Do roboty
Dość wakacji, przerw i lenistwa, pora przysiąść i popracować. Prawdę mówiąc wakacje tegoroczne nie były zbyt leniwe, jak zwykle wtedy, kiedy to większość czasu spędzamy w domu. Zawsze coś się znajdzie do zrobienia, na co nie ma czasu w innym terminie. A robienie czegoś praktycznego, zamiast wchłaniania podróżniczych wrażeń nie zyskuje mojej najwyższej oceny. Wyczołgujemy się z przygnębienia pandemicznego, wraca wigor, nawet poszkodowanej gastronomii.
A chętnych do skorzystania z ofert barków, kawiarenek, małych lokalików, ale i dużych, wytwornych restauracji nie brakuje. Wystarczy wybrać się na spacer po Warszawie, Krakowie, Łodzi czy każdym innym mieście w Polsce: przed bardziej „modnymi” spośród lokali stoją kolejki. Tak bardzo nam brakowało gwaru, tłoku, rozmów i szczególnego rodzaju odprężenia. Gastronomia jak się wydaje, jest na dobrej drodze, aby, jeśli nic się nie zdarzy, powoli zapominać o najgorszym okresie.
Kucharze i właściciele z rozmachem podobnym do tego z najlepszych lat przystąpili też do konkursu ukazującego „Polskę od kuchni” i przez kilka miesięcy, także w tym roku, walczyli o nagrodę „Złotego Widelca”.
Oczywiście wiadomo, że do tak dużego konkursu potrzebne jest szerokie grono jurorów. I ja tam byłam i – nie, nie piłam , ani miodu ani wina – ale próbowałam licznych potraw restauracji „Filiks” w Kazimierzu Dolnym.
Cudowny Kazimierz ma tyle wdzięku, że do nadwiślańskiej restauracji wchodzi się od razu w dobrym nastroju. I ten dobry nastrój nie opuszcza gości podczas biesiady. Karta stanowi doskonały zestaw propozycji regionalnych (m.in. zupa z pokrzywy!), dań rybnych (fenomenalny sandacz na maślance!) czy kuchni międzynarodowej potraktowanej śmiało i ze smakiem. Uważam, że dawno nie zdarzyło mi się jeść niczego tak doskonałego, jak krewetki z kluseczkami w pysznym zawiesistym sosie. Smakowite były też desery, dania mięsne (także te z dziczyzny). No i oczywiście zagłosowałam za przyznaniem tej restauracji nagrody.
Z pewnością ci, którzy bywają w Kazimierzu, znają to miejsce, którego dodatkowym atutem jest położenie w uroczej willi nad brzegiem Wisły.
Złote Widelce trafiły do wielu miejscowości, od krańca do krańca Polski. Nagrodzono również m.in. firmy dostarczające dietetyczne posiłki; i słusznie, przecież bardzo wiele osób korzysta z pudełkowych diet, które również powinny być smakowite, bo dlaczego nie?
No i jeszcze dobra rada, do której wyrażenia nakłonił mnie udział w konkursowych ocenach: jeśli jesteście w nieznanym miejscu, gdzieś w Polsce sprawdzajcie, czy na szybie restauracji jest naklejka informująca o zdobyciu Złotego Widelca. Jeśli tak, smaczny posiłek gwarantowany.
A zanim traficie do restauracji spod znaku cennego widelca radzę upiec na weekend coś łatwego, szybkiego a pysznego. Takie ciasto znajdzie się na moim stole.
Jesienny placek ze śliwkami
1 kg śliwek węgierek
Na ciasto: 1 i ½ szklanki mąki,1/2 szklanki cukru,ok.1/3 szklanki śmietany, 2 łyżki masła ,1 jajko, mały proszek do pieczenia
Dodatkowo do posypania ciasta: 2-3 łyżki cukru.
Do posmarowania blaszki: 1 łyżka masła
Śliwki poprzekrawać na pół, usuwając pestki.
Wszystkie składniki ciasta dokładnie wymieszać lub zmiksować.
Na posmarowanej blaszce (wielkości piekarnika) rozciągnąć cienką warstwę ciasta, poukładać skórą do góry połówki śliwek i piec, aż „wyrastające” spośród śliwek ciasto się zrumieni. Wówczas posypać wierzch ciasta cukrem. Po ostudzeniu kroić w kilkucentymetrowe kwadraty.
No to smacznego!
Komentarze
Tutaj: https://www.polskaodkuchni.com.pl/aktualnosci sporo informacji o uczestnikach konkursu i opinie jurorów.
Pod poprzednim wpisem naszej Gospodyni zamieściłam dosyć długi komentarz dotyczący mojej dzisiejszej wyprawy do Łodzi. Myślę, że nie będę go kopiować i przenosić tutaj, bo jeśli kogoś zainteresują moje wrażenia z tego miasto to może po prostu zajrzy na „poprzednią stronę”.
Dwie restauracje z mojego regionu wzięły udział w tegorocznym konkursie – z Wejherowa i Władysławowa, żadnej z nich nie znam, więc może warto poznać.
Ostatnio piekę ciasta tylko ze śliwkami. W przeciwieństwie do Danuśki śliwki są u mnie jesienią na pierwszym miejscu 🙂
Orca, Gosia,
wydaje mi się, że jedna i druga nazwa wskazuje na rokitnik. W Polsce dziko rośnie tylko w pasie nadmorskim, widuje się go także w ogrodach, ale chyba sadzi się go raczej dla ozdoby niż dla wykorzystania w kuchni. Trochę powoli przebija się jako roślina o bardzo wartościowych owocach. Niestety nie znam miejsc, gdzie rośnie. Można jednak kupić przetwory, kupiłam kiedyś dżem z rokitnika z ” Łowicza”. Bardzo dobry.
Danuśka,
proponowałabym jednak skopiowanie, zwłaszcza że będzie reportaż. Szkoda, żeby Twoja relacja przepadła, a z tym szukaniem starszych wpisów różnie bywa.
Krystyno-zatem kopiuję:
Kiedy przeczytałam poniższy opis wycieczki postanowiłam czym prędzej się zapisać i dzisiaj cały dzień spędziłam na spacerach po Łodzi:
”
Tu w krótkim czasie można było zbić fortunę ale częściej pogrążyć się w biedzie. „Ziemię Obiecaną” czyli Łódź będziemy zwiedzać szlakiem śladów jakie pozostały po społeczności żydowskiej. Poznamy historię narodzin wielkich fortun, zobaczymy pałace i niespotykane nigdzie indziej, więcej niż monumentalne grobowce. W czasie spaceru po ulicy Piotrkowskiej będzie można zrobić sobie zdjęcie z Arturem Rubinsteinem i Julianem Tuwimem.
Cmentarz Żydowski to największa pod względem powierzchni nekropolia wyznawców judaizmu w Polsce. Spoczywa na niej około 230 tysięcy osób. Tu odnajdziemy groby magnatów łódzkiego przemysłu , w tym unikatowe mauzoleum Izraela Poznańskiego. Na cmentarzu spoczęła Adela Tuwim, matka Juliana.
Synagoga Reicherów zajmuje pomieszczenia w oficynie kamienicy. Jest jedyną zachowaną przedwojenną oraz jedną z dwóch czynnych synagog w Łodzi. Synagoga została zbudowana w latach 1895–1902 z fundacji rodziny Reicherów.
Stacja Radegast –łódzki Umschlagplatz. Pierwotnie miało być to miejsce rozładunku pociągów z żywnością i surowcami dla dzielnicy zamkniętej, ale już w 1941 roku stało się miejscem docelowym dla przesiedleńców do łódzkiego getta z okręgu łódzkiego oraz z Europy zachodniej. Później odprawiano stąd transporty do miejsc zagłady. Dzisiaj znajduje się tu jedno z upamiętnień zagłady społeczności żydowskiej.
Pałac Izraela Poznańskiego –Muzeum Miasta Łodzi. Okazały pałac, zaprojektowany na zlecenie jednego z największych łódzkich fabrykantów, był opartą o wzorce renesansu francuskiego budowlą o charakterze reprezentacyjno-handlowym i mieszkalnym. Pałac zaczął zyskiwać obecną formę w wyniku przebudowy w 1898 roku według projektu Juliusza Junga i Dawida Rosenthala. Wnętrza pałacu będziemy mogli podziwiać zwiedzając Muzeum Miasta Łodzi.
Centrum Handlowe Manufaktura na terenie dawnego kompleksu fabrycznego Izraela Poznańskiego. Adaptacja dawnej fabryki została wykonana tak, aby zachować dawną atmosferę tego miejsca. Dominują tu stare, pofabryczne budynki z czerwonej, nieotynkowanej cegły, które zostały jednak całkowicie przebudowane wewnątrz.
”
Oprócz powyższego zajrzeliśmy na niezwykły Pasaż Róży oraz na piękne podwórko starej, ale wspaniale odremontowanej kamienicy pokrytej bajkowymi muralami (ulica Więckowskiego 4).
Bardzo się cieszę, że zwiedzałam Łódż z przewodnikiem-mnóstwo informacji, multum ciekawostek i poczucie humoru osoby, która opowiadała nam z pasją o tym mieście sprawiły, że dzisiejsza niedziela była bardzo udana. O Łodzi, która leży tak blisko Warszawy, a do której, wielu Warszawiakom, tak ciężko jest się wybrać, wiem teraz zdecydowanie więcej niż jeszcze wczoraj
Szkoda, że Rzep już się nie udziela na blogu, bo może byłaby okazja do spotkania…
Łódź nie jest miastem, którego uroda rzuca na kolana, dużo domów i ulic było, jest i będzie remontowanych. Są szare i smutne kamienice na Bałutach, które nie wiadomo, czy i kiedy doczekają się remontu. Tym niemniej władze miejskie, wielcy inwestorzy czy też różne organizacje robią sporo, by to miasto uatrakcyjnić i to już w pewnym stopniu udało się zrobić, a są dalsze, ciekawe plany.
Czy wiedzieliście np. że w Łodzi jest poniższe muzeum? Wprawdzie jest teraz nieczynne, ale wydaje się być dosyć niecodzienne:
https://muzeum-lodz.pl/siedziby/muzem-kanalu-detka/
A pałac Izraela Poznańskiego i mieszczące się nim muzeum są wspaniałe i doprawdy godne największej uwagi.
Na wyremontowanej Piotrkowskiej, zamienionej w deptak dosyć smutny widok, jako że co 2-3 lokal jest pusty i do wynajęcia. Centrum „Manufaktura” i pandemia odebrała tym miejscom klientów…?
Fotoreportaż w przygotowaniu….
Orca,
Mam zapisaną podana tu przez Ciebie kompozycję przypraw :
4 małe łyżki cynamonu
2 małe łyżki imbiru w proszku
1 mała łyżka zmielonego ziela ang.
1 mała łyżka utartej gałki muszkat.
Wymieszać i dodawać do ciast dyniowych, można też sypnąć na bitą śmietanę do kawy 🙂
Salsa,
Dzięki. To prawdopodobnie podalam z jakiegos przepisu zanim Trader Joe’s wprowadzil pumpkin pie spice. Podoba mu się ziele angielskie. Zrobie własna mieszanke ktora rowniez pasuje do piernika.
Chyba upieke piernik i pumpkin pie. Piernik tak jak keks od Krystyny – im dluzej lezy tym snaczniejszy. 🙂
https://photos.app.goo.gl/LTTTHxPhxBQrbP417
O Łodzi pisałam swego czasu, kiedy zatrzymała nas po drodze w Łodzi wielka ulewa, i koleżanka pod ksywą „rzep”, trochę obrażona, że Łódź wydała mi się brzydka i byle jaka, pokazała nam okoliczności Łodzi. Mimo deszczu, który padał cały dzień – Łódź okazała się piękna! Powyżej zdjęcia ze Zjazdu Łasuchów, rzep też tam jest, a zdjęcia z Łodzi gdzieś mam i poszukam – zapodam 🙂
To też jest Łódź… Manufaktura!
https://www.youtube.com/watch?v=ZTYSAl9Npqw
Byli czasy 🙂
https://photos.app.goo.gl/gKmaqCvuBP6Q5xSJA
Dla chętnych łódzki fotoreportaż:
https://photos.app.goo.gl/s3E63d42eztAnwYZ7
I jeszcze kulinarnie-tak znakomitych pączków, jak te z cukierni mieszczącej się na dziedzińcu Manufaktury nie jadłam już dawno! Były trzy rodzaje nadzienia-czekoladowe, żurawinowe oraz z konfiturą z róży. Wybrałam to ostatnie, Blikle może się schować 🙁 Pączki są smażone na bieżąco i sprzedawane jeszcze ciepłe.
Co do obiadu to w planach miałam oczywiście kuchnię żydowską i „Anatewkę”(są dwie „Anatewki”-jedna w centrum miasta, a druga na terenie Manufaktury).
Jednak w niedzielne popołudnie trudno było o wolny stolik, skończyło się na kuchni azjatyckiej, też smaczna 🙂
Danuska, dziekuje za interesujacy fotoreportaz z Lodzi.
Bylam raz w Lodzi na zawodach i widzialam tylko dworzec, hale sportowa, hotel i dworzec. Bylo to bardzo, bardzo dawno temu.
Elapa 🙂
Muszę przyznać, że lubię zwiedzać cmentarze i wszędzie gdzie jestem staram się je obejrzeć. Ogromny cmentarz żydowski w Łodzi (40 hektarów) jest jednym z najpiękniejszych, jakie dane było mi oglądać.
Znam cmentarz zydowski we Wroclawiu a ten w moim miescie rodzinnym jest jednym wielkim skandalem .
Na obiad wczorajsze faszerowane pomidory i cukinia . Piekna pogoda ale mam zajecie w domu.
Danusiu, bardzo ciekawa wycieczka i przyjemnie się czyta Twoją relację okraszoną zdjęciami. Rzep, o ile jeszcze tu zagląda, pewnie zachwycona takim spojrzeniem na jej miasto.
Agnieszkę Filiks znam osobiście. Prowadzi dwie restauracje. Tę opisaną w Kazimierzu Dolnym i drugą w Nałęczowie. Obie pod tą samą nazwą „Filiks”. Dla mnie jest to jeden z najlepszych kucharzy , ciągle poszukującym w doznaniach kulinarnych.
Irek-czekałam, aż się odezwiesz 🙂 Twoja opinia oczywiście również bardzo cenna.
Elapa,
ale takiego dworca w Łodzi nie widziałaś:
https://photos.app.goo.gl/vrbFScSbA4eD9nfm9
https://photos.app.goo.gl/YHEpDnK71qAfTxqGA
Trochę więcej dworca:
https://photos.app.goo.gl/hw4sxQdBGeqduvdW7
https://photos.app.goo.gl/XCDZ8yz9bnWhrifk8
Na którymś zdjęciu zauważyłam nawłoć kanadyjską (to nie mimoza!) – u nas tego zielska całe łany!
Alicjo, na ucho Ci powiem, ze bylam w Lodzi ponad piedziesiat lat temu.
Bardzzo lubie dworzec we Wroclawiu, czekajac na pociag w dawnych czasach chodzilam do kina dworcowego. Co chwile slyszalam : pociag do Miedzylesia odjedzie lub pociag pospieszny ze Szczecina wjechal na tor 6 przy peronie trzecim. Nie przeszkadzalo mi to w ogladaniu starych filmow.
Alicjo-oczywiście, że nawłoć, ale nawiązałam do sławnej piosenki Niemena 🙂
Mimozy są roślinami klimatu śródziemnomorskiego i kwitną w lutym. Są na tamtejszych, południowo-europejskich rubieżach są symbolem wiosny.
Łódź wypiękniała, no i nie mieliście deszczu – za mojego pobytu cały czas mżyło, a dziedziniec Manufaktury zajmowały wozy straży pożarnej, jakieś imprezy się tam odbywały, wystawa starych samochodów czy coś w tym stylu, o! :
https://photos.app.goo.gl/e1CnmEAyXXe2VATk7
Również lubię dworzec wrocławski, ale ostatnio, po remontach, pomalowano go jakoś tak dziwnie…pomarańcza 🙄
W kinie dworcowym (bardzo dobry pomysł!) też byłam kilka razy.
Cmentarz Żydowski jest przy ulicy Ślężnej, też sporych rozmiarów i już zamknięty, ale jak byliśmy kiedyś zwiedzać, to akurat studenci niemieccy z wymiany międzyuczelnianej sprzątali go. We Wrocławiu przedwojennym była liczna społeczność żydowska. Ach, Wrocław…
Elapa,
rzuć okiem… kto wymyślił takie kolory, nie wiem. O wiele bardziej podobał mi się naturalny piaskowiec i względnie łatwo było go czyścić, wystarczyło „wypiaskować”…
https://visitwroclaw.eu/miejsce/wroclaw-glowny
Tam dalej, pod artykułem, jest trochę zdjęć. Trzeba przyznać, że ten dworzec jest dobrze zaplanowany. Wewnątrz wygląda lepiej, niż kiedyś, ale ten kolor na zewnątrz… W Kamieńcu Ząbkowickim (też wielki, piękny dworzec, jeden z głównych węzłów kolejowych na Dolnym Śląsku) ludzie przesiadali się na różne pociągi. Do Złotego Stoku zasuwała przedpotopowa ciuchcia z szybkością 8km na godzinę, nie żartuję – pod górkę! Taka przedpotopowa ciuchcia tutaj:
https://visitwroclaw.eu/wydarzenie/retro-pociagi-liliputy-wokol-wroclawia
U nas też są mimozy – za chwilę będę taką mijać, jak nie zapomnę, to zafotkuję 😉
Do końca lata został tydzień… Ależ to zleciało 😯
Jeśli wiecie, podajcie mi orientacyjną cenę dorsza (nie mrożonego!) – czy on jeszcze występuje w sklepach? U nas 33$ za kilogram – nie w najtańszym, ale i w nie najdroższym sklepie.
Alicjo-ceny dorsza poniżej:
https://leclerc.com.pl/szukaj?word=dorsz&search_box_btn_submit=
W naszych sklepach są albo dorsze mrożone albo wyglądające, jak świeże, ale są to ryby rozmrożone i nie można ich powtórnie zamrozić. Nad Bałtykiem być może jest inaczej.
https://www.onet.pl/informacje/radiolodz/z-okazji-urodzin-juliana-tuwima-dzieci-malowaly-pociag-ze-slynnego-wierszyka-zdjecia/6hp023p,30bc1058
Dzięki za podpowiedź – chciałam porównać. W weekendowym dodatku gazeta.pl był artykuł o zanieczyszczeniu Bałtyku, podobno stan straszny. Amunicja powojenna i różne takie chemikalia też wojennego pochodzenia itd. No i to, że praktycznie Bałtyk nie wymienia wody, bo ile tej wymiany może być przez wąskie Cieśniny Duńskie.
Specjalista jest zdania, że Bałtyk to najbardziej zanieczyszczone morze świata, zwłaszcza w rejonie Zatoki Gdańskiej. Nie radzi jeść ryb więcej, niż jedną tygodniowo – tydzień musi minąć, zanim się organizm odtruje. Jeśli nie zaczniemy sprzątać Bałtyku (a już to się robi), to za 20 lat będzie zakaz połowu i znikną smażalnie ryb – powiada.
Dorsza usmażę tradycyjnie, a bąbelki otworzę wieczorem, tym razem „Hungarian sparkling wine”, bo się znowu pojawiło (dawno nie było!). Jerzor dzieli urodziny z jednym z moich ulubionych poetów – Julianem Tuwimem 🙂
I prawie zawsze obchodziliśmy w Polsce, dokąd się nie porobiło z tym covidem…
Dzieci w Łodzi ładnie to dzisiaj uczciły, oczywiście króluje lokomotywa, jakżeby inaczej 🙂 A ja nie mam zdjęcia z Poetą… W ogóle mam mało zdjęć z Łodzi – ale pogoda była gorsza, niż Konstytucja przewiduje, cały dzień siąpiło…
Nam udało się zjeść obiad w restauracji na terenie Manufaktury, ale nazwy nie pamiętam, chyba jednak Dorota (vel Rzep) zaprowadziła nas do tej najlepszej 🙂
A dzień zakończyliśmy w jednym z licznych pubów w piwnicach Piotrkowskiej… piwo było bardzo zacne, w trzech różnych smakach.
Alicja,
W Costco filety z dorsza $8.00 za funt.
Filety – previously frozen. W sprzedazy rozmrożone.
Nie chodzę do costco – nie opłaca mi się jechać na drugi koniec miasta i robić zakupy dla dwóch osób. No i jednak wolę filety nie mrożone. Weź pod uwagę, że ceny w Kanadzie są nieco inne niż w USA.
Idę się wreszcie za nie brać 😉
Alicja,
Pytałaś to odpowiedziałam. 🙂
Nie robie zakupow w Kanadzie wiec nie moglam podac ceny w Kanadzie. 🙂
Ops… dzięki, Orca 🙂
W sumie chyba jest podobnie, tylko jak napisałam, mój nie był mrożony, tylko względnie świeży. Pewnie dlatego droższy.
Czy ja napisałam, że zdjęcia Danuśki z Łodzi piękne? Jak nie napisałam, to piszę.
Rzucił mi się w oczy już nie pierwszy raz rozmach i „na bogato” sposób budowy mauzoleów i grobów przez… no, bogatych Żydów! To samo widać na cmentarzu żydowskim we Wrocławiu – a najokazalszy grobowiec na zamkniętym już starym cmentarzu w Złotym Stoku też należy do przedwojennej rodziny żydowskiej. Na Danuścynych zdjęciach widać też (i na innych cmentarzach także!), że wieloma grobami nie ma się kto już opiekować – wniosek prosty…
Wiem, że we Wrocławiu studenci robią porządki w ramach „praktyk robotniczych” czy wymiany studentów. Taki rodzaj integracji przed rozpoczęciem roku akademickiego.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Stary_Cmentarz_%C5%BBydowski_we_Wroc%C5%82awiu
Dziękuję wszystkim za miłe słowa na temat łódzkich zdjęć 🙂
Na nasze stoły trafiają dorsze poławiane w rejonach północno-wschodniego Atlantyku, co wynika z opisów na etykietach.
Zwyczaj podawania kraju(lub rejonu)pochodzenia dotyczący ryb, warzyw czy owoców, jakie kupujemy w supermarketach jest godny pochwały i pomaga kupować lokalnie, chociaż akurat w kwestii ryb jest dosyć trudny do stosowania.
Poniżej ciekawy artykuł o rybach poławianych w Bałtyku:
https://www.msc.org/pl/co-robimy/nasz-wplyw/rybolowstwa-na-morzu-baltyckim
U nas dzisiejszy obiad z produktów jedynie lokalnych, to znaczy z warzyw kupionych na targu-fasolki szparagowej i ziemniaków oraz z osobiście zebranych grzybów 🙂
18c, a rano było 12c. Jesień kroczy żwawo w naszym kierunku!
U nas znowu będzie dorsz – wczorajszy tak mi posmakował, że posłałam umyślnego do sklepu po powtórkę z rozrywki 😉
Już pisałam kiedyś, że w naszych sklepach brak ryb słodkowodnych, no ale szczupak u Wojtka w Ottawie to było to i trochę osłodziło mi tęsknotę za taką rybą. Trzeba częściej bywać w Ottawie! Wojtek może łowić ryby z ogródka wręcz- tak się łowi na Ottawa River z ogródka u Wojtka:
https://photos.app.goo.gl/bCVVP3SvCUpVzthF9
Ale przeważnie wypływa łódką na rzekę, która w tym miejscu tworzy szerokie rozlewisko na niecałe 4 km. Nie jest to rzeka „towarowa”, więc statki nie pływają – jest tam sporo progów wodnych, więc tylko lokalsi pływają łódkami i popularnymi canoe.
Następnym razem jak będę się wybierała do Ottawy, poproszę wcześniej Wojtka, żeby nałowił dla mnie i zamroził trochę dobra 😉
Póki lód nie skuje rzeki, jak co roku.
Co do zakupów lokalnych – z tym trudna sprawa, chyba, żeby jeździć na zakupy na Rynek (u nas 3 razy w tygodniu + niedziela na starocie 😉 )
Ale ja uznaję produkty Ontario za lokalne 🙂 Takim centrum warzywno-owocowym jest rejon Niagary i na północ nieco. Ale są to wielkie uprawy, więc nie takie znowu „ekolo”, jakby się wydawało, wielkie uprawy wymagają określonych środków chemicznych na wszelką zarazę. Zimą świeży towar owocowo- warzywny mamy z południa Stanów.
Też „lokalny”, zważywszy proporcje, odległości i tak dalej 😉
Dorsza bałtyckiego praktycznie nie można kupić, jest zagrożony wyginięciem, stąd ograniczenia w jego połowach. Tak jak pisze Danuśka, w sprzedaży jest dorsz atlantycki. Dziś widziałam w supermarkecie płaty dorsza opisane jako polędwica w cenie 59 zł za kg z informacją, że ryba jest rozmrożona i nie należy jej ponownie zamrażać. Wolę kupić rybę zamrożoną.
Ten dorsz atlantycki jest o wiele większy od bałtyckiego i nie jest tak wonny, co oczywiście jest zaletą.
Ze świeżych ryb kupuję pstrągi bezpośrednio przy stawach hodowlanych.
Choć po sobotnich deszczach i burzy zrobiło się mniej jesiennie, to i tak przyszedł czas na zakup wielkiej dyni i chryzantem . Bardzo lubię te jesienne ozdoby.
Dlugo oczekiwane pozwolenie na kopanie clams typu “razor clams”. WA Fish and Wildlife podal nazwy plaż i godziny kiedy mozna kopac. Kopiemy tylko podczas odplywu
A.M. TIDES ONLY:
Sept. 17, Friday, 4:30 A.M.; -0.4 feet; Long Beach, Twin Harbors, Mocrocks
Sept. 18, Saturday, 5:22 A.M.; -0.5 feet; Long Beach, Twin Harbors, Copalis
Sept. 19, Sunday, 6:06 A.M.; -0.6 feet; Long Beach, Twin Harbors, Mocrocks
Sept. 20, Monday, 6:45 A.M.; -0.5 feet; Long Beach, Twin Harbors, Copalis
Sept. 21, Tuesday, 7:21 A.M.; -0.2 feet; Long Beach, Twin Harbors, Mocrocks
Sept. 22, Wednesday, 7:54 A.M.; +0.3 feet; Long Beach, Twin Harbors, Copalis
P.M. TIDES ONLY:
Sept. 23, Thursday, 8:58 P.M.; +0.3 feet; Long Beach, Twin Harbors, Mocrocks
Sept. 24, Friday, 9:36 P.M.; +0.4 feet; Long Beach, Twin Harbors, Copalis
Sept. 25, Saturday, 10:15 P.M.; 0.5 feet; Long Beach, Twin Harbors, Mocrocks
Tak to wyglada podczas odplywu w dzien
https://youtu.be/EBxERHMUwrA
A tak po zachodzie slonca
https://youtu.be/vw2P3XktMsI
Kupilam pierwszy raz w tym roku wegierki. Po 6 €, drogie, ale w tym roku ceny jarzyn i owocow mocno poszybowaly w gore. Tarta ze sliwkami juz w piekarniku.
…a ja kupiłam wreszcie wreszcie wątróbkę kurczaczą, tak jak sugerowała GosiaB, znalazłam ją bez trudu w Loblawsie. Jutro więc wątróbka 🙂
Śliwki węgierkowate u nas też królują, w sklepie 3$/kg, więc we Francyi całkiem drogie 😯
Nie piekę nic, ale zajadam. To już pora, kiedy można pojeździć po okolicznych farmach i zobaczyć, co tam mają.
Wczoraj w ogrodzie niecodzienne zdarzenie . Odwiedził nas Morpho , gatunek motyla z Ameryki Środkowej. Uciekł z pobliskiej motylarni , a do ogrodu przyciągnęły go lekko sfermentowane jabłka rajskie i dereń jadalny. Piękny błękitny motyl o rozpiętości skrzydeł około 20 cm. Latając po ogrodzie wyglądał zjawiskowo. Jak się upił tymi owocami to zaczął uprawiać sport – wpadał drzwiami do altanki i wylatywał przez otwarte okno. Zostawiliśmy go w sadzie na jabłkach. Ale powiadomiliśmy też motylarnię, bo na pewno nie przeżyje jesiennych chłodów.
20c, słońce.
Piękny okaz! Będąc w Kostaryce parę lat temu byliśmy w motylarni – to był rodzaj olbrzymiego „namiotu” siatkowego i motyle sobie latały luzem. Niektóre przepiękne! Niestety, pan przewodnik nas poganiał, nie było czasu tam posiedzieć dłużej i poobserwować, bo musieliśmy jechać dalej (wykupiona wycieczka). Do terrarium, żeby obejrzeć najstraszliwsze wijce świata! Nie znoszę, ale niektóre są bardzo piękne…
https://photos.app.goo.gl/cNGBPFL66oE5p8Eu5
Dzisiaj wątróbka 🙂
Mam nadzieje ze ten piekny motyl ktory przypadkowo odwiedzil ogrod Irka powroci do swojego ogrzewanej motylarni 🙂
W Warszawie też mamy motylarnię, otwarto ją chyba dwa lata temu. Przyznam, że jeszcze jej nie zwiedzaliśmy, a to może być dobry pomysł na jesienne czy też zimowe dni: https://motylarniaapollo.pl/o-nas/
I jeszcze motyl dla zwolenników wędlin 🙂
https://tiny.pl/977wc
Tiny nie działa 🙁
Wątróbka była wyśmienita!
Kolejny glean,
1. Squash, cucumbers and pears
2. Apples. Bring a ladder.
3. Purple plums. No ladder needed.
4. Apples. Bring a ladder.
5.Apples and plums. Bring a ladder.
6. Plums. Owner has a ladder.
7. Apples and Pears . Owner has ladder.
8. Pears. Bring 8′-10′ ladder.
9. Asian pears. Owner has ladder.
10. Orange Pippin apples. No ladder needed.
11. Italian Plums and Liberty apples .
Motyl kulinarmy raz jeszcze, tym razem bez skracania sznureczka:
https://lh3.googleusercontent.com/proxy/f7faxMbnwLe0SN0Ejn8iZsGpbUdAVpyVprNM5yPTSoW70dpZQlqBEosUrsTigYdzZT7sCd1LL78fVW8S5r0qFbvEKGVOAFsgFzzb7XgDNy9K-eIKe5G5g8oXtA
Co do nas to jemy ostatnio bardzo mało wędlin, tym bardziej, że wykluczyliśmy je całkowicie z naszych śniadań. Każdego ranka robię trochę hałasu uruchamiając blender, w którym miksuję różne owoce z dodatkami typu jogurt naturalny czy np.mleko owsiane, tak jak było w dniu dzisiejszym. Dorzucam też trochę ziaren oraz miód. Bardzo polubiliśmy te nasze poranne koktajle.
Rano śniadanie wedle upodobań, a zachód słońca na jednym z tych tarasów 🙂
https://www.vogue.pl/a/najpiekniejsze-bary-i-restauracje-na-tarasach-i-dachach
Ciekawa jestem dalszej historii motyla; mam nadzieję, że pozytywnie zakończonej.
Danuśka,
motyla kulinarnego obejrzałam w smartfonie, natomiast w komputerze obydwa sznureczki są niedostępne.
Wędliny bardzo lubię, ale w małej ilości i nie na śniadanie, chyba że świątecznie albo na wyjeździe. Twórcy tego ” motyla” nie brakuje fantazji.
Widoki z tarasów restauracji wspaniałe, a najpiękniejszy ten wieczorny we Wrocławiu z widokiem na uniwersytet.
Za bardzo sobie wzięłam do serca tytuł obecnego wpisu ” Do roboty” 🙂 . Głównie przez grzyby, bo niby lasy są już spenetrowane przez grzybiarzy, ale zawsze można nazbierać tyle, że czas jest zajęty. Jak zwykle największa przyjemność jest z samego zbierania i chodzenia po lesie, potem już nie jest tak miło. Ale jakoś ogarniam powoli wczorajsze i dzisiejsze zbiory i chyba zacznę omijać jakiekolwiek zarośla.
Jeszcze do niedawna pojawiała się na blogu muzyka dzięki Alinie, Asi, a i yurek podsyłał czasem coś ciekawego. Trochę mi tego brakuje. Wspomnę jeszcze o pięknej poezji a także zabawnych wieściach z Kuriera Stanisławowskiego.
Bardzo proszę o coś miłego dla ucha i ducha… 🙂
Prosz bardzo…
https://www.youtube.com/watch?v=P5nSQXb6qnM
Oraz to – przylega do ucha, ostrzegam!
https://www.youtube.com/watch?v=ZTYSAl9Npqw
p.s. Nie jestem pewna, czy moje gusta muzyczne każdemu pasują…
Dziewczyny-nie wiem niestety na czym polega problem z tym „motylowym” sznureczkiem. Znalazłam kolejnego motyla, też z wędlinami i mam nadzieję, że uda Wam się go obejrzeć. Całkiem oryginalny pomysł na jakieś większe, niewegetariańskie przyjęcie 🙂
https://i.pinimg.com/originals/dc/2b/47/dc2b47f84342519655f4df67f8cee89e.jpg
Krystyno-chyba Ci w końcu nie powiedziałam, że nasze pigwy trafiły, jak zwykle, do nalewki. Napój będzie ekesperymentalny, bo został zalany zarówno wódką, jak i niewielką ilością nalewki sprzed dwóch lat. Mamy więc nadzieję, że aromat owoców będzie bardzo wyrazisty.
Danuska, udalo sie tym razem. Wczoraj wieczorem mialam przygode z motylem. W sali gdzie tanczymy wlecial ladny motyl. Na zewnatrz bylo juz ciemno a w sali swiecilo sie swiatlo. Bylo kilka prob aby go zlapac i uwolnic . Uwolniony znowu wlecial do sali. Widocznie lubil muzyke i podobaly mu sie nasze tance. Po poltorarocznej przerwie mozemy tanczyc ale pod warunkiem, ze mamy pass i czesto dezynfekujemy rece.
Dostalam skrzynke jablek i zaczelam juz robic przecier. Na kolacje kolorowa tarta z cukinia, papryka, cebula a nawierzch polozylam male pomidorki.
Wedlin praktycznie nie jadam, natomiast lubie wszelkie pasztety i od czasu do czasu kupuje.
Dzisiaj podlonczono nas do szybkich laczy.
https://www.youtube.com/watch?v=lB9rsnaMwGI
Krystyna Prońko była kiedyś w „churkach” Niemena. Głos wspaniały, bardzo ją lubię!
https://www.youtube.com/watch?v=utYe49Ktcu4
…oraz jedna z najpiękniejszych (moim zdaniem) piosenek:
https://www.youtube.com/watch?v=qAYzSHOzRHQ
Niestety, nie mogę znaleźć studyjnego nagrania (wycofano), o niebo lepszego niż w koncercie na żywo. Ale to jest też dobre!
p.s.
Emerson, Lake and Palmer – znakomity zespół, którego trudno zakwalifikować na jakąkolwiek półkę muzyczną. Znakomici!
Na grzyby!
Dzis widzialem przez szybe samochodu gigantyczna wprost gromade olbrzymich borowikow ceglastoporych. Rosna na pasie trawy tuz przy drodze. Przed domem juz od lipca pojawiaja sie i te ww borowiki, jak i podgrzybki mi nie znane blizej. OK, te ostatnie zawsze juz byly ale te borowiki – nigdy jeszcze!
Bylismy pare dni nad Baltykiem, w Miedzywodziu, tuz przy Dziwnowie. Ludzie lazili masami po lasach a mnie elektryzowaly wiadomosci z tad, bo corka i ziec z wnuczkami przysylali raz po raz zdjecia swoich zbiorow. Wczoraj sam tam zaraz polecialem i – niestety – musialem stwierdzic, ze wlasciwie jest po imprezie. Zadnych borowikow, zadnych podgrzybkow czy kozlarzy, no, moze pare maslakow bym zebral. Za to: rydzow zatrzesienie! Przyslowiowa kosa by mozna ciac lecz i tu lyzka dziegdziu: by znalezc cos na patelnie trzeba bylo sie niezle nakosic i masakrowac, bo muszki tez juz zdazyly zakazic wiekszosc tego co wyroslo. Zebralem w koncu cos ze trzy funty obranej i czystej masy i byly dzisiaj na objad, z risotto. Doskonale!
A, ze z Miedzywodzia nie za daleko na Blota, to w ubiegla sobote odbyl sie tam minizjazd z udzialem Inki i Lucjana. Fajnie bylo, byl gulasz z daniela i ciasta!
Alicja,
świetne piosenki, zwłaszcza najnowsza ” I ciebie też…”; teledysk nakręcono w Łodzi.
A o Emersonie zupełnie zapomniałam, choć kiedyś słuchałam tego utworu.
Dzięki.
Danuśka,
ten eksperyment na pewno będzie udany. Pigwa daje bardzo wyrazisty aromat.
Moich owoców mam niezbyt dużo, co akurat mnie cieszy. Jeszcze nie zerwane. Muszę odpocząć po grzybach.
Dostałam też trochę jabłek i z części zrobię mus. W ubiegłym roku po raz pierwszy spotkała mnie niemiła niespodzianka. Mus/ w małych słoikach/ niepasteryzowany sfermentował. I chyba tym razem dla pewności zapasteryzuję go. Moja koleżanka wszystkie swoje przetwory zawsze pasteryzuje. Ja oszczędzałam sobie pracy, ale droga na skróty nie zawsze się opłaci.
Stosowna do wpisu Pepegora piosenka 😉
https://www.youtube.com/watch?v=dFttaXuC0BM
Czułam, że temat grzybów wywoła Pepegora, wytrawnego grzybiarza 🙂 Rydze u nas to rzadkość, ale ja nie wybrzydzam.
Miłe spotkanie w Żabich Błotach – możemy sobie wyobrazić zacne towarzystwo przy stole.
Alicjo, dziekuje za Starszych Panow!
Tez za EL&Palmer. Tego nie znalem, bo wczesniejsze LP mialem wszystkie.
Krystyno, odpocznij od grzybow i czekaj na nastepny wysyp, bo beda jeszcze. Pigwa najlepsza to pigwowiec. Jesli nalewka, to tylko z pigwowca, robie od lat. Niedawno wyciagnalem z trzeciego, czwartego szeregu butelek jakas resztke z napisem pigwowka, cos z 2015. Nie uwierzycie, zupelnie ciemny plyn (pigwa i jej pochodne sa raczej jasne) i smak tak zmieniony, ze tylko charakterystyczny dla pigwy zapach i aromat potwierdzaja pochodzenie. Wyraznie sie uszlachetnila, to jakos tak jak z aronia.
Krystyno – polecam sposób wypróbowany; na mus jabłkowy, powidła, żurawinę itp daję pół łyżeczki spirytusu i podpalam zamykając słoik. Jeszcze nigdy się nie zepsuło a ja również nie pasteryzuję. Nana
Nana Mi,
dziękuję za poradę. Prosta sprawa, a trochę spirytusu mam. Chyba gdzieś o tym czytałam, ale nie wypróbowałam i uciekło mi to z pamięci.
Pepegorze,
tak, chodzi o pigwowiec, tylko skrótowo mówimy ” pigwa”. Owoce pigwy widziałam kiedyś w sklepie, nie czułam tego charakterystycznego zapachu.
Od popołudnia pada, czasem dość mocno. Jest ciepło, to może jeszcze grzyby urosną.
https://www.youtube.com/watch?v=Mqsp4jLIuFU
Pepe,
ja kocham ELP od zawsze! Ale to stare czasy, kiedy muzyka była muzyką i pojawiały się zespoły, które robiło dobrą, wyjątkową muzykę.
https://www.youtube.com/watch?v=9ZUyB5dRwg0
Alicja, dziekuje za EL&P, ta polka muzyczna to progressive rock, jest tam King Crimson w ktorym tez spiewal i gral Greg Lake, a ktorego w latach szkolnych sluchalam na okraglo …
https://youtu.be/ukgraQ-xkp4
Greg Lake napisal „Lucky man” jako nastolatek …
Progressive rock? Prosz bardzo, mój ulubiony zespół tej półki… 😉 I jest tego bardzo dużo…
https://www.youtube.com/watch?v=zhRzORqNa0E&list=OLAK5uy_mgm2DrX1X28rp6-BTqTIxXxImIBEJPiyw&index=3
Progressive rock to w wielkiej części Pink Floyd, moja ulubiona grupa muzyczna. Allan Parsons przez lata współpracował z Pinkami 😉
A teraz inny „Time”:
https://www.youtube.com/watch?v=-EzURpTF5c8
…i trochę tego – kto pamięta takie gramofony? Ja i owszem… no ale ja jestem wiekowa 😉
https://www.youtube.com/watch?v=MFrn16sXCFE
…oraz mój ulubiony koncert, część pierwsza, kiedyś była całość, trzeba poszukać. Miłe dobrego początki 😉
Syd Barret dawno już nie żyje, ale zostawił swoją pieczątkę.
https://www.youtube.com/watch?v=PGwPSPIhohk
Czekam na zapowiedzianą rezurekcję ABBY – to nie progressive rock, ale wspaniała, „harmonijna” grupa moich czasów 🙂
Na Pinkach w wydaniu Rogersa byłam nie tak całkiem dawno, ale dawno, dawno temu lata 80-te) kiedyś w Toronto na stadionie też byłam. Tyle, że muzyka poszła w górę… zdecydowanie wolę koncerty w hali, jakiejkolwiek, byle muzyka była słyszalna!
https://photos.app.goo.gl/4JsfN6VhFgug2bc29
Alan Parsons Project tez uwielbiam
https://youtu.be/EX64VlgP9j4
Dzień dobry, dawno nie pisałam, co zauważyła Krystyna. 🙂
Ostatnio brak mi czasu na szperanie w archiwach, ale obiecuję, że poszukam jakichś wiadomości ze Stanisławowa. Będzie też muzyka. A zamiast poezji dużo Krakowa, wakacyjnego Krakowa:
https://photos.app.goo.gl/1iUsjdyZr93C2SF37
😀
https://youtu.be/YWwPR_JqWGE
Jaki miły sobotni poranek 🙂 Wysłuchałam Waszej ulubionej muzyki i obejrzałam wakacyjny Kraków. Asiu, piękny i smakowity ten Kraków w Twoim obiektywie!
Myślę, że Cichalowi, też by się podobał 🙂
Dziękuję Danusiu. 🙂
https://youtu.be/xfcubnKKAxU
https://youtu.be/jN2gcO4Sbw4
https://youtu.be/GQrMaMDcd2I
A ja podrzucę jeszcze jednego kulinarnego motyla, tym razem w wersji wegetariańskiej: https://tiny.pl/97wt9
Mam nadzieję, że sznureczek otworzy się bez problemu.
Dzień dobry,
Asiu, masz dobre oko – Kraków piękny.
A my jutro fru na tydzień na Zakyntos.
I będzie laba i nicnierobienie i leżenie martwym bykiem na dowolnie wybranym boku.
Jolly – dziękuję. I życzę Wam wspaniałego urlopu z piękną pogodą. 🙂
I bezpiecznego powrotu.
https://youtu.be/GpcAgPmQqE0
https://youtu.be/nmuOVxMPenY
https://youtu.be/TmLbBOpaiZs
21c, słońce
Zdjęcia Krakowa cudne – a desery pewnie palce lizać! Idę na codzienny obchód, bo powiadają, że za tydzień przyjdzie zimno. A dzisiaj wymarzona pogoda na spacer!
Czytam książkę Joanny Bator – „Purezento”. Rzecz dzieje się w Tokio.
Asiu,
dziękuję za muzykę i reportaż. Kraków od środka i zaułki, zawsze piękny.
Sezon dyniowy w pełni, więc przypomnę przepis na keks dyniowy zamieszczony przez Danuśkę w marcu : https://beszamel.se.pl/przepisy/inne-ciasta/dyniowy-keks-z-rodzynkami-zdrowe-i-pyszne-ciasto-dla-twoich-bliskich-re-nuri-Aofy-scLd.html Ciasto wygląda bardzo apetycznie. Sama jeszcze go nie piekłam.
Dziś do kawy upiekłam szybkie ciasto marchewkowe.
Suszarka nadal pracuje, teraz suszę plastry jabłek. Na szczęście nie muszę słuchać terkotu silniczka, bo urządzenie stoi w małym pomieszczeniu przy garażu. Mus jabłkowy będę robić w przyszłym tygodniu.
A propos książki Joanny Bator, którą odkryłam książką „Ciemno, prawie noc” (nagroda Nike).
„Purezento jest napisana dziwną manierą – prawie tylko zdania proste, co mnie z początku zbijało z pantałyku, bo ledwie się rozpędzę do zdania, a tu już kropka 😯
Ale z czasem się przyzwyczaiłam. Joanna Bator jest znawczynią kultury japońskiej, przebywała w Tokio 3 razy na stypendiach, poza tym wykładała w Polsko-Japońskiej Wyższej Szkole Technik Komputerowych. Kobieta z doktoratem i w ogóle bardzo wykształcona. Zakupiłam też „Chmurdalia”, bo jak jedna książka się spodoba, to mniej więcej wiadomo, że autor jest dobry. A już przeczytałam półtora! Polecam tę pierwszą, jest to opowieść umieszczona w Wałbrzychu (miasto rodzinne autorki), podobno zrobiono film, ale Alicję Tabor gra aktorka, której jakoś nie lubię oglądać – Magdalena Cielecka. Wiem, dobra aktorka, ale…
Koleżankom turystkom, Małgosi i Danuśce polecam Purezento – odświeżycie wrażenia. Ja stwierdziłam, że muszę pojechać jeszcze raz, żeby skonfrontować pewne rzeczy.
Dzisiaj wczorajsze, a jutro japońska restauracja – Sakura (sakura = kwiat wiśni).
https://youtu.be/3jofp8YqMBQ
https://youtu.be/Ks9adt1yiQk
https://youtu.be/ARZAUVpvxw8
Ralph jest jak kameleon. 🙂
Czas na Cześka…
https://www.youtube.com/watch?v=7mVggh9IMyQ
Zgodnie z socrealistycznym wezwaniem Gospodyn – do roboty! Pieciotygodniowy pobyt w Polsce bardzo mnie rozleniwil, ale opis atrakcji Lodzi przedstawiony przez Danapole pobudzil do czynu, czyli podzielenia sie impresjami z wakacji w starym kraju. Nawiasem mowiac bardzo lubie lodzian, i cenie swietne Muzeum Wlokiennictwa. Tym razem bylem jednak wylacznie w Warszawie poznajac nowego wnuka oraz tydzien w Ustce. Po ostrych przepisach anty-covidowych w Kanadzie i to dosyc mocno (do przesady) przestrzeganych przez poslusznych Kanadyjczykow, Polska byla oaza wolnosci i zdrowego rozsadku z lekkim dodatkiem anarchii. Z kulinarnego punktu widzenia podroz tez sie udala. Dawniej unikalem firmy LOT, ale ostatnio sie nawrocilem i przyznaje, ze ich klasa Economy Premium, jest lepsza niz np. w Air France czy Lufthansie, to raczej Business minus, niz Economy plus. Jedzenie bardzo smaczne. W Warszawie zaliczylem kilka lokali: Qchnia Artystyczna (bardzo smacznie), Joel (na Koszykowej) dobre jedzenia izraelskie, popularny wsrod hipsterow, do CK Oberzy na Chmielnej zawsze ide na tatara, Kuchnia Warszawska na Starym Miescie rozczarowala. Do tego jedzenie w roznych centrach handlowych, glownie Blue City, bo mieszkalem na Ochocie i glownie wietnamskie lub tajskie. W Slupsku udana kolacja w Karczmie pod Kluka niegdys slawnej za poznego Gierka, a teraz udatnie odnowionej. W Ustce nadal swietnie karmia w 7-ym Niebie no i sporo miejsc z rybami. Plaza piekna, Baltyk zimny, ale dalo sie plywac, podroz Pendolino nawet z rocznym maluchem byla bardzo wygodna. Zalatwianie testow covidowych po przylocie do W-wy i przed odlotem do Toronto poszlo gladko, choc zwieksza koszty podrozy. Ograniczenie ruchu lotniczego powoduje, ze samoloty sa punktualne, a lotniska nie sa zatloczone (w Toronto po prostu puste). Podsumowujac – podroz w okresie pandemii to mimo pewnych niedogodnien sama przyjemnosc. Po 18 miesiaca nieobecnosci Polska ukazala sie jeszcze ladniejsza i atrakcyjniesza niz dawniej, sierpniowa pogoda dopisala, jedzenie tez. W rezultacie kupilem bilet na nastepna podroz i za kilka tygodni wracam do kraju obejrzec Polske w tonacji jesiennej. W planach oprocz Warszawy takze Wroclaw, Kalisz, Sopot, a moze i Lodz.
P.S.
Przypomnialo mi sie, ze dobrze tez zjadlem w Przegryz na Mokotowskiej, dawniej specjalizujacej sie glownie w pierogach. Z przyjemnoscia tez poszedlem do Pijalni Czekolady Wedla na Brackiej, gdyz przypomina mi wiedenskie kawiarnie, za ktorymi bardzo tesknie. Niestety kilka lokali, w ktorych dawniej bywalem zostalo zamknietych wskutek lockdownu.
Kemor mój typ człowieka – w polsce ZAWSZE idę na tatara albo i trzy, w różnych miejscach 😉
Miło czyta się relację kemora z pobytu w Polsce. To prawda, że po ubiegłorocznych restrykcjach covidowych/ często bezcelowych a uciążliwych/ teraz żyje się dość swobodnie. Tej anarchii jest trochę za dużo; myślę o tych wszystkich, dla których włożenie maski w sklepie na kilkanaście minut jest wielkim problemem, więc ostentacyjnie tego nie robią.
A restauracje cieszą się wielkim powodzeniem, zwłaszcza że większość stara się zachować poziom. Właśnie niemożność wyjścia do restauracji czy kawiarni była wymieniana na czołowym miejscu nieprzyjemnych skutków restrykcji antycovidowych.
Kemor wspomina CK Oberżę w Warszawie, gdzie jadał tatara.
Okazuje się, że tatar niejedną ma postać. Tutaj o tym, jak podaje się tatara w trójmiejskich restauracjach :https://kulinaria.trojmiasto.pl/Tatar-w-Trojmiescie-gdzie-jak-i-za-ile-n158610.html
Alicjo,
„Chmurdalia” jest kontynuacją ” Piaskowego wzgórza” , może już je czytałaś, więc niepotrzebnie o tym wspominam, ale jeśli nie, to warto by od niego zacząć. Ja czytałam tylko ” Piaskowe wzgórze”.
Natomiast ekranizacji doczekała się książka ” Ciemno, prawie noc” z Magdaleną Cielecką. Książki nie czytałam, film widziałam. Dobry, ale specjalnego wrażenia na mnie nie zrobił. Moja siostra była na spotkaniu autorskim z Joanną Bator, która pytana o ten film odpowiedziała, że nie ma on zbyt wiele wspólnego z książką.
Co do Magdaleny Cieleckiej trochę się z Tobą zgadzam. Obsadzana jest właściwie zawsze z podobnych rolach – chłodnej, zdystansowanej osoby. Może i jest wszechstronna, ale nie było jej dane tego pokazać
Ciemno, prawie noc… a właściwie nad ranem 😉
Filmu nie znam – ale książkę polecam, jest naprawdę dobra. Dziękuję za wskazówkę, że warto najpierw przeczytać „Piaskowe wzgórza” – tak zrobię.
Krystyno,
tatar na pewno niejedną ma formę, jak pokazują zdjęcia z artykułu, który podałaś. Na pewno bym spróbowała, chociaż dla mnie klasyk to jest to – wołowina (najlepiej posiekana nożem, nie mielona), żółtko, drobniutko posiekana cebula i ogórek korniszon albo (lepiej!) kiszony, grzybek marynowany i wszelkie przyprawy. Oraz koniecznie stopka silnie zmrożonej czystej wódki. W „Różanej” lat temu 11 podano mi tak:
https://photos.app.goo.gl/trePDE2Thc6tMTUT8
…a ponieważ było mi mało, na bis w Kongresowej…nie, nie tego samego dnia!
https://photos.app.goo.gl/eQJJ9nw4G55u1xuP7
Tatarem kończę też pobyt w Polsce, od jakiegoś czasu w restauracji hotelu Sungate, blisko lotniska. Całkiem przyzwoity tatar!
…ale jeszcze nie skończyłam, bo rzuciłam okiem na gazeta.pl i przypomniało mi się, jak to lat wiele temu wybieraliśmy się jak zwykle do Babci pod Kraków i co rusz milicja zatrzymywała nas po drodze w celu okazania papierów, żeśmy poszczepieni.
Nie, nie na covid, tylko czarną ospę! Tak jest, młodzieży, taka rzecz się zdarzyła, a bohaterką pozytywną była naonczas lekarka, pani Alicja Surowiec.
„Od lipca do września 1963, podczas epidemii ospy we Wrocławiu, kierowała utworzonym specjalnie na potrzeby leczenia osób chorych na ospę szpitalem w miejscowości Szczodre k. Wrocławia i urządzonym tam izolatorium, w którym przebywały osoby odbywające kwarantannę w związku z podejrzeniem o kontakt z chorymi” (za wiki). Pani Alicja dobrowolnie zamknęła się z podejrzanymi o chorobę izolatorium, nie wiedząc, co z tego wyniknie i jak długo trzeba będzie, ale chodziło o to, żeby zarazy nie roznosić.
Bohaterem negatywnym był pewien oficer SB, który przywlókł zarazę z Indii – myślał, że takie choroby nie tykają się pewnych służb?
https://www.medonet.pl/zdrowie/zdrowie-dla-kazdego,epidemia-ospy-we-wroclawiu-w-1963-r—-surowe-zasady-sanitarne,artykul,79664621.html
Jak już wykryto, co to za choroba, reakcja była błyskawiczna i błyskawicznie zatrzymano rozszerzanie się zarazy. Myślę, że w dzisiejszych czasach przy naszej mobilności, byłoby o wiele trudniej. Idę dospać!
Po powrocie wzięliśmy się z kopyta do roboty 😎
Także nad krótko-urlopowym urobkiem bogatym 🙂
https://basiaacappella.wordpress.com/2021/09/19/pogodnie-na-poludnie/
➡ Jak zwykle, tylko dla zainteresowanych.
Względnie dla robotnych, co prawie na jedno wychodzi. 🙂
Pisalam ze u nas jest otwarty sezon na kopanie razor clam. Na tym video kilka osob kopie razor clams, czyści i na plazy robi i zjada razor clam ceviche.
🙂
https://youtu.be/EvLstyktYyM
Orca, to kopanie clams to prawie jak zbieranie grzybow 🙂
My dawniej czesto jezdzilismy na Cape Cod, gdzie popularne jest kopanie „quahogs” – troche inne clams. Technika i narzedzia inne, ale idea ta sama. Z quahogs i innych stworow morskich tradycyjnie przyrzadza sie „clambake” – owoce morza gotowane na parze/pieczone? na palenisku wykopanym w piasku na plazy, na kamieniach i warstwie wodorostow. Z „quahogs” przyrzadza sie gesta zupe tzw. New England clam chowder (inna niz New York clam chowder). Clam chowder jest pyszny!
Tutaj video – zbieranie i gotowanie: https://youtu.be/-un_XBmaClc
Operacja ” jablka” zakonczona. Piec pudelek francuskiego kompotu w zamrazalniku.
Upieklam dzisiaj keks z jablkami ( te od kolezanki) i orzeszkami pistacjowymi, nie wiem czy dobrze napisalam. Keks bardzo dobry i jak kogos interesuje to moge jutro podac przepis.
Clam chowder uwielbia Jerzor – ja nie. Z owoców morza lubię ryby, zdecydowanie, a te inne stwory mniej, najlepiej wcale 😉
Dzisiaj restauracja japońska – obiady (dinner) podaje się tutaj późno, mniej więcej od 18-tej, więc jest jeszcze kapkę czasu.
GosiaB,
Bardzo mi sie podoba video o zbieraniu clams i przogitawanie clam chowder. Bardzo lubie clam chowder. U nas jest popularny Ivar’s clam chowder. Dla tych ktorzy chca kupic gotowy clam chowder , Costco sprzedaje kubki Ivar’s clam chowder. Robienie w domu zawsze daje smaczniejszy efekt.
Podoba mi sie przepis I oczywiscie pokaz jak to sie robi.
Manila clams zyja płytko w kamieniach. Razor zyja gleboko w piasku. Razor w sklepie kosztuja $1.00 za sztuke. Tyle samo co ostrygi. Manila sa o wiele tansze i nie pamietam ile kosztuja. Najlepiej wykupic licencje ($10.00) i przez caly rok kopac rozne clams.
Pierwszy raz slysze o quahogs. Na pewno sa smaczne.
U nas unikalne clams sa geoducks. Bardzo duze i popularne na eksport do Chin. Podobno panowie w Chinach uwazaja ze geoduck to aphrodisiac ale to chyba tylko z powodu ksztaltu tego clam.
U nas mozna zbierac 30 Manila clams dziennie. 15 dziennie razor. Z 30 clams jest duzy garnek clam chowder.
Podoba mi sie serwowanie clam chowder w chlebie. No ale New England slynie z clam chowder. 🙂
elapa,
podaj, proszę, przepis na keks z jabłkami i orzeszkami pistacjowymi. Dobrze napisałaś – orzeszki pistacjowe albo po prostu pistacje.
Dawno nie piekłam ciasta z jabłkami.
Oceanicznych przysmaków z ciekawości spróbowałabym. Takie dania trzeba umieć dobrze przyrządzić, dlatego sama nigdy nie zabieram się za egzotykę.
Krystyno, podaje przepis. To sie nazywa cake a nie keks. Pomylilam slowa.
1kg jablek
4 jajka
75 g maki
100 g cukru
50 g orzeszkow pistacjowych niesolonych
6 lyzek do zupy rzadkiej smietany
8 lyzek oleju z oliwek
1/2 torebki drozdzy chemicznych
6-8 szczypty cukru waniliowego i tyle samo cynamonu
zest z jednej cytryny bio
Piekarnik 180 °C
Obrane jablka pokroic na cwiarti a pozniej na plasterki. Wymieszac cukier z jajkami tak aby podwoila sie ilosc. Dodac smietane i olej caly czas mieszajac, pozniej make, drozdze i cynamon przesypany przez sito. Dodac zest z cytryny, pistacje i jablka. Wszystko dokladnie wymieszac i dac do foremki. Piec 45 minut w nagrzanym piekarniku. Po tym czasie wyjac i zostawic jeszcze 10 minut przed wyjeciem z piekarnika.
Nie podaje nazwy jablek jakie sa w przepisie, bo ja dalam jablka na cydr i bylo ok.
Przed wyjeciem z foremki a nie jak napisalam z piekarnika.
17c, słońce
Wczoraj zamiast w japońskiej, wylądowaliśmy w greckiej restauracji, też dobra… ja jak zwykle dolmadakias, jest to rodzaj gołąbków z ryżem i mięsem baranim, zawijane w kiszone liście winogron, bardzo to lubię. Do tego tzatziki, Jerzor jakąś rybę – no i sałata grecka.
A teraz wybieramy się piechotką na wybory, dzisiaj Kanada głosuje.
elapa,
dziękuję za przepis. Zastanawiałam się nad małą ilością mąki/ 75 g/, ale wnioskuję, że to ciasto ma w sobie więcej jabłek niż ” ciasta”.
Przy okazji sprawdziłam co to jest zest, a to po prostu otarta skórka z cytrusów.
Ze spaceru wróciliśmy z małym zbiorem grzybów. Wszystkie dałam do suszenia, zapełniła się cała suszarka.
Przepraszam za zest. Cake nie jest suchy, bo jest duzo jablek jak rowniez smietana i olej. Pierwszy raz robilam ciasto z olejem z oliwek. Zostal malenki kawalek na kolacje. Bernard co chwile podchodzil i kroil sobie kawalek.
Na kolacje przygotowalam baklazany alla parmigiana.
elapa,
Czy te „chemiczne drożdże” to nie przypadkiem proszek do pieczenia?
Niektórzy chodzą (ja dzisiaj 8.5km łącznie), a niektórzy korzystają z ostatków wspaniałego końca lata w ten sposób. Kolory, kolory…. i piękna pogoda!
https://photos.app.goo.gl/RTgomMSMKSiDsC1L9
Nie wiem, co elapa powie w sprawie drożdży, ale ja kupuję tutaj tak zwane „suche drożdże”. Rozpuszcza się je w niewielkiej ilości letniej wody i działają jak te zwykłe „żywe”, co to się kupowało i pewnie kupuje w Polsce w sporych kostkach.
Dzisiaj z powodu nieboskłonności na koniec lata stosowna piosenka w wykonaniu mojego ulubionego Kanadyjczyka, Neila Younga. „Harvest Moon” – to znaczy to mniej więcej – koniec lata, koniec zbiorów, dożynki i „dożynkowy księżyc”:
https://www.youtube.com/watch?v=n2MtEsrcTTs
Krystyna,
Zapytalam pracownika farmy na temat “quince” pigwa. W odpowiedzi dowiedzialam sie ze ta farma nie zamawia drzew pigwy poniewaz jest małe zainteresowanie. Przypuszczam ze to jest opinia tylko na tej jednej farmie i nie jest zgodna z popularnoscia tego drzewa w Pacific Northwest.
Przeczytalam ze pigwa “lubi” tutejszy klimat i rosnie bez problemu. Wedlug danych najbardziej popularnego sklepu (nursery) w stanie WA, Raintree Nursery, pigwa rosnie w regionach 5-9. Oznacza to ze drzewo rosnie w cieplych klimatach aż do naszych terenow. Nasz teren jest w regionie 8.
Ponizej jest lista wszystkich rodzajow pigwy dostepnych w Raintree Nursery.
https://raintreenursery.com/search?q=quince*&type=product
Tak wyglada mapa US podzielona na tereny uprawy roslin (hardiness zones). Te kategorie (numery) sa używane przy instrukcji kupowania i sadzenia roslin. Te kategorie sa stałe czyli zachodni teren stanu WA jest zawsze 8 (hardiness zone).
https://www.seattleseed.com/hardiness-zone-map/
Eva47 , tak. To proszek do pieczenia.
Dwie wpadki w jednym tekscie. Przepraszam.
Zainteresowało mnie to ciasto z jabłkami pieczone z oliwą z oliwek. Zajrzałam do internetu i znalazłam wiele recept greckich i włoskich i zachwycone komentarze. Dzięki elapa za pomysł.
eva47, przepis jest z poludnia Francji. Idared, krolowa renet i jonagold, to sa jablka podane w przepisie.
A mnie zaintrygowały te bakłażany alla parmigiana, które elapa planowała na kolację. I szperając w internetowych przepisach natrafiłam na ciekawą stronę o kuchni włoskiej, gdzie m.in. także te bakłażany 🙂
https://italia-by-natalia.pl/parmigiana-di-melanzane-przepis/
Francusko-niemiecki program tv Arte emituje program p.t. Karambolage. Są to krótkie 4-minutowe filmiki-kreskówki, w których na wesoło tłumaczą Niemcom Francję i odwrotnie. W jednym odcinku „masło i oliwa” opowiedziano nam, że we Francji istnieje niewidzialna granica między północą kraju używającego do gotowania i pieczenia wyłącznie masła i południem używającym wyłącznie oliwy z oliwek.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pigwowiec_japo%C5%84ski#/media/Plik:Pigwowiec_japonski.JPG
Orca,
wydaje mi się, że na farmie rozmawialiście o pigwie, czyli drzewku pigwowym, które daje duże, ale mało aromatyczne owoce niezbyt nadające się do przetwórstwa, co niedawno potwierdzał też Pepegor.
Natomiast pigwowiec/ na zdjęciu wyżej/ to niewielki krzew o żółtych owocach wielkości mniej więcej orzecha włoskiego doskonale nadający się na domowe przetwory.
Pewnie drzewa pigwowe nie cieszą się powodzeniem/ u nas w ogóle ich nie widać, bo wolą cieplejszy klimat/, natomiast farma mogłaby oferować krzewy pigwowca.
Moje krzaczki pigwowca wyhodowałam sama z pestek.
Tutaj drzewko pigwowe:
https://photos.app.goo.gl/NV43qqTFsDWx5SCq8
Owoce są wielkości niewielkiego jabłka – te na zdjęciu jeszcze niedojrzałe.
Na Bartnikach mieliśmy sporo pigwowców, o jakich pisze Krytyna. Mama dodawała do dżemów z gruszek, jak dobrze (albo źle) pamiętam. pięknie kwitły te krzaczki na wiosnę 😉
Salsa, parmigiana bardzo dobra. Zostalo mi jeszcze na jutro i pojutrze.
Z tym maslem to prawda, nalezy dorzucic, ze w Bretanii i Normandii jest to maslo solone. Daje sie je nawet do ciast. Bardzo dawno temu byl film z Fernandelem i Bourvilem, przekomarzali sie ktora kuchnia jest lepsza, ta na masle czy na oleju. Tak robia moje kolezanki, jedna Bretonka a druga z poludnia Francji. Czasami dodaje, ze wole kuchnie na smalcu, otwieraja buzie i oczy ze zdumienia. A tak u mnie w domu bylo.
Japonski pigwowiec jest w mojej okolicy bardzo popularny jako krzew dekoracyjny – pieknie kwitnie wczesna wiosna, ale nie widzialam nigdy owocow. Drzewa pigwowe sa dostepne tylko w sklepach specjalistycznych, dla hodowcow.
Z Polski zawsze przywoze pigwowke domowej produkcji.
Zapiekanka z baklazana jest bardzo smaczna. Zamiast smazyc baklazan na patelni (poczatek przepisu), pieke go w piekarniku, 15 min z kazdej strony, w wysokiej temperaturze, na blasze skropionej sowicie oliwa. Tym sposobem baklazan nie wchlania tyle tluszczu. Niektorzy panieruja tez baklazan (jajko plus tarta bulka) .
Tak, Alicjo,
pigwowiec pięknie kwitnie na czerwono.
A co do pigwy to widziałam w sprzedaży owoce wielkości dużych jabłek, a nawet pomarańczy. Ale nigdy ich nie kupowałam.
Teraz mamy wielki wybór różnego rodzaju tłuszczu. Kiedyś właściwie dostępny był głównie smalec i masło. Dawny olej rzepakowy zawierał dużo kwasu erukowego, więc też nie był zdrowy; dopiero potem zaczęto uprawiać uszlachetnione odmiany z minimalną zawartością tego kwasu. Sporo o tym kiedyś pisano i ten nowy olej był bardzo reklamowany. Smalcu używa się teraz niewiele. Zimą wytapiam go trochę ze słoniny do posmarowania chleba. Taki smalec ze skwarkami , chleb i kiszone ogórki można zjeść w wielu restauracjach jako tzw. czekadełko, oczywiście w chłodnych porach roku.
Solone masło bardzo lubię i używam także do ciast. Właściwie jest to masło lekko solone,a to bardziej słone, które kupowałam, zniknęło.
U mnie w domu rodzinnym i masło (domowe, robione temi ręcami!) i smalec. Jedno i drugie wymaga prostej roboty – smalec wymaga stopienia słoniny, masło wymaga zebrania śmietany i ubicia 😉 No ale to masło domowe, które smakuje zupełnie inaczej, niż masło przemysłowe.
Masło solone – też tutaj było, ale nie jest to najlepsze masło, bo sól nie jest nam potrzebna, podnosi ciśnienie krwi i tak dalej. Dawno temu to miało uzasadnienie, żeby dłużej utrzymywać świeżość – ale teraz, kiedy w prawie każdym domu jest lodówka? Smalec od czasu do czasu kupuję w Baltic Deli – ze skwarkami do jedzenia, a bez skwarek – do smażenia tego i owego. Jedno i drugie kupuję raz na jakiś wielki czas, teraz na przykład nie mam… a zamarzyła mi się kromucha ze smalcem i skwarkami!
Od wielu, wielu lat nie używam margaryny – to jest ponoć najgorszy tłuszcz, jaki może być.
Dzisiaj zakupiłam 5kg. buraków za… 1.97$ – no i niech mi kto powie, że porzekadło „tanie jak barszcz” nie jest prawdziwe! Były też ogórki nadające się do kiszenia, zakupiłam i zakiszę na bieżące potrzeby taki większy słój. Buraki też będą kiszone!
Krystyna,
Dziekuje za wyjasnienie. Duzo sie dowiedzialam na temat pigwowca. Zwroce uwage na małe owoce.
Z opisow wiem ze przyjemnie pachnie. 🙂
Kulinarny artykuł:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/2133236,1,curry-symbol-kolonializmu.read
Ja używam przyprawy curry…
20c, leje jak z cebra!
https://www.onet.pl/kultura/onetkultura/czytelnictwo-w-polsce-30-proc-nie-przeczytalo-w-ciagu-roku-ani-jednej-ksiazki/87xkklb,681c1dfa
No, ja robię za stachanowca w tym (powyższym ) względzie, jak policzę, to wyjdzie na pewno dobrze ponad setka. Pandemia dodatkowo „wspierała” czytelnictwo.
Ogórki zakiszone, dzisiaj buraki idą pod nóż. A co u Was w garnkach na dzisiaj?
Garnki dzisiaj odpoczywają, w godzinach obiadowych zrobliśmy sobie piknik na plaży. Było super, bo w cieniu i z widokiem na marinę. Pozdrawiamy serdecznie z Sardynii 🙂 Nieustająco porównujemy tę wyspę z Korsyką, bo położone obok siebie i krajobrazowo bardzo podobne. Jest jedna zasadnicza różnica, która niestety bardzo rzuca się w oczy-śmieci! Na Sardynii są wszędzie wzdłuż wszystkich dróg, ludzi nie ma, wiosek nie ma, a śmieci są. Jak oni to robią…? Ale miasteczko i miasto, które dzisiaj odwiedziliśmy czyste i symapatyczne, a byliśmy na przylądku Falcone, w Stintino oraz w Alghero czyli spenetrowaliśmy północno-zachodnie rubieże wyspy. Co do kulinariów to mamy trochę problemów z poznawaniem prawdziwej kuchni rodem z Sardynii, bo ową najlepiej próbować w gospodarstwach agroturystycznych, a te, jako że już po sezonie, są pozamykane 🙁 Jemy zatem kuchnię ogólno-włoską typu makarony i risotta (najchętniej z owocami morza). Natomiast kupiliśmy już po raz kolejny tutejsze sery i zajadamy się nimi z lubością: https://blog.imprentas.eu/wp-content/uploads/2017/07/fotmaggi-sardi.jpg
W tej chwili mieszkamy w okolicach Castelsardo, widok na to miasto, szczególnie przed zachodem słońca, jest fantastyczny:
https://www.crushpixel.com/big-static15/preview4/village-castelsardo-1921920.jpg
A na koniec o podróżowaniu w covidowych czasach: przed wyjazdem przestudiowaliśmy dokładnie, jakie papiery należy mieć ze sobą i wszystko, co potrzeba oczywiście zabraliśmy. Ani na lotnisku w Polsce, ani na lotnisku w Olbi(jedno z trzech lotnisk na Sardynii) nikt o ŻADNE kwity nas nie zapytał.
Dobry wieczór Blogu,
U mnie monotematycznie – Kaszuby: https://www.eryniawtrasie.eu/46544
U mnie też – podążam za wami, podróżnikami z pomocą googleEarth. Tam na poziomie jadącego auta – trochę śmieci i owszem, zauważyłam, ale nie więcej, niż gdzie indziej. Na Kaszuby zaraz wskoczę, właśnie wróciłam z Wasyliszek (Białoruś), gdzie jest dom rodzinny Czesława Niemena i muzeum.
https://www.youtube.com/watch?v=fdNKF-3nuBI
Swornegacie pamiętacie 😉
ś.p. Gospodarz nas tamtędy przepędzał…
W koszyku widzę kanie czubajki pewnie jakieś maślaki i lepsze sztuki.
Co do podróży – kwity „covidove” pewnie dobrze mieć przy sobie, właśnie jednym uchem słuchając naszego dziennika dowiaduję się, że niektóre prowincje wymagają okazania tego i owego, jeśli korzysta się z publicznych tych tam domów 😉
Lokali użyteczności publicznej.
U nas nadal leje, momentami mocno – i nie zanosi się na poprawę przez najbliższe dni. Na dodatek dach przecieka 🙁
Spece, którzy kiedyś przerabiali komin (bo przecieka koło kominka), najpewniej tańczyli kozaczoka na tym dachu albo co… Podstawiłam michy.
Nie samymi grzybami Kaszuby stoją: https://www.eryniawtrasie.eu/46558
Alicjo,
Oprócz kanii i maślaków trafiały się podgrzybki, kozaki i prawdziwki.
21c, ale ciemnawo i leje 🙁
Według radaru ma przestać padać za ok. pół godziny.
Właśnie czytam o wysypie grzybów w polskich lasach… Pewnie zależnie od regionu ceny są zróżnicowane – najdroższe kurki?
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,27607409,trompettes-de-la-mort-czyli-trabki-smierci-w-polskich-lasach.html#do_w=46&do_v=306&do_st=RS&do_sid=287&do_t=16&do_g=5&do_s=B&do_a=287&s=BoxNewsMT
Ewo,
może monotematycznie ale za każdym razem ciekawie jest na tych Kaszubach. I nawet w sezonie jest dość spokojnie.
Rzeczka bardzo malownicza, nie za głęboka, ale za to bezpieczna, nie licząc oczywiście spotkań z krowami.
Za grzybami trzeba się sporo nachodzić, przynajmniej tak jest w mojej okolicy. Nawet w Białogórze/ nad morzem/ gdzie ponoć zawsze były grzyby, w tym roku było ich niewiele. Mieliśmy się tam wybrać, pamiętając ubiegłoroczną obfitość , ale po rekonesansie znajomych na razie zrezygnowaliśmy, bo to godzina jazdy samochodem. Zresztą mam już spory zapas ususzonych grzybów i trochę ubiegłorocznych, więc w zupełności wystarczy i jeszcze zaopatrzę rodzinę.
Ewo,
ale chyba na grzybobranie nie zabraliście nożyków ? 🙂
Wolę oczyścić grzyby ma miejscu w lesie, potem mam mniej pracy.
Podobają mi się ciszki kaszubskie, ale nigdy ich nie jadłam. Myślę, że nie rozpowszechniły się dlatego, że trzeba je gotować/ parzyć w jakichś specjalnych woreczkach czy osłonkach.
Szkoda, że w menu restauracji nie było jeszcze tradycyjnej kaszubskiej zupy z brukwi na gęsinie. To trochę za wcześnie, bo brukwi jeszcze w sklepie nie widziałam.
Lejkowców nie zauważyłam w lesie, choć jest mnóstwo innych grzybów, których nie zbieram. Kolory bywają bardzo ciekawe, bo oprócz czerwonych i pomarańczowych muchomorów widziałam dość intrygujące grzybki fioletowe a także zielononiebieskie.
U nas grzyby albo jeszcze czekaja albo majowe upały wszystko wysuszyly.
Kilka dni temu otrzymalam mala paczke z 6 roslinami o nazwie vanilla sweet grass. Paczka przyszla z sklepu (nursery) Prairie Nursery w Wisconsin. To jest okolo 3000 kilometrow od nas.
Rosliny przybyly w dobrym stanie. Karton z malym doniczkami byl wypelniony specjalnie pociętymi kawalkami drewna.
Doniczki dostaly duzo wody aby się wyleczyc po 6 dniowej podroży.
Wrzesien to ostatni miesiac w roku kiedy Prairie Nursery wysyla rosliny.
Vanilla sweet grass pachnie podobnie do polskiej trawy o nazwie zubrowka.
Tutejsi indianie wykonuja rozne ozdoby z tej trawy I równiez plota koszyki. Wedlug Indian posiadanie w domu suszonej sweet grass to dobry omen.
https://www.prairienursery.com/vanilla-sweet-grass-hierochloe-odorata.html
16c, kropi i wieje zimny wiatr. Pierwszy prawdziwie jesienny dzień (wczoraj było 21c)
Dzisiaj kaszanka przysmażana z cebulą, jutro barszcz ukraiński, bo mam kiszone buraki, wczoraj zlałam 1.5 l soku kiszonego do butelek. Trzeba znowu nastawić, bo buraki taniutkie 😉
Orca,
do czego zamierzasz używać tę trawę waniliową? Czy to ma jakieś zastosowanie w kuchni? Ja mam trawę cytrynową, pasuje do potraw rybnych.
Aha! Znalazłam – otóż ta Twoja trawa to tak zwana turówka, więc nic dziwnego, że pachnie jak trawa używana do aromatyzowania żubrówki 🙂
Prosz bardzo, ta sama nazwa łacińska – Hierochloe odorata (Turówka wonna):
https://www.podkarpackiesady.pl/pl/p/Trawa-Zubrowka-TUROWKA-WONNA/1321
Ciekawy artykuł o „Mutti” – Angeli Merkel:
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177343,27582736,pierwsza-sympatie-angela-miala-poznac-na-studiach-wczesniej.html
Alicja,
Aromat tej trawy jest bardzo intensywny i przyjemny. Kiedys kupilam te trawe z Prairie Nursery i niestety posadzilam bezposrednio w ziemi. Niestety nie przetrwala dlatego zlozylam nowe zamowienie. W miejscu gdzie to posadzilam kilka lat temu nadal czuje przyjemny zapach ale niestety z wygladu nie wiem ktora jest sweet grass . To zamowienie posadze w specjalnym duzym pojemniku.
Sucha lub swieza ma bardzo przyjemny zapach.
Na web widzialam ladne plecione dekoracje zrobione z sweet grass.
Znam lemon grass i mam w domu . Bardzo przyjemny zapach i smak do ryb I bialego miesa.
Pomysly na wyroby z sweet grass
https://www.google.com/search?q=sweet+grass+decorations&client=safari&prmd=simxvn&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=2ahUKEwjn8dKKmpjzAhWX4J4KHZgwArEQ_AUoAnoECAEQAg&biw=414&bih=710&dpr=2
Orca,
wyczytałam, że ta trawa nie jest „na wieki wieków”, tylko na 2 lata 🙁
Na zdjęciach pokazana w czasie kwitnienia i zaliczana jest do traw ozdobnych – bardzo pięknie kwitnie!
https://kielkowski-szkolka.pl/produkt/trawa-zubrowka-turowka-wonna-hierochloe-odorata-312
Alicja,
Czytalam o tej trawie I sprobuje utrzymac korzenie aby sie do nas “wprowadzila”. Odpowiednia ziemia. Ta trawa rozrasta sie przez korzenie nie przez nasiona.
Metoda Krystyny (jarzebiak) wloze troche tej trawy do butelki wódki 🙂
Dobry pomysł 🙂
Prawdopodobnie trochę cukru nie zaszkodzi… O proszę, jest przepis, ja bym zrobiła to z byle jaką czystą wódką, bez oglądania się na spirytus:
Domowa żubrówka w trzech krokach
Wsadź kilka źdźbeł trawy żubrowej do 200 ml wódki lub spirytusu. Ostaw płyn na dwa tygodnie, po tym czasie przefiltruj powstałą esencję. Wywar z turówki zmieszaj z 500ml żytniej wódki i ostaw do przegryzienia na kolejne dwa tygodnie. Do butelki możesz dla ozdoby i dodatkowego polepszenia smaku wsadzić jedno źdźbło turówki. Możemy także włożyć 1 źdźbło trawy żubrowej do bezpośrednio do butelki, następnie zamknąć ją i odstawić na 40 dni. Jeśli chcielibyśmy, aby finalny trunek był nieco słodszy, możemy dosłodzić go 1-2 łyżeczkami cukru.
https://gotujmy.pl/jak-zrobic-domowa-zubrowke,artykuly-nalewki-artykul,9929.html
Asiu,
Raz jeszcze z podziękowaniem 🙂
https://www.eryniawtrasie.eu/46611
Orca,
otóż to – przez korzenie. Powodzenia 🙂
Erynie w trasie oglądam religijnie (religiously) , jak mawiają nasi 😉
Oraz wszystkich w trasie. Czekam na dalsze z Sardynii nadawania, albo.. skądkolwiek 😉
Dorzucam jeszcze pobliską, choć już pałucką, Kcynię.
https://www.eryniawtrasie.eu/46617
Alicjo,
Ale nie modlisz się przy okazji lektury? 🙂
Danuśce, spóźnione, ale najserdeczniejsze życzenia urodzinowe!
Wróciłam z Kefalonii. Grecję kocham miłością szczerą od lat, byłam w jej różnych częściach na kontynencie i wyspach. Zdjęcia i relacja oczywiście będą. Człowiek z aparatem jest teraz rzadkością, wszechobecne są za to komórki w ich rękach. W moich oczywiście też , chociaż aparatu nadal używam, jest dla mnie jest wygodniejszy.
Ewa,
zapomniałam wyjaśnić – tutaj powiedzenie „religiously”, czyli religijnie znaczy tyle, co w języku polskim, hm… zawsze, nie opuszczam i nie odpuszczam i tak dalej tak dalej w tym stylu, jak odmawianie paciorka, chociaż religijna bynajmniej nie jestem. Ale spodobało mi się to powiedzenie, które jak najbardziej pasuje do czynności, których nie opuszczamy, jesteśmy przyzwyczajeni i – lubimy 🙂
Małgosia,
czekam na Kefalonię, choćby z komórki 😉
Ja z uporem maniaka komórki nie mam, chociaż smartfona posiadam. Do szału doprowadza mnie fakt, że coraz częściej zmusza się ludzi do posiadania komórki. NIE! Niech mi zafundują to coś ci, którzy wymagają posiadania, proszę bardzo, ja sama tej smyczy nie kupię i nie będę opłacać. Utrudniają mi żywot jak mogą tymi żądaniami, ale ja się opieram – i co zrobią starszej pani, pytam? Ostatnio wymyślono u nas, że każdy zaszczepiony ma mieć w komórce „paszport”, że zaszczepiony. Wejścia do restauracji, kina czy gdzie tam (domy publiczne, ha ha!) – ani mi się śni, mogę okazać papiór, bo go mam. Mam telefon stacjonarny i go opłacam, i cześć. No, zdenerwowałam się w środku nocy o tym myśląc! W Polsce wszyscy się dziwią, tak jakby nie zauważali, że komórka, jakkolwiek bywa pożyteczna, to jednak smycz. Moja przyjaciółka na siłę mi wręczyła komórę, kiedy na kilka dni wyjechałam z Wrocławia do Poznania, raptem 160km czy coś koło tego – i to wyjechałam pociągiem, a nie szłam na piechotę czy autostopem, bo miałam się meldować, gdzie jestem i co się dzieje (po co?!). Po wyjściu z domu natychmiast ją wyłączyłam – ja nawet nie wiem, jak się tą komórką mam posługiwać, wiem, że coś jest zielone, coś czerwone, nic poza tym.
Smycz w sensie – sprawdzam, gdzie jesteś i co robisz – idziesz do restauracji i ją okazujesz, jedziesz tu, jedziesz tam itd. Co do mnie – wystarczy poczytać moje wypowiedzi na blogu „Gotuj się” i wiadomo wszystko 😉
Ale to są moje dobrowolne wypowiedzi, a nie, że coś muszę. Za dużo tego wszystkiego. Teraz podpiera się wszystko pandemią i trochę to rozumiem, ale czy na pewno za każdym razem trzeba okazywać ten „paszport”? Rozumiem, że w samolocie jest to wymagane ze względu na małą przestrzeń i sporo ludzi, podobnie inne tego typu miejsca, kino, teatr, restauracje (tyle, że tam można ludzi odpowiednio rozsadzić, czyli dystans).
Dochodzi do absurdów – byliśmy w greckiej testauracji (też kochamy Grecję „miłościom wielkom”, tylko od nas daleko trochę 😉 ), spora restauracja, my jedyni goście – i musieliśmy się wyspowiadać, adres i komórka (ha ha!), bo w razie draki, to do nas zadzwonią, że tego samego dnia ktoś z bywalców zachorował i idźcie sprawdzić, czy nie jesteście chorzy. Jakich bywalców?! Iakie przepisy skutecznie bywalców wykurzyły! Pandemia się skończy (przynajmniej w tym obecnym wymiarze), a system sprawdzania, ta smycz, z nami zostanie.
Alicjo, masz swoje opinie na różne tematy, z którymi nie zawsze mi po drodze, ale ja jestem z tych co lubią różnorodność i cenię swoją i czyjąś przestrzeń. Mam dewizę „żyj i daj żyć innym” i dopóki ta moja przestrzeń nie jest naruszana jestem, mam wrażenie, dość tolerancyjna. Mam komórkę od kiedy ich rozmiary stały się niewielkie. Nie jestem od niej uzależniona, ale uważam to urządzenie za przydatne. Czuję się bezpieczniej jak prowadzę samochód ze świadomością, że jeśli coś się stanie będę mogła wezwać pomoc. Moi Rodzice po przeprowadzce przez wiele lat nie mieli nawet telefonu stacjonarnego. Była to dla nas udręka, bo koniecznie chcieli się z nami kontaktować i chodzili do budki dzwonić, akurat u nas telefon był. Jak przypadkiem nas nie było , albo nie można było odebrać, ojciec potrafił wsiąść w samochód i przyjechać i sprawdzić czy żyjemy. Taki był kochany , ale zdecydowanie nadopiekuńczy. Wracaliśmy kiedyś od teściów , zepsuł się nam maluch , zajęło to trochę czasu, nim dzięki pomocnym mieszkańcom pobliskiej wsi, udało się go uruchomić. A tu czas płynie, wiemy że Rodzice dzwonią a nas nie ma. Jak się dotelepaliśmy do domu, to Robert pojechał jeszcze do Nich powiedzieć że wszystko w porządku. Ojciec zdążył zdążył już obdzwonić różne szpitale, uruchomić pomoc cioci Roberta itd. Pewnie gdybyśmy Go nie zawiadomili to miałby bezsenną noc. Gdyby były wtedy komórki to całej tej hecy by nie było. Także komórki uważam za cenny i przydatny wynalazek, początkowo tylko komunikacyjny, a teraz to wielozadaniowe urządzenie łączące tyle funkcji, że aż trudno wymienić. Ta smycz mi na razie nie przeszkadza.
Paszport covidowy mam też w papierze, był mi w czasie ostatniej podróży potrzebny 3 razy, przy odprawie w Warszawie wraz z greckimi papierami, na promie z Itaki na Kefalonię, pan się nudził i sprawdzał oraz teraz na lotnisku w Warszawie. Wszyscy sprawdzający mieli odpowiednie aplikacje w komórkach czytające kod QR.
Małgosiu,
ależ cenię czyjąś przestrzeń – choćby przez to, że rzadko gdziekolwiek bywam 😉
Zgadzam się, że komórka jest bardzo przydatna, na przykład w sprawie, którą opisujesz, albo rodzicom, którzy lubią kontrolować dzieci (nas nie kontrolowano i wyrośliśmy!), albo w innych okolicznościach.
No właśnie – żyj i daj żyć innym, ja nie mam potrzeby mieć komórki i dziwię się ludziom, którzy się dziwią, że jej nie mam. Może taka potrzeba zajdzie, ale – smartfon to coś więcej niż komórka i jego też można używać jak telefonu, czyli nie jestem tak daleko od nowoczesności. Chyba nie twierdzisz, że dlatego, że sprzeciwiam się posiadaniu komórki zawężam czyjąś przestrzeń życiową i jestem nietolerancyjna? Pewnie nie zauważasz tego, jak „życie” zmusza do posiadania komórki, bo ją zawsze masz pod ręką, pewnie od dawna – a ja nie mam i nie mam potrzeby, bo zazwyczaj jestem w domu, nie mam małych dzieci, Jerzor jak wyjeżdża na rower zabiera swój smartfon na wszelki wypadek… Co gorsza, nie mam w tym stacjonarnym telefonie „sekretarki”, nagrywającej wiadomości.
Wracając do covidu, nasz znajomy z Ottawy poleciał w sierpniu do Warszawy odwiedzić dość wiekowych rodziców. Wracając, musiał zrobić test covidowy przed odlotem – 460 zł. Jak trzeba, to trza…
p.s.
To by dopiero było nudno, gdybyśmy się wszyscy ze wszystkimi zgadzali! Ale to nie znaczy, że nie zgadzając się, zabieramy komuś przestrzeń życiową czy w jakiś inny sposób oponenta ograniczamy. Po prostu – mamy inne zdanie.
Dla mnie smartfon to synonim nowej komórki, bo teraz raczej trudno o komórkę , która nie jest smartfonem. Alicjo, nie chcesz komórki to Twoja sprawa i ja tego nie próbuję oceniać. Moim zdaniem jest pożyteczna. Tylko tyle.
To Danuśka odbywa podróż urodzinową.
A Małgosię też ” podejrzewałam” o jakiś ciekawy wyjazd.
Małgosiu,
czy zabraliście tym razem wnuczkę? Ale ona już chyba rozpoczęła naukę w szkole.
Ewo,
Wasze reportaże to gotowy program do zwiedzania Nakła i Kcyni. Wcześniej był też Złotów. Kcynia zawsze już będzie mi się kojarzyć z panią Justyną.
Krystyno, wnuczka właśnie zaczęła szkołę , w tym roku akurat nie spędzaliśmy wakacji z nią. Mieliśmy ją zabrać na zaległą podróż zeszłoroczną właśnie do Grecji, ale jej brat już by tego nie przeżył, a na dwójkę to jeszcze nie jesteśmy gotowi. Rodzice nie chcieli nam towarzyszyć, preferowali polskie morze i Mazury. Może w przyszłym roku … A my mieliśmy w końcu spokojne wakacje w jednym miejscu.
Toteż napisałam – smartfon to komórka plus komputer, komóra „rozszerzona”.
I napisałam, że jest pożyteczna komórka, ale ja jej jeszcze nie potrzebuję – płaciłabym darmo za posiadanie, bo do mnie nikt nie dzwoni, tylko ja dzwonię do Polski na przykład, a tutaj stacjonarny wystarczy, „obskoczy” wszystkie potrzeby.
A propos telefonów do Polski, ja dzwonię za pomocą smartfona, ale przez Skype – różnica taka, że kosztuje to jakieś drobne centy za minutę. Pewnie macie obcykany Skype, ale dla tych, co nie wiedzą, jest tam opcja video oraz telefon. Ja wybieram telefon. Do Skype wrzucam jakieś 10$ i na tym jadę całkiem długo, aż Skype po paru miesiącach upomni się o następną wrzutkę. Nie dzwonię często, bo nie jestem „telefoniczna”, ale moja przyjaciółka jest i ze dwa-cztery razy w miesiącu dzwonię, bo ona Skype’a nie przerobiła, a na telefony do Kanady polonistki na emeryturze nie stać. A jak to polonistka – woli pogadać, niż napisać 😉
Tylko mówię – gdzie się nie obrócisz, „życie” zmusza do posiadania komórki.
Nie wiem, jak to jest w Polsce z covidem, ale tutaj wyjście do restauracji to właśnie adres, telefon, najlepiej komóra, bo wszyscy przyzwyczaili się, że każdy (oprócz mnie i Jerzora!) ją ma – po to, żeby zawiadomić, że było się w tym miejscu w dniu, kiedy ktoś z covidem był i żeby się sprawdzić, zrobić test.
Obskoczyłam tę wyspę za pomocą GoogleEarth. Kiedyś mieliśmy w planie wyspy greckie, ale ciągle pozostają w planie. Ciężko mi wyobrazić sobie 2 godziny na lotnisku w masce (tak tu trzeba się zameldować przed lotami międzykontynentalnymi), a potem lot 7-8 godzin, też w masce… Ale podejrzewam, że powinnam w domu ćwiczyć, bo te maski chyba z nami zostaną 🙁
Tytuł do powieści kryminalnej – „Zamaskowani” 😉
Małgosiu-dziękuję za życzenia 🙂
Krystyno-tak, to po troszę podróż tego rodzaju podróż, ale nie tylko.
Co do dyskusji o komórkach to, jeśli chodzi o mnie nigdy z powodu posiadania tego wynalazku nie czułam się, jak na smyczy. Myślę, że to od nas zależy w jaki sposób posługujemy się różnymi urządzeniami, w tym komórką też. Zgadzam się z Małgosią oraz Alicją, że jest pożyteczna, ale oczywiście nie wszyscy muszą z niej korzystać stale, chętnie i z lubością 🙂
Sardynię zwiedzamy niespiesznie i cieszymy się przede wszystkim słońcem, pięknymi krajobrazami i kąpielami w ciepłym morzu. Turystów spotykamy jedynie w miejscach, o których pisza w przewodnikach, że koniecznie trzeba je odwiedzić. Jest trochę Niemców i Francuzów oraz…Polaków 🙂 Poza tym dookoła głównie Włosi(być może również turyści), których bardzo lubię obserwować z racji ich żywej gestykulacji podczas praktycznie każdej rozmowy.
Jak dotąd o certyfikat szczepieniowy zapytano nas tylko raz i o dziwo przy wejściu do atrakcji geologicznej czyli takiej, którą zwiedza się idąc cały czas szlakiem będącym na otwartej przestrzeni.
Na koniec trochę zdjęć:
https://photos.app.goo.gl/NdZUorFH5ELcjWZT8
Właśnie się dowiedziałam, że Dania pożegnała się z maseczkami, nie są wymagane ani na ulicy, ani w sklepach, ani w transporcie publicznym. Tam po prostu zaszczepiło się 85 procent społeczeństwa.
Chłe chłe chłe…. nawet Mrusińsko tam odnalazłam! Piękne „okoliczności przyrody”, Danuśka 🙂
Jerzor, aktualnie korzystający z umiarkowanego słońca i 20c, na pewno się ucieszy z jeżyków na rowerach 🙂
Wszystkiego naj z wiadomej okazji, stówa z plusem 🙂
Toast wzniesiemy jak Jerzor wróci – barszcz ukraiński gotowy.
To jest właśnie to – zaszczepić się, jak trzeba i mieć spokój z maseczkami. Niestety, teorie spiskowe mają się dobrze. O dziwo, pan prezydent Duda ostatnio namawia do szczepień, chociaż kiedyś, z rok temu powiadał, że „nie szczepię się, bo nie”.
Nie dziwcie się, że czytam wypowiedzi polityków – chcę wiedzieć, co jest grane, bo Jerzor ciągle „wraca”. Chyba nie czyta wiadomości…
Alicjo-dziękuję!
Tak, to piękna wyspa, a poniżej można poczytać o jej kulinarnych przysmakach:
https://www.italiapozaszlakiem.com/sardynia-jedzenie/
Jak dotąd spróbowaliśmy tuńczyka, fregolę z sosem pomidorowym i…kiełbaskami, chleb carasau, likier z mirtu oraz słodko-słony deser seadas,
Zaskoczyła nas ogromna różnorodność pieczywa.
Danusiu, podobno sztandarowe danie to pieczone prosię.
Toast wznieśliśmy australijskim shirazem 🙂
Jerzor mówi – gdybyśmy mieszkali w Polsce, to wszędzie mielibyśmy blisko i tanio, na przykład do Grecji za 50 złotych lot, bo są takie okazje…
Nie wiem, czy są takie okazje.
Nie chcę mieszkać w Polsce, chociaż miałam takie ciągotki jakieś kilka – kilkanaście lat temu. Ale to było wtedy – teraz nie i koniec. Starych drzew się nie przesadza, ja jestem tutaj dobrze ukorzeniona, a Jerzoru się wydaje, że trawa zieleńsza jest gdzieś tam.
Owszem, najlepsza dla nas opcja jest taka, że przyjeżdżamy do Polski na 2-3 miesiące, wynajmujemy na ten czas kawalerkę we Wrocławiu i stamtąd podróżujemy sobie po Europie. Ale chwilowo przez pandemię ta opcja padła, a zima w Europie odpada, wolimy tutaj przed kominkiem. Z wiosną, z wiosną…
Podróżowanie z Jerzorem jest trudne, zawsze było – bo on jest terrorystą. Wszystko musi być tak, jak on sobie wymyślił. Kierowca. Nie pamięta, że wszelkie podróże po świecie „załatwiałam” ja, mając po świecie sporo znajomych. „Także zarówno” w Polsce, nie licząc rodziny 😉
Dzięki blogowi mieliśmy tyle wspaniałych spotkań, że trudno mi zliczyć.
Dziękuję Wam wszystkim za to, że jesteście (tu łezka…)
No to do roboty, farsz gotowy i za chwile ciasto tez bedzie gotowe. Dziecko przyjezdza w czwartek i juz dyskretnie pytalo czy beda pierogi. A mamusia bedzie zaraz lepila. Ach te mamy !
Danuska, spoznione zyczenia urodzinowe. Bylam na tej wyspie kilka lat temu, piekne widoki, plaze i dobre jedzenie a fregola in cassola gosci czesto u mnie na stole.
Danuśko, urodzinowe serdeczności, niech Ci szczęście sprzyja 🙂 wybacz spóźnienie 🙂
Dzisiaj piękny, słoneczny dzień, oby taka złota jesień przed nami…
Najlepsze życzenia Danuśko, wielu dalekich wojaży!
A propos wojaży: https://www.eryniawtrasie.eu/46677
Elapa,
dopóki Młode mieszkali blisko (he he, 250km to blisko w porównaniu z 5000km!), zawsze robiłam stosowną ilość, jak przyjeżdżali, a była to ilość hurtowa. Bo jak mam się rozkładać z całym tym bajzlem, to musi być spora produkcja i coś do zamrożęnia też. U nas w polskim sklepie można kupić przyzwoite ruskie (podobno teraz nazywają się „chłopskie”), robione i przemysłowo (przywożone z Toronto) oraz czasami prawdziwe domowe, zwłaszcza w okolicy świąt, robione przez tutejsze panie Polki. Uszka i pierogi zawsze robię sama – i zamrażam. W tej chwili wszystko mi już „wyszło”, ale do śœiąt niedaleko 😉
U nas dzisiaj to, co wczoraj – barszcz ukraiński. I jeszcze zostało na jutro – przecież takiej ilości (2 talerze) nie zamrożę, w dodatku już zabielony śmietaną…
Danuśka po Sardynii niespiesznie pomyka
tu oczaruje Ją pejzaż, tam fotki popstryka
Alaina pod Skałą Słonia dowcipnie „uchwyci”
szmaragdowe wybrzeże Porto Cervo Ją zachwyci
po błękicie nieba szybują nasze życzenia
wszelkich marzeń i miłych zachcianek spełnienia
po szmaragdowej toni jak fale życzenia żeglują
wombata i echidny serdeczności urodzinowe malują
echidna © 2021
17c, leje… ale ma się rozpogodzić.
Interesująca oferta. U nas na St. Lawrence River jest też jeszcze sporo wysp do kupienia z grupy Tysiąca Wysp (Thousand Islands). W rzeczywistości jest ich nieco więcej, prawie 2 razy więcej (ponad 1800). Część należy do USA, bo rzeka jest rzeką graniczną na sporej długości.
https://www.domiporta.pl/poradnik/7,126866,27618722,jedyna-taka-oferta-w-polsce-cala-wyspa-do-kupienia-wyglada.html#s=BoxOpImg11
https://www.google.com/search?sxsrf=AOaemvKQdreDwYhG2_Swgx9SqwPNAak-Vg:1632758095389&source=univ&tbm=isch&q=thousand+islands&client=firefox-b-d&fir=rovKxjKhfmkphM%252CGLXpalPphr8liM%252C_%253BRFbKhwL81IRZqM%252CnfEt3Gl2zD4UZM%252C_%253BiiLU6-uUcJjExM%252Co_CbMufSv9BhwM%252C_%253B8Nd9U69zu5CYZM%252CnfEt3Gl2zD4UZM%252C_%253BIeKWb7Ypi6iLDM%252CuYl9doq3QKYP7M%252C_%253BNt_S8d0Af0tHZM%252CWToi97wxSoqMdM%252C_%253BICqgFG3AFW_5kM%252CyKNiozRYj_EQqM%252C_%253B_LKZTisz-RS22M%252CQQ8feaL5tDZJuM%252C_%253BEMoXubMX07Zm0M%252Ci2rxY7MmCtDC_M%252C_%253Be1avcegk-EnFSM%252C4B7QfSX91onCFM%252C_&usg=AI4_-kQJF8Y0kEP0rrMyoKUFlAS-ZeplfA&sa=X&ved=2ahUKEwj7g57ywZ_zAhV4ElkFHSk1D68QjJkEegQIKBAC&biw=1305&bih=535&dpr=1
O rany! Ale działa 😉
A tu moja wycieczka – jedna z wielu, obowiązek z wizytującymi gośćmi 🙂
https://photos.app.goo.gl/rJRvnBtjqH8Egb7K7
Echidnie dziękuję za wierszyk cudnej urody, a wszystkim Koleżankom za miłe życzenia 🙂 Molto grazie!
Małgosiu-z tym prosięciem masz świętą rację. Wczoraj rozmawialiśmy z naszym gospodarzem, który potwierdził, że na Sardynii jada się przede wszystkim mięso i najchętniej z nad ogniska, a ulubionym mięsiwem jest mleczne prosię.
Od razu pomyślałam, że wypadałoby właśnie tutaj zorganizować zjazd blogowy, bo do takiego prosięcia trzeba odpowiedniej ilości godnych biesiadników 🙂
Kolejnym chętnie jadanym mięsem jest koźlina i oraz, rzecz jasna, jagnięcina.
Zastanawia mnie fakt, że na wyspie, gdzie morze dookoła, jakoś mniej docenia się ryby i owoce morza. Są oczywiście w restauracyjnych jadłospisach, ale kupić świeże ryby jest dosyć trudno (szczególnie w małych miejscowościach).
A teraz o makaronach i pierogach, bo przed przystąpieniem do wyżej wspomnianych mięs, zgodnie z włoskim zwyczajem, trzeba zamówić lokalne węglowodany
I tutaj nasuwa się kolejne pytanie-kto pierwszy wymyślił pierogi z ziemniakami i z serem??? Bo na Sardynii culurgiones grają pierwsze skrzypce. Jak widać na poniższym zdjęciu są sklejane w inny sposób niż u nas. Ser, który trafia do farszu jest głównie owczy, ale oczywiście każda gospodyni ma swoje sekrety. Poza tym podstawowe zasady są nam ogólnie dobrze znane:
https://sardiniaslowholidays.com/przepis-na-tradycyjne-sardynskie-pierogi-culurgiones/
Wczoraj zjadłam z radością słuszną porcję culurgiones, które okraszono drobno pokrojoną i wysmażoną słoniną oraz …..prażonymi migdałami. Rewelacja!
PS. Miejsc, w których poproszono nas o okazanie certyfikatu szczepienia trochę przybyło.
Alicjo,
Interesujące to zamczysko.
Skleroza nie boli, podrzucam hurtem dwa wpisy:
Żuławy https://www.eryniawtrasie.eu/46699
i skalen w Osieku nad Notecią: https://www.eryniawtrasie.eu/46770
*skansen!
Ano interesujący – i jego historia też interesująca. Zbudował go jako letni domek (120 komnat!) dla swojej żony właściciel sieci hoteli, między innymi prestiżowego Waldorf Astoria w Nowym Jorku, George Boldt. Budowa ruszyła w 1900r, ale 4 lata później małżonka nagle zmarła. Budowę wstrzymano, a Boldt już nigdy nie odwiedził wyspu i zamku. Dopiero pod koniec lat ’70-tych nowojorski zarząd dróg i mostów wziął się za to i dokończył, co trzeba. Teraz można zwiedzać cały sezon letni (no, pandemia…) i nawet warto. Nie wiem, czy zimą też, bo nie wiem, czy statki kursują, chyba nie, bo co to za przyjemność… Ale cała rzecz jest naprawdę z rozmachem zrobiona. Jest też własna elektrownia i tym podobne, nie ma klimatyzacji 😉
Ale nie jest potrzebna, bo zamek jest z kamienia i komnaty są dość spore, chłodny klimat nawet w upały.
12c, słońce, lekka bryza.
W planie codzienny obchód, drobne zakupy w spożywczym, hazard (wygrałam ostatnio 5$, więc zainwestuję z powrotem 😉 ).Buraki nastawione się kiszą, wczoraj zakisiłam też mały słoiczek czosnku (przepis z internetu – w sumie jak ogórki…), a wino fermentuje powoli. Powoli, bo trzeba w domu zwiększyć temperaturę, już trzeba zacząć grzać trochę…
Na obiad – co na obiad, jeszcze nie wiem.
Co się odwlekło, to nie uciekło https://www.eryniawtrasie.eu/46902
Kolejny glean
1. Apples. Bring a ladder.
2. Gravenstein apples. Bring a ladder.
3. Apples and Asian pears. Bring a ladder.
4. McIntosh apples on very tall columner apple tree. Bring orchard ladder. Owner has pole picker as well.
5. Small amount of quinces. May need a few more days to ripen all of them. Bring short ladder or pole picker.
6. Banana squash glean. Bring truck or a couple of cars. Looking for gleaners to harvest all of it.
#5 to pigwa. Wlasciciel mowi ze wszystkie dojrzeja za kilka dni.
#6 to banana squash. Wlasciciel prosi aby przyjechac samochodem dostawczym (truck) lub dwa samochody osobowe. Z tego wynika ze jest tego duzo. Wlasciciel prosi aby zabrac wszystko.
Ewa,
nie uciekło, ale polatało 🙂
Dzięki za sznureczek, polatałam bezpecznie, oglądając 🙂