Co z czym i do czego
Kiedyś, w dalekiej przeszłości, zanim zajęłam się na poważnie historią kuchni, zadziwiły mnie przepisy na tort z cielęciny i szpinaku. Dorastając w tradycji kuchennej wyrosłej na, doskonałej zresztą, kuchni XIX wiecznej, miałam w świadomości ścisły podział na role poszczególnych produktów: warzywa i mięso do poważnych dań, słodycze tylko do kategorii deserów.
Te ścisłe podziały były oczywiście łamane, ale dość nieśmiało, sporadycznie. Słony śledź w śmietanie zawierał dodatek słodkiego jabłka, ryba faszerowana – rodzynki lub cukier do smaku, nadzienie do kurczaka po polsku i konieczna do niego mizeria – odrobinę cukru.
Dopiero w ostatnich dziesięcioleciach popularne stało się bardziej radykalne przełamywanie granic. Im bardziej zaskakujące – tym lepiej. Konfitury z pomidorów, ciasto z marchwi czy dyni, dodatek miodu do żeberek, kruche ciasto z ziemniakami.
Ostatnio pozytywnie zaskoczyło mnie pewne pismo, którego nie czytam, kupuję zaś dla przejrzystego programu telewizyjnego. Przypadkiem trafiłam w nim na przepis na czekoladowe ciasto z dodatkiem buraków. Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem, choć raczej jestem nieufna, jeśli idzie o nowe smaki, a moja ciekawość nowości jest niewielka. Nastawiam się raczej na smaki historyczne i staram się odtworzyć je jak najdokładniej. Tym razem postanowiłam jednak przygotować takie ciasto, i to od razu na niewielkie przyjęcie, które urządzam pod koniec tygodnia.
Okazało się bardzo smakowite. Jak sądzę, nie ze względu na ten oryginalny dodatek, a raczej na inne składniki. Zresztą spróbujcie sami. Wprowadziłam jednak kilka korekt: upiekłam kilkanaście dość małych buraczków i tylko dwa z nich zużyłam do ciasta, pozostałe przyrządziłam jako ćwikłę. Dodałam też nieco mniej cukru, jeszcze więcej kakao i teraz już mogę powiedzieć, że dołączyłam do swojego zbioru nowy przepis. A co najważniejsze: ciasto takie robi się w mig. Niestety, także szybko zjada.
Ciasto czekoladowe z buraczkami
2 upieczone niewielkie buraki (ok. 20 dag), 3 jajka, niepełna szklanka świeżego oleju, 18 dag cukru pudru, 10 łyżeczek kakao, kopiasta łyżeczka proszku do pieczenia, 22 dag mąki (najlepiej tortowej), 10 dag gorzkiej czekolady
Upieczone buraczki cienko obrałam, pokroiłam na kawałki, włożyłam do kielicha blendera i rozdrobniłam. Dodałam mąkę, cukier, proszek do pieczenia, oliwę, jajka, olej. Utarłam połowę czekolady na grubych oczkach tarki (można je dość drobno posiekać ostrym nożem). Dodałam do pozostałych składników i włączyłam na chwilę blender.
Kiedy wszystkie składniki się wymieszały, przełożyłam ciasto do wąskiej foremki wyłożonej papierem do pieczenia. W nagrzanym do 180 stopni piekarniku piekłam je 55 minut: najpierw spróbowałam patyczkiem, i ponieważ po wyjęciu z ciasta był suchy, skończyłam pieczenie (kto lubi bardziej wilgotne ciasta, zwłaszcza czekoladowe, może spróbować wyjąć je z piekarnika wcześniej).
Odstawiłam foremkę do ostudzenia. Rozpuściłam w kuchence mikrofalowej pozostałą czekoladę i prawie już chłodne ciasto polałam czekoladą i posypałam płatkami migdałowymi. Mogę zaświadczyć, że jest to eleganckie i bardzo smaczne ciasto. A może w dodatku zdrowe?
Komentarze
dzień dobry …
nie wiedziałam Basiu, że jesteś taka konserwatystka w kuchni … a dla łasuchów ciasto jak znalazł .. i na pewno zdrowe … 🙂
cichal wspomnienie o Krysi urocze .. cała Ona i Ty …
miłego dnia … 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Zatem można walentynkować-jest stosowna kawa i herbata oraz czekoladowe ciasto 🙂
Lubię wszelkie eksperymenty w kuchni, pomysł na czekoladowe ciasto z buraczkami
już odnotowany.
Jolinku-ten zielony sos też wypróbuję.
Kolacja z Prezydentem Obamą za sześć dolarów:
http://www.newyorker.com/magazine/2017/02/13/anthony-bourdains-moveable-feast
„Wierzę, że to, że dla niego ważne jest , że inność nie jest zła, że Amerykanie powinni starać się chodzić w butach innych ludzi,”
Lubię i czekoladę i buraki wiec wypróbuje przepis na ciasto.
Sos podany przez Jolinka tez ciekawy.
Misiu, dołączyłeś bardzo ciekawy artykuł o Bourdain. Obama w Hanoi !Nasze podróżniczki może nawet były w tej restauracji w starej dzielnicy 🙂
Alino-starą dzielnicę Hanoi zwiedzałyśmy i na piechotę i rikszami, ale kolację zjadłyśmy w knajpce franuskiej w części miasta położonej nad jeziorem. Bardzo nam się tam podobało, to było połączenie sklepu z porcelaną oraz restauracji 🙂
Krystyna – mam kilka przepisów na ciasto, z użyciem oleju. Fakt – przygotowanie trwa błyskawiczne lecz moim zdaniem ciasto jest „za ciężkie”. Według oryginalnego przepisu na muffinki, bazę stanowi olej. Po dwukrotnym upieczeniu wymieniłam olej na masło. Zyskało natychmiast. Pozostałe ciasta potraktowałam tak samo. Z pozytywnym skutkiem.
A że papierowe foremki przylegają do muffinek? Można się pokusić na przetarcie papierowym ręcznikiem nawilżonym olejem właśnie. Wiąże się to jednak z ryzykiem uszkodzenia „falbanek” foremki i oczywiście przedłuża czas produkcji. Czy to warte? Pewnie nie. Mnie osobiście nie przeszkadza. Gościom również. Kupne też posiadają ten „feler”.
Rozwiązaniem są ewentualnie foremki silikonowe, jak radzi Danuśka.
Basiu – no właśnie, kolejne ciasto z olejem. Eksperyment z ciastem czekoladowym z buraczkami, szczególnie jeśli sprawdzony, godzien polecenia.
Ale pewnie nie pokuszę się na wypróbowanie. Mam opory, że się tak wyrażę, natury doświadczalnej. Kiedyś – jakże dawno to było – zrobiłam pizzę marchwiową. Wspaniale pachniała podczas pieczenia, po wyjęciu wyglądała ślicznościowo, po spróbowaniu pierwszego kęsa komisyjnie wywaliliśmy do śmieci.
Czy ktoś ma sprawdzony, prosty przepis na mule?
Podpuszczona przez Jolinka zakupiłam paczuszkę i postanowiłam spróbować, bo dotąd delektowałam się takimi zrobionymi przez innych. Wciąż chodzi za mną smak muli, które jadłam nad Kanałem La Manche, lata temu, ale to pewnie wynikało z ich prawdziwej świeżości. I wtedy też pierwszy raz spotkałam się z terminem skorkowane wino.
Małgosiu-czy te mule są w muszlach, czy bez?
W muszlach.
Małgosiu-najprościej i najszybciej:
-w dużym garnku zeszklić na maśle cebulę (+ ewentualnie czosnek)
-wlać szklankę białego wina
-wrzucić oczyszczone mule (teraz w zasadzie nie potrzeba ich czyścić, bo robi to za nas ich producent)
-przykryć, chwilę pogotować, po kilku minutach zdjąć pokrywkę i zamieszać. Jesli są otwarte to znaczy, że są gotowe do jedzenia. Te nadal zamknięte wyrzucamy, nie nadają się do jedzenia.
-przed podaniem wymieszać z zieloną pietruszką
-można dodać śmietanę/ sos pomidorowy/ ser pleśniowy… albo już nic więcej nie dodawać.
Podać z frytkami lub z ryżem(wtedy można wykorzystać sos).
https://www.youtube.com/watch?v=kaK74B9vCp0
Pizza z marchwią – może nie, ale ciasto marchewkowe jest bardzo smaczne. Sama nie piekę, bo w domu jest wrogie nastawienie do tego typu połączeń / ciasto i warzywo/, ale jeśli spotkam je w kawiarni, to chętnie zamawiam.
Małgosiu,
dzień z ruchliwym maluchem potrafi człowieka wykończyć. Ale daje też mnóstwo przyjemności.
Krystyno, 🙂 dziś czuję to szaleństwo huśtawkowe w nogach 😉
Danusiu, dzięki. Wypróbuję dziś wieczorem.
Małgosiu-mule i ostrygi to afrodyzjaki zatem kolacja będzie bardzo walentynkowa 🙂
Małgosiu a w której Biedronce Cię podkusiło bo obok mnie dziś nie było mule … czy mule można mrozić? …
Chyba się skuszę na to ciasto, brzmi wspaniale.
Poza tym zima 🙁
Jolinku, kupiłam koło siebie i widziałam na Karabeli.
Jolinku-teoretycznie tak, ale ja bym nie ryzykowała, bo kto wie, w jakim stanie trafiły do sklepu(być może już odmrożone). Nie ma nic gorszego niż zatrucie nieświeżymi owocami morza. Niestety wiem, o czym mówię, bo przeżyłam te straszne katusze.
Małgosiu dzięki … na Karabeli nie byłam to jutro zajrzę … Danuśka możesz mieć rację z tym zatruciem ….
http://www.monikaszwaja.pl/wideo/bohaterka-wlasnej-ksiazki
Dzień dobry,
Wszystkim którzy kochają miłego świętowania, a pozostałym okazji do świętowania np. za rok, albo wkrótce 🙂
Chyba nie jestem entuzjastą ciast warzywnych, ale w moim dzieciństwie jadłem i bardzo lubiłem takie ciasto z burakami cukrowymi i makiem. Był to wytwór chyba biednych ludzi dawnej Lubelszczyzny, gdzie buraki cukrowe uprawiano od dawna, a mak również. Wątpię by ktoś znał smak tego dawnego specjału i żeby gdzieś był przepis na to. Piekła to moja babcia, a od niej nauczyła się moja Mama. Ja niestety nie mam pojęcia jak to było robione.
Jadam mule (muscheln) bardzo często i od lat ale wolę je po włosku w sosie pomidorowym. W dużym płaskim rondlu, najpierw oliwę z oliwek, cebulę i czosnek zeszklić, muszle wrzucić i gotować pod przykrzciem na ostrym ogniu 5 minut. Dobrze jest pare razy potrząsnąć rondlem. Muszle wyjąć, do sosu można dodać łyżkę pesto. Dodaję też pietruszkę jak jem sama, córka i wnuki nie lubią. Zawsze jemy tylko z bagietką.
Jak już Danuśka napisała trzeba uważać na te zamknięte mule. Poza tym nie solić i nie mrozić.
Evo, dziękuję, zapiszę, jeśli mój dzisiejszy eksperyment wyjdzie to będę próbować dalej.
p.s.Powyższy sznureczek (nad tekstem Nowego) dedykuję na dzisiejszy dzień wszystkim. Pasuje dzisiaj jak nic…
Znalazłam go dzisiaj – strona internetowa Nisi jest już w nowej szacie i jest tam wiele nowych rzeczy. http://www.monikaszwaja.pl
Zapomniałam napisać że wrzucam do rondla z olejem i cebulą zawartość puszki z posiekanymi pomidorami i chwilę gotuję, dopiero potem mule. Przepraszam ale trochę zmarzłam i powoli myśle..
Nowy,
trafiłeś, jest to ciasto regionalne, znalazłam przepis:
http://wwwpysznejedzonko.blox.pl/2010/11/Buraczak.html
Alicjo dzięki za Monikę … mieliśmy szczęście znać fajną Kobietę … my z Danuśką kulturalnie piłyśmy rum przez całą naszą wyprawę bo pod postacią mojito z dużą ilością świeżej mięty …
Jolinku,
poszperaj po tej stronie…ja wysłuchałam wszystkich felietonów, przy których uśmiałam się jak norka i słucham dalej, wywiadów itd. Bardzo ciekawe, świetnie się słucha…
http://www.monikaszwaja.pl/dzwiek/felietony
Pamiętajmy także o Placku, który odszedł rok temu. Dobrze zapisał się na naszym blogu i w pamięci wielu z nas. Czas szybko biegnie, niedługo kolejne smutne rocznice.
Zrobiłam te mule, smaczne, ale ciężkie do jedzenia, widać taki gatunek. Następna próba z muszelkami z innego źródła.
Za Wędrowców na szlaku!
Małgosiu 🙂
Za!
Wreszcie ktoś musi podjąć rolę podczaszyny (panów nie proponuję na podczaszych, bo oni niestabilini 🙁 ),
proponuję Małgosię 🙂
Jolinek zazwyczaj nas wita z rana, Irek stawia kawę.
Podsyłam „Na Chmurkę” – dla Placka 🙂
Alicjo, dziękuję. Czuję się wyróżniona, jest tylko jeden problem, niedługo wybywam znów na pewien czas. Może utworzymy komitet: Ty, Danuśka, ja i może jeszcze ktoś chętny …
No to proponuję na Twoje zastępstwo Danuśkę – wylatana ostatnio, to niech siedzi i spełnia obowiązki 🙂
Małgosiu,
powiedz, gdzie wybywasz, będę podążać via Google Earth 🙂
Placka pamięci – Gato Negro (vio tinto, Chile), oraz…
https://www.youtube.com/watch?v=KcVa86a62BU
Alicjo od Panamy do Meksyku 🙂
Po drodze byliśmy w Kostaryce, polecam Irazu wulkan (to chyba będzie po drodze), a tych wulkanów jest ponad 90 na takim małym obszarze. Co poza tym – kostaryka stolicą państwową orchidei… i koniecznie dżungla, ale tam wycieczki i podejrzewam, że na takiej (kolejką ponad) będziecie.
Już na zapas – wspaniałej podróży 🙂
http://aalicja.dyns.cx/news/Costa_Rica-Wybrane/
http://aalicja.dyns.cx/news/Costa_Rica_2014.html
Dzień dobry 🙂
kawa
Na obiad kopytka:
https://cooking.nytimes.com/recipes/1018569-ricotta-gnocchi-with-parsley-pesto
Małgosia będzie miała dylemat, bo nie wiadomo, który kapelusz kupić na pamiątkę:
http://www.witleather.pl/files/kapelusz-panama-02-11.jpg
lub
http://us.123rf.com/450wm/koya79/koya791510/koya79151000174/46355599-meksyka%C5%84ski-kapelusz-sombrero-z-w%C4%85sami.jpg?ver=6
Małgosiu-z wąsów Cię zwalniamy, możesz nie przywozić do Warszawy 😉
Od razu uprzedzę pytania i wyjaśnię Szanownego Towarzystwu, iż my z Jolinkiem nie nabyłyśmy kapelusza wietnamskiego:
http://naszawyprawa.blox.pl/resource/hoi8.jpg
Te kapelusze widać rzeczywiście wszędzie, a już obowiązkowo są nakładane do pracy w polu, bo chronią zarówno przed słońcem, jak i przed deszczem.
Wśród kapeluszy meksykańskich najbardziej podoba mi się model mariachi 🙂
https://primeyou.pl/environment/cache/images/0_0_productGfx_2af178d7bc350bf7ec77791032151fbc.jpg
dzień dobry …
my z Danuśką to w ogóle mało kupiłyśmy bo wolałyśmy zwiedzać nawet w czasie wolnym no i trochę badziewie sprzedają tam dla turystów … ale były osoby co się obkupiły i w kapelusze i w obraziki i różny towar … a nawet musiały kupić dodatkowe torby by przywieźć łupy ..
idzie ku ciepłemu …
Danuśka, my oczywiście kapelusze wietnamskie mieliśmy (wszyscy), ale zostawiliśmy je kończąc wycieczkę. Nad klasyczną panamą zastanawiam się, muszę jednak najpierw przymierzyć. Pamiątek za dużo nie kupujemy.
Nie zastanawiaj się tylko kupuj panama hat, Małgosiu W. Noszę już dziewiątego i jak dotąd nie słyszałem jeszcze by mojej łepetynie toto dokuczalo. Ale jeśli będziesz w Ekwador to kup hata tam gdzie one są właśnie produkowane. Dawniej wszelkie dobra z Ameryki Południowej gromadzone były na terenie Panama dostawaly stempel zollu i mogły być wwiezione do północnej Ameryki. Ecuador jest porośnięty rośliną toquilla która służy do wytwarzania panama hat.
Uchylam nie tylko rąbka tajemnicy ale również rąbka dziewiątego panama hat
Dziś mokra nibela przykrywa okoliczności przyrody także e bike można odpuścić. Od jutra pojawić ma się uteskniony Nord Ost i życie wróci po malych zawirowaniach do normy. E bicke polecam nach wie vor, teraz są już takie w których silnik elektryczny włącza się tylko podczas pedalowania. Czyż to nie jest piękne
Ciekawy artykuł o panamach:
http://www.logo24.pl/Logo24/1,85825,16391612,Akademia_stylu__kapelusze_panama.html
Najbardziej podoba mi się wskazówka, by panamę przechowywać w chłodnym i wilgotnym miejscu. Zatem wygląda na to, że w lodówce 🙂
To prawda, że w tych kapeluszach panowie od razu jakby przystojniejsi, a paniom też bardzo często w nich do twarzy.
Podczas naszej podróży przymierzałam podróbkę tegoż nakrycia głowy i teraz trochę żałuję, że nie kupiłam. Wietnamczycy, jak Chińczycy, są w stanie wszystko wyprodukować.
Dolaczam do Krystyny i Alicji, ktore wspomnialy wczoraj Placka. Odszedl rok temu, 13 lutego. Lubil Leonarda Cohena, ktory za nim podazyl.
https://www.youtube.com/watch?v=ye6JssTdnvw
Pierwsza gitara wszechczasow J Hendrix, w swym krótkim ale jakże intensywnym życiu zdążył napisać książke. Bardzo fajne refleksje szarpidruta wirtuoza. O Cohenie niestety niewiele napisał. Wprawdzie spotkał się z nim parokrotnie, ale poza wspólnym cpaniem nic konstruktywnego nie pozostało 🙄
Myślę, że wszyscy pamiętamy o naszych Nieobecnych, dzisiaj o 20.00 stosowny toast.
W sobotę wybieram się do Poznania i planuję zajrzeć do Pyry, by sprawdzić, czy tam na chmurce potrafią przyrządzić przyzwoitą golonkę i białą kiełbasę i czy interesują się staropolską kuchnią oraz, nie da Boże, polityką 😉
Zatem mamy komitet toastowy w składzie: Alicja, Małgosia oraz niżej podpisana.
Postaramy sumiennie wywiązywać z podczaszyńskich obowiązków 🙂
nie daj Boże
Alicja, wczoraj 18:40
Dzięki za link. Tak właśnie to ciasto wyglądało. Przeczytałem też wszystkie komentarze, ci którzy próbowali bardzo chwalili. Jest to ciasto jesienne, do początków zimy, kiedy można znaleźć jeszcze buraki po wykopkach przed odwiezieniem do cukrowni. My zawsze kupowaliśmy od rolników bezpośrednio z pola.
Danuśka dzień coraz dłużysz i cieplejszy to wyprawa do Poznania będzie udana ….
można sobie zrobić taki syrop … czasami imbir bywa w promocji to to jest dobry pomysł na jego przerobienie … ja ostatnio często mrożę imbir i to się sprawdza w kuchni …
http://www.maniawypiekania.pl/2017/01/syrop-imbirowy.html
Ja u Pyry będę wrześniowo raczej więc wspomnij tam Danuśka, że na golonkę liczę 🙂
Czytam, że w programachszkolnych nie będzie już Szekspira czy Moliera, tylko nauki Jana Pawła II.
Gdyby Nisia wiedziała, rozniosłaby to towarzystwo. Dla niej Szekspir to wszystko, co człowiek miał do powiedzenia o drugim człowieku w literaturze, cała reszta jest wtórna.
Co tam szekspiry czy Moliery…
No i bardzo dobrze że nie ma „szekspira”.
?
Toast za nasze Gospodynie i za Blogowe Towarzystwo:
za Naszych tam na Chmurce oraz za wszystkich tych, co nadal tu i teraz.
Za wędrowca na szlaku oraz za…wielką literaturę!
Tak się przy okazji zastanawiam, czy Asia czasem nie w jakiejś podróży, bo mamy teraz ferie szkolne w różnych regionach Polski zatem może porwała gdzieś swoje siostrzenice?
Jestem w domu, więc jeden więcej do toastowania. Oczywiście czerwonym wytrawnym!!!
O Asię pytałem niedawno, mam nadzieję, że urlopuje przyjemnie i wkrótce się odezwie.
Zdrowie wszystkich (zieloną, zakamuflowaną herbatką 😉 )
Alicjo z 19:13 bombardujesz tutaj negatywnymi informacjami 😛
Zatem napisze cos pozytywnego.
Dobrze że nie jestem w grobie, bo musiałbym się przewracac i to na sucho. Co innego po teqilli 🙂 w
Za Wędrowców na szlaku i za Tych co w domu!
Z tego wszystkiego ugotowałam zupę ogórkową z resztki zakiszonych własnoręcznie ogórków. Z wkładką, kurczacze uda.
Też jestem za wielką literaturą ale przeciwko przekręcaniu i spolszczaniu obcych nazwisk. Myślałam że to już przeminęło.
A może Alicja nie przekreca bo uważa że,, szekspir,, to polskie nazwisko. Przecież ma prawo tak myśleć 🙄
https://www.youtube.com/watch?v=a3HPcJ8KsM8
Moja droga Ewo (albo raczej „Evo”) – możesz być przeciwko, ale co mi zrobisz? W polskim piśmiennictwie jest sporo spolszczonych nazw własnych i jest to jak najbardziej poprawne. Dopuszcza tego między innymi „Słownik Poprawnej Polszczyzny” Witolda Doroszewskiego.
Podobnie, jak dopuszcza się Nowy Jork, Waszyngton i tak dalej. Musu nie ma, można nie spolszczać, ale w drugą stronę musu też nie ma. Mogłabym się szarpnąć na „Shakespeare”, wszak żyję w tym obszarze jężykowym, ale po co? Szekspir krótszy 😉
Nawet w „Literaturze polskiej – słownik encyklopedyczny” Szekspir jest jako Szekspir, z odnośnikiem (–>Shakespeare).
Dawno Żaby nie było na blogu. Odcięta od świata przez brak internetu. Ale czy internet potrzebny człowiekowi do szczęścia? Na całe szczęście nie jest:
http://www.newyorker.com/wp-content/uploads/2016/05/FrogandToad1-1145.jpg
🙂
Właśnie dzisiaj do Żaby napisałam w temacie, no ale jak nie ma internetu, to e-mail też nie dojdzie 🙁
dzień dobry…
dziś same plusy za oknem i słońce … a waga wskazuje – 5 kg …
Danuśka może pojedziesz do Żaby i się dowiesz co słychać ..
Dzień dobry 🙂
kawa
Z tymi nazwiskami, to co kraj to obyczaj. Moja ulubiona nacja z nad Loary ma zwyczaj wymawiać zagraniczne nazwy, czy nazwiska zgodnie z zasadami wymowy francuskiej:
i tak znany nam dobrze Johann Strauss we francuskich ustach brzmi Stross(w języku francuskim au wymawia się jak o). Kiedy spotykasz się po raz pierwszy z taką francuską wersją znanego nazwiska, to najpierw otwierasz szeroko oczy(a raczej uszy) i zastanawiasz się o kim właściwie jest mowa.
Jolinku-ja wprawdzie bardzo lubię podróżować 🙂 ale do Żaby spróbuję najpierw się dodzwonić, zresztą już jakiś czas temu bezskutecznie próbowałam.
W najbliższy weekend przewidziany Poznań, a w marcu mały wypad do Gdyni w celach rodzinno-koncertowych.
Ale piszą Strauss poprawnie ?
Do Żaby dzwoniłem tydzień temu. Wszystko jest ok z wyjątkiem internetu. Zima na wsi, praca przy koniach trochę problemów z głupimi właścicielami zimujacego konia , którzy zapomnieli zapłacić. Ale daje radę, jak mawia nasz kolega znad Sekwany.
Wczorajsza deszczowa nibela nie zmyla wszystkiego śniegu na 4 OOO metrów. Pozostał jeszcze biały kołnierzyk. Z wody podziwia się taki widok jeszcze bardziej miło. A że wiatr nabiera mocy z minuty na minute to jest ogromna szansa na kolejny bardzo kiczowaty dzionek.
Mam nadzieję że moja tutaj dzisiejsza nieobecność nie spowoduje nikomu żadnych większych psychicznych dolegliwości 🙄
A zatem udaje się do zaplanowanych zajęć
Tak, Evo, piszą poprawnie.
Ja poprawnie zrobiłam ruskie pierogi. A teraz poprawnie idę spać. Dobranoc.
Ja wstałam właśnie. Niepoprawnie, jest 10:55.
Evo,
nie ma się o co kłócić, i tak i tak jest poprawnie, oczywiście, że Strauss byłoby głupio zostawiać w domyśle drugie s, ale Szekspir to troszkę bardziej zawiła sprawa i jak się rozejrzeć, to jest sporo takich nazwisk i nazw. I nikt nikomu za to głowy nie urywa.
Nie ja ustalałam, co poprawne, a co niepoprawne, mnie jest wygodnie tak, jak mnie moja szkoła uczyła. Aczkolwiek było to we wrażych, niepoprawnych czasach 😯
Znowu spadło trochę śniegu, tym bardziej warto ruszyć na południe. Nowy, czy kupiłeś bilet? My ruszamy 22-go i jedną noc przebąblujemy w Tampie.
Co na obiad?
Alicjo-może argentyńskie krewetki? Właśnie nabyłam w „Biedronce”, która usiłuje dbać o jakość. Może nie zawsze i nie wszędzie, ale przynajmniej stara się od czasu do czasu.
Smażę rzeczone na maśle pietruszkowo-czosnkowym i szykuję ryżowy makaron.
Czy to już jakieś azjatyckie skrzywienie…?
W pracy odbyliśmy przyspieszony tłusty czwartek-były pączki od Bliklego i faworki.
Oj, to już nie jest ten Blikle, co niegdyś 🙁
Danuśka, wydaje mi się , że tłusty czwartek to dopiero za tydzień 🙂
Danuśka,
do Biedronki mam kawałek 😉
Ale zrobiłam przegląd zamrażarki i jest bigos, nawet dwie porcje! Czyli bigosujemy.
23 lutego tłusty czwartek!
Danuśka,
ja znalazłam wspaniały chili sos z bazylią, który bardzo mi podchodzi z krewetkami i homarowymi ogonami. Ostry.
I właśnie dlatego napisałam „przyspieszony” tłusty czwartek. Za tydzień urządzimy ten jedyny słuszny i właściwy 🙂
Alicjo-ostre jadam czasami pod nieobecność Osobistego Wędkarza. Parę dni temu kupiłam sos chili z imbirem, jest bardzo w porządku, ale wiem, że Alainowi też by zaszkodziło.
Niedawno kupiłam faworki u Bliklego i mój zawód był ogromny, bo ciężko je było zjeść, a pamiętałam, że poprzednio były dobre.
Evo,
Zapytam z czystej ciekawości, jeżeli spolszczanie obcych nazwisk Ci przeszkadza, to jak piszesz rosyjskie nazwiska (takiego Tołstoja, Dostojewskiego, Czajkowskiego) – jak w oryginale (cyrylicą)? Zauważyłam, że już od dłuższego czasu w polskiej prasie panuje paskudna moda na używanie angielskiej transkrypcji dla rosyjskich nazwisk: taki Dmitrij Głuchowski dla przykładu http://lubimyczytac.pl/ksiazka/272472/metro-2033
Zatem toast za kończący się już niedługo karnawał oraz za podróże bliskie i dalekie !
https://www.youtube.com/watch?v=Weo9kpitTYc
Danuśka 😯
Czy tak tęsknimy za kończeniem się karnawału, że aż wznosimy toast? Ja wznoszę przeciw 👿 😉
Podczaszynie już są w ilościach, a kto trzyma kalendarz?
Przeoczyliśmy Imieniny Arcadiusa ( 🙁 ) 12 stycznia!
Spóźnione, ale szczere życzenia fruwania nad wodą i dobrych wiatrów przy dobrej pogodzie!
A jutro są imieniny naszego Pawła, a zaraz potem Pyry!
Pyra jest na Chmurce i toastowi nie przepuści!
Za Zdrowie!
Alicjo jest luty a nie styczeń .. a Paweł to nie nasz tylko kiedyś tu był przelotnie …
Ewa,
Oczywiście że nie piszę cyrylicą, ale potrafię rosyjskie nazwiska przeczytać i fonetycznie napisać je po polsku. Inaczej się nie da, Ale Chopin i Shakespeare pisani są naszym wspólnym łacińskim alfabetem i moim zdaniem nie trzeba ich spolszczać, nazwy miast to co innego.
Używanie angielskiej transkrypcji dla rosyjskich nazwisk w polskiej prasie i wydawnictwach książkowych jest okropne i jest przejawem starej polskiej choroby która nazywa się snobizm.
Alicja,
Ja też nie chcę się kłócić, bo nie ma o co.
O licho! LUTY!!! Jestem do tyłu nie tylko 6 godzin, ale i cały miesiąc 😯
A ja potrafię napisać rosyjski tekst cyrylicą, ręcznie, nie na komputerze 😉
Jak napisałam – nie ma się o co i niech każdy zostanie przy swoim, bo dostaniemy niestrawności – i co wtedy?!
Pamiętacie niektórzy może, jak sto lat temu przewidywalismy, że w dwudziestym pierwszym wieku damy sobie spokój z gotowaniem i będziemy wsuwać jakieś erzatse z torebki czy wręcz piguły?
Oto nowe próby zgaduj-zgaduli, jeszcze nie czytałam artykułu, ale zaraz się zabieram…
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1693698,1,co-bedziemy-jesc-w-przyszlosci.read
Nie doczytam, bo artykuł zamknięty, ciagle się waham, czy zaprenumerować, czy nie 🙄
Zdjęcie do artykułu jak z podróży Danuśki i Jolinka – targ na Mekkongu 🙂
Alicja leci do Cichala a ja podróżuję palcem po mapie czyli zwiedzania wirtualnego USA ciąg dalszy. Diś zacząłem zwiedzać Montanę i jej piękne góry. Czasem dzięki Zillow zaglądam do amerykańskich domów i patrzę jak żyją ludzie w swoich coraz droższych domach. Chyba się nie doczekam czasów gdy do USA będzie można zwyczajnie kupić bilet i polecieć bez wizy by wsiąść do jakiegoś autobusu i zacząć zwiedzanie bez przewodnika. Obietnica Trumpa dla głosujacych na niego Polaków, że w ciągu dwóch tygodni zniesie wizy znowu okazała sie pustym gadanie. Zamiast znieść wizy wręcz zaostrzył kryterium pobytowe i bardzo ograniczył możliwość legalizacji i przedłużenia pobytu.
Ostatnio byłem z wizytą u starszej Pani która mieszkała w Stanach prawie dwadziescia lat a przez ostatnie trzydzieści lat zimę spędzała u kolezanki na Florydzie. Opowiadała mi jak na początku pobytu , po dwóch latach mąż stracił pracę a ona zaczęła nieżle zarabiać i wysłała męża na trzymiesięczna autobusową wycieczkę po całych stanach. Mąż dzwonił co kilka dni i meldował się co rusz z innego miejsca i innego stanu. Bilet na całe trzy miesiące kosztował jakieś niewielkie pieniądze a zasiłek wystarczał na opłacenie tanich hoteli. Teraz pewnie taka wycieczka byłaby niewykonalna.
Korzyści z prenumeraty Alicjo całkiem niezłe. Po pierwsze „primo”: masz dostęp do wszystkich artykułów, po drugie „primo”: możesz ściągnąć w różnych formatach i czytać kiedy chcesz i ile chcesz (że o prywatnym, bez zabierania miejsca na półkach, archiwum, nie wspomnę), plus wydania specjalne (Pomocnik Historyczny, Ja My Oni, Niezbędnik Inteligenta). Zaprenumerowałam cztery lata temu i chwalę sobie.
Odnośnie linku do artykułu Pawła Walewskiego: puenta pokrywa się z moim zdaniem. Choć specjalistą od chemii spożywczej, jak Udo Pollmer, nie jestem.
„…nie ma nic gorszego od artykułów spożywczych, z których rzekomo usunięto coś strasznie szkodliwego i do których dodano coś niesamowicie zdrowego. Ostatecznie i tak będziemy jedli tylko to, na co pozwoli nam własny żołądek.”
Zagladajac do domów i podwórek nasuneła mi się smutna refleksja, że nasze podwórka coraz bardziej upadabniaja się do amerykańskich. Znikaja ogrody warzywne i drzewa owocowe których praktycznie nie widuje sie wokół amerykańskich domów. A potem ludzie się dziwią że amerykańskie dzieci nie znaja nazw podstawowych warzyw.
Misiu,
Trump obiecywał, czego nie może, bo sprawa wiz leży w gestii kongresu.
Misiu,
do Kanady możesz przylecieć bez wizy i na moje zaproszenie, co potwierdzam, bez zaproszenia też. Nie wiem, jak jest w Stanach względem podróży, ale parę lat temu dowiadywałam się – otóż wykupujesz bilet autobusowy na miesiąc i podróżujesz przez ten miesiąc, ile ci się chce i gdzie chcesz. Wybacz, nie pamiętam szczegółów, ale nie była to suma zawrotna. Chodziło o to, żeby osoba zatrzymywała się, gdzie chce, zostawała dzień lub trzy i jechała dalej.
Pewnie nadal taka forma turystyki istnieje, spodziewam się też, że w Stanach podobnie. Tanie hotele są zwykle „stadami” wokół tras-przystanków autobusowych.
Tak można podróżować też po Ameryce Południowej, co uskutecznialiśmy z Jerzorem w Peru, Chile i Argentynie, aczkolwiek trochę też podróżowaliśmy wypozyczonym samochodem, jak byliśmy pierwszy raz. Potem zmądrzeliśmy – na granicy są wielkie pierepałki z wypożyczonym samochodem. A poza tym odległości…
W tym roku wyjazdu na wyspę nie bedzie bo dostałem od siostrzenicy zaproszenie na ślub i wesele które będzie w czasie Sławkowego pobytu .
Takze Alicjo uważaj bo mogę skorzystać z zaproszenia 🙂 Jak to mówili w filmie? Mam zaproszenie i nie zawacham sie go użyć 🙂
Na razie muszę skończyć dach na pracowni i jeszcze trochę to potrwa. W ubiegłym tygodniu skończyłem jedno z pomieszczeń magazynu. Mam teraz piękny ocieplony sufit . Przez chwilę zapomniałem o zimie. W przyszłym tygodniu ciąg dalszy docieplania.
Miś K, przeczytaj koniecznie, Wałkowanie Ameryki, Ameryka po kawałku.
Acha – Misiu,
ja (my) nie lecę do Cichala, ja lecę na Florydę mniej więcej w te okolice, gdzie Cichaly są. Przyjemności przynajmniej dwie – możemy się spotkać, no i ciepełko, ciepełko 🙂
dzień dobry …
niestety Alicjo my takiego targi nie widziałyśmy bo Nowy Rok był i świętowali .. za to wyraźnie można było zobaczyć jak mieszkają i żyją na nadbrzeżu w barkach Wietnamczycy prawie wyklęci ..
Widziałyśmy ten targ w stanie mocno okrojonym-zamiast kilkudziesięciu łodzi były jedynie trzy, czy cztery, które oczywiście natychmiast skrupulatnie sfotografowałam 🙂 W Wietnamie z powodu Nowego Roku życie zatrzymuje się praktycznie na cały tydzień-wiele miejsc jest pozamykanych, a ludzie tłumnie podróżują, by odwiedzać swoje rodziny. Za to na ulicach niezwykle kolorowo z powodu kwiatów, dekoracji i przechodniów, co starałam się pokazać na swoich zdjęciach.
Alicjo-może niezręcznie się wyraziłam, ale toast był za karnawał. Z jednej strony cieszę się, że jeszcze trwa, ale nie zapominajmy, że im bliżej końca karnawału, tym bliżej do wiosny!!!