Jak schudnąć nie poszcząc i nie męcząc się
Czy można zrzucać nadmiar wagi jedząc smacznie? Jestem o tym głęboko przekonany. Taka jest bowiem polska tradycja. Chudnąć – ale bez umartwień!
Zacznijmy od naszej specjalności. Postne zupy to niekiedy niezwykłe, pracochłonne kulinarne dziełka, niekiedy zaś są zaskakująco proste. Zawsze jednak wymagały ze strony przygotowującej je osoby wiele pomysłowości i kuchennej maestrii. O ileż bowiem łatwiej uzyskać wspaniały smak zupy, mogąc ją przyrządzić na mocnym wywarze z mięsa, niż wówczas, kiedy ma się do dyspozycji jedynie rozgotowaną i ledwie doprawioną bułeczkę.
Zupa z patatów z imbirem
Obecnie często uważamy zupy za zbyt pracochłonne, a przy tym tuczące, pomijamy je więc w naszym menu. A tymczasem – co podnosi wielu dietetyków – stanowią one w większości doskonałe źródło soli mineralnych i witamin, a odpowiednio przyrządzone, nie stanowią zagrożenia dla szczupłej figury. Jednak wystarczającym argumentem przemawiającym za jadaniem zup jest fakt, że wiele osób po prostu je lubi.
Nie tuczące zupy zamiast na wywarze mięsnym gotować należy na wywarze warzywnym przyrządzanym z dodatkiem świeżych lub suszonych grzybów. Dawniej zaprawiano je, gęstą tłustą śmietaną. Teraz, mając na uwadze ostrzeżenia dietetyków, radzę tylko wyjątkowo, i to w małej ilości, stosować śmietanę o zawartości tłuszczu większej niż 18 procent. Czasami zaś dwunastoprocentowa słodka śmietanka nada zupie doskonały, należycie aksamitny smak. Śmietany o wyższej zawartości tłuszczu zostawmy sobie jedynie na wyjątkowe okazje, stosując je raczej do deserów.
Gryczany placek z zieleniną
Tradycyjne przepisy na postne zupy przewidywały także dodatek żółtek. Proponuję stosować je tylko wyjątkowo.
Mąka i kasze to niewątpliwie charakterystyczne, doskonałe polskie produkty, które swoje walory najpełniej ukazują właśnie w kuchni dietetycznej. W kraju tradycyjnie rolniczym nie mogło być inaczej. Mąka pszenna, z której przygotowywało się doskonałe kluski czy ciasta, żytnia na pachnące chleby, grochowa, gryczana na bliny, placuszki lub kluski, jęczmienna czy kukurydziana – wszystkie one znalazły ważne miejsce w polskiej tradycji stołu.
Polskie kasze nie zyskały na świecie tak wielkiej popularności, na jaką na pewno zasługują, od wieków jednak gościły i nadal goszczą w naszej współczesnej kuchni. Kasza gryczana prażona lub nie prażona, łamana, krakowska, różne rodzaje kasz jęczmiennych, pęczak czy kasza jaglana: z każdej z nich można przyrządzić wiele dań. Mając te wspaniałe, pełne witamin i soli mineralnych, ale przede wszystkim smakowite produkty, wymyślono w ciągu stuleci tysiące oryginalnych potraw. Znakomite przepisy – np. postne – jakby na przekór ograniczeniom składników, stawały się przykładem maestrii.
Kasze stanowiły zarówno dodatek do innych dań, jak i samoistne danie z dodatkiem bardziej odżywczych i dodających smaku składników, takich jak ser, grzyby, masło, jaja, warzywa, śmietana, przyprawy itp.
Wśród potraw przyrządzanych z kasz lub mąki wiele jest takich – wśród nich wszelkie racuchy, placuszki, pierożki czy placki – które w nie zmienionej formie gotuje się w Polsce od stuleci, co można uznać za specyficzną formę obcowania z historią.
Na koniec przytoczę kilka nazw postnych zup i najwspanialszych potraw z kasz. Mam nadzieję, że ich nie znacie. I proszę dorzucenie własnej listy: Miszkulancja czyli zupa jarzynowa, Garus czyli zupa z jabłek, Zupa z korbala czyli dyniowa; Hreczuchy czyli placki z kaszy gryczanej, Jaglany budyń, Krakowska kasza Anny Jagiellonki.
Komentarze
a tu też o jedzeniu ze smakiem i odchudzaniu .. 🙂
http://smaknawage.blox.pl/html
Dzień dobry. Nie chce mi się myśleć od rana. Na obiad racuszki z owocami (dwa kwaśne jabłka w wiórkach, dwie duże śliwki w kosteczkę, garść rodzynków)
Witam wszystkich i życzę udanego dnia. 😀
Jolinku, ciekawe są przepisy w „sznureczku”. Ja bardzo lubię zupy ale mam problem, bo po tylu latach nie potrafię ugotować zupy „jednoosobowej” a ile dni można codziennie jeść jedną i tą samą ? Jedynie zupę grzybową potrafię przyrządzić w odpowiednich proporcjach. 😉
Gospodarzu, ogromnie mi się spodobał placuszek gryczany z zieleniną. Nie przypomina od hreczuchy, czy mogę poprosić o przepis na ten ze zdjęcia ? 😀
Dzien dobry,
Ten placuszek gryczany tez mi sie podoba 🙂
Do zup dietetycznych mozna tez zaliczyc zupe z porow taka na przyklad , ale wtedy bez ziemniakow albo minimalnie.
Ewo, zdjecia ciekawe a podroz na pewno niezapomniana. Sladem Jolinka, witaj!
Melduję się po powrocie z wojaży.
Jestem znacznie wcześniej niż było zaplanowane, ale względy zdrowotne obojga nas skłoniły do przerwania podróży i odwołania już zapowiedzianych, albo dopiero rozważanych wizyt (np. u Jotków).
W moim wypadku to przeziębienie z zatokami i zapaleniem oskrzeli, którego nabawiłem się w sobotę na balu, jak wychodziłem na papierosa, zapocony i tylko w koszuli. Tak więc kończe mój coroczny, letni epizod papierosowy, mając ku temu dobre powody.
Temat przewodni jest dobry, bo pobyty w Polsce nie pozostały bez skutku dla linii, sznureczek Jolinka skrzętnie więc zanotowałem.
Dziś mam jeszcze urlop i zajmę się paroma sprawami wokół domu. Sucho na dworze i mam nadzieję zobaczyć przy okazji co z grzybami.
pepegor
Dzień dobry,
dziś pada deszcz, a chmury wiszą całkiem nisko 🙁
Dzień zaczęłam od działki magnezu, bo obudził mnie skurcz w nogach i ciężki kot liżący mi twarz 🙄 Koty chyba przestawię na zupy, jak dojedzą baranią wątróbkę na maśle i gotowane jagnięce serce 😉
Meteora to zlepieńce (konglomeraty) jak się bliżej przyjrzeć
Nemo, te czarne, pofałdowane ?
http://picasaweb.google.pl/EryniaG/GrecjaMeteora#5517570226035337730
Ich wygląd bardzo poruszył moją wyobraźnię i zachwycił, dlatego dopytuję.
Alino, Jolinku – witajcie również 🙂
Nemo – dziękuję. Wiem właśnie że Meteora piaskowcem stoi, ale wczoraj Witek (chemik a niedoszły archeolog i geolog) rzucił okiem na to zdjęcie i też mu to bardziej na zlepieniec wyglądało.
Ewo, Pepe, witajcie po wakacjach. Wszystkie fotki oglądam zachłannie, czytam reportaże, wędruję z Wami wakacyjnymi szlakami.Pewnie lada tydzień wróci Apaw i inni. Blog wróci do stałej – wieloletniej (?) różnorodności.Tak sobie myślę (dlatego nie mam nastroju do yślenia o zupach postnych) że multum służb porządkowych i doradców prawnych przez 5 miesięcy nie mogło ustalić kto ma jurysdykcję nad 50 m.b. chodnika w Warszawie – nie mogli dojść do tego w żaden sposób. Jasne, że nie mogli, jeżeli zajęli się np zagadnieniem typu „Proces Jezusa w świetle prawa rzymskiego” (Świda – Wystrychowska). Gdzie Rzym, gzie Krym, a gdzie Polska?
a ja nie wiem na co przestawic koty, od mojego przyjazdu z Zabich Blot koty sa obrazone i nie jedza prawie nic, czasami surowa wolowine, zadne kocie przysmaki na nie nie dzialaja. Ciekawe czy by przezyly, gdyby pojechaly do Zabich Blot, Pixel z groznym wzrokiem, i psy Ewy, te mialy by ucieche.
Tak, Zgago. Wrażenie pofałdowania jest skutkiem erozji pod wpływem słońca, deszczu i wiatru. Barwa jest też spowodowana wpływami atmosferycznymi i zanieczyszczeniami z powietrza. Na powierzchni skał dobrze widać piasek i kamyki pozostałe po zwietrzeniu.
Sceny z Bonda „For Your Eyes Only” były kręcone na Agia Trias czyli Swiętej Trójcy pokazanej przez Ewę.
Ewo,
bardzo ciekawe obrazki i fascynujące widoki 🙂
O, widzę, że się długo zastanawiałam nad wysłaniem, a na dodatek jeszcze mi powiedziało, że kod niewłaściwy 🙄
Ewo,
z daleka to wygląda jak piaskowiec, ale jak się bliżej przyjrzeć… Te skały są podobno dość popularne wśród wspinaczy, co lubią poczuć coś odmiennego niż granit, wapień czy piaskowiec pod palcami 😉
Pyro,
nie sarkaj, tylko pomyśl, jak ciężkie jest życie historyka piszącego o Jezusie, kiedy nie ma co liczyć na ekshumację 🙄
Bądź zdrów Pepegorze.
Jestem za rozdziałem zup od chodników, miszkulancja szkodzi na apetyt.
Nemo, dziękuję bardzo. 😀 Jeśli chodzi o brak możliwości ekshumacji, to w moim mieście jest taka p.prokurator (IPN), która jest zawsze gotowa do przeprowadzania każdego wniosku o ekshumację. 👿
Ewuniu a Tobie dziękuję za rozruszanie, pozytywnej strony, mojej wyobraźni. 😆
Ewo-po obejrzeniu takich zdjęć człowiek ma ochotę czym prędzej
pakować walizki i ruszać Twoim szlakiem 🙂
Pepegor- życzenia zdrowia dla Ciebie i małżonki.Uścisk łapy od Piksela
dla urokliwej koleżanki.Szkoda,że nie udało Wam się zrealizować wszystkich planów.
Ewo – Także dziękuję, w swoim i mej wyobraźni imieniu 🙂
Dziewczyny,
A to dopiero początek podróży.
Sama nie wiem jakim cudem „natrzaskaliśmy” 2500 😯 zdjęć. A teraz, w przerwach między praniem i porządkami, segreguję, opisuję i wrzucam na Picasę.
Droga Zgago – zawsze do usług 😀
Pepe, odchorujesz sobie troche w domciu, troche w pracy ale co sie nabawiles to sie nabawiles i przedluzyles wakacje
Placku,
nie wiem, jakiego generała/marszałka/matematyka miałeś wczoraj na myśli i jak mi nie powiesz, to się nie dowiem 🙄 ale za to poprasowałam wszystko, żadne tam „maniana” 😉
Co do wzmiankowanego blogu Daniela P. i mojego tam głosu, to jak myślisz? Zaznaczam, że nie mam wujka w Workucie, nie mieszkam w Bazylei, ani w czujnej diasporze 🙄
Staruszek dla niepoznaki zaczął pić Muszyniankę 😉
Dawno temu opowiadano, że po śmierci Józefa Wisarionowicza odbywały ie obrady Międzynarodówki. Niemal każda delegacja narodowa deklarowała, że wielki językoznawca może być pochowany u nich, oni o mogiłę i pamięć zadbają itd. Prowadzący obrady grzecznie i taktownie kwitowali oferty, że się pomyśli, że może… dopiero na wniosek Izraelczyków Susłow zareagował gwałtownie – Nie, towarzysze. To niemożliwe. Nigdy nie zgodzimy się na taki pogrzeb. – Ale dlaczego? Wielu naszych obywateli wszak pracowało u boku Drogiego Zmarłego? – Nie ma mowy! – uciął Susłow – Jaki jest powód? Towarzysze! Tam już jeden zmartwychwstał! No i zapadła znacząca cisza.
Nemo – A niech tam, powiem Ci, i tak już wizje pięknych gór i postnych zup diabli wzięli – mnie miałem na myśli, zapomniałem tylko dodać „językoznawca” 🙂
Swoją drogą mogłabyś nam więcej opowiedzieć o górach Pindos, grzbiecie Grecji, o tym jak mnisi musieli wciągać każdą marchewkę po linie, o bitwie w 1940-tym roku, o jeziorze które kiedyś tam przekomarzało się z pelikanami.
Nie tracę nadzei, że przezwyciężysz egoizm i to uczynisz.
Co do tamtego blogu, pojęcia nie mam, a wstyd tak przy ludziach błagać o odpowiedż. Błagam Cię, nie rób mi wstydu 🙂
Skoro już jestem na kolanach – Pyro, czy Susłow jadał zupy, a jeśli tak to które ? Nie zmieniam tematu, proponuję kompromis 🙂
Placku – szczi i barszcz z pewnością, może soliankę,
Dziędobry na rubieży.
Jestem w garnku z zupą grzybową. Grzyby w suszarce, w piekarniku i na kaloryferach. Boski zapach.
Pyro, niech mnie…Gdzie Rzym., gdzie Krym, a gdzie Polska?
I płonęły w śledczym areszcie
wielkie piece Magnitogorska.
😆
Zupy kocham.
Szczi i kasza piszcza nasza 😎
zainspirowana tematem jem wlasnie kasze bulgar z papryka, szczypiorekiem, ogoreczakmi i oliwkami
Nisiu – już dawno temu uzgodniłyśmy, że kochamy Broniewskiego.
Ruska skleroza: ciepło ubrany emeryt z pustą siatką stoi w blokowym korytarzu i się zastanawia: wychodzę na zakupy czy właśnie wróciłem? 🙄
Jes, jes, jes, Pyro!
o witaj pepegor .. co tam zdrowie grunt, że zabawa się udała .. 🙂
gotuję rosół wg nemo ..
Marek są jakieś wiadomości o Panu Lulku?..
Jolinku – Marek właśnie dzwonił. Dopiero p wizycie O.Marcelego po południu w szpitalu, będzie wiadomo co z Lulkiem i jak długo poleży. Niby jest ciut lepiej.
a to dlatego się nie mogłam dodzwonić .. dzięki Pyro ..
Jolinku,
a z czego ten rosół? Mam nadzieję, że sprawozdasz, co Ci wyszło?
W moim „przepisie” nie wymieniłam korzenia selera, bo nie miałam. Normalnie (w zimie) go dodaję i lubię potem jeś gotowanego. Tym razem dodałam 2 gałązki liściowego.
Warzyw nie kroję na małe kawałki, chyba że marchew jest wielka (jak w tym roku), to przekrawam na pół, pory na ca 8-centymetrowe kawałki, selera i kapustę włoską (mała główka) na ćwiartki.
Do czystego rosołu można zrobić lane kluseczki albo dodać żółtko, ale najbardziej lubię z małymi grzaneczkami przyrumienionymi bez tłuszczu.
Grzaneczki przyrumienione na suchej patelni lubię też przyprawić małą ilością masła i przeciśniętym ząbkiem czosnku, smażyć króciutko, aby ładnie zapachniały i dodać do zupy z dyni. Można jeszcze posypać tartym parmezanem.
Bardzo lubię wszelkie zupy, zwłaszcza zimą. U mnie w domu był zwyczaj, że jeśli na obiad była zupa, to na drugie danie coś lekkiego – naleśniki, pierogi, placki, zapiekana kasza jaglana itp. dania na ogół bardzo pracochłonne 🙄
jeść (lubię, tego selera)
Cześć grzybkowa, żeby nie powiedzieć, zagrzybkowana Nisiu. 😆
Ja aż tak dużo nie mam, dziś uzupełniłam zapasy prawdziwkami w ilości 1 kg świeżych, z czego co najmniej połowa wylądowała w koszu. Strasznie dużo zarobaczonych. 🙁 W zeszłym roku może mi się jeden robaczywy trafił a dziś tylko 2 nie wymagały „interwencji” noża. 🙁
Coś długo się nie odzywa Alicja i Cichal. Mam nadzieję, że u Nich wszystko w porządku.
z bardzo ładnej pręgi wołowej .. na razie pyrka .. 🙂 to dokupię zaraz selera też lubię .. część będzie rosołem .. część zupą kalafiorową …
Tak się zastanawiam, czy Panalulkowe „zatrucie” zupą to nie były pierwsze objawy kłopotów z sercem 🙄 Mdłości i bóle w górnej części brzucha bywają czasem sygnałem zbliżającego się zawału, podobno u kobiet częściej niż u mężczyzn…
A swoją drogą, to co te Caritasówki tam robią, skoro garnek z zupą stoi całymi dniami poza lodówką i nikogo to nie interesuje 😯 🙁
prawie przychodzą w goście .. Pan Lulke wiedział, że jest coś źle ale udawał jak zwykle chojraka .. te spuchnięte nogi mnie zaalarmowały ale nie poszedł do lekarza jak prosiłam ..
mam nadzieję, że się uda wszystko i zostanie gruntownie przebadany ..
byłam dzisiaj pod Halą Mirowską i nagle podjeżdża auto na chodnik .. wyskakuje straż miejska (5 chłopa) z workami na śmieci i zabiera wszystko jak leci handlującym na chodnikach .. pewnie w ramach akcji pod krzyżem by i im zabrać te śmieci, które przynoszą tzw. obrońcy …
Dziś Irena Kwiatkowska kończy 98 lat! Wszystkiego najlepszego!
Jasne, że Lulek ma kłopoty z krążeniem i to od dawna. Co gorsze nawala mu i krążenie obwodowe i centralne. Mógł się podtruć, żeby poczuć się lepiej popił wódeczką i wystarczyło – kiedy przyszedł o. Marceli (na szczęście musiał przyjść i oddać kosiarkę) zastał Lulka w łóżku nie bardzo przytomnego. Pogotowie i zaraz oddział kardiologiczny. Jak będzie dalej? Jedyny Pan Bóg wie.
dobrze, że ma klucze i sąsiadka pielęgniarka też …
http://www.muzeumczestochowa.pl/news.php
Marku jeszcze raz gratulację … 😀
Kto może wpaść do Częstochowy to radzę odbyć taką wycieczkę. Ja widziałem te zdjęcia (myślę, że nie wszystkie, bo było to w ubiegłym roku) w Ostrołęce. I byłem zachwycony. Równie wysoko ocenił je mój przyjaciel scenograf filmowy Andrzej Haliński. Obydwaj ogladaliśmy zdjęcia Marka wraz z ich Autorem. Potem gadaliśmy o tym przez całą drogę powrotną z Kurpi.
Gratulacje Marku!
A jak tam Twoje stowarzyszenie fotograficzne? Już działa? Czy ta wystawa to efekt pracy stowarzyszenia?
Marku, gratuluję.
A do kiedy będzie można oglądać te zdjęcia?
Towarzystwo fotograficzne już działa, jest zarejestrowane i ma wybrane władze. Ja jestem skromnym członkiem zarządu. Przygotowujemy pierwszą wystawę . 24 otwarcie. Wystawę o Bożym Ciele robiłem sam za własne kieszonkowe. Muzea honorariów autorskich nie płacą . Tzn. płacą ale sobie trzeba zasłużyć . Swoim płacą cudzym nie . Ja nie zasłużyłem. W końcu jestem człowiek z prowincji.
Gratulacje Marku, nigdy nic nie wiadomo moze kiedys zaowocuja Twoje zaslugi.
Marku GRATULACJE!!!
Ojej, żegnaj lato na rok … 🙁
http://polskalokalna.pl/wiadomosci/dolnoslaskie/wroclaw/news/ta-zima-bedzie-najchlodniejsza-od-1979-roku,1532676
BARDZO udany eksperyment: borowiki usmażyłam nie na maśle, jak zazwyczaj, ale na smalcu. Takim ze świeżej słoniny, ze skwarkami. Efekt rewelacyjny. Koperek, sól, pieprz, ziemniaczki. Pycha. Do tego kefir – wypiłabym, gdybym miała.
Gratulacje dla Misia.
Małgosiu – miejmy nadzieję, że nie wiedzą, co mówią…
Smalec był z cebulką i majerankiem czyli „maryjankiem”, zapomniałam dodać ten, jakże istotny, szczegół. Smażę na nim resztę prawdziwków, do zamrożenia. Raczej duszę. Przy odgrzewaniu podsmażę mocniej.
Borowik – nadzwyczajny grzybek.
Masz rację, Zgago, dzisiaj jestem zagrzybiona! Ewentualnie zgrzybiała.
Ło Matko- to nam Małgosia prognozę pogody znalazła 🙁
Ja uczepię się tej opcji proponowanej przez Nisię- na pewno nie wiedzą,
co mówią i na pewno się nie sprawdzi !
Borowiki na smalcu własnej roboty -to musi być dobre,ale widzi mi się,że takie
dania to raczej zwiastują owe mrozy już od końca września 🙁
To jakich prognoz mam się w końcu trzymać ???
Postanawiam trzymać się ogólnie dobrze,czego i Wam życzę 🙂
A za zdrowie Pana Lulka wzniesiemy wieczorny toast.Musimy kciuki za niego
trzymać i mocno wierzyć,że będzie dobrze.
Misiu- gratulacje i życzenia dalszych sukcesów !
Danuśko, ale z ziemniaczkami i KEFIREM!!!
Tym razem był wirtualny, ale pasowałby idealnie.
Nie będzie meteo pluło nam w nic!!!
Nsiu- ten kefir wszystko zmienia.Zimny kefir pija się tylko w upały.
A zatem żadnej zimy nie będzie: ani we wrześniu,ani w listopadzie,
ani w styczniu,ani w w maju !
Dobra,nareszcie wiadomo czego się mamy trzymać.Kefiru !
Kefir górą ! Swoją drogą bardzo lubię kefir. I borowiki też !
Ja też taki zestaw do jedzenia lubię 😀
Prognoza okropna i mam nadzieję, żę się nie spełni, ale ja w lutym na wszelki wypadek wybieram się do ciepłych krajów 🙂
A jak schudnąć nie poszcząc*, ale męcząc się bardzo i przyjemnie 😉 (za to prawie na pewno schudnąć… nawet zupki chińskie z torebki po(d)jadając?…
…Krystyno, także pod wpływem Twych niedawnych pytań (i wielu innych – w tym nagabywań ‚realowych’) postanowiłam spróbować zebrać najważniejsze wskazówki dla górskich nowicjuszy i mało zaawansowanych (powracających po latach, nieśmiałych, …).
Większość to oczywiste oczywistości, ale… A nuż się komuś jednak przydadzą… tak zestawione… jeszcze przed zimą tysiąclecia (jak chcą jedni) albo najsroższą zimnicą od 1979 (jak wieszczą inni) 😉 😀
Przebiegłam po Meteorach Ewy… – wielkie Ci dzięki! 🙂 🙂 🙂 – byłam tam 21 lat temu (przed połową września)… ale nie mam aż tylu zdjęć, a chciałoby się…
___
*owszem, pościłam na wędrówkach, także forsownych… ale nie jest to łaska koniecznie potrzebna do zbawienia górskiego (czyli estetycznej ekstazy lub innej euforii 😉 😀 )
Spałam; śniłam. Długa, wąska, ciemna butelka (wiem,że z czerwonym winem) w zwykłym korku do połowy wkręcony korkociąg. Ktoś otwierał i na chwilę odłożył, ale dlaczego nie postawił na stole, tylko przy zagłówku mojego tapczanu? We śnie mój tapczan ma jasną tapicerkę. Podnoszę butelkę, a tam wilgotna, czerwona plama. Jakim cudem, przecież butelka zamknięta? Położyłam butelkę na dłoni – taka sama plama na niej zostaje.Szkło denka butelki przesącza wino, jak jakiś materiał organiczny – niezbyt obficie, ale stale sączy. Zabieram się do ścierania tych plam, czyszczę; kiedy chcę sprawdzić skuteczność zabiegu, budzę się Taki sen po racuchach z owocami? Prawie nieprzyzwoity.
Pyro, a żadna aureolka nad głową Ci się nie pojawiła?…
Nie, Nisiu, ani aureoli, ani tego wina, tylko noga mi ścierpła.
A propos tego, co napisała A cappella z tym chudnięciem… nie wiem, czy opowiadałam Wam historię mego życia… a w każdym razie jego kawałka, kiedy to każdy normalny schudłby na patyk.
Było to w stanie wojennym, kiedy pracowałam w górach. Do szkoły miałam cztery kilometry. Rano zjadałam dwie skibki chleba z byle czym i pędziłam te cztery kilometry, dzieci uczyć. Obiad w szkolnej stołówce, byle jaki, bo stan wojenny. Cztery kilometry pod górkę. Padałam na pysk. Wieczorem dwa kawałki chleba z tym, co było na kartki w geesie.
Nie wiem, czy ktoś policzył. Codziennie osiem kilometrów po górach. W weekend ze dwadzieścia, bo nic mnie wtedy nie rąbało, nawet astmy nie miałam, więc przebiegałam te Karkonosze kurcgalopkiem.
No i co?
Jak przyjechałam do domu na Boże Narodzenie, to byłam o kilogram grubsza.
Hahaha.
Dom zaczyna wyglądać normalnie. Suszarka wysuszyła co miała, więc zapakowałam do niej to, co wyło termoobiegiem w piekarniku i część kaloryfera. Uduszone na maśle podgrzybki i na smalcu prawdziwki zapakowałam do torebek i do zamrażalnika. Jeszcze tylko na jednym kaloryferze siedzą grubaśne kapelusze, które i tak do suszarki nie wejdą.
Czuję się prawdziwą gospodynią domową!
Rzadko mi się to zdarza, bo ani dżemów nie robię (zresztą i nie jem), ani pikli, ani żadnych takich. No więc grzybki dodają mi poczucia własnej wartości. Bardzo przyjemne uczucie – raz na jakiś czas. 😆
Nisiu, ja też jestem bardzo oszczędnym silnikiem… 😀 …na wędrówkach studenckich ostatnia byłam głodna (porcje porównywalne się jadło, zwłaszcza dziewczyny… o porównywalnej masie ciała… ) i najmniej chudłam…
…Więc musiałam się nauczyć: 5-6 razy, objętość mocno zaciśniętej pięści, jabłko, banan czy marchewka to też posiłek*… gdy się to wypracuje, wówczas nawet ustabilizowane głodówki jednodniowe nie wzbudzają w organizmie tendencji do alarmistycznego magazynowania… ważne te 5-6 małych porcji, bez podjadania… w miarę regularnie, co 3h czyli jak niemowlętom wedle szkoły pediatrycznej z lat 50-tych 😀 😀 😀
___
*chyba, że naprawdę dużo ruchu (przez dłuższy czas) – wtedy się spala jak smok… pod warunkiem, że też regularne posiłki i nie jakieś gargantuiczne objętości… podstawowe równanie termodynamiczne czy coś-tam (Nemo będzie wiedzieć 😉 ) – z osobniczymi odstępstwami (ubolewa oszczędny silnik 😥 ), ale jednak… 😉
Jejusiu, to by trzeba życie poświęcić na utrzymanie figury. A pies z nią tańcował… Przy moim walniętym trybie zycia nie mam szans, a bardzo lubię mój walnięty tryb życia.
Ale jeśli Tobie się to udaje, A cappello, to szapo ba jak nie wiem co!!!
A jeszcze: jabłko to NIE posiłek, po jabłku zawsze mi się chce jeść… a banana nie lubię.
Jakąś marchewkę mam w lodówce, zjem sobie za Wasze zdrowie, Blogowicze.
A jeszcze: sterydy fajnie działają na człowieka i te wszystkie inne piguły w astronomicznej ilości.
Ale co tam, najważniejsze jest oddychania. Dum spiro – spero…
Że schudnę. 🙄
Wierzę Ci, Nisiu, bo na coś podobnego patrzyłam własnym oczkiem kaprawym. Bliźniaczki po II roku studiów wybierały się w Tatry. Coby dutki zarobić najpierw prowadziły stoisko z loterią Domu Książki (2 tygodnie) potem stoisko sprzedaży Domu Książki w czasie Jarmarku Świętojańskiego, też ok 2 tygodni. Praca po 14 godzin, bo trzeba było codziennie wszystko zwijać, chować w zaprzyjaźnionej instytucji, następnego dnia instalować, cały dzień zwijać się, bo to był czas, kiedy stały kolejki po wydawnictwa. Ciężka, fizyczna orka o porcji hot-doga albo „chinszczyzny” na papierowej tacce. Nie chudły. Pojechały do Zakopca, miały za mało na schron, zamieszkały w namiocie pod Krokwią we trzy, z koleżanką, na własnym palniku z gazem i własnym garnuszku. Kemping był niemal pusty, bo lało jak z cebra, mostki pozrywane, brzegi podmyte, brodziło się w wodzie po kolana. Całe dnie w marszu – to na Ornak, to Murowaniec, to Chochołowska, wszędzie kumpli sporo. Żywiły się zupami Amino wzbogaconymi kaszą, ziemniakami, parówką, konserwą turystyczną – tak 3 tygodnie. Ania nie zmieniła wagi, Lenie przybyło 0,5 kilograma.
Nieźle, jak na niewiele więcej niż 30 minut w lesie.
http://picasaweb.google.de/pegorek/Pilzsuppe?authkey=Gv1sRgCK3Boo2r2-mkkAE#5517939231174872242
To ta zupa o ktorej pisalem w tym tygodniu. Warto rozgladac sie za tym czernidłakiem. Dzisiaj dalem sobie spokój z dalszym szukaniem jak znalazlem te i rydze.
A na pierwszym zdjęciu, koło noża, między podgrzybkami szmaciak.
O niech mnie…
Program z automatu próbowal przetłumaczyć polskie komentarze na niemiecki. Szkoda, że nie wszyscy kumają te perełki, jakie tam można przeczytać.
Dum szmaciak est spes est czyli jeśli komuś zdrętwiała noga, zima będzie łagodna i słoneczna.
Zdrowie pana Lulka, zdrowie utalentowanych częstochowian, zdrowie tych na prednisonie, zdrowie Ireny K.
Dzisiaj k o n i e c z n i e toast za zdrowie Pana Lulka !
Zrozumiałam z Waszych komentarzy,że sytuacja jest dosyć poważna,
ale wierzę w siły panalulkowe siły witalne i co czekam na Jego powrót
na blog !
Za zdrowie Pana Lulka!
Gratulacje dla Misia. Pozdrawiam wszystkich i znikam na trzecia i ostatnia czesc „Millenium”. Noc bedzie pewnie niespokojna ale nic to 🙂
Zdrowie Pana Lulka.
Dla Misia gratulacje. Ewo, zdjęcia i opowieści wspaniałe.
Skoro mowa o dietach, to czy ktoś ma sprawdzone informacje na temat diety oczyszczajacej na bazie kaszy jaglanej? Podobno świetnie oczyszcza organizm z toksyn.
Pepegor,
Ten grzyb, którego nazywasz szmaciakiem to chyba kania. Tak mi się wydaje. Nie wiedziałam, że czernidlaki są jadalne. Nawet ich nie podejrzewałam o to, a szkoda, bo widywałam je kiedyś na działce ogrodniczej. W lesie ich nie spotykam.
A Capella,
z ciekawością przeczytałam Twoje rady dla górskich wędrowców. Wprawdzie my nie będziemy się zapuszczać na żadne trudne szlaki, ale nawet jadąc kolejką na Kasprowy, czy idąc na Nosala trzeba być odpowiedni ubranym i obutym. Mam nadzieję, że nasz wyjazd w góry dojdzie do skutku, o ile nie nastąpi jakieś załamanie pogody. Ale i tak będziemy raptem kilka dni.
Dziś przed południem doczytywałam wczorajsze wpisy , a tam Zgaga ubolewała z powodu nieudanego biszkoptu. A mój biszkopt, który zawsze się udaje, stygł sobie w tym czasie w piekarniku. Kiedy do niego zajrzałam, okazało się, że środek zapadł się i zrobił się zakalec. I to wydarzyło się mnie, której to ciasto zawsze się udawało. :;
Nic z niego już nie dało się zrobić, poza tym, że po wycięciu całego środka pokruszoną resztę, zreszta smaczna, można było jeść do herbaty. Ale ponieważ obiecałam mężowi jego ulubiony torcik, upiekłam drugi biszkopt, tym razem udany. Pierwszy był za krótko pieczony, ale też proszek do pieczenia mógł być trochę zwietrzały. I tym drugim rzuciłam o podłogę, zgodnie z przepisem.
Ale żeby tylko takie kłopoty człowieka spotykały, to byłoby całkiem nieżle.
Zdrowie Pana Lulka! I jego Mentora Marka za następne wystawy!
Hej, u mnie grzeją!
Pepegor – niezły zbiór. Ja znam szmaciaka, ale go nie zbieram; średnio mi smakuje.
Powiedzcie Kochani, jak rzucać biszkoptem o podłogę, jak tortownica ma porcelanowe dno, a podłoga jest z gresu, na który jak spadnie nóż to łamie się na pół? 😯
Krystyno – kania (sowa) kanią, ale przy podgrzybkach leży nieduży szmaciak. Grzyb wygląda, jak pomarszczony materiał i tworzy jakby zbitą kępę. Jest blado żółty.
Małgosiu, myślę, że rzucanie biszkoptem nie jest konieczne. Zrobiłam to tylko dziś , właściwie dla zabawy i poszłam z ciastem do garażu. Dobrze upieczone ciasto nie opadnie i bez rzucania. Swoją drogą, ciekawe jest dlaczego ktoś wpadł na taki pomysł.
Poczytałam o szmaciaku i obejrzałam go. Już wiem, o jakiego grzyba chodzi. Spotkałam go u nas w lesie. W Polsce ten grzyb podlega ścisłej ochronie. Nie będę więc go próbować. Dobrze, że można go jeszcze spotkać.
Jeszcze nigdy nie rzucałam biszkoptem, a wychodzi mi na ogół bez problemu. Bez proszku do pieczenia. Nie wiem, jaki sens ma rzucanie ciastem o podłogę, ale uzasadnienie o uciekaniu pęcherzyków powietrza z zapieczonej masy nie przemawia mi do rozumu. W trakcie stygnięcia ciasta powietrze zawarte w pęcherzykach się kurczy i jeśli ciasto się zapada, to znaczy, że konstrukcja biszkoptowej „gąbki” jest za słaba (za rzadkie ciasto, za krótko pieczone, niewłaściwa temperatura pieczenia, za mało glutenu w mące, kiepski piec etc.). Nie wiem, w jaki sposób ta konstrukcja miałaby się wzmocnić przez upadek ze sporej wysokości? 😯
No właśnie Nemo, po co rzucać???
Wrócę na chwilę do tematu.
Co robić, żeby jeść i mimo to schudnąć?
Uff, trzeba patrzeć, co się je i ile.
I nie sądzić, że samym bieganiem po górach zrzuci się nadmierne kilogramy. Żeby „odkupić” jedną porcję lodów czekoladowych, należałoby prawie przez godzinę piłować drewno, szklanka słodkiego wina to dwie godziny gry na fortepianie 🙄 Mała porcja sałatki drobiowej to szybki marsz co najmniej 5-kilometrowy…
Godzina wchodzenia po schodach (porównywalne z ostrym podchodzeniem w górach) dla 70-kilogramowej osoby to zapotrzebowanie rzędu 1000 kcal. Kilogram ludzkiego tłuszczu to 7000-8000 kcal. Tyle by należało zaoszczędzić lub zużyć bez kompensacji, aby utracić kilogram wagi rzeczywistej, a nie wody. Jak widać, jest to bardzo trudne i w normalnych warunkach nieosiągalne w ciągu jednego tygodnia. Żadna dieta cud nam tego nie zapewni, najwyżej „przestraszy” organizm i skłoni go do oszczędnego gospodarowania zasobami.
Metoda A cappelli – jeść często, małe porcje, a do tego ruch, nie forsowny ale wytrwały – prowadzi do najlepszych rezultatów.
Gdyby nie ten blog… 🙄
Moja przyjaciółka wróciwszy z Kilimandżaro narzeka, że wchodziła na takie wysokie szczyty, a nic nie schudła, ale też jedzenie było znakomite i… dużo 😉
Notabene: 300 g surowej marchewki ma tyle samo energii co 10 g masła 🙁
A czemu służy rzucanie mięsem??
Odreagowaniu, odbąbelkowaniu zagotowanych emocji, zdrowiu więc!!
Mnie pomaga m.in. na problemy z krzyżem…
Rzucanie biszkoptem jest więc odreagowaniem dla wegetarian.
Dzieńdobrywieczór, jutro grzyby, las, praca, piłowanie, cięcie, rżnięcie, bicie młotkiem, ciachanie siekierką, otwieranie flaszki – jednym słowem – odpoczynek!!
Bądźcie radośni i uśmiechnięci, niech Wam biszkopty nie opadają!!
ps. Zabieramy ze sobą kapustę z grochem ( ważyła Antkowa) i mielone ze świnki rasy puławskiej ( robota moja).
Trzymam za Pana Lulka.
Mocno!!
3/4 dorosłego życia byłam b. szczupła (nie powiem, że chuda, bo ten biust…)Owszem, bardzo ruchliwa, ale np nie uprawiająca sportu, jeść mogłam co i ile chciałam, bez żadnego wpływu na figurę. Koledzy mi dokuczali, że mnie w dobranocce będą pokazywali „Dzieci, tak będziecie wyglądały, jak nie będziecie chciały kaszki jeść”. Aż przyszedł czas kiedy zaczęłam tyć, a kiedy po wypadku siadłam na 4 literach, doszłam do aparycji barbakanu alibo szafy gdańskiej, rozłożystej. I wiecie co? Gdyby nie to, że taka tusza jeszcze obciąża mój biedny kręgosłup i biodra, to bym się tym wcale nie przejmowała. Był czas chudości, jest czas obfitości.
Huch, Antku, 350 kilo – to jest dopiero knur 😯
Pyro,
no właśnie, gdyby nie te kolana, biodra, kręgosłupy… 🙁
Za to zmarszczek mniej 😉
Wierzę, że Pan Lulek wraca do zdrowia i niedługo się odezwie.
Nemo, to policz ile z takiego można mielonych namielić?
Zjazd za mało, by to zjadł, ba!! wiejskie wesele też za mało, by to zjadło.
Ta moja, sądząc po golonkach była mniejsza, jakieś góóóóóra czystaczydzieściczy.
Może ona była spod Lubartowa?
Antek – a co ma Lubartów do świntucha?
To moja świnka marna będzie, góra 90 kg i z tego połówka zaledwie, ale jaka szczęśliwa (do czasu) 🙄 😉
Nawet trochę łaciata jak Twoja 😉
Naszpikowany informacjami o zakalcu, 4 literach i biuście Pyry i biszkopcie nie widzę powodu by biszkoptem nie rzucić, choćby od czasu do czasu. Niedowiarek przekona się, że jej ciśnienie krwi opadnie, czy wierzy w bąbelki czy nie, zrozpaczona autorka zakalca powinna nim ciskać gdzie popadnie, w końcu chodzi o radość życia a nie o to by mieć rację. Jeśli ktoś twierdzi, że liczenie pierogów spowoduje, że się w gotowaniu rozpadną, a świetnie gotuje, czy mam je uparcie liczyć ?
Nemo – Upuszczanie biszkoptu ma swoje naukowe, logiczne wytłumaczenie, ale by o tym wiedzieć, trzeba czytać, a Ty świetne biszkopty pieczesz, a czasu jeszcze nie rozciągamy 🙂
(Peter Barham, naukowiec, „Science of Cooking”)
Należę do ludzi którym wszystko z rąk leci, łącznie z zupami. Przynajmniej z biszkoptem nie muszę się tego wstydzić.
Testy różnych wypieków
Testy mi się nie otwierają, Placku, więc zbuntowana idę spać. Do jutra.
Przyjemnych snów Pyro – testy są zajęte, nie uciekną 🙂
Oh, Placku, tę książkę (lub podobną) przywiózł kiedyś ze Stanów nasz przyjaciel – fizyk, jak był na stypendium w MIT. Wiedza mu się poszerzyła, jakość gotowania nie wzrosła 🙁 Prawo Boyle’a i Newtona zadziała w cieście źle wypieczonym, które zapada się po środku bardziej, niż po bokach, para wodna i powietrze lub CO2 z proszku do pieczenia zmniejszają swoją objętość wszędzie jednakowo, ale komórki ciasta bliżej brzegów są stabilniejsze, bo lepiej wypieczone. Rzucenie ciastem (wystarczy podobno 30 cm) spowoduje popękanie niektórych komórek i wyrównanie ciśnienia. Ciasto po prostu opadnie równomiernie. To nie oznacza, że nie opadnie w ogóle. Jak ma być płaskie, to będzie.
Ale i tak jutro wypróbuję 😉
Jedyne ciasto, co mi się zapada to jest cheesecake 🙁
perfekcyjny biszkopt bez rzucania
Pani mówi, że nie natłuszcza tortownicy, ani nie posypuje mąką (ja też nie) i może to właśnie dlatego biszkopt wyrasta tak równomiernie i nic mu się nie zapada 😉
Oh Nemo, kulinarny geniusz fizyków to już zupełnie odrębny temat, Ty słusznie nie widziałaś sensu w znęcaniu się nad biszkoptem zakładająć , że chodzi o wzmocnienie konstrukcji, a to przecież chodzi o to, by tę konstrukcję osłabić, by stara, zmęczona, skondensowana para ustąpiła miejsca nowemu, prężnemu, zadowolonemu powietrzu. Wiem, że z partiami polityczymi to nie działa, ale może chodzi o naukową precyzję: nie rzucać perfekcją, jesłi już to nie z drabiny i nie prosto na bruk, ale na koc.
Wiem, że naukowiec udowodni mi, że moja ryba to nie łosoś a płotka, że głębinowe oczy są ogromne i wybuchają, że wystarczy prosty test DNA czy izotop węgla/azotu by się nie dać oszukać, ale że mnie nie zachwyci kulinarnym cudem.
Stephen Hawking nie przejmuje się drobiazgami, instynktownie czuje, że istnieje 10 wszechświatów plus 500 zer, a w każdym inny przepis na biszkopt. Jezuici są tym oburzeni, a ja wolę Twój biszkopt. Mój instynkt 🙂
Moja własna teoria dotycząca diet i postów – im kto biedniejszy, tym więcej kilopaskali zużywa na ugotowanie zupy z pokrzywy, a zatem „to zależy”.
Panie Lulku – Zdrowia.
Nemo – Podejrzewam, że jeśli Ty rzucisz biszkoptem, stanie się szczerozłoty, co mnie kompletnie załamie, ale masz do tego prawo.
Zupa z patatów z imbirem wygląda jak Romeo i Julia, a zatem to nie tylko pataty czy imbir, ale przede wszystkim to „coś”.
Minął kolejny tydzień bolesnych rodzinnych rocznic. W przyszłym roku przeniosę je wszystkie na styczeń i postaram się gdzieś wyjechać, niech się same męczą.
Spokojnego wieczoru Nowy.
Zgago,
Meteory istotnie sa zbudowane z skal typu zlepiencow, jednakze genetycznie – te zlepience sa doskonalym przykladem molasy (wyjasnienie znajdziesz nawet w Wikipedii) i dlatego moga byc pofaldowane – widac te faldy na zdjeciu ktore przytaczasz. Powstaly na przedpolu powstajacego gorotworu. Gratuluje geologicznego oka.
Podrawiam wszystkich
Puk, puk – jest tam kto?
Spać nie mpgę, bo mnie kaszel męczy i próbuję się ratować gorącą herbatą.
no ja nie śpię bo na grzyby zaraz ..
dzień dobry .. 🙂
nemo rosół wyszedł bardzo pyszny … 🙂
za Pana Lulka trzymam kciuki ….
Ja jeszcze nie śpię.
Placku – dzięki.
Dzisiejszy wieczór był już spokojny, ale dwa dni temu – kiepsko, musiałem szybko jechać do lekarza, ale już jest bardzo dobrze.
Pepegor – zdrowia życzę (na razie muszę bez wina).
Jolinku – przyjemnego zbierania!
Za Pana Lulka też trzymam.
Nisiu i Ewo – zdjęcia i opisy super.
Dobranoc i dzień dobry – co komu pasuje.
No to dzień dobry!
Nowy, Ty też chory? Mało ostatnio czytalem, ale zdrowia życzę!
Jolinku – powodzenia w lesie! Życzenia szybkiego powrotu zdrowia Pana Lulka składam protekcyjnie w Twoje ręce, bo masz do niego bliżej, ale na wszelki wypadek zwrócę sie z tym też konwencjonalnie do PB: Panie Lulku: zdrowiej nam Pan!
Spóźnione życzenia dla Pyr Bliżniaczek, Ani i Leny, oraz prawie już nieaktualne dla Jerzora.
O ostatnich wiedziałem, ale nie miałem dostępu do sprzetu.
Wczoraj bezskutecznie mocowałem się z picasą, co nie chciała tego pokazać, co ja chciałem. Dziś dalszy ciąg mocowań.
Dzień dobry.
Szaro, buro i ponuro. Zdaje się, że mży. Nowy, daj Ty sobie to serdeńko pocerować wreszcie; przecież Synek na Ciebie czeka. Nie rób głupot.Pepegor – rydzów Ci strasznie zazdroszczę; o nocnym kaszlu nie musisz starej palaczki przekonywać.
Dzisiaj pracuję na masełko do chleba.
Dziędobry na rubieży.
U nas słonko ładnie świeci, ale i wiatrzysko duże. Ja tam wiatr lubię, więc mi nie przeszkadza specjalnie. Drzew na razie nie wyrywa.
Nowy, Pepe, nie chorujcie! Dość mam własnych zmartwień, Pan Lulek robi numery, a tu jeszcze muszę się denerwować o Was!
Pepegorku, ja Ci tam rydzów nie zazdroszczę: kupiłam od baby przydrożnej i zrobiłam z nimi co trzeba.
Mój urobek ostatecznie się dosusza.
I tak jeszcze muszę się wybrać na grzyby, bo moja Ania francuska prosiła o trochę suszonych. Będzie szpanowała polszczyzną w wiadome Święta.
Kurczę, to już właściwie niedługo…
Pan w telewizji powiedział, że na morzu dziewiątka Beauforta. No tak. Dlatego mi drzewa tarmosi.
Sławek, a Ty gdzie się podziewasz? Co porabia mój przyjaciel Borys???
Boris zapadl na nostalgie
http://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum1809101057?pli=1#
Hej, tam w około!
To ja Sara Żaba półżywa. Myślałam (indyk też myślał), że po weselu odeśpię i będę pełna werwy do dalszej pracy. Praca to i owszem, ale odespania i werwy brak. W tym tygodniu zamiast odespać i nabrać w/w werwy to zupełnie bez ducha i inwencji karmiłam syna z kolegą (ten, nie zawacham się użyć określenia powszechnie uważanego za obraźliwe – łajdak), który chcąc się odwdzięczyć za gościnę, kurierem podesłał mi parowar, więc jeszcze z uprzejmym uśmiechem, razem z Sylwią, parowałyśmy w tym urządzeniu co tylko rzeczony …… zasugerował. Mamy już pewne przemyślenia, natomiast po wczorajszym wyjeździe rzeczonego kolegi, zapakowałyśmy urządzenie (z ulgą) do przynależnego mu pudła i wstawiłyśmy do spiżarni. Ufff…
Marek za to ciegiem w polu, zwozi belki z sianem i zgrabnie uklada pod wiatą. Wczoraj sobie zrobił przerwę, bo odwiedziła nas (?) pod pretekstem jazdy konnej, druhna panny młodej (patrz: ślub syns Eski) i Marek sie nią zajmował, łącznie z współną jazdą na jednym koniu. O tempora! O mores! Oczywiście na starym Stratusie, bo on nawet na dwoje jeźdźców się zgadza.
Ja, jako mamusia, spiełam się na obiad jako taki (nie żeby panienkę od razu ustawić, ale tak w ogóle dla zasady 🙂 )
Poza tym od czwartku są rodzice Sylwii, więc ogólnie posiłki raczej wspólne.
Z rzeczy przyjemniejszych (?) zakupiłam samochodzik marki VW Golf lll, może stary, ale wypasiony. Też trochę czasu mi to zajeło.
Teraz czekam na ofiarodawców Forevera i piekę placek ruszonkowy Inki. Raz go już zrobiłam w tym tygodniu z jabłkami, pychotka, tylko gotowe jabłka zbyt słodkie. Teraz robię ze śliwkami (weckowane z cukrem).
Oj, lecę sprawdzić co się z nim dzieje!
Do tego jestem zaziębiona.
I to na razie byłoby na tyle co i na przedzie
Nisiu, Żabo, Sławku – kocham Was, ale nie mam czasu
O, Panie na wysokościach!
Wahnąć się, wahadło, ale: wachmistrz… źle ze mną, oj, źle! Wcale to nie błahostka!
Pyro, miałam do Ciebie dzwonić, ale skoroś zajęta, to odpuszczę…
Pyro, najważniejsze, że nas kochasz!
Żabo, jeszcze wacha – w sensie woda albo paliwo…
Sławku – tylko nie pozwól mu się rozpić a la bretonne! I uściśnij mu łapę od cioci.
Chyba wezmę Szancię pod pachę i skoczę sobie do Czaplinka. Co się ładna pogoda będzie marnowała…
😆
Byłabym zapomniała: Pyruniu, i wice wersja!!!
…placek „ruszonkowy Iki” dobry byl to fakt, Zaba jest godna podziwu jeden wpis a tyle wydarzen
witajcie Kochani, melduję się powrócona z krzaków, zlana deszczami, wytargana wichrami, stęskniona 🙂 ale ciągle jeszcze okropnie zalatana. Uszkodzenia po fikołku przez psa mojego uroczego prawie przestały dokuczać, za to remoncik, co to miał być mały, przewrócił mi cały dom do góry nogami i zanim wszystko wróci do normy to jeszcze potrwa. Z doskoku zaczynam podczytywać, zaległości duuuże, ale za to jaka przyjemność znów zasiąść przy Naszym Stole 😀
Chłodno, mglisto, ale na razie sucho… Może by na grzyby?
W moim Migros świeże polskie prawdziwki po 48 Fr (144 zł) za kilogram 😯
Wszystkim dobrego dnia i zdrowia oczywiście 😆
Pytałam wczoraj o dietę oczyszczajacą na bazie kaszy jaglanej. Nie jest to dieta odchudzająca, ale ułatwiająca usuwanie toksyn z organizmu. Po blisko rocznym faszerowaniu się niezliczoną ilością medykamentów, jestem taką dietą zainteresowana. Nie wiem jednak czy to nie jest jakaś kolejna „cudowna” metoda. Poza tym nie znam jej szczegółów 😯
Dzisiaj świętujemy urodziny Włodka – kulinarnie i towarzysko. Prezent, w postaci zaproszenia na koncert Stinga, w poniedziałek.
A przepis na wzmiankowany tęsknie placek ?ruszonkowy Iki? to gdzieś jest???
Czy to TEN:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=1671#comment-211701
Przerwa w papierach. Tym razem bez reminiscencji 😉
Ale nie ma lekko. Zamiast skoncentrować się na meritum, odwalam przy okazji kupę solidnej, nikomu niepotrzebnej roboty.
Jeśli będę zadowolony z wyników, to może się z Wami podzielę…
Na razie: cichosza!
Włodkowi pyszności w życiu! Stinga zazdraszczam, chyba sobie zaraz puszczę płytę…
Dzień dobry!
Włodku – sto lat!
Udanej wyprawy na Kubę i wiele radości przy stole!
Witam wszystkich, po prawie 24 godzinnym internetowym poście.
Nie mam pojęcia, który skrzat zabrał nam sieć, ale byłam bardzo zeźlona.
Placku, gdybym wczoraj znała Twoją diagnozę, dlaczego należy walić o podłogę tortownicą z upieczonym biszkoptem, to bym pewnikiem nawet na drabinę wlazła, żeby dać upust swym, nieładnym, emocjom. 🙁
O toaście za zdrowie p.Lulka pamiętałam.
Dziś pewnie wypijemy za wyzdrowienie wszystkich niedomagających.
Misiu, gratuluję i życzę Ci, żebyś już w żadnym mieście, miasteczku ani wsi nie był „cudzym”.
Yota282000 (2010-09-18 o godz. 02:24) ogromnie mi przykro, że muszę Cię rozczarować co do mojego „oka”. Niestety jak na ignorantkę przystało, te czarne, pofałdowane skały, skojarzyły mi się z zastygłą lawą. Zaintrygowała mnie – nie wiem jak to nazwać – obłość ? Gładkość tych fałd ? Żeby już całkiem się nie pogrążać, wolę nie pisać z czym moja (lepsza) część wyobraźni je skojarzyła. 😉
Włodku wszystkiego dobrego! Zdrowia i pomyślności!
Włodku, najserdeczniejsze życzenia zdrowia i samych sukcesów. 😆
Dzień dobry Szampaństwu!
Odzywam się do was z Wrocławia, wakacje dobiegają końca, niestety. Jutro czeka mnie spotkanie klasowe – zjechała Jadzia z Południowej Afryki, będzie kilka bab z naszej Rzeczpospolitej Babskiej, które nie były w zeszłym roku. Jednym słowem, narodziła się tradycja 🙂
Kulinarnych wrażeń mam sporo, ale to wszystko raczej będzie ilustrowane. Byliśmy kilka razy w Czechach w restauracji. Knedliki niestety z gotowca, to nie to samo, co kiedyś. Ale ogólnie niezłe wrażenie. Jerzor zachwalał pyszne naleśniki z makiem i masłem w Tawernie w Javorniku – gdyby Pan Lulek kiedyś przebywał w tamtych rejonach, niech zapamięta.
A dzisiaj kupiliśmy Piękny bochen chleba u pana Białasa w Kamieńcu Ząbkowickim. Tutaj nie zapomnieli, jak się piecze chleb, a chleb u pana Białasa był odkąd pamiętam słynny na całą okolicę. O, żebym nie zapomniała zrobić zdjęcia, bo i wygląd jest imponujący!
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie ode mnie i od Jerzora!
Gospodarzu, czy mogę poprosić o przepis na gryczany placek z zieleniną ? Oczywiście w wolnej chwili.
Żabo, gratuluję nowego (starego ale jarego) samochodu. 😀
p.s.Czytanie do tyłu będę przerabiać w domu (będzie co czytać!), wszystkim Solenizantom i Jubilatom do tyłu i do przodu wszystkiego najlepszego, dzisiaj Włodkowi, jak widzę 🙂
gdy ma się „a1a1” przed oczami, to robi się wprostangelologicznie i trudno oprzeć się pokusie…
Hezkeho vikendu!
Włodkowi przesyłam najlepsze życzenia urodzinowe – przede wszystkim zdrowia oraz sukcesów zawodowych i artystycznych. Często przejeżdżam obok billbordu reklamującego koncert Stinga w Poznaniu i wtedy zawsze myślę, że Jotka z Włodkiem tam będą. Troszkę im zazdroszczę.
Nikt nic nie wie o diecie jaglanej. Myślałam, że Małgosia będzie coś wiedziała, bo ona w takich sytuacjach jest niezawodna i zawsze znajdzie ciekawe informacje.
Moja znajoma stosuje obecnie dietę Dukana / chyba tak się to pisze/. Jutro będzie u nas na obiedzie i muszę ustalić, jak przyrządzić jej mięso z kurczaka i warzywa. My będziemy jeść co innego. Podziwiam ją za konsekwencję, bo przestrzega dokładnie diety, ale postanowiłą zmienić nawyki żywieniowe – przedtem przesadzała stanowczo ze słodyczami.Teraz jakoś doskonale się bez nich obywa. Ale muszę przyznać, że nie zamęcza nikogo szczegółami diety i nawet nie wiem, na czym ona polega.
Ale ta dieta jaglana też mnie ciekawi.
Dosis sola venenum facit
Jotko,
jakie toksyny chcesz usuwać z organizmu?
Te, których Twój metabolizm, a potem jelita, wątroba i nerki nie usunęły w swojej codziennej pracy? Czy te zgromadzone w tkance tłuszczowej (DDT, PCB)?
Jeśli organy odpowiedzialne za „oczyszczanie” organizmu pracują normalne, to nie powinny gromadzić się w nim szkodliwe substancje, jeśli zaś ich funkcjonowanie zawodzi, to kasza jaglana nie zastąpi np. dializy.
Medycyna alternatywna propaguje przeróżne metody „odtruwania” i „odszlakowania” organizmu od głodówki przez upuszczanie krwi, środki przeczyszczające, plastry z muchy hiszpańskiej, lewatywy do kuracji napotnych, nie podpiera ich jednak naukowo weryfikowalnymi rezultatami.
O ile na przykład stosowane w medycynie „szkolnej” przeczyszczenie laktulozą usuwa amoniak w przypadku encefalopatii wątrobowej (choroba mózgu spowodowana cirrozą) to lewatywa tego działania nie przyniesie.
Kuracja zbożowa (ryż, orkisz, pszenica, żyto, kasza jaglana, gryczana, jęczmienna) proponowana bywa zamiast głodówki, która może nadmiernie osłabić.
Zboże powinno być uprawiane biologicznie, wolne od pestycydów, ugotowane z dodatkiem soli morskiej, ew. zapiekane i spożyte w towarzystwie jednego rodzaju (na dzień) warzywa lub owoców, ew. ziół wiosennych, do tego popijać gorącą gorzką herbatę (zielona, z pokrzywy, liści brzozy itp.).
Jeść do zaspokojenia poczucia głodu.
Unikać: surówek, cukru, kawy, czarnej herbaty, miodu, herbat owocowych, krowiego nabiału i… STRESSU.
Taka kuracja 10-12 dni ma pomóc wątrobie i trzustce.
Rodzaj kaszy zależy od osobistej tolerancji i upodobań. Nie należy się zmuszać do nielubianych lub powodujących sensacje przy trawieniu.
Z tego wszystkiego nabrałam ochoty na kaszę jaglaną zapiekaną ze śliwkami 😉 Nie pomoże na wątrobę, to przynajmniej włosy i paznokcie będą ładniejsze 😉
Zgago placek na żądanie. I to po raz drugi, bo pierwszy wpis mi wcięło.
Placki z kaszy gryczanej
10 dag kaszy gryczanej, 20 dag marchewki, 4 gałązki selera naciowego, 1 cebula, 500 ml bulionuu warzywnego, 2 jajka, 1 łyżka masła, 1 łyżka mąki, oliwa, sól i pieprz
1.Marchewkę obrać, zetrzeć na dużych oczkach, seler pokroić w nieduże kawałki, cebulę posiekać.
2.Na patelni rozgrzać 1 łyżkę masła i dusić na nim przygotowane warzywa. Dodać suchą kaszę gryczaną, wymieszać, zalać rosołem i gotować na wolnym ogniu dwadzieścia minut mieszając. Przyprawić solą i świeżo zmielonym pieprzem, zdjąć z ognia, odstawić do ostygnięcia.
3.Do warzyw z kaszą dodać jajka i łyżkę mąki, dokładnie wymieszać.
4.Na patelni rozgrzać oliwę i łyżką nakładać ciasto formując dowolnej wielkości placuszki. Smażyć z obu stron na złoty kolor.
Smacznego!
PS.
Najlepsze życzenia dla jotkowego Włodka 🙂
Wodkowi – długiego, smacznego życia.
nemo,
bardzo dziękuję za obszerną odpowiedź 😆 Przemyślę sprawę.
Włodek dziękuje za życzenia i serdecznie pozdrawia całe Blogowisko 😆
Zgago,
Yota, jako aktywny geolog widzi fałdy i pewnie nawet potrafi określić, czy są one syn- czy postsedymentacyjne. Ja natomiast, jak i Ty, skoncentrowałam się na czarnej i „pofałdowanej” nawierzchni skał Meteory i nadal uważam, że ta rzeźba terenu jest wynikiem erozji, a barwa to patyna wieków wynikająca z zawartości związków żelaza i manganu w minerałach. Widać też jasny piasek i kamyki – typowe produkty rozpadu piaskowców i zlepieńców.
Obłe kształty skał nie zawsze wynikają z ich tektoniki.
W mojej okolicy wiele granitów jest pięknie zaokrąglonych lub łukowato wyżłobionych dzięki pracowitości helweckich… lodowców 😉
Gospodarzu ! Wielkie dzięki ! Tak się ten gryczany placek do mnie uśmiechał ze zdjęcia : 😆 😆 😆
I co mu z tego uśmiechania przyszło ? Będzie w poniedziałek na obiad. 😉
O rety ! Nemo, jakie cudo. 😯
Myślę, że jednak matka natura, jest najwspanialszą artystką.
Wpadlam i widze, ze Wlodek ma urodziny, wszystkiego najlepszego!
Malgosiu to byl najnormalnieszy placek drozdzowy z kruszonka ale tak wyproporcjonowany, ze byl pyszny, trzeba wywolac Zabe aby nam podala przepis, sernik Haneczki tez byl pyszny, wszyscy zaczynali smakowanie zjazdowych pysznosci od tych ciast.
O serniku Haneczki wspominała, zdaje się, Pyra, ale albo go nie zauważyłam, albo nie przetrwał do mojego przyjazdu do Żabich Błot. A to oznaczałoby, że rzeczywiście był pyszny. Natomiast potwierdzam, że drożdżowe ciasto / Inki ? / było bardzo dobre.
A czy Haneczka podawała przepis na swój sernik?
Żabo Najmilejsza a mogłabyś nastukać ten drożdżowy przepis Inki?
Chodzi za mną jakieś ciasto i nie mogę się zdecydować co wybrać 🙁
Krystyno przybylysmy chyba w tym samym czasie i jeszcze pare kawalkow sernika bylo
Byłam jeszcze raz w sklepie (po drożdże) – wszystkie polskie prawdziwki sprzedane, mimo niebotycznej ceny 😯 To zły znak, pewnie do naszego lasu nie ma po co iść 🙁
Osobisty i tak nie ma czasu, bo od rana szykuje jutrzejszą ekspedycję do jaskini, w której nie był od lat. Wybiera się z Młodymi i najchętniej już dziś przetestowałby sprzęt i siebie, ale to spory kawałek stąd, najpierw autem na wysokość ca 1800 m potem jeszcze godzinne podejście i wspinaczka po ścianie skalnej do otworu… 🙄 Ja już zadeklarowałam chęć do wędrówki po tamtej okolicy, ale raczej na powierzchni. To jest ta góra naprzeciw Eigeru, gdzie krowy na letnisku, ser w solance, grzyby i żmije na stromym zboczu oraz dzwony w dolinie 😉
Z przemęczenia pomyliły mi się słupki…
Teraz nie wiem, ile jestem winien urzędowi skarbowemu, wiem za to, że nie mając nic do napisania piszę właśnie 115257 komentarz na „Gotuj Się”, gdzie pracowity Gospodarz umieścił do tej pory 1070 wpisów.
Idę liczyć te słupki właściwe… a tak mi się chce… 👿
Dorota, popraw sobie link, zgubiłaś tam „o” w Polen
Jotko, przekaz prosze Wlodkowi najlepsze zyczenia urodzinowe.
Niedomagajacy, wracajcie szybko do zdrowia.
Mam nadzieje, ze u Pana Lulka poprawa.
Wczorajsze filmowe „Millenium” bylo swietne. Kiedy haneczka wroci z „holenderskiej depresji”, zachece ja do obejrzenia, kiedy bedzie miala okazje bo pamietam, ze „Millenium” czytala z zapalem. A film pozwala jeszcze troche przedluzyc przyjemnosc obcowania z Mikaelem, Lisbeth i reszta.
Na wczorajszy obiad po rybnej terynie podalam cieleca pieczen we francuskim ciescie z grzybkami. W oryginalnym przepisie sa borowiki ale nie mialam. Upieczone wyglada atrakcyjnie a smakuje tez dobrze.
Pilismy do tego Mercurey Vieilles Vignes.
Kasze gryczana bardzo lubimy wiec sprobuje te placuszki Gospodarza.
Pawel to juz nieaktualne
Nemo, zabierz mnie z sobą, ja sobie zostanę przy serach, dobrze? 😉
Pawel kiedy macie Herbsferien?
Więc przemówiła Nemo.
Kochana, a powiedz mi dlaczego, jak ja biorę antybiotyki i wbrew zasadom sobie przy tym wypiję, to jest mi lepiej niż dzisiaj np. Bo, niewiele sobie właściwie wypiłem, a już mną kręci. Czy to może dlatego, że nie zadbałem o antybiotyk i nie zażyłem tego rownocześnie?
Staram się jak mogę aby być na bierząco.
Włodku, obejmuję Cię mocno i życze sukcesów i zdrowia, przynajmniej do setnej rocznicy.
Łomocze mi w głowie, a do tego doszło tąpanie w prawej dolnej szóstce. I nie wypij sobie potem.
Pójdę do kuchni i porobię sobie. Wszyscy wiemy o tym, że to uspokaja. Nakupiłem masę utensylii i zrobię parę rzeczy, bo wnuczka ma jutro urodziny.
Jak krew z nosa idzie to liczenie słupków, jestem za zniesieniem zeznań podatkowych… a co tam, podatków za zniesieniem jestem.
Taki mam charakter, kurna, słaby, że poszczę zamiast liczyć pieniądze, których nie mam, a które widzi u mnie fiskus. Poszczę, a może postuję, foruję, bloguję, no, same staropolskie nazwy mi się cisną na koniec języka.
I liczę: o to jest mój 1217-ty post na tym blogu. Prawie się przestraszyłem. Jeszcze Osobista się dowie i zostanę surowo ukarany za zajmowanie się rzeczami, z których Ona nic nie ma. I nie pomogą wyjaśnienia, że Nemo napisała tu już 9010 komentarzy, Pyra 6967, a Pan Lulek 3616, i że Placek wypisał tu w ciągu czterech miesięcy tyle „atramentu”, co ja przez trzy lata.
Tak, o sobie lepiej nie wspominać.
W ogóle jest tu bardzo kulturalnie, słowo „cholera” padło tu tylko 628 razy, „dupa” zaledwie 76, niektóre słowa nie padają wcale, bo Łotr czuwa nad czystością języka (zwłaszcza domyślnego, czyli „default language”), a herbata Dilmah była wspomniana jedynie 33 razy, marne 10 razy więcej niż Lapsang Souchong, tyle, co Bracka 😉
…lecz na wschodzie przynajmniej życie płynie zwyczajnie: słońce wschodzi i dzień się zaczyna…
Dorotolu, skoro nieaktualne, to po co wleczesz to za sobą w każdym komentarzu? Ferie wypadają u nas jak zwykle w okolicach Aller Heiligen, ale nie muszą to być ferie dla wszystkich, bo każda szkoła decyduje o nich we własnym zakresie w ramach tzw. dni autonomicznych, których ileś tam (chyba 5) mają do dyspozycji i rozdzielają na cały rok. Niektóre szkoły wolą zapchać nimi dni-okienka np. w maju i czerwcu.
Pawel, moment, dzieki Twojej uwadze doczytalam, iz moge zadzwonic i naprawic strone przed tem nie mialam tej informacji i myslalam, ze mi kogos wladowali na moje miejsce. Rachunek poszedl na satry adres i wrocil do nich i oni mi natychmiat wylaczyli na niby amen ale teraz podaja telefon. A to Polen bez o ta nie ja uczynilam u mnie bylo poprawnie mam jeszcze na listwie Polen z o.
My mamy ferie juz od 9- tego do 24 -tego 10, wiec zyj duszo!
Pyrę przepraszam, trzeba do wyniku dodać jeszcze 2291 komentarzy z nickem Pyry Młodszej, wychodzi na to, że z Nemo łeb w łeb 🙂
Chyba jednak czas wracać już tu, gdzie mnie nie ma…
Dorota, kliknij się w ten czerwony link nad swoim komentarzem! 😉
Może wtedy się zrozumiemy 😀
sorry, to ja potrzebowałem dłużej, żeby zrozumieć, że ta domena była rzeczywiście zarejestrowana z błędem, i tak ma właśnie być, czyli źle…
PaOlOre, po Twojej pasji statystyka, nawet ja się domyśliłam, że pasjami nie cierpisz swojego Urzędu Skarbowego. 😆 😆
Może gdybyś miał liczydło, to liczenie słupków dla US, było by ciekawsze. 😉
Pawel kliknelam i ja Cie rozumiem, jak kliknelam i zobaczylam jakis niebieski napis i na dodatek z bledem to kliknelam u siebie na moja listwe i sie dowiedzialam, ze jest telefon, gdzie moge zadzwonic i sie ew. dogadac
jak wbijam u siebie berlin-polen-info.de to wychodzi mi to
http://www.denic.de/domains/transit/transit-informationsseite.html
Kod 71ee 😯
Oczywiście – byłoby – miało być.
paOlOre – Z powodu chwilowego braku atramentu wpisuję się ołówkiem chemicznym co nie znaczy, że moje życzenia dla solenizanta, pana Włodka i wszystkich trzeżwych, nietrzeżwych i chorych nie są szczere.
Wybrałem się do chińskiego supermarkietu by wypróbować swe świeżo uzyskane zdolności identyfikacji ryb. Rozmowa odbyła się w najpopularniejszym tu języku – gwarze chińsko-dolnośląskiej.
– Przeprzaszam, czy te telapie są świeże ?
– Prosto z lasu nie są, ale są żywe.
W tym momencie normalna osoba rumieni się i chwiejnym krokiem udaje się do samochodu, ale siłą nawyku musiałem spojrzeć telapiom w oczy.
– Tak, były żywe, ale co to za życie ? Powinien je pan prosem karmić.
Chińczyk nie wiedział gdzie patrzeć, a ja udałem się do polskiego sklepu po przysmak zwany „zupa dnia”. Z którego dnia i jaka to się okaże, ważne jest to, byście Państwo nie chorowali.
Wiem, że mogłem to wszystko opisać słowami „podwójna kompromitacja”, ale używam nowego ołówka 🙂
wiem, że nic nie wiem 😉
czyli jednak berlin-polen-info, z „o”?
w takim razie dowiedz się w DENIC, ile chcą za odblokowanie domeny, jeśli ta sprawa ma jeszcze jakieś znaczenie. Oni znają adres Berlin, Duesseldorferstras se, musieli dopiero co zamknąć tę domenę, bo w bazie whois jest data 14. września jako ostatniej aktualizacji.
ps. przez Łotra musiałem się powtarzać, bo nie puścił mi słowa „ulica” w języku filozofów.
Zgago 🙂 gdybym miał liczydło zamiast komputera, nie umiałbym zarobić na te podatki. A statystyki nie lubię i już. Kto to powiedział: nie należy wierzyć żadnej statystyce, chyba że się ją samemu sfałszowało? 😉
Placku! Przezorny zawsze ubezpieczony! Przeprowadź na niewielkiej ilości tej zupy badania organoleptyczne, zanim przejdziesz do etapu delektacji 😉
wlasnie dzieki Twojej uwadze bede sie starala dowiedziec ile chca za odblokowanie, gdyz troche minie szkoda dotychczasowej roboty
paOlOre – Według mych organów to miszkulancja do której idealnie pasuje etiopski chlebek z prosa, żródła bezcennej lizyny. Czuję się jak nowonarodzony 🙂
Mark Twain powiedział, że są kłamstwa, wielkie kłamstwa i statystyka. Ile razy powiedział, wie paOlOre.
na blogu byla czesto mowa o herbacie, z herbata mozna tez zrobic torcik
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,87978,8389202,Troche_czaru_z_naparu.html
Pepegorze,
ja nie wiem, dlaczego jest Ci lepiej po antybiotyku z alkoholem obojętnie w jakiej kolejności 🙄 Mojemu dziadkowi-astmatykowi też zawsze było lepiej jak sobie zapalił 🙄
To, co napisałam o kuracji kaszą jaglaną, to jest informacja z różnych źródeł zajmujących się medycyną alternatywną. Moje doświadczenie jest takie, że od prosa ładniejsze są włosy i kanarki są weselsze 😉 A może nawet bardziej żółte? 😉
Byłam w ogrodzie, zebrałam kwiaty cukinii i wielkiego kabaczka oraz mnóstwo wielkich pomidorów, co pod własnym ciężarem urywają się z krzaka, choć ledwo różowe dopiero 🙄
Tak mało moich komentarzy w tych prawie 243 tysiącach? 😯
Witajcie,
Słodkiego, miłego życia dla Włodka :-).
Rano było grzybobranie. Przed chwilą skończyłam z podgrzybkami, chociaż przez moment miałam wrażenie że to podgrzybki skończą ze mną. Czeka mnie jeszcze kolacja: jajecznica z kurkami.
Zgago,
chętnie Cię zabiorę, ale te sery będą tam tylko gdzieś do końca września, potem nastąpi transport w dół, uroczysty podział między chłopów-właścicieli krów i… po serze 🙁
Pora zająć się kolacją. Będą penne z kwiatami cukinii w wermutowo-śmietankowym sosie. Nic na schudnięcie 🙄
Nemo, teraz to 115282 komentarze. Policzyłem, to wiem.
Masz prawie 9 procent, nie narzekaj 😉
Liczba pokazująca się w odnośnikach jest zmanipulowana przez Łotra. Po prostu nie każdy wygenerowany automatycznie identyfikator kończy w postaci zapisu.
A i wpisów Gospodarza nie było przecież 1968 (jak sugeruje link aktualnego wpisu), tylko 1070. Policzyłem, to wiem.
Zdradzę przy okazji, że numeryczna kolejność wpisów nie odpowiada chronologii ich publikowania. Gospodarz przygotowuje wiele wpisów z góry, rezerwując dla nich identyfikatory, jak lecą, ale w innej kolejności udostępnia je na blogu. A niektórych nie udostępnia wcale i te numery przepadają.
Nemo, to aż tak dużo jest właścicieli ? 🙄 A ja myślałam, że one są na sprzedaż. 🙁
Okazuje się, że moja zupa to żybura czyli breja, szkoda tylko, że chciałem przytyć, a tu wczesny post. Na zewnątrz wszystko przekwita, wermutu ani na lekarstwo. Nie narzekam, trzeżwo oceniam, będę musiał zapolować na coś z dziobem/ryjem.
Zgago,
te sery będą sprzedawane, ale przez chłopów, co mieli tam krowy. „Baca” czyli Senn pilnuje cudzych krów i robi sery dla ich właścicieli. Ma oczywiście też ser na sprzedaż, ale to jest część zapłaty za pracę na hali. Latem czyli na początku sezonu sprzedaje ser dojrzały, zeszłoroczny, tegoroczne są na ogół za młode, chyba że na raclette albo tzw. Mutschli – półtwarde, do szybszego spożycia. Sery górskie po podziale są pielęgnowane jeszcze przez kilka miesięcy, potem trafiają do różnych sklepików i dużych sklepów, można je też kupować prywatnie u chłopów w domu lub na jarmarkach.
Jak wy te komentarze (własne) słupkujecie? Też chcę wiedzieć!
Prosisz i masz: 14810 razy jako Alicja i Della do kupy.
A jak? Tego się nie da dokładnie w trzech słowach. Zamiast szykować papiery dla ministra finansów, napisałem sobie w tym celu program.
Gdy uznam, że jest dojrzały niczym te sery pod Eigerem, postaram się zrobić jakić publiczny interfejs.
Jasne, didżeje mają więcej 😉
Penette liscie (sic) nad wyraz udane. Będę polować na te cukiniowe i kabaczkowe embriony bez litości 😎
Pamiętacie, jak opowiadałam o tej staruszce, co jej pomagałam dojść do Migros, a ona okładała laską przechodniów? Dziś postanowiła wejść do sklepu przejściem przy kasie, bo bliżej schodów ruchomych, niż główne, szerokie wejście.Weszła więc tędy, gdzie ludzie stali przy kasie, w tym ja. Gdybyśmy wszyscy nie przycisnęli się płasko przy kasowej ladzie, to kto wie, ile razów by nam zaserwowała 🙄 Nikt ani nie pisnął 😎 Ta pani ma co najmniej sto lat.
Nemo – Spróbuj pisnąć i nazwać tę czarującą dojrzałą niewiastę staruszką, ale w jej obecności. Nie słyszałem Twej opowieści, ale przypuszczam, że laska służy jedynie jako pomoc dydaktyczna, a tajemnicą długowieczności jest kasza krakowska odziedziczona po Annie Jagiellonce, a może Anny żyją dłużej i ona Anna est. Tak właśnie rozumują naukowcy 🙂
Wróciłam z Czaplinka, gdzie byłyśmy z Szantą na wizycie u bratostwa mego osobistego.
W lasach pełno samochodów i ludzi z koszami grzybów. Bratowa podała zupę grzybową, pierogi z kapustą i grzybami oraz panierowane, smażone kanie.
😎
Włodeczku, życzę Ci życia tak smacznego jak Twoje pasztety!!! 😆
Wieczór jest Turnauowy – Wy tu sobie Jutuba, a ja słuchałam w drodze powrotnej radia i akurat w radiu Szczecin moja przyjaciółka Kasia puszczała i Bracką, i Cichoszę, i kilka jeszcze innych piosenek, do których słowa napisał pan Zabłocki (nie pamiętam imienia, w każdym razie poeta, syn Aliny Janowskiej i szermierza znakomitego Zabłockiego). Kasia dopadła go na Famie i zwywiadowała.
Zjem coś na kolację.
Nie grzyba.
👿
Anna to jestem ja.
Miałam już dziś więcej nie komentować, a nawet powinnam coś zażyć na uspokojenie, bo właśnie mój Osobisty udał się w towarzystwie naszego dziecka na ostry dyżur do szpitala 😯 Kroił sobie ser wielkim, ostrym nożem i zaciął się w mały palec u lewej ręki, niby nic, ale paznokieć prawie obcięty 🙄 Krew się lała, a on stał nad zlewem i złorzeczył – horror, mówię Wam 🙄 W końcu dał sobie ten palec opatrzyć i pojechał do fachowców…
Już mówiłam – lubię rodzaj męski, ale… Każdy dzień z chorym chłopem w domu powinien podwójnie liczyć się do emerytury, jak wojna! Osobiście wolałam mieć całą trójkę dzieciaków w łóżkach, niż jednego średniego szatyna. Co 10 minut mierzył sobie temperaturę, a przy każdej grypie tylko dlatego nie sporządzał testamentu, że nie miał czego zapisywać.
W rankingu kolacyjnych smakołyków zwyciężyły pryszczate ogórki z solą. Dostałam trochę od bratowej. Prosto z grządki. Chyba zjem ostatnie dwa też – i już wtedy z pewnością będę musiała pęc.
Witam po przerwie w czasie której pławiłem się w rodzinnych klimatach. Wyjeżdżam z Gdańska i zostawiam tu wiele wzruszeń.
Łączę parę fotek z gdańskiej starówki. Nie opisuję, bobym i tak nie umiał. Jestem dalej zachwycony Ojczyzną i ludźmi. Tubylcy kręcą kółka i proponują leczenie…a mnie i tak się podoba!
http://picasaweb.google.com/cichal05/GdanskStarowka?authkey=Gv1sRgCMaV4eTg6PSOqQE#
Włodku! Żyj śpiewająco!
Do zobaczenia w październiku.
Pyro, 😀
Dziecko zadzwoniło ze szpitala z zapytaniem o ostatnie szczepienie przeciwtężcowe. Pogrzebałam w szufladzie i znalazłam książeczkę szczepień wystawioną w maju 2007, przez ostry dyżur naszego szpitala. Osobisty przypomniał sobie, że był po pomoc po tym, jak go ugryzł (w rękę) kot Maurycy, który wrócił umazany jakimś smarem i Osobisty zawziął się go wykąpać 🙄 No to tym razem ma szczęście, szczepienie wystarczy na 5 lat. Na razie kąpią palec w roztworze dezynfekującym i czekają na specjalny opatrunek usztywniający, aby paznokieć znowu przyrósł. Osobisty opowiada każdemu, że się zaciął w palec, a oni pytają czy ma go przy sobie 😯
Nemo, to może On opowiada, że sobie uciął palec?
No i popatrz, Nemo, jakie to szczęście, że oni nie muszą rodzić. Zawód położnika byłby wtedy zawodem najwyższego ryzyka.
Zgodnie z obietnicą opowieści wakacyjnych ciąg dalszy.
Po Meteorach pojechaliśmy do naszego miejsca docelowego ? miasteczka Kokkino Nero, co po polsku oznacza ? czerwona woda ?. Nazwa jak najbardziej uzasadniona, gdyż w okolicy płynie sobie źródełko między kamieniami o czerwonawym zabarwieniu. Miejscowi mówią na źródło SPA, uważają że leczy i wysyłają tam turystów na kąpiele. Faktycznie, nad źródełkiem unosi się charakterystyczny zapaszek siarkowodoru, a woda co kilka minut bąbelkuje. A zimna jak diabli. Sprawdziłam ;-).
Co do kamieni, są pokryte (zdaniem domowego chemika) nalotem związków żelaza i stąd pochodzi ich barwa.
Samo miasteczko, jak na greckie standardy jest nietypowe. Parterowe lub piętrowe budynki wolnostojące w dużych, zadrzewionych ogrodach. Dzięki temu temperatura była znośniejsza. No i samochód stał cały czas w cieniu.
Okolica również ciekawa. Drogi na plaże (było ich kilka do wyboru) wiodły wśród gajów oliwnych, kasztanów jadalnych, fig, a nawet trafiliśmy na opuncje.
Niestety, restauracje były w przesadny sposób nastawione na turystów. Przekonaliśmy się o tym gdy trzeci raz z rzędu i w trzeciej restauracji z kolei podano nam frytki i tę samą sałatkę ze słoika jako dodatek do dania głównego. Lekko zdegustowani, udaliśmy się do rezydenta z pytaniem czy jest w okolicy jakaś knajpa w której jadają GRECY. Otóż jest, kilka kilometrów dalej w miejscowości Koutsoupia, zwana z polska ? u Bebisa ?. Grecka nazwa to ? ? ??????? ?.
To tam zakochałam się w owocach morza :-).
Gdy przybyliśmy na miejsce, trafiliśmy na wspólną kolację załogi. Kolację, która była wcinana z wyraźną przyjemnością. Zamówienie złożyliśmy mając na uwadze zawartość sąsiedniego stołu. I to był dobry wybór.
Następnego wieczoru, obsługiwał nas ten sam kelner. Gdy dowiedział się że jesteśmy Polakami, rozpromienił się i zaczął wspominać swoje zimowe wakacje w Polsce. Dzięki przyjaciołom z Gdyni, miał okazję zwiedzić pół Polski i przy okazji został zaproszony na kolację wigilijną. Posadzono go między mamą a ciotką. Jedna pilnowała by skosztował wszystkich dwunastu potraw a druga dokładała… Minęło już kilka lat a on nadal wspomina POLSKĄ gościnność 😉 .
Ciąg dalszy nastąpi.
http://picasaweb.google.pl/EryniaG/GrecjaKokkinoNeroOkolice#5517974929816759218
Do licha, łotr nie puścił greckiego alfabetu. Trudno.
Pyro, Nisiu i inni – dziękuję za troskę.
Już jest zupełnie dobrze, wszystko wróciło do normy. Było chwilowe zachwianie, właśnie dlatego, że nic nie mierzyłem i nic nie brałem, aż poczułem, że mi głowę rozsadza i dopiero wtedy podłączyłem się do ciśnieniomierza.
Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Ja nigdy poważnie nie chorowałem, nie leżałem w szpitalu itd., więc teraz trudno mi uwierzyć, że i mnie mogło coś dopaść.
Małgosiu,
Niejeden Szwajcar, a Osobisty nie jest wyjątkiem, jest tak oszczędny w słowach, że wyinterpretować można wszystko 🙄 Coś w rodzaju klasycznego:
Czy byłby pan uprzejmy powtórzyć, bo nie zrozumiałem? (po niemiecku) = Hę? (po szwajcarsku) 😉
Ewa – piękne!
Czekamy na cdn.
Człowiekowi kóry kotu życie uratował paznokieć sztywnieje, a tutaj znieczulica. Idę ochłonąć do Gdańska i Grecji, tam szanują bohaterów.
Witajcie Alicjo i Cichalu 🙂
Placku współczujemy, współczujemy!
Nemo, nie wiedziałam o tej oszczędności Szwajcarów 😯
Nowy,
jeśli masz problemy z ciśnieniem, to lepiej nie testuj „wentyli” i zażywaj regularnie, co masz zażywać. Znam z rodziny takie eksperymenty z niebraniem, potem za dużą dawką… I skokami ciśnienia z ponad 200 na 100 🙄 Ale ta ciocia ma teraz 86 lat i w końcu (kilka lat temu) zaakceptowała konieczność łykania tych piguł 🙄
Ależ nie, Placku; szanujemy bohaterów, tylko z własnymi herosami jesteśmy nieco spoufalone. Wierz mi jednak – potrafimy odpowiednie wznosić okrzyki zachwytu i oczęta pełne uwielbienia na bóstwo kierować.
Ewo,
bardzo ładnie tam, najbardziej zazdroszczę pogody 🙄
Bardzo ładne widoki i kwiaty i sady, a moja Ania zgłupiałaby ze szczęśćia widząc tyle kamieni
Właśnie ta akceptacja mi trudno przychodzi, ale będę musiał 🙁
Oj Ewo, wzmagasz moją tęsknotę za Grecją. Byłam tam już 6 razy i ciągnie mnie tam znów. Właśnie te knajpki gdzie jedzą Grecy, ryby i owoce morza, wino i ta nieśpieszna atmosfera tak mnie urzeka.
Nemo, Małgosiu,
Ja już tęsknię.
Pyro,
Witek też głupiał na widok kamieni. Do tego stopnia że z każdego zwiedzanego kraju zgarnął kilka sztuk 😉
Po Cichala przechadzce po gdańskiej starówce tam też chciałoby się być.
Wiecie,z tym wakacyjnym zauroczeniem to jest jakoś dziwnie. Mnie się kiedyś Olsztyn kojarzył z wakacjami. Było mi tam świetnie, woda, wypady w lasy, multum fajnych ludzi, żagle, kresowiacy, wakacje. Aż kiedyś miałam miesiąc opieki nad praktykantami naszego technikum chemicznego i po prostu przez miesiąc mieszkałam w Olsztynie. I mi przeszło – niby elementy te same, ale stwierdzałam, że jest to miasto znacznie gorzej urządzone, niż moje stałe , że po pracy nie mam co robić, jeżeli nie chcę siedzieć w jednej z dwóch porządnych kawiarni, że trudno mi tu czy tam dojechać. Na stałe nie chciałabym tam mieszkać. No i straciłam swój raj wakacyjny.
Pyro, ja w tej Grecji za każdym razem byłam gdzie indziej i każde z tych miejsc wywołuje mile wspomnienia, choć najmilej wspominam Kretę.
palOlOre,
?Wie wohl ist dem, der dann und wann
sich etwas schönes dichten kann?
Ty, Pawle felix, bo wiedeńskim jesteś, piszesz sobie po prostu programy.
Padam, bo to dla mnie jakby wyrobić coś na tabliczkach nieuchwytnych.
Ugniatam cylinder w błocie.
Dobranoc; jutro dalszy ciąg rooty, a ja jestem już mało mobilna.
Pyro,
wniosek: rajom nie należy się zbyt dokładnie przyglądać lub zaakceptować z całym dobrodziejstwem inwentarza 😉 Przede wszystkim nie należy się łudzić, że jadąc w to samo miejsce powtórzy się przeżycia z poprzedniego razu. Jadąc prawie co roku na Sycylię nastawiam się na niespodzianki i nowe sytuacje zawsze w nadziei, że będzie ciekawie, choć inaczej. Oczywiście cieszę się, jeśli „nasz” handlarz ryb ciągle jeszcze ma sklep w tym samym miejscu i dostawy miecznika nie szwankują 😉
Zamiesiłam chałkę, nastawiłam zaczyn na jutrzejszy chleb, a ich ciągle nie ma 🙁 Ostatni raport donosił o konsultacji przez dwie panie chirurgów i decyzji przyszycia paznokcia, „aby wiedział jak rosnąć”, pod znieczuleniem, podobno.
Pyro,
Toteż za każdym razem nosi mnie gdzie indziej. Tak na wszelki wypadek…
Pepegor,
za to muszę w Wikipedii sprawdzać, kto nam zafundował Maxa i Moritza 😉
No wiecie co?! PaOlO, Ty lepiej sprawdż te rachunki, bo jak wy macie te setki tysięcy wpisów, a jak tylko około 15-tu tysięcy, to mi sie wierzyć nie chce, przecież ja tu klapam od początku i od cholery 🙄
Obejrzałam romantyczną polską komedię z tym Bradem Pittem polskim, Rozkościelnym czy jakoś tak, akurat pasowało na zakończenie dnia. I wieczoru.
O, i jeszcze przedtem było o tych z talentami. Ludzie są utalentowani 🙂
Nowy: wszystko jest kwestią odpowiedniej motywacji. Nie cierpiałam piguł, ale tak się zrobiło, że gdybym ich nie brała, to bym się udusiła. Może wyobraź sobie, że z tego ciśnienia wylatujesz w powietrze?
Życzę zdrówka.
Nisia,
podobno na Fryderyku Chopinie można pożeglować za względnie niedużo, pod warunkiem, że się będzie uczestniczyło w pracach pokładowych. Ja poszperam w szczegółach i szczególikach po powrocie, bo ja bym i owszym, chętna na 🙂
Ależ mam zaległości w czytaniu…Nowy, Ty się tam lekuj odpowiednio i nigdzie nie wylatuj, póki co! Rejs w przyszłym roku – może Cichal zaprosi? 😉
Alicjo, kapitan Chopina jest moim serdecznym przyjacielem, jeśli myślisz poważnie, to Ci dam na niego namiar.
Albo zapisz się w przyszłym roku do reprezentacji Szczecina na Tall Ships Races… może popłyną właśnie na Chopinie.
A tak naprawdę widziałabym Cię na Darze, w kabinie dla gości, a nie przy robocie!
Nisia,
ja po pierwsze piszę się na Dar, jak się umawiałyśmy 🙂
Kurka siwa, wszystkiego mi się chce, co żegluje 😯
Alicjo, specjalnie pur Wu – mały serwisik foto:
http://picasaweb.google.pl/108203851877165737961/Chopin#
Nisiu,
ja Tła senkju 🙂
O Kapitanie Chopina wspominałaś niejeden raz, a i zdjęcia tu i tam pokazałaś. Ja myślę o jednym i o drugim – gość na wypasionym Darze, i majtek na Chopinie, byle tylko udało mi się to zmieścić w życiu! Bo z tratwy na tratwę i ewentualnym Puchatkiem z kolejnym numerem to już raczej nie popłynę 🙁
Ale nieważne, by złapać króliczka – byleby gonić go!
Idę spać, pora!
Dobranoc.
No to jeszcze Zawias… znaczy się Zawisza Czarny. Tam byś miała niedźwiedzie mięso…
Ja też dobranoc Wszystkim.
Witam.
http://solmina.wrzuta.pl/audio/3GmLZegHIYK/pod_zaglami_zawiszy
dzień dobry .. 🙂
wczoraj zebraliśmy tyle samo grzybów co w zeszłą sobotę ale w 4 osoby .. jednak dłużej nam zeszło bo grzybów jakby mniej .. po grzybobraniu był miły rodzinny obiad uwieńczony domową karpatką .. 🙂
z tym jedzenie częściej ale mniej też stosuję … kiedy wyrobiłam sobie taki nawyk jedzenia rzeczywiście przez jakiś czas dobrze to działało .. ale z wiekiem organizm sobie robi żarty z człowiek czyli kobiety i waga nie bardzo zależy od właściciela ciała chociaż się stara .. ale wymyślanie zdrowego dla siebie pożywienia bywa też dobrą zabawą … 🙂
Obudziło mnie słońce, a to zawsze jest optymistyczne. Muszę pozakręcać kaloryfery, bo za ciepło zabrać z balkonu małe draceny, bo im może już być w nocy za zimno
Dzień dobry wszystkim.
z tego co mówi Marek u Pana Lulka bez zmian .. robią mu różne badania .. Ojciec Marceli czuwa nad nim .. Marek zawiadomił wnuczkę …
Witam Blogowisko serdecznie i życzę dobrego dnia. 😀
Ewo, zdjęcia mówią wszystko; mieliście wspaniały urlop, tyle pięknych zakątków a jeszcze starczyło czasu na plażę i dobre jedzonko. 😆 😆
Cichalu, gdy ostatnio byłam w Gdańsku, to piękna była ul. Długi Targ a poza nim szaro, buro, jak wszędzie. Do policzenia kiedy to „ostatnio” było, potrzebny by był program PaOlOre. 😉
Nowy (godz. 22:12), Ostatnie zdanie Twojego wpisu, to „wypisz, wymaluj” mój problem i niestety niedawno też się musiałam poddać. :evill:
Jolinku, dziękuję za informację o Panu Lulku, cały czas myślę o nim.
Alicjo a Tobie życzę żebyś i to marzenie ziściła. 😆 😆
Alicja chyba przestanie się upierać, że we wrześniu jest w Polsce zawsze piękna pogoda. Mam na obiad schab; wczoraj biłam kotlety i nie były najlepsze, więc dzisiaj zrobię roladki z plasterkiem boczku, cebulą i paskiem ogórka. Podduszą sie w sosie i stracą nieco sztywności. Surówka z kwaszonej kapusty będzie do tego jak znalazł.
Cichal – wybierasz się do Jotków, więc wpadnij na kawę na Tysiąclecia przy okazji.
fatalne to lato w tym roku .. zima była długa .. wiosna byle jaka … ;(
dobrze, że tu piękne zdjęcia pokazujecie to trochę na duszy lepiej ..
dziś zupa kalafiorowa .. grzyby do przerobienia .. porządki z zapasami w lodówce .. i małe zakupy nie wiadomo po co … 😉
Marek jesteś pod telefonem internetowym .. bym zadzwoniła na chwilkę …
Mój numer telefonu dla blogowych przyjaciół 22 3825002.
Moi mili, wg kalendarza Echidny, dzisiaj są urodziny Eski a kalendarz Alicji nic na ten temat nie mówi. Pytanko, dzisiejsze urodziny Eski; prawda czy fałsz ? 😉
Eska urodziny ma. Nie ma internetu. Zadzwoniłam, złożyłam życzenia blogowe. Właśnie przyjechali do niej młodożeńcy z życzeniami, to się szybko pożegnałam. Eska na obiad urodzinowy piecze klops z 8 jajami na twardo w środeczku. Tyle wieści.
dla Eski 100 lat w zdrowiu i z internetem .. 🙂 ..
Żabo pisałaś w Wordzie sprawozdanie z wesela i gzie ono .. no gdzie? …
Ja ‚tylko’ bardzo serdecznie mówię dzień dobry… 😀 — wczoraj w Małej Fatrze bywszy… Cudnie się wyklarowała pogoda w ciągu dnia (zgodnie z prognozami…)
[statystyki 😉
– 380 km samochodem (ja za kółkiem – uwielbiam!), jazda ‚tam’ nocą – od Chyżnego do Terchowej całkowita premiera ‚kierownicza’; jako pasażerka-narciarka byłam w Fatrze ostatnio (i pierwszo) w marcu 1992
– w ogólności na nogach od 2:40 do 23:00
– w szczególności (wertepiastej): Chata Vratna (750mn pm) – Snilovske Sedlo (750m deniwelacji na 4.5km!, podejście typu ‚golgota’, legendarne śliskości fatrzańskie wzmocnione wilgocią poopadową); można wjechać gondolką, ale za wcześnie przyszliśmy 😉 …poza tym niehonor 😀 ) – Velky Fatransky Krivan, 1709m – Snilovske – Chleb – Steny – Poludnovy Grun (na łeb na szyję 😉 ) – Chata na Gruni (gdzie 18 lat temu uczyłam się ‚poważniej’ jeździć na nartach na oczach moich licelanych podopiecznych) – (wiatrołomami) Chata Vratna…
Coś w okolicach ‚wyrypy’, jeśli wziąć pod uwagę wszystkie czynniki, rekord sumy podejść dla Towarzysza wyprawy (co ważniejsze, to on zaproponował tę graniową pętelkę; ja brałam pod uwagę zejście już po Krywaniu a nawet zjazd gondolką (bodaj 2 jurki od twarzy 🙂 )]
Cuuuuudownie było!
Gdy siądę bardziej stacjonarnie, wrzucę fotki i opiszę… Gdy… bo pogoda jest, pełnia się zbliża, manewrowanie czasem wciąż możliwe (za chwilę 6h zajęć ~dydaktycznych, włączając w to odpracowywanie wczoraj 😀 )
P.S. …nie poszcząc zanadto (ach, te brzoskwinie! 😉 )… męcząc się… raczej… i skupiając/koncentrując na kilka sposobów… ale za to jak przyjemnie… w jakich okolicznościach przyrody (i ludzkich w niej wyczynów)!!!
😀 😀 😀
Esce wiele słońca i kolorów!
Dziędobry na rubieży.
Mnie, niestety, obudził telefon przyjaciółki, która szukała numeru do hospicjum, bo potrzebuje pomocy przy ciężko już chorej mamie. Znalazłam jej. Mnie też kiedyś hospicjum pomagało. Kiedy do nich przyszłam, nie pytali, czy jestem wierząca i czy chodzę do kościoła (jest to kościelna instytucja), tylko co trzeba zrobić. Bardzo wspaniali ludzie. Robiłam o nich kiedyś reportaż. Ja bym tak nie potrafiła pracować jak oni, tym większy mój szacunek.
Trzymajcie kciuki za Kasię i jej Mamę, proszę.
Potrzymamy , Nisiu; choćby po to, żeby Kasia wiedziała, że hie została sama ze swoim bólem.
Esce Sto Lat w zdrowiu i pogodzie ducha!
A Kasi i jej mamie śle ciepłe myśli…
Wszystkiego najlepszego dla Eski!
Nisiu, przyjazne mysli dla Kasi.
Ewo, podrozujemy z Toba a dobrze to robi na nastroj bo tutaj pogoda wrecz jesienna. Sliczne zdjecia!
Nowy, nie zaniedbuj sie, martwimy sie o Ciebie. Bardzo mi sie podobaly Twoje ostatnie zdjecia, te z ptakami. A ocean zawsze!
Milej niedzieli dla wszystkich.
Te oceany… mają coś w sobie.
Jadę na grzyby. Znaczy na szosę Szczecin-Świnoujście. One tam są w dużych ilościach.
Wszystkiego najlepszego dla Eski i pepegorowej wnuczki 😆
Ale urodzin nam sie narobiło w tym wrześniu. Pepegorze, uściskaj Laurę serdecznie od całej naszej rodziny.
nemo,
jak palec Osobistego?
Dla hospicjum pracowałam w drugiej połowie lat 80-tych. Wciągnęła mnie w ten rodzaj pracy koleżanka lekarka. Ona jako lekarz pracowała bezpośrednio z chorymi i ich rodzinami. W tamtym okresie – jakies 25 lat temu – wiedza psychologiczna nie była tak propagowana, jak to się dzieje obecnie. Koleżanka miała za sobą trochę treningów psychologicznych i uważała, że ci, którzy pracują z chorymi, potrzebują szkolenia i wsparcia psychologicznego. Lekarze w tym hospicjum opędzali się przed nią jak mogli, bo przecież: „wiedzą co mają robić”. Wreszcie, żeby im dała święty spokój, stwierdzili że można zorganizować jakieś wykłady dla wolontariuszy, którzy nie mają lekarskiego czy pielęgniarskiego wykształcenia. Bogna, ta moja koleżanka, była wściekła. Mnie to nie przeszkadzało. Tłumaczyłam jej, że oni nie wiedzą, że moja pomoc może im się przydać. Wygłosiłam pierwszy wykład, na który z urzędu przyszła szefowa hospicjum, lekarka. Po wykładzie stwierdziła, że jednak powinny w tych wykładach uczestniczyć wszyscy. Po roku popraszono mnie o kolejny cykl wykładów. Zaproponowałam warsztaty. W następnym roku poproszono o kontynuację spotkań warsztatowych i zaoferowano wynagrodzenie pieniężne. Oczywiście nie zgodziłam się na żadną finansową gratyfikację. Przecież ci, którzy pracowali z chorymi i ich rodzinami nie pobierali za to żadnego wynagrodzenia. Po kilku latach, z powodów rodzinnych, musiałam zrezygnować z tej pracy. Od czasu, do czasu myślę o powrocie do tej formy wolontariatu, ale już tym razem bezpośrednio z chorymi i ich bliskimi. Zobaczymy jak to czas zweryfikuje.
To rzeczywiście trudna praca, ale też jest to wyjątkowe doświadczenie.
Oczywiście myślę ciepło o Kasi, jej mamie i ludzich którzy je wspierają.
Serdeczne zyczenia dla Eski i dla wnuczki Pepegora. Pogoda jest piekna, jakos sie nam udaje nie popasc pod nizowe wplywy.
Wypada mi podziękować w imieniu mojej wnuczki, Laury, która faktycznie kończy dzisiaj 13 lat.
Jak zajadę, to wejdę na blog i spróbujemy podziękować wprost.
A ja od dwu dni zajęty jestem tymi urodzinami. Narobiłem nawet tematycznych fotek, ale najpierw muszę się przeprosić z picasą, bo mną ostatnio szamota i nie daje robić to co chcę.
Zawiozłem więc do Laury co następuje:
– sałatkę na ryżu z zasłoniakami kołpakowymi, co je jeszcze znalazłem w śpiżarce
– klopsiki mielone klasyczne, lecz z wkładem z sera owczego feta
– placuszki z grzybow resztkowych po tym, co znalazłem onegdaj. Do tego sosik z resztek grzybowych w robocie kuchennym
– quiche loraine, do wypieczenia na miejscu
– tarta z gruszek a la nemo
– blacha olbrzymich nadziewanych conchiglioni (zapodam na zdjeciu)
– paletkę krewetek do przysmażenia, które trzymam w zalewie własnego pomysłu.
Polecam się Esce z tego samego powodu i prosze bardziej powołanych o podanie dalej.
Nisiu. pociesz Kasie odemnie, tak jak możesz.
To tyle na dziś (oby).
pepegor
Najlepsze życzenia dla dzisiejszych jubilatek – dużo szczęścia !
Pepegor, aleś Ty się napracował w kuchni. Noc chyba miałeś nieprzespaną.
a capella, w Trchowej byłam dwa lata temu, ale chodziliśmy dość łatwymi szlakami – Janosikowym Chodnikiem i jeszcze jednym, którego nazwy nie pamiętam, ale także bardzo malowniczym , z licznymi drabinkami. Okolica nadzwyczaj piękna. Orawsky Podzamok także zwiedzałam.
Nisiu, bardzo przykra jest sytuacja Twojej przyjaciółki, ale dobrze, że znalazła miejsce w hospicjum dla mamy. Ruch hospicyjny rozwija się. Ludzie rozumieją potrzebę istnienia tej instytucji . Podziwiam i bardzo sznuję ludzi, którzy tam pracują, zarówno zawodowo jak i wolontariuszy.
powinno być : w Terchowej.
Jolinek przypomniała o obietnicy Żaby, że zamieści relację z wesela u Eski. Może z powodu wizyty syna z kolegą Żaba zapomniała o tym. A my jesteśmy ciekawi.
Jest tu gdzieś PaOLOre? Pawełku od godziny na Open nie otwiera mi się tekst „nowy folder” Dostaję amoku pomaleńku
Już dobrze, doczekałam się formułki „dokument został odzyskany
Tak,Krystyno-jesteśmy ciekawi,bo skoro jesteśmy zaprzyjaźnioną
blogową bandą,to nic co blogowe nie jest nam obce i lubimy znać szczegóły 🙂
Nemo znowu podrażniła moje zmysły pisząc o smażonych kwiatach cukinii
i na dodatek podanych z sosem śmietanowo-wermutowym.
Nemo-czy zdradzisz proporcje tego sosu ? Podoba mi się to połączenie.
Spóźnione życzenia dla Włodka! Czy Jubilat przyrządzał pasztet na swoje
urodziny,czy też pławił się w słodkim nieróbstwie i miał wszystko podane
pod nos ? Jotko,czekamy na szczerą odpowiedź !
My po dłuższej nieobecności pobyliśmy znowu co nieco na naszych nadbużańskich włościach. Muszę powiedzieć,że jest to miejsce,które lubimy również z powodu miłych kontaktów między-sąsiedzkich,o czym rozmawialiśmy na blogu kilka dni temu. Sąsiadów mamy życzliwych,pomocnych,po prostu lubimy z nimi rozmawiać i być 🙂 Tu na Ursynowie niestety tak nam się nie udaje 🙁
Alino- przede mną ciągle lektura III tomu „Millenium”.Pomiędzy II a III
tomem zrobiłam sobie dosyć długą przerwę.Czytam lektury mniej
depresyjne w tak zwanym między czasie.
Zainspirowana teryną ze świeżej ryby w wykonaniu Aliny zrobiłam tatara
z następujących składników : świeży łosoś,wędzony łosoś,sok z cytryny,
koperek,bardzo drobno pokrojona cebula (dla Osobistego wersja bezcebulowa)
2 brzoskwinie lub 1 mango też pokrojone drobniutko + dyżurne.
Do tego grzanki z dobrym masłem.I co będę dalej opowiadać….
Wiadomo ! Pyszne !
Pepe to ile osob bylo na tych urodzinach?
Krystyno, Kasia nie umieściła mamy w hospicjum, tylko chciała, żeby do niej przychodzili wolontariusze pomagać. Oni przychodzą do ciężko chorych, pomagają ich pielęgnować, wypożyczają sprzęt, jeśli jest potrzeba (np. materace przeciwodleżynowe) – a dla rodziny najważniejsze jest, że odciążają, umożliwiają normalną pracę i życie. Ja tak miałam, kiedy umierała moja siostra – a ja właśnie dostałam robotę i to z koniecznością wyjazdów w teren. Gdyby nie wolontariusze z hospicjum, nie mogłabym pracować.
To naprawdę nadzwyczajni ludzie i bardzo potrzebni. Pomagają żyć i przetrwać w najgorszych chwilach życia.
Byłam na szosie po grzyby. Prawdziwków nie było! Muszę się po nie wybrać w stronę Puszczy Noteckiej.
Na razie kontentuję się podgrzybkami – specjalnie poprosiłam o takie duże kapcie, bo one są w suszeniu najbardziej aromatyczne.
Nabyłam też jajka na przydróżku. Pani twierdziła, że nie z fermy, tylko wsiowe.
Omlecik?…
Pepegor wykonał catering,jak z pięciogwiazdkowej restauracji 🙂
Ja tylko nieśmiało przypomnę,że też za chwilę mam urodziny….
Pepegor,czy Ty myślisz,że z Hanoweru do Warszawy to w dzisiejszych
naprawdę duża odległość ? ;-D
Nisiu- szosa Wyszków-Warszawa,szczególnie w pobliżu lasów wyszkowskich
pełna prawdziwków !
Dla Danuśki, Eski i wnuczki Pepegora najlepsze życzenia.
Wpisy Nisi i Jotki pomagają nie stracić wiary, że są na świecie Ludzie i jest ich więcej niż często nam się wydaje.
Alinko,
dzięki, ale już doszedłem do siebie zupełnie, nie mogę tylko niczego zaniedbać.
A tak na marginesie – pielęgniarki mierzące ciśnienie w przychodniach powinny być ukryte za zasłonami. Do dzisiaj nie wiem, czy mój wynik nie był przez to znacznie zawyżony, bo pielęgniarka była bardzo atrakcyjna 😉
Świadczyłoby to również o tym, że nie do końca jeszcze skapcaniałem.
Jest piękny dzień, wybywam przed siebie łapać słońce i widoki.
Do później.
Danuśko – OCH, OCH!
Za daleko, kurza dziupka.
Wróciłem zawczasu, jak to z urodzin dziecięcych, gdzie nie idzie do białego rana.
Było osób następująco: Solenizantka i trzy koleżanki z klasy, a do tego była sąsiadka rowieśnica. Z dorosłych rodzice ostatniej, córuństwo podwójnie, do tego ja i Steva – przyjaciel domu.
LP nie było, bo dopadł ją inny wirus i spędza czas głównie w toalecie. Takie życie.
W przeciwieństwie do zeszłego roku, wszystko poszło prawie, szczególnie panny miały błogosławiony apetyt, co naturalnie cieszy.
Zdjęć znowu niezapodam bo:
Zapomniałem zabrać aparat i nie mogłem robić zdjęć na miejscu. Potem, Tomek Powodzianin (Jotka wie) dojechał z moim aparatem, tylko ja o tym nie wiedziałem. Mnie tu dowieziono, a aparat jest tam, więc przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Dla Nisi i wszystkich, którzy ostatnio zbierają grzyby,przerabiają grzyby i jedzą je na obiad i kolację:
Menu na styczeń
Zupa grzybowa
Rydzyki w sosie
Legumina z trufli
Menu na luty
Grzybki drobno krajane
Omlet z grzybkami
Krem grzybowy
Menu na marzec
Siekane grzybki
Marynowane grzybki
Duszone grzybki
Menu na kwiecień
Konfitury grzybowe
Grzybek w maśle
Paszteciki z grzybkami
Menu na maj
Rosół na grzybkach
Grzybki a la admirał Nelson
Kompocik grzybowy
Menu na czerwiec
Rydze solone
Bedłki po francusku
Galaretka grzybowa
Menu na lipiec
Grzyb krajany na szaro
Sałatka z grzybów
Pudding z pieczarek
Menu na sierpień
Muchomorki, sos provencal
Grzybki a la Lina Cavallieri
Lody grzybowe
Menu na wrzesień
Majonez maślaczy
Trufle, sos grzybowy
Racuszki z grzybkami
Menu na październik
Kurki pieczone
Koźlaki zawijane
Budyń z prawdziwków
Menu na listopad
Krupnik grzybowy
Grzybek po węgiersku
Naleśniki z trufelkami
Menu na grudzień
Grzyby grzane z grzebieniem
Duży gorący grzyb
Autorzy:J.Tuwim, A. Słonimski
Danuśko,
cholera (to na pypcia dla łotra, ciekawym czy chwyci), a wiesz, że byłbym ew. gotów, kiedy moja nawigacja już wie o co chodzi? Mówisz, że niezadługo? Padam do nóg!
Ale, Bogiem a prawdą, podrodze jest Dorota. Zacznę więc może od niej.
Dorotol! ? masz coś przeciwko temu?
Alez prosze bardzo, z przyjemnoscia.
Musisz Dorotko tylko ta sprawę solidnie uzasadnić.
Jak to dobrze zrobisz, to wpadnie i LP, jak zrobisz lepiej, to….
Kod: 911d
co to, porsche diesel?
Zdrowie Solenizantek!
Na zdrowie solenizantek. 😀
I za szybki powrót do zdrowia Pana Lulka, blogowiczów i ich najbliższych. 😀
Danuśko, a dlaczego Twoje urodziny nie są zaznaczone w żadnym kalendarzu ? Ani u Alicji, ani u „Zwierzątka” ?
Zapodaj, proszę, dokładną datę, dobrze ?
Pepegor-drzwi dla Takich Miłych Gości zawsze otwarte !
No,nie wiem dlaczego nie są zaznaczone 🙁
Urodziny 21 września
Imieniny 1 października
Jeśli macie ochotę przyjeżdżajcie 😀
Jeśli chodzi o nalewki jestem przygotowana,cytrynówka wykonana
w hurtowych ilościach 🙂
pepegor ale smaczne urodziny wnuczce zgotowałeś … 🙂 … wnuczce dużo usmiechu a LP zdrówka …
Ewa z Poznania ja już mam trochę dość smaku grzybów a cały rok to za dużo .. raz dziennie w miesiacu ..
Danuśko, już sobie zaznaczyłam, dzięki. 😆 Moja psiapsiółka ma urodziny 2 dni po tobie a że siedzi „na wsi”, to chcę zrobić niespodziankę i uczcić Jej święto najbardziej zaskakująco, bo mnie co tydzień namawia do przyjazdu a ciągle mi coś „wyskakuje”. 😉 Prognoza pogody na przyszły tydzień jest bardzo dobra, dlatego mam nadzieję, że jednak mi się niespodzianka uda. 😆
errata: „po Tobie”. 😳
Danuśka,
Coś mi się pozajączkowało i odczytałem, że to dzisiaj Twoje święto 😳 , ale życzeń nigdy nie za dużo.
Pepe, Dorota – jak pojedziecie obok Pyr, to drogę znacie. Tylko, na Boga Ojca, dajcie znać chociaż 1 dzień wcześniej.
Witajcie,
Esce i wnuczce Pepegora życzę samych pogodnych i pełnych smaku dni 🙂 .
Czas na kolejną opowiastkę:
Pewnego dnia obudziliśmy się bladym świtem koło południa 🙂 a tu słońca zza chmur nie widać.
Tak więc zapadła decyzja że obejrzymy sobie Olimp z bliższej odległości a przy okazji zwiedzimy kamienną wioskę Paleos Panteleimonas która, wg przewodnika, powinna się znajdować gdzieś w pobliżu. O ile z wyznaczeniem trasy przez GPS do Litochoro (baza wypadowa na Olimp) nie było problemu, o tyle system nie rozpoznawał nazwy Paleos Panteleimonas. Nieco zdumieni zajrzeliśmy do papierowej mapy przezornie zabranej z Polski i ? wielkie nic 😯 . Wklepaliśmy w GPS grecką wersję nazwy wioski i… nadal wielkie nic 😕 . Wzruszyliśmy ramionami i by nie tracić więcej czasu ruszyliśmy do Litochoro. W drodze z daleka rzucił nam się w oczy średniowieczny, wzniesiony przez krzyżowców zamek Platamonas. Postanowiliśmy więc nieco zboczyć z trasy i przyjrzeć mu się bliżej. Zamek z bliska nie zrobił na nas wielkiego wrażenia (w Polsce tego trochę mamy) za to widoki z zamku były naprawdę piękne. W międzyczasie słoneczko się przeprosiło i czyniło swą powinność.
Do Litochoro dotarliśmy nie bez problemów. Przy wjeździe do miasta GPS zgłupiał i kazał jechać nam pod prąd a tam było sporo jednokierunkowych ulic. Daliśmy radę bez Hołka ale pora zrobiła się raczej późno obiadowa. Pokrzepieni jagnięciną w knajpie z ?widokami?, zrezygnowaliśmy z jeszcze bliższego oglądania Olimpu, za to zaparliśmy się na Paleos Pantaleimonas. Niedaleko knajpy znajdował się postój taksówek a przy nim mapa regionu. Wzięliśmy taksówkarza za frak do mapy i pytamy gdzie jest Paleos Panteleimonas? Chłop pokazał palcem na mapie P. PANTALEIMONAS. Panie, ale to nie to! Nie wierząc chłopu, udaliśmy się do biura informacji turystycznej, gdzie przy greckiej mapie regionu pracownik potwierdził że ?P.? to Paleos czyli stare Panteleimonas, w odróżnieniu od nowego czyli Neos Panteleimon, znajdującego się nieopodal.
Pomimo nowych informacji, GPS nadal był nieposłuszny i nie chciał współpracować 😕 .
Dotarliśmy tam już o zmierzchu, ale cośmy zobaczyli to nasze.
http://picasaweb.google.pl/EryniaG/OlimpOkolice#
Pyro, podłączyłem się do prądu, masz zapotrzebowanie na Kaszpirowskiego?
Danuśko,
Włodek błogo leniuchował 😆 za życzenia wszystkim raz jeszcze dziękuje 😆
Wygląda na to, że powinniśmy się przemianować na blog kulinarno – wędrowny 😯 Danuśka ma za chwilę urodziny i imieninowo rozpoczyna październik, ja imieninuję w połowie października i na ten czas zapowiadają się Cichalowie z przyjaciółmi. Jeżeli jeszcze inni wędrowcy zapukają do drzwi, będą mile powitani. A jak wcześniej zapowiedzą odwiedziny, będzie jeszcze milej 😆
Pawełku – odczekałam godzinę i sam sie uleczył.
Pepe, moge tylko umotywowac przyjemnoscia przebywania z Wami.
Bo, widzisz Pyro, Kaszpirowski niech się schowa 😉
Ja nie potrzebuję nawet telewizora. Wystarczy, że klepniesz w klawiaturę „paOlOre” i przechodzą kompowi fanaberie.
Słucham sobie właśnie 123 udających Młynarskiego. Lubię Młynarskiego. Lubię też brzmienie instrumentów w kapeli 123, ale nie nauczyłem się lubić ich wokalisty. Facetowi po prostu brakuje wyczucia, nie tylko frazy czy rytmu, ale wyśpiewywanych tekstów. Wszystko łoi na jedno kopyto, linię melodyczną spłaszcza, żeby móc zaśpiewać, a śpiewa z taką luzacko-dresiarską manierą oraz niechlujną dykcją, że nie jest w stanie przekonać mnie, że tak jest dobrze. Niektóre słowa wymawia tak, jakby się ich wstydził (np. „miłość” w „Piosence starych kochanków”).
Toć Młynarski, o którym zawsze się mówiło, że śpiewać nie umie, radził sobie lepiej i nie bał się bardziej skomplikowanej frazy muzycznej.
Mimo to przymykam ucho i słucham tej płyty, ale jest to głównie zasługa Pana Wojtka, a nie ambicji 123.
Ewuś, znowu piękne widoki. 😆 Wasza determinacja żeby jednak znaleźć tę kamienną wioskę, jest godna podziwu.
Muszę też przyznać, że Twój talerz z jagnięciną przyprawił mnie o pypcia. 😉
Cud się u mnie zdarzył 😯 przed chwilką położyłam łapę na kaloryferze a one są ciepłe !!!! 🙄 Niedawno musieli włączyć, chyba inni właściciele zrobili porządny raban. Zaraz mi się nastrój poprawił. 😆
Zago,
Gratuluję ciepłych kaloryferów 🙂 .
Paolore, a ja lubię niektóre z tych piosenek właśnie w wykonaniu Nowaka -tę o czekaniu na lot do Odessy i tę o świecie Marca Chagalla. Lubię też tę wibrującą sekcję melodyczną. jasne, że Nowak jest jak najdalszy od piękna frazy, ale jest coś w nim. Natomiast zgadzam się, że nie wszystkie teksty rozumie (albo rozumie inaczej, niż ja)
Moskwa-Odessa?
no mnie tuda nie nada… 😉
Ewo z P. – chłe, chłe, znamy tych starych grzybiarzy!
PaOLore – pewnie, że o tę, tylko chodzi mi o przekład Młynarskiego. Mnóstwo osób w Polsce nagrało tę piosenkę i z tych nagrań mnie właśnie podoba się Nowak z 123 (a już ten wiatr co hula po kolędzie wzrusza mnie naprawdę)
Przekład przedni, obroni się sam, nawet przed panem Nowakiem… 😉
któremu jednakowoż nie zaszkodziłyby jakieś warsztaty.
Pawle – Nowak tak naprawdę zmasakrował piosenki Osieckiej; Młynarski wypadł nie najgorzej. A ja wypadam z gry. Do jutra.
Acha – wolę już chodnikowego Nowaka, od super (ponoć ) inteligentnego aktora, który się Radek nazywa. Ponoć zdolny, muzykalny, dobry głos, szkolona dykcja, a ja na niego reaguję, jak byk na czerwoną płachtę. Też śpiewa Wysockiego w tłumaczeniu Młynarskiego.
a ja tam nie chcę, mnie ten adres wisi
…to dla porównania.
A pana Radka też słyszałem. Wprost świetne parametry chłopak ma, perfekcyjną technikę, stara się bardzo i śpiewa wszystko (dosłownie)… ale cóż, kiedy mu tego „czegoś” brak. Największym jego błędem jest chyba jak najwierniejsze naśladowanie wzorców – czy to Niemen, czy Demarczyk – i demonstracja, że on potrafi tak jak Oni, ale przecież jeszcze lepiej.
Wróżę mu niezłą karierę w polskich mediach. Musi być ulubieńcem wielu mam panien na wydaniu.
U nas mówi się na takich: zięć narodu 👿
Ja też życzę wszystkim dobrej, przespanej nocy i kolorowych snów. 😀
Dzień dobry 😉
PaOlOre, 😆 😆
Już wpadam pod kordełkę.
Kordełka.
Ot, co.
dzień dobry .. 🙂
u mnie cudów nie ma .. nie grzeją .. ale nic to i tak ciepło w mieszkaniu bo blok ocieplony, okna szczelne …
Dzień dobry. U mnie grzeją od czwartku. Wczoraj pozakręcałam większość grzejników, bo było za ciepło. Zostawiłam włączony w łazience.
trochę nadziei …. 🙂
http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/106925,co-nas-czeka-w-nowym-tygodniu?sms_ss=twitter
Dzień słoneczny! 😀
W sobotę wieczorem poczułam, że ‚chcą grzać’ (rury dojściowe) – kaloryfery mam oczywiście zakręcone bo nie mogę się rozhartowywać… idzie listopad, trzeba się (nań) uodparniać 😉
…migawki małofatrzańskie z soboty… 😀