Nieodwołalny koniec lata
Kiedy na drzewach kiwają się ostatnie liście, kiedy na grządkach jeszcze gdzieniegdzie zostały resztki kwiatów czy warzyw, wreszcie kiedy w lesie znaleźć można jeszcze resztki grzybów – koniec lata jeszcze nie nastąpił.
Dziś jednak obejrzałam grządki: ani jednej marchwi z naszych ekologicznych upraw, ani marnej dyni, a w lesie znalazłam jedną tylko zieloną gąskę i jednego objedzonego przez zające podgrzybka. Mogę powiedzieć ze smutkiem, że sezon na wiejskie przyjemności się skończył. Tym bardziej że nastąpił czas harcowania myszy w drewutni i w ogóle zrobiło się jakoś tak nostalgicznie. A przecież jeszcze kilkanaście dni temu prawie nie czuło się nadchodzącej późnej jesieni, a tym bardziej zimy. Tak jakoś w tym roku schyłkowe nastroje zakradły się nagle.
Kiedy wróciłam z wyprawy po wiejskie jajka i jak się okazało po jedną, urodziwą zieloną gąskę, pomyślałam sobie, że czymś trzeba tę chandrę przegnać. A czym najłatwiej? Oczywiście „włoszczyzną”. Ponieważ oberwałam część gałązek z rosnącego na wsi od kilku lat krzaczka szałwii, przypomniałam sobie, że w książce „Najlepsze przepisy najlepszych restauracji” znalazłam przepis Agnieszki Kręglickiej na prościutkie danie (a tylko takie ostatnio mi smakują) z użyciem właśnie szałwiowych listków. To gnocchi z masłem szałwiowym.
Jak się robi gnocchi? Najpierw gotuje się 40 dag ziemniaków w mundurkach, potem przeciska się je przez praskę lub dokładnie ugniata, po czym dodaje do nich pół szklanki mąki pszennej (odsypując łyżkę do podsypywania później), 3 łyżki mąki ziemniaczanej oraz żółtko, wsypuje się troszkę soli, startą gałkę muszkatołową do smaku i chwilę wyrabia, do momentu, kiedy ciasto przestaje się kleić do rąk.
Trwa to, jak twierdzi Agnieszka, około 8 minut, ja robiłam to nieco krócej. W plastikowym woreczku wkłada się ciasto na co najmniej 15 minut do lodówki, po czym podsypując pozostawioną mąkę, formuje z ziemniaczanego ciasta wałek, obsypuje lekko pozostałą mąką i kroi w romby lub walce. Teraz nastawiamy na kuchence osoloną do smaku wodę i kiedy zawrze – wrzucamy gnocchi. Gotują się 3-4 minuty i wyjmujemy je łyżką cedzakową. Kolejny etap gotowania to rozgrzanie na średnim ogniu masła na patelni, wrzucenie do niego 10-20 listków szałwii, a kiedy się usmaży na chrupko, polanie nim klusek. Ach, i jeszcze warto sowicie posypać danie startym parmezanem.
Nigdy nie byłam amatorką kopytek, toteż cieszę się, że można je obecnie nazywać po włosku. Od razu inaczej smakują. Przynajmniej ja stałam się ich wielbicielką. Zwłaszcza dziś, kiedy stały się doskonałym lekarstwem na moją sezonową melancholię. Dziękuję, Agnieszko.
Komentarze
w tamtym roku pożegnanie z latem było tydzień wcześniej … jutro zmiana czasu na zimowy … no i byle do wiosny …
A mnie jest szkoda lata
https://www.youtube.com/watch?v=PYbDV7zCfIQ
Mam nadzieje, ze nasza Gospodyni nie obrazi sie, ze pozostanę przy naszej nazwie poczciwych kopytek bo przypominają mi maminą kuchnie i te mojej babci a i troche moja . Zrobię je jutro polane masłem.
Tutaj tez pogoda nastraja nostalgicznie. Pocieszam sie kawa i kawałkiem czekolady.
Danusko, dzieki za poranne dowcipy, przednie!
W Wierlkopolsce to sa szagowki (bo ciete na szage, czyli skosnie). Gnocchi zamiast kopytek czy szagowek to troche jak w piosence Mlynarskiego „soup de pommes de terre” zamiast kartoflanki. W kazdym razie nie przepadam ani za gnocchi, ani za kopytkami.
Nieodwołalny koniec lata, a szkoda…
To porozmyślajmy w słotny wieczór z Tuwimem 😉 :
„Rozmyślania”
„Nie ma tam, mociumpanie, lepszej rzeczy w świecie,
Jak, panie dobrodzieju, w wieczór chłodny, słotny,
Piwka sobie, ten tego, troszkę, jak to wiecie,
Kiedy człek, psiakrew, siedzi, jak kołek samotny.
Papierosika, owszem, zapalić nie wadzi,
Pociągnąć, panie tego, z kufelka czasami,
Pomarzyć, niby… tego… o Jadzi, o Władzi,
He-he-he! Stare dzieje! figle z pannicami!
Liścik, panie kochany, wydobyć z szufladki,
Różowiutki, cacany, aż serduszko mięknie,
Śród kartek zapisanych – zasuszone kwiatki,
Łezka, panie łaskawy… pięknie było, pięknie…
A potem, mociumpanie… tego… znowu łezka,
I, panie dobrodzieju, niby znów… i tego…
I łzy do kufla, panie… chroń, Matko Niebieska,
I płacze się, asanku, do rana samego!…”
Z tomiku Sokrates tańczący (1920)
Jest Asia !!!
Niestety tak mam, że kocham kopytka, gnocchi oraz szagówki i niech każdy je nazywa, jak zechce. Nie będę się czepiać ani językowo, ani kulinarnie, ani w żaden inny sposób 🙂
Mam nadzieję Asiu, że u Ciebie wszystko w porządku. Brakowało nam Ciebie!
Kopytka lubię, ale gdzież mi tam do zachwytu Danuśki 🙂
Małgosiu – stale coś się dzieje, mogłoby być lepiej, ale daję radę 🙂 . Mnie też Was brakowało, postaram się pisać częściej.
Kopytek w dzieciństwie nie lubiłam, teraz lubię. Ostatnio jadłam takie ze szpinakiem. W sobotę mieliśmy na obiad też kluski z ziemniaków, ale były to tradycyjne szare kluski z boczkiem i kapustą. 🙂
śliczne dzieci i pięknie śpiewają – zielono i na ludowo 🙂 :
https://www.youtube.com/watch?v=30jrk-VpYXE
https://www.youtube.com/watch?v=vub9etf5uGU
U nas jeszcze liście tylko gdzieniegdzie przyżółkły, ale jesteśmy bądź co bądź na wysokości Neapolu. Do jesieni jeszcze daleko.
Basiu! Ja mam inny przepis na oryginalne, włoskie gnocchi. Kupuję w tanim sklepie za dolara a w droższym za półtora. Do najdroższych nie chadzam…
Asiu 🙂
Kopytek dawno nie jadłam. Najbardziej lubię odsmażane ze skwareczkami, ale wyobraźnia podsuwa mi zaraz te kalorie mączno – boczkowe i wybieram coś lżejszego.
Książkę ” Najlepsze przepisy najlepszych restauracji” dostałam w prezencie od jednej z osób tam prezentowanych, więc tym milsza to pamiątka.
Jesień też ma swoje uroki, byle za często nie padał deszcz, ale jak dotychczas parasol trzeba mieć przy sobie cały czas.
Cichal-ale co z masełkiem szałwiowym? Wykonujesz osobiście?
Asiu nirch się dzieje dobrze … 🙂
a na weekend zapowiadają deszcz i wichury …
kiedyś robiłam kopytka teraz kupuję jak mam ochotę … dzielę na porcje i mrożę jak mam zbyt dużo …
Co do kopytek oraz innych takich mącznych, to Osobisty Wędkarz ma stosunek bardzo powściągliwy, by nie powiedzieć oziębły. Ale, ale… z wyjątkiem odsmażanych ze skwareczkami, których tak obawia się Krystyna 🙂
Asiu-pisz, bez względu na to, co dzieje się dookoła. To bardzo pomaga, mam sprawdzone.
Danusiu – 🙂
Dla Wszystkich, a przede wszystkim dla Jolinka, bo wiem, że to jej specjalność – coś słodkiego 🙂 : http://gallica.bnf.fr/ark:/12148/btv1b9034624v
Może znajdziecie podpis swojego przodka, ja znalazłam tylko brata mojej babci, której chyba nie było w tym dniu w szkole. Szkoły, do której chodził mój dziadek nie ma niestety. Warto odszukać konkretną szkołę i znaleźć podpis, bo czasami są źle odczytane i wyszukiwarka nic nie pomoże.
http://www.polska1926.pl/
Z kluchowatych lubię kluski drożdżowe na gotowane parze -„parki”, jak mawiała ś.p.Pani Domaradzka, która robiła je w miarę często i podawała z sokiem z malinami. Jak wracałam ze szkoły i wstępowałam do niej po mleko, to się zajadałam.
Makaron i owszem, ale nie za wiele. Kopytka jadłam dawno temu w domu siostry, sama nie robię.
Czy ktoś mi może wytłumaczyć, dlaczego wszelkie śledzie marynowane, rolmopsy i tym podobne, oczywiście „kupne”, są ze skórą? Osobiście uważam to za grzech w stosunku do konsumenta, bo kto je śledzie ze skórą?
Już przy „oberóbce wstępnej powinno się skórę usunąć, ona niczemu nie służy! Przeszkadza mi, kiedy muszę się z tym babrać na talerzu.
A przecież usunąć ją to jest takie proste!
Kapitanie,
co o tym sądzisz? Panie chciały przepłynąć z Hawajów na Tahiti na silniku? A od czego żagle? Przecież na zdjęciach widać było, że nie są uszkodzone, a może i nawet nigdy nie postawione 😯
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114881,22574481,dryfowaly-z-dwoma-psami-na-oceanie-spokojnym-przez-kilka-miesiecy.html#BoxNewsImg&a=167&c=96
A tu powiało zgrozą…skąd my to znamy, moja generacja i nie tylko?
http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103085,22573759,prezes-ipn-do-mlodziezy-mam-nadzieje-ze-wyczyscicie-polske.html#BoxNewsLink&a=66&c=96
Asiu,
w 1926 roku moi dziadkowie byli już dorosłymi ludźmi, a rodzice jeszcze nie rozpoczęli edukacji, ale w podwarszawskiej miejscowości, gdzie mieszkała Mama z rodziną na szkolnej liście znalazłam powtarzające się kilka razy nazwisko panieńskie Babci – zapewne młodsi kuzyni. A także inne nazwisko znane mi z rodzinnych opowiadań. Szkoda, że nie ma trochę późniejszych lat. Ale i tak można poszperać w historii. Będę szukać dalszej rodziny.
Asiu, jakie piekne sa te nagrania z Michalowic ! I wiersz Tuwima !
Asiu 🙂 – dziękuję za wiersz Tuwima i za wszystkie Twoje archiwalia. Można w nich utonąć z rozkoszą 😉
Babilasie – nawet o tym nie wspominaj, jesteś naszą alfą i omegą ogrodniczą ;), a poza tym bardzo dobrze się Ciebie czyta – zawsze czekam na Twoje wpisy 🙂
Alicjo – masz rację – to wszystko jest przerażające 🙁
Obawiam się, że babilas źle odczytał wpis echidny – to, jak znamy echidnę, nie był wpis przeciw niemu, tylko echidna wkleiła to, co wyszperała o różnych zaleceniach (oraz rzeczywistych nakazach), bo nie wyobrażam sobie, żeby echidna w to wszystko wierzyła. Tak ja to widzę.
Nie daj się prosić, babilas – wracaj!
Kapitanie,
już wiem , dlaczego urwało się ucho torby z książkami oddanymi, którą Jerzor targał do samochodu…znalazłam trzecią książkę, która nie należy do mnie (Jerzy Nowosad – Czerwone oczy). Z przyjemnością przeczytałam ten piekielny prawie kryminał 🙂
Alicjo! 21:34 no cóż, happy and, a mogło być różnie. Natomiast wiadomość z następnego wpisu przeraża mnie! Cieszę się, że z mojej niezdarości przy pakowaniu książek wynikła jakaś korzyść!
Danusiu! Natchnęłaś mnie a nawet natchłaś, świetnym pomysłem szałwiowego masła. Zarutko wykonam. Mersi z boku. 🙂 ale z przodu też. Uściski!
dzień dobry …
Nowy z okazji imienin wszystkiegonajlepszego i spełnienia marzeń …
jeszcze raz …
Nowy z okazji imienin wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń … 🙂
Dzień dobry,
Jolinku – bardzo dziękuję!!!!!
kluski inaczej …
http://gotujaceblizniaczki.blogspot.com/2017/10/kluski-leniwe-z-suszonymi-pomidorami.html
z drugiej części cieciorki zrobię takie placki …
http://www.digotuje.pl/2017/10/placuszki-z-kaszy-manny-z-marchewka-i.html
Nowy, dołączam do imieninowych życzeń. Zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń!
Dla Nowego uściski imieninowe wraz z życzeniami zdrowia, pomyślności i spełnienia marzeń.
Mam w rodzinie dwóch Tadziów, obaj to teściowie, jeden mój, drugi syna 🙂
Panie Tadeuszu! Prosimy nie tylko witać się z gąską, ale żyć na pełny full, jak mawiają na Greenpoincie!
Tadzinku! NAJ!!!
Tadziu, dla Warszawiaków: Tadzio:
https://get.google.com/albumarchive/115740250755148488813/album/AF1QipP8diKIhTclDECkaLmWGwXxXduZwuPNAWm-Pe6N
Nowemu i wszystkim Tadeuszom (w tym mojemu Pilotowi!):
https://www.youtube.com/watch?v=uKSZVF4IyBg
Serdeczności imieninowe dla Nowego 🙂
Zdrowie solenizantów 🙂
Nowy, wszystkiego najlepszego, radosnego świętowania 🙂
A my zdrowie Tadzia wypijemy dzisiaj kalifornijskim Chardonnay z 2014 roku. Specjalnie na tę okazję, Ewa zarządziła rybę. Butla jest wielka, więc na jutro zaordynowano krewetki. Clou tego jest fakt, że ta butelka została przyniesiona dawno temu, jako gościniec – przez Tadzia! Od tego czasu, zapotrzebowanie było jeno na czerwone… i tak zeszło do dzisiaj.
Na zdrowie!
Nowy – wszystkiego najlepszego!!! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=jTMJesfFNo4
Do posłuchania:
https://www.youtube.com/watch?v=ATijKr0MYHM
Do posłuchania i potańczenia 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=6rtUGGarBW8
Tadziu, jak zwykle najlepszego.
https://noizz.pl/podroze/koreanki-nagraly-film-o-warszawskim-starym-miescie/kmbbtln
Dwie mode panienki z Seulu o Warszawie – zachwycone 🙂
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_0057.JPG <–moje fotki z Warszawy przeglądam…
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_0063.JPG
Znacie tego faceta? 🙂
https://pl.wikipedia.org/wiki/Janusz_Cichalewski
Dziękuję bardzo za pamięć i życzenia. Korzystając z ładnej, dość ciepłej i słonecznej pogody niemal cały dzień spędziłem w parku – arboretum ciesząc oczy jesiennymi pastelami. Kolory utrzymają się jeszcze jakiś czas, dopiero się zaczęły.
Tutaj dochodzi ósma. Godzinę temu zabrałem się za potrawę, którą znają już niektórzy blogowicze – wołowina w sosie kawowym. Przed laty serwowałem tak przyrządzone mięso na naszym pierwszym minizjeździe na Long Island. Zostało uznane za super. Mam nadzieję, że dzisiejsze też wyjdzie smaczne.
Dziękuję za toast – dopiero teraz mogę odwzajemnić. Wasze, wszystkich przy tym stole zdrowie!!!!
Jeszcze raz dziękuję za życzenia!
Zdrowie!
Pozdrowienia dla Tabity.
Nowy,
pamiętamy to na Long Island.
dzień dobry …
Alicjo znamy ale nie tak dobrze jak Ty …. 🙂
zimowy czas nastał ….
Dzień dobry 🙂
kawa
Irku jakie pyszne śniadanko … 🙂 w taką pogodę podane do łóżka smakuje wyśmienicie …
Nowy-spóźnione, ale bardzo serdeczne uściski imieninowe. Żyj pięknie i szczęśliwie!
A w prezencie mam dla Ciebie jesienny Nałęczów 🙂
http://zmniejszacz.pl/zdjecie/178/1078940_20141011_083836n.jpg
Grzanka z razowego chleba z plastrami banana na dzisiejsze śniadanie to wcale nie był zły pomysł.
Bernard idzie po chleb to moze przyniesie rogalika . Na sniadanie jak zwykle kromka chleba posmarowana cienko maslem.
Dzien dobry,
Nowemu – spoznione najlepszego!
Po latach niezdecydowania, zainwestowalam w wolnowar. Jagniecina (lopatka z giczka) zamarynowana przez noc na chrzest bojowy. Doniose wieczorem co wyszlo.
Nowemu, z poślizgiem, serdeczności 🙂
Jolly a co zdecydowało o zakupie wolnowaru? …
Jolinku,
Lenistwo i zmianowy system pracy.
Jolly a to rozumiem powody … bardzo poważne ..
http://allrecipes.pl/przepisy/wolnowar.aspx
szkoda, że chleba nie piecze i ciast … a może tak? …
To nie dla mnie. Nie umiem zostawić niczego włączonego, gdy nie ma nas w domu.
Asiu,
Witaj i przysiądź na dłużej! W spisie przypuszczalnie znalazłam autograf Babci (panieńskie nazwisko) ale muszę to jeszcze potwierdzić z Mamą czy rok szkoły się zgadza. Z tego co pamiętam, Babcia bardzo wcześnie wyszła za mąż.
Babilasie,
Zostań. Twoje wpisy świetnie się czyta, chętnie dowiaduję się czegoś nowego, a poza tym przecież można się pięknie nie zgadzać… 😉
Nowy – wszystkiego najlepszego w okazji Imienin ! 🙂
Wczoraj i dziś trochę podróżowaliśmy samochodem, obserwując jesienne krajobrazy. Ogólne wrażenie : zielono i mokro – wszystkie rowy i zagłębienia terenu wypełnione wodą. To dobry objaw, tyle że nie było pogody na spacer, bo co chwilę padał deszcz.
W wolnowarze można też robić powidła i dżemy. Nawet miałam propozycję od koleżanki, aby skorzystać z jej urządzenia, ale powideł robiłam bardzo mało. A co do śliwek – nie wiem dlaczego, ale w sprzedaży jest wiele odmian niesmacznych . Po co je uprawiać ? Zraziłam się już kilka razy.
Nowy,
Dołączam do życzeń i ściskam serdecznie!
Dziewczyny,
Wielbłądy podają sporo przepisów z użyciem wolnowaru. Ola bardzo sobie chwali.
http://obiadoweinspiracje.blogspot.com/search/label/wolnowar
dla amatorów cytrynówki …. może prezent pod choinkę …
http://krzyskuchnia.blogspot.com/2017/10/nalewka-cytrynowa-prosta.html
Dzień dobry,
Jeszcze raz bardzo dziękuję za życzenia.
Wczorajsza wołowina w sosie kawowym znowu okazała się pyszna, jej przyrządzanie jest jednak bardzo czasochłonne.
Czas leci.
Nowy, najserdeczniejsze moje, na imieniny Twoje!
Pozwole sobie tez przeslac pozdrowienia i zyczenia da Twojej nowej towarzyszki zycia, ktora zapoznalem na wystawionych zdjeciach. Zycze Wam obu duzo szczescia!
A, tak na boku.
Minelo juz dosc sporo czasu od kiedy (korzystajac z promocyjnej oferty) odnowilem szybkowar. Przyznam szczerze, ze nie wiem, czy juz jeden raz go uzylem. Lezy w piwnicy, tak na wszelki wypadek. Kiedys na taki, aby sie rozprawic np z kawalkiem wolowiny niepewnej prowiniencji.
A, wolnowar?
Po co – aby jeszcze „perfektniej” uczynic miesu to, czego mu sie uczynic nie powinno? Aby dodusic na smierc?
Tu pozdrowienia dla Arcadiusa, mistrza wielu nickow, ktory zawsze sprzeciwial sie takiemu duszeniu!
Krystyno – z tymi śliwkami masz rację. Też ostatnio trafiliśmy na niezbyt smaczne odmiany. Ciekawe.
Ten nieodwołalny koniec lata ciągle mnie smuci. Na szczęście maj już wkrótce 😀
”Zaproszenie na wycieczkę”
Konstanty Ildefons Gałczyński
I
Sobota. Godzina trzecia.
Ach, jaki piękny świat!
Motyl z szuflady wyleciał
i wietrzyk przez okno wpadł.
Piosenka w szalonej głowie
szumi jak młody las.
Za miasto, za miasto, panowie,
wędrujmy w majowy czas.
„Na majową wycieczkę!”
śpiewaj ze mną i mrucz.
Zostaw suszkę i teczkę,
zamknij biurko na klucz;
popatrz tylko na drzewa,
na te brzozy i bzy;
bez kwitnie, wilga śpiewa,
kwitnij, śpiewaj i ty.
II
Na szosie, szerokiej szosie
ileż młodzieńczych snów!
Boso pójdziemy po rosie,
kapelusz rzucimy w rów.
Z odkrytą głową na wietrze
miło tak razem iść.
Pachnie majowe powietrze.
Tańczy brzozowy liść.
„Na majową wycieczkę!”
śpiewaj ze mną i mrucz.
Zostaw suszkę i teczkę,
zamknij biurko na klucz;
popatrz tylko na drzewa,
na te brzozy i bzy;
bez kwitnie, wilga śpiewa,
kwitnij, śpiewaj i ty.
III
A kiedy wieczór odświeży
łąkom rozgrzane źdźbła,
do romantycznej oberży
zawiedzie nas ścieżka pstra.
Świerszczyk zaćwierka w kominie.
Nietoperz wzleci nad mur.
I pełny księżyc popłynie,
jak okręt przez porty chmur.
„Na majową wycieczkę!”
śpiewaj ze mną i mrucz.
Zostaw suszkę i teczkę,
zamknij biurko na klucz;
popatrz tylko na drzewa,
na te brzozy i bzy;
bez kwitnie, wilga śpiewa,
kwitnij, śpiewaj i ty.
Wolnowar dostałam kiedyś w prezencie od osoby, która chciała się pozbyć tego prezentu (też dostała od kogoś).
Nigdy go nie użyłam, ale do tej pory mam ceramiczną wkładkę, która mi się przydaje do różnych rzeczy.
Haneczko,
wychodząc z domu, na pewno zostawiasz wiele rzeczy włączonych do sieci, jak chociażby lodówkę 😉
Szybkowaru używam często do gotowania zup i robienia gulaszy. Bardzo sobie chwalę.
Ano właśnie – to jest chyba lepsze 🙂
Ja ze swojej strony zawsze polecam gar do gotowania ryżu – Jerzoru się tak spodobał, że zaczął gotować i praktycznie mnie nie dopuszcza do kuchni. Zaznaczam, że w tym garze można zrobić wiele znakomitych eintopów!
U mnie dzisiaj leje i jest jesiennie, dlatego padł pomysł, że placki ziemniaczane z sosem grzybowym, polski, z torebki, ale wspomagany pieczarkami, żeby była jakaś masa. Dosypię do tego trochę pokruszonych podgrzybków.
A propos niedzieli, w naszym domu, dopóki mieszkaliśmy na Bartnikach i mieliśmy wielkie stado kur (zwykle około setki), na niedzielny obiad była zawsze kura albo kogutek – rosół i na drugie danie opiekane mięso z rosołu plus ziemniaki i surówki różne.
Tak jadałam przez blisko 20 lat – ekologicznie do bólu! I nie dlatego, że to było modne, tylko po prostu w gospodarstwie nic się nie marnowało, a że prawie zawsze była jakaś krówka, to był też nawóz naturalny. W dzisiejszych czasach rosół ze szczęśliwej kury mogę zjeść tylko u mojej bratowej, a i to tylko wtedy, kiedy się zapowiem, bo ona nie ma już dla kogo gotować. Ja niestety, tylko do niej wpadam bez zapowiedzi, bo jestem te 2-3 godziny i nie chcę, żeby robiła sobie kłopot, Marysia jak gotuje, to gotuje i to jest nie do przejedzenia, jak to po polsku.
W przyszłym roku ją uprzedzę i zostanę dłużej 😉
https://oko.press/piotr-s-szary-czlowiek-zyje-czesc-pamieci/
Szkoda Człowieka „przez wysokie C” (Szymborska).
Jolinku,
rządzący nie przejmą się dramatem zdesperowanego człowieka i nikt nie będzie mu składał wieńców i zapalał lampki, robił jakichś „miesięcznic”. Uzna się go za wariata, w najlepszym razie jako niezrównoważnego obywatela. To już się chyba zaczęło.
Alicjo mylisz się ludzie roznoszą jego list i zbierają się w rożnych miejscach, palą znicze .. rząd to nie ludzie ..
KOD i jego manifestacje, strajk kobiet, protesty w sprawie puszczy, protesty w sprawie sądów, strajk lekarzy, a teraz jeszcze to samospalenie. Ile jeszcze musi się wydarzyć?
I czy zdarzy się coś, co przeważy szalę?
Eintopf dobry na wszystko, u nas zdarzył się taki jak poniżej, w stylu atlantycko-śródziemnomorskim 🙂
https://scontent.fopo2-2.fna.fbcdn.net/v/t1.0-9/22851714_2008080852809211_93245435546009126_n.jpg?oh=bd988f5ff326b0190e9361f02ace6805&oe=5AA9E285
Jolinku,
poczekajmy troche. Moja chata z kraja ma sie dobrze – Ty prawdopodobnie obracasz sie w kregu ludzi, ktorym zalezy.
Jerzor znowu tak pousprawnial maszyne, ze diakrytyki nie dzialaja.
Niestety, nie moge juz odwolac plackow ziemniaczanych, bo zostaly zjedzone, a sos z portobello (plus torebka Winiar.!) tez jakos zmiotlo 🙄
Danuska,
podrzucilas nie swoje zdjecie, przyznaj sie 🙂
Ale wyglada smakowicie…
Nowemu serdeczne życzenia
planów, marzeń spełnienia
podróży dalekich ciekawych
zielonych, złotych, kasztanordzawych
spotkań z ludźmi serdecznych
i krajobrazów bajecznych
chociaż spóźnione nieco
serdecznie ponad ocean niech wzlecą
babilas – jaka słusznie Alicja zauważyła, źle mnie zrozumiałeś. Czy raczej przeoczyłeś moje wcześniejsze wypowiedzi. Ekspertem ogrodniczym nie byłam, nie jestem i podejrzewam że nigdy nie będę. Do mojej działalności ogrodniczej nie podchodzę empirycznie lecz praktycznie – zasadzić, podlewać, przycinać co trzeba i usuwać wszędobylskie chwasty. A jak czegoś nie wiem to pytam, jako że moja wiedza w tym zakresie jest ograniczona. Zaś lista jaką podałam jest wypadkową moich notatek porobionych podczas porad różnych osób (np: zaprzyjaźnionego sąsiada, który wychował się na farmie; miejscowego ogrodnika z wieloletnią praktyką; osoby po studiach oraz wieloletniej praktyce w odnośnym zawodzie; informacji w australijskich periodykach). Nie wnikam co jest bzdurą, przesądem, nieprawdą – po prostu stosuję.
Natomiast zupełnie nie rozumiem co ma z tym wspólnego mój status (staż?!) blogowy. Nie uzurpuję sobie z tego powodu żadnych specjalnych względów. Przykro tylko, że byłbyś stratny na czasie, a korzyści żadnych zobaczyć nie potrafisz.
PS
A o moich zdolnościach ogrodniczych dawno temu pisałam:
Że przestało padać, wyszłam do ogródka
I do głowy wpadła rymowanka krótka:
W moim ogródeczku rośnie chwastów kupa
Wniosek stąd wypływa: żem ogrodnik – … …
Ja od dawna mowie Francja jest mocno przereklamowana…
aczkolwiek kocham naszych blogowych Francuzow miloscia przeogromna!
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,22551578,arlene-stein-latwiej-zrozumiec-sasiada-jesli-spojrzy-sie-na.html#TRwknd
Poza tym uwazam, ze nie ma zlych kuchni narodowych – sa tylko kiepscy kucharze.
Bardzo kontrowersyjny (moim zdaniem) wpis pod artykulem powyzej.
Zdanie:
„Zreszta Polacy przez jedzenie od malenkosci odpadkow i smieci maja zniszczone kubki smakowe i nie rozrozniaja smakow, zrobisz dobrze, nie poczują, albo powiedzą, ze niesmaczne. Dasz smiecie – zezra ze smakiem”
powalilo mnie na lopatki. Absolutnie sie z tym nie zgadzam. Nigdy nie jadalam odpadkow. Przeciwnie wrecz – o czym pisalam, wspominajac Bartniki. Nikomu nie dogodzisz…
semigetuza wczoraj
Oceniono 8 razy 6
fajnie się czyta, ale nic ponadto. Wegrzy maja dobra kuchnie z prostego powodu. Maja lepsze mieso niż Polacy z uwagi an inny sposób hodowli i zywienia zwierzat. Sa tez pragmatyczni. Ichnia swinia, mangalica, jeszcze 15 lat temu była zagrozona wyginieciem. Powolano v-ce ministra rolnictwa z biurem w postaci jednej sekretarki i z obowiązkiem odtworzenia rasy. Dzis jest ponad 15tys loch i mieso z mangalicy /drogie jak licho/ i wyroby z niego sa dostępne w sklepach. W Polsce mamy stare rodzime rasy swin, zlotnicka pstra, biala i pulawska. Jak się zapytałem co nasz MR robi, aby te rasy nie wyginely /jest to na najlepszej drodze/, to dostałem urzędniczy bełkot podparty „staraniem o fundusze unijne”. Polskie MR gowno robi w każdej rolniczej sprawie. Prywatni sprowadzili mangalice do Polski i można kupic jej mieso /nozki 16zl/kg/. Jeśli chodzi o stare odmiany jabłek, zapomnijmy o nich, za pare lat już ich nie będzie. Wyroby mleczarskie? Kpina. Przy tej jakości mleka, które się produkuje w Polsce możemy robic /i robimy/ tylko szajs, Sery korycińskie – czysta kpina z konsumentow. Polskie „wina” – dajcie spokoj, kocie szczyny. Robilismy doskonale miody pitne /Apis-Lublin/, dwojniak malinowy Jadwiga był hitem we Francji /pyszne winko deserowe/. Wiem o czym pisze, przez kilka lat zaopatrywałem we Francji sporo /ponad 100 osob/ grono znajomych w miody pitne z Lubelskiej spoldzielni. Ci Francuzi to sa ludzie mocno zamożni jak na francuskie warunki, chętnie by kupowali, ale coz – we Francji polskich miodow pitnych nie kupisz, sa za to z RPA.
Polska gastronomia nie istnieje i nigdy nie istniała. To, co nazywamy kuchnia staropolska, to XIX wieczna kuchnia zamożnego mieszczaństwa pochodzenia niemieckiego, żydowskiego i francuskiego.
Polska kuchnia ludowa była ohydna, tego czegos, co jadali polscy chłopi do ust dzis by nikt nie wzial, Srednia szlachta jadala skromnie, glownie produkty własnego gospodarstwa i lasu, groszem nigdy ta grupa spoleczna nie smierdziala, utożsamianie jej stylu zycia z magnackim to jeszcze jeden polski mit.Wspolczesna polska gastronomia opiera się na supermarketowych produktach
Kebaby – jakby ich wlasciciele spróbowali cos takiego sprzedawac w Istambule, Byrsie, Alanyi czy gzdie tam, to by ich rodacy utopili w Bosforze. Zreszta drobowy kebab w Turcji będzie zawsze lepszy niż w warszawie z prostego powodu – mieso kurczaka w Turcji jest dużo wyższej jakosci niż w Polsce. Tam każdy wlasciciel budy z kebabem sam robi baton, u nas kupuja u producenta, który bierze najtańsze, najgorsze swinstwo.
Zreszta Polacy przez jedzenie od malenkosci odpadkow i smieci maja zniszczone kubki smakowe i nie rozrozniaja smakow, zrobisz dobrze, nie poczują, albo powiedzą, ze niesmaczne. Dasz smiecie – zezra ze smakiem.
I na koniec do Pana z wloska Amaro, a po naszemu Pana Basiury. Kochany, nie pieprz o tych gołąbkach. Mieso z bażanta się nie nadaje na te potrawe /dojrzaly bażant tak smierdzi, ze w gołąbkach jego mieso by po prostu cuchnelo/, a limonki pokazaly się w Polsce 35 lat temu, wcześniej pies z kulawa noga nie wiedział, co to za cudo jest.
Machnko do echidny i babilasa,
gasze swieczke po tej stronie Wielkiej Wody!
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
zmiana czasu ma skutki uboczne … nie można zasnąć a potem się śpi za długo … a pogoda ponurawa …
Alicjo-zdjęcie jest zrobione przez nas, a potrawa ugotowana przez portugalskiego kucharza.
Pozwól, że nie zgodzę się z Tobą w ocenie kuchni francuskiej. Myślę, że aby wygłaszać opinie na temat kuchni jakiegoś kraju należy spędzić tam trochę czasu, jadać w różnego rodzaju oberżach, przydrożnych knajpach, mniej lub bardziej gwiazdkowych restauracjach, trzeba też popróbować kuchni w wielu domach, a na dodatek w różnych regionach. Wybacz, ale uważam, że wiesz zdecydowanie za mało o kuchni francuskiej, by wygłaszać zdecydowane sądy na jej temat, chociaż masz prawo oczywiście do swojej opinii. Natomiast ja chętnie wysłuchałabym opinii na temat kuchni francuskiej wygłoszonej przez Alinę, Ela czy Sławka, bo ich zdanie byłoby dla mnie bardzo cenne i wiarygodne.
a mnie zaciekawiło jaka jest kuchnia kanadyjska … australijska … co myślą o tym tubylcy ..
dziś nie mam pomysłów co jeść .. jakiś dołek mnie ogarnia bo ponuro, zimo i tydzień grobowy ..
Jolinku, dziś troszkę mniej ponuro za oknem 🙂
Zostały mi resztki z weekendu więc obiad mam z głowy, ale chcę zrobić bigos na pierwszego i muszę zrobić odpowiednie zakupy.
@ Asia
O Matko Niebieska! Pierwszy raz na tym blogu i juz zakochany. Totalnie uwiedziny Tuwimowskim majstersztykiem.Klaniam sie wszystkim unizenie. Nareszcie wiecej o kopytkach niz o Prezesie. Co za ulga. Jest tez I
echidna, wiec nie czuje sie calkowicie osamotniony w krolestwie torbaczy. Nie pozostaje mi nic innego jak odwzajemnic sie tut. wywiadem z jesiennym lisciem. Wszak w starym kraju rzadzi jesien.
Interview with an autumn leaf
Q: How would you describe yourself?
A.L: Dead, I suppose. Finished
Q: How did this happen?
A.L: I just couldn’t hold on any longer. I let go and down I fluttered. It felt ok,my work was done. I’had enough.
Q: You mean you couldn’t take it any more?
A.L.: No I was satisfied. I’d had a good life. I guess I was happy.
Q: What were the high points?
A.L: I can’t remember. It was all pretty good.
Q: Any advice to the readers?
A.L.: No. Not really.
Q: Thank you.
A.L: My pleasure.
Dzisiaj zdecydowanie mniej ponuro, założyłam okulary p/słoneczne 😉 ale jest chłodno.
Z inspiracji Alicji (dzięki!) zrobiłam gołąbki z włoskiej kapusty i to był dobry wybór. U mnie w rodzinnym domu nadzienie składało się tylko z mięsa- bez ryżu czy kaszy i tak lubię najbardziej. Ponieważ ilość gołąbków zawsze jest większa niż na jeden obiad, więc można mieć wolne od kuchni 🙂
Ja uważam, że dobra opinia o kuchni francuskiej jest w pełni uzasadniona. Miałam okazję zwiedzać Francję z „oryginalnym” Francuzem (co prawda tylko południe) i tak się zaczęła moja fascynacja tym krajem, kulturą i kuchnią. Więcej o kuchni innych regionów Francji dowiedziałam się z programów TV (np. ulubiony Jacques Pepin) i blogów kulinarnych. Podczas kolejnych wyjazdów do Francji zawsze bardzo cieszyło mnie spotkanie z francuskim jedzeniem. Za każdym pobytem utwierdzam się w przekonaniu, że jest bardzo dobre!… obok włoskiego oczywiście 🙂
Znowu kupiłam dynię prowansalską- nie mogę przejść obok niej obojętnie, szczególnie jak jest pokrojona na kawałki 🙂 Zawsze mnie uwiedzie pięknym kolorem. Robię z niej zupę z arabskimi przyprawami, piekę i doprawiam kremem lub octem balsamicznym, dodaję do zielonych koktajli. Wiem, że jest mnóstwo innych potraw z zastosowaniem dyni ale mam pytanie do szanownych blogowiczów- może ktoś praktykuje inne niż moje zastosowanie dyni i mógłby się podzielić doświadczeniem?
nie wiedziałam, że tak ta dynia się nazywa bo ja prawie nie dyniowa …. chyba kupię bo można ją jeść na surowo ..
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/56,87978,19000673,dynia-prowansalska,,3.html
Barbara-Salsa specjalistka od dyni na pewno się odezwie w tej sprawie …
no i dynie można mrozić …
Aborygen witaj … u nas Prezes prawie nie występuje chyba, że już człowiek nie wytrzymuje …
Witaj Aborygenie i przysiądź na dłużej.
Alicjo,
Kuchnia francuska jest arcyróżnorodna a każdy region ma coś do zaoferowania i każdy może coś znaleźć dla siebie. Jasne, nie każda potrawa/trunek (vide: faktycznie przereklamowane beaujolais nouveau) musi nam smakować ale to jeszcze nie powód by całą kuchnię wrzucać do jednego worka.
Zdecydowanie wole kuchnie francuska. Jak wspomniala Ewa jest roznorodna i w zaleznosci w jakim regionie sie przebywa jest cos dobrego do jedzenia. W miejscach bardzo turystycznych czesto nalezy sie oddalic od centrum gdzie resteuratorzy sa nastawieni na turystow jednodniowych i czasami sie przeplaca za dania przygotowane na chybcika. Od kilku lat w menu ma byc podane czy danie jest przygotowane na miejscu czy z polproduktow. Ja od poczatku przebywalam w srodowisku francuskim i nawet jak poczatki byly troche trudne to sie szybko przestawilam na ich kuchnie. Na drugim miejscu dla mnie jest kuchnia wloska.
Danuśko,
pozwól, że zostanę przy swoim zdaniu w sprawie kuchni francuskiej – nie musisz się tak unosić! Smak to jest sprawa subiektywna przecież. We Francji nie mieszkałam, ale bywałam tu i tam oraz jadałam, żadna ze mnie znawczyni, ale chyba wolno (jeszcze?) wyrazić mi swoje zdanie?
Nie zrozumiałaś mnie – chodziło mi o to, że ciągle się mówi o „kuchni francuskiej” jak o tym metrze z Sevres. Dlatego pozwalam sobie z tego żartować. Zdaje się, że naruszyłam świętość 😯
Ale przynajmniej wywiązała się dyskusja 🙂
Dynia marynowana to jest to! (jak dla mnie), przepisy na pewno są w sieci.
Co do gołąbków, u nas w domu zawsze były z ryżem i z domieszką mięsa (a nie odwrotnie!), dopiero Tereska Pomorska podała mi pomysł, z kaszą gryczaną. Nie bardzo wyobrażam sobie gołąbki z samym mięsem, ale może należy spróbować.
Na dzisiaj w planie solidny krupnik na żeberkach, bo pogoda tak mnie nastraja – na ogródku mam niestety, jezioro, Jerzor musiał przekopywać rowek, żeby woda nie spływała nam do piwnicy. No i leje nadal, niestety, od soboty.
Aborygen i echidna mają dobrze – wiosna! A u mnie za pasem listopad i mniej więcej do maja mogę się pożegnać z pogodą, którą lubię 🙁
p.s.
Trochę dystansu…nabożne traktowanie czegokolwiek i kogokolwiek szkodzi przedmiotowi bezkrytycznego uwielbienia
Danuśka nowe miejsce do odwiedzania …
https://pyzamadeinpoland.pl/2017/10/vietnamka-warszawa/
Dzien dobry,
Jagniecina z wolnowaru wyszla znakomicie, jak kleftiko. Stifado w planach.
„Tytułowa Vietnamka to autorka kilku warszawskich konceptów gastronomicznych. Kobieta biznesu o własnym stylu: zawsze w biegu, ale spokojna, ze skupionym wyrazem twarzy przełamanym uśmiechem. Zdolnościami kulinarnymi zasłynęła podczas efektownych brunchy, które przygotowywała w To To Pho. Pamiętamy jak wpadała do lokalu przy Alei Niepodległości z jeszcze żyjącymi homarami i już po chwili serwowała z nich wietnamskie sashimi”
Jak ktoś pisze ” efektownych brunchy”, to już mi się niedobrze robi, a jak do tego dodaje „wietnamskie sashimi”, to już w ogóle…
Japończyk, przeczytawszy taki tekst, popełniłby seppuku. To tak a propos kuchni takich czy śmakich 😉
Danusko, mogę tylko potwierdzić, ze kuchnia francuska zasługuje na sławę, jaka sie cieszy od dawna. Jest wyrazem historii i kultury kraju, jest różnorodna, potrafi być wyrafinowana a każdy region oferuje dania oparte na tradycjach i lokalnych produktach. Jak pisze Ela, nalezy unikać restauracji nastawionych na turystów, lepiej zajrzeć do bocznych ulic, zjechać z głównych szlaków. Pamietam, na samym początku mojego tu pobytu dziwiłam sie, ze Francuzi wracając z wakacji opowiadają głownie o tym, czy kuchnia była dobra. Przywiązują duza wagę do jakości posiłków, dobierają do nich odpowiednie wino. Obcuje z ta kuchnia od lat, miałam okazje spróbować jej w rożnych miejscach, restauracjach, domach. Warta jest tego, zeby ja poznac i nie sadze, żebym okazywala jej w ten sposób bezkrytyczne uwielbienie ani traktowała ja nabożnie.
Aborygen ma racje, Asia dostarcza nam pięknych emocji i wzruszeń.
Kuzyn Bernarda przed wyjazdem na wakacje kupowal przewodnik gastronomiczny i droga do celu wydluzala sie w zaleznosci gdzie byla dobra resteuracja po drodze. Lubilam do nich jezdzic, jedzenie bylo dobre i pilo sie przednie wina.
LUDZIE!!!
Czy ja napisałam, że kuchnia francuska jest do niczego?!
Alicjo tak … 😉
Alicjo – tak wlasnie napisalas.
Kochani,
Na zgodę podrzucam skok w bok: http://www.eryniawtrasie.eu/24500
Oraz nie nadymaj sie tak na slowo brunch bo juz od dawna oficjalnie funkcjonuje w jezyku polskim i jest odmieniane.
” Alicja-Irena
30 października o godz. 5:05 569947
Ja od dawna mowie Francja jest mocno przereklamowana…”
Od „mocno przereklamowana” do „do niczego” jest dosyć daleko.
I jeszcze zaznaczę, że nie ma tam słowa „kuchnia”. Tyle na zrazie.
Tak, jak Alina nie traktuję kuchni francuskiej ani bezkrytycznie ani nabożnie, po prostu uważam, że zasługuje na swoją sławę. a dlaczego zasługuje, to już przeczytaliśmy w kilku komentarzach powyżej. Moim zdaniem podobnie jest z kuchnią włoską albo chińską, które też cieszą się doskonałą opinią na całym świecie i są to opinie wielce zasłużona, choć akurat o kuchni chińskiej mam pojęcie mocno ograniczone.
Właściwie to trudno byłoby nazwać brunch inaczej, bo to nie jest ani drugie śniadanie ani obiad – tylko coś pomiędzy 🙂 . Gdy oglądam podróże Julie to posmakowałabym większość potraw, są tak różnorodne, w każdym regionie inne.
Ewo – bardzo lubię Wasze podróże, a specjalnie te bliskie: Czechy, Węgry. Co jedliście w Ołomuńcu oprócz serów?
Aborygenie – pozdrawiam 🙂
Dzisiaj, w sklepach były tłumy 😯
U nas świeciło słońce, przez chwilę padał deszcz ze śniegiem, potem grad i oczywiście wieje.
Kasztan za moim oknem ma już niewiele żółtych liści.
„Jesień” Julian Tuwim
(Preludyum)
Wiem… Siadłaś teraz przy oknie
I patrzysz…
Kasztan pożółkły przed Twem oknem stoi
I liście roni… jesienne liście…
Deszcz kropi… kasztan moknie,
Wiem: siadłaś teraz przy oknie,
Jesienią Ci się w dobrych oczach smutki,
Te Twoje smutki: dziwne… przypomniane…
Lecą, lecą z kasztanu liście,
Powiędłe, obłąkane,
Szelestnie naziem się kładą,
Żałobnie… złociście…
– A może świeci słońce?
——————————————
A ja wiem, że ty myślisz o mnie,
Bo byłem u Ciebie wczora…
Pamiętasz? Smuciłem się ogromnie,
Bom miał od Ciebie jechać,
(…Cichości, cichości jesienna…)
Bom miał od Ciebie jechać,
Nie patrzeć już w Twe dobre oczy,
Ani do Ciebie się uśmiechać,
(…Cichości… cichości jesienna…)
Uśmiechać się, jak Pani chora,
Co w wielkiej sali kona…
Ja byłem u ciebie wczoraj…
Ja wiem…
— A może świeci słońce?
———————————————
Na ulicy nikogo nie ma,
Ciche, ciche jest twoje miasteczko,
Tylko lecą z kasztanu liście,
A kasztan moknie, moknie…
Siedzisz, moja miła, przy oknie,
Siedzisz, moja dobra, przy oknie,
Moje jasne, kochane słoneczko,
Moje smutne, nienazwane szczęście!
…W pokoju zegar cyka,
Jak co dzień, jak co chwila,
(Lecą, lecą z kasztanu liście…
…Cichości, cichości jesienna…)
Takaś ty już zmęczona,
Senna,
Główka na bok się przechyla,
Łza w oczętach zalśniła –
– Ach, o czemżeś się zamyśliła?
– Ach, czemużeś się zasmęciła?
I ja tu taki samy…
Ja też…
Tak się już dobrze znamy,
Tak się już dobrze znamy…
– Wiesz?
– Lecą z kasztanu liście,
Żałobne, obłąkane,
Naziem się kładą złociście,
A kasztan moknie, moknie,
Siedzisz, moja dobra, przy oknie,
Siedzisz, moja miła, przy oknie…
…A może świeci słońce?
Z tomiku Czyhanie na Boga (1918)
Alicjo,
Swój komentarz pisałaś w kontekście „kuchennym”, podrzucając w jednej wypowiedzi link do artykułu o tejże tematyce i cytując komentarz również odnoszący się do kulinariów. Stąd jasny wniosek, że chodziło Ci o kuchnię nie a nie o cały kraj. To nie tak, że kuchnia francuska jest przereklamowana – to inne kuchnie są niedoszacowane.
Tak jak pozostałe dziewczyny, nie traktuję kuchni francuskiej na klęczkach. Ja ją doceniam (choć nie bezkrytycznie), bo jest za co.
Asiu,
Jak zwykle zupę czosnkową 🙂 Słodyczy wciąż staram się unikać. W ciągu roku straciłam 13kg i wolałabym, by mi tak zostało…
” Alicja-Irena
30 października o godz. 5:32 569948
Bardzo kontrowersyjny (moim zdaniem) wpis pod artykulem powyzej.”
I tam wkleiłam wpis, który NIE JEST moja opinią, chyba wyraźnie zaznaczyłam?! A teraz możecie mnie smażyć dalej za rzeczy, których nie powiedziałam.
Magdaleno,
owszem, nadymam się – już była o tym niedawno mowa, otóż to, że coś jest w słowniku nie oznacza chyba, że to jest język polski – bo nie jest, o czym powinnaś jako polonistka wiedzieć. Powiedzmy, że to jest zapożyczenie 🙄
Asiu, i znow mnie wzruszyłas tymi strofami bo czytając je na głos myślałam o Mamie, ktora odwiedziłam w listopadzie, nie wiedząc, ze widzę ja po raz ostatni. „Smucilem sie ogromnie, bom miał od Ciebie jechać, nie patrzeć juz w Twe dobre oczy”. Dziekuje.
Asiu! Uwiedzionym też…
Aborygenie, my Cię z pleżerem!
Wczoraj odbyła się druga odsłona kolacji z Tadziowym winem. Chardonnay okazało się najlepszym, jakie kiedykolwiek przyjmowałem do organizmu! Farfalle al dente. Towarzyszyły mu (z radością) krewetki w sosie maślasno-śmietanowym z olbrzymią ilością czosnku. Obok buraki, ogórki, sałata lodowa, cebula, oliwki itd. To wszystko kunsztownie przyprawione ziołami i sosami. Uprzejmie donoszę, że Chardonnay było z winnicy Monsieur Luis (nie czternasty) Latour.
Jolinku-dzięki za wieści o „Vietnamce” 🙂 Wiesz, dobrze, że od czasu naszej podróży na owe odległe rubieże jadam ichniejszą kuchnię z coraz większą przyjemnością.
Ewo-Twój reportażyk przeczytałam, jak zwykle, z uśmiechem na ustach 🙂 Czekam na ciąg dalszy.
Alicjo,
piszesz szybciej niż myślisz, a potem jesteś oburzona, że nie zostałaś zrozumiana.
Trawestując – trochę dystansu … bezbożne traktowanie czegokolwiek i kogokolwiek szkodzi przedmiotowi krytycznego oceniania.
Cichal-kiedy czytam, że Ty z pleżerem i że Chardonnay było Louis Latour, to od razu robi mi się ciepło na sercu 🙂
A Aborygen oczywiście niech się rozgości!
Danuśko,
Bardzo mnie to cieszy 🙂
Alino – myślę, że nie „może świeci słońce”, a „na pewno świeci słońce” tam gdzie jest Twoja mama. 🙂
Ewo, dzięki, tyle razy przejeżdżałam koło Ołomuńca nie zatrzymując się tam, teraz postaram się to nadrobić 🙂
Oj Alicjo – wiosna z nazwy jedynie. Kapryśna ta pani. Dwa dni temu lody dla ochłody, a wczoraj ogrzewanie włączyliśmy wieczorową porą, bo zimnawo w domu było. Kulinarnie zatem bardziej jesiennie niż wiosennie. A to żurek z białą kiełbasą i obowiązkowymi ziemniakami z podsmażoną cebulką, a to pieczeń rzymska z ostatnimi buraczkami z ogródka. W sobotę zaś zrobiłam nóżki. Czysto polskie menu.
rzep prosiłaś o przepis na danie z dyni. Poniższy to jedynie zupa, ale za to jaka! Wystarcza z cały obiad. Do tego w nawiązaniu do tematu – pochodzi z książki kucharskiej „France, mediterranean cuisine”
Zupa krem z dyni
Składniki:
• 1 cebula
• 1 łyżeczka od herbaty oliwki
• 25 – 30 dkg dyni
• 1 ząbek czosnku
• 250 ml wywaru z kurczaka (może być z kostki)
• 250 ml śmietanki
• sól, pieprz, szczypta gałki muszkatułowej
• sok z połówki cytryny
• 1 wiązka (mała) szczypiorku
• do przybrania – 1 łyżeczka od herbaty oliwki
Przygotowanie:
• pokroić w plasterki cebulę;
• obrać i wypestkować dynię, pokroić w niewielką kostkę;
• przygotować wywar
W garnku zeszklić cebulę na rozgrzanej oliwce, dodać pokrojoną dynię i starty czosnek, dobrze wymieszać. Dolać wywar i dusić około 15 minut często mieszając. Dodać śmietankę, wymieszać, przyprawić solą i pieprzem i gotować na małym ogniu kolejne 15 minut. Rozgotowaną dynię przetrzeć przez sito, dodać szczyptę gałki i przełożyć do garnka, dodać sok z cytryny i szybko zagotować. Podawać w miseczkach/talerzach przybraną szczypiorkiem i skropioną oliwką.
Miło powitać Aborygena 🙂
Asiu, też cieszę się na Twój powrót 🙂
Mój sposób na zupę krem z dyni jest nieco inny. Bo najpierw, po wypestkowaniu kroję w kawałki bez większego starania (hokkaido razem ze skórką), pokrapiam olejem z pestek winogron i do piekarnika na ok. 30 min. w 180 st.C. W międzyczasie także szklę cebulkę, dodaję czosnek i utarty słuszny kawałek imbiru, dopiero do tego dodaję te upieczone kawałki dyni, podlewam kurzym rosołkiem tylko do poziomu dyni i chwilę gotuję na niedużym ogniu, solę dodaję szczyptę chili. Miksuję blenderem i na koniec doprawiam gałką muszkatołową. Podaję z mleczkiem kokosowym, albo bez, plus grzanki lub podpieczone pestki dyni. Jeśli dynia większa, kawałki upieczone blenduję i bez przypraw pakuję do pudełeczek do zamrożenia, a czasem nie rozdrobnione podaję jako jarzynkę, po uprzednim doprawieniu.
Rzepie, zajrzyj pod link http://www.beawkuchni.com/2015/11/9851.html
tam dużo dyniowych inspiracji, może wyobraźnia podpowie co by Ci pasowało 🙂
W tym sezonie jakoś mi chyba przeszło z tymi dyniami, poprzestaję na odmianie hokkaido i głównie na zupy ją przerabiam. Ale nadal lubię, pod warunkiem że dobrze przyprawiona, no chyba, że dynia jest dodatkiem do ciasta, to już inna historia. U nas jeszcze nie widziałam takich zapuszkowanych gotowych mas dyniowych, a to duże ułatwienie jeśli się lubi taką na kruchym cieście.
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry ..
można sobie zrobić zapasik …
http://zapachapetytu.blog.pl/2017/10/29/dyniowe-puree/
ewa te buty w muzeum śliczne … no i trochę słońca w nagrodę dostaliście … 🙂
u nas zimno ale jasno …
kto obchodzi Halloween? … Amelka z koleżankami z już się szykuje ..
Jolinku,
Niezupełnie – do Czech też dotarł orkan Grzegorz. Niebo przejaśniło się na chwilę dopiero pod wieczór. Te ładne butki, to część dawnego stroju kobiet z ludu Hana.
Stosowna kawa od Irka, jak zwykle 🙂
Moje wnuki też się szykują. Od tygodnia malują i wycinają stosowne maski. To ich ulubione zajęcie, te prace ręczne. Są też na etapie poznawania literek, więc całe mieszkanie jest ozdobione rysunkami z pracowicie kaligrafowanymi podpisami 🙂
Irek !
Udekorowana dynia lezy na oknie , slodycze kupione, czekam na dzieciaki wieczorem.
Zupa krem z dyni to moja ulubiona. Robie identycznie jak podala Echidna ale bez soku z cytryny.Nastepnym razem dodam sok aby zobaczyc jak smakuje.
Cukierki! Dobrze, ze Ela o nich wspomniała, muszę kupić bo zostało mi tylko kilka kukiełek i są dla mnie! A dzieci na pewno zadzwonią do drzwi.
Zupę z dyni tez robię podobnie do przepisu Echidny ale bez soku z cytryny. Kopiuje Elę bo tez spróbuje dodać następnym razem.
Salso, zaczytałam sie w blogu, ktory podałaś. Jest kilka przepisów z kuchni francuskiej 🙂
m.in. zupa cebulowa, sezon na nią sie zbliża, dzisiaj rano było poniżej zera.
jutro sklepy zamknięte a dziś kolejki i ludzie kupują jakby wojna była …
to ja też wyjęłam z zamrażalnika małą porcję zupy dyniowej i zrobię ją z mango … posypię parmezanem ..
Alino, ten blog, który wspominała Salsa to było świetne miejsce, niestety jakiś czas temu, z powodu kłopotów prowadząca przestała pisać. Dobrze, że można do niego sięgać jak do archiwum.
Małgosiu, ja też bardzo lubię ten blog, co jakiś czas zaglądam czy Autorka może wróciła, ale i wpisy archiwalne sobie cenię. Dużo dobrych rad i rzetelne przepisy.
jest nowy wpis …
Jako żona Japończyka, która mieszkała 5 lat w Sapporo zupełnie nie rozumiem oburzenia Alicja-Irena dotyczącego „wietnamskiego sashimi”. To sposób serwowania surowych ryb i owoców można, nic co należałoby traktować z nabożnym szacunkiem. Pewnie wielu kanapowym ekspertom wydaje się, że Japonia to tylko kuchnia kaiseki i ceremonialne jedzenie. Poza nielicznymi okazjami – jest zupełnie odwrotnie. A na ulicach coraz więcej fusion.