Warzywa inaczej
Bardzo lubię warzywa. Mam też w domu wegetarianina gawędziarza. Mój mąż chciałby jadać mało mięsa, no chyba że, jak choćby dziś rano, natrafi na pętko białej kiełbasy zrobionej przez wujka. Jedząc pasztetu, boczek i inne temu podobne, nie przestaje jednak perorować o wyższości warzyw nad mięsem.
Słuchanie o tym mobilizuje mnie do ciągłych poszukiwań. Buraczki, marchewka i fasolka są pyszne, ale chodzi o to, żeby nie gotować w kółko tego samego. Soczewica i cieciorka w różnych postaciach też się nam chwilowo przejadły. Oto kilka moich najnowszych odkryć.
Ciągle zapominam o tym, jaki pyszny jest fenkuł gotowany na parze i jadamy go zwykle na surowo (z gruszką i gorgonzolą oraz sosem winegret). Tymczasem może on być podawany prosto z wody lub z bułeczką smażoną na maśle. Moim zdaniem nie wymaga doprawiania. Smakuje też wyśmienicie zapiekany pod beszamelem oraz, jak wyczytałam, bo tego jeszcze nie sprawdziłam, duszony z rukolą lub szpinakiem.
Wielkim przysmakiem w moim domu jest korzeń pietruszki pokrojony w kawałki wielkości frytek i usmażony lub upieczony po pokropieniu oliwą. Wraz z koleżanką odkryłyśmy zupę z pietruszki i uznałyśmy ją za wielki rarytas. To po prostu ugotowana pietruszka, przetarta na krem, doprawiona solą i pieprzem i z dodatkiem mleka. Goście zaproszeni na to danie (trzeba przyznać, że w dodatku niezwykle tanie) nie podzielali chyba jednak w pełni naszego zachwytu.
Moja mama dawno nie robiła smażonej cykorii. A szkoda, bo kiedy doleje się do niej na patelnię odrobinę słodkiego wina, uzyskuje ona wręcz niebiański smak.
Od pewnego czasu staram się zawsze mieć w lodówce 1–2 bataty. Pokrojone w kawałki i upieczone, są pysznym dodatkiem do wielu dań. A jeśli ugotuje się obranego i pokrojonego batata z kawałkiem świeżego imbiru i zmiksuje, uzyskuje się wyśmienitą zupę, której smak sprawia wrażenie, jakbyśmy się nie wiem jak postarali. Jedynym niezbędnym dodatkiem jest sól, ja dodaję też trochę mleka. O ile zupa dyniowa bywa różna, zależnie od gatunku i jakości dyni oraz zestawu dodanych przypraw (muszę to przyznać, choć ją uwielbiam i często robię, że sama dynia jest w smaku nijaka), to zupa batatowa ma smak wyrazisty i po prostu nie może się nie udać.
Znalazłam jeszcze w przedwojennej książce Marii Disslowej „Jak gotować” dwa niecodzienne przepisy na sałatę gotowaną w mleku i gotowane ogórki. Dokonam próby. Jeśli zakończy się sukcesem, podzielę się przepisami.
Komentarze
dzień dobry …
eksperymenty z warzywami są bardzo inspirujące zwłaszcza dla kogoś kto lubi mięso … ja ostatnio polubiłam bardzo zupy jarzynowe i wrzucam do nich co mam akurat w lodówce .. podobnie robię sałatki dodając jajko lub rybę by była samodzielnym daniem ..
Irku kawa pachnąca dziś … 🙂
to ja dziś zrobię taką sałatkę w ramach tematu …
https://dietetykaugustow.wordpress.com/2016/12/27/salatka-z-selera-naciowego-i-jablek/
a jeśli chodzi o cykorię to w książce Basi pt. „Nowości na talerzu” podoba mi się sałatka z cykorii, gruszki, sera roquefort i orzechów … przepis do zrobienia łatwy i w planach jest ..
Gotowałam kiedyś zupę krem z pietruszki, ale z dodatkiem gruszki i przypraw, z takiego przepisu: http://www.jadlonomia.com/przepisy/zupa-krolow-krem-z-pietruszek-i-gruszki/ czyli z blogu zalecanego nie tak dawno przez Kuzynkę Magdę. Moim zdaniem ta gruszka świetnie podnosi smak zupy 🙂
Bataty odkryłam jakiś czas temu i polubiłam bardzo. Muszę koniecznie wypróbować tę zupę Agaty przytoczoną we wpisie. Przepadam za zupami kremami, a już do dyniowej przekonywać mnie nie trzeba, też doprawiam ją na ostro, jakoś ciągle mi się nie znudziła choć w sezonie bywa często na naszym stole (po sezonie też, bo przezornie zamrażam zawsze pokrojoną w kostkę na surowo, albo w postaci już gotowej, upieczonej pulpy).
Bataty też już odkryłam parę lat temu, coraz częściej je widzę w różnych sklepach. Dziś na obiad będą właśnie pieczone warzywa: batat, marchew, pietruszka i seler w towarzystwie pieczonej jagnięciny.
Pyszny obiad u Ciebie, Małgosiu 🙂 Wróciłam ze spaceru z psem, pogoda piękna, tak powinna wyglądac prawdziwa zima. Może tylko bez wiatru, który potęguje odczucie zimna. Śnieg skrzypi pod butami, słońce, niechby tak zostało do wiosny 🙂
Dzień dobry!
Słyszałam już o erotomanach-gawędziarzach ale wegetarianin-gawędziarz to poważne zboczenie 😉
Witek dodaje od siebie, że warzywa są dobre ale pod warunkiem, że się je dobrze przyprawi… mięsem.
ja mam dzisiaj zupę jarzynową z pulpetami z indyka … zdrowa jest i syci .. a Małgosi obiadem bym się poczęstowała … 🙂
za oknem bajecznie z wykokosi 7 piętra .. po parku biegają z nartami … dzieci na sankach zjeżdżają z pagóra .. dorośli ciągną sanki z pociechami … biegają psy w ubrankach .. zima jak z obrazka … 🙂
Miło mi, że podoba się Wam mój obiad 🙂
Całe wieki nie robiłam pulpetów, chyba jak syn był mały …
Ciekawe jak tam u Kryside, krajobraz bajkowo-zimowy, ale mróz zapewne szczypie mocniej niż tu 🙂
Salsa pisze: „…pogoda piękna, tak powinna wyglądac prawdziwa zima. Może tylko bez wiatru, który potęguje odczucie zimna. Śnieg skrzypi pod butami…”
Co skłoniło mnie do nawiązania do poprzedniego wpisu „Co nam zostało z dawnych lat”. Bo wspomnienia kolejnych Wigilii z lat dziecięcych nieodmiennie kojarzą się z bielą, mrozem, sankami, łyżwami śnieżynkami i obserwowaniem zza szyb wymalowanych przez Dziadka Mroza w fantastyczne zimowe kwiaty, czy na niebie zabłysła już pierwsza gwiazdka.
W mieszkaniu pachniało świętami na długo przed ustawieniem i przybraniem choinki. Żywe drzewko pojawiało się w rogu pokoju na dzień przed Wigilią. Zadaniem siostry i moim było dekorowanie gałązek pod ścisłym nadzorem dorosłych. Oprócz tradycyjnych szklanych, kolorowych bombek, kłaczków waty imitującej śnieg, anielskich włosów, klipsów z wetkniętymi weń świeczkami i obowiązkowym czubem, zawieszałyśmy nanizane na niteczki pierniki i długie cukierki w celofanie imitujące sople lodu. Ze zdjętego z najwyższej półki w spiżarni pudła, wyciągałyśmy gwiazdy, łańcuchy, bombki z bibułki. Rękodzieła lat ubiegłych co roku uzupełniane były przez nowe ozdoby wykonane dziecięcymi łapkami.
Zanim na choince zabłysły świeczki, mieszkanie przechodziło swoistą metamorfozę świątecznego obrządku. Mycie okien, zawieszanie świeżych firan i zasłon, pastowanie, froterowanie i oczywiście gotowanie, pieczenie, smażenie. Prym w kuchni wodziła Bunia, Mama dzielnie Jej pomagała w miarę możliwości (pracowała, a wolnych sobót w owych czasach nie było).
Makowce – mak ucierany w makutrze, broń Panie B. mielony. To by była, wedle słów Buni, zbrodnia. Sernik wiedeński, pierniki lukrowane i keks. Na pierwszy ogień zwykły być wybierane ciasta. Z wyjątkiem ptysi (popisowej wersji Buni) w kształcie łabędzi. Te pojawiały się na paterze w dzień wigilijny.
Zając, kruszejący na mrozie, za drzwiami spiżarni, w kompanii innych mięsiw, przybierał formę pasztetu. Suszone grzyby moczyły się w wodzie, rozsiewając aromat wakcji w Kobyłce, gdzie były zbierane. Karp beztrosko fikał w balii, nie wiedząc jaki los go wkrótce czeka. Szczupak pobierał gorącą kąpiel, by niebawem, w towarzystwie jarmużu, marchewki i groszku wylądować na półmisku w klarownej galarecie. Śledzie w skupieniu kruszały od tygodnia na pólkach spiżarni. A w garnku kiszona kapusta wesoło pyrkała, niecierpliwie czekając na grzybne towarzystwo.
W naszym pokoju pachniało egzotycznymi krajami i sadem nagrzanym słońcem. A to za sprawą olbrzymiej patery z cytrusami: mandarynki i pomarańcze, a obok nich niezapomniane jabłka malinówki. Nie zabrakło swojskich orzechów laskowych i włoskich oraz zamorskich orzeszków ziemnych w śmiesznych, podłużnych skorupkach. Migdały, daktyle, figi dotrzymywały towarzystwa międzynarodowej, a może nawet międzykontynentalnej „kompanij”.
Oto zapachy świąt bożonarodzeniowych mojego dzieciństwa.
A na stole cuda, cudeńka, smakowite majstersztyki kulinarnych zdolności Buni i Jej pomocnicy.
Bunia, jako nestorka rodu, gromadziła przy świątecznym stole swe dzieci i wnuki. Mieszkała z nami, zatem całe towarzystwo, niczym trzej królowie do stajenki, przybywało do nas. Olbrzymi, masywny stół bez trudu pomieścił wszystkich. A na jego krańcu zawsze stało jedno dodatkowe nakrycie.
Śnieżno-biały obrus napawał respektem, a potrawy kusiły i zapachem i widokiem. Że były smaczne, to każdy wiedział.
Najpierw Bunia „wydawała” ryby wszelakie: szczupak w galarecie, śledzie w oleju, śledzie rolmopsy nadziewane korniszonami własnej roboty, śledzie smażone w kwaśnej (octowej?) zalewie, dzwonki śledziowe w koszulkach z marynowanych śliwek. Karp pieczony zapowiadał dania gorące: barszczyk z pikantnymi uszkami, pierogi z grzybami, kapusta z grzybami, kapelusze borowików smażone w cieście, zapiekany zawijaniec (strudel? rolada?) z nadzieniem grzybowo-kapuścianym. W przerwie, chciwie wyczekiwanej przez dzieciarnię, rozdawano prezenty po czym następowały desery. Makowce, serniki, pierniczki, keks i niestandardowe clou ciast świątecznych, wspomniane ptysie-łabędzie napełnione świeżo bitą śmietaną o cytrynowym posmaku. Owoce, orzechy, zamorskie frykasy, śliwki w czekoladzie, ptasie mleczko, niezapomniana czekolada wedlowska z orzechami laskowymi. Ciekawe gdzieśmy to wszystko mieścili. Ale kolacja wigilijna trwała godzin wiele, od tradycyjnie siedemnastej do pasterki, czyli prawie do północy. A po północy….
zapomniany cd
Pośrodku stołu stała gliniana misa z kutią. Nie przypominam sobie by ktokolwiek, kiedykolwiek sięgnął do niej. Po prostu stała ku zachowaniu tradycji. Tak podejrzewam.
Też pomyślałam o Kryside . A mróz choć spory, bo – 9 st. nie jest zbyt dokuczliwy. Odwiedziliśmy przed południem Wejherowo i tamtejszy park. Wszystko wygląda przepięknie. A ile radości mają dzieci.
Weszliśmy na kawę do kawiarni – cukierni na rynku. Były tam m.in. faworki w dwóch wersjach : grube w cenie 38 zł za kg i cienkie po 76 zł za kg. Wprawdzie ceny na prowincji nie są wcale prowincjonalne, ale stołeczne faworki muszą kosztować pewnie jeszcze więcej. Pokazałam tę cenę mężowi, żeby wiedział, jakim rarytasem są domowe faworki, które mam w najbliższych planach.
Dziś na obiad smażony dorsz, ziemniaki i surówka z kiszonej kapusty.
Seler naciowy smakuje mi tylko w towarzystwie innych duszonych warzyw, czyli kiedy straci swój specyficzny smak. Podobnie jak fenkuł – ten może być sam, ale uduszony na maśle.
Echidno-bardzo piękna ta Twoja wigilijna opowieść 🙂
Jolinku, Małgosiu-zimny front znad Skandynawii dotarł nawet do kraju Basków!
Przed chwilą usłyszałam, że dzisiaj w Biarritz Mister Cejsjusz zarządził minus jeden stopień, co jest tamtych okolicach temperaturą, jak z innej planety. W takich warunkach nie ma się ochoty na obiad na tarasie z widokiem na katedrę, albo na kawę z widokiem na ocean. Pamiętacie 🙂 ?
Natomiast w nadbużańskich okolicach nie straszne nam było-11 o C i wybraliśmy się na spacer po okolicy. Warto było, bo na śniegu mnóstwo śladów zwierząt, a wśród nich zajęcze również : https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipNwKyNROXc_4iCPns50BvGAlc67l81XIqljYB2w?source=pwa
Na naszym kominkowym piecu postawiliśmy garnek z wołowiną po burgundzku i mięso dusiło się przez cały wczorajszy, długi wieczór, ot tak sobie z wolna i z ostrożna. Bardzo lubimy ten sposób gotowania.
I tu skromnie napomknę, że w tejże wołowinie występuje jedno samotne warzywo 😉 pokrojona na niewielkie kawałki marchewka.
Co do diety wegetariańskiej, to oczywiście niekwestionowanym specem w tej dziedzinie jest kuzynka Magda- jej zapiekanki, paszteciki, warzywne pasztety zna i polubiło już wielu Blogowiczów. Zapewne będziemy mieli jeszcze niejedną okazję, by odkrywać tę znakomitą, magdziną kuchnię 🙂
A zupę z batatów, o której opowiedziała nam Agata też odnotowałam w pamięci i tak, jak Salsa, mam wielką ochotę wypróbować.
Kochani !Wpisy świąteczne bardzo ciekawe.Proszę o jeszcze.Pomyślcie, jakie to morze wiedzy o dniu odświętnym w ciągu kilkudziesięciu lat.Piszcie więc,zamieszczajcie a my ze swej strony chcemy rozszerzyć listę nagrodzonych (i nagród).A więc do dzieła.
I jeszcze „historycznie” 😉 w sprawie fenkuła:
kiedy się poznaliśmy pierwszym daniem, które Osobisty Wędkarz przyrządził dla mnie we Francji była dorada pieczona z fenkułem i pomidorami. Wtedy nie znałam tego warzywa i było to dla mnie wielce intrygujące, kulinarne odkrycie. Poniżej wersja bez pomidorów:
http://a405.idata.over-blog.com/3/50/08/57/POISSONS-CRUSTACES/A2010/Dorade-grillee-au-fenouil.jpg
Podobnie jak Danuśka wybrałem sie na zimowy spacer a właściwie rowerowa przejażdżkę. Śniegu nie za wiele i da się całkiem sprawnie jeździć. Sądząc po sladach byłem druga osobą która wybrała sie nad Narew w mroźne południe. Na Narwi wielki spektakl płynącej kry. Właściwe nigdy nie widziałem aż tyle, choć bywały dwu czy trzy krotnie wieksze mrozy. Wszystko przez to że elektrownia przestała zrzucać ciepłą wodę do rzeki i zaczeła ją gromadzic w wybudowanym ogromnym zbiorniku ciepła. Ciekawe czy jak bedą większe mrozy Narew w okolicy zamarznie pierwszy raz od 60 lat? Z zaobserwowanych zwierzat : sześć łabędzi przelatujacych nad głową i kilka kaczek. W ubiegłych latach było ich setki.
-12c
Nie wiem, jak będzie z gotowaniem dzisiaj, bo mamy hydrauliczną awarię i czekam na Maciusia i jego Złote Rączki. Jakaś rura troszkę jakby popuściła…
Ach te wspomnienia, zapachy, smaki, choinkowe ozdoby, rodzinne obyczaje i ta niezwykła aura zimowa, łezka się w oku kręci 🙂
Faworków nie robiłam jeszcze. Jednak apetyt na makowiec (a wszystko przez Misia) zwyciężył. Upiekłam więc taki inny, na kruchym spodzie i niepomna uwag Misia, bom leniwa, użyłam maku gotowego z puszki. Dodałam tylko więcej bakalii, rodzynek, orzechów i skórki pomarańczowej, ale też dodałam pokrojone drobno wędzone śliwki (to od Misia). Wygląda obiecująco, nic się nie zapadło w przeciwieństwie do sernika. Jeszcze nie próbowałam, czekam, gorący…
…rodzynków, a nie rodzynek 🙂
Dzisiaj Święto Trzech króli zatem u nas w wielu miastach przemaszerowały orszaki królewskie, a Francja jak długa i szeroka podaje galette des rois (francuskie ciasto z nadzieniem migdałowym) i przy każdym stole wybiera króla lub królową wieczoru.
http://quartiersgourmands.com/images/stories/galette_rois_paltoquet007.jpg
Niektóre cukiernie zamiast tradycyjnych figurek z porcelany ukryły w cieście interesujące bony z nagrodami typu butelka szampana, drugie ciasto gratis lub podróż w ciepłe kraje.
Alino, Elap, Sławku-jak tam smakują Wasze galette?
My też wybieramy się na spacer. Jutro. Nad ocean. Nie rowerami lecz samochodem. Pomijajac odległość, pedałowanie przy temperaturze +38 stopni to czyste szaleństwo.
Ostatnio, w drugi dzień świąt, podałam ziemniaki pieczone według przepisu Nigelli Lawson. Wyszły wspaniale. Dla zainteresowanych – składniki na 2-3 osoby:
• 1 kg ziemniaków,
• słoik (300g) pokrojonej, opieczonej, grilowanej papryki w oleju (może być w całości lecz trzeba będzie ją pokroić)
• 1 łyżeczka ziarenek koriandru
– nagrzać piekarnik do 220 stopni
– obrane ziemniaki pokroić w dużą kostkę i wrzucić na sporą blachę
– paprykę wyłożyć ze słoika na ziemniaki, łącznie z olejem (pokroić jeśli jest w całości)
– dodać ziarenka koriandru
– całość delikatnie wymieszać i wstawić do piekarnika na godzinę
– przy pomocy drewnianej szpatułki wyjąć na półmisek i serwować od razu
– posolić indywidualnie
Ziemniaki nie są chrupiące jak frytki lecz delikatne, w złocistym kolorze. Doskonałe jako dodatek do mięs, sałatek, a nawet jako samodzielne danie.
Danuśka, taką wołowinę po burgundzku chętnie bym zjadła, tylko dołożę do niej szalotki 🙂 Może jutro zrobię, mimo,że niestety nie mam takiego pieca.
Salso, a mogłabyś podać jakiego przepisu użyłaś do tego kruchego makowca, bo został mi też mak, a w ciasto drożdżowe chyba nie mam chęci się bawić?
Małgosiu-oczywiście dołóż, w normalnych kuchniach się dokłada 😉
A stopnie są oczywiście Celsjusza.
Jaromír Nohavica– Ladovska zima
https://www.youtube.com/watch?v=F__P3ajvbxE
naprawdę zrobiliście bardzo miły dzień …
echidno opis prawie jak na dworskim stole ..
Danuśka wspominam z sentymentem … i szykuję się na nowe przygody … 🙂
Marek na rowerze? … narty załóż …
Barbaro Mąż to ma super z Tobą … pozdrów Go serdecznie … 🙂
Małgosiu, kruche ciasto szybkie: ok. 125g masła w kosteczkę, zimne + ok. 200 g mąki + ok. 100 g cukru pudru + 1/2 małej łyżeczki soli + 1 jajko. Wszystko pulsacyjnie malakserem aż się połączy, do lodówki/na balkon na chwilę, wylepiłam cienką warstwą formę okrągłą (talerz żaro..) i podpiekłam ok. 12 min. Na gorący placek położyłam mak wymieszany z dodatkami, o których wyżej pisałam + dwa białka ubite na sztywno z łyżką czubatą cukru pudru i kapką soli. Na wierzchu ułożyłam kratkę z resztek ciasta i do piekarnika na ok. 50 min., pod koniec nakryłam papierem w obawie przed spaleniem „misternej” kratki. Aaa, tę kratkę przed zapieczeniem posmarowałam lekko białkiem. Już spróbowałam, jest prze-prze-pyszne!
A w Meksyku dzisiaj pecze się Rosca de Reyes i też niespodziankę w środku – zwykle to miniaturka postaci Jezuska 🙂
Jolinku, dzięki, przekazałam, upominając się przy okazji o należne achy i ochy, ale gdzież tam… 🙂
Salso, dzięki, już zapisuję 🙂
Tu właśnie Rosca de Reyes:
http://www.mexicoinmykitchen.com/2011/01/rosca-de-reyesthree-kings-bread-recipe.html
Danuska – wielkie rozczarowanie . Pani w piekarni sie pomylila i dala mi z jablkami !!!!! Jutro kupie ponownie. Krolem zostal Bernard.
Dodam tylko, że ten kto natrafi na figurkę w swojej porcji (rosca de reyes), zostaje królem, ale… musi wydac przyjęcie 2go lutego, którego główne menu to tamales. Bardzo pacochłonny przysmak, zawiniątka z liści kukurydzy, z nadzieniem rozmaitym, bo od słodkawego do wytrawnego, ale zawsze pikantne i to bardzo. Sporo pracy pochłania przygotowanie samego nadzienia z dodatkami, a później zawijanie i związywanie paczuszek z liści kukurydzianych namoczonych uprzednio i wszystko poukładane pieczołowicie w wielkim garze musi się gotowac na parze. Wyjada się później tylko zawartośc liści. Pyszne, ale tak pracochłonne, że jak już się robi, to raz a dużo, dlatego jest to dobra okazja do gromadnego spotkania przy stole 🙂
Dla osób niefrancuskojęzycznych francuskie ciasto na Trzech Króli
http://kobieta.interia.pl/kuchnia/news-na-swieto-trzech-kroli-przygotuj-galette-des-rois,nId,2333239
Salso-sympatyczny zwyczaj, a poza tym każda okazja do spotkania przy stole dobra 🙂
Elapa-to jest szansa, że jutro Ty zostaniesz królową!
Jolinku-mnie rower Misia wcale nie dziwi, z rok na rok coraz więcej ludzi jeździ na rowerach również zimą.
Prawie wszyscy coś pieką, to ja też 🙂 Na dodatek eksperymentuję, bo wstawiłam właśnie do piekarnika makowe mufiny (mak z puszki).
W Lublinie – 17. Pojechałem na działkę. Poprawiłem włókniny na co wrażliwszych roślinach, dokarmiłem bractwo ptasie. Nawet nie czekały kiedy wyjdę z ogrodu, od razu rzuciły się do michy . Przyleciał nawet dzięcioł
https://goo.gl/photos/aV93t7nKXvjaNdgu7
Barbaro może taki sernik … beza zakryje wpadkę … 🙂
http://zasmakujkuchni.blox.pl/2016/11/Sernik-z-beza.html
Irku-świetne zdjęcia. Nie wiem, czy nadbużańskie dzięcioły przylatują jeść ziarna zimą, bo podczas naszej obecności nie widujemy ich w ptasiej stołówce. Natomiast wiemy, że chętnie jedzą w czerwcu nasze czereśnie 😉
Brawo nasi skoczkowie narciarscy !
Jolinku, dzięki. Właściwie się poddałam, bo w smaku podobno nie ma sobie równych 🙂 to niech sobie będzie zapadnięty.
Irku, ładna i pożyteczna wyprawa. Garstkę ziaren powinniśmy brac idąc na spacer. Czasem tak robię, Gucio uważa, że to dla niego i trudno go odciągnąć.
Danuśko, nadbużańskie zdjęcia i kominkowa uczta – do pozazdroszczenia 🙂
Z kolacji wróciłem.
U biskupa naszego Tadeusza 🙂 Kolega zabrał mnie jniespodziewanie ako twórcę prawie artystycznego na coroczna uroczysta mszę w Katedrze Łomzyńskiej. Potem był koncert a po koncercie kolacja. Na gorąco królik w kurkach, pierogi ( moje lepsze 🙂 ), na zimno szczupak w galarecie, krewetki w cieście i na sałatce. kilka rodzajów sałatek, rolady ze schabu , cielęciny, łososia, kilka rodzajów pasztetu, śliwki w boczku, i inne zawijańce , swojskie szynki, ciasta i desery… Jednym słowem palce lizać .
Chyba za rok też pojadę 🙂
Awaria zażegnana. Nie ma to, jak mieć znajomego Maciusia – Złotą Rączkę. To jego praca zresztą. Plus jest taki, że jak coś nagłego, to zostawia na chwilę robotę, którą aktualnie wykonuje i spieszy na ratunek. Już nas woda nie zalewa.
Jutro goście – jednych zaprosiliśmy, drudzy się wprosili na kolację ze śniadaniem no i dobrze, załatwimy ich za jednym razem. Rozmyślam nad niewymyślnym jedzeniem…
No…biskupom (i ich gościom) to dobrze się powodzi 😉
Wejde w temat nie przeczywtawczy jeszcze wpisow.
Moja LP ma problemy trawienno-uczuleniowe polegajace na slabej odbudowie histaminy w organizmie. Istnieje cala lista winowajcow zywieniowych, ktore to utrudniaja, a rozeznania praktycznie niema, bo przemysl farmaceutyczny sie tym jeszcze powaznie nie zajal, a badan podstawowych niema, albo niewiele. Pula informacji pochodzi glownie z forow internetowych, a o tym, mozna trzymac co sie chce. Problem mojej LP wydawal sie kiedys sprowadzac do glutominiamu i laktozy. Szczegolowe badania w lecie wykazaly jednak, ze laktozowych problemow niema, za to sa powazne w kwestii odbudowy histaminy. A, tu, mamy glownie problemy z glutaminianami, etc. Z racji, ze ona jeszcze pracuje, gotuje ja, jasne jest wiec, ze interesuje mnie to, a juz zwlaszcza pod aspektem redukcji kilogramow.
Temat warzywa, ale i owoce, to jest u nas teraz to! Jemy mianowicie ze cztery, piec razy w tygodniu warzywa gotowane na parze. Sklad jest zawsze inny, przyprawy (oprocz dyzurnych) zmieniane, a u gory wsadu jest ryba lub filety drobiowe. Przyzwyczailismy sie, nie nudzi nam sie.
Aby miec w pogotowiu pataty, to niezly pomysl!
Ft.Lauderdale…
Alicjo, czytam o tym i przecieram oczy ze zdumienia, jak ten napastnik mógł wyciągnąć broń z odebranego bagażu, który jest przecież prześwietlany.
W zdawanym bagażu podobno możesz…to był lot wewnętrzny, a tam obowiązują trochę inne przepisy, z tego co wykombinowałam… Na razie to wszystko jest jeszcze niejasne. Wychodzi na to, że on odebrał bagaż i strzelał do ludzi, którzy właśnie odbierali bagaż.
https://www.youtube.com/watch?v=FFwSzZQ4MVI
p.s.Bardzo polecam film „The Jazz Singer”
Pamiętacie tą piosenkę?
https://www.youtube.com/watch?v=CwndyVyI1FY#t=35.556958
Tak się buduje w Chinach.
https://www.youtube.com/watch?v=K-bh9a7wuzA
Dzień dobry :),
-22 !!! dziś zamiast targu
kawa
dzień dobry …
kawa wypita … – 19 … dziś włączyłam w nocy kaloryfer pierwszy raz od lat …
nemo co u Ciebie słychać? ….
Wczoraj był mroźny słoneczny dzień (-6) i dzisiaj ma być podobnie.
Fenkuł rzeczywiście bardzo pasuje do ryby. Wiem Małgosiu, ten anyżowy smak to nie dla Ciebie 🙂
Wczoraj u znajomych jedliśmy galette sucha,bez kremu. Podano do niej galaretkę z pigwy. Trafiła mi sie figurynka wiec i korona 🙂 Wole to ciasto z kremem migdałowym , takie właśnie będziemy jeść jutro .
Salsa narobiła mi smaku na makowiec 🙂
Alino, trudno, na szczęście jest tyle innych przepisów 🙂
To tylko u mnie temperatura jest dodatnia +6. Nemo miala chyba pojechac na Sylwestra do Polski i moze utknela u rodziny. Dzisiaj kupuje nastepna galette ale tym razem z kremem migdalowym.
wyszłam na mróz … nawet przyjemny spacer ale nogi mi zmarzły …
dziś ryba po grecku na ciepło …
Alino to chyba znaczy szczęście w tym roku … to ciasto bywa cały rok czy tylko w okresie świątecznym z figurynką? … bo nie jadłam jeszcze …
elapa chyba masz rację z nemo …
-15c, czyli normalka w styczniu 🙂
Moje spacery z psem były dzisiaj krótkie, posolone ścieżki dokuczają łapkom, a w większym śniegu robią się grudki lodowe między poduszeczkami, co przeszkadza w hasaniu.
Obiad mam kombinowany z lodówkowych resztek, mianowicie z serka solankowego, ziemniaków gotowanych, jajka i mąki wyszły kluski podobne do leniwych, dodałam majeranku dla smaku i wszyscy zachwyceni, pasowało do skrawków pieczeni z lekkim sosem. Spora miseczka surówki z kiszonej kapusty z jabłkiem. A do popicia barszczyk czerwony, metodą naszej Nisi – Barszczyk Krakusa i trochę wywaru. Swego czasu wiodłyśmy tu lekkie spory o „lepszośc” Krakusa czy Horteksu 🙂
cieszmy się póki jest z czego …
http://www.rdc.pl/informacje/warszawa-wyrozniona-znalazla-sie-obok-nowej-zelandii-i-japonii/
Niska temperatura to rzecz względna:
http://www.teksty.jeja.pl/611,temperatury-na-swiecie.html
przeglądając stare pisma by je wyrzucić znalazłam ciekawe przepisy np. pieczone jabłka faszerowane kaszanką oraz kotlety mielone z mięsa i tartego jabłka z plastrem jabłka w środku … to mogą być ciekawe smaki …
ewo człowiek się też przyzwyczaja … jak jest dłużej zimno to np. – 10 nie takie straszne …
Skoczkowie pięęęęęęęęęęknie się spisali 🙂
Szkoda, że Maciejowi brakło kilka punktów do 3 miejsca…ale i tak świetnie wyszło, brawo!
Prawda. Dla mnie -20c to zimowa normalka, jeszcze nie było zimy (35-ta w tym samym miejscu), żeby chociaż parę dni nie przymroziło porządnie, to znaczy poniżej -20c. Nastawiona na to, znoszę ze stoickim spokojem.
Schab ze śliwkami suszonymi robię, goście dzisiaj, sztuk cztery.
Będzie też barszcz z uszkami, bo specjalnie nauszkowałam stosowną ilość.
Jolinku, to ciasto sprzedawane jest tylko w okolicach Święta Trzech Króli ( tutaj Epiphanie) i to nie jest żaden wielki przysmak. Francuzi są przywiązani do tradycji a wspólne jedzenie tej „galette des rois”jest okazja do spotkania rodzinnego czy tez wsród przyjaciol. 6 stycznia jest tez zakończeniem okresu choinkowego, rozbieramy drzewko po podzieleniu sie galette.
Alino no to nie posmakuję bo raczej w tym okresie nie będę we Francji ..
jutro robię roladki z szynki – z czymś co mi wpadnie akurat – w galarecie bo mi smak przyszedł na takie danie .. mam szparagi ze słoika, marynowaną paprykę, jajka gotowane i pewnie coś jeszcze się znajdzie ..
Jolinku, napisz coś więcej o tych roladkach. Ostatnio często robię galaretki z kurczaka z dodatkami, w malutkich porcjach, zjadam z chrzanem. Też mam taką fazę galaretkową 🙂 chętnie odmienię skład.
http://www.lexpress.fr/styles/saveurs/histoire-de-la-galette-des-rois-et-de-la-feve_1637819.html
http://blogs.lexpress.fr/styles/bec-sucre-parigot/2016/12/30/les-5-meilleures-galettes-des-rois-a-paris-pour-2017/
Barbaro w sumie to prosta robota ….
– szynkę kroimy w plastry – ja mam kupną z indyka,
– plastry posmarować majonezem lub musztarda, jak kto lubi,
– na plastry położyć 1/4 jajka na twardo, słupek ogórka kiszonego lub korniszona, szparagi lub pasek papryki marynowanej itp.
– zwinąć szynkę w rolki i poukładać na półmisku i można dekorować czym się chce – natką, oliwkami,rzodkiewki, pomidor, świezy ogórek itd.,
– na litr przegotowanej wody dodać 4 łyżeczki Vegety (ja gotuję rosół z kostki) i żelatynę wg przepisu a kiedy wywar przestygnie zalać rolki,
ja dla siebie układam w pudełku po lodach bo można bez problemu zamknąć …
zobaczcie jakie cudeńka ludzie wymyślają ze zwykłych sałatek ..
http://kuchniawczekoladzie.blogspot.com/2017/01/saatka-tortowa.html
Jolinku, dzięki, okazuje się, że też robię podobne, ale ponieważ preferuję małe porcyjki, to szynkę siekam drobno, dorzucam groszek zielony, natkę, jajko, paprykę dla koloru, wszystko w małych kokilkach i zalewam galaretką. Wypróbuję z podpowiedzianymi przez Ciebie dodatkami 🙂
Salso,
co do barszczu czerwonego zdaje się, że uznałyśmy wyższość tego z Krakusa. Ale że ostatnio nie było go w sklepie, gdzie robię zakupy, kupiłam barszcz czerwony z firmy Dawtona i mogę także go polecić. Zawsze dodaję trochę wywaru grzybowego i czosnek.
Podoba mi się zwyczaj pieczenia specjalnych ciast z okazji różnych świąt. W Polsce w zasadzie tylko mazurki ściśle przynależą do Wielkanocy. Makowce pieczone są na jedne i na drugie święta, a w cukierniach można kupić je zawsze. Podobnie jest z pączkami. Dlatego wprowadziłam dla samej siebie zwyczaj, że makowce piekę tylko na Boże Narodzenie, a pączki jem w tłusty czwartek.
Salsa pisze o spacerach z psami. Nie zazdroszczę właścicielom czworonogów. Wczoraj w parku w Wejherowie widziałam pana, który chodził za swoim psem, tam gdzie pies chciała, czyli po dość głębokim śniegu. Z wyjątkiem grzbietu do psiej sierści przywierały śniegowe kulki. Zastanawiałam się, jak wyglądało potem doprowadzanie psa do porządku. Na pewno było pracochłonne. Ale pies wyglądał na bardzo zadowolonego.
Jolinku-bardzo atrakcyjne te torty sałatkowe, do wykorzystania na jakieś przyjątko, jak mawiała Nisia.
Misiu-dzięki za ciekawe artykuły o tradycjach związanych z królewskim ciastem.
U nas jakoś tak nieporęcznie się porobiło, że jeden jedyny kawałek galette, który pozostał na talerzu zawierał właśnie figurynkę zatem zmuszeni byliśmy ogłosić bezkrólewie 🙁 Ciasto należy w zasadzie podzielić do końca, ale biesiadnicy opadli z sił i nie dali rady zjeść tej ostatniej części.
Danuśka, co za pech z tym bezkrólewiem 🙂
Krystyno, też tak zapamiętałam i tym razem użyłam koncentratu buraczanego Krakusa, wystarczyło kilka łyżek dodanych do wywaru warzywnego i efekt dobry, a i kolor przepiękny. Mam za sobą też własnoręczne kiszenie buraków, ale nie zawsze mi to wychodziło, więc tym razem poszłam na łatwiznę, no i jestem zadowolona 🙂
dzień dobry ..
Barbaro Twoje pomysły też mi pasują i może następnym razem zrobię sobie takie galaretki w filiżankach … kiedyś robiłam takie „nóżki w galarecie” z kurczaka na każde przyjęcie w domu … raz mi się nie chciało zrobić i goście byli zawiedzeni .. wtedy się dowiedziałam, że bardzo im smakują i takie galaretki to przecież tradycja naszego domu … 😉
idzie ku ciepłemu … od czwartku nawet plusy …
Nabrałam ochoty na galaretki, które tez pokombinuje z tym co mam pod ręka. Dziekuje za pomysły, których coraz częściej mi brakuje.
Krystyno, dla psów i ich właścicieli ostra zima to rzeczywiście trudny czas. Pieski na ogół bardzo lubią śnieg i pierwsze wyjście z domu w tak zmieniony krajobraz, to wielka radośc podskoki, tarzanie się, zawęszanie nosem w śniegu itp. karesy. Jednak te posypane solą chodniki miejskie to prawdziwa zmora. A pieski z dłuższą sierścią, jakim była zimą nasza (nieodżałowana) Fredka, po powrocie do domu mają po takim śniegowym szaleństwie futerko całe pokryte kulkami zbitego śniegu. Nie wystarczało zwykłe oczyszczenie łap (nacieranie kremem), ale długi czas poświęcaliśmy na doprowadzenie sierści do porządku, w ruch szła suszarka do włosów, za którą Fredka nie przepadała, w przeciwieństwie do Gucia, któremu nawet odkurzacz straszny nie jest 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Irkowa kawa zawsze z przyjemnością 🙂 ale na dzisiejsze mrozy proponuję jeszcze porządną kanapkę z pasztetem z grochu. To mój pierwszy pasztet z takimi składnikami(groch łuskany, czerwona papryka, płatki owsiane, jajka, przyprawy):
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipPcRaVgb-3CbUhnImW_f-uvKRn5cHYaxT3BpTnD/AF1QipNCO-vGHg0bBTHIYbjbpdHD44nVYh809gtPPd5g?source=pwa#6373164694989969346
Kawa zapachniała nęcąco 🙂 a i pasztet wyjątkowej urody, zapewne wybornego smaku 🙂 brawo, Danuśka!
Nawiązując do „warzyw inaczej” podrzucam sznureczek do pizzy na kalafiorowym spodzie. Nie mam pewności czy nie była już tu prezentowana…
http://lekkibrzusio.blogspot.com/2015/02/pizza-na-kalafiorowym-spodzie.html
Salso, dzięki 🙂 Moim zdaniem pasztet jest bardzo udany, Alain oczywiście woli tradycyjny mięsny.
same dobre rzeczy na niedzielę … kawa Irkowa … Danuśka pasztet bardzo udany … Barbaro ta pizza bardzo mi pasuje …
dziś do kawy zrobiłam niby francuskie tosty z mini sucharków portugalskich … a do tego sałatka owocowa z gruszki, pomarańczy, kiwi oraz wiśni w syropie … niedziela mi upływa bardzo miło … 🙂
Całkiem a propos dzisiejszych mrozów:
https://www.youtube.com/watch?v=axDCaxwhmfE
aż się wierzyć nie chce … „normy pyłu zawieszonego, który jest najbardziej niebezpieczny dla ludzkiego zdrowia, przekroczono w Warszawie o blisko 1000% … a takie piękny dzień się wydaje .. ludzie palą w piecach? …
Jolinku, koło mnie jest taki domek, skąd w okresie zimowym z komina idzie taki smród, że trudno przejść, a latem widzę jaki oni piłują sklejkę, meble i inne świństwa, a potem tym palą zimą. Latem piła wświdrowuje mi się w uszy, zimą nawet okna nie można otworzyć.
Czytałam właśnie o smogu warszawskim, ale żeby taka sytuacja była w pobliżu Małgosi, to jednak mnie zdziwiło. A jednak jest to możliwe. Myślę, że warto by powiadamiać w takich momentach Straż Miejską, która ma prawo sprawdzić, co spala się w piecach. Gorzej jest, jeśli pali się węglem słabej jakości lub miałem, bo to nie jest niestety zabronione.
Może ten medialny alarm zastanowi decydentów i coś zacznie się powoli zmieniać.
całkiem i zupełnie nie rozumiem dlaczego mam cały czas się logować…
to tak na marginesie
Danuśka – tam gdzie nie ma mrozów, można tak:
https://www.youtube.com/watch?v=yblguX1PEFY
Zapach tego smogu był niestety wyczuwalny i u mnie, w nocy snuł się zapach dymu. Przeszkadzało to bardzo, winiłam elektrociepłownię Siekierki, której kominy i dymy widzę w oddali. Jednak słyszę, że mają oni specjalne filtry i stosują wyselekcjonowane paliwo. W ciągu dnia tego zapachu nie czuję, ale widać czujniki wiedzą lepiej, bo wyniki pomiarów zatrważające!
A z kulinariów – zachęcam do spróbowania zupy grzybowej (mrożona) Horteksu. Jeśli tylko lubicie grzybową, to naprawdę warto. Jest w niej trochę pokrojonych w drobną kostke warzyw i ziemniaków, ale co najważniejsze – spora garśc podgrzybków, które dają ten pyszny smak, kolor, no i zapach. Gotuje się tylko ok. kwadransa. Polecam gorąco!
Czystego powietrza możemy przede wszystkim zazdrościć Krystynie, natomiast przy okazji z przyjemnością przeczytałam, że Wyszków ma również dobre notowania:
http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/115992,oto-nowe-najbardziej-zanieczyszczone-miasto-w-polsce
Salso-wszelkie wiadomości o smacznych daniach do przygotowania w ciągu kwadransa przyjmuję z nieukrywaną radością 🙂
Będę przyjaźniej oczekiwać wiatru, choć nie lubię.
Podziwiam tych lodowych i piaskowych rzeźbiarzy, jakież to talenty i pasje ludziska mają 🙂
Odwiedziliśmy dzisiaj muzeum w Otrębusach:
http://www.muzeum-motoryzacji.com.pl/
Dużo ciekawych eksponatów, ale zdecydowanie za mało miejsca, by je zaprezentować w pełnej krasie. Samochody i inne pojazdy stoją bardzo stoczone, do niektórych modeli trudno się dostać, a szkoda 🙁 Jest wiele ciekawostek takich, jak samochód Stalina, Wałęsy, czy też pierwszy Porsche Maryli Rodowicz. Nam jednak najbardziej podobało się maleńkie BMW Isetta z drzwiami umieszczonymi z przodu samochodu oraz kierownicą zamocowaną w tychże drzwiach:
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipO8fAaqESa2fp_j-OaWT0H9H7Ug4IzPJoRBZp1V?source=pwa
oczywiście nie stoczone, ale stłoczone…
Danuśka,
z powietrzem u mnie nie jest wcale tak dobrze, zwłaszcza zimą. Oczywiście większość domów ogrzewanych jest gazem, olejem opałowym, dobrym węglem, ale wystarczy kilku takich, którzy palą byle czym, niekiedy z ubóstwa, ale często z powodu zwykłego cwaniactwa. A straży gminnej u nas niestety nie ma.
Ale na szczęście generalnie nie jest źle.
Kubki ” polityczne” także były dziś w użyciu. 🙂
Rzeźbę z piasku, a konkretnie szopkę można oglądać w Gdańsku Oliwie, przy parku. Nie wiem, jak to zrobiono, ale trzyma się bardzo dobrze.
Nie wiem, czy zwróciliście uwagę, czytając opis dawnych Wigilii u Echidny na duszone w całości kapelusze borowików. To jest coś, na co miałabym wielką ochotę. Dla tych, którzy wiedzą, gdzie rosną te grzyby, to nic trudnego, ale ja nazbierałam tylko tyle, że starczyło na wigilijna zupę grzybową.
Pisałyście o galaretkach. Okazuje się, że ta smaczna przekąska wcale nie jest tak popularna zwłaszcza wśród młodszego pokolenia, to znaczy wiele osób choć ją lubi, nie wie jak się to robi. W zasadzie u nikogo ze znajomych nie jadłam galaretki. A kiedy podaję ją u mnie, cieszy się powodzeniem. Czasem do gęstniejącej galaretki wkładam kuleczkę chrzanu, tak jak kiedyś podpowiedziała nam Pyra. Wtedy jest galaretka z niespodzianką.
A dziś na obiad mieliśmy zupę gulaszową. Oczywiście wystarczy także na jutro.
Robilam niedawno pasztet z soczewicy, kaszy jaglanej i grzybow. Uzylam tez warzyw z rosolu, bo mi zal bylo wyrzucac. Bardzo smaczny byl i niebawem powtorka bedzie.
Magdaleno-Twój pomysł na wegetariański pasztet bardzo mi się podoba, będzie wdzięczna, jeśli podrzucisz przepis.
Może nie taki jak Magdaleny, ale wygląda apetycznie : http://wegannerd.blogspot.com/2013/12/pasztet-z-soczewicy-kaszy-jaglanej-z.html W wersji niewegańskiej można by dodać do masy jajka.
Natrafiłam na kopalnię przepisów na wegetariańskie pasztety rozmaite:
http://www.olgasmile.com/pasztety-wegetarianskie.html
Danuśko, auta w Otrębusach piękne, zapewne niejedna romantyczna historia z nimi związana drzemie w tym muzeum 🙂
Krystyno, Salso-dziękuję za przepisy. Mam i co studiować i co próbować 🙂
Salso-z tymi samochodami były związane bardzo różne historie i można je przeczytać klikając na opisy poszczególnych modeli zamieszczone na stronie muzeum.
Dzisiaj w południe byliśmy jedynymi zwiedzającymi i pani opiekująca się zbiorami opowiadała nam je z ochotą, zapewne również dla rozgrzewki 😉 bo duża część zbiorów stoi tylko pod z lekka zadaszoną wiatą.
Wszystkie samochody są sprawne i można je wynająć. Wypożyczenie zabytkowego wehikułu wraz z kierowcą i bakiem paliwa kosztuje około 1000 zł za dobę.
Krystyno – borowikowe kapelusze były smażone w cieście. Już podczas zbierania grzybów dokonywano selekcji i układano je w oddzielnym koszyczku i oddzielnie suszono. Bunia na dzień czy też dwa przed Wigilią moczyła i gotowała kapelusze, dobrze odsączała z wywaru (dodawany był do kapusty z grzybami i bigosu) i układła na specjalnej kratce* gdzie czekały cierpliwie na dalszą obróbkę. Smażone były tuż przed podaniem na stół.
Kilka lat temu Mama przysłała mi w paczce ten specjał (jakim cudem doszedł i nie został skonfiskowany?). Wigilijni goście byli zachwyceni, choć początkowo nieufnie spoglądali w kierunku półmiska. Padło nawet pytanie: „czy to ślimaki w cieście?” Mój czarny humor podpowiedział natychmiastową ripostę: „Tak, świeżutkie, dziś w nocy zbierałam nad zatoką. W nocy najlepiej biorą. Na latarkę.”
Śmiechu było co niemiara, grzybki zniknęły w trymiga.
* marzyłam o takiej kratce lecz szczerze mówiąc, specjalnie jej nie poszukiwałam. Traf chciał żem przez przypadek zoczyła w sklepie owo cudo (teraz tak ładnie mówią „gadżet”). I teraz jestem dumną posiadaczką dwóch kratek o różnych rozmiarach. Doskonałe „do wszystkiego”. Studzenia ciast, przybierania ciast polewą, odsączania mięs przed krojeniem itp.
Gwoli uzupełnienia – smażone podobnie jak kotlety schabowe w cieście. I oczywiście w czasie gotowania doprawione solą.
Goście wybyli, mogę ich poobmawiać 🙂
Kota mi chcieli ukraść, chociaż mają swojego czarnego Charliego, który jak go chciałam kiedyś pogłaskać, omal mi ręki nie odgryzł, ślad miałam na pół roku. Pers, psiakość, hrabia 🙄
Małgosiu,
jak podróżujemy po Polsce wrześniowo i już zaczyna się palić w piecach, to wszędzie po drodze łapiemy takie zapachy, najgorszy jest zapach palonej gumy. Nie przypominam sobie, żeby kiedyś tak bywało, to było chyba karalne albo co?
Grzyby suszone można międzykontynentalnie wysyłać. Sprawdziła to na poczcie Tereska Pomorska i przysłała mi, a także Jolly Rogers mi kiedyś podesłała z Anglii.
A teraz podrzucam wam sympatyczny sznureczek:
https://www.youtube.com/watch?v=277TASChoAg
Dzień dobry,
kawa
dzień dobry …
echidno żeby taką Wigilię zrobić konieczna jest Kierowniczka taka jak Twoja Bunia … szczęściara z Ciebie … 🙂
tylko -8 …
Oraz przypomnienie:
http://www.monikaszwaja.pl/index.php?k=13&id=17&lang=pl
takiej nalewki nie widziałam …
http://mojenalewki.blox.pl/2016/11/2-przepisy-na-nalewke-z-chrzanu.html
Alicjo dzięki za przypomnienie …
Dzień dobry,
Trochę z zupełnie innej beczki – o Krakowie i poezji, o Krakowie – poezji, o Krakowie – wierszu…
Pięknie o tym mieście i jaką piękną, zanikającą już niestety, polszczyzną….
http://www.bing.com/videos/search?q=bronis%c5%82aw+maj+youtube&view=detail&mid=03C8892488A0C5C9E72E03C8892488A0C5C9E72E&FORM=VIRE
Kawa dzisiaj taka wytworna i kaloryczna 🙂
Danuśko, pochodziłam trochę po tym muzeum w Otrębusach. Eksponaty zachwycają, wyobraźnia działa. Rozczulające akcesoria niezbędne dla…pucybuta, także w zbiorach 🙂 Bardzo fajna wycieczka w przeszłośc 🙂
Nowego opowieści o Krakowie zostawiam na wieczór 🙂 Pogoda nadal piękna, ale jak tu kontemplowac uroki zimy skoro oddychac strach…
Salso-to muzeum jest bardzo ciekawe, ale zdecydowanie przydałaby się większa powierzchnia wystawowa, o czym już zresztą wspominałam.
Jolinku-wszelkie nalewki przy obecnych mrozach są na wagę złota 🙂 ale ta chrzanowa jakoś wcale mnie nie kusi.
Danusko – tutaj skladniki:
1 szklanka (250ml) suchej soczewicy – czerwona lub zielona, najlepiej zmieszać dwa rodzaje (ja uzylam zielonej z puszki), 1/2 szklanki kaszy jaglanej (wrzucialm ja do resztek rosolu, w ktorym plywaly tez warzywa), 10 małych suszonych grzybów (takoz wrzucilam), kawałek pora, selera, marchewki, 2 ząbki czosnku, cebula (usmazylam), 2 jajka, 4 ziarna ziela angielskiego, 2 liście laurowe, garstka pieprzu (nie mielony – one wrzucilam do resztek rosolowych), papryka ostra – mielona
1 wysuszona bułka wielkości kajzerki, 1 płaska łyżka ziół: galka muszkatulowa, majeranek, suszony imbir.
Kiedy kasza wchlonela rosol i byla miekka wyjelam ziele i listki, dodalam soczewice i bulke, zblendowalam wszystko, przyprawilam i dodalam jajka.
Potem pieklam okolo poltorej godziny. Swietnie smakowal z chrzanem.
Z tym, ze to oczywiscie nie byla wersja wegetarianska, ze wzgledu na wywar.
Nie umiem niestety wrzucac zdjec, ale wygladal tak dobrze, jak smakowal i w ten weekend planuje robic jeszcze raz, bo wczesniej bede gotowac rosol.
Jolinku – Bunia gotowała, Mama wraz z Nią (w chwilach wolnych od pracy), myśmy pałaszowały i „podkradały” frykasy z kuchni lecz w obrządku gotowania nie brałyśmy udziału. Dlatego w wieku lat 16-stu potrafiłam robić jedynie kanapki. A i to chleb kroiłam pod coraz większym kątem tak, że każda kromka miała różne grubości po przeciwnych końcach. Co jednak zaobserwowałam podczas Buniowych poczynań, z biegiem czasu wprowadziłam w życie. Metodą prób i błędów odtwarzałam potrawy i ich smaki.
I tak na przykład nigdy nie kisiłam buraków na barszcz, bo Bunia tego nie robiła, a mimo to barszczyk, czy to postny (wigilijny), czy na wędzonym boczku wychodzi „palce lizać”. Taki jak od Buni.
Pewnych potraw nie robię i robić nie będę, bo po prostu nigdy ich nie jadałam. Takie na przykład ozorki w szarym sosie czy galarecie. Przyjęcia urodzinowe urządzała Bunia niemalże wykwintne. Nie zabrakło na nich owych ozorków i zapiekanego w muszelkach cielęcego móżdżku. Goście pałaszowali ze smakiem, a ja do pyska wziąć nie chciałam. I tak mi pozostało.
Pamiętam jak Bunia wykonała eksperyment ze mną w roli królika doświadczalnego. Rodzinka doszła do wniosku, że grymaszę i odstawiam kapryśną królewnę. Zatem na obiad, gdzie jako drugie danie podano ozorki w szarym sosie, ja zwyczajowo dostałam co innego. Tego dnia był to kotlet schabowy w panierce. Wszystko szło zaplanowanym w doświadczeniu torem do momenty gdy przecięłam nożem kotlet. Z wielkim wrzaskiem zerwałam się z krzesła. To był ozorek przygotowany jak schabowy. Zapach – to mnie odrzuca, odrzucało i pewnie odrzucać będzie.
Stwierdzono komisyjnie. że jednak nie fiksuję i zaprzestano zarówno eksperymentów jak i namawiania do skosztowania smakołyku.
Na marginesie – schabowy czekał na wyniki eksperymentu w kuchni.
Takie Panie Kierowniczki były i są w każdej rodzinie. Kolejne pokolenia powielają kuchnię prowadzoną przez babcie, matki, ciocie. Dodają swoje przepisy, próbują wprowadzać nieznane dotąd smaki, potrawy, warzywa i owoce. Ale niezależnie od regionu i czasu jedno jest pewne: nestorzy rodzin przyciągają w dni świąteczne dzieci, wnuki i prawnuki do wspólnego stołu. I towarzystwo zjeżdża się z różnych stron kraju, a nawet świata (jeśli jest to możliwe). Gdy zabraknie „tego” rodzinnego spoiwa, kontakty ulegają zmianie. Jakby zabrakło motywacji do spotkań rodzinnych.
Niby technologia pozwala na kontakt o każdej porze dnia i nocy lecz z drugiej strony transport też przybliża. Niegdyś nieliczni posiadali samochody, a podróż PKP czy PKS-em potrafiła być uciążliwa. A mimo to…
Żadne SMS-y, Skype’y, tablety, komputery nie zastąpią wspólnych spotkań. Opisując kolejne Wigilie mego dzieciństwa to też miałam na uwadze:
„Bunia, jako nestorka rodu, gromadziła przy świątecznym stole swe dzieci i wnuki. Mieszkała z nami, zatem całe towarzystwo, niczym trzej królowie do stajenki, przybywało do nas. Olbrzymi, masywny stół bez trudu pomieścił wszystkich. A na jego krańcu zawsze stało jedno dodatkowe nakrycie.”
Tak Jolinku – myślę żem szczęściara mając taką Bunię, Majutka i Tatę. Odeszli, ale mimo to zawsze są ze mną. W myślach, sercu, wspomnieniach.
Magdaleno-bardzo dziękuję. Teraz nie pozostaje nic innego, jak tylko pasztetować 🙂
Nowy, dzięki za Maja! Dawniej parafrazoWAliśmy: Witaj Maj, Bronek Maj, dla poetów błogi raj…
Piękna polszczyzna. Koncert reTOryki. Bezczelnie podkreśliłem prawidłowe akcenty, zanikające już w potocznej polszczyźnie. Niestety!
Nowy, Cichal-przy okazji posłuchałam po raz kolejny Pani Loli, co za radość!
Na obiad smażone filety niewielkich okoni złowionych przez Osobistego Wędkarza jeszcze jesienią. Okonie są pyszne i pamiętam, że Alicja też jest tego zdania 🙂
Danyśka, Cichal 🙂
Danuśka, znam jedną rzeczkę, gdzie jeszcze do niedawna było sporo pstrągów. Oczywiście nie mogę zdradzić tego na blogu, bo w najbliższą sobotę i niedzielę pół wędkarskiej Polski by się tam zwaliło, sklepy ze sprzętem wędkarskim miałyby niespotykane dotąd obroty, a pstrągów po dwóch niedzielach już by nie było. Dlatego sekrety wyjawię dopiero gdy się kiedyś spotkamy. 🙂
Alicja, dzięki o przypomnieniu Nisi, a sznureczek o małym skoczku naprawdę sympatyczny.
echidno,
pieknie to wszystko opisalas.
Imponuje mi Twoje podejście do kuchni. Ja cały czas szukam u siebie tego „czegoś”.
A ja mialam wspolczesna z naonczas doktorem Majem! I mam wpis w indeksie od niego!
Jakby zobaczył Twój wpis bez diakrytyków, to by się zasmucił… 🙂