Jak to drzewiej bywało
Dostałam od przyjaciółki książkę, która sprawiła mi wiele radości. Wiadomo – przyjaciółka od wczesnego dzieciństwa – wiedziała, czym mnie ucieszyć. Jest to książka Aleksandry Zaprutko-Janickiej zatytułowana „Dwudziestolecie od kuchni”.
W latach naszego dzieciństwa żyły jeszcze wspomnienia przedwojennej kuchni, ale nasze babcie widziały ją zupełnie inaczej, nie pamiętały minusów, wspominały za to świetne smaki młodości. Z książki zaś wyziera kuchnia przede wszystkim trudna, wymagająca wielogodzinnych starań co najmniej jednej osoby o to, aby domownicy mieli codziennie zdrowe, smaczne, obfite posiłki. Nie ma żadnego porównania z prowadzeniem domowej kuchni obecnie.
Pomyślcie, że można było zaopatrywać się w podstawowe produkty albo drożej, w bliskich domu sklepach, albo na targowiskach, gdzie było więcej, świeżych i tańszych towarów, ale potem trzeba było je dźwigać. Robiła to albo sama pani domu, albo, o ile sytuacja materialna na to pozwalała – pomoc domowa. Kiedy dziś podjeżdżamy samochodem pod hipermarket lub pobliski bazarek i pakujemy do bagażnika torbę pełną zakupów, nie musimy się troszczyć o to, ile ważą. Nasze babki lub prababki musiały i to mieć na względzie. Taka wyprawa po świeże warzywa, mięso czy masło musiała odbywać się przy tym co najmniej co drugi dzień, ze względu na rzadkość lodówek i niemożność w związku z tym przechowywania przez kilka dni delikatnych produktów.
Starsze pokolenie pamięta jeszcze długo po wojnie życie bez lodówki. Wszystkie te sposoby: owijanie w wilgotne tkaniny czy przechowywanie w zmienianej wodzie masła, okrywanie mięsa ziołami lub solenie, aby wytrzymywało w ciepłe dni w dobrym stanie, to była dodatkowa praca i trud.
Najpierw, w XIX jeszcze wieku, pojawiły się lodownie, do których ładowało się lód rozwożony przez handlarzy Już w okresie przedwojennym pojawiły się pierwsze lodownie pokojowe: gazowe lub elektryczne. Trzeba jednak było kilku dziesiątków lat, aby zgrabne, pojemne lodówki stały się niezbędnym elementem kuchennego wyposażenia, dając nam możliwość zupełnie innego robienia zakupów, niż było to udziałem naszych babek. Mam nadzieję, ze chcielibyście wiedzieć więcej na temat nie tak dawnej, lecz zupełnie zapomnianej sztuki prowadzenia kuchni, bo zamierzam wktótce jeszcze kilka ciekawostek opowiedzieć.
Komentarze
Przechowywanie masła w zmienianej zimnej wodzie było jeszcze znane dobrze studentom w akademikach lat 70-tych 😉
To bardzo ciekawa książka. Jej lekturę mam już za sobą. Wspominała o niej kiedyś Jolinek, a ja zasugerowałam jej zakup w miejscowej bibliotece. I byłam jej pierwszą czytelniczką. Autorka opisuje też np. problemy z doborem solidnej służącej albo z zakupem dobrej, czyli świeżej i niefałszowanej żywności. Sposobów na oszukanie klienta było mnóstwo . A opisy fatalnych często warunków higienicznych, w jakich sprzedawana była żywność na targach są bardzo obrazowe. Tak więc wyobrażenie, że kiedyś to wszystko było smaczne i zdrowe jest bardzo przesadzone. Opisuje też autorka nowość techniczną, jaką były kuchenki gazowe. Organizowane były specjalne kursy dla pań domu i panien służących zapoznające z bezpieczną obsługą tych nowości. Nasze kuchenne sprawy to sielanka w porównaniu z całkiem nieodległą przeszłością.
Bardzo jestem ciekawa tych ciekawostek, bo sama pewnie pamiętam parę takich, podpatrzonych u Babć, przy okazji zapamiętanych, a Mama od kuchni lubiła trzymać się z daleka, chociaż nieźle gotowała i nigdy nie udało mi się zrobić takiego sosu do pieczeni… Co Mistrz, to Mistrz!
Pani Barbara tym wpisem przypomniała mi, jak babcia na wakacjach (w niedługo znanej niektórym blogowiczom Soczewce) zawijała mięso w ściereczkę z octem. Pamiętam też wkładanie jajek do soli, z których korzystało się przy pieczeniu ciast na święta. Ten lód w XIX wieku i wcześniej zawsze mnie intrygował- przecież nie mieli lodówek! 😉
Wiadomości z frontu groszkowego- dziś specjalnie szukałam sklepu ogrodniczego, w końcu znalazłam i poczyniłam zakup a potem przypadkiem byłam w sklepie Netto i tam była ekspozycja różnych nasion, w tym poszukiwany groszek. Kupiłam na zapas 😉 Sugeruję, żeby spojrzeć na półki w różnych marketach.
Te moje podróże po Łodzi miały miejsce przed pogodowym armagedonem, jaki trafił się w mieście po południu. Było strasznie- ulewa, grad, zalane pół miasta. Jechałam wtedy do domu autobusem i „załapałam” się na całkowite zmoczenie przechodząc kilkaset metrów 🙁
Danuśka, rabarbar u nas na rynku po 4,50 😉
Zdjęcia Ewy, Marka, bezdomnego i innych pokazujących swoje fotograficzne prace podobają mi się 🙂 Nie rozkładam technicznych szczegółów na czynniki pierwsze bo chyba nie o to chodzi.
Rzepie, Jolinku – dzięki!
Alicjo – jestem ciekawa Twojego komentarza 🙂
Rzepie,
dostawałam po tyłku za fatalne zdjęcia z moich okołokontynentalnych podróży, dziękuję Ci za ten komentarz.
Ewo,
ja gubię się w tekście, a zdjęcia bym chciała widzieć w takim prostym klikaniu, jedno za drugim. I tu mi się wszystko mięsza 🙁
Sprawdzanie zawartości „masła w maśle” 😉 1937 rok
https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/94316/3b6250cba2962c0f5b4437e7e5b42006/
https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/94317:1/
Sprawdzanie jakości maślanki 1936 r.
https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/93835/h:174/
Pora umierać…
Gotowanie na kuchni węglowej 1938 r.:
https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/104591/282005b1e793ece3e47cb539a5267cdd/
Bez malaksera i innych robotów (na przykład spomaszowych „wilków”): https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/104598/282005b1e793ece3e47cb539a5267cdd/
Nauka gotowania 1930 r.
https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/107111/8b03acec685de978cceab0d707ee9d09/
I to o czym pisała Krystyna:
pokaz gotowania na gazie – https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/108593/8b03acec685de978cceab0d707ee9d09/
https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/115180/8b03acec685de978cceab0d707ee9d09/
Arku
Mieszam farby od 40 lat .Może nie zawsze mi się chce, ale co jak co potrafię to robić.
Drukować zdjęcia również. Nie potrzebuję kalibratora by drukowane zdjęcia miały właściwą barwę i nasycenie. Oczywiście w profesjonalnych drukarniach stosuje się cyfrowy proofing by kolor na wszystkich etapach był pod kontrolą. A potem i tak na samym końcu wszystko zależy od drukarza obsługującego wielką maszynę drukarską. Niby wszystko na każdym etapie można kontrolować ale najważniejszy jest człowiek podejmujący decyzję jakich materiałów i narzędzi użyć.
Jeśli napisałem , że zdjęcia które zamieściłeś sa przewalone w jakimś programie do edycji zdjęć to wiem o czym piszę. To nie są subtelne różnice to katastrofa. Oczywiście by zdjęcia wyglądały lepiej na tanich i niezbyt dobrych monitorach ludzie często zwiększają kontrast i saturację, wydaje im się, że zdjęcia wzbudzą zachwyt z powodu pięknych kolorków . Tylko zawodowcom za którego się uważasz po prostu nie wypada robić w taki sposób. I nie sądzę by była to wina oprogramowania w twoim telefonie.
Co do zdjęć z podróży, to ja się wtrącę. Albo podróżujemy i pstrykamy fotki jako pamiątki gdzie byliśmy, albo podróżujemy i robimy zdjęcia dla zdjęć wspaniałych. A potem kłócimy się o zupełnie niepotrzebne importeliabilia. Mnie na to nie stać, żeby (czasowo) stać i ustawiać w aparacie to i tamto, ja nie dla National Geographic, ja jadę gdzieś tam, żeby obejrzeć i dla siebie zarejestrować to czy tamto, a najlepiej wszystko 😉
Misio mi kiedyś zarzucił, że „jak ja bym…”
Misiu,
zaręczam Ci, że kiedy byłbyś na przykład w Afryce Południowej 3 tygodnie i miał okazję przejechać tysiące km, (chyba z 10 000+ jak pamiętam) przez ten kraj w celach innych niż podróżniczych, to nie kombinowałbyś, jak robić znakomite fotki, bo na to nie ma czasu, po prostu. Fotki malutkim aparatem, chłe chłe… 😉
Niczego nie kombinuję fotograficznie, nawet nie mam instrukcji obsługi, nastawiam na auto i tyle 😉
Przepraszam perfekcjonistów. Bardzo mi szkoda na przykład tego, że nie wyszło lepiej.
https://photos.app.goo.gl/96lPwsfIOAYUGL2x1
I taki był zakaz, że okna mają być zamknięte, a ja uchyliłam deczko na moment. Deczko!
Nasza kierowniczka wycieczki, a moja koleżanka z czasów szkolnych (podstawówka, potem ogólniak) omal nie umarła z przestrachu, i ja ją rozumiem, w końcu czuła się odpowiedzialna za nas, ale ja okienko tylko na tyle otworzyłam, że aby-aby…
http://aalicja.dyns.cx/news/RPA-03.2009/Kruger_Park-17-19.03/img_8813.jpg
Żivot je cudo, jak powiadał Kusturica w swoich filmach, ja dodam tylko tyle, że i owszem. Ale ryzykować czasem można, a nawet powinno się 🙂
Dla zainteresowanych
http://aalicja.dyns.cx/news/RPA-03.2009/
e tam.. to nie to ta sznurka,zignorujujcie
https://photos.app.goo.gl/CF53PnfYE2YtqEVc2
test
dzień dobry … ☕
rzepie ulewa w Łodzi była że hej … ciekawe jak w okolicach krystyny ..
https://wiadomosci.wp.pl/zalane-ulice-podtopione-tramwaje-nad-polska-przechodza-burze-6250749823633537a
zdjęcia ewy można spokojnie oglądać w albumie …. klikamy na zdjęcie z wpisu i otwiera się dany album …
a groszek kupiłam w markecie obok …
za darmo wyjątkowa kolekcja filmów .. dla amatorów …
https://www.press.pl/tresc/53256,filmy-z-millennium-docs-against-gravity-na-player_pl
Tu muszę się zgodzić z Alicją. Biorąc przykłąd kolegę fotografa Grzegorza K. (ten, od zdjęć z Afryki czy Azji), on sam przyznaje, że jeździ na zorganizowane (bądź sam organizuje) wyprawy stricte fotograficzne. Wtedy celem jest zrobienie jak najlepszych zdjęć, a wszystko inne jest na drugim planie. Z kolei zwykłymi zdjęciami z wakacji, bardzo rzadko się chwali…
Co do zdjęć bezdomnego czy Misia nie będę się wypowiadać, bo nie jestem ani fachowcem ani artystką…
Alicjo,
Gdzie się gubisz? Miniaturka zdjęcia z napisem Moszna prowadzi do galerii zdjęć z tego zamku. Podobnie z Nysą i arboretum w Wojsławicach. Z kolei na głównej stronie jest wejście do galerii zdjęć: http://www.eryniawtrasie.eu/str_0001/21215-2
U Ewy i W. nie można się zgubić. Podoba mi się taka forma prowadzenia blogu.
Oglądałam zdjęcia z Łodzi. U nas ulewa dotknęła Gdańsk i trochę Sopot. Do Gdyni i do mojej miejscowości dotarły tylko marne resztki frontu pogodowego i porządnego deszczu nie było. Za to potem długo padał spokojny i lekki deszczyk. Dla roślin to zdecydowanie lepiej. I żadnych szkód nie było. Wczoraj było prawie 30 st. C, a dziś 14 st.
Rzep wspomniala o babci zawijającej mięso w ściereczkę z octem a ja pamietam z dzieciństwa, ze mama tez tak czasami robiła i nagle poczułam sie wiekowa:-)
Mam podobny do rzepa stosunek do zdjeć. Oglądam je jako opowieść o miejscach czy zdarzeniach a jeśli niektóre dostarczają wzrokowych olśnień, to tym lepiej. Mam na myśli ostatnie zdjecia bezdomnego, które są jak obrazy. Zdjecia dokumentarne to te, które nam podrzuca Asia, zawsze jak najbardziej w temacie:-)
Wysialam nasionka jarmużu i szarlatu i od miesiąca podjadam zielone listki, którymi posypuje co sie da.
Krystyno, czy słowo „dokumentarny” mozna używać zamiennie z „dokumentalnym”? Wahałam sie jak napisac.
W ściereczkę z octem zawijała moja Babcia kawałek wołowiny na pieczeń, wcześniej przyprawiony i obłożony cebulą.
Alino,
sądzę, że tych słów można używać zamiennie, choć w praktyce spotykam się z reguły ze słowem ” dokumentalny”. Zajrzałam do moich starych słowników i tam oba te wyrazy traktowane są jako synonimy. „Dokumentarny” odchodzi chyba już w zapomnienie.
Ja także czuję się wiekowa, kiedy okazuje się, że pamiętam pranie na tarze, brak lodówki w domu, ale też przyjemne wydarzenia jak zakup adaptera a później telewizora.
Pranie na tarze też jeszcze pamiętam. Do Dziadków przychodziła pani i odbywało się pranie, ale z mojego punktu widzenia to było krótko, zaraz potem pojawiły się pralki z wyżymaczkami. Natomiast lodówki pamiętam od zawsze, najpierw małe bez zamrażalnika, a potem coraz większe. Mieszkanie, w którym spędziłam pierwszych osiem lat życia, miało kuchnię węglową i piec, była też chyba mała kuchenka elektryczna żeby zagotować wodę, czy coś szybko usmażyć. Jak się potem przeprowadziliśmy i było centralne ogrzewanie, ciepła woda i gaz to był luksus.
Książkę przeczytałam z zaciekawieniem.
Krystyno, dziekuje za wyjaśnienie 🙂
A czy pamiętacie magiel? W mojej dzielnicy, na Rakowcu, był takowy i mama nosiła tam uprana bieliznę ale krótko potem mieliśmy juz pralkę z wyzymaczka.
Do magla się nosiło pościel i ręczniki, ale już podsuszone. Magiel ułatwiał albo wręcz eliminował prasowanie.
To prawda, wyzymaczka nie zastępowała magla 🙂
Alicjo i Marku, oboje macie rację. Też jestem „pstrykaczem pamiątkowym”, ale dawniej, kiedy robiłem profesjonalne filmy, to musiałem stosować odpowiednie filtry do zmiany temperatury światła. Wszystko zależy od celu zdjęć. Zdjęcia Arka często wygladają jak z fotoserwisu.
A propos konserwacji żywności. Też pamiętam masło w zimnej wodzie, jajka nurzane w „wodzie szklanej” (!?) i spiżarkę w której był pojemnik na lodowy kloc sprzedawany obwoźnie.
Alino, a magiel? Przez całe lata do mnie należało, najpierw noszenie, a potem (jak się dorobiłem motocykla) wożenie tam, bielizny.
Cichal 🙂
Mam taka maselniczke, fajansowa, z ładnym alzackim wzorem, służy jako dekoracja w kuchni ale tez troche mi służyła do przechowywania masła.
wspomnienia mam podobne … ale najgorsze to zimna woda z kranu lub z pompy na podwórku i kąpiele w bali do prania .. ale i tak były to moje najlepsze lata bo u babci na wsi wszystko w ogródku i na polu było nasze .. a chodzenie na strych, gdzie wisiały wędzone szynki i boczek to były prawdziwe podchody … mama z siatami z rynku to wspomnienie też miłe bo była taka szczęśliwa, że kupiła takie specjały .. pewnie dlatego wspominam mamy kuchnie z sentymentem bo lodówki nie było a zakupy były zawsze świeże to i jedzenie było super …
trzeba już zacząć robić to na prezenty świąteczne się przyda …
http://doowa.blogspot.com/2018/05/domowy-likier-migdaowy-domowe-amaretto.html
Też dobrze pamiętam czasy gotowania na kuchni węglowej, palenie w piecach ogrzewających pokoje, zimną wodę w kranie, a nawet domowe maglowanie bielizny takim ręcznym maglem. Serek biały zawijany w płócienną szmatkę i masło zawinięte w liście chrzanu itp. A ciekawe czy któraś z Pań pamięta rurki do nakręcania włosów. Nagrzewało się je żarem w tej węglowej kuchni, chłodziło nieco machając nimi i żeby nie popaliły włosów, próbowało nawijając kawałki papieru, dopiero po upewnieniu się, że temperatura akuratna, nawijało się na nie włosy uzyskując loki, a nawet anglezy.
Najbardziej mnie jednak zadziwia sztuka dbania o ubrania, koronkowe żaboty, czy inne detale strojów, jedwabne, długie suknie. Jak to możliwe żeby utrzymać to wszystko w czystości bez pralek, specyfików piorących, że nie wspomnę o żelazkach, które bez termostatu prasowały te cudeńka, a napędzane nie prądem, ale rozgrzaną w żarze duszą. Takiego sposobu prasowania nie pamiętam, ale wiekowe żelazko z duszą mam 🙂
Jolinku, bardzo lubię likier Amaretto na kostkach lodu, ale nigdy sama nie robiłam, podobnie jak ajerkoniaku, a podobno domowy najlepszy 🙂
Barbaro rurek nie pamiętam ale pamiętam jak babcia (piękna kobieta o oryginalnej urodzie) malowała brwi węglem a usta burakiem a o cerę dbała pianą z udojonego własnoręcznie mleka … mimo dużego gospodarstwa dbała o urodę a nam wnuczkom truła głowę w wakacje jak mamy dbać o siebie, jak mamy chodzić, jak sprzątać i gotować … zapamiętałam tylko dbanie o urodzie … 😉 …
Rurek nie pamiętam, bo rodzina miała w większości kręcone włosy, ale żelazka bez termostatu tak, prasowało się delikatne rzeczy przez wilgotną szmatkę.
Przepis na likier zapisałam, może zrobię 🙂
Może nazwa „rurki” to taka miejscowa, bo nazywano je też „żelazka”
http://www.lisak.net.pl/blog/?p=6003
na temat … Zbigniew Wodecki … „Lubię wracać tam gdzie byłem” …
https://www.youtube.com/watch?v=WyBcLh-fF_8
Kupiłam rabarbar, jutro będzie crumble i kompot rabarbarowo-jabłkowy.
Prania na tarze nie pamiętam, stała sobie spokojnie w pralni, w piwnicy. 🙂 Za to franię mieliśmy dosyć długo, bo pralką automatyczną, kupioną przez rodziców w latach osiemdziesiątych, nie nacieszyliśmy się długo. Rodzice byli szczęśliwi, że ją zdobyli. Niestety po kilku praniach popsuła się, części brakowało i okazało się, że w sklepie znalazła się po kilku reklamacjach, o czym nikt rodziców nie poinformował przed zakupem. Takie czasy. 🙂 Pamiętam kuchnię gazową starego typu, dużą, z piekarnikiem. Węglowa jest do dzisiaj w piwnicy. Babcia czasami z niej korzystała gdy robiła większe pranie i gotowała bieliznę.
W naszym małym mieście magla nie było. Kiedy byłam już na swoim, woziłam jakiś czas pościel do maglowania, ale pewnego razu ze świeżo wymaglowanych rzeczy wymaszerowały mrówki faraona. Od tej pory zrezygnowałam z magla.
Na wsiach przechowywanie żywości było trochę łatwiejsze, bo dość powszechne były piwnice naziemne budowane w pobliżu domów. Dziś to już zupełna rzadkość. Do niedawna widywałam taką budowlę w pobliskiej miejscowości, oczywiście nikt z niej nie korzystał. Ale rozebrano ją całkowicie. Szkoda, ale na prywatnej posesji tylko przeszkadzała właścicielom. Ale w Rzucewie k. Pucka, które niedawno odwiedziłam z wnukiem, jest taka piwnica z tabliczką informacyjną. Ale to teren muzeum, więc obiekt został należycie zabezpieczony.
Frania była niezniszczalna. Nie zepsuła się ani razu.
U nas też była Frania 🙂 , a pralki automatyczne trafiły nam się długo funkcjonujące.
Magiel, to była też forma luksusu:
Kuryer Lwowski, 1895 r.
Ogłoszenie
„W kamienicy pod 1. 11 i 11A przy ulicy Janowskiej we Lwowie są dwa pokoje z kuchnią, pokój kawalerski pod umiarkowanymi warunkami zaraz do wynajęcia. Praczkarnia, magiel i studnia w kamienicy.”
1900 r.
„Zaraz do wynajęcia, przy ulicy Technickiej 8. 11. 6 pokoi z balkonem, 2 przedpokoje, łazienki, kuchnia z pokojem dla służby, spiżarka, strych i piwnica, do wspólnego użytku wodociągi, praczkarnia i magiel. Bliższa wiadomość u dozorcy domu.”
1892 r.
„U nas jeszcze nie wprowadzone!
2 do 3 złr. dziennie czystego zysku może przynieść każdemu właścicielowi kamienicy nabywszy praktyczny magiel korbowy wyrobu krajowego. Powyższy magiel można oglądać na składzie u Józefa Rozieckiego, Lwów, pl. Halicki obok gł. trafiki.”
Kurier Stanisławowski, 1902 r.
„Oszczędność w gospodarstwie domowem. W kamienicy St. Chowańca, ul. Belwederska 8 wynajmuje się magiel mechaniczny najnowszej konstrukcyi, wymagający do obsługi tylko jednej osoby. Magluje świetnie, lekko i tanio – bliższa wiadomość u dozorcy domu.”
Była frania! Nie pamiętam już, kiedy Rodzice kupilo automata, ale mnie już w domu nie było. A jeszcze wczesniej, przed franią, była oczywiście tarka! I mam prawie taką samą od Cichala, no ale teraz to już antyk, proszę państwa, antyk! Ale drobne pranie wykona moimi ręcamy…
Właśnie wróciliśmy z Ottawy, odwiedzxaliśmy naszego kolegę diabetyka. Ludzie, dbajcie o siebie! Tomkowi obcięli nóżkę od prawego kolana 🙁
Były sportowiec zapuścił się, przytył okropnie, no i po drodze nabawił się cukrzycy, którą zaniedbał. Dopiero jak mu nózię odcięli zauważył, że to jednak poważna sprawa. Dobrze chociaż, że mu humor dopisuje…Wisielczy bo wisielczy, ale zawsze to. No i zdążył zbałamucić wszystkie pielęgniarki – nic dziwnego, siedzi w tym szpitalu już cztery miesiące. A panienki za poczucie humoru go lubią.
Asia pisze o maglu – ostatnio pracowałam na maglu z pewnym hotelu w Austrii w roki 1981/82.
Ale z zakamarków pamięci wychynął jeszcze jeden magiel, tak zwany poniemiecki, średnie lata 50-te. Magiel dobra rzecz do bielizny pościelowej, obrusów, ręczników, o wiele lepszy, niż żelazko!
Nie wyobrażamy sobie życia bez lodówki, prawda? Kiedyś żyło sie bez nich. Pamiętam z dzieciństwa szynkę w której coś się tam ruszało. Po wydłubaniu i wyrzuceniu, resztę się smażyło i jadło ze smakiem! To był rarytas. Była okupacja.
Przygotowywano też konserwy:
Kurjer Stanisławowski 1911 r.
„Gotuj na zapas! Oszczędne, praktyczne! Pojedyncze, mocne, pewne!
Weck’a oryginalne konserwujące aparaty oraz słoje umożliwiają same naturalny sposób życia! Przeszło 1.000.000 w użyciu! Niezwykła oszczędność na czasie, trudzie i wydatkach. (Konserwy owocowe wkładano bez cukru). Zawsze gotowe potrawy, gotowe jadło dla chorych, urządzenie na mleko dla dzieci. Szczegółowe opisy wysyła I. Weck . Główny dom wysyłkowy Karol Muller, Schonberg 118 (Morawy).
Można było kupić gotowe przetwory:
Kuryer Lwowski 1891 r.
„… Konserwy Baczyńskiego, przechowywane w hermetycznie zamkniętych słojach lub szczelnie przymkniętych puszkach, odznaczają się tą niezrównaną zaletą, że po najdłuższym czasie zatrzymują swój pierwotny smak naturalny, wolne są od wszelkiego rodzaju zdrowiu szkodliwych przymieszek, a co do ceny są o połowę, względnie 2/3 części tańsze od konserwów zagranicznych np. puszki groszku zielonego, szparagów olbrzymich najlepszego gatunku. (…) Oprócz tego wyrabia p. Baczyński następujące konserwy: groszek, grzyby, fasolkę i rydze; szparagi, szampiony, raki, rostbef, kszyki, słonki, przepiórki i inne dzikie ptactwo, ekstrakt ze zwierzyny, pasztet z kur domowych, bulion suchy, ekstrakt mięsny czysto wołowy, bigos, marmolady morelowe, kompoty z owoców, galarety porzeczkowe, korniszony, pomidory, ekstrakt płynny, a także zupy dla armii: grochową, kminkową i panadel z mięsem i jarzynami.
(…) Podczas tegorocznych manewrów komenda 30 pułku sprowadziła od p. Baczyńskiego konserwy (gulasz, bigos i pasztety). Okazały się one znakomitemi i wyrażono mu za to uznanie. Arcyksiążę Salwator należy także do odbiorców p. Baczyńskiego, który w ostatnich dniach na zamówienie arcyksięcia wysłał trzy ekspedycje bigosu polskiego do Traunkirchen.”
Jak to drzewiej bywało – narzekamy na GIODO, na RODO, śmiejemy się ze sformułowania „syn byłego prezydenta, Sławomir W.” ale na początku ubiegłego wieku nie przejmowano się ochroną danych, tym jak przyjmie to rodzina. Opisywano całe zdarzenie ze szczegółami, nie martwiąc się czyjąś wrażliwością. Taki przykład:
z Kurjera Stanisławowskiego 1907 r.
„Samobójstwo ucznia.
W poniedziałek w południe odebrał sobie życie przez powieszenie 19-letni Stanisław Lewanderski, uczeń VI klasy tutejszego polskiego gimnazjum, syn woźnego Magistratu, przy ul. Zarwańskiej pod 1. 20 zamieszkały. Przyczyną samobójstwa było, iż denat, który w sobotę i w niedzielę zdawał poprawkę z łaciny, przypuszczał, iż poprawki tej nie zdał. Tymczasem protokół z poprawczego egzaminu nie zawiera noty klasyfikacyjnej, która mogła być dobrą. Śp. Lewanderski pomimo, że był uczniem sumiennym i pilnym, talentów nie miał i VI klasę dwa razy powtarzał. Przy poprawce odpowiadał słabo, tak iż profesor tego przedmiotu znany z przychylnego usposobienia dla uczniów pan Szarga, miał poważne wątpliwości czy Lewanderskiemu dać dobrą notę. Przypuszczenie, iż poprawki nie zdał, nasunęło nieszczęśliwemu myśl samobójstwa, która niestety wykonał, napisawszy poprzednio serdeczny i tkliwy list do rodziców. Uwisnął na strychu, a odcięty dawał znaki życia, którego niestety nie zdołano mu przywrócić. Pogrzeb biednego młodzieńca odbył się we środę po południu przy nadzwyczajnym udziale publiczności serdecznie bolejącej nad jego tragiczną śmiercią.
Wypadek ten wywarł przygnębiające wrażenie – jakkolwiek winy takowego ani prof. Szardze, który zmarłego nigdy nie sekował i owszem do ostatniej chwili był dlań pobłażliwym i zamierzał mu wpisać dobrą notę, ani tez rodzicom denata, którzy mu żadnych wyrzutów nie czynili – przypisywać nie można. Wypadek tłumaczyć należy nadzwyczajnem rozdrażnieniem młodzieńca, który dwa razy powtarzając VI klasę i wiedząc, że przy poprawce słabo odpowiadał, obawiał się złej noty.”
Mnie wczoraj rozśmieszyło w gazecie coś takiego, że niejaki „Rafał O., syn Daniela Olbrychskiego…” – kamuflaż jak jasny gwint 😉
Pralka automatyczna? Nie posiadam. Mam za to dwie pralki Światowid. Sąsiadki podziwiają biel moich koszul i pościeli. Do płukkania używam wody ze studni. Pościel gotuję.
Zabroni mi ktoś powrotu do przeszłości?
Pamięć
Pamięć niech będzie przeklęta,
Wciąż robi remanenta.
******
Starość
Czas sobie dzielę
Na same niedziele.
Jan Sztaudynger
Misu-niech każdy pierze, jak lubi 🙂
Z wczesnego dzieciństwa pamiętam tarę, potem byla oczywiście Frania. Teraz jest w domu pralka Indesit i od bardzo wielu lat dobrze się sprawuje. Odpukać…
bedzie granie czy pranie ? –> https://get.google.com/albumarchive/118399121099696213754/album/AF1QipMBsql_b508VtVSWA2d0fqthao1OBwhPE_RuVWM/AF1QipNpkZ8MN4-tMNv8eV7dGIwgrzBrCY6NFjRP0H7T
Już wczoraj świętowaliśmy Zofię. Gospodyni zaszalała wykonując kilka nowych, eksperymentalnych dań. Nie wszystkie okazały się oszałamiającym sukcesem, tym niemniej doceniliśmy trud i serce włożone w przygotowanie dosyć skomplikowanego menu. Poniższe danie bardzo smakowało wszystkim gościom:
http://www.kobieta.pl/artykul/wachlarz-z-cukinii
Dla Alaina była wersja bezcebulowa.
Cichal-Twój groszek już zapewne zadomowił się w doniczce. Domyślam się, iż posiałeś,
jak w duszy grało i otrzymasz godne zazdrości plony 🙂
W oczekiwaniu do zbiory groszkowych łodyżek proponuję do śniadania lub na podwieczorek koktail z zielonego groszku:
http://zielonekoktajle.blogspot.com/2015/10/groszek-banan-melisa.html
późne dzień dobry … ☕
ten mój groszek się nie spieszy … może coś zrobiłam nie tak … po ilu dniach kiełkuje? …
Danuśka ja zawsze miałam stały zestaw dla gości .. ale wtedy się tak nie eksperymentowało … miało to też zalety bo goście wiedzieli czego u nas lub koleżanki się spodziewać … pamiętam jak raz mi się nie chciało zrobić galaretek z kurczaka i mimo, że wszystko im smakowało latami mi wypominali, że raz nie zrobiłam ..
kolega poleca … chrzan jak u babci … poszukam w sklepie …
https://pyszneeko.pl/product-pol-189-Chrzan-Extra-Wielunski-Domowy-Tarty-Luniak-220g.html
Misiu,
skarb jesteś wielki! Za stara jestem na Twoją żonę, bo gdybym, tobym 😉
Wczoraj w ramach poszpitalowych rozrywek obejrzeliśmy po raz wtóry „Rozmowy kontrolowane”, które są niekontrolowane na youtubie. No i jak tu nie kochać Mariana Opanię, który na drutach robi prawie tak, jak ja? Bo tutaj, proszę szampaństwa, na drutach robią na odwyrtkę 😯
Krystyno,
Ty jesteś znawczynią kina, więc od czasu do czasu podrzuć nam, co warto z polskiego kina obejrzeć, ostatnio chodzi nam o komedie. Nawet stare, byle można było się pośmiać.
Jolinku,
tak to jest…raz nie zrobisz i masz za swoje 🙁
dla Danuśki … 🙂 .. „Eat Pierogi” …. zabawne …
https://www.youtube.com/watch?v=afBKjqAkNSw
https://vod.pl/programy-onetu/rezerwacja-1105/q236txt#0
Lubię te programy.
Katarzyna Bonda, moim zdaniem – szkoda czasu i miejsca w walizce, nie mówiąc już o półce 😉 „Królowej polskiego kryminału” brak berła, moim zdaniem, czyli dobrego pióra. A pisze książki obszerne, które już z wejścia powinnam lubić i pochłaniać.
może chcesz się zgłosić ….
https://wolontariuszewolnychwyborow.pl/
Jolinek,
pierogi wreszcie dorobiły się słusznej piosenki 🙂
mamy tyle samo lat … dziś 13 może dlatego … czekam aż wiatr, co rozgoni … KORA … Manam …
https://www.youtube.com/watch?v=GQR23MupMrA/
Małgosiu pomysł na rabarbar …
http://ifailatcooking.blogspot.com/2018/05/krem-rabarbarowy.html
Alicjo,
pochlebiasz mi, ale znawczynią kina nie jestem. Lubię kino, ale nie bardzo mam co oglądać. Współczesne polskie komedie zwłaszcza te tzw. romantyczne obejrzałabym tylko za karę. Ale ludzie chodzą na nie i dobrze się podobno bawią. Zastanawiam się nieraz, dlaczego kiedyś robiono dobre komedie, które nadal śmieszą, a te dzisiejsze są ciężkie i nieśmieszne. Dlatego nie mogę Ci służyć dobrą radą. Z filmów nakręconych w ostatnich latach podobał mi się bardzo ” Rezerwat” / o życiu na warszawskiej Pradze/, ” Moje córki krowy”, ” Rewers”, ” Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy”, ” Statyści”. Ale to są filmy obyczajowe z elementami komedii. Uśmiać się na nich nie można, ale uśmiechać jak najbardziej.
Katarzyny Bondy nie czytałam, choć mam w domu ” Lampiony” i jakoś mnie do niej nie ciągnie. Mąż je kupił i przeczytał, ale skrytykował. Kryminałami już się nasyciłam.
Przeczytałam ostatnio, że znany autor kryminałów Remigiusz Mróz pisze kilka obszernych książek w roku, produkcja prawie przemysłowa. Ale skoro są czytelnicy…
Jolinku,
groszkowi trzeba dać trochę czasu; myślę, że co najmniej tydzień. Mój posiałam w piątek. Ciekawe u kogo wykiełkuje najszybciej.
Wydaje mi się, ze tego chrzanu trzeba szukać w sklepach ze zdrową żywnością.
Asiu,
dzięki za kolejną porcję archiwalnych ciekawostek.
W gospodarstwie jednoosobowym, tak jak u Misia, można obyć się bez pralki automatycznej. Wystarczy zwykła. Niektóre rzeczy piorę ręcznie, ale doceniam zalety pralki automatycznej.
Danusiu! Nie wzeszło! Zapomniałem byłem…
Krysiu! Tysiace filmów na CDA. Za darmo. Kupisz za parę złotych kabel HDMI, połączysz komputer z telewizorem i hulaj dusza, piekła nie ma… 🙂
Krystyno,
dlatego tak napisałam (i podtrzymuję!), że Ty najczęściej piszesz o filmach, które obejrzałaś i ja się kieruję Twoim zdaniem 😉
Kocham dobre kryminały, a byłam ciekawa Bondy, która przez kogoś została okrzyknięta „królową polskiego kryminału”. E tam!
I to mocne „eeee…tam….”
Królowa była tylko jedna, Joanna Chmielewska, a i to tylko do czasu, bo jak zasiadła na tronie, to berłem nie chciało się jej ruszać. Ale jej wczesne kryminały to perełki, bo i trup, i kupa śmiechu przy okazji.
Mistrzowie kryminału to po pierwsze Marek Krajewski, a po drugie Hanning Mankel, a po trzecie Mariusz Czubaj. Nikt już nie pisze humorystycznych kryminałów na wzór Chmielewskiej, a szkoda.
Bonda moim zdaniem jest okropnie ciężka, za wiele wątków w sprawie i można się pogubić. Nie kupiła mnie wcale a wcale.
Natomiast Mankel i Krajewski – jak najbardziej! Sercem jestem przy wrocławskim Krajewskim, ale Skandynawa też kocham.
Miłośniczką kryminałów była Nisia, miała ich setki na półkach schodów, wiodących do Piwnicy, wszystkie Agaty Christie, Chandlery i takie tam. Kiedyś wzięłam sobie do spania jeden taki Christie – i doszłam do wniosku, że tego w dzisiejszych czasach już się nie da czytać.
Wracając do filmu, podpytuję Krystynę, bo zorientowałam się, że bywa w kinie, ogląda i wyraża swoje zdanie na temat. Między innymi obejrzałam „Pokot” i zgadzam się z Tobą, że film cokolwiek drastyczny – czytając książkę Tokarczuk („Prowadź swój pług przez kości umarłych”) nie spodziewałabym się takiego filmu.
Wyobraźnia nas ogranicza, albo przeciwnie wręcz 😉
Cichalu,
oglądanie filmów w kinie to jednak zupełnie inne przeżycie, niż na ekranie telewizora/komputera.
Ale kino jako takie odrzuciło mnie zupełnie – nie znoszę zapachu prażonej kukurydzy!!! Myślę, że na to mam nawet jakąś alergię, po prostu się duszę.
Cichalu,
co to jest CDA? mnie prof. google mowi, ze to Canadaian Dental association … albo cos zwiazane z cukrzyca (diabetes). Moglbys rozszyfrowac ten skrot?
U nas dzis Dzien Matki i wiosna w pelni. Rano nie dalo sie posiedziec na dworze bo halas kosiarek byl nie do zniesienia. Restauracje zapchane – rodzinny brunch albo obiad to tradycja dla wielu rodzin. Moje dzieci jak byly male zawsze serwowaly mi sniadanie do lozka (i sprzatanie balaganu w kuchni po ich wyczynach kulinarnych). Dzisiaj przygotowali brunch dla wszystkich – przy stole na szczescie. Po poludniu planujemy wypad do ogrodow botanicznych – na spacer plus kawe i deser w kafejce na miejscu. Milej niedzieli wszystkim!
A przy okazji…
https://kultura.onet.pl/film/wywiady-i-artykuly/cannes-2018-joanna-kulig-o-zimnej-wojnie-dalam-rade-wywiad/efmykjb
Ciąg dalszy:
http://www.eryniawtrasie.eu/26503
CDA
http://cda-hd.co/
ewo wiosną Wrocław jest piękny … bardzo ciekawe miejsca pokazujecie Daro … pomachanko do Ciebie … 🙂
GosiuB miłego Dnia Matki … 🙂
u mnie dziś racuchy z makiem do kawy ..
znacie czy nie znacie …
https://www.kukbuk.pl/wiadomosci/3-slaskie-desery-ktorych-nie-znacie/
Jolinku,
Na Śląsku, kołocz jest standardowym plackiem przynoszonym do pracy z okazji ślubu. Na kopę trafiłam raz w pszczyńskiej restauracji. Była świetna, ale stanowczo nie należy po niej prowadzić samochodu. Została mi jeszcze szpajza do zaliczenia.
Jolinku-dzięki za „Eat Pierogi” 🙂
Zanotowałam też podrzucony przez Ciebie przepis na krem rabarbarowy. Do wypróbowania w najbliższym czasie.
Szkoda, że Zgaga już się u nas nie pojawia, bo mogłaby zabrać głos w sprawie śląskich deserów.
Alicjo-nie wiem, jak w Kanadzie, ale u nas są kina, w których nie sprzedaje się prażonej kukurydzy natomiast przed seansem można wypić dobrą kawę w kinowej kawiarni. My z kuzynką Magdą lubimy na przykład to miejsce http://kinomuranow.pl/
Niedziela gospodarczo-porządkowa jedynie z niewielkim spacerem na targ po truskawki.
Dzięki Jolinku,
Staraliśmy się pokazać Daro miejsca nam bliskie 🙂
O właśnie, w sprawie śląskich przysmaków jest przecież Ewa!
Nasza Koleżanka nieustannie w podróżach bliższych i dalszych, ma jednak swój stały, śląski adres 🙂
Przez dom przeleciał huragan w postaci dwojga wnucząt i ich rodziców. Na obiad były kotleciki jagnięce i pieczony kurczak. Na deser crumble z lodami rożnych rodzajów. Najlepiej pasują waniliowe, ale testowaliśmy też jogurtowe z truskawkami i sorbet z mango, który najlepszy był solo i był świetny. Te lody to ukłon w stronę wnuczki, która za ciastami raczej nie przepada, ale lody oczywiście uwielbia.
Jolinku rabarbaru w tej chwili nie mam, ale przepis odnotowałam.
Małglosiu-polecam też mus z mango, rewelacja!
https://sklep.kuchnieswiata.com.pl/product-pol-305-Mango-Pulp-Alphonso-850g-przecier-nektar.html Wczoraj był znaczącym elementem deseru na imieninowym przyjątku (cytat z Nisi 🙂 )
We Francji w Masywie Centralnym śnieg i powrót zimy.
Danuśka ten tydzień też nam chłodem powieje …
Małgosiu po huraganie dobrze się odpoczywa ….
zabawa z rabarbarem …
http://candycompany.pl/tarta-z-rabarbarem/
Wrocaw jest niestety, piękny o każdej porze roku!
I dlatego go kochamy, chociaż niekoniecznie tylko za to.
Kina bez prażonej kukurydzy u nas na wsi nie ma. Dla mnie to niepojęte, że koniecznie trzeba coś przegryzać, oglądając film.
Do kin wrocławskich chodziłam z robótką na drutach i bardzo dobrze pamiętam, jak mi wypadły z rąk na „Szczękach”…moment, kiedy z dna łodzi (podwodnie) pojawia się gębusia…
Kina u nas to jakieś wielkie przedsiębiorstwa i już mi się tam nie chce chodzić, chociaż na pewno niektóre filmy warto byłoby zobaczyć na wielkim ekranie.
*Wrocław
Danusiu, dzięki! Wypróbuję.
Jolinku masz rację, jak się ogarnie trochę wszystko to robi się pusto i cicho.
Trochę szumu nie zawadzi, a nuż pomoże? Tak ja odczytuję podobne wypowiedzi…Dzieło samo się obroni, myślę.
https://kultura.onet.pl/film/wiadomosci/pawlikowski-w-polsce-na-czarnej-liscie-mamy-oswiadczenie/fv32bg5
Gosiu, Jurku. To jest strona HD. Nie każdy ma taki mocny strumień. żeby to obsłużyć. Prostsze wejście jest https://www.cda.pl/
Można wybrać jakość.
Bezpośrednio na filmy z lektorem (są też z napisami) W okienku Szukaj, można wpisać tytuł albo aktora itd Uprzednio trzeba skasować napis)
https://www.cda.pl/video/show/ca%C5%82e_filmy_z_lektorem/p2
Cichal, Yurek,
Dziekuje – nie wiedzialam, ze to polski portal i potrzebuje koncowki pl. Wyprobuje w najblizszym czasie.
Jolinku, dziekuje! (doczytalam do tylu) U nas Dzien Matki jest zawsze w niedziele i jest to bardzo rodzinny dzien.
W Krolewskich Ogrodach Botanicznych pospacerowalismy po arboretum podziwiajac kwitnace magnolie, wisnie japonskie i koreanskie oraz inne mniej znane kwitnace drzewa. Bylo tez mnostwo ciekawych odmian tulipanow w pelnym rozkwicie. W sklepie na miejscu mozna kupic cebulki (jesienia) ale u mnie zadne cebule tulipanow nie maja szans ze wzgledu na superaktywne wieworki. Za pare tygodni beda kwitly bzy, irysy i piwonie, bardzo liczne i rzadkie odmiany, ktore odwiedze jak co roku.
Irek chyba na wakacjach, bo kawy ostatnio nie serwuje. Podam na wszelki wypadek herbatę:https://thumbs.dreamstime.com/b/tulipany-na-bia%C5%82ych-deskach-z-fili%C5%BCank%C4%85-herbata-i-dzienniczek-86959743.jpg
Do herbaty Sztaudynger. Przy kawie też się dobrze czyta 🙂
Fraszki
Frraszka to ptak szybkiego lotu,
Od błyskawicy-do grzmotu.
dzień dobry … ☕
zapowiadają grzmoty i u nas … zbliżały się burze do miasta ale przechodziły obok .. deszcz się przyda .. grad i wichury nie ..
piwonie zawsze mi się kojarzą z końcem roku szkolnego bo miałam ich bukiet dla pani z ogródka sąsiadki …
jak ktoś lubi to może zrobić … mam ocet ryżowy i stoi sobie ..
http://gospodynimiejska.blogspot.com/2018/05/azjatycka-surowka-z-marynowanego-ogorka.html
Jolinku-mnie piwonie kojarzą się z wakacjami w Gdyni 🙂 Pachniały pięknie albo u babci w ogrodzie albo już w domu, w wazonie. W Gdyni wszystko kwitnie trochę później niż w Warszawie.
Dzień dobry,
Bardzo mi sie podoba krem rabarbarowy, przepis podany wczoraj przez Jolinka. Poszukam rabarbaru, śliwki suszone zawsze mam w zapasie.
Danusko, przejrzałam stronę Muranowa, tyle ciekawych filmów do obejrzenia, w tym francuskich 🙂
Kino lubię od zawsze. Mamy tutaj małe kino ale wybór filmów jest bardzo ograniczony wiec chodzę tam w sumie rzadko.
Piwonie (lub peonie 🙂 przywołują wspomnienie ogródka u babci. To taki piekny kwiat i jak pachnie!
U nas zimno i pada deszcz.
Danuśka pierwsze 11 lat spędziłam w Lęborku i tam jak piszesz piwonie kwitły akurat na koniec roku szkolnego … piwonie zawsze na imieniny dostawałam od męża bo miał sentyment do tych kwiatów …
wiaterek zimnawy dziś ..
Dziś po raz pierwszy w tym roku usłyszałam kukułkę. Wydawało mi się, że kukułki odzywają się w czerwcu, ale różnie jest z tą pamięcią.
Piwonie należą do moich ulubionych kwiatów. Mam jeden krzak w ogródku wyhodowany z maleńkiej sadzonki. W Gdyni wzdłuż alei przy Urzędzie Miasta obsadzono długie rabaty piwoniami. W ubiegłym roku wybrałam się tam specjalnie, aby je obejrzeć. I rozczarowałam się trochę, bo piwonie o wiele lepiej wyglądają w ogródku za zielonym tle niż w sąsiedztwie szarych chodników. Może w tym roku inaczej to odbiorę.
A jeśli chodzi o kino, to od kiedy istnieje Gdyńskie Centrum Filmowe, chodzę tylko tam, bo i filmy są ciekawsze, nie ma popcornu i reklam, tylko zapowiedzi nowych filmów. Same zalety. A przed lub po seansie można wypić kawę lub coś zjeść, bo jest tam miła kawiarnia i restauracja z widokiem na Kamienną Górę.
Danuśka pisze u musie z mango. Mango mi smakuje, ale zawsze mam problemy z dotarciem do miąższu. Pestka jest długa i szeroka i pozbycie się jej powoduje, że ręce są całe w soku. Może są jakieś estetyczne sposoby na jedzenie mango.
Krystyno, obieram mango w sposób, jaki jest pokazany tutaj:
https://youtu.be/GvTxnPKHhJY
Alino,
dziękuję. Będę próbowała.
Są też krajacze do mango, mam taki i się sprawdza. Link pokazuje jak to wygląda, można kupić gdzie indziej taniej:
https://www.aledobre.pl/19375,Krajacz_do_mango_bia_y_Moha_.html?gclid=Cj0KCQjw5-TXBRCHARIsANLixNwl46SA9OXusadIGNgT7ou33TyNp63foBrN1Npox4ei4pxeZmaIbikaAkoSEALw_wcB
Też ciekawe rozwiązanie, tylko niezależnie od wybranego sposobu muszę nauczyć się rozpoznawać, jak położona jest pestka, co chyba nie zawsze jest proste, bo niektóre owoce są spłaszczone, a niektóre kuliste. No cóż, będę się szkolić.
się napatrzyłam na obieranie i krojenie mango i niestety ale zawsze dojrzałe mango mnie pokonuje …
nie wiedziałam, że sosna ma kwiaty …
http://www.krolestwogarow.pl/2018/05/kwiaty-sosny-w-miodzie.html
Wykiełkował mój groszek, co prawda na razie tylko trzy bardzo nieśmiałe kiełki, ale jest nadzieja… 🙂
Pogoda się załamała, na pocieszenie kupiłam piwonie w pąkach 🙂
Krystyno-podczas mojej ostatniej wizyty nad Bałtykiem odwiedziłam też Gdyńskie Centrum Filmowe. Był i film i kawa 🙂
Salso-groszkowe gratulacje 🙂 U mnie na razie cisza.
Ciąg dalszy:
http://www.eryniawtrasie.eu/26546
Jolinku,
Kwiaty sosny w syropie to gruzinskie domowe lekarstwo na choroby górnych dróg oddechowych. Mamy jeszcze mały zapasik.
ewo bardzo nie lubię takich zejść … W. pewnie szczęśliwy z powrotu do miejsc znanych .. a ten zapasik to przywieziony z Gruzji czy sama robiłaś? …
mój groszek chyba buzuje bo podniosła się ziemia .. posadziłam dzień po Barbarze ..
https://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,wybieram-sie-do-sejmu-jeszcze-raz-wezme-stolek-i-wode,260181.html
No, u mnie groszek juz pare centymetrow wyrosl, a rzodkiewki i szpinak juz prawie do zbierania. Slimaki zwalczaja natomiast ogorki i fasole. Te ostatnie juz tak urosly, ze chyba im sie uda “uciec”. Czerwone piwonie robily juz wczoraj za bukiet na dzien matki!
Spedzamy w ogrodku sporo czasu i nie starczy juz na internet.
Z tych takich wspominek to pamietam spizarke za oknem kuchennym. Byla to drewnianna skrzynka obita blacha. Na cala szerokosc normalnego, dwuskrzydlowego okna, a wysoka do pierwszego szczebelka w oszkleniu, tj jakies 30 cm. Nie podpadala specjalnie, bo wychodzila na tyl 1 pietra, a pod oknem znajdowal sie dach przybudowki. Na niewiele sie zdawala, co prawda, w letnie upaly, lecz w umiarkowanych porach zdawala zupelnie dobrze egzamin, bo to byla polnocna strona. A w tamte zimy robila za zamrazarke. Wystarczylo otworzyc okno i siegnac po to co trzeba. Pod koniec lat 60. pojawila sie wreszcie chlodziarka wielkosci owczesnego telewizora. Tez nie bylo tego wiele, co mozna bylo tam upchnac ale – wtedy jakos inaczej sie planowalo.
dzień dobry … ☕
pepegorku my hodujemy groszek na kiełki a na działce rośnie pewnie wszystko jak trzeba .. zazdroszczę trochę frajdy z własnych zagonów … tylko trochę bo ja nie mam zacięcia do takich upraw ..
małe ochłodzenie … czekamy na deszcz …
zaskoczycie domowników i gości …
http://www.karointhekitchen.com/ciasta-desery/szare-japonskie-lody-sezamowe-bez-maszynki-bez-jajek-bez-gotowania/
Dzień dobry 🙂
kawa
Kilka dni spędziłem w okolicy Zambrowa i Tykocina. Łąki nadnarwiańskie o tej porze przecudne. Muszę osobno wybrać się do Narwiańskiego Parku Narodowego. Restauracja ” Tejsza” w Tykocinie trzyma poziom. Wspaniała kuchnia 🙂
Irku a zdjęcia z wyprawy będą? …
do kawy …
http://smykwkuchni.blogspot.com/2016/06/naturalnie-zdrowy-gryczany-tort.html#
a to propozycja dla mnie bo bez pieczenia …
http://gotowanietoproste.blogspot.com/2018/05/tarta-z-truskawkami-bez-pieczenia.html
a ja nie mam mikrofali … ciekawe czy smakuje jak tradycja nakazuje …
http://samiraka.blox.pl/2018/05/Pianki-do-zupy-Nic-bez-gotowania-na-mleku.html
Jolinku, tym razem nie 🙁 Po prostu niechcący wykasowałem sobie z kostki
Na koniec:
http://www.eryniawtrasie.eu/26631
EWo, kolejny bardzo intensywny dzień. W Pieskowej Skale kiedyś byłam i maczugę też widziałam, ale kiedy to było …. Miło to znów zobaczyć.
ewo miło było ale się skończyło … teraz trzeba brać urlop żeby odpocząć … 😉
mój groszek dziś się wypuścił …
dla mnie to jarzynowa ale nazywa się oberkowo …
http://mechanikwkuchni.blogspot.com/2018/05/oberiba.html
jest nowy wpis …