Targ na Mokotowie
Na skwerku niedaleko mojego domu w sezonie wiosenno-letnio-jesiennym co niedzielę ustawiają się stoiska targu śniadaniowego, który okazuje się także targiem obiadowym a nawet kolacyjnym. Bardzo mu kibicuję, podobnie jak liczna rzesza klientów lub tylko oglądaczy. Podziwiam, że mamy tu toalety, umywalnie, śmietniki, ale także wypożyczalnię (bezpłatną) koców, aby każdy mógł w piękną pogodę rozłożyć się na trawie, odpocząć po spacerze lub tu właśnie zjeść kupione pyszności.
Podziw mój wzbudza również i to, że w pozostałe dni tygodnia skwer wygląda jakby nie odbywały się tu nigdy licznie odwiedzane targi – już po południu ze skweru znikają stoiska, a trawa jest nadal zielona.
Nasz mokotowski targ licznie nawiedzają ekipy z daniami z restauracji, niekiedy nawet tych najbardziej renomowanych i amatorzy zjedzenia dobrego obiadu pod chmurką mają szansę posmakowania ich świetnych dań. Stosunkowo mniej tu sprzedawców ekologicznych produktów, co jest specjalnością innych targów warszawskich, ale przetwory, owoce i warzywa, chleby czy świeżo wędzone ryby można tu również kupić obok doskonałych gorących dań.
Myślę, że, jeśli rodzinne spacery kończą się zjedzeniem obiadu na trawie, w atmosferze nieustającego pikniku, jest to miła propozycja na miejską niedzielę. Tym bardziej, że po posiłku lub przed nim można wybrać się do Królikarni, aby obejrzeć wystawę rzeźby. Swoją droga ciekawe byłoby zbadać, ile osób korzysta z obu tych możliwości dbając obok kultury kulinarnej o kulturę wysokich lotów.
A tymczasem życzę smacznego uczestnikom następnego targu.
Komentarze
ciągle się wybieram na taki targ i dojść nie mogę …
duchota a od jutra zimniej ..
zupa na czasie …
http://figowesmaki.blox.pl/2017/07/Zupa-z-marchwi-z-brzoskwinia.html
Barbaro-poniżej strona Targów Śniadaniowych wraz z wszelkimi statystykami :
http://targsniadaniowy.pl/
Danuska, Targi wygladaja bardzo apetycznie i co najwazniejsze uczestnicy sa usmiechnieci. Szkoda, ze mieszkam tak daleko. Przypomina to mi troche nasze imprezy latem aby zabawic i oproznic troche portfel turystow. U nas to jest wieczorem.
Danuśka –
gdyby przepowiednie ludowe się (obecnie) sprawdzały
Instytuty Meteorologiczne pracy by nie miały
Pikniki w Royal Botanic Gardens w Melbourne to jest to!
http://www.thousandwonders.net/Royal+Botanic+Gardens+Melbourne
przyznacie, że w takiej scenerii nawet zwykła kanapka przyniesiona w torebce smakuje wyśmienicie. Jest co prawda kawiarnia i restauracja lecz większość bywalców przynosi ze sobą jedzonko, i rozłożeni na trawnikach oddają się kontemplacji smakowo-wizualno-przyrodniczej.
Ma być w nocy zero stopni!
Echidno-
Instytuty pogodowe pracę mają,
bo przysłowia coraz rzadziej się sprawdzają.
Klimat nam się z wolna zmienia,
w polu już mniej liczne pokolenia.
Reumatyzm nadal Cię przed deszczem niestety dopada,
a migrena przy zmianie pogody trzy grosze dokłada.
A poza tym trzymaj się ciepło przy tej zimowej, australijskiej temperaturze!
Rozmawiałam z ” rannym ptaszkiem”, który wczoraj wybył ze swojego domu przed godziną piątą. Jak twierdzi, było tylko + 7 st. C , a jechał wśród mgieł nad łąkami i polami. Ale dzień był bardzo przyjemny, tylko wieczorem nad Gdynią i Gdańskiem było oberwanie chmury, a skutki, czyli potoki na ulicach mogłam obejrzeć w telewizji. U mnie tylko porządnie popadało, ale nie była to na szczęście ulewa.
Z 2 kg moreli wczoraj zakupionych zrobiłam dżem, ambitnie obrawszy najpierw skórki. Na tę ilość owoców zużyłam ok. 30 dag cukru, a masa była bardzo słodka.
Pamiętam, że Pyra nastawiała morele na nalewkę. Nawet ją piłam.
W tym roku zrobię tylko trochę orzechówki w celach zdrowotnych, czyli na ewentualne dolegliwości żołądkowe.
Wczoraj i dziś na obiad było leczo. Odgrzewane jest jeszcze lepsze od świeżego.
Żeby nie nieoceniona Jolineczka, tobym dalej tkwił w poprzednim wcieleniu blogowym. Kopiuję z wczoraj:
Gdy Danuśka w lipcu rada – w grudniu śnieg nie będzie padać! „Księga przysłów karaibskich”. 🙂
Danuśka cichal do Ciebie pisze pod starym wpisem … 🙂
może być dobry ten kalafior …
http://www.obzarciuch.pl/2017/07/kalafior-nadziewany-miesem-mielonym.html
Krystyno tez się zastanawiałam nad nalewką ale tylko mrożę morele i może zrobię kompot w słoikach na zimę .. kupiłam po 4,50 zł bardzo pyszne morele i się objadam na zaś … a nalewek chyba nie zrobię wcale … chyba, że śliwki mnie skuszą …
Świetny wywiad z Karolakiem. TYM Karolakiem od Marii Czubaszek…
http://ksiazki.onet.pl/szarlotka-w-plynie-czyli-jadlospis-fragment-ksiazki/3d1tvx
Tę książkę muszę mieć, bo już obie Czubaszki przeczytałam.
cichalu … 🙂
ta botwinka na zimę mnie kusi … łatwa w robocie …
http://aniolywkuchni.blogspot.com/2017/07/botwinka-do-barszczu-na-zime.html
A gdy Cichal wierszem pisze,
to ja kontenta i…
wręcz wniebowzięta.
Księga przysłów nadwiślańskich 😉
Alicjo-dzięki za ten wywiad, oni byli doprawdy niezwykłą parą, a książkę też na pewno kupię.
A jeśli nalewka z moreli, to tylko irkowa 🙂
Gratuluję Nemo i Nowemu,trzymam kciuki za Eskę. Zrobiłam próbną partię kiszonej marchewki – niezła ale zachwycam się kiszonymi rzodkiewkami. Zamierzam zakisić pomidory. Czy ktoś ma jakieś doświadczenia?
Olape,
z namowy Heleny, która onegdaj tu pisywała, zakisiłam zielone pomidory, które mi zostały na krzakach, a wyjeżdżałam do Polski na miesiąc.
Zakisiłam je dokładnie tak, jak kiszę ogórki, w dużym słoju, ze wszystkimi szykanami w postaci kopru, przypraw, kawałków chrzanu itd. Wyszły znakomicie i polecam, pyszne do sałatek.
Niestety, od jakiegoś czasu nie mam pomidorów, bo ciagle wyjeżdżam, a one powinny być zaopiekowane nieco.
Nie wiem nic na temat, czy czerwone pomidory się nadają, ale myślę, że na pewno muszą być twarde i niezbyt duże.
Jerzor podesłał…czy Go jeszcze pamiętacie? Ja bardzo dobrze!
http://www.belaruspartisan.org/life/386936/
Jeszcze tego nie nie czytałam, ale stare zdjęcia młodego Cześka pyszne! „Pokłonniki” – znaczy po rosyjsku „wielbiciele” 🙂
Danuśko,
bardzo polecam książkę p.Marii „Każdy szczyt ma swój Czubaszek” oraz „Pytania tendencyjne i jeszcze jedno” – krótkie, prześmieszne wywiady Marii Cz. z wieloma ciekawymi ludźmi.
Cichalu, pozwól, że Cię zacytuję:
„cichal
11 lipca o godz. 5:25 567480
Jak to miło, że jeszcze ktoś pomyśli o starym cichalu… ”
Przyłapali kościuszkiego!!! Pamiętasz, cichalu, jak od lat, od pierwszego rejsu namawiamy Cię z Jerzorem na spisanie wspomnień w formie książkowej?
Ty zaś na to, że napiszesz, jak będziesz stary. Słowo się rzekło – kobyłka u płota!!! Czekamy!!!
Dziękuję Alicjo! Myślałam o czerwonych, ale jesienią na pewno zakiszę zielone( dotychczas robiłam z nich marynatę w zalewie octowej ).
Z dzisiejszych zadań sobie wyznaczonych zrobiłam odpowiednie zakupy, żeby wszystko względem zagospodarowania mieć pod ręką.
Przede wszystkim dokupiłam plastikowych pojemników różnej wielkości do zamrażania tego i owego, w tym rzeczonych porzeczek.
Woreczki też się nadają, ale co solidny plastik, to plastik, poza tym lepiej się układa w przestrzeni zamrażarkowej.
Do konfitur zakupiłam niedużą buteleczkę Marnego Granda, który wbrew nazwie marnie nie kosztuje.
I dwa zimne Lechy, bo upał jak upał, ale sauna i przyszłam Zza Rogu mokra. Jeden dla mnie, właśnie spożywam, a nad drugim się zastanowię, czy podzielić się z Jerzorem, który ostatnio na wszystko jest na nie. W piwie też są jakieś kalorie, a on się odchudza (nie bardzo wiem, z czego i dla kogo).
Jeszcze mi się przypomniało o wpisie naszej Gospodyni, dotyczącym lenistwa przyrządzania konfitur.
Konfitury wiadomo, same się smażą pod niewielkim i leniwym naszym nadzorem.
Ale przeczytałam z wielką uwagą opis Gospodyni, jak przygotowuje słoiczki dla tych konfitur. Tu jest dopiero ale roboty! Szorowanie, płukanie, marnowanie spirytusu do odkażania…
Ja to skracam do minimum. Szoruję słoiczki dokładnie, chociaż one dokładnie szorowane po spożyciu zawartości z poprzedniego zbioru.
Po wyszorowaniu jeszcze dokładniej i długotrwale płukam, bo raz mi się zdarzyło zostawić posmaczek ludwika. Od tego czasu pilnuję!
Kiedy już odsączą się na suszarce, zostawiam je na czyściutkim ręczniku denkami do góry, żeby odsączyły się do ostatka.
Następnie wkładam do mikrofali na kilka minut i jeśli jakaś zaraza na nich była, to przeżyć nie miała prawa! Tak przynajmniej myślę.
Kiedyś wyparzałam słoiczki w piekarniku, ale mikrofala jest bezkonkurencyjna i niech na siebie zapracuje, skoro jest!
U mnie to działa, kto chce, niech wypróbuje.
Olape,
przepisy na kiszenie czerwonych pomidorów znajdziesz na sieci, właśnie wpisałam w google „kiszenie czerwonych pomidorów i wyskoczyło sporo stron.
Ale bardzo polecam zielone, choćby takie, które raczej nie będą miały szansy, żeby dojrzeć.
Wspomniałaś o marynacie octowej – moja Mama na koniec jesieni zbierała pomidory, kapustę, zapóżnione ogórki i co tam jeszcze z ogródka i zalewała to marynatą. Też była to świetna sałatka w zimie, ale mniej zdrowa, niż kiszonka.
Alicjo-te książki już mam i dlatego, tak jak Ty, jestem ciekawa kolejnej.
A za to, że zawsze była sobą bardzo ją lubię i cenię:
https://www.youtube.com/watch?v=HKtm5BVREXU
U mnie komputr się źle zachowuje i mam problemy z odbieraniem głosu, ale jak się naprawi, to odsłucham.
Odpukując, komputr źle się zachowuje od naszego powrotu i podejrzewamy, że najlepiej nie kombinować, tylko kupić nowy dysk twardy. Kopie też na takich trzymamy osobno…
Wszelkie kiszonki są bardzo popularne na Ukrainie. Niedawno widziałam program Roberta Makłowicza z Winnicy. Na wielkim bazarze RM pokazuje nam m.in. kiszonki, w tym także pomidory. https://vod.tvp.pl/video/maklowicz-w-podrozy,ukraina-winnica,27184024
Bazar pokazany jest od 7 min. 45 sek. , ale cały odcinek jest ciekawy. Na początku oczywiście jest trochę reklam.
W bardzo wielu przepisach na przetwory, nie tylko dżemy i konfitury, zaleca się po napełnieniu i zakręceniu słoika odwrócić go do góry dnem. Zastosowanie się do tej rady zajęło mi lata, a nawet dziesięciolecia. Ale wreszcie robię tak chyba od 2 lat z dobrym skutkiem. Nie powinno się też używać tych samych nakrętek zbyt wiele razy.
Koniec świata
W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
I noc gwiaździstą odmyka.
A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.
Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.
Czesław Miłosz
…ani tych samych słoików od tych zakrętek. Wydaje mi się, że z czasem się „wyrabiają” i już nie zasysają jak trzeba.
E tam Misiu… kończ świata nie będzie 🙂
Żadnego.
„Roman 2” 🙂 http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/11242
A to byłby piękny koniec świata. Ma rację siwy staruszek przewiązujący pomidory.
Wieszczą wieszcze i nie wieszcze,
koniec świata, trochę jeszcze…
Trochę jeszcze czasu minie
nim ten piękny Świat przeminie.
Osobiście mam wątpliwość,
nie wątpiąc w Świata uczciwość.
Zaprosił nas w swoje progi –
proszę, rozgoście się, niebogi.
Takeśmy się rozgościli,
żeśmy Świat nieco zniszczyli.
sklęsła dusza w nas, nieboże,
bez nas świata być nie może!!!
Cośmy spsuli, naprawiamy,
a przynajmniej się staramy.
Nikt nam nie dał instrukcji, jak zapobiec destrukcji…
https://www.youtube.com/watch?v=JYbkmAyDIWA
Ja tam nie chcę żadnego końca świata, niech się kręci, nawet jak juz mnie nie będzie.
https://www.youtube.com/watch?v=ZA6wrJyVVrI
https://www.youtube.com/watch?v=Z0700MnXyDo
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
ludzie ostatnio to chyba wszystko kiszą ….
http://zdrowe-kiszonki.pl/kiszony-bob-w-solance-bob-gotowany
koniec świata? … poczekajmy … w 2024 r. będzie Olimpiada w Paryżu i chciałabym to zobaczyć …
A propos kiszonek:
http://niestatystycznypolak.blogspot.de/2017/06/wielka-ksiega-soikow-jennifer-mackenzie.html
Ktoś próbował marynować kalafiora?
http://obiadoweinspiracje.blogspot.de/2017/06/kalafior-marynowany-w-curry.html
I znow pokusa z książka o sloikach 🙂
Następnym razem, kiedy będę w Warszawie, wybiorę sie na śniadaniowy targ na Mokotowie.
Troche lata w piosence a to kimono, czy nie ładne?
https://m.youtube.com/watch?v=UC0aLrB83_Q
Ładne, mam podobne, tylko długie-długie. Jak skrócę do kostek, to wystąpię na Zjeździe’
A propos prawdziwego kimona, nasza Japonka opowiada, że jej kosztowało rodzinę mniej więcej 25 000$. Było szczegółowo zaprojektowane dla panienki, wychodzącej z domu i wszystko coś tam znaczyło.
Moje kimono dostałam od Ewy naszego Cichala i jeszcze nie miałam w nim okazji wystąpić, przede wszystkim z powodu tej długości. Właśnie wyciągnęłam z szafy, niech jest na widoku i niech krzyczy o korektę.
Nie mogę się pozbierać ze zdjęciami w picasie, ale jedno wam zapodam.
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_1613.JPG
Ja tych niebieskich oczu nie pojmuję.
…i te oczy niestety, mogą kłamać, bo zapatrz sie w nie trochę, a za chwilę usłuszysz syyyyykkkkkk i taką minę. Pomyśleć, że ja sie tym zwierzątkiem niejeden raz opiekowałam 🙁
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_1648.JPG
Alino-piękne kimono, ale również dziewczyna i piosenka 🙂
Alicjo-kocisko naprawdę niezwykłej urody.
Szykujemy do kolejno warszawskiego zjazdowania, za chwilę wyruszam na nasze spotkanie.
Niech sobie będzie niezwykłej urody, ale wredna ci ona jest. Moje Mrusińsko, taki dachowiec pospolity i papierów arystokratycznyc boże broń, nigdy by tak pysia nie rozdarła twarzy, chyba, że chciałabyś zrobić jej wielką krzywdę.
Idę podejmować porzeczkowe zadania.
Alino,
urocza piosenka i kimono także. Pamiętam, że kiedyś, kiedyś modne były rękawy kimonowe, szerokie i krojone w specjalny sposób.
Kupiłam dziś pojemniczek kurek. Będą na jutrzejszy obiad z makaronem i różnościami. Najpierw będę musiała je porządnie umyć.
Piękny wieczór na koleżeńskie spotkanie.
p.s. A wy w Warszawie nic, tylko jakieś spotkania!
Miejcie się wesoło i myślcie o nas nieobecnych bardzo dobrze!
Krystyno, tez pamiętam kimonowe czasy 🙂
Dziś robię po ciasto francuskie na prośbę synowej z przeznaczeniem na jakieś potrawy na przyjęcie urodzinowe wnuków. To dopiero w końcu miesiąca, ale gotowe ciasto może leżeć w zamrażalniku. To mój drugi raz, więc już mam co nieco doświadczenia. Uznałam, że można skrócić czas pomiędzy poszczególnymi etapami, aby dnia starczyło na całą operację. Praca jest prosta i niemęcząca, tylko trochę trwa. Ale warto, bo niestety ciasto francuskie na maśle jest niedostępne . Zostały mi jeszcze dwa krótkie wałkowania.
Czekam na taksówkę, bo zaczęło lać 🙁
A Słoiki właśnie dziś do mnie przyszły, ale nie miałam czasu przejrzeć 🙂
Alicjo, kot niezwykły i te oczy!
Drogie Koleżanki, będę z Wami myślami. A wszystkie te spotkania są w bardzo życzliwej atmosferze, dlatego tak je lubię.
A tu inne nagranie tej grupy, zapraszam na letni coctail 🙂
https://m.youtube.com/watch?v=gB98kRDUTM4
Mówiłam, że to kocia arystokracja…
Mnie sie wydaje, ze nie poeinnismy kombinować z rasami kotów, psów i tak dalek.
Może wygląda ładnie, ale z reguły jest wredne i tyle 🙁
Troche sie zapędziłam. Koktajl oczywiście 🙂
A proposo
parę dni temu wpadła na blog nemo, która niby nie czyta i nie ma czasu, ale tę durną Alicje skotygowała względem, pokrzyw i i róznych okoliczności pryrody oraz zycia
Spadm lekko, zeby ukochanej nemo nie drażnic i nie czuc sie jak ta durna idotka, ic niewiedząca.
Pa pa.
Alicjo 🙂 wymien bezpieczniki na mocniejsze 🙂 nawet nie zauwazylas ze stare sa juz przepalone 🙂
e tam.
Jak chce to niech wpada i sie wyżywa pokrzywami , jak nie ma czym 🙁
Obrady w hawajskich klimach zakończone 🙁 Jak zwykle trudno nam było się rozstać, bo zawsze jest mnóstwo tematów do obgadania! Dziewczyny, dzięki za super wieczór!
Byłyśmy tutaj http://www.fpiec.pl/f5gryzie/2017/04/28/f5ugryzloraj i jadłyśmy miski”poke” w różnych wersjach (z tofu, z kurczakiem, krewetkami i omletem).
I to był całkiem słuszny wybór na ten piękny, letni wieczór, który to rozpoczął się wprawdzie deszczem, ale zakończył, jak na wakacyjny dzień przystało.
Przychylam się do słów Danuśki, wieczór cudny, spotkanie jak zwykle sympatyczne i smakowite. Miski „poke” sporych rozmiarów, bajecznie kolorowe od kompozycji sezonowych warzyw, pyszne i lekkie dania. Tradycyjnie obowiązkowe desery i lekkie orzeźwiające wino. Bardzo lubię te nasze mini zlociki, a jeszcze gdy towarzyszy im taka wdzięczna aura pełni lata, chociaż nasze spotkania zimowo/jesienną porą także urok swój mają 🙂
Oj, cudnie było! Wielkie dzięki Dziewczyny! Pysznie i bardzo miło. Wieczór ciepły , prawdziwie letni.
tak to było urocze spotkanie … zaczęłyśmy od mojito (mohito) a potem było też super .. dzięki dziewczyny … 🙂 … a ja nabyłam od Kuzynki Magdy obrazki z Aniołkami, które zostały specjalnie namalowane dla moich wnuczek … są takie śliczne, że możecie mi zazdrościć …;)
Alicjo ale masz refleks … wszyscy zapomnieli, sprawa wyjaśniona a ty robisz fochy … nie przesadzaj … uściski od życzliwej koleżanki … 🙂
Obrazki obejrzałyśmy i zazdrościmy!
Dzisiaj wernisaż Ewinej wystawy. Potem przegryzki i owoce. Wina brak, bo to publiczna biblioteka i przepisy nie zezwalają. Ewa została na pogaduchach a ja do domu. A tutaj omlet z trzech. Nadzienie: banan przesmażony na maśle, a potem uduszony z mleczkiem kokosowym, bardzo czarną czekoladą, cynamonem i gałką. Chciałem to samo zaproponować Ewie, ale pogardziła. Za słodkie – powiedziała. Na pewno zasłodziła się fabrycznymi ciastkami, przesłodzonymi do wypęku. I jak tu lansować zdrową, bez cukrową kuchnię? 🙂
Jolinku,
to bardzo dobrze, że wszyscy zapomnieli, przecież nie dotyczy to wszystkich. Ja nie lubię być kopana z wejścia, bo hrabini się przypomniało, że oprócz tego, że urodził się wnuczek, należałoby przypomnieć mi, że jestem durna względem tych pokrzyw w Ontario i ona wie lepiej (googlowo).
Powtarzam – nie mam ochoty być babą do bicia. Nie bawi mnie to ani trochę, tym bardziej, że wszyscy wszystko zapominają, aja taka uparta, psiakostka….
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
cichalu a zdjęcia gdzie z tej wystawy? … uściski dla Ewy … 🙂
Alicjo zapomnieli bo to pikuś przy tym co się u nas w kraju dzieje .. jesteś dużą Dziewczynką i jak masz ochotę to mało znaczące wydarzenie przeżywać to nikt Ci nie zabroni …
sobie pada a ja od dziś z nosem w TV bo są różne wydarzenia z Lekkiej Atletyki a ja kocham ten sport … 😉
Coś nie tak z tą pierwszą kawą. Może z tą będzie ok. kawa
Wiadomością tych dni jest — oczywiście oprócz wnucząt Nemowych i Nowych (niech rosną ładnie i zdrowo!! 😀 😀 ) — wpisanie dziedzictwa kopalnianego Tarnowskich Gór na listę UNESCO!!! (U mnie pod domem wpisanie 🙄 )
https://basiaacappella.wordpress.com/2017/07/13/tarnowskie-gory-unesco/
Łasuchom, smakoszom i innym delektologom może się skojarzyć z czarnymi pstrągami… Albo z wodą, niekiedy krystalicznej jakości… 😎
Oprócz tego cudne lato, carpe diem et noctem, rower po pracy, weekendowe turbo-mega-doładowane intensywności* wschodnich rubieży, etc.
___
*38 h włączając sen: Łańcut (bogato!), Leżajsk, Przeworsk, Jarosław, Pruchnik i wycieczka z kotkiem-maluchem, Przemyśl, Krasiczyn, Chotyniec i Młyny. Dni długie, autostrady piękne i puste… od Tarnowa na wschód.
https://basiaacappella.wordpress.com/2017/07/10/38-h/ <= ten i wcześniejsze wpisy…
Apropos obiadu lub kolacji na trawie – gdy ma się palnik – maszynkę turystyczną, można się nawet uwolnić od (wątpliwej dla wielkomieszczucha) atrakcji – „atmosfery nieustającego pikniku”. Tyle, że czasem my sami stajemy się atrakcją spacerowiczów na jakimś powiedzmy rynku w Przeworsku i nagle wszyscy jak na komendę kierują swe kroki do zacisznego zielonego kąta, by sprawdzić, jak pachnie to, co pichcimy w trójkącie ławeczka-murek-hydrant-(traweczka)… 😀
Przykrości zapisz na piasku, radości wyryj na skale.
Nie zawsze łatwo, ale pomaga 🙂
Irku – bo una (ta pierwsza kawa znaczy się) była mrożona.
a capello – i atrakcją i zazdrośnie spozirają. Lat temu kilka, znużeni bezowocnym poszukiwaniem kiełbasek z rożna (nic tylko kebabay i kebaby przeplatane burgerami), zakupiliśmy w Hali Mirowskiej kawał kiełbasy, bułkę, sok i Pepsi. A że utrudzeni i głodni byliśmy niebywale, na skwerku przy Hali, usiedliśmy na ławeczce i nabożnie oddaliśmy się konsumpcji. Reakcja przechodniów była cokolwiek dziwna. Niektórzy oglądali się kilkakrotnie. No, żebyśmy jakieś zberezieństwa wyprawiali to ewentualnie bym rozumiała, ale tak…
Danuśka – nie wszystkim, niestety
Echidno-ale widok faceta sączącego piwo przed sklepem o 8.00 nad ranem nikogo nie dziwi, taki kraj… Ostatnio nawet jeden z takich regularnie spożywających mnie zadziwił, bo ustawił się przed naszym wiejskim sklepem z kilkoma słoikami ogórków własnej roboty. Zebrał, zakisił, zachwalał, sprzedał i dopiero miał na piwo. Zakąska w postaci ogórków własnej roboty była gratis 😉
Pracowity znaczy się. I honorny. Nie prosił napotkanych o „niepotrzebną” złotówkę. Zarobił na małe/duże (niepotrzebne skreślić) jasne.
Dwa lata temu, w Giżycku, starszy, bardzo zmęczony „gość” zaczepił nas na ulicy, pytając czy nie mamy zbędnych dwóch złotych. Bardzo wczorajszy był i Wombat podarował mu dwójkę. Upłynęło czasu mało-wiele i ponownie spotkaliśmy go. Tym razem przed sklepem. Sytuacja się powtórzyła, a ja przypomniałam, że niedawno dostał od nas o co prosił. Nie muszę chyba dodawać iż odpowiedź nie należała do grzecznych. Pochwalił się znajomością „łaciny”.
Jolinku,
raz jeszcze – „mało znaczace wydarzenie” może tym małym być dla wszystkich, ale niekoniecznie dla tego, kogo to dotyczy, też jesteś Dużą Dziewczynką i powinnaś to zrozumieć.
Echidna… znamy to!
Z naszych okoliczności geograficznych, niestety. Żebrający o pieniądze facet nieokreślonego wieku dostał ode mnie propozycję nie do odrzucenia (a byłam wtedy „piękna i młoda”!), że zamiast pieniędzy zapraszam go na lunch do bardzo dobrej knajpy, bo właśnie sama się udaję…Co usłyszałam, to moje 🙄
A knajpa była zaprzyjaźniona i pewnie mógłby tam przychodzić na zupkę codziennie. Niestety, nie o taką zupkę szło.
Czy ja pisałam, że w Oregonie maryśka jest legalna? Ja nie palę niczego, ale cholera mnie bierze, że coś jest zabronione i jakieś szemrane charaktery zarabiają na rozprowadzaniu tego.
U nas w Ontario prace nad zalegalizowaniu tego trwają tyle lat, że jestem niemal pewna, że komuś w prowincjonalnym rządzie na tym zależy. Bo jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze i kieszeń, do której mają trafić.
Autorytatywnie sie wypowiedziałam, o!
Nosił wilk razy kilka…
Prosiętko ulubiło sobie ostatnio deskę do prasowania i tam sobie podsypiało. Coś strasznego jej się chyba przyśniło, bo spadła z deski, bynajmniej nie na cztery nogi, jak kotu przystało, a na grzbiet. A wiecie, jak wysokie są deski do prasowania ustawione na maksa. Zamarłam ze strachu, podniosłam ją, przytuliłam obmacując, czy czasami coś gdzieś tam ją nie boli. Wychodzi na to, że nie. Deskę złożyłam, raz na sto lat coś prasuję.
jeszcze coś, Jolinku….
otóż z dużą uwagą śledzę to, co się dzieje w Polsce i na świecie,
dlaczego uważasz, że cokolwiek mi ktoś nawrzuca, to pikuś?
I że powinnam to olać i żyć sprawami kraju, w którym nie mieszkam, tylko co roku bywam?
Obywatele tego kraju urządzili go sobie, jak chcieli, w głębokim poważaniu mając obywatelskie obowiązki, takie na przykład, jak głosowanie. Bo kiedyś, za komuny, chciało się czy nie TRZEBA było glosować. A teraz, kiedy naprawdę można rządzić swoim krajem, można być za albo przeciwko, mieć pretensje i tak dalej –
to ciagle tkwi ta obawa, żeby lepiej się nie wychylać, bo a nuż, a nie daj Boże widelec.
Ja wyrosłam w innej atmosferze i nie daj Bóg (w ktorego nie wierzę, ale wolno mi), na co się zapowiada, wrócę do Polski, to niech się Prezio boi.
Nikogo się nie boję. Mam wątpliwości, to się pytam. Otwarcie, a nie ogródkami.
Uściski dla Ewy,
mam jej przepiękny obrazek (OBRAZ!) czajnika na scianie w kuchni!
Alicjo rób co chcesz … jako i ja robię …
Koleżanki Warszawianki-wczoraj obiecałam przesłać Wam kilka wiadomości i właśnie to zrobiłam.
Cichal-zdjęcia z wernisażu Ewy obejrzymy z wielką przyjemnością 🙂
„Tym bardziej, że po posiłku lub przed nim można wybrać się do Królikarni, aby obejrzeć wystawę rzeźby”
Kierując się logiką przyczynowo-skutkową powinni tam podawać danie z królika. 🙂
jestem juz i po czterech godzinach kitingu i po … browarze
i tez cos klepne.
rzadko, aczkolwiek zdarza sie to, ze jezdze u nas busem. na jednym z przystankow wsiada spora ilosc tzw. uciekinierow albo tych co chca uzyskac u nas azyl, badz prawo do pobytu. latwi do rozpoznania, bo plecaki badz torby, ale przede wszystkim jednoznaczne twarze.
i wszystkich ich po kolei, kierowca busa pozdrawia. niektorych nawet po imieniu 🙄 a wchodzaca kobiete, cos tak kolo trzydziestki, no moze z niewielkimi groszami, pyta sie gdzie zostawila syna, bo dzien w dzien jezdzi wraz z chlopakiem.
i to wszystko bez przymruzania oka i bez dwuznacznego usmiechu.
a ta dziewczyna, usmiechnieta wstydliwie, wyjasnia ze chlopak ma dzis termin u doktora, dziekujac rownoczesnie za troske ( dankte für die nachfrage ) czesty zwrot u nas 🙄
jedyne wolne miejsce bylo z przodu busa, przy mnie. siadlo dziewcze i widze cieknace strugi wody po policzkach.
w takich chwilach mi tez puszczaja bezpieczniki 🙄 co sie stalo, chce wiedziec.
szlochajac duka, ze jest tu w obcym kraju, i w busie jest rozpoznawana i nawet wykazuje kierowiec troske o jej synka 🙄
dziewczyna wraz z synem pokonala cala trase, z aleppo do nas, z buta, i cieszy sie, ze jej tutaj zupelnie obcy ludzie cieplymi slowami otaczaja 🙄
*****
bez laciny, po prostu w busie po niemiecku 🙄 tez mozna 🙂
Jolinku,
zawsze robię to, co uważam za stosowne. Opisuję wam tutaj swoje bzdurki i wyprawki małe i duże, podrzucam zdjęcia, które są mocno krytykowane przez chociażby Marka (dogadaliśmy się, nie mam pretensji!).
I to by było na tyle – proszę mnie więcej nie pouczać, co i jak powinnam, bo naprawde jestem już taka stara, że nie chce mi się zmieniać, bo komuś nie pasuje, jaka jestem (wredna mniej lub więcej). Na nico mi to. Trzymajcie się mocno.
Przedwczoraj nieoczekiwanie wpadł Pepegor z przyjacielem. Może niezupełnie nieoczekiwanie, bo bladym świtem zadzwoniła Eska, że Lucjan nie może się do mnie dodzwonić, a do niego dzwoniła Lidia z pytaniem, czy ja jestem i jaki jest kod bramy, bo Pepegor chce przyjechać, a nie chce skakać przez bramę. Odwrotna pocztą Pepe dostał potrzebne wiadomości i stawił się przed południem. Razem z przyjacielem objeżdżali byłe NRDowskie wybrzeże Bałtyku – bardzo pozytywne wrażenia – i dotarli do Międzyzdrojów, skąd wybrali się do Żabich. Byli krótko, ale Pepe zrobił inspekcję pastwisk, ptaków, roślinności i koni, także drzewek posadzonych w ubiegłym roku. Inspekcja wypadła zadowalająco 🙂
Po gościach, którzy wyjechali poprzedniego dnia, zostało jeszcze sporo jedzenia: zupy i drugie dania, ale oni zdecydowali się li tylko, na fasolę w sosie pomidorowym z białą kiełbasą, a na wety tort orzechowy, keks i co tam jeszcze było.
Tort orzechowy był na zamówienie młodszego syna Osobistego, który wraca do USA, więc nieco wcześniej zrobiłam tort, no i odpowiedni obiad urodzinowy, z odpowiednim obrusem i nakryciem. Młody oniemiał i pytał czy tak na Wigilię. Fuknęłam, że na Wigilie to są inne nakrycia, to bardzo miły chłopak, nie powinnam go dobijać, ale chciałam chociaż nieco uroczyściej i mi się udało 🙂
Teraz mam chyba nieco oddechu, bo dotąd albo ja gościłam, albo sama wyjeżdżałam. Mam klacze w treningu, przynajmniej w czterech miejscach i trzeba je było zobaczyć, także mieliśmy zjazd naszego roku, spotkaliśmy się po 44 latach, w Walewicach. Polecam Walewice na takie imprezy. Zdaje się, że imprezę powtórzymy za rok, bo nie mogliśmy się nagadać.
Mam pytanie od zawsze – co to są OSOBISTE?
Innych pytań na razie nie mam.
Alicjo, Jerzor jest Twoim Osobistym 🙂
Ojej, Alicjo, opatrunek osobisty, takoż bielizna, generalnie RZECZ przynależna 🙂
w moim przypadku Osobisty=Przyboczny
To już wolę przybocznego, no bo jakże to, Stara Żabo, RZECZ?
Facet rzeczą nie jest. A baba tym bardziej. Nie wspominając o kocie…
Opisywałam, jak spadła niespodzianie z deski do prasowania? No właśnie. Jak myślicie, gdzie zaraza właśnie wlazła i podsypia?
Tłumaczę jak komu dobremu, żeby zlazła, bo jak mnie nie będzie w pobliżu, a ona wywinie orła i nie będzie jej miał kto pozbierać?
Ja nie wiem, kto od kogo podebrał charakter, ale wredny ci on jest, ten charakter.
Matko jedyna….
od razu wiedziałam, że coś się święci, bo Jerzor zabrał się do usprawniania i ulepszania linuksa, który jest bardzo słusznie od zawsze naszym systemem operacyjnym. Niech ta, bo przecież robi to od zawsze, ale dodał tym razem jakieś słowo, które wzbudziło moją czujność. I jak najbardziej słusznie. Działa poczta, działa czytadło, ale nie działa mój fiksum-dyrdum, gdzie wrzucam zdjęcia i nachalnie wam podrzucam na blogu. Wziął się i zaparł. Pora późna, nie będę biła się ze śpiącym już Jerorem. Jutro po południu mu dam popalić. Trzynastego to nie jest dobra data…
https://www.youtube.com/watch?v=BdzgrVMOlqc
p.s.Jerzor urodził się trzynastego i od iluś tam lat obchodzimy to w Polsce, bo bywamy we wrześniu 😉
Już prawie idę spać, ale „Przyboczny” to był Kryside, sympatyczny facet. Pokazałabym zdjęcia, ale…no właśnie 🙄
I jaśniej
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
Francja dziś świętuje …. 🙂 … radosnego dnia życzę … 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=lu3eSNi__4w
To skandal, taki środek lipca! Na nogach mam zimowe, wełniane skarpety, a na grzbiecie dres. Jest zimno jak w marcu, całą noc lał deszcz, no – paskudnie!
Czy u Was też tak paskudnie?
Wieczorem bedą fajerwerki, psy nie lubią, oj nie!
Nowa twarz we francuskiej piosence, duzo świeżości i poezji w jego tekstach
https://m.youtube.com/watch?v=AiIktOL8lwA
Korekta – to w domu jest zimno, a na dworze lepka sauna 😯
Chyba zasadzę.
http://ogrodek-thilien.blogspot.ca/2008/06/imbir-w-doniczce.html
W Żabich dzisiaj nie padało, słońce i chmury, 15 stopni C.
Suszę liście selera, ser zrobiony (wypada co drugi dzień), masło też zrobione. Ciągle się migam od dokończenia nalepiania etykietek na konfitury, na truskawkowe już nalepiłam, a na morelowe jeszcze nie. Może dlatego, że jak już je nalepię, to trzeba je będzie schować do spiżarni, a to wymaga przemeblowania na półkach.
Strasznie mi się nic nie chce.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
od rana jest nowy wpis ….