Nie ma mnie tu, bo poszedłem na piwo
To wyznanie jest całkiem prawdziwe. Dziś odbywa się ostatnie wiosenne (choć w śniegu po kostki) zebranie Klubu Piwnego. Po nim nastąpi przerwa aż do jesieni kiedy to członkowie Bractwa wrócą ze swoich wsi i znów będziemy się spotykać nad kufelkiem.
Okres letni nie jest jednak pozbawiony rozkoszy życia towarzyskiego. Tyle tylko, że nie piwiarni a na łonie natury. Zdecydowana większość z nas ma domy w tej samej gminie pod Pułtuskiem. Tam jednak z powodu zmiany klimatu i otoczenia zamiast piwa pijamy wino. (Choć niektórzy wola inne trunki.)
Aby jednak nie wypaść z rytmu i utrzymać się w aktualnym temacie przytoczę tu tekst o historii piwa. Jeśli niektórzy z Was rozpoznają jego fragmenty (większe lub mniejsze) to nie złośćcie się. Są wśród nas i nowicjusze. Umówmy się więc, że to tekst dla nich głównie. Choć postaram się tak go przerobić, przenicować, by wyglądał jak nowy. Tego nauczył mnie pewien krawiec mężczyźniany przyjaciel Lejzorka Rojtszwanca, który z kolei jest moim przyjacielem (literackim). No to do dzieła.
Brat Arnold urodził się w małym miasteczku Tieghen w 1042 r. i nic nie wskazywało na to, że jeszcze w tym samym wieku trafi na ołtarze. Gdy – jako piękny młodzianek – znalazł się za klasztornymi murami, okazał wielki talent nie jako kaznodzieja lecz jako piwowar. Belgijscy mnisi sto lat przed tymi narodzinami odkryli, że napój z jęczmienia jest nie tylko smakowity, pozwala łatwiej zbliżyć się i porozumieć z Bogiem lecz także ma wartości odżywcze oraz zdrowotne. Produkcja piwa wymagała bowiem wielogodzinnego gotowania brzeczki. Siłą rzeczy napój ten pozbawiony był wielu bakterii znajdujących znakomite środowisko w wodzie rzecznej a nawet źródlanej.
Średniowieczną Europę nawiedzały co pewien czas epidemie cholery. Księża i zakonnicy w kazaniach wytykali wiernym, że grzeszą a Pan zsyła na nich kary pod postacią zarazy. Tak było i w Belgii pod koniec XI stulecia. Brat Arnold, wówczas mnich z Oudenburga, postanowił ratować swe owieczki od epidemii cholery. Zakazał pić wodę czerpaną z rzeki a nakazał wszystkim raczyć się piwem. Kroniki nie zanotowały jak na tym wyszedł finansowo klasztor ale odnotowano skrupulatnie, że cholera ominęła Oudenburg. Jeszcze w tym samym stuleciu brat Arnold zyskał przed imieniem dopisek św. a piwowarzy ogłosili go swym patronem.
Od tej też pory belgijscy benedyktyni, a potem trapiści zajęli się produkcją piwa nie tylko na potrzeby klasztorne. Interes kwitł ku chwale bożej i zadowoleniu wiernych. Rosła też zamożność klasztorów i brzuchy mnichów. Do dziś klasztory w Westvleteren, Westmalle,Orval i Chimay zajmują się piwowarstwem przysparzając – jak sądzę – wiernych smakoszy.
Minęło kilkaset lat od epidemii w Belgii gdy profilaktyczne znaczenie picia piwa znalazło naukowe potwierdzenie. Tym razem miało to miejsce w Londynie. W 1854 roku cholera zaatakowała miasto nad Tamizą. Doktor John Snow pełniący swą medyczną posługę w dzielnicy Soho zauważył, że wszyscy jego pacjenci zaopatrują się w wodę z tej samej ulicznej pompy.
Doprowadził do jej zamknięcia a ludzi zmusił (nie wydaje się by miał z tym specjalny kłopot) do zastąpienia wody piwem. I tak pan doktor pokonał cholerę.
Na ziemiach polskich znano ten napój już za czasów powstawania państwowości. W kronice Galla zwanego Anonimem jest mowa o piwie, którym częstowano gości podczas słynnych postrzyżyn w domostwie Piasta. Parę wieków później polski książę Leszek Biały usprawiedliwiał się przed papieżem z nieobecności na kolejnej wyprawie krzyżowej argumentując, że żyć bez piwa nie może. W Ziemi Świętej zaś napoju tego nie ma. Nawiasem mówiąc Leszek Biały nie uniknął gwałtownej śmierci mimo częstego sięgania po kufel. Zamordowano go w łaźni pod Gąsawą, gdzie w towarzystwie innych książąt raczył się zapewne złotym płynem.
Na koniec zdanie wyjaśnienia gdzie początek tej piwnej epopei. Otóż uczeni stwierdzili, że już 6 tysięcy lat temu w kraju Sumerów leżącym między Tygrysem a Eufratem warzono i pito piwo. Odczytany współcześnie „Hymn do Ninkasi” , a była to właśnie bogini piwa, stanowi pełną recepturę produkcji napoju. Ojcem wynalazku był czysty przypadek. Wysuszone ziarna jęczmienia zwilżone deszczem przeszły naturalny proces fermentacji. A człowiek ciekawy nowych smaków spróbował tego co sam Bóg mu podsuwał. I okazało się, że to piwo!
Na koniec łyk statystyki: Najwięcej piwa wypijają Czesi – ponad 160 l rocznie na statystyczną głowę. Drugie miejsce zajmują Irlandczycy – 150 l. Trzecie Niemcy – 140 l. Potem są Austriacy, Belgowie, Brytyjczycy, Duńczycy, Słowacy, Australijczycy, Wenezuelczycy, Amerykanie, Hiszpanie, Finowie, Węgrzy i… Polacy, którzy nie są w stanie wypić nawet 90 litrów rocznie.
Ale teraz my podwyższamy tę statystykę wznosząc kufle za Wasze zdrowie także członkowie bractwa „Gotuj się!”.
fot. PAP
Komentarze
Dzień dobry.
Pyra na piwie się nie zna, smakują jej ze 3 gatunki ale dobrze życzy wszystkim innym – smakuje, zdrowe jest – pijcie sobie. Dla towarzystwa mogę pół kufelka wypić z Wami.
Nie mam pojęcia co się stało ze świątecznymi porządkami, w każdym razie muszę dzisiaj co nie co uwagi poświęcić szczotce i szmacie, a także pralce.
Z pozycji przyniesionych mi z biblioteki nie podoba mi się żadna, a są tam ponoć same najgłośniejsze nowości. Widać rozmijam się ze współczesnymi gustami literackimi.
Nareszcie cos nowego.
Powolano nowe ugrupowanie pod nazwa Bractwo „Gotuj sie”. My tam juz od dawna gotowi. Az sie gotuje.
Dla uzupelnienia tematu zapodaje. Czeskim bozkiem piwa jest Gambrinus.
W Wiedniu, oczywiscie przy drodze w kierunku Pragi, jest lokal pod tym samym tytulem. Daja dobrze pojesc i popic wlasnie Piwo pod nazwa Gambrinus.
W Warszawie natomiast, na terenie dawnego osrodka CWKS. byl niewielki, przytulny hotelik z ladna restauracja w podziemiach gdzie tez serwowano autentycznego czeskiego Gambrinusa.
Pisalem kiedys, ze moim zdaniem najlepsze wiedenskie piwo Otaktingier produkowane jest w Polsce w Tychach. Tam maja doskonala wode i kiedys zyl stary piwowar, który robil to piwo. Byl to gatunek jasnego piwa podawanego w butelkach ze zlota etykietka i napisem malymi literkami, ze jest produkowane na licencji wiedenskiego Otaktingiera.
W Innsbrucku natomiast produkowane jest w tamtejszym olbrzymim browarze Kaiser Bier. Salzburg ma Stiegel, Kaerten Goessing, Steirmark Puntigam i tak dalej i tak dalej. Co land to kilka koronnych gatunków. Nawet tam gdzie jest wino, produkuja piwo.
Jadac do Polski poprzez Czechy i Morawy, co chwila trafia sie na browary z charakterystycznymi kominami.
Produkcja piwa, poza piwoszami i kuflami do piwa, jest w domu z czego wypic, daje inny produkt mianowicie drozdze piwne
Ech lza w oku sie kreci a nerki szaleja.
Pan Lulek
Dawno temu gdy czescy przewoźnicy zabierali z mojej firmy gałęzie z lasu , przywozili wspaniałe piwa z okolic Brna. Były to najlepsze piwa jakie piłem, nazw niestety nie pamiętam 🙁
Wczoraj z sąsiadem wypiłem leżakującego ponad dwa tygodnie w mojej lodówce Hainekena.
Okazuje się ,że zimą do piwa wcale mnie nie ciągnie. Pozdrawiam wszystkich , zaraz podjedzie samochód i wyruszam w podróż trwającą trochę mniej niż podróż bohatera Odyseji. Tylko 13 lat…
Panie Lulku. Wczoraj 21:13 pytałam pana o profil szyi. Być może jest to
zbyt wielka śmiałość z mojej strony , ale pozwalam sobie pytanie
ponowić, albowiem mogę nie spać kolejnej nocy , targana wątpliwościami.
No chyba że chce mieć mnie Pan na sumieniu.
Od czasu do czasu, z różnych okazji, u Owczarka wznoszę piwne toasty swoim kufelkiem. 🙂
Pozwólcie, że pod tekstem Pana Piotra zawołam; w Wasze ręce! 🙂
a.j
Dzien dobry! O jakze mi sie piwa zachcialo! Ale odkad jestem w Austrii liczy sie tylko Stiegl, najlepiej pity w przybrowarnym muzeum i gospodzie, w Salzburgu. Wczesniej bardzo lubilam tez Tuborga, ale Stiegl zdeklasowal wszystko, nawet Wielkopopowickiego Kozela.
Jesli ktos bedzie w Pradze, polecam wizyte U Czerneho Wole, miedzy Pohorelcem a Hradczanami, tam podaja Wielkopopowickiego i pyszne kielbaski. Siedzialam tam kiedys caly dzien pod sciana i obserowalam, jak roznojezyczne towarzystwo zmienialo sie przed moimi oczami, niczym w teatrze.
A jakby sie ktos do Kopenhagi zapedzil, koniecznie Long John Jazz Pub, bodaj na Stroget, w kazdym razie gdzies w centrum. Fantastyczna muzyka na zywo, juz od poludnia, mlode chlopaki grali jazz a ludzie tanczyli w lokalu i na ulicy. No i Tuborg do tego.
No i jak tu dzis pracowac, kiedy inni piwo pija? Hmmm?
Nie mam najlepszego humoru. Mówiąc szczerze musiała mnie ukąsić jakaś szalona mucha albo coś, bo mnie nosi. Nosi mnie paskudnie, a wyżyć się nie ma na kim. I nawet pewnie nie ma za co. Czy to ma związek z przesileniem wiosennym? Może za godzinę, dwie mi przejdzie/
Pyro, mnie w takich sytuacjach pomaga odglos tluczonego szkla. Wybieram sobie jakis nielubiany talerzyk bez kompletu, jakas uszczerbiona miske czy inny szklany przedmiot i baaardzo nieuwaznie go myje, wycieram itp. Paru takich „kandydatow” staram sie miec na wypadek potrzeby zawsze w poblizu. Doprowadzenie do stluczenia dziala jak najlepsze lekarstwo 🙂 Kiedy samopoczucie zle, o wypadek nietrudno, wiec lepiej stracic cos nielubianego i niepotrzebnego, niz emocjonalnie cenny przedmiot.
A bo nikt nie gada! No to zamiast ciskać się po chałupie ze szczotką i pralke wyzywać, poradź madame jakiego patenta na mielone, bo mi się dzik rozmraża.
Ooo, jak przyjemnie! Aż dwie rzeczy, które lubi tygrysica – Lejzorek (mam półwiecznego i pożyczam) i piwo.
Dawno temu, bo w czasach średniego Gierka, zwiedzaliśmy ekipą klasztor w Krzeszowie. Napasłszy ducha, chcieliśmy zadbać o ciało. Niezbadane były meandry peerelowskiej rzeczywistości. Przydrożny kiosk oferował do jedzenia wyłącznie pieczone kurczaki, a do picia wyłącznie piwo. Kurczaki wprawiły nas w pełną osłupienia ekstazę, nie dość, że delikates niebywały i normalnie słabo dostępny, to jeszcze w ilościach dowolnych. Zachowały się zdjęcia, na których rozanielone my przybieramy różne pozy, niewątpliwie pod wpływem. Nie pamiętam jakie to było piwo, zresztą wtedy piwo funkcjonowało jako piwo (pamiętacie „żółty ser”?).
Z różnymi gatunkami zetknęłam się w Paryżu. Piwna knajpka nawiedzana przez harleyowców, w beczkach i na półkach cały świat. Obsługiwała ten interes jedna panienka obdarzona fenomenalną energią i pamięcią. Byłam w dużym towarzystwie, każdy brał co innego, żeby jak najwięcej posmakować. Piwa były pyszne, motory piękne. Przeskok z PRLu oszałamiał bardziej niż piwo.
Dzisiaj piję różne, ulubionego nie mam. Unikam tylko ciemnych, robię się po nich dziwnie ciężka.
Pyro, ja wściekliznę topię w ziemi. Jak poryję w ogródku to całe paskudztwo ze mnie spływa. W miesiącach nieogródkowych wyrzucam rzeczy, czyli robię porządek w nagromadzonym barachle. Nie sprzątam, do sprzątania trzeba uczucia, tylko z furią wywalam.
Na piwo to ja Was zapraszam do Bawarii! Chlodne, perliste, prosto z beczulki. Najbardziej lubie pszeniczne. Dzis zaswiecilo slonce, temperatura sie podnosi i tylko patrzec jak bawarczycy w ogrodkach piwnych zasiada i delektowac sie beda pysznym piwem.
Grazyna !
Oto wlasciwa odpowiedz. Profil szyi musi byc odpowiedni czyli wlasciwy. Kazdy gotujacy ma swój wlasny profil szyi i ten jest dla niego najwlasciwszy. Ta chustka, tylko nazawa sie tak. W rzeczywistosci jest to bialy bawelniany recznik, noszony na wspomnianej szyi w aktualnie modny sposób, to jest zlozony we dwoje i zalozony w formie stryczka na szyje. Zawiazany w ten sposó nie gubi sie ani zapodziewa i nie mozna uzyc go dla przenoszenia goracych naczyn. Podczas gotowanie ociera sie nim wystajace spod odziezy ochronnej czesci ciala. Mozna rowniez stosowac na planie filmowym.
Potem dla wszystkich w tym dla meg_mag, napisze komentarz o hotelu Fux w Salzburgu i tamtejszym piwie.
Pan Lulek
Dziękuję Panie Lulku za wyczerpującą odpowiedź . Zaraz poćwiczę to wiązanie. Na razie zostawiam cztery piwka
Dzień dobry
O piwie to ja niewiele mam do powiedzenia toleruję tylko jako składnik potraw .Może jakbym więcej szukała i próbowala to i wyodrębnilabym jakies które by podeszło i mogłabym choć pół kufla do towarzystwa jak Pyra.Poprawcie mnie jeśli mam przestarzale informacje ale w Polsce piwialnie to takie mordownie.Tylko piwo i byle co na dodatek- zaznaczam: to doświadczenia sprzed ok. 10 lat. Gdy mieszkałam w Wilnie bardzo mi się spodobało, że do piwnuchy jak to nazywają rosyjskojęzyczni mieszkańcy chodzi się całymi rodzinami i zamawiajac piwo od razu obligatoryjnie dostaje się wedzoną rybę i grzanki czosnkowe. Gdy powiedziałam swemu koledze ,że w Polsce idzie się na piwo a nie na jedzenie, no przynajmniej na prowincji, on na to ,ze przecież pic piwo to można w domu, do piwnuchy chodzi się po cos innego.
No i jeszcze jedno wspomnienie wilenskie- a propos wypowiedzi Meg-mag.
Parę lat temu w tym przepięknym mieście para szalonych, młodych ludzi otworzyła taki punkt? sklep? gdzie za niewielką odpłata mozna było rzucić sobie np. talerzem, radiem czy telewizorem tudziez pokopać dowolne przedmioty. Niestety dosć szybko zamknęli interes.Okazało się, że ludzie zdecydowanie bardziej wolą tłuc swoje własne…
Grażynko, piwa nie pijam ale Cztery Piwka są super. Taka skoczna muzyczka w sam raz do dzisiejszego słońca 🙂
Panie Lulku, dziekuje, czekam z niecierpliwoscia.
Grazyna, ja cos czuje, ze my sie musialysmy nie raz w porcie gizyckim albo jakims innym mazurskim minac:) przez dobre pare lat, co sierpien plywalam od portu do portu, tzn. hmmm, od tawerny do tawerny.
Malgosia, ze tez ja o takim przybytku nie wiedzialam 🙂
Iżykuy – dzik , chudzizna jest, więc do mielonego trzeba by ociupinkę słoniny albo innego boczku skręcić, bo inaczej mięsiwo twarde być może. Nie wiem, co masz zamiar z mielonym robić, może by tak klopsa czyli pieczeń rzymską?
Do sosu nie zapominaj o jałowcu. A tak w ogóle to mnie byłoby chyba szkoda dzika w maszynkę. Zaraz , zaraz coś mi się przypomniało – to jakoś tak: mięso zmielone przez najgrubsze sitko, przyprawione jałowcem, estragonem i rozmarynem z 2 jajami wbitymi w masę, cebuli skąpo, czosnku ze 2 roztarte ząbki, masa na warstwie tartej bułki rozklepana na placek, na masę wzdłuż położyć piękne grzyby, jakie kto ma, zwinąć mięso w rulon, ułożyć w rondlu, pokryć z wierzchu paskami słoniny, pod spód trochę tłuszczu i 0,5 szklanki wody i do pieca.
Wróciłem z dalekiej podróży.
W zyciu jak w piosence.
Sunrise sunset
http://www.kulikowski.aminus3.com
Ja bym stamtąd tak szybko nie wróciła.
Dzisiaj rozpolitykowala sie „Polityka”. Jeden Pan Redaktor. Nazwiska nie wymienie. Pisze sie na Ch. ubolewal, ze zadne 18 latki nie chce wdawac sie z nim w lamanie postulatów RPO. To jeszcze moznaby puscic plazem. Bardziej na calego poszedl nasz Gospodarz. My juz wiemy, ze pod ta piwna zdawaloby sie pokrywka melduje sie do glosu Polska Partia Piwa. Chyba byla taka. Zapomnieli tylko, ze nie mieli wlasciwego sekretarza, który potrafilby napisac im program i przepili caly interes. Mysl jednak jak sie okazalo nie zmarla odradzajac sie pod postacia Ugrupowania. Napewno jednak w pelni odrodzi sie pod nastepujaca nazwa.
ODRODZONA PATRIA PIWA
Skrót znakomity, nosny, dobrze bedzie mozna skandowac. OPP, OPP itd.
No i jak ja mam zaspokoic Ciebie meg_mag z Twoja ciekawoscia, kiedy Ty nawet nie mozesz pamietac, ze bylo kiedys cos takiego jak PPP.
Przyjdzie czas, to zaspokoje Twoja ciekawosc.
Pan Lulek
Panie Lulku, to była PPPP – Polska Partia Przyjaciół Piwa.
Teraz, to juz sam nie wiem czy palnalem byka czy tez nie. Co lepsze
PATRIA czy tez PARTIA:
Los pokaze
Pan Lulek
No, ciut minęło (zapaliłam sobie. Niepalenie fatalnie wpływa mi na charakter). Nadal jednak nie jestem aż tak łagodna, żeby docenić urodę Marka krajobrazu. O nie. Jeszcze nie ten etap . Nie czas na „krainę łagodności” Dawno, dawno temu i ja szlajałam się po mazurskich jeziorach, nad którymi nikt jeszcze nie słyszał o tawernach. Szczęście było wielkie, jak w gospodzie GS udało się coś zjeść, a na wsi kupić jajka. Fart i pieniądze zapewniały czasem obiad w jakimś Wczasowisku. Pływaliśmy Omegą, trzymaną normalnie na jez. Goclawickim (byliśmu współwłaścicielami tego transatlantyku) i z zazdrością patrzyliśmy na śliczny jachcik z dwuosobową kabiną i wdzięczną nazwą „Dupeńka II” spotkany w Mikołajkach. Furda nazwa i kabina – on miał dakrylowe żagle!!!
Klopsów rzymskich to chwilowo raczej nie. Sam nie wiem 🙁 Jakaś musaka, jakiś przekładaniec, jakies coś? I pyfko
A w mikołajkach to mnie sie, madame, kiedys wzięło i urodziło 🙂
No, coś Ty, Iżyk? Myślałam, żeś Ty mój krajan w połowie – Twój Vater na Halembie fedrował, a mój Stażik w Walentym Wawlu i stryjce tyż na Walentym? Tylko Heinrich sie w Pyrlandii ożenił i tam osiadł.
🙂
zmajstrowany w kamieniu nad bełdanami, noszony w rucianem i ukcie, a urodzony na najbliższej porodówce 🙂
Uchachałem się Madame 🙂 Nie mam też brata. Przez pewien czas uczyłem się w Dąbrowie Górniczej ale ten epizod, jak widać, nie złamał mi zycia.
Tej halemby to tylko heston potrzebował dla zartu, zeby wspominki smaków dziciństwa miały tę jego alchemiczną dramaturgię 🙂
Tak czy siak- buziak!
I ładnie to naiwną niewiastę bajerować? Tak myślę nad dzikiem… a jakby zabawić się po niderlandzku w „trzy kapusty”? (biała, pekińska i kwaszona ) trzy warstwy a między nimi dzicze co nie co? Przy czym pekińska na samej górze, bo najdelikatniejsza. Sosem to wszystko holenderskim zalać i w piecu uprażyć? Nie zapomniec w warstwę kwaszonej przygarść śliwek wrzucić. Już Ci więcej niczego nie wymyślę, niecnoto. Nie chce mi się.
No, no…? I z holendrem? gdzie to znaleźć, jak to zwą, bo gugiel nie zna trzech kapust?
hej! trzy kapusty! hej!
i mi się to podoba Pyro
zrobię sobie na pożegnanie zimy jako takiej
jeszcze może nie teraz, ale lada moment
Iżyk – nie wiem gdzie to znaleźć. Czytałam gdzieś, ideę zapamiętałam i tak nikt z nas się ściśle przepisów nie trzyma;
trzy kapusty przypomina mi inny misz-masz
nazywa się to karelski garnek
tyle, że tu używa się trzech gatunków mięsa
w kostkę i doprawionych
a przełożonych grubymi plastrami cebuli
podlewa się rosołem i wsuwa do piekarnika na 2-3 godziny
niespiesznego, przykrytego zapiekania
pod koniec bez przykrycia dla odparowania
A Ty, Brzuchu, znasz to?
Karelski garnek z trzema rodzajami mięsa, to będzie… Niech pomyslę. Pewnie:
1.Karibu
2. Niedźwiedź
3. Karelski pies niedźwiedzi
plus snieg 🙂
zaraz Ci poszukam co i jak
ale prawie jesteś w sednie
:o)
1. karibu ..baranie!
2. niedźwiedź (najlepiej taki wieprzowy)
3. pies w systemie wół
:::
PS
robiłem to wielokrotnie
pycha!
:::
choć to fińskie, to nie świństwo
zwie się Karjalan Paisti
z Halbańskiego zaczerpnąłem swego czasu ten przepis
:::
podsmażane ziemniaki i piwo!
:o)
Pewnie sanie z uprzężą jeszcze trzeba zmielić? Szyszkiewicz napeeeewno to gotuje 🙂
ja zaraz kończę sesję, a wieczorem znów bedzie problem na łączach. Ty ją tu uwódż, baw i zagaduj, bo za godzinę zejdą się kumy i znów znów o spiskach, rokoszu i konfederacjach. Zobaczysz! za kwartał p. Basia będzie się z witryny patelnią zamierzać 😉
Bosz, jak mnie ten Bobik martwi, taki niokreślony.
ale jakieś cebule, czosnki i chrobotki reniferowe?
Nie ma mnie tu, bo poszedłem na piwo….
gugiel wyżuca nazwę pisaną razem, ale tylko w opisie.
A.Szysz. Od raz żem wiedział, że wysttarczy tylko lekko opuszkami po stole, a nożyce się odezwą 😉
Hurrra!
dziś ukazał się mój tekst w magazynie KUCHNIA
napisaliśmy go z Włóczęgą
o krzeszowskich smakołykach
i o Krzeszowie i krzeszowianach
Nie ma mnie tu, bo lecę za róg po piwo! Ze też takie tematy z rana, człowiek ledwo wstał…
Gratulacje Brzucho! Można to przeczytać w sieci? Albo inaczej – kiedy będzie można przeczytać w sieci?
niestety, w sieci tylko zajawka
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,87978,5048230,U_bram_Roztocza__Krzeszow.html
Brzucho !
Nic nie rozumiem z Twojego biadolenia. Moze to i zajawka.Tyle, ze kompletna. Czy ta Kuchnia to jest czasopismo czy cos innego. Zdradz tajemnice i podaj jak by tu im zalazic za skóre.
Nie zapominaj jednak, ze nawet piszac powinienes nosic spodnie w pepitke.
Salzburg, to bylo kiedys moje miasto. Cale dwa lata i równe 300 kilometrów samochodem od mojego domu w okolicach Wiednia. Tam w poblizu Glównego Dworca jest niewielki przytulny hotelik Fux. Tak maly, ze nawet na sniadanie wysylali do pobliskiej kawiarenki za rogiem.
U nas otwarto niedawno najmniejszy hotel. Sklada sie z jednego apartamentu, baru, sali jadalnej i hallu. Zamówienia przyjmuja z kilutygodniowym wyprzedzeniem. Cena do uzgodnienia. Wolno zabierac ze soba domowe zwierzeta. Platnosc za zaliczeniem. Rodzaj jedzenia i napitki na zamówienie. Obsluga, cala wieloosobowa rodzina.
Dobre dla emerytów i na dyskretne skoki w bok.
Mozna oczywiscie zamawiac dowolne gatunki piwa.
Ta partia miala cztery P bo jeszcze nie bylo to w Unii Europejskiej. Obecnie mozna zrezygnowas z dwu P pozostajac przy nazwie
ODRODZONA ( PARTIA, PATRIA) PIWA czyli OPP
Pan Lulek
Panie Lulek – nie wybieram się do św. Michała, ale gdybym się wybierała i tak wniosę aplikację na przydział łóżka po Marku (chyba po naprawie wytrzyma mój ciężar). Nawet uzgodniona z austriackim hotelarzem cena nie jest kusząca dla kogoś, kto w ramach zwaloryzowanej emerytury otrzymuje 200 europapierów. Tak czy owak nie wybieram się. Może za parę lat zrobimy zjazd w Burgenlandii i wtedy będziemy kombinować.
zajawka, bo cały tekst to 9 stron ze zdjęciami
a w sieci tylo dwa przepisy
:::
KUCHNIA to miesiecznik kulinarny
Brzucho,
Czy to będzie w kwietniowym numerze Kuchni (jest już w kioskach), czy jakimś późniejszym?
w kwietniowym, który dziś się pojawił w kioskach
nie chwaliłem się rano
bo musiałem sprawdzić, jakie poszły zdjęcia
czy wstydu nie będzie
Brzucho,
nieśmiało podaję pomysł, żebyśmy i my za granicami mogli poczytać – zeskanować i przesłać do mnie emailem skany, a ja wrzucę w naszym /Gotuj_się .
Co Ty na to Brzucho?
Pyro !
Lózko oczywiscie zregenerowane czeka na jazde próbna. Pardon przebieg próbny. Dla Ciebie mieszkanie w nawet tak drogim i luksusowym hotelu wykluczone. Przypuszczam zreszta, ze i mojej miesiecznej emerytury nie starczyloby na jedna dobe. Zaznaczam, ze jest ponadto u mnie loze pancerne na którym swego czasu spaly cztery osoby róznoplciowe. Ale w wieku powyzej 18 lat. Tak przynajmniej twierdzily. Osoby te zasiedzialy sie przy dobrym winku, zapomnialy rozbic namiot, w nocy przyszedl deszcz i pozostalo im tylko rozwiazanie dorazna. Loze wytrzymalo. W przeliczeniu na gramature, to bylo mniej wiecej szesc razy tyle ile Ty stawiasz na wadze.
Marek, to byla historia zwiazana z innym lózkiem i wyjatkowymi jego talentami.
Pomysl Zjazdu na moim terytorium godzien przy okazji obgadania.
Brzuchu ! Udostepnij Twoje dzielo calej ludzkosci. Swoje honorarium i wierszówke skasowales i spokojnie mozesz rozpowszechniac a Alicja udzieli pomocy.
Pan Lulek
Pyro,
czy wiesz, że ONZ ogłosiła rok 2008 rokiem pyr?!
spokojnie, jakoś zaradzę, aby posadzić tekst w necie
trochę szacunku dla wydawcy się należy
więc tak zaraz za jego plecami nie będę kombinować
ale wiem z doświadczen znajomych
że da radę :o) …w duchu wzajemnego zrozumienia
:::
tekst od roku czekał na swoją kolej
poprzednią wiosnę, trochę przegapiliśmy
a potem nie weszliśmy do numeru jubileuszowego
a potem już nie była wiosna itp itd
Własnie mi pożarło wpis.
Nie wiedziałam Puchało. Może to dlatego Brzocho zamyślał o wiekompomnym dziele pyr w kuchni? Doskonały kucharz, gawędziarz, dziennikarz i popularyzator to on może i jest, ale co taki śledziowy chłopak może o pyrach wiedzieć? Samą teorię.
Vivat ROK PYRY !!!
Może jakie piwo z okazji wypić? Całkiem zapomniałam o dzisiejszym temacie, a przecież po próżnicy za róg 5 km nie biegałam! Po pierwsze primo, wysłałam to Super7, tylko się spiszcie, jak chcecie te Bahamy!!! Kciuki zacisnąć i tak pójść spać, bo losowanie będzie o Waszej 4 nad ranem.
Z piw to ja każde belgijskie trapistów, u nas to drogie jak cholera, więc rzadko sobie pozwalam, a zresztą wspieram nasze. Nasze polskie, wiem, że wydziwiacie, że Zywiec się zepsuł, że Tychy czy Okocim nie takie, ale mnie smakuje, zwłaszcza Zywiec i Zywiec kupuję. Tani nie jest, no, trochę tańszy od belgijskiego, ale belgijskie jest najdroższe, żeby ich kolka sparła. Butelka 0.33l mojego ulubionego leffe czy duvela – 2.70$
Dla porównania Zywiec 0.5l 2.40$ a Okocim i Tyskie deczko tańsze, 2.35$. Nie myślałabym o piwie, bo podobnie jak Marek piwo lubię latem, ale jak rozpuściliście ozory, to co miałam robić?! O tutejsze piwo i jego ceny mnie nie pytajcie, bo nie tykam, ten koń ma zdecydowanie chore nerki.
Panie Lulku, w Austrii pijaliśmy Puntigamera i Gossera (o z dwiema kropami nad), bywa w naszych sklepach alkoholowych, ale rzadko. Jak się pojawia, natychmiast kupujemy, z sentymentu. Natomiast prawie zawsze jest Stiegl, o którym wspomina meg_mag, w litrowych butelkach, bardzo przyzwoita cena, akurat udało mi się zapomnieć, ile kosztuje 🙁
Czasami kupujemy, bo dobre.
Ktoś napisał, że w dawnych niesłusznych czasach mówiło się „piwo”, a co na etykietce, nieważne. Prawda i nieprawda – pamiętają niektórzy fulla wrocławskiego?! To było bardzo dobre piwo, niestety, rzadko kiedy „rzucali”. Powiedzcie jak to było, że nawet zwykłego piwa pod koniec lat 70-tych brakowało, wyprodukować nie zdołali czy co?!
Pyro,
mimo że Ty piwa niespecjalnie, ja za Ciebie Zywcem wznoszę za pomyślność Roku Pyry! Niech nam się!
P.S. Brzucho, a nie przesadzasz Ty z tym „kombinowaniem”? Przecież nikt nie sugeruje rzucenia całego magazynu na sieć publiczną, tylko zaledwie Twój artykuł, i nie wielce publicznie, tylko dla zaprzyjaznionego grona!
Ale swoją drogą, gdyby Ci się udało takim czy innym sposobem, bylibyśmy wdzięczni!
Ja widze, ze am moja nieobecnosc zle na ilosc wpisow robi 😉
Witam wszystkich. Dzis ocieralam sie o osoby publiczne w czasie wbijania pala pod budowe nowej fabryki. O owym wbijaniu troche pozniej poki co to:
A. Ja nadal czekam na informacje coz to Alicji lezy na watrobie. Przy okazji zgadzam sie z nia po raz kolejny na temat trapistow. Mozna ich zagryzac pasujacym serem, co cieszy mnie szczeglonie.
B. Mis no co ty. To nie problem piwa w zimie, ale kara za zakup Heinekena. Jak juz nie masz co robic z pieniedzmi kup sobie Pilsnera. Znacznie lepszy. Polowa Holendor ci to powie (druga polowa przeklnie za bluznierstwo, ja sie zgadzam z ta pierwsza polowa)
C. Pyro, Izyku ta niederlandzka kapusta x3 toscie mnie zaskoczyli. Nidgy o takowym cudzie nie slyszalam. Jeszcze dodam, ze sos holenderski wcale nie jest holenderski. A do tego dzik na moussake sie sredniu nadaje, bo jak pyra pieknie zauwazyla, za suchy.
Pyro,
o jakich książkach wspominasz w pierwszym wpisie? Ja w ub. roku przytargałam trochę polskich (jak zwykle), o Myśliwskim nie będę wspominać, bo wiadomo, następna z przywiezionych książek to Eustachego Rylskiego „Warunek”. Okropnie mnie denerwowała przez jakieś 50 stron, ale coś mi nie pozwalało jej odłożyć, i słusznie, odłożyłam dopiero rano. On też rzadko pisze i wszystkie jego książki mam, ale ten „Warunek” chyba najlepszy ze wszystkiego, co dotychczas napisał.
Z niecierpliwością czekam na coś nowego Chwina, Tokarczuk, Huelle – pogonić ich czy co?!
Młodzież natomiast mnie denerwuje. Tysiące stron zapisanych i przez większość nie da rady się przebić, a ja mam naprawdę dobra wolę (i doczytuję, doczytuję!). Nie będę w czambuł potępiać, bo kilkoro zasługuje na uznanie. Pożyjemy, zobaczymy, czy poczytamy.
No to za Rok Pyry – a Brzuchowi na razie tylko gratulacje, które zapomniałam złożyć, a zdrowie i opijanie odłożymy do czasu, aż poczytamy 😉
P.S. Właśnie poskarżyłam się mojemu belgijskiemu koledze na cenę belgijskiego piwa u nas, on na to rzekł ” flemish wankers!”. Nie będę tłumaczyć, pochlebstwo to nie jest 🙂
Oj, widzę, że temat dzisiaj nie dla nieletniego. No, chyba że pod stołem bym siedział, tuż obok nogi Pana Lulka, który ukradkiem nalewałby mi czegoś zdrowego do miseczki. Tylko błagam, nic z tych paskudnych rarytasów, belgijskich owocowych. Nie na darmo jedno z nich nosi nazwę „la mort subite”, czyli nagła śmierć. Gdyby wszystkie piwa były takie, to z całą pewnością wyrósłbym na abstynenta.
Iżyku, nie martw się mną tak strasznie. Ja ze swoją niedookreślonością jestem rześki, zdrowy i apetyt mi dopisuje, a o to przecież chodzi! 🙂
Alicjo, a czytałaś „Global nation” Grzegorza Kopaczewskiego?To młody chłopak, z zawodu bodajże socjolog lub coś koło tego.Ciekawy opis młodej emigracji londyńskiej (młodzież po szkole).Ma dość innowacyjną formułę, gdyż częściowo pisana po angielsku.
Wbijanie pala oznacza w Holandii tyle co kamien wegielny w Polsce. Jeno, tutaj nic im po weglu, ze to domy na palach stoja.
Moje ulubione piwa, to(kolejnosc przypadkowa):
-Tripel Karmeliet
-Achel Blond
-Kapittel Blond
-Maredsous 10
-Rochefort 10
– La Trappe trippel
-Brugge Tripel
-Columbus ‚t IJ
-Struis ‚t IJ
-Kwak
-Budweiser (cz)
-Pilsner
-Hoegaarden Wit
-Maisel’s Hefe Weisse
-Frank Boon Gueuze
-Timmermans Faro
-Guinness Draught
-Debowe Mocne
Tak, tak za rogiem mam bar piwny z oooogroooomnym wyborem piw.
uuu…ooo… zapomnialam o Wagenings Tripel!!!
Nirrod,
postanowiłam podchodzić do Was bezstresowo i dlatego w miarę łagodnie upomniałam się, że jak chcecie te Bahamy, to kciuki i tak dalej, dzisiaj w nocy. Jak nie, to jutro jak w banku zalegnie mi na wątrobie, zakładając, że ją jeszcze mam!
I jeszcze jedno, otóż Małgosia coś o tym, że piwa nie bardzo i że „piwialnie” paskudne. Nie piwialnie, a pijalnie piwa oraz budki z piwem 🙂
Nie mam pojęcia jak to teraz wygląda, ale dobrze zapamietałam pijalnię piwa w Strzegomiu (rynek), gdzie po całodziennym nabijaniu kilometrów na nogi (praktyka w terenie) wylądowaliśmy pewnego popołudnia, roku pańskiego ’78.
Wysokie, aluminiowe stoły (tam się nie siadało, tam się stało!) w powietrzu siwo od dymu papierosowego (coś dla Wojtka z Przytoka), przy stołach typowe bractwo – zaniemówili, bo w grupie było trochę dziewczyn, a tam kobiety nie chodzą. Aromaty nie do opisania, myślę że wątpię, że towarzystwo korzystało z pewnego przybytku, na podłodze lastryko i zdaje się kanalik z siatką posrodku, pewnie traktowało się to wodą po zamknięciu interesu.
Niestety, było to jedyne miejsce, gdzie mogliśmy się napić piwa, toteż wrażenia estetyczne pochowaliśmy do kieszeni. Piwo było dobre, a może nam się tylko tak zdawało. Czy takie przybytki kultury i rozrywki nadal istnieją???
Alicjo – zaraz ci napiszę, co mi przyniesiono z biblioteki. W większości są to książki tłumaczone na j.polski, więc mogłaś to czytać w orginale. Może u Was to już nowości nie są
1. Alona Kimchi „Płacząca Zuzanna” – izraelska pisarka, rzecz o depresji
2.Joy Fielding „Szepty i kłamstwa” – cytat z okładki : mistrzowskie połączenie tajemnicy, susspensu i psychologii
3.Eileen Goudge „Drugi rodzaj ciszy” – dramat rodzinny
4.Jean Christophe Rufin „Globalia” – s.f. nawiązująca do Orwella . Świat globalny i jak buduje się wolność każdego poprzez zniewolenie wszystkich
5.Zygmunt Miłoszewski „Uwikłanie” = wyszła w „Mrocznej serii”
6.Vladimir Volkoff „Werbunek” – służby specjalne
Tylko ta ostatnia pozycja coś mi mówiła, bo była b.głośna we Francji w latach 80-tych. Po polsku wyszła teraz.
Alicjo a nie mówiłam, że piwo to nie mój temat? 🙂
Do tego jakoś moje spostrzezenia pokrywaja się z twoimi.Choć może mimo że świeższe to tez nieaktualne, kto wie?
Pyro,
jesli chodzi o Joy Fielding bardzo mi się podobała „Grand Avenue”
Eeeeeee,ja tam nie wybrzydzam i zima popijam( z przyjemnoscia) ciemne piwa.A juz w upalne lato piwko, jest niezastapione……….
no to wasze ZDROWKO 🙂
Pomocy! Pomocy!
Czy ktos umialby znalezc w Polityce (chyba zeszlotygoidniowej) artykul i zaniusxuc dka nbue kink do nbiego, bo sama nie moge wejsc nie majac prenumeraty.
Chodzi o zamieszczoiny tam wywiad z moja urocza sasiadeczka z ulicy i corka moich przyjaciol – Monika Smolar. Zadzwoinila do mnie Renatka pare dni temu i powiedziala, ze jest barzdo ladny wywiad z Monika i zebym jej przekazala jak bardzo sie spodobal. Poszlam po Polityke, ale juz nie bylo nigdzie w naszych sklepach. Mialam nadzieje, ze moze to pozniejszy numer i jak sie dzis pojawil to zaraz kupilam, ale to nie ten.
Monika wypowiada sie w jakims tekscie, gdzie opowiadaja o sobie dzieci emigrantopw 68 r., obok MOniki Smolar sa jeszcze dzieci Irenki i Janka Grossow i kogos tam jeszcze. Na Moniczce mi szczegolnie zalezy.
Wiec jakby ktos mogl mi podac linka, abym sie mogla wlamac bez prenumeraty, to bede bardzo wdzieczna.
PS A ja popieram Misia, bo najbardziej ze wszystkich piw lubie Heinekena.
W drugiej linijce tekstu dostalam dysleksji z nerw. Z grubsza chodzi mi o linka dio artykulu.
Heleno wyslij mi na kirgizi@yahoo.co.uk maila, to podam ci namiary na elektroniczne wydanie polityki
Jutro pewnie zadzwonię jutro do ZOO bo przepis Brzucha na ten garnek czyta się smakowicie. Może padło jakieś karibu….może będzie na wagę?
Musieć zrobić!!
Wiosenna zima poszła precz, śniegu nawet na podeszwach, gdzie tam po kostki! A dla Was piosnka absolutnie wiosenna
Browar zwiedzałem raz jedyny. Było to w czasach przedpuszkowych, obowiązywały wtedy butelki 0,33.
My, wtedy jeszcze młodzież chmurna i durna, wiedzieliśmy że na koniec zwiedzania przewidziane są atrakcje i że właśnie dla tych atrakcji warto tam się wybrać. Tak więc cierpliwie dreptaliśmy za naszym przewodnikiem, słuchaliśmy o beczkach, brzeczkach, chmielach
i fermentacjach ale myśli nasze ulatywały w przyszłość. Takie są prawa młodości, widzieć jasną przyszłość! A przyszłością było to co za rogiem linii produkcyjnej. Gdy już w końcu przeszliśmy cierpliwie cały proces, dotarliśmy do newralgicznego w browarze miejsca. To był ten punkt G!!
To tu na linii produkcyjnej maszynka kapslowała butelki! Czasy były siermiężne, kapsle nie trzymały parametrów, więc co któraś flaszka opuszczała linię produkcyjną będąc niezamknięta. W tym to właśnie miejscu ukryta była ta atrakcja!! Można było, wyobraźcie sobie, te niezakapslowane flaszki na miejscu!! Naprawdę! świeżutkie, prosto z linii produkcyjnej piwo wlewaliśmy w swoje spragnione młode wnętrza.
Zimne, smaczne i za darmo…..
Na wynos niestety nie można było.
Tak zapamiętałem browar w Zwierzyńcu.
tadadam, tadadam,
reklama!
Sponsorem wpisu był Browar Łomża sp. z o.o.
tadadam, tadadam
i po reklamie 😉
Usprawiedliwiając informuję że Zwierzyńca w wawie nie kupi.
Nie mógł mnie wiec sponsorować.
Coś ten sponsor ze sponsorstwem przesadził.
Źle otwiera sie link do piosnki! Ukośnik za dużo.
Będzie po staremu :
http://cz.kot.wrzuta.pl/audio/y7mtwuWANQ/basia_stepniak-wilk_-_wiosnie_nie
Heleno!!
Jeśli kupiłaś aktualny numer Polityki to uważaj!!
Jest tam o pani, którą dość wdzięcznie kiedyś nazwałaś….
Chyba jej nie lubisz? 😉
Na tej samej zasadzie, co Antka browar, młodzież w Poznaniu kochała zwiedzać Goplanę. Na wynos też nie było można, ale na miejscu – do wypęku. Oczywiście ilość wycieczek była limitowana i jakaś tam malutka część produkcji z góry przeznaczona na straty – wafelki, niedolane w formie czekoladki, połamane czekolady. Syn mój opowiadał o wycieczce w sposób zgoła euforyczny. Bliźniaczki natomiast wycieczki do Goplany sioę nie doczekały. Widocznie ich liceum nie miało nikogo „na szczeblu”przemysłu cukierniczego. Natomiast w browarach poznańskich bywały raz w roku na robotniczej dniówce 6-godzinnej, jak to nieletni. Browar poznański produkował 3 gatunki piwa „piwo jasne”, „piwo jasne pełne” i „Karmelowe”. I browar był opiekunem Liceum nr VI (tak wtedy nazywał się sponsor) W zamian młodzież szkolna – każda klasa 1 dzień w roku, w sobotę, pracowała społecznie na rzecz zakładu. Nawet biorąc pod uwagę, że nic nie umieli, to 60 par rąk (2 klasy) naprawdę dało się sensownie wykorzystać. Pracowali albo na myjni albo na pakowni. Też mogli napić się piwa ale dopiero po pracy. Chłopcy korzystali, dziewczyny raczej nie (nie było w modzie). Dzisiaj obie piwo piją, lubią i z żalem wspominają niewykorzystane okazje.
Małgoś,
ja mam nadzieję, że tych pijalni już nie ma! Pijalnie piwa i budki z piwem bardzo zle się kojarzyły, tam chadzał *element* i tak z grubsza wielbiciele piwa (piwska, mawiano z pogardą) też się zle kojarzyli. Po prostu brak kultury picia piwa i porządnych lokali temu służących. Porządny lokal we Wrocławiu to Spiż – dawna restauracja Ratuszowa w podziemiach Ratusza, a teraz jest tam Spiż i zreszta jest to browar jednocześnie. Atmosfera, wystrój, wszystko wspaniałe, tylko… nie lubię ichniego piwa 🙁
Dla mnie za świeże, a innego niż swoje nie serwują. Wino występuje w ilościach szczątkowych.
Joy Fielding to kanadyjska pisarka, Grand Avenue nie czytałam, ale coś innego, tylko to było tak dawno, że tytułu nie pamiętam. Mało czytam literatury obcojęzycznej, jeśli sięgam, to po nazwiska znane i wiadomo, że nie będzie pudła, albo jeśli ktoś, kto zna mój gust, coś poleci. Alsa od lat poleca mi znanego i cenionego Robertsona Daviesa (Kanadyjczyk), a ja do tej pory nie sięgnęłam po jego książki. Przecież zna mój gust, nie zawiodę się, to czemu nie przeczytałam ?! A bo ja wiem? 😯
Naszą wielką gwiazdą od lat jest Margaret Atwood – i też, żadnej książki nie przeczytałam, ale przynajmniej wiem, dlaczego. Otóż tej pani sporo w mediach i niestety, jest tak nudna, jak flaki z olejem, więc ja automatycznie przeniosłam to na jej powieści „z założenia”, a przecież nie moga być nudne, skoro każda jest wydarzeniem w kanadyjskim (i nie tylko) świecie literackim.
O wiele lepiej jestem zorientowana w tym, co się pisze w Polsce.
PYRO!
Muszę Ci przypomnieć o jednej książce (skoro u Doroty z sąsiedztwa było o biografiach, autobio , dziennikach itd), zapisz sobie i koniecznie, ale to koniecznie wypożycz: Wirydiana Fiszerowa – Dzieje moje własne i osób postronnych Powiadam Ci, to jest perełka wśród perełek, zapytaj Alsy – od niej tę książkę mam. Niesłychanie ciekawa postać, świetnie napisane wspomnienia, przetłumaczone zresztą z francuskiego (w tym języku Wirydiana napisała) na polski przez Edwarda Raczyńskiego. Tak jest, tego Raczyńskiego. No i tereny doskonale Ci znajome, Pyrlandia!
Nirrodku!!
Ty tu o piwach a ja gore….
Wzięłabyś się do roboty!! Daj Ulubionemu troszkę luzu!
Aparat włącz, fotkę strzel, paczkę spakuj. Wiesz, nie ma to tamto!
Są ważniejsze sprawy od wbijania pali!!
😀 anteczku ty mnie nie denerwuj. Ulubiony sam sie spakowal i sobie pojechal na 5 tygodni do Afryki, pozostawiajac mnie bez kucharza, za to z kupa roboty.
Chyba sam będę nadawał, ale co poradzę, lubię piątek!!
Jesteśmy aktualnie w fazie smakowania serów co je Kasia przytargała,
a które zostały polecone przez Slawka!
SŁawuś!! Niebo w gębie!!
Mamy jeszcze na dodatek gruszkę i carmenere – mam fazę na to wino.
A sery są takie :
Beaufort i Roquefort papillon!! Doskonałe!!
Cudo….zamienię się na myśliwską!!
Nirrod,
słuchaj co Antek mówi, toż sprawa wagi międzynarodowej… i terminy, terminy!!!
Potrzebuję dodawać więcej?! Ja też poganiam!
A Ulubiony jak tak sam do Afryki, to mógł przy okazji tę robotę spakować ze sobą, a nie Tobie zostawiać.
A propos, pytanie do Grażyny – pierwszokwietniowa jesteś? Zresztą, pierwszokwietniowa czy nie, i tak będziemy imprezować 🙂
Nirrodku! A mojej córci absztyfikant, taki jej ulubiony, właśnie tez dopiero co, wylądował gdzieś na Zanzibarze.
Został tam zesłany w uznaniu zasług, za dobrą pracę.
Ale wraca za 10 dni….
Więc mamy córcię w domu 😉
Ale pamiętaj o…..!!!!!
No tez mowilam, ze przed sobota nie zdaze. Ulubiony mojej roboty nie rusza. Pare obiadow w lodowce zostawil, a mi brakuje godzin w dobie. Nie marudzic. Powiedzialam jutro, to dotrzymam.
Mówiła że PIĄTEK!!!!
Zanzibar? Szczesciaz. To moje szczescie snuje sie teraz po wsiach w Zimbabwe… Mam tylko nadzieje, ze jutro nie bedzie musial uciekac do Mozambiku…
No, trzymamy Cię za konsekwencje, Nirrod! 😉
Podsyłam parę godzin doby, ostatnio znowu słabo sypiam.
Sprawdziłem : najpóźniej w piątek!!, obiecała.
Nirrod nalezy Ci się nallott!!!
I kocówa.
Nirrod pada na pysk i dostaje napadu paniki. Faktycznie mial byc piatek. Sytuacja zostanie naprawiona konkursowo. Opoznien sie nie planuje. A teraz do roboty. Jak ogranicze sen, to moze nawet nie spoznie sie na samolot w niedziele….
Alicjo! Bierzemy te godziny, tym bardziej że z jutra na pojutrze zmiana czasu i godzina pójdzie precz!!
A na sen podobno dobra nalewka z głogu. 20-30 kropli!!!
Kto zaśnie po 30kroplach?? 😉
Podaj numer lotu.
Zadzwonię z informacją o……
Opóźni się na 100 procent!! Zdążysz więc!! 🙂
Przestańcie już cisnąć Nirrod do jasnej Anielki. Jeszcze się nam dziewczyna zbiesi i schowa gdzieś zamiast wbijać te pale w Międzyzdrojach.
Nirrod – kamień węgielny to nie od „węgla” tylko od „węgła” czyli kąta, narożnika. Kamień węgielny to kamień narożny, na którym belki konstrukcji budynku są oparte.
Alicjo,
będę trzymać kciuki o 4, jeszcze siedzę o tej porze przy komputerze.
Olga Tokarczuk zaledwie parę miesięcy temu wydała nową książkę pt. „Bieguni” (WL), więc na nową trzeba będzie poczekać.
I moj sen o domach na weglu umarl 🙁
A nalatywac, prosze bardzo mozecie. pokoj goscinny posiadam, kanapke rowniez + sporo podlogi w duzym pokoju. Sypialni nie oddam.
… pisałam, żeby kobity nie stresować, obiecała, to dotrzyma – i wpis mi wcięło!
Pyro, za chwilę będę miała coś dla Ciebie.
Heleno,
jeśli chciałabyś mieć ten numer „Polityki”, to mogę Ci posłać, tylko podaj adres.
Pyra znowu Prusa przywołuje. 😉
Prusowy też Antek ma ważną do Nirrodka naszego kochanego sprawę więc ciśnie. Ulubiony daleko, więc można!
A z węgłami tak właśnie jest, w drewnianej chałupie jest ich cztery.
Nirrodku! jak 2×2 jest cztery, miał być piątek…….
Pyro,
na takie nastroje najlepiej czytać np. „Klub mało używanych dziewic” Moniki Szwai. Obecnie wyszła druga część pt. „Dziewice do boju”.
Wiem Anteczku, kochany, wiem, doczytalam, ze mial byc piatek. mowie, ze naprawie.
Alicjo,
czytalam i mam nawet swoja W. Fiszerową.Zgadzam się, trzeba ją przeczytać. Jeśli lubisz Pyro starsze dzieje na pewno ci się spodoba
Niruś! ok, jestem już spokojny! 🙂
mało używana dziewica? ciekawa kategoria…
Ale dużo tego napisaliście ,aż strach się stąd na chwilę oddalić, bo
potem się nie nadąży za wami. Poczytam , może zdążę do północy.
A jakże, mam „Klub mało używanych dziewic”, tej najnowszej jeszcze nie. Krytycy się pastwią nad Szwają, a ja ją lubię. Nie każda literatura musi szarpać bebechy. Odpoczynek też może być celem. Mam 3 pozycje Szwaji
Jak się człowiek spieszy…
To tylko tak na chybił trafił wybrane fragmenty, Pyro:
http://alicja.homelinux.com/news/Wirydianna/
O, akurat te fragmenty wybrałam niechcący, gdzie widać, że taka gwiazda wśród towarzystwa, a ona sama o sobie w poczatkach pisze, że była brzydka, jej siostry wychodziły za mąż (o ile pamietam) w wieku lat 12, a ona jako bardzo stara panna, miała lat 28!!! I to było 200 lat temu! Dawno nie zaglądałam do tej książki, bo była w pożyczkach i znowu pójdzie, koleżanka zaklepała juz 3 lata temu na powtórne czytanie.
Teraz dopiero zauwazylam, ze tytul dzisiejszego wpisu jest zupelnie niegramatyczny. Nie mowi sie „poszedlem na piwo” tylko „poszlem na piwo”, podobvnie jak „poszlem na nieszpor” (kartka zostawiona dziennikarzowi na drzwiach Lecha Walesy, bless him).
A „poszedlem” to do kawiarni na Nowym Swiecie.
Alicjo przeczytam jutro przy świetle. Teraz to już nie na moje oczy, kochanie.
Już nie chciałam pisać ale skusił mnie kod d333. Wydaje mi się , że bardzo podobny jest pamiętnik Konstancji Tańskiej-Hoffmanowej. Tam jest jeszcze lepszy kwiatek – panna 18-letnia zostaje poproszona wbrew obyczajom o pomoc położnej przy rodzącej . Jest już w wieku tak zaawansowanym, że męża nie znajdzie, więc nie trzeba jej już chronić przed „Brudami świata tego”
Małgosiu dziękuję za pochwałę czterech
piwek. Kto przegapił może sobie jeszcze wypić.
…………………………….
Meg_mag na jeziorach mazurskich bywamy od bardzo wielu lat, na pewno więcej niż 30 lat. Zaczynaliśmy podobnie jak Pyra , na Omedze i z zazdrością patrzyliśmy na kabinowe Ramblery. Nie raz nas zmoczyło solidnie , tak że już nie mieliśmy żadnego suchego ubrania w plecaku. Nie pamiętam ,żeby ktokolwiek z nas miał nawet katar.Potem z dziećmi , nocnikami i psem pływaliśmy na Orionach i jeszcze później na Venus. Teraz na Sasance. Ale już sami , bo dzieci urosły a przyjaciele chętniej
pływają po cieplejszych zagranicznych jeziorach. Meg-mag nie jest wykluczone ,że widziałyśmy się się na Mazurach i przyznaję rację – najlepsze są tam jednak piwne tawerny . W Sztynorcie od kiedy sięgam pamięcią była Zenza. W Giżycku przy kanale braliśmy „drzewko piwa” ( czyli skrzynkę – to informacja dla młodzieży) i sielawę , w Ogonkach Kuźnia ,Węgorzewie Keja
………………………………..
Miejsce zmajstrowania Iżyka w Kamieniu , i Ruciane i porodówkę -też widziałam i na pewno nie może być mowy o pomyłce bo była tablica pamiątkowa.
…………………..
Brzucho ten krupiak to cudo ! Jutro będę też to miała. Nie wiem tylko jaki
efekt da mięta. Zaryzykuję. Będę też próbowała jutro upolować
kwietniowy numer Kuchni. I jeśli się nie uda, to wiadomo cała nadzieja w
Alicji…………………
.Przeanalizowałam wykaz piw który podaje Norrid i już wiem czemu lubię Norrid, bo lubimy prawie te same piwa
………..
i jak będzie Pan Lulek zakładać tą Partię czy Patrię Piwa to proszę o mnie nie zapomnieć bo jestem fajna i lubię piwo.
Helenko dużo tutaj dyskusyjnej polszczyzny , masz rację z tym poszedłem 🙂 ja też się chciałam upewnić czy prawidłowo mówi się Irak czy Iran ?
Co Ty Heleno opowiadasz! A może masz rację 😯
Bo jak zwracam jednemu takiemu uwagę, że mówi się „poszedłem”, to on mi na to – wtedy właśnie poszłem.
I jeszcze jedno. Zauważyliście, że Gospodarz przeszedł na emeryturę ubiegłego lata? Zapowiadał, że zajmie się tym, tamtym oraz będzie tu z nami na blogu, bo będzie miał tyyyyyle czasu – no i gdzie On, do cholery, się szlaja?! Na blogu Go tyle, co, tfu, na Okrasę! Kariery telewizyjnej Mu się zachciało….
Emeryt – to fajkę w zęby, fotel i blogować, blogować!
Chciałam dodać Alicjo ilustrację muzyczną z fajką w zębach „Kapitańskie Tango” , ale nie mogę znależć
Dzisiaj znalazłem przy nie swoim śmietniku pudło z książkami
a w nim „Krótki przegląd gramatyki polskiej” magista Ferdynanda Boniakowskiego, drugie uzupełnione wydanie, Chorzów 1946, 56 stron.
A co!! śmietniki kryją różne cuda! Puszki, szmaty, makulatury…
Tam uczą że nie mówi się :sukać.. ale szukać
rzyka.. ale rzeka
żyński.. nie żenski
…………………………….
mam głód… ale jestem głodny
to mi bardzo dobrze smakowało… ale to mi
bardzo smakowało
jadę z pociągiem…ale jadę pociągiem
……i takie inne przykłady……
Więc już nie wiem jak jest z tym poszłem i poszedłem.
Logicznie to tak jak Helena pisze, inaczej się idzie na piwo, inaczej do kawiarni.
Ale zgłupłem.
I jeszcze! żeby w 1946 uczyć się polskiego trzeba było znać francuski!!
cytat : ”Głoski ą , ę wymawia się jak francuskie on, in, jednak w mowie potocznej zanika ich wymowa nosowa, np. w dąb, ręka wymawiają jak domb i renka.” Koniec cytatu.
Kororowych snuf rzycze!!
Zanim się pożegnam, jeszcze zabawna i autentyczna anegdotka. Opiekowałam się w technikum zespołem muzycznym, gitarowym, a jakże i walczyłam jak lwica z gustami literackimi moich chłopaków. Oczywiście stałam na z góry przegranej pozycji, bo miałam już 30 lat i co taka stara może zrozumieć? Zrozumieć, to chyba nie, ale wymusić – może. No i wredna pani psor w żaden sposób nie chciała się zgodzić żeby szkolni bigbitowcy nazwali sie „Blade cienie”. Zgroza. Nie tylko się nie zgodziła ale obśmiewała okropnie kalecząc młodą, męską dumę. W ostateczności zespół wcale nie najgorszy nazwał się Jantary. To było tylko preludium walk językowych ale chłopaki zupełnie nie mogli pojąć czemu opiekunka ich wpadła w śmiech nie tyle homerycki co histeryczny, kiedy urodziwy blondas z cieniem pierwszego wąsika zaśpiewał z przejęciem wielkim „Czemu odszedłaś, jak ten cień złudny” Najwięcej takich kwiatków powstawało, kiedy zamiast tłumaczyć teksty przebojów angielskich dopisywali teksty polskie „na wyczucie” sądząc po polskim tytule. A tu składnia inna i akcenty inne i nijak tekst się w melodii nie chciał zmieścić albo wydłużyć. W każdym razie „odszedłaś” to była piękna sprawa, prawda? Ps Jantary grały wtedy kiedy to ASzysz też po sławę sięgał. To te roczniki takie muzykalne były.
Antoś, chłopie Drogi,
nie rzycz, a już zwłaszcza snuf, i nie daj Boże nie westchnij „bosze” lub „boshe”, bo jak ja widzę takie potworki jezykowe, to mi się wątroba…
I to miałam niektórym wczoraj wygarnąć – nie zaśmiecajcie języka czymś takim!!!
Grażyno
krupiak vel piróg vel kreczak vel cośtamcośtam
to najfajniej smakuje odsmażony na maśle i z kwaśną śmietaną
:::
Henryk Wujec jak czasami dzwonił do Włóczęgi (Zbyszka)
i jak nas zastawał przy pirogu, to tylko pytał jaki rodzaj
czyli z czym, z tego wnioskował gdzie siedzimy
:::
ja lubię tego krzeszowskiego z miętą
choć lubię go jeszcze zawinąć w ciasto drożdżowe
tak, żeby przypominał bochenek chleba
a moja luba to lubi ten z Obszy, z twarogiem
a biłgorajski z kolei to tylko kasza i ziemniaki
(w sensie nadzienie)
:::
miałem dziś jeszcze w zanadrzu lodówki kawałek obszańskiego
(przywiozłem go sobie z kiermaszu w Blue City)
a do tego butelkę pszenicznego Erdingera
osiągnąłem błogostan/nirwanę
wcale nie trzeba było medytować
Grażyno:
http://www.youtube.com/watch?v=WgJAJFanRg8
mnie starsi koledzy uczyli
że poszłem jak blisko
a poszedłem jak daleko
Alicjo!
Kolorowych snów, za pare godzin, Ci życzę!! 😉
Sobie też,
już za chwileczkę już za momencik,
tarararara, tarararara, piątek z pankracym będzie się kręcił,
będzie się kręcił pankracy z panem,
czy wszystkie buzi już roześmiane?
Jakoś tak to było.
Dobranoc.
A mnie znacznie bardziej podobaja sie „Blade cienie” niz Jantary….
Roześmiane, roześmiane 🙂 🙂 🙂
Spać przed północą, Antoś? Co Ty, emeryt?!
Poguglowałam sobie w sprawie słowa „poszłem” i wyszło mi ,że to słowo chętnie przyjmuje się w języku polskim jako dokładne tlumacznie rosyjskiego słówka „poszoł won” . Kontynuację tego poszłem jest zeszłem , weszłem.wyszłem . W poznańskiej gwarze te słowa to własciwie normalna sprawa; podobnie jak żem , se,zaś, wew,zez. itd.
Tu po sąsiedzku jest prof. Bralczyk. Może by jego podpytać??
……………………..
Brzuchu dziękuję za podpowiedź ,ale to ciasto to innym razem dorobię, bo jutro chce w miarę szybko uwinąć się z obiadem . bo po południu idziemy na zaległe imieniny Bożenki . Muszę więc mieć trochę czasu dla siebie ,żeby się „wyrychtowac”
A ja się żegnam. Jeszcze poczytam troszeczkę i lulu.
Ja emeryt!
Tak wyglądam? 🙁
Alicjo i bardzo fajnie że jest to tango. I oni tam o naszym Kapitanie ! co nie ?? 🙂
Antek TAK to znaczy jak ?? 🙂
Dlaczego koniecznie emeryt? Mnie też usiłują przed północą zagnać do koszyczka. Ale się bardzo skutecznie nie daję. 🙂
A Antkowi chciałem wczoraj odpowiedzieć na pytanie, czy bób jest moim krewnym, ale musiałem najpierw obejrzeć swoje drzewo genealogiczne. Otóż bób jest baaardzo dalekim pociotkiem, natomiast stosunkowo bliskim kuzynem jest bobik, który wyróżnia się wśród roślin strączkowych najwyższym plonem białka z hektara. Ciotecznym bratem jest bobik Bobas, wyhodowany przez Spółdzielnię Rolniczą Modzurów, tę samą, która wyhodowała jęczmień pastewny Bies (jak ktoś uważa, że bredzę, niech pogugla). Przy okazji znalazłem kuzynów w różnych innych branżach, ale to już nie należy do sprawy. 🙂
To jednak koleżeństwo słusznie podejrzewało ,że nasz Bobik jest od bobu
Grażyno, ja mam rozległe koneksje, zwierzęce, roślinne i inne, nie wyłączając flisaczych 🙂
Bobik, nie przeginaj
alboś Ty pies, albo roślina?
Antoine,
tylko baaaardzo starzy emeryci idą spać przed północą! Nasz Gospodarz to młody emeryt, jeszcze gdzieś Go nosi.
Zgubiłam się Helenko- ale przysięgam cofalam wpisy i nie mogę znależć kontekstu 🙁 . Te „blade cienie” to z Trenów ? czy jakie ?
Bobiku wiem !!!!!!!!!!!!!!! Co robi nasz Bobik!! Jerzy Flisak!!
Zgrabniej byłoby tak:
Bobik, Bobik, nie przeginaj
czyś Ty pies jest, czy roślina?
(w końcu ociera się człek o Poetów!)
Alicja ja już wiem !! Bobik jest z takiego jednego świerszczyka ale normalnego a nie tego co Ty może sobie Alicjo myślisz ( bo ja mniej więcej wiem co Ty myślisz )
Alicjo, co Ty, za blisko Ameryki siedzisz i w ewolucję przestałaś wierzyć? Wszyscy jesteśmy powiązani. Od organizmów prostych, do coraz bardziej złożonych. Od pantofelków, poprzez krzaczki, do korony stworzenia, czyli psa, który te pantofelki obgryza i krzaczki podlewa. 🙂
Nooo… te inne świerszczyki też czasem oglądam, jak mama nie widzi. 🙂
http://www.yunasville.com/img/102005/dogbra.jpg
Poszłem do lustra, mam Brzuchu blisko, popatrzyłem i wyszło że do emeryta to mi jeszcze ho! ho! ho!
Albo jeszcze mniej.
Tak właśnie wyglądam.
Rozumiem Bobiku, bób to taki Twego taty kobity żony szwagra mąż?
Aleś się naszukał, aż drzewo musiałeś obejrzeć?
Ale pieski i drzewa żyć bez siebie nie mogą.
Są sobie niezbędne.
Bobik czy ja dobrze rozumiem ? Bo ostatnio warczałeś że żle zrozumiałam.To pytam tak : uważasz że zwierzak taki jak na przykład Bobik jest „koroną stworzenia” ?
A Pan Flisak całkiem niedawno zmarł. 21 lutego…
Dorotko – racja – faktycznie zmarł. Szkoda
Bobik!!!!
Wstydż się,pornopsie!!
Nie myślalęm że pieski też takie wyuzdane.
I Ty, taki młody…
to taka dla Ciebie suczka, jak dla mnie kiedyś Irena Jarocka?
kawiarenki, lalala, kawiarenki….:)
Myśle sobie Bobiku ,że już dziś się nie doczekam na Twoją odpowiedź.
……………….
Antku to rozumiem że posiedzisz tutaj i pogawędzisz skoro mówisz takie dwuznaczne „ho..ho…..”
..
Ja już mówię dobranoc .
Bobik, Ty świ… ehum… no, ale pornusa zasunąłeś! Młodociany jesteś! Chyba musimy donieść Mamie!
I tak apropos, to ja nie wierzę w nic (nie pragnę niczego na świecie), Bobiku, tak na wszelki wypadek 😉
Mama mówi, że nie wiedziała, że Pan Flisak zmarł, ale bardzo jej przykro. Był On sporym kawałkiem jej dzieciństwa.
Grażyno, ja jestem z Owczarkowej budy, gdzie Psy zajmują bardzo wysoką i uprzywilejowaną pozycję. Uczciwie dodam, że Koty i Myszy również. Ale ponieważ zdaję sobie sprawę, że na innych blogach ta słuszna opcja jeszcze się nie przebiła, to po komentarzach wyższopsościowych na wszelki wypadek dodaję takie coś: 🙂
„Blade cienie” nie istnieją ale są Blade Loki
Teraz to już spadam…..nim sypną się gromy 😉
Paaaaa!!!!
Grazynko, to z opowoiesci Pyry: Blade cienie – tak mial sie nazywac zespol bigbeatowy w szkole, w ktorej uczyla. Ale Pyra naklaniala chlopalow aby zmienili nazwe na inna, wiec oni w koncu sie nazywali banalnie – Jantary.
Wiec ja wole Blade Cienie.
A to dlatego, ze ulubiona ksiazka mojego dziecinstwa byla Szwambrania Lwa Kassila. Czy ktos te ksiazke pamietra? Zaloze sie, ze Pani Dorotecka czytala Szwambranie. A moze nawet i Pyra!
Otoz Szwambrania ma cos wspolnego (nie jestem pewna co) z tym, ze sto razy wole Blade Cienie nad Jantarami.
Jantary jantarami, cienie cieniami , trzymać kciuki!
Wszystko by się zgadzało z cienką amerykańską komedią, którą właśnie z polecenia znajomych oglądnęliśmy. Mam nadzieję, że jesteście dostatecznie zahipnotyzowani!
4 rano trzymac kciuki… 4 rano trzymac kciuki… 4 rano trzymać kciuki…..
Dobranoc, idę poczytać. I spać.
Alicjo, popatrz na moment, w którym piszę komentarz. 4 rano? Jak w pysk strzelił. Nie Ty jedna siedzisz o tej porze przy swoim komputrze.
Tylko moimi towarzyszami są w tej chwili Senghor, Khrumah i Cesaire. Robota, tak dużo roboty, i jeszcze… A, co tam. Mama nie widzi, Uherski nie widzi, blog śpi, rąbnę sobie lampkę białego korsykańskiego! 🙂
Alicjo, popatrz na moment, w którym piszę komentarz. 4 rano? Jak w pysk strzelił. Nie Ty jedna siedzisz o tej porze przy swoim komputrze.
Tylko moimi towarzyszami są w tej chwili Senghor, Khrumah i Cesaire. Robota, tak dużo roboty, i jeszcze? A, co tam. Mama nie widzi, Uherski nie widzi, blog śpi, rąbnę sobie lampkę białego korsykańskiego!
He, he, przed chwilą w swoim adresie zamiast de wpisałem pl (wszystko przez polityka.pl) i posłałem, potem się zorientowałem, poprawiłem i znów posłałem. Ciekawe, czy będzie podwójnie, czy wcale?
O najważniejszym zapomniałem (praca ogłupia): trzymałem! TRZYMALEM! 🙂
Dzień dobry,przespałam się trochę i mogę dalej z wami rozmwiac , bo widzę ,że jeszcze nie śpicie. 🙂
Nowy dzień , nowe zdjęcie.
Pozdrawiam wszystkich i do ROBOTY
http://www.kulikowski.aminus3.com
U Marka szreń pomalowała gałązki, a w Poznaniu słońce, aż kłuje w oczy. Podobno będzie ciepło.
Dziecko moje szykuje się na wielką fetę, czyli kolejny zjazd absolwentów liceum, w którym pracuje i które swego czasu Pyra kończyła. Ja nie biorę udziału. Byłam na zjeździe raz i nigdy więcej – inny budynek, inni nauczyciele, pojedyncze osoby znajome (15 najstarszych roczników zmieściło się w jednej sali lekcyjnej) Nic mnie z tą społecznością nie łączy. Przyjaźnie, które z lat szkolnych przetrwały nie potrzebują okazji żeby się spotkać. Co innego Anka – była w komitecie organizacyjnym, a na dodatek dzisiaj dostanie nagrodę prezydenta miasta. Urzędowa uroczystość w Operze, wieczorem bankiet w szkole. Zgodnie z nową świecką tradycją przed uroczystościami dla chętnych msza w pobliskim kościele.
PS – obudziłam się ze ścierpniętą zupełnie dłonią od zaciskania kciuka. Czy pomogło? Bo jednak te Bahamy…
Wracajac do poprzednich komentarzy
Malo uzywana dziewica to nic innedo jak we Vidniu
Pani odrobine w ciazy.
Pogodnego weekendu.
Poszedlem, poszlem, zem poszed, na piwo i kielbaski z rozna.
Wiadomosc dla Bobika.
Bobiku drogi. Czy powinnam dzisiaj podlewac drzewa i krzaczki czy poczekac na Ciebie. Moze Ty zalatwisz to w wirtualny sposób.
Muli
Bez komentarza
Pan Lulek
Dziecko mnie właśnie obśmiało, że jubel nie w operze tylko w filharmonii i że widać powtórzyłam dowcip milicyjny. Tu dwie uwagi – poznańska filharmonia mieści się w Auli UAM i obydwa budynki dzieli 150 metrów poprzez plac Mickiewicza. Anegdota z lat 70-tych głosiła, że patrol MO znalazł pobitego obywatela przed Aulą. Funkcjonariusze zaczęli spisywać protokół, aż tgen, który pisał pyta towarzysza
– Ty, jak się pisze : Filharmonia?
– Nie wiem, kurna, lepiej pisz – pod operą
No i właśnie Pyra po milicyjnemu….
Nie płaczcie, ale nie pomogło 🙂 Właśnie wstałam (Bobik, co Ty, o 4 rano to ja śpię, jak dobrze idzie!) i sprawdziłam. Ale cośmy się naściskali, to nasze!
Obudziłam się o 5:20 nie dlatego, że rozrabiacie za głośno, ale śniła mi się taka głupota, że aż muszę zapisać. I o dziwo, lokalizacja operowa.
Sniło mi się, ze moja Mama koniecznie, ale to koniecznie chciała, żebyśmy poszli do Monopolu (kiedyś bardzowytworna restauracja i kawiarnia na ul.Swidnickiej we Wrocławiu, tuż obok opery) na… no właśnie, kawę, herbatę lampkę czegoś?! Te szczegóły nie były we snie wyjaśnione. Najważniejsze, ze mama sobie zażyczyła, że mam zabrać wazon z baziami. Zaden tam wazon, ot szklaną „rułę”, a w niej te bazie. Próbowałam mamie wytłumaczyć, że przecież tam mają kwiatki na stolikach, ale mama, że to nie to samo i oni tam nie mają porządnego szkła. Starająć się mamie wytłumaczyć, że na cholerę do Monopolu, skracałam te gałązki bazi i kombinowałam, że jakby co trzeba było do tego Monopolu targać, to jakis mały gliniany wazonik i mniejsze gałązki, ale kobieta sie uparła, że chodzi o szkło i ONI TAM TEGO NIE MAJA. Ludzie! Co ja sie naużerałam w tym śnie, że żadnego szkła z baziami, ludzkie pojęcie przechodzi, aż się z tego wszystkiego obudziłam. Dodaję, że moja mama to żadna kawiarniana osoba i nawet chyba nie pamieta, ze we Wrocławiu był lokal pod tyułem Monopol!
A z Wami już nie gram, żebyście wiedzieli!
Bobik,
Ty głupolku, jak to nikt nie widzi?! Dowody poniżej. Nic tak nie brudzi łapek, jak klawiatura, szczeniaczku!!!
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Bobik.jpg
Alicja – ja grałam w czwartek po cichutku i niezależnie od tej pięści zaciśniętej, też nie powiem co wygrałam. Właśnie wróciłam z chlebem – rano pisałam o słońcu, wychodziłam w siąpiącym kapuśniaczku, teraz znowu wychodzi słoneczko. Na obiad dzisiaj rosół i jest kurak pięknie upieczony (solo, bez nadzienia) w genialnym sosie. Po prostu schowałam sos od mięs świątecznych, wczoraj tym tłuszczem wymazałam kuraka, reszta została pod nim i jakoś to się bardzo szczęśliwie połączyło. Połowę zjemy dzisiaj, a połowę jutro. Nie kupuję małych kurczaków, minimum 1,70 kg i ten właśnie tyle miał. Oczywiście kurczaki „swojskie”, takie co to je robimy „po polsku” są znacznie mniejsze i w najlepszym wypadku jeden starcza na dwie porcje, a czasem nawet na jedną „męską” – ale ten smak…
Pyro,
ta Twoja blizniaczka na A to nawiedzona nauczycielka, nie dziw, że nagrody. Czy z tym się wiążą jakieś konkrety (finansowe) czy to tylko „na chwałę narodu”?
Gratulacje proszę przekazać.
Zapomniałam napisać Bobikowi, że rozpoznałam cytat z „Ludwika Waryńskiego” (robota, robota, tak wiele roboty i jeszcze X-ty pawilon) I Bobiku Ty już nie musisz „do mas, do roboty do Partii” Dobrze masz.
Konkrety Alicjo, konkrety, tylko nie wiadomo jakie. Pięć lat temu też taką nagrodę dostała (wtedy 1100 złotych brutto) Po potrąceniu podatków, Zusu itp księgowa jej na konto przelała 741 złotych. Ile to wyniesie teraz? Jesteśmy ciekawe – ile by to nie było, trzeba odliczyć jakieś 38 %
O kurcze ale zdjęcie w tekscie Piotra Dlaczego wcześniej nie widziałem ? Zaćma starcza cy co…
… żadne cyco, Marku, zdjęcia w Piotrowych wpisach pojawiają się nierównocześnie z tekstem, ja zawsze jestem te parę godzin za Wami (obecnie 5, ale chyba wracamy do 6 w ten weekend?!) i zdjęcia nawet jak dla mnie wskakuja pózno. I potem się dziwię 😯
Dziendoberek,
Melduje, ze Antek juz nie bedzie na mnie krzyczal.
Do wczorajszej anegdoty pyry dodam, ze „czemu odszedłaś” cieszy mnie niezmiernie, dwa slowa dwa bledy…
teraz jeszcze musze sie odac w droge po sery, koryntki i takie tam… W pracy juz dzis tez zdazylam byc…
Nirrod,
Skaldowie twierdzą, że „odeszłaś” 😉
Nie widzę Ciebie w swych marzeniach
Dokąd odeszłaś w dzień ten nie wiem
Szaloną chmurą płyną ludzie
Dzień się zaczyna, dzień bez ciebie
Ciemnieje ludzi wielka chmura
W ulicach nagle rozjaśnionych
i nie wiem gdzie jest moje miejsce
i nie wiem, w którą pójdę stronę
Krzyczą wystawy nowych sklepów
W ulicach nagle rozkręconych
Tak łatwo minąć się w pośpiechu
i nie wiem, w którą pójdę stronę
Być może jesteś tą dziewczyną
i wczoraj byłem znów u ciebie
Szaloną chmurą płyną ludzie
i dokąd pójdę jeszcze nie wiem
Być może wracam tą ulicą
Być może chodzę tak bez celu
i nie wiem w którą pójdę stronę
i dokąd pójdę jeszcze nie wiem
Nie widzę ciebie w swych marzeniach
Dokąd odeszłaś w dzień ten nie wiem
Szaloną chmurą płyną ludzie
Dzień się zaczyna dzień bez ciebie.
I jak tu nie ma mnie wziąć cholera albo inny trafić szlag?
Ledwo człowiek koniec z końcem supła, żeby od pierwszego do pierwszego na artykuły pierwszej potrzeby starczało – jak np. Dom Perignon, Premier Grand Cru Classe, francuskie sery, argentyńskie steki, kawior z bieługi oraz trufle 😉 – a tu dziecko gazetę mi przed nos rzuca, że niejaki pan Schlaff pani Schlaff lekką ręką 200 milionów europapierów jako pocieszenie po zerwanym szczęściu małżeńskim wypłaca, dorzuca jeszcze willę z parkiem w najlepszej dzielnicy Wiednia. Tym aktem miłosierdzia przejmuje od niejakiego Abramowicza pałeczkę pierwszeństwa w wyścigu do Księgi Guinessa w kategorii: najdroższy rozwód świata.
Kurczę pieczone w pysk – myślę sobie – nie zechciałaby mnie jakaś bordzobohata? Niechby mnie potem zdradziła z jakimś urodziwym młodzianem – byle prędko – i odprawę wypłaciła. Ech, życie 🙁
Trzeba mi było wcześniej zakręcić się koło pani Schlaff, tym bardziej, że się znamy od lat i na Ty jesteśmy, a nasze córki się przyjaźnią i uczą w tej samej klasie. No, ale to chyba już też wszystko, co nas łączy. Poza tym same kontrasty – niestety.
Przyznacie, ma facet gest i klasę, co? Wprawdzie zdradzał żonę z młodą laską, ale rok temu sam byłem świadkiem, jak wydawał sekretarce dyspozycje nabycia i dostarczenia gigantycznego bukietu róż. Zdradzanej przez się żonie!
A jak cztery lata temu wyprawił Bat Mizwa dla córki w parku i Palais Schwarzenberg (przy Belwederze), to było na skalę balu w Operze wydarzenie z pompą, długo zajmowały się nim odpowiednie media, te same, które teraz żyją ich rozwodem. Ja miałem relację z pierwszej ręki, bo od córki, ale wybaczcie, dziecko – dwunastoletnie wówczas – nie umiało mi dokładnie opisać, co było na stołach. Raczej nic nie brakowało 🙂
Witaj Nirrod. Mistrzostwo Polski zdobył mój Staś w V-tej klasie, kiedy to za wycyganione od Mamy pieniądze nabył pocztówkowego formatu fotografię ulubionego bohatera filmowego, którą podpisał „Czerwony iaszczomp”_ Zdolne dziecko. Nigdy ani przedtem, ani potem nie spotkałam się z takim nagromadzeniem błędów w jednym słowie.
… ja się tam na Schlaffach nie znam, nikt tutaj nie słyszał, ale ostatnio było głosno o niejakim Paulu McCartneyu. Też zapłacił. Psiakość. Jak ja bym chciała rozwód z Jerzorem i te finansowe sprawy, to oboje poszlibysmy z torbami , bez skarpetek 🙁
A, i ten prosiak powiada, że dlatego jesteśmy razem!!!
No wiecie co?! 😯 😯 😯
… ehum… Paolo, nie przesadzaj z tym Dom Perignon jako artykuł pierwszej potrzeby (na śniadanie?), to u nas kosztuje 200 papierów, moja znajoma przekonuje mnie, ze warto, ja bym moze chociaż raz zaszalała, ale ten tu od ewentualnego rozwodu powiada, że nigdy w zyciu. O, dobry powód do rozwodu, pozbawia mnie wyższych doznań!
Paolore – bliska znajomość ze świeżą rozwódką nic by Ci nie dała, wszak kasą małżonek dysponował, a on raczej panienki preferuje. Nie wiem czy znacie kawał z lat glębokich błędów i wypaczeń, jak to na międzynarodowym forum panie różnej narodowości przechwalały się, co czeka w ich kraju niewiernego męża przy rozwodzie. W gre wchodziły rozmaite dobra materialne, pieniądze, posiadłości, brylanty, futra i samochody ale wszystkich przebiła Rosjanka.
„Jakby mnie puścił, to się tak zemszczę, że do śmierci się nie pozbiera” – odgrażała się krewka niewiasta. „A co mu zrobisz?” „Pójdę do Partii – dadzą mu jedno upomnienie, potem naganę i w końcu go wyrzucą z partii. Oto, co mu zrobię”
Nie będę się rozwodził…nad tym co pisze Alicja narzekając, że mnie nie ma. Nie ma to nie ma. Jak wrócę to będę. A Wy i tak cudnie się bawicie. Nawet zdemoralizowaliście Bobika, który po nocach nie śpi tylko białe winko żłopie. Co z niego wyrośnie?!
Prawdę mówiąc gdy mnie tu nie ma to gotuję różne dania z okrasą. I pokrzykuję na Okrasę. A w dodatku bawi mnie to.
Byłem też już na wsi po drodze testując knajpki by na jesień wybrać najlepsze. I to wszystko dla naszego wspólnego dobra. To mało ? Alicjo – powiedz!
No tak jakby w sam raz, ale mało na blogu!!!
My demoralizujemy?! A te zdjęcia , co to Misio aż się zatchnął, to co?! Kto tu demoralizuje?!
Bobika to my lekuchno uczymy życia, a nie demoralizujemy. Wczoraj było o piwie, a szczeniak dorwał się do wina. Nauczy się, z czasem 🙂
A rozwodzić to się nie ma co. Proszę przyszykować Dom Perignon na przyszły czwartek. My też będziemy wznosic stosowne toasty!
Alicjo, McCartney to przy Schlaffie mały pikuś, bo bije się z tą swoją Mills o głupie 32 miliony.
A Jerzor, jak widzę, to ma praktyczne podejście do tematu 😉
Ja też się nie rozwiodę, przede wszystkim ze względów praktycznych.
Najpraktyczniejszy zaś jest chyba ten wzgląd, że z moją Osobistą nie braliśmy ślubu.
Jednym słowem, wrobiłem się na amen. Choćbym chciał, to z rozwodu nici. I milionami też nikt we mnie nie rzuci.
A od ostatniej flaszki Dom Perignon to już chyba ze trzy lata mijają 🙁
Trochę lepiej mają się sprawy z francuskimi serkami i winem. Na szczęście… jeszcze.
O matko, ale płodne towarzystwo! Piszą i piszą. Ale rozwodzić się z Wami nie będę. Zresztą rozwodów nie ma, jest tylko nieważność w chwili poczęcia.
Pyro,
Wirydiana jest rzeczywiście świetna. Jeżeli będzie kłopot ze zdobyciem, służę moim egzemplarzem, dziecko podrzuci.
Padam na pysk z niewyspania. Przyjaciółka wpadła jak po ogień i gadałyśmy prawie do świtu z Tyskim. Mówiła, że w Holandii o Polsce zrobiło się cicho, z czego wnioskuje, że jest dobrze. Poczęstowałam ją orędziem. Zważywszy, że przywiozła mi sery (jeden całkiem zielony, z bazylią) było mi trochę nieswojo, ale ona tylko westchnęła ateistycznie i zajęłyśmy się rzeczami ważnymi.
PS. To przez jej męża Heinekena za nic do ust nie wezmę, takiego „nie wolno” jeszcze w życiu nie słyszałam.
Dla takiej bogatej rozwódki to bym w wiatrołapie swoje zasady. powiesił na gwoździu. A dla zabicia wyrzutów sumienia zajął się działalnością charytatywną. Mógłbym nawet pensję otworzyć dla biednych panien 🙂
Paolore – koledze po starej znajomości mógłbyś pomóc w tym względzie. Mnie się trafiają same bidule. Niestety dwa bidoki za życia nie bardzo mogą się dorobić. A co jak co do luksusu przywyknąć łatwo. Ach to były czasy gdy codziennie chodziłem do Kasprowego na obiadki 🙁
Alicjo,
taki mało znany to pan S. wcale nie jest. W Wikipedii ktoś już uzupełnił wpis o najświeższe doniesienia pism bulwarowych:
http://en.wikipedia.org/wiki/Martin_Schlaff
Cytat z Chmielewskiej( a jakże!)
Kazdej kobiecie pieniadze atawistycznie kojarzą się z łupem w postaci mamuta, królika,niedzwiedzia,lub też dzikiej świni, innymi słowy: mięsa.Łupu powinien dostarczać mężczyzna, a przekonanie to sięga epoki kamienia łupanego.Odruch podświadomości.Ponadto domaganie się od niej pieniędzy nasuwa jej podejrzenie, iż sama stanowi wartość podrzędną, co pociąga za sobą skutki fatalne.W końcu- mężczyzna, który sam nie potrafi ustawić egzystencji na właściwym poziomie, traci w jej oczach większość zalet.
Reszta w „Jak wytrzymać ze współczesną kobietą”
Malgosiu! Ubieglas mnie, bo wlasnie chcialam cos w ten desen zacytowac i rozgladalam sie za Chmielewska na polce. Miejmy nadzieje, ze co inteligentniejsi zrozumieja 🙂
Zycze wszystkim milego popoludnia, wlasnie wybywam na kawe z moja francuska kolezanka i bedziemy facetow obgadywac! Ha! Cieszcie sie polscy panowie, ze jej nie powiem, co sadzicie, bo juz bym jej nigdy do wizyty w Polsce nie namowila…
Małgosiu,
a co z równouprawnieniem? Czy Chmielewska nie jest przypadkiem antyfeministką?
Meg_mag,
jakie to sadzonki masz na myśli?
Ale powiedz francuskiej koleżance, owszem, że sadzimy ziemniaki, z których wyrasta polska wódka, a czasem też premier z prezydentem.
Ooops,
chyba nie załapałem się na „inteligentniejszego” 🙁
PaOLOre,
W kwestii porównania kobiet do mężczyzn to Chmielewska robi zestawienie najgłupszej blondynki z mądrym facetem właśnie w kontekście wyboru partnerów zyciowych.Poniewaz jej wychodzi zdecydowanie na korzyść blondynek boję się przytoczyć jej teorię…Powiem krótko: by załapać się na bogata zonkę szanse sa nikłe jeśli nie postaracie się o odpowiednie wiano.
Jakoś wiano głupio brzmi.Nazwijmy to posagiem lub po prostu- wkładem własnym
Nadeszla sobota a tu gospodarz o piwie. Jak dla mnie to za zimno takowy trunek bo owszem uwielbiam ale zimne i do tego w lecie. Piwo jest w sklepie, lata brak…ODPUSZCZAM.
Ruszam po jakies wiktualy i swieczki, jak Earth Hour to Earth Hour. Jestem za.
Panie Lulku, moze mi Pan wytlumaczyc co naszlo nasze dziewczyny na rozwody? Wiadomo, milionerkami nie beda. to po co???
Tuska
Jak pięknie jest budzić się trochę bardziej zdemoralizowanym, niż dnia poprzedniego! Nie zawsze mi się to udaje, bo u Owczarka strasznie mnie pilnują i nawet zdrowego piwa zabraniają, ale czasem uda mi się wyrwać i pobrykać po innych blogach, gdzie przymykają oko. 🙂
Do Muli:
Zaczekaj, proszę z tym podlewaniem, zaraz wpadnę i zrobimy to razem. Tylko uprzedzam – na kocią łapę, bo jak czytam, ile kosztują rozwody, to futro mi cierpnie!
Problemów językowych nie powinniśmy mieć, bo ja się tu na blogach już świetnie nauczyłem kociego, nawet różnych dialektów. Pozdrawiam Cię w wytwornym Hochkatzu – miau!
Pyra ucięła sobie drzemkę, w czasie której nieźle się bawiła z Marialką. Cośmy robiły to nie wiem, ale w chwili kiedy się budziłam sprzedawałyśmy żetony (?) z balonikami na dodatek. Ponieważ jednak gębę miałam roześmianą, więc pewnie dobrze się bawiłyśmy. A w tym samym czasie Marek myślał jakby tu sprzedać swoje zasady, Małgosia brała lekcje u Chmielewskiej, a Haneczka rozpijała koleżankę. I to wszystko beze mnie. Skandal zupełny./
Tuska !
Albo zaspalas albo zle sie rozwiodlas. Albo cos innego. Przypomina mi sie tylko anegdota o pewnym panu, który pokazywal dorastajacemu synowi swoje fabryki, banki, biura itp. Potem powiedzia, ze jak on umrze, to syn odziedziczy cala schede, która potem w calosci bedzie nalezala do jego bylych zon.
Ja niestety nie mam wprawy, bo kiedy rozwodzilem sie bylem juz biedny jak mysz koscielna a na dokladke podobno mój rozwód okazal sie byc niewazny. Uwazniono go deczja prezesa Sadu Najwyzszego. Wniosek w tej sprawie skladal osobiscie ówczesny szef Sadu Wojewódzkiego w Gdansku.
Teraz to chyba juz sprawa jest nie do odwolania na skutek przedawnienia.
Dalszych doswiadczen we wspomnianej dziedzinie nie zamiaruje przeprowadzac.
Wesolego dnia i udanych zakupów
Pan Lulek
PaOlOre,
trzeba Ci poczytać Chmielewskiej „Jak wytrzymać z współczesnym mężczyzną”, to nie będziesz gadał głupot, ze jakaś współczesna antyfeministka! Jak się ogarnę i dobudzę (bo poszłam dospać i dopiero wstałam), to poszukam tych mądrości, gdzieś to mam, tylko gdzie?
Poza tym były de Beatles nie bije sie z niejaką Mills, bo już jej wypłacił jak sąd nakazał, w przeliczeniu to było 58 melonów amerykańskich, a Mills chciała 65 melonów. To tylko jednorazowa wypłata, bo poza tym utrzymanie córki i tak dalej. Mimo wszystko pani Mills skomentowała kwaśno, że sąd nie przyznał, ile chciała i coś tam, że „rich and powerful” zawsze prawo maja po swojej stronie.
De Beatles to wiem kto zacz, a ten Twój austriacki jak-mu-tam… nie dziw się, że pojęcia nie mam, Beatlesem to on nie był 😉
PaOlO,
a swoja droga, dobrze tak głupkom 🙂
Haneczko,
a czemu to Heinekena NIE WOLNO ? Wytłumaczył?
Nic nie wytłumaczył, z zdecydowanie ręki wyjął i już. Mruknął tylko, że faszystowski. Nie awanturowałam się, bo na obczyźnie nie uchodzi.
Pieniądze pieniędzmi, ale rozwód jest zawsze ciężkim przeżyciem. Czasem inaczej nie można le nie wierzę, że po kimkolwiek spływa to , jak woda po gęsi. Chociaż – miałam koleżankę w pracy, która wychodziła za mąż 4-krotnie. W ciągu tygodnia potrafiła zdecydować się na ślub i w ciągu jednej rozmowy na rozwód. Zawsze uważałam, że jest z nią coś nie w porządku.
Pyro, mam nadzieję, że dzieci nie miała.
Miała córkę z pierwszym mężem. Dziecko chowało i uczyło się dobrze, wydało się w wieku 19 lat, rozwiodło w pół roku później.
Zaintrygowana, polazłam na heinekena stronę. A niech się w d… pocałują, ile zachodu, żeby tam się dostać.
Kretyństwo zupełne, bo masz podać datę urodzenia (chodzi o to, że musisz być w latach, kiedy legalnie wolno ci pić, w Kanadzie musisz mieć 19 lat, w Stanach 21, a w Holandii?!). Przecież nawet przedszkolak może tam wpisać byle co i z przedszkolaka zrobić się seniorem po siedemdziesiątce!
Alicjo,
A co Ciebie naszlo a ten cudowny sloneczny dzien? Rozwody????? To nie temat jak swieci slonce. Hej, jest ladnie (popatrz przez okno) a MY i tak swiata nie naprawimy.
Cieszmy sie wiosna chociaz snieg za oknem, ale ja to czuje nawet w opuszkach paluszkow…nadchodzi…krew ma inna konsystencje…
Rozwod jest ZAWSZE ciezkim przezyciem. Slub bralam raz, rozwiodlam sie raz, za wiecej podziekuje. Wole wspolnikow w firmie niz w zyciu.
Spotkanie z kolezanka bylo bardzo przyjemne i smaczne. Pilam jak zwykle kawe mrozona, Eiskaffee, nauczylam sie tego smakowac wlasnie w Austrii. Zawsze dobra kawa, kulka lub trzy lodow waniliowych i bita smietana. Pomaga na bol glowy i chandre. Co ciekawe w karcie umieszczana jest zawsze posrod deserow czy lodow, nie kaw. Probowalam sobie nie raz zrobic domowym sumptem, ale nie wychodzi. Pewnie ze wzgledu na brak odpowiedniej bitej smietany. Czy ktos wie, czym sie rozni taka domowa bita smietana od tej serwowanej w kawiarniach?
LENA !!!
A sprawdziłaś Ty, jaka temperatura na zewnątrz?! u mnie -7C i ja sie tak nie bawię, w nosie mam śliczne słonko!!! Konsystencja krwi w paluszkach….Jaka wiosna, gdzie ta wiosna?!
Ja chyba o rozwodach nie zaczynałam.
mag-meg – myślę, że oni do śmietany dodają fix utrwalający piankę.
Pyro, i ten fix by tak zmienial smak? Poza tym zauwazylam, ze ta smietana jest lekka, nietlusta (hehe, pocieszam sie).
Co do kawy, przypomnialo mi sie, ze dawno nie robilam takiej z koglem-moglem. Zoltko trzeba do bialosci rozetrzec z cukrem i zalac kawa z ekspresu. Robi sie fajna pianka. Polecam.
Alicjo w Holandii piwo od 16. O tym, ze faszystowski, to moj nie mruczal.
Tutja ludnosc dziali sie na tych co pija Heinekena i tych co pija Groslcha. Owszem inni tez istnieja, ale sa w mniejszosci. My jestesmy ci od Grolscha, co nie zmienia faktu, ze jak H jest w jakies przerazliwej promoci, to kupuje, bo na leb jeszcze nie upadlam.
Ostatnio kupujemy dla odmiany Alpha, bo a. biologiczne a co najwazniejsze nie zmuszaja knajp do podawania ich plynow co mnie wyjatkowo odpowiada. Nie lubie ja mnie zmuszac.
Jak kiedys zapytalam nesmialo (jeszcze w czasach studenckich) dlaczego nie H. to mi moi owczesni wspollokatorzy odpowiedzieli, ze po pierwsze, to nie piwo, tylko siki weroniki a po drugie, to jest piwo klasy robotniczej. Od tego czasu nie zadaje pytan…
nic podobnego
do porządnej bitej, bierze się b.tłustą śmietankę 36-45%
i ubija się maszyną długo, powoli, aż do skutku
albo robi w syfonie
Ja chyba powoli rozum trace. Zmarzlam straszliwie opracowujac prezentacje na poniedzialek i sie zastanawialam, dlaczego w tym domu tak zimno… Pierdola glupia nie wlaczylam ogrzewania….
Rozumniejsza ta Holandia od Niemców. W Niemczech mi zawsze usiłują wmówić, że piwo to dopiero po 18-tej. No, oprócz Bawarii, ale Niemcy powiadają, ze Bawaria to nie Niemcy (albo odwrotnie?).
Taką kawę z żółtkiem robię b.rzadko ale wtedy ona jest alkoholizowana. Do kogla mogla stopniowo wkręcam jakąś dobrą gorzałkę i wtedy dopiero w to kawą leję.
umieliłem sobie kawy z kardamonem i goździkami
i ugotowałem w rondeleczku taką piękną arabską kawę
kawałek uschniętej babki ze świąt, w sam raz
jestem teraz gotów na przesunięcie czasu
Pyra wie, co dobre. Takiej kawy nawet ja bym się napiła, tylko niech ktos zaparzy i poda.
Moja synowa zapłakała, że zostawiła u mnie puszkę kawy Illy (taką pija). U mnie jak w banku, nie zginie, jest w lodówce i doczeka następnego przyjazdu.
Gdyby zostawiła herbatę albo wino, to co innego.
Jerzor wrócił z biegania, a ja dalej przed komputrem – jak on się chce umartwiać, to proszę bardzo, ja nie muszę i nie będę.
Bobiku, Jerzor właśnie zerknął na tę waszą telewizję (NTV w internecie) i powiada, że w Berlinie +20C, owszem, ale się straszliwie oziębi i będzie tylko +11C. Nie wypowiadam się dalej, bo mnie trafi. U mnie rano było -10C, około południa -7C, teraz jest -2C w cieniu. Podobno w słońcu całkiem ciepło.
I nie gotuję dzisiaj, obiad u Bonnie.
Ledwie Ulubiony ujechał a już dziewczyna traci głowę….
Ale pierdoła?? i głupia???
Nirrodku przesadziłaś, grubo bardzo…. 😉
Brzuchu! mam Kuchnię, Antkowa czasami kupuje.
Twój artykuł przeczytałem zaraz, natychmiast! I wiesz co? Dobrze się czyta, dobrze ogląda. W treści tęskny i smaczny, w przepisach i zdjęciach potraw kuszący, w zdjęciach okolic nastrojowy i nostalgiczny.
A piekarnia…chętnie bym odwiedził!
Jak ten artykuł pisaliście?
Tak na spółkę to chyba trudno, tak po jednym słowie na zmianę?
Zrób coś, niech wszyscy przeczytają. Może jednak te skany?
Krajowcy mogą sobie Kuchnię kupić, ale zagranica może miec kłopoty.
A tak przy okazji znalazłem szukając w szukaczu Krzeszowa .
No właśnie, Antek. POPIERAM! Zagranica ma kłopoty, w kioskach Ruchu nie uświadczysz „Kuchni”! Tylko świerszczyki 😉
Brzucho, rób coś!
U Pyr kawa schodzi na kilogramy. Ania wypija 6-8 kaw dziennie, seniorka też najmniej 3. Z tym, że jest to kawa „na gruncie” czarna. Tylko rozpuszczalną piję z mlekiem. Ekspres stoi w szafce i „muruje” jedną półkę. Wyciągany jest tylko, kiedy gościmy Francuzów.Herbaty pijemy dużo mniej. Najwięcej w okresie mrozów i wtedy zaparzamy czajniczek litrowy mocnej herbaty, czajnik wrzątku, w pobliżu miód i cytryna – ot, taki obrzęd anty-grypowy.
spokojnie młodzieży, spokojnie
zrobię, zaraz po niedzieli
skaner domowy szlag mi jakiś trafił
(pewnie w lampy)
:::
antku
pisanie na spółę jest świetne
znasz może to uczucie, że jak czytasz czyjś tekst
to masz wrażenie, że napisałbyś go lepiej?
no to my mamy tę szansę
jeden zaczyna, drugi poprawia
pierwszy coś sobie przypomina, dopisuje
a i jeszcze jedno jest ważne
sam tekst trzeba gdzieś pchnąć, dopilnować publikacji
a i z fotografem się po okolicy przelecieć
Profanacja herbaty!!!
Miód?! Cytryna?! Może jeszcze ze dwie łyżeczki cukru?!
Alsa,
gdzieżeś Ty, wez coś tu powiedz na temat!!!
Na grypę to się aspirynę albo cuś…
Tymczasem powolutku zbieram się na obiad u Bonnie.
Ja bym tylko chciala zaznaczyc, ze ja nie bede zmuszac Pyry do wyciagania ekspresu i zostane przy herbacie.
Alicjo cukier to moze nie, ale moid i cytryna zdecydowanie pasuja do herbaty. Brandy rowniez…
Mirrod – kawa zaparzona w dzbanku porcelanowym też jest niezła, a my pijemy dobrą kawę. Wolisz herbatę, dostaniesz herbatę. Mnie tam „równakowo”Cytrynę i brandy mam. Miód wypiekłam ostatnio. Jest jeszcze Lulkowy krem miodowy ale to raczej do bułki.
Mocną herbatę ze śmietanką polecam. Bez cukru, miodu itp, ale brendy, rum, może być.
Czy już śpicie? Czy balujecie? Nikogo nie ma na blogu.
Pyro zjadaj krem miodowy. Ja do kazdego kubka kawy dokladam lyzke od herbaty ale kopiasta. Czasu jeszcze duze ale przyjade z zapasami. Rozmawialem z Pania Pszczola. Obiecala, ze naród zbierze a pszczelarz ukreci. Pamietej, ze ten krem jest dobry dla serca. Zwieksza pojemnosc.
Wstyd sie przyznac, ale wiosna na calego i przewiduje sie ocieplenie.
Nie spac publicznosci, bo Was ukradna.
Pan Lulek
Jakie spanie! Duze ilosci herbaty z miodem. Uwielbiam po prostu! Najchetniej robilabym od razu w naczyniu o pojemnosci zblizonej do wiaderka.
Żegnam się na dzisiaj, bo została mi odrobina roboty, której nie chciało mi się zrobić po południu. Pa, do rana
W moim burzliwym zyciu trafialo mi sie wielokrotnia pisywac w zespolach. Najbardziej zapamietalem nastepujacy rodzaje zespolowej pisaniny.
W szkole sredniej pisywalismy prace klasowe z jezyka polskiego. Pani Profesor pisala na tablicy temat wypracowania i zostawiala nas samych w klasie. Wychodzila ze slusznego zalozenia, ze kazdemu wolno korzystac z dowolnych pomocy naukowych. W ten sposób nie bylo mowy o jakimkolwiek sciaganiu. Jak tu sciagac kiedy wszysto bylo dozwolone. Moja metoda polegala na tym, ze przepisywalem tytul a potem pisalem metoda zawleczkowa. Sam nie wiedzialem dokad mnie zawlecze ta moja pisanina. Na ogól moje wypracowania byly krótkie. Do dzisiaj nie umiem pisac jak wielu. Dlugo i kwieciscie. Na ogól wystarczaja mnie dwa trzy zdania, zeby napisac cos co inni uwieczniaja na kilku stronicach. Pisalem i dalej pisze recznie tak, ze sam nie jestem czesto w stanie po pewnym czasie przeczytac. Po kilku dniach Pani Profesor oddawala wypracowania. Moje zawsze bylo pieknie przepisane kaligraficznymi literami z ocena
3 = i komentarzem „pisz wyrazniej”. Kiedys prywatnie powiedziala mi, ze sleczala nad moimi bazgrolami cala noc. Czemu Pani Profesor nie wstawila dwói i nie meczyla sie. Bo mnie wciagelo a jak juz bylo czytelne, to nie wypadalo.
Dobrze, ze wynalezli tastatury. przynajmniej inni nie mam klopotów z tym co pisze.
Pan Lulek
PaneLulek ..to apropos czego to pisanie solo-niby-zespołowe?
przepisywania nie zaliczę w pojęcie „wespół z zespół”
F&&?”*&g Hell! Wlozylam do pralki dwie p&%<?!e PARY skarpetek – pare rozowa i pare szara. Wyszly z pralki dwie skarpetki – rozowa i szara.
%^&!(„!!
Dobry wieczor, po ciezkim dniu… Alicjo, w Bawarii to dnia nie rozpoczyna sie bez piwa, obowiazkowo z bialymi kielbaskami na sniadanie. A miarka tutejsza to litr; pol litra podaja tylko kobietom w ciazy. I faktycznie, Bawaria to nie Niemcy.
Udało mi się dziś kupić kwietniowe wydanie „Kuchni”. Są te przepisy co mówił Brzucho. Jest też dużo innych świetnych.
…………………………….
Na imieninach było sympatycznie .
Dobranoc.
Jestem z powrotem.
Pisanie zespołowe?! W 1-szej klasie ogólniaka pisałyśmy z Alsą książkę. Ja się śmiertelnie kochałam w takim jednym Greku i Grek był w tę powieść zaplątany. Pod pozorem, że do celów literackich potrzebuję kilka zdań z greckiego na polski, nagabywałam rzeczonego. On mnie zbywał (ale pomagał) bo akuratnie był zakochany w niejakiej Helenie, zresztą przepięknej dziewczynie. Dziewczyny z klasy (babska klasa) zaczytywały się w naszej powieści, a ja i Alsą miałyśmy układ, że musimy tak zakończyć rozdział, żeby ta druga musiała się trochę namęczyć, jak sytuację rozwiązać. I jak zamotać.
Ledwieśmy tę powieść rozwinęły na 200 stron, nauczyciele przycisnęli nam to i owo i pisanie z dnia na dzień się zwolniło i któregos dnia książka gdzieś tam przepadła, ktoś przetrzymał, zgubił, nie wiadomo. Do dzisiejszego dnia baby z Rzeczpospolitej Babskiej wspominają tę książkę! Tego Greka mam gdzieś na zdjęciach, jak znajdę, to wrzucę. Tymczasem się udaję. Do wyrka z książką i nie jakimś Grekiem, tylko tym wiadomym.
Heleno,
to nie wiesz, że pralki pożerają skarpetki?! Jerzorowe wrzucam, a co mi tam, niech zakupi nowe, ale moje piorę osobno w miednicy, po staremu!!!
Witam wszystkich,
wschodzi słońce – dziś trochę później, wg nowego czasu. W komputerze godzina sama przeskoczyła, wszystkie inne zegarki trzeba przestawić na piechotę.
Pralki zjadają skarpetki, to wiadomo. Nawet jak się włoży 5 par, to wyjdą 4 plus dwie skarpetki nie od pary. Odkąd moi synowie noszą skarpetki jak popadnie (może być jedna szara, a druga czarna, itp.) to się mniej przejmuję czarcim działaniem pralki.
Pismo „Kuchnia” czytam od pierwszego numeru, kwietniową mąż dowiezie z Polski we wtorek. Niestety, odkąd Prószyński sprzedał Agorze, trochę się pogorszyła.
Oczywiscie, ze wedzialam, ze pralki powodouja znikanie skarpetek, ale nie sadzilam, ze nawet wtedy kiedy i pralka i skarpetki sa PILNOWANE. A pilnowalam! To znaczy kiedy wzrucalam skarpetki mowilam: tu sa dwie pary, rozowa i szare i tylke chce z powrotem!
G@~#%!!!!
Wstalam tak wczesnie (moja siodma rano) bo dzis przyjezdza Ruta z Warszawy, wiec zebym sie mogla dluzej denerwowac czy dojedzie, bo na Heathrow dzieja sie straszne rzeczy odkad otwarty zostra Terminal 5, przeciwko ktoremu protestowalismy od pieciu lat!
Dzień dobry. Piszę widząc tylko klawiaturę, a zupełnie nie widząc co na monitorze. Słońce i brak rolet.Rolet nie ma, bo są rośliny, zasłon nie ma, bo rośliny i oto moja pozycja – siedzę przed stołem, przede mną klawiatura i monitor przyrzucony od tył ciemnym wdziankiem , żeby trochę cieniować górę monitora, między roślinami a szybą albo i na doniczkach trzy poduchy z tapczanu, przesuwane w razie potrzeby, a zdejmowane dopiero po 12.00. Na codzień, kiedy Ania wychodzi do pracy, ja się przenoszę na jej maszynę (stoi za regałem i pokój ma zachodnią wystawę. Za to jak z tamtej strony świeci słońce, to bez rolety ani rusz, bo światło dodatkowo odbija się od jakiegoś magazynu czy hali krytej białym plastikiem.
Mnie pralka skarpetek nie zjada, za to syn i owszem. Tak jak Puchalowe nosi nie do pary. W szafie leży zawsze stosik osieroconych, jak się objawi druga sierota to łączę.
Śpiąca jestem beznadziejnie. Zmiany czasu mi nie służą, w żadną stronę.
I niech mi ktoś powie, czy Anglicy też się w to bawią. Nie wiem, czy teraz jestem zgodna z moim dzieckiem, czy ciągle nie.
W Ostrołęce szaro i mgliście. Kanarek śpiewa od rana pospać nie daje. Chyba lubi Chopina , którego słychać w radio. Moim skarpetkożercą jest 87 letni wujek . Muszę strzec swojego dobytku niczym niepodległości. Chwila nieuwagi i wszystko znika 🙂
http://www.kulikowski.aminus3.com
witam
przestawiłem siedem zegarków, trzy same się przestawiły
dzień się zaczyna już z opóźnieniem
:::
skarpetki i tak zawsze giną, choćby nie wiem jak pilnować
moja metoda to zakup w ilościach hurtowych
ale w jednakich kolorach (trzech zależnych od spodni)
a potem …jak Kopciuszek przebieram-dobieram
bo i tak się różnią, a to długością, a to odcieniem czarnego
a to ściągacz mają większy
za to łatwo przychodzi decyzja o eliminacji jednej gdy łapie dziurę
i sierota czeka na podobną aż się „wypierze” inna z innej pary
U Pyry słońce, a u mnie księżyc jak latarnia w okno, na co natychmiast zareagowałam i po spaniu. Zmarnowałam sobie niedzielę, zaglądając do prasy i czytając artykuł w Polityce o niejakim, przemilczę nazwisko.
Poplotkuję o wczorajszym, obiad u Bonnie. Znacie taki obyczaj, żeby daniem głównym była gotowana szynka?
Bonnie robi to tak, że wsadza rzeczoną (nabywszy wiadomą drogą) do gara, okłada liśćmi ze zwykłej, poczciwej kapusty (cała główka idzie na to) i gotuje na małym ogniu około 1.5 godziny. Proste danie, do tego ziemniaki i sałata mieszana, co tam akurat z warzyw jest. Na talerzu ląduja ziemniaki i pokrojona szynka, można sobie dołożyć liście kapusty. I powiem Wam, ta kapusta smakuje mi zawsze i zjadam większość. Szynki tyle, by nie obrazić gospodyni – ta szynka tak potwornie słona, że aż dziw, że Bonnie ciagle to danie robi, teoretycznie soli powinna się wystrzegać ze względu na różne przypadłości zdrowotne, i zresztą sama niczego nigdy nie soli, pieprzy ani żadnych tam nie daj Boże przypraw (wyobrażacie sobie takie coś?!).
Dzisiaj dla Jerza kalmary, a mnie zachciało się kurzej wątróbki, zaczekam z tym jednak, bo lubię świeżą, a nie jakieś tam nie wiadomo co. Dopiero piąta rano, nie czas myśleć o obiedzie!
ale się dzisiaj powoli budzimy
Jakie powoli, wschód słońca oglądałam!
Siedzę skołowana fikołkiem czasowym i zamykam miesiąc. Jeszcze trochę i dwa do dwóch na kalkulatorze zacznę dodawać.
Alicjo, czemu ta szynka jest słona bez soli?
jak kiedyś pływałem, a płynęliśmy na Zatokę Meksykańską
to musieliśmy w 12 dni przesunąć zegary 7 razy
a po załadunku w 2 dni apiać spowrotem
a potem jeszcze raz to samo
więc za którymś razem jak wszedłem na mostek
to zadałem głupie pytanie
– panie oficerze, a w którą stronę my teraz płyniemy?
Dziecko do prania wrzuca skarpetki zamotane, więc para jest. Natomiast ze skarpetkami mojego Nieodżałowanej Pamięci zawsze działy się dziwa i cuda, a już w czasie dziwactw choroby przez ostatnie 15 lat, skarpetki przysporzyły mi siwych włosów, co niemiara.
1. Cisnęły go ściągacze i szwy, więc wyciągał gumki ze ściągaczy i rozcinał skarpetkę w palcach. Efekt każdy może sobie wyobrazić.
2. Im bardzie podarta była skarpetka, tym bardziej ukochana i noszona,
3. Skarpetki były jednak regularnie kupowane, przeglądane i jeżeli właściciel nie spreparował ich natychmiast (vide p.1) to bywały chowane do foliowej siatki, siatka wiązana, chowana – i nie było skarpetek. Więc po m-cu kupowałam nową dostawę – patrz początek tego punktu.
Kiedy zmarł, z różnycgh zakamarków wyciągnęłyśmy kilkadziesiąt par nowiutkich skarpet z etykietami i zaopatrzyłyśmy 4 mężczyzn rodzinnych.
Ja mam dwa sposoby na skarpetki. Pierwszy to siatkowe woreczki, których używam też do prania delikatnych rzeczy. Drugi to specjalne spinacze z wieszaczkiem do suszenia.
Wy tutaj sennie o skarpetkach a ja przed chwilą musiałam wyjaśniać szczegóły techniczne przekazywania nasionek między tatusiem a mamusią. Lekcję odrobiłam i mogę lecieć na obiadek do rodziców.Dziś królik w potrawce.Mniam mniam.
No własnie, Alicjo, ja tez jak Haneczka -jak z ta szynką?
Haneczko, Małgosiu, no, gapki jesteście obydwie. Nieuważnie czytacie. Rzecz w tym, że Bonnie nie używa na codzień soli, pieprzu i w ogóle przypraw. Natomiast szynkę gotuje bez wymoczenia – taką, jaką przyniesie ze sklepu wędzoną i wtedy jest słona, a jej to nie przeszkadza.
Skarpetki nalezy kupowac parami. Ja od lat kupuje 10 identycznych par skarpetek. Na ogól sa to dwa kolory czarny i siwy ale bywaja i we wzorki. Jak sie który kolor konczy pakuje calosc do pralki. Wychodzi z tego po praniu parzysta albo nieparzysta liczba co i tak niema znaczenia. Kiedy z danego rodzaju zostaje jedna sztuka bo pozostale albo wcielo albo byly dziurawe i trzeba bylo wyrzucac robie z niej skarbonke. Wkladam wtedy drobne miedziane monety czyli centy. Kiedy jest pelna, co rzadko, albo jest Miedzynarodowy Dzien Oszczedzania czyli 31 pazdziernika ide do banku. Oddaje skarpetke. W zamian otrzymuje stosowny prezent a pieniazki laduja na koncie.
W ten sposób nigdy nie zauwazylem zeby mi coskolwiek wcinalo.
Od dzisiej bede jednak pisal do blogu na bosaka, zeby mi WP przypadkiem nie wcial jak pomyle koda.
Pan Lulek
Zaraz gapka, jak już to gapisko! A skąd mogłam wiedzieć, że wędzoną gotuje? Normalne mięsko surowe w oczach mi stało i zastanawiałam się, jaki to stwór osobiście mi nie znany, dysponuje słoną szynką 😯
Haneczko – tak wydedukowałam wiedząc z literatury amerykańskiej, że wędzona, gotowana szynka na gorąco jest podobnie jak fasola, popularnym (żeby nie powiedzieć, prostackim) posiłkiem np dla robotników na farmach, drwali i innych ciężko pracujących. W wersji luksusowej gotuje się ją np w coca coli (widziałam taki program kulinarny), a potem jeszcze idzie w pancerzyk z cukru klonowego i zapieka się w nim. Może to i dobre, nie wiem, nie stać mnie na takie eksperymenty. Ja już wolę, żeby oni budowali stacje kosmiczne i inne takie, a kuchnie zostawili innym nacjom.
Ulubiony dokonuje zakupu jednego rodzaju skarpetek. zawsze czarne i tej samej firmy, wiec zawsze pasuja.
Pakuje juz ostatnie potrzebne rzeczy jeszcze tylko szybko pozmywam i bede musiala, si udac na lotnisko.
Do uslyszenia.
P.S. Ulubiony dal znak zycia, znaczy nie pogubil sie w Zim.
Mmm, jakie to miłe, gdy kulinarny światowiec pochyla się nad kuchennym zaściankiem 😉
Na szczęście nie lubię coca coli. Mogłoby mi wykiełkować upodobanie do luksusu.
Dzien Dobry wszystkim,
Co do slonej szynki Bonnie to od razu wiedzialam skad ta sol, bo takowe szynki sa bardzo popularne w Kanadzie. Stwierdzam, ze to nie nasze smaki, ale jak juz jestem przyparta do muru to pieke ja w ananasach, a potem daje resztke „na droge”, i po zawodach. Obie strony sa zawsze szczesliwe.
Panie Lulku, ja skarpetki kupuje tez parami, a potem znajduje jakies nie od pary.. przeciez z jedna na nodze nie wrocilam do domu. Mama mowila, ze to ogon diabla!
U nas w demokratycznym kraju pogoda cesarska, oczywiscie stwierdzenie oparte przez obserwacje „pzezokienna”.
Tuska
Lena, furda skarpetki. Moja Lena (a Twoja imienniczka) w wieku przedszkolnym i szkolnym potrafiła zgubić wszystko. Rękawiczki i chusteczki nosiła na sznurku, długopisy, olówki, cyrkle i linijki nieszczęsna matka musiała wystać w ilościach półhurtowych. Diabła tam. Lube dziecię po wizycie na basenie albo wf wracało do domu bez majtek! Potem niby z tego wyrosła…. Bo ja wiem? Jeszcze się nie zdarzyło, żeby nie zostawiła u nas co najmniej 3 przedmiotów wyjeżdżając, i nigdy jeszcze nie przywiozła tego wszystkiego, co miała przywieźć. Swoistym rekordem gapiostwa była ostatnia Gwiazdka. Od samych drzwi poinformowała mnie, że Teściowie przysyłają mi orzechy. Nie dopominałam się o nie, bo orzechy leżały w kompotierze na meblościance. Matrosowie pojechali, dzwonią, pytam „Lena, zapomniałaś przywieźć mi orzechy od Tadzików?
-Nie Mamusiu. Przywiozłam i powiozłam z powrotem do Świnoujścia.
W Poznaniu natomiast została : kosmetyczka, spodnie, butelka perfumów za 350 papierów.
A my tu o skarpetkach do pary.
Niech no przyjdzie nemo, da Wam za te krytyki wędzonej i gotowanej szynki!
Ona też takie jada, pokazywała i pisała. Z ekologicznej świnki były.
Ale czy gotowała w coli ? Spytać trzeba będzie…
Szwajcaria bogatą jest, więc może w innym gazowanym napoju.
Może w jakimś francuskim!
A co do skarpetek, myślałem że ja tylko taki pomysłowy, kupować tylko czarne. Uniwersalne są. Ja też tak mam, ale jeszcze ekstra mój własny patent to mieć w uzytku bieżącym dwie pary. Piorę sobie sam, codziennie, ręcznie….. Zostało mi z czasów młodych kiedy kupno kolorowych skarpetek było szczęściem i radością. Czerwone, żółte, niebieskie….
Dopierałem sobie je sam i tak mi zostało. Nie znam podobnego przypadku.
Ale czasami zaszaleję, teraz mam na sobie czarne z pionowym niebieskim paseczkiem, takim jak szew w pończochach.
A szufladzie takie jedne poziome brązo-beżowe paski i drugie czerwone!!! A co?
Blog jakiś pralniczy się zrobił.
A z pralni do magla droga już bliska….. 😉
Cudowny dzien, slonce, cieplo, prawie 20 st. Dookola cisza, koty spia. Wypijam hektolitry herbaty z cytryna i miodem i zaraz zapuszcze sobie jakis fajny film. Gotowac oczywiscie mi sie nie chce, sniadanie zjadlam podczas spaceru. Na znikajace skarpetki znalazlam pracochlonny sposob, ale za to oszczedza czas przy szukaniu. Kazda pare przed wlozeniem do pralki przeszywam raz nitka do fastrygi, ktora potem jest latwo rozerwac.
Mam nawet dyzurna igle z nitka w poblizu pralki.
Zycze wszystkim milej reszty niedzieli!
antek !
Nie magluj, bo cos mi chodzi za skóra, ze jutro z rana bedzie magiel na blogu. Przymagluje nas na calego i tyle.
Tusce osmielam sie zwrócic uwage. ze skoro w demokrarycznym kraju jest cesarska pogoda, to jaka jak nie proletariacka ma byc u nas w bylym bylo nie bylo cesarstwie.
Ostatnio dostarczyli do nas nowe samoloty. Nie mozna wystartowac, bo od razu wpada sie do NATO naruszajac neutralnosc. Wymyslono juz latanie wzdluz czyli od morza do morza. Zeby im nie przeszkadzac w lataniu zdjeto wszystkie chmury z nieba a temperature ustawiono na + 20 stopni Celsjusza oglaszajac srodek wiosny.
Czas na jakis wylot, zaczyna mnie nosic.
Chyba zdejme cieple skarpetki i opony zimowe
Pan Lulek
Co Ty Antek opowiadasz, Nemo by takiej szynki nie tknęła, chyba że zagrożona śmiercią głodową! Ta szynka jest już tak przyrządzona, sama sól, pewnie jakieś jeszcze inne świństwa. Czasem bywa mniej, czasem bardziej słona, ale słona wyraznie. Jest to bardzo proste jedzenie, w wersji *dla drwali* obowiązuje właśnie obłożenie kawałami główki kapusty. I ta kapucha jest znakomita, toteż sobie nakładam, natomiast szynki śladowo, najmniejszy plasterek.
Mało spostrzegawczy jesteś, Antoine – toż od dawna siedzisz po uszy w maglu! A ja nadal nie mam pralki 🙁
Heleno,
znasz serial telewizyjny „Shameless”?
Tuśka,
z tymi ananasami to jest pomysł, zasugeruję Bonnie, że widziałam coś takiego w telewizji. Ona wierzy w telewizję i w książki kucharskie, a przepisów trzyma się co do grama, żadnych skoków w bok, a jak w przepisie jest „szczypta”, to Bonnie czuje się zagubiona. Poszłam na proszony obiad i jeszcze obmawiam 🙁
I co to jest, jak nie magiel?!
he he
wordpress nie przestawił zegarka
Szukałem sceny skarpetowej z Dnia świra, tej na schodach, nie znalazłem.
Ale mam takie cacko .
Niedługo przychodzą dzieci na dożywianie, więc udaję się do zajęć.
Alicja, tacy ludzie sa uroczy.Kiedyś znałam taką a nawet wspólnie wynajmowałam mieszkanie.Musiałam jej np. powiedziec, że jak kupuje gotowe pierogi zwłaszcza z mięsem to do wody powinna dodać soli.Była bardzo zdziwiona bo na folii nie było wzmianki o soli, ale potem mi dziękowała. Kiedyś postanowiła usmazyć naleśniki.Wchodzę do kuchni a ona załamana szoruje patelnię.Nie udalo jej się usmażyć nawet jednego bo w przepisie nie podali jak ma mocno być rozgrzana patelnia….Jedno powiem: było ciekawie
Alicjo, ja Cię też lubię, więc chcę Ci sprawić przyjemność informacją, że u nas Celsjusze poszły w dół i się zrobiło jak z cebra. To już lepsze było białe!
Przypomniała mi się teraz Twoja wątróbka, to znaczy nie Twoja osobista, tylko ta kurza, o której marzyłaś. Moi zawsze w soboty idą na targ kupić różne pyszności i zawsze kupują przy tym trochę wątróbek drobiowych (głównie kurzych, ale czasem i kaczych lub indyczych) dla pieska. Bo ja mam taki obyczaj, że tych swoich psich klocków nie tknę, jak mi się chociaż odrobinę uczciwego żarełka nie dołoży, a wątróbki są pyszne i się robią w mig. No i jakoś zawsze tak się dzieje, że przynoszą tych wątróbek np. 10, a ja z tego dostaję pięć. Myślą, że liczyć nie umiem, czy co? Nie wiem tylko, gdzie to znika, bo u nas poza mamą nikt wątróbki nie jada, a ona przecież by biednej psinie nie podkradała… Chyba że…? Nie, nie wierzę! Może to też ten diabeł przykrywa ogonem, jak skarpetki? 🙂
Malgosia !
Jesli kiedys spotkasz te jedna taka która znalas, to powiedz, ze ona niema u mnie zadnych szans. Skoro nie potrafi nalesników. Jedyny wyjatek stanowi Pyra ale Ona jest ponad czyms takim.
Przy okazji typ dla Pyry. Najjasniesza Pani Cesarzowa Sisi czyscila cholewy Najjasniejszych butów cesarskich plujac na nie i wcierajac szmatka. Umiejetnosci tej nauczyla sie w Bawarii od swojej mamy ksieznej … jak jej tam.
W sprawie tych butów, to my rozmawiamy z Pyra przy pomocy wiadomego szyfru. Tego nawet Enigma by nie zlamala.
Spokojnego konca weekendu dla wszystkich w tym dla Redakcji „Polityki”.
Spijcie spokojnie, czuwa
Pan Lulek
Bobiku, nie jestem wiśnia, nie życzę Ci cebra (u mnie zapowiada się jutro), tylko na drugi raz nie wymachuj mi tu celsjuszami dodatnimi, jak mnie przymarza to i owo!
Ale idzie ku lepszemu. Co prawda na razie jeszcze -3C, ale ma być +5. Tuśka, kobito – moze to cholerstwo wreszcie za nami?!
Małgosiu, jak słowo daję, nie umiałabym żyć „według przepisu”. Dla „naprzykładu”, salon koniecznie musi wyglądać, jak w magazynie „Interior design”, toczka w toczke tak samo, jak na przedstawionym obrazku.
ALE ALE !
Ostatnio Bonnie się wyłamała z tego szeregu! Urządziła sypialnię „gościnną” (nigdy nie miewają gosci, którzy zostaja na noc, to inna sprawa) z prawdziwym smakiem, wszystko elegancko skoordynowane do najmniejszego szczegółu, ja z rozpędu pytam, z czego korzystała – ano sama wymyśliła! Lóżko kupiła „na antykach”, całkiem zgrabną komodę tamże, w ogóle cały wystrój meblowy ze staroci i bardzo się bała, że się to jej „nie pożeni”. Pożeniło się świetnie z zasłonami, pościelą, pudłami na kapelusze i różnymi takimi drobiazgami.
Teraz tylko brakuje, żeby ktoś się walnął na to nieskazitelnie zaścielone łóżko i żeby tam tchnąć ducha. Ha! Jerzora tam wpuścić na godzinę 😉
Ze skarpetkami!
Tak czy owak Bonnie pokazywała mi to z dumą ale i obawą, że być może coś jej nie wyszło. Wszystko wyszło jak z obrazka, jest nadzieja, ze i w kuchni zaszaleje któregoś dnia, improwizując.
To u mnie jest burdel i właściwie nic, oprócz kwiatków 🙁
A propos kwiatków, od Bonnie zabrałam cyklamena, podobno „chory” i miała go wywalić, a u mnie wszystkie rośliny odżywają. Wcale nie chory, wypuszcza pąki, lada dzień będą kwiaty. Czy ja się spowiadałám, że kwiaty to ja albo dostaję, albo nabywam drogą nie powiem, jaką?
Bobiku, wątróbek w niedzielę nie kupuję, aleś mi podkręcił smak! W poniedziałek, jak będzie świeża dostawa. Tylko pięć Ci dają?! Ja kupuję minimum pół kilograma, robię najprościej (obtoczyć w mące, pieprz, duuuuużo cieniutko skrojonej cebuli, obsmażyć szybko, sól na końcu) i lubię dojadać resztki na zimno. Wieprzowa czy wołowa, nawet cielęca mnie wcale nie kusi, tylko drobiowa.
Panie Lulku, ona znalazla sobie osobistego kucharza, specjalistę od potraw ziemniaczanych.Rozumie mnie pan:placki ziemniaczane, ziemniaki smażone w majeranku, rejbak,placki ziemniaczane, ziemniaki smażone w …..itd.Czasem kurczak.Ale to mocno przeterminowane dane.
A wiesz Alicjo ,że ja też zaopiekowałam się ostatnio prawie całkiem zdechłym cyklamenem?Przeżył błyskawiczną metamorfozę, odzyskuje liście i wciąz tj. ponad miesiąc kwitnie ciesząc oko.Kwiaty jak zwierzeta lubią by poświęcać im uwagę.
Moi jak robią te wątróbki dla mnie, to nie tarzają w mące i nawet nie solą, bo to podobno niezdrowe. Szkoda, bo psy, zupełnie jak ludzie, uwielbiają różne niezdrowe rzeczy. Ale podpatrzyłem, że mama dla siebie to oprócz cebulki czasem jabłko jakieś dorzuci, albo pieczarkę, albo jakiegoś kiełka. Też coś! Kiełki to ja mam po to, żeby je wątróbce zatapiać!
Ciekawe, czy dadzą mi spróbować tych kurzych biustów, które na razie się taplają w jakimś takim błocie z sosu sojowego, miodu, koncentratu pomidorowego, czosnku, białego wina, którego resztkę łaskawie im zostawiłem i różnych proszków, które okropnie wiercą w moim psim nosie. Zresztą, jak sami nie dadzą, to porwę. 🙂
Pyra pije kawę i je mazurka od świąt. Jest pyszny. Wcale się nie postarzał.
Rośliny rosną mi pięknie. Szczególnie pnącza, które włażą aż na sufit, ale jest wyjątek, właśnie cyklameny. Co dostanę czy kupię doniczkę pełną liści i pąków, to za parę dni ;liście już mi żółkną, kwiaty karleją, a ostatnie pączki wyglądają jak zagłodzone miniaturki. Mam takie dwie doniczki. Na wszelki wypadek zawartości nie wyrzucałam, raz w tygodniu lekko podlewam i czekam co z tego będzie.
Czy wiecie ,że do kwietniowego numeru „Kuchni” dołączone są dwie książeczki kulinarne! . Risotto & Paela oraz Taco & Tortilla. Obie książeczi zawierają opisy całego szeregu pomysłowych dań i są przepięknie ilustrowane. ….( …to nie była reklama 🙂 )
Pyro, moze cos ze swiatłem nie tak?Mój cyklamen stoi na parapecie od wschodu.Fachowcy twierdzą,że to najlepsze miejsce na ten kwiatek a mój egzemplarz to potwierdza
Małgosiu, moje też mają wschodnią wystawę, a za każdym razem giną mi w oczach. I nie mam przegrzanego mieszkania – z wyjątkiem kuchni i łazienki kaloryfery mam zakręcone, bo zimy przecież nie było
Mój parapet też od wschodu, w dodatku jak drzewa wypuszczą liście, to słońca tam niewiele i krótko. Mimo wszystko kaktusy rosną jak na pustynii, zresztą niektóre z pustynii przywiezione. Ja juz widzę, w czym problem z Bonnie cyklamenem. Wielka doniczka, nie wiadomo po co. Wtedy korzeń (bulwa a tym wypadku) się rozwija, bo ma gdzie, a góra nie nadąża. Kto to widział, takie dysproporcje.
Tymczasem ten sportowy wygnał mnie z chałupy na spacer do sklepu za rogiem, kupiliśmy fetę oraz greckie wino appelia. Od jeziora (ciagle tafla lodu) wiaterek i przemarzłam, a tak pięknie wyglądało. Te + 5C to jest u mnie w zaciszu za chałupką, a nie, jak się idzie nad jeziorem. Ale chipmunki wylazły!!!
To znaczy wiosna, a jak nie, to chipmunki ją wymuszą! Jak ja bym chętnie juz coś w ziemi pogrzebała temi ręcami….
Bobiku,
tej mąki na oprószenie wątróbki to tyle, co Don Alfredo napłakał, aby-aby, a soli się dopiero na talerzu, tyle ile komu się zechce. Próbowałam z jabłkami i różnie, ale nie ma to jak powyższe. Tymczasem będę kombinowała te kalmary dla sportowego. Bez konkretnego przepisu, coś wymyślę.
Do wszystkich chcących poznać prawdziwy SMAK piwa mam taki apel: nie pijcie piwopodobnych wyrobów z fabryk piwa, tylko szukajcie perełek z niereklamujących się w tv małych, regionalnych browarów. Fabryki niby chwalą się tradycjami, ale to taka sama prawda jak to, że politycy służą Narodowi. 😉
A tym najodważniejszym i najbardziej wymagającym polecam warzenie piwa w domu – internet jest pełny informacji co i jak. 🙂
Stosik cebuli i kilka pięknych plastrów jabłka, inaczej wątróbki nieważne. Pyra robi też czasem panierowane w jajku i w bułce , a kolacyjnie fajne są szaszłyki z wątróbek przekładane płatkami słoninki, cebulą i jabłkiem, nabite na drewniane szpilki i smażone w silnie rozgrzanym oleju. Potem muszą być chwilę odsączone z tłuszczu na bibule. Z tymi szaszłykami to jest cyrk przyprawowy, bo słoninę się obficie posypuje pieprzem albo papryką, jabłko dostaje trochę majeranku, a całość soli się po usmażeniu
U mnie słonina w przyrodzie nie występuje. Chyba, ze boczek, a i ten tylko w polskim sklepie kupuję, nie żaden tutejszy, pokrojony, pociapany syropem klonowym czy czymś, i utrwalony chemikaliami.
Jabłko próbowawszy, ale mi sie nie kojarzy. Zdecydowanie jestem cebulowa baba. Zrobiłam te morskie wredoty. Zdjęcia potem. Jerzor poszedł się połozyć po jedzeniu. Podobno było dobre.
Chińska Teściowo !! – takie to ładne, a nikt nie używa. 😉
Poszedł się położyć?? Czego mu dosypałaś?
Pyta poznański teść.
O kwiatkach..
Cyklameny nie lubią ani nadmiernego ciepła, ani dużego słońca.
I co ważne, przy podlewaniu nie należy lać wody bezpośrednio na bulwę czy łodygi liści i kwiatów, tylko ostrożnie dokolusia roślinki i tylko tyle ile wchłonie ziemia. Nadmiar z podstawki wylać.
Albo wodę na podstawkę, jak kwiatek wypije swoje, resztę wylać.
Lubi wodę w ziemi, nie na sobie.
Dzieci zadowolone i nasycone oddaliły się już na z góry upatrzone domowe pozycje. A mnie już pomalutku nachodzi niedzielno-wieczorny wstręt przed dniem jutrzejszym.
Powiem tytułem filmu ,, Nie lubię poniedziałku”.
Mam kod fe36. femina36?
Powiedzieć fe na 36. W życiu, nie!!
Ciekawe co by na to Slawek.
A gdzie nemo? Ruszyła w podróż?
Może morzem do Austrii, na tajemniczą wyspę Pana Lulka.
Ja jestem polsko kanadyjska teściowa kanadyjskiej Chinki. Ojej, to dopiero ale zawijas!
Niczego nie dosypałam, z przypraw użyłam soli, pokruszonej papryczki chili, pieprzu kolorowego i dwa ząbki czosnku, lekuteńko posypałam panierką do tempury – lekuteńko, obłoczek zaledwie! Bydełko morskie smażone bardzo szybko (3 minuty) na rozgrzanym oleju słonecznikowym.
Alicjo,
Tak ladnie to wygladalo przez okno, ale jak sie sama wyprowadzilam na spacer to mnie zdziebelko przewialo i szybciutko swinskim truchtem dotarlam do domu a zakupy to juz zrobilam samochodzikiem. Zimy mam dosc, moze juz tym bialym nie bedze robilo, ale nadal to nie wyglada na wiosne Pana Lulka.
Skoro mowia, ze tego lata moze bedzie lato to chce sobie zafundowac ladniasty stolik z parasolem i foteliki, szukam wiec po internecie by kupic cos ladnego za psi pienadz, jak narazie bez uciechy. To co ladne to tak drogie, ze glowa boli.
Watrobki robie systemem Alicji, z tym, ze resztki siekam (nie za drobno) z gotowanym jajkiem + sielony groszek z puszki. Wspaniala salatka na nastepny dzien.
Zmieniam kanaly na poszukiwanie moich fotelikow.
Tuska
Jak pisałam wcześniej, robiłam na czuja, czyli improwizacja. Pyra niech zamknie oczy 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Morskie_diably/
Alicjo,
a zdjęcia gotowego diabła nie masz? 😥
Tuśka, przecież mieszkasz po sąsiedzku już kupę czasu i wiesz, że lato to my zawsze mamy na bank, jeszcze ze dwa miesiace i zaczniemy wzdychać do śniegów i lodów, tak nam przytropikuje.
Prawdą jest, że to pierwsza zima od 26 zim, jakie tu przeżyłam, że wytchnienia nie było, nawet zwyczajowego „january thaw”(styczniowe roztopy). I to nie to, że było okrutnie zimno (Szostkiewicz głupotę napisał na swoim blogu), wcale nie – tylko było okrutnie śnieżno, jak w Stanach, tak tutaj.
A Szostkiewicza nie lubię od czasów dyskusji o Serbii o Kosowie, i jak zjechał ludzi, którzy mieli inne niż on zdanie i całkiem kulturalnie się wypowiadali. Po co prowadzi ten blog, jak ma gdzieś zdanie innych i całkiem przyzwoitą dyskusję. Dyskusję, a nie jakieś idiotyczne przepychanki. Bardzo arogancka była jego wypowiedz wtedy. Mój grzeczny komentarz, ze dlaczego tak wszystkich potraktował, się nigdy nie ukazał. Zajrzałam wczoraj – temat ekologiczny, to się wpisałam.
Koleżanka bardzo była zdegustowana, gdy z mleka i masła nie dała rady odtworzyć śmietany, gdy takowej w domu zabrakło, a mleko i masło były pod ręką. Do sklepu miała jak Alicja daleko, więc ratowała się myśleniem przed pośpiesznym marszem.
Ojej! Najpierw jest mleko, potem odstawione do zimnego w kamiennym garnku, zbiera się śmietana na górze, pod śmietaną pyszne kwaśne mleko, z którego ser, a ze śmietany masło.
Małgosiu,
diabeł gotowy to jest na zdjęciu 3 i w zasadzie powinna to byc żeliwna patelnia, a podsmażanie nie dłużej, niż 3-4 minuty. I to jest „gotowy diabeł” 😉
… zapomniałam dodać, że na odwyrtkę (masło na śmietanę itd) się nie da, ale to my wszyscy wiemy 🙂
Alicjo – obejrzałam te morskie diabły – i podziwiam Twoją odwagę. 🙁
Alicjo,
Zjedliście to sami we dwoje? 😯
Grażyno, ten mój uwielbia takie coś, ja natomiast krewetki i owszem, ryby kocham, ale takie tam… nie za bardzo, a nawet wcale. Nie wiem, jak to sie dzieje, ze podobno dobrze przyrządzam 😯 przeciez nigdy nie próbuję!
O, rany! Miałam bardzo ciężki weekend, ale z radością przeczytałam wszystko(swoją drogą, nie macie umiaru). Piwoholik zachęca do picia piwa z lokalnych browarów, ale jak na nie trafić – te dobre- gdy prowadzi się osiadły tryb życia, a one się nie reklamują?
Pozdrawiam, smakowitych snów życzę. 🙂
Alicjo pewnie to kwestia czasu. Jeżeli zdecydowałaś się przyrządzać , to jeść też zaczniesz. Ja długo nie jadałam przyrządzanych przez siebie potraw mięsnych. Słabo mi się robiło gdy na nie patrzyłam. Z ksiązki kucharskiej krok po kroku , nie próbując robiłam najróżniesze potrawy. Dziwiłam się że ktos to chce jeść i nawet chwali. Tu w przypadku tych „diabłów” wydaje mi się,żebym nie przeskoczyła. Odraża mnie wygląd. Nie wiem jak to pachnie. Z zamkniętymi oczami z zatkanym nosem pewnie bym nie dała rady , przyrządzić Twoją metodą , bez próbowania 🙂
Grazyno,
Zapominasz, ze nasza Alicja jest piekielnie zdolna w roznych dziedzinach. Ekologia, gotowanie, dzianie, murowanie, pisanie, kwiatkowanie, (nowe slowo), op…rzanie to cala NASZA KOCHANA pani A, i za to robie jej teraz cium, cium.
Byle do lata!!!
Tuska
Alicjo,
czy to znaczy,że to wszystko pochłonął samotnie Twój Przyboczny? A Ty biedaczko, co jadłaś? Ja bardzo lubię kalmary, ale zwykle jadałam w panierce, albo w zestawach z innymi owocami morza.
Nie, wcale nie pachnie paskudnie – kiedys wyczytałam, że jak ryba śmierdzi rybą, to należy ją wyrzucić, to samo dotyczy wszelkich morskich żyjątek.
Kupiłam zamrożone, rozmroziłam (godzinę zajęło mniej wiecej) i żadnych odrażających zapachów, pożeniłam z czosnkiem i tak dalej. Od lat przyrządzam różne takie robaki dla Jerza i nigdy się nie skusiłam, bo mi nie wchodzi. Maciek też lubi, synowa jak najbardziej – moge zrobic, ale… Dla mnie tylko krewetki, scampi, homary, kraby. Byc może krokodyle?! 😉
tak Leno zauważyłam , i jestem z dumna ,że mam taką zdolną koleżankę (bo Alicja już kilka dni temu zgodzila się byc moją najlpeszą koleżanką , może ona jeszcze o tym nie wie ,ale to nie jest aż takie ważne).Zapomniałaś jeszcze dodać że jeszcze wyrabia zazdrostki – a dziedzina nazywa się zazdrostkowanie ( to też nowe słowo..)
To jest w lekuchnej panierce, Małgosiu, nawet jej nie widać, jest panierka „kupna” do tempury, lepszej bym nie zrobiła.
Ja zajadałam chlebek czosnkowy i łotewskie wędzone szprotki. Plus sałata, pomidor, ogórek, cebula, feta i czosnkowy sos do tego.
Popatrzcie jeszcze na bociany w Przygodzicach. Taki nasz Big Brother.
Trochę sie boję podglądać bociany, bo w ub. roku podglądałam bociany w Ustroniu Sl.
I bardzo zle to się skończyło 🙁
😆 jak ?? Alicjo ??
Najlepsze takie owoce morza jadłam w fantastycznej knajpce na Krecie, genialne krewetki w sosie serowo-czosnkowym, smażone kalmary oczywiście z sałatką choriatiki w rozmiarze gigantycznym, a wszystko to popijane doskonałym domowym winem. Obok dziecko kucharza stawiało przy nas pierwsze kroki, a dzieci innych gości nosiły w kapeluszach malutkie kociaki. Zresztą bardzo lubię greckie kuchenne klimaty z ich 20 daniowym rybnym meze, restauracjami z serwetami w niebieską albo czerwoną kratkę, oczywiście tam gdzie siedzą Grecy a nie turyści. A pomarzyć sobie można…
Małgosiu z tych owoców morza , to najlepsze są sewrowane do nich sosy i piwo. A tak na serio zastanawiam się jak długo trzeba pracować nad sobą czy też nad swoim podniebieniem ,żeby umieć polubić te morskie specjały. Próbowałam dostosować się do menu serwowanego w Tunezji i niewiele z tego wyszło. To wyjadanie sosu , to pomysł autorski mojej córki ,bo inaczej chodziły byśmy głodne.
Ojej, nie wiem ile trzeba nad sobą pracować, ja spróbowałam i polubiłam, chociaż z „pewną nieśmiałością”. Myślę, że to kwestia pozytywnego nastawienia.
Alicjo,
a gdzie się podziałaś? Bocian cię nam porwał? Co się wtedy strasznego stało w tym Ustroniu? Nie daj nam umrzeć z ciekawości! Prosimy!
… co do bocianów z Ustronia, to piskleta nie przeżyły, a boćki opuścily gniazdo po tym wszystkim. Ciekawa jestem, czy w tym roku wrócą. Oby.
O masz. Przypomniał mi sie ten Grek, Stelianos, w którym śmiertelnie byłam zakochana i co to w książce… nadal nie znalazłam zdjęcia, ale zerknę jeszcze raz do archiwów.
dobranoc
Wołają mnie! No to lecę, reszta jutro, bo zapowiada się wieczór z sąsiadami.
Ja też się żegnam do jutra. Spokojnej nocy wszystkim życzę.
Alsa, specjalistycznych sklepów z dobrym piwem jest coraz więcej, a i w zwykłych spożywczych można trafić na ciekawe produkty. Trzeba próbować, szukać, pytać się, sprawdzać… Nie wszystko złoto co się świeci, ale i nie każda perła od razu lśni blaskiem!