Do licha z grzybami!
Po dwóch sezonach, kiedy nie było grzybów zupełnie, ten rok jest chyba rekompensatą za nie. Grzyb czai się za każdym krzakiem, w miejscach, gdzie nikt go się nie spodziewał. A jak już widzisz, nie sposób go nie zebrać. A jak go zbierzesz, nie sposób go nie oczyścić. A jak już oczyścisz, nie sposób nie ususzyć, udusić lub zamarynować. I w ten sposób weekend nad suszarką i słoikami jest co tydzień udziałem tych, którzy mają szczęście bywać na wsi.
Zresztą co tu mówić o grzybach na wsi, skoro ostatnio koło Łazienek, w Alejach Ujazdowskich widziałam największy łan polnych pieczarek. A więc w tym roku przez całą zimę będziemy jadać coś z grzybami.
Według mnie najlepsze są grzyby suszone. Do ilu potraw mogą służyć! Z grzybami gotuję rosół i pasztet, krupnik i kapustę. I paszteciki drożdżowe i farsz do omletów. Nie przepadam za marynowanymi grzybami, nazywam je nawet marnowanymi. Te suszone zaś są bazą gospodarską i moją dumą.
Wiem, że nie ma w nich lokatorów, bo ich bezwzględnie usuwam przed suszeniem. Przechowuję w dobrze zamkniętym słoiku i zimą od czasu do czasu wystawiam na mróz. Tak na wszelki wypadek. A najbardziej lubię teraz, po przyjściu z grzybobrania usmażone na maśle (niestety!) borowiki w cienkich plasterkach, posypane tylko pieprzem i solą oraz koperkiem. No, niechby nawet były i podgrzybki. Co za smak! I I tego wszystkim życzę.
Komentarze
Dzień dobry z mego „kraiku”, gdzie wylądowaliśmy wczoraj wieczorem z półtoragodzinnym opóźnieniem.
O jedzonku na pokładzie samolotu nie będę wspominać. Pomysł Babci (nie, nie Buni) coby na podróż samolotem w zamorskie kraje upiec kurczaka, jawił się w całej okazałości, co prawda zimnego, ale jakże pożądanego drobiu. W zamian mrzonek… i tu zakończę.
Latoś grzyby ponoć obrodziły. Już podczas powrotu z Żabich Błot mijaliśmy sprzedających przy poboczu grzyby wszelakie. Szczęśliwcom mających lasy, bory i laski pod bokiem, również życzymy udanego grzybobrania. Dojeżdżającym grzybiarzom takowoż. My zaś obejdziemy się smakiem świeżych grzybków z patelni. Siła wyobraźni pomoże.
Tu Danuska z komputera Osobistego Wedkarza.
Cykady na Cykladach w ilosciach nieslychanych. Stop.
Lazur nieba, jak z pocztowki. Stop.
Dzisiejszy pilaw z owocami morza boski. Stop.
Usciski dla Blogowiska oraz sprawozdanie po powrocie.
Tak to jest, jak się wpisuje pod ostatnim komentarzem, nie patrząc na nagłówek 🙄
Dziękuję, Małgosiu 🙂
No to jeszcze raz.
Borowiki z patelni zrumienić na maśle z oliwą, sól, pieprz, ząbek czosnku wcisnąć, zamieszać, jak zapachnie – posypać pietruszką, gotowe.
U mnie śnieg pokrył tereny grzybonośne, nadzieja w ociepleniu pod koniec tygodnia. Wspominamy onegdajsze październikowe grzybobranie w Wielkopolsce
A u mnie pojedyncze czerwone kozaki. I tyle dobrego. Były dwa prawdziwki, ale robaczywe. Liczę na Leśniczynę.
Za to pogoda piękna.
Taki kosz z podobnym zbiorem widzialam wczoraj na ziebickim rynku…
W tym roku dostalam przygarsc od mojej kuzynki z Poznania, szkoda, ze juz sie z nia nie bede widziala, bo ona jest straszna grzybiara i w sezonie poswieca sporo czasu na grzybobranie. Ale w tygodniu pracuje.
Kupilabym od przydroznych grzybiarzy, ale nie mam gdzie wysuszyc, bo ciagle sie przemieszczamy, a nikt z bliskich i znajomych nie posiada suszarki. No nic, przezyje,.
Ja tez uwazam, ze suszone grzyby sa najbardziej przydatne w kuchni, ale nie pogardzilabym swiezym grzybkiem usmazonym na patelni.
Czy rydze wystepuja obficie w Polsce? To jest grzyb na patelnie i maselko 🙂
Marynowane tez lubie, najchetniej opienki albo kurki, nigdy nie poswiecilabym borowika na marynowanie, chyba, ze mialabym wielkie nadwyzki malych borowikow, oczywiscie przy nadwyzce tych do suszenia, slusznej postury.
Echidno,
machanko z Polski, my niedlugo tez na wlasne smieci 🙂
Tak Alicjo, rydze są, nawet widziałam je dziś na bazarku.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Za zdrowie wędrowca 🙂
Za zdrowie wędrowca!
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzien dobry,
herbata tutaj, niestety z torebki, ale jak sie nie ma, co sie lubi…
A w dawnych czasach na wroclawskim rynku byla znakomita Herbaciarnia Herbowa – i komu to przeszkadzalo?! Tam podawano przerozne herbaty, porzadnie parzone. Atmosfera byla znakomita, na pietrze lokal dla palacych, na parterze dla niepalacych. Wysiadywalam na pietrze wtedy.
W Alejach Jerozolimskich też była herbaciarnia…
Pełna zgoda co do wykorzystania grzybów! Suszone, suszone i jeszcze raz suszone! Nie lubię I nie robię marynowanych. Mrożone (po obgotowaniu) też są zimą doskonałe.
Danusko (Danapola 🙂
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, juz swietujesz 🙂 w letnim plenerze, dalszych wspanialych podrozy.
Urodzinowe dla Danuski 🙂
Zaniedlugo bedziemy wznosic.
Danuśko,
Ślę uściski urodzinowe, udanej podróży!
Dalszy ciąg tureckich wojaży: http://www.eryniawtrasie.eu/23907
Danuśko serdeczności urodzinowe, radości życia 🙂
Wydaje mi się, że Danuśka świętuje jutro, ale dobrych życzeń nigdy nie za dużo, więc ja też ściskam Ją urodzinowo życząc dużo zdrowia, radości i spełnienia marzeń.
Danuśko, wszystkiego najlepszego! Wspaniałych greckich obchodów Twojego Święta 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Wczoraj zjechaliśmy z pola po ciemku, gwiazdy były przepiękne, a dzisiaj leje. Gdzie tu możliwość przewidywania?
Danuśko, wszystkiego najlepszego!
Dzisiaj na targu widzialam prawdziwki po 30€ , kupie pare w przyszlym tygodniu.
Danuśce, wszystkiego najlepszego!
Esce, Jerzorowi i Danuśce wszelakiej pomyślności w zamierzeniach i planach.
Przepraszam za spóźnione życzenia.
Ej, solenizanci i jubilaci,
zycze wszystkim ktorych bylbym moze ominal, wszystkiego najlepszego! A, jak juz czytam, ze miedzy nimi sa i Danuska, i Jerzor, to chyle gleboko kapelusza i sciskam najserdeczniej!
120 lat!
Bylem przedwczoraj na grzybach: Prawdziwkow tyle, co kot naplakal, a reszta, jak poszlo. Obieralem do pozna.
Jutro wybieram sie w inne tereny w nadzieji, ze nazbieram wreszcie na susz godny wzmianki.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!!!
Pepe, cieszę się bardzo, że już zbierasz grzyby 🙂
My jutro wyjezdzamy z Wroclawia, wlasnie wrocilismy z pozegnalnej kolacji z naszymi starymi przyjaciolmi.
Jutro dalej, na Krakow, tylko nie jestem pewna, czy dotrzemy pod Krakow do mojej siostry, bo tam rzeczka lubi wylac po ciaglych deszczach, a takie tam sa od jakiegos czasu. Zobaczymy.
Za zdrowie wedrowcow na szlaku!
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Zdrowie Danuśki!
Zdrowie Danuski po raz pierwszy!
…i zawsze po raz pierwszy 🙂
Tu Danuska
Dziekuje bardzo za pamiec i za zyczenia. Powrot do domu juz bardzo bliskiej perspektywie.
Dzień dobry 🙂
kawa
Za zyczenia dziekuje rowniez tym wszystkim, ktorzy skladali je fejsbukowo.
Danuska
Klawiatura w komputerze Alaina doprowadza mnie do bialej goraczki…..
Danuśka 🙂
Na szczęście u nas lekki oddech od deszczu, niebo nawet chwilami jaśniejsze niż ostatnio. Poza tym wysypem grzybów, na straganach mnogośc rozmaitych innych plonów. Pojawił się jarmuż, kabaczki, dynie itp. dobra. Jesień jest piękna!
Irku, u Ciebie kawa, a u mnie pada.
Mam wrażenie, że każda pogodynka i prognoza staje na głowie, żeby wymyślić prognozę inną od innych i jeszcze co chwilę ją zmienić.
Gdy na świętego Prota jest pogoda albo słota, to na świętego Hieronima jest deszcz albo go ni ma, itp…
Dzien dobry z Lodzi,
podkrakowskie okolice zamienilismy na Lodz, bo u mojej siostry alarm powodziowy. Jej raczej nie zaleje, bo ona na gorce, ale jak rzeczka wyleje, to do niej ani nie dojade, ani – co gorsza – nie wyjade. Nie bedziemy ryzykowac. Zatrzymalismy sie w Lodzi, w ktorej nigdy nie bylismy.
Powiem wam, ze sprawia przygnebiajace wrazenie, przykro mi. Piekne stare kamienice maja wlascicieli i jezeli wlasciciel nie wyremontuje, to miastu nic do tego, tak nam objasnil lodzianin-przechodzien. Te kamienice sa kilkupietrowe i w ogole spore, wyobrazam sobie, ze koszty remontu elewacji, czesto z pieknymi ozdobnymi elementami, to calkiem spore sumy.
Zal, bo miasto mogloby wygladac pieknie. Ulica Piotrkowska jako wizytowka miasta i jak czytalam, po niedawnym remoncie, tez nie zachwyca, ale jako tako wyglada. Mieszkamy w poblizu Piotrkowskiej, wiec juz oblecielismy centrum.
Deszcz towarzyszyl nam po drodze, ale w Lodzi nawet slonce wpadlo na chwile. Grecka restauracja (Danuska!) nie zawiodla i salata byla podana tak, jak w Grecji, na kolacje wybierzemy sie pietro nizej, czyli do hotelowej restauracji. Jest nijaka i bez charakteru, ma tez podejrzanie niskie ceny, ale wcale nie jest powiedziane, ze za tym idzie jakosc jedzenia.
W tutejszym sklepie z pamiatkami kupilam sobie drewniane, malowane ptaszki. Mam podobne od Nisi i od mojej ziebickiej dentystki. Ten od Nisi zdobi moje drzewko bogenvilli, te beda do towarzystwa.
W tym sklepie byl tez przepiekny, tkany kilim welniany, ale przeciez mialam nic nie kupowac i wozic do Kanady!
Swietny sledz w oleju w restauracji hotelowej (14zl), Jerzor zachwala zurek z jajkiem oraz placki ziemniaczane.
Poczytalam troche o Lodzi i mniej wiecej wiem, co chcialabym zobaczyc poza Manufaktura i paroma innymi miejscami, jutro sie tam wybierzemy.
Cegla mnie przytlacza i doluje, sprawia wrazenie (dla mnie przynajmniej), ze cos jest niedokonczone, a taka jest Lodz. Niektorzy uwielbiaja takie klimaty, ale to nie dla mnie. Chyba nie moglabym tu mieszkac.
Poza tym spacerujac wczesniej po samym centrum, jakim jest Piotrkowska, rzadko kiedy spotkalismy jakiegos czlowieka – PUSTKI!
Dopiero po 14-tej wysypaly sie ze szkol dzieci i ludzie z pracy, ale i tak nie zadne tlumy. Nie sposob porownywac z tetnem Wroclawia, Krakowa, Warszawy. Naprawde przedziwne miasto 🙂
Jeszcze dopisek na temat drog w Polsce – roznie to bywa na drogach terenowych, tych inaczej klasyfikowanych, ale autostrady i drogi szybkiego ruchu sa pierwszoklasne, co juz chyba od jakiegos czasu powtarzam…
Nasza jedyna „autostrada”, Trans Canada Highway, to przedpotopowa „wiocha” i nie ma w tym cienia przesady. No ale rozumiem, ze nas na to nie stac, od Atlantyku do Pacyfiku jest od licha kilometrow tysiecy.
Nic na to nie poradze, ze Polska z roku na rok coraz bardziej mi sie podoba, pomijajac to, co na tym blogu pomijamy.
Kolezenstwo blogowe spi przy piatku czy co?
Nie śpi, nie śpi, chociaż pogoda dość senna i znów zaczęło padać.
Dziś na kolację będą rydze 🙂
Zazdraszczam rydzow! Mniam mniam!
Pogoda w Lodzi tez taka jakas, i tak mielismy szczescie, ze nie padalo i dalo sie pochodzic troche. I jeszcze wiecej, bo jak ja sie instalowalam w hotelu po naszej pierwszej przemarszce, to Jerzor polecial sie rozejrzec i polecial dalej, niz ja bym byla w stanie. Zamiary moge miec, ale fizyka miesni mnie ogranicza i nalezy o tym pamietac, tym bardziej, ze jestem w podrozy, wyrwana z kanapki albo fotela. Ale nie tak calkiem, w koncu swoje chodze u siebie.
Tyle na zrazie
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Zalałam ser (kwaśne mleko gorącym słodkim), zaraz się wezmę za masło. Znowu ciasno w zamrażarkach, powinnam zrobić przemeblowanie, obiecuję to sobie już dawno.
Pogoda wpływa na mnie nie tyle źle, ile wręcz fatalnie.
To samo u mnie – a w tym roku wyjatkowo. Oj, nie udal nam sie wrzesien w tym roku, nie udal 🙁
Wedrowiec na szlaku jest juz zmeczony i teskni do Mrusinska i wlasnego wyrka. Sciskamy serdecznie Stara Zabe i wszystkich blogowiczow oraz podczytujacych 🙂
dobry wieczór …
no to jestem … nowy komputer rozgryzam …
jutro poczytam i się wpiszę …
Och Jolinku to świetnie, powodzenia w rozgryzaniu 🙂
Alicja- Irena: bardzo rzadko się udzielam na blogu ale na bieżąco czytam, więc wiadomość, że jesteście w Łodzi postawiła mnie na nogi bo ja tu właśnie mieszkam 🙂 Nie jestem Łodzianką ale mieszkam tu większość mojego życia. Nie podobało mi się to miasto ale czasem los decyduje za nas, gdzie osiadamy. Trochę przykro mi jednak było czytać o tym, że Łódź nie zrobiła na Was- delikatnie mówiąc- wrażenia 🙁 Myślę, że duży wpływ miała na to pogoda bo ta dzisiaj też spowodowała u mnie „dół” jak wąwóz Samaria.. 🙂 Ja od jakiegoś czasu zachwycam się Łodzią bo jest coraz lepiej! Naprawdę! Gdybyście mieli czas i ochotę to proponuję jutro, w sobotę, swoje usługi :), żeby pokazać Wam Łódź. kontakt e-mail: izador@o2.pl
Nowy, zgaś światło!
dzień dobry ….
wszystkim Jubilatom zdrowia i szczęścia …. 🙂
Małgosiu rozgryzanie trochę potrwa … ale pomału do celu …. 😉 … jest tyle dobrych stron zakupu nowego komputera np. oglądanie tv i pisanie na blogu i trochę złych np. problem z pocztą bo hasła nie pamiętam do jednej a jest akurat ważna ..
cichalu ściskam Was serdecznie … 🙂
pepegor zdrówka …. 🙂
a Nowy milczy ….
pogoda do kitu …
ja niestety w tym roku na grzyby nie pojadę … ale może ktoś ma dużo kani …
http://www.rngkitchen.pl/2017/09/puder-z-kani.html
Tu tez pada 🙁
Bardzo mila propozycja od rzepa, zobaczymy, co sie da ustalic, slonce ma byc jutro, ale jutro my juz wyjezdzamy…
Dopiero wstalismy, idziemy na sniadanie hotelowe.
Pogoda nadal do kitu, pada
co za czasy .. wyczytałam, że ośmiorniczki są tańsze niż polskie masło …
ten wrzesień jest wyjątkowo paskudny pogodowo .. mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu się trochę się poprawi bo rodzinnie jedziemy poznawać Polskę ..
Danuśka zaraz wraca to nam trochę słońca może przywiezie …
jesienny deser …
http://www.glodnyswiata.pl/2017/09/racuchy-ze-sliwkami.html
Umowilismy sie z rzepem o 12-tej. Chwile nie padalo, ale teraz leje rowno.
No trudno…
Jolinku,
witaj w domu! Ja bym nie miala nic przeciwko temu, zeby w Warszawie bylo slonce przez najblizsze pare dni. W tym roku wrzesien zawiodl pogodowo na calej linii 🙁
Alicjo pomachanko … 🙂 … mam nadzieję, że spacer się uda mimo pogody .. planujemy z blogowymi koleżankami mini wyprawę do Łodzi bo słyszałyśmy, że jest co zobaczyć .. może nam też pomoże zwiedzać Łódź miła koleżanka Iza … jak Danuśka wróci to zdecydujemy czy w tym roku wyprawa czy na wiosnę ..
Pogoda się poprawia. Na obiad będzie makaron z sosem kurkowym.
Chwilowo nie pada, ale wieczorem ma znowu padać 🙁
Zabrałam się za przerabianie pomidorów. Na razie 2x po 5 kg rozgotowuję na musztardę pomidorową, wcale nie jest to dużo, bo może będzie w sumie dwa litry, czyli 10 malutkich słoiczków. Na poniedziałek zamówiłam kolejne 10 kg, ale nie wiem jeszcze, czy na musztardę, czy na zupę/sos w słoikach? Trochę litrowych słoików pustych mi jeszcze zostało. Zdaje się, że trzeba się pośpieszyć, bo Limy już się kończą.
Kupilam 6 kg wegierek na powidla. Wezme sie za nie jutro, bo nasza ladna pogoda pofrunie do was i bedzie u mnie kropilo.Na razie swieci slonce wiec ide do ogrodka.
Znalazłam przepis na placki ziemniaczane, do których dodaje się do masy łyżkę śmietany. Robiliście kiedyś takie?
https://smaker.pl/przepis-placki-ziemniaczane-wg-magdy-gessler,115549,futka.html?utm_source=link_smaker&utm_medium=plansza&utm_campaign=nie_uciekaj
A, ma to zapobiegać ciemnieniu.
Ja walcze z zaciemnieniem plackow za pomoca cebuli, dodaje cala tarta cebule, bo lubie placki charakterne, polecam!
Jolinku,
Lodz zjezdzilismy z nasza blogowa sympatyczka Dorota, ale zobaczylismy naprawde duzo i bardzo Lodz polecam. Sa tu rzeczy do obejrzenia, oj sa!
Deszcz na koniec przestal padac, jutro ma byc slonce, czego wszystkim zycze 🙂
Za dwie godziny spotykamy sie z Dorota na piwie w irlandzkim pubie i to bedzie nasze pozegnanie z Lodzia.
Dopiero teraz przeczytalam przepis Magdy Gessler – u niej tez cebula!
Alicjo, ja też dodawałam cebulę, ale i tak ciemniały.
Jaki mily odzew naszej blogowej kolezanki z Lodzi.
Nie znam Lodzi, moze uda mi sie przyjechac wiosna. Tyle jest miejsc, ktore chcialabym poznac.
Te racuszki Jolinka kuszą …
Nie dodaję cebuli, ani śmietany, a nie ciemnieją. Moim zdaniem zależy to od odmiany ziemniaków. Podobnie jak ziemniaki, ciemnieją też nadkrojone jabłka i grzyby, jedne mniej, inne bardziej lub wcale. Zależy to od zawartości określonych enzymów wiążących tlen.
Nemo, pewnie masz rację, tylko, że u nas trudno o inny gatunek ziemniaków niż Irga … a te się nadają raczej na puree
Alicjo się pogubiłam ale teraz wiem, że to Dorota z Łodzi jest taka uczynna …. 🙂
dla amatorów nalewek cytrynowych .. pierwszy raz czytam, że spirytus do nalewki musi być gorący ….
http://mojenalewki.blox.pl/2017/09/Cytrynowka-ze-skorek-cytryny.html
a ta nalewka ze śliwek bardzo pracochłonna .. 😉
http://mojenalewki.blox.pl/2017/09/Nalewka-ze-sliwek.html
tego też nie wiedziałam ..
http://o-smaku.blogspot.com/2017/09/jak-rozmnozyc-kupna-bazylie.html
niby bez komputera można sobie poradzić … na wakacjach bez problemu ale się okazało, że w domu nie brak mi komputera jak jest ale jak go nie ma to jak bez ręki …
Małgosiu,
nie upieram się przy swojej racji 😉 Wyciągam wnioski z tego, co widzę, a uprawiam własne ziemniaki w co najmniej ośmiu odmianach i wypróbowuję je do różnych celów. Jeśli ucieram je na placki i odciskam z soku, to widzę, że sok odstawiony do wytrącenia skrobi z czasem lekko ciemnieje, ale masa na placki pozostaje jasna. Może ją zbyt szybko zużywam do smażenia i nie zdąży sciemnieć, ale smażyłam już placki z ponad 2 kg kartofli i do ostatniego pozostały jasne.
Jeśli kogoś interesuje, to za brązowienie roślin odpowiedzialny jest enzym oksydaza (poli)fenolowa. Bardzo szybko na przykład zachodzi reakcja ciemnienia świeżo utartego chrzanu, której zapobiega się przez dodanie kwasku cytrynowego lub octu.
Może kwaśna śmietana dodana do słabo oksydujących ziemniaków faktycznie zapobiegnie ich ciemnieniu, jak brązowieniu obranych gruszek zapobiega zanurzenie ich w wodzie zakwaszonej cytryną.
Notabene, w Kanadzie wyprodukowano jabłka GMO, w których tak zmodyfikowano ich oryginalne DNA, że w tkankach owoców wyhamowana została produkcja oksydazy fenolowej, a to sprawia, że nie ciemnieją po pokrojeniu lub obiciu. Nazwano je arctic
Za zdrowie wędrowca na szlaku!!!!
Gruszki też jedne ciemnieją, a inne nie.
Nemo, udało mi się kupić ziemniaki Lordy, są kremowe, zrobię z nich placki i będę uważnie obserwować proces ciemnienia 🙂
Żabo, trzeba zapamiętać, które są które, bo mam nadzieję, że zależy to od gatunku.
Za zdrowie!
Sprawdzę jak się nazywają i zapiszę, bo stale zapominam
Wrocilismy z wieczoru piwnego i troszke spaceru „Lodz by night”. Oj, dzieje sie tu, dzieje! Bylismy w bardzo fajnej knajpie na piwie, nagadalismy sie jeszcze wiecej, ale juz bardziej o zyciu – Dorota zna okolicznosci Kanady z autopsji.
Jolinkowi jeszcze raz mowie – warto tu przyjechac. W sumie kazde miasto w Polsce (zwlaszcza z tych wiekszych) ma cos wyjatkowego do zaoferowania turystom. Lodz na pewno historie wlokiennictwa, zaplanowalam sobie poczytanie o tych „baronach” wlokiennictwa, ktorzy stworzyli TAKIE miasto .i takie wspaniale cos, co w wielu aspektach bylo ewenementem na skale europejska albo i swiatowa.
Na przyklad tuz obok fabryk osiedle dla pracownikow, rece do pracy byly potrzebne, ale ci ludzie musieli gdzies mieszkac. Sporo klimatow z „Ziemi obiecanej”!
Wytwornia Filmow Fabularnych w Lodzi…i tak dalej i tak dalej.
Na pewno poczytam (juz czytam), ale jak wspomnialam, Lodz byla nieplanowana, ot zatrzymalismy sie tutaj.
I okazalo sie, ze mamy tutaj podczytywaczke bloga Lasuchow! Znajomosci bezcenne i jak to mawiala Pyra – blog potega jest i basta!
dzień dobry …
Alicjo teraz mamy dobry dojazd do Łodzi np. pociągiem na piękny dworzec …
Krysiude co tam u Was? … jakie zapasy na zimę robisz? ….
miłej niedzieli … 🙂
dziś zrobię takie kotlety ….
http://tradycyjnakuchniakasi.blogspot.com/2017/09/jak-przygotowac-siekane-kotlety.html
Jolinku – przed laty do Łodzi też był niezły dojazd. I też pociągiem. Dworzec może niezbyt nowoczesny lecz jak na tamte czasy do przyjęcia.
echidno cieszę się, że powrót do domu udany … 🙂 … a jeśli chodzi o pociąg to tak był ale teraz jedzie się szybciej … 😉 … ale dłuższa jazda miała też dobre strony bo można było zobaczyć więcej i przez dłuższy czas sławnych aktorów jadących na zdjęcia do studia filmowego …
byłam w Łodzi kilka razy służbowo i zawsze byłam pod urokiem historii tego miasta (może dlatego, że jako nastolatka mieszkałam na rogu ul. Złotej ze starymi domami i podwórkami, na których kręcono filmy wojenne) … minęło chyba z 12 lat i pora zobaczyć Łódź szeroko otwartymi oczami i bez pośpiechu ..
Dzień dobry.
Jolinku, robię trochę inne, bez cukinii. Cebulę szklę z pieczarkami pokrojonymi na drobno. Do zimnego dodaję kurczęce kawałki, paprykę, jajko, 2 łyżki tartej bułki, 2 łyżki mąki ziemniaczanej, przyprawiam po swojemu. Odstawiam na 24 h. Następnego dnia mam obiad na szybko, co nie jest bez znaczenia zważywszy porę naszych obiadów.
Łódź jest fascynująca i nie na jeden dzień.
haneczko też mam ten przepis i robię czasami (kiedyś go znalazłam i pierwszy raz wypróbowałam u Pana Lulka, któremu bardzo smakowały takie kotlety) … ale to będzie mała odmiana …
można zrobić śliwki wg Żaby (znakomite) albo tak na szybko …
http://aniolywkuchni.blogspot.com/2017/09/korniszony-ze-sliwek-wegierek.html
Krystyna chyba na Festiwalu Filmów w Gdyni …. może nam sprawozda czy nagrody słuszne ….
nadrabiam komentarze jakby ktoś pytał … 😉
Mam nadzieję, że udało mi się zmienić nastawienie Alicji i Jerzora do Łodzi 🙂 To było spotkanie z rodzaju tych spontanicznych i bardzo miłych zjawisk, które się zdarzają. Interesujące i intrygujące było spotkać ludzi, których się „zna” od lat ale wirtualnie. Nawet deszcz przestał padać podczas naszej wycieczki więc niebiosa nam sprzyjały 😉 Alicjo i Jurku bardzo dziękuję za przyjemności podczas pierwszej, jesiennej soboty… Pozdrawiam wszystkich blogowiczów (w Łodzi znowu pada)
Doroto, to my dziekujemy 🙂
Pewnie, ze jeden dzien na Lodz to za malo, ale przynajmniej wiemy, gdzie co jest i nastepnym razem mozemy to rozwinac! A dworzec rzeczywiscie maja piekny, chociaz pustawy.
Jeszcze raz dziekujemy naszej przewodniczce za wszystko i przemile towarzystwo! 🙂
A my juz w Warszawie, pochmurno, ale nie pada, a jechalismy caly czas w deszczu. Mieszkamy w Ibisie z widokiem na Wisle i Stadion Narodowy za Wisla,
nie jest zle.
Jolinku,
ja myslalam, ze Ty dzisiaj jedziesz do Lodzi? Poza tym – kolezanki warszawianki, mamy 3 cale dni w Warszawie, w czwartek rano odfruwamy, moze bysmy sie spotkali w ktorys wieczor?
Alicjo mamy plany grupowo-blogowe … ja mogę się spotkać tylko w środę ale z przyjemnością … 🙂
Danuśka będzie wieczorem i wtedy ustalimy spotkanie warszawsko-kanadyjskie.
Danuska niech wezmie pod uwage Alaina, Jerzor by sie ucieszyl…
Przed południem pojechaliśmy do lasu bez wielkich nadziei na grzyby, bo to niedziela, więc lasy już spenetrowane. Noce są zimne, więc grzyby niespecjalnie rosną. W żadnym razie nie można mówić o wysypie grzybów. Uzbieraliśmy pół wiaderka podgrzybków, akurat zmieściły się na jeden raz w suszarce. W przyszłą sobotę, jeśli będzie pogoda, pojedziemy do innego lasu, gdzie można spotkać więcej gatunków grzybów. Pogoda dziś piękna, więc chodzenie po lesie było przyjemnością. Oby tak było jak najdłużej. Nie wiem, czy zauważyliście, że mamy już jesień. Ja też przeoczyłam jej pierwszy dzień.
Jolinku,
rzeczywiście ubiegły tydzień minął pod znakiem festiwalu filmowego. Zastanawiam się całkiem poważnie, czy w przyszłym roku też warto się zdecyduję na ten filmowy masochizm. I piszę to bez żadnej kokieterii. Filmów konkursowych było 17, obejrzałam 11, w tym dwa już wcześniej w kinie/ Pokot i Sztukę kochania/. Spodobało mi się niewiele, ale nawet i te były często trudne, mroczne, pełne przemocy. Niekiedy nie rozumiałam w ogóle przesłania filmu. Nie widziałam ” Cichej nocy”, która dostała główna nagrodę. Pokazywana była bardzo późno; to nawet dobrze, bo obejrzę sobie spokojnie ten film w kinie. Publiczności najbardziej spodobał się ” Najlepszy”. Ten film mogę polecić z czystym sumieniem. Nagrody aktorskie także zasłużone. W sumie jednak żaden film mnie nie poruszył i nie zachwycił.
Alicjo – łajza minęli, bo my właśnie wróciliśmy z Wrocławia. Cieszę się, że jednak zmieniłaś zdanie o Łodzi. Nie jest to „oczywiście piękne” miasto ale ma swoje zalety.
Tymczasem podrzucam kolejne tureckie wojaże: http://www.eryniawtrasie.eu/23966
ewo obejrzałam zdjęcia hurtem … piękne .. te ostatnie przypominają mi Jordanię i Syrię i kryminały Agaty Christi np. „Morderstwo w Mezopotamii” .. bardzo ciekawy wypad z klimatem ..
Jolinku,
Dziękuję. Niestety nie dane mi było zajrzeć do Syrii przed wojną, może jeszcze kiedyś wpadniemy do Jordanii. Fakt, tureckie krajobrazy powalają urodą – cieszę się, jeżeli choć trochę udało nam się to oddać.
Dodaje, ze Dorocie „na pierwszy rzut oka”, tez Lodz sie nie podobala. Takie moze byc pierwsze wrazenie, jak sie przekonalam na sobie. Przyspieszony z koniecznosci kurs poznawania miasta zadzialal i zorientowalismy sie, ze tam rzeczywiscie jest ciekawie. Ale jak mowie, w Lodzi zatrzymalismy sie wlasciwie przypadkowo i bezplanowo.
No i fajnie – teraz promuje Lodz i nastepnym razem poswiecimy jej wiecej czasu, a niespodziewana znajomosc z Dorota – bezcenna 🙂
Mam nadzieje, ze bedzie bywac na blogu, bo naprawde ma wiele do powiedzenia, nie tylko o Lodzi.
Bo Łódź, tak jak Katowice, nie są miastami łatwymi w odbiorze. Ale mają swój klimat.
Festiwal Zup Świata! Warszawa.
Kochani znowu mnie nie będzie przez kilka dni … zmarł nagle Tata moich Dzieci i Dziadek Amelki …
Jolinku,
Sciskam Was serdecznie 🙁
Jolinku wspólczuję.
Jolinku-przyjmij, proszę, wyrazy współczucia.
Nie wiem, jak w tej sytuacji Twoje plany związane ze spotkaniem kanadyjsko-warszawskim.
Za chwilę prześlę pocztę w tej sprawie do Alicji i do Koleżanek Warszawianek.
Jolinku,
Przyjmij proszę moje kondolencje. Trzymaj się…
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Jolinku, wpółczuję
Jolinku! Jesteśmy z Tobą!
Było nam bardzo żal zostawiać błękitne greckie niebo i temperatury w granicach 27-30 stopni, ale niestety każde wakacje się kiedyś kończą. Od wtorku w Warszawie podobno też więcej lazurowego nieba.
Jolinku, serdeczne wyrazy wspolczucia.
Wróciłem z dalekich wyjazdów, zlustrowałem ogród, przepakowałem się, jutro dalej w świat. Jolinka przytulam ciepło. Z reporterskiego obowiązku: kiszona papryka wyszła dobrze, rzodkiewki tak sobie – przy czym to głównie kwestia smaku (zbyt ostry).
Trochę mnie zdziwiło po powrocie, na zasadzie kontrastu z tym, co widziałem w minionym tygodniu, że liście drzew w Polsce prawie w ogóle nie mają jeszcze zamiaru się przebarwiać. Tam pełna orgia purpury, żółci i pomarańczy, a tutaj tylko jakieś nieśmiałe usiłowania. Pewno kwestia pogody – za mokro.
A w ogóle dlaczego liście drzew przebarwiają się na jesień? Dotychczas nauka uważała, że mechanizm jest prosty: w liściach od początku są wszystkie barwniki: żółte karoteny i ksantofile, czerwone antocjany i zielony chlorofil, którego jest najwięcej i który maskuje je wszystkie. Na jesień drzewa rozkładają chlorofil i wycofują jego składniki do ponownego użycia w kolejnym roku; barwniki pomocnicze pozostają w liściach i są odpowiedzialne za ich ujawniające się jesienią kolory.
Tak uczono pokolenia studentów, ale w międzyczasie udowodniono, że drzewa syntetyzują antocjany w liściach dopiero na jesień właśnie, czyli musi być tego jakiś oddzielny sens i powód. W poszukiwaniu tego sensu i powodu wymyślono dość ekwilibrystyczną teorię, że skoro większość szkodników (na przykład mszyce) zimuje w postaci jaj (zniesionych na pędach, w zakamarkach kory), to te jaskrawe kolory mają być odstraszającym sygnałem dla owadów (“tu się proszę nie rozmnażać!”). Problem trochę w tym, że owadzie oko ma dość specyficzną budowę i nie widzi koloru czerwonego (dlatego, na przykład, większość wiosennych kwiatów – którym bardzo zależy na byciu zauważonym przez nieliczne w tym czasie zapylacze – ma kolor żółty). I tak cały misterny plan upadł.
Ale skoro zaczęto się zastanawiać nad mechanizmem jesiennego przebarwiania się liści drzew i do tych namysłów zaprzężono biochemię, to natrafiono na kilka ciekawych spostrzeżeń. Chlorofil służy roślinom do konwersji energii świetlnej na wysokoenergetyczne cząsteczki ATP (które sobie potem zużywają na różne czynności fizjologiczne). Jesienią, gdy nadal jeszcze świeci słońce, ale temperatura coraz niższa, produkcja ATP idzie pełną parą, lecz mechanizmy jego odbioru i transportu są coraz bardziej spowalniane. Aby nie uszkodzić sobie organizmu nadmiarem ATP i wolnymi rodnikami (coś jak przegrzanie reaktora atomowego w mikroskali), roślina zaczyna równolegle rozkładać chlorofil (bo ten zaczyna funkcjonować jak foto-uczulacz) oraz wytwarzać czerwone barwniki, które działają jak coś w rodzaju filtra ochronnego na chlorofil, ograniczając ilość światła i wydajność procesu fotosyntezy.
Oczywiście na przebarwianie się liści ma wpływ wiele czynników środowiskowych (temperatury i ich dobowe różnice, zasobność gleby, nasłonecznienie), ale i genetycznych (niektóre gatunki drzew nie przebarwiają liści na jesień – opadają zielone). Okazało się też, że te same drzewa w Nowej Anglii i Kanadzie przebarwiają się bardziej na czerwono, a w Europie bardziej na żółto. Wciąż zastanawiano się nad tymi czerwonymi barwnikami, bo to w sumie dość kosztowne w produkcji związki, więc po co drzewom je wytwarzać, żeby za dwa-trzy tygodnie zrzucić razem z liśćmi. Okazało się, że antocjany są również inhibitorami wzrostu, więc drzewa ‘podtruwają’ swoją najbliższą okolicę, żeby ograniczyć kiełkowanie potencjalnej konkurencji. (Zaznaczyć jednak trzeba, że one się szybko rozkładają, więc taki kompost liściowy to najlepsza rzecz, jaka może się zdarzyć w ogrodzie.)
A może w ogóle zadajmy sobie pytanie: po co drzewom opadające liście, są przecież i takie, którym nie opadają. (A właśnie, że opadają: taka na przykład sosna wymienia sobie wszystkie igły, tylko że co trzy – cztery lata, i nie wszystkie na raz.) Główny powód jest taki, że się nie opłaca utrzymywać ulistnienia na zimę: zimno, ciemno, zysku z fotosyntezy niewiele, natomiast koszt podtrzymywania całej instalacji spory. Równolegle do fotosyntezy w liściach odbywa się proces transpiracji, który nie ustaje zimą i wymaga ciągłego dopływu wody – a jak tu ją dostarczać, skoro minusy na zewnątrz i ‘rury zamarzły’. Więc lepiej pozbyć się liści nie mieć tego kłopotu. Poza tym jeszcze takie ulistnione drzewo może zostać uszkodzone (połamane) przez śnieg czy wiatr – praktyczniej przybrać pozycję aerodynamiczną. Te drzewa i krzewy, które zostawiają sobie ulistnienie na zimę (na przykład różaneczniki), zwijają liście w takie zwieszone pół-rurki – chodzi właśnie o ograniczenie transpiracji i utraty wody poprzez minimalizację ekspozycji na zimowe słońce, z którego my się cieszymy, ale rośliny zupełnie nie.
Najlepiej oczywiście wyjechać na zimę do ciepłych krajów, co praktykują bociany i niemieccy emeryci. Pomyślmy jednak czasem z empatią, o tych, co zakorzenieni muszą przezimować.
Jolinku – wyrazy współczucia dla Ciebie i Twojej Rodziny.
Jolinku,
bardzo Ci współczuję.
Przekonałam się, jak duże znaczenie w przebarwianiu się liści ma nasłonecznienie. Kilka lat temu posadziliśmy winobluszcz, aby jesienią cieszyć się jego czerwonym kolorem. A on nie miał czerwonych liści ani razu, bo rośnie w miejscu, gdzie słońce dociera tylko przez pewien czas. Może w końcu liście nabrałyby czerwonej barwy, ale przychodzi wczesny przymrozek ,liście przemarzają i smętnie zwisają. Teraz nadal mój winobluszcz zdrowo się zieleni, podczas gdy inne rosnące cały czas w słońcu ładnie się czerwienią. Sadzonki kupowane były jesienią i oczywiście liście były czerwone. No cóż, to nie wina rośliny.
Jolinku, serdecznie współczuję, przytulam.
Jolinku, serdeczne wyrazy współczucia.
Dzień dobry Wszystkim,
Przepraszam za bardzo długą ciszę, ale całe lato było tak pracowite, że momentami zapominałem jak się nazywam. Był też u mnie syn, więc dodatkowe zajęcie na pełny etat. Kiedyś ogarniałem wszystko bez problemu, dzisiaj już tak nie mogę.
Podczytywałem Was oczywiście i mniej więcej znam blogowe wydarzenia. Dodatkowo bardzo cieszą wpisy Żaby, Babilasa, Nemo, Haneczki.
Wszystkim Solenizantom zawsze życzę wszystkiego co najlepsze, nawet jeśli te życzenia mijają się nieco z konkretną datą, ale nie mogę oprzeć się i przesyłam uściski dla niedawnej Solenizantki – Danuśka, oczywiście dla Ciebie.
Muszę też Wam donieść, że kilka dni temu otworzyły się drzwi mojego skromnego mieszkanka i wparowała przez nie Wielka Egzotyka. Po długim staraniu przyjechała moja czarnoskóra przewodniczka i towarzyszka afrykańskich podróży (może niektórzy pamiętają moje zdjęcia z Kenii) i wiele wskazuje na to, że tak już zostanie.
Na razie jest to spotkanie, a właściwie zderzenie, dwóch światów na powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych. Ja, bardzo ciekawski obserwator ludzi jestem pod wrażeniem i nie wiem jak można w tych ludziach nie umieć odkryć ludzi. Jak można być rasistą!
Lato minęło, pracy prawie nie mam, więc z przyjemnością zasiądę z Wami znowu do naszego blogowego stołu.
Jolinku – serdeczne uściski. Bądź dzielna!
Jolinku, wyrazy współczucia
Dzień dobry 🙂
kawa
Nowy 🙂
Powodzenia i niech Wasze dwa światy spotykają się skutecznie i jak najczęściej!
Szara rzeczywistość skrzeczy za oknem oraz w każdym kącie. Zdecydowanie przyjemniej było budzić się z koncertem cykad, zapachem pinii oraz z widokiem żagli płynących w gdzieś oddali, ech…
Na ulicy szczeka pies sąsiadów i pachnie jesienią. Miłego dnia dla wszystkich!
Dzień dobry, słonecznie.
Nowy, ja też wzdycham do jesieni, bo nerwy tracę przez to lato i pogodę. Jest pewna szansa, że dzisiaj skończymy z sianokiszonką, ale jak mawiał rtm. Jacobson: nie chwal dnia z rana i żony za życia!
Jolinku, usciski.
Jolinku, wspolczuje utraty.
No i pada, tylko norweska prognoza się sprawdziła
Krystyno- nasz winobluszcz posadzony w celach maskujących wzdłuż dosyć paskudnego murku po pierwsze rozhulał się doskonale i przykrył murek całkowicie, a po drugie bardzo pięknie przebarwia się na czerwono i wygląda, jak na tym zdjęciu:
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/6/6d/Virginia_Creeper%2C_Parthenocissus_quinquefolia_-_geograph.org.uk_-_980235.jpg
Miejsce jest rzeczywiście bardzo słoneczne.
Młodzi zachwyceni tegorocznym urodzajem na grzyby. Ostatnio nazbierali koszyk pięknych prawdziwków.
Młodym można pogratulować takich zbiorów i troszkę pozazdrościć 🙂
Małgosiu-ich lasy nie są na szczęście tak zadeptane przez grzybiarzy, jak nasze około wyszkowskie.
Ewo-doczytałam, pooglądałam, posłuchałam. Opowieść o Yay Grand Hotel przednia 😉
Po raz kolejny szapo basy dla Waszej podróżniczej pasji.
Przez miniony tydzień jedliśmy jedynie ryby i owoce morza. Dla mnie przebojem okazały się mule saganaki. Tutaj trochę o tym sposobie przyrządzania różnych dań:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53667,2873810,saganaki-czyli-dania-ze-specjalnej-patelni.html
Natomiast dzisiaj z przyjemnością przypomniałam sobie smak ruskich pierogów.
Misiu Kurpiowski-Twoje pierogi to czysta poezja, ja zjadłam takie dwugwiazdkowe, ze sklepu 🙁
Danuśko,
Dziękuję! Nie mogłam się z Wami nie podzielić „turecką kosiarką” 😉
Tymczasem: http://www.eryniawtrasie.eu/23971
Ewo-kiedy czytam o Waszych przygodach, to wręcz wstyd mi opowiadać o naszych niewinno-romantycznych rejsach i spacerach po cykladzkich miasteczkach.
Owce w roli kosiarek to stary, dobry sposób 🙂 znamy również sąsiadom Żaby, u których zatrzymujemy się na nocleg podczas zjazdowych spotkań. Ich posiadłość to bardzo rozległy teren i bez owiec byłoby chyba ciężko utrzymać te wszystkie łaki w należytym porządku.
Kuchnia zbiorowa:
Pomidorów 80 kilo przetarte na PanaLulkowej maszynce dla siebie i znajomych.
Zakończony sezon kurżetkowy. Dwadzieścia słoików leczo 0,6 i 0,9 litra.
Na parapetach pracowni i domu zebranych sześćdziesiat dyń hokkaido. Pierogów w piątek cztery kilo. Trzy blachy ciasta drożdżowego w sobotę, w niedzielę rano z domu wyszło. Dzisiaj dwie duże pizze do wspólnej z sąsiadami konsumpcji.
Grzybów ani jedej sztuki. Wszyscy jeżdżą i suszą a ja czasu nie mam.
A może by tak w środę do Warszawy z zaopatrzeniem pierogowo pomidorowym? Baba z jajami może a ja to gorszy? W końcu w stolicy nie byłem rok.
Misiu, zapraszamy!
Oczywiście Misiu, przyjeżdżaj, pozjazdujesz z nami w środę 🙂
Ja będę miała czas niestety dopiero wieczorem, bo w ciągu dnia jestem w pracy. Jutro do Ciebie zadzwonię.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Witaj Misiu!
Dzień dobry!
Danuśko – niewinno-romantyczne rejsy statkiem i spacery po cykladzkich miasteczkach też mają swój urok i sami, od czasu do czasu, lubimy pojechać w takie miejsca.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzien dobry!
Byloby milo, gdyby Misio dolaczyl do mini-zjazdu 🙂
Jolinku…
Ewo-no jasne, kto by nie lubił 🙂
Z Cykladami historia jest dosyć długa, bo od kiedy Kora zaśpiewała o cykadach na owych greckich rubieżach, to myślałam, iż byłoby wspaniale tam kiedyś pojechać.
Od tamtego czasu(rok 1981)minęło wiele lat. Koncertu cykad udało mi się wysłuchać w wielu różnych innych miejscach, a Cyklady pozostawały nadal w marzeniach. Zatem, kiedy padło pytanie, jak i gdzie uczcić moje kolejne okrągłe urodziny, to rzuciłam, że może w końcu te cykady na Cykladach. Od pomysłu do przemysłu….
Na pewno nie tam, gdzie tłumy turystów zatem Santorini odpada. Nie na bezludnej wyspie, a takich na tym archipelagu najwięcej, więc może Paros? Kupiliśmy bilet na samolot z Warszawy do Aten, potem na prom z Pireusu do Parikii, a w końcu wynajęliśmy małe wakacyjne mieszkanko u Pani Diny. Decyzja była ze wszech miar słuszna 🙂 Na wyspie Paros życie toczy się niespiesznie, tłumów nie ma, a miasteczka równie piękne, jak te na sławnym Mykonos, czy na Santorini.
I to jest właśnie urok tych wysp-białe domy budowane tarasowo na zboczach wzgórz, niebieskie kopuły kościołów i okiennice w tym samym kolorze. W wąskich uliczkach wszędzie kwiaty, a nad brzegiem morza tawerny ze doskonałym jedzeniem. Właściwie, gdyby nie te urokliwe miasteczka to wyspy byłyby raczej smutnawe, bo roślinności na nich wiele, a ziemia spalona słońcem i kamienista. Zresztą zobaczcie sami:
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipNlpd92cUnIpsr2jCOTZnfycCn12BymhNdkOH2G?source=pwa
Jak ja lubię te greckie klimaty…
na wyspach roślinności NIEWIELE, a często wcale….
Moje pierwsze zetknięcie z greckimi wyspami to były właśnie wakacje na Santorini. Całe dwa tygodnie zachwytu, kolor biały i błękitny, no i zapach, niepowtarzalny. Ale to było ze dwadzieścia lat temu, wyspa już wtedy licznie odwiedzana, ale nie tak zadeptana jak jest prawdopodobnie dziś.
Danusiu, jak zwykle piękne zdjęcia, świetne wakacje i należyte urodzinowe obchody 🙂
A my sczolgani po 2 dniach biegania po Warszawie – wczoraj bylo niezbyl pieknie pogodowo, ale dzisiaj swietnie. Wszedzie – jak zwykle, chodzimy na piechote, bo z naszego hotelu na Rynek to prawie 3 km czyli prawie jak na „za Rog” u nas. Jerzor nie bierze poprawki na to, ze ja nie biegam codziennie Za Rog, natomiast od miesiaca biegam spore dystanse codziennie, a nogi mi odpadaja powoli. przede wszystkim reumatycznie daja mi w kosc.
Jutro trzeba sie zorganizowac przedwyjazdowo, aby pod wieczor spokojnie udac sie na pozegnalne spotkanie z ludzmi z blogowiska.
Tyle na zrazie, odpoczywam chwilowo…
Miła wiadomość: Miś Kurpiowski dołączy jutro do naszego biesiadnego stołu.
Alicjo-jesienne deszcze i wilgoć w powietrzu nie sprzyjają reumatyzmom.
Trzeba Ci suchego klimatu w jakiejś Arabii Saudyjskiego albo na innej Saharze 😉
Salso-Santorini i Mykonos to przystanki dla wielkich statków pasażerskich. Czasem zdarza się, że cumują dwa, albo trzy jednocześnie. Kiedy klientela z tych pływających hoteli zaludni tamtejsze wąskie uliczki, to jest gorzej niż na Marszałkowskiej. Ceny w tawernach i sklepach na Mykonos praktycznie dwa razy wyższe niż na Paros.
Kiedyś oglądałam reportaż o tych statkach i zagrożeniach wynikających z ich postojów w różnych śródziemnomorskich portach. Dla takiej Wenecji to totalny horror, ale niestety liczy się pieniądz….