Wyprawa do Krakowa
Zbliża się pora naszej dorocznej jesiennej wyprawy do Krakowa. Za tydzień bowiem ruszą pod Wawelem Targi Książki. Nasz wydawca – Nowy Świat – co roku prezentuje tu swoje nowości i dzieła wydane w ubiegłych latach.
Krakowskie Targi są znacznie sympatyczniejsze niż wiele innych podobnych imprez. Po pierwsze, bo to Kraków – miasto z duszą, metropolia ale na ludzką miarę, każda ulica to muzeum lecz tętniące życiem od rana do rana. No i setki restauracji, kawiarni, barów ? a każdy lokal z innym i niepowtarzalnym menu.
Trochę się rozmarzyłem i Krakusy na pewno chichoczą, że warszawiak tak się zachwyca wszystkim tym, co oni mają na co dzień i nie widzi mankamentów. Nie widzę, bo nie chcę widzieć. A w dodatku lubię krakowska publiczność targową.
Wprawdzie kupują trochę (to eufemizm) mniej niż w innych targowych miastach ale wiedza czego chcą i bardzo ciekawie się z nimi rozmawia.
Na dodatek mamy pewną grupę targowych gości, którzy przychodzą do nas co roku, domagają się nowych książek, omawiają poprzednie i podpowiadają tematy. Niektórzy z nich – dotyczy to głównie słuchaczy Kuchni Świata w TOK FM – przynoszą stare przepisy lub nawet stare książki kucharskie wykorzystywane w ich domach przez lata, bo wiedzą, że u nas książki te przejdą proces rewitalizacji i wrócą do obiegu ( z powołaniem się na źródło i ofiarodawcę) czyli pojawią się bądź w radio, bądź w felietonach „Za stołem” drukowanych w „Polityce” lub też w naszych książkach.
Podczas krakowskich Targów, po dyżurach ( w tym roku będziemy w sobotę od godz.15 i w niedzielę od 11 w stoisku Nowego Świata) mamy sporo czasu dla siebie. Chodzimy więc zazwyczaj po muzeach, sklepach i restauracjach. W tym roku chcemy się przekonać ile prawdy w tym, że w Hotelu Copernikus jest najlepsza kuchnia w Polsce.
Co tam zobaczymy i – co znacznie ważniejsze – zjemy po powrocie dokładnie zrelacjonuję. I nie postąpię jak francuski poeta Guillaume de Machault, który opisał pierwszy kongres królów, który odbył się w Krakowie w 1364 roku a monarchowie podejmowani byli obiadem ( i to nie jednym) przez polskiego Kazimierza Wielkiego. Ów Francuz mimo, że żyjący w tych czasach, ograniczył się do następujących stwierdzeń: „A jak zostali ugoszczeni, uczczeni, obsłużeni i podejmowani chlebem, winem, wszelkimi rodzajami pożywienia i napojów, wszelkim ptactwem, rybami i innymi gatunkami mięs – szalony byłby , kto by o to wszystko pytał, bo nie powinno się pytać o to, ponieważ trudno na te pytania odpowiedzieć: tak wspaniale zostali ugoszczeni.” (Cytat za – „Pępek świata nazywa się Kraków” Andrzeja Czumy i Leszka Mazana)
Ja nie będę taki lakoniczny. Opowiem ze szczegółami cośmy jedli i pili. A także kto nas na Targach odwiedził.
Komentarze
O, to Krakauery będą mieli przez dwa dni tandem pp Adamczewskich na wyłączność? Nic to. Przyjdzie pora i na Pyrlandię.
A tu, czytam, Francuzi zupełnie serio wystąpili z inicjatywą, żeby kuchnię francuską wpisać na listę UNESCO dziedzictwa kulturalnego ludzkości. Wniosek formalny wyślą wiosną 2009, a decyzja UNESCO ma zapaść w 2010r W tych dniach grupa inicjatywna 20 najznakomitszych gastronomików i krytyków gastronomii wydała bankiet – wizytówkę pod dostojnym patronatem Prezydenta Republiki. CałOść SFINANSOWALI SPONSORZY I PONOć ANI JEDNO EURO NIE POSZłO NA TO z publiczej kasy. Barsdzo mi się ta inicjatywa podoba, bo kuchnia jest bezwzględnie częścią kultury.
Pamiętacie piosenkę Skaldów (W żółtych płomieniach liści”) o tych ptakach, co to „ci odlatują, ci zostają”? I na blogu tak samo : Nirrod od niedzieli przez 3 tygodnie będzie się przymierzała do Czarnego Lądu, Brzucho zaczął wielki objazd z Makłowiczem po kraju i dają pokazy, a Iżyk wraca, proszę państwa i będziemy mieli znowu reportaże z Iżykówki.
Strona Targów 😉 🙂
(Nowy Świat, Warszawa – A44)
23-26 października 2008
Dziękujemy a capello!
Za tydzień jeszcze przypomnę gdzie i kiedy dyżurujemy. Lubimy gdy jest tłoczno.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-10-17.html
Spokój na blogu jak w rodzinnej kryptce. Oj, muszę przerwać, bo Radyjko wstało. Resztę napiszę kiedy wrócę z przebieżki.
A ja dzisiaj raczej spokojnie dzien zaczelam, bo jak wlaczylam muzyke to moj mp3 zagral mi:
http://www.youtube.com/watch?v=X4WWccQjDOc
Pogoda dzisiaj piekna. Ostatni dzien w pracy przed wakacjami i fura roboty… Dzis na obiad bedzie pizza 😉
No nie, co gotujemy o winie, a mnie nie było! Toż nieszczęście dopiero. Były jakieś wątpliwości dotyczące „riserva”. W zasadzie wszystko w porządku, ale najlepsze wina z zasady nie maja „riservy”, bo i tak rozwijają sie w beczkach 3 lata lub dłużej. Czasem „riserva” może oznaczać cos innego zgodnie z dekretem rządowym. Np. barolo riserva według dekretu z 01/07/1980 opublikowanego w Gazzetta Ufficiale z 22/01/1981 jest produkowane z winorośli o plonach do 80q z ha (nie w hl jak we Francji), minimalna zawartość w winie: alkoholu 13%, suchego ekstraktu 2,3%. Te same wymogi dotyczą „zwykłego” barolo. Dopiero ze szczegółowego opisu dowiadujenmy się, że zwykłe musi lezakować 3 lata, a riserva o dwa lata dłużej, a czas liczy się od 1 stycznia w roku następującym po zbiorach. Dla mnie to ciekawsze od kilkudniowych przepychanek, które znalazły odbicie na blogu. Gdybym tu był obecny, pewnie tez bym cos napisał. Szczęśliwie mnie to ominęło.
Byłby to ten sam Guillaume de Machaut?
http://www.youtube.com/watch?v=GVJrPO3LXgo&feature=related
Co do Hotelu Copernicus, jeść mi się tam zdarzyło dość dawno, jeszcze w zamierzchłych czasach, gdy Elżbieta Penderecka robiła festiwale beethovenowskie w Krakowie i odbył się tam jakiś bankiecik. Natomiast ten hotel charakteryzuje się jeszcze tym, że można (nie wiem, czy jeszcze, ale pewnie tak) pojechać na samą górę i ucieszyć się przepięknym widokiem na miasto i Wawel 🙂
Pyro, Pyreńko, TAK-STRASZNIE-SIĘ-CIESZĘ 😀
Z czego, haneczko? Z Iżyka? A niechże sobie pisze z tej Iżykówki, byleby nie dokuczał innym i dopuścił do siebie myśl, że na tym blogu są same gwiazdory, nie tylko on jeden 😉
Cos mi sie widzi, ze przez pierwszych pare dni Izyk nie bedzie pisal, tylko jadl.
No i cala Izykowka sie bedzie cieszyc, bo wiadomo zawsze lepsze czasy nastaja, jak gospodarz wraca 😉
Oczywiscie z wyjatkiem psow i kotow, bo jak juz uslyszelismy Izyk, jak kazdy Polski rolnik je albo w rzece topi, albo wlasnymi zebami im gardla rozdziera 😉
A serio, to juz sie nie moge doczekac sprawozdan z Izykowki. 😀
Z kogo, Pani Doroto. I z każdego niepowtarzalnego kogosia na tym blogu 😀
@10:24
skoro dla Izyka to moze i dla slawka?
a moze i dla gawla?
czy ten ostatni to juz za duzy palant kanalia itd itp …..
dobrego weekendu
Coś na temat spożywania surowego mięsa, warto przeczytać całość:
http://portalwiedzy.onet.pl/4868,11122,1513163,2,czasopisma.html
Ktoś tu parę dni nawoływał o informacje na temat projekcji, więc zainteresowanym – http://www.pozaschematy.pl/2008/02/21/projekcja-i-cien-czyli-dlaczego-denerwuja-nas-inni/ .
Odetchnąłem z ulgą po przeczytaniu całości, Harald zur Hausen nic nie wspomnial o jedzeniu kotów i ich szkodliwości na nasze zdrowie 😉
Pyra cieszy się z wszystkich, z różnorodności, bo każdy z nas jest wielki, a za 5 minut ostatni palant. Chyba, że urodził się ktoś świętym ale wtedy z nim wytrzymać w żaden sposób nie można.
Zimno, duje przenikliwie i znowu się potwierdza, że Pyra się za daleko na północ uirodziła.
Haneczko – kupiłam śliczną makrelę i zamarzyła mi się „haneczkowa pasta” która mi smakowała bardziej, niż moja własna. Co tam wchodziło prócz ryby i kwaszonego ogórka? Przypomnij.
Wczoraj przyszła Inka i przyniosła mi pudełko aktindii czyli agrestu chińskiego, czyli miniaturowych kiwi. Świetne były (zostały pożarte migiem) i namawiam Haneczkę żeby jeden krzew posadziła na ślepej ścianie garażu. Przy domu nie, bo to dom partereowy, a pnącze rośnie jak głupie i jest b.ciężkie. Przy garażu może, najwyżej Jerzy będzie górą ciął. A w październiku nie ma już innych jagodowych. Dojrzewają sukcesywnie od września do przymrozków większych.
Gaweł
@ 10:47
(Uwaga dla Grażyny – będę teraz pisał do samego siebie)
Czy ty nie za dużo oczekujesz? I nie za szybko? Może za jakiś czas – jak się ta projekcja co to ją Teresa tu przytacza skończy. Usiądź bracie i czekaj…
Ja też dodam coś o projekcji:
http://www.youtube.com/watch?v=hsVAYFSEBrA
Andrzeju Szysz. Piekne. 😀 😀 😀
Andrzeju, świetne. Takie projekcje to ja mogę oglądać codziennie 😀
Dla wszystkich chcących poprawić sobie humor polecam poniższą stronę. Uwaga: ciężko się od tego oderwać 😉
http://kabarety.tworzymyhistorie.pl/index.php
I jeszcze to
http://www.youtube.com/watch?v=LQqq3e03EBQ
Teraz będę leciał….
Pogoda taka dzisiaj , że tylko siąść i kawę pić.
O kawie juz było i pewno będzie, pozwolę sobie jednak przesłac takie wywiad:
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,87978,5634718,Kawa_i_jesien.html
Idę zaparzyć kawę 😉
Pyro, do makreli jeszcze cebula na drobno pokrojona, pieprz i majonez (niedużo).
Aktindię z garażem zakonotowałam 🙂
Kod 9 aaa Rzeczywiście pogoda sypialniana „A,a,a kotki dwa”, A Pyra po raz pierwszy od kilku miesięcy wzięła do ręki dwa czasopisma przeznaczone dla kobiet „Poradnik domowy” i „Świat kobiety” (kupiła Młodsza , bo były płyty Skaldów i coś tam innego). Poradnik, jak poradnik – trochę kosmetyki, trochę gadżetów domowych, sporo kuchni, rośliny domowe. Poziom średni i dla szerokiej publiczności. Przyzwoite. Natomiast znacznie elegantszy „Świat kobiety” sprawił, że Pyra pomyślała sobie : jeżeli takie jest zapotrzebowanie kobiet, to marne widzę szanse przed feministkami, Te śliczne, anorektyczne stworzonka, których największym zmartwieniem jest korekta kształtu ust, prostowanie włosów i makijaż, mają jeszcze szansę dowiedzieć się gdzie i za ile mogą kupić modne buty i dodatki, jak przywieźć partnera do seksu i potem spędzić godzinkę na czytaniu dietetycznych przepisów kulinarnych. Ach, so! Jeszcze 4 porady ogólno- prawne i jedna kolumna o kontakcie z niemowlęciem. Słowo daję – to już cała treść niemal 100 stron druku. I potem zdziwienie, że seksizm i nikt nie traktuje kobiet serio. Ja też tych pań nie jestem w stanie serio traktować. Mój podrośnięty psiak ma podobny zakres potrzeb – porcja pieszczotek, wyszczotkować futerko, odpowiednio nakarmić, popuścić smyczy, nie wymagać myślenia.
Chłodno, dopiero 9-ta rano i tylko 1C. Ale…. tak to wyglada. Po prostu płonie:
http://alicja.homelinux.com/news/img_6009.jpg
QAlico, co to jest? Ten heraldyczny czerwony klon?
Szanowny Panie Stanisławie!
O Barolo można dyskutować bez końca. Jeszcze w latach 70-tych 150hl/ha było normą. Potem przyszła rewolta i trwający długie lata spór tradycjonalistów z modernistami z rękoczynami włącznie. Przypomniała mi się anekdota o Elio Altare (La Morra). Otóż, by zakończyć enologiczny spór z ojcem, wziął piłę łańcuchową i poszatkował ogromne beki w tacinej piwnicy. Cóż było począć, papa podjął wyzwanie i wydziedziczył syna. Po latach Elio wykupił od rodzeństwa ojcowiznę i chyba ma się bardzo dobrze (60-80 Euro za butelkę).
Podobną historyjkę opowiadał mi mój znajomy winiarz. Otóż, po skończeniu edukacji i kształcących podróżach powrócił na rodzinne dobra i poświęcił się pracy w ojcowskiej winnicy. Nie omieszkał oczywiście wypróbowąć „nowego”. Po radykalnej redukcji gron, gdy papa zobaczył połowę potencjalnych zbiorów walającą się po ziemi, został sprany po mordzie i odsunięty od kluczowych decyzji. Obecnie jest jednym z najlepszych w regionie.
Serdecznie pozdrawiam
zlewkrwi
Najzwyczajniejszy klon cukrowy, tego pełno w północno-wschodniej części kontynentu, dlatego o tej porze „płoną góry, płoną lasy…”. Tyle lat tu nieszkam i za każdym razem mnie zdumiewa, ze coś takiego jest mozliwe. Nie zrobiłam całego drzewa, bo ten tuż przy domu, a w szlafroku głupio wylatywać na podwórko i cudować z aparatem;)
Alicjo, cudowne!!!
Alicja:
Ja mam na moim backyardzie czerwony norweski. Nawet w przyblizeniu nie jest taki piekny. 🙂
Ten jest akurat red sugar maple (z odmian wielu „sugar maple”), ale w okolicy rosna też złote klony cukrowe i jeszcze inne, na których sie nie za bardzo wyznaję – zdecydowanie ten jest najpiekniejszy, jak przychodzi czas na zmiane kolorów.
PA2155,
masz u mnie sadzonkę jak w banku, podskocz kiedys do Kingston i załatwione, w lesie tego od groma i stanowczo za dużo – w sensie, sadzonki nie wyrabiają, bo ile ich moze przezyć na skale, gdzie ziemi ledwo-ledwo. Wiem, ze u ogrodnika podchodowane juz drzewko kosztuje sporo.
Alicja:
Dzieki za oferte. Moze kiedys skorzystam. 🙂 Moja zona zachorowala na buki. One tez potrafia byc wspaniale. Nie chce Ci relacjonowac, ile szkolek ogrodowych zwiedzilismy w poszukiwaniu drzewka. W koncu, postanowilismy wyhodowac z galazki. Cwicze, tym sposobem, moja wiedze biologiczna. 🙂
Buki piekna rzecz. Moje sześć rośnie wspaniale. To dlatego, że szczerze podarowane i przywiezione z bukowego lasu pod Ełkiem. Już są wysokości (niewysokiego) człowieka. Za dziesięć lat, moje wnuki (lub prawnuki) będą jadły własne orzeszki buczyny. To była frajda gdy w dzieciństwie biegałem do Jaśkowej Doliny we Wrzeszczu zbierać buczynę. Ale kolor liści drzewa Alicji jest wspaniały. Buki nigdy takie nie są.
Lato, lato i po lecie…
http://130.238.96.26/aronia/
Krzewy aronii też potrafią stanąć na wysokości zadania, zwłaszcza w słoneczny poranek. Do tego dają co roku nalewkę.
Ja w dzieciństwie biegałem po orzeszki buczyny do lasu po drodze na Polskie Sosny.
Dzień dobry.
Dziś na obiad kupne ( tak, tak, smutna prawda ) ruskie pierogi. Starać się będę kulinarnie jutro. Jeśli zdążę rano na rynek, planuję kupić piękne buraki i papryki i upiec w piekarniku. Jak ich użyję- nad tym się jeszcze zastanowię! 💡
Na portalu Rzeczpospolitej od czasu do czasu pojawiają się blogowe wpisy mojego winnego bożyszcze, pana Krzysztofa Kowalskiego. Dzisiaj znowu. Temat wino ekologiczne. Nie polecam czytania tych bzdur.
Zastanawia mnie jednak poziom, jakby nie było, tekstów przeznaczonych do publikacji. A może to satyra…
Pozdrowienia
zlewkrwi
Dobry wieczór !
Już wróciliśmy z Wrocławia – bardzo zmęczeni i nie mniej szczęśliwi. Widownia bardzo przyjażnie reagowała na wszystkich wykonawców – również na moją córkę.
Poczytałam dzisiejsze wpisy. Będę kombinować ,żeby dostać się na Targi Książki po książki Gospodarza.
Z zainteresowaniem przejrzałam artykuł , który rekomendujeZbyszek (13:10)
Wszystkim , którzy życzyli mojej córce udanego występu , bardzo dziękuję. Wasze życzenia po prostu się spełniły. Jeszcze raz w imieniu dziecka dziękuję.
Powtarzam to na wszystkich trzech zaprzyjaznionych blogach, że już ostatni raz, więcej nie będę was zamęczać, ale przyznajcie, że mieszkam w krainie kiczu – wyobrazcie sobie, że ktoś by to namalował! Powiedzielibysmy – typowy jeleń na rykowisku, pijany malarz nachlapał za dużo czerwieni i złota.
Aż oczy bolą, takie słońce dzisiaj, niebo jak widać, a reszta… też jak widać 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/17.10.2008/
Młodsza przyszła skonana i nieco niezdrowia, więc Matka kazała jej się położyć i sama wyszła z pieskiem na wieczorny spacer. Wiadomo, że ucieka. Dzisiaj wychodził tylko dwa razy na krótko, bo deszcz… Teraz zachowywał się jak dziki, omal nie fruwał. Przyszła pani ze szczeniakiem jak poduszka – przytulanka, czarno = białe pasemka, kudłata mordka pod grzywką, bardzo nieśmiały. Radyjko był oczarowany biegał wokół plącząc smycze i nas. Zaryzykowałyśmy, puściłyśmy pieski luzem i 10 minut było dobrze i nagle jamnik mój wystrzelił jak rakieta – pognał w krzewy pod blok, potem mignął mi jakiś kształt w przejściu pod blokiem na stronę ulicy, potem… Po 30 minutach ta pani od szczeniaka, która ofiarnie ganiała za moim obłąkanym psem powiedziała, że musi iść do domu i że Radek goni dwa koty, a one się rozdzielają. Przyszedł pan z drugim jamnikiem i jeszcze ktoś. Trzy dorosłe osoby łapały psa. Poradziły mi oddać bydlę do cyrku i poszły. Po dalszych 15 minutach Pyra też poszła. Obudziła dopiero co uspioną Anię i wysłała ją po psa. Ania była zła na Pyrę „Po co go odpięłaś” ale poszła. Właśnie wróciła i położyła się z winowajcą u boku.
Alicjo, coś mi się zdaje, że PA2155 trochę nas tu robi w konia. Przecież wiadomo skądinąd, że on tego buka wcale nie musi hodować z gałązki, bo potrafiłby go na poczekaniu zrobić z drożdży, a kto wie, może nawet sklonować? 😀
Oj, zapomiałem, że klonowanie może mieć różne konteksty. 🙁 PA, to nie był kontekst z tego blogu, tylko z tego innego 😉
No jak to, Bobiku – popatrz na mój ostatni sznureczek, przecież klonuję i klonuję… no dobra, troche sumakuję, oraz dzikie wino mi się plącze… ale przede wszystkim klonuję 😉
Pyro!
To chyba moja wina; mea culpa, mea … A może byś przygarnęła białą kotkę? 🙂
No, to wreszcie wiadomo, kto tu namieszał z tymi klonami 😉
A czy sumak to jest drzewo rybne? 😯
Dzisiaj, na rogu Poznańskiej i Pięknej widziałem Kurta Schellera- tego znanego mistrza patelni, prowadzącego na kawałku grubej, wspinaczkowej liny, psa. To było straszne! Prowadził Owczarka!!!
Tego z sąsiedztwa?? Takuśny samuśny był!! Owczarek prowadzony na sznurze przez kucharza…. Źle to wróźy!
A skoro dzisiaj tu tak wiele jesiennych zdjęć, podrzucam za zgodą córki Agaty, kilka jej sprzed tygodnia obrazków…
http://picasaweb.google.pl/antekglina/AGATAZakopane?authkey=_VoeGqZ8_E0#slideshow
A teraz idę na podwórko, zobaczyc czy w budzie siedzi Owczarek…
A kod mam ccca – coca cola??
Jakie drzewo rybne znowu… sumiaste po prostu 😉
Antek!
O czym Ty… znaczy, trzeba lecieć Owczarkowi na pomoc?! Bo mi się wszystko też pokojarzyło z taką piosenką, co to zaczynała się od „Wlazł pies do kuchni i porwał mięsa ćwierć…”
No to ja lecę Owczarkowi na odsiecz!
Bobik:
Probujesz mnie prowokowac. 🙂
Zastanawiam sie, co jest latwiejsze: klonowanie czy tez rosniecie z galazki?
Poza tym Bobiku: klonowanie to glownie w bakteriach, nie w drozdzach. 🙂
Potwierdzam, że klony rosną jak na drożdżach. Ten straśliwie czerwony15 lat temu był witeczką niewielką i ani się człowiek zorientował – ma, co ma. A bedzie o wiele większy i wtedy, za parę lat jakby nie było, na moim ogródku nie bedzie wcale słońca 🙁
I co wtedy?!
Najpierw Alicja z klonem gorejącym, teraz Antek (Sarnia Skała… czy jeszcze kiedyś tam wejdę?). Tyle cudowności dookoła, a ludzie walczą o krzesło. Bardzo dziwne z nas sapiensy.
Alicja:
Potwierdzam Twoje obserwacje. Moj pierwszy klon dostalem od przyjaciolki mojej corki, gdy kupilismy dom. Wyrosl do strasznych rozmiarow po kilkunastu latach. Moj klon byl mniej ozdobny, tak ze scialem go rok temu. Jeden z moich sasiadow twierdzi, ze klon kanadyjski to ekologiczny chwast. 🙂
Antoś, nie skomentowałam, bo dopiero teraz obejrzałam. No i co ja mam tu mówić, jak w Tatrach nie byłam…. nie powiem, ile! Ładnie to tak?! Dopiero co mt7 podsyłała widoki, do których serce skowycze, a ten tu teraz znowu… 🙁
Idę do kuchni popłakać nad garami. Garować.
Już poskowytałam, pogarowałam także. Teraz mam pytanie.
Zebraliśmy ciemne winogrona na wino i trochę ich mało. Czy można z czymś je dobrze ożenić? Pan mąż chce wrzucać jabłka, ale odegnałam od gara i kazałam czekać na radę mędrców.
Dópa , dópa. Guwno , guwno !!!
Ja chcę do Zakopanego !!!
Ja chcę oscypka i powąchać jak pachnie łowiecka!
Ja chcę posiedzieć na tarasie na Nędzy Kubińca !
Ja chcę do domu!!!!
Misu wszystko ok?
PA – ja i prowokacje? 😯 A Ciebie to już w życiu prowokować bym się nie odważył, bo bym się bał, że mnie zamkniesz w jakiejś komórce, albo posiekasz na cząsteczki. 😀
A poza tym ja nie mówiłem o klonowaniu drożdży, tylko buków, czyli przerabianiu buków na klony. Ewentualnie przy pomocy drożdży. 😆
Antku, wznoszę toast za Bundespocztę! I za grzyby! 😀
Bobik:
Wszystko pomieszales. 🙂 Buk jest roslina bardziej pozadana i trudniejsza do wyhodowania. Nie wspominajac intencji dawcy, co nie omieszkal wspomniec Gospodarz. Wiesz, ten buk w mojej okolicy Ontario jest prawie, ze symbolem zasobnosci farmerskiej. Pewnie tak, jak ten gipsowy krasnal w Niemczech? 🙂
Ale ja by w życiu nie przerobił buka na gipsowego krasnala, bez względu na symbolikę! 😀
Jak ma być OK jak się ogląda takie zdjęcia ?
Pachną lasem , potokiem , mgłą a ja nie mogę tam być . Ktoś powie ,że Zakopane już nie to co dawniej, ale widoku za oknem pracowni w której przesiedziałem 10 lat nie zastąpią żadne Wiednie , Paryże czy Szanghaje…
Tylko telefon mi pozostał i prawie codzienne rozmowy …
O czym donoszę Ja – czwarty nieślubny syn Baby Jagi.
Buuuuuuuuu!
bym nie by
PA, po namyśle postanowiłem dodać coś w temacie klonowania. Gotując dziś ryż z głupia frant zastąpiłem połowę przewidzianej do niego wody mlekiem kokosowym, wcisnąłem soku z limony, nastrugałem limonowej skórki i oprócz soli dodałem łyżkę syropu klonowego, który w Twojej okolicy pewnie nawet z kranu się leje. Wyszło dobre. 🙂
Misiu.K, prześlicznie to wyraziłeś. A co mi tam. Też buknę.
Buuuuuuuuu!!!
Mówcie, co chcecie, buki w mojej okolicy nie rosną, prawdopodobnie mało gleby na wapiennych kamieniach koło mojego obejścia i okolicy nieco dalszej, a i tam dalej, idąć w Tarczę Kanadyjską, też nie bardzo. I na pewno nie takie, jak znajdziecie w wikipedii:
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/c/c6/Brussels_Zonienwoud.jpg
Gdyby nie to, ze płasko, to powiedziałabym – Złoty Jar przy Złotym Potoku, w Złotym Stoku 🙂
dzien dobry!!!!
Antek 19:47
cudowne
pozdrowienia
Dla buków brakuje słów. Elfy odeszły.
Bobik:
Czy byla to inspiracja karaibska? Albo thaiska? Ja dodaje dodatkowo do ryzu czerwona fasole i przyprawy. Troche bazylii, oregano, szczypte tymianku i rozmarynu. Hindusi dodaja troche cucurrmy, co czyni ryz zolty, ale nie zmienia smaku. To sie nazywa „dirty rice” lub „cajun style”. Mieszam rozne gatunki ryzu. Najlepszy zestaw to troche basmati, jasminowego (tajlandzki lub wietnamski), long grain (z Surinamu lub Kalifornii) oraz brown (nieluskany). Do kurczaka na ostro jest to genialne. Z fasolka szparagowa lub asparagusem.
Bobik:
Syrop klonowy to glownie Quebec i pln. Ontario w okolicach Que.. Sa jakies sporadyczne farmy klonowe w okolica tzw. Southwestern Ontario, ale niespecjalnie. Moja okolica to pomidory. Byznes klonowy powoli zamiera, bo zmieniaja sie gusta odbiorcow. A poza tym to nie jest takie tanie.
Inspiracja ryżowa była stąd, że takie akurat składniki wpadły mi dziś pod łapę. 😀 Z kurkumą też czasem robię, zwłaszcza jak nie mam szafranu. Z ziółkami również, bo jak wracam z ogrodu, to często na futrze coś mi się zahaczy 😉 A z fasolą też dobre, ale to już właściwie osobne danie, a mój dzisiejszy ryż miał być dodatkiem do mięsa.
U nas w okolicy rośnie bardzo dużo przepięknych, starych czerwonych buków, zwanych tu krwawymi. Nie mam niestety własnych zdjęć, ale mogę poszukać cudzych 😉
Gdyby był Pan Lulek już bym wiedziała, co można do winogron. Poczekam do jutra 🙁
Agacie, autorce zdjęć jest miło! 🙂
Przeleciałem przez Owczarkowe podwórko…
Trwoga jakaś tam panuje.
To ja jeszcze dodam,
Nad zaparkowanymi samochodami zobaczyłem wpierw Schellera, tak jakoś dziwnie się zachowywał, szedł, odwracał się, spoglądał jakoś niżej, potem dostrzegłem sznur który ciągnął się od jego ręki do…..no właśnie! Do Owczarka który akurat pracowicie obwąchiwał podstawę parkometru!!! Ja tak czuję, że oni prowadzą jakieś śledztwo…
Pewnie to jakaś grubsza sprawa skoro taka para zabrała się do roboty.
Tropią kaczki? Ale gdzie kaczki w Śródmieściu? Na Żoliborzu to i owszem.
Pozostawię Was z tym problemem do niedzieli…. hej, ho, hej ho, do lasu by się szło….
A teraz, byście jesiennie nie smutnieli i aby Alicja, Haneczka i Misio się uśmiechnęli.
Dowcip.
Z dalekiego miasta, po zakończonym roku akademickim wraca do domu
córka i od progu woła :
Mamo, mam chłopaka!!
Tak? a co studiuje?
Maaamoooo..! on ma dopiero dwa miesiące!!
Antek 😆
O, znalazłem cudzego krwawego buka:
http://de.wikipedia.org/wiki/Blutbuche
Haneczko, ja Ci mogę rady w sprawie winogron udzielić, ale ja Ci ręczę, że Ty jesteś za rozsądna, żeby z tej rady skorzystać 😆
Najpiękniejsze czerwone buki są w parku przy Zamku w Łańcucie:
http://www.zamek-lancut.pl/pl/ZamekDzisiaj/Park
Trzeba nakliknąć na napis: Aleja buków czerwonolistnych. Ale to w małym stopniu oddaje rzeczywistość. Tam jest po prostu jak w gotyckiej katedrze – one są ogromne!
Trasa Złoty Stok – Lądek Zdrój w ub. roku w pazdzierniku. Prawie sama buczyna, okazjonalne klony i inne drzewa. Też nie ma to na czym porządnie wyrosnąć, bo skała i trochę ziemi. Gdzieś mam lepsze zdjęcia i z innych lat, ale musiałabym poszperać w archiwach.
http://alicja.homelinux.com/news/img_2924.jpg
Bobik, miewam chwile szaleństwa 😉
😯
Przypomniały mi sie dęby rogalińskie z ubiegłego, czyli I-szego Zjazdu Łasuchów w Kórniku! Też podpierane laseczkami na starość 😉
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/2/25/GremsheimStamm.jpg
Antek, czy mi tez wolno sie usmiechnac?
Bobiku, dzieki za inspiracje ryzowo-kokosowa, wyprobuje jutro! 🙂
Pani Kierowniczko, buki w Łańcucie piękne, ale przez to, że rosną alejowo mają pokrój bardziej do góry, niż na szerokość. Te w mojej okolicy przeważnie rosną pojedynczo i daje im się dużo oddechu, więc wyrastają nieprawdopodobnie rozłożyste. Jedno takie drzewo pół parku potrafi zająć.
No dobrze, haneczko, oto rada od doświadczonego szczeniaka: zachowaj chwile szaleństwa na lepsze okazje, niż moje rady w sprawie winogron. 😆
Elu, tylko trzeba uważać, żeby się nie przypaliło! Polecam patent – pogotować do wsiąknięcia płynu i pod kordłę. Jak nie masz akurat syropu klonowego może być odrobina brązowego cukru.
…spoglądam na to drzewo, co to ostatni podałam sznureczek i myślę sobie – jaka piękna rzezba! Niechby i na pół parku! A stare dęby rogalińskie mają wiele takich, całkiem podobnych. Kto nie był w Rogalinie, a będzie w pobliżu, niech nie ominie.
Ops… nie zaznaczyłam, ze ten mój ostatni sznureczek to nie z Rogalina!
Bobiku, lubie cukier zastepowac ciemnym, spadziowym miodem. Mysle, ze to moze tez dobrze zastapic syrop klonowy. Ale ten tez moge zdobyc w sklepiku „za rogiem” 🙂
Chciałam napisać, że rozsądnie udaję się na spoczynek, ale Bobik dźgnął mnie w wyobraźnię 😉
Alicjo, ja tam nie wiem, czy temu dębowi można ufać. On wyraźnie coś kręci! 😀
After the Debate:
Our Presidential Candidate’s progress:
http://www.tsgnet.com/pres.php?id=46832&altf=Qjft&altl=Cpcjl
Błagam Was, nie zdradźcie, że jestem na blogu. Bo zaraz się tu zwalą paparazzi! 🙄
Bobik:
To Tobie sie ryz przypala? 🙂
Sa dwie metody. Rzucasz wyplukany ryz do wrzacej wody, przykrywasz szczelnie i dajesz na minimum gazu.
Mozna tez metoda karaibska gotowac ryz na „glebokiej wodzie” jak makaron i odcedzic we wlasciwym momencie.
Trzecia metoda to mikrofalowka. To jedno z niewielu zastosowan tego urzadzenia.
W metodzie pierwszej parowalem ryz nawet 40 min. i byl perfect. Leoiej unikac garnkow emaliowanych. Najlepszy jest stalowy meyer lub lagostina.
Parowanie pod koldra pamietam z czasow studenckich. 🙂
U mnie to video nie działa 🙁
Ryż robię metodą karaibską, PA2155, ale kiedys Bobik na mnie nakrzyczał, ze to nielzia, bo „piorę” różne ważne tam. I tak dalej robię tą metodą, bo jakby nie prał, ten basmati i tak jest wyprany z wybielaczem. Ważne, co się doń doda.
Mnie się ryż nie przypala właśnie dzięki temu, że ja go w odpowiednim momencie pod kordełkę. 😆
Mikrofalówka odpada. Nie mamy armat i wciąż jakoś nie możemy się przekonać do ich zakupienia.
Gotowanie jakmakaronowe odpada. Po pierwszy gorszy smak, po drugie rozpuszczalne w wodzie witaminy się odcedza.
Wrzucanie do wrzątku odpada, bo ja lubię ryż najpierw chwilę przesmażyć, a potem dopiero zalać wodą.
Zostaje kordełka. 😉
…i na koniec każdy robi po swojemu 😯
Gdyby wszyscy robili jedną metodą, to nie można by się wymieniać przepisami. A przecież nie o to chodzi, by złowić króliczka… 😀
Jedyne i Wlasciwe Gotowanie Ryzupo raz czterdziesty:
1 czesc ryzu (obsmazonego w masle lub nie, oplukanego lub nie)
2 czesci plynu (woda, bulion lub cokolwiek)
Po zagotowaniu w zeliwnym polewnamym garnuszku, przykryc szczelnie i (niezleznie od ilosci) gotowac po zagotowaniu na bardzo malym ogniu 20 minut z zegarkiem w reku.
Po 20 minutach, zdjac z ognia i spulchnic lyzka. Nie powinno byc tam byc zadnego plynu do odlewania , zas ryz latwo odchodzi od dna.
Tak gotuja Hindusi, dodajac: kawalek cynamonu, kilka roztluczonych ziaren kardamonu, troche kminu, sczypte kurkumy, czasem obsmazona na sklarowanym masle (ghee) cebule. Zalewaja bulionem. Ryz jest pulchny, sypki, nie rozgotowany.
Heleno,
ja mam w rodzinie Chinkę, rzucić *jedyną słuszną metodę*? No właśnie 😉
Chińskich metod jest mniej więcej tyle, ile Chińczyków, utrzymuje mama Jennifer. Nie ma jedynego i właściwego gotowania ryżu, jest taki, jaki komu pasuje i do czego pasuje, na ostro, słodko, kwaśno, słodko-kwaśno i tak dalej.
Uczyła mnie kiedyś Peruwianka – ryż na piwie, nie, nie żartuję. Nie zapisałam metody, ale zapytam jej przy okazji, jak wpadnie do Kanady. To oczywiście pasuje tylko do niektórych potraw, którym ryż towarzyszy.
Każda metoda sprowadza się do tego, że ryż ma być sypki, nie rozgotowany. A co wrzucimy do płynu (niech to będzie i piwo, czemu nie) to już zależy od nas.
Czy ryż do sushi też ma być sypki? 😯
Bobik,
po primo, sushi nie jest chińskie, po sekundo, toż napisałam, że ryż się kupuje odpowiednio do tego, co ma się zamiar zrobić!
Do sushi jest niewielki, obły w kształcie, kleisty.
Nie. Ryz chinski i japonski musi byc posklejany, aby latwiej utrzymac miedzy paleczkami. Ale mowimy tu o ryzach sypkich, wiec proszxe mi nosa nie ucierac.
Pyra pisze – http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=593#comment-91485 : „…?Świat kobiety? sprawił, że Pyra pomyślała sobie : jeżeli takie jest zapotrzebowanie kobiet, to marne widzę szanse przed feministkami, Te śliczne, anorektyczne stworzonka, których największym zmartwieniem jest korekta kształtu ust, prostowanie włosów i makijaż, mają jeszcze szansę dowiedzieć się gdzie i za ile mogą kupić modne buty i dodatki, jak przywieźć partnera do seksu i potem spędzić godzinkę na czytaniu dietetycznych przepisów kulinarnych. Ach, so! Jeszcze 4 porady ogólno- prawne i jedna kolumna o kontakcie z niemowlęciem. Słowo daję – to już cała treść niemal 100 stron druku. I potem zdziwienie, że seksizm i nikt nie traktuje kobiet serio. Ja też tych pań nie jestem w stanie serio traktować. Mój podrośnięty psiak ma podobny zakres potrzeb – porcja pieszczotek, wyszczotkować futerko, odpowiednio nakarmić, popuścić smyczy, nie wymagać myślenia.”
Mogę powyższe oprotestować? Nie znam ni jednej takiej kobiety jakiej się domyślasz po lekturze pisma. Ty i córki też takich osób nie przypominacie, pewnie nie trudno Ci się będzie zgodzić.
Gazeta, jak to gazeta, uprawia politykę marketingową swoich pracodawców, czyli reklamodawców, ci zaś chętnie widzieliby swoją klientelę w każdej pani, także w Tobie i może nawet we mnie. Chcieliby, bo kasa tych pań im się śni. Techniki instrumentalnej „perswazji” są różne, włącznie z wmawianiem ludziom choroby jakiej nie bądź. Sama widzisz, że po to by Pyra Młodsza te „politykę marketingową” kupiła trzeba było dołożyć płytę. Płyta gwarantowała, że Ania i ktoś w jej otoczeniu do środka gazety zajrzy i oko na ktorymś z promowanych towarów zawiesi, dając tym samym szansę reklamodawcy na zwrot kosztów reklamy… Zysk na sprzedaży tych produktów jest tak znaczny, że nie musi ich kupić każdy posiadacz gazety by reklama się opłaciła.
Ile kosztuje egzemplarz „Świata Kobiety”, czy nie jest on przypadkiem tańszy od czystego zeszytu? Odlicz jeszcze koszty dystrybucji, tę różnicę w porównaniu do zeszytów.
O popycie na seksizm słowem nie wspomnę. Choć raz – nie.
Alicja:
Ten ryz japonski jest maly, okragly i piekielnie drogi. Kosztuje mniej wiecej 3 razy tyle co normalny ryz. (ok. 3-4 CAD/kg). Chinski ryz to normalny „sticky rice”, taki jak long grain, tylko klejacy.
Heleno,
sama ucierasz z wejścia wszystkim nosa, mowiąc o „Jedynej i Wlasciwej Gotowanie Ryżu po raz czterdziesty …”. Czyli JEDYNA słuszna metoda.
Nadal uważam, że tyle metod, ile smaków, potrzeb i tak dalej, i powtarzam, od 8 lat mam w rodzinie Chinkę, no, chyba mi nie robi wody z mózgu ani ona, ani jej świetnie gotująca matka?! 😉
PA2155 – idz do pierwszego chińskiego sklepu na Kensington Market w Toronto, a przekonasz się, ile rodzajów chińskiego ryżu możesz kupić. Mnie szczęka opadła, bo ryż a ryż… oj, różnica! U mnie nie ma wielkiego wyboru, kilka rodzajów, z pięć. No, może osiem.
Alicja:
Musze przyznac, ze nie jestem fanem „sticky rice”. Wole ryz w stylu tajsko- hinduskim. Ja jak wiekszosc moich azjatyckich znajomych kupuje ryz w supermarkecie. W Windsor jest takie male Chinatown, ale wierze, ze to nic w porownaniu z Toronto.
Alicjo, ja odebrałem „jedyną słuszną i właściwą metodę gotowania ryżu” jako ewidentny żart 😉
Ja proponuje powęszyć…. Kucharz jest! Przyłapany dzisiaj na zakupach! Po co mu te przyprawy, się pytam ?!
http://alicja.homelinux.com/news/A_Owczarek_gdzie/
Ha!
Zjadł, napił się i poszedł na zakupy, a gdzie ten Owczarek, Antoine?!
Musi urwał się kucharzowi i gdzieś w Łazienki 😉
Właściwie powinnam pokazać te fotki ‚premierowo’ u Owczarka, ale skoro tu teraz ‚w temacie’ jesień i Tatry 😉 – pozwolę sobie dorzucić własne (Misiu, nie płacz), jako uzupełnienie albo kontrast pogodowy dla zdjęć Agaty:
Dzień pierwszy, poniedziałek 13 października 2008:
Zakopane – ulicą Kościeliską – Małą Łąką – Przysłop Miętusi – Kościeliska – Schr. na Hali Ornak – Przeł. Iwaniacka – Ornak – Starorobociański – Kończysty – Trzydniowiański – Dol. Jarząbcza – Pol. Chochołowska
Pogoda typu ‚lampa’ (większość trasy szłam w szortach, mimo chłodnych podmuchów od zmrożonego śnegu); trzy pory roku w jednym (bo i nieco śnieżnej wędrówki, po sporym opadzie, jaki miał miejsce wcześniej).
Dzień drugi, 14 października 2008
najpierw lampa, koło południe nieco chmur, na koniec nawet parę kropel deszczu:
Chochołowska – Jarząbczą na Kończysty – Jarząbczy Wierch – Raczkowa Czuba (Jakubina) – Jarząbczy – Łopata – Wołowiec – Rakoń – Grześ – Przełęcz Bobrowiecka – Chochołowska
P.S. Ryż(e) gotuję Moją Własną Jedynie Słuszną Metodą 😀 : proporcje Heleny, 7-10 min, potem izolacja śpiworkowa, kordełkowa itp.; wcześniej podsmażanie albo nie, w zależności od przeznaczenia ryżu 🙂
A Capella – nie wiem jak Miś, ale rzewnymi łzami szlochała Młodsza przed wyjściem do pracy. Toż Ornak to był przez 22 lata drugi dom! A w tym roku bractwo ornakowe na przerwę międzyświąteczną i Nowy Rok jedzie na Słowację, Po raz pierwszy. To, co ze schroniska zrobił obecny dzierżawca, skutecznie wypłoszyło starych bywalców. To jest dzisiaj hotel dla pasantów (a’ 50 zł za nocleg w 8-o osobowej salce, ciepła woda 2 godziny na dobę) O innych zmianach nie powiem, bo na samą myśl o kapeli umfa-umfa w Sylwestra z 500 watowymi głośnikami, niczego sensownego powiedzieć się nie da. Może tylko to, że Ornakowcy dwa ostatnie Sylwestry spędzili przy ognisku pod chmurką, bo w schronie wysiedzieć się nie dało,
Ja na otarcie łez mam bardzo dobre wino
Chateau Grand Corbin – Despagne Saint Emilion Grand Cru 2001
http://www.thewinedoctor.com/tastingsprofile/grandcorbindespagne.shtml
Zgadnijcie od kogo?
Na wielkie otwarcie będzie musiało trochę poczekać. W końcu najlepsze wino jakie miałem w swoim życiu…
Ps
Butelka 1,5 litra 🙂
Ojejj, to przykre,że takie stany rzeczy na Hali Ornak 🙁
Ja nie zachodziłam do środka tym razem (ostatnio – bodaj w 1999, też w drodze dalej) – więc nie wiem, jak to tam wygląda.
Ale skoro tak się sprawy mają – to tym śmielej rekomenduję Chochołowską. Nocleg w ‚czternastce’ (w moim przypadku z jedną tylko współspaczką – był poniedziałek… choć przed ostatnim dniem ciepłej, ‚murowanej’ pogody) – 25PLN + jakaś dopłata za pościel, ale ja zawsze mam prześcieradło śpiworowe (zszyte jak do śpiworka), więc jeśli nawet mi każą na podłodze, to negocjuję ‚tylko’ karimaty i koce…
Max cena to 40PLN za dwójkę z umywalką… (tu cennik; można też przekliknąć na str. główną Schroniska)
I w ogóle fajnie, przestronnie, odnowione…
Hałas się czasem trafia… Zdarzyło mi się interweniować na Chochołowskiej w weekend październikowy (2001) w obronie względnej ciszy nocnej: licealiści (w wielkiej liczbie) grali i śpiewali – nawet fajnie, ale my mieliśmy Rohacz Ostry, itp. w planach… Sprzeczne interesy, jak to w społecznościach… ważne, by dało się wyegzekwować prawo (schroniskowe) i powrót do zdroworozsądkowych zwyczajów… tu się akurat z łatwością dało 🙂
P.S. Gorący prysznic na Chochołowskiej to w moim towarzystwie legenda. Ważne, bo w TZachodnie jeździ się często jesienią, gdy dzień już za mały na Wysokie… A wówczas nieźle jest się rozgrzać przed zasłużonym snem (wieczorny alkohol nie zawsze dobrze robi żołądkowi i całemu organizmowi po dużym wysiłku, zmianie klimatu wczesnej pobudce , jagodach podjadanych po drodze; – kąpiel jest optymalna 😀 )
A Capella -kiedyś tam Ornak był w remoncie czy coś i po koleżeńsku zaproponowano Chchołowską. Moi wpadli, jak śliwka w kompot. Dwaj księża przywieźli (planowe przyjęcie) młodzież OAZ-ową w ilości ca 60 istot. Deszcz lał, w góry nijak wyść, a oni odprawiali nabożeństwa i śpiewali nabożnie przez 16 godzin na dobę. Mieli nawet zajęcia rozrywkowe, próby teatrzyku itp – wszystko okraszone pieniami przy gitarze. Moi wytrzymali 1 dzień i w deszczu pomaszerowali na Ornak 7 godzin. Wyżebrali noclegi na podłodze w świetlicy i znielubili Chochołowską.
Dzień dobry!
Pyro, znalazłam adres redakcji „Świata Kobiet” – skobiety@bauer.pl
i wysłałam Twój (i swój) wpis nt kobiet-czytelniczek tego pisma w nadziei, że nie będzie ta redakcja podkręcać seksizmu, choć nadziei nie mam… Refleksja to towar wyjątkowo deficytowy, w odróżnieniu od… projekcji i racjonalizacji.
Dzien dobry, Tereso dziekuje za dane dotyczace projekcji.
A tu dla Torlina bo zbieznosc, bo tez zaczyna sie od Torl… i Pyry bo urodzony pod Poznaniem
http://www.spiegel.de/kultur/gesellschaft/0,1518,584269,00.html
Tereso, jestem pelna podziwu i szacunku dla Ciebie. Jestes nieslychanie rzadkim typedm czlowieka, ktory zamiast narzekac i utyskiwac, idzie i robi to co jest do zrobienia. Chcialabym bym czesciej taka jak Ty.
Wiec przyjm od mnie, prosze, wyrazy ogromnego, ogromnego szacunku.
Z internetu – http://teledyski.onet.pl/10172,3954705,135897,teledyski.html , mam nadzieję, że się uruchomi.
Helenko, nic takiego szczególnego nie robię, choć chętnie bym zrobiła by nam się sensowniej żyło, byśmy się wzajemnie nie niszczyli, by nas tak bezpardonowo nie niszczyły nasze nerwice. Twoje wyrazy są więc i niestety na wyrost. Ale dziękuję za dobre słowo, bo dajesz mi cenną informację zwrotną o tym że nawet tak niewiele ma sens, a i drugą – że nie mówię w języku kompletnie obcym. I jeszcze jedno, Helenko. Ja podziwiam Ciebie i cieszą mnie Twoje wpisy. Ślę Ci serdeczny uśmiech tym samym.
Z pod moraga, miło mi, że się przydało. Dziękuję.
Juz jestem calaspakowana (no tak 99%) i za godzine ruszam w swiat.
Do zobaczenia za 3 tygodnie.
A to wcale, Tereso, nie chodzi o jakies wielkie i spektakularne Czyny.
Istnieje w tradycji zydowskiej „instytucja” pod nazwa lametwownik. Lametwownik to jeden z tajnych 36 Sprawiedliwych, ktorzy ida przez zycie i czynia Dobro. Nikt o nich nie wie, ze sa lamenwownikami, mozna tylko zgadywac. Bo sa oni skromni i niewidzialni golym okiem. Ale sa. Cichuko i bez fanfar reperuja niedoskonaly swiat, nie oczekujac poklasku i medali robia zbozne dziela.
I jak Cie obserwuje z daleka, to Ty jestes typowy lametwownik.
LameDwownik, Heleno. Przez d, bo od dwóch hebrajskich liter: lamed, wow. Mówi się też po prostu: sprawiedliwy.
Tu pisze o lamedwownikach moja siostra:
http://www.midrasz.home.pl/1999/lip/lip99_4.html
Nirrod – dobrego wypoczynku, wrażeń nie za dużo, szczęśliwego powrotu.
No, rzeczywiscie! Nie znam hebrajskiego, wiedzialam, ze pochodzi to od „36”, ale nigdy nie widzialam tego slowa w druku i znam je jedynie z ustnej tradycji.
A zatem Teresko – jestes LameDwownik. Choc kobieta 🙂 🙂 🙂
PS Wybieram sie na spotkanie z Bella w listopadzie w Londynie, inszAllah!.
No właśnie, ona już się cieszy i pozdrawia 🙂
To wspaniałe. Nie znałam. Dziękuję.
Do wyrażonych wyrazów szacunku przyłączam się z ochotą. 🙂
Nirrod życzę atrakcji w rozsądnym wymiarze 😉 i dużo do opowiadania po powrocie 😀
Lamedwowników sobie zakonotuję, bo chyba kilku w życiu spotkałem, tylko nie wiedziałem, że tak się nazywają, a teraz będę wiedział.
I zawiadamiam, że Jedyna Słuszna i Właściwa Metoda Gotowania Ryżu jest a cappelli (oczywiście dlatego, że taka sama jak moja) 😆
Gdzie, gdzie jest taka sama jak Twoja, Bobiku? Ze kolderka? I po co kolderka, jak mozna bez wnoszenia gara ryzu do sypialni? 🙂
PS Zauwaz Piesku: Wstawilam mordke, choc to wbrew moim zasadom. Mordki sa dla mnie ekwiwalentem smiechu z puszki w czasie komediowych serii telewizyjnych, ale widac czasem trzeba…. 🙁
Myślę, że te „mordki” są jednak potrzebne, ja nie słyszę w nich emocji z taśmy w tle, ale nastrój osoby piszącej.- Co bardzo ułatwia komunikację i pozwala nie szarpać się o słowo nie tak odebrane, jak to autor na miał myśli.
Jest to może trochę infantylne, ale jeśli pozwala dostrzec ( już tak łopatologicznie, jak tylko można ), że nie wszystko jest tak serio… bez tych paszczaków sporo osób ma z tym problemy – co ni raz było tutaj przerabiane
Byl przed laty taki rysunek Andrzeja Krauzego- prelegent tlumaczy zebranym: Wejdzta w mojom poetyke.
Och! Zapomnialam wstawic mordke.
Wiec tu na zapas
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
Ja się do mordek przyzwyczaiłam właśnie odkąd zauważyłam, ile nieporozumień wynika z niepostawienia mordki. A i zdarzają się nawet, kiedy mordka jest…
Ludzie to czasem najprostszych rzeczy potrafią nie rozumieć. Metoda podkołderkowa jest najlepsza, ponieważ spoczywający w pościeli ryż tak przyjemnie ogrzewa brzuszek psa leżącego na kołderce… Howgh! 😀
A mordki ja muszę popierać z definicji 😉
Miałam ucztę dla oka. Przed muzeumem („Co można zobaczyć w tym muzeumie?”) przetruchtała kawalkada koni na wysoki połysk. Jeźdźcy bajecznie wytworni. Bryczki wypucowane. I tylko towarzystwo w bryczkach stanowiło dysonans. Ach, gdzież te suknie, kapelusze, woale, parasolki…
O, przepadla mi dyskusja na temat „jedynej slusznej metody”, ktora chyba z zalozenia musi byc zartem. Choc czasem, jak sie slucha francuskich szefow kuchni udzielajacych porad, to wydaje sie, ze oni nie zartuja… A zart Heleny jest bardziej w angielskiej tradycji poczucia humoru. W kazdym razie ja gotuje tak jak Hindusi – wystarczy porzadny garnek i 20 minut. Na pozostale „ewolucje” i tak jestem za leniwa. 🙂
Tereso, swietny tekst na temat magazynow ilustrowanych dla kobiet – ciesze sie, ze im przeslalas. Na marginesie dodam, ze w wielu szkolach amerykanskich wprowadza sie juz od jakiegos czasu nauczanie jak „czytac” reklamy, czyli uczy sie tego o czym napisalas. Mam nadzieje, ze z czasem zaowocuje.
niesamowicie podobaja mi sie klony
uklony
Bobik,
co Ty mi tu znowu mieszasz, przecież mówię, że moja jest jedynie słuszna 👿
Ale … dzisiaj nie wiem, co gotować 🙁
Są kurczacze pierwsi, jest kolorowa papryka, cebule, czosnek i te inne dyżurne. I makaron, bo ryżu tyle wczoraj nagotowaliśmy na różne sposoby, że mi się przejadł 😉
I chyba kilka ziemniaków gdzieś tam pokutuje.
Właściwie z tymi kolorowymi paprykami byłby dobry pomysł na kawior, ale nie mam bułgarskiego specnazu w liczbie choćby dwóch niedużych bakłażanów. Za to koktajlowe kurduple z klanu Pommodori i owszem, obrodziły, trzeba je jeść, ale wychodzi na to, ze nawet ja mam za mały przerób.
Część zakiszę w stanie zielonym, noce niebezpiecznie zblizyły się do temperatury okołoprzymrozkowej.
Poradzcie leniwej kobicie przedpołudniowej, co gotować? Z góry dziękuję 🙂
Proszę bardzo. Zagadki ciąg dalszy – Kurt z cokolwiek znajomo wyglądającą Damą spaceruje gdzieś w cieplejszych klimatach, a Owczarek?! Gdzie został wyprowadzony?!
http://alicja.homelinux.com/news/Kurt_z_Dama_a_gdzie_Owczarek_pytam.JPG
Ja dziś jestem ciężki z pomysłami, bo mnie okropnie boli gardło i apetytu przez to nie mam, a bez apetytu o jedzeniu myśleć jakoś nieporęcznie. Jak mi już coś przelatuje przez łeb, to raczej leniwe. Np. Kurzynę przyprawić, obsmażyć, odstawić w ciepłe miejsce, na patelnię (niemytą po smażeniu) wlać białego wina, zagotować, walnąć czosnku, tymianku, soli do smaku (albo odrobinę kurzego bulionu w proszku), zagęścić creme fraiche czy śmietaną i już. Pasuje do makaronu. To, że ja dodaję jeszcze zielonego pieprzu chyba się rozumie samo przez się.
Z papryki i cebuli można zrobić małe szaszłyczki, krótko obsmażyć, ułożyć na jakimś żaroodpornym, posypać chytrymi ziółkami i pokruszoną fetą i na chwilę do piekarnika. Przystawka taka.
A znajoma Dama zapewne uzgadnia z Schellerem warunki przekazania okupu 😉
Nie zanosi się na to bym miała być święta, ale ostrożność nakazuje by nie przechodzić obojętnie obok przekonań, o których wiem, że się nie bronią. Tylko tyle. Dziękuję za każde wsparcie i pomoc.
na bolace garglo sluzy nie najgorzej mleczko z miodkiem i maselkiem.
po tym mozna szeczekac niezle
Bobiku, to chyba zostaje jedynie sluszny rosol? Mnie czasem na gardlo, jak prawie nic nie moge przelknac, pomaga zupa z marchwi i imbiru. Moze znasz, a jesli nie – to latwo ja zrobic. Skladniki: okolo osmiu marchewek, sredniej wielkosci cebulka i ok, 2 cm kawalek swiezego imbiru. Imbir poksiekac na malutkie kawalki, albo utrzec na tarce. Pokroic marchewki i cebule w plasterki (nie musi byc dokladnie). W duzym garnku zeszklic cebule, dodac marchewki i imbir, i lekko osmazyc. Zalac taka iloscia wody, zeby dobrze przykryla warzywa. Gotowac przez ok. 30 minut, az marchewki beda bardzo miekkie. Zrobic puree w blenderze, dodac soli o pieprzu do smaku. Calosc bardzi dobrze robi na podraznione blony sluzowe gardla, a przy tym jest prosta w wykonaniu i latwa w przelykaniu.
A teraz ide na drugi juz dzisiaj spacer, bo na zewnatrz drzewa plona od czerwonych lisci, jak na zdjeciach Alicji. W naszym malym miescie jest mnostwo turystow, ktorzy przyjezdzaja te plonace liscie ogladac, wiec zrobila sie troche atmosfera deptaku w zwykle dosc spokojnej miejscowosci.
A ja duszę grzyby, mając nadzieję, ze to maślaki… 😕
Marialka, trzymamy kciuki. Odezwij sie z rana.
Marialko
prosze uwazaj i sama sie przy tym nie udus
tu jest potrzebny dobry doktor
mlody i otwarty na wszelkie przypadlosci
pozdro
M (19:29) – podczepiłam się na ten imbirowy przepis na gardło – dla Bobiczka. Ostry w smaku i armoatyczny . Ktos mi kiedyś polecał napar z utartego , świeżego imbiru – i też zrobiła.
Mam więc imbirowy leczniczy zestw kolacyjny.
M., dziękuję za przepis, ale obawiam się, że wykorzystanie go dla dwóch nieco podeschniętych marchewek, które udało mi się znaleźć w piwnicy, byłoby niejakim nadużyciem. 😉 Swieżego imbiru nie znalazłem w domu w ogóle, ani kawalątka. Czyli do poniedziałku musi mi wystarczyć rosół, którego gar istotnie nagotowałem i po troszę połykam, pojękując z cicha. 🙁
Bobiku, jeśli masz, spróbuj do rosołu dołożyć masła. Żółtka jak do bulionu w każdym kubku/filiżance i jeszcze masło gwarantują szybki powrót do zdrowia, czego serdecznie życzę.
Dziękuję. Z żółtkami mogę spróbować, ale z masłem to by mi chyba było za tłusto. Ja i tak tłuszcz z rosołu zwykle zbieram i oddaję labradorce sąsiadów 🙂
Słuchajcie, wszyscy smarkający, kichający, gardłowi, najpierw się patrzy w odpowiednie miejsce, czy aby nie ma remedium, a potem się pyta:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Imbirowa_kuracja_Heleny.html
Sprawdzone. A kurzyna została oszczędzona na dzisiaj, bo zapowiedział się surfiarz ze swoją dziewczyną i że mam nic nie przygotowywać, bo Karolina przywozi wikt gotowy, a on napitki. Podobno jakieś popisowe danie. No, więcej takich gości, nie powiem – nie 🙂
Bobiku, ok. Ja wiem, że zdrowienie wymaga od organizmu siły, inaczej energii, w kolejności paliwa, a tu jak do samochodu masło lepsze od węgla. Jeśli nie masło, to może oliwa (sporo) z oliwek w jakiejś formie. Dobre notowania ma jeszcze olej kokosowy, u mnie nie do nabycia, ale u Ciebie może być lepiej z zaopatrzeniem w taki rarytas.
No, co Wy z tą imbirową kuracją? Myślicie, że w tym kraju w nocy albo w niedzielę jakieś sklepy są otwarte? To nie Polska! Imbir czeka do poniedziałku i nie ma zmiłuj się, a jak chcecie, żeby było inaczej, to gadajcie z tutejszymi związkami zawodowymi. 🙁
A oliwa z oliwek owszem, nawet w dużych ilościach. A olej z pestek dyni jeszcze chętniej. 🙂
Bobiku a w soboty też są sklepy pozamykane u was ??
Alicjo dziękuję za przypomniene przepisu imbirowego od Heleny. O miodzie pamiętałam – ale o cytrynach już nie. Ale wszystko już wypiłam i papkę marchewkowo-imbirową według przepisu M. trochę skubnęłam.
W soboty do niedawna były otwarte tylko do 14.00. Od jakiegoś czasu przedłużono godziny otwarcia do 20.00, ale dziś już mi to nic nie daje. 🙁
To wpadnij Bobiku do Poznania. 💡 U nas są całodobowe z artykułami spożywczymi .
Wpadłbym, ale jestem chory, 😉
ja wiem o tym od dawna Bobiku
Bobiku!
Nie wiem jaki jest stan Twojej spiżarni, ale zawsze pozostaje Ci syrop z cebuli, miodu i czosnku. Na pocieszenie chciałam dołączyć buźkę, lecz nie chce się wkleić (dlaczego?). Pozostaje mi życzyć Ci zdrowia i przesłać pyszną kostkę! 🙂
Matahari37
i byc moze stanie ci …
w gardle
Matahari, nareszcie ktoś, kto się domyślił, co psu najlepiej zrobi. 😀 Nawet jak mnie ta kostka nie uleczy, to w każdym razie humor mi poprawi! 🙂
Bobiku, może boczek lubisz? Też pomocny.
Tereso – ten boczek to na ból gardła dla Bobika ?? czy tak po prostu – jako smakołyk ??
I smakołyk, i na wzmocnienie organizmu. Spraktykowane.
Poczucie humoru wsrod niektorych moich wspolbiesiadnikow jest coraz bardziej szampanskie. Chcialabym podzielic sie usmiechem, ktory przyslal mi Arcadius, nawiazujac do ciezkiej choroby nowotworowej mojej Mamy. Czemuz mam sie sama smiac. Niech inni sie tez zabawia.
Pisze Arcadius na blogu Doroty z Sasiedztwa:
*****************************
Helenko
a jak zdrowko Mamusi?
czy pamiec sie polepszyla?
klepnij bo usnac nie moge
a moze kto inny mi na to odpowie 🙂
********************************
Pieknie, Arku. Pieknie.
Kochane Blogowisko!!
Odrobiłam zaległości: przez kilka godzin przeczytałam ciurkiem zaległe wpisy z bez mała dwóch tygodni. Za jakie grzechy, ja się pytam?
W głowie mam mętlik i pełną jasność, jednocześnie.
Tydzien temu byl wielki zjazd pod tytułem Hubertus, czyli doroczne lapanie lisa. Jak dostanę zdjęcia to puszcze drogą zwyczajną, czyli przez Alicję. Ludzi się najechało z różnych stron i potem jakoś nie mogli się rozjechać. A teraz pustki w domu, jeszcze przed Hubertusem przezornie wyprowadziła się moja córka z mężem i dziećmi do nowego domu, znaczy starego i nie do końca wyremontowanego, ode mnie 40 minut na piechotę przez las, albo 5 minut samochodem w kółko.
Wczoraj (znaczy w piątek) była aukcja ogierów zimnokrwistych w Białym Borze. Znaczy idzie zima…
Pogoda też się zmieniła – zimne deszcze i wiatry. Drzewa w przepięknych kolorach, żółto-rude, tutaj głównie buczyna pomorska. Klony w tym roku raczej żółte niż czerwone. Lisy rude jak zawsze.
Pieczony prosiak (raczej spory warchlak) był w tym roku z innego pieca (z powodu remontu) i był dwa razy droższy, ale nie dwa razy lepszy, raczej może równie dobry, ale inaczej. Wolimy jednak tego tradycyjnego, może w przyszłym roku będzie po staremu (i dwa razy taniej).
Dobranoc,
Stara Żaba
z tym tluszczem to cos musi byc na rzeczy – jak pamiecia siegam na gardlo pilo sie: mleko z miodem, czosnkiem i maslem.
A poza tym dla dzisiejszych gosci upieklam szarlotke – nazywa sie „najlepsza szarlotka” i wzielam ja z przepisow „Rodaku, czy Ci nie zal”. Jest to kolejny przepis, ktory wyprobowalam z tej ksiazeczki i do tej pory nie bylo wpadki – wszystko na medal (tort orzechowy byl plaski ale smaczny nad wyraz, doniose przy drugiej probie kiedys tam, czy nadal plaski). Pozdrowienia
Heleno – pozdrawiam Cie. Kto nie przechodzil, nie zrozumie i nie ma jak tlumaczyc.
Żyję, ale grzybów jeszcze nie jadłam.
Oczywiście, jak na sezon jesienno-zimowy przystało, wstałam wściekle głodna. D. jeszcze śpi więc poczekam.
Wczoraj byłam na proszonym obiedzie. I tak wchłonęłam: pikantne (bardzo słone) babeczki z oliwkami, zupę krem z marchewki z kaszką (naprawdę!), pieczone cukinie i suflet orzechowy.
Suflet dobry…
Halo halo!!!
Nikogo nie ma po drugiej stronie komputera?
Ja jestem, Marialko. Witam z pracy 🙁 Czytam, z pisaniem gorzej.
Nie cierpię niedzielnej pracy. Poza tym niedzielna praca w g… się obraca 😆
I piszę to ja, Marialka, specjalistka od pracy w niedzielę i święta!
Ja też wczoraj byłam na proszonym obiedzie, którego atrakcją były lin i sandacz w śmietanie. Było sympatycznie i pysznie.
Helenko, jak kiedyś do Arcadiusa w przykrych dla niego okolicznościach się ktoś tak odezwie, to z pewnością żalu będzie miał więcej niż Ty. Tak to jest, że osoby zaprawione w złośliwości reagują silniej. Tymczasem możesz być pewna, że nie przeprosi, co najwyżej uzna że jemu się przeprosiny należą, bo Twoje zdumienie jest nieuprawnione, gdyż on w dobrej wierze, wręcz z przyjaźni się do Ciebie odezwał… Przyzwyczajenie to druga natura i trudno ją z siebie zrzucić. Na dokładkę pisze się (Fromm?), że złośliwość swoje źródło ma w restrykcyjnym wymaganiu czystości od człowieka w wieku niemowlęcym, a naprawić tamtego czasu już się nie da. Można współczuć.
Aha.
Moja praca jest zdecydowanie mniej stresująca. Niedziele i święta (soboty też) mam jak w banku 🙁
Tereso,
Jak to dobrze, źe jest tu ktoś kto nam potrafi wytłumaczyć zawiłości duszy ludzkiej. Dogłębnie a nawet powołując się na autorytety. Zwłaszcza to restrykcyjnym wymaganiu czystości.
Czy chodzi o czystość fizyczną czy może w jakimś innym sensie? Pytam, bo przyszlo mi do głowy, że „fromm” to po szwedzku „pobożny”.
Cenię ludzi którzy potrafią współczuć.
P.S.
Do Krakowa się nie wybieram.
Nie, Teresko. Moja miarka sie przebrala i ja nie przyjmuje juz zadnych przeprosin. Mam juz dosc.
Cala noc zastanawialam sie jakimz to trzeba byc nikczemnym czlowiekiem, zeby zakpic z cierpienia udreczonej bolem i cierpieniem starej kobiety, i przerazeniem i bezsilnoscia jej corki. Jakim trzeba byc durniem aby uznac to za zart. To nie byla zwyczajna zlosliwosc. To ma inne okreslenie.
Nie chce tu wiecej przychodzic, dopoki grasuja tu tacy ludzie i ci ktorzy gotowi sa bronic i usprawiedliwiac takie wybryki.
o
Słyszałem ponadto, że moczenie się (czyli niekontrolowane robienie siku do łóżka) w dzieciństwie ma równie niszczący wpływ na rozwój uczuciowy człowieka.
Jestem bardzo ciekawa co jedliście na śniadanie.
– dwie kromki żytniego chleba
– jedną okrągłą chrupkę
– trzy plasterki szynki szwarcwaldskiej
– pomidora
– ogórka kilka plasterków
– szklankę soku mieszanego
– kubek herbaty z cukrem
– chleb żytni
– ser żółty
– twaróg pomidorowo-paprykowy
– ogórek konserwowy
– pomidor
– herbata
– kawa ( jako deser przedpołudniowy )
dzien dobry !!!!!!
-kubek herbaty bez cukru
-kromka chleba z maslem
-figa krolewska/bez dodatku cukru
pozdrowienia
O, rysberlin, to calkiem „dietycznie” 😆
tak
wczorajsza kolacja byla BARDZO syta
zapiekanka,ciasta rozne,owoce,wino, wino,wino
za duzo wina
Kawe: cieple mleko, na to espresso i jako trzecia warstwa pianka z mleka, posypane czekolada.
Do tego debreczynka – cienka pikantka kielbaska i bulka. Potem jeszcze kawalek ciasta z jablkami (bo u Mamy wczoraj chwilke bylam). Mial byc tez pomidor, ale przyszedl Kacper i zjadl 🙂
Andrzeju Sz.,
niezręcznie się czuję z tym naprawianiem świata, ale skoro nikt, choć chciałoby się żeby większość, nie reaguje, to nie mogę inaczej. Pożytku z tego żadnego nie mam, wręcz przeciwnie – jest mi coraz bardziej gorzko. Co za licho się dzieje? Czemu Andrzej Szyszkowski nie odezwie się gdy lecą obrzydliwości? Czy przechodzenie obok jakby nigdy nic należy do kanonu elegancji?
Czy powinnam czuć się winna bo nie przyklękłam z pokory i w milczeniu oczywiście? Żeby Pan A. mógł poczuć się potężnym?, choć wiem że dopiero jak się zezwyczajnieje to poczuć się można lepiej? Chciałabym zrozumieć jak to się dzieje, że przykrość wyrządzana innym znajduje czy to przyzwolenie, czy to milczenie wprowadzające w błąd i prześladowcę i ofiarę. Deklaruję się żeby nie fałszować rzeczywistości, żeby było widać choć dla poszkodowanych, że nie są sami na pustyni. Z przykrością, bo miło to jest móc wesoło pomachać na dzień dobry.
Czy się wytłumaczyłam?
Hm. szanowna Tereso, naprawdę wierzysz, że pożytku z tego nie masz? To ciekawe.
Jednakowoż przy kulinariach wolę pozostać- w tym miejscu.
Marialko – byłbym zapomniał!
– Trombyl 75 mg
– Lopid 600 mg
– Lipitor 20mg
– Cozaar 50 mg
Helenko, uważasz że trzeba się eksmitować, że nie da się namówić dwu, trzech osób by liczyły się ze słowami? By wesołości nie myliły z wesołkowatością i zauważyły że sarkazm to dziecko złośliwości? By się domyśliły że będąc w kłopocie nie pozbędą się go nakładając wiadro na głowę innej osobie? To i ja powinnam?
Tereso,
z tym Frommem to przesada.
Mam wrażenie, że raczej stosuje się tu coś, co napisała Wanda TX @1:59. Kogo to nie spotkało osobiście, temu trudniej zrozumieć. Co nie znaczy, że jest to niemożliwe.
Marialko, gorycz to nie jest pożytek. Ja nie jestem masochistą. Gorycz to koszt własny elementarnej przyzwoitości.
Pani Doroto, mogę przeszukać Fromma. Osobiście nie znam nikogo w wieku średnim, czy dojrzałym, kogo ominęłaby możliwość doświadczenia ciężkiej (śmiertelnej?) choroby własnej, czy kogoś bliskiego. Jeśli nawet to w środowisku takich wydarzeń było dość by rozumieć powagę sytuacji.
Rzeczywiscie, reprymenda i uszczypliwosci (witaj Marialko!) naleza sie Teresie. Dac odpor, bo postawila niewlasciwa diagnoze.
O, tu sie zgadzam. Nalezaloby siegnac po literatuyre o zspole Aspergera albo o zaawansowanej formie socjopatii.
Naprawde, Pani Dorotecko, naprawde nikt kto sam nie ma umierajacej matki, „nie jest w stanie zrozumiec”?
Heleno, ja jestem w stanie dopuścić, że arcadius wpadając ostatnio na blog od przypadku do przypadku nie złapał wiadomości o chorobie nowotworowej, a zaczepiło mu się o pamięć ostatnie qui pro quo z Noblem.
Oczywiście i z tego moim zdaniem nie ma co żartować i, mówiąc szczerze, ja takiego zachowania kompletnie nie rozumiem. Że Arek prowokuje, to zdążyliśmy się przyzwyczaić, ale że w związku z czyimś zdrowiem, to widzę pierwszy raz i się zdumiewam.
To bardzo milosierne wytlumaczenie. Zapewne i dla ASzysza daloby sie cos znalezc. Najwazniejszy jest czlowiek, ze
A z tym zespołem Aspergera, to całkiem niedawno ktoś niestety dobrze mi znany tłumaczył mi swoją nieczułość i brak reakcji na wiele spraw właśnie tym (twierdząc, że ma to zdiagnozowane). Może to jest taka moda jak z ADHD, a może i jest w tym coś na rzeczy?
http://pl.wikipedia.org/wiki/Zesp%C3%B3%C5%82_Aspergera
zacytuje.
Jak p. Helena – to oczywiście żart w angielskim stylu /w pierwszy zdaniu odpowiedzi. M. „prawdopodobnie zart”, a w drugim już oczywiście „żart Heleny”. To samo Bolik, p. Teresa i p. D.z S. Nota bene kontrowersyjne wpisy p. Heleny w sprawie noblisty – ekonosty zostały wykasowane. Nie znalazłam równbież wpisu p. Arcadiusa. P. Heleno, przykro to powiedzieć, ale to Pani jest toksyczna na tym blogu. I nie potrafi Pani sobie „odpuścic” ani mimo delikatnych uwag, ani gdy blogowicze niemal „otwartym” tekstem próbują „dać odpór”. Może juz dość pouczania i wychowywania dorosłych wartościowych ludzi ? Proponuje zacząć samokrytycznie patrzeć na własne wpisy. To samo powinny czynić p. M, Bobik i p. Teresa oraz p. z sąsiedztwa, która pierwsza „podgrzewa” atmosferę na blogu, uderzając w autorów. P. z s. wcale niemisternie stosuje podwójną miarę w ocenach. Gdy omawiała sprawę p. Gretkowskiej użyła określenia „święta krowa”. A gdyby ktoś tak napisał o p. H ? Toby dopiero było. Wypłoszyły już Panie wielu blogowiczów. Może powinny Panie otworzyć własny blog. Komu będzie paskowało – ten dołączy. Na razie proszę dac spokój zwykłym ludziom.
Moje pieniadze sa na zwyczajne chamstwo, Bogiem a prawda.
Ale miłosierne kobiety. – p. H i p. D z s.
PS przepraszam za literówki.
Tereso, Heleno,
Być może trudno wam będzie w to uwierzyć ale ja naprawdę cenię sobie wpisy wszystkich tu aktywnych. Stawianie jednak diagnozy, ocenianie stanu zdrowia współpiszących uwaźam jednak za dość ryzykowne. Tu tak łatwo zostać socjopatą, nabawić się zespołu albo nawet zostać marchołtem grubym a sprośnym.
Również przywoływanie wątków dyskusji z sąsiedniego blogu jest ryzykowne. Zaciekawiony mógłby przeczytać kilka wpisów wcześniej. Ja to zrobiłem i uważam
wpis Heleny
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=227#comment-28030
za prowokujący i niesmaczny. Ale przecież to nie o tym miało być.
P.S.
Tereso, kiedyś bardzo dawno Helena również nazwała mnie Szyszkowskim ale rozumiem, że było to w afekcie. Nie ma się czym przejmować.
Jednak czas leczy rany, próbowałem sobie przypomnieć epitety jakimi mnie okrerślono na tym blogu i nic, pustka we łbie . Zapomniałem. Zjadłem kotleta popiłem winem i wszystko mi wyleciało. Polak najedzony nie jest zły.
Dobrze, że za internet nie muszę płacić , ale prąd kosztuje w związku z czem się wyłanczam…
Idę pić wino i se postrzelam do celu . A co!
Pozdrowienia dla P. Szyszkowskiego
Teee, Misiek!
Ty uważaj jak będzesz szczelał – żebyś se w co nie trafił!
Też Dorota sie pokazała! Po raz pierwszy od pamiętnej awantury, kiedy zabłysła serią ślicznych komentarzy…
Np.:
Też Dorota pisze:
2008-08-31 o godz. 17:32
Nadekspresja ! No, no. Żydom wolno mieć nadekspresję, a inni muszą ?mysleć? Najlepiej kilka razy. Co wolno wojewodzie ?
Nigdy potem się nie pokazała. Ciekawostka. Dopiero teraz.
Żaden „wpis”, czyli komentarz Heleny o noblistach nie został usunięty. Wszystko jest na swoim miejscu, również posty trolla podszywającego sie pod helenę. A „wpis”, czyli komentarz arcadiusa, o którym tu mowa, był u mnie:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=227#comment-28045
Andrzej Szyszkiewicz – mój cytat o zespole Aspergera nie dotyczył nikogo konkretnego.
W wieczornych planach mam picie piwa w ulubionym gronie.
W tzw. międzyczasie posprzątałam ( gruntownie ) szafkę kuchenną „żywnościową” oraz lodówkę ( niedzielna praca wiadomo w co się obraca 😆 ), kupiłam zapas makaronu, obrałam warzywa na jutrzejszy obiad. I zjadłam 1/2 brzoskwini niesoczystej.
I ciągle, trochę, boję się tych moich grzybów!
Dzień dobry i piękny,
jeszcze ciągle prawie taki, jak z moich ostatnich zdjęć z 17-go, ale liści już mniej, a płonący klon robi się zdecydowanie zółtawo-rudy. I co my mamy na termometrze? W przeciwieństwie do temperatury blogowej mamy -2C, czyli żarty się skończyły i czas posprzątać ogródek.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, idę sprawdzić, czy mnie w kuchni nie ma (chyba nie ma 😯 ), bo tu goście niedługo wstaną i trzeba będzie jakieś sniadanie zmontować dla surfiarzy – swoją drogą, czy oni zwariowali?! Przecież jest zimno, a oni na wodę?!
Zrozum tu ludzi…
Aszyszu, deklaracja o cenieniu sobie wszystkich wpisów stoi chyba w niejakiej sprzeczności z inną Twoją deklaracją, całkiem niedawno wygłoszoną:
„Przyjemnie tu się gada z rana. Tyle naszego zanim tu nie pojawią się
(tu ugryzłem się w język)”
Ponieważ nie było jasne, pod czyim to adresem, to mógł to wziąć do siebie prawie każdy. Na przykład ja. 😉 Ale żeby nie uchodzić za nadwrażliwca powiedziałem sobie, że to nie do mnie i grałem dalej, bardzo starając się, żeby już żadnym nieopatrznym szczeknięciem nie zakłócić blogowej atmosfery. Uznałem, że w końcu kiedyś trzeba na to, co było, machnąć łapą i zacząć od czystego konta.
Tylko że dziś od Też Doroty dowiedziałem się po imieniu, że to m.in. jednak ja jestem powodem wszelkiego zła na blogu. I nareszcie zrozumiałem, że złe nie są wcale grube złośliwości (nie mylić z drobnymi uszczypliwościami!) czy obrzydliwości pod czyimś adresem. Złe jest to, że się na nie reaguje. A dobre jest z założenia wszystko, co pozwoli przywalić określonym osobom (osobie?). Gdyby jacyś nadwrażliwcy nie podnosili krzyku o rzekome przekroczenie granic przyzwoitości, gdyby wszyscy udawali, że nic się nie stało, to można by tak miło gawędzić o grzybach i poklepywać po ramieniu gawłów kpiących sobie w żywe oczy z jakichkolwiek uwag na temat niedopuszczalnych, raniących innych zachowań.
Też Dorota otwarła mi oczy. Otwartym tekstem dała mi odpór. Uświadomiła mi, że miejsce przy tym stole jest dla Też Doroty, gawła i temu podobnych nicków, a nie dla kogoś takiego jak ja. 🙁 Toteż z podkulonym ogonem wycofuję się do swojej budy spojrzeć samokrytycznie na swoje wpisy, poduczyć się manier, które umożliwiłyby mi wstęp na salony i zobaczyć, jak się sytuacja rozwinie. Co nie znaczy, że się obrażam, trzaskam drzwiam i opuszczam na wieki pueblo. 😉 Tylko w żadnym wypadku nie mam ochoty być kością (niezgody), bo to doprawdy nie jest odpowiednie zajęcie dla psa. 🙄
Wino Montepulciano D’Abruzzo całkiem dobre. Pan Lulek kupił w sklepie we wsi dwie butelki po 2.40 . Jak w piosence lubimy dobre wino… dlaczego dobre? Bo tanie !
O czym donosi Tani Drań 🙂
Tylko strzelanie po winie nie wychodzi tak jak przed winem 😉
Okoń nie bądź prosiak i zadzwoń, środki mi się skończyły.
Tak szczelałem, że se rozłupałem strzałę trafiłem w dupkę czyli w jedna w drugą …
Z Pyrą musi być coś nie tak. Bo to wicie, rozumicie, jej się wydaje, że pojmuje rozmaite strony dialogu, a nawet , że jest za, a nawet przeciw.
Znam (nie za dobrze, ale jednak) kolegę Arka : przecherę, prześmiewcę, aroganta, prowokatora, znawcę wina, sztuki i cudownego człowieka bez śladu czułostkowości. I wpis Arka u DzS jest właśnie taki : drażniący, nieco przewrotny i pełny autentycznej troski o Helenę i jej kłopoty rodzinne. Sto innych osób by tak nie napisało, ale Arcadius pilnie baczący, by go ktoś za mięczaka nie wziął? Ja jego wcale nie tłumaczę – ja piszę, że mnie by takie pytanie nie dotknęło, bo ja jakoś tam czytam „pod tekstem otwartym” Nie dziwi wielka ilość rozwodów, jeżeli ludzie się tak kiepsko porozumiewają.
Marialko – jeżeli nie zjesz grzybów, to ja się na nie piszę. Byle trucizna mnie nie zmoże.
Miś- o czym marzyć zaczyna
gdy napije się wina 🙂
http://www.peterlippmann.com/lippmann3/people/wellhungcurtains1_peterlippmann.html
No zjem, zjem.
Hej, Pyro,
ja miałam z postem Arka problem – przecież też po poznaniu osobistym wiem, że nie jest potworem, tylko prowokatorem 🙂 Ale, słowo daję, przez chwilę się zastanawiałam, czy by go nie wykasować i nie napisać do niego maila. Bo byłam pewna, jak Helena go odbierze. No i ten ton nie był jednak całkiem jednoznaczny – napisałam tu, że mu się dziwię.
Postanowiłam go jednak zbyć i chyba źle się stało. Bo gdzie jak gdzie, ale u siebie kwasów międzyludzkich nie chcę.
Ludzie są różni. Każdy ma inny próg wrażliwości i drażliwości.
Czym Ty, Alicjo, surfiarzy karmisz?
Oglądalam kiedyś program o tym, ze owocami i mięsem trzeba ale czy to prawda?
male sniadanie
bez obiadu
lecz wiczorem u przyjaciol ponownie
wino,wino,wino
p.s.kilka godzin poza blogiem i
masz babo placek
BANDA CZWORGA wyrazy sympati za odwage
A.Szysz gratulacje!!!!! poparcie ludzi pokroju
Dorota1/zBerlina/czy Tez Dorata Napawaja duma
pozdrowienia !!!
Marialko,
jedno z tych surfujacych (dziewczyna) jest jak ćwierć mnie, a ja nie jestem potężna kobieta, tylko taka sobie średnia, jak pamietasz z Kórnika. Rzucam na stół wszystko co się da, czyli sery, pasztet, zaraz ugotuję jajka na pół miękko… Niech zjedzą solidne sniadanie, może być pózne, wiatr i tak bedzie po południu (Arkadius by sie uśmiał, najwyżej 20k/h na Sandbanks, ale dobry dla poczatkujacej dziewczyny!).
Specjalnej diety nie mam, tak kombinuję, że trzeba zjeść, zeby mieć siły ten żagiel utrzymać 😉
Placek?
Ja jestem nielicho rozbawiona kolejną kolejną wojną domową 😆
Tak często się zdarza, że zaczęła byc w mych oczach zabawna a nie zagrażająca.
Jak obowiązkowy, rozdmuchany rytuał.
Gdyby Arek wyszedl na ulice z nocnikiem na glowie – bylaby to prowokacja.
Ale kpiny z oceanu cierpienia konkretnej osoby, kpiny publiczne – prowokacja nie sa.
Heleno,
arcadius na zjeździe autentycznie żałował, że nie mieliście okazji się poznać.
Być może, gdybyście się spotkali, rozumielibyście się lepiej.
Ale spotkalibyście się, gdyby mama była zdrowa… 🙁
Nie, Pani Dorotecko. Nie spotkalismy sie na zjezdzie nie dlatego, ze Mama byla chora, tylko dlatego, ze nie mialam przyjemnosci jechania na Zjazd. Bo nie zyczylam sobie przebywac w towarzystwie niektorych napotkanych tu osob.
A o chorobie Mamy dowiedzialam sie kilka dni po zjezdzie. I nazajutrz wyjechechalam z Polski do Mamy. .
Zostawiam przyczynki do animozji i zajmę się teraz tematem nad wyraz poważnym. Otóż tv Kultura urządziła wczoraj jubileusz 50-lecia Kabaretu Starszych Panów. Program wspólnie prowadzili Grzegorz Wasowski (syn Jerzego) i W.Mann, a Pyra spędiła upojne 3 godziny przed ekranem. Posłuchała premierowych wykonań piosenek „Taka gmina”, „Rodzina” i ze dwudziestu innych oraz zobaczyła odnaleziony po latach spektakl „Festiwal festiwali czyli będzie weselej”W tym ostatnim po 3 piosenki wykonywali J.Stanisławski, B.Pawlik, J.Przybora, K.Jędrusik, B.Łazuka i B.Kraftówna. Muzyka Wasowski i Trzciński. W efekcie swinguję od wczoraj z Pawlikiem „Nienajlepszy miała gust./ nie wiedziała kto to Proust/ czasem słała z swoich ust? tekst nie bardzo gra = matyczny” i dziwię się razem z Kraftówną „Jak Pan się dobrze trzyma!/ To niezwyczajne z uwagi na wiek/”
W ogóle Kraftówna wypadła bardziej sexy niż Jędrusik mimo znacznie skromniejszych danych natury. Jędrusik zawzięcie „kręciła kuprem” i kołysała biodrami (przy bardzo ładnej pracy rąk), a u Kraftównej wszystko było obietnicą – nieco nienazwaną ale czytelną.
Ja chcę jeszcze! Takich programów chcę więcej!
Pyro, wielu by chciało. Tylko, jak się okazuje, jest dla takich programów miejsce tylko na TVP Kultura, dostępne mniejszości odbiorców. Taka jest dziś publiczna TV… 🙁
Pewna niespojnosc w pogladach Pyry/Jaruty na to, co robic z prowokatorami – w zaleznosci od tego, czy sie ich lubi i sie z nimi zgadza, czy tez nie. Dla tych, z ktorymi sie nie zgadza, o tutaj jest przepis, jak ich na przyzwoitych ludzi przerobic:
Jaruta pisze:
2008-10-06 o godz. 11:51
Pracowałam wtedy w instytucji wojskowej i wiele spraw oglądałam z innej perspektywy, niż większość Blogowiczów. Dowództwo rodzaju wojsk, to dosyć wysoka ?ambona? w środowisku mundurowym, a więc i ogląd miał stosunkowo szeroką perspektywę. Pamiętam, że bałaganu w kraju wszyscy mieli dosyć – nie Solidarności, nie nawet Wałęsy, ale pospolitego nierządu, który rozlał się na kopalnie, PGR-y i spółdzielnie inwalidów. Być może władze centralne miały do czynienia z pp Michnikiem, Kuroniem, Geremkiem i Bugajem. W powiatach i miasteczkach to był często – gęsto zapijaczony traktorzysta, albo paniusia typu p.Hojarskiej Solidarność to było kilka milionów ludzi i (jak powiedział Generał) nie było to kilka milionów aniołów. Bo skąd niby aniołowie mieli się brać? W każdej niemal demonstracji oprócz innych ludzi zjawiali się zadymiarze młodzieżowi ( pardon, działacze młodzieżowi) zwołujący się na zadymę tak, jak dzisiaj na ?ustawkę? po meczu. Pamiętam rozmowy, że czas na ?przewrót majowy? i ?rządy pułkowników?, bo ani Solidarność ani Partia sobie z tym nie radzi Zresztą żadna ze stron nie jest w porządku, nie gra uczciwie Stan wojenny przygotowany był starannie i wdrożony sprawnie. Gdyby nie sprawa tyh dwóch śląskich kopalń (?Wujek? i ?Manifest Lipcowy?) cała operacja przebiegłaby niemal bez strat. A za Wujka np na ławie oskarżonych obok ZOMO-wców posadziłabym tego farorza, co to msze w kopalni odprawiał ?Za Boga, Wiarę i Ojczyznę? i tych działaczy Solidarności, którzy z bezpiecznego Paryża i Monachium nawoływali do oporu i sugerowali, że cała Polska już wystąpiła z wielkim buntem, więc niech się nie łamią górnicy. Winni są tam samo tym nieotrzebnym śmierciom, jak i te chłopaki z Zomo, którzy zaczęli strzelać, kiedy na nich ruszył ?bezbronny? tłum – bezbronny, bo uzbrojony tylko w łańcuchy, kilofy i oskardy. Są kroniki, każdy może to obejrzeć.
No, dobra. Wprowadzono stan wojenny i ruszył rozszerzony pobór do wojska – wielu poborowych trafiało zresztą do ZOMO. Pamiętam, jak pytałam oficera wysokiego bardzo stopnia, czy się nie boją brać tych ?zadymiarzy?, zbuntowana studenterię itp. Odpowiedział, że nie ma obaw . Dostanie jeden z drugim żelazny garnek na głowę (kewlaru armia jeszcze nie miała) i durne dumki wylecą mu z głowy. Wojsko, to wojsko. Nie byłam przekonana ale okazało się, że to on miał rację. Minęło kilka miesięcy i chłopaki z najmłodszego poboru ozganiali demonstracje na Podkarpaciu. I tak to było. A potem zabito J.Popiełuszkę. Solidarność powinna zabójcom stawiać pomniki gdzie popadnie, bo wtedy wszystko zaczęło się sypać. To jest dla mnie pasjonująca zagadka : kto namotał taką prowokację? Bo , że nie generałowie, to pewnik. Któż chciałby świadomie przeciwko sobie powołać narodową konfederację? A generałowie głupi nie byli. Więc kto im tę żabę przysposobił do przełknięcia? Naprawdę ciekawe. Około 100 ofier stanu wojennego wg Solidarności, ok 30 wg władz. Tak czy owak to niespełna 5% ofiar przewrotu majowego.
Sądzą gen. Jaruzelskiego. Sądzą ci, którzy nigdy pochu nie wąchali, odpowiedzialności na siebie nie brali, nawet nie ci, którzy do buntu doprowadzili. Sądzą tacy, którzy dowcipy polityczne na ucho sąsiadowi szeptali albo bibułę roznosili i na msze ?za Ojczyznę? biegali. W najlepszym wypadku.
No wiec jak nalezy traktowac dorosnieta „zbuntowana studenterie”? Przepis Jaruty z blogu Passenta, czy przepis Pyry – artystom trzeba wiecej wybaczyc, niech prowokuja?
Niniejszym oświadczam wszem i wobec, że wyłączam się z dalszych wypominek. Mam robotę do zrobienia i spektakl do obejrzenia…
Odwiedziła mnie znajoma z Petersburga, dzielna i doświadczona przez życie pani w dojrzałym wieku. Jeszcze tu wróci. Zrobię Jej ajerkoniak, będzie miała czym „z Polski” poczęstować koleżeństwo po powrocie we własne progi.
Dyskusje na blogu nt… wartości są nie wiedzieć czemu trudne. Czemuż to mnie się podejrzewa o złą wiarę gdy ja swoje przekonania prezentuję pracowicie? Proszę jedynie o chwilę refleksji, a tu ściana, tyle że mówi i znakomicie czuje się „u siebie”, innym (nie sobie) doradzając założyć własny blog. Rozumiem, że moja pracowitość w opisywaniu innych, niż najpowszechniejsze, przekonań większości obecnych nie przekonuje. Też Dorota przeprowadziła nawet linię demarkacyjną siebie lokując po stronie liczniejszej i chyba się wstrzeliła, trzymając się retoryki przyjętej na dziś przez Miś.Kurpiowskiego. Wyniki podziału szacuję po wpisach kilku osób, które mogły, ale nie chciały, zabrać głos w sprawie podziału gości na tych do przyjęcia i drugich.
Więc, jesli moja pracowitość ląduje w jakimś pewnie podłym miejscu, to przyjmuję że mozolę się na próżno, że zacytuję klasyka. Umówmy się, że Państwo już wiecie czego się po mnie spodziewać i ja nie będę więcej Was trudzić, czyli się powtarzać. Tym bardziej, że można to o czym ja czasem piszę napisać lepiej, bo pisarz to ja jestem słaby. Obawiam się, że forma w jakiej usiłuję przekazać trapiące mnie problemy jest na tyle marna, że przesłania meritum.
Przy okazji coś opowiem. Na rok przed wojną mój dziadek swemu dwunastoletniemu wtedy synowi sprawił wiatrówkę i wkrótce zdarzył się wypadek. Synek wystrzelił rówieśnicy oko. Wtedy, takie były wtedy trendy, nic takiego się nie stało, bo dziewczyna jak i jej rodzina, nie spodziewały się zadośćuczynienia, a dziadkowi też nie przychodziło do głowy że on ze swym synem są do czegoś zobowiązani. Nikt w okolicy tego inaczej nie widział. Wszyscy się zgadzali co do tego, że takiej dziewczynie z jednym okiem jest tak samo byle jak jak z dwoma, więc w sumie bez znaczenia jest ile ich ma, a nawet czy ma. Potem dziadek zaliczył zsyłkę, jako osoba zagrażająca zdobywcom wykształceniem. Wrócił donikąd, bo nie było ani domu, ani tego co w domu było, bardzo dobrze że rodzina się uchowała. Zaczynał od zera w niemłodym już wieku, jako urodzony w 1891 roku. W latach sześćdziesiątych był zdania, że jemu jest gorzej, ale wielu ludziom jest lepiej, więc pretensji nie ma. Dzieci tamtej dziewczyny były lekarzami, kto by przed wojną pomyślał. Wniosek:
czas jest zdolny zmienić przekonania i ja jestem dobrej myśli, że przeprze lepsze, jak mówila Olga Lipińska.
M. – a cóż wspólnego mają obie sprawy?
Prowokacja artystyczna, indywidualna do prowokacji politycznej, która skutkuje niewyobrażalnym, powszechnym zagrożeniem?
Wybacz Moja Miła, ale dzieli nas co najmniej jedno pokolenie doświadczeń, a blog kulinarny i jego stół nie jest miejscem do historycznych remanentów. Ja na tematy polityczne nie rozmawiam na blogu P.A. To nie jest ich miejsce i raczej nie zgadzam się na przewlekanie tamtych sporów tutaj. Pasują bowiem tak, jak Twój cytat mojego tekstu w innym kontekście i na inny temat.
Ale zgadzasz sie na „prowokacje artystyczne” jak ta z wczoraj?
Niech wiem gdzie stoje.
Ale przeciez wiem.
Helenko – ja już zajęłam stanowisko w tej sprawie : m n i e by taka uwaga Arka boleśnie nie dotknęła. Po prostu. Wiem, co chciał przekazać i tyle.
Grzyby poprawiłam… budyniem na deser.
Oj przemieści mi się w biodra ( to eufemizm ), przemieści 😕
Się pokazałam, bo czytam Państwa wpisy jak wiwle osób i nie śmiem się wypowiadać, bo stanowicie Panstwo grono osób, które się znają i są wobec siebie zyczliwe. Taką mam jednak „wadę”, że nie lubie manipulacji i obłudy. A panie wymienione w mojej uwadze /z wyjątkiem p. Teresy/ posługują sie się manipulacją. Czasem urządzają pogrom delikwentowi, który podzieli się swoimi myślami, bo jednej, jedynej tutaj osobie się naraził. Nie pomyślał o jej „nadwrażliwości”. P. z s. cytuje mój wpis w sprawie Żydów. Podtrzymuję go. Dotyczył /nie pamiętam konkretu z pamiętnej dyskusji, ale można sprawdzić/. P. H. palnęła coś ostro, a zdaje sie nawet grubiańsko. Wg p. z s. to była – nadekspresja Heleny. Innym blogowiczom p. z s. nakazywała „myśleć, myśleć”, zanim się wpiszą najlepiej wiele razy. Co do usunięcia wpisów: było 138 – jest 136. I pod godzinami, ktore podawał ktoś z blogowiczów jako oznaczenie wpisów p. H. – nie znalazłam ich. Pamiętam, ze p.z s. tłumaczuła, że p. H. nie pojechała na zjazd z powodu choroby mamy.
Dzien dobry.
Ja mam pytanie osobiste do p. Doroty z sasiedztwa, ale bede musial dlugo poczekac. Giulo Cesare trwa 4 godziny z okladem. 🙂
Pyro – pewnie masz racje, ze zart Arkadiusza by Cie nie zabolal. Ale czy na pewno? Czy wowczas kiedy bylabys obolala i on by tego bolacego miejsca tak zartobliwie dotknal tez nie? Pierwszy raz pewnie nie, ale gdyby tak sobie zazartowal raz kolejny …..
Helena moze potrzebowac troche wiecej naszej zyczliwosci, jak okrzepnie to moze znow bedzie jej mozna zartobliwie „przylozyc” ale nie odwazylabym sie dopoki ona sama nie da znaku ze juz mozna i jest gotowa reagowac rownie zartobliwie.
Wando TX – dobra z Ciebie dusza „z kościami”, ale daj spokój. Bezpieczniejszym tematem, będą przepisy na ciasteczka z okazji Hallowen. Wiem, że takowe się piecze ale nie wiem jak. Oświeć grono krajowe
Pyro -wlasnie problem polegal na tym, ze nie moglam zabrac sie do wpisow o ciasteczkach. Na Halloween jeszcze kilka dni poczekac trzeba, chociaz a jakze, juz sie przygotowania robi.
Nie miałam ochoty, ale zabiorę głos.
To jest kulturalny tekst Pani Heleny:
„Na zaczepki andrzeja jerzego nie bede opowiadac, bo on moglby podlogi szorowac u doroty l. Maly pikus.”
w odpowiedzi na:
„andrzej.jerzy pisze:
2008-08-31 o godz. 17:56
Bobiku!
Wyjściowym tematem był problem pogromów, tutaj żadnych różnic poglądów nie było! Na tym powinno się zakończyć!
Pani Helena starała się jednak ten temat ?podgrzać?, prowokującym wpisem (godz. 0:14 ), potem już samo poszło!
Proszę mi nie wmawiać, że poparłem wypowiedzi o Srulach, itd.
Powtórzę jednak; czuję się manipulowany i pogromiony!”
Czemu nikt nie staje w obronie chamsko potraktowanego człowieka? Chyba są tu stosowane różne miary.
A czy nikomu nie daje do myślenia fakt, że gdzie nie pojawi się Helena, tam za nią idą konflikt i obraza.
Z Budy odeszła po tym, jak połajała wszystkich na dzień Kobiet i nie mogła sobie darować mało eleganckich komentarzy na nasz temat.
Nie będę dalej pisać, bo powiedziałabym zbyt wiele. Jest mi bardzo przykro, że tak to wygląda, i że niewątpliwie istniejący w Polsce antysemityzm jest wykorzystywany instrumentalnie przez osobę, która w żadnym przypadku nie powinna tego robić.
Chcę wierzyć, że nie jest to działanie celowe.
To jest pierwszy i ostatni mój głos na ten temat.
Nie mam pojęcia co się podaje na Halloween.
Ale wyobrażam sobie, że to właśnie to 😆
http://www.kuchnia.tv/html/kuchnioteka/przepisy.php?0,0,2471
Mam nadzieję, że wolno jeszcze używać okrelenia narodowości: Żydzi. Państwo tutaj nie ukrywają swojej narodowości, bo nie ma ku temu powodu. Nie czuję się antysemitką. Mam natomiast nadwrażliwość na stosowanie różnych miar do siebie i innych.
Goście pojechali do domu, a nie na dechę, bo wiatry sie były wzięły i rozwiały. Zamiast obiecanych 20k/h – zaledwie dycha.
Tymczasem… na blogu zawierucha. To nie jest miejsce od prowadzenia wojen politycznych, uświadamiania społecznego, uważania bez przerwy na czyjeś odciski i tak dalej. Ulepszacze świata i ułomnej ludzkiej natury powinni założyć własny blog.
Ja tu przychodzę dlatego, że miło mi z rana napić się ziołowej herbatki, poczytując Wasze wpisy. Lubię jeść śniadanie w towarzystwie Pyry, ASzysza, Alsy, Arkadiusa, Marialki, Haneczki, Echidny z kraju, gdzie wszystko postawione na głowie, lubię pooglądać zdjęcia Misia, poczytać, jak Nemo się wymadrza ( 😯 ) na kolejny temat z dziedziny astrofizyki na przykład, Doroty wszystkie lubię też, i wiele, wiele innych osób.
Zapytam czasem o przepis na coś, kucharka ze mnie wcale nie ekstraordynaryjna, ale czasami lubię gotować. Natomiast stanowczo odmawiam „gotowania się”. Niedługo umówiona pora, dwudziesta (wasza!) – wzniosę toast za zdrowie i pomyślność wszystkich bywalców i sympatyków, tych cichych podglądaczy 😉
Nie gotujcie się, szkoda zdrowia!
Pyro, w Haloween dzieciaki biegaja po bliższym i dalszym sąsiedztwie i zbieraja rózne słodkości, ale od lat jest przyjęte, ze nie daje sie nic z własnych wyrobów, tylko fabrycznie zapakowane słodycze. Pamietam, ze jakos tak krótko kiedy nastalismy tutaj, czyli dobrze ponad 20 lat temu, był wypadek bodaj w Stanach, ze ktos naszpikował słodycze (batoniki „na sztuki, bez oryginalnego opakowania, o ile pamietam) bodaj drobinkami szkła i rozdrobnioną na części żyletką. Od tego czasu rodzice sprawdzaja, co dzieciaki przynoszą w tych workach słodyczy, bo to są spore ilości.
Przypominam też sobie, jak Maciek i jego przyjaciółka z lat dzieciństwa, Weronika, biegali po sąsiedztwie i zbierali te słodkie skarby (myśmy otaczyli ich zawsze dyskretna opieką z daleka, gdzie idą). Dzieci wróciły z worami i udały się do pokoju Weroniki, a my zasiedlismy przy jakimś piwie i rozmowach Polaków.
Zapomnielismy, co te kilkulatki mogą… tak się najedli tych słodyczy, że się oboje porzygali, słowo daję!!!
Od tej pory nie przesładzają 😉
Zatem- zdrowia i pomyślności!
Prosto, bo piwem…
😎
Poczekajcie, ja dopiero jem. Popijać będę potem. A jem kanapkę z kiełbasą surową polską.
…a ja chilijskim Cono sur (shiraz): ZDROWIE !
Wróciliśmy z grzybów.
Myśłałem że po dwóch dniach blogowego picia z dziubków wnerwię Was troszeczkę grzybowymi opisami i zdjęciami.
Ale widzę że nie trzeba.
Znowu mielone…….to już nudne, że elektryzujące….. 😉
Kto tu pisze ten jadłospis???
Na śniadanie, przed wyjściem do lasu zjadłem kromkę chleba z Miedznej z masłem i salcesonem brunszwickim, kromkę chleba z Miedznej ze smalcem domowego wytopu – skwarki obowiązkowe, do tego kwaszony ogórek + dwie tabletki, takie małe , białe +-5mm średnicy, nie chce mi się teraz chodzić, czytać i klepać.
ASzysz miał rano więcej czasu, to i zacytował.
Acha, herbata też była.
I w lassssss………………..
Teraz idę coś polać i kroić grzyby. Wołają!!!!
….ide, ide, spokojnie……przecież mówiłem że pokroje….
Antek,
dawaj te grzyby! Zaraz zzielenieje z zazdrości, ale to niegrozne i minie po winie 😉
Pyro,
mam pytanie o tę polską surową kiełbasę. Jak to – całkiem surowa?! I jeszcze – tylko proszę się nie śmiać – kiedys było coś takiego kiełbasianego, co nazywało się „metka”. Dla mnie to była surowa kiełbasa tak jakby. Czy to je to samo?
Alicjo, i ja tez i ja tez!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ze lza w oku przypominam sobie pierwsze wpisy Gospodarza.I to,ze ubolewal nad skromna iloscia bywalcow blogu kulinarnego.Pamietam tez swoje niesmiale wpisy,iskrzace humorem komentarze Wojtka,czy Okonia 🙂
Teraz widac,ze od nadmiaru glowa moze zabolec,ze hej!!!
Wracam,wiec z uporem maniaka do tematu kuchennego, informujac brac,ze poczynilam wstepne czynnosci w przyrzadzaniu bigosu.Bedzie pierwszym w tym sezonie.Wczoraj byly „gotowce”Czasami bardzo przydatne,gdy chce sie troche poleniuchowac.W sobote byly grilowane zeberka,a dzisiaj kura w sosie chili.
Na koniec mam male pytanie,chce posadzic u siebie drzewko figi,ale zauwazylam,ze u sasiada owoce jeszcze nie dojrzaly!! Obawiam sie,ze juz jest troche pozno i z owocow beda nici 🙂 Czy w naszym klimacie ma sens sadzenie takiego drzewka???
Hej z Krainy Wiatrakow pozdrawia Was…………………….
Witajcie!
Na blogu jestem bardzo rzadkim gościem, choć czytam Was niemal codziennie. Z uwagi na późną porę większość z Państwa już śpi, inni, na innej półkuli, pracują. Udało mi się wymienić kilka myśli z Bobikiem, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Dzisiaj ogłosił, że opuszcza to miejsce. To bardzo przykre, bo kto teraz będzie rozmawiał z „szaraczkami”? Właśnie w imieniu takich ludzi poprę Alicję w jej prośbie i wesprę Marialkę w próbie nakierowania rozmowy na tematy kulinarne.
Nie obracam się w tak szacownym towarzystwie jak Państwo, ale wiem, że KAżDEMU należy się szacunek, wsparcie w cierpieniu i prawo do radości, wesołości, prawo do żartów, do swoich poglądów. Ale!
Jest wiele młodych wiekiem i duchem, którzy chcą coś zmienić w swojej kuchni i nie tylko. Chętnie dowiadywałam się o przeszłości, o innych krajach, o … Dużo by tu wymieniać. Wiem, że nie będzie jak dawniej. Wielu imiennych i bezimiennych już odeszło. Może być jednak lepiej, dużo lepiej! Dajcie sobie i nam szansę.
Pozdrawiam Matahari37
Wypijam z Alicja, pozdrawiam Marialke i uklony dla autorki tych madrych slow matyhari37 oraz innych ludzi pragnacych szansy na spokoj.
Bobiku (15:12)
Ja tam tej sprzeczności nie widzę. Ja cenię sobie wszystkie wpisy choć nie twierdzę, że wszystkie jednakowo lubię. Niektóre są mi zupelnie obojętne, niektóre działają na minie jak płachta na byka. Z niektórymi polemizuję a inne pomijam milczeniem. Takie są tu reguły gry. Jesteśmy na publicznym forum, każdy ma prawo głosić swoje poglądy. Ja z kolei nie ze wszystkimi muszę się zgadzać.
Wychodzenie z blogu nie rozwiązuje żadnego problemu. Wiem, bo sam parę razy tu ogłaszałem, że ja już nigdy w życiu. Jestem jednak i piszę.
Rysberlin (15:59)
Ja też jestem „pokroju” a może nawet „niejaki” czyli robię to jedynie z egoistycznych pobudek. Gratulacje przyjmuję.
Misiek,
Ja dzisiaj też to Montepulciano z Abruzzo. W małych (0,375) butelkach. Jak raz na dwie osoby do obiadu. Dziś byłp wołowe ze swobodnie biegających po urugwajskim stepie (pampas?, maracas?) bydła rasy Hereford. Palce lizać. Wyjąć z piekarnika gdy termometr pokazuje 55 celsjuszy i niech postoi sobie jeszcze z pięć minut przed krajaniem.
Pozdrowienia dla Okonia. Młody chodzi już w lejcach. Spędzilem popołudnie w siodle na grzbiecie jego matki a moja pani młodego tymi lejcami….
Alicjo – polska surowa to kiełbasa taka, jak biała, tylko uwędzona w zimnym dymie. Nie jest zbyt chuda (nie może być) pachnie dymem, czosnkiem i majerankiem , jest dosyć pieprzna i prawdę mówiąc zupełnie nie dietetyczna. Ale my ją kochamy wręcz. Kupioną wieszamy na 2-3 dni żeby leciutko przeschła Zbyt wysuszona to całkiem inna kiełbasa. Są heretycy, którzy ją parzą i jedzą na gorąco (np moja Synowa) Anka, osoba na ogół nie kiełbasiana mówi, że Wanda niszczy najlepszą kiełbasę.
Metka też jest kiełbasą surową , podwędzaną, miękką, służy do smarowania, a wymyślili ją Niemcy.
Alicjo – coś mi się przypomniało, co ewentualnie mogłabyś wykorzystać tam, hen, za kałużą. Ten rodzaj wędliny był wynalazkiem okresu kartkowego, kiedy to jak wiadomo, było woł/ciel z kością, a nie polska surowa. Otóż niemal każdy miał kogoś znajomego na wsi albo rodzinę i czasem udawało się kupić a to ćwierć świniaka, a to 2 boczki wędzone w całości,. Boczek wędzony rozbierało się po gospodarski, czyli żeberka i skóra do grochówek i innych zup czy bigosów, słoninkę na skwarki, a reszta zmielona w maszynce przez grube sitko, była doprawiana hojnie zmiażdżonym czosnkiem, pieprzem i majerankiem. Taka masa smakowita służyła do kanapek. Naprawdę pychota ale boczek wędzony jest u nas relatywnie drogi w tej chwili 14-18 zł przy lepszym gatunku. Czyli sięga ceny tej kiełbasy i całość przestała się opłacać.
A ja znów dołączam się do Matahari 37, prosząc Blogowiczów, by ten blog pozostał tym, czym go Państwo stworzyli. Tutaj był, nie jeszcze jest,!!! krag rozmówców, których chce się słuchać i których słuchać warto. Nie tak wiele takich miejsc mozna znaleźć, i to nie tylko w internecie. Smutno będzie, jeśli ten stół opustoszeje. Bobiku! nie odchodź! Pyro, po raz kolejny masz rację, wzywając, by nie mieszać wątków, by stół pozostał stołem, czyli miejscem, gdzie chociaż dochodzi czasem do spięć, gdzie czasem zdarzy się gafa, a nawet po prostu zachowanie niestosowne, czy niezręczne, to wszysce starają się pomóc sytuację załagodzić i wyjaśnić, bo naprawdę (wiem, że się powtarzam), ale z reguły słuszne jest założenie, że takim zdarzeniom i nie towarzyszy zła wola ich sprawców, a przy takim założeniu, to warto czekac na 20.00, by wspólnie wznieść toast za dalsze wspólne biesiadowanie.
z pod morąga, Lena2
DZIĘKUJĘ
Matahari37
Oto wpisy u Owczarka z 08 marca – http://owczarek.blog.polityka.pl/?p=163#comment-52144 , wśród których wg Marysi Helenowe są nie do przyjęcia. Mnie zachwycały wnikliwością i zdolnością syntetyzowania danych. Spodziewam się, że każde kolejne czytanie tamtych komentarzy będzie mi podobać się coraz bardziej, dlatego zrobię sobie zakładkę do komentarzy z tej daty.
Doczłapałam wreszcie do oazy, a tu znowu fatamorgana zamiast źródełka.
Tak się dziwię, były już dwa zjazdy. Trochę ludzi spotkało się twarzą w twarz. To powinno pomagać, a jakoś nie chce. Jeżeli, na przykład, Pyra ręczy za Arkadiusa, to mnie to wystarczy – ufam Pyrze, bo ją poznałam osobiście. Gdyby to tylko było w mojej mocy, posadziłabym nas wszystkich przy jednym stole w realu. Nie ma tak, żeby nie można się było dogadać, jeżeli dogadanie się jest priorytetem chroniącym to, co najważniejsze.
Pod Alicją podpisuję się wszystkim.
Antek, dużo zniosę, dawaj te grzyby.
Ana, sadź figę bez względu na sąsiada i wcale przy niej nie skacz. Daj jej ze dwa-trzy lata. Moja się oswoiła.
Kobieta, mężczyzna, rodzina, ślub i rozwód, całkiem inaczej – http://wyborcza.pl/1,81388,5804151,Bo_przypalila_jedzenie.html .
Pyro,
Abstrahujac od uwag na tematy osobiste, zadane Ci przeze mnie pytanie nie jest z innej sfery zainteresowan. Niejednokrotnie wiele osob opisywalo ten blog jako wirtualna mikrospolecznosc. W wiekszej spolecznosci nasilenie prowokacyjnych zachowan (czy one sa artystyczne, to kwestia smaku) powoduje okreslone konsekwencje. Dla wiekszej spolecznosci, Twoje rozwiazanie nawolywalo do stosowania srodkow przymusu, by od osob niezdyscyplinowanych wymagac zachowania nierozbijajacego tej spolecznosci – w imie wyzszego interesu. Nie rozumiem wiec, czemu nie skrytykowac zachowan rozbijajacych ostatnio te wirtualna mini-spolecznosc? To raczej osoby, ktore protestuja przeciwko prowokacjom (czy artystycznym – to juz inna sprawa, ja w nich nie widze szczegolnego artyzmu) staraja sie o zachowanie rownowagi w mini-spolecznosci. A przeciez, jak rozumiem, na blogu politycznym bylas zwolenniczka zakreslania granic dla prowokatorow. A jesli juz mowimy o rozdzielaniu sfer, to nie jest tu nigdzie napisane, iz jest to blog „artystycznych prowokacji”, ktore polegaja na mowieniu przykrych rzeczy konkretnym pojedynczym osobom. Moze wiec lepiej sie umowic, ze prowokacje (ktore ja nazwalabym atakami „ad hominem”), po prostu nie sa najleprszym sposobem porozumiewania sie osob na blogu kulinarnym?
Wando, jak tam znaki na trawniku? Dostalas? U nas kradna niestety – na szczescie nie w naszym miescie, ale nieco dalej. I nie wiadomo, czy to ktos, co tez chce je miec, czy moze raczej konkurencja… 🙂
Chcecie grzybów, macie kilka ,bardziej lub mniej jadalnych, tak na szybko.
Przepraszam za niegrzybowy wstęp, ale nie mogłem się powstrzymać :
http://picasaweb.google.pl/antekglina/JesienneGrzyby?authkey=npNi3cYQtRk#slideshow
Już się duszą, suszą, gotują, inne czekają na jutro…..
A tu jeszcze zmywarka odmówiła współpracy….ale miała prawo, ….naście lat jej już minęło. Bez awarii.
Tereso, szczególnie spodobał mi się fragment wpisu u O.z 2008-03-08 o godz. 10:41- 5 linijka od dołu.
Również systematyzuje.
A sobie obiecałem że nie będę już mielić.
Cóż, ułomną jestem istotą.
no to ile diablow miesci sie na jednej glowce od szpilki?
przez chwile byl tu taki ruch, ze nie mozna sie bylo dostac z odleglego, na krancach swiata TX – znakow nie ma, nie kradna, jak nie bedzie przez nastepne 2 dni to kupie sobie ze strony Obamy.
widzialam W. i mi sie podobal srednio – albo z Busha naprawde nie mozna nic ciekaweg wyciagnac albo rezyser nie pokazal dobrze swojej nim fascynacji
Ponieważ widzę, że nie całkiem zostałem zrozumiany, wyjaśniam raz jeszcze: napisałem, że nie obrażam się, nie trzaskam drzwiami i nie żegnam się na wieki. Nie chcę tylko być kością niezgody, bo bardzo źle się czuję w takiej roli. Wycofuję się więc do swojego koszyczka do czasu, kiedy – być może – moja skromna psia osoba nie będzie budzić negatywnych emocji. Jestem piesek pokojowy i myśl, że przykładam łapę do eskalacji jakiejkolwiek wojny jest mi nader przykra. Chcę tego zaoszczędzić sobie i wszystkim, więc zajmę się na jakiś czas obgryzaniem prawdziwej, niewirtualnej kości, która też w końcu ma swoje uroki. 😉
Antek,
wredota jesteś! Ale odpuszczam, bo sama Cię podpuściłam. Nawet zapach czuje się….mmmm!
Haneczko dzieki wielkie!! W takim razie tyz posadze fige i bede czekac cierrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrpliwie na owoce 🙂
Bobik, nie mość się za bardzo w koszyczku. Potrzebny mi na jutrzejsze grzyby.
Barrrrrrrrrrrrrrrrrrrdzo cierrrrrrrrrrrrrrrrpliwie, Ana. Warrrrrrrrrrrrrto.
a u mnie figa z makiem z pasternakiem, bo klimat nie taki, musiałabym figę w jakimś jednak chronionym od większych mrozów…
Mój zwariowany komputer znowu nie miał długo łączności, a Anki jest dzisiaj dla mnie niedostępny. Za to jutro i pojutrze znowu będę Pyrą Młodszą czyli bezawaryjną. No właśnie, ja sobie do Was piszę, a kiedy wyślę nie wiadomo, bo znowu czerwone kwadraciki na dole… Myślę o pudle bardzo brzydko. Cytować nie będę. Dyskutować z M też nie będę. Nie biorę udziału w polskim piekle. Nie ten klimat.
Haneczki figi były świetne Ana. Wiem, bo jadłam, sama z krzewu zbierałam. Ona nie ma drzewka. Ma krzew ok 1,70 wysoki i jak już pisałam, w połowie sierpnia sukcesywnie dojrzewały te figi. Pierwszy zbiór to były 4 owoce, potem 10, potem więcej – co kilka dni. Figi, figami, aktindia też dobra ale i tak najlepsze u Haneczki były jeżyny. Obłędne – wielkie, czarne, soczyste i orzeźwiające. Rosły sobie przy podjeździe do garażu i wprost kładły się na ziemi, takie ciężkie od owocu
ASzyszu – rzuć w blog fotkę Młodego pod siodłem. Musi być urodziwy. Najbardziej podobał mi się jako podjezdek zrzucający zimowe futro w błocie. Ależ był wysmarowany, a oko wypukłe, bystre, chciałoby się powiedzieć – wesołe.
Jutro na obiad uduszę dwie rolady do których zrobię pyzy drożdżowe. Mam wielką ochotę na domowe pyzy takie nieduże, dosyć ścisłe, nie takie „nadmuchane” jak ze sklepu, które pod naciskiem noża przypłaszczają się zupełnie. Domowe mają tę cechę, że idealnie wchłaniają sos i są b.syte – dwie, no, trzy te małe to równowartość 4-5 tych wielkich, gotowych. W tym tygodniu czeka mnie kwaszenie następnej porcji kapusty, bo z poprzedniej został już tylko jeden słoik.
A propos kwaszenia – pisałam, że zakisiłam na próbę pomidory , dojrzałe, takie małe, podłużne, specjalnie na przetwory. Zakisiłam też 3 słoiki papryki mieszanej. Papryki nie próbowałam jeszcze ale pomidory tak. Efekt – mnie smakują bardzo, a najbardziej sok czy jak tam nazwać wodę , w której tkwią (wyżłopałam z rozkoszą), Ani natomiast nie smakują. Właściwie nie wiem, czy nie smakują naprawdę, czy nie próbowała. Nie i koniec. Nie, to nie. Jej strata. Dochodzi 23.30 i nadal bez połączenia. Do 12.00 poczekam, potem pójdę spać.
Pyra kadzi moim jeżynom, a one teraz takiemu jednemu Walijczykowi służą za pokarm.
Moja tegoroczna porażka przetworowa to pikle ogórczane z cynamonem. Ja i owszem, ale reszta rodziny całkiem nie 🙁
Po kilku trudnych dla mnie dniach chciałam odsapnąć przy naszym wirtualnym stole. Nic z tego, niestety… Nie mogę zrozumieć, o co właściwie chodzi.
Jedno wkurzyło mnie „od pierwszego kopa” – dlaczego własnie tutaj rozwaza się i analizuje wypowiedzi z innych blogów? Przecież każdy może skomentować wypowiedzi komentatorów własnie na tych innych, dlaczego są przenoszone akurat na ten blog?
Stanowczo przeciw temu protestuję!
Zasmucona- życzę dobrej nocy.
Witam!
Alsa – szczerze popieram. Nie lubię jednak, gdy ludzie są smutni. Z pewnością Ty i Inni znasz, ale przypomnę
Zając nie koń, Wiech (1936)
Państwo Franciszkostwo Madej ze względu na dwudziestą piątą rocznicę swego ślubu kupili za Żelazną Bramą pięknego zająca i powiesili go za oknem, żeby skruszał.
Zając wisiał dzień, wisiał dwa, aż trzeciej nocy znikł.
Rozpacz pani Madejowej nie miała granic, ale śledztwo przeprowadzone natychmiast przez męża jej i dwu synów nie dało żadnych rezultatów. Trzeba było się pogodzić z utratą szaraka i podczas uroczystości zastąpić go schabem.
Goście schab chwalili, ale w głosach ich czuć było nutę zawodu i żalu. Zaproszeni byli wyraźnie na zająca w śmietanie.
Toteż, kiedy nagle wpadł do pokoju siostrzeniec pani Franciszkowej i zawołał:
– Ciociu, wiem, kto nawalił ciocinego zająca ? wszyscy porwali się od stołu z groźnym błyskiem w oczach.
– Kto, Wacuś, mów, dziecko!
– Orzechoszczaki!
– Te spod piątego?
– Te same, teraz wbijają go w krzyże z buraczkamy.
Państwo Madej zorganizowali natychmiast ekspedycję karną spośród gości i oddział, uzbrojony jednolicie w solidne antypki, wyruszył do sąsiedniego domu.
Już na schodach słychać było gwar towarzyskiego zebrania i unosiły się zapachy zająca oraz jego produktów ubocznych, to jest pasztetów.
Pierwsza wkroczyła do pokoju państwa Orzechowskich pani Madejowa, spojrzała na stół i zalała się łzami. Na półmisku leżał zając, jej zając, ale w jakże okropnym stanie! Brakowało mu już combra i smacznego grzbietu. Pozostały jedynie jakieś żałosne szczątki.
Na ten widok pani Franciszkowi porwała ze stołu wzorzyście ozdobiony słoninką pasztet i z impetem wbiła go na głowę jakiegoś łysego pana, którego miała pod ręką.
To było hasłem do użycia potraw w charakterze pocisków i broni siecznej. Ekspedycja karna odłożyła antypki. Starszy syn pani Madejowej chwycił ze stołu nielojalnych sąsiadów salaterkę z buraczkami i puścił ją w stronę gospodyni domu.
Salaterka pękła z hukiem, ubarwiając na czerwono połowę towarzystwa.
Wówczas powstał pan Alojzy Kowalski, najpoważniejszy z zaproszonych tu gości, szewc damski pasowy, i rzekł:
– Myślałem na razie, ze jest to zwyczajne nieporozumienie towarzyskie, które przejdzie. Jednak ten ów pan, co koło mnie siedzi, dostał w pysk pasztetem, nic nie mówiłem. Nie moja morda, nie mój pasztet. Jak nóżki na zimno w galarecie przelecieli z brytfanną mnie nad głową i zbili lanszaft rodzinny, nic nie mówiłem. Nie mój widoczek, cholera mnie do tego. Ale jak teraz widzę, że mam cały półkoszulek, mankiety i klapy garnituru, a także i osobiste oblicze zanieczyszczone buraczkami, nie mogie milczeć, taka wasza owaka tam i nazad, i ja wam pokaże, jak się knoty, wycisk, czyli amnestie, nie zaproszonem gościom daje!
Tu pan Kowalski zdjął marynarkę, powiesił ją do szafy. Potem jednym kopnięciem przewrócił stół. Teraz już nikt na nic nie czekał. Obydwa towarzystwa rzuciły się na siebie i walka trwała czterdzieści pięć minut, aż do czasu przybycia rezerwy z dość oddalonego komisariatu.
W sądzie grodzkim wszyscy oskarżeni, w liczbie dziesięciu osób, oświadczyli, że nie mają do siebie urazy, jednak sędzia uznał, że Rzeczpospolita ma do nich żal za zakłócenie spokoju, i kazał im złożyć okup w wysokości dwudziestu złotych od osoby. Niezamożni po-siedzą po dwa dni w areszcie.
A wszystko to przez tego Wacka, kuzyna państwa Madejów; obraził się, że nie dostał combra, tylko nóżkę, poszedł do ciotki i wszystko zasypał. Nie rozumie, pętak, że zając to nie koń. Jednym słowem combrem piętnastu osób się nie obdzieli.
Tekst zamieściłam prawie bez podtekstów. Dziecko jest alergikiem i szukam sposobu na przekonanie go do mięsa króliczego. Proszę o podpowiedź.
Pozdrawiam Matahari37
A ja mysle, Pyro, ze nie odpowiadasz, bo nie masz dobrych argumentow. Chowanie sie za „polskie pieklo” – to zaden argument w dyskusji, to tylko desperacki unik. Przyjmuje wiec, ze nie mozesz wytlumaczyc niczym niespojnosci pogladow na prowokacje wewnatrz wiekszej spolecznosci i prowokacje wewnatrz wirtualnej mini-spolecznosci. I tak juz zostanie, chyba, ze sprawe przemyslisz i znajdziesz jakies bardziej interesujace wytlumaczenie, niz lojalnosc wobec pewnych osob. Bo lojalnosc, pociagnieta za daleko, jest czyms, w czym wspolczesni psycholodzy i filozofowie upatruja przyczyny takich zjawisk, jak jak np. gangi mlodziezowe, czy organizacje przestepcze. Jednym slowem – wszystko, nawet lojalnosc musi byc brana pod uwage, przy pamietaniu o innych waznych wartosciach (uczciwosc, prawo do podstawowego szacunku itp.) . Prawde mowiac, nie spodziewam sie po Tobie merytorycznej odpowiedzi, ale zachecam do zastanowienia.
Dla Bobika – serdeczne pozdrowienia, i zyczenia sobie i Jemu spotkan w radosniejszych miejscach.
Wando, „W” zjechali prawie wszyscy w recenzjach, od prawa na lewo, a taka zgoda nie rokowala duzych nadziei na jakosc filmu. A „Religulous” obejrzalam, i innym polecam, tak jak i Ty to zrobilas.
Nie chciałam się już odzywać w wiadomej sprawie, ale zostałam przez niejaką Też Dorotę osobiście zaczepiona i oskarżona o manipulację. Odpowiadam więc. I mam nadzieję, że po raz ostatni.
TD pisze:
„P. z s. cytuje mój wpis w sprawie Żydów. Podtrzymuję go. Dotyczył /nie pamiętam konkretu z pamiętnej dyskusji, ale można sprawdzić/. P. H. palnęła coś ostro, a zdaje sie nawet grubiańsko. Wg p. z s. to była – nadekspresja Heleny. Innym blogowiczom p. z s. nakazywała „myśleć, myśleć”, zanim się wpiszą najlepiej wiele razy”.
Nakazywanie „myślenia” przeze mnie było reakcją na posłużenie się przez dorotę l. obrzydliwym antysemickim stereotypem – że jak już ktoś wiadomego pochodzenia znalazł się podczas wojny w ZSRR, to „korzystał z przywilejów”. Nie jest to bezmyślnością? Jest.
Natomiast jeśli „Helena palnęła coś ostro”, to owszem, można było się na to oburzyć, ale łączenie oburzenia ze stwierdzeniem „bo Żydom wolno” – to dopiero manipulacja!
TD: „Co do usunięcia wpisów: było 138 – jest 136. I pod godzinami, ktore podawał ktoś z blogowiczów jako oznaczenie wpisów p. H. – nie znalazłam ich”.
Było i jest tyle samo komentarzy (nie wpisów – wpisy robi gospodarz blogu). Godziny odzywek trolla były podane przez Helenę o 20:27. W jednym wypadku zrobiła literówkę: napisała 19:40 zamiast 19:14. Troll pojawił się po raz pierwszy o tej właśnie godzinie. Drugi termin się zgadza: godz. 20:22. Administratorzy mają już IP.
Post z 19:14 był wyjątkowo perfidny, bo imitował oburzenie Heleny na jej autentyczne wcześniejsze wypowiedzi. Troll jednak się zdradził: w słowie Iżyk użył ż, a Helena nie ma polskich liter.
TD: „Pamiętam, ze p.z s. tłumaczuła, że p. H. nie pojechała na zjazd z powodu choroby mamy”.
Bo tak mi się wydawało. O chorobie usłyszałam przez osoby trzecie, nie korespondowałam z Heleną. Jak się okazało, myliłam się. To jeszcze nie manipulacja.
I kto tu manipuluje?
Obejrzeliśmy z Jerzorem kolejny (stary!) film Sergio Leone z bodaj ’68 r0ku czy cuś takiego –
„Once upon a Time in the West”. Trochę do śmiacia (cp.Arkadius), trochę do płacza, ale doskonałe filmy tego faceta – juz tu kiedys klepałam.
A Wy o czym? Ludzie, cieszmy się, że żyjemy! Za chwile może nas zgarnąć jakaś katastrofa, wredna choroba albo tak zwany szlag, a pewni jesteśmy, co po tamtej stronie? A chcemy wiedzieć? Czy piekło, czy niebo czy czyściec?
Tyle z tej strony Wielkiej Kałuży na dzisiaj.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-10-20.html
Witam Wszystkich 🙂
U mnie dziś piękny, słoneczny dzień. Zielona herbata – za długo parzona – podziałała relaksująco 😉
dlatego ośmielam się życzyć Wam dobrego dnia
http://www.youtube.com/watch?v=l14JVN9_aVs 🙂
Alicjo 🙂
emi,
nie relaksuj się tu za długo. To jest wczorajszy blog. Na dzisiejszym przyjmują do Gangu 😎
Gang Czworga juz dal sie poznac, widzisz Pyro przez zainteresowania kulinarne mozez tez trafic w delikatnym wieku zaawansowano-srednim na margines spoleczny i zostac czlonkiem innego gangu, moze nawet gangsterem?
CO TO ZA ZWROT „KURTUAZYJNY” Z DUZA DOZA SZACUNKU DO PYRY „NIE SPODZIEWAM SIE PO TOBIE ODPOWIEDZI MERYTRORYCZEJ”… To znaczy co, ze Pyra ciemniak, jak nalezy to rozumiec, to grzecznosc dyktuje takie zwroty?