Gotujmy zupy!
Ostatnio bardzo się złoszczę, kiedy widzę mnóstwo rozmaitych gotowych zup. Po prostu zupowe szaleństwo. Polacy owszem, lubią zupy, ale żeby aż tak! Po zupach w proszku, które uważałam zawsze za niezdrowy wynalazek wytwórcy poszli jeszcze dalej :zupy w tekturowych pudełkach, plastikowych kubkach i torebkach, które po podgrzaniu mogą stanowić posiłek spieszącej się publiczności, w większości młodzieży, która, jak obserwuję jest głównym odbiorcą tych produktów. Zupy te zalecają się figlarnymi nazwami, sprytnymi opakowaniami, dają możliwość szybkiego zjedzenia sycącego posiłku, kiedy człowiek się spieszy tak, że nie może zasiąść do stołu. Powiedzmy, że zupy te są smaczne. Czy jednak mogą być naprawdę zdrowe, pozbawione wszelkich dodatków, które nie konieczne służą zdrowiu? I jak to pogodzić z szeroką ,rozlewającą się falą mody na zdrowe jedzenie, na wszelkie produkty bio, za które jesteśmy skłonni płacić więcej, mając przekonanie o ich dobrym skutku dla organizmów.
Każdy może jadać co chce, ale spróbujmy stworzyć przeciwwagę dla gotowych zup, które oprócz zawartości, którą zjadamy, mają także opakowanie, trafiające do śmietnika.
Myślę, że warto propagować gotowanie i jadanie domowych zup. Przez lata uważaliśmy, że są pracochłonne, że tuczą i traktowaliśmy je jak podejrzane danie czyhające na naszą dobra kondycję. Owszem, zaprawione suto śmietaną zupy mogą się stać kaloryczną bombą. Co jednak złego, czyli tuczącego, dojrzycie w zupie jarzynowej, składającej się z całego bogactwa warzyw i zaprawionej mlekiem? Nawet jeśli rozdrobnione w malakserze warzywa poddusicie na łyżeczce klarowanego masła a potem po dolaniu wody dodacie kurczęce skrzydełko? A co złego jest w kremie z cukinii czy dyni, z pora a także ze zmiksowanych pomidorów z dodatkiem świeżej bazylii i łyżki jogurtu dla przybrania? Wszystkie te zupy są zarówno zdrowsze niż kupione gotowe, ich przygotowanie to 20–30 minut, ale też na pewno smaczniejsze. A ugotować można je na dwa dni i następnego dnia zjadać z równym smakiem. Mam nadzieję, że podzielicie się pomysłami na łatwe i szybkie zupy. Sezon na gorące zupy tuż, tuż.
Komentarze
Gotowe dania, w tym zupy – temat jak bumerang powraca w rozmowach przy stole (tym naszym, wirtualnym też), programach tv oraz radiowych itp. Z jednej strony, o czym Basiu piszesz, ludziska poszukują produktów ekologicznych i są skłonni płacić za nie wygórowane ceny, z drugiej moda i łatwość spożycia ciągną w drugą stronę (że o marketingu nie wspomnę).
Interesujące jest i to, że propagowane wolne gotowanie pochłania więcej czasu niźli ugotowanie nawet wymyślnej zupy i co ciekawe, zwolenników tej formy przygotowania posiłku jest coraz więcej.
A przecież przygotowanie zupy nie jest aż tak czaso- i pracochłonną czynnością. Choć sama zup nie jadam (a jeśli już to b. rzadko), gotuję dla Wombata. Coby ułatwić sobie proces, raz na jakiś czas gotuję gar wywaru, czyli innymi słowy rosół, i po wystudzeniu porcjuję w plastykowych pojemnikach, jakie wkładam do zamrażalnika. Tym sposobem mam bazę, a reszta to „pikuś”.
Że zaś człek ze mnie ułomny, zupy w proszku też czasami używam. Głównie podczas wyjazdów w teren. Wystarczy termos z gorącą wodą, kubek i już ciepłe danie gotowe.
Żurek z torebki też przyrządzam. Ale wpierw gotuję wywar na wędzonce (sposobem jak wyżej), który stanowi także bazę dla krupniku, kapuśniaku czy zupy ogórkowej.
A przepis. Nie pamiętam czy podawałam, jeśli tak – trudno powtórzę się:
ZUPA CHIŃSKA
Szybka i pożywna zupa chińska (moja wersja przyspieszona*):
• 1 litr rosołu (może być z kostek drobiowych)
• puszka łuskanej kukurydzy
• 1 jajko (jak chcemy mieć bardziej gęstą zupę – 2 jajka)
• 1 łyżka dry sherry lub wina ryżowego
• 1 łyżka curry w proszku
• 1 łyżeczka cukru
• sól
• sos sojowy _ opcjonalnie
• szczypiorek – opcjonalnie
• kilka suszonych chińskich grzybów (shiitake), mogą być świeże. ale suszone dają specyficzny, wędzony posmak – dodatek grzybów niekonieczny jeśli akurat ich nie mamy
Grzybu zalewamy wodą i moczymy (ja zalewam wrzątkiem). Przygotowujemy rosół z kostek lub podgrzewamy gotowy; dodajemy odcedzoną kukurydzę i gotujemy około 10 minut po czym dodajemy sherry (lub wino ryżowe), curry, cukier i solimy do smaku (nie przesolić). W czasie gotowania, odcedzamy grzyby i wyciskamy dobrze z wody, kroimy na paseczki. Tak przygotowane grzyby wrzucamy do gotującej się zupy, zmniejszamy ogień i gotujemy kolejne 5-10 minut.
W miseczce rozbijamy jajko, doprowadzamy do wrzenia zupę i powolnym strumieniem wlewamy jajko, delikatnie mieszając mątewką (powstają jajeczne kluseczki). Do stołu podajemy sos sojowy i pokrojony szczypiorek. Każdy sobie doprawia wedle smaku. Ten etap też można pominąć.
* aby wzbogacić zupę można dodać mięso z kurczaka:
• 20 dkg kurzego biustu
• 1 białko
• 1 łyżeczka mąki kukurydzianej
Kurczaka pociąć na ~7 cm pasemka, wymieszać w większej misce białko z mąką kukurydzianą i wrzucić do niej kurczaka, zamieszać z miksturą. Odstawić. W garnku zagotować wodę i na wrzątek wrzucić kurczaka, szybko zblanszować i wyjąć łyżką cedzakową na sitko do odsączenia. Odsączonego kurczaka wrzucić do zupy przed ostatnim etapem – wlewania jajka.
Najprostsza zupa kartoflana – ugotowane kartofle zblendować, dodać zielonego koperku, kostkę rosołową/warzywną, łyżkę masła
Albo grysikowa – na łyżce zrumienionego masła zatrzeć dwie (lub więcej) łyżki grysiku, zalać zimną wodą, rozmieszać, zagotować, dodać zielonego koperku/pietruszki, posolić.
To są zupy absolutnie błyskawiczne
Oj, znowu sie wpisalam do tylu!
Z przyzwyczajenia, oczekujaca wpisu o 8 rano warszawszkiego czasu 🙂
Stara Zabo,
kartoflanka moze byc tylko wedlug przepisu Mlynarskiego Wojciecha (zawsze w niej pare plywalo skwarek…)
Zblendowanego niczego nie lubie, lubie zupy geste i solidne, ze skwarkami i slonina tez 🙂
Bylismy w Marty Gessler – dobre jedzenie, niewygorowane ceny, szybka obsluga, ale bylismy tam ok 15-tej, nikogo nie bylo.
Jedlismy kaszanke z jablkami (dla Jerzora nowosc!). Kaszanka dla mnie bez jaj, ze tak powiem, srednia, chyba po to, zeby kazdemy smakowala oprocz takich, co lubia kaszanke doprawiona na ostro.
Moze byc, ale szalu nie ma.
*MAGDY Gessler 🙄
Zupy zblendowane lubię, ale to zapewne z powodu francuskiego fioła, bo bracia Francuzi tylko takie jadają 😉
Mój przepis na zupę jest taki: otwórz lodówkę, sprawdź, jakie masz jarzyny, wrzuć wszystko(albo nie wszystko)do garnka, dodaj jedynie słuszną kostkę rosołową bio bez polepszaczy smaku. Zagotuj i jeśli masz ochotę dodaj jeszcze ser topiony, masło albo śmietanę. Możesz nie dodawać, jeśli dbasz o linię albo jesteś uczulony na laktozę.
Dopraw po uważaniu i zmiksuj. Tak zupa jest zawsze dobra 🙂
Alicjo-do Marty Gessler też warto się wybrać. głównie z powodu widoku, jaki roztacza się z tarasu jej restauracji: http://qchnia.pl/blog/
Złota myśl na jesień:
Kieliszek wina wypij na zdrowie, bo tak zalecają wszyscy lekarze.
Całą resztę butelki wypij na poprawę humoru, bo przecież tak zalecali już starożytni Rzymianie 🙂
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
W lecie mialam chętnych na taką kartoflankę: usmażyć na patelni duuużo cebuli, w garnku ugotować kartofle pokrojone w kostkę, jak się ugotują dodać cebulę, dodać też dużurne, zagotować. Podawać z dużą ilością tartego żółtego sera. Właściwie równie dobrze to mogła być zupa cebulowa.
Za zdrowie wędrowca …
Do złotej myśli się dostosuję 🙂
Zupy kremy lubię z grzankami. Kiedyś zupy gotowałam częściej, teraz głównie jak przychodzi wnuczka, ale to przeważnie zupy na bazie rosołu.
Lubię cebulową i pewnie niedługo ją zrobię.
Nowy zajrzyj do poczty
Zerknęłam do archiwów po zupę cebulową i trafiłam na tą Danuśki z St Etienne, do tego przepisu był link prowadzący do blogu z 24 stycznia 2014 roku, och łezka zakręciła mi się w oku …
Och, gdzie zniknęła Orca, a gdzie Asia?
Zupy można kupić także w słoikach.
Jeśli samemu się nie gotuje, można zjeść smaczne zupy na mieście. W Gdyni niedaleko Urzędu Miasta jest ” Przystanek na zupę”. Często przechodzę obok, ale dopiero w ubiegłym tygodniu nadarzyła się okazja, aby tam wstąpić. Zup do wyboru jest około siedmiu, porcje większe i mniejsze, w tym żurek i krupnik oraz oczywiście zupy przecierane. Każdy może dosypać sobie według uznania prażone pestki dyni, słonecznika i migdałów, pietruszkę i kolendrę oraz małe i większe grzanki. Wybrałam przecieraną zupę z jesiennych warzyw/ dynia, bataty/. Była pyszna. Trochę ” nawróciłam się” na zupy przecierane, ale tylko poza domem.
Irku – bardzo dziękuję!!! Odpisałem.
Dzień dobry 🙂
kawa
Nowy, dzięki, odczytam po powrocie z pracy 🙂
Dzien dobry Blogu!
Ciąg dalszy tureckich wojaży: http://www.eryniawtrasie.eu/24029
Dzień dobry.
Bardzo podoba mi się zupowy przepis Danuśki. Stosuję, a nie wiedziałam, że Danuśkowy.
Złota myśl wybitnie złota.
Gotuję miksowane i nie (dzisiaj żurek). Zawsze na zapas. Gotowych nie kupuję, ani zup, ani innych.
Jadłam kiedyś dość oryginalna zupę – różne warzywa, korniszony i biała kiełbasa obrana ze skórki. Gospodyni podała mi przepis, ale nie udało mi się odtworzyć tego smaku. Pewnie sprawa proporcji i przyprawienia.
Dziś kolejny ładny dzień .
Kiedyś z moją siostrą zrobiłyśmy zupę „sałatkową”, czyli nadwyżki jarzyn przygotowanych do klasycznej sałatki (porcjami mieszałyśmy z majonezem), które nam było żal wyrzucić, bo ile w końcu można jeść sałatkę, nawet jak się ją bardzo lubi, potraktowałyśmy blenderem, albo tylko mikserem, nie pamiętam, doprawiły i wyszła ciekawa zupa, nieco jarzynowa, nieco ogórkowa (ogórki były kiszone, nie korniszony).
Po prostu zupę można z wszystkiego.
Zawsze o tej porze roku cieszy mnie bardzo zupa dyniowa.
U Magdy Gessler bylismy w restauracji „Polka”, niedaleko rynku, ale tarasow tam nie ma. A z taka kaszanka to do przedszkola moze…wiecie, ja przemieszkalam 20 lat nieopodal wsi i stosunek do kaszanki mam konkretny, a nie artystyczny. Co jest dobre – nie poprawiac!
Powoli zbieramy sie na spotkanie z warszawskim kolezenstwem – i jak Misio sie zdecyduje, takze z ostroleka 🙂
Ide suszyc wlosy i sie ogarnac jako tako…
Mnie hurtowa obróbka dyni czeka w listopadzie po uprzątnięciu dekoracji z Halloween’u.
Wczoraj usiekałem i wysmażyłem dwie (po 1/2kg) hiszpańskie cebule. Zioła w ilościach, soja sos. Nar drugiej patelni wysmażyłem na skwarki 30 dkg bilu, czyli poprzerastałego, niesolonego tłuszczu. Są to skrawki powstałe w czasie porcjowania mięsa przez rzeźnika. Do kupienia tylko w latynoskich sklepach. Amerykanie (i Jerzor) dostają na ten widok wysypki! Tłuszcz wylewam. Dosmażam jeszcze czerwoną paprykę i zielone jabłko. Łączę do kupki i do słoika. Używamy do chleba, jak smalec, albo jako dodatek do jajecznicy, klusek itd. W Polsce, kiedy jeździłem na tzw „trasy koncertowe” zawsze ten „smaluszek” brałem w dwóch słoikach. Jeden dla siebie, drugi dla Danusi Rinn, która znała się na dobrym jedzeniu!
Smalec bez tłuszczu 😯
Małgosiu! Dlatego nazywam to smaluszek, bo tłuszczu niewiele, a smaków setki! 🙂
dobry wieczor w Warszawie,
pozegnalny dla nas juz, cala ekipa warszawska i Ostroleka sie zjawila (Misiu, dziekujemy Ci serdecznie bardzo!), wpadla tez nasza kochana Gospodyni blogu, Barbara.
Bardzo wam wszystkim dziekujemy 🙂
Musimy wstac przed switem bladym, by na lotnisku byc ok.7 rano.
Tyle na zrazie i na dzisiaj,
dobranoc!
Cała ekipa warszawska się niestety nie zjawiła, bo zabrakło Jolinka i kuzynki Magdy.
Tym niemniej wieczór był rzeczywiście bardzo sympatyczny, a odbył się tutaj:
http://www.kuzniasmaku.pl/ Miejsce ze wszech miar godne polecenia, zresztą już znane niektórym Blogowiczkom. Alino, pamiętasz?
Alicja podarowała nam strawę dla ducha w postaci różnego rodzaju książek, a Miś Kurpiowski strawę dla ciała pt: pierogi serem a la Marek. Dla obojga wielkie podziękowania. Miś lepił pierogi dla uczestników naszego mini zjazdu w ilościach, jak zawsze hurtowych, dzisiaj od bladego świtu, to znaczy od 6.00 rano.
Misiu-ściskam Cię bardzo mocno. Teraz już sama nie wiem, czy kocham bardziej Ciebie, czy też Twoje pierogi 😉
Dołączam się do podziękowań za to spotkanie, do uścisków dla Marka no i do życzeń szczęśliwej podróży dla naszych Kanadyjczyków. Bardzo pyszny wieczór 🙂 Nie mogę nie wspomnieć o nietypowym deserze, a mianowicie kisiel żurawinowy – specjalnośc szefa kuchni, poezja!
Serdecznie dziękuję za przemiłe spotkanie, Barbarze, że znalazła dla nas chwilkę czasu, Misiowi za genialne pierogi, Alicji za książki, wszystkim za miłe i ciekawe rozmowy.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Trochę późno, ale jeszcze dzisiaj.
Skończyliśmy z sianokiszonką, no i co? miało być kilka dni pogodnych, ale mi już wczoraj nie podobały się chmurki, dzisiaj również, księżyc miał piękne halo i właśnie pada, hi,hi…ciekawe, że kiedyś halo zapowiadało deszcz za 2-3 dni, a teraz często zaraz pada.
Przez trzy dni doprowadzałam do błysku ogłowia koni, czyli mycie mydłem glicerynowym, a po wyschnięciu wcieranie oleju specjalnego do skór. Teraz jeszcze siodła, ale siodła są łatwiejsze, bo te końskie ubranka na łeb mają wiele sprzączek i szlufek, i trzeba je rozpinać na części pierwsze, a potem składać z powrotem… siodła są w jednym kawałku, żadnych szlufek i sprzączek, tylko powierzchnie większe. Wszystko o tej porze, bo niedługo łapiemy lisa, w tym roku tydzień wcześniej niż zazwyczaj.
Alicjo,
Przesyłka dotarła – dziękuję!
A propos lepienia pierogów od szóstej rano:
http://www.eryniawtrasie.eu/24080
Jedni lepią o 6.00, a inni jedzą o 7.00. Nie mogłam się powstrzymać i podsmażyłam na dzisiejsze śniadanie:
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipMMGEW4KNk1PGR4sNQ2Y8fFH91KUt3Ls6yxGHt4/AF1QipMXwl796EKXQmNsnwrfKEL3h096mYtJK1bxenBG?source=pwa#6470695275964944930
Ewo-kolejna piękna historia 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Wedrowiec nadal na szlaku, lotnisko Chopina, dotarlismy sporo przed czasem, bo samochod trzeba bylo zdac i tak dalej. Szykuje sie piekna pogoda, juz jest, chociaz jak to pod koniec wrzesnia – jest rzesko!
Misiu,
pierogi zostaly zjedzone, dziekujemy!
Na lotnisku zakupilam serie kosmetykow krajowej firmy, ktora cenie od lat – nie bede wymieniac nazwy, ale firma krajowa gornej polki. Za godzine lecimy….
Tyle na zrazie i jeszcze raz podziekowania dla ekipy warszawsko-ostroleckiej za mile pozegnanie.
p.s.Ewo, rozyczka jest po to, zeby ozywic ten ciemny bez, mam nadzieje, ze wyszlo OK, mialam inne zamiary, ale raczki mnie troche ograniczyly i wychodzi na to, ze bezczelnie ograniczaja jeszcze bardziej z czasem 🙁
Słońce, taki wiatr, ze rosę zwiało
Z duma uslyszalam niedawno w radiu (stacja RTL), ze najlepsze na swiecie zupy je sie w Polsce! Specjalista od dietetyki dodal, ze nie miksowane zupy dluzej zaspokajaja glod.
Moi domownicy jedza zupy krem a ja najczesciej z kawalkami warzyw . Mama gotowala wspaniale zupy, ktorych smaku nigdy nie udalo mi sie odtworzyc .
Danusko, jak to milo, ze pamietasz, ze w Kuzni Smaku swietowalismy urodziny mojej Mamy.
Alicjo, szczesliwego lotu!
Alicjo,
Wszystko w porządku 🙂 . Szczęśliwego powrotu do domu!
na dzień dobry, obok kawy
maki dzisiaj zawitały
choć nietrwały mak czerwony
różne po nim dziwożony
na co Irku nas namawiasz
tworząc taki dziwny mariaż?
Alain radosny, jak skowronek-rano na grzybach (pełen koszyk), a teraz na rybach.
Ryby, jak zwykle nie biorą, ale jest piękny dzień i miłe towarzystwo sąsiada 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=dFttaXuC0BM
Krysiade-jak tam grzyby na białowieszczańskich rubieżach?
Pepegor-mam nadzieję, że twoja forma jest coraz lepsza.
Asiu-tęsknimy za Twoimi archiwaliami.
W październiku wybieram się na krótko do Bydgoszczy.
Potalarkowałam ponad 4 kg cebuli. Teraz się dusi. Nie mam jeszcze pomysłu co z nią zrobię. To znaczy mam kilka pomysłów, ale nie wiem, który wybiorę. Połowę dodam do pomidorów, zagęszczę nieco i zapasteryzuję w słoikach na zimę – może być z tego zupa, albo sos. Druga połowa może być do gulaszu, albo do leczo, no nie wiem.
Echidno / 16:07 / na tworzenie przy kawie 😉
Za zdrowie wędrowca na szlaku!!
Misiu, jeszcze raz dziękuję za smakowity prezent. Pierogi – delicje, cieniutkie, delikatne ciasto, wnętrze równie smakowite, no i ten misterny warkoczyk dopełniający całości. Pyszne, a właściwie genialne!
Żabo, mam nadzieję, że przy talarkowaniu tych czterech kg cebuli posłużyłaś się maszyną, bo chyba nie własnoręcznie…
Salso! Oczywiście, że Żaba posługuje się maszyną. Maszyna jest marki Ewa. Niezawodna i piekielnie szybka! 🙂
Melduje się wędrowiec ze szlaku….totalnie zmaltretowany podróżą, właśnie weszlismy w drzwi. Prosiaczek nas nie powitał, będzie jutro.
20c i piękne lato, ale jutro ma się skończyć.
Herbatka i spanie….
Pomału, bo przymrozki jeszcze mi – nawet w długoterminowych prognozach – nie grożą, przychodzi czas ewakuacji roślin doniczkowych z tarasu do domu i ogrodu zimowego. Niestety, jako ogrodnik domowy, jestem raczej dramatycznym rozczarowaniem (dla samego siebie, jak i moich ‘podopiecznych’). Dlatego staram się ograniczać do roślin nieśmiertelnych i odpor.nych na zaniedbanie, takich jak zamiokulkas, aspidistra, czy draceny, a także wężownice (sansewierie). Czas jakiś temu wpadła mi w ręce (w poczekalni dentystycznej czy też fryzjerskiej) prasa niezbyt ambitna, ale bardzo ilustrowana, zachwalająca meblowanie sypialni wężownicami. Sprawa mnie nieco zaintrygowała, bo dawniej nie polecano umieszczania roślin, zwłaszcza w obfitości, tam gdzie śpią ludzie, a to z prostej (według ówczesnej wiedzy) przyczyny: za dnia, owszem, rośliny pobierają dwutlenek węgla i wydzielają tlen, ale w nocy zupełnie na odwrót. Tyle że jest to niebezpieczeństwo czysto teoretyczne: pomijając podrzędne horrory, nie jest znany żaden przypadek uduszenia człowieka we śnie przez rośliny, choć oczywiście kilka doniczek w niewielkiej, zamkniętej sypialni potrafi podwyższyć przez noc poziom dwutlenku węgla o 50-100 ppm. Nadal jednak niewiele: normalny poziom w powietrzu zewnętrznym to około 400 ppm, a zaczynamy odczuwać dyskomfort, gdy wartość ta przekracza 2000 ppm.
Niektóre natomiast rośliny, w ramach przystosowania do gorącego i suchego klimatu wytworzyły odmienne ścieżki metaboliczne, określane terminem fotosyntezy CAM. W skrócie polega to na tym, że aparaty szparkowe tych roślin otwierają się nocą, pobierają dwutlenek węgla i wiążą go w komórkach w formie jabłczanu. Po wschodzie słońca aparaty szparkowe się zamykają, roślina uwalnia dwutlenek węgla z jabłczanu, a następnie w fotosyntezie używa węgiel z dwutlenku do budowy węglowodanów, czego efektem ubocznym jest tlen. Nadchodzi następna noc, szparki otwierają się, roślina uwalnia tlen do otoczenia i pobiera kolejną porcję dwutlenku węgla. Sensem tego mechanizmu jest ochrona przed nadmierną utratą wody, co mogłoby grozić, gdyby szparki były otwarte za dnia.
Do tych roślin należą właśnie draceny, wężownice (zwane też poetycko ‘językami teściowej’), prawie wszystkie kaktusy oraz wiele innych sukulentów, ale także niektóre paprocie i inne rośliny – w sumie około 6% często odległych od siebie taksonów (co dowodzi, że mechanizm CAM jest efektem co najmniej kilku niezależnych mutacji). Botanicy nie są w pełnej zgodzie, co do pierwotnej przyczyny powstania mechanizmu CAM – większość obecnie przychyla się do tezy, że skoro w czasach bardzo dawnych poziom dwutlenku węgla w naszej atmosferze był istotnie niższy, to te przystosowanie ewolucyjne miało przede wszystkim na celu pobieranie go w momencie, gdy wszyscy inni raczej go wydzielają. Dopiero później okazało się, że ta właściwość jest bardzo przydatna w klimatach suchych i gorących.
Ciekawą właściwością wężownic (bo to od nich się wszystko zaczęło) i poważnym argumentem za ich obecnością w naszych domach jest zdolność “filtrowania” powietrza poprzez wychwytywanie różnych lotnych a niemiłych człowiekowi substancji, a to benzenu, formaldehydy, trichloroetylenu i wielu innych znanych kancerogenów, które rozkładane są w liściach tych dzielnych roślin do całkiem nieszkodliwych związków chemicznych.
Może w ogóle warto wrócić do roślin doniczkowych naszych babć: wężownic, geraniów, rozmarynu, mirtu, asparagusów?
Coś się ostatnio nie wyrabiam, ale byle do Hubertusa, a potem błogi luz, mam nadzieję. Cebulę rzeczywiście potalarkowałam maszynowo, nie są to tak ładne talarki jak z szatkownicy, ale oczy nie pieką i uroda talarków w przetartych w sosie nie ma znaczenia.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry Blogu,
http://www.eryniawtrasie.eu/24087
Bardzo to ciekawe, co piszesz o roślinach.
Żabo-rozumiem, że w ramach błogiego luzu będziesz, przede wszystkim, pilnie i sumiennie udzielała się na naszym blogu 🙂
Bardzo ciekawa kolejna opowieść Babilasa. U mnie w pracy nad naszym zdrowiem czuwają głównie draceny zakupione właśnie z racji ich zdolności do „filtrowania” powietrza. Nie wiem, Babilasie, czy draceny spełniają rzeczywiście taką funkcję (podobnie, jak opisane przez Ciebie wężownice). Nasze rośliny stoją w okolicach fotokopiarek, czy też innych kombajnów skanerowo-faxowych, jako że urządzenia też wydzielają niemiłe człowiekowi substancje.
Klasyczne „biurowe” paprotki i zielistki pochłaniają formaldehyd z mebli, wykładzin i tekstyliów, na dodatek same nie są trujące dla zwierząt domowych, w przeciwieństwie do większości pozostałych roślin doniczkowych (poza palmami).
W ko0ńcu dokopałem sie do zwykłego komputera. Niestety do pisania na urządzeniach z Androidem ciagle nie moge sie przyzwyczaić.
Dziękuję za bardzo miły wieczór w zacnym gronie warszawskich i kanadyjskich przyjaciół. Teraz jako wolny człowiek mogę się do warszawskich mini zjazdów przyłączać częściej . Oczywiście z pełną torbą własnoręcznych smakowitosci 🙂
Misiu, pierogi były rewelacyjne, ale bez toreb jesteś równie mile widziany.
Powtarzam nieustająco-misiowe pierogi o czysta poezja.
Aha, zapomniałam donieść, że Osobisty Wędkarz złowił jednak wczoraj jedną rybę-sandacza. Będzie dzisiaj na kolację 🙂
Danuśko, Jolinku – jak to miło, że o mnie pamiętacie. Zaszyłam się w tych białowieszczańskich lasach i jest mi nieustająco dobrze. Może za wyjątkiem bolących rąk, ale to się już chyba nie naprawi. Mimo tych przeciwności miałam bardzo pracowity czas robienia przetworów. Zrobiłam paprykę wg Haneczki. Wkładałam do słoików paprykę surową i zalewałam wrzącą zalewą, Jest chrupiąca. Pyszna. Polecam tę metodę, bo odpada blanszowanie. Teraz jestem na etapie produkowania różnych kiszonek.Są to kiszonki eksperymentalne, wielowarzywne i mam nadzieję, że wszystkie warianty będą udane. Grzybów było zatrzęsienie.
cd. Już się niestety kończą. W momencie wysypu prawdziwki rosły nawet w moim osobistym lesie. Taki wysyp grzybów trafił mi się tylko w 1954 roku w lasach 2 km za Niegowem. /Danuśka jedzie na swoje włości przez tę wieś/ Trochę długo trzeba było czekać na powtórkę.
Serdecznie Was wszystkich pozdrawiam i ubolewam, że nie miałam udziału w misiowych pierogach. Pisałam na raty, bo bałam się że wetnie.
Dzień dobry – tutaj słoneczny poranek i ma być podobno ciepło, do 20c. Bardzo dobrze, tak trzymać, Pani Jesień!
Obudziłam się o 2-giej w nocy z bólem żołądka i zdaje się, że mogę śmiało zwalić na samolotowe jedzenie, w domu wypiłam tylko herbatę i poszłam spać. Dzisiaj zamierzam się lekować i odpoczywać w łóżku, właśnie kończę kolejny kryminał Mariusza Czubaja, żeby oderwać się od myślenia o żołądku. Przy pakowaniu się i opróżnianiu samochodu w Warszawie zauważyłam, że pod walichą na rower ukryło się 11 książek, które musiałam upakować w podręcznej walizce. Jakimś cudem to mi się udało, ale pani na lotnisku kazała mi nadać podręczną walizkę na bagaż, na nic zdały się tłumaczenia, że mój kanadyjski przewoźnik (co miałam na piśmie!) pozwala na zabranie podręcznego bagażu, jeśli tylko sama zdołam go umieścić w schowku na górze. I tak musieliśmy czekać na Jerzora rower…
Danuśce zazdroszczę sandacza, a Kryside nie zazdroszczę bólu rąk, mnie podczas całego pobytu w Polsce potwornie bolały nogi i różne inne kości, pogoda nie zamierzała się cackać z moim reumatyzmem. Idę zażyć kolejną porcję peptobismolu i poleżeć.
A, i grzybiarzom zazdroszczę wiadomo, czego 🙂
p.s.Sansewerię vel wężownicę vel język teściowej też mam i raz mi nawet pięknie zakwitła!
Danusiu! Powiedz Alainowi, że najlepiej sandacze łapie się na ster Omegi (taka mała żaglówka) Dawno, dawno temu, ponad pięćdziesiąt lat, żeglowaliśmy na Jez. Rożnowskim. Po dojściu do brzegu zauważyłem, że coś się za rufą kotłuje. Był to kawałek linki z haczykami i dwoma dorodnymi sandaczami. Musiałem to nielegalne urządzenie zerwać po drodze. Była kolacja dla całej załogi!
Krysiu,
miło, że się odezwałaś z dobrymi wieściami.
Też przygotowuję się do domowego przetwórstwa; kupiłam kilka kilogramów pomidorów Lima / podłużne/. Pokrojone i zapasteryzowane nadadzą smaku zupie pomidorowej. Są oczywiście pomidory w puszkach, ale te domowe są wyraźnie smaczniejsze. Kupiłam tez 3 kg węgierek na powidła. Te ilości są niewielkie, ale też nasze domowe potrzeby są nieduże. I jeszcze w zamrażalniku czeka jarzębina.
Bardzo ciekawy jest jak zwykle wpis Babilasa, tym bardziej że mam w domu dużo roślin doniczkowych. Bardzo lubię geranium, tylko co roku trzeba je odnawiać.
Pisaliśmy niedawno o jesiennym przebarwianiu się liści. Po raz pierwszy w tym roku moja ośmioletnia jarzębina ładnie się przebarwia na czerwony kolor. W ubiegłych latach liście przybierały ciemnobrązowy kolor i wyglądały brzydko. Teraz tych suchych i brązowych jest bardzo niewiele. Doszłam do wniosku/ nie wiem czy słusznego/, że to skutek mokrej wiosny, lata i jesieni.
Jutro wybieramy się na grzyby. O wysypie u nas nie ma mowy, ale liczę, że cos tam nazbieramy do suszenia.
Krysiude, też już nie blanszuję.
Mamy trzy sansewerie, geranium i dracenę.
Babilasie, czy bananowiec też wychwytuje? Byłoby miło, to największa roślina w naszym domu.
Grzybowo, poprawilo sie znacznie. Dzis, precyzyjnie o 17.30 udalem sie do mojego rewiru w celu, nazbierania dla schorowanej przyjaciolki: „chociazby maslaczkow”. Jako, ze znam takie miejsce, gdzie maslaczki, normalnie, to koszami, a bylem tam jeszcze we wtorek, wiec podjalem sie zadania bez zastrzezen. Owszem, wywiazalem sie, o 18.15 (i, nie tylko maslaczkami) lecz widac bylo, ze wysyp sie skonczyl. Musialem uwaznie dobierac mlodsze, bo przyrostow juz nie bylo. Wysyp sie skonczyl? Mimo ksiezyca w nowiu? Jestem, mimo to, dobrej mysli, bo beda jesze inne gatunki.
Jesli chodzi natomiast o prawdziwki, to dotychczas bardzo ubogo.
Milo czytac nb, jak sie bawicie i jak Wam sie wiedzie.
U mnie wyraznie lepiej. Inaczej wedrowki po lesie nie byly by mozliwe. Cwicze i chodze na gimnastyke rehabilitycyjna.
Chyba idzie „z gorki”
Z gorki?
Przepraszam, dobrze sie wyrazilem?
Czy, dla kogos z takimi konotacjami to wlasciwe wyrazenie?
Pepegorze,
Idzie ku lepszemu 🙂
Prosiaczek wrócił w domowe pielesze, na razie ogląda kąty i sprawdza, czy się nic nie zmieniło. Przegryzła też nieco.
Pod już było, Pepe. Teraz przyszła kolej na z 😉
Dzień dobry Blogu!
Na koniec: http://www.eryniawtrasie.eu/24092
ewo-erynio, wspaniała wyprawa.
Dzięki Echidno 🙂
Przylaczam sie do gratulacji za reportaz z podrozy Ewy i Witka. Podziwiam Wasza energie i ciekawosc miejsc i ludzi.
Z duza przyjemnoscia czytam opowiesci Babilasa.
dzień dobry ….
Kochani dziękuję za dobre myśli i słowa …
Danuśka z okazji imienin wszystkiego najlepszego … 🙂
Nowy marzenia się spełniają … 🙂
krysiude bajkowe życie tam macie … 🙂 … zdrowia Wam życzę …
Jolinkowi dziękuję za życzenia, a Ewie za turecką ucztę 🙂
My ucztujemy od piątku, kiedy to na kolację został przyrządzony alainowy sandacz.
Rybkę (2,5 kg) skropiliśmy oliwą, sokiem cytrynowym oraz posypaliśmy z lekka granulowanym czosnkiem oraz ziołami prowansalskimi. Całość zamknęliśmy w aluminiowej kopercie i umieściliśmy na grillu. Szczerze mówiąc myślałam, że tej wielkości ryba starczy na co najmniej dwie kolacje, ale okazało się, że w jeden wieczór dały jej radę cztery osoby, w tym jedna o niesłychanym apetycie-patrz znany niektórym Blogowiczom nadbużański sąsiad Zdzicho.
W sobotę uczestniczyliśmy w hucznych, urodzinowych obchodach mojej koleżanki.
Impreza miała miejsce w restauracji, gdzie w dwóch salach, przy różnych stolikach świętowano jeszcze cztery inne okazje. Nie sądziłam, że naród bawi się tak tłumnie, tak chętnie i tak radośnie. Nasza impreza integrowała się chwilami ze stolikiem obok, gdzie jedynie męskie, dwunastoosobowe grono fetowało 50-te urodziny kolegi.
Danuśka 🙂
dla cichala i innych … pomysły na smalczyk … ja użyłam zamiast kupnego smalcu wytopionego z podgardla ..
http://kosapopatelni.pl/smalec-grzybowy-z-papryka/
Pepegorze-z przyjemnością przeczytałam Twoje dobre nowiny. Zdrowia!
Cichal-kiedyś, jeszcze w studenckich czasach pływałam Omegą po Zalewie Zegrzyńskim.
Jakoś nie udało nam się złowić żadnego sandacza 😉
Danusko, imieninowo wszystkiego co sobie zazyczysz 🙂
Jolinku, dobrze, ze znow jestes.
Pepegorze, teraz bedzie tylko lepiej.
Alino, mamy ciężkie dni …. w ciągu 3 tygodni zmarło nam 2 bliskich ludzi .. nie wiem jak będzie na uroczystościach rodzinnych np. urodzinach Amelki, córki lub świętach … 🙁
ale tu nie będę marudzić ….
Danuśka,
wszystkiego najlepszego w Dniu Imienin 🙂
Czytelnikom rekomenduję książkę Joanny Bator „Ciemno, prawie noc” (Nike 2013), nie da się jej czytać inaczej, niż od dechy do dechy, chociaż jest dość objętościowa. Nigdy jeszcze nie czytałam nic tej autorki (w dorobku ma 3 książki, jak podaje wiki), ale Pilch ją wspomina w „Zawsze nie ma nigdy. Rozmowy z Eweliną Pietrowiak”.
Ta ostatnia pozycja też ciekawa i jak nie przepadam za książkami Pilcha, tak z przyjemnością przeczytałam, co ma w tych rozmowach do powiedzenia.
Chłodno, ale słonecznie w Kingston.
Jolinku, trzymaj się i nie daj się, takie życie, „…i co pan zrobisz, nic pan nie zrobisz”, że przytoczę Starą Żabę..
Danuśka – imieninowe uściski i najlepsze życzenia . 🙂
Dziwna jest dla mnie ta dzisiejsza niedziela, bo do obiadu spędziliśmy czas w różnych sklepach. Z zasady nie robię w niedzielę żadnych zakupów, a czas przeznaczam na inne przyjemne sprawy. Tym razem jednak w sobotę byliśmy na grzybach, potem zajęci byliśmy różnymi zajęciami przydomowymi, a czas już najwyższy na zimowe zakupy. A nie zrobi się ich w pierwszym lepszym sklepie. Tym razem chodziło o obsprawienie męża. Zakupy poszły dość gładko, w sklepach było dość spokojnie, ale zdecydowanie wolę inne spędzanie niedzieli. Ale to wcale nie znaczy, że podoba mi się zakaz czy też ograniczenie handlu w niedzielę.
A wczorajsze grzybobranie bardzo mnie rozczarowało. Grzybów było niewiele, większość nadgryziona przez ślimaki, małych okazów w zasadzie nie było. Nic dziwnego, bo noce chłodne, dziś o godzinie 7 rano było tylko + 3 st. C.
Danuśkę ściskam imieninowo i życzę wszystkiego najlepszego!
bardzo lubię ten film …
http://hellena1983.blogspot.com/2017/09/smazone-zielone-pomidory.html
Alicjo dziękuję … to kiedy będzie można Was odwiedzić we Wrocławiu?
Jolinku,
jeszcze nie wiem. Przeraża mnie nieco logistyka całego przedsięwzięcia – sprzedać i zlikwidować dom tutaj, kupić i urządzić mieszkanie tam. Jak to zgrać ze sobą – będzie trudno, ale zobaczymy. W każdym razie na pewno nie w tym roku.
Ale spokojnie będę mogła pozbyć się pewnych rzeczy, których stąd nie zabiorę. Pomyślimy, zobaczymy.
Nic nie napiszę, bo mi zjadło długi wpis, a jestem poszkodowana, może potem. na wszelki wypadek
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Danuśka, serdeczności imieninowe 🙂
Danuśko, wszystkiego najlepszego, ściskam imieninowo. Piękny dzień na fetowanie 🙂 jak najwięcej takiego słońca!
Fetujemy 🙂
Zdrowie!
Sprawny panemerik, czyli panegiryczny limeryk dla wprawnej Danusi z okazji!
Dla ślicznej Danusi z Warszawy
Los jest niezmiernie łaskawy,
Bo ma męża Alain’a
Bidy więc w domu nie ma
A to wszystko za sprawą Jej wprawy! 🙂 🙂 🙂
Danuśko kochana – 100 lat, 100 lat i jeszcze raz 100 lat we wszelakiej pomyślności – życzymy Ci – ja i mój Przyboczny.
dzień dobry …
Alicjo im dłużej się będziecie przeprowadzać tym większa przyjemność …. planowanie spełnienia marzeń może być frajdą … 🙂
a może taka zupa …
https://kuchniamniam.wordpress.com/2017/09/29/zupa-golabkowa/
w tym roku zamiast marynować paprykę zamrożę trochę pokrojoną w cienkie paski i w postaci leczo … jeszcze można kupić paprykę za ok. 3 zł za kg to skorzystam z okazji ….
te sajgonki mnie kuszą …
http://ewysmaki.blogspot.com/2017/09/sajgonki-dietetyczne-bez-smazenia.html
Kochani-bardzo dziękuję za Wasze wspaniałe życzenia, a Cichalowi za panemerik 🙂
Świętowaliśmy kameralnie, skromnie i po bożemu, bez żadnych fajerwerków.
Osobisty Wędkarz zamiast ryby upiekł tym razem kaczkę w pomarańczach i podał do niej przednie wino. Sami powiedzcie, cóż trzeba więcej do szczęścia…?
Krysiade-jakoś z dużym opóźnieniem zorientowałam się, że dzwoniłaś do mnie dwa razy.
Dryndnę do Ciebie wieczorem.
Dzień dobry 🙂
kawa
Danuśko – spóźnione uściski!
Dziewczyny – raz jeszcze dziękuję za dobre słowo 🙂
nieco spóźnione, serdeczne życzenia
marzeń i pragnień Danuśko spełnienia
dzisiaj będzie zupa dyniowa ale trochę inna .. znalazłam marynowaną dynię w spiżarni pod oknem … ale trochę skapciała … dynię przetarłam przez sito .. zagotowałam wszystko .. dodałam pure z ziemniaków … wszystko zmiksowałam … dodałam ziarna słonecznika, dyni, sezamu podpalone na patelni .. poleję olejem dyniowym (od Pawła z Wiednia) dla smaku ..
ewo czas Wam się rozciągał jak guma … tyle wrażeń jakbyście byli tam rok …
Jolinku – dyniowego smacznego. A sajgonki lubię, oj lubię bardzo. Nie ważne czy pieczone na blasze, czy smażone na oleju. Nie za często rzecz jasna. Te smażone, wyłożone na kratkę i ręcznik papierowy wcale nie są ociekające olejem. Do tego ostry sos chilli na słodko i NWG, czyli niebo w gębie.
Podczas naszej podróży po Wietnamie poznałyśmy wraz z Jolinkiem sajgonki na surowo,
które podaje się bez smażenia i bez pieczenia. W papier ryżowy można zawinąć praktycznie wszystko, mnie smakowały bardzo te z warzywami i owocami morza. To lekka i przyjemna przekąska.
Też się uczyłam robić takie „surowe” sajgonki, potrzeba troszkę wprawy bo zwilżony papier ryżowy jest bardzo delikatny, potem oczywiście była degustacja 🙂
Koniec ładnej pogody. Pada.
U mnie kot się wygrzewa w słońcu na parapecie, ale powietrze jest wyraźnie rześkie, jesienne.
Papier ryżowy mam, powinnam go zużyć, więc może zrobię, ale nie według przepisu, tylko jakaś kombinacja. Mam też znakomity sos, oczywiście ostry jak żyletka.
„Alicjo im dłużej się będziecie przeprowadzać tym większa przyjemność …. planowanie spełnienia marzeń może być frajdą”
Oj, Jolinku,
żadna to frajda, przeprowadzka z kontynentu na kontynent, w dodatku to będę ja, która będzie musiała przeprowadzić selekcję, co zabrać, a co sprzedać/zostawić/wyrzucić. Niby niewiele tego jest, ale już widzę sporo roboty. Moja „oranżeria” niestety, musi zostać 🙁
Z tym „spełnianiem marzenia” to gruba przesada, powiedziałabym.
Po prostu tu już wszystko mam „zaliczone”, latać do Polski mi się już nie chce, fizycznie jest to coraz bardziej męczące i na pewno lepiej nie będzie, będzie coraz gorzej. Praktyczne podejście do sprawy samo się narzuca…
no to wiemy dlaczego cygańska …
http://straga.pl/zupy/zupa-cyganska/
Alicjo decyzja odważna … pocieszam bo trzeba patrzeć optymistycznie …
Wyszłam na chwilę na dwór… ale się ciepło zrobiło, 20c !
Za zdrowie wędrowca na szlaku!!!
Spotkanie w Warszawie:
https://photos.app.goo.gl/yPvLpmamUCjAgfSD3
dzień dobry …
Alicjo tylko jedzenia brak na zdjęciach ….
ale ludzie mają pomysły … co na to babilas? …. ostatnio słyszałam, że ziemniaki pod skórką maja trujące związki a przecież się mówi by gotować je w mundurkach bo tak jest zdrowo … pogubiony człowiek jest …
http://wkuchennymoknieewy.blogspot.com/2014/11/zdrowie-zawarte-w-skorupce-upiny-czyli.html
Dzień dobry 🙂
kawa
Jolinku-bo kiedy przynieśli jedzenie, to Jerzor skupił się na swoich gołąbkach 🙂 i już nie myślał o zdjęciach. Zwróć uwagę na wspaniały bukiet kwiatów, jaki mieliśmy w tle.
Żabo, nie po raz pierwszy podesłałaś nam swój deszcz. Zrobiło się bardzo jesiennie.
Alicjo,
Daj zatem znać kiedy już będziesz we Wrocławiu. Można zapoczątkować mini-zjazdy dolnośląskie 😉
A to gotują znajome Wielbłądy:
http://obiadoweinspiracje.blogspot.de/2017/10/gulasz-kolozwarski-kolozsvari-gulyas.html
Danuśka Jesień … to i pada …
http://www.tekstowo.pl/piosenka,artur_andrus,wiersz_o_jesieni_z_pointa_zaczerpnieta_z_utworow_ludowych.html
ten pasztet mi pasuje … może dodam papryki … 😉
https://gosiazwrocka.blogspot.com/2017/09/domowy-pasztet.html
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/czarny-wtorek-dzis-demonstracje-i-zbiorka-podpisow-w-calej-polsce/zh293wk
to broda nie język …
http://www.reuters.com/article/us-nobel-prize-physics/gravitational-wave-pioneers-win-2017-nobel-physics-prize-idUSKCN1C80Y4?feedType=RSS&feedName=topNews&utm_source=twitter&utm_medium=Social
Ten przepis na pasztet domowy bardzo mi się podoba. Zanotowałam go i może dla odmiany zrobię go kolejnym razem. Z podanych proporcji będzie go całkiem sporo. Tylko raczej upiekłabym go, a nie pasteryzowała w słoikach, bo to i więcej pracy i nie byłabym pewna, czy słoik dobrze trzyma. Choć w smaku takie pasztety mogą się trochę różnić.
Dziś robię pierogi ruskie. Robiłam je chyba tylko jeden raz i to tak dawno, że nie pamiętam, czy aby na pewno.
Alicjo
Moja poezja to są proste dziwy,
to kraj, gdzie w lecie
stary kot usnął pod lufcikiem krzywym
na parapecie.
KIG
PS Masz krzywy lufcik? 🙂
Krystyno, a gdybyś pasteryzowała ten pasztet na sucho, to trochę jak pieczenie
https://www.garneczki.pl/blog/jak-pasteryzowac-przetwory-domowe-sposoby-pasteryzacji/
Cichalu,
gorzej – nie mam lufcika!
Małgosiu,
dziękuję za ciekawy link o pasteryzacji – do wykorzystania.
Ruskie pierogi całkiem udane, ale choć dość mocno przyprawione, to jednak trochę mdłe. Wolę te z kapustą, grzybami albo z mięsem.
Wczoraj zrobiłam jarzębinę do mięs i serów. Moja jarzębina w przeciwieństwie tej, którą robi Żaba, jest jaśniejsza, ale też bardzo dobra. Idealnie pasuje do twarogu Żaby, którego kawałek właśnie rozmroziłam. Cała zamrożona porcja ważyła około półtora kilograma, więc mąż za pomocą dłuta i młotka rozłupał ją na cztery części bez zbędnych ubytków cennego produktu. Smak twarogu to kulinarne wspomnienia zjazdowe.
no i gdzie jest nowy wpis??????? …
Krystyno ja planuję galaretkę z jarzębiny i jabłek ..
Jolinku 😯
Alicjo o co chodzi? …
Danuśkę przytulam w permanencji. Z okazji i bez. Blogowisko takoż. Miło przytulać się do miłego.
Echidno, koale zadomowiły się w naszym zwierzyńcu na ament. Tym bardziej, że towarzyszy im eukaliptus od Inki.
Wypadłam z rytmu, bo dość gwałtownie rozstałam się z siodłem, z koniem nie do końca, bo go trzymałam i nawet mu się wplątałam w nogi. Tak bywa, jak myśli się, że stworzenie niczego się nie boi i nic go z równowagi nie wyprowadzi, a tu masz…bum! Nie wiem czy to był zając, czy sarna, czy ptaszek, ale obie klacze się wypłoszyły jakby je kto prądem potraktował. Teraz już mi trochę lepiej i wczoraj skończyłam gotować bigos, a teraz właśnie kończę gulasz i idę spać. Od jutra zaczynam piec słodkie,
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
dzień dobry …
Alicjo i Jerzor zaległe uściski z okazji rocznicy ślubu … 🙂 … 41 lat jak z bicza trzasł …
bjk nie pisze na blogu … u nas też … ewo może wiesz co u Niej słychać …
jesień …
https://jedzismakuj.blogspot.com/2017/10/saatka-z-wegierka.html
a może takie śliwki …
http://befitbestrong.pl/gorace-sliwki-kruszonka-kokosem/
na figi też jest sezon …
Dziękuję za kolejną porcję życzeń 🙂
Krystyno-gratuluję pierogów, u mnie zamrożona jeszcze jedna porcja tych od Misia.
Fetowaliśmy wczoraj Teresę. W ramach przystawki wystąpiły pieczarki nadziane farszem wątróbkowym, ciekawy i smaczny pomysł.
Widzę, że u Żaby przygotowania do Hubertusa idą pełną parą. Swoją drogą gulasze i bigosy to znakomite dania na jesienne obiady, czy kolacje, trzeba będzie pomyśleć.
Dzień dobry 🙂
kawa
Ło Matko, Irku !
Wobec powyższego czuję się w obowiązku dorzucić jeszcze stosowny obraz 😉
http://janadamski.eu/wp-content/uploads/2015/06/Jelen_3.jpg
Ja mam na schodach taki pejzażyk, dostany w spadku po uzdrowiskowej pani geolog (ona go z kolei po jakiś warsztatach dla, nie obrażając, domorosłych malarzy), też przedstawia jesienny lasek nad jeziorkiem. Moja Mama co nań spojrzała mówiła, że brakuje na nim rogatego jelenia i myśliweczka w kapelusiku z piórkiem, celującego zza brzózki, a ja z kolei chcę już od dawna na jeziorku umieścić dwa całujące się łabądki. Nawet robiłam zdjęcia łabędziom, ale nie chciały pozować 🙂
tęsknie za Paryżem … Alzacja też by mogła być ….
https://smakialzacji.blogspot.com/2017/10/plyndze-w-jesiennym-klimacie-z-figami.html
prowadzący nie bardzo mi przyjacielem … ale Paryż moja miłością i tyle jeszcze do zobaczenia .. teraz w kuchnia+
http://www.teleman.pl/tv/Globe-Cooker-w-Paryzu-9-1670648
Sklep Jedności Łowieckiej, z którego oferty pochodzi serwis kawowy istniał kiedyś także w Gdyni. Na jego wystawie często prezentowane były naczynia z podobnymi motywami. Pewnie byli i nabywcy.
Przedwczoraj zaś widziałam żywą sarenkę, która właśnie zmienia umaszczenie z szarego na rudawe i oba kolory przenikają się wzajemnie.
Czy pamiętacie Drodzy Zjazdowicze? Kiedy podczas naszego spaceru po Połczynie mijaliśmy stoiska z myśliwskimi pamiątkami, to tam też oferowano różne dziwne i wątpliwej urody przedmioty. Nie było zbyt wiele czasu na ich oglądanie, bo Lucjan miał dla nas bogaty program zwiedzania 🙂
Ja pamiętam z tych stoisk pyszne kurki z szyszką 🙂
A tak w ogóle to jest nowy wpis 🙂