Kiełkująca żywność
Do niedawna myślałam, że świat jest prosty, a kiełki są zawsze zielone i chrupiące. Chętnie dodaję je do kanapek i mam wtedy poczucie, że dbam o zdrowie. Kilka dni temu przekonałam się jednak, że kiełkująca żywność niejedno ma imię.
Informacje na ten temat zaatakowały mnie z różnych stron. Najpierw córka poczęstowała mnie kiełkującym ryżem. Wyglądał normalnie (można było dostrzec niewielkie kiełki), smakował normalnie, ale twierdziła, że jest o wiele zdrowszy od zwykłego.
Potem koleżanka opowiedziała o znajomym, który nasiona roślin strączkowych moczy tak długo, aż puszczą maleńkie kiełki, i dopiero wtedy gotuje. I że to dlatego, że wtedy jest więcej fasoli w fasoli.
Zaczęłam zgłębiać sprawę. Dowiedziałam się, że ryż kiełkujący jest reklamowany jako taki, który zawiera więcej niż zwykły składników odżywczych. I że w dodatku roślina przygotowująca się do wzrostu zmiękcza swoje ziarna, co przyspiesza gotowanie i trawienie.
Jest też do kupienia mąka z kiełkującego ziarna. Żeby ziarno mogło wykiełkować, musi zawierać wszystkie naturalnie właściwe dla niego warstwy. Nie może być czyszczone i pozbawiane którejkolwiek z nich. Czyli pieczywo z kiełkującego ziarna na pewno jest pełnoziarniste. W kiełkującym ziarnie następuje niewielki wzrost zawartości niektórych substancji odżywczych, na przykład witamin z grupy B, witaminy C, kwasu foliowego, błonnika rozpuszczalnego i niezbędnych aminokwasów. Zwłaszcza ta ostatnia informacja może być ważna dla wegetarian, bo są tu aminokwasy, których w ich diecie jest mało. Z kolei dzięki obecności pewnych enzymów, które powstają w przygotowującym się do kiełkowania nasionku, jego składniki mogą być lepiej tolerowane przez osoby źle znoszące gluten (kiełkowanie nie eliminuje go jednak całkowicie). Pojawiają się też w kiełkującym ziarnie inne enzymy, które powodują, że substancje odżywcze są lepiej przyswajalne dla naszego organizmu.
Te wszystkie informacje wydają mi się logiczne. Wiem, że kiełkowanie nasion jest skomplikowanym procesem, że muszą w nich zajść różne zmiany biochemiczne, żeby mogły dać początek nowym roślinkom i zapewnić im pożywienie na początkowy czas. Więc może rzeczywiście coś w tym jest?
Komentarze
Dzień dobry.
Kiełków nie używam zbyt często, najchętniej te rzodkiewkowe, lubię je jeść z twarogiem. Do sałatek czasem dorzucam kiełki lucerny, które zachwycają mnie swoją delikatnością smaku i koloru.
Kiełkami zachwycam się od czasu do czasu. Zwykle około Wielkanocy zaczynam rzeżuchą. Jako ozdoba świątecznego stołu musi być, ale wysiewam ją także bez specjalnej okazji, lubię jej smak i zapach przywodzący na myśl wiosnę. I to jest jedyny przypadek kiedy sama wysiewam i dbam o wzrost. Inne kiełki, zwłaszcza te o ostrzejszym smaku kupuję gotowe i choć często postanawiam sobie zacząc własną uprawę, to jakoś do tej pory nic z tego. Wydaje się, że to zajęcie dla cierpliwych i systematycznych.
Kiedyś na fali mody na kiełki szukałam nawet kiełkownicy, ale to duże naczynia, których już już nie upchnę w kuchni, szczególnie, że tam na oknie królują zioła.
Kiełkujący ryż to kolejna kulinarna nowość, ale może warta wypróbowania. Potraktować można ją jako odmianę, bo przecież ryż jemy dość często. A w dodatku łatwo go nabyć. Sprawdziłam, że jest m.in. w Rossmannie, ale są 4 wersje. Którą wybrać ? No i taki ryż jest co najmniej dwukrotnie droższy od niekiełkujacego.
Dziś gotuję tylko dla siebie, więc ograniczę się tylko do kaszy i ogórków kiszonych.
Trochę pracy mam za to przy pieczeniu ciasta metrowca. Ciasta już są upieczone, pozostało zrobienie kremu, pokrojenie ciast na kromki, smarowanie i złożenie. I polewa. Ale efekt smakowy i wizualny jest wart tej pracy. No i syn bardzo lubi to ciasto, a nie piekłam go już ponad rok.
Nigdy metrowca nie robiłam i nie jadłam. Spojrzałam na przepis, to rzeczywiście sporo pracy, ale wygląda ładnie.
Śliczne ci ono jest – a jakie pole do popisu, jeśli chodzi o kolorystykę czy wszelkie możliwe układy deseniowe 🙂
Dzień dobry w moje popołudnie wczesne.
Podróżniczki pewnie gdzieś znowu szaleją…
Kiełki od dawna w modzie, ja lubię rzeżuchę. Ten ryż do kiełkowania to chyba specjalny jakiś?
Moja komosa po ugotowaniu wygląda jak kiełkująca.
Metrowca piecze się dla większego towarzystwa, bo wychodzą dwa spore ciasta. Czasami robiłam taką kombinację, że w jednej części piekłam ciasto jasne, a w drugiej ciemne, przegradzając je kawałkiem tektury, która za bardzo nie chciała trzymać się w pionie. Zajrzałam do przepisów internetowych i widzę, że proporcje są trochę inne niż w moim przepisie. Do budyniu gotowanego z torebki nie dodaję żółtek, za to smaku dodaje trochę alkoholu.
Mój przepis dostałam od siostry, która otrzymała go od swojej szwagierki. Jadłam ciasto każdej z nich i smakują trochę inaczej niż moje, a między sobą też się trochę różnią. Moje ciasto jest zwarte i takie najbardziej mi smakuje. A jest bardzo proste w wykonaniu, bo wszystkie składniki ubija się szybko trzepaczką. Na początku zdarzały się zakalce.
U mnie jest zakaz wszelkich wypieków i słodkości, Jerzor nawet wczoraj mi nie kupił w Baltic Deli „Michałków”, jak rzadko mam ochotę na coś słodkiego 🙁
Bo dzisiejsze tryndy mówią, że nie tłuszcze, tylko cukier jest be. Przecież my tak rzadko coś słodkiego jemy!
Muszę Jerzoru tę książkę od Jolinka dać do przeczytania, żeby przestał się kierować tym, co w gazetach wypisują tak zwani dietetycy :green:
Że też on taki podatny na podszepty w tych sprawach 🙄
P.S.Nie to, że ja taka wyrywna, jeśli chodzi o wypieki, naprzeciwko wręcz, ale żeby mi, jak przyszła ochota, nie kupić cukierków? 😯
Rozumiem, że Danuśka z Jolinkiem ślumptają się po okolicznościach wietnamskiej przyrody i kultury, ale to nie powód, żeby blog wstrzymał oddech!
Pyry brakuje,
nie tylko dlatego, że od czasu do czasu stawiała wszystkich na baczność i kazała odliczać obecność w szeregu!
Nowy zameldował się z Warszawy i przepadł 🙁
Z kim tu wypić (oprócz Jerza) malbeca??? I jeszcze jedno – z odejściem Pyry zostało puste miejsce podczaszyni. Mógłby ktoś zaochotnikować 🙂
Dawno juz nie wpadlem.
Postanowilem bowiem odnowic siedzenia (wkladki) naszych szesciu krzesel do stolu jadalnego. Te juz maja 28 lat i wygladaja marnie. Niestety, to nie ten juz czas, kiedy mialem na takie rzeczy (chodzi o mozliwosci logistyczne) obszerna piwince, lub garaz, ja teraz operuje na 76 metrach, a piwnica nie ma 10 metrow kwadratowych. Okupuje wiec od tygodnia „moj pokoj”, ktory funkcjonuje wlasciwie…
Tak to jest, ze tluke nie klawisze, ale wrecz wale mloteczkiemn w denerwujaco male cwieki.
Ślumptają, ślumptają 🙂 Wczoraj mieliśmy dosyć ciężki dzień, bo praktycznie prawie cały w podróży-jedna samolotowa i druga, dosyć długa autokarowa. Samolotem lecieliśmy już zresztą po Wietnamie po raz trzeci, tym razem przemieszczając się z centrum kraju na południe(skąd rozpoczynaliśmy naszą podróż). Ten kraj jest wąski, ale ma 3000 km długości zatem samoloty są popularnym, tanim i częstym sposobem podróżowania.
Wietnam ma zresztą powierzchnię podobną do Polski, tyle że mieszka tu dwa razy więcej ludzi, co widać przede wszystkim w dużych miastach.
Dzisiaj ostatni dzień zwiedzania, od jutra chwila odpoczynku nad morzem.
Mamy znakomitą przewodniczkę, pasjonatkę podróżowania. Ma naprawdę ogromną wiedzę o tym kraju, zresztą pilotuje również wycieczki po pozostałych krajach tego regionu. Podróżowanie w zorganizowanej grupie z przewodnikiem ma wiele zalet. Oczywiście nikogo nie namawiam, ale w kraju, gdzie ludzie na ulicy nie znają innego języka niż swój własny to jednak ogromne ułatwienie. My podróżujemy w bardzo różny sposób, po Europie zawsze na własną rękę i od dawna już doceniamy walory oraz uciążliwości każdego rodzaju włóczęgi 🙂
Tu w Wietnamie jest wiele młodych osób z Europy, czy też z innych kontynentów wędrujących z plecakiem, bo kraj na opinię bezpiecznego oraz jest…tani.
Alicjo-wina z Tobą nie wypiję, bo tutaj czas porannej kawy/herbaty i za chwilę idziemy na śniadanie. Zgłaszam natomiast Twoją osobę na podczaszynię 🙂
Co do sukienki wielkiego projektanta, to Jolinek prosiła, aby Ci przekazać, iż kupiła dwie-jedną dla siebie, drugą dla córki 😉
Moim zdaniem ta sukienka jest zrobiona z bambusowych lampionów, które widuje się tutaj od czasu do czasu.
🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Do wszelkich kiełków nastawiona jestem sceptycznie. Nie, nie w opozycji bowiem rzeżuchę* niekiedy „uprawiam” w kuchni i chętnie dodaję do sałatek. Odpowiada mi jej pikantny smaczek i charakterystyczna woń podczas jedzenia. Lecz naukowe podejście do walorów zdrowotnych (nie twierdzę, że ich nie posiadają) niejako odsuwa chęć spożywania. Do posiłków podchodzę na zasadzie smaków i wyglądu potrawy, nie naukowo.
Zawartość ryżu w ryżu czy też fasoli w fasoli natychmiast przywołuje w pamięci słyną scenę z nie mniej słynnego filmu Stanisława Barei „Poszukiwany, poszukiwana”:
„Ja pracuję nad doniosłym wynalazkiem! Chodzi o potwierdzenie procentu cukru w cukrze w zależności od podziemnego promieniowania na tym terenie. Bo na przykład w jednym sklepie na półkach po rocznym leżeniu cukier ma 80% cukru w cukrze, a w drugim sklepie ma 90% cukru w cukrze, a sacharyna to ma w ogóle 500% cukru w cukrze. A dzięki mojemu wynalazkowi dojdzie do tego, że w ogóle nie trzeba będzie sadzić buraków na cukier, tyle będzie cukru w cukrze.”
Jako, że powołuję się na charakterystyczne dla tego reżysera poczucie humoru, proszę w ten sam sposób potraktować powyższą opinię. Czyli humorystycznie.
*MałgosiuW
nie potrzebujesz wcale ustrojstwa kiełkownicą zwanego. Wystarczy niewielkie i płytkie naczynko (płytka miseczka czy talerzyk), watę, nieco wody, ziarenka rzeżuchy i gotowe. Watka na naczynko (nie musi to być gruba warstwa), na to woda, na wodę ziarenka. Podlewać w miarę wysychania wody. Po kilku dniach zazieleni się, po tygodniu, 10 dniach możesz „kosić”. Pewnie podobnie jest z innymi ziarenkami. Nie próbowałam zatem opinii wydać nie mogę.
A że ziarenka potrzebują wilgoci wiem od Mamy. „Dziecko nie pchaj ziarenek do nosa bo ci roślinka wyrośnie”, uwaga nader praktyczna, podyktowana doświadczeniem własnym. Jako dziewczę o tyleż dobrze ułożone co „półdiabełek” wsadziła lalce i sobie ziarna słonecznika do noska. Lalce wydłubała, sobie nie dała rady. Nosek bolał, dziecię przyznało się rodzicom do niefortunnej zabawy i Bunia musiała interweniować, prowadząc pociechę do doktora. Ziarenko dobrze już napęczniałe wyjęto z noska.
Echidno, oczywiście znam tę metodę, na Wielkanoc bawię się z rzeżuchą, ale nie jestem jej miłośniczką ze względu na jej zapach.
Krystynie ślę urodzinowe uściski wraz z życzeniami zdrowia i pomyślności.
MałgosiuW – nic nie stoi na przeszkodzie by eksperymentować z innymi ziarenkami.
Fasolę mam opracowaną jeszcze z czasów szkoły podstawowej, co to na słoiczku kładło się luźno gazę, tak by opadała do środka wypełnionego wodą. Na gazę kładło się fasolę i … s’il vous plaît … rosło. To, o ile dobrze pamiętam, było zadaniem domowym. Potem maszerowało się z, nazwijmy je kiełkami, do szkoły. Bardzo ostrożnie niosąc słoiczek w dłoniach. Kredki w drewnianym piórniku postukiwały w rytm, a serce rozpierała duma, że wyhodował mały człowieczek własną roślinkę. Przed wejściem do szkoły słoiczek wymykał się z dłoni i wdzięcznie, z przeraźliwym brzękiem upadał na trotuar.
dziś Krystyna nam świętuje
świat się razem z Nią raduje
świstak, jeżyk, żubr dostojny
nawet paw w swój ogon strojny
kuropatwy, sroczka śmigła
która już prostuje skrzydła
by polecieć z życzeniami
do urodzinowej Pani
szczęścia, zdrowia, pomyślności
w domu, w kuchni moc radości
tak to wkoło brzmią życzenia
szczęścia, zdrowia, powodzenia
Fasolkę w słoiku też pamiętam 🙂
Krystyno, zdrowia i miłego świętowania 🙂
Fasolkę i ja hodowałam 🙂 A dzisiaj faworkuję 🙂
Ja zrobiłam klasyczne gołąbki, siedzą sobie właśnie w piecu.
Bardzo dziękuję za życzenia, a Echidnie za wierszyk. Sroki, choć przylatują do karmnika, na mój widok odlatują, bo są bardzo strachliwe.
Salso – udanych faworków. Smażenie faworków – już drugi raz- planuję na środę. Wszystkie składniki mam już przygotowane.
Rzeżuchę lubię mimo jej ostrego zapachu, ale niestety roznosi się on po całym domu, więc ograniczam się do Wielkanocy.
Krystynie wszystkiego dobrego 🙂
Jakaś dziwna jestem, bo zapach i smak rzeżuchy lubię 🙂 natomiast zapach po smażeniu faworków już znacznie mniej, wyprowadzić z mieszkania trudno, mimo wyciągu, przeciągów itp. Ale za to pyszności, no trudno się oderwać. Przy okazji przeszukiwania przepisów natknęłam się na przepis od Pyry, wydaje się jakby to wczoraj było. Oj, smutno!
Krystyno, życzę Ci wszystkiego co najlepsze z okazji urodzin. Wiersz echidny uroczy 🙂
Tez pamietam szkolne eksperymenty z kiełkowaniem ziarenek. Potem juz nie ponawiałam doświadczeń.
Krystyno, serdeczności urodzinowe 🙂
Kielkow nigdy nie jadlam i chyba juz tak zostanie. Krystyno, wszystkiego najlepszego.
Krystyno – moc serdeczności urodzinowych. Do dzisiaj ciepło wspominam nasze poznańskie spotkanie.
Kiełki mogą być…szczególnie rzeżucha. Ona jest wtedy piękną rośliną 🙂
Ale jako sałatka czy coś, bo najeść się tym nie da.Nie wierzę, żeby w kiełkującej fasoli było więcej fasoli itd. Ale na pewno są życiodajne jakieś tam.
Krysiu, wszystkiego najlepszego !!!
Krystyno-ściskamy Cię mocno razem z Jolinkiem i życzymy 100 lat!
Salso-rozumiem doskonale Twoje upodobanie do smaku i zapachu rzeżuchy 🙂
Nie chcę nikogo denerwować, ale jakieś 20 metrów od naszych tarasów jest morze i plaża zatem szum fal kołysał nas wczoraj do snu. Dzisiaj obudziło nas piękne słońce i lazurowe niebo z kilkoma chmurkami tu i ówdzie. Na wczorajszą kolację były przegrzebki oraz langustynki z grilla polane na wydaniu masłem i potraktowane drobno posiekanym czosnkiem. Ryby i owoce morza pływają w ogromnych misach przed wejściem do restauracja. Wybierasz, pan kelner waży w Twojej obecności i po kilku minutach stawia przed Tobą pachnący talerz.
Aby uniknąć ostrego słońca wybieramy się w samo południe na masaż stóp, bo to wietnamska specjalizacja. Zresztą masują, co tam sobie zażyczysz. Na marginesie napomknę, że usługi erotyczne też szeroko dostępne, ale nie w takiej skali, jak w niedalekiej Tajlandii.
Dzień dobry bladym świtem 🙂 U Danuśki i Jolinka -jak w bajce, tarasy, plaże, słońce i morze, do tego przegrzebki i inne morskie stworki, nie wspominając już o kojących masażach na utrudzone wędrówkami stopy. I to wszystko w środku naszej zimy i zapowiadanych mrozów! Czekamy zatem na fotorelacje 🙂
Żeby ta nasz zima była chociaż ładna, ale są tylko brudne resztki śniegu.
Dziękuję serdecznie za życzenia.
Krysiade – mam nadzieję, że zdrowie pozwoli Ci już na częstsze zaglądanie na blog.
Wczorajszy wieczór spędziłam w teatrze na zabawnej i świetnie zagranej sztuce ” Prawda. Komedia małżeńska”.
Ale był też wczoraj niemiły zgrzyt. Dałam się w końcu namówić na internet w telefonie komórkowym. I od razu pożałowałam. Weszłam na stronę Polityki i od razu pojawił się wirus. Niestety Polityka jest pod tym względem groźna.
Dzień dobry 🙂
kawa
Wróciłem zmarznięty z targu na którym kupiłem osiem talerzy głębokich za 22 złote. Talerze z pieknej seltmanowskiej porcelany ze złotym paskiem. Kiedyś kupiłem duże talerze płaskie i komplet do kawy na sześć osób z talerzami deserowymi. Bardzo lubię śnieżnobiałą porcelanę ze złotym paskiem. Mam do tego kilka dużych mis do ziemniaków i sałatek. Na razie powinno wystarczyć 🙂
Robiąc w szafce miejsce na nowe talerze znalazłem słoik palonej kaszy gryczanej, tej z torebki nigdy nie robię bo wychodzi kleista a kasza po ugotowaniu powinna być sypka. Niestety gotowanie kaszy na sypko troche trwa i nie zawsze mam czas i ochotę by czekac, aż kasza dojdzie pod ciepłym kocem. Wczoraj w szybkowarze gotowałem buraki na ćwikłę i do barszczu. Na stole stał szybkowar i ugotowałem w nim wspomnianą kaszę. Mam dwa rodzaje wkładek do gotowania na parze, jedna z dziurkami. drugą bez. Do tej bez dziurek wsypałem szklanke kaszy palonej i zalałem dwoma szklankami wrzątku, na dno szybkowara wlałem szklankę wrzatku, wstawiłem wkładkę i gotowałem piętnaście minut. Kasza wyszła najlepsza jaką jadłem. Nigdy, nawet w garku do gotowania ryżu nie wyszła taka dobra. Sypka, bardzo delikatna i bardzo aromatyczna. z łyzką masła smakowała znakomicie. Jutro eksperymentów ciąg dalszy. W kolejce czeka kasza jaglana, pęczak i ryż brązowy .
Misiu, to się nazywa mieć szczęście, tyle porcelany za tak niska cenę? Na naszym ursynowskim bazarku też czasem można trafic coś ładnego, teraz zimową porą trochę z tym gorzej. W sezonie cieplejszym lubię takie stoiska ze starociami, zdarzają się nawet meble, zegary, nie wspominając o rozmaitych bibelotach. Coraz większym powodzeniem cieszą się też stoiska (aż dwa) z rozmaitymi gatunkami mąki, kasz i innych ziaren, zawsze są bardzo oblegane i właściwie trzeba wiedzieć co kupic, bo na miejscu człowiek dostaje oczopląsu i trudno się zorientować w szerokim asortymencie. Jednym słowem – nie ma to jak targ 🙂
Podzielam upodobanie Misia do białej porcelany ze złotym paskiem.
Oczopląsu dostałam wczoraj w hipermarkecie, szukając siemienia lnianego. Nie znalazłam, choć na pewno gdzieś było. Jutro pójdę do naszego sklepu, bo tam jestem dobrze zorientowana.
Moje wczorajsze kłopoty z wirusem z telefonicznym internecie skończyły się dobrze. To, że wirus zaatakował akurat na stronie Polityki było przypadkiem, bo stałoby się to na każdej innej stronie. Po prostu trafiło na mnie. Co wcale nie znaczy, że strony Polityki są bezpieczne. Telefon do biura obsługi załatwił częściowo sprawę, czyli zablokował finansowych naciągaczy, ale nie obyło się bez wizyty w tym biurze, bo na szczeblu domowym nie można było uzyskać dostępu do internetu. Ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło, a jeśli się powtórzy w przyszłości, co jest wielce prawdopodobne, wiem, jak postępować.
Pepegorze,
moje uznanie za podjęcie się roli tapicera. Szkoda pozbywać się porządnych krzeseł, kiedy można przywrócić im ładny wygląd. To zresztą nic wyjątkowego. Wprawdzie nie znam nikogo, kto sam podjąłby się takiej pracy, ale widziałam meble, którym stolarz nadał nowe oblicze. U syna i synowej jest np. pięknie odnowiona i polakierowana szafka biblioteczna, taka z małymi szufladkami na karty biblioteczne. Stolarz dorobił też ozdobne nóżki i jest bardzo elegancki mebel. Rama do dużego lustra wykonana jest ze starych desek, także wypolerowanych. Teraz do stolarza pojechała komoda przeznaczona na szafkę pod umywalkę w łazience. Ciekawa jestem efektu.
A ja kupiłam kaszę gryczaną niepaloną i mam zamiar upiec z niej chleb – nie dzisiaj, ale w najbliższej przyszłości. Zdam sprawę, jak poszło. Zakupiłam też orzeszki piniowe i słonecznik, o ile orzeszków nie zjemy, dodam do chleba.
Pchli targ jest u mnie co weekend jakieś 15 minut spacerkiem stąd, ale zabroniłam sobie tam chodzić. Zawsze coś się na mnie rzuca i kusi.
Moja szafa biblioteczna z początków XIX wieku wciąż czeka na renowację. Własciwie ją zacząłem i trzeba bedzie sporo sie napracować by naprawić to co zepsułem na początku mojej pseudo konserwatorskiej zabawy. Chciałem zrobić tak jak moi znajomi „fachowcy” od starych mebli. zypełnie niepotrzebnie zacząłem usuwać starą politurę. Podobno człowiek uczy sie do smierci…
Na kolację zrobiłem naleśniki z tych samych składników co zawsze tylko według sposobu podpatrzonego u zawodowego francuskiego kucharza. Zawsze wlewałem mleko, wbijałem jajka, dosypywałem mąkę i korzystałem z blendera by wszystko wymieszac na jednolita masę. Dziś zrobiłem na odwrót: do miski wsypałem mąkę wbiłem jajka dodałem troche roztopionego masła i zacząłem bardzo intensywnie wyrabiać przy pomocy stalowej rózgi powolutku dolewajac mleko z odrobina wody. Naleśnik wyszły bardzo elastyczne, żaden nie pękł przy składaniu w kopertkę mimo że były dość cienkie.
Jednak sposób przyrządzania ma ogromny wpływ na efekt końcowy. Kiedyś oglądałem w jakiejś telewizji program o francuskich naleśnikach gryczanych i ciasto było robione w ten sposób. Jakiś czas temu próbowałem zrobic naleśniki z mąki gryczanej po mojemu i efekt był taki ze szkoda gadać. Zrobienie dobrych naleśników też wymaga wiedzy i sporo włozonego wysiłku. Gluten w mące sam w zimnym mleku się nie uwolni, dlatego potrzebne jest intensywne wyrabianie mąki z dodatkiem jajka. Niby proste a człowiek tego nie wie albo nie pamieta.
Ja robiłam malutkie placuszki z mąki gryczanej pod kawior 😎
Były bardzo akuratne, nie załamywały się. Już pisałam, że znalazłam przepis na chleb z kaszy (nie mąki!) gryczanej niepalonej i zamierzam to wykonać.
http://www.blendman.pl/przepis/chleb-kaszy-gryczanej/
Prostszego przepisu nie znajdziecie – ja niewyrywna do pieczenia chleba, ale bardzo lubię kaszę gryczaną i czuję, że to przepis dla mnie.
I zaraz nastawię kaszę do moczenia, a jutro po południu będę piekła 🙂
Ciekawa jestem smaku tego chleba. Lubię kaszę wilgotną, w chlebie może być sucha. Jest taki specjał kuchni regionu lubelskiego, nie pamiętam teraz jego nazwy, ale to zapiekana w blaszce kasza gryczana podawana z kwaśnym mlekiem. Niektórzy zajadają się tym, a mnie ta potrawa zupełnie nie smakowała, bo była sucha. Ale to sprawa gustu, a może sposobu przygotowania.
Ciekawe są te spostrzeżenia Misia o smażeniu naleśników. Ja też przygotowuję je, zaczynając od jajek i mleka. Dlaczego by nie spróbować odwrotnie ?
Chodziło mi o pieróg biłgorajski zwany także krupniakiem. W jego skład oprócz kaszy gryczanej wchodzą także m. in.ziemniaki, twaróg, śmietana.
Ciasto naleśnikowe robione od dokładnego zmieszania mąki z jajami i stopniowego dolewania mleka jest łatwiejsze do zrobienia i gładsze, bo nie robią się w nim gruzełki z suchej mąki. Ponadto łatwiej jest ciasto rozcieńczać (mlekiem, wodą) niż zagęszczać przez dosypywanie mąki (gruzełki).
Stopione masło można dodać na koniec.
Każde ciasto naleśnikowe, niezależnie z jakiej mąki, zyskuje bardzo na elastyczności, jeśli przed smażeniem postoi co najmniej pół godziny. Z mąki gryczanej – 2h.
Jadłam wczoraj naleśnik z mąki kukurydzianej-był usmażony na chrupko i faszerowany kalmarami oraz różnymi warzywami, bardzo mi smakował.
Wakacje powoli dobiegają końca….
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzien dobry,
Witaj Nemo 🙂 ciasto na naleśniki tez tak robię, zaczynajac od maki i jajek.
Danusko i Jolinku, szczęśliwego powrotu!
Przaśno-elegancka jest dzisiejsza kawa Irku. „Podobuje mnie siem”.
A ja niestrudzenie od czasu jakiegoś poszukuję kawy Inki, bo przy trzech kawach dziennie wątroba staje „okoniem”. Jest Inka lecz w torebkach, spróbowałam, nie to samo co sypka. „Wciełło” na tutejszym rynku tradycyjną (to podwójne „ł” celowe, z żalu…).
nemo – witaj w Nowym Roku.
Jakież to wiatry i gdzie zawiły Cię Kapitanie w odległe strony wirtualne, żeś dopiero teraz dobiła do naszej kulinarnej przystani?
Alino-dzięki, podróż do domu będzie długa i męcząca. Jesteśmy w tej chwili daleko od lotniska w Sajgonie, czeka nas pięć godzin jazdy autokarem. Drogi w bardzo różnym stanie i na dodatek wszędzie pełno owych skuterków, na które trzeba niesłychanie uważać. Dosyć częsty widok to czteroosobowa rodzina na skuterze-najmłodsze dziecko z przodu, potem tata, drugie dziecko i na końcu mama. Nie mówiąc już o tym, iż na dwuśladzie da się przewieźć wszystko, ale te widoki znacie doskonale 🙂
Też się bardzo cieszę, że Nemo nareszcie dała znak życia. Oby to nie był tylko jeden
mały wpis.
Do porannej kawy szafirki i stokrotki, w sam raz dla tęskniących za wiosną.
Nemo, miło Cię czytać znów, za koleżankami dodam – wpadaj częściej!
A koleżankom Podróżniczkom – szczęśliwej drogi 🙂
Tak dużo o naleśnikach, lubimy, będą na obiad 🙂
Nemo, miło Cię widzieć 🙂
Naleśników dziś nie będzie, bo gar gołąbków wyszedł duży, a nie dane nam było ich spróbować. W sobotę byliśmy na obiedzie w „Kieliszkach na Próżnej”, ciekawe miejsce na kulinarnej mapie Warszawy, a wczoraj rodzinka mając do wyboru gołąbki czy befsztyki wybrała te drugie 😉
Podróżniczkom życzę spokojnego powrotu i niecierpliwie czekam na obszerną relację!
Żal mi tych kiełków, które zostaną zjedzone zanim zamienią się w „dorosłą” roślinę Skojarzyły mi się w związku z tym słynne prosiaki zapakowane w folię i sprzedawane w Lidlu.
Czy jedzenie kiełków współgra z ideą weganizmu?
P.S. Ale chyba kartofle puszczające kiełki na wiosnę w piwnicy nie są zdrowsze od tych bez kiełków? 🙂
Witoldzie, myślę, że kiełki wpisują się nawet w witarianizm 🙂 , ale ekspertem w tym względzie nie jestem 🙁
Witoldzie, kilka lat temu znajoma podtrula meza i syna dajac im do jedzenia kielki kartoflane.
Biedna, omamiona kiełkami niewiasta, nie wiedziała co czyni.
Misiu – oświeć mnie proszę w tematce „porcelany seltmanowskiej”
Te kiełki są „be”:
„Obierając ziemniaki należy zwrócić uwagę, by wyciąć dobrze kiełki, które ziemniaki zdążyły już wypuścić. W okresie, gdy ziemniaki kiełkują, nie należy gotować ich w łupinkach, a wszystkie zzieleniałe warzywa najlepiej po prostu wyrzucić, by nie narażać się na problemy zdrowotne.
Szacuje się, że poważne objawy zatrucia może wywołać zjedzenie już kilku ziemniaków o zawartości solaniny około 0,6 proc. Solanina wywołuje zaburzenia układu pokarmowego – wymioty, biegunkę, a także podrażnia błonę śluzową jamy ustnej, przełyku, żołądka, wywołuje także stany zapalne nerek. Objawy zatrucia bardzo przypominają grypę: wysoka gorączka, poty, bóle i zawroty głowy. W skrajnych wypadkach kończy się to długim leczeniem w szpitalu.”
Dzień dobry! 🙂
Bardzo proszę o wyjaśnienie, co to są „dyżurne”?
Tylko sól i pieprz, czy może jeszcze coś?
Bardzo ciężko się tu dostać 🙂
kiełek nierówny kiełkowi
ten jest zły, a tamten „zdrowi”
Hiacynta_Bukiet to brzmi jak specjalistka od kielkowania 🙂
Hiacynto, na ogół sól i pieprz
Echindo
Na codzień używam białej porcelany bawarskiej firmy Johann Seltmann z Vohenstaus. Jest biała z bardzo dobrej porcelany z cienkim złotym paskiem, ma mocne bardzo gładkie nie rysujace się szkliwo .
https://www.ebay-kleinanzeigen.de/s-anzeige/johann-seltmann-vohenstrauss-tafelservice-service-geschirr/595886867-86-1134
…i jeszcze pracuje czasami 🙂
http://film.onet.pl/danuta-szaflarska-urodziny-aktorka-skonczyla-102-lata/s2
Hiacynta-Bukiet,
jak już raz się zarejestrowałaś, to będzie łatwiej w wchodzeniem. Dyżurne to pieprz i sól.
Moja siostrzenica jest równe 60 lat młodsza od Pani Danuty Szaflarskiej – ma dobry wzór 🙂
Witarianizm?
Malgosiu, czy to taki taliban zdrowego odzywiania?
Krystyno, bardzo gorace, choc spoznione zyczenia urodzinowe. niech sie Tobie wiedzie ze wszechmiar!
Od piatku tu nie zagladalem.
Pepgorze, można to pewnie tak określić, polega na jedzeniu tylko surowych warzyw i owoców, ale nie gotowanych, nie podgrzanych do temperatury wyższej niż 42 stopnie Celsjusza. Nie piją też gorących napojów.
Tutaj na ten temat więcej
http://natemat.pl/20495,witarianizm-ekstremalna-dieta-w-ktorej-nie-mozesz-jesc-nic-cieplejszego-niz-42-stopnie-celcjusza
nic, tylko piwo z lodowki i marchewka z konserwy, pogietych prostowac nie zamierzam, ale posmiac sie mozemy razem, ps, nikogo nie chcialem obrazic, wracam z luku i strzale mam pewnie nieco krzywa
Nemo, Borys Cie serdecznie odswieza
dupa, nie doczytalem, konserwa odpada, zostaje szczaw ze zwirowiska, co go ciepla sarna nie spaskudzla ciecza w temparaturze Jej niedostosowanego na okolicznosc ciala
Cichal, PRZEPRASZAM
Hej Sławku 🙂
Szczególną formą witarianizmu jest frutarianizm czyli odżywianie się owocami, gdyż nie powoduje on zniszczenia (zabicia) rośliny matecznej. Najczystsze sumienie ma ten, kto cierpliwie czeka, aż owoc sam spadnie z drzewa 😎
Można też żywić się jedynie kiełkami, nasionami i pestkami. Tak robią sprautarianie.
Są jeszcze freeganie lub tzw. kontenerowcy, którzy odżywiają się jedzeniem znalezionym w koszach na śmieci. Wielu zdeklarowanych freegan nie robi tego z biedy, lecz ze sprzeciwu wobec marnowania żywności. Wybierają głównie owoce i warzywa.