy sa w zamrazarce i ogolnie: przesyt, bo tu i tam stale jeszcze cos dojrzewa, a niektorzy swoi nawet kreca nosem, ze sie narzucam. Aktuale sa maliny, a na zebranie czeka agrest, bo lubimy lekko kwasny, wiec trzeba by teraz. Porzeczki tuz, tuz. Szkoda, ze nie mam czasu na to wszystko, bo wieksza czesc mojego czasu poswiecam na czuwanie, tu w domu.
Alicjom spoznione, ale tym serdeczniejsze zyczenia!
Dziekuje Pepegorowi za zyczenia!
Zanim zasne, musze zanotowac dzisiejsze wrazenie kulinarne – tatar ze sledzia! Z wrazenia nawet zdjecia nie zrobilam, mozliwe, ze Jerzor zrobil, ale on delektowal sie pstragiem. Szczegoly jutro, w kazdym razie tatar ze sledzia zarobil na kulinarnego oskara z mojej polki, byl wspaniale opieprzony wszystkimi kolorami pieprzu, a ja uwielbiam dania ostre! Popilam odpowiednia iloscia piwa. Bajka!
Tatar, bo dobrego piwa nie brakuje! Dobranoc.
krystyno, sposób jest prosty: do słoiczka z zamknięciem (wielkość zależy od ilości skórek) wkładasz skórki i zalewasz octem tak by były przykryte. Zakręcasz i zostawiasz w chłodnym, ciemnym miejscu na 1 – 3 tygodnie. Po czym przelewasz do butelki typu spray i gotowe. Niewielkie zatłuszczenia spryskujesz miksturą i przecierasz ręcznikiem papierowym. Większe też spryskujesz, po czym zmywakiem kuchennym czyścisz powierzchnię i przemywasz wilgotną ściereczką. Można przetrzeć do sucha.
A żem osobą dokładną podaję cały przepis wraz ze sposobem użycia:
Cytrynowo-octowy naturalny spray do czyszczenia domowej roboty
Składniki:
1. Skórki cytryny lub inne skrawki cytrusów
2. Biały ocet
3. Opcjonalnie: świeże aromatyczne, antyseptyczne zioła takie jak lawenda, rozmaryn, tymianek, szałwia, mięta
4. Gęste sitko lub gaza
Przygotowanie:
1. Zużyte skórki cytryny zebrać do szklanego pojemnika. Im więcej skórek cytryny, tym bardziej będzie cytrusowy. Należy zostawić miejsce na ocet.
2. Jeśli nie można zebrać wszystkich skórek cytrusów za jednym razem, należy zbierać je i pozostawić w lodówce przez 5 do 7 dni. Dłużej można przechowywać je w zamrażarce, aż uzbiera się pożądaną ilość.
3. Po zebraniu odpowiedniej ilości skórek cytryny wlać do pojemnika zwykły biały ocet. Napełnić słoik do momentu, gdy wszystkie skórki zostaną zanurzone. Można też dodać garść świeżych ziół (lawenda, rozmaryn, tymianek, szałwia czy mięta).
4. Cytrusy moczyć w occie od tygodnia do trzech tygodni. Pojemnik ze skórkami i octem może stać na blacie w temperaturze pokojowej. Co kilka dni wstrząsać pojemnikiem.
5. Po zakończeniu moczenia odcedzić skórki cytryny z octu. By usunąć jak najwięcej kawałków i cząstek oraz aby uniknąć zatkania butelki z rozpylaczem, odcedzić. Warto dwukrotnie powtórzyć proces odcedzania.
6. Przelać roztwór do butelki z rozpylaczem. Jeśli nie wszystek zmieści się do butelki typy spray, zlać do zwykłej butelki. Płyn nie zepsuje się.
NIE ROZCIEŃCZAĆ WODĄ!
Czyścić:
zlewozmywaki, prysznice, toalety, płytki ceramiczne, urządzeniach ze stali nierdzewnej (np zlewozmywaki, blaty kuchenek), wnętrze piekarnika z emali ceramicznej łącznie ze szybą wewnętrzną i zewnętrzną, mycia szyb. Mikstura eliminuje resztki zapachu np czosnku i cebuli z desek do krojenia. Oprócz odkażania i dezodoryzacji, ocet świetnie usuwa plamy i lepkie zabrudzenia, takie jak klej do naklejek np na słoikach.
Jeśli nie jest się pewnym zawsze należy sprawdzić na niewielkim kawałku czyszczonej powierzchni.
NIE UŻYWAJ NA: granicie, marmurze lub innych delikatnych powierzchniach kamiennych, podłogach z naturalnego drewna lub drewnianych meblach, powierzchniach chropowatych i z plastiku.
Errata do cytryowo-octowej mikstury
Popełniłam błąd pisząc: „…Zakręcasz i zostawiasz w chłodnym, ciemnym miejscu na 1 – 3 tygodnie…”.
Zalane octem skórki mogą stać w słoiczku na blacie kuchennym. Byle nie w słońcu. A że u nas słoneczko świeci cały dzionek w okna, wynoszę słoik do pralni gdzie jest chłodno i ciemno. Stąd ta pomyłka.
A gdzież to tatara śledziowego spożywałaś Alicjo?
Gudowo k. Drawska Pomorskiego – hotel/restauracja Veranda. Piekny widok z pagora na jezioro i okoliczne lasy.
Dzisiaj proste chlopskie jedzenie – jajka sadzone, nowe ziemniaki, mieszana salata i kefir w wykonaniu bratanicy Jerzora – juz odwrot, znow w Poznaniu.
echidno,
dziękuję pięknie za wyczerpujące informacje 🙂 . Staram się nie nadużywać chemii w domu, a skórek z cytryn do tej pory nie wykorzystywałam. Przepis jak znalazł.
Śledzie na razie poszły w odstawkę, bo latem zupełnie nie mam na nie ochoty. Tatar poczeka do jesieni.
Lato w pelni, dzis noc swietojanska, a nasze Panie Gospodynie ciagle maja Swieconke. Troche szkoda. Tak jak inni blogowicze podrozuje sobie po Europie, ale po dwoch tygodniach w Polsce (z wyskokiem do Berlina) czas na Grecje. Nie moge sie juz doczekac owocow morza popijanych greckim winem, do tego sery i oliwki, a wszystko to z widokiem na blekitne morze. Na razie jednak zajadam sie przepysznymi truskawkami, bo te w Polsce sa po prostu cudowne.
Kemor, Grecji zazdroszczę to mój ulubiony kierunek podróży , miłego wypoczynku!
Grecja z braku laku w wydaniu restauracji acropolis na wroclawskim rynku. Bylo
pysznie. I goraco Jak w grecji. Ponad trzydziesci stopni we Wroclawiu dzisiaj, chociaz wialo calkiem Jak na morzu egejskim. Dobranoc
Dzisiaj nie wychodzimy z domu, moze poznym wieczorem, upal nie popuszcza, +31c.
Nasza gospodyni switem bladym wyjechala na jakis kajakowy zlot na polnoc od Wroclawia, jako nauczycielce (wczoraj bylo zakonczenie roku szkolnego), nalezy sie jej taki relaks. Relaks relaksem, nikt jej tego nie zafundowal, zaplacila z wlasnej kasy – jak wiadomo, nauczyciele w Polsce zarabiaja mnostwo kasy, az sie minister oswiaty prawie zatchnal, jak o tym mowil.
Jerzor nie pierwszy raz skomentowal – nie masz pieniedzy na oswiate, buduj wiezienia. No przeciez podwojny stroz prawa, pan zbyszek, az sobie raczki zaciera! To on zarobi i bedzie mial kogo do puszki zapuszkowac.
No dobra – tyle polityki.
Kemor ma racje – swieconka juz dawno sie „zasmiardla” (mowiac Joanna Chmielewska), czas na piwo albo lody dla ochlody, ale jest co jest, sieroty po Piotrze i tyle. Nie smiem sie domagac od Gospodyn, ktore wyraznie do tego miejsca nie maja serca, zeby cokolwiek pisaly.
Blog sie rozpadnie, to nieuchronne bez osoby prowadzacej, ale zwiazki osobiste, jakie zawiazalismy dzieki Zjazdom i tak dalej – pozostana. Jednakowoz szkoda….
Alicjo-oczywiście, że szkoda…. Już podejmowałam kilka razy interwencję w sprawie nowych wpisów. Już mi jednak brakuje cierpliwości, by znowu pisać czy dzwonić w tej sprawie.
Alicjo-spóźnione, ale pełne słońca życzenia imieninowe. Zdrowia i jak najmniej przygód z polskimi urzędami!
Latorośl serdecznie dziękuje za pamięć.
Przy dzisiejszych upałach podrzucam trochę wody dla ochłody 🙂
https://i.ytimg.com/vi/kCVeKu40ANs/maxresdefault.jpg
Powróciliśmy z kolejnej, samochodowej eskapady na bretońskie rubieże. Lubimy bardzo kemping, a przede wszystkim jego właścicieli w tych odległych okolicznościach przyrody. Tym razem spotkaliśmy się na miejscu z grupą naszych polskich znajomych. Wszyscy wyruszyli tak, jak my z Warszawy. Do przejechania było 2100 km, ale każdy miał swój pomysł na to, kiedy wyrusza, gdzie się zatrzymuje się na trasie, czy i co zwiedza po drodze. Jedno ustaliliśmy zgodnie, chętnie i demokratycznie 🙂 -spędzamy w okolicach Roscoff wspólnie siedem dni. Jak się może domyślacie był to wesoły i bardzo towarzysko urozmaicony tydzień. W ciągu dnia nikt nikomu niczego nie narzucał, wycieczki czy też spacery odbywały się w podgrupach, wieczorem natomiast siadaliśmy wespół w zespół przy dobrym winie 🙂 Białym przede wszystkim, bo na stole królowały ryby i owoce morza. Jakże by inaczej!
Tym razem z Elapą pogadałyśmy jedynie przez telefon, zorganizowanie spotkania okazało się zbyt skomplikowaną łamigłówką.
Droga powrotna do Warszawy (z noclegami w Dunkierce oraz w Niemczech) okazała się dużym wyzwaniem z racji kilku korków na trasie, które staraliśmy się jakoś ominąć pakując się w jeszcze większe tarapaty. No cóż, przyjemności podróżowania mają wiele twarzy 😉
Zdjęcia oczywiście będą, ale muszę trochę nad nimi posiedzieć.
Danuska,
dzieki za relacje. My sie tu we Wroclawiu gotujemy, wlasnie z Jerzorem zjechalismy winda do delikatesow i zakupilismy jakies biale wina na ochlode. Czerwone tez w lodowce!
Rownikowo tutaj – ciekawam relacji naszej Dany, te kajaki, jak tam bylo (Rydzyna), ale jak sie tak bedziemy schladzac winem, to nie wiem, czy doczekamy jej powrotu.
Zapowiedziala zreszta, ze wroci pozno.
Pod tym adresem, aczkolwiek innym numerem mieszkania, mieszkala swego czasu Alicja, moja nieodzalowana przyjaciolka. Stad znajomosc od lat z tym kolkiem (o z kreska) calkiem nierozancowym. Nauczycielskim. Alicja byla nauczycielka jezyka polskiego, dawno temu porzucila zawod, chociaz tak swietnie podobno platny obecnie. Dana uczy informatyki, chyba ja szlag trafi, jak przeczyta dzisiejsza wypowiedz wiceministra szkolnictwa (zapomnialam nazwisko, chyba na R…) ze nauczyciele maja sie swietnie, na jego konto splywa co miesiac 11 000 zl i kazdy nauczyciel tak zarabia. Albo raczej Danie nie wspomne, bo po co mam jej psuc dzien. Dowie sie i tak za szybko, co ten medrzec powiedzial. Moj ulubiony nauczyciel z belfer blogu Dariusz Chetkowski) juz o tym sie wypowiedzial na innych lamach.
Nam to dobrze, dzieci mamy stare i wyksztalcone – ale…
Danuśka,
dobrze domyślałam się, że wybrałaś się w podróż. Trafnie wybrałaś czas, bo z relacji kuzynki męża, która nadal zwiedza północną Francję, widać, że jak na razie ruch turystyczny jest znikomy, co oczywiście jest wielką zaletą. Dziś zwiedzali miasteczko Vitre/ z akcentem nad e/. Ja obejrzałam sobie wszystko na filmie w necie.
Upał w całej Polsce, także na Wybrzeżu. Ale przed południem wybraliśmy się do sąsiedniej gminy, gdzie powiało wielkim światem w postaci wystawy prac Salvadora Dali. Prace artysty pochodzą z prywatnej kolekcji, nie te najsłynniejsze, ale też bardzo interesujące. W zasadzie nie bardzo interesuję się, co się dzieje w gminnych ośrodkach kultury; o tej wystawie dowiedziałam się od sąsiadki, która jest historykiem sztuki. A jednak warto; kolejna wystawa na początku przyszłego roku to Zdzisław Beksiński. A to wszystko w Luzinie k. Wejherowa.
Wlasnie w czasie podrozy, w Drawsku u mojego ulubionego ksiegarza, zakupilam album prac Beksinskiego, wazy ze 2 kg i nie wiem, czy mi sie zmiesci do bagazu podrecznego.
Najwyzej wezme go pod pache…. Beksinski jest niepokojacy, ale ja bardzo lubie jego obrazy. Polecam tez ksiazke, o ktorej wspominalam lat temu kilka, „Beksinscy. Portret podwojny”. Nie jest to lekka lektura, ale daje wglad w to, co malowal Zdzislaw – syna Tomka z radia juz nie znalam.
Trudne zycie artystow.
Z Dalim juz zawsze beda mi sie kojarzyly jego zmeczone zegary… no i wasy, oczywiscie!
Chetnie bym znowu pojechal do Bretanii, gdzie spedzilem kiedys dwa tygodnie, glownie w Dinard i St. Malo. Niedaleko jest dom/muzeum Manoir Jacques Cartier utrzymywany przez rzad kanadyjski dla tego, ktory jest uwazany za odkrywce Kanady. najbardziej pamietam piekne kamienne domy i wszedzie rosnace hortensje. Jako nowy emeryt mam teraz duzo czasu wiec przy jakiejs okazji pewnie tam znow pojade, choc jednak najbardziej ciagnie mnie nad Morze Srodziemne i to glownie po europejskiej stronie. Przeczekam sezon letni i jako emeryt pojezdze sobie jesienia, kiedy jest chlodniej i taniej. Zycze podobnych podrozy wszystkim blogowiczom, ktorzy, zdaje sie, tez sa w wiekszosci emerytami.
Kemor-my z Bretanią jesteśmy też trochę związani towarzysko. Odwiedziliśmy to samo miejsce już po raz trzeci i tak, jak napisałam powyżej, tym razem zachęciliśmy do tej do tej podróży kilka zaprzyjaźnionych osób. To jest piękny kawałek Francji 🙂
St Malo i Dinard to trochę inne klimaty, bardziej światowe i eleganckie 🙂
Miejscowość, w której jest położony nasz kemping to Bretania rolnicza, dookoła pola sławnej różowej cebuli z Roscoff, którą niegdyś zbierali Polacy, a teraz zbierają Rumuni (jeszcze tańsza siła robocza). Oprócz cebuli uprawia sie tutaj czosnek, karczochy, ziemniaki i truskawki. Te ostatnie są drobne i bardzo aromatyczne. Tym razem poszerzyliśmy nasza wiedzę na temat karczochów, na polach znajdziemy trzy odmiany białą, fioletową i kardynalską. Podczas bretońskich wakacji jadamy karczochy codziennie! Dwójka naszych znajomych podczas swoich wędrówek po okolicy miała okazję spróbować karczochy faszerowane. Z tego co zdołaliśmy ustalić farsze mogą być różne. Rzeczona restauracja serwowała je z krewetkami i pieczarkami w sosie majonezowym. Dania wyglądało mniej więcej w ten sposób:
https://p3.storage.canalblog.com/39/03/1066606/99587948.jpg
Co do architektury i wszechobecnych hortensji to masz całkowitą rację.
Hortensjom i innym kwiatom służy bardzo tutejszy klimat-nie ma upałów, a w powietrzu jest dużo wilgoci. W tym klimacie świetnie czują się również rośliny egzotyczne, bo zimy tu łagodne (choć kiedy mocno wieje i leje przyjemnie na pewno nie jest). Więcej na ten temat wie oczywiście Elapa.
Dla zobrazowania powyższych opowieści podrzucam kolejny bretoński fotoreportaż. Piszę kolejny, bo po naszych poprzednich podróżach też dzieliłam się zdjęciami z Blogowym Towarzystwem 🙂
https://photos.app.goo.gl/TbRMHcxyBBPkg16S6
Cd opowieści oraz zdjęć nastąpi…
W żadnym przypadku nie chcę niczego sugerować i być Besserwisser, tym bardziej że są tutaj experci od Francji.
Normandia i Bretania to dla mnie francuska część Francji 🙂
I ład i pożądek i bardzo dobre maniery w otwartych przestrzeniach.
Z przyczyn obiektywnych i higienicznych nie klepie odwiedzaniu miejsc religijnych. Mi tam cuchnie stęchlizną, brak świeżego powietrza wpływa na mnie bardzo źle i podobno powoduje nieodwracalne zmiany w łepetynie.
Lubię miejsca pachnące świeżością, uformowane dla ludzia a nie historią. Takim właśnie miejscem podczas ostatniego wiosennego podytu we Francyji był dla nas La Roschelle.
Byśmy w tamtym rejonie znacznie dłużej pozostali ale pchał nas okropnie wielki wyż znad Atlantyku, mojego ukochanego ozeana 🙂
Nie dało się wytrzymać deszczów i niepogody. Zatrzymywaliśmy się w przepięknych miejscach i w Normandii i Bretanii na jedną bądź dwie noce. Po drugiej nocy czuć było ponownie ogromną moc ozeana.
Więc mobilek jechał dalej, nie narzekał bo też z pewnością czuł że będzie mu po 10 miesiącach najlepiej w Berlinie 🙂
Kemor 🙄 właśnie teraz jest najpiękniej w franzuskiej części Francji. Zmień plany. Odłóż Grecję na jesień kiedy tam jest też do wytrzymania bo we franzuskiej Francji jesienią już leje. Nie co dziennie ale co drugi dzień też nie należy do przyjemności być moczonym deszczem i na dodatek owiewanym mokrym i chłodnym wiatrem.
Zostało nam coś około 20 do 30 lat w miarę normalnego i przyjemnego życia 🙂
Szkoda marnować nawet co drugi dzień w niepogodzie 🙂
To fakt że już w dalekiej oddali jest Dalii. W 80 tych latach odwiedzałem wraz z tym samym przyjacielem z którym dzisiaj włóczę się do dziś 🙂
Jest muzeum nad morzem Śródziemnym, na granicy Francji i hispanioli. Miejscowość nazywa się mniej więcej figuares albo bardzo podobnie.
Kiedy zobaczyłem przed wejściem, wówczas w latach osiemdziesiątych kolejkę na dwie godziny stania by zakupić bileta to mi się odechciało.
Ale od czego ma sie6w takim przypadku PRZYJACIELA?
Staną w kolejce i dotrwał do końca. Naturalnie że nie pozostawiłem go na pastwę losu, co jakiś czas donosiłem napoje chłodzące bo organizm mimo że był wówczas znacznie młodszy i odporniejszy niż dziś potrzebował płynów tak jak kania dżdżu.
To była znakomita inwestycja 🙂 zaledwie parę flaszek wody.
Ale gdybyśmy wówczas tego miejsca nie odwiedzili, gdybym nie przeczytał wszystkiego co w Niemczech wydrukowano na temat Salvadora to może miałbym odwagę dzisiaj cokolwiek na temat jego twórczości klepnać.
Wydaje mi się że skoro nie jest się historykiem sztuki to przyjemnie jest odwiedzać miejsca gdzie Salvador spędzał czas jako bachor, doznać promieniowania słońca w okresie kiedy spędzał wakacje nad morzem. Popatrzeć na kolory skał na ich formy poczuć atmosferę tamtych miejsc podczas najdziwniejszych warunków pogodowych.
MałgosiaW 🙂 nie musisz się wychylać pierwsza jeśli zauważyłaś jakiś błąd w mojej klepanine.
🙄
Oczywiście, że widzę.
Mieliśmy weekend z wnukami. Zabraliśmy je dziś do parku wodnego , wygląda, że była to dla nich frajda. Mam nadzieję, że powtórzą to kiedyś ze swoimi rodzicami.
Danusiu , jak zwykle cieszące oko widoki.
Małgosiu W 🙂
Jestem w stanie być kompatybilny na jednakowym poziomie w trzech egzotycznych językach, no przynajmniej dla niektórych ludzików na planecie.
Ale jedynie w polskim jestem poprawiany.
Czy to znaczy że pozostałe pajace mają więcej rozumu i tolerancji a mniej nacjonalizmu który nikomu nie jest potrzebny do najpiękniejszego okresu w życiu, bycia i życia, wydawania kasy która po życiu traci i jest warta
https://youtu.be/JFHanoST-vI
Co innego język obcy, a co innego ojczysty 🙂
Ja wohl!
Frau General 🙂
Co mam zrobić?
Znam trzy na jednakowym poziomie. Żaden nie jest dla mnie ani ojczysty ani obcy lecz pomocny. Raz tu raz tam.
W końcu jestem bezdomny, w Europie, a ta nie ma dotychczas wspólnego języka w jakimkolwie przypadku 😛
Popieprzone jest to wszystko.
W Niemczech nikt nie mowi o ojczystym języku.
Po niemiecku w Europie porozumiewa się około 150milionow ludzików.
Obojętnie gdzie nie jestem, czy w Belgii Luksemburg Liechtenstein czy Austrii nikt mnie przez 40lat nie poprawiał a wiem że na samym początku zgrzytałem jak
nienaoliwiony łańcuch w moim iżu (to motor z silnikiem boksera, rosyjski, gniotsja nie łamiotsa i jak się nim jechało po polu gdzie rosły kartofle to z tylniego koła po najechaniu na nie strzelały w górę 🙂
Komu potrzebne są takie małe zaściankowe nacjonalizmy z ojczystymi językami którymi i tak potrafimy sie dogadać
Sam mnie zaczepiłeś to tak masz.
Jawohl pisze się razem.
Gorunc (*Tadzio Konwicki, Wilniuk z Warszawy!) jak w piekle od rana. No nic, takie czasy. Chyba juz nie na moje zdrowie.
Moja ojczyzna to polszczyzna (zgadzam sie z klasykiem!) i nie ma to nic wspolnego z tym, iloma innymi jezykami sie posluguje, ani nic wspolnego z „nacjonalizmami”, o ktorych wspomina bezdomny. Po prostu, chcial czy nie, kazdy z nas gdzies sie urodzil i przynalezal do jakiejs spolecznosci – nic w tym zlego. Przeciez i tak jestesmy obywatelami swiata 🙂
Chociaz podczas tej podrozy uslyszalam od Jerza kilka razy (tak jest, kilka razy), ze „Ala pochodzi ze wsi”. Z duma podkreslilam, ze do wsi to ja musialam zapierniczac na piechote do szkoly prawie 2 km, wiec pochodze z nie wiadomo, skad. A wieksza wies pod nazwa Zloty Stok, byla widoczna jak na dloni z moich krzakow, oddalonych o jakies 8km. Dlaczego widoczna? Bo byla na pagorze, a nawet gorce, w pasmie Gor Zlotych. I to by bylo na tyle na zrazie (poniedzialek – dzien bezmiesny!)
A propos rozmów o języku polskim-w internecie na blogu „Urocznica” znalazłam poniższą ciekawostkę:
„Zażółć gęślą jaźń” to żartobliwe, najkrótsze zdanie zawierające wszystkie znaki diakrytyczne języka polskiego. Wykorzystywane jest powszechnie do sprawdzania obsługi polskiego alfabetu w fontach i programach komputerowych. Zdanie jest poprawne gramatycznie, ale nie przekazuje sensownej treści. Warto dodać, że nasz alfabet pełni nie tylko funkcję użytkową. Można go uznać za dzieło sztuki”.
Zapewne wszyscy pamiętacie, że Helena Modrzejewska, deklamując polski alfabet, wprawiała w zachwyt amerykańskie salony. Tak przynajmniej mówi legenda.
Dzisiaj zdjęcia z naszego przystanku w Pikardii oraz w Dunkierce. To nie są miejsca, do których turyści spieszą tłumnie i entuzjastycznie (może oprócz katedry w Amiens), ale okazały się grzechu warte 🙂
https://photos.app.goo.gl/4mS1KdT2RdYdDQtf8
Jak najbardziej „gotujemy sie”, nawiazujac do nazwy blogu! +34c we Wroclawiu! Dzisiaj zdolni bylismy tylko do tego, by zejsc z 6 pietra po drobne zakupy spozywcze, najbardziej ucieszyl mnie wedzony dorsz, ktorego u nas nie uswiadczysz, a w Polsce i owszem. Ide zajadac i popijac!
Laptop mam stary i bez zainstalowanych diakrytykow, byc moze sa jakies „myki”, zeby to zrobic, ale ja jestem starej daty (starszej, niz ten laptop!) i nie chce mi sie o tym myslec, zwlaszcza w taki upal. Ide do kuchni, dorsz czeka!
Danuśka,
przepiękną architekturę pokazałaś na swoich fotografiach. Francja ma takie bogactwo zabytków, że, jak widać, łatwo znaleźć spokojne miejsca.
Przeczytałam, że specjalnością Amiens są konfitury z rabarbaru. A ja jeszcze w tym sezonie nie jadłam niczego z rabarbarem.
Upał nieznośny, ale trzeba go przeczekać najlepiej, niestety, w domu. Podobno jutro mają być burze i ulewy.
Pisałam już nie raz , że zazdroszczę miastom zachodu Europy, że zachowały swój układ, zabytki , domy, miasta i miasteczka. Polska zabudowa była głownie drewniana, a to materiał nietrwały i łatwopalny i dlatego tak mało tego zostało. Zdjęcia Danuśki zawsze budzą mój zachwyt i z drugiej strony żal , że to nie u nas to piękno tak powszechne. Doceniam oczywiście Zamość, Sandomierz i Starówki rożnych miast , ale to tylko rodzynki , pośród trwałej niestety zabudowy murowanej, ale okropnej z okresu PRL-u miasteczek i wsi.
Danusiu dzięki, jak tam ładnie. Jakie to miłe dla oka.
Krystyno, robię na okrągło kompot z rabarbaru, przeważnie z jakimiś innymi owocami, ale było też ciasto z rabarbarem. Lubię go, ale raczej przetworów z nim nie robię, cieszę się chwilą gdy jest, podobnie mam z czereśniami.
Alicjo-mnie brak diakrytyków na naszym blogu nigdy nie przeszkadzał. Rozmumiem doskonale różne problemy techniczne z komputerami, które (przynajmniej naszej generacji 🙂 ) nie zawsze łatwo przeskoczyć. Sama w korespondencji z Francuzami też nie używam ichniejszych znaków i nikt nigdy nie uczynił z tego żadnego problemu,
Dziewczyny-dziękuje za miłe słowa 🙂
Piękno i bogactwo wielu miast we Francji, Włoszech czy Hiszpanii wynika z wielu różnych czynników. No cóż, historię mieliśmy mocno zwichrowaną, a nasze geograficzne położenie też nie sprzyjało na przykład morskim wyprawom i bogaceniu się na nich miast, królów czy kupców. To jest temat na długie opowiadanie…
Wtrącę tu jednak jeszcze drobną uwagę-bardzo irytuje mnie porównywanie polskich miasteczek do wspaniałych miast zachodniej części Europy. Ostatnio usłyszałam, że Pułtusk to mazowiecka Wenecja!!! Mamy w Pułtusku rzekę i dwa kanały, ale przecież to są dwa kompletnie inne światy i takie porównania nie mają żadnego sensu, a wynikają chyba jedynie z naszych narodowych kompleksów.
Podrzucę jeszcze zdjęcia z niemieckiej części naszej podróży, ale teraz muszę zamknąć komputer, jako że idę na pogrzeb. Zmarła nasza znajoma, miła pani, która dożyła pięknych 96 lat.
We Wroclawiu byla burza nad ranem – grzmotnelo raz, a porzadnie, popadalo mniej porzadnie i tyle.
Wczoraj znow udalo mi sie dokonac sztuki, to znaczy zakupic biale wino bezalkoholowe. Tu wskazuje paluszkiem na Niemcow, ktorzy wymyslili prozniowe odalkoholizowywanie wina. Jakbym chciala sie napic soku, tobym go nabyla za 3 zlote czy ile tam, a nie za 18!
Ale gapowe trzeba zaplacic, niestety. Poetycki opis wina wart zacytowania:
„Appalina chardonnay – piekny zloto-zolty kolor z jasnymi refleksami. Swiezy bukiet z odrobina akacji, migdalow, masla (!!!) i wanilii. w ustach gladkie i pelne. Metoda usuwania alkoholu w prozni pozwala zachowac naturalne aromaty.”
Nie wiem, co na to frakcja francuska, ale lyk owego wina nie przekonal ani mnie, ani Jerzora, ani tym bardziej naszej gospodyni, milosniczki win bialych ze wskazaniem na chardonnay, dla ktorej rzeczone wino zostalo kupione.
No coz, czlowiek sie ciagle uczy, ja jestem wstrzasnieta pomyslem pozbawiania wina alkoholu 😯
Alicjo,
ta Appalina to po pierwsze włoskie wino, a po drugie Ty tak chętnie i dużo czytasz,
to czytaj też etykietki na butelkach przed zakupem.
Poza tym sprawozdaj dalej urlopowo.
Alicjo 🙂 olej wskazówki evki 47
To ciągłe nakazywanie jej oraz innych ciotek, co każdy z nas ma robić i w jaki sposób, powodują młdłosci nawet po bezalkoholowym winie 😛
Wielokrotnie o problemie błędnego zakupu tutaj berichtowałem.
I przez długi czas miałam wrażenie że jestem zbyt mało przekonywujący skoro nikt nie podjął tego tematu.
Oj dobrze ze o tym klepiesz, teraz jestem przekonany że to co mnie parę razy w życiu spotkało może spotkać i innych na dodatek bardzo mi bliskich osób 🙄
Tak między nami to dobrze ze was tak trafiło 🙂
Czuje się przynajmniej teraz moralnie zregenerowany 🙂
Trwało to trochę ale mimo wszystko jest to miłe 🙂 by dowiedzieć się że nie tylko ja jestem ofiarą naklejek wyglądających bardzo łudząco do tych zachęcających, ha ha ha 🙂
Jestem przekonany że wziął Jerzor sprawę w swoje ręce i naprawił błąd panienki pochodzącej z pustkowia a nie ze wsi 🙂 (masz z przyjacielem wiele wspólnego) ale więcej o tem potem 🙂
Pomachanko od Przyjaciela https://photos.app.goo.gl/W3okD9geeGRrdDMj8
To dla Alicji i Jerzora 🙂
Znad Odry, za wodą już Heimat 🙂
Danapola 🙂
Przecież wiesz ze i ja poleciałem po obrazkach 🙂
To co najbardziej lubię w w obrazkach z Francji francuzkiej oraz z hiszpańskiej Hiszpanii to to, pomimo zdarza się to już coraz rzadziej i dlatego jest to bardzo mocno zauważalne, jest brak reklam, bilbordów, parasolów z nadrukami podłego browara i tego całego scheißu 😛
Jest czystość wizualna. No może nie aż taka kiedy nocą otwieram okno w dachu mobikla i podziwiam gwiazdy. A i czasami księżyc zaglądnie sprawdzić czy jesteśmy grzeczni, czy się kochamy 🙂
https://www.frisco.pl/pid,111603/n,appalina-chardonnay-%3c05/stn,product
Klocic sie z Eva nie bede, ale wyraznie napisane, ze Niemcy.
Na poludniowym zachodzie bez zmian, lato do przyjecia.
Przyczepil sie do mnie wiejski kotek, ale musialam zostawic go za drzwiami. Siedzi tam teraz i pomialkuje, ale nie jestem pania tego domu i nie moge go wpuscic.
Odmachuje do Przyjaciela, ale nie ma mi kto trzasnac fotki – jutro!
Ide odpoczywac, czego i Wam zycze 🙂
Fajne te Wasze wojaze, a tak:
Wszystliego najlepszego dla Piotrow i Pawlow!
Owszem NAJLEPSZEGO – Pepegorowi i Pawlowi Wiedenskiemu, oraz wszystkim imiennikom!
Ja toast wzniose w poludnie zimnym tyskim. Przeszla spora burza (deszcz bardzo potrzebny!), ale niewiele ulzylo, jest wilgotno i cieplo. Na obiad flaczki domowe!
Naszym solenizantom Pepegorowi oraz Pawłowi wiedeńskiemu (może czasem jeszcze do nas zagląda…?) moc serdeczności i życzenia zdrowia.
Przy tej pogodzie rzeczywiście najlepiej wznieść toast chłodnym piwem:
https://tiny.pl/9376r
oraz
https://tiny.pl/9376f
i na koniec 😉
https://tiny.pl/9376n
Zmienilam zdanie i wznosze toast tempranillem z La Manchy (Quintia Essentia)! Jerzor poszedl do sklepu i zauwazyl wina polskie z Winiarni Zamojskiej – sa to wina owocowe, niestety, zadne nie bylo wytrawne, tylko polslodkie. Kupilam dwa – wisnie i gruszke, a dla siebie owo tempranillo.
Jedyne wytrawne w sklepie, oprocz kalifornijskiego Carlo Rossi, ale to wg. mnie byle jakie wino i hiszpanskie na pewno je przewyzsza pod kazdym wzgledem. O polskich winach czytalam troche kiedys i bylam ich ciekawa, ale we Wroclawiu zapomnialam, a w wiejskich sklepach malo tego. W ogole malo jest win wytrawnych, jak juz, to polslodkie i slodkie – panie powiadaja, ze to na wsi „nie schodzi”.
Pozwolilam sobie sciagnac te kawalki o piwach 😉
Zdrowie Piotrow i Pawlow po raz pierwszy!
p.s. Nie uwierzycie, co czytam – „Pietnastoletni kapitan” Juliusza Verne! I to sie ciagle da czytac, stwierdzam!
Do słusznej uwagi bezdomnego o ładzie w przestrzeni czyli braku wszechobecnych i często byle jakich reklam dorzuciłabym jeszcze uwagę o ładzie w architekturze panującym w miastach, które podziwiamy i lubimy. Bądźmy jednak sprawiedliwi pewien postęp w Polsce już mamy i dzięki Bogu(!)coraz rzadziej zatrzymujemy się w popłochu na widok radosnej twórczości i szalonych wizji pana Kazia:
https://www.bryla.pl/bryla/56,85300,10340341,Koszmary_architektury__teraz_z_sondazem_.html
Dla uspokojenia nerwów stateczna i porządna architektura niemiecka 🙂
https://photos.app.goo.gl/sMexVmfWy99muK6AA
Tak nam się jakoś zdarza, że niemiecka miasta zwiedzamy jedynie przy okazji i przejazdem, a przecież jest co podziwiać. Jedynie do Berlina wybraliśmy się niegdyś specjalnie i niespiesznie. Przygody z niemiecką architekturą i krajobrazami zapewne jeszcze przed nami!
Alicjo 🙂
Robota wzywa, wieczorem napiszę jeszcze słów kilka o kulinarnych ciekawostkach z Amiens i całej Pikardii. Krystyna słusznie i z racją napisała o rabarbarze, który jest jedną ze spécialité de la maison.
Dzisiejszym Solenizantom – Piotrom i Pawłom – wszystkiego najlepszego!
Byłam na spacerze z kijkami, po wczorajszej burzy i deszczu można było rano swobodnie odetchnąć. Chmury znikły a temperatura szybko rośnie.
Piwa to trochę nie moja bajka, wypiję mały kufelek dla towarzystwa i to głównie jak to piwo jest pszeniczne.
Imieninowe uściski dla Pepegora.
Dla paOLOre, którego mile wspominam, także wszystkiego dobrego !
Danuśka,
skojarzenia z dawną architekturą Gdańska, Torunia, Wrocławia – nieuniknione. Zawsze ogląda się takie obiekty z wielką przyjemnością.
Całkiem przyjemny dzień, nieupalny wbrew zapowiedziom. A ludzie nadal koszą trawę na krótko mimo wysokich temperatur i znikomych opadów deszczu. W rezultacie trawniki po skoszeniu są żółte.
Danuśka,
chyba jeszcze nie sprawdzałaś, czy w nadbużańskich lasach pojawiły się już kurki. Na razie widziałam je już w sklepie, ale to chyba przywożone z zagranicy.
Krystyno-masz rację, jeszcze nie sprawdzaliśmy co z kurkami w naszych lasach.
Natomiast przy lokalnej drodze widziałam jedną osobę sprzedającą jagody.
Kulinaria pikardyjskie muszę odłożyć na jutro, co się odwlecze to nie uciecze 🙂
Dziekuje za zyczenia!
Danusiu, bardzo dziekuje za fotoreportaze, ale zwlaszcza za Breme. Wstyd, wstyd, ze nie moge sobie przypomniec, kiedy ostatni raz bylem w Bremie. Pokazalas mi znaczne budynki, ktorych zupelnie nie pamietam. To jakby nie znane mi miasto. A to tak niedaleko. Z Lubeka troche inaczej, raz czy drugi wybieralem sie tam z zainteresowanymi goscmi.
Jutro maja byc rekordowe upaly, a pogodynki opowiadaja mi przez czternascie dni deszcz, ktorego niema.
U nas też po raz kolejny deszcz przeszedł bokiem. Z racji upałów na kolację chłodnik, a na deser skusiliśmy się na kawek ciasta biszkoptowego przełożonego musem z jagód. Rzeczoną słodkość nabyliśmy drogą kupna w naszych wiejskich delikatesach, ciasto również delikatesem się okazało 🙂
Skoro jesteśmy przy deserach to podrzucam zdjęcie najpopularniejszego deseru z Pikardii zwanego w tym regionie ciastem ubijanym. Dla nas to po prostu znana nam dobrze baba drożdżowa. Ta pikardyjska jest wysoka niczym czapka kucharska:
https://www.trogneux.fr/Files/132393/Img/01/trogneux-04-22-152low.jpg
Ciasto podaje się najczęściej w towarzystwie konfitur z rabarbaru lub truskawek.
A propos rabarbaru- w okolicach Amiens kupiliśmy lekko musujący sok z tych łodyg, jeszcze czeka na degustację.
Jednak nie samymi deserami i sokami człowiek żyje. Amiens i cały region słynie z ficelle picarde czyli pikardyjskiego sznurka. Pod tą nazwą kryje się naleśnik z nadzieniem składającym się z pieczarek, szalotek i szynki. Całość zawijamy w cienkie rulony, polewamy śmietaną i posypujemy utartym ementalerem, zapiekamy 20 minut w piekarniku.
Teoretycznie jest to przystawka na ciepło, ale jeśli na twój talerz trafią dwa takie naleśniki to kolacja z głowy 🙂 https://tiny.pl/93cw2
Danusiu, to danie z naleśnikami bardzo mi się podoba, ale musi poczekać na odpowiednią pogodę, piekarnik dziś niewskazany.
Dlatego na obiad był chłodnik, taki klasyczny buraczany z jajem i ziemniakami z masłem i koperkiem.
Babki pikardyjskie są bardzo porowate, więc na pewno lekkie. Wyglądają imponująco. W małych sklepach można kupić całkiem dobre ciasta, często wypiekane przez znajome panie lub kogoś z obsługi. W każdym razie mają duże powodzenie. Niczego dziś nie piekłam, a do kawy zawsze znajdzie się w domu coś słodkiego. Zawsze też mam w zapasie wafle w kształcie małych kwadratów, które można przełożyć dżemem.
Niby wszędzie były burze, tylko nas omijały, ale wreszcie i do nas dotarły. Nie chodzi zresztą o burze tylko deszcze. Burza obyła się bez piorunów, ale porządnie popadało.
Od wczoraj do niedzieli mamy młodszego wnuka, starszy jest na Mazurach na obozie szkolnym. Z jednym dzieckiem jest całkiem spokojnie. Na dobranoc polubił zabawne wiersze Brzechwy. Książka, którą czytał jeszcze syn w dzieciństwie, już się rozkleja, ale ma ciekawe ilustracje B. Butenki.
Zbieram z ogroda co sie da.
Dzis musialem przyznac, ze moja wisienka powinna byla byc zebrana ze trzy dni temu, a watpilem, bo to byl oierwszy zbior. Okazalo sie, ze pluskwa listna, nakluwszy owoce, przeniosla mi zgnilizne na caly zbior.
W zeszlym roku tez nie skosztowalem, bo jedyna wisienke, na ktora czekalem, zezarly osy. Zostaly dwie garsicie, bardzo smaczne.
Tym akurat zyje.
W czasie upałów piekarnik też omijamy z daleka, ale w ramach rozpieszczania wnuków można poszaleć i podać naleśniki z kremem czekoladowym i truskawkami. Na takie śniadanie czy też deser będą z całą pewnością chętni i duzi i mali: https://tiny.pl/93f3t
Na marginesie przypomnę, że Bretania naleśnikami stoi! Te obiadowe są robione z maki gryczanej, deserowe z mąki pszennej. W każdym supermarkecie są do kupienia opakowania już usmażonych naleśników ( z krótkim terminem ważności, bo smażone, jak w domu), a każda gospodyni ma w swojej kuchni elektryczną płytę do smażenia tychże. Popularne są spotkania rodzinne czy towarzyskie przy naleśnikach. Dla usprawnienia pracy i poczęstunku uczestnicy przynoszą swoje sprzęty, mniej czy bardziej nowoczesne:
https://www.lidl.pl/assets/b93e6148fd1c7527c8d794f8fa248414.jpeg
Wybaczcie, być może pisałam już o tym wszystkim po naszych uprzednich bretońskich podróżach, ale naleśniki to taki przyjemny temat 🙂
Co do mnie to od wielu już lat stosuję podpatrzony u Basi Adamczewskiej oraz u kuzynki Magdy sposób na podanie naleśników wszystkim gościom jednocześnie.
Usmaż, napełnij ulubionym obiadowym farszem, zwiń w rulony, ułóż w naczyniu do zapiekania, polej sosem pomidorowym(lub innym, pasującym do farszu) posyp utartym serem lub ułóż na wierzchu plasterki mozzarelli. Włóż do piekarnika, kiedy goście siedzą już wygodnie przy stole.
W tym momencie kłania nam się z wdziękiem ficelle picarde czyli pikardzki sznurek, bo pomysł na podanie naleśników jest przecież taki sam.
PS. Pamiętam, że Nowy nie przepada za naleśnikami zatem dla naszego Kolegi opowieści o innych daniach byłyby, jak sądzę, dużo ciekawsze i przyjemniejsze 🙂
Na koniec pomachanko dla Jolinka, naszej blogowej, naleśnikowej mistrzyni!!!
Jestem zawsze pelna podziwu dla pan ktore na roznych imprezach pieka nalesnik. Pieniadze zbierane sa na rozne cele a one pracuja gratis. Zawsze kupuje i jem na miejscu aby wspomoc te godne nasladowania imprezy.
Ja mam inny sposob na cieple nalesniki hurtem, obok patelni stawiam garnek z woda ,przykrywam talerzem i klade usmazone nalesniki na talerzu. Woda sie podgrzewa i para podgrzewa nalesniki. Uwaga przy zdejmowaniu talerza, mozna sie popazyc para.
Jolinku, przylanczam sie do pomachanka.
Ja też, ja też, pomachanko i pozdrowienia Jolinkowi i Blogowi 🙂
Naleśniki mnie tu przywiały! Właśnie oczekuje przyjazdu wnuków, więc naleśniki będą w sam raz! Na drugim miejscu leniwe pierożki, no i rozmaite sezonowe owoce. Dzięki za podpowiedź!
Danuśka,
na zdjęciu urządzenia do smażenia naleśników po prawej stronie widać przyrząd w kształcie litery T. Czy wiesz, do czego służy? Może do równomiernego rozprowadzania ciasta ? Akurat z tą czynnością mam zawsze kłopot, zwłaszcza że naleśnik powinien być dość cienki.
krystyna – dobrze odgadłaś. Obserwowałam w Paryżu tę sztukę. Myk, myk i naleśniki gotowe, a kolejka po smakołyk była spora… Sama chyba nie byłabnym w stanie sprawnie obsługiwać ten drobny gadżet.
A w poprawnym przygotowaniu ciasta do francuskich Crêpes pomogły porady Jacques Pépin’a. I odpowiednia patelnia – Patelnia Crepes Pan. Od lat posiadamy elektryczną patelnię podobną do tej z załączonego linku. Niestety z obsługą gorzej.
https://www.youtube.com/watch?v=278ylLmcH7A
Ano właśnie, myk, myk, jeśli obserwujemy z boku, ale posługiwanie się ową szpatułką do rozprowadzania ciasta jest jednak kwestią pewnej wprawy. Praktyka czyni mistrza! Pascal Brodnicki podpowiada, że bretońskie naleśniki usmażymy bez problemu używając naszej domowej patelni. Zatem czas na galette bretonne au fromage et jambon czyli całkiem niezły pomysł na obiad podczas upalnego lata:
https://www.youtube.com/watch?v=zTBgrm32BFQ
W Bretanii i Normandii do naleśników zamawiamy cydr, ale jeśli nie przepadacie to będzie Wam wybaczone 🙂 https://tiny.pl/931t6
W mojej ulubionej naleśnikarni na Ursynowie panie smażą naleśniki na oczach klientów. Używają na zmianę dwóch elektrycznych płyt i oczywiście posługują się nadzwyczaj zgrabnie szpatułką do rozprowadzania ciasta 🙂
Taki naleśnik trafił mi się w restauracji w Tuluzie
https://photos.app.goo.gl/56T8oQsni1LD6Tpr9
Był pyszny, ale porcja w zasadzie dwuosobowa.
Jest „taki” Manekin na Placu Konstytucji gdzie podają naleśniki na różne sposoby i z różnorodnym nadzieniem. Fotografia Małgosi przywołała wspomnienie letniego przedpołudnia i obżarstwa w w/w. Smacznościowe było owo obżarstwo!
PS
Powinno być: „…tego drobnego gadżetu”
Małgosiu-bretoński w całej swej krasie 🙂 Przypuszczam, że była to galette complete:
ser, szynka, jajko. Świetne i rzeczywiście bardzo sycące danie.
Zloty Stok – pogoda cesarska, ale bylo gorzej podczas piatkowej wyprawy pod Krakow, zwlaszcza w olbrzymim korku.
Z wydarzen kulinarnych – bylismy w Nysie w restauracji na Rynku pod nazwa „Madame”, w ktorym to lokalu kuchenne rewolucje przeprowadzila ok.6 lat temu wiadomo kto!
Ja jadlam tatara, Jezror golabki. Ilustracje beda – musze powiedziec, ze tatar byl niezwykly i bardzo dobry. Golabki podobniez, smakowaly. Restauracja niczego sobie, obsluga znakomita. Tatar z wieloma dodatkami („juz od lat nie podajemy zwyklego tatara”), golabki z sosem pieczarkowym+ piwo dla mnie, mysle, ze 70 zl to nie byla najwyzsza cena. A jak wspomnialam, jedzenie warte ceny!
JUtro Wroclaw i koncowka wycieczki 🙁
Świętującym 4 lipca – wszystkiego najlepszego!
Byłam na spacerze z kijkami , niestety leśnicy nie uprzątnęli połamanych drzew , które wiszą nad dróżkami , chyba czekają aż zdarzy się wypadek i komuś to spadnie na kark.
Złote (upalne) lato w Berlinie 🙂
Jest z pewnością minimum tyle tipów ile w dwóch dłoniach paluszków 🙂
Ale ja zdradzę wam niesamowicie tajemne miejsce.
I na dodatek za friko 🙂
Właśnie zauważyłem że moje informacje nośnik którego używam przetwarza jak mu się podoba 😛
A zatem, odpimpaj się evko47 ode mnie i czepiaj się mojego tableta ze robi błędy, coś rozdziela a innym razem nie łączy.
Ale do rzeczy bo się ściemnia 🙂
Kiedy słońce stoi latem w Berlinie w zenicie, i nieboskłon bardzo przypomina niebo nad lazurowym wybrzeżem, i kiedy termometr usnął na ponad 30 kreskach, i kiedy już wyrobiło się rowerową normę na cały właśnie rozpoczęty miesiąc to warto odwiedzić miejsce, szczególnie o tej porze roku kiedy bachory rozjechały się w różne strony,
w które mało kto tam o tej porze roku dociera.
Szedłem po soczystej, równo skoszonej murawie na boisku. Wzdłuż trybun na południowej stronie uwija się sprawnie smukła sylwetka w powiewnym stroju z mobilnym płotem. Ogradza teren. Robi to bardzo fachowo tak by żaden baran przez najbliższe dwa tygodnie nie zmienił miejscówki.
Zaczepiłem pasterkę pytaniem. Chwyciła chaczyk 🙂
°) za chwilę przeprowadzam koziołki na nowe pastwisko. W tej chwili jest stresująco ale jak poczekasz to pogadamy 🙂
Ona idzie pierwsza. W koszu na dnie jest zboże. Niewiele. Koziołek jęzorek wyciąga, co się przyklei to przełknie i idzie dalej, magnes działa.
Za nim następne. Przechodzą pojedynczo pomiędzy barierkami a pierwszą ławką.
Naliczyłem ich już ponad dwadzieścia kiedy poczułem ich zapach. Było nie było w zentrum Berlina 🙂 i szły dalej. Zapach nabierał intensywności 🙂
Marion przysiadła się obok. Chcę wiedzieć czy wie ile ma koziołków pod sobą 🙂
°) na pierwszym areale w zachodniej części było czterdziestu rozbójników. Jeden stary kozioł nie podołał na tym stromym wzniesieniu i odstawiłam go na bardziej płaski teren.
°) tyle właśnie naliczylem 🙂 moich kuzynów, jestem koziorożec 🙂
°) super 🙂
Jak chcesz to możesz wskoczyć na miejsce tego brakującego 🙂 starego kozła 🙂
°) ale ja jestem koziołek który wymaga specjalnej troski 🙂
°) dam radę 🙂
Gdyby tutaj było 12miesiecy lato albo przynajmniej żadnej jesieni i zimy to nie ciągnęło by mnie po egzotycznych stronach planety.
Tu jest wszystko co potrzeba do życia oprócz gazu do ogrzewania zimą mieszkalnych kwadratów
Zanim Amerykanie zaczeli obchodzic swoje swieto dzisiaj,
Kanada obchodzila 1 lipca Canada Day, a ja bylam w podrozy, byl straszny upal i przeokropne korki na trasie Wroclaw-Krakow.Wi
Nieźle świętują amerykany 😛
Jak na razie doliczyli się sześciu zabitych 😛
Sam nie wiem co można im życzyć? 🙄
Najlepiej wszystkiego najlepszego. To nie winchestery zabijaja dziesiatki ludzi, tylko bron polautomatyczna – po co komu taka? I jak sie jakis swir do czegos takiego dorwie, to ma zabawe, a ludzie zbiorowy szok. W roznych miejscach na swiecie odbywaja sie podobne tragedie, ale nigdzie tak czesto, jak w USA. Powszechny dostep do broni, wiec maja, co maja. Nie moja bajka.
We Wroclawiu troche popadalo nad ranem, ale juz powoli sie rozjasnia. Ostatni dzien, jutro wracamy. Bagaz podreczny, ale takze inny bagaz, rozmowy, spotkania i tak dalej. Tyle na zrazie .
Alicjo,
ależ ten czas leci; przecież niedawno przylecieliście, a tu minął już prawie miesiąc.
Dobrej podróży!
I czekamy na fotorelację, oczywiście za jakiś czas.
Ano, czas leci… mnie sie wydaje, ze juz bardzo dlugo tu jestesmy . No i zmeczeni po kokardy. Ale jak wiadomo, wypoczywa sie w domu…
Tyle z Wroclawia, czas pakowac torby do samochodu i na lotnisko. Do napisania!
Czas jest jak otoczenie mobilka – – >zmienne 🙂
Najpierw była szeroka droga, mobikek zjechał na wąską drogę. Było parę razy pod i parę razy z górki. Ostatni odcinek to polna droga. Jak się już skończyła zjechaliśmy na polane z biologiczną trawą w egzotycznym kraju 🙂
Dookoła parę pagórków częściowo porośniętych badylami. Cisza i spokój tylko od czasu do czasu jakiś baran artykułuje na głos coś czego ja skumać nie potrafię 🙄
Już dawno nie przyglądałem się baraniej codziennej pracy 🙂
One skubną trochę tu trochę tam relatywnie dobrej jakości biologicznej trawy przy czym tu i tam to często nie więcej niż 2 metry. A jeżeli nie gryzą trawy to stoją grzecznie i gapią się głupio.
Albo się przytulają. Nieraz robią sex ale to nie jest aż tak ekscytujace na ile sex pozwala. On wskakuje na nią i od razu z niej spada.
Dwie sekundy, maksymalnie 🙁 ona stoi tak jak przedtem grzecznie a on idzie podjeść trawy.
Proste i mało urozmaicone jest życie baranów 😉
W WP jest artykul pod tytulem „Chaos trwa. Lufthansa odwolala tysiace lotow”. I dlatego od wczoraj tkwimy we Frankfurcie, a wczoraj 8 bitych godzin na nogach w kolejce do rebukowania lotu, az w koncu rebukowanie zamknieto i wszystkich wygnano do hoteli czy gdzie tam. Dosc duzo podrozowalam w swoim czasie, ale czegos takiego to nie widzialam. Lufthansa jest do luftu jednym slowem.
Jestem wykonczona.
Nie zazdroszczę Alicjo. Szczególnie, że czeka Was długi lot
Ja już mam kilka linii lotniczych na czarnej liście. Firmy pozwalniały personel w czasie pandemii, ludzie też sami nie chcieli postojowego bo to bardzo niskie stawki, znaleźli sobie inną , lepszą pracę. Dopóki nie zostaną uzupełnione braki kadrowe tak będzie, na angielskich i innych lotniskach jest to samo, brak bagażowych.
Tak jest – powtorka z rozrywki i znow nocujemy we FRankfurcie. Owszem, mamy hotel z jutrzejszym sniadaniem, jest godzina 16-ta, a my od rana nic nie jedlismy i Lufthansa nam na dzisiaj nic nie zaoferowala. W dodatku hotel jest nowy, w okolicy, w ktorej nie ma zadnych sklepow.
Dzisiaj stalismy w kolejce prawie 6 godzin, czyli nieco krocej niz wczoraj. Restauracja hotelowa czynna od 18-tej do 22-giej. Coraz mniej mi sie ten german ordnung podoba.
Masz racje, Malgosiu – oczywiscie w takich kolejkach zawiazuja sie przyjaznie i wszyscy dyskutujemy, dziewczyna leciala do Brazylii z Londynu via Frankfurt i opowiadala o bezladzie na Heatrow, ktos inny od srody usiluje sie dostac do Tirany (to jest koniec swiata z Frankfurtu, prawda?) i znow trafili do hotelu, po prostu cyrk na kolkach wlasciwie wszedzie. My jutro lecimy nie do Ottawy, jak bylo zaplanowane, tylko do Montrealu. Odrzucilismy wspaniala oferte wpisania nas na liste czekajacych na lot z Montrealu do Ottawy, sami sobie poradzimy (sa pociagi i autobusy!), ale bilety wyslemy Lufthansie. Dlaczego do Ottawy? Bo tam zostawilismy u Wojtka samochod.
W kolejkowym tlumie zaproponowalam, zeby zbiorowo pozwac Lufthanse, no ale jak to wykonac w tak miedzynarodowym towarzystwie? Gotowa bylam okazac troche zrozumienia, ale skoro nas tak potraktowali, ze dzisiaj jestesmy bez jedzenia, a do hotelu wyslali nas (na wlasny koszt!) kolejka, to juz zabraklo mi zrozumienia.
Wzielismy sami taksowke, mam gdzies kolejke i znow stanie w niej i dowiadywanie sie, gdzie mam wysiasc. Lufthansa zwyczajnie stara sie oszczedzac nie tylko na personelu obslugujacym lotnisko, ale i na pasazerach. A sami ten armagedon spowodowali, zwalniajac ludzi. Czarna lista – nigdy wiecej Lufthansy!
Jak doskonale wiecie, zamieszanie na lotniskach trwa już od paru dobrych tygodni. Oprócz braku bagażowych(choć nie tylko bagażowych) mieliśmy też strajki to tu, to tam, a kolejne są zapowiadane. Ogólnie wesoło nie jest, jak pisze Alicja. Na dodatek po dwóch latach pandemii ludzie ruszyli tłumnie w podróże wielorakie. A do tego wszystkiego prawie codziennie czytamy o klientach biur podróży, którzy nie mogą wrócić do domu w przewidzianych terminach, również z powodu perturbacji samolotowych. Ech…
My zatem udaliśmy się dzisiaj w podróż jedynie na bazar do Wyszkowa 🙂
Podróż była całkiem przyjemna, na stoiskach warzywno-owocowych sama radość dla oka i podniebienia, na stoiskach z ciuchami ubraniowe szaleństwo rodem z Turcji (przynajmniej tak twierdzą sprzedawcy). Nabyliśmy trzy podkoszulki dla Osobistego Wędkarza i nawet jeśli przetrwają tylko dwa sezony to martwić się nie będziemy, bo cena doprawdy niewygórowana.
Wczoraj zebrałam niewielki koszyk kwiatów lipy, a była to już ostatnia chwila na owe zbiory-kwiaty zaczęły przekwitać(nadal jednak pachniały pięknie). Teraz będę je suszyć, ale wygląda na to, że nie na słońcu, jako że prognozy na najbliższe dni deszczowe. Cieszymy się z tego deszczu, był bardzo potrzebny. Latorośl cieszy się zapewne dużo mniej, bo wyskoczyła na kilka dni nad mazurskie jeziora.
…pandemia niby przygasla, chec na podroze wzmozona, ale tez wakacje!
Alicjo, wyglada na to, ze wszedzie podobnie. Szkoda mi Was, ale nie mam rady na to.
Danusiu, ladnie tam napewno, na tym bazarze, jednak: nic o cenach?
Bezdomny, z tego co wiem o Was, to Przyjaciel wychowal sie na wsi i moze opowie Ci, jak to jest z zyciem seksualnym zwierzat domowych. Zapytaj, po prostu.
Pozory czesto myla.
W lipcowy wieczór temperatura wynosi tylko 13 st. C ; na Mazurach jest pewnie podobnie.
Danuśka,
nie susz lipy na słońcu. Zioła i kwiaty suszymy w cieniu; kwiaty lipy schną bardzo szybko.
Jutro mam zamiar zerwać trochę kwiatów dziurawca. Znalazłam niedaleko dobre miejsce, gdzie rośnie ta roślinka. O zbieraniu dziurawca pisze na swoim blogu Łukasz Ruczaj: http://lukaszluczaj.pl/jak-zbierac-dziurawiec/
Jeśli chodzi o ceny- w pobliskim sklepie truskawki – ok. 12 zł za kg, tak samo wiśnie, ale jeszcze dość kwaśne, jagody leśne – 37 zł za kg/ dziś widziałam je pierwszy raz/, a kurki – tutaj rekord cenowy – 89 zł za kg, więc cenę dla złagodzenia wrażenia podano za 100 g. Ta cena na pewno spadnie, ale ubiegłoroczna na początku sezonu kurkowego wynosiła ok. 50 zł.
Na jagody mam zamiar się wybrać w ramach małej wycieczki, bo najpierw trzeba tam dojechać kilka kilometrów, a potem pieszo do lasu. Nie chodzi o żadne poważne zbieranie, bo na to nie mam ochoty i sił, wystarczy trochę. A może i jakieś kurki się trafią.
Zbieram resztki z ogrodu, pare truskawek, wprost do ust, malin z trzy garscie, pojda do zamrazarki, bo przesyt u najblizszych, czerwone porzeczki jeszcze do zebrania.#
Oferuje i mam wrazenie, ze sie narzucam.
Moja Rodzina zebrała dziś całkiem sporo jagód w okolicy Stegny Gdańskiej, bardzo smakowały wnukom.
Żeby tak ktoś zechciał ” narzucać się ” z porzeczkami lub innymi owocami, byłabym zachwycona 🙂 Miałam kiedyś wiśnię, zachorowała, uschła, trzeba było wyciąć. Kolejna, mała, połamała się pod śniegiem. Porzeczkę czerwoną corocznie objadały z liści zielone larwy, liście agrestu zjadają inne szkodniki. Do wycięcia. Posadziliśmy jesienią młode krzaczki czarnej porzeczki, więc na razie mają bardzo mało owoców. Będzie trochę malin, ale późnych. Jest trochę poziomek, którym pozwalam rosnąć, tam gdzie chcą. No i owocuje pigwowiec. Tak więc praktycznie wszystkie owoce kupuję.
Pepegor,
jasne, na calym swiecie, nie tylko Niemcy! To jesli chodzi o loty – my mamy czas, chociaz jest to troche uciazliwe. Juz nogi nie tak mocne, nerwy nadwatlone, cierpliwosci brak… Ale jak patrzylam na rodziny z trojgiem malych dzieci, to cieszylam sie, ze to nie ja, rodzic ogarniajacy te sprawy. Wytrwamy! Jeszcze w zielone gramy – przytaczajac Wojciecha Mlynarskiego
Zachwialo sie cos w przyrodzie i Jerzor twierdzi (ot, tak sobie), ze jest nas za duzo i Natura stara sie pozbyc nadwyzki na wszelkie sposoby. My tej Naturze pomagamy. Chodze gdzie sie da na piechote, ale zeby sie spotkac z rodzina i przyjaciolmi latam na Stary Kontynent, kiedys oblatywalismy swiat, zeby go poznac z bliska, a nie z ksiazek i filmow geograficznych.
Chyba nie da sie „miec ciastko i zjesc ciastko” rownoczesnie.
Dobranoc z Frankfurtu!
Wczoraj sąsiadka nazbierała dla nas miseczkę jagód, pierwsze w tym roku!
Zjadłam niewiele, bo podzieliliśmy się z naszym gościem. Na targu jeszcze jagód nie widziałam. Są natomiast borówki amerykańskie i to w dużych ilościach, kosztują 25zł/kg. Truskawki 10-12 zł, fasolka szparagowa 14-15 zł/kg, bób w opakowaniach 1/2 kg po 12 złociszy. Ceny podałam w odpowiedzi na pytanie Pepegora. W tym miejscu Jolinek dodałaby jeszcze pomachanko dla naszego Kolegi 🙂
Skoro rozpoczął się sezon na jagody to podrzucam ranking najlepszych jagodzianek w stolicy. Wprawdzie został opublikowany w ubiegłym roku, ale zbyt dużych zmian nie należy się chyba spodziewać. Rozpiętość cen duża, bo im więcej szlachetnych składników(głównie w drożdżowym cieście) tym drożej:
https://kukbuk.pl/artykuly/ranking-najlepsze-jagodzianki-w-warszawie/
W tym roku ceny wyższe niż ubiegłym, inflacja w czerwcu 15,6%! W „Wyborczej” przeczytałam, że jagodzianki z żoliborskiej cukierni „Cała w mące” kosztują 17zł/szt i „rozchodzą się” w ciągu dwóch godzin od otwarcia sklepu!
Krystyno-dzięki za słuszną uwagę na temat suszenia ziół, suszę na poddaszu 🙂
Dzień dobry,
Dawno mnie tutaj nie było, może i dobrze, bo święconka w lipcu wygląda z każdym dniem gorzej, a ja z każdym dniem, jako blogowicz, czuję się coraz bardziej lekceważony. Ja rozumiem, że mogło się coś stać, ale przecież…. XXI wiek.
Danuśka – świetnie pamiętasz moją wrodzoną niechęć do naleśników 🙂 Nic się nie zmieniło.
Bezdomny – nie umiałem otworzyć berlińskiego jezzu. Szkoda. 🙁
Gdybym wciąż był w liceum ściany pokoju byłyby wyklejone zdjęciami z gazet Shemeki, BB Kinga, Tracy Chapman. Niestety liceum minęło, co prawda niedawno, ale minęło.
Ale przecież posłuchać mogę w każdym wieku. Bezdomny, to też dla Ciebie, jak chcesz…
https://www.youtube.com/watch?v=kXrRtqZr39E
Dzien dobry z Kingston, wreszcie, od paru godzin. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej się wyśpisz i odpoczniesz.
Krótkie podsumowanie – było wspaniale, ale te zawirowania lotniskowe dały nam po garach, że się tak wyrażę. Lufthansa rozczarowała mnie o tyle, że pierwszego dnia zadbała, a drugiego dnia powiedziała – radźcie sobie sami, my wam tylko hotel i śniadanie rano. Myślę, że dobry biznesmen powinien zakładać, że czasem warto stracić, żeby zyskać klienta, który będzie wracał do tego, kto o niego zadbał w czasach zawirowań.
Tyle na zrazie, czas na odpoczynek. Wakacje! Wzmożony czas podróżowania!
Moja bougenvillea zakwitła! Kwitnie raz na parę lat, bo u nas cienie zazwyczaj.
https://photos.app.goo.gl/PVYDV7oXfqPC71Z16
To jest ten tatar, o którym wspominałam w którymś wpisie z podróży i który mi bardzo pasował, że nawet niczym nie doprawiałam, bo był doprawiony w sam raz (na ostro!). Miasto Nysa, restauracja „Madame” w rynku.
Magda Gessler zrobiła dobrą robotę u nich w ramach „kuchennych rewolucji”.
Troszkę sałaty, kawałek arbuza… pycha!
Jeszcze dwa słowa o filmach, które oglądałam w samolocie. „House of Gucci” – znakomity, a główną bohaterkę niby skądś znałam… otóż Lady Gaga! Znakomita rola, nie znam jej twórczości muzycznej, ale jako aktorka jest po prostu doskonała.
I dobrze zrobiony film.
Drugi film „The Imitation game” – „Gra tajemnic” po polsku, film o Alanie Turingu.
Było także o polskim wkładzie (zaraz na początku filmu) w rozkminienie „Enigmy”.
Świetny film, świetna rola głównego bohatera (Benedict Cumberbatch), którego skądś pamiętam, bo ma bardzo charakterystyczną twarz, tylko nie pamiętam skąd – ja bardzo rzadko oglądam filmy.
Tyle na zrazie.
Alicjo-dobrze, że przypomiaiłaś „Dom Gucci”, który oglądałam w kinie już jakiś czas temu. Pomyślałam, że obejrzę ten film raz jeszcze mimo, iż Tomasz Raczek wspomina o jego różnych niedoróbkach:
https://www.youtube.com/watch?v=bMAo48Sb_kI
Lubię Tomasza Raczka i chętnie czytam czy też slucham jego recenzje, choć często pozostaję przy swoich opiniach. Po prostu jestem widzem filmowym mniej wymagającym i mniej wyrafinowanym 🙂
Lady Gaga zaprezentowała się również bardzo dobrze w filmie:
https://www.filmweb.pl/film/Narodziny+gwiazdy-2018-542576
Odwiedziłam wczoraj z wielką przyjemnością Lublin. Do Lublina przyjeżdża teraz niemalże pół Polski, by obejrzeć, cieszącą się ogromnym powodzeniem, wystawę obrazów Tamary Łempickiej. Wystawa niewątpliwie grzechu warta: https://wernisazeria.com/tamara-lempicka/
Z lubelskiego zamku, gdzie zagościła Łempicka tylko rzut kamieniem na Stare Miasto, które zwiedzałam po raz ostatni chyba około 30 lat temu. Kamienice wypiękniały, choć jeszcze nie w każdym zaułku i nie wszystkie. No cóż, praca przy rewitalizacji tej części Lublina jest niewątpliwie ogromna.
Irku-wspominana przez Ciebie restauracja „Mandagora” trzyma poziom 🙂
Wprawdzie już miałam tego nie robić, ale wysłałam maila do redakcji oraz do Basi Adamczewskiej z prośbą o zamieszczenie nowego tekstu na naszym blogu.
https://www.youtube.com/watch?v=myNF5B86rWw&ab_channel=Maanam-Topic
Danuśka,
bardzo ciekawa wystawa i świetna recenzja p. Tuszyńskiej.
A przy okazji – w Muzeum Narodowym w Warszawie otwarto właśnie dużą wystawę prac Witkacego. Myślę, że sporo na niej obrazów z Muzeum w Słupsku.
Wczoraj miała być letnia rozrywka kulturalna pod gołym niebem, czyli spektakl Teatru Miejskiego w Gdyni na scenie letniej przy plaży; zaczęło się dobrze, ale trwało krótko, bo ulewa i grzmoty zarządziły odwrót. Scena nie jest zadaszona, więc takie niespodzianki się zdarzają, choć rzadko. Kolejne podejście w sierpniu.
Filmy z Lady Gagą były wyświetlane w kinach, wspominaliśmy tu o nich, zwłaszcza o ” Domu Gucci”.
Mandagora to moja ulubiona lubelska restauracja, jestem tam kiedykolwiek jestem w Polsce, Lublin to miasto gdzie sie urodzilem, przy Narutowicza rog Szopena.
To stare zdjecia, dzisiaj restauracja jest znacznie mniejsza i wystroj sal juz nieco skromniejszy. Ale smak watrobek w cebulowym sosie ten sam, i wspanialy rosol. Po prostu cymes.
https://photos.app.goo.gl/gmG8HebdPu8nWHnPA
Zawsze warto tam wpasc, zwlaszcza gdy ktos lubi kuchnie zydowska jak ja.
A jeśli ktoś chciałby na chwilę przenieść się w świat gefilte fish, kugla (może kuglu, nie wiem), macy, a przy okazji spotkać się ze wspaniałym Jerzym Nowakiem, a przede wszystkim z talentem i urodą Ewy Warty Smietany to zapraszam. Oczywiście nagranie sprzed lat, ale ja często tam wracam.
https://www.youtube.com/watch?v=n7CPCp4Y7eo&t=187s
A tak na marginesie, czy ktoś z blogowiczów tego kulinarnego bloga jadł kiedyś prawdziwą gefilte fish albo prawdziwy kugel?
Dobranoc 🙂
„Mandragora” trzyma poziom i ma swój odpowiednik z kuchnią polską – „Perliczka” . A niedaleko jest pub cruftowy „U fotografa” 🙂