Spod lodu lub z lady
Na życzenie Czytelników bloga Piotra Adamczewskiego kolejno będziemy publikować felietony, jakie pisał dla POLITYKI. Poniższy ukazał się w numerze 9/2016.
Zupa ugotowana z własnoręcznie złapanych ryb może zyskać dodatkowy smak. Ale zimowe połowy bywają niebezpieczne.
Już odwilż przeplata się z mrozem. Kiedy piszę te słowa, na Zalewie Zegrzyńskim leży jeszcze warstwa lodu. Pełno na nim miłośników łowienia ryb spod tej pokrywy, która często ugina się i trzeszczy. Bywa, że się załamuje i wędkarze narażają swoje życie. Ale to ich nie powstrzymuje. Namiętność do łowienia spod lodu jest widać wyjątkowo silna. Choć najczęściej po kilku godzinach marznięcia wracają z pustymi siatkami, to i tak upojeni są świeżym powietrzem i wiatrem.
Wiercenie otworów w lodzie jest bardzo niebezpieczne. Zwłaszcza gdy rozpala się ognisko, choćby i małe. Lód błyskawicznie topnieje, dziura się powiększa i o wypadek nietrudno. Jeśli nawet nie dojdzie do tragedii, to nie obędzie się bez kłopotów zdrowotnych, z zapaleniem płuc włącznie. W tym roku zanotowano już kilkadziesiąt przypadków załamania się lodu, a nawet utonięcia. Czując apetyt na zupę rybną z własnych połowów, trzeba niestety o tym wszystkim pamiętać.
Najbardziej klasyczna zupa ze świeżych ryb to rosyjska ucha (podaję przepis obok). Nie mniej słynna jest francuska bouillabaise, której składników – na szczęście dla wędkarzy – nie łowi się spod lodu. Obie przyrządzane są od setek lat i mają niezliczone rzesze zwolenników. Jadałem i jedną, i drugą, i nie potrafię wybrać, która lepsza. Ale życie mi miłe, więc zamiast narażać się i wchodzić na kruchy lód, wolę zapłacić w restauracji i zjeść te pyszności przy bezpiecznym stoliku. Albo ugotować samodzielnie, kupując świeże ryby u uczciwego sprzedawcy.
***
Ucha
0,5 kg małych okoni, leszczy lub płoci, 0,75 kg jesiotra lub sandacza, włoszczyzna (bez kapusty i marchewki), pieprz i ziele angielskie w ziarnkach, sól, białko z 3 jaj, sok z cytryny, 1 kieliszek czystej wódki na każdy talerz1. Małe rybki oczyszczone i sprawione zalać 2 litrami wody. Dodać 10 ziarenek pieprzu i ziela angielskiego, pietruszkę z natką, cebulę, seler (ok. 5 dag), por. Posolić i rozgotować na małym ogniu.
2. Wywar przecedzić i starannie wycisnąć miazgę z ryb. Operację tę powtórzyć.
3. Ponownie zagotować miazgę w wywarze rozrzedzonym wodą i znów odcedzić i wycisnąć.
4. Po drugim gotowaniu do odcedzonego wywaru włożyć dzwonka jesiotra lub sandacza, które osolone czekały w chłodzie. Gdy zupa się zagotuje, należy ją sklarować. Wyjąć dzwonka.
5. Zupę ostudzić, wlać do niej roztrzepane białko z trzech jaj i powoli podgrzewać. Gdy białko się zetnie, zdjąć z ognia i przecedzić do wazy przez gazę lub bardzo gęste sito. Dodać sok z cytryny, odrobinę czystej wódki i włożyć ugotowane dzwonka ryby.
Komentarze
O nowy-stary wpis. Dzięki Alicjo! Dzięki redakcjo!!!
Chyba powinno być – Redakcjo.
upojenie świeżym powietrzem i wiatrem – kto nie doznał, ten nigdy nie dociecze, co rajcuje ludzi na wygwizdowach, gdzie po kwadransie z trudem poruszasz palcami (nawet gdy trzy kwadranse wcześniej opalałaś się w blasku porannego majowego słoneczka!)
Ostatnio taki mini szok zafundowaliśmy sobie tydzień temu na grzbiecie Rudaw, nad Jachymov, skąd Maria Curie czerpała swój uran (bo go gdzie indziej nie dobywano), w okolicach domowych Małyszowego idola, Jensa Weissfloga, w drodze z Marienbadów, Loketów i Karlsbadów do słynnego saksońskiego Freibergu (gdzie portal romański przecudny i 250-letnia Bergakademie, pramatka wszystkich agieha itp.)
Na siodle Bożi Dar śnieg polegiwał, przyroda budziła się do życia (czyt.: także zaleczania ponarciarskich ran).
Soljanka w menu nawet po niemieckiej stronie nie tylko dlatego, że zupy fajne są na lodowatym i na nartach, czy że bady u przeciwległego podnóża Rudaw cieszyły się popularnością rosyjskiej szlachty już od XIX wieku, włącznie z nabywaniem nieruchomości (i nic się nie zmieniło pod czeskim władztwem, o czym się dowodnie, naocznie i nausznie przekonaliśmy)… lecz też ów specjał był popularny w stołówkach NRD, o czym dopiero co przeczytałam… Podróże kształcą 🙄
***** * *****
A przedwczoraj Pieniny: Krościenko, Trzy Korony, Zamek Pieniński, Pieniński Potok, Czerteź (teren eksponowany! 😉 ), Czertezik, Sokolica, Lesnica czyli zagranica 😉 Grywałd i juneskowe Dębno czyli drewniany gotyk podhalański, Łopuszna cmentarz czyli u Tischnera w szczególnych dobie i czasie…
➡ Skrót a w nim też link do całości, gdyby ktoś chciał powtórkę z wiosennej rozrywki swojej lub cudzej… 😎 …Danuśka chyba jeszcze nie… choć góry zmienne są i magnetyczne… 🙂
Na temat Dolnego Śląska mam za dużo przemyśleń… Poobserwuję jeszcze może z pięć latek zanim się definitywnie wypowiem… 🙂
U cha, jakie dobre!
PS. A ta kasza gryczana w poprzednim wpisie-przepisie, to ma byc do pierogow czy w… pierogi…?
Gwoli sprawiedliwości dodam, że także Danuśka kontaktowała się z Redakcją.
A u mnie dziś na obiad była właśnie zupa rybna, niezbyt wyszukana, bo tylko z pstrągiem i dorszem, ale całkiem niezła. Jest trochę zakwaszana sokiem z cytryny, dodaję też nieco śmietany.
Na Misiowych drzewkach pojedyncze owoce mogą pojawić się nawet w przyszłym roku. Dość długo czeka się za to na śliwki. Oby tylko drzewka nie przemarzły zimową porą.
Wrzucam teraz komentarze na cztery ręce- pod starym i pod nowym wpisem 🙂
Owszem, Krystyno, z redakcją „Polityki”wymieniliśmy trochę maili, ale to nie był jeszcze dobry czas, by podejmować poważne decyzje, co do dalszych losów naszego blogu.
Mamy z Osobistym Wędkarzem różne doświadczenia względem rybnych zup.
Znakomicie pamiętam kulinarne doświadczenia z Chorwacji, kiedy Alain nałowił dużo rybiego drobiazgu i zastanawialiśmy się, co począć z tą mało poręczną „zdobyczą”. Uznaliśmy, że będzie najprościej wrzucić wszystko do garnka, zalać wodą, dodać przyprawy i poczekać na rezultaty. Wyszedł nam delikatny rybi rosołek, palce lizać 🙂
Dzisiaj na obiad szparagi-tym razem z bułką tartą, a na deser oczywiście truskawki.
Ten wiosenno-letni czas, kiedy można gotować szparagi. a potem fasolkę oraz bób bardzo lubię i jestem wtedy sezonową wegetarianką 😉
Ponawiam moj komentarz opublikowany przez pomylke pod poprzednim tekstem.
—
Dzien dobry,
Sprawdzalam pogode w miejscach, gdzie planujemy spedzic troche wolnego czasu. Spojrzalam przez kamere na zywo umieszczona w jednym z planowanych miejsc. Miesce nazywa sie Lake Crescent.
Zauwazylam, ze zasieg kamery obejmuje czesciowo kwitnacy krzak rododendronu (w prawym dolnym rogu). Pani Monice podobaly sie zdjecia rododendronow, ktore opublikowalam kiedys na tym blogu.
Dla Pani Moniki i wszystkich zainteresowanych zalaczalam kamere na zywa na Lake Crescent z kwitnacym rododendronem.
http://www.nature.nps.gov/air/WebCams/parks/olymcam/olym.JPG?1459985010227
Danusiu! Czy ten rybi drobiazg czyścisz przed wrzuceniem do gara? wieku Ponad pół wieku temu łowiliśmy śledzie na śluzie w Pleniewie. Były małe i nie trzeba było (nie było co) oprawiać.
Danuśko – u mnie też były szparagi, ale nie gotowane, tylko z patelni na masełku zasmażane z solą, pieprzem i siekanym czosnkiem. Do tego ziemniaki pieczone a la nemo i jajka sadzone. Pycha.
Cichalu-Osobisty Wędkarz nie byłby sobą, gdyby nie oczyścił 😉
Krysiade-ach, te ziemniaki a la Nemo! Wygląda na to, weszły do repertuaru wielu blogowych kuchni 🙂 Gdyby tak jeszcze Nemo zechciała znowu nam opowiedzieć, co teraz gotuje, jak pracuje na swoich hektarach, jak wywiesiła pranie na słońcu i wietrze oraz na jakich była wycieczkach w tych alpejskich okolicznościach przyrody……
Danuśko – nie tracę nadziei, że nemo do nas wróci. Ja bardzo na Nią czekam. Nemo – wróć !!!
Orca,
mnie to się otwiera jako zdjęcie. Jeżeli pod „Panią Moniką” rozumiesz Nisię (innej Moniki tu nie widziałam), to chyba umknął Ci fakt, że ś.p.Nisia odeszła od nas 22 listopada 🙁
Alicja,
Wiem. Nie umknal mi.
Widok, na jezioro jest na zywo przez kamere. Rzeczywiscie wyglada jak zdjecie.
Zalaczam kilka kamer z Port Angeles. Jedna z kamer jest na Lake Crescent. Teraz rododendron jest w cieniu.
http://www.portangeles.org/pages/PortAngelesWebCams
Dzięki,
fajne tereny. Mnie się bardzo podobał Oregon, po którym trochę pojeździliśmy w ub. roku.
U nas zimno, mimo słońca. Rano było zaledwie 4c, a potem dwa razy tyle, oprócz tego zimny wiatr. Nawet kot nie chciał wyjść 🙄
Yurek! Straciłem w Skype wszystkie „osoby”. Mam je natomiast w Skype w telefonie. Czy da się je przesłać do Skype w kompie? Może bluetooth?
Dzisiaj Światowy Dzień Przytulania. Niech chcę odbierać zasług naszej Koleżance, bo przecież wiadomo, że to Jolinek dzierży palmę pierwszeństwa w dziedzinie pomachanek i przytulanek 🙂 Życzę Wam zatem po prostu pięknego, majowego dnia!
A cappello-jak płynęliśmy sobie miło i spokojnie tratwą po Dunajcu, to patrząc na Trzy Korony i Sokolicę pomyślałam, że mam taką Koleżankę na blogu, która oczywiście weszłaby na te szczyty. A my z Krystyną-kobiety nizinne 😉 spacerujemy jedynie wąwozami lub pijemy niespiesznie swoje kawy na rynkach czy deptakach.
No, to przytulamy się!
Obejmuję i przytulam z pięknomajowego Hannoveru, ósma zaledwie, a termometr już wskazuje 13 C.
Ściskam!
Spróbuj kiedyś, Danuśko.
Naprawdę.
W swoim tempie, na przemyślany cel albo cyl. —
Te endorfiny, to uskrzydlenie (z czasem – uzależnienie 😉 ).
Ci ludzie (iluż w sobotę niosło dzieci i niemowlęta!)…
Widoki, zwierzęta, rośliny…
Geologia, oświetlenia, nieoczekiwane zmiany punktów widzenia…
Cudowne, „padnięte” lecz przepełnione satysfakcją zmęczenie po powrocie…
Zdrowy, kamienny, młody sen…
Ech, można wymieniać, a tu czasu zaczyna brakować, jak zwykle o wiadomej porze roku w wiadomych zawodach… 🙂
PS, kawę też zdążyliśmy. I lody w Szczawnicy, i kontemplacje, i zatrzymania się na widoki, w tym na Rdzawce, gdzie Kompan uchwycił* nawet tak dalekich celebrytów, jak Wielki Chocz, Rozsutec i W. Krywań MałoFatrzański — wszędzie tam już byliśmy wspólnie, a wydaje się, że dopiero przedwczoraj przypominał sobie po latach smak kilku wycieczek z dzieciństwa, wciągając się na powrót w udrękę i ekstazę wędrowania 😎
_______
*lepszym sprzętem, choć tym razem nie wypasem, jaki zabrał na majówkę czesko-saksońsko-śląską: bardzo lodowy przypis, czyli jak najbardziej w temacie i klimacie felietonu Pana Redaktora 🙂
dzień dobry …
Danuśka do przytulanek z uśmiechem jesteś pierwsza … 🙂 ..
zupa rybna nie dla mnie … każda inna potrawa z rybą tak …
u nas już 15 + … idę obejść pola …
A cappello-już mi się zdarzało być wytrawną turystką, która wspina się na szczyty. Na przykład kilka lat temu wdrapałam się na:http://podroze.onet.pl/przyroda/preikestolen-skalna-platforma-nad-fiordem-najwieksza-atrakcja-norwegii/6d3xt Zatem wiem, że widoki piękne i satysfakcja ogromna i że można wchodzić spokojnie, swoim tempem. Być kiedyś znowu się zdecyduję, mimo mych nizinnych przyzwyczajeń, słabej formy i….lenistwa 😉
Jolinku- ściskanko 🙂
Dzisiaj możecie poprzytulać Pawła, ma urodziny. Czcigodny Jubilat kończy 75 lat.
Krysiade, przekaz Pawlowi najlepsze zyczenia i pozdrowienia.
Oj, to przytulamy Pawła z przyjemnością oraz życzymy 100 lat w zdrowiu i wśród tej ukochanej białowieszczańskiej przyrody!
Mocne uściski wraz z serdecznymi życzeniami dla Pawła – zdrowia, pomyślności i pogody ducha na sto lat i więcej!
Paweł przytulanki … 🙂 …
Serdeczności urodzinowe dla Pawła, miłego świętowania 🙂
Przyjemnie mieć urodziny w tak pięknym czasie. Bzy pachną, pojawiły się konwalie, no i ta zieleń! Zakupiliśmy dzisiaj kwiatki balkonowe, tudzież donicę rukoli i dorodnej mięty. Mini ogródek będzie oko cieszyć.
Salso, ja wczoraj zakupiłam kwiatki i posadziłam. Pelargonie jabłkowe i biały, drobniutki wilczomlecz. Ten wilczomlecz to pierwszy raz, powiedziano mi, że nie zagłusza roślin tylko ładnie je otula, co to znaczy mam nadzieję, że się przekonam.
Krysiade-czy może robisz dla Jubilata jakiś wytworny tort?
Małgosiu, u mnie też pelargonie. Miały być w jednym kolorze, ale nie dało się, każdy wybierał inne i w rezultacie będzie kolorowy zawrót głowy. No, nie można było się oprzeć tej rozmaitości. Martwi mnie rukola, może trochę na zapas, ale przesadzona do skrzynki klapnęła. Niezadowolona chyba, za to mięta wygląda na zachwyconą nowym miejscem.
Dzisiaj też rabarbarowa inauguracja, na kruchym cieście, z kruszonką 🙂
Danuśko – ja nie jestem dobra w pieczeniu. Na sobotę /zaprosiłam sąsiadów/ zrobię tort na moim biszkopcie z bitą śmietaną i owocami, tylko jeszcze nie wiem z jakimi owocami.
Salso – mięta jest bardzo agresywna rośliną. Może zagłuszyć inne ziółka.
O tej mięcie, jaki z niej gagatek, już się kiedyś przekonałam. I teraz pomna tej nauczki wsadziłam ją w wielką donicę, ale solo, niech się tam panoszy 🙂
Małgosiu, zaciekawiły mnie te jabłkowe pelargonie. Czy nazwa jest od zapachu czy od kształtu kwiatostanu? Na opakowaniu mojej mięty wymieniają także kilka gatunków tej rośliny. Np. herbaciana, pieprzowa (popularna), ananasowa, jabłkowa 🙂 i cytrynowa, którą właśnie nabyłam. Aaa, rukola się namyśliła i ożyła, jest więc nadzieja, że się przyjmie.
Gdzie żubr żubrzy w Białowieży
Tam tłum gości dzisiaj bieży
A spieszą nie bez przyczyny
Toć to Pawła urodziny!
Z Antpodów – kraju lodu*
Ślę życzenia szczęścia, miodu
W dzień powszedni i niedzielę
Bo słodyczy nigdy wiele
*bo tu teraz wieje, dmucha
niczym mroźna zawierucha
Dla Pawła: trzy ćwiartki na trzy ćwiartki wznoszę i życzenia zdrowia, powodzenia i drugich tyle lat lat przesyłam!
A – nie dajcie się tam wyciąć.
Syszek tam u Was pewno co niemiara. Każdą dokładnie sprawdzić!
Serdeczne yczenia Urodzinowe dla Przybocznego, sto lat 🙂
Życzenia, nie „yczenia” 🙄
Mimo chłodu (ale słońce jest!) idę na ogródek, bo kot chce mnie zjeść zamiast codziennego poskubania trawy.
Za sympatyczne życzenia z okazji mojego jubileuszu ( netto 52 + VAT) wszystkim bardzo serdecznie dziękuję i pozdrawiam z pełnego wiosny Podlasia.
Plurimos Annos! 🙂
@przybocznemu, serdeczne gratulacje na okoliczność netto 52 + VAT + darmowych leków od Dobrej Zmiany 😆
za zdrowie wędrowca na szlaku!
Niestety złapałam jakies paskudne zaziębienie i nie bardzo mogę się pozbierać, więc nie piszę, a obiecałam 🙁
ale się poprawię
Przybocznemu z okazji jubileuszu wszystkiego naj…
Stara Żabo, wypada wypić za Twoje zdrowie także 🙂
dzień dobry …
Żabo zdrowiej nam ….
Przybocznemu – spóźnione życzenia urodzinowe 🙂
A Capello – jak czytam twoje wpisy i oglądam zdjęcia, odnoszę wrażenie, że swoją energią mogłabyś spokojnie obdzielić ze trzy osoby 😉 Tak trzymać!
Ewo,
niektórym innym Lwicom też nic nie brakuje 😎
– …dziękuję 🙂
(Nb, moja Mama to jest dopiero zawodniczka! Po siedemdziesiątce, wychowaniu czwórki dzieci, pracy praktycznie na cztery etaty (nno, ostatnio, powiedzmy dwa i pół 😉 ), z mężem, który obdzielał otoczenie bliższe i dalsze talentami, pasją, czasem, ale przez to żona nie zawsze miała w nim „klasyczne” oparcie… Ja przy niej to dość cienki bolek 😆 )
…I pokaż, proszę coś z tej ukraińskiej Wielkanocy.
Apetyt mi się zaostrzył po natknięciu się na święcenia pokarmów w Marienbadzie
https://picasaweb.google.com/acappellanova/6280732554637804673#6280755352095726578
oraz poświęteczne garden party przy cerkwi we Franciszkowych Łaźniach
https://picasaweb.google.com/acappellanova/6280732554637804673#6280760506835476162
Rosyjski i ukraiński królowały optycznie i akustycznie. Mają w tamtych okolicach długą tradycję zadomowienia.
poświąteczne to raz, a precyzyjniej i tak będzie „po nabożeństwie” – święto wszak trwało 🙂
Na zdjęciach a cappelli ciekawe koszyki z prawosławną święconką ozdobioną płonącą świecą. W koszykach chyba jakiś rodzaj bułki drożdżowej?
W tym roku była duża różnica w terminach pomiędzy Wielkanocą w kościele katolickim- 27-28 marzec, a prawosławnym-1 maj.
Znalazłam przy okazji ciekawy artykuł(w polonijnej prasie kanadyjskiej 🙂 ) o wielkanocnych obyczajach w różnych regionach polski.Może się komuś przyda za rok albo dwa…? http://www.gazetagazeta.com/2016/03/polskie-misteria-wielkanocne/
regionach Polski, oczywiście
Danusko, bardzo ciekawy artykuł.
Tutaj wciąż oczekujemy wiosennego słońca, deszczu jest aż nadmiar.
Basiu,
🙂
Pokażę zdjęcia, tylko wpierw musimy je posortować. A propos święconki, zapalona świeczka funkcjonuje również na Ukrainie. Zawartość koszyków była nawet podobna do naszej, z tym że ciut bogatsza – trafiały się nawet butelki wina (a co!) i francuskie sery. Poza tym pisanki (głównie czerwonej barwy), rodzaj drożdżowej baby wielkanocnej z symbolem krzyża na wierzchu (jedliśmy), wędliny, etc. Ludzie szli do święcenia zarówno w sobotę jak i niedzielę.
Witam. Cichal10 maja o godz. 0:41, zainstaluj starszą wersję Skype.
Yurku! Zastosowałem się! Wyrzuciłem najnowszą wersję. Zainstalowałem wersję Skype 6.21.0.104. Dostałem ostrzeżenie, że niebawem stare wersje będą unicestwione…
A „osób” czyli kontaktów nie ma nadal, a listę miałem pokaźną. Czy gdzieś ta lista istnieje? Mam ją w telefonie, ale jak ją przesłać do kompa?
Pozdrawiam
Dzień dobry,
słoneczko i ciepło, więc wyskakuję na ogródek, bo jest trochę do zrobienia. Potem ruskie i kwaśne mleko – proste, chłopskie jedzenie 🙂
P.S. Mięta jest inwazyjna, hodowałam ją w dużej donicy, ale mi któregoś roku sczezła. Następna BARDZO inwazyjna roślina to meslisa.
Od lat usiłuję ją wytępić, ale na próżno, co powyrywam, to znów się pojawia 👿
Słowo się rzekło… Zaczęliśmy od węgierskich kresów:
http://www.eryniawtrasie.eu/18742
Ewo-jak ja lubię czytać Twoje opowieści, dzięki 🙂 Czekam na ciąg dalszy.
W najbliższą sobotę w teatrze „Powszechnym” w Warszawie wystąpi warzywna orkiestra:
https://www.youtube.com/watch?v=pwOXFOTagSE
Witam. Cichal 11 maja o godz. 17:15, jeżeli w tel. działa to zainstaluj wersję taką samą. Możesz przywrócić system z przed usterki. Powodzenia.
dzień dobry …
przypominam … 15 maj (niedziela) to Zielone Świątki i sklepy pozamykane …
Jolinku-jesteś niezawodna 🙂 W ogóle bym o tym nie pomyślała.
W reportażu Ewy jest, jak zawsze, wiele wartych uwagi ciekawostek.
U mnie tylko majowe spotkania z nadbużańską przyrodą podczas niewielkiego rejsu małą łódką:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6283519289480220209/6283519330499741650?pid=6283519330499741650&oid=104147222229171236311
Danuśka w przyszłym tygodniu obadamy okoliczności Wasze … 🙂
ale uważajcie … masz drzewa na działce? …. Państwo może ją przejąć ….
http://forsal.pl/artykuly/942911,masz-drzewa-na-dzialce-panstwo-moze-ja-przejac.html
Jolinkiu- obgadamy, obgadamy 🙂 Oby tylko pogoda dopisała!
Kiedy wchodzę do jakiegoś sklepu ogrodniczego(a byłam znowu wczoraj) to często myślę o Nisi, która kochała tego rodzaju zakupy i nigdy nie wracała do domu z pustymi rękami. U moich ulubionych ogrodników http://www.sequoia.net.pl/ kupuję co roku kwiaty balkonowe i czasem uzupełniam potrzeby nadbużańskie. Obserwuje, że z roku na rok powiększa się oferta najróżniejszych ziół. Widać klientela lubi i kupuję co raz chętniej.
Danusiu, obie zrobiłyśmy zakupy w tym samym sklepie, tyle, że ja myślałam o Tobie 🙂 mogłyśmy nawet wpaść na siebie, taki ten świat mały…
A wycieczka wodna super, no i ten piknik!
uwaga … grzyby już są w lesie …. 🙂
W którym lesie?
U mnie ciepło i słonecznie, kotek chce na trawę. To idę.
fajna wiadomość … nieczynny dworzec Warszawa Główna zmieni się w kulinarny Nocny Market …
http://wyborcza.pl/1,75248,20063555,nieczynny-dworzec-warszawa-glowna-zmieni-sie-w-kulinarny-nocny.html?utm_source=twitterfeed&utm_medium=twitter
U mnie też słonecznie i dość ciepło, ale wyczekuję zapowiadanego deszczu, który jakoś nie może do nas dotrzeć. A jest już bardzo sucho. Zamieniłabym się na pogodę z Aliną.
Z przyjemnością obejrzałam zdjęcia a capelli, Ewy i Danuśki. Wyprawa po Bugu do pozazdroszczenia.
Z ubiegłorocznych ziół mam tylko rozmaryn, przechowany w domu na parapecie okiennym. Teraz stoi już na tarasie. Tymianek zrobił się wątły, a potem usechł. Od jakiegoś czasu w sprzedaży widuję też doniczkowe krzewinki laurowe.
W tym roku kupiłam tylko aksamitki do skrzynek okiennych jako najbardziej wytrzymałe na silne działanie słońca i jeszcze bratki do pojemników stojących w cieniu.
Czy używacie w kuchni mleka kokosowego ? Do czego ? Koleżanka podawała mi niedawno przepis na zupę rybną z dodatkiem tego mleka. Nie nadążam za kuchennymi trendami i jak na razie obywam się bez tego produktu, ale może warto po niego sięgnąć.
zmarła Maria Czubaszek … 🙁
Alicjo grzyby w lasku koło działki koleżanki pod Warszawą …
Krystyno ja używam do robienia owsianki z mlekiem kokosowym … robię sobie sama mleko z wiórków kokosowych …
http://www.agataberry.pl/domowe-mleko-kokosowe/#
„Każdy szczyt ma swój czubaszek” – fajna rozmowa z Arturem Andrusem w formie sporej książki, polecam. Bardzo lubiłam Marię Czubaszek.
tekst Marii Czubaszek …
https://www.youtube.com/watch?v=8XW0aZQZSUU
Szkoda, że Maria Czubaszek odeszła, ale na każdego przychodzi pora… ” Każdy szczyt …” mam w domu. Jest okazja, aby znów do niego zajrzeć.
Jolinku,
dziękuję za link.
„Nie chodzi o to żeby być Patriotą, Chodzi o to żeby nie być Idiotą” – Maria Czubaszek …
Samo sedno!
Inna sprawa, zal Pani Marii. Spedzilismy z nia wiele wieczorow.
Ja też bardzo lubiłam Marię Czubaszek, ceniłam za poczucie humoru i rozsądek.
„Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać” – Maria Czubaszek …
Właśnie nastawiałam pierwsze w tym sezonie ogórki małosolne, najbardziej lubię takie jednodniowe.
Jolinku! Kobiety o nienachalnej urodzie – Czubaszek
Jolinku! Ciebie na szczęście, to nie dotyczy!
Żal mi pani Marii. Kolegowałem się z Karolakiem jeszcze przed Czubaszek.
Wojtek już nie jest Zającem…
dzień dobry ….
cichalu Pani Maria wyszła na papierosa ale nie wróci …
Małgosiu a ja dziś zrobię dżem z rabarbaru z pistacjami i imbirem …
Małgosiu, czy możesz przypomnieć jak je robisz, te małosolne? Poza ogórkami poszukam tez jutro na rynku rabarbaru, jeszcze nie jadłam w tym roku. Pada od rana i tak ma być przez następne dni.
Przyślijcie troche słońca i ciepła 🙂
Alino, mam naczynie kamionkowe, do którego wchodzi mniej więcej 0,75 kg ogórków. Na dno kładę gałązkę kopru z nasionkami, pokrojony ząbek czosnku i kawałeczki chrzanu, na to upycham ogórki, znów czosnek ( w sumie 4-5 ząbków) i chrzan, łyżeczkę gorczycy, resztę kopru. Zalewam gorącą wodą z solą w proporcji czubata łyżka soli na litr wody.
Nie wiem czy pamiętacie przepis na ogórki dla leniwych 🙂
http://kresy24.pl/35800/ogorki-malosolne-dla-leniwych/
U Aliny pada, a ja wyczekuję bezskutecznie na deszcz. Zerwałam dziś trochę pokrzyw. Czubki przeznaczyłam do suszenia na herbatkę pokrzywową. Czekałam na deszcz, który wyręczyłby mnie w myciu, ale sama musiałam wykonać tę pracę. Z reszty będzie nawóz do podlewania . Jak dokładnie rozejrzałam się wśród roślin rosnących za płotem, znalazłam także żywokost, którego roztwór jest doskonały do roślin kwitnących. Sami nie wiemy, jakie skarby mamy wokół siebie.
Też piekę ciasto rabarbarowe z przeznaczeniem na jutrzejszy piknik.
14 maja 2016 r.Noc Muzeów … można postać w kolejkach bo w niedzielę sklepy pozamykane …
Jolinku, jak Ci wyszedł dżem, bo zaciekawiło mnie to połączenie?
Małgosiu, dziękuje za przepis. Nie wszystko znajdę jutro na rynku ale poszukam. Ślinka mi leci na ogórki. 🙂
Pozdrawiam Blogowisko.
Małgosiu dopiero stoi i puszcza soki .. gotowanie wieczorem … poeksperymentuje jeszcze bardziej i do połowy porcji dodam banana ….
Alino chyba ciepło idzie do Ciebie bo u nas zapowiadają deszcze, burze i ochłodzenie …
Wojciech Karolak o swojej żonie, Marii Czubaszek … wywiad sprzed kilku lat …
http://polska.newsweek.pl/byla-troche-kosmitka–wojciech-karolak-opowiada-o-zyciu-z-maria-czubaszek,99865,1,1.html
Jolinku,
podaj przepis na ten dżem, u mnie właśnie rabarbar wypuszcza się 🙂
W nocy i z rana deszcz, ale już się wypogodziło. Trochę bardziej pozieleniało, ale jeszcze jest „koronkowo”.
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_0158.JPG
Dawno temu w Warszawie w jednej z gazet ogłoszono, że budowniczowie metra osiągnęli ogromny sukses i wybudowali pół metra metra.
Po pięciu dniach ciężkiej pracy też mogę ogłosić ogromny sukces bo przykryłem zupełnie nowym dachem połowę pracowni. Następne 50 metrów kwadratowych dachu musi poczekać . Na razie może padać, deszcz mi nie straszny w połowie. Gdybym mógł i potrafił wypiłbym po fajrancie pół litra. Niestety czasy się zmieniły i majster woli pół litra Caffè Latte.
Na polu zaczyna kropić.
Alicjo jutro podam … smak dobry bo imbir mi pasuje .. kolor się zachował … trochę zadużo soku się zrobiło .. ten z dodatkiem banana super ale powinnam dać mniej cukru …
Okropnie sucho.
W intencji deszczu zmusiliśmy się do umycia okien. Pan mąż obficie podlał ogród. Jeśli to nie podziała, to już nie wiem co.
Toniemy w rabarbarze. Małosolne w permanencji. Szparagi też.
U nasz leje.
Zupełnie jak w dowcipie o kolejarzu na wczasach, który po upojnej nocy wychylił głowę z namiotu i stwierdził: Ale leje ! Na to ktoś z sąsiedniego namiotu: To pan Rumun?
dzień dobry …
dżem z rabarbaru – przepis „Twojego poradnika i kropki” …
– 1 kg rabarbaru,
– 400-500 g cukru białego lub trzcinowego,
– 2 łyżki świeżo startego imbiru na małych oczkach tarki,
– 20 g drobno posiekanych niesolonych orzechów pistacjowych,
– skórka otarta z 1 cytryny,
ja dodałam 1 łyżkę octu balsamicznego.
– umyty rabarbar osusz ale nie obieraj by zachował kolor,
– rabarbar pokroić na 2-3 cm kawałki, wrzucić do garnka z grubym dnem, wymieszać z imbirem, orzechami i zasypać cukrem wymieszanym ze skórką otarta z cytryny,
– odstawić garnek na 2 godziny by rabarbar puścił sok,
– po tym czasie duś rabarbar pod przykryciem 10-15 minut, tak by się nie rozpadł,
– przełóż gorący rabarbar do słoików i pasteryzuj 20 minut.
ja odlałam troche syropu i będę słodzić nim owsiankę … ten rabarbar nadaje się nawet do robienia ciast .. dobra forma zawekowania rabarbaru na zimę bo ma ładny kolor i smak .. z bananem też wyglada dobrze bo banan jest jasny i pasuje do nalesników ..
miłego dżemowania …. 🙂
Władysław Frasyniuk – „Przyjdź i zamanifestuj swoją niechęć do tego, aby w państwie prawa była zgoda na łamanie prawa” – czuję się zaproszona na 4 czerwca …
http://wyborcza.pl/10,82983,20070361,przyjdz-i-zamanifestuj-swoja-niechec-do-tego-aby-w-panstwie.html
u nas zimniej i się zbiera na deszcz …
no to zes mnie Marku przysmucil (:
pol litra na pol dachu to, jak znalazl 🙄 to jest to!!!
dzieki takiemu zestawieniu mozna znakomicie poszerzyc wlasna percepcje 🙂
nieraz nierozsadne jest zdawanie sie na tzw. ” zdrowy rozsadek ” i nie dopuszczac do rozwijania zmyslow.
pol litra na pol dachu –> nic nie jest w stanie lepiej pobudzic fantazji, mozna tez dobrze sobie pomarzyc.
daj znac kiedy skonczysz druga polowke dachu to z przyjemnoscia pomoge rozpic druga polowke. oczywiscie po tej pierwszej co jeszcze stoi nietknienta.
Na brak pogody zakarpackie zamki: http://www.eryniawtrasie.eu/18817
Pogoda zawsze jest, tylko zależy, jaka. U nas też popaduje deszcz, a wszystko rośnie jak na drożdżach.
Pojechaliśmy do Humane Society odwiedzić naszego uratowanego kotka, ale jest jeszcze pod opieką u ludzi, bo trzeba zwierzątku stale zmieniać opatrunki. To taka „rodzina zastępcza” na czas rekonwalescencji. Porządnie kocisko było poparzone, skoro jeszcze się goi, to już 3 tygodnie od pożaru. Zadzwonimy za tydzień, zobaczymy, może już wróci z „sanatorium”.
Poza tym kupiłam u naszej Japonki fajowe filiżaneczki do herbaty.
http://www.amazon.com/Home-tea-double-Handcraft-Resistant/dp/B00XXO858E/ref=sr_1_15?s=home-garden&ie=UTF8&qid=1463250154&sr=1-15&keywords=japanese+tea+cups
One są maciupcie, takie na 3 łyki, ale nie mogłam się oprzeć – nie mają uszka, za to są z podwójnego szkła. Pewnie bardzo kruche.
A poza tym – zdrowie Wędrowca na szlaku!
Acha, 50ml. Spokojnie z tego można pić sake albo tak zwaną piędziesiątkę 😉
Ładne szklaneczki-filiżaneczki.
Ewo, na Twoich zdjęciach Zakarpacie jest bardzo ładne.
Zakupy zalecone przez Jolinka zajęły mi dziś nadspodziewanie dużo czasu, utknęłam w korku na godzinę.
Lało przez kilka godzin, prawdziwe oberwanie chmury. Na nasze piaski jak znalazł. Ogórki i cukinie wszystkie wzeszły. Juz są całkiem sporawe. W ubiegłym roku cukinie zasiane w maju wykiełkowały pod koniec czerwca i na początku lipca. Jedna wykiełkowała po trzech tygodniach i siedziała z dwoma listkami przez miesiąc. W tym roku rosną jak na drożdżach. Własne cukinie z ostatniego zbioru zawinięte w papier gazetowy dotrwały do grudnia w znakomitej kondycji, te ze sklepu kapcieją po kilku dniach.
Szaraku musimy się w końcu spotkać. Może by kiedyś na jakąś wyspę? Tylko do latawca się nie dam przypiąć.
Ostatnio herbatę pijam wyłącznie w tureckich szklaneczkach. Teraz koniecznie z miętą prosto z ogródka.
https://i.imgur.com/jhcN1Ke.gifv
Małgosiu,
Nie zaprzeczam – w rzeczywistości też jest piękne 🙂
Skoro się ochłodziło, to może taniec na lodzie nie będzie tak zupełnie bez sensu:
https://www.youtube.com/embed/8p42IwPAbFA
Myślę, że ten występ podobałby się Pyrze.
Ewo-ten kot z pomnika to pewno sfotografowany specjalnie dla Alicji 😉
Filiżanki Alicji przypomniały mi, że dostałam kiedyś 2 szklanki o podwójnych ściankach i jeszcze ich nie używałam. Użyłam więc i stwierdziłam, że nie jest to zbyt wygodne naczynie. Może małe filiżanki są wygodniejsze.
Wczorajsze popołudnie spędziłam na spotkaniu towarzyskim na świeżym powietrzu. Moje ciasto rabarbarowe udało się bardzo dobrze, przede wszystkim dlatego, że pokrojony rabarbar poddusiłam najpierw z cukrem z szerokim rondlu.
W każdym towarzystwie prawie zawsze znajdą się smakosze i wytwórcy nalewek. Tak było i tym razem. Mam obiecaną jesienną dostawę jarzębiny i owoców dzikiej róży. W stosownym czasie poproszę Haneczkę o przepisy, bo miałam okazję próbować jej żenichy / nalewka na owocach róży/ i jarzębiaku.
Krystyno, a jakie zrobiłaś ciasto rabarbarowe?
Wczoraj na rynku nie było ani ogórków ani rabarbaru. Sąsiadka ma rabarbar w ogródku wiec ja poproszę. Upieke tartę z rabarbarem i może dodam do smaku migdały, jak na tym filmie poniżej. Może Was tez zainteresuje. 🙂
https://m.youtube.com/watch?v=rYHIErdh9Sw
Małgosiu,
to było ciasto na kruchym spodzie/ 1/2 krupczatki i 1/2 mąki tortowej/. Przeczytałam wprawdzie zamieszczony przez Ciebie przepis na ciasto drożdżowe z rabarbarem, ale ponieważ piekłam ” na wynos”, to nie chciałam eksperymentować. I na surowe ciasto rozłożyłam podgotowany rabarbar z cukrem, na to cienka warstwa ubitej piany z białek, a na wierzch utarte ciasto wcześniej zamrożone. Ciasto piekę na dużej blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Gdy piekę mniejszy placek, to wypełniam tylko część blaszki, ale na blaszce mogę sprawdzać stan podpieczenia spodu, czego nie mogę zrobić w tortownicy.
Krystyno, to robiłaś podobna metodą jak ja swoją ulubioną szarlotkę 🙂
Małą szarlotkę upiekłam także dziś, a to dlatego, że pogoda niespecjalna, a przyjęcia komunijne zagarnęły sporą część gastronomii. Nigdzie więc nie wyjeżdżaliśmy. Postanowiłam mieć na takie okazje zamrożone porcje kruchego ciasta, takie na 2 osoby. Okazuje się, że także białka można zamrażać, więc na szybko można coś dobrego przygotować.
Danuśko,
Ja też lubię koty 🙂
A nadbużańskie okoliczności przyrody też piękne.
Zapraszam na huculskie targowisko:
http://www.eryniawtrasie.eu/18881
Mokro, zimno. Z ochotą pospaceruję po huculskim targu.
Ewo-a czy masz kota w domu? Wybacz, być może już coś pisałaś na ten temat na blogu,
ale tego nie pamiętam.
Odwiedziłam dzisiaj ratusz na Bielanach. Nie z powodu spraw urzędowych, bo niedziela, a na dodatek święto, ale z powodu sceny Mazowieckiego Teatru Muzycznego, która się tam mieści. Na scenie prezentowali się studenci Wydziału Musicalu Akademii Muzycznej z Gdańska. Mamy bardzo utalentowaną młodzież, z ogromną przyjemnością obejrzałyśmy razem z Latoroślą muzyczny spektakl w ich wykonaniu.
W bielańskim ratuszu oprócz teatru jest też restauracja „Karuzela smaku”. Wstąpiłyśmy tam jedynie na herbatę, ale menu dosyć ciekawe, więc może kiedyś wypróbujemy to miejsce obiadowo.
Natomiast nieustannie łykam ślinkę i rozmarzam się kulinarnie podczas mojej obecnej lektury http://lubimyczytac.pl/ksiazka/182132/slodki-jak-miod-kwasny-jak-cytryna
Poniżej smakowity fragment:
„Zacząłem się już rozkręcać i czekałem w gotowości na la spatola a beccafico, caponata di verdure e cipolla rossa. Nie byłem pewien, co to za ryba ta spatola(w wyniku późniejszych dociekań okazało się, że to wiosłonos)…była spora, faszerowana bułką tartą, ziołami i piniolami, podana na warstwie caponaty i z czerwoną cebulą. Farsz z bułki tartej zaostrzono porcją soku z cytryny, a wyrafinowanie caponaty okazało się wręcz niezwykłe.”
Człowiek czyta i od razu chciałby pojechać na Sycylię i sprawdzić te smaki osobiście 🙂
A książkę kupiłam w zasadzie przypadkowo, na jakiejś wyprzedaży za jedyne 12 zł.
Popadało 10 minut. To pewnie dlatego, że tu i ówdzie nie dolśniłam szyb.
Skrzynka mi padła. Jestem dostępna tylko na komórce.
Alino, jak przetransportować do Ciebie nasz rabarbar?
Danuśko,
Miałam – Zgagę i Bandytę. Oba już odeszły https://picasaweb.google.com/112958196308416510634/Koty
Haneczko 🙂
Od wczoraj nie pada a dzisiaj od rana zapowiada sie słoneczny dzień.
Czy znacie Gregory Portera?
https://m.youtube.com/watch?v=ZWUAKq-reLQ
Teraz widzę, że przez pomyłkę do zdjęcia z targowiska są podpięte zamki. Podrzucam dobry link:
https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/6284646074556395905
Zamki są podpięte wszędzie 🙁
Zatem dorzucam Kołomyję: https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/6284651337551504977
i Czerniowce: https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/6284967969377407409
dzień dobry …
Danuśka ta książka była tu polecana tylko nie pamiętam czy przez Piotra czy inną osobę .. przed wycieczką na Sycylię warto przeczytać …
A no widzisz Jolinku, najgorzej jak się ma pamięć dobrą, ale krótką 😉 Na Sycylię się póki co nie wybieram, ale dobrze się czyta.
Ewo-koty w porządku, imiona na szóstkę 🙂
Kosz wielkanocny, jak to się teraz mówi, full wypas!
Danuśka ja pamiętam bo wtedy sobie zażyczyłam taki prezent z jakieś okazji i dostałam … 🙂 .. na Sycylię się wtedy wybierałam ale plany nie wypaliły … a teraz nawet plany trudno robić ..
Skusiłam się i kupiłam pół kilograma polskich truskawek. Cena jest jeszcze dość zaporowa 18 zł/kg. Ale nie żałuję, bo trafiły mi się wyjątkowo słodkie i smaczne.
Ewo,
bardzo ciekawa wycieczka. Czerniowce wyglądają okazale i pięknie. Wydają mi się o wiele bardziej zadbane niż Lwów, który widziałam kilka lat temu i może od tego czasu wypiękniał / choć i wówczas prezentował się nieźle/. Na jarmarku w Kosowie zwróciły moją uwagę ciekawe wyroby tkackie. A odzież ozdobiona motywami ludowymi świadczy, że tam rzeczywiście w tym chodzi się nie tylko od święta, szczególnie dotyczy to mężczyzn i dzieci.
Zabawnie wygląda ten młodzieżowy kosz ze święconym, chyba w Kołomyi, jakby prosto z zakupów. I to wino. Ale młodzi ludzie ładnie wam pozowali.
Truskawki w naszym sklepie kosztowały dziś 14.50 za kg .
Pogoda była dziś brzydka, ale mnie bardzo cieszyła, bo prawie cały dzień padał wyczekiwany deszcz. Ale temperatura 7 st. C to trochę mało.
Haneczko,
mam nadzieję, że i u Ciebie popadało. Ogród wygląda na pewno już pięknie. Ale jest tam co podlewać.
U nas truskawki po 15 zł, ale nie kupiłam, bo prezentowały się dosyć smutnawo.
W ramach witamin sok ze świeżo wyciśniętych pomarańczy. To już zapewne ostatnie pomarańczowe podrygi przed sezonem truskawkowo-czereśniowo-malinowym, który jest zawsze tak długo wyczekiwany.
Pocieszę Was, drogie panie. U nas, na przecenie, truskawki po 7 dol/kg czyli ca. about 28 złotych.
Wiele, wiele lat temu za Czerniowcami, tuż przed granicą rumuńską, zatrzymał nas milicjant i stwierdził, że muszę zapłacić mandat 10 rubli za coś tam. Mówił po polsku. Powiedziałem, że już nie mam rubli, bo zatankowałem i zaraz będę za granicą. Po chwili zastanowienia pyta – a breloczek z gołą babą masz? Nie mam – odpowiedziałem – bo i skąd. Ech, wy, Polaki, jeden ma, drugi nie ma… Nu, dobra, idi w cziortu! Co posłusznie wykonałem. Do dzisiaj pamiętam. Breloczek z gołą babą! 🙂
Cichalu-jakieś 25-27 lat temu, kiedy jeździliśmy co roku na Targi Poleko do Poznania
odbywające się w listopadzie, milicja zatrzymywała regularnie moich kolegów tuż za Poznaniem (już w drodze powrotnej do Warszawy) wiedząc, że w bagażnikach mają nierozdane do końca kalendarze z gołymi babami. Te kalendarze cieszyły się ogromnym powodzeniem, przede wszystkim, wśród naszych klientów z branży górniczej 🙂
Kalendarze przysyłał nam nasz francuski dostawca, który zamawiał je w dużych ilościach nie tylko na rynek polski.
Vive la France et la petite différence 🙂
Krystyno,
Koszyczek był w Czerniowcach. Wpierw młodzież poprosiła mnie o zrobienie wspólnego zdjęcia smartfonem a następnie ja poprosiłam ich o pozowanie dla mnie.
https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/6284967969377407409#6284968854299011714
Cichal,
piękna historia 😉
Mnie Czerniowce kojarzą się z innym komicznym wydarzeniem. Wielka Niedziela, pod cerkwią zebrało się kilka grupek młodzieży z koszami a popa ani widu ani słychu. W końcu wyszedł do ludzi, trzymając w ręce kropidło i jadowicie zielone plastikowe wiaderko z wodą zapewne święconą. Piękny kontrast między sacrum a profanum. Chociaż ewidentnie wyglądałam na obcą (aparat zamiast wiktuałów) zaprosił mnie do wspólnych modłów. Nie wypadało odmówić. W międzyczasie W. gdzieś wsiąkł. Po zakończonej ceremonii, miłej pogawędce z duchownym, i robieniu zdjęć młodzieży, W. wreszcie się pojawił. Okazało się, że babcia klozetowa zamknęła mi Chłopa w toalecie. Ku uciesze otoczenia, Chłop wyłaził przez okno.
Cichalu,
teraz już będziesz wiedział, gdzie pożądane są breloczki z gołymi babami 😉
Ja raz wyłaziłam z ubikacji przez okno, dziecięciem będąc. Zatrzasnęłam się, zostawiając klucz w drzwiach na zewnątrz. Miałam chyba nie więcej, niż 5-6 lat. Okienko było malutkie i wysoko, ale dałam radę 😯
Drugi raz zatrzasnęłam się parę lat temu na stacji benzynowej chyba w Peru (albo w Chile?), niezbyt reprezentacyjna była ta stacja, a wychodek tym bardziej. Myślałam, że w końcu Jerzor zapuka i zapyta, co ja tam tak długo robię, ale on wdał się w rozmowę z pracownikami stacji. W końcu narobiłam rabanu na całą stację, bo drzwi były blaszane.
Przy okazji – najpiękniejsze toalety są w Afryce Południowej, moim zdaniem, a z bajerami typu podgrzewana deska i inne przyjemności to w Japonii 🙂
Zdrowie Wędrowca na szlaku!
A Stara Żaba już zdrowa?
Zimna Zośka była paskudna, a dzisiaj też zimno, ale przynajmniej słonecznie 🙂
Skype mi padł. Zniknęła była, a nawet znikła lista. Zwracam się do wszystkich o odpowiadanie na ponowne zaproszenie. Dziękuję, a nawet bardzo!
Witam, Cichal skopiowałem:
„Po zalogowaniu na konto Skype przechodzisz kolejno do:
1. Pomoc
2. Uzyskaj więcej pomocy (Nadal masz problemy?)
3. Wpisujesz w okienko -> „przywrócenie kontaktów” i klik na Wyszukaj
4. Uzyskaj więcej pomocy
5. Bezpieczeństwo i prywatność -> Kradzież tożsamości lub przejęcie konta
6. Wyślij prośbę o pomoc
7. Pomoc przez e-mail (Wyślij nam wiadomość, a odezwiemy się jak najszybciej.)
W e-mail opisz bardzo dokładnie problem bo jeśli napiszesz zdawkowo lub niejasno to cię oleją totalnie. I nie pisz zawile literacko tylko prostym językiem bo tam po drugiej stronie siedzą prawdopodobnie Indianie Kolumba i korzystają z Translatora Wesoły.”
Pomoc możesz uzyskać też przez czat
https://support.skype.com/pl/faq/FA1170/jak-skontaktowac-sie-z-dzialem-obslugi-klienta-skype
Jurku! Dziękuję za Twój czas. Jestem dość dziarskim i kumatym staruszkiem i z nowoczesnością elektroniczną daję sobie radę, aliści napisałem już trzy e maile do Customer Service i oni nie odpowiadają. Spróbuję czatować, dostępni niestety tylko w polskich godzinach od 8 – 15. Jutro z rana zacznę. Sprawozdam o wynikach.
Nie czekaj, skontaktuj się z:
https://support.skype.com/en/faq/FA11041/why-have-i-not-received-a-reply-from-skype-customer-service
Idealna zupa na „mrozy” które do nas chwilowo wróciły 😉
Szaro, zimno, wieje i pada.
Na obiad będzie pieczony łosoś na warzywach.
Ha, właśnie się zastanawiam, czy uda mi się przemknąć na rowerze pomiędzy jedną ulewą, a następną? Po drodze rozejrzę się za truskawkami i szparagami.
Autor książki, o której niedawno wspominałam podróżował po Sycylii na skuterze, co ma oczywiście dużo zalet, ale nie jest komfortowe, kiedy pada.
Zdarzało mu się być przemoczonym „do ostatniej nitki”i w takich sytuacjach rozgrzewał się głównie winem i dobrym jedzeniem 🙂
I tutaj drobna ciekawostka-wbrew pozorom oliwa nie jest jedynym tłuszczem używanym na Sycylii. W wielu przepisach(głównie na ciasteczka) występuje również smalec.
dobry wieczór …
mało mam czasu ostatnio … ewy zdjęcia i opowieści może jutro uda mi się doczytać …
rabarbar … i taka sałatka …
45 dkg marchwi,
15 dkg rabarbaru,
1/2 szklanki śmietany lub jogurtu,
2 łyżki drobno posiekanej rzeżuchy,
sół i cukier do smaku.
– umyty rabarbar oczyścić i pokroić w bardzo cienkie krążki,
– umytą i obraną marchew, opłukać i zetrzeć na tarce lub w robocie,
– rabarbar wymieszać z marchewką, śmietaną i zieleniną, doprawić solą i cukrem.
przepis z książki „Surówki i sałatki” – Zofia Zawistowska ..
Żabo daj znać co u Ciebie i jak zdrowie? …
Ja Was bardzo przepraszam, ale po drodze do Kamieńca wpadliśmy jeszcze do jaskini Kryształowej: http://www.eryniawtrasie.eu/19002
Ewo, a za co przepraszasz, przecież wiemy, że nic nie opuścicie, a wręcz przeciwnie skoki w bok mile widziane 🙂
Haneczka mnie około 23: pogoniła spać, sama też miała już się położyć, tymczasem odniosło to skutek przeciwny, bo zamiast odejść od garów (stały na kuchni cztery: boczek zasmażony z cebulą i grzyby do gulaszu, oraz boczek wędzony podtopiony z czosnkiem do żurku i mąka z czosnkiem na sos mareczkowy). Nagle poczułam przypływ energii w dzień niespotykanej 🙂 i: gulasz perkocze w dwóch garach, jeden już nawet wyłączyłam, sos wyprowadziłam do spiżarni, takoż żurek, na boczku jutro podsmażę białą kiełbasę do żurku i jakoś to razem pomieszam, pownie go rozleję na dwa garnki tak jak gulasz, co by się nie przypalił, poza tym nie wiem, czy się zmieści garnek ma 11 litrów, a juz jest w nim osiem). W czasie wolnym, czyli jak się gulasz gotował, to wsadziłam keksy do piekarnika i właśnie czekam, żeby się upiekły.
W czwartek ma przyjechać Pepegor a Inka z Lucjanem w piatek lub sobotę. W koncu te drzewka posadzimy. Jak Jurek Haneczczyn ozdrowieje, to moze wpadną w następny weekend z drzewkiem w ręku.
A ja juz prawie skończyłam sprawozdanie z wyjazdu do Anglii. Jest nadzieja, że je skonczę, kiedyś 🙂
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Mam nadzieję, że Żaba w końcu położyła się spać, ja z kolei obudziłam się ponad godzinę temu, czytam różne takie oraz snuję się po domu. Żabo-na sprawozdanie z Anglii czekamy cierpliwie i mamy nadzieję, że to „kiedyś” nie będzie za bardzo odległe!
Przeczytałam kolejną opowieść Ewy i obejrzałam zdjęcia-szkoda, że Pyra Młodsza zawalona robotą, bo na pewno chętnie by pooglądała Kryształową Jaskinię. Zresztą nasza Pyra też bardzo lubiła i ceniła ewine opowieści. A tawerna u Borii całkiem, całkiem:-)
dzień dobry …
Marek z okazji urodzin zdrowia i spełnienia marzeń … 🙂
o Żaba całkiem zdrowa i praca wre … 🙂 …
a ja ostatnio śpie dłużej i pewnie dlatego też mniej czasu mam ..
Dziewczyny,
Tak sobie wyobrażam, Pyrę siedzącą na chmurce i kręcącą głową: „gdzie też ich znowu poniosło?!” Mnie również Jej brakuje…
Co do jaskini, mieliśmy szczęście że Ukraińcom chciało się pracować w święto (ichniejszy Wielki Poniedziałek).
Marku,
Wielu powodów do radości!
Pyra była najsilniejszą podporą Bloga od strony blogowiczów. Mam opory z zaglądaniem , bo od razu przypomina się tyle osób, które odeszły w ciągu roku.
Wróciliśmy niedawno z 15-dniowej podróży po Izraelu. Nie pierwszy raz dla mnie, ale pierwszy trochę dokładniejszy. Niesamowicie ten kraj się zmienił w ciągu 15 lat od mojej poprzedniej wizyty. Zmiana, którą dostrzegam nastraja mnie bardzo optymistycznie. Optymizm oznacza, że spodziewam się, iż w ciągu 20-50 lat konflikty pomiędzy mieszkańcami Izraela pozostaną tylko w głowach niektórych polityków. Wyraźnie widać, że większość mieszkańców ma już dosyć konfliktu i stara się żyć normalnie. To nie znaczy, że napięć nie ma. Są, ale ich natężenie w porównaniu do stanu sprzed lat 15 jest wielokrotnie niższe.
A propos Izraela. Od czasu do czasu przeglądam pismo Chidusz, ogólnopolskie wydawane przez Gminę Żydowską we Wrocławiu. Pismo jest ciekawe, w większości poświęcone kulturze. Jeśli rozumieć kulturę najszerzej, jak można, to jest ono kulturze poświęcone w caości. Po powrocie z Izraela zajrzałem do kwietniowego bodajże (a może marcowego) wydania i przeczytałem, że pan Wicepremier Gliński w tym roku odmówił przyznania dotacji na wydawanie tego pisma. Zapewne uważał, że pieniądze na kulturę powinny wspierać kulturę ojczystą. Ja nie jestem Żydem, a przynajmniej nic mi nie wiadomo, żebym miał jakichś żydowskich przodków. Ale kultura żydowska w Polsce jest także moją kulturą, bo ma miejsce w moim społeczeństwie. Podejrzewam, że podobne decyzje dotknęły i inne redakcje pism kulturalnych mniejszości narodowych. W ogóle razi mnie pojęcie mniejszości narodowej. Odnoszę wrażenie, że chodzi o coś wyodrębnionego i obcego. Tymczasem każda z tych społeczności jest częścią całego naszego społeczeństwa i każdy jej członek jest w sensie przynależności także współobywatelem całości i najczęściej tak to odczuwa. Są też wyjątki, ale one są i wśród osób narodowości polskiej. Wybaczcie, że tak się rozpisałem na ten temat, ale decyzja MK wytrąciła mnie z równowagi. Tak mnie wytrąciła, że przekazałem drobną (jak na potrzeby pisma) kwotę na rachunek redakcji. Piszę o tym nie, żeby się chwalić tylko z nadzieją, że może znajdę naśladowców. Oczywiście rozumiem, że celów, na które warto przekazać jest liczba tak wielka, że ten akurat cel może być uznany za mało wazny. Ale dla mnie nie to w głównej mierze nie chęć wspomożenia pisma (cóż w końcu znaczy taka wpłata), ale znak protestu przeciwko decyzji MK.
Wracając do podróży, zwykle ze względu na bardzo ograniczone środki wybieramy hotele na peryferiach. Tym razem w Hajfie, Jerozolimie i Telawiwie mieliśmy hotele w samym centrum miast, w Jerozolimie tuż przy Skwerze Zion z oknami częściowo na ulicę Ben Jehudy i do późnego wieczoru z balkonu mogliśmy obserwqować tętniące życie na ulicach i w czterech restauracjach na widoku. Chyba w przyszłości będziemy ten czynnik brać pod uwagę przy kolejnych rezerwacjach.
Piszę o różnych rzeczach, a co chwila wraca smutek spowodowany brakiem tylu osób. A okres mam wesoły. Wczoraj imieniny Synalka, dzisiaj urodziny Córeńki, jutro urodziny Ukochanej.
W pracy przemeblowanie od wczoraj w innym pokoju. Szczęśliwie udało się uruchomić PC jeszcze w trakcie przeprowadzki.
Stanisławie-różne decyzje i wystąpienia ministra Glińskiego są mocno kontrowersyjne, delikatnie rzecz określając:
http://natemat.pl/168543,wicepremier-glinski-wygwizdany-podczas-otwarcia-europejskiej-stolicy-kultury-w-wroclawiu
Cieszę się, że się w końcu odezwałeś. A jak tam wrażenia kulinarne z Twoje izraelskiej podróży?
Jeszcze o decyzjach Ministerstwa Kultury:
http://film.onet.pl/wiadomosci/krystyna-janda-nie-otrzymala-dotacji-na-swoj-teatr/0gthf7
Zadziwia mnie jak różni mogą być bracia na przykładzie ministra i reżysera.
Marku, zdrowia i pomyślności, wszystkiego najlepszego!
Festiwal Dwa Brzegi też bez pieniędzy:
http://kultura.newsweek.pl/dwa-brzegi-tvp-i-pge-zrywaja-wspolprace-z-festiwalem-grazyny-torbickiej,artykuly,385816,1.html
Nawet nie chcę komentować, bo aż cisną się usta słowa uznawane powszechnie za obelżywe…
Stanisławie,
Podziel się jeszcze wrażeniami z Izraela. Tam mnie jeszcze nie widzieli więc tym chętniej poczytam.
Sprawa Teatru Polonia jest dobrze nagłośniona. Decyzji podobnych jest wiele.
Sprawy kulinarne w Izraelu zeszły na dalszy plan. Przeceniliśmy trochę nasze siły. Ukochana postanowiła wszędzie chodzic piechotą wybierając warianty ekstremalne. W Hajfie planowałem wjechać na tamtejsze centrum Góry Karmel autobusem i stopniowo schodzić oglądając, co trzeba, w tym przede wszystkim ogrody Bahaitów i klasztor Karmelitów. Tymczasem weszliśmy piechotą, co zabrało parę godzin. Fakt, że do pewnego miejsca wchodzić było warto, bo było co oglądać. Na Górę Oliwną też weszliśmy piechotą po dokładnym zwiedzeniu Starego Miasta i wyjściu z niego przez Bramę Lwów. Telawiw też cały schodziliśmy piechotą przez 2 dni. Na ogół tak chodzimy, bo tylko na nogach można naprawdę poznać miasto. W Masadzie planowałem wjechać na górę kolejką, weszliśmy piechotą. To na tej zasadzie, że oboje mieliśmy kłopoty z narządami ruchu i postanowiliśmy zastosować kurację „klin klinem”. Szczęśliwie udało się przekonać Ukochaną, że na Górę Tabor lepiej wjechać samochodem. Wrażenia z całego pobytu wspaniałe, ale prawie codziennie byliśmy pod wieczór tak wykończeni, że na wizyty w restauracji nie było już ochoty. Jadaliśmy głównie obiadokolacje własnej roboty na bazie makaronu, włoskich przetworów pomidorowych i pesto z dodatkiem sardynek, tuńczyków i ewentualnie wędlin.
Jeżeli jedliśmy coś w mieście, były to falafele w pitach z różnymi dodatkami. Najlepsze, prawie genialne w Aradzie, w małym barku obok głównego centrum handlowego. Falafele (po 4 sztuki na porcję) były świetnie przyprawione i gorące, humus też przyprawiony rewelacyjnie, najlepszy, jaki kiedykolwiek jadłem. Dodatki wybieraliśmy trochę odmiennie, ja dobrałem trochę sosu ostro przyprawionego i to było fantastyczne. Oboje wzięliśmy też ogórkowe pikle, które okazały się fantastycznymi ogórkami kiszonymi.
Za te dwie porcje zapłaciliśmy w sumie 20 szekli czyli 20 złotych. Na siedząco przy stoliku z widokiem na kwietne klomby. Humus też był na ciepło i sos także. Inne dodatki, jak należy.
Najgorsze falafele jedliśmy na Górze Oliwnej w palestyńskiej restauracyjce z tarasem na dachu – z widokiem na Stare Miasto. Falafele (2 szt na porcję, szczęście, że nie więcej) zimne, z twardą skorupą i nadmiernie dominującą przyprawą curry. Obrzydliwe. Humus zimny i bez smaku. Dodatki mikroskopijne. Za to właściciel zażyczył sobie 100 szekli 🙁
Po wymianie zdań dostał 50, co i tak było o wiele za dużo. Twierdził, że kary menu ani cennika mieć nie musi. Według jego logiki mógł zażądać i 10 razy tyle.
Mogę też odnieść się do hotelowych śniadań. Z poprzednich podróży zapamiętałem je jako dość kiepskie, ale tym razem było inaczej. Śniadania mieliśmy w Jerozolimie i Telawiwie. W Jerozolimie w hotelu Zion śniadania były skromne – jajko na twardo (dla głodnego mogło być kilka, bo to był szwedzki bufet), bardzo dobra sałatka z tuńczyka z kukurydzą, kilka innych sałatek. sery, masło, pieczywo. Z pieczywem był mały kłopot, bo przez 3 ostatnie dni była tylko maca, do której nie jesteśmy przyzwyczajeni. Bardzo dobra kawa i duży wybór herbat. Sok typowo hotelowy. Olus – w sobotę też było śniadanie, co nie w każdym hotelu jest regułą.
W Telawiwie w hotelu De la Mer obok budynku Opera Tower śniadania były obłędne. Naleśniki, jajecznice, doskonałe sery i znów rozmate sałatki. Banany, jabłka, pomarańcze, bardzo dobre ciasta. W obu hotelach naprawdę można było się najeść i to smacznie. W tym drugim zdecydowanie lepiej i dla śniadań ten hotel polecam. Położenie też niezłe, bo tuż przy plaży i pół godziny piechotą do Starej Jaffy wzdłuż morza i szpaleru wieżowców. Również około pół godziny do obiektów kulturalnych na końcu Bulwaru Rotschilda. Do Neuve Tzadik też blisko. Dla ewentualnie zwiedzających w przyszłości: w przewodnikach piszą o Nowym Cadyku jako o ciekawej dzielnicy artyystycznej, ale w rzeczywistości jest to dzielnica bardzo zaniedbana i naprawdę jest do zwiedzania tylko jedna ulica, przy której rzeczywiście jest wioel sklepów całkiem ciekawych, a na pewno wartych odwiedzenia. Ale jeszcze ładniejsze są sklepy artystyczne w Jerozolimie, z których polecam najbardziej ulicę Króla Davida. Oczywiście Mekką (chyba niezbyt szczęśliwe porównanie) turystów ciekawych tego, co artuystyczne, jest Safed. Tam w galeriach spędziliśmu sporo czasu, a najwięcej w galerii malarki i graficzki podpisującej się Masha:
https://www.google.pl/search?q=Masha+Safed&espv=2&biw=1077&bih=874&tbm=isch&imgil=O_b6VTx1iPh0LM%253A%253B_ww08LA3ycqzAM%253Bhttp%25253A%25252F%25252Fsafed-tzfat.blogspot.com%25252F2007%25252F03%25252Fsafed-tzfat-y-tambin-zefat.html&source=iu&pf=m&fir=O_b6VTx1iPh0LM%253A%252C_ww08LA3ycqzAM%252C_&usg=__-sMrARd1OQFUcyM_bCB5kmgpQc4%3D&ved=0ahUKEwiFq7nSpOPMAhVFJ5oKHdkEAk0QyjcIWA&ei=jDI8V4W1FsXO6ATZiYjoBA#imgrc=O_b6VTx1iPh0LM%3A
Masza Orłowicz z Petersburga bardzo nam przypadła do gustu. Kupiliśmy małą grafikę, ale miałem ochotę na obraz, który bardzo mi się podobał i nawet nie był zbyt drogi. Ale spory rozmiar trochę kolidował z dalszą podróżą i samolotem.
Ostatnia sprawa: wino. Wino nam towarzyszyło przez cała podróż. Głównie z Karmel Winery i Golan Winery. Bardzo przyzwoite ale dość drogie. Mają też znakomite wina, ale te są już bardzo drogie. Pech chciał, że najtaniej można było kupić dobre wino w supermarkrcie w Akrze, gdzie byliśmy drugiego dnia zwiedzania. Potem już nigdzie tyak dobrych cen nie spotkaliśmy. Private Collection z Carmel Winery – 3 butelki za 100 szekli. Byliśmy też w sklepie przy Carmel Winery w Zikhron Jakov – kolebce osadnictwa sjonistycznego w II połowie XIX wieku. I tam było znacznie drożej. Najdrożej było w sklepach wolnocłowych na lotnisku, ale to wiadomo.
Z innych wrażeń gastronomicznych. Przeczytaliśmy wiele kart restauracyjnych. Co ciekawe, różnice w cenach pomiędzy daniami niewiele się różnią w zależności od piotrawy. Najczęściej danie główne kosztuje w granicach 40-60 szekli i ten poziom spotykaliśmy w najróżniejszych restauracjach niezależnie od klasy restauracji (według naszej oceny). 40 kosztowała wątróbka wołowa, a 60 filet mignon. U nas polędwica tej klasy kosztowałaby zapewne 3-4 razy tyle, co wątróbka. Naleśnik dużych rozmiarów posmarowany czekoladą i posypany orzechami to 20 szekli. Czekolada i orzeszki bardzo dobrego gatunku, ale sam naleśnik, który jedliśmy, gumowaty.
Próbowaliśmy też kawy mrożonej (Ice coffee). Podobnie, jak u nas, rozumiano przez to różne wyroby. W Jerozolimie, w German Colony, była to mocna kawa z lodami i bitą śmietaną, w Starej Jaffie po prostu zmrożona czarna kawa, też mocna. Tę Ice Coffee w obu wydaniach podają z syropem cukrowym w dzbanuszku. Szkoda, że u nas na to nie wpadli, bo ja kawę mrożoną lubię na słodko, a osłodzić cukrem tego się nie da.
I to by było na tyle z wrażeń kulinarnych.
Nie wiem, czy nie za dużo tych wrażeń z Izraela. Myślę, że warto tam pojechać, jeśli ktoś jeszcze nie był. I to niezależnie od wyznania. Nie wiem, czy historia Izraela albo chrześcijaństwa może być komukolwiek całkowicie obojętna. Jeżeli nie jest, pojechać trzeba. Wrócę za parę dni do wrażeń, dzisiaj już nie mogę, jutro też nie. Dzisiaj mogłem dać sobie trochę luzu po ukończeniu sporej roboty.
Ostatnie wrażenia na dzisiaj to piękna biżuteria. Oczywiście jest różna w różnych sklepach, ale prawie naprzeciwko hotelu przy ulica Jaffa w Jerozolimie były wyroby przepiękne, szczególnie naszyjniki. Niestety, dosyć drogie. Ja bym się szarpną, ale Ukochana nie chciała się zgodzic na taki prezent urodzinowy. A byłoby jej z takim naszyjnikiem pięknie. Wyroby w tym sklepie były tak oryginalne, że nawet nie wiem, jak by je można było opisać. Podstawą było złoto dość mocno rozklepane z kolorowymi aplikacjami z innych metali i z kamieni. Doskonale zharmizowany dobór barw i ciekawe kształty. Asortyment od dużych i bogatych do stosunkowo skromnych. Niestety, nie zrobiliśmy zdjęcia. Zresztą nie wiem, czy wolno fotografować takie oryginalne wyroby.
Decyzje pana Glińskiego nie są celowo wymierzone w mniejszości. Realizują strategię „dobrej zmiany”. Z naciskiem na „zmianę”. Ci, którzy dostawali dotacje, nie będą ich dostawali. Ot i cała filozofia.
W ramach tej strategii wielki prokurator cofnął dotację dla Centrum Pomocy Kobietom, Fundacji Dzieci Niczyje, Stowarzyszeniu Baby:
http://fakty.tvn24.pl/ogladaj-online,60/anita-kucharska-dziedzic-z-nagroda-im-jana-wejcherta,644599.html
Jako uzasadnienie podano, że służą one tylko jednej grupie. Tymczasem służą one polskiej rodzinie, czyli oczku w głowie niemiłościwie panujących. Bo nawet te organizacje, które nastawione były w pierwszym rzędzie na pomoc kobietom maltretowanym, pomagały całej rodzinie. Dzieciom, w przezwyciężaniu skutków doznanej traumy. Mężczyznom, lub kobietom, dopuszczającym się przemocy, w treningu radzenia sobie z negatywnymi emocjami, agresją.
Teraz ma być na abarot 👿
Marku-ściskam Cię serdecznie urodzinowo.
Zwiedziliśmy zatem ostatnimi czasy kawałek świata dzięki opowieściom Ewy i Stanisława. Dzięki 🙂
Stanisławie-piszesz, że masz opory przed zaglądaniem na blog. Z jednej strony to rozumiem, ale z drugiej…Sam wiesz, jak bardzo Pyrze zależało, by ten blog istniał, tętnił życiem i żeby Blogowicze pisali w miarę regularnie. Jeśli Ona nas tam pilnuje z tej swojej chmurki, a na pewno to robi 😉 to dobrze byłoby zaglądać i komentować
w miarę wolnego czasu i możliwości.
Chociaż sporo podróżuję, to nadal jestem bardzo ciekawa świata i z dużą przyjemnością oglądam i czytam opowieści o nim. Życia nie starczy by wszystko samemu zobaczyć i przyjemnie jest popatrzeć innymi oczami.
Danuśko, zdaję sobie z tego sprawę. Widzę, że garstka jeszcze została, ale też myślę, że powody są podobne – wrażliwość przygnębiająca świadomością utraty osób bliskich. 3 ostatnie – Pyra, Pan Piotr, Nisia – były osoby, które uważałem za bliskie sobie, przynajmniej z mojej strony.
Często o nich myślę.
Na pewno masz rację. Dla spełnienia woli Pyry warto się przemóc i być aktywnym. Pan Piotr też chyba będzie zadowolony z trwania tej witryny.
Uświadomiłem sobie właśnie, że to i tak nie wicepremier decyduje o dotacjach tylko sam Prezes. Poza tym pieniądze potrzebne na 500+ trzeba komuś zabrać. Ideologicznie też dotacja dla ofiar przemocy w rodzinie była niepoprawna politycznie, bo w naszym najlepszym na świecie społeczeństwie przemocy w rodzinie być nie może, a więc nie ma. To wszystko coraz bardziej przypomina mi epokę słusznie minioną. Coraz bardziej też przypomina rok 1984 Orwella. Nadawanie pojęciom przeciwstawnego znaczenia już stało się faktem. Telewizor działający równocześnie jako kamera wydaje się już całkiem prawdopodobny w świetle ustawy antyterrorystycznej. Czekam jeszcze na nowe wydania starych gazet. Myślę, że nowe wydanie Rzeczypospolitej z 11 kwietnia 2010 roku będzie w calości napisane przez Macierewicza. Na razie oficjalnie mówi się tylko o pilnej konieczności napisania nowych podręczników do historii dla szkół od podstawówki do matury. I ta historia ma mieć jednoznaczną wymowę narodową. Nie bardzo wiem, jak to ma być zrobione, ale domyślam się treści.
Stanisławie-zobacz, jak ładnie napisałeś o tej biżuterii i naszyjnikach dla Ukochanej.
Jak czytam taki fragment to zaraz myślę o Nisi, która kochała biżutki i nie mogę pogodzić się z tym, że Ona już tego wpisu nie skomentuje… A w ubiegłym roku o tej porze odwiedziłyśmy Barbarę i Piotra na Targach Książki :
https://plus.google.com/photos/111194922675990388082/albums/6149897676091848881
Marku – przyjmij najserdeczniejsze życzenia.
Spoko, dojdziemy i do nowych wydawań starych gazet:
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/jaroslaw-kaczynski-poprawial-ksiazke-o-swoim-bracie-wydawnictwo-fronda-wyjasnia/fz17sd
Danusiu, masz racje, Pyra przypominała nam regularnie, zeby sie auaktywniac, z radością witała każde nowe relacje z podróży. Brakuje mi bardzo całej Nieobecnej Czwórki.
Marku, najlepsze zyczenia z okazji urodzin. To rownież dzień urodzin mojej mamy. 🙂
Dzień dobry 🙂
Markowi- Misiowi, same serdeczności i ucałowania oraz sto lat 🙂
Stanisławie,
zamiast Pyry zrugam Cię, że tak rzadko zaglądasz i jeszcze masz wątpliwości, czy nie za dużo napisałeś 🙄
Dobrego zawsze mało! Następnym razem jak zobaczysz piękny naszyjnik w sam raz dla Ukochanej, nie konsultuj z nią kupna, tylko kupuj, i to najlepiej nie w jej obecności 😉
Byłaby piękna pamiątka z Izraela.
My planujemy mini-zjazd z Cichalami w nadchodzący weekend, najprawdopodobniej Nowy też dołączy, mamy nadzieję.
Alicjo-z tymi konsultacjami, to w zasadzie masz rację, ale… Zdarzało mi się otrzymywać od Osobistego Wędkarza prezenty, które nie wprawiały mnie w zachwyt, że tak to dyplomatycznie określę. Polubiłam zatem konsultacje 😉
W najbliższy weekend mamy więc dwa mini zjazdy-amerykańsko-kanadyjski oraz nadbużański. Życzmy sobie nawzajem owocnych obrad 🙂 My zjazdujemy z Koleżankami Warszawiankami w sobotę, w wiadomych, około wyszkowskich okolicznościach przyrody.
Dzien dobry,
Marku – najlepszego!
Owocnych obrad koleżankom Warszawiankom życzy Frakcja Północno-Amerykańska 🙂
Uściski dla Frakcji zza Kałuży 🙂
Mamy dzisiaj mnóstwo powodów do toastowania-urodziny mamy Aliny oraz Marka, różne święta u Stanisława, ozdrowiała Żaba w pełnej gotowości kulinarnej oraz oczywiście za pamięć Wielkiej Czwórki, a w zasadzie Piątki, bo przecież z tą niebiańską kompanią ucztuje jeszcze Pan Lulek.
Pana Lulka i jego gruszkówki przy Niebiańskim Stole nie może zabraknąć!
Serdeczności dla wszystkich dziś świętujących, ukłony dla Mamy Aliny, dla Marka dużo radości z osiągnięć ogródkowych i remontowych 🙂
Z przyjemnością czytam o podróżach Stanisława, Ewy i oczywiście wszystkich ruchliwych blogowiczów. I miło, że dzielicie się swoimi wrażeniami i zdjęciami. Jeszcze jakby odezwała się Nemo, bardzo lubiłam te relacje z górskich przebieżek, z prac ogródkowych i kulinarnych doświadczeń. Ja dzisiaj zrobiłam próbę przed naszym sobotnim spotkaniem i upichciłam tartę ze szpinakiem i serem solankowym (daje się jeść na ciepło i chłodna, w warunkach piknikowych). Wyszło pysznie, więc mam nadzieję, że sukces uda się powtórzyć. Może to nie będzie akurat tarta ze szpinakiem, ale np. ze szparagami. Wszystko zależy od powodzenia w piątkowych zakupach.
Dla Mamy Aliny najserdeczniejsze życzenia zdrowia, pogody ducha, wszystkiego najlepszego.
Dziś też świętuje urodziny mój szwagier 🙂
Toast za Świętujących, Obchodzących, Zdrowiejących oraz za naszych Drogich Nieobecnych!
Salso-Twój pomysł z tartą wydaje mi się bardzo smakowity 🙂
Alino dla mamy dużo zdrowia … 🙂
Stanisławie bardzo ciekawa ta Wasza wyprawa … byłam 10 lat temu w Izraelu tydzień i mieszkałam w Betlejem … trochę się wtedy stresowałam i na granicy i na przejściu za mur … zobaczyłam sporo ale wspomnienia moje nie są takie pozytywne jak Twoje … a jedzenie to był jakiś koszmar … potem Jordania wydała mi się rajem …
Stanisławie,
Dziękuję. Izrael jest na mojej liście ale wciąż na odległym miejscu. Może kiedyś…
u Żaby też mni zjazd – pepegor, Inka, Lucjan i pewnie Eska będę ..
Za zdrowie !
…oraz zdrówko 🙂
Stanisławie! Też nie jestem Żydem (i rodzina nic na ten temat nie sprawozdawa) i również dlatego i też z innych powodów ,dziękuję Ci za mądrość Twoich komentarzy!
Przekaż, prosimy, Twoim solenizantom i jubilatom wszystkiego najlepszego!
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Za zdrowie solenizantów – na szlaku i tych co zeszli ze szlaku!
Zostało mi jeszcze nieco bakalii, więc upiekłam dwa duże keksy (=4 małe), właśnie je wyciągam z pieca. Ciekawostka – takie same blaszki i dokładnie tyle samo ciasta w każdej. Stały obok siebie. Jeden keks pękł, drugi nie.
Dostałam zamówioną białą kiełbasę do żurku, więc żurek minizjazdowy jest. Połowa gulaszu się zamraża, a druga połowa czeka w lodówce. Po degustacji Eska doszła do wniosku, że jałowiec potraktowany blenderem zmienia nieco smak, ale pozytywnie. Może to tak jak z kminkiem – mielony ma inny smak niż cały?
Zapowiada się przyjazd Pyry Młodszej z Radkiem 🙂
Cichalu, oczywiście wyrażam zgodę i zapraszam
Owczarek Podhalański z sąsiadującej Budy napisał:
„19 maja, to na Niebieskiej Holi bedzie pewnie pikne przyjęcie, pełne piknyk smakołyków. Bo jo nie wierze, coby Pon Pieter, mający w tym dniu swoje urodziny, nie wyryktowoł na takom okazje cegosi specjalnego. Ale my, tutok na ziemi, tyz wte wypijmy piknie zdrowie Pona Pietra! 🙂 „.
Myślę, że Owczarek ma absolutną rację 🙂
dzień dobry …
Żabo to tylko pogody życzyć bo towarzystwo będzie znakomite …
dziś Piotra urodziny … i chyba imieniny … zawsze z imieninami było zamieszanie bo wszyscy składali życzenia w czerwcu tradycyjnie a Piotr majowy był …
wczoraj była premiera nowej książki „Nienachalna z urody” Marii Czubaszek ….
Bardzo dziękuję za życzenia!!!
Niestety nic nie upiekłem i zapomniałem się napić 🙁 Może nadrobię moje zaległości dziś wieczorem a jeśli znów wypadnie popracować, to za dwa tygodnie na wyspie 🙂
symbolem marszu „Wszyscy dla Wolności” będzie Motyl …
https://www.facebook.com/KomitetObronyDemokracji/photos/gm.649543301868156/1726993460872074/?type=3&action_history=null
4 czerwca w godzinach 16:00 – 18:30 …
Urodziny i imieniny naszego Gospodarza. Nasze najcieplejsze myśli dla Basi Adamczewskiej i dzieci.
Marku, juz za dwa tygodnie bedziesz w królestwie Slawka. 🙂 Pozdrów go serdecznie.
Jeśli trafi na polskie ekrany, polecam Wam świeży i poetycki film „Rosalie Blum”
https://m.youtube.com/watch?v=rWR643wIJ7Y
Imieniny chyba jednak nie 19-go, a trochę później (nie w czerwcu, jak większość Piotróþw obchodzi), gdyby było wszystko w tym samym dniu, zapamiętalibyśmy. Na razie idę spać,
dobranoc.
dziś Piotra jest też …
Jolinku-4 czerwca będziemy na marszu z całą grupą znajomych. Przemeblowaliśmy z tego powodu plany kulinarno-towarzyskie, jako że tym razem manifestacja z godzinach popołudniowych. A motyl bardzo udany.
Alino-dzięki za filmową wiadomość. Ja natomiast wybieram się do kina „Muranów” w dwa kolejne wtorki. Zresztą bardzo możliwe, że wybierzemy się wspólnie z kuzynką Magdą:
http://muranow.gutekfilm.pl/2016/05/13/7-edycja-przegladu-nowego-kina-francuskiego-na-bis-niedobrani-i-piekne-dni/
Dokładnie rok temu
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2015/05/19/dobry-obiad-w-pare-minut/
Dzień dobry,
nadal chłodny, niestety. Dzisiaj na Mt.Everest weszła rekordowa ilość ludzi, 150+ osób. Teraz to nawet Everestem nie można już zaimponować…
Nasz znajomy Maratończyk, o którym niejednokrotnie wspominałam, jest w tej chwili w Nepalu, w drodze (piechotą do lata…) do Base Camp. Oczywiście na Everest nie będzie się pchał, pojechał tam z okazji Tenzing Hillary Everest Marathon May 29, 2016.
Byłoby to zwieńczenie marzeń Maratończyka – miał zamiar brać udział rok temu, ale z powodu trzęsienia ziemi maraton nie odbył się.
Bogdan nadał z Nepalu, że ślady trzęsienia są co rusz.
Za przyjemność wzięcia udziału w himalajskim maratonie płaci się niebagatelną sumę 2 500 US$. No i jeszcze trzeba sobie tam dolecieć i przez minimum 2 tygodnie się aklimatyzować…wątpliwa przyjemność, jakby się mnie kto pytał. Pewnie widoki rekompensują to wszystko, niemniej jednak oszczędziłabym sobie tych 2500 i maratonu 😉
Niemniej jednak trzymajcie za 10 dni za naszego Maratończyka – w swojej grupie wiekowej nie będzie miał za dużo konkurentów.
A tu nasz Kanadyjczyk w Dublinie, znajdując polskie ślady…Jutro wraca do Kanady. Jak go znam, pewnie zakupił śliwki w czekoladzie 😉
http://aalicja.dyns.cx/news/Dublin.jpg
Alino 11:54
Zacząłem czytać i… wymiękłem.
O, przegapiłam wpis Aliny… zdawało mi się, że Piotra świętujemy osobno. Nic nie szkodzi, możemy świętować podwójnie dzisiaj 🙂
Jak wyżej-wyżej wspomniałam, Owczarek Podhalański słusznie zauważył, że dzisiaj wielka impreza na „Niebieskiej Holi”.
Toasty już niedługo, nie przegapmy!
I jeszcze jedno – moja synowa też biega, już od dłuższego czasu, codziennie 10km po pagórowatych terenach w okolicach Portland (Oregon). Ostatnio słyszałam, że w październiku startuje w Yosemite Half Marathon. No to już mamy załatwione, co w październiku będziemy robić…kierunek —> Kalifornia 🙂
Jeszcze coś – kulinarnie. Otóż w Baltic Deli, naszym polskim sklepie, Jerzor zawsze spotykał Pana Kanadyjczyka, który przychodził do sklepu po „najlepszą kanapkę na świecie”. Kanapka była już zapakowana, więc Jerzor nie widział, co tam jest. Dzisiaj w porze przedpołudniowej wpadł do sklepu i zakupił, po czym wpadł do domu. Rozpakowałam tę najlepszą kanapkę na świecie, była wielkości talerza deserowego, składała się z: pyszna wielka buła, majonez, pomidor, schabowy panierowany, plaster sera żółtego.
Przekroiłam to na pół, zjedliśmy (ja z trudem), na deser po dwa „michałki” i mamy obiad z głowy 🙂
Rzeczywiście doskonała kanapka, czy raczek KANAPA!
*raczej 😳
19 maja o godz. 11:06 540486
Już od rana, od samego
Mamy Piotra wesołego
Wesołego, zajętego
A dlaczego? A dlatego
Że tłum gości będzie walił
Pod niebiosa Jego chwalił
Życząc szczęścia, pomyślności
Dni szczęśliwych i radości
Gości przyjąć więc wypada
Ciasta, torty, czekolada,
Sandacz z grilla, wół pieczony
Natką ślicznie ozdobiony
Piotr już w kuchni jest od rana
Tu pomidor, tam śmietana
Tam zamieszać, tu posolić
Coś popieprzyć, coś pokroić…
Piotrze! Chociaż w kuchni lubisz być
Za swą czarę teraz chwyć
Z ubiegłorocznego wpisu bardzo mi się podobał okolicznościowy wiersz naszego Zwierzątka, pozwalam sobie go przytoczyć:
Wszyscy życzeń ślą bukiety
I mężczyźni i kobiety
I zwierzątko z igiełkami
Pędzi z życzeń bukietami
Zdrowia, szczęścia, pomyślności
A w kuchni kolejnych nowości
Urodzinowo-imieninowe pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Psiakostka…źle mi się skopiowało, bo mój komputer warczy…to zdanie miało być na początku w poprzednim wpisie 👿
„Z ubiegłorocznego wpisu bardzo mi się podobał okolicznościowy wiersz naszego Zwierzątka, pozwalam sobie go przytoczyć:”
Gdyby tu Pyra była, to by was pogoniła! Gdzie wszystkich wymiotło?!
Witam, wymieniam gumowy kołnierz w pralce, w między czasie marynuję filety z kurczaka do szynkowaru na jutro. Coś jeszcze się znajdzie do żeby się nie lenić. Usprawiedliwiony?
Za zdrowie Wędrowca!
Dopiero teraz mam chwilę.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Za solenizantów i Gospodarza zwłaszcza!
Pepegor dojechał popołudniem/wieczorem ciężko objuczonym Fordem. Rozjuczył samochód głównie w siodlarni, takoż dał mi tajemniczą torbę z zastrzeżeniem, że zawartość jest przeznaczona na niedzielne śniadanie, kiedy to wszyscy razem zasiądą śniadaniowo – bez zaglądania schowałam do spiżarnianej lodówki. Gdyby był nieco później miałabym wyprany obrus, a tak popijaliśmy winko powitalne przy nieco niedoubranym stole. Rzecz w tym, że dzisiaj był Pan Hydraulik i udrożnił rury zatkane głównie takimi nierozpuszczającymi się chusteczkami – kto do jasnej ciasnej Anielki spuszcza to to a nie wrzuca do kubełka stojącego obok? Za to juz wiem czemu przez kilkanascie lat system działał bez zająknięcia – po prostu wtedy młodzież takowych chusteczek nie używała. Pan hydraulik przepychał rurę, a pranie w pralce czekało i stąd to spóźnienie. Oczywiście w Żabich są też inne obrusy, wcale liczne, ale jakoś ten lubię najbardziej, jest on też nieco pamiątkowy, ma na przykład dziurkę wypaloną przez Pyrę własnoręcznie papierosem.
Pepegor pomógł mi go rozłożyć i zjedliśmy obiad/kolację klasyczną, czyli żurek, gulasz, kartofelki (na cześć Pepegora roznegliżowane, czyli bez mundurków), cukinię od Haneczki i kompot czereśniowy na deser. Wszystko podlane czerwonym winem.
Dobranoc!
Usprawiedliwiony 🙂
Stara Żabo, umieść stosowny napis względem tych chusteczek nierozpuszczalnych…że też dzisiejsza młodzież nie ma wyobraźni 🙄
Ostatnio wzięłam się za powtórkę z Olgi Tokarczuk, której prawie wszystkie książki mam, oprócz Ksiąg Jakubowych, o której to książce niedługo przed śmiercią wypowiadał się Gospodarz. Bardzo pozytywnie, chociaż zdziwiła Go objętość, coś ponad 700 stron.
Ale nie o tym…otóż ostatnią z książek była „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Dzięki mojej niepamięci dopiero po jakichś 100 stronach zorientowałam się, że już to czytałam (u mnie nie ma nieprzeczytanych książek, bardzo dobrze, że mam niepamięć sprawną 😉
Otóż bardzo polecam powyższą książkę wielbicielom kryminałów! Świetnie napisana książka i zaskakująca końcówka, jak to w kryminale powinno być – kto zabił?!
Nie odzywam się, bo na pracowitą mordkę padam. Chrzcielny sezon daje solidnie do wiwatu.
Nie gotuję, tylko pichcę. Byle szybko i żeby wątpia nie wyły zbyt długo.
Stanisławie, czy zdecydujecie się poznańsko zjechać?
Nie ma nieobecnych. Oni są obecni inaczej, a jednocześnie jak dawniej.
Ciągle słyszę Pyrowe „Cześć kochanie” i nikt mi tego nie odbierze.
No właśnie 🙁
Ale trzeba też pogróżki Pyry wziąć pod uwagę – blog ma trwać, a jak nie – to ja was postraszę 🙂
Dzień dobry,
Nie mam oficjalnego usprawiedliwienia na moją kulawą obecność tutaj, ale przecież jestem. W sobotę lub niedzielę spotkam się z Kanadyjczykami w gościnnym domu państwa Cichalów. Pogadamy przy lampce, a właściwie lampkach…jeszcze nigdy na jednej się nie skończyło.
Marku – wszystkiego co najlepsze przesyłam Ci w swoich życzeniach!!!
Wspominam Gospodarza, Pyrę, Placka, Nisię…..
Gdy dzwoniłem do Pyry, zawsze z niepewnością czy nie przeszkadzam, często odbierała Ania – „Już daję mamę…” i zaraz – Dzień dobry Tadziku. Tak mnie Pyra nazywała. Są momenty których się nie zapomni nigdy…
Jolinku i grupa warszawska – będę z Wami całym duchem 4 czerwca – MOTYLEM JESTEM!!!!!!
Ewa i Witek – prowadźcie mnie, prowadźcie przez te wszystkie mało mi znane zakątki!!!
Wielkie dzięki!!!!
Udanego minizjazdu w Żabich Błotach!!!!!
A na dobranoc, zamiast paciorka – Lekcja religii. Obecność obowiązkowa!!!!
https://www.youtube.com/watch?v=wdU9MVTLqXU
Dobranoc 🙂
dzień dobry ….
Nowy wsparcia nam trzeba w tych trudnych czasach … bardzo mnie dołuje ta sytuacja w Polsce …. bardzo …
pogoda się zapowiada ładna to i u Żaby i u Danuśki będą miłe spotkania na łonie przyrody ..
Pół roku nie oglądałem Wiadomości w TVP. Niestety to był niewybaczalny błąd. Na szczęście można teraz obejrzeć je na Youtube. Wzruszyłem się do łez.
https://www.youtube.com/watch?v=QjqCC_YNi14
Biegacze też nie mają lekko: http://stylzycia.newsweek.pl/ministerstwo-srodowiska-chcialo-odwolac-bieg-rzeznika,artykuly,385963,1.html
Byle do następnych wyborów… I oby było kogo wybierać.
a co to zmieni? skoro my i tak jestesmy wszyscy jednakowi, tacy sami. przynajmniej wewnatrz. przed chwila wpadlem na to.
aktualnie siedze na trawniku w tutejszym najstarszym ogrodzie. obok grupa mlodych mezczyzn zajeta zacjeciami z koranu. slysze: allah slyszy i widzi wszystko. tego typu zwroty, po tylu latach w multikulti sa zrozumiale. i kiedy ten gorliwiec toto wypowiadal, schodzila z mostku panienka o ponad przecietnej urodzie. i allah, i ja tez widzialem jak tych szesciu spode lba patrzeli w bok, w kierunku nadchodzacego grzechu zezujac miedzy koranem a do polowy odzianym biustem
MisKu 🙂 🙄
na wyspe, zawsze, nawet jutro 🙄
Ja też. Wzruszyłam się. A wydawało się przez chwilę, że panu Fedorowiczowi zabraknie tematów do śmiechu…
szaraku… co racja to racja 😉 🙂 🙂 🙂
mini zjazd u cichala będzie wesoły bo urodzinowy …. a urodziny 24 maja będą bardzo okrągłe … 🙂 …. szkoda, że nas tam nie będzie ….
… co racja to racja Jolinku, ale urodzinowy nikogo z nas nie zapraszal 😛
jestem juz po kolejnej tygodniowej kuracji spargelowej. z kosmosu slysze: eine kleine pause schadet nicht
Cichaly,
barszczyki są w wyborze, co Pani Sklepowa poleciła, to wzięłam.
Ponadto biblioteka obwoźna przygotowana, łącznie z nienachalnej urody szczytową Czubaszek.
Jak Wam się co przypomni, to dajcie cynk.
Aż umyliśmy samochód 😯
„Do tych miejsc dołączy wkrótce Rzepiennik Biskupi położony w Małopolsce. Latem powstanie tam kosmiczny habitat.
Pomyślnie zakończyła się akcja crowdfundingowa, którą pomysłodawcy zbudowania habitatu uruchomili miesiąc temu.”
Dobra zmiana dotyczy też języka polskiego, a co! My nie gęsi!
Prosiaczek vel Mrusia została zapakowana do koszyka i poszła na służbę do Bywszego Personelu. Już ona da tym pięciu kotkom popalić!
Moja Przyjaciółka powiada, że to stres dla Prosiaczka, tak być oddawanym na parę dni co rusz, przy naszych wyjazdach. Jaki tam stres, ona zna ten dom doskonale, stres byłby, gdybyśmy ją oddawali do miejsca na przechowanie, gdzie nikogo nie zna!
Bywszy Personel powiada, że Prosiaczek trzyma się osobno i tylko czasem trzepnie łapką jakiegoś odważniejszego kota (kotkę, bo tam są same panie), który za blisko podejdzie.
„La sombra del viento” – Cień wiatru (wiozę dla Ewy Cichalewskiej), przypomniało mi się, że na najpiękniejszym Statku Świata, czyli na Darze Młodzieży, czytałam chyba drugą część tej trylogii, coś o aniele.
Kapitan Ryszard Kwiatkowski vel Rysiu miał to w swojej bibliotece.
Ja też coś tam zostawiłam, schodząc po raz ostatni ze statku.
To były wspaniałe dni, ale już nie odważyłabym się płynąć Darem.
Po pierwsze primo, nie ma Nisi. Po drugie primo, załoga zupełnie inna.
Wychodzi na to, że pewien etap życia się skończył. Nisina wina, wciągnęła mnie w takie towarzycho, a potem umknęła do nieba.
👿
Alicjo! Dziękujemy za pamięć barszczykową. Ewa cały dzień kleiła(?!) paszteciki. Przed chwilą skończyłem kompletować bibliotekę do oddania i pomyślałem żeby zadzwonić albo zaskajpować z prośbą o jeszcze, a Ty już gotowa!
Szaraku! Nikogo nie zapraszałem. Przyjacioły mają prawo (a czasem i obowiązek) nawiedzać bez specjalnej namowy! Ładuj Przyjaciela do Lufthansy i fruuu. Czekamy!
Jolinku, niestety, ta okrągła była w ubiegłym roku. Teraz, to już tylko utrwalam dziewiąty krzyżyk! Dzisiaj byłem na siłowni, żeby dotrzymać kroku, jak młodzież przybędzie!
Ostatnia anegdota z Waszyngtonu. Na spotkaniu Obamy z Rasmussenem, premierem Danii, w czasie luźnej rozmowy padło pytanie – Co pan sądzi o Donaldzie – To wielkiej kultury polityk, o szerokich horyzontach, olbrzymiej wiedzy i wielce taktowny w negocjacjach – powiedział Rasmussen. I przypuszcza pan, że Trump ma szanse na prezydenturę Stanów -zdziwił się Obama. Jaki Trump – myślałem, że pan pyta o Tuska!
dzień dobry …
cichalu no i zobacz nie umiem liczyć … 😉 …
my za godzinę wyruszamy do Danuśki … wieczorem się zameldujemy …
miłego dnia …
Wspaniałych, radosnych i smakowitych obrad – w dobrach nadbużańskich i tych za Dużą Kałużą – wszystkim uczestnikom serdecznie życzę. /i okropnie zazdroszczę/
Dzień dobry,
jesteśmy wstane. Za pół godziny wyruszamy.
Cichalu 🙄 dzieki,
WIELKIE DZIEKI za tak mile zaproszenie. w tym polroczu wylatalem juz plan na ponad caly rok. a czeka mnie jeszcze podroz ponizej rownika nad ocean i minimum jeszcze raz na ” nasze zimowe ” wyspy tez na oceanie. poza tym latam na kaicie, jak tylko natura pozwala, na tutejszych wyspach ( wolin, usedom, fehmarn ). ale to wcale nie znaczy, ze nie skorzystam z tak milego zaproszenia, tym bardziej, ze ponawiane jest po raz drugi 🙄
wciskam je zatem w przyszloroczny plan, na przelomie pierwszego a drugiego qwartalu.
podczas toastow i spiewow happy birthday to you, zaspiewaj sobie ode mnie:
…
…
… niech Ci niiiigdy, nie zabraaaknie, stopy wooody pod kilem …
ze znanego Wam wyspiarskiego apartamentu – szarak & przyjaciel
a wiekiem to nie przesadzaj, gdybys powiedzial za masz czterdziesci z hakiem,, to tez nikt by nie zaprzeczal 🙄
No to trzymam za słowo! A te czterdzieści z hakiem, to masz rację! Tylko zdublowane dokładnie! 🙂
A na zdjęciach szef kuchni (i kajta) w jednym ze swoich żywiołów. oraz widok z Jego okna.
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/OgonekZachod#5786236297156307170
Cichalu 🙂 z tych obrazkow to jedynie kicz ( zachod slonca ) jest ten sam. wszystko inne wyglada teraz zupelnie inaczej. ale co ja bede klepal, sam popatrz
https://picasaweb.google.com/118399121099696213754/SamiSwieci#slideshow/6263069809750470530
Alicjo, jestem juz po pedalowaniu 🙂 do swino i zurück. przy kei stoi autobus na ktorym sie bujalas parokrotnie. pomachalem do busa w twoim imieniu 🙄
tylko pierwszy obrazek !!!
Dotarliśmy w końcu do Kamieńca Podolskiego: http://www.eryniawtrasie.eu/19039
A my powróciliśmy ze Zjazdu Nadbużańskiego. Humory dopisały, pogoda również okazała się łaskawa. Gospodarz przemili, jedzenie jak zwykle przepyszne. Na początek pasty z sardynek i szprotek i buraków z fasolą w wykonaniu Gospodyni, zapiekane suszone owoce w boczku i odpowiednie sosy do tego, marynowane śliwki i papryka Jolinka, tarta ze szparagami Barbary, różowe wino. Potem spacer w pięknych okolicznościach przyrody na zaostrzenie apetytu. Gospodarz powitał nas gorącym grillem na którym piekły się szaszłyki z kurczaka i cukinii, był do tego bardzo smaczny „wegetariański bigos” i moja mieszana sałata. Na deser przepyszne szaszłyki z truskawek i melona, którym towarzyszył kieliszek szampana, a potem moje ciasto drożdżowe z rabarbarem i Basina tarta również z tym owocem. Na koniec degustacja doskonałych nalewek.
Nie mogłabym zapomnieć o fantastycznym spektaklu z zaprzyjaźnionym lisem, który mimo licznego i nieco hałaśliwego towarzystwa oraz psa (Gucia) odważył się wejść na działkę i jadł z ręki Alain’a. Niesamowite!
Danusiu, Alain bardzo dziękujemy za cudowny dzień i tak serdeczne przyjęcie.
Jeśli coś pominęłam wybaczcie.
Jeszcze bardziej zazdraszczam!!!!!!!!!!!!!!!!
Dodam tylko, że myślami łączyliśmy się z wszystkimi „zazdraszczającymi” wznosząc toasty za naszą blogową przyjaźń, pozdrawiając też Zjazdowiczów w Żabich Błotach i za oceanem, oczywiście. A wiosna u Danuśki taka piękna, kwitną poziomki, konwalie i całe mnóstwo rozmaitych, nie znanych nam ale pięknych polnych kwiatów, ptactwo się przekrzykuje, no i ten lisek! Jednym słowem było pysznie!
Piękny zjazd!
Troszkę zdjęć z lisem w roli głównej
https://goo.gl/photos/XQWV4LEHn6Q2kmwLA
Wyobrażam sobie, jak przyjemnie było u Danuśki i Alaina. A jakie urozmaicone menu. Pasta z wędzonych ryb, buraków i fasoli – nie wpadłabym na taki pomysł.
Ewo,
czekałam na ten Kamieniec z ciekawością. Bardzo malownicza okolica, zwłaszcza nad rzeką, ale dotrzeć wszędzie pieszo, to musiało być trochę męczące. Czy spotykaliście podczas tej podróży polskich turystów ?
Jak zielono na działce, a lisek zmienia ubarwienie. Takiego samego szaro – rudego widziałam kilka dni temu, jadąc drogą przez las.
A u mnie majowa atrakcja – kukułka, a właściwie tylko jej głos. Nie skąpi nam kukania. No i na pobliską łąkę przylatuje bocian.
Alain tańczący z lisami!
Czekamy na frekwencję. Jeszcze ich nie ma, a mają blisko. Tak mniej więcej jak z Krakowa do Gdańska. Jeśli naprawdę wyjechali o 9 tej, to powinni być za pół godziny. Pasuje mi, bo wtedy wyjmę z pieca focaccio z oliwkami i oregano. Chleb żytnio-przenno razowy na zakwasie hotowy! Reszta w sprawozdaniu. Niestety Nowy zawita dopiero jutro. Na pewno jakaś białogłowa stanęła na drodze… 🙂
dzień dobry …
Małgosia i Barbara opisały już nasz wypad do Danuśki i Alana … było super … dodam jeszcze, że z grila była też smaczna kaszanka z miejscowego sklepu .. było pysznie jedzeniowo i towarzysko … 🙂 .. a pogaduchy z Żabą i Lucjanem umiliły nam minizjazd o ciekawostki z Żabich Błot … przyroda nas pogłaskała wiosną …. 🙂
Wyobrażam sobie jak piękny musi być poranek u Danusi i Alaina i jak musi smakować poranna kawka przy ptasim gwarze i w zielonym zawrocie głowy. Tak sobie myślę popijając wodę z cytrynką w towarzystwie pelargonii, mięty, bazylii i rukoli…na moim miejskim balkonie 🙂
A w radiu p. Sumińska opowiada dziś o mrówkach, jakiż to ciekawy leśny ludek!
Krystyno,
Tylko w Kamieńcu natknęliśmy się na jedną polską wycieczkę. Wiem, że Polacy docierają do Kołomyi a zapaleni speleolodzy do ukraińskich jaskiń, niemniej jednak wojna w Donbasie zniechęca turystów do podróży.
Krystyno,
Z transportem w Kamieńcu nie było tak źle. Zawsze można było zamieszkać w hotelu na starówce, wynająć taksówkę, stary samochód albo nawet takie cudo https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/6286086805546395057#6286086948881176818
…i zwiedzać do oporu.
A u nas dzis juz lato na calego, szparagi, truskawki i 30 stopni. Oraz wybory prezydenckie, druga tura. Bylam wybierac i poczulam, ze to moje miejsce na ziemi.
Salso, właśnie zjadłam do kawy kawałeczek Twojej tarty, czy mogłabym poprosić o przepis, bo bardzo mi przypadła do smaku 🙂
Po Kamieńcu przyszła kolej na Chocim: http://www.eryniawtrasie.eu/19087
Małgosiu, cieszę się, że tarta smakowała. Na kruche ciasto: 150 g mąki + 100 g masła + 50 g cukru pudru + 1 żółtko surowe + szczypta soli + 2-3 łyżki lodowatej wody. To wszystko pulsacyjnie w malakserze, po czym w woreczek foliowy i do lodówki, a jak mało czasu to choć na trochę do zamrażalnika. Nast. wałkowanie przez folię do pożądanego kształtu, wyłożenie formy, podziurkowanie widelcem i pieczenie (u mnie 170 st./15 min. z termoobiegiem). W tzw. międzyczasie ok. 5 pałek rabarbaru (nie odzieram go ze skórki, dla lepszego koloru) kroję na dość drobne kawałki, zasypuję cukrem trzcinowym (na oko, później próbuję) i podduszam na głębszej patelni nie za długo, żeby choć trochę pozostał w kawałkach. Jeśli wydzieli zbyt dużo soku, odcedzam, żeby nie rozmoczył ciasta. Na upieczonym spodzie rozsypuję warstewkę płatków migdałowych, na to wykładam rabarbar (tym razem do smaku pokropiłam go 1 łyżką wody różanej, bo akurat udało mi się ją zakupić. Ale w efekcie żadnej róży nie wyczuwałam, więc może trzeba było machnąć ze dwie łyżki?) Na rabarbar kruszonka – i tu mam problem, bo robiłam ją zupełnie na oko i moim zdaniem wyszła trochę zbyt drobna. Podam przepis od Liski z bloga White Plate: 50 g mąki pszennej, 50 g cukru trzcinowego, łyżeczka waniliowego, 30 g masła i 30 g płatków owsianych błyskawicznych. Ten przepis wypróbowałam i jest dobry.
Salso bardzo dziękuję, tek myślałam, że rabarbar jest leciutko podduszony. Już zapisuję sobie przepis 🙂
Lisowa, jak zwykle, wpadła dzisiaj na popołudniową „herbatę” 😉
My do herbaty mieliśmy dwa ciasta do wyboru-małgosine i basine, obydwa bardzo smaczne. Zjazdowiczom bardzo dziękujemy za przybycie, miłe towarzystwo oraz uczestnictwo kulinarne 🙂
Jolinku, dzisiaj do porannej kawy czytałam otrzymane od Ciebie „Dżemy, marmolady i galaretki”. Bardzo dużo ciekawych przepisów i pomysłów. Na pierwszy rzut pójdzie chyba chutney rabarbarowy: rabarbar, czosnek, chili, cukier, orzechy włoskie, czarnuszka, rodzynki oraz kieliszek porto.
Krystyno-moje pasty podane w sobotę na przekąskę są bardzo proste i nie wymagały wiele zachodu. Sardynkowa składa się z sardynek oraz szprotów (mogą być też inne rybki zapuszkowane w oleju)oraz twarożku typu Almette, tudzież przypraw, które lubimy. Pasta buraczana była eksperymentem, mam nadzieję dosyć udanym:
tarte buraczki, czerwona fasola z puszki, suszone żurawiny, oliwa, majonez, czosnek. Jak było widać na zdjęciu zamieszczonym przez Małgosię, miała ładny buraczany kolor.
Wegetariański bigosik składał się z młodych jarzyn: kapusty, ziemniaków, marchewki i koperku, na koniec został zagęszczony zasmażką. To danie też robiłam po raz pierwszy i planuję je wprowadzić do naszego wiosennego jadłospisu.
Po wczorajszych obradach spaliśmy jak susły. Rano zmusiłem Kanadyjczyków do owsianki z owocami, jagodami i kefirem probiotycznym. Alicja ładnie zjadła, tylko Jerzor marudził, że za dużo. Resztę do pojemnika i zje jutro, a jak nie to dostanie do domu.
Rozmowy przenieśliśmy w plener. Dłuuuugi spacer na terenach Rockefellera. Piękny, dziki las. Nie mają tu ministra, który by wycinał drzewa. 🙂 Podglądaliśmy też żółwie na wielkim stawie. Ptasie koncerty crescendo! Żivot je cudo!
Teraz lancz i dalej na łono przyrody! Nowy dojedzie popołudniową porą.
Ewo-z przyjemnością obejrzałam kolejną serię Twoich zdjęć. Co praży się w tym wspaniałym kotle na ulicy w Kamieniu Podolskim?
I jeszcze w uzupełnieniu ukraińskich klimatów:
http://www.rdc.pl/informacje/dzien-wyszywanki-w-warszawie-pokaza-tradycyjne-stroje/
Postaram się pamiętać o tej paradzie w przyszłym roku! Na facebooku są bardzo ładne zdjęcia tych strojów.
Danuśko,
kociołek był pusty – to tylko reklama stoiska z kawą
https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/6286086805546395057#6286087026431930498
Popodrozowalam dzieki Ewie. 🙂
Notuje Jolinka: „Przyroda nas pogłaskała wiosna”. Spędziliście miła sobotę u Danusi i Alaina.
Salso, tez zapisze Twoj przepis 🙂
Tutaj znow pada i jest chłodno.
Errata: to nie o ten kociołek chodziło. Bodajże ziemniaki z cebulą i kiełbasą się prażyły.
Ta przyroda to nawet nas głaskała już trochę latem 😉
Na naszym spotkaniu zabrakło tym razem kuzynki Magdy, do której przyczepiło się jakieś przeziębieniowe paskudztwo.
Magdo-byłaś z nami duchem dzięki różnym wegetariańskim daniom!
Ewo, dzięki.
Kuzynko Magdo, specjalnie z myślą o Tobie zrezygnowałam z dodatku chrupiącego bekonu do tarty ze szparagami 🙂 i w ogóle, szkoda, że nie mogłaś do nas dołączyć. Zdrowia życzę!
Danuśko, kapusta wegetariańska rzeczywiście dobra, lekka, a przede wszystkim zupełnie inna od tych tradycyjnych. Pasty warte powtórzenia, szczególnie oryginalna ta buraczkowa z zaskakującymi dodatkami. Samo zdrowie!
Ewo, kolejna świetna wyprawa, jesteście niezmordowani, podziwiam 🙂 Mnie zawartość tego kociołka wyglądała na drobno pokrojone jabłka…
Dzień dobry,
Tutaj już po pierwszej po północy. Godzinę temu wróciłem od Cichalów. Po każdej wizycie mam wrażenie, że Ewa i Janusz urodzili się by przyjmować gości. Ich dom jest naprawdę otwarty dla każdego, kto przekracza jego progi.
Świętowaliśmy Janusza urodziny, piliśmy wino i inne trunki, no i oczywiście jedliśmy.
Podano: czerwony barszcz z pasztecikami, polędwicę z grzybami, ziemniaki, sałatki, a na deser tort jako Ewy dzieło. Polędwica była przygotowana przez Ewę i Alicję. A więc były dwie kucharki, dobrze, że nie sześć, bo pewnie wyjechałbym głodny 🙂
Miedzy gryzami i łykami wina oczywiście pogaduszki. Wszystkim zebrało się na wspomnienia, więc każdy musiał opowiedzieć o swojej pierwszej sympatii, miłości czy jak go zwał. Zarówno Jezior jak i Cichal nieco plątali się w zeznaniach 🙂 Ja oczywiście nie – byłem sam, więc żadnych stresów, Ewa i Alicja też wybrnęły bez problemu.
Oczywiście nie byliśmy sami – Pyra, Gospodarz, Nisia, Placek też tam wpadli na chwilę.
Czas szybko upłynął, musiałem wracać, następnym razem będę bardziej przygotowany na nocleg.
Ewa i Janusz – dziękuję za zaproszenie, Alicja i Jurek – fajnie było Was znowu widzieć.
Dobranoc 🙂
PS Wpisy przejrzę jutro, już jest zbyt późno.
dzień dobry …
tyle osób zadowolonych wraca z minizjazdów …. 🙂
a nas czeka tzw. długi weekend … w czwartek zamknięte sklepy bo święto oraz dodatkowo Dzień Matki … i pogoda Lulkowa się zapowiada .. 🙂
ewo jak długo trawał objazd? … jeszcze wszystkiego nie zobaczyłam … i taka myśl mnie naszła, że Wy podróże traktujecie jak czytanie książki a ja jak oglądanie obrazków w niej …
a gdzie Basia porankowa? …
Jolinku,
9 dni. Bardzo ciekawa analogia z ksiażką. Coś w tym jest…
Do podrózy staram się podchodzić zgodnie z łacińską sentencją: nil mirari, nil indignari, sed intellegere (nie dziwić się, nie oburzać, ale zrozumieć).
A cappella? Jolinku- zapewne w podróżach 😉
W tym tygodniu wiele osób wzięło urlopy, bo niewielkim kosztem można powakacjować przez cały tydzień.
moze mi ktos z was powiedziec jak ten badyl –> https://picasaweb.google.com/118399121099696213754/6287810820371820897#slideshow/6287810826193324898
sie zwie?
wielkosc badyla na ekranie odpowiada rzeczywistosci, tzn jest toto mniej wiecej wielkosci pilki, pomiedzy do siatkowki a do szczypiorniaka.
wszedlem w jego posiadanie w zeszlym roku na bundesgartenschau.
wsadzilem go jesienia ubieglego roku do worka z ziemia. opakowanie wraz z nazwa albo zabral wiatr, albo sie samo zutylizowalo 😉
🙄 a warto przeciez wiedzieco o co sie ludz troszczy
Melduję, że drzewka w ilości ośmiu zostały wczoraj przed południem posadzone – niektórym dostały się po dwa 🙂
Dołki kopali do spółki Lucjan z Pepegorem, Inka podlewała z węża, a ja się kręciłam – miałam decydować gdzie które drzewko, ale w końcu decyzje były komisyjne 🙂
Pepegor postuluje dosadzić gruszę lub śliwę dla Pana Lulka, akurat mam Faworytkę, więc jeszcze ją dosadzimy. Nie ma to jak gruszkówka, mam butlę z napisem „Teufel Gift” i bardzo pilnuję, żeby się nie zniszczył, choć w środku jest orzechówka.
Posadziliśmy: miłorząb i złotą brzozę dla Nisi, klony cukrowe dla Placka, lipę dla Pyry (Inka ma przesłać do Małgosi W. zdjęcia oblewania szampanem – przezornie przywiezionym przez Pepegora – lipy i innych drzewek), dęby błotne (podobne do czerwonych, ale z bardziej powycinanymi liśćmi i pięknej stożkowatej koronie – za nieco lat) dla Piotra i Placka, i wierzbę płaczącą, która nazywa się Trista – ją to tak ogólnie symbolicznie, przy kamieniu.
Plackowi wypadałoby jeszcze posadzić wiśnię, tylko nie wiem jaką, bo tez o nią prosił kolegę w Kanadzie, mówiła mi to Alina.
Inka z Lucjanem pojechali wczoraj po południu, niestety Pyra Młodsza nie dojechała z powodu nawału prac w szkole. Pepegor właśnie wrócił z porannego wypadu do miasta, pakuje się i rusza na zachód.
Żabo-drzewa dobrane znakomicie, wielkie podziękowania dla wszystkich uczestników za włączenie się do akcji kupowania i sadzenia.
Chyba wypadałoby zrobić jakąś zrzutkę na pokrycie kosztu tych ogrodniczych wydatków?
cholera, pomyliłam się – dęby dla Piotra i Pana Lulka, oczywiście.
Żadnej zrzutki! Drzewka są jeszcze za pieniądze z zrzutki na kwiaty dla Pyry.
dzieki Nemo. 🙂 na Nemo zawsze mozna liczyc! 🙄
niech zatem nazywa sie poprawnie badyl, skoro tutaj zyje to nie mu bedzie sternkugel -lauch na imie i na nazwisko amaryllisgewächse 😆
noch mal danke 🙂
Dzień dobry.
Szaraku, już jest nowy wpis. 😉
Szanowna Redakcjo „Polityki”, bardzo dziękuję za dopieszczanie nas. 😀
Ciekawa dyskusja się tu rozwinęła.