Kuchnia fińska
Ostatnimi laty zwraca się uwagę na to, aby jedzenie było zdrowe, czerpiące z natury, nie przetwarzane chemicznie. Jeśli szukacie kraju, gdzie można spełnić dążenie do szeroko rozumianej naturalności i szlachetnej prostoty, w różnych zresztą dziedzinach, warto zainteresować się Finlandią. Wiemy wiele o wspaniałym wzornictwie, o udanej polityce społecznej, a co za tym idzie o plusach życia fińskich obywateli. Niewiele jednak wiadomo o kuchni tego kraju.
Jeszcze kilka lat temu w sklepach można było kupić tak zwany fiński chlebek: razowy, pieczony w kształcie okrągłego placka z dziurką-obecnie już chyba nigdzie go się nie dostanie. A placek z dziurką był wspaniałym fińskim sposobem na przechowywanie chlebowych placków nadzianych na drążek i umieszczonych w chatach u belki pod sufitem.
Niedawno ukazała się książka pod tytułem „Tradycje kulinarne Finlandii” Magdaleny Tomaszewskiej–Bolałek, która dotąd interesowała się znacznie odleglejszymi kuchniami ( m.in. japońską i koreańską). Z wykształcenia japonistka, zainteresowała się mocno tą częścią kultury fińskiej, którą są kulinaria. Znakomicie, ciekawie napisana książka.
Zarówno trudne położenie geograficzne, surowy klimat, jak i polityczne zawirowania wokół tego kraju, spowodowały, że ludzie tu żyjący musieli się wykazywać sporą zapobiegliwością, pomysłowością i zwyczajnie wytrzymałością, aby przeżyć. Odbiło się to i w kuchni, która nie dysponowała południowymi przysmakami, wieloma znanymi w innych częściach Europy składnikami, a jednak wytworzyła sporo smakowitych przepisów. Ich prostota i robiące wrażenie wykorzystywanie dobrych, uczciwych, zdrowych składników sprawia, że pewnie zainteresują się nią kulinarni trendsetterzy, próbujący już zejść z wyżyn kuchni molekularnej. Świetnie i prosto brzmią przepisy na zupy: z kapusty czy grochu, a wyjątkowo smakowicie na szybkie danie rybne. Oto ono:
„Lohikeitto” czyli zupa z łososia
Składniki: 2 litry wody lub bulionu rybnego, 50 dag fileta z łososia, 40 dag ziemniaków, cebula, marchew, szklanka śmietany, 5 dag masła, 2 liście laurowe, 5 ziaren ziela angielskiego, sól, pieprz, koper i szczypiorek
Najpierw do wrzącej wody lub wywaru wrzucamy posiekaną cebulę, liście laurowe i ziele angielskie. Obieramy ziemniaki i marchew, po czym pokrojone w kostkę dodajemy do ganka i gotujemy 20 minut. Teraz dodajemy łososia pokrojonego na kawałki wielkości połowy pudełka zapałek, a po 5 minutach wlewamy śmietanę, dodajemy masło i doprawiamy zupę pieprzem i solą. Posypujemy koperkiem i szczypiorkiem. Podajemy z chlebem żytnim.
Według mnie brzmi prosto i smakowicie.
Komentarze
Dzień dobry! Radość powyborcza zablokowała blog. Z przepisu skorzystam. Dziękuję. Lubimy rybne zupy. Kłopot tylko z tym, jakiego łososia kupić. Mówi się, że wszystkie już zatrute, nie tylko te z hodowli! Prawda-li to?
przyznam się, że nie znam tej kuchni ..wprawdzie oglądałam program z kucharką z Finlandii ale to była osoba, która dużo czasu spędziła w USA i robiła dania będące miksem obu kuchni .. ale produkty, których używała bardzo zachęcały do zjedzenia tych potraw ..
krystyna mi przypominała, że mam dwa małe pojemniczki bigosu w zamrażarce … chyba dodam mięsa i zrobię paszteciki naleśnikowe z barszczem ..
Padł mi mikser ręczny Zelmera, miał 35 lat! Tyle lat mi służył! Zrobił jeszcze wczoraj ciasto, korpus został na blacie podłączony do prądu, usłyszałam dziwny dźwięk i poczułam smród spalenizny, natychmiast go wyłączyłam. Dobrze, że akurat byłam w kuchni, bo był bardzo rozgrzany, a to już pierwszy krok do pożaru.
Cichal,
Troche wiem na temat lososia z Pacyfiku. Nie slyszalam o tym, ze wild Pacific salmon jest zatruty. Przypuszczam ze nie kupujesz farmed salmon I bardzo dobrze. 🙂
Na pewno znasz clam chowder 🙂
Przy okazji sprobuj smoked salmon chowder, albo najlepiej zrob sam 🙂
Małgosiu to Robert już wie co kupić na prezent urodzinowy lub gwiazdkowy … 😉 … ale współczuję bo nie lubię jak się psują rzeczy, które od lat mi służą …
Orco, miło Cię słyszeć (czytać)! Ze względów merkantylnych zakupy robimy w super marketach. Tam bywają wyłącznie atlantyckie i norweskie. Podobno wszystkie fermowe. Nie zbiorę ile w tym prawdy. Ale jak bym zrealizował Twój pomysł, to na sposób New England czy Manhattan ? Przesyłam ukłony i po krakowsku „Rączek ucałowania”.
a najprostsze na świecie, a jakże smaczne karjalanpirakkai – placki ugniecione z żytniej maki i wody, zwałkowane cienko, na nich ugotowany ryż lub puree ziemniaczane, razem upieczone; na ciepło, z masłem – coś pysznego!
Udało mi się wczoraj wrócić z Kaszub i jeszcze zagłosować. Chrzanów też bez PIS, uff…
Alicjo,
Potwierdzam, Marsylia – choć pięknieje z roku na rok – też ma ciemną stronę. Gdy chciałam przejść się z dworca Saint-Charles na nabrzeże, stanowczo mi to odradzono i kazano grzecznie wsiąść do metra, chyba że koniecznie chcę zostać zabita czy zgwałcona. Najstarsza dzielnica miasta le Panier (obecnie bardzo popularna wśród turystów), jeszcze piętnaście lat temu była na tyle niebezpieczna, że ludzie spoza dzielnicy wejść mogli, ale często wyjeżdżali z dziurą po kulce albo nożu.
https://www.podrozepoeuropie.pl/le-panier-stare-miasto-marsylia/
Dwa dni temu wpisałam miłą wiadomość dla grzybiarzy. Nadal czeka na moderację…
Oglądałam parę lat temu film telewizji francuskiej o Marsylii. Ogromna ilość Arabów, jak przewidują demografowie, uczyni z niej miasto islamskie i będzie to pewnie pierwsze miasto w Europie, gdzie ta religia będzie dominująca. Emigranci zaczynają sprawiać kłopoty w drugim pokoleniu, gdy widzą, że mają gorsze wykształcenie, mniej dochodową pracę lub jej w ogóle nie mają, gdy pewne ścieżki rozwoju są dla nich niedostępne. To powoduje frustrację i zwiększoną przestępczość. W tym filmie również odradzano turystom odwiedzanie pewnych dzielnic.
Ale i tak mam stamtąd miłe wspomnienia
https://get.google.com/albumarchive/104148098181914788065/album/AF1QipMvwiHqXDhIEoP04_y-zvh2P0hPkVqoC_AiqbXH
Ewo, z tym zabijaniem w Marsylii to troche przesadzilas. Od poczatku roku zginelo chyba 15 osob, ale to sa porachunki miedzy handlarzami narkotykow. Czasami zdarzaja sie ofiary kolateralne ale tez w ich dzielnicach. Moga Cie okrasc, wyrwac telefon czy torebke,ale zeby zaraz zabijac czy gwalcic to nie. Prasa nie ukrywa drastycznych wydarzen w Marsylii wiec chyba nie jest tak zle.
Wlasnie zawalily sie dwa domy w Marsylii.
Elapo,
fakt, ja tam byłam 5 lat temu. Informacje o le Panier uzyskałam od Claudine, mieszkanki Marsylii. Mówiła o okresie sprzed renowacji dzielnicy. Teraz zapewne jest lepiej.
Czy pomiędzy Finlandią, Pacyfikiem oraz Marsylią znajdzie się jeszcze miejsce na Meksyk?
Byłyśmy dzisiaj z kuzynką Magdą na drobnym co nieco w http://kregliccy.pl/elpopo/news/
Atmosfera meksykańskiego Święta Zmarłych zaraz po otwarciu drzwi:
https://photos.app.goo.gl/ptpf18aWRWmqp6hj9
Wzniosłyśmy oczywiście toast za Salsę, naszą meksykańską ekspertkę 🙂
Uwaga!
Ja bardzo protestuję przeciwko obdarowywaniu się sprzętami gospodarstwa domowego, chyba, że to jest coś absolutnie wystrzałowego i niekoniecznie artykuł pierwszej potrzeby typu patelnia – gdyby mi Jerzor cos takiego podarował, dostałby nią po głowie!
Prezent to prezent, ma być coś ekstra i indywidualny, a nie odkurzacz czy inna mietła!
Z powodu wrednej pogody podczytuję książkę od Gospodarza „Frytka doskonała” Russa Parsonsa. Minus czytania takich książek jest oczywisty – jestem ciągle głodna! Zapycham się jabłkami.
Korzystałam już z niektórych przepisów z tej książki, ale pomiędzy przepisami znajdują się ciekawe wywody autora książki.
Co do łososia – od czasu do czasu kupuję tego „sklepowego” z farmy, raz na jakiś czas nie zaszkodzi przecież. Pacific wild salmon jest dużo droższy oczywiście.
Danusiu, czy te dekoracje nie odebrały Wam apetytu? Jestem fanką restauracji tego rodzeństwa, szczególnie grackich, ale zamknięcia Absyntu nie mogę przeboleć.
Alicjo, ja nie muszę protestować, sama sobie zamówiłam i dostanę za 2 dni.
I to mi się podoba!
Zmieniam Parsonsa na Nisię, bo za chwilę pęknę od tych jabłek – wolę już pękać ze śmiechu, co przy Nisinym stylu narracyjnym będzie dość łatwe i przyjemne.
Małgosiu-nie, w żadnym wypadku 🙂 Dekoracje zostały umieszczone w przedsionku, przed wejściem do sali restauracyjnej. To wszystko było bardziej zabawne niż makabryczne, zresztą chyba taki jest właśnie wydźwięk tego święta w Meksyku.
Salsa, jest niewątpliwie ekspertką, z mojego krótkiego oglądu, cała Ameryka Środkowa i część Południowej ma podobne podejście.
Cichal, dzentelmenie :). Dziekuje!
Przypuszczam ze gdzies w okolicznym miescie od Ciebie jest Costco. Swiezy losos jest w okresie migracji z Pacyfiku do naszych rzek. Rozne lososie migruja swoim rozkladem. U nas najwiecej odmian lososia migruje od maja do konca wrzesnia. Wtedy rowniez mozna lapac lososie i zamrozic. Poza sezonem migracji w Costco w zamrazarce (freezer) jest miedzy innymi mrozony sockeye w filetach indywidualnue opakowanych. Bez zadnych przypraw. W tej zamrazarce sa rowniez inne smakolyki: crab legs, shrimp, scallops I wiele innych.
W sekcji wedzonych ryb sa jednofuntowe opakowania wedzonego king salmon zwany rowniez chinook.
Sockeye I chinook jest wild I z Alaski.
Smacznego. 🙂
Dziękuję Orco. Do Costco nie mam karty. Mam do Sam’s. To jest jeden koncern, podległy zresztą Walmart’owi. Niestety jednak, wymienionych łososi nie prowadzi. Inne frutti di mare są i je kupujemy.
Rozśmieszę Cie jeszcze innym cracoviensis. „Całuję rączki, do nóżek padam” 🙂
Familiarne uściski!
Cichalu,
jak „salmon chowder” to tylko na sposob New England, z mlekiem albo smietana i koniecznie z koperkiem.
Podobna w stylu i smaku jest zupa finska lohikeitto ze swiezego lososia
przepis tutaj:
https://www.electrolux.pl/local/gotuj-z-para/kulinarne_podroze/lohikeitto/ (po polsku)
lub tutaj (przepraszam, po angielsku)
https://theviewfromgreatisland.com/finnish-salmon-soup-lohikeitto-recipe/
Gosiu! Dziękuję. Poczynimy próby. Tez brzmi obiecująco, podobnie do propozycji Orcowych. My warzymy coś pomiędzy bouillabaisse a halaszle. Robimy to na sumie, bo najbardziej lubimy. Jakby jakieś małże, to też można. Po ugotowaniu jem na gorąco. Na drugi dzień, z lodówki, robi się ryba w galarecie. Wtedy popryskać octem winnym i z kromuchą (jak pisze Alicja) do gębusi! Jak by jakieś białe było na podorędziu – to nie zawadzi!
Smacznej nocy!
Cichal,
To Ty jestes z plemienia Sam’s, nie Costco! Wybaczam Tobie bo jestes bardzo uprzejmy 🙂
Orco! Samsa mam za rogiem, a do Costco – osiem mil. Oszczędzam na paliwie… 🙂
Z Krakowa jeZDem!
Koperek o ktorym pisze Gosia to popularny dodatek do lososia w tradycji skandynawskiej. Tu jest duzo mieszkancow pochodzenia skandynawskiego i duze wplywy kuchni z tamtego regionu.
Przepis na salmon chowder z swiezego lososia. Przypuszczam ze moze byc zastapiony wedzonym lososiem lub jakakolwiek inna ryba, małżami lub clams.
Przepis nazywa sie Seattle style chociaz przyznaje, ze nie wiem dlaczego.
Smacznego 🙂
https://youtu.be/vA3svOFwg0U
Małże i clams oczywiscie w muszli.
dzień dobry … ☕
na śniadanie .. bym zjadła …
https://www.czuczucook.pl/croissanty-duszona-brukselka-serem-camembert/
ewo mało zieleni w Marsylii … ale luty ciepły …
a to może być na kolację …
https://marcepanowa-kuchnia.blogspot.com/2018/11/bagietka-z-pasta-hawajska.html
Jolinku-nie wiem, ile jest zieleni w Marsylii, ale za to wybrzeże jest bardzo piękne. Widziałam to na różnych filmach i Ewa też je sfotografowała.
Co do croissantów to w popularnej wersji przekąskowej podawne są też po prostu z serem i szynką, całość podpieczona w piekarnku. Polecam, bardzo dobre 🙂
Trudno mi sobie wyobrazic rogalika z brukselka a ten o ktorym pisze Danuska to widze w sklepie ale nigdy nie kupilam.Pozostane przy tradycyjnym do kawy.
Dzisiaj u mnie dzien bezmiesny. Beda kluski z pesto trapanese. Sos kupilam u Lidla jak byly dni wloskie.
U mnie będzie fasolka po bretońsku lub flaki zamojskie ze słoika, bo nadaję z lasku nad Pilicą. Pogoda cudna, na ganku, w cieniu 14 C. Żadnego wiatru, słońce.
Wspominalyście Meksyk, więc te swiateczne oltarzyki odbieralam zawsze ze wzruszeniem. I o ile spotykaliśmy je wszędzie, w domach, sklepach, hotelach, restauracjach, w zakladach pracy, to nad cmentarzami nigdzie tam nie bylo takiej łuny od świeczek jak u nas. Co kraj to obyczaj…
A u mnie dzis barszcz ukrainski (z mrozonki Hortexu) – bylam w polskim sklepie. Doprawilam i wzbogacilam wedle porad przyjaciolki Ukrainki i juz sie nie moge doczekac!
Costco, to byl takze nasz ulubiony sklep. Zawsze tam zaopatrywalam się w mus z dyni w puszkach, gotowy do ciasta, takze rozmaite zielone, np. Drobną fasolkę szparagową itp. Atrakcyjne bywaly przeceny rzeczy do domu, uzytkowe i dekoracyjne.
Zupę Lohikeitto jadłam u, pisującego tu onegdaj, Babilasa. Pyszna.
Pozdrowienia 🙂
bardzo lubię barszcz ukraiński .. czasami mi się uda zrobić całkiem dobry …
pogoda taka piękna, że mi się zachciało umyć 2 okna .. a Salsa się byczy na łonie przyrody … 😉
Costco – jest, ale nie należymy, to nie jest sklep na nasze małe potrzeby.
Jagoda – dawnosmy Cię nie widzieli, witaj witaj!
U mnie leje i jeszcze nie wieje, ale po południu ma być porywiście. W związku z tym zajechała ekipa w składzie ojciec i syn, aby w ramach prewencji wyciąć świerka, który już się słania nieco od jakiegoś czasu.
Operacja 1300$, ale w razie gdyby świerk zechciał się poddać wiatrowi, niewątpliwie padłby na dach, a wtedy koszta naprawy dachu byłyby o wiele znaczniejsze. Kilka dobrych razy tyle.
Ledwie zdążyłam napisać te słowa – już po świerku. Oto, co znaczą fachowcy! Teraz tną to na mniejsze kawałki i sprzątają, zabierając drewno ze sobą – niestety, kominek mamy gazowy (na szczęście!) i drewno nam nieprzydatne do niczego.
Obiadowo się waham – rozmrozić gołąbki czy usmażyć rybę?
Alicjo, byczenie się było niestety przerywane zrywami pracowitości, zamykaliśmy domek przed zimą. Co prawda wcale się na nią nie zanosi, ale… Żal było wracać, takie piękno zostawić, zwlaszcza przy tej pogodzie.
U mnie na pojutrze zapowiadają śnieg 🙁
I to czuć w powietrzu, w najlepszym razie będzie to deszcz ze śniegiem. Trudno, ta pora – „w listopadzie śnieg się kładzie”, tutaj obowiazkowo choćby na parę dni, zanim zacznie się na dobre.
Jeszcze o lososiach. O tej porze roku w rzece Skokomish migruja lososie. Przy duzych opadach deszczu rzeka wylewa I przeplywa przez droge 101. Lososie migruja przez droge. Trzeba uwazac podczas jazdy samochodem bo nie wiadomo kto ma pierszenstwo na drodze – losos czy samochod. 🙂
https://www.instagram.com/p/Bpxkp04FbAn/
Barbaro byczenie to moja sprawka … 😉 … a czytałam, że w amerykańskiej prasie przewidują łagodną zimę u nas ..
Zdecydowanie łosoś – w końcu robi to raz do roku….
dzień dobry … ☕
może się przyda w domu lub na prezent …
https://www.kulinarnamaniusia.pl/2018/11/4-godziny-by-zostac-mistrzem-nie-tylko.html
Dzień dobry 🙂
kawa
Irku ale pychoty … 🙂
ta niedziela niehandlowa .. i może i poniedziałek ..
ja się wybieram w niedzielę na Marcina … ma być gęś … 🙂
my tu cicho sza a tu 100 restauracji świętuje 100 lat Niepodległości …
http://kruchebabeczki.blogspot.com/2018/11/sto-restauracji-swietuje-stulecie.html
Pani Prezydent zakazała marszu w Warszawie. Marzy mi się takie radosne święto jak 4 lipca w USA.
Albo 14 lipca we Francji.
Małgosiu,
marzenie ściętej głowy…
Zastanawiam się, jak to jest, że garstka nacjonalistycznych bandziorów potrafiła skutecznie sterroryzować włodarzy stolicy i Wrocławia – bo we Wrocławiu też wydano taki zakaz. Garstka, bo przecież w stosunku do ogółu to jest garstka!
Jak można im było oddać pole? To jest nie do pomyślenia – powinno się na ten dzień zmobilizować tyle sił porządkowych, żeby obywatelom zapewnić spokojny marsz i spokojne świętowanie. To się na pewno da zrobić, tylko trzeba chcieć, no ale cóż, najprościej zakazać…
Pani Gronkiewicz mnie zaskoczyła, bo ona łatwo się nie poddaje, a jednak…podobnie jak Dutkiewicz we Wrocławiu. Oboje zresztą żegnają się po wielu latach ze stanowiskiem, więc tym bardziej nie uchodzi takie tchórzostwo.
…albo 1 lipca w Kanadzie.
A Bosak i tak zapowiedział, że narodowcy pójdą. Jak pójdą narodowcy, to znajdą się tacy, żeby stanąć na ich drodze i będzie zadyma.
Co wtedy zrobi pani Gronkiewicz? Z honorem odejdzie na emeryturę, czy zostawi plamę na tym honorze?
Hm…źle zrozumiałam, myślałam, że to jest doroczny marsz, organizowany przez miasto dla mieszkańców stolicy, okazuje się jednak, że nie:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1770712,1,marsz-niepodleglosci-trzeba-stanac-przeciw-nacjonalistom.read
A to przykre. Miasto nie ma pomysłu na celebrowanie tego ważnego święta, i to w dodatku tak okrągłej rocznicy?
Siły porządkowe są skonfliktowane ze swoją ” górą” i w ramach protestu większość z nich przebywa na L-4. Czarno to widzę, bo nacjonaliści na pewno nie odpuszczą .
Na prowincji i tym razem będzie pewnie spokojnie, więc rodzinnie wybieramy się na paradę w Gdyni.
to państwo PiS kuleje …
„HGW na konferencji prasowej „W czerwcu skierowałam pismo do ministra Brudzińskiego w sprawie wspólnego zabezpieczenia uroczystości organizowanych w Warszawie 11 listopada. Pismo to zostało kompletnie zignorowane.”
„Przez rok nie sporządzono aktu oskarżenia, dotyczącego Marszu Niepodległości w ubiegłym roku. – Chociaż prokuratura dysponuje opinią biegłego o zakazanych ideologiach na marszu.”
a policja na L4 ..
a państwo PiS nic nie organizuje dla ludzi .. nic …
Gorzej Alicjo, że to państwo nie ma pomysłu na świętowanie. Wydano setki milionów nie wiadomo na co, bo nic nie jest przewidziane, nikogo nie zaproszono.
Gdzieś, w jakimś artykule przeczytałam zdanie, z którym zgadzam się całkowicie, że Polacy potrafią rozpamiętywać bez końca wszystkie swoje klęski natomiast nie potrafią świętować i cieszyć się ze swoich zwycięstw. Nie wiem skąd bierze się ta nasza tragiczno-patetyczna mentalność, ale niewątpliwie jest faktem. No cóż, szkoda 🙁
a Wy co będziecie robić 11 listopada? … jaki obiad szykujecie? …
ja w gościach będę .. na szczęście mam blisko i do centrum ani przez centrum nie muszę jechać ..
czas na granaty …
https://aniagotuje.pl/przepis/salatka-z-granatem-orzechami-i-szynka-dojrzewajaca
Codziennie szykuje sobie salatke owocowa : granaty, banan, kiwi, pomarancz lub mandarynka. Bernard obiera granaty a ja tylko jem.
Nie wiem jeszcze co bedziemy jedli 11 listopada, jutro zajrze do ksiazek kucharskich.
Moze kuskus ?
Ja chyba zrobię bigos, chyba, że jakaś gęś mi się trafi 🙂
a tu propozycja dla blogowych podróżników i powsinogów … ewa i Danuśka to już mają zaliczone z nawiązką …
http://www.nieodlegla.pl/
elapa to witaminy każdego dnia zaliczone …
Małgosiu a wnuczek jadek czy niejadek? ..
Wnuczek raczej „jadek” , dostaje pokrojone warzywa, mięso, makaron i paluszkami ładuje sobie do buzi. Ostatnio po raz pierwszy próbował winogrona (bez skórki) i widać było, że mu smakują. Wnuczka mogłaby się odżywiać tylko owocami, za winogronami też przepada.
Tak żeście nas bigosem zarazili. że nakupiliśmy ingrediencji i zaraz przy gotowaniu rozejdzie się „der Gestank des Elends”, jak krzyczała właścicielka domu w którym mieszkałem w Ludwigshafen. Zakupiliśmy też jakieś gargantuiczne ilości słodyczy (jakie to niezdrowe, ale jakie smaczne) i dzisiejszy lunch, to była tabliczka Lindta z karmelem na spółkę. Ja jeszcze dodałem pół paczki dmuchanej kukurydzy o smaku czekoladowo-miętowym i lody bardzo czekoladowe oraz drugie, kawowe z kawałkami gorzkiej czekolady. Jestemzaczekoladowanydokładnie!
W świąteczną niedzielę idziemy do synowej na przełożony obiad urodzinowy. Menu tradycyjne, czyli zrazy i kluski śląskie, dostosowane do gustu mojego męża. Synowa gotuje wiele potraw wegetariańskich, które bardzo lubię, ale czasem trzeba ustąpić tradycjonalistom.
Rogali marcińskich raczej tego dnia nie uda się kupić, bo choć sprzedają je w wielu cukierniach/ pod różnymi nazwami/, to wszędzie ustawiają się po nie długie kolejki.
U nas 11-go jest Rememberance Day – dzień pamięci ofiar I i II Wojny Światowej. Nie wiem, czy ostał się chociaż jeden żołnierz kanadyjski, uczestnik I Wojny, chyba w ubiegłym roku jeszcze jeden był.
Jest to święto ustawowe i z tej racji, co świętujemy, uroczyste, składa się kwiaty i wieńce pod pomnikami upamiętniajacymi te smutne rocznice. Uczestniczą też weterani – i jak zaznaczyłam, coraz ich mniej. W obu wojnach poległo ponad 100 000 Kanadyjczyków.
W listopadzie nosi się tutaj wpięte w odzież zewnętrzną czerwone sztuczne maki.
„Jest 22 kwietnia 1915 roku, właśnie rozpoczęła się druga bitwa o Ypres. Niemcy po raz pierwszy w tej wojnie użyli gazu…
Ponad dwa tygodnie Kanadyjczycy odpierali ataki Niemców, dzień i noc, godzina po godzinie…
“Przez siedemnaście dni i siedemnaście nocy nikt z nas nie zdjął ubrania, nawet butów. Przez cały ten czas nie zmrużyłem oka, nie było nawet jednej minuty by artyleria i karabiny przestały strzelać…”
tak napisał w swym liście John McCrae który służył w tym czasie jako chirurg w polowym szpitalu.
2 maja ginie jego uczeń i bliski przyjaciel Alexis Helmer. Następnego ranka odbywa się pogrzeb.
To właśnie w trakcie tego pogrzebu John zauważa jak wiele maków kwitnie na wojskowym cmentarzu.
Tego dnia John McCrae pisze swój wiersz:
Wśród Flandrii pól
Wśród Flandrii pól kwitnący mak
krzyża za krzyżem barwi szlak,
kres naszych dróg. Skowronka lot
wzbija się ponad armat grzmot
co śpiew mu głuszy – dzielny ptak.
Nasz los to Śmierć. Wciąż życia smak
w pamięci trwa, choć miłość wszak
nie kończy się, nasz grób jest tu,
wśród Flandrii pól.
Podejmij walkę, tam wciąż – wróg,
weź z rąk omdlałych złoty róg.
Niech zabrzmi znów, nie zawiedź nas,
Bo zburzysz nam spoczynku czas.
Zbudzimy się, choć maki śpią
Wśród Flandrii pól.
John McCrae
Wiersz ten został opublikowany w grudniu 1915 roku i natychmiast zdobył wielką popularność. W trakcie wojny publikowano go wielokrotnie, zarówno w prasie jak i w zbiorkach poezji. Wiersz ten został opublikowany w grudniu 1915 roku i natychmiast zdobył wielką popularność. W trakcie wojny publikowano go wielokrotnie, zarówno w prasie jak i w zbiorkach poezji.
Po wojnie czerwony mak stał się symbolem pamięci wszystkich tych, którzy nigdy nie powrócili do swych domów.
John McCrae również nigdy nie powrócił do swego domu – zmarł na zapalenie płuc 28 stycznia 1918 roku w Boulogne-sur-Mer we Francji.”
Tak więc i Kanadyjczycy maja swoje czerwone maki, na polach Flandrii.
Troszeczkę się dzisiaj podkurzyłam, bo rano wyłączono mi internet. Zadzwoniłam – po 20 minutach czekania wreszcie dotarłam do odpowiedniego działu z zapytaniem, osochozi.
Pani powiedziała, że zablokowali mój internet, bo jestem „security risk”. Bliżej nie chciała nic wyjaśniać, bo najpierw mnie odpytała jak w areszcie śledczym z moich danych i okazało się, że moim stacjonarnym komputrem zawiaduje niejaki Jerzy (Dżerzi), a nie Alicja. Prawie zwiędłam przy tym telefonie, z panią nie było żadnej dyskusji, chociaż błagałam prawie, żeby wyjaśniła, czym szanownemu internetowi zagroziłam tak strasznie. Po wielu godzinach Dżerz przytelepał się z pracy. Zadzwonił, jako ten jedynie uprawniony. Rozmowa trwała około 40 minut. Podobno ktoś chciał się włamać do mojej drugiej poczty, tej założonej prawie 20 lat temu u mojego kablowego gospodarza. Ktoś się chciał włamać do mojej poczty, a mój gospodarz, u którego mam „dyżurną pocztę” na wszelki wypadek, ma do mnie pretensje i mnie oskarża o jakieś niecne działania?! Na moją własną niekorzyść?!
Ręce opadają…Podobnie jak było z moim powrotem z Honolulu …z powodu bezpieczeństwa (nie wiem, czyjego) linie lotnicze nie udzielą małżonkowi żadnych informacji na temat, czy jego baba wyleciała z Honolulu czy nie. Wszyscy dostali hopla na punkcie „security issues”.
To nieważne, jakimi papierami się podeprzesz, paszportem czy czymkolwiek, że jesteś żoną/mężem/bratem itd – nikt nie udzieli ci informacji i koniec.
Pamiętam czasy, owszem, starszawa jestem ale nie aż tak bardzo, kiedy granicę USA-Kanada przekraczało się na prawo jazdy, bez zdjęcia…
Ja za tym, żeby pilnować bezpieczeństwa i tak dalej, tym bardziej, że dość sporo latam – ale tu już dochodzi do absurdu. Zwłaszcza mój powrót do Toronto z Huston. Żem się zatrzęsła na wspomnienie.
dzień dobry … ☕
się spieszę to tylko na chwilę wpadłam …
Do porannej kawy/herbaty fragment ciekawego artykułu na temat Marii Curie-Skłodowskiej:
„W 1891 Maria wyjechała do Paryża. Miała 24 lata. Już po roku studiów zdobyła na Sorbonie licencjat z fizyki z pierwszą lokatą, a rok później – licencjat z matematyki z drugą lokatą. Dostała stypendium na badania magnetycznych właściwości metali i zaczęła szukać laboratorium, które pomieściłoby całą aparaturę. W tym czasie znajomi poznali ją z 35-letnim zdolnym fizykiem, zatwardziałym kawalerem – Piotrem Curie. Po kilku tygodniach Piotr się oświadczył. W prezencie przyniósł Marii kiążkę „O symetrii w zjawiskach fizycznych, symetrii pola elektrycznego i pola magnetycznego” z dedykacją „Pannie Skłodowskiej z wyrazami szacunku i przyjaźni. Autor P. Curie”. W 1895 roku wzięli skromny ślub, a w podróż poślubną wybrali się na rowerach, przemierzając okolice Île-de-France. Zakrawało to na skandal obyczajowy, zwłaszcza że Maria skróciła dla wygody swoją suknię i jeździła bez kapelusza. W 1899 roku małżonkowie Curie zdobyli najwyższy szczyt polskich Tatr – Rysy (2499 m n.p.m.). Był to nie lada wyczyn w czasach, kiedy nie istniały jeszcze szlaki turystyczne.”
Dzisiaj wiele osób jeździ na rowerach w obcisłych ubrankach i nikt nie uważa tego za skandal obyczajowy:
https://static.ekoi.eu/7484-27302-products_list/spodenki-ekoi-lady-pro-gel-memory.jpg
A w Tatry niektórzy wybierają się niestety w zupełnie nieodpowiednich butach:
https://bliss.natemat.pl/187867,w-czym-chodzi-sie-po-gorach-fotograf-zrobil-zdjecia-obuwia-turystow-i-sie-zaczelo
O tych butach w górach prasa bije co roku, odkąd pamiętam, nawet, a może zwłaszcza, za komuny. Ja bym już zaniechała. Może lepiej by się sprawdził znak „drogowy” na początku szlaku, z tych ostrzegawczych – na żółtym tle czarny bucior do łażenia po górach, obok przekreślona szpilka 😉
A co do Marii Skłodowskiej i jej męża – skandal!
Taki przykład dawać młodzieży… No ale co się dziwić, nie dość, że fizycy, to jeszcze cykliści 🙄
A propos cyklistów, pewnie czytaliście o Szurkowskim. Pamiętam, jak jechaliśmy specjalnie gdzieś tam na trasę Wyścigu Pokoju (był taki!), żeby dopingować Szurkowskiego. Dla mojego dziesięcioletniego życia było to wielkie przeżycie, chociaż ten Szurkowski nie wiem nawet kiedy mignął mi przed nosem.
Tyle razy w swoim życiu walnął o glebę na rowerze, ale tylko raz wystarczy tak nieszczęśliwie. Przewiduję, że on stanie na nogi, bo to sportowiec i jego rehabilitacja będzie inaczej przebiegała, niż Jasia Kowalskiego, on ma wolę walki wpisaną w psychikę. Sekunduję mu z całego serca.
He he he… czytam prasę, nagle władcy Polski się obudzili, że stulecie niepodległości i tak dalej, może jako rząd coś należałoby dla mas (ciemnych, oczywiście) zorganizować? Jakieś igrzyska?
Dutkiewicz we Wrocławiu też przegrał… demokracja to nie jest bajka, niestety, trzeba się jej nauczyć. To bardzo przykre, że narodowcy przejęli to święto, ale bardziej przykre jest to, że władza nie miała nic do zaproponowania szeroko pojętym masom.
To, co wczoraj napisała MałgosiaW, o marzeniach, żeby to było święto jak 4 lipca w USA (albo 1-go lipca w Kanadzie!) – otóż na tym kontynencie też są różne partie polityczne i też mocno się różnią, ale nikt świąt narodowych nie zawłaszcza dla siebie. I dlatego 4 lipca wielkie pole przed Kapitolem zamienia się w miejsce pikniku dla wszystkich, którzy chcą świętować:
https://washington.org/visit-dc/ways-celebrate-independence-day-washington-dc
„Liberalny zamordyzm” – powaliło mnie to określenie, znakomite!
„Sąd zgodnie z prawem a przeciwko liberalnemu zamordyzmowi Rafała Dutkiewicza. I dobrze! Teraz czas na Warszawę!” – skomentował na Twitterze prezes Ruchu Narodowego Robert Winnicki.
Więcej: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24142950,wroclaw-sad-uchylil-decyzje-rafala-dutkiewicza-o-odwolaniu.html#s=BoxOpCzol5
Fakt, ze swietem zawladneli narodowcy ale latwiej jest urzadzic radosne swieto w czerwcu czy lipcu niz w listopadzie.
Alicjo, tez kibicowalam Szurkowskiemu.
To prawda Elapa,
trudno piknikować w listopadzie, ale można było to jakoś „państwowo” zorganizować. Teraz ta panika „rządowa” mnie zniesmacza bardzo, bo już nawet nie śmieszy. Okazja za poważna.
Jak to klasyk ujął, społeczeństwem jesteśmy żadnym…
„Poznański piekarz Jacek Polewski w sobotę chce rozdać sto bochenków chleba. Takiego, jaki jedli nasi przodkowie 100 lat temu. W sobotę na Jeżyce akcja „100 chlebów=100 lat Niepodległości”. W jej trakcie też zbiórka na jedzenie dla najbardziej potrzebujących” … i to jest akcja godna pochwały … (informacja z Twittera) ..
Jolinku,
już kiedyś była taka inicjatywa, bez okazji, wieloletnia i ciagła, w Legnicy – i tak się to skończyło.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,3603297.html
Mam nadzieję, że poznański piekarz załatwił sobie stosowne pozwolenia na takie ludzkie odruchy.
Bo ten legnicki piekarz, który chciał postępować według klasyka (znowu!), żeby kruszyna chleba nie poszła na zmarnowanie, w ogóle nie wiedział, że nie ma czegoś takiego, jak darmocha. Podatek przy tym musi być! Rozdawany liczony jak sprzedany! Nie śledziłam dalszych losów tego piekarza. Poszukam, może coś jest na sieci..
kto by nie chciał żyć długo? .. książka dla wybranych … 😉
http://kruchebabeczki.blogspot.com/2018/11/dieta-dugowiecznosci-krystyna-dajka.html
http://legnica.naszemiasto.pl/artykul/legnica-piekarz-waldemar-gronowski-winny-ale-sprawa,1236163,art,t,id,tm.html
U nas jest to samo, na pewno o tym kiedyś tu wspominałam. Jeśli w knajpie czy tego rodzaju przybytku coś zostanie, ma być WYRZUCONE do smieci, a nie rozdawane. U nas chodziło o pączki… przecież to się nie psuje natychmiast?! Ale prawo jest prawem i tak ma być – bo a nuż z widelcem ktoś się tym zatruje, i kto wtedy ma odpowiadać?
Absurdalne, ale prawo jest prawem i pan Zbyszek ścigałby, nawet gdyby groziłoby mu zasapanie się.
Alicjo znam sprawę i ten piekarz pewnie też .. może załatwił sobie jakieś papiery odpowiednie do tej sytuacji .. nie będę się martwić na zapas ..
szykują się nam 2 marsze w Warszawie .. i tym się martwię …
Ja nie chcę żyć długo – ja chcę żyć kolorowo i po swojemu! Brzydzą mnie wszystkie książki tego typu oraz te, które mają pomóc w samorealizacji,samo to, samo śmo…
Akurat w ramach zaklinania listopadowej rzeczywistości zaordynowałam sobie Nisiowe książki, kto czytał „Jestem nudziarą”, ten zapoznał się z postacią Natalii Hollander i jej „szkołą”.
https://www.youtube.com/watch?v=EK8oWDluu18
Ja się nie martwię, co będzie w Warszawie w niedzielę. Ja boleję nad głupotą ludzką, ot co. Nad głupotą włodarzy Warszawy (i nie tylko, Wrocław też durny), tak jakby trudno było przewidzieć, co będzie, ba! zorganizować coś dla mieszkańców Warszawy w tym bardzo znaczącym dniu, bo taka okazja zdarza się raz na sto lat… Walkowerem oddali ten dzień bandzie rozmaitych zadymiarzy, a teraz 5 przed dwunastą usiłują coś organizować? No wybaczcie…
W takich momentach „do kraju tego, gdzie kruszynę chleba…” nietęskno mi, Panie 🙁
o matko … po co ja tu podaje linki … no po co ..
Po to Jolinku, że są osoby zainteresowane Twoimi linkami. Zatem bądź uprzejma się nie zniechęcać 🙂
Jolinku,
przepraszam, że tak się odnioslam do przez Ciebie podanego sznureczka o tym, jak żyć długo…nie masz poczucia humoru czy co? 😯
Poza tym wszyscy lub prawie wszyscy od czasu do czasu coś wrzucają, obowiązku czytania nie ma, ale jak ktoś coś chce skomentować, to chyba nie jest zbrodnia?
Trochę luzu na te ciężkie czasy…
Alicjo daje na luz …
Sędziowie krakowskich sądów oddają krew na „100 lat Niepodległa” – „nasi pradziadowie przelewali krew dla RP my oddajemy krew dla obywateli RP” – podaje Radio ZET_NEWS ..
dobrej nocy …
To jest bardzo sensowny pomysł na uczczenie stulecia – oddawanie krwi. Jej zawsze w szpitalach za mało. Mój Tata był przez wiele, wiele lat honorowym dawcą krwi. Ja z tego skorzystałam przy urodzinach Maćka, całe litry we mnie wpompowali. Sama nie mogłam być dawczynią ze względu na przebytą za młodu żółtaczkę.
Dobrej nocy/wieczoru/dnia i co tam jeszcze kto ma do przerobienia.
dzień dobry … ☕
dziś też się spieszę .. też tylko na chwilę wpadłam … mgła za oknem ..
Dzień dobry,
Na poprawę nastroju kaszubskie lasy: https://www.eryniawtrasie.eu/29484
Dzień dobry 🙂
kawa
Danuśka,
Potwierdzam, les calanques (wybrzeże w okolicy Marsylii) były śliczne. Kapitan statku twierdził, że były jeszcze piękniejsze ze 20 lat wstecz (całe porośnięte lasami), ale niestety trafił się pożar.
A propos niepodległości, polskości i ostatnich rozważań patriotycznych:
czytam teraz Jacka Dehnela-„Młodszy księgowy. O książkach, czytaniu i pisaniu”.
Dzisiaj rannym świtem natrafiłam na taka opowieść:
„…nazwisko mam-jak mi co jakiś czas „prawdziwy Polak”wypomina-niepolskie, ale jak mi kiedyś powiedziała jedna z moich gdańskich ciotek:
Wiesz, u nas w kamienicy w czasie wojny było sześć rodzin. Pięć polskich: Dehnelowie, Rothertowie, Rudolfowie, Szwarce, Heurichowie. I jeden folksdojcz, Wiśniewski.”
Moim zdaniem, wyborne!
Oraz opowieść numer 2:
„Ktoś ze znajomych opowiadał, że oprowadzał po Malborku niemieckiego gościa.
-Nic nie rozumiem-powiedział tamten, ogladając zdjęcia zrujnowanego zamku-po co to odbudowywaliście, przecież to nie jest część waszej historii. To część historii niemieckiej.
-Taaak-usłyszał-my w ogóle dziwni jesteśmy, my nawet książek Heinego nie paliliśmy na stosach.
To ładnie brzmi, to brzmi celnie. Uderzyć w „Szwaba”nazizmem to cios za sto punktów. Ale łatwo zapominamy, że niemieckimi księgozbiorami po wojnie palono w piecach”.
Historia bywa przewrotna i na pewno nie jest biało-czarna, a rozważania Jacka Dehnela bardzo ciekawe, chociaż te powyższe akurat niezwiązane ze 100-leciem
odzyskania niepodległości.
Czy znajdzie się ktoś z pieniędzmi i pomysłem na zagospodarowawnie opuszczonej huty szkła…? https://podroze.onet.pl/ciekawe/opuszczona-huta-szkla-w-piensku/bdk5hmt
Danuśka,
Rożnie to z tym patriotyzmem bywa. Do tej pory Mama że zgrozą opowiada, jak to w czasie wojny sąsiad katolik zadenuncjował dziadka – protestanckiego pastora, że przechowywał zakazane polskie książki. Niewiele brakowało, a rodzina wylądowałaby w pobliskim Auschwitz. Mama mówi, że to było jej najwcześniejsze wspomnienie z dzieciństwa. Takie czasy…
Irku … 🙂
Danuśka dobra lektura ..
na Kaszuby się popołudniu wyprawię …
jest nowy wpis …
To ja rowniez tutaj wyznam, jako i w innych otchlaniach internetu wyznawalam, ze Jacka Dehnela jako pisarza kocham!
Mam wszystkie jego ksiazki z osobistymi dedykacjami i kiedy byl w Wiedniu na stypendium oraz mial odczyt, to zakupilam jego ksiazki dla wszystkich moich dobrych kolezanek i je pozarazalam.