Na cholerę piwo
Na życzenie Czytelników bloga Piotra Adamczewskiego kolejno będziemy publikować felietony, jakie pisał dla POLITYKI.
Brat Arnold uratował wiele istnień ludzkich. Pamięć o jego czynach przetrwała niemal tysiąc lat.
Urodził się w małym miasteczku Tieghen w 1042 r. i nic nie wskazywało na to, że jeszcze w tym samym wieku trafi na ołtarze. Gdy jako piękny młodzianek znalazł się za klasztornymi murami, okazał wielki talent nie jako kaznodzieja, lecz… piwowar. Belgijscy mnisi już sto lat wcześniej odkryli, że napój z jęczmienia jest nie tylko smakowity i pozwala łatwiej porozumieć się z Bogiem, lecz także ma wartości odżywcze oraz zdrowotne. Produkcja piwa wymagała wielogodzinnego gotowania brzeczki, zatem siłą rzeczy napój ten pozbawiony był wielu bakterii znajdujących znakomite środowisko w wodzie rzecznej, a nawet źródlanej.
Średniowieczną Europę nawiedzały co pewien czas epidemie cholery. Księża i zakonnicy w kazaniach wytykali wiernym, że grzeszą nadmiernie, więc Pan zsyła na nich kary pod postacią zarazy. Tak było i w Belgii pod koniec XI stulecia. Brat Arnold, wówczas mnich z Oudenburga i mistrz browarnictwa, postanowił ratować swe owieczki przed epidemią cholery. Zakazał pić wodę czerpaną z rzeki, nakazał zaś picie klasztornego piwa. Kroniki nie odnotowały, jak na tym wyszedł finansowo klasztor, ale zapamiętano, że cholera ominęła Oudenburg. Jeszcze w tym samym stuleciu brat Arnold stał się świętym Kościoła katolickiego i patronem piwowarów.
Od tej pory belgijscy benedyktyni, a potem trapiści zajęli się produkcją piwa nie tylko na potrzeby klasztorne. Interes kwitł ku chwale bożej i zadowoleniu wiernych. Rosła też zamożność klasztorów i brzuchy mnichów. Do dziś klasztory w Westvleteren, Westmalle, Orval i Chimay zajmują się piwowarstwem, przysparzając – jak sądzę – wiernych smakoszy.
Podobnie miała się piwna sprawa i we Francji, gdzie warzono ten napój z wielkim powodzeniem już od IV w. Słynęły zaś z piwa Picardia i Alzacja korzystająca z opieki św. Leonarda. Nie inaczej rzecz się miała w Irlandii, gdzie nad piwami pieczę sprawował (i do dziś sprawuje, jak twierdzą właściciele Guinnessa) św. Patryk. Choć ten ostatni rozszerzył swą opiekę na całą ludność wyspy, która, nawiasem mówiąc, od piwa nie stroni.
Minęło kilkaset lat od epidemii w Belgii, gdy profilaktyczne znaczenie picia piwa znalazło naukowe potwierdzenie. Tym razem miało to miejsce w Londynie. W 1854 r. cholera zaatakowała to miasto. Doktor John Snow, pełniący swą medyczną posługę w dzielnicy Soho, zauważył, że wszyscy jego pacjenci zaopatrują się w wodę z tej samej ulicznej pompy. Doprowadził do jej zamknięcia, a ludzi zmusił (nie wydaje się, by miał z tym specjalny kłopot) do zastąpienia wody piwem. I tak pan doktor pokonał cholerę. Do dziś działa w Soho pub noszący imię dzielnego i mądrego doktora Johna Snowa.
Związki piwa z religią nie były specjalnością tylko krajów Zachodu. Na ziemiach polskich znano ten napój już za czasów powstawania państwowości. W kronice Galla zwanego Anonimem jest mowa o piwie, którym częstowano gości podczas słynnych postrzyżyn w domostwie Piasta. Parę wieków później polski książę Leszek Biały usprawiedliwiał się przed papieżem z nieobecności na kolejnej wyprawie krzyżowej, argumentując, że żyć bez piwa nie może. W Ziemi Świętej zaś napoju tego nie ma. Nawiasem mówiąc, Leszek Biały nie uniknął gwałtownej śmierci mimo częstego sięgania po kufel. Zamordowano go w łaźni pod Gąsawą, gdzie w towarzystwie innych książąt prawdopodobnie raczył się piwem.
Do piwa wzdychał także papież Klemens VIII. I to na łożu śmierci. Zanim udał się na spotkanie ze św. Piotrem, szeptał: „Santa Piva di Warka, piva di Warka”. Czym zmusił obecnych kardynałów do modlitwy wznoszonej do nieznanej świętej o dziwnym imieniu Piva. Tymczasem ojcu świętemu przypomniały się czasy, gdy był nuncjuszem w Polsce i stale pijał wyroby browaru z Warki.
Na koniec zdanie wyjaśnienia, gdzie początek tej piwnej epopei. Otóż uczeni stwierdzili kategorycznie, że już 6 tys. lat temu w kraju Sumerów leżącym między Tygrysem a Eufratem warzono i pito piwo. Odczytany współcześnie „Hymn do Ninkasi”, a była to właśnie bogini piwa, stanowi pełną recepturę produkcji napoju. I jak zwykle ojcem wynalazku był czysty przypadek. Wysuszone ziarna jęczmienia zwilżone deszczem przeszły naturalny proces fermentacji. A człowiek ciekawy nowych smaków spróbował tego, co sam Bóg mu podsuwał. I okazało się, że to piwo!
***
Zrazy w piwie1/2 kg wołowiny bez kości, 2 łyżki oliwy, 1 duża cebula, 1 łyżka mąki, 1 szklanka jasnego piwa
1. Umyte mięso pokroić w poprzek włókien na plastry grubości ok. 1 cm i rozbić, formując owalne zrazy.
2. Na patelni rozgrzać łyżkę oliwy i obsmażyć zrazy uprzednio obtoczone w mące.
3. W garnku poddusić na reszcie oliwy bardzo drobno posiekaną cebulę. Włożyć obsmażone zrazy, wlać piwo, zakryć szczelnie garnek i wstawić do gorącego piekarnika na 40 minut.
***
Kto nie boi się zarazy? Najwięcej piwa wypijają Czesi – ponad 160 litrów rocznie na statystyczną głowę. Drugie miejsce zajmują Irlandczycy – 150 litrów. Trzecie Niemcy – 140 litrów. Potem są Austriacy, Belgowie, Brytyjczycy, Duńczycy, Słowacy, Australijczycy, Wenezuelczycy, Amerykanie, Hiszpanie, Finowie, Węgrzy i… Polacy, którzy jak na razie nie przekraczają 90 litrów rocznie.
Komentarze
Dzien dobry,
Danusko – najlepszego!
Redakcjo,
Serdeczne dziekuje!
Cz tak wyglądała słynna Ninkasi? http://www.mesopotamiangods.com/a-hymn-to-ninkasi-translation/
Cz = Czy 😉
Asiu, wciaz coś odkrywam dzieki Tobie. 🙂
Jeszcze raz Matthieu Bore i za zdrowie Danuski!
https://m.youtube.com/watch?v=0q-dOVlo1RI
Danuśka – samych radosnych dni!
Ciąg dalszy wojaży pod palmą: http://www.eryniawtrasie.eu/20448
Kochani, jeszcze raz dziękuję za życzenia, muzyczne dedykacje i wyrazy sympatii. Naprawdę bardzo przyjemnie jest świętować w Waszym towarzystwie 🙂 Rodzina też się postarała, bo zjedliśmy wespół w zespół świetną kolację w Wilanowie. Teraz patrzę sobie jednym okiem w komputer, a drugim staram się oglądać program poświęcony urokom Sabaudii. Region jest piękny, wart grzechu i niejednej wycieczki.
Alino – 🙂
Warzenie Budweisera – tego prawdziwego z Czeskich Budziejowic, nie amerykańskiego 😉 https://photos.google.com/album/AF1QipO5fhkuhzHDKmXEnpWh9JKSBe3Pxtkb5iD07JrB/photo/AF1QipNEmTjqJIBQpQS6KAqovcNv7g5HgiL6rb5TDGl5 Na następnych zdjęciach krążące po hali puste i pełne butelki złocistego płynu.
Zdrowie Danusi – Budvarem Dark. Naprawdę smaczny, ale dostępny chyba tylko w Czechach dlatego toast wirtualny. http://www.budejovickybudvar.cz/produkty/sortiment/budweiser-budvar.html
https://goo.gl/photos/XZaGQNkZtRxQKctH7
https://goo.gl/photos/AHp8uWpZNhFSQs1S7
google zdjęcia – wrrr
Ani, Lenie, Jerzorowi i Danuśce spełnienia najśmielszych marzeń i duuużo zdrowia !
–
Alainowa Danusia z wielkiej Warszawy
Z uśmiechem doszła do takiej wprawy,
Że życie dla Niej jest smaczne,
Bo talenta ma znaczne
Nawet wiersze pisuje – dla zabawy!
Niech Ci się weseli poprzez cały wiek dusza,
Limeryk, jak kwiaty od Ewy i Janusza.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry !
Dawno nie było tu limeryków, a Danuśce należą się jak najbardziej. Pamiętam, że kiedyś cały wieczór był im poświęcony, bo Pyra, Nisia i inni sypali nimi jak z rękawa.
Alino,
jak na razie po 2 dniach festiwalowych i 7 obejrzanych filmach wrażenia mam niespecjalne, bo filmy w większości są bardzo ciężkie, ponure, pełne śmierci obecnej na ekranie albo wyłaniającej się z przeszłości. A dzisiaj tez nie będzie lepiej. Niespodziewanie zdecydowałam się na obejrzenie komedii romantycznej, który to gatunek jest tu w zasadzie nieobecny, bo Polacy nie mają zupełnie talentu do niego. A to okazało się, że film jest zabawny, niegłupi i dobrze zagrany/ Planeta singli/. Zaraz jadę na dzisiejsze projekcje.
Bardzo zgrabny limeryk dla utalentowanej Danuski od nie mniej utalentowanego Cichala 🙂
Krystyno, dziekuje i życzę dalszych lepszych wrażeń.
„Wstąp na piwko na przeciwko” ;-D
http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/7274
Chmiel
Pepegorze – film z Wilkowa!
http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/7734
Szlakiem tradycji – Kraków
http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/8268
Dzień dobry,
Asiu – okazuje się, że miejscowości Wików jest więcej. Ten film jest chyba z Wilkowa k/Puław. W okolicach Puław i Kazimierza od zawsze, odkąd pamiętam, były plantacje chmielu.
A teraz zupełnie z innej beczki. Już zagląda…, może powinniśmy przygotować grzane piwo…
http://www.bing.com/videos/search?q=leszek+dlugosz+jesien+juz&&view=detail&mid=BCBED2D3776488F78DD5BCBED2D3776488F78DD5&FORM=VRDGAR
Nowy – tak, Pepegor pisał kiedyś, że ma znajomych właśnie w tym Wilkowie. Pisał o tym w związku z powodzią sprzed kilku lat. A niedaleko tego Wilkowa urodził się mój wujek, mąż siostry mojej babci. Jego rodzice z dziećmi przenieśli się do Wielkopolski w latach trzydziestych, właśnie ze względu na częste powodzie. I tak na Pałukach po wojnie powstała mała plantacja chmielu. 🙂
D użo szczęścia, powodzenia
A los pragnień da spełnienia
N oc czy dzionek
U pał, słota
Ś le życzenia kolczatka-niecnota
K tóra nieco się spóźniła
A le przyszła, ale była
D zikich kwiatków nazrywałam wirtualnie Tobie dałam
A w pękatej, szklanej kuli
N apoleon aromaty swoje tuli
U leżały trunek stary
Ś piew i dźwięki mej gitary
K to, gdzie, kiedy i dlaczego?
A Danuśki Urodziny koleżanko i kolego!!!
Spóżnione lecz gorące serdeczności
Echidna
„bede” jutro robić zrazy w piwie (wg przepisu jak wyżej)
Zaświeciło słońce
Jesienią,
Zaświeciło słońce
w kałużach,
Przypomniało słońce
Jesienią
O cudownych, złotych
Podróżach…
Zapachniało słońce
Zielenią,
Zapachniało słońce
Bzem drżącym,
Zaświeciło słońce
Jesienią,
Zniebieściło oczy
Tęskniącym…
Julian Tuwim z tomiku Juwenilia
Melodia
Wczesna jesień – oto moja pora.
Siwy ranek – kolor mego wzroku.
Siedzę w miłej kawiarni jak w obłoku,
Mógłbym tak do wieczora.
Za oknami tyle pośpiechu,
Ale ja nie wiem i nie słyszę,
I zamilkły w jesiennym uśmiechu,
Zapatrzeniem dalekiem się kołyszę.
Tak najlepiej: siąść w cukierni rankiem
I patrzeć, jak ulica chodzi.
W takie ranki jest się kochankiem,
I smutniej człowiekowi, i młodziej.
Od miłości, od czułych wspomnień
Dzień zacząłem senny i pusty.
Z twoich słów, niepisanych do mnie
Wiersz układam uśmiechniętemi usty.
A to wszystko razem jest melodią,
I melodii chwile są rade.
Cudzoziemka w palcie kraciastem
Śpiewnie, ślicznie zamawia „szokoladę”.
Jaka wiotka, matowa kobieta!
Jak nas mało na świecie! Jak mało!
I jakiemi perfumami zawiało!
I jaki poeta!…
Julian Tuwim z tomiku „Rzecz czarnoleska”
Asiu, to przepraszam, cos mi sie pozajaczkowalo 🙂
Nie pamietalem o tym. 🙁
Czasami mieliśmy pod górkę:
http://www.eryniawtrasie.eu/20495
Nowy,
Twoje zdjęcia z Picasy powinny być dostępne w archiwum Google. Próbowałeś się logować na Gmaila i poszukać w w aplikacji „Zdjęcia”? Ja w ten sposób odnalazłam swoje zdjęcia.
Asiu, rzeczywiście, gmina Wilków to rodzinne strony mojej (najlepszej i najświętszej pamięci, serio!) teściowej. Od niej wiem, że Wisła na początku ubiegłego stulecia: kolejny raz „zaszalała” i przerzuciła swoje koryto radykalnie na lewo, pod sam Janowiec. Tam, na Kępie Choteckiej akurat, gdzie korzenie mojej LP, naprzeciwko jest Janowiec (ruiny słynnego zamku) , co to nadal stoi na wysokiej skarpie i – jeśli mu coś zaszkodzi – to nie Wisła.
Na te tereny rzucili się zaraz wszyscy – kto by to nie był – na żywioł. Miejscowa hrabina Krzeczkowska próbowała te tereny zareklamować dla siebie, ale wir wydarzeń historycznych nie dozwolił do wyjaśnienia podstaw prawnych i tak pozostało. Nigdy też nie usłyszałem o tym, jak to widziała druga strona, na lewym brzegu Wisły, która straciła parę tysięcy hektarów na rzecz prawej.
Słyszałem od teściowej niejedno powiedzenie o Powiślance, co to żyje dostatnie, jak tylko Wisła jest łaskawa, bo namuły Wisły pozostawiły gleby tak żyzne, że przez dziesiątki lat nie trzeba było nawozić przed orką. Jesli nie bylo powodzi! Niepewność tą usunęła budowa wału, którą okupant niemiecki podjął i ukończył gdzieś 1943. Ten wał trzymał gdzieś do naszego wieku, a teraz dopiero musi być wzmacniany. Dowody sa znane.
Starczy na dziś, idę spać, dobranoc.
Ewo – trasa wspaniała, chociaż pod górkę 🙂
Barraquito pod gwiazdami musiało smakować nieziemsko 🙂 .
Sprawdziłam oczywiście co to za napój. Dla zainteresowanych przepis: http://madameedith.com/przepis/kawa-barraquito-przepis/
Pepegorze – dziękuję za ciekawą opowieść. Nie wiedziałam o tym. Wujek często odwiedzał rodzinę, która została na tamtych terenach. Zresztą w czasie wojny, gdy zostali przez Niemców wyrzuceni z Wielkopolski mieszkali właśnie w swojej rodzinnej wsi. Wujek będąc wtedy młodym chłopakiem należał do BCh i nosił wdzięczny pseudonim „Mgła”.
Asiu,
Trasa zdecydowanie warta zrobienia, chociaż nie chciałabym drugi raz wychodzić tam pod górę 😉 Tak, to o to barraquito chodziło – z dodatkową warstwą likieru 43 http://www.licor43.com
Nazwa likieru pochodzi od 43 składników. A ot i moja kawa:
https://photos.google.com/share/AF1QipNrKAUv1yexfemxAVB1gKu1Y4hyZix8PiLyEWSZVi6krCk6KUBeIP2RpjoN3Wohvg/photo/AF1QipP0VbLDp7uK6xlGWiT4jHs2pwRQk_UeiJeKgytc?key=Z1pYdGFkdGJROF9JWXlxUDFhN29ZRmJlWVMyUXhR
Na twoim zdjęciu widać wyraźnie warstwę likieru.
Na stronie, która podałaś znalazłam carajillo, czyli kawę z likierem. Piłam ją w Katalonii. Gorąca i pyszna.
W Katalonii carajiilo podawali bez lodu.
Pepegor! Mamy coś wspólnego! Moja teściowa też była wspaniała!
A propos likierów, to wlaśnie warzę modrą kapustę. Surówka z niej też jest obecna!
dzień dobry ….
świetny pomysł na edukację …
http://pokazywarka.pl/1fjcy0/
Dzień dobry 🙂
kawa
Asiu,
Tez piłam carajillo na la Palmie i też bez lodu. Ale barraquito bije wszystko na głowę – również cortado. Nie wypowiem się natomiast na temat leche leche (cortado leche y leche), bo nie piłam.
Cichalu! a jak te modro kapuste warzysz? czy moze z winem czerwonym? – jadlam raz taka w gosciach, byla wysmienita, ale przepisu nie potrafie odtworzyc.
Na gęsim smalcu podsmażam cebulę i jabłko, potem to podlewam cabernetem i po dodaniu dyżurnych i ziół wszelakich mieszam z ugotowana modro kapusta. A rolada jakiś synek ukrod… 🙂
Wulkany i wino to dobre połączenie:
http://www.eryniawtrasie.eu/20546
Irku też lubisz? …
http://www.dziennikwschodni.pl/kuchnia/magda-gessler-kebab-dobrze-zrobiony-jest-przepyszny-uwielbiam-go-jesc-na-rynku-w-lublinie,n,1000187139.html
Magdaleno.
Modra kapusta , to po slasku ,,czerwona kapusta,,
I bez wina.
Henryku! Magdalena ma poczucie humoru! 🙂
Oczywiście, że z winem! Dodaję też rodzynków lub żurawiny.
Cuichal.
Do kapusty modrej można dodac wszystko,
nawet Burbona.
Bourbona tylko do otworu gebowego! 🙂
dzień dobry ….
męskie rozmowy o kuchni wieczorem były … 🙂
martwię się, że Alicja nic nie pisze …
pada ale ciepło ..
dziś protestujemy …
http://www.ruchkod.pl/marsz-jedna-polska-dosc-podzialow-warszawa-24-09-2016/
Te, synek!!!
Tak, na szczescie mam poczucie humoru 🙂 i spod Krakowa pochodze 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Jolinku / 20:54/ , nie jestem entuzjastą kebabów. Jeżeli już to ten od Mustafy z baraniny jest coś wart
Ciąg dalszy wojaży spod palmy:
http://www.eryniawtrasie.eu/20583
Powróciłam z równika, codziennie go przekraczałam, a czasem moje stopy były na różnych półkulach 🙂
Małgoś – a foto-sprawozdanie gdzie? Też chcę zażyć egzotycznej podróży i tak jak lubię. W fotelu! Z góry dziękuję.
Małgoś – a chrzciny były?
Małgosia chyba dopiero co wróciła i dochodzi do siebie po podróży.
Ewo,
mam problem ze zdjęciami. Pierwsze zdjęcia zobaczyłam, ale drugi raz już kazano mi się logować. A przy kolejnych od razu trzeba się logować. Natomiast linki otwierają się bez problemu. Sprawdzę za chwilę jeszcze raz.
A co do tytułowego piwa – kiedyś zrobiłam golonkę w piwie, żeby było inaczej. Ale piwo nadaje potrawie gorzkawy smak i nie powtarzałam więcej tego przepisu. Zresztą golonkę przyrządzam może 2-3 razy w roku, więc moja wersja z warzywami i sosem nie może się znudzić.
U mnie w domu piwo jakoś nie ma wzięcia, kiedyś piliśmy trochę w upalne lato, a teraz zupełnie nie.
Chrzcin na równiku nie widziałam, to była maciupka wysepka, na której na stałe mieszka 127 osób.
Zdjęcia jeszcze w aparatach, muszę chwilę odsapnąć i zająć się sprawami niecierpiącymi zwłoki, ale obiecuję, że w skończonym czasie wszystko opiszę i pokażę.
Krystyno,
Zauważyliśmy, że Firefox wyczynia jakieś cuda i blokuje wyświetlanie zdjęć. Na Operze i Google Chrome zdjęcia ładują się bez problemu.
Małgosiu – zazdraszczam i też czekam na relację 😉
Krystyno – wiem, że odpoczywa ale ja niecierpliwa i ciekawa jestem.
Dawno już przeszedłem na Chrom.
A jeszcze dawniej przeszedłem chrzest równikowy.
Imiona winny być związane z morzem, więc nazwano mnie „Pirat”.
Jedna z koleżanek nie była zachwycona, bo dostała imię… „Flondra”. 🙂
ewa 24 września o godz. 18:28
Zainstaluj nową wersję, Lisek stara się o bezpieczeństwo. Można korzystać z innych przeglądarek jak to uczyniłaś.
Yurek,
Witek wczoraj zrobił aktualizację i dopiero blog zaczął się sypać… Przedtem wszystko wyświetlało się normalnie. Ja głównie siedzę na Operze i Chrome.
Może Witek zainstalował Beta. Jak coś się psuje można zawsze powrócić do przywrócenia systemu kiedy działał dobrze. Wiesz jak to zrobić? Pomogę jak by co.
Jurku! Korzystam, że jesteś. Znowu kursor skacze jak głupi. Robiłem juz różne zabiegi i psinco! Masz jakieś remedium? Również jak zahajlajtuję jakiś wyraz i na nim napiszę nowy, to wychodzi wspak! np keruY.
Przeczytaj post powyżej dla Ewy. Jak nie pomoże wejdź do ustawienia myszy, możemy to zrobić wspólnie na Skype. Tak w ogóle zróbcie sobie porządki na dysku jakimś programem nawet tym jaki macie na Windows.
Yurek,
No problem – może przeinstalować Firefoxa ale musiałby wiedzieć gdzie ten przechowuje hasła (w jakim pliku) – resztę może wyrzucić ale nie chce mu się powtórnie wpisywać ich wszystkich.
Z przyjemnością przekazuje Blogowemu Towarzystwu pozdrowienia od Danuski, ktora zwiedza Minorkę. Na razie jest burzowo ale im obojgu z Alainem nie przeszkadza to w zwiedzaniu i na pewno podziela sie z nami zdjęciowa relacja. Danuśka dodaje, ze we wrześniu spadło tam więcej deszczu niż w Warszawie.
Miłego wieczoru 🙂
Yurek! Mysz jest przerobiona na cacy! Czyściłem CCleanerem. Skanowałem Avastem. SuperAntiSpyware też był w akcji! Może to styki na taśmie klawiatury albo Touchpada? Jak myślisz?
A Witkowy komputer też się czyści 😉
Cichal, styki sobie pozostaw, do tego się zabieraj!!!
Osaka – Woźniacka, oglądacie? Ja tak.
Zainteresowanych informuję, że Bejotka znów nadaje 😉
http://bajarkowe.blogspot.com/2016/09/tuszetia.html
Dla czego nie na naszym?
Mnie jakoś humor sklęsł – jakby powiedziała Nisia. Nie moge spac, ale powinnam i musze
Dobranoc z Wroclawia,
Jurku! Bejotzyscić?u styków nie cka ma swój blog!
To jest przykład mojego pisania. Czemu nie czyscić?
Ja tam sie nie znam, podobno jest piąta nad ranem (Wrocław), chciałam nadać chłopu tekst via gmail, poczta, jasny gwint normalna, a ta (poczta) mnie pyta o numer telefonu i jakieś takie, i jak jestem rzeczywiście tam, gdzie jestem, to ona zadzwoni, a ja mam potwierdzić, że jestem, gdzie jestem.
Cholera jasna. Nie ma mnie tam, gdzie jestem. Ja sie w takie cuś nie bawię. Senkju, jak to się mówi w niektórych częściach globu.
Idę dospać.
Dzień dobry 🙂
kawa
Mam nadzieję, że nie przeszkodzi w dospaniu 😉
dzień dobry …
Irku lubię z cynamonem …
o Alicja jeszcze w Polsce … trudne chwile nie podnoszą poziomu humoru .. trzymaj się ..
Małgosiu witaj … 🙂
zaglądałam do bjt .. nie pisała u nas bo u siebie też nie pisała … ale może się tu też odezwie ..
wczoraj było sporo protestów i dziś będzie … ci co idą traktują to poważni ale ludzie jeszcze nie czują i nie interesują się co nam się szykuje w kraju … na Nowym Świecie w czasie marszu pełne kawiarnie … marsz szedł a im to obojętne żeby nie powiedzieć gorzej …
Do trzech razy sztuka?
Hehe, udało się. Niejako wywołana do tablicy ponownie witam się i pozdrawiam wszystkich „starych” i nowych.
Tak, czasem każdy ma jakieś chwile niebytu, a potem najczęściej wraca do bytowania tu i tam.
Przeczytać wstecz solidnie wszystkiego, co pisaliście nie sposób, ale spróbuję przejrzeć, co się u Was działo przez te miesiące.
Ewo, dzięki! 🙂
bjk witaj … 🙂 … grzyby są? …
Bejotko,
Cała przyjemność po mojej stronie 🙂
Dzień dobry 🙂 Też lubię kawę z cynamonem! Cieszę się z powrotu Bejotki, a Alinie dziękuję za wieści i pozdrowienia od naszej Danuśki. Oczywiście cieszę się już na zdjęcia i wrażenia z podróży Małgosi, a w międzyczasie oglądam i podczytuję wspomnienie Ewy, nowe wpisy Bejotki. No i życzę wszystkim pięknej, słonecznej niedzieli, spacerów, szeleszczących liści i spadających kasztanów 🙂
Salso – jak miło 🙂
Alicjo – przesyłam dużo ciepłych myśli… Trzymaj się!
Alicjo, ściskam, bardzo serdecznie współczuję.
Dzień dobry z Wrocławia – jesień, jesień czuć w powietrzu od paru dni, ale to już pora.
Jolinku (9:28),
Ty się bardzo przejmujesz, ale społeczeństwu jakby trochę sklęsło (Nisi powiedzenie „sklęsło”). Myślę, że Jaro jest trochę traktowany jak klaun, a to jest niebezpieczne.
Trochę czarnych żartów Jerzora z pobytu w Warszawie ubiegłego miesiąca – jesteśmy u bram Zamku Królewskiego, żeby zakupić bilety na zwiedzanie tegoż, Jerzor zakupowywuje, przy czym zaznacza, prosiak jeden, że oboje jesteśmy seniorami i należy nam się zniżka (kobieta by się do tego nie przyznała, chociaż ja tak, za co Pyra mnie strofowała).
Pani sprzedająca bilety spojrzała na siwego Jerza i podała zniżkowe bilety, a Jerzor zapytał – a przepraszam, czyż to nie Jarosław K. był inicjatorem odbudowy Zamku Królewskiego? Nie widzę tablicy upamiętniającej…
Pani, gdyby mogła zabijać wzrokiem, Jerzor już by nie żył, panie, toż to profesor Lorenc…ale po chwili pojęła żart.
W wielu obiektach historycznych, gdzie byliśmy, Jerzor domagał się zniżek ze względu nie tylko na wiek, ale i na to, że głosował na PIS, a ja tylko czekałam, kiedy ktoś go walnie w dziób. Na szczęście poczucie humoru w narodzie ma się dobrze.
Dziękuję za słowa wsparcia. Jesteście kochani.
Jolinku,
w pierwszej połowie sierpnia, przed moim wyjazdem było zatrzęsienie grzybów, ogromne ilości prawdziwków i rydzów, odpadały mi ręce od dźwigania przepełnionego kosza, a i jeszcze torba się napełniała. Teraz podobno już nie ma tylu, a ja leczę kolano (gdyby kózka nie skakała… ale nie żałuję) i na razie z bólem kuśtykam, więc średnio nadaję się do hopsania po lasach, czy gdziekolwiek.
Alicjo – też tak miałam. Współczuję.
Cynamonu pod żadną postacią ani w żadnej potrawie nie prowadzę. Wołowinę w piwie – przepis z wpisu jak wyżej – zrobiłam. Nie była gorzka, mięso kruche, a sos wspaniały. Robi się w przysłowiowe pięć minut. Reszta dochodzi w piekarniku przez 40 minut bez naszego udziału. Gorąco polecam.
Z grzybów – ogromny okaz oglądam w lustrze. Przeważnie z rana, po porannych ablucjach.
Kolejny skok w bok:
http://www.eryniawtrasie.eu/20618
Jedyne pasujące miejsce pobytu Małgosi jakie udało mi sie znaleźć 🙂
https://www.google.pl/maps/@-0.0012576,6.5231551,1333m/data=!3m1!1e3
Alicjo,przysykre to wszystko,co z mama ale trzeba
wwtrzymac .weź się w garść i jak zawsze z podniesionaglowa
Przepraszam za literöwki
Henryku,
przecież byłam na to przygotowana. W garści i w ogóle. Ale
Życie jest diabła warte
Poza Szopenem, Mozartem
Poza Słowackim i Mickiewiczem
Jest w ogóle niczem
Ja – nie żeby pisać sonety
Nie żeby „Króla Ducha”
Sercem poety
Pragnę, pragnę posłuchać
Czego? No, Wisły, no, oczywiście
Kiedy brzozowe liście
Jeszcze nie bardzo zielone
Jeszcze onieśmielone
A już kładą się na ziemię, na wodę
W białodrzewiu hodując urodę
I wiem, że przyjdę, zobaczę
I że na pewno się rozpłaczę
Że takie zielone i młode
No, a na przykład sosny
Albo klony, przyjaciele, klony
Jestem radosny
Bo klon jest zielony
Życie jest diabła warte
Jeżeli nie jest uparte
No bo trzeba, przyjaciele, wrócić
Wszystko zmienić i odwrócić
Żeby sosny szumiały nad Wisłą
I żeby słońce zabłysło
W złocie zboża, w broni hartowanej
W oczach bliskich i we krwi przelanej
I nad Mazowsza równiną otwartą
I żeby żyć było warto
Życie jest diabła warte
Jeżeli nie jest uparte …
serce boli. Zostałyśmy trzy siostry, jak z Czechowa.
Dobranoc.
Ja znalam troche inaczej: papiez wolal piwa, a to „santa” to juz dodali gorliwi modlacy sie…
A przepisik na przesmaczne danie z piwem tez znam, ale wyznam Wam w tajemnicy, ze oszukuje – zamiast piwka wlewam bulion a piwko stawiam na stole :)))
Plasterki ziemniaczkow, mieska wolowego, i cebuli poukladac solac i pieprzac miedzy warstwami, zalac ciemnym piwem i gotowac na malutkim ogniu 45 minut albo az mieso bedzie miekkie.
Pierwsza i ostatnia warstwa – ziemniaczki. Mieso i cebula maja byc przysmazone przed wlozeniem do garnka, a garnek porzadny z tego typu zeliwnych.
Alicjo a jednak jesteście jeszcze trzy siostry.
A zycie , jest cos warte, zawsze.
Alicjo, dobranoc,ranek przniese cos lepszego.
Alicjo – serdeczne wyrazy współczucia :(. Niby wszystko wiemy, niby się spodziewamy – a jest ciężko.
Henryk ma rację: ranek jest mądrzejszy od wieczora.
Dobranoc, dobrych snów
Irku 🙂
Dziękuję za wszystkie kawy. Zawsze wywołują uśmiech.
Misiu, Bingo!
Alicjo, Jerzorze, czekamy na Was! Nowy już luźniejszy!
A tu wersja mi bliższa o wareckim piwie i Klemensie VIII
Pewnego dnia papież zachorował obłożnie. Gnębił go wrzód w gardle, który rozrósł się do tego stopnia, że Klemens z trudnością mówił, nie mógł jeść nic oprócz półpłynnych papek i paskudnie bolał. Lekarze nie dawali wielkich szans.
Leżąc na śmiertelnym łożu papież przypomniał sobie czas spędzony na północy i swój ulubiony napój, wychrypiał więc cichutko:
„Piva di Warka…”
Usługujący mu zakonnicy słysząc nieznane sobie słowo (polskie „piwo” nie ma wszak nic wspólnego z włoskim „birra”) padli na to hasło na kolana i zgodnym chórem zawołali:
„Sancta Piva di Warka, ora pro nobis!” – „Święta Piwo z Warki, módl się za nami!”
I oto – powiedzieć można – święta Piwa z Warki modłów wysłuchała i sprawiła cud jawny. Papież bowiem, widząc co robią jego opiekunowie, dostał niepohamowanego ataku śmiechu. Spazmy wesołości, które nim wstrząsały, były tak silne, że wrzód pękł i rozlał się – to zaś spowodowało niemal natychmiastowe ozdrowienie. Szczęśliwie obyło się bez infekcji i powikłań, a Klemens VIII sprawował swój urząd aż do roku 1605, kiedy to zmarł jako sędziwy jak na ówczesne standardy, siedemdziesięcioletni starzec.
Małgosiu,
Jak tam dotarłaś? Tylko nie pisz, że samolotem 😉 Skąd ten pomysł?!
Ewo, te wakacje wymyśliła nasza koleżanka, po tym jak odrzucałam jej kolejne propozycje, a która tęskniła za Afryką. Znalazła biuro podróży, które załatwiło nam transport, lokum i treking, o którym napiszę. Resztą zajmowaliśmy się sami.
Obiecana relacja:
Wyspy Świętego Tomasza i Książęca to jedno z najmniejszych państw świata. Składa się w dwóch głównych wysp oddalonych od siebie o 150 km i 6 sześciu innych wysepek przeważnie niezamieszkałych. Wyspy są pochodzenia wulkanicznego z charakterystycznymi wzniesieniami, najwyższy Pico de Sao Tome 2024 m, porośniętymi lasami deszczowymi, poprzecinane licznymi rzekami i wodospadami. Na szczęście spore obszary tych wysp to parki narodowe.
Niezamieszkałe Sao Tome zostało odkryte przez Portugalczyków w 1471 roku, podobno w dzień św. Tomasza i stąd nazwa, od 1522 zostało kolonią portugalską, zaczęto tam ściągać niewolników z zachodniej Afryki do pracy na plantacjach trzciny cukrowej, później kakao i kawy. Państwo uzyskało niepodległość w 1975 roku, władzę objął marksistowski Ruch Wyzwolenia Wysp, znacjonalizowano plantacje co 1985 roku doprowadziło do zapaści gospodarczej, a nowy rząd zdecydował o reformach rynkowych i współpracy z Portugalią i Francją. Gospodarka opiera się na rolnictwie i turystyce. Znaczna większość produktów to towary z importu, co powoduje, że butelka wody mineralnej kosztuje 3,5 Euro, kawa, herbata 3, obiad dwadzieścia parę, wino, które w Portugalii w supermarkecie poniżej 5 , tam powyżej 20. Walutą kraju jest „Dobra” mniej więcej 1 euro to 25 000 Dobrej. Euro jest powszechne.
Sao Tome, jako stolica ma ładne pokolonialne domy, w większości bardzo zaniedbane, asfaltowe ulice i chodniki. Piękna promenada nadmorska sprawia przygnębiające wrażenie. Prawie nie ma sklepów, są za to targi i wszechobecni sprzedawcy loterii i doładowań do telefonów, dużo samochodów i taksówek.
Na Sao Tome dotarliśmy samolotem z Lizbony, z której dwa razy w tygodniu jest lot z międzylądowaniem w Akrze. Językiem urzędowym jest portugalski i bez jego znajomości jest trudno się porozumieć, angielski jest bardzo mało popularny, ewentualnie francuski. Hotel przyzwoity, położony w dzielnicy ambasad, siedziby Parlamentu i ONZ. Miasto jest spokojne, bezpieczne. Niedaleko hotelu znaleźliśmy sympatyczną knajpkę, która serwowała bardzo dobre ryby, gorsze mięsa, w towarzystwie ryżu, batatów, bananów, świeżych warzyw. Próbowałam też tradycyjnego saotomańskiego dania cululu, rodzaj bardzo gęstej zupy, dość ostrej, która występuje w dwóch wersjach z rybą lub kurczakiem. Jej składniki to kurczak/ryba, olej palmowy, maquegue – rodzaj zielonych, owocowych pomidorów, pomidory, cebula, okra, chlebowiec, kapusta, bakłażan, banany, przyprawy ( pieprz, liść laurowy, cumin, chilli, mąka z manioku). Jadłam wersję rybną i przypadła mi do gustu.
Następnego dnia zwiedzaliśmy miasto, byliśmy w muzeum, odwiedziliśmy też fabrykę czekolady (podobno najlepszej na świecie) Claudio Corallo , czekolada rzeczywiście warta grzechu, proces jej produkcji ciekawy. Okazuje się, że jeśli z ziarna kakaowca usunie się jego malutką część to pozbawi się go znacznej części goryczy i dzięki temu można ze smakiem jeść czekoladę 100% kakao.
Następnego dnia pojechaliśmy na dawną plantację Bombain, tak jak stolica ten dom lata świetności ma już za sobą. To była duża plantacja kakao, zatrudniała 200 niewolników, 30 strażników. Miała szkołę i szpital. Smutny chichot historii, potomkowie tych niewolników nadal tam mieszkają, szpital jest ruiną, a szkoły nie ma. Nie ma też prądu. Generator działa 2 godziny wieczorem. Dom otoczony jest ładnym parkiem.
Ze szkolnictwem jest duży problem tylko 80-85% dzieci ma szansę na podstawową edukację i chociaż szkoła jest obowiązkowa to rodziców nie stać na mundurki i książki. Mniej osób niż w czasach kolonializmu ma taż szansę na stypendium studenckie.
Kolejnego dnia rano pojawiło się dwóch panów w wysokich kaloszach, wręczyło nam wodę i pudełka z lunchem, wyruszyliśmy na spacer po lesie deszczowym. Wiele z tego spaceru nie pamiętam, ładny wodospad, rzeka, w której od razu na początku nalała mi się woda do butów (te kalosze powinny mi dać do myślenia), a potem tylko błoto, błoto po kostki. Aparat wylądował w plecaku, w ręku kij. Reszta jest milczeniem. Po 4 godzinach tej męczarni dotarliśmy do kolejnej wioski i drogi, usiedliśmy na liściach bananowców i zjedliśmy lunch. Samochód zabrał nas na kolejną plantację Sao Joao dos Angolares, tym razem na wybrzeżu. Sympatyczne miejsce z bardzo dobrą restauracją. Po długim pozbywaniu się błota (niestety zimna woda) , smacznym obiedzie padliśmy zmęczeni. Śniadanie trochę nas zaskoczyło, na stół wjeżdżały kolejne owoce, nazw niektórych nie znam.
Po śniadaniu wyruszyliśmy na Ilheu das Rolas, droga pamięta chyba czasy Portugalczyków, łódeczka jak łupinka pomieściła zadziwiająco dużo osób i po niecałej pół godzinie bujania dotarliśmy na wyspę. Hotel, mała wioska, dwa wygasłe wulkany, równik i las. Sympatyczne jaszczurki były wszędzie, ale kąpiąca się świnia na plaży to widok niezwykły i trochę zadziwiający jak świnie na trawniku w czterogwiazdkowym hotelu.
Niestety od wieczora zaczął dokuczać mi żołądek i następne 2 dni byłam nie do życia. O jedzeniu w tym hotelu niewiele mam do powiedzenia, straciłam apetyt i smak. Podobno było zjadliwe.
Spacery po wyspie są przyjemne, żadnego błota, zdobyłam szczyty obu wulkanów, na jednym jest radiostacja, na drugim latarnia morska i oczywiście stałam na równiku. Wybrzeże jest poprzecinane czarnymi zatokami, w których rozbijają się widowiskowo fale. Jest trochę plaż, mnóstwo drzew, wszystkiego 3 km kwadratowe.
Po 5 dniach opuszczamy tą samą łupinką sympatyczną wyspę i wracamy do stolicy Sao Tome. Jeszcze kolacja i obiad w naszej ulubionej knajpce Papa Figo i wieczorem odlatujemy do Lizbony, ale o tym potem ….
https://goo.gl/photos/fnBt55rz5oUfAYiAA
Cichalu,
Jerzor w domu, a ja we Wrocławiu, wylatam w środę do domu, do Kingstonu.
Jak wrócę, to pogadamy i ustalimy. Druga nad ranem, a ja nadal nie śpię, tylko w porywach
…czwarta nad ranem…może sen przyjdzie (dobra piosenka)
dzień dobry …
Małgosiu bardzo ciekawa podróż …
ewa a co z ogrodem jak Wy ciągłe w podróży ..
bjk zdrowia życzę z nogą bo rowerowanie też odpada przez kontuzję …
Dzień dobry 🙂
kawa
Irku sam czytasz ile przyjemności mamy z rana dzięki Twojej kawie … 🙂 …
Jolinku, 🙂
A gdzie herbata?
Alicjo albo Ty albo Marek może podawać … nie mamy nic przeciwko … Irek ma fuchę na kawę … 🙂
Alicjo, współczuję straty.
Jolinku, właśnie paradoksalnie rower skutecznie leczy uszkodzone kolano i już w Batumi desperacko postanowiłam, że jeśli nie mogę chodzić, to wszędzie będę dojadę samochodem i na rowerze, a nie skapituluję. Jednak już jest lepiej z chodzeniem, więc liczę, że jeszcze tej jesieni poskaczę po górach, choćby i nieco koślawo.
Małgosi to może nie zazdroszczę, bo to brzydko, ale też zapragnęłam zaznać na chwilę lasu deszczowego, egzotycznych owoców i tych prosiaków taplających się w przybrzeżnym błotku, a przede wszystkim odmiennych klimacików lokalnych i poznawania życia innych ludzi, bo to zawsze najciekawsze.
(Choć las deszczowy to pewnie będę tu miała, kiedy wybiorę się na rydze).
Bjk, te świnki to nie taplały się w błocie tylko zażywały kąpieli na najładniejszej plaży na wyspie 🙂
Małgosiu – bardzo dziękuję za wspaniałą, egzotyczną podróż. Wszędzie z Tobą byłam i wszystko zwiedziłam. Tak jak lubię. W fotelu.
Kochani podróżujcie jak najwięcej, a ja z Wami.
Pojutrze wracam do domu, zacznę parzenie herbaty. Mam odpowiedni sprzęt, czajniczki i takie tam. Dom, w którym teraz przebywam, też jest herbaciany.
Brzydko czy nie, ja Małgosi jednak zazdroszczę (bez zawiści!).
W najbliższym czasie po powrocie wybieram się do Kalifornii, bo Jennifer „leci biegać” pół maratonu gdzieś w tych okolicach, należy wspomóc synową na trasie.
A gdzieś w okolicach przełomu listopada z grudniem znowu do Polski (tu puszczam oko do Małgosi) 😉
No, ale prosiaki w błocie to brzmi bardziej poważnie, niż morska świnka… ;p
W pierwszej chwili zastanawiłam się, czy ten łaciaty i połowicznie zanurzony prosiak jest żywy. Podobno to jedne z bardziej inteligentnych stworzeń na Ziemi są, świnki. Że nie pociągnę, co dalej mi się nasuwa…
Bejotko,
parę lat temu w Peru zakończyliśmy wędrówkę u przyjaciół w Limie. Ślub syna i te rzeczy…na kolację zaprosili nas do ich ulubionej restauracji, ja poprosiłam o typowe peruwiańskie danie (ziemniaki w stu odsłonach były na weselu).
Nie powiedziano mi, co zajadam, i dobrze – była to świnka morska. Zawsze powtarzam – zjesz ty, a i ciebie też zjedzą.
Irku, uzaleznilam sie juz od Twoich kaw!
Prosiaczki w błocie też mam na zdjęciach gdzieś z podróży po bezdrożach Meksyku, ale na wszelki wypadek na uwięzi, sporym sznurkiem. Oj, dawno to było…
Od jakiegoś czasu myślę o sobie, że straszna ze mnie świnia. Potrafię godzinami leżeć na plaży lekko zagrzebany w piasku, odserwując ocean i co ładniejsze plażowiczki.
Tak samo myślą o moim znajomym rybaku Desire, który chodzi na plażę z własną kozą i na oczach ludzi drapie ją po brzuszku lub za uchem.
Alicjo zadzwoń do mnie :
tel 502947771
I ja mam w zanadrzu świnki kosmate, zabłocone, wszędobylskie, ale za jakiś czas wyciągnę je z rękawa.
Nie wiem, co straszniejsze jest Alicjo, zjeść świnkę morską, czy takiego prosiaczka-inteligenta o rozumnym spojrzeniu. Chyba wszystko zionie grozą, jeśli pozwolić myślom swobodnie myśleć na ten temat. Może lepiej jedząc nie zastanawiać się nad wcześniejszą historią jedzenia, nie widzieć go w wyobraźni biegającego wesoło w futerku w gronie rodzinki i kumpli?
Małgosiu, to była niezwykła podróż, z przyjemnością obejrzałam zdjecia ale tym razem, podobnie jak Krysiade, wole ja odbyć w fotelu 🙂 W mokrym lesie i łupinka po wodzie… Podziwiam Wasza kondycje!
Bjk, wspaniały jest Twoj zdjęciowy reportaż z Gruzji. Jak sie przemieszczalas? Drogi wydają sie tam karkołomne.
Bejotko,
He, he… Mnie akurat rower dokopał na kolano. Rehabilitant uprzejmie mnie poinformował, że jak już koniecznie chcę – to do tyłu. Więc bawię się stacjonarnie i… chodzę.
Jolinku,
W tak zwanym międzyczasie. Poza tym mamy jeszcze chętnego brata i kosiarkę 😉
Małgosiu,
Podziwiam i… leciutko zazdroszczę.
To dopiero początek zdjęć, choć inne będą z terenów łatwiej dostępnych. Wypożyczonym samochodem terenowym, innym tam się nie przejedzie. Droga do Tuszetii rzeczywiście jest niesłychanie piękna, choć osoby cierpiące na lęk wysokości nie powinny tam się zapuszczać. Wąziutka żwirówka, miejscami osypująca się, wspina się stromymi zakrętami nad głębokimi przepaściami na wysokość blisko 3000 m. npm, potem gwałtownie ostrymi zygzakami spada do ok. 1800. Jest uatrakcyjniona wodospadami (bezpłatne myjnie), osypującymi się z góry kamiennymi lawinkami, rozległymi kałużami błocka, stadami baranów, po deszczach w ogóle nieprzejezdna, to wielki raj dla miłośników off roadu. Czynna od czerwca do października, zimą ewentualnie tylko helikopter dociera do tamtych rejonów. Inne drogi, którymi tam jeździłam są mniej ryzykowne, choć też malownicze, górskie i wyrypiaste.
Ewo, mnie kilkanaście lat temu starszy kumpel i guru rowerowy, autorytet sportowy, z którym przejeździliśmy razem tysiące km nauczył, że na górskie i inne kolanowe kontuzje najlepszy jest rower. Nie wierzyłam, ale sprawdziłam – i działa od lat! Ale to pewnie zależy od rodzaju urazu.
polskie wina w Londynie … miłe zaskoczenie …
http://wyborcza.pl/10,82983,20737500,degustacje-maciej-sondij.html
mnie rower polecił Rehabilitant na bóle kręgosłupa … ale stacjonarny … mam i używam co dnia ..
ewo rodzina to skarb … nie licząc kosiarki …
bjt to już cała Gruzja zjechana czy będzie następna wyprawa?
Nie wiem, Jolinku. Czeka wciąż tajemnicza Chewsuretia, ale i Kaukaz od północnej strony, poza tym od dawna bardzo z kilku powodów ciągnie Syberia, nie mówiąc o szamańskiej Tuwie z magnetycznymi śpiewami alikwotowymi i mongolskich stepach… Marzenia. Jednak jeden jest pewnik, bardziej woła mnie Wschód, niż Zachód.
Nie wiem, co i czy zdołam spełnić…
Na razie czytam, oglądam filmy dok. z tamtych stron.
Zobaczymy, co przyniesie Czas.
Kolejny skok w bok:
http://www.eryniawtrasie.eu/20667
Bejotko,
mnie po cichu kuszą kraje szeroko pojętego jedwabnego szlaku, ale Witek jest ciut o.p.o.r.n.y… Kiedyś marzyłam o przejażdżce koleją transsyberyjską i dotarciem do Bajkału ale tu Witek jest bardzo o.p.o.r.n.y. Po ataku na Ukrainę oznajmił, że nie wybiera się do Rosji. Może przed emeryturą zdążymy 😉
Ewo, a jak wieźliście te szklane trofea do kraju?
Niewielkie: jedną gwiazdkę https://photos.google.com/share/AF1QipP0mlXChneUYIqL9f-KBWT2j7n8UFeSwetIxqGkDtA4qMZPV8uaCU5zFUyhUG5SPA/photo/AF1QipP8oym2B_P-TfhBfyzTYWZydqggLhrZa4arGe-U?key=eWl1UEE0VVZzZDVpU0Q4TDVpbkJQZk82czhvd3Nn (wisi nad stołem w kuchni) i jeden wazonik w odcieniach błękitu przechodzącego w kolor morski. Ten ostatni już został sprezentowany.
Szkło wieźliśmy (dobrze zapakowane) w bagażu podręcznym. O ile polskie służby na lotniskach są restrykcyjne jeśli chodzi o limity bagażowe, o tyle palmerskie (palmiańskie?) wyraźnie przymykały na to oczy. Przy nas puścili turystę z trzema kilogramami nadbagażu. Pan się przyznał do 9 butelek małmazji. No jak tu takiemu odmówić?
Dzień dobry 🙂 uprzedzając troszkę Irka zaproponuje dziś taką inną kawkę – piwną, na którą trafiłam w ramach bezsennych szperań nocnych. Kawka ujęła mnie tym bardziej, że serwowana jest na poznańskiej Śródce, która od naszego ostatniego zjazdu stała się tak bliska 🙂
http://ustamagazyn.pl/2014/08/piwna-kawa/
Dziewczyny – podróżniczki, doznaję wspaniałego turystycznego zawrotu głowy. Tyle wrażeń, momentami mocnych i egzotycznych, dawno nie przeżywałam. Podziwiam wytrwałośc, odwagę i pomysłowośc. Dzięki za wielką przyjemnośc czytania i oglądania relacji 🙂
Ewo, tablica z targu z nazwami i obrazkami warzyw i owoców – jako pomocnik językowy – bezcenna, żaden słownik tego nie zastąpi, wiem coś o tym 🙂
Dzień dobry 🙂
Kawa piwna przepyszna, nic tylko siąść i rozwiązywać krzyżówkę
dzień dobry ..
Barbaro wspomnienia bardzo miłe szkoda tylko, że koleżanki milczą … Sławek i Paweł też …
śliwkowy sezon … co robicie z nich na zimę? … mnie się kończą śliwki w occie to trochę dorobię wg przepisu Żaby …
Ewo, co do jedwabnego szlaku, to zgoda, tym bardziej, że już cząstkę łyknęłyśmy. Transib mnie też kusił przez wiele lat, ale po długich rozmowach z jeżdżącymi, raczej chyba odpuściłam, bo klasa lux jest zbyt droga, a trzecia, choć najciekawsza obserwacyjnie/integracyjnie, nie pozwoliłaby mi zmrużyć oka. No to może jednak druga? 😉
Rosja, szczególnie na wschód od Uralu i tereny byłego ZSRR bardzo mnie ciągnie, abstrahując od bieżącej polityki obu stron.
Szkiełko pamiątkowe jest śliczne!
Jolinku, z bardzo dojrzałych, bursztynowych w środku tzw. górskich węgierek robię corocznie gęste powidło bez cukru, bo Młode, kiedy przyjeżdżają, chętnie wsuwają naleśniki z nim. Rozmawiałam w piątek z panem, u którego kupuję węgierki, mówił, że w tym roku jest mało, bo masowo wykupują producenci śliwowicy, w związku z tym cena się podniosła, są po 3 -2,50/kg na targu, rok temu można było kupić za złotówkę, jeśli kupowało się ponad 10 kg.
Irku 🙂
Jolinku, u mnie śliwki pochłaniane na bieżąco, na wyścigi z pomidorami. Ale czasem coś tam pozostaje, to przetwarzam na powidła, sukcesywnie więc nazbierało się kilka słoiczków. W occie, metodą Żaby robiła także moja Mama, wg identycznego przepisu. Bardzo łatwy, szybki i efekty pyszne. Powinnam też się za to zabrać. Nie robię jednak wielkich przetworowych planów, nie mam gdzie przechowywać.
Czy u Was też jest taka piękna jesień, bo tu słońce od rana…
Jejku, ja w podróży poczwórnej! Zaraz lecę oglądać zdjęcia podróżniczek, bo póki co poczytałam tylko.
Irku,
u mnie dzisiaj piwo z rana jak śmietana, ale taka jest potrzeba chwili, a żadnej chwili nie należy lekceważyć, a już zwłaszcza jej potrzeb!
Salsa,
poznańska Śródka 🙂
Taką kawą bym nie pogardziła.
Ja też mam piękny kielich kryształowy jako pamiątka z domu do przewiezienia, a poza tym odwiedzę panią Bożenę we wrocławskich Jatkach, gdzie mieszczą się pracownie artystów.
Pani Bożena jest byłą uczennicą Zbigniewa Horbowego (swego czasu mój sąsiad!), który jest znakomitym artystą szkła, tak użytkowego, jak i wysoce artystycznego. Nie na już na Rynku sklepu Amfora, w którym Horbowy wystawiał swoje szklane cuda 🙁
Ja mam słabość do szkła, i nieco kasy do stracenia. Dzisiaj ruszam na Wrocław z zamiarem stracenia nieco kasy. Poza tym umówiłam się z naszym starym przyjacielem „Pod Papugami”.
A jutro do domu…
https://www.youtube.com/watch?v=7Yns3v7qinM
Salso,
ja wolę tę wersję dojrzałego już Cześka 🙂
https://www.google.pl/maps/uv?hl=pl&pb=!1s0x470fc275a81ad04d:0xe6997124ef851a4d!2m10!2m2!1i80!2i80!3m1!2i20!16m4!1b1!2m2!1m1!1e1!3m1!7e115!4shttps://picasaweb.google.com/lh/sredir?uname%3D102857914442312897284%26id%3D6234378643618640738%26target%3DPHOTO!5spod+papugami+wroc%C5%82aw+-+Szukaj+w+Google&imagekey=!1e3!2s-dAK3FL9-K9Y/VoT2WGArs2I/AAAAAAAAgeI/mjaxH7qIMg4MFmvf4BFAYZtYoehTuRolg&sa=X&ved=0ahUKEwil9oC9-67PAhWIESwKHZilC_gQoioIgAEwDA
a czy suszycie śliwki w domu? … pamiętam jak kiedyś nasza ciocia suszyła śliwki z kminkiem w piekarniku … pycha były ale trzeba je było zjeść w miarę szybko …
Śliwek nie, choć z dzieciństwa taki obrazek mojej Babuni suszącej śliwki – jak przez mgłę pamiętam, tylko czy one były z kminkiem…
Smażę naleśniki 🙂
Ja idę na łatwiznę – kupuję suszone śliwki, takie kalifornijskie węgierki, niczym się od naszych nie różnią.
Suszenie śliwek z kminkiem ma sens, kminek jest elementem przeciw wzdęciowym, a śliwki przeciwnie wręcz (kapusta i tak dalej).
W domu moich Rodziców śliwki, których było zatrzęsienie na ogrodzie, kończyły najczęściej w słoikach, przepyszny kompot, a reszta była suszona w otwartym piekarniku starego pieca – piekarnik był zawsze ciepły, o ile na piecu coś się gotowało.
Nie jestem taka pewna tych suszonych śliwek, za to jabłka tak. Jeszcze kaszka krakowska zaciągnięta żółtkiem, suszona i dodawana później do rosołu.
Lecę na Wrocław, taksówką do centrum.
Alicjo uważaj z zakupami bo Jerzora nie ma i kto będzie dźwigał zakupy ….
u nas w piecu piekło się jabłka i pieczeń na obiad dochodziła …
Yurek!
Być może trafiłem na powód skaczącego kursora. Kiedyś też skarżyła się na to Pyra. Robiłem różne zabiegi sofwarowe, ale przyczyna tkwi w zmianie „czułości” okolic touchpada (gładzika) Nadgarstki oparte o laptop w czasie pisania, powodują jakieś zakłócenia i kursor szaleje. Próbowałem podkładac izolujące gąbki, ale nic nie pomaga. Tylko dłonie w górze bez kontaktu nadgarstków z klawiaturą! Ten tekst napisałem bez jednej poprawki. Przedtem byłoby ze dwadzieścia! Metoda skuteczna, ale męcząca.
Jolinku,
ja nie jestem zakupiasta, ale u Bożeny od szkła na Jatkach zakupiłam sobie piękny naszyjnik, zielony, szklany kwiat. Dzieło sztuki, naprawdę!
p.s.Naszyjnik dostałam w prezencie – zakupiłam lustro nieduże, ale przepiękne! Zdjęcia będą.
Znowu łazimy:
http://www.eryniawtrasie.eu/20678
Poza tym połaziłam po centrum Wrocławia, odwiedziłam przyjaciół, z którymi razem wyjechaliśmy z Polski, oni wrócili parę lat temu, a jeszcze potem spotkałam się z przyjaciółmi.
Cichal, na laptopach nie znam się.
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
a paprykę suszycie? … a może mrozicie? …
Alicjo bardzo przyjazny dzień miałaś …
ewo czytam, że gruntownie wszystko zwiedzone …
można przeczytać … informacja budująca ..
https://www.facebook.com/matyjaszczyk.krzysztof/posts/1776285479260892
zrobię sobie trochę takich jabłek … ale bez cukru …
http://prostepotrawy.blogspot.com/2016/09/jabka-prozone-do-soikow.html#more
Takie jabłka, jak proponuje Jolinek, są też dobre później na tzw. jarzynkę do obiadu.
Tymczasem mam prośbę o inspirację: zostało mi ok. 10 surowych białek, co z nich zrobić? Odpowiedź byłaby banalna, gdyby miało to być coś słodkiego: bezy, nugat, spód do Pawłowej etc.
Ale nie, ma nie być słodkie. Już jestem zdecydowana w desperacji po prostu ugotować je w woreczku do mrożonek na twardo i podrobić w sałatkę jajeczną wraz z kompletnymi pobratymcami. Jajecznica z samych białek jest ohydna. Innych pomysłów zero o poranku… 🙁
Więc liczę na Waszą kreatywność i coś ciekawszego w jej efekcie 🙂
bjt zrób ciasto ale wytrawne np. takie jak piegusek tylko zmień cukier na zioła i warzywa .. zamiast maku mogą być ziarna …
Dzięki Jolinku, jest to fajny pomysł (już widzę w wyobraźni to dosmaczone mnóstwem ostrych przypraw), mam jednak wątpliwości, czy same białka (bez cukru) utrzymają po upieczeniu resztę i nie będzie to w efekcie smętną mokrą paciają? Bo cukier chyba pełni funkcję utrwalającą „konstrukcję”, a tu doszłyby jeszcze obciążające wszystko mokre warzywa?
bjt pewnie tak może być ..to z białek można zrobić podobny wypełniacz do tarty …
oczywiście bjk …
Bjt, bjk… wiadomo, o co chodzi 🙂
Zastanawiam się, jakby zrobić ciasto ptysiowe z samych białek, zamiast całych jajek. Pewnie będzie nieco twardsze od tradycyjnego, ale może nadal jadalne? Np. takie ptysie nadziewane leśnymi grzybami? Co sądzicie?
Kolega podpowiedział, by zrobić megajajo wzorem Wańkowicza. Ugotowane żółtko oblać tymi wszystkimi białkami i ugotować. Zaprosić ludzi i wkręcić ich, że to od wysokobiałkowej kury GMO 😀
Pomysł genialny w swojej prostocie, tylko jak całości nadać kształt jaja?
… wszystkie bilety były sprzedane .. jednak Krystyna Janda poinformowała, że w ramach protestu Black Protest 3 października nie zagra spektaklu „Maria Callas” …
Jolinku,
Jeszcze wiele zostało do zobaczenia…
Przecież mówię…
http://www.eryniawtrasie.eu/20751
Takie jęzory lawy widziałam na Sycylii po erupcji Etny chyba w 2004 roku, „zjadły” drogę 😉
Ewa, piszesz jakie są bolesne, ale nie piszesz jakie smaczne…
Teraz o czekoladzie i rzetelności handlowej (która zdawać by się mogło- zanikła)
Pisałem już, że sam wyrabiam gorzką czekoladę. Znalazłem źródło czarnej (dark) zamówiłem. Przyszła paczka. otworzyłem i… otoczyła mnie czarna, kakaowa chmura. Jeden z czterech pojemników puścił. Umyłem siebie i pół kuchni, a potem opisałem to nadawcy. Przepraszali w czterech meilach. Oddali wszystkie pieniądze, czyli trzy pojemniki za friko. Jedną czekoladę nadziałem cayenne – odlot. Następną żurawiną, też dobrze. Teraz mam na warsztacie ze skórką pomarańczową, która ma wszystkie skórki pod sobą. Ewa mi ją smarzy i może dlatego… Wcale się Ewie nie podlizuję, bo to szczyro prowda!
Oczywiście smaŻŻŻy! Ale nawet jakby smarzyła, to będzie pyszne!
dzień dobry …
od dziś trochę cieplej nawet o poranku …
ewa plaża to chyba tam jest prawie czarna przez te pyły wulkaniczne? … tak było na Teneryfie …
cichal to ile jesz tej czekolady dziennie? ….
dziś Michała … 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Asiu masz okazję być …
http://www.wetmusic.pl/fonomo-info-ver.php?idg=11&idm=59&id=463&year=2016
W domu. Padam na twarz, więc tylko się melduję, umyję zęby i spać, spać, spać!!!
Alicjo meldunek przyjęty … 🙂
Jolinku-to może ode mnie również przyjmiesz meldunek 🙂
Ja też w tej chwili jedynie w krótkich żołnierskich słowach-witajcie po małym wypadzie na niewielką wyspę o długości około 50 km, szerokości circa about 16 km, a wszystko tylko dwie i pół godziny lotu z Warszawy.
Ciąg dalszy nastąpi, bo szara rzeczywistość skrzeczy, wymaga i jak zawsze w takich okolicznościach trzeba jej ustąpić i przystąpić do codziennych zajęć niecierpiących zwłoki.
Dziewczyneczki – dobrze, że dotarłyście szczęśliwie do domu.
Danuśka przyjęty … 🙂 czekamy na ciąg dalszy …
Czołem Blogu!
Wrzucam cichaczem moje zaległości poznańskie 😉
https://goo.gl/photos/GyGBZeorz5zK1hDRA
Danuśka, czy to nie Minorka?
Kluliku no i pkp moje byly podobne, wiec mam rozgrzeszenie? plz
ps nie umiem w tym nowym gownie wklejac obrazkow, poza tym jestem z Wami, wprawdzie cicho, ale prawie na biezaco
Nisia pisała kiedyś o śpiewającym kapitanie z Zawiszy Czarnego:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2012/05/08/miedzy-wschodem-a-zachodem/#comment-307109
Przedwczoraj Zawisza Czarny, którego obecną załogę w całości stanowił Męski Chór Szantowy (z tymże kapitanem Waldkiem Mieczkowskim) wrócił z trasy koncertowej z Łotwy i zatrzymał się na noc w Helu. Przypadkiem ja też tamże. W tawernie „Kuter” przy piwie chłopy grali i śpiewali(śmy) do późnej nocy. Czysta poezja. Powspominaliśmy dawne czasy i Nisię (całkiem niedawną). Eeech…
Ech, łezka się kręci w oku …
Krysiade- miło przeczytać, że nadal jestem dziewczyneczką 😉
Jaki sympatyczny dzień, chłopaki z Wiednia i Paryżu dali w końcu znak życia!
Wygląda na to, że mam różne podróżnicze opowieści i ciekawe zdjęcia do oglądania, bo i Ewy, i Małgosi, i Bejotki. Z góry się cieszę na te przyjemności.
Tak, Małgosiu 🙂 Via Alina przesłałam zresztą Blogowisku wakacyjne pozdrowienia.
Kiedy czytasz”szmaragdowe zatoki, dzikie plaże, megalityczne budowle i brak tłumów. Oto hiszpańska Minorka-najspokojniejsza wyspa Morza Śródziemnego i jeden z ostatnich rajskich zakątków Europy”to masz ochotę osobiście sprawdzić, czy jest tak rzeczywiście.
Wyspę zjeździliśmy wzdłuż i wszerz i mogę potwierdzić, że jest ona zaprzeczeniem zadeptanej przez turystów i zabudowanej ogromnymi hoteliszczami Majorki(może pamiętacie, Latorośl pracowała tamże przez pół roku i dostarczyła nam pretekst, by odwiedzić Majorkę). Kto szuka ciszy i spokoju oraz lubi spotkania z przyrodą albo z prehistorią, niech wyrusza po sezonie na Minorkę. Nie znaczy to oczywiście, że nie znajdziecie na swojej trasie żadnego sześciopiętrowego hotelu, bo takie czasem też się trafiają. Tym niemniej wyspa jest wyraźnie nastawiona na przyjmowanie turystów w ograniczonych ilościach i przede wszystkim w wakacyjnych domach, czy apartamentach. Zdecydowana większość zabudowy jest jedno lub dwupiętrowa, trochę jak Lanzarote albo sławkowa Ile d’Yeu 🙂
Minorka żyje też w dużym stopniu z rolnictwa oraz oczywista oczywistość z rybołówstwa. Z samolotu widać wyraźnie szachownicę pól pokrytych czerwoną ziemią, a każde z nich jest ogrodzone około jedno metrowym murem z kamieni. Kiedy jedziesz wąską, lokalną drogą to w zasadzie poruszasz się jakby w tunelu, z prawej mur, z lewej mur, czasem brama wjazdowa z nazwą posiadłości. A Ty jedynie prosisz opatrzność, by na zakręcie nie trafił się samochód nadjeżdżający z naprzeciwka (trafia się rzadko, chyba że jest niedziela i droga stanowi dojazd do plaży). Jak już dojedziesz na miejsce to dla ukojenia nerwów 😉 zamawiasz jedną z minorkańskich specjalności pellofę-gin, woda sodowa i cytryna albo pomadę-gin i lemoniada. Te napoje to spadek po Brytyjczykach, którzy kiedyś rządzili wyspą.
http://przepisyzpodrozy.pl/wp-content/uploads/2012/07/pomada1.jpg
cdn
Danuśka,
Zupełnie jakbym czytała o la Palmie. A propos, nowy wpis:
http://www.eryniawtrasie.eu/20757
Melduję się z podróży, krajowej, ale też ciekawej, choć odwiedzam miejsca dość znane. Najpierw był Poznań, Kórnik i Rogalin, potem jedna, ale intensywna doba we Wrocławiu, a teraz przez kilka dni będziemy w okolicach Szklarskiej Poręby. Zahaczymy też o Czechy.
Jedno, co mi się nie podoba to wielkie porcje w restauracjach. Osoba, która je umiarkowanie, a nawet skromnie/ czyli ostatnio ja/ ma problem ze znalezieniem czegoś odpowiedniego dla siebie. Pogoda nam dopisuje, ale jak twierdzi mój mąż, każdy ma taką pogodę na urlopie, na jaką sobie zasłużył. Pozdrawiam Koleżeństwo Blogowe.
Duże porcje to też moja zmora, jeśli jestem u siebie to resztę zabieram, na wyjeździe wolę poprzestać na przystawkach, często kilku, dzielonych między znajomymi.
Dziewczyny – czekamy zna zdjęcia.
Danuśko – niniejszym wrzucam Minorkę do Przydasi „na zaś” i wszelki wypadek. Skusiłaś mnie – lubię takie kameralne klimaty 😉
Ewo, mówisz masz 🙂
Wracając z Sao Tome na dwa dni zatrzymaliśmy się w Lizbonie, trochę zdjęć:
https://goo.gl/photos/CQDvZ4cp4eFC4zch7
Ewo-a ja wrzucę do pamięci La Palmę i ….jeszcze parę innych propozycji z
Waszego niezwykłego, podróżniczego repertuaru 😉
Jeśli chodzi o zdjęcia, to oczywiście będą, ale Osobisty Wędkarz namieszał w moich fotograficznych zwyczajach, bo wrzucał po drodze trochę obrazków do swojego komputera i narobił mętliku. Wrrr!
Krystyno-udanego dalszego ciągu wojaży i mniejszych porcji 😉
cd minorkowych, acz absolutnie nie minorowych opowieści 🙂
Tylko nie pytajcie, czy próbowaliśmy najsławniejszych dań pod tytułem zupa z homara albo gulasz z langusty. Otóż nie próbowaliśmy, bo 60 euro za jedną porcję tych przyjemności wydawało nam się ceną mocno zaporową. Za to ryby, mule czy jagnięcinę serwowano na wiele różnych sposobów i w cenach nie wypłukujących zawartości portfela zatem można było się nimi cieszyć do woli. Minorka ma też swój sławny ser http://desdemenorca.com/11-139-thickbox/queso-mahon-quintana-curado.jpg oraz równie sławne drożdżowe ciasto: http://media.lipstickvoice.com/2013/08/999804_421812911278774_306492867_n.jpg
Opowieść samochodowo-parkingowo-plażowa:
Zjeżdżamy z jednej głównych dróg, mijamy rondo, a na nim świetlną tablicę o ilości miejsc na parkingu. Ki diabeł, gdzie ten parking, po co komu ta informacja? Dookoła tylko wiejskie gospodarstwa.
Tablica jest ustawiona przy zjeździe na jedną z tych lokalnych, wąskich dróg biegnących wśród wyżej wspomnianych kamiennych ogrodzeń. Droga prowadzi na niewielką plażę (właściwie prawie wszystkie plaże są niewielkie i bardzo kameralne), przy plaży jest parking. Z racji ograniczonej ilości miejsc na parkingu oraz kłopotów z manewrowaniem samochodem na drodze, już na początku trasy, czyli na rondzie jest informacja, o tym czy są jeszcze miejsca na parkingu i czy warto jechać na tę właśnie plażę. Bardzo sensowne rozwiązanie.
Danuśka,
To ciasto wygląda jak bałkański burek: https://www.google.pl/search?q=burek&client=opera&hs=j1j&tbm=isch&imgil=6j-frbF9xvUDGM%253A%253BBpSVITktRg_tlM%253Bhttp%25253A%25252F%25252Fwww.jazzbachevap.com%25252Fen%25252Fgallery%25252Fburek-3%25252F&source=iu&pf=m&fir=6j-frbF9xvUDGM%253A%252CBpSVITktRg_tlM%252C_&usg=__WV7nZ9-h0XbXavIZV3S8VJlNNDg%3D&biw=1280&bih=642&ved=0ahUKEwirs9f1sLXPAhXCDpoKHdyOAQYQyjcIgQE&ei=A3XtV-ulA8Kd6ATcnYYw#imgrc=6j-frbF9xvUDGM%3A
dzień dobry …
koleżanki podróżniczki popatrzyłam, poczytałam .. 🙂
koledzy zawitali … jak miło .. 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Skoro Małgosia przypomniała Lizbonę to do irkowej kawy dzisiaj koniecznie:
http://duze-podroze.pl/wp-content/uploads/2015/04/pastel_de_nata.jpg
Małgosiu-Osobisty Wędkarz, jak sama nazwa wskazuje 😉 woli wędkować niż zwiedzać duże miasta, ale w Lizbonie zakochał się od pierwszego wejrzenia, a tramwajem 28 może jeździć co tydzień 🙂
Ewo-gdzieś u źródła tych ślimakowych zawijańców jest zapewne arabska kuchnia:
http://1.bp.blogspot.com/-2qVFw24yvqg/Udk-NPrLUDI/AAAAAAAABR0/3moq2sjNyNE/s400/ChlebTahini6.jpg
Wszystkim kawoszom serdeczne życzenia.
http://www.newsweek.pl/styl-zycia/gdzie-pije-sie-najwiecej-kawy-a-gdzie-kroluje-herbata-,artykuly,372988,1.html?src=HP_Left_Section_2
Danuśka, te ciasteczka były oczywiście konsumowane, ale jakoś nie podbiły mojego serca. Nie udało nam się spróbować tych oryginalnych z Belem, pozostał pewien niedosyt, są powody by wrócić. Tramwaj nr 28 to jedna z wizytówek Lizbony i jest super!
Małgosiu-czasem warto sobie zostawić jakiś powód, by wrócić 🙂
Było już o tym czego nie spróbowaliśmy podczas naszej podróży, a teraz o tym czego nie kupiliśmy. Otóż nie kupiliśmy kultowych sandałów avarcas:
http://www.snobka.pl/artykul/kultowe-avarcas-wprost-z-minorki-19808
Moje szerokie i mało urokliwe stópki jakoś marnie prezentują się w tym obuwiu, już nie mówiąc o tym, że ciężko spotkać rozmiar, w który dałoby się je wdzięcznie wsunąć.
Natomiast wybór kolorów, materiałów i przedział cen tych sandałów jest ogromny(od 12 euro na straganach do 50 euro w wytwornych sklepach)zatem smukła i zgrabna stopa Kopciuszka może szaleć i prezentować całą paletę barw, wedle życzenia, nastroju, a przede wszystkim pasujących do szortów, czy sukienki 🙂
Danuśko – dobrze, że nie kupiłaś tych sandałów. Są paskudne. One dopiero oszpeciłyby Twoje stópki.
Co do „dziewczyneczek”, to bardzo lubię to określenie. Tak mówił mój szkolny kolega.
Dzień dobry
kawa 🙂
http://www.oeufauriz.com/wp-content/uploads/2016/03/Screen-Shot-2016-03-26-at-19.51.43.png
Kochani, nie samą kawą człowiek żyje. Dzisiaj w ryżowym garnku ugotowałam kaszę jaglaną. A poza tym na patelnię wlałam odrobinę oliwy, wrzuciłam czosnek, a potem plasterki cukinii i chwila moment, tak do zrumienienia. Do cukinii wrzuciłam wspomnianą kaszę, posypałam ziołami i dla mnie byłoby już całkiem w porządku, ale Osobisty Wędkarz żyje nie tylko rybami zatem na talerzu wylądowały również sznycle indycze.
Muszę przyznać, że zrobil się z tego całkiem przyzwoity obiad.
Nastawiłam też kolejny słój z oliwkami w trzech kolorach(wypłukać z zalewy sklepowej, zalać oliwą, dodać czosnek i co tam kto lubi). Mogą postać kilka tygodni, z każdym dniem coraz lepsze 🙂 Opowiadałam już zresztą o tym patencie. Kuzynka Magda również przygotowuje je w ten sposób.
Danuśko – jeszcze dodaję fetę pokrojoną w kostkę. Taką twardą. Pycha.
Krysiade-to całkiem dobry pomysł! Następnym razem dodam, dzięki 🙂
A ja dziś zrobiłam placki kartoflane, jestem w tej frakcji słonej czyli również z cebulą 🙂
A mnie te sandałki podobają się mocno i już zastanawiam się, czy aby nie kupić takich z nubuku czerwonego. Te też są super http://www.snobka.pl/artykul/kultowe-avarcas-wprost-z-minorki-19808/1/24#photo-gallery 😀
A ja dziś doczytałam książkę, prawdziwego „Harlequina”, po czym ogarnęłam siebie i łazienkę. Nie chce mi się całej chałupy ogarniać, wszystko powoli, jeszcze jestem zmęczona po podróży.
Mam ochotę na zupę ogórkową, i mam wszystko oprócz śmietany, którą zwykłam zabielać ogórkową. Jest kefir klasyczny…zaryzykuję, co mi tam.
Kultowe sandałki zdecydowanie nie w moim typie. Noga zawsze wygląda lepiej na choćby lekko podniesionym obcasie, o szpilkach już nie mówie…nigdy też nie podobały mi się rownie „kultowe” birkenstocki, drogie i paskudne, niestety, ba długie marsze i spacery bardzo dobre.
Mimi to nigdy nie zakupiłam.
Alicjo,
Osobiście choruję na te birkenstocki ale nie dam tyle forsy za buty.
http://www.sarenza.pl/birkenstock-gizeh-cuir-w-s752244-p0000116742#size=40
Chociaż z drugiej strony, mam zamszowe klasyczne półbuty z Wojasa (polska marka), drogie były ale noszę je piąty rok – tylko sznurówki musiałam wymienić. Jak widać cena jest rzeczą względną.
Te birkenstocki – nie takie klapki, jak pokazałaś, tylko klasyczne, sportowe sandały, też ponoć się długo noszą, no i są tak dobrze wyprofilowane, że osoby z problemami stóp chwalą je. Ja w domu chodzę w stareńkich kapciach i namawiam je, żeby mi nie zrobiły kawału i nie rozleciały się.
Chałupę względnie wysprzątałam, Mrusi zrobiłam pedicure i wyczesałam królewnę, mogę się zająć czymś lekkim, zanim zajmę się gotowaniem zupy.
Zupa wskazana – całkiem jesienny dzień, nie ma słońca 🙁
Nic nie szkodzi, dowiedziałam się, że 18-go lecimy do San Francisco 🙄
Alicjo,
Bo klasyczne sandały od B. faktycznie nie powalają urodą.
Tymczasem zbliżamy się końca:
http://www.eryniawtrasie.eu/20887
Nosiłbym sandały, ale nie mam odpowiednich skarpetek… 🙂
Podczas naszych urlopowych spacerów mignął mi w jakimś momencie mężczyzna w tych minorkańskich sandałkach. Facet był wysoki i miał długie, wąskie stopy. Bardzo dobrze prezentował się w swoich avarcasach.
Cichal-może Alicja da się namówić na wydzierganie odpowiednich skarpetek 😉
Na przykład te są całkiem wakacyjne: http://sklep.krebo.com.pl/69/skarpetki-meskie-kolorowe-modne-krebo.jpg W sam raz do letnich sandałów 🙂 🙂
Zamawiam te z tukanem!
Jolinku! Pytałaś, jak ja często tę czekoladę. Otóż, jak tylko mam ochotę na coś słodkiego, a Ewy nie ma w pobliżu, to ja siup do lodówki i za czekoladę! 🙂
Wieczorna herbata: http://thegraphicsfairy.com/wp-content/uploads/2015/06/Vintage-Tea-Set-Girl-GraphicsFairy.jpg
Jolinku – dziękuję za informację.
Buty Wojasa też nosiłam lat kilka, wygodne, byłam z nich zadowolona. Ostatnie fasony już nie są tak ciekawe, ceny też dosyć wysokie.
La Palma, Minorka, Wyspa Św. Tomasza, Tuszetia – kuszą, kuszą, ale muszą trafić na listę „może kiedyś”. Teraz chętnie wybrałabym się śladem Krystyny, albo w Irkowe okolice, albo na Podkarpacie.
A w kuchni: zupami jesień się zaczyna 😉
Jesień:
http://www.cdpaintings.com/jean-francois-raffaelli/the-arc-de-triomphe-autumn-effect-1907-by-jean-francois-raffaelli/
Takie buty sobie zakupiłam w salonie na Bielanach Wrocławskich. Te „kropeczki” są szklane i migoczą w świetle. Obcas – 10cm 🙂
Cena 120zł
Uśmechnęły się do mnie i już!
http://kari.com/ru/zhenshchinam/zhenskaya-obuv/tufli/tufli-prazdnichnye-zhenskie/90773203/
Cichal,
ja robię już tylko jak mi się łaskawie chce, a na dodatek mam spotkanie z panem chirurgiem od rąk i muszę na chwilę odwołać, bo wyjeżdżam do Kalifornii za 2 tygodnie.
A on mi chciał oceniać, za którą łapę ma się najpierw wziąć i co przy niej wyczyniać – chodzi o dłonie, rzecz jasna.
Przypuszczam, że niewiele zrobię już w sprawie prostych szaliczków, a co dopiero skarpet.
Poza tym moje drugie imię jest od jakiegoś czasu Leniwa. 19:30 , a ja idę w kimonko…no, poczytam jeszcze ostatniego Harlequina 😉
Asiu! A u mnie jesień zaczyna się długimi spodniami. Dzisiaj pierwszy raz…
Na obiad farfalle z sosem zrobionym eksperymentalnie z wątróbek kurczaczych, suszonych śliwek i żurawin. Obecne były też pieczarki, sos sojowy, bazylia i dyżurne (dużo pieprzu) Nieco kurkumy i dmuch goździkowy. Duszone z dodatkiem śmietanki (18%?)
Eksperyment udany. Ewa chwaliła!
Alicjo, przeczytałem! Śmy żartowali! Chroń dłonie (i Cara) 🙂
Cichal,
ja wiem, że żartujecie 😉
Czytałam przed chwilą o „pomazańcach prezesa” i zrobiło mi się niedobrze. To się Beatka wyraziła…lepiej niech nie komentuję.
Idę do wyrka, poczytam Krajewskiego („Mock”), który mi zawsze dobrze na duszy robi swoimi kryminałami-horrorami.
Znowu coś na lotnisku i nie tylko podkupiłam („Nienachalną z urody” też!) i musiałam nadać na bagaż 🙁
Nic to nie kosztuje, ale muszę czekać po wyjściu z samolotu! Wrrrr…a to był tylko kilogram ponad limit, Czubaszek…
dzień dobry ….
Danuśka ma dziś imieniny i wszystkiego najlepszego Danuśce życzymy … 🙂
poranek wilgotny i ciepły ..
Danuśko, piękny dzień na imieniny, wszystkiego najlepszego.
Asiu, u nas w kraju też jest ciekawie i ładnie, szczególnie teraz, kiedy zaczyna się złota jesień, a bywa i całkiem egzotycznie, jak odejść dalej od szosy. Zrób sobie ucieczkę na południe! A wcześniej daj znać, może gdzieś skrzyżujemy trasy?
Danusko nasza droga, wszystkiego co najlepsze imieninowo, i bez okazji tez -:)
Tutaj od wczoraj szaro i deszczowo. Dzieki Wam podróżuje po egzotycznych miejscach i serdecznie za to dziekuje.
Zabrakło 🙂
U mnie mentalnie jeszcze piątek, bo nie śpię, dopiero trzecia nad ranem dochodzi.
Danuśce NAJLEPSZEGO!
Chyba pójdę spać wreszcie.
Danuśko świętująca, uściski imieninowe i życzenia wszystkiego najlepszego. Zapowiada się piękny dzień, więc miłych obchodów 🙂
Alicjo,
Nie będzie czapeczki?! Buuu… A na poważnie, powodzenia przy ręce i zdrowia życzę!
Danuśko,
Ściskam mocno i życzę samych pogodnych dni 🙂
@Alicja-Irena
Droga Alicjo, nie ryzykowalabym wyjscia na ulice w tych czerwonych szpilkach, moznaby dostac niemoralna propozycje. Pochodz sobie w nich po domu.
@Alicja-Irena
dobrze ze odlozylas wizyte u chirurga, na nich trzeba bardzo uwazac. Ja sie ich wrecz boje, zaraz chca kroic i potrafia narobic szkody.
Dzień dobry 🙂
kawa
Danuśka, uściski imieninowe, radości nie tylko w oczach 🙂
Danuśce, pogody życia, zdrowia, uśmiechu na co dzień, wszystkiego najlepszego.
Czynnie rozpoczęłam dzień, przeszłam 9 km z kijkami, w pięknej scenerii kolorowej, słonecznej jesieni.
Dla Danuśki pięknej drogi przez życie:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2016-09-23.html
Danuśko – całe mnóstwo najlepszych życzeń ode mnie i od Pawła i całego słonecznego Podlasia.
Eva47,
w moim wieku nie dostaje się niemoralnych propozycji 😉
Szpile są przeznaczone na salony – tutaj na ogół przybywając w odwiedziny do kogoś zdejmuje się buty, w których się przybyło i chodzi się boso albo w jakichś kapciach. Chodzi o to, żeby nie zabrudzić podłogi, dywanów czy wykładzin. Jest to powszechne, tylko u mnie zabraniam ściągać butów, bo podłoga jest do chodzenia i brudzenia, jak się zdarzy.
Otóż ja takich butów nie używam ulicznie, tylko mam za pazuchą w razie jakiegoś zaproszenia, bo nie po to się stroję i wypindrzam, żebym potem boso czy w kapciach paradowała.
Danusiu – wszystkiego najlepszego!
https://www.youtube.com/watch?v=K6D6Wj-Bu8o
https://www.youtube.com/watch?v=thDU6HTaPBM
Danusko ,imieninowe zyczenia i smakowitych doznan z tej radosnej okazji.
Uwielbiam szpilki, ale takie naprawde wysokie, czyli 12 cm. Swietnie sie w takich butach tez prowadzi samochod (wbrew wszystkiemu, co sadza osoby, ktore albo nie umieja prowadzic albo nie umieja prowadzic w szpilkach). Plaskie buty tez lubie i te pokazane sandalki bardzo bym polubila, cos czuje!
A tymczasem czas dyniowy sie zaczyna, pierwsza zupa dyniowa tego roku na rozkladzie, z curry, imbirem i mlekiem kokosowym.
A jutro sie przymierzam do miesa wieprzowego w sosie miodowo-musztardowym.
Tak, tak te butki też polubię na pewno, już wiem 🙂
Ale nim przyjdzie wiosna i butki, pora rozliczyć się z minionym latem, dzisiaj odcinek z Adżarii http://bajarkowe.blogspot.com/
Bejotko,
Widzę, że zaliczyłyśmy te same szlaki w Adżarii. Widziałaś zielone jeziorko?
https://get.google.com/albumarchive/104148098181914788065/album/AF1QipPcVO2c6ozmivd-SZz1xnWJVaeBOrgtJd4H91us/AF1QipNaK2DTkN-jGCZv8UhkRhmIHYzgkhByy73lvWb2
Tak, w deszczu i mgle.
Spałaś na przełęczy? Przypomnij adres, to wyślę Ci zdjęcie, którego nie chcę publikować – ciekawe, czy to też wspólne doświadczenie 😉
Danuśka – najlepsze życzenia imieninowe ! 🙂
Dziś odwiedziłam czeskie Skalne Miasto, niesamowite miejsce. Piękna pogoda sprawia, że i tam, i w okolicach Szklarskiej Poręby przebywa jeszcze bardzo wielu turystów. Jutro jeszcze zwiedzanie Jeleniej Góry, a w poniedziałek wracamy do domu, zahaczając po drodze o Bolków.
Zapomniałam napisać, że Poznań i okolice zwiedzaliśmy w towarzystwie znanej wielu blogowiczom Inki i jej męża. Był też wspólny wieczór z Haneczką i Jurkiem.
Bejotko,
Mieliśmy propozycję darmowego noclegu u pasterzy koło jeziorka, ale z żalem musieliśmy odmówić – byliśmy już umówieni na spotkanie z Anią i Arturem (Oblicza Gruzji). Czas niestety nie jest z gumy…
Pisz na bloga – mam przekierowanie na prywatny adres.
Co do szpilek – na wizyty u znajomych wybieram się w butach o bezpiecznych obcasach, czyli takich, które nie uszkodzą podłogi. A o to bardzo łatwo w przypadku desek czy parkietu. Zdarzyło się, że znajoma przyszła w szpilkach, których obcasy były ostro zakończone, a ona tymi obcasami szorowała po podłodze. Ślady są nie do usunięcia. Ale chyba sama zorientowała się w skutkach, bo potem już przychodziła w innym obuwiu. Moja sąsiadka, nie chcąc krępować gości, na czas wizyty rozłożyła dywan pod stołem. Ale i tak pani w szpilkach przebiła dywan i podrapała podłogę. Tak więc pomna takich sytuacji, nikomu nie chcę narobić zniszczeń. Brudna podłoga to żaden problem, ale zniszczona już tak.
O, a ja zapomniałam wspomnieć, że tydzień temu spotkaliśmy się ze Zgagą. Nie widzieliśmy się chyba z rok, bo Małgosia więcej czasu spędza spędza już we Francji niż w Polsce i ciągle się mijamy.
Przez bloga chyba nie przejdzie załącznik. Ale to w sumie nic istotnego 🙂 -> do Ewy to było.
Krystyno, jeśli byłaś też w knajpce U Penaka, widziałaś tam wiszące ludzkie włosy? Zastanawiam się, o co to chodzi, nie zapytałam na miejscu, potem żałowałam. Może ktoś wie?
Większość moich znajomych ma podłogi z wykładziną, a ci z parkietem z twardego drewna. Tylko ja mam miękką sosnę …
Poza tym nie tańczymy – wchodzi się do pomieszczenia robi parę kroków i zasiada się w jakimś fotelu czy na kanapce. Jestem w tych sprawach ostrożna. Nigdy nie miałam szpilek zakończonych metalem, a widziałam takie – to dobre na ulicę.
Na 12cm szpile nie piszę się, Magdaleno, to już nie na moje nogi. Chyba, że byłyby na 2cm. koturnie 🙂
Basiu,
Teraz mnie zaintrygowałaś. Wysłałam Ci wiadomość z maila. 😉
Bjk (7:26) – chętnie, ale na razie nawet na wyprawy po kraju nie ma szans 🙁
Eva47,
z tymi chirurgami nie tak prosto, ja odłożyłam wizytę tylko w czasie, ponieważ już zaczynają się przykurcze palców, np. w prawej dłoni mam już porządnie przykurczony palec środkowy i w żaden sposób go nie rozprostuję. Powoli zaczyna się to dziać w lewej dłoni. Jeśli ortopeda nie zainterweniuje, po pewnym czasie będę miała dwie zaciśnięte pięści, którymi ewentualnie będę mogła zdzielić kogoś między oczy, nic poza tym.
Mój lekarz mi sugerował, że o ile nie chcę mieć zaciśniętych pięści, mam się udać do ortopedy chirurga pronto, ale już!
Przykurcz Dupuytrena – tak to się nazywa. Mój lekarz domowy, który zna mnie od 34 lat i wie, co całe życie robiłam, nie ma wątpliwości, że po prostu „przedrutowałam” ręce. Przez lata była to dla mnie praca na półtora etatu, mogę śmiało powiedzieć, bo co zaczęłam, to chciałam skończyć bardzo szybko.
Gdybym ci ja wiedziała, że może się tak skończyć…
dzień dobry ..
szpilki nie dla mnie … ja potrzebuje buty traktory .. moje stare na wymarciu i ciągle w sklepach nie takie są jak chcę …
popatrzę na Wasze obrazki podróżnicze ..
Krystyno to mini zjazdy zaliczyłaś …
Jolinku, jeśli chodzi o buty trekkingowe, to można kupić lekkie i wygodne, przy tym niebrzydkie. A jakich szukasz? Szpilki i wibramy nie kłócą się, byle nie występowały w tych samych butach 😉
Asiu, zawsze po nocy przychodzi dzień, jeszcze pojeździsz. A na razie poczytaj, zapowiada się ciekawie, więc zamówiłam sobie https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/mekka
Dzień dobry 🙂
kawa
Kawa cudna, wlasnie tez pije 🙂 tylko po co ta jesien?
bjk chodzi mi o takie buty … tylko ja chcę by miały płaską i czarną podeszwę a nie taką jak te …
http://heavyduty.pl/produkt/8540-dr-martens-serena-black.html?gclid=CMr3sPDDu88CFQmdGwod4NgCpQ
Szef kuchni poleca kluski ziemniaczane z kapustą:
http://www.lexpress.fr/styles/saveurs/recette/recette-de-quenelles-de-pommes-de-terre-et-compotee-de-chou-rouge_1797503.html
Jolinku, martensy zawsze mają taką podeszwę, nawet sandały, to ich właściwość, mnie to nie przeszkadza. Ale jeśli Ci chodzi o formę, nie firmę, to może z czarną https://www.apia.pl/pl_pl/trzewiki-damskie-apia-2256-nero-p.html a jeśli podeszwa ma być mniej bieżnikowana, to może coś znajdziesz w sklepach internetowych?
Na całkiem cienkiej podeszwie bywają delikatniejsze trzewiczki, a martensopodobne miewają grubszą, przynajmniej nie spotkałam się z inną.
Jolinku,
takie buty nosza u nas mlodzi mezszczyzni z ogolonymi glowami i brzydkimi psami. To nie sa buty dla dam.
Popatrz moze na angielskie buty firmy http://www.clarks.de
Hehehe, evo47, spojrzę do lustra, czy aby mam ogoloną głowę… 😀
No, prawie, prawie 😉 Ale zamiast psa mam koty, a i noszę też buty od firmy clarks, a nawet szpilki czasami.
Hmmmm… (zastanawiając się nad tożsamością zawieszoną gdzieś między damami, a ogolonymi mężczyznami z psami :P)
bjk ja kupiłam te swoje buty w Zakopanem w takim stałym sklepem z butami ale jak byłam ostatnio to już ich nie było .. wymyślają cuda a normalnych, zwykłych butów trudno uświadczyć
ewo47 takie buty nosiłam jak byłam bizneswomen .. teraz wygoda dla mnie ważniejsza …
Alicjo i Jerzor uściski z okazji rocznicy ślubu … 🙂
Jeszcze w klimacie wyjazdowo-wakacyjnym: „najmniej przyjazne miasta świata” http://www.newsweek.pl/styl-zycia/najgorsze-kierunki-turystyczne-gdzie-nie-jechac-na-wakacje-,galeria,397859,1.html?src=HP_Left_Section_2
Mam wątpliwości co do Pragi.
Kochani, dziękuję bardzo za życzenia i wszelakie dedykacje 🙂
Asia trafia zawsze w samo sedno ze swoimi propozycjami muzycznymi i na pewno nie tylko ja jestem tego zdania.
Marku-Twoja fotografia też bardzo mnie wzruszyła…
Świętowaliśmy wczoraj kameralnie i romantycznie na włościach nadbużańskich. Dzisiaj na kolację przychodzi Latorośl z Ukochanym. Przewidziane ozory wołowe w sosie pietruszkowo-musztardowym. Ostatnio Osobisty Wędkarz ma fazę na ozory i podaje rzeczone w różnych sosach.
Wszystko wskazuje na to, że impreza dla przyjaciół wykluje się jakoś w październiku.
Poczytałam z przyjemnością kolejne opowieści Ewy oraz Bejotki.
Bejotko-od dawna lubię Twoje zdjęcia, a to z łyżką i pszczołami świetne 🙂
Skalne Miasto, o którym wspomniała Krystyna chodzi za mną od dawna. Pożyjemy, zobaczymy….
Aha, na dzisiejsza kolację będzie też zupa grzybowa. Znaleźliśmy trochę koźlaków i kurek, dla wzmocnienia smaku dodam trochę grzybów suszonych.
Jolinku,
dziękujemy 🙂 Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień…
Nie wiem, co na obiad, bo Jerzor odkrył w sobie zdolności kulinarne. Nie zdradził, co ugotuje.
U nas chłodno i pada deszcz. Jesień!
Alicjo,
Zatem czekamy na sprawozdanie kulinarne po obiedzie 😉
Najlepsze życzenia dla Was obojga!
Snując moje opowieści o Minorce nie powiedziałam nic na temat prehistorii, a jest ona obecna właściwie co krok i jest to najbardziej charakterystyczna cecha tej wyspy.
Tak jak np.po Podkarpaciu można wędrować szlakiem drewnianych cerkwi, tak Minorkę można przemierzyć szlakiem megalitycznych budowli z czasów kultury talajockiej:
http://navtur.pl/place/news/120,minorka
Uściski rocznicowe dla Alicji oraz Jerzora i czekamy na sprawozdanie kulinarne 🙂
Alicjo piękna rocznica … miłego świętowania … 🙂
ja Skalne Miasto dobrze pamiętam bo zniszczyłam tam swoje najlepsze buty .. wspinać mi się zachciało ..
Danuśka uwielbiam ozory w galarecie …
Alicjo i Jerzorku – wszystkiego najlepszego na następne lata. To Wy dziesięć lat po nas. 100 lat!
Alicji i Jerzemu, kolejnych pięknych rocznic w zdrowiu, tolerancji i pogodzie ducha.
Kolacyjne menu Danuśki bardzo smakowite.
Na góralską nutę:
Na mój dusiu, na mój dusiu, kochamy Cię – hej – Danusiu!
Dla Alicji i Jerzego:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2016-10-02.html
Na Koscieliską nutę:
Jezoze, Jezoze
Ala Ci pomoze,
Azeby zyć 100 lat
Dej Wam Panie Boze!
Jolinku
mialam na mysli wlasnie wygodne buty firmy clarks, takie do chodzenia po kocich lbach, a nie szpilki .
bjk – napisalam kto u nas nosi takie buty dr martens.
Dziękujemy za życzenia – właśnie pijemy wino białe z bąbelkami z rodzinnych kielichów z domu mojej Mamy, mamy tylko dwa, na specjalne okazje.
Tak naprawdę to jest to 43 lata, ale formalnie 40.
Jerzor wzniósł toast – za byłe 40 i następne 40 lat męki z tobą!
I nawzajem, i nawzajem 🙂
Na obiad był ryż robiony w wiadomym garze z warzywami, do tego osobno podsmażone z cebulą krewetki i na koniec dolany pomidorowy sos. Rozmawiając przy stole jak stare, dobre małżeństwo wyszło, że Jerz zapomniał, że ja nie lubię krewetek, a on też nie bardzo 😯
https://www.youtube.com/watch?v=Ikb5aFvO2mI
dzień dobry …
świeże figi w sklepach .. to zrobię …
http://www.lekkowkuchni.pl/2016/08/saatka-z-figami-i-mozzarella.html
ewo47 ja dużo chodzę po okolicy a mam też resztki pól blisko to takie traktory jak znalazł .. ale Twoja propozycja bardzo mi się podoba na miasto …
Dzień dobry 🙂
kawa
Irku to na zimę ta kawa się przyda … 🙂
Cichal 😀
Skoro dzisiaj figowy poranek to bez stosownej tarty się się obędzie:
http://p1.storage.canalblog.com/19/21/992238/79118129_o.jpg
dziś … Czarny Protest ….
Relacja z sobotniej demonstracji w Warszawie:
http://warszawa.naszemiasto.pl/artykul/czarny-protest-zarty-sie-skonczyly-wielka-demonstracja,3874096,artgal,t,id,tm.html
Piękna rocznica Alicji i Jerzora, wszystkiego najlepszego z tej okazji i długich jeszcze wspólnych lat.
Wspominacie świeże figi. Niedawno jadłam u znajomej smaczny deser, figi zapiekane z miodem i orzechami włoskimi.
Jolinek już pewno gdzieś na mieście uczestniczy w jednej z wielu akcji przewidzianych na dzisiaj. Ja wybieram się na 15.00 na pl.Zamkowy.
Danuśka, Jolinku – protestujcie za mnie!
Koleżanki, tez jestem z Wami.
http://wyborcza.pl/1,75398,20782865,rzad-o-czarnym-protescie-kobiet-niech-sie-bawia.html
Rence i nogi opadają, tak wybraliśmy.
yurku – miłe. I to dyplomata.
W życiu nie słyszałam bardziej pogardliwej i chamskiej wypowiedzi „dyplomaty”… w normalnym kraju już by poleciał ze stołka.
Ludzie, ale się kręci!
Dopiero co składałem życzenia Danuśce, a już muszę przyznać, że jestem w zaległości i trzeba złożyć spóźnione, lecz tym bardziej…! Wiadomo.
Niedawno szczerze żałowałem Alicji, za doznaną stratę, a już wypada mi gratulować jej, i w ogóle, obojgu!
Nadrabiam więc zaległe i: Trzymajcie tak dalej!
U nas przyziemnie. Trochę popadało lecz wątpię czy pomoże grzybni. Tu trzeba by z 50 mm na raz, a nie tam jednego, czy drugiego pokropku. Grzyby więc raczej odhaczone na ten rok. A tak, nie ma co narzekać, nic się nie dzieje, nawet u Merkel. Co innego u Was.
Lecz to nie interesuje mnie już tak jak kiedyś. Od lipca nie mam tej telewizji polskiej jaka mnie interesuje. Nie mamy już tych kanałów, dla których zawieraliśmy kiedyś abonament. I, wiecie co? Przestało mnie to zupełnie kręcić, interesować.
Róbta co chceta!
Pepegor.
Imasz racje.
Oczywiście z tym röbta co chceta.
Czasem człowiek nie może robić co by chciał. Może po pielgrzymce na klęczkach do ratusza byłaby szansa?
Ostatnio przeczytałem w Brewiarzu słowa modlitwy: Módlmy się za wszystkich sprawujących władzę, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne …
Niestety żeby na nie zasłużyć trzeba mieć sporo znajomości 🙁
W ramach „róbta co chceta” byłyśmy na wyżej wspomnianej manifestacji wespół w zespół z kuzynką Magdą. Oprócz nas były tłumy pod parasolami, intensywnie padający deszcz nikogo nie zniechęcił. W metrze, na ulicach 70-80 procent kobiet ubranych na czarno. Dla mnie to bardzo budujące i to bez względu na to, co mówią niektórzy politycy.
Politycy? To żałosne, oni nie zasłużyli na to miano.
Pepe
Najrzetelniejsze media to, prąd, gaz i śmieci !!!
Nie mam telewizora, radio z kompa, wiadomości jak ktoś poda na blogu to też z kompa uzupełniam. Rachunki płacę telefonem, ekofaktury. Zakupy z kompa, zawsze można zwrot zrobić do 14 dni, przyjadą do domu odbiorą (nie wszystkie firmy). Oddałem auto, jeżdżę rowerem czasem taxi. Skromnie żyję i mam to wszystko, gdzieś. Grunt to zdrowie , nie mam telewizora, radio z kompa, wiadomości jak ktoś poda cynk na blogu to też z kompa uzupełniam. Rachunki płacę telefonem, ekofaktury. Zakupy z kompa, zawsze można zwrot zrobić do 14 dni, przyjadą do domu odbiorą (nie wszystkie firmy). Oddałem auto, jeżdżę rowerem, tramwajem, czasem taxi. Skromnie żyję bo jestem skromny i nauczyłem się liczyć a resztę to mam gdzieś. Grunt to zdrowie i dobra pogoda ducha, bo mi sie tak chce. Czego Wszystkim życzę.
Coś się porąbało z co przepraszam.
Koleżanki Warszawianki proszę o przeczytanie poczty!
U nas też przyszło dużo ludzi: sporo młodych i to nie tylko dziewczyny, ale i chłopcy, panie, panowie. Najbardziej podobało mi się małżeństwo na pewno po osiemdziesiątce, pan z siwym warkoczykiem i transparentem bardzo dbał o swoją żonę, która miała problemy z poruszaniem się, ale przyszła i dotrwała do końca. Deszcz padał, zmarzłam, ale przed chwilą rozgrzałam się pyszną, domową, gorącą zupą pomidorową. Z ryżem bo należymy do opcji ryżowej. 🙂
Yurku – a my nie mamy gdzieś, chociaż pogodę ducha tez staramy się pielęgnować.
Asiu, ja mam za mało czasu, scedowałem na dzieci i wnuki poprawianie systemu, jak im się nie podoba.
https://www.google.pl/search?q=weso%C5%82e+jest+%C5%BCycie+staruszka+piosenka&ie=utf-8&oe=utf-8&client=firefox-b&gfe_rd=cr&ei=hqHyV4OGKcSv8wfjlpjgBQ
Nie, nie, my tu w Polsce nie mamy gdzieś tego, co „się” wyprawia w naszym domu.
Chociaż pewnie są i tacy, którzy mają.
Mnie obchodzi, co się w Polsce dzieje, chociaż to już od dawna nie jest mój dom, ale jest to dom mojej rodziny, przyjaciół i znajomych.
Jeśli mogę wyrazić krytyczną uwagę – otóż Polacy lekce sobie ważyli do tej pory obowiązki obywatela i teraz się to na nich mści.
Zawsze, kiedy czytam, ile obywateli poszło na wybory, zdumiewam się. Już kiedyś o tym pisałam, że taka Kanada może sobie pozwolić, aby połowa uprawnionych lub nawet mniej głosowało, bo tu w polityce nie ma wielkich różnic, kontrastów, gospodarce nie grozi zawalenie, kościół tutaj nie ma NIC do powiedzenia w sprawach politycznych.
A co się dzieje w Polsce, sami wiecie.
Turyście może się podobać to, co widzi i cała reszta może go nie obchodzić. Mnie się podoba to, co widzę, ale to, co słyszę już nie bardzo.
Dobrze, że kobiety pokazały pazur, tak trzymać!
Drogie Koleżanki – dziękuję, że wzięłyście udział w marszach protestacyjnych.
Większość dnia spędziłam dziś w podróży z jednego krańca Polski na drugi.
bjk,
w knajpce u Penaka nie byłam, ale obejrzałam włosy na zdjęciach. Dziwny zwyczaj, może to było tak jak z zakładaniem kłódek na mostach tylko w mikroskali. Ktoś wpadnie na jakiś pomysł, a inni go naśladują.
Do Skalnego Miasta pojechaliśmy z biurem podróży, ale małą grupką, bo tylko 8-osobową, bo po sezonie jest mało chętnych na tę wycieczkę. Było więc bardzo przyjemnie, bo towarzystwo nie było hałaśliwe, zainteresowane zwiedzaniem, a młody przewodnik, który mieszkał przez pewien czas w Czechach i bardzo lubi ten kraj, przekazał nam dużo ciekawych informacji o kraju i ludziach.
Na posiłek po wycieczce zostało niezbyt dużo czasu, więc zjedliśmy co nieco w jednej w wielu oblężonych przez turystów budek. Dla mnie to była też swego rodzaju atrakcja, bo rzadko mam okazję jeść w takim miejscu. A wybrałam smażony ser, całkiem niezły, tylko mógłby być ostrzejszy.
I, zżarło mi. Dawno już nie, ale jednak.
Próbowałem, co prawda, tylko trochę ten mój „tumiwisizm” wytłumaczyć ale, nic z tego.
Yurku , zaciekawiasz tym trybem bycia. Bycia „bez”. Zastrzeżenie dotyczy głównie tego, że, jak sugerujesz, zaopatrujesz się przez amazon. Rozumię Cię dobrze, że wiele nie ruszasz się z domu? W tym jednak rower! Mam zastrzeżenia do tego rodzaju zakupów. Niezmiernie mi żal, gdy umiera kolejny sklepik w mojej okolicy
Tak całkiem bez nie jestem. Mam jeszcze tutejsze media i staram się mieć ciągłą łączność do tutejszego dnia. Całkiem realnie, siedziałem np, w czwartek, ze 7 godz. za kierownicą 9-osobowego transportera i zrobiłem 110 km po mieście. Jestem więc zupełnie na „co dzień” z tutejszym dniem.
Alicjo-dziękuję za Twój komentarz.
Krysiade, Krystyno-to jasne, że byłyśmy obecne również w Waszym imieniu.
Miało być:
Krysiade, Alino, Krystyno…..
Pepe, tak 3-maj, sklepików nie żałuję, prawo rynku. Nie mam na to wpływu. Żyję przyszłością coraz krótszą ale mnie to pasi. Co Pani i Pan na to poradzisz?
Prosto z portugalskich plaż i upałów wróciliśmy w polskie chłody i deszcze.
Ale już podczas jazdy z lotniska do domu przyjaciel rozgrzał nasze serca informacją o „czarnym poniedziałku”.
Nowy, pozdrawiam 🙂
Pepegor,
ja też nie kupuję niczego przez internet, ale to jest zbawienie dla ludzi o ograniczonym stopniu poruszania się. Bardzo chwaliła to sobie Nisia, dla której wyjazd do supermarketu był torturą, bo gdzieś ten samochód trzeba było zaparkować, a potem przebijać się przez tłumy i tak dalej.
A małe sklepiki znikają już od dawna z centrów nie przez internet, tylko przez wielkie centra handlowe, przynajmniej u nas tak się dzieje od dawna.
W sierpniu byliśmy w Krakowie i chyba pisałam o tym, że Rynek Krakowski to największa restauracja świata – tam nie ma już ani jednego sklepu czy sklepiku, bo ich nie stać na czynsz, jedynie restauracje stać. Świat się zmienia, chcemy czy nie…
Ja też wszystkim protestującym dziękuję i życzę wytrwałości, chyba się PiS wreszcie zorientował, że już nie ma żartów, cierpliwość się skończyła.
W prasie zagranicznej sporo artykułów na ten temat.
http://www.rp.pl/Zycie-Wielkopolski/310029883-Pyrlandia-zmienila-adres
Można chodzić na wybory za każdym razem i nie mieć wpływu na to co dzieje się w mieście. Decyduje wola większości, a wola jaka jest każdy widzi. Takiego nepotyzmu i kolesiostwa wśród „ludzi z wioski sprawujących władzę” którzy uwłaszczyli się na majątku należącym do mieszkańców nigdy nie było. Nawet za „komuny”, bo czy sekretarz lub wojewoda mieli więcej od pozostałych. Może mieli większe mieszkanie lub samochód, który był niedościgłym marzeniem dla większości i jeździli do Bułgarii na wczasy lub na wycieczki do NRD. Ale ich dzieci chodziły do tych samych szkół co inne. Może w Warszawie było trochę inaczej, w miastach takich jak moje już nie. Za poprzedniego lewicowego Prezydenta miasta, którego znam doskonale, takie rzeczy jakie dzieją się teraz były nie do pomyślenia. Nie było ustawianych konkursów na stanowiska, nie było tak jawnej pogardy dla zwykłej praworządności i normalnej zwykłej urzędniczej uczciwości. Może ktoś powiedzieć : wybraliście to macie za swoje, tyle tylko ja nigdy na nich nie głosowałem.
A co do czarnych marszów, to mamy je podczas każdej samorządowej lub państwowej uroczystości ….
Też kupuję przez internet. Płacę przez internet. Słucham i oglądam przez Internet.
Yurku, nie pal byle czego, to Ci się nie porąbie! 🙂
Słuchjcie, słuchajcie:
https://www.facebook.com/1stchannel/videos/vb.152428851481475/1174288489295501/?type=2&theater
Przed wyborami nie było nic na ten temat na blogu, nagle pojawiło się olśnienie. Żałujcie. Jestem zawsze neutralny w swoich poglądach.
Yurku, bo nikt się nie spodziewał takiej hucpy nowej władzy, a to nie jest blog polityczny.
Ojoj, może Ty czekałaś na mannę z nieba, a ja luzik.
https://www.youtube.com/watch?v=aRjmBl34wVI
tak porównuję sobie te lata co lubię zawsze.
https://www.youtube.com/watch?v=V9NaxP7VCCc
To jest nudniejsze.
Myślę, że większość z nas, piszących tutaj, uczestniczyła w wyborach. Po tylu latach mimo, że rzadko piszemy o polityce jako takiej, znamy swoje poglądy i wiemy, że są zbliżone. Dlatego przed wyborami nikt na tym blogu nie agitował, tym bardziej, że osoby neutralne czy myślące inaczej mają prawo głosować tak jak chcą. Teraz po prostu tych „dobrych zmian” jest za dużo i czasami człowiek musi się „wygadać”. Manny z nieba nie oczekiwaliśmy, tylko normalności i nie zgadzamy się na ograniczanie naszych praw.
Jeszcze raz o wyborach – no właśnie, jeszcze z czasów niesłusznych zostało w narodzie coś takiego, że mój głos nic nie znaczy.
ZNACZY! Czasy niesłuszne minęły. Czasy, kiedy 99,9% obywateli głosowało i zwyciężał ten, co miał zwyciężyć, bez względu, jak kto głosował, dobrze to pamiętam, poza tym niedobrze było widziane za kurtynę z kartą wyborczą i to było notowane – znaczy, że skreślał!
Moje i starsze pokolenie pamięta hasło „głosujemy bez skreśleń!”.
Był obowiązek głosowania, jakkolwiek nieprawdziwe to głosowanie było, za nieobecność wyciągane były konsekwencje, przynajmniej na prowincji, gdzie wszyscy wszystkich znali i obserwowali się wzajemnie.
Może przyszłością zacznijmy żyć, wspominanie jak to kiedyś do niczego dobrego nie doprowadziły.
Dzień dobry
Danuśce, Alicji i Jurkowi najlepsze życzenia. Chociaż okazje różne, ale serdeczności takie same!
Nie było mnie tutaj znowu dość długo, widzę, że dzisiaj trochę zawrzało.
To, co dzieje się w Polsce nigdy nie było i nie będzie mi obojętne. Znane wszystkim „niech na całym świecie wojna….” jest mi całkowicie obce.
Jakikolwiek mam zdanie na temat aborcji, na dzisiejszej manifestacji byłbym obecny. Tak, szedłbym razem z Wami, bo uważam, że to jest tak samo sprawa mężczyzn, ich równej odpowiedzialności za ciążę, poród, dziecko czy aborcję. Nie chciałbym być w tych sprawach nic nie znaczącym marginesem, chociaż przypuszczam, że już nigdy w moim życiu bezpośrednio mnie nie będzie to dotyczyło.
Jagoda 🙂
Dobranoc 🙂
Dzień dobry!
Odlatujące żurawie spać nie dają. Od paru dni wielkie wysypisko popiołów z elektrowni stało się noclegowiskiem dla setek ptaków. Zbierają się wieczorem by o świcie ruszyć w dalszą drogę. Przed chwilą wychodząc do pracowni pożegnałem formujący się klucz kilkudziesięciu żurawi. Niebo bez jednej chmurki i wielkie widowisko. Zima idzie nie ma na to rady.
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
to nie był protest za aborcją tylko za prawem do własnej decyzji …
po każdej demonstracji też zadaje pytanie … co dalej? …
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1677958,1,nie-mozna-zmarnowac-ogromnej-energii-strajkowego-poniedzialku.read
a pytanie zasadne bo dla rządu „skala wczorajszych demonstracji była marginalna” …
Rozejdzie się po kościach…
Kogo jak kogo, ale kobiet Ojciec Narodu się nie przestraszy 🙂
Racja, Misiu.
Gdyby miał żonę, to nie byłby taki śmiały!
Yurek,
o przeszłości trzeba pamiętać, żeby nie popełniać tych samych błędów.
U nas dzikie gęsi kanadyjskie już nadlatują z północy i szykują się do odlotu dalej na południe (północna Karolina).
http://bi.gazeta.pl/im/bd/d2/13/z20783805IH,Czarny-Protest.jpg
do poczytania .. groźny pan M. … się bawi w wojsko …
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1677846,2,macierewicz-tworzy-alternatywna-armie-do-walki-z-opozycja.read
taka opinia o Nike …
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1677814,1,literacka-nagroda-nike-dla-bronki-nowickiej-to-jeden-z-gorszych-werdyktow-od-lat.read
Pozdrawiam Towarzystwo tudzież jego wszystkie Stworzenia duże i małe (Franciszkowy 4.10)! 🙂 🙂 🙂
Lato było wspaniałe, jego ostatnie akordy wybrzmiały w ubiegły weekend (tu oraz wcześniejszy wpis).
Od jutra, powroty do przeszłości głównourlopowych. —
— Zapraszam serdecznie Zainteresowanych – na początek miłośników stołecznie-europejskiej metropolii dolnośląskiej 🙂
Wcześniej, czyli przed wrześniem 🙂 miał miejsce – zupełnie już zapomniany – jedenastodniowy górsko-muzyczny maraton urodzinowy z „poprawinowym” wyskokiem na zatłoczony połową Słowacji Krywań (początek) —
Ciepła pora roku oznaczała mnóstwo sportów (w tym w/w wędrówki i parę tysięcy km rowerowania), wiele wysokojakościowej muzyki i festiwali… spotkań, zwiedzania-eksplorowania kątów bliskich i dalszych, rodzinności, uroczystości, pomagania innym, pożegnań, itd.
Teraz czas przestawić się i znaleźć dobre strony w życiu bardziej osiadłym, uregulowanym… 😉 — bardziej, co nie znaczy bardzo… 😎
Obyśmy zdrowi byli! — Tu leje przepaskudnie, a w Tatrach, gdzie jeszcze w sobotę lampa i krótkie rękawki, obficie śnieży (nie żeby to był pierwszy śnieg tego sezonu… ) 🙂
Krystyno,
byłaś w skalnym mieście teplickim
https://goo.gl/photos/5Vt8vY8X47uQa7Ah6
czy adrszpaskim
https://goo.gl/photos/iw9vVWWH37vE7ou4A
❓
A może jakimś mniejszym? — Jest tam tego trochę 😎
Co mi się skojarzyło z konkluzją wpisu (przejrzałam też kilkadzieści ostatnich komentarzy… tylko 🙁 ) — ➡ biedni Czesi, usiłujący wytopić (podtopić) te ich piwne „brzuszki wysokociążowe” podczas różnych aktywności górskich, skałkowych, itd. I nawet one im idą doskonale, te aktywności, to bycie razem, te setki, tysiące kroków albo kilometrów „łańcuchowych” — cóż, gdy wieńczone są gospodą, gdzie…
…Gdzie czasem można też pooglądać obrazki z życia i znoju poprzednich pokoleń: szczupłych, ogorzałych, o taliach os i bicepsach… zarysowanych 😉
Jak widać, nawet najsterylniejszy pokarm o recepturze wydoskonalonej przez stulecia może stać się zarazą. I to w ogólnych warunkach dobrych, nie złych… 😮 Hmmm…
Decyduje wola większości – w tym przypadku zadecydowali Ci, co nie głosowali, czyli jakieś 50% naszego społeczeństwa. Na PIS głosowało ok. 19% wyborców uprawnionych do głosowania. A że zgarnęli główną wygraną i robią z Polską co chcą, to zupełnie inna sprawa… 🙁
Polityka jest baaardzo nudna, tyle ciekawych rzeczy się dzieje, np. jak ludzie czytają książki.
http://www.polskieradio.pl/9/1364/Artykul/1241444,Krzysztof-Starnawski-nurek-ktory-czyta-w-czasie-dekompresji
a capello,
to był Adrszpach.
A skoro o czytaniu, to przypomnę/ bo już kiedyś o tym pisaliśmy/, że najwięcej w Europie czytają Czesi. I chyba nigdy ich nie dogonimy.
Jolinku,
co dalej? To już widać gołym okiem. Pisowcy zgodnym chórem odcinają się od procedowanej ustawy. „To nie nasz projekt, to projekt obywatelski’. Wypierają się odrzucenia drugiego projektu obywatelskiego. „To był wniosek PSL”.
Znaleźli się w pułapce. I tylko od determinacji i aktywności społeczeństwa zależeć będzie to, czy na chwilowym strachu się skończy.
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry ..
pogoda okropna … leje, zimno i wieje … brrry ..
Basiu witaj ponownie .. 🙂 .. popatrzę w linki w wolnej chwili …
Jagodo mydlą oczy …
Na te jesienne szarugi do irkowej kawy podam może szarlotkę?
http://wkuchennymoknie.blox.pl/resource/szarlotka_krolewska8.JPG
Właśnie piekę szarlotkę, ale inną. Jeśli się uda, wieczorem pojedzie ze mną na babskie party…przy kaszance 🙂
Posmakowalabym dzisiaj tej szarlotki:-). Miłego spotkania!
Alino, dzięki 🙂 A przy okazji – rozsmakowałam się w oleju kokosowym, dawniej używałam tylko do smażenia, czy w celach kosmetycznych, ale spróbowałam Twojej metody – grzanka posmarowana tym rarytasem, mniam!
Młodzież obdarowała nas kaszanką własnej roboty. Jako że przytargała tej kaszanki ilości wręcz hurtowe, to w tej sytuacji nie pozostało nic innego, jak skrzyknąć towarzystwo. Obgadałyśmy sprawę w poniedziałek wespół w zespół z kuzynką Magdą. Ot tak, na gorąco(wiadomo kaszanka też najlepsza na gorąco) w ramach postrajkowych pogaduszek w „Blissie” na Mariensztacie.
Spotykamy się zatem dzisiaj u mnie, przewidziany 9-osobowy sabat czarownic, również poza blogowych. Ja podgrzewam tylko kaszankę 🙂 reszta w rękach uczestniczek wieczoru.
A grzanki z olejem kokosowym rzeczywiście znakomite!
Dzisiaj lepiej nie patrzeć przez okno, leje beznadziejnie. Ale co ma począć właściciel psa, zakłada kalosze i idzie podziwiać uroki jesieni 🙂
Oj, spotkanie przy kaszance zrobiło się właśnie mniej liczne, dwie Czarownice przeziębione i niestety do nas nie dotrą 🙁 Życzenia zdrowia dla słabujących.
Salso – Guciuś nie wychodzi w deszcz.
Danuśka – jak ja Wam zazdroszczę tego spotkania. Wspaniałych i smacznych obrad. Całuski dla wszystkich.
Krysiade-spotkanie zaplanowane na 19.00, jeszcze zdążysz dojechać 🙂
Piksel też nie znosił deszczu, wychodził, ale na pięć minut i jedynie w celach nieodzownych.
Wczoraj wieczorem grzebałam trochę w rozgrzewających, jesiennych przepisach.
Ten planuję wypróbować pod koniec tygodnia:
http://www.kwestiasmaku.com/przepis/leczo-z-soczewica-i-dynia
To wydaje się pyszną odmianą leczo, za którym przepadam. No i taka zaleta, że szybko się robi, prawie w jednym garnku. Ja bym się z tymi pomidorami nie bawiła, tylko wrzuciła pokrojone w kosteczkę na samym końcu.
Krysiade, nie płacz, myślami będziemy razem, a później wszystko opowiemy 🙂
Mojemu Guciowi żadna słota nie straszna, zawsze gotów, no, chyba że grad się napatoczy…
Jesień… http://bestanimations.com/Nature/Fall.html
I gorąca herbata: http://giphy.com/gifs/travel-britain-qvfcEbLP2H6Gk
O, jak wygodnie z nowym układem 🙂
A ja szukam i szukam Twojego wpisu Bjk 🙂
O, wróciło stare. Dla mnie nowe wpisy na górze to wygodniejszy układ, szczególnie dla mobilków. Bez mozolnego pzrewijania.
Asiu, ładne obrazki jesieni, a do tej herbaty – coś dla łasuchów:
http://giphy.com/gifs/ofsparrows-xTiTnKmRgF5KrpqRby
Basiu – tylko dlaczego tak szybko znikają, nie zdążyłam posmakować 😉
…ktoś z tyłu podjada 🙂
U nas przepiękny, słoneczny dzień, ale mimo +26c czuje się w tym wiaterku jesień.
Piszecie o jesieni a u mnie w ogrodzie taka wiosna
UWAGA ŁASUCHY!
Mam prośbę. I bardzo mało czasu 🙁
Otóż napiszcie na blogu wasze wspomnienie o Nisi – nie chodzi o „całokształt”, tylko o jakieś szczególne wydarzenie/wpis, który zapamiętaliście i który się wam z Nisią kojarzy tak na pierwszy rzut.
Po co mi to? Otóż planuje się wydanie książki o Monice, Jej syn Wawrzyniec prosił mnie, żeby coś o blogowaniu Nisi napisać.
Ja, kretynka ciężka, zastanawiałam się, co by tu, zamiast od razu rzucić temat na blog. W piątek najpóźniej muszę Wawrzyńcowi podesłać tekst – zebrać wasze wspomnienia w krótki tekst (360 słów!).
Ale chyba damy radę?
Podeślijcie, co wam tam w duszy gra na hasło „Nisia”.
p.s.Rzecz dotyczy stałych i rzadkich bywalców oraz tych, którzy tylko podczytują, a chcieliby coś przypomnieć, podkreślić i tak dalej.
Przeogromne serce i natychmiastowa reakcja na haslo „potrzebna pomoc”. Zreszta pan Wawrzyniec tez zostal zaangazowany wowczas 🙂 a chodzilo o to, ze wespol z moimi kolezankami z calej Europy zorganizowalysmy dorazna pomoc dla jednej szczecinskiej rodziny w naglej potrzebie. Tylko problemem bylo, kto w Szczecinie bedzie kurierem i przekaznikiem 🙂
Blyskawiczna reakcja, zero zbednych pytan. Haslo-odzew i sprawa zalatwiona. Za samo to sie idzie z butami do dowolnie upragnionego nieba 🙂
Alicjo,
jeżeli się przyda, to bardzo proszę:
O szampanie, którego nie udało nam się wypić razem z Moniką.
Antwerpia, lipiec 2010. Biegniemy z Jagodowym i z naszym wnukiem przez zatłoczone miasto, żeby zdążyć do portu. Powitać „Dar Młodzieży” i przypływającą na nim Monikę. Niesiemy butelkę francuskiego szampana, ofiarowaną przez naszą antwerpską przyjaciółkę Susanne.
Długo czekamy na zakończenie formalności związanych z odprawą. Szampan się grzeje. Uzgadniamy z Moniką, że zaczekamy na nią w pobliskiej restauracji. Szampan wędruje do lodówki na „Darze”.
Po obiedzie, na który udało się wreszcie Monice wydostać z żaglowca, umawiamy się na następny dzień. W planie wycieczka, naszym samochodem, po mieście. Wieczorem szampan. Pod koniec zwiedzania rozszalała się, w upalnej od wielu dni Antwerpii, wielka burza. Dzięki uprzejmości straży portowej udało nam się podwieźć Monikę praktycznie pod sam trap „Daru”. Na szampana nie było nastroju. Następnego dnia przyjeżdżał do Antwerpii Wawrzyniec.
Szampan, wiem od Moniki, został godnie potraktowany.
My, wyjeżdżając z Antwerpii, zabraliśmy kolejnego szampana. Tym razem udało nam się go wypić, w Viersen, razem z (Bobikiem) Kingą Zygmą).
Obie odeszły, zbyt szybko, krótko po sobie. A nam została pamięć szampanów. Trochę mało. Dobrze, że chociaż tyle.
Róże, Nisia kochała róże. Opowieści o ogrodzie, psach i gotowaniu bigosu.
Irku – śliczne.
Skupmy się na blogu i na tym, co Nisia wniosła do blogu. To wspomnienie ma być o życiu blogowym Nisi u Łasuchów.
Ja sama mam tylko takie wspomnienie, że było coś o książkach i wszyscy (raczej wszystkie) ciągle mi mówią o niejakiej Monice Szwai, a mnie się w księgarniach polskich nie napatoczyły żadne książki (wszystko wykupione!), za jakiś czas przyturlała się do mnie paczka, a w niej 4 książki od samej Autorki.
Reszta jest historią…
Nisia w naszym blogu – to wypieszczony ogród, niezliczone nazwy kwiatów, roślin, którymi sypała jak z rękawa. Stale coś dokupująca, a zwłaszcza róże, przekonująca ogrodników o konieczności znalezienia miejsca dla nowości. Ukochane pieski kręcące się zawsze w pobliżu. Kuchnia, którą stale dopieszczała nowymi gadżetami, tymi małymi, ale i nowinkami większego kalibru, którymi cieszyła się jak dziecko. Kochała przyjęcia dla licznego grona przyjaciół, bardzo lubiłam czytać o przygotowaniach, starannie dobieranym menu, gotowaniu, próbowaniu i wielkiej przyjemności jaką Jej to sprawiało. Podziwiałam muzyczną pasję i wytrwałość podróżowania „za koncertami”. I jeszcze ta słabość do „biżutków” jak nazywała rozmaite ozdoby, których nie umiała sobie odmówić gdy tylko nadarzyła się okazja. Fascynowała też pasją podróży morskich, łakoma smaczków odwiedzanych po drodze miejsc, czym chętnie się z nami dzieliła rozsławiając te najbardziej ulubione (pierogi w Nowym Warpnie). Kilka spotkań w Warszawie – uśmiechnięta Nisia, podpisująca nam swoje książki, Nisia u Danuśki, Nisia w Różanej…
Wróciłam od Danuśki, spotkanie – jak zwykle – przesympatyczne, smakołyki przednie, ale chyba już nie mam siły pisać więcej. Deszcz nie ustaje. Dobranoc 🙂
Pierwsza kolacja u Nisi. Podczas rozmowy telefonicznej w ktorej Nisia nas zapraszała, chciałem być taki dowcipny i rzuciłem, no, ale żeby kawiori i szampani byli obecni! Żart nie wypalił, bo i szampan i kawior stawili się w komplecie.
Po paru dniach pojechaliśny na leszczowe pierogi do Nowego Warpna. Całą drogę dyskutowaliśmy zażarcie, strzelając argumentami, jak armaty pod Stoczkiem! Dalibóg nie pamiętam, jakie to były tematy! Już w Szczecinie, podwiozła nas pod sam dom i żegnając się wymieniliśmy usciski, jednocześnie wykrzykując – ale miło się z tobą kłóciło – i oczywiście ryknęliśmy śmiechem. Kochana to była istota. Jednocześnie erudycyjna i dowcipna. Wspaniała partnerka do rozmów. Zachwycała Ewę swoimi książkami, których komplet dała jej w prezencie.
Miałem tylko jeden żal do Niej. Przekabaciła mi „mojego” Pierwszego Oficera, czyli Alicję, na pływanie na dużych żaglowcach, czyli na Darze Młodzieży! A tak nam się wcześniej dobrze żeglowało w zespół z Jerzorem…
Oj tam, oj tam!
Zaraz przekabaciła 🙄
Cichalu,
a pamiętasz, jak byliście z Ewą i my też byliśmy u Nisi na kolacyi? Pamiętam, że przyniosłeś bukiet słoneczników! I Egri Bikaver, a Nisia na to prawdziwe champagne i kawior! Gdzieś mam z tej kolacji zdjęcia…my pomieszkiwaliśmy parę dni u Nisi w piwnicznej izbie, a Wy u Was!
Hmmmm…
ja jestem drugiego sortu wg. wiadomo, kogo, a odczłowieczoną (z powodu pewnych poglądów) kobietą według Zelnika.
No, podkurzyłam się mocno!
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
W Warszawie deszcz pada non stop od 25 godzin i zimno …
dla mnie Nisia to porostu dobry człowiek … jak trzeba było (a czasami nie) to wkurzała się do zenitu .. jak trzeba było pomóc to dawała całe serce .. lubiła jedzenie, muzykę, życie .. dusza artystyczna i szczera czasami do bólu .. pamiętam jak nam tu dziewczynom dobierała stroje i kapelusze … jak nam podsuwała gadżety do kuchni .. bardzo mi imponowała jej wiedza na różne tematy i lekkość pióra w komentarzach na blogu ..
Salso (23:54), podpisuje sie pod Twoim komentarzem o Nisi, nie potrafiłabym tego lepiej wyrazić . Nisia lubiła tez Francje i francuska kuchnie. Wspominam ze wzruszeniem nasze ostatnie spotkanie tuz przed kolejnym koncertem w Filharmonii. Nisia żyła z pasja.
Właściwie już chyba wszystko o Nisi napisaliście-o Jej pasji dla kuchni, muzyki, żeglowania, ogrodu i o tym, jak z pasją potrafiła się wkurzyć 😉
Czasem opowiadała trochę na blogu o swoich zajęciach sprzed epoki pisarskiej- o pracy w telewizji i o paru latach spędzonych w Karkonoszach, to były też bardzo ciekawe wpisy. Zresztą zawsze świetnie czytało się Jej pełne znakomitego poczucia humoru komentarze. Lubiłam różne nisiowe pomysły słowotwórcze, jeśli dobrze pamiętam to właśnie Ona wymyśliła memłona.
Gospodyni może nie powinna za bardzo się chwalić, ale zaliczam wczorajszy wieczór do bardzo udanych. Moje koleżanki poza blogowe miały okazję koleżanki blogowe i na odwrót 🙂 Oprócz kuzynki Magdy miałyśmy też przy stole moją gdyńską kuzynkę Ewę.
Ewa poleciała dzisiaj na wycieczkę do Peru i Boliwii, miała zatem o czym pogadać z naszą długodystansową podróżniczką Małgosią. Kuzynka Magda przygotowała znakomite kotleciki z kaszy jaglanej i brokułów, a Barbara uraczyła nas świetną tartą jabłkową. Kaszanka zyskała uznanie biesiadniczek z drobną uwagą, że mogłaby być wyraźniej doprawiona. Uwagę przekażę osobom, które spędziły pracowitą sobotę przy jej wykonaniu, jako, że produkcja mam być jeszcze kiedyś powtórzona.
Na nasze spotkanie nie dotarła niestety Jolinek, bo dopadło ją jesienne przeziębienie.
Jolinku-ściskam Cię i życzę szybkiego powrotu do zdrowia!
Danuśko 🙂 dziękuję Tobie i Współbiesiadniczkom za sympatyczne spotkanie. To był bardzo miły wieczór, paplałyśmy jak stare, dobre znajome, choć z większością Pań widziałyśmy się po raz pierwszy. Jeszcze raz wyrazy uznania dla Autorów dania głównego, ale też za wszystkie smakołyki dopełniające uroki stołu. Dziękuję 🙂
Alicjo! dziekuje bardzo, ze po moim odzewie na Twoje wezwanie pieknie ustawilas mnie do kata! Nie bede sie juz zatem odzywac. Nic a nic. Nawet o szantach w Krakowie…
Magdaleno to nie tak …proszę napisz o Nisi i szantach … w Alicji się odezwała redaktorka …
Danuśka dziś rosołek gotuję … buziaki .. 🙂
Nie sprzeczajmy się, każdy przecież na swój sposób wspomina i odpowiada na apel. Myślę, że każde wspomnienie się tu liczy, bo tylko w ten sposób możemy zbudowac jakąś całośc, jako że „blog potęgą jest…” 🙂
Niezwykłe widoki do pooglądania:
http://utrwalanie.blogspot.com/2016/08/happy-100th-birthday-national-parks.html#comment-form
LUDZIE!
Żadna redaktorka, tylko nakierowuję na to, o co prosił Wawrzyn, konkretnie…
Tekst musi być krótki , proszę bardzo, zacytuję Wawrzyna:
„Liczba znaków: ok. 2550 (ok. 385 słów)
Temat przewodni: Monika na blogach. Skąd się tam wzięła? Co wniosła?
Czym te blogi w ogóle są? Czy jeszcze są? Były? (to oczywiście luźna sugestia)”.
O Monice można bez końca, a tu trzeba się ograniczać, co zaznaczyłam, nie masz się o co obrażać, Magdaleno, bo tak myślę, że wszyscy mogą napisać, co chcą, ale z tego trzeba będzie wyciągnąć tzw. wypadkową, złożoną z tych 385 słów.
Zaraz „do kąta…” – ja sama nie wiem, co robić, bo do wieczora mam czas, żeby wszystko zebrać do kupy i wysłać te 385 słów już zredagowane, czy musimy się kłócić i obrażać w tym momencie?
Nisię poznałam jedynie wirtualnie. Poznałam Jej dom, otoczenie, pasję, pracę i Rodzinę.
Pachnący ogród mieniący się wielobarwną ferią kwiatów, bzykające wśród nich owady, niewielka kuchnia i sprowadzane oraz wysmażane w niej smakołyki dla gości i drepczący wokół przyjaciele na czterech łapkach.
Szanty – nieodłączny towarzysz Jej morskiej pasji. Łopoczące żagle i plusk fal podczas morskich wojaży nastrajały do pisania kolejnych rozdziałów nowej książki, a słabość do szybujących współczesnych Ikarów i ich latających srebrzystych maszyn zrodziła się podczas produkcji filmu.
Szczególnie utkwiła mi w pamięci opowieść o zbieraniu grzybów (chyba to były kanie) z lecącego nad podmokłą łąką helikoptera. Zbierał członek załogi, Nisia je wypatrzyła.
Jak wielu Bywalców Blogowej Kawiarenki, ze swych dalszych i bliższych wypadów przywoziła nowinki gdzie i co dobrze oraz smacznie można zjeść.
Jak wspomniałam, osobiście Nisi nie poznałam lecz blogowa znajomość wirtualnie zaznajomiła z kobietą o niezwykłej osobowości, pełną wigoru, humoru i o erudycji o jakiej można tylko marzyć.
Często wspominała swój ogródek, niewielki domek, samochodzik – wszystko małe lecz nie wspomniała nigdy o jednym. Miała ogromne serce dla wszystkich.
Echidna
Dzisiaj, jak to po imprezie, odżywiam się resztkami. Zresztą to nie są aż takie resztki-chleba upieczonego przez Małgosię i Magdę zostało dużo. Poza tym trochę wegetariańskich kotlecików, co nieco kaszanki oraz na deser jabłkowa tarta oraz rewelacyjna czekolada przywieziona przez Małgosię z ostatniej podróży. Da się przeżyć 😉
To kiedy 🙂 następne spotkanie?
Przygotowuję dziś jarzębinę do mięs według przepisu Żaby. Żaba zajęta gospodarstwem nie ma pewnie czasu tu zaglądać, ale o przepis zapytałam ją podczas zjazdu. Najpierw w syropie poddusiłam 0,25 kg pokrojonych w drobną kostkę jabłek, tak aby się nie rozgotowały, potem zrobiłam to z taką samą ilością gruszek , następnie dodałam przemrożoną jarzębinę – pół kilo. Obok w słoiku stoi wzór, czyli wyrób Żaby dla porównania smaku. Myślę, że powinno być dobrze.
Danuśka, te wypieki Magdy i Małgosi są rzeczywiście rewelacyjne. Nie wiem dlaczego dotychczas nie wzięłyśmy u Koleżanek porządnych korepetycji 🙂 A czekolada przywieziona przez Małgosię z miejsca gdzie deszczowe lasy i kakaowce, to pyszna niespodzianka. Oj, dobrze nam było, jestem za rychłą powtórką 🙂
Alino, miło mi. Pamiętam jak ciepło opowiadałaś o tym niespodziewanym spotkaniu z Nisią w pobliżu Filharmonii.
Magdaleno – wyjdź z kąta. Dobrze napisałaś – to co się Tobie kojarzy z Nisią – jej wielkie serce. Twoja opowieść jest przecież związana z blogiem, bo tu poznałaś Nisię. Alicja prosiła o blogowe wspomnienie lub pierwsze skojarzenie.
Przepis Nisi na bigos:
4 kg kiszonej kapusty
1 kg łopatki
1 kg karkówki
1 kg kiełbasy śląskiej
1 kg boczku wędzonego
20 dkg suszonych prawdziwków
Oto baza. Do tego wino, masło, suszone śliwki, bobek, pieprz zwykły i angielski, goździk ostrożnie, jakieś resztki gotowych mięs z lodówki.
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2015/10/13/jak-to-kury-wytrzymuja/#comments
Może ktoś pamięta, jak przed paru laty przerzucaliśmy się limerykami z Nisią. Może Jagoda, Echidna? Brały Panie udział w tej zabawie, prawda? Kilka było zgrabnych i zręcznych! Jeden złośliwy (bo miast świntuszenia może być kąśliwy) mi majaczy…
Mądra Nisia ze Szczecina
Niecnych chwytów się ima
Skoczy sobie do magla,
Parę puęt tam nagra
I setną książkę zaczyna.
Nie pamiętam jak ripostowała, ale poszło mi w pięty, bo poczucie humoru miała setne!
🙂
Nisia o różach i nie tylko:
„Nie macie pojęcia, jak pięknie odszedł właśnie jeden Mister Lincoln – ostatnia wielka, purpurowa róża z mojego krzaczka. Ścięłam go wczoraj do wazonu, a dziś cały wieczór spadają z niego wielkie, obłędnie pachnące płatki. Zostały jeszcze trzy. I ten zapach!
Zima będzie, kurza jej twarz, ścierką nakryta…” (16.11.2010)
„No i pejzaże mieliśmy po drodze horyzontalne, śliczne, bo Kaszubia piękna jest nawet kiedy drzewa jeszcze gołe. Tzn. gołe były w środę, kiedy zaczynaliśmy trasę, w sobotę już się delikatnie zieleniły.
Uj, wiosna jest, ja ją wyczuwam ciuciem,
chodzę sobie w słonku lilipuciem…” (24.03.2014)
„Na moim sosiku też moglibyście przejść na wegetarianizm.
Robi się tak: rozgrzałam w garze oliwę i dawałam po kolei: cebulę, czosnek, marchew, pietruszkę, seler, por, cukinię i nie za dużo papryki, wszystko w małych kawałkach. Jak się poddusiło dowaliłam bezczelnie pięć puszek pomidorów (trzy Pudliszkowe i dwie pelati Cirio). Sól, pieprz, cukier. Toto się pitoliło na małym gazie dwie godziny. Jest przepyszne.
Wszystkie składniki na oko kucharci.
Ci, co lubią na gładko, mogą sobie wszystko zmiksować i będą mieli dowolne veloute. Ja nie lubię, więc użyję tego narządka do tłuczenia ziemniaków, co to nie jest praska z dziurkami, tylko rodzaj sprężyny.
Może być bazą zupową albo sosem.” (10.09.2013)
„Czy pochwaliłam się Wam sosem, który mi wyszedł znienacka?
Obsmażyłam byłam cięcielinę na patelni i wsadziłam ją do piekarnika, a na patelnię rzuciłam cebulę, a potem podziabane suszone śliwki, wino czerwone bułgarskie b. dobre, wodą uzupełniałam, trochę powideł śliwkowych, sól, pieprz i chyba nic więcej. Była to radosna improwizacja. Pliplało się dość długo, ale i tak zmiksowałam, bo braciszek życzył sobie kremowo. Ludzie, jakie to było dobre! Na zimno też. Chyba maryjanek też tam dodałam, ale niewiele.
Na drugi dzień jadłam z wątróbką indykową smażoną – delicje pańskie, słowo daję.” (11.09.2011)
Limeryki także pamiętam, ale jeszcze ich nie znalazłam. Na razie możemy sobie przypomnieć prostsze rymowanki typu ” siekiera, motyka”. Wśród autorów oczywiście Pyra i Nisia przy aktywnym udziale innych zdolnych blogowiczów : http://adamczewski.blog.polityka.pl/2013/01/18/piers-kaczki-na-medal/
Przy okazji znalazłam wpis o tajemniczej akcji pod kryptonimem „zaginiona książka” z bardzo intrygującym zdjęciem 😉
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2009/01/12/najpiekniejszy-prezent-swiata/#comments
Lineryki: http://adamczewski.blog.polityka.pl/2014/03/26/flaki-sa-dobre-na-kazda-okazje/ 🙂
Cichalu,
coś tam było wierszykowane, ale kompletnie nie kojarzę kiedy.
Na dodatek jestem okrutnie pociągająca, bo ponad 20 stopni różnicy między Portugalią a memłonem nie uszło mi płazem 🙁
Dziękuję bardzo! Może być i więcej 🙂
Czy ktoś pamięta, kiedy Nisia po raz pierwszy, albo nawet w przybliżeniu, pojawiła się na blogu?
Sporo wierszyków Nisi jest na Bobikowie, w zakładce: głupawki zbiorowe. Osobiście je kiedyś wyłuskiwałam z tekstu.
Na przełomie 2009/2010. W marcu 2010 spotkałyśmy się z koleżankami Warszawiankami u Danuśki.
Na przykład, z głupawek zbiorowych, sprośliki literackie
Jagoda
Seks to nie są rzewne jaja,
piekli się Monika Szwaja
Nisia
Taki seks to ja chromolę.
Wolę trupy – rzekł Ken Follet.
Jagoda,
na Twoje przypadłości góral zaaplikowałby herbatę z prądem 😉
Kiedy 24 sierpnia 2015 Kinga żegnała się z Koszyczkiem tekstem „Koniec lata”, Monika napisała tak:
Nisia
pon, 24 Sierpień 2015, 12:37
Bobik dziś uprawia lipę
i zaprasza nas na stypę.
Oto pomysł mądrej główki,
by się najeść pasztetówki…
Nie wiedziała, że to też jej ostatnie lato.
Alicjo, prundu ci u mnie pod dostatkiem, ale nawet patrzyć w jego stronę nie mogę.
Z całą pewnością Nisia najpierw zaczęła pisać u Łasuchów a dopiero parę miesięcy później u Bobika.
Nisię poznałem poprzez Blog Bobika Nisia pt, 9 Grudzień 2011, 23:48
Witajcie w Bobikowie! Wróciłam z wuajaży cała pełna przyjemnych wrażeń, z wrażeniami minizlotowymi na czele. Wyobraźcie sobie poważnego człowieka, Irka znaczy, jak w czas pewien po zamknięciu restauracji (tylko teoretycznym, bo byliśmy w środku) ochoczo śpiewa „Chiczkum kiczkum, ja ja ja”, a będziecie wiedzieli wszystko.
Potem był Zjazd Łasuchów u Starej Żaby. Ale zanim dotarłem do Żabich Błot, zjechałem do Nisi jak do swojego domu. Zostałem przedstawiony Rumikowi jako wujek. Blogi tworzą swoistego rodzaju rodzinę. Mamy świadomość publiczności, a z drugiej strony nabieramy do określonej grupy blogowiczów pełnego zaufania, nawet takiego jak nie darzymy czasami swoich najbliższych. O tym fenomenie bliskości blogowej gaworzyliśmy z Nisią przy kolejnych rumach. Są osoby, które tworzą duszę blogu, tak jak duszę najbliższego obejścia. To takich należała Nisia
Irku,
pozwolisz, że Cię zacytuję w tym, co do Wawrzyńca piszę? Bardzo pięknie to napisałeś, lepiej chyba nie można.
„Blogi tworzą swoistego rodzaju rodzinę. Mamy świadomość publiczności, a z drugiej strony nabieramy do określonej grupy blogowiczów pełnego zaufania, nawet takiego jak nie darzymy czasami swoich najbliższych. O tym fenomenie bliskości blogowej gaworzyliśmy z Nisią przy kolejnych rumach. Są osoby, które tworzą duszę blogu, tak jak duszę najbliższego obejścia. To takich należała Nisia”.
Jagodo-dobrze pamiętam to spotkanie, o którym wspominasz. Byłaś wtedy z Jagodowym, a Nisia przytargała ze swojej zachodniej rubieży polędwicę z łososia i tuńczyka 🙂
Odeszła, ale przecież nie do końca…
https://www.youtube.com/watch?v=cKAI_niJp44
Danusko, to dobrze, ze znalazłaś te wywiady. Wzruszył mnie bardzo ten z Krakowa, to były ostatnie targi Nisi a spotkał Ja tam wtedy Krzych, o czym napisał na blogu.
Danuśka.
z Jagodowym byliśmy w maju i nocowaliśmy u Was. To był większy zjazd przy okazji Targów Książki. Byliśmy całą grupą na obiedzie z Basią i Piotrem.
Z Nisią byłyśmy u Was po raz pierwszy w marcu. Nisia przytargała ryby z zachodnich rubieży i mnie z hotelu w centrum Warszawy. To było w okolicach św. Patryka. Przypomniałam sobie właśnie audycję w taksówce na ten temat. I fragmenty rozmowy o Irlandii.
To były Targi Książki 20-23 maja 2010, kartę wstępu mam tuż obok na korkowej tablicy, a uroczysty obiad był w restauracji „Różana”. I ja tam byłam, i tatara jadłam 😉
Chyba to jest pierwszy wpis Nisi:
„Nisia
22 stycznia o godz. 15:22 196682
Ja z boczku – wpadam na Wasze Blogowisko, bo bardzo na nim miło jest!
A dziś mnie skusiło napisać – bo do tej sake powinno się podawać musowo kawkę Kopi Luwak, skądinąd najdroższą na świecie… nie uważacie Państwo? Ale nie z powodu ceny, hehe.
Zwyczaj toastowy mnie urzekł. Chlapnę sobie dziś wieczorem za zdrowie Was Wszystkich – najsympatyczniejszego Blogowiska w necie.”
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2010/01/22/mialem-racje-nie-lubiac-sake/#comments
Gdyby nie Irek.
Gdyby nie Irek to już bym powiedział, że wszystko już powiedzieliście. Wszystko o Nisi, co zostało tu powiedziane nie byłbym w stanie istotnie uzupełnić. Tak się składa, że nie miałem , niestety, okazji być z Nisią w jakiś sposób intensywniej. Byliśmy, owszem, razem na dwóch chyba zjazdach, ale ona zawsze była oblegana przez osoby z pierwszego planu tak, że pozozstastawało mi jedynie przysłuchiwanie się rozmowom przy stole. Inaczej – z resztą – nie szło mi z Adamczewskimi.
Raz jeden jednak byłem na pierwszym planie. To była sławna obecność Irka na Żabich Błotach, kiedy przywiózł swoje słynne śledzie. Tak się złożyło (a tak było i ostatnio i jest tak jakoś zawsze), że ja na tych szczytowych kulinariach nigdy nie jestem na czasie, nigdy obecny. Tak też nie zapoznałem się np z ówcześnie obecnym bażantem (czy perliczką może?). Za to w niedzielę tego zjazdu, kiedy nasze szeregi się już znacznie przerzedziły, stała przede mną teryna z resztkami tego dzieła i mogłem sobie wydziobywać smakowite kęski tejże, które mi dobrze robiły, ze względu na przebyty przeddzień. A tu, nagle, zjawiła się Nisia, bo powątpiewano czy się jeszcze zjawi i poprosiła zaraz, aby podać jej tą terynę. Przyznam, że było mi wtedy niezmiernie przykro, bo nie wiem, czy znalazła tam cokolwiek godnego wzmianki, aczkolwiek, same ingredencje Irka też nie do wzgardzenia i było ich od groma.
Niestety, nie mam już okazji, aby pokazać się jej z jakiejś lepszej mojej strony.
To się działo w sobotę, 22 maja 2010. Jest nas tam trochę 🙂
http://aalicja.dyns.cx/news/img_2824.jpg
I to Alina odkryła kim jest Nisia 🙂
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2010/02/01/moj-korkociag-z-laguiole/#comments
Asia,
Ty jednak jesteś niezawodna i nie do zastąpienia 🙂
Dzięki!
Pepegor, a kto przywiózł na któryś ze Zjazdów 3/4 wiadra derenia, których owoce pod batutą Pyry musieliśmy pracowicie przekłuwać, aby Żaba nastawiła na dereniówkę?
Poza tym Ty chodziłeś na grzyby, kiedy myśmy właśnie szli spać (mam gdzieś stosowne zdjęcie tych zbiorów!).
Nie myśl, że to przeszło niezauważone! Twoje wpisy, rzadkie bo rzadkie, też są zauważane, już Ty się nie martw 🙂
Ostatni link Asi – Nisia „łagodnie tłumaczy”:
Nisia
1 lutego 2010 o godz. 19:42 198527
Przepraszam za mój ostatni wpis, ale klops mnie dramatycznie zawołał z piekarnika.
Alino, masz rację, piszę książki i staram się wymyślać takie tytuły, żeby chciało się je wziąć do ręki (książki, nie tytuły).
Przyłączyłam się do Was, bo tu jest sympatycznie. Miałam coś w rodzaju własnego forum, ale opanowały je młode osoby mniej więcej tak pełne złych emocji jak Kleofas. Tymi emocjami waliły we mnie jak w bęben. Musiałam forum zlikwidować, chociaż mi było szkoda. A ja naprawdę lubię ludzi, lubię zawierać znajomości, albo nawet pogadać z przygodnie spotkanym Człowiekiem przez duże C. Kiedy piszę książkę, siedzę w domu i staram się pisać, a nie szwendać po przyjaciołach (mam wbudowanego szwendacza) – więc takie krótkie spotkania komputerowe to dla mnie duża radość.
Blogi Polityki czytam regularnie – Paradowską, Passenta, Szostkiewicza, Szwarcman, no i Gospodarza. Atmosfera, która tu panuje, szalenie mi się spodobała. Pomyślałam, że może się dosiądę. Zrobiliście mi miejsce przy tym stole, co mnie ucieszyło bardzo. Lubię kucharzenie i uważam, że dużo racji miał Shaw, kiedy powiedział, że najuczciwszą miłością na świecie jest miłość do jedzenia. Bo to chyba Shaw, czy może się mylę? Zauważyłam też, że w moich książkach stale coś jedzą. No ale ja piszę o życiu… A tu życie płynie miło i łagodnie.
Ja lubię, żeby było miło i łagodnie!!!
Łagodni całego świata – łączcie się!
(Nie mam na mysli Łagodnej Dostojewskiego…)
Chciałam jeszcze słów kilka o blogowych znajomościach lecz Irek tak wspaniale to ujął, że już nie trzeba nic dodawać.
Asiu – jako żywo nigdy nie byłam Magdaleną. Jerzym, a i owszem, miałam być lecz wykonałam pierwszego (z wielu) hołubca rodząc się dziewczynką. Na gwałt szukano imienia. Całe szczęście, że Wioletta przepadła z kretesem w plebiscycie.
Dzień dobry,
Monikę spotkałem raz jeden, na minizjeździe w Warszawie, w Intraco. Ale, tak jak Pepegor, byłem oddalony od niej o dobrych kilka krzeseł zajętych przez innych, a właściwie przez inne blogowiczki. Tym niemniej ze spotkania wyniosłem piękną dedykację w „Zupie z ryby fugu”. Mam ją oczywiście tutaj, w USA, na półce z książkami.
Na szczęście moje kontakty z Moniką nie ograniczyły się tylko do wpisów blogowych. Niedługo po tym, jak Nisia ukazała się na blogu, zaczęliśmy ze sobą korespondować. Napisałem pierwszy, do dzisiaj dziwiąc się mojej odwadze. Trwało to jakiś czas, później nasze drogi na blogu, a więc i poza nim bardzo się rozluźniły. I po co? Pewnie i Nisia by na to dzisiaj nie odpowiedziała. Aż mam ochotę wkleić kawałeczek jej listu, może by nie miała mi za złe, jest „neutralny”. A może lepiej nie…, A niech tam…
„To zżeranie jest wkurzające.
Na psychoanalityka masz zadatki, więc jak Ci się znudzą roślinki, możesz się przekwalifikować.
Ja odpisuję na ogół szybko, bo jeśli nie zrobię tego szybko, to zapominam w ogóle i jest plama.
Przy moich spotkaniach w NY się nie upierajmy, jeśli ktoś mnie sam zaprosi, to inna sprawa, a tak to ja nie przepadam… Zdradzę Ci tajemnicę: męczy mnie szczerzenie zębów i ciągłe bycie na stendbaju, a będąc gościem honorowym trzeba. A mnie np. podróże męczą – choć uwielbiam, ale muszą przebiegać zgodnie z moimi możliwościami – jeden dzień w Paryżu np. przeleżałam, co moja francuska przyjaciółka zapewne uznała za karygodne. No bo zwiedzać trzeba, Paryż, miasto światła itd.
W Stanach lubiłabym na zasadzie „byle dalej” i żeby mnie ktoś woził. Ja bym też mogła powozić, na zmianę. Na luzie. Chcemy jechać – jedziemy. Chcemy pół dnia gapić się na ocean – gapimy się. To by nie było łatwe do zniesienia dla partnera, jak sądzę. Owa francuska przyjaciółka w Bretanii z trudem hamowała rozdrażnienie moją namiętnością do wjeżdżania w boczne drogi i prawie całkowitą niewrażliwością na zabytki historyczne… Kiedyś ją miałam, tę wrażliwość, a teraz gdzieś mi wsiąkła.
Wiesz co, odgrzeję sobie teraz pierogi z gotowca i może się prześpię… jakiś taki dzień.
Hej, jak pomagasz Ani w pracy? Zdalnie?
Lubię jak piszesz. Nie musi być regularnie.
Twoja jesień piękna, moja też niezła. Musiałabym wziąć aparat i machnąć kilka fotek, ale dzisiaj zaczęłam dzień wcześnie, więc potem padłam i spałam. A rano miałam na śniadanku dwóch wesołych ortopedów w drodze z Chodzieży do Lipska, dokąd wybierali się ćwiczebnie krajać nieboszczyków. Jeden z tych ortopedów to mąż mojej bratanicy i mój ulubiony chrzestny zięć, a drugi jego koleś-ordynator. Przepadam za nimi, mam nadzieję, że z wzajemnością. Wesołe to chłopaki, zwierzyli mi się kiedyś, że gdy zaczynają operację na uśpionym kliencie, śpiewają na głosy ruskie pieśni. Wyobrażasz to sobie? „Pa dzikim stiepjam Zabajkalia” – i chlast skalpelem…
Śćiskam Cię.
Monika ”
Razu pewnego Nisia nazwała mnie najładniej, jak nikt inny przedtem ani potem na blogu mnie nie nazwal – Nowiutki. Czyż to nie ładnie? 🙂
Taka Monika tkwi w mojej pamięci. Nie chcę innej…
DOBRANOC 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry ..
Alicjo trudne zadanie przed Tobą .. tyle miłych wspomnień o Nisi …
trzeba iść dla wnuczki …
http://oskko.edu.pl/forum/watek.php?w=57498&ux=10577&pst=0#pst0
Witajcie,
Nisia była dla mnie uosobieniem osoby czerpiącej z życia pełnymi garściami, pomimo ograniczeń zdrowotnych, a może i wbrew nim: organizatorka „przyjątek” ogrodowych, wielbicielka gadżetów kuchennych, podróży małych i dużych, szantów, żaglowców i róż w ogrodzie. Za wcześnie odeszła.
W realu spotkałyśmy się tylko raz, i to w przelocie – na Targach Książki w Krakowie. Skończyło się na krótkiej rozmowie i dedykacji w książce. Szkoda, że nie było okazji na więcej.
Jakoś dałam radę, a chyba dobrze wyszło, bo dostałam od Wawrzyńca mail:
„Oczywiście, wszystko poprawię.
Świetny tekst! Dziękuję bardzo!”
Do poprawki jest zakończenie, otóż użyłam Irka tekstu, który jest wyżej-wyżej, co prawda Irek mi nie odpowiedział na pytanie, czy pozwala, ale zaznaczyłam autora! Po tej wypowiedzi dopisałam:
„Nic ująć, nic dodać”, a potem prośbę do Wawrzyńca , bo już tekst wysłałam:
Popraw ostatnie zdanie z „Nic ująć, nic dodać” na
„Nic ująć, a dodać można dużo więcej”.
Bo można dużo więcej, a trzeba było się zmieścić w wyznaczonej przestrzeni mniej więcej 380 słów, ileś tam liter, a ja jestem raczej rozwlekła 🙁
A teraz napijmy się szampana 🙂
http://www.forbes.pl/szampan-veuve-clicquot-i-historia-jego-tworcow,artykuly,207976,1,1.html
Alicjo-szampana zawsze i chętnie 🙂 ale dzisiaj jakoś nie widzę w lodówce żadnej Veuve Clicquot 🙁 Z braku szlachetnych bąbelków dzisiejszy toast wzniosę ubiegłoroczną jeżynówką, która nareszcie zaczyna nabierać rumieńców.
Dzisiejszy dzień jakoś dziwnie minął przede wszystkim na zakupach i na gotowaniu, chociaż udało się jednak wykroić niecałą godzinę na drobny spacer po Lesie Kabackim. Na jutro znowu zapowiadają deszcze.
Względem szczegółów kulinarnych: teoretycznie miało być tylko owo leczo z dynią i soczewicą, o którym napomykałam dwa dni wcześniej. Owszem wykonałam dodając jeszcze fasolę adzuki i myślę, że to był całkiem niezły pomysł. Danie jest naprawdę w sam raz na jesienne słoty i chłody.
Podkusiło nas jeszcze, aby wpaść do Lidla, który zaledwie przed chwilą został otwarty w naszych okolicach. A wszystko przez te okropne reklamy, którym niby należy dawać odpór, ale jakoś nie zawsze się udaje. Skoro trzy razy dziennie zachęcają Cię, by odwiedzić ten sklep, bo akurat mają francuski tydzień, to co w końcu robisz??? Odwiedzasz, no bo przecież kochasz Francję, a przy okazji sprawisz radość Najbardziej Ulubionemu Francuzowi 😉
Nabyliśmy zatem trochę serów, a poza tym perliczkę z Wielkopolski na zaś oraz ossobuco prosto z Sokołowa Podlaskiego 🙂 Ossobuco jest już wstępnie upieczone zatem wystarczy dodać warzywa oraz sos i obiad gotowy. Doszłam do wniosku, że jeśli podduszę wszystko razem dzisiaj to do jutra się przegryzie i będzie tylko lepsze. Jak pomyślałam tak zrobiłam i w ten sposób w tej naszej parometrowej kuchni pachnie dzisiaj przyprawami i daniami prawie z połowy świata 🙂
Za tych co na chmurce i za tych co nieustająco i dzielnie na blogu!
I za wędrowca na szlaku oraz za tych, co swojej kanapie też!
Aha, udało mi się w końcu ogarnąć zdjęcia z Minorki. Zatem, gdyby ktoś miał ochotę na spacer po tej wyspie to zapraszam:
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipNi8l917lX0KOhmFhgkbRaqSB07w4SZZEVqgDiu?source=pwa
Ładna ta Minorka, malutka, a tyle do zobaczenia…
Mnie bardzo się podobała żyrafa i czerwony kran znikąd!
Ja też nie widzę w lodówce szampana, ani nawet złamanego wina musującego. Jest tylko chilijskie czerwone, i to nie w lodówce.
Danuśka bardzo ładna wycieczka … bardzo …
Danuśka,
Lejesz miód na me serce. Minorka już jest wpisana na długą listę „ja-to-muszę-zobaczyć” 😉
O właśnie! Czerwonym za Tych, co na Chmurce i za wędrowców na szlaku 🙂
Okładkowy opis wydawnictwa, które w ub. roku wydało książkę Marii Czubaszek „„Dzień dobry, jestem z Kobry, czyli jak stracić przyjaciół w pół minuty i inne antyporady”.
” W dobie dyktatu poradników na każdy temat, ktore każą się nam katować dietą, gimnastyką, rzucaniem wszelkich przyjemności, z wielką ulgą można zatopić się w opowieściach Marii Czubaszek o zdarzeniach z jej życia, które to historie są zaprzeczeniem pochwały zdrowego życia…”. No i dożyła godnych 76 lat .
Pamiętacie, ile razy dyskutowaliśmy o tym na blogu? Zdaje się, że wszyscy byliśmy przeciw zdrowotnościowemu podejściu do życia 🙂
Pomnik Piksela 🙂
To pudełko z ciastem zachęca do takiego leniwego wypoczynku dla Łasuchów: kawa, ciasto, piękny widok 😉
Dzisiaj jest podobno „Dzień Uśmiechu”, więc pięknie się do Was uśmiecham: http://mortishia.tumblr.com/post/14696147107
…bo co to za życie, jak należy się wszystkiego co dobre wystrzegać 🙄
Joanna Chmielewska w książce „Książka poniekąd kucharska” napisała, że co dobre, to niezdrowe. No i niech sobie będzie 😉
Asia (21:40)
🙂 🙂 🙂
Tak, Asiu, ten pomnik nas bardzo wzruszył.
A Minorka chodziła za nami od dawna i właściwie to, można rzec, że chodziła z powodu Piksela 🙂 Wszyscy właściciele psów wiedzą, jak to jest na spacerach: człowiek gawędzi z innymi właścicielami, bo o tych samych porach spotyka się te same osoby(i oczywiście te same psy). I właśnie podczas jakiegoś spaceru z naszym czworonogiem rozmawiałam powakacyjnie ze znaną mi już dosyć dobrze właścicielką radosnego labradora. Dowiedziałam się, że pani spędziła urlop na Minorce w domu swoich znajomych. Powiedziała, że była zauroczona tą wyspą i że bardzo chętnie jeszcze kiedyś by tam pojechała. I tak owa niewielka opowieść została w jakiejś tam szufladzie mojej pamięci, aż w końcu udało się nam się tam pojechać i okazało się, że rzeczywiście było warto 🙂
Alicjo-Maria Czubaszek współpracowała z „Trójką” i często i bardzo chętnie słuchałam jej na tej antenie. Przeczytałam z wielką przyjemnością „Każdy szczyt ma swój Czubaszek”.
Asiu-Dzień Uśmiechu jest dzisiaj na pewno 🙂 🙂 🙂
Uśmiech słychać też przez telefon, to bardzo pomaga i jest przyjemne. W pracy rozmawiam często z ludźmi z całej Polski przez telefon. Lubię te chwile, kiedy możemy się pouśmiechać i pożartować.
http://www.zwierzbuk.pl/blog/wp-content/uploads/2013/09/10-dogs-smiling-1.jpg
🙂
Najbardziej lubię w taki zimny i deszczowy dzień zjeść gorącą zupę. Dzisiaj zupy nie było, były dwa rodzaje gołąbków 😯 – jedne tradycyjne z mięsem i ryżem, drugie z kaszą jaglaną, mięsem i pieczarkami. Do tego rozgrzewająca herbata z sokiem malinowym.
Danuśka,
czy ja bym kupowała książki Czubaszek, gdybym nie znała Trójki? Toż to było religijne, słuchanie z rana w niedzielę…;)
„Każdy szczyt ma swój Czubaszek” ma chyba w czytaniu Cichal.
„Kochajcie Czubaszkę chłopaki
kochajcie, do jasnej cholery!”
No cóż. Po nie tak dawnej śmierci Marii Czubaszek nagle wysyp wszystkiego o Niej. Na śmierci da się zarobić może więcej, niż na skandalach.
Dzień dobry,
Danusko, dzieki za poranna wycieczkę po Minorce. Piekne zdjecia. Sklepik z białymi strojami bardzo kuszący. Czy ceny były przystępne?
Danuśko, jak ładnie biało i niebiesko 🙂 W białych miasteczkach kuszące białe ciuchy, wokół błękitne niebo i morze, prawdziwie wakacyjne obrazki. Zastanawiam się, na jakiej zasadzie płynie woda z kranu zawieszonego w powietrzu, rozszyfrowałaś to? Na buty skusiłabym się, fajne są i wyglądają na bardzo wygodne.
Dzień dobry 🙂
kawa
Irek – !!!!!!
Danuśko – dziękuję za piękną kanapową podróż. Wyspy mają swój specyficzny urok. W czasach, kiedy jeszcze podróżowałam, bardzo ceniłam sobie urlopy na wyspach.
Irek 1 – ja bym zatytułowała „co głodnemu do kawy”
Danuśko – taki lazur bez chmurek mieliśmy dzisiaj po raz pierwszy od wielu dni. Piękna wyprawa, urocze miejsce.
A u mnie na odwyrtkę – rozchlapało się i jest paskudnie 🙁
Też schrupała taki kubek – pod warunkiem, że byłby z deserowej czekolady.
„bym” się zgubiło…
Lazur rzeczywiście był, chociaż dwa razy spadł deszcz, a raz bardzo ulewny. Czerwona ziemia z tamtejszych pół spływała na drogi i wyglądało to trochę, jak w jakimś horrorze.
Alino-ceny były wysokie, to był butik w samym centrum stolicy. Zadowoliłam się jedynie zdjęciem 🙂
Wyspa jest rzeczywiście urokliwa i doceniają to głównie Anglicy. Są nadmorskie miasteczka, gdzie w ogóle nie słychać hiszpańskiego, wszędzie tylko angielski.
Aha, co do wiszącego kranu to Osobisty Wędkarz rozgryzł tę sztuczkę. Zapytam o szczegóły raz jeszcze, kiedy wróci do domu.
Dzisiaj przylecieliśmy do Kanady – lat temu 34.
Na lotnisku Mirabel (teraz tylko cargo tam lądują, samoloty czysto towarowe) w Montrealu było słoneczne, dość zbliżone do dzisiejszej temperatury 17c.
Strzelcie kustyczka z tej okazji. A z kranem to chyba prosta sprawa: woda leje się naokoło, całosć umocowana na postumencie (rurze?) w środku strumienia wody.
„całość” oczywista
Świetny kran, na pierwszy rzut oka powala 🙂
Jest prośba jeszcze jedna względem książki o Monice. Przede wszystkim wierszyki (Memłona już zaprezentowałam) oraz jakieś wesołe wpisy, które może zapamiętaliście i zechce się wam poszukać? Ja sama szukam, ale pomoc się przyda.
W poniedziałek wieczorem będę wysyłała, co znajdę (znajdziemy).
Przy okazji rozreklamujemy nasze blogowisko 😉
Właśnie znalazłam wpisy, gdzie mnie uświadamiacie, że należy czytać książki Moniki. A nisia jakby nigdy nic, tuż pod czy nad opowiada, jak gotować rosół (wbić ze 2-5 goździków w cebulę, ale nie za dużo, 5 goździków to na całą kurę i wielki gar).
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2010/01/25/piekna-smierc/#comments
*Nisia
tak dla informacji Alicjo – memłona nie wymyśliła Nisia. Dziewczęciem w szkole byłam gdy dowcip o memłonie krążył.
Echidno,
to są imponterabilia, Nisia napisała o Memłonie wiersz i
o to mię szło 😉
Nisia pisze:
2011-05-07 o godz. 14:34
Kiedy żre cię chandra dzika,
gdy się czujesz całkiem marnie,
gdy sens życia ci umyka –
Memłon zawsze cię przygarnie.
Gdy procentów nadużyjesz,
jest ci źle, albo i gorzej,
nie mów mi, że się zabijesz –
Memłon serce ci otworzy!
Kiedy czujesz, żeś niechybnie
sroce wypadł spod ogona,
a mózg ci się zmienił w grzybnię –
pędź natychmiast do Memłona.
Kiedy rzuci się kochanka
(lub kochanek), nie skacz w morze,
ale od samego ranka
do Memłona leć, niebożę.
Jeśli dorwą cię bandyci,
obrabują do koszuli
i nakopią ci do rzyci –
Memłon zawsze cię przytuli!
Memłon nigdy nie zawodzi,
Memłon nam ratuje życie,
Memłon smutki twe osłodzi
i nie zdradzi cię o świcie.
Memłon jest jak anioł-stróż
i to nie jest żadna ściema –
Memłon rządzi! Wiecie już?
Bez Memłona życia nie ma!!!
Fajny artykuł. Także do poczytania przez mężczyzn 🙂
http://kobieta.onet.pl/jakie-sa-trzy-cechy-kobiet-ktore-gwarantuja-fajne-szczesliwe-zycie-odpowiedzi/89vl5s
Byłam Ciebie źle zrozumiała Alicjo, boś gdzieś wcześniej użyła sformułowania: „Nisia wymyśliła memłon”. Nie „łodcytałam” poprawnie co poeta miał na myśli. Przepraszam, ale dzięki temu możemy raz jeszcze zapoznać się z „Memłonem”. Czyli nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło.
Echidno-o wymyślonym przez Nisię memłonie napisała Danuśka 🙂
I jak się okazało niesłusznie.
A co do wiszącego kranu znalazłaś, rzecz jasna, jedyne i właściwe rozwiązanie zagadki.
Wybieramy się za chwilę do Centrum Kopernika rozwiązywać kolejne naukowo-techniczne zagadki. Mamy nadzieję, że o tej porze będzie jeszcze w miarę spokojnie, bez tłumów radosnej dzieciarni.
Dzień dobry 🙂
kawa
Zwracam honor Alicjo.
Danuśka – big senkju za korektę
Irek 1 – ja bardzo dziękuję za takie ciepłe dzień dobry
No to ja „se” idę zaparzyć herbatę. Porządną!
Jutro u nas dzień Dziękczynienia, który raczej obchodzi się w ściśle rodzinnym gronie, dlatego też dzisiaj odbywają się imprezy dla szerszego grona przyjaciół. Roger nas zaprosił na takie rozszerzone dla ponad 40 osób. Dobrze, że nie leje (wczoraj lało), bo przecież w domu, mimo sporego metrażu, nie pomieścilibyśmy się.
Drogie Łasuchy, ja tylko szeptem przypominam, że wg kalendarza Alicji, dzisiaj „urodziła się” nasza Haneczka. :-))
Ściskam serdecznie Wszystkich. :-))))
Haneczko,
najlepsiejszego!
Haneczko – żyj długo i szczęśliwie. Uściski i całuski. 100 lat!!!
Zgago,
dobrze, że „trzimasz” rękę na pulsie!
Dla Haneczki urodzinowo to mogę zrobić nawet fikołka na dywanie. Haneczko, radości z życia 🙂
Na dywanie to żadna sztuka – na ściernisku 😉
Haneczko – najlepszego!
Zgago – bywaj częściej!
Haneczko, Joleńku,
bądź mi taka, jaką Cię znam i taką pozostań! Pozostań, na jakie – na razie – 50 lat!
Wiele radości na dziś!
Jubilatkom 6 w totka.Nie zapomnijmy o Osieckiej.
http://player.polskieradio.pl/-3
Haneczko ściskam Cię i al law ju od zawsze(cytat z Nisi).
Kochana Jubilatko, masz jednak ostatnio zasadniczą wadę-przestałaś zaglądać na nasz blog 🙁
Zgago-wszelki duch i dlaczego nie ma Cię więcej??? My wiemy, że doglądasz dzieci i wnuki nad Loarą i że udzielasz się społecznie na Twej śląskiej rubieży, ale żeby nas tak bez reszty porzucić na dłuuugie miesiące, to przecież absolutnie nie uchodzi!
Alicjo-ja w poszukiwaniach wybranych tekstów na blogu jest mierna, a nawet żadna.
Zatem nie pomogę Ci w odszukaniu wierszyków Nisi, a szkoda, bo sama bym chętnie te wierszyki znowu poczytała i przypomniała wszystkim jak było.
Co do dzisiejszej wizyty w Centrum Kopernika to zacytuję znanego poetę:
„Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia!”
Już kiedy podjeżdżaliśmy na parking przed muzeum nie zapowiadało się dobrze-tych czterech autokarów stojących tuż przed budynkiem nie dało się nie zauważyć.
Weszliśmy do środka, kolejka wiła się na wszystkie strony. Jak weszliśmy, tak sprawnie i szybko wyszliśmy.
Centrum organizuje czasami wieczorne zwiedzanie tylko dla dorosłych zatem kupimy przez internet bilety na taki właśnie wieczór.
Postanowiliśmy jednak przekuć wizytę w Śródmieściu w sukces. Skoro nie wyszło z Kopernikiem, to podeszliśmy na Nowy Świat. Wstąpiliśmy tamże na drugie śniadanie do http://madameedith.com/restauracje-kawiarnie/croque-madame-recenzja/
Kuzynko Magdo-ta dzisiejsza poranna wizyta była zdecydowanie bardziej udana niż nasza poprzednia, wieczorna. Ulubiony Francuz uznał, że śniadaniowy koszyk paryski jest rewelacyjny, ja natomiast zjadłam z przyjemnością proste, chłopskie jedzenie pt. naleśnik z serem i szynką. Tak wzmocnieni na duchu i na ciele ruszyliśmy do Muzeum Azji i Pacyfiku. Muzeum jest niewielkie, ale warte grzechu i przy okazji spacerów po Powiślu naprawdę nie zaszkodzi zajrzeć.
Chciałam zamieścić sznureczek do kilku zdjęć z naszych dzisiejszych peregrynacji, ale Łotr się uparł i nie wpuszcza 🙁 Naprawdę nie wiem, dlaczego.
Danuśko, jestem stale, gdy siedzę w domu – po prostu u mnie nic ciekawego się nie dzieje. Za to z Wami podróżuję systematycznie i z podziwem. :-))
I za to jestem Wam ogromnie wdzięczna.
Zawsze Wam życzliwa Zgaga. 😀
Haneczko, wszystkiego najlepszego urodzinowo!
Zgago, miło Cię czytać na nowo.
Asiu, czy znasz? Podoba mi sie ta piosenka a filmik jest zabawny.
https://m.youtube.com/watch?v=OXWrjWDQh7Q
Haneczko, bądź! Zdrowia i wszystkiego najlepszego!
Haneczko, pomyślności i jak najczęstszych radości 🙂
Wyczytalem u Doroty z Sasiedztwa, ze ten blog bedzie kontynuowany przez pania Basie Adamczewska, ale widze, ze na razie nic z tego. Za to pochwale sie, ze weekend spedzilem na farmie pod Verona (Ontario), niedaleko od Alicji z Kingston.
Ale nie ustawajcie w poszukiwaniach wesołych wpisów Nisi!
Jeszcze jest czas i jak mówię, będziemy w książce! Jako blog i indywidua, bo jest taki rozdział, o Monice na blogach.
Ja napisałam tyle:
8 of 4,166
Monika na blogu
Wśród wielu zainteresowań Moniki polityka była na wysokim miejscu, a tygodnik „Polityka” jednym z czasopism, które Monika czytała. Wydaniu internetowemu towarzyszą blogi publicystów „Polityki”, które służą między innymi do komunikacji z czytelnikami.
Jeden z blogów założył Piotr Adamczewski, emerytowany wieloletni redaktor tygodnika, pisujący popularne artykuły z dziedziny kulinariów. Blog „Gotuj się!” powstał w sierpniu 2006 roku i szybko zdobył popularność, przyciągając blogowiczów z całego świata. Trzeba dodać, że kulinaria były tłem do dyskusji o wszystkim, oprócz…polityki! Do dyskusji politycznych służyły inne blogi. Blogowicze, czyli uczestnicy dyskusji pod wiodącym wpisem Gospodarza blogu, mogą występować pod pseudonimami lub używać swego imienia czy nazwiska. Z czasem blogowicze zaprzyjaźnili się tak bardzo, że mniej więcej po roku od powstania blogu urządzono I Zjazd w Kórniku pod Poznaniem (wrzesień 2007) i od tego czasu Łasuchy urządzają takie Zjazdy co roku, ostatni, XI już, odbył się w Poznaniu w sierpniu 2016. I już wiadomo było, kto jest kto, bo na Zjeździe pojawiło się ok. 20 blogowiczów, którzy się ujawnili w tzw. realu. Oto pierwszy wpis Nisi na blogu Łasuchów:
„Nisia
22 stycznia o godz. 15:22 196682
Ja z boczku – wpadam na Wasze Blogowisko, bo bardzo na nim miło jest!
A dziś mnie skusiło napisać – bo do tej sake powinno się podawać musowo kawkę Kopi Luwak, skądinąd najdroższą na świecie… nie uważacie Państwo? Ale nie z powodu ceny, hehe.
Zwyczaj toastowy mnie urzekł. Chlapnę sobie dziś wieczorem za zdrowie Was Wszystkich – najsympatyczniejszego Blogowiska w necie.”
Kim Nisia była na blogu? Przede wszystkim nieustannie pogodną osobą, która
„wrzucała” na blog pełne humoru wpisy, od czasu do czasu zdjęcia, własne pomysły kulinarne, a także twórczość poetycką, która pociągała blogowiczów do wykazywania się i na tym polu, a jakże.
Z wpisów Nisi dowiadywaliśmy się o Nisinych pasjach, o Jej miłości do „tolszipów”, jak żartobliwie nazywała wielkie żaglowce, z których Dar Młodzieży był tym najukochańszym. Wkrótce poznaliśmy Zaczarowany Ogród Nisi z ponad setką odmian róż, poznaliśmy też dwa zabawne pieski – starszą Szantę i młodszego Rumika.
Pasją Nisi były także szanty, których sama wiele napisała. Z X Zjazdu Łasuchów, ostatniego, w którym Nisia uczestniczyła, przypomina mi się zabawna historia. Otóż Nisia postanowiła zjazdowiczów nauczyć śpiewania szant. Niestety, zjazdowicze okazali się kompletnie niemuzykalni i Nisia z żalem odpuściła. Nie dysponowaliśmy rumem, a bez tego ani rusz, jeśli chodzi o szanty. Przytaczam wypowiedź Misia Kurpiowskiego:
„Wszyscy zjazdowicze po niezwykle udanym pobycie w domu Gospodarza rozkoszowali się rozmowami przy ognisku i rozgwieżdżonym niebie. Jedynie egzaminu ze śpiewu nie zdaliśmy.
Honor ratował Alain grając na gitarze i harmonijce. Przyrzekamy sedecznie, że się poprawimy i następnym razem zaśpiewamy głosem dojrzałych marynarzy”.
Alain to nasz francuski przyjaciel blogowy.
Nisia była chętna do pomocy, tak duchowej, jak i w realu, jeśli była taka potrzeba i możliwości. Oto przykład duchowego wsparcia:
Nisia pisze:
2011-05-07 o godz. 14:34
Kiedy żre cię chandra dzika,
gdy się czujesz całkiem marnie,
gdy sens życia ci umyka –
Memłon zawsze cię przygarnie.
Gdy procentów nadużyjesz,
jest ci źle, albo i gorzej,
nie mów mi, że się zabijesz –
Memłon serce ci otworzy!
Kiedy czujesz, żeś niechybnie
sroce wypadł spod ogona,
a mózg ci się zmienił w grzybnię –
pędź natychmiast do Memłona.
Kiedy rzuci się kochanka
(lub kochanek), nie skacz w morze,
ale od samego ranka
do Memłona leć, niebożę.
Jeśli dorwą cię bandyci,
obrabują do koszuli
i nakopią ci do rzyci –
Memłon zawsze cię przytuli!
Memłon nigdy nie zawodzi,
Memłon nam ratuje życie,
Memłon smutki twe osłodzi
i nie zdradzi cię o świcie.
Memłon jest jak anioł-stróż
i to nie jest żadna ściema –
Memłon rządzi! Wiecie już?
Bez Memłona życia nie ma!!!
Te wierszyki powstawały w chwilę i dotyczyły konkretnej sytuacji, w tym wypadku blogowicza, który miał powody do smutku. Po przeczytaniu takiego wiersza nie sposób było się nie uśmiechnąć. Większość twórczości blogowej Moniki jest na blogu Bobika (w archiwach). Pies imieniem Bobik (Kinga Zygma) prowadził blog prywatny, ale wywodził się z blogu Łasuchów, więc część łasuchów bywała u Bobika.
Ostatni rok nie był dla blogowiczów łaskawy – odeszło na wieczny spoczynek kilku blogowiczów, w tym Gospodarz „Gotuj się!”, Bobik, gospodarz „Bobikowa”, oraz nasza Nisia. Ewenementem jest, chyba na skalę światową, że oba blogi nadal istnieją, mimo, że Gospodarze z przyczyn od nich niezależnych przenieśli się o kilkaset pięter wyżej, na tzw. Chmurkę.
„Blogi tworzą swoistego rodzaju rodzinę. Mamy świadomość publiczności, a z drugiej strony nabieramy do określonej grupy blogowiczów pełnego zaufania, nawet takiego jak nie darzymy czasami swoich najbliższych. O tym fenomenie bliskości blogowej gaworzyliśmy z Nisią przy kolejnych rumach. Są osoby, które tworzą duszę blogu, tak jak duszę najbliższego obejścia. Do takich należała Nisia.” – tak wypowiedział się blogowicz Irek. Nic ująć, a dodać można bardzo wiele”.
Dodawajcie, póki czas!
dzień dobry …
haneczko urodzinowe uściski … 🙂
Zgago … 🙂
a ja dwa dni urodzinowałam a następny weekend też będę …. jedne urodziny, bardzo udane, były w tajskiej knajpie .. ale ta kuchnia mi mało pasuje .. ale posmakowałam lody z czarnego sezamu oraz z kokosowe …
Andrzej Wajda jest też już na chmurce … 🙁
Dzień dobry
kawa
Andrzej Wajda – R.I.P. 🙁
Alicjo – pięknie to zrobiłaś. Dziękuję 🙂
„Wszyscy jesteśmy z Wajdy. Patrzyliśmy na Polskę i siebie samych przez Niego. I lepiej rozumieliśmy. Teraz będzie trudniej.” … Donald Tusk …
W Tygodniku Powszechnym jest piękny wywiad Andrzejem Wajdą .
Niestety na urządzeniu z którego korzystam nie potrafię skopiować linka 🙁
https://www.tygodnikpowszechny.pl/wspomnienia-odkladam-na-pozniej-32586
Misiu, dziękuję za przytoczony wywiad, tyle mądrych słów i wzruszający film z Prezentacji Oskarowej. Wielki żal, rzeczywiście, już jest i „teraz będzie trudniej”…
Wywiad niezwykle ciekawy, a opinia Tuska na temat Wajdy, podrzucona przez nam Jolinka, bardzo piękna. Dla mnie Wajda był nie tylko wspaniałym reżyserem, ale po prostu wielkim Człowiekiem.
Haneczce – wszystkiego najlepszego! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=gqyEYu1y7WQ
https://www.youtube.com/watch?v=gqyEYu1y7WQ
Alino – nie znałam – dziękuję 🙂
„Wszyscy jesteśmy z Wajdy” – pięknie powiedziane.
http://kobieta.onet.pl/10-lat-bez-marka-rozmowa-z-danuta-grechuta/2wwen9
A my dalej lubimy „grechutki”…
Haneczko,
ściskam Cię urodzinowo i wracam wspomnieniami do naszego niedawnego spotkania. 🙂
Andrzeja Wajdę widziałam we wrześniu podczas Festiwalu Filmowego w Gdyni. Udało mi się być na pokazie specjalnym jego najnowszego filmu ” Powidoki”/ premiera przewidziana jest na styczeń 2017 r. /. Bardzo dobrą recenzję zamieściła na swoim blogu Dorota Szwarcman.
Przed projekcją odbyło się spotkanie z Jubilatem, a obecni byli także niektórzy aktorzy grający w jego filmach / Maja Komorowska. Bogusław Linda. Grażyna Szapołowska, Robert Więckiewicz. Bożena Dykiel/. Andrzej Wajda był w świetnej formie psychicznej, choć z fizyczną było gorzej, wchodził na scenę z ” balkonikiem”. Spotkanie prowadziła przesympatycznie Grażyna Torbicka. Cieszę się, że mogłam uczestniczyć w tym wydarzeniu. To wspaniałe dla artysty móc tworzyć do końca swojego długiego życia , być docenianym i mieć wdzięczną publiczność. Ale szkoda, że ” Powidoki” to ostatni już film Andrzeja Wajdy.
Trochę pani Danuta przegina…Grechuta nie „pasował” politycznej władzy? Niechby i nie pasował, ale był tak popularny, że wszelka „władza” mogła mu, z przeproszeniem, nadmuchać. I z tego co pamiętam, był w radiu i telewizji, a jego płyty sprzedawały się znakomicie, podobnie jak Niemena czy Demarczyk, czy też innych artystów z tamtego czasu.
„Ale to nie był czas politycznie dla niego przyjazny. On, ze swoją twórczością, ze sposobem bycia, z tym wizerunkiem na estradzie, takim „pańskim”, we frakach, nie pasował ówczesnej władzy.”
Rozmowa z Agnieszką Holland: http://ninateka.pl/film/rozmowy-poszczeg-lne-andrzej-wajda
http://film.onet.pl/artykuly-i-wywiady/andrzej-wajda-nacjonalistycznej-polsce-mowie-nie-wywiad/rm7c9l
Dla mnie „Ziemia obiecana” i „Popiół i diament” to perły kina polskiego. Każdy film Wajdy był znaczący, on nie robił kina byle jakiego. Ale te dwa filmy dla mnie przynajmniej, są wyjątkowe. Czerpał natchnienie z literatury – i przerabiał ją na filmowy obraz znakomicie. Znakomicie dobierał aktorów – wyobrażacie sobie innego Maćka, niż Zbyszka Cybulskiego?
Albo trzech przyjaciół z „Ziemi obiecanej” – Pszoniak, Seweryn i Olbrychski. Eh…to było kino!
http://mspresents.com/uk/the-promised-land/
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1678760,1,wspomina-lukasz-maciejewski-krytyk-filmowy-wajda-nigdy-nie-byl-w-smudze-cienia.read
Nisia
25 maja o godz. 14:27 220133
Jotko, ci Eskimosi to chyba są Samowie. W Wikipedii znalazłam wiadomość, że Samowie to Lapończycy, którzy obrażają się kiedy ich nazywać Lapończykami, a Eskimosi, którzy obrażają się, jak się ich nazywa Eskimosami, to Inuici.
Zapętliłam się.
Nisia, która naprawdę ma na imię Monika i obrażała się, kiedy w dzieciństwie rodzina nazywała ją Ojką, Ojczyndrem albo Ojczyzną.
Brat mówił: szot knote, szojka ote, co znaczyło knot Ojka – i to dopiero był powód do obrazy.
Nisia
26 maja o godz. 0:27 220206
W sprawie zapory: piękna jest bardzo i w malowniczej okolicy – pomijając jej techniczne zalety i znaczenie. Łaziłam po niej swego czasu. A doliną Bobru najchętniej wracam z Karkonoszy do domu, na Niedaleką Północ – przełom tej rzeki jest po prostu urzekająco piękny i co ja Wam tu będę gadać – jedźcie, zobaczcie, lato dopiero będzie w tym roku. A jesień jaka tam ładna, ho,ho.
Muszę skoczyć do Karpacza, bo zaczynam poważnie tęsknić!
Nisia
26 maja o godz. 0:59 220212
Haneczko, ja Cię ajlowju.
Moje słowiki też oniemiały. A ja buszuję w internecie w poszukiwaniu pianisty, który grał do kotleta w Literatce. Internet to potęga, pianistę znalazłam. Już wiem, że nazywa się Miłosz Łabiński, studiował muzykę w Paryżu i dopiero co przekroczył trzydziestkę. Jestem zła, bo powinien szpanować po salach koncertowych, a nie grać tango dla tego pana, co sobie już zdrowo pochlał. Facet ma talent jak brylant i jeszcze ma to, bez czego dla mnie nie ma muzyka: dojrzałość (nie wiem, czy życiową, ale to jego broszka, mnie obchodzi artystyczna, hehe). Oraz wyglądało na to, że duszę ma – to się czuje, jak gostek gra. No, ludzie kochane, a tylu rzępołów kala nasze estrady!
W Sąsiedztwie nie odważyłabym się napisać takiego „eseju”, ale Wy mi jakoś wybaczycie mało wytworny styl i parafiańską szczerość wypowiedzi.
Ale do Sąsiedztwa też muszę zajrzeć – w piątek wybieram się na Brucknera, który tam jest, jak się zdaje, na indeksie. No to ja się tam udam z tym kijem, co to go w mrowisko… Tam też sympatyczne ludzie siedzą – nie uważacie? 🙄
Nisia
26 maja o godz. 1:21 220213
Dla ciekawskich: do tego kotleta pan Łabiński grał Chopina różne różności, Bacha trochę, Mozarta sonatę, Gymnopedia Satiego, uwerturę ze Sroki Rossiniego (o ile pamiętam to była sroka, a nie Włoszka), a jak się rozbestwiłam, poprosiłam o jakiegoś Beethovena i dostałam całą Patetyczną, z powtórką drugiej i trzeciej części.
Prócz tego rózne pogodne melodyjki, z tangiem argentyńskim włącznie.
Niech mi nikt nie wmawia, że taki pianista uwielbia co wieczór dla sympatycznego pana pucio, pucio, tango przytulango.
Zła jestem w sumie.
Ale egoistycznie rzecz biorąc, miałam jeden z piękniejszych wieczorów w życiu. Mimo, że z odległości stu metrów dobiegało „unc, unc” jakiejś wesołej młodzieży, podobno pod Kolumną Zygmunta tańczącej break-dance. W telewizorni nauczyłam się wyodrębniać dźwięki, które chcę słyszeć.
Pa, kochany Blożku.
http://www.youtube.com/watch?v=of3ZdK8aKqQ&feature=related
Nisia
26 maja o godz. 11:18 220235
Dziędobry i słoneczny na rubieży!
Pyrunia nasza, o ile wiem, właśnie jedzie autobusem do Pyrlandii ojczystej. Dzwoniły wczoraj obie z Dorolem, zmarznięte dosyć i Pyra wspominała o swoim opuszczaniu prowincji lubuskiej… o piątej rano czyli w środku nocy.
E, już powinna być dojechana chyba!
Żabo – a ja Cię trochę rozumiem. Już nikogo nie obchodzi, że ja bym umiała zrobić taki ładny fiiiiiilm… No ale wiesz: LANCE DO BOJU, SZABLE W DŁOŃ…
I życie towarzyskie. Święto Pyry – jak najbardziej. Połączone ze spożywaniem bohaterki.
Nisia
26 maja o godz. 11:38 220241
Urocze wspomnienie z owego rajdu: rajd był, jak się rzekło, ułański czyli ku czci. Zasadziliśmy się w malowniczym miejscu, żeby zrobić przejeżdżający mimo nas ze śpiewem zastęp. Łąka była śliczna, kwiaty, słoneczko – i krówcia się pasła. W umówionym momencie ułani wypadli galopem zza lasu, śpiewając okropnie fałszywie, przegalopowali tak obok krówki, a ta zaskoczona, zapętliła się we własny łańcuch , który podciął jej nogi i padła. Wiecie, jakie piękne było ujęcie? Krowa , której nogi się ugięły – zapewne z zachwytu – na widok tak pięknych i dziarskich ułanów..
Nisia
26 maja o godz. 17:29 220271
Pyro: home, sweet home!
Żabo – masz syna przystojniaka, a i Hubal niczego. Znałam kiedyś (u Kazia, oczywiście) podobnego kasztana wielkopolaka z podobną łysiną, nazywał się Nikifor. Nie jeździłam na nim, bo on był do sportu, a nie dla gamoni, aleśmy za sobą nawzajem przepadali. Uroczy był, kochał startować w ujeżdżeniu, bo się mógł popisać i od razu zainkasować oklaski, które uwielbiał. Podobnie jak prowadzenie rundy honorowej w galopie, co robił z nieporównanym wdziękiem i utrzymując się w takcie Marsza Radetzkiego. Był miły i łagodny, nigdy w życiu żadnego dziecka nie zrzucił. Zrzucał tylko Kazia, chyba uważał, że jedynie szefa warto. Robił to tak sprytnie, że Kazio – stary koniarz! – nie mógł wyczuć, że Nikuś ma podstępne zamiary. Żadnego tulenia uszu, nic. Po prostu Kaziczek siedział w siodle, a za chwilę już nie siedział. Niki miał minę absolutnie niewinną. No, gałgan. Ale jaki słodki!
Zjazdowiczki kochane: właśnie byłam u pani Zosi i przywiozłam węgorza oraz tuńczyka…
Nisia
27 maja o godz. 13:02 220482
Dziędobry na zalanej (na razie deszczem) rubieży!
Po pierwsze:
NOWY, GDZIE MASZ TE KRZESŁA???
Jadę do Ciebie natychmiast!
Po drugie: Alicjo – fajnie było koło pana pianisty, nie?
Po trzecie: Po tym spiskowaniu w podziemniach moskiewskich odkryłam w sobie wielką żyłkę do konspiry. Siostry i Bracia! Będziemy bronić naszych ideałów do ostatniej kropli sosu! Oto nadszedł czas, aby dać odpór podstępnym dietetykom! Naprzód, do zwycięstwa!!!
Nisia
27 maja o godz. 13:36 220492
Kochani, nie dziwcież się różom dzikim na piachu, toż rosa rugosa spokojnie porasta wydmy nadmorskie i dlatego jej nic…
http://www.winiarze.pl/?d=artykuly.php&AGID=24&AID=83
Szukanie przerywam.
Warto przeczytać:
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/list-prof-marii-janion-na-kongresie-kultury-2016,682632.html
yurek,
dzięki bardzo!
http://www.nytimes.com/2016/10/10/movies/andrzej-wajda-towering-auteur-of-polish-cinema-dies-at-90.html?_r=0
Dzień dobry 🙂
kawa
Wczoraj pierwszy program TV przypomniał „Pana Tadeusza” w reżyserii Andrzeja Wajdy, a ja przypomniałam sobie całą plejadę znakomitych aktorów grających w tym filmie.
Zrobiłam w niedzielę całkiem niezłą zieloną pastę: zmiksowany świeży ogórek, awokado, chlust oliwy, jogurt grecki, czosnek i dużo koperku. Dzisiaj na śniadanie jadłam grzanki z tym przysmakiem. On taki ci jest z lekka wiosenny zatem polepsza humor w jesienny, ponurzasty poranek czego i Wam życzę.
Ło Matko nie życzę oczywiście ponurego poranka, ale wiosennego humoru 🙂
Irkowa kawa była, ale gdzie się podziało poranne dzień dobry Jolinka???
dzień dobry …
Danuśka niestety ale po tych przeziębieniach jakiś ból mi wlazł pod łopatkę i się kuruję .. ból jest uciążliwy jak siedzę i chodzę więc komputer tylko z doskoku .. ale się nie daję … 😉
Przeziębienia szaleją, mnie niestety też dopadło, dziś troszkę lepiej, ale cały weekend i wczoraj lało mi się z nosa, a wredny suchy kaszel nie dawał żyć.
Trzymajcie się Dziewczyny! Widzę, że wieczorny toast trzeba będzie obowiązkowo wznieść za słabujących, a przy okazji starannie wybrać nalewkę do degustacji 😉 Może już z tegorocznej produkcji? Pyra pewno tam na chmurce już filtruje…
Irku-robiłeś w tym roku swoją sławetną morelówkę?
Danuśka – nie robiłem. To był zły rok na morele. W sumie z drzewa zebrałem tylko 4 / słownie cztery / morele. Ale poprzednia też mi nie wyszła i nie wiem czy w przyszłości wrócę do morelówki
Drogie koleżanki, szybkiego powrotu do zdrowia z chłodnej ale słonecznej Burgundii 🙂
Jeśli to może Was pocieszyć – u nas też zimno. Dują wiatry*, raz słońce raz deszcz, a nawet i grad drobny. Wiosna uciekła do cieplejszych miejsc, wystraszona aurą. W ogródku niewiele mogę zdziałać ze względu na kaprysy natury. Co posiałam w pewien ciepły i słoneczny dzień pewnie nie ma szans na kiełkowanie.
Niejakim pocieszeniem był kurczak pieczony i nadziewany wiadomymi cytrynami. Ale już skonsumowany w tempie zawrotnym. Dzisiaj, korzystając z halogenowego prodiża, zrobiłam wołowinę w ziołach różnakich. Do tego pieczone ziemniaki i marchewka. Oj udało się urządzenie.
Niedomagającym zdrowia życzę, pokasłującym syropu z cebuli i cukru, zmarźniętym grzańca i do łóżka marsz.
* w niedzielę w porywach do 128 km na godzinę.
U mnie również chłodny poranek, no, powiedzmy, rześki. Jerzor ubrał rajtki rowerowe, celsjuszy było zero, czyli prawdziwa jesień już się zaczyna, seriozna. Wczoraj włączyliśmy kominek i Mrusia nie może się od niego odkleić, to dla niej największa radocha, grzać brzusio przed kominkiem. To była chyba najlepsza nasza inwestycja w ten dom – gazowy kominek, ustawia się temperaturę i kominek sam się tej temperatury trzyma. Jerzor ustawia na 20c, a ja za chwilę podwyższam o jeden stopień, bo 20c to dla mnie za mało. Ogrzewa cały domek.
No i pora na zupy, nie uważacie? Nie ma to jak…
https://www.youtube.com/watch?v=RsnGpDSv8E8
🙂
„Ze względu na nastawienie do wolumenów sprzedaży” – a cóż to za język??? Chyba jestem do tyłu 🙁 „Wolumeny sprzedaży”…
http://www.forbes.pl/wioletta-rosolowska-zaczynala-od-zera-dzis-stoi-na-czele-l-oreal-w-polsce,artykuly,205629,1,1.html
Z tego wszystkiego zrobiłam sobie na śniadanie dwie kromuchy ze smalcem, takim skwarkowanym. Ale to dobre! Taki smalec można kupić tylko w Baltic Deli 🙂
Na jesienne deszcze
żurek dziś dopieszczę.
Na siąpiące mżawki i szare wieczory
rosół warz nawet, jeśli nie jesteś chory.
Na wiatry i okrutne zawieje
krupniku Ci słuszną porcję naleję.
A kiedy zziębnięty do domu w końcu wrócisz,
to ogórkowej cały talerz zjeść musisz 🙂
Oj, Danuśka rosołek miałam, a resztę zup z tego wierszyka też zrobię 🙂
Pogoda u nas taka jak wszędzie. Dziś przynajmniej nie pada deszcz, ale jest zimno, więc prace w ogródku odkładam na później. Zresztą także byłam przeziębiona, ale przez własną beztroskę, czyli niewłaściwe ubieranie się. Na szczęście nie tak bardzo jak Małgosia i Jolinek.
Najbardziej żałuję, że nie mogłam wybrać się do lasu, bo mam wielką ochotę na grzyby. Miałam nadzieję, że posmakuję ich u siostry, ale ona swoje zamrożone grzyby dała na przechowanie do kuzynki i obeszłam się smakiem.
Wołowina będzie jutro w postaci zrazów zawijanych. Do tego dawno nie gotowane buraczki.
Zimny, ale piękny dzionek dzisiaj! Już się zamartwiałam, czy moje wysłane w sierpniu książki dojdą, ale właśnie doszły, całe 15kg z groszem, jest trochę do czytania. Przyszły też różne smarowidła na poprawę urody nienachalnej.
W Drawsku zarabia na mnie księgarnia oraz drogeria 🙂
Co prawda raz w roku, ale i to wystarczy.
Między innymi zakupiłam „Smacznego! Chorzy z powodu zdrowego jedzenia”, autorem jest niemiecki dietetyk, ponoć znany, Udo Pollmer i jego trzech współpracowników,
jak się do tego dzieła dobiorę, to będę nadawać, na razie kusi mnie „Jak być kochanym” Janusza Głowackiego, ale najpierw muszę skończyć jeszcze jedną Czubaszkę. A w paczce mam następną 😯
W drawskiej księgarni książki są TANIE!
Poza tym dostałam co-kwartalny czek od rządu, jakiś kredyt podatkowy, co zawsze mi poprawia humor. Na wszelki wypadek nie dochodzę, za co to właściwie, dają – to biorę.
Alicjo-będę ciekawa Twojego sprawozdania z tej lektury o zdrowym jedzeniu.
Coś mi się wydaje, że będziesz czytała niektóre fragmenty Jerzorowi na dobranoc 😉
Było dzisiaj o zupach gotuję zatem dyniową, tym razem z dyni piżmowej(frakcji angielskiej znanej pod nazwą butternut squash). Jak zwykle najpierw kawałki dyni, ziemniaków oraz rozdrobniony czosnek wrzuciłam na patelnię z rozgrzaną oliwą, a dopiero potem wszystko do garnka z wodą. Jeszcze sobie pyrka.
Słoniny kupiłem z półtora kilo. Ładna była z młodego świniaka to wziąłem. Gdyby stara była, to nie. Smalcu narobiłem do smażenia kotletów, bo na oleju to nie to samo co. Pół litrowy słoiczek smalcu mam z pierwszego tłoczenia, bo jak się zaczęła słonina topić to zbierałem po trochu i taki jest najlepszy. Jak wystygł, a o wystygnięcie dzisiaj nie trudno, biały wyszedł jak śnieg. Skwareczki nie dosmażone jasne, a nie ciemne będą do jajeczka, a nawet trzech, co jakiś czas na śniadanie. Znaczy będzie proste chłopskie jedzenie, jak nawiał Pan Lulek.
A u mnie dzisiaj takie jakby leczo, z zamrażarki, to będzie na jakieś 2 dni na pewno. Zupa dyniowa jak najbardziej godna przypomnienia. Dla mnie zimową, rozgrzewającą zupą jest krupnik. I barszcz ukraiński 🙂
Toast za niedomagających i słabujących oraz za Tych co na chmurce!
W rezultacie padło na armaniaczek z Gaskoni 🙂
Alicjo tak tylko skromnie przypomnę, że książkę „Smacznego! Chorzy z powodu zdrowego jedzenia” ja Wam podarowałam na Zjeździe … opiekował się nią Jerzor …
kąpiele w sodzie i soku z cytryny powoli stawiają mnie na nogi ..
ta książka była polecana na blogu przez Nisię … może ktoś znajdzie wpis ..
ja w tym roku nie byłam na grzybach z różnych przyczyn i bardzomi tegp brakuje a czekać trzeba znowu rok ..
echidno ale Ty czekasz na lato a ja na zimę wcale nie ..
Jolinku, grzyby można zbierać i teraz, a nawet przez cały rok, choć gatunki zimowe są mało popularne. Górale powiadają, że jeszcze z miesiąc będą podgrzybki, prawdziwki, rydze, oczywiście nie tyle, ile było w letnim wysypie. Już zbierałam podmrożone podgrzybki spod śniegu w Gorcach, może będzie powtórka.
Tymczasem u mnie Kachetia od mniej znanej, jak sądzę, strony: http://bajarkowe.blogspot.com/
Wyciągnęła mnie dziś moja starsza wnuczka do lasu, na grzyby. Mimo moich oporów, bo nie widziałem w tym sensu. Lato było takie suche, zwłaszcza jego ostatek, zwłaszcza wreszcie że – jak słyszałem w radiu – gorszych żniw grzybowych ekspert, który tam się wypowiadał, nie pamięta i jakich się obawia. Niektóre punkty poradni grzybozbiorczych nie zanotowały ani jednego petenta. Moj brat, który ma w ogródku takie urządzenie podał, że we wrześniu opady wyniosły zaledwie 9.5 mm, a w sierpniu było tego niewiele więcej. Próbowałem więc wnuczce wybić z głowy wyskok do lasu z uwagi na ww, a zwłaszcza, że wysprzątaliśmy przedtem naszą szklarenkę po pomidorach i było dość późno, a do tego ćmiło się już wyraźnie.
Pojechaliśmy mimo to (bliziutko) i nazbieraliśmy mimo tego tyle, że nie mogliśmy tego unieść w gołych rękach, bo nie zabrałem z samochodu niczego poza scyzorykiem.
Jest tam takie szczególne miejsce na terenie byłej odkrywki, gdzie u góry jest warstwa gliny, gdzie nawet po tych słabych deszczach stoją kałuże. To starczyło najwyraźniej, aby wyszły z ziemi naprawdę autentyczne, młodziutkie maślaczki i czerwone kozaczki.
Wszystko to tylko, bo starsza wnuczka Laura nie chciała się dłużej godzić z pieczarkami ze sklepu.
Czyżby i tak można?
Cytrynowe malwy – śliczne 🙂
Bjk – ta Khvanchkara to wino wytrawne czy słodkie?
Ciężkie mają życie ludzie na gruzińskiej prowincji. Dlatego młodzi wyjeżdżają. Ciekawe ile ma na to wpływ położenie geopolityczne?
Gruzja ma przecież niemałe zasoby bogactw naturalnych, zwłaszcza manganu. Co mówią ludzie na ten temat?
W mojej okolicy nie widziałam w sklepach wody mineralnej stamtąd, a podobno ją eksportują.
Pepegorze – przypuszczam, że Twoja wnuczka oprócz tego, że lubi jeść leśne grzyby to lubi też te chwile spędzone z Tobą. Wspólne zbieranie grzybów to naprawdę przyjemność, nawet jak koszyk nie jest pełny. 🙂
„Dirty Dancing” 2016 😀 https://www.youtube.com/watch?v=tKTwKTrAR-4
Przeczytałam Głowackiego, co się uśmiałam, to moje. Polecam.
Jak ja jadę do Kalifornii, to od jutra ma się zrobić cieplej, taka ironia. Już niedługo będzie u nas tak:
http://aalicja.dyns.cx/news/Kanada.jpg
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
bjk te figi z prosto z drzewa kuszą i ciekawe czy to wino, które Ci smakowało można u nas kupić … się wybierałyśmy z córką na grzyby ale zdrowie w domu mnie zatrzymało a teraz w weekendy mam imprezy rodzinne i wyjazd odłożony na przyszły rok .. ja do lasu mam daleko a samochodu nie prowadzę to tylko z kimś mogę na te grzyby ..
pada .. w nocy przymrozek ..
A mnie tak wciągnęła historia braci Leona i Ludwika Niemczyków „Bohaterowie są zmęczeni” Marii Nurowskiej, że doczytałam ją do końca i właśnie skończyłam. Czyta się to prawie jak dobry kryminał.
Dobranoc.
Dobrego dnia wszystkim.
Tzw. sorki, że będzie długie, to odpowiedź dla Asi 🙂
To jest półsłodkie wino. Gruzińskie wina półwytrawne i półsłodkie są moim zdaniem najlepsze, wytrawne można porównywać z włoskimi, ale te słodsze z wyższej półki są lepsze od francuskich, czy włoskich właśnie. Domowe też są dobre. W końcu to ojczyzna wina od 6000 lat, choć Ormianie dyskutują na temat palmy pierwszeństwa w tej dziedzinie.
Cytrynowe malwy to tam kwiatki dziko rosnące, pospolite i rzeczywiście są bardzo ładne.
Co mówią ludzie… Raczej nie narzekają, przyjmują bieg spraw ze stoicyzmem. Dojrzali, a głównie z takimi rozmawiałam, zdają się być pogodzeni z losem. Wielu tęskni za minionymi czasami, kiedy to było zabezpieczenie socjalne i praca, byle jaka, ale była. Na prowincji wielu prowadzi jakieś interesiki, a to sprzedaż przy drodze, czy na targu, warsztaciki, rzemiosło. Wielu utrzymuje się z rolnictwa, upraw, hodowli, przydomowe ogrody pozwalają na dużą samowystarczalność, powstaje coraz więcej pensjonacików, czy agroturystyk, mają nadzieję na rozwój turystyki. Młodzi uciekają do miast, bo łatwiej w nich żyć, inni za granicę. Dużo inwestuje Turcja na południu kraju w przemysł, hotele, kasyna. Emerytura równa dla wszystkich wynosi ok. 250-300 zł, a ceny są zbliżone do naszych. Tam wciąż bardzo silne są więzi społeczne i tradycyjne zwyczaje, dorosłe dzieci opiekują się rodzicami, dziadkowie cieszą się szacunkiem, rodziny i sąsiedzi wspierają się w potrzebie, to ułatwia życie w trudnych czasach.
To nie jest łatwy temat, a i zaledwie liznęłam „prawdziwej Gruzji”. Ludzie niezależnie od sytuacji materialnej są bardzo serdeczni i gościnni, pogodni, nie spotkałam się z marudzeniem i jęczeniem, to chyba kwestia kaukaskiego honoru i poczucia wartości niezależnego od sytuacji zewnętrznej. Syt. geopolityczna i niedawne wojny na pewno mają ogromny wpływ, w tym wciąż tląca się kwestia Abchazji, czy Osetii. Wiele o tym pisał Górecki – „Abchazja”, Planeta Kaukaz”, „Toast za przodków”, dużo przybliża też wspomniana przeze mnie książka Jagielskiego o gruzińskich Czeczenach, Kistach.
Kopalnie manganu pracują na ćwierć gwizdka. Tanie jest paliwo z racji sąsiedztwa z Azerbejdżanem.
Tak, czy siak Gruzja jest przepiękna i bardzo ciekawa, warto tam jechać, choćby po to, by przy okazji górskich wędrówek, pysznego jedzenia i picia pozwolić trochę zarobić mieszkańcom.
Jolinku, rzadko można, ale to kupowane u nas nie smakuje tak, jak tamto. Może inny rocznik, czy szczep?
http://www.slabicki.pl/Wino-Khvanchkara-Grusignac/779/
to prawda bjk .. wino na miejscu smakuje lepiej .. kiedyś z Czarnogóry przywiozłam wino, które między innymi smakowaliśmy na Zjeździe u Danuśki … ja nie jestem znawcom a wino było polecone .. Irek posmakował i stwierdził, że jest bardzo dobre .. ja już nie pamiętam jakie to wino było ale może Irek ma zdjęcie .. potem kupiłam w jakieś promocji wino z Czarnogóry i był to niewypał …
Dokładnie tak jest Jolinku, chyba przede wszystkim chodzi w tych smakach o genius loci.
Bjk, dziekuje za piękna podróż i ciekawe komentarze o Gruzji. A na dodatek perełka: Wysocki.
Bejotko-bardzo ciekawa ta Twoja wyprawa i pięknie o niej opowiadasz i zdjęciami i słowami.
Alino, Danuśko, dziękuję 🙂
Bejotko – ciekawa wyprawa, piękne zdjęcia, w jakim języku porozumiewasz się z tymi ludźmi? Czyżby rosyjski był wciąż popularny?
Tak, rosyjski znają niemal wszyscy i to jest podstawa rozmowy, ros. wśród młodych jest wypierany przez angielski. Na ogół mężczyźni znają język lepiej, niż kobiety, w czym niebagatelny udział miała kilkuletnia służba w Armii Czerwonej. Są odseparowane miejsca, których niektórzy starzy mieszkańcy słabo znają nawet gruziński, mają własne języki mówione, np. czeczeński, ingilojski, ferejdański, tianecki, adżarski, imerchewiański i wiele innych.
Oczywiście przydaje się poznanie podstawowych zwrotów gruzińskich, bo zawsze i wszędzie to, choćby nieudolnie wystękane, plus uśmiech zjednuje ludzi na garmadżoba (dzień dobry).
Smakowity artykuł o jesiennych eintopfach 🙂
http://studioopinii.pl/sto-smakow-aliny-jedno-danie-syci-i-rozgrzewa/
Bejotko, język stanowi dla mnie wielką barierę jeżeli go nie znam, a na dodatek ja sama jestem w takich kontaktach nieśmiała. Ogromnie mi to dokuczało na Sao Tome, bo miałam wiele pytań i żadnej odpowiedzi. Portugalski jest „nieprzemakalny” 🙁
Danuśka, często zaglądam na „Sto smaków Aliny”, ciekawe przepisy i zawsze przedwojenna anegdotka.
Coś w rodzaju eintopfu dziś na obiad – curry z rybą i owocami morza.
No tak Małgosiu, przed wyjazdem do Portugalii wyobrażałam sobie, że to będzie „coś jak hiszpański” 😉
Z biegiem lat przekonałam się, że w podstawowych kontaktach z ludźmi niekonieczny jest wspólny język, wystarczy uśmiech, otwartość na inność, mowa gestów i ciała, no i wspólna chęć porozumienia.
Bjk – dziękuję za odpowiedź 🙂 . Rozmawiać na ten temat można bardzo długo.
Dzisiaj premiera „Langosza w jurcie”. https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/langosz-w-jurcie
Wczoraj – solidna, gorąca fasolowa.
W recenzji książki Krzysztofa Vargi wspominają batony túró rudi. Nigdy o nich nie słyszałam i nie jadłam będąc na Węgrzech.
Wujek G „wszystko” wyjaśni i pokaże 🙂 : https://pl.wikipedia.org/wiki/T%C3%BAr%C3%B3_Rudi
„Danio batonik” to pewnie tylko podróbka, trzeba posmakować oryginału 🙂
turo rudi ze śliwkami: http://pottyos.hu/
Małgosiu-to dzięki Pyrze odkryłam”Sto smaków Aliny” i zaczęłam zaglądać na tę stronę
http://studioopinii.pl/ Ech, Pyro, tak bardzo Cię brak….
Bejotko-wspomniałaś z lekka o swoich przygodach z portugalskim 🙂
Kiedy myślę o tym języku, to zaraz przypominają mi się sceny z filmu „To właśnie jest miłość”. Ja wiem, to jest komedia romantyczna i ci, co oglądają jedynie wielkie i ambitne kino nie chodzą na takie filmy. Ja mam tak, że od czasu do czasu lubię i chodzę. Jest tam m.in.postać angielskiego pisarza i jego portugalskiej pomocy domowej Aurelii nie znającej prawie żadnego słowa po angielsku. Sceny skrępowania i zakłopotania wynikające z trudności w porozumiewaniu się są cudne. Ona się bardzo stara i on też strasznie chce się z nią dogadać. Wszystko oczywiście kończy się wielką, wzajemną miłością 🙂 On w imię tej miłości zapisuje się na kurs portugalskiego, przyjeżdża do niej do Portugalii i ów filmowy wątek kończy się rzecz jasna happy endem. W tym filmie jest kilka historii miłosnych i ta jest jedną z nich http://www.filmweb.pl/To.Wlasnie.Milosc
Film nazywa się „To właśnie miłość”, a nie „To właśnie jest miłość”.
Dzień dobry,
piękny słoneczny dzień, 17c
Ja idę dzisiaj na badanie „ócz”, czas na okulary chyba. Na obiad to, co wczoraj, czyli leczo.
Muszę wnieść doniczki z z ziołami do domu, bo a nuż przymrozek jaki…
Danuśka,
” To właśnie miłość” oglądam za każdym razem, kiedy jest powtórka w telewizji, przeważnie w okolicach Bożego Narodzenia. Jestem spragniona filmów optymistycznych i niegłupich.
Przymrozki u nas też są możliwe, zwłaszcza na wschodzie, więc moje rośliny doniczkowe także wniosłam do domu. Nie lubię tego momentu, bo to oznacza, że nadchodzi ta brzydka część jesieni, a poza tym mam zawsze problem z brakiem miejsca dla doniczek.
Asiu,
na pewno sięgnę po książkę Krzysztofa Vargi, bo
… bardzo go lubię.
Komentarz sam się wysłał, no prawie sam.
Adio pomidory…
Zbieram ostatnie czerwone koktajlowe. Latoś pomidory obrodziły i praktycznie od połowy lipca miałem własne jedzone prosto z krzaczka. Teraz przyjdzie na takie dłuuugo czekać. Zostało sporo winogron ale ile można zjeść? Są tak słodkie, aż szczypią w język. Teraz
przyjdzie korzystać z zapasów z piwniczki. Może czas upiec szarlotkę?
Addio pomidory 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=BlxelewpCY4
Ciekawa jestem, czy będzie jeszcze cokolwiek do zbierania na nadbużańskich włościach?
Wybieramy się tam na chwilę w piątek. Jeszcze mniej więcej dwa tygodnie temu można było cieszyć się smakiem malin i poziomek!
Krystyno-jak to dobrze, że filmowcy robią też filmy pogodne i optymistyczne 🙂
Ja jeszcze mam kilkanaście zielonych pomidorów, mam nadzieję, że dojrzeją.
Dzień dobry 🙂
kawa
Zielone pomidory można kisić. Są przepyszne
dzień dobry …
pomidory z pola mniam mniam ..
Danuśka ja też oglądam ten film jak tylko leci w TV ..
a gdzie cichal przebywa, że się nie odzywa? …
dziś fasolka szparagowa i wątróbka kurza ..
Jak podać pomidory w różnych kolorach? Można na przykład tak:
http://p5.storage.canalblog.com/51/30/1103496/89327678_o.jpg
Samo zdrowie to dzisiejsze śniadanie podane przez Irka 🙂
Danuśka, nie samo zdrowie 🙂 to śniadanie. Bardzo lubię takie zestawienie twarożku z pomidorem, ale dla osób, które mają kłopoty ze stawami jest niewskazane, bo kwasy zawarte w pomidorach łączą się wapniem i tworzą nierozpuszczalne kryształki odkładające się właśnie w stawach.
Zmarł Andrzej Kopiczyński – niezapomniany „Czterdziestolatek” … 🙁
O kręceniu serialu „od kuchni” http://metrowarszawa.gazeta.pl/metrowarszawa/1,141636,17917490,Mija_40_lat_od_premiery__Czterdziestolatka___Tak_dzis.html
Małgosiu-to może ta wersja pełna witamin będzie w porządku 🙂
http://www.stoves-france.com/wp-content/uploads/1.-Le-petit-d%C3%A9jeuner-id%C3%A9al.jpg
W Polsce już trochę późno na pierwsze śniadanie, ale towarzystwo zza Kałuży jeszcze może wybrać ulubiony poranny zestaw.
Dzień dobry.
Irek, jeśli w tym robisz, kawa itd. może byś tak jakieś kromuchy na drogę?
Wylatam za parę godzin, ale jeszcze muszę dojechać na lotnisko.
Czterdziestolatek miał chyba podobne kłopoty ze zdrowiem jak moja Mama. No i wiek już nie czterdziestoletni…
Danuśka, to była żartobliwa złośliwość, przecież wiesz ajlowju, do każdego dania zawsze można przypiąć jakąś łatkę … 😉
Czterdziestolatek – parę miesięcy temu pochował ukochaną żonę. Po takiej traumie nie żyje się długo. Patrz – Iwaszkiewicz – po śmierci żony żył dwa miesiące,
Literacki Nobel 2016 dla Boba Dylana ..
Krysiade, w stanie w którym był Czterdziestolatek nie byłabym pewna czy zarejestrował tę stratę.
Brawo Dylan! Już dawno mu się należało za całokształt, jego teksty są i mądre, i piękne.
Nie pierwszy raz trochę się dziwię decyzjom Komitetu Noblowskiego.
Małgosiu, wiem 🙂
Ładne śniadanko znalazłam to pomyślałam, że podam Towarzystwu czym prędzej.
Alicjo-jakby Irek nie zdążył, to żebyś czasem nie leciała na głodniaka:
http://wellchickproject.com/wp-content/uploads/2014/02/long-baguette-sandwich.jpg
Cieszę się bardzo z Nobla dla Dylana! 🙂
Tak sobie kiedyś myślałam, że to właśnie on pierwszy wprowadził do piosenki ważne tematy i potrafił je lapidarnie i poetycko wyrazić w taki sposób, by trafiały do milionów umysłów i serc.
https://www.youtube.com/watch?v=315Ubn3VFvI
Małgosiu,
ja się nie dziwię, bo on od dawna był na liście potencjalnych noblistów. Moim zadniem – zasłużył, bo w swoich tekstach porusza sprawy socjalne, egzystencjalne i te teksty są naprawdę dobre. Oraz bardzo poetyckie.
Jolinku,
dzięki za kromuchę 🙂
Alicjo to Danuśka taka miła …
to prawda Dylan był na liście od kilku lat .. no i wreszcie wszyscy Noblistę znają …;)
Dziękuję Danuśko, pakowałam szmaty i nie zauważyłam, że to Ty wrzuciłaś mi kromę 😉
Pada, cholera…
Do napisania!
Pilnuj torebki Alicjo i milej wyprawy!
Jak to dobrze, że macie zawsze coś pod ręką. Tu nikt nie zginie z głodu 🙂
Pospałem z godzinę utrudzony całodzienną bieganiną. Kromka ze smalcem na kolację raczej mi się nie trafiła, ale piwo Łomża jak najbardziej 🙂
Coś mnie ostatnio dopadło i codziennie kończę swoje zajęcia o północy. Mało snu ale coraz więcej na ścianach. Życie bez telewizora i bez czytania portali informacyjnych może być twórcze 🙂
I nic człowieka nie denerwuje…
Byłem parę dni w górach i przywiozłem takie opowiadanie… z plaży.
Na jednej z wysp karaibskich, na plaży leży młody człowiek i NIC nie robi. Podchodzi do niego misjonarz i mówi – wiesz Pedro zamiast się lenić, to mógłbyś przynajmniej wziąć wędkę i złowić kilka ryb. Na to Pedro – a po co ? – no wiesz sprzedałbyś te ryby i po kilkudziesięciu połowach, zarobiłbyś na małą łódkę. Na to Pedro – a po co ? – Jakbyś łowił z tej łódki, to po jakimś czasie stać by cię było na większy kuter. Na to Pedro – a po co ? – po pewnym czasie miałbyś całą flotylę takich kutrów. Na to Pedro – a po co ? – bo wtedy opłacałoby ci się założyć wytwórnię rybnych konserw. Na to Pedro – a po co ? po pewnym czasie miałbyś kilka wytwórni konserw. Na to Pedro – no i co z tego ? to, że byłbyś tak bogaty, że stać by cię było, na przypłynięcie na tę wyspę i mógłbyś sobie leżeć na plaży i NIC NIE ROBIĆ …..
Dzieńdobry!
Ewa codziennie oglądała Irkowe kawy i wreszcie zaakwarelowała swoją!
https://get.google.com/albumarchive/115740250755148488813/album/AF1QipN4iDXES_Tp9TA8Hx9LsgYa61s1VnjR5IMYz6QQ
No i chłopa technika pokonała… Pierwszy raz po zmianach w Picasie, spróbowałem pokazać zdjęcie i psinco! Nie wiem jak udostępnić. Yurku, Irku HELP!
Może teraz?
https://photos.google.com/share/AF1QipMcDcZzu0jRaGrENQU9nNvWSlZFBPvSMwgKaW-CYVQet3YzYETX8MfQkPPQZKjDHQ/photo/AF1QipNpxGkpk2yW25nychvEBxnX7wWDwwwnTTopF6LS?key=dWNMMmd6dWJQYmhZOUx1MmlvRHZYN1RxSVJvR21R
Może się uda?
uda?
Dla wprawy róża.
róża
Dzień dobry 🙂
kawa
Cichalu, wszystko się udało. Akwarelka kawowa super. Pozdrowienia dla Ewy 🙂
dzień dobry ..
dziś podwójna kawa … 🙂 … kawa Ewy romantyczna dla Pań … a Irkowa dla Panów …
cichal akwarele Ewy bardzo udane … pomachanko …:)
wszystkim Nauczycielom zdrowia ….
Bejotko,
Niektóre z miejsc które zobaczyłaś są na mojej liście – być może w przyszłym roku się uda.
Cichalu – pogratuluj Ewie.
Wróciliśmy z małego wypadu na włości. Nie tylko my wpadliśmy na pomysł, by wykorzystać dzisiejszą słoneczną pogodę na pracę w ogrodzie i na spacery po lesie, kilku naszych sąsiadów też 🙂 Pan Józio-pszczelarz miał jeszcze trochę roboty przy ulach, a przy okazji udostępnił nam swój krzak pigwy, będzie zatem kolejna nalewka.
Spacer po lesie zakończył się całkiem przyzwoitym zbiorem koźlaków, maślaków i kurek. Na szczęście o tej porze roku nie ma już lesie tłumów grzybiarzy, są tylko niestety stosy śmieci, które pozostały po ich wędrówkach, wrrr!
Z grzybów planuje zrobić na kolację kaszotto z wykorzystaniem nieprażonej kaszy gryczanej. Kaszę rzecz jasna będę gotować w wiadomym garnku do ryżu 🙂
Cichal-może Ewa mogłaby częściej inspirować się blogowymi obrazkami albo opowieściami, a Ty zamieszczałbyś jej obrazy i mielibyśmy w ten sposób naszą blogową galerię sztuki? A gdyby do nich dodać jeszcze obrazy kuzynki Magdy, to moglibyśmy organizować międzykontynentalne wystawy, by nie powiedzieć ewenty 😉
Kasza gryczana nieprażona po jednorazowej próbie nie przypadła mi do gustu, ale jako dodatek do grzybów wydaje się lepsza od prażonej. Kaszę prażoną gotowałam wczoraj i przedwczoraj do zrazów. Ciekawe, że jedną kaszę w woreczku zalecano gotować 20 minut, a drugą z nowego opakowania tylko 6 minut. Obydwie były tak samo dobre.
Danuśka,
zazdroszczę trochę grzybów. Jakoś nie składa mi się wyjście do lasu. Ciągle wypadają jakieś inne zajęcia. Wczoraj i dziś też robiłam małe porządki w ogródku. Słoneczna pogoda cieszy, choć dziś rano był już niewielki przymrozek. Na szczęście nie zmroził żadnych roślin.
Danusiu! Ewa powiedziała, że było z Jej strony nieskromnością, wieszać swoje „pierwsze galopy” obok profesjonalistki, której prace podziwia!
A mnie się udało pokonać Hydrę Picasy! Herkulem się obwołuję (chłe, chłe…)
Ewa mnie poprawiła: było BY!
„Mąż do żony: Duszko! Ty już mnie poprawiasz i poprawiasz od szesnastu lat!
Nie, kochany – od siedemnastu”… 🙂
Danuśka pogoda na wypad do lasu jak ulał .. niestety mnie nawet do parku na dłużysz spacer powracający ból pod łopatką nie pozwala … a ja tak lubię chodzić …
od prawie roku jest u mnie kotka Amelki .. jest miła i nie złośliwa ale na kolana nigdy mi nie wskakiwała a od miesiąca to robi i mości się jak u siebie .. ciekawe co ją odmieniło ..
cichal ale nam się podoba delikatna kreska pędzla Ewy .. i co Ty na to?
Mnie się też podoba (nie tylko kreska) ale skromną kobitką jest!
Jolinku (przy okazji) czy mogłabyś zadzwonić do Żaby? Ja mam z tym kłopot a Ona nie potwierdza maili. Proszę!
Kaszotto z nieprażonej gryczanej wyszło bardzo dobre 🙂 Wejdzie do stałego repertuaru, oczywiście w miarę dostępności świeżyć grzybów. Robię również czasami risotto z grzybami suszonymi, też jest całkiem w porzo.
Pamiętacie? Piotr był wielkim fanem risotta, to popisowe w Jego wykonaniu było, jeśli dobrze pamiętam, z gorgonzolą i gruszkami.
Jolinku-myślałam, że już może lepiej się czujesz. Przykra sprawa z tą łopatką 🙁
Życzę Ci zdrowia i proszę, by przede Zgaga trzymała za Ciebie kciuki, bo zgagowe trzymanie zawsze było najbardziej skuteczne 🙂
Cichal opowiedział, jak to mąż zagaił do żony, a teraz będzie, jak to żona zwraca się do męża:
– Już mnie nie kochasz! Kiedyś to całymi wieczorami trzymałeś mnie za ręce, a teraz…
– Odkąd sprzedaliśmy fortepian, nie ma takiej potrzeby.
świeżych grzybów…
Luuuudzie! Zadzwońta do ŻABY! Pliiiiizzz.
Akwarelowa kawa delikatna i aromatyczna. Prosimy o więcej 🙂
Jedno z moich ulubionych zdjęć czeskiego fotografika Boba Pacholika – spacer: http://media1.osoba.cz/images/media1:50fcd7090452b.jpg/f40.jpg 🙂
dzień dobry …
cichalu ja niestety nie mam do Żaby nr telefonu … ma pewnie Krystyna, Marek lub Danuśka …i ktoś na pewno zadzwoni .. nie nerwuj się …
Danuśka ogólnie czuję się już dobrze tylko ten powracający ból przy chodzeniu mnie wkurza ..
Jagodo udanych imienin … 🙂
ja dziś urodzinuje rodzinnie w jakieś knajpie …
Cichal, śpij spokojnie, zadzwonię do Żaby.
Jagodzie, wszelakich, nie tylko jagodowych przyjemności 🙂
aktydlazdrowia.pl/wp-content/uploads/2013/04/jagody-faktydlazdrowia-pl.jpg
http://faktydlazdrowia.pl/wp-content/uploads/2013/04/jagody-faktydlazdrowia-pl.jpg
Asiu, zdjęcie ciekawe. Od lat uwielbiam fotografie Bułhaka i Vischniaca, potrafią niesamowicie działać na wyobraźnię i emocje, a Czecha nie znałam. Jolinku, życzę pozbycia się bólu. Danuśko, przez Ciebie oplułam kawą monitor 🙂 Niestety, chyba nie widziałam obrazów kuzynki Magdy, czy gdzieś w internecie można je obejrzeć? Ewo, może kiedyś spotkamy się na kaukaskich, albo innych szlakach, jeśli kolana nam pozwolą 😉
Czasem nachodzi mnie ochota na literaturę na talerzu. Zastanawiam się nad smażonymi zielonymi pomidorami, czy ktoś z Was je robił? W jaki sposób?
Bejotko-strona kuzynki Magdy:
http://www.magdalenastarzycka.pl/
Eeetam, kawę spływającą po monitorze jest łatwo wytrzeć…;-)
Zdjęcie podrzucone przez Asię rzeczywiście cudne.
Dzięki! Kuzynka Magda pięknie gra światłem i powietrzem, a tajemnicze zamki chciałoby się odwiedzić i posłuchać opowieści o ich sekretach.
Danuśka brakuje na stronie Magdy wątku z Francji a przecież tam też sprzedaje swoje obrazy …
bjt .. 🙂 … Irek zielone pomidory kisi i może poda przepis do czego stosuje ..
Asia zawsze nam podaje niezwykłe obrazki ..
Kiszone to dobrze znam, a chciałabym http://lubimyczytac.pl/ksiazka/247646/smazone-zielone-pomidory 🙂
Polska przeciwko rasizmowi i przemocy:
https://www.facebook.com/events/1652213848402725/
Cichal-dzwoniłam do Żaby, która twierdzi, że odpowiada na Twoje maile. Być może jest jakiś problem techniczny i nie wszystko dochodzi. W ostatniej poczcie wyznała Ci nawet, że Cię kocha i pozwoliła mi to ujawnić na blogu 🙂
U Żaby dzisiaj i jutro znowu fura gości, bo w Żabich odbywa się doroczna gonitwa za lisem.
Tutaj trochę na temat tej tradycji: http://www.st-hubertus.pl/Tradycje.html
Dzień dobry 🙂
kawa
Irek dzisiaj spotkanie w Lublinie … godz.16 w Galerii Labirynt …. będzie Zbigniew Hołdys i Paweł Potoroczyn … organizuje Klub Obywatelski … może Cię zainteresuje …
dobrze, że Żaba żyje ale ja na Zjazd w przyszłym roku nie jadę … organizatorki Poznańskiego Zjazdu nie interesują się naszym blogiem i jest mi z tego powodu bardzo przykro .. Pyra by Wam napisała co o tym myśli …
Jolinku-jeśli w przyszłym roku nie przyjedziesz na na Zjazd, to sprawisz zawód przede wszystkim Żabie-Gospodyni tego spotkania.
A Młode Pyry nie zaglądają na blog zapewne z powodu nadmiaru szkolnych oraz różnych innych obowiązków. No cóż, ja też chętnie poczytałabym ich wpisy…
Byłam dzisiaj na naszym ursynowskim targu. Pomidory jeszcze nie usłyszały naszego adio i mają się całkiem dobrze, ceny od 2,50 do 6 zł/kg. Muszę kiedyś zrobić zdjęcie stoiska, które specjalizuje się w pomidorach-dzisiaj mieli chyba około tuzina różnych odmian, w tym również zielone-tygrysie (bo w paski). Kupiłam paprykowe, „żółte jajo”
oraz czarne, które są po prostu ciemnozielone.
Mam nadzieję, że w międzyczasie Bejotka zrobiła swoje zielone smażone przy pomocy wujka Gugla, bo jak widać blogowisko ma marne doświadczenia w tej dziedzinie.
Kupiłam już chyba ostatnią w tym roku partię małych ogórków do kiszenia, ich cena poszybowała w górę do 6 zł/kg.
Było sporo jarmużu, ale dal Alain zdecydowany odpór i nie kupiłam 🙁 Szkoda, bo chętnie bym znowu poeksperymentowała z jarmużowymi czipsami. Jeszcze kupię, kiedy pójdę na zakupy w pojedynkę 😉
Zmarzliśmy podczas tych zakupów okrutnie, bo wiał lodowaty wiatr. Na rozgrzewkę zainwestowałam w ciepły szal w granatowo-czerwono-beżową kratę 🙂
Danusiu! Śliczne podziękowanie – za telefon i…kochanie (wolałbym odpowiedzi od Żaby, bo coś załatwiam i jakby do studni)
Jagódko i Jolinku! Świętujcie i ucztujcie! Radości i szczęścia!
Ewa dziękuje za wyrazy uznania! Boję się teraz, że pochwalona, tak sie weźmie za malowanie, że na farby nie wydolę! 🙂
Jolinku, primo – kiszone zielone pomidory jem tak samo jak ogórki kiszone czy kiszoną paprykę
– secundo – o spotkaniu wiem ale zaraz wyruszam na Konfrontacje Teatralne. Dziś Krystian Lupa i jego ” Plac Bohaterów” w wykonaniu Litewskiego Teatru Narodowego
Bjk – jeśli jeszcze nie zjadłaś zielonych pomidorów, to może taki przepis:
http://zdrowe-smaki.blogspot.com/2015/07/smazone-zielone-pomidory.html
Jagodo – miłego świętowania 🙂
Danuśko, żałuję że nie wpadłam na pomysł szukania jarmużu właśnie na wiadomym targu. Oboje z J. rozsmakowaliśmy się w tej roślinie, a zaprzyjaźniony kiosk warzywny zamknął podwoje z powodu zimna. Czipsów jeszcze nie robiłam, choc raz, przez gapiostwo same prawie wyszły, zostawione ciut za długo na patelni (nie powiem, nawet takie lekko chrupiące smakowały). Zwykle blanszuję i podduszam krótko z czosnkiem, na koniec kropię śmietanką.
Dziękuję Salso, dopiero się przymierzam. Wydaje mi się, że pójdę w kierunku czegoś na kształt konfitury, świta mi, że przepis widziałam u Ćwierczakiewiczowej, czy Monatowej, a jeśli nie, to zostaje internet. Chyba, że ktoś podzieli się doświadczeniem?
Jagodo,
wszystkiego dobrego , a przede wszystkim dużo zdrowia i sił na kolejne wspaniałe podróże. 🙂
Jolinku,
co prawda, to prawda z naszymi koleżankami. Ale gwoli sprawiedliwości – to są kobiety pracujące i praca wprost garnie się do nich. A na przyszłoroczny zjazd wybieram się, bo to jedna z rzadkich okazji na spotkanie w szerszym gronie.
Dodam jeszcze, że współorganizatorką poznańskiego zjazdu była niepisząca na blogu Inka, wieloletnia przyjaciółka Pyry.
Dziś zobaczyłam w sklepie owoce papai. Cena za kilogram niecałe 20 zł. Ale nie znam się na tych owocach, nie wiedziałabym, co z nimi zrobić. Oczywiście wszystkie informacje można znaleźć, ale nie bardzo chce mi się eksperymentować, a owoc jest duży.
O czipsach jarmużowych myślę od dawna. Jarmuż bywa także w Biedronce. Wystarczy włożyć porwane listki do piekarnika i pilnować, aby się za bardzo nie spiekły. Proste, a jakoś nie mogę się za to zabrać.
Jagodo, najlepsze zyczenia!
Asiu, wspaniałe zdjęcie, oniemiewa sie z zachwytu.
Cichalu, mnie rownież urzekają akwarele Ewy, dobrego odzewu nigdy nie za duzo 🙂
Malarstwo Magdy zachwyca mnie nieustannie, kolory, światło, to wielki kunszt.
Czy widzieliście ten film? Zielone pomidory w tytule 🙂
http://www.allocine.fr/video/player_gen_cmedia=19440958&cfilm=7704.html
Tak Alino, film jest na podstawie książki Fannie Flagg, która mnie zainspirowała do „literatury na talerzu” :.
Krysiu1 Papaję się szama jak melona. moża skropić cytryną albo limonką. Działa, m.in. jak leki przeciwmalaryczne. W Afryce Wsch. obowiązkowo się zjadało ćwiartkę do śniadania. Smaczne.
Ewa (i ja) gościmy dzisiaj naszą przyjaciółkę. Kobitki poszły na handełes po butikach, a ja waruję (psa nie mamy) przy garach. Będą krewetki w sosie czosnkowo-śmietanowo-kokosowym. Dyżurne + kurkuma, pietruszka, imbir i inne takie różne.
Danuśka Żaba też nie pisze … Krystyno Inka nie sama organizowała .. mniejsza z tym .. w sumie to nie moja sprawa …
Alino widziałam … wart obejrzenia …
bjk mam przepis na konfiturę z zielonych pomidorów wg Pani Ć. … jutro mogę podać ..
Cichalu,
zachęciłeś mnie do spróbowania papai. Chyba się do niej przymierzę. Do tej pory papaja kojarzyła mi się tylko ze słynną piosenką Urszuli Dudziak.
Jagodo – wszystkiego najlepszego!
Bjk – też lubię fotografie Bułhaka. Vischniaca nie znam, muszę poszukać w sieci. Lubię też fotografie Edwarda Hartwiga, nie tylko te z Kazimierza i Lublina.
http://lamus-dworski.tumblr.com/post/97579182782/landscapes-of-poland-by-edward-hartwig-polish
http://fototapeta.art.pl/fti-ehabbf.html
Z czeskich fotografików lubię też, chyba najbardziej znanego, Josefa Sudka.
Kilka jego prac: http://digitalcamerapolska.pl/inspiracje/1273-ikony-europy-josef-sudek-z-okna-mojej-pracowni
http://www.fotopraha.com/josef-sudek.html
Henri Cartier Bresson: https://broidyphotography.files.wordpress.com/2011/11/090208_1890.jpg
Pierwsza randka? 🙂
Mróz będzie albo wojna. Podobnie jak Cichal stałem przy garach. Bigosu zrobiłem 10 litrów, kopytek ze cztery kilo. Bigos już zapakowany do słoików, kopytka do pojemników po lodach trafią do lodówki. Jutro rano zaplanowałem szarlotkę i zupę z dyni.
Po próbie upodlenia się włoskim likierem z maracuji, idę do pracowni. Może będę miał wizje jak Witkiewicz tyle tylko, że z próby upodlenia nic nie wyszło bo po pierwszym kieliszku stwierdziłem, że tekiego likieru pić się nie da, chyba dam chłopakom z parku co piją denaturat 🙂
Kochani,
jestem szczerze wzruszona. Dziękuję za wszystkie życzenia. Te na blogu i te przesłane pocztą 🙂
Czuję się trochę zawstydzona, bo tak niewiele z siebie daję na blogu 😳
Tym bardziej jestem wdzięczna za pamięć. Czuję się zmobilizowana!
Asiu, a znasz album „Kresy” Louise Boyd? Dla mnie rewelacja, mimo czasem marnej jakości technicznej.
Fotografie lubię przede wszystkim pokazujące ludzi, niepozowane, bo wtedy najlepiej widzi się emocje i moment ich życia. Najdawniejsze są głównie pozowane (wynikało to z możliwości sprzętowych) i też wiele mówią, album takich zdjęć Ignacego Kriegera stoi na półce wśród ulubionych.
Jolinku, dzięki serdeczne, nie szukaj, mam książkę Ć., co prawda w rozsypce, ale kartki jeszcze w komplecie. Myślałam, że smażył pomidory ktoś z Was osobiście i podzieliłby się doświadczeniem.
Jagodo, ja też milczałam tu prawie rok, zaglądałam z rzadka i sporadycznie, ale ktoś (wiem, kto 🙂 ) pamiętał i wyciągnął mnie z lamusa 😉
Jolinku, nie rozżalaj się nad milczeniem niektórych osób, a tym bardziej nie czuj urażona, po prostu czasem się pisze, czasem się nie pisze, każdy ma własne realne życie, własne sprawy, które niekoniecznie ma ochotę publicznie omawiać, to jest normalne, że przychodzą w życiu rozmaite okresy w natężeniu temperatury kontaktów 🙂
dzień dobry …
bjk to nie rozżalanie tylko przykrość dla mnie ale nie będę się rozpisywała o przyczynach bo już napisałam o co mi chodzi … i koleżanki dobrze wiedzą o co idzie w moich wpisach …
pozdrawiam blogowisko … 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Jagodo, lekko spóźnione ale gorące uściski imieninowe 🙂
Do obejrzenia i do poczytania ciekawy artykuł o współczesnej polskiej ceramice:
http://natemat.pl/176721,wywal-chinskie-skorupy-z-ikei-nie-kupuj-villeroya-bocha-polska-ceramika-ma-nowa-designerska-twarz
Za chwilę wyruszamy na jesienne kolory nadwiślańskie. Wieczorem zlewanie dereniówki. Nie ma kiedy załadować 🙂
Co tam poranna kawa, co tam najpiękniejsza ceramika, co tam użalanie i rozżalenie!!!
Najważniejsze w życiu jest serce, miej serce i patrzaj w serce jak mawiał nasz wieszcz, tylko nie pamiętam który.
Z samego rana obudziwszy się z lekkim upodleniem po wczorajszym likierze postanowiłem wyrwać swe serce zboku i wam ofiarować. Kto ile weźmie tyle jego. Nie powiem żebym dzielił po równo ale po większym kawałku dla tych co piszą i się troszczą. Oto kurpiowskie serce me na dłoni mej :
http://kulikowski.aminus3.com/image/2016-10-15.html
Misiu 🙂
Dzięki za Twoje serce, w podziękowaniu serce w wykonaniu Marka Grechuty:
https://www.youtube.com/watch?v=bX4aY78cc98
Myślę sobie jeszcze o Twoich 10 litrach bigosu, ciężko mieszać ten bigos w tak ogromnym garnku! Wiem, dla Ciebie i dla Żaby to żadne wyzwanie.
Jolinku-jak się udała Twoja rodzinna impreza? W jakiej knajpie byliście?
My wczoraj biesiadowaliśmy z Teresą w roli głównej i z jagnięcym udźcem w roli kulinarnego clou programu. Oj, dobry był ten udziec, naprawdę dobry.
Wróciłem ze spaceru nadnarwiańskiego . Porobiłem trochę notatek fotograficznych z których powstanie obraz, przy okazji spotkałem zająca i sześć żurawi spieszących za granicę. Zapowiadanego mrozu w nocy nie było, wiatr znacznie osłabł i śweici słońce. Jest pioękne. Mimo narzekań Jolinka w ciągu dwóch godzin na blog zajrzało ponad dwadzieścia osób. Może kiedyś zaczną pisać?
https://get.google.com/albumarchive/117058604526315789327/album/AF1QipMxjtj1Z6g6wY7Gwf2hdRz-hnXgMJUD_9LyoQjW
Misiu, google się buntują 🙁
@Miś 13:23
Jeśli Polityka będzie czujna jak do tej pory to nie zaczną pisać…ja miałem taki zamiar już z miesiąc (może dłużej) temu,pisałem swoje komentarze przez kilka dni,wisiały w poczekalni,a potem poleciały w kosmos skierowane tam czyjąś czujną ręką.
Może Polityka chce byście tu we własnym ciepełku się grzali i tak po cichutku posnęli,może wtedy blog się zamknie,pozamiata, argumentując..no przecież nikt nowy tu nie pisze,a i wy nadmiernie się nie wysilacie.
Więc pa,zamykamy!
Wiem,wiem,słyszałem co mówił,obiecywał, Redaktor Naczelny w mowie pogrzebowej,ale przecież realia mogą się zmienić…obietnice też.
Jagodo,
Spóźnione uściski 🙂
Bejotko,
Kto wie, tym bardziej że Chłop wyraził chęć rzucenia okiem w znajome i mniej znajome gruzińskie zakamarki. Zobaczymy co przyszłość przyniesie.
Jagódko,
niech Ci się darzy tym więcej, im później dowiedziałem się o o tej okazji!
Trzymaj tak dalej!
Misiu, to serce faktycznie wygląda jak kamień.
Cholera, taki otoczak?
Co na to archeolodzy?
Danuśka,
ciekawy artykuł o ceramice, ale tytuł zupełnie bez sensu. Taka ceramika nie może być żadną alternatywą dla naczyń z Ikei, tanich i odpowiednich do mycia w zmywarce, których, jeśli się potłuką, nie będzie żal. Z tą fantazyjną ceramika na pewno trzeba obchodzić się delikatnie także z powodu niemałej, jak sadzę, ceny. Takie unikatowe rzeczy kosztują. Ale nie powiem, chciałabym mieć coś takiego w domu.
W czasie mojej niedawnej bytności w Jeleniej Górze odwiedziłam także Muzeum Karkonoskie i wystawę szkła. Nie pamiętam, czy to wystawa stała, czy czasowa, ale eksponatów jest bardzo wiele, od zupełnie współczesnego szkła artystycznego aż po drobiazgi szklane z czasów Cesarstwa Rzymskiego i Bizancjum. Bardzo mi się tam podobało.
Odwiedziłam także hutę szkła ” Julia” w Piechowicach k. Jeleniej Góry, gdzie można obserwować cykl produkcji wyrobów z kryształu oraz wystawę tego, co jest tam wytwarzane. Słowo produkcja nie do końca jest tu właściwe, bo jest tu i rzemiosło i artyzm. Warto odwiedzić to miejsce.
Kartofel
Dziś obchodzony jest Światowy Dzień Żywności. Dbajmy o to, żeby jej nie marnować.
Dziś w Katowicach pisano kolejne ogólnopolskie dyktando, temat także kulinarny. Sporo wyrazów obcych. Myślę, że po jedno- lub dwukrotnym wysłuchaniu mogło być trudne. http://www.dziennikzachodni.pl/wiadomosci/katowice/a/ogolnopolskie-dyktando-2016-w-katowicach-znamy-mistrza-ortografii-wyniki-tekst-dyktanda,10746414/
Krystyno, te obce słowa właśnie pojawiły się w najnowszym słowniku ortograficznym, bo chyba tylko takie ze słownika mogą być używane w dyktandzie.
No, jasne że kartofel.
Mimo to
https://www.youtube.com/watch?v=IJmg5_ROsJE
Krystyno-oczywiście masz rację, taka ceramika cieszy oko, ale trudno jej używać na co dzień do podawania kotletów z kartoflami, nawet jeśli te ostatnie są w kształcie serca 😉
Dostałyśmy swego czasu designerską filiżankę od Małgosi, używam jej tylko w wyjątkowych okolicznościach 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Przy kawie Irka kilka delikatnych nut…
https://m.youtube.com/watch?v=lwsCGpdtg5Y
Jeszcze raz dziękuję za życzenia imieninowe 🙂
Pora na przygotowywanie ogrodu do zimy. Tymczasem nie mam pojęcia, kiedy i jak minęło lato. W tym roku rozpostarło się nam, albo skurczyło, pomiędzy białymi nocami w Sankt. Petersburgu a pomarańczowymi klifami w nadatlantyckiej Algarve.
W tak zwanym międzyczasie było dramatycznie i nerwowo. Dramatycznie, bo pod koniec sierpnia mój brat i 92. Mama mieli wypadek samochodowy. Czołowe zderzenie na krętej sudeckiej drodze. Oba samochody do kasacji. Na szczęście ludzie wyszli z tego prawie bez szwanku. Skończyło się na potłuczeniach i kilku złamanych żebrach. Jak powiedział naoczny świadek: „anioł stróż był bardzo blisko”.
Nerwowo, bo w połowie sierpnia rozpoczęliśmy remont, który miał trwać do końca miesiąca. Tymczasem bujamy się z nim nadal, w rytm życiowych perturbacji Pana Majstra. Aktualnie jesteśmy w fazie kolejnej przerwy. Następna edycja, ponoć ostatnia, rozpocznie się w środę. Zobaczymy z jakim skutkiem.
Dodawszy do tego tak zwane okoliczności zewnętrzne, trudno mówić o nudzie. Chyba, że podczas wykładu, który właśnie przygotowuję. Na temat nudy a właściwie na temat wszystkich jej pięciu odmian 😉
Jagodo-to rzeczywiście się działo. Najważniejsze, że nikomu nic poważnego się nie stało.
Co do remontów, to ogólnie wiadomo, że nigdy nie kończą się w zaplanowanym czasie i mają swój niepowtarzalny urok….. 😉
https://www.youtube.com/watch?v=3nxWJDxUAy4
Chętnie bym przyszła na Twój wykład o posłuchała o tych pięciu (!) odmianach nudy.
Danuśka,
zapraszam na wykład, łącznie z noclegiem 🙂
Tak, pięć:
• nuda obojętna (ang. indifferent boredom) – towarzyszy jej stan relaksu, wycofania i obojętności
• nuda regulacyjna (ang. calibrating boredom) – wyróżnia się poczuciem niepewności i podatnością na zmiany lub dystrakcję (rozproszenie uwagi)
• nuda badawcza (ang. searching boredom) – odznacza się dużym stopniem poddenerwowania i aktywnym poszukiwaniem zmiany lub dystrakcji;
• nuda reagująca (ang. reactant) – charakteryzuje się potrzebą szybkiej reakcji i silną motywacją do poszukiwania alternatyw
• nuda apatyczna (ang. apathetic boredom) – bardzo nieprzyjemna, związana z poczuciem bezsilności, nastrojem depresyjnym i silnym natężeniem awersji (uczucia niechęci).
Pierwsze cztery rodzaje nudy sklasyfikowano już w 2006, wyodrębnienie ostatniego rodzaju – to rezultat niedawnych badań. (za Wiki)
No proszę, nuda może być ciekawym tematem do rozważań.
Wczoraj byliśmy na obiedzie u młodych. Synowa upiekła babkę ziemniaczaną, do tego był gulasz z cielęciny i sałata. Sama nigdy jeszcze nie piekłam takiej babki, ale postanowiłam to naprawić i następnym razem zamiast placków po cygańsku upiec babkę ziemniaczaną w wersji cygańskiej. Mniej pracy i mniej tłuszczu.
Na deser był sernik przyniesiony przez zaprzyjaźnionych gości. To sernik bez pieczenia, spód z ciastek digestive, masa z serków maskarpone, a na wierzchu drobne owoce zalane galaretką. Bardzo smaczny, ale pozwoliłam sobie tylko na mały kawałek.
Dziś jest słoneczny, ale wietrzny i zimny dzień. Powinnam jeszcze posadzić cebulki hiacyntów i krokusów.
Jagodo-dzięki za zaproszenie, ale w tym tyygodniu nie da rady.
Wygląda na to, że zdarza mi się nuda reagująca 🙂
Krystyno-dla mnie może być na przystawkę baba ziemniaczana, a potem placki po cygańsku lub …odwrotnie 😉
Dzisiaj znowu dzień bez jolinkowego dzień dobry 🙁 Łopatka pewno nie daje za wygraną.
Jagodo – czy Ty sugerujesz, że nasze życie składa się z nudy w różnych wariantach?
krysiade,
nie, absolutnie niczego takiego nie sugeruję.
Po prostu, nuda jest. Niektórym nie przydarza się praktycznie wcale. Innym wręcz przeciwnie. Ma wiele odcieni, z czego na ogół sobie nie zdajemy sprawy. Wykład ma pokazać złożoność i sposoby wychodzenia z nudy. Mam nadzieję, że nie będzie nudny 😉
Wczorajsza rocznica wyboru Papieża.
W tym dniu prowadziłem koncert w Filharmonii w Rzeszowie. W czasie trwania, dowiedziałem się o wyborze Karola Wojtyły. W finale przekazałem to publiczności. Entuzjazm jaki zapanował na widowni był nie do opisania! Potem opowiadałem, że otrzymałem największe w życiu brawa! Oczywiście one nie były dla mnie, tylko dla Ojca Świętego! Warto było to przeżyć!
Jagodo – pozwoliłam sobie nieco zażartować. Oczywiście, że jest nuda, zwłaszcza dla dzieci w czasie deszczu. Twój wykład z pewnością będzie interesujący. Żałuję, że nie będę mogła go wysłuchać.
Ostatnia niedziela: przed południem – nuda obojętna (jeszcze pół dnia wolności przede mną) , po południu – nuda regulacyjna (szarość za oknem), wieczorem – nuda apatyczna (za chwilę poniedziałek) 🙂
Bjk – widziałam niektóre zdjęcia, całego albumu nie znam.
A ja się nudzę nudą. Nie mam już za dużo czasu. Jestem spakowany (Wałęsa) 🙂
Na dziecięcą nudę:
https://www.youtube.com/watch?v=DXiNhBB3noQ
Dzien dobry !
Pozdrowienia z Yosemite valley, california
Pisze Na jakims. Glupim urzadzeniu, wiec wybaczcie wszelkie bledy I break ogonkow, w dodatku pisze jedna related to g… Trzymac, I jednym palcem pisac. W dodatku to uSiluje mnie poprawiac. Cholera mnie bierze. Wracajac do rzeczy, wyskoczylismy Na chwile tutaj, oczywiscie w San Francisco lalo, wiec odwiedzilismy mojego starego przyjaciela z czasow krotkiego mojego studiowania geologii, ale za to obfitujacego w kilka przyjazni,, trwajacych do dzisiaj. Jak wroce do Domu, to opisze Bo polonia tutejsza zasluguje Na to. O wizytach w winiarniach Napa valley wspomne, o innych Tez. Miodzio. Koncze, Bo Na czyms takim now move dluzej pisac. Jutro ostatni dzien, w store tank wylatamy do Nas.
Nienawidze tego ustrojstwa. Fun.
Nie poprawiam. Ja w kimonko, dobranoc.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂 kawa z motylkiem, a za oknem złoci się jesień. Alicji zazdroszczę malowniczej Kalifornii. Podróżowanie po zachodnim wybrzeżu to wielka przyjemnośc. Póki co zadowalam się naszą aurą, która dzisiaj wyjątkowo łaskawa. Wróciłam z długiego spaceru z czworonogiem, zapowiada się naprawdę piękny dzień. Na śniadanie grzanka z olejem kokosowym i dżemem porzeczkowym, taka mania mnie ogarnęła 🙂
Na miły początek dnia: https://www.youtube.com/watch?v=Ob9WtNANGzI
Gdzie się podziewacie? Podpowiem fajny przepis na „coś słodkiego” jak człowieka taki apetyt przyciśnie, to: filiżanka jogurtu naturalnego, łyżka pasty sezamowej (tahin), łyżka miodu (gryczany) i orzechy, albo np. pestki słonecznika. Pasę sezamową mam na stałe w lodówce, bo ostatnio często robię humus.
Salso, Orbison tez sie nudził… i tęsknił 🙂
Pasta sezamową jest tez w wersji mniej słodkiej a smaczna tez jest pasta migdałowa, na przykład na grzankach 🙂
Salso-ciekawy pomysł z tą pastą i jogurtem. Nie kupowałam do tej pory pasty sezamowej, natomiast w odległych latach objadałam się z upodobaniem sezamkami 🙂
Mam w kuchni ziarna białego i czarnego sezamu, dodaję je do sałatek, w białym obtaczam czasem filety drobiowe.
Alino-sprawdziłam, czy można u nas kupić pastę migdałową. Można, chociaż nie jest najtańsza. Można też kupić masło migdałowe:
http://marketbio.pl/maslo-migdalowe-prazone-185g-primavika.html?gclid=CIy81sqB5M8CFQH3cgodEDYHYg
.
nudzic sie 🙄 jak ja to lubie 🙂
ostatnio cierpialem bardzo mocno, ale nie na nude lecz na impotencje 🙁 spoko spoko, juz wyjasniam, ze na podstawie wszelkich wlasnych obserwacji zostala ona zakwalfikowana jedynie jako niechec do klepania i czytania 🙂
hallo, hallo Jagodo 🙂 a kiedy?
pytam bo tak sie nudze, ze nie mam zbyt wiele czasu. siedze praktycznie juz na walizkach. zmieniam reviry.
uwielbiam sie nudzic i moze wlasnie dlatego moge szczerze klepac, ze sie nigdy nie nudze. dla mnie jest to taka chwila ktora poprzedza szczesliwa podroz i wesole wiatry 🙂
Pastę sezamową zrobiłam raz sama, była pyszna, trochę trzeba się napracować i dobrze mieć bardzo silny malakser czy podobną machinę. Tak też można zrobić pastę/masło migdałowe, orzechowe.
Jak człowiekowi wali się wszystko na głowę, to się marzy o chwili nudy, oby nie trwała za długo, bo to bardzo męczące 🙂
Wróciłam dzisiaj do domu z pastą…słonecznikową 😉 Jest w smaku bardzo podobna
do masła orzechowego. Mój Ulubiony Współbiesiadnik uznał oczywiście, że ten wynalazek jest gorzki, niedobry i nie nadaje się do jedzenia. Damy radę 🙂 będę dodawać po trochu do past w rodzaju humusu.
Szaraku! Aleś mnie przestraszył. Kiedy przeczytałem, że cierpiałeś, to pomyslałem, że ja jak będę w Twoim wieku, to też zacierpię! Nic tylko się zastrzelić. Na szcęście wyjaśniłeś to w następnym zdaniu. Odetchnąłem… 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Dobry wieczor z San Francisco. Bylo piknie I Po Raz pierwszy wspaniale slonce,,zawsze DLA and bylo pochmurno. Tyle Na zrazie, juz z lotniska.
Do kawy śniadanie z widokiem i ze słońcem 🙂
http://blog.globusreisen.ch/wp-content/uploads/1427960665/fruehstuecken-mit-einer-tollen-aussicht.jpg
W Warszawie pochmurno, słońce do oglądania przede wszystkim w internecie albo… na pocztówkach. Stara, dobra gwardia nadal przysyła pocztówki z wakacji.
Nie będę gorszy od Irka i też polecę kawę. We dwoje :
https://www.google.pl/search?q=caffe&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwjN9oW_qObPAhUJ3SwKHUZwCVAQ_AUICSgB&biw=1280&bih=612#imgrc=wv7FcHbLO2pLLM%3A
Jednak jestem gorszy. WkleiĆ porządnie nie umiem . Może teraz:
http://www.iovivoaroma.org/public/images/2_1093.jpg
dzień dobry …
tylko melduję, że żyję … ale niestety nadal cierpię na bóle łopatkowe ..
pozdrawia ..
a Polityka mogła by dać nowy wpis ..
To jeszcze gorąca herbata: http://www.popsugar.com/celebrity/photo-gallery/39413531/image/39413674/Classic-None-My-Business-Sip 🙂
U nas pada.
Pasta słonecznikowa, to brzmi prawie jak chałwa słonecznikowa, popularna na wschodzie, też jakoś nie umiem się do niej przekonać. Ale za to olej świeży, z pestkami słonecznika jest pyszny. Czy to po prostu zblendowane ziarna słonecznika?
Jolinku, dużo zdrowia życzę. Na kolano robię okłady z kota, a raczej kotka robi okłady z siebie. Może i na łopatkę ten sposób zadziała?
Irka kawa oświeceniowa, Misia K. romantyczna, to moja będzie na czasie. A przynajmniej kubek na nią 😛
http://picclick.ca/Uh-60-Blackhawk-helicopter-coffee-cup-121678148236.html#&gid=1&pid=1
http://www.pcworld.pl/news/406443/Amazon.dostepny.po.polsku.html
Kawiarze mogli dzisiaj pohulać 🙂
Ja wypiłam herbatę w towarzystwie wesołego Muppeta Asi.
Bejotko, tak to są zblendowane ziarna prażonego słonecznika.
Yurek, mały kroczek naprzód, ale to nadal nie jest polski Amazon 🙁
MalgosiuW –> to ze po kropce jest .de to bardzo dobry znak 🙄 gwarancja solidnosci i rzetelnosci. piekny gest swiadczacy o gotowosci dzielenia sie wlasna technologia z tymi ktorzy jej potrzebuja. ale rowniez jest to ogromne zaufanie do polskiego konsumenta.
Jolinku, skoro cie nadal lupie, to dobry znak i nie jest to nic zlego. inaczej by cie juz szlak dawno trafil 🙄
ciesze sie Cichalu zes odetchnal ufff, tez jest juz i mi lzej 🙄
tez popatrzylem na podawane tutaj kawy i….. i przypominaja mi asfalt szczegolnie o tej porze roku. latem asfalt wyglada strasznie, i szary i suchy, nudny i brudny, ale jesienia dostaje polysku. zaczyna sie w nim wszystko odbijac. przynajmiej moj ukochany Berlin dostaje druga dodatkowa plaszczyzne i wyglada jak w klasycznej paryskiej fotografii 🙄 wszedzie cienie i odbicia, pieknie szaroczarno odblaskowo 🙂
O! przypomnialo mi sie, ze Misiek probowal nieraz isc w tym kierunku.
Misku –> pokaz toto
Zdrowiej, Jolinku 🙂
Widzieliście?
http://szostkiewicz.blog.polityka.pl/2016/10/18/chrystus-krolem-polski/#comments
Szaraku, niestety dla mnie Niemcy już od dawna przestały być ikoną solidności, szczególnie ich samochody 🙁
MalgosiuW, uderzylas w dziedzine o ktorej nie mam najmniejszego pojecia i zrobilas mi ogromna przykrosc, ze na kraj w ktorym zyje patrzysz przez pryzmat samochodow a nie na spoleczenstwo, ktore nie zadawala sie patrzeniem na dzien dziszejszy lecz planuje juz nastepne dziesieciolecia.
technologicznie to number one, humanistycznie tez number one.
spoleczenstwo, ktore daje schronienie potrzebujacym (ponad milion w ostatnim roku) spoleczenstwo w ktorym nikt nie musi zbierac butelek czy szperac po smietnikach, a jezeli to robi, to nie z koniecznosci lecz ma takie hobby, spoleczenstwo ktore ma otwarte serca i jak trzeba to otwiera szeroko sakiewki by tym w potrzebie pomodz. itd i itp
Dzien dobry z lotniska San Francisco, jeszcze sie z takim miedzynarodowym, wielkim lotniskiem nie spotkalam , zeby od dziesiatej wieczorem do szostej rano wszystkie lotniskowe przybytki byly zamkniete, oprocz kibelkow rzecz jasna. Ani kawy, ani piwa, ani kromuchy, ani zadnej rzeczy, ktora jego jest. Wreszcie posililismy sie nieco , lot do Vancouver za dwie godziny. Pogody Na te dwa dni wloczenia sie Po wybrzezu nie moglismy sobie wymarzyc, bylismy tu Po Raz trzeci, a Po Raz pierwszy mielismy oslepiajace slonce. San Francisco ominelismy, Bo bylismy tu juz, interesowaly Nas okolicznosci przyrody Na mniej uczeszczanych szlakach. Jechalismy Po takich gorskich zawijasach, ze zamykalam oczy. Piknie bylo, ale czas do Domu, a I za prosiaczkiem teskno…
Na temat .de. O społeczeństwie nie chcę się wypowiadać. Przeżyłem (ja tak, ale w mojej rodzinie nie wszyscy) wojnę. Bez komentarza.
Samochody? Małgosiu, jeżdżę 23 letnim Mercedesem i nie zamieniłbym go na nowy amerykański czy koreański. No, może japoński, ale też nie!
Cichal-podobno jedni wolą blondynki, a inni brunetki 😉 Z samochodami podobnie 🙂
W Polsce jest wielu zwolenników niemieckich samochodów, bo ta sławna niemiecka solidność. A poza tym np. w Afryce, stale się plączą jakieś pokolonialne sentymenty i oczywiście nie tylko sentymenty. Dawne kolonie francuskie są odbiorcami starych i jedynie francuskich samochodów.
I tu, jak zwykle 😉 na marginesie zaznaczę, że jako stuknięta frankofonka jeździłam praktycznie od zawsze francuskimi samochodami i nie było z nimi żadnych problemów. Teraz jestem szczęśliwą posiadaczką małej, skromnej Tojotki. Też jest dobrze!
A gdzie są produkowane części do tych wszystkich europejskich i nie tylko europejskich marek….? Wszyscy znamy odpowiedź.
Cichalu, stare dobre, nowe znacznie gorsze …
Na temat ludzi i społeczeństwa się nie wypowiadam.
Cichalu, 23 letnia Mercedes toz to juz kobieta, a z nimi radzisz sobie zawsze wysmienicie 🙄
ja tez nie moge narzekac na moja nieletnia panienke, nie zawodzi nas nawet w ciezkich sytuacjach i ponad dwie paczki daje rade bez zadyszki na autostradzie. i niech tak pozostanie, gwiazda z przodu 🙂
Ford Fiesta 1.1 rocznik 1979 odszedł wiosną na zasłużoną emeryturę z powodu zawieszenia, koszt za wysoki Obecnie rower rocznik 2001, składany indywidualnie, nie do zdarcia w czasie mojej nieobecności jeżdżony. W sobotę wymiana koła co na kamieniach w Strzegomiu się zwichrowało. Jak ktoś samolotem to, się przyda.
http://www.spidersweb.pl/2016/10/google-flights.html
Wskoczę jednak.
Wspomniałem, jak niechętnie wyzbyłem się mojego golfa 1.9 d, z rocznika 2002, co miał 260.000 km za sobą. Gdyby przysłowiowa wróżka zaoferowała mi trzy życzenia to, jasne, że po namyśle, jako trzecie poprośiłbym może o odmłodzenie mi tego, ww, o 10 lat. Bardzo dobrze mi się nim jeżdziło.
Jeśli zaś chodzi o jakość Made in Ge.., a, zwłaszcza o standardową markę VW, to przyznam szczerze, że do dziś nie mogę pojąć tego, co się tam w tedy mogło stać, chociażby dla tego, że niemal codziennie słyszę w mediach o dalszych skutkach tej afery. Tu chodzi o mega-wymiar, i chodzi o moje zdziwienie wobec faktu jako takiego. Faktu o takim właśnie wymiarze, ale chciałem też przytoczyć przykład znacznie mniejszy, lecz też znamienny.
Dorabiam w ten sposób, że dla małej firmy oferującej opiekę domową dla osób chorych, troszczę się o stan taboru samochodowego.
Dwa lata temu zastałem tam cztery VW Fox. To są maleńkie samochody, w sam raz, a w tym wypadku, jedynie z podstawowym wyposażeniem, np. szyby można tylko obsługiwać korbką. Z tego stanu nie ma już dwóch, a trzeci się już zameldował w ten sposób, że w skrzyni biegów leci jeszcze jakiś czas, ale potem…
Wymiana nie będzie miała ekonomicznego sensu. Tylko jeden z nich przekroczył 100 tys, te inne gdzieś w granicach 60.000.
Straszne, stojąc kolejny raz w kantorze po części zamienne w autoryzowym warsztacie VW, zamawiając drugi raz mechanism do ręcznego podnoszenia szyby facet pyta mnie: czy tamta część się nie nadawała?
I co ja mam bronić Made in Germany.
No właśnie Pepgorze o tym pisałam, a to nie były modele z najniższej półki i nie były wiekowe, psuły się od razu.
Dzień dobry 🙂
kawa
Przyjemna poranna kawa, ale trzeba jej poświęcić znacznie więcej czasu 🙂
Ostatnio dostałam od moich koleżanek bon podarunkowy do salonu kosmetycznego. Leżałam sobie przez prawie godzinę z różnymi okładami i maseczkami na twarzy, było bardzo przyjemnie. Po zabiegu twarzyczka, jak pupa niemowlęcia-gładka i jedwabista. W gabinecie, w którym byłam nie mieli w ofercie maseczki czekoladowo-kawowej 😉 ale takie zabiegi można sobie zafundować sobie również w domu:
http://www.poradnikzdrowie.pl/uroda/kosmetyki/Przepisy-na-domowe-kosmetyki-z-kawa-cynamonem–czekolada-i-kakao_36356.html
Jesienią jest chyba więcej czasu na dopieszczanie swojej urody. Kiedy panie będą dopieszczać 🙂 panowie mogą przygotować irish coffee 😉
http://www.robdrinki.pl/irish-cofffee/
Jolinku-uściski i proszę uprzejmie, abyś w końcu nam wyzdrowiała!
Dzień dobry z domu,
na dworze jesien kolorowa i pada, chłodnawo, ale do wczoraj było 18-20c
Jasne, jak człowiek leci do Kalifornii, to tutaj też niezła pogoda. Wiele ciekawych rzeczy po drodze, opowiem później, na razie gotuję obiad i czekam na kota, który ma powrócić od Bywszego Personelu.
Z reporterskiego obowiązku tylko napomknę, że gościliśmy dzisiaj w Warszawie Mireille Mathieu i oczywiście nie mogliśmy nie wybrać się na jej koncert. Warto było!
Tu Mireille dobrych parę lat wcześniej:
https://www.youtube.com/watch?v=SEsuy6aNTL4
Krystyna na pewno wie, że za dwa dni ta francuska gwiazda będzie śpiewać w Gdyni.
Dzień dobry 🙂
kawa
Irku,
kawa o drugiej w nocy? 😯
Toż ja idę spać 🙂
Dzięń dobry (i dobranoc!).
Dla nas, po tej stronie, irkowa kawa w sam raz. Ciasto z marchwią i jabłkiem, pachnące cynamonem, jako słodki dodatek do kawy i na humor 🙂 A poza tym, ładny ten zielony dzbanek.
I Mireille dzisiaj: https://www.youtube.com/watch?v=usBRk-jA4TM
Tak, tak, kawa Irkowa budzi nas o dobrej porze, szczególnie, że za oknem ciemna szarość. Takie ciasto Salsy chętnie bym spróbowała.
Danuśka,
występ Mireille Mathieu reklamowany był już chyba od wiosny. Nie wybieram się jednak, choć lubię jej piosenki. Hala, w której odbędzie się występ, choć nie największa w Trójmieście, to jednak i tak jest bardzo duża. A ja zraziłam się do takich miejsc po występie chóru Aleksandrowa. Bilety na miejsca najbliższe sceny są baaardzo drogie.
Czy na warszawskim występie była obecna także młoda publiczność, czy raczej trochę starsza ? Pytam dlatego, że kilka dni temu w komercyjnym radiu prezenter mówił o Mireille jako wielkiej gwieździe, jednocześnie kilkakrotnie przekręcając jej imię. Podejrzewam więc, że raczej nie zna tej wykonawczyni.
Ponuro dziś za oknem. Robi się coraz bardziej mglisto. Zrobiłam remanent nalewkowy. Dostawiłam nowe butelki z tegoroczną aronią. Mimo że dałam mniej cukru niż podaje przepis, to i tak wydała mi się trochę za słodka. A to pewnie dlatego, że jem bardzo mało słodyczy i wystarczy mi odrobina, aby zaspokoić apetyt na słodkości. Właściwie nawet nie odczuwam takiej potrzeby. Dziwna sprawa, bo nie przypuszczałam, że tak łatwo mi z tym pójdzie.
Krystyno-to prawda, bilety nie były tanie, ale to już pewno ostatni koncert Mireille w Warszawie. Głos nadal, jak dzwon, ale było widać, że ma problemy z chodzeniem-tak, jakby chwilami utykała na jedną nogę. Publiczność zgotowała jej niezwykłą owację, te wszystkie brawa sprawiły jej ogromną radość. Praktycznie po każdej piosence dostawała ogromne bukiety kwiatów od fanów siedzących na widowni.
Jej publiczność to ludzie w naszym wieku, tych młodszych była garstka.
We Francji jej sława już chyba trochę gaśnie, a poza tym Mireille nie grzeszy za bardzo inteligencją, więc jej rodacy trochę się z niej naśmiewają.
Danusiu – czy nadal ma tę samą fryzurę, która pamiętam z dzieciństwa? 🙂
Zakisiliśmy, po kilku latach, kapustę 😯
Jolinku.
Czy po prostu nie możesz napisac jak się czujesz.
Wszyscy chcemy wiedzieć,ja szczególnie.
Asiu, sądząc po filmiku ze stycznia br, który przytoczyłam o 11.15, to fryzura utrzymana w podobnym stylu. A co do kapusty kiszonej – przepadam za taką zmiksowaną z jabłkiem i pokropioną oliwą. Ostatnio jadam na okrągło, dobre i jakie zdrowe 🙂 Sama nie kiszę z braku miejsca, niestety.
Jolinku – też Cię bardzo pozdrawiam i też bardzo wyglądam Twojego wpisu 🙂
Asiu, Salso-tak, od prawie 50 lat ten nieśmiertelny paź 🙂
Tylko sam debiut był w innej fryzurze:https://www.youtube.com/watch?v=Hbmt9RWDg_0
A na dworcu w dzień deszczowy takie słyszy się rozmowy: kilku, tak na oko, szesnastolatków – nie wiesz co to są pierogi? Naprawdę?
– tak, nigdy ich nie widziałem i nie jadłem – odpowiada brunecik.
– wiesz, to jest taki okrągły kawałek ciasta z nadzieniem – mówi blondyn
– pierogi są zawsze z mięsem – twierdzi ich kolega w czarnej kurtce.
– nieprawda, mogą być z serem i szpinakiem – oznajmia szatyn.
– pierogi śmierdzą – wstrząsnął się chłopak w kapturze na głowie.
– naprawdę nie jadłeś nigdy pierogów? – pyta blondyn bruneta
– nigdy, nigdy, nawet nie wiem jak wyglądają
– A co ty lubisz jeść?
– spaghetti, wczoraj jadłem spaghetti.
– A jadłeś makaron z cukrem albo z musem truskawkowym?
– nie, nigdy
– a z kisielem i owocami?
– też nie
– a lubisz brokuły?
– brr nic zielonego!
– no tak, ty pewnie uważasz, że jesteś człowiekiem i zielonego nie jesz ( 😯 )
W tym momencie chłopcy wstali z ławki i udali się do najbliższego baru z kebabem. 🙂
dzień dobry …
jestem ale lekarz mi kazał mniej siedzieć przed komputerem … powoli mi się prostuje kręgosłup ale są jeszcze ograniczenia .. przez przeziębienia wrześniowe ograniczyłam gimnastykę i mój krzywy kręgosłup się zbuntował ..
pmachanko dla wszystkich ..
czy wiecie, że ….
http://cojestgrane24.wyborcza.pl/cjg24/1,13,20864757,0,nowe-zycie-hali-koszyki-18-restauracji-dookola-hali-otwarcie.html
Jolinku, wracaj jak najszybciej do formy, brakuje nam Twojego dzień dobry.
Irka kawa bedzie pewnie za chwile 🙂
Mam nadzieje, ze bedzie tez rogalik do kawy. Jolinku, mnie tez bardzo brakuje Twojego dzien dobry.
Asiu, ciekawe z tymi pierogami, a mówi się, że to typowe polskie jedzenie. Makaronu z cukrem, kisielem, truskawkami itd też nie jadłam i nie mam zamiaru, za to zielone chętnie. I kebab z barana 😀
Jolinku, zdrowiej szybko, nie siedź przy kompie, za to laptop, czy coś w tym stylu weź do łóżka, a na kręgosłup to okłady z kota 🙂
Zanim Irek zaserwuje, to na rozgrzewkę popranną https://img1.etsystatic.com/051/0/5245281/il_570xN.674170701_97ro.jpg
Popranną… 😀
Dzień dobry 🙂
kawa
Sobotnie kawy są dopiero po targu. Kupiłem chyba ostatnie w tym roku węgierki. Pomarszczone, ale kapiące od słodyczy. Muszę w soboty odwiedzić swoje ” baby targowe”. Mam u nich ksywę ” pan z koszykiem” , bo chodzę od lat z koszem wiklinowym 🙂
Szkoda, że prawdziwe śliwki się kończą, u nas bywa, że sprzedają jeszcze takie mało dojrzałe, przechowywane pewnie w chłodniach, bez smaku.
Mnie też zdziwiła ta młodzież co to pierogów nie zna. Może mamy zapracowane, ale żeby babcia, albo jaka ciocia im nie zrobiła. O kluskach z kisielem opowiadała moja córka wracając z przedszkola. Nie wierzyłam, myślałam, że to pewnie taka zupa owocowa 🙂
Jolinku, dobrze, że masz się lepiej, trzymamy kciuki i czekamy 🙂
Asiu-dzięki za te pikne rozmowy w dzień deszczowy 🙂
Od razu pomyślałam o makaronie z truskawkami, który został zaserwowany Alainowi podczas jego pierwszych kontaktów z Polską. Makaron na słodko??? Z truskawkami???
Przecież to niemożliwe!!! A nasi przyjaciele, którzy podali ten makaron, rzekli na to:
makaron na słodko jest pyszny, co roku w sezonie truskawkowym jemy taki makaron,
polany śmietaną i posypany cukrem. To przecież fantastyczne letnie jedzenie. Nie przekonali go do tej pory 🙁 No bo skąd taki Francuz ma wiedzieć, że pierogi z jagodami albo knedle ze śliwkami też są pyszne? On tego nie wie, koniec i kropka. Przez całe swoje francuskie życie nie jadł żadnych klusek na słodko i jakoś nie bardzo ma ochotę je polubić. Trudno, niech nie je i nie lubi, ja chętnie zjadam podwójną porcję 🙂
Jolinku-po pierwsze primo zdrowia, bo to najważniejsze!
Po drugie primo-może w takim razie urządzimy jakiś kolejny mini zjazd warszawski na Koszykach…?
Kluski na parze z jagodami, odsmażone na masełku – aż mi się łezka zakręciła…
Posłusznie melduję, że owoce pigwowca skrojone i zasypane cukrem. Będzie kilka butelek nalewki.
Teraz psychicznie nastawiam się na prasowanie. Oj, nie przepadam za tym…
Rogaliki do kawy: http://i0.wp.com/www.topwithcinnamon.com/wp-content/uploads/2012/12/Croissants-8.jpg
Jolinku – zdrowiej szybko!
Pierogi można też kupić gotowe, widocznie rodzice tego nastolatka nie przepadają za nimi. Nie mogę tego pojąć – jak można nie lubić pierogów! 🙂
Prasowania organicznie nie znoszę, też się muszę nastawiać psychicznie 😉
Na razie upiekłam chleb, a w piecu siedzi szarlotka, ta co zwykle ją robię.
Kruche ciasto wyszło mi bardzo kruche, zobaczymy co z tego wyjdzie.
Na lunch była zupa cebulowa na białym winie z grzankami i serem.
Makaron z truskawkami i śmietaną to obowiązkowe danie w pełni sezonu na te owoce 🙂
A gdzie się ukrywa Nowy? http://www.kurierlubelski.pl/artykul/zdjecia/3702606,dawny-lublin-nieznane-fotografie-stefana-kielszni,4693996,id,t,zid.html
Asiu, spoznilas sie z rogalikiem . Przed chwil zjadlam kawalek panettone. W tym roku znalazlam je w malych opakowaniach u Lidla . Nigdy nie lubilam makaronu na slodko i Bernard podobnie jak Alain tez nie chcial tego jesc .
Elapa – szkoda, upiekę jutro i podrzucę 🙂
Nowy – https://jureckifoto.blogspot.com/2011_09_22_archive.html
Dzisiaj upiekłam ciasto czekoladowo – pomarańczowe według tego przepisu: http://www.mojewypieki.com/post/ciasto-czekoladowo-pomaranczowe
W całym domu pachniało pomarańczami. Niestety nie miałam cukru muscovado, użyłam trzcinowego demerara. Dlatego musiałam dłużej miksować.
To ciasto bardzo mi się podoba i chętnie je upiekę, tylko ” golden syrup” mnie zniechęca. Dlaczego nie po prostu złoty syrop? Ale mniejsza o nazwę. Potrzeba 2 łyżki syropu, a całe opakowanie jest spore, zresztą nie kupię go w pierwszym lepszym sklepie. Zrobić można też samemu, ale w ilościach. A może zastąpić go czymś innym? Może dać więcej soku z pomarańczy ? Czepiam się trochę, ale naprawdę to ciasto wygląda na pyszne i mam na nie ochotę .
W opisie wykonania napisano, aby wysmarować foremkę masłem i wyłożyć papierem. Kiedy używam papieru, masło moim zdaniem nie jest już potrzebne.
Pierogi i knedle z owocami – jak najbardziej, makaron – zdecydowanie nie, choć to pewnie podobne smaki. To jest takie ” nie, bo nie”.
Jutro wybieram się wreszcie na film ” Królestwo” o Puszczy Białowieskiej. Wyświetlają go już od kilku tygodni, ale tylko po jednym seansie w soboty i niedziele. Ciągle wypadały mi w tym czasie jakieś wyjazdy i obawiałam się, że nie zdążę go obejrzeć.
Prasowanie nie jest moim ulubionym zajęciem, zwłaszcza gdy dotyczy to koszul i bluzek. Generalnie zajęcia domowe nie są przyjemne, ale bałagan byłby jeszcze gorszy do zniesienia.
Dzień dobry,
u mnie jest tak:
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_1047.JPG
Ale za tydzień pewnie liście znikną z drzew, a te na trawie zostaną przejechane kosiarką i użyźnią glebę.
Program na dzisiaj – wybieramy się po południu do farmera po wielki kosz jabłek (sporo kilogramów), bo jednak co od farmera, to od farmera, nie mówiąc o cenie. Po drodze wstąpimy do winiarni 33 po jakieś dobre wino. O winach jeszcze napiszę, bo przecież byłam w słynnej Napa Valley w Kalifornii, bez próbowania win się nie obyło.
U mnie tez liscie przybieraja ladny kolor ale gdzie im tam Alicjo do Twoich.
Ja siedze w jablkach. Kolezanka przyniosla mi bardzo duza skrzynke biologicznych jablek . Pisze biologiczne , bo jest duzo robakow. Bretonskie jablka sa dobre na cidre ale nie do jedzenia. Przerobilam juz polowe na mus – tutaj nazywaja to compotte – a reszta poczeka do poniedzialku . Zamrozilam trzy pudelka a reszta pojdzie do sloiczkow. W tv jest jakis mecz wiec Bernard sie wykrecil od obierania.
Aliecjo.
Pieknie jest ,,co nie,, Ty tego chyba nie widzisz
Jolinku krotko i wystarczy.
Zdrowiej nam,bez bolu,prostuj kregoslup ,ale powoli.
Henryku,
jak to nie widzę?! Przecież widzę…ale szkoda, że tak krótko to będzie 🙁
Kupiłam nowy, szklany czajnik do zaparzania herbaty, bo stary sam się potłukł podobno, najpierw poszła pokrywka, potem pojemnik na sypką herbatę.
Poza tym u Japonki z okazji 10-lecia istnienia sklepu było ciągnięcie losów, wygrałam torebkę herbaty czarnej z jakąś domieszką oraz kilka kawałków japońskiej czekolady, zapomniałam, jak to zwą, w każdym razie to mleczna czekolada z domieszką czegoś tam. Sama słodycz 🙂
A teraz wyprawa po jabłka – niestety, zaczęło padać 🙁
Alicjo ,patrz na ta kanadyjska przyrodę i pokazuj nam wiecej ,nie zaszkodzi.
Krystyno zamiast tego syropu dałam dwie łyżki miodu, w komentarzach była taka sugestia.
Cukier muscovado też jest droższy od innych i czytałam, że po otwarciu trzeba go przechowywać w naczyniu próżniowym, inaczej kamienieje. Sprzedawany jest w opakowaniach po 500 g, a do tego ciasta potrzeba 175 g
Asiu,
skorzystam z Twojej podpowiedzi.
Nasza jesień nie jest zbyt kolorowa. Na razie ładnie przebarwiły się liście aronii, a wkrótce zrobi to irga pomarszczona. Są też czerwone grona jarzębiny. Ale ogólnie jest szaro, mokro i mglisto.
U nas jesień jest jak na obrazku – powoli nastaje, już od października liście się przebarwiają, a szczyt jest od połowy października do prawie końca tego miesiąca.
U nas barwy dają przede wszystkim klony cukrowe, poza tym jest dużo sumaka, który barwi się na wspaniałą czerwień.
Wracając do naszych baranów – zakupiliśmy 11-kg wór jabłek za 16$, za tydzień zakupimy renety. Poza tym wstąpiliśmy do winiarni naszej ulubionej Thirty Three Vines Winery ( http://www.33vines.ca/ ) i zakupiliśmy kilka butelek wina.
Popróbowałam trochę różnych win, przy czym tutaj nie trzeba płacić za próbowanie i do lampki leją więcej, niż na pół łyka, co to nawet tego wina dobrze nie spróbujesz. Pani, która prowadzi ten „dział”, mówi tak poetycznie o każdym winie, że wszystkiego chce się popróbować. Dzisiaj nie było tam akurat klientów, więc pogadałyśmy trochę, przy czym opisała dokładnie, jak to rok temu odwiedziliśmy ją i co ja kupiłam 😯
Cena win około 16-18$ za butelkę. Nie jest to tanio, u producenta jest niestety, zawsze drogo, ale i wino jest inne, u nas nie dostanie się w sklepie win z naszych okolicznych małych winiarni.
Co do Kalifornii, gdzie jak wiadomo jest centrum winiarstwa, wina są jeszcze droższe, niż w naszych małych winiarniach. No i po pierwsze i ostatnie
primo, płacisz 5$ za próbowanie 5 win, a naleją właśnie tyle na próbowanie, że ledwie na dnie.
Nawet nie czuje się smaku, bo niby jak, z taką porcją.
Fakt, że zwracają ci te 5$ za próbowanie, ale musisz kupić przynajmniej 2 butelki wina, z tym, że one są droższe, niż w naszych kanadyjskich winiarniach, zwykle startują od 20$US za butelkę, czyli dla nas tanio nie jest, ale będąc u źródła, zakupiliśmy parę butelek i skonsumowaliśmy do obiadu i kolacji. Nie zabraliśmy nic ze sobą, bo mieliśmy tylko bagaż podręczny, a tam nielzia pakować butelki. Nic to, wypiliśmy je w zacnym towarzystwie 🙂
I o to chodzi.
Więcej okoliczności przyrody, niestety, rozpadał się deszcz i niektóre zdjęcia wyszły mi zamazane lekko przez krople deszczu. To w drodze dzisiejszej:
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_1056.JPG
El Capitan w Yosemite Valley, piękna skała! 2300mnpm, w tym 900m w pionie 😯
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_0963.JPG
Nasi sąsiedzi Słowacy są pomysłowi, kupujemy drony 🙂
Mamičkine dobroty: https://www.youtube.com/watch?v=gLD038CifPA
„Rozumieme
vašej chuti
Každému chutí niečo iné. COOP Jednota má preto pre vás vždy bohatý výber tradičných a kvalitných potravín. Zistite viac o výrobkoch Tradičná kvalita aj o ďalších vlastných značkách COOP Jednota.” 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=et8t-l8uAEo
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_1059.JPG
Liść klonowy (wyżej) u mnie na podwórku, a poniżej jesień w Kalifornii, w górach blisko San Francisco:
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_0912.JPG
Moim zdaniem, Leonard wymiata poetycznie… 🙂
Od „Suzanne…” i tak dalej
https://www.youtube.com/watch?v=JTTC_fD598A
Dzień dobry 🙂
kawa
Do przepięknej jesieni Alicji trochę lubelskiej
A gdyby komuś znudziły się kolory to jesień b&w
dzień dobry …
piękna jesień u Alicji .. u mnie za oknem też pięknie bywa ale w tym roku mało słońca by liście się przebarwiły … i nie zapowiada się na razie złota polska jesień ..
Danuśka pomysł z Koszykami bardzo dobry .. koleżanka była i bardzo się jej tam podoba ..
bjk kota tylko na kolana włazi .. to i tak sukces bo przedtem trzeba ją było trochę zachęcać a teraz sama wskakuje .. ale mam się prawie dobrze bo dostałam mały gorset do pomocy w prostowaniu ..
dziękuje wszystkim za dobre myśli … 🙂
Jolinku,
Trzymam kciuki za kręgosłup. Znam ten ból, niestety z autopsji. Wiem, że ćwiczenia plus dobry rehabilitant/masażysta/osteopata w komplecie potrafią zdziałać cuda. Zdrowiej szybko.
Dzień dobry,
Irku, śmiem twierdzić, że prawie identyczne okoliczności przyrody, tylko kolory nieco inne. Zrobiłam kilka zdjęć, bo chciałam „wyjść” obiektywem poza te przewody, ale tamte zdjęcia mi nie wyszły, krople deszczu zapaćkały obiektyw.
Jolinku, trzymaj się prosto 🙂
W ramach jesiennych rozrywek zaordynowaliśmy sobie małą wycieczkę do Żelechowa.
To zaledwie 70 km od Warszawy zatem podróż szybka, krótka i nie męcząca. Żelechów nie jest miejscowością powalającą swoja urodą, ale ma dwa atuty: pałac przywrócony do życia w 2014 roku i słynący z wyśmienitej kuchni oraz łowisko wędkarskie http://lowisko.pl/ , jedno z najładniejszych miejsc tego rodzaju pomiędzy Warszawą, a Lublinem. Pałac słynie nie tylko z kuchni, ma ciekawy labirynt podziemnych lochów i usytuowany w nich browar oraz strefę SPA. Nastały takie czasy, że SPA jest w modzie i występuje, choćby w drobnej formie, w co drugim hotelu. To w Żelechowie jest zapewne w stanie poprawić humor oraz urodę niejednej damie, a przede wszystkim opróżnić portfel zakochanego w niej rycerza 😉 Kiedy rycerz nie ma w sakiewce już żadnych dukatów, to może jeszcze zaproponować swej wybrance jesienny spacer-piękny, melancholijny i całkowicie gratis 🙂 Zatem nasze żelechowsko-jesienne klimaty dorzucam do tych z Lublina i zza Kałuży:
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipPxkvDiS7T_vof_Ok2PcWdaPJSP0IMA5Ir39WP1?source=pwa
Jolinku-myślę, że w takim razie gdzieś w listopadzie dogadywać termin naszego wypadu na Koszyki. Póki co kuruj się nadal skutecznie!
Danuśka, czy to pierwsze danie to deser?
To lody się piecze ??? Nie nadążam zupełnie za kulinarnymi pomysłami.
Pyra skomentowałaby bogate zdobnictwo tych deserów. Mnie to specjalnie nie przeszkadza, choć jest chyba sporo zabawy ze zjadaniem poszczególnych elementów dekoracji.
A miejsce jest bardzo ładne, a byłoby jeszcze ładniejsze przy słonecznej pogodzie.
Wszystkie pory roku podziwiałam dziś na filmie ” Królestwo”/ wolałabym jednak ” Pory roku”/. Piękny film, odpowiedni także dla dzieci, których było trochę na seansie. Słów pada z ekranu niewiele, a wypowiada je oczywiście Krystyna Czubówna.
Ciekawy artykuł o zaletach kurkumy : http://wyborcza.pl/TylkoZdrowie/7,137474,20857113,5-powodow-dla-ktorych-warto-jesc-kurkume.html
Cichal jest jej zwolennikiem, o czym wspominał niejednokrotnie. Nie bardzo odpowiada mi jej smak, ale chyba warto go polubić.
Nigdy nie byłam nawet u kosmetyczki, a co dopiero spa… Jakoś nie czuję potrzeby, chociaż wiem, że jest to dobra rzecz na zrelaksowanie się, wszystkie moje znajome tak mówią. Wszystkie też lubią chodzić do fryzjera, gdzie też się relaksują, ja natomiast nie cierpię chodzić do fryzjera, nic mnie tam nie relaksuje.
Bardzo sobie cenię polskie kosmetyki i zawsze kupuję tyle, żeby wystarczyły na rok. Nie to, że są one (dla mnie przynajmniej) tanie – one są po prostu dobre.
Znakomita Ziaja, Lirene – to mój wybór. Zawsze kupuję w Drawsku Pomorskim, gdzie drogerię prowadzi pani, która już mnie dobrze zna 🙂
Zaproponuje też jakieś nowinki i tak dalej, a ja wychodzę obładowana słoiczkami i różnymi takimi, i zawsze jestem zadowolona. Nie wierzę w te specyfiki, które oferują wygładzenie zmarszczek i takietam. Zmarszczki są i trzeba je „przyjąć na twarz”, w końcu mocno na nie pracujemy 🙂
No chyba, że ktoś decyduje się na skalpel…
Następnym razem jak będę w Polsce, to zafunduję sobie spa, a co tam, raz się żyje 🙂
W tym roku nie było czasu, ani za pierwszym, a już tym bardziej za drugim pobytem.
A teraz opowiem wam o naszych znajomych z Sacramento (stolica Kalifornii). Otóż są w USA od 30 lat – Bogdan dostał bilet w jedną stronę, bez prawa powrotu. Bogdan jest geologiem (geologia inżynierska) i ma odpowiedzialną pracę rządową, mianowicie wykonuje ekspertyzy, jeśli chodzi o budowę mostów – gdzie można, gdzie nie można i tak dalej. Pokazywał nam mosty, które w tym sensie „zbudował”. Konstrukcje tych mostów nie mogą być słabsze, niż wytrzymałość na trzęsienie ziemi 6.5 w skali Richtera. Hanka, jego żona, jest fizykiem. Oboje są bardzo dzielnymi działaczami, jeśli chodzi o środowisko polonijne. Prowadzą polską szkołe wraz z paroma innymi osobami (byliśmy na zajęciach!), a poza tym Bogdan jest członkiem zespołu muzycznego „Kuzyni” (można znaleźć na youtubie), jak go pamiętam z dawnych lat, zawsze miał muzyczną duszę i jak była potrzeba, ciągnął ze sobą tę gitarę na różne imprezy studenckie. Poza tym jak się ktoś zjawia w Kalifornii, ich gościnny dom zaprasza, organizuje wycieczki, pomaga w czym może. Polityką nie są zainteresowani, nie mają na to czasu, u nich ciągle coś się dzieje. Bogdan na próby zespołu Kuzyni jeździ półtorej godziny od siebie do polskiego Kościoła,
gdzie mogą te próby przeprowadzać, po mszy kościółek jest do ich dyspozycji. Byliśmy tam, ale o tem potem.
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_0842.JPG
Tak, Małgosiu, to pierwsze to też deser-fondant czekoladowy z gałką lodów waniliowo-orzechowych. To była POEZJA!!! Alicji też by smakowało, bo nie było za słodkie.
Przed deserem zjedliśmy pierogi z rakami i kapustą oraz grasicę cielęcą panierowaną w orzechach laskowych. Domyślacie się oczywiście, kto jadł pierogi 😉 Muszę jednak powiedzieć, że połączenie raków i kapusty było trochę udziwnionym pomysłem, bo z powodu tej ostatniej smak raków zginął z kretesem.
Krystyno-mnie to też fascynuje, ale już od jakiegoś czasu wiem, że lody też można podać….z piekarnika 🙂 W środku zimne lody, a na wierzchu jakaś ciepła kordełka, bo te pomysły na kordełkę bywają różne.
Kiedy kelner podał talerze z deserem też od razu pomyślałam o Pyrze, ale to były naprawdę piękne kompozycje. Mnie to nie przeszkadza, a nawet uważam, że to jedna z przyjemności jadania w restauracji.
Alicjo-oczywiście wybierz się do SPA i przypomnij sobie to hasło 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=sH2htygTVyA
He he he… Danuśko, akurat to hasło mnie nie kręci, ja wolę od Ciebie usłyszeć, że polecasz i tak dalej 🙂
Ta ciepła kordełka na zimne lody to nie jakaś bezowa?
Przyjechał Maciuś Złota Rączka i coś tam kombinują z Jerzem na dachu nad pokojem Na Górce, przecieka, niestety 🙁
Sławku,
odezwij się, daj cynk!
https://goo.gl/photos/HAoGBj8Kh4eSZA9Z6
<–Jerzora zdjęcia z telefonu, jak jeszcze nie podałam…miałam podpisać, ale lenistwo mnie ogarnęło, a panowie hałasują na dachu jak nie młotkiem(Luśnia, ty młocie!), to jakąś piłą 🙄
Alicjo-jeśli mam polecać, to chyba już od jutra muszę się zabrać ostro do roboty 🙂
Jest w czym wybierać: http://www.spahotele.pl/pakiety_spa
Alicjo-tak, kordełka jest bezowa, upieczona bardzo delikatnie, nie zbyt twarda.
Alicjo-czerwony samochód pewno był wypożyczony, świetnie dobrałaś do niego torbę i sandałki 😉 Ogólnie całość wygląda na bardzo sympatyczną podróż.
test
https://goo.gl/photos/UV66UeZLANhkqeYJ9
Kopię się z koniem, czyli zgłębiam Googla.
Chciałem pokazać jesienną tradycję w mojej wsi. Strachy na wróble, robione przez dzieci zdobią latarnie, płoty itd
Alicjo! Obejrzałem zdjęcia! Świetne! Przez moment pomyslałem, że ten macho z białym wąsem, to Szarak! No i miałaś Kapitana większego odemnie… 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
widzę, że będzie co czytać i oglądać … 🙂 … ja przez „mniej komputera” przeczytałam stertę pism zaległych …
dziś idę na pierwszy dłuższy spacer i zobaczymy jak jest ..
pozdrawiam … :0
może kogoś zainteresuje … nowy portal informacyjny …
http://wiadomo.co/
no to idę na spacer …
Po kawie podanej przez Irka,
pojawia się dzień dobry Jolinka.
Niestety nie ma już barwnych opowieści Pyry-
o Młodszej zagonionej,
o lekturze poleconej,
o żurku wrzuconym do zamrażalnika
i o pilnej wizycie hydraulika.
Nie ma już jakże wykwintnych komentarzy Placka,
a pełna humoru Nisia też nie pojawi się już znienacka.
Lulek od dawna towarzyszy nam jedynie na chmurce,
a Piotr czuwa nad nami na jakiejś niebiańskiej górce.
Trzeba więc rękawy zakasać
i trochę po blogu pohasać,
by więcej się na tej stronie działo
i by różnych opowieści tu przybywało.
Bo u Krystyny jest przecież często pięknie i filmowo,
a u Krysiade przyrodniczo i grzybowo.
U Elapa oceanicznie i ostrygowo,
a u Asi muzycznie, czekoladowo i kolorowo.
A u Aliny? Cóż, po prostu elegancko, daję słowo!
Że nie wspomnę o męskiej części Blogowiska
gdzie życie niby toczy się z wolna,
ale bywa, że niespodziankami tryska.
Nie sposób wszystkich Bywalców wymienić,
ale zawsze jest miło parę słów z Wami zamienić 🙂
Danusiu 😀
Wlasnie wrocilam z przechadzki nad oceanem. Sa wakacje i bylo duzo ludzi. Turystow poznac po kaloszach na nogach. Prawdziwy Bretonczyk tak nie wyjdzie. Po powrocie zjadlam bardzo dobra szarlotke wlasnego wypieku.
Elapa, to jeśli możesz pochwal się przepisem na swoja szarlotkę, zbieram przepisy, lubię mieć wybór 🙂
Elapa-ano właśnie, we francuskich szkołach znowu wakacje z racji 1 listopadowych Świąt.
Ciekawa obserwacja z tymi kaloszami 🙂 Natomiast u nas w modzie różne, mniej lub bardziej eleganckie kaloszki, zakładane nawet przy niewielkim deszczu.
Mogą być np.takie: http://www.topmoda.pl/allegro2/d1413mix1.jpg
Malgosiu, bede pisala w kawalkach aby mi nie wpadlo do czarnej dziury.
– ciasto francuskie
– 7 jablak ( w przepisie jest ” krolowa renet ” )
– 50 g zmielonych migdalow
– 50 g + 10 miekiego masla
– lyzeczke calvadosu
– 1 jajko
– 50 g cukru + laska wanilii i szczypte cynamonu jak kto lubi.
Obrane i pokrojone na cwiartki jablka podsmazyc na masle ( 10 g ) dodac cynamon i ziarenka wanilii . Smazyc okolo 8 minut aby byly zlociste ale sie nie rozlecialy. Odstawic aby ostygly.
cdn.
O, kaloszki z kokardką. Miałam dawno, dawno temu takie białe kaloszki robione jak wysokie kozaczki na obcasie. Teraz niektóre kalosze potrafią kosztować fortunę 😉
Elapa, czekam cierpliwie i z góry dziękuję!
Polozyc jablka na ciescie i wsadzic na 30 minut do piekarnika ( 200 C ). W tym czasie wrzucic do miski : miekie maslo, migdaly, cukier i jajko. Dodac lyzeczke calvadosu i dobrze wymieszac aby byla jednolita masa. Wyjac ciasto z piekarnika i odstawic aby ostyglo. Lyzka wyrownac jablka na ciescie . Jak ciasto ostygnie dac mase migdalowo etc…. na jablka i dobrze wyrownac. Wsadzic ponownie do piekarnika na 15 minut. Wyjac jak bedzie mialo dobrze zlocisty kolor. Pycha .
Danuśko – wywołałaś mnie tą swoją /jak zwykle udaną i dowcipną/ mową wiązaną. Nie odzywałam się, ponieważ miałam nieprzyjemny zabieg stomatologiczny i musiałam nieco dojść do siebie
Paweł przytaszczył dwa i pół kubła maślaków. Czyściliśmy dwa dni i zdrowych, do marynowania została całkiem spora miska. Zaraz zabieramy się do dalszej części przetwórstwa. Byliśmy dzisiaj z Guciusiem w Biel.Podl. bo i on miał nieprzyjemność stomatologiczną – czyszczenie i usuwanie – a teraz śpi biedaka. Na targu kupiłam piękne i dostałe śliwki węgierki i teraz robię je w occie. Taka to mnie pracowitość napadła. Ale ja lubię robić przetwory.
Malgosiu, robilam to ciasto z roznych jablek ale najlepsze jest z krolowej renet. Nie wiem czy taka odmiana jest w Polsce. Ciasto kupuje gotowe i ono jest nawet rozwalkowane . Ma forme tradycyjnej tarty we Francji.
U nas tez sa kalosze w rozne wzory ale ja mam tradycyjne i nie pamietam kiedy je zalozylam ostatnim razem. Te we wzorki sa dosyc drogie.
elapa – całe migdały?
elapa – przepraszam. Nie doczytałam.
Elapa, my mamy złota renetę, kwaskową , twardą, doskonałą na szarlotki.
Tryskamy czasem, tryskamy,
I dzięki Danusi
Radośnie się mamy! 🙂
Zajrzałam dziś na Halę Targową w zasadzie tylko żeby kupić dorsze na jutrzejszy obiad i po grecku. Oczywiście zerknęłam także na miejsca, gdzie sprzedawane są grzyby. Były kanie, prawdziwki, kurki, podgrzybki i maślaki/ już obrane/. Ale znajoma twierdzi, że aby coś znaleźć, trzeba się sporo nachodzić.
Chciałam też kupić kawałek dyni, ale kawałki są dość spore ,podobnie jak porcje dyni pokrojonej. Dla jednej osoby to stanowczo za dużo, a u mnie w domu tylko ja jem dynię. Tak więc na razie obejdę się smakiem i widokiem , bo mam dynie w domu i na tarasie, jadalne, ale stoją, aby cieszyć oczy .
Na hali nie oparłam się węgierkom, są bardzo słodkie. A orzechy włoskie muszą jeszcze podeschnąć.
W sprzedaży jest reneta złota, reneta szara i bardzo podobna do nich odmiana boskop. W sezonie do szarlotek bardzo dobra jest antonówka, ale nie można jej długo przechowywać.
Dzień dobry.
U nas już chłodno się zrobiło, ale podobno ma się ocieplić. Mimo wszystko zebrałam już wszystkie zielone pomidory, bo nie dojrzeją na pewno – zrobię z nich dżem „figowy” 😎
Prawdziwy dżem figowy jadłam u koleżeństwa w Kalifornii, Hania dostała od znajomej świeże figi i przesmażyła je na taki lekki nie za słodki dzęm. Pycha! Sama też zerwałam w jednej winiarni kilka fig, nie ma to jak figa prosto z drzewa.
Cichalu,
tak jest, El Capitan to 900m litej, pionowej skały, wielki ci on jest, ale pogadać z nim nie można, nie mówiąc już o żeglowaniu 🙂
Jak widzę ze zdjęć, u Was już wszystko przygotowane na Halloween. Pozdrowienia i uściski dla Ewy 🙂
*dżem
Renety ktore daje do ciasta sa czerwone.
Elapa, moje też były w dużej części wybarwione na czerwono.
U nas są tylko zwyczajne, złote renety.
https://www.orangepippin.com/apples/golden-russet
Na renety trzeba uważać wiosną, bo mimo że z wierzchu wyglądają dobrze, w środku często brązowieją i nie nadają się do spożycia. Jesienią nie ma jeszcze tego problemu.
Tutaj oryginalna propozycja – rolada biszkoptowo – jabłkowa : http://dancia.bloog.pl/id,339650088,title,Rolada-z-jablkami,index.html
Takiej rolady nie jadłam, smakowała mi za to bardzo szarlotka, w której wykorzystano właśnie tak pokrojone w pasterki jabłka. Warstwa jabłek była dość gruba, na spodzie i wierzchu było delikatne kruche ciasto.
Elapa-bardzo mi się podoba Twoja jabłkowa tarta, Alainowi też, głównie z powodu
calvadosu 😉 Zanotowałam sobie przepis i zrobię w czasie najbliższego weekendu.
Krysiade-pełen szacun dla Twej pracowitości i poszmeranko dla Gucia.
Krystyno-od kiedy Latorośl wyprowadziła się z domu też jestem jedyną entuzjastką dyni w naszym gospodarstwie. Trzeba będzie zorganizować kiedyś zjazd dyniowy i wtedy obowiązkowo przyjedziesz do Warszawy. Jest oczywistą oczywistością, że kierowniczką tego spotkania będzie Salsa 🙂
Droga Danusko, jesteś kochana i wstyd mi, ze tak rzadko i krótko tu bywam. Jest tak, jak niedawno napisała bjk, okresy blogowego bytu i niebytu. Czasami trudno sie skupić i oddalić od codziennych trosk. I nieobecni, których brak odczuwamy codziennie. Ale masz racje, to właśnie myśląc o nich powinnismy sie mobilizować i uczestniczyć w blogowej rozmowie.
Życzę miłego wieczoru, wola mnie kuchnia 🙂
Nie wiem czy można jeszcze kupić ciasto francuskie Bliklego, zniknęło ze sklepów, a to było jedyne ciasto na maśle, reszta jest na oleju palmowym, do którego nie mam zaufania. Trzeba będzie zabrać się za własne 🙁
Danuśka zdolniacha jesteś … 🙂
popatrzyłam na Wasze obrazki z przyjemnością … 🙂
ewo to prawda … ja z reguły dbam by się nie doprowadzać do takiego stanu bo wiem ile potem pracy to wymaga .. no ale dzisiaj wróciłam ze spaceru bez bólu i nadzieja mi dodaje skrzydeł ..
ja się przymierzam do zrobienia gruszek w occie bo to sezon i znalazłam prosty przepis .. może tez zrobię parę słoików kompotu .. śliwki i grzyby mi w tym roku przepadły .. no ale za chwilę będzie sezon na śliwki wędzone …
Dziewczyny-najważniejsze, że się działo i żeby Blogowisko nie milczało 🙂
Dziewczyny i Chłopaki oczywiście też!
Przeczytałam kryminał Katarzyny Bondy, promowanej ostatnio jako „królowa kryminału”. Coś mi na wyrost ten tytuł, bo ten kryminał nie wciąga, poza tym wątki się gubią, za dużo wszystkiego, a przeczytać się tej książki w jeden dzień nie da (666 stron!). Mnie się rozłożyło na 3 dni i ciągnęło się jak flaki z olejem, ale nie odpuściłam, skoro zapłaciłam 40zł. Czeka mnie jeszcze drugi tom, podobnej wielkości, ale na razie wezmę sobie coś innego. Królową polskiego kryminału ciągle pozostaje Chmielewska (mimo, że nie żyje), a królem – Marek Krajewski ex aequo z Mariuszem Czubajem. Howq!
a „Polityka” mogła by dać nowy wpis …
Dziewczyny i Chłopaki – chyba mamy jeszcze sobie coś do powiedzenia, prawda? No właśnie. Zrobiłabym zupę dyniową w tych dniach, a pasjami lubię marynowaną dynię. Pestki u nas na porządku dziennym.
A ja wreszcie zaczęłam czytać „Stację Muranów”. Bardzo ciekawa książka. Muranów tak naprawdę to znam tylko ze starych fotografii, „Nowolipia” Józefa Hena, różnych pamiętników z czasów wojny i getta i filmu „Dziewczęta z Nowolipek”. Współczesnej dzielnicy nie znam.
Tak, jak napisałam książka jest bardzo ciekawa, ale jest to duży i gruby tom, który najlepiej byłoby czytać siedząc przy stole. A to nie jest moja ulubiona pozycja podczas czytania 😉
Co chwilę wracam też do dwóch map, znajdujących się na początku – Muranowa przedwojennego i współczesnego. Zastanawiam się, co należało zrobić z tą dzielnicą po wojnie? Trudno byłoby chyba odbudować ją w takim kształcie jak kiedyś, już przed wojną były plany przebudowy. Ta dzielnica to tyle strasznych wspomnień i wydarzeń. Co o tym sądzicie?
To chyba pytanie do mieszkańców Warszawy? Bo mnie trudno cokolwiek powiedzieć, bardzo mało znam stolicę.
Nabyłam książkę Józefa Hena „Szóste najmłodsze i inne opowiadania” i tę wezmę teraz na warsztat.
A wpisów pod tym piwem to mamy już ho-ho, niedługo przekroczymy tysiąc 😯
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry ….
krysiude łażenia po lesie i grzybów zazdraszczam …
u nas dziś w miarę ciepło ale pochmurnie .. a park za oknem zaczyna wyglądać jak ze zdjęcia ..
Asiu-zachęcam do kupienia czytnika elektronicznego. Wśród wielu udogodnień jest również to, że kwestia grubych i ciężkich tomiszczy nie istnieje 🙂
„Stację Muranów” czytałam, w różnych warunkach, właśnie na tym nośniku. Tak, jak już wspominałam wiele razy, my jesteśmy pokoleniem książki papierowej i wielu osobom trudno zrezygnować z przyjemności przewracania prawdziwych kartek. Bardzo dobrze to rozumiem, ja od kiedy mam czytnik stosuję płodozmian 😉 czasem książki tradycyjne, czasem czytnik. W podróżach tylko to ostanie rozwiązanie, bo najpraktyczniejsze.
Co do tragicznej historii getta i historii Muranowa, to wypowiadałam się już na ten temat. Mnie nie szokuje, że w miejscu zrujnowanego getta powstały nowe domy, sama mieszkałam w jednym z nich przez dwa lata i pracowałam w tej okolicy. Bardzo możliwe, że miałabym inny stosunek do tej kwestii, gdybym była starsza i przeżyła wojnę w Warszawie.
Dzisiejszy Muranów to spory obszar, położony bardzo blisko centrum, spokojny i pełen zieleni. Ostatnio powstało tu wiele nowoczesnych biurowców, historyczne już kino „Muranów” ma w repertuarze dużo dobrych filmów. Dzięki kuzynce Magdzie odkryłam, że jest w tej okolicy również piękny budynek Opery Kameralnej. Cóż, w dzisiejszych czasach to po prostu dzielnica wygodna i dosyć przyjemna do mieszkania, chociaż nie chciałabym mieszkać np. z widokiem na „Pawiak”.
Skoro Irek, w nawiązaniu do naszych wczorajszych jabłkowych rozważań podał stosowną kawę, to ja dla frakcji herbacianej podam stosowną herbatę 🙂
http://i48.tinypic.com/viist4.jpg
Do kawy i herbaty: http://giphy.com/gifs/coffee-time-4w3xNt1BpCYiQ 🙂
Danuśko – Warszawa, to wielkie cmentarzysko, nie tylko tereny getta. Po wojnie zastanawiano się czy nie zostawić tego gruzowiska „ku pamięci”. Na szczęście /ja tak uważam/ postanowiono inaczej i odbudowano miasto. Co do widoków przez okno. Mieszkająca na Mokotowie moja Ciotka, miała widok na spacerniak więzienia na Rakowieckiej i to było obrzydliwe, natomiast widok na uporządkowane miejsce pamięci jest prawie neutralny. Zwłaszcza gdy się mieszka w tak szczególnym mieście.
Dzień dobry.
Leje od wczoraj…
Przed chwilą zakupiłem w hurtowni dwadzieścia kilo mąki,worek buraków, worek ziemniaków i worek cebuli. Węgiel też kupiłem. Wliczając kilkaset słoików z przetworami zima mi nie straszna 🙂
W górach wiatr halny i pewnie dlatego boli mnie głowa.
Niestety odnoszę wrażenie, że redakcja Polityki nie za bardzo wie co zrobić z gorącym kartoflem w postaci naszego bloga. Ponad dwa miesiące nie zrobiono nic, liczba komentarzy pod ostatnim wpisem przekroczyła 850. Coś mi się wydaje, że sztandar trzeba będzie wyprowadzić 🙁
Eeetam, Misiu, zaraz sztandar…
To prawda, widoki z okien bywają różne. Bardzo przygnębiające są dla mnie te na podwórka studnie. No chyba, że w oknach vis a vis da się dostrzec atrakcyjną sąsiadkę lub sąsiada 😉
Tak, z widokami w studniach starych kamienic jest pewien problem, ja mieszkałam sześć lat w takim miejscu, ale na szczęście na ostatnim piętrze i widziałam neony na Placu Konstytucji.
Czasem bywa tak, że ci, którzy oglądają na co dzień piękne panoramy ze swoich okien już nawet przestają je dostrzegać. Jest to przypadek mojej kuzynki z Podhala mającej taki mniej więcej widok: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/2/23/Beskid_Makowski_BM1.JPG
Ona się dziwi, kiedy ja się zachwycam.
do poczytania ….
http://wiadomo.co/dyskretny-urok-patologii/
Marek tylko jak będzie zima to nie dojedziemy do Ciebie by się uratować od głodu … 😉
dzisiaj zrobiłam galaretkę z kurczaka o smaku galaretki z nóżek … 😉
mimo że pada spacer bardzo udany .. pachnie jesienią …
Misiu – mam nieodparte wrażenie, że droga Redakcja bierze nas na przetrzymanie. A nuż nam się znudzi!
Nie ma takiej opcji, nie znudzi się! Ja nie bawię się w przewijanie, patrzę po prostu na prawo, gdzie są „ostatnie wpisy” i na to klikam, a potem podciągam do góry szukając który to wpis ostatnio czytałam. A że zaglądam tu kilka razy dziennie, nie muszę tak daleko szukać.
Misiu,
wiedziałam, że coś knujesz! Hurtem zapasy na zimę 😉
A jeśli nam się nie znudzi, to wtedy co…?
Alain stanął dzisiaj przy kuchni i przygotował pory w szynce pod beszamelem. To jeden z klasyków francuskiej, tudzież belgijskiej kuchni(wtedy pory zastępujemy cykorią).
To właśnie Belgowie kochają cykorię nad życie i przygotowują na 365 sposobów 🙂
To idzie tak:
-najpierw na parze lub w wodzie zblanszować białe części porów albo cykorię
-potem owinąć warzywka plastrami szynki
-całość zalać sosem beszamelowym, posypać tartym żółtym serem i zapiec, aż do zrumienienia.
Koniecznie podać razem z przyzwoitym czerwonym winem, bo danie jest dosyć ciężkostrawne. Ogólnie wiadomo, że wino pomaga na trawienie oraz na parę innych trosk 🙂
Alicjo – technikę wyszukiwania ostatniego wpisu mam taką samą. Ale w telefonie trwa to długo.
Danuśko – myślę, że będzie jak teraz min. 1000 wpisów i dopiero zmiana.
Pory w szynce i zapiekane jeszcze nie robilam. Dodam do mojej listy ale bez bechamelu. Dzisjaj zrobilam pierwszy zakup na swieta. Kupilam 15 grzybkow sw. Jakuba . Bernard mi je otworzyl a ja pozniej wyczyscilam i zamrozilam. Widzialam tez, ze jutro ryba zabnica bedzie po bardzo przystepnej cenie to tez kupie wiekszy kawalek .Moi Paryzanie ryb u siebie nie kupuja to u mnie maja skolko ugodno. W dalszym ciagu siedze w tutejszych jablkach ktore przerabiam na mus. Nie bardzo wiem co moge innego z nimi zrobic.
A ja smażę konfiturę (czy dżem?) z zielonych pomidorów.
Danuśko,
należy dodać, że belgijską cykorię (belgijska endywia) należy przeciąć wzdłuż i wykroić ten „stały” środek, bo jest gorzki.
Faktycznie, w Belgii zaserwowano mi najpopularniejsze danie – endywia, chyba było tam trochę szynki i wszystko zapiekane z trzema serami, do tego piwo belgijskie, bo bez piwa w Belgii niczego nie rozbieriosz. Daniu nie dałam rady, było w głębokim talerzu-misce, zjadłam zaledwie 1/4, Jerzor zjadł trochę po mnie. Serwowane to było z frytkami (osobno).
Pod wpływem internetowej lektury
zmodyfikowałam te konfitury <—wierszem!
Dodałam 3 pokrojone jabłka i sok z jednej cytryny plus starta skórka z cytryny. Pomidorów było ok. kilogram z dobrym groszem, cukru dałam jak zwykle "na oko".
Pod wpływem internetowej lektury
zmodyfikowałam te konfitury.
Cukrem sypnęłam, trochę cytryny,
a także ździebko waniliny.
Utarłam jabłka trzy
i niech się to smaży.
Siedziałem w niedzielę godzinami nad pigwami. Rymuje się nawet.
Mój zapas nalewki pigwowej jest już właściwie od tygodni w słoju, jednak były sąsiad, który ma pigwowca (pigwa ozdobna) i którego zagadałem na ten temat przed tygodniami, kiedy szukałem źródła na pigwowce, a on był zdania, że jego krzak tego roku nie owocował, postawił mi pod drzwiami kartonik pełen tego. Miałem 1.50 l słoik i jakoś tam upchałem połowę tego, a resztę wystawiłem na balkon. Dobry przyjaciel domu usłyszał z boku, że robię coś w pigwach i przywiózł mi ze 3 kilo z ogródka swojej siostry. To była pigwa jadalna, wg mnie tzw. gruszkowa (bo wymienia się też tzw. jabłkową) którą poznaję po charakterystycznych, twardych grudkach z okolic centrum nasiennego. Ludzie – tego wezwania nie ważyłem się nie podjąć – podjąłem się z tym skutkiem, że obierałem w niedzielę od popołudnia do 23.30. Wycinałem nie tylko gniazda nasienne, wraz ze zdrewniałymi częściami tego ustrojstwa, ale i obierałem ze skórki. Uzbierało siętego raptem 3 litry, co zagotowałem jeszcze przed pójściem spać. Pytanie, co z tym zrobić?
Jasne, że to tu jest miejsce na takie pytania, ale ja gonię od czwartku popołudniu w pętelkę i miałem czas tylko na krótkie podglądy na blog. Wczoraj pogadałem dopiero z moim bratem, który też ma w ogródku pigwę i, u którego jadłem kiedyś coś, co tu nazywają… Nie ma sensu dosłownie przetłumaczać, w efekcie czego wyjdzie coś takiego jak “chleb pigwowy”. Było to coś podobnego do żelek, wylewka podsuszona, stale jeszcze lekko elastyczna, ale tak twarda, że już łamliwa. Smakowała doskonale, smakowała pigwą, pigwą skoncentrowaną, złagodzoną cukrem. I – co ważne – jadalna już trzeci rok po wytworzeniu!
Z tego co pamiętam, wyciągał najpierw sok z owocu, a przerabiał potem tylko te “fusy”, smażąc je najpierw, a potem wylewając na blachę na wysokość 12 – 15 mm, a potem susząc w piekarniku.
Pytanie, było to już tu, na blogu?
Są tu tacy, co w pioruna znajdą odpowiedni pasaż – dawajcie, żebym się nie musiał powtarzać.
jadalna jeszcze w trzeci rok po…
!!!
Wydaje mi się, że było coś na ten temat. Ta masa ma specjalną nazwę. Nemo nas nie poratuje, ale chyba i Ewa może coś o tym wiedzieć.
Pepegorze,
być może to jest to? Zerknij.
http://allrecipes.pl/przepis/4889/prosta-pasta-z-pigwy.aspx?o_ln=SimRecipes_Photo_4&o_is=SimilarRecipes
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
ja niestety nic nie wiem o pigwie … może Pyra by wiedziała albo Żaba gdyby pisała ..
Dzień dobry 🙂
O pigwie było sporo tu:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2013/09/26/wkrotce-bede-ogrodnikiem-byc-moze/
…ale konkretnego przepisu na ten poszukiwany przez Pepegora przetwór z pigwy, nie ma. Za to powspominać – jakże miło 🙂
Pepegor poszukuje chyba czegoś takiego, tak mi wynika z jego opisu. Dzień dobry, zaraz zmiatam do wyrka.
http://allrecipes.pl/przepis/4889/prosta-pasta-z-pigwy.aspx?o_ln=SimRecipes_Photo_4&o_is=SimilarRecipes
Alicjo chyba nie .. to ma być coś w postaci żelek do żucia … gęsty syrop suszony w piekarniku .. ja tak zrozumiałam …
Bardzo dziękuję za odzew w sprawie masy pigwowej.
Trzymam to już trzeci dzień w piekarniku, przy pełnym nawiewie i suszę jak grzyby, włączając od czasu do czasu 50°C. Wynik wielce objecujący, lecz na powierzchni zebrała się wyraźna warstwa gęstego syropu. Kiedy to ma wyschnąć, kiedy ma stężeć do tego stopnia aby się już nie kleiło?
Przepisy z internetu podobne ale twierdzenie, że uda się to jakoś wysuszyć na powietrzu chyba nie były wypróbowane w praktyce.
Pepegorze, może jeszcze taki przepis, ale czas trzymania w piekarniku znacznie krótszy.
http://www.chilliczosnekioliwa.pl/2014/10/hiszpanska-galaretka-z-pigwy.html#
Przy okazji się okazało, że z pigwy można zrobić różne rzeczy, a nie tylko moją ulubioną nalewkę 😉 Gdyby jeszcze to diabelstwo nie było takie twarde i uciążliwe w czyszczeniu…
Dzień dobry, czytam niemal od zawsze, nigdy się nie odzywałam, ale w sprawie pigwy…
Bardzo lubimy dżem pigwowy, bo konfitura zdecydowanie zbyt słodka. Skórki i przekrojone gniazda nasienne trzeba wygotować (długo), przecedzić bez przecierania i oprzeć na tym syrop. Na 1 kg obranego owocu 0,25 kg cukru. Gotować na małym ogniu, z przerwami. Lubi się przypalić, więc jak mi to zaczyna grozić, to przerzucam do miski i doprowadzam do końca w kuchence mikrofalowej, też ostrożnie. Można wrzucić kilka goździków.
Kwaśnawe, aromatyczne, tylko to nieszczęsne obieranie a wcześniej czyszczenie z „futerka”.
NISIA
Komunikat od Wawrzyńca Szwai, pewnie Was zainteresuje:
„Polecam dziś o 20:50 (polskiego czasu) reportaż o Mamie na antenie TVP3 Szczecin.
Można oglądać też przez internet (www.tvpstream.tvp.pl, tam wybrać TVP Szczecin)”.
Dzień dobry i chłodny,
dzisiaj z toastem możemy się wstrzymać do 20:50, nie myślicie?
Spróbuję obejrzeć ten reportaż przez internet.
Konfitura z pomidorów udała się nadzwyczajnie, jeszcze z pół godziny ją dzisiaj podsmażę i do słoików. Dobrym pomysłem było dodanie wanilii i cytryny, a także jabłek. Trochę, jak na mój gust, za dużo sypnęło mi się cukru, ale przeżyję.
Dziś krewetki w ostrym sosie indyjskim (ze słoika 😯 ) na kordełce z ryżu.
Programy telewizji regionalnych w internecie pokazywane są zazwyczaj z małym opóźnieniem, półgodzinnym lub godzinnym. Tak przynajmniej jest z programami telewizji gdańskiej. Tak więc i reportaż o Nisi może być pokazany trochę później niż podano to w programie. Zawsze można go też obejrzeć później, szukając w odpowiedniej zakładce.
Pepe,
Jak najbardziej suszyłam pigwową cotognatę na powietrzu. Pokroiłam na kawałki, obwinęłam całość w ręcznik papierowy (zabezpieczenie przed muszkami) i wrzuciłam na kratkę. Codziennie zmieniałam „opakowanie” i obracałam. Trwało to zdaje się ze dwa tygodnie, ale wyszło pysznie 😉
Alicjo-dzięki za wieści o tej audycji.
U Ciebie dzisiaj krewetki na obiad, a ja właśnie wysłuchałam w „Trójce” reportażu o hodowli krewetek ozdobnych. To było bardzo ciekawe, o swojej pasji opowiadał hodowca tych skorupiaków. Odbywają się nawet wybory Królowej Krewetek 🙂 Polscy hodowcy chcieliby w przyszłym roku po raz pierwszy urządzić taki konkurs w naszym kraju, bo jak do tej pory tułają się ze swoim inwentarzem po świecie.
https://kakadu.pl/wp-content/uploads/2015/04/Hodowla-krewetek-w-akwarium-s%C5%82odkowodnym_2.jpg
Dzisiaj w garnku do ryżu ugotowałam kaszę gryczaną nieprażoną. Jest przewidziana na kolację w towarzystwie pieczarek usmażonych z czosnkiem i zieloną pietruszką.
Z wielkim niesmakiem podrzucam wam to – co o tym myślicie?
Podrzutkę skopiowałam z blogu Bobika. Chore!
https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/1/ab/59/580b869170d23_p.jpg?1477337487
U mnie program o Nisi jest nie do obejrzenia, taki komunikat:
„Z uwagi na ograniczenia licencyjne materiał jest niedostępny w kraju, z którego się łączysz”.
Tak podejrzewałam 🙁
Jedyna nadzieja, że ktoś potem wrzuci to na youtube…
Wiele razy mam takie ograniczenia do sznureczków, które wrzucacie.
Olga Tokarczuk laureatką pierwszej edycji szwedzkiej nagrody literackiej …. za „Księgi Jakubowe” …
http://wyborcza.pl/7,75248,20896273,olga-tokarczuk-laureatka-pierwszej-edycji-szwedzkiej-nagrody.html?utm_source=twitterfeed&utm_medium=twitter
Jolinku,
teraz czytam wszystko, co z Polski w tym roku przytargałam, ale „Księgi…” zostawiłam sobie na koniec 🙂
Przed chwilą zakończył się program w TVP Szczecin poświęcony Monice. Ech… łza się w oku kręci. ” Życie to długi rejs…”
Łzy leciały mi jak groch. Żal, żal , żal…
Za wcześnie, za krótki ten rejs…
Niedługo ukaże się książka Moniki Sznajderman, żony Andrzeja Stasiuka i współwłaścicielki wydawnictwa „Czarne”. Opowiada o losach jej rodziny. Okazuje się, że pochodzi ona z rodziny Lachertów. O architekcie współczesnego Muranowa można przeczytać w „Stacji Muranów”. Opisane są tez dzieje rodziny Sznajdermanów, odtwarzane z fragmentów.
https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/falszerze-pieprzu
Też obejrzałam, za krótki ten rejs …
12.12 2016 ma być premiera tej książki:
http://aalicja.dyns.cx/news/Ksi%C4%85%C5%BCka-o-M.jpg
Zwracajcie uwagę, bo tam będzie i nasze 5 groszy o Nisi na blogu.
Krótki był ten rejs, rzeczywiście, szkoda. Wszyscy ci, których pożegnaliśmy ostatnio, odeszli zdecydowanie za wcześnie.
Ale, co to ma na koniec znaczyć.
Wie ktoś może, jak można to znaleźć w sieci?
Alicja wspomniała you tube!
Aha, pigwowa cotognata – zgoda, spróbuję zapamiętać.
Po sznurku Ewy powiedziałbym: to jest to! Tak już teraz wygląda lecz, nim ten klarowny syrop się wysuszy przejdzie jeszcze pare dni.
Powiem tyle, że małą tą blaszkę muszę już teraz bronić przed LP, bo chciałem dać jeszcze do spróbowania i moim, lecz też tym, od których dostałem owoce.
Wygląda na to, że chyba popełnię następnego roku to samo szaleństwo.
Danusiu, te krabiki!
Miałem je, miałem. W maleńkim, zaledwie 40-to litrowym zbiorniku żyły sobie i rozmnażały się zupełnie “ samoczynnie“ tzn, nie był konieczny jakikolwiek kwalifikowany nakład poza „dyżurnymi“ czynnościami, jakby to powiedziała Alicja.
Idę spać, dobrej nocy!
Pepegorze,
na youtubie wystarczy wpisać „Monika Szwaja” – i znajdzie się sporo programików o Niej, ale tego dzisiejszego reportażu jeszcze nie ma, chociaż spodziewam się, że za jakiś czas będzie.
Dosmażam konfiturę, słoiki i słoiczki już czekają. Wiele tego nie ma, ale zamierzam dać słoiczek Bywszemu Personelowi Mrusi i jeszcze komuś – każę zgadnąć, z czego to jest 😉
Nisia była fantastycznym Człowiekiem, cieszmy się choćby z tego krótkiego rejsu…
https://www.youtube.com/watch?v=nkMtGECyllQ
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry ..
Alicjo każdy kto znał Nisię trochę się załapał na ten rejs …
dla dyniarzy …
http://veggieola.blogspot.com/2016/10/goabki-z-kapusty-woskiej-z-dynia.html
Złota myśl na dziś 🙂
Prawdziwe małżeństwo to:
50%miłości, 30% przyjaźni, 20% kłótni oraz…100% wierności.
Jolinku-jeśli dla dyniarzy to dla mnie też! Przepis odnotowany.
Irku-kawa, jak kawa, ale ten tort 😀
I jeszcze a propos tej wierności w małżeństwie 😉
Niewierna żona spotyka się u siebie w domu z kochankiem.
Po chwilach cudownych uniesień on zaniepokojony pyta:
-O której w zasadzie wraca Twój mąż? Nie chciałbym się z nim spotkać, to przecież mój najlepszy przyjaciel.
-Spokojnie, mamy jeszcze dobrą godzinę
W tym momencie dzwoni telefon, ona odbiera:
-Tak kochanie, oczywiście kochanie, nie ma sprawy. Pa!
Po czym wyjaśnia swojemu kochankowi:
-To dzwonił mój mąż. Mamy dla siebie kolejną godzinę.
-Tak?Jak to możliwe?
-Dzwonił, by powiedzieć, że gra z Tobą w tenisa.
Krystyno pisałaś o kurkumie, którą cichal stosuje często .. ja używam mielonej kurkumy prawie do wszystkiego … sałatek, owsianki, ciasta na naleśniki, zup, różnych past do chleba itd. … i nie czuję by smak był jakiś intensywny a właściwie to nie czuję różnicy w smaku potrawy ..
a do kawy mocarne kulki …
http://smaksieliczy.blogspot.com/2016/10/jaglano-daktylowe-kulki-mocy.html
a dziś robię takie coś …
http://megs-88.blogspot.com/2016/10/gruszkowa-konfitura-z-imbirem-i.html
Jolinku, daj znać proszę jak zrobisz te gruszki czy warto. Przepis mnie zainteresował.
Wczoraj próbowałam wejść na blog z informacją od Wawrzyńca Szwai, ale się zupelnie nie udało, dzisiaj jakoś w końcu się zalogowałam 🙂
Tyle, że wczoraj wyczytałam, że Alicja przekazała wiadomość. Niestety filmu też nie udało mi się zobaczyć, dzisiaj Eska powiedziała mi, ze zryczała się jak bóbr. Może jakoś archiwalnie jeszcze?
12 grudnia będzie wydana książka Nisi i spotkanie w wydawnictwie.
Jerzy Ficowski
Nie udało się nam za życia
nagadać do woli
za dużo było naszych słów
nie dały nam dojść do głosu
kiedyś
gdy znów się spotkamy
tam gdzie jesteś
czy tam gdzie cię nie ma
co na jedno wychodzi
wyzbyci
mowy daremnej
dopowiemy przerwane rozmowy
do kresu nieskończoności
nie martwiąc się co dalej
Sławku trzymaj się jesteśmy z Tobą.
Uściski dla Sławka.
https://m.youtube.com/watch?v=fFtGfyruroU
A u mnie pada gęsty śnieg…
Sławku wyrazy współczucia .. 🙁
Slawku, najserdeczniejsze wyrazy współczucia.
Sławku, bardzo serdeczne wyrazy współczucia.
Sławku – bardzo współczuję.
Dzień dobry kawa
Sławku – wyrazy współczucia
dzień dobry …
Nowy z okazji imienin wszystkiego fajnego i spełnienia marzeń … 🙂
Małgosiu wczoraj nie zrobiłam tej konfitury z gruszek bo gruszki się nie nadawały ..
Jak to w życiu-wiadomości smutne przeplatają się z radosnymi.
Wczoraj usiłowałam skontaktować się ze Sławkiem telefonicznie, ale łączność była fatalna i udało nam się jedynie wymienić esemesy.
Nowy
Od kiedy jesteś na emeryturze,
to tekstów Twych zupełnie zabrakło
w blogowej, ulubionej lekturze 🙁
Ciesz się życiem i myśl o nas czasami,
my lubimy połazić z Tobą
nowojorskimi szlakami.
Wczoraj kupiłam dynię w celach halołynowych 😉 Wydrążona zawartość posłuży oczywiście przy okazji celom kulinarnym. Zobaczymy, ile będzie tej pulpy, na pewno zrobię zupę, a może jeszcze wyjdzie jakieś drugie danie?
Danuśka a pestki ususz ..
może Ty Danuśka zadzwoń do redakcji z prośba o nowy wpis .. masz znajomości przecież …
Nowy, wszystkiego najlepszego! Może przyslesz nam kilka jesiennych widoków? Trzymaj sie zdrowo 🙂
Jolinku-znajomości to dużo powiedziane, tym niemniej zadzwonię.
A z pestkami masz rację, ususzę.
Kochani- JEST NOWY WPIS !
Uwielbiam kuchnię piwną niemiecką. Tylko nic mi osobiście nie wychodzi gdy usiłuję w mojej kuchni zaadaptować to co dane mi było spróbować. Zakładam, że z kuchnią belgijską będzie podobnie ale i tak dziękuję za przepis.