Nie każda woda zdrowia doda

 

„Zdarza się, że całe miasta mają kłopoty z zaopatrzeniem w wodę, nawet bogata Wenecja. Studnie, które się drąży na placach miejskich i podwór­kach pałaców, nie sięgają do żyły słodkiej wody poniżej dna laguny, lecz do zbiorników wypełnionych do połowy drobnoziarnistym piaskiem, filtrują­cym i klarującym wodę deszczową. Jeśli nie pada całymi tygodniami, zbior­niki wysychają – tak się zdarzyło podczas pobytu Stendhala. Jeśli jest sztorm, do zbiorników dostaje się słona woda morska. Zresztą i w normal­nych warunkach są niewystarczające dla ogromnej ludności miasta. Słodką wodę trzeba sprowadzać z zewnątrz, nie akweduktami, lecz barkami napeł­nianymi w Brencie, które co dzień dopływają do weneckich kanałów. Owi acquaroli dowożący wodę mają nawet w Wenecji własny cech. Takie same kłopoty dręczą wszystkie miasta holenderskie, skazane na zbiorniki, płytkie studnie i wątpliwej jakości wodę z kanałów.

W sumie czynnych akweduktów jest niewiele: cieszące się zasłużoną sławą akwedukty to w Stambule, zbudowany przez Rzymian (naprawiony w 1841) oraz działające jeszcze w XVII wieku – swoisty rekord – akwedukty portugalskie w Coimbrze, Tomar, Vila do Conde i Elvas. Zbudowany w latach 1729 – 1748 nowy „akwedukt żywej wody” doprowadza wodę do ekscentrycznego placu Rato w Lizbonie. Wszyscy kłócą się o wodę z tej fontanny; tragarze napełniają tam swoje czerwone beczułki z żelaznym uchwytem, które dźwigają na grzbiecie. Zrozumiałe, że kiedy Marcin V po Wielkiej Schizmie zasiadł na powrót w Watykanie, najpierw zabrał się do odbudowania jednego ze zburzonych rzymskich akweduktów. Później, u schyłku XVI wieku, trzeba było zbudo­wać dwa nowe, Acqua Felice i Acqua Paola, żeby zapewnić wodę wiel­kiemu miastu. Studnie genueńskie zaopatruje głównie akwedukt Scuffara, którego wody obracają koła młynów mieszczących się w obrębie murów, a następnie kierowane są do poszczególnych dzielnic miasta. Dzielnice za­chodnie korzystają ze źródeł i zbiorników. W Paryżu w roku 1457 napra­wiono akwedukt Belleville, który wraz z akweduktem Pre-Saint-Gervais zaopatrywać miał miasto aż do XVII wieku; odbudowany przez Marię Medycejską akwedukt Arcueil doprowadzał wodę z Rungis do pałacu Luksemburskiego. Czasem miasta czerpały wodę z rzek (Toledo, 1526, Augsburg, 1548) za pomocą wielkich kół hydraulicznych i potężnych pomp ssąco-tłoczących. Pompa Samaritaine, zbudowana w latach 1603 – 1608, dostarczała codziennie 700 m3 wody pobranej z Sekwany i kierowanej do Luwru oraz Tuilerii; w roku 1670 pompy przy moście Notre-Dame czerpały z tego samego źródła 2000 m3 wody. Woda z akweduktów rozprowadzana była następnie systemem przewodów z terakoty (jak w czasach rzymskich), drewna (wydrążone i połączone ze sobą pnie drzew stosowano na przykład w północnych Włoszech już w XIV wieku, we Wrocławiu od 1471), a nawet ołowiu, z tym że urządzenia kanalizacyjne z ołowiu, poświadczone w Anglii już w 1236, były rzadkością. W roku 1770 woda z Tamizy, „która wcale nie jest dobra”, dociera do wszystkich londyńskich domów za pośrednictwem podziemnej sieci drewnianych przewodów.

Paryżanom dostarcza wody głównie Sekwana. Woda ta, sprzedawana przez nosiwodów, odznacza się ponoć samymi zaletami: znakomicie nadaje się do żeglugi (co nie interesuje pijących), gdyż jest błotnista i gęsta (jak notuje wysłannik portugalski w roku 1641) oraz świetnie służy zdrowiu, w co mamy prawo wątpić. „W odnodze rzecznej przy nabrzeżu Pelletier, między dwoma mostami, trzy razy w tygodniu farbiarnie spuszczają farbę do rzeki – powiada świadek (1771). – Łuk, jaki tworzy nabrzeże Gevres, jest ogni­skiem zarazy. Cała ta część miasta pije zatrutą wodę.” Pocieszmy się, że wkrótce znajdzie się na to rada. Zresztą woda z Sekwany i tak była więcej warta niż zatruwana szkodliwymi przeciekami woda ze studni na lewym brzegu rzeki, używana przez piekarzy do wypieku chleba. Woda rzeczna, z natury przeczyszczająca, była zapewne „nie w smak cudzoziemcom”, ale mogli przecież dodać do niej parę kropel octu lub kupić wodę filtrowaną i „ulepszoną” albo wodę zwaną królewską, czy też jeszcze droższą i najlepszą ze wszystkich „wodę z Bristolu”. Ale aż do roku 1760 nikt się do takich wyrafinowanych sposobów nie ucieka: „pije się wodę z Sekwany, nie przej­mując się zbytnio”.

Z zaopatrywania Paryża w wodę żyje – kiepsko zresztą – około 20 000 nosiwodów, z których każdy ze trzydzieści razy dziennie wnosi na najwyż­sze piętra po dwa wiadra wody, za dwa solidy od kursu. Zapowiedzią rewo­lucji jest więc w 1782 roku zainstalowanie przez braci Perier dwóch pomp strażackich w Chaillot: te „dziwaczne maszyny”, „poruszane jedynie parą”, podnoszą wodę na wysokość 110 stóp powyżej poziomu rzeki.

Chiński nosiwoda, podobnie jak paryski, dźwiga po dwa wiadra, które zawieszone są na końcach kija. Ale bywa też inaczej: na rysunku z roku 1800 widzimy w Pekinie wielką beczkę na kółkach ze szpuntem z tyłu. Na innej rycinie z tego samego czasu widzimy, „jak noszą wodę kobiety w Egipcie”: w dwóch glinianych dzbanach przypominających antyczne amfory, dużym ustawionym na głowie i podtrzymywanym lewą ręką oraz małym we wdzięcznie zgiętej prawej ręce. W Stambule religia nakazuje wielokrotne codzienne ablucje pod wodą bieżącą, stąd pełno w mieście fontann o czyst­szej niż gdzie indziej wodzie.

Chińczycy przypisują wodzie rozmaite zalety w zależności od jej pocho­dzenia – zwykła deszczówka, woda z burzy (niebezpieczna), woda deszczo­wa na początku wiosny (dobroczynna), woda ze stopniałego śniegu i szronu, woda zebrana ze stalaktytów w jaskiniach (najlepszy lek), woda rzeczna, źródlana, studzienna – przy tym biorą pod uwagę możliwość skażenia i radzą przegotować każdą podejrzaną wodę. W Chinach pije się zresztą tylko ciepłe napoje (są nawet uliczni sprzedawcy wrzątku) i nie­wątpliwie to przyzwyczajenie wpłynęło na dobry stan zdrowia ludności.

W Stambule przeciwnie, w lecie sprzedaje się na ulicach za grosze wodę z topionego śniegu. Portugalczyk Bartolome Pinheiro da Veiga zachwyca się, że w Valladolid można na początku XVII wieku w upalne dni sprawić sobie za niewielką cenę rozkosz „zimnej wody i mrożonych owoców”. Najczęś­ciej jednak woda ze śniegu to wielki luksus zastrzeżony dla bogaczy. Tak jest na przykład we Francji, która nabrała do niej upodobania za sprawą Henryka III, i wokół Morza Śródziemnego, po którym żeglują statki nała­dowane śniegiem i dowożące go do odległych portów. Kawalerowie mal­tańscy zaopatrują się w nią w Neapolu: w 1754 roku piszą, że umarliby, gdyby nie mieli tego „cudownego leku” przeciw gorączce.” (Fernand Braudel)