Coś dla solistów
Spotkałam na drodze pod Warszawą stojącą na poboczu zaparkowaną ciężarówkę z napisem „Zamów młodego” i numerem telefonu. Właściciel firmy przewozowej lub tylko ciężarówki uznał, że fakt, iż poprowadzi ją młody kierowca jest wystarczającą przynętą. Właściwie całość reklamy (oprócz środków paramedycznych na reumatyzm czy na inne dolegliwości osób leciwych) przeznaczona jest dla młodych.
Stoi to w jaskrawej sprzeczności ze statystykami mówiącymi o tym, że właśnie osoby starsze dysponują zupełnie sporymi możliwościami finansowymi choćby dlatego, że dysponują stałym, skromnym, ale pewnym dochodem. Inna sprawa, że rzadko można spotkać starsze osoby, które nadwyżki w swoim budżecie wydają na własne przyjemności, zakup modnej odzieży czy ułatwiających życie sprzętów.
Dawno zwróciłam też uwagę, że nie do starszych skierowane są reklamy smakołyków. A co, starszy człowiek nie może!? Przecież przyjemność płynąca z kupienia sobie czegoś smacznego mogłaby być naprawdę dostępna, łatwa i przynosić szybką radość. Spójrzcie na rubryki kulinarne. Tam, gdzie pisze się o kuchni dla seniorów (swoją drogą to eufemizm, który podobnie jak nazwa „złoty wiek” dorównuje hipokryzją wypikiwaniu brzydkich słów w radiu i telewizji przecież wiemy i tak o co chodzi! O osoby s t a r s z e!) przeczytacie wyłącznie o potrawach z d r o w y c h nie o s m a c z n y c h.
Ludzie starsi robiąc zakupy, napotykają na nieprzebyte przeszkody w postaci dużych opakowań, podczas, kiedy miewają zazwyczaj gospodarstwa jedno- lub dwuosobowe. Czy starsza osoba zje na jeden obiad całe opakowanie mytej rukoli czy sałaty, paczkę dorodnych hiszpańskich pomidorów, pęczek peruwiańskich szparagów nie mówiąc już o smakowitych serach w dużych krążkach?
Przepisy w pismach, które starsze osoby chętnie czytają, podają proporcje co najmniej na 4 osoby. Tymczasem gotowanie dla jednej osoby to nie jest proste podzielenie produktów przez 4. Jakiś czas temu napisałam książkę „Kuchnia dla singli”, która została kupiona do ostatniego egzemplarza, nawet ja sama jej nie mam. Tam właśnie podałam proporcje i propozycje potraw odpowiednich do „małego gotowania”. A zapewniam, że wymaga to często znacznego zmodyfikowania przepisu.
Chcecie przykład potrawy obliczonej dla jednej osoby? Proszę bardzo.
Befsztyk z tatara
Opakowanie mięsa na tatar (100-150 g), kromka bułki, żółtko, sól, pieprz, 2 łyżki oliwy z oliwek, pół łyżeczki mąki, nieduża cebula.
Namocz bułkę w odrobinie wody, po czym dokładnie odciśnij i rozetrzyj widelcem.
Mięso wymieszaj z żółtkiem, odciśniętą bułką, solą, pieprzem. Wilgotnymi dłońmi uformuj owalny płaski befsztyk, lekko posyp mąką.
Cebulę pokrój w cienkie plasterki.
Na patelni usmaż na oliwie cebulę, kiedy stanie się szklista przełóż na talerz. Na pozostałej na patelni gorącej oliwie ułóż befsztyk i usmaż z obu stron. Pod koniec smażenia ułóż cebulkę na befsztyku i chwilę jeszcze trzymaj na patelni.
Zapewniam, że ten przepis przyda się zarówno młodemu, jak starszemu singlowi.
Komentarze
dzień dobry wiosenne …. 🙂
tatara bardzo lubię ale nie robię sama tylko dostaję jak jestem w gościach … książkę „Kuchnia dla singli” mam i dobrze Basiu, że o niej przypomniałaś mi .. zaczyna się śniadaniem z zupy bananowej … a te duże porcje to rzeczywiście problem … zauważyłam jednak, że osoby z mojego pokolenia kupują często duże porcje i nie dlatego, że mają w domu duże rodziny tylko bo „przyda się” …
no i nie ma dobrej nazwy na poważny wiek … jak zwał tak zwał lata się ma …
Danuśka kolor sukienki wybrałaś znakomicie aż byłam zdziwiona, że ten kolor Ci wpadł w oko a okazało się, że to jest to ..
Marek w czasach o których piszę nie miałam czasu ani okazji wczytywać się co zdrowe a co nie … młody jesteś to nie pamiętasz, że przeciętna rodzina żyła od pierwszego do pierwszego ganiając po sklepach za okazją by kupić coś dla dzieci i siebie .. i nie było internetu … 😉
Dzień dobry 🙂
kawa
Zwolenniczek/ków tatara mamy na blogu więcej i też się do nich zaliczam. Pamiętam czasy słusznie minione, kiedy w restauracjach tatar otwierał krótką i praktycznie wszędzie taką samą listę przekąsek. Był wtedy chętnie zamawiany przez Osobistego Wędkarza, bo można było poprosić, by podano go bez cebuli 😉 co w przypadku śledzi nie było takie proste.
Z gotowaniem dla singla bywa różnie-rzeczywiście rukola jest tylko w rodzinnych opakowaniach, ale większość warzyw i chyba wszystkie owoce można kupić na wagę, są małe opakowania serów, zważą nam też jeden kotlet, czy dzwonko halibuta. Trudno jednak ugotować zupę tylko dla jednej osoby(o czym pisaliśmy nie tak dawno) czy upiec ciasto w niewielkich ilościach. Ale, ale… krążą teraz po internecie przepisy na ciasto dla singla pieczone w filiżance: http://www.mojewypieki.com/post/brownie-w-filizance
Z tego samego blogu, też w filiżance:
http://www.mojewypieki.com/post/ciasto-w-filizance-z-truskawkami-i-czekolada
Zaszalałam i kupiłam młodą kapustę i takież kartofle. Będą do pieczonej karkówki.
Danuśka,
dziękuję za zdjęcia. Bardzo sympatyczna sukienka i bluzka.
Młodą kapustę widuję już jakiś czas, ale tę o szpiczastym zakończeniu. Dziś będę degustować surówkę z brukwi.
Najczęściej gotuję tylko dla 2 osób. Jest to dość wygodne i niezbyt męczące. Nie bardzo sobie wyobrażam codzienne gotowanie dla większej ilości osób. Opowiadała mi koleżanka o swojej znajomej, która mieszka tylko z mężem. Córka z zięciem i dwójka dzieci/ licealista i studentka/ mieszkają w pobliżu. I ta pani od wielu już lat codziennie gotuje obiady dla wszystkich. Nie wiem, jak jest z sobotami i niedzielami. Robi zakupy, gotuje, a potem zmywa i sprząta. W zasadzie nie ma czasu na swoje przyjemności, wyjazdy, zajęcia sportowe, choćby na spacery nad morzem. A dla 6 osób trudno byłoby ugotować obiad od razu na 2 dni. Z dobrego serca albo raczej z braku asertywności nie jest w stanie tego zmienić ,choć bardzo jej ciąży ta sytuacja.
Osoby w wieku po emerytalnym, jeśli na dodatek są samotne, nie kupują na wszelki wypadek „bo może się przydać” lecz z prozaicznej przyczyny konieczności wychodzenia do sklepu. Nie zawsze zdrowie i siły dopisują by udać się na codzienne zakupy.
Ostatnio uczestniczyłam w rozmowie o zbliżonej tematyce. A że wyraziłam właśnie taką opinię, zostałam zakrzyczana, że w dobie komputerów, zakupów On-Line i innych dogodności wynikających z faktu posiadanie komputera, tabletu i co tam kto jeszcze ma, zakupy to fraszka. Niewątpliwie. Dla posiadacza ww sprzętu. Pokolenie moich rodziców, cioć i wujków niekoniecznie jest skomputeryzowane. Finanse, obawa przed sprzętem, zwykły brak zainteresowania itp itd. Rozwiązaniem są zakupy poczynione z myślą o dłuższym przechowaniu. Oczywiście zdarzają się przypadki kupowania na wyrost (bo zabraknie) i wyrzucania żywności. Ale ludzi żyjących z ołówkiem w ręku na takie „szaleństwa” nie stać.
Zgadzam się, że codzienne gotowanie dla jednej osoby bywa kłopotliwe i wszelkie pomysły oraz przepisy pomagają. Z drugiej strony pytanie: kto gotuje dla rodziny trzy osobowej codziennie inny obiad? Odrobina wyobraźni, niewielka matematyka i ilość składników dla jednej, dwóch, trzech … osób gotowa.
Krystyna – to masochistka rodzinna. Choroba wielu matek i babć. Niestety. A zmienić sytuacji nie tyle że nie mogą lecz nie chcą.
Echidno, w kuchni matematyka nie zawsze zadziała, na przykład pieczone mięso, żeby było zjadliwe kawałek powinien być spory, 10 dag nie upieczesz …
to prawda co napisała Małgosia a ja chyba jako jedyna tu mam doświadczenie w gotowaniu solo (nie liczę Marka bo On gotuje dla całej wsi) – niektóre potrawy nie udają się solo dlatego nawet nie kombinuję … mam na szczęście w rodzinie teściową córki, która uwielbia się zamęczać dla wszystkich i dobrze jej to wychodzi a ja czasem skorzystam … jest jeszcze jedna osoba co to nie umie gotować mało chociaż jest sama i rodzinnie perfidnie ją wykorzystujemy np. przy konsumpcji tatara przy stole i na wynos ..
Wstyd mi się przyznać, ale gdybym miała gotować dla samej siebie, prawdopodobnie gotowałabym raz w tygodniu i w zamrażarce miałabym sporo zamrożonych porcji obiadów. Bo sałata praktycznie robi się sama, byle mieć odpowiednią ilość i wybór warzyw. No, leniwa kulinarnie jestem , zwłaszcza ostatnio, co tam będę szklić*
* © Nisia
Nie wymawiając, na kulinarnej półce księgarskiej mam pomocną książkę Gospodyni – „Kuchnia dla singli”. W razie braku pomysłów lektura jak znalazł 🙂
Mick Dodge od wielu lat mieszka sam w lesie Hoh Rain Forest. Ten sam las deszczowy, o ktorym pisalam wczoraj. Mick nie ma stalego szalasu w lesie. Jego miejsce zamieszkania to wnetrza pustych pni drzew lub cokolwiek innego, co okryje go przed deszczem.
Mick nie nosi butow. Na stopach ma wytatuowane korzenie drzew. Mick mowi, ze tylko bosymi stopami czuje wnetrze ziemi.
Mick przeniosl gotowanie dla jednej osoby na inne szczeble. Mick zyje z tego, co jest dostepne w lesie. National Geographic nagral film o Mick Dodge.
W tym krotkim fragmencie Mick pokazuje, jak zrywac borowki (salmonberries). W jednym miejscu na krzakach nie bylo borowek. Niektore byly zjedzone przez ptaki, inne przez losie. Zapytany, jak rozpoznal, ktore borowki zjadly losie, Mick odpowiedzial, ze losie oprocz samej borowki zjadaja kilka lisci i fragment galezi.
Mick znalazl miejsce, gdzie bylo duzo wysokich krzakow z borowkami. Owoce byly za wysoko, aby zrywac je reka. Mick poprosil kogos z grupy filmowcow o butelke wody. Mick wylal wode z butelki i zrobil pojemnik do zrywania borowek.
Zapakowal pelna butelke borowek do plecaka i powiedzial, ze zrobi z tego wino.
https://www.youtube.com/watch?v=UPelyWXI6Qs
Krystyno,
ja też mam takich znajomych, ale jak się domyślasz może, w Polsce. Tutaj zazwyczaj starsi ludzie mają „plan B” a nawet „plan C” na emeryturę.Żadne niańczenie wnuków, żadne gotowanie dla całejrodziny, wygodnie zamieszkanej w pobliżu…Ale ci moi znajomi sugerowali tak, by dzieci zakupiły mieszkania w pobliżu, to na starość będzie jak znalazł. Owszem, jest – rodzice zajmują się wnukami, dziadek po kolei remontuje mieszkania dzieciom, a niedługo pewnie wnukom, ja tymczasem wysłuchuję, jak to sami się zaprzęgli do kieratu.
Mus owocowy dla solistów-jedno jabłko, jeden banan, sok z cytryny. To moja dzisiejsza lekka, wiosenna kolacja. Wszystko wskazuje na to, że jutrzejsza, przygotowana dla kwintetu będzie zdecydowanie bogatsza w składniki, kalorie oraz opowieści 🙂
Jutro kolejny mini zjazd warszawski wokół gościnnego stołu kuzynki Magdy. Małgosia będzie nam opowiadać o swojej podróży, a poza tym wiadomo-babskie ploteczki.
W oczekiwaniu na jutrzejsze spotkanie i dla wyrównania proporcji 😉 męski kwintet akordeonistów: https://www.youtube.com/watch?v=ZDm9B3ruFs8
A propos planu B, Orca,
właśnie wczoraj planowałam z Maćkiem, że jak przyjedziemy w czerwcu, to wybierzemy się do Hoh Rain Forest, od nich to „blisko”, relatywnie rzecz biorąc.
Mnie bardzo odpowiadają tereny wybrzeża zachodniego, najlepiej byłoby zamieszkać gdzieś w okolicach Vancouver, ale byśmy się nie pozbierali z kosztami. No, chyba żebyśmy jak Mick…ale to już nie te lata i nie te kości reumatyczno-artretyczne…
Danuśka,
czy wy tam czasem za często nie spiskujecie w tej Warszawie?! Pozdrowienia dla Kuzynki Magdy i dla Was 🙂
Alicjo-to nasze spiskowanie to całkiem miłe zajęcie 😉 Po prostu fajne towarzystwo nam się w stolicy zebrało 🙂
Alicja,
Planujcie wakacje wedlug wlasnej woli. Jesli Twoja rodzina mieszka w Oregon to Oregon na samym tylko wybrzezu ma tyle atrakcyjnych miejsc, ze calego zycia nie starcza, aby to wszystko odwiedzic, posmakowac i obwachac.
Trochę zdjęć z mojej wyprawy po Ameryce Środkowej
https://goo.gl/photos/RPA5D1zd3WTvmz4y8
Trwała 3 tygodnie, byłam w 8 krajach: Panama, Kostaryka, Nikaragua, Salwador, Honduras, Gwatemala, Belize i Meksyk.
Panama zaskoczyła mnie wieżowcami i Kanałem, Kostaryka fantastycznymi parkami narodowymi, Nikaragua uroczą Granadą, Salvador pięknym Suchitoto i doskonałym, klimatycznym hotelem w dawnej posiadłości właścicieli plantacji. Honduras to pierwsze z odwiedzanych miast Majów – Copan. W Gwatemali rozpoczynamy od zwiedzania Antigua, dawnej stolicy, przeniesionej z powodu katastroficznego trzęsienia ziemi, potem targ w Chichicastenango i pięknie położony hotel na Jeziorem Atitlan. Następnego dnia różnymi środkami transportu zwiedzamy wioski położone nad jeziorem: łódź, półciężarówka jazda na pace, tuk tukami, a na koniec chickenbusem. Następnego dnia lecimy do Flores (ładne miasto na wyspie) i jedziemy do Tikal. Nocujemy w dżungli, prąd przez chwilę rano i 2 godziny wieczorem (internet też w tym czasie). Tikal wielkie, piękne, tajemnicze.
Po nieudanym obejrzeniu wschodu słońca jedziemy do Belize City po drodze jeszcze wstępując do Yaxha. Słodki odpoczynek przez dwa dni na San Pedro, rejs do Meksyku i zwiedzanie kolejnych miast Majów Tulum i Chichenitza.
No, wreszcie trochę detali 🙂
Jak na 3 tygodnie, zmieściliście sporo. Wiele znajomych pejzaży, iguany wszędzie i gdzie się da, nie wspomnę też o targowiskach i szmatach (z szaconkiem o nich mówię! Wbrew pozorom).
No ale nie wiem, czy bym odważyła się zajrzeć wulkanowi do rozgrzanych trzewi…pewnie tak, byle nie było za wysoko.
Alicjo, duże wulkany widzieliśmy z oddali, ten był nieduży , ale ciągle czynny. Wjeżdżało się na niego samochodem 🙂 Stała długa ich kolejka, bo na raz wpuszczano po 60 osób. Jak zawiało, to nagle te 60 osób zaczęło jednocześnie kaszleć , chmura była bardzo wredna.
Orca,
to las za domem Maćka…podobny, prawda? Ale rację masz, dziwy przyrodnicze na zachodnim krańcu są do wyboru, koloru i sił do przejścia…
http://aalicja.dyns.cx/news/06.Lesisko.JPG
MałgosiuW – jasne, że w przypadku niektórych potraw ilość składników czy podstawowa (jak w przypadku pieczeni) nie może być mini-mini-minimalna. Jeśli przygotowujemy metodą tradycyjną. Dostępny sprzęt kuchenny pomaga rozwiązać ten problem. Taki na przykład prodiż halogenowy. Nie tylko można przygotować cały obiad, można piec ciasto – wielkość foremki zależy od przygotowującego. I co najważniejsze ilość mięsa i innych produktów zależy jedynie od gabarytów urządzenia. W przypadku pieczeni – robię wystarczającą ilość na dwa, góra trzy dni, czyli z niewielkiej ilości. Pieczeń jest soczysta, mięso nie kurczy się, a jeśli nie ma się apetytu następnego dnia? Od czego są lodówki i zamrażarki?
Alicja,
Kiedy bedziesz planowala podroz wez pod uwage
-ile czasu spedzisz na zwiedzanie
-czym bedziesz sie poruszala (samochod, rv)
-gdzie bedziesz spala (namiot, hotel, rv)
-wez do reki mape i przejrzyj okolice, ktore chcesz zwiedzic
-sprawdz mozliwosc noclegu
W wiekszosci miejsc o ktorych ja pisze nocleg jest tylko we wlasnym namiocie, a dotarcie samochodem, a potem na nogach.
W wielu miejscach nie ma hoteli, np w the Hoh. Tam tylko namiot lub rv. Ograniczone warunki sanitarne, to znaczy ubikacja i woda do picia. Jedzenia jest tyle ile sama dowieziesz/doniesiesz. Zadnych sklepow, kuchenek, prysznica. To jest dziki teren.
Orca,
ja te rzeczy mam opracowane od wielu lat 😉
Ale oczywiście ważne wskazówki i przypomnienia. Nie wiem, kiedy będziemy się dokładnie wybierać, na przykład teraz zastanawiamy się, czy lecieć na zachód, czy też wybrać się samochodem i odświeżyć sobie trasy z ’86 i 1992 roku…znaczy na piechotę. Zobaczymy.My lubimy wolność, jaką daje posiadanie własnego samochodu i decydować samemu, gdzie się zatrzymać na popas. Teraz jest o tyle lepiej, że czas w zasadzie nas nie ogranicza. Owszem, Jerzor pracuje, ale dla siebie, więc można się spokojnie poruszać. Zobaczymy. W każdym razie my zawsze jeździliśmy według własnych, nieskrępowanych planów, zmiennych w razie potrzeby.
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry ….
Irek jak zwykle w dziesiątkę … 🙂
Małgosiu bardzo intensywna wycieczka … w strojach Ty i Robert wyglądacie bajecznie … 🙂
mini zjazd u Magdy to sama przyjemność ale dziś pogoda na takie dojazdy do celu bardzo niemiła …
Małgosiu-co za wyprawa! Fantastyczna przyroda (no może oprócz tej tarantuli, brrr),
kościoły, jak wyjęte z hiszpańskich miast i miasteczek 🙂 fantastyczne kolory na targowiskach (zawrót głowy przy tych wszystkich lila-różowościach). Ciekawa jestem, jak wyglądało pokonywanie granic tych wszystkich państw?
Jolinku-pogoda się na pewno poprawi!
Na małgosinych zdjęciach sporo ruin różnych zabytków. Wczoraj oglądałam bardzo ciekawy program, o tym jak wśród ruin zaaranżowano piękny ogród –u stóp antycznych murów posadzono pnące kwiaty, w załomach kamieni rosną różne skalne rośliny itd. Część ogrodu została zaprojektowana i jest utrzymywana przez ogrodników, ale wysiały się również dzikie rośliny i pozwala im się koegzystować z tymi zaplanowanymi przez człowieka. Ogród wyglądał, jak z bajki, tutaj więcej informacji na ten temat:
http://www.italy-villas.com/to-italy/2015/central-italy/latium/garden-of-ninfa-rome
W ruinach przeważnie kościoły, to teren bardzo aktywny sejsmicznie.
Granice były męczące, na wszystkich długie formularze do wypełniania, czasem losowania do kontroli bagażu, opłaty, kolejki. Na lotniskach było spokojniej, gorzej jak musieliśmy opuścić jeden autobusik i przejść do innego po drugiej stronie granicy. Dobrze, że mieliśmy sprawnego przewodnika, znającego miejscowe realia i doskonale mówiącego po hiszpańsku.
Małgosiu, turystyczny zawrót głowy. Zdjęcia przeciekawe i do oglądania na dłużej. Najbardziej ujęły mnie kolorowe papugi i inne egzotyczne ptactwo, no i te nieporadnie wspinające się urocze szkaradki. Pająk przerażający. Zabytki robią wielkie wrażenie, szkoda tych zniszczonych. Stroje twarzowe. Wycieczka piękna i intensywna, wspaniałe przeżycie, a dla nas radośc z oglądania zdjęc, dzięki 🙂
przeglądam książkę „Kuchnia dla singli” i dziś robię spaghetti z cukinią i oregano wg przepisu Basi … w planach spaghetti z anchois i kaparami …
Danuśka faktycznie przestało lać a i okazało się, ze mam podwózkę .. 🙂
Małgosiu, mieliście wspaniała podróż. Wrócę jeszcze do Twoich zdjeć bo są tego warte.
Miłe Koleżanki, będę z Wami myślami dziś wieczorem a ze kolacja bedzie udana,nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Magda i jej zaczarowany dom 🙂
Na pewno nie jest łatwo gotować tylko dla jednej osoby. Mam tutaj znajoma, wdowę od ponad 20 lat, ktora każdego dnia przygotowuje sobie coś innego, widzę, ze sprawia jej to przyjemnosc. Ale to chyba rzadkość.
Małgosiu – jak zwykle intensywna podróż i zwiedzanie, ale za to jakie masz wspomnienia, a my możemy poznać rejony Twoich wędrówek. Kolorystyka tamtejszych rejonów zawsze kojarzy się z łowickimi, z tym że dominacja zieleni w Polsce, a czerwieni i amarantu tam.
Dobry przewodnik to połowa (albo i więcej) sukcesu udanej podróży. Bo że udana była nie ulega wątpliwości. A kiedy i gdzie następny „skok” w świat?
Echidno, jeszcze nie wiem. Być może powróci Afryka.
Z tymi łowickimi kolorami i wzorami masz rację, szczególnie to było widać na kapach i kilimach. Poszczególne wioski różnią się właśnie kolorami strojów. Panowie już rzadko są widywani w takim ubraniu. Jestem pełna podziwu dla pani , która nas przebierała, potrafiła każdej z nas dobrać strój tak, żeby do nas pasował
Dzień dobry,
Trudno gotować dla jednej osoby, ale ja teraz nie pracuję i gotuję bardzo często. Przeważnie coś prostego, smażone lub pieczone, chociaż mięsa coraz mniej. Przestałem gotować zupy, bo nie umiałem ugotować mało. Befsztyk w/g Pani Basi może zrobię nawet dzisiaj. Widziałem w sklepach mięso z bizona, może spróbuję jako befsztyk. Nigdy jeszcze nie jadłem.
Małgosiu – dzięki za zdjęcia, bardzo piękne!
Jakie masz wrażenia z Belize? To kraj bardzo tutaj reklamowany dla starszych osób z niewielką amerykańską emeryturą jako miejsce do zamieszkania. Podobno za niewielkie pieniądze można bardzo dobrze żyć. Poza tym to jedyny kraj Centralnej i Południowej Ameryki angielskojęzyczny.
Słońce, mróz (w nocy -14c) i paskudny, mroźny wiatr.
Fasolówka w sam raz. Przy okazji nakarmię gości, bo będą przejazdem.
Kolory kilimów i typowej odzieży południowo-amerykańskiej są właśnie takie, jak kolory kilimków i „bieżników” na stoliki jak w polskiej Cepelii 🙂
Ja mam jeszcze wściekle kolorowy sweterek z Peru 🙂
W Peru sporo starszych kobiet nosi „sute” spódnice w takich kolorach, mnie się to bardzo podobało.
Danuśka – bardzo podoba mi się reportaż Wędkarza z Afryki.
Zwłaszcza zdjęcie pierwsze – bom facet, a piąte i ósme – bom wędkarz, a reszta – bom przyrody miłośnik. 🙂
Podziękuj Wędkarzowi.
Uśmiałem się też gdy Co ręce i nogi opadły 🙂
Plany się zmieniły, miał być befsztyk, ale zajechałem do sklepu z owocami morza i kupiłem krewetki. Oczywiście wiele razy je jadłem, ale, wstyd przyznać, nigdy sam nie przyrządziłem. Będą więc smażone na maśle z czosnkiem i białym winem z dodatkiem natki pietruszki. Zobaczymy, do kolacji jeszcze sporo czasu. Praktyczne rady od doświadczonych Blogowiczów mile widziane. 🙂
Befsztyk będzie pewnie jutro.
wróciłam z zaczarowanego domu Magdy … tyle pozytywnej energii załapałam dzisiaj, że chce się żyć dla takich chwil … Danuśka zrobiła mały reportaż z naszej wizyty to trochę posmakujecie jak było …
Nowy z krewetkami nie pomogę, bo wolę je jeść podane przez kogoś. Wiem tylko, że trzeba krótko, albo baaardzo długo żeby znowu zmiękły.
Co do Belize to chyba najdroższy kraj Ameryki Środkowej, dolar powszechnie akceptowany, angielski trochę wymieszany z hiszpańskim, ale można się dogadać. Belize City brzydkie, San Pedro ma ładne plaże i piękną rafę. Czy to odpowiednie miejsce dla emerytów nie wiem 🙁 za krótko tam byłam.
Odwiedziny u Magdy oczywiście pyszne i przemiłe, bo Gospodyni wkłada dużo serca w przygotowywane dania, a przy tym sama jest przemiła. A poza tym wszystkie się lubimy 🙂
Zanim Danuśka pokaże nam zdjęcia, spieszę zapewnić, że jak zwykle na naszych spotkaniach, było pysznie! Magda, jak przystało na gospodynię zaczarowanego domu, nieba nam przychylała, Małgosia raczyła nas opowieściami z egzotycznej podróży, a wszystko przy smakowicie zastawionym stole. Wpadała też na chwilę zaczarowana psia istota niezwykłej urody, a wszystko obserwował z pewnego dystansu równie niezwykły kot. Jak ja lubię te nasze spotkania!
Magdo-dziękujemy za wspaniałą gościnę, a chili sin carne było przebojem wieczoru 🙂
Zamiast mięsa tofu i dochodzę do wniosku, że nawet wolę to danie w tej wersji.
Jest mały fotoreportaż, ale szkoda, że nie miałyśmy aparatu. Jakoś nie mogę się nauczyć robić przyzwoitych zdjęć telefonem:
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipOFbwJ5USieQHpQTUAQ2i3Cxt6nxAuUGzFcMqdP?source=pwa
Nowy, uważam, że Twój sposób na krewetki jest dobry, do masła można kapnąć oliwy żeby się nie spaliło, no i za Małgosią: szybko, krótko 🙂
Danuśka, chyba trzeba wyłączyć lampę, bo przy tym oświetleniu coś się odbarwia.
No właśnie, Małgosiu, cuś było nie tak 🙁
Dziękuję. Krewetki wyszły świetnie! W ostatniej chwili przeczytałem Salsę i dodałem troszkę oleju z oliwek (innego nigdy nie używam). Nawet nie myślałem, że wyjdzie tak dobry obiad! Smażyłem 7 minut na największym ogniu, krewetki były duże, krócej się chyba nie dało. Jadłem z grzankami z bułki czosnkowej, garlic bread. No i winko….
Zazdroszczę Wam wizyty u Kuzynki Magdy. Magda jest osobą która rozsiewa wokół siebie swój niepowtarzalny urok, o czym mogłem się przekonać w czasie naszego ostatniego minizjazdu w moim skromnym mieszkanku.
Danuśka, dzięki za zdjęcia, zwłaszcza za pierwsze z obrazami. Przybliżyłem nieco na ekranie i od razu cieplej się na duszy zrobiło – rynek w Kazimierzu nad Wisłą zawsze tak na mnie działa, a do tego Kamienne Schodki. Następnym razem będę musiał chyba odwiedzić Kuzynkę Magdę…
Wiosna zatem zaczęły kwitnąć różne rośliny, a z nimi pojawiają się uczulenia na pyłki.
Mnie te nieszczęsne pyłki budzą bladym świtem, chociaż i tak nie należę do porannych śpiochów.
Nowy-przekazałam Twoją opinię Osobistemu Wędkarzowi i zrobiło mu się od razu weselej na duszy, zwłaszcza a propos pierwszego zdjęcia 😉 Przyznam się szczerze, że czekałam trochę, aż pojawi się Twój wpis na ten temat 🙂 Alain dziękuję i pozdrawia Cię bardzo serdecznie!
Zdjęcia z naszego wieczoru są beznadziejne, ale nie mogłam ich nie zamieścić.
Obrazy kuzynki Magdy mam w domu na wszystkich ścianach i niezwykle mnie to cieszy. Chyba nie zdradzę żadnej tajemnicy, jeśli napiszę, że wczoraj w jej pracowni zakupów dokonały Jolinek i Salsa.
Nowy-na pewno zdarzy się okazją, byś też był gościem niezwykłego domu Magdy.
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
Nowy chyba naszymi pogaduszkami przy stole przywołałyśmy Cię na blog … 🙂
Danuśka nie mogłyśmy się z Barbarą oprzeć … 🙂
Małgosia nam obiecała, że zrobi zdjęcia kubków, które zakupiła w podróży bo na zdjęciach ze sprawozdania mało widać jakie są w swej urodzie … no i zdjęcie w kapeluszu obiecała …
a na spotkaniu u Magdy były też słodkości … szarlotka Małgosi, tiramisu Barbary, kulki chałwowe roboty Magdy … i dostałyśmy trochę wszystkich pyszności do domu … 🙂
jest kawa od Irka to napiszę jeszcze, że Magda zakupiła kawę wietnamską i specjalną zaparzaczkę do niej bo teraz jest fanką takiej kawy po zachętach Danuśki .. my piłyśmy jednak herbatę zieloną (bo już późny wieczór był) dobrego gatunku i z celebracją parzoną … być gościem Magdy to uczta dla ducha i brzuszka … 🙂
Wizyta w pracowni Magda to wielka przyjemnośc, taki deser nad deserami. Jej obrazy dotychczas widziałam tylko u Danusi, albo na stronie internetowej Autorki. Ale zobaczyć tyle obrazów wiszących, stojących, oprawionych lub nie, w całej niezwykłej aurze pracowni Malarki, to naprawdę uczta. Żeby nie późna dość pora, pewnie spędziłybyśmy tam znacznie więcej czasu. A Kamienne Schodki też mnie urzekły, już dawno, tak świetnie oddany klimat Starego Miasta, nie tylko na tym zresztą obrazie.
Kochani blogowicze,jak widzę sprawa nie jest nieważna.Tak wiele jedzenia się marnuje i wyznaję z pokorą bom sama nie bez winy,że żadne rozsądne kupowanie nie daje stuprocentowych wyników.Dobrze,że do mnie przychodzi czasem Porter,przystojny brunet,który apetyt ma zawsze i zawsze na niego czeka kawałeczek mięsa oprócz traktowanego jako rozrywka suchego chleba.Ale przecież szanujący się pies nie zje zielonej sałaty ani zbyt ostrej resztki wędliny.I pomyśleć, że nasza patronka Ćwierczakiewiczowa
twierdziła,że pieczenie schabu w kawału mniejszym niż 4-kilowy nigdy się nie uda.Gdyby tak zastosować się do tej reguły Porter miałby jeszcze lepsze perspektywy
Irku, kawa pyszna 🙂
Słońce dziś łaskawe, pora na spacery…
Zbliża się ceremonia ślubna, przyszły małżonek zjawia się u księdza:
-Tu mam dla księdza 500 złotych, czy możemy się umówić, że podczas przysięgi małżeńskiej opuścimy fragment „…i będę z Tobą aż do śmierci”?
Ksiądz nic nie powiedział, ale przyjął pieniądze.
Trwają kościelne zaślubiny, ksiądz zwraca się do pana młodego i prosi o powtórzenie:
-I przysięgam, że będę na wszystkie Twe rozkazy, że będę Ci przynosił codziennie śniadanie do łóżka, że będę stale powtarzał, iż mam wyjątkową żonę i że nigdy nie spojrzę na inną.
Pan młody zdenerwowany i czerwony ze złości powtarza słowa tej przysięgi.
Po zakończonej ceremonii idzie wzburzony do księdza:
-Przecież nie tak się umawialiśmy!
-No cóż, odpowiada ksiądz, żona zdecydowanie przebiła Pańską ofertę.
😀 no, ale nie było aż do śmierci …
Danuśka … 🙂 …
o jedzeniu … 😉
https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=1579706625402802&id=1244533495586785&_rdr
Jolinku, 😀
Kuzynka Magda mieszka w bardzo ładnej okolicy:
http://poznajpolske.onet.pl/mazowieckie/puszcza-kampinoska-metrem-do-lasu/133gg
My na Ursynowie, z drugiej strony Warszawy i z drugiego krańca linii metra Młociny-Kabaty też nie możemy narzekać, bo chodzimy na spacery tutaj:
http://www.haloursynow.pl/artykuly/las-kabacki-925-hektarow-historii-natury-i-przyjem,1576.htm
Zatem w górach Oregonu i na wybrzeżach Kalifornii mają ogromne sekwoje, a my nasze swojskie sosny i dęby 🙂
A ja mam słoneczniki i kosmos, i nasturcje, i malwę, i pelargonię o liściach bluszcza i kwiatkach jak różyczki, i taką roślinkę co to nie wiem jak się nazywają (ma różowo-amarantowe kwiatki podobne do stokrotek, grube, woskowane liście w kolorze przepysznej zieleni i rośnie jak dywanik). To z nasionek.
Zrezygnowałam z warzywnika i na jego miejscu powstała dość duża rabata. Jedynie ostały się buraczki i rzodkiewka oraz koperek wysiany przez Wombata wśród kwiatków.
Cytryna, granat, palma Cycas Revoluta, Echeveria Chihuahuensis, Mandevilla Red, bargenville, porzeczki, lawenda, jaśmin, Phormium Rainbow Sunrise (wysoka, trójkolorowa trawa ozdobna, o liściach jak szabla Wołodyjowskiego), bromelias, Flapy Jack, kaktusowy ogródek w doniczkach – panda, agawy, Mexican Snowballs, Aeonium Arboreum V. Schwartzkof, Aloe Brevifolia, Zebra i jeszcze kilka, co to nazwy uleciały z głowy, rosną od lat naokoło domu. Rododendron marny na froncie, marny bo coś mu dolega. Dałam kropelki, i nic.
I jeszcze peonie, rozmaryn, szczypiorek i zioła w doniczkach, poziomki takoż samo.
Ale najwięcej chwastów choć jestem zdecydowanie przeciw. Dlatego też idąc do ogródka raźno podśpiewuję:
W moim ogródeczku
rośnie chwastów kupa
wniosek stąd wypływa
żem ogrodnik…
Echidno-jak widać wiele nazw nie uleciało Ci z głowy. A może masz jakąś ściągawkę 😉 ?
…a ja mam lasek za Górką 🙂
Co prawda są to chaszcze raczej, ale znalazłoby się kilka solidnych klonów.
Nadal mroźno u mnie, chociaż słonecznie.
Wczorajsza fasolówka jeszcze na dzisiaj – poszperałam wczoraj w internecie i znalazłam przepis na fasolówkę po węgiersku, czyli z kolorową papryką i pastą pomidorową, fasolówka na wędzonce lub kiełbasie. Z tego dodałam tylko paprykę, w tym ostrą chili, zamiast na wędzonce zrobiłam na udkach kurczaczych, bo nie miałam wędzonki ani pasty pomidorowej. Dodanie papryki to duży plus smakowy, spróbujcie!
Salso, mieliśmy właśnie do kawy Twoje tiramisu, szkoda, że nie widziałaś mojej twarz pełnej rozmarzenia 😀
Małgosiu 🙂 no i wzajemnie, bo my się raczyliśmy szarlotką, sezamowymi kulkami i suszonymi truskawkami, że nie wspomnę o pierożkach… Oj, nie ma to jak łasuchowanie 🙂
Ja dziele drzewa na
-sarny jedza
-sarny nie jedza
Ponizej jest tylko kilka przykladow z roznych grup. Jest to lista drzew, a nie owocow lub kwiatow z tych drzew. Kwiaty i owoce to osobny problem.
Kilka drzew, ktore sarny rzadko jedza. Mozna powiedziec, ze nie jedza.
-American Holly (ostrokrzew) – ma kolce
-Mimosa – jak to dobrze, bo to jest pikne drzewo
-Paper birch (odmiana brzozy)
-Red pine (doslownie: czerwona sosna)
Kilka drzew, ktore sarny jedza tylko wtedy, kiedy sa bardzo glodne
-Dawn redwood (poranna (?) sekwoja)
-Douglas fir (pikna odmiana jodly).
-Incense cedar (aromatyczny (?) cedr).
-Red cedar (czerwony cedr)
-Red maple (czerwony klon)
Czasami, moim zdaniem: czesto, jedza
-Apples (jablon)
-Chestnut (slodkie kasztany)
-Pear (grusza)
-Dogwood (deren)
-Cypress (cypr)
-Maple (klon)
-Hemlock (cykuta). Podoba mi sie polska nazwa. 🙂 U nas jest duzo cykut i sa bardzo pikne!
Zawsze jedza
-Cherries (czeresnie)
-Plums (sliwy)
🙂
Danuśka
Twój wpis (23 marca o godz. 6:49) nasunął mi pewien pomysł (co Smarkatym do nowego mieszkania?) i już rozpoczęłam knowania 😉
Suszone truskawki ? O tym jeszcze nie słyszałam, ale nie jestem na bieżąco z kulinarnymi nowinkami.
Jutro będę chciała przygotować trochę sałatki jarzynowej, najwyżej na 2 nieduże porcje. A dość trudno jest określić ilość produktów. Myślę, że jeden ziemniak wystarczy i po małym kawałeczku pozostałych warzyw.
Sałatkę lubię , ale nie za często. Za to mój mąż ją lubi bardziej niż ja i w czasie sobotnich zakupów wybiera sobie mały pojemniczek sałatki jarzynowej. Byłoby to nawet dość wygodne, bo porcja wystarcza dla 1 osoby, ale te sałatki są nafaszerowane środkami konserwującymi, a termin ważności wynosi około 1 miesiąca. No to co tam w środku musi być ?Zżymam się, ale nie będę się kłócić, zwłaszcza że jest argument : nie zrobiłaś domowej sałatki. No więc będę robiła jak dla singla. Może się uda zrobić mało, co w przypadku sałatki jest dość trudne.
Krystyno, suszone truskawki przywiozły Danuśka i Jolinek z Wietnamu jako ciekawostkę do spróbowania 🙂
Z sałatką jarzynową jest tak, że nawet jeśli się ma odrobinę podstawowych jarzyn, to w trakcie krojenia zawartośc miseczki rośnie za sprawą dodatkow, bez których sałatka by nie smakowała, więc chyba niemożliwe zrobić porcję jednoosobową, chyba że podzielić najwyżej na trzy dni, bo przecież nie na dłużej 🙂
Alicjo-chyba się nawet domyślam, co to za pomysł i co to za knowania 😉
Krystyno-wygląda na to, iż Wietnamczycy potrafią wysuszyć wszystkie owoce, nas te truskawki też zaskoczyły. Sławetnego duriana również można kupić w postaci suszonych płatków, ale kto by tam się rwał do takiego zakupu.
…a to Frida, moja kocia wnusia 🙂
http://aalicja.dyns.cx/news/Frida-1.jpg