Smakołyki, smakołyki
Przez kilka tysiącleci przyjęliśmy pewne reguły: jedno jadamy, czego innego na pewno nie. Instynktownie ludzie odrzucali coś lub akceptowali, bo niczego nie badano przecież naukowo. Ważne były, między innymi, zasady religijne lub higieniczne. Niejedzenie wołowiny w krajach hinduizmu to po prostu ochrona cennych krów i tego, co dzięki nim zyskiwano (mleka), niejedzenie wieprzowiny to przepis higieniczny, który zyskał sankcję religijną. Dlaczego jadamy krewetki a tłuste pędraki nie zyskują naszej aprobaty? Czemu delektujemy się krwistym befsztykiem, a nie jadamy surowego, jeszcze ciepłego mięsa? Może dlatego, że jako istoty ludzkie, zaczynaliśmy od zjadania robaków i surowego mięsa. Zapomnieliśmy chętnie o prymitywnym żywieniu, stworzyliśmy wielkie kuchnie i w naszym konsumpcyjnym repertuarze pozostało, jak nam się wydawało, jedynie to, co najlepsze.
Żyjemy w przeludnionym świecie, jako realne postrzegamy niebezpieczeństwo, że zabraknie jedzenia. Ale z całą pewnością nie to jest powodem, że rozwija się moda na poszukiwanie nowych albo od pradawnych czasów zapomnianych pokarmów i doszukiwanie się w nich nadzwyczajnych, niedocenionych właściwości.
Jednym z najbardziej znanych polskich poszukiwaczy smaków tam, gdzie ich istnienia nie podejrzewamy, jest dr Łukasz Łuczaj. Z każdej wyprawy do lasu przynosi rośliny, które później skrupulatnie pożytkuje. Sałatki, zupy, polewki, jarzynki – wszystko to ma za podstawę dzikie rośliny. Naturalną koleją zainteresował się też niewykorzystywanymi w naszej kulturze bezkręgowcami, robalami, które jednak jedzone niegdyś na przykład przez Indian, pozwalały im przetrwać w nieprzyjaznych warunkach przyrodniczych.
Nasze kulturowe obrzydzenie nie jest racjonalne wedle autora „Podręcznika robakożercy”, dlatego w imię doświadczeń przyrządził doskonały rosół z potrąconej przez siebie na drodze żaby. Szokujące? A niby czemu, skoro jako delicje traktujemy żabie udka? A zachwalany przez autora dodatek prażonych koników polnych, nadających smak potrawie z leśnych roślin jest już tylko logicznym dalszym ciągiem. Nawiasem mówiąc uczestniczyłam kiedyś w degustacji owadów hodowlanych. Choć nie byłam pełna zachwytu, prażone chrząszcze nie były dla mnie wielkim problemem. W końcu sardynki zjadamy także w całości, z dobrodziejstwem wewnętrznego inwentarza, a ostrygi nawet z wodą morską, ich naturalnym środowiskiem. Nie skusiłam się jednak na duże, tłuste pędraki, choć krewetki, jakże podobne w pokroju, zjadam z wielkim apetytem.
Przyszłość nie jest nigdy taka, jak ją sobie wyobrażamy (vide Jules Verne, czy nawet bliższy nam Stanisław Lem). Nie będę więc gdybać, jak to przyroda nieznana i dzika umożliwi nam przeżycie.
Pozwolicie jednak, że nie podam przepisu na ślimaki po francusku, który może byłby tu na miejscu. Zaproponuję za to jajecznicę z lebiodą, która może stać się śniadaniowym hitem. Na patelni roztapiamy łyżeczkę masła, rozbijamy 2 jajka w kubeczku; garść lebiodowych listków sparzamy gorącą wodą, odciskamy, dodajemy do jajek i wylewamy na patelnię z roztopionym masłem, lekko solimy, mieszamy do uzyskania ulubionej konsystencji i zjadamy ze smakiem. Proste. I bardzo modne! A i na majówkę jak znalazł.
Komentarze
A gdy lebiodę zastąpimy liśćmi młodych pokrzyw lub mlecza to jajecznica też będzie znakomita. Wiosna skłania do korzystania z licznych darów natury 🙂
No cóż napój z żaby już próbowałam, inne dziwne potrawy też, ale jakoś do robaków nie mam przekonania 🙁
To też nie dla mnie. Dzisiaj na targu widzialam młodą pokrzywę sprzedawaną w pęczkach☺
No i pada deszcz…
Pani, która kiedyś wynajmowała nam mieszkanie poczęstowała nas sałatką z młodego mniszka, pamiętam, że nawet była dosyć smaczna. Niestety nie mam ogródka, a zbieranie ziółek w Warszawie raczej nie ma sensu.
To tez nie dla mnie. A co do pokrzywy, mam jej sporo a i jajka świeże wiec jajecznica w planie 🙂
Małgosiu i Danusko, dziekuje za odpowiedz (poprzedni wpis). Krem sułtański!
Japonia drugim okiem:
https://photos.app.goo.gl/A3dX8zPPA9jbkh8u5
Dzięki za drugie oko.
Małgosiu, wspaniała widokowa podróż. Jeszcze wrócę do tych zdjeć bo nie sposób wszystkiego ogarnąć za pierwszym razem.
Uf ! Zobaczylam wszystkie zdjecia. Malgosiu podoba mi sie Twoje drugie oko.
Urocza jest mala dziewczynka w czerwonym kimonie.
Danuska, Twoje zdjecia tez mi sie podobaly. Zazdroszcze podrozy i kwitnacych czeresni.
Ciekawy artykuł o Japonii. Byłyśmy tam akurat jak ogłaszano nazwę nowej ery Reiwa
https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/abdykacja-intronizacja-cesarza-japonii-ile-kosztuje-ceremonia/kj6plxy
Bardzo piękne fotorelacje i Danuśki i Malgosi, rzeczywiście do oglądania po wielokroć. Wspaniala wycieczka, inny świat…
Chcąc połączyć Japonię z potrawami z żab natrafiłam na opis dania o nazwie „ikizukuri”. Są to półżywe stworzenia podawane do zjedzenia – ryby, żaby, krewetki, homary
Nie będę opisywać, można zajrzeć i poczytać więcej tutaj (tylko dla chętnych): https://kuchnia.wp.pl/zywy-talerz-6054628201321089g/6
Zdjęcia Małgosi obejrzałam z przyjemnością. 🙂
Podobała mi się Japonia okiem Małgosi 🙂
Czy wiecie, że japoński jest językiem bardzo kulturalnym i nie ma w nim przekleństw?
Jest w nim natomiast dwadzieścia słów, które znaczą przepraszam.
Tak jak wspomniała Małgosia podczas naszej podróży rozpoczęła się w Japonii nowa era, a także 1 kwietnia rozpoczął się nowy rok szkolny.
Cieszę się i miło mi. Dziękuję. Cieszę się też, że Danuśka wyciągnęła mnie na tę „szaloną” wyprawę, mimo że trwała 3 tygodnie, to jednak mam niedosyt, zabrakło czasu na kontemplację i jak to mawia Ewa do-oglądanie.
Dzień dobry 🙂
kawa
A skoro jesteśmy w temacie Japonii, popatrzmy na tradycyjny masaż twarzy kobido, nazywany naturalnym liftingiem.
https://youtu.be/Hr63uxTnYsw
Tym razem powinno być to nagranie
https://youtu.be/Hr63uxTnYsw
http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/1,107881,24699724,ola-jest-na-obozie-odchudzajacym-dla-dzieci-nie-placze-i-nie.html
Bez potrzeby wysyłania kogokolwiek na obóz odchudzający dzisiaj na obiad pierwszy w tym sezonie kalafior, na dodatek podany z sosem sezamowym. Teoretycznie mógłby być po bożemu z masłem i bułką tartą, ale azjatyckie tęsknoty zwyciężyły:-)
Dla mnie to horror – jak można tak olewać swoje obowiązki wobec dziecka i zapuścić je w tej materii. Nic tego nie tłumaczy, nawał obowiązków, nic. Bo wszystko da się zorganizować, jeśli się chce.
Dzięki Bogu produktów w sklepach, na bazarach itd. nie brakuje. Prawdą jest, że moje pokolenie mogło zjeść konia z kopytami i kilogram krówek dziennie, a i tak to wszystko wybiegało na podwórku i wypływało w wodzie. Telewizja była bardzo limitowana – pół godziny Bonanzy czy innej „Złamanej strzały” w tygodniu, „Zrób to sam” pana Adama Słodowego też z pół godziny, dobranocka o 19:20 (10 minut). Nikt nie wiedział, co to komputer, a o internecie to nawet się nie śniło ludziom z branży.
Teraz mamy, co mamy…
Dzisiaj były pierwsze w tym sezonie szparagi. Białe, z Dolnego Śląska, z masłem i bułką tartą. I przepyszna surówka z młodej kapusty z marchewką i jabłkiem. Jutro placek z rabarbarem. I kompot. Rabarbar na jednym straganie był po 8 zł, na drugim po 4 zł.
Czego się nie robi, aby władca, zwłaszcza gość, mógł delektować się przysmakami poza sezonem. Okazuje się, że rząd wszystko potrafi 😉
Krakauer Tagblatt z 1896 donosił:
„Szparagi dla cara.
Wszystkim wiadomo, jak trudno wyhodować tę jarzynę po upływie sezonu – a szczególnie w październiku. A jednak rząd francuski postarał się o to, aby car dnia 5 października jadł świeżo zebrane szparagi. Wiązeczka tej jarzyny kosztuje teraz 90 franków, jeden szparag tedy sumę trzech franków przedstawia. Gdy zważymy, że na przeszło 200 ludzi podać je trzeba, będziemy mieli dokładne obliczenie, ile na same tylko szparagi z powodu wizyty cara rząd francuski wyłożyć będzie musiał.”
Fragment artykułu z tego samego roku:
„Dumas ojciec i Dumas syn.
(…) Gdy Dumas syn stanął już na szczycie swej sławy, mieszkał jeszcze ciągle w małym domku na Rue de Bologne. stary D. przyzwyczajony do zbytku tak opisuje mieszkanie syna: pokój jadalny jest długi, wąski, niski, z oknem wychodzącem na miniaturowy ogródek, w którym nieraz 30 sproszonych gości musi pić czarną kawę. Pokój jest tak niski, że można w nim jeść tylko płaskie ozory i placki, a taki wąski, że z jarzyn tylko szparagi w nim podawać można. Okno pokoju jadalnego bywa co dzień otwieranem, aby do ogródka napuścić świeżego powietrza.”
Smakowite ogłoszenie 🙂 , z tej samej gazety.
„Prawdziwa nowość dla Krakowa!!!
Obiady i kolacye na świeżem powietrzu
w Cafe – Restaurant du Theatre
Turlińskiego
Codziennie świeże raki, szparagi i kurczęta.
Z poważaniem F. Turliński”
Co tam car czy Dumas…szparagi po staropolsku 🙂
https://mintaeats.com/2016/05/30/szparag-po-staropolsku/
Dzień dobry 🙂
kawa
Kawe wypije chetnie a reszte zostawiam innym amatorom. Nie jestem w stanie zjesc na sniadanie szparagi z jajkiem. W poludnie tak ale nie rano.
Dzisiaj we Francji ofiaruje sie bliskim galazke lub dwie konwalii. U mnie rosna w ogrodzie i zakwitly juz tydzien temu.
A ja taką kawę ze śniadaniem chętnie bym przyjęła, szczególnie w dzień świąteczny …
W nadbuzanskimch lasach pojawiły się niedawno liście konwalii. Kwiaty pewno będą tradycyjnie około 10-15 maja.
Asiu-podoba mi się opis tego wąskiego pokoju, w którym można podawać jedynie szparagi 🙂
Ten wąski pokoj był także na tyle niski, ze mozna bylo podawac jedynie ozory i placki…
Konwalie też są licznie sprzedawane na tutejszych targach. Chorwaci lubią kwiaty, kwiaciarnie co krok kuszą obfitoscią kolorów i zapachów. Ale jeszcze bardziej kochają kawę, bo kawiarnianych ogrodkow dużo, przesiadują w nich od rana. Kawa zresztą pyszna. Zapewne ucieszy to Jolinka 🙂
Podobnie jak elapa, chętnie wypije kawę a szparagi na obiad 🙂
Teksty, cytowane przez Asie, są jak zwykle wyborne 🙂
Dzisiejszy dzień po znakiem konwalii.
Dziś na obiad miałam takiego halibuta
https://aniagotuje.pl/przepis/pieczony-filet-z-halibuta
w towarzystwie ryżu i surówki z kiszonej kapusty.
5c, pada 🙁
Konwalie najmarniej za 3 tygodnie, niegdyś cała Górka i naokoło domu, ale na Górce prawie wymarły. Jeszcze nawet liście się nie pokazują.
Szparagów od paru lat nie jem ze względu na paskudne uczulenie, które nie wiem, skąd się wzięło. Śniadanie Irkowe pikne, o 10-tej rano już bym zjadła, ale musiałam obejść się smakiem 🙁
Na śniadanie były dwie solidne kromki mocno wyciśniętego z serwatki twarogu z moją pierwszą nowalijką z ogródka – cieniutkim szczypiorkiem.
Na obiad będą placki ziemniaczane – aura sprzyja 🙁
Do japońskich tematów dodam, że moją herbatę parzę w takim szklanym czajniczku, jaki widziałam na zdjęciu u Małgosi – kupiłam go u naszej Japonki. Identyczny!
Obie z Japonką stwierdziłyśmy z przykrością, że „made in China”, ale swoje zadanie spełnia. Kupiłam też u niej specjalne czarki do picia herbaty, malutkie prawie-kulki z podwójnego szkła, coś w rodzaju mniejsza kulka w większej kulce i między nimi przestrzeń – to dla zabezpieczenia palców przed poparzeniem. Użyłam chyba ze 3 razy, bo to musi być cały ceremoniał, a nie picie herbaty w ilościach, jak ja to robię na co dzień. Nawet porcelana Misia jest używana tylko z okazji gości itp. bo codzienna jest szklanka, w której mieści się 1/4 l herbaty. I wskazana byłaby większa!
Porady też z Japonii, między innymi…
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,21376841,co-pomoze-ci-dozyc-przynajmniej-stu-lat-dlugie-kapiele-i-czyste.html
Pierwszy maja to początek sezonu dla wielu naszych nadbuzanskich sąsiadów i tutejsza okolica się zaludniła. To również początek sezonu wędkarskiego, jako że można już łowić szczupaki. Z tymi szczupakami sprawa nie jest prosta, bo w Bugu są już od paru lat gatunkiem praktycznie nieobecnym 🙁 Zatem, jeśli jestescie w tej części Mazowsza i macie ochotę na świeżą rybę to najlepiej zajrzeć do okolicznych restauracji, gdzie podają różne ryby słodkowodne prosto ze…..stawów hodowlanych. U nas dzisiaj ryby nie było, na stole pojawił się królik pod pierzynką z jabłek i suszonych moreli, doprawionych kozieradka oraz lekką, cynamonowa nutą. Bez przepisu, improwizacja pani domu 🙂
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/56,114883,24595996,europejczycy.html#s=BoxMMtImg1
DZISIAJ OBCHODZIMY: Święto Pracy i Rocznica Wejścia Polski Do UE
Coś podobnego Alicjo 🙄
Nie wierzę w to co piszesz. Od dosyć dawna otrzymuje SMSy od polskiego telefonicznego dyngsabumsa o następującej tresci:
Twoj bilans roamingowy za ostatnie 4 miesiace: odbierasz rozmowy wiecej i przebywasz czesciej w UE niz w Polsce.
….
🙄
To „se” zajrzyj w google, bezdomny – uwierzysz 😉
Dzień dobry,
Alicjo, dzieki za artykuł o tym jak nas oceniają Europejczycy. Opinie są na ogół pozytywne.
A co powiedziałby na ten temat Danuskowy Alain? 🙂
Kupiłam zielone szparagi, jeszcze dumam jak je zrobić. Na obiad schabowe i zasmażana młoda kapusta.
Wyszłam na chwilę po zakupy, ale nawet gdybym mogła chodzić to silny, porywisty wiatr skutecznie zniechęca od spacerów.
Alino-wprawdzie rozmawiamy na ten temat od czasu do czasu , ale na wszelki wypadek, zadałam to pytanie Alainowi raz jeszcze i oto, co usłyszałam:
-ulubione dania kuchni polskiej-żurek, bigos, barszcz z uszkami, flaki oraz
deserowo sernik i makowiec. W miarę możliwości wozi do Francji i propaguje.
-Polak ma serce na dłoni i to jest piękna cecha charakteru
-kochacie narzekać na wszystko, a przede wszystkim na politykę, tak jak my Francuzi i tu rozumiemy się doskonale 🙂
-Polacy brudzą i śmieca, nie dbają o otoczenie i przyrodę.
Niestety obserwujemy to oboje na co dzień, rowniez w nadbuzanskich okolicznościach przyrody.
-Polacy nie uśmiechają się do siebie nawzajem w sklepie, na ulicy, czy też na turystycznym szlaku. Zdecydowanie częściej przydałoby się dzień dobry, dziękuję i przepraszam, chociaż i tak nasze ponure obyczaje zmienily sie bardzo na lepsze w ciągu ostatnich trzydziestu lat.
Z wiatrem u mnie jest podobnie, wieje mocno i jest zimno. Jutro ma byc gorzej.
Tez kupilam zielone szparagi i jutro na kolacje zrobie ” szparagi à la valdôtaine ” Na zdjeciu wyglada mi to na omlet. Zrobilam to juz raz, bo jest notatka – dobre -. Przepis mam z gazetki ” wloskie specjalnosci”.
Danuska, zgadzam sie szczegolnie z ostatnim punktem, brak usmiechu i troche zyczliwosci. To mnie zaskoczylo jak przyjechalam do Francji: usmiech, dziekuje, przepraszam na kazdym kroku, nawet w Paryzu i brak tego usmiechu w Polsce.
Jak przyjezdzalam do Mamy to w malym miasteczku ( Alicja zna, urodzilysmy sie w tym samy miescie ) uchodzilam za dziwaka. Do wszystkich sie usmiechalam i mialam mile slowo dla kazdego w sklepie czy na ulicy. To takie latwe.
Z tym uśmiechem jest coraz lepiej, a jeśli chodzi o wedrówki na szlakach turystycznych typu góry, pagóry, las itp. – od zawsze turyści się pozdrawiali, pamiętam to z czasów młodości. A teraz to jest tym bardziej oczywiste, a nawet zatrzymanie się na chwilę i wymiana doświadczeń czy uwag, oraz porad rzecz jasna.
elapa,
w tym mieście i w wielu małych miastach jeszcze tak mają – znają się tam wszyscy, jeśli nie osobiście, to z widzenia i ktoś „nowy” jest obcy, być może podejrzany? Ale zmienia się i na wsiach, zauważyłam. Łatwo nawiązać kontakt, popytać…oczywiście bywa różnie, jak się trafi.
Danusko, dziekuje za odpowiedz 🙂
Z uśmiechem i dzień dobry jest jeszcze troche do dopracowania 🙂
Kiedy odwiedzałam mamę i w bloku, w ktorym mieszkała, mówiłam dzień dobry spotykanym sąsiadom, których poprzednio nie znałam, spotykałam sie ze zdziwionym wzrokiem i ledwo wymowionym pozdrowieniem. W sklepach i urzędach tez brakuje uśmiechu. Nie wszędzie oczywiście.
Dzień Flagi i Polonii…u mnie prawie minął.
Dzień dobry 🙂
kawa
Czekamy na gości, którzy niezrazeni dosyć chłodną pogodą odwiedzą nas za chwilę na nadbużańskich wlosciach. Przewidziany dzień japoński na Mazowszu 🙂
Będzie sushi, wołowina z warzywami w sosie teryaki oraz sałatka z białej rzepy, jako że to warzywo rośnie doskonale na wulkanicznych, japońskich glebach. Goście zapowiedzieli, że wzbogacą menu również o swoje pomysły kulinarne, może niekoniecznie azjatyckie, ale takie którymi po prostu chcieliby się że wszystkimi podzielić. Póki co wyszło słońce, stół jednak nakryty wewnątrz domu, a nie tradycyjnie na tarasie, czy też w ogrodzie.
Danusko, oj szczęśliwcy ci goście! A z nami podzielisz sie zdjęciami 🙂
Zebrałam rabarbar, nie ma go duzo wec dodam gruszkę i zapieke w cieście.
Podoba mi się menu Danuśki. U mnie dziś też gulasz, klasyczny wołowy.
Alino-nie, zdjęć nie będzie, bo zupełnie nie pomyślałaem tym, by sfotografować nasze dania. Goście przywieźli wielką miskę sałaty z roszponka i szparagami w roli głównej, chałwe własnej roboty oraz pischingera zrobionego wedle dawnego, domowego przepisu. Ten pischinger to jeden z ulubionych deserów Alaina zatem domyślacie się, kto zjadł połowę owych czekoladowych wafli:-) Furorę zrobiła też smorodinowka przywieziona w jednym z zaprzyjaźnionych koszykow.
Malgosiu-wolowine pokroiłam w cienkie i niewielkie płatki i dodałam do niej paprykę w trzech kolorach, posiekaną w drobne paski i przesmazona uprzednio z czosnkiem na oleju ryzowym. Dla uzyskania kolejnego, tym razem białego koloru dodałam do całości niewielkie kawałki kalafiora. Goście wymiatali talerze że smakiem 🙂 Usilowalam odtworzyć jedno z dań, które jadlysmy podczas naszej podróży.
Zimny dzień, zimny wieczór, znowu bez deszczu. Zanim się zrobi cieplej, to bzy już przekwitną. Smorodinówka na rozgrzanie to jest to 🙂 Pischingera robiła moja babcia, muszę znaleźć jej przepis i kupić wafle.
Wiosenny wiatr mię bzami owiał,
Trąciłaś ogród lekkim ruchem,
Twój płaszcz przygasnął, poliliowiał
I stał się kolorowym puchem.
Zmierzch ci jak pająk na sukienkach
Koronki w dzwonki wyhaftował,
Jak pióro senne, po mych rękach,
Po twarzy twój przepływa owal.
W latarniach ulic drżą motyle,
Ciemnieje dal i gra bezkreśnie;
Mglisz się, zanikasz w świateł pyle,
Rozwiewasz mi się w bzach, jak we śnie.
(Kazimierz Wierzyński – „Wieczór w bzach” z tomu „Wróble na dachu”, 1921)
Na dobranoc (u mnie):
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,24703278,kuchnia-srodziemnomorska-to-przepis-na-zdrowe-zycie-wazne-jest.html
A poza tym…
„Vivat konstytucja! Vivat Rzeczpospolita!”
Donald Tusk
https://photos.app.goo.gl/tymwnXgkHLqV6iKm8
Alicjo- nie wiem, czy Jolinek się ucieszy, kiedy przeczyta, że powinna zwracać się do swojej wnuczki szlachetnie Ama, zamiast Amelka 🙂
Dzisiaj w znanym i lubianym przez wielu Blogowiczow Pułtusku festyn patriotyczny pod egidą PiS’u. Od razu zaznaczam, że się nie wybieram.
I jeszcze w sprawie szparagów, jako że sezon przed nami. Nasza koleżanka przesmaza lekko na oliwie końcówki szparagów i albo podaje prosto z patelni, albo po ostudzeniu dodaje do sałatek. Wczoraj dodane do roszponki i pomidorów bardzo nam smakowały, były wyraziste w smaku i chrupiące.
Czytam komentarze na temat wczorajszego wystąpienia Tuska. Mnie jego wykład się podobał.
Ja też jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry wykład.
Danuśka,
mnie to bardzo rozśmieszyło. Teraz wiemy, jak zdrabniać, żeby nie wyszło po chłopsku! No i wiemy, jakich imion nie nadawać dzieciom. Chociaż od jakiegoś czasu chłopomania wróciła, co rusz słyszę o jakichś Stefkach, Józkach, Antkach… 🙁 🙂 🙂 🙂
A, komentarze…lepiej nie czytać. Dla zdrowotności.
Bo to jest jak o tym dnie – już się myśli, że się osiągnęło, a tu puka coś spod spodu…
Danuśka,
ale że do Pułtuska nie pojechałaś – żałuj! Zaraz by Ci się humor poprawił! Nawet znacznie. Osiągi to osiągi 😉
https://oko.press/duda-na-tle-tuska-czyli-samochwala-polska-wielki-polski-narod-uksztaltowal-ten-swiat/
A gdzie mozna wysłuchać tego wywiadu, czy przeczytać?
Byłam rano na targu, kupiłam szparagi, rzodkiewke i kilka przegrzebków, to koniec sezonu.
Pogoda jesienna, zimno i pada deszcz. Nic tylko zaszyć sie w kacie z ksiazka.
Danusko, nie pamiętałam pischingera, nie wiem, czy kiedyś próbowałam.
Alina:
https://www.youtube.com/watch?v=_LzX1J5s1Xg
Tu jest trochę „naokołogadania”, ale jest też wykład. Ja wczoraj czytałam fragmenty na gazeta.pl, gdzie zamieszczano także niektóre wypowiedzi. Nie wiem, czy ten wykład (sznureczek wyżej) jest pełny, jeszcze nie słuchałam. Zaraz będę.
Tu chyba jest lepiej, chociaż nie gwarantuję, bo dopiero odsłuchuję…
https://www.youtube.com/watch?v=75blQClrqEI
Tak, to jest to – chyba całość. Sznureczek tuż powyżej.
Wczoraj wyczytywałam i wysłuchiwałam tego wykładu w kawałkach – ale dzisiaj jako całość, jeszcze lepiej to brzmiało. Nie ma tam ani jednego niepotrzebnego zdania.
Alicjo, dziękuje Ci za sznureczek, do którego wrócę pózniej lub jutro, zeby spokojnie wysłuchać całości.
Alino – a tutaj możesz całość przeczytać: https://oko.press/pelny-tekst-tusk-nie-dajcie-sobie-wmowic-ze-mamy-myslec-w-sposob-jednakowy-ze-mamy-nie-przeszkadzac-i-popierac/
Tam jest całość, (transmitowana przez Onet) Asiu, ten sznureczek z 16:48
Wysłuchałam.
Poza tym siadła mi mikrofala nad piecem – musieliśmy kupić nową. Przydatna do odgrzewania, podgrzewania, rozmrażania – a przede wszystkim ma znakomity pochłaniacz zapachów połączony z wiatrakiem na zewnątrz. Bardzo przydatna rzecz.
Asiu, dziekuje.
Dziekuje Wam obu. Miłego wieczoru!
Mikrofala zamontowana – to robota na dwóch chłopów, ale jak się ma Maciusia Złotą Rączkę w niedalekim sąsiedztwie, to podskoczy i sprawnie robotę wykona. Znajomy fachman to rzecz cenna!
Ogień buzuje w kominku, bo na termometrze tylko osiem stopni. W niektórych rejonach Polski zapowiadany śnieg 🙁
Zajrzałam po raz kolejny do książki Caroliny Cox „Buty”, w której zamieszczono 60 opowieści o najsłynniejszych modelach obuwia. Bardzy ciekawy jest rozdzial poświęcony szpilkom. Za ich ojca uwazany jest Roger Vivier, który projektował dla Diora. Szpilki były uzupelnieniem mody, ktora po lat latach wojennych wyrzeczeń postawiła na uwydatnienie piekna kobiecego ciała, przykrytego podczas wojny byle jakim odzieniem. „Około roku 1952 powstały pierwsze klasyczne szpilki: spiczasto zakończone czółenka na 10-centymetrowym zwezanym ku dolowi „sztylecie”…..Największa trudność w konstrukcji szpilek sprowadzała się do pytania, jak pogodzić wysokość i smuklosc obcasów z ich podstawową funkcją, czyli dzwiganiem ciężaru ciała?…Przelom nastąpił w roku 1956, kiedy na włoskich targach obuwniczych zaprezentowano aluminiową wstawkę zatopiona w tworzywie sztucznym…..
Szpilki urosły do wysokości 12 cm, pod koniec lat pięćdziesiątych już standardowej w przemyśle obuwniczym.”
Dziewczyny-ciekawa jestem, czy i jak długo nosilyscie szpilki?
Ja nosiłam, ale bardzo krótko. A książkę o butach kupiłam zupełnie przez przypadek na jakiejś księgarnianej wyprzedaży( o czym być może już kiedyś wspominałam).
Od kilku dni piszę na tablecie i nie zawsze udaje mi się umieścić w tekście wszystkie polskie znaki. Na dodatek mądrala często podpowiada rozne słowa ale niekoniecznie te, które chciałabym użyć.
W sprawie szpilek mam też pytanie do naszych Panów- czy pamiętacie swoje mamy, dziewczyny oraz żony w szpilkach i czy podobało Wam się, kiedy je nosiły 🙂
Szpilki założyłam raz na ślub syna, obcas na pewno nie miał 12 centymetrów. Pamiętam, że jak byłam mała mama nosiła szpilki. Teraz widuję panie w biurach na niebotycznych szpilkach, zapytana znajoma powiedziała, że nosi je tylko w pracy, po mieście chodzi w „normalnych” butach.
Szpilki? Nieodzowne! Nie na co dzień oczywiście, ale na wyjście, na imprezę większą czy mniejszą, na proszoną kolację czy obiad. Ostatnie szpilki kupiłam sobie 2 lata temu w Polsce – czerwone, nabijane czerwonymi „kamyczkami” wielkości piasku, obcas 10cm. Mam też kozaki na szpilkach (niewysokich, ale…), „ciżemki” kupione w ’86 roku na szpilce 6cm, idealne do chodzenia nawet po wrocławskich brukach – są długowieczne, bo dbam o nie, wyrób Baty…I jeszcze kilka szpilkowatych butów w mojej szafce się znajdzie. Noga w szpilce – to noga w szpilce!
https://gotowanie.onet.pl/artykuly/dziesiec-zakazanych-produktow-ktore-jednak-sa-zdrowe/zcdz5ph
Szpilki zakładam rzadko, przy większych okazjach, ostatnio dwa lata temu na ślubie córki przyjaciółki. Na swoim ślubie tez miałam szpilki ale nie na niebotycznie wysokim obcasie 🙂
Zgadzam sie z Alicja, szpilka to jest to „coś” dla nogi.
Poniżej o szpilkach modnych w tym roku:
http://avanti24.pl/newsy/7,164772,24412821,karnawal-2019-modne-szpilki-w-ktorych-bedziesz-chciala-isc.html
Alicjo-cieszę się, że w artykule o zdrowych produktach został wymieniony również makaron 🙂 U nas był dzisiaj na obiad razem z cukinią duszoną w sosie pomidorowym.
No właśnie – makaron! Nigdy nie miałam poczucia, że jest „be”.
Wszystko w ilości, ilości…
Ze szpilek w powyższym sznureczku – czerwone to jest to, klasyka (podobnie żółte, ale nie mój kolor). Natomiast te z takim czymś puchatym kojarzą mi się z kapciami domowymi, zazwyczaj różowymi i na małym koturnowym obcasie. Niezłe są też Guess (drogie!), ale trochę tymi paskami zbyt zabudowane, odjęłabym pasków poza paskiem nad kostką – takie szpilki są niezwykle pasujące do nogi, uważam. Se-ks-owne 😉
Bambosze na wysokim obcasie to jest ‚to’
yurek,
z futerkiem i różowe? 😉
Ciepło się zrobiło, idę na ogródek coś poprzycinać i powycinać. Dopiero wychodzi rabarbar nieśmiało oraz lubczyk. Pokazały się czubki konwalii! Ale dopiero co, tycie. Fiołki to tu, to tam…
Kocham profesora Miodka, ale dopiero pierwszy raz widzę (słyszę!) go w takiej roli i muszę się z wami podzielić (wiem, że Izabela odeszła niedawno z tego padołu) :
https://www.youtube.com/watch?v=MXbDguEtibw&fbclid=IwAR1N4gc0ai-a-EijB46UFWgpdYr4EHKYPeiAfH_XZQ0Aw8t7pTj9ImEfDB4
No i co? Miodek jest miodzio 🙂
Alicjo-żółte szpilki rzeczywiście nie zawsze i nie dla wszystkich, ale tegoroczne żółte tulipany na skrzyżowaniu Nowego Światu i Al. jerozolimskich prezentują się pięknie:
https://photos.app.goo.gl/tQHh3b98RsRsoppLA
Piekne te tulipany!
Alino-takich pięknych kwiatów jest w tej chwili w Warszawie bardzo wiele 🙂
http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,169490,24711486,sad-skazal-wandali-na-czytanie-ksiazek-a-gdyby-tak.html#s=BoxOpLink
Dobre!
A posłuchaliście piosenki (wyżej-wyżej) Tercetu Egzotycznego z profesorem Miodkiem? Znakomite, posłuchajcie! Profesor potrafi się zawsze świetnie znaleźć, wypowiedzieć i nawet zaśpiewać 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Irku 🙂
Ktoś pod moim oknem zasadził tulipany,
W siedmiu szpalerach, kolorów chyba ze dwieście,
Wszystkie mają płatki wiatrem roztrzepane,
Drżące w rytmie dżdżystych kropelek szelestu.
Skulone, w ciasnych pąkach czekają na słońce,
Aby w jego promieniach rozbłysnąć urodą,
Sypnąć pyłkiem na owady nektar spijające,
Olśnić szatą z salonu wiosennego mody.
Treny sukni papuzich otrzepawszy z rosy,
Połyskliwszej niż perły z głębin oceanu,
Piosenkę kwietniową śpiewają półgłosem,
Roztaczając aromat subtelnie miedziany.
Lubię je najbardziej w zuchwałych kolorach,
Rozświetlone przejrzyście w zachodu czerwieni,
Kiedy z wiosną nadchodzi tulipanów pora,
Ogrodu, w którym kwitną, na nic nie zamienię…
Jolanta Maria Dzienis
U mnie w domu pachnie natomiast konwaliami, które przynieśli nasi znajomi. Już zakwitły w ich podwarszawskim ogrodzie.
Mój zimny poranek rozgrzała tulipanowa kawa Irka i subtelna poezja pani Dzienis, Danusko, dzieki 🙂
Dla szparagowców całkiem wytworny przepis:
https://gotowanie.onet.pl/porady/co-na-obiad-przepisy-na-caly-tydzien/905w7dr
Zastanawiałam się nad tymi żółtymi szpilkami – znakomity dodatek do garnituru/kostiumu/sukienki w kolorach czerń, granat – to zestaw bardzo „dramatyczny”, oraz wszelkie zielenie. Ciekawie może też być w zestawie z sukienkami (i nie tylko) w kwiatowe, wielokolorowe wzory.
Tymczasem u mnie słońce i 9c, nie tak ciepło, jak wczoraj.
Wiedziałam 🙁
Już od jakiegoś czasu jest też moda na żółte rajstopy. Dziewczyny noszą najczęściej w zestawieniu z czarnymi ubraniami.
Wyjęlam z zamrażalnika żółto-pomarańczowe kurki 🙂 Najwyższy czas zużyć, bo kolejny sezon powoli nadchodzi. Kurki się pojawią, jeśli w końcu spadnie deszcz, a przez najbliższy tydzień niestety znowu się nie zanosi.
Wiersz zamieszczony przez Danuśkę czytałam w telefonie, a tam tekst jest rozmieszczony trochę inaczej niż w komputerze – nie ma dużych wolnych przestrzeni i dlatego jego początek uznałam za relację Danuśki. Pozazdrościłam jej tych tulipanów pod oknem, dziwiąc się jednocześnie, że nie wie, kto je posadził. Ale zaraz sytuacja się wyjaśniła. 🙂
Bez szpilek obywam się doskonale. Lubię czuć się pewnie na własnych nogach, a i nie ma szczególnych okazji do ich noszenia. Niewielkie obcasy wystarczą. Jasne, że szpilki dodają elegancji i wiele kobiet czuje się w nich doskonale. Ja wybieram jednak wygodę.
Z modowych ciekawostek – w sobotę byłam na urodzinach zaprzyjaźnionego sześćdziesięciolatka. Towarzystwo było liczne, w tym także trochę dzieci. Dwie dziewczynki, siostry w wieku 7 i 11 lat wystąpiły w czarnych sukienkach i wyglądały prześlicznie.
W nocy było minus 4 st. i sporo młodych listków na krzakach kiwi zmarzło. Niestety, tak bywa w maju. Odrosną, ale już nie będą takie bujne.
W modzie chyba wszystko już było . Kolorowe rajstopy też nosiłam i bardzo podoba mi się ten powrót.
Trochę kurek i opieniek też czeka na wykorzystanie w mojej zamrażarce. Grzyby smakują mi jednak najbardziej w sezonie.
Ja tak rzadko „bywam”, że w szpilkach czuję się doskonale, tym bardziej, że nie muszę w nich chodzić. Wyjaśniam – jadąc w gości szpilki zabieram do torby i zakładam je dopiero „w gościach”, w przedpokoju. Ludzie tutaj bardzo dbają o podłogi, wykładziny i różne dywany – a ja boso nie czuję się w ostrogach i do końca ubrana. Tutaj jest taka moda, żeby buty ściagać i chodzić boso, ewentualnie gospodyni podsunie jakieś bambosze, jak to mówi yurek. Ja dziękuję za bambosze – nie po to ubierałam się wizytowo! Bambosze i owszem, ale jak jestem z dłuższą wizytą, nie będę biegać w szpilkach cały czas. Ale obiad, kolacja ew. inna tego typu impreza wymaga obuwia. Bambosze są dobre do szlafroka!
Kurki…ach kurki!!!
Kiedyś chodziłem na szczudłach, to znacznie więcej niż paręnascie centymetrów
Niestety nie mieszczą się do mobilka 🙂
Ale i tak życie jest piękne.
Pozdrawiam ciepło z szumem palm oraz atlantyckim powiewem na stałym lądzie
🙄
Dzisiaj w Polsce rozpoczęły się matury, a wszyscy wiemy, że podczas matur kwitną kasztany. O tej porze roku kwitnie jeszcze wiele innych roślin i chociaż nie jesteśmy w tej dziedzinie drugą Japonią 😉 to jednak mamy wiele powodów do radości. Wybrałam się zatem sprawdzić co w majowej trawie piszczy: https://photos.app.goo.gl/WeKRQJtPBnpbJNZFA
Kwiatowy zawrót głowy, piękny. Bukiecik bzów stoi przede mną w wazonie.
Bardzo mi się podobała ta rada dla tegorocznych maturzystów:
https://chetkowski.blog.polityka.pl/2019/05/05/mature-piszcie-po-bozemu/#comment-267830
Żadnych bzów jeszcze 🙁
Pocieszam się, że u was przekwitną, a u mnie będzie szał! Na razie poza przekwitłymi właśnie śnieżyczkami i częściowo cebulicą syberyjską wychodzi Asarum Canadiensis (kanadyjski dziki imbir – zaliczany jest to ziół) oraz już-już prawie rozwija się Trillium, hip-hip hurra! No i słodkie fijołki też są!
Porzeczki zapowiadają się dobrze, liście ledwo się rozwijają, ale kwiatostany już widać. W tym roku wreszcie czarna porzeczka da jakiś zbiór, tak się zapowiada. Jutro wysiewam bazylię do beczki.
Bezdomny,
szczudła jak szczudła, ale chciałabym Cię widzieć w szpilkach, chodzącego 😉
*do ziół
Danuśka,
w takim otoczeniu od razu robi się radośnie na duszy.
Przy odrobinie szczęścia można spotkać mężczyznę na szpilkach i niekoniecznie w Londynie czy Nowym Jorku. Mnie to się udało kilka lat temu w Gdańsku na jakiejś premierze w Operze Bałtyckiej. Pan miał na sobie także długie futro. Sensacji zbytniej nie wzbudził.
Eeeeee….to po co się męczyć 😉
„Najdroższa książka świata, a dokładnie jej wierna kopia, przyjedzie w tym roku na Warszawskie Targi Książki, gdzie będzie można ją oglądać od 23 maja 2019 roku. Kopia została wykonana przez włoskiego rzemieślnika, ale z okazji „wizyty” w Warszawie do dzieła Leonarda da Vinci przygotowany zostanie również polski suplement.
Oryginał „Kodeks Leicester” znajduje się w prywatnej biblioteczce Billa Gatesa. Miliarder kupił manuskrypt Leonardo da Vinci w 1994 roku na aukcji i zapłacił za niego 30,8 miliona dolarów. To najwyższa cena, którą kiedykolwiek zapłacono za książkę.”
Nie przegapcie!
Dzień dobry,
Nadaje już ze Stanów, wróciłem wczoraj w nocy.
Danuśka, byłem od Was około godziny, ale to było 3 maja i Ty byłaś zajęta, a ja nie mogłem już zostać na następny dzień. Co się odwlecze to nie uciecze….
Krótkie podsumowanie wizyty – nie chciało mi się wracać! Kilka fajnych spotkań, rodzinno-znajomych, odwiedziny kilku miejsc. Trochę popchnięte prace w mieszkaniu…i znowu trzeba było wsiadać do samolotu.
Już pewnie wszyscy wiedzą, że samolotu nie lubię, dlatego zaraz po zajęciu miejsca przesiadłem się do dorożki, zaczarowanej dorożki z zaczarowanym dorożkarzem, którym teraz była kobieta. Wsiadłem i aż do lądowania pozwoliłem się wozić po wielu miejscach. Zaczarowana dorożkarka woziła mnie gdzie chciała przemieszczając się nie tylko z miejsca w miejsce, ale także nic sobie nie robiąc z czasu – jeździła raz tuż przed wojną, raz w czasie wojny i po wojnie, żeby zaraz wrócić znowu do lat czterdziestych. Po drodze napotykała mnóstwo ludzi znanych i nieco mniej znanych, ale zatrzymując się przy każdym. Wspaniała to była przejażdżka, a dorożką powoziła Pani Kira Gałczyńska, córka Poety, która ten kurs zatytułowała „Nie gaście tej lampy przy drzwiach…”
Apetytu na książkę dodaje fakt, że redaktorką tego wydania jest nasza blogowa Kocimiętka.
Zachęcam do zajrzenia tam!
Dzień dobry 🙂
kawa
Są już małe bociany, tyle samo co w ubiegłym roku. http://www.bociany.przygodzice.pl/
Nowy-masz rację, co się odwlecze to nie uciecze…Zatem czekamy na Twój kolejny przyjazd do Polski 🙂
Kocimiętka miała z całą pewnością ciekawą pracę podczas redagowania tej książki.
Dzisiaj w planach pelargoniowo-balkonowe prace ogrodnicze.
To dopiero wyzwanie zgromadzić tylu muzyków jednym miejscu!
https://www.youtube.com/watch?v=JozAmXo2bDE
krystyno-akurat w tej chwili ich nie widać 🙁
https://www.guitarplayer.com/players/poland-guitar-fest-breaks-record
Tych nikt nie pobije 😉
Chyba, że jak co roku – sami siebie. O tegorocznym rekordzie jeszcze nie słyszałam, chyba dopiero będzie się działo.
„The 2018 festival had logged 7,411 players. Mission accomplished! Record smashed!”
Nowy, witaj po tej stronie Wielkiej Wody 🙂
Idę dospać….
Pardon – było!!!
http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,24741520,gitarowy-rekord-guinnessa-w-holdzie-dla-ryszarda-riedla-po.html
Bede zaglądać do bocianów 🙂
Danusko, fantastyczne to muzyczne video, dzieki i za wizyte w Ogrodzie Botanicznym.
Całkiem niedawno rozmawialiśmy na podobny temat:
https://natemat.pl/43659,polacy-ponuracy-wiecznie-marudzimy-i-rzadko-sie-usmiechamy-a-jesli-juz-zartujemy-to-z-cudzych-bledow
Nie chcę uprawiać żadnego ponuractwa, ale kiedy słoik z domowymi śledziami marynowanymi w oleju, z dodatkiem czosnku niedźwiedziego i cytryny wymsknie ci się nagle z rączek i rozbije z hukiem na kuchennej podłodze to doprawdy nie masz ochoty na żarty, ani na żaden uśmiech. Wrrr!!! Będę wdzięczna za Wasze wyrazy współczucia…
No cóż wtedy pozostaje – ściera, mietła jakiś detergent do zmywania oleju i chusteczka na otarcie łez… zdarza się, niestety. Współczuwam, a jak! Też bym zjadła 🙁
Ja o mało nie spaliłam trzeciego w moim życiu garnka, a solidny, z grubym dnem stalowy i używam go codziennie. Typowe – coś stoi na piecu, czeka zagotowania, telefon w drugim końcu mieszkania, stacjonarny, „na sznurku”…Przypaliło się dość znacznie, ale z pomocą sody i odrobiny wody wyszliśmy z tego 🙂
Leje 🙁
Danuśku, współczuję!
Co do garów to zwykle nastawiam brzęczek, robię to już machinalnie.
Danusko, a to pech,współczuje.
Co do nastawiania brzeczka, jak to ładnie nazywa Małgosia, robię to coraz czesciej bo zdarzyły mi sie niestety rożne kulinarne katastrofy i to nie tylko z powodu telefonu… Po prostu pamięć szwankuje.
No tak, ale brzęczek trzeba zakupić! A to już problem, bo ja na zakupy raz-dwa razy do roku, w konkretnym celu, albo awaryjnie, jak ostatnio z mikrofalą. Nawiasem mówiąc, mikrofala od ostatniego razu jak kupowaliśmy (ok 3 lata temu) znacznie podrożała, płaciliśmy stówę z groszem (ok 120$) a teraz 299$ 😯
Dokładnie ten sam okaz, samsung 🙁
Co wysiadło? Elektronika, a cóż innego. W poprzedniej chyba coś z elektryką, bo omal nam się nie spaliła. A służyła nam wiele, wiele lat…
Jolinka nie ma i wczoraj przegapiliśmy zacne Święto Memłona 👿
Oraz urodziny Agnieszki Żabiobłotnej.
To chociaż pamiętajmy, że jutro jest Stanisława! Może Stanisław zajrzy?
Więcej bocianów…ja od lat obserwuję te z Ustronia koło Wisły. Małych jeszcze nie ma, ale jest pięć jaj, o ile pamiętam, tak dużo jeszcze nie było, zazwyczaj są cztery:
http://www.bociany.edu.pl/
Ja mam nawet dwa „brzęczki” zwane zwykle timerami , jeden jako funkcja kuchenki, a drugi osobno i zdarza mi się korzystać z obu 🙂
Danuśka,
współczuję i doskonale rozumiem, bo tuż przed świętami miałam podobny wypadek, tyle że z jajkami. Prawa fizyki zadziałały i rozbiło się 12 jaj. Nikt nie jest doskonały. 🙂
Dziś wreszcie przyszedł czas na szparagi – duszone na oliwie z czosnkiem.
Danuśko, znam ten ból i współodczuwam Twój!
Krótki skok w bok i kolejne winne miejsce odkryte. Według Witka, gdyby tylko tam nie mówili w tym fuj-języku, to byłby to raj na Ziemi…
Sznureczek, Ewa, sznureczek potrzebny 🙂
Alicjo,
Się robi 😉
Jak chodzić w szpilkach?
https://www.ofeminin.pl/moda/porady-stylizacyjne/trik-dzieki-ktoremu-chodzenie-w-szpilkach-nie-bedzie-juz-nigdy-bolesne/8q4mbsq
Dziewczyny, dzięki za wsparcie! Wiedziałam, że mogę na Was liczyć 🙂
Ciekawa jestem kolejnych opowieści Ewy i Witka.
Się zrobił: https://www.eryniawtrasie.eu/30351
Witaj Nowy, albo raczej żegnaj Nowy, boś opuścił Europe. I rozumiem twój smutek z tego powodu 🙁 Stary kontynent ale jary 🙂
Jestem już drugi dzień na stałym lądzie i jest też cudownie.
Dziś przejeżdżałem i zatrzymałem się w strasznie dziwnej miejscowości.
Jak się okazało El Rocio to miejscowość pielgrzymkowa 🙄
Mnie niewiele interesują święte dziewice, bardziej natomiast sama miejscowość, w której większość ulic to drogi nie utwardzone, ubita ziemia. Wszędzie snuje się piach. Środkami lokomocji są w przeważającej mierze końskie zaprzegi, no i jeepy.
Dwukondygnacyjny zabudowa oraz cała masa piachu do okola stwarzają wrażenie klimatu z westernów. Miejscowość chwilowo wyludniona do maksimum. Ożyje dopiero w okolicach zielonych świąt. Ale mnie już tam nie będzie, bo może jutro albo może pojutrze wyjadę do Portugalii.
No to nara od bezdomnego, aczkolwiek były momenty, że mój status wisiał na włosku. Przyjacielowi wpadła w oko pewna ruina * a mi niemalże zabrakło argumentów by nie wejść w jej posiadanie 🙄
___
* działka z małą nowoczesną zabudową, coś takiego może zrujnować ludzia do końca życia. Żyć w jednym i tym samym miejscu. Jeszcze dziś na samą taką myśl przechodzą mnie ciarki, brrrrrry 🙄
Ewo-czytam sobie o tradycji słupów majowych i znalezłam jeszcze informację, że jedną z atrakcji tych festynów są też tańce, czasem nawet z dosyć ryzykownymi skokami:
https://youtu.be/JRsqZL7u9Ug
Ewo – ten skok w bok był bardzo, bardzo przyjemny 😀
Danusiu – co za pech! Domowe śledzie! Mój tata piekł przed świętami roladę z wiśniami wg przepisu Nemo. Zadowolony włożył blaszkę z ciastem biszkoptowym do pieca i po chwili zauważył stojącą na stole miskę z mąką 😯 .
Nowy – dziękuję za podpowiedź – zaraz sprawdzę czy w moich bibliotekach jest książka Kiry Gałczyńskiej.
Myślałam że fuj-język to ten z wyrazami na ku.. i chu… i pier.. i spier.. używanymi w domu, na ulicy, w tramwaju, w sklepie , w szkole , w parlamencie itd itd.
Dobrej nocy!
Nie ma fuj-języków – są tylko języki, których nie rozumiemy. Też mi to zazgrzytało, bo nie wiem, co Ewa chciała przez to powiedzieć – dla mnie „fuj” to znaczy coś brzydkiego, niefajnego. A niemiecki jest językiem jak każdy inny. Właśnie dzisiaj się nasłuchałam, bo odwiedziliśmy Helmuta-nieco dalszego sąsiada, a przyjechała do niego z Niemiec przyjaciółka Gabi, Polka z pochodzenia, ale już dobrze zniemczona 😉 Rozmowa była głównie po niemiecku.
Nie mówię po niemiecku, ale jestem dobrze obsłuchana, najwyżej dopytam o słowo lub zdanie, generalnie rozumiem. Każdy język to wartość dodana. Mogę być stronnicza, bo mam tu pod bokiem poliglotę… 😉
Przede mną ciekawa lektura 🙂 Właśnie dodałam do elektronicznej biblioteki tę książkę: https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/kaplony-i-szczezuje
A przy okazji artykuł o wielkiej małży znalezionej na Podlasiu:
http://wyborcza.pl/7,75400,22146045,szczezuja-wielka-ale-wielka-wakacyjne-znalezisko-z-podlasia.html
Chłe, chłe, właśnie poćwiczyliśmy wymowę słowa „szczeżuja” z wiadomym Francuzem 🙂
Jesteś czujna 🙂 eva47 🙄 – – > ganz meine Meinung 🙂
Tutaj jest pięknie, koguty od świtu spać nie pozwalały. Wczoraj przed tuż przed zachodem słońca latały wokół mobilka piękne ptaki. Głowa czarna, korpus szary, skrzydła i ogon patrząc z góry w błekicie, podłużny trapezowaty ogon. Wyglądały na bardzo przyjazne.
Dobrego dnia 🙂
Danusiu, Twoja lektura zapowiada się znakomicie 🙂 Chyba pójdę tym śladem również.
Małgosiu-jeśli pójdziesz to za jakiś czas wymienimy wrażenia 🙂
Dziewczyny,
Odnośnie fuj-języka, sprawa jest ciut bardziej skomplikowana i z zaszłościami. Tak wiem, język jak każdy, a Niemcy czy Austriacy to ludzie jak wszędzie: trafiają się dobrzy i źli. My mamy szczęście do tych pierwszych.
Wracając do sprawy, zarówno rodzice moi jak i Witka byli dziećmi w czasach wojny. Pierwszym wspomnieniem mojej Mamy był kipisz, jaki w jej rodzinnym domu urządzili niemieccy żołnierze po donosie „uczynnego” sąsiada, wliczając w to rzucanie niemowlętami w ściany. Szczęśliwie skończyło się tylko na strachu. Innych wspomnień rodzinnych Wam oszczędzę. Jeszcze w latach 90′ moja Mama kamieniała słysząc na ulicy niemiecki, a i w domu ani mnie ani bratu nie przyszło do głowy wybierać klasę z z tym językiem. U Witka było podobnie. Dopiero we wczesnych latach 2000, Rodzicielka namiętnie oglądała program „Europa da się lubić”, i w końcu doszła do wniosku, że „znaczy, Niemcy też ludzie” a nawet ich można polubić. Tak więc w naszym rodzinnym słowniku, fuj-mowa to określenie na ten „straszliwy” język, którego przydałoby się wreszcie nauczyć, żeby się dogadać w kraju, do którego oboje zamierzamy wracać 😉
Ewo, z przyjemnością prześledziłam Wasza kolejna wyprawę, dziekuje!
Danusko, Twoja lektura rzeczywiście zapowiada sie ciekawie.
Nowy, barwnie i zabawnie zacheciles nas do lektury książki pani Galczynskiej. Ciesze sie, ze miałeś udany pobyt w Kraju.
Jest nowy wpis 🙂 Dziękuję