Męskie gotowanie
Od wieków planowanie wszystkich zajęć gospodarskich było domeną kobiet. Mówiło się nawet o „kobiecym gospodarstwie”, myśląc o wielu zadaniach domowych i części gospodarskich. Jak w wielu innych, także iw tej sprawie niepostrzeżenie sytuacja zmieniła się i obecnie mamy już rzadko do czynienia z rodziną, gdzie kuchnią zarządza kobieta, a resztą mężczyzna. Był nawet taki dowcip w czasach dawno minionych. Mówi żona: ja zajmuję się sprawami mniej ważnymi, jak prowadzenie domu, co kupić, gdzie posłać dzieci do szkoły, a mój mąż tymi ważniejszymi, na przykład polityką międzynarodową.
Dziś coraz rzadziej widzę takie domy, gdzie przypisane są na stałe funkcje damskie i męskie. Zwłaszcza w młodych stadłach często prace bywają dzielone według tego, kto ma akurat czas i pomysł. A kuchnia coraz częściej młodych mężczyzn po prostu bawi. Dlatego właśnie chcę podać kolejny łatwy przepis. Myślę bowiem o tych mężczyznach, którzy chcą zrobić szybki i efektowny obiad. Dziś proponuję męskie placki ziemniaczane z łososiem. Może to i banał, ale jaki dobry. I raczej smakuje wszystkim. Potrzebny jest także robot kuchenny z tarką i mieszającym nożykiem. Jeśli trzeba ziemniaki utrzeć ręcznie zadanie staje się nie tyle trudne, co bardziej pracochłonne.
Po 3 spore ziemniaki na osobę, 1 jajko, sól, pieprz, mąka dosypywana po trochu, aby uzyskać właściwą konsystencję: przeważnie około 1 łyżki na osobę
Około ½ szklanki oleju rzepakowego do smażenia
1 paczka łososia w plasterkach na 2 osoby w wersji skromnej a 2 paczki na 3 osoby w wersji dla łakomczuchów.
Zetrzeć obrane i opłukane ziemniaki, najlepiej na drobnej tarce. Odłączyć od robota tarkę, zamontować nożyk i dodać dodać odrobinę pieprzu, sól, jajko i mieszając sypać po trochu mąkę.
Smażyć na oleju placki wielkości połowy dłoni, a następnie odkładać na półmisku do nagrzanego do 100 stopni piekarnika, aby można było podać je wszystkim domownikom jednocześnie. Osobno podać rozłożone na półmiseczku plasterki łososia. Można dodatkowo podać chrzan ze śmietaną lub samą śmietanę. Smacznego!
Komentarze
Placków ziemniaczanych jakoś nigdy nieudało mi się podać wszystkim domownikom jednocześnie. Oni, ci domownicy, skuszeni ich zapachem nie opuszczają kuchni ani na chwilę i wyjadają je na bieżaco w miarę smażenia licytując się jedynie o to, czyja teraz kolej 🙂 W domu moich rodziców było tak samo.
A męskie gotowanie doceniam bardzo, w naszym domu to częste i smaczne zjawisko 🙂
Danuśka – bo tak to już jest ze smażeniem placków ziemniaczanych.
Jeśli zaś o męskie gotowanie chodzi – panowie nie są skrępowani kuchennym „co – z czym – i dlaczego”, rzutcy w doborze składników, odważniejsi w eksperymentowaniu. Jest jedno „małe” ale… . Kuchnia po ich działalności wygląda jakby przeszedł przez nią orkan.
Plackow ziemniaczanych nie jem, bo nie bede tarla ziemniakow na tarce i nie jestem pewna czy beda smakowaly Bernardowi. Jak przyjezdzalam do Polski to objadalam sie pierogami,zupa ogorkowa i nigdy nie mialam ochoty na placki ziemniaczane. W domu gotuje sama i nie dlatego,ze lubie lub robie to lepiej,ale Bernard nie wykazuje zadnego zainteresowania gotowaniem. Jak wyjezdzalam do Polski to w zamrazalce byly porcje krolika i kurczaka gotowe do spozycia.
Placki są mi zabierane prosto z patelni, a w kuchni rządzę niepodzielnie 😉 Patrzę z zazdrością na panów gotujących …
Do męskich zajęć należy niewątpliwie grillowanie, tudzież przygotowanie marynat do mięs. Z tego co obserwuję, to w sprawie marynat panowie chętnie wymieniają się swoimi najlepszymi na świecie pomysłami 🙂
Pamiętacie „Męskie gotowanie”, książkę naszego ś.p.Gospodarza, na której wszyscy podpisywaliśmy się, i ta książka zniknęła na trasie Londyn-Kingston?
Ja ciągle mam nadzieję, że się pojawi kiedyś…
A ile zabawy z tym mieliśmy 🙂
Na II Zjeździe Łasuchów na Kurpiach wręczyliśmy Gospodarzowi nasze wpisy-popisy- i powstała z tego taka książka:
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Ksiazka_Kucharska.pdf
Alicjo – muszę dokonać sprostowania.
„Męskie gotowanie”, książka autorstwa Piotra, została bohaterką innej książki, pomysłu i wykonania antka* oraz PaOlOre (druk)**, a także blogowiczów (fotografie). Oryginalna pozycja wędrowała od blogowicza do blogowicza jako modelka. Każdy z nas miał za zadanie sfotografowanie książki w miejscu określającym miejsce zamieszkania, zainteresowania, dowcip sytuacyjny itp. Niestety w drodze do lub z Londynu, zaginęła. Fotografie nadal były nadsyłane lecz już bez głównej bohaterki***. Zamiast tego antek przesyłał wydrukowane na papierze kredowym (o druk o ile mnie pamięć nie myli, zadbał PaOlOre) kopie stron z oryginalnej pozycji książkowej, a my podpisywaliśmy krótkie dedykacje, odsyłając podpisaną stronę do antka,
Tak powstały „Utrwalone w kadrze wojaże «Męskiego gotowania”. Książka Piotra, wzbogacona o strony z nadesłanymi zdjęciami jakie przygotowałam i przesłałam do antka.
Z nadesłanych fotografii zmontowałam również krótki filmik „Kulinarny Globtroter” i po przeniesieniu na CD także przesłałam do głównego projektodawcy.
Antek nie mógł uczestniczyć w Zjeździe i zostawił paczkę z niespodzianką (bo to miała być niespodzianka) dla Piotra w recepcji Domu Chłopa, gdzie zatrzymał się Pan Lulek. Niestety paczka nie została doręczona. Reszta historii przepadła w pomrokach mej pamięci.
Link jaki podałaś odnosi się do innej pozycji: „Blogowe przysmaki” mojego pomysłu i wykonania, o czym świadczy chociażby informacja na stronie drugiej:
Opracowanie na podstawie tekstów zamieszczonych w
„Gotuj się!” (tu logo blogu Piotra)
Echidna z Krainy Oz
autorka niniejszej kompilacji nie ponosi odpowiedzialności za teksty poniżej zamieszczone
wszelkie uwagi i pytania proszę kierować pod adresem poszczególnych autorów****
* piszę z małej litery bo antek tak się podpisywał
** antku, Paolore – sprostujcie proszę jeśli coś pokręciłam
*** antek podsyłał mi fotografie, ja dodawałam okładkę „Męskiego gotowania” (taki mały fotomontaż)
**** Oczywiście autor jest zbiorowy – przepisy blogowiczów
na marginesie – wydanie drugie „Blogowych przysmaków”, w nowej szacie graficznej, zostało poszerzone i uporządkowane. Żebym jeszcze pamiętała gdzie jest…
Echidno,
o toż mi chodziło, że potem robiliśmy powtórkę z rozrywki i dosyłaliśmy kartki, ale na samym początku była właśnie ta książka, „Męskie Gotowanie”, z którą to wszyscy robiliśmy sobie zdjęcia bez pokazywania twarzy i nie pamiętamktoś zawiadował tym, żeby Gospodarz dostawał te zdjęcia… Ja te zdjęcia gdzieś mam, hehehe, tylko gdzie? Rozejrzę się w wolnej chwili – ale o ile pamięć mnie nie myli, Gospodarz na Kurpiach dostał te Blogowe przysmaki, oraz dyskietkę, albo ich więcej było – żeby blogowicze sobie wzięli i skopiowali/wydrukowali.
Zacznę myśleć w tym temacie…a książka Męskie gotowanie była po to, byśmy się do niej wpisali, i wręczyli Gospodarzowi takiego globtrotera książkowego. Kłopot w tym, że książka na trasie Helena-ja znikła z radaru nad oceanem, Helena wysłała ją pocztą lotniczą i nawet miała potwierdzenie wysyłki. Masz rację, że to były dwa różne projekty.
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Zjazd/img_5328.jpg
Tutaj zdjęcie ze Zjazdu na Kurpiach i Wojtek Kubalewski właśnie przegląda tę księgę, co to każdy miał sobie wydrukować dla siebie (i jest ona cały czas u mnie na serwerze, sznureczek powyższy wpis, można pobierać i drukować)ten egzemplarz dostał Gospodarz.
Chyba się nie mylę….
Alicjo, Echidno-dzięki za te wspomnienia, to piękny rozdział blogowego życia.
W telewizorze reportaż z Buenos Aires i oczywiście jest obowiązkowo tango:
https://www.youtube.com/watch?v=gEoOUj9muWY
W tym mieście swój ślad pozostawili również Francuzi 🙂
Nie z czasownikami piszemy osobno zatem w pierwszych słowach mego dzisiejszego listu
powinno być oczywiście nie udało się….
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Ksiazka_A/
O! Część drugiego projektu pod tytułe, wędrujące męskie gotowanie” jest tutaj! resztę znajdę przy okazji. W każdym razie ja wysłałam zdjęcie Jerzora w stroju urodzinowym, a strategiczne miejsce miał zakryte książką „Męskie gotowanie”.
W tej obieżyświatowej książce mieliśmy wpisywać jakieś swoje cokolwiek, pozdrowienia czy co nam do głowy przyjdzie. Zdjęcia co tam kto dostarczał Gospodarzowi chyba Antek (bez ujawniania się) i w którymś ze wpisów Gospodarz nam się zwierzył, że od jakiegoś czasu dostaje dziwne przesyłki z „Męskim gotowaniem” w roli głównej. Jak mówię, to są niekompletne zdjęcia, jak znajdę to zapodam 🙂
Drogie panie , po co pisać historię KKW na nowo , wystarczy sięgnąć do archiwum http://adamczewski.blog.polityka.pl/2009/01/12/najpiekniejszy-prezent-swiata/
Małgosiu,
o tym myślałam, ale nie miałam czasu na szukanie (i tak wątpię, że znalazłabym…)
p.s.Dzięki 🙂
Małgorzato – nie tworzymy nowej historii. Jedynie powracamy do minionych chwil. Wielu blogowiczów/blogowiczek z różnych powodów przestało bywać w Blogowej Kawiarence. Między innymi antek – pomysłodawca i koordynator Klubu Książki Wędrownej.
A że dziś gadulimy pod egidą „Męskie gotowanie”, siłą rzeczy…
😯
https://www.theguardian.com/uk-news/live/2017/jun/14/grenfell-tower-major-fire-london-apartment-block-white-city-latimer-road
W oczekiwaniu na irkową kawę angielska herbata.
https://thumbs.dreamstime.com/z/fili-anka-angielska-herbata-i-ciastka-34352127.jpg
Ostatnio same tragiczne informacje z Wysp Brytyjskich.
Moja koleżanka nie chce oglądać wiadomości. Z tego właśnie powodu. Nie żeby chowała głowę w piasek. Raczej rodzaj przygnębienia XXI-wiecznego.
Zagubiłam w szpargałach przepis. Jeśli dobrze pamiętam będą gofry, jeśli nie – na obiad naleśniki.
Kiedyś się pichciło, dzisiaj sie przyrzadza posiłek. Kolosalna różnica.
Ani nie pichcilam i ani nie przyrzadzalam tylko wyjelam z zamrazalki porcje krolika dla Bernarda i ruskie pierogi dla mnie. U nas od trzech tygodni sa prace izolacyjne i nie mam specjalnie czasu na gotowanie. Uciekam tez od halasu wkrecanych srub.
Makówka jednak pracuje. Są gofry.
Pichcić nie pichciłam, przygotować nie przygotowałam, smażyć nie smażyłam, piec nie piekłam, to co ja do licha robiłam? Gofrowałam?
„Pichcic” jest znacznie przyjemniej niż „przyrządzać posiłek” 🙂 Kawy dzisiaj nie było, blog przysypia…
U mnie szparagowa pyszna, rolada z mięsa mielonego w plastrach boczku (przepis od Pyry Młodszej) i kasza gryczana, sałata rzymska. Echidna narobiła smaku goframi. Zapomniana gofrownica spoczywa sobie w czeluściach szafki kuchennej, przepis mam. Pyszne mogą być z truskawkami czy jagodami, których jeszcze nie widziałam 🙂
Piękne i jakże wzruszające te wspomnienia, oczywiście wsiąkłam podczytując do tyłu, począwszy od linku zadanego przez Małgorzatę 🙂
Mnie się też tak zdarza – idę czegoś poszukać i za chwilę jest 2 godziny później 😯
https://tools.gmx.net/thumbnails/dT1hSFIwY0Rvdkx6TmpMV2R0ZUMxc2FYWmxMbk5sY25abGNpNXNZVzR2YldGcGJDOWpiR2xsYm5RdmFXNTBaWEp1WVd3dllYUjBZV05vYldWdWRDOWtiM2R1Ykc5aFpDOTBZWFIwTUY4eExTMHRkRzFoYVRFMFl6Z3dPV0l3TW1ObU9UWmpaVFk3YW5ObGMzTnBiMjVwWkQwek1FWXhNVFl5TXpVeU4wRTROemd4TjBVeU5qaEZNRFUwTTBKRE5rWTNNQzF1TVM1aWN6TTRZZ19fJnc9ODAwJmg9NjAwJnE9NzUmdD0xNDk3NTQzOTYw
Nasze Srebrne Ptaki, Snowbirds, jak co roku przed Canada Day (1 lipca) ćwiczą nad jez. Ontario i mam pokaz za darmo 🙂
Mrusia mniej entuzjastycznie do tego podchodzi (co za hałasy!), a ja się boję, że któryś strąci mi komin z dachu, tak nisko i nade mną latają! Widowisko jest piękne, ale nie obywa się bez wypadków…sama byłam naocznym świadkiem jednego. Od tego czasu trochę się bojam o nich…
https://www.youtube.com/watch?v=spFsdFdnDI0
Dziś na obiad „o sola moja!”. Smażona tradycyjnie. Plus ostatnie 2 ziemniaki – wyczyszczam wszelkie zapasy za względu na wyjazd.
Mam nadmiar rabarbaru – co robić? Chyba upiekę ciasto, a nawet dwa, jedno dla przyjaciół Moskali (w sobotę mamy spotkanie na szczycie polsko-rosyjskim), a drugie dla nas. Jerzor zabronił pieczenia, bo się odchudza, ale w sobotę przyjeżdża do nas kumpel, to sprzątnie sprzed nosa Jerzoru 😉
Porzeczki już wielkie, za chwilę będą się czerwienić, ale w tym roku otwieram bezpłatną restaurację dla wszystkich chętnych ptaków i zwierzątek typu chipmunki (też lubią drobne owoce!).
Nie mam nikogo znajomego, kto by wziął te porzeczki, więc niech przynajmniej zwierzyna się ucieszy.
@echidna
Ja jestem od stu lat uzależniona od wiadomości – lubię wiedzieć, co się dzieje wokół mnie i na świecie.
Rano rozpoczynam prasówkę na internecie, wieczorem to samo, a poza tym dwa dzienniki wieczorne – Global (kanadyjski) oraz NBC (amerykański). W czasie podróży czasem coś mi umyka i dziwię się dlaczego ja o tym czy tamtym nie słyszałam 🙄
Przy okazji dzisiejszej przypomniał mi się filmowy przebój z lat 70-tych, „Płonący wieżowiec”. Niestety, to co się działo, było w realu…
Alicjo! Zrób galaretkę z czerwonych porzeczek, zrobię sos Cumberland! Przyjedziecie do nas z tą galaretką, to ja wykonam! Tutaj szukałem i psinco! Orca się oburzy, ale naprawdę szukałem wiele razy. A propos tematu. Ilu nas tu chłopów zostało? Ilu gotujących? Na palcach policzyć!
Dzisiaj na śniadanie jak zwykle fura owoców i jagód + jogurt (własny) Potem 500 km w zadku do domu. W tzw międzyczasie, na lancz sałata kompozycji Ewy z prześwietnym sosem. W domu litr wody z lodem (cholernie gorąco) i tort (?) jajeczny. Masło, cebula, pieczarki, jajka, Pecorino Romano. A tera pyfffko… 🙂
Coś mi się wydaje Cichalu, że une – te porzeczki – nie zdążą dojść do stanu używalności na galaretkę. Ptaszkowie nie „patrzają” na kolor, próbują wszystkie jak leci. Dlatego my rozpinamy siatkę nad roślinkami. Jedyny sposób na zbiory.
http://aalicja.dyns.cx/news/Frida00.jpg
Cichalu, w przyszłym tygodniu wyjeżdżamy w Amerykę (Portland, Oregon via Kalifornia, „na piechotę samochodem”, nie będzie nas akurat na czas czerwonych porzeczek. Gdyby nie to, nie miałabym żadnego problemu z ich utylizacją…
http://aalicja.dyns.cx/news/NOBY3.jpg
Te koty to moje kocie wnuczki. Niestety, nie zabieramy ze sobą Mrusi, to długa wyprawa i po co ją męczyć. Pójdzie jak zwykle na służbę do Bywszego Personelu 🙂
Echidno,
u mnie też nie ma innej rady, tylko siatka, ale w tym roku zostawiam bez siatki, niech sobie ptaszki świergolaszki i chipmuny skorzystają, ja mam nadzieję, że akurat trafię na czarne, bo one tak ze 2 tygodnie po czerwonych…
W podtekście „to poeta miał na myśli”, w nawiązaniu do Twojego wyjazdu o jakim wcześniej wspomniałaś.
A na długo do tychnich Oregonów i Portlandów się wybieracie? Toż to szmat drogi, a jeszcze na „piechotę” autkiem to całkiem daleko.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dla Jolinka i Haneczki – uściski imieninowe wraz życzeniami wszystkiego najlepszego!
Irku1 – z dzisiejszej kawy wybieram to słodkie. Już dwie wypiłam. Starczy na dziś. Choć aromat nawet to dotarł.
Jolinku, Haneczko, wszystkiego najlepszego!
Mamy wciaz piękna pogodę, kwitną hortensje. Ja tez juz jestem po dwóch kawach 🙂
Pogoda piekna, ide na targ i tam wypije druga kawe. Jolinku,Haneczko, wszystkiego najlepszego
Jolinku i Haneczko, zdrowia i pomyślności 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=ZOWqQsOwzjw
czerwiec, czwartek, piętnastego
z zimnego* zakątka mego
dla Jolinka co gdzieś znika –
– może śpi, a może czyta
i Haneczki świętującej
me życzenia są gorące
to życzenia malowane
słońcem, tęczą nakrapiane
*choć mi „mróz” po stopach chodzi
życzeń dla Was nie ochłodzi
Jolinku, Haneczko – zdrowia i wszelkiej pomyślności ! 🙂
Salso ,
proszę o więcej szczegółów o roladach z mielonego mięsa w plastrach boczku.
Wzmianki o podróżach skojarzyły mi się z daniem, które moja koleżanka zabiera za sobą na wycieczki. Przepis usłyszała w jakimś programie kulinarnym. Ugotowany batat rozgniata z bananem, dodaje trochę mleka . Tę papkę wkłada do pojemniczka, a na wierzch daje winogrona. Prawdę mówiąc, ten opis nie jest zbyt zachęcający , ale koleżanka twierdzi, że jest to pyszne. Być może, ale chyba nie będę sprawdzać.
Jolantom – wszystkiego najlepszego 🙂
(Haneczom też 😉 )
Bananowo-batatowa paćka uszlachetniona mlekiem nie brzmi zachęcająco.
Krystyno – ja też sprawdzać nie będę. A na wycieczki zabieram kanapki. Na te dłuższe suchy prowiant i nieśmiertelną „hierbate”.
Co przypomniało mi historię z lat dziecięcych. Mama zabierała nas w pogodne dni do Łazienek lub Wilanowa. W torbie zapakowane kanapki i herbata w butelce (nie zapomnę tego smaku). I właśnie w Łazienkach podeszła do nas dziewczynka, mała cyganeczka (bez obrazy, tak się wówczas mówiło). „Pani” – mówi – „daj pani złotówkę, bo głodna jestem”. Na co Mama: „Jesteś głodna?. Dam ci kanapkę”. „A ty cholero” – wykrzyknęła dziewczynka i odbiegła.
Historia lubi się powtarzać. Jak to mówią? Déjà Vu? Byliśmy z Wombatem w City. W pewnym momencie podszedł do nas dobrze odżywiony młody osobnik. „Macie niepotrzebne dwa dolary? Głodny jestem.” „Choć kupię ci burgera” – powiedział Wombat. Nie będę cytować reakcji drągala. Niecenzuralna.
No dobra, nie chceta gadać, to nie. Idę spać.
Dobranoc z mojej połówki.
Krystyno, obawiam się, że przepis podany przez Młodszą Pyrę nie zosatał przeze mnie zapamiętany, a co gorsza nie zapisany „toczka w toczkę” (pamiętacie takie wyrażenie?). Przepis zapamiętałam bardzo ogólnie i robię podobnie jak mielone kotlety, czyli cebulkę drobno siekaną, czosnek, jajko, dwa plasterki suchej bułki namoczone uprzednio w wodzie. Dodaję dużo przypraw i układam w foremce najpierw wyściełając ją jedną warstwą boczku, na to układam masę z mięsa mielonego i obkładam plastrami boczku zawijając je także po bokach. Nakrywam naczynie folią i piekę ok. pół godz. w 180 st, pod koniec pieczenia zdejmuję folię żeby zrumienić boczek. Należy pamiętać, że boczek jest zwykle słony, więc mięsa nie solę, choć innych przypraw nie żałuję. Jest to uniwersalne danie, można jeść na ciepło i na zimno krojąc w plastry. Może ktoś zapamiętał lepiej ten przepis w oryginale, to też chętnie skorzystam. Coś mi się wydaje, że dodawano do mięsa mleko, ale może to mi się śniło…
Podobno dobrze jest namoczyć bułkę w mleku (do mielonych) albo kotlety schabowe też namoczyć w mleku na kilka godzin przed smażeniem. Dzisiaj miałam pracowity, sprzątający i piorący dzień, idę odleżeć swoje na kanapce 😉
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2016/08/08/za-tych-co-na-chmurce/#comments
Chodzi o wpis Ryby z 10.08.16 r. godz. 19.11.
Salso,
dobrze, że przypomniałaś ten ciekawy przepis, a przede wszystkim, że skorzystałaś z niego.
Krystyno, pamięc mam świetną, ale krótką niestety. Boczek i mielone mięso się zgadza, mleko – dobrze mi się zdawało, ale cała reszta inaczej. No i pomyliłam autorkę przepisu, Rybo, przepraszam. Ale co by nie mówic potrawa smaczna, godna polecenia, zarówno w wersji oryginalnej jak i mojej 🙂
Jolinkowi i Haneczce – wszystkiego najlepszego! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=zspXEWgLHN0
https://www.youtube.com/watch?v=82g1GtNeNT0
https://www.youtube.com/watch?v=ERHr7qB4ZbM
Jolinku i Haneczko, wszystkiego – od chłopa gotującego! Serdeczności!
U nas ogórkowa. Ewina, bo Ona jest od zup. A ja kolejny chleb nadziewany czosnkiem i ziarnami. Przed wyjazdem do dzieci upiekłem dwa, ale zniknęły jak sen złoty!
dzień dobry ..
Alinko ściskam imieninowo i buziaki … 🙂
bardzo dziękuję wszystkim za życzenia … pomachanko …. 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Spóźnione / lekko / dla Jolant i aktualne dla Alinki serdeczności imieninowe 🙂
Alinko, wszystkiego najlepszego i miłego świętowania. Piękny czas na imieniny, tyle kwiatów wokół 🙂
Drodzy Blogowicze, dziekuje za pamięć i zyczenia, dzień zaczyna sie sympatycznie.
Jolinku, ciesze sie, ze wracasz. Brakowało Twoich wpisów, tych kropeczek, które są jak nabieranie oddechu.
Ode mnie dla Was, jeden z moich ulubionych piosenkarzy
https://m.youtube.com/watch?v=ClyEl1JJdxY
Alinko, wszystkiego najlepszego, ściskam serdecznie.
bo Alina to dziewczyna
z kropką czy też kropki „ni ma”
imieninowo Ją ściskamy
śląc to co w zanadrzu mamy
krople rosy na róży
słodki melon – nie za duży
gofry świeżo wypieczone
i na tacy ułożone
garść jagódek i poziomek
i z piernika mały domek
z rana rwane dziś stokrotki
i na deszcz czerwone botki
szal z jedwabiu, miękki, gładki
w cukrze wysmażone róży płatki
trochę tego i owego
ciut słodkiego, ciut dobrego
Alinko,
ściskam Cię serdecznie i życzę wszystkiego dobrego. 🙂
Na obiad dziś coś słodkiego, czyli racuszki z kwiatami czarnego bzu. Na wczorajszym spacerze po okolicy nie mogłam się oprzeć rozkwitającym bakdachom bzu. Mężowi zrobiłam spaghetti, bo bez to nie jego smak.
W tym roku wyjątkowo obficie kwitną żarnowce, a rośnie ich tu bardzo dużo. Okazuje się, że są lata , kiedy jest o wiele mniej kwiatów, więc tym bardziej cieszą mnie te widoki żółtych gęstwin.
Alino – wszystkiego najlepszego! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=dc40M9DEVWI
https://www.youtube.com/watch?v=WtKs-LMVizE
https://www.youtube.com/watch?v=WXiCAHZyg3Q
No i jak to możliwe, że nie ma mnie przy komputerze, kiedy swoje święto obchodzą trzy tak niezwykle miłe osoby-bo i Jolinek i Haneczka i Alina??? Nadrabiam czym prędzej zaległości i ściskam Was bardzo serdecznie, składam potrójne i najlepsze życzenia, a z życzeniami przesyłam bukiet kwiatów dla każdej z Was 🙂 https://www.ravelo.pl/pub/mm/multimedia/image/jpeg/10954238_2.jpg
Moja nieobecność była jednak usprawiedliwiona, jako że wczoraj udaliśmy się w okolice miłe sercu Piotra. Celem naszej drobnej wycieczki było kurpiowskie Pniewo(położone niedaleko Pułtuska) i odbywająca się tam procesja Bożego Ciała: https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipMI7qe2xL5bDGjBpoNQfihOGOkFw_NrJm9GYg9r?source=pwa
Stroje kurpiowskie nie są tak kolorowe, jak łowickie, czy krakowskie, ale mają swój urok.
Mam nadzieję, że się ze mną zgodzicie?
Właśnie wyjęłam z piekarnika biszkopt z rabarbarem i truskawkami. Zapowiada się bardzo dobrze 🙂 Nie żałowałam ani rabarbaru, ani truskawek.
Zawsze, kiedy Cichal opowiada o swoich kolejnych eksperymentach z chlebem staram sobie wyobrazić smak tego kolejnego bochenka. Może kiedyś uda mi się spróbować?
Byłoby super, gdyby Cichal upiekł swój chleb podczas jakiegoś blogowego zjazdu.
Generalnie stroje ludowe mają w sobie niepowtarzalny urok. Te zielone zapaski, staniki i spódnice to chyba strój kurpiowski Puszczy Białej?
Szukając odpowiedzi znalazłam cymes:
https://www.youtube.com/watch?v=4HaIDNgs-mk
z 1952 roku podobno.
Alinie wszystkiego najlepszego od nas + Prosiaczek 🙂
Ach, Mazowsze i Śląsk! O ile mnie pamięć nie myli, z Mazowsza wywodzi się Irena Santor.
A teraz serioznie – placek jak najprostszy, który by się nadał pod rabarbar proszę…
Ciasto z owocami Starej Żaby polecam.
• 5 jaj
• 1 szklanka cukru
• 1 szklanka mąki
• 2 kopiaste łyżeczki proszku do pieczenia
• pół szklanki oleju lub 10 dkg masła (rozpuszczonego)
• owoce (mokre)
1) zmiksować jaja z cukrem
2) dodać mąkę z proszkiem i zmiksować jeszcze raz
3) dodać olej (lub masło), ponownie zmiksować
UWAGA – będzie rzadkie
4) dno formy wyłożyć papierem do pieczenia, wlać ciasto i na wierzch wrzucić owoce (same spadną na dno)
5) piec około 30 min w temp. 180-200°
6) po upieczeniu odwrOcić formę i zostawić ciasto dnem do góry (owoce na wierzchu), posypać cukrem pudrem
Piekłam z truskawkami, wiśniami. Stara Żaba wspominała o rabarbarze.
Pamięć Cię nie myli Alicjo – z Mazowsza.
Dzięki, echidno, za przypomnienie Żabowego przepisu. Zabieram się do roboty 🙂
Żaba pisała, że można dodać 2 szklanki mąki, wtedy ciasto jest gęstsze i owoce tak nie opadają.
Tak MałgosiuW, ale jak owoce opadną na dno i po upieczeniu wywrócisz ciasto do góry dnem, masz dodatkowy efekt – owoce na wierzchu.
Pora na mnie, już po trzeciej rano.
Dobranoc
Dziekuje jeszcze raz za zyczenia, Echidnie za strofki 🙂
Asiu, Ty zawsze trafiasz w dziesiątkę. „Comme toi” jest prawdziwa perełka, lubię bardzo Goldmana tez, dzieki 🙂
Danusko, piekne bukiety i zdjęciowy reportaż.
Tu jeszcze parę ciekawostek o Pniewie i Kurpiach Białych:
http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/17759,pniewo-kurpie-biale.html
„Kuźnię Kurpiowską” widzieliśmy jedynie z zewnątrz, w Święto Bożego Ciała była zamknięta, zajrzymy tam przy innej okazji.
Po moim biszkopcie truskawkowo-rabarbarowym pozostały jedynie wspomnienia, wraz z Młodymi wymietliśmy CAŁE ciasto i to bez najmniejszych wyrzutów sumienia 😉
Biszkopt musiał być pyszny 🙂
Małgosiu-był 🙂
Hej Alino, hej dziewczyno życzenia Ci ślę;
Niech Ci będzie jak najlepiej, tak sobie myślę.
Danusiu! Najprościej spakować Lary i Penaty i nie do Francyji ino do Hameryki. Prezydent nie taki jak Wasz, ale zdzierżycie…Będę Ci piekł codziennie! Zapraszamy!
To były moje przyjemności a teraz proza życia. Rzucam się do placków ziemniaczanych, bo takie zamówienie zostawiła Ewa udając się na niezmiernie ważne spotkanie z ciuchami w sąsiednim boutique’u.
Ciasto z rabarbarem w piekarniku i już rośnie. Dałam więcej mąki(2 szklanki), bo zrobiłam kruszonkę. Zrobiłam za dużo kruszonki (hehehe…na 3 ciasta chyba!), więc jak to wyrośnie ładnie i upiecze się jak należy, zrobię chyba drugie ciasto.
100 lat nie jadłem rabarbaru! Tutaj w sklepach brak!
Cichalu,
mogę dla Ciebie zamrozić, albo co?
Pomysły proszę…
Dobry!
Dzień dobry 🙂
kawa
Ja tak nie potrafię. I czapki z piórem nie mam.
Zdrastwujtie 🙂
Ciasto wyszło oczień wkusnoje, że tak sobie powiem. Dzisiaj będę znowu piec, żeby nie wyjść z wprawy 😎
Jutro przychodzi Lisa, więc będzie jak znalazł. Moskalom powierzę opiekę nad porzeczkami, jak zdążą przed ptakami, to niech wyzbierają, co tam będzie. W tym roku tak dużo tych porzeczek nie będzie jednak.
Mam czapkę z piórem i nawet ciupagę mam, co prawda to Maćka trofea z podróży na wakacje do Polski, ale mogę sobie wypożyczyć.
No to jeszcze kawa do ręki i możesz wykręcać hołubce Alicjo.
Jam herbatniczka, właśnie wróciłam ze sklepu herbacianego od Japonki i zakupiłam odpowiednią ilość herbaty.
Moskale zeżarli całe ciasto i nie dla wszystkich starczyło. Bardzo saunowato u nas, 30c i duża wilgotność powietrza. Do niedawna narzekaliśmy na zimno, teraz będziemy narzekać na gorąco, czyli wszystko w normie.
A blogowisko co – śpi?! Baczność i kolejno odlicz, ale już!!!
Wracając do naszych baranów, tz. męskiego gotowania – czy nie zauważyłyście drogie koleżanki, że w mediach są prawie sami kucharze-celebryci? Poza Julią Child oczywiscie 😎
Oni brylują publicznie, a tymczasem dniem powszednim to my stoimy nad garami i rychtujemy (nowe/stare określenie „przyrządzania” etc.).
Ja powolutku zrzekam się „pichcenia”, niech Jerzor błyszczy, a co!
dzień dobry ….
Marku z okazji imienin wszystkiego najlepszego … 🙂 .. (chociaż Ty mało pamiętasz o innych solenizantach) …
sezon na …
http://www.kuchennymidrzwiami.pl/rzodkiewki-w-winie-sezonowo-od-a-do-m/
Dzień dobry 🙂
kawa
Ikowa kawa i Jolinkowe rzodkiewki wzbogacą się o dodatkowy posmaczek. Choć osobiście wolę i jedno i drugie oddzielnie.
Dzisiejsza zachęcała do spaceru. Bezchmurne niebo, bezwietrznie,jedynie przelotny, chłodnawy zefirek przypominał,że to już zima. Molo (nasze miejscowe) nad zatoką jak zwykle przy takich okolicznościach pogody, okupowane przez wędkarzy. Chyba „moczą patyki” dla samej przyjemności moczenia, bo nie widziałam efektu połowów.
Choć woda była przejrzysta, nie widzieliśmy dorocznej wędrówki Giant Spider Crabs
https://www.youtube.com/watch?v=iQSHfutIzh8
żeby to zobaczyć, trzeba wypłynąć w głąb zatoki. I oczywiście posiadać sprzęt do nurkowania.
Męskie gotowanie? W kuchni działa Wombat. Będzie moussaka.
Gdybyście mieli wątpliwości co dziś zachęcało do spaceru – odpowiadam: pogoda.
Kolejnych kulinarnych sukcesów, wspaniałych obiektów do Twojej „rury”, doskonałych plonów z ogródka i spełnienia planów oraz zamysłów życzy imieninowo – echidna
https://www.youtube.com/watch?v=ACNjjUUTUKA
Osobisty Wędkarz miał za zadanie powitać dzisiaj z rana na krakowskim lotnisku zaprzyjaźnioną, francusko-belgijską grupę wędkarską. Zatem, aby uprzyjemnić i ułatwić sobie ową wczesno-poranną obecność w Balicach udaliśmy do Krakowa już wczoraj i powłóczyliśmy się po miejscach, które wszyscy dobrze znacie 🙂 Zahaczyliśmy też o Dolinę Prądnika, gdzie deszcz niestety nie skłaniał do dłuższych spacerów.
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipPEDjxIgIDliVswmMxsvOgiuXko2y1MmQyPL_P3?source=pwa
Zwracam uwagę na zdjęcie, gdzie są przede wszystkim lalki krakowskie, a przy okazji krakowskie buty sznurowane w dość odlotowej cenie.
Dzisiaj wróciłam grzecznie do domu, a wędkarze udali się we wspólną podróż w Bieszczady. W planach są połowy pstrągów, sprawozdam, co i jak w miarę otrzymywanych meldunków 🙂
Alain uznał, że spacer po Krakowie był bardzo udany, a najbardziej podobały mu się tym razem dorożkarki 😉 oraz kolekcja zegarów w Muzeum Historycznym.
Dziś na obiad polędwiczki wieprzowe smażone, a wcześniej zamarynowane w sosie musztardowo miodowym z ryżem i brokułem.
Markowi – wszystkiego najlepszego!
Kraków to dobre miejsce na włóczęgę. A te buty są okropnie niewygodne do zakładania i zdejmowania 🙁
Moussaka – palce lizać! To znaczy dzisiejszy obiad. Fotorelacji nie robiłam, konsumowałam.
Danuśka z Alanem łazikowała po Krakowie, ja po stronach internetowych. Szukałam chusty ludowej. Fakt – ceny strojów „zaporowe”. Rękodzielnictwo nigdy nie było tanie, ale żeby aż tak?
Przed laty w Cepalii były czarne, wełniany chusty z jedwabnymi? frędzlami. Nigdzie tego rarytasu nie znalazłam. Z przykrością natomiast stwierdziłam, że to już nie ta Cepelia.
Świat się zmienia razem z nami
Już nie będzie jak było kochani
Jak to Alicja mawia? To se ne wrati?
Dzień dobry 🙂
Markowi uściski mocne i sto lat plus jeden dzień.
Echidno,
swego czasu zakupiła mi była siostra trzy takie chusty z wełny, na czarnym tle przepiękne kwiaty. Z dwóch uszyłam sobie spódnicę prawie z klosza, a trzecią mam i się czasami opatulam, jak na dworze zimnica. W ub. roku będąc w Krakowie zachorowałam na białą bluzkę z pięknym haftem BIAŁYM oraz mereżkowaniem, niby to bluzka ludowa, ale można się było w nią wystroić, czemu nie.
Chłop mnie oderwał od lady 🙁
W Cepelii zakupiłam obrus z pięknym haftem. Za 470 zł. i nie było możliwości utargowania ni złotówki, bo Cepelia nie należy do pani za ladą, w jej gestii nie leży targowanie się. A ja owszem, próbowałam, jak mnie uczyła kuzynka Marlena, no i nauki na nic się nie zdały.
Ale-ale, już nie ta Cepelia, bo w sprzedaży były na przykład rajstopy oraz porcelana Klimtem Gustavem zdobiona 😯
To zdradź, po wiele te buty sznurowane były?
Alicjo, jest na nich cena 🙂
Po krakowsku mówiąc, jużem z Danuścynych zdjęc wyłapała cenę czerwonych sznurowanych, tańszych ździebko od mojego cepeliowskiego obrusa. O ile mnie oko nie myli 450zł.
Nie mówię o Sukiennicach, ale o placu po zachodniej stronie od sukiennic, gdzie były przekupki handlujące czym się dało. Były takie piękne, szyte szmatki i szmaty damskie, artystyczne, tylko – jak słusznie zauważył Jerzor – gdzie ja bym w tym się udała, chcąc zadać szyku? W Polsce tak, byłoby gdzie, ale tutaj? 🙁 Mieszkam było nie było w uroczej, ale jednak wsi. Nie ma się gdzie „pokazać”.
Te czerwone sznurowane buty bym kupiła, ale dla mnie muszą być na obcasie, wtedy nawet Jerzor by mi je kupił. No ale to już kaprys byłby, tutaj do kogo idziesz, ściągasz buty (ja w torbie zawsze targam ze sobą szpilki, a co!).
Cichalu,
jest fajny artykuł o architekturze (właściwie kilka artykułów), między innymi o słynnym krakowskim Ty wiesz, czym.
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,17173876,__Szkieletor____czyli_hanba_na_wysokosciach__Jak_nie.html
Jerzor twierdzi, że czytał ostatnio gdzieś tam, że ruszyły prace, żeby go wykończyć czy zakończyć, czy co tam. Jak będę w Polsce, to sprawdzę 😉
Małgosiu,
lajza minęli, dojrzałam 🙂
Nie moglam sie zalogowac. W ogrodku obrodzily maliny i przy obecnej pogodzie bardzo szybko dojrzewaja. Na deser zrobilam faszerowane brzoskwinie i przy tym upale jadlo sie je z przyjemnoscia.
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_1520.JPG <spódnica z chust "krakowskich", według wykroju z Burdy bodaj, z kieszeniami w szwach i jakimiś tam szczypankami. Chciałam się wystroić i zrobić zdjęcie, ale niestety, chyba mi się sfilcowała ta spódnica w talii 😉
Cena krakowskich butów to 550 zł. Specjalnie włożyłam okulary.
Miałam kiedyś zimowe wysokie sznurowane buty w kolorze brązowym. Tak jak pisze Małgosia, wkładanie i zdejmowanie ich były uciążliwe i czasochłonne.
U nas też było dziś męskie gotowanie, a właściwie grillowanie – szaszłyki z polędwiczki wieprzowej, uprzednio zamarynowanej z boczkiem, pieczarkami, cebulą i papryką. Mąż ma duże mniemanie o swoich grillowych umiejętnościach i nie lubi takich dań u innych, twierdząc, że są byle jakie. Ma sporo racji, ale trochę przesadza. Do szaszłyków podałam sałatę, oliwki, arbuza i truskawki, a dla chętnych był jeszcze przypieczony chleb. I czerwone wino.
Marku – wszystkiego dobrego z okazji imienin ! 🙂
W czasach mojego dzieciństwa niektóre dziewczynki miały lalki w krakowskich strojach, a nawet same miały takie stroje. Ja , niestety, do nich nie należałam. Myślę, że w tamtych czasach nie były one aż tak drogie jak dziś. Nie wiem, gdzie były kupowane, bo w żadnym sklepie w naszym mieście ich nie widziałam. Być może kupowano je w samym Krakowie.
Posiadam natomiast kwiecistą chustę z frędzlami otrzymaną w prezencie chyba w latach 80. Nigdy jej nie miałam na sobie, ale szkoda ją po prostu tak wyrzucić. Uszyta jest z dość cienkiej tkaniny, może to być tzw. wełenka – szyto z niej kiedyś sukienki, ale nie jestem pewna rodzaju tkaniny. A ten wzór to jednak nie kwiaty tylko coś w ” tureckim stylu”.
Dałabym 550 zł za buty, ale musiałoby być solidne uzasadnienie takiego wydatku, na przykład częste używanie.
Z 10 lat temu kupiłam we Wrocławiu buty prawie jak żołnierskie, nieco tylko wygładzone jako buty do chodzenia. Bardzo mi się podobały, kosztowały nieco ponad 400zł,ale służą mi każdej zimy jako wygodne buty zimowe, a ponieważ były o numer za duże, mogę ubrać 2-3 pary skarpet 😉
Moja corka dostala krakowski stroj od rodziny z Polski. Kupiony byl w Krakowie, zalozyla dwa razy i od tego czasu wisi w szafie.Kiedys go pozyczylam malej Francuzce na jakis wystep w szkole. Chuste tez mam, zostala kupiona w bylym ZSRR jak Bernard tam pracowal. Nigdy jej nie nosilam i teraz jak kot przyjezdza z Mlodymi to sie na niej wyleguje.
Dziękuję sedecznie za zyczenia imieninowe o których pierwszy raz w zyciu kompletnie zapomniałem 🙁
Pewnie wszystko przez dłuuugi weekend. Trochę żyję poza czasem.
Uściski imieninowe dla Marka!
Alicjo-też obserwuję zjawisko kurczenia się spódnic w talii oraz spodni w biodrach 😉
Właśnie wróciliśmy wraz z Młodymi z występu Krzysztofa Daukszewicza, wszyscy bardzo lubimy jego teksty. Te opowieści również były: https://www.youtube.com/watch?v=qOTGzOPi_Ac
Misiu-żyj jak się uda najlepiej, ale pamiętaj o blogu!
Echidno-skro Twoja moussaka palce lizać, to zapodaj koniecznie przepis.
W Krakowie jedliśmy natomiast mule palce lizać, były w sosie śmietanowo-porowym.
Bez problemu można przyrządzić w każdej kuchni.
Markowi – wszystkiego najlepszego 🙂
Strój krakowski miałam (kiedyś były bardzo popularne), serdaczek pięknie haftowany szyła i ozdabiała moja ciocia, spódniczka też domowym sposobem, dzieło mamy. Gdzieś później strój przepadł przekazywany młodszym siostrom ciotecznym. A moje dzieci paradowały w serdaczku odziedziczonym po rodzinie męża, spódniczkę szyłam sama. Teraz strój przekazałam wnuczce, ale chyba jeszcze musi troszkę dorosnąć. Ciekawe czy w ogóle zostanie wykorzystany. Mój serdaczek był haftowany cekinami, a ten drugi kolorowymi nicmi. Zachowały się także wstążki przypinane na ramieniu i koraliki szklane, ale nieco nadgryzione zębem czasu nie nadają się do założenia dziecku.
Danusiu, bardzo miła wycieczka, z przyjemnością obejrzałam zdjęcia 🙂
Z tymi strojami krakowskimi to jakoś tak było, że właściwie żadna przedszkolna, czy też szkolna uroczystość nie mogła się bez nich odbyć.
Męskie gotowanie w moim domu ma się całkiem dobrze, początki praktyki kuchennej zdobywane były przez lata mieszkania w akademiku. Jednak nie jest to zapał codzienny, nazwałabym go raczej odświętnym. Ale doceniam, bo przynajmniej nie muszę się troszczyć o mięsne potrawy w ferworze przedświątecznym, a i też przy rozmaitych okazjach rodzinnych. Mnie pozostaje pichcenie „na słodko”. Jednak proza codziennego żywienia spoczywa niestety w moich rękach 🙂
Podobnie (cd. krakowskich i ludowych tradycji) z piosenkami Mazowsza czy Śląska. Kiedyś były bardzo popularne, na wszystkich koloniach, obozach wyśpiewywane, a i tańce ludowe cwiczone na rozmaitych rytmikach, czy innych zajęciach dla dzieci.
Marku – wszystkiego najlepszego!
Po francusku 🙂 : https://www.youtube.com/watch?v=u0OeCE9bggA
https://www.youtube.com/watch?v=NtKYImqTO-4
https://www.youtube.com/watch?v=CZny4KjdgVU
Mamy nowy wpis 🙂
MarkuMisiu! Żyj dluuuugo i w dobrym nastroju! Żebyś miał czas i ochotę na zdublowanie prezentu, który kiedyś mi wręczyłeś. Alem cwany! Dwa w jednym… 🙂
Strój krakowski oczywiście tez miałam – wyszywany cekinami i szklane korale, przywieziony przez ojca z Krakowa, ale mało użyteczne to było, rzeczywiście chyba w przedszkolu. Potem gdzieś powędrował po rodzinie. Potem kupowałam swojej siostrzenicy krakowski i hiszpański 😉