Toniemy w zieleni
Zieleń tej wiosny jest wyjątkowa: bujna, intensywna, pełna dawno niespotykanego wigoru. Mniej skrupulatnie wystrzygane trawniki pokazują, że nawet w miastach roślinność byłaby bogatsza, gdybyśmy jej pozwolili się przebić. Dostrzegamy cichą walkę dwóch estetyk. I chyba trudno się zdecydować na uznawanie jednej z nich, po prostu uznajemy je obie: przystrzyżone trawniki pewnie będą współistnieć z tymi puszczonymi na żywioł. (To nie tylko kwestia estetyki, ale przede wszystkim próba zwiększenia bioróżnorodności w miastach. Kosząc trawniki odbieramy siedliska owadom zapylającym. Skoszony trawnik łatwiej też wysycha, bo wysiłek wkłada w tworzenie części nadziemnych, a nie korzeni, które magazynują wodę – dopisek Agata Adamczewska)
Tegoroczna wiosna przyczyniła się do niezwykłego bogactwa roślinności i oczywiście korzystamy z tego nie tylko w sferze estetyki, ale i siadając do stołu. Nie, nie chcę powiedzieć, że będziemy się żywili obfitymi trawami, choć moda na jadanie dzikich roślin nie mija, a wręcz się rozprzestrzenia. Ale przecież także rośliny hodowane przez nas pieczołowicie na grządkach miały jak dotąd doskonałe warunki do wzrostu i wydawania plonów. Tak więc nasz stół może być niezwykle w tym roku bogaty w owoce i warzywa: bujne, kolorowe, soczyste.
Mamy już pełny sezon na truskawki. I jedząc je możemy się przekonać, jak bardzo się udały. Są w tym roku wyjątkowo słodkie, soczyste i pachnące. Doskonale zapowiadają się i maliny, borówka amerykańska. Może więc warto było znosić te liczne tego roku deszczowe dni, skoro przynoszą tak smakowite rezultaty .Tak czy inaczej – czekają nas nie tylko smakowitości na talerzach, ale i chętka, aby zamknąć te doskonałe smaki w słoiki, torebki do zamrażania czy w pojemniki na wysuszone ogrodowe (i leśne) skarby.
Coraz bardziej popularne stają się wszelkie kiszonki. Bo to i zdrowe i smakowite i jeszcze, mimo starej historii są nowością w naszej kuchni. Ich pojawienie się jest renesansem jednej z najstarszych technik konserwowania żywności.
Właściciele nawet skrawka ogrodu wiedzą, że otworzenie słoika z przecierem z własnych pomidorów to wielka przyjemność, miłe wspomnienie zapachu lata. Robimy przetwory z kapusty, buraczków, dyń, ogórków. Ja jednak najbardziej cenię konfitury i dżemy domowej produkcji, które dobrze przygotowana, wedle starych receptur, mają jeszcze jeden wdzięk: wiodą wprost do rodzinnych wspomnień, przenoszą nas do czasów o co najmniej setkę lat wcześniejszych. A jeśli ktoś ma stary płaski szeroki rondel do smażenia pysznych słodyczy nić łącząca z historią jest widoczna nie tylko w smaku, ale i gołym okiem .A potem możemy w dodatku podziwiać na półce rozmaitych kształtów słoiczki.
Na wielu festiwalach kuchni regionalnej, targach śniadaniowych itp. coraz częściej można spotkać osoby sprzedające konfitury. Bardzo często nadaje się im nowy smak, mieszając owoce, dodając oryginalne ingrediencje. Przyznam się szczerze, że najbardziej cenię sobie te konfitury, powidła i dżemy przygotowane wedle starych receptur. Że wymagają dużo cukru? Fakt. Ale kto powiedział, że trzeba się nimi objadać? Nawet konfitura wiśniowa może być jedynie dodawaną w niedużej ilości ozdobą deseru. Jej słodycz współgra z kwaśno-gorzkawym smakiem owocu. Poezja!
No, ale drodzy państwo, w tych dniach pora zabrać się za truskawki. Kiedy trafią do słoika mają być jędrne, ciemnoczerwone otoczone ciemną, prześwitującą galaretą, powstałą z soku i cukru. Pewnie najłatwiej zrobić rozmieszany dżem. Owszem, też smaczny, ale przecież moja, licząca wiele dziesiątków lat receptura pozwala na uzyskanie truskawkowego dzieła.
Najpierw każdą, pozbawioną szypułki truskawkę, maczamy w spirytusie i na pół godziny pozostawiamy na płaskim talerzu .Następnie umieszczamy je w garnku i zasypujemy cukrem (na 1 kg truskawek około 60 dag cukru – zmniejszyłam jego zawartość). Pozostawiamy je na całą noc, po czym następnego dnia podgrzewamy, aż owoce wypuszczą sok. Studzimy. I tak przez dwa lub trzy dni studzimy i zagotowujemy. Pod koniec trzeciego dnia po kilkunastokrotnym powtórzeniu tego zabiegu konfitura powinna mieć już wyraźne cechy: nasączone cukrem owoce, nie mętny sok i gęstość. Oczywiście nie mieszajmy tylko potrząsajmy garnkiem. Ostatniego, czyli trzeciego, dnia starannie, powoli zagotowujemy konfiturę i gorącą przekładamy do wygotowanych i wypłukanych spirytusem słoików i zakręcamy. Pyknięcia pokrywek w czasie stygnięcia oznaczać będą, że dobrze zamknięte słoiki mogą być przechowywane do następnej wiosny. O ile wykażemy dyscyplinę i nie dobierzemy się do nich wcześniej. Smacznego!
Komentarze
Jak to pięknie zostało opisane przez panią Basię. 🙂 Widzę te owoce, czuję ich zapach, czuję też zapach i widzę kolor konfitur. Te truskawki otoczone pachnącą galaretą.
Ceny warzyw i owoców, które w tym roku są rzeczywiście smaczne, są obłędne.
50 – 70 zł kosztuje u nas kilogram fasolki szparagowej. W poprzednich latach pierwsza fasolka też była droga, ale ceny nie osiągały takiego pułapu.
I co to jest kilogram fasolki, dla przepadającej za nią, kilkuosobowej rodziny?
Taka zieleń jest zawsze z początkiem lata. Tutaj oczywiście „angielskie” trawniki, ale już nie wszędzie i od lat nie można pryskać pestycydami – zielone to zielone, a między nimi chwasty, też przecież zielone. W tym roku wszędzie bujnie rośnie biała koniczyna, ona jest niska i widzę, że ludziska koszą wyżej, tak żeby koniczyna została – ściele ładne dywany.
Poszliśmy na spacer wieczorny, ale zajączki się nie pojawiły, jeden tylko przebiegł przez drogę w pośpiechu. W niedalekim sąsiedztwie jest spokojny zaułek, trasa naszych spacerów, ruch samochodowy tylko lokalny – jeden z sąsiadów zlikwidował trawę przed domem (nie wiem, co ma za domem), posadził kapustki, jakieś pomidory i inne warzywa, a co! No i ten „trawnik” bardzo dobrze wygląda, zrobię zdjęcie, jak już podrośnie nieco. Jest też drugi taki „ogrodnik”, ale przy dość często uczęszczanej trasie, ruch spory, ale oni robią to już od paru lat.
Moja znajoma od zawsze powiedziała nie strzyżeniu trawy. Zamiast tego pozwalała trawie rosnąć i do tego jeszcze powysiewała tam różne maki i inne dzwonki, takie łąkowe kwiaty. Mieli sporą działkę z tyłu a z przodu niewielki spłachetek – we wsi ludzie zaczęli brać przykład, i bardzo dobrze.
O przetworach owocowych i warzywnych mogę sobie jedynie pomarzyć. Pozostają jedynie wspomnienia czasów gdy Bunia zamykała w słoikach smaki oraz kolory lata i jesieni. Na półkach spiżarni słoiczki i weki dżemów, galaretek, kompotów, konfitur i mych ulubionych acz pilnie przez Bunię strzeżonych owoców kandyzowanych. A niżej buteleczki soków. I to jakich soków!
Oddzielne półki przeznaczone były na warzywa i pikantne dodatki. Różne sałatki, gruszki i śliwki w occie, ogórki w occie i kiszone, korniszony, dynia na słodko i ostro, całe pomidory, przeciery pomidorowe, a także gęste soki. I oczywiście grzyby. W occie i kiszone.
Były także weki mięsiw wszelakich na rożne sposoby.
Przygotowanie tych cudowności zabierało sporo czasu lecz ich smak był niezrównany.
Sama też swego czasu robiłam przetwory lecz na zdecydowanie mniejszą skalę niż Bunia. Dżemy i konfitury z wiśni, truskawek, malin i jeżyn; galaretki z czerwonych porzeczek, grzyby i śliwki w occie. Niestety, nigdy nie potrafiłam zrobić owoców kanyzowanych.
Szczytem mych osiągnięć na tej niwie był dżem z poziomek. Do tej pory pamiętam jego smak i aromat.
Aussieland zdecydowanie zahamował me zapędy przetwórcze. Z prostego powodu – cen i smaku owoców.
Wiśnie – jak już niejednokrotnie wspominałam – tylko w wyspecjalizowanych sadach (farmach); truskawki, nawet te ślicznościowe, takie-jakieś bezsmakowe; maliny, porzeczki, borówki amerykańskie zdecydowanie odstraszają ceną.
Truskawki z przydomowego ogródka, z uwagi na ilość, przeznaczone do bezpośredniej konsumpcji. Porzeczki takowoż. Choć jednego lata, po obfitych zbiorach, mogłam zrobić kilka słoiczków galaretki.
Pozostają cytryny. Zbiory tak obfite, że obdarowujemy sąsiadów. A sama przerabiam na soki, cytryny w syropie, a nawet, dzięki podpowiedzi Danuśki, zrobiłam limoncello.
No i duma Wombata – granaty. W tym roku, po raz pierwszy zrobiłam galaretkę. Sok z granatów plus cukier i w słoiczkach delikatna, przezroczysta, rubinowa, słodko-kwaskowa ambrozja. Doskonała do pieczywa, deserów, wędlin i pieczeni.
Krystyno, Wloszka upiekla latwiejsze ciasto bretonskie o nazwie far. Jest to jak powiedzial kiedys moj znajomy Polak zakalec z suszonymi sliwkami. Kiedys pieklam dosyc czesto far, bo go lubie ale ostatnio mi przeszlo.. Jeszcze o spotkaniu u Wloszki, juz dawno nie widzialam tak pieknego dworku jak u niej. Tutejsze dworki sa z kamienia a ten ma wyjatkowo ladne otoczenie i jest ladnie odnowiony.
Na przeciw mojego domu jest trawnik, ktory latami byl regularnie koszony a od 5 lat rosnie sobie przy minimalnej interwencji sluzb porzadkowych. Raj dla owadow ! Trawa zostanie skoszona przed rozpoczeciem szkoly, obok jest liceum.
Bede miala duzo malin i ze dwie garsci pozeczek. Niektore juz sa czerwone.
Spoznione zyczenia Malgosiom. Wczoraj mialam utrudniony dostep do komputera.
porzeczek
Kilka dni temu echidna pisala o drzewie “serviceberry”. U nas jest to dziko rosnacy krzak lub drzewo z ktorego owocow mozna robic bardzo smaczny dzem. Zasady sa takie same jak dzem z jagód. Dojrzale owoce sa fioletowego koloru chociaz ptaki juz zaczynaja zjadac czerwone owoce.
Owoce serviceberry to ulubiony przysmak ptakow o nazwie jemiołucha (waxwing).
Na zdjeciu jemiołucha zjada owoc serviceberry.
https://birdbrainsanddogtales.files.wordpress.com/2019/07/cedar-waxwing-serviceberry-in-mouth-lr.jpg
Miejscowi Indianie od pokolen zrywaja owoce serviceberries. Jednym z zastosowan było wytwarzanie “pemmican”. Pemmican to ususzone mięso z roznymi ziolami i owocami. Pemmican byl metoda przechowywania miesa przez dlugi okres czasu kiedy nie było lodówek a sól nie byla znana.
Teraz kawałki pemmican sa sprzedawane w niektorych indianskich sklepach jako atrakcja turystyczna.
W Dniu Imienin Małgorzaty
Małgorzatom, Małgośkom, Gośkom, Margaritom i Ritom dedykuję
echidna©2021
Małgorzacie pod nogi perły rzucano
Margaricie pereł zawsze było mało
Rita sznurami pereł szyję zdobiła
Małgośka z klejnotu nic sobie nie robiła
dziś ludzie co w gusła i zabobony wierzą
perły ilością gorzkich łez wylanych mierzą
dla starożytnych symbol władzy i doskonałości,
bogactwa, wiecznej miłości i ducha czystości
w arabskich krajach w legendach rojono
że to światło księżyca w rosie uwięziono
Biblia króla Jakuba mówi, że z pereł wykonane Wrota do Raju
wiodą szlachetne dusze wprost do niebiańskiego kraju
greckich korzeni sięga imię Małgorzatka
margarites czyli perła i już rozwiązana zagadka
nie bójcie się pereł na swej szyi miłe Panie
to Wasz kamień szlachetny, nic się Wam nie stanie
biel i zieleń to kolor dla Was zalecany
rośliny: poziomka i lotos (w Polsce niezbyt znany)
Echidno, ja co prawda lutowa, ale wierszyk bardzo mi się spodobał. Perły mam, a jakże ale rzadko noszę. Biel lubię, zieleń mniej.
W naszym domu Mama robiła przetwory, były to wszelkie fasolki i inne warzywa na zimę, jedne w słoikach, inne kiszone oraz mniej więcej 200 słoików śliwek węgierek, mirabelek, gruszek i pewnie jeszcze czegoś. To były litrowe weki i rzadko kiedy cokolwiek doczekało lata, zwłaszcza mirabelki, wynosiło się to z piwnicy i zjadało bez rozcieńczania, prosto ze słoika.
W moim domu robiłam to ja, na małą skalę, ale zawsze to. Teraz nie chce mi się, bo nie mam dla kogo, nie jemy dżemów, powideł, ja od stu lat nie, bo mi się przejadło (w rodzinnym domu zawsze były jako ratunek – jak nic nie ma, to jest chleb, masło i dżem).
Tutaj jeździliśmy na farmy i sami zbieraliśmy truskawki, ale tylko niewielką ilość, zawsze i tak wystarczyło na konfitury. KONFITURY, podkreślam, bo to jest wyższa szkoła jazdy, niż dżemy. Tak jest, delikatnie wstrząsałam te truskawki przez 3 dni w szerokim naczyniu 😉
https://www.youtube.com/watch?v=rKqLAVyRaXw
Byłam na spacerze, jeszcze słonecznym, teraz od zachodu nadciągają ciemne chmury. Prognozy nie są optymistyczne, bo ostrzegają przed burzami z gradem do 3 cm.
Ceny niektórych warzyw przyprawiają o ból głowy, bób kilogram 40 zł, fasolka szparagowa 30.
W stanie Washington rowniez nazywany Evergreen State wprowadzili nowa metodę zachęty aby sie zaszczepic na Covid. Każdy kto sie zaszczepi dostanie za darmo skręta. (Ukonczone 21 lat).
Serviceberry, o której wspominała Orca, to po polsku świdośliwa; najpopularniejsza odmiana to kanadyjska, w Polsce podobno jest coraz bardziej popularna, ale ja jej nie znam , nie rośnie też u moich znajomych. Wygląda bardzo ładnie.
elapa,
poszukałam przepisu na ciasto far, jest bardzo proste, ale rzeczywiście wygląda trochę zakalcowato, bo jest niskie. Moje wczorajsze ciasto marchewkowe wyrosło porządnie, ale potem opadło. Zjeść się da, jest wilgotne i zawiera rodzynki, więc właściwie nie wiadomo, czy jest w nim zakalec. Zacznę piec ciasta biszkoptowe z truskawkami, w małej formie, żeby wystarczył dla 2 osób na 2 dni.
Zieleń tej wiosny istotnie jest bardzo bujna, będzie dużo jarzębiny, czarnego bzu. Ale wśród traw i krzewów czają się jak co roku kleszcze. W domu już wszyscy mieliśmy w nimi kontakt. Ale przecież z tego powodu nie zamknę się w domu. Po prostu trzeba bardzo często oglądać się. Nie ma innego wyjścia.
Krystyno, z farem to jest tak jak z sernikiem, opadnie czy nie opadnie. Ten co jadlam we wtorek byl wysoki. Aby nie opadla to najpierw trzeba wstawic do bardzo goracego piekarnika a pozniej obnizyc temperature. To przepis a w praktyce to roznie bywa.
Ranek zaczal sie od mzawki a pozniej bylo slonce i dosyc cieplo. Jest duzo turystow, ale cudzoziemcow jak na lekarstwo. Znikneli Anglicy, Belgowie i Niemcy. Przy ladnej pogodzie tarasy sa oblezone i trudno o miejsce aby sie czegos napic.
Na kolacje przygotowalam faszerowane baklazany, duzo przy tym pracy ale lubie je.
Krystyna,
świdośliwa jest latwa do rozsadzenia. Korzen tych drzew roztasta sie w wszystkich kierunkach jak siatka. Jeśli dostaniesz gdzies kilka centymetrow korzenia o grubosci 1/2 centymetra wsadz go do duzej donicy dobrej jakosci ziemi i podlewaj. Jesli masz ogrod to jeszcze lepiej.
Trzeba pamietac ze korzenie rozchodza sie pod ziemia we wszystkich kieunkach.
W czasie popołudniowego spaceru wypatrzyłam niedaleko mojego domu drzewko bardzo przypominające świdośliwę; rośnie wciśnięte pomiędzy inne drzewa, więc nie ma naturalnego kształtu, a kwiaty dopiero przekwitają, więc pełna identyfikacja na razie nie jest możliwa/ liście są bardzo podobne/. W moim ogródku nie mogłabym posadzić tej rośliny, bo jest nieduży i już dość gęsty, ale znalazłabym jakiejś miejsce poza ogródkiem, albo spróbowałabym z dużą donicą.
Krystyna,
Ta roslina duzo nie wymaga. Pieknie wyglada kiedy kwitnie i rowniez kiedy owocuje. Kwiaty z daleka wygladaja jak jasmin (mock orange). Zapach kwiatow jest bardzo przyjemny.
24c, słońce i w ogóle piękna pogoda, bez zbędnej wilgoci.
Orca:
„W stanie Washington rowniez nazywany Evergreen State wprowadzili nowa metodę zachęty aby sie zaszczepic na Covid. Każdy kto sie zaszczepi dostanie za darmo skręta. (Ukonczone 21 lat)”
Dziwię ludziom, którzy nie chcą się szczepić, żeby uniknąć nieprzyjemności pod nazwą covid. Marycha w niektórych stanach jest legalna, podobnie jak u nas – nawet mamy sklepy dwa! Nielegalna jest uprawa i produkcja oraz zyski z tego. Podobnie jest z alkoholem – możesz sobie robić wino czy pędzić bimber, ale tylko dla własnej konsumpcji. Chodzi ponoć o to, że są to substancje spożywcze i nieumiejętnie produkowane mogą spowodować czyjąś śmierć. Takie dyrdymały, a przecież chodzi o to co zawsze, kiedy nie wiadomo, o co chodzi – o pieniądze!
I dlatego rząd ma na to monopol.
Muszę się rozejrzeć za tą świdośliwą… Na pewno gdzieś w okolicy jest!
p.s.Te dwa sklepy z marychą są w Kingston oczywiście, na pewno w Toronto czy Ottawie jest ich więcej. Ja nie palę – spróbowałam 2 razy w życiu i nie jest to coś, co by mi robiło dobrze, a nawet lepiej.
Dzisiaj nad ranem opuściliśmy nasz gościnny kemping w Roguennic, a wczoraj w ramach pożegnalnej kolacji zjedliśmy dwie bretońskie specjalności-naleśniki z ementalerem, szynką i sadzonym jajkiem oraz sławne ciasto kouign amann. Stolicą tego deseru jest miasto Douarnenez i tam właśnie wybraliśmy, aby je kupić wraz z naszymi francuskimi znajomymi. Ciasto nie należy do lekkich i dietetycznych, o czym już chyba wspominała Elapa, ale jest bardzo smaczne. Jeden niewielki kawałek zaspakaja całkowicie potrzebę zjedzenia czegoś słodkiego na zakończenie posiłku 🙂
Poniżej filmik, który pokazuje jak przygotować kouig amann: wyrabiamy ciasto, jak na pszczenny chleb (mąka, drożdże, woda, sól), a potem cały myk polega na wtłoczeniu w to chlebowe podłoże kostki masła i sporej ilości cukru!
https://www.youtube.com/watch?v=YDsPMiDruSU
A gdyby jeszcze Was nie znudzily zdjęcia z Bretanii to podrzucam kolejną fotorelację:
https://photos.app.goo.gl/yZ2cq8tgcV4cnHnj6
Spacer barką trafil nam się zupełnie przez przypadek. Zostaliśmy spontanicznie zaproszeni na pokład barki prowadzącej rekonesans terenu przed zbliżającym się wakacjami. Po prostu los zrządził, iż znaleźliśmy się w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu. To była krótka, ale niezwykle przyjemna przygoda 🙂
Przed nami jeszcze mały wypad do bretońkich kurortów oraz chwila w Normandii.
Finistere zawsze będzie mi się kojarzyć z książką Moniki „Matka wszystkich lalek”.
I z Bretanią w ogóle.
Serdeczne dzięki za fotosprawozdawczość 🙂
Miłego dalszego pobytu!
Ha ha… właśnie czytam książkę Katarzyny Grocholi „Pocieszki”. Bardzo polecam – jak to Grochola, doskonałe spojrzenie na różne sprawy. Ta książka to zbiór opowiadań o… No właśnie!
Takie nieplanowane przygody, Danuśko, jak Wasza z barką, z reguły są pełne uroku i pozostawiają niezapmniane wrażenia.
Kamieniczki miasteczek (a może miast?) czarowne i pełne historii, jak ta najstarsza, z XVI wieku kamienica Seneschala w Carhaix. Już same drewniane, naruszone zębem czasu „kariatydy” (tak je roboczo nazwałam, bo płaskorzeźbą ani reliefem nie są), wskazują na wiek domu. Pewnie w czasach świetności pyszniły się kolorami.
Murale nie zawsze są, jak to anglicy mawiają, „my cup of tea”, ale ten nad piekarnią nieco mnie rozbawił. Skojarzyłam sobie z bajką o Małgosi i Jasiu – Jaś dawno na wolności, a Małgosia nadal siedzi gdzieś w dziurze na zapiecku. Ciepło to i minę ma całkiem zadowoloną.
Figurynka Bretanów (czy to jest górnik?) w stylu naszych porcelanowych figurek z Ćmielowa.
Dzięki piękne za letnie klimaty Bretanii, kamiennych miasteczek i pysznych kolorów kwiatów, wody i zieleni.
Pozdrowienia dla Alaina. Na marginesie: czy wiedział o swoim patronie?
Małgosiu, cieszy, że rymy podobały się Waćpani. Do trwają do Twych imienin z pewnością. A biżuterię ma się po to by nosić.Perły praktycznie pasują do wszystkiego, nawet jeansów. Noś. Proszę.
Dotrwają oczywiście, bez odstępu.
21c, słońce.
Zacznę od wina – wiecie, że w starożytnej Grecji picie wina bez dodatku wody morskiej było uważane za barbarzyństwo??? Wino pito wyłącznie z dodatkiem morskiej wody w stosunku 1:3
No coś podobnego 😯
Nie mam wody morskiej, ale mam sól morską i kusi mnie, by zaeksperymentować 😉
W sprawie pereł – takoż mam i bardzo rzadko noszę, ale moje perły są te hodowane, troszkę nierówne (moja siostra mówi – robaczywe), ale za to naszyjnik jest ciekawie zrobiony, w „serek”. Mam też kilka sznurów różnej grubości sztucznych pereł, ale takich sztucznych, że zęby bolą – były mi potrzebne na jakiś bal sylwestrowy i należąło się ubrać na lata dwudzieste, lata trzydzieste, a wtedy bez pereł i stosownej cygaretki do papierosów ani rusz!
hm…. raczej – cygarniczki. Koniecznie takiej długiej, jak ta, którą miała Katharine Hepburn w „Śniadaniu u Tiffaniego” 😉
Oj, nie ta Hepburn! Audrey!!!
Trzy metody rozsadzenia (propagate) świdośliwy
https://www.oregonlive.com/hg/2009/09/propagate_serviceberries.html
Danuska, jezdziliscie po dobrze mi znanych okolicach. Juz kiedys pisalam, ze moja francuska rodzina mieszkala w Douarnenez. W zamku Trevarez bylam kilka razy. W ostatnich latach jezdzilismy tam w maju aby zobaczyc kwitnace azalie i rododendrony. Piekny park. Zamek widzialam pierwszy raz w 1976r. mial wtedy duza dziure po lewej stronie w dachu. Anglicy zbombardowali zamek w ktorym wypoczywali marynarze z lodzi podwodnej. Jak wracali do bazy do Brestu lub Lorient to ich wysylano do odludnego zamku aby nie mieli kontaktu z Francuzami lub Francuzkami. Aby umilic im zycie sprowadzil im panienki z Niemiec. Przez kilka lat w zamku organizowano wystawe szopek, pojechalismy raz, wsrod eksponatow byla polska szopka.
Kamienne budowle są dobrze znane w Kingston, nie bez kozery zwane „Limeston City”! Bardzo lubię, a nawet kocham to miasto, bo jest takie „ujutne”, bez wielkomiejskich zapędów, mimo że było pierwszą stolicą Kanady. No i było nie było, przez 39 lat wrosłam tu…
https://photos.app.goo.gl/QWqhcsZmCtFG2Wsy6
p.s.Te niemal białe, kamienne domy to właśnie wapień (limestone).
Przedstawiam stronę „starszego brata” naszego Maćka. To jest hobby, pasja, a także czasem praca:
https://stoncel.com/
Ktoś zasiał mak???
Jakbyś nie wiedziała. Baba!
„Idem do łogródka.” Rżnąć. Trawę.
Ano prawda – dziadek wiedział, nie powiedział, a to było tak! Siała baba mak…
U mnie noc głucha, ale witaj, kobieto pracująca down under – przyjemnego rżnięcia
trawy, moja też już się dopomina, ale to nie moje zajęcie.
Tymczasem Jolinkowi i Haneczce Imieninowe serdeczności, słońca i pogody ducha, zdrowia i wszelkich przyjemności, a toastować będę o jakiejś godziwej porze, wyśpiwszy się pierwej. Sto lat, dziewczyny 🙂 🙂 🙂
Wszystkim Jolantom podczytującym równie serdeczne życzenia 🙂
Dobranoc!
Etymologia imienia Jolanta nie została jednoznacznie ustalona. Przyjęło się, że pochodzi z greki, gdzie źródłosłów tworzy „ion” czyli „fiołek” oraz „anthos” – „kwiat”. Jolanta oznaczałaby więc „kwiat fiołka”. Fiołek jest kwiatem o ciekawej symbolice, którą kobieta o imieniu Jolanta powinna poznać. W tradycji chrześcijańskiej wyraża skromność, cnotę i pokorę, wdowieństwo i ascezę. Jako że jest kwiatem, który szybko przekwita utożsamiany jest również z przemijaniem, żałobą. Dla Greków fiołek był natomiast symbolem wiosny oraz stanowił atrybut bogini mądrości Ateny. Mieszkańcy Hellady wierzyli też, że fiołki chronią przed upiciem się, migreną i kacem. Ciekawostką jest fakt, że w tradycji greckiej określenie pięknych kobiecych piersi „iokolpos” związane jest z fiołkami („piersi fiołkami pachnące”).
Imię Jolanta może wywodzić się też od germańskiego imienia męskiego Wiolant, którego źródłem jest anglosaski czasownik „veljan” oznaczający „łączyć, zaślubiać”.
Zgodnie z etymologią literacką, Jolanta pochodzi od węgierskiego źródłosłowu „jo leany”, czyli „dobra dziewczyna”.
W Polsce imię pojawiło się w XIII wieku, najpierw w 1277 roku jako Jolenta, a około 20 lat później jako Jolanta.
(To wzięte z internetu 😉 )
Uściski imieninowe dla Jolinka i Haneczki oraz najserdeczniejsze życzenia zdrowia, pomyślności, pogody ducha.
Byłam na spacerze, niestety sporo powalonych drzew i połamanych gałęzi po sobotniej nawałnicy. Komarom to nie zaszkodziło, atakują ostro.
Dziś w planach obiadowych pierwszy w tym roku chłodnik, mam już prawie wszystkie składniki, trzeba je jeszcze tylko pokroić.
Maleńka prośba do Blogowej Braci
,mi.echidna ©2021
tak się jakoś poplątało
że ostatnio jest nas mało
przy Blogowym Stole
nad czym wielce „bolę”
z kim imieniny świętować
by naszą tradycję zachować
urodzinowy tort podzielić
i blogowiczów wirtualnie obdzielić
odzywajcie się miłe Panie i mili Panowie
co nowego pichcicie, jak tam Wasze zdrowie
bo choć pandemia pokrzyżowała zjazdowe plany
zawszeć to miło gdy wirtualnie porozmawiamy
Imieninowo haneczce i Jolinkowi
echidna©2021
haneczce, co niedawno się odezwała
że wcale o nas nie zapomniała
Jolinkowi, co na urlop blogowy pojechała
i wirtualnie dawno nam nie pomachała
w dniu tak wielce urokliwym
Dniu Imienin Wam życzliwym
stawiam się z tortem wspaniałym
wielopiętrowym, słodkim, udałym
jak chmurka lekki i puchowy
czekoladowo-waniliowy
pianką z bitej śmietany przybrany
i migdałkami obsypany
biały obrus na stole już rozłożony
w rumianki i fiołki przystrojony
szampan w wiaderku się mrozi
słodkość tortu załagodzi
przy szampanie, winach, kwiatach
uchylam Wam pół świata
by Wam wszystko się spełniało
a złych wokół połamało
by w pogodę, deszcz czy wiatr
zawsze był przychylny świat
zdrówko służyło znakomicie
by szczęśliwe było życie
wraz z Wombatem echidna Wam życzy
słońca, zdrowia, fortuny i życia słodyczy
Nic nie gotuje, wyciagam z zamrazalki, bo trzeba ja odmrozic.
Dzisiaj zjadlam pierwsza maline z krzaka i kilka porzeczek. Malin jest tak duzo, ze chyba zrobie kilka sloiczkow.
Jolinku, Haneczko wszystkiego najlepszego. Wracajcie szybko na blog.
Teraz znikam, bo mam zajecie a wieczorem chyba bede ogladala mecz Francja- Niemcy. Brat z Polski przed chwila powiedzial mi, ze nie wie komu kibicowac, jedna siostra mieszka w Niemczech a druga we Francji.
Najlepsze życzenia dla Haneczki i Jolinka ! Powtórzę za elapa – wracajcie szybko do nas.
echidna jak zawsze potrafi doskonale wyrazić swoje myśli w wierszowanej formie.
Dziś dietetycznie jem warzywa, a mężowi wydobyłam z zamrażalnika fasolkę po bretońsku.
Kilka dni temu gotowałam botwinkę i choć bardzo ją lubię, irytuje mnie jej gotowanie, a właściwie doprawianie – najpierw jest mdła, potem za mało kwaśna, potem zbyt kwaśna. Doprawianie i smakowanie nie ma końca. W tym roku nie będę chyba jej już gotować. Natomiast doszłam do jednego wniosku, że do botwinki lepsza jest śmietana z kartonika niż ta z plastikowego pojemniczka. Z kartonika jest słodsza.
Z owoców nadal królują truskawki, choć nie są takie słodkie jak na początku sezonu. W sklepach są już morele i płaskie brzoskwinie z Hiszpanii i Grecji, borówki amerykańskie. Podobno zapowiada się urodzaj polskich owoców.
Orca,
krzew, który podejrzewałam, że może być świdośliwą, jest nią rzeczywiście. Obejrzałam go dziś kolejny raz, ma już małe owoce na długich ogonkach. Jest wciśnięty pomiędzy młode świerki, wiec warunki ma niekorzystne, ale jakoś sobie radzi.
Przyjemnie jest obchodzić swoje święto w tak pięknym miesiącu. Serdeczności dla naszych Solenizantek, dużo kwiatów, słońca i radości. Pachną jaśminy, za chwilę lipy…
Ja też namiętnie gotuję botwinkę, doprawiam ją głównie cytryną. Szparagi na różne sposoby, no i truskawki, wyjątkowo pyszne w tym roku, choć ciut za drogie. Ale już cena bobu poszybowała w chmury, jeszcze poczekam 🙂
Dziękuję za pamięć i życzliwość. Też o Was pamiętam.
Jolinku, pomachanko!
Jolinku, haneczko,
wszystkiego najlepszego na imieniny!
Zdrowia Wam zycze ponad wszystko.
Szczescia troche tez sie przyda.
Naszym Solenizantkom-Jolinkowi i haneczce przesyłam najserdeczniejsze uściski i słoneczne pozdrowienia z Normandii.
Kończymy naszą francuską wędrówkę w Fecamp-stolicy „Benedyktynki”: https://tiny.pl/r3znb
A zatem to właśnie kieliszkiem tego trunku wznoszę toast za Wasze zdrowie 🙂
„Benedyktynkę” czyli ziołowy trunek o bursztynowej barwie i miodowo-gorzkim posmaku „odkrył na nowo” Aleksander le Grand, kupiec win i kolekcjoner sztuki sakralnej, przyniosło mu to sławę i wielką fortunę.
Zdrowotny eliksir złożony z 27 ziół wynalazł, jak wieść niesie, w 1510 roku w opactwie benedyktyńskim w Fécamp włoski mnich i alchemik Dom Bernardo Vincelli. Zakonnik próbował ratować współbraci podczas szalejącej w okolicy epidemii malarii. Receptura była przez wieki pilnie strzeżoną tajemnicą benedyktynów, aż podczas rewolucji francuskiej zaginęła, ale okazało się, że nie bezpowrotnie, Alexandre Le Grand utrzymywał, iż w jednej ze starych ksiąg w swojej bibliotece w roku 1863 znalazł tajemniczą kartkę. Miała zawierać notatki na temat składu zdrowotnej nalewki włoskiego mnicha. Po wielu staraniach udało mu się zrekonstruować dawną recepturę i rozpocząć produkcję likieru, który w hołdzie dla mnichów nazwał Benedyktynką.
Czy ta opowieść jest prawdziwa, nie wiadomo. Jedno jest pewne-Benedyktynka sprzedawała się znakomicie i aby dodać jej jeszcze więcej splendoru Le Grand postanowił wznieść Palais Bénédictine-pałac na cześć sławnej nalewki.
Prawdę mówiąc trzeba było niemałej odwagi, a może i odrobiny szaleństwa, aby wznieść tę imponującą, ekstrawagancką budowlę. Palais Bénédictine jest inspirowany gotykiem, renesansem i secesją jednocześnie. W pałacu do dzisiejszego dnia produkuje się ten sławny trunek, a część jego sal zamieniono w muzeum. W ramach zwiedzania obowiązkowa degustacja! „Benedyktynka” występuje w różnych odmianach i tak na przykład na rynek amerykański produkowana jest z dodatkiem brandy. Co ciekawe obecnie największym odbiorcą tego likieru są kraje Azji południowo-wschodniej.
Echidno-rzeczywiście te bretońskie figurki przypominają nasze z Ćmielowa.
Obie postacie są ubrane w tradycyjne stroje ludowe, ten męski strój wygląda tak:
https://tiny.pl/r3z89
W Bretanii nie było i nie ma górników, to kraina rybaków i rolników.
Zielone to lato rzeczywiscie jakos bardziej. Jakos bardziej niz te poprzednie. Bo upalow jeszcze nie bylo i ladnie popadalo. Na trawniku przed blokiem zauwazylem w ubiegly piatek grzyby. To nic nowego, bo to dla mnie kazdego roku zwiastuny i chodze pare dni pozniej do lasu. Lecz, zamiast zwyklych kozlakow lub nieznanych jakichs rodzajow podgrzybkow, tym razem sa to autentyczne borowiki – ceglastopore. Czy nie czas wybrac sie na borowiki? Czy to nie ten czas, te pare dni na wczesne grzybobranie? W ostatnich latach byly juz takie susze, ze mowy nie bylo o prawdziwkach przez reszte sezonu.
Chyba zanudzam, bo na ekranie Niemcy – Francja.
I jeszcze fotorelacja z Fecamp:
https://photos.app.goo.gl/A9PFofxxuxa9gJESA
Elapa-domyślam się, że nasze bretońskie odkrycia to dla Ciebie chleb powszedni.
Mieszkasz w pięknym miejscu na ziemi, trochę Ci zazdrościmy 🙂
Jolinku i Haneczko – wszystkiego najlepszego!!! 🙂 Czekam na Wasz powrót.
Jolinku – przegapiłam zawody w Poznaniu, bo nikt mi nie przypomniał 😉
https://youtu.be/j983VLBdRwk
https://youtu.be/-zhce7SxK20
https://youtu.be/U3_nNAMNr1c
…to jest piosenka dnia 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=NpZHBMjyzN0
https://youtu.be/Rpa0KfaDnpc
https://youtu.be/b9cENo-eUzs
https://youtu.be/cGfW1TJJeTw
bardzo dziękuję za życzenia i wszystkim pomachanko …. 🙂