Odkrywanie Peru
Proszę się nie obawiać, nie będę zachęcać do zamustrowania na żaglowcu i do ponownego odkrycia Ameryki. Chcę powiedzieć co nieco o peruwiańskiej kuchni.
Wiele prostych kuchni opartych na miejscowych, powszechnie używanych w danym kraju produktach zachwyca wyrafinowanych kucharzy, poszukujących zaskakujących nowości. To właśnie przydarzyło się kuchni peruwiańskiej.
Miałam ostatnio okazję uczestniczyć w przyjęciu wydanym przez ambasadę Peru w Warszawie, na którym przedstawiano dania tego kraju. Prawdę mówiąc, największą radość sprawił mi towarzyszący przyjęciu film pokazujący przyrodnicze, historyczne, architektoniczne piękno Peru. Byliśmy tam kilkanaście lat temu i była to wyprawa na kompletnie nieznane nam krańce świata, a właściwie poza jego granice. Widok przystrojonych w pasiaste kolorowe i sute spódnice kobiet noszących na głowie meloniki sprawiał, że odczuwaliśmy to jako pobyt w nierzeczywistym świecie.
Takich zdziwień płynących z oglądania czegoś, co wydawało nam się dotąd wyłącznie książkową czy filmową rzeczywistością, było wiele. To spowodowało, że podana na stół w Cuzco pieczona świnka morska, razem z łebkiem i ząbkami, była już jedynie kolejnym elementem tego świata. Chciałoby się napisać więcej o niezwykłych budowlach, o Machu Picchu, wspaniałym mieście Inków, malowniczej Limie czy Cuzco, o przechadzających się lamach czy targowiskach z różnokolorową kukurydzą. Tym razem jednak pozostaniemy przy tematyce peruwiańskiej kuchni.
Ponieważ w pożywieniu poszukuje się obecnie oryginalności oraz nowych smaków i wartości, zainteresowano się także Peru, doszukując się tu zarówno inspiracji smakowych, jak i rynku nowych produktów, nadających się do twórczego wykorzystania. Peru otrzymało już trzykrotnie turystycznego Oscara przyznawanego przez ekspertów tej branży, w kategorii najlepszych celów gastronomicznych na świecie. Najsławniejszym kucharzem peruwiańskim jest Gaston Acurio, o którym możemy przeczytać „kulinarny wizjoner, wykorzystujący smaki Peru w swojej kuchni”. Zachwycił się tamtejszymi smakami sam Ferran Adria, najważniejszy z proroków kuchni molekularnej.
Spotkanie, o którym mowa, miało na celu przedstawienie kilkunastu produktów peruwiańskich. Niektóre z nich już znamy, ponieważ są na naszym rynku. Na przykład quinoa.Uprawiana w Ameryce od 5000 lat wysoko w Andach, była ulubionym pożywieniem wojowników. Obecnie te niewielkie nasionka używane są jako składnik pożywienia dla astronautów, zawierają bowiem wielkie bogactwo białka i żelaza. Nasiona innej rośliny, dziko rosnącej szałwii hiszpańskiej, czyli chia, skutecznie pochłaniają wodę. Po zjedzeniu pęcznieją i wypełniają żołądek, a więc wspomagają odchudzanie.
Stają się obecnie bardzo modne. Wiele aromatycznych i dość ostrych past, rozmaitych papryk, przypraw to – obok kukurydzy, owoców morza, w tym ryb – prawdziwe bogactwo tej mocno doprawionej kuchni. Bardzo spodobał mi się przepis przygotowany przez kucharza ambasady Peru. Pan Romario Alberto Dulanto Gervacio, który jest uczniem wspomnianego już Gastona Acurio, zaproponował potrawę, której nazwa coś nam przypomina.
Oto ona:
Quinotto z krewetkami
500 g mieszanej quinoi (różnokolorowej), 125 ml białego wina, 24 surowe krewetki, obrane i oczyszczone, 2 łyżeczki oliwy z oliwek, 15 g masła, 2 średnie cebule pokrojone w centymetrowa kostkę, 2 ząbki czosnku, drobno pokrojone, 1 łyżka przyprawy Aji Amarillo, 2 łyżki kolendry, 1 łyżka przyprawy Aji Panca, sól, pieprz do smaku, 200 g pokrojonych w plastry pieczarek, 500 ml bulionu warzywnego, 250ml mleka, 5 łyżeczek pasty z czarnej mięty Huacatay, 1 łyżka pasty z czerwonej pikantnej papryki Rocoto
1. Gotujemy quinoę według przepisu na opakowaniu.
2. Wlewamy oliwę do garnka, rozgrzewamy, szklimy na niej cebulę z czosnkiem, dodajemy przyprawy Aji i krótko podsmażamy, wsypujemy quinoę, krewetki, pastę Huacatay, mleko i bulion. Całość gotujemy do momentu, kiedy osiągnie konsystencję risotto.
3. Rozpuszczamy masło na patelni, podsmażamy na nim pieczarki na złoto, wlewamy wino i rozpuszczamy pastę z pikantnej czerwonej papryki Rocoto. Dodajemy teraz quinoę z krewetkami, mieszamy, podduszamy jeszcze 10 minut.
Brzmi świetnie, nieprawdaż?
Komentarze
dzień dobry ..
brzmi świetnie ale bym zjadła jak ktoś by mi podał … 🙂 … Małgosia i Alicja były w Peru ale jakoś nie zapamiętałam by podawały przepisy na dania peruwiańskie, które by polecały ..
i jeszcze pytanie dlaczego chia i quinoa jest drogie? …
znalazłam restaurację peruwiańską w Sopocie .. podobno najlepsza i oryginalna ..
http://lamarea.pl/?gclid=CK-Ar4D-3tACFYI4GwodU7gCrA
a w Warszawie jakiś bary są typu Ceviche Bar
Jolinku-wystarczy zorganizować mini lub maxi zjazd w Sopocie i odwiedzić tę restaurację 🙂 Oprócz kuchni peruwiańskiej obowiązkowo trzeba wpaść na dorsza lub śledzia po kaszubsku.
Loty do Gdańska tanie, jak barszcz-od 25,00 do 98,00 zł (tam i z powrotem).
A Peru rzeczywiście wydaje się być krajem, jak innej bajki, przynajmniej z naszej perspektywy.
Troszkę klimatu… https://www.youtube.com/watch?v=e5WKgLTUNPg
Danuśka świetny pomysł … wiosenny mini zjazd możemy tam zorganizować … 🙂
Dla przypomnienia i w klimacie
https://photos.google.com/album/AF1QipPgsvjN2p-GzbiqC2zujS70B_IN7MlzZw–ykm9/photo/AF1QipMHQXUQ8s2Dj2tdLZ7rIqL6YZCYR5hdZ90G-VFI
O pieczonej śwince morskiej, którą nieświadomie zajadałam się, na pewno pisałam – poprosiłam przyjaciół o zamówienie mi typowo peruwiańskiego dania w jednej z wystawnych restauracji w Limie. Zjadłam ze smakiem.
Znakomite są też peruwiańskie zupy, nazw nie pamiętam, ale zazwyczaj gęsto jarzynowe, z dodatkiem ryżu i ziemniaków, a także z kawałkiem kolby kukurydzianej.
Kukurydza w różnych rozmiarach.
Jolinku,
ja w Peru nie gotowałam, tylko jadałam po restauracjach, nawet jak byliśmy u przyjaciół, to oni nas zapraszali do restauracji, więc skąd tu brać przepisy? Nie było zresztą czasu zgłębiać te tematy. O ziemniakach już pisałam parę dni temu. Jedyne, czego się nauczyłam kulinarnie, to robienia sewicze i pisco sour w tej oto restauracji, w ramach kulinarnej wycieczki, wykupionej w hotelu. Przed zajęciami w restauracji byłam z moim przewodnikiem na targu dla „wyższej sfery” w Limie, też ciekawie było. Wszystko rzetelnie opisywałam i fotografowałam dla blogu 🙂
https://www.tripadvisor.ca/Restaurant_Review-g294316-d969815-Reviews-La_Rosa_Nautica_Restaurante-Lima_Lima_Region.html
I co na to wielbiciele Merlotów, Malbeców albo Gruner Veltlinerów:
http://openmag.pl/niebieskie-wino-podbija-europe/
Czy smakowałoby do dzisiejszego Quinotto z krewetkami, tego nie wiem, ale zawsze można spróbować 🙂
Targ 🙂
I są tam też moję „zajęcia kulinarne” w La Rosa Nautica
https://photos.google.com/album/AF1QipMiJrATpXcc-HSysrZChPIYTPBvejZvUMRjjLlh
Quinoę mam, robię z niej „kordełkę” do owoców morza, a pamiętam, że Małgosia polecała zamiast krup do krupniku, o ile pamięć mnie nie myli.
W Peru została nam trasa od Limy na północ, ze skokiem w bok do Machu Pichu. W planie, ale nie najbliższym jeszcze chyba.
To by trzeba spróbować, Danuśka, nie wątpię, że smakowo może być rewelacyjne, ale nie podoba mi sie koncepcja barwienia win – nieważne, że naturalnymi barwnikami, ale…wino powinno mieć barwę taką, jaką ma bez dodawania czegokolwiek.
Kolory
Jan Brzechwa
Malarz wciąż zachodził w głowę:
Są kolory i odcienie,
Każdy inną ma wymowę,
każdy jakieś ma znaczenie.
Aż podsłuchał raz w farbiarni,
jak sprzeczały się kolory:
Żółty trzyma się najmarniej,
żółty jest na zazdrość chory.
Też gadanie… zresztą zgoda,
mnie zazdrosne lubią żony,
taka jest w tym roku moda:
żółty kolor, nie czerwony.
Mruknął czarny: „Czy należy
w takie wdawać się rozmowy?
Jak czerwony się zaperzy,
to się robi fioletowy.
Zamilcz! Wszystkim się podoba
modny kolor fioletowy,
A ty jesteś co? Żałoba!
Ciebie lubią tylko wdowy.
Lepszy czarny jest niż biały!
Lepszy biały, za to ręczę,
Wszak się na mnie poskładały
Barwy, które tworzą tęczę.
Tylko panny i oseski
Białym chlubią się kolorem…
A niebieski?
Co niebieski?
Jego tu na świadka biorę.
Rzekł niebieski: „Słów mi szkoda.
Każdy z czasem wypłowieje”.
A zielony tylko dodał:
„Mam nadzieję… Mam nadzieję…”
Alicjo-to wino pozostanie zapewne jedynie rynkową ciekawostką.
Alicja dobrze pamięta, to właśnie w Peru poznałam quinoę w czymś ala nasz krupnik i przypadła mi do gustu.
teraz możecie jeść kurczaka zamiast pić kawę na pobudkę popołudniową …
http://dietaeco.blogspot.com/2016/11/kurczak-w-saatce-z-kawa.html
Sałatka wygląda smacznie, a z filiżanką kawy będzie jeszcze lepsza 🙂
Zdjęcia Małgosi i Alicji nie otwierają się.
Pomysł zjazdu w Sopocie bardzo mi się podoba. 🙂
Paczuszka quinoa, czyli komosy ryżowej stoi w szafce. Kupiłam ją skuszona zachwytami mojej koleżanki, która lubi różne zdrowotne nowinki. Trzeba będzie wykorzystać ją. Podobno jest bardzo dobrym i zdrowym dodatkiem do zupek dla maluchów i nie tylko.
A co do świnki morskiej, może gdyby była bez ząbków a ja byłabym w Peru, to może spróbowałabym tego dania. Ale na razie absolutnie nie.
Nowinki kuchenne ciągle mnie zaskakują. Okazuje się, że herbatę można pić także z ekspresu. Nie wystarczą zwykłe czajniczki czy saszetki różnego kształtu. Teraz parzenie herbaty może być zautomatyzowane. Dowiedziałam się o tym zupełnie przypadkowo, gdy wczoraj w sklepie Tchibo kupowałyśmy wraz z koleżanką zestaw herbat dla solenizantki Barbary. Prezent miał być niezobowiązujący, więc herbaty wydały się nam odpowiednie. Znam herbaty Tchibo, ale zauważyłyśmy nowości, więc kupiłyśmy je, nie przypuszczając, że to są specjalne kapsułki do ekspresu, co okazało się dopiero w domu owej Barbary, która oczywiście ekspresu do herbaty nie posiada. Trzeba było więc skorzystać z tradycyjnej metody parzenia w czajniczku, co herbacie wcale nie zaszkodziło. Ale te ekspresy to moim zdaniem już takie wydziwianie, zbyteczny nadmiar nowoczesności.
Przy okazji – quinoa ma polską nazwę, KOMOSA.
Nigdy w Polsce o niej nie słyszałam, ale za „moich czasów” wiele rzeczy nie było znanych bądź popularnych.
Mam białą, czerwoną i czarną – zima to akurat czas na wszelkie ryże, kasze i kaszowate 🙂
Niedawno w „zdrowotnym” sklepie zakupiłab bliska kuzynkę komosy, nazywa się to-to „kaniwa”, jest brunatna i drobniutka jak mak. Bardzo a propos tematu, bo kaniwa również pochodzi z Peru i też nie należy do popularnych, jeszcze nie gotowałam, jak ugotuję to zdam sprawę 🙂
https://nuts.com/cookingbaking/grains/kaniwa.html
Sprawdziłam, czy udostępniłam, jest udostępnione…wklejam jeszcze raz, może jakaś literka się omsknęła…
https://photos.google.com/album/AF1QipMiJrATpXcc-HSysrZChPIYTPBvejZvUMRjjLlh
Hm…mnie się otwiera i ten pierwszy sznureczek, i ten, który podałam wyżej…
Krystno, to całe wieki temu udostępniony album, ale te ulepszenia google ….
https://goo.gl/photos/gsB7SeAGNP3FRBnY9
Może teraz 😉
Małżeńska rozmowa wysłuchana w telewizji w programie satyryczno-komediowym i przytoczona z pamięci:
-Robię sałatkę z quinoa.
-Znowu ta quinoa!
-To przecież samo zdrowie!
-Dlatego jem.
-Widzę, że jesz i dlatego kupuję, bo ja nie lubię.
-Boże, to nie kupuj więcej, bo ja też nie lubię. Jem, bo kupujesz i powtarzasz, że to samo zdrowie.
Jolinku-zajrzyj do skrzynki.
Krystyno-zjazd w Sopocie nie mógłby się odbyć bez Twojej obecności 🙂
Właśnie zaskoczyłam moją gdyńską kuzynkę podrzucając jej sznureczek do peruwiańskiej restauracji. Jolinku-dziękuję Ci za te namiary, po raz kolejny znalazłaś ciekawą i cenną informację.
Jeszcze parę dań kuchni peruwiańskiej, z obrazkami 🙂 http://smakowite.com/2011/10/30/kuchnia-peruwianska/
Małgosi zdjęcie już dostępne i bardzo piękne, Alicji nadal nie otwierają się.
Danuśka odpisałam pozytywnie … 🙂
Psiakostka….wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
To ja już nie wiem 🙄
Przecież to album z picasy i UDOSTĘPNIONY!!!
Dziwne, moje 2 krótkie komentarze dotyczące zdjęcia Małgosi/ ukazuje się/ i zdjęć Alicji / nie ukazują się/ nie pojawiły się. Cóż ja mogłam napisać tam zabronionego ?
Tydzień temu upiekłam pierniczki. Leżą w zamkniętych słoikach, bo metalowego pudełka odpowiedniej wielkości nie posiadam. Według przepisu powinny uzyskać właściwą miękkość po 7- 10 dniach. Mam wątpliwości, czy to rzeczywiście nastąpi. Ale można je ugryźć bez problemu, a doskonale smakują umoczone w herbacie. Na razie bardziej przypominają ciasteczka imbirowe niż pierniki. Zobaczę, co będzie dalej.
Ha…teraz też mi się nie otwiera, te dwa sznureczki wcześniejsze, pokazuje mi się wejściowa strona do mojej poczty gmail 🙁
Hokus – pokus i też nic 🙄
Spróbuję coś…
https://goo.gl./photos/AF1QipMiJrATpXcc-SysrZChPIYTPBvejZvUMRjjLlh
tyż nic.
W prawym górnym rogu jest ikonka „share”. Po nakliknięciu wybrać „get link”, skopiować i podać.
Dzięki –
https://goo.gl/photos/mg6YoQ4s1dj82fxj6
U mnie działało trochę inaczej – ma wrażenie, że nie spostrzegłam zmian.
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
Alicjo dokumentacja targu bardzo kolorowa …
dziś do kawy Irka trzeba mieć młynek ..
Krystyno faktycznie wpisy Twoje 2 były i się zmyły …
Jakby ktoś nie miał młynka i nie mógł się dzisiaj napić irkowej kawy to może się skusi na peruwiańską chicha morada. Piszą, że ten napój ” jest wytwarzany jest z purpurowej kukurydzy, zwanej jako maiz morado. Zazwyczaj przygotowuje się go z domieszką innych owoców oraz dodaje peruwiańską cytrynę”
http://sylwiatravel.com/wp-content/uploads/2015/07/chicha-morada-Peru.jpg
Natomiast, kiedy tak sobie czytałam o tych peruwiańskich zupach, to pomyślałam zaraz o jednym z naszych nadbużańskich sąsiadów-on kocha zupy i uważa, że dzień bez zupy jest dniem straconym. Zna na pamięć wszystkie zupy Hortexu, bo te gotuje osobiście. Pozostałe, te prawdziwie domowe przyrządza jego żona. Dla urozmaicenia zupnego menu muszę mu zaproponować podróż do Peru 😉
Chicha jest teraz wyrabiana przemysłowo, ale pierwotnie to panie przeżuwały (jukkę, kukurydzę …) by je sfermentować i dodać do reszty zacieru.
Nowa „picasa” czyli zdjęcia w guglu mają funkcję „przeżyjmy to jeszcze raz” czyli przypominania, co się robiło danego dnia rok temu
Przy słabnącej pamięci to czasem miła niespodzianka 🙂
Nemo-Tobie miło powspominać, nam miło pooglądać 🙂
W Warszawie, jak zawsze o tej porze roku iluminacje:
http://p2.wawalove.pl/p2.wawalove.pl/cd3e3d181b9e9fc3dd84b491738305d6.jpg
Iluminacja w tym roku bogatsza i objęła większy teren. Udało mi się w niedzielę zobaczyć sporą jej część, został mi jeszcze Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście w stronę Placu Zamkowego. Bardzo ładnie wygląda wieczorem Francuska.
Nie na temat, ale historia ciekawego, długiego życia: http://tustolica.pl/najstarszy-mezczyzna-mazowsza-mieszka-w-wawrze_74250
Nowy czy miałeś zajęcia z panem profesorem?
Małgosiu-też planuję oglądanie iluminacji w dwóch rzutach najpierw z jednej, a potem z drugiej strony Wisły.
Asiu-ja własnie dzisiaj rozmawiałam z moją 90-letnią ciotką, która kilka dni temu obchodziła swoje urodziny. Mamy w Gdyni dwie starsze, dziarskie panie w tym wieku.
Historię”dziarskiego dziadka”pewno znacie? Poniższy artykuł jest z ubiegłego roku:
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,17292882,Antoni_Huczynski__92_letni__dziarski_dziadek___Rzucilem.html
Danusiu – najmłodsza siostra mojego dziadka jutro kończy 92 lata i bardzo lubi wycieczki, zabawy z tańcami – ostatnio była na zabawie andrzejkowej (tańczyła – a co!). Gdyby nie to, że ma już problemy z nogami to chyba śmigałaby jeszcze więcej. Wkrótce leci do Anglii na Święta. Nie opuści żadnej imprezy rodzinnej 🙂
Asiu-bardzo bym chciała kiedyś być taką wesołą i roztańczoną staruszką 🙂
Oj, ja też bym chciała taką być 🙂
To jest chyba mieszanka naszego podejścia do życia plus geny, co mi wróży…na dwoje 🙂
Niedawno mignął mi w prasie nagłówek, że zmarła matka Piotra Frączewskiego – miała 104 lata. Zajęłam się czymś innym, nie zdążyłam przeczytać i wiadomość (NEWSY mi przez gardło nie przechodzą! WRRRRR!!!) znikła.
Dziarskiego Dziadka oczywiście znam i podziwiam – podziwiam też a capellę i nemo, że im się chce, chociaż przyznam, że gdybym miała takie okoliczności przyrody jak nemo, albo Podhale czy inne Beskidy w zasięgu ręki, jak Basia, to prawdopodobnie łaziłabym, tak jak za młodu korzystałam z Gór Złotych i innych okoliczności Kotliny Kłodzkiej. U mnie co najwyżej można chodzić po płaskim, a to mnie nudzi 🙄
Piękny dzień, +6c i w miarę słonecznie.
Mam wszystkie ingridiencje na kulki mocy, ale jeszcze nie mam mocy, żeby je robić.
Cichal,
jak tam? Maszerujesz?
Alicjo-Osobisty Wędkarz wychowany wśród wulkanicznych pagórków Owernii
https://voyagescircuits.files.wordpress.com/2012/09/puy-mary-cantal-auvergne.jpg
też zżymał się przez długi czas na to płaskie i nudne Mazowsze, aż w końcu bardzo polubił spacery po nadbużańskich łąkach 🙂
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipMmMFHtFAtK4BJYOb7WpaGo4xwpK6RpuFcBCZ9j/AF1QipNu2glE3kIebBSNYcOxcNc1ehmPeLrk_01GuG4i?source=pwa#6361439638819261170
Alicjo! Śmigam! Dzięki p.Wojtkowi rehabilitacja idzie jak burza. Po mieszkaniu chodzę bez laski. Jeszcze nie założę sam skarpetki, ale wierszoklecę bez oporu… 🙂
Przed miesiącem urodziła się moja prawnuczka Mila. W związku z tym mam parę pytań zakończonych wzruszeniem totalnym!
Czy Mila się przymila,
Czy Mila miła jest.
Czy z domu daje dyla,
Czy w domu jest na fest.
Czy Mila pieg posiada,
Co miłe jest dla pra.
Czy do Roberta gada,
Co lubi Aga-ta.
Czy głos daje na milę,
Gdy Mila głodna jest.
Czy cycuś choć przez chwilę
Miły dla Mili jak bez?
Bo Mili na wiosnę bzu kiście
Przyniesie pradziadek zapewne,
Bo szczęście dotknęło go iście!
Jego myśli o Mili są rzewne,
Są rzewne, ale radosne,
Miła Mila zupełnie niechcący
Zmieniła mu starość na wiosnę!
Gratulacje dla Pradziadków, Dziadków i Rodziców! Dla Malutkiej zdrowia i radosnego życia.
Kapitanie,
to jest bardzo zacny wiersz 🙂
Cichal – GRATULACJE!!!!
Doprowadzaj chodzenie do perfekcji i kupuj bilet do Polski! Cieszę się, że jesteś w coraz lepszej formie.
Nemo – dzięki za ostatnie wskazówki!
Asiu – nigdy nie spotkałem Pana profesora, nawet nie pamiętam, czy miałem coś o łąkach na studiach.
gratulacje dla Pradziadków, Dziadków i Rodziców … dla Mili szczęśliwego życia … 🙂
Krzysztof Penderecki i Mariusz Kwiecień nominowani do nagrody Grammy …
koleżanka robi już uszka na wigilię i powiedziała, że u niej w rodzinie jest taki zwyczaj by w jednym uszku były ziarnka pieprzu a kto trafi go w barszcz będzie szczęśliwy .. znacie taki zwyczaj? …
Ja uszek jeszcze nie robię ale powoli zbliża sie pracowity pierogowo-wigilijny okres. Wczoraj zrobiłem pierwszy raz pierogi ruskie. Musiały polezeć przez dobę by nabrały smaku. Farsz się przegryzł i został przegryziony. Dziś co chwilę ktoś wpadał i był częstowany w/w pierogami pod kołderką z cebulki na maśle i drobno krojoną przesmażoną kiełbaską. Żaden na talerzu nie został 🙂
Wspomnienie o ojcu naszego śp Okonia Ryszardzie Antonim Siewierskim:
http://www.teka.home.pl/tpz/index.php/nasze-inicjatywy/galeria-postaci/41-ryzsard-antoni-siewierski-1898-1969
W międzyczasie wpadła do mnie Lisa (ta od ś.p.Franka) – żwawa umysłem starsza pani (84), ale chyba na części zamienne za późno się zdecydowała. Nic to, nie odpuszcza, świetnie działa z pomocą laski, czasami „balkonika” jak trzeba, a za kierownicą jest po prostu królową szos 🙂
Lisa wybiera się do „dzieci i wnuków” na Florydę (Orlando), ale trzeba ją zawieźć do Montrealu na lotnisko.
Mogłaby co prawda skorzystać z autobusu, ale to zawracanie głowy, Jerzor jej to wybił z głowy i się podjął, że ją zawiezie na lotnisko i za miesiąc odbierze z powrotem.
No więc Lisa wpadła z czekoladkami i winem, bo przed wyjazdem nie będzie miała czasu.
Nasza działalność nie jest wcale taka bezinteresowna, meta na Florydzie się przyda, a i w Szwajcarii też (tam na stałe mieszka córka i zięć).
Lisa jest z tych osób, co to nie położy się tak całkiem, bo boi się, że już nie wstanie. Mieszka sama i daje sobie radę, i nie chce jechać do Szwajcarii do córki, chce być niezależna.
Od lat, od czasu kiedy jeszcze Frank żył, sprawujemy cichą i nienachalną opiekę nad Lisą, a Denise ma spokój duszy, że jakby co, to damy znać.
Lisa to jest charakter niebywały 🙂
Danuśko 🙂
Nowy 🙂
Wszyscy dobrze życzący 🙂
— Wielkie dzięki za imieninowe powinszowania!!! 😀 😀 😀
Co do kondycji (Nowy2 – 4 grudnia o godz. 12:41) — codzienne radosne wypracowywanie jej wymaga zarówno pogody ducha (i tej stoickiej, i euforycznej, i wszystkiego, co pomiędzy nimi), jak i wytrwałości tudzież inteligentnego przystosowywania wielodekadowych* osiągnięć & biegłości kulinarnych do swych aktualnych celów… — styl życia, plan dnia, ew. plany wysmuklające, wiek i wyzwania jego, …
…A ostatnie dwa wpisy
https://basiaacappella.wordpress.com/2016/12/05/dolina-kluczwody
i
https://basiaacappella.wordpress.com/2016/12/08/dolina-szklarki-raclawice/
świadczą dowodnie, że odkrywać można nie tylko Peru itp spektakularności, ale – radośnie, wytrwale (i nawet tuż przed imprezą imieninową) – skromne, niedalekie, koneserskie Dolinki. Zupełnie zimowe, gdy w mieście mroźna suchość bezśnieżna (choć urokliwa).
— Zawsze jest jakiś teren, gdzie da się ruszyć i po dwóch godzinach być cudnie doendorfinowanym! – Nawet płaski, post-industrialny, między domami i ogródkami, po „nieefektownych” krzakach, itd, itp. 🙂
_____
*np najwięcej ciast i słodkich deserów to ja umiałam i wykonywałam bodaj około 18 roku życia… następnie zrywami z okazji kilku(nastu) wielkich imprez na studiach… potem była już wyłącznie redukcja – co oczywiście nie znaczy, że nie uczyłam się nowych… modnych, wygodnych, szybkich a efektownych… 😉
Dzień dobry 🙂
kawa
dzień dobry …
dziś zimowe przywitanie przez Basię i Irka … ale podobno za chwilkę będzie ciepło i deszczowo …
Basiu godnie obeszłaś imieniny … i płukanie było tajemnicze .. 😉
Jolinku – uhmmm 😉
…I nawet górnicy paradni byli. W Racławicach, choć nie tych, a tamtych (od kościoła drewnianego z 1511, więc wcale godnych 😎 )
łatwe śledzie to zrobię je …
http://www.kulinarnefantazjemarioli.pl/2016/12/roladki-sledziowe-ze-sliwka-w-smietanie.html
Barbaro kawa dla Ciebie … dwa w jednym …
http://www.kulinarnefantazjemarioli.pl/2016/12/napoj-kawowy-z-dynia-i-czekolada.html
Jolinku, dzięki za pamięc o łasuchu, jednak będę grymasić 🙂 każdy ze składników tak, ale osobno 🙂
Irku, kubek wyjątkowej urody, taki na czas zimowy!
Dzień dobry,
Arte po polsku w sieci: http://www.arte.tv/guide/pl/
Barbaro można grymasić .. 🙂 … a my na ostatnim mini zjeździe dostałyśmy od Małgosi kubki w kubraczkach na zimowe wieczory .. 🙂 …
Wygląda na to, że zwyczaj służbowych, przedświątecznych spotkań z restauracjach robi się z roku na rok coraz bardziej popularny, bo zarezerwowanie większego stolika w tym okresie nie jest prostym zadaniem. Trzeba zabrać się do dzieła z dużym wyprzedzeniem, co przezornie zrobiliśmy. Kulinarne sprawozdanie przewidziane wieczorem, po powrocie przed ekran komputera.
Danuśka, miłego biesiadowania 🙂
Dzięki Małgosiu, mam sympatycznych kolegów zatem zapowiada się przyjemne spotkanie.
a capella (7:10),
otóż właśnie chodzi mi o to, że każdego co innego indorfuje, zmuszanie się do czegokolwiek „bo wyjdzie ci na zdrowie czy co tam” mija się z celem. Po Twoich wpisach widać, że sprawia Ci przyjemność to, co robisz.
Mnie na moim płaskim już się nie chce, płaskie przerobiłam i udaję się tam tylko przy okazji gości z daleka, którym moje płaskie z chęcią pokazuję, bo jest urocze, ale ileż można 🙄
Moje endorfiny to na obojętnie wybranym boku, nie pod gruszą, bo jej nie mam, ale na kanapce – i z książką w łapie.
Ruchowe endorfiny odżywają na wyprawach dalekich 🙂
…i jeszcze dodam
„Co do kondycji (Nowy2 – 4 grudnia o godz. 12:41) — codzienne radosne wypracowywanie jej wymaga zarówno pogody ducha (i tej stoickiej, i euforycznej, i wszystkiego, co pomiędzy nimi),
no właśnie… 🙄
Słowo – klucz „wypracowywanie”. Jak ja mam coś wypracowywać, i to na siłę radośnie, to wolę się odwrócić na drugi bok i uciąć komara, albo przewrócić następną kartkę aktualnie czytanej książki. Za mnie zajęcia z wychowania fizycznego od zawsze odrabia Jerzor, który, jak wielu z Was wiadomo, urodził się z rowerem. No i bardzo dobrze, niech ta, ale to nie znaczy, że ja też muszę. We wczesnym stanie zakochania próbowałam i bardzo źle się to skończyło na złotostockim Rynku, brukowanym i leciutko z górki jadąc z ul.Wojska Polskiego (wtedy), nie wyrobiłam zakrętu 🙄
Miałam wtedy Jerzora rower marki huragan pod opieką i postanowiłam wykorzystać…a przy okazji może polubić.
Moim ulubionym zajęciem od zawsze było pływanie, ale i to się skończyło, z mojej winy zresztą, bo zapomniałam o tym, że są pewne ograniczenia fizyczne i w pewnym wieku wyżej tego tam nie podskoczysz i nie należy nadużywać siły – i nic na siłę, bo to już nie te lata.
„Kulinarnie Peru zaskoczyło mnie zupami. Jerzor zjadł wczoraj aż dwie, jedną po drugiej – a dają tu zupy w słusznych talerzach. Są znakomite, doprawia się je zwykle limonką i ostrym sosem – pastą na bazie papryki ostrej, popytam moją znajomą o szczegóły tych przypraw.”
Della
15 marca o godz. 22:38
Wróciliśmy z łażenia po okolicznościach tutejszej przyrody, mieszkamy w dzielnicy Milaflores, rzut beretem od oceanu. Wilgoć w powietrzu i dość duszno, uważam, że smog też łapy w powietrzu macza, ja to czuję.
Wstąpilismy do peruwiańskiej restauracji na zupę z krewetek i jakieś rozmaite robaki morza dla Jerzora.
Zupa jak zwykle znakomita (chopa langostino), z ryżem, tofu, warzywami i pysznie doprawiona pastą curry, plus jeszcze taka specjalna pasta z ostrej papryczki, limonki i czegoś jeszcze, ale to samemu się dosmacza.
Chcieliśmy do tego po lampce wina, a tu „ni ma-nima, sucha Lima!”, wybory!
Usprawnianie tego, co nie jest zepsute…no właśnie.
Jerzor tak usprawniał, aktualizował i tak dalej, że cały komputer zamroził i nie mogłam dokończyć, co chciałam powyżej napisać, a potem (teraz) mi się odechciało.
Wycofał się na razie z usprawniania, bo sam chyba dostrzegł, ze posunął się o jeden most za daleko. Ja za, ale niech mi to nie przeszkadza w czasie, kiedy akurat komputer używam 👿
Basiu a Capello,
Jak zwykle inspirujesz! Niech Ci się endorfiny nigdy nie skończą 🙂
Odrobina Gruzji znowu w Polsce
http://sukhishvili.pl
To jest znakomite 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=zNTtUYhNcKI
Obrazy obrazami, ale komentarz…
jeśli ktoś lubi dziczyznę to jest teraz mięso na gulasz w Biedronce z jelenia i dzika po przystępnych cenach a dziś było nawet w promocji ..
ewo terminy występów w miarę odległe i jest czas podjąć decyzję ..
ja ze względu na kręgosłup ćwiczę prawię każdego dnia i staram się chodzić nawet w kółko osiedla 40 minut bo nawet tygodniowa przerwa odbija mi się na zdrowiu .. tak się składa, że polubiłam te swoje ćwiczenia i spacery mimo czasami nudnych okoliczności przyrody .. od chodzenia prawie jestem uzależniona … 😉
Alicjo fajnie, że przypomniałaś swoje kulinarne wspomnienia z Peru .. 🙂
…a jednak skomentuję ten filmik, bo ja, niewymagająca za dużo i nauczona od dziecka radzić sobie w różnych sytuacjach, w pewnym czasie powiedziałam sobie – wystarczy.
Książeczka mieszkaniowa z 1976 roku…do dzisiaj na szczęście aktualna i w międzyczasie aktualizowana, na razie nie za bardzo wiemy, co z tym zrobić.
Te wszystkie kartki i talony…na szczęście w 80 roku miałam smarkate i nie musiałam wystawać w kolejkach ogólnych, tylko w tych dla kobiet w ciąży oraz z tych z maluchami na ręku. A miało być tak pięknie…dziwicie się, że jak była okazja, to daliśmy dyla?
Jolinku,
jak trzeba, to trza 🙂
I lepiej polubić…
Basina inspiracja jest namolna, jak dla mnie przynajmniej – rany julek, zerwij się z rana i zmuś się…i tak dalej.
Nigdy żadnych endorfin w ten sposób nie wygeneruję, naprzeciwko wręcz, będę wściekła, że do czegoś muszę się zmuszać – nigdy do niczego się nie zmuszam, swoje lata mam, kiedyś musiałam się zmuszać do wielu rzeczy, których niespecjalnie lubiłam, ale z czegoś trzeba było żyć.
Jak kogoś to bawi – czemu nie 🙂
Ale nie mnie 🙄
Znalazłem zdjęcie z moja ikoną:
http://www.ostroleka.pl/photos/207066/8668/1024×768/img_3904.jpg
🙂
Zapiekłem się na amen. W pieczeniu jest chleb cebulowy, owsiane ciasteczka z rodzynkami i pierwszy raz (dziękuję za przepis) ciasteczka norweskie. Spodobały nam się, bo nie za słodkie. W kuchni jest kucharek sześć, bo jednocześnie Ewa taśmowo wyrabia pierogi i uszka.
Dziękuję za dobre słowa pomagające mi w łazarzowaniu. Dziękuję też za gratulacje z okazji mojego pradziadowania. Dumnym jak paw!
zmuszanie się do czegoś to mała przyjemność … ale czasami rozsadek podpowiada, że trzeba coś robić by na starość być sprawnym .. ja to sobie ileś lat temu przepracowałam potem tak długo szukałam sposobu na rodzaj ćwiczeń, które mnie bawią a nie są katorgą … teraz jak nie ćwiczę lub nie spaceruję to mi tego brak jak powietrza .. ale to indywidualna sprawa każdego … ja np. palę a inni nie … nie namawiam do palenia ale niech mnie nie namawiają do rzucenia nawet z rozsądku … 😉
Marek .. 🙂
Jolinku… 🙂
Tak tsimać 🙂
Mrusisko znowu do weta. Niech to licho!
Ćwiczę codziennie, ale żeby mi się endorfiny wydzielały z euforii radosnej? Pot, to tak! 🙂
Wypieki gotowe. Ciasteczka norweskie, jak twierdzi Ewa, mają wszystkie inne pod sobą!
Chyba muszę przygotować następną porcję, bo zrobiłem z połowy przepisu a znikają jak sen złoty…
Jeszcze raz dzięki!
Alicjo,
najpierw trzeba z rozsadku. Pozniej samo przyjdzie. Bedzie Ci czegos brakowac, wyrzuty sumienia sie pojawia, a na koncu endorfiny!
Zachecam do chodzenia z kijkami.
Alicjo, nawet nie próbuj. Z Twoimi kłopotami z dłońmi pogorszysz sytuację. Ja się na to nadziałem 4 lata temu. Po pewnym czasie zrujnowałem kości śródręcza i nadgarstka. Była to jednak moja częściowo wina. Nawyk intensywnej pracy kijkami w narciarstwie zjazdowym, przeniosłem na nordic. Ale bez pracy kijkami, to po co one?
Sznyclu,
dziękuję za radę – być może coś w tym jest, ale ja z tych, co to nie mają zamiaru się zmuszać do niczego. Chodzić chodzę, a łapami wymachuję z okazji wszelkich prac domowych.
Modne chodzenie z kijkami to zajęcie dla pań, które mają „panie dochodzące”.
Kota zachorzała i mam jej podawać przez 8 dni tabletki… No zmuście kota, żeby zjadł cokolwiek, bo to wy mu podajecie 🙄
Mruśkę wzięłam z zaskoczenia – wskoczyła mi na kolana, zabawa, brzuszek mi podrapać proszę… otworzyła japkę, to ja jej chyc, tabletkę, nawet się nie spostrzegła, jak połknęła! I za chwilę poszła popić, a ja sprawdzałam, czy nie wypluła. Tabletka na szczęście malutka, więc pewnie nawet nie zauważyła. Nie na darmo jestem córką starodawnego polskiego weta, pewnych sztuczek się nauczyłam 🙂
dzień dobry …
zaczynamy weekend … ostatni w miarę wolny przed Świętami … pakuję prezenty i rozlewam wiśniówkę …
pogoda na +9 …
Dzień dobry 🙂
kawa
Irku … 🙂
Kawa jak zwykle nieodzowna, a u nas dlugi weekend! Mozna wiec popijac w spokoju.
Warszawe oswietlona widzialam pare dni temu, bardzo ladnie! I jadlam w Hali Koszyki, przyjemne miejsce moim zdaniem.
Cichalu, gratulacje wielkie!
Alicjo, co to znaczy „indorfuje”?