Strach się bać
O jakim strachu mowa? O strachu przed jedzeniem. Czerwonego mięsa, tłuszczów zwierzęcych, cukru, białego pieczywa. Prawdę mówiąc lista produktów „podejrzanych” jest niezwykle długa. I niektórzy słuchają przestróg wystrzegając się wielu smakowitości. Sądząc jednak z zawartości wózków w supermarketach jest to mniejszość: kupuje się ochoczo także produkty z listy zakazanych. Bo czasem ostrożność przegrywa z potrzebą szybkiego zaspokojenia głodu, zanim ruszy się do innych działań.
Co najgorsze lista niekorzystnych produktów zmienia się. Niekiedy wypadają z niej niektóre pozycje. Prawdę jednak mówiąc, częściej pojawiają się w niej nowe.
Nie sposób nadążyć za zakazami. Poza tym czasem po prostu uwielbiamy bitą śmietanę czy dobrze przyrządzoną golonkę, a produkty, które nie niosą ze sobą żadnego ryzyka nie wszyscy uważają za smakołyki. Bezpieczne byłoby chyba tylko żywienie się polecaną szeroko soczewicą, ciecierzycą i kaszami, warzywami i owocami pochodzącymi tylko z pobliskich upraw. Zważcie, że nawet polecane przez dietetyków ryby są coraz bardziej nafaszerowane szkodliwymi składnikami .
Mając doświadczenie wielu już dziesiątków lat, w czasie których szkodliwe okazywało się błogosławieństwem a polecane najgorszym wrogiem, zachęcam do ostrożnego dystansu wobec głoszonych żywieniowych ostrzeżeń. Nie wszystkich, ale wielu z nich. Moim argumentem numer jeden za tym jest przywoływane już przeze mnie ostrzeganie przed jedzeniem pomidorów, w których miało czaić się zło. Okazało się jednak, że było to zbyt pochopne wyciąganie wniosków i znów jemy pomidory ze smakiem i pożytkiem.
Przyznacie mi chyba rację, że najbardziej rozsądnym podejściem do jedzenia jest umiar. Zjedzenie jednego kotleta czy placka ziemniaczanego da nam zadowolenie. Zjedzenie kilku kotletów i nadmiaru placków- skończy się dolegliwościami. Zjedzenie od czasu do czasu umiarkowanej porcji bezowego tortu z bitą śmietaną (właśnie przygotowuję taki !) pobudzi tylko wydzielanie endorfin. Zapewniam. Ale z drugiej strony, także jadanie zdrowych produktów nie musi być wyrzeczeniem, pozbawianiem się jedzeniowej przyjemności. Na przykład tak lubiany w naszej rodzinie „pasztet Agaty” z soczewicy, który zwycięża w konkurencji z moim, niezłym, mięsnym pasztetem jest naprawdę kulinarnym mistrzostwem. A ostatnio danie z gigantycznej fasoli, wykonane z myślą o rodzinnych wegetarianach, zasmakowało wszystkim. Wykonane zostało prawie według przepisu Rozkosznego na pieczoną fasolę w białym winie. Fasola cudownie chłonie różne smaki, dlatego każdy może ją przyrządzić według własnego gustu. Polecam.
Komentarze
Echidna,
Ksiazka o ktorej wspomina Malgosia jest napisana przez Francuza Francois- Régis Gaudry pod tytulem On va déguster L’ Italie. To jest tytul francuski.
Tako pisze Michał Rusinek w „Ptaku Dodo (…)”:
W każdej literaturze narodowej pojawiają się takie przedmioty, ale żaden z nich nie zrobił takiej kariery, jak te francuskie ciastka, a w zasadzie: ciasteczka. Nazwę swą wzięły one prawdopodobnie od Madeleine Paulmier, która wypiekała je jako pierwsza, ale ponoć nauczył ją tego w 1755 roku Stanisław Leszczyński, wówczas książę Lotaryngii i Baru, ale też wcześniej król Polski. Są to więc de facto ciastka polskie, wkład polskiej kultury nie tylko w kuchnię francuską, ale i kulturę światową”.
Oczywicie ten fragment jest przy okazji „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta i mogę się pochwalić, że jako jedyna w klasie przeczytałam te cztery grubaśne tomy (takie ja miałam wydanie) i mogę powiedzieć, że straciłam nad tym nudnym dziełem sporo czasu. To była lektura nadobowiązkowa, a na lekcjach przerabialiśmy tylko fragmenty. Do dzisiaj nie rozumiem, dlaczego tyle czasu Proust poświęcił opisaniu tego ciasteczka, maczanego w herbacie (tfu!) i dlaczego akurat ten fragment wszyscy kojarzymy. Ale że król się do kuchni Madeleine udał… musiała być interesująca albo piękna, albo dwa w jednym 😉
https://aladyinfrance.com/making-madeleines/
p.s.
Oczywiście magdalenki w Polsce zostały zdetronizowane przez… kremówki.
Ciekawy jest ten przepis na fasolę w winie https://www.rozkoszny.pl/pieczona-biala-fasola-z-bialym-winem-i-plastrami-cytryny/ , choć mam trochę wątpliwości – 1/3 szklanki wina na taką ilość fasoli to chyba niewiele, a godzina w temp. 200 st C w piekarniku dla ugotowanej wcześniej fasoli to długo. Może to sprawdzę.
Kremówki zwane raczej/ poza Wadowicami/ napoleonkami nie są aż tak popularne. Kłopotliwe jest ich jedzenie, bez noża i widelczyka nie damy rady, a cukier puder rozsypuje się dokoła. Magdalenki to chyba ciasteczka typowo francuskie, pieczone są w specjalnych foremkach, które teraz pewnie są dostępne, ale dawniej na pewno nie. Niestety, nie miałam okazji ich spróbować.
O, to to! Napoleonki. Dla mnie „kremówka” to zwyczajna rurka z kremem.
Napoleonki to były ciastka, a które się chodziło do cukierni na ul.Kościuszki, bo te z Dolnośląskiej cukierni nie były już tak dobre. Cukiernia na Kościuszki istnieje do dzisiaj, ale nie miałam okazji, żeby tam wpaść na ciacho. „Za moich czasów” ciastka były tam po 2 zł. a kulka lodów 1 zł. Nie wiem, jak teraz.
Oczywiście jadało się te ciastka na miejscu, zawsze było kilka stolików. Nie było wielkiego wyboru, kilka różnych ciastek i lody też różne, ale to była mała kawiarenka cukierenka.
Rurki z kremem to tylko z Wiatraka (czyli Ronda Wiatraczna). Firma nadal działa i rurki są fantastyczne. Szkoda tylko, że to tak daleko ode mnie, a było dwa kroki.
Najlepsze kremówki były w kawiarni w Hotelu Europejskim, niestety znikła.
Jest i rzeczona cukiernia – nie nazywa się… i chyba zawsze tak było.
https://photos.app.goo.gl/ftdbyDTvDGSWJmeH6
A propos tego, czego nie powinniśmy nadużywać, niedawno Jerzor podsunął mi pod nos artykuł, że sól owszem, wraca do łask i jest nam potrzebna. Nie podejrzewam nikogo o jedzenie soli łyżkami, no ale dobrze, że już wolno solić do smaku 😉
Chyba o ten przepis Gospodyni chodziło… już widzę Pięknego Jasia!
https://www.rozkoszny.pl/pieczona-biala-fasola-z-bialym-winem-i-plastrami-cytryny/
Dzień dobry 🙂
kawa
Alicjo, Krystyna podała już ten link Rozkosznego 🙂
To ten przepis, Alicjo, i nawet ten sam, który podałam o 19.32
Irku, gdzie taki zestaw dają? Chętnie odwiedzę to miejsce 🙂
Mozna jesc wszystko, a nawet w jakims sensie nalezy jezeli to sie uzupelnia w niezbednym dostarczeniu odpowiadnich skladnikow zywnosciowych dla naszego organizmu.
Jest tylko jeden, jedyny haczyk. Prawidlowa waga ciala. Zadna, nawet najzdrowsza dieta nie usprawiedliwia nadwagi wynikajacej z lenistwa badz obzarstwa, nie mowiac o otylosci.
Pomijam oczywiscie stany chorobowe, czy uwarunkowania genetyczne.
Ja już swoje ciasteczka zjadłem. Teraz post do końca życia . Da się żyć bez cukru i jego pochodnych.
Misiu, oczywiście, że się da, ale dzisiaj Ostatki…
Po naszej ostatniej blogowej imprezie zamroziłam pączki, które pozostały zatem dzisiaj mam co odgrzać. Natomiast po faworkach Salsy niestety nie ma śladu.
Świetne rurki z bitą śmietaną oraz karmelem sprzedają w naszym wiejskim sklepie, o czym już może kiedyś wspominałam. Rurki są zrobione z kruchego ciasta. Cokolwiek na pokuszenie są wystawione w ladzie przy kasie i przy płaceniu ciężko się powstrzymać od ich zakupu. Z rozmów z nadbużańskimi sąsiadami wynika, że wszyscy mają ten sam dylemat 🙂
Rzeczone rurki: https://img.e-spar.pl/photos/hed/9891.jpg
Jeśli spotkacie je gdzieś na swojej drodze to kupcie i spróbujcie.
Tego apelu nie kieruję rzez jasna do Misia 😉
Zwyczaj odwiedzania cukierni po niedzielnej mszy obserwuję nadal w miasteczkach na nadbużańskich rubieżach oraz w innych miejscach odwiedzanych w czasie podróży po kraju. Jak wiadomo w każdą niedzielę otwarte są wszystkie kościoły, cukiernie oraz „Żabki”.
Ja dzisiaj zostałam poczęstowana małym ptysiem. Uważam, że ostatkowy zwyczaj został wypełniony.
Ja zjadłam kromuchę z ostrym salami 😉
Wiosny ciąg dalszy +3c.
To może jeszcze na koniec karnawału rzut oka na warszawskie iluminacje:
https://photos.app.goo.gl/PnVjHdxtQbhb9xiT9
A to ja jeszcze dorzucę Wilanów
https://photos.app.goo.gl/qm1xmjkcWKQLcC9n7
Małgosiu, dzięki za rozświetlony Wilanów, którego w tym roku nie odwiedziłam.
Natomiast po raz trzeci, o tej porze roku, bajkowe klimaty goszczą też w Ogrodzie Botanicznym. Do dekoracji ze świata przyrody dodano kilka dni temu akcenty walentynowe: https://photos.app.goo.gl/ERoy9Ybn2a9hdXyF8
„Organizatorzy jak co roku zadbali nie tylko o spektakularny efekt, ale także o niskie zużycie energii. Dzięki wykorzystaniu technologii LED, cała wystawa pobiera tyle energii, co winda w czteropiętrowym bloku. ”
Taką cenną i ciekawą informację znalazłam na stronie ogrodu.
Dzień dobry 🙂
kawa
Mam nadzieję, że otworzycie 🙂
https://www.facebook.com/watch/?v=2334495823406083
Nie otworzycie, jak nie jesteście na fejsie (ja nie jestem).
Piękne te iluminacje!
Środa popielcowa – czy można to połączyć z Walentynkami? Ja wyłączam. Popielcową. Kawa piękna!
Zima. -9c, 4cm śniegu, słońce.
Dzień dobry 🙂
kawa /a>
Jeszcze a propos wczorajszego święta oraz pytania Alicji: https://tiny.pl/dqqmd
Dla zainteresowanych o Walentynkach w Japonii:
https://zwierciadlo.pl/lifestyle/539158,1,obowiazkowe-czekoladki-jak-wygladaja-walentynki-w-japonii.read
Alicjo,
link od Danuśki z godz. 11.53 można otworzyć bez konta na Facebooku. Klikamy w podany link i nie logujemy się, bo przecież nie możemy, ale w klikamy w znak x w kółku w prawym górnym rogu. I już można oglądać. Ja także nie mam Facebooka, ale korzystam z kont otwartych. Komentować nie mogę.
Danuśka,
zabawny ten filmik, ale piesek powinien udać się do behawiorysty 🙂
Nie ” w klikamy” tylko klikamy.
Wiosna już blisko, przynajmniej dla ptaków. Dziś widziałam pierwszego żurawia i gołębia grzywacza. Krokusy coraz większe, ale jeszcze nie zamierzają kwitnąć.
Dzień dobry 🙂
kawa
Krystyno-cieszę się, że filmik udało Ci się jednak obejrzeć.
W czasach, kiedy spacerowałam z Pikselem i spotykałam innych psiarzy miałam okazję wysłuchać różnych opowieści o psich wyczynach. Najbardziej zapadła mi w pamięć historia o poduszkach pełnych pierza podartych przez czworonożnego „ulubieńca”. Po powrocie do domu właściciel miał ochotę opuścić swoje mieszkanie na dłużej 😉
Juz prawie cztery tygodnie bawie w Polsce, ale najpierw wyszalalem sie na balach karnawalowych, a nastepnie spedzilem dwa tygodnie w sanatorium w Polanicy Zdroju. Internet tam byl raczej slaby wiec dopiero teraz znalazlem czas aby jednym ciagiem przeczytac oba ostatnie wpisy Gospodyn oraz komentarze blogowiczow/czek. W moim sanatorium wieczorkow tanecznych nie bylo, ale za to jedzenie w sekcji komercyjnej bylo bardzo dobre (stawka zywieniowa w NFZ byla nizsza wiec i dania skromniejsze). W Tlusty Czwartek ogromna sila woli ograniczylem sie do jednego paczka, a nastepnego dnia na Youtube obejrzalem reportaz z balu w operze wspomnianym przez Eva47, Dodam, ze gwiazdami wieczoru byli Elina Garanca i Piotr Beczala. Do dyskusji o sklepie rybnym na Pl. Zbawiciela dodam, ze jako student w Warszawie poszedlem do restauracji rybnej nad tym sklepem i pamietam, ze mialem dorsza w sosie koperkowym. Tylko, ze wtedy mowiono „jedzcie dorsze, g… gorsze”, wiec rybe te ukryto pod jakas fikusna nazwa. Czasy sie zmienily, dorsze wylowione wiec staja sie rarytasem. Co do kawioru to dla mnie zlote czasy nastaly we wczesnych latach 90. kiedy mozna bylo dostac ogrome ilosci kawioru calkiem niedrogo na Stadione Dziesieciolecia od roznych handlarzy z bylego ZSRR. Ciekawie bylo sie dowiedziec o polskim (podobno) pochodzeniu ciasteczek magdalenek. Tak wiec oprocz widelcow Francuzi zawdzieczaja nam tez ciasteczka ;-).
Z tematow niekulinarnych dodam, ze pociag z Wroclawia do Polanicy jechal od Swidnicy jakims bocznym szlakiem w duzej czesci jednotorowym, przez Nowa Rude. Choc jechalo sie dlugo to krajobraz byl wspanialy, a jazda przez tunele, doliny, wysokie wiadukty jest godna polecenia. Zostane jeszcze w Polsce przez miesiac to moze gdzies znowu wyskocze, bo dwa tygodnie cwiczen i zabiegow sanatoryjnych naladowaly mnie nowa energia. Czego i blogowiczom/-kom zycze.
Miło się czyta takie relacje. Z Nową Rudą kojarzę Olgę Tokarczuk.
Ponieważ w domu była resztka białego wina reńskiego, uznałam, że to dobry pretekst, aby przyrządzić białą fasolę w winie. Już sama fasola ugotowana w wywarze z selera naciowego, pora, cebuli i czosnku smakowała doskonale, ale dokończyłam danie wg przepisu, wprawdzie bez nasionu fenkułu/ ciekawe, czy ktoś używa takiej przyprawy/, ale wyszło nieźle. Moim zdaniem zbyteczne są dodatki typu kasza czy ziemniaki. Wydawało mi się, że pół szklanki wina to za mało, ale okazało się, że wcale nie.
Dziś każdy miał swoje danie na obiad. Ja fasolę, mąż rosół/ wyciągnięty z zamrażarki/, a wnuki, które przybyły do nas na weekend – leniwe pierogi. Nigdy wcześniej ich nie jadły, ale przypadły im do gustu.
Irku,
dziękuję za żurawie 🙂
Dziś widziałam kolejny klucz gęsi. Leciały dość nisko i gęgały między sobą, wiec łatwo było je zauważyć.
Kotlina Kłodzka – moje tereny 😉
Kemore,
jechałeś jakąś okrężną trasą do tej Polanicy, bo najprościej to Wrocław – Kłodzko i stamtąd do Polanicy. Tak jest, to są piękne tereny!
Polanica od dziesięcioleci (jak długo pamiętam) słynie z kliniki, w której robi się operacje plastyczne, jedna z moich nauczycielek miała po wypadku rekonstrukcję twarzy. Ale oczywiście robią tam też operacje odmładzające, a jakże – mój mąż od lat namawia mnie, a nawet mi łaskawie funduje taki „facelift”, a ja się zaparłam i nie mam zamiaru. Iść pod nóż, żeby się chłopu własnemu podobać?! Niech sobie zmieni na nowszy model, jak go stać 👿
Wypróbowywam mój iPad. Zdjęcia wychodzą. Takie zwykłe jak to ja zawsze robię – cykam po prostu.
https://photos.app.goo.gl/hxjvNNuLg63mMHvm8
Dzień dobry 🙂
kawa
No i coś słodkiego do kawy, uchwycone podczas porannej rowerowej przejażdżki .
Można śmiało lizać 🙂 kalorii nie przybędzie 🙂
https://photos.app.goo.gl/W1WQ8RpWrBScxLJ38
A mindliftu w Polanicy nie robią?Dla kolegi pytam?
Bezdomny- kwiaty hibiskusa są piękne i w tym sensie słodkie, ale w smaku hibiskus jest kwaśny. Tym kwiatom jednak to wybaczamy 🙂 bo dla zdrowia są znakomite: https://tiny.pl/dq9xp
Pobyty w uzdrowiskach kojarzą mi się zawsze z moim ojcem, który co roku odwiedzał sanatorium w jakimś pięknym miejscu. Zawsze śmiałyśmy się z mamą, że skutecznie przekonał swoją lekarkę, iż ma kłopoty gastryczne i z tego właśnie powodu jeździł do uzdrowisk po całej Polsce. Teraz żałuję, że nie zachowałam kartek, jakie nam przysyłał, bo byłaby to niezła kolekcja.
A dlaczego się śmiałyśmy z tych kłopotów gastrycznych? Tata najbardziej lubił i jadał chętnie wszystko to, co ciężkostrawne: placki ziemniaczane, kapuśniak na żeberkach oraz zupę fasolową na wędzonce. Ta ostatnia zupa w wykonaniu mojej mamy to było kulinarne arcydzieło.
Dzisiaj podobno Światowy Dzień Kota https://tiny.pl/dq9mc
„Kobiety i koty zawsze robią, co chcą, więc mężczyźni i psy niech się z tym pogodzą”
Robert A. Heinlein
Zainteresowanych informuje, ze ta malownicz trasa Kolejami Dolnoslaskimi z Wroclawia do Klodzka zajmuje 2 godz 40 min, a jadac glownym szlakiem jedzie sie tylko 1 godz. 30 min. Tak wiec moj szynobus byl raczej powolny, ale te piekne widoki z pociagu mozna porownac do podrozy kolejowych w Szwajcarii. A propos Olgi Tokarczuk to polecono mi jej najnowsza ksiazke „Empuzjon”, ktorej akcja toczy sie wlasnie w dolnoslaskim uzdrowisku. Cos jakby „Czarodziejska gora”. Przy okazji kupie i przeczytam, ale na miejscu bylem zbyt zajety zabiegami i spacerami. Najbardziej mnie jednak zdziwilo, ze przy masowej produkcji posilkow, kuchnia potrafila przygotowac naprawde smaczne jedzenie. Tak wiec poprawilem kondycje fizyczna, ale schudnac juz sie nie dalo (no moze 1 kg). Chyba co roku zalicze taki oboz kondycyjny.
polecono mi jej najnowsza ksiazke „Empuzjon”
Ostatnią – owszem. Najnowszą? – Jeśli dwuletnia intensywna obecność to wciąż najnowszość (w tych naszych zapędzonych czasach…)
akcja toczy sie wlasnie w dolnoslaskim uzdrowisku
W Görbersdorfie, dziś Sokołowsku. Samo Davos się na nim wzorowało (prawią) – zatem… żadna czarodziejska góra nie podskoczy! 😉
…Zapuszczone to pra-davos… było, 9 lat temu…
https://goo.gl/photos/uwbKyv99AyWnGdJ17
Książka Olgi Tokarczuk jest oparta na historii prawdziwej i miejscowości jak najbardziej prawdziwej – Sokołowsko. Mówiło się, że to „polskie Davos”, jako że leczono tam pacjentów z chorobami płuc, a także sanatorium dla gruźlików.
Sanatoria istnieją nadal, mikroklimat temu sprzyja (podobnie jak mikroklimat w Kamieńcu Ząbkowickim, kiedyś było sanatorium „poniemieckie”, ale zostało zlikwidowane). Czytając książkę, natychmiast włączyłam Google Earth i pospacerowałam sobie po tej malowniczej wsi. Trochę więcej wiadomości tutaj:
https://www.twoje-sudety.pl/index.php?action=show&type=news&id=3650
O.Tokarczuk zna te tereny bardzo dobrze, mieszkała w pobliżu, a historia aż się prosiła o opowiedzenie 😉
Łajza minęli z a capellą 😉
Wiki podaje, że tam urodził się red. naczelny „Polityki”, Jerzy Baczyński, stamtąd też pochodził Krzysztof Kieślowski 😉
Kemor,
masowa kuchnia może być masową, ale dobry kucharz da sobie radę 🙂