Wojna damsko-męska
W tej dziedzinie wojna skończyła się, zanim się zaczęła na dobre. Choć można wyróżnić dwa przeciwstawne obozy, była też chęć udowodnienia wyższości jednej ze stron. Chodzi o odpowiedź na pytanie, czy mężczyźni, czy kobiety są lepszymi kucharzami.
Pewnie, wszystko zależy od zdolności i cech osobistych. Jednak historycznie rzecz ujmując, zawsze w kuchniach uwijały się kobiety ale… na konto mężczyzn. Pierwsze książki o gotowaniu napisali mężczyźni, najsławniejsze nazwiska w historii kuchni to także panowie. Domowe kuchnie (nie mówię o dawnych kuchniach magnackich, gdzie władali zagraniczni, sowicie opłacani mistrzowie) należały od niepamiętnych czasów do kobiet. I w dodatku owe zapracowane kobiety wydawały się dość zadowolone z przypisanej im roli.
Może to syndrom Tomka Sawyera, może panowie pozazdrościli paniom „frajdy” tworzenia w kuchni, bo od dłuższego czasu mężczyzna w domowej kuchni to nierzadki widok. Gotowanie jest coraz częściej dziedziną uprawianą przez obie płci.
W młodym pokoleniu jest to sprawa naturalna, że w kuchni dają sobie rade doskonale zarówno oni, jak one. W starszym pokoleniu kuchnia jeszcze w dużej mierze należy do kobiet. Wśród moich starszych znajomych zdarzają się panowie, którzy bez szwanku na ciele potrafią zrobić tylko kawę w skomplikowanym technicznie ekspresie, gorzej już z zagotowaniem wody, która niekiedy się przypala.
Kobiety (bo ładniejsze?) także szybko zawładnęły wszelkiego rodzaju widowiskami o tematyce kulinarnej. Już od z górą stu lat są znacznie częściej autorkami książek kulinarnych, współcześnie zaś blogów, artykułów w pismach.
Gotowanie to jedna z tych dziedzin, w której nie odbyły się walki o równouprawnienie. Wszystko przebiega bez specjalnych zakłóceń. Może sprzyja temu fakt, że kuchnie mamy nieco większe, czasem otwarte, kuchenno-jadalniowe przestrzenie, więc łatwo zmieścić co najmniej dwie kulinarne osobowości. W każdym razie witamy w kuchni.
Na zachętę dla początkujących, realizujących się w kuchni Czytelników dobra rada: szukajcie przepisów, które nie wymagają użycia zbyt wielu naczyń i sprzętów, bo bałagan w kuchni i zmywanie gaszą radość rodziny. Na przykład przygotowane w malakserze placki kartoflane, podane z łososiem lub śmietaną to danie tyleż znakomite, nawet nonszalancko-eleganckie, co proste i nie „brudzące” w kuchni
Komentarze
Wszystko się zgadza-mój Tata umial przyrządzić tylko herbatę oraz jajecznicę. Czajnik z wodą gotowaną na gazie przypalał się wielokrotnie. Obecny ukochany mojej Latorośli jest natomiast w stanie podjąć każde kulinarne wyzwanie, co cieszy mnie niezmiernie.
Ależ dzisiaj dzień! Dostałem od Danuśki maila na temat naszych dla Niej życzeń nagranych wczoraj na naszym mini zjeździe. Wspominamy go z przyjemnością. Nowy, jak zwykle, wystąpił z gargantuicznym bukietem dla Ewy. Wspomógł też piwniczkę świetnym czerwonym i… tu fajerwerki, butelką czystej wódki godnej carskiego podniebienia, Zapewne Kola Wtaroj byłby zachwycony a cóż dopiero ja, chudopachołek! Nazywa się zresztą „Carska”!
Tabita wystąpiła w krótkiej, dziewczęcej sukience, pokazując świetne nogi! Nowy kwitnie! Widocznie dobrze Mu tak! Dziękujemy, Kochani, i czekamy na jeszcze!
Danuśka ,/b> , zrobić dobrą jajecznicę jest sztuką 😉
Moja składa się z jajek perliczki i kurki zielononóżki / specjalnie chodzę po nie na targ wiejski / . Na smalcu gęsim przysmażam boczek i kiełbasę z wędzenia domowego. Potem to już każdy według uznania. Posypka z koperku lub trybulki. Pomijam takie ekstrawagancje jak dodatek kurek 🙂
Coś z tym pogrubieniem wyszło za dużo, ale jest za to czytelne dla Wszystkich 😉
Kiedyś gotujący w domu panowie, o których słyszałam, to byli prawie wyłącznie kucharze ze statków. Dawne to czasy, kiedy mieliśmy flotę handlową i rybacką.
Dobrze jeśli w domu wszyscy potrafią gotować, ale osobiście wolę gotowanie indywidualne, choć bardzo często przydałby się pomocnik do „przynieś, podaj”.
O ile dobrze pamiętam, Tata Asi dobrze gotuje, a nawet piecze torty. Przepis na wątrobiankę czeka na swoją kolej.
Nie będziemy licytować się z Kingston na pogodę, bo u mnie za oknem zawierucha, deszcz i + 6 st.C. Ale od czwartku poprawa pogody, a weekend ma być bardzo ładny.
A ja już trzeci tydzień odpoczywam od codziennego gotowania; najpierw był tydzień filmowy, potem wyjazdowy, a teraz wyciągam zapasy z zamrażarki, wczoraj pizza, dziś zupa gulaszowa. Jutro zrobię jakieś placki, a w czwartek zjemy coś na mieście.
Irek,
z tym pogrubieniem to nie jest źle -przypomniał mi się taki żart (Cichal na pewno zna!), że pogrubić to pies, ale jak już nie ma z czego odchudzić…i to nie chodziło o ciało, podkreślam.
Pytanie zasadnicze – co zrobić z kotem, który pozwala sobie myszom wyżerać z michy?
Wyobraźcie sobie…Prosiaczek śpi w odległym kącie na dowolnie wybranym boku, a ja nadsłuchuję, gdzie myszy tańcują. Nie umiem nastawiać łapki, Jerzora nie ma (pozdrowienia z Jedliny Zdroju właśnie…), a myszy w ten czas i zwłaszcza w taką pogodę ładują się tabunami do piwnicy. A do restauracji na górę oczywiście.
A propos kucharzy, o których wspomniała Krystyna…tych statkowych, na pewno uprzedziłaby mój wpis Nisia – Pan Leszek z Daru Młodzieży!
Tylko na jednym rejsie Go poznałam, zginął w wypadku motocyklowym i już potem był inny kucharz na statku.
Pan Leszek był wspaniały, nie zapomnę, jak mnie „zaprowiantował” na moim wyjściu w Glasgow. Otóż jedzenia na tydzień, a ja tam miałam tylko 2 dni i w samolot.
Kanapeczki, owoce, wszystko i dwa razy więcej.
Tak, mój tata dobrze gotuje i piecze, jego tata też umiał przyrządzić sobie ciepły posiłek. To były raczej proste dania, ale pożywne i ciepłe. Teraz tata jest szczęśliwy gdy wnuczki nazywają jego potrawy „niebiańskimi” 🙂 . Nie wiem czy dziadek, tata mamy, umiał gotować. W kuchni rządziła babcia. Brat mojej mamy, jego syn czy mój szwagier radzą sobie z gotowaniem całkiem dobrze.
Danusiu – dziękuję za korsykańskie słońce.
Miło się czyta wspomnienia z podróży. Elapa – opowieść o Marudzie – świetna 🙂
Ewo – jak smakuje ten likier pistacjowy? Jest bardzo słodki?
Trzeba też zapamiętać, że najlepsze lody z mango są w Grazu. 🙂
Odwiedziła nas kuzynka mieszkająca w stolicy, której mąż ma rodzinę na kielecczyźnie. Opowiadała, że M. zebrał ostatnio ponad 300 zdrowych, pięknych borowików (u nas się mówi prawdziwków). My możemy pozazdrościć, w lesie sucho i nadal obowiązuje zakaz wchodzenia. W zeszłym roku, ze zbiorami, przyjeżdżał pan spod Piły. W tym roku też chyba nie ma tam grzybów, bo jeszcze się nie pojawił.
Mój Tata nie gotował, bo zawsze w terenie…ale jak raz nie było Mamy, to się wziął i na pyzy zawziął. Tymi pyzami (według przepisu z książki kucharskiej, którą moje pokolenie zna) można było się zabijać, twarde jak kamienie!
Bardzo dobrze gotuje Maciek (samouk, moje dziecko!), nieźle, tylko niestety, bardzo jednośladowo (ryż i co dalej?) Jerzor.
O Cichalu nie wspominam, bo przecież już zapodawałam niejednokrotnie, że choćby zupę z gwoździa, a i jajecznica „a la Cichalese” podczas naszego pierwszego wspólnego rejsu…
Moja teoria jest taka – mężczyźni lubią dobrze zjeść i wiedzą, jak sobie dogodzić. Kobiety są znakomitymi kucharkami, ale poza tym muszą (przynajmniej kiedyś musiały) zająć się wszystkim dookoła. Dom, dzieci, kury, kaczki i tak dalej. Moja Mama znakomicie gotowała, ale doskonale pamiętam jej żonglerkę czasową, z perspektywy patrząc. Ona zwyczajnie nie miała czasu na to, żeby stać przy kuchni i pilnować garów oraz kontemplować całego tego procesu. Nigdy nie udało mi się powtórzyć Jej sosu do zwykłej pieczeni wieprzowej, chociaż stałam obok, przypatrywałam się i notowałam.
Z Kuryera Lwowskiego 1908 r. pisownia oryginalna
„Premjowanie sług.
Wczoraj odbyło się w sali obrad galic. kasy oszcz. 41 z rzędu premjowanie sług z fundacji kasy oszczędności im. Felicjana Korab Laskowskiego. Z fundacji tej co roku w dniu 30 grudnia słudzy otrzymują nagrody pieniężne jeżeli wykażą się, że służyli u jednego służbodawcy lub jego rodziny co najmniej 15 lat bez przerwy, a przez trzy ostatnie lata we Lwowie. W tym roku wpłynęło 45 podań, uwzględniono zaś 26.
Po 50 kor. otrzymali: Paweł Pachołków, służący p. Seweryna Bańkowskiego, służy 46 lat i Jan Bednarczuk – lokaj, służy 42 lat u Agenora hr. Gołuchowskiego.
Po 40 koron otrzymały: Agnieszka Peszyk, kucharka – służy 35 lat 10 miesięcy u p. Juliana Wierzbięty, em. inż. magistratu. Maria Pichowicz, pokojowa, słuzy 33 lat i 2 miesiące u p. Julji z hr. Moszczańskich Stoińskiej. Anna Worda, kucharka, słuzy 28 lat i 1 m. u p. Dyonizego Totha, naczelnika tow. ubezp. Wasyl Bubes, dozorca domu, służy 27 lat 9 m. u p. Sussmanowej i Piotr Lwowski, lokaj, służy 27 lat i 2 m. u ks. arcyb. Bliczewskiego.
Po 30 koron otrzymały: Anna Keczmarz, kucharka p. Karoliny Szarkiewiczowej – służy 25 lat, Elżbieta Lang, kucharka Julji Wegeman, służy 24 lat 9 m. Antonina Liptak, służąca p. St. Osiecimskiego, inż. cyw. służy 24 lat 2 m. Marjanna Tares, służąca 24 lat u p. Wiktorji Zamorskiej, Anna Ciesielska, służąca 24 lat u p. Kazimiery Mecharzyńskiej, Katarzyna Jabłońska, służąca u p. Antoniny Czaykowskiej 23 lat, Tacjana Janicka, kucharka, służy 23 lat u p. Heleny z Czuczewów Bilińskiej, Eudoksja Kramań, kucharka ks. Andrzeja Prawdzikowskiego, Wawrzyniec Dupczyk, portjer Marji z hr. Borkowskich Baworowskiej – służy 22 lat, Onufry Mandziak, lokaj ks. Ludwika Ollendra – służy 21 lat 5 m. Michał Zawerucha, służący dr. Maurycego Jekelesa – słuźy 21 lat i 4 m., Ewa Bura, kucharka służy 20 lat 4 m. u p. Roberta Rischki, Marja Zołubak, kucharka p. Aldony Kwaśnickiej, służy 20 lat, Julja Skomre, kucharka, służy 19 lat 6 m. u p. Bronisława Sokalskiego, Anastazja Wasyluk, służąca p. Stanisława Tomanka – 17 lat 7 m. Ludwika Kuczyńska, kucharka służy 17 lat 2 m. u p. Józefy Terleckiej, Katarzyna Hunc, kucharka u dr. Witolda Rubczyńskiego – 17 lat, Zofja Misterka, służąca p. Józefy Michniewskiej – służy 16 lat, 11 m. i Jan Górny, dozorca domu, służy bez przerwy 16 lat i 10 m. u dr. Jakóba Diamanta.”
Kucharki – wyłącznie kobiety 🙂
Krystyno,
nie chcę tu przeprowadzać śledztwa, ale dlaczego Ty masz to „codzienne gotowanie”?
Ja robiłam to z poślizgu, przyjąwszy po Mamie, że tak należy, ale jak dziecko poszło z domu (już 20 lat temu), to przestałam się poczuwać, a przecież też nikt ode mnie tego nie wymagał, żebym się poczuwała. Przecież pracowałam, szyłam, robiłam na drutach (zawsze!), bywało, że sprzątałam nie tylko w domu „za darmo”, ale i za najmarniejsze pieniądze, jakie sobie można wyobrazić, bo akurat pieniądze były wtedy potrzebne. Nie wyobrażam sobie codziennego gotowania 😉
Jak zupa, to cały gar do zamrożenia w porcjach, to samo gulasze, a bigosy zwłaszcza, i tym podobne potrawy. Nie przepadam za gotowaniem, a jedzeniem może jeszcze mniej, dlatego pomysł zamrażania uważam za doskonały. Kiedyś z Pyrą rozmawiałyśmy na ten temat – no tak, ale ja mam zamrażarkę na pół krowy, zauważyła Pyra… I miała rację.
Asia jak zwykle 😉
Świetne.
http://next.gazeta.pl/next/7,151003,23995579,kler-ofiara-wlasnego-sukcesu-bedzie-musial-oddac-dotacje.html#s=BoxOpMT
http://www.lexlege.pl/ustawa-o-kinematografii/art-23/
dzień dobry … ☕
Irku ta jajecznica to rozpusta …
mój mąż bardzo dobrze gotował … lubił jeść i lubił gotować .. wiele razy to było bardzo przydatne ale czasami mnie wkurzał bo nigdy nie umiał ugotować mało … córka i Amelka uwielbiały jego zupę zacierkową .. ja tej zupy nie lubię to dla mnie była ogórkowa .. a nadmiar zacierkowej był na wynos ..
wieje ..
a jak już zwykłe placki opanuje nowicjusz to może się popisać takimi …
http://flymetothespoon.com/pl/boxty-irlandzkie-placki-ziemniaczane/
Dzień dobry 🙂
męska kawa
Bernard tylko kroi czosnek i cebule w kuchni. Moj ziec gotuje, bo corka nie wykazuje zadnego zainteresowania gotowaniem. Tlumaczy, ze pozno wraca z pracy i nie ma czasu na gotowanie. Jej ulubione danie to cakes. Ostatnim razem powiedzialm, ze moze poda cos innego, bo jej cakes juz nam sie przejadl. U nich role sa odwrocone, ona wierci dziury w murze aby powiesic obraz, wymienia zarowki lub sklada meble.
kminek na ratunek …
http://angelasdelicacies.blogspot.com/2018/10/herbatka-z-kminku-oczyszczajaca-jelita.html
mój zięć też gotuje i robi pieczyste .. mieli wspólny język z teściem .. córka długo się broniła przed kuchnią ale urodziny Amelki trochę to zmieniły .. teraz robi pyszne sałatki i piecze ciasta i ciasteczka .. oboje dużo pracują i gotowanie traktują jak imprezę rodzinną .. Amelka lubi to … 🙂
Zapraszam do Francavilla Fontana:
https://www.eryniawtrasie.eu/28512
W moim rodzinnym domu królowała mama a tata pomagał tylko w mieleniu maku, wiec niezbyt czesto… Mój maz, podobnie jak tata, nieobecny w kuchni, i bez mielenia maku…
Natomiast nasz syn bardzo lubi gotować i robi to sprawnie i smacznie, ku zadowoleniu jego sympatii. Pomaga tez w sprzątaniu, zakupach i uważa to za naturalne. Dziela sie obowiązkami, bardzo mi sie to podoba.
Zrobiło sie zimno, jeszcze nie włączyliśmy ogrzewania. Poczułam ciepło oglądając wasze wakacyjne zdjecia. Na Korsyce byłam tylko raz, ponad dwadzieścia lat temu, bardzo miło wspominam ten pobyt.
Ewo-we Włoszech rzeczywiście, co miasteczko to pałace, zamki i kościoły.
Korsyka pod tym względem jest inna. To nie jest miejsce dla tych, którzy szukają olśniewających zabytków. To miejsce jedynie dla turystów, którzy szukają wspaniałych krajobrazów, albo kochają przyjemności plażowania.
Alino-ta wyspa chyba w ogóle się nie zmieniła od dwudziestu lat. Mam nadzieję, że nadal się nie zmieni i że Francuzi nadal prowadzić będą na Krosycę swoją konsekwentną i szeroko zakrojoną politykę ochrony przyrody.
Irku-szapo basy dla Twojej jajecznicy 🙂
Wczoraj cały wieczór poświęciliśmy pigwom-ich upojne krojenie i czyszczenie zapamiętuje się na cały rok 😉 aż do następnych zbiorów, czy też zakupów.
Alicjo,
wyraziłam się nieprecyzyjnie w sprawie tego ” codziennego gotowania”. Oczywiście nie gotuję codziennie, co przy gospodarstwie dwuosobowym samo się narzuca. Gotowanie jest przyjemne, ale umiar jest tu bardzo wskazany.
Danuśka,
co robiliście z pigwy ? Nazbierałam niecały kilogram i chyba zrobię trochę dżemu. Niektórzy robią pigwę do herbaty, czyli pokrojoną dość drobno zasypują niewielką ilością cukru; przechowywać należy ja w lodówce.
I łotochodziiłotochodzi! Jolinku! Placki tylko tarte na grubo! Jak przeczytałem Basine sugestie, żeby użyć malaksera, to tak jak bym wybrał mrożonkową bułę z marketu a nie Gracham własnego wypieku! Basiu wybacz, kunserwatysta jezdem…:)
Krystyno-oczywiście nalewkę 🙂 To jedna z moich ulubionych.
Cichal-a dzisiaj też jakiś chleb wypiekasz?
No właśnie, czy ja dziękowałam Rzepowi za przepis na drożdżówki ze śliwkami?
Oj, chyba nie… Zatem dziękuję, zanotowany.
Danusiu! Dzisiaj mam wolne. Wypiekłem przedwczoraj razowy – tymiankowy. Teraz właśnie go pożeram na lancz. Pomaziany jest kurczaczym pasztetem, oczywiście hand made z płatkiem cebuli i ćwiartką ząbka czosnku. Zapach nieziemski chociaż do szabasu daleko 🙂
Potem czas zarabiania na ubezpieczeniu, bo zostałem stuknięty (proszę bez aluzji, chodzi o samochód) i teraz plik dokumentów do wypełnienia. Jak ja to lubię… 🙂
W obronie wyręczających się w kuchni maszynami: malakserem można utrzec ziemniaki (i nie tylko) na drobno, średnio, ale też na grubo – jak lubi Cichal. Można też w plasterki cieniutkie i grubsze, a nawet na kształt frytek. Do wyboru, więc i konserwatysta będzie zadowolony 🙂
No, to dałem ciała! Myślałem, że malakser to takie ustrojstwo jak blender. Basiu! Się kajam!
Narobiliście mi ochoty na placki ziemniaczane (grubo + średnio starte ziemniaki), ale nie mam dla kogo robić, bo przecież sama dla siebie nie będę 😉
W ogóle dałam sobie urlop od gotowania, bo mi się nie chce. Może w niedzielę zrobię (Jerzor wraca w sobotę wieczorem). A pogoda jest w sam raz na placki.
Krystyno,
domyślałam się, że tak jest z tym „codziennym gotowaniem”, bo kto dzisiaj codziennie gotuje? 😉
Byczę się – czytam „Zaklinacza koni” – film był dość dobry, Scarlett Johansson zaczynała wtedy karierę…Ale wracając do książki, jest tak topor-nie przetłumaczona, że ma się wrażenie, jakby to komputerowy translator zrobił.
Cichal,
ćwiartka ząbka czosnku to ho-ho jak daleko do szabasowych zapachów 🙂
Ale jak ząbek jest zębiskiem, to ho-ho… 🙂
Zębisko, powiadasz? A to insza inszość…
A propos, kupowaliście kiedy ten czosnek na sterydach, gigantyczny?
Nie, nie chiński!
Otóż ten czosnek gigant wydaje mi się o wiele łagodniejszy w smaku, niż „zwyczajny”. Ja lubię każdy, tylko nie made in China.
A jednak przełamałam się i ugotowałam 2 kolby kukurydzy – to ta pora roku, z którą kojarzy mi się kukurydzasłodka, tutaj bardzo popularna. Lubię, chociaż samo jedzenie jest trochę denerwujące. Ale tradycja to tradycja. U nas ten weekend to Święto Dziękczynienia, czyli długi weekend. Zdaje się, że jesteśmy zaproszeni na niedzielę do Rogera, ale nie wiem, czy Jerzoru będzie się chciało tak zaraz po podróży. Zazwyczaj u Rogera spędzaliśmy to święto na tradycyjnym indyku.
dzień dobry … ☕
głaszczemy zwierzątka ..
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awiatowy_Dzie%C5%84_Zwierz%C4%85t
Dzień dobry,
Niespodziewany przystanek w drodze powrotnej: https://www.eryniawtrasie.eu/28517
Dzień dobry 🙂
kawa
Ewo-bardzo podobają mi się te przystanki obsadzone winoroślą 🙂
Jeśli dobrze pamiętam Poysdorf oraz hotel Veltlin był dla Basi i Piotra tradycyjną i wręcz obowiązkową przerwą w podróży w drodze z Włoch do Polski.
Jolinku-dni głaskania zwierząt mieliśmy prawie codziennie na korsykańskim kempingu.
Liczne tamtejsze koty podzieliły cały teren na swoje rewiry i regularnie odwiedzały wszystkie zamieszkałe domki, przede wszystkim w porze kolacji. U nas kocie towarzystwo pojawiło się najrychlej w dniu, kiedy Alain podsmażał na maśle owoce morza. Dodatek czosnku w niczym im nie przeszkadzał 😉 Nasza nieobecność i posiłki jadane gdzieś na trasie były zapewne smutnym, kocim rozczarowaniem.
Irek !
Poglaszcze kota sasiadki, ktory od czasu do czasu podrzuca nam myszy. Znalazlam tez dwa niezywe ptaszki i to tez jest chyba jego robota. A taki ladny i mily w dotyku !
Irek … 🙂
elapa to wyraz miłości do Was … przynosi Wam łupy …
Danuśka w miejscowości, w której mieszkaliśmy kotów było jak mrówków … wszystkie rude .. a małe podbijały serca wszystkich .. była z nami para kociarzy z Poznania (mają 5 w domu, który kupili specjalnie z myślą o nich) i dokarmiała je systematycznie chociaż sobie dobrze radziły same i były zadbane … bardzo sympatyczni ludzie … 🙂
trochę lepiej na dworze bo tak nie wieje …
melduję, że banany na haku się nie psują …
miejscowość to ten kurort w Serbii …
naleśniki … na obiad? … a może kolację? …
http://daktylewczekoladzie.blogspot.com/2018/10/nalesniki-z-cukinia-nadziewane-ososiem.html
Danuśko,
Biję się w biust i szczerze przyznaję, że kompletnie mi te wpisy Gospodarza o Poysdorfie wyleciały z głowy. Ale potwierdzam, miasteczko i okolice malownicze i tchnące spokojem, kuchnia kapitalna, choć idąca w biodra. Wina… Czegóż chcieć więcej?
Ewo-jakoś tak się dziwnie składa, że kapitalne kuchnie najczęściej idą w biodra 😉
Jolinku-naleśniki na pewno do wybróbowania!
Byłam na „Klerze”. To jeden z tych filmów, które zostaną na długo w pamięci. Bardzo podobał mi się Arkadiusz Jakubik w roli księdza Kukuły.
U nas jest babie lato. Rano poszlam na targ i po zakupach mialam trudnosci aby usiasc gdzies na tarasie. Wszystkie miejsca byly zajete. Kupilam wedzona makrele, fasolke ( ta bretonska ), buraczki juz ugotowane i na koniec u Wietnamczyka danie z osmiornicy.
Kot chyba uslyszal, ze to dzien glaskania i zostawil mi w podziece mysze na trawniku.
To proszę mnie pogłaskać z tej okazji (Dnia Zwierzątek).
W wojnę damsko-męską w kuchni i okolicach, nie bardzo wierzę.
Panowie w kuchni radzą sobie całkiem nieźle, a nawet więcej niż więcej. To uwarunkowania, przyzwyczajenia i wychowanie oraz inne socjologiczno-ludzkie powiązania tworzą kulinarne „kaleki”. Zarówno damskie jak i męskie. Konieczność, chęć itp leczą skutecznie z tej przypadłości. Czego dobitnym przykładem jestem sama. Bunia gotowała, gotowała Mama, Tato przyrządzał wyszukane dania. Ja byłam „karmiona”. Przy takich układach, w wieku lat 16-stu, potrafiłam przygotować mini kanapki. I tylko tyle.
Drobna dygresja – moim skromnym zdaniem mężczyźni są bardziej odważni w kuchni. Unowocześniają stare przepisy, bez obawy stosują własne pomysły, nieznane przyprawy i potrawy.
Kobiet są bardziej tradycyjne.
Za to mężczyzna w kuchni = puste szafki z naczyniami za to sterta misek, miseczek, talerzy, noży itd w zlewie i naokoło niego.
Zgaduj-zgadula: kto to zmywa i doprowadza do porządku?
Opps…
Panowie w kuchni radzą sobie całkiem nieźle, a nawet więcej niż nieźle
Echidno-bardzo chętnie, ale powierzchnia do głaskania u Ciebie dosyć ograniczona 😉
http://www.bushpea.com/ma/ph/vik/bp/short-beaked%20echidna%2006.jpg
Alicjo-pamiętasz naszą czerwcową wizytę w tym miejscu https://www.nabalkany.pl/ ?
Dzisiaj odwiedziłyśmy tę restaurację po raz drugi i to była dobra decyzja. Tym razem wszystkie zamówione dania bardzo nam smakowały, a desery palce lizać 🙂
Malgosiu-bardzo żałujemy, że nie mogłaś do nas dołączyć 🙁 Podobno do trzech razy sztuka!
Dziewczyny-dzięki za miły wieczór!
Danuśka melduję, że winogrona przetrwały podróż w dobrym stanie … może nalewkę zrobię .. dziękuję za dary … 🙂 … koleżanki dzięki za pogaduszki … 🙂 Małgosiu zdrówka …
Ja również dziękuję za miły wieczór, te blogowe spotkania są zawsze przyjemne, ożywcze, no i pyszne. Też żałuję, że tym razem bez Małgosi, której zdrowia życzę 🙂
Pogoda też dopisała, może jeszcze słoneczna i kolorowa jesień przed nami, oby jak najdłużej.
Echidna, cytuję: Za to mężczyzna w kuchni = puste szafki z naczyniami za to sterta misek, miseczek, talerzy, noży itd w zlewie i naokoło niego.
O nie kochana, nie u mnie! Zmywam i chowam sukcesywnie po użyciu. Jak podaję, to zlewozmywak PUSTY! Takie mam hobby!
Właśnie została podana zupa rybna. Ewa powiedziała, że tak dobrej, to w życiu nie jadła! Chyba ma jakiś interes do mnie…
Po prawdzie, to Ona wykonała gros roboty, bo umyła i posiekała wszystko do gara. Ja tylko dałem ryby i przyprawiłem, no, ale „Finis opus coronat”. Nie powiem, żeby Jej pochwała mnie nie połechtała… 🙂
Cichal,
ale ja się zgadzam z naszym Zwierzątkiem, to jest norma, co potwierdzają wyjątki jak Ty. Jerzor te ż potrafi gotować, ale ja cholery dostawałam (i dostaję), kiedy musiałam po Panu Szefie Kuchni sprzątać! Już jest lepiej, bo ten jeden gar ryżowy zazwyczaj, ale sto lat temu jak wykazał się inicjatywą w kuchni, a było to coś z sosem pomidorowym domowym, to ja musiałam – nie żartuję! – ten sos ze ścian i sufitu (!!!) zmywać 😯
A mieszkaliśmy wtedy w wynajętym mieszkaniu i za takie szkody zapłać, albo usuń sam ze ścian.
Teraz mi to lata 😉
Danuśka – to tylko tak groźnie wygląda. W rzeczywistości delikatne te kolce i miękkie jak futerko. Wolno głaskać bez obawy o pokaleczenie. Z „kolcem” i pod „kolec”.
Cichalu – „gieneralnie”, Waszmość Panie, „gieneralnie”. Chlubne wyjątki wszędzie się zdarzają.
Małgosi zdrowia życzę, bo rozumiem, że zachorzała.
A wypadki-wpadki w kuchni każdego mogą dopaść. Zapomniałam włożyć korka do przykrywki w mikserze i przecier pomidorowy z dodatkami wylądował na mnie, na podłodze, na blacie, na szafkach i o sufit zahaczył.
Cichalu, zapomniałam zapytać: jak oceniasz wolnowar (slow cooker)? Myśmy zdowoleni z nabytku. Próbowałeś wieprzowiny przygotowanej jak na załączonym linku?
https://www.youtube.com/watch?v=CfCyK02DjNc
znakomita nawet na zimno do sałatek lub kanapek.
„Gieneralnie” tak! Tylko szkopuł. Trzeba by zacząć o 8:00 rano, żeby mieć o 4:00 po poł. na nasz obiad (dinner) Rano zawsze inne różne zajęcia skutecznie w tym przeszkadzają. Często wręcz w ostatniej chwili decydujemy co jemy. Oczywiście można zaplanować i czasem tak robimy. A taką wieprzowinę wykonamy.
Ach te alergie! Nawet zwierzątka dopadają, co przytrafiło się Matyldzie, echidnie z Healesville Sanctuary*
https://www.youtube.com/watch?v=7ACW0Oh9Fkk
w wieku dwóch lat dostała alergii na mrówki, podstawy jej diety. Objawiła się ona między innymi obrzękiem i zaczerwienieniem oczu. Po interwencji (szybkiej) służb weterynaryjnych, zwierzydełko doszło do zdrowia lecz alergia pozostała. Teraz dostaje specjalnie spreparowane papu. Chyba smakowite, skoro jej partner równie chętnie wyjada przygotowaną papkę..
* rezerwat rodzimej australijskiej fauny w otoczeniu macierzystej flory. Nowoczesny i doskonale wyposażony obiekt weterynaryjny wspomaga zespół weterynarzy czuwających nad zdrowiem podopiecznych.
https://www.zoo.org.au/healesville/highlights
To prawda, prawdziwy szkopuł to czas gotowania. Niby można nastawić i wyjść z domu lecz na taki zabieg nie odważamy się z uwagi na zwyczajne bezpieczeństwo. Co innego gdy się siedzi w domu. Zima u Was nadchodzi. W mroźny czas, gdy pogoda nie sprzyja spacerom można nastawić jedzonko doskonałe na rozgrzanie atmosfery za oknem.
Ooo… zapomniałam dodać (dla Danuśki) jak niegroźne są spotkania pierwszego stopnia z echidną (patrz filmik).
Danuśka,
pamiętam Na Bałkany, raczej już nie powtórzę, bo daleko i po co?
Echidno,
o jakim Ty mrozie i gdzie?
U nas dzisiaj 23c i te inne letnie. Indiańskie lato, byleby nie padało!
Zimowym mrozie Alicjo, zimowym. Takie to już prawa natury, że po jesieni, u Was zwanej indiańskim latem, Pani Zima nadchodzi i co nieco ochłodzi. A szczodra ręka tej Pani potrafi nieźle mrozem i zimową zawieruchą sypnąć.
Jednym słowem – wybiegłam w nie tak odległą przyszłość na Waszym kontynencie.
Echidna,
to nie tak, u nas z indiańskim latem jest różnie, zależy gdzie 😉
O moim rejonie mówię, bo jak wiesz, kraj jest olbrzymi.
U nas jesień to jest jesień, a nie zima, przecież ja o tym piszę co roku 🙄
Pamiętaj, że mieszkam w tym samym miejscu…niech policzę…od 1982 roku i wiem, o czym mówię 😉
Nie, jesień to jest jesień (AUTUMN), a nie indiańskie lato. Indiańskie lato według autochtonów to jest czas po tym, kiedy nagle przymrozek przyszedł, a potem zawsze były znowu jakieś ciepłe a nawet gorące dni.
A dopiero potem zima, zazwyczaj niespieszna. Ja też nieprecyzyjnie podałam tę indiańskiego lata definicję, ale to jest według tutejszych. Najpierw mróz niewielki, potem piękna pogoda (to lato!) i ciepło, a potem…ehum…brzydko. Bo jeszcze nie prawdziwa zima.
Tu mi się nasuwa wspomnienie z 08.10.1982, lotnisko w Montrealu, lądujemy, +17c, kolory przepiękne, ciepło i przyjemnie.
I kolory kilka dni temu tu właśnie rozgorzały czerwienią i tymi tam pomarańczami oraz żółciami we wszystkich odcieniach.
Tyle o tym.
Ops…
to może nie jedź echidna tak równo po Kanadzie, bo u mojej koleżanki w Edmonton już śniegi wielkie spadły. Jak zaznaczyłam, to jest bardzo różnie tam i tu. U nas w Kingston śnieg na święta grudniowe morze się nie pojawić. I rzadko się pojawia.
Okey, dokey – siem ino odwołałam do Twojego ostatniego zdania. Jesień, Indiańskie Lato – i tak po nich nadejdzie zima.
mrozu czas
śniegu czas
pora na gorący frykas
tak Natura urządziła
po jesieni zawsze zima
a po zimie – wiosna, lato
nie pomoże Mama, Tato;
w Ameryce i Kanadzie zima śnieg rozległy kładzie
a w Australii dla odmiany Słońce upał ma na składzie
na upały – zimne płyny, rosół z „ognia” to jak kara
srogą zimą dla Cichala danie prosto z szybkowara
Oj…listopad tutaj jest dla mnie nieznośny. Idzie w kości i reumatyzmy. Ale damy radę, bo jakoś trzeba 😉
https://www.youtube.com/watch?v=ejorQVy3m8E
Echidna:
O czym my piszemy? O co się tu…
Prosta sprawa, sprawdzić na świecie (accuweather.com) tu i tam, pogodę 😉
Mnie się wydaje że znam się na pogodzie mojej wsi od mniej więcej 36 lat. I niech nikt mi tu z Aussielandu nie mówi, że nie znam się 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=cWGE9Gi0bB0
Idę spać i spadam. Jak ktoś ode mnie wie lepiej jak jest w Kanadzie, to ja wysłucham i pytam – byłaś/byłeś.
Nie?
No właśnie. Ameryka też – w Ameryce śnieg się kładzie,
szczególnie w jej południowych stanach, a zwłaszcza na Florydzie i w Kalifornii 🙂
Zwierzątko,
wybacz, pogłaskałam Cię dzisiaj z włosem, a raczej z igłami, tak należy 🙂
Ale co miałam powiedzieć to powiedziałam, bo to jest to co myślę.
Dobranoc.
Oj „widać” żeś śpiąca – dobranoc
dzień dobry … ☕
na jesień dobre będą …
https://uwielbiam.pl/przepis/owoce-w-czekoladzie
ja mam figi suszone ..
Wcale nie śpię,
jak to widzisz z aussielandu? 😉
„Ameryka” to zależy gdzie (dlatego mnie trochę to Twoje podsumowanie „Ameryka”i i Kanada…), w Kanadzie też zależy, gdzie się śnieg kładzie i kiedy. U mnie na odwyrtkę, jak kalendarzowa u Ciebie wiosna, tak u mnie kalendarzowa jesień.
Na całym świecie pory roku jakoś tak mniej więcej dają znać o sobie. Nie na Kirimatiti.
ALe ale,
przecież byłam w, nazwijmy to PUNKT ZERO, Kirimatiti, gdzie się podobno przestawiają te wszystkie czasy, Nowy Rok się zaczyna i tak dalej (Poland tam jest!).
Archipelag Kiribati to jest rozległa przestrzeń, można wygooglać. Śpiąca jestem bardzo, tylko jak Ty to widzisz, Zwierzątko, stamtąd, gdzie jesteś? 😉
p.s.
Przestawiło mi się spanie na odwyrtkę i chyba słusznie.
licencia poetica – i chwatit
Gdyby ktoś już teraz tęsknił za latem to chyba najlepiej wybrać się w podróż do jakiegoś kraju położonego pomiędzy zwrotnikami Raka i Kozorożca. Przy okazji należałoby unikać tsunami, trzesień ziemi, huraganów, pory deszczowej oraz miejsc niebezpiecznych dla turystów. Oj, podróżowanie, to nie jest łatwa sprawa!
Dzisiaj przewidziana jedynie podróż po zakupy oraz do własnej kuchni 🙂 Powinno obejść się bez żadnych zagrożeń.
Echidno-filmiki obejrzałam i z przyjemnością pozdrawiam australijskie zwierzęta i Zwierzątka 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂 Jolinku, podoba mi się przepis na owoce w czekoladzie, za dużo zjeść nie można, ale ze dwa przy kawie… Na razie piekę kurczaka, w planie kruche ciasto ze śliwkami. Wieczorem Bregovic z Kayah na Torwarze, czyli bałkańskich „smaczków” ciąg dalszy 🙂
…ciasto będzie wg takiego przepisu: https://www.mellernadokladke.pl/w-kuchni-mamy-i-corki/tarta-ze-%C5%9Bliwkami
Salso, pieke podobna tarte tylko na innym ciescie i aby spod nie byl przesiakniety sokiem klade na ciasto cienko pokrojony piernik i dopiero sliwki. Ciast pod spodem jest suche i dodatkowo mam piekny zapach.
jutro (sobota 6.10) w Krakowie na pięknym Rynku o godzinie 12.00 czyli w samo południe … można pospacerować z Panem Premierem Donaldem Tuskiem …
Barbaro jedna figa w czekoladzie nie zaszkodzi a humor poprawi …. wieczoru trochę zazdroszczę …
elapa fajny pomysł z tym piernikiem …
Elapa, to są właśnie moje wątpliwości, jak tu zrobić żeby ciasto śliwkami nie nasiąkło. Zwykle posypuję płatkami owsianymi, czy migdałowymi itp. Piernika nie mam, ale parę ciasteczek amaretti się ostało, to może one dadzą radę. W międzyczasie zrobiłam jeszcze leczo z dużą ilością cukinii, okropnie coś pracowita dziś jestem. Taka figa w czekoladzie jako nagroda by się przydała, ale już chyba nie dam rady 🙂 Żeby jeszcze, Jolinku, człowiek umiał pohamować apetyt po jednej…
Elapowy pomysł z piernikiem też bardzo mi się podoba, a Salsie koncertu zazdroszczę nie tylko trochę, ale nawet bardzo.
Wczoraj podczas naszego mini zjazdu w bałkańskich klimatach rozmawiałyśmy również o tym, jak bardzo Warszawa i zwyczaje mieszkańców zmieniły się od czasów naszej młodości. Restauracji mamy w stolicy multum, można dowolnie wybierać i przebierać. W miejscach modnych i popularnych wręcz trudno stolik, młodzi chętnie jedzą na mieście zamiast w domu. Od razu sprostuję-młodzi są różni i mają różne portfele. Są tacy, którzy wolą w domu, tym bardziej, że mają do dyspozycji słoiki przywiezione od rodziców z podwarszawskich bliższych i dalszych okolic.
O tak zwanych „słoikach” niedawno czytałam artykuł bodaj czy nie w Polityce… – przecież to „wiocha”, która pcha się do stolicy!
Gdyby nie ta wiocha i „słoiki”, to nie byłoby Stolicy (moi Rodzice ją odgruzowywali na początku lat 50-tych) i wielu innych miast.
Poza tym spotkałam się z wyrażeniem, też w jakimś artykule Polityki, że gdyby nie coś tam, to inteligencji w Polsce by już nie było.
Chwila – czy inteligencja to nie to, co człowiek ma w mózgu, skądkolwiek by nie pochodził, tylko jakaś specjalna „klasa”, w której się rodzi i do której przynależy, bo się urodził na Żoliborzu, a nie gdzieś tam „na wsi”?
Spojrzyjcie kochani w ten sposób trochę.
Echidna,
pogłaskałam Cię z włosem wczoraj, wyszło jak zwykle 🙁
…szlachectwem też bym się nie chwaliła, bo kto inny jak nie panowie szlachta kupczyli Polską wieki temu. I też nic nie znaczy, kto się urodził „szlachtą”, bo często bywał szlachetką dosyć podłym, czego dowodzi literatura z tamtych lat.
No ale kto takie ramoty by teraz czytał 🙄
Salsa,
gdzieś wyczytałam taki patent, że zanim ciasto potraktujesz jakimiś owocami, dobrze jest je lekutko odsączyć na ręczniku papierowym i potem bardzo delikatnie, ale to bardzo, oprószyć mąką.
Sprawdzony przeze mnie patent – do oprószania użyć bardzo gęstego sitka. Śliwki to nic, ale rabarbar i porzeczki – no, te dopiero dają soku!
Latem i jesienią piekę/ choć dość rzadko/ biszkopt z owocami. Nie ma problemu z sokiem z owoców, bo układam je przeciętą stroną do góry. Biszkopt jest najszybszy do wykonania, ale też bardzo smaczny.
Przed południem pojechaliśmy do lasu z małą nadzieją na jakieś grzyby. Rzeczywistość była jeszcze gorsza, bo znalazłam tylko kilka podgrzybków. Myślę, że powodem były ostatnie zimne noce i mało opadów.
Dzisiejszy wieczór będzie teatralny – ” Krakowiacy i górale” w Teatrze Muzycznym; a jutro w Teatrze Miejskim ” Hotel Westminster”. Takie teatralne zakończenie tygodnia.
Nie tylko młodzi bywają w restauracjach, choć oni właściwie już od rana, bo wielu je śniadania na mieście. Z kolei osoby starsze/ nawet bardzo/ wybierają kawiarnie i cukiernie. Nawet w zupełnie małych miastach gastronomia ma się dobrze. Mnie to bardzo cieszy.
Alicji. Nie generalizuj i nie daj się uwieść PISowskiej retoryce o roli szlachty. Ileż przykładów jest o pozytywnej jej roli.
Echidna! Propozycja wieprzowiny w wolnogarze przypomniała nam o kiedyś robionej w identyczny sposób – jagnięcinie. Rozpływająca się ona była! A smak godny podniebienia chorego rabina (cracoviensis) 🙂
Dzięki za podpowiedzi, jednak już mi brak energii na ciasto, przerobię je na mały dżemik, sam się robi, dosmaczam cynamonem i goździkiem, cukru nie wymagają, zamykam w słoiczku i koniec pracy!
Cichal,
a co ty mi tu takie…ja i PIS-owska retoryka?!
Ja tylko pamiętam z wielu lat przed dzisiejszym dniem, jak mi ktoś takie głupoty chrzanił „bo ja z rodu…”.
Nie generalizuję, tylko wspominam, jak to kiedyś moi dość bliscy znajomi starali mnie się przekonać, że gdyby nie ich szlachetne rody…to ja bym nie istniała.
Nie podważam, co szlachta (ta z Orzeszkowej i tym podobnych) dla tej Polski której wtedy nie było – robiła co mogła.
Ale nie zaprzeczysz, że to nie chłop miał wpływ na losy Polski wtedy, chłop nie miał nic do powiedzenia. Szlachta jak najbardziej.
I nadal uważam, że pochodzenie to nie wszystko i inteligencji, tej w głowie, się nie dziedziczy.
No ale co ja tam durna wiem…przecież ja ze wsi! I żeby to – jeszcze gorzej, z Bartnik, trzy domy tylko!
Nie strofuj mnie, kochany Cichalu, bo Ty może tego (i na pewno) nie odczułeś, ale ja tak. Pies drapał szlachetne pochodzenie – to się dziedziczy, ale inteligencja to inna sprawa. To nie jest żadna „klasa”. To się ma, albo nie.
Ano właśnie…
https://wiadomosci.onet.pl/kraj/jaroslaw-kaczynski-o-tasmach-opublikowanych-przez-onet/qncjtrd
Na naszym blogu zdecydowanie bardziej lubię takie linki: http://whiteplate.com/2018/10/kuchnia-iwaszkiewiczow/
Przepraszam za moje linki, Salso 😉
Jak kiedyś mówiłam – najlepiej się nie odzywać, nic nie mówić, wtedy nikt się nie obraża i czuje się znakomicie.
Alicjo-poniżej ciekawy artykuł na temat inteligencji i klasy średniej:
http://www.savoir-vivre.com.pl/?inteligencja-i-klasa-srednia,509
Zatem z całą pewnością inteleiigencja, jako klasa społeczna istniała i pamiętamy to z opowieści naszych rodziców(nawet jeśli wywodzili się z innych środowisk) oraz z literatury. Bycie inteligentnym jest pojęciem dotyczącym sprawności naszego umysłu i nie zależy oczywiście od przynależności do jakiejkolwiek klasy społecznej.
Powszechnie uważa się na przykład, że w Powstaniu Warszawskim zginęła warszawska inteligencja, a ci którzy ocaleli nie mieli łatwego życia po wojnie, kiedy w całej Polsce tępiono tę właśnie klasę społeczną. Wszyscy przecież pamiętamy hasła typu:
Klasa robotnicza główną siłą w socjalistycznym rozwoju Polski!
Sojusz robotniczo-chłopski fundamentem pomyślnego rozwoju socjalistycznej Polski!
Jestem dzisiaj zła nieco, to powiem – myślałam, że ten blog
(” Na naszym blogu zdecydowanie bardziej lubię takie linki”* Salsa) to także mój blog i mogę napisać, co mnie boli. Choćby czasami.
Alicjo! Dziękuję za Twój link. Prócz przepisów gastronomicznych, rozpowszechniajmy również przepisy i komentarze polityczne. To przecież „przyprawy” do świadomego konsumowania naszego życia.
Tak, tak Danusiu! Smoking, dopiero w trzecim pokoleniu dobrze leży… 🙂
Danuśko,
ja nie znoszę protekcjonalnego tonu, co już powinnaś wyczytać z moich wpisów, i naprawdę nie potrzebuję takich regułek – ja to znam z autopsji ( o inteligencji), o czym było wyżej.
Ja nie pochodzę z żadnej „inteligencji klasowej”, ale znam wielu durniów, którzy się tym szczycą, bo się „urodzili w rodzinie”. Fajnie, no i co z tego?!
Nie ma już „inteligencji klasowej”, bo ktoś się kiedyś urodził (lata 30-te) w takiej, a nie innej rodzinie, miał dostęp do szkół i tak dalej – a jak z tego skorzystał, tro inna sprawa…
I nie chrzań (kulinarnie) mi tu o sojuszu i takich tam, ciągle bronisz tego, że „się nie urodziłaś, to nie jesteś”. Nie te czasy.
Alicjo, ale to także mój blog…
… idę posłuchać muzyki, która „łagodzi obyczaje” 🙂
Dlatego napisałam na Twoją sugestię – także i mój.
Dlaczego nie powiesz – nie pisz tutaj Alicja, bo mnie swoimi wpisami denerwujesz? MA BYĆ CICHO, wszystko ładnie?
Ja nie mam złych obyczajów, myślę. Pisanie o tym, co się czuje to chyba nie jest zabronione? Hipokryzji nie cierpię, udawania, że nic mnie nie boli i trzeba się zachowywać jak u cioci na imieninach sto lat temu.
Obyczaje…no właśnie. Też lubię muzykę.
https://www.youtube.com/watch?v=wTjLZwpmufw
Alicjo uspokój się … zaparz sobie herbatkę …
Alicjo-nie mam wrażenia, że użyłam protekcjonalnego tonu, ale jeśli tak to odebrałaś to zapewniam, że nie było to było moją intencją.
Przynam, że ostatniego zdania w wypowiedzi skierowanej do mnie nie rozumiem.
Wydaje mi się, że wszyscy piszemy to co czujemy oraz, że piszemy w taki sposób, jaki wydaje nam się właściwy.
Mnie odpowiada, kiedy jest bez awantur, ale mam wrażenie, że począwszy od wymiany zdań z Echidną jesteś Alicjo w dosyć bojowym nastroju.
https://kultura.onet.pl/wywiady-i-artykuly/remigiusz-ryzinski-moja-ksiazka-jest-nie-tylko-o-gejach-czy-o-wojnie-ale-o/ylnvzz9
We wpisie jest ” Wojna damsko – męska ” a nie ” Wojna damsko – damska”.Dla złagodzenia nastrojów zapraszam na koniaczek 😉
Irku koniaczek jakiś niepokorny … 😉
zrobiłam figi w czekoladzie i wiórkach kokosowych … czekolada gorzka 86% .. ale wyszło i tak słodko … jedna do kawy wystarcza w zupełności ..
Irku – 😉
Czy byłeś już na koncercie „Kwiatu jabłoni”?
Tak, muzyka łagodzi obyczaje 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=_6m5Cbm3D_M
https://www.youtube.com/watch?v=irbwjYHixgo
https://www.youtube.com/watch?v=GeEcQI_b4b4
Poysdorf. Ewo – teraz malownicze i spokojne tereny, kiedyś malownicze i… 🙂
Z Kuryera Lwowskiego 1893 r.
„Krwawe tany.
W Ketzeldorfie z okazji odpustu odbywały się tany na pobliskiej łące. Nagle około północy zjawiło się 9 młodych synów włościańskich z Poysdorf. Zjawienie się ich zostało niemile powitane i za chwilę wpadło na nich ok. 40 ludzi uzbrojonych w noże. Wywiązała się krwawa i zacięta walka. Przybysze otrzymali masę ran. Sprowadzono lekarzy, którzy opatrywali ciężko rannych. Żandarmeria wyśledziła kilku ze sprawców i zakutych sprowadziła do więzienia.”
Higieniczne kiełbaski! 😀
Kuryer Lwowski z 1907 r.
„mam zaszczyt donieść niniejszem, że na czas trwania Tegorocznej Wystawy higienicznej względnie zjazdu lekarzy i przyrodników, wzniosłem własnym kosztem dwa pawilony na placu podstawowym (między pawilonem lwowskiego tow. akc. browarów a okocimskim), w których odbywać się będzie na oczach Szan. PT. Publiczności
Wyrób Higienicznych Kiełbasek
za pomocą maszyn specjalnych najnowszego wynalazku, za który zostałem odszczególniony dypl. honor., złotym krzyżem i medalem na wystawie paryskiej.
Oprócz wędlin będą podawane potrawy i przekąski oraz wyszynk wszelkich napojów. Piwo eksportowe i salwator wyrobu lwow. tow. akc. browarów. Wino austriackie i węgierskie, tudzież francuskie, hiszpańskie i inne. Szampan.
Obsługa rzetelna i rychła – ceny najniższe.
Z szacunkiem
Adolf Teliczek
Masarz i właśc. pierwsz. handlu wędlin i wyr. mas.
ul. Akademicka I. 16.”
Asiu, niestety nie. Ale mam w pamięci 🙂
Asiu,
Wszystko do czasu. W Poysdorfie spotkaliśmy młodą policjantkę siedzącą na murku w okolicy piwniczek. Już się szykowała na wieczorne świętowanie…
Myślisz, że nadal chodzą z nożami w kieszeniach?
https://www.edition-wh.at/Produkt/das-alte-poysdorf/
Asiu,
Nie miałam okazji sprawdzić, ale z tego co mówiła policjantka, rozróby po takich imprezach zdarzały się często.
Dostałam wiadomość, że na blogu mieszam i tak dalej, jestem osobą mieszjącą w garach…kontrowersynją i czym tam jeszcze i brzydko się wyrażam.
No to spadam. Po co tu ja, niczego w blog nie wniosłam, a tylko się „żołądkuję ”
Bawcie się dobrze .
dzień dobry … ☕
zapowiada się u mnie miły weekend … dziś obiad urodzinowy a jutro wyście rodzinne na miasto .. pogoda ma być dobra … 🙂
Danuśka nastawiłam nalewkę winogronową z 3/4 porcji a resztę zjadłam z apetytem … 🙂 ..
U nas , Jolinku, nawet bardzo dobra. Pogoda znaczy się. Bezchmurne, wręcz lazurowe niebo, ciepło, ale nie upalnie i lekki, orzeźwiający zefirek.
Na bardzo późne śniadanie, lunch właściwie, zrobiłam cząstki melona kantalupa zawinięte w szynkę parmeńską (Prosciutto di Parma) i skropione oliwką. Do tego bagietka, a zamiast wina mocna herbata. Nie wiem co tam bogowie na Olimpie poza ambrozją spożywali, ale nasze poranne papu, aczkolwiek nie ambrozja, było boskie.
Na obiad Wombat szykuje Gumbo z kurczaka w szybkowarze. Cichal, uważaj – tylko trzy godziny. Zapachy wspaniałe zapowiadają kolejne niebiańskie danie.
echidno się cieszę bo słonko i bez wiatru dużego .. u Was też bym się cieszyła z takiej pogody .. Wombat pyszności szykuje to smacznego życzę … 🙂 .. chociaż i bez życzeń smakowało … 😉
można zaplanować wypad …
http://www.krolestwogarow.pl/2018/10/ii-festiwal-wodki-i-zakaski.html
Jolinku-cieszę się 🙂 Ciekawa jestem, jak będzie Ci smakować nalewka winogronowa.
Czy dodałaś może do niej jakieś przyprawy? Ja zrobiłam sok z winogron zachęcona przez Krysiade, która telefonicznie przekazała mi jeszcze swoje uwagi na ten temat.
Krysiade-miałaś rację, rewelacja!
Co do festiwalu wódki to z przyjemnością pooglądałam artystyczne zakąski 🙂
Echidno-poczytałam o gumbo. Czy Wombat przygotowuje swoją potrawę podobnie?
http://www.karointhekitchen.com/z-miesem/gumbo-z-nowego-orleanu-garnek-pelen-smaku/
Dzień dobry,
Jolinku, dwa dni temu sugerowałas naleśniki z cukinia. Wypróbowałam wczoraj, smaczna odmiana tradycyjnych na słono tylko następnym razem będę smażyć małe naleśniki, takie jak blini, bo duże były dość kruche i trudne do przewrócenia na patelni. A może trzeba dac więcej jajek.
Echidno, myślami przenoszę sie do cieplej Australii. Tutaj nastało zimno i przydałoby sie danie takie jak gumbo (czy gombo). Jadłam je dawno temu i niewiele pamietam. Czy Wombat przygotowuje je według tradycyjnego przepisu z Luizjany, to znaczy z dodatkiem krewetek?
Danusko 🙂
Asiu, dzieki za wczorajsze nagrania Opa Tsupa 🙂
Alicjo,
weź parę głębszych… oddechów. Napij się melisy. Uspokój się proszę, i wróć.
Alicjo, tylko czytam, ale czytam regularnie od lat. Dlatego daję sobie prawo do tego, by napisać – pomysł o pożegnaniu to już przeszłość, a teraźniejszość to powrót. A więc nie odwracaj się. Przecież „blog potęgą jest i basta”.
Danuśka zapomniałam .. zaraz dorzucę goździk, cynamon i ze dwie śliwki suszone ..
Alino ja smażyłam dziś placki z cukinią i nie wiem czemu takie kruche te naleśniki bo jeszcze czekają na swoją kolej .. trzeba coś pokombinować …
na targu są grzyby jakby co …
Biję się w piersi – nie ja robię to i pomyliłam. Gumbo z Nowego Orleanu.
Podaję, przepis jest Issac’a Toups’a (szefa kuchni i właściciela Toup’s Meatery and Toups South), New Orleans style chicken and sausage gumbo (wym. gambo).
Gambo z kurczaka i wędzonej kiełbasy
Składniki:
• 4 udzice kurczaka bez kości i bez skóry
• kiełbasa wędzona (może być Chorizo)
• 1 papryka
• 1 cebula
• 4 ząbki czosnku
• 2-3 zielone łodygi selera
• pół szklanki mąki
• 1 łyżka tymianku
• 3 listki laurowe
• 1 litr wywaru z kurczaka (może być z kostki)
• olej do smażenia
• piwo
• sól i pieprz
• opcjonalnie 1 małe świeże jalapeno (nie każdy lubi ostre potrawy)
• cebulka dymka
Przygotowanie:
na patelni kładziemy rozłożone uda kurczaka (te bez kości wyglądają jak kotlet, czyli są dość cienkie), polewamy olejem, solimy i pieprzymy, przewracamy na drugą stronę i doprawiamy jak poprzednio, smażymy na średnim ogniu około 8 minut z każdej strony. Do garnka typu casserole wlewamy olej i zostawiamy do podgrzania, kroimy w kostkę warzywa. Czosnek odstawiamy na bok. Kiełbasę kroimy w plasterki.
Do dobrze podgrzanego oleju dodajemy mąkę i mieszamy dokładnie – nie odchodzić od garnka bo może się spalić – zmniejszyć ogień do pół średniego. Ciągle mieszamy, aż mikstura oleju i mąki zbrązowieje (kilka minut). Dodajemy wszystkie warzywa bez czosnku i solimy. Dokadnie mieszamy. Do kurczaka, który już powinien być gotowy (16 minut smażenia drobiu), dodajemy 3 – 4 łyżki piwa. Do casserole dodajemy teraz czosnek, mieszamy i wlewamy około pół szklanki piwa. Powoli mieszając (aby z mąki nie zrobiły się kluchy) wlewamy wywar z kurczaka, wkładamy kurczaka łącznie z pozostałym ze smażenia olejem z dodatkiem piwa. Wrzucamy listki laurowe i tymianek, solimy, pieprzymy, dodajemy kiełbasę, dobrze mieszamy i zostawiamy na małym ogniu na trzy (tak 3) godziny.
New Orlean Style Gumbo serwujemy z ryżem i posypane świeżą dymką.
Uwaga dla Cichala: Wombat robił w szybkowarze dlatego nie dał całego litra wywaru. Wszystko robił jak w podanym przepisie, po czym całość przełożył do szybkowara i zostawił na 3 godziny.
Gambo-Mambo, oczywiście w tytule miało być Gumbo
Wombat podpytywany na okoliczność przepisu dodał, że kiełbasa może być zwyczajna w stylu wczesnego Gomułki. Taki ma dowcip. Właśnie zapytał czy napisałam. Nie? – to pisz. Piszę.
nie narzekajmy bo …
http://kulinarnastronamocy.pl/i-pewnie-nawet-nie-wiesz-ze-narzekanie-niszczy-twoj-mozg/
Jolinku, ciekawe teksty, dzieki za kolejny adres 🙂
Echidno, czyli nie ma krewetek, jest za to kiełbasa. Wprawdzie nie mam szybkowaru, ale wypróbuje przepis.
oj NIE NIE NIE!!!
co za diabel podpowiedzial echidnie by postawic w jednym szeregu chorizo z pfuj, pfuj. nie chce przejsc mi toto przez gardlo, a i paluszki maja opory by to wystukac poprawnie. zwedzona kielbasa, po trzykroc pfuj, pfuj, pfuj!….
zdarzenie nastapilo juz pare miesiecy temu. ktos wbrew mojej woli zaladowal do mojej lodowki oraz garazu w moim luksusowym camperku wyzej wymieniony produkt. podobno spozywczy 🙄 do dzis nie moge pozbyc sie wstretnego zapachu
na nic poszly proby pozbycia sie smrodu metodami i chemicznymi, i mechanicznmi. i nie pomogla nawet czarodziejka, pomimo ze nie byla wcale taka tania
w moich nierodzinnych stronach takie danie nazywaja paella i jak slusznie dopytuje sie Alina. jest w paelli i krewetka. muszelka tez i nie podlewa sie tego browarem lecz winem.
czego to tutaj monza Sie dowiedziec?
take ogromne blogowe zaslugi: I poclujta w 4 litery wojta
Ahoj Alicjo! Pierwszy, na wachtę wróć! To nie prośba. To komenda! No!
Zamontowałem teraz te wszystkie kreseczki, ukośniki, haczyki i inne duperele.
Powinien edytować lepiej po polskiemu https://media.giphy.com/media/CKOh1Chw6Mwi4/giphy.gif
W dzisiejszym „Onet rano” znakomita rozmowa z Januszem Schwertnerem i Mateuszem Baczyńskim, a do tego jeszcze lepsza Manuela Gretkowska. Polecam.
Musimy albo szybciej jeść chleb, albo zastosować jakiś chemiczny wynalazek. Po trzech dniach zaczął mi chleb pleśnieć. Do kosza, a to grzech! Z lodówki nie lubię. Wypiekłem nowy pszenno-żytni razowy z tymiankiem. Wypiekłem go mocniej. Może w tym leży tajemnica. Poprzedni Ewa mi wygoniła z pieca za wcześnie. Już się zaraziła amerykańskimi bladawcami. Oni generalnie nie dopiekają.
A zupa rybna, którą Ewa tak chwaliła, przeszła w stan pysznej galarety. Jem toto na zimno z cytryną i apetytem!
https://photos.app.goo.gl/JAbC21rqsJXLCL8c9
Danuśko – mam wielką satysfakcję, że moja rada okazała się dobra.
cichalu – chleby pieczone w domu nie maja konserwantów i dlatego pleśnieją. Ja swój chleb zamrażam. Bochenek wyjęty z zamrażarki wieczorem do śniadania jest rozmrożony i moim zdaniem nic nie traci ani na smaku, ani na urodzie. Spróbuj.
Cichalu, chleb nie lubi plastiku. Zawijaj w 2 ściereczki lniane.
Dziękuję za życzenia zdrowia, wygląda , że jest trochę lepiej.
Malgosiu, wracaj szybko do zdrowia.
Ja też zamrażam chleb, o ile nam się uda kupić w polskim sklepie, bo panie mimo próśb zawsze zamawiają go za mało, żeby broń Boże bochenek im nie został…
Chleb jest pokrojony w kromki, więc każdego dnia wyjmuję tyle, ile potrzeba i jest jak świeży. Możesz Cichalu spróbować, czy jest jakaś różnica.
U nas zimno (13c) i deszczowo, ale we wtorek ma wrócić lato.
Dziękuję za chlebowe rady. Sprawozdam wyniki akcji!
Mój ulubiony pałac, znam go bardzo dobrze.
https://podroze.onet.pl/polska/dolnoslaskie/palac-marianny-oranskiej-w-kamiencu-zabkowickim-wnetrza-podziemia-historia-zdjecia/46sgphf
Alino – 🙂
Małgosiu – szybkiego powrotu do zdrowia!
https://www.youtube.com/watch?v=o10AM5-NpMk
https://www.youtube.com/watch?v=UCbdNFoTdC0
https://www.youtube.com/watch?v=nvmOoSFhhJ4
Po II wojnie Sowieci zostawili ruinę i wywieźli stamtąd, co się tylko dało, łącznie z marmurowymi częściami wyposażenia stajni końskich. Wyrwali, co mogli. Potem zaś cegły wywożono na odbudowę Stolicy, całymi pociągami towarowymi.
Potem go sprzedano i nic dobrego z tego nie wyszło. Dopiero jak przejęła go Gmina Kamieniec, to ruszyły prace renowacyjne. Ale gmina jest biedna, więc wszystko idzie powoli. Dobrze byłoby – nie wiem, czy jest taki pomysł – wyremontować niektóre części pałacu i przeznaczyć na luksusowy hotel, żeby pałac na siebie zarabiał, bo wpływy z biletu wstępu to za mało. Niech i będzie pseudogotyk, ale jednak przepiękny on jest 🙂
Ja mieszkałam jakieś 4 km na prawo od pałacu. Byłam tam ostatnio 2 lata temu i z radością odnotowuję postępy prac renowacyjnych.
Jak jestem, to robię inspekcję 😉
Nawiasem mówiąc, czego Ruscy nie wywieźli, to okoliczni mieszkańcy splądrowali 🙁
https://www.youtube.com/watch?v=0IwhbhH8SYw
https://www.youtube.com/watch?v=glyUsljTc_A
🙂 https://www.youtube.com/watch?v=Fyb6envevQA
dzień dobry … ☕
krysiude pomachanko .. 🙂 czy wiesz co słychać u Eski? …
Małgosiu dbaj o siebie .. takie zmory gardłowe męczą długo (wiem z doświadczenia) ..
miłego dnia … 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Irku .. 🙂
Asiu dopiero teraz zauważyłam, że późno chodzisz spać …
no to lecę w miasto z rodzinkom ..
Na obiad bedzie faszerowana cukinia. Wczoraj kupilam chyba juz ostatni raz wegierki i zrobie tarte z podkladem piernikowym.
Po wczorajszym deszczu od rana swieci slonce i tak ma byc podobno do konca przyszlego tygodnia.
Malgosiu wracaj do zdrowia.
U nas też ładny dzień, delektuję się widokami na działce. Najpiekniejsze są poranki i zachody słońca. Zamiast planowanego ciasta ze sliwkami zrobilam szybkie powidła. Dodaję łyżeczkę do jogurtu i pokruszony kawałek gorzkiej czekolady, pyszny deserek, polecam 🙂
Salso,
dzięki za link o ” Kuchni Iwaszkiewiczów”. Dobra książka na prezent. Podpowiem jej zakup w naszej bibliotece. Panie bibliotekarki chętnie przyjmują sugestie czytelników.
Dopadła mnie lekka grypa, więc siedzę dziś w domu. W takich sytuacjach do kawy przydają się domowe pierniczki. Przy okazji nadrabiam zaległości prasowe.
Krystyno 🙂 myślę tez o kupieniu tej książki. Mam w bibliiteczce te starsze książki, lubilam je.
A na takie pierwsze objawy przeziębienia, mnie pomaga częste płukanie gardla szałwią, poza innymi, dobrze znanymi, babcinymi sposobami, oczywiście. Zdrowia życzę 🙂
Z książek napisanych przez Marie Iwaszkiewicz mam « Z moim ojcem o jedzeniu”. A to nowe wydanie, kompilacja trzech tytułów, wydaje sie być pięknie wydane.
Słabującym życzę zdrowia!
Echidno-dzięki za przepis na gumbo w autorskim wykonaniu Wombata!
Od soboty spędzam czas głównie z kuchni i absolutnie na to nie narzekam. Wczoraj jeden garnitur gości, a dzisiaj drugi. Po wczorajszych mięsożercach, dzisiaj wieczorem mamy przede wszystkim wegetarian. Menu nie zdradzę, bo chciałabym, aby dla kuzynki Magdy, która też wpadnie była to niespodzianka 🙂
Bezdomny – Rozumiem, że „…postawic w jednym szeregu chorizo z pfuj, pfuj. nie chce przejsc mi toto przez gardlo…” masz na myśli kiełbasę zwyczajną. No bo chyba nie kurczaka czy czosnek. Alboś niedoczytał, alboś źle zinterpretował, albo ja niejasno się wyraziłam. To był dowcip Wombata: „…kiełbasa może być zwyczajna w stylu wczesnego Gomułki. Taki ma dowcip.”.
Swoją drogą, z czasów mojego dzieciństwa pamiętam iż kiełbasa ta gościła na wielu stołach i nie była „pfuj”. Podobnie jak większość kiełbas mniej szlachetnych.
Odnośnie przepisu z jakiego skorzystał Wombat, podaję za „Larousse Gastronomique”, to rodzaj gulaszu wywodzący się z kuchni kreolskiej i cajuńskiej. Podstawą są wymienione warzywa oraz kurczak, mięsa, ryby, kraby, ostrygi oraz ostra kiełbasa. Zamiast mąki można dodać jako zagęszczacza ochrę lub sproszkowane liście sassafras. Wybór składników zależy od kucharza. My owoców morza nie jadamy, zatem przepis z kurczakiem jak znalazł do naszego menu. W „Larousse Gastronomique” nie ma wzmianki o winie czy piwie. Issac Toups, autor przepisu podaje piwo, Ty do paelli dodajesz wino, sprawa indywidualna.
A na „pachnącą” lodówkę polecam wanilię. Rozcieńczona z ciepłą wodą doskonale usuwa wszelkie zapaszki i przy okazjii odświeża wnętrze.
Asiu – „serdeleczne” dzięki za ostatnie linki muzyczne.
Mam pytanie. Od niejakiego czasu gnębi mnie – gnębi, bo nikt ze znajomych nie pamięta – problem związany z gabnetem dentystycznym. Otóż pamiętam jak podczas wyjątkowo niesympatycznych zabiegów przy mym uzębieniu, ciocia, coby maleńtas nie uciekł z fotela, używała jakiegoś płynu do zamrażania? znieczulania? Przeźroczysty jak woda płyn był w rodzaj buteleczki o kształcie dużej próbówki, zakończonej metalowym syfonem. Pśkała z tego ustrojstwa na gazę i wkładała mi do gębuli, a ściślej mówiąc przykładała do dziąsła. Było zimne.
Czy ktoś coś takiego pamięta? Co to było?
errata
gabinetem
echidno niestety nie pamiętam … ta wanilia dobrze mi pachnie ..
spędziliśmy bardzo miło dzień .. na początek śniadanie na „Koszykach” w hiszpańskiej restauracji .. było pysznie a ceny śniadań przystępne … potem długi spacer Bulwarem Wiślanym z małymi przystankami na lody, kawę lub winko .. nie było tłumów a pogoda super .. mieliśmy też przegląd strojów spacerujących .. od krótkich spodenek z koszulą na ramiączkach po kurtki ocieplane z szalikami i czapkami …. bardzo sympatycznie nad Wisłą jest teraz .. a i wędkarze też byli …
Danuśka to zawsze przyjemnie jak się lubi to co się robi … 🙂
Barbaro a grzyby są?
krystyno zdrówka …
Echidno – 🙂
Jolinku – czasami zdarza się, że późno idę spać 🙂
U nas dzisiaj zachmurzyło się i wiał silny wiatr, znowu nie padało. Zimno. Wczoraj było słonecznie i ciepło. Grzybów w lasach nie ma, zakaz wchodzenia do tych najbliższych nadal obowiązuje.
Przyszła pora na gorące, rozgrzewające zupy.
Alicjo – ukazała się nowa książka p. Joanny Lamparskiej o Dolnym Śląsku „Ten dom ma tajemnicę”. Jak zwykle sporo różnych ciekawostek i historii. https://asiapress.pl/
http://joannalamparska.pl/
Ja także nie spotkałam się z takim znieczuleniem. A w ogóle znieczulenie pamiętam dopiero od lat 90.
Salso,
płukanie szałwią to moim zdaniem najlepszy sposób na niewielkie problemy z gardłem. Płuczę z dobrym skutkiem.
Nie mogłam się zabrać za moją marną ilość pigwowca. Usuwanie nasion to bardzo nudne zajęcie. Część nasion, tych nieuszkodzonych wysuszę i na wiosnę wysieję.
Jesli lody mango byly w Grazu, to bardzo prawdobodobne, ze z lodziarni Greissler. A jesli tak, to od niedawna sa dostepne rowniez w innych miejscach, nawet w mojej wsi 🙂
Rodzinna firma, ktora sie fajnie rozwinela, wyglada, ze dbaja o franczyzobiorcow i lody wszedzie smakuja tak samo.
Alicjo, najczesciej jednakowoz w tonie protekcjonalnym wobec innych wypowiadasz sie niestety Ty.
Magdaleno tak … to te lody .. dziś jadłam nad Wisłą w „Krainie lodów” i były takie sobie ..
krystyno a jak zaparzasz szałwię do płukania gardła .. ja czasami robię sobie parówkę z szałwii .. na litr wody wrzucam 3 torebki szałwii ..
Echidno, pamiętam, ale nie wiem jak to się nazywa. Babcia jak mi wyrywała zęby mleczne to tego używała. Teraz są jakieś żele.
https://www.youtube.com/watch?v=pTNKXai5ygc
https://www.youtube.com/watch?v=iBNm5FlyJvc
https://www.youtube.com/watch?v=vtqcbKOkcQw
Też pamietam ten mrożący znieczulacz dentystyczny, ale nic więcej.
Jolinku, grzyby sporadyczne, z kilku gąsek dzisiaj byla pyszna zupa. A szalwię zaparzam jak herbatkę i sukcesywnie uzywam do płukania gardła. Pomaga też w razie problemu z dziąsłami. Trzeba jednak powtarzać tę operację dość często.
A propos lodów „naturalnych”:
http://wroclawskiejedzenie.pl/2018/04/12/cala-prawda-o-lodach-naturalnych-jak-oszukuja-nas-lodziarnie/
Raczej nie mam złudzeń co do tych lodów o smaku mango. Podobne w smaku jadłam w Kętach i we Włoszech.
Jolinku, nie wiedzialam, ze Eis Greissler jest juz w Polsce! Niedawno sluchalam wywiadu z wlascicielem i nie chwalil sie tym.
Jolinku,
postępuję z szałwią tak jak Salsa.
Pamiętacie te dziecięce znieczulenia, bo jesteście warszawskie dziewczynki. Na prowincji takich wynalazków nie stosowano, zwłaszcza w szkolnych gabinetach dentystycznych.
Małgosiu, cichalu – czy mieliście przypadek żeby paromiesięczny zakwas odmówił współpracy? A jeśli tak, to czy wiecie dlaczego? Już dwa razy chleb mimo kilkugodzinnego rośnięcia jest kaleki. Przez poprzednie pieczenia zakwas spisywał się bardzo dobrze. Czary jakie czy co?
Krystyno, te wynalazki były i na prowincji na przykład w Ciechanowie i Drohiczynie 🙂
Magdaleno nie dokładnie napisałam … jadłam lody z mango tej lodziarni czyli z „Krainy lodów” ..
ewo ja się nie zna .. lody mi smakują albo nie .. 😉
Basiu i krystyno dzięki … 🙂
Krysiude, mojemu synowi udało się „udusić” zakwas, zakręcił nakrętkę na słoiku na duś. Można spróbować go odświeżyć, wziąć nowy słoik troszkę starego zakwasu i parę razy dokarmić. A poza tym czasem tak bywa, dlaczego …. nie mam pojęcia.
Jolinku,
I tego się trzymaj.
Krasnoludki są na świecie! Z zakwasem, kefirem, ciastem drożdżowym, sernikiem itd itp bywają rezultaty o jakich się filozofom nie śniło! Małgosia ma rację. Ja też nie mam pojęcia – dlaczego. Ostatnio walczyłem z „ciągnącym” się jogurtem. Zaczął się ciągnąć – nie wiem dlaczego i skończył się ciągnąć – też nie wiem dlaczego! Uff. Krasnoludki są na świecie… 🙂
Ale jest światełko w tunelu. Np. Arkadiusz zaczął pisać po polsku! I byle nie skończył – nie wiedzieć dlaczego.
Małgoś, cichalu – dziękuję za szybką odpowiedz. To znaczy, że tak bywa. Robiłam wszystko lege artis, a wyszło jak wyszło. Już zaczęłam restaurację zakwasu. O skutkach doniosę.
Jolinku, rozumiem 🙂
Jadam bardzo czesto lody od Eis Greissler i naprawde smakuja tak, jak to jest obiecane na etykiecie. Maja tylko kilka smakow.
Magdaleno,
Nie tak mało:
https://www.eis-greissler.at/en/our-ice-cream/
„So far, we have created over 100 flavors! At our stores, we offer 18 different kinds, changing several times a year”.
I ta sezonowość mi się podoba.
Thanksgiving u Rogera odbyte, wzięliśmy ze sobą młodego studenta z Polski, chwilowo na zamianie z Edynburgu do Kingston (kilkanaście dni temu tu przyjechał). Tomek światowy człowiek…20 lat dopiero ma i już był tu i tam. Wygrał parę olimpiad geograficznych i dlatego mógł sobie wybrać uczelnię w UE, na której oprócz kierunków artystycznych mógłby studiować cokolwiek. Z geografii przeszedł na geologię i do grudnia będzie w Kingston. To na zasadzie wymiany studentów między UE a Kanadą.
Młodzież polska jest piękna, umysłowo i fizycznie. Miło było posłuchać – rozmawiał z nami – podstarzałymi cokolwiek, bez cienia zażenowania, jak to z młodymi zazwyczaj bywa. Zrobił wrażenie!
Na pewno będziemy go jeszcze niejeden raz gościć, bo młody człowiek ma bardzo szerokie horyzonty i o wielu rzeczach można z nim porozmawiać.
Asia zachęca do przeczytania książki o historii i tajemnicach Dolnego Śląska, a ja z kolei myślę o kupieniu książki o tajemnicach, które kryła, i być może kryje nadal, Wisła: https://kulturalnysklep.pl/ksiazka/uratowane-z-potopu-ura
Ewo-po przeczytaniu podrzuconego przez Ciebie artykułu o lodach mija ochota na lodowe szaleństwa 🙁
Warszawskie obrazki na polską dobranoc.
https://photos.app.goo.gl/nYV4GgYrEvkbGc8Z8
Echidno,
wydaje mi sie, ze mialem z tym zamrazaczem do czynienia.
Pojemnik cylindryczny, cienkie szklo, na jakies 20 cm dlugi, ze 3 cm srednicy, a u gory syfonik. Jak sie wstrzasnelo przezroczystym plynem i prysnelo na na reke, to zaraz pojawial sie tam szronik. Smierdzialo to dosc intensywnie chemia organiczna. Mowilismy na to: chlorek etylu.
Siostra moja, starsza, pracowala na sali operacyjnej i przynosila z tamtad do domu rozne specjaly. To byly czasy kiedy jeszcze usypiano eterem, a ten tam, w.w. mial byc ta „siekiera”, kiedy eter nie wystarczal. U pijakow na ten przyklad – ze zacytuje z pamieci moja siostre.
Nie wiem, czy moge sobie wyobrazic twoja babcie, ktora w ten sposob zamrozony wacik wklada tobie w usta, a dentystka na to przyzwala? Ale cosmy o tym wtedy wszyscy wiedzieli! Mialem wtedy wielkie wziecie wsrod moich wspolszescioklasistow, kiedy puszczalem ta buteleczke w obieg na przerwach .
Nb., moja siostra pozwalala sobie wtedy korzystac z dobra wspolnego, jak to bylo w ogolnym zwyczaju. Uwazala, ze nie ma lepszych srodkow czyszczacych!
No, na te slasko-zabrzanskie sadze i pyly, trzeba bylo rzeczywiscie cos mocnego.
pepegor -Dziękuję. Ooo, to właśnie to.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Chloroetan#/media/File:Bottle_of_Aethylum_chloratum_pro_narcosi.JPG
I wyjaśninie: nie babcia, ani ta po mieczu, ani ta po kądzieli. Rodzinnie, dopiero Tata czuwał nad moim (i nie tylko moim) zdrowiem. To była ciocia, nota bene dentystka, czyli żadnego uszczerbku na zdrowiu i zębach nie poniosłam. Miała w swoim domowym gabinecie totalne narzędzie tortur – „bor maszynkę” na pedał. Wyglądało to jak kołowrotek, a szybkość borowania zależała od szybkości naciskania nogą pedału. Bo było to-to mechaniczne, a wyglądało podobnie jak poniżej (nawet fotel począątkowo miała podobny)
https://www.istockphoto.com/pl/zdj%C4%99cie/stary-fotel-dentystyczny-i-wiert%C5%82a-dentystyczny-gm472209427-36639300
Z biegiem czasu wymieniła na nowoczesny sprzęt lecz miałam tę wątpliwą przyjemności bycia obsługiwaną ww ustrojstwem.
Wszystkim dziękuję za odpowiedź, bo spotkałam się nawet z sugestią, że coś z moją pamięcią nie jest tak – czegoś takiego nie było. Ufff – nadal działa doskonale. Ta pamięć znaczy się.
Cichal – warszawskie zamamarki Starego Miasta! Moje ulubione miejsce spacerów z dzieciństwa i nie tylko. Zawsze tam powracam. W zależności od pory roku i doby, światło, półcienie itp dają niesamowity nastrój. Pamiętam jak na Placu Zamkowym stałą jedynie resztka wypalonej ściany z groteskowo pustymi oczodołami oknien, ściany zwanej ścianą Żeromskiego. Tak przynajmniej ja pamiętam, ponoć była to ściana mieszkania pisarza, przyznanego mu przez ówczesnego prezydenta Rzeczypospolitej, Stanisława Wojciechowskiego.
https://wycieczkinakresy.files.wordpress.com/2015/02/ruiny-zamku-krc3b3lewskiego.jpg
Murków, jak na powyższej fotografii jeszcze nie było , a ja zawsze zadawałam pytanie: dlaczego odbudowano Starówkę, a Zamku nie?
zakamarki, zakamarki miało być
Echidno, Pepegor,
bor-maszyna (na pedal) z dentystycznego gabinetu i pani dentystka radosna. A bylo nie jesc dropsow czy landrynek w nadmiarze… 😉
O tych szczegolach nie wiedzialam…
https://kultura.onet.pl/film/wywiady-i-artykuly/cieply-dran-mija-75-lat-od-smierci-eugeniusza-bodo-w-radzieckim-lagrze/tp2ttx9
dzień dobry … ☕
nie śpimy .. słoneczko budzi ..
dziś jarzynowa ..
Danuśko,
Nie czarujmy się – lody z truskawek dostępne zimą czy z mango w Polsce przez cały rok nie mają prawa być ze świeżych owoców. W Chrzanowie naliczyłam cztery kawiarnie oferujące tzw. lody rzemieślnicze. Przetestowałam trzy – w żadnej nie wyrabiają produktu na miejscu. W jednej, właściciel zarzekał się, że dostawca robi lody z mrożonych owoców a nie z past. Po prostu, jedzmy to, co nam smakuje.
a może dyniowe bułeczki .. z patelni …
http://daktylewczekoladzie.blogspot.com/2018/10/dyniowe-buki-z-patelni.html
jak się czyta o tych zakulisowych działaniach producentów to straszno jakoś .. ostatnio czytałam tzw. lekach suplementach diety .. nie muszą mieć atestu to robią co chcą ..
tu stary artykuł ..
http://www.rynekaptek.pl/prawo/suplementy-nie-ma-badan-nie-ma-kontroli-jest-zysk,3824.html
może jest lepiej teraz ale wątpię ..
Jak nazywa się rzemieślnik który wytwarza lody? Jeżeli to cukiernik, to dlaczego nie mamy rzemislniczych ciast i tortów? A chleb i bułki? Piekarz też rzemieślnik.
Byłam w ubiegłym tygodniu jeden dzień w Polsce, w Świnoujściu, mój mały wnuczek zażyczł sobie loda, dostał 1gałkę takiego rzemieślniczego. Było to niejadalne, wstrętne, lód smakował jak słodka zamarznięta woda z pokruszonymi ciastkami, bez kropli śmietany i cienia masła.
Panienka powiedziała że te lody zawsze tak smakują, są na chudym mleku, ekologiczne i zdrowe.
Moim zdaniem lody nigdy nie są zdrowe ale mają smakować.
Wstąpiłam też do sklepu ze zdrowa żywnością, chciałam kupić ser korycinski, niestety nie było.
Za to był, uwaga: „kiszony łosoś”. Okazało się że to normalny, marynowany na skandynawski sposób „gravad” . Chcieli za kilo 160,zł. Nie kupiłam, bo takiego łososia robię sama.
Kupiłam słoiczek marynowanych „ekologicznych podgrzybków”, myślałam że wszystkie co rosną w lesie są z natury ekologiczne.
A próbowaliście zrobić lody domowym sposobem, bez specjalnej maszynki, a za pomocą blendera? Czasem robię z zamrozonych bananow i masla orzechowego, dodaję dla słodyczy daktyle. Można też dodać kakao, czy kawałek czekolady.
Nadaję z mojego jesiennego lasku, jest cudnie, słonecznie, ale rześko. Na rozgrzewkę mam zupę dyniową na ostro. Uprażę do niej pestki.
Alicjo – odnośnie Bodo polecam film
https://www.youtube.com/watch?v=Ra1U5Gh5JFE
a uzupełnieniem, o nowe fakty jakich reż Janicki nie znał, jest
https://www.youtube.com/watch?v=SdpoVJY8pTo
Lody zawsze dobre na ból gardła – nie żartuję.
Najlepsze w życiu lody jadłam w Henrykowie (Dolny Śląsk), żadnych smaków, po prostu lody utarte na śmietance. Prawdziwej.
Dzisiaj mija 36 lat od czasu, jak nastaliśmy tu. No i Święto Dziękczynienia.Wracam do zajęć.
Podwójne życzenia dla naszych Kanadyjczyków!
Zatem wszystko wskazuje na to, że za cztery lata zjazd blogowy powinien odbyć się w Kingston 🙂
Salso-my też byliśmy dzisiaj w jesiennych i leśnych okolicznościach przyrody. Na obiad również zupa dyniowa, kończyliśmy resztki po wczorajszej imprezie. Pobyt na łonie nadbużańskiej natury urozmaicił nam elektryk, który musiał powalczyć co nieco z naszymi przewodami i bezpiecznikami.
W dwóch zaprzyjaźnionych ogrodach spadają z drzew orzechy włoskie. Wiewiórki szaleją, puste skorupy po orzechach porozrzucane w promieniu kilkuset metrów.
Salso-lody robione domowym sposobem, bez specjalnej maszynki, jedliśmy w ubiegłym roku w zaprzyjaźnionym domu, były rewelacyjne. Ich bazą była śmietanka, nam trafiła się wersja z wiórkami czekoladowymi.
Ciekawy pomysł na mielone, a na dodatek dwa w jednym 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=–kiXg2F9F0
To my dziękujemy, a nawet senkju, nie wspominając o merci beaucoup!
Kawał polędwiczki wieprzowej leży już obsypane dyżurnymi, borowiki już odmoczone. Na dworze listopad pogodowo.
Wzięłam do ręki brzoskwinię – no piękna ci ona, made in USA, a u nas na północy czas na brzoskwinie to mniej więcej lipiec (raczej mniej), więc pukam Jerza w głowę, czego się spodziewać po takiej brzoskwinii, gdzie ona się tyle czasu wyleżała, bo przecież USA na południe od nas??? Nie kupować!
Ani smaku, ani zapachu, ani żadnej rzeczy, która być powinna. Zimą chętnie kupię z Meksyku czy Ameryki Południowej, bo transport jest szybki i jeszcze tego słoneczka kapkę czuć…
jest nowy wpis …
Wiadomość z ostatniej chwili, mniej więcej godziny.
https://www.cbc.ca/news/canada/new-brunswick/explosion-fire-saint-john-oil-refinery-1.4854460