Sama słodycz czyli polskie miody
Co jakiś czas sięgam po charakterystyczne ceramiczne pękate butle, w których miło bulgocze pyszny płyn – miód pitny. Czasem dolewam go do duszonych na patelni listków cykorii, częściej do sznycelków z piersi kurczaka, a także do luzowanej kaczki słodko-ostrej lub pieczonych gęsich piersi.
Od pewnego czasu podaję też miód do pasztetów, zastępując nim słodkie francuskie czy włoskie wina. I to wcale nie ze skąpstwa, choć miód bywa i dziesięciokrotnie tańszy niż np. sauterne , lecz po to by zainteresować gości nowym smakiem i naszym rodzimym trunkiem.
Do niedawna byłem przekonany, że miody pitne to nasz polski, słowiański patent. Niedawno przeczytałem, że ten rodzaj napoju alkoholizowanego znany był także starożytnym Rzymianom, Grekom a nawet jeszcze wcześniej Egipcjanom. Później jednak mieszkańcy basenu Morza Śródziemnego porzucili miodosytnictwo na korzyść winiarstwa. I dobrze się stało, bo dzięki temu możemy dziś pijać fantastyczne wina włoskie, francuskie, hiszpańskie i inne.
W krainie puszcz leżących między Łabą a Bugiem miodosytnictwo rozwijało się pięknie i dziś osiąga wyżyny smaku. Najwybitniejsi miodosytnicy jak np. Maciej Jaros spod Tomaszowa Mazowieckiego, mogliby całą swoją produkcję ( a nawet znacznie więcej gdyby zgodzili się zwiększać produkcję kosztem jakości do czego nakłaniają ich często lecz bezskutecznie importerzy) sprzedawać za granicę. Na szczęście są to ludzie dbający o dobre imię firmy i dobro rodzimych smakoszy miodów.
Prawdę mówiąc do pełni szczęścia w tej smakowitej dziedzinie brakuje mi jeszcze instytucji, która by zadbała o reklamę polskich miodów na winiarskich rynkach świata. Bez fachowej promocji (co oznacza duże pieniądze najpierw wydane a potem zarabiane) nic z tego nie będzie. A szkoda. Półtoraki i dwójniaki są nie gorsze (a przy niektórych daniach nawet lepsze) niż słodkie z okolic Bordeaux czy też Sycylii. Tyle tylko, że mało kto o tym wie. I tylko czasem w moim domu goście popijający foie gras z rodzynkami lub pasztet z dziczyzny kieliszkiem miodu dziwią się, że ta słodycz pochodzi spod Tomaszowa a nie znad Garonny. Na koniec kilka wyjaśnień technologicznych i jeden przepis, który pozwoli wszystkim na wyprodukowanie własnego miodu. Tyle tylko, że będzie on bardziej wytrawny niż te tu wspominane.
W zależności od stopnia rozcieńczenia miody dzielimy na następujące grupy:
Półtoraki – miody, dla których brzeczka powstaje z jednej jednostki objętości miodu rozcieńczonej połową jednostki objętości wody;
Dwójniaki – miody, dla których brzeczka powstaje z jednej jednostki objętości miodu rozcieńczonej jedną jednostką objętości wody;
Trójniaki – miody, dla których brzeczka powstaje z jednej jednostki objętości miodu rozcieńczonej dwiema jednostkami objętości wody;
Czwórniaki – miody, dla których brzeczka powstaje z jednej jednostki objętości miodu rozcieńczonej trzema jednostkami objętości wody.
Najmocniejsze (posiadające największą zawartość alkoholu) są półtoraki. Półtoraki i dwójniaki określane są niekiedy mianem miodów królewskich. Piątaki i czwórniaki, czyli miody wytrawne, dojrzewają najszybciej i nadają się do spożycia po upływie 6 – 8 miesięcy. Większa zawartość miodu pociąga za sobą konieczność dłuższego leżakowania. Trójniak leżakuje od 1,5 roku do 4 lat, natomiast półtorak nawet od ośmiu do dziesięciu.
Od strony technologii wytwarzania miody pitne można podzielić na sycone i niesycone. Miody sycone powstają w wyniku fermentacji brzeczki, która wcześniej przez pewien czas była powoli gotowana. Brzeczka miodów niesyconych nie jest gotowana.
Różne bukiety miodów uzyskuje się przez doprawianie brzeczki sokami owocowymi (miody owocowe) lub przyprawami korzennymi (miody korzenne). Do produkcji miodów korzenno-ziołowych najczęściej stosuje się: chmiel, cynamon, goździki, imbir, pieprz, jałowiec, wanilię, płatki róży, liście mięty, migdały, cytrynę i skórkę pomarańczową.
MIÓD SYCONY NATURALNY (CZWÓRNIAK)
2,5 litra miodu pszczelego płynnego, 7,5 litra wody, garść szyszek chmielowych
Wodę i miód łączymy, gotujemy na wolnym ogniu, szumując czyli zbierając tworzącą się na powierzchni pianę i pilnując, aby brzeczka nie wykipiała. Po jej zszumowaniu dodajemy umieszczony w płóciennym woreczku chmiel lub inne zioła. Współcześnie możemy dodać pożywki dla drożdży. Woreczek wyjmujemy na drugi dzień. Napój odstawiamy do fermentacji.
Nadaje się do spożycia po 6 miesiącach.
Na zdrowie!
Komentarze
Naszym Babciom Kochanym słodkiego, miłego życia … 😀
NA CZEŚĆ BABĆ I ICH DZISIESJZEGO ŚWIĘTA :
HIP HIP HURRA 🙂 😉 🙂
Wczoraj wieczorem zamiast szukać fiołków byłam degustować
chleb z siemieniem lnianym upieczony przez znajomych.
Niebo w gębie ! To tego tatar doprawiony wprawną ręką Pana domu
oraz pomidorowa salatka.Dzisiaj jeszcze nie jadłam śniadania,
nadal nie jestem głodna.
Doczytałam wczorajsze wpisy- towarzystwo się rozfiołkowało
na całego ! Dziękuję Żabie za stosowny wierszyk oraz folklor
fijołeckowy oraz Nemo i Alinie za kolejne tła muzyczne
na wiadomy temat.
Kreacja naszej Miss Kręglickiej była niewątpliwie warta przypomnienia !
To bardzo miłe,że cały blog włączył się w przygotowania do naszego
fiołkowego wieczoru 🙂
Wiadomo jak ma byc. Cala Poludniowa Burgenlandia bielusienka pod snieznym puchem. Jeszcze raz. Wiwat ! wiwat ! a wieczorny toast scisle okreslony
Pan Lulek
Dzień z całą pewnością wyjątkowy :
1. dzisiaj mają być wyniki badań Igora, a potem mają go przywieźć do nas. W planie placek ze sliwkami z tej okazji;
2. pranie bo termin przynależnej suszarni,
3. obiadowo schabowe z ziemniakami i surówkami,
4. nie mam aktualnie miodu pitnego, ale mam miodówkę cytrynową na wieczorny toast.
A tak w ogóle to pisze stara Pyra z maszyny Młodszej
Witam, witam i o zdrowie pytam (E.Orzeszkowa, Nad Niemnem)
Właśnie żaliłam się Pyrze, ze to globalne ocieplenie w wersji zimowej mnie dobija. jak już zrobie wszystko przy zwierzetach, to padam jak śnięta żaba i nie mam już siły na nic. A jak jeszcze musze wyjechac z gospodarstwa to juz całkiem padam. Wczoraj odmówiłam wyjazdu na okolicznościowe przedstawienie z okazji Dnia Babci we wnuczkowej szkole, znaczy zerówce Jadzi. Po prostu nie dałabym rady – wszystko zajmuje mi dużo więcej czasu niż w okresach bezśnieżnych i o wyższej niż zero temperaturze. Chociaż błoto też jest męczące (wyrzekała się Żaba błota ?). Nawet owsa nie gniotę, z powodów żebrowych, ale jakoś wcale nie mam przez to więcej czasu. Chyba starość jednak.
Pomysł Gospodarza z dodawaniem miodu do duszonej cykorii,
którą nota bene bardzo lubię, wypróbuję niechybnie !
A kaczka miodem skropiona zapewne też grzechu warta.
ja to z miodem muszę się czasami ograniczać bo zięć ma uczulenie ..
Żabo też mam takie myśli ale ja mogę sobie rozplanować pracę na kilka dni a Ty musisz … najbardziej mnie obecnie cieszy to, że ja prawie nic nie muszę … 🙂
a jotka gdzieś tam na innych blogach daje znak życia … ale od 3 dni milczy … chyba bardzo zajęta …
Do miodowej rozgrywki stawiamy nasze kremy miodowe no i oczywiscie propolis.
No i niech nam ktos podskoczy, tym bardziej, ze przezorny zawsze w zapasy zaopatrzony.
Pozdrowienia spod sniegu sle
Pan Lulek
Pyra – jest jeszcze jedna sprawa w zastosowaniu miodów do potraw : w odróżnieniu od win słodkich, miody nie stanowią dobrego uzupełnienia dla ostrych serów pleśniowych. Dwa razy próbowałam i dwa razy miałam raczej złe doświadczenie – uczucie ucisku w żołądku, jakby to było za ciężkie. Do serów wina były lepsze.
Biało i słonecznie 🙂 Cienki ten śnieg, ale zawsze…
Po kolejnych dwóch nocach i dniach włóczęgi pojawił się Kocur. Na trzech łapach 🙄 Przednia prawa spuchnięta jakby w przedramieniu, ale dokładniej nie wiem, bo włóczęga coś nie lubi obdukcji 🙄 Pojadł, popił i pokuśtykał do mojego łóżka…
Miodów pitnych nigdy nie kupowałam, bo zawsze jakieś sprezentowane pałętały się po piwnicy. Te z normalnego handlu, w butelkach kamionkowych, nie przypadły mi specjalnie do gustu, więc używałam raczej do gotowania. Aż do momentu otrzymania butli od „mojego” pszczelarza z Polanicy 😎
Pytanie:
Dlaczego zwiększenie produkcji miodu pitnego automatycznie musi się odbywać na koszt jego jakości? 😯
Piotrze, melduję, że pocztylion dostarczył przesyłkę od Polityki. 🙂
W środku kuchnia Afrodyty i bonus w postaci wakacji z duchami.
Dzięki!!!
Gdy spojrzałem na stempel pocztowy z ceną, postanowiłem nie wygrywać więcej blogoquizów. W przeciwnym razie szacowny Tygodnik puści się z torbami.
Będę grał na sucho i kibicował innym.
A miodziki – mmmmniam, palce lizać! Miło wspominam półtoraka, którego Gospodarz niegdyś wyeksportował osobiście do Wiednia, prosto w moje ręce.
Gratuluję wszystkim Babciom!
Sam ledwo żyję, bo od niedzieli znowu męczy mnie jakaś cholera albo inna influenza. Właściwie to zwyczajne przeziębienie, ale po trzech dniach przymusowego smarkania wlazło mi coś w plecy i boli przy każdym ruchu.
Z tego powodu Osobista mnie nie lubi. Ona lubi mnie tylko zdrowego, a i to raczej nie zawsze. No, już nie marudzę, bo tutaj nie lubią marudzących.
Dodam tylko, że poległem w walce o utrzymanie firmy przy życiu. Niemiecki koncern zwierzchni w ferworze cięcia kosztów postanowił pozbyć się pozycji w budżecie i likwiduje naszą placówkę. Trzeba teraz pomóc dotychczasowym klientom zainstalować program konkurencji i przekonwertować wszystkie dane.
Od marca jestem wolny, czyli do wzięcia – czekam na propozycje 😉
Byle do wiosny!
U nas niebo zachmurzone i jakieś nieśmiałe paprochy śniegowe wirują w mroźnym powietrzu. Miód u mnie jest w stałym użyciu, często dosmaczam nim potrawy, np. marchewkę z groszkiem, ale także lubię przy śniadaniu, szczególnie gryczany. Rzadziej nieco ten pitny, ale skoro Gospodarz przypomniał, to… 🙂
A dzisiejsze Święto przekładamy na sobotę, będzie rodzinny obiadek u dziadków (czyli u nas). Z uśmiechem wspominam moje wizyty w przedszkolu, czy w szkole, w młodszych latach, kiedy to podziwiałam wspaniałe przedstawienia na cześć babci, z wypiekami słuchałam pierwszych piosenek, wierszyków, a póżniej melodyjek wygrywanych na gitarze. Teraz wnuczek zamienił gitarę na koszykówkę, dryblas z niego wyrósł i żeby cmoknąc go w policzek babcia musi na palcach stawać, a i to za mało 🙂
PaOlOre,
jak myślisz, dlaczego ja też już nie startuję? Te wszystkie lotnicze polecone… 🙄 Za to wysypiam się w środy 😉
Przykra sprawa z tą firmą 🙁 I z plecami. To chyba coś zaraźliwego z tymi plecami, bo wprawdzie nie smarkam i nie kaszlę, ale od kilku dni wlazło mi coś w kręgosłup w okolicy lewej łopatki i pobolewa przy niektórych ruchach, ale nie przy bieganiu na nartach 😯 Osobisty ma to samo z prawym ramieniem. Nie jest to tak dotkliwe jak jakiś Hexenschuss czy inne lumbago, ale dolega niekiedy nawet, gdy śpię na wznak 🙄 Pocieszam się, że takie sprawy mijają w ciągu miesiąca, podobno 😎
Dzień dobry,
PaOlOre, witaj w klubie. Nowy właściciel firmy stwierdził, że nasz cały dział w zasadzie nie jest mu potrzebny (też pewnie zdecydował o tym budżet), więc do końca miesiąca wykorzystuję jeszcze urlop i od lutego jestem wolny.
Na razie się trochę obijam, przeglądam oferty pracy, na niektóre z nich aplikuję. W kuchni na razie nie szaleję, bo podczas przeglądu zamrażarki znalazłem tam tyle rzeczy, że wystarczy na małą wojnę. Jedynie wczoraj piekłem chleb, pierwszy raz na zakwasie. Niestety za mało wyrósł, przy okazji za długo siedział w piekarniku i jest tak twardy, że nawet dzięcioł połamałby sobie na nim dziób 😉 Ale pokruszyłem go i suszę, będzie na panierkę do kotletów a dzisiaj zaczynam robić nowy.
Pozdrawiam,
Z okazji Dnia Babci chce pochwalic sie, ze jednak potrafie obchodzic sie jako tako ze spodnimi czesciami damskiej garderoby. W okolicach Budapesztu mieszka mój wieloletni przyjaciel. W lesie gdzie jest trudny dojazd. Kiedys podczas wizyty zlozyl propozycje wspólnego wyjazdu nad jezioro pod Budapesztem. Mial ochote zobaczyc dzialke pod budowe letniej rezydencji. Hobbym tego pana jest zbieranie starych samochodów z nadzieja ich uruchomienia w nieokreslonej przyszlosci.
Towarzystwo bylo dosc liczne. Wiekszosc pojechala naszym BMW a dla nas zostal FIAT 126 na trzy osoby w tym tesciowa przyjaciela. Przed wyruszeniem na trase, ja za kierownica, zostalem uprzedzony, ze w samochodzie funkcjonuje tylko trzeci bieg
Udalo sie ruszyc bo bylo nieco z górki. Podczas jazdy w polowie drogi pekl pasek klinowy i stanelismy. Moja decyzja byla blyskawiczna. Zapytalem bylo nie bylo babcie, co nosi pod spodem. Rajstopy i majtki, padla odpowiedz. Zdejmuj mówie. Co mam zdjac, majtki czy rajstopy zapytala filuternie rzeska pani. Jak na razie rajstopy odpowiedzialem. Szczególów nie bede opowiadal. Z rajstop ukrecilem pasek klinowy i dokonczylismy podrózy. Tak dalece, ze udalo sie wrócic do domu przed zmrokiem. Podobno tego samochodziku nie udalo sie uruchomic bez nowej skrzynki przekladniowej. Zdobylem w gronie przyjaciól opinie tego który potrafi dojsc do ladu z damska gorderoba.
To tylko na zilustrowanie tezy, ze rajstopy moga miec róznorakie zastosowanie i niezle miec na podoredziu babcie w rajstopach.
Pan Lulek
Dałem sobie 3 minuty na blog. To maksimum, na co mnie dzisiaj stać. Ukochana miała wczoraj mieć zabieg laserowy oka, ale pan doktor zachorował i zabieg przełożony o uydzień. Ukochana bardzo zestresowana. Ja troche też.
Miody lubię od dziecka prawie. Nemo ma rację, że większość tych w kamionkowych butelkach raczej marna. Myślę, że są doprawiane głównie sokami owocowymi i czuje się to w smaku. W rezultacie nie wiadomo, czy to wino owocowe czy miód pitny. Najlepsze są te na ziołach, korzeniach, skórce pomarańczowej czy migdałach. A w masowej produkcji łatwiej dolac soku.
Wszystkim Babciom najlepsze życzenia.
Stanisławie, trzymam kciuki za żonę, ja już miałam parę zabiegów laserowych nie są straszne, nie boli, trzeba tylko nieruchomo trzymać oko. Wszystko będzie dobrze.
To prawda, że teoretycznie zabieg jest głupstwem. Tylko czekając w kolejkach do okulisty, gdzie się Krystyna leczy od trzech lat prawie, tyle się nasłuchała na temat fatalnych skutków nieudanych zabiegów, że teraz stres jest całkiem naturalny. To jak z kłamliwą propagandą. Niby wiadomo, że kłamliwa, a po kilkuset powtórzeniach coś z tego zostaje.
To prawda, że trzeba trafić na dobrego lekarza. Ja miałam szczęście trafić do takiego, co chociaż sam robił zabiegi laserowe, nawet mojemu synowi, to mnie wysłał do innej pani doktór, bo jest lepsza. Szanuję go za to.
Stanisławie,
to jasne, że w masowej produkcji „łatwiej dolać soku”, ale przecież to nie jest usprawiedliwienie dla producenta, który nie chce zwiększać produkcji kosztem jakości 😯 Bo to jest jakby deklaracja a priori: jak zrobię więcej, to nie gwarantuję, że uczciwie 🙄 Powinien jeszcze dodać, do ilu litrów produkuje dobrze, a potem to już bez gwarancji. Jak chłop, co osobno dla siebie i rodziny dba o jakość, a masówka na sprzedaż może być byle jaka? 😯
Stanisławie- na pewno wszystko dobrze się uda 🙂
Panie Lulku- akurat wczoraj rozmawiałam z moją córką
o pasku klinowym.Córa chodzi teraz na kurs prawa jazdy
i zamiast zapytać instruktora do czego służy pasek klinowy
zapytała o to mnie. A ja wiadomo,blondynka, wiem że istnieje,
ale żeby wyjaśniać do czego służy ??? Moje wyjaśnienia
ograniczyły się jedynie do tego,że można ów pasek
zastąpić damską pończochą czy też rajstopą.
Wyobrażacie sobie zdziwienie mego dziecka !
Pawełku to masz prawo trochę pomarudzić … kuruj się a potem do boju …
taki sposób na zmianę pracy jest bardzo stresujący … w tamtym roku spotkało to mojego zięcia … i chociaż od początku miał szansę na nową pracę u dawnego klienta jego firmy to widziałam jak to negatywnie przeżywa … no ale skończyło się dobrze i mam nadzieję, że Wam Pawełki też się uda …
Kiedyś zastąpienie paska nylonowymi pończochami dawało jakiś rezultat. Teraz raczej nie radzę próbować.
Ze będzie dobrze, jestem przekonany, ale to nie wyklucza pewnej nerwowości. W końcu nie chodzi tylko o to, żeby nic się złego nie stało, ale też o to, żeby było lepiej.
Co do miodu, zgadzam się, że nie powinno się zwiększać ilości kosztem jakości. Ale iluż rzeczy być nie powinno, a są. Pijąc półtoraka o wyraźnie porzeczkowym smaku myślę, o ile lepszy byłby ten miód bez tego soku. Niech już nie będzie ziół i korzeni. To tak jak z makowcem kupowanym w cukierni. Może być byle jaki albo bardzo bogaty – czuje się w nadzieniu czekoladę, migdały, skórkę pomarańczową, która też jest rozsypana po lukrze. Ale wskażcie cukiernię, gdzie nie będzie w tym makowcu sztucznego olejku migdałowego.
Argumentacja przyzwoitych miodosytników do mnie trafia. Proponowano im by z tej samej ilości miodu (bo tylko tyle daje ich pasieka) robili dwa razy więcej miodu pitnego zmieniając proporcje wody. I na to oni się nie zgodzili. To godne pochwały. Oni właśnie gwarantują, że robią uczciwie.
Nie widzę powodów do wydziwiania.
Panie Piotrze, pisze Pan o przyzwoitych miodosytnikach, a my z Nemo o dużych producentach, którzy na pewno nie są przyzwoitymi miodosytnikami.
Zresztą parę miesięcy temu kupiliśmy półtoraka, który był pyszny. Może uda mi się jeszcze dojść, kto go wyprodukował.
Wydziwiam, bo w tekście nie podano, że importerzy proponują dolewanie wody czy inne rozcieńczanie 😯 Chcą mieć dobry polski miód czy jakiegoś cienkusza, może dosmaczonego spirytusem? Ta argumentacja do mnie nie trafia. Czy w ten sposób trafiają do Polski byle jakie wina, bo polski importer proponuje producentowi obniżenie kosztów przez machlojki przy produkcji? 😯
Rozumiem argument, że miodosytnik chce sycić miód tylko z własnej pasieki, a nie np. tani z importu o zmiennej jakości i nieustalonym pochodzeniu, jaki można spotkać w sklepach pod tytułem „Produkt UE” albo „import z Ameryki Południowej” 🙄
Dzień dobry Szampaństwu.
Panie Lulku,
znam ten patent z rajstopami. Ja byłam w spodniach, ale koleżanka elegantka w nylonach, i Gruby, kierowca auta, zażądał, żeby Małgosia (żona Grubego) z rajstop wyskoczyła. Jechaliśmy wtedy z Murzzuschlagu do Wiednia. Austria zle wpływa na paski klinowe 😉
A w porannej prasówce wyczytałam:
http://wyborcza.pl/1,75476,7465836,Celebryci_plota_o_nauce.html
Mam już front pracy, ale się nie powstrzymam. Nie żaden głupi celebryta tylko profesor uniwersytetu, wielokrotny dziekan i prorektor, recenzent rozpraw doktorskich we Francji, nie słodzi napojów, co często się spotyka. Ale nie dlatego, że od dziecka tak się przyzwyczaił, tylko dlatego, że „cukier to najgorszy w świecie zabójca”. Nie kwestionuje podstaw naukowych teorii wskazujących na pewne niekorzystne działania nadmiaru cukru. Teorii w konkretnych przypadkach skorelowanych ze zdiagnozowaną gospodarką cukrowa organizmu. Jednak przytoczone twierdzenie pasuje jak ulał do linki Alicji.
errata: nie kwestionuję
Wracając jeszcze do wczorajszego pytania Nowego o oleje i oliwy – ja by, z tego zdjęcia użyła do smażenia tylko tę oliwę z lewej (nawet napisane jest – frying oil). Moim zdaniem do smażenia bardzo dobre są oleje roślinne, takich używam od lat. Natomiast wszystkie extra virgin olive oil i tak dalej – to sałatkowe, szkoda ich do smażenia. A rozpryski przy smażeniu takich *dziewiczych* oliw – o rany!
Co by tu dzisiaj ugotować na obiad…
Stanisławie,
pewnie się naczytał za dużo, ten profesor! Jerzor kiedyś szukał tekstów w języku niemieckim – cokolwiek, byle czytać. Akurat była wyprzedaż książek , po dolarze sztuka, wśród kilku po niemiecku trafiła się pozycja „Zucker? Nein, danke!”. Tam to dopiero straszyli! Mnie nie muszą, bom niesłodka, ale spodziewam się, że można się wystraszyć, poczytawszy.
Tym, którzy podejrzewają, że piję ocet – od razu mówię, że nic podobnego!
A swoją drogą miałam znajomą, która codziennie piła kieliszek octu, bo gdzieś usłyszała, że to pomaga w chudnięciu. Irena wcale nie była gruba, owszem, miała solidną budowę od pasa w dół, ale taka jej była uroda, tam nie było tłuszczu. Kilka lat później zmarła na białaczkę, miała zaledwie 20 lat. Nie wiem, czy te dwie rzeczy można ze sobą łączyć, ocet i chorobę, na pewno kieliszek octu codziennie na śniadanie nie pomógł jej zmienić gabarytów, a wątpię, żeby zdrowia przysporzył.
Tych, co rozpowszechniają takie bzdury, należałoby, nie powiem, za jaką część ciała powiesić na mocnym drzewie.
Jeszcze wróciłem na moment. Teoria o odchudzającym działaniu octu była w polsce rozpowszechniona w latach 30-tych. Niektóre panienki piły po szklance na czczo. Wiele z nich ciężko to odchorowało.
Witam, pozdrawiajac wszystkie Babcie.
Jedno tylko pytanko. Jak sie odbywa fermentacja tego miodu ?
Nowy,
mając wybór różnych oliw możesz sam się przekonać, która Ci najlepiej smakuje i tej używać na surowo, reszta może służyć do smażenia w niezbyt wysokiej temperaturze np. do robienia sosów do pasty, gdzie na oliwie podsmaża się czosnek, pietruszkę, pomidory itp. Nie używać do frytury. Dobra oliwa extra vergine powinna mieć smak świeżych oliwek, a więc pewną (małą) dawkę goryczy i ostrości. Najwartościowsza jest oliwa tłoczona na zimno. Jeśli taka informacja stoi na etykietce, to znaczy, że oliwki podczas tłoczenia nie zostały rozgrzane powyżej 27 stopni. Zwyczajna extra vergine może być podgrzana do 50 stopni, co wpływa na zawartość witamin.
Z marek widocznych na zdjęciu najsłabsza jakościowo wydaje mi się Carapelli. Dobre są oliwy z Krety, a z włoskich zwyczajnie dostępnych – Monini classico.
Moja oliwa prosto z oleificio na Sycylii służy mi do wszystkiego. Jeśli smażę mięso, dodaję masła, befsztyki smażę na suchej patelni.
Jeszcze jedna ciekawostka: Jeśli zjedliśmy coś nadmiernie ostrego i w ustach czujemy palący smak chili, to łyk oliwy dobrze rozprowadzony po śluzówce jamy ustnej usunie uczucie palenia. Ostre przyprawy rozpuszczają się w tłuszczach. Picie wody ani wina nie pomoże, ale oliwa – tak 😎
Kiciu,
tak jak wina. W beczkach lub gąsiorach.
O, proszę! Dzięki za uzupełnienie, Stanisławie.
Jeszcze jedna, zupełnie niekulinarna sprawa mi się kołacze po głowie, pośrednio kulinarna, bo przecież Dorotola poznałam na blogu, zanim osobiście.
Bardzo nie lubię takich rzeczy, jak polecać znajomych moim znajomym lekarzom. Poleciłam kiedyś przyjaciółkę szkolną pewnemu specjaliście od serca, poważnemu, uznanemu lekarzowi i profesorowi. Facet dla niej zarezerwował czas specjalnie, a rozkład dnia ma co do minuty wypełniony – i baba nie raczyła się zjawić. Powiedziałam – nigdy więcej nikomu…
Następna przyjaciółka dzwoni, siostry mąż ma takie problemy, wszędzie był, wszystko co można – i nie wiadomo, co dalej. Sprawa neurologiczna.
Z wewnętrzym oporem, ale przecież co mi szkodzi zapytać, miałabym pretensje do siebie, gdybym nie… zapytałam Pawła – też specjalista światowej klasy. Znalazł czas, przyjął. Diagnoza druzgocąca, ale Dorota (też Dorota!) stwierdziła, że po raz pierwszy spotkała się z tak „ludzkim” lekarzem, i przy tym tak konkretnym. Paweł na pewno nie traktował jej wyjątkowo, bo to moja znajoma. On taki po prostu jest. Zadzwoniła z podziękowaniami – nie pomógł, ale przynajmniej rozwiał ostatnie wątpliwości, powstrzymał przed dalszym lataniem po klinikach i specjalistach, bo to tylko wydatek finansowy i męczące dla chorego nieustanne podróże.
To mi się tak skojarzyło a propos tych cudownych środków na wszystko, Dorota dzwoniła wczoraj.
bylo to nie tak dawno. inaczej bym o tym incydencie calkiem zapomnial. rozgadalismy sie z extremista wlasnie przy miodzie pitnym. butelki byly bardziej pekate od tej na obrazku. extremista przezywal akurat slodka faze w zyciu i nie wypadalo mi po prostu ingerowac w zycie miodem plynace.
juz na poczatku drugiej flaszkie poczulem lekki niepokuj w ustach. kolejna rozpoczeta flaszka wykonala swoja prace do konca i niepokuj nie wrozyl juz nic dobrego.
przeszedl w prawdziwy bol. roznica miedzy prawdziwym a nieprawdziwym bolem zeba jest wizualna. zalezy od tego co jeszcze mozna zrobic z rekoma. jedna z nich jest przyklejona do policzka by go ogrzac badz tylko pocieszyc. zadko przemowila rowniez pocieszenie zeba, nie rozpaczaj kochany zabku, raczka jest przy tobie, ona mysli o tobie.
picie trojniak pociaga zawsze jakies nieprzewidziane skutki czego wam nie zycze z calego serca
..a ja piszę do Pawła list, dziękując za. No i niech wie, co o nim myślą! 🙂
Nemo, dzieki. Beczki sobie nie spravie, ale gasiorek sie zalatwi. Ciekawe, jak to wyjdzie na miodzie rozmarynowym.
bedziesz spiewac o moj rozmarynie la la la
Oj, chyba nie – przy moich zdolnosciach, jeszcze mnie posadza 🙂
to masz szanse by urosnac 😆 oczywiscie jak inni w tym czasie beda podlewac
Stanisławie,
Co do tego cukru to pan profesor skutecznie nabił sobie łeb bzdurami. Ale gdyby brać go na serio to ja przez ostatnie lata pracowałem w fabryce śmierci 😉
jesli robiliscie z niego cukier puder to byla to biala smierc 😆
Powariowaliście?!
Nie znacie przysłowia – cukier krzepi, ale wódka jeszcze lepiej 😉
A serio, każdą bzdurą można sobie zwoje zabajerować i rozprostować, jak się ma wielką wewnętrzną potrzebę.
Moje zwoje zamarzają 🙁 Zimno, coraz zimniej 🙁
Nie przypominajcie mi o rozmarynie 👿
Miałam dwa piękne krzaczki w doniczce (najstarsi blogowicze pamiętają) – i obydwa zostały zamorrrrdowane tego roku podczas naszego wyjazdu do Polski, kolega , chociaż po drodze mu było, nie podlał, a podlewał wszystkie kwiatki 🙄
Żadnego szlag nie trafił, a moje rozmaryny dwa poszły 🙁
Czekam na wiosnę, pojawią się w sklepach ogrodniczych sadzonki, zakupię i wyhoduję!
Od lat używałam świeżych listków rozmarynu i nie mogę się przyzwyczaić do jakiegoś szuszonego nie-wiadomo-co. O, proszę… środek zimy, a on rozwijał się… idę popłakać do kącika 🙁
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Fotki/Rozwija_sie.jpg
Haneczko !!!
Dzisiaj doszło! Bardzo serdecznie dziękuje, dopiero co listonosz przyczłapał, bo u mnie przedpołudnie, zaraz sie dobiorę 🙂
Dzięki!
nemo, Gospodarzu,
dziękuję bardzo za słowa o oliwie. Oczywiście sam sprawdzałem każdą, ale w sklepach widzę ich znacznie więcej. Te pokazane nie należą do drogich.
Przeczytałem o miodach, bardzo je lubię, często przywoziłem sobie z Polski kupując na lotnisku. Teraz to niemożliwe, latam z przesiadkami, więc nie przepuszczą na bramkach. 🙁
Alicjo, chyba lazło przez Karaiby 🙄 😀
…a w ogóle – na tym blogu ledwo się człowiek zająknie, coś bąknie, wyrazi życzenie albo żal, że czegoś nie widział, nie czytał, nie ma z powodów rozmaitych, nie potrafi, nie daje rady, zabrakło, nie wyszło, nie było urodzaju, nie ususzyło się, zgniło czy przepadło – zaraz się rzucają blogowi *życzliwi* 😎 i ślą, podają, podrzucają, wypiekają, wyrabiają, przerabiają, podają dalej, zapraszają, organizują, podłogi użyczą…
Co za banda 🙄
że powtórzę za Brzuchem 🙂
Haneczko,
poczta pływajaca tak ma (zwykle 4-6 tygodni, w porywach tydzień, co jest niezwykłe, ale zdarza się), ale ta skrzydlata też bywa, że przysiada na Islandii, a kosztuje krocie. Nie warto wydawać, no, chyba że to redakcja „Polityki” 😎
(której jestem wdzięczna za wszystkie przesyłki!).
Poczekam na seans do wieczora, jak Jerzor będzie, po obiedzie i przy stosownym trunku zabierzemy się do oglądu.
Jeszcze raz – dzięki!
Smacznego 😀
Alicjo- na tym blogu to na dodatek też tak mają,że ciekawość
ich zżera i chcieliby wiedzieć, co Haneczka Ci przesłała ???
Chyba,że to tajemnica …..
Stara Żabo,
Już wczoraj chciałam Ci zapodać ten sznureczek,ale zapomniałam, bo trochę byłam zajęta przygotowaniami do dzisiejszego święta 😀
http://wiadomosci.onet.pl/140202,21,0,pokaz.html
Zdjęcia niesamowite, ale Ty pewnie będziesz miała własne zdanie na ten temat. Czy im się nic nie dzieje? Czy są do takiej imprezy jakoś specjalnie przygotowywane?
Dzen Babci w pelnym biegu. Znaczy sie dzien biegnacy. Mlodziez, nie tylko ta najmlodsza udala sie do swoich zajec pozostawiajac plac doroslej generacji. Najpiekniejszy toast za Babcie wszelkiego rodzaju, ze nie bede wymieniac, zeby kogos nie pominac wznosimy. Zyjcie nam Babcie ponad 100 lat kazda w najpiekniejszym zdrowiu.
Dziadek bylo nie bylo
Pan Lulek
Panie Lulku,
Pan, to chyba z zegarkiem w ręku czyha, żeby punktualnie wznieść toast 😀
I słusznie jak na blogowego podczaszego przystało 😀
Haliczku, ja tam się nie znam na koniach, ale po mojemu, to dorosły człowiek może robić z sobą co chce, np. skakać przez cokolwiek z dowolnym powodzeniem. Natomiast nie sądzę, żeby jakiekolwiek zwierzę pchało się dobrowolnie w ogień. Na niektóre rzeczy mam strasznie długie zęby.
Babciom (także sobie) radości z bycia babciami! 😀 Zdrowie!
My z mamą też zadziwione jak to Pan Lulek dzień w dzień tak punktualnie o 20.00 wznosi toast. Pana Lulka święto jutro.
Za zdrowie Babć!
„Nie ma jak Babcia,
jak babcię kocham ?
bez babci byłby kiepski los.
Jak macie babcię,
to się nie trapcie,
bo wam nie spadnie z głowy włos!
U Babci jest słodko,
świat pachnie szarlotką,
a może chcesz placka spróbować?
Popijasz herbatę
i słońce nad światem
już świeci jak złoty samowar.”
(W. Chotomska)
Za babcie obecne i przyszłe 😀
A moi goście już poszli 🙂
Dostałam piękny prezent na Dzień Babci 🙄
Kto zgadnie jaki ?
Haneczko – ładny toast 🙂 Ja w szeregach do tych przyszłych.
Przynajmniej taką mam nadzieję !
HEJ!!!! To sprzed sekundy!
Zaraz ide odespac, ale nadam jeszcze szybko, ze Zosia urodzila sie 20 stycznia o 4:50 czasu lokalnego. Ucalowania dla Blogowiczow
…szeregach tych przyszłych.
Haliczku – no chyba nie ciepłe bambosze z racji mrozów ?
To chyba Zosię nirroda wciagniemy do ewidencji kalendarzowej! 🙂
Szczęśliwa matka, umęczona troszkę, poszła spać, powiedziałam, że przekazałam na blog, gratulacje i tak dalej.
…o matko… poczułam się jak blogowa babcia 😯
Autentycznie się wzruszyłam! Wy też?
A ja dzisiaj właśnie się dowiedziałam, że zostanę podwójną babcią 🙄
Wiwat Zosia i Mama z Tatą 😀
A tak to po mnie dzisiaj (telepatycznie 😯 ) chodziło 😀
To mamy kolejny toast do spełnienia –
za Zosię i szczęśliwych Rodziców !
Haliczku – i to jest właśnie ten prezent ?
Wspaniale !
… już wciagnęłam do ewidencji blogowej! A zastanawialismy się wczoraj, jaki toast wznosić…
Panie Lulku, za rok już będzie wiadomo 🙂
Ja jestem potrójną ciocią – babcią, oraz zwykłą kocią babcią 🙄
Wszystkie wcielenia babciowe są i owszem, niezłe.
Wnuczka Alsy zwraca się do mnie per „ciociu”, dyskretnie omijając dodanie „babci”. Ma wyczucie, dobrze wychowana panienka 🙂
Ja również się cieszę , że moja Kasiulka, będzie miała rodzeństwo 😀
Akurat tak fajnie się złożyło hi hi
kod 1441
Zosiowo dzwoniłam do Pyry, bo ona odcięta 😀
O, to ja piję zdrowie dwóch Zoś, bo dziś są urodziny mojej siostrzenicy też Zosi.
To już trzecie chyba wnuczątko, które urodziło się na blogu! 😀
Zdrowia i przespanych nocy Mamie i Córce życzę! 😀
Haliczku, trzymaj się! 😆
OK… chlapnęłam za zdrowie Zosi i Jej Mamy, teraz mogę Danuśce odpowiedzieć – nie, nie tajemnica, Haneczka podesłała mi CD ze Złotej Serii Teatru TV, „Kolacja na cztery ręce”, z Gajosem, Wilhelmim i Trelą, w reż. Kutza.
No, będzie uczta 🙂
Życzenia pozbieram i prześlę nirrodowi w mailu – ona jeszcze nie wie, że nie będzie miała czasu przez najbliższe…. śledzić blogowych wpisów 😉
Tyle radosnych nowin, jedna za drugą 🙂 Przyłączam się do życzeń i gratulacji dla Wszystkich Świętujących dzisiaj 🙂
Zazdrość mnie zżera, pobabciowałabym…
Alicjo,
Przekaż również ode mnie gratulacje dla Nirrod 😀
Zazdroszczę Ci tej uczty teatralnej, Bardzo lubiłam oglądać spektakle teatralne w polskiej telewizji, Chyba program I powrócił do niegdysiejszej pory emisji spektakli. Muszę się nim na powrót zainteresować
o rety … człowiek na chwilę odejdzie od komputera a tu mała Zosia na świecie … dla rodziców gratulacje a dla Zosi pięknego życia … 🙂 … dla Haliczki również gratulacje … 🙂
Haliczku,
ja nigdy nie mam czasu na poniedziałkowe spektakle Teatru Telewizji, kiedy jestem w Polsce, ale kilka lat temu u Alsy obejrzałam jeden spektakl (zapomniałam tytuł, Adamczyk tam grał) – to zupełnie nie to samo, co pamiętałam z dawnych lat. To wygląda jak film, najpierw się obruszyłam, że „gdzie teatry z tamtych lat”, ale bardzo szybko mi się spodobało.
W pamięci mam czarno-białe spektakle z lat 70-tych, zapomniałam, że przecież wszystko idzie do przodu, dlaczego telewizyjne spektakle teatralne miałyby się zatrzymać w miejscu i byc biało/czarne z lekką domieszką szarości? Ale klasa jest chyba taka sama – górna półka, to juz lepiej ci, co oglądają, niech się wypowiedzą, bo ja zaledwie jeden po wielu latach – i był znakomity.
Alicjo,
Wcale Ci się nie dziwię, że nie miałaś czasu na Teatr Telewizji, w końcu nie po to przyjeżdżałaś do Polski, żeby przesiedzieć ten czas przed srebrnym ekranem.
Dawno nie oglądałam Teatru Telewizji, bo pora emisji nie była dla mnie sprzyjająca, ale te, które pamiętam były naprawdę znakomite. To naprawdę była doskonała okazja do ukulturalnienia się, takich prowincjuszy jak ja. No i świetna obsada aktorska, z tzw górnej półki. Chyba gdzieś mam na płytkach jakieś spektakle, muszę je sobie odświeżyć
Babcia Pyra serdecznie wita Zosię w naszej, blogowej Rodzinie. Gratulacje dla Rodziców.
Haliczku – ja wychowałam bliźnięta, to świetna sprawa, tylko roboty dużo.
Pyro,
nie bliźnięta, tylko drugie wnuczątko w drodze
Jedna już jest – malutka Kasia 2,5 roczku
Haliczku, to ja źle zrozumiałam i nadałam telefonicznie podwójne Pyrze 🙂
A oto przesłodkie życzenia dla wszystkich babć i awansem dla dziadków
http://www.youtube.com/watch?v=gAnCE9OGCt0
To ja też źle zrozumiałam – byłam pewna, że bliźnięta.
Chyba niezbyt zręcznie zakomunikowałam, tę miłą dla mnie wiadomość 😀
To się chyba niekiedy zdarza w ferworze …
Jasne, że się zdarza, a z TAKIEJ okazji to wręcz obowiązkowo! 😀
Właśnie wróciłam od moich wnuków. ponieważ nie byłam wczoraj na oficjalnych obchodach Dnia Babci w szkole i przedszkolu, więc dzisiaj zawiozłam im torcik z napisem Dzień Babci (kupiony w cukierni pana Wilka, no jak tu nie kupić z takim napisem?) w zamian dostałam laurkę, obrazek z kwiatkami w wazonie (taki bardziej trójwymiarowy, bo wazon ze styropianu) i wysłuchałam piosenki, którą wczoraj Jadzia śpiewała solo (piosenka dość idiotyczna, ale ja mam za wysokie wymagania, chyba), a Józio odtańczył i odśpiewał cosik dość nieskoordynowanego.
Uważam, ze jako babcia stanęłam na wysokości zadania – wysłuchawszy i obejrzawszy.
Krzyś już chodzi o własnych siłach i tez jest z siebie dumny.
A ja mam mysz! Co prawda podłączona jest przez plątaninę łącz i kabelków, ale działa! Teraz spokojnie będę czekać na obiecaną nową.
Haneczko, nie ma takiej siły, zeby konia wbrew jego woli namówić do przejścia czy też skoczenia przez ogień. Niezwykle trudne, czasami nawet niemożliwe jest wyprowadzenie konia z płonącej stajni.
Ponad dwadzieścia lat temu oglądałam film o francuskim kaskaderze i jego koniach. Jego konie robiły wręcz niesamowite rzeczy, między innymi też skakały przez ogień. Gdyby im się coś niemiłego przy tym przytrafiało na pewno już by nie dały się namówić na kolejny skok.
Malutkiej Zosi – szczęśliwego życia!
Innym Zosiom też!
Zaczal sie Dzien Dziadka pod haslem.
mysmy przyszloscia Narodu.
Pan Lulek
Bardzo dobry wywiad i wypowiedzi Profesora (moim skoromnym zdaniem).
http://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=kultura&name=483
U nas niedawno po obiedzie, i wznosimy, wznosimy 🙂
„Na pewno mam gust staroświecki, na pewno moje oczytanie w młodej i średnio młodej literaturze polskiej jest niewystarczające, więc uogólnianie może być krzywdzące. Wydaje mi się, że polska literatura miota się między skrajnym naturalizmem, na wpół publicystyczną, jaskrawą satyrą a udziwnieniem, groteskowym lub mitologizującym. Tymczasem ja szukam prozy, jak to mówił krytyk Henryk Vogler, o normalnym temperamencie, która mówi serio i odpowiedzialnie o różnych naszych ludzkich sprawach ? społecznych, egzystencjonalnych, psychologicznych ? tak jak pisze dziś np. Wiesław Myśliwski. I szczerze mówiąc, bardziej pożywna jest dla mnie literatura dokumentu osobistego, np. dzienników Jana Józefa Szczepańskiego czy Stefana Chwina, niż większość nowości powieściowych. Martwi mnie także to, że dzisiejsza proza imitująca czy parodiująca mowę potoczną w jej wersji prymitywnej, czy nawet wulgarnej, przestała być wzorem poprawnej, tym bardziej pięknej polszczyzny, jak kiedyś proza Dąbrowskiej czy Iwaszkiewicza.”
O, to jest dla mnie to! Ja tęsknię za piękną polszczyzną! I za książką – dobrze opowiedzianą historią, pięknym, polskim zwyczajnym językiem, bez wydziwiania w stylu… nie wymienię autorów, jestem miłosierna, nowości sprawdzam. Myśliwskiego w ciemno kupuję (za mało pisze!!!), Chwina też – to jest dla mnie najwyższa półka.
O, powinnam napisać do Autora, że Kalicińska to taka Krystyna Siesicka moich czasów nastoletnich ze stylu pisania, tylko to już mocno dojrzała kobieta, pisząca z przymrużeniem oka, pogodnie.
Zdrowie Babc i Dziadkow.
witaj yyc’u!
U mnie zimno i śnieg prawie (robi wielką różnicę) jak w Calgary 🙂
Cholera,
u mnie nad jeziorem byle mróz czy mrozik, a czuje się paskudnie 🙁
Wszędzie włazi wilgotne mrozie, żeby nie wiem, jak się okutać i opatulić 🙁
Bry-wieczór, yyc, Tobie w suchym i wysokim to dobrze – a przynajmniej lepiej!
Kocham Czesława!
http://www.youtube.com/watch?v=qCvivR_CW5I&feature=related
No i jak tu nie lubić takiego?!
http://www.youtube.com/watch?v=JA0UpVLoVhM&feature=related
Idę ogladać Teatr!
Sniegu bylo malo ostatnio choc ma teraz nieco popadac. Temp. tez +5C a nawet +9C…no ale idzie ponoc mala zima czyli ok. -5C i sniegu do 20 cm w weekend.
Zakupilem dzisiaj troche serow fajnych tzn takich jakie lubie.
Gruyer, Oka, kozi i goude stara. Winko tez i juz sie ciesze z od jutra wolne do poniedzialku.
Pozalatwialem nieco formalnosci zwiazanych ze slubem i przegladam niemal codziennie wakacje w Meksyku, czyli podroz posluba 🙂 Mam pare miejs ale na pewno Mayan Riviera, plaze, turkusowe morze i ruiny swiatyn i miast Mayow czyli Tulum i Coba. No to tyle co u mnie. Bilety do Polski na wrzesien juz mam. Basia do Calgary tez. Pomalu sie wszystko zgrywa.
no, to u mnie śniegu sporo, pługi już przetarły i da się jeździć a mróz dochodzi do -10, ale ma być więcej. Na mojej górze jakby nieco cieplej niż u sąsiadów.
Ptaków chmary. Dokarmiają się końsim owsem.
Haneczko,
dziękuję za duchową ucztę!
Dzień dobry! Ziiiiimno! Cieeeeemno! Jadę po spyżę dla koni.
yyc to ma teraz fajnie, nic tylko sobie marzy i przebiera w możliwościach podróżnych. Jak już sobie pomarzy to pogada z Basią, jak pogada, to znowu pomarzy i w ogóle przestał zimę zauważać, i inne niedogodności przyrody 😀