Z Neapolu do… Neapolu
Salvatore Cardillo urodził się w Neapolu sto trzydzieści trzy lata temu. Tam studiował pianistykę i kompozycję. Jako 29-letni początkujacy kompozytor wyemigrował do Ameryki. Tam, trafił do wytwórni filmowej. Pisał mnóstwo. A wszystko w stylu neapolitańskim. Tęskne i romantyczne pieśni podbiły damską część amerykańskiej widowni. Najsłynniejszą pieśnią do dziś jest „Core ‚ngrato” napisana w 1911 roku.
W tym samym czasie gdy Salvatore pokonywał ocean jeszcze jeden Neapolitańczyk odbył tę samą drogę. Ten też podbił Stany Zjednoczone. A był to najsłynniejszy placek świata – pizza. Przybysze z Neapolu osiedlając się w nowej ojczyźnie nie mogli i nie chcieli zmienić swoich kulinarnych przyzwyczajeń. Otwierali więc pizzerie takie same jakie odwiedzali pod Wezuwiuszem. Nie skąpili tego smakołyku też i Jankesom. Pizza szybko stała się przebojem tak jak i kompozycje Cardillo.
Po latach, gdy jego sława nieco już przyblakła, kompozytor wrócił do Neapolu. I tu w 1947 roku zmarł.
I znów podobna drogę przebył neapolitański placek. Pizza wraz z wojskami amerykańskimi dotarła na Półwysep Apeniński. Dotychczas była ona znana tylko w okolicach Neapolu. Amerykanie (oczywiście ci włoskiego pochodzenia) rozwlekli ją po całej Italii. Dziś nikt sobie nie wyobraża krajobrazu włoskiego bez pizzy. A „Core ‚ngrato” śpiewane jest też na wszystkich estradach świata. I tak neapolitańska pieśń robi karierę równą neapolitańskiemu plackowi.
Komentarze
Dzisiaj jestem pierwsza, więc wypada pięknie przywitać wszystkich blogujących. Panie Piotrze – po raz pierwszy nie zgadzam się z Panem. A moja niezgoda dotyczy pizzy. Skąd mi się to wzięlo, skoro nigdy nawet stopy w Italii nie postawiłam? Ano z ksiązek. Nie pamiętam już który ze znanych żołnierzy – wspominkarzy : Meissner, Arzt czy Romanowski, w każdym razie któryś z „turystów Sikorskiego” wspomina, jak to w czasie wędrówki do armii utknął najpierw pod Turynem, potem zaś w okolicach Marsylii. Pisał, że pieniędzy mieli tak mało, że za nic nie wystarczało na zupę rybną marsylską, ale na szczęście za 1 franka można było u ulicznego sprzedawcy kupić pizzę, okrągły placek z serem i innymi dodatkami, który od biedy wystarczał za całodzienny posiłe. Placek nazywał się pizza. Nieśmiało zauważam, że było to na 4 lata przed jankeską zarazą na naszym kontynencie.
A teraz trochę pro domo sua : Mam zamiar dzisiaj zrobić obiad eksperymentalny czyli coś, czego nigdy dotąd nie gotowałam. A rzecz ma się tak, że po wizycie Alicji zostałam z zapasem sporym wątróbek po żydowsku ( to była jedna z przystawek, której Goście nie ruszyli). Trochę zjadłyśmy następnego dnia ale jeszcze zostało, a zostało. Jest to potrawa nietrwała, więc wpakowałam w miskę i zamroziłam. Tu zaznaczyć muszę, że masa owa ma konsystencję ziarnistą, kawiorową, bo została uczciwie posiekana, a nie zmielona na farsz. Mam zamiar wbić w nią jajko, dodać 2-3 łyżki tartej bułki, zrobić z tego kotleciki panierowane w jajku i drobniutkich kostkach bułki (jak kotlety Pożarskiego) i usmażyć na obiad a do tego jako garnitur plastry brzoskwiń potraktowane na patelni zlekka majerankiem jak jabłka do wątróbki. Z brzoskwinią jestem w sytuacji przymusowej – kupiłam wczoraj dwie mostrualnie wielkie i potraktowałam jako bazę do sałatki owocowej. Maliny i winogrona były doskonałe, ale brzoskwinie są fatalne – jedną wmusiła w siebie Ania, ja z drugiej zjadłam cząstkę. Są mączyste, bez smaku i soku , no fatalne. Wyrzucić mi jednak szkoda, więc pójdą na patelnię – w plastrach i dla smaku potraktowane z lekka cytryną i ziółkiem. Mam pó woreczka ugotowanego ryżu naturalnego, to wrzucę później na tłuszcz na patelni , ten po wątróbkach i brzoskwiniach i zasmaże krótko. Do tego zrobię jeszcze surwkę z kalafiora, tym razem na ostro. Co Wy na to ? Przeżyjemy eksperyment?
O! Ja jeszcze nie śpię! Jak to nie ruszyli, ja ruszyłam przynajmniej jedną, bo wszystkiego spróbowałam, a musiałam sobie miejsce zostawić na golonkę!
Te brzoskwinie to chyba jakieś podrabiane, Pyro, ostatnio Jerz zakupił śliwki, wyglądają pięknie, a zupełnie bez smaku. Zastanawiam się, z jakiego drzewa zerwane, może z gruszki?
Alicjo, paskudo! No i czemu nie śpisz? Oczy będziesz miała potem podkrążone i na urodzie Ci nabruździ. Dot betów, ale już.
Toż ja po podróży międzykontynentalnej, Pyro! Jeszcze nie doszłam do siebie, o tej porze to zazwyczaj wstawałam! Natomiast w dzień mi sie chce spać, przyznaję.
O, jak ta głupia poszłam poczytać gazety! Przecież to nie jest dobranocka, idiotko!
Pyro proszę nie panuj mi, bo się czuję strasznie spostponowany (czyt. stary). A na Twoje uwagi o historii pizzy jest odpowiedź. W Prowansji od stuleci istnieje placek podobny do pizzy i nazywa się pissaladiere. To okrągły i plaski placek z drożdżowego ciasta pokryty duszoną w oliwie cebulą, czarnymi oliwkami i anchois. Po „opanowaniu” Europy p[rzez pizzę cudzoziemcy czyli nie Prowansalczycy nie używają prawidłowej nazwy pissaladiere tylko zamawiają pizzę. A jedzą oczywiście przysmak prowansalski czyli – powtarzam – pissaladiere. Tez smaczny. Wiem bo jadłem.
Dłuuugo nie lubjałem piccy, a to na zasadzie pierwszych skojarzeń. Gdzies tak w wakacje pomiedzy szóstą i siódmą klasą podstawówki zrobiłem ją sam. Maka, woda, olej, oko i jest ciasto. ptrzecier, cebula i wczorajszy maminy kotlet mielony + oko i jest sos. Teraz… zimna patelnia, chlup olej, chlup ciasto i chlup ten sos… I co oni w tym widzą?!
Potem była gorączka sobotniej nocy, gdy travolta idzie ulicą, pooglądywa buty w witryni i zajada piccę. Zaraz potem szkoła średnia i picca ala Katowice – gruby na udo placor, a na srodku makaron z przecierem (sic). Lata minęły, nim okazało się, że pizza daje się jeść, a czasem potrafi smakować, ale ta pierwsza własna do dziś jest jak tkliwie żewne wspomnienie inicjacji :).
Pizzę można robić na tysiąc i jeden sposobów, a może nawet 1003 sposoby, według własnego gustu.
Osobiście lubię, ciasta nie robię, tylko kupuję włoski *flat bread* z ziołami (rozmaryn, oregano i te sprawy), przybieram pomidorami, sparzonym szpinakiem, pieczarkami, cebulą, czosnkiem jak najbardziej, serem feta, cheddarem i parmezan dla smaku… i pewnie czymś tam jeszcze, na 10 minut do piekarnika i gotowe.
Czego nie lubię, to sosu pomidorowego na pizzy – zawsze za kwaśny. Juz lepiej walnąć plastry pomidorów!
Przeżyjecie eksperyment, przeżyjecie!
Dzień dobry wszystkim!
Od pizzy zdecydowanie wolę tarty. Choc oczywiście pizzę jadam ( niezbyt często) to zrezygnowałam z robienia jej w domu. Raz, ze zdecydowanie lepsza z pieca opalanego drewnem, dwa- wolę czas poświęcony na jej zrobienie poświęcić na przygotowanie tarty.
Dziś będzie brokułowo, co dokładnie- rozstrzygnę w porze obiadowej. Udało mi się przedwczoraj kupic doskonałe śliwki, idę więc dziś do tego samego sprzedawcy.
A i chwalę się właśnie zjazdem podrzucając linki do zdjęc z Kórnika mojej koleżance.
http://www.youtube.com/watch?v=rmVx5SO7cek 🙂
Marialko,
pizza według mnie kosztuje tyle roboty, co pokroić wyżej wymienione plus sparzyć szpinak:
http://alicja.dyns.cx/news/Food/Pizza_by_Alicja/
Skąd mi sie ten szpinak wziął, nie wiem, chyba po prostu był w lodówce i prosił o zużytkowanie, ale pasuje świetnie 🙂
A ja czasem piekę pizzę w domu i nawet nam smakuje, bo dodatków na niej tyle, co ciasta albo i 2 razy więcej, tylko – nie zrobię piszzy na 2 osoby – nie umiem. Jest to żelazne danie wtedy, kiedy córcia doucza w domu 2-3 chłopaków, którzy mają w tym wieku wiadomo – czarną dziurę zamiast żołądka. Z blachy pizzy jest 8 dużych porcji. Jak łatwo wydedukować my zjadamy po jednej, a chłopaczydła po 2 ( i rozglądają się za repetą) Alicjo – ja po podpieczeniu spodu, skropieniu go oliwą itp, smaruję ciasto niezbyt grubo łagodnym keczupem na który honie sypię zioła – potem dopiero dodatki.Nie jest keaśne
Alicjo, ja pizzę robiłam na klasycznym cieście wg włoskiej receptury- z dodatkiem drożdży, odstawianym do wyrośnięcia- nie kupowałam gotowego spodu. Jak jeszcze uwzględniłam, ze muszę o tym cieście rosnącym pamiętać (nawet jeśli zajmuję się czymś innym), to zdecydowanie wolę zrobić pyszną i wyrafinowaną tartę na kruchym spodzie.
Albo
Wziąć pomidorów suszonych na słońcu a przechowywanych w słoiku z oliwą (tą z oliwek – a jakże by inaczej).
Do miksera wrzucić i na taką pastę zmiksować misternie.
Tym posmarować ciasto – może byc niezbyt grubo….
Marialko o tartach – to mi przypomniało, że zaczyna się sezon gąsek żółtych albo zielonek jak kto woli. Tarta z zielonkami to jest to, co tygrysy lubią pasjami. Z tym, że grzyby najpierw podduszone w tłuszczu i sosie własnym, a po odparowaniu wyłożone na tartę. Jest też gotowana z tymi grzybami jedna ze specjalności kuchni wielkopolskiej : ślepe ryby czyli ziemniaczanka z grzybami. Zupę ziemniaczaną gotujemy jak zwykle z dodatkiem włoszczyzny (skąpo) listka laurowegi i ziela angielskiego, na dogotowaniu wrzucamy zielonki (same kapelusze ; małe w całości, większe połamane) Gotujemy razem jeszcze ok 10 minut i zaprawiamy szklanką gęstej kwaśnej śmietany i łyżeczką mąki. Przyda się też trochę posiekanej zielenminy na wierzch. Bardzo smaczna zupa
Marialko,
Agnieszka, Jerzora bratanica, oprócz studiowania w Irlandii pracuje też w pizzerni. Powiada, ze broń Boże, żeby ciasto wyrosło, nie wolno do tego dopuścić! Zrobiła pizzę na nasz przyjazd ( i dzieciatko w ogóle wycięło sobie parę dni wakacji, żeby sie z nami zobaczyć, sfruwając z Irlandii), była to bardzo dobra pizza, ale jak ją widziałam pracującą nad ciastem, to sobie pomyślałam, że wolę *italian flat bread* 🙂
Agnieszki ciasto było mniej więcej takie, jak podpłomyk, bez smaku, absolutnie niewyrośnięte, po prostu podstawa tego, co na cieście miało być. Tylko brzegi miały wyrosnąć i jakos to wyszło… A, i dodać muszę, że sos pomidorowy Agnieszka zrobiła sama, był świeży i wcale nie kwaśny!
http://alicja.dyns.cx/news/Polska_2007/Poczatek%20i%20Pomorze%20u%20Tereski/29.Mistrzyni%20pizzy.jpg
Ależ dekoracyjne osobniki z tej rodziny wyrastają. Ho, ho. Moi chłopcy w takim wypadku mówili „Do gitary za duża, do boku pasuje”
A jak do piekarnika włożyć parucentymetrowej grubości płytę granitową, dobrze nagrzać i na tym tę pizzę upiec to niemal jak z tego pieca opalanego drwami….
Nareszcie wyspalem sie nie za wszystkie ale za kawalek wszystkich czasow. W nocy padalo jak z cebra a rano znowu cesarska.
Oryginalna pizza jest napewno neapolitanska. Za to dla mnie najsmaczniejsza jest w Wenecji. Tam tez nauczylem sie jesc pizze palcami. Smakuje pieknie. Jak to pizza. Sam nie robie, za duzo pracy. Prawdziwa ekspansja pizzy zaczela sie chyba wraz z wloskimi gastarbeiterami. Nie wszystkim wiadomo, ze doskonala pizze robia rowniez kucharze arabskiego pochodzenia. Jest wiele takich lokali w Wiedniu i okolicy.
Ja tez robie rozne jedzenie na winie, wedlu zasady co sie nawinie to idzie do potrawy. Byle bylo jeszcze zjadalne pod wzgledem swiezosci.
Pyra byla dzisiaj joko te poranne ptasza, to caly dzien bedzie miala taki.
Najlepszego, siedzcie w domu bo strajkuja maszynisci kolejowi.
Pan Lulek
Pewnie masz rację Andrzeju . Tylko – jak zachowuje się marmur narażony na „wypiekanie” ? W końcu to skała dość krucha. Ile by wytrzymała takich operacji? Ale efekt może być znakomity. Chyba lepiej jednak byłoby zastosować konstrukcję z płyty szamotowej.
Ten mój marmur to granit….
Ha to ja jeszcze do listy dodam tarte flambé, bo pomysl podobny tylko zamiast pomidorow creme fresh.
Pizza jest u nas w domu gosciem czestym i wynikiem naszego lenistwa/braku czasu.
A jak juz w porywie tworczego popedu postanawiam zrobic pizze sama, to ciasto tez, bo foccaccia lub gotowe spody do pizzy sa za grube.
… skandynawski, dodam. Pełno tego w Polsce po lodowcach 🙂
Alicja
Już wczesniej zwróciłem uwagę, ileż wdzięku ma to urocze dziewczę dłoń fiskarsem komuś odkrawając. Nie dziwne wcale, że sos nie kwaśny, skoro z juchą zamast pomidorów.
Z ingrediencji pyrowej zupy jasno wynika, że to ryby, tylko czemu ślepe?! .
Jak nie ma granitu to może być
http://sv.wikipedia.org/wiki/T%C3%A4ljsten
też zapewne w Posce występujący nagminnie (hm…)
Bardzo ładnie trzyma ciepło. Uzywa się go do budowania kominków na przykład. Blok taki wielkości A4 i grubości kilku centymetrów nadaje się latem do (po uprzednim nagrzaniu w piekarniku) smażenia ryby na stole na tarasie.
Albo (po uprzednim zamrożeniu w zamrażarce) do trzymania masełka albo lodów na tymże nasłonecznionym letnim stole.
Czego to ludzie nie wymyslą.
P.S.
Do smażenia na tym kamieniu co nie wiem jak się po polsku nazywa ( ale tu pewnie miejscowi geolodzy pomogaą) nie potrzeba nawet specjalnie tłuszczu, bo taki ten kamień tłustawy w dotyku i się nie przypala.
No, popatrz AndrZeju; jak to Pyra nieuważnie czyta albo z góry Cię na luksusy naraża. Pewnie, że pisałeś o granicie i efekt może być b. dobry także do chleba pieczonego bez formy.
Talk, Andrzeju Szyszkiewiczu. Z tego *native people* tutaj robią rzezby. Powiedziałabym, że Eskimosi, ale to podobno politycznie niepoprawne w dzisiejszych czasach.
Jest to znane jako *soap stone*, czyli po polsku, mydlany kamień.
Typowa skała metamorficzna.
Talk na skali Mosa (od jeden do dziesięciu) jest niestety, najbardziej miękki, ale sobie radzi 🙂
Oczywiście diament bije wszystko poniżej. Chyba wreszcie pójdę spać, co Wy na to?
Iżyku – kiedyś się tymi „ślepymi” rybami zainteresowałam . Okazuje się, że w tym wypadku „ślepe” znaczy tyle, co fałszywe, udawane. Czyli jest to zupa udająca zupę rybną? Po co i na co udaje, to ja już nie wiem. Ale przecież kuchnia polska zna kilka takich potraw np „fałszywy zając”, czyli klops czyli pieczeń rzymska. Nasze prababki widać lubiły przebieranki.
Pyro,
Pomysł z tą płytą granitową pochodzi z książki „Chleb” którą napisał tutejszy piekarz – kucharz – gastronom – artysta Jan Hedh.
Jest to jego sposób na symulację tradycyjnego pieca chlebowego w warunkach normalnej domowej kuchni.
Działa – a jakże!
P.S.
Z dzieciństwa pamiętam „poniemieckie” płyty marmurowe z mebla kuchennego. Taka potłuczona płyta marmurowa to był skarb! Zwłaszcza dziewczynki grające „w klasy” dostawały wypieków na widok takiego „marmurka” a jego właściciel cieszył się chwilowo powodzeniem.
Chwilowo mam wizje Alicji piekacej chleb na diamentach…
Ten pomysl z plyta genialny, bede musiala napasc znajomego kamieniarza.
Andrzeju, twoj kamien to po polsku steatyt. Jego glownym skladnikiem jest talk czyli krzemian magnezu, dlatego jest taki mily w dotyku. W helweckich szkolach podstawowych jest pierwszym materialem rzezbiarskim. Dzieci, jak w kulturze hetyckiej czy inuickiej, rzezbia w tym kamieniu, bo miekki i latwy w obrobce. Mam takie „dzielo” mojego dziecka – brylke z dziurkami na olowki 🙂
http://en.wikipedia.org/wiki/Soapstone
Kocham kominki z tego kamienia.
Te „poniemieckie” marmurki do gry w klasy tez pamietam. W kazdym szanujacym sie niemieckim domu byla komoda z marmurowym blatem, zdarzaly sie tez stoliki…
A widzisz Alicjo- nie wiedziałam. Tylko czemu moja książka kucharska kaze mi ciasto odstawiać. To przez nią!
Pyro, na grzyby może się i skuszę… Ale dzis risotto- to już postanowione.
Sorry, Alicjo, pisalam nie czytajac twojego wpisu.
Alicfjo, wstyd mi przynosisz. Toć w moim domu jest komoda i dwa stoliki nocne (na jednym stoi telewizor) właśnie z płytkami marmurowymi. Nie widziałaś, czy co? I nie są poniemieckie. To wyprawowe meble mojej Teściowej (ślub 1929r)
Marialko, ja bym tam zaufala ksiazce, a nie irlandzkiej pizzerii 😉 Mam na Sycylii zaprzyjaznionego kucharza z prawdziwym piecem do pizzy (opalanym drewnem z cytrusow i oliwek) i raz sie przygladalam, jak przygotowuje ciasto na pizze na wieczor. Zaczyna przed poludniem, bo ciasto musi „dojrzec” w specjalnej ogrzewanej szufladzie. Ta pizza byla znakomita. Natomiast jadlam raz w Rzymie tez taka na „papierowym” twardym spodzie bez smaku. To byla pizza dla turystow, zaden miejscowy jej nie kupowal.
Pyro, masz racje, to meble z epoki. Widuje takie w Helwecji, Wloszech, Hiszpanii. Na Ziemiach Odzyskanych jednak byly poniemieckie 🙁
No to ja już po raz ostatni.
Ciasto na pizzę ma po zaczynieniu stać dłuuugo i odpoczywać. Równie dobrze w chłodnym miejscu – kilka godzin albo i więcej. Nabiera smaku i aromatu oraz robi się elastyczne.
Moje dorosłe i nieco juz w świecie bywałe dzieci cenią sobie własnoręcznie robiona u nas w domu pizzę. Ciasto mojej roboty…..
Andrzeju, prosze, pisz dalej!
A tu jest cala prawda o pizzy neapolitanskiej:
http://nap.wikipedia.org/wiki/Pizza
Juz tu kiedys cytowalam, ale to moja ulubiona wersja niewdziecznego serca:
http://youtube.com/watch?v=y2Qenwzjw_s
No coz, najgorsza pizze jadlem we Wloszech, kolo Florencji, prawdobodobnie byla to z tych, wspomnianych przez Nemo, pod turyste, smakowala jak steatyt z kechupem,
U nas, najlepsi sa chlopaki z Tunezji, ktorzy nauczyli sie robic ciasto we Wloszech i tutaj sprzedaja swoj kunszt, osobiscie, jesli mam ocenic jakosc wypieku, zamawiam z czterema serami, lub Margherit?e, tutaj najtrudniej oszukac, jesli sie sprawdzi, to wracam czasami do lokalu, albo wysylam Mlodego, coby wzial na wynos
Alicjo,
Ty jeszcae sie turlasz, a ja za chwile ruszam. Jaka mgla! Bede jechala przez 2 godziny?
Poczytam blogi w pracy.
Buzia, i zycze milego dnia dla wszysciutkich.
Wiecie co? Chyba znowu parowozy staniały w przeliczeniu na 1 kg (kto pamięta Gomułkę, ten wiem o czym piszę) Właśnie wróciłam ze sklepu spożywczego, w którym wydałam fortunkę na takie luksusy, jak : 1 cytryna, pół chleba, kostka masła, 3 bułki, mały majonez, 3 filety śledziowe, 1 wędzona makrela i paczka kawy (25 dkg). Podobno mamy minimalną inflację, a żywność drożeje naprawdę w niezłym tempie. Musi, co lokomotywy staniały.Masło (b.dobre) jakie kupuję od lat (extra Gostyń) kosztowało do niedawna 3,50-4,20 dzisiaj zapłaciłam 5,30. Jakby nie było to więcej o 25%Za kilka tygodni wejdą normalne sezonowe podwyżki nabiału i ile wtedy za to samo masło zapłacę?
Dla tych, ktorzy jak ja za Gomulki nie byli nawet w planach cytuje:
„Co prawda ceny żywności wzrosły, ale staniały lokomotywy i podkłady kolejowe, więc statystycznie jest coraz taniej!”
Pyro moja rodzicielka tez owe nagle wzrosty zauwazyla i sie bardzo cieszy, ze emerytura nie jest jej jedynym zrodlem dochodu.
Najbardziej podoba mi sie klepanie w powietrzu ciasta na spod pizzy.
W znajomej pizzerii w Perchtolsdorfie jeden Egipcjanin robi ciasto na pizze w ten sposob. ze kule ciasta rozgniata w rekach na placek a potem w powietrzy robi z tego placka coraz wiekszy i wiekszy krag. Wszystko dzieje sie w powietrz. W koncu ten duzy placek laduje na drewnianej szufli a on dla gosci robi pizze na innym wczesniej przygotowanym ciescie. To ostatnie czeka na nastepnegp klienta. Lokal jest dosy drogi, ma malo gosci, ktorzy maja czas i nie musza sie specjalnie liczyc z groszem. Przychodzi sie bardziej na pogaduszki, bo najpierw przy lampce miejscowego wina lub piwa czeka sie na upieczenie pizzy. Rozne sa odmiany a klient moze nawet zamowic sobie wedlug wlasnego uznania. Zaleznie od liczby gosci przy stoliku i ich zyczen jest ona mniejsze lub wieksza. Mam na mysli srednice a nie grubosc ciasta. Mnie smakowalo do tego najbardziej wino czerwone a na zakonczenie jakis malutki kieliszeczek, taka pol osemka Schpätlese typu Muskatel Ottonel. No i do tego czerna na arabski sposob czarna i gesta jak smola kawusia.
Dzisiaj zas na obiad byl zimny grilowaniec, pozostalos jeszcze z niedzieli ale w bardzo jadalnym stanie.
Maszynisci strajkuja, uczniowie i studenci nie dojezdzaja. zabawa na calego. Tylko na jak dlugo oto pytanie. Gdzies to juz brano.
Ja sie nie przylaczam i siedze w domu.
Pan Lulek
strajki wyraznie znow modne, Zaboland dzis tez zablokowany, nic nie jezdzi, oprocz taksowek, no a te sila rzeczy bardzo wolniutko, Lepsza do roboty wystartowala taryfa z dwugodzinnym wyprzedzeniem, i tak sie spoznila
Nie będę politykowała, broń mnie Boże socjalistów, tylko tak obyczajowo podumam, że w dotychczasowych RP (niezależnie od literek i cyferek towarzyszących) jakos lepiej błądzące białogłowy były traktowane. , Najwyżej ktoś „Trędowatą” popełnił literacko albo nawet „Emancypantki” spłodził albo do ćwiczącej z kolegami jedynej kobiety na parkiecie – Danki Kobylińskiej – krzyknął „Dana, bierz na organizm” (żeby o piersiach nie wspominać) Nawet w koszmarach mi się nie śniło, żeby największe stacje tv przez kilkanaście godzin eksploatowały obraz szlochającej, rozhisteryzowanej heroiny! Przy okazji męza uświadamiano, że przwdopodobnie żona miała romans, a przynajmniej flirt Co tam mąż – elektorat patrzył! Pani się zdecydowanie na heroinę nie nadawała – ani mentalnie, ani wizualnie, ani z przyczynm zasadniczych. Od wymierzania kary są sądy, jak kto wierzący to i ksiądz w konfesjonale i opinia publiczna wreszcie. Czy żurnaliści są od tego, żeby informować, komentować, podpowiadać, czy od budowy magla narodowego?
Tym razem bardzo zdegustowana Pyra
Slawku, w Twoim kraju strajkuja kolejarze, bo chca zachowac przywilej przechodzenia na emeryture w wieku 50 lat! To teraz wyobraz sobie kraj, gdzie policjant, lekarz, robotnik budowlany czy strazak otrzymuje emeryture dopiero po osiagnieciu 65 roku zycia, a baletnica, krawcowa, kasjerka, lekarka, pani minister – 64. Trwaja debaty nad podwyzszeniem limitu do 67 – dla wszystkich! Rozbisurmanione to francuskie towarzystwo i Sarkozy bedzie mial ciezko… A u mnie pociagi punktualne, tylko do Paryza dzis ciezko dojechac 🙁
Witajcie
Dziś sporo o pizzie a ja niestety nie mam większych doświadczeń z tą potrawą. Powód jest prozaiczny – ciasta mi nie wychodzą. Kilka razy próbowałem, wyprodukowałem gniota zakalcowatego i uznałem, że daję sobie spokój z wypiekami. Więc z pizzą mam kontakt rzadki. Właściwie zamawiam ją tylko gdy zostaję po godzinach w pracy a to się często nie zdarza bo mi nie płacą za nadgodziny. No ale kiedy już muszę zostać to dzwonię do pizzerii, której reklamę mam akurat w biurku i zamawiam pizzę na ostro. Po niej mnie pali, więc jest zdwojona motywacja by szybko zrobić swoje, zmykać do domu albo do baru na zimne piwo. Taki właśnie charakter mają moje nieliczne kontakty z pizzą.
Pozdrawiam
Pytanie mam, bo zapomniałem sprawdzić w książkach wieczorem. Ile kupić grochu na 5 litrów grochówki – musze po pracy zakupić zrobić. Z góry dziekuję za pomoc.
Wojtek – ja bym nie brała więcej niż 70 – 75 kdg. I tak Ci zgęstnieje i rozgrzewając będziesz wody dolewał. Kto wie, może nawet mniej bym dała jeżeli jeszcze w tym jarzyny, kostki mięsa i kiełbasy
O lokomotywach nie słyszałam, ale że jachty poszły w górę, to na pewno. Narobiłam sobie smaku na pizzę według mnie, tymczasem w domu kawałka chleba nie ma, nie mówiąc o włoskim flat bread z ziołami. A pan J. chrapie, chociaż mógłby się już zerwać i pojechać do pracusi na przykład, podczas gdy ja będę głodować. Poradzę sobie, w lodówce wiśnie od Pyry (wczoraj odcedziłam), ser gouda, pomidory zakiszone wg.Heleny, jabłka, warzywa…o, i jajka!
Na obiad jednakowoż bym tę pizzę jednak. Trzeba będzie umyślnego wysłać na zakupy.
Wojtku, przyjrzyj sie tym rekom. One robia pizze jak trzeba. Przy okazji fajna terapia na uspokojenie nerwow 😉
http://youtube.com/watch?v=_tdfl6QTb38
Pozniej Ci pokaze, co robic z gotowym ciastem.
Wojtku!
Moja miara „empiryczna”; 7 „męskich” garści grochu na 2,5l wody! 🙂
Dzięki Pyro. Kupię dwa woreczki półkilowe, odsypię 75 dkg na grochówę a pozostałe 25 deko dołoże w przyszłym tygodniu do kapusty z grochem.
Pozdrawiam
Ps.Masz rację ze szwindlami statystycznymi. Żarcie drożeje jak diabli a wskaźniki w bezruchu. Piotr Stasiński kilka dni temu ciekawie o tym pisał.
Wojtku!
Moja miara „empiryczna”; 7 „męskich” garści grochu na 2,5l wody! 🙂
PS.
Groch „polny”,niełuskany!
Dzięki Andrzeju.Jerzy. Będzie niełuskany! Czuję, że 14 garści to akurat 75 dkg.
Pozdrawiam
A ja pizzę robię tak:
Ciasto na pizzę
30 g świeżych drożdży, 125 ml ciepłej wody, 50 dag mąki pszennej, ? łyżeczki soli, mąka do posypywania, oliwa z oliwek
Drożdże rozpuścić w małej miseczce w niedużej ilości letniej wody, dodać 2-3 łyżki mąki i wymieszać. Przykryć ściereczką i odstawić na 30 minut . Resztę mąki przesiać na stolnicę, dodać wyrośnięte drożdże, posolić i wyrabiać dolewając po trosze wodę. Ciasto winno być bardzo elastyczne. Po kwadransie ciasto podzielić na cztery kawałki, posypać mąką i pod przykryciem odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Po 2 godzinach ciasto rozgnieść rękami lub rozwałkować na posypanej mąką stolnicy, tworząc placki pół centymetrowej grubości. Blachę do pieczenia nasmarować oliwą i położyć na niej pizzę. Na wierzchu ułożyć składniki i piec w 280 st. C
Zanim wskocze w piernaty moje – Pyro nie kladz na baze pizzy zbyt duzo skladnikow. Mysmy popelniali ten blad. Wychodzil nam tort pizzowy. Nie powiem, dobry lecz skladniki posrodku i na spodzie pizzy byly zbyt wilgotne. Teraz „zmadrzelismy” – po radzie udzielonej przez kolege wlocha. Sama baze smarujemy niewielka iloscia zwyklej pasty pomidorowej – takie ledwo-ledwo mazniecie – posypujemy oregano i dopiero na to: ostre salami pokrojone w waskie paseczki, cienkie plasterki cebuli, pieczarek i papryki, nieco startego sera, anchovis i do piekarnika. Jesli robisz pizze na ostro sprobuj dodac kawalki ananasa – ale z puszki w soku wlasnym, coby nie byl to syrop. Mozesz tez podac plasterki ananasa (tez z puszki) jako dodatek. Lagodzi ostrosc dania glownego i dodaje dodatkowego posmaczku calosci.
Acha – ciasto staram sie robic sama i jest ono wyrosniete . Po rozwalkowaniu i ulozeniu na blasze jest raczej cienkie i proces pieczenia niewiele wplywa na jego grubosci. Kiedys usilnie chcialam zrobic bez drozdzy i udalo mi sie sprokurowac olatek – do bani!. Podpytywalam o skladniki na baze Pana Piotra. Gdzies jest Jego wskazowka, ale gdzie? Jakies „circa-about” 2 miesiace temu.
No to szuram do wyrka.
Pozdrawiam neapolitansko
Echidna
Oooo… Telepatia czy co Panie Piotrze?
Widzisz Pyro juz nie musisz szukac.
Pa
E.
Co Wam powiem, to Wam powiem, ale Wam powiem. I moja synowa poświadczy, a podlizywać się do mnie nie musi, i tak ją lubię. Otóż stwierdziła, że nigdzie nie jadła tak dobrze, jak w Polsce, nawet tę muchę darowała.
Wrzuciłam zdjęcia ze spotkania geolo i obrabiam dalsze. Wiecie co? Podróże przedłużają życie, toż myśmy w ten miesiąc zrobili więcej spotkań i tak dalej, niż w ciągu roku bywa. Teraz się nie dziwcie, że kilka dni mi potrzeba na dojście do się 🙂
Panie Piotrze, robie tak samo, ale tej wody to cos za malo. Na 500g maki potrzeba ca 3 dl wody, 1,5 lyzeczki soli i ewentualnie 2-3 lyzki oliwy (do ciasta w srodku).
Jak rozplaszczac pizze
http://youtube.com/watch?v=SjYqw1CLZsA
To jsa jeszcze o pizzy. Nie wiem, czy się w ogóle przyznawać do tego, ale najwyżej uznacie, że Pyra, coś nie bardzo myśląca. Otóz ja robię ciasto drożdzowe – ścisłe i elastyczne, które sobie fermentuje swobodnie ok 1 godziny, potem polewam sobie dlonie oliwą i rozklepuję placek między dłońmi do skutku, tzn aż osiągnie pożądaną wielkość. Wiele się z nim nie bawię. Wkładam na blachę i znów daję mu odpocząc ok 0,5 godz. Specjalnie nie wyrasta ale i zakalca nie ma. Teraz podpiekam go w piekarniku aż do zażółcenia brzewgów, wyciągam, smaruję keczapem albo i przecierem skąpo, posypuję oregano i bazylią i układam dodatki – zawsze raczej nie mokre – grzyby już uduszone, kiełbasę, rybę wędzoną czy ser w plasterkach albo w paskach, groszek czy inne warzywa tez gotowe i dobrze odsączone i z powrotem do pieca żeby dodatki były gorące . Brzegi ciasta robią się lekko brązowe i wtedy dopiero posypuję wierzch tartym serem, godną warstwa, skrapiam oliwą i znów do pieca aż ser się stopi, ale nie zapiecze. Kraję gorącą pizzę na kawałki, lekko podważając dodatki wsuwam świeżą sałatę, plastry pomidorów, szczypiorek czy co tam mam i mi pasuje. Pomidorów nigdy nie zapiekam, bo wszystko robi się mokre. Świeże pomidory zapiekam tylko na tzw pizzy makaronowej, ale wtedy sok ma w co wsiąkać.
Może to i herezja co napisałam ale sprawdza się nieźle.
Każdy ma swoje przepisy, ja nie cierpię pomidorowych sosów na pizzach w pizerriach, wolę sama zrobić, albo i plasterki pomidorów (najchętniej) wrzucić.
No dobra, teraz sznureczek, spotkania geolo co prawda, ale restauracja armeńska. Niesamowite, kiedyś tam były garaże, a teraz restauracje na ok. 20 ludzi, bo malutkie pomieszczenia. Ta restauracyjka dawała niezłe jedzenie i wspaniałe gruzińskie wino, ale nie to, o czym każdy myśli. Tu są dowody:
http://alicja.dyns.cx/news/Polska_2007/Spotkanie_geolo/
Kochani!
Własnie zostałam zaproszona na… pizzę! Moja D. postanowiła dac mi odpocząć od kuchni ( „przecież nie masz czasu” ) i w weekend wybieramy się zjeść do włoskiej knajpki. No, proszę- wpisała się w temat!
A teraz- do książek! D. ma jutro kolokwium, obie idziemy się uczyć!
Smacznego wszystkiego wszystkim!
Marialko – z pewnością będzie celująco. Smacznego
A to się Towarzystwo rozpisało! Nie mam czasu doczytać wstecz, może póżniej. Co do pizzy, to sama nie robię, chociaż rodzina uwielbia. Może kiedyś się zdecyduję, ale pewnie pójdę na łatwiznę, jak Alicja, czyli kupię gotowy spód. Uwielbiam patrzeć w pizzeriach na fachowców, którzy tak kręcą plackiem w powietrzu – dla mnie sztuka nie do opanowania. Smakowitego wieczoru życzę.
Pyro, jak Twoje kotleciki z wątróbki? Pyszne?
P.S. Pyro, podałam przepis na makaron z porami w niedzielę. Znalazłaś?
nemo !
Tak wlasnie robia pizze fachowcy. Ten znajomy mi Egipcjanian robi to bez uzycia walka. Osobiscie utywam walek kiedy pieke chleb lub zawijanca z nadzieniem slodkim albo miesnym albo nawet ziemniaczanym. Smakuje wtedy podobnie jak ruskie pierogi. Najbardziej dziwi mnie jak oni robia to wszystko w powietrzu a potem laduje to na stole. Podobno mozna uzywac stolu drewnianego ale moze to byc rowniez blat kamienny. Moja sasiadka ma taki blat zrobiony z plyty nagrobnej z grobu meza. Maz dostal nowa plyte, grubsza i ciezsza a stara zabrala pani zona do kuchni. W moim mieszkaniu jest tez kilka mebli ktore maja kamienne blaty. Bardzo praktyczne i do tego ladne.
Najlepsze blaty sa podobno z granitu rodem ze Skandynawii albo z Indii.
Moje sa granitowe, tylko nie wiem z jakiego kraju.
I to by bylo na tyle
Pan Lulek
Panie Lulku, to serio z tym blatem z płyty nagrobnej męża? A inskrypcje usunięte? O, rany… Właściwie to nie wiem, co powiedzieć.
Witam,
A czy znacie panstwo Pizze Turecka?? Podobno zdrowsza, bo chyba z duzo mniejsza iloscia sera, choc moge sie mylic. Jadlam dawno temu, kiedy to jeszcze nie zwracalam uwagi na sklad potraw. Pyszna byla w kazdym razie. Nie przypominam sobie zadnych osmanskich skutkow ubocznych (zart!)). Pizza Turecka jest charakterystyczna ze wzgledu na „lodkowaty” ksztal (jakby oko) i mocno zawiniete brzegi.
Takie moje trzy grosze. Smacznego!!
Alicjo, jacy jestescie sympatyczni ! Mowie o zdjeciach z ormianskiej restauracji. Gdzie ona jest ? A Twoi przyjaciele, to z dawnych lat ? Guzik moje oceny, ale to chyba najlepsza z serii przez Ciebie opublikowanych. Zywe to takie i „interacting”. Nie wygladasz na mame swego syna, smarkata taka jakos, „mlodziezowa”, jak w Twoim pisaniu. Dziekuje, mialem frajde, ogladajac. Pozdrowienia.
Sam pizzy nie pichcę, ale już z niejednego pieca pizzę pałaszowałem. Bardzo zresztą pizzę lubię, jak i kuchnię włoską w ogóle. Moje pierwsze spotkanie z pizzą miało miejsce trzydzieści parę lat temu w mieście stołecznym w kraju nad Wisłą. Nie pamiętam już, jak ta knajpka się nazywała, jakoś tak pieszczotliwie w każdym razie. Był to mikroskopijnych rozmiarów ale całkiem przyjemnej aury lokalik wciśnięty w kamienicę przy Mokotowskiej.
Koleżanki z liceum bardzo lubiły dawać się tam zapraszać, bo było to w czasach, kiedy zjeść pizzę to było dla nich prawie, jak poznać Włocha. Pamiętacie?:
Gdy ci pizzę stawiał, rzekł „Prego mangiare”
To pamiętać będziesz po kres swoich dni
Tęskniąc za nim jak złotówka za dolarem
Ciao, bambina, spadaj mała, tam są drzwi
No ale ja nie o koleżankach chciałem, jeno o tej pizzy.
Prostokątna forma, ciasto miękkie, grube na cztery centymetry,
posypane jakimiś grzybkami i tartym serem. Po latach
doszedłem do wniosku, że przypominało w smaku zapiekanki
sprzedawane lata później z przyczep campingowych, chociaż
wówczas byłem za głupi, żeby się na mierności tej imitacji
poznać, oraz na tyle mądry, by przyjąć, że pizza pewnie
taką właśnie jest.
Olśnienie przyszło w połowie lat 70-tych w pizzerii
w Olsztynie, gdzie ciasto udawało pizza vera kształtem,
grubością i konsystencją. Było trochę za jasne i nieco
za suche, ale na oko goniło już za pizzą. Niestety nie
mogłem docenić walorów smakowych, jako że (gnany zapewne
głodem okrutnem) wysypałem na pizze wszystkie przyprawy
znalezione w promieniu piciu metrów. Bo mi się taka
cienka wydawała…
Dopiero w Austrii poznałem, jak może smakować naprawdę
dobra pizza. Zawsze z akrobatą od wyrabiania ciasta
i prawdziwym rustykalnym piecem. Mój faworyt to
Quattro Formaggi – palce lizać.
Nie byłem wprawdzie w Neapolu, ale od Rzymu po Alpy
włoska pizza nie smakowała mi tak jak w Republice
Alpejskiej, no może z wyjątkiem Meran i Bolzano, ale to już
przecież właściwie Tyrol. Najgorszą pizzę pamiętam z Wenecji.
Pfuj!
Dzięki Piotrze za recepturę ciasta i Nemo za podgląd nt.
rozpłaszczania. Może namówię Lepszą? Dzieci się ucieszą…
Odd w ksztalcie oka jest pida. natomiat pizza turecka to cienki placek polany sosem pomidorowym zapieczony i zawiniety razem ze swieza salata pomidorami i cebula. tutaj polewaja toto sosem czosnkowym i sambalem. jest duzo mniejsze i lzejsze od wloskiej pizzy. czasem dodaja tez ser. natomiast po dodaniu miesa staje sie to durum döner.
Turecka pizza i falafel sa moim ulubionym fast foodem.
Przyznam, że niejednokrotnie miałam przyjemność „wyspiewywania” pieśni neapolitańskich 😀
Panie Lulku i Misiu 2,
wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tym razem (wbrew tradycji) nie wybieram się na Wszystkich Świętych do Warszawy. Wieczorem 2.11. jestem zaproszony na urodziny w Wiedniu, ale nie zamierzam nadużywać tam czegokolwiek, tak że 3.11. mogę być w stanie przywieźć Misia2 do Guessingu.
Jeśli nie zaszły jakieś zmiany w warunkach brzegowych, rzecz jasna.
Lulku, jeśli nie wyrzuciłeś mojej wizytówki, to przyślij mi na adres majlowy jakieś bliższe koordynaty na swój ogródek i śliwowicę 😉
Czy zaobserwowaliscie u siebie wiekszy apetyt od kiedy wdepneliscie w ten Blog ? Nigdy nie jadlem sniadania, kawa, do roboty, jeszcze pare kaw i dopiero lunch mi skrecal kiszki z glodu. Teraz, kawka, Blog i po 20 minutach – albo zjem, albo padne. Chyba, ze Mis z Lulkiem o nalewkach – to na sniadanie nie wchodzi. Ciekawe to wszystko o robieniu pizzy, ale kto by nas zmusil do maki, pieca, dodatkow itp, kiedy w odleglosci pol godziny sa wszystkie smaki, grubosci, dodatki i rodzaje pizzy i w pizzeriach, i innych „stolowkach”. Problemem jest piwo. Z pizza. Zachcialo nam sie dwa dni temu. Jak w dym do znanego Pizza Hut, gdzie zawsze jest i pizza, i Becks Dark. Niestety, zmienil sie wlasciciel, nie dostal licencji na alkohol i klops. Uparlismy sie i przez dwie godziny krazylismy po okolicy – piwa i pizzy w jednym miejscu nie uswiadczysz. Wreszcie facio na gas station doradzil: Pizza Classic. Tuz obok. To byla najgorsza speluna jaka widzialem. O 12 w poludnie bar oblegalo kilkunastu piwozlopow, grzecznych ale juz podprawionych, kelnerka zonglowala pizzami i butelkami miedzy stolami do bilardu, Merl Haggard rzezil o mamusce, zyciu na szosie i wiernym psie, ale pizza byla wspaniala ! Cienki crust, aromatyczna, swiezutka, mozna sie bylo zazrec na smierc. A Becks Dark, z buteleczki, prawie podmrozone. Tylko pomidory, cholery w plastrach nie stygna i parzyly dziob, ze jesc bylo trudno. Wsiaklismy tam na dwie godziny za raptem $30. Rownowartosc bardzo dobrego lunchu w bardzo dobrym miejscu. Ale – nam sie zachcialo pizzy z piwkiem. Jak tu konkuruje babranina w domu z nieznanym efektem i maka na podlodze ? Uwielbiam ten blog i receptury, ale kucharzenie w domu, przy takiej konkurencji, nie idzie. A kiedy sie pizza tu zaczela ? Who cares ?! Tyle jej mamy w sobie ile Bonanzy. Przesiaklismy do podszewki.
Alsa !
Prosze mi wierzyc.
W moim poblizu jest kamieniarz, nazywa sie Kalch. Mlody bardzo fajny chlopak. Powiedzmy raczej pan w wieku lat 43. Robi nagrobki dla calej okolicy. Ma wiele roznych gatunkow kamieni. Nie zapominaj o dwu rzeczach. po pierwsze grob wynajmuje sie na lat 25 a potem mozna przedluzyc, ale wladze robia to niezbyt chetnie. Po drugie, rodziny czasami przebudowuja groby swoich bliskich. Buduja pomniki, zmieniaja architekture, pojemnosc miejsca pochowka itd. Wtedy czesto pozostaja stare plyty. Albo ta z wierzchu albo ktoras z bocznych. Roznie bywa, tako w zyciu jako i po smierci. Ten kamieniarz zabiera te plyty do swojego warsztatu. Czasami leza dosyc dlugo czasami szybko je na cos innego przerabia.
Ta plyta u sasiadki ma nastepujaca historie. Mezowi zmarlo sie czyli Pan jak to mowia powolal go do wiecznosci. Pani, jako nieutulona w zalu wdowa, dzielnie wychowywala dwoje malych dzieci regularnie odwiedzajac ex. malzonka w miejscu jego aktualnego pobytu. Czas jednak goi rany a lzy obsychaja. Wokol tej pani zaczal sie krecic jakis pan. Dzieci, jak to dzieci wyrosly i wyniosly sie w swiat daleki. Jedno wyladowalo nawet w USA.
Ten Pan zachodzacy, w czyms straszliwie podpadl tej pani, tak bardzo, ze ona po wielu latach odrzucila jego cierpliwe zaloty. Bedac osoba materialnie niezalezna zapalala ponownie uczuciami do swojego bylego meza i postanowila sprawic mu bardziej okazaly grobowiec. Tym razem bylo to miejsce dwuosobowe z nowa plyta odpowiedniej grubosci i oczywiscie wagi. Kamieniarz zabral stara plyte do warsztatu i zalorzyl nowa. Wtedy to wpadl tej pani do glowy pomysl zrobienia z tej plyty blatu na stol w jadalni. Napisy poszly na dol a wewnetrzna strona zostala pieknie oszlifowana u ustawiona na solidnej drewnianej podstawie. Jest to miejsce gdzie wielu czlonkow rodziny moze razem w spokoju sporzywac dary Boze. I to cala historia.
Jesli zas chodzi o mie, to przewiduje nastepujacy porzadek po zejsciu z tego swiata. moja malzonka zostala spopielona i resztki jej znajduja sie w urnie, ktora stoi w moim pokoju sypialnym. Po moim zejsciu, zgodnie z moim testamentem, syn moj spowoduje rowniez moja kremacje. Obydwie urny zostana wlozone do mojego starego marynarskiego worka gdzie juz jest kilka kamieni i lancuch do jego owiniecia. Calosc bedzie zaladowana na jacht, wywieziona na srodek Baltyku i wrzucona w najglebszym miejscu do wody. Bedziemy mogli spokojnie czekac na sad ostateczny a kiedy bedziemy sie klocili, to na morzu bedzie nieopisamy sztorm. Sadze, ze ten rojon beda starannie omijaly statki, jachty i okrety.
Spokojnej nocy Wam zycze
Pan Lulek
Ja Was bardzo proszę, trzymajcie sie jednego nicka! Kto to jest ten pa0l0re?! Nie Sławek czasem?! Nie ściemniać mi tu…
Poza tym rozładowuję aparat i jeszcze tona zdjęć z Kórnika i Rogalina, jest nawet to jezioro o poranku, Wojtku z Przytoka, jak mogłam zapomnieć, ze takie coś było zarejestrowane – ano mogłam, tyle tego się uzbierało. Sznureczek do resztówek kórnikowych wrzucę pózniej, a na razie podaję Wam sznureczek do „Klubu”.
To jest taki klub niekoniecznie prasy i książki we wsi gminnej, ale jest – mały wyszynk piwa, billard i tak dalej.Poszliśmy tam na piwo, a głównie po to, żeby pokazać Jennifer wiejskie życie i gdzie Maciek jako dziecko jezdził na wakacje (klubu jeszcze wtedy nie było). Traf chciał, że Maciek spotkał tam koleżankę z młodych lat i wyszło szydło z worka, że Marta 4 lata przemieszkała w Stanach (Reno, Nevada) i jej mąż też. Jennifer mogła sobie pogadać po angielsku, nawet w takiej wsi, niby daleko od szosy, ale jednak.
Pewnie nabrała przekonania, że tylko nieliczni nie znają języka angielskiego. Oczywiście w przeddzień wyjazdu od Mamy musieliśmy pójść na pożegnalne piwo do „Klubu”, no i bywalcy dopisali 🙂
http://alicja.dyns.cx/news/Polska_2007/Klub/
Alsa – znalazłam, zanotowałsm, zrobię. Dziękuję,
Alicjo – szlajałaś się po Ojczyźnie kiedy to Paweł wiedeńsko – warszawski nick Paolore przybrał. Bye do jutra
Galeria Badzielca
http://picasaweb.google.com/PONOWNIE
O, to jest to, Wojciechu z Przytoka:
http://alicja.dyns.cx/news/Polska_2007/Kornik_suplement/img_2489.jpg
Taki piękny poranek zmarnowany, widzicie?! Toż się można pochlastać… a i to musiałam się wspiąć, żeby to zdjęcie nad bramą i groznym ogrodzeniem zrobić!
Aha, teraz juz wiem, kto je kto, dzięki, Pyro.
Suplement do Kórnika zrobiony, nie podpisuję zdjęć, bo już wszyscy wiedzą, kto je kto, nawrzucałam trochę sztuki rogalińskiej galerii, podkreślam, że trochę, bo nie chcę Was męczyć, mam dużo więcej – ale niech ci, co nie byli w Rogalinie (i Kórniku) pojadą i sobie obejrzą, zdjęcia tego nie oddają.
http://alicja.dyns.cx/news/Polska_2007/Kornik_suplement/
Uwaga: Pan Lulek jest nie tylko elegancko i ze zwisem tudzież szelki korespondujące, ale także zarówno występuje w piżamie!
Reminiscencje z Pragi pod wiadomym adresem, tylko po ukośniku dopisać /Praga.
Skompresowane zdjęcia, niestety, ale musiałam, bo ani galerii bym nie mogła zrobić, ani wiele osób nie mogłoby czekać na otwieranie wypasionych zdjęć, muszę to zawsze brać pod uwagę.
Jest to przepiękne miasto. Im dalej w las, tym mniej chce mi sie opisywać i podpisywać zdjęcia, ileż można!
Czy ja już mówiłam, że podróże przedłużają życie? Toż wrażeń przez ten miesiąc na rok by starczyło…
Alicjo droga,
energicznie i stanowczo protestuje w trybie wyborczym przeciwko upolitycznianiu mojego nicka przez wprowadzanie do niego zier,
czyli: paOlOre tak! pa0l0re nie!
Nick ów nie jest żadną deklaracją, dedykacją ani też sugestią polityczną,
jest po prostu dosłownym tłumaczeniem mojej wizytówki z polszczyzny na włoszczyznę.
Pozdrowienia!
Paolo Re
@G.Okon:
Restauracja jest niedaleko Dworca Głównego we Wrocławiu (mam gdzieś zapisaną nazwę) tam kiedyś były garaże pod torami, teraz zamienione w malutkie restauracje oraz, uwaga, sex-shopy 🙂
Alsa powinna wiedzieć, jak ta ulica sie nazywa.
To są Jerza rówieśnicy, ale ja zaraz tuż-tuż, deczko młodsza. To są przyjaciele sprzed lat, spotykamy się jak jesteśmy we Wrocławiu, ale Andrzeja i Marka nie widzieliśmy od… od mniej więcej 30 lat.
Prawdziwe spotkanie roku Jurka miało być za tydzień, ale myśmy w tym czasie okupowali podłogę u Arkadiusa 🙂
I zaraz szybko lecieli w te strony.
Paolo Re,
tak lepiej! I tak trzymaj! Ja nic nie upolityczniam!
„Nirrod pisze:
2007-10-18 o godz. 18:57
Odd w ksztalcie oka jest pida. ”
To przepraszam za blad. Tutaj nikt nie nazywa tego „oka” pida, tylko wszyscy Turcy wychwalaja swoja pizze. Nie zglebialam genezy owego dania, moze zbyt naiwnie uwierzylam. A durum robia ze „scietego” miesa (jakies bardzo zmielone, nie wiadomo co) z salata lodowa i sosem czosnkowym. Wiem, zdaje sobie sprawe, ze egzotyczne potrawy sie dopasowuje do danego rynku, tak samo, jak nazwy, a zeby tylko klienci byli.
Widze, ze tu sie wszyscy juz znaja… ?
Wszyscy nie, a nawet jesli tak, to tutaj adopcja nastepuje szybko.
Co do pide tez jest tureckie:
http://zieglers.files.wordpress.com/2007/03/pide.jpg
tak ja i t. pizza:
http://www.cypnet.co.uk/ncyprus/culture/cuisine/meat/lahmacun.jpg
Ha po raz pierwszy od paru tygodni czekam na akceptacje!!! Hihi.
O tej porze, jak zwykle to mogę tylko na blogowym podwórku pozamiatać, pety z popielniczek powyrzucać, flaszki pozbierać .
Czyli przygotować podwórko na jutro. Od rana będziecie znowu grać w klasy, robić z błota lody, gotować w piaskownicy.
A ja ? W robocie. Eeech…..
Nie było mnie przez dwa dni.
Wtorek-odwoziliśmy wnuczkę do domu. Byla u nas na ”krótkich wakacjach” Jej rodzice wracali z wojaży. Nie śmiałem grzebać w ich komputerze. Komputer to rzecz intymna. I mocno zawodowa, zbyt tam cenne i tajemnicze programy bym tam buszował. Więc we wtorek nie czytałem.
W środę, gdybym był błekitnej krwi, powiedziałbym : mam straszną migrenę…..mam globusa. A mnie poprostu tak łep nap…… że wróciwszy do domku ległem pod kocem na ponad dwie godziny. Powoli wracałem do siebie. A gdy doszedłem tylko poczytałem Wasze dwudniowe wpisy. Jesteście jak stachanowcy !! Ilość wpisów jest oszałamiająca ! To jakiś czyn przedwyborczy?!
Dzisiaj wieczór spędziłem u Mamy w szpitalu.
A teraz poczytałem i widzę wielką dzisiaj zasługę Alicji w nakręcaniu blogowego tempa.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,4591378.html
dobrze że nie krzyczałaś na lotnisku…..w obcym języku!
Witaj więc!!!
Witaj, Oliwio! Tu sa sami starzy wyjadacze, ciekawi nowego i swiezego 🙂 Opowiadaj o zyciu i jedzeniu na brukselskim i innym bruku (nie doslownie 😉 )
Misiu, jestes neoceniony – wyciagnales chinskie zdjecia Badzielca, swietne – on to umie robic. Ciekawostka: w malym warsztaciku krawieckim, dla eksperymentu, nie mialem wielkich nadziei, rano mnie zmierzyli a wieczorem oddali gotowe ubranie z silku. Kilkadziesiat dolarow, tu bym zaplacil ok.1000. To bylo w Suzhou – chinska stolica silku. Tam nie mozna sobie nic kupic w normalnym sklepie – wymiary za male. Sa czasem specjalne sklepy „for Americans”, ale ceny podciagaja odpowiednio. Ale – skoro Badzielec konferowal z projektantami, siedzi widocznie w tej branzy i wie lepiej niz ja. Dla Ciebie Misiu inna „handlowa” informacja. Mimo, ze rewolucja kulturalna systematycznie, programowo niszczyla wszelkie starocia, poza Bejdzinem i Murem, mozna znalezc na bazarach unikalne wyroby z jade, drzewa sandalowego, porcelany itp. Ciekawe uczucie – wlazilem na taki bazar, wokol byly tysiace obcych ludzi, jezyk – czarna magia, lazilem, szperalem i przez moment nie mialem poczucia zagrozenia. Wszyscy byli bardzo przyjazni. Moj cicerone nie byl tak pewien i trzymal za mna trzech swoich pomagierow, ktorzy szli 10-20 krokow z tylu. Widocznie wiedzial co robi. Zapytany wprost, krotko mi odpowiedzial, ze pozostawiony sam sobie na ich prowincji, nie przetrwalbym jednego dnia. Z drugiej strony spotkalem angielskie malzenstwo, w moim wieku, ktorzy jezdzili po Chinach pociagiem, po roznych miastach, i radzili sobie bez zadnego przewodnika. Nie mam wytlumaczenia. Kupowanie polega na pokazywaniu sobie wzajemnie cyfr na kalkulatorze i gromadzi natychmiast kibicow, ktorzy zakladaja sie miedzy soba za ile kupi, lub nie. Cena szla w dol na 70 – 80%. Zaskakujace kontrasty. W Ningboo, w firmie takiej sobie, na 5 pietrze, nie bylo toalety. Wskazano mi: korytarzem wprost i tam sobie poradzisz. Byl remont. Korytarz konczyl sie otwartym tarasem nad ulica. Wystarczylo podejsc do skraju tarasu i problem od ciebie przechodzil na przechodniow nizej. Swieta prawda. Na wsi trzymaja swoje chaty (ruina) w srodku w niezkazitelnej czystosci, a odpadki i smieci po prostu wyrzucaja za drzwi. Kolo takiej chaty stala wielka ceramiczna kadz przykryta deskami. Wyszedl, pociagnal te kadz na dol do kanalu (jest ich mnostwo), wymyl jakas miotla i mozolnie pociagnal z powrotem na swoje. Obok ktos lapal ryby, dzieci baraszkowaly w wodzie, wszyscy zdrowi. Jedz do Chin, Misiu, poszperaj.
Cy rzecywiście, Ponie Pietrze, sama ino Picca podbiła Stany Zjednocone? Jo byk racej pedzioł, ze dosło do rozbiorów Hameryki pomiędzy trzy mocarstwa: Picce, Hamburgera i Hotdoga 🙂
Drogi Okoniu, to ubranie bylo takie tanie, bo z silku. Z jedwabiu byloby zapewne drozsze 😉
Zainspirowany tym hamburgerem chciałem dorzucić na dobranoc coś o Frankfurterze.
Otóż Frankfurter podbił Wien, czyli Wiedeń. Jest to ni mniej, ni więcej taka paróweczka, jaką wbija się w Hotdogi. Ciekawostka zaś polega na tym, że taki sam serdelek we Frankfurcie nazywają Wiener(wurst), czyli Wiedeński.
Ciekawe, co nam Piotr na dzisiaj przygotował…
No, jak już wspominałam kiedyś, u mnie jak na dworcu – Ktoś wpada, wypada, telefonuje, pogaduchy. Dopiero teraz mam czas na poczytanie.
Do Pana Lulka – pański testament to najpiękniejsza opowieść o miłości, jaką znam. Ukłony i uściski.
U mnie jada sie Wienerli 😉
🙂 schwitzer dütsch?
Ja, Ihre Hoheit!
nemo,
Juz Ci Pan Piotr napisal, jak dowcipnisie koncza. Tez myslalem: jedwab, ale „ubranie z jedwabiu” ??? Dalej mi nie pasuje. Jest inne okreslenie na material ubraniowy „silk” ?
Nie ma. Silk to jedwab po polsku.
Wiecie, mysle ze nazwy nadawane przez restauratorow (tych mniejszych knajpek) sluza glownie do zachecenia potencjalnego klienta. Kto na przyklad kupi „pide”? A ilu chetnych bedzie na pizze turecka? To tylko przyklad jakich sporo mozemy spotkac w wielu miejscach na globie.
U nas produkawany jest wyrob wedliniarski pod szumna nazwa „kielbasa polska”. Oprocz nazwy nie ma to nic wspolnego z kielbasa jaka znamy. Nawet ta nienajlepsza. Z salami tez trzeba byc ostroznym i wiedziec ktora kupowac , a ktora omijac z daleka. I przykladow podobnych mozna mozyc i mnozyc i….
Jak ktos roznicy nie zna – bedzie zachwalal (zapewnie). Moi znajomi, 100 % australiczycy zachwycaja sie wszystkim co nie jest ryba z frytkami, kotletem baranim z barbeque, kurczakiem z KFC, czy burgerem z McDonald’sa. Nawet sami probuja cos upichcic na bazie przepisow jakie im podaje. I to juz jest sukces. Takze samo jak moda – ogolnoswiatowa chyba – na zdrowe, smaczne i wielonarodosciowe gotowanie w domu. Kolejny krok w rozwoju kulinarnej sztuki.
Ale szlag mnie trafia gdy ktos do markowego koniaku dolewa coca-coli, likier wlewa do szklanicy i dodaje lodu, a wino zlopie jak wode sodowa.
Opinia: „dobre bo szybko idzie do glowy” nadal pokutuje. Niestety.
Zdegustowana tym faktem
Echidna
Na Boga ludzie! Trzymajcie keczap jak najdalej od pizzy!
Echidna,
w Berlinie tylko przechodziliśmy obok knajpy, którą polecałaś, bo byliśmy już po obfitym jedzeniu. Muszę powiedzieć, że opary chloru z baseniku poniżej nie zachęcały do wstąpienia, no chyba, że na wielkim głodzie.
Maruis30, ketchup do pizzy?! Profanacja w najwyższym stopniu!!!
To jest to, o czym wcześniej pisałam, kwaśna ciapka z pomidorów!
Fuj!
Wiesz Alicjo, bylismy tam lata temu i oparow chloru nie bylo. No coz, panta rei i nie jestesmy w stanie przewidziec jak to bedzie za dzien, miesiac, rok.
Polecalam bo jadlo bylo dobre, obsluga dyskretna, atmosfera mila. Ot zmienilo sie. Szkoda.
E.
Nie wiem, czy sie zmieniło, bo byłam tam pierwszy raz w życiu, Echidno, a najedzeni po tureckim nie skusiliśmy się 🙂
Ania Z. i Lena, komunikat: kontrabanda spakowana, zaadresowana, jutro powinna być wysłana. Zeszło mi trochę, wybaczcie.
Chętnie bym się podzieliła z Echidną grzybami od Tereski, ale jak poczytałam te obstrukcje aussielandu…może grać głupa i wysłać jako cokolwiek? Owinąć w szmatkę jakąś? A co nam szkodzi spróbować! Najwyżej nie przejdzie.
O, to spróbuję! Prześlij adres domowy, Echidno. Musi dojść do Aussielandu coś od blogowiczów!
Masz racje Echidna. Polska kielbasa, kabanosy czy rozne salami nie przypominaja oryginalow. My w ACT mamy szczescie gdyz dwoch rzeznikow dowozi z Sydney wlasne, pyszne produkty, ktore mozna kupic w kazda sobote w polskich klubach (sa dwa bo tutejsza polonia jest oczywiscie sklocona). Kilka miesiecy temu otworzono tez polski sklep do ktorego wedliny sprowadzane sa z Melbourne.
O masz. To Marius30 też z Aussielandu?!
Polonia wszędzie jest skłócona, pozwolę sobie zauważyć… także w Toronto, ale my tam rzadko bywamy na Ronceswólce. Ale jednak chlebek mamy pyszny, jakiego w Polsce już nie uświadczysz, i wędliny według starych receptur. W Polsce juz tego nie ma, a czego brakuje, to przede wszystkim żytniego chleba na zakwasie naturalnym. Chyba się starzeję… albo co.
Alicjo – Milenka moja,
dzieki serdeczne za pamiec lecz juz Pyra i nemo, wzruszone moim bezgrzybiem, wysylaja na druga polkule suszone „malenstwa”. Jak wiec widzisz nasze Towarzystwo wspiera sie wzajemnie. A ja skutkiem tego zostane obdarowana podwojnie. Serdeczne dzieki raz jeszcze – lecz w tej sytuacji bylabym okropnym naciagaczem akceptujac Twa, plynaca z glebi serca, oferte. A jam Echidna nie prosiak (nie mylic z sympatycznym Prosiaczkiem).
Popatrz se lepiej do poczty i ustosunkuj sie.
Marius30 – w Melbourne jest kilka sklepow polskich oferujacych wyroby sprowadzane z Europy, z glownym naciskiem na polskie. Wedliny produkcji wlasnej lecz na bazie przepisow ojczystych. Jest w czym wybierac, tym bardziej ze kazdy ma innego dostawce (czy tez produkcje wlasna). Plus liczna siec sklepow Deli z pelna gama wyrobow z roznych stron swiata, jak i miejscowych.
Co do polonii…ano nie zmienila sie od wiekow. Te same przywary o jakich pisali wygnancy. Jakos nie potrafimy wspolzyc przyjaznie i bez zbednych zlosciwosci czy zazdrosci. Na szczescie nie wszyscy tacy jestesmy i to ten promyczek jak nam oswieca kontakty. Oby takich wiecej.
Se ide do pracy
E.
Alicjo, a moze trzeba byloby poprosic p.Piotra Adamczewskiego o kilka przepisow na polski chleb takze ten na zakwasie?
Dyskusja o chlebie
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=191
Mis2 – dziekuje za ten link o chlebie.
Nirrod, tak wlasnie ta pide (jak myslalam) nazywaja tu pizza. NIc na to nie poradze.
Reklamacje prosze zglaszac do Turkow prowadzacych swoje jadlo(sprze-)dajnie.
Ale dzieki za linki.
Nemo, jakie mile i zaczecajace powitanie :)) Z przyjemnoscia opisze Flamandzka kuchnie,
ale zeby nie zasmiecac blog Pana Piotra, to zrobie to u siebie. A jest o czym pisac…
Wszystkich serdecznie zapraszam!!