Genius loci
Od zawsze uważaliśmy, że jedzenie najlepiej smakuje w miejscu, gdzie je wymyślono. Najlepszy dorsz z frytkami jest w Anglii, spaghetti we Włoszech, bagietka w Paryżu a weisswurst w Monachium. Najbardziej przekonujące było to wrażenie, jeśli idzie o typowe greckie wino, retsinę. Pod tamaryszkiem na Paros smakuje wybornie a przywiezione do Warszawy jest tylko specyficznie pachnącym i smakującym dziegciem, średnim winem stołowym.
Nie chodziliśmy do włoskich restauracji w Warszawie, bo wiedzieliśmy, że w przydrożnym barze w Italii , z włoskim „genius loci”, zje się bardziej smakowicie niż tu, w luksusowej włoskiej restauracji. Nie jadaliśmy poza Włochami zwłaszcza pizzy, która i tam musiała pochodzić raczej z Zi fiore niż z jakiejkolwiek innej pizzerii.
Jednak wczoraj przekonałam się, że każda reguła ma wyjątki i to miłe. Zagarnięta przez znajomych na późny lunch do skrytej w nieco ogołoconych już z jesiennych liści krzewach pizzerii, przy odległej od centrum ulicy Kuropatwy skusiłam się na trójkąty różnych rodzajów pizzy. I co? Otóż nie zawiodłam się. Miały naprawdę wyjątkowy smak, cienkie ciasto, chrupiące brzegi, nienachalne „obłożenie”, nadające dobry, stonowany i zharmonizowany smak. Ten smak obudził wspomnienie mistrzostwa wspomnianej wyżej ulubionej włoskiej pizzerii. Naszej wnuczce, która była niejadkiem przygotowywano tam pizzę w kształcie myszki, którą Zuzanna zmiatała do ostatniej okruszynki.
Może moja wstępna rezerwa brała się stąd, że w każdym sklepie widzimy sowite, wspaniałe mrożone pizze, które przypominają tę włoską tylko kształtem i nazwą. Ta była naprawdę włoska. W ciągu kwadransa, który dzieli mój dom od pizzerii, przebyłam drogę do włoskiego smaku. Z przyjemnością.
Komentarze
Jutro przybędziemy do Żaby, z Inką i roladą. Czeka na nas wołowina, cielęcina i indyk.
Moi znajomi Włosi powiedzieli mi, że prawdziwie włoska pizza już nie istnieje – bo Włosi w obecnych czasach są bogatsi od tych, którzy pizzę wymyślili. Podobno w oryginale było to niewymyślne ciasto, po upieczeniu posmarowane czymś w rodzaju rozdźiabdzianego pomidora i posypane ziołami (oregano zwłaszcza i bazylia), żeby było „na bogato”.
Wzięłam z tego przykład – w sklepie Za Rogiem kupowałam włoski placek typu…no właśnie, zapomniałam nazwy:
https://photos.app.goo.gl/rDvgMgoWKjK4KFRAA
Tyle, że ja rzeczywiście robiłam na bogato i bez kupnego sosu pomidorowego ani żadnej rzeczy, która jego jest 😉
Podobnie było też z tradycyjnym spagetti włoskim, był to makaron i byle jaki sos pomidorowy, dopiero jak zaczęło być bogato, to robiono „na bogato”. Moi znajomi Włosi zrobili coś takiego u mnie w domu w drugiej połowie lat 70-tych, kiedy za kawałkiem wołowiny (dostaliśmy w końcu polędwicę!) zjeździliśmy powiat kłodzki i pół powiatu ząbkowickiego! Wino włoskie kupiliśmy w pewexie 😉
Haneczko,
życzę pogody, bo reszta przyjdzie sama, to znaczy wspaniałe obrady u Żabinego stołu 🙂
O uczcie nie wspominam, bo samo przez się…pozdrowienia dla Was wszystkich 🙂
Żabie Błota to miejsce, które ma swój genius loci, nie tylko z powodów kulinarnych.
Wiem od bywalców pizzerii, że można trafić na dość dobrą pizzę, pieczoną w piecach sprowadzanych z Włoch i z dobrych składników. Ale trzeba wiedzieć, gdzie się wybrać.
Krystyno-to samo mówią warszawscy bywalcy pizzerii 🙂
Alicjo-ten placek, który kupowałaś to pewno foccacia.
Haneczko-udanego pobytu u Żaby i pozdrowienia dla wszystkich biesiadników!
Och, ta wloska ortografia-oczywiście focaccia!
Ciekawy artykuł o historii pizzy( zresztą trochę już było na ten temat w różnych blogowych opowiesciach):
https://kukbuk.pl/artykuly/najpopularniejszy-placek-swiata-byl-kiedys-kanapka/
Haneczko – przekaż proszę Żabie i wszystkim Biesiadnikom moje serdeczne pozdrowienia. Ciebie oczywiście też pozdrawiam i ściskam.
Danuśka,
dziękuję, no właśnie – focaccia, z ziołami zresztą, rozmaryn i tak dalej, bardzo dobrze robiła za spód pizzy 🙂
Już dawno jej nie widziałam w sklepie 🙁
Dzień dobry. Focaccię można sobie zrobić samemu. https://wegannerd.blogspot.com/2019/08/focaccia-z-cukinia.html?m=1 Z tego przepisu robiłam nie tak dawno, łatwa i pyszna 🙂
dzień dobry … ☕
ja mam przykre doświadczenia z Włoch w sprawie jedzenia .. i dopiero w Londynie zjadłam dobre włoskie potrawy ….
kartoflanka inaczej …
https://pysznieczyprzepysznie.blogspot.com/2019/11/kartoflana-zupa-z-marynowanymi.html
haneczko dobrze Wam … 🙂
Salso może się skusisz? …
https://www.kucharkawbaletkach.pl/dyniowy-weganski-ramen-z-tofu-i-plastrami-dyni-lekko-pikantny-rozgrzewajacy-i-sycacy/
Dziekuje Wam serdecznie za pamiec i zyczenia. Danusko, uroczy jest Twoj wiersz.
Dzieki zdjęciom podróżuje od rana i słucham Asinej muzyki.
Mamy tu na miejscu bardzo dobra włoska pizzerie. Jej szef odznaczony został ostatnio w międzynarodowym konkursie. Danusko, pójdziemy tam następnym razem 🙂
https://www.lejdc.fr/clamecy-58500/loisirs/alain-depraute-pizzaiolo-a-la-gondola-a-clamecy-remporte-une-medaille-a-un-concours-international_13684873/
Alino-w Twoich okolicach mamy jeszcze niejedno do spróbowania i do obejrzenia 🙂
A propos pizzy: http://ak5.pl/tt7.html
W Lublinie też można zjeść pizzę w oparciu tylko o włoskie składniki. Wymieniona w topie Al Nero jest prowadzona przez moją rodzinę . Naprawdę jest się czym pochwalić 🙂 https://www.jemlublin.pl/pizze-top-10/
Pamiętam nasze pierwsze pizze i był to początek lat 90. Zamawialiśmy je z kolegami z pracy i odbieraliśmy osobiście w pizzerii na Barskiej, istniejącej zresztą do dzisiaj:
http://strona.barska.nazwa.pl/onas.html Smakowały nam bardzo 🙂
W sznureczku podrzuconym przez Irka zastanawia mnie informacja, że na pizzę „Pod Koziołka chodziło się na studiach. To były lata 1978-1983. Dawno. Do dziś zapach ciasta został w sercu. Tak jak smak nadzienia”. Wydaje mi się, że w owych, ciężkich komunistycznych czasach o pizzy jeszcze nikt nie marzył, ale może nie mam racji….?
Oczywiście gratuluję serdecznie rodzinie Irka sukcesów w serwowaniu prawdziwej, włoskiej pizzy 🙂
Znalazłam informację, że w Warszawie pierwszą pizzerią z prawdziwego zdarzenia był otwarty w 1989 roku lokal „Santana” na ul. Zwycięzców.
Pierwszą pizzę robiłyśmy w domu same, na początku lat 80-tych z przepisu przywiezionego przez siostrę z włoskiej restauracji, w której pracowała w Londynie.
Małgosiu-masz rację, pod koniec lat 70 i na pocżątku 80 krążyły przepisy na pizzę i w gronie koleżanek wypiekałyśmy je w domowych piekarnikach.
Pierwsza pizze jadlam w Sopocie w latach 1976 – 1977. Dokladnie nie pamietam daty. Byla przy molu i stalo sie w dlugiej kolejce.
4 grudnia bede jadla pizze u Mario w Trégastel. W moich okolicach jadlam w 4 pizzeriach ale tylko u niego mi smakuje. Jest z pochodzenia Wlochem.
Pierwsza pizzeria pojawiła się we Wrocławiu mniej więcej w połowie lat 70-tych. Były dość różne, szczególnie jeśli chodzi o ciasto. Zapamiętałam jedną, ciasto miała dość puchate i na przynajmniej 4 cm wyrośnięte, z ziołami – z pizzą nie miało to nic wspólnego, ale było dobre 😉
Najpierw ta pizerria była w Rynku, a potem przeniosła się do przejścia podziemnego na ul.Świdnickiej, na koniec skończyła tamże już nie jako pizzeria, tylko „zapiekanki”, które także były bardzo smakowite.
Wracając do lat 70-tych, pamiętacie tak zwane sklepy komercyjne? Nie, nie żadne „żółte firanki”, tylko sklepy komercyjne, w których były wszelkie dobra po zaporowych cenach.
Ja zapamiętałam dobrą suchą kiełbasę knyszyńską w cenie 220zł.za kilogram. Rzadko gościła na naszych kanapkach…
Salsa, dzięki za przepis, może się skuszę, chociaż prościej byłoby w sklepie i chyba taniej, to kosztowało coś ok.3$ mniej więcej. No ale było – ni ma 🙁
Pogoda dla bogaczy, Jerzor roweruje póki może, słusznie przewidując, że już niedługo tego dobrego…6c, chwilami słońce. Chwilami!
Tzw. sklep komercyjny – w Gdyni pamiętam tylko jeden- to był sklep z mięsem i wędlinami. Innych produktów tam nie było. Ceny oczywiście były wyższe, ale kolejki olbrzymie. Myślę, że to był przełom lat 80- 90- tych.
Nie pamiętam pierwszej pizzy, pewnie dlatego że z pizzą mam podobnie jak z lodami : zjem z przyjemnością, ale żebym miała szczególną ochotę, żeby to za mną ” chodziło”, to nie. Niedawno jadłam ją trochę przymusowo, bo będąc z wnukiem u siostry wybraliśmy się wszyscy do restauracji. Młody chciał tylko frytki i ja zgodziłabym się na to; niech je co chce. Ale reszta towarzystwa stwierdziła, że to za mało, więc wybrał pizzę. A że nie podawano jej w kawałkach tylko całą, dołączyłam się, bo i tak zjadłby tylko część. I wystarczy mi na dłuższy czas.
Pomyłka – to był przełom lat 70- 80- tych oczywiście.
Pamiętam te sklepy komercyjne, początkowo dość puste, a potem tłumy. Miło wspominam okres zakupu mięsa i wędlin jak mój mąż był w wojsku i mógł kupować na kartki w sklepie na terenie jednostki. Co tydzień była „dostawa”.
Krystyno,
na pewno lata 70-te, te sklepy komercyjne, druga połowa mniej więcej pod koniec, kiedy skończył się na dobre dobrobyt gierkowski. Faktycznie – to był sklep typu „mięso-wędliny”. Zastanawiające, jak to „fajnie” urządzono – masz forsę, to masz, możesz kupić. A ten kto nie ma niech zazdrości… Cynizm władzy do potęgi i skądinąd znany z dni dzisiejszych „rządź i dziel” społeczeństwo, niech sobie skoczą do gardła. Dla polepszenia nastroju, 😉 :
https://www.youtube.com/watch?v=FOt3oQ_k008&list=RDFOt3oQ_k008&start_radio=1&t=0
Alicjo,Pizza Hut, jesień 93.
yurek,
mnie tam już dawno nie było. A pizza jako taka, bezimienna i bez wielkich sieci była we Wrocławiu w drugiej połowie lat 70-tych. Pewnie ktoś przyjechał z wyprawy „za chlebem” z zachodu i doszedł do wniosku, że warto w coś takiego zainwestować. To było kilkanaście lat przed, zanim sieciówki z zachodu weszły na polski rynek 😉
Pizza Hut weszła razem z KFC w 1992. Wiem bo tam pracowałam 🙂
Jak co roku idą Święta!
Bombki, woły i jagnięta,
Dziecię, szopka i królowie,
Gwiazda, trąby, aniołowie,
„Cicha noc” na całym świecie,
Karp już śni o galarecie,
Już prezenty całe w stosach
Aż po sufit! Pod niebiosa!
Czysty obrus i firanki,
Mak, rodzynki i łazanki.
Już choinka z kąta zerka!
Wielkie żarcie i pasterka!
Wszyscy wszystkim ślą życzenia:
Wszego szczęścia i spełnienia!
I tu łza skądś nagle w oku:
Przecież trzeba jak co roku
Przyjaciołom, te najszczersze
Ot! życzenia skrobnąć wierszem…
Coś dziś słone me wierszyki!
– K…..!!!!! Tak mi brak Moniki!!!!
(Mirek Koval Kowalewski, grudzień 2015)
https://photos.app.goo.gl/fb9WzPYsEWSPe1Wh9
Małgosiu bingo
O uratowanych tygrysach:
https://www.euronews.com/2019/11/21/watch-tigers-freed-from-truck-taste-outdoor-lifestyle-at-polish-zoo
Jeżeli tzw. cover Jacguesa Brela, to tylko w takim wykonaniu:
https://www.youtube.com/watch?v=gsTyRgp11PI
W Ostrołęce od dwóch tygodni działa pierwsza w mieście pizzeria z piecem opalanym drewnem. Wszystkie składniki na pizzę są sprowadzane z Włoch. Jakości i smaku oraz staranności mogłaby się uczyć niejedna włoska pizzeria. Tylko wystrój mało włoski, ale wkrótce się zmieni dzięki fotografiom miejscowego włoczykija 🙂
Zima idzie. Trzeba dobrze się odżywiać.
Dlatego już wkrótce:
Rillette de Canard et de Porc Traditionnelle
https://www.youtube.com/watch?v=uuSep-42bUw
Ale po co udawać, że jestemy Włochami i równie dobrze potrafimy robić pizzę z miejsc, gdzie …
Zapraszam do mnie na krupnik 😉
Opuściłem Blog przez czyjąś nieprzyzwoitość. Ewa dalej Blog czyta i powiedziała, że nieprzyzwoitością byłoby niepodziękowanie za życzenia skierowane do mnie. Ma absolutną rację. Dziękuję zatem za pamięć i miłe słowa. Stary człowiek, a takim jestem, żyje dzięki wspomnieniom, a wspomnienia wtedy się naprawdę liczą, kiedy ktoś o nas pamięta.
Dziękuję Wam Kochani!
PS Muszę sobie zafundować koszulkę z napisem: „Nie używam Googla – moja żona wie wszystko” 🙂
dzień dobry … ☕
cichal ma mądrą żonę … 🙂
placki inaczej …. zrobię na słodko i część na słono .. dynia już czeka …
http://napiecyku.pl/2019/11/jesienne-placki-z-dyni/
Marek napisz jak tam było w Paryżu i u Sławka …
Co ja tu będę mówić…proszę zwrócić uwagę na 12 miejsce i kategorię wiekową…oraz wredny gender!!!
https://ultrasignup.com/results_event.aspx?did=62717
gratulacje dla prawdziwego sportowca … 🙂
może ktoś woli omlet zamiast placków … niecałe 300 kalorii … 😉
http://www.tanio-szybko-smacznie.pl/omlet-dyniowy/
prawie 0 dziś i wiatr .. spacer to wyzwanie .. ale słońce wyszło ..
Wczoraj wieczorem byliśmy z wizytą o mojej koleżanki, była z nami również jej mama-osoba pełna wigoru i znakomita gospodyni. Mama sprawiła nam potrójną przyjemność: przygotowała galaretę z nóżek, placki ziemniaczane oraz pierogi z mięsem i pieczarkami.
Co za uczta! Polska, tradycyjna kuchnia w najlepszym, domowym wydaniu 🙂
Dzisiaj inna potrójna przyjemność-troje jubilatów, a wśród nich kuzynka Magda, organizuje wspólne urodziny. Oj, będzie się działo…
Danuśka no to macie frajdę łasuchów .. 🙂
robię sobie kurację … znacie to ziółko …
http://www.dzisjagotuje.pl/2019/11/zdrowie-w-kubku-czyli-czystek-suszony.html
mimo przeciwności pogodowych spacery zaliczone .. w parku zasadzają drzewa … a na następnych polach budują domy .. tylko głowa mnie boli nie wiadomo po co …
Danusiu, miłego wieczoru i serdeczne życzenia dla solenizantów.
Jolinku, znam czystek, smaczny nie jest. Nie należy jednak przekraczać dwóch szklanek dziennie.
Małgosiu już po trzech dniach czystek smakuje jak trzeba .. 2 szklanki mi wystarczają …
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,25440809,awaria-dreamlinera-lot-u-ponad-200-pasazerow-utknelo-na-sri.html#a=363&c=159&s=BoxNewsMT
Ten, kto wymyślił to hasło na samolotach LOT-u powinien na galery, ale już!
Jolinku,
to nie sportowiec, to pan w pewnym wieku (4 dni temu obchodził urodziny), który ma niezwykłe hobby od niepamiętnych lat – codziennie, bez względu na pogodę, a nawet „zespół dnia drugiego”, robi sobie przebieżkę dziesięciokilometrową, a dwa razy do roku biega maratony. W najdziwniejszych miejscach świata – kiedyś przeszkodziło mu trzęsienie ziemi w Nepalu, ale odczekał swoje i pobiegł następnego roku. Bez fanfar i takich tam, po prostu maratończyk amator 🙂
Ja podziwiam, ale to nie dla mnie, albowiem…
https://photos.app.goo.gl/LqhSUjsxyLebyUEHA
Nie ma się co wysilać 😉
Cichal,
za nieprzyzwoitości jednego blogowicza nie każ płacić całemu blogowisku, my niewinne lelije!
Dodam, że ten maratończyk jest specjalistą od bezpieczeństwa elektrowni atomowych – już teraz na emeryturze od paru lat. Na czym ta praca polegała? Na wymyślaniu wszelkich możliwych wariantów, że w „atomówce” coś się stanie – i jak takiej ewentualności zapobiec.
Absolwent (doktoryzowany) Politechniki Wrocławskiej.
dla mnie to sportowiec bo ma duszę sportowca … mnie się czasem nie chce ćwiczyć lub iść na obchód osiedla w złą pogodę ale prawie zawsze zwycięża nawyk sportowy … wiek dla sportowca nie ważny .. sportuje jak może ale prawnie nigdy się nie podaje .. pozdrowienia dla Maratończyka … podziwiam takie pasje …
Ja tylko podziwiam, bo ze sportu najbardziej lubię kibicowanie 🙂
Dzisiaj znowu pogoda dla bogaczy, Jerzor szykuje się na rower – ten też ma zacięcie…
nasz Brzucho tam był … Nisia marzyła by się tam wkręcić ale chyba to impreza tylko dla chłopów …
https://krytykkulinarny.pl/2019/11/kochajcie-sledzie-tak-dobrze-smakuja/
Ja jak sobie znajdę film do towarzyszenia mi przy dzierganiu, to sobie znajdę…znakomita rola Olgierda Łukaszewicza i, bez zaskoczenia, Więckiewicza. Ostrzegam – film dołuje! Ale jest świetny:
https://www.youtube.com/watch?v=4YCnSiLt-Ag
W filmie bolesławiecka ceramika. A inne okoliczności filmowe znam z doświadczenia. Frank, Mama…
o u mnie film niedostępny … co tam dłubiesz Alicjo? …
Znakomity, znakomity film…Łukaszewicz przypomniał mi „Brzezinę”.
Nie dziwię się, że takie filmy nie są tak zwanymi „hitami”, są ciężkie i sprowadzają nas do pionu – co jest w życiu ważne. Na co mamy wpływ, a na co w ogóle nie mamy. I tak dalej.
Jolinku,
dłubię kocyk, bo wełna jest, a o kocyk jedyny (MÓJ!) bijemy się od dawna. Kocyk jest mój, pamiątka z Domu, za chwilę będzie 60 lat, jak kocyk nastał w domu. A ja zabrałam go sobie z Domu na pamiątkę 😉
Ten kocyk aktualnie dłubany jest z grubej wełny islandzkiej. Jeszcze ze dwa dni i będzie akuratny wielkościowo.
https://photos.app.goo.gl/1nStbuzheUCUs6SX7
Zadziwiające. Streszczam, bo chciałam wkleić odpowiedzi na pytania – otóż to był 89 maraton Maratończyka, a rekord życiowy jest sprzed 25 lat, 3 godziny 13 minut.
Jak mi to wetnie, to chyba walnę czymś w komputr….sprawdzałam, co było wrednego we wpisie od Maratończyka, co to chciałam tutaj wkleić – NIC!
Kot jak zwykle siedzi w internecie 🙄
https://photos.app.goo.gl/3Rr8fHv5Q3b9Xfcs9
Kocyk zapowiada się na bardzo piękny 🙂
To nie są kolory z „mojej półki”, dlatego tyle ich zostało jako resztki, ale będą pasowały do kanapki w kolorze „burgundy”, czyli czerwone wino z okolic Aliny 🙂
Jolinek51
23 listopada o godz. 20:26
o u mnie film niedostępny …
Tu jest dostępny: https://www.youtube.com/watch?v=uFEyE25lbjo
Mnie także bardzo podobał się film ” Jak pies z kotem”. Znakomicie przyjęty podczas festiwalu filmowego; nie wiem jaka była frekwencja w kinach, młodzież na takie filmy nie chodzi. Olgierd Łukaszewicz i Aleksandra Konieczna otrzymali nagrody za swoje role w tym filmie. Naprawdę warto go obejrzeć. Niestety, reżyser Janusz Kondratiuk zmarł niedawno, w swoim domu, gdzie kręcony był film. Tutaj wywiad z nim sprzed roku : http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,24058528,janusz-kondratiuk-odchodzenie-bliskiego-to-szarpanina-chory.html
Noc śledziożerców trzyma się dobrze. Autor tekstu nie podaje dokładnego przepisu na śledzie po kaszubsku, ale łatwo je wykonać na podstawie ogólnego opisu. Ja też czasem robię moją wersję takich śledzi: wymoczone śledzie pokrojone na małe kawałki przekładam cebulą uduszoną na oleju z rodzynkami i przecierem pomidorowym. Widzę, że można też dodać suszone śliwki. Całość musi się przegryźć w lodówce.
Krystyno,
bo to nie są filmy dla wszystkich. Ja akurat wiem z autopsji, co jest grane. Ale ludzie do kina idą się zabawić, a nie oglądać jakieś takie…
Podobnie jak parę dni temu oglądałam „Dług”, a następnego dnia film „Symetria”. Ciężkie filmy – a każdemu taka sytuacja mogłaby się wydarzyć. „Dług” znałam z wcześniejszych recenzji, ale „Symetrii” nie.
„Symetria” jest takim właśnie filmem. Bez powodu, po prostu nie w tym czasie i nie w tym miejscu. Trochę za szybko główny bohater załapał ten więzienny tryb i dlatego ten film dla mnie „ściękł” na końcu, ale warto obejrzeć. Na youtubie.
dzień dobry … ☕
kocyk jak malowany … 🙂
śledzie inaczej …
https://pieprzyczfantazja.blogspot.com/2019/11/sledzie-po-wegiersku.html
Jeszcze nie śpię…ot, ciekawostka:
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,25420810,papryczka-w-choroby-pikantne-potrawy-usprawniaja-metabolizm.html
Mam śledzie – wypróbuję przepis, bo ja wszystko co ostre zjadam chętnie 😉
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,25431028,kazik-wierzacemu-jest-latwiej-bo-ma-opoke-ktora-sie-nie-zachwieje.html
z resztek wełny można zrobić takie swetry … modne, ładne i łatwe w robocie …
https://modetalente.com/products/rundhals-langarm-pullover-3?sku=SW9JDFB748CB
Alicjo, kocyk bardzo mi sie podoba . Robisz na drutach mimo problemow z rekami. Kiedys o tym pisalas.
Na obiad u mnie osso-buco.
Mnie również podoba się koc dziergany przez Alicję, lubię te kolory.
A kto zrobi czapeczkę na czajnik z herbatą 🙂
https://www.mooglyblog.com/wp-content/uploads/2014/02/Tea-Cozies-Cover-Finished.jpg
Koc Alicji jest piekny.
A ja zacznę coś dziergać dla wnuka, nie wiem jeszcze co.
Chętnie obejrzalabym film z Lukaszewiczem. Pamietam go z „Brzeziny”, tyle to juz lat temu.
Alino,
sznureczek do filmu:
https://www.youtube.com/watch?v=4YCnSiLt-Ag
Ja często oglądam filmy na youtube, bo mam duży monitor komputera stacjonarnego, 21 cali (81cm po przekątnej). Chciałam dodać, że rola Igi Cembrzyńskiej też jest warta podkreślenia – zresztą wszyscy aktorzy grają tam świetnie.
Elapa,
tak jest, mam kłopoty z dłońmi, czeka mnie operacja lewej, bo mały palec i ten tuż obok jest nieruchomy, ale to akurat nie przeszkadza mi w robocie. Operacja gdzieś w okolicach stycznia, powiedziano mi.
To co robię, jest proste jak budowa cepa. Wystarczy tylko wybrać kolory, które się ze sobą nie pogryzą. Ja robię w ten sposób, że rzucam wełnę na podłogę i eliminuję te, które mnie w oczy kolą, zostają te, które się ze sobą nie kłócą. A potem to już można robić prawie z zamkniętymi oczami. Z resztek wychodzą piękne rzeczy.
O ocieplaczach na czajniki z herbatą dopiero co rozmawialiśmy z Jerzorem – mogłabym takie sprzedawać w sklepie u Japonki, ale ile można za taki ocieplacz wziąć? Tu mówię o ocieplaczach robionych na drutach oczywiście. Nie warta skórka za wyprawkę, chyba, że zrobi się z tego prawdziwą sztukę… Przeciętnie takie coś uszyte kosztuje ok.20$ – robione na drutach czy szydełku musiałoby być droższe, bo zajmuje więcej czasu. Ale pomysł jest 😉
Do wyboru, do koloru i w każdej cenie 😉
https://www.amazon.ca/s?k=tea+cosy&gclid=EAIaIQobChMI-tii7YyD5gIVSpyzCh386Qe9EAAYASAAEgLXb_D_BwE&hvadid=231030075811&hvdev=c&hvlocphy=9000713&hvnetw=g&hvpos=1t1&hvqmt=e&hvrand=15156196030650053998&hvtargid=kwd-299913950282&hydadcr=20847_10090734&tag=googcana-20&ref=pd_sl_6pl1rx1oca_e
No – to już jest godziwa cena. Yurek zaraz mnie ochrzani za sznureczek, ale ja jeszcze nie nauczyłam się skracać, zawsze odkładam to na „następny raz” 😉
https://www.amazon.ca/Ulster-Weavers-Sophie-Conran-Knitted/dp/B06ZZCDCLZ/ref=sr_1_54?gclid=EAIaIQobChMI-tii7YyD5gIVSpyzCh386Qe9EAAYASAAEgLXb_D_BwE&hvadid=231030075811&hvdev=c&hvlocphy=9000713&hvnetw=g&hvpos=1t1&hvqmt=e&hvrand=15156196030650053998&hvtargid=kwd-299913950282&hydadcr=20847_10090734&keywords=tea+cosy&qid=1574607189&sr=8-54
takie czapeczki na czajnik z herbatą to dobry biznes na resztkach …
ktoś jadł głożynę? … pierwsze raz słyszę o niej ..
https://pl.wikipedia.org/wiki/G%C5%82o%C5%BCyna_pospolita
bo niektórzy coś robią z tego ..
http://angelasdelicacies.blogspot.com/2019/11/gozyna-w-maceracie-jujube-fruit-liquor.html
Alicjo, niestety u mnie ten film jest niedostępny ale dziękuje za intencje.
z tymi filmami to jakaś dziwna sprawa .. wychodzi na to, że w Europie niedostępne a w Kanadzie tak .. może Alicja wykupiła jakiś abonament? ..
Pomysł na przegryzkę, może być bez kurczaka, a i tak wygląda atrakcyjnie:
https://smaker.pl/przepisy-salatki/przepis-kolorowa-salatka-makaronowa,176833,erjot.html
O głożynie też czytam po raz pierwszy. Autorka bloga mogłaby napisać, skąd wzięła te owoce. W sklepach nigdy ich nie widziałam, a w naszym klimacie nie rosną.
Te ocieplacze na czajniczki to chwilowy powrót do przeszłości. Nie wszystkie są ładne no i raczej nie współgrają z nowoczesnym wystrojem. Pasują do styku retro.
Pamiętacie osłonki na papier toaletowy wożony przy tylnej szybie w samochodach z rejestracją DDR ? W polskich samochodach tego nie widziałam albo po prostu tego nie pamiętam. To było coś w rodzaju kapelusza robionego na drutach lub szydełkiem. Długo nie wiedziałam o co chodzi. Koc robiony przez Alicję jest i przydatny, i bardzo ładny. Niby można kupić ręcznie robione rzeczy, ale nie zawsze w odpowiadających nam kolorach. Moja ostatnia robótka to myjka ze sznurka konopnego.
Nie mam abonamentu – ale proponuję wejść na youtube i wpisać tytuł filmu, może tak zadziała (zadziałało mojej znajomej, link podany przeze mnie nie zadziałał). Nie mam abonamentu, na youtube wszystko jest za darmo. Ja najczęściej wchodzę na youtube i wpisuję hasło „filmy polskie w całości” i wyświetla mi się cała gama sznureczków, na kogo wypadnie, na tego bęc 😉
Tytuł tego akurat filmu – „Jak pies z kotem”.
Nie mam zdjęć z dawnych lat, kiedy Maciek był mały – oczywiście był najkolorowiej ubranym dzieckiem we Wrocławiu 🙂
Robiłam sporo sweterków dla znajomych dzieci oraz dla starych, a jakże – zawsze z zastrzeżeniem, że resztki zostawiam dla siebie.
Tutaj kilka najprostszych pomysłów, jak wykorzystać resztki. Prostokąty są niezawodne, oraz wszelkie paski i takie tam. Jeśli chodzi o sweterki dla dzieci, zawsze należy robić mniej więcej o dwa numery za duże 😉
No i im więcej kolorów, tym lepiej!
https://photos.app.goo.gl/pv11BBGcjRxXpR927
https://photos.app.goo.gl/fdcLZ3CpCjSHfYGQA
https://photos.app.goo.gl/haFn858MpGqj1KtSA
Dziś wybraliśmy się na obiad do restauracji azjatyckiej. To nie są moje smaki, ale raz w roku mam ochotę na taką odmienność. Poza tym chciałam wreszcie spróbować kimchi i ramenu. Ramen gotowałam sama i bardzo mi smakował, ale gotowany przez kucharzy z Azji to jednak coś innego. Ten dzisiejszy tez był bardzo dobry. Ale kimchi zupełnie nie dla mnie. Bardzo ostre to mało powiedziane; i smak nie odpowiadał mi. A spodziewałam się czegoś bardzo dobrego, bo tyle się pisze o tej potrawie. No ale posmakowałam, wiem co to jest i więcej nie chcę. Były jeszcze kalmary i sajgonki – jedno i drugie smaczne . Spróbowałam jeszcze odrobinę makaronu z warzywami, kawałkami mięsa i sosem sojowym – bez zachwytu. Pyszna była za to lemoniada. W restauracji było jak w ulu, prawie wszystkie miejsca zajęte. To popularne miejsce w Gdyni. Zresztą w weekend w porze obiadowej wszędzie jest tłoczno.
No właśnie – kimchi to moje smaki 🙂
I jeszcze a propos filmów na youtube – należy patrzeć na to, ile minut ma nagranie (w prawym dolnym rogu), bo często są to krótkie zajawki, a film powinien trwać około półtorej do dwóch godzin. Mogą też być marne kopie, ale trudno wymagać, żeby wszystko było idealne, jak się za to nie płaci ani grosza…
Moja bratowa robila z resztek swetry dla swoich dzieci. Nie lubilam tych wzorow, ale ona chyba nie miala polotu do dobierania kolorow. To bylo w latach 70 tych. Do dzisiaj mam awersje do pewnych kolorow.
Na kolacje byla reszta zupy jarzynowej i kolorowa tarta. Podsmazylam boczek, cukinie, cebule, zolta papryke. Zalalam jajkami ze smietana i wyszla dobra tarta. Zostalo jeszce na jutro.Na spodzie bylo ciasto.
Głożyna? Zgłaszam się.
Widzę, że chodzi na allegro, choć sam dostałem od gospodarzy na wakacjach. Cen allegrowych bym chyba nie zapłacił. A gospodarze częstowali wszystkim, co rosło w ogrodzie.
PS. Link blogowy, jakby co:
https://basiaacappella.wordpress.com/2019/11/05/w-kampor/
Moja teściowa bardzo ładnie robiła na drutach.
Dziś były dzieci. Wnuczek zjadł porcję swojej siostry i zażądał dokładki. Siostra jadła z jego mniejszej miseczki i nie dojadła. Zupą był krupnik.
Jak łatwo – i zawsze – jest napuścić jedną nację na drugą. Obejrzałam „Wołyń”.
PAK4,
przyjdzie obejść się smakiem, ale warto wiedzieć, że u innych rośnie to w ogródku.
Alicjo,
poszukaj czegoś optymistycznego albo daj sobie odetchnąć po „Wołyniu”. Widziałam ten film, choć najpierw w ogóle nie zamierzałam go oglądać. Trudno uwolnić się od tych scen.
Tuwim na niedzielną, listopadową słotę
„Tęsknota”
Uparła się moja tęsknota,
Uparł się dziki mój żal,
Że muszę ciebie zobaczyć.
A była słota jesienna,
Słota…
(Litość miej! Wyjdź!)
Pod oknami twojemi chodziłem,
(Rozpaczy kamienna!)
I z żalu wyłem, jak pies!
Bo uparła się moja tęsknota,
Bo uparł się dziki mój żal,
Że muszę ciebie zobaczyć…
Trzeba się było chyba zsobaczyć:
Upokorzyć się prośbą haniebną,
Iść tam do ciebie – prosić!!
Co? Na klęczkach cię błagać,
Wstyd najstraszniejszy znosić!
Tego chcesz?
– Byś mnie pogardą zaczęła smagać,
Dziewko!!
Bym ryczał, skamlał, jak zwierz:
„Litość miej!!”
A tobie, psiakrew, nieochota!
A tobie w rozpaczy mej
Przeszkadza słota:
Mokro…mgła…chlupot błota!…
…A uparła się moja tęsknota,
A uparła się moja tęsknota!…
4 XI 1915
Z tomiku Czyhanie na Boga (1918)
Nie ma jak u Żaby. ale dom to dom.
„Wołynia” ciągle nie mam odwagi obejrzeć.
Haneczko,
nie oglądaj. To nie chodzi o mocne czy słabe nerwy; obejrzałam film do końca, ale przez wiele miesięcy nie mogłam się z niego otrząsnąć. Do dziś pamiętam wszystkie sceny. Oszczędź sobie tego.
Przeczytać jestem w stanie wszystko. Z oglądaniem mam problem
Dokładnie tak – obrazy pozostają. Lepiej nie oglądać. Ale moje pierwsze i tak dalej odczucie – jak łatwo jest napuścić kogoś na kogoś, nację na nację… I to ciągle się dzieje.
A podobno wszyscy jesteśmy ludźmi.
Widziałam „Wołyń”, ale to po „Róży” chyba dłużej nie mogłam się otrząsnąć.
Jest i „Róża” na youtube, ale chwilowo mam dość wrażeń.
dzień dobry … ☕
PAK4 i jak smakowało? … bo nie doczytałam na blogu, że dobre było …
ja to jak Pyra … nie oglądam filmów, które mnie dołują …
Małgosiu a z jaką kaszą gotujesz krupnik? … narobiłaś mi smaku ..
dziś między innymi … Światowy Dzień Pluszowego Misia .. 🙂
schabowy inaczej …
https://roslinozerniurlopowicze.blogspot.com/2019/11/polska-schabowy-z-selera.html
haneczko a coś więcej napiszesz co u Żaby słychać? ….
Jolinek51:
Fajnie smakowało. Tylko pestka duża. Żona podpowiada skojarzenia z ubitą czereśnią, ale jak każdy owoc, trochę to jednak inne.
W ogóle, bardzo pozytywni gospodarze, jak widać na blogu, połowę rzeczy na stole stanowiły produkty ich ogródka: głożyna, szarańczyn, prywatnie zrobiona medica… Oliwę też robią, ale tylko na własne potrzeby; a liści laurowych narwali nam chyba na parę lat naprzód.
PAK4 to mi trochę przypomina oliwki (ale jeśli smakuje jak czereśnia to bym zjadła) … tylko oliwek nie jada się chyba na surowo … lubię jak gospodarze są gościnni … 🙂
Coś chyba przeoczyłam…czy prezydent pogratulował Oldze Tokarczuk literackiej nagrody Nobla? Nie przypominam sobie…
A dzisiaj otwieram gazetę i ku mojemu zdumieniu widzę, że rzucił się prawie na kolana przed jakąś smarkatą dwunastolatką, bo coś zaśpiewała i jakaś nagroda eurowizji czy coś takiego….
No ale czemu ja się dziwię, wszak prezydent znany jest z nocnego „czatowania” z „leśnym ru…” 😯
@głożyna pospolita, jeśliby próbować się odnieść do czegokolwiek powszechnie jedzonego w Polsce – to skojarzenia idą ku zwartej, „nowomodnej” czereśni. Jednak nie tyle ze względu na smak (zdecydowanie „owocowy”), co na teksturę, i to z poprawką na nieco grubszą skórkę (powiedzmy, typu „łuskowatego”), sporą pestkę a także – na długi czas przechowywania: po powrocie, trzymana w lodówce, przetrwała chyba miesiąc; dozowaliśmy ją sobie po kilka sztuk, choć ja zdecydowanie mogłabym pojadać i całymi czareczkami… 🙂
Rośnie na małych krzaczkach trochę przypominających młodą oliwkę rzadko ulistnioną. Pak4 sfotografował i pokazał.
*** * ***
@temat: jedzenie najlepiej smakuje w miejscu, gdzie je wymyślono
Jeśli rzeczywiście istnieje taka zasada, w moim osobistym przypadku widzę więcej wyjątków od niej, niż „sprawdzeń”. Zdarzyło mi się jeść/pić „poza kontekstem” zarówno rzekomo flagowe dania i zestawienia jakiejś konkretnej nacji, jak i alkohole rzekomo przypisane regionowi.
Sekret apetytu w chwili jedzenia oraz wieloletnich doskonałych wspomnień uczty leży chyba w triadzie:
łaknienie – okoliczności dodatkowe (np. rewelacyjny widok wysokogórski) – towarzystwo 🙂 🙂 🙂
Szynki parmeńskie, chorizo, salami i podobne smakują na tatrzańskiej grani milion razy lepiej, niż w foyer jakiegokolwiek hiltona (na śniadanie, powiedzmy, które staje się niepostrzeżenie moim ulubionym posiłkiem 😉 )…
Natomiast łaknienie i aktywne-przygodowe podejście do odżywiania się pozwalają (być może) skosztować po raz pierwszy więcej i rozlubować się bardziej w ciekawostkach podczas podróży, wędrówki, sportowych aktywności urlopowych.
I to byłby główny rewir działania owego „ducha miejsca”. Ale nawet tak rozumiany genius loci działa(ł) u mnie pokrętnie: największy obszar kuchni świata poznałam i polubiłam w Londynie. A w Monachium jadałam znacznie więcej włoszczyzny (la Deutsche vita 😉 ), niż weisswurstów. Tu i tu naciskano na rozumienie „autentyczności” dań: bywają miejsca bliższe (choćby przyprawowo) oryginałowi, na który się powołują, co nie znaczy, że koniecznie „musimy” je polubić bardziej, niż te dostosowane do podniebienia miejscowych. — Na ogół „wystarczają” mi mainstreamowe zestawienia brytyjskie hinduskich przypraw curry (i.e. te do nabycia w ichnim tesco), choć znam smaki oryginału od bogatej rodzinki przywożącej je prosto z dobrych slepów w Mumbai; polskie odpowiedniki już rażą… jednak.
(…A Mama rozlubowała się w różnych curry po siedemdziesiątce… – w polskich wersjach 🙂 )
*** * ***
Pozdrawiam Łaknące Towarzystwo 🙂
Tak, lokalne wina najlepiej smakują na miejscu, tam i wtedy.
Jolinku, krupnik robiłam z kaszą jęczmienną perłową, drobną, żeby dzieci nie marudziły. Gęsia szyjka dobrze mu zrobiła.
Alicjo-owszem, pogratulował:
http://ak5.pl/ut7.html
Ponadto planuje zaprosić naszą Noblistkę do Pałacu Prezydenckiego:
http://ak5.pl/yt7.html
A capello-podoba mi się Twoje spostrzeżenie, że wędliny z różnych zakątków Europy smakują zdecydowanie lepiej w Tatrach niż w wytwornych hotelach 🙂
Życzę Ci kolejnych, ciekawych górskich wędrówek!
Byliśmy wczoraj na koncercie Chrisa de Burgh i jeśli ktokolwiek jest w ponurym nastroju po obejrzeniu ciężkiego filmu lub z powodu listopadowej szarzyzny to być może ta muzyka poprawi mu morale: https://www.youtube.com/watch?v=YmEtxPNQJ6Y
Basiu pomachanko … 🙂 .. dużo racji w tym co piszesz .. np. dzieci bywają zwykle głodne po hasaniu na podwórku (nie liczę niejadków) i wpadają do sąsiadki na kartoflankę … a potem się wspomina (podobno taką sobie zupę), że była najlepsza na świecie .. człowiek ma pokrętną nie tylko duszę .. 😉
Małgosiu to byłaś cała w skowronkach, że wnuczek tak docenił zupę babci … 🙂
Danuśka koncert na pewno dobry na listopadowy wieczór …
Jolinku, zupa na szczęście wszystkim smakowała. A wnuczek jest wdzięcznym obiektem do karmienia bo lubi jeść 🙂
Dzieci teraz rzadko hasają po podwórkach, niestety na ogół siedzą w domach przy komputerach. Obserwowałyśmy z Danusią w Japonii grupy dzieci jadące ze szkoły, one ze sobą nie rozmawiały, wszystkie wpatrzone w smartfony, czasem tylko mówiły cześć wysiadając. Jeśli jedziesz naszą komunikacją miejską to też prawie wszyscy z telefonami w ręku, ale mam wrażenie , że jeszcze rozmawiają ze sobą.
herbata dla herbaciarzy …
https://azgotuj.blogspot.com/2019/11/rozgrzewajaca-herbata-z-czerwonym-winem.html
Małgosiu-masz rację i w tym momencie musimy sobie pogratulować, że jeszcze nie jesteśmy drugą Japonią 😉
Rzeczywiście w ocenie tego co nam smakuje i dlaczego, aż tak bardzo jest czynnik pt.”bo inaczej niż w domu”. Zupa u sąsiadki wydaje się lepsza, sos naszej koleżanki jakoś bardziej udany niż nasz własny, a… pierogi Misia Kurpiowskiego najlepsze na świecie 🙂
Chociaż w drugiej strony jest zjawisko, obserwowane szczególnie u panów, „bo mielone mojej mamy to smakowały, jak żadne inne” zatem całe życie poszukujemy tego smaku…
To może przy okazji przypomnę tego, który osiągnął mistrzostwo w poszukiwaniu utraconego smaku, a przy okazji straconego czasu 😉
https://frenchgardenerdishes.files.wordpress.com/2014/03/image114.jpg
Danusiu, ja mam tak z zupami teściowej. Były rewelacyjne i już.
Osobiście sąsiedzkich posiłków nie pamiętam, może dlatego, że to ja miałam babcię w domu, która gotowała i to raczej do mnie przychodzono.
A ramach poszukiwania utraconego smaku, to ja wczoraj próbowałam go odnaleźć w gulaszu wieprzowym na indyjską nutę z rodzynkami, który robiła moja mama. Chyba go przynajmniej częściowo odnalazłam, bo syn nagle stwierdził, że takie danie to pamięta jak jadł u babci 🙂 dawno temu.
Małgosiu-zawsze wszystkim zazdrościłam takich babć. Moja wprawdzie też gotowała znakomicie, ale widywałam ją tylko raz do roku, podczas letnich wakacji.
Mieliśmy natomiast cudowną sąsiadkę-Panią Tosię, którą bardzo lubiłam, między innymi dlatego, że gotowała inaczej i moim zdaniem dużo lepiej niż moja Mama.
Oj, jesteśmy, jesteśmy! Na ulicach (w Polsce!) co rusz wpadają na człowieka ludzie ze smartfonami w ręku, w tramwajach czy autobusach – nosy w smartfonach.
Ciekawa jestem, co złodzieje klejnotów z zamku drezdeńskiego zrobią z zagrabionym łupem – przecież to jest niesprzedawalne!
I jeszcze niezdrowa ciekawość…czy minister Gliński przybędzie na spotkanie z Olgą Tokarczuk? 😉
Łuk triumfalny na Wiśle? Ktoś chyba nie zdążył wytrzeźwieć przez weekend 😯
Mogę potwierdzić – nasza młodzież nadal ze sobą rozmawia i spotyka się. Moje siostrzenice mają grono znajomych i nie kontaktują się z nimi wyłącznie wirtualnie.
Moje obserwacje to raczej z ulicy lub knajpy (zwłaszcza przydrożnej, co poniekąd tłumaczy ten fakt – zaciągnięcie info etc.), ale i w tzw.porządnej restauracji zdarzało nam się widzieć parę z nosami w smartfonach – zastanawialiśmy się, czy to tak wyglądają współczesne randki 😉
Prenumeratorom „Polityki” internetowej artykuł o tym, co jadają posłowie 😉
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1932196,1,co-jedza-poslowie.read
Hi hi hi 😉
„Tymczasem wiosną 2018 r. gruchnęła wieść o gastro-gate. Otóż marszałek Kuchciński, jako szef sejmowej kantyny, zamówił 15 kg kalmarów, 25 kg muli i małży św. Jakuba, 220 kg krewetek, 50 kg mieszanki owoców morza oraz 5 kg kawioru, o hiszpańskiej pikantnej kiełbasie chorizo, dziczyźnie i przepiórkach nie wspominając.
Chodziło o wizerunek władzy w oczach stołujących się w Sejmie posłów z krajów okołośródziemnomorskich.”
Danusko kochana
(13,09)
Podzielam, podzielam jak najbardziej! Aczkolwiek: pierogi Misia to chyba real, real jakosciowy.
Wytlumacz mi jedynie ten pierwiastek japonski w Twoim wpisie.
Jakos nie kapuje, ale caluje i pozdrawiam!
Pepgorze, byłyśmy razem z Danusią w Japonii i obserwowałyśmy młodzież, która ze sobą nie rozmawiała, tylko patrzyła w telefony. Nasze obserwacje polskiej młodzieży pozwoliły stwierdzić Danusi, że na szczęście nie jesteśmy drugą Japonią i nasza młodzież jeszcze ze sobą rozmawia, nie tylko przez telefon.
dzień dobry … ☕
wątróbka inaczej … nie jadłam ..
https://kuchniawkolorachlata.wordpress.com/2019/11/21/watrobka-z-krolika-z-jablkiem/
dziś w Warszawie można złapać okazje we wszystkich Biedronkach .. kupiłam na zapas żwirek dla kotki … i trochę słodyczy oraz bakalie … jeszcze kombinuję co kupić na zaś … 😉
https://businessinsider.com.pl/finanse/handel/promocja-w-biedronce-zakupy-w-warszawie-tansze-o-wysokosc-vat/235d2x9
Malgosiu-dzięki za odpowiedź dla Pepegora.
Nocował u nas kolega ze Śląska, który udaje się dzisiaj w podróż do Australii i Nowej Zelandii. To już jego trzecia wyprawa na te odległe rubieże, kolega jest przede wszystkim zakochany w Nowej Zelandii.
Wczoraj na pożegnalną kolację przyrządziliśmy zapiekankę z ziemniaków w wersji po delfinacku https://www.750g.com/le-vrai-gratin-dauphinois-r204966.htm, pieczeń wołową oraz kapustę duszoną z grzybami.
Kolacja, owszem, wszystkim smakowała, ale to tej podróży zazdrościmy mu najbardziej.
Danuśka pysznie wygląda ta zapiekanka z ziemniaków .. ale kalorii ma od groma … niech koledze się uda wyprawa ale ja nie zazdroszczę .. może jakbym pojechała tam na pół roku to tak … bo np. nawet 3 tygodnie na miejscu to dla mnie zbyt daleko by było warte mojej kasy i zdrowia ..
śledzie zupełnie inaczej …
http://slodkoslodka83.blogspot.com/2019/11/nadziewany-sledz-kalejdoskop.html
Jolinku-z tymi kaloriami nie jest, aż tak tragicznie. Jedyny kaloryczny dodatek to śmietana. To jest jedno z moich ulubionych dań kuchni francuskiej, w okresie jesienno-zimowym sama przyjemność 🙂
Kolega poleciał na 6 tygodni, Nowy Rok przywita w Auckland, zdecydowanie wcześniej niż my.
W Nowej Zelandii rzeczywiście można się zakochać, to bardzo ciekawy i piękny przyrodniczo kraj, chociaż ziemia się tam czasem niebezpiecznie trzęsie. Tym niemniej koledze troszkę zazdroszczę.
Czy takich zapiekanych ziemniaków nie robiła czasem Nemo?
Malgosiu, pewnie robila. Ja tez je robie od czasu do czasu. Moge je jesc tylko z salata.
Muszę je kiedyś zrobić 🙂
Ja też obiecywałam sobie, że kiedyś zrobię takie ziemniaki. Ale chyba nic z tego nie będzie.
Wydaje mi się, że Nemo rzeczywiście pisała o nich, ale bardziej pamiętam jej ziemniaki” po mojemu”, czyli pieczone w małych kawałkach, z oliwą i rozmarynem.
jesienne zabawy w kuchni …
https://niezlymlynek.blogspot.com/2019/11/jesinne-liscie-z-jabkiem.html
Usłyszałam przed chwilą, że wieszanie zdjęć innych osób na szubienicy to nie przestępstwo tylko przejaw krytyki! I symboliczna inscenizacja! I to stwierdza sąd? Że można komuś jawnie grozić i żadne konsekwencje nie będą wyciągnięte? W jakim my kraju żyjemy? I w jakim będziemy żyć za chwilę?
Asiu my już żyjemy w kraju, w których władza (jak za komuny) wpływa na wyroki sądów, prawa Obywatela są ignorowane przez posłusznych prokuratorów i sędziów .. ale ludzie siedzą w domu i zawijają sreberka ..
Wiem, wiem, tylko jestem głupia i zawsze mam złudzenia, że będzie lepiej 🙁
Asiu, to chyba prokuratura stwierdziła 🙁 , pod tym kierownictwem trudno się dziwić.
Nie sąd, tylko prokuratura orzekła, że nie ma podstaw, żeby nadawać sprawie dalszy ciąg. Śledztwo zostało umorzone, bo to tylko niewinny happening. Pani Róża Thun zaskarży decyzję prokuratury. Prawdopodobnie bezskutecznie, co zajmie pewnie znowu dwa lata albo i więcej.
Danuśka, nie zazdrość tylko orgnizuj. Wiesz gdzie znajdziecie bazę wypadową.
Powitanie serdeczne z drugiej połówki Globu gdzie wciórności maści wszelakiej spowodowały tak długie milczenie zwierzydełka.
A mam co opowiadać, wspominać i oczywiście dziękować za wiele, wiele dobrych i wspaniałych chwil.
I w Polsce i w Austrii.
Nie teraz, nie jutro lecz wkrótce powrócę do wspomnień.
Serdecznie Was pozdrawiam
echidna
Małgosiu, Haneczko – dziękuję, musiałam coś źle usłyszeć. Tak, pod tym kierownictwem wszystko mogą, chociaż jak pamiętamy już wcześniej zdarzały się kuriozalne wyjaśnienia prokuratury usprawiedliwiające umorzenie sprawy – na przykład sprawa swastyk w Białymstoku. Wrrrrr
Jolinku, u Żaby jak zwykle.
Długie Polek i Polaków rozmowy.
Problemów i wyzwań od groma, a Żaba nie młodnieje. Na razie ster mocno w rękach, oby jak najdłużej.
Dla wpadających, jak zwykle, czerwony dywan i wszystko, co najlepsze.
Pan mąż,tym razem, drobiazgi.
Ja, lenistwo totalne.
Trzy psy w znakomitej formie.
Pogadaliśmy z Wujkiem Leszkiem, Martą i Agnieszką. Ciąg dalszy nastąpi wiosną.
dzień dobry … ☕
haneczko zwykłość jest bardzo dobra … mnie zabrakło na ostatnim Zjeździe pogaduch z Żabą bo była nadzwyczaj zajęta …
echidna milczenie niewybaczalnie długie .. martwiłam się …
Dzień dobry 🙂
kawa
i tak to się kręci ..
https://wyborcza.pl/7,75398,25450240,nbp-przegral-z-wyborcza-wiec-chce-kary-dla-sedzi-to-proba.html
Echidno-też bardzo się cieszę, że nareszcie się odezwałaś. Po cichu liczyłam na to, że być może przywołam Cię moim wpisem 🙂
Jak ogólnie wiadomo organizowanie podróży oraz spotkań towarzyskich to jedno z moich ulubionych zajęć 😉 zatem pożyjemy, zobaczymy….
Haneczko-dzięki za wieści z Żabich Błot. Hubertus chyba się już odbył?
Irku-piękna ta jesienna kawa.
do kawy .. jadłyście koleżanki z Francji? …
http://est-ouest-est-ouest.blogspot.com/2019/11/ciasto-baskow-wedlug-ch-feldera.html
kapusta kiszona inaczej …
https://wsiowakuchnia.blogspot.com/2019/11/kiszona-kapusta-saatkowa-z-jarzebina.html
Jolinku-coś mi się wydaje, że próbowałyśmy to ciasto podczas naszej wspólnej wizyty w Bayonne, ale nie mam stuprocentowej pewności.
Danusiu, próbowałam wrócić do Twoich zdjęć z Bayonne, to już 4 lata temu !!!, ale jest problem z google’m, tam link prowadził do gooleplus, który został zlikwidowany, zdjęcia pewnie zostały, ale link jest nieprawidłowy. U mnie na zdjęciach tego ciasta nie było.
Może mam pecha, ale przez ostatnie 30 lat w żadnej tzw. włoskiej restauracji w Polsce nie dostałam dobrego makaronu.
Grzech pierwszy – rozgotowany makaron. Często ewidentnie gotowany wcześniej i odgrzewany metoda PRLowskiej stołówki „do wrzątku z olejem na minutę”.
Grzech drugi – „poprawianie” klasycznych przepisów. Nie ważne czy to arrabiatta czy carbonara, dla polskiego kucharza klasyczny przepis jest zbyt oszczędny, więc do arabiatty dajemy kurczaka, posypiemy mozzarellą i pod grill. Do carbonary cebula, śmietana i czasem jeszcze brokuł.
Moje najgorsze doświadczenie – sycylijska caponata z niedogotowanym bakłażanem (on jest al dente, proszę pani!) źle doprawiona (ani słodka ani kwaśna) i posypana parmezanem.
Grzech trzeci – brak szacunku dla zasad włoskiej kuchni. Np. żaden szanujący się Włoch nie doda sera do potraw z ryb i owoców morza. A klasykiem jest „sola pod gorgonzolą”. Groza!
I oczywiście last but not least, „włoszczyzna’ w menu. Można tam znaleźć „sos pelati”, „pizzę pelati” oraz „pasta con pelati”. Plus kelnerka polecająca „gnoczi”.
Wszystko przebiło dziewczę w pewnej krakowskiej restauracji z pretensjami, które na moje pytanie czy dostanę makaron al dente powiedziała, że zapyta w kuchni, po czym wróciła i oświadczyła, że al dente się skończyło.
Wstaliśmy i wyszliśmy.
MaddyOfEsi no jak al dente wyszło to co mieliście zrobić? .. tylko wyjść .. 😉
Danuśka książka dla Ciebie …
http://www.dibloguje.pl/2019/11/droga-przez-make-czyli-literatura-dla.html#
Jolinku-znasz mnie na wylot 🙂 Już zamówiłam egzemplarz elektroniczny oraz papierowy na prezent, dziękuję!
O, tu relacja z Kraju Basków, też z roku 2015, ale z grudnia
http://est-ouest-est-ouest.blogspot.com/search/label/Francuskie%20tradycje
Tu (poniżej) są różne ciekawe sałatki, placki itd. – dla mnie ciekawie brzmią te placki z komosą i szpinakiem, ja bym tam wrzuciła sporo czosnku, bo wszystko ze szpinakiem kojarzy mi się z dodatkiem czosnku. Może też posiekane pieczarki by pasowały…
Dobra rada – jak al dente wyszło, nie pozostaje nic innego, jak wyjść z restauracji 😉
http://kulinarnewyzwania.haps.pl/kulinarnewyzwania_haps/0,172536.html#paralax4
Hi hi hi… „Drogą przez mąkę” ucieszyłaby się Nisia, pewnie by stwierdziła „wreszcie literatura dla kucharek!”. Ktoś kiedyś zarzucił jej i autorkom podobnej literatury pisanie „dla kucharek”, tak jakby ten rodzaj literatury z kategorii lekkiej i przyjemnej nie miał prawa istnienia 🙄
W planie na dzisiaj zakończenie „kocyka”, a kulinarnie wątróbka kurza z cebulą – jakoś „nie załapałam się” na wątróbkę w towarzystwie smażonych jabłek, co często widzę w przepisach. Wolę z samą cebulą.
Pogoda nadal byłaby rowerowa, gdyby nie lekka mżawka. Pozostaje siłownia – też dobre dla tych, co lubią się poruszać 😉
Włoska kuchnia w Pl jest dla mnie równie egzotyczna jak i japońska. Wprawdzie ludzina wygląda bardzo podobnie, ale wszystko co tam jest podawane ma niewiele wspólnego z rytmem życia i bycia, i wogóle z cywilizacją, w której przyszło mi cieszyć się życiem
Alicjo-tytuł „Droga przez mąkę czyli literatura dla kucharek” wydaje mi się wielce przewrotny 🙂 Jeszcze tej ksiązki nie czytałam, ale tak wynika z recenzji i fragmentów zamieszczonych w internecie oraz podrzuconych przez Jolinka.
No właśnie o tę przewrotność mi chodzi 😉
dzień dobry … ☕
miłego i smacznego Święta Dziękczynienia … 🙂
tu można sobie poczytać więcej o tym dniu …
https://www.radiozet.pl/Co-gdzie-kiedy-jak/Swieto-Dziekczynienia-2019-kiedy-wypada-i-jak-obchodzi-sie-ten-dzien-DATA-POTRAWY
1 grudnia o godz. 16.00 bądźmy #SolidarniZSędziami:
➡️Warszawa – przed @MS_GOV_PL
➡️Poznań – plac Mickiewicza
➡️Gdańsk – Sąd Okręgowy
➡️Wrocław – Podwale 30
➡️Berlin – Pariser Platz
➡️Katowice – Sąd Okręgowy
▶️Olsztyn-Sąd Rejonowy
▶️Grodzisk Wlkp-Sąd Rejonowy
▶️Włocławek-Sąd Okręgowy
▶️Lublin-Sąd Okręgowy
▶️Kielce-Rynek
▶️Toruń-pomnik Kopernika
▶️Zielona Góra-Sąd Rejonowy
▶️Płock-pl. Narutowicza
▶️Łódź-Woj. Sąd Administracyjny
i inne miasta …
#RobimyToDlaWszystkich
Za oknem wiosna, pelargonie w pełnym rozkwicie, a magnolia u sąsiadów obsypana pąkami: https://photos.app.goo.gl/VVKxH2sWJnzAfG3x6
Miłe są takie widoki pod koniec listopada, tym niemniej ogólnie wiadomo, że wszyscy martwią się ociepleniem klimatu.
Wczoraj odbylyśmy spotkanie na szczycie 🙂 z kuzynką Magdą. Na miejsce obrad wybrałyśmy https://dzikiryz.pl/menu/ Miejsce sympatyczne i spokojne, a pierożki smażone oraz na parze bardzo smaczne. Mamy pomysł na grudniowy mini zjazd blogowy, damy znać, gdzie i jak, kiedy tylko poskładamy wszystkie elementy naszej towarzysko-kulinarnej układanki.
Przy okazji Święta Dziękczynienia przejrzałam kilka przepisów na indyka i znalazłam ten, który bardzo przypomina haneczkową roladę, znaną dobrze wszystkim zjazdowiczom.
U Haneczki mięso kurczacze zamiast indyczego:
https://wesolakuchnia.blogspot.com/2015/04/rolada-z-indyka-nadziewana-mielonym.html
Smakowitego i radosnego świętowania wszystkim, którzy dzisiaj obchodzą powyższe Święto!
Bardzo ładnie i i nie tak skomplikowanie wygląda ta indycza rolada. Ta Haneczki jest o tyle trudniejsza, że najpierw trzeba kurczaka wytrybować, świetny efekt większość z nas zna.
Moje pelargonie na balkonie też jeszcze się trzymają.
Danuska, to jest moja ulubiona pelargonia. Zadna juz nie kwitnie, bo od konca wrzesnia z malymi przerwami ciagle pada. Nawet Bretonczycy zaczynaja narzekac na pogode.
Małgosiu-o tym samym pomyślałam, kiedy czytałam ten przepis-robota zdecydowanie łatwiejsza.
Elapa-ja też bardzo lubię tę odmianę pelargonii.
Mieliśmy zatem szczęście odwiedzając Bretanię w czerwcu 🙂
na ogródkach osiedlowych zaskoczyła mnie kwitnąca pięknie lwia paszcza …
kupiłam całego kurczaka .. chyba już ze trzy lata nie kupowałam go w całości … wydzieliłam piersi na kotlety, nóżki do potrawki a reszta się gotuje z włoszczyzną … będzie galaretka drobiowa i rosół na zupy …
na prezent …
https://www.mojemaleczarowanie.pl/2019/11/menu-swiata-jacek-pakiewicz-recenzja.html
Jest nowy wpis.