Czy naprawdę lubimy gotować?
Gdyby wziąć pod uwagę tylko rynek książek poświęconych kulinariom oraz liczbę stron poświęconym gotowaniu w tak zwanej prasie kolorowej i telewizjach, moglibyśmy uznać za pewnik, że jesteśmy krajem nieustannego gotowania, smakowania oraz twórczego myślenia o kuchni. Nasza pewność w tej mierze nieco się chwieje, jeśli poobserwujemy znajome domy, gdzie na gotowanie zostaje niewiele czasu, a takich jest nadspodziewanie wiele. Jeszcze bardziej można zwątpić w domowe jedzenie w domach, kiedy spojrzy się na sklepowe półki. Ogromna ilość coraz to nowych gotowych dań, w słoikach, plastikowych pojemnikach, w proszku, płynie, w koncentracie, mięsa, warzywa, zupy – wszystko to można kupić, odgrzać w mikrofali i nie zajmować się więcej domową kuchnią. Musi być gotowe do podania na stół w kilka minut, bez zawracania głowy pani lub panu domu. Dlatego te tysiące gotowych całych dań sprzedaje się doskonale.
Najwyraźniej kupujący je nie zastanawiają się, co oprócz przyzwoitych zazwyczaj produktów składa się na te dania, ile w nich polepszaczy, konserwantów. A może zastanawiają się, ale co mogą poradzić na wieczną gonitwę? Myślę, że polska tradycyjna kuchnia była zawsze dość pracochłonna i czasochłonna. Owe godzinami pieczone pieczenie, długo gotowane zupy, rosoły. Nie znamy wystarczającej ilości szybkich i łatwych przepisów, choćby na spaghetti czy risotto (gotuje się najwyżej 20 minut), nie mamy tradycji przyrządzania sałat z solidnymi dodatkami i dobrym sosem, szybkich kotletów czy ryb.
Chciałabym zachęcić do dzielenia się z nami przepisami na proste zupy i drugie dania. Możemy sobie odpuścić deser, choć szybkie przepisy na „wety” mogą okazać się pysznym dodatkiem nadzwyczajnym. Napisałam kiedyś przed laty książkę, w której zawarłam przepisy na cały obiad gotowy w pół godziny. To naprawdę możliwe, przy odrobinie starań logistycznych (zakupy!). A więc czekamy. Nagrody (książki) też czekają!
Myślę, że narażę się producentom gotowych dań, ale każde ugotowane w domu prościutkie danie będzie lepsze od najbardziej wymyślnej nawet, kupionej gotowej porcji. Dopuszczamy jednak gotowe półprodukty – jednak niech wynik będzie nasz, autorski . A oto wymyślony przez Piotra przepis, często przyrządzany w naszym domu.
Spaghetti z tuńczykiem
(porcja dla 4 osób)
Spaghetti
Na sos: krojonych pomidorów w soku, puszka tuńczyka w oleju słonecznikowym lub w sosie własnym, 2 łyżki oliwy, duży ząbek czosnku, łyżeczka wymieszanych ziół: tymianku, bazylii, rozmarynu lub kopiasta łyżka posiekanych świeżych, odrobina ostrej papryki.
Zagotować wodę z solą, dodać suchy makaron i gotować przepisaną liczbę minut.
W tym czasie rozgrzać oliwę w głębokiej patelni, dodać posiekany lub przeciśnięty przez praskę czosnek i po chwili, kiedy zacznie pachnieć, dodać całą puszkę pomidorów, odsączonego z oleju tuńczyka, wsypać ostrą paprykę i zioła. Zagotować wszystko razem, doprawiając solą i pieprzem do smaku (a dla amatorów również odrobiną cukru).
Jeśli makaron jest już gotowy, odcedzić, przełożyć do patelni z sosem i wymieszać. Od razu podawać.
Komentarze
Dla mnie jednym z szybkich i prostych dań są wszelakie tarty na słono, na dodatek pozwalają w bardzo smaczny sposób zagospodarować różne resztki z lodówki.
Można do nich wykorzystać gotowe kruche ciasto lub zrobić takie ciasto samemu. Basia, a uprzednio Piotr podawali już niejednokrotnie na nie przepis.
Do farszu można użyć dowolnych, uprzednio ugotowanych warzyw-cukinii, bakłażana, szparagów, kalafiora, brokułów…Można dodać kawałki wysmażonego boczku, szynki, mięsa…Ciastem wylepić w formę do tarty, na nim ułożyć warzywa i/lub farsz mięsny, całość zalać 4 jajkami rozbełtanymi ze śmietaną i doprawionymi wedle upodobań. Zamiast śmietany używałam też mleka, dla dbających o linię również ok. Jeśli śmietana to małe opakowanie 180 g, wystarczy 12%. Piec w temp.180 o C ok. 30-40 minut, aż do momentu, kiedy zrumieni się z wierzchu, a ciasto odchodzi od formy.
Tarty, makarony, naleśniki itp mogę jeść nieustająco, o czym pisałam już ze sto piętnaście razy 😉
Święte słowa Basiu, sama niejednokrotnie poruszałam ten temat przy takiej czy innej okazji.
Z jednej strony doskonale, że na rynku pojawia się coraz więcej gotowych dań – w sytuacjach zaliczanych do podbramkowych, wybawiają gospodynię/gospodarza z kłopotu.
Z drugiej strony łatwość przygotowania czy raczej odgrzania dań gotowych rozgrzesza z kuchennych obowiązków posiłkami domowymi zwanych. Jeśli dodać do tego możliwość zamówienia obiadu* z dostawą do domu, to czym się tu martwić? Idea ta niejednemu przyświeca.
O następstwach takiego żywienia nie będę nawet wspominać. Alergię i jej podobne omawialiśmy nie tak dawno.
Świat prze na przód a my z nim. Kiedyś nie do pomyślenia było podanie domownikom klusek kupnych. Obecnie raczej rzadki przypadek by robić je w domu. Nawet posiadanie maszynki do takowych nie pomaga. Nie mówię – wcale – lecz sporadycznie.
Osobiście gdy mam czas robię kluski domowe (ww maszynka), suszę i wkładam do hermetycznego pudła. Lecz na co dzień używam kupne.
Nie uniknie się „nowego”.
czasem kiedy przymknę oczy
widok straszny nie zaskoczy
dwie pastylki na serwetce
obok woda w ciut-butelce
czym jest chora? czym na diecie?
o tym zaraz się dowiecie:
przyszłościwe to widziadło
jakie znowu na mnie spadło
miast mięsiwa i różności
pigułka w domach zagości
*kebab, pizza, sushi (jeśli toś może to nazwać obiadem) oraz obiady domowe; koszty, jako że o pieniądzach ponoć się nie rozmawia, pomijam milczeniem
Przepisy? Służę uprzejmie.
1.) Jajka w sosie chrzanowym z ziemniakami z wody:
• ugotowane na twardo jajka (liczba zależy od ilości domowników)
• sos chrzanowy (przepisu chyba nie muszę podawać)
• ziemniaki
Do sosu chrzanowego wkładamy całe jajka i podgrzewamy. Podajemy z ziemniakami z wody.
2.) Kotlety ziemniaczane z sosem pieczarkowym (na dwie – trzy osoby)
• 80 dkg ziemniaków
• 1 łyżka mąki ziemniaczanej
• bułka tarta
• 1 jajko
• sól, pieprz
• olej do smażenia
• natka pietruszki
Sos pieczarkowy
• 25 dkg pieczarek
• 1 mała cebula
• 2 łyżki masła
• 2 szklanki wody
• kostka bulionu wołoweg
• 1-2 łyżki maki
• śmietana
Pokrojoną cebulę i pieczarki wrzucamy do garnka z rozpuszczonym masłem, chwilę dusimy i zalewamy wodą dodając kostkę bulionu wołowego. Dusimy na małym ogniu pod koniec dodając rozrobioną z gorącym wywarem i śmietaną mąkę. Doprawiamy solą i pieprzem
Ugotowne w łupinach ziemniaki studzimy, zdejmujemy skórkę (zanurzenie w zimnej wodzie znacznie ułatwia ten proces) przepuszczamy przez praskę lub ubijamy tłuczkiem do ziemniaków. Doprawiamy solą i pieprzem, wbijamy jajko, dodajemy mąkę i wyrabiamy ciasto. Dzielimy na porcje (4 duże lub 6 małych), formujemy podłużne kotlety, obtaczamy w bułce tartej i smażymy na złoty kolor. Uwaga – ciasto będzie luźne lecz dzięki ograniczeniu mąki kotlety będą delikatne i pulchne.
Kotlety ziemniaczane układamy na talerzach, obok sos jaki można posypać siekaną natką pietruszki (jak kto lubi).
Przygotowanie dania około 30 minut.
Echidno-bardzo smakowite te Twoje przepisy. Jajka w sosie chrzanowym jakby trochę zapomniane w ostatnich czasach, a proste, jak drut 😉 Można jeszcze posypać świeżym koperkiem i na wiosnę, jak znalazł.
U mnie najszybszy posiłek to makaron/ryż, w czasie gdy się gotują, wrzucam do osobnego garnka z grubym dnem: cebulę posiekaną w piórka, czosnek, jak się zeszklą, kolejno dodaję paprykę świeżą, pokrojoną z grubsza, następnie cukinię też w większą kostkę, na koniec pomidor bez skórki świeży, albo w kawałkach z puszki. Doprawiam na ostro, i gotowe. Cały proces trwa tyle co gotowanie makaronu czy ryżu (od chwili nastawienia wody). Jesienią, jak są już kabaczki, to dorzucam je zamiast cukinii. Oczywiście można dodac do smaku jakieś skrawki szynki, czy kiełbasy, wg upodobań, no i oczywiście zieloną natkę, koperek, czy kolendrę. Takie danie można jeść na gorąco, ale i na zimno smakuje.
Ale tarty o których wyżej Danuśka, też uwielbiam i też uważam je za świetny awaryjny, ale i atrakcyjny sposób. Lubię programy kulinarne propagujące kuchnię szybką, a zdrową. Prekursorką dla mnie w tej dziedzinie była Rachael Ray, a ostatnio z przyjemnością oglądam tego Jamiego, zwłaszcza jego pomysłowośc i fantazję 🙂
Też lubię jajka w sosie chrzanowym, ale wywołałyście wspomnienie smaku jajek faszerowanych, które uwielbiam, trochę z nimi roboty, ale nie tak znowu za wiele 🙂
A propos jajek przypomniało się, że kuzynka Magda robi znakomite jajka na miękko zapiekane w sosie szpinakowym. Robota teoretycznie nie jest wielka, ani skomplikowana, ale spróbujcie obrać ze skorupki całe jajko na miękko nie uszkadzając tego delikatnego towaru.
Bardzo szybkim daniem z jajek są niewątpliwie omlety, które można zrobić z bardzo wieloma dodatkami na słono, na ostro, czy na słodko.
Wczoraj na cienki sznycel cielecy polozylam plaster szynki z Parmy, patyczkiem przymocowalam listek szalwii, obtoczylam lekko maka i podsmazylam na patelni na oleju z oliwek. Po 5 minutach wlalam kieliszek bialego wina i dolozylam troche solonego masla. Po 10 minutach danie bylo gotowe. Jak mieso dusilo sie na patelni nastawilam kluski i obiad w 30 min. byl gotowy.
Danuśka – zamiast gotować w skorupce, można jajko wbić w miseczkę wyłożoną folią spożywczą (wypełniającą kształt miseczki), pozostawiony naddatek folii delikatnie zakręcić zostawiając nieco przestrzeni pomiędzy jajkiem i zapięciem, spiąć plastikowym klipsem (spożywczym) i włożyć do garnka z wrzątkiem. Gotować od 3 do 4 minut.
Tak ugotowane jajko można na sposób kuzynki Magdy zapiec, dołożyć jako dodatek do sałatki z „zieleniną” wszelaką, ułożyć na plastrach mięsa, grzance czy po prostu samodzielnie na talerzyku.
Mam kilka przepisów na szybkie przygotowanie obiadu, ale podam już jutro. Teraz ślipka mam „zapluszczone” (Konopielka), pora spać.
Jedno jest niewątpliwie ważne i ma wpływ na czas przygotowania dań: kolejność w przygotowaniu potrawy/aw. To co najdłużej gotujemy nastawiamy najpierw, w międzyczasie przygotowujemy resztę. Znana wszem i wobec prawda, jaką często ignorujemy.
Zapomniałam dodać
Klipsy takie
https://sklep.technica.pl/akcesoria-do-pojemnikow/klipsy-zaciskowe-do-torebek-spozywczych-contacto-7557-020
a ja się nie posiada, zawiązać sznureczkiem (byle nie na supełek)
Chłe chłe chłe…Zamiast eleganckich klipsów zaciskowych używam plastikowych i drewnianych spinaczy do bielizny, te plastikowe występują w różnych kolorach 😉
Ale nie do gotowania – tylko do „zapinania” różnych toreb i torebek, w których coś jest napoczęte.
Leje i jest paskudnie, gdyby nie kolory – to listopadowo byłoby.
Zasłyszane w „Trójce”-wypowiedź słuchacza:
„Ja nie jestem zupa pomidorowa i nie wszyscy muszą mnie lubić” (w trakcie dyskusji o tym, czy znamy i czy lubimy naszych sąsiadów).
Alicjo-kolorowe spinacze do bielizny są też w użyciu w mojej kuchni 🙂
Echidno-dzięki za podpowiedź, ale wyznam Ci w zaufaniu, iż czyniłam już różne próby gotowania jajek na miękko bez skorupki i naprawdę nie mam się czym chwalić 🙁 Ja wiem, że to są w zasadzie proste sposoby, ale widać jestem mało zdolna, albo nawet upośledzona 😳
W mojej też (te spinacze), choć parę pokazanych przez Echidnę też mam, jak są „zajęte” wykorzystuję te od prania. Oczywiście żadne z nich do gotowania, bo najlepiej sprawdza się sznureczek, jak do związywania schabu np.
Nie spotkałam nikogo kto nie lubi pomidorowej, no chyba że chodzi o frakcję z makaronem czy z ryżem, a niektórzy czystą 🙂
Moja Mama w dzieciństwie nie lubiła pomidorów, ale potem jej przeszło. Od kiedy sięgam pamięcią, to jadła wszystko i na dodatek z ogromną przyjemnością 🙂
Mam też za sobą czas nielubienia pomidorów i cebuli, występujących często w parze w sałatce. Ale zupa pomidorowa to przysmak od zawsze 🙂 Jedynie do śledzi nie przekonałam się, no taki feler.
Pokazały się peonie…
Warszawa da się lubić? Zdecydowanie, jak dla mnie.
Trochę nie pasuje mi „z buta po Warszawie”, bo brzmi to brzydko i niezachęcająco (dla mnie).
http://metrowarszawa.gazeta.pl/metrowarszawa/1,141635,17808992,Na_ich_spacery_przychodzi_nawet_150_osob___Krew__mieso_.html
Pamiętacie piosenkę „Warszawa da się lubić”?… I w ogóle, i w szczególe, i pod każdem innem względem…
Oraz oczywiście „jak przygoda to tylko w Warszawie…”. Mało znam stolicę, zaledwie 2 razy byłam po kilka dni – ale podoba mi się.
Niech żyją pomidory, nawet bez względu na porę roku , niech żyją!!!
Moje pierwsze danie w kingstońskim barze przymotelowym to była zupa pomidorowa, jakiej nigdy przedtem i potem nie jadłam.
Pan właściciel motelu (Czech) i baru przy mnie otworzył puszkę, podgrzał zawartość, wylał na talerz i podał mi do tego jakieś słone ciasteczka na zagryzkę. Wodnista zupa pomidorowa czysta! Czysta to może być wódka, a nie zupa pomidorowa 👿
Pomidorowa moja to bogata w warzywa zupa na rosole lub jakiejś kurzej łapie względnie innym mięsie, zabielana śmietaną, obojętne mi, czy ryż, czy makaron! Sok z pomidorów to ja sobie wypiję przy innej okazji, można nawet zaszaleć i dodać kieliszek czystej, będzie „Krwawa Mary” 😉
Szybki obiad dla mnie to zwyczajne placki ziemniaczane – produkty prawie zawsze są w domu. Kilka obranych ziemniaków utrzeć razem z cebulą (masa zachowa piękny, zółty kolor) jakimś robotem, ze 3 jajka, dyżurne.
Jak towarzystwo gotowe, zaczynam smażyć na oleju, naprawdę małe placuszki z jednej dość kopiatej łyżki, Kiedy są rumiane, odkładam na talerz wyścielony papierem ręcznikowym (lub ręcznikiem papierowym) dla odsączenia tłuszczu. Można z cukrem (za moich dziecięcych lat zawsze!), można z kwaśną śmietaną albo czym tam jeszcze (gulasz!). Jemy prosto z patelni, bo ja smażąc podjadam. Elegancko to nie jest, ale szybko, wykwintnie też można z gulaszem, z sosem majonezowo-jogurtowym i krewetkami…
Do popicia maślanka 🙂
A u nas byl sledz.
Tez szybkie danie, bo do szczescia tylko jeszcze potrzebne mlode kartofelki w mundurkach. Sledz jednak o tyle tylko szybki, ze zrobiony pare dni wczesniej i juz gotowy. Kiedy siedze do poludnia przy stole i ogladam telewizje, to chce mi sie dlubac przy przeroznych salatkach. Moj sledz to matias z folii, waga ok. 250 g, pol litra chudego jogurtu, dwa ogoreczki konserwowe, cwiartke jablka, szalotka i – to jasne – listek, ziele i pieprz. Soli nie trzeba. Mlody koperek na wierzch bardzo wskazany!
Dyzurna u nas jest tez salatka owocowa. Z tego co jest, a jest tego zwykle piec, sesc roznosci.
Jajka na miekko bez skorupki?
Cwiczylismy to kiedys z powodzeniem, bo pisano tu o tym. W garnku na zupe zagotowac sporo wody, po zagotowaniu schlodzic o tyle, aby juz nie bylo bulgotu i zamieszac lyzka tak, aby powstal wir. W ten wir wlewac jajka, pojedynczo ze szklanek, bo to spokojniej i pod kontrola. Mozna wiecej na raz, lecz nie ma sensu wiecej niz dwa, jedno po drugim, bo trzeba tez napedzac wir wodny, bo to on formuje i zapewnia (jako tako) wrzecionowaty ksztalt jajka.
A…, zaleca sie wlac do wody troche octu
Sprobujcie kiedys, wspaniala zabawa!
Pepegor, działa komputer, widzę 🙂
Szybkie dania (w 20 minut) opanował Jerzor i często gotuje, bardzo mu przypadł do serca garnek na ryż.
Ten garnek bardzo się przydaje, bo odpowiadając na dzisiejsze pytanie – nie zawsze lubię gotować. Gdybym musiała codziennie, to pewnie bym się targnęła… Na szczęście dla dwojga nie musi być codziennie wykwintny obiad z 2 dań + deser.
Jerzor rozkrusza kostkę rosołową w 2 szklankach wody, do tego szklanka ryżu, kapkę soli. Nastawia i to-to pyrkoli ok.10 minut – w czasie których kroi warzywa – papryka, por, seler naciowy w grubszych plasterkach, czosnek, pieczarki w kawałkach.
Wrzuca to do już na wpół ugotowanego ryżu, miesza i zamyka gar, całość dochodzi mniej więcej po następnych 10 minutach.
Warzywa są na wpół ugotowane (nie lubimy ugotowanych na śmierć!).
Do tego ostre sosy indyjskie, kupne, jest tego do wyboru, większość na bazie curry. Do sosu, osobno podgrzanego, można dodać małe krewetki, kawałki kurczaka albo innych mięs..
Owca syta i wilk cały, nie mam pretensji o kupny sos, są naprawdę dobre.
Zdaje mi się, że wszyscy lubimy gotować, jeśli nie musimy robić tego codziennie 🙂
Jeśli chodzi o kulinarne programy tv czy książkowe wydawnictwa (zwłaszcza!) to chyba jest trend ogólnoświatowy. Gdzie bym nie była, kulinaria są szeroko reprezentowane w księgarniach, książki zaś bardzo smakowicie ilustrowane pięknymi zdjęciami.
Policzyłam moje książki kulinarne oraz w temacie ziół etc.
57 pozycji 😯
Dobry wieczor,
Moj awaryjny obiad to makaron/ kopytka z szalwia. Proste i szybkie. Makaron do wrzatku. Rozpuscic i podgrzac na patelni maslo. Wyjsc do ogrodka, zerwac 8-10 listkow szalwi. Wrzucic do masla, zamieszac, zdjac z gazu. Wycisnac do patelni sok z polowki cytryny. Odcedzic makaron, przelozyc do sosu, delikatnie wymieszac. Posypac (niekoniecznie) parmezanem/ bursztynem, podawac. Szalwia w masle nabiera wysmienitego, orzechowego smaku.
Mam tani patent. Gnocci gotuje się 3 min. W tym czasie znajduję w lodówce przeróżne resztki i mięsne i jarskie. W ostateczności jajka lub – plus jajka. Hotowe! A teraz zdradzę dlaczego gnocci. Znalazłem miejsce gdzie paczka (porcja na 3,4 osoby) kosztuje dolara! Cracoviensis sum… 🙂
Bywali pisują gnocchi…
Nie podam oryginalnych przepisów. Mój najszybszy obiad to też makaron, przepis podobny do przepisu pana Piotra, ale zamiast tuńczyka dodaję paski szynki, pieczarki lub cukinię. Latem używam świeże pomidory, zimą te z puszki lub przecier.
Szybkim daniem są też nasze tradycyjne pyry z gzikiem 🙂 Młode ziemniaki gotują się szybko, w tym czasie przygotowujemy gzik. Popijamy zimną maślanką.
Gdy byłam nastolatką sprzedawano kartki z sentencjami 😉 Pamiętam jedną z nich – dwoje dzieci siedzących nad rzeką i patrzących w tym samym kierunku i napis: „kochać to znaczy patrzeć w tym samym kierunku” 😀 https://goo.gl/photos/J5cwCEbCRmkdEAB46
Z poradnika „Przysmaczki polskiej kuchni” z 1850 r. przepis na szybki, wtorkowy obiad 🙂 Pisownia oryginalna:
„Bewstyk w pięć minut.
Ażeby przyrządzić tę potrawę potrzeba najprzód przysposobić talerz drobniutko siekanej cebuli i talerz miałko tartego chleba.
Następnie, dobrze wyżyłowaną polędwicę pokrajać w płatki grubości palca i takowe w rostopionym maśle ułożyć na patelni – a gdy się zrumienią zasypać przysposobioną cebulą – później wszystko przewrócić i pokryć tartym chlebem, a po chwili smażenia dać na stół.”
Piątkowy obiad: też pisownia oryginalna
„Śledzie w śmietanie
Gdy świeżą kruszoną bułką wypełni się pułmisek ( 😉 ) układają się na nim śledzie dobrze wymoczone w kształcie płynących, a następnie zalanych śmietaną kwaśną, stawia się do pieca gorącego, a gdy się zwierzchu zarumienią mogą być dane do stołu.”
A na niedzielny deser:
„Jabłka po królewsku
W miarę przybyłych i już będących osób, potrzeba wziąć zdrowych i niezepsutych jabłek, a otarłszy je z kurzu upiec z ruzczkami na brytwanie, później ułożyć takowe na na półmisku (tym razem było „ó” 🙂 ) i zalać słodką śmietanką, zagotowaną z cukrem, cynamonem, migdałami i drobnemi rodzenkami.”
W okresie międzywojennym też już zachęcano do jadania w restauracjach zamiast gotowania w domu.
Ulotka reklamowa z tego okresu (po 1924 r. ponieważ ceny są podane w złotych).
„UWAGA
Precz z prywatną kuchnią
kiedy możecie dostać w nowej otworzonej kawiarni
przy ul. Karmelickiej 18 front
śniadanie i kolacje
jajecznica z 2-ch jajek, 2 kawałki śledzia, porcje masła, 2 bułki, chleb i kawa tylko za zł 1,10
Obiad reklamowy z chlebem za zł 1,20
z piwem lub kompot zł 1,35
również różne mięsa z jarzynkami a mianowicie: kotlety cielęce, rosołowe mięso, duszone mięso, mostek, pieczeń cielęca, kotlety zrazy, wątróbki, flaki z kiszką, farfelki z kiszką, nóżki cielęce, czulent, kura, kaczki i gęsiny porcja tylko 70 gr. z piwem lub kompot 85 gr.
Piwo szklanka 20 gr., herbata z cytryną 15 gr. mleko lub kawa 20 gr. kakao 35 gr.
Przy bufecie różne zakąski
Po cenach konkurencyjnych
Uwaga: 1/4 kura czyli kaczki zł 1,20 1/8 gęsiny zł 1,25
dostarczam do domu. Całodzienne utrzymanie zł 3,50
Pamiętajcie adres Karmelicka 18 front”
Dzień dobry 🙂
kawa
Alicjo-określenie „z buta” może rzeczywiście nie najszczęśliwsze, ale informacje wycieczkach po Warszawie bardzo ciekawe. Przestudiowałam wszystko dokładnie przeskakując na kolejne strony. Ładna pogoda sprzyja spacerom i na pewno skorzystam z jakiejś propozycji. Zwiedzałam już zresztą z przewodnikiem Pragę oraz Powiśle i bardzo mi się to podobało, odkrywasz na nowo swoje miasto.
Dziękuję Ci zatem za ten sznureczek 🙂
Jolly Rogers-nie dalej jak w minionym tygodniu miałyśmy okazję docenić wraz z kuzynką Magdą smak masła szałwiowego-polano nim raviolo w „Mące i Wodzie”. Ten patent bardzo nam przypadł do gustu.
Asiu-Twoje cytaty, jak zwykle, wyborne!
Mój szybki obiad to makaron lub ryż z warzywami. Przygotowuje to podobnie jak Salsa wiec nie będę powtarzać bo nie napisałabym tego tak zgrabnie jak ona 🙂 No i warzywne tarty, do których staram sie mieć zawsze gotowe ciasto w zamrażalniku.
Salso, dzieki za Rachael Ray, nie słyszałam o niej przedtem.
Asiu, odnajdujesz wspaniałe dawne teksty, czyta sie je z wielka przyjemnością.
Balagan z patelni wygrywa chyba (?) konkurs na szybkie danie. Szkoda, że autorka tego określenia Haneczka już się u nas się nie udziela, a Pyra, która też często o nim pisała
„bałagani” już tylko na chmurce 🙁
Bałagan to rzeczywiście proste i szybkie danie, ale nie wiem czy ma polski rodowód. Bardzo mi przypomina dania dalekowschodnie.
Oglądałam niedawno film o Friedzie Caplan, która uczyła Amerykanów jeść kiwi w latach pięćdziesiątych, a potem wprowadziła na ich rynek dziesiątki innych warzyw i owoców. Aż trudno mi uwierzyć, że Amerykanie ich nie znali …
Dzień Dobry!
Też oglądałem film o Friedzie.
Od czasów Friedzi Caplan upłynęło trochę czasu ale ze znajomością warzyw i owoców u Amerykanów nadal cienko. Szczególnie u dzieci.
Na półkach w mega hipermarketach jest wszystko i to z całego świata. Tylko jak to jeść? Niestety zaczynamy się błyskawicznie amerykanizować. Jak mam wolną chwilę zaglądam do amerykańskiego portalu nieruchomości na sprzedaż Zillow gdzie można podejrzeć domy na sprzedaż. NIGDZIE nie widziałem ogródków warzywnych i posadzonych owocowych drzew. Czasem trafi się przydomowa mała szklarenka ale grządek jakie znaliśmy dotąd z europejskich domów nie ma . Wszędzie za to są wypielęgnowane trawniki i krzewy ozdobne, którymi najczęściej zaczynają opiekować się profesjonalne firmy ogrodnicze. Niestety zwyczaj przydomowych ogródków zaczyna zanikać i u nas. Na mojej ulicy na 27 domów warzywa uprawia kilka osób. Reszta posadziła w równych rzędach tuje i iglaki i zasiała trawę.
Danuśka – to nie tylko o konkurs chodzi, tak myślę, ale wzbogacenie wiedzy kuchennej lub przypomnienie potraw tzw szybkich, a zrobionych w domu.
Szybkie danie mięsne w oparciu o włoski przepis (the food of Italy):
Kotlety wieprzowe lub cielęce – przepis na cztery osoby
• 4 kotlety schabu bez kości lub cielęce
• mąka do oprószenie mięsa
• sól
• 1 łyżka oliwki
• 2 łyżki masła
• szklana wywaru z kurczaka lub wody z kostką rosołu z kurczaka
• pół szkanki białego wina wytrawnego (ja daję nieco mniej)
• 2-3 łyżeczki soku z cytryny
• 2 łyżeczki od herbaty kaparów
• pietruszka do posypanie dania
• plus ziemniaki z wody jako dodatek
Obrane ziemniaki nastawić na gotowanie i dopiero potem przygotować mięso.
Kotlety cienko rozbić pomiędzy dwoma kawałkami foli spożywczej i oprószyć solą i mąką; na patelni rozgrzać oliwkę i masło, na których smażyć mięso z obu stron – ok. 2 min po każdej stronie – zmniejszając ogień do średniego, zdjąć z patelni i odstawić; do pozostałego na patelni tłuszczu dolać wino i gotować chwilę aż wino odparuje, dolać wywar, gotować na dużym ogniu, do zredukowania płynu (4 -5 min); dodać sok z cytryny oraz kapary, a po chwili kotlety; gotować na średnim ogniu około minuty, wyłożyć na talerze i posypać świeżą, siekaną pietruszką. Podawać z ziemniakami z wody.
Szybko, inaczej i bardzo smacznie
oczywiście szklanka wywaru
Już pisałam o tym niejeden raz – choćby krzaczek porzeczek, jeśli nie ma miejsca na drzewo owocowe…natomiast można często widzieć ozdobne „crab apple”, z których najczęściej się nic nie robi, kwiaty dla pszczółek, a owoce dla ptaków. Rozgrzeszam ogródki przed domem, ale za?! U mnie z braku warunków są przynajmniej porzeczki.
Warzywny ogródek miał Helmut, nasz krajan niemiecki, ale już nie może uprawiać, nie ma sił. A w Polsce…to, co Nowy pisze – po pomidory idzie się do sklepu, a w miejscu dawnego warzywniaka pyszni się trawnik i ozdobne iglaki. I nie daj Boże, żeby tam jak za dawnych lat jakaś szczęśliwa kura spacerowała.
Alino 🙂 do Rachael dodałabym jeszcze Inę Gaarten – Amerykankę zakochaną w kuchni francuskiej i Giadę de Laurentis, również Amerykankę, ale sławiącą kuchnię włoską, zgodnie ze swymi włoskimi korzeniami. Lubiłam ich programy kulinarne, a szczególnie Iny G. za klimat towarzyszący gotowaniu, jej ogród i gustowne wnętrza. Iny programy były także nadawane w naszej tv, a i Giada pojawiła się ostatnio. Ona właśnie w jednym z programów gotowała gniocchi z masłem tymiankowym, albo szałwiowym, już nie pomnę 🙂
A tu troszkę o kuchni amerykańskiej, tak często u nas krytykowanej. Moim skromnym zdaniem niesłusznie, trochę jej posmakowałam i wrażenia mam nieco odmienne, bo takich ilości sałat i jarzyn dodawanych do dań mięsnych czy ryb nie spotkałam nigdzie 🙂
http://www.logo24.pl/Logo24/1,125390,7251047,Ziemia_obiecana___kuchnia_amerykanska.html
U mnie też był dziś obiad prawie błyskawiczny, bo wróciliśmy w domowe pielesze. Proponowałam kalafior, jajka sadzone i kefir, ale przeważyły placki ziemniaczane. Jutro zaś będą gołąbki z zamrażalnika.
Po kilku dniach jedzenia poza domem jestem stęskniona za domowym jedzeniem.
W Łebie jest wiele miejsc, gdzie można zjeść obiad, ale oferowane są typowe restauracyjne dania typu dorsz z frytkami/ziemniakami i surówki / niedoprawione/. Na szczęście były zupy rybne, ale średnio mi smakowały. No i porcje były o wielkości dla normalnych ludzi, a nie dla żarłoków, jak to było w Szklarskiej Porębie. Tu były też porcje dla dzieci, wcale zresztą nie takie małe.
Pamiętacie jadłospisy tygodniowe ? Nawet Piotr i Pani Barbara mieli je na swojej stronie internetowej.
Klipsy biurowe takie jak poniżej mają wszechstronne zastosowanie. Używam ich do zamykania wszelkiego rodzaju otwartych opakowań. https://www.google.pl/search?q=klipsy+biurowe&tbm=isch&imgil=REMl_5jZW-ijjM%253A%253BQVJaaugl50IVXM%253Bhttp%25253A%25252F%25252Fe-jtp.com.pl%25252Fklipsy-biurowe-19-mm-p-1495.html&source=iu&pf=m&fir=REMl_5jZW-ijjM%253A%252CQVJaaugl50IVXM%252C_&usg=__Na4gY2Bqpi2JB6WguLqeGqB-UTk%3D&ved=0ahUKEwi-pv6G1JrUAhXFbxQKHZhIDjUQyjcIrQE&ei=Uv0uWb61DMXfUZiRuagD&biw=1103&bih=517&dpr=1.45#imgrc=REMl_5jZW-ijjM:&spf=1496251885602
Takich klipsów biurowych używam przy wykładaniu papierem foremek do pieczenia. Zawsze mam z tym wykładaniem problem, mimo że często piekę i za każdym razem próbuję wymyślić jakiś genialny sposób radzenia sobie, to historia powtarza się…
Sezon wiosenno-letni sprzyja szybkim obiadom. Kto ma ochotę spędzać długie godziny w kuchni, kiedy słońce za oknem, a temperatura w okolicach 30 stopni? Poza tym na straganach młode ziemniaki, szparagi, kalafiory, czy też fasolka szparagowa. Powoli pojawia się bób, a pomidory i ogórki tanieją. Żyć nie umierać i gotować jedynie słuszne szybkie obiady 🙂
Tęsknię Danusiu za bobem. Tutaj jest, ale tylko mrożony i jakiś dziwny, bo jak się go ugotuje, to paskudztwo!
Wszyscy namawiają na jajka. Dzisiaj na lunch był omlet z młodym szpinakiem w obecności cebulki, sera amiszowskiego typu Blue, Pecorino Romano, gałki i dyżurnych.
Salsa,
Jak to milo, ze napisalas na temat menu w US na podstawie wlasnego doswiadczenia, a nie na podstawie jezdzenia po internecie.
Misiu i wiekszosc osob na blogach polityka.pl pisze o US na podstawie czytania internetu i na zasadzie “ja swoje wiem”. Kleofas okreslil te grupe ludzi na blogu En Passant, cytuje: “Ze wzruszeniem kibicuję blogowym ekspertom. Najbardziej rozczulają mnie specjaliści od Ameryki. To jest elita!”
Misiu, zamiast ogladac ceny i zdjecia prywatnych posiadlosci, zajrzyj do menu restauracji. Tam znajdziesz informacje, co jest serwowane w restauracjach. Natomiast jesli chcesz wiedziec, co jemy w domu, to po prostu zapytaj.
Wiele osob zamieszkalych w US juz dawno uciekly z tych blogow uduszeni przez „elite”, ale moze ktos jeszcze sie znajdzie.
Za chwile ktos zlosliwy poda przyklad restauracji, gdzie jest malo warzyw. I bardzo dobrze, kiedy przyjedziecie do US bedziecie wiedzieli jakich miejsc unikac.
Jesli zajrzycie do menu restauracji, to zwroccie uwage, ze warzywa jesli nie sa serwowane surowe, to sa pieczone (roasted), nie gotowane. Sprobujcie pieczone plastry slodkiej cebuli. Mniam.
Jesli chodzi o ogrody. Wiele osob, ktore maja na to czas uprawiaja w ogrodzie warzywa. Nie marchew, ani cebule. To kupujemy u farmera. W ogrodach przy domu uprawiamy dynie przewaznie dla ozdoby ogrodu jesienia, „squash”, szczegolnie pattypan, spaghetti i butternut, ktore wygladaja i smakuje wysmienicie. Karczochy, zielone szparagi, o ktorych niedawno pisalam, czerwona papryke (bell pepper) i oczywiscie rozne ziola, przyprawy i drzewa owocowe.
Cichalku drogi – „przeprowadz” sie do Ameryki. Tam kupisz swiezy bób i wiele innych smakolykow, ktorych „nie ma”. 🙂
Jestem Ameryce przez ponad ćwierć wieku. Jestem już wystarczająco dorosły i wiem co piszę. Czy żyłaś dłużej w NY? Jesteś ponad 3K mil dalej i zaręczam, że Wasz akcent jest nieco inny niż tutaj. Nie ma kuchni amerykańskiej, chyba, że myślisz o sieci Mac Donald’s albo Burger King. Inaczej się je w Luizjanie a inaczej w Waszyngtonie. Mówię o domach a nie restauracjach. To jest duuuży kraj…
Cichal,
Masz racje. To jest duzy i bardzo zroznicowany kraj. Podobnie jak menu.
Salso , spróbuj lekko zwilżyć papier do pieczenia i dopiero wówczas wkładać do foremki . Lekko wilgotny jest elastyczniejszy .
Małgorzato, dzięki, spróbuję Twojej metody 🙂
hallo Orca, nie, nie goscilem w zadnym usa domu i nie widzialem co tam gotuja.
z tego co piszesz, to tam nie gotuja 🙁 , lecz wszystko piecza 😛 i mnie wcale to juz nie dziwi, ze tych us obywateli, ktorych w europie spotykam, wygladaja tak dobrze, ze mozna smialo powiedziec, ze nadaja sie juz tylko do pieczenia 😛 , jak w sam raz 🙂
czas najwyzszy, by na wszelkie loty, ceny biletow lotniczych uzaleznione byly od wagi ludzia.
koniec placenia za miejsce!!!
srednio us ludz jest ciezszy o ponad 30kg ( to tyle ile moj sprzet sortowy ktory lata ze mna) niz ja. i mnie za ta nadwage slono kasuja. z lotu na lot coraz wiecej 😛
do dupy z ta demokracja, ze placi sie za miejsce w samolocie.
________________
dalo dzis niezle czadu na zachodnim wybrzezu ” polskiego morza ”, w okolicach zatoki pomorskiej, dalo czadu 🙂 chciaz cos dobrego tutaj 🙂 od czasu do czasu
„Ekspert” od Ameryki czy Kanady powinien bardzo dobrze znać wszelkie obyczaje tych krajów, a przecież nie da się ogarnąć tych krajów i ocenić jednoznacznie.
Dla mnie prawdziwe amerykańskie i kanadyjskie jedzenie to bez wątpienia steki i indyki, które to indyki przyrządza się dwa razy w roku musowo – święta bożonarodzeniowe i święta dziękczynienia.
Poza tym indyk występuje częściej na stole z okazji większych zebrań rodzinnych, bo swoje waży, można go zrobić dla wielu gości.
Cała reszta to mieszanina z całego świata, bo przecież ludzie mieszkający na tym kontynencie przybyli i przybywają z całego świata. Wszelkie smaki się mieszają i to jest ten „amerykański bałagan na patelni”, który naprawdę zawiera wszelkie kuchnie świata. Narzekamy na fast-foody, ale to zbawienna rzecz dla ciągle wędrujących ludzi – tam z głodu nie zginiesz i też znajdziesz coś dla siebie, nie musi być od razu hamburger czy inny hot-dog, kto jeździ, to widzi te zmiany na lepsze i w fast foodach.
Szaraku,
od jakiegoś już czasu podnosi się w mediach sprawę osób ze sporą nadwagą. Także i to, że powinny płacić więcej i żeby była stosowna ilość większych foteli – przecież są takie możliwości…
Tymczasem ja, dosyć często latająca stwierdzam, że fotele jakimś dziwnym trafem ulegają skurczeniu. Na mój wzrost i wagę jestem osobą wg wszelkich standardów typową. I coraz ciaśniej mi w tych lotniczych fotelach. Jak lecimy razem z Jerzorem, to wykombinujemy sobie jakiś względny komfort. Wysiedzieć 8 godzin w takim samolocie nie należy do przyjemności, a kręcić się między fotelami też nie należy, gdy nie jest to absolutnie konieczne.
Ale to „ciężka” sprawa, dyskryminacja ze względu na wagę 🙄
Myślę, że i w USA i w Polsce i w wielu innych krajach są ludzie, którzy z zapałem gotują, uprawiają warzywa w ogródkach, sadzą drzewa owocowe i są tacy, którzy jedzą głównie w barach czy restauracjach lub kupują gotowe dania. W Polsce wcześniej z tym gotowaniem też różnie bywało. Z opowieści mojej mamy wiem, że wiele jej biurowych koleżanek nie gotowało obiadów lecz kupowało na wynos w barze mlecznym (lata 80-te). Albo opowiadały, że gotują dla męża i dzieci zupę na trzy dni, a same przynosiły sobie z pobliskiego baru lub restauracji jakieś smaczne dania i jadły w pracy. 🙂 Jeżeli w domu była babcia, to obiady były codziennie gotowane i menu bardziej urozmaicone.
Znam osoby, które uprawiają warzywa w ogródkach i na działce. I są to również osoby młode. Jest ich coraz więcej. Oczywiście nadal królują trawniki, tuje i kwiaty.
Moi rodzice podziwiają uprawy na działce rodziców koleżanki mojej siostrzenicy. Piękne pomidory, ogórki i inne warzywa w równych rządkach. Ojciec dziewczynki jest szczęśliwy, kiedy może popracować na działce i zaraz po pracy biegnie sadzić, pielić, podlewać. Ale on może poświęcić na to cały swój wolny czas. Domem i dziećmi zajmuje się żona, która w ogrodzie lubi tylko wypoczywać 🙂 Niestety, wiele osób dojeżdża do pracy, wychodzą z domu o 6 rano, a wracają o godz. 19 lub 20, muszą posprzątać, wyprać, zająć się dziećmi.
Dzień dobry,
Wciąż wspominam przemiłą wizytę u państwa Cichalów. Jeszcze raz dzięki wielkie za gościnę.
Dostałem od Cichala trochę mąki żytniej, na żurek. Niestety nigdy sam nie robiłem, więc proszę blogowe Towarzystwo o kilka słów na ten temat. Coraz bardziej za mną „chodzi”.
Co do warzywnych ogródków we wschodniej części Stanów – spotyka się. Im bogatszy dom tym większe prawdopodobieństwo ogródka. Muszą w nim być pomidory, ogórki i wszelkie zioła. Sam niejednego talarka na takich ogródkach zarobiłem, więc wiem.
Czy lubię gotować? Dobre pytanie! Czasami lubię, nawet bardzo, ale często też ułatwiam sobie życie kupując w restauracjach na wynos, albo w małych sklepikach z żywnością, również na gorąco, zwanych tutaj „Deli”.
Co do tego jakie są żywieniowe różnice między wschodem i zachodem Stanów, albo południem i północą – nie wiem. Też tutaj jestem od 1985 roku, ale o jakiś zasadniczych różnicach w domowych jadłospisach, w kraju bez większych kulinarnych tradycji, bałbym się mówić. Przecież to zlepek wszystkich kultur i kuchni świata. To samo o akcencie – wiem, że takie różnice są, ale przy moim bardzo kiepskim słuchu są one dla mnie trudne do wykrycia lub wręcz nie do wychwycenia. Wiem że ja wciąż mam bardzo wyraźny nasz polski, lub jak wielu twierdzi, niemiecki akcent, którego z pewnością nigdy się nie pozbędę. Za późno, a i nie pracuję nad tym w ogóle.
Dzień dobry 🙂
kawa
Czy naprawdę lubimy głodować? — O! Od czasu do czasu uuuuwielbiamy. Ileż minutek się oszczędza w skali dnia, pieniędzy też nieco… Ileż lekkości powraca, jakież poczucie mocy (mogę wszystko, mind over matter forever (and ever 😆 )).
No i zdrowie czystofizyczne, i detoksykacja, wytłuczenie zalążków nowotworowych (prawią)…
Świderki z sosem rybnym (niekoniecznie tuńczykowym) wymyśliłam gdzieś na przełomie tysiącleci w Monachium. W 20 minut (włącznie ze spokojnym zjedzeniem) – 3 porcje. Dwie pozostałe odgrzewały się pod mikrofalowym grillem na tyle atrakcyjnie, że można było dwudziestominutowe „wpadki do domu” w kolejnych dniach poświecić na pokrojenie wielkiej misy surówki.
(Do tego sosu koniecznie dodaję pokrojonego korniszona – orzeźwia mile.)
Nieco inne sosy pasują wyśmienicie do gryczanej, jaglanej, kuskus; chyba wszyscy znają jęczmienne i pęczaki „po bosmańsku” – wszystko możliwe w kwadrans (czyli pół godziny ze spokojnym zjedzeniem), zwłaszcza, gdy się kaszę zaleje wodą poprzedniego wieczoru.
W upalne dni szkoda czasu (i wysiłku organizmu) na posiłek inny, niż sałata z przewagą surowizny, do tego feta, łosoś, krewetki, itp. I nawet pajda ciemnego chleba zbędna – potwierdził ostatnio mężczyzna trzydziestoletni 😎
Niedzielny wyzysk sobotnich kalorii imprezowych (nie, nikt nie głodował 🙄 ):
https://basiaacappella.wordpress.com/2017/05/31/koziarz/
…I ciekawostka – naj-najstarsze zbiory przepisów kulinarnych (pokąd nie wynurzą się jeszcze starsze) + ich ewolucja:
http://www.dailymail.co.uk/sciencetech/article-4560738/How-cookbooks-evolved-centuries.html
Z okazji Święta Dziecka wesoły tort:
https://lh4.googleusercontent.com/–h2mYqTqa5M/TXo1O4oS_9I/AAAAAAAAANA/Ng0FfRWWZPA/s1600/Maja.jpg
oraz stosowna piosenka:
https://www.youtube.com/watch?v=8pQalXmClNc
Blogowe babcie i dziadkowie szykują zapewne jakieś miłe niespodzianki dla swoich wnuków 🙂
Danuśko, poczułam się dzieckiem, zwłaszcza na widok tortu 🙂
A cappello, dzięki za kulinarną ciekawostkę. I pomyśleć, że duma nas rozpiera z powodu dostępności starych książek kucharskich (takich z początku ubiegłego wieku), a tu proszę, taaaaka historia 🙂
U mnie dzisiaj bukiet z młodych jarzyn i jogurt z czosnkiem i koperkiem. Też wszystko błyskawicznie gotowane i jeszcze szybciej pochłonięte 🙂 Na deser oczywiście truskawki!
Moje wnuczęta zjadą dopiero z początkiem lipca, więc świętowanie odkładam, więcej okazji się uzbiera. A towarzystwo miejscowe zalatane, więc fetowanie dopiero w sobotę 🙂
Kupiłam peonie, wczoraj, dzisiaj jeszcze kilka dokupiłam, co za kolor, a zapach…i w dodatku z przydomowego, warszawskiego ogródka 🙂
Nadziewana szyja żyrafy brzmi interesująco. Ciekawe czym?
Komputr mi się zbiesił, musiałam dać kopa…
Echidno,
czyżbyś nam sugerowała szybkie danie z dłuuuuuugiej szyi?
Taka ciekawostka:
http://magazyn-kuchnia.pl/magazyn-kuchnia/7,123978,21888527,kulinarne-oscary-rozdane-w-chinach-polskie-ksiazki.html#Czolka3Img
Salso-górą nasi 🙂 A na okładce jest czerwony barszcz, który to wzbudza wśród obcokrajowców mieszane uczucia, a często wręcz nieufność.
Danuśka 🙂 a tu jeszcze sznureczek do kulinarnego blogu pani Laureatki
http://www.kuchniokracja.hanami.pl/
Dzień Dziecka:
https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/220070/8a7ae0e6c1cb61fc98bbbaaed63d8fe5/
https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/213176/8a7ae0e6c1cb61fc98bbbaaed63d8fe5/
https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/95485/891d128cbba026d148a26ad342f0b94e/
Orca
Od lat podladam Ameryke za pomoca mojego okienka i nie chce udawac eksperta. USA maja jednak ogromny wplyw na reszte swiata. Dzieciaki jesli nie widza warzyw i owocow w ogrodku to pozniej nie maja zielonego pojecia co jedza i jak to sie nazywa. Jakis czas temu Jamie Olivier mia serie programw zrealizowanych w amerykanskich szkolach i niestety poziom wiedzy o jedzeniu byl bardzo niski. Niestety wraz z tempem zycia i coraz wiekszej ilosci dan gotowych dostepnych w sklepach umiejetnosci ludzi w gotowaniu drastycznie spadaja . Dotyczy to calego swiata. Troche poprawiaja smutna statystyke programy o gotowaniu ale z tego typu wiedza jest tak , ze szybko wpada jak i wypada z glowy. Rownie czesto zagladam na strony kulinarne amerykanskich gazet gdzie szukam wiedzy i inspiracji. Dzial kulinarny NYT nie ma sobie rownych.
Asiu, to pierwsze zdjęcie bardzo mi przypomina takie święta w szkole. Zwykle nie było lekcji, chodziliśmy gdzieś do parku.
Pamieci Okonia ktorego znalismy jak ksiezyc, z jednej jasniejszej strony
https://m.youtube.com/watch?v=bPlpxHhzSp0
Małgosiu – a dziewczynki tak odświętnie uczesane i ubrane w letnie sukienki. 🙂
Znalazłam takie zdjęcie: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/210542/891d128cbba026d148a26ad342f0b94e/ i musiałam sprawdzić gdzie leży ta wyspa, bo nigdy o niej nie słyszałam. Okazało się, że już nie istnieje: https://pl.wikipedia.org/wiki/Ada-Kaleh
Taka ciekawostka.
Ze starych czasopism:
„Gazeta Grudziądzka” 1913 r.
„Ostatnia wyspa turecka, położona na Dunaju, nazwiskiem Ada Kaleh została w poniedziałek zajęta przez rząd węgierski.Imieniem rządu węgierskiego dokonał zaboru wyspy nadżupan dr. Melop.
Wyspa ta dotychczas wolną była od podatku i poboru wojskowego. Ludność jej trudni się uprawą wina i kwiatów.”
Alicjo – a capella podała link do artykułu o pierwszych książkach kucharskich (Daily Mail).
W swoim wpisie, Carnivore z Chicago, nadmienia o rzymskiej książce kucharskiej „How to Feed a Crowd” (Jak nakarmić rzeszę ludzi), którą rozpoczyna przepis na nadziewaną szyję żyrafy.
Wszyscy lubimy czasem bawić się, jak dzieci 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=6PMhkemeQRg
Miłego nastroju przez cały dzień!
Salso 🙂
Echidno, nie przypuszczałam, że do tego tekściku (raczej ‚copy and paste’) ludzie dopiszą aż tak rozrywkowe komentarze 😀
Generalnie wcale nie trzeba „lubić gotować”, by odżywiać się zdrowo, właściwie, w sposób urozmaicony, nie za drogo, nie tracąc czasu, który na tyle różnych innych spraw i działań przydać się może. Po owocach ich poznacie: po zdrowiu i sylwetce* kucharza i bliskich, po energii, radości życia, itp.
O epidemii „gotowania na ekranie” i co z niej wyniknie pisywałam znajomym z UK. Prawie półtorej dekady temu:
Nie wprowadzonego w problem mogą zmylić cotygodniowe przeglądy najlepszych książek kucharskich w gazetach. Nadpodaż celebrity chefs na każdym możliwym kanale (Gary Rhodes, Delia Smith, Nigella Lawson, Jamie Oliver) również nie przekłada się na nawyki. (Jak o usportowieniu nie świadczy posiadanie koszulki Arsenalu, abonamentu na Highbury ani nawet rowerka treningowego w sypialni. A o znajomości angielskiego – najmniej nabywanie kursów, książek czy kaset). Zdaniem niektórych, wybuch ‘zarazy gotowania’ na szklanym ekranie (dekadę temu) tylko przyspieszył kryzys: Jak z każdym show, była znakomita zabawa; nieliczni odkryli przyjemność i relaksujaco-hobbystyczny aspekt naśladowania telewizyjnych idoli, ale większość pobudzonych smakowo-zapachowo wyobraźni zaczęła szukać instant gratification – najczęściej w eating out (drogo, ale nie dla wszystkich) albo w ready made food. Wytwórcy (nie wyłącznie mikrofalówek) tylko na to czekali…
https://basiaacappella1.wordpress.com/2008/08/04/obesity-2-the-people-and-their-habits/
Oraz
https://basiaacappella1.wordpress.com/2008/08/04/obesity-3-the-industry/
https://basiaacappella1.wordpress.com/2008/08/04/obesity-4-the-remedies/
Hmmm…
_____
*”ona dobrze gotuje, niestety”… „tak, wszyscy w domu mają nadwagę…”
Bardzo nieprzyjemna historia od samego rana-minionej nocy włamano się do firmy naszych przyjaciół 🙁 Zniknęły dwa laptopy i trochę gotówki z kasy. Firma jest niewielka, rodzinna zatem wielkiego majątku w biurze nie było, tym niemniej nie jest to miłe doświadczenie. Co ciekawe, rok temu, dokładnie o tej samej porze, w nocy z 1 na 2 czerwca włamano się do hinduskiej firmy mieszczącej się po sąsiedzku. Hindusi handlują ryżem oraz przyprawami.
Danusiu, bardzo współczuję poszkodowanym. Wiadomo, że takie rzeczy zdarzają się (choć nie powinny), ale jak dotyczy to nas czy bliskich znajomych odbieramy to w dwójnasób. Trudno się po tym pozbierać, a pamięta długo…
Danuśka to przykre i bardzo denerwujące. Sama to kiedyś przeżyłam.
Pierwszy raz dziś jadłam kaszę orkiszową. Podobno jest bardzo zdrowa, a na pewno bardzo smaczna, trochę podobna w smaku do jęczmiennej. Pasują do niej zarówno warzywa/ u mnie duszone/, ale pewnie i gulasz.
Pogoda trochę się poprawiła, a przede wszystkim już nie wieje. Nadal jest jednak bardzo sucho, a wiatr jeszcze bardziej wysuszał wszystko. Dzisiejsze zakupy to głównie kwiaty: do długiego pojemnika z pnia drzewa – żółte zwisające, do koszyka – podobne do szałwii . Niezapominajki, które do tej pory tam rosły, już przekwitają. I jeszcze chińskie goździki do wazonu.
a cappello – ja czasem czytam co ludziczkowie myślą lub jakie skojarzenia mają, a ten rarytas z żyrafy sam w oczy „wpadał”
Danuśka – przykre i bolesne. Niestety punkt widzenia: „łatwiej i szybciej ukraść” niż zapracować, zatacza coraz większe kręgi. Wszędzie. U nas ostatnimi czasy mnożą się przypadki napaści na sklepy w biały dzień – na głównych ulicach, a nawet w dużych shoppingach. Zastraszeni właściciele, sprzedawcy, klienci. Kradzieże samochodów sprzed domów, napaście w domach prywatnych. Jeszcze niedawno tego nie było.
Jako że pogoda sprzyja, a ja od wczoraj jadę na tetracyklinie, bo mnie namiętnie ucałował kleszcz z boreliozą, ku pamięci wam wszystkim, uważajcie na łonie przyrody będąc!
Piosenka Kleszcza
(na melodię „Odrażający drab” z Kabaretu Starszych Panów)
W ogródeczku kwitną róże,
Z małej chmurki siąpi deszcz,
Łazi, łazi po psiej skórze
Odrażający kleszcz.
Tutaj róże a tu deszcz,
Odrażający kleszcz.
Piękna jest latosia zima,
Ciepło, miło, niebo, raj,
Sorry, taki mamy klimat,
A kleszczom w to-to graj!
Ciepło, miło, niebo, raj,
a kleszczom w toto graj!
Już mnie świerzbią szczękoczułki,
Już odwłokiem trzęsie dreszcz-
Pies to knajpa z górnej półki!
Ach, szczęsny ze mnie kleszcz!
Już odwłokiem trzęsie dreszcz,
Ach szczęsny ze mnie kleszcz!
Przystaweczki wpierw wtranżolę,
Primo piatto prima sort!
Kto tu pcha się z alkoholem?
Nie piję! Jestem sport…
Primo piatto prima sort,
precz z wódą, jestem sport!
Bul, bul sporto, bul, bul owcem
Abstynentem bul, bul ja…
Gdzie z pęsetą, ty zomowcu!?
Kto tu się bul, bul pcha???
Abstynentem bul, bul ja…
Kto tu się bul, bul pcha???
Od tej chwili, kleszczu proszę,
Żegnaj podłe życie swe!
Zdrowiej było być jaroszem
Co tylko trawę żre…
Być jaroszem, hehehe,
Co tylko trawę żre!
(z „Dupersznytów…” Moniki Szwaji, 2016)
Alicjo-to bardzo przykra wiadomość 🙁 Życzę Ci wszystkiego dobrego, kuracja antybiotykowa nie należy do przyjemności. A czy z Twoją ręką już jest wszystko dobrze?
To krótka kuracja, jednorazowo dwie tabletki tetracykliny i obserwować, czy nie będzie się coś więcej działo, przyłapałam wczesne stadium, więc to może wystarczyć.
Z moją ręką jest tak 85% dobrze, ale ma być lepiej za 1-2 miesiące.
Idę nazbierać fiołków 🙂
To uważaj na kleszcze!
To miałaś fart! Też miałem wczesne stadium (był mały, nienapity jeszcze) i lekarz władował mi full kurację. Dwa tygodnie po tabletki dziennie. Podobno tak trzeba. Cząstkowa kuracja antybiotykowa jedynie uodparnia. Miałem rikecję (ricetia)
Ja kiedyś miałam już przyjemność z tym skubańcem i całą, 3-tygodniową kurację.
Tym razem przyłapałam na próbie załapania się na mnie jako restauracji z trzema gwiazdkami Michelina i prędko zarazę zdusiłam – nie wiadomo, ile złego narobił, bo na razie jest plama jak po ugryzieniu komara. Jeżeli wokół powstanie dalsze koło, jak na tarczy strzeleckiej, to trza będzie całą kurację.
Co poza tym – kapuśniak dzisiaj, bez przepychu. Pogoda też bez przepychu, zimnawo. Miłego wieczoru/dnia/nocy życzę 🙂
Moje fioły!
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_1484.JPG
O, jak dużo i pewnie pięknie pachną?
One są bardzo duże i wysokie, kwitną w miejscu dość zaciemnionym, ale wolnym od trawy, a chwasty same zadusiły.
Rosną w takich sporych kępach i przemyśliwam, czy nie wsadzić takiej kępy (po przekwitnieniu) do sporej donicy, dać je na zimowanie w piwnicy i…wcześniejszą wiosną, kiedy śniegi jeszcze…
Pachną obowiązkowo, mam też sporo białych, ale już nie tak wysokich.
Fioła też mam. Tak w każdym razie twierdzi Ewa. Kapuśniak bym też, ale braki w ingrediencjach. Były wątróbki kurczacze z górą cebuli z jabłkiem. W czasie smażenia cebuli zadałem ją przyprawami i w czasie dozowania gałki
muszkatołowej przypomniałem sobie, że zawsze ją daję do czekolady, którą warzę w różnych wariantach. No i jestem w trakcie wytwarzania śliwek w czekoladzie. Niestety nie będą one z Nałęczowa, ale coś wspólnego będą miały. Śliwki solidnie wymoczyłem w Kapitanie Morganie, którego resztki zostały z gościńca Nowego. Nałęczów więc się kłania… Dodałem też Cayenne, chmurkę tylko, żeby duszę miały te śliwki! Jaki mi zostanie nieco czekolady, to jeszcze truskawki unurzam i będzie wytwornie i salonowo! 🙂
Cichału i Ewo,
ja Was ciągle uważam z tej płóki najwyższej, półki i podnieba:
Wasze zdrowie szampańskie, bo akuracik mamy.
Oj, jojoj,tęski mi się za tym,żeby coś się działo, jakis witaer powiał
Dzień dobry, prawie południe u nas 🙂
Piekę rabarbar pod kruszonką, podam z lodami waniliowymi. Obchodów Dnia Dziecka ciąg dalszy. Ursynów świętuje, a więc nie śpi, bo SGGW koncertuje na całego, zwłaszcza w nocy, a w dzień biegi, ulice wyłączone z ruchu, kierowcy się plączą po osiedlowych uliczkach szukając przejazdu. A to nie koniec, osiedle obchodzi swe czterdziestolecie, więc balowanie potrwa dłużej. Pogoda sprzyja 🙂
Moje peonie z maleńkich ciasno zwiniętych pączków rozwinęły się cudnie, cieszą oko, a i zapach miły. Pojawiły się czereśnie i mizerna jeszcze, fasolka szparagowa. Na balkonie pysznią się w słońcu pelargonie, dwa krzaczki pomidorów już obsypane owocami, do tego mięta i bazylia też mają się dobrze. Piękny czas…
nie wiem jak inni, ale zdaje sie, ze i Cichal-ek tez tak ma jak i ja, i lubi gotowac, i robimy to z pewnoscia troszeczke z czystego egoizmu 🙄
cala reszta, poza ta troszeczka, to ogromny, natychmiastowy i bardzo przyjemny dla mnie feedback Przyjaciela. za kazdym razem cudowny usmiech i przepiekne przewracanie oczyma podczas spozywania moich darow 🙄
wspomne moze jeszcze, ze kiedy gotuje czy to dla nas, czy dla innych przybledow, dostaje od Przyjaciela, a to zapewnienie ze i w tym roku beda nominowany do nobla kulinarnego, albo do oskara kulinarnego, a to ze dostaje kolejna generalska kulinarna gwiazdke, albo ze zasluguje na tytul mistrza planety. z czym oczywiscie zgadzam sie w 100% 🙂 🙄
i jak tu nie lubic gotowac 🙂 , skoro otrzymuje sie za tak niewiele wysilku, az tyle przyjemnosci 🙂 to co robie jest tak dobre i konsumowane z tak wielkia przyjemnoscia, ze nawet najlepsze wino nie jest wypite, nie flaszka, lecz z kieliszka 🙁 podczas posilku.
i jako szef kuchni, i jako glowny dietetyk mam ogromny wplyw i na forme, i na tresc dan, ale nie tylko.
stosuje wiele tradycyjnych zwyczajow. najbardziej podoba i smakuje mi francuski zwyczaj 🙂 po glownym daniu nastepuje reset smakow w postaci lufy calvadosa 🙂
czyz mozna nie lubic gotowac??? 🙄 stosujac tradycyjen zwyczaje 🙄
_______________________________
ale nie zawsze jest az tak cudownie 🙁 zdaje sie ze mam i swoje zle dni. przypadaja one na ogol w jesienno zimowych miesiacach 🙁 i za zle gotowanie Przyjaciel wysyla mnie przymusowo co i rusz na przymusowa banicje, na kanary 🙁 i kiedy wracam, dobrze przewiany i z nowymi kulinarnymi ideami to slysze, ze taka zsylka daje efekty i bedzie rowniez stosowana w przyszlosci. w tym roku musze trzymac fason, caly czas wysoki poziom, i nie nie dac plamy kulinarnej, bo mi juz sie po prostu nie chce byc zsylanym na banicje 🙁
Trzymamy za Ciebie kciuki, szaraku! Czyżbyś emeryturował od dechy etc?
trzymajcie trzymajcie, ale czasem dajcie na luz, by skurczu nie dostac, chyba ze lykacie magnez 🙂 to wam nic nie bedzie 🙂
nie ma mowy o emeryturze od deski. bo ona, ta deska, to jest doslownie ostatnia deska ratunku 🙄
na mysli mialem jedynie samotne tripy. jako singel, doswiadczylem to wielokrotnie, jest sie narazony wrecz na drapiezne dzialanie ludziny. wystarczy przez czysty przypadek powiedziec cos milego powiedziec do ludzia o zupelnie odmiennej plci i mozesz byc pozarty na poczekaniu. i to bez roznicy czy wieja wiatr, swieci slonce badz ksiezyc 🙄
a moje sily sa zarezerwowane jedynie na deski, i niech tak pozostanie
Znaczy….nic z „tych” rzeczy? Oj, to biednyś, w końcu cóź taka decha, płaska, mokra i dechowata….
splaszczasz Alicjo 😛 moje deski maja ksztalt i forme. na dodatek sa tak mile w dotyku, ze nic innego tylko glaskac i podziwiac, co oczywiscie czesto czynie. a po dobrych turnsach zasluguja na calusa i oczywiscie z wielka przyjemnoscia to czynie.
mam jeszcze pare centymetrow wolnej do pokrycia. i chyba jak nadarzy sie okazja to strzele cos takiego https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRTXigzq69n0zMlTgKkDg1j3NPSHH08GJ6GUPiiwU8mwHLvW4kD
Dzień dobry 🙂
kawa
Po czterech dniach otworzylo mi sie ponownie okno na swiat. Mam nowy komputer i musze przyzwyczaic sie do nowej konfiguracji. Piekna pogoda a na obiad ryba z jarzynami.
Dzien dobry w niedziele.
Dzieki Alicjo, za wierszyk o kleszczu!
Ach, ta Nisia…
Ja mam swoj rachunek z kleszczami. Kazdego roku po jednym. Tegoroczny, jak i zeszloroczny, juz w maju. Ciekawe, ze nigdy nie mialem tego zapalonego halo, tj zaczerwienionego kregu w okol ukaszenia. Badano mnie tez wielokrotnie na borelioze, lecz bez pozytywnego (tzn, niedobrego) wyniku. Za to moj organizm reaguje specyficznie, jakby mial wlasny sposob na rozprawianie sie z ta sprawa. Zapalenie jest silna, a miejsce ukaszenia ma silady zapalenia jeszcze 10 miesiecy po fakcie.
Oj, te kleszcze – zatruwacze przyjemności lata, ble!
A tu taki pomysł na pocieszenie
http://madameedith.com/przepis/placki-z-kukurydzy-bakwan-jagung/
Jak lubię kukurydzę, tak placki podane przez Salsę , odpadają. W sałatce, zupie chińskiej, a kaczanie na gorąco – tak. Innych możliwości dla mojego podniebienia nie widzę. Wombat to w ogóle odpada. Ale zainteresowanych nie odstraszam.
Pozostając w temacie kukurydzy.
Szybka i pożywna zupa chińska (moja wersja przyspieszona*):
• 1 litr rosołu (może być z kostek drobiowych)
• puszka łuskanej kukurydzy
• 1 jajko (jak chcemy mieć bardziej gęstą zupę – 2 jajka)
• 1 łyżka dry sherry lub wina ryżowego
• 1 łyżka curry w proszku lub paście
• 1 łyżeczka cukru
• sól
• sos sojowy _ opcjonalnie
• szczypiorek – opcjonalnie
• kilka suszonych chińskich grzybów (shiitake), mogą być świeże. ale suszone dają specyficzny, wędzony posmak – dodatek grzybów niekonieczny jeśli akurat ich nie mamy
Grzybu zalewamy wodą i moczymy (ja zalewam wrzątkiem).
Przygotowujemy rosół z kostek lub podgrzewamy gotowy; dodajemy odcedzoną kukurydzę i gotujemy około 10 minut po czym dodajemy sherry (lub wino ryżowe), curry, cukier i solimy do smaku (nie przesolić).
W czasie gotowania, odcedzamy grzyby i wyciskamy dobrze z wody, kroimy na paseczki. Tak przygotowane grzyby wrzucamy do gotującej się zupy, zmniejszamy ogień i gotujemy kolejne 5 minut.
W miseczce rozbijamy jajko, doprowadzamy do wrzenia zupę i powolnym strumieniem wlewamy jajko, delikatnie mieszając mątewką (powstają jajeczne kluseczki).
Do stołu podajemy sos sojowy i pokrojony szczypiorek. Każdy sobie doprawia wedle smaku. Ten etap też można pominąć.
*
aby wzbogacić zupę można dodać mięso z kurczaka:
• 20 dkg kurzego biustu
• 1 białko
• 1 łyżeczka mąki kukurydzianej
Kurczaka pociąć na ~7 cm pasemka, wymieszać w większej misce białko z mąką kukurydzianą i wrzucić do niej kurczaka, zamieszać z miksturą. Odstawić. W garnku zagotować wodę i na wrzątek wrzucić kurczaka, szybko zblanszować i wyjąć łyżką cedzakową na sitko do odsączenia.
Dalej postępować jak w przepisie wyżej. Odsączonego kurczaka wrzucić do zupy przed ostatnim etapem – wlewania jajka.
**
oryginalny wywar do zupy gotuje się około 5 godzin. Zrobiłam raz, olbrzymi gar, część zamroziłam. I już doświadczenia nie powtarzałam. Jeśli ktoś wytrwały, mogę podać przepis.
I jeszcze sałatka Di Rinforzo:
• 25 dkg marchewki
• 15 dkg zielonej fasolki
• połowa czerwonej cebuli
• połówka małego kalafiora (cząstki kwiatostanu)
• ocet winny ~ szklanki
• 1 łyżka sol
• 1 łyżka cukru
• 1 listek bobkowy
Dressing
• 80 ml oliwki
• 2 łyżki soku z cytryny
• 1 łyżka posiekanej pietruszki
• 1 łyżka posiekanych kaparów
• 1 ząbek czosnku
• 4 filety anchois
• marynowane czarne oliwki (wypestkowane)
marchew kroimy w paski wielkości małego palca, fasolkę kroimy by miała podobną długość, cebulę w plasteki.
W garnku mieszamy ocet, sól, cukier, listek bobkowy i pół litra wody. Doprowadzamy do wrzenia, wrzucamy marchew i gotujemy 3 minuty po czym wyjmujemy łyżką cedzakową do miski, a do wody wrzucamy fasolkę i gotujemy 2-3 minuty, też wyjmujemy cedzakiem i wkładamy miski z marchwią, ostatnie wrzucamy kalafior i cebulę, też na 3 minuty, po czym odcedzone wkładamy do miski z marchwią i fasolką.
Dressing
Mieszamy oliwkę,sok z cytryny, natkę pietruszki, czosnek i kapary, doprawiamy solą; polewamy
warzywa i delokatnie mieszamy. Przed podaniem posypujemy pokrojonymi: anchois, natka i pokrojonymi w plasterk oliwkami. Podajemy z bagietką jako samodzielne danie lub jako dodatek do dania głównego
Widzę, że korzystacie ze wspaniałej pogody. Bo „wymiotło” blogowe towarzystwo.
U nas „mróz” siarczysty. Dogrzewamy domek i siebie. W ciągu dnia niebo było bezchmurne lecz i tak podczas spaceru zmarzły nam uszy i nosy. Powietrze ciutki chłodne.
A że sezon tuż-tuż przypominam o kluskach z truskawkami lub zupie jagodowej. Też z kluskami. Szybkie, smaczne dania na letnie popołudnia.
O tak echidno, pogoda jest wspaniała, i nie da się ukryć, że na sucho nie da się opuścić baru 🙂
Wewnątrz panuje miła atmosfera 🙂 i aż nie chce się myśleć o tym co na zewnątrz 🙂
Pogoda była, ale się zmyła, pada i grzmi. Wczoraj nie chciało mi się gotować, więc korzystając z okazji, że w okolicy pojawiły się food tracki postanowiłam spróbować burgera. Zwykle tego nie jadam, ten wczorajszy był całkiem smaczny, dobrze wysmażony, było w nim sporo warzyw. Dziś już powrót do normalności – sznycelki indycze i rosół.
Tu nie ma rosoła 🙁
ale jest chmielowa 🙂
Chmielowa była wczoraj 🙂
🙂 w takim razie jest szansa, ze będzie u nas jutro rosołowa 🙂
Jeśli oczywiście logika nie zawiedzie 🙁 🙄
Echidno-dzięki za pracowicie nastukane przepisy. Ja z kolei wspominam z rozrzewnieniem zupę z kukurydzy jedzoną w Wietnamie. Jedna z najsmaczniejszych, jakie nam się tam trafiły.
Dzisiaj natomiast jedliśmy powalający w smaku tort bezowy oraz spróbowaliśmy odrobinę tortu czekoladowego, a także sławnej nałęczowskiej delicji. Te wszystkie smakowitości podają w kawiarni „Ewelina” http://pensjonat-ewelina.pl/o-ewelinie/ Miejsce jest rzeczywiście niezwykle urokliwe, ale fasada woła o remont 🙁
Nowy-nie dziwię się, że kochasz Nałęczów. Odwiedziliśmy to miasto z ogromną przyjemnością po bardzo wielu latach nieobecności i wpadliśmy oczywiście przy okazji również do Kazimierza, gdzie przy dzisiejszej pięknej pogodzie tłumy turystów. Wystarczy jednak oddalić się trochę od rynku i już jest zdecydowanie spokojniej.
Dzisiaj w naszej wsi jest street fair, tzn jarmark. Główna ulica, oczywiście Main St. jest obłożona straganami. Muzyka. Tańce brzucha, z szablami itd itp. Szwarc, mydło i powidło. Jak co roku poprzeczne ulice są zamknięte. Normalnie stały tam drogowe pachołki albo barierki z napisem stop. Teraz każdy wlot ulicy jest zatarasowany policyjnym samochodem, stojącym w poprzek. Z braku takowych uzupełniono strażą pożarną. Dmuchają na zimne…
Jolly jest pewnie bardzo zapracowana od wczoraj.
Te kolejne ataki terrorystyczne są przerażające i potwornie przygnębiające.
U nas resztki po wczorajszych gościach, m.inn. wino prowansalskie z 2015 roku, też resztki, po Nowym… Niech żyją goście!
Dodam jeszcze, że na deser niedojedzone przez gości tiramisu! Jak zawsze genialne, bo copyright Ewa!
Dzień dobry 🙂
kawa
Czy naprawdę lubimy polować? — A to zależy, jakie łupy do ugrania (i wgrania) 😕 😉
https://basiaacappella.wordpress.com/2017/06/05/lis-w-wielkim-miescie/
Tak czy owak – nigdy z nagonką!
[Nb w jednym z przytoczonych tekstów można przeczytać, iż nadpodaż podstępnego zwierza zawdzięczamy zanikowi mody na lisie futra i czapy. Będąc w zeszłym roku na Krywaniu zauważyliśmy za to u (co poniektórych odłamów) braci Słowaków modę na lisie kity…
– To ja już wolę kitowanie Szaracze… znacznie wolę. A gdy do tego dojdą pieśni nad pieśniami na cześć Przyjaciela… 😎 ]
Jolly, tez o Tobie myślałam, jak jesteś dzielna i odpowiedzialna.
Podoba mi się ten przepis na żeberka:
http://studioopinii.pl/swojsko-z-nuta-egzotyczna/
Małgosiu-to chyba jakaś telepatia, czytałam ten przepis na stronie Studia Opinii jakiś kwadrans temu i też uznałam, że ciekawy 🙂 Koniec tygodnia ma być deszczowy i wtedy takie żeberka będą w sam raz!
Podczas spaceru po Nałęczowie podziwialiśmy dorodne i pięknie kwitnące rododendrony oraz peonie. W naszym ogrodzie na Ursynowie rododendrony już przekwitają. Moja sąsiadka jest ich entuzjastką i co roku dosadza kolejne krzaki.
Po raz kolejny okazało się, że świat jest mały-w nałęczowskim parku zdrojowym natknęłam się na moją warszawską znajomą niewidzianą już od ponad 20 lat. Podczas, gdy my wymieniałyśmy się wiadomościami z tego dosyć długiego okresu towarzyskiego niebytu, reszta towarzystwa udała się wybierać pieczołowicie czekoladki w pobliskiej pijalni czekolady 😉
http://www.wedelpijalnie.pl/pl/oferta/sklep-w-pijalni/pralinki
Nie miałam pojęcia, że aż tak szeroka oferta tych czekoladek, ciekawe czy równie smaczne. Interesują mnie te w gorzkiej czekoladzie i z orzechami 🙂 Kiedyś chadzałam na czekoladę na gorąco do ichniej pijalni przy Szpitalnej, pyszna była (wtedy) 🙂
Kawałek Nałęczowa w linkach Danuśki bardzo urokliwy. Czas się zatrzymał w niektórych miejscach, na szczęście…
W przepisie na żeberka jako jeden ze składników podana jest cebula de Roscoff. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam i pewnie jest bardzo trudna do zdobycia w Polsce. Myślę, że rodzaj cebuli w tej potrawie tak naprawdę nie ma znaczenia.
Wyciągnęłam z zamrażarki sporą porcję uszek z grzybami, już ostatnią. Do tego był barszczyk z kartonika, ale z dodatkiem wywaru grzybowego i czosnku.
Danuśka,
przebiję Cię zdecydowanie co do spotkań z dawno niewidzianymi znajomymi. 🙂 W czasie pobytu w Poznaniu u Pyry spotkałam kolegę ze szkoły podstawowej. Po zakończeniu szkoły nigdy się nie widzieliśmy, bo on wyjechał do innego miasta. ” Odnalezienie się ” nastąpiło na skutek wzajemnych pytań, skąd kto pochodzi. Kolega pobierał nauki w Poznaniu z Inką, a znał oczywiście także Pyrę. Świat rzeczywiście jest mały, a delikatne wścibstwo czasami jest użyteczne.
Krystyno-przebiłaś mnie zdecydowanie 🙂
A co do cebuli w tych żeberkach to jestem tego samego zdania.
Salso-w pijalni czekolady na Szpitalnej odbyłam dwie, czy może nawet trzy romantyczne randki 😉 To miejsce nadal istnieje i sądzę, iż mają tam do wyboru te wszystkie czekoladki.
A te wybrane przez moje towarzystwo czekoladki były bardzo smaczne.
Kwitnie bez czarny, to może takie placki (kukurydziane nie smakowały)
albo jakie inne przetwory: http://bialczynski.pl/2013/06/12/czarny-bez-na-talerzu-w-sloikach-soki-i-dzemy-i-butelkach-syropy-nalewki/ , pamiętam, że nemo robiła lemoniadę z kwiatów bzu czarnego, ale kiedy to było…
Salso-w wejścia do Korzeniowego Wąwozu w Kazimierzu:
http://vader.joemonster.org/upload/qpf/1341467715e82b1wawoz_korzeniowy_2.jpg
jest kawiarnia, w której sprzedają domowej roboty lemoniadę z kwiatów bzu. Pyszna z dodatkiem dobrze schłodzonego białego wina 😉 bo inaczej trochę za słodka.
Krystyno, cebula z Roscoff ma kolor lekko rozowy i ma delikatny smak. Osobiscie wole ta z Roscoff niz zwyczajna biala cebule . Znajdziesz moze u Leclerca.
Ale pięknie tam… no i ta lemoniada. Wyobrażam sobie, że musi być pyszna. Wokół mnie tu pełno tych kwiatów, ale też równie pełno samochodów…
O, czekoladki są Wedla 🙂
Danuśka, zwykle bardzo mi się podobają przepisy pani Aliny Kwapisz, sympatyczne są też te notki ze starych gazet i książek. Studio Opinii to ciekawe miejsce.
Miłe panie pytałam o tą cebulę, podobno została zakupiona w Carrefour. Można ją też zastąpić cebulą cukrową.
Dzisiaj po raz pierwszy w tym roku jadłam arbuza, był słodki i soczysty, pycha!
Fajny jest ten przepis na żeberka a w wycinku o potrawce są: pozłota z rosołu, pietruszeczka i kartofelki 🙂
Te zdrobnienia są śliczne 🙂
Burawo i mokrawo, do rzyci taka późna wiosna 🙁
U nas „maczo-many” noszą u kapelusza ogon szopa pracza dla ozdoby (wątpliwej), zamiast lisiej kity. Na szczęście to rzadki widok.
Po sobotnich gościach zostały resztki udek kurczaczych, idę to czymś podsosić.
Sklepów Leclerc i Carrefour nie mam w pobliżu ani po drodze, ale będę o nich pamiętać, bo ciekawa jestem tej cebuli.
Arbuza jemy w domu już od dłuższego czasu, bo mąż bardzo go lubi.
Bez czarny jeszcze u nas nie kwitnie. Pamiętacie, że inna jego nazwa to hyczka lub hyćka ? ” Hyczka” to także restauracja na poznańskiej Śródce, pamiętna z naszego spotkania po pogrzebie Pyry. Nazwa zobowiązuje, więc podawana jest tam lemoniada z kwiatów czarnego bzu.
Jestem wielką miłośniczka przetworów z czarnego bzu od czasu, gdy mieszkam tu, gdzie mieszkam . W pobliżu bez trudu można znaleźć krzewy bzu rosnące na uboczu, więc z dala od samochodów. Robiłam sok z kwiatów bzu a także dżem i sok z owoców. Suszyłam też kwiaty a nawet liście, ale z liści zrezygnowałam, no bo kiedy to wszystko pić. Dżem i sok robię jednak co roku . Teraz gotowe soki i dżemy z bzu są dostępne w sklepach zielarskich a nawet w supermarketach. Wiem, że Łowicz produkuje taki dżem. Nie porównywałam go jeszcze z moim.
Co do zdrobnień, jak już, to na całość: pozłotka z rosołku, pietruszeczka i kartofelki 😉
U nas dalej resztki po gościach mało jedzących zresztą. Ten sam problem mamy z Alicją. Nagotujemy, nagotujemy a Ta jak ten ptaszek, dzióbnie i koniec. Trochę ratuje Jerzor, ale też nie obżartuch. Wypiekam chleb, jak zwykle eksperymentalny. Z pieczarkami! Ciekawym, co z tego wynijdzie…
Chleb gotowy. jeszcze gorący, więc nie wiem jak wyszedł. Przyszła Ewa.popatrzyła i skomentowała: znowu jakieś dziwactwa…
Bingo! Wzięła piętkę i stwierdziła: pycha! Żivot je cudo!
To ja, Stara Żaba, o ile mnie jeszcze pamiętacie…
Z niejakim trudem odzyskałam laptop z dostępem do internetu, co mnie właściwie mało cieszy, bo już się odzwyczaiłam i siedziałam w moim błocie w błogim spokoju – żadnych wiadomości, żadnych niepokojów…
W pierwszych słowach donoszę, że planowany termin XI Zjazdu nie uległ zmianie, miejsce też nie, czyli wszystko po staremu. Mam nadzieję, granicząca z pewnością, że do sierpnia wszystkie wariackie i niespodziewane sprawy, w które się wpakowałam, zostaną zakończone i dalej już będzie gładko, a nie jak dotąd po grudzie (nawet po roztopach).
Niezależnie od ogólnego zamętu, Żabie Błota stale stoją otworem dla wszystkich chętnych.
Drzewka Pamięci rosną pięknie.
W mojej rodzinie, był jeden niesforny kuzyn, które całe wakacje poświęcał na granie w piłkę kopaną, a mycia unikał jak ognia, bo wieczorem po prostu leciał z nóg. Jego matka starała się go namówić na mycie stosując różne zachęty: – Dzidek, umyj szyję, bo przyjeżdżają goście, – Dzidek, umyj szyję dam ci 50 groszy (rzecz działa się przed wojną), – E, goście nie przyjadą, a ja jak głupi będę z czystą szyją chodził…
Ja też kilka dni temu zaczęłam od sprzątanie dużego pokoju, skończyłam na łazience na górze, osiągnęłam efekt wręcz przedświąteczny i teraz siedzę jak głupia w czystej chałupie a goście nie przyjeżdżają. Może jutro?
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Witaj Żabo! A czy Ty nas jeszcze pamiętasz? 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Wszelki duch, Żaba nam się nareszcie objawiła! Żabo, jak już chałupę masz posprzątaną,
a gości nadal nie ma, to pisz na blogu, nawet dziesięć razy dziennie 🙂
A irkowa kawa cudna!
Witaj niezrównana Zabo! A niesforny Dzidek wprawia od samego rana w dobry nastrój 🙂
Dzien dobry,
Dziekuje za pamiec i dobre slowa.
Trudno cokolwiek napisac, pracujemy bez przerwy od 22 maja. W sobote bylismy trzecia jednostka na miejscu tragedi.
Witaj Żabo Żabobłotna – wskakuj częściej do blogowiska
Danuśka – jeśli tylko przepisy znają chętnych do wypróbowania, pracowitość nie pójdzie na marne.
Spędziłam kilka godzin w kuchni, krzątając się jak pszczółka Maja. Efekt – cztery półlitrówki boskiego nektaru w kolorze słońca. Z 4.5 kg cytryn wyczarowałam dwa litry syropu cytrynowego. I to wszystko, panie dziejaszku, ręcznie. Moja sokowirówka rżnie co do niej „wpadnie” jak leci. Pestki też. A te niewskazane przy sokach. Toteż używałam ręcznej wyciskarki. Żmudna robota lecz efekt wynagrodził nakład pracy.
Po przerwie, ponownie udaję się do obowiązków kuchennych. Wołowina „odleżała” w bajcu swoje, obecnie czas na przygotowanie pieczeni „na dziko”.
bajcy oczywiście
Żabo miło, że wpadłaś i proszę bądź.
Jolly, 🙁 , oby to się więcej nie zdarzyło. Spokojnej pracy serdecznie życzę.
Echidno, bejcy chyba? A może marynacie?
o nie a Cappello,
to nie zaniki mody na lisie futra i czapy sprawil, ze jest ich w miastach coraz wiecej. potrzeba toto sprawila 🙂
tu gdzie zyje, nikt juz nie zwraca od dawna na lisy uwagi. poruszaja sie jak pelnoprawni obywatele metropolii. chadzaja po ulicach ale rowniez kolo drogi po chodnikach, spotykam je na terenach sportowch i w tutejszych parkach i lasach.
i bardzo dobrze ze sa 🙂 i widoczniej jest im z nami coraz lepiej skoro jest lisow coraz wiecej.
po kotach, ktore to zostaly tutaj przymusowo osadzone w domach i odzywiane puszkami, przejely lisy role przerzedzacza niektorych gatunkow. a moze raczej, troszcza sie lisy o zdrowa rownowage w przyrodzie.
czesto widzialem w lisim pysku a to szczura, a to mysza, ale najbardzie cieszy mnie widok ptaka w pysku lisa.
mimo ze pysk trzyma mocno zacisniety, to wyraz twarzy maja znacznie przyjemniejszy niz ze szczurem 🙄
a ja podzielam lisa przyjemnosc, bo ptaki w zaden sposob nie chca stosowac sie do tutejszych wymogow sanitarnych. nie chodzi o to, ze sraja gdzie im popadnie, lecz o to, ze zawsze tam gdzie stoi moj samochod 😛
mozna miec jedynie nadzieje, ze ludz tak szybko nie wpadnie na pomysl by udomowic lisa. w koncu ma ogromne zaslugi w czysczeniu naturalnego srodowiska, zjada niektore ofiary z wypadkow drogowych.
a lisie kity 🙄 to nie tylko trofeum lecz rowniez bardzo przydatny talizman, ktory podczas wedrowek porusza sie z gracja, i odgania i komary i muchy, i inne ungeziefer 🙄
dzis mozemy o ustalonej porze wzniesc toast za pomyslna asymilacje lisow!!!
Tak jest MałgosiuW – bejcy. Jedna literka i…
Szara – a co mają powiedzieć rzymianie?
https://www.youtube.com/watch?v=V-mCuFYfJdI
Echidno 🙂 oni moga powiedziec wszystko co chca, wlacznie z tym o czym mowic sie juz nie chce, ale oni i tak to powiedza, bo oni lubja gadac w kolko macieja 🙂 w te i nazad 🙂 i ….
u nas oprocz demokracji stosowany jest praktyczny pragmatyzm i dobrze sie z tym zyje 🙂 🙄 mam nadzieje ze jest tak samo dobry jak mercedesy –> nie do zajechania 🙂
a tak na serio. niech karmia ptaczki bo jesienia i tak odlatywac beda na poludnie. a tam, juz na poludniu wloch i dalej na sycylii lapia ptaszki w rozstawiane sieciowe ekrany. to sa regionalne przysmaki. tak, tak.
te ptaszki, ktore omina zasadzke dolatuja dalej do aleksandrii. a tam sa juz wysokiej klasy fachowcy by wylapac dobrzeekologicznie odzywione w europie ptaszki. maja niezla uczte polaczona z zabawa 🙂 🙂
Jolly – trzymajcie się…
Żabo – zaglądaj częściej 🙂
Tak, tak, Szaraku — niech tylko najmniejsze zagrożenie, ba, uchybienie dla wózeczka, a z gołębiego serduszka robi się bezlitosny krwiożerca 🙄 …Nawet w oświeconym miasteczku (się robi).
A co powiesz na kuny i inne łasicowate moszczące sobie gniazdka w podwoziowych przewodach elektrycznych? – Słodziaki, co nie? 😉
W ogóle mnie toto nie rusza. Ze względu na to że mieszkam w rejonie podanym na tego zagrożenia, lata temu za zabeskieczylem auto. Jeśli nie
siedzę w aucie wszystko jest pod wysokim napięciem. Od czasu do czasu widzę jakieś spalemizny kiedy wsiadam do bryki, ale nie robi to na mnie żadnego wrażenia
Zapomniałem dodać 😉
Dzień dobry 🙂
kawa
Ale na pewno zrobi na Tobie wrażenie przypalony kot, który lubi włazić do ciepłego auta. Złe, bo już nie nadaje się na zagrychę… 🙂