Życie na ćwierć gwizdka
Nie jestem jednostką zanarchizowaną i nie z własnej woli poszłam wczoraj do wielkiej galerii handlowej. Nie miałam zamiaru paść oczu modą, ani nabywać czegoś szalonego. Nie. Po prostu kupione przez internet książki oczekiwały na moją przyjaciółkę w EMPIKU. Przez cały czas wizyty w pustej galerii czułam się, jakbym była na planie fantastycznego filmu. Porażający brak ludzi w miejscu zazwyczaj ludnym i tętniącym życiem. Trzymając się wyznaczonej taśmami drogi wjechałam na ostatnie piętro galerii, gdzie na parkingu pod chmurką stało kilkanaście samochodów. Windą mieszczącą kilkanaście osób, a obecnie przewożącą tylko 2 osoby zjechałam na parter.
Sąsiadujący z księgarnią, załadowany po brzegi, a niekiedy również występujący z brzegów spożywczy supermarket był także bezludny, zaledwie kilkanaście osób kręcących się wśród gór jedzenia. I przyszło mi na myśl, że całe to bogactwo musi ktoś produkować, dostarczyć. Pomyślcie, że przez cały rok pandemii nie mieliśmy ”przejściowych braków” będących specjalnością gospodarki z czasów mojej wczesnej młodości. Poczułam się jak w świecie „Seksmisji” ,pomyślałam : „gdzieś istnieje życie” produkujące to wszystko, normalne, zabiegane, bez przemożnej trwogi o życie i zdrowie, jaka jest udziałem nas, mieszkańców dużych miast. I to była krzepiąca refleksja.
Moja wycieczka do tego gigantycznego pustego, straszącego przestrzenią miejsca miała jeden doskonały skutek. Ponieważ ostatnimi czasy kompletuję księgozbiór najmłodszej członkini mojej rodziny, prawnuczki Julii, skorzystałam z okazji i kupiłam jej zauważone w Empiku dzieło cenne, mądre i jakże przydatne, mianowicie kolorową książeczkę pod tytułem „Siku na nocniku”. Nie wahałam się ani chwili. Wyszłam z galerii zadowolona, mimo grozy scenografii wiedząc, że kupiłam przydatną książkę i potwierdziwszy fakt istnienia życia poza pandemicznym spowolnieniem.
Znakomite zaopatrzenie w sklepach spożywczych skłania do zainteresowania się nie tylko oglądaniem, ale i kupowaniem tego, na czym spocznie oko. I dobrze. Jeszcze lepiej jednak, że jak wynika z czynionych przeze mnie badań terenowych, oprócz podziwiania zabawiamy się gotowaniem.
W moim przypadku przejawia się to zainteresowaniem starą polską kuchnią: jak kurczak na obiad, to z frymuśnym nadzieniem, jak ryba, to po polsku, gotowana, polana masłem i posypana siekanym jajkiem na twardo, jak pieczeń, to marynowana na fantazyjne sposoby. Ale prawdziwą uciechą dla uczestników moich wyczynów stają się kluchy, których dotąd prawie się nie jadło, zwłaszcza różnego rodzaju ziemniaczane delicje. Ponieważ praktyka czyni mistrza nie przeżywam już rozterek, czy kopytka nie rozpadną się w wodzie albo czy śląskie będą dość gumowe a szare nie staną się ciapowate. Wszystko jest jak trzeba, jedyne zmartwienie, że te frajdy „raz na ludowo” zmienią biesiadnikom figurę. Ale o to będziemy się martwić dopiero po niedługim (?) końcu pandemii. Na razie smacznego!
Komentarze
https://www.youtube.com/watch?v=fuMHHk27CEw
To prawda pandemią, pandemią, a życie, wprawdzie na ćwierć czy na pół gwizdka toczy się jednak dookoła.
Alicja ma dzisiaj urodziny, o czym usiłuje nam chyba dyskretnie przypomnieć 🙂 🙂
Jolinek już bladym świtem złożyła by Alicji życzenia, bo o alicjowym święcie by nie zapomniała, pilnując pilnie kalendarza.
Alicjo-wszystkiego najlepszego! Świętuj radośnie i wiosennie:
https://www.wooder.com/storage/tips/wiosenne_kwiaty_w_ogrodzie_3huacb.jpg
Dziewczyny-dziękuję za miłe słowa. Z tego wszystkiego czuję się z lekka skonfundowana 😳
Alicjo, wielkie dzieki za to nagranie. Jeden z komentatorow napisal: Panie Piotrusiu, za kolezanki tez! Zawsze lubilam Fronczewskiego.
Alicjo, wszystkiego najlepszego i pijmy wino !
Ja nie jestem anarchistka, ale jestem archiwistka.
Uświadomiłam to sobie wczoraj, kiedy gadając z Jerzorem o czymś tam…
https://photos.app.goo.gl/SFHVPikEwie1PEpM7
To są wszystkie listy od Taty, które dostałam, będąc już tutaj – nie mam listów w czasach Austrii (a szkoda…).
Popłakałam sie troszeczkę. O czym rozmawialiśmy? O tym, że kiedyś tam sto lat temu na wsi spokojnej i niewesołej specjalnie takich wsiowych głupków (szlachta to było to!) jak mój Tata (rocznik 1926) uczono kaligrafii. Pan Jerzor z wielkiego miasta Złoty Stok zauważył, że mimo, że magister, ale nauk takich nie pobierał.
Ja też nie, ale całe życie miałam szacunek dla tych, co mają odczytać te moje tetam, na kolanie spisywane. Teraz jest prosto – klepie się.
p.s.
No wreszcie się wprosiłam nachalnie!
Piosenka Osieckiej jest znakomita w wykonaniu Piotra, ale jest też inna wersja:
https://www.youtube.com/watch?v=q1n6mbivDjA&list=RDq1n6mbivDjA&start_radio=1&t=44
Oraz jeszcze inna, za moment
https://www.youtube.com/watch?v=TqFUe4xtVo8&list=RDq1n6mbivDjA&index=3
Alicjo, Twoje zdrowie, pora u nas stosowna. Wszystkiego najlepszego, zdrowia i wymarzonych podróży. Oby tylko ta pandemia poszła precz, czego życzę nie tylko Tobie, ale i nam Wszystkim!
Jakby co, to to jest moja ulubiona piosenka:
https://www.youtube.com/watch?v=KaOC9danxNo&list=RDMM&start_radio=1
Małgosiu,
no właśnie. Z wiekiem zauważam, że latanie mi już nie służy, te 8 czy ileś godzin na pokładzie samolotu… Najdłuższa podróż była właśnie do Japonii. 13 godzin z Chicago do, a do Chicago też trzeba było polecieć.
Kocham tego faceta z powyższego sznureczka, chyba Wam pisałam, że on nadawał nam codziennie w tv raporty… pewnie to jest gdzieś na youtubie, ja jak nie oglądam tv , tak jego raporty z kosmosu – religijnie!
https://www.youtube.com/watch?v=UG3r2_QOfRg
…oraz moja ulubiona autorka, Agnieszka, i najlpesza wykonawczyni jej piosenek
Jest cudnie!
…tu jest o książkach i czytaniu 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=c6jd1ppJ7xM&t=103s
Pierwsze primo i na potrzecie!
I jak tu nie kochać Janka Kosa! 🙂
Alicjo, wszystkiego najlepszego.
Pamiętam ten koncert „na żywo” na stadionie Wembley – na żywo, to znaczy w tv…
https://www.youtube.com/watch?v=t99KH0TR-J4&list=RDt99KH0TR-J4&start_radio=1&t=0
To było znakomite widowisko. I znakomity zespół.
Nachalna jestem, ale co tam… Freddie miał głos operowy, co kiedyś udowodnił, śpiewając z Monserat Caballo („Barcelona”), ale ja słucham akurat tego:
https://www.youtube.com/watch?v=_Jtpf8N5IDE&list=RDt99KH0TR-J4&index=2
Wszystkim dziękuję za życzenia, postaram się dożyć 😉
Jak mus to mus!
Może być jabłkowy 😉
Alicjo, serdeczności urodzinowe 🙂
Alicja – wszystkiego dobrego urodzinowego, nadmiaru beztroski i dobrego winka!
Alicjo,
wszystkiego dobrego z okazji urodzin, a najwięcej – zdrowia !
Listy pisane odręcznie to pamiątki jeszcze naszego pokolenia. Też mam trochę listów i pocztówek o Taty/ bo to on zajmował się w domu korespondencją/. Młodzi już chyba zupełnie nie piszą takich listów, chyba że jacyś uparci tradycjonaliści.
Danuśka, Eva 47,
dzięki z informacje o pomniku i mieście 3 muszkieterów. Bardzo lubiłam tę książkę i jej kontynuację ” Dwadzieścia lat później”. Teraz ta lektura jest chyba w odwrocie, ale w telewizji dość często można obejrzeć jej różne wersje filmowe. Dwa lata temu gdyński teatr pokazał historię muszkieterów w wersji unowocześnionej. Wnukowi podobała się.
A dla wszystkich z nas – słowa napisał Andrzej Poniedzielski do znanej nam muzyki… i zaśpiewał to z Magdą Umer. Czy można więcej wymagać od piosenki?
A przytoczone słowa portugalskiego reżysera można sobie przyswoić jako credo, zwłaszcza w tych trudnych czasach – „młodość przychodzi z wiekiem”. Słucha kto chce, ja chciałem i nie żałuję!
https://www.bing.com/videos/search?q=umer+poniedzielski+t%c4%99sknij+za+kolejnym+dniem+youtube&view=detail&mid=3F32F6612AE2F87B6FB73F32F6612AE2F87B6FB7&FORM=VIRE
Znowu wtrącając się do opowieści Danusi 😀 chciałabym polecić Wam film, francuski oczywiście, który obejrzałam na Netflixie.
Z 2018 r. Z Catherine Deneuve. Tytuł: „Wśród chwastów.”
Wzruszający i zabawny. Nie zrażajcie się opisem: znowu „trudna młodzież i opiekun”, że to zgrany temat.
https://www.filmweb.pl/film/W%C5%9Br%C3%B3d+chwast%C3%B3w-2018-800210
Alicja, wszystkiego najlepszego!
Alicjo – wszystkiego najlepszego!
https://youtu.be/u53tshWR-lE
https://youtu.be/zUXBsj1ptZE
https://youtu.be/P-cWlN-uoos
Alicjo kochana,
sciskam i zycze samych najlepszosci!
Zyj nam, a my z Toba, przynajmniej ta wstepna SETKE!
Jak to wszystko sie jakos wyjasni, to pomyslimy o reszcie lecz na teraz:
ZDROWIA!!!!
Troche
SZCIESCIA
tez nie zaszkodzi.
Pero, pero… bilans musi wyjść na zero!
https://www.youtube.com/watch?v=0oVD-57Tr60
Nowy,
nie ma czegoś takiego jak „nadmiar beztroski”. Jest coś takiego, jak potrzeba nieprzejmowania się byleczym, bo zawsze może nas walnąć w łeb coś gorszego. Czego nawet nie podejrzewamy, że mogłoby nas.
Przeglądając i szperając po archiwach, co prawda to tylko moje urodziny, ale to zdjęcie obrazuje nasze, że tak powiem, pożycie:
https://photos.app.goo.gl/2Ux4NGrGVijG1NAt5
Alicjo, wszystkiego najlepszego! Miłych obchodów. A zdjęcie cudne 🙂
A tam, z tym dworkiem na Kabatach, owszem jestem pod wrazeniem.
Wczoraj mialem watpliwisci co do tego czy, za ca 400 tys zl mozna czegos takiego dokonac. Jednak sznurek haneczki pozwolil mi ocenic, jak gruntownie te prace podjeto. Widzialem czego pragnalem sie dowiedziec i uwazam, ze nie zrobiono tego „po lebkach” i jestem przekonany, ze budynek jest zabespieczony na dwie nastepne generacje.
Fakt, ze u mnie, dziesiec lat temu, musialbym zmobilizowac wielokrotnosc tej sumy.
Tak to jest
Alicjo, zyczenia wszystkiego najlepszego, zdrowia i radosci zycia!
I zebysmy jak najszybciej mogli robic to:
https://youtu.be/wh3i3vWgPyk
Pepegorze
i wszyscy, co życzą szczęścia, szperając po archiwach doszłam do wniosku że „nie ma tego złego, co by na dobre nam nie wyszło”, czyli pero, pero…
Szczęście miałam i mam chyba dużo więcej, niż się spodziewałam…
Nowy,
nie ma czegoś takiego, jak nadmiar beztroski.
Jak to Agnieszka O. pisała – życie nie stawia pytań, życie po prostu jest.
Życie nie stawia pytań,
życie po prostu jest…
Czasem zębami zgrzyta,
a czasem łasi się jak pies.
A Ty, który wszystko wiesz,
znasz wszystkie kwasy i zasady,
powiedz nam jak to jest
po tamtej stronie lady.
Nie spieszę się na tę drugą stronę lady i w ogóle, patrząc na kalendarz, wkurza mnie ten zegarek, on na pewno jest złośliwy i przyspiesza, k.j.m. (partykuła wzmacniająca).
A poza tym… latają motyle, tyle tego, tamtego też tyle, a poza tym lubimy baśnie… i jaśniej, i jaśniej…
I tego się trzymajmy! Motyli zwłaszcza!
GosiaB,
ale trafiłaś! ELO to moja ukochana, i nistety już nieco zapomniana grupa.
https://www.youtube.com/watch?v=j7cyiWpX_HU
A tu są moi ukochani w wyjątkowym nagraniu:
https://www.youtube.com/watch?v=UMVjToYOjbM
Alicjo, młodniej wytrwale 🙂
Staram się, haneczko 😉
Nie powinno się jednak zaglądać do gazety o godzinie, która nie istnieje, tego nie wymyślił nawet Matejko, malując Bitwę pod Grunwaldem, aby Grunwald, ta malutka wioseczka, znów dała o sobie znać. Gwiazdy, po prostu gwiazdy…
https://photos.app.goo.gl/4Qp9U8XE5mSZHWmr6
p.s.Zajrzałam do internetowej gazety i pomyślałam – chyba jednak pora umierać….
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,26993329,grunwald-wojt-gminy-wyslal-pismo-do-premiera-ze-dwie-radne.html#s=BoxOpImg1
Piękna pogoda po nocnej burzy. Byłam na spacerze z kijkami. Kwitną fiołki, w lesie są ich całe pola , można tam stać i upajać się ich zapachem.
8c, słońce.
Stosowna piosenka i niezawodna Sława 😉
https://www.youtube.com/watch?v=pCfp9C7f-8A
U mnie fiołki pojawiają się dopiero w okolicach pierwszych dni maja. Od jakiegoś czasu więcej jest białych. Też wdzięczne i piękne, ale nie pamiętam, jak pachną. Pachniały oszałamiająco konwalie, ale niestety, coś je wytępiło, chociaż to kwiat inwazyjny.
https://photos.app.goo.gl/7rUfv8rjcr6BAgvr8
Powyższe pochodzi z tego zbioru (wiosna, achże ty!):
https://photos.app.goo.gl/DGC6qjKXF2L9ZPTD8
Są! Co prawda nie calutkie wzgórze, ale…
https://photos.app.goo.gl/uTXSgcgYGTXpsvNXA
Tak, zaczyna się prawdziwa wiosna. Fiołki kwitną w ogródku; wzięłam kiedyś kilka sadzonek od siostry, pięknie się rozrosły. Tak jak Małgosia, wybrałam się dziś do lasu, ale w zupełnie nowe miejsce, choć odległe ode mnie nie dalej niż 10 km. Fiołków tam nie było, ale trochę zawilców, więc wiem, że już pora wybrać się do parku w Wejherowie, bo tam zawilców jest mnóstwo, także poza parkiem.
A ten las z dzisiejszego spaceru też jest bardzo ciekawy, teren mocno pofałdowany, więc w dolinkach są liczne mokradła, sporo głazów narzutowych i jezioro dla wędkarzy, ale z ładnym terenem na piknik. Planujemy zabrać tam wnuki.
Gotować dziś nie musiałam, bo sięgnęłam do zamrażarki po zapasy poświąteczne- karkówkę pieczoną w rękawie, do tego była sałatka. Przy okazji znalazłam trochę zamrożonego sernika też świątecznego, o którym zupełnie zapomniałam, więc radość tym większa.
Jutro wybieram się z koleżanką do naszego lasu,a wieczorem oglądać zawilce.
Pierwszy raz w tym roku suszyłam pranie na świeżym powietrzu. Mam balkon nie na widoku, więc suszarka może sobie tam stać.
Ja sięgnęłam do zamrażąrki po pierwsi kurczacze, bo Jerzor wyraził chęć zrobienia ryżu. W wiadomym garze. Ale te pierwsi chyba zanim co, podsmażę.
Asiu,
dziękuję za podpowiedź o filmie ” Wśród chwastów”. Na pewno obejrzę. Tych filmów jest tam tak dużo/ choć wielu poszukiwanych przeze mnie nie ma/, że gubię się i wycofuję, bo szkoda mi czasu na sprawdzanie nieznanych tytułów. Dlatego takie wskazówki są dla mnie cenne.
Wyszło na to, że (jak zwykle) zrobiłam pierwsi kurczacze a la schabowe. Nawet bez ryżu 🙄
GosiaB otworzyła puszkę….
https://www.youtube.com/watch?v=UkekqVPIc2M
… oraz „Last train to London” 😉
https://photos.app.goo.gl/efYq1dtSVV47q96u7
Panowie – pamiętajcie: nigdy lewą nogą! 😀
Z Kuryera Stanisławowskiego, 1900 r., pisownia jak zwykle oryginalna
Moje plotki.
„On” przebudził się pewnego brzydkiego poranku, wylazł z łóżka lewą nogą (zły znak) a w głowie szumiało mu…
Miał niedobre przeczucie, bo wylazł z łóżka lewą nogą.
Ale mniejsza o nogę… Przecież żaden człowiek nie kocha nogą, ale sercem, wezbranem, gwałtownem, namiętnem sercem. A serce szeptało mu ciągle: „Ty ją kochasz” – no, a że serca rozumieją się – ergo „ona” ciebie także kocha .. Ratio fisica.
„Ona” ona była jego chlebodawczynią a dawać komuś chleb i miłość byłoby już może za wiele, ona zresztą o jego efektach nie wiedziała… Uśmiechnęłaby się co najwyżej z ironią, z politowaniem i…
Mein Lebchen was willst du noch mehr?
Ale „on” chciał „noch mehr” – on kochał i chciał być kochanym. Miłość – jego zdaniem – nie zna różnicy stanów, ta miłość co kruszy i miażdży przeszkody.
Tak medytując pogładził cztery włoski pod nosem i wyszedł z furią ze swojego pomieszkania… a wyszedł lewą nogą.
Szedł ulicą wielkimi krokami, jakimi maszeruje wódz na zdobycie twierdzy, a w łonie swojem nosił miłość. Lecz miłość to rozpieszczony dzieciak, którego figle i kaprysy są dziwaczne: słodkie i gorzkie zarazem.
I tak ten kapryśny dzieciak, który teraz jedynie i wyłącznie kierował jego myślą i jego krokiem kazał mu wejść do lokalu… lewą nogą. Do lokalu, w którym była „ona”.
Ona siedziała w swoim fotelu dumna jak księżniczka a piękną wydawała mu się w tej chwili, jak milońska Wenera. Piękną i zjawiskową! Na niego nie zważała wcale. On sądził, że to skromność z … miłości.
Patrzał i patrzał a oczy mu niemal z głowy nie powyłaziły a krew uderzyła nam w twarz a serce tak mocno waliło i tak mu rozpierało klatkę piersiową, że aż pięć guzików od kamizelki mu odleciało i potoczyło się do stóp tej, która spowodowała bezwiednie katastrofę.
Zapamiętał liczbę 5, ażeby postawić na Berno. „Ona pewnie wyjdzie” – pomyślał. I wyszła – ale nie na… loterji.
Namiętność młodziana dosięgła najwyższego stopnia na wyczulonym barometrze Kupida, szał dziki pchnął go naprzód i… pióro z rąk mi się wysuwa – zgrzeszył młodzieniec wobec boga i ludzi. Pocałował ją znienacka zaszedłszy z tyłu. Pocałował tę, której progi były dlań za wysokie.
Za tę śmiałą zbrodnię miał się adonis we wtorek usprawiedliwiać przed sądem. „Ist denn Liebe ein Verbrechen?” – tłumaczył się zbrodniarz przed sędzią słowami poety. On ją kochał a zdawało mu się, że jest mu wzajemną, ale ona… wstydzi się… nie śmie przyznać. On zresztą pocałował ją z… zemsty. Nie wie, czy jest w tem co złego, zresztą sam nawet może poświadczyć, że jest to rzecz (?) wcale dobra. On to w ogóle bierze za „szpas” itd. Itd. Dość, że jest niewinnym a każdej chwili gotów jest do odebrania tego, co dał…
Inne było zdanie obrońcy „pokrzywdzonej” a raczej oskarżyciela, który twierdził, że taki „szpas” nie jest właściwie żadnym „szpasem” a jeszcze inne było zdanie samego sędziego, który nie chcąc rozumieć, że miłość ma swoje prawa, poradził ognistemu młodzianowi, ażeby przez pięć dni zastanawiał się jeszcze nad swoim czynem i to nie na wolnem powietrzu, ale – w kozie.
Pięć dni kozy! Ale on pewnie nie żałuje. Słodką jest śmierć za ojczyznę – to prawda, ale jeszcze słodszą jest koza za miłość. Całus wart pięć dni – nie ma co mówić.
Mnie się zdaje, że rozogniony młodzieniec nie zechce już drugi raz próbować takiego „szpasa”.
A zatem ostrożnie panowie – do wszystkich się teraz zwracam – ostrożnie z całusami, bo taki „szpas” pachnie kozą i to na pięć dni.
Pięć dni kozy! A więc wyszła… „piątka”. Ale jak fatalnie, jak bardzo inaczej.
A to wszystko dlatego adonis wylazł z łóżka, wyszedł z domu, wszedł do lokalu krytycznego, wstąpił do sądu – lewą nogą.
Pięć dni kozy!
(Klewe)
U nas fiołków do tej pory nie spotkałam, ale zawilce, kaczeńce, bociany, żurawie i drozdy są! https://photos.app.goo.gl/F18qskg1k4NJUJRE8
Nazbieraliśmy też trochę liści mlecza na sałatkę. To już ostatnia chwila,by je zbierać, jako że kiedy pokazują się zawiązki kwiatów to liście zaczynają robić się gorzkawe. To jest mądrość ludowa 🙂 którą przekazał mi już wiele lat temu Osobisty Wędkarz i bardzo możliwe, że już o tym pisałam.
Wykorzystaliśmy dzisiejszą piękną pogodę na urządzenie pierwszego pikniku w tym sezonie. Bocian, który jest na ostatnich zdjęciach towarzyszył nam z bezpiecznej, ale nie tak znowu dużej odległości.
Asiu-tekst z Kuryera cudo 🙂
„Wśród chwastów” też odnotowałam, jak znowu zacznie padać (a ma zacząć) to na pewno obejrzę!
A, pierwiosnki i zawilce też były, ale nie w takich ilościach. Bocianów nie widziałam, ale kosy, szpaki i wrony siwe były, a dzięcioły zawzięcie stukały. Wczoraj koleżanka spotkała tam panią łosiową.
Asiu, tekst świetny. Danusiu, tylko pozazdrościć takich widoków, piknik na łonie przyrody też grzechu wart.
Wstałam, jak zwykle, prawą nogą.
Poranne ptaki już śpiewają.
Haneczko,
Ty wstajesz o godzinie, która nie istnieje – 4:42?!
A ja jeszcze nie poszłam spać 😯
Z Kuryera spodobało mi się określenie „rozogniony chłopak” 😉
Pięć dni kozy 👿
Moc najserdeczniejszych życzeń urodzinowych dla Alain’a . Zdrowia i pomyślności!
Alicjo, życzenia spóźnione, bo miałam przerwę w Blogu : radości najróżniejszych – wielkich i małych, podróży takich, jakie będą Ci się marzyły, szczęścia i poczucia szczęścia. A poza tym, dziękuję za wspaniała ucztę, którą przygotowałaś z okazji Święta – wszystkie dania wspaniałe, a Janek Kos – to już brak słów.
5c, pochmurnawo…
Joyeux anniversaire Alain 🙂
Lena2, dziękuję 🙂
Dla Alaina z najlepszymi życzeniami 🙂 :
https://youtu.be/SROemLeWwL4
https://youtu.be/a0od2duOIm4
https://youtu.be/nEaBADPgdRQ
https://youtu.be/Ba7TB4QXzmU
https://youtu.be/tg7BcsCBQRI
https://youtu.be/W0vCddpZ3WI
https://youtu.be/Ibjd41rM9R8
https://youtu.be/eD-ORVUQ-pw
Dzisiejszy Jubilat dziękuje bardzo za życzenia i pozdrawia serdecznie Szanowne Towarzystwo.
Byliśmy dzisiaj na targu w Wyszkowie i kupiliśmy jeszcze trochę kwiatów do ogrodu oraz do wysiania nasiona roszponki, rzodkiewki i zielonej pietruszki. Tymianek z lat ubiegłych już odbija i lekko się zazielenił. Nareszcie pokazały się żonkile i hiacynty, w tym roku wszystko z pewną taką nieśmiałością i z opoźnieniem.
U nas też żonkile w rozkwicie, hiacynty dwa, tulipany już się przymierzają, no i sporo fiołków, a na jutro zapowiedzieli śnieg 🙁
W ogóle jest niby 7c, ale przeszywające, wilgotne zimno. No nic, trzeba z miesiąc przeczekać na lepszą wiosnę.
Mój rozmaryn (w doniczce) zakwitł. Tymianek, bazylię i pietruszkę naciową mam w doniczce, szczypiorek i lubczyk na ogródku. Swego czasu rozmaryn i tymianek miałam na ogródku, ale którejś zimy i zmarzł, więc trzymam w donicy.
Ptaszki się wydzierają, gdyby tylko jeszcze trochę słońca….
A u mnie dziś i słońce, i ciepło, a w dodatku cudowna wycieczka do wejherowskiego parku, z którego nie chciało się wyjść, tak tam pięknie. Łany zawilców białych i żółtych i podobnych do nich też żółto kwitnących roślinek. W stawach mnóstwo żab. I trochę nowej zieleni. Wycieczka była po południu, a przed południem byłam na długim leśnym spacerze z koleżanką. Norma kroków mocno przekroczona.
W związku z terenowymi przyjemnościami obiad był prosty, czyli czerwony barszczyk i paszteciki zakupione w miejscowym garmażu. Przygotowują tam dużo wyrobów, ale kupuję tylko te paszteciki.
Danuśka,
warzywa wysiewasz do skrzyni, czy wprost do ziemi? Kojarzę, że chyba miałaś taką skrzynię.
Moje dziecko od paru lat bawi się w bonsai – miniaturowe drzewka. Namawiam go właśnie na bonsai – jacarandę, bo wygląda spektakularnie. Może nawet sama się namówię 😉
Muszę tylko sprawdzić, jakie są potrzebne warunki, podejrzewam, że sporo słońca potrzeba, a u mnie z tym może być krucho.
https://www.pinterest.ca/pin/169236898469554446/
Tak, Krystyno, wysiałam od razu do gruntu czyli do nowej skrzynki, która przybyła nam w tym roku. Alain zabrał się za prace stolarskie pod koniec marca i mamy kolejne miejsce na kwiaty i zioła. Postaram się zrobić zdjęcie, kiedy wysiane przez nas rośliny ujrzą na światło dzienne. Mam nadzieję, że to nastąpi 😉
Alicjo-bonsai to niełatwa sztuka zatem gratulacje dla Maćka.
Spóźnione serdeczności urodzinowe dla Alicji i Alain’a.
Zdrowia przede wszystkim by móc realizować plany i marzenia: podróżnicze, wędkarskie i oczywiście zgodnie z duchem naszego blogu – kulinarne.
Dziękuję, Echidna.
A propos bonsai, Maciek poszedł na kurs i tam się nauczył przeróżnych technik. Muszę go przycisnąć, żeby przysłał trochę zdjęć.
Widzę, że wokół klonu japońskiego coś tam się wykluwa…
https://photos.app.goo.gl/vvBk9qPMpfn4ZfVQA
Przede wszystkim to wymaga cierpliwości i czasu. Ale jak się samemu nie zrobi, to nie ma tej satysfakcji. Jak już pootwierają biznesy (kiedy, oh kiedy?!), to wybiorę się do znajomej kwiaciarni – a nuż coś zakupię?
Echidno-thank you i merci beaucoup w imieni Alain’a.
Dzisiaj świętowanie się skończyło, Alain chwycił pędzel i zabrał się od rana za malowanie tarasowych barierek.
Ja mam natomiast, jeśli pozwolicie, kolejny odcinek francuskich opowieści
Grota w środku miasta? Właściwie nie miasta, a miasteczka. Tak, to możliwe w owerniackim Saint Nectaire położonym w krainie wygasłych wulkanów.
Grota jest oczywiście udostępniona do zwiedzania i jak to bywa w takich miejscach pełna stalaktytów i stalagmitów o niezwykłych kształtach, ale nie to jest najbardziej ciekawe. W tym samym miejscu, oprócz groty można zwiedzić niewielki zakład produkcyjny prowadzony od dwustu lat przez potomków tej samej rodziny. To niewielkie atelier wykorzystuje naturalne źródła i skały wapienne, które są tu w zasięgu ręki. Linia produkcyjna jest zupełnie niezwykła, a efektem pracy zatrudnionej tu skromnej ekipy są rozmaite przedmioty dekoracyjne. Dla chętnych podrzucam stronę wraz z wersją angielską: https://fontaines-petrifiantes.fr/
Miasteczko słynie również ze swoich gorących źródeł wykorzystywanych wypoczynkowo-uzdrowiskowo, a cztery inne groty zwiedzać można w najbliższej okolicy. A poza tym dla każdego coś miłego-miłośnicy starych kościołów mogą zwiedzić romańską świątynię górującą nad miastem: https://tiny.pl/rsm2k
Z tego samego okresu, to znaczy z XII wieku pochodzi zamek Chateau de Murol wzniesiony na bazaltowej skale, który położony jest niedaleko od Saint Nectaire
http://murolchateau.com/
To jednak nie wszystko, bo najważniejszy jest SER! Cała Francja, każdy szanujący się mieszkaniec tego kraju zna ser Saint Nectaire! https://tiny.pl/rsmb3
Zamków wszędzie pełno, kościołów czy katedr też nie brak, ale kto, by się nimi przejmował(to oczywiście żart, bo Francuzi lubią i szanują swoje zabytki). Przecież de Gaulle nie powiedział, że nie jest łatwo rządzić krajem, który ma 246 zabytkowych kościołów w każdym regionie. Sławny generał narzekając na trudy rządzenia mówił o 246 gatunkach sera! Zresztą jest ich zdecydowanie więcej, dzisiaj uważa się, że Francja produkuje około 1200 gatunków sera, a jego spożycie w roku ubiegłym przekroczyło 30 kg na głowę (w Polsce ok 12-13 kg).
Miejscowości, które znają wszyscy Francuzi i my bardzo często też, a które jednoznacznie kojarzą się ze różnymi gatunkami serów można wymieniać długo.
Dwie znane na pewno wszystkim to Camembert-miasteczko w Normandii oraz miejscowość Roquefort(departament Aveyron w Oksytanii).
Opowieść o serach i o owerniackich klimatach muszę obowiązkowo zakończyć przepisem na proste, chłopskie jedzenie rodem właśnie z tego regionu. Kulinarnie Owernia to truffade( choć, rzecz jasna, nie tylko):
-1 kg ziemniaków pokrojonych w cienkie plasterki
-300 gr sera Cantal lub Saint Nectaire pokrojonego w kawałki, lub innego sera półtwardego
– 150 gr boczku pokrojonego w kostkę
– 4 ząbki czosnku
Przygotowanie:
Na patelni roztopić boczek i zrumienić na niej czosnek. Usnąć skwarki i czosnek. Na tę samą patelnię wrzucić surowe ziemniaki w plasterkach. Posolić i smażyć na małym ogniu około 20-30 minut. Ziemniaki nie powinny się zrumienić.
Do ziemniaków dorzucić ser i mieszać aż się stopi. Ser ma się ciągnąć, a ziemniaki mają być miękkie. Danie jest super kaloryczne, ale zapewniam Was, że wyśmienite! Truffade smakuje oczywiście najlepiej w towarzystwie regionalnego, czerwonego wina: https://tiny.pl/rsgqs bo Owernia ma swoje winnice i wina również, ale to byłby temat na kolejne opowiadanie.
Coraz bardziej dokucza mi ten brak swobody podróżowania. Mam takie skojarzenia z czasów minionych, że paszporty mieli nieliczni wybrańcy. A wakacje spędzało się gdzieś u rodziny, a te bardziej wypasione w Demoludach. Wsiadłabym w samochód i pojechała szlakiem Danusinych opowieści próbując lokalne przysmaki. Szkoda , że nie znam francuskiego bo z pewnością uczyniłoby to podróż ciekawszą.
Na razie zbieram Danusine opowieści i czekam na lepsze czasy.
3c, spadł śnieg. Co prawda nie obiecane 10cm, ale jest biało i mokro.
Podejrzewam, że we Francji można się dogadać po angielsku, sama nie miałam kłopotu.
Podróże! Powzdychać tylko… Dobrze, że istnieje GoogleEarth! Idę dospać albo co…
Mam jakieś opóźnienia w czytaniu.
Spóźnione uściski i serdeczności urodzinowe dla Alicji i Alaina.
Też już tęsknię za podróżami…
Te moje francuskie opowieści to przecież, po troszę, z tęsknoty za podróżami….Też czekam bardzo niecierpliwie na możliwość wyruszenia w bliższy czy dalszy świat.
Dzisiaj wyruszylam kulinarnie w podróż na Sycylię. Pamiętam, że o tym daniu dowiedziałam się na blogu z wpisu Nemo, a myślę o:
https://lawendowy-dom.com.pl/arancini-ryzowe-krokiety-z-mozzarella/
Nie jestem w stanie odnaleźć przepisu, który podrzuciła nam Nemo, ale jak zawsze w kuchni, każda gospodyni ma swoje sekrety i każdy może dorzucić trochę wlasnych pomysłów. Ja zrobiłam dzisiaj te ryżowe kulki nie tylko z samego ryżu, ale też z całkiem porządnym dodatkiem kaszy jęczmiennej, bo zostało jej trochę po wczorajszym obiedzie.
Ewo-dzięki za życzenia.
Robilam juz kilka razy arancini. Przepis chyba znalazlam w internecie. Zrobie je ponownie w polowie maja, bo Dziecko ma przyjechac i w ostatniej rozmowie wspomniala o kulkach ryzowych.
Danuska nie namawiaj do lakomstwa, truffady nie jadlam bo wydaje mi sie zbyt kaloryczna a za miesiac musze sie wcisnac w stroj kompielowy. Dziwne, ale nigdy nie mysle o kaloriach jak mam na stole crème brulée. Prasa podala, ze Francuzi przytyli srednio 4 kg w czasie przymusowego siedzenia w domu. Nie zaliczam sie do tych osob .
Oj gapa ze mnie!
Spoznione lecz tym serdeczniejsze zyczenia dla Alaina!
Gapa, bo czytajac wczoraj zauwazylem ze sa urodziny ale chcialem najpierw doczytac a potem napisac. No, ale potem doszly inne sprawy.
Te arancini bardzo ciekawe!
Poszłam dospać i nie dopilnowałam, żeby więcej nie padało, no i te prawie 10cm jest, przy czym nadal popaduje. Moje kwiatki 🙁 Bo jest już -2c
Wrrrrrrrrrrrrrr!
https://photos.app.goo.gl/TGRbVmncynqgMqhJ6
Na dzisiaj chyba pierogi z kapustą i grzybami (trochę jeszcze ich mam zamrożonych), chyba, że mi się coś zechce. Ale jestem w połowie czytania „Dziennika więziennego Jeffrey’a Archera i może mi się nie zechcieć, natomiast dziennik jest bardzo ciekawy – owszem, Jeffrey zaliczył więzienie (2001r) i spisał okoliczności więzienia Jej Królewskiej Mości, jak się sarkastycznie nieco wyrażał i te okoliczności są ciekawe.
Alicjo – nic „chrobakom nie bendzie”. Jakieś różowo-czerwone wystaje, zielone też. Otrząsną się ze śniegu i niewątpliwie poszybują w kierunku promieni słonecznych.
Dla chętnych – rozmowa z panią Andą Rottenberg: https://fb.me/e/MNz4ldKc
https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=761254051129994&id=2225643357661556
Pocieszyłaś mnie, Echidno 🙂
Przepraszająco dopiero teraz.
Alain, przy tylu Twoich talentach do zdobywania kolejnych talentów, życzę udanych łowów w tej i każdej innej dziedzinie.
Obchodzimy:
Międzynarodowy Dzień Ziemi
-2c, pochmurno, śnieg jeszcze zalega.
Awaria kominkowego wiatraczka, trzeba wymienić, a ledwie rok temu był wymieniany (tak naprawdę to co rok prorok). Czekam na fachowca i dziwię się, jak to jest, że co roku ten cholerny wiatrak pada i trzeba go wymieniać? Czy nie można raz a dobrze, czy te części są made in China czy jaki diabeł?! Przy okazji, „made in China” to synonim bylejakości do kwadratu, a kiedyś, jak zdobywali rynki, to się staraki. Przed Chinami było made in Taiwan (he he, nawet pamiątki typu plastikowy totem u naszych Mohawków w rezerwacie!), też dobre na początku…
*to się starali
https://next.gazeta.pl/next/7,172392,27005499,rano-wstaje-wpol-do-piatej-piata-i-biore-sie-za-robote.html#do_w=52&do_v=138&do_a=291&s=BoxBizLink
My zbieramy co pewien czas śmieci w naszym nadbużańskim lesie i na okolicznych łąkach. To jest niestety syzyfowa praca 🙁
Kulinarnie tym razem podróż do Belgii, bo to Belgowie są specami od cykorii. To warzywo już niedługo się skończy, ostatnia chwila, by się nim jeszcze nacieszyć:
http://vivelacuisine.pl/artykul/106-cykorie-zapiekane-w-szynce-i-beszamelu
Dawno już robiam 😉
Beszamel dla mnie jest za ciężki, wolę posypać parmezanem, ale w Belgii jadłam oryginał. Endywię można u nas dostać cały rok, a dawno nie robiłam.
https://photos.app.goo.gl/is6ypNmMhAp4sTt4A
My też zbieramy rutynowo już po rowach, idąc Za Róg – w parkach i lasach nie ma tego, ale w rowach nagminnie, po prostu podróżny wyrzuca z samochodu, co mu tam przeszkadza. Mówię o podróżnych w samochodach, bo tu naprawdę mało ludzi spaceruje, chociaż deczko więcej, niż jak nie było chodnika na tej trasie. Ale ci, co tu chodzą, nie brudzą „na swoim”.
*robiłam
Cykoria z szynka i tartym serem byla dwa dni temu. Dzisiaj na kolacje szparagi zapiekane w sosie beszamelowym i szynka. Zostal mi plaster szynki to dorzuce do szparagow. Dzisiaj jadlam tez pierwszy raz nasze truskawki ze szklarni. Byly ladne i dobre.
Osobisty Wędkarz raz jeszcze bardzo dziękuje za wszystkie życzenia i muzyczne dedykacje 🙂
A ja wieczorową porą proponuję Vivaldiego w niecodziennym wykonaniu:
https://www.youtube.com/watch?v=UYW7mrY8Dg0
Jurkom i Jerzym – wszystkiego najlepszego!
… oraz Wojciechom 🙂
Jeśli Jerzy zbliża się pogodnie, będzie tak cztery tygodnie. Oj, nie zapowiada się 🙁
„Dzień św. Jerzego zaczynał się w wiejskiej chacie (jest mowa o chacie na kresach) bardzo uroczyście. Rano nakrywano stół białym obrusem i kłwielkadziono na nim wielki, okrągły bochen pszennego chleba i pełną solniczkę. Był to chleb szczególny, pieczony z ciasta wymieszanego z uzbieranymi okruchami chleba wielkanocnego….Wypiek ten był ostatecznie przeznaczony głównie dla zwierząt. Po modlitwie gospodarz brał obraz św. Jerzego oraz świecę, zaś jego żona chleb i sół. Razem gospodarze udawali się do zagrody, gdzie znajdowało się bydło. Chlebem tym częstowano pasterzy oraz bydło i owce. Obchody dni gospodarskich kończył dzień św. Marka. Sadzono tego dnia ziemniaki, co miało gwarantować obfitość jesiennych zbiorów. Po zakończonej pracy wszyscy spożywali z kolei żytni chleb, też specjalnie przygotowany na tę okazję, koniecznie z dodatkiem utartych, gotowanych kartofli”.
Magdalena Jaszczewska „Św. Jerzy w wierzeniach i przysłowiach polskich”
Jerzym-obfitości wszelakiej oraz zdrowia przede wszystkim.
Cichal opowiadał nam swego czasu o swoich kolejnych, chlebowych eksperymentach. Ciekawe, czy podjąłby wyzwanie przygotowania chleba z utartymi, ugotowanymi kartoflami 🙂
Ja wykorzystuję fakt, że jestem dzisiaj na Ursynowie i zajrzałam po sąsiedzku do piekarni Oskroba, gdzie wybór chlebów przyprawia o zawrót głowy. Kupiłam
chleb pszenno-żytni na zakwasie z mąką orkiszową oraz ziarnami owsa i siemienia lnianego.
Małgosiu-Ty masz chyba znowu trochę więcej czasu, jako że przedszkola otwarte i nie musisz zajmować się wnukami. Może upiekłaś w tym tygodniu jakiś smaczny chleb?
Rodzice maluchów z klas I-III
Rodzice maluchów z klas I-III też się cieszą:
https://demotywatory.pl/uploads/202005/1590400190_iiqqwk.jpg
chociaż nie we wszystkich województwach.
Na żywo: https://www.facebook.com/watch/?v=921339225332655
Owszem, pogodnie. 12c i słońce 🙂
Jerzy Wojciech dziękuje za życzenia.
Solenizantom świątecznych i codziennych przyjemności.
„Dzień św. Jerzego zaczynał się w wiejskiej chacie (jest mowa o chacie na kresach) bardzo uroczyście.”
Rzeczywiście, ta wiejska chata na kresach była bogata jak licho! Tylko pozazdrościć!
Jerzora ród wywodzi się z Małopolski (mój częściowo też, po Tacie). Kresy dla nas to jak opowieści o zupełnie innym świecie i nie mamy w sobie tej tęsknoty, bo nasi Dziadkowie i Pradziadkowie nie przekazali nam tego, bo też w sobie tego nie mieli, wyrośli tam, gdzie wyrośli. I my tę Małopolskę zawsze możemy odwiedzić, a Kresy to wiadomo…
Co gorsza albo lepsza, oboje z J. urodziliśmy się na Ziemiach Zachodnich, a konkretnie na Dolnym Śląsku. Chichotka historii 😉
My uważamy Dolny Śląsk za naszą ziemię rodzinną, a sporo Niemców i ich potomków, nawet tych, którzy się tam nie urodzili, uważa te ziemie za ich heimat.
Tęsknią dlatego, że opowieści ich dziadków? O tym, jak to drzewiej bywało i jak to oni mieli swoją kulturę na tych ziemiach?
„Kresy” to sprawa przeszłości – te wschodnie i te zachodnie. Cieszę się, że jest EU i że Polska należy do do niej. Bo każdą kulturę narodową należy pielęgnować, historię i tak dalej – ale dobrze otwierać się na świat i nie zamykać się. Jak to klasyk mówił – trzeba z młodymi naprzód iść, po życie sięgać nowe 🙂
Dla mnie przeżyciem było, kiedy w 2011 roku Polska uroczyście przejmowała prezydencję Unii Europejskiej na Darze Młodzieży. Nisia powiedziałby wam to samo. Stosowne zdjęcia znajdę 😉
Wczoraj obchodzony był Światowy Dzień Ziemi, a dziś Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Znalazłam motto Michela Houllebecq’a : życie bez czytania jest niebezpieczne, trzeba zadowolić się samym życiem, a to niesie ze sobą pewne ryzyko. A Wisława Szymborska napisała, że czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła.
Biblioteka w mojej miejscowości w tym roku jest cały czas otwarta, choć wyszukiwanie książek jest utrudnione. Dziś wypożyczyłam m.in. „Nową jadłonomię. Przepisy roślinne z całego świata”. Książka pięknie wydana, bogato ilustrowana i samo przeglądanie daje mnóstwo przyjemności. Przepisy jak dla mnie zbyt oryginalne, ale to mi zupełnie nie przeszkadza.
Dziś gotowałam i piekłam wg własnych przepisów, czyli gołąbki mięsno- ryżowe z młodej kapusty i ciasto marchewkowe. Trochę się napracowałam, ale jest obiad na 2 dni, a jeszcze coś zostanie do zamrożenia, no i własne ciasto do kawy. Domowa kawa parzona przez męża jest bardzo dobra, ale tęskno mi za kawiarnianymi klimatami. Może już niedługo…
W opisie zacytowanym przez Danuśkę mowa jest m.in. o chlebie z ziemniakami. Obecnie piekarnie też pieką chleb z dodatkiem ziemniaków. Nie znam technologii, ale taki chleb jest bardziej wilgotny.
https://photos.app.goo.gl/CmJB4t4P8bERfgVz6
Mój tata upiekł taki chleb, z ziemniakami, w zeszłym roku. Byl bardzo dobry. Teraz na wielkanoc upiekł chleb pszenny na drożdżach, w żeliwnym garnku.
https://photos.app.goo.gl/ur6WsHD2VVbtEMbU7
Polecam odsluchanie rozmowy z profesorem Brianem Porterem- Szucs z linku powyżej. Można obejrzeć nagranie nawet nie posiadając FB.
Albo doba jest stanowczo zbyt krótka, albo coś jest nie tak z moją organizacją czasu. Nie nadążam z czytaniem i słuchaniem (Asiu, odsłucham!).
Tyle jest do zrobienia i poznania, a ja taka powolna…
Dzisiaj zaplanowany wieloziarnisty chleb na drożdżach. Przepis na z ziemniakami mam, będę myśleć. Obiadowo wiadomy dorsz, od którego nie możemy się oderwać.
Wracam do czytania.
To prawda, wczorajszej rozmowy z Brianem Porterem-Szucs słuchałyśmy razem z Asią z wielkim zainteresowaniem, dużo ciekawych obserwacji dotyczących postrzegania historii.
Asiu-super jest ta podstawka pod jajko! Podrzucę pomysł Alainowi, może wystruga coś podobnego w ramach swoich ulubionych prac stolarskich 🙂
Czy wędliny też własnej produkcji? Pasztet na pewno.
Danusiu – ta podstawka to dzieło mojej siostry. 🙂
Tak, to wędliny taty: szynka przygotowana w szynkowarze i baleron, jeszcze były kiełbasy: biała i suszona. Ten pasztet zrobiła siostra, mojego z kurczaka nie mam na zdjęciach.
W tym roku, na wielkanoc moja siostra zrobiła takie cudeńka : https://photos.app.goo.gl/Z6bqgsdcxEhSBLju9
Asiu, to rzeczywiscie cudne rzeczy, siostra jest prawdziwa artystka !
Asiu-gratulacje dla siostry! Mnie też bardzo podobają się te wielkanocne dekoracje. Domyślam się, że siostra ma pomysły przez cały rok, nie tylko na Wielkanoc 🙂
Domowy Stolarz powiedział, że podstawki pod jajka są super sympa, ale że osobiście nie wykona, bo brakuje mu odpowiednich narzędzi.
Co do kulinarnych umiejętności Twojego taty to chapeau bas, zresztą pamiętam z lat minionych Twoje opowieści o ciastach czy szynkach taty.
Hi, hi, trzeba będzie pomyśleć o zorganizowaniu zjazdu blogowego w Nakle 😉
Przy okazji łza kręci mi się w oku, bo przypomina mi się biała kiełbasa oraz polędwica suszona w pończosze w wykonaniu Pyry. Ten ostatni pomysł podchwyciło zresztą chyba kilka osób na blogu (susząc niekoniecznie w pończosze).
Asiu, ale masz zdolną Siostrę, śliczne te dekoracje świąteczne i pomysłowe.
Danusiu, ostatnio nie piekę chleba, R po świętach wrócił do pudełek, to to mobilizuje, a dla mnie samej to nie bardzo się opłaca, za mało jem chleba.
15c, słońce
Ja gdzieś mam drewnianego zajączka na kółkach, Maciek dostał od znajomego stolarza, który robił meble, a w ramach relaksu zabawki dla znajomych dzieci. Meble od Zygmunta, pomalowane potem na wściekłe kolory czerwień – żółć – czerń do dzisiaj stoją w pokoju Maćka na górce.
Ja piekłam kilka razy chleb według przepisu Brzucha, z kaszą gryczaną i różnymi słonecznikami w roli głównej. Ale Jerzor kupuje chleb niemiecki, bardzo specyficzny, dla mnie niezjadliwy, ja natomiast zjadam jeden chleb Od Jędrka z polskiego sklepu, dosłownie jeden bochenek (900gram, ciemny żytni) na tydzień, a i to czasem mi zostaje kilka kromek. Ten chleb kosztuje 5$ z jakimiś groszami, ostatnio się zainteresowałam i sprawdziłam, ot tak, z ciekawości. Jak widać z powyższego, wielką zjadaczką chleba nie jestem. ALE – niech mi kto skradnie piętkę 👿
https://photos.app.goo.gl/DwrTzApR9MFUg1AM8
Asia,
ja jestem dawno po śniadaniu a przed obiadem… powinnaś uprzedzić była, że nie oglądać tego zdjęćia na głodniaka!
haneczko ! Co to za godzina 3.38 ? Rozumiem, że doba jest stanowczo za krótka, ale jednak trzeba trochę spać 🙂 Zgadzam się całkowicie z tym, co napisałaś.
Asiu,
pamiętam, że kiedyś zamieściłaś rysunek wykonany przez Twoją uzdolnioną siostrę. W moim sąsiedztwie na drewnianym płocie umieszczone zostały figurki kotów wycięte z deseczek. Niepogoda im nie straszna. Wyglądają zabawnie . Właściciele mają też żywe koty.
Oczywiście pamiętam suszoną polędwicę, robiłam ją chyba dwa razy i była tak pyszna, że błyskawicznie znikała.
Robiłam też schab krótko gotowany, kilka razy po kilka minut, wg przepisu wyszukanego przez Jolinka. Taka zdrowa wersja wędlin.
Krystyna,
są takie godziny, które nie istnieją 😉
Dla mnie od wielu-wielu lat, bo po prostu jak wpadałam w rytm pracy, to był wewnętrzny mus, że potrzebuję skończyć, żeby mieć ogląd.
Gdybym miała pracę w fabryce ( a miałam, na 3 zmiany), tobym musiała jak w zegarku. Ale nie ma to, jak być artystką 😉
Niestety, znowu też na 3 etaty. Artystka, gospodyni domowa, sprzątaczka. szwaczka i kucharka.
O tem rozmawialiśmy przed chwilą z Jerzorem. On był ten pan magister, przychodził z pracusi i na rowerku nawijał kilometry. A ja… robiłam wszystko.
Zdziwinko 🙄
Dopiero dzięki Krystynie zwróciłam uwagę na to, o której godzinie haneczka zabrała głos w blogowej rozmowie i moje pytanie jest następujące-haneczko czy jeszcze nie spałaś czy już się obudziałaś? Mnie ostatnio zdarza się bardzo często budzić pomiędzy 4 a 5 nad ranem, ale najczęściej zasypiam jeszcze na trochę. Dosypiam, jak mawia Alicja 🙂
Byliśmy dzisiaj na targu w Pułtusku. Z naszych nadbużańskich rubieży zdecydowanie bliżej do Wyszkowa niż do Pułtuska, ale w niedzielę to tam właśnie spotykają się producenci i kupcy z okolicy. Kupiliśmy miód faceliowy oraz lekko uwędzoną polędwicę wieprzową, którą zachwalał tutejszy wytwórca. Dwa plasterki polędwicy spróbowaliśmy zaraz po powrocie na włości i żałowaliśmy, że nie zdecydowaliśmy się na większe zakupy. No cóż, przyjedziemy na targ w kolejną niedzielę i już będziemy wiedzieć, do jakiego sprzedawcy warto się udać.
Danuśka, wstałam. Doba mi się przesunęła, też dosypiam.
Haneczko, jest nowy wpis 🙂