Śniła mi się babcia Eufrozyna
Babcia Eufrozyna na balu w warszawskiej „Reducie” w roku 1933
Od kilku nocy śni mi się babcia Eufrozyna. A mam z nią związane wyłącznie miłe wspomnienia. Nie dość, że to Ona mnie wychowywała, bo mama stale była w swojej redakcji lub w świecie, to jeszcze przekazała szereg rodzinnych historii. Dzięki niej wiem niemal wszystko o prapradziadkach i to z obu stron moich rodziców. Wiem wiele o okupacji, Powstaniu Warszawskim i udziale w konspiracji ojca, który zginął tuż przed jego wybuchem. Słowem – uczyła mnie babcia Greczynka z Ukrainy historii Polski.
Ale nie tylko. To Ona właśnie dawała mi pierwsze lekcje gotowania. A przede wszystkim lekcje manier przy stole i poza stołem. Babci także zawdzięczamy szereg wspaniałych przepisów, którymi dzielę się i z Wami. Wystarczy, że wspomnę słynne kruche ciasteczka.
I nagle po trzeciej wizycie babci w moim śnie zrozumiałem co jest grane. Otóż od lat już nie robiliśmy jej ulubionego (i robionego po mistrzowsku) kulebiaka. No to do roboty.
A żeby mi w kuchni nie było przykro, że ja tu tyram a wszyscy inni już mają wolne, to podaję przepis babci i zapraszam chętnych do stolnicy. Jak komu wyszło to na pewno opiszecie. Życzę sukcesów.
Kulebiak Eufrozyny
Ciasto: 50 dag mąki pszennej, 8 dag masła, 3 dag drożdży, 2 żółtka, pół szklanki mleka, sól
Farsz: 50 dag szczupaka lub sandacza, 10 dag ryżu, 8 dag masła, łyżka maki, nać pietruszki, łyżka soku z cytryny, 3 jaja
Zalać drożdże ciepłym mlekiem, a gdy urosną dodać mąkę, jajko, sól, masło i wyrobić gładkie ciasto. Przykryć, odstawić w ciepłe miejsce na półtorej godziny. Rybę oskrobać, wypatroszyć, umyć. Pokropić sokiem z cytryny i dusić na połowie masła pod przykryciem polewając wodą. Z łyżki maki i łyżki masła zrobić zasmażkę. Rozprowadzić ją wywarem z ryby i gotować na małym ogniu do zgęstnienia. Przyprawić solą i pieprzem do smaku. Rybę obrać ze skóry, wyjąć ości, drobno pokroić i wymieszać z zasmażką oraz nacią pietruszki, Drobno posiekaną cebulę przyrumienić na pozostałym maśle i wymieszać z uprzednio ugotowanym na sypko ryżem. Na posypanej mąką stolnicy rozwałkować ciasto o grubości nie większej niż 1 cm na prostokąt szerokości 20 cm i długości formy, w której kulebiak będzie pieczony. Przełożyć ciasto na posypaną mąką serwetę. Na środku placka nałożyć wąskim paskiem: najpierw rybę, potem posiekane jaja na twardo, w końcu ryż. Boki placka podnieść i założyć jeden na drugi mocno zagniatając, by utworzył się swoisty „szew”. Końce kulebiaka zagiąć pod spód. Ostrożnie przenieść serwetę do formy posmarowanej tłuszczem i wyłożyć kulebiak „szwem” do spodu. Odstawić formę w ciepłe miejsce by ciasto nadal rosło. Nakłuć ciasto w kilku miejscach, by para miała ujście. Posmarować wierzch żółtkiem i piec w średniej temperaturze (160 st. C) trzy kwadranse.
Komentarze
Jak ważne wspomnienia i wspaniałe zdjęcie. Mam zdjęcie babci od strony ojca, które sam zrobiłem w wieku dziewięciu lat. Opowiadania ciekawe – o życiu w Moskwie w latach 1917-1918, w radzieckim więzieniu w 1939, w Czelabińsku w 1940 i w Kazachstanie w latach 1940-1945. Udało się wrócić w 1945 dzięki imieniu i nazwisku mojej matki zgodnymi z danymi wielkiej działaczki komunistycznej. Ale dziadek już nie wrócił.
Identyczny kulebiak robiło się u nas w domu i ja sam taki robiłem i czasem teraz robię. Ale na wigilię robię trochę inaczej. Zamiast szczupaka karp z barszczu, bez ryżu i bez jajek w farszu, za to z suszonymi prawdzikami (4 dag) i większą ilością przypraw do smaku. Zwyczaje wigilijne się wymieszały i nie omijamy żadnych, jakie były w rodzinie. Czyli jest zupa grzybowa z łazankami i barszcz z kulebiakiem, uszkami i pieczonymi pieroszkami w dwóch rodzajach – rybnym i grzybowym.
W ten weekend nie mam czasu na robienie kulebiaka, niestety, a chętnie wziąłbym udział w korespondencyjnym współgotowaniu.
PS. Moja babcia była znacznie starsz, rocznik 1886
A ja po swojej babci ze strony matki, mieszczki warszawskiej od pokoleń, mam tylko pisemne zezwolenie władz carskich na prowadzenie „Salonu Kapeluszniczego”.
Ach te Babcie; wyrocznie dobrych manier, smaku i niezastąpione opiekunki domowego ciepełka.
Moja Babcia Michalina ( także rocznik 1886 ), miała dla wnuków dwa powiedzenia korygujące różne niewłaściwe zachowania:
– tego się nie robi!
– to nie wypada!
I to działało! 🙂
Ojej, przecież te zwroty nas kształtowały. Wspomniana moja Babcia mawiała: „Tak się nie godzi” i „To niegodne”. Rzeczywiście działało.
Zapraszam do pracowni Brigitte Dittrich przyjaciółki Pana Lulka
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/BrigitteDittrich
Marek sprawozdaje z kilku dni pobytu jakby odbyl podróz dookola swiata. Z rodzina Brigitte Dittrich jest dosyc dawna i zazyla znajomosc. Jej pierwszy maz byl szycha w bankowej hierarhii. Obdarowala go dwojgiem dzieci. Starszy syn poszedl sladami ojca i teraz awansuje w bankowosci. Córka Doris, ukonczyla Akademie Sztuk Pieknach w Wiedniu i jest rzezbiarka. Jej rzezba pod tytulem „Pozadanie” stoi w moim ogródku. Ciezka, brazowa juz pokryta piekna patyna. Zgodnie z kontraktem i panujacymi zwyczajami, rzezbiarz ma prawo do wykonania z jednego kompletu forem 6 egzemplarzy. Kazdy jest na prawie oryginalu z tym, ze twórca zobowiazany jest zawsze wskazac, który egzemplarz jest pierwszym. Z poczatku sadzilem, ze przeplacilem te rzezbe. Zrobilem to z rozmyslem, zeby dac cos na start dla mlodej dziewczyny. Okazalo sie jednak, ze dobrze trafilem. Ten mój egzemplarz ma teraz trzykrotnie wiekszy wartosc. Mnie sie nie spieszy. Niechaj sobie stoi i nabiera patyny. Brigitte od kilku lat ma nowego partnera. Ciekawy, niespokojny typ.
Z oryginalnego zawodu byl cukiernikiem. Jedlismy z Markiem jablkowy strudel jego wypieku (patrz zdjecie). On sam byl na próbie teatralnej. Bedzie dawane na zamku Szekspira „Jak Wam sie podoba”. On tam gra jakas swoja role.
Brygitta pokazala nam swój dom. Przebudowywana stale, chlopska zagrode, która kupili przed kilku laty i zrobili z niej cos wspanialego.
Marek byl oczywiscie ze swoja rura i dal dowód, ze czasy zmienily sie radykalnie. Dawniej zapraszano dziewczyny aby pokazac im kolekcje znaczków pocztowych. Teraz panie zapraszaja panów i pokazuja im wlasne lazienki. Marek ma w swojej rurze pewnie jeszcze inne zdjecia. Skromny, nie pokazal calosci. O ile sie zorientowalem, to ja bylem zupelnie niepotrzebna osoba podczas tych ogledzin. Na przeszkodzie stala jednak bariera jezykowa.
Miejmy nadzieje, ze on opowie swoja rura jak wspinal sie na wieze zamkowa, co tam znalazl i jak sie zachowal.
Pan Lulek
Wróciłam z wyprawy handlowej i zastanawiam się, czy umrę zaraz, czy trochę później. Nabyłam drogą kupna kilka kilogramów łopatki wieprzowej (część do zmielenia) 3 słuszne plastry pręgi wołowek (kość dla Radka), kawał grzbietu indyczego – też z myślą o wychowańcu, kawał boczku wędzonego (młode ziemniaki + skwarki), cynadry wołowe na 2 obiady (będą duszone w czerwonym winie), kupiłam też beżowe pantofelki z plecionki i ze sznureczkami na zapiętkach za śmieszne pieniądze. Jeżeli nie da się w tym chodzić, to kupię o 2 paczki papierosów mniej.
Spacer po pracowni pani Ditrich śladami Misia i Lulka zrobiłam już rano. Also – sprawozdaję zawartość słoiczków od Brzucha :
1. śliwka kresowa w kminku – bardzo smaczna, nieco za słodka, nadawałaby się do ostrych (np kozich) serów,
2. Chrzan strugany z czarną porzeczką – nie jest w moim guście. Tytułowego chrzanu malutko, za to porzeczka to przesłodzony dżem
Zwracam honor – rzeczone kapelusiki na zakrętkach nie były papierowe, a z zadrukowanego płótna, okręconego sznurkiem. Ładnie wygląda. Jeden i drugi wyrób wytwóreni toruńskiej „Studnia smaków Elżbiety Cwalinowej” -Eurohansa sp.z o.o.
Moja Babcia Wiera nie umiala gotowac, siedziala z nosem w ksiazkach lub perorowala. Ale kulebiaka robie dokladnie tak samo jak Babcia Eufrozyna. procz tego, ze zamiast sandacza/szczupaka daje lososia lun dorsza i ew, krewetki lub kraba z puszki jak sa pod reka, zas ciasta sama nie ugniatam tylko kupuje gotowe, rozwalkowane, zwiniete w rulonik. Czesto szwedzkim zwyczajem daje do nadzienia duza garsc posiekanego koperku, ktory zawsze w zamrazalniku jest w zakrecanym sloiku i przechowuje sie doskonale w stanie gotowym do uzycia. Dodatek kopru bardzo oswieza smak rybny.
Kulebiak jest ladnym, efektownym daniem, zwlaszcza jak przychodza goscie. Mozna go rozbic w ksztalcie ryby, z luskami, oczami etc. Albo w ksztalcie podluznym, latwiejszym do rozdzielenia przy stole.
Lece pilnowac roboty.
Moje Babki – EWalieria (Wielkopolanka) i Albertyna (Ślązaczka) kulebiaków nie piekły. Nie ta tradycja. Osobiście robiłam dwa razy – raz z kapustą białą i raz jajeczno – grzybowy. Ten grzybowy powtórzę w tym roku. Dobrze udają się w foremkach do bab piaskowych. Podaję z gorącym masłem. Z kapustą już nie zrobię, bo rodzina za białą kapustyą nie przepada.
Gospodarz prezentuje nam dziś wyjątkowy rarytas. I jest niewątpliwie pełen nadziei, ze i nam przypadnie to do gustu, ze wywoła niespotykane kolejne uniesienie duchowe.
Piotrze uspokajam.
Ja wiem o tym dokładnie i to już teraz, ze mi tez zacznie śnic po nocach.
Taka BABKA, nie możne się nie śnic!
Udaję się do wiadomego miejsca i stąd toto:
Ahoj załogo!!!
jp11
taki cod to dobry znak. Toć to znak firmowy mojej deseczki pochodzącej z antypodów. Firma Jasona Polakowa /nie kuma po PL/. Przed laty poznałem gościa na Tarifie. To taka mała mieścina na wygwizdowie europy. Parędziesiąt kilometrów za Gibraltarem. Jemu wystarczyła flaka o wysokości 25cm by zrobić frontloopa.
No dobra, spadam robić moje fikołki na wodzie.
wam pa
Nie ma w domu mężczyzny, więc możemy swobodnie nie robić obiadu w taki upalny (pierwszy w roku) dzień. W charakterze posiłku popołudniowego występuje u nas dzisiaj koktajl mleczno-truskawkowy. Zrobiłam dZbanek napitku metodą 0,5 kg truskawek, 2 łyżki cukru, 200 ml śmietany 18% 0,5 l. kafiru. Jeżeli wyżłopie wszystko zanim Młodsza wróci, zrobię następną porcję.
Ojciec mial dwie przyjaciólki, które uparly sie aby dbac o moje maniery. Nie o wychowanie a o inne o wiele wazniejsze przymioty. Kiedy bylem w odrobine podrosnietym stanie, ojciec zapowiedzial czyszczenie butów i prasowanie spodni. Oznaczalo to zawsze jakies nieprzewidziane, niezwykle przezycia. Wtedy bylem jeszcze w wieku kiedy sluchalem rad i wskazan rodzonego. Buty zatem wyczyszczone, spodnie odprasowane a tu prawdziwa niespodzianka. Bombonierka i kwiatki. Idziemy z wizyta mówi.
Poszlismy a wlasciwie pojechalismy. Kolejka grójecka do miejscowosci Dabrówka. Za Wyscigami Konnymi. Mieszkaly tam dwie przyjaciólki ojca panie Grabowsak i Dabrowska. Miejscowosc wziela nazwe od nazwiska jednej z nich. Przedstawiono mnie. Szurnalem nogami i zgodnie z natychmiastowym rozkazem nie ucalowalem. Pani Dabrowska zakomunikowala, ze nie jest w tym wieku, zeby mlodzi ludzie musieli obsliniac jej dlon. Byla niedziela w poludnie. Gdyby Marek byl wtedy ze swoja rura, to mialby co sprawozdawac. Pani Dabrowska zasiadla na koncu stolu po lewej stronie wolnego krzesla i zakomunikowala, ze rozpoczynamy obiad pod chwilowa nieobecnosc Pana Domu. Pan Domu wyszedl w lipcu 1944 na Powstanie i nigdy nie wrócil. Nawet nie bylo wiadomo gdzie zginal.
Po roz pierwszy w zyciu widzialem lokaja, który uslugiwal do stolu. Rozmowa dotyczyla róznach rzeczy a Gospodyni regulowala tempo i kolejnosc serwowanych dan. Dowiedzialem sie wtedy, ze poczynajac od dzisiaj, bede uczestniczyl w kazda niedziele w obiedzie obydwu pan. Celem nabrania stosownych manier. Kiedy juz opanuje kindersztube, to bede mógl przychodzic kiedy chce ale przedtem winienen sie zaanonsowac.
I to by bylo na tyle.
Kiedys napisze Wam w jakich okolicznosciach Pani Grabowska uzywala prezerwatywy.
Pan Lulek
Pyra: „Nie ma w domu mężczyzny, więc możemy swobodnie nie robić obiadu w taki upalny (pierwszy w roku) dzień „.
Nie ma w domu mężczyzny, więc możemy swobodnie latać po domu bez biustonosza .
Ale co z ma mezczytzna wspolnego z robieniem lub nie robieniem obiadu?
Lokaj usługujący do stołu? Jednak strasznie demokratyczny był ten wczesny PRL… 😉
W latach 70-tych wychodziło pismo pt. ‚Magazyn Rodzinny’, który rzeczywiście rodzinnie czytaliśmy. Był tam zamieszczony przepis zatytułowany „Pierożki Babci Eufrozyny”, pod takim też tytułem został on przepisany najpierw do zeszytu z przepisami mojej mamy, a potem do mojego. I od tego czasu na każdą Wigilię są te pierożki są robione jako dodatek do barszczu. Jak nic jest to przepis Babci p. Piotra Adamczewskiego, bo chyba taka zbieżność imion jest niemożliwa..Ciasto jest drożdżowe (ale słodkie) a nadzienie ze słodkiej kapusty, grzybów i jajek na twardo. Z wierzchu posypane kminkiem. Poezja. Gdzieś jeszcze u mamy jest ta strona z czasopisma, muszę poszukać. Jeżeli ktoś jest zainteresowany to mogę podać przepis ale dopiero wieczorem bo w tej chwili jestem w pracy, a na pamięć go nie umiem. Na marginesie – imię Eufrozyna kojarzy mi się z muzyką, nie wiem dlaczego.
moja babcia Krystyna dobrze gotowała a mi z dzieciństwa najbardziej utkwiła w pamięci zupa zwana polewką (z kwaśnego mleka), do której osobno dojadało się ziemniaki (nie umiem takiej samej zrobić!). Dziadek Marian był kucharzem i robił najlepszy pasztet na świecie.
Pracownia pani Brigitte Dittrich, a przede wszystkim jej wyroby bardzo mi się podobają (zwłaszcza taka sowa (?) z surowej gliny). Mają w sobie coś miłego, spokojnie radosnego i ‚dziecięcego’.
Nie wiem co ma wspólnego nierobieniem obiadu mężczyzną ale coś w tym jest. W każdym razie jak mój małżonek gdzieś wybędzie to na ogół nie robię obiadu i odczuwam związany z tym przyjemny luz a jak jest i wiem, że wróci z pracy to mi jakoś głupio jak nic nie ma zrobionego. Na szczęście jest wszystkożerny oraz nie przeszkadzają mu np. pierogi z paczki (czasami i tak bywa). A jak dostanie wyraźne polecenie to i w pracy zje obiadek.
Heleno – mężczyznę trzeba karminć. Smacznie i treściwie. Natomiast z biustonoszami nie mają panowie nic współnego, bowiem jak wszyscy wiedzą, panie ubierają się wyłącZnie dla innych kobiert, a dla panów (ewntualnie) rozbierają się.
Andrzeju J. – sama jeszcze pamiętam niedobitki służby domowej w różnych domach ( w mojej rodzinie u pociotków też) Były to z reguły osoby już starsze, które sobie innego życia nie wyobrażały, z reguły bardziej snobistyczne od państwa. Moja ciotka, Helena Mączyńska, uczyła fortepianu w konserwatorium i chałturzyła, gdzie się dało, bo w domu na chleb czekał Józe (kucharz) i Józia (pokojówka), obydwoje już po 60-tce. A my wysłuchiwaliśmy, że gdzieżby oni „panią rotmistrzową” na zagładę komunistów zostawili. Pan rotmistrz został w Anglii.
ee99
U mnie jest mężczyzna i pozwalamy sobie na nie robienie obiadu. Za to kiedy dziecko było w domu, pilnowałam, żeby obiad był. Wolałam, żeby zjadł porządny posiłek niż opychał się kromkami.
Kupiłam wczoraj w „Bałtyku” coś pod nazwą „Kwas chlebowy kresowy” i specjalnie podaję producenta,
HOOP Polska Sp.Z.O.O., zakład produkcyjny w Bielsku Podlaskim. Niech się wstydzi. Litr specjału kosztował 2$ i smakował jak mocno rozwodniona, ale ciagle za słodka, gazowana cola. FUJ! A było sobie Nałęczowianke kupić albo co. Na pocieszenie tymbarkowy sok z czarnej porzeczki, na szczęście.
Zachciało mi się kwasu chlebowego…
U mnie tradycji kulebiaka nigdy nie było i ja też nie robiłam. Wygląda mi na danie „zimowe”.
Babcia cudna. Zerknijcie do tyłu na Kubę (wpis po wizycie w Berlinie, luty) – nie wiem jak Wy, ale ja widzę podobieństwo. I do Gospodarza zresztą też.
Ahoooj surfiarzom. U mnie wczoraj był naprawdę porządny wiatr, a na łykend, skoro surfiarz się zapowiedział, to wiatr zelżał. Zawsze w plecy.
b5b4
Sprawa lokaja i jego zony Marysi w domu Pani Dabrowskiej to zadne dziwnosci. Po prostu oni byli w tym domu od przedwojny. Potem Pan poszedl na Powstanie zabierajac lokaja ze soba. Oni zawsze mieli dosyc pieniedzy i zadnych spadkobierców dla których nalezaloby cos zostawiac. Po Powstaniu, glównie mezczyzni, wracali, jesli ktos przezyl. Czasami wracali po latach. Po Powstaniu Antoni przyszedl do domu i po prostu powiedzial, ze Pan nie wróci. Tyle sie mówilo na ten temat w niektórych domach. Nie rozpaczalo sie ale ten zaginiony byl w ciaglej pamieci. Rozpaczanie nie nalezalo do dobrego tonu. Takie po prostu jest zycie. Trzeba zyc i pozwolic jak trzeba, innym umierac albo odchodzic.
Pan Grabowska, o wiele starsza, zwracala sie do wszystkich per: niech. Na przyklad, niech Antoni uczyni to a to. Pani Dabrowska byla o wiele bardziej stanowcza i uzywala slowa prosze. W sposób naturalny ale bardzo stanowczy.
Pewnego razu wracalem w kolejna niedziele do domu. Na ganek wyszla Pani Grabowska. Pogoda byla niezbyt stabilna i zaczelo z lekka kropic. W tym momencie pani zawolala glosno. Niech Antoni poda prezerwatywe. Wtedy nie wiedzialem dokladnie o co moze chodzic. Antoni natychmiast zameldowal sie z plaszczem przeciwdeszczowym a ona uzyla prezerwatywy.
Slonecznej reszty soboty i niedzieli zycze bez koniecznosci uzywania prezerwatyw.
Pan Lulek
U mnie, niezależnie od obecności mężczyzny, tzw. porządnego obiadu dzisiaj nie ma. Mam 2 i pół godziny „między pracami” i czas ten przeznaczyłam na: zrobienie lekkiej sałatki, kąpiel, zmywanie i przepakowanie torby przed wyjściem. No i na lekturę bloga. nawet, jak widać z wpisem własnym.
A jakie zjadłam małosolne!!!!
Że ho ho!!!
Kulebiaku dzisiaj robic nie bede, bo juz po polnocy, Jutro tez nie – jestesmy zaproszeni na obiad, ale bede Wam dzielnie sekundowac w Waszych poczynaniach.
Panie Piotrze – podobienstwo do Panskiej Babci widac na pierwszy rzut oka. Wspaniale: „uczyła mnie babcia Greczynka z Ukrainy historii Polski” raz jeszcze uswiadomilo mi jak rozne koleje losu dzielili nasi przodkowie. Ze o kraju nie wspomne.
Stare fotografie maja tyle uroku. To nic ze pozowane z falszywym tlem w atelier.
http://picasaweb.google.com/okotazaglossus/StarePortrety
A co, nieprawda?
Wczoraj Antek tak ladnie powiastke nam napisal, wypisz-wymaluj scenka z Bunuel’a („Le Fantome de la liberte”), ta najslynniejsza, surrealistyczna scena przy stole. Podiwaita se
http://www.youtube.com/watch?v=z6boxoksi3U
Dobranoc
Nie mam nic przeciwko temu aby mezczyznie gotowac ( a kiedy indziej on mi ugotuje), mam natomaist, i to wiele, przeciwko idei, ze, od kobiety OCZEKUJE sie, ze bedzie KARMIC. Karmi sie z obowiazku doroslej osoby male dzieci, mozna i nalezy nakarmic gosci, ale karmienie mezczyzny, bo jest mezczyzna – jako taka kobieca powinnosc – o, co to to nie!
Pamietam, jak HGW kandydowala na prezydenta RP i jakies pismo zamiescilo wywiad z kadydatka opatrzony jej zdjeciem domowym z… odkurzaczem w reku. Jej kontrkandydat zostal przedstawiony w tym samym numerze tez w domu – w fotelu z ksiazka na kolanach. Oburzylo mnie to zdjecie HGW, gdyz jego wymowa byla jednoznaczna -moze i bedzie prezydentem RP, ale nie zapomina o swych „powinnosciach kobiecych” – posprzatac. Akceptuje to z trudem w kulturze romskiej, ale kompletnie nie w naszej.
W moim domu Rodzice pracowali i wracali do domu o tej samek porze. Mama zabierala sie za przygotowanie obiadu, a Ojciec wychodzil do ogrodu poodychac swiezym powietrzem. Po paru moich domowycjh awanturach, wchodzil do kuchni i niesmialo proponowal pomoc, majac nadzieje, ze Mama odmowi. Ale perzynajmniej sie zaczal wstydzic! Ja oraz jego sekretarka Rachel nauczylysmy go moresu, niech mu ziemia lekka bedzie.
To tak, jakby człowiek (kobieta) nie szanował siebie… Ja tam mimo nieistnienia w moim domu mężczyzny wykonałam sobie dziś pyszny omlet ze szparagami 😉
Co do służących, znam dom, gdzie wspaniałej starszej pani, obecnie samotnej wdowie (plastyczce z zawodu, z tzw. dobrej rodziny, jej dalekim kuzynem był Lutosławski) robi pyszne jedzonko Panna Kazia. Każe się tak właśnie nazywać – Panną Kazią. Chowała kiedyś dorosłe dziś dzieci Ewy, no i po prostu jest z nią dalej. „Zna swoje miejsce” – nie siada z nami do stołu. Tak chce i koniec. A gotuje rewelacyjnie…
Bawiac w gosciach, Marek zapoznal sie z caloksztaltem moich patelni. Szesc sztuk, wydawac sie moze jest w czym wybierac a jednak mial trudnosci z która sie zadac. Wreszcie wybral dwie i pochwalil. Ta druga byla lepsza do nalesników. Wpadlem natychmiast w kompleksy jak mu jeszcze bardziej wygodzic. Przy pomocy patelni ma sie rozumiec. Przy okazji warto zanotowac w kronikach historii kulinarii, ze zapewne po raz pierwszy w dziejach, przygotowano pierogi i nalesniki w Poludniowej Burgenlandii z maki specjalnie sprowadzonej z Kurpii. Autentyczna maka kurpiowska. Do tego niestety male jajka Pana Lulka ale za to z bardzo zóltymi zóltkami.
Znalazlem nowy produkt i prosze o rade. Wyrób zostal zarezerwowany dla mnie do wtorku przyszlego tygodnia. Podaje w tlumaczeniu opis techniczny. Oto dane.
Producet: CASA LINGA
WOKPFANNE
Ca. 28 cm, srednica. Zewnatrz stal szlachetena
Wnetrze DuPont Teflon Select. Pokrycie nieprzylepne
Odporna na mycie maszynowe
Nadaje sie do wszelkiego rodzaju palenisk
Pokrywa szklana
Wyglada jak patelnia tylko jakby nieco glebsza. Posiada rekojesc.
Czy to jest jeszcze patelnia i wtedy moja, zeby Marek nie narzekal nastepnym razem na brak wyboru. Czy jest to inny rodzaj, nieznanego mi, naczynia kuchennego. O tyle niezbednego w gospodarstwie pojedynczego mezczyzny, ze od najblizszego poniedzialku przestaje gotowac w domu i przenosze sie do pobliskiej restauracji na abonamentowe obiady.
W oczekiwaniu na dobre rady, pelen rozterek
Pan Lulek
Panie Lulku,
Jak sama nazwa wskazuje, zarezerwowal Pan sobie wok. Na upartego moze byc i patelnia, ale w uzytku bardziej jak garnek. Do nalesnikow tak czy tak sie nie nadaje, za to do zrobienia szybkiej chinszczyzny, badz tez do smazena w glebokim tluszczu jak najbardziej.
Panie Lulku, Pan chyba zartuje toz to do chinszczyzny, przd uzyciem nalezy koniecznie posmarowac teflon olejem i wrucac miesko pokrojone w paski, wyrzywka: marchewka, straczki gorszku, bambus, kielki jak kto lubi, brokoli itd. podlac woda i sosem sojowym i samczenego, nierogotowywac warzyw.
Moj Ojciec kiedys po powrocie z pracy opowiadal taka historie, ktora w swoim czasie zrobila na mnoie ogromne wrazenie.
Poprzedniego dnia przyjmowal w swoim gabinecie jakichs gosci. Wychodzac do domu, powiedzial do Rachel- sekretarki: czy moglabys zebrac z mojego pokoju filizanki po herbacie i je umyc.
Kiedy nazajutrz zjawil sie w pracy, znalazl na swoim biurku list od Rache;:
„Dear W.
W duchu zblizajacego sie Bozego Narodzenia posprzatalam po tobie i umylam twoje brudne naczynia. Ale nie chce zebys myslal, z ezmywanie jest w moim kontrakcie opracy. Badz zatem laskaw w przyszlosci sam wynosic i zmywac brudne naczynia. Twoja oddana ci R.”
Bylam porazona, bo z polskiego pzryzwyczajenia wiedzialam, ze sekretarka nie zwraca sie w ten sposob do profesora.
Zapytalam Ojca jak zareagowal na ten list.
– Najpierw sie wscieklem – powiedzial – i mialem ochote ja natychmiast wywalic na zbita twarz. . Na szczescie przemyslalem sprawe na spokojnie i doszedlem do wniosku, ze ma racje. Wiec przeprosilem i obiecalem poprawe.
Byl rozumnym czlowiekiem. I byl fair.
Witam przedwieczorną porą. Ostatnio w moim domu ciągle jakieś awarie – albo brak wody, albo prądu, albo internetu. Dzisiaj wywaliło korek i nie dało się go włączyć. Okazało się, że cieknie pompa przy zbiorniku z wodą i to przez to. Prąd już jest, ale pompę trzeba wymienić. Ręce opadają.
Pyro, dzięki za recenzję. 🙂
Fotoreportaż Marka wspaniały! Pan Lulek stwierdził, że Marek sprawozdaje, jakby pół świata przejechał, a nie spędził kilka dni w Austrii. Do Austrii to on jechał, ale wrócił z Australii, a to jednak kawał świata! 🙂
Smakowitego wieczoru życzę.
Widzę, że znowu feministki zaczynają zdobywać władzę w tym blogu. Ja akurat nie mam żadnych problemów z pracami domowymi, jestem chwalony za żarcie, i szczerze mówiąc jak gotuję, to wolę, aby kobieta nie wtrącała mi się do kuchni, bo… nie. Dzisiaj, przy takich urządzeniach technicznych nastawić pranie, pozmywać czy przejechać odkurzaczem, to nie jest żaden problem. A ponieważ pracuję w domu, to do mnie należy karmienie psa, „odkurzanie” trawnika, pilnowanie wywózki śmieci i szamba (Warszawa – XXI wiek!).
Pamiętam z młodych lat, że miałem nianię, a później była pani, która zawsze była traktowana jak członek rodziny. Jadała z nami, bywała na wszystkich uroczystościach.
Co do mojego poprzedniego wpisu – pomyłka. To była moja prababcia, a nie babcia. Moja babcia tylko pracowała u swojej mamy
1221
Ja tam wolę, żeby mi się nikt nie wtracał do kuchni. Jestem w tym lepsza, szybsza, wiem, gdzie co jest i tak dalej. Jestem zwolenniczką rozumnego podziału. Wiem, co potrafię, w czym jestem dobra i to robię. Są rzeczy, których nie tknę.
Nie wiem, czy sprawiedliwie wszystko jest rozdzielone, od czasu do czasu robie awantury pod tytułem „a Ty mógłbyś…”, a kto takich awantur nie miewa, z ręką na sercu, co?
W końcu przez 35 lat jakoś się utarło to i owo.
A propos obiadu i mezczyzny w domu – wlasnie zjadlam makaron z pesto (dostalam sloiczek wlasnorecznie robionego, od kolezanki, prawdziwej Wloszki z Genui) i padam na dziob. Mezczyzna bywa pomocny, bo damskie rece nie zawsze maja odpowiednia ilosc sily. Poza tym oczekiwanie na zdrowy i sprawiedliwy podzial rol nieslusznie i chyba nieco obrazliwie bywa nazywane feminizmem…
Uff, trudno w jednym wpisie wszystkie mysli komentarze zawrzec, ale coz, wracam zadyniac, tym razem umyslowo 🙂
A co do pracowni i lazienki Brigitte – to ja ja nawet na zywo widzialam, tylko ze w zimowo-swiatecznej aurze. I wiem jedno – na razie mieszkam w pod Wiedniem, ale na emeryturze NA PEWNO zamieszkam w Poludniowej Burgenlandii 🙂
Kraków jakiego nie znacie:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-05-30.html
bbcc
Jakieś takie kody po mnie łażą…
Miałam napisać przy okazji fotoreportażu Misia u Brigitte – gdybym nie robiła tego, co robię, to lepiłabym skorupy. A na trzecim miejscu – tkałabym.
Podoba mi się dom Brigitte. Lubię domy „z duszą” tego, kto w domu mieszka, a nie z ilustracji magazynu „interior design” czy coś w tym stylu.
Znacie, znacie – Grodzka o piątej rano 😀
Pewnie, że znacie. Warszawę możesz mi sprzedać jaka chcesz, bo jej nie znam, ale Kraków to moja miłość:)
A juz ścisłe centrum… ? 😉
Lubię domy z duszą, ludzi z duszą, stare meble, stare szkła, lubiłam je całe życie, a nie tylko wtedy, kiedy sama przypominam starocie. Ale ja nie o tym.
Jak wiecie za tydzień wnuk mój się żeni. Młodzi zażyczyli sobie w podarku ślubnym bilety NBP, a ja jestem śmiertelnym wrogiem pieniędzy w prezencie – może, gdybym ich miała dużo, to co mi tam. Natomiast jest prawdą, że za 100 – 200 złotych potrafię zrobić ekstra prezent, włożyć setkę do koperty, to pomyślą, że napiwek dla kelnera. Z drugiej strony w prezencie można dać ekstra paterę, srebrną cukierniucę, komplet tac, sztućce – czyli coś, co nie jest niezbędne, rzadko używane na codzień, ale co od święta tworzy urodę stołu, wolno się niszczy, co po 40-tu latach określa się z usmiechem „dostałam w prezencie ślubnym”.
Rodzina zna moje dziwactwa, więc je toleruje. Zapytałam moją młodą wnusię (nowiutką, jak szczypiorek) co jej by się przydało. Powiedziała, że nie ma widelczyków do ciast. Dzisiaj kupiłam – 12 widelczyków, nóż i paterkę do tortów, łyżeczkę do cukiernicy. w sumie 15 sztuk. Nie srebro, ale tzw stal szlachetna, satynowana, dobre wzornictwo, prod „gerlach” mPomyślałyśmy z Ania, żeby w kartuszach sztućców zrobić monogramy. Drobiazg, a cieszy. Podzwoniłam tu i tam i zrezygnowałam – na pierścionku np jeden znak grawerski, ręczna robota – 3 zł. Na twardej stali stempel maszynowy wyłącznie. Stempel trzeba zrobić u narzędziowca. Całość kosztowałaby ok 200 złotych, czyli ciut więcej, niz to, co kupiłam (176,-) Zaraz mi sie przypomniał Poleszuk Kasjan (Czahary M.Rodziewiczówny)
„Pański honor to musi kosztować”. Obe3jdzie się bez pańskiego honoru.
Co sie na tym blogu robi. Dwa dni temu spory naukowe, dzisiaj „feministyczne”. A tak miło, jak jest trochę wygłupów. Ale poważne dyskusje i spory też są miłe. Nie mam nic przeciwko feministkom. Moja Lepsza Połowa też jest bardzo drażliwa na punkcie podziału zadań i chyba mają rację panie, które się jakiegoś racjonalnego podziału domagają. Podział chyba zależy od predyspozycji, a nie głupio wymyślanych zasad. Wszak wspólne życie ma być szampańską zabawą, a nie reralizacją intercyzy. Zresztą w mojej intercyzie było napisane, że palcem nie dotknę ogródka, a teraz koszę trawę i czasem ścinam drzewa i nawet zaczyna mi się to podobać. Ojciec Heleny był mądrym człowiekiem. Można od sekretarki oczekiwać parzenia kawy i umycia filiżanek, ale można też przed nad tym do spraw ważniejszych, na przykład do kulebiaka. Wszyscy prawie znają ten sam przepis. I bardzo dobrze, bo to ciasto jest doskonałe, chociaż takie postne. Kilka przedwojennych książek podaje przepis kulebiakowy z ciastem krucho-drożdżowym. Spróbowałem kiedyś i nie umywa się do podanego dziś przez Gospodarza.
Produkcja „Gerlach”! Też takie bywały w domu, nie do zdarcia, ale do pogubienia. Ja wynosiłam łyżki do piaskownicy, toz wiaderko przeba było jakos piaskiem załadować i przyklepać porządnie, żeby „babka” powstała! Do dzisiaj mi się to wypomina.
O takim racjonalnym podziale napisałam. Niech mnie J. zaprosi do knajpy, ale niech mi obiadu nie gotuje – sprawdziłam umiejetności, potrafi, ale znieść nie mogę pytań w stylu – a gdzie ta mała patelnia? A chili? A oliwa gdzie? A już najbardziej nie moge znieść sosu pomidorowego na suficie i używania wszystkich garnków do ugotowania eintopfu w stylu meksykańskiego chili. No dobra, mięso wysmażam na patelni, ale reszta to gar! Jeden!
Nowy jesteś, Stanisławie, przeciez tutaj ciągle coś się „robi, wydziwia, wygłupia”. A nawet przestrasza! 😉
Czasy zmieniaja sie i bardzo dobrze. Szczesc Boze Mlodej Parze.
Kiedys mlodym dawalo sie zaskoki. Czyli to, co udalo sie zdobyc. potem mlodzi lazili po sklepach i wymieniali, zeby nie miec w domu kilku zelazek, dwu pralek Frania albo cos tam jeszcze. Potem nastal czas pytania mlodych, co chcieliby dostac w prezencie. Jakas bardzo wazna osoba w rodzinie dokonywala spisu, zbierala pieniadze i robila zakupy prezentów. Obyczaj ten pozostal w kilku znanych mi rodzinach. Teraz chyba nastaje inny obyczaj który najbardziej mi sie podoba. Pannie mlodej daje sie w prezencie cos z wlasnej bizuterii, najlepiej zabytkowej, która jest w rodzinie od pokolen. To jest przywilejem kobiet. Mlodej parze natomiast, na wspólne konto, zalozone przed slubem, przelewa sie pieniadze. Tyle ile kogos stac. W terminie, zeby mogli zorganizowac sobie podróz poslubna.
To samo dotyczy urodzin. Mój syn i synowa, nie otrzymuja na urodziny niczego poza telefonicznymi zyczeniami. Synowa czasami kwiaty ale na inne okazje. Wnuczka natomiast jest pytana przeze mnie jaki prezent chcialaby otrzymac z jakiejs tam nie tylko urodzinowej okazji. Jesli zadania sa zbyt wygórowane jak na moje mozliwosci, dostaje przelew. Zawsze cieszy sie. Czasami wceluje z zyczeniami ale czesto jest tylko forsa.
Wszystko wskazuje na to, ze dom Brigitty zaczyna byc znana instytucja.
Jutro w naszym Krajowym Muzeum Maszyn Rolniczych rozpoczynaja sie dni pod nazwa „Sztuka we Wsi”. Beda sie wystawiali artysci z calej, nawet dalekiej, okolicy. Wypada pójsc, bo przyslano zaproszenie ale i chyba trzeba bedzie cos kupic na wernisarzu.
No i oczywiscie wypic i zakasic. Poczatek o godzinie 19.00 i dlatego zdaze o stosownej porze wychylic pucharek za ogólna pomyslnosc
Pan Lulek
Helenko 17:15
A wyobrażasz sobie mnie, obnażonego do polowy, od góry w dół, trzymającego bobasiątko i karmiącego? Nawet gdybym się mocno starał to i tak nici z tego by były. A może i nici tez nie. Raczej nic.
Ale tak na serio. Widziałem ze jest tutaj sąsiadka. Zrobiłem domowym sposobem campari, dawniej chwaliła toto jako wspanialy trunek. Jestem po wstępnej degustacji i tak mi się wydaje, ze cos poknociłem. Jak zwykle zresztą. Pewnikiem dorzuciłem zbyt wiele weszek. Siedzę i drapie się. O teraz tam gdzie niektórzy mają łysinę. Można mieć tylko cichą nadzieje ze drapanie na cokolwiek innego dobrze wpływa. Tylko na co?
Zbieram już zgłoszenia czerwcowych solenizantów, żebyśmy nie przegapili kogoś. Obydwie nasze Alicje, Haneczka (Jola), Piotr, Paweł omc wpisałabym Antka, a wiadomo to kiedy Seweryna? Dopiszcie kogo jeszcze nie ma w kalendarzu, o, jeszcze Echidna (Wanda( i Magdalena, a Ela czerwcowa, czy nie? Doliczyłam się, że Alicje mamy trzy, nie dwie. Dalej, robić spis, bo nie będę piła za obcych, a nie chcę swoich pominąć.
…a która trzecia?
Zamówiłem na jutro raki. Po 2kg na twarz. Jeśli ma ktoś z was ochotę nemo problemo. Mam doświadczenie w tym temacie, klepiąc prezydenckim żargonem. Robiłem toto wielokrotnie. Za każdym razem paluszki lizać. Obrazków nie budjet. Wiem ze Pyra nie trawi tego nawet na obrazku.
Alicjo przypomnij jak przybędziecie tutaj. Zrobimy ucztę. Cały kocioł. O cholera znowuż swędzi po tych weszkach. Niech szlag trafi to campari! Ale jak chcesz to zrobię na wasz przyjazd flaszeczkę campari. Kein problem.
Pyro, dlaczego Seweryna – Sławka! 😉
A to haneczka jest Jolą? 😯
Szanowne Panie wiedeńskie róże od Misia:
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/RE
A Puchala, Alicjo to ta trzecia.
A Małgosia? 10tego czerwca
Arkadius,
ja na campari Twojej roboty jak najbardziej. Juror jak zwykle zapomniał, o co z tymi weszkami chodziło.
No i raki!!! Dam Ci znać tak wcześnie, jak tylko się uda, bo prawdopodobnie, jak juz wspominałam, nach Berlin.
Tym razem bez roweru i w ogóle kompakt. Teczuszka pod pachę i wio. I zapowiadam, że jak zwykle sprane jeansy i żadnych garsonek i szpilek. To jest podróż, a nie wyjście do do opery. O, ta uwaga akurat nie pod adresem Arkadiusa.
Alicjo, możesz sobie przyjechać nawet w worze pokutnym albo harcerskim mundurku. Byle byś była.
Pokutnego ni mam, harcerskiego tym bardziej.
Alsa mogłaby zaświadczyć, jak wybrali się moi Młodzi. Torebeczki pod pachą. Według moich zresztą wskazówek.
A tu Jerzorowi trzeba było ten cholerny rower i rakietę tenisową, i buty do tenisa i diabli wiedzą, co jeszcze. A kup sobie rower i zostaw u brata, bo tam bedziemy zawsze jezdzić, rakietę tenisową tez i tak dalej i tak dalej, łącznie z butami do jednego i drugiego. Proste jak świński ogon.
A Jerzor tak może bez sekretarki, asystenta i kierowcy? Ty się pilnuj, bo służby się jeszcze dorobisz.
Kiedy przypada Joanny, żebyśmy Nirrod nie zgubili.
Gdybym sie badzo czepiala, to stwierdzilabym, ze Pyra przegapila w swoim wyliczaniu majowym Joanne z 24go. Czepiac sie jednakowo nie bede, bo sama juz tez przestalam imieniny obchodzic.
Stanislawie te feministyczne dyskusje my tu czesem dla rozrywki uprawiamy, glownie, po tym jak ktos nas do kuchni wypedza. wnioski poki co byly: kazdy robi co umie najlepiej lub na co ma w danej chwili czas. Jedyna poki co nierozwiazana kwestia to nizsze zarobki plci pieknej.
Tego to raczej na tym blogu nie rozwiazemy, za to mozemy ze smutkiem pokiwac glowa.
Moja glowa dzisiaj kiwa sie do cabernet sauvignon „La réserve de Rafegue” 2006, ktore jest winem cierpkim i raczej beznadziejnym. Pije i dziekuje niebiosom, ze sama nie kupilam a dostalam w prezencie.
Joanna obchodzi imieniny 19 razy w roku:
2, 4 lutego
1, 28, 31 marca
28 kwietnia
12, 24, 30 maja
27 czerwca
9, 23 lipca
8, 17, 21, 24, 26 sierpnia
9 listopada
12 grudnia
tak dzisiaj mija 577 lat od czasu spalenia Joanny d’Arc na stosie. Na potrzeby blogu moze mi ona w tym roku przyswiecac.
Zdrowko!!!
Nirodku w takim razie twoje:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Zdrowko02/photo#s5205365704443974706
Biedny jastrząb! Śród niebios porwała go chmura,
W obcy zaniosła żywioł i dalekie strony;
Morską przesiąkły rosą, wichrami znużony,
Śród ludzi na tym maszcie roztoczył swe pióra.
Lecz go żadna bezbożna nie pochwyci ręka,
Bezpieczny, jakby siedział na leśnej gałęzi;
On jest gościem, Giovanno! kto gościa uwięzi,
Jeżeli jest na morzu, niech się burzy lęka.
(-) A. Mickiewicz
Joanno! Wszystkiego co dobre! 🙂
hej! wróciłem
:::
u Pyry było fajnie jak w rodzinie
że ledwo zdążyłem na pociąg do Wolsztyna (korki)
poznałem Radka i jego ostre ząbki
szkoda że nie miałem więcej czasu
wytarmosił bym psiaka za uszy
a i z Pyrą więcej byśmy pogadali
a tak, skakaliśmy z tematu na temat ..ekspresowo
:::
nic to, szlaki przetarte
:::
niestety, na południe już nie pojechałem
czyli nici z wyprawy w Pieniny
a smakiem pieczonego barana, mogę się tylko obejść
:::
idę zaliczyć wannę
pogadam z żółtymi gumowymi kaczuszkami
Dziekuje Pieknie!!! 😀
Ulubiony najwyrazniej przejal sie dysusja o prawach i obowiazkach i zaczal sprzatac.
Dyskusja nawet…
Jutro moi drodzy wybieram sie do Sligro (taka wersja Selgrosy lub makro przeznaczona dla restauracji). Bedzie duzo dobrego do jedzenia… 😀
Zabierz na wszelki wypadek piórko.
U Alicji za pol godziny siodma wybije na zegarze, w Polsce i krajach osciennych dobrze po polnocy, a my tutaj rozpoczynamy weekend. Dzisiaj nici z roboty ogrodkowej – w gosci „walimy”. A jeszcze przedtem pare takich spraw do zalatwienia.
Panie Lulku nie wiedzialam zes Pan takim zwolennikiem Romatyzmu i Wieszcza wprowadzasz Pan nawet do swojej kuchni.
Marku, zdjecia przepiekne.
Pozdrawiam
E.
1bb1 <– a mówiłam?!
kody chodzą, kody!
Pyro, jak do tej pory nie ma sekretarki, kierowcy, asystenta, to już nie bedzie miał. Nie dorobił się.
Z tą Joanną d’Arc to przegina, powiadają zródła historyczne. Ja bym się specjalnie nie przejmowała.
Natomiast i owszem, czerwiec pełen okazji. Po pierwsze, drugie i trzecie – Alicje! Ale wcześniej równie piękne i smakowite okazje.
Brzucho,
na południe od Poznania to Sudety, a gdzie Pieniny, Rzym i Krym?! No ale nie o tym – rośnie liczba osób znajacych Pyrowe okolicznosci 😉
Ja tam na golonkę zapisowuję się jak nic. Następną, zaznaczam. Tym razem trafimy szybciej 😉
Kobiety zostaly stworzone do gotowania,ale to mezczyni udowodnili ze sa leniwe i dlatego mistrzowie kuchni to panowie.Pewnie za chwile odezwia sie glosy feministek,ze sa dyskryminowane,bla,bla.bla i tak dalej.Ale te krzyki nic nie pomoga,kuchnia nalezy do nas,a marzenia to domena pan.
A o co Ciebie chodzi, Alex? Szczególnie te blablabla.
Ktoś Cię do czegoś zmusza czy jaki pieron?
Ja Cię zapraszam Alex, takiś dzielny i wszystko potrafisz, no to zajdz w ciążę i dziecko urodz. I wychowaj. A potem pieprz głupoty. O kuchni też. Ze my durne, a wy tacy fantastyczni. Głupiś, aż siny.
Kuchnia należy do ciebie i sypialnia chyba – a wiesz, co tam robić? No właśnie.
No właśnie , Alicjo. 🙂 Faceci w większości (przeważającej! 😉 😀 ) zdychają już przy stanie podgorączkowym. Kobiety leniwe?! A mi się wydawało, że to mężczyźni tam gdzie jeszcze równouprawnienie nie dotarło -po przyjściu z roboty uwalają się na kanapę z gazetą i pilotem, a kobieta płynnie przechodzi z jednego etatu na drugi! 😉
To prawda, Andrzeju, Małgorzaty robią torty truskawkowe 10 czerwca.
Ja też.
Zapomniałam o najważniejszym. Panie Piotrze, piękne zdjęcie. Ach co to były za czasy! Ciekawe, jak wyglądałby nasz kraj gdyby nie wojna…..
Kiedyś wysłuchałam audycji radiowej poświęconej filmom przedwojennym , że takie beznadziejne. Wypowiadali się eksperci, ze dno, a ja lubię popatrzeć. Bił z nich obtymizm, a te stroje, bale, fryzury…Jak u Babci Eufrozyny….Jak to zestawimy z obrazkami z lat powojennych, to nie wiem jak was ale mnie zaduma ogarnia.
W moim domu kulebiak to paszteciki z naleśników z farszem z ugotowanej, przepuszczonej przez maszynkę i podsmażonej kapusty kiszonej z grzybkami, cebulką drobno posiekaną a na końcu z dodanym posiekanym jajkiem gotowanym. Całość oczywiście panierowana, wspaniała do barszczyku czerwonego.
W nocy dalo posluchac. Grzmialo i blyskalo a potem lunelo. Niebo umyte do czysta i ani kawalka chmurki. Przygotowuje sie duchowo na zmiane organizacji domu. Wyjadam wszystko z czego moznaby zrobic obiad. Od poniedzialku jazda na stolówke. Pomysl niezly. Na tej samej sali, taki sam obiad jada cala rodzina i dochodzacy. Dokladki mozliwe. Wolno skladac propozycje wlasnych dan a nawet dawac przepisy. Gdyby ksiazki Gospodarza byly równiez w niemieckim jezyku, to móglbym podarowac a potem meldowac. Poprosze ze strony i tu podawalbym numer.
Od poniedzialku zatem, jesli ktos melduje sie w goscie z zamiarem gotowania czegos na obiad, zapraszam ale prosze przyjezdzac z wlasnymi surowcami albo najpierw maszerowac ze mna na zakupy. Pod warunkiem, ze goscie zabieraja ze soby pozostalosci produktów.
Do Pyry, znanej organizatorki nastepujaca prosba. Badz uprzejma i podawaj z rana czyje zdrowie pijemy dzisiejszego wieczora. Tradycyjnie o godzinie 20.00. Chodzi mi bowiem o to, zeby pijac bez konkretnego wznaszania nie wpasc spowrotem w alkoholizm.
Pieknego dnia, ostatniego w maju
Pan Lulek
Kraków o świcie , ciąg dalszy :
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-05-31.html
Jestem pechowcem, który tylko czasami ma odrobine szczescia. Pojechalem do sklepu Hofer. Na dzis i jutro chcialem kupic chleb lub bulki i kawe. Jade czasami te kilka kilometrów dla przyjemnosci. Cos tam kupilem a tu nagle z zaplecza wychodzi szef sklepu z cala taca paczków. popatrzyl na mnie i zapytal czy ladne. Ladne mówie bez zadnych ubocznych mysli. Nagle ten mówi. Moze pan to miec za jednego Euro. Ostatki, a jutro niedziela. Dobry handlowiec pomyslalem. Nie dam czlowiekowi zginac albo zmarnowac towaru. Popatrzalem prosto w oczy a on sie zalamal. Do tego dostanie pan 20% rabatu. Dobil mnie, zalamalem sie równiez i w ten sposób nabylem droga kupna 12 paczków za jedne 80 centów. Zaplacilem reszte i wrócilem do domu. Co ja zrobie z tymi 12 paczkami mysle. Nagle przyszla mi do glowy moja ptaszarnia. Postanowilem spróbowac. Pokroilem w kosteczke. Marmolada morelowa byla bardzo smaczna. Wynioslem kosteczki do karmnika. Zanim wrócilem do domu zleciala sie ptaszarnia i wrabali wszystko w try miga. Darli sie przy tym jakby je z pió obdzierali. Sam spróbowalem nastepnego paczka. Smakowal. Bede teraz zajadal te ptasie jedzenia dzielac sie jednak po sprawiedliwosci. Szkoda, ze niema kolo mnie Radka. Pewnie wrabalby cztery sztuki. Po jednym na kazda lape.
Jak widzicie z kazdej sytuacji mozna znalezc jakies rozwiazanie. Mam na dokladke jednak uczucie, ze na pomoc Radka zawsze moge liczyc.
Pan Lulek
Panie Lulku. chce Pan biedną psinę wykończyć? Nam słodycze szkodzą! Całe szczęście, że ja nie przepadam, bo gdybym przypadkiem przepadał, to przy pomocy błagalnego spojrzenia potrafiłbym sobie załatwić każdą ilość, no i bym się szybciej przekręcił. 🙁
Uczucie to nie wszystko, Panie Lulku, Radyjko nie powinno objadać sie słodkim, do której to kategorii pączki chyba należą. Przypomniał mi Pan Hofera 🙂
To takie austriackie „No Frills”.
U mnie mizerota – zimno i deszcz pada bladym świtem.
Misiu,
dozujesz ten Kraków, jakbyś chciał, a nie mógł, albo mógł, a nie chciał. Dawaj całość, toz przeciez w Twojej rurze sporo zdjęć i starczy nam na cały rok.
Małgosiu,
nic mnie tak nie poniosło, jak „kobiety leniwe”. Powstrzymam się od dalszych komentarzy, bo jeszcze ogniem dyszę. Leniwe to sa pierogi, które niewątpliwie wymyślił jakis facet.
To raczej szkoda, że NAS tam z Panem Lulkiem nie było… Ech, pięknie w tej Burgenlandii, a na zdjęciach Marka zwłaszcza 🙂
Alicjo, mnie się wydaje, że ten Alex to jest z gatunku takich indywiduów (uff!), których ulubioną rozrywką jest puszczanie bąków po salonach. Któryś raz już to robi i czeka na efekt. Wystarczy otworzyć okno, przewietrzyć i nie zwracać więcej uwagi…
Doroto z sąsiedztwa,
co prawda, to prawda. Czasem jednak, kiedy ciśnienie leci w dół i zapowiada deszcze (leje), ponosi nawet leniwą babę… 😉
Pyra w postaci Jaruty krótko i celnie określiła, co należy robić w takiej sytuacji. Cytuję: „Zamilczeć na śmierć”.
Tak sobie mysle, ze w ramach strajku kobiety powinny sie kiedys umowic i zaczac zyc tak jak nam panowie kaza, tzn. lenic sie (bo kobiety przeciez leniwe), zaczac makijaz poprawiac prowadzac samochod na autostradzie, byc rozrzutne itp, itd.
Efekty bylyby ciekawe…
Paczki… taki cieplutki paczek z dzemem w srodku i lukrem na wierzchu…
Wracajac do glownego tematu, takie sobie malo naukowe wnioski wyciagam, ze gotowanie jest dziedziczne. W rodzinie mojej mamy gotowaly znakomicie dwie jej ciotki, obie bezdzietne i ta tradycja gotowania zniknela. Moja babcia potrafila zmarnowac kazda potrawe z jajecznica wlacznie.
Babcia ze strony taty gotowac potrafila nie najgorzej, ale przede wszystkim potrafila piec. Ojca do kuchni nie wpuszczala, wiec wiedzy po babci nie przejal.
Za to moja mama od swoich ciotek, tesciowej i siostr tesciowej nauczyla sie piec.
Prosta sprawa – to trzeba lubić. I zaznaczam, dzień w dzień mi się nie chce. Gdyby ktoś mnie zmuszał, byłabym wielce nieszczęśliwa.
Małgosi skojarzenie zdjęcia Babci Eufrozyny z filmem przedwojennym bardzo trafne. I łączący je optymizm. Nic dodać, nic ująć. Czy byśmy się dobrze w takim świecie czuli? Pewnie, że dobrze. Może złość na obecnych polityków wynika i stąd, że nie są oni w stanie przedwojennej atmosfery przywrócić. Podświadomie chyba liczyliśmy, że jak już będzie pełna niepodległość i wolność, to wróci tamta atmosfera.
W odpowiedzi Dorocie z Poznania. W „Magazynie Rodzinnym” pracowała moja żona Basia i stąd przepisy Babci E. w tym piśmie. Bardzo się obydwoje cieszymy, że po smaku przepisu poznałaś naszą Babcię.
Postanowiłam zrobić… makaron z kalafiorem. W soie śmietanowym doprawianym gałką i sambal oelkiem czy jakkolwiek się to pisze. czy jadalne- doniosę.
Doris Dittrich podeslala mi swój obraz. Ona maluje jakas dziwna, niezrozumiala dla mnie technika. Poslalem do Alicji z prosba, zeby wkleila w blogu. Niedlugo, podczas Letnich Przedstawien Teatralnych na zamku bedzie wystawa jej rzezb i obrazów. Jeli ktos ma ochote, zapraszam i zabiore ze soba. Gotowac nie trzeba. Jesli, to oczywiscie nalesniki.
Chata wolna
Pan Lulek
Przyznam się tu bez bicia, że kiedyś spytałam Gospodarza, czy rzeczywiście jego babcia miała na imię Eufrozyna 😳 Takie mi się to imię wydało bajkowe, że aż niemożliwe… 🙂
Dobra, dobra! Oddawajcie się pięknoduchowskim impresjom, a ja ogłaszam hasło dnia:
„Pan Bóg stworzył truskawki, a człowiek naleśniki!” 🙂
Inna gama imion, inne obyczaje. Ze strony ojca Babcia nazywala sie Tekla. Nie dozyla Rewolucji Pazdziernikowej. Los oszczedzil jej losu rodziny. Ze strony mamy byla Bacia Rozalia. Ta potrafila piec. Najlepsze byly oczywiscie podplomyki pieczone bezposrednio na plycie kuchennej.
Pozostaly jednak nadal piekne stare imiona zenskie, ze wymienie Barbare, Regine, Aleksandre no i oczywiscie wszelkie odmiany Marii jak chociazby Marianna. Wszystkie zreszta byly Manki.
Z nami mezczyznami jest troche inaczej. Imiona zmieniaja sie w innym tempie. Ze wymienie tylko Jerzego we wszystkich mozliwych odmianach, nie wspominajac o najnowszych
Pan Lulek
Przyznam, że już popróbowałam jak Pyra podsmażyć truskawki z cukrem i w naleśnik. Pycha. Babcia wnuczce zrobiła pierwszy w tym roku tort truskawkowy. Też pycha. Ogólnie truskawki- Pycha!!!
Tak właśnie się zastanawiam : Fruzia- to zdrobnienie od Eufrozyna? Dawno temu usłyszałam takie imię i zastanawiałam się od czego jest to zdrobnienie….
Rozalia to imię babci mojej prababci- najstarszego znanego mi przodka , zarazem najstarszego grobu rodzinnego odwiedzanego przeze mnie .Mówiono do niej -Róża.
Nigdy nie widziałam jej zdjęcia. Muszę odwiedzić potomków rodzeństwa mojej babci. Po wojnie uciekając przed Ukraińcami, NKWD i nową polską władzą (pradziadek był w partyzantce dowódcą oddziału ,pseudonim Wilk)przenieśli się całą rodziną na drugi kraniec Polski zostawiając w domu moją babcię z dwójką najmłodszego rodzeństwa. Może tam się coś uchowało….
Dziecko wreszcie przyleciało!!! A ja w pracy 🙁 . Tyle mojego, że przytuliłam i obejrzałam (schudło). Przez trzy tygodnie będziemy w skupionym komplecie.
Dzisiaj wieczorem pizza po mojemu na cześć. Jutro małe dostaną tort z okazji dnia dziecka (nie mojego wypieku, to ma być przyjemna niespodzianka). I truskawki, truskawki, truskawki.
Pyro, możesz napisać o truskawkach z masłem? Ile czego i jak długo smażyć?
Moja babcia miala na imie Genowefa, a dziadziu Bartlomiej. Jak dzisiaj te imiona cudownie brzmia! Teraz nawet Jan brzmi ladnie, a lata temu jakos nie.
Dzisiaj podejmuje rodzinke, mieso na steki i ziemniaki do pieczenia juz kupione, salata slodkie i jakies wimo to maja przyniesc ze soba. BBQ to obiad latwy, dla panow marzenie, dla mnie ulga, bo to ONI kucharza.
Ide „ogarnac” domek i Do Dziela!
Buziaki dla wszystkich, ze szczegolnym uwzglednieniem Pana Lulka.
Tuska
Podsyłam Wam, co zastałam w poczcie, a Pan Lulek napisze do tego komentarz.
Przestało padać i jest 20C 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/dreamscape_cobh_II.jpg
Alex, a ty z choinki sie urwales?
Jak tak, t zapraszm do mojej kuchni, codziennie maja byc 3 wyszukane posilki, pieknie podane i kuchnia wysprzatana ba blysk!
Po gotowaniu i sprzataniu to moze pan odejsc do suteryny (sutereny?).
Zobaczymy jak pan dlugo wytrzyma.
Oczarowana swoim pomyslem.
Tuska
U mnie w domu babcie i prababcie Stanisławy oraz Józefiny. Dlaczego Mama – Genowefa? Nie wie nikt. Siostra Barbara, bo urodziła sie 4 grudnia tuz po północy i zanim Mama zdążyła zaprotestować (miała byc Elżbieta) pielęgniarki wpisały w papióry Barbara, bo jakze to, wszak pierwsza dziewczynka w Barbary święto.
I baśka nie ukrywa, że woli Barbarę, niczego Elżbietom nie ujmując. Tylko te urodziny-imieniny połączone…
Ja Alicja, bo podobno jakaś kiedyś sanitariuszka mojego wujka partyzanta opatrywała po postrzale… osobiscie nie wierzę w tę historyjkę, bo urodziłam się 18 kwietnia, a w kalendarzu stało, że jest Alojzego i Alicji. Znowu „starzy” chcieli się wykpić, ale ja od jakiegos czasu przeniosłam sobie imieninowe obchody na 21 czerwca. A co! Niestety, Baśka nie ma takiego wyboru. Barbara jest jedna jedyna.
E tam …
Jak sobie uświadomiłem przed chwilą ,że podczas pobytu w Austarlii nie sfotografowałem rzeczy najważniejszej to złość mnie ogarnia . Długa rura zawsze w pogotowiu a tu proszę wpadka. Będziecie musieli poczekać do września wtedy słowo stanie się ciałem. Ja widziałem i mogłem dotknąć . Było duże błyszczące pięknie wyprofilowane z najlepszego materiału i do tego miało trzy nogi słownie trzy.
Zaapelowałem ostatnio żeby nie wierzyć Lulkowi. Miałem powód czarno na białym ale wszystko inne o czym mówi Pan Lulek to czysta prawda jak materiał z którego wykonane jest to coś na trzech nogach . Pal diabli małe jajka ale to coś jest naprawdę duże i robi wrażenie.
Tuska ledwo wyreperowala kompa a juz zaczyna sprowadzac obce chlopy do suteryny. Skoro tak, to ja uciekam na impreze o której pisalem. Kropne sobie jakiegos grillowanca i popije piwkiem. Kielicha tez moge strzelic bo jest niedalek i z górki. Dam rade na piechote.
Po raz pierwszy w biezacym roku podarowalem sasiadce wlasna róze z ogrodu. Herbaciana. Otrzymalem w podziece komplement o nastepujacym brzmieniu. Zebys ty byl o cwierc wieku mlodszy i 30 centymerów wyzszy, to chyba bym sie nie wyprowadzala. Pomyslalem sobie, ze gdybym mial na koncie kilka melonów, to ona by tez zostala niezaleznie od kalendarza i geometrii.
Ot zycie, zycie
Pan Lulek
Haneczko, jak dziecko też nocnik, to macie jeszcze dużo czasu na pogadanie 😀
Moje juz 2 komputery stoja grzecznie pod sciana, dziecie me po obiedzie je zabierze, ja mam ma otarcie lez i przetrwanie wysluzony laptop do nastepnego weekendu.
Buziaki,
Tuzka
Tuzka ? 😯
Bobiku, czy móglbys wyjasnic o jaki nocnik chodzi. Osobiscie znam trzy zastosowania. Po pierwsze naczynie sluzace do uczenia malych dzieci wykonywania okreslonach czynnosci fizjologicznych bez uzywania pampersów. Po drugie naczynie emaliowane w którym moja mama przygotowywala zapas smalcu na Powstanie Warszawskie i potem zakopala w piwnicy. Bylo to jedyne warte uwagi dobro jakie sie uratowalo i zostalo wyzwolone w dniu 17 stycznie 1945 roku a nastepnie odzyskane nastepnego dnia.
Podobno w pewnych kregach ludzi uzywa sie okreslenia nocnik albo nocny Marek dla okreslenia ludzi, którzy pózno chodza spac.
Pieknie Cie pozdrawiam
Pan Lulek
Alicjo,
Oczywiscie, ze Tuska. To bylo takie male bu, bu.
Tuska
Oj Alicjo, siny to jestem ale ze smiechu.
Alicjo,
u mnie było odwrotnie – najpierw od urodzenia imieniny obchodziłam 21 czerwca, póżniej w latach szkolnych przeniosłam się na 18 kwietnia, żeby móc cukierki na lekcje zanieść i życzenia przyjmować, a po ukończeniu szkół wrócilam do czerwcowej Alicji. Tak że faktycznie jest nas tutaj trzy. A wydawałoby się, że to takie mało popularne imię.
Bobiku, oba dziecka nocniki potężniejsze oz matki.
W emocjach jestem niemożliwych po tak długim niewidzeniu, ale melduję się posłusznie na blogu.
Oznajmiam wszem i wobec, że Radek geniusz. Grzbiet Wirydiany obśrupał tak, że sama lepiej bym nie umiała. Dookola dal znaczki subtelne, substancji nie naruszajce. Artysta! Pyro, poklony!
Ta paskuda kombinuje mi z literami, co ona mysli, nie mam pojecia. Zglupialo pudlo.
Bylem na wernisarzu wystawy. W naszym Muzeum odbywaja sie rózne imprezy na przyklad wystawy malarstwa, rzezby, fotografii, ksiazek. Dzisiaj byla wystawa o tytule jak wyzej wspominalem. Ludzi wielu. Przemówienia miejscowych ale o dziwo i dalekich prominentów. Przyjerchala nawet pani z ministerstwa kultury, no i oczywiscie z najblizszych okolic zagranicznych. Tematyka, malarstwo, grafika i rzezba twórców zwiazanych z Poludniowa Burgenlandia i wschodnim Steiermarkiem. Poszczególnych twórców prezentowal pan, jak sie potem okazalo dyrektor miejscowego muzeum. Kazdy z twórców sam przedstawial swoje prace. W krótkich przerwach recytacje miejscowej poetki i muzyka na elektronicznym fortepianie. Historia tej poetki jest ciekawa. Po pierwsze pisze dialektem. To jest mieszanina gwary z Poludniowej Burgenlandii i wschodniego Steiermarku. Cale szczescie, ze lapalem i slowa i tresc. Potem kupilem jej ksiazke z dedykacja. Tutej jest zwyczaj, ze autor wczesniej podpisuje swoje ksiazki a czytelnicy placa na miejscu gotówka. W przerwach, mlody chlopak gral na tym swoim elektronicznym fortepianie. Wydawalby sie nic specjalnego. Az do konca prezentacji. W tym momencie na sale weszla, odrobine spózniona, mloda dziewczyna. ona miala w sobie cos takiego, ze ludzi zamurowalo. W calkowitej ciszy szla w kierunku grajacego. On, kiedy ja zobaczy zaczal nagle grac rapsodie Lista. Te, która pamietam do ostatniej nuty. Ona szla a on gral. Szla powolutku, tak, zeby z ostatnimi akordami znalezc sie kolo grajka. Pa ram, pam, pam. Pa ram pam pam. Patrzylismy na to jak zaczarowani. Ona szla a on gral. Potem byla owacja dla tych dwojga mlodych. Gdybym ja siedzial za tym keabaordem, chociaz grac nie potrafie a od drzwi zaczela maszerowac Tuska, to chyba zagralbym bezblednie Etiude Rewolucyjna
Oczywiscier zrobilem skandal. W kacie soli wisial abstrakcyjny obraz, który mnie zainteresowal. Juz wiedziale, kto to jest ten dyrektor muzeum. Podszedlem i zapytalem, kto jest twórca tego obrazu. Okazalo sie, ze jest to malowidlo dzieci z przedszkola, podarowane dla muzeum i niestety nie do kupienia. Zaczelismy plotkowac. Na sali byla jakas reporterka miejscowej prasy. Po pierwsze jednak, nie ten charm co u Marka a poza tym nie ta rura. Nie wykluczam, ze w miejscowej prasie beda fotki dyrektora muzeum asystujacego Panu Lulkowi. Koniec, konców stanelo na tym, ze w kolejny piatek odbedzie sie spotkanie Pana Lulka z dyrektorem miejscowego muzeum celem wstepnego omówiernia zalozen wystawy sztuki kurpiowskiej, w tym szczególnie slynnych kurpiowskich koronek.
W zwiazku z powazszym prosba do Marka aby ze swojej strony podjal kroki celem realizacji wymiany delegacji na najwyzszym szczeblu muzealnym. Prosze nie zapominac o dotacjach Unii Europejskiej na popieranie regionalnych inicjatyw. Postac generala Bema pozostaje nadal we wdziecznej pamieci Poludniowych Burgenladczyków. nie wspominam o bitwie pod Ostroleka.
Pora konczyc, bo juz pózno a jutro trzeba bedzie zagospodarowac eksponaty nabyte droga kupna na wystawie.
Pan Lulek
Smiech to zdrowie, Alex 🙂
Zaraz wracam, muszę obiad do kupy poskładać…
http://alicja.homelinux.com/news/Foto12.jpg
… a wpis i tak wcięło. Przynajmniej zdjecie zrobiłam.
U nas burza straszna. Na obiad bylo sushi (kupne), do popicia Ubuntu shiraz.
http://alicja.homelinux.com/news/img_4559.jpg
Dawno mnie tu nie było. Najpierw knedlikowo-piwny weekend w Pradze, nie do końca miły, bo moja Mama napędziła mi sporo strachu. Potem cały tydzień odwiedzania lekarzy. Dobrze, ze ten tydzień ma się już ku końcowi.
Dopiszę jednak moich dziadków, większość imion jest całkiem popularna: Jadwiga i Ildefons oraz Czesława i Julian. Za to prababcie znacznie ciekawsze Eufemia i Pelagia. Babcia Czesia urodziła się na Litwie i świetnie gotowała, a jak ktoś nie chciał jeść mawiała „Nie wierz gębie , połóż na zębie”. Przodkowie Jadwigi pochodzili podobno ze Szwajcarii, pojawili się w Polsce w XVIII wieku i byli skoligaceni z rodzinami Bacciarellich i Marconich i ta kuchnią się nie zajmowała, miała od tego gosposię. Niestety rewolucje i pożogi wojenne nieodwracalnie zniszczyły wszystkie rodzinne pamiątki. Ostała mi się tylko jedna karteczka z przepisem na szarlotkę pisana ręką prababci. Smuteczek. 🙁
Alicjo, czy Ubuntu nie jest zbyt „ostre” do sushi?
To i tak coś masz. Ja pamietam mojego pradziadka jak przez mgłę, byłam bardzo mała, chyba ze dwa lata miałam, jak nas odwiedził – zapamiętałam go dzięki sumiastym wąsom.
Prababcia juz nie żyła. Teraz, jak ktoś wyżej zauważył, nie ma kogo zapytać.
Panie Lulku, z nocnikiem to jest bardzo proste – to jest ktoś taki, kto dopiero teraz odpowiada na pytanie zadane o 18.31. Czyli nocny Miś. 🙂
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Kuku/photo#5206683413664654050
jak sie ogarne, dostukam, brakowalo mi Was
Teraz wszystko nareszcie zrozumialem. Gospodarz na rybach. Nie osobiscie, tylko per procura.
I wszystko jasne
Pan Lulek
Sławek na rybach ja na gołąbkach:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-06-01.html
(…) piec w średniej temperaturze (160 st. C)
No i tutok, Ponie Pietrze, jest pewien kłopot. Mojo gaździna mo ino taki story piec, we ftórym pali sie węglem abo piknym drewnem bukowym. I jak takiemu piecowi wytlumacyć, coby mioł nie mniej, nie więcej, ino właśnie 160 stopniów? 🙂
Dzień Dpbry. Nie było mnie całą sobotę w sieci i oczywiście cierpiałam przeokropnie. Wszystko dlatego, że Młodsza urządziła w domu Zakład Doskonalenia Nauczycieli i pomagało koleżankom zrobić mityczne teczki do awansu na nauczyciela dyplomowanego, czyli uporządkować „papióry” po tonie na łeb. Pracowały na służbowym laptopie (jak KotiPati) i wyłącZyły główny domowy komputer. Operacja trwała do 23.00
Wszystkich zaniepokojonych kondycją Radka uspakajam – słodyczy nie lubi i nie żebrze o nie. Dzięki uprzejmości Haneczki zamiast buszować po blogach, czytałam sobie p. Stommę Ludwika o tym, że może było inaczej (w tym i obszerny esej o Dziewicy Orleańskiej). Jestem nieźle przytłoczona erudycją Autora, ilość źródeł, na które się powołuje i ich ranga po prostu zwala z nóg. Od razu wyznacza mi to miejsce w szeregu (a może w kuchni). Czyta się to jednak zdecydowanie dobrze.
Wbrew powszechnej na naszym blogu opinii, ja nie zdycham do czasu II RP. Ilu rodaków mogło się wpisać w taką tradycję? W tamten styl? Zawsze przypomina mi się w takich sytuacjach opis RP, jaki pozostawił Wańkowicz – w końcu nie lewicowiec przecież, o zapyziałej polskiej prowincji, o braku elementarnej higieny i ogłady na wsiach galicyjskich, o zapóźnieniu cywilizacyjnym i edukacyjnym, o tym, jak jego córki tłumaczyły młodym obcokrajowcom, że nie widzą polskich fabryk, bo wszystkie są dla bezpieczeństwa pod ziemią schowane…Ech, nie chcę być aż tak zasadnicza. Niedziela przecież.
Moje Babki – Albertyna i Maria (nie Mańka, Boże broń, Maryjka) na Śląsku, Waleria w Poznaniu, dziadkowie :Jan i Augustyn, pradziadków znam nie wszystkich – jedna ze Ślązaczek była Elżbieta (Elizabeth), druga Gertruda, w Poznaniu pradziad też Jan, sym Maksymiliana, prababka Helena. Jak widać imion „rodowych” raczej nie ma. Inaczej w rodzinie mojego Męża – tam w każdym pokoleniu był jakiś Andrzej i Katarzyna (u Teścia), a u Teściowej Józef, Stanisław i Anna.
Zakonczylem instalacje wczorajszej wystawowej zdobyczy. Imie tego dziela nieslychanie kontrowersyjne. Autorka nazwala go Aniol w drodze do nieba. Jej partnwr powiedzial, ze racze upadly aniol, który usiluje sie wzniesc. Ja powiedzialem Strachy na Lachy. Calkowita abstrakcja ale przyciagajaca oko. Zostalo zainstalowane na stalowym cokole o wymiarach 3 X 2 centymetry i wysokosci okolo metra. Krótko mówiac na stalowym kiju. Z okazji zakonczenia instalacji dokonalem oficjalnie odsloniecia dziela bez udzialu publicznosci. Wydalem jednak okolicznosciowy bufet. Do tego nowe miejsce bufetowania. Poszlo wszystko. Nie zostalo ani jednego paczka. Ja zjadlem trzy a skrzydlaci goscie pozostale 9 sztuk. Radek moze spokojnie przyjezdzac. Slodycze mu nie groza.
Makaron wykonany przez Marka zostal przed chwila skonsumowany. Mówie o resztkach. Odsmazony na slonecznikowym oleju z musztarda. Odrobine dziwna kombinacja, jak to przy wyjadaniu resztek ale smakowalo. Lodówka pusta. Mozna zaczac nowy rozdzial zycia, tym bardziej, ze zameldowala sie gosposia. Calkiem zdrowa i bez kamienia zólciowego w srodku. Zapowiedziala na srode generalne sprzatanie a ja odpowiedzialem komunikatem o ucieczke za granice.
Teraz czas na niedzielne leniuchowanie z zamiarem zapomnienia o wszelkich klopotach.
Pan Lulek
Dzisiaj wszyscy świętują Dzień Dziecka i piękną pogodę. Ania zabrała psiaka na spacer, ale nad Malta dzisiaj tłumy nieprzebrane, bo jest konkurs latania i skoków do wody na „byle czym” imprezy dla dzieci robione i w lesie i nad jeziorem i w ZOO, więc ich spacer ograniczył się do naszego „psiego lasku”, a i tak piesek nie chciał chodzić, bo za gorąco. Przyszli do domu i leży w kuchni na gołej podłodze – za ciepło w legowisku, na dywanie i na poduszce. Dostał ode mnie do zabawy potężny gnat z łopatki wczoraj pieczonej, trochę ją potarmosił i dał spokój.
Na obiad dzisiaj klopsy na zimno, szparagi z wody z masłem i koktajl truskawkowy.
Gorąco!
A więc,chłodnik ( mix ); zsiadłe mleko + młoda cebulka + rzodkiewki + pomidor + ogórek, posypany szczypiorkiem. A do tego młode ( cypryjskie ) ziemniaki, podobno dobre. Spróbujemy! 🙂
Andrzeju J. – są już krajowe młode ziemniaki.Nie wiem, czy są inne, z którymi możne je porównać – chyba tylko z Pribałtyki
Pyruniu, czy możesz mi powiedzieć jak robiłaś truskawki z masłem do naleśników?
Tereso – na oko – trochę masła np duża łyżka, do tego łyżka cukru, trochę przyrumienić, wrzucić owoce sezonowe (owoce puszczą sok) i chwileczkę ten misz-masz posmażyć, może ze 3 minuty i wszystko. Owoce wkładamy w naleśnik, a sosem polewamy.
Nad Maltą (a więc i nad moim osiedlem) odbywają się w tej chwili pokazy lotnicze. Można zwariować. Wczoraj odbyły się po raz pierwszy w Polsce akademickie regaty wioślarskie na Warcie – wzorem tych, na Tamizie. Zwycięską 8-kę z Cambriedge zaproszono do Poznania. Przegrali z naszymi o kilka długości.
U nas jeszcze młodopolskich nie ma… 😉
A te cypryjskie wcale niezłe!
Pokazy lotnicze. Niedaleko od nas jest wielka baza wojsk latających w Trenton, raz bylismy na pokazach. Co Ruscy tam wyrabiali, to ludzkie pojecie przechodzi, na takich kukuruznikach, no i migach oczywiście. Prawie osiwiałam i nie chciałam na to patrzeć. Bodaj w ’87 czy jakoś tak bylismy u znajomych w Toronto na wielkie święto 1 lipca, Canada Day. Zawsze wtedy są pokazy lotnicze, odbywaja sie nad jeziorem. Mijały się dwa f-16. Błysk, wielka kula ognia i dwóch młodych pilotów …
Do nas Snowbirds co roku przylatują (w ub. roku zrobilam dla Was fotoreportaż z tego), ale jak patrzę na te ich akrobacje, to się boję, że znowu będzie błysk i wielka kula ognia.
Wszystkim dzieciom małym , dużym, starym i młodym życzenia wszystkiego dobrego. Szczeniakom też 😉
Takie krótkie filmiki, gdyby ktos miał ochotę zerknąć…
http://www.snowbirds.dnd.ca/site/multimedia/photo_gallery_e.asp
Skonczyla sie skala na termometrze. Na cale szczescie w pólcieniu, skala jest zbyt krótka, tylko 40 stopni Celsjusza.
Austria cala w nerwach. Ogloszono oficjalnie zakonczenie przygotowan organizacyjnych do ME. Teraz jest jeszcze tydzien na poprawki i praktyczne cwiczenia sluzb organizacyjnych. O dziwo, pomimo prasowych ataków paniki wszyscy zdazyli. Ten tydzien jest równiez przeznaczony na odpoczynek zatrudnionych. Beda zapychac caly czerwiec. Pogoda w dlugookresowej prognozie, cesarsko – republikanska. Zaleznie od kraju. Chyba po raz ostatni wprowadzona kontrole graniczna. Przez zielona granice beda mogly przechodzic krowy, konie, owce i inna zwierzyna ale bez ludzkiej asysty.
Rozpoczynaja sie przygotowania do okresu po mistrzostwach, zeby sprzedawac turystyke dla tych którzy beda chcieli skorzystac z bazy turystycznej przygotowanej na siedem fajerek.
Reprezentacja Austrii mieszka w sasiedniej miejscowosci. Odleglosc kilka kilometrów. Samochody i autobusy jazdza oflagowane. Gdyby byly portrety dostojników, sadzilbym, ze mieszkam w innych czasach i innym kraju.
Podlewanie na pózny wieczór kiedy wszystko troche ochlonie.
Pan Lulek
No, wczoraj mialam obiad z rodzinka, lalo co pol godziny, wiec o BBQ panowie czesto biegali z parasolami. Wszystko wyszlo wspaniale a na koniec byla sesja zdjeciowa Julii i Kuby z podrozy pozlubnej, prawie 1000 zdjec! Bylo wspaniale.
Wybiore kilka i przesle Alicji. Ona jest Aniolem, prawdz Alex?
Pa ram, pam, pam. Pa ram pam pam…ladne Panie Lulek, graj Pan!
Tuska
Dlaczego mi ten MW polyka litery????
Tuska
Te pokazy z okazji Dnia Dziecka robione są przez Aeroklub. Maszyny szkoleniowe, nie zawsze najnowsze. I na małym pułapie – to się nazywa „nad Maltą” ale przecież Malta to wąski zbiornik, tory regatowe, trochę lasu, a dokoła osiedla. Siła rzeczy większość pętli zwrotów, przewrotów odbywa się nad osiedlami. Skończyło się bez wypadku na szczęście. Te filmiki widziałam już, Alicjo, ale zawsze patrzę z przyjemnością
Doroto z Sąsiedztwa – a, bo widzisz pod Antkiem się szlachetne imię ukrywa.
A kto wie, kiedy zdrowie Bobika pijemy? Rodzina bodajże skumana z Heleną. Helenko, podpowiedz!
Lena, ślij – ilość bez ograniczeń.
A ja po południu ok 18-tej mojej sie zmywam na koncert bluesowy!!! George Thorogood! Taki prezent na Dzień Dziecka, a co.
Ci precyzyjni od latania są bardzo dobrzy, ale jak juz zdarzy sie wypadek, to równie spektakularny, jak całe widowisko. Od czasu tego wypadku w Niemczech (Ramstein czy jakos tak?) tutaj tez już nie robi sie takich pokazów jak w bazie Trenton, tylko nad jeziorem. Nie wolno narażać publiki.
Pyro, dziękuję bardzo. Jutro degustacja, lubię truskawki, zrobię je z masłem do omletu. Powinno być równie dobrze jak z naleśnikami.
Pozdrawiam serdesznie.
winno być serdecznie, choć serdesznie też ładnie, skoro uśmiech mi wykwitł na licu.
Zdrowie Bobika można by na okrągło… 🙂
Chyba jednak ustalono, że jest to 4ty października ( św. Franciszka z Asyżu ), bo to dzień wszystkich, którzy lubią zwierzaczki! 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/dzien-dziecka.jpg
Alicja – czyj jest ten świetny plakat? Albo które rodzinne dziecko przerobiłaś plakatowo?
Pyro,
Plakat Waldemara Swierzego, a opowiastka u Doroty z sąsiedztwa. Cytuję:
# Alicja pisze:
2008-06-01 o godz. 15:29
Drogie Dzieci (i ja też!),
wszystkiego dobrego w Dniu Dziecka i w każdym dniu!
Kiedy tutaj przyjechałam lat temu prawie 26, poznałam taka jedną, która jako ochotnik poduczała takich jak ja języka tubulczego. Studiowała, a dorywczo pracowała jako kelnerka w pewnej *trendowatej* knajpie. Zaprosiła mnie kiedyś do tej knajpy. Siedzimy, ja podziwiam (knajpa w przerobionym dawnych chlewie świńskim!) i coś mnie? coś swojskiego jakby. Taki plakat-obraz. Dziewczynka z wielka kokardą i naokoło mmnóstwo kolorowych motyli. I podpis: Międzynarodowy Dzień Dziecka. Waldemar Swierzy.
Hilara nadal pracuje w Chez Piggy, plakatu juz nie ma, a o Międzynarodowym Dniu Dziecka mało kto tu słyszał. Nic to! Dzwonię do dziecka 🙂
P.S. Bardzo mi się wtedy ciepło zrobiło na sercu, bo tu człowiek z daleka od domu, po drugiej stronie Wielkiej Kałuży, a tu masz. Teraz to pikus, ale ponad ćwierć wieku temu to inaczej było i naczej się czuło.
Pyro @16:28 – akurat wiem, jakie imię się za antkiem ukrywa i na pewno nie jest to Seweryn 😉
Imię nieważne, człowiek ważny! To kiedy pijemy tego „Antka” zdrowie?
Przeczytałam na Dzień Dziecka. Dzieci nie robią tego co im mówimy, tylko to, co sami robimy – http://partnerstwo.onet.pl/1489370,3505,,dorosle_dzieci_rodzicow,artykul.html .
Sławek ryb nałapał, miał naklepać i zginął, niecnota. Arkadius najadł się raków i zamilkł. Wojtek dalej na wsi, bez łączności? Muszę Pana Lulka na[puścić na chłopaków.
Nasze obiecało już dawno, że nigdy nie odda nas do tzw. domu starców.
Ja tam nie dożyję 😉
A wspomnienia mam jak najgorsze, kiedy Sarita wylądowała w takim domu, myśmy ją odwiedzali, i ona nam się żaliła, bo komu mogła? Przecież nie córce, która ją tam oddała. Według Helenki było to bardzo racjonalne. No i dobrze, a gdzie serce?
Alicjo, jak do tej pory nikt z mojej rodziny z przybytku takiego nie musiał korzystać, ale są sytuacje przerastające rodzinę. Oglądałam to z bliska. Powiedziałabym, że każda choroba i kalectwo może , a nawet powinno, znaleźć opiekę w domu. Natomiast członek rodziny z Alzheimerem czy innym otępieniem starczym , z rozpadem osobowości, jest doprawdy ponad siły rodziny, w której młodsi pracują albo się uczą. Wyjścia są dwa – jeżeli dysponuje się dużymi pieniędzmi trzeba zapewnić fachową opiekę 24 h/dobę, albo oddać chorego do zakładu, albo zdecydować się na to, że choroba pojedynczego człowieka rozłoży rodzinę w drebiazgi. Ten, kto poświęca się opiece nad takim chorym płaci własnym zdrowiem (np łamie kręgosłup dżwigając chorego) albo kończy z zupełnym rozstrojem nerwowym. Nie łudźmy się – jeżeli nawet stary człowiek miał kilkoro dzieci, to opieka i tak spada na jedno z nich. Reszta jest „zajęta”
Ja jednak jestm zdania, ze ludzie maja prawo sami o sobie decydowac. Jak zyc i jak dlugo zyc. Kiedy czlowiek dojdzie do wniosku, ze przezyl to co uwazal za stosowne, ma prawo zaprosic grono bliskich sobie ludzi, przyjaciól i wrogów, wydac piekne przyjecie i powiedziec. Teraz koniec. Doprowadzilem do porzadku wszystkie swoje sprawy i zegnam sie z Wami. Kazdy inny wariant moze byc dobry, ale nie dla mnie. Widzialem biedne i luksusowe domy spokojnej starosci. Moze byc, tylko po co.
Prosze sie nie gniewac, taka refleksja po atmosferycznej burzy
Pan Lulek
Tarzam się w rodzinie. Dziecko zachwycone odnowionym pokojem. Gwar jak na targowisku. Teraz na przykład, z pokoju którego nigdy nie nazwę salonem, dochodzi istny jazgot. Nawet nie wiem, o co się tak zawzięcie spierają, ale bardzo to lubią.
Informacja na temat walijskiego śniadania.
Otóż Iżyk jadł śniadanie nie tam, gdzie trzeba. To co jadł, potrafi być według dziecka bardzo dobre, tylko:
1. trzeba znać dobry (co nie znaczy drogi) lokal
2. darować sobie kiełbaski (podobno robią je z mięsa? zmielonego na proszek i są niejadalne lub zaledwie zjadliwe niezależnie od miejsca)
3. zamówić śniadanie wegetariańskie (kiełbaski wtedy z kukurydzy czy czegoś tam, dobre)
4. wykonać samodzielnie
Chyba przymknę drzwi.
Pyro,
na pewno masz racje, ale nasza Sarita była cholernie trzezwa umysłowo do końca i też nie taka całkiem do niczego fizycznie. I bolało ją niezmiernie, że tak bez uzgodnienia z nią… i tak dalej.
To chyba wbrew prawu, Alicjo? No jakże bez zgody, trzeźwego człowieka. Do sądu chyba
Haneczko – no i masz swój Dzień Dziecka. Dwojga dzieci nawet. Ciesz się.
To są bardzo indywidualne sprawy. Z zewnątrz proste, a od środka często niesłychanie trudne. Trzeba naprawdę dobrze znać ludzi i sytuację, w jakiej sie znaleźli, żeby oceniać.
Panie Lulku,
ja z Panem. Ja też tak bym chciała, napatrzyłam się na cierpienia moich bliskich i w razie wiadomo co, to ja przez to nie chcę niepotrzebnie przechodzić. Piękna wydaje mi się idea – zapraszamy bliskich na imprezę, żegnamy się, przecież każdy kiedyś musi odejść. A o ile lepiej w dobrej kompanii, po dobrym jedzeniu i trunku 😉
Pyro, ja szaleję ze szczęścia! W kuchni też.
Alicjo, bez zgody to u nas tylko na lewo. Kanada jest chyba bardziej praworządna?
Alicjo, taki Alzheimer nie wybiera i nie ogłasza się z wyprzedzeniem. Wybór to przywilej, nie zawsze nam dany. Moja ukochana babcia, Anna (stąd moje blogowe imię), umarła jak chciała – nagle i niespodziewanie, przy mnie. Zostawiła dziurę nie do załatania.
Pyro,
Sarita mogła dogadywać sie z córką, ale jakos tak jej było nie tak. Więc odpuściła. Uznała, ze skoro ma 90 lat i jakieś potrzeby, to niech będzie *ten dom*. Ten dom ją trochę przybił. A z drugiej strony – miała też zabawę niezłą:)
Opowiadałam Wam chyba kiedys jak to dzieciaki ze szkoły miały dla „staruszków” przedstawienie, i nie przyszły? No i po jakimś czasie Sarita, z dwoma kulami pod pachami wstąpiła na scenę i zaczęła grać Chopina?
No i nawet Ci, co podobno nie mogli wstawać, wstali po jej półgodzinnym recitalu i bili brawo.
Haneczko,
to ja rozumiem. Tylko szkoda mi tych „starszaków” jak Sarita, o umyśle jak brzytwa, tylko ciało niedomaga. Ona i tak niezle sobie radziła. Ten dom przyspieszył jej zejście, wytrzymała tam 2 lata.
Pyro, czy mój potomek posiał Szwaję? Przywiózł Makuszyńskiego, Leitbergera i Lowell.
Haneczko – nie posiał. Nie włożyłam do torby. Taka torba ze mnie.
Zagadka od Leny:
http://alicja.homelinux.com/news/Honeymoon_541.jpg
Pytanko do blogu: Gdzie jest ten pomnik i kogo uwiecznia? (pyta Lena)
Nie wygląda na gołego studenta 😉 , więc nie wiem.
moje babcie rodzone to Wanda i Helena
ta pierwsza robiła takiego karpia w galarecie.. że klękajcie narody
ale ja wtedy nie byłem zainteresowany ..szkoda
dziadkowie to Marian i Ignacy
i wujka miałem Leona ..bardzo go lubiłem
ojcu dali Teofil
to i nic dziwnego, że się zemścił dając mi imię po Matysiakach
:::
pogoda dziś pełnoletnia
pojechałem z lubą na jezioro ..popedałować rowerem wodnym
opłynęliśmy prawie całe jezioro
podobno się opaliliśmy
ano zobaczymy, jak zejdzie zaczerwienienie
Alicjo,
Ten dziwaczny pomnik upamietnia karla na dworze Cosimy Pierwszego i znajduje sie w ogrodzie Boboli we Florencji. Zwal sie on Dino Barbino.
Co za meczacy tydzien, ale za to jutro ide na koncert Leonarda Cohena!
Widzialam go na koncercie 15 lat temu, byl wspanialy!
Moi dziadkowie po kadzieli: Marianna i Szczepan zmarli w 1959 roku; po mieczu: Diadek Jozef zmarl w 1960, Babcia Kasia przezyla go o 30 lat. Zyli w separacji. Babcia z szesciorgiem dzieci w jednej polowie domu a dziadek, sam, w drugiej. Babcia pozniej zamieszkala z najmlodsza corka.
Mozna sobie tylko spekulowac na razie, ale czasami trzeba podjac decyzje, gdy kazda opcja jest bolesna. Ja bym za nic nie chciala byc ciezarem dla syna. Szczegolnie z demencja!
Domu spokojnej starosci: witaj, gdy przyjdzie moja godzina.
Moje babcie to Anna i Stefania (tak mam na drugie imię), a dziadkowie to Stanisław i Franciszek. Franciszka nie znałam, gdyż zmarł na zapalenie płuc gdy mój ojciec był malutki. Stanisław urodził się 23.01.1891 roku a zmarł 23.01.1979 r., a człowiekiem był niezwykłym choć zwyczajnym, bo zwyczajnie przyjaznym ludziom. Zaliczył siedem lat na zsyłce (Syberia i Kirgizja). Przez parę lat, jako dziecko, byłam na jego i babci Anny (nie pracowała zawodowo z wyjątkiem czasu wojny – w fabryce włókienniczej za Niemca i bez wynagrodzenia) utrzymaniu. Od dziadka nauczyłam się cenić literaturę.
Moi dziadkowie to Stanislaw i Anna oraz Wawrzyniec i Jozefa. Niedawno poodchodzili. Najpiekniejsze chwile i smaki dziecinstwa im zawdzieczam. Nie wiem, jak u Was, ale w w naszej rodzinie mowilo sie do dziadkow per „Wy”. To byl wyraz szacunku, nie wynioslosci czy dystansu, tylko pelnego serdecznosci szacunku.
Dobrej nocy i milego poczatku tygodnia zycze!
Ania Z.
Ja dzisiaj idę na koncert Georga Thorogooda (tego od rock-bluesa), ale Cohena to Ci kapkę zazdroszczę.
Nie zapomnij wziąć fotoaparatu! Ja jak zwykle – zabieram;) I sprawozdam, jak Pan Lulek.
A swoją droga to zgadnijcie, kto pierwszy zamieścił zdjęcie na tym blogu.
http://www.youtube.com/watch?v=rfyMp5t81-Q
Idę na całkiem inny koncert dzisiaj, ale Leo uwielbiam od stu lat. No, kapkę mniej. A zaczęło się od Suzanne.
To jest jeszcze lepsze.
http://www.youtube.com/watch?v=Ysp1mT55lqk&feature=related
Właśnie obudziłam się po godzinnej drzemce.Doprawdy głupota. Zamiast położyć się wcześniej spać, jeżeli upał dokuczył, to Pyra włączyła sobie telewizor. W rezultacie zasnęła i niczego nie obejrzała. Aniu Z – Cohena Ci zazdroszczę (nieszkodliwie zazdroszczę)
No, to jeszcze posłuchajcie…
http://www.youtube.com/watch?v=KDEDRpVT3q4&feature=related
Tak plotkujecie, ze spac nie mozna. Zagadki Leny nie udalo mi sie otworzyc. Szkoda.
Dobrej nocy
Pan Lulek
A ja wróciłam z koncertu i wszystkie mięśnie mnie bolą, bo niechcący człowiek podrygiwał. Cohen to cos innego, a George Thorogood – eksplozja energii. Zmęczyłam sie okrutnie. Było doskonale. Idę spać. http://alicja.homelinux.com/news/img_4587.jpg
Dopiero mogłem złożyć pierwszą wizytę od wczorajszego południa. Jakie jest pytanie w zagadce Leny? Zdjęcie jest z ogrodów Boboli we Florencji.
Kod całkiem ważny. Chciałem się włączyć do dyskusji o dziadkach z Alzheimerem. Też mamy taki problem. Już kiedyś mieliśmy, ale obecny jest dużo gorszy. Trzeba dźwigać ponad siły i wysłuchiwać obelg, a także różnych propozycji. Jest opieka 4 godziny na dobę. Z jednej strony jest bardzo ciężko, a podopieczny i tak nie wie, gdzie jest, ani nie rozpoznaje osób wokół siebie, więc można sądzić, że w domu opieki czył by się tak samo. We własnym łóżku, gdy się go położy, sądzi najczęściej, że jest w pociągu i boi się przejechać Gniezno. Ale z drugiej strony o oddaniu do domu opieki jakoś nie potrafimy myśleć. Nie jesteśmy nawet w stanie zdefiniować przyczyny. Po prostu chyba tak sobie myślimy, że jeszcze trochę wytrzymamy, a potem zobaczymy.
Znalazłem pytanie. Na zdjęciu jest fontanna Bacchusa. Nie pamiętam autora. Wiekszość fontann i figur w Ogrodach Boboli jest dziełem Bernarda Buontalentiego, ale kilka postawił Giambologna. Sądzę, że to Buontalenti, który poza tym lepiej pasuje do tego Blogu, bo jest autorem technologii produkcji lodów!