Bardzo dziwne miejsce
Planowaliśmy rodzinną imprezę w restauracji. Lokal wybrał jubilat, młodzian tuż po dwudziestce i zachwalał go, jako miejsce o wyjątkowej atmosferze. Trochę niepokoju wzbudziło to w starszych osobach uczestniczących w zgromadzeniu, bo nie byliśmy pewni, czy nasze pojęcie wyjątkowej atmosfery pokrywa się z pojęciem młodzieży.
I niesłusznie, bo hiszpańska restauracja Buñuel na Saskiej Kepie pozostawiła naprawdę niezapomniane wrażenie. Pewnie gdybyśmy poszli do jakiejś modnej i dobrej knajpy, to nie zapamiętalibyśmy tego spotkania.
Restauracja mieści się w pawilonie z poprzedniej epoki, który pozostał w niezmienionym stanie. To wzmogło nasz niepokój. Wnętrze wygląda jak stołówka, co też nie poprawiło nastrojów. Potem się okazało, że obsługa nie mówi po polsku, a i po angielsku nie do końca, więc zamówienie dań okazało się sporym wyzwaniem. Zresztą przez cały wieczór towarzyszyło nam poczucie nierealności i niezrozumienia. Nie przeszkodziło nam to jednak bawić się dobrze. Co prawda nie wiedzieliśmy, co trafi za chwilę na nasz stół. Ale najedliśmy się, przy czym większość dań była naprawdę smaczna.
Restauracja jest reklamowana jako hiszpańska, ale z tego co udało nam się dowiedzieć, obsługa pochodzi raczej z Ameryki Południowej. Nic zatem dziwnego, że atmosefra jest tam luźna i nieprzewidywalna. Za naszej bytności przez lokal przewinęło się wielu przybyszów z tego kontynentu, w tym grupa Peruwiańczyków, którzy chwilę pograli, a potem zniknęli.
W restauracji Buñuel poczują się dobrze tylko osoby wyluzowane. To jednak o wiele tańsze rozwiązanie niż podróż na Kubę, a wrażenia podobne.
Komentarze
dzień dobry …
trzeba zajrzeć tam przy okazji z ciekawości …
pięknie kwitną na osiedlu malwy (te które się uchowały przed kosiarką) ….
W sytuacji, kiedy ciągle powstają nowe lokale, niesłychanie ważny jest klimat tego miejsca. Nie wystarczy tylko, że jest czysto i smacznie. Bardzo ważny jest marketing, bo modne miejsca przyciągają najpierw klientów snobujących się na znawców najmodniejszych miejsc, a za nimi ściągają pozostali, ciekawi nowości. Nic dziwnego, że najpierw są to młodzi ludzie, ale trochę starsi idą przetartym już przez nich szlakiem gastronomicznym. W Gdyni ostatnio takim modnym miejscem jest restauracja ” Haos”, której jeszcze nie odwiedziłam, bo w soboty i niedziele są tam nawet kolejki oczekujących i w związku w tym nie ma rezerwacji. Kuchnia azjatycka, kucharze również pochodzą z Azji. Podobno gotują bardzo smacznie, bo jednak mimo wszystko to jest podstawą sukcesu.
Tymczasem zabieram się do pieczenia biszkoptów z truskawkami, w tym jeden mały na wynos.
pytanko małe … solicie wodę do gotowania bobu na początku czy na końcu? ….
Podobno należy solić wodę dopiero pod koniec gotowania. Tak zrobiłam, ale bób nie zdążył wchłonąć soli i był trochę mdły. Następnym razem posoliłam mniej więcej w połowie gotowania, ale soli było za dużo. Nie mogę utrafić z tą solą.
Dziś zjadłam na obiad samą fasolkę szparagową żółtą ze szczypiorkiem i pietruszką .
W ” Biedronce” widziałam cenę kurek – 11.99 za 200 g. Tylko cenę, bo kurek w południe już nie było.
Bób solę dopiero po zagotowaniu się wody, dodaję też płaską łyżeczkę cukru. Jak jest miękki odcedzam żeby nie naciągał solą bardziej. To się dzieje jeśli zostawić go w wodzie. Po zagotowaniu zmniejszam gaz i gotuję pod przykryciem na bardzo małym ogniu. Pokazała się fasolka żółta szablista (nie wiem czy to prawidłowa nazwa).
A nawiązując do dzisiejszego wpisu, raczej nie czuję się dobrze w takich lokalach, wolę bardziej kameralne. Ale to ciekawe doświadczenie, zwłaszcza lingwistyczno-kulinarne, rzeczywiście namiastka wakacyjnej kolacji w innym świecie 🙂
A w co Peruwiańczycy grali? A może na czym?
Echidna! Peruwiańczycy? Zapewne grali w piłkę nożną na fletni pana! 🙂
Złote myśli na dzisiejszą burzową pogodę:
Aby cieszyć się smakiem dobrego wina:
-otwórz butelkę i pozwól, aby trunek pooddychał,
-jeśli zauważysz, że nie oddycha zastosuj starą dobrą metodę „usta, usta”.
Jeśli na Ziemi ważysz 100 kg, to znaczy, że na Marsie ważysz jedynie 38 kg.
Zatem nie musisz zmieniać diety, musisz jedynie zmienić planetę.
Natomiast gdyby ktoś miał ochotę jeszcze inne egzotyczne smaki, to polecam hawajską kuchnię w zaskakująco cichym i spokojnym miejscu na tyłach ruchliwego Nowego Światu:
http://restaurantica.pl/2016/12/01/raj-niebie-rajskie-hawaje/
Luźna atmosfera i bardzo smaczne jedzenie 🙂
a ja polecam najprostszy sposob na luzik
🙁 –> 🙂
dzień dobry …
przyda się do grilla …
https://www.kukbuk.com.pl/blogi/tomek-zielke/jak-zrobic-blyskawiczne-pikle/
widzę, że z bobem są różne szkoły … wybrałam sposób gotowania jak fasolkę szparagową .. ale można i na parze gotować ..
http://www.karointhekitchen.com/wege/bob-z-maslem-czosnkiem-koperkiem-i-jajkiem-w-koszulce/
Dzień dobry 🙂
kawa
Ja mam trzecią Jolinku – solę wraz z wrzuceniem bobu.
Co do hawajskiego jedzonka, nie mam wyrobionej opinii – pewnie dużo owoców. Reszty nie znam. Znajomi bywawszy na onych zachwalali kartoflankę serwowaną w ich hotelu. Nie przypuszczam jednak by było to danie tradycyjne.
Za to w Necie znalazłam
https://migrationology.com/traditional-hawaiian-food-dishes/
Dzisiejszy obiad – cantonese beef. Serwuje i przygotowuje Wombat. Ja idę dogorywać na kanapę. „Zaziembionam” okrutnie. Rosół zagrzany, kanapa z pledem czeka.
Kawa, jakkolwiek apetycznie mruga z filiżanki, nie zastąpi rozkosznego rosołu.
Alicja ostatnio odzywała się bodajże z Vegas. Jakoś od tego czasu przemilczywa. Mam nadzieję, że nie wpadła w szpony hazardu.
Jolinku-w tym przepisie na bób jest ciekawy sposób na przygotowanie jajka, który chętnie wypróbuję.
Cykl integracyjnych imprez międzysąsiedzkich na włościach nadbużańskich w toku. Wczoraj odbyła się drobna, kilkuosobowa kolacyjka podczas, której zgodnym chórem chwalono panierowane plastry camemberta usmażone na oliwie oraz plastry bakłażana również prosto z patelni. Sekret bakłażanów polegał na ich całodobowym pozostawieniu w soli, wypłukaniu oraz potraktowaniu octem balsamicznym na pół godziny przed smażeniem. Na wydaniu posypano obficie pieprzem. Miło poznawać umiejętności kulinarne najbliższych sąsiadów 🙂
Echidno-nie wiem, jak wygląda prawdziwa hawajska kuchnia, ale miski z ryżem, warzywami, rybą albo kurczakiem oraz różnymi sosami, które serwują w tej restauracji były bardzo dobre.
Echidno, pewnie przegrala wszystkie pieniadze i nie ma za co wrocic.
Na obiad mielismy reszte wczorajszego tabule i mule z curry, ale bez frytek.
Nie lubie zapachu smazonych frytek i jem je tylko na miescie.
Jolinku, zrobilam paste z bobu,ale czegos tam brakuje i nie bardzo wiem co dorzucic. Zrobilam zgodnie z przepisem,ale jest troche mdle.
Byłam rano na spacerze z kijkami, ale teraz padam, aż zmierzyłam sobie ciśnienie, 99/64. Idę sobie robić kolejną kawę.
elapa może taki przepis będzie lepszy …
http://www.olgasmile.com/hummus-z-bobu.html
dla miłośników Nałęczowa ….
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/166896/powrot-do-naleczowa
Było parę chłodniejszych dni i Ewa narządziła wieeelki gar przepysznego rosołu na kurczaczych udkach. Fura jarzyn i przypraw. Dyżurne, ale i gałka muszkatołowa, gożdziki, imbir, czosnek itd itp. A tu nastały upały! Jak to zjeść? Okazało się, że rosół był taki „bogaty”, że ustał się w lodówce na sztywno. No i były nóżki w jarzynach w galarecie! Do pyfffka – wyśmienite! Niech żyją zmiany klimatyczne!
Cichalu – grać w piłkę nożną, nawet jeśli na fletni pana, nijak nie idzie w lokalu gastronomicznym. Ciutki za mały. Moją pierwszą myślą był poker. Takie hazardowe skojarzenie.
A rosołek popjiałam dzionek cały. Gorący. Jak znalazł na mą przypadłość grypową.
Echidna, ładuj imbir i czosnek! Kielo wlezie! Będzie jak ręką odjął!
cichal rosół można wekować lub zamrażać … nie musisz jeść wszystkiego bo musisz … 😉
echidno zdrówka … 🙂
Jolinku! Nic nie muszę, ale nóżki w galarecie! Kto by to zamrażał!
Cichalu – przed, po, czy w trakcie?
Jolinku – dziękuję.
Najlepiej non stop z towarzyszeniem bourbona! Cuda ludzie, powiadam cuda!
Dzien dobry z Portland oraz Happy Canada Day!!!
Jestesmy juz drugi dzien w Portland, , chociaz mielismy sie zatrzymac na poprzednia noc w Roseburgu, w motelu, ktory od lat Prowadzili Polacy. Ale sprzedali biznes 4 miesiace temu. Moejsc w hotelu nie bylo, bo akurat jest sezon zbierania jagod, poza tym dlugi weekend i pol Ameryki siedzi w Oregonie i zbiera jagody. Poszlam do hotelu obok, jakis hilton to byl, chociaz posledniejszy, pani zaspiewala 200$, rozrzutna to ja bywam, ale rzadko i nie az tak. Koniec koncow rozpedzilismy sie troche i wyladowalismy u Mlodych.
Wiadomosc dla Kuzynki Magdy – padla mi poczta i tylko w ten sposob moge przekazac. Otoz Mlody natychmiast rozpoznal Zygmunta i bardzo ucieszyl sie z obrazu, bo maja tak wielki ten hangar zwany domem, ze jest tu gdzie wieszac. Mniejszych domow tu w ogole nie widac. Mozna tu rowerem jezdzic…Dwa wielkie tarasy-balkony wychodzace na las, do tego wypasione sluzbowe BMW, no i dwie hrabinie-kotki. Poza tym mnostwo zabawek elektroniczno-muzyczno, tele.
Bez wysilku moglinusmy zamieszkac podobnych gabarytow parter, tez z wlasnym tarasem nad przepascia i roznymi bajerami.
Zieleni dookola do wypeku i zerzyganio, jak mowia Krakusi.
Po prostu piekne okolicznosci przyrody i co tylko.
Nasza Janka jest ruchliwy duch, ale mowila mi, ze Maciek zamierza tu mieszkac i mieszkac. Oboje nie wyobrazaja sobie, jak mogliby wrocic do Toronto i mieszkac na 45 pietrze. Tu jest po prostu raj, cisza, zielen, ptaszki cwierkaja, coz wiecej do szczescia. Nawet do pracy nie musza jezdzic, bo pracuja z domu!
Mysle, ze dla kazdego rodzica jest wazne, zeby nie musial sie martwic o dzieci.
dzień dobry …
Alicjo a basen mają? …. dumna mama to zadowolona mama … 🙂
cichalu może się przyda w przyszłości ta mała rada … 😉
dziś robię takie naleśniki … mam pastę paprykową …
https://kulinarneinspiracjefutki.blogspot.com/2017/06/paprykowe-nalesniki.html
truskawki się kończą ….
https://www.kukbuk.com.pl/blogi/bartek-kiezun/truskawki-5-przepisow-jakich-jeszcze-nie-znacie/
książka „Jedz” Nigela Slatera chyba mnie kusi …
Dzień dobry 🙂
kawa
Pozdrowienia z Pepegorowego komputera przesla Mis Kurpiowski
No, jakos sie udalo!
Dziekuje za zyczenia imieninowe i pozdrawiam wszystkich.
pepe
hura … :)… pepegor powrócony … Marek zapamiętaj w komputerze podpis i hasło to pepegor w razie wylogowania tylko kliknie z”zaloguj się” i będzie tu zawsze … 🙂
trochę chłodniej i popaduje …
Hura ! Marek przysłużył się Pepegorowi i blogowi.
Dziś obiad poza domem, wybieramy się do restauracji rybnej. Żadnych szaleństw kulinarnych tam nie ma, ale można zjeść naprawdę smaczną rybę. Pamiętam z poprzednich pobytów, że porcje są w trzech ” rozmiarach”, a średnia, którą zamawiałam, była dla mnie zbyt duża. Teraz czas na kawę, bo ciśnienie ostatnio jest bardzo niskie. Trochę się przejaśniło, w piątek i sobotę pogoda była nieznośna – zimno i deszcz. Wczorajszy spektakl pod gołym niebem na Scenie Letniej Teatru Miejskiego odwołany, a wybierałam się tam. No trudno, bywa i tak.
Cieszę się i ja, mam nadzieję, że obaj Panowie będą tu gościć częściej. A gdzie zaginął Nowy?
Na przekór pogodzie chłodnik 😉
Cichalu – niewątpliwie doceniam działalność bakteriobójczą czosnku. Aliści gdybym miała jadać codziennie, sama przed sobą bym zmykała hożo. A Wombat tym bardziej. Co do burbona – nie gardzę lecz codziennie? Toż w alkoholizm bym popadła.
Pepegorze, Misiu – jak już pomyślnie zakończyliście „walkę” z logowaniem, to proszę robić z tego użytek. Ku obopólnej radości – Waszej i naszej.
Zguba znalazła się w Portland. Nie wpadła w szpony hazardu i na tarasach, tudzież balkonach rozległych, podziwiając okoliczności przyrody przepoczywa. Sama bym sobie tak popodziwiała.
MałgosiuW – a co, zimno?
Nowy, Nowy gdzie buszujesz
i się nami nie zajmujesz
fotografii nowych brak
czemu nas katujesz tak?
Echidno niedawno było 15 stopni, teraz się przejaśniło i ociepliło do 22. Upału nie ma 😉
Robię dżem brzoskwiniowy …
Jutro zabieram się wreszcie za dżem truskawkowy, bo sezon na te owoce niedługo się kończy.
Małgosiu,
czy wszystkie dżemy robisz w piekarniku, czy tylko grecki ?
Obiad w restauracji ” Przystań na rybę” w Rumi bardzo smaczny. Właściwie na granicy Rumi w kierunku Rewy, wśród pól i łąk z rozległym widokiem na wzgórza morenowe na horyzoncie. Miejsce zadbane, a w pobliżu piękny zagon ziemniaków – dzieci mogą zobaczyć , gdzie początek mają frytki.
Śledź na grzance w sosie musztardowo- miodowym brzmi wprawdzie dość banalnie, ale smakował wspaniale. Halibut smażony rozpływał się w ustach, ale tego właśnie po halibucie można oczekiwać. Spróbowałam od męża trochę dorsza na grzance z cebulką smażoną i pieczarkami. Mężowi to smakowało, ale dla mnie dodatki przytłumiły smak ryby. Postanowiliśmy zaglądać tam częściej.
W już w domu do zielonej herbaty można było zjeść biszkopt z truskawkami. Jeszcze mi się nie znudził, ale truskawki zaraz się skończą, więc pomyślę o innych ciastach.
A na rosół też mam ochotę przy panujących temperaturach, w porywach 18 st.
Krystyno, właściwie wszystkie dżemy, te brzoskwinie puściły tyle soku, że na razie stoją na gazie.
Krystyno-odnotowałam ten rybny adres bardzo skrupulatnie, jako przed nami wizyty francuskich przyjaciół Osobistego Wędkarza. Będą dwie tury-lipcowa i sierpniowa, ta ostatnia to fani ryb oraz wędkowania. Oprócz zwiedzania Warszawy oraz pobytu na włościach planujemy zabrać jednych gości do Krakowa, a drugich(tych wędkarskich)do Trójmiasta, jeśli oczywiście będą mieli ochotę na taką wyprawę. Wygląda na to, że „Przystań na rybę” może okazać się bardzo dobrym pomysłem na wspólny polsko-francuski obiad 🙂 Podczas takich wizyt zawsze bardzo zależy mi na tym, by ci wybredni i niezwykle wymagający Francuzi wrócili do domu z przekonaniem, iż kuchnia polska też jest grzechu warta!
Póki co wróciliśmy z imprezy urodzinowej moich dwóch koleżanek, które postanowiły wspólnie świętować piękne 60 urodziny 🙂 Impreza w stylu piknikowo-przekąskowym zgromadziła gości w wieku od 16 miesięcy do 85 lat i pozwoliła poczynić różne ciekawe obserwacje obyczajowe dotyczące radości i problemów każdego z pokoleń obecnych na spotkaniu. Kuzynka Magda, jak zwykle rozdawała na prawo i lewo przepis na swoje niezawodne i powalające w smaku pieczone pierożki 🙂
kto chętny na takie ciasteczka? ….
http://jakszef.pl/ciasteczka-dwuskladnikowe-bananowo-kokosowe/
Wreszcie dojrzały porzeczki. Wczoraj zrobiłam pierwsze w tym roku clafoutis – z czerwonymi porzeczkami właśnie.
Oba składniki tych ciasteczek lubię, proste, można wypróbować 🙂
Asiu:
Ach, clafoutis, właśnie był westchnął mój Ulubiony Domownik 😉
Basenu nie maja o, raczej nikt tu nie ma, bo Na tych pagorach ledwie Dom zmiescisz. Do ocean rzut beretem. Wracajac do naszyych baranow, mlode I jeden siwy pojechali gdzies sie torturowac fizyczne. Niech im tam, nachodilam Po piieknych okolicznosciach Oregon.u. Pisze teraz Na czyms takim mini, ze moje pallce tu sie nie mieszcza. Nastukam potrm.
Asiu. Zazdroszczę porzeczek. Świeżych to ja tutaj jeszcze nie widziałem, a w słoiku musiałem zamówić on line. Będzie sos Cumberland. Zakisiłem ogórki (klasycznie) a Ewa znowu smaży brzoskwinie!
Echidna. Czosnek codziennie! W przeróżnych wariantach. Po bourbonie nie wpada się w alkoholizm. Najwyżej w bourbonizm… 🙂
dla amatorów … łatwe do zrobienia …
http://www.bezglutenowejadlo.pl/przetwory/pasteryzowane-liscie-winogron/
Alicjo to czekamy na zdjęcia tych okoliczności ..
Asiu a jak ich dużo jest tych porzeczek bo u nas mrozy zrobiły swoje …
Cichalu, porzeczki u nas,ptaki jedza bo nas nie ma…za jakies dwa tygodnie beda czarne
Alicjo podobno jeśli przy krzakach rosną pokrzywy to ptaki nie zjedzą owoców … a jak się chce zebrać plony to wycina się pokrzywę by się nie poparzyć .. to jest tzw. permakultura …
https://pl.wikipedia.org/wiki/Permakultura
Tu nie ma pokrzyw…
Zaś nad Bugiem bocianów dostatek:
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipN6ND6miL99OzFU-MwTW-_Cx986fGL4mwjjQA5k/AF1QipObgRHCBDnPSN-AaiJilWH1FGQkw1MLg6rfZV5j
U nas w Ontario tez pokrzyw nie znajdziesz, podobno Na zachodzie kanady sa. Zobaczymyy. Poki co, mysle, ze koty rasowe maja cos nie Tak pod sufitkiem. Hrabina noby syczy Na wszystkich bez powodu, a jak chcilalam obok niej przejsc, bo unnej drogi nie bylo, to podskoczyla I udraplal mnie w reke. Cholera, to byl kotek, ktory pare lat temu tulil sie do mnie. Frida sympatyczna.
Danuśka,
ta restauracja ma swoją stronę, więc przed ewentualną wizytą można na nią zajrzeć.
Młode bociany chyba są jeszcze w gniazdach, bo te na łące wyglądają na dorosłe.
Porzeczki czerwienieją, ale u mnie jest ich bardzo mało. A czarnych jeszcze mniej. Wszystko przez chłody w okresie zapylania.
Jolinku – na straganach sprzedają dopiero od kilku dni. Czerwone i czarne. W ogrodzie – już prawie są dojrzałe, ale to są mojej cioci krzaczki (młode). W tym roku nie zmarzły, kwitły po przymrozkach.
Danusiu – Alain to pewnie najbardziej lubi klasyczne z czereśniami? Ja wolę z porzeczkami bo lubię ich kwaśny smak 🙂
Cichalu: „Another farm, Prospect Hill Orchards in Milton, N.Y., has been selling black, red and white currants at Greenmarkets in TriBeCa, at the Port Authority Bus Terminal and at Columbus Avenue and West 66th Street.”
http://www.nytimes.com/2009/07/22/dining/22currant.html
Wprawdzie to z 2009 r., ale może teraz też mają w sprzedaży.
Asiu, dziękuję! Problem rozwiązany, bo już zamówiłem i tylko czekam na dostawę, ale warto wiedzieć o tej Trajbece.
Coś takiego! A u nas rosną. Te pokrzywy. Nie w szokujących ilościach, ale parzą porządnie. Jak to pokrzywy.
Nic takiego – u nas w Ontario (Kanada) nie ma pokrzyw, tutaj (Oregon) nie jestem pewna, ale wydaje mi sie, ze raczej nie ma. Maciek, ktory biega po tutejszych okolicznosciach przyrody od lat trzech, dalby mi znac, bo raz w Niemczech bodaj wytarzal sie w pokrzywach niechcacy.
Wyobraz sobie echidno, ze eukaliptusow tu nie ma, oraz misiow coala…no cos takiego!
Swiat po prostu jest niejednaki.
Mnie zachwyca tutejsza przyroda, bo klimatycznie jej wszystko sprzyja. U nas przychodzi listopad i koniec, za chwile snieg, mroz i te przyjemnosci do lata prawie. No ale cos za cos, mieszka sie, gdzie sie mieszka.
O kulinariach wczorajszego obiadu opowiem osobno, podobno typowo chinski, bardzo dobry. Fotki beda.
Dzień dobry 🙂
kawa
Jak się lepiej rozejrzeć…
Witaj Kapitanie. W jakich to abyss’ach bywałaś?
O tym, że pokrzywy i tu rosną, przekonałam się podczas pielenia ogródka. Do tego czasu nie napotkałam ich na swojej drodze.
Alicjo – oczywiście, co kraj to różnorodność flory i fauny. Niby i tu nie powinny rosnąc boć do „native plants” nie należą, a restrykcje w wwożeniu i wywożeniu przedstawicieli ww fauny i flory, olbrzymie. Zawsze jednak… a to z wiatrem przyleci, a to „ziemniak”* jakiś przywlecze ze starego kontynentu, a to…
*copyright by bywsza „Trójka”
Całkiem spokojnie dokończyłam popołudniową kawę. Filiżankę podobną zaposiadam. Ino bez złoceń – taka uboższa wersja. Ale kwiatek toćka w toćkę.
Tegoroczne pokrzywy już ususzyłam. Rosną w pobliżu.
Pojechałam dziś wczesnym rankiem, czyli przed siódmą na giełdę towarową po truskawki. Kupiłam dwie kobiałki, po 10 zł jedna. Zabieram się zaraz za dżem. Są już w sprzedaży porzeczki czerwone, czarne i białe – jeszcze nie w kobiałkach tylko w małych pojemnikach. Oczywiście także borówki, maliny, czereśnie a także wiśnie. Byłam sama, więc poprzestałam na truskawkach i malinach.
Jak tam Echidno? Influenca opanowana?
Asiu-oczywiście, ulubione to czereśniowe 🙂 Tu ciekawy pomysł na clafoutis w jednoosobowych porcjach:
https://www.papillesetpupilles.fr/wp-content/uploads/IMPORT/177f00503ee2488b42614ca4eaff0f6c.jpg
Nemo-opowiedz, co tam nowego w Twoim ogrodzie i w Twojej pięknej okolicy.
MałgosiuW – częściowo. Ma się „ku lepszemu”.
Danusko, to jest ciekawy blog, ten z którego podałaś zdjęcie clafoutis.
Krystyno, jak zużywasz suszone pokrzywy? Mam kilka miejsc, w których wyrastają.
Alino,
suszoną pokrzywę przechowywaną w szklanym słoju zaparzam wrzątkiem i pije jako herbatkę. Całkiem smaczna. Jest lepsza od tej popularnej w saszetkach. Ale zrywać i suszyć należy górne listki młodych pokrzyw.
Pamiętam, że Orca pisała o bardzo wysokich cenach suszonych pokrzyw w USA.
Alino-tak rzeczywiście, blog wygląda na ciekawy i całkiem sympatyczny.
Dzisiaj gotuję bób, będzie do skubania 🙂 i na sałatkę.
Ja calkiem spokojnie dopijam pierwsza, ale spora herbate ziolowa i zaraz gdzies sie wybierzemy. Niebo juz zaczyna sie rozjasniac, podobno z rana zazwyczaj jest takie, zewyglada, ze za chwile lunie deszcz.
Krystyno, dziękuje 🙂
dobry wieczór …
mnie w tym roku prawe ominęły truskawki z różnych powodów … czereśnie podmarzły ale wiśnie chyba będą i dziś zamroziła ich trochę .. zrobiłam też sobie pierwsze ogórki kiszone …
czyli nemo podgląda ale nie pisuje … 😉
Nowy faktycznie gdzieś jesteś zniknięty …
Zrobiłam dżem z połowy truskawek, reszta zasypana cukrem czeka w lodówce do jutra. Pracochłonny bardzo ten dżem i dla siebie bym go nie robiła, bo wolę mniej słodkie np. a aronii, mirabelek czy czarnego bzu. Ale czego nie robi się dla rodziny, przynajmniej czasami. A w ogóle nie planuję tego lata jakiegoś intensywnego przetwórstwa.
Zaklepuje na wszelki wypadek.
Pole do zapisu jeszcze jest – doczytam najpierw.
Z Tygodnika Ziemi Sanockiej 1911 r.
„Sanok podczas wakacyi.
Sezon ogórkowy rozpanoszył się na dobre! Wszędzie pustki, brak życia, szarzyzna. Szkoły opustoszały, w urzędach ruch zmniejszony.
Smutno i tęskno za wszystkimi, co wyjechali, ale najbardziej tęskno za młodzieżą szkolną, która opuściła mury nasze, by wypocząć po 10 miesięcznem próżnowaniu i nabrać sił i energii do zbijania bąków i próżnowania na następny rok szkolny.
We wszystkich urzędach pustki także. Przy dyrektorskich i radcowskich biurkach rozsiedli się woźni i tercyanie, a udając szefów biur marzą o niedoścignionym nigdy awansie, w innych zaś biurach każdy niższy urzędnik awansował na czas wakacyi ze swego bocznego stolika do biurka ranga starszego.
Ruch na ulicach mniejszy, z wyjątkiem korsa od Kramu T.S.L. do rogu ulicy Mickiewicza i linii A – B na Rynku, zwłaszcza pod wieczór, gdzie jeszcze sporo spotkać można wzdychających do siebie szlifibrukowych ochotników obojga płci i wyznań.
Wrocilismy – bylo cudnie, a po drodze najedlismy sie czeresni, ile wlazlo, poza tym kupilismy odpowiednia ilosc. Okazalo sie, ze nie tylko my wpadlismy na to, zeby kupic tak zwana odpowiednia ilosc – zaproponowalam, zeby przez nastepne dni pozostac na czeresniowej diecie.
Echidno,
wyjasnie sprawe pokrzyw, otoz ja podobnie jak ty podchodze do rzeczy spraw empirycznie – u mnie w ogrodku (tez wkladalam lapy do ziemi, az mi sie znudzilo pielenie i zasadzilam porzeczki), ani u znajomych w okolicy dalszej i blizszej, a takze w parkach i lasach na pokrzywy sie nie natknelam ani nikt z moich znajomych.
Poniewaz prowincja Ontario jest mniej wiecej trzy razy powierzchniowo wieksza od powierzchni Polski, pewnie gdzies tam mozna sie natknac.
Z calego ambarasu pokrzywowego plus dla blogu taki, ze nemo zdecydowala sie polozyc kres mojej indolencji i dowiesc za pomoca wyszukanej w internecie wiedzy, ze sie myle. Bo przeciez sprawa wystepowania czy nie pokrzyw w Ontario to sprawa swiatowej wagi 🙂
Nie pierwszy i ostatni raz sie pomylilam i solennie zapewniam, ze nadal bede sie mylila.
W koncu to ludzka rzecz.
Na Mount Hood (3430mnpm) przepieknie, jeszcze sporo sniegu i wyciagi narciarskie pracuja, zreszta chyba jedyne w Stanach na oraglo, bo sa na to warunki.
Planuje, ze kiedys wybierzemy sie na tyle wczesnie, zeby wyjsc od Timberline Lodge (kto widzial Lsnienie`z Nicholsonem, ten wie, o czym mowie…) do gornej stacji kolejki i stamtad zjechac kolejka w dol. Schodzenie w dol to okropna mordega, przynajmniej dla mnie, juz gorzej pod gore.
Jutro, 4 lipca, jest wielkie swieto narodowe – skladamy wszystkim naszym blogowym przyjaciolom mieszkajacym w USA wszystkiego najlepszego!