Nie każda woda zdrowia doda
„Zdarza się, że całe miasta mają kłopoty z zaopatrzeniem w wodę, nawet bogata Wenecja. Studnie, które się drąży na placach miejskich i podwórkach pałaców, nie sięgają do żyły słodkiej wody poniżej dna laguny, lecz do zbiorników wypełnionych do połowy drobnoziarnistym piaskiem, filtrującym i klarującym wodę deszczową. Jeśli nie pada całymi tygodniami, zbiorniki wysychają – tak się zdarzyło podczas pobytu Stendhala. Jeśli jest sztorm, do zbiorników dostaje się słona woda morska. Zresztą i w normalnych warunkach są niewystarczające dla ogromnej ludności miasta. Słodką wodę trzeba sprowadzać z zewnątrz, nie akweduktami, lecz barkami napełnianymi w Brencie, które co dzień dopływają do weneckich kanałów. Owi acquaroli dowożący wodę mają nawet w Wenecji własny cech. Takie same kłopoty dręczą wszystkie miasta holenderskie, skazane na zbiorniki, płytkie studnie i wątpliwej jakości wodę z kanałów.
W sumie czynnych akweduktów jest niewiele: cieszące się zasłużoną sławą akwedukty to w Stambule, zbudowany przez Rzymian (naprawiony w 1841) oraz działające jeszcze w XVII wieku – swoisty rekord – akwedukty portugalskie w Coimbrze, Tomar, Vila do Conde i Elvas. Zbudowany w latach 1729 – 1748 nowy „akwedukt żywej wody” doprowadza wodę do ekscentrycznego placu Rato w Lizbonie. Wszyscy kłócą się o wodę z tej fontanny; tragarze napełniają tam swoje czerwone beczułki z żelaznym uchwytem, które dźwigają na grzbiecie. Zrozumiałe, że kiedy Marcin V po Wielkiej Schizmie zasiadł na powrót w Watykanie, najpierw zabrał się do odbudowania jednego ze zburzonych rzymskich akweduktów. Później, u schyłku XVI wieku, trzeba było zbudować dwa nowe, Acqua Felice i Acqua Paola, żeby zapewnić wodę wielkiemu miastu. Studnie genueńskie zaopatruje głównie akwedukt Scuffara, którego wody obracają koła młynów mieszczących się w obrębie murów, a następnie kierowane są do poszczególnych dzielnic miasta. Dzielnice zachodnie korzystają ze źródeł i zbiorników. W Paryżu w roku 1457 naprawiono akwedukt Belleville, który wraz z akweduktem Pre-Saint-Gervais zaopatrywać miał miasto aż do XVII wieku; odbudowany przez Marię Medycejską akwedukt Arcueil doprowadzał wodę z Rungis do pałacu Luksemburskiego. Czasem miasta czerpały wodę z rzek (Toledo, 1526, Augsburg, 1548) za pomocą wielkich kół hydraulicznych i potężnych pomp ssąco-tłoczących. Pompa Samaritaine, zbudowana w latach 1603 – 1608, dostarczała codziennie 700 m3 wody pobranej z Sekwany i kierowanej do Luwru oraz Tuilerii; w roku 1670 pompy przy moście Notre-Dame czerpały z tego samego źródła 2000 m3 wody. Woda z akweduktów rozprowadzana była następnie systemem przewodów z terakoty (jak w czasach rzymskich), drewna (wydrążone i połączone ze sobą pnie drzew stosowano na przykład w północnych Włoszech już w XIV wieku, we Wrocławiu od 1471), a nawet ołowiu, z tym że urządzenia kanalizacyjne z ołowiu, poświadczone w Anglii już w 1236, były rzadkością. W roku 1770 woda z Tamizy, „która wcale nie jest dobra”, dociera do wszystkich londyńskich domów za pośrednictwem podziemnej sieci drewnianych przewodów.
Paryżanom dostarcza wody głównie Sekwana. Woda ta, sprzedawana przez nosiwodów, odznacza się ponoć samymi zaletami: znakomicie nadaje się do żeglugi (co nie interesuje pijących), gdyż jest błotnista i gęsta (jak notuje wysłannik portugalski w roku 1641) oraz świetnie służy zdrowiu, w co mamy prawo wątpić. „W odnodze rzecznej przy nabrzeżu Pelletier, między dwoma mostami, trzy razy w tygodniu farbiarnie spuszczają farbę do rzeki – powiada świadek (1771). – Łuk, jaki tworzy nabrzeże Gevres, jest ogniskiem zarazy. Cała ta część miasta pije zatrutą wodę.” Pocieszmy się, że wkrótce znajdzie się na to rada. Zresztą woda z Sekwany i tak była więcej warta niż zatruwana szkodliwymi przeciekami woda ze studni na lewym brzegu rzeki, używana przez piekarzy do wypieku chleba. Woda rzeczna, z natury przeczyszczająca, była zapewne „nie w smak cudzoziemcom”, ale mogli przecież dodać do niej parę kropel octu lub kupić wodę filtrowaną i „ulepszoną” albo wodę zwaną królewską, czy też jeszcze droższą i najlepszą ze wszystkich „wodę z Bristolu”. Ale aż do roku 1760 nikt się do takich wyrafinowanych sposobów nie ucieka: „pije się wodę z Sekwany, nie przejmując się zbytnio”.
Z zaopatrywania Paryża w wodę żyje – kiepsko zresztą – około 20 000 nosiwodów, z których każdy ze trzydzieści razy dziennie wnosi na najwyższe piętra po dwa wiadra wody, za dwa solidy od kursu. Zapowiedzią rewolucji jest więc w 1782 roku zainstalowanie przez braci Perier dwóch pomp strażackich w Chaillot: te „dziwaczne maszyny”, „poruszane jedynie parą”, podnoszą wodę na wysokość 110 stóp powyżej poziomu rzeki.
Chiński nosiwoda, podobnie jak paryski, dźwiga po dwa wiadra, które zawieszone są na końcach kija. Ale bywa też inaczej: na rysunku z roku 1800 widzimy w Pekinie wielką beczkę na kółkach ze szpuntem z tyłu. Na innej rycinie z tego samego czasu widzimy, „jak noszą wodę kobiety w Egipcie”: w dwóch glinianych dzbanach przypominających antyczne amfory, dużym ustawionym na głowie i podtrzymywanym lewą ręką oraz małym we wdzięcznie zgiętej prawej ręce. W Stambule religia nakazuje wielokrotne codzienne ablucje pod wodą bieżącą, stąd pełno w mieście fontann o czystszej niż gdzie indziej wodzie.
Chińczycy przypisują wodzie rozmaite zalety w zależności od jej pochodzenia – zwykła deszczówka, woda z burzy (niebezpieczna), woda deszczowa na początku wiosny (dobroczynna), woda ze stopniałego śniegu i szronu, woda zebrana ze stalaktytów w jaskiniach (najlepszy lek), woda rzeczna, źródlana, studzienna – przy tym biorą pod uwagę możliwość skażenia i radzą przegotować każdą podejrzaną wodę. W Chinach pije się zresztą tylko ciepłe napoje (są nawet uliczni sprzedawcy wrzątku) i niewątpliwie to przyzwyczajenie wpłynęło na dobry stan zdrowia ludności.
W Stambule przeciwnie, w lecie sprzedaje się na ulicach za grosze wodę z topionego śniegu. Portugalczyk Bartolome Pinheiro da Veiga zachwyca się, że w Valladolid można na początku XVII wieku w upalne dni sprawić sobie za niewielką cenę rozkosz „zimnej wody i mrożonych owoców”. Najczęściej jednak woda ze śniegu to wielki luksus zastrzeżony dla bogaczy. Tak jest na przykład we Francji, która nabrała do niej upodobania za sprawą Henryka III, i wokół Morza Śródziemnego, po którym żeglują statki naładowane śniegiem i dowożące go do odległych portów. Kawalerowie maltańscy zaopatrują się w nią w Neapolu: w 1754 roku piszą, że umarliby, gdyby nie mieli tego „cudownego leku” przeciw gorączce.” (Fernand Braudel)
Komentarze
o jak nie ma zagadki w środę to jakaś pustka tu …. 😉
dzisiaj robię na obiad wątróbka z sałatą polane musem malinowym …
woda to ulubiony mój napój ….
Zaopatrzenie w wodę w dawnych czasach nie jest tematem do końca wyjaśnionym. Np. w Rzymie na poczatku naszej ery szacunki dziennej porcji wody dostarczanej do miasta wahają się od około 300 000 m3 do ponad miliona. Łatwiej jest ustalić ilość wody zużywanej indywidualnie, natomiast kłopoty są z wodą płynącą przez fontanny i inne urządzenia publiczne. Według szacunków przeciętny Rzymianin (dobre określenie) zużywał około 67 l wody dziennie z zasobów dostarczanych indywidualnie poprzez 591 końcowych węzłów (Poppea mniej, gdyż kąpała się w oślim mleku), a z publicznych podzielonych przez liczbę mieszkańców wychodzi około 500l. Ale 67 litrów dziennie przypada na tych, którzy mieli inywidualne zaopatrzenie w wodę. Takim przywilejem cieszyło się około pół miliona Rzymian. Dla porównania współczesny mieszkaniec USA zużywa dziennie około 250 l.
Ołów w rurach był znany długo przed angielskim średniowieczem. Rzymianie rury ołowiane stosowali nie tylko w kanalizacji ale i w wodociągach. Niektórzy nawet lansowali tezę, że skutki podtruwania ołowiem były jedną z głównych przyczyn upadku Cesarstwa Rzymskiego. Pierwszym autorem wskazującym na zgubny wpływ ołowiu był Marcus Vitruvius, architekt i konstruktor, w I wieku BC. A.T. Hodge w wydanej w 1981 r pracy pt. „Vitruvius, Lead Pipes and Lead Poisoning” dowodzi, że teoria o zgubnym wpływie ołowianych rur nie sprawdziła się. W kościach Rzymian zawartość związków ołowiu nie przekracza normy. Hodge upatruje przyczynę w znacznej ilości Ca w wodzie wokół Rzymu. Wapno odkładając się na wewnętrznej powierzchni rur (kamień) izoluje wodę od ołowiu. Druga przyczyna – woda płynąca jest dużo mniej podatna na zanieczyszczanie ołowiem niż woda magazynowana w ołowianych zbiornikach.
W reazultacie można uznać, że Rzymianie cieszyli się dobrą i zdrową wodą, nawet tą z rur ołowianych.
Byku, zrobiłem byka niewybaczalnego. Co ciekawe pisząc o Misiu Yogim miałem przed oczami pieska Hucka. Skleroza nie boli na szczęście.
Dzień dobry, woda, którą trzeba było przynieść do domu – http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/93946/c22807a3495cba19870789db855f64de/
Często zajmowały się tym dzieci. Jak my teraz mamy dobrze.
Woda na Plantach http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/91073/c22807a3495cba19870789db855f64de/
Wodociągi miejskie w Warszawie 1937 r. http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/94506/c22807a3495cba19870789db855f64de/
I woda mineralna: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/175756/c22807a3495cba19870789db855f64de/
Morszyn dzisiaj: http://www.nieznanaukraina.pl/97/morszyn/
Lato kochamy:
za sosy kurkowe,
za fasolki szparagowe,
za te musy malinowe,
za galaretki porzeczkowe,
za tarty wiśniowe,
za pierogi jagodowe,
i szaleństwa czereśniowe !
Małgosiu-ja też się rozrzewniam na myśl o galaretce porzeczkowej.
To miłe wspomnienia z dziecięcych wakacji w Gdyni.
Galaretkę robiła moja ciotka Ania z porzeczek rosnących w ogrodzie,
Zawsze dostawaliśmy też kilka słoików na wynos 🙂
Asiu-warszawskie filtry dostarczają miastu wodę do dzisiaj.Można je też zwiedzać,ale trzeba wcześniej postarać się o zaproszenie.
U mie leje ciurkien od samej polnocy, a tu o wodzie. No, to lejmy dalej.
Wpis bardzo dla mnie ciekawy bo o historii budownictwa i techniki, a zwlaszcza o szegolach do ktorych moge tez cos dodac z wlasnych obserwacji.
Jeden z moich zabytkow, zupelnie nikomu nie znanych, to wodopoj dla koni krolewskiej jazdy (17 w.), ktory byl zasilany wlasnie rurociagiem z wydrazonych pni debowych. Lezy w polu i nadal funkcjonuje, aczkolwiek zarosniety uchodzi za zwykle zrodlo – i dobrze tak, bo moze wywolalby zbytnia ciekawosc i moze zle by na tym wyszedl.
We Wielkim Ogrodzie w Hanowerze istnieja duze fontanny z poczatku 18 w., ktore byly zasilane pompami tloczacymi lezacymi przy pobliskiej rzece. Naturalnie i te pompy poruszane byly kolami wodnymi. Nieco zmodyfikowane istnieja do dzis.
W jednym z malych miasteczek, w domu z 18 w mialem okazje ogladac dosc rozlegla piwnice, w ktorej tez byly resztki takiej debowej rury, debowe korytko i slady murowanych oporzadzen do utrzymywania i prowadzenia wody. Myslalem w pierwszej chwili, ze moze browar lub garbiarnia, ale nowi wlasciciele mowili, ze tam byla laznia i ze jest to ogolnie znany fakt, i ze funkcjonowala jeszcze niedawno. „Jak niedawno” – zapytalem. „No, starsi jeszcze pamietaja”.
Zamyslilem sie – i nic nie powiedzialem. Bo w chwili gdy budowano ten dom, ogol mieszkancow tego miasteczka jesli sie kapal, to kapal sie w rzece czy w stawie, a mozniejsi i bogatsi w cubrze postawionym w tym celu w izbie lub gdziekolwiek i okazyjnie raczej, i nieczesto. Kopiel raz w tygodniu, w sobote, to wymysl znacznie pozniejszych czasow. Tu jednak byla laznia zorganizowana, publiczna niejako, bo daleko ponad ew. potrzeby mieszkancow tego domu, a wiec – mykwa, zydowska laznia, bo tu wtedy tylko Zydzi kapali sie regularnie.
Ciekawe, ze ani nabywcy tego domu, ani ci starsi, co jeszcze pamietali, nic nie wspomnieli o Zydach. A moze starsi i wspomnieli mimochodem, a nowi zapomnieli napomknac? W kazdym razie moglem sobie latwo wyobrazic, jak niedawno tam jeszcze funkcjonowala ta laznia.
Kazalem tam niczego nie ruszac i obchodzic sie z tym tak, by zostalo jak jest i obiecalem kogos przyslac. I co – i zapomnialem o tym. Dzisiejszy wpis Gospodarza przypomnial mi o tym, ze musze jeszcze koniecznie cos przekazac dalej.
na targu tylko kurki się pojawiają .. innych grzybów nie widziałam … chociaż jak wracaliśmy z Krynicy przy drodze sprzedawali różne grzyby … może po tych deszczach się pojawią w większych ilościach …
ja to najbardziej lubię konfitury i to tylko z wiśni, jagód i malin .. chyba w dzieciństwie nie jadłam takich galaretek więc brak mi smaku w pamięci …
Musze do dentysty i wpadne moze na krotko w poludnie, bo potem tylko jeszcze mlyn.
Asiu, jesteś nieoceniona. Morszyn, kurort. Infrastruktura kuracyjna nalezała do lwowskiego Towarzystwa Lekarskiego. Coś, co warto przypomnieć w czasie prywatyzacji naszych uzdrowisk. I w ogóle elegancja Francja.
Na pomysł zrobienia galaretki z porzeczek pewnie bym w tym roku nie wpadła, ale dostałam w prezencie całą łubiankę. Na szczęście jak się te porzeczki już obierze to reszta przy tym pracy jest dość krótka 🙂
Przy powszechnym korzystaniu z wody rzecznej, niefiltrowanej, płytkich studni i zalewających miasta ścieków, jedynym zdrowym napojem było mleko, piwo i wino. Jeszcze w XVIII wiecznej broszurze o użyciu kawy, jest uwaga, że w podróży wodę z kałuży należy przesączyć przez szmatkę, żeby błoto zatrzymać. Wyobrażacie sobie taką kawę? Nic dziwnego, że prócz chorób zakaźnych, najpowszechniejszą przyczyną utraty zdrowia, były choroby pasożytnicze. Zdrowa woda w miastach to wielkie osiągnięcie XIX w, a i teraz bywają kłopoty (Lwów musi kupować wodę u sąsiadów i sprowadzać rurociągami). Trochę trwało zanim Paryż dowiedział się, że leży nad niecką artezyjską, a Londyn też ma takie szczęście – w nieco mniejszym zakresie i Warszawie się trafiło. Kłopot w tym, że nadmierne eksploatowanie zasobów wód głębinowych pozostawia pustkę w pokładach powodując na powierzchni katastrofy budowlane, a odtworzenie zasobów jest niezmiernie powolne i obliczone na tysiąclecia.
Piwo jest bardzo zdrowe, szczególnie w Belgii. To tam zauważono, że łatwiej zachorować na dżumę pijąc wodę zamiast piwa. Gdzie wydano zakaz picia wody i dosdtarczano mieszkańcom piwo, obeszło się bez epidemii. Może wątroby trochę ucierpiały.
Kto dostarczał spragnionym Polakom wodę w latach siedemdziesiątych? 🙂
miał być jeszcze link 🙂 http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/188284/c22807a3495cba19870789db855f64de/
Jeszcze parę lat temu na przeciwko moich okien stała murowana chatynka, z której co raz wychodził na ogół mężczyzna z wiadrem i szedł na drugą stronę ulicy do hydrantu. Chatynki już nie ma, hydrantu też, budują tam właśnie duży blok 🙁
Wózki saturatorowe pojawiły się co najmniej 10 lat wcześniej. Woda sodowa czysta lub z sokiem. Na soku można było się naciąć. Oprócz prawdziwych syropów bywały soki zwane przeze mnie syntetycznymi, a może naprawdę były syntetyczne. Zawierały słodzik isztuczne barwniki, smakowały okropnie. W połowie lat 60-tych w sezonie jeden z wóżków miał stałe miejsce postoju na Monciaku przy wejściu do kina „Bałtyk”, obecnie „Teatr Kameralny”. Wówczas „Teatr Kameralny” mieścił się nad kinem „Polonia”. Dla osób unikających polskiego wschodniego wybrzeża infprmacja: „Teatr Kameralny” jest salą „Teatru Wybrzeże”. Teraz wody sodowej nie wypijemy, najwyżej wodę Źródlaną gazowaną. Możemy kupić od razu z sokiem jako tzw. wodę źródlaną smakową. Ale nie z wózka. Higiena nie taka i pewnie słabo by się opłacało.
Wnętrze laboratorium w którym przeprowadzano badania bakteriologiczne wody i piasku 1931 r. http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/94117/c22807a3495cba19870789db855f64de/
Dzień dobry,
To ostatni zachowany w Lublinie tzw.” kiosk wodny”, w którym sprzedawano wodę na wiadra
http://teatrnn.pl/leksykon/node/2529/zdr%C3%B3j_na_placu_dworcowym_pks_w_lublinie
Dzień dobry Blogu!
Gruźliczanka
Stanisławie – liczne kontrole tego, co nam się sprzedaje jako wodę źródlaną, a nawet mineralną wskazują, że często – gęsto płacimy ok 2,50 za 1,5 l wody z kranu i że w ogóle jest to złoty interes.
Mnie natomiast powalił na kolana kolejny wymysł „dekoratorów krajobrazu”. Otóż na Polach Grunwaldzkich umyślono postawić pomnik Jagiełły okazały, żywiczny, „jak żywy”. Co tu dużo gadać – będzie plastykowy Licheń do betonowego samolotu pomnikowego w komplecie. I na co ci Jazgwułło przyszło u Lachów?
Dzban na wodę z przełomu XVI/XVII wieku: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/120929/c22807a3495cba19870789db855f64de/
Fontanna w Gorzowie Wlkp.
Z dzieciństwa pamiętam koromysła i wuja noszącego swoim koniom wodę z przerębla (tak się u nas mówiło – przerębel 😉 ) gdy zamarzała pompa na podwórku.
Irku – ciekawy jest ten portal o Lublinie. Jest nawet link „dźwięk z okolic studzienki” 🙂
Errata – JAZGWIŁŁO nie Jazgwułło
Zarząd Źródeł i Pijalnia Wód w Lesku 1936 r. Zarząd Źródeł i Pijalnia Wód w Lesku
Przedwojenne kuracjuszki 🙂 http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/176297/c22807a3495cba19870789db855f64de/
I Wojna Światowa – zarządzenie władz austriackich: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/55437/c22807a3495cba19870789db855f64de/
Pomnikomania pojawia się nie po raz pierwszy, choć chyba po raz pierwszy w tak skadalicznej estetyce. Już w „Zielonym Baloniku” recytowano ze Słówek Boya: „Tu, pod tą gruszką, Drzemał Kościuszko!, Dopieroż robi się skweres, A pod tą drugą, Kołłątaj Hugo Załatwiał mały interes”
W tej chwili o stopień wyżej od Licheniów, betonowych TU-154 z wklejonymi zdjęciami i plastykowym Władysławem znajdujemy naturalistycznie odrobionych panów i panie z brązu w sytuacjach swobodnych – siedzących na ławeczce, spacerujących, czytających. Pojedyńczo nawet cieszą, ale jako powszechny już element krajobrazu zaczynają z lekka denerwować. Z rok temu bna skwerku nad morzem postawiono nam na środku wąskiej ścieżki św.p. proboszcza, osobiście przeze mnie bardzo lubianego ze względu na wielką tolerancyjność i rozsądek, a także brak pazerności. Ale miejsce zdrowemu rozsądkowi urąga na potęgę. W ostatnią sobotę w pięknie pomyślanym rozległym parku Reagana na przedłużeniu Alei JP II postawiono Ronalda Reagana i JPII spacerujących trzymając się za ręce. No, przesadziłem nieco. Za ręce się nie trzymają, ale prawie. Długo się zastanawiałem nad źródłem tego pomysłu zanim nie przeczytałem, że przecinał wstęgę czy też wygłaszał mowę Czesław Nowak, były operator dźwigu portowego, potem szef portowej „Solidarności”, prezes stowarzyszenia „Godność”, kandydat PiS na posła. Zrozumiałem, że jest to pomnik współtwórców naszej wolności. Choć nie spacerowali razem, razem z zewnątrz prowadzili Polskę do wyzwolenia. Może i prtawda w jakimś stopniu, ale w takim razie może nie od rzeczy byłoby dodać jeszcze Gorbaczowa. Może nie popychał nas do wolności, ale łatwo mógł rzucić pod nogi niemałe kłody.
W istocie roli JPII nikt nie będzie w stanie ocenić, bo to głównie dodawanie odwagi i inspiracja duchowa. Nikt tego nie zbada. Roli Reagana bym nie przeceniał. Na pewno wywiad amerykański wspomagał podziemną „Solidarność”, przedtem mocno pomagał KOR-owi. Ale w strajku stoczniowym chyba większą aktywność w pomocy wykazał wywiad francuski. SBcy twierdzili potem, że wszystko zrobiły obce wywiady, co jest kłamstwem przeogromnym i nie sądzę, aby sami w to wierzyli chociaż trochę. Ważna była determinacja. Zdecydowanie więcej jest prawdy w twierdzeniu, że rewolucję w Rosji zrobił wywiad niemiecki. Przetransportował Lenina do Rosji i dał mu pieniądze. Nie sądzę, aby miało to najmniejszy wpływ na historię. Amerykanie i Francuzi dawali pieniądze, ale niczego nie dostawali w zamian. Liczyli na osłabienie reżymu, to było wszystko. Ale pomoc USA była kierowana do garstki, która oddziaływać mogła na pewne środowiska, słowa JPII były kierowane do wszystkich. JPII na pewno marzył o Polsce wolnej, ale jestem przekonany, że chodziło mu w pierwszym rzędzie o wolność od brudu moralnego, którego nie tak wiele w sumie ubyło. Można się ze mną zgadzać albo nie, sam nie wszystkiego jestem pewien. Ale widok spacerującej pary z brązu budzi mój głęboki sprzeciw.
Również sprzeciw budzi kompromis zawarty pomiędzy organizatorami występu Madonny a przedstawicielami Powstańców Warszawskich. Koncert 1 sierpnia jest dla nich profanacją. Ale zdają sobie sprawę, że z wiatrakami nie wygrają, więc poszli na kompromis. Przed rozpoczęciem koncertu zostanie wyświetlony 2,5 minutowy film z Powstania. I to dopiero profanacja dla mnie.
Oto pomnik w Orłowie, o którym pisze Stanisław. http://gdynia.naszemiasto.pl/artykul/galeria/467750,pomnik-ks-stanislawa-zawackiego-juz-stoi-w-orlowie,id,t.html?sesja_gratka=b1b03e5529501e41e9a11a0d5d6215ec
Puszczam wodze wyobraźni myśląc o kompromisie, który mógłbym zaakceptować. I widzę Madonnę, która w kupionym specjalnie godziwym stroju (kupionym bo pewnie takiego nie posiada) śpiewa po angielsku „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, bronią się chłopcy spod „Parasola”. Byłaby w stanie to zaśpiewać po swojemu a jednocześnie godnie. Potem niech się przebiera w to, w czym lubi się pokazywać, i śpiewa, co chce.
Jadąc raz przez Austrię natrafiliśmy na dolinę rzeki Salza, a tam – na teren źródliskowy i ujęcia wody, która rurami, tunelami i akweduktami podąża prosto do Wiednia.
Po epidemiach tyfusu i cholery w XIX w. władze magistrackie rosnącego szybko miasta podjęły szerokie kroki z wykupieniem terenów wodonośnych włącznie i zaopatrzyły miasto w dobrą wodę pitną. Już w 1888 roku ponad 90 proc. domów miało bieżącą wodę, a na każdym piętrze lub co najmniej przy wejściu do wiedeńskich kamienic był kran z emaliowaną studzienką zwaną „bas-sena”. Przy tym kranie spotykające się gospodynie wymieniały plotki i snuły intrygi, które nierzadko prowadziły do procesów sądowych, licznie uczęszczanych przez publikę 😉
Tuż przy orłowskiej plaży na niewielkim skwerze stoi kolejny pomnik – malarza marynisty Antoniego Suchanka. Należy do miejscowych atrakcji, bo wiele osób fotografuje się przy nim. Korzyść też jest taka, że gdynianie dowiedzieli się o istnieniu tego malarza. Oprócz tych dwóch pomników w poblizu znajduje się także tablica pamiątkowa poświęcona tragicznej śmierci gen. Orlicz – Dreszera, który popisywał się akrobacjami lotniczymi przed zgromadzonym przy plazy towarzystwem . Doszło do wypadku i samolot spadł do morza.
Mam nadzieję, że limit pomników i tablic został w Orłowie już wykorzystany, nawet w nadmiarze .http://www.panoramio.com/photo/25841541
Cieszę się, że Krystyna podała linkę do tego wspaniałego człowieka. Ale mimo wszystko wolałbym go w innym miejscu. Tutaj stanowi dla mnie przede wszystkim pomnik szczodrobliwości urzędników miejskich. 200 metrów niżej na ławeczce siedzi Antoni Suchanek, malarz marynista. Ten wydaje się tutaj na swoim miejscu.
Łajza nas dopadła. Tak limit pomników na pewno został wypełniony w ponad 100%.
Stanisławie,
widać, że ksiądz stoi (idzie?) na dość szerokiej ścieżce. Sprawia wrażenie osoby dynamicznej, więc mógłby mieć kółka do przestawiania w różne miejsca 😎 To by było nowatorskie i oryginalne.
Madonna jest jedną z piosenkarek, których nie potrafię rozpoznać po głosie (w radiu) :rool:
Wiedeńska bas-sena
Wróćmy do wody.
Pytanie do Gospodarza.
Wybieram się na Maltę.
Wiem,że rzek i jezior tam nie uświadczę.
Wyspy/wysepki/skaliste.
Z tekstu dowiedziałem się,że Zakon Kawalerów Maltańskich importował wodę z Neapolu.
Jak obecnie wygląda sprawa zaopatrzenia w wodę całej populacji maltańskiej,to przecież 400.000 mieszkańców i około 1 miliona turystów.
Czy brać zapas „Muszynianki”?
W domu rodzinnym Osobistego Wędkarza zachowała się umywalka podobna do tej wiedeńskiej,zaprezentowanej przez Nemo.Jest trochę skromniejsza i jedynie w białym kolorze.Od kilku lat jest umieszczona na zewnątrz,na ścianie altanki w ogrodzie.
Nemo, „Gruźliczankę” nazywano też „Syfilitką” 🙂
Nasmażyłyśmy cały półmisek placków ziemniaczanych z młodych ziemniaków. Ja jem tylko z kwaśną śmietaną, Młodsza cukrzy na śmietanę. Jestem opchana, jak bąk, ale szybko mi przejdzie, bo zjadłam 4 sztuki, czyli nie taką znów obfitość. Prawda, że raczej duże były tak, żeby po posmarowaniu śmietaną można było składać w chusteczkę.
Wracając do pomników; sprawa idzie, że tak powiem, dwukierunkowo: artyści = rzeźbiarze budują pomniki symboliczne (rzadkie brzydactwa najczęściej) vide Pomnik Pomordowanym na Wschodzie w Warszawie, w Poznaniu Pomnik Armii Poznań i pewnie jak kraj długi i szeroki. Póki przed mikrofonem stoi Autor i mamrocze „co chciał powiedzieć” to jeszcze jakoś tam. Później zostają betonowe pół bunkry, pół zasieki (Poznań), albo lora kolejowa naszykowana do huty ze składowiskiem złomu (Warszawa). Trudno uznać, że pomniki takie budują wrażliwość estetyczną szerokiej publiczności. A Licheń, Chrystus – król, tupolew wstrzeliwują się w dziesiątkę gustów powszechnych. Naprawdę się podobają, wzruszają etc. Dopokąd gusty takie były wyłącznie domeną folkloru ( palmy wielkanocne, święte figurki gipsowe, jaskrawe obrazki) patrzono na nie z sympatią. A potem „lud wszedł do śródmieścia” i nagle okazało się, że takie są gusta powszechne. Oj, niedobrze…
Pamiętam z wczesnego dzieciństwa pana, do którego chodizlismy z tatą aby napełnim nam syfon. Były też juz syfony na naboje, ale my takiego nie mieliśmy.
Tutaj: „Gazowanie wody mineralnej „Nasza” w Druskienikach” http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/15952/c22807a3495cba19870789db855f64de/
literówki 🙂 powinno być: chodziliśmy i napełnił
Tu jest ten koszmarny,warszawski pomnik wspomiany przez Pyrę:
http://www.um.warszawa.pl/o-warszawie/kompendium-wiedzy/pomnik-poleglym-i-pomordowanym-na-wschodzie
Jak widać z listy zamieszczonej na tejże stronie mamy w stolicy ponad 30 pomników.Doprawdy nie wiem,czy jest to powód do dumy….
W mojej stolicy uwiecznia się niedźwiedzia
A w naszej stolicy nieznani wandale właśnie w tych dniach spalili wiklinowego „Misia”
Widać frustratów nie brakuje 🙁
Na dworze gorąco, +28, słońce jakieś takie jaskrawe, ciężko mi się wracało rowerem pod górkę, która ostatnio (inne górki też) coraz stromsza się robi 🙄
Osobisty mówi, że to kwestia nachylenia osi ziemskiej, a tak w ogóle, to Alpy ciągle jeszcze się podnoszą 😎
Na podwieczorek ciasto morelowe.
A teraz na grzyby do wiadomego lasku 😉
ten Miś nie był zwyczajny bo był kultowy z filmu „Miś” .. stał sobie niedaleko od nas nad wodą przy ul. Połczyńskiej .. każdy mógł sobie go zobaczyć jadąc z kierunku Poznania ..
Nie wiem jak jest w innych miastach, ale zastanawiająco duża część starego Poznania powstała na terenach absolutnie do zamieszkania się nie nadających. Rozumiem jeszcze pierwszy gród na Ostrowie Tumskim – z przyczyn obronnych zbudowano go w widłach Warty i Cybiny na niestabilnym, nanosowym gruncie, który dopiero bp Lubrański (ten od Akademii utrąconej przez UJ) kazał zdrenować i osuszyć. Wiele ulic budynków i kościołów budowano w korytach zasypanych rzeczek, martwych odnóg Warty i rozlewisk. W XIX w zbudowany system kanalizacyjny wchłonął niechciane cieki wodne i ograniczył występowanie dużych powodzi. Niemniej pytanie pozostaje otwarte – po jakie licho budowano na terenie podmokłym, półbagiennym jeżeli tuż obok górowały niewysokie wzgórza moreny bocznej. Dzisiaj oczywiście zabudowane. Niemniej do XVIII w budowano przede wszystkim na terenach niskich. Tam lokowane były osady służebne (Rybaki, Zielone Ogródki, Łąki Karmelitańskie, Czapniki) które dały początek ulicom tuż za murami średniowiecznego miasta.
Na kolację – szproty w oleju z puszki. Bardzo dobre te malutkie szprotki. Jeść należy z talerzykiem pod brodą, bo olej ścieka z chleba albo przecieka przez kromkę, do tego sałatka z pomidora, herbata i koniec menu. Czasem taki posiłek jak z pikniku bardzo smakuje. Nam dzisiaj smakował.
A tutaj artykul, ktory nie tylko poznaniakow napawa duma…
„New York Times” chwali Poznań
„New York Times” opublikował tekst dotyczący Poznania. Opisuje on stolicę Wielkopolski jako przykład sukcesu Polski. czytaj dalej ?
Teraz bedzie lepiej, sorry
http://www.tvn24.pl/new-york-times-chwali-poznan,265595,s.html
czy wiecie, że w tym roku dostaliśmy dodatkowe 24 godziny, które możemy wykorzystać na zrobienie czegoś dobrego dla siebie lub kogoś innego .. te 24 godziny są rozłożone od 29 lutego do końca roku i można je zrealizować jednego dnia lub wyłapać po godzinie w w ww okresie .. ja już na pewno jedną godzinę wykorzystałam … 🙂
a tu do obejrzenia dobre chwile złapane w obiektywie …
http://www.buzzfeed.com/expresident/pictures-that-will-restore-your-faith-in-humanity
Nemo,
Na bas-seny można było trafiliśmy we Lwowie: https://picasaweb.google.com/112958196308416510634/Lwow#5655251355549722002 .
Hej, lasuchy!
Bezogonkowo, bo jakas dziwna mam klawiature. Pozdrowienia z Lizbony!!!
Jestesmy juz tutaj od 2 dni z okladem, ale nie ma czasu na nic. Internet mial byc na statku, wi-fi i te rzeczy, ale nie ma 🙁
W skrocie (bo mi tu dysza za plecami) – bylo cudnie, szczegoly na facebooku (strona The Tall Ship Races 2012). Od wczoraj bierzemy Lizbone szturmem. Zycie tutaj zaczyna sie okolo polnocy, a za dnia chyba tylko turysci sie wlocza. Temperatury w granicach 40-42C.
Jest cudnie! W niedziele wracam do chalupy, a poki co szalejemy po Lizbonie. Czeka nas jeszcze sporo atrakcji!
Pozdrowienia dla wszystkich, a specjalne usciski dla lasuchw, ktrzy przybyli do St.Malo.
Slawek, Twoim szampanem opijalysmy zwyciestwo Daru nad Mirem na odcinku st.Malo – Lizbona!
To niezbyt dokladne, bo wlasciwie start byl gdzies na Biskajach i meta przed Lizbona, ale dalismy Mirowi popalic!
Lece, bo niedlugo nocne zycie i trzeba cos zjesc. O jedzeniu bedzie, ale to juz ze zdjeciami.
Nadam jeszcze, jak bede mogla, na razie z zeglarskim pozdrowieniem ode mnie i Nisi, dolacza sie Krysia i Mira.
Alicjo, Nisiu
Odpozdrawiam lądowo 😀
Alicja, Nisia pomachanko .. 🙂
@brygantyny & szkunery:
czasami trzeba do lozeczka i bez ogonka 😉
gruzliczanka(so, i remember)
czysta : 50 gr
czerwona( z dodatkiem sokow owocowych produkcji krajowej) : 1 zl
zolta( z dodatkiem sokow owocowych produkcji zagranicznej) : 1,20
Alicja – bo się całkiem rozpuścisz w tym upale. Wracaj w pielesze. Pozdrowienia dla wszystkich na pokładzie.
a monety byly aluminiowe, a lod dowozili koniem, a poza tym, niech zyje podroz, pod zaglami, tudziez w czasie,
Pyro,
sorry ze nie moze Pani skomentowac mojego wpisu o Poznaniu, chociaz napewno kusi bardzo… ale po tym ostatnio rozeslanym „okolniku” nie wypada odnosic sie do tego, co skomentowala Miodzio. Sorry jeszcze raz, mysle jednak ze… sie oplacilo..?
U nas wlasnie zaczela sie potworna burza. Jest ciemno !!! Szczesliwy, kto zdazyl do domu.
Z bardzo upalnej wyspy pozdrowienia dla wszystkich!
Mój dzisiejszy zbiór Prawdziwek ważył 643 gramy i był twardy i nierobaczywy, choć nieco naruszony przez ślimaki. Do tego garść kurek. W górach cieplutko, bezwietrznie, kwieciście i ziołowo, tylko te gzy… 🙄
Ewo,
cesarsko-królewska cywilizacja dotarła widać także do rubieży czyli Galicji 😉 Ale kurek już ukradli 🙄 😉
Prawdziwek imponujacy, kurki drobne, ale sa. Bedzie smaczek!
Tylko pozazdroscic.
Nie doczytam i będę miała kolejne zaległości, bo jutro Błota 🙂
dzień dobry ..
haneczko pobycz się u Żaby .. 🙂
moja pani od jagód ma tylko kurki i mówi, że mało innych grzybów a jak są to robaczywe …