Słodko
Słodycze tuczą. To niezbyt odkrywcze stwierdzenie. Ale ja jestem przekonana, że złe słodycze tuczą bardziej. I w dodatku nie dostarczają takiej przyjemności jak dobre domowe ciasto.
Jedyną wadą ciasta domowego jest to, że stanowi pokusę. Innych stron ujemnych nie widzę. Nawet trud przygotowania nie powinien być przeszkodą, żeby zabierać się za domowe wypieki. Od lat nie jestem w stanie jadać kupnych ciast. Zbyt dużo zapachów i zbyt doskonała konsystencja dają mi do myślenia. W pewnym sklepie piekarniczym spostrzegłam niedawno cudnej urody placek drożdżowy, który miał lśniące, elastyczne ciasto, obfitą kruszonkę i w ogóle wyglądał jak klasyczny babciny drożdżowiec. Kupiłam plasterek, ale zjadłam zaledwie okruszek, bo pachniał landrynkami i miał wyraźnie chemiczny posmak.
Podczas kolejnej wizyty w sklepie spytałam, dlaczego ciasto miało dziwny smak. „Bo, proszę pani, jak upieczemy zwykłe ciasto, to klientom się nie podoba. Upieczone z gotowej mieszanki ciasto ma wygląd imponujący, jak na zdjęciach w kobiecych pismach, i szybko się sprzedaje”.
Od wielu lat jestem wielką zwolenniczką szybkiego gotowania, spędzania w kuchni tylko jak najkrótszego czasu potrzebnego do przygotowania posiłku. Mam za sobą wydaną w wielu (pomińmy milczeniem, ilu) egzemplarzach książkę „Gotuj z głową”, w której dowodziłam, że przy dobrej organizacji pracy i doborze dań obiad z trzech dań można przygotować w pół godziny. Kolekcjonuję przepisy na szybkie, a efektowne potrawy, wśród których oczywiście prym wiedzie „włoszczyzna”. Spaghetti z grzybami czy risotto z gruszką i gorgonzolą można przygotować w pół godziny. Doskonały schabowy także mieści się w tym limicie czasu, razem z sałatą i ziemniakami.
Trochę gorzej wygląda sprawa ciast na deser. Ale mam na to dość prostą radę. W dniu, kiedy mam więcej czasu, zagniatam ciasto, które nazywam uniwersalnym (pewnie je znacie: z 3 szklanek mąki, szklanki śmietany i kostki masła). Odkładam je w plastikowym woreczku do lodówki. Wyjmuję po sporym kawałku, który w kilka minut rozwałkowuję i dzielę na kwadraty o wymiarach 5×5 cm. Nadziewam każdy kwadrat kawałkiem jabłka lub odrobiną dżemu czy konfitury, zbieram na czubku w węzełek i umieszczam w piekarniku na papierze pergaminowym. Piekę w temperaturze 180 stopni C.
Są gotowe dokładnie w momencie, kiedy kończę przygotowywać obiad. Trzeba je tylko dla urody posypać odrobiną cukru pudru i jeszcze ciepłe podawać. Ręczę, że jest to smaczniejsze, tańsze i szybsze wyjście niż wyprawa do sklepu po byle jaką porcję słodyczy.
Komentarze
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
u mnie sprawa słodyczy jest rozwiązana od kilku lat bo pieczenie ciast to moja słaba strona … moje słodycze do kawy to najczęściej naleśniki lub omlety .. na słodkie desery robię galaretki z owocami lub serniki/jogurciki na zimno … robię też kulki owsiane lub kanapkę z plasterkami owoców i miodem …
ale jak jestem gościach to domowe ciasto jem z przyjemnościom a nawet proszę o kawałek do domu … 😉
Dzien dobry,
W domu od srody, w pracy od czwartku, dzisiaj chyba skoncze nas dopierac.
Ano właśnie i to jest podstawowy problem ze słodyczami-można nie kupić, wtedy po prostu nie ma ich w domu. Nie ma słodyczy, nie ma pokus.
Ale jak tu nie upiec czasem jakiegoś ciasta? Skoro jest upieczone, to przecież nie może się zmarnować i należy zjeść 😉
W tej chwili mamy w domu jeszcze kilka mufinów makowych oraz czekoladki z prezentów świątecznych 🙂
Jolly Rogers-to jutro czekamy na sprawozdanie z podróży !
Temat w sam raz dla mnie. Piekę, nadziewam, ozdabiam, ale też niestety zjadam. Co prawda dzielę się tymi kaloriami z rodziną, ale jednak wyrzuty sumienia podgryzają. Byłoby dobrze zjeść małą porcyjkę do kawy, czy herbaty, ale jak tu sobie odmówić dokładki? Obiecuję sobie z tym skończyć, być rozsądną jak przystało na osobę świadomą zagrożeń, ale gdzie tam, szybko zapominam i popełniam kolejne słodkie wykroczenia. Podobnie jak Basia nie lubię kupnych ciast, no chyba, że to są pączki na Tłusty Czwartek 🙂
Cichalu, na ile pamietam Maja z zajec, a byl dla nas wyrozumialy, jako madry nauczyciel, to by zrozumial, ze na moim tablecie nie ma mozliwosci ustawienia polskiej czcionki.
I ze brak tejze nie szkodzi zawartosci wypowiedzi, jesli tylko ma sie o czym mowic.
Jesli jednak Blogowe Towarzystwo czuje sie dotkniete faktem, ze pisze w taki sposob, w jaki pisze, to moge zamilknac, nie ma problemu 🙂
Magdaleno jest problem bo nam by Cię brakowało … 🙂
Jolly pomachanko… 🙂
jutro Amelka przychodzi do kotka i będą racuchy … babcia też sobie poje .. 😉
gdy Cię luba chce porzucić
narzeczony nie chce wrócić
upiecz ciasto: sernik, keks
a twe troski znikną wnet
Magdaleno – nie brałabym tego tak „do serca”. Wiele osób ma podobne problemy i to nie powód do dramatu.
Oprocz galette nie kupuje ciast do domu. Sama pieke, najczesciej jest to tarta i w zaleznosci od pory roku z jablkami, gruszkami, morelami czy sliwkami. 3/4 tarty zjada Bernard a ja tylko odrobine. On jest lakomczuchem i zostawiam mu swiadomie wiekszy kawalek. Jako mloda panienka objadalam sie w Polsce ” ptysiami ” teraz nie wyobrazam sobie abym to przelknela. Czy ptysie jeszcze istnieja ?
Elapa,
oczywiście ptysie nadal istnieją. Trochę się temu dziwię, ale widać nadal są ich zwolennicy. W eleganckich cukierniach chyba/?/ ich nie ma, ale w zwykłych można kupić bez problemu. Występują w wersji z pianką białą i różową.
Ptysie od zawsze lubiłam, pod warunkiem, że nadzieniem jest bita śmietana, podobnie eklerki. Obojętnie przechodzę obok takich wypełnionych piankami czy to w bieli czy w kolorze, a jeszcze nie podoba mi się moda ptysi w maxi rozmiarach. Swego czasu na blogu Davida Lebovitz’a, Amerykanina gotującego w Paryżu, natrafiłam na przepis na ten specjał w wydaniu francuskim. Czasem je robię, choć bez dodatkowego ozdabiania piramidy ptysi nitkami zastygającego karmelu. Poszukam, może uda mi się tu przytoczyć. Dla tego przepisu, ale nie tylko, kupiłam sobie dwie książki tego autora, poza recepturami pysznie jest poczytać wrażenia Amerykanina, który poznawał i wciąż poznaje życie codzienne Francuzów, śmieszne zadziwienia, ale często też osłupienia 🙂
Tu link do wspomnianego blogu: http://www.davidlebovitz.com/
a ptysie w wydaniu francuskim, to: chouquettes aux pepites de chocolat (och ten francuski!)
To byly czasy, moglam opychac sie ciastkami bez ubocznych skutkow a teraz ……. chociaz jak widze la crème brulée to zapominam o wszystkim i jem.
brûlée
Małe sprostowanie, bo pisząc o francuskich przepisach na ptysie pokręciłam dwa odmienne desery. Choć w obu przepisach stosuje się malutkie ptysie, to jednak ten drugi, w którym ptysie układa się w kształt piramidy i oplata nitkami karmelowymi to Croquembouche, w dodatku wypełnienie tu stanowi krem patissiere, a nie bita śmietana jak w poprzednim. Tu przytaczam link do tegoż właśnie specjału:
http://www.kornikwkuchni.pl/2012/12/croquembouche.html
Salso-ptysie ułożone w kształcie piramidy są we Francji popularnym deserem na weselach, chrzcinach, czy tym podobnych uroczystościach. Najbardziej znaną nazwą tego deseru jest jednak nie croquembouche, ale piece montee.
http://media.achat-ville.com/uploads/grenoble/Produit/d7/imp_photo_52613_1376844473.jpg
W dzieciństwie bardzo lubiłam ptysie z bitą śmietaną, teraz jednak wolę je w wersji mini na słono, kiedy występują w roli przekąski:
http://magielkuchenny.pl/_files/Gallery/pt/ys/ptysie-z-pieczarkami-1.jpg
Danuśka 🙂 http://masterchefjunior.tvn.pl/ksiazka-przepisow,3223,n/croquembouche,199736.html
eklerki z bitą śmietaną uwielbiam .. w szkole podstawowej zawsze po lekcjach szliśmy do cukierni obok szkoły … ptysie jem tylko takie małe bo duże mi nie pasują … za mojej młodości tarty i tartaletek raczej nie było ale bajaderki jak najbardziej wchodziły i syciły ..
Salso-nie będę się spierać, co do nazwy. Tym niemniej Alain zdziwił się mocno słysząc
o tym croquembouche.
Jak wiesz, nie jestem z tych, co idą na barykady, jak nasz Ulubiony Kolega Cichal w nieustającej obronie znaków diakrytycznych 😉
Cichal-wiem, że się nie obrazisz 🙂 Wiem doskonale, dlaczego ich bronisz i domyślam się, dlaczego nie wszystkim Blogowiczom nie zawsze łatwo je stosować. Może w końcu odpuścisz….?
https://www.tabletowo.pl/2014/09/20/krotki-poradnik-wprowadzanie-polskich-znakow-na-tablecie-z-androidem-za-pomoca-klawiatury-fizycznej/
http://www.manta.info.pl/2012/11/27/piszemy-polskie-znaki-na-klawiaturze-ekranowej-tabletu/
Magdaleno! W przeciwieństwie do mistrza Maja jestem stary i niewyrozumiały! Ale broń Cię Boże, żebyś z mojego powodu odeszła od stołu! Z uporem maniaka staram się ratować polszczyznę przed elektroniką, ale zapewne nie wygram…
Pozdrawiam Cię i nucę: „Dokąd idziesz Magdalenko, gdzie tak spieszno Ci…” 🙂
Skąd ten jasny wzrok?
Skąd ten lekki krok?
Gdy stąpa rankiem po ulicy
Zwinna, niby ptak
Zawsze wiotka tak
Jakby objął ją miłośnie wiatr
Dokąd idziesz, Magdalenko
Gdzie tak śpieszno ci?
Wiatr szeleści twą sukienką
W loczku złoty promyk słońca lśni
http://staremelodie.pl/piosenka/394/Magdalenka
żeby posłuchać trzeba nacisnąć z prawej strony „graj”
Ta piosenka jest młodsza odemnie o 20 lat!
Na dworze straszna zawierucha. Biorę przykład z kota – ona grzeje brzucho przed kominkiem, ja podsypiam na kanapce nieopodal.
Na obiad bigos świąteczny.
Alicjo! Podsypiając – przeczytaj:
http://ksiazki.onet.pl/jozef-hen-przed-wyrzutami-sie-bronie-wywiad/3t86pz
https://fr.wikipedia.org/wiki/Croquembouche
Cos mi sie wydaje, że to dziwadło niezbyt popularne we Francji. Dlatego Alain nie zna. Wiekszość wyników w wyszukiwarce dotyczy stron w języku angielskim. Pewnie ktoś zrobił w Masterchefie i poszło w świat. Coś podobnego w formie jadłem na weselu w Suwałkach, faworki polane miodem i posypane makiem w kształcie piramidy . z tego co pamietam miejscowi nazywali mrowiskiem.
Dojechała wielka paczka z ksiąkami kulinarnymi po angielsku średna cena za ksiąkę wyszła pięć złotych. Mam teraz co ogladac i tłumaczyć na nasze 🙂
Zrobiłem rano remanent biblioteczny i okazało się że na pólkach stoi ponad tysiąc książek 1/4 to książki o tematyce kulinarnej w wiekszości po francusku 🙂
Ze wzgledu na zamiłowanie do duzych formatów trzeba bedzie postarac się o nową sporą oszkloną szafę biblioteczną. Odwiedziłem ostatnio znajomych którzy wyremontowali dom za DUŻE pieniądze. Zwiedziłem wszystko a na koniec zapytałem się gdzie biblioteka. Nie bardzo zrozumieli pytanie a potem zaczęli mówić, że wszystko jest w internecie i po co kupować ksiązki.
Tydzień temu kupiłem prawie okazyjnie Masę i władzę Eliasa Canettiego. Książka wydana raz, prawie dwadzieścia lat temu i praktycznie niedostępna. Przez jakiś czas była w ofercie jednego z antykwariatów za 200 złotych… Niestety ważne książki są niedostępne w miejscowych bibliotekach. A chcac przeczytać trzeba kupić na allegro. Uzywane ksiązki takich autorów jak Hannah Arendt kosztuja ponad 50 złotych…
Przeczytałam, dzięki. Właśnie parę dni temu przeczytałam „Szóste najmłodsze”. Lubię Hena. Mądrze gada, dobrze pisze.
Misiu-zna, ale pod nazwą piece montee i tak jak napisałam wczoraj po południu, dziwadło jest popularne, ale nie w codziennej kuchni, a jedynie przy okazji dużych przyjęć. Wystąpiło też w roli tortu na weselu córki Alaina 🙂
I rzeczywiście, masz rację, idea tego deseru jest podobna do naszego „mrowiska”.
Dzień dobry,
Podobnie jak Alain, znam ten deser pod nazwa piece montee. Kojarzy mi sie z przyjęciami weselnymi.
Salso, czytam wpisy D.Lebovitza od kiedy wspomniałaś kiedyś o jego blogu. Bardzo lubię, sympatyczna postać.
Dzień dobry 🙂
kawa
Irku-zgadzam się z Tobą całkowicie, przy mrozach poniżej -10 o C powinno się pijać jedynie takie kawy 😉
Ja tej nazwy nie wymyśliłam, napisałam to co przeczytałam, widac, nie można zanadto wierzyc w to co w necie ludzie wieszają. Jednak ponieważ tak dużo wpisów stosuje nazwę którą podałam… Ale też widzę, że obie nazwy tego deseru są często używane wymiennie, więc może jednak coś w tym jest, np. http://www.marmiton.org/forum/theme-coin-salon/d-piece-montee-croquembouche-150940.aspx Tym razem link do bardzo popularnego francuskiego czasopisma kulinarnego 🙂 Niemniej dziękuję za wypowiedzi w tej słodkiej kwestii 🙂
dzień dobry ..
dziś mój internet się chyba trochę zmroził bo dopiero teraz się mogłam zalogować ..
Marek a ja robię teraz odwrotnie … mam dużo książek inie wszystkie muszę mieć w domu .. przeglądam i rozdaję u fryzjera, u kosmetyczki, znajomym ..
Danuśko,
Dużo jeszcze zależy od regionu pochodzenia Alaina. Przecież i u nas jest chrust i faworki, stołek i taboret, sznycel i kotlet mielony, jagody i borówki, strugaczka i ostrzynka. Jedni wychodzą na dwór a inni na pole…
Salso-z nazwą tej ptysiowej piramidy może być tak z nazwami wielu naszych grzybów:
oficjalnie pieprznik jadalny, ale wszyscy mówią kurki 🙂
Ewo- oczywiście o regionalizmach też należy pamiętać 🙂
W drodze do domu minęłam dosyć potężnego faceta. Słyszę, jak kończy rozmowę przez telefon i mówi „Pozdrówki, buźki i na razeczka”.
Zresztą nie wiem, jak w tym wypadku napisać owe n a r a z e c z k a ? Razem, czy osobno? Jest już nara, narka, a teraz mamy jeszcze to zdrobnionko 😉
Nabyłam dzisiaj drogą kupna tomiszcze Sztaudyngera „Puch ostu-Fraszki o życiu i miłości”. Na dzień dobry jest poniższa:
„Na wagę złota nie ceń moich fraszek,
ale na piórka, które roni ptaszek”.
To będzie bardzo smakowita lektura. Postanowiłam, że będę sobie dawkować. Myślę, że Wam przy okazji też 🙂 Zatem jeszcze jedna fraszka:
Bajka o cyniku
Mistyk
Wystygł.
Wynik:
Cynik.
Danusko, to musiało brzmieć co najmniej dziwnie, te okropne zdrobnienia. I to w ustach potężnego faceta 🙂
Czekamy na dalsze fraszki.
Tez staram sie mieć w zamrażalniku porcje kruchego ciasta, najczęściej jako spod do tarty, słonej lub słodkiej. Gotowe ciasta czy ciastka tez są dla mnie za słodkie. Nie ma to jak domowy wypiek, choćby najprostszy.
Fraszki o fraszkach- Jan Sztaudynger
Dzieła
Wciąż tworzę dzieła wiekopomne,
o których jutro sam zapomnę.
Fraszki
Fraszka to ptak szybkiego lotu,
od błyskawicy-do grzmotu.
Wybacz
Fraszki nie cuda,
nie każda się uda.
Wyjaśnienia o sobie
Nic nie wiem o sobie,
dlatego właśnie fraszki skrobię.
Samochwała
Zwięzłego słowa mistrz niedościgły,
ja z wideł robię igły.
Kto jeszcze pisze dziś fraszki … Dobrze chociaż, że można kupić starych autorów.
Wielka szkoda, że nie można kupić gotowego maślanego ciasta francuskiego. Małgosia go szukała, ja także i moja synowa, która zdesperowana ma zamiar zrobić sama takie ciasto. Tymczasem sugeruje, żebym ja pierwsza spróbowała. Z przepisu wynika, że w zasadzie sprawa jest dość prosta tylko bardzo długotrwała. Dlatego nie bardzo się kwapię do tego zajęcia. Natomiast bardzo podoba mi się ciasto Pani Barbary. To chyba z niego zrobione były pyszne rogaliki z konfitura różana na jednym ze zjazdów w Żabich Błotach. Cichal pokazywał je niedawno.
Kuzynka Magda robi świetne ciasto francuskie z tego przepisu
http://www.mojewypieki.com/drukuj/post/z-obrazami/1049
Krystyno , zalazłam taki przepis błyskawiczny:
http://iadorecinnamon.blogspot.com/2015/01/ciasto-francuskie-w-15-minut.html
Na X Zjezdzie, tego lata, w Poznaniu, chyba z Toba, Malgosiu, rozmawialem i uslyszalem, ze robisz francuskie ciasto sama. Bylem zdumiony. Czym wlasciwie?
Ze ktos sobie moze zadac tyle trudu, kiedy mozna znalezc „erzac”, bo samo ciasto to moze tylko prolog, ba, pretekst, a cala reszta dopiero potem!
U nas nie moge, bo LP uczulona niemalo na pszenice. Probowal ktos tego na mace kukurydzianej?
Pepegorze, z kukurydzianej na pewno nie wyjdzie.
Dzień dobry,
Mam niespodziewany, pilny wyjazd do Polski. Kupiłem bilet na jutro.
Liniami ukraińskimi, piątek, trzynasty – gorzej być nie mogło. Ale trzeba.
Do kiedyś 🙂 Oby szczęśliwie.
Pewnie odezwę się z Polski
Tadzinku! Spokojnego! щасливий!
Cichal, dzięki.
Jedno jest pewne – w takiej sytuacji i przy takiej zbieżności daty z piątkiem, zupełnie trzeźwy to leciał nie będę. Już kilka „małpek” kupiłem, na wypadek gdyby w samolocie dawać nie chcieli lub zakupić nie było można. Wpuszczają z nimi do samolotu, sprawdziłem kilkakrotnie. 🙂
Nasz Blog, to jakby jest fraszka
Wewnątrz – niejedna jest flaszka!
i da capo al fine:
Nasz Blog, to jakby jest flaszka
Wewnątrz – niejedna jest fraszka!
Szykuję się i końca nie widać. Nigdy nie podróżowałem ukraińskimi liniami. Mogą być lepsze niż się przypuszcza. Im dużo trudniej znaleźć klientów niż znanym liniom zachodniej Europy.
Wracać będę jednak Escober Airlines, z przesiadką w Santo Subito. Tak zaplanowałem powrót, że jedną noc spędzę w tym pięknym, zabytkowym mieście. Oczywiście sprawozdam, z fotkami włącznie !!!!
dzień dobry …
Nowy dobrego lotu … tylko pamiętaj o tych zdjęciach … 😉
zima puchowata za oknem a za chwilę pluchowata … -1 …
Dzień dobry 🙂
kawa
Nowy, szczęśliwego lotu!
Za oknem pada śnieg a u mnie leci piosenka. Może nie ma związku ale zawsze:
https://m.youtube.com/watch?v=Kya3c4WJZAk
Dawno nie grałem, pogoda taka, że się chce zanucić:
https://m.youtube.com/watch?v=LLsg_Lk819s
Chciałoby się przytulić głowę do poduszki ale obowiązki artystyczne wzywają:
https://m.youtube.com/watch?v=hWLc0J52b2I
przed dwoma dniami wracalem samolotem do mojego ukochanego miasta. mialem nieprzyjemnosc siedziec obok takiego ” namałpkowatego ” ludzia. nie bylo to zadna przyjemnoscia. 😛 jak tylko pozwolono rozpiac pasy bezpieczenstwa podszedlem do pani stewardesy i poprosilem o ulokowanie mnie nawet na ogonie samolotu byle tylko nie wdychac oparow namałpkowatego 😛 zgodzila sie ze mna ze cos takiego do przyjemnosci nie nalezy i posadzila mnie w biznesowej klasie. nawet nie proponowala doplaty lecz przepraszala za zaistniala sytuacje.
byla to nasza, dobra i solidna niemiecka linia lotnicza. i takich przewoznikow staram sie w miare mozliwosci trzymac http://a.disquscdn.com/uploads/mediaembed/images/3752/5703/original.jpg
Nasz Blog, to jakby jest poemat,
wewnątrz-niejeden kulinarny dylemat.
Misiu-dzięki za ten piękny muzyczny poranek 🙂
Szarak jesteś wredny ale miło cię powitać po długim pobycie w Nie Wiem Gdzie. Ale swoją drogą ciekawie byłoby zobaczyć naszego Pana Tadeusza gdy po czwartej małpce w ukraińskim samolocie zaczyna recytować : Litwo ! Ojczyzno moja! albo intonuje pieśni patriotyczne innego rodzaju zacieśniając relacje przyjaźni polsko ukraińskiej 🙂
Niestety, szarak ma rację, chyba, że Nowy podzieli się małpkami z sąsiadami 🙂
Dzisiaj o dwudziestej w TOK FM gościem pani Solskiej będzie p. Basia Adamczewska, a temat – co nobliści zmienili w naszej kuchni.
Szaraku, to nie pilot dobrej i solidnej linii lotniczej walna specjalnie samolotem z pasazerami w gore w Alpach dwa lata temu ?
Misku 🙂 bylem w el medano na teneriffie. slodko bylo. dla nas jest to koniec planety i niech tak pozostanie.
Salso 🙄 nie uczestniczylbym w malpkowaniu. nawet jezeli alkohol kupowany bylby na pokladzie, a co dopiero przemycany i nielegalnie konsumowany. w dzien poprzedzajacy lot nie lykam nawet browara. szkoda mi czuc sie zle po wyladowaniu. czesto w pol godziny po wyladowaniu jestem juz na wodzie i to jest prawdziwy rausz
i niech tak pozostanie http://a.disquscdn.com/uploads/mediaembed/images/3752/5703/original.jpg
Epal, nie potrafie potwierdzic bo nie pamietam jaka to byla linia lotnicza. pilot faktycznie byl polowicznie niemcem. na takie przypadlosci nie ma lekarstwa 🙁
szaraku, też bym nie uczestniczyła.
milo mi Salso 🙂
a tu –>https://get.google.com/albumarchive/118399121099696213754/album/AF1QipM7XNlPxa1EzKjjuBDMY26FhKzasCiCf_87hiyi/AF1QipNohEifXjSSDrKxVk-Lkx6vUn4t3PB39L300lyc
naturalny budzik, ktory funkcjonowal kazdego dnia 🙂
Dzień dobry,
Nigdy nie pomyślałbym, że na podstawie mojego półżartobliwego wpisu ktoś potrafi namalować moją postać jako cuchnącego, nic nie kojarzącego pijaka, wychylającego kolejne buteleczki gdzieś cichcem, w kącie, od którego wszyscy się odwracają. Muszę naprawdę bardziej uważać co piszę i nie wychodzić poza sztywne, prawdę mówiąc wciąż sztywniejące, ramy tego blogu.
Chcąc oszczędzić komuś czasu na następny komentarz, kto bardzo nie lubi mojej pisaniny, oświadczam, że druga część mojego wpisu z 5:33 jest również nieprawdą. 🙂
Nowy-bardzo Cię proszę nie przejmuj się wpisem Szaraka !!!
Jak wszyscy zaczniemy się usztywniać, to za chwilę zamkniemy ten Blog na kłódkę.
Czy Ty NAPRWDĘ sądzisz, iż widzimy w Tobie postać paskudnego pijaka???
Nowy,
tylko Ty nie sztywniej – jak przestaniemy być sobą, to kim będziemy? Nie przejmuj się i pisz swoje jak zawsze i nie „uważaj”, co piszesz.
A co do latania – nie lubię i dlatego na lotnisku zawsze wypijam 2-3 lampki wina, żeby się znieczulić lekko (o czym zawsze wspominam podczas wyjazdów w korespondencji blogowej). Nikomu nie doradzam, jak sobie radzić z lataniem, mój sposób jest taki i nikomu nic do tego.
Wysokiego nieba i przyjemnej podróży 🙂
I jeszcze do Nowego-zadzwoń, proszę, kiedy będziesz w Polsce. Może uda się nam się zmontować jakiś mini zjazd? Zapewniam Cię, że podczas tego spotkania nie będziemy pili wody mineralnej 😉
Danuśka 😯
Fraszek Sztaudyngera ciąg dalszy
Pozwól
Pozwól nie tęsknić mi, Boże,
do tego co być nie może.
Do dna
Kto do dna wypił kielich goryczy,
ten i szampana sobie nie życzy.
Nowy, pisz tak jak czujesz i nie przejmuj sie nieprzyjaznymi wpisami. Takie niestety sie zdarzają i nic na to nie poradzimy. Większość blogowiczów okazuje sobie wzajemna życzliwość i to jest najważniejsze.
Danuśka, Alicja, Alinko – dzięki wielkie!!!!
Danuśka – z pewnością się odezwę. Będę w Polsce dwa tygodnie, więc nieco dłużej niż zwykle. Twój telefon i adres email mam. Do usłyszenia i zobaczenia.
Najważniejszy jest czubek własnego nosa, a jak się komu nie podoba, to niech leci w maskach, albo wysiądzie, najlepiej w czasie lotu…
Nowy, cieszę się, że na dłużej, Danuśka ma rację spotkanie trzeba koniecznie zorganizować 🙂
Fragment z książki, którą kupiłam dzisiaj za parę złotych na wyprzedaży:
„Ferda …zawsze sama piekła torty urodzinowe dla męża i dla dzieci. W supermarkecie nigdy nie skusiła się na zakup uprzednio przyprawionego kurczaka i nigdy w życiu nie użyła pomidorów z puszki. Zawsze sama robiła dżem wystawiając owoce jagodowe na działanie słońca na balkonie i zawsze suszyła miniaturowe bakłażany, jak nauczyła się od pani Mahide….”
Tak na pierwszy rzut oka to lektura obowiązkowa 🙂 dla każdego Łasucha z naszego blogu, ale najpierw trzeba przeczytać, a dopiero potem polecać. Ja zaledwie kupiłam i jeszcze nie przeczytałam. Gdyby jednak ktoś umierał z ciekawości, to opowiadam o tej książce: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/211523/suflet
Nowy to jest nadzieja na spotkanie … 🙂
a ja jutro planuję taki gulasz …
http://kulinarnyoliwek.blox.pl/2017/01/Gulasz-z-indyka-z-gruszkami.html
Nowy, masz wyjątkową zdolność do wyciskania własnych myśli w cudze komentarze. I czynisz to nie po raz pierwszy. Dlatego reaguje.
Już kiedyś zwróciłem uwagę na fakt że jesteś bohaterem w przestrzeni powietrznej po spożyciu alkoholu.
Dziś podkreślasz to bardzo dobitnie, pisząc że sprawdziles to wielokrotnie.
Wybacz, ale jesteś pospolity recydywista jeśli idzie o wypijanie nielegalnego alkoholu na pokładzie samolotu.
Mi to poprostu najzwyczajniej w świecie śmierdzi i nie mam ochoty obok takich smierdzieli siedzieć ani w samolocie, ani tramwaju, ani autobusie, ani gdziekolwiek. Mam do tego prawo na cywilizowanej części planety.
Pozdro z der 7. Tibeter w Berlinie.
Ciekawe miejsce, jutro klepne co nieco
Wiesz Szaraku,
Jak czytam twoje wypowiedzi, już wiem, dlaczego ciągnie mnie w nieucywilizowane części planety. Na szczęście Ziemia jest dużą planetą.
Małogosiu, Jolinku – też się cieszę. 🙂
Pouczającym mnie jak mam się zachowywać lub nie zachowywać w samolocie i które linie są najlepsze bardzo dziękuję za cenne uwagi i proszę o powstrzymanie się od dalszych. Po trzydziestu kilku latach bezpośredniego kontaktu ze Stanami i co najmniej dwukrotnym rocznie przelocie nad Atlantykiem, czyli zbliżam się do około 80 razy, swoje wiem i niczyich więcej pouczeń naprawdę nie potrzebuję.
I dalej nie kumasz o co idzie, Nowy.
Jesteś jak ten amerykański klotz który już wkrótce zostanie prezydentem sa – nigdy się nie myli i nie popełnia błędu.
Gdybyś łykal alkohol kupiony na pokładzie samolotu moje odczucia nie były by aż tak bardzo wyraziste.
Przecież nie mam nic przeciw pijanstwu Alicji na lotniskach.
nie cwaniakuje pijąc zakupiony na lotnisku.
Ty musisz do końca pozostać cwaniakiem nad cwaniakami i pić nielegalny alkohol na pokładzie samolotu.
Żal ci tych paru dolców więcej by alkoholizowac się pokładowym?
Ewo nie taka wielka jak ci się wydaje
Spotykam w różnych miejscach osoby na planecie po raz kolejny.
Może i my się kiedyś spotkamy?
Nigdy jeszcze nie wypiłem żadnego alkoholu niekupionego na lotnisku lub w samolocie. Nie jestem bogaty, ale na kieliszek lub szklankę lub dwie czegoś dobrego stać mnie w drogich i bardzo drogich barach, na lotniskach również. A „małpki” – dwie, mam zawsze ze sobą z koniakiem lub brandy w środku na wypadek gdyby mi serce zaczęło nico szwankować i wołałoby o rozluźnienie. Stąd wiem, że ich nie zabierają.
I jeśli któryś z nas czegoś nie kuma, to raczej Ty, nie ja.
Na tym naprawdę kończę tę dyskusję. Mam po stokroć ważniejsze sprawy i problemy.
To pisał Nowy: , zupełnie trzeźwy to leciał nie będę. Już kilka „małpek” kupiłem,…
Jak by na to nie patrzeć to opary nie są nigdy ani Yves Roche, diesel eau, czy la Martina Hombre
Dobrego lotu Nowy i w razie czego niech się airbag na pokładzie otworzy
A ja Wam opowiem o przylocie niejakiego Charlesa Bukowskiego do Europy.
Moge sobie wyobrazic, ze wielu z nas nie wie „tak z lokcia”, kto to taki. To opilec i pierdziel, ktory z opisow swego widzenia swiata zdobyl globalna slawe w latach „siedendziesiatych”. Zdobyl ja opisem stosunkow spolecznych w owczesnej Usa, a to przewaznie z perspektywy zupelnie zapitej. Opisal trafnie, jak mi sie dzisiaj wydaje, te klimaty.
W opisie tego przylotu (przelom 70/80) zapamietalem, ze zrobil awanture na pokladzie samolotu, bo skonczyl sie zapas czerwonego wina.
Dzis pilot mialby nakaz wyladowania na najblizszyn lotnisku ktory jest jest do dyspozycji.
Szaraku, żartów nie kumasz 🙁
Pytam – gdzie jest Stara Żaba, Pyra Młodsza i Ryba?!
Przynajmniej na początku roku należałoby się pojawić 🙂
Krystyno,
czy czytasz swojego „sąsiada”, Stefana Chwina? Trójmiasto ma niezłą pakę pisarzy – Paweł Huelle, Jacek Dohnal i Chwin właśnie. Dzisiaj przestawiając coś na półkach znalazłam książkę z dedykacją od Gospodarza naszego kochanego „Krótka historia pewnego żartu” Stefana Chwina, widocznie po przyjeździe z Polski wpakowałam ją między książki na półce, a nie na podorędzie w sypialni i do tej pory czekała na przeczytanie 😯
Jestem mniej więcej w połowie – otóż jak to u Chwina, akcja toczy się w Trójmieście i jest to swoisty spacer po nim, opowieść podrostka o czasach powojennych. Jest tam sporo zdjęć w sepii. Myślę, że mogłoby Cię zainteresować 🙂
TFU! * Dehnel Jacek, DEHNEL!!!
A, tak na dzis,
kto by pomyslal, ze czlowiek na salonach, jakies 20 lat temu, burknal by cos nie tak (albo tak jak dzis wlasnie) musialby liczyc z tym, ze go (jesli nie wyprosza zaraz) to juz nie zaprosza.
Wyobrazam sobie nawet, ze taki model, jak prezydent elekt dla najwazniejsdzej formacji tego globu, sto lat temu zostalby wyrzucony z dylzansu
O, Pepe masz recht, wyrzucić z samolota smierdziela. To znacznie taniej niż lądowanie i ponowne startowanie.
Koniec imprezy. Wracamy do domu
Nowy,
a czego Ty się tłumaczysz? Przecież tych „małpek” nie ukradłeś, a kupiłeś i zapłaciłeś 🙄
A swoją drogą, jak już jesteśmy przy temacie, to wszystkie linie lotnicze liczą sobie za lampkę wina tyle, co za butelkę tegoż w sklepie, to samo na lotniskach w barach. Moim zdaniem nic nie usprawiedliwia tego zdzierstwa graniczącego ze złodziejstwem, bo jak inaczej to traktować, jeśli ja za lampkę wina muszę zapłacić 11$, tyle, co za butelkę tańszego wina.
W dawnych czasach było tak, że alkohol był wliczony w cenę biletu i podawano go bez ograniczeń, dlatego Bukowsky mógł sobie pozwolić na wypicie całego zapasu wina w samolocie i nawet mógł się urżnąć, jako że był powszechnie znany 😉
Potem długi czas był okres, że jedynie do posiłku serwowano lampkę wina lub jedno piwo, teraz już spotkałam się z tym, że za napój alkoholowy do posiłku trzeba sobie zapłacić 🙁
Charels Bukowsky by sobie nie pozył, bo nawet jak kupujesz alkohol na pokładzie, to panie stewardessy robią to tak opieszale, że nie zdążysz się upić. Mają też prawo odmówić serwowania alkoholu.
A Ty szaraku lepiej się nie odzywaj, bo znalazłeś tani sposób na lot w pierwszej klasie bez płacenia za nią, wystarczy tylko, że ponarzekasz na sąsiedztwo wionące alkoholem! Pijanych mi się nie zdarza widzieć, a latam mniej więcej 3-4 razy do roku różnymi liniami.
W LOCie i w Lufthansie, to się zdarza. Zresztą w Lufthansie jak się dobiera napój do posiłku i powie z uśmiechem; „bierbiteabanurdojczbierbiteszejn” to pracuje.
Szaraku nazwałeś Nowego cwaniakiem? I to Ty, najcwańszy z cwanych emigrantów wykorzystujących niemiecki social? Nie chcesz być obrażany, nie obrażaj innych… 🙂
Nowy i cwaniak! Najlepszy żart zimy 17!
Ja alkoholowo podczas lotu lecz z innej „beczki”. „Latam ci ja se latam” w te i z powrotem i jak do tej pory za procenty nie płaciłam. Do posiłków wybierasz co chcesz, podczas lotu w każdej chwili można zamówić. Owszem, podczas krótkich lotów spotkałam się z taką formą – sklep na pokładzie, bo nawet za marną butelczynę wody mineralnej trzeba płacić. Co zastanawia, to fakt, że spore grono pasażerów nagle rzuca się by kupować. A to kawę, a to wodę, a to wódeczności jakieś lub po prostu artykuły oferowane w latającym sklepiku. Tacy jacyś „niedokupieni”. Że trzeba płacić nie dziwota, szczególnie na tak zwanych tanich liniach. Ale inne linie? Zastanawiające.
Nieprzyjemne doświadczenie miałam podczas lotu z Warszawy do Londynu British Airways. Podczas lotu podawano kanapki, siedziałam przy oknie i stewardesa rzuciła mi owiniętą w folię bułkę jak psu kość: naści. Na zwróconą uwagę zareagowała równie nieprzyjemnym potokiem słów (nie, nie wulgarnie lecz bardzo niegrzecznie). Nic nie powiedziałam lecz napisałam do przewoźnika, podając numer lotu i inne namiary. W odpowiedzi otrzymałam pismo zapewniające, przepraszające, wręcz kajające. Nie zmienia to faktu, że ponoć najbardziej nieprzyjemną obsługa, to stewardesy i stewardzi królewskich linii lotniczych (zdaniem międzynarodowej grupy pasażerów).
winno być: ”
nieprzyjemna obsługa”
Pokłon w stronę Cichalowych słów. Można mieć swoje zdanie, można je wyrażać ale nie należy i nie można obrażać innych. A to niestety skoczku – Szaraczku zrobiłeś. Czym zaskoczyłeś mnie totalnie.
Czy jak do samolotu, pociągu lub innego środka komunikacji masowej wsiądę z opakowaniem cukierków, ciasteczek, gumy do żucia, wody czy co tam innego, to też według ciebie uprawiam nielegalną działalność i cwaniactwo? A zapewniam, że zawsze na pokład samolotu wnoszę paczuszkę eukaliptusowych, bądź innych drażetek, kupionych wcześniej. I to nie na lotnisku.
Echidno, z wodą to jest problem, bo każą wyrzucać, a za bramką kosztuje 10 razy więcej ta sama co to ją wyrzuciłaś. Z artykułami spożywczymi nie miałam dotąd problemów, z wyjątkiem Kuby (była awantura o zapomniane jabłko) oraz Australii i NZ, gdzie uprzedzona (dziękuję) pozbyłam się wszystkiego jadalnego i wyczyściłam kamyczki i kurz z butów.
Małgosiu. Pusta butelka. Za bramką pełna z poidełka.
MałgosiuW – z wodą też nie ma już problemu, a przynajmniej nie powinno być. Wreszcie można kupić odpowiedniej wielkości buteleczki z wodą mineralną (czy inną) jakiej nie zabierają na bramce. Bo to o gabaryty chodzi, nie o zawartość. Lub skorzystać z rady Cichala.
Ze wspomnień
http://studioopinii.pl/monika-szwaja-wartosc-dodana-jerzego-o/
W komentarzach pod tekstem Moniki jest też komentarz naszej Pyry – Jaruty 🙂