Jak bardzo szkoda lasów
Oglądanie powalonych hektarów drzew, to nawet dla osób nie mających związków z lasem jest bardzo trudne. Jeśli ktoś podróżował samochodem przez dotknięte tą nawałą tereny w poprzednich latach, widział stojących wzdłuż szos sprzedawców tego wszystkiego, co w lesie wyrosło i znajdowało szybko chętnych nabywców. Pamiętam słoiki pełne dorodnych, pachnących poziomek.
Nawet jeśli znów posadzi się lasy, musi minąć wiele lat, zanim staną się tymi wspaniałymi, pełnymi jagód, poziomek a także dorodnych grzybów miejscami.
W mojej okolicy robi się planową wycinkę całych połaci lasów, szybko zarastają krzewami, nowymi posadzonymi drzewami, ale bardzo niechętnie chodzę na te poręby. To nie moje lasy, zupełnie inny krajobraz, czasami trudno mi się w nich zorientować i w moich od wielu lat, miejscach czuję się obco. Tam gdzie zbierałam kosze grzybów zbieram najwyżej jakieś zabłąkane ich resztki. Trudno nawet wyobrazić sobie, jak będą się czuć ludzie, którym zabraknie widoku lasu za oknem, w odległej lub bliskiej perspektywie. I gdzie pójdą w tym roku zbierać grzyby na wigilię.
Ta katastrofa ma wielorakie skutki makro i mikro .Jak twierdzą znawcy przedmiotu jesteśmy świadkami kolejnej zmiany klimatu i właściwie trudno wyobrazić sobie, co nas jeszcze czeka. Mnie żal zarówno pięknych lasów jak i grzybów, które wzdłuż dróg tamtego regionu były dla mnie pokusą, aby kupić jeszcze trochę dorodnych prawdziwków, jakbym nie miała zimowego zapasu z „moich” lasów.
Komentarze
W mojej okolicy też się ciągle coś zmienia. A to wichury powalające całe połacie górskich lasów, a to wycinki, bo lasy są użytkowe. Wprawdzie nie ma poręb „do gołego”, ale nawet wyjęcie paru wielkich drzew zmienia nie tylko krajobraz, ale i stosunki wodne, nasłonecznienie i wygląd poszycia, które zaczyna zarastać malinami, olchą i innymi chaszczami. Stosy gałęzi zostawiane przepisowo do zmurszenia i wzbogacenia ściółki, zagradzają przejście, zakrywają miejsca, gdzie latami zbierałam prawdziwki… Co sezon odkrywamy ze smutkiem i irytacją kolejne „nasze”, zniszczone przez drwali, zakątki 🙁
Pocieszające jest, że w miejscach, gdzie pod drzewami były jagodziska powyżej kolan, ale zwykle bez jagód, po nasłonecznieniu pojawiają się przepiękne jagody.
o tak Nemo 🙂 nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło 🙄
wcale nie szkoda mi wycinek, tym bardziej, ze wiele z nich wygląda naprawdę rachitycznie. niedawno doznałem na własne uczy piania kur i kogutów ( jak wiatr doniósł mnie do Leby ) bo wyrąbano w pień drzewa na dość sporym obszarze. akurat znam bardzo dobrze tamtejszy areał i po paru kliknieciach w sieci, sprawdzeniu charakteru tej dzialki, okazalo sie ze dzialka ta nie byla nigdy dzialka lesna. i to na pare pokolen do tylu wlacznie z mapami katastralnymi 🙄
ludzina bardzo czesto dostaje obstrukcji tylko dlatego by negowac dla negowanie
🙂
Trochę więcej niż parę pokoleń temu wszędzie była puszcza 😎
a jeszcze trochę wcześniej tylko lodowce, które dzisiejszej ludzinie tez by przeszkadzały z bardzo wielu powodów 🙄
a przede wszystkim dla zasady 😛
Dzisiejszej ludzinie przeszkadza raczej zanik lodowców.
Zawsze się znajdą jacyś niezadowoleni 🙁
Oj tam nemo, jest tak i nie inaczej. każdy powód jest dobry by bezowocnie ponarzekać, a gdy brakuje argumentów to górę biorą epitety 🙁
Spójrzmy na to z innej strony. Mają teraz tyle wiatrołomów to może Puszczę Białowieską zostawią w spokoju.
Drewno z wiatrołomów nie nadaje się na palety 🙄
nemo 🙂 a na trumny nadaje sie?
Też nie, z poskręcanego nie będzie ładnych desek. Na papier pójdą.
… ewentualnie na płyty wiórowe i na opał.
Poza tym były to za młode i za cienkie sosny, żeby dało się z nich robić deski o określonej wytrzymałości.
Albo na toaletowy, albo na pakowy. Czytać to i tak z papieru się czyta coraz mniej
Jedni wycinają, a inni tworzą piękne ogrody:
http://kobieta.interia.pl/porady/news-6-najpiekniejszych-ogrodow-swiata,nId,1000464
Dla tych i o tych, co sadzą, zbierają i przetwarzają:
https://www.youtube.com/watch?v=cbVfgd2MdII
Pamiętacie? Dereń zebrany przez Pepegora był ważną częścią jednego z blogowych zjazdów, z tych owoców najbardziej cieszyła się Pyra.
@nemo
Ty, to pocieszysz 🙂
Jutro kończę dach na pracowni. Niestety obawiam się, że kilka solidnych bali na tzw murłaty pochodzi z Puszczy Białowieskiej. Zamawiałem sosnowe , przyjechały świerkowe. Okoliczne tartaki masowo kupuja drewno z Białowieży 🙁
Misiu,
to masz przynajmniej solidną i praktyczną pamiątkę po Puszczy.
Ja mam stamtąd (od lokalnego wytwórcy) kopystkę i drewniany cebrzyk (kubełek) z topoli. Trzymam w nim ową kopystkę i jeszcze inne drewniane narzędzia kuchenne.
Serbska sąsiadka przyniosła mi kubeczek derenia z parku przy hotelu, w którym pracuje. Rozmawiałyśmy chyba ze dwa lata temu o tych owocach i ona sobie zapamiętała. Chyba nastawię nalewkę, wyjdzie akurat ćwiartka. Dwa lata temu zrobiłam trochę więcej, nie pamiętam jednak, gdzie schowałam 🙄 Ale to chyba dobrze, bo podobno najlepsza jest po co najmniej 5, a lepiej jeszcze po 10 latach dojrzewania. Do tego czasu chyba ją znajdę 😉
A jak zabraknie drzew…
Pamiętacie dereń Pepegora i jak go trzeba było przekłuwać – dereń, nie Pepega 🙂
Już się cieszę na tegoroczne spotkanie u Starej Żaby 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Czytam właśnie książkę „Sekretne życie drzew”:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/312354/sekretne-zycie-drzew
Naprawdę jest czego żałować.
Lasy hodowlane nigdy nie zastąpią tych naturalnych.
W Nowej Zelandii, gdzie naprawdę lasów nie brakuje, nie wolno wycinać drzew z lasów naturalnych, endemicznych. Drewno wolno pozyskiwać jedynie z lasów hodowlanych, przemysłowych.
Ewa, Danuśka (i inni) – dziękuję za rady w sprawie fasolki (pod poprzednim wpisem), dam znać o wynikach.
Jako nowoprzybyły nie wiedziałem, że szarak cieszy się (?) statusem miejscowego chuligana; myślałem, że to takie przekomarzanki za przyzwoleniem zainteresowanych, względnie lokalna wersja końskich zalotów.
Co do wspominanego przez nemo (10:36) ‚efektu motyla’ („nawet machnięcie skrzydeł motyla w Brazylii może wywołać tornado w Teksasie”, czyli wpływu maleńkich zmian na rzeczy duże), pouczająca historyjka z dłuższym, niestety, wstępem.
Otóż jest sobie taki niewielki, ale ładny motylek, zwany modraszkiem. (Wszyscy, oprócz tych najbardziej zagorzale miastowych pamiętamy takie z dzieciństwa, nieprawdaż?) Modraszki mają dość przykre obyczaje: motylki składają jaja na roślinach żywicielskich (różnych dla różnych gatunków modraszków), ale larwy – zamiast żyć sobie spokojnym życiem liściożercy – w pewnym momencie spadają z roślin na ziemię, i to nie przypadkiem, ale celowo i z rozmysłem.
Chodzi bowiem, tym modraszkom, o adopcję (tak, to jest termin zoologiczny, nie społeczny). Są bowiem mrówki (dla każdego gatunku modraszka inny gatunek mrówki), dla których larwy modraszka pachną jak jaja mrówek. Zgubione jajo trzeba zanieść do mrowiska – to jest silniejsze od każdej mrówki. Larwom modraszka w mrowiskach ujawniają się brzydkie cechy charakteru: przechodzą na dietę mięsną – jedzą prawdziwe jaja mrówek. Mrówki nie do końca mają te jaja policzone, poza tym działa urok feromonu (larwy modraszków ciągle pachną jak jaja, mimo że w miarę upływu czasu coraz mniej je przypominają z wyglądu).
Gdy przychodzi właściwy moment, z larwy wylatuje mały niebieski motylek i cała historia zaczyna się od początku (krótkie życie pełne beztroskiego seksu, następnie znalezienie właściwej rośliny do złożenia jajek, wyląg larw, znalezienie właściwej, chętnej do współpracy, mrówki). Zoologia twierdzi, że te przystosowanie ewolucyjne modraszków to jest zupełnie świeża sprawa (nieledwie kilkadziesiąt tysięcy lat temu) i zupełnie fascynująca przez swoją wąską specjalizację.
Jak już zauważyliśmy, sięgając w głąb pamięci i porównując chociażby to, co było dawniej, z tym co jest teraz, modraszków jest jakby coraz mniej. Wprowadzono więc ochronę gatunkową. Ścisłą. I – to jest historia z Wielkiej Brytanii – ze stanowisk, na których występowały modraszki pogoniono rolników, którzy wypasali tam owce czy krowy. Nie wolno, powiedzieli, proszę się wypasać gdzie indziej, tutaj ma się odbywać misterium natury, z modraszkami w roli głównej. Jak powiedzieli, tak zrobili, skutkiem czego modraszki wyginęły w Wielkiej Brytanii do cna. Ach, rozżalili się przyrodnicy, wy niewdzięczne takie i owakie: my wam dobrze, a wy nam znikli? Jakżeż to tak?
Okazało się, jak się temu bliżej przyjrzeć, że na łąkach, które są regularnie wypasane, trawa nie rośnie wysoka, więc i gleba się nagrzewa bardziej. A jak trawa wysoka, to słońce nie aż tak bardzo dociera i jest chłodniej. Te różnice są niewielkie, rzędu dwóch stopni, ale już wystarczające, żeby tym mrówkom było niefajnie i żeby się wyniosły na jakieś bardziej odpowiednie miejsca. A jak nie ma mrówek, to i nie ma komu adoptować modraszków i cały zbożny wysiłek prokreacyjny obraca się wniwecz.
Teraz już Anglicy wiedzą, że trzeba – co najmniej – imitować wypas regularnym koszeniem, nawieźli sobie modraszków ze Szwecji („cóż, że ze Szwecji?”), namnożyli i mają. A nauka z tego taka, że czasami chcąc pomagać – szkodzimy. I na odwrót (Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni., Faust, Goethe)
Babilasie, z wielkim zainteresowaniem przeczytalam historie rozmnazania modraszkow. Nie wiem czy tutejsze motyle rozmnazaja sie podobnie, ale bede juz innaczej na nich patrzyla.
Babilasie,
Bardzo ciekawa historia o modraszkach. Człowiek się uczy przez całe życie 🙂
Co do Szaraka – On niewątpliwie się cieszy, pozostali Blogowicze – niezupełnie…
Babilasie,
w mojej okolicy wypasa się bydło jak trzeba, to i modraszków nie brakuje. Teraz, w sierpniu, można je spotkać całymi chmarami na… rozwodnionych krowich plackach, gdzie zapewne poszukują potrzebnych im soli mineralnych. Lubią też siadać na ludzkim ramieniu, pewnie przyciąga je sól z potu.
Tam, gdzie jest zakaz wypasania ze względu na rzadkie rośliny (lilia martagon, asfodel), po przekwitnieniu i dojrzeniu nasion dokonuje się pokosu, resztę wyżerają kozice. Różnym odmianom storczyków wypas nie szkodzi, bo zanim krowy przyjdą na halę, ich cykl rozwojowy jest zakończony.
Brałem udział w opracowywaniu planu ochrony dla obszaru Natura 2000 ” Bystrzyca Jakubowicka” , utworzonego m.in. z uwagi na modraszki. Niestety, zanik tradycyjnego rolnictwa z wypasaniem bydła i systematycznym koszeniem jest najpoważniejszym zagrożeniem. Na niekoszone łąki wkracza natychmiast nawłoć kanadyjska. Stosowane są zachęty dla właścicieli gruntów, by przynajmniej raz w roku wykosili łąkę. Lasy Państwowe zobowiązały się do odbioru siana. Ale mimo tych zachęt obserwuję postępującą degradację tego specyficznego środowiska
Ja to mogę ględzić o storczykach na okrągło, więc proszę mnie nie prowokować (nemo 10:23).
Irek,
tutaj nie ma „zachęt”, są obowiązki. Chłopom (góralom) płaci się odpowiednie subwencje za „pielęgnację krajobrazu” i wykosy w odpowiednim terminie, a siano z wysokogórskich łąk uchodzi za szczególnie wartościowe i jest traktowane niemal jak medycyna.
Akcja koszenia stromych zboczy (ważne też dla powstrzymywania śniegu przed „zjazdem” do doliny po śliskich długich trawach) przyciąga co roku chętnych wolontariuszy, ale miejscami bez raków, liny i fachowego sprzętu nie da rady.
Babilasie, z przyjemnością przeczytałam o modraszku, jego podstępnych zakusach na mrówkowe jaja, o mrówkach, które nie przeliczają potomstwa i dają się niecnie wykorzystywać. Co za ciekawe historie. Przedtem o jabłkach, Irka wzmianka o nawłoci, której kilka odmian byc może rośnie tuż za moim płotem na działce. A tu jeszcze storczyki… Jeśli tylko czas pozwala, to proszę o więcej 🙂
Babilas potrafi ciekawie opowiadać. Modraszek u nas nie widziałam, ale może nie wypatrywałam ich zbyt uważnie. Mrowiska owszem są, ale w lesie, a do lasu przylegają pola uprawne. Łąki położone są dość daleko, może zbyt daleko dla mrówek, a może i mrówki są nieodpowiednie. Ale będę przyglądać się motylkom. Do mnie przylatują tylko rusałki pawiki, obsiadając kwitnące rudbekie.
” Sekretne życie drzew” Petera Wohllebena także bardzo polecam. Czytałam też ” Duchowe życie zwierząt” tego samego autora, ale ta pierwsza pozycja zrobiła na mnie większe wrażenie.
Motyle
W szarych miastach
szary beton, szary asfalt.
W szarych miastach
szare dymy aż do nieba.
Nie ma miejsca dla motyli
w szarych miastach,
a tak mało, tak niewiele im potrzeba.
Taki motyl
to ma skromne wymagania
nie je masła
ani mięsa, ani chleba,
nie potrzeba mu mieszkania
i ubrania, i
inwestować w niego wcale nie potrzeba.
Ludzie mówią,
że to tylko zwykły owad,
a to przecież
do krainy czarów bilet,
wstęp do bajki
i przygoda kolorowa,
więc pomyślcie o motylach choć przez chwilę.
Dla motyli
trzeba miejsce zrobić w miastach
i odkurzyć zakurzony błękit nieba,
żeby słońcem i kwiatami
zakwitł asfalt,
tylko tyle i nic więcej już nie trzeba.
Wanda Chotomska
I jeszcze Jan Sztaudynger 🙂
Rzekła lilia do motyla:
nikt nie patrzy, niech pan zapyla.
Jak motyle, jak motyle,
wzlećmy jeszcze choć na chwilę…
Danuśka,
o motylach da się tylko ładnie 🙂
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,22247001,weekend-w-gazeta-pl-wojciech-orlinski-o-lemie-filip-springer.html#TRwknd
W odwiedzonych ostatnio obu tatrach wyrębiska (regularne, wykroty, wiatrołomy) szybko porasta wierzbówka kiprzyca, co daje niesamowite efekty kolorystyczne*, daje też maliniaki, ale cienia, tak pożądanego w stromym podejściu, niestety nie. Szkoły są zresztą dwie co do tej drzewnej ochłody – niektórzy wolą przewiewność lub wręcz hulający wiatr, jednak do tego trzeba wspiąć się odpowiednio wysoko i trafić na szlak poprowadzony w odpowiednio ukształtowanym terenie (a nie jakimś zgiń-przepadnij ciepłym żlebem 😉 )
Lasy Republiki Słowackiej mają tabor tirowy własny, wielki, liczny i intensywnie eksploatowany. Także w parkach narodowych, np. Niżne Tatry (nie wyłączając dnia, gdy u nas defilady). Oczywiście prapuszczę karpacką wycięto w pień już ze 170-180 lat temu, zależnie od miejsca, teraz idzie pod piłę (lub ząbki kornika + wiatr, jak w przyp. spektakularnej kalamity z listopada 2004** w Tatrach po pd stronie) najczęściej monokultura świerka. Nasadzenia wygladają rozsądniej, ale też z przewagą świerka, niekiedy dużą.
Co do kalamity – mam tęskne wspomnienia sprzed niej – 1992, zjawiskowa pierwsza bytność w prawdziwie wysokich Tatrach, zdobycze, więzi międzyludzkie. Jednocześnie tyle razy tam już byłam po 2004 — że kiedy teren znów zarośnie, prawdopodobnie z łezką w oku będę wspominać odsłoniętą Mięguszowiecką, rozświetlone zbocza, po których sunie elektriczka, szerokie widoki o poranku z drogi ku południowym atrakcjom górskim i miejskim. Życie ma swoje prawa; póki nie dajemy się nostalgii a idziemy naprzód – jest szansa, jest pozytywnie!
____
* https://goo.gl/photos/uYjPERV1Ffp5k2SW9
** http://www.lesytanap.sk/sk/vetrova-kalamita/
Wieczorem zjechalo jednoosobowe towarzystwo wodne w osobie Wojtka.
Po drodze mu bylo 🙂
Dobra-na-noc!
Dzień dobry 🙂
kawa
Mogę być kilka dni na bezinterneciu, czyli na urlopie wyjazdowym 🙂
Irku, radosnego bezinternecia, wypoczynku 🙂