Oto jest pytanie….
Jest ono ważne i właściwie nadające kierunek całemu życiu: jeść mięso czy go nie jeść, zostać zaprzysięgłym wegetarianinem (wegetarianką) czy jednak raczyć się białkiem zwierzęcym. Zanim poweźmiemy tę decyzję, na pewno ktoś w rodzinie lub gronie znajomych zaprzestanie jedzenie mięsa i staniemy wobec konieczności przygotowywania wegetariańskich dań, co może nas zachęcić (niekiedy zniechęcić) do podjęcia takiej decyzji. Czy bowiem warto gotować dwa zestawy na domowy proszony obiad lub przyjęcie, czy nie lepiej wszystkich uraczyć postnym daniem?
Ba, ale co gotować, aby zadowolić zarówno amatorów, jak nieprzyjaciół mięsa? Czy kuchnia wegetariańska może być równie smakowita i uświetnić domową uroczystość, tak jak mięsna? Czy rezygnacja z pieczeni nie sprawi, że menu straci nieco na atrakcyjności? Oczywiście odpowiedź może być różna, w zależności od apetytów i przyzwyczajenia. A także od umiejętności, doświadczenia i sprawności kuchmistrzowskiej gotujących.
Liczba wegetarian rośnie ostatnimi czasy lawinowo. Są to zarówno litościwi, pochylający się nad losem zwierząt, jak i ci, którzy dbają o planetę. W związku z tym nawet zagorzali mięsożercy muszą czasem przygotować coś niemięsnego. A nie jest to proste, jak właściwie usmażony befsztyk lub krucha kaczka, podane z kilkoma smakowitymi dodatkami. Nad potrawami bezmięsnymi trzeba się bardziej natrudzić. Przede wszystkim wymyślając je.
Jak wiemy, jeszcze przed wiekiem w polskich domach niemal przez 2/3 roku przestrzegano postów. Poszczono, aby uszanować najróżniejsze okazje. Polska kuchnia postna to jedna z najlepszych kuchni. Szczególnie pysznie przyrządzano ryby, co zachwycało nawet wybrednych Francuzów odwiedzających nasz kraj. Nie zawsze jednak wegetarianie jedzą ryby. Bezpieczniej więc przygotowywać nie tylko bezmięsny, ale też bezrybny posiłek.
Weźmy na przykład gołąbki nadziewane ryżem z grzybami. W tym daniu grzyby z powodzeniem zastępują mięso, a smak gołąbków jest wspaniały.
Zupy poddają się znakomicie zabiegowi pominięcia mięsa. Nawet zwykle gotowany na wieprzowinie tradycyjny barszcz ukraiński omaszczony hojną porcją masła jest pyszny. A ogórkowa czy krupnik pachnący suszonymi grzybami? A pomidorowa czy czerwony barszcz? Posypana pachnącym koperkiem kartoflanka wcale nie wymaga pływających skwarek (czy pamiętacie piosenkę Młynarskiego?), wystarczy masło i kilka sporych kropel śmietany lub… mleka.
Światowa dietetyka sugeruje wegetariańskie dni, choćby dwa w tygodniu. Musimy zatem przygotować sobie spory zasób receptur, jeśli chcemy poddać się tej światowej modzie. Co powiecie, abyśmy dzielili się pomysłami na bezmięsne wspaniałości, które najzagorzalszych mięsożerców skłonią do jadania postnie choćby od czasu do czasu?
Komentarze
W czasach dawno monionych były dni postne dwa w tygodniu – poniedziałki bezmięsne w sklepach i piątki bezmięsne religijnie – i komu to trzeszkadzało?
Jestem mięsna, może nie tak bardzo jak świętej pamięci Pyra – ale lubię steka zjeść od czasu do czasu, a rybę nawet częściej.
Słowo „postny” ma w sobie niemiłą konotację – jakby czegoś brakowało, czegoś nie wolno… Tylko w ilości rzecz. Ogórkowa czy krupnik u mnie bez kawałka żeberka nie przejdzie, ale to jest rzeczywiście małe żeberko. A kartoflanka, zwyczajna kartoflanka bez paru skwarek nie ma prawa być nazywana kartoflanką!
Takimi gołąbkami z kaszą gryczaną i grzybami objedzą się wszyscy po kokardy.
https://photos.app.goo.gl/H5oGj9jMjsrkP1U1A
Poizostaję w towarzystwie wszystkożernych. Nie poddajemy się światowym modom, chyba że to jest moda mini 🙂
** minionych, pozostanę i przeszkadzało – bez okularów do klawiatury nie podchodź!
Swoją drogą zastanawiam się, kto codziennie musi jeść mięso. Z mojego dziecięctwa pamiętam, że w niedzielę był zawsze rosół (bo kur było sto i więcej w porywach) i na drugie opieczona na maśle kura z rosołu. Owszem, miewaliśmy świnię albo pół, ale schabowy bardzo rzadko się pojawiał na stole. Świnię się zabijało, dzieliło się na pół z sąsiadem i mięso się wekowało, po rozdzieleniu co na co. No i wyrabiało wędliny. Część też wekowało.
Pomiędzy dniami „niemięsnymi” były pierogi, naleśniki, makarony z czymś tam (ser!), łazanki, placki ziemniaczane (z tymi można zrobić niezłe przyjęcie dla gości!) racuchy i tak dalej, mamy w polskiej kuchni masę przepisów.
Z wegetarianizmem lepiej nie kombinować, zwłaszcza kiedy organizm jest młody i do prawidłowego wzrostu potrzebne jest żelazo, najlepiej poczodzenia zwierzęcego.
Moje dziecko mając lat już sporo, bo 19, postanowił zostać wegetarianinem, bez specjalnego, naukowego podejścia. Skończyło się omdleniami nie wiadomo skąd, a mogło się skończyć gorzej, anemią. To mu wytłumaczył lekarz. Takie rzeczy robi się stopniowo. Dzisiaj grochówka z zamrażarki. Owszem, z maleńkim dodatkiem kiełbaski.
https://photos.app.goo.gl/62XJBESd23ka4vDs8 <—Echidny przepis polecam
Bezdomny,
jakieś współrzędne geograficzne byś podał?
Im jestem starsza tym chętniej jadam dania wegetariańskie. Robiłabym takie dania dużo częściej, gdyby nie mięsożerny i rybożerny Osobisty Wędkarz. Jak tylko nie ma go w pobliżu 🙂 wyłączam mięso z mojej diety. Dzisiaj na stole znalazł się gulasz z cieciorką w roli głównej i dodatkiem różnych warzyw. Wiele zup gotuję już od dawna jedynie na bazie rosołu warzywnego.
Udało mi się odnaleźć artykuł Macieja Nowaka z czerwca 2022, w którym jest między innymi mowa o wegetariańskiej rewolucji w polskich restauracjach:
„Fenomenem ostatniej dekady jest zielona rewolucja w polskiej gastronomii. Niegdysiejsze krwawe jatki przeistaczają się raz po raz w lokale meatfree. Tak stało się również na Hożej 62, gdzie jeszcze dekadę temu działał lokal Meat Love, którego nazwa precyzyjnie oddawała zaspokajane tu namiętności….Przed sześcioma laty zamienił się (tenże lokal)w wegańskie sushi.
Nie na darmo Warszawa uchodzi dziś za jeden z najsilniejszych ośrodków bezmięsnej gastronomii na świecie.”
To chyba jest normalne – nie potrzeba nam, deko starszawym, mięsa. Natura ma swoje prawa, najpierw mleko (a potem zaczynamy je nienawidzić), a potem co organizm woła. Ja się tym kieruję, nie modą (owszem, ciągle jeszcze noszę mini!).
Z wegańskiego sushi zaśmiewał się swego czasu znany niektórym z Was Ignacy z Japonii. Owszem, ale skrawek surowej ryby powinien być w tradycyjnym sushi.
To tak, jakby kotlet schabowy zastąpić czymś takim:
WEGAŃSKIE KOTLETY SCHABOWE
2 słoiki ugotowanej ciecierzycy (u mnie 2 x 375 g brutto)
1 cebula.
200 ml bułki tartej (u mnie bezglutenowa)
200 ml mąki (u mnie mieszanka bezglutenowa na chleb)
60 ml mleka roślinnego (u mnie sojowe naturalne ale może być ryżowe)
45 ml sosu sojowego.
Schab to jest schab, kawał mięcha z wieprza, po jaką cholerę soję nazywać schabowym? Kotlet z soi – proste.
Chłe chłe… akurat na czasie 😉
https://next.gazeta.pl/next/7,172392,29435670,bosak-przestraszyl-sie-ze-unia-zmusi-go-do-jedzenia-swierszczy.html#s=BoxOpImg3
Tylko tak zauważę, że:
No… wegan i wegetarian przybywa, ale to wciąż (i jeszcze długo) mniejszość. Natomiast w statystykach liczba tych, którzy „ograniczają mięso” jest całkiem spora.
No… nie tylko 2/3 roku, ale bardzo długo jedzenie mięsa było zbytkiem dostępnym dla bogaczy. Przecież ten Henryk IV, któremu leżało na sercu by Francuzi mogli mieć co niedzielę „kurę w garnku” sugerował, że będzie bogato, jak będzie można zjeść danie mięsne raz w tygodniu…
@Alicja:
Kolega z pracy kiedyś kupił robaki i częstował. Chyba te:
https://robakizpaki.pl/pl/p/Chrupiace-Robaczki-cookies-20-g-larwy-macznika/263?gclid=Cj0KCQiA54KfBhCKARIsAJzSrdoDe3RXy0WA4GjPdes_C-zGQ7DP2qV_rmkQeSkRlMP7EpMDq90tcH4aAlFXEALw_wcB
No… jak ktoś chciałby bardziej hm… ekologiczne słone przekąski do ulubionego filmu, to OK, poleca się, choć oczywiście wegańskie to-to nie jest…
Na targach Indochin robaczki nie są czymś niezwykłym
https://photos.app.goo.gl/zMZzvpHW7ffU8HRF7
Usmażą też wybranego pająka.
Moje przodki siedziały na drzewie i odżywiały się się zieleniną. Żyli sobie dobrze ale niczego po sobie nie pozostawili. Dziś tymi małpami co dalej odżywiają się korzonkami opiekować musimy się wszyscy.
Tym którzy zeszli z drzew i zaczęli być zbieraczami i łowcami, jedzącymi mięso w różnych postaciach zawdzięczamy postęp.
Jestem tym mięsożercom wdzięczny oglądając to wszystko co mnie tu w Europie otacza. To co zbudowali i jak troszczą się oto byśmy mieli co podziwiać na co dzień.
Obserwuję tych co nie jedzą mięsa i ciarki mnie przechodzą że chcą oni nas wszystkich zepchnąć do rezerwatu. Uważają ze natura jest dla natury a nie dla ludzia który według nich ma żyć w rezerwacie 😛
Alicja, teraz stoję już tutaj
https://photos.app.goo.gl/wY8rSuHbxC56C5Yi9
I też jest pięknie 🙂
Koordynatów nie mogę pobierać bo siaem czterema literami na tableta. Cale szczescie ze ekran nje wszedl mi tam skąd wychodzą najlepsze dania które produkuje w mobilku.
Ale szkoda ze osiadł w skórze leoparda którego zakupiłem w Maroko i miałem na moim siedzeniu
🙁
Nie dało się tego wytrzepać i spadł leopard do śmietnika 🙁
Wybór menu jest sprawą indywidualną. Teorie i przyczyny rezygnowania z mięsa podobnież Jest jednak zasadnicza sprawa – tolerancja i zrozumienie. Jeśli ja (i wiele innych osób) nie komentuję, nie namawiam, nie wydziwiam, a wobec gości staram się uwzględnić ich preferencje w podawanych daniach, oczekuję tego samego względem „mięsożerców”. Bez zbędnych komentarzy i namawiania.
Brawo Echidna, dziękuję za Twój komentarz.
@bezdomny:
Chciałbym zauważyć, że my te maupy musimy chronić przed człowiekami. Bo na tych drzewach radzą sobie lepiej od nas. Tak więc, jak jedna z hipotez mówi, że więcej mięsa (więcej, bo nie od zera to liczono, taki szympans jak złapie coś mięsnego, to zje) w zębach, daje więcej szarej substancji w mózgu; tak też jest teoria, że więcej mięsa w zębach, daje więcej krwi na nożach. Ewentualnie na kulach, pociskach i innych bombach. I nawet Hitler, którego problemy gastryczne zabroniły zjadania ulubionych kiełbasek, nie nadaje się na kontrprzykład.
BTW. Mam w domu książkę kucharską Kuchnia dla biegaczy. Siła z roślin, z przepisami wegańskimi zbilansowanymi do wysiłku, było nie było, fizycznego. Burgery z soczewicy, czy zupa soczewicowo-kokosowa całkiem fajne.
A piszę to też, bo pani Helen Scales, kończy swoją książkę Ryby mają głos, opisem badań, że ryby i owszem, czują ból (raczej — 35 badaczy za, 5 przeciw, 2 wstrzymało się od głosu), a ryby w hodowlach często chorują na depresję, więc nawet spożywanie ryb należy rozpatrywać z punktu widzenia etyki. Co się już robi i np. Niemcy mają zakazywać łowienia ryb, a potem puszczania ich z powrotem („jeśli łowisz, to by zjeść, a nie po to by rybie zadać cierpienie”), gdy inni idą w odwrotnym kierunku („OK, podręcz ją haczykiem jak chcesz, ale nie zabijaj!”).
PS.
Jako że zakopałem się w lekturze Biblii (dłuższa historia…), to dodam, że w Starym Testamencie jedzenie mięsa to jeden z głównych problemów moralnych. Mniej ważny od niewłaściwych form kultu, ale dużo bardziej od np. seksu. I tak, wg Biblii Bóg stworzył świat jako wegetariański lub wegański, a zezwolenie na jedzenie mięsa dał dopiero podczas przymierza z Noem po potopie, co to Bóg swój łuk zawiesił na niebie jako tęczę. (Choć są przesłanki, że na skóry zabijać zwierzęta pozwalał, a przynajmniej Adama z Ewą tak ubrał…) Ale i wtedy jedzenie mięsa nie było ot tak, sobie a muzom — było odświętne, oraz powiązane z winą moralną — bo każde przelanie krwi taką winę zaciągało. Zostawiając na boku zwierzęta czyste i nieczyste (jak internet przypomina, świerszcze w przeciwieństwie do świń, są czyste i nadają się do jedzenia — Unia więc jest bardzo „biblijna” w swoim zezwoleniu), oznaczało to, że nie można jeść zwierząt z ich krwią, więcej — należy ją poprawnie „zutylizować” w ziemi, bo inaczej będzie wołać do Boga o zemstę. (Stąd potem ten nieszczęsny ubój rytualny…) Co jest jeszcze o tyle bardziej złożone, że przez stulecia tak prosto to było w teorii tylko ze zwierzętami upolowanymi — bo hodowlane żeby zjeść, należało Bogu złożyć w ofierze — to było jedyne usprawiedliwienie by je zabić…
Tak mnie to fascynuje z perspektywy człowieka początków XXI wieku, gdzie mięso jest rzeczą oczywistą, kościoły nie są świątyniami, gdzie rytualny ubój usprawiedliwia moralnie zabijanie zwierząt (choć owszem, widziałem kościół, gdzie zamiast posągów świętych były trofea myśliwskie, bo proboszcz wolał polowania od Boga), a jeśli religijny konserwatysta będzie szukał czegoś w życiu do potępienia, to sięgnie po LGBT a nie po kaszankę…
PS.
Przepraszam, że nie o diecie wegańskiej (BTW: jem mięso, tylko alergicznie reaguję na niektóre argumenty pro-mięsne) — właśnie wpadły mi dane Eurostatu — najwięcej na żywność w UE wydawali (2021) Rumuni, potem Litwini i Bułgarzy (Polska na 5.); a jeśli chodzi o alkohol, to przoduje Litwa, przed Estonią. Polska na medalowym 3. miejscu — 3,7% dochodów przeciętnego gospodarstwa domowego idzie na %. O:
https://ec.europa.eu/eurostat/en/web/products-eurostat-news/w/ddn-20230201-1
No to jeszcze trochę o mięsożercach których to dzisiaj spotkałem podczas przejażdżki rowerowej.
Jadąc „za róg” po wiadomo co zwróciłem uwagę na wyznaczone kamieniami miejsce 🙄 na jednej z tutejszych andaluzyjskich pagórkach niedaleko Tarify.
Najprawdopodobniej jest to jedno z miejsce w którym okoliczni farmerzy kładą co jakiś czas padłe zwierzęta. Mialem szczęście, że widziałem jeszcze zwłoki leżące w spokoju i w powrotnej drodze już przygniatające przez sępy, otoczone wianuszkiem innych czekajacych na swoją porcję i tych krążących nad spektaklem 🙂 czekających na swoją kolej.
Niezła jadka potężnych ptaków. Stojące wygladaly na ponad metrowe, tych krążących w powietrzu rozpiętość skrzydeł mogła dochodzić do trzech metrów. Nic dziwnego ze nie podchodziłem do stołu bliżej w celu zaobrazkowania.
Bałem się ze mogę ptaszyskom też zasmakować i mogą rozebrać mnie na czynniki pierwsze 🙁
A było ich parędziesiąt, może ponad pięćdziesiąt 🙄
Spektakl fascynujący i dziwaczny jednocześnie. Dla kogoś kto posiada dobry teleobiektyw i dodatkowo drona to mógłby ująć pojawiające się w czasie imponujące obrazy.
Zobaczę jutro co pozostało po mięsożernej taniej jadce 🙂
@bezdomny:
Nieenooo sępy są w porzo. Głównie zajadają padlinę. Pozdrowienia od sępa spotkanego w październiku:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMCBUO5nxPFcocU4lZ2o1soSc4UDruE-IEtpRKf92dZVSHwipAqL2zcsb3nHqpc8_QncMCIxaURu6wLjt0kWeXdDvlDv3o1VZUZBY4e885nHjg8WO1KtEIRJZMvmYAakWOk8sYBQvV2sp7HJLZZaZEvzHWqzVbUrSjU4s2tw-rljAyvHV0gCcMmsac7A/s2221/IMGP1435.JPG
PAK4 ten twój wygląda na wygłodniałego 🙂
Znalazłem w sieci obrazek który w 100% opowiada to co widziałem na własne oczy. Dobrze że się nie odważyłem podchodzić bliżej. Wystarczyłoby że trzepnął by mnie raz dziobem i też byłbym padlina 🙁
Tylko dla odważnych 🙄
https://spanischelederstiefel.com/wp-content/uploads/2019/01/Geier-Andalusien-Tarifa-2018-07.jpg
Eee tam, padlina… Ja nie powiem, że to waga kogucia, ale jednak sęp to tylko 9-11 kg. Mięśniaka, owszem, ale bez przesady…
Ale — piszę o zupce, a nie podaję przepisu. Nie podaję, bo z głowy nie pamiętam i muszę sięgnąć na półkę po książkę Violetty Domaradzkiej, Roberta Zakrzewskiego i Damiana Parola Kuchnia dla biegacza. Siła z roślin, Publicat, 2015.
Składniki:
– 2 szklanki suchej, czerwonej soczewicy;
– 3 średnie pomidory (sam daję „na oko”, 2-4 pomidory, albo puszkę krojonych);
– 1 szklanka soku pomidorowego (u mnie oczywiście słoiczek koncentratu);
– 4 szklanki wrzątku — sam dolewam ile trzeba;
– 2 łyżki oliwy (oliwa, a u mnie raczej olej, jest potrzebna by rozgrzać na patelni czy rondelku — każdy sam wie ile);
– 4 łyżki wiórków kokosowych (sam sypię na oko, zwykle więcej, bo to ma kokosowe być);
– 1 łyżka nasion czarnej gorczycy (sam daję tę, którą mam, często białą; no i czasem dosypię więcej, bo jak z kokosem — smak ma być! gorczyca nadaje też pewnej hm.. faktury, bo się nie rozgotowuje);
– 1 łyżka mielonego kuminu;
– po 1 łyżeczce: kurkumy, kolendry (mielonej) i soli.
Soczewicę — standard — trzeba zagotować. Ma być miękka, ale nie rozpadająca się.
W rondelku rozgrzewa się olej, a potem wrzuca się gorczycę (uwaga: gorczyca w kontakcie z rozgrzanym olejem ma tendencje do skakania po całej kuchni — zaleca się ostrożność) i zmieszane przyprawy z wiórkami kokosowymi. Po chwili mieszania (mogą przywierać!) dodaje się pokrojone pomidory. (W książce opisują całą procedurę ze sparzeniem i obieraniem ze skórki… Przez pierwsze dwa gotowania tej zupki się stosowałem…) Pomidory z przyprawami, kokosem i gorczycą należy dusić pod przykryciem ok. 10 minut — muszą nasiąknąć smakami przypraw i kokosu. A potem wszystko połączyć w garnku z soczewicą, dodać też sok pomidorowy (i wodę, według uznania), oraz sól. I dusić jeszcze przez chwilę.
W książce piszą, że to 2 porcje (jeśli tak, to dość duże), a każda porcja to 43% zapotrzebowania na tłuszcz, 19% białka i 38% zapotrzebowania na węglowodory. Razem: 410 kalorii. Dodatkowo zupka jest bogata w żelazo i potas.
Oj, ktoś chyba będzie w najbliższym czasie pichcił zupę kokosową… nawet uzupełniliśmy onegdaj zapasy biAlutkich wiórek… 😆
A ja właśnie zrobiłam hum(m)us…
Lecz na temat! —
Niezbyt lubię, gdy się mnie nie uprzedzi. Bo żeby nie robić kłopotu… Bo spontaniczna wizyta, ot zwykłe dosiąście się do naszego popołudniowego posiłku… Albo ktoś się krępuje, że jego „problemowy” 🙄 towarzysz mógłby sprawić kłopot. A przy stole jest różnie – komuś może „nie przeszkadzać” poszczenie gdy inni jedzą, czy poprzestanie na ziemniaczkach i fasolce z wody, ale mnie to troszkę uwiera… Nie bardzo, bo sama stosowałam różne głodówki 😆 …ale jednak.
Nie jestem „zaprzysięgłą” wegetarianką ani tym mniej weganką, ale od 30 lat obserwuję, że potrzebuję i jem mniej i mniej mięsa… Naturalnie. Choć są fluktuacje sezonowe i pogodowe.
Prosty obiad, a jednocześnie wykwintny, dla gości o różnych preferencjach daniowych (czytaj mięsożerców i jaroszy). Pomysł wpadł mi do głowy podczas wczorajszego obiadu przygotowanego przez Wombata.
Znana wszystkim „chińszczyzna”.
Ze względu na sposób przygotowania, jednocześnie przygotować można to samo danie bez zawrotu głowy co dla kogo.
Gotujemy ryż, na jednej patelni smażymy mięsko z maceraty, na drugiej patelni smażymy warzywa. Łączymy mięsko z połową warzyw, druga połowa dla jaroszy.
Podajemy porcje ułożone na talerzach.
A że trzeba zrobić również sos, przepis podam nieco później.
Echidno-czasem w domu stosuję ów wybieg z wersją dla jaroszy i mięsożerców.
W przypadku „chińszczyzny” to rzeczywiście bardzo proste.
PAK4-przepis na zupę odnotowany, lubię soczewicę i zaproponowane przyprawy.
Na deser zatem do kawy/herbaty ciasto kokosowe 🙂
https://kolorowegarnki.pl/wp-content/uploads/2021/05/c1-2.jpg
A teraz nie na temat-zdjęcia ursynowskich murali. Mamy ich trochę i postanowiłam je wszystkie wytropić i sfotografować. Oczywiście nie tylko ja wpadłam na ten pomysł, w roku 2019 wydano nawet kalendarz z naszymi muralami. Od tamtej pory trochę ich jednak przybyło:
https://photos.app.goo.gl/iPeEUpQkBoTSDqTc9
Ostatnie pięć zdobi szyby wind przy wyjściach z metra. Są wykonane specjalną, nowoczesną techniką i szczerze mówiąc nie za bardzo mi się podobają.
Gdyby ktoś chciał się dowiedzieć skąd takie, a nie inne murale na Ursynowie oraz poczytać trochę o tym rodzaju sztuki to zapraszam:
https://www.propertydesign.pl/architektura/104/wymalowac_ursynow,16773.html
Widzę Danusiu, że dokończyłaś spacer szlakiem murali na Ursynowie. Warto było, bo są ciekawe i ładne. Ożywiają te wielkie szare ściany i je różnicują .
A także bywają antysmogowe:
https://tvn24.pl/tvnwarszawa/wola/warszawa-na-woli-powstal-oddychajacy-mural-5565204
Tutaj murale, które podobno trzeba koniecznie zobaczyć:
https://sznyt.pl/2018/08/01/10-murali-na-warszawskiej-woli-ktore-trzeba-zobaczyc/
Co do kuchni wegetariańskiej to dzisiaj na śniadanie zjadłam, oblizując palce ze smakiem, placki z płatków owsianych. Na zdjęciu z blogu „Niebo na talerzu” są natomiast z jabłkami i kaszą jaglaną: https://tiny.pl/w42q1
Może kogoś zainspirują….
Wśród ciekawych historii na temat murali oraz ich zdjęć nie może zabraknąć tego z Poznania. Został wykonany w technice 3D i jest to „Opowieść śródecka z trębaczem na dachu i kotem w tle” , czyli część projektu „W środku Śródki”:
https://d-art.ppstatic.pl/kadry/k/r/eb/98/57b57a021c28c_o_medium.jpg
Mieliśmy okazję go obejrzeć podczas smutnego spotkania po śmierci Pyry. Stypa zwana teraz elegancko konsolacją odbyła się w restauracji mieszczącej się po drugiej stronie ulicy.
Na koniec tradycyjne francuskie trzy grosze czyli sławny mural z Lyonu, też w technice 3D: https://photos.app.goo.gl/WNVh4WM4DpdKiV8r7
Jeszcze pół roku temu byłam zwolenniczka szukania tzw. drogi środka. Bierzemy różne punkty widzenia, warzymy je i wychodzi nam jakaś forma dialogu.
Obecnie jestem do tej koncepcji nieprzekonana i życzliwie podejrzliwa.
Dialog nie wymaga spotkania się „pośrodku”, bo kluczowe jest np. to w jaki sposób i kto ów „środek” wyznacza”. Dialog nie wymaga również warzenia wszystkich racji. Wymaga słuchania, angażowania się, chęci uczenia się od innych.
Stanie „pośrodku” to dla mnie fantazja, która bardzo często dopada nas, gdy mamy już wystarczająco dużo, by mieć innych w swego rodzaju metaforycznej dupie.
Kiedy podążasz „drogą środka”, to często (zazwyczaj w sposób nieuświadomiony) wspierasz tych, którzy dane centrum ustanowili i jest im z nim zwyczajnie wygodnie. I dlatego nie wezme sie za jedzenie swierszczy i innych robali bogatych w bialko. Lubie golonko. Lubie kotlety schabowe. W rodzinie jestem specjalistka od bigosu. Nie da sie tam wrzucic innej formy bialka niz porzadny kawal miecha.
@kenzo_bojownik:
No nie, nie ustanawia się środka. To jest tzw. „okno Overtona” — zakres dopuszczalnych opinii i sposobów postępowania. Okno się przesuwa, bo poglądy ewoluują. Chciałbym napisać, że jako ludzkość, zbiorowo mądrzejemy, ale faktycznie z tym to różnie bywa.
No nie, tym bardziej żadnym środkiem nie jest golonko. Mnie przekonują argumenty wegan, że jedzenie mięsa jest i nieetyczne, i jest marnotrawstwem dóbr natury. I że (to już nie argumenty wegan, to moja znajomość historii z pozycji hobbysty) wcale nie jest to tak mocno wpisane w ludzką naturę. No i najzdrowsze diety, to zwykle te z małą zawartością mięsa. Sam nie potrafię się tak zmienić, do mięsa mnie ciągnie (jeszcze bardziej do produktów mlecznych, ale to nie temat na ten wpis) — nie będę się wypierał — ale cieszę się, że Małżonka ogranicza mięso, tak że częściej służy ono za swoistą przyprawę, niż za danie główne.
Dobry wieczór,
Co do świerszczy, pozwolę sobie dodać, że zmielone pancerze/ owady sa często dodawane jako extra proteiny do różnorakich odżywek kulturystyczno/ zdrowotnych.
I wszystko byłoby w porzadku, tyle że bez uczciwego opisu składu – z reguły podane jest jako ACHETA – może spowodować wstrzas afilaktyczny u uczulonych na skorupiaki.
A mięso, to w zależności (głównie) od pory roku, zima więcej, latem prawie wcale. Fleksitarianizm pełna geba.
Weganizm nie dla mnie – życie bez serów, masła i śmietany byłoby smutne.
Wpisujcie się pod nowym wpisem ” Schabowy po chińsku”. Dział Internetowy ” Polityki” nie pierwszy raz tak działa, niestety.