Na zakupy czy na kurki?

 

Aby nie doszło do niepotrzebnej rodzinnej scysji poszliśmy na kompromis: i tu, i tu. Najpierw więc krótkie zakupy w Pułtusku, w którym sklepy są zaopatrzone jak w każdym dużym mieście. Kupiliśmy więc mój ulubiony chleb razowy z ziarenkami w piekarni pana Białczaka. Naszym zdaniem to najlepszy piekarz w mieście. Podobnie myślą i inni mieszkańcy okolicy, bo w piekarni zawsze tłoczno
Potem zajrzeliśmy do rybnego po porcję krewetek, by wg. blogowego przepisu Aliny zrobić pasztet.
Na targu kupiliśmy pomidory, które w tym roku są niebywale piękne i bardzo smaczne. Były też resztki moreli, które zostaną zamienione na kwaskowate konfitury, by goście mogli jadać słynne torty Basi.
U rzeźnika (jest sklep z wyrobami regionalnymi) – kiszkę ziemniaczaną ze skwarkami oraz niebywałego smaku półgęsek.

Na koniec wpadliśmy do Lidla po sałatę lodową. Tylko tu bowiem jest sałata. W żadnym sklepie warzywnym ani na targowisku jej nie ma. Czekam wiec na ten moment, gdy te zielone (albo i czerwone) liściaste kule  pojawią się w całym mieście. I wierzę, że to nastąpi. Podobnie było z oliwą. Najpierw nie było jej nigdzie a teraz jest w wielu sklepach i w wielu gatunkach. A wszystko dzięki naciskowi klientów czyli naszemu stałemu dopytywaniu się o to, kiedy wreszcie będzie ten najzdrowszy i najsmaczniejszy gatunek tłuszczu.
Na koniec pojechaliśmy do sąsiedniej wsi, gdzie jest sklep z używanymi meblami zwożonymi z Niemiec i Holandii. Meble nas nie interesują ale porcelana lub fajans i owszem. I tym razem Basia wypatrzyła kilka półmisków i talerzy do przekąsek błękitnej serii bawarskiej.

W drodze powrotnej do domu pojechaliśmy (zgodnie z umową) do lasu za cmentarzem. Tam, tuż przed końcem lasu i początkiem pól, od lat zbieramy kurki. I tym razem znaleźliśmy parę tych smakowitych grzybków. Nie był to jednak obfity zbiór ale na śniadanie dla dwóch osób będzie wspaniała jajecznica. Zwłaszcza, że kurki własnoocznie wypatrzone i własnoręcznie zebrane a jajka też przyniesione wprost z kurnika, co ma dobry wpływ na smak potrawy.

I tak minął kolejny dzień. (O pracy przy komputerze nie wspominam, by nie psuć miłego nastroju!)