Małe jest trudne
Mam na myśli jednoosobowe gospodarstwo, które z konieczności bywa czasem trudne do prowadzenia i nieoszczędne. Wiadomo, że doskonałym remedium na pozostające jedzenie jest włożenie go do zamrażarki. Kupienie mrożonych warzyw i zużywanie ich w jednoosobowych porcjach jest także dobrym wyjściem (o mrożeniu i mrożonkach rozmawiamy tu od kilku dni). Ale to nie załatwia wszystkich problemów.
Wszyscy rodzice, których dzieci wyfruwają w świat, wiedzą, że przez długi czas nie sposób przyzwyczaić się do kupowania i gotowania zmniejszonych porcji. Po latach gotowania dla większej rodziny trafić dokładnie w zmniejszone zapotrzebowanie – to wielka sztuka. Przy tym większość produktów spożywczych kupuje się przecież w opakowaniach przygotowanych przez producenta, a więc w jego interesie dość sporych.
Można już kupić małe opakowanie mleka. Kasze, mąkę i cukier trzeba kupować w kilogramowych paczkach, ale te produkty wytrzymują na szczęście w domu dość długo, nie grozi im szybko przeterminowanie. Z zielonymi sałatami, takimi jak roszponka czy rukola, szpinak baby i rozmaite mieszanki, jest gorzej – kiedy kupimy opakowanie, musimy zjeść listki bardzo szybko, bo zielenina traci szybko kolor i smak. Nie ma też mody na kupowanie plasterka szynki lub dwóch, trzeba, tak wypada, kupować 10 dkg, z czego połowa obsycha i nie jest już smaczna. A co ma zrobić amator kalafiora, który, choćby miał dobry apetyt, nie da rady zjeść całego na jeden posiłek?
Nawet jeśli bardzo się staramy nie marnować jedzenia, musimy jednak czasem wyrzucić niezjedzone produkty czy dania. Sposób na niemarnowanie jedzenia jest ostatnio tematem moich twórczych rozmyślań. Wypróbowałam już woreczki próżniowe i próżniowe pudełeczka, z których wysysa się powietrze za pomocą specjalnej pompki. Sprawiają się dobrze, istotnie sałata ma się w nich doskonale nawet 3-4 dni, a szynka w próżniowym woreczku wytrzymuje do 10 dni, żółte sery sprawiają wrażenie, jakby przed chwilą krojone.
Tyle że jest z tym trochę zabawy, a zużyte woreczki muszę wyrzucać, bo po raz drugi już nie udaje mi się ich zamknąć hermetycznie. Sądzę, że wiele osób ma problemy ze zbyt dużą ilością kupowanego jedzenia. Ciekawe, jak je rozwiązują.
Komentarze
dzień dobry …
trudny temat nie tylko dla jednego jadacza w domu … ja zamrażam, wekuję … niestety nie mam pomysłów jak np. użyć całe opakowanie rukoli bo więdnie szybko a zjeść się mi rzadko udaje w 3 dni .. kończy ta biedna rukola w omlecie lub kotletach i już nie jest to rukola pełnowartościowa ..
Dzień dobry 🙂
kawa
Wszelkie zielone np. rukolę, koperek, szczypior, natkę pietruszki drobno siekam na świeżo / najlepiej nożycami do ziół / , przesypuję do szczelnego pojemnika i przechowuję w lodówce. Tak przechowywane spokojnie służą przez tydzień jako dodatek do dań i sałatek. Sposób sprawdzony, gdyż zakupy robię w sobotę i z powodzeniem do następnych wytrzymują w dobrej kondycji.
Irku dzięki … sprawdzę ale to może być dla mnie zbawienie … 😉
dziś kotlety mielone z twarogiem i suszonymi pomidorami a do tego szpinak .. na deser sernik na zimno z truskawkami …
Alain kupił niedawno cały, wielki pęczek selera naciowego i to też kłopot, bo tego warzywa nie można używać w dużych ilościach. No chyba, że ktoś bardzo kocha seler 😉
Nie pozostaje nic innego, jak podzielić na mniejsze części i zamrozić.
Owszem małe bywa trudne, ale bywa też wygodne, kiedy można gotować tylko to, co się naprawdę bardzo lubi 🙂
napisała i wysłałam ale nie ma … 🙁
łodygi selera są znakomity przegryzkiem w czasie długich podróży latem, świetnie gasi pragnienie, ma sporo słonawego lekko soku.
Danuśko,
podobno w interesie panów jest polubiene selera i jedzenia w ilościśch 😉
Pomysł Irka (7:49) też sprawdzony u mnie – tylko że ja przede wszystkim mrożę pewne zioła na zimę. Tymianek i rozmaryn mam w donicach – rozmaryn już rozwija się i lada moment zakwitnie.
Jak to nasza Pyra mawiała, a ja za nią – dla dwóch osób gotować nie umiem i odkąd dziecko wyszło z domu, a to jakieś kilkanaście dobrych lat, gotuję jak zwykle na 6 osób i zamrażam. Zawsze się przyda na wypadek niespodziewanych gości 🙂
Danuśko,
seler naciowy spokojnie poleży w lodówce kilkanaście dni w szufladce dla warzyw.
Albo w ramach karnawału zaproś ludzi na imprezę i serwuj Krwawą Mańkę z kawałkiem łodygi selera – tak tu podają 😉
p.s Lepiej zieloności nie kroić, a rwać i łamać – dotyczy ziół i przypraw.
Wszystkie salaty i mieszanki kupione w woreczkach nalezy przelozyc do plastikowego zamykanego pojemnika ktorego dno jest wylozone papierowym recznikiem (najlepiej podwojna warstwa). W ten sposob przechowuja sie o dobre pare dni dluzej.
Alicjo-pomysł imprezy karnawałowej jak najbardziej słuszny. Póki co przed nami perspektywa mini-zjazdu z Nowym w roli głównej 🙂
Dla jednej osoby, czy dla dwóch, problem z zakupem odpowiedniej ilości produktów zawsze istnieje. Szczególnie warzyw.
Zakupy robimy raz w tygodniu. Odległośc do sklepów oraz czas, zmuszają nas do tego.
Przez lata opatentowałam sposób na niewyrzucanie celowych* nadwyżek zakupowych.
Kilka lat temu kupiłam pudełka próżniowe w różnych rozmiarach, podobne do:
http://vacus.pl/29/Pojemnik-prozniowy-na-kanapke-Green-line.html
Zielone, takie jak: sałata, ogórki zielone, papryka, a nawet kalafior wytrzymują w nich 7-8 dni. Wędliny, sery nieco krócej i wcale nie tracą smaku ani faktury.
Zioła po prostu siekam (ręcznie lub maszynowo) i pakuję w plastikowe woreczki z suwakiem (przepraszam, ale nie mogłam znaleźć dużej fotografii z żywnością) po czym zamrażam. Dzięki suwakowi, torebki nie zużywają się szybko i można je wielokrotnie używać. Dodatkowym plusem jest to, że wyjmując nieco ziół z torebki i ponownie wkładając ją do zamrażalnika, nie ma problemu z zamknięciem.
http://www.theladytravels.com/tips/travel-tips-20x20cm-freezer-bag-dont-half-full-200ml-bottle/
Owoce (w naszym przypadku wiśnie z plantacji oraz porzeczki z własnego ogródka) też pakuję do torebek foliowych. Podobnie postępuję z warzywami – wspominałam o tym niedawno – marchewka – pokrojona w kostkę, pory – podzielone i odrębnie zapakowane, kapusta, brukselka, pietruszka, seler, a nawet kalafior. Tak kalafior. Podzielony na różyczki doskonale się trzyma. W całości niestety nie, eksperymentowałam.
Dania gotowe, takie jak bigos, wywary, flaczki, mięsa itp porcjuję i wkładam do pudełeczek. Też o tym wspominałam kilka dni temu.
Ważne jest by wszystko dokładnie opisać, łącznie z datą.
Podobnie z mięsem. W pobliżu nie mamy rzeźnika, zatem kupujemy mięso hurtowo, potem dzielimy i ładujemy do zamrażalnika. Starcza na kilka do kilkunastu tygodni.
Nawet wędlinę i kiełbasy mrozimy. W niewielkich porcjach, bo po rozmrożeniu nie może być w lodówce dłużej niż dwa, góra trzy dni.
Niegdyś wszystko pakowałam do pojemniczków lecz zabierają zbyt wiele miejsca. Torebki są wygodniejsze.
*np: są w sprzedaży liście różnych gatunków sałat, ale wolę kupić całą główkę niż „zmacerowane” listki o podejrzanej świeżości
Nie tylko owo pudełeczko jest podobne lecz „wręcz” takie samo (pierwsza, górna fotografia po lewej stronie)
Danuśka – pozdrowienia dla Nowego. O ile mnie pamięć nie myli oboje szorowaliśmy kapciami podłogi w szacownej instytucji numer 13.
Hm…ja nie przesadzam z pojemnikami próżniowymi, zwyczajne też spełniają swoją rolę, a są o wiele tańsze. Zielenina w lodówce bez uszczerbku na urodzie przeżyje najmniej tydzień.
Zasadą jest, że wszelkie owoce i warzywa myjemy bezpośrednio przed jedzeniem lub użyciem, w przeciwnym wypadku one tracą szybciej na świeżości.
Dzisiaj placki ziemniaczane, dla mnie z ostrą salsą 🙂
Zauważyłam natomiast odwrotność dotyczącą rzodkiewek-umyte oraz pozbawione zielonych listów przechowują się zdecydowanie lepiej.
Czytam sobie jeszcze w internecie o tych dylematach związanych z zieleniną-rwać, czy kroić. Otóż w dzisiejszych czasach, kiedy używamy noży nierdzewnych to nie jest, aż tak istotne. Kiedyś były do dyspozycji zupełnie inne sztućce:
http://www.smakizpolski.com.pl/czym-dawniej-jadano/
Dzisiaj materiał, z którego są zrobione noże nie wchodzi w reakcję chemiczną z naszymi zielonymi listkami. Zatem krojenie jest dozwolone, ale musimy pamiętać, że nasza sałata będzie po prostu mniej puszysta.
Na koniec zatem rzucam hasło-popierajmy puszyste sałaty!
Natomiast w kwestii popierania osób puszystych zostawiam Towarzystwu całkowicie wolną wolę 😉
To prawda, że małe jest trudne. Trudno jest przygotować babkę ziemniaczaną dla jednej osoby. Mój mąż bardzo ją lubi, ja niespecjalnie, ale dołączę jutro do niego, bo dla 2 osób jednak łatwiej ją przyrządzić. Postanowiłam przy tej okazji upiec jednocześnie w piekarniku pasztet z soczewicy, kaszy jaglanej i grzybów według przepisu Magdaleny. Pasztet z kolei będzie tylko dla mnie. Trochę za dużo jak dla jednej osoby, ale może dam mu radę. Gotowanie także dla 2 osób o odmiennych gustach też nie jest łatwe, a ustępuje przeważnie osoba gotująca.
Nie ma to, jak nie dość, że różne gusta kulinarne, to jeszcze jedna z tych osób jest wegetarianinem lub jeszcze gorzej – weganem 🙄
Najlepiej od razu nauczyć partnera, że ma jeść, co mu damy albo niech wraca do mamusi 👿
Mam znajomego, który w miarę często wpada na jakąś kolację – jest wegetarianinem i zapowiedział, że pod żadnym pozorem mam nie robić dla niego osobnego jedzenia. Po prostu zje to, co akurat mu pasuje. Ponieważ jest taki sympatyczny, zawsze robię coś takiego, żeby wilk był syty i owca cała, ale jak musiałabym tak codziennie, to chyba wzięłabym rozwód.
Nie jestem ekstremalnie mięsna, ale jak „chodzi za mną” kotlet, to chodzi!
Ciekawe, 40 lat temu zrobilem pierwsza powazna kuracje odchudzajaca wg cieniutkiej broszury, oferowanej darmowo w poczekalni u lekarza. Tu podawano calkiem konkretnie i w stylu: „…a na kolacje: jeden plat mortadeli pod jajkiem sadzonym..” a, to wszystko na jednej, jedynej skibce czarnego, jak najczerniejszego chleba razowego, itp. To byla dieta klasy chyba 850 kalorii. Nie powiem ile ale – pomoglo! „Zostalem na chwile” tak lekki jak nigdy potem, kg: 75.
Lo Jezu, o czym to jeszcze bylo?
Na to stary wic, bo na wiecej mnie nie stac. Wic opisuje czasy dawno minione. Pyta wiec starzec, co nosi w obu rekach puste torby starca,, co tez ma w rekach puste torby: A, ty dakad?
-na zakupy, a ty
-tez, wlasciwie, to nie wien, czy juz moze wracam.
-a ty
Mroczy sie juz u i mnie, nie przypominam sobie juz, so sklonilo mnie do tej formy wpisu i nie przypominam sobi, jak chcialem go zakonczyc. Pisalem dosc dlugo, w interakcji i domowymi przypadlosciami, jak i z kaprysami LP, tak wiec wstawialem i „enterowalem”
sorry
Jemy daktyle i zachęcamy! Źródło żelaza, potasu i błonnika. Podobno 3 dziennie, czyni cuda. Nie wiem jakie one będą (te cuda), ale daktyle są smaczne i to nam wystarcza. Prawie pół wieku temu podróżowałem pociągiem z Port Said do Assuanu (3 doby) W pewnym momencie pociąg się zatrzymał i wszyscy pasażerowie zaczęli biec w jednym kierunku. Okazało się, że na Nilem była bezpańska plantacja palm daktylowych. Też pobiegłem. Napchałem się do syta. Dzisiaj też, ale nie musiałem biegać. Były w naszym warzywniaku.
Alicjo – każdy ma swoje metody i patenty na przechowywanie żywności. Ja jedynie podzieliłam się swoimi*. Jeśli ktoś uzna je za warte do wypróbowania, to dobrze. Jeśli nie, też dobrze.
Mam kilka innych pudełęk próżniowych, te jakie zademonstrowałam, uważam za najlepsze. A kupiłam po okazyjnej cenie, podczas olbrzymiego „Home Show”. Choć jak kiedyś trafi je przysłowiowy „szlag” (nic nie jest wieczne), niewątpliwie pokuszę się na kolejny zakup.
Na marginesie – wszystkie warzywa i owoce myję, osuszam dokładnie i wkładam do lodówki**. Jak długo wytrzymają zależy, moim skromnym zdaniem, od świeżości zakupionego towaru. Przecież nie trafiają na półki sklepowe prosto od producenta lecz z chłodni. A ile czasu tam spędzają tego już klient nie wie. Spryskiwane w sklepie wyglądają zachęcająco. Dopiero w domu, po kilku dniach leżakowania w lodówce można ocenić ich świeżość.
Pomidory z przydomowego warzywniaka leżakują w koszyczku w spiżarni nawet kilka tygodni. Ze sklepu różnie***. Czasami po dwóch dniach robią się „kapcie” i zaczynają psuć. Choć polecają by pomidory właśnie trzymać w ciemny, chłodnym pomieszczeniu (szafce), włożenie do lodówki też nie pomaga.
I tak za wszystkim. Nieczęsto, ale zdarzyło się, że pięknie wyglądające plasterki szynki na drugi dzień
mieniły się kolorami tęczy.
* nie chcąc bynajmniej robić reklamy producentowi
** w moich ulubionych pudełkach, w innych niekoniecznie
*** poddawane procesowi sztucznego dojrzewania, przechowywane w chłodni; indywidualni producenci nie podlegają takim regułom (chyba)
cichalu – jadam, jadam. Jak dotąd cudów nie zaobserwowałam. Ale trzeba przyznać – smaczne.
Echidna! Jak szynka wygląda po przeterminowani, to nie wiemy, bo nie używamy. Żebyśmy byli nawiedzeni, to nie! Jakoś te wędliny nam nie pasią. Z domowej wędzarni, to i szynkę i kiełbachę potrafimy chamać. Te z marketu nas nie biorą. Wogóle, to mięś nie wiele spożywamy. Może to się wiąże z wiekiem, może z poziomem informacji, nie wiem. Czasem, jak jesteśmy (rzadko) w polskim sklepie, to i salceson, kaszanka i nawet golonka jest w koszyku! Potem mnie przefuka, bo to i wątpia niezwykłe, ale frajda jest! Śmiejemy się, że my jak te goryle. Jarzynka, zioło, owoc a czasem jakiś pędraczek i spoko. 🙂
No cóż Cichalu – my jak te wampiry (prawie, bo z surowych to może tatar) i mięsko jak najbardziej. A czy szynka bądź inna wędlina kupowana na wagę jest przeterminowana czy nie, to już w gestii uczciwości sklepu leży. Nie sprawdzisz. Ładnie wygląda? Ładnie. To kupujesz. Jak z innymi artykułami.
Niestety wędzarni nie posiadamy, ani takowej w pobliżu nie ma. Przed laty mieliśmy zaprzyjaźnionego masarza i od czasu do czasu wędził (no nie za darmo) a to boczuś, a to faszerowany schab, a to polędwicę. Było, minęło. Zdani zatem jesteśmy na wyroby bądź ze sklepu polskiego (bardzo dobre) lub z delikatesów oraz sieci sklepów komercyjnych. Tęczowa szyneczka z tych ostatnich pochodziła.
Z powodów typu „zgaduj-zgadula”, niechętnie kupuję paczkowane mięso. No chyba, że sytuacja przymusi. Zapakowane kusi, po rozpakowaniu w domu bywa różniasto. Wolę „mojego” rzeźnika. Można wybrać, sprzedawcy chętnie pokazują całość, czysto, schludnie i mięso bez wody w środku (by zwiększyć wagę; nielegalne lecz często stosowane).
Dzień dobry 🙂
kawa
Do irkowej kawy ciasto daktylowe 🙂 Przepis wydaje mi się dosyć intrygujący, bo z dodatkiem herbaty Earl Grey.
http://sisters4cooking.blogspot.com/2012/01/ciasto-daktylowe-z-herbata-earl-grey.html
Na wszelki wypadek podam jeszcze herbatę, Earl Grey oczywiście 🙂
http://www.czasnaherbate.net/images/Zdjecia_produktow_NOWE/Earl%20Grey.jpg
dzień dobry …
niby człowiek wie, że daktyle, orzechy, pestki dyni, siemię lniane, pestki słonecznika, wodorosty itp. itd. są zdrowe ale jedz to człowieku każdego dnia i nie zapomnij o tym … 😉 ..
Danuśka ciasto bym zjadła ale nie piekę to zrobię sobie takie słodycze … wodorostów nie dodam … 😉
http://lifegoodmorning.blogspot.com/2014/11/kulki-z-daktyli-zdrowa-sodycz-w-5-minut.html
Kawa Irka jak zwykle w temacie 🙂 bardzo to sympatyczne każdego ranka.
Echidno, bardzo ciekawy jest Twój komentarz o przechowywaniu żywności, skorzystam z kilku sugestii.
Z przyjemnością czytam tez Twoje wspomnienia z domu rodzinnego i o Buni. Moja babcie nazywałam Bacia, nie mieszkała z nami i widywałam ja tylko w czasie wakacji czy świat.
Jolinku, a może takie kulki
http://fitprzepisy.com.pl/przepis/moje-kulki-mocy/
też bez wodorostów 🙂
Przeglądając moją starą Kuchnię Polską, gdzie są powtykane różne karteczki z przepisami, znalazłam, nie wiem czyją ręką pisany, przepis na sernik znakomity pani Buni 🙂
Może warto spróbować zrobić takie kulki? Daktyle jem rzadko bo są bardzo słodkie.
Dla mnie także daktyle są za słodkie. Te, które widuję w sklepach są suszone i aż lepią się od słodyczy. Nie wiem, czy można je kupić u nas w innej postaci. Zjadam je czasem, popijając gorzką herbatą.
Koleżanka niedawno kupiła na hali targowej cytryny. Zawsze sparza je wrzątkiem, ale mimo to herbata z plasterkiem cytryny była nie do picia, bo pachniała ” chemicznie”. Osobiście nigdy nie spotkałam się z taką sytuacją.
A jeśli chodzi o wędliny, to akurat w Trójmieście, a pewnie i w innych większych miastach, nie ma problemu z kupnem dobrej jakości kiełbas i szynek. W okolicy jest sporo małych wytwórni, których wyroby są bardzo smaczne. Mają swoje stoiska m.in. na halach targowych. Mankamentem jest to, że nie zawsze są tam krajalnice do wędlin.
Tymczasem zabieram się do mojego pasztetu z soczewicy i kaszy jaglanej.
Krystyno-można 🙂 Poniżej sklep z daktylami, a przy okazji ciekawa strona na temat tych owoców: http://www.najlepszedaktyle.pl/t/produkty/daktyle
Świeże daktyle są oczywiście mniej słodkie od suszonych. Są do kupienia też w niektórych supermarketach oraz bywają na bazarach.
A na souku w Istambule albo Marrakeszu wybór daktyli przyprawia wręcz o ból głowy 😉
https://www.google.pl/search?hl=pl&site=imghp&tbm=isch&source=hp&biw=1280&bih=615&q=stoiska+z+daktylami&oq=stoiska+z+daktylami&gs_l=img.3…1281.7099.
W zasadzie miało być tylko to pierwsze zdjęcie, w pierwszym rzędzie, po lewej stronie.
Spotkanie u Nowego nabiera rumieńców 🙂
Koleżanki Warszawianki-list w tej sprawie czeka w Waszych skrzynkach.
Danuśka,
dziękuję za informację.
A co do zdjęć , kiedy zamiast jednego ukazuje się nam cała kolekcja – czy ktoś zna sposób, jeśli taki istnieje, na skopiowanie tylko tego jednego, o które nam chodzi ? Może Yurek będzie coś wiedział w tej sprawie.
Krystyno-należy najechać myszką na wybrane zdjęcie i prawym klawiszem kliknąć:
„otwórz grafikę w nowej karcie”, a następnie skopiować sznureczek, który nam się wyświetli. Może jest prostszy sposób, ale ja znam tylko ten. Jak widać, zdarzają się czasem siurpryzy 🙂
Dziwne, nikt nie wpadł na pomysł, żeby znależć w pobliżu fajną, niedrogą stołówkę z domowym jedzeniem o gotowych daniach w marketach, które wrzuca się do mikrofalówki nie wspominając, bo to chyba tabu na tym blogu 🙂
Wystarczy najechać myszą na dany obrazek i wybrać, co chcemy: pokaż, zapisz, kopiuj adres etc. (kilkanaście możliwości) – nie ma potrzeby otwierania w osobnej karcie/oknie.
Do „kulek mocy” w przeróżnych wariantach, lubię dodać nieco bourbona. Ewa twierdzi, że niecozadużo! Zadanie na dzisiaj, to ciasto drożdżowe, które „chodzi” za Ewą od pewnego czasu
Witold. Fajne, niedrogie stołówki z domowym jedzeniem, to my mamy w swoich domach! 🙂
Do kulek mocy już podchodziłam raz i mam wszystko, oprócz „mocy”. Specjalnie zakupiłam niedużą butelkę cointreau, co mi się wydało najlepszym dodatkiem mocy.
Niestety, zakupiłam za małą butelkę 🙁
Może z czasem zakupię stosowną ilość, żeby kulki miały moc, a owce też były zadowolone 😎
Wracając do sposobu przechowywania, ja też robię to, co mi ktoś podpowiedział, bo po co wymyślać koło. Najbardziej przydatne wydają mi się różnej wielkości torebki typu zip-lock, Bo nawet nadmiar powietrza można z nich „wycisnąć” i układanie jest w różnych możliwych pozach.
Nie wiem, jak u was, u mnie ni to jesień ni to co. Zimy ni ma, śnieg występuje śladowo.
Jeli chodzi o mięso, Cichalu,
to już kiedyś rozważaliśmy, że z wiekiem coraz mniej go jemy. Pewnie organizm się nie domaga.
Idę kotu dać rybkę do michy, bo się domaga!
http://www.guiltfree.pl/blog/wp-content/uploads/2013/08/daktyle.jpg
To była próba wg podpowiedzi bjk . Udało się.
dzień dobry …
Henryku z okazji imienin dużo zdrowia Ci życzę i ściskam serdecznie …. 🙂
Danuśka wiadomość dotarła … 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Irku-jakże miło zaczynać dzień z Twoją kawą 🙂
Jolinku-zatem do zobaczenia jutro!
Krystyno-dzięki za właściwe zdjęcie 🙂
A przy okazji jeszcze o wykorzystaniu białek-na dzisiejsze śniadanie zrobiłam omlet składający się z jednego całego jajka oraz dwóch białek. Smaczne, proste i pożywne.
dobry pomysł …
http://kuchnia-dla-syna.blog.pl/2017/01/16/seler-w-oleju-rzepakowym-idealny-do-salatek/
Danusko, tez tak robię z białkami 🙂
Henryku, imieninowo wszystkiego najlepszego!
Jolinku, ciekawy sposób na seler. Zawsze znajdujesz coś nowego, a my mamy gotowe, bez szukania, dzieki 🙂
Danuśka, uściskajcie Nowego ode mnie 🙂
Alina. – dziękuję. Miło jest „usłyszeć” pozytywną opinię.
Pozostając w temacie „Małe jest trudne”: wczoraj na obiad były naleśniki. Zostalo sześć. Pomysł na dzisiejszy obiad sam się „nawinął”. Krokiety z mięsem i czysty barszczyk. Mięso mielone i buraczki musiałam kupić, że zaś nasz miejscowy supermarket „stanął” frontem do klienta i obniżył o połowę ceny mięsa, nabyłam kilogramową paczkę mielonego. Na dzisiejszy i jutrzejszy obiad.Zatem jutro pieczona rolada mięsno-kapuściano-fasolowa. Fasola (czarna) i kapusta (mrożona) są w domu. Jajka na ciasto i mąka też. A buraczki z barszczu zostaną pojutrze przerobione na sałatkę do kotletów.
Stąd płynie prosty wniosek, o jakim nie wspomnieliśmy, a jaki niewątpliwie każdy stosuje w swoim gospodarstwie domowym – planowa i nieplanowana organizacja w kuchni. Jak zagospodarować nadwyżkę zakupu, a także, jak wykorzystać niewielkie pozostałości po posiłku lub w lodówce.
w nawiązaniu do tematu to ja odkryłam ostatnio w „Biedronce” fajnie pakowane mix sałaty … sprzedają je w dwupaku po 50 g … dla mnie to akurat na dwie porcje i są już umyte … cena przystępna bo 1,99 zł … taka mini paczka też nadaje się do zabrania w podróż …
Alinko miło mi … 🙂
Jolinku, ja natomiast widziałam to nowe „zielone” kalerose, czy jakoś tak. Rzeczywiście dość drogie, bo nieduża poczuszka (na półce z sałatami) kosztuje ok. 6,50. Ta porcja zdecydowanie jednorazowa 🙂
Irku-przekażemy! Nowy będzie jutro „w siódmym niebie” 😉 Do wyściskania pięć bab oraz wszelkie ściskanka blogowo-zaprzyjaźnione.
Echidno-Twoja rolada mięsno-kapuściano-fasolowa musi być niesłychanie sytym daniem.
Jakie są proporcje między tymi składnikami?
Phi…u nas kale to jarmuż, a kale-rose to jarmuż ozdobny, ale też jadalny.
Żadna nowość, przeciwnie. Mnie się wydaje, że to roślina dość pogardzana w Polsce, rzadko uprawiana, może dlatego droga. U nas zawsze dostępna na półkach z warzywami. Taka inna „kapusta” 🙂
Tez chciałam spytać Echidne o te roladę.
U nas rzadko trafiam na to warzywo kale, dostępne tylko w sklepach bio i to nie zawsze. Po raz pierwszy jadłam je u przyjaciol w Kanadzie, którzy zapewniali mnie, ze jest jedno z najzdrowszych warzyw.
Jarmuż jest u nas dość popularny, jego wielkie karbowane licie leżą latem/jesienią w wielkich wiązkach na straganach, ale też w działach warzywnych dużych sklepów. A warzywo, które widziałam, to drobne dość rośliny zamknięte w małych torebkach jak delikatne sałaty. Jeśli smakiem przypominają właśnie jarmuż, to będą mi smakować.
…podobno smakuje jak jarmuż i brukselka. A tu link, którym zainspirowała mnie Jolinek 🙂 http://www.fitandeasy.pl/pl/post/kalerosse-nowe-warzywo-na-polskim-rynku
Ach…takie! Muszę się rozejrzeć, ale raczej nie widziałam u nas na stoiskach z warzywami, bo zauważyłabym.
Może w wielkich miastach, bo u mnie wybór jest raczej ograniczony w porównaniu z wielkomiejskimi sklepami.
Tak sobie dywagujemy o różnych liściach zatem przypomnę kolejną fraszkę Sztaudyngera 🙂
Horacy krócej
„Nie umrę wszystek”,
zostanie po mnie figowy listek.
http://onoszko.blog.polityka.pl/2017/01/17/serduszka-czyli-polonia-podzielona-w-sprawie-wosp/#more-182
Danusiu! Proszę mnie o dywagacje nie podejrzewać!
Cichalu-gdzież bym śmiała 🙂
Specjalnie dla Ciebie-Krakowskie piórka
Utrapienie rodaków
Nie od razu zbudowano Kraków,
a i to na utrapienie rodaków.
Wyznanie dezertera
Tyś ma chorobą, moje zdrowie,
Krakowie!
Pisze i opisuję, bo tęsknię po Tobie.
Smak dzieciństwa
Na piecykach ulicznych pieczone kasztany
I smak dzieciństwa w nich zaczarowany.
http://krakow.pl/informacje/156941,1342,komunikat,pan_kasztan_i_parowozik.html
Zatem nie tylko na placu Pigalle 😉
Dziękuję ślicznie, tym bardziej, że idąc za ciosem nie pozwolisz mi być spolegliwym! 🙂
Sąd Najwyższy potwierdził … wreszcie będzie można napić się piwa na bulwarach wiślanych w Warszawie … byle do wiosny … 😉
Barbaro być inspiracją to zaszczyt … 🙂
Ech…Osiecka 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=I0kUglz5-0s
Cichal-nie musisz być spolegliwy, ale bądź wyrozumiały 😉 W cytowanych wyżej fraszkach znalazłam brak dwóch znaków leżących Ci bardzo na sercu. Mea culpa!
Zatem na wszelki wypadek jeszcze trochę Sztaudyngera:
Kraków
Miasto dobrych czasów,
potop zna z arrasów.
Dyskrecja latarń
Gdy student studentkę przygarnia,
gaśnie krakowska latarnia.
Kalerosse bose
chętnie zbierają
poranna rosę.
A ja zabiorę się do ich
przygotowania,
jeśli tylko znajdę je w sklepie
może nawet już jutro z rana.
Autor-Danuśka, prawie, jak Sztaudynger.
Prawie robi różnicę 😉
Zanim Echidna wypowie się na temat swojej rolady, na myśl przychodzi mi kulebiak. Znam tylko jedną osobę, która przygotowuje kulebiak w wersji wigilijnej, bo rodzina się tego dopomina. Sama jeszcze nie piekłam.
Jolinku, sama widzisz jak zainspirowałaś, Danuśka w lot chwyciła i poemat gotowy 🙂
Danuśko – liścik krótki wysłałam 🙂
Krystyno, ja też znam taką specjalistkę od kulebiaków wigilijnych. Zawsze ją podziwiam, bo trochę pracy przy tym jest.
Elias Canetti
Człowiek, który zdobył powodzenie, słyszy już tylko oklaski.
Na wszystko inne jest głuchy.
Elias Canetti
Jak wiele musimy powiedzieć, by nas usłyszano w chwili, gdy milczymy.
Elias Canetti
Tak długo nadstawiał drugi policzek,
aż mu na nim powiesili order.
Danuś miła Danuś! Jam spolegliwy jest!
Przepis na roladę (strudel?) kapuściano-fasolowo-mięsny.
Właściwie to można nazwać to danie kulebiakiem. Jakoś nigdy nie wpadło mi to do głowy. Może dlatego, że od lat robię jako roladę/strudel wedle przepisu z niemieckiej kuchni.
Nie przerażajcie się ilością składników. Przygotowuje się szybko. Smakuje wyśmienicie.
Rolada kapuściano-mięsna – na 4 osoby:
Składniki:
Ciasto:
• 275 dkg mąki
• 1 jajko
• 1 łyżka oleju
• 1 łyżeczka soku z cytryny
• sól
• około pół szklanki ciepłej wody.
Zagnieść ciasto z podanych składnikow (mozna w robocie kuchennym). Zawinąć w plastikową folię i włożyć do lodówki na ~1 godzinę
Nadzienie:
• pół główki białej kapusty
• pół szklanki rosołu z kostki
• 1/3 szklanki octu winnego
• 1 czubata łyżka cukru
• 1 1 łyżeczka kminku
• pieprz,
• 1 cebula
• 25 g masła
• 375 mielonego mięsa (wołowe)
• 1-2 łyżeczki chili
• 4 łyżki tartej bulki
• 200 g grubo startego ementaletra lub innego żółtego sera
• okolo 400 g fasolki z puszki (czarna)
• 4 łyżki mleka
Kapustę umyć i podzielić liście usuwając żyłki. W garnku zagrzać rosół z kostki, dodać ocet, cukier, kminek i pieprz. Dodać liście kapusty i dusic okolo 10 minut. Odcedzić.
Pokrojoną w kostkę cebulę zeszklić z masłem na patelni, dodać mięso, doprawić solą i chili, smażyć około 3-4 minut.
Mięso i kapustę przestudzić.
Ser wymieszac z bułką tarta.
Rozwałkować ciasto na lnianej (bawelnianej) ściereczce posypanej niewielką ilością mąki , starając się uzyskać kształt prostokąta. Posypać ciasto serem wymiesznym z bułką, na to rozłożyć liście kapusty, mieso, a jako warstwę ostatnią – odcedzoną fasolkę. Delikatnie zrolować ciasto za pomocą ściereczki, zalepić końce rolady (w przypływie weny twórczej można pokusić się na ozdobne zlepienie po przeciwległych bokach i tym najdłuższym).
Położyć na wysmarowaną tluszczem blachę, rozprowadzić pędzelkiem mleko. Piec około 40 minut w nagrzanym do 180 stopni piekarniku.
Przed podaniem pokroić w plastry. Oddzielnie podać sos (pieczarkowy, myśliwski lub inny, najlepiej z daniem korespondują sosy pikantne, może być ketchup).
Zapomniałam dodać – łyżeczka soku z cytryny do ciasta – opcjonalnie, może być lecz nie musi
dzień dobry ….
Olga Tokarczuk odebrała w Szwecji Międzynarodową Nagrodę Literacką … wyróżniono ją za „Księgi Jakubowe” ….
http://wyborcza.pl/7,75517,21265719,olga-tokarczuk-odebrala-w-szwecji-miedzynarodowa-nagrode-literacka.html?utm_medium=AutopromoZew&utm_content=link_twitter_GW_150513&utm_campaign=a_twitter_GW_150513?utm_source=twitter&utm_medium=AutopromoZew&utm_content=link_twitter_GW_150513&utm_campaign=a_twitter_GW_150513
Mieszkam sam i też muszę przyznać, że jest mały problem z tym jedzeniem i porcjami. Kiedy mieszkałem z rodzicami problemu nie było – robiłem zakupy, jeśli coś ugotowałem to dla większej ilości osób, nie zawsze też gotowałem ja. Odkąd się usamodzielniłem i wyprowadziłem na swoje to nieustannie mam problem z gotowaniem. Po pierwsze – dla samego siebie mi się zwyczajnie nie chce. Kiedy już mi się zachce to dzielę to na porcje, mrożę i tak jakoś zjadam. Staram się planować jakoś jadłospis tak, aby nic się nie zmarnowało. Dość wygodnym rozwiązaniem jak dla mnie jest też kupowanie gotowych dań, a wypróbowałem już ich tyle, że dobrze wiem, które są najlepszej jakości i smakują naprawdę dobrze. Mam kilka swoich faworytów, np. pyzy z mięsem z Amigos. Skład mają dobry, mięso smaczne, ciasto też. Nie są mrożone, tylko chłodzone, cała paczka starcza mi na jakieś dwa obiady, więc optymalnie, bo nie jest to ani za mało, ani za dużo. Widziałem je do tej pory tylko w Biedronce, nie wiem czy są gdzie indziej, ja kupuję w Biedrze. I jeśli mam jeść gotowanie dania, ale na przyzwoitym poziomie to dla mnie jest to dobre rozwiązanie. Przynajmniej nic się nie marnuje 🙂