Figa bez maku ale za to słodka
Po wielokroć pisałem, że nie jestem miłośnikiem słodyczy (z wyjątkiem kutii na Boże Narodzenie). Ale czasem , a ostatnio coraz częściej, nachodzi mnie apetyt na coś słodkiego. Może to zdziecinnienie – jak twierdzą złośliwi przyjaciele – albo tak objawia się prawdziwa męskość – jak sam sobie wmawiam. Prawdę mówiąc wszystko jedno jaka jest przyczyna ale dzięki niej i Wam osłodzę trochę życie, podając trzy moje ulubione przepisy na desery.
Figi w sosie karmelowym
3 figi, 10 dag cukru, szczypta szafranu, pół łyżeczki cynamonu, pół łyżeczki mieszanki czterech przypraw, 10 dag mieszanki orzechów laskowych, rodzynek, migdałów i orzechów włoskich, 10 białych winogron
Figi umyć, pokroić na ćwiartki, podsmażyć na patelni i odstawić w ciepłe miejsce. Rozpuścić na patelni cukier z odrobiną wody aż powstanie karmel. Dodać przyprawy, mieszankę bakalii i mieszać chwilę smażąc. Na talerzu ułożyć figi polać karmelem i ozdobić winogronami chwilę przed tym trzymając je na rozgrzanej patelni.
Seadas (serowe ravioli z miodem)
20 dag kaszki z pszenicy twardej (semoliny), 2 dag smalcu, sól, 4 ? 5 łyżek oliwy z oliwek, 6 dag sera pecorino, 1 łyżka maki pszennej, 5 dag miodu
Z kaszki pszennej, smalcu, odrobiny wody, soli i 1 łyżki oliwy wyrobić miękkie, elastyczne ciasto. Cienko je rozwałkować i powycinać krążki o średnicy 8 – 10 cm. Świeży ser pecorino pokroić na kawałki i wraz z odrobiną wody oraz 1 łyżką maki włożyć do rondla. Roztopić na małym ogniu aż do powstania gęstego, płynnego kremu. Na środek każdego krążka włożyć po łyżce kremu. Przykryć drugim krążkiem i zlepić mocno brzegi. Piec w gorącej oliwie aż nabiorą złotego koloru. Po upieczeniu posmarować miodem i natychmiast podawać.
Tort morelowy
Na ciasto:25 dag(1,5 szklanki ) mąki, 170 g masła 10 dag siekanych obieranych migdałów, pół szklanki cukru pudru, 4 żółtka, ew. zapach np. wanilia
Krem: pół słoiczka dobrej marmolady morelowej (od biedy można ją zastąpić powidłami śliwkowymi), 4 białka, pół szklanki cukru pudru, Na lukier: pół szklanki cukru pudru, ćwierć słoiczka powideł lub marmolady morelowej, łyżka soku cytrynowego.
Ciasto: Mąkę posiekać z cukrem pudrem i masłem, dodać migdały oraz żółtka i zagnieść ciasto. Rozwałkować 5 jednakowych placków (tortownica o średnicy 22-25 cm). Kolejno upiec na złocisto.
Krem: Ubić sztywną pianę z białek pod koniec dodając cukier i zmiksowaną marmoladę.
Przekładać nią placki.
Lukier: Utrzeć składniki lukru i rozsmarować go na wierzchu tortu.
Tort powinien postać w lodówce lub chłodnym miejscu co najmniej 4 dni.
A co Wy lubicie ze słodyczy najbardziej?
Komentarze
Najbardziej ze wszystkich slodkosci lubie nalesniki!
Pan Lulek
Panie Lulku
Z naleśników tym razem nici . Może zyska na tym sztuka. Tylko pierogów z polskiej mąki szkoda…
Pracuję od szóstej rano. Zostało sporo do skończenia. Biegnę dalej do roboty
U mnie skromnie i słodko
http://www.kulikowski.aminus3.com
O, a co tak pusto? Tylko Pan Lulek na posterunku. Pyra pewnie odcięta przez windę od internetu. A gdzie zdjęcie śniadaniowe Marka?
Ze słodyczy to ja najchętniej śledzie. 🙂 Czasami zjadam małą porcję lodów, ewentualnie jakiegoś niesłodkiego ciasta, ale to naprawdę rzadko. Za to R. mógłby tonami słodycze, dzieci też.
Musiałam przerwać stukanie, bo telefon dzwonił, a tu już foto od Marka jest!
To takie słodkości On lubi, no, no… 🙂
Wychodzi na to, ze zamilowanie do slodkosci to prawdziwy objaw meskosci 🙂 Ja tez wole „konkrety”, a jak zjem cos bardzo slodkiego na pusty zoladek, to koniecznie musze po tym zjesc cos pikantnego i slonego, chocby ogorka kiszonego. Ze slodyczy lubie lody, panna cotta, zupe nic, krem karmelowy (creme brulee), ciasta z owocami. Odrzuca mnie od deserow na bazie surowych jaj, czysto teoretycznie 🙁
Jak już kiedyś pisałem moim ulubiona słodyczą jest szarlotka. Moga też być galaretki.
O tak, szarlotka… Nie znam nikogo, ktoby nie lubil 🙂
Niejako dostałem po głowie… 🙂
Jeżeli z upływem lat, ze słodyczy coraz bardziej lubię ciasto drożdżowe, niskosłodzone i gorzką czekoladę, to znaczy, że moja męskość jest… passe 🙁
No, może to prawda?
a.j
Ze słodyczy najbardziej lubię owoce. Wszystkie. Nic poza tym. I śledzie!
„…tak objawia sie prawdziwa męskość” <– ha ha ha !
Każda wymówka dobra 😉
Dospać…
Nemo, przez cale moje zycie tutaj mam konflikty z otoczeniem, bo nie moge strawic sniadnia w postaci bulek i marmolady, moj zolodek wrzeszy i chce ogorka, ogorka i pikatne sery. Dopiero potem moge zjesc marmoladowe bulki. Wychodze prze to na zarloka, wszyscy mi dogaduja, ze tu nie ma sybirskich mrozow i na sniadanie nie trzeba jesc tak wiele. Kiedys nawet musialam wysluchac, ze narody takie jak Polska, „Ciagle w przszlosci zagrozone niewola ze strony obcych, obzarstwo maja zakodowane jako system obronny”. A ja uwazam, ze oni sa poprostu skapi. To co tutaj opisywane jest na forum w postaci obiadow u normalnego smiertelnika, starczyloby niemieckiej rodzienie z dwojegiem dzieci na caly swiateczny tydzien.
Jerzy,Ty poprostu subtelnym, wspolczesnym mezczyzna, drozdzowe ciasto niskoslodzone jest b. dobre ale musze miec do tego swieze maselko.
Tak, świeże masełko! No i …koniecznie kubek mocnej kawy! To jest to! 🙂
Sernik. To był sernik marzenie. Sernik, który do dzisiejszego dnia ma wszystkie serniki pod sobą. Przygotowany został przed laty przez przyjaciela. Miał w sobie moc tajemną. Pewnie i przylepną, bo trzyma mnie do dzisiejszego dnia. Do jego spożywania zupełnie zbędne były, wówczas jeszcze z kompletnym uzębieniem zgryz. I gdyby były to protezy, spokojnie można by było odłożyć je na bok. Już pierwszy kęs opływał dolne dziąsła delikatnym deserem. Po chwili górne podniebienie tuliło się do jedwabnej masy. W jaskini ustnej zameldowały się receptory smakowe. Cytryna > niesamowicie delikatny posmak. Po uzyskaniu temperatury wnętrza, tryskała świeżością w systemie zamkniętym, pomiędzy kością czołową ciemieniową potyliczną a skroniową.
Na also Also, nie myśl ze ujdzie Ci to na sucho. Jak już to już, a kto pije ostatki jest piękny i gładki. salud!!!
Zen:
Bzy zakwitly.
Salud, Arkadius, dziękuję. 🙂
Ja to powiedzenie znam w wersji „jest mądry i gładki”, bo gładki znaczyło kiedyś urodę.
Na jakie wyżyny potrafię wznieść się mężczyźni, gdy mówią o przysmakach! 🙄
doroto l.
(ach jak ja lubię wtracać się nie na temat)
Ja też uważam, że te ilości jedzenia opisywane tu jako obiad są raczej spore. U mnie jada się obiady jednodaniowe + mały deser. Śniadania raczej skąpe, W dni powszednie owsianka + dwa żytnie chrupki z czymśtam i kubek herbaty. W sobotę czy niedzielę jakiś omlet.
Posiłki wielodaniowe (zazwyczaj trzy dania) to od wielkiego dzwonu. Ilości jedzenia na talerzu też niewielkie.
W sumie jemy niewiele a jakoś żyjemy i problemu z niedowagą nie mamy. My jesteśmy chyba po prostu skąpi…..
P.S.
Daawno temu w podróży przez Lubekę zaszliśmy z dziećmi do pierwszej z brzegu restauracji. W karcie były głównie pieczone ziemniaki z różnymi dodatkami. Wielkość porcji była międzyinnymi oznaczona „für kleine hunger” co nam pasowało, bo było piekielnie gorąco.
Całe szczęście, że nie zamówiliśmy wersji „für grosse hunger” bo było tego mnóstwo za bardzo i mieliśmy problem ze zjedzeniem.
P.S.
Język niemiecki znam jedynie z widzenia i nie jestem pewien pisowni, Prawdopodobnie brakuje tam czegoś ale może mnie ktoś poprawi.
Dorota l. W Anglii od pokolen naucza sie, ze „sniadanie nalezy jesc jak krol, obiad jak mieszczuch, zas kolacje jak zebrak”.
Mnie pod wieczor tak zal sie robi tego zebraka, ze daje mu szczodra reka.
Co i widac.
Sniadanie zjedz sam, obiadem podziel sie z przyjacielem a kolacje oddaj wrogowi. Dzisiaj na obiad szczawiowa (szczaw z ogrodka) z jajkiem i ryzem.
Łyżka słodkiego do wątróbki – http://www.gazetawyborcza.pl/1,81388,5156040.html , ja spróbuję.
Czas: 7 dni przed końcem roku, połowa lat 90-siątych ubiegłego stulecia
Miejsce: Berlin
Główny bohater: Barbara B. ? zwana dalej jako B.B.
B.B. nie musiała, ale chciała dorobić sobie parę groszy do nie najgorszego miesięcznego uposażenia. Traktowała to jako pewną odskocznię od monotonnych kreseczek malowanych na ekranie monitora w jednym z bardziej renomowanych berlińskich biur. Czyniła tak od dawna, a w zasadzie od momentu, kiedy to jej maż zmienił model na młodszy rocznik. Ona, dbająca o siebie, wchodząca w strefę ryczących czterdziestek, pozostawiona na pastwę losu, garnęła się do ludzi, szukała nowych kontaktów. Ale tylko to, ze ktoś posiadał miliony, nie było dla B.B. wystarczającym powodem by wejść jego domu. Chamstwa unikała jak diabeł świeconej wody. Rekomendacje miała znakomite, szukała osób o inny spojrzeniu, z wyobraźnią i polotem. A kto szuka ten znajdzie. Tak też stało się i w jej przypadku.
Chadzała tam w piątki po pracy. To miało wystarczyć. Często nie mogła się nachwalić nowego > dodatkowego pracodawcy. Opowiadała o milej atmosferze, o cudownym nastroju jaki panował w tym domu. B.B. wielokroć zapraszano do stołu, częstowano własnymi wypiekami.
Ale B.B. nie była sympatyczką uczęszczania do śmierdzących fitnes centrów, gdzie bezszyjowcy próbowali nadrobić w inny sposób brak najważniejszego z mięśni. Dbała o linię, była zwolennikiem FdH /Frist die Hälfte/. Co innego z napojami, na to mogła sobie pozwolić, ale bez przesady.
Pamiętnego dnia, pojechała na sprzątanie przed południem, była na zaległym urlopie i poprzedniego dnia uzgodniła ten termin telefonicznie z właścicielami willi. A, ze była umówiona z córką na przedświąteczny obiad postanowiła śniadanie skreślić z programu dnia. Prace przebiegały sprawnie i były na ukończeniu, a burczący brzuch nieustannie dopominał się o swoje. Sięgnęła po keksa leżącego w holu na stole, wyglądały na domowy wypiek. Nie był to wymarzony smak, a ze wyjątkowo mało słodki, pomyślała, ze i drugi nie będzie miał kalorycznego znaczenia. Na drogę wzięła jeszcze dwa.
Ca 500 metrów należało dojść o własnych nogach by znalezc się na przystanku doskonalej sieci komunikacji miejskiej.
Było zimno. Pomimo złych warunków meteo X-115 podjechał o określonym czasie. Zajęła miejsce przy oknie, przyjemnie popatrzeć na mieniące się świecidełkami miasto. Pomimo świątecznej atmosfery poczuła się jakoś dziwnie. Podeszła do kierowcy i poprosiła o wezwanie lekarza.
I to były jej ostatnie słowa. Film się urwał.
Przybyły na sygnale medyk po rutynowym spojrzeniu nie miał żadnych wątpliwości, na jaki gdzie skierować delikwenta.
Na psychiatrycznym B.B. obudziła siostra podająca świąteczne śniadanie. Ból głowy przypominał kaca z tym, ze w innym wymiarze. Nie potrafiła zrozumieć sensu pytań lekarzy na porannym obchodzie. Przybyła w odwiedziny córunia zaproponowała znakomity deal:
> powiedz skąd to masz i gdzie to chowasz, a spędzimy razem święta.
Siedmiodniowy pobyt plus wikt i opierunek opłaciła kasa chorych.
B.B. niesmak do cudzych ciasteczek pozostał do dzisiejszego dnia.
super przepisy! upiekę tort morelowy .Od czasów przełomu kiedy to ciągle wyłączali prąd/ a cisto w piekarniku/ zaprzestałam tej wdzięcznej czynności.O efektach poinformuję …mnam
Szarlotka, oczywiscie ale jednak odrobinke za nalesnikami.
Po poludniu przychodza goscie. Uciekaja przed brygada remontowa, która odnawia im mieszkanie.
Do zakosztowania na podwieczorek.
Francuskie wino typu baricque.
Wczesniej anizeli wczoraj, wlasnoreczna pedzona sliwowica
Kawa, mocna jak szatan, do wyboru z mlekiem albo miodem.
Cos, co oni niewatpliwie ze soba przyniosa.
Marek szaleje, juz naliczylem trzy rózne laski. Jak podrzuci czwarta, gotów bede przypuszczac, ze przeszedl na mahometanizm.
Pan Lulek
Nie moge powiedziec nie swizo upieczonym: szarlotce na kruchym spodzie i drozdzowemu ciastu ze sliwkami.
Tez dobrym lodom z owocami, orzechami i sosem karmelowym lub czekoladowym.
Nie lubie tortow i ciast/plackow na margarynie i proszku do pieczenia.
Heleno, ja zebrakowi to dogadzam nawet i dwa razy i nie mam nadwagi specjalnej.
A teraz w odpowiedzi na tekst p. Andrzeja bede nieelegancko bezposrednia, skoro juz Arkadius pisze o orgastycznych przygodach z sernikiem, i zaspiewam czego mi najbardziel zal:
A najbardziej mi zal… mojego niezrealizowanego narzeczonego Japonczyka, ktory mnie, po naszym powrocie z wloczeg nocnych, zaczynal gotowac o trzeciej nad ranem japonskie dania. Niestety bylam naiwna i myslalam, ze tak to juz zawsze musze byc i puscilam go kantem.
Andrzeju, jezeli ta owsianka jest zalana ugotowanym cieplym mlekiem a nie lodowatym prosto z lodowki i czes wychodzimy to nie nie jest Pan skapy, mnie tu chodzi o to jak sie podchodzi do faktu przygotowania potraw.
poprawka „musi byc i bedzie”
Calkiem z innej beczki. Swiat zostal odciety od Pyry przy pomocy windy która popsula internet. Cale szczescie, ze ma w domu swieza pocieche. Krótko mówiac, wszystko wskazuje na to, ze jej powiekszyla sie rodzina. W zwiazku z czym od razu nasuwa sie pytanie. Pyra Duza, czy tez Mlodsza otrzymaly becikowe.
No bo bylo nie bylo rodzina ulegla powiekszeniu o napewno rozpieszczonego malucha.
Marialka , badz tak mila i zastanów sie czy przypadkiem nie przerzucic sie z ludzi na pieski. Podobno o wiele bardziej wdzieczni pacjenci.
Pan Lulek
Dzień dobry.
Wczoraj nie odmowiłem świeżo upieczonemu ciastu drożdżowemu z rabarbarem (drożdżowym z zasady nie odmawiam!). Nie odmawiam również ciastom piaskowym a szczególnie cytrynowej babce 🙂
Wszelakim tortom zawsze i stanowczo daję kosza z wyjatkiem tortu makowego (made by Marylka) na Gwiazdkę lub Nowy Rok 😉
Kojaku,
a Schwarzwälder Kirschtorte? Ja tu robię wyjątek 🙂
Kirschtorte owszem ale najlepiej robiony w domu.
Zdecydowanie odmawiam, ale nie dlatego, że nie smakuje, wręcz przeciwnie jest pyszny 🙁 ale równocześnie jest zaliczany do „bomb kalorycznych”.
W ramach KojaKowego rozzbrojenia rezygnuję 🙁
Nie wiem skąd się wzięła ta legenda, że wielbicielkami słodyczy są głównie damy.Z głosów na blogu i moich obserwacji wynika coś zupełnie innego. U nas w domu najwydajniejszym i niestrudzonym pożeraczem słodyczy zawsze był tata, a mama raczej w kierunku – z jarzyn jarzębiak, z owoców ogórki małosolne. Ja też niespecjalnie deserowy jestem, ale jak wiadomo, od każdej reguły są wyjątki. Robię je dla niektórych lodów (byle nie waniliowych!), tiramisu, kremu truskawkowego (a jeszcze lepiej poziomkowego), musu czekoladowego (z gorzkiej, nie mlecznej) i ciast drożdżowych niezbyt słodkich, mogą być ewentualnie ze śliwkami albo jako rolada z wnętrzem orzechowym. Tyle tych wyjątków, że jak się ktoś uprze, to zawsze jakimś deserem uszczęśliwić mnie może. I o to chodzi! 🙂
… a co lubię, oczywiście lukrecję (lakritze) w każdej postaci: holenderską, szwedzką (cukierki „słona lukrecja”) i włoską najbardziej. 🙂 🙂 🙂
Ależ oczywiście nemo. Dawniej tego nie znałem. Dzisiaj jestem zdania, ze to ciacho, zresztą jak wiele rzeczy z rejonu jego pochodzenia, zasługuje na awans pięciogwiazdkowego generała wśród tortów.
Ha ha ha, doroto l. > dobrze wiedzieć ze potrafisz toto zrobić w domu. Nie obawiaj się, wg mojej zasady FdH zostawię na otarcie łez pół. To tak w ramach pomocy sąsiedzkiej. Kiedy?
Jesli o mnie chodzi, to oczywoscie czekolada belgoijska pod kazda postacia.
Natomaist z ciast to na pierwszym miejscu chyba te slynne portugalskie tarciki z zapiekanym kremem jajecznym. Spod musi byc cieniutki i chrupki. W Portugalii taki jest gwarantowany w najbardziej nawet zapyzialej wsi.
Raz sie dalam nabrac na cos co tak wygladalo u Wedla w Warszawie. To byla niewypowiedziana granda, klasyfikujaca sie do zdemolowania panu Wedlowi facjaty. Wiec ucziciwie uprzedzam aby tam tych deserkow nie szukac.
Witajcie,oj bardzo ciekawy temat 😀 SLODKIE!!!
Bo ja od dziecinstwa KOCHAC SLODKIE!!! Nie wiem,czy cieszyc sie,czy plakac,bo to stale udreka 🙁 Czy juz powinnam odlozyc te czekolade,czy jeszcze mozna uszczknac jedna kostke?!
Nie bede wymieniac,co ze slodkosci najbardziej lubie,bo lista nie mialaby konca!
Ale ze slodkich dan bardzo lubie pierogi z jagodami.
A ze slodyczy niepowtazalne,super smakowite torty mojej bylej szefowej.Smiem twierdzic,ze takich tortow nie powstydzilby sie najlepszy kucharz!! Moim ulubionym byl tort czekoladowy i cytrynowy 🙂
Teraz tylko moge sobie pomarzyc……………………………..
Hej.
Ps dodam jeszcze,ze uwielbiam czeresnie,te moglabym garsciami jesc!!
Czereśnie, zwłaszcza prosto z drzewa, należą do takich niebezpiecznych rzeczy, które jak się zaczyna jeść, to jakoś przerwać nie można, chociaż się dobrze wie, że skutki będą niekoniecznie przyjemne. Na szczęście psom dość trudno wdrapywać się na drzewa, co w pewnej mierze chroni je przed konsekwencjami przeżarcia się czereśniami. 🙂
Czekoldaki belgijskie, wlasnie w sobote ogladalam w telewizji reportaz o Maastricht i o czekoladniku, ktory robil w swojej wlasnej fabryczce takie finezyjne psznosci, ze …..
Czy Moguncjusz, pod warunkiem, ze mieszka w Moguncji, zna ksiazke Hans Dieter Hüsch takiego kabarecisty, ktory opowiada w niej o powojennych latach w Moguncji, gdzie w okolicach Waszej pieknej Münster, az sie kurzylo z glow, od pomyslow, wlasnie tworcom kabaretu i tworcom telewizji w Niemczech?
1. Własnie odebrałam ksiażkę „Polityka i jej ludzie”, cieszę się i dziękuję bardzo (tym bardziej, że jest podpis autora i pana Piotra Adamczewskiego). Nie tylko ja się z niej ucieszyłam ale także mój mąż. Czyli tydzień dobrze się zaczął.
2. Pyszny temat dzisiaj. Przyłączam sie do drożdżowo-szarlotkowej frakcji: placek drożdżowy z kruszonką (i wtedy rzeczywiście wskazane masełko i może domowe konfitury), z rabarbarem – ten teraz na czasie, albo śliwkami, drożdżowe rogaliki (szybke w robocie i pyszne) lub szarlotka (dla mnie bez cynamonu za to z dodatkiem cukru waniliowego).
3. Dla mnie atrakcyjne jest wszystko co zawiera truskawki (a najlepiej truskawki solo, prosto z grządki, nagrzane słońcem – odliczam dni do truskawkowego sezonu).
4. Ponieważ jestem poznanianką to w okolicach 11 listopada popadam w uzależnienie od rogali marcińskich (nie umiem sama upiec takich prawdziwych – próbowałam ambitnie, poza tym skąd wziąć biały mak?), no i pyszna jest „szneka z glancem” i dobra kawa.
5. Właśnie robię na szybko obiad i teraz nabrałam ochoty na deser (może zmobilizuję się do zrobienia rogalików – tych szybkich i dobrych).
6. Im bardziej przyglądam się przepisowi na torcik morelowy, tym bardziej mi sie podoba.
Arkadiuszu, niestety musze doniesc, ze najpierw w domu rodzicow mielismy Niemke odpowiedzialna za sprawy kulinarne i ona piekla wspaniale torty a potem w Niemczech tez mialam pania, Austriaczke z pochodzenia, ktora robila pyszne Schwarzwälder Kirschtorte. To se wrati, teraz jak widze gotowe w sklepach i nawet w cukierniach to mnie odrzuca, bo wykonanie i smak nie ten sam.
@dorota l.
Jeżeli masz na myśli „Hans Dieter Hüsch. Kabarett auf eigene Faust. 50 Bühnenjahre” , wydawca Jürgen Kessler, to nie czytałem.
HDH studiował w Moguncji, założył kabaret studencki, rozsławił na całe Niemcy „Unterhaus” (coś takiego jak „Piwnica pod baranami”), wystepował solo w telewizji (w Moguncji znajduje się stacja TV ZDF oraz SWF-RP), w studenckich knajpach (byłem 🙂 ) i byl współautorem „Deutscher Kleinkunstpreis” / Niemiecka nagroda Małej Sceny. Każdy artysta małej sceny / kabarecista, nie tylko niemiecki, jest „nobilitowany” zaproszeniem do „Unterhaus”.
Z Polski, z Sopotu występował André Ochodło, ze Szwajcarii np. Emil, swoje satyry czytywał Ephraim Kishon itd. 🙂
Moguncja słynie nie z „Mainzer Münster” tylko „Mainzer Dom” ( po polsku chyba Tum?) 🙂
U mnie leje. I podobno tak ma być dwa dni 🙁
Trawa rośnie, wreszcie zielono.
Moi niemieccy znajomi (bawiłam po kilka-kilkanaście razy w trzech różnych domach) na śniadanie wyciągają bukiet wędlin, serów, gotują jajka na miękko, podają masło i świeże bułeczki. Sami najczęściej sięgają po bułkę z masłem i z dżemem, po spałaszowanym jajku.
U mnie też dżem dyżurny musi być, jak Niemcy są w gościach. I to dużo, bo pan J. zaraz się pod ten dżemik podpina. Dla mnie może nie istnieć. Dżem, oczywiście.
Bobik wspomniał czereśnie. Oddam wszystko za żółte czereśnie. Tutaj występują, ale znacznie rzadziej niż czerwone i kosztują majątek. Nie odmawiam sobie, mimo wszystko.
Kishona uwielbiam. I bez różnicy czy są to Familiengeschichten z die beste Ehefrau von allen czy w nowym roku będzie alles anderes. Czytane dzisiaj jest tak samo aktualne jak w czasie, kiedy to pisał. Oj łyknę lufę i za Kishona ale nie gruszkówą. Z prostej przyczyny > brak.
doroto l. Rozumiem ze dajesz nadzieje na SK, klepiąc >To se wrati<.
Arkadius co to jest SK, Kishon ma dowcip ale tez i podejzane skraje poglady wic jak to pasuje do luzaka?
Mialo byc to se ne… ale ja jestem chyba zdecydowany legastennik.
Moguncjusz, tak o ta ksiazke chodzi. Zawsze lubilam Hüsch i Hildebrandta. Piszesz interesujace rzeczy. Mialam jeszcze okazje pracowac z niedobitkami telewizyjnymi z tego srodowiska, bardzo dobrze sie pracowalo.
Jako byla mieszkanka Kolonii myslalam, ze te wszystkie „inne” katedry maja tylko honor Münster.
Odcięta od świata, stęskniona towarzystwa i pogrążona omc w żałobie – oto jaka jest dzisiaj Pyra. Co się stało, to Wam nie powiem, bo się nie znam. Na razie przywrócona jest sieć na komputerze Młodszej i dostałam pozwolenie na wpis.
Panie Lulku – nie dają becikowego za szczeniaczki niestety.
Słodycze ? Placek drożdżowy ze śliwkami, mój własny tort czekoladowo-malinowy (b.mało słodki), domowe kokosanki z konfiturą wiśniową, tort migdałowy i rogale marcińskie. Mało jej słodyczy, a z drożdżówek, serników i szarlotek zawsze najpierw zdejmuję warstwę lukru (nie jadam) Lubię natomiast piec ciasta.
Czulem sie jak komendant obozu dla uchodzców.
Z budowy uciekli moi przyjaciele Brigitta i Grehard. Wegierska firma zza pobliskiej granicy zabrala sie w ichnej pracowni za tynkowanie olbrzymiej sciany. Kiedys, przed kilku miesiacami byly problemy z zainstalowaniem firmy zagranicznej do róznych prac, na przyklad budowlanych. Teraz, to zaden problem. Laduje swoje narzedzia na samochód i melduja sie u klienta. Ci beda tynkowali duza sciane i uszczelniali dach przy pomoce welny mineralnej. Gospodarzom nie wypadalo nic innego jak tylko znalezc schronienie u mnie. Wspólny podwieczorek. Pisalem juz jakie trunki a oni przywiezli ze soba rogaliki upieczone przez Gerharda. Oryginalnie, to on jest cukiernik. W firmie wiedenskiej gdzie byl zatrudniony zapytano go kiedys czy ma prawo jazdy na ciezarówki powyzej 2,5 ton. Mial. Poproszono go zeby zastapil urlopowanego kierowce i rozwiózl wyroby do klientów. Tak zaczela sie jego kariera jako dostawcy wyrobów tej firma dla klientów w Poludniowej Burgenlandii. Wozil te ciastka i torty przez lat kikadziesiat az do zasluzonej emerytury. Znal doskonale nazewnictwo jako fachowiec w branzy i zawsze potrafil znalezc z klientami wspólny jezyk. Rogaliki które przyniesli ze soba, wypieku Gerhada, wskazywaly na to, ze decyzja o zmianie zawodu byla w pelni uzasadniona. Brygitta od pierwszego maja przechodzi na emeryture a ostatnim jej zajeciem byla praca z ludzmi uposledzonymi i terapia przy pomocy gliny. Jej podopieczni lepili i wypalali rózne wyroby z gliny, niektóre calkiem ciekawe. Wychowala dwoje dzieci. Starszy syn jest juz szycha w banku a córka rzezbiarka. W lipcu bedzie miala wystawe na zamku w Guessingu. Sponsorem wystawy jest Burgtheater z Wienia i Pan Rezyser Hofmann. Potem wybiera sie do Irlandii gdzie bedzie wystawiala w kraju swojego meza.
Plotkowalismy o róznych sprawach a przede wszystki o tym jak to dobrze, ze czlowiek przez pomylke znajduje sie juz u sasiadów za granica.
Piekny cesarski wieczór o czym raportuje
Pan Lulek
Zs slodkosci lubie jedynie owoce z wyjatkiem tych bardzo slodkich – nawet niektore winogrona sa zbyt slodkie…. No i kawaleczek naprawde dobrego sernika z okazji Wiekanocy i dobrego makowca na Boze Narodzenie. Jedna trufle czekodadowa mniej wiecej na pol roku, to wszystko….
@arkadius
Pierwsza satyryczna książka, którą przeczytałem po niemiecku to Kishona „Salomons Urteil-zweite Instanz” (Wyrok Salomona w drugiej instancji ?), świetnie przetłumaczna przez austryjaka Friedericha Toberga.
Czytałeś „Der Fuchs im Hühnerstall”? Według mnie jego najlepsza powieść satyryczna 🙂
Arkadiuszu, ruszylam mozgiem, cizko mi to szlo i wydumalam SK, to nie byla SK to byl splot ludzkich losow. Moi rodzice przyjeli do siebie dwie Niemki, ktore uciekly z pociagu naladowanego dwoma tys. ludzi, podpalonego pozniej przez Sowietow, ukrywaly sie w lesie i jak dowiedzialy sie, ze jest ktos w miasteczku z nowoprzybylych kto mowi po niemiecku to przyszly do moich rodzicow i prosily o pomoc. Zostaly u nas do lat 70-tych i poniewaz dom byl duzy i bylo duzo roznych zadan to objely niektore z nich. Dopiero w latach 70- moja matka wystarala sie dla nich o wyjazd do Heimat. A torty mialy niemieckie wychuchanie i perfekcje dekoracji ale co do ilosci jaj i innych dodatkow to trzymano sie regul polskich. Czyli torty multikulturalne pomimo ze min. Schwarzwälder…
Ja słodkości lubię i to bardzo, ale te bez cukru pudru, lukru ,kremów ( dlatego nie jadam mazurków i tortowych- słodkie).Najlepiej ciastka domowe, babki, no i szarlotka. Czekoladowa nie jestem i zdecydowanie zaniżam statystyki( 2-3 razy w roku)No ale owoce to insza inszość! Truskawki, czereśnie, ale najbardziej- jabłka i ARBUZY!!!!
O owocach persymony zapomniałam i grejpfrucie 🙄
Pan Tom buduje domn – na moim ukochanym blogu fotograficznym. Obejrzyjcie:
http://namq.blox.pl/html
Jest to jeden z najpielniejszych blogow z jakimi sie zetknelam. Podgladam go regularnie (jest w Ulubionych).
Pyra !
Nie opowiadaj, ze na pieski nie daja becikowego bo nikt Tobie i tak nie da wiary. Jak jest male to musi byc i becikowe a do tego kosteczka do obgryzania. Maluchowi mozna dawac kostki do obgryzania nawet rurkowe. Robi sie to w nastepujacy sposób. Kosc rurkowa z dowolnego zwierzecia typu ptak nalezy obgotowac do miekkosci. Pan albo Pani piesowa zjada z kosci mieso. Potem trzyma kostke w rence osobistej tak, zeby wystawaly tylko glówki. Zainteresowany osobnik zjada koncówki z obydwu stron a Pan/Pani, wyrzuca pozostalosc do karmnika dla ptaków. Gwarancja, ze zamelduja sie wrony albo sroki. Wszyscy sa wtedy zadowowleni. Mlodzik psi albo koci zajada miekkie glówki, ptaki maja cos do wziecia w dziób a czlowiek myje rece w poczuciu dobrze spelnionego obowiazku.
Dobrej nocy zycze.
Pan Lulek
Heleno, tylko czemu ten Tom ma na imię Bob? I czy to znaczy, że on jest większy ode mnie? 😯
Panie Lulku, słuszna racja z tymi kosteczkami. Z tym że jak kosteczka jest przykrótka, to się karmiącą rękę dobrodzieja/jki zdarzy nadgryźć. Ot, wypadek przy pracy. 🙂
Na Bartnikach remizy miały gniazda na brzozach – płaczkach. Tutaj remizów nie ma, ale coś remizopodobne miało gniazdo na wierzbie płaczącej. W tym roku znikło 🙁
Bobik, czy Ty pocztę elektroniczną odbierasz, czy trzeba Ci kosteczkę dla zachęty?
Bo Bob The Builder do mnie wcale nie przemawia. A Pan Tom buduje dom bylo mila ksiazeczka pana Themersona, tego samego, ktory napisal takze najlepsza polska ksiazke XX wieku. Piesek z pewnoscia to czytal!
Alicjo, nie bić! Odebrane, odpowiedziane. 😀
Heleno, piesek czytał, aczkolwiek musi przyznać, że Profesor Mmaa znacznie lepiej zachował się w jego pamięci. Może dlatego, że był czytany jakiś czas później? 🙂
Ja nie bije, ja tylko opierniczam – żeby było i kulinarnie, i na zadany dzisiejszy temat 😉
Po pierwsze chałwa, po drugie i trzecie też. Potem w zasadzie wszystko jak leci. Drożdżowe ze śliwkami, kruszonką i lukrem. Lody wszystkie oprócz owocowych. Owoce każde, ale podium dla czereśni (Alicja, czy miałaś na myśli czereśnie miodowe, które należy zjadać bardzo na świeżo, bo szybko ciemnieją?). Dżem robię w ilościach przemysłowych i z rozmaitych owoców, lubią wszyscy i obowiązkowo kończy śniadanie. Mogę jeść dowolne ilości słodyczy, nie wiedzieć czemu nie tyję od niczego.
Uuuuu, wredna Haneczka. Nie pokazuj mi sie na oczy.
Ja tyje z samego kontemplowania halwy stojacej za szyba w sklepie.
Ja te tytułowe figi to w samaku nawet i lubię, ale intelektualnie jakoś nie mogę z nimi dojść do ładu:
Łza często oko moje zaćmi,
gdy figę dobry człek chce dać mi,
bo zaraz taki mam dylemat:
ta figa jest, czy też jej nie ma?
Pewnym dowodem figi braku
na ogół jest dodatek maku,
lecz i bez maku (myśl upiorna!)
sprawa istnienia fig jest sporna.
Gdy wchodzi w grę zagadka bytu,
to filozofa trzeba by tu –
niech problem przejdzie w jego gestię.
Jeśli rozplątać zdoła kwestię
zawiłej ontologii fig,
w nagrodę figę dam mu w mig! 🙂
Samak miał być smakiem. Ale za to kod 3311. Zawsze coś. 🙂
Heleno, przepadło, pokazałam ci się na oczy u p. Doroty 🙁
Ja tak miałam w wieku nastu lat (tyłam od patrzenia na napis „Cukiernia”), potem minęło. Nic na to nie mogę poradzić. Potraktuj to jak ułomność i WYBACZ!!!
Figi zajadam, ale tylko suszone, bardzo rzadko pojawiają się świeże. Jerzor sobie kroi to-to do porannego jedzenia, ja podjadam czasami ze 3-4. Lubię.
Nie wiem, Haneczko, jakie to czereśnie, bo w sklepie nazwy nie podają. Są intensywnie żółte i czasami zarumienione lekko. Pyszne! Zazwyczaj ze Stanów, tak, że nie extra dzisiejsze, bo transport itd.
No dobra, kuchnia czeka…
To Was pogodzę 😆
Ostatnio trafiłam (przypadkiem w pewnym sklepie w Krakowie) na produkt zwany „Słodki krem sezamowy do smarowania pieczywa”. Produkcji jest on greckiej i jest to poniekąd chałwa smarowidłowa. A jeszcze bezczelne małpy piszą na słoiku:
„UWAGA! Najczęściej znika
wyjedzony palcem ze słoika!”
Nie da sie ukryć – i tak jest przyjemnie… ale pyszne jest posmarowane nim pieczywo chrupkie z sezamem 😉
Sorry za te „halwe”. To wplyw angielskiego. Powinno byc „chalwa”.
Bobik, Ty to jestes po prostu Mickiweicz w futrze. Nie chcesz sie przeprowadzic do Anglii? Tu sie bardzo ceni i psow i poetow ( i psy i poety).
Nie, Haneczko. Takich rzeczy sie NIE wybacza.
Alicjo, to na pewno nie te, ale najsmaczniejszego życzę.
Heleno, w związku z intensywnie przepracowanym tak zwanym wolnym dniem – już schodzę ci z oczu. Niewybaczanie frustruje mnie niewymownie. Uprzedzam lojalnie, że w stresie chudnę. Co tam, i tak cię lubię!
Czy jak wybacze to troche zgrubniesz? Troszeczke?
Heleno, nie mogę się przenieść do Anglii, bo też w ogóle nie tyję i na dodatek nie przepadam za słodyczami, chociaż jak piekła nie ma, to mógłbym sobie poszaleć. Obawiam się, że nie zniosłabyś kogoś takiego w zbyt bliskiej odległości. 🙁
Słodycze!
No to Gospodarz zadał temat.
Kiedy ja od dzieciństwa kwaśne potrawy lubię…
Poza tym kiedy zjem coś słodkigo to natychmiast jestem bardzo głodna.
Lulku drogi, na weterynarię się już raczej nie przerzucę.
Bobiku jestes bezlitosny, a ja sie przyznam, ze nie tyje specjalnie wrecz przciwnie lekko wysmuklalam, dzieki uwaga Teresy a najadam sie do sufitu.
Bobiku, jak bylam w Twoim wieku to tez nie tylam. Poczekaj, Piesku, na, za przeprpszeniem, klimakterium…
Nothing to recommend – jak napisali kiedys w Consumer’s Report na temat polskiego Fiata.
…i wtedy Bobiku zobaczysz, bo klimakterium u meskich indiwidiow jest bardziej skomplikowane niz u zenskich
Komentarz nie ma związku ze słodyczami, tylko z Pańskim sposem zaparzania herbaty, opisanym w „Polityce”. Nie wierzyłem własnym oczom. Polecam np.artykuł Piotra Derentowicza („Żyjmy dłużej” 7 (lipiec) 2001). Fragmenty dla Pana:
„Badania wykazały, że jeżeli liść herbaciany długo pozostaje w wodzie, to dodatkowo fermentuje, wydzielając składniki szkodliwe dla organizmu ludzkiego. Niektóre z nich są wręcz rakotwórcze. Kultura picia herbaty na zachodzie Europy jest inna. Liść jest zaparzany przez odpowiedni czas dla danego gatunku herbaty. Na ogół wystarcza od 2 do 5 minut. Po tym czasie koniecznie trzeba oddzielić liść, czyli fusy od naparu. Do jej zaparzania używajmy tylko miękkiej wody, bogatej w tlen. Najbardziej szkodliwym składnikiem wody dla naparu herbacianego jest wapń.
Doskonałe do picia są wody mineralne, natomiast nie nadają się do parzenia herbaty ani kawy. Nie korzystajmy też z wody destylowanej. Do zaparzania używajmy tylko czajniczków z gliny pokrytej szkliwem, z porcelany lub szkła. Czajniczki aluminiowe czy żelazne zepsują bowiem jej smak i zapach. Suchą herbatę w ogrzanym uprzednio czajniczku zalewamy wodą w momencie, kiedy na jej powierzchni pojawiają się maleńkie bąbelki. Jeżeli chcemy napić się dobrej herbaty, nie dopuszczajmy do jej wrzenia. Wrzenie powoduje, że tlen zawarty w wodzie gwałtownie się z niej uwalnia. Możliwe jest zaparzanie dwu- lub trzykrotne. Za każdym razem odnajdziemy inny smak. Od długości parzenia herbaty zależy jej działanie. Na początku wydziela się teina, dopiero po 3-5 minutach wydzielają się polifenole popularnie zwane taninami. Składniki te neutralizują działanie teiny, tak więc po 7 minutach parzenia napar może być całkowicie pozbawiony teiny i nie ma już właściwości pobudzających. W takim naparze znajduje się natomiast bardzo dużo garbnika.”
Jeśli więc Pańska 15-minutowa herbata pobudza, to jest to efekt placebo. Pobudzająca jest herbata krótko parzona.
Pozdrawiam
Hej, mialam dzis nic juz wiecej nie jesc, a tu w lodowce widze pudelko tureckiej chalwy waniliowej, ktorej nikt poza mna nie jada i mnie sie prawie udalo wyprzec ja ze swiadomosci… I masz, ta Haneczka 😯 Dwie szklanki herbaty z cytryna i kawalek chalwy pozniej – grzebie w lodowce w poszukiwaniu ogorka 🙁
Andropauza?! Ha ha! To jest dopiero cyrk! Mam różnych znajomych chłopaków w tym wieku, że o swoim nie będę plotkować – oczywiście wszyscy zapierają się ręcamy-nogamy, że zjawisko nie istnieje!
Przypomniało mi się, że w dzieciństwie byłam ogromnie cukierkowa. Cukierki grylażowe, landrynki wszelkiego rodzaju, dropsy , zwłaszcza dropsy mleczne pod nazwą *Mlekomalt”. Potrafiłam kupić 10 rolek takich dropsów (po 50 groszy rolka) i zeżreć 5 rolek po drodze ze szkoły (w lorce – 10 dropsów). Chałwą nie pogardzę, ale tylko małym kawalątkiem, na smaka. J. kupował izraelską chałwę orzechową w ilości pół kilograma i żarli to z Młodym „do zerzyganio”. Oddawali mi pod opiekę z przykazaniem, że żeby nie wiem jak prosili, nie wydawać więcej, niż tyle a tyle – a potem przychodzili po prośbie. Znudziło mi się, chcecie żreć, to żryjcie.
To samo z półkilogramową czekoladą francuską z orzechami laskowymi całymi – obie rzeczy pojawiały się obficie w okolicy świąt Bożego Narodzenia.
Wracając do słodkości moich, gdzieś w średnich czasach ogólniaka przeszedł mi smak na słodkie. A w ogólniaku chodziło się na ul.Kościuszki do cukierni, gdzie dla mnie królowały napoleonki. Przeszło.
A moje dziecko krówkom nie przepuszcza. Tylko że po nim i po synowej (po niej zwłaszcza!) nie widać, nawet gdyby jedli codziennie.
Napoleonki byly wspaniale, teraz to nadzienie zostalo przebudyniowane.
Gdy zacznie sie sezon owocowy chcialabym zrobic sama lody, albo sorbet albo mrozony jogurt. Moze pod Gospodarskim przewodnictwem?
Oczywiscie drozdzowe znakomite z rabarbarem albo rabarbarem/truskawkami.
I w poludniowo wschodnim Ontario jetst popularny tzw. Blackforest Cake. Mam kolezanke z niemiecko/mennonickiej rodziny i ona zrobila kiedys ten tort sama, z najlepszych skladnikow, poczynajac od niemieckiej wodki Kirsch. Powalajacy byl to deser. Poprosilam o przepis, ale po otrzymaniu trzech bitych stron maszynopisu odlozylam ten projekt na sposobny czas w przyszlosci.
Ten Blackforest cake jest wszędzie i jest bardzo popularny na wszelkie okazje, dziabnęłam kiedyś na spróbowanie- zależy, kto upiekł i za ile, z cukierni na zamówienie drogi, ale przynajmniej smakuje jakoś. W sklepie kupowany – hm… ale czemu się dziwić, toż to taśmowy wyrób. Kanada chyba nie ma jakiegoś typowego dla kraju ciasta, ani chyba nawet dla regionu. Przychodzi Ci coś do głowy, Aniu Z.? Bo mnie nie. Za to typowa słodycz – syrop klonowy 🙂
Panna cotta polana syropem klonowym… mniam 🙂
Panna cotta jest może deserem dla Pana Kota, ale jako pies wolę omijać, zwłaszcza z syropem klonowym. I na wszelki wypadek przed snem pójdę sobie poczytać przepisy na befsztyczki, żeby zasugerować swoją podświadomość i mieć noc pełną rozkosznych marzeń. 🙂
Bobiku,
moje koty tez tak uwazaly, bo slyszac, ze na balkonie chlodzi sie panna cotta uznaly, ze to deser dla nich i spalaszowaly 3 porcje 🙁 Odtad unikam glosnego wymawiania tej nazwy w ich obecnosci 😎
Aniu Z. Blackforest cace to po prostu wisniowy tort z Czarnego Lasu, jak sadze. Bardzo w Niemczech popularny. Sama jeszcze nie robilam (szczerze mowiac nie przepadam) ale mam prosty dosc przepis, jezeli chcesz, podam Ci go?
Ooo, to widzę, że oprócz c…o będzie jeszcze p.c. 🙂
Dopiero sobie poczytalam o czym tu dzisiaj rozmawialiscie. Dobrze, ze nie bylo mnie tu dzisiaj wczesniej, pewnie przytylabym ze dwa kilogramy… 😀
Elu, „po prostu wisniowy tort”… Czy nieszkasz droga w Czarnym Lesie gdzie taki tort jest codziennoscia? Jesli tak to zazdroszcze. Dla mnie byl on egzotyczny: mocno czekoladowe puchate ciasto nasaczone wodka wisniowa, przelozone lekko serowym kwaskowym kremem. Oblozone bita smietana i wisniami w syropie. Delicja. Ale zrobienie go zajmuje pewnie ze trzy dni, moj limit kuchenny jest trzy godziny (jak pierogi i golabki).
Alicjo, rzeczywiscie tradycyjnego ciasta ontaryjskiego nie ma, bo Indianie ciast nie piekli, ale kolejne fale imigrantow dolozyly cos nowego: np przerozne „pies”, ja bardzo lubie „pecan pie” (chyba bardziej z Luizjany, slodki jak ulepek, trzeba popijac czarna kawa), New York cheese cake (bez spodu i gladki jak jedwab), hot cross buns na Wielkanoc.
Kiedys najbardziej ze slodyczy lubilam sledzie, ale od kilku lat zaczelam sie otwierac na desery. Problem ze sklepowym ciastem oraz deserami w restauracjach nie najwyzszego kalibru jest taki, ze zwykle wygladaja duzo lepiej niz smakuja.
Najpierw o slodkosciach.
Jadac na Wdzydze poprzez Koscierzyna warto bylo zatrzymac sie w tamtejszej „Warszawskiej Cukierni”. Od przedwojny zachowala sie tam tradycja warszawskiej kuchni. Pochodzila z czasów kiedy tam stacjonowali polscy ulani i zapraszali miejscowe panny na slodkosci w rynku miasta. Mieli wspaniale ciastka wlasnego wypieku a specjalnoscia lokalu byly napoleonki.
Ciotka Matylda twierdzila, ze tradycja to jest stara, prawie tak jak ona i pochodzi z czasów kiedy wojska Napoleona ciagnely poprzez Koscierzyna na Gdansk. Wtedy to, mloda wówczas, Ciotka Matylda, jak opowiedala, osobiscie pozbyla sie panienskiego wianuszka z calym pododzialem ulanów. Nie udalo jej sie powtórzyc tego podczas zadnej z kolejnych wojen. Mam na mysli Pierwszy i Druga Wojne swiatowa a potem Stan Wojenny.
Jutro napisze Wam o powracaniu starych tradycji sponsorowania mlodych i nie tylko, artystów. Kiedys robily to powszechnie Heurigery, tezaz robia to banki. Na Herigery i w ogóle lokale gastronomiczne znowu wraca ta moda.
Tuska nie odzywa sie bo pracuje jak mrówa, natomias w Magde i Tomka piorun trzasnal. Jak sie wygrzebia, to sie zamelduja
Pan Lulek
Figa z makiem podlana miodem wrzosowym a do niej żytnia zalewa,chałka z cynamonem do tego.Kto nie wierzy niech niech wierzyć przestanie,ja jadłem dawno to było,żyje pewnie ocalałem
No to na koniec przepis dla Ani Z. Bo u nas juz gorąco.
Sorbet cytrynowy
8 cytryn, 25 dag cukru, 0,5 l wody, 1 białko
Cytryny sparzyć wrzątkiem. Ściąć skórkę z trzech i posiekać ją bardzo drobno. Wycisnąć sok z wszystkich cytryn. Zagotować wodę z cukrem, wrzucić do wrzątku skórki z cytryn i gotować 5 minut. Zgasić płomień, płyn wystudzić. Ubić na sztywno pianę z białka. Syrop, pianę i sok cytrynowy wymieszać i wstawić na noc do zamrażalnika. Po wyjęciu przed podaniem skruszyć i utrzeć w mikserze. Przybrać miętą.
Wieden i okolica ta cala gama róznych rodzajów miejsc gdzie mozna wypic, zjesc i zakasic. Deser wlaczajac. Wspominanie o torcie Sacher czy innych specjalnosciach to banal. Podczas moich wedrówek po Wiedniu i okolicach miedzy innymi spotykalem takie rodzynki.
Po pierwsze ogródki wiedenskie czyli Schani Garten. Zostalo ich juz niewiele bo inaczej teraz buduja miasta. Taki ogródek obowiazkowo miesci sie w podwórku typu studnia. Bardzo czesto na srodku rosnie tam drzewo albo jest fontanna a w kolo stoja lawki i stoliki. Jedzenia z pobliskiego parteru. Muzyka obowiazkowo na zywo ale tylko do okreslonej godziny. Zeby ludziska mogli sie wyspac.
Drugi rodzaj to bajsle. Male garkuchnie zorientowane na obsluge pobliskich pracujacych i studentów. Jeden z najciekawszych bajsli polozony poza Guertlem jest bajsel smieciarzy. W poblizu znajduje sie wielka baza transportowa wywózki smieci. Warto pamietac, ze smieciarz jest urzednikiem panstwowym czyli pragmatyzowanym i niema prawa do strajku. Sytacja jak w Neapolu jest nie do pomyslenia. Po odpracowaniu swoich lat idzie na emeryture którta jest wyzsza od ostatnich poborów. Status pracownika jak nauczyciela albo urzednika magistratu. Moj przyjaciel, emerytowany urzednik tak zwanego 48 Oddzialu byl zapalonym podróznikiem. Jego zona jest tez emerytowana pielegniarka w jakims miejskim szpitalu. Dla kazdego byla to pierwsza i jedyna praca. Dzieci nie mieli a zarobki powolutku ale systematycznie rosly. Znalezli sobie piekne zajecie na urlop. Urlopowali dwa razy w roku. Latem i zima. Kazdy urlop przygotowywali nieslychanie starannie. Najpierw wybierali kraj gdzie beda urlopowac, potem czytali o tym kraju wszelkie dostepne ksiazki i uczyli sie miejscowego jezyka. Takie obiegowe jezyki jak angielski, francuski, hiszpanski a nawet rosyjski, to oni mieli w malym palcu.
Z urlopów przywozili pamiatki, filmy, ksiazki i co sie tylko dalo. Byli tak dobrzy, ze zapraszano ich na odczyty w róznych szkolach srednich i innych instytucjach wychowawczych. W miedzyczasie wzorowo wypelniali swoje obowiazki sluzbowe. Nic dziwnego, ze ten bajsel to jest gastronomiczna klasa. Otwarty dla wszystkich ale czlowiek glupio sie czuje po cywilnemu kiedy wszyscy wlaczajac obsluge, ubrani sa w pomaranczowe kombinezony ze srebrnymi odblaskowymi pasami.
Trzeci wreszcie rodzaj to Heurigery. Otwarte tylko kilka razy w roku na okres od dwu do trzech tygodni. Nazwa pochodzi od slowa Heuer, czyli rok biezacy. Poza zawsze doskonalym i swiezym jedzeniem wino w róznych stadiach wiekowych. Zaczyna sie wczesna jesienia. Najpierw idzie most czyli swiezo wycisniety sok winogronowy. Potem przychodzi Sturm, dalej idzie Staubiger a na koncu chrzciny. Wino z poprzedniego roku odzyskuje swoja nazwe a mlode startuje dalej do nowych zbiorów jako Heuriger.
Jest oczywisci wiele innych lokali, w tym kawiarni, ze znanymi wiedenskimi deserami i co dusza zapragnie. Oczywiscie egzotyczne jak chinskie, indyjskie, tyrolskie, bawarskie, wegierskie, balkanskie i wiele wiele innych egzotycznych nie pomijajac McDonalda.
A wszystko to, zeby biednym ludziom wyciagnac z kieszeni ostatni cent a potem wyslac na kuracje odchudzajaca
Pan Lulek
Wyslano pod kodem 1b1b