Karnawał

Bawicie się w karnawale? Pewnie. Co więcej, bawimy się przez cały rok. Ale w karnawale mamy pewne dodatkowe obowiązki. Między innymi zjadanie faworków i pączków.

Ostatnimi laty popularność pączków wyprzedziła o spory dystans popularność faworków, które są kruche, delikatne i choć mają swoją wartość kaloryczną, nie mniejszą niż pączki, nie wydają się tak tuczące, jakby nieistotne dla tuszy. Uchodzą też za trudniejsze do przygotowania i dlatego przegrały z bardziej solidnymi pączkami.

Faworki mają też jedną wadę podstawową: kiedy siądziemy przy kopiastym półmisku tych kruchych cacek, nie sposób się od nich oderwać. Już kiedyś podawaliśmy w blogu przepis na faworki Agnieszki (to imię mojej kuzynki, od której mam ten przepis). Są one najdoskonalszym przykładem doskonałych faworków. Pozwólcie zatem, abym dla zachęty go powtórzyła, uświadamiając Czytelnikom, jak prosta to robota. A o smaku nic nie powiem: tego trzeba spróbować.

Faworki:

1,5 szklanki maki, 4 żółtka, szczypta soli, 3-4 łyżki śmietany (18 procentowej), 2 łyżki spirytusu

Z podanych składników zagniatamy ciasto i przez co najmniej 10-15 minut wałkiem tłuczemy je, wielokrotnie składając. Ciasto staje się jedwabiste, elastyczne, delikatne. Po dokładnym wybiciu (czyli wprowadzeniu weń pęcherzyków powietrza) wałkujemy po porcji na cienki a nawet bardzo cienki płat (wypróbujcie, jeśli macie, maszynkę do makaronu!) tniemy na paski długości ok.12-14 cm, przewijamy je przez przecięcie pośrodku i smażymy. No i teraz sami dokonajcie wyboru: bardziej klasyczne jest smażenie w rozgrzanym smalcu (1-2 kostki), ale można też smażyć w oleju. De gustibus!

Usmażone faworki wyjmujemy na złożony papierowy ręcznik i starannie odsączamy z obu stron, po czym, już na półmisku, posypujemy przez sitko cukrem pudrem.

Życzę zabawy przy smażeniu i przyjemności przy zjadaniu.