Dania z pamiętnika
Jeśli macie w domu spisane przez babki, matki lub dalsze „przodkinie” kulinarne notatki, rodzaj rodzinnego pamiętnika smaków, pilnujcie ich bardzo. Za sto lat mogą się przydać.
To właśnie zdarzyło się z notatkami Matki Ignacego Jana Paderewskiego. Jej pomysły posłużyły do przygotowania kolacji na cześć jej wielkiego syna, jednego z – jak to się obecnie mówi – „twórców Niepodległej”. Przepisy spisane ręką starszej pani Paderewskiej wziął na warsztat Maciej Nowicki, znany kucharz, a zarazem znawca polskiej kultury kulinarnej, człowiek, który zrozumiał, pokochał i stosuje przepisy Stanisława Czernieckiego i innych autorów kulinarnych z dalekiej przeszłości.
Stulecie odrodzenia państwowości będziemy świętować przez najbliższy rok. Będą w tym czasie liczne oficjalne przemowy i dużo słów, mniej lub bardziej podniosłe uroczystości. Niechaj będą, i one są potrzebne. Ale rozmowa na temat sławnego pianisty, a zarazem polityka, przy okazji pokazania cząstki jego kulturowego podglebia – to pomysł przedni. Instytut Adama Mickiewicza i Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, organizując „kolację z Paderewskim”, dały sygnał, że kuchnia, kochana przez nas, blogowiczów, to licząca się część kultury. A taki pogląd bardzo lubię.
Oczywiście, była także, a może przede wszystkim, muzyka, wykonane pięknie przez Aleksandra Dębicza utwory Paderewskiego i Chopina, nie jako tło, ale istotna część wieczoru. W każdym razie kuchnia pani Heleny będzie się uczestnikom kolacji (w tym także mnie) kojarzyć z historią, muzyką i sztukami wszelakimi, a te z kolei z naszym 100-leciem. I o to chodzi.
Komentarze
trochę szkoda, że nie ma opisu co było na kolację …
A tu słyszymy tego Wielkiego Polaka
https://m.youtube.com/watch?v=xxIoihjbiTA
Tez chętnie przeczytam co było do zjedzenia 🙂
U mnie nie ma takich zapisków, niestety…nawet Mama nie robiła tego, bo chociaż niźle gotowała, to ją po prostu „nie kręciło”, tylko było czymś, co trzeba było robić, żeby nakarmić rodzinę.
Natomiast babcia Janina – lubiła gotować i lubiła jeść, co było zresztą widać po gabarytach. Wszystko miała w głowie, żadnych przepisów notowanych, łyżeczka tego czy szczypta tamtego od ręki.
Jak to Pyra kiedyś pisała – wody tyle, ile mąka przyjmie 😉
Jolinku,
no właśnie. Studia medyczne należą chyba do najcięższych i najdłuższych, nie wiem, czy są płatne czy nie, wszystko jedno, nie jest to spacerek. Jeśli o mnie chodzi, chciałabym, żeby lekarz był dobrze opłacany i pomógł mi w chorobie. Rzadko który zawód jest tak wymagający pod każdym względem.
„Marszałek Karczewski zarabiający 16.5 tys. zł miesięcznie mówi do lekarzy i rezydentów zarabiających 2.4 tys.zł,że warto pracować dla idei.”
Do takiej Polski nie chce mi się wracać.
Mam mieszane uczucia co do obchodów całorocznych tego stulecia…otóż boję się o to, kto je zawłaszczy i kto się okaże tym „zbawcą”…
Alina,
piękny sznureczek, dzięki 🙂
Po wielu latach zajrzalem na tego bloga i widze, ze jest nadal ciekawy. Nie ma juz pana Lulka czy Pyry, nie mowiac juz o Gospodarzu, ale nadal sporo dawnych blogowiczow jak Alicja, Jolinek, Stara Zaba itd. To chyba dlatego, ze temat jedzeniowy mozna ciagnac w nieskonczonosc, a przepisy, jak widac, przekazywac przez pokolenia. Poza tym blogi politycze panow Passenta czy Szostkiewicza sa raczej depresyjne i zdominowane przez grupe tych samych osob, co troche nuzy. Natomiast kombinacja „Gotuj sie” i „Co w duszy gra” to przyjemnosc dla ciala i dla ducha. Zycze powodzenia, no i moze sie od czasu do czasu dolacze do dyskusji, zwlaszcza gdy bede mial polska klawiature.
Kemor-dołącz, smakuj i pisz jak najczęściej 🙂
Gdyby ktoś sobie życzył, to może zapisać się na warsztaty kulinarne pt „Smak niepodległości”:
http://www.wilanow-palac.pl/w_staropolskiej_kuchni_warsztaty_kulinarne_1.html
Bardzo mnie ciekawi, co warsztatowcy będą gotować i co będzie owym smakiem niepodległości.
Nie mam w domu rodzinnych notatek kulinarnych, nie zachowały się nawet te dwie bardzo „złachane”, stale używane książki kucharskie, w których Mama zaznaczała przepisy warte zainteresowania, to znaczy te, które nie wymagały zbyt dużo czasu i roboty 😉 Moja babcia gotowała natomiast tak jak alicjowa babcia Janina-wszystko miała w głowie i w rękach.
Bez polskiej klawiatury też jesteś mile widziany 🙂
Ja też nie mam polskiej, ale to się da wykombinować, trzeba tylko zainstalować polskie diakrytyki – pojęcia nie mam, jak to się robi, bo za mnie ktoś to zrobił i dlatego taka mądra jestem 🙄
Dzisiaj fasolowa na żeberkach. Nie wygląda ona ładnie, bo miałam jakąś taką ciemną fasolę i zupa przejrzysta nie jest, tylko taka trochę „brudna”. Tu się muszę pożalić, że od jakiegoś czasu nie mogę znaleźć mojego ulubionego „jaśka” fasoli, po tutejszemu zwana „lima beans”. Uwielbiam sałatkę z jaśka na zimno, sama wykombinowałam, chwaląc się, no i co? No i nie ma fasoli 👿
Swoją drogą fasolówka i grochówka, a także kapuśniak, przynależą do rozgrzewających zup zimowych.
Pytanie – jaka jest różnica między poczciwym kapuśniakiem a góralską kwaśnicą? Dla mnie to jakby jedno i to samo, ale kwaśnicę znam tylko z opisów, bywalców knajp w Zakopanem.
Moja Babcia Czesia też gotowała z głowy, po Mamie została mi teczka, w której zbierała wycięte z gazet przepisy lub karteczki z przepisami od znajomych.
Może to Alicjo wyjaśni Ci różnicę:
http://beszamel.se.pl/dookola-stolu/czym-sie-roznia-kwasnica-i-kapusniak,685/
Poczytałam, wychodzi na to, że główna różnicą jest brak warzyw, a o baraninie czytam pierwszy raz. Przy okazji znalazłam taką niesłychaną ciekawostkę przyrodniczą:
http://beszamel.se.pl/jak-zrobic/wino-z-dyni-przepis-na-wino-dyniowe,3560/
U nas sezon na dynie 🙂
Ale mnie już od długiego czasu odechciało się robić wino z czegokolwiek – narobię się, a koleżeństwo przyjdzie i wypije 🙁
Za zdrowie wędrowca na szlaku!!
Zdrowie!
dzień dobry ….
kemor witaj ponownie … a pod jakim nickiem pisałaś wcześniej a może pod tym samym? …
tylko 3+ ….
Dzień dobry 🙂
kawa
do kawy też mogą być … ja bym dodała miodu …
http://moj-kawalek-podlogi.pl/kuleczki-marchewkowe-z-platkow-owsianych/
Dzień dobry,
Mama, której potraw nigdy nie zapomnę, też nie zostawiła żadnych swoich przepisów, gotowała „z głowy” i na wyczucie. Może dlatego wszystko było tak dobre i niepowtarzalne. To po Niej przejąłem, nie potrafię nic powtórzyć, żeby było takie samo, a gotuję coraz częściej, ciągle słysząc egzotyczne pochwały. To cieszy.
Dzisiaj była polędwica wieprzowa z mnóstwem różnych przypraw. Nie chwaląc się to było naprawdę pyszne.
Ale teraz zupełnie z innej beczki, o naszym blogowym Koledze, i co z tego wyniknęło…. Otóż wszyscy znamy naszego Irka, pijemy podaną przez niego poranną kawę…. Irek, jak wiadomo, chłopak z Lublina, gdzie i ja się urodziłem. Miałem tam wujka, malarza, niezbyt sławnego, ale jego obrazy bywały w galeriach. Poprosiłem Irka, by zerknął przy okazji czy gdzieś jakiś się nie zaplątał, chciałbym kupić. Irek oczywiście po galeriach pytał. Jakież było jego zdziwienie, gdy pewnego dnia jedna z klientek galerii, stojąc obok, rzekła:
„Ja znam Stefana S., to mój chrzestny…..”
Irek nas skontaktował, dał mi jej adres email, nawiązaliśmy przemiłą korespondencję.
Już umawiamy się na spotkanie, które powinno nastąpić kilkadziesiąt lat temu!!!!
Jej ojca, Piotra S. pamiętam doskonale, ale jej, czyli Jego córki w ogóle…
Irku, nie wiem jak Ci dziękować! Sklejasz naszą dalszą Rodzinę, która ma tyle do przekazania…. Dziękuję bardzo!
Nowy historia jak z filmu …
łatwy przepis na dobre jedzonko …
http://www.bezcebuli.pl/2017/09/pomidory-po-prowansalsku.html
Jolinek 569770: zmienilem nicka, ale mozna sie domyslic poprzedniego.
no tak … romek … 🙂 … a ja po damsku podeszłam … 😉
Nowy, Irku-piękna historia. Blog potęgą jest i basta!
No właśnie a propos malarzy, chyba nie opowiadałam, że byłam w niedzielę z wizytą u kuzynki Magdy. W pracowni pojawiły się piękne jesienne pejzaże (klienci chętnie kupują), a na stole bardzo ciekawe ravioli z selera. Cieniutkie plastry selera obsmażone na maśle zastępują ciasto pierogowe. Tego rodzaju pierogów oczywiście nie da się skleić, ale selerowe koła złożone na pół i wypełnione farszem pieczarkowym
prezentowały się na talerzu bardzo dobrze i smakowały wyśmienicie. To przepis francuskiego kucharza Alain Passard, na youtubie jest sporo filmów z jego pomysłami.
Magda zrobiła też warzywną lazanię z płatami lazanii własnej roboty. Szapo basy, kuzynko! To właściwie prywata, ale większość z Was zna Magdę i dlatego pozwałam sobie na te publiczne pochwały.
Rzeczywiście, to przypadkowe spotkanie z rodziną Nowego było niesamowite. Mam jeszcze kilka galerii do sprawdzenia, jeżeli chodzi o obrazy wujka Nowego. Ciekawe co się jeszcze zdarzy 🙂
Moja tutejsza kolezanka zrobila cos o czym Barbara pisze, ” rodzinny pamietnik smakow”. Zebrala przepisy dan ktore serwowala dzieciom. Zrobila ksiazeczke i zaniosla do drukarni. Dzieci, araczej juz dorosle osoby dostaly ksiazeczke pod choinke. Podobno byli mocno uradowani i wspominali z radoscia dania o ktorych juz zapomnieli.
a taki bób robiliście? … mrożony jest do kupienia ..
http://przepisowniabarbry.blogspot.com/2017/10/bob-marynowany-w-zalewie-octowej.html
ROMek to Twój nick kemor? … jeśli tak to naukowiec i podróżnik z Ciebie i pytanie gdzie teraz przebywasz? …
niekonstytucyjnie wybrani sędziowie TK ogłaszają niekonstytucyjność wyboru prezes SN … 🙁
Z Jolinka dobry detektyw, a w każdym razie bystrości jej nie brakuje.
Byłoby dziwne, gdyby u mnie w domu były jakieś kulinarne zapiski, bo prawie u nikogo ich nie było. Nie było też książek kucharskich, a słynna ” Kuchnia Polska” była książką duchem, wszyscy o niej słyszeli, nikt nie miał.
Natomiast moja synowa oprócz tego, że ma sporo książek kulinarnych, założyła swój własny brulion z przepisami, do którego zapisuje własnoręcznie co bardziej użyteczne przepisy, wkleja albo przypina. Jakiś przepis wpisała jej mama. Ja także zostałam poproszona o kilka konkretnych przepisów, zdaje się że był to pasztet i keks. Napisałam własnoręcznie. Kiedyś może te przepisy przydadzą się, no bo w końcu nie żyjemy wiecznie.
Z kwaśnicą jest chyba tak, że to co ugotują górale to kwaśnica, a to co cepry to kapuśniak. Kilka razy jadłam w górach zupę opisaną w karcie jako kwaśnica. Raz była lepsza, raz gorsza, ale na pewno nigdy nie była na baraninie, bo w miseczce był kawałeczek wieprzowego żeberka, trochę ziemniaków i kapusty. Zawsze niezbyt gęsta, a w zasadzie dość rzadka. Domowy kapuśniak jest bardziej treściwy.
Liczne doświadczenia z kwaśnicą powinna mieć chyba a cappella, ale ostatnio jakoś do nas nie zagląda.
Argument Krystyny o kwaśnicy góralskiej i kapuśniaku ceprowskim wydaje mi się celny i słuszny 🙂
do poczytania …
http://mkaminski.liberte.pl/rejs/
Ja zadałam sobie trud i poszperałam po internecie – zasadnicza różnica między kapuśniakiem i kwaśnicą jest taka, że w kwaśnicy nie ma prawa być żadnych warzyw typu marchewka, seler, por, pietruszka, no i wiele „szkół” mówi, że gotuje się ją na baraninie, a kapuśniak na żeberkach czy czymkolwiek innym (drób się chyba nie za bardzo nadaje). Z kolei mój znajomy, bywający od lat na wczasach w Zakopanem powiada, że kwaśnica najlepsza jest na wędzonce – ale zgadza się, że żadna marchewka i jej koleżanki warzywne nie pływają w kwaśnicy. Ja tam wszystko zjem, bo lubię zupy, oprócz mlecznej.
Ostatnio u Cichalów jedliśmy znakomity barszcz czerwony na bogato, z warzywami itd. Właśnie – stanowczo za rzadko używam buraków w kuchni, trzeba to zmienić.
U nas bardzo ciepło, chociaż pochmurno i w nocy padał deszcz.
Jeszcze kwiaty od Nowego i Jerzora pysznią się na stolikach. Jeszcze zjadamy resztki zjazdowe. Jeszcze czekamy na zdjęcia od Nowego… 🙂
Alicjo! Remanent lodówkowy wykazal, że w wyjazdowym pośpiechu nie zabrałaś pojemnika z piekielnym jalapenio i słoika z pomarańczowym proszkiem z pestek awokado! Że ja mam sklerozę, to zaleta wieku, ale Ty, Młoda Damo?
A propos rodzinnych spotkań. Parę lat temu dostałem meila od pani Iwony podpisującej sie moim nazwiskiem z zapytaniem, czyśmy nie krewni. Okazało się, że to córka nieżyjącego od wielu lat mojego stryjecznego brata. Ona o mnie kiedyś, coś słyszała, starała się odnaleźć, ale, że mieszka we Francji, to nie było łatwe. Dopiero Internet wszystko załatwił. Ot, globalna wioska!
Mame moja pytalem do konca o jej zdanie w tych czy innych sprawach. Jej ksiazka kucharska, starsza od niej, wiec wiec wiele starsza niz sto lat, miala wiele zakladek i zatrzymal ja (chyba!) moj brat. Aczkolwiek wiele nauczcylem sie od mojej matki, moja LP nadal twierdzi, ze pewnych rzeczy tak jak ona nie potrafie zrobic. Racje ma.
A teraz cos na bierzaco. Zebralem dzis ze cztery kilo niedojrzalych pomidorow i cos z tym trzeba by zrobic. Mam zamiar pewna ilosc zamarynowac w occie, a czesc usmazyc do sloiczkow. Macie dobre rady, macie jakies linki?
Z gory dziekuje!
Jolinek 12:53: W Afryce, temp. 41C, wiec juz tesknie za pochmurnym niebem, no i bardziej tradycyjnym jedzeniem, choc nie kwasnica ani kapusniakiem.
Pepegorze,
kiedyś w temacie zielonych pomidorów radziła Helena – zakisić tak, jak się kisi ogórki (nie marynować – kisić!).
Kiedyś wyjeżdżaliśmy do Polski i miałam sporo zielonych, więc za radą Heleny wzięłam duży, 4-litrowy słój i nastawiłam, dodając to, co zwykle daję do ogórków – czosnek, różne przyprawy typu musztarda (nie ze słoika!), listek, pieprz, ziarna kopru (zielonego już nie miałam) i to wszystko zalałam letnią, osoloną wodą, dbając o to, żeby pomidory były dosyć ciasno upakowane i woda je przykrywała. Po przyjeździe miałam je akuratne, jak należy – polecam!
Znakomity jest też dżem, smażymy pokrojone zielone pomidory z cukrem, bardzo powoli, aż zyskają brązowawy kolor. Można udawać, że to dżem figowy 😉
Cichalu,
moja pamięć już też niestety, podziurawiona!
Pozdrowiena dla naszego niestrudzonego archeologa 🙂
Oczywiście, tylko kiszone zielone pomidory . Smak dzieciństwa. Popularne na Zachodniej Ukrainie. Na targu w Lublinie tylko jeden sprzedawca je produkuje … i znikają 😉
Irek,
o ile pamiętam, Helena ten przepis (pomysł) wzięła od matki, która była Rosjanką. To miały być zielone pomidory – zajrzałam na google, pokazane tam są przede wszystkim czerwone pomidory kiszone – ja bym się obawiała, że mogą być za miękkie, ale to chyba trzeba wyczaic, kiedy są już czerwone, ale jeszcze twarde.
Każdy może to sobie sam zrobić, ale tradycja robienia przetworów coraz bardziej zanika, chyba, że to jest Stara Żaba 🙂
U Starej Żaby ciągle funkcjonuje porządna spiżarnia, zacnie zaopatrzona!
Z kapuśniakiem i kwaśnicą zdawało mi się, że jest tak jak mówi Krystyna a tu proszę- niespodzianka…Mam też takie same doświadczenia z gór, jeśli chodzi o skład zupy, jak Krystyna 😉
Alicja wspomniała o dżemie z zielonych pomidorów i przypomniało mi się, że moja babcia dodawała do dżemów z różnych owoców właśnie pomidory. Nie pamiętam czy to były zielone czy dojrzałe ale pamiętam, że zdziwiona byłam, że tego pomidorowego smaku nie było czuć.
U mnie w domu gotowała głównie babcia (mieszkaliśmy razem z dziadkami) i wszystkie przepisy miała w głowie. W domu była „Kuchnia Polska” ale głównie ja i siostra oglądałyśmy w niej zdjęcia. Bardzo to lubiłyśmy 🙂 Taką samą „Kuchnię Polską” dostaliśmy jako młode małżeństwo od teściowej i bardzo się przydała 🙂 Mam wiele pozycji kulinarnych- książki, kilka pierwszych roczników magazynu Kuchnia, jakieś cykle dotyczące kuchni z Gazety Wyborczej ale teraz najczęściej korzystam z internetu- tam jest wszystko! Co prawda ulubione i sprawdzone przepisy mam na małych karteczkach, pod ręką w kuchni.
Rzepie,
mnie smak dżemu z zielonych pomidorów przypomina smak dżemu figowego. To jest coś, czego w ogóle by nie dało się z czymś pokojarzyć, ale właśnie z figami, nawet w konsystencji.
Dżemowa to jestem żadna, ale żurawina i pomidory bardzo mi pasują. W ilościach minimalnych, ale to jest to!
Książek kulinarnych – od poczciwej Kuchni Polskiej, ale nie to najstarsze wydanie – mam ci od groma, głównie i przede wszystkim dzięki blogowi, kiedy jeszcze istniały zagadki środowe Gospodarza, a teraz dostałam od Gospodyni książkę, której nie miałam i jeszcze raz bardzo dziękuję za nią.
Bardzo sobie cenię wszystkie – przepisy przeglądam i korzystam, ale prawie zawsze coś odejmuję lub dodaję, żeby według swego smaku dosmaczyć.
No i zapomniałam od Kapitana zabrać ostre 🙁
Następną razą 🙂
Jolinku – Obecnam. Marek Grechuta śpiewał o zaplątaniu w dzikie wino. Jam też zaplątana w… jaśmin, bougainvillea, ozdobne trawy, sekulanty i inne zielone. Tnę, rżnę, ścinam, wyrywam i końca nie widać. Niestety. Wszystko rośnie jak rok długi i szeroki, a że nie przycinałam roślin pnących, powstał busz dziki. Z wierzchu piękne zielone z kwiatkami, pod spodem suchy, nieprzebyty gąszcz. Wczoraj, po wywózce odpadów zielonych (ogrodniczych), wypełniłam opróżniony 240 litrowy kosz. Całkowicie. Kolejna wywózka za dwa tygodnie. Muszę coś wymyśleć na kolejną „dawkę”. Dzisiaj przerwa spowodowana aurą – ostro pada i choć ciepło, prace ogrodowe trzeba było wstrzymać – ale należy skończyć co zaczęłam.
sukulenty
Przepisy, przepisy… Babć, mam, cioć, a niekiedy męskich przedstawicieli rodziny. Spisywane, zapamiętane lub odchodzące w niebyt rodzinne tradycje sztuki kulinarnej.
Z dziecięctwa pamiętam jednodniowe kalendarze ścienne (chyba nadal drukowane) jakie posiadały na odwrocie stron porady, ciekawostki, dowcipy oraz przepisy kulinarne. Szczerze przyznam, że te ostatnie nie cieszyły się moim zainteresowaniem.
Natomiast pamiętam książkę kucharską z biblioteki Taty, gdzie znalazłam przepis na łapy niedźwiedzie w miodzie. Daty, autora, wydawcy owego kuriozalnego dzieła nie pamiętam. A że tomisko zostało, najłagodniej mówiąc, „wypożyczone”, szans na zaspokojenie ciekawości nie widzę.
tak jest babilasie, sukulenty
widocznie i mózg padnięty
po działaniu ogrodowym
ponoć niesłychanie zdrowym
Kaktusowate, jednym słowem.
Na co echidna narzeka, to ja bym wzięła, ale być może też bym zaczęła narzekać, zwłaszcza że coraz bardziej wychodzi ze mnie leń pospolity. Wszelkie wycinki-obcinki idą do kompostera albo do lasu za domem, ale echidna chyba nie ma lasu, na ile się orientuję.
U echidny wiosna na progu – u mnie jesień, ale kalendarzowo się nie trzyma kupy, bo temperatury letnie. Ale to się zarutko skończy.
Gaszę swiatło z tej strony, chyba, że Nowy jeszcze coś napisze 🙂
http://sosnowiec.wyborcza.pl/sosnowiec/7,93867,22554755,wniosek-o-przemianowanie-ronda-im-edwarda-gierka-w-sosnowcu.html#MTstream <–kogoś chyba solidnie "pogięło", jak to młodzież mawia…
Alicjo – nie narzekam. Wyjaśniam przyczyny „zaplątania”, a co za tym idzie odpowiadam Jolinkowi na pytanie „co porabiam”. Nie lasu nie mamy, a kosz na ogrodowe odpadki jedynie 240 litrowy. Normalnie starcza lecz przy takiej robocie „mniejsca” w nim zabrakło.
Dzień dobry 🙂
kawa
Echidna zaintrygowała mnie opowieścią o niedźwiedzich łapach i rzeczywiście znalazłam przepisy na tego rodzaju ciasto, poniżej jeden z nich:
https://www.mniammniam.com/Niedzwiedzie_lapy-1876p.html
Nie będę się zgłaszała się na ochotnika do upieczenia tych łap, bo roboty z nimi niemało.
Może będzie prościej, jeśli zaproponuję Wam jedynie niedźwiedzią herbatę 🙂
http://ae01.alicdn.com/kf/HTB1186WQpXXXXalaXXXq6xXFXXXn/Mama-mama-nied%C5%BAwied%C5%BA-home-naklejka-mleka-Fili%C5%BCanki-przyjacielowi-prezent-wina-piwa-kubki-nowo%C5%9Bci%C4%85-kubek-herbaty-prezenty.jpg
dzień dobry …
echidno czyli robota wre … 🙂 .. u nas ponuro i zimno a we wrześniu było tylko 79 godzin słonecznych w porównaniu do roku 2016 kiedy to mieliśmy 238 godzin ….
Irkowa kawa pełna witamin i bardzo słusznie, bo o tej porze roku witaminy utrzymują nas w dobrym zdrowiu, czego życzę wszystkim Blogowiczom i sobie przy okazji też!
No właśnie Jolinku, bardzo nas rozczarował tegoroczny wrzesień 🙁
Danuśka prezent urodzinowy we wrześniu był podwójny bo dodatkowo porcja słońca, które u nas było na minusie …
u mnie pyrkocze rosół od rana … będzie z tego rosół, ogórkowa i barszcz ukraiński …
Tak, Jolinku, nadal miło wspominam 🙂
Rozgrzewający rosół i kolejne dwie zupy to dobry pomysł na obecną pogodę.
chyba nie moje smaki … dżem marchewkowo-brusznicowy …..
http://ideimysle.blogspot.com/2017/10/morowo-borowo.html
Dla tych, którzy nie mają w kuchennych szufladach rodzinnych zapisków, pożółkłych zeszytów czy też babcinych karteczek z plamami od soku, czy masła ten blog może być całkiem interesujący: http://kucharz1935.republika.pl/
O ile tylko są ku temu możliwości, zalecam kompostować wszelką biomasę. 240 litrów po przerobieniu to jest mała kupka dobrobytu ogrodowego. Wywożenie tego poza ogród (i to, jak rozumiem, odpłatne) to nieuzasadniona rozrzutność. Wszystko organiczne można skompostować (a już jesienne liście to cudowny materiał – w rok robi się z tego coś, czego nigdzie za żadne pieniądze się nie kupi).
Tyle na szybko, w antrakcie. Serdeczności dla PT Sosajety. Odezwę się dłużej jak osiądę na chwilę.
U nas nie wolno wyrzucać do lasu i rowów odpadów organicznych, zwanych popularnie zielonymi. Grozi za to mandat. Te odpady zabierane są w workach lub luzem / np., choinki/ przez służby komunalne.
Przetwórstwo domowe nie kwitnie tak jak dawniej, ale wcale nie zanikło. Znam bardzo wiele osób, także młodych, które robią jakieś przetwory domowe. Niekiedy tylko dżemy, albo jakieś kiszonki. Przyjemnie jest otworzyć pachnący wewnątrz słoiczek.
A nalewki to już prawie plaga. 🙂
Echidno-zajrzyj do poczty.
Danuśka – małe nieporozumienie: wspomniany przepis dotyczył nie ciasta lecz…łap niedźwiedzich. Proces – jeśli mnie pamięć nie myli – długotrwały. Jakieś kilku(kilkunasto?)tygodniowe moczenie w wodzie z octem lub/i winie, obtaczanie w ziołach przeróżnych, obgotowanie (gotowanie?), na koniec smażenie. W jakim momencie miód był używany nie pamiętam.
Gdzieś, dawno temu, wyczytałam – może w tej samej książce? – że przysmakiem były chrapy łosia, a nawet bobry.
Książka była wielce leciwa, z księgozbioru drugiej Babci. Chyba odziedziczyła ją po swojej mamie.
Jak by na to nie patrzeć, nawet najlepsze chęci, z widomych względów, nie pozwalają na wykonanie potrawy.
W poszukiwaniu powyższego przepisu trafiłam na interesujące strony:
http://www.historycy.org/historia/index.php/t21602.html
http://www.historycy.org/index.php?showtopic=21602&mode=threaded&pid=268909
zainteresowanym życzę miłej, chwilami zabawnej, lektury
Wyjaśnienie – posiadamy trzy kosze: żółty, czerwony i zielony. Żółty na surowce wtórne, czerwony na śmieci, zielony na ogrodowe odpady (nie są naszą własnością). Wywózka jak i „wypożyczenie” koszy wliczone w roczną opłatę uiszczaną do miejscowego City Council. Przestrzeganie podziału obowiązkowe.
Prywatnie posiadamy kompostownik, ale kompostować wszystkiego nie dałoby rady. I nie wszystko można, a takich chwastów czy pomidorów wręcz nie należy.
Na Kopciuszka też nie mam zadatków by oddzielać gałęzie od liści. Tnę drobno i hurtem nad taczką, potem przerzucam do kosza. I proszę nie zapominać, że u nas rośnie w tempie geometrycznym 24/7/12.
Kompostowanie biomasy dobry pomysł lecz w naszym przypadku nierealny. Nie mamy zapotrzebowania na taką ilość. Tym – kompostowaniem – zajmuje się City Council.
właśnie sobie oglądam stary program o kuchni świątecznej i miła niespodzianka bo w programie krótki wywiad z Piotrem Adamczewskim … zaskoczyło mnie, że Piotr mówi o wazie do zupy zupiarka … chyba nigdy nie słyszałam tej nazwy …
Pisałam na raty w międzyczasie poszukując wspomnianego poprzednio przepisu. Dopiero teraz zauważyłam, że w jednym z podanych linków również ktoś wspomina potrawę z chrap łosia. Przypadek, ja pamiętam to danie wyczytane przed laty.
Dzień dobry,
niestety, po deszczu front się zmienił i jest pochmurno i zimno.
U mnie za domem jest las liściasty – nie widzę powodu, żeby tam nie dorzucić liściz podwórka, niczym się nie różnią od tych leśnych. Do kompostera (spora, plastikowa beka z otworem u dołu, żeby łatwiej było kompost wybierać na bieżące, ogródkowe potrzeby) wrzucam tylko warzywno-owocowe odpadki kuchenne, ale nic, co pachnie mięsem czy tłuszczem, żadnych skorupek od jajek – niestety, to natychmiast zwabia gości z lasu, szopy pracze są pierwsze w ogonku do takiej restauracji. Pokrywę kompostera często otwieram, bo zwierzątka lubią tam zaglądać, a szopy doskonale wiedzą, jak ją odkręcić, przy tym często ją uszkadzają.
A mnie nie przeszkadza, kiedy sobie tam trochę pogrzebią, przeciwnie, zwalniają z przegrzebywania mnie samą 🙂
Na tę bekę mam zaciszny kątek za garażem.
Liści nie dodaję, bo mam lepszy sposób – Jerzor bierze kosiarkę i ścina trawę, jak już wszystkie liście opadną, tak na początku listopada.
Pocięte, znakomicie znikają w przyciętej trawie i na wiosnę są dla trawy pożywką.
A recykling, o którym wspomina echidna – to w jedne piątki w szarym pojemniku papiery, kartony i różne folie plastikowe, torby etc oraz plastikowe pojemniki, a w drugie piątki szkło, puszki aluminiowe i tym podobne surowce wtórne.
Od kilku lat wreszcie mądrze wprowadzili skup butelek – kupujesz butelkę alkoholu, w to wliczane jest 20 centów, za puszkę piwa chyba 10c. Na początku ciężko to szło, ale wreszcie ludzie załapali, że ten pieniądz jest do odzyskania, jak się odniesie do punktu skupu (u nas to są sklepy z browarem).
Mam zamrożone ciasto na pierogi, ale to jutro. Dzisiaj resztki fasolowej.
Fats Domino nie żyje, odszedł na swoje Blueberry Hill…bardzo lubiłam tę piosenkę, którą na pewno kiedyś tam słyszeliście
https://www.youtube.com/watch?v=JI77MQToIFE
Marek co tam się dzieje u Ciebie? ….
https://wiesci24.pl/2017/10/25/skandal-prezydent-ostroleki-pis-zamieszany-dziwne-uklady-biznesmenem/
Tym razem będzie prywata i zarazem prośba do Was
– zmieniliśmy wygląd blogów i chciałabm prosić o Wasze sugestie jakie funkcjonalności powinnam ewentualnie dodać lub co powinnam zmienić.
blog kulinarny – http://obiadoweinspiracje.blogspot.com
blog o książkach – http://niestatystycznypolak.blogspot.com
Nie ma powodów, dla których nie można (czy wręcz „nie należy”) kompostować chwastów, pomidorów, biomasy. Za długo tłumaczyć – ale jak będzie potrzeba, to i czas (może) znajdę.
babilasie – jam jest ogrodnik z konieczności. Korzystam z wiedzy doświadczonych w tej materii. Wszelkie nowe sugestie mile widziane.
PS – ponoć liści i gałęzi pomidorów jak i odpadków cytrusowych nie wolno wrzucać do kompostu bo… coś-tam (nie pamiętam co lecz przestrzegano mnie wielokrotnie).
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
echidno a ile Ty masz tych hektarów? …
szybka …
https://kulinarneodslonypati.blogspot.com/2017/10/pizza-jajeczna-na-chlebie-tostowym.html
jeśli już jecie tofu to co z niego robicie? … ja marynuję w oleju z ziołami i używam potem do sałatek lub makaronu … może jakieś inne pomysły? …
Dzień dobry,
To znowu ja. U mnie tez pada, nawet bardzo intensywnie. Jesień.
Podczytałem do góry.
Saudyjskie Wielbłądy mają prośbę o sugestie. Nie wczytywałem się w potrawy z dyni, po prostu ich prawie nie jadam, bo dyni nie lubię, zajrzałem natomiast do części o słownikach, a tam słówko: translatory, czy internetowe translatory. Nie jestem polonistą, jestem ogrodnikiem, więc może czasami przesadzam, ale ja takiego słowa nie znam. Mam trzytomowy Słownik Języka Polskiego.
Niedawno w GW czytałem o butach outdoorowych. Tak było napisane! Buty outdoorowe.
Asia ostatnio rzadko tutaj bywa, ale gdzieś tam znalazłem jej krótkie wpisy. Jak zwykle Asia – poetyckie. Przypomniała mi, że to przecież naprawdę już jesień… Za Asią….
https://www.youtube.com/watch?v=wOIQybT7DAU
Dzień dobry.
Nowy, „translator” jest już słowniku języka polskiego 🙂
https://sjp.pwn.pl/szukaj/translator.html
Wprawdzie tez jestem na emigracji, ale jestem rowniez polonistka oraz realistka. I nie dziwuje sie swiatu jak Marceli Szpak, ze jezyk zyje i sie zmienia. A dokladniej to zmieniaja go ludzie, ktorzy sie nim codziennie posluguja. I to jest badzo dobre. Przynajmniej tak mnie uczyli na studiach madrzejsi ode mnie.
Szczerze mowic lekko mnie bawi takie zaperzanie sie, ze to „zasmiecanie” jezyka, tylko dlatego, ze inni posluguja sie slowami, ktorych my nie akceptujemy, bo 30 lat temu bylo inaczej. To troche jakby protestowac przeciwko uzywaniu nowych, nieznanych przypraw w kuchni, bo wszak dawniej tylko majeranek i koperek byl i tak powinno pozostac.
Jolinku, ja dodaję tofu do zupy typu ramen lub miso; bardzo lubię.. Można je też po odpowiednim doprawieniu smażyć.
Jeśli chodzi o nowe słowa, które są coraz częściej wprowadzane do naszego języka to mam z tym problem. Z jednej strony pewne przeniesione z obcych języków np. nazwy od razu definiują o co chodzi- to szczególnie dotyczy tematów około kulinarnych. Z drugiej strony wprowadzanie obcych słów do np. sklepów, gdzie dział z kurtkami miał nazwę „outdoor”(?) też mnie irytuje. Sporo określeń do potocznego języka wprowadza młodzież i to chyba potem staje się powszechne. Pamiętam, jak kiedyś usłyszałam: „mama o co kaman” i nie zrozumiałam 😉 teraz coraz częściej ten zwrot jest używany nie tylko przez młodych. Przyznam się, że brzmi to dosyć dziwacznie ale mnie rozśmiesza 🙂 Chyba trzeba się z tym pogodzić, że język żyje i zmienia się ale lubię słuchać ludzi posługujących się piękną polszczyzną.
Nie mam żadnych doświadczeń z ogrodnictwem- ziemia tylko w doniczkach 😉 ale jestem ciekawa o co chodzi z tym zakazem kompostowania łodyg pomidorów. Dawno temu używałam do swojej pracy magisterskiej łodyg pomidorów, słonecznika i łętów ziemniaczanych i wszystkie te odpady były dla mnie równorzędne.
Czego nie należy wrzucać do kompostu:
– cytrusy: ze względu na kwasotę oraz związki znajdujące się w skórce jakie zabijają mikroorganizmy co powoduje hamowanie procesu kompostowania; ponad to cytrusy kupne pokryte są konserwantami, a także mogą zawierać pozostałości środków ochrony roślin;
– liście i gałązki pomidorów: aby zapobiec rozprzestrzenianiu się mączniaka, szarej pleśni, zarazy ziemniaka itp chorób;
– resztek pomidorów ze względu na kwasotę (patrz cytrusy)
– resztek owoców i warzyw z pestkami;
– roślin zainfekowanych;
– chwastów w pełnej dojrzałości ze względu na rozwinięte gniazda nasienne, nasiona po użyciu kompostu kiełkują powodując zachwaszczenie;
– materiałów zawierających chemię (druk, papier, tkaniny itp, a także odpadów ogrodniczych jeśli były spryskane herbicydami)
– torebek z herbatą lub kawą (same fusy tak, po usunięciu torebek)
– odpadów pochodzenia zwierzęcego (skorupki jajek tak lecz jeśli są dobrze pokruszone)
– roślin z rozłogami/kłączami, bo mogą zakorzenić się w kompoście
– gotowanych resztek potraw
Lista jest niepełna, bo jeszcze liście orzecha włoskiego, iły iglaków (cała procedura, podobnie jak z trawą przeznaczoną do kompostowania) itp itd.
Jolinku – w hektarach bym nie mierzyła, że zaś rośnie, o czym niejednokrotnie już wspomniałam, jak rok długi i szeroki, roboty jest przez cztery sezony. Coś jak z tą czaplą co chodziła po desce – do znudzenia.
„Outdoor” też jest w tym słowniku, ale raczej powiązane z wyjazdami szkoleniowymi w firmach. Jak się ogląda ofertę sklepów turystycznych to prawie wszystko jest tam outdoorowe. Nie wiem czy to jest coś zupełnie innego niż turystyczne.
Bardzo wiele słów anglojęzycznych pojawiło się u nas wraz z rozwojem elektroniki i informatyki, potem zarządzania itd. Tłumaczenia dosłowne są albo bardzo długie, albo śmieszne np. przytaczana już przeze mnie próba tłumaczenia słowa interfejs na „międzymordzie”.
Język żyje, to znana prawda. Ale żeby AŻ TAK bezkrytycznie? Nowa terminologia to jedno, zamienniki – to drugie. I chyba o te zamienniki głównie chodzi. Zgrzytają w uszach, złoszczą i przypominają natychmiast:
A niechaj narodowie wżdy postronni znają,
iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają
Lektura gorzka, choć brzmi znajomo… Proponuję do słodkiego deseru:
https://wszystkoconajwazniejsze.pl/tom-nichols-agonia-wiedzy-koniec-ekspertow-smierc-elit/
cichalu czyli przyszło to do nas z USA … świat się nam popsuł …. 🙁
rzep zupa to dla Danuśki … 😉 … myślę by zrobić farsz do krokietów … tofu+pieczarki i przyprawy ..
echidno czyli bywasz dużo na powietrzu i zażywasz dużo ćwiczeń … bardzo zdrowy tryb życia … 🙂
Cichalu,
(14:34) – dobre 🙂
Przy okazji, w torbiszczu oddanych książek znalazłam dwie na pewno nie moje, jedna z nich to „Kod Leonarda da Vinci”, którą z przyjemnością przeczytałam. Zgrabny, wielowątkowy kryminał, trudno się oderwać.
Druga to „Maria i Magdalena” Magdaleny Samozwaniec. Te książki na pewno nie są moje, bo ani jednej, ani drugiej wcześniej nie czytałam, a moje książki są wszystkie przeczytane. Dobrze, że zapominam po jakimś czasie, więc nadają się na drugie czytanie 😉
Słonecznie i chłodno, na obiad jeszcze nie wiem co, planowane ruskie będą jutro. Może placki ziemniaczane, ale bez gulaszu.
Magdaleno-wprawdzie jam nie polonistka, acz romanistka, ale podobnie, jak Ciebie mnie też uczyli na studiach, że język jest tworem żywym i zmienia się wraz z ludźmi i ze światem, w którym żyjemy. Zgadzam się z Tobą całkowicie, co nie znaczy, że ubrania casual albo eventy mnie nie irytują.
Spędziliśmy dzisiejszy dzień na dobrach nadbużańskich-cztery godziny na grabieniu liści, dwie na spacerze po lesie i….zbieraniu grzybów (!) oraz trzy kwadranse na tarasie popijając herbatę, zajadając kanapki i kontemplując okoliczności przyrody. Pogadałam też z sąsiadem na temat opieniek. Otóż sąsiad najchętniej jada opieńki w zupie(trochę grzybów, kilka ziemniaków i wszystko zaprawione śmietaną) oraz w postaci dodatku do placków (grzyby są dodawane bezpośrednio do ciasta, co jest całkiem ciekawym pomysłem). Na zdjęciu poniżej nasze dzisiejsze grzybowe zbiory, bez opieniek:
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipOKiQtOGRL0NIL2PO3mRChu83Ww_hgkGy_q0xM0/AF1QipPXYhZtCAnFUN-bUx8HxLQqTjQ8xpvGEQYwmth8
Gdybym się miał metodycznie odnieść do komentarza echidny (13:04), to musiałbym napisać bardzo długi komentarz punktujący merytorycznie poszczególne elementy listy (że to półprawda, to nieprawda, to przesąd, to zabobon, a to bzdura bytująca od lat w czeluściach internetu). Byłbym stratny na czasie, a korzyści żadnych zobaczyć nie potrafię. Nadto jeszcze czułbym się nieswojo w roli nowoprzybyłego pouczającego stałą bywalczynię.
Więc tylko się ukłonię po raz ostatni, pożegnam, i odmaszeruję dziarsko.
Babilasie, wracaj!
Jolinku-to prawda zupy typu ramen, czy też miso bardzo lubię. Kuzynka Magda przyrządza je znakomicie 🙂
Danuśka, całkiem ładne zbiory 🙂
Babilasie-przecież pisaliśmy, że lubimy czytać twoje wpisy.
Małgosiu-i na dodatek całkiem nieprzewidziane 🙂
oczywiście Twoje….
Dzisiaj na kolację tagliatelle z sosem grzybowym 🙂
Jak ja lubię takie kolacyjki!
Ja staram się nie śmiecić – z szacunku dla języka.
Dobrą definicję (moim zdaniem) co jest czym podała echidna. Mnie drażni to samo, a zwłaszcza „spolszczony” angielski.
To, o czym pisze MałgosiaW (elektronika, zarządzanie, informatyka) jest moim zdaniem uzasadnione, bo po co wyważać otwarte drzwi. Francuzi wymyślili nawet własne słowo na komputer – ordinateur. No i co? Nikt tego nie używa, bo słowo komputer przyjęło się wszędzie.
W słowniku muszą się te słowa znaleźć, bo przecież trudno się nieraz połapać, o co chodzi, ale w jakim słowniku? Słowniku poprawnej polszczyzny na pewno nie, już raczej w słowniku wyrazów obcych.
Jerzor, który zna dość dobrze 6 języków i bez przerwy ich używa powiada, że jest to trend ogólnoświatowy, a przynajmniej w tych językach, które on zna (angielski, francuski, niemiecki, hiszpański, rosyjski, japoński). Według niego celują w tym…Japończycy. Ale Japończycy w ogóle chłoną wszystko, co przychodzi z Zachodu.
Dawno temu na świecie dominującym językiem był francuski i modnie było wtrącać francuskie słowa czy całe zdania do konwersacji. Ale tego francuskiego nie przerabiano na polski.
W zoologii istnieje słowo „bastardyzacja” i oznacza krzyżowanie gatunków. Bastard po polsku to bękart, kiedyś czytałam artykuł o „bastardyzacji języka” i dla mojego ucha brzmi to lepiej, niż „bękartyzacja języka”. Jest to słowo o wydźwięku pejoratywnym
O ile z krzyżówek zwierząt może wyjść coś interesującego i dobrego, z krzyżówek językowych wychodzą bękarty, których słuchać hadko.
Ale podkreślam – to jest moje zdanie i tego się trzymam 😎
Opieńki! Moje ulubione grzyby marynowane!
Babilasie,
nie obrażaj się! podyskutować nie zawadzi. Sama się dziwię liście, którą podała echidna (domyślam się, że to jakiś gotowy spis, który przytoczyła). Na przykład co komu przeszkadzają ogryzki czy inne obierki w moim kompoście? Albo cytrusy? Postępując według tej listy, nic nie można wrzucać do kompostera, bo np. ja nie mam własnych plonów z ogródka i wszystko kupuję w sklepie, a tam praktycznie wszystko jest z uprawy/hodowli pryskane i nawożone sztucznie…
Ale u echidny lato trwa praktycznie cały rok, nadwyżka kompostu i możliwość, że jej z kompostera jabłonki wyrosną 😉
Alicjo-Francuzi powszechnie używają słowa ordinateur lub ordi (w skrócie).
Francuskie zapożyczenia w języku polskim mają różną formę-są takie, które pozostały niezmienne np. a propos, są inne, które zostały spolszczone i tych jest ZDECYDOWANIE więcej. Dotyczy to zresztą również innych języków. Poniżej ciekawy artykuł o zapożyczeniach z francuskiego:
http://francais-mon-amour.eu/2015/09/francuskie-zapozyczenia-w-jezyku-polskim/
„Nie ma słów niepotrzebnych językowi, są tylko słowa stanowczo nadużywane”
prof. Jan Miodek
Też tak uważam – ALE… zwracam uwagę na bastardyzację języka, a to co innego, niż zapożyczenia!
http://english-with-ann.blogspot.ca/2015/09/mam-newsa-czyli-ile-angielskiego-jest-w.html
dzień dobry …
Danuśka bardzo miłe zakończenie sezonu … 🙂
babilas no co Ty? …
danie z pamiętnika ….
http://www.kuchennykredens.pl/sliwki-koszulkach-wedlug-nietypowej-receptury-1913-roku/
Dzień dobry 🙂
kawa
Kawa Irka wprowadza mnie w dobry humor od samego rana.
Babilasie, Twoje wpisy sa bardzo ciekawe i czytam je z wielkim zainteresowaniem. Zostan !
Ela-kawy Irka mają właśnie takie zalety 🙂
Przed chwilą usłyszałam ten dowcip:
Moja żona spogląda w lustro i mówi:
-O Boże, jaka jestem stara, gruba i brzydka. Kochanie, musisz koniecznie powiedzieć mi jakiś komplement.
-Moja Droga, masz doskonały wzrok.
I tak rozpoczęła się nasza kolejna kłótnia…
Alusia05= Danuśka
Danuska, brawo za dowcip.
Do kawy Irka mam bardzo dobre czekoladki. Znajomy oddal mi ksiazke, ktora trzymal kilka lat i dorzucil spore pudelko czekoladek aby przeprosic.
dziś robię kotlety z ciecierzycy (przez pomyłkę otworzyłam puszkę bo myślałam, że to kukurydza) i pieczarek .. a na kolacje pasta = ziołowy serek+seler naciowy+makrela wędzona …
Ela-miłe przeprosiny 🙂
Pojechaliśmy z żoną na spotkanie jej klasy. Spotkaliśmy tam jednego pijanego kolegę. Pytam żonę:
-On tak zawsze?
-W szkolnych czasach chodziliśmy ze sobą, aż w końcu postanowiłam go rzucić. Wtedy właśnie zaczął pić i pije do dzisiaj.
-Słowo daję, nie wiedziałem, że można fetować przez tyle długich lat!
I tak zaczęła się nasza kolejna kłótnia….
jest nowy wpis …