Dlaczego
Piotr stworzył ten blog i to była jego pasja. Lubił gotować, mówić o tradycjach kulinarnych i lubił ludzi. Wszystkie te jego cechy spowodowały, że wokół blogu zebrało się wiele osób, które cenią sobie tematykę, która była mu bliska. Powstała doskonale rozumiejąca się, życzliwa wobec siebie i innych społeczność. Wierzymy, że tę grupę jednoczy dobry duch Piotra.
Postanowiłyśmy przyłączyć się do grona piszących na tych stronach. Będziemy się starać przekazywać własne odkrycia i przemyślenia, a także pisać o tym wszystkim, co przegadaliśmy w domu, co było Piotra wiedzą, poglądami, opiniami, a czym dzielił się z nami, co wydaje nam się słuszne i wartościowe.
Nie będziemy próbować go zastąpić, bo wiemy, że to niemożliwe, tak jak nie da się go zastąpić w naszej rodzinie. Chcemy tylko, żeby jego praca nie przepadła, a energia grupy ludzi, którzy czuli się jego przyjaciółmi, się nie zmarnowała.
Tradycje związane z gotowaniem i stołem zawsze były silne w naszej rodzinie. Kuchnia i stół są dla nas wszystkich bardzo ważne. Nie ukrywamy, że lubimy jadać smaczne rzeczy, że ważne dla nas jest, jak są podane, oraz w czyim towarzystwie siadamy do stołu.
Gotowanie to forma dbania o innych. Przyrządzanie potraw to według nas również rodzaj działalności prawie artystycznej. Stół sprzyja też rozmowom, wzajemnemu zrozumieniu się. Słowem: będziemy pisać i dyskutować z Wami o kuchni, stole i kulturze. Bo te dziedziny są ze sobą nierozerwalnie związane.
Komentarze
Dzień dobry Gospodyniom,
bardzo ucieszyliśmy się, kiedy otrzymaliśmy wczoraj od Starej Żaby wiadomość. Nie wyobrażaliśmy sobie zamknięcia blogu, zbyt się zżyliśmy, a że uparci jesteśmy, to Polityka przychyliła się do naszej prośby, żeby blog mimo wszystko istniał.
Teraz rusza w nowym odsłonięciu 🙂
Gaszę lampkę u mnie za Wielką Wodą, u mnie środek nocy.
Dzień dobry!
Bardzo mi miło tu widzieć Panie i z ciekawością czekam na przemyślenie i obserwacje okołostołowe.
Dzień dobry Gospodyniom i Wszystkim Łasuchom 🙂
kawa
Cieszę się niezmiernie! Już od jakiegoś czasu wiedziałam co nieco na temat szykowanej nowej odsłony blogu, ale nie chciałam puszczać pary z ust 😉
Powodzenia dla naszych Gospodyń!!!
Przypomnę, że wśród bardzo smacznych rzeczy w wykonaniu Basi Adamczewskiej
mieliśmy okazję próbować m.in.pasztet, ciasto czekoladowe oraz kruche ciasteczka wedle przepisu (chyba) babci Eufrozyny.
Basiu i Agato, bardzo sie ciesze, ze będziecie prowadzić nasza blogowa grupę, dzielić sie z nami Waszymi doświadczeniami i sugestiami. Piotr jest obecny w naszych myślach i sercach, jak i pozostali drodzy nieobecni. Ich wkład do blogu tez bedzie nam pomocny w nowym rozdziale, ktory otwieracie.
Dziękujemy.
dzień dobry …
dzień zadumy i wspomnień ..
Piotr byłby szczęśliwy, że ukochana Basia i Córka będą z nami dalej podróżowały przy kuchennym stole …
Danuśka … 🙂
Dzien dobry Paniom . Ciesze sie, ze beda Panie prowadzily blog i czekam z ciekawoscia na nowe wpisy.
Dzień dobry Gospodyniom, dzień dobry Blogu,
Dziękuję…! 🙂
Dzień dobry 🙂
Basiu i Agato, Redakcjo, dziękuję i przyłączam się do wszystkich miłych słów powitania i radości z decyzji o kontynuacji naszego blogu. A naszej Danuśce dziękuję za uchylenie rąbka…dzięki czemu cieszę się dłużej 🙂
Serdecznie witam nasze Gospodynie. Z całego serca życzę wielu ciekawych tematów dla biesiadników naszego stołu. Dziękuję za kontynuację. „Blog potęgą jest i basta” jak pisała nasza nieodżałowana Pyra i niech trwa.
Zadumałam się dziś chwilkę przy grobie Piotra stawiając światełko, ale znałam już decyzję Basi i Agaty. Bardzo dziękuję Wam miłe Panie , jak również Redakcji, cieszę się ogromnie i czekam z ciekawością na nowe wpisy.
pamiętajcie o klikaniu …
http://www.pajacyk.pl/#index
u mnie taka surówka na dziś i jutro ..
http://e-przepisykulinarne.pl/2016/07/surowka-z-selerem-konserwowym-i-marchewka/
Może warto pospacerować, choćby wirtualnie:
https://www.wprost.pl/477552/Oto-najslynniejsze-cmentarze-swiata
Basiu kochana, bardzo się cieszę, że w końcu się zdecydowałyście, i z sąsiedztwa trzymam za Was kciuki 🙂
Drogie Panie, nisko się kłaniam i skaczę z radości, życząc Wam wszystkiego naj,najlepszego, a także dziękuję serdecznie. :-)))
Zgago,
Jak miło, że się odezwałaś! Częściej proszę 🙂
Wszelki duch…Zgago, a ja skaczę z radości na Twój widok 🙂
Przeglądam nalewki w ramach przygotowań do dzisiejszego BARDZO WAŻNEGO TOASTU ZA TYCH CO NA CHMURCE. Mam już wybraną nalewkę, w odpowiedniej chwili poszukam świec.
Wróciłam z kolejnej rundy po cmentarzach, tym razem Prawosławny i Ewangelicki. Bardzo lubię ten ostatni jest taki kameralny, klimatyczny i nie ma tam tłumów. Pogoda zrobiła się paskudna, leje deszcz.
To bardzo radosna wiadomość !
U mnie toast był dość wczesny, bo w południe po powrocie z cmentarza. Niestety, od rana padał deszcz i wędrówka z parasolami, kwiatami i zniczami była uciążliwa. Najbardziej było mi szkoda młodych wolontariuszy zbierających datki na hospicja.
Kieliszek krupniku można było potraktować więc jak lekarstwo.
U mnie solidna świeca zapalona za Wszystkich Nieobecnych, co to na Chmurce… Przeniosę na parapet, jak już kot wygrzeje swoje kości w ostatnich promykach dość leniwego dzisiaj słońca.
Przypomniał mi się toast przygotowany przez Sławka w Poznaniu dla naszych blogowych Nieobecnych, świeczki w szampanie.
Dobry wieczór nowym prowadzącym i niech tak zostanie na wieki.
Krystyno-my dzisiaj na rozgrzewkę, po powrocie do domu zaserwowaliśmy sobie grzane wino 🙂
Małgosiu-też bardzo lubię cmentarz ewangelicki. Pamiętam, kiedy wybrałam się tam po raz pierwszy, jeszcze w czasach licealnych. Celem mojej ówczesnej wizyty był grób Żeromskiego: http://pu.i.wp.pl/bloog/23093212/438091/22_ZEROMSKI_1_2_Xw_medium.jpg
Ewo, Danuśko, gdybym miała coś ciekawego do nastukania, to bym nastukała, a tak, to jestem albo po podróży, albo przed podróżą. ;-))
Moje wpisy były by monotematyczne, ale czytam Was i z Wami podróżuję, smucę się i cieszę. :-)))
PS. Nie cierpię tych nowych „gąb”, dlatego są tylko znaki z klawiatury. Chociaż raz mi automat „poprawił” i pokazał tego koszmarka.
Strasznie uparta się robię na stare lata. :-(((
Dobry wieczór, też serdecznie witam nowe Gospodynie 🙂
Pada deszcz, wieje wiatr, na cmentarzu błoto. Część rodziny przeziębiona, kaszląca i zakatarzona. Dlatego najważniejszym napojem jest dzisiaj herbata z sokiem malinowym.
Zgago – stukaj częściej. A kiedy znowu wyjeżdżasz?
https://photos.google.com/album/AF1QipO_PCEw73L1byhxxCN3_PKjyfIo48bPoJOJ5l20/photo/AF1QipNynU7l1lX10UEj2quZX-5pZDyTOkeTKdfeTzop
https://goo.gl/photos/1EsoRwZRnxPqdViU6
Zjazdowy toast Sławka był poniekąd cytatem z tego:
https://www.youtube.com/watch?v=zOqpyPVcuXg
Choć u Wajdy nie świeczki się paliły 🙂
Za Tych co na chmurce!
https://www.youtube.com/watch?v=Hg8Fa_EUQqY
za Tych co na chmurce …
Jaka miła wiadomość. Serdecznie witam kontynuatorki pasji Piotra .
Za naszych bliskich nieobecnych! A w kieliszku, dzieki Magdzie, jeżyna Pyry o smaku i mocy nie do opisania!
Za Tych co na chmurce …
Za pamięć.
My troszkę później za Tych, co Na Chmurce, bo czekałam na Jerzora. Pamięci tych co odeszli, także mojej niedawno zmarłej Mamy i Ojcu Sławka. [i]
Myślami jestem z Wami, światełko trzymam…
za tych co na chmurce …
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Miałam w tym roku parę studencką na praktyce, którzy bardzo chętnie jedli zupy – mimo upałów, dla równowagi popijali zsiadłym mlekiem. Pewnego dnia z różnych resztek stworzyłam zupę kalafiorową i miała ona takie wzięcie, że teraz nie tylko studenci, ale i młode amazonki, które w weekendy przyjeżdżają szkolić siebie i młode konie, ciągle się tej zupy domagają, a czego nie zjedzą zabierają w słoikach. Może w końcu im się przeje, bo mi się już nudzi, ale wytrwale gotuję:
– spory kalafior
– ze dwie cebule
– pietruszka (korzeń)
– 3-4 kartofle
– 1/4 średniego selera
wszystko razem ugotować „na miękko”, ostudzić i zmiksować blenderem na gładko – ja to robię w garnku 6-litrowym, więc pewnie można użyć połowę warzyw na normalną rodzinę. Potem zagotowuję przecier i dodaję kluski – albo kładzione, albo lane (z 4 jajek). Zupa z kluskami wybitnie gęstnieje, na drugi dzień trzeba ten krem nieco rozcieńczyć. Dosmaczyć trzeba dyżurnymi, albo kostką warzywną, albo rosołem, śmietaną i zieloną pietruszką.
Ponieważ moi goście również domagają się domowych klusek (10 jaj na 1 kg maki i dwie szklanki wody, oraz nieco rozpuszczonego masła), więc jest mi żal wylewać wodę po takich dobrych kluskach i używam jej do gotowania zup, lub też rozcieńczania tejże kalafiorowej na drugi dzień.
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
zupa Żaby nie dla mnie … wolę niemiksowane a kluski tylko do rosołu, pomidorowej i owocowej ..
podobno zima tuż tuż i ma być mroźna …
Zgago ja piszę same banały i muszę z tym żyć … 😉
Ja przeciwnie, lubię wszelkie zupy-kremy, ale skoro grymasimy, to wolę z grzankami, czy podprażonymi ziarnami.
Jolinku, zarówno Twoje wpisy, jak i Zgagi bardzo lubię i myślę, że nie jestem odosobniona. Sama widzisz jak serdeczne niepokoje wywołują Wasze nieobecności 🙂
O, ja jak Salsa zupy kremy wolę z grzankami, które w różnych wydaniach lubię.
Wbrew temu co Nowy klepie
https://youtu.be/21LGv8Cf0us
Zupy kremy jak najbardziej, z grzankami, ziarnami lub bez.
Tym niemniej taki np. krupniczek musi być, jak u mamy- tradycyjnie z drobno pokrojonym ziemniakami i włoszczyzną oraz kaszą perłową. Sobie staram się nalewać tak, by było bez włoszczyzny 😉
Ogólnie czas na rozgrzewające zupy nastał i ma się dobrze.
Cieszę się, że wszelką działalność spiskową można uznać za zakończoną z sukcesem, bo wreszcie znalazł się ster blogowej tratwy. Co ważne, znalazł się w dobrych (by nie powiedzieć: jedynie słusznych) rękach.
Basi i Agacie trzeba teraz życzyć, aby zawsze miały sprzyjający wiatr w żaglach.
Wpadłem dziś na poranną konferencję do Piotra.
Był wyraźnie w świetnym humorze, mimo mokrej pogody płomyk hasał wesoło wśród oblegających go odblogowych kamyczków:
https://goo.gl/photos/Aq5qGhyN1XAwUvPN7
Gotuję krupnik w wersji jarzynowej, czyli kroję w małą kostkę wszystkie jarzyny. Taki właśnie lubimy, ale Danuśki już bym nie mogła nim poczęstować. Zupę kalafiorową Żaby zjadłabym oczywiście, ale wolałabym kalafior w kawałkach. A klusek w zupie poza makaronem w rosole i pomidorowej nie lubię od dziecka. To znaczy dziś już zjadłabym bez większych oporów, ale jako dziecko nie mogłam ich przełknąć. Dlatego nigdy nie zmuszałam dzieci do zjedzenia czegokolwiek. Choć bardzo się zdziwiłam, że wnuk nie chciał wypić mojego syropu z czarnego bzu, twierdząc po spróbowaniu, że jest kwaśny. A wcale nie jest kwaśny. Jeszcze do niego dorośnie.
Zupy miksowalam ponad 20 lat , bo tak Francuzi ja jadaja. Pewnego dnia powiedzialam stop , i przestalam miksowac. Zamiast szaro – burej konsystencji chcialam zobaczyc : kawalek czerwonej marchewki , zielonego groszku czy bialego kalafiora. Bernard rozgniata ( drobno pokrojone ) jarzyny widelcem w talerzu . Robie tylko zupe krem z dyni i ziemniakow z porami . Dodaje grzanki i odrobine smietany.
Kamyczki całkiem znajome, są tylko na jednej plaży na świecie. Mam ich trochę. Mam wyrzuty sumienia , że dzięki temu wyspa jest znacznie mniejsza. Obiecuję sobie, żę następnym razem nazbieram tyle samo i zawiozę w drugą stronę i rozsypię tam gdzie znalazłem swoje. Mam nadzieję, że mi się uda to zrobić mimo dużo cięższego bagażu. Na razie intensywnie szukam pracy. W moim pisowskim mieście niestety nikomu nie jestem potrzebny.
De gustibus…
Kalafiorową też kiedys robiłam w „kawałkach”, ale tym razem resztka kalafiora była malo „różyczkowa” a wybitnie „głąbowa”. Dałam też grzanki, a nie kluski, ale młodzież sama zapytała – a mogłyby być kluseczki? No, to powstała wersja kremowo-kluseczkowa. Oczywiscie na żądanie publicznosci są dostępne różne wersje. Na marginesie – w warunkach żabiobłotnych zupy kremowe są wygodniejsze w mrożeniu i późniejszym rozmrożeniu.
Młodzież bardzo chętnie je leczo, absolutnie w dowolnych ilościach, natomiast mięso tak raczej średnio, nie żeby im nie smakowało, ale uważają, że mały kawałek wystarczy (odwrotnie niż ja 🙂 ), a dopchają się kartoflami, ryżem, kluskami i oczywiście deserem. Z zup dobrze schodziła też kartoflanka każdego rodzaju i oczywiście pomidorowa.
Mam jeszcze kilka cukinii, chyba wezmę się za leczo, tez się daje dobrze mrozić, ubiegłoroczne zapasy już się wyczerpały, ale mam dużo tegorocznej, trzeba by się jeszcze postarać o paprykę, pomidory mam już w słoikach – zagęszczone w kawałkach z cebulą. Cukinię też zamrażam zasmażoną z cebulą.
Natomiast na śniadanie i wszelkie „przegryzki” małolaty nie robią sobie kanapek, tylko grzanki z żółtym serem i keczupem. W dużych ilościach. Z wędlin właściwie jadali tylko „baton szynkowy z drobiu”, wszelkie wędliny typu dojrzewającego, np. baleron Coppa, albo szynka parmeńska pozostawały nietknięte. Student jeszcze jadł biały ser z dżemem, ale po połowie pobytu wymiękł 😉
Jak widać grzanki z żółtym serem i keczupem wiecznie żywe. Ileż ja się ich nasmażyłam dla syna, który bez sera nie mógłby chyba żyć. Bo dla oszczędności czasu były to grzanki smażone. Kawałki chleba, czasami też bułki smarowane były lekko masłem z jednej strony, na drugiej stronie był ser. Na patelni opiekało się najpierw stronę z samym masłem, potem drugą stronę z serem. Do tego oczywiście keczup, zimową porą marynowane grzybki, a latem rzodkiewki, ogórki. Ale zdaje się, że syn już wyrósł z tej potrawy, choć ser nadal bardzo lubi.
A wędliny dojrzewające bardzo lubię.
Biały ser, z wyjątkiem tego w serniku, wolę na słono z cebulką albo szczypiorem. Za wędlinami drobiowymi nie przepadam, wolę jak Krystyna te dojrzewające, podsuszane.
Jem pół kg twarogu tygodniowo, z Baltic Deli, chociaz mogłabym go robić jak Ewa Cichalewska. Leń jestem i już!
Szczypior do tego i rzodkiewki, dyżurne – pycha! Ser kupuję pełnotłusty, jest po prostu lepszy.
Jest nowy wpis!!!
Jest coś na rzeczy, jeśli chodzi o te grzanki z żółtym serem i keczupem.
Przez kilka lat pod rząd Latorośl jeździła na takie rodzinno-agroturystyczne kolonie w niedaleko Warszawy. Gospodyni tego miejsca opowiadała nam, że jeśli tylko chciała sprawić dzieciakom prawdziwą przyjemność to szykowała grzanki z żółtym serem w dowolnych, ale przede wszystkim w jak największych ilościach 🙂
Redaktorka Szwarcman „wysypała” tę wiadomość już dobre kilka tygodni temu (pod swoim blogiem 😈 ), więc zupełnie nie jestem zaskoczona 😎
Tym niemniej bardzo się cieszę na reaktywację blogu sensu stricto* już teraz (a nie na przykład dopiero 12 marca) — i to przez Tandem kulinarno-muzyczny, znający Pana Redaktora może momentami lepiej, niż on sam siebie…
Piękny poranek! 🙂 (Choć listopadowy, wietrzny i dżdżysty.)
____
*=dziennika sieciowego z wyraziście stylizowanymi notkami, z jakimś rytmem ich publikowania, zależnym rzecz jasna od możliwości czasowych i nastroju Autorek (naruszenie rytmu też wszak rytmem jest 🙂 )
Jacek Zaremba
Skrzetuskiego 31
02-726 Warszawa
W. Panie
Agata i Barbara Adamczewskie
Blog im. Piotra Adamczewskiego „Gotuj się”
polityka.pl/blogi
15.08.2017
Szanowne Panie,
W nawiązaniu do felietonu „Ciepło o chłodnikach”, chcę powiedzieć, że od dawna nurtowała mnie błaha ale zabawna ciekawostka: ewentualna różnica pomiędzy chołodźcem litewskim i chłodnikiem zabielanym. Nie wydaje mi się, żeby było to jedno i to samo – przynajmniej wg. naszego wieszcza. Przypomnę, że w „Panu Tadeuszu” występują dwie formy
1. Księga I w. 306-307
Mężczyznom dano wódkę; wtenczas wszyscy siedli
I chołodziec litewski milcząc żwawo jedli
2. Księga V w 313-314
Mężczyznom dano wódkę; zaczem wszyscy siedli,
I chłodnik zabielany milcząc żwawo jedli
Przypuszczam, że Mickiewicz raczej nie utożsamiał obu tych dań skoro był takim kulinarnym koneserem i skoro użył innych nazw.
Rzeczywiście jest faktem, że na kresach chołodziec znaczy mięso w galaretce (tzw. nóżki). Znam jedna osobę wychowaną na Litwie, i ona też to potwierdza. Potwierdza to też jedna moja znajoma z Ukrainy.
Co innego można jednak wyczytać u różnych autorytetów. Otóż za największy autorytet mickiewiczowski (lub jeden z największych) uważany jest Stanisław Pigoń. Sięgnąłem więc do wydania Pana Tadeusza z roku 1925 w opracowaniu i z bardzo licznymi przypisami Pigonia. Otóż w przypisach podaje on oba przytoczone powyżej cytaty i mówi: „w 307. Chołodziec (forma białoruska) – chłodnik (porównaj księga V w 314), potrawa ulubiona na Litwie, z liści burakowych, ogórków, jaj, szyjek rakowych i zimnej śmietany”. A więc różnica tylko w nazewnictwie.
Inaczej na ten temat wypowiada się Władysław Kopaliński w słowniku Mitów i Tradycji Kultury PIW 1987.
Osobiście uważam go za autorytet (miałem nawet zaszczyt go poznać, chociaż na temat chłodnika nie rozmawialiśmy, a żałuję). Otóż co pisze Kopaliński: „Chłodnik – specjalnie przyrządzony barszcz zabielany, zakwaszony ogórkami, kiszonymi burakami, z zieleniną, mięsem, rakami itp.; chołodziec litewski z boćwiną na zsiadłym mleku, bezmięsny.” Zatem jednak nie to samo, ale też nie galaretka mięsna.
A więc ostatecznego rozstrzygnięcia nie ma, chociaż wydaje się, że w tej sprawie Pigoń nie miał racji (?) Niestety sam wieszcz już nam nie odpowie!
Na zakończenie dodam, że z wielkim sentymentem wspominam Pana Piotra Adamczewskiego i jego fascynujące i niepowtarzalne pogadanki radiowe.
Łączę serdeczne pozdrowienia
Jacek Zaremba
P.S. Jeśli Panie zechcą to przytoczę, co Pigoń w przypisach podaje na temat rosołu z perełkami i „sztukę monety” w rosole – a to całkiem inna wersja niż w artykule „Ciepło o chłodnikach”.
Dziękuję „rodzinie gotującej”; dzięki Wam mój barometr wskazuje tendencję wyżową. A te barszcze ukraińskie zainspirowały mnie do wykorzystania tartych warzyw i fasolki już ugotowanej.