Czas na dynie

Kiedy robi się chłodno i dżdżysto, różne odcienie koloru pomarańczowego nabierają głębi, a jednocześnie ożywiają otaczającą szarość. Mam na myśli nie tylko żółknące liście, ale również piękne, a w dodatku bardzo smaczne dynie.

Pochodzą z Ameryki Południowej i Środkowej, gdzie rosły dziko, a także od niepamiętnych czasów były uprawiane. Zajmowali się tym Aztekowie i Majowie oraz Indianie nad Missisipi i Missouri, a nawet w rejonie Wielkich Jezior Amerykańskich. Do Europy sprowadzili je Hiszpanie. W XVI wieku rozpoczęto tu uprawę dyni olbrzymiej i dyni zwyczajnej. Skoro już były w Europie, trafiły na Bliski Wschód, gdzie ich uprawa stała się bardzo popularna.

W Polsce uprawiało się od kilku wieków dynię zwyczajną, zwaną banią. Uprawa odmian takich jak kabaczki, cukinie i patisony stała się popularna po II wojnie światowej. Ale te odmiany, choć bardzo przydatne w kuchni, dostępne są przede wszystkim latem. Sprawiają niejaki kłopot dociekliwym konsumentom, którzy lubią wiedzieć dokładnie, co jedzą. Pomimo prób zgłębiania systematyki dyniowatych nie mam pewności, czy to, co kupuję na targu, to kabaczek czy cukinia. Nie przeszkadza mi to oczywiście cieszyć się ich smakiem.

Teraz jednak skupmy się na dyniach, tych jesiennych. W Polsce nie ma silnej tradycji wykorzystywania dyni w kuchni. Narzekali na to już autorzy wydanej w 1929 roku książki „Kosowska kuchnia jarska”, państwo Tarnawscy.

Na dynię chcę zwrócić szczególną uwagę – apelowali – bo jest to pokarm u nas niedoceniany. W Anglii i Ameryce dawno wartość jej poznano. (…) Niema delikatniejszej i strawniejszej, a lubianej przez wszystkich potrawy. (…) Wszystko przemawia za tą jarzyną: jest zdrowa, bo bogata w sole odżywcze i witaminy, a co ważniejsze nie sprawia zaburzeń w trawieniu.

Na nic się jednak zdały te pochwały i do niedawna jedzono u nas dynie głównie w postaci zupy podawanej na słodko z zacierkami albo w marynatach. Wiele naszych współczesnych receptur na potrawy z dyni to albo zapożyczenia z obcych kuchni, albo przepisy wegetariańskie i ogólnie związane z nurtem zdrowego odżywiania.

Powinniśmy docenić ich małą kaloryczność, która sprawia, że można je jadać bezkarnie. Te z nich, które mają wyraźnie pomarańczowy miąższ, dostarczają niezwykle zdrowego beta-karotenu. Im bardziej intensywnie pomarańczowa dynia, tym więcej. Dostarczają też innych witamin, ale prawdziwe właściwości lecznicze mają ich pestki, zwane przez autorów „Kosowskiej kuchni jarskiej” migdałami północy. Są one bogate w cynk potrzebny m.in. naszym włosom i paznokciom, a w przypadku mężczyzn dodatkowo zapobiegający przerostowi prostaty. Pestki zwalczają też pasożyty przewodu pokarmowego. Jeśli zatem lubimy coś chrupać, to pestki będą doskonałym wyborem.

Nie ukrywam, że lubię smak dyni. Zarówno w ciastach, jak i zupach (byle nie podawanych na słodko) czy plackach. Doskonale sprawdza się jako wypełniacz. Dodaję kawałki dyni do gulaszów mięsnych i warzywnych. Uwielbiam bardzo mało pracochłonne danie, czyli kawałki dyni pieczone wraz z innymi warzywami, oraz dynię wydrążoną i zapiekaną z serami i białym winem.

Ostatnio przebojem stał się mój placek z dyni. Muszę przyznać, że zawiera różne smakowite dodatki, w tym ser, ale dynia jest podstawą, nadaje plackowi kolor. A chyba nie będzie nikogo, kto by się ze mną nie zgodził, że potrawy o pięknych, żywych kolorach je się o wiele przyjemniej.

A oto przepis na sprawdzony placek z dyni.
3 szklanki startej dynia
1 drobno pokrojona cebula
1 szklanka mąki (może być dowolna, zwykła pszenna, albo pełnoziarnista, zależnie od gustu)
10 dag startego sera
½ szklanki oleju
3 jajka
sól i pieprz

Wymieszać wszystkie składniki i piec około 40 minut w tortownicy lub prostokątnej foremce. Ten przepis jest bazą, możemy dodawać także różne dodatki i przyprawy, a wtedy nasz placek nabierze innego wyrazu.

Agata