Ptaki, dziki i szczypiorek
Ostatni felieton Piotra z cyklu Za stołem. Kiedy przysyłał go do redakcji, mieliśmy jeszcze nadzieję, że to po prostu kolejny…
Moja wiejska okolica aż tętni od życia. Ptaki, wprawdzie w nieco dalszej okolicy niż zwykle, już od paru tygodni śpiewają jak opętane. A ja czuję się osierocony.
Przed czterema laty wywiesiłem na kilku drzewach budki lęgowe dla ptaków. Zrobiłem wszystko zgodnie z zaleceniami prof. Jana Sokołowskiego, nieżyjącego już wybitnego polskiego ornitologa. Domki są z drewna brzozowego i sosnowego, wiszą w odpowiedniej odległości od siebie, a otwory wejściowe są na tyle małe, by drapieżniki (ptaki i ssaki) miały utrudniony wstęp, a właściwi lokatorzy – wprost przeciwnie.
Przez pierwsze lata budził nas radosny świergot, co dodawało uroku wiejskiemu życiu. I nagle nastała cisza. Wszystkie budki opustoszały. Nikt w nich nie mieszka. To bardzo przykre.
Moje obserwacje wykazały, że wcale nie przybyło ani łasiczek, ani kotów w sąsiedztwie, ani sójek czy srok, które by wyjadały jaja lub pisklęta. Kury, też przecież ptaki, niosą się coraz lepiej. Rozmnożyły się wielce bażanty i kuropatwy, o które bardzo się martwiłem, że są w całej okolicy bliskie wyginięcia.
Prawdę mówiąc, liczba dzikich kuraków to był znacznie większy problem niż moje puste budki. No, ale teraz, gdy znów zaczęło ich przybywać, problem śpiewającego sąsiedztwa znów zaczął mnie nurtować. Nikt przecież nie lubi sieroctwa.
Zagęściło się też na rzecznych rozlewiskach. Gęsi wracają na nadbiebrzańskie bagna, przelatując nad moim dachem, a liczne gatunki kaczek, łysek i łabędzi buszują w odradzających się trzcinowiskach, żeby znaleźć odpowiednio osłonięte kępy na swoje wielkie i ruchome gniazda. Życie wraca w moje okolice. Nie powinienem zatem narzekać, lecz się cieszyć, ale człek jest tak samolubny…
Brak prof. Jana Sokołowskiego jest dość dotkliwy. Nie mogę znaleźć żadnego innego autorytetu, który by mi pomógł w ponownym zasiedleniu ptasiego osiedla. Choć przeczytałem niedawno, że chyba sam sobie jestem winien. Podczas ostatnich niezwykle upalnych lat poobcinałem uschłe gałęzie (zwłaszcza sosen), które stwarzały pozory cienia wokół budek, teraz wystawionych na ciągłą operację słoneczną, od świtu do późnego popołudnia. Wyobrażam więc sobie, jak wewnątrz budek musi być upalnie. A klimatyzacji brak.
Piszę te słowa, żeby zdać sprawę z własnej obłudy. Tęsknię do pulsującego życiem i śpiewającego lasu, uwielbiam podglądać i potem opisywać jego życie, a równocześnie zajadam się i zachwycam smakiem dziczyzny. Oglądam bażanty, dzikie kaczki czy udźce jelenie w postaci zamrożonych i całkowicie przygotowanych do kuchennej obróbki kawałków mięsa, które za chwilę znajdą się na moim i moich gości talerzach. A że nabyłem wiele wprawy w tej kucharskiej robocie, są to rzeczywiście smakołyki. Tymczasem jeszcze przed nieodległym czasem były to żywe i piękne stworzenia, o których z takim rozrzewnieniem pisuję.
A więc koniec fałszu i obłudy. Nie będzie dziczyzny na moim stole. Nie znaczy to, że przechodzę na wegetarianizm. To tylko pierwszy krok w tę stronę. A państwu proponuję czysto wegetariański przepis. Posmakuje także ptakom, jeśli tylko coś po daniu zostanie.
***
Pierogi gryczane ze szczypiorem
2 szklanki mąki gryczanej, 2 jaja, 200 ml wody, pęczek szczypioru, 4 łyżki masła, sól
1. Z mąki, wody i jaj (trochę białka zostawić do zlepiania brzegów pierogów) zagnieść gęste ciasto, wyciskać krążki i brzegi smarować białkiem.
2. Na środek kłaść po łyżeczce posiekanego szczypioru, lekko wcześniej podsmażonego.
3. Brzegi zacisnąć. Gotować około 10 min w osolonej wodzie. Podawać gorące, polane masłem lub posypane resztą podsmażonego albo świeżego szczypioru.
Komentarze
dziękujemy za nowy wpis ….
haneczko a jak z wpłatami … cena atrakcyjna …
haneczko – komu kasę przekazać? Poproszę o numer konta i dokładna datę spotkania.
Najserdeczniejsze życzenia dla dzisiejszych Jubilatów !!!
Ja jeszcze nieśmiało pytam, czy nie lepiej by było przesunąć Zjazd na weekend 12-13-14, bo weekend 5-6-7 jest za blisko Światowych Dni Młodzieży i przyjazdu papieża – wszędzie będzie tłoczno…
Dzien dobry,
Swietujacym – najlepszego!
Dla dzisiejszych Jubilatów Alaina i Michela najserdeczniejsze życzenia urodzinowe zdrowia i wszelkiej pomyślności.
Światowe Dni Młodzieży odbywają się w Krakowie od 27 do 31.07.2016, więc nie wydaje mi się, by mogły jakoś szczególnie wpływać na nasze spotkanie tydzień później w Poznaniu. Oczywiście nie mnie decydować, kiedy ma odbyć się X Zjazd, ale trzeba też pamiętać, że 13-15 sierpień, to tak zwany długi weekend w Polsce i wiele osób może mieć już zaplanowane jakieś podróże czy też inne rozrywki.
Alain dziękuje bardzo za życzenia i ściska wraz ze mną Michela Juniora.
W ramach urodzinowych obchodów wywiozłam Jubilata nad Jezioro Czorsztyńskie.
Kwaterujemy w Maniowach z widokiem na jezioro. Właśnie wyszło piękne słońce, chociaż absolutnie nie można powiedzieć, by męczył nas upał. Tuż przed dotarciem na miejsce zatrzymaliśmy się na pstrąga w restauracji”Pstrąg” w Łopusznej i była to słuszna decyzja 🙂 Mają nawet pstrągowe pierogi, ale tym razem nie zamówiłam, bo jeszcze bardziej kuszący wydał mi się pstrąg prosto z patelni obłożony rydzami.
Na pierogi jeszcze wrócimy, mam to obiecane 😉 Restauracja mieści się przy stawach hodowlanych zatem ryby niewątpliwie pierwszej świeżości. Z tego co zapamiętałam, to proponują pstrąga w 8-10 różnych odsłonach na zimno i na ciepło.
W ramach wstępnego rekonesansu obejrzeliśmy Osadę Czorsztyn. Dzisiaj nie było tam żywego ducha, lubię takie zwiedzanie 🙂 http://www.osada.czorsztyn.pl/
Alicjo – na Zjazd się nie wybieramy, ale względem Twojej powtórzonej sugestii: jeśli data była ustalona dość dawno to niewątpliwie osoby wybierające się na Zjazd poczyniły pewne kroki w przygotowaniu i zmiana daty zakłóci porządek. Nie mniej istotną jest również sprawa zakwaterowania w tym terminie. Taka luźna obserwacja z mojej strony.
Na okolicznych drzewach (głównie eukaliptusy) budek ptasich nie uświadczysz lecz i bez tego zarówno rankiem jak i wieczorem ptaszkowie wyprawiają dźwiękowe brewerie. Ostatnio nawet papużki przylatują „obgadać” plany na nowy dzionek – to z rana, albo poplotkować co przytrafiło się podczas dnia – to wieczorem, a hałaśliwe towarzystwo wyjątkowo. I kolorowe.
Najlepsze zyczenia dla Alaina, ktory dzieki Tobie, Danusiu, zna coraz lepiej Polskę.
Jeszcze raz dziękuje w imieniu syna, na którego czeka ciasto czekoladowe 🙂
Danuśko – kie byłam młoda i pikna, w Sromowcach Wyżnych spędziłam wspaniałe wakacje z Mamą. Nie obeszło się oczywiście bez niewątpliwej miejscowej atrakcji – spływu z flisakami, podczas którego „złapała” nas burza.
– Gdzie jest najbezpieczniejsze miejsce podczas burzy?
– Koło teściowej. Pieron w pierona nie rąbnie.
To nie ja, to flisak.
Dla Alana życzenia Taaakiej ryby.
Danuśka, spędziłam kiedyś ( na początku lat osiemdziesiątych) dwa tygodnie na zamku w Niedzicy. Oczywiście też spływałam, nie w burzy, ale w ulewie. Trwały wtedy przenosiny tych wiosek, które miały znaleźć się pod wodą, a i na zamku bano się jak to się odbije na zabytku. Chętnie bym tam jeszcze wróciła, bo okolica piękna.
Dzięki Dziewczyny 🙂
Jutro przewidziane zamki w Niedzicy i Czorsztynie oraz rekonesans względem spływu Dunajcem. Osobisty Wędkarz zabrał oczywiście ze sobą sprzęt wędkarski.
Zobaczymy, co z tego wyniknie(jak znam życie to niewiele), ale oczywiście się dostosuję.
Życzenia dla Wędkarza i Michela 🙂
Toteż ja „nieśmiało” pytam, chociaż już kiedyś raz pytałam, ale nikt nie odpowiedział. Pewnie nie problem z Warszawy czy z Krakowa, ale ja myślę o sobie jak zwykle 🙄
Bo nie mogę wsiąść w samochód, ani do pociągu byle jakiego 🙁
Ale jak się nie da, to spokojnie, zobaczymy, co się da zrobić.
Wędkarzowi TAAAAAAAAAAAAAAAAAKIEJ ryby!
Alain! To ja Ci życzę jeszcze większej ryby!
TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAkiej! 🙂
Panom – wszystkiego najlepszego! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=escOU8k_gUw
I za zdrowie Wędrowca na szlaku!
Ryż z papryką i porami oraz piersi kurczacze w ostrym sosie indyjskim. Chyba nam się oczy zrobią skośne, bo ostatnio ryżujemy.
Taniec kwiatów: http://www.national-geographic.pl/national-geographic/przyroda/nie-zobaczysz-dzisiaj-piekniejszego-filmu-taniec-kwiatow-skradl-nasze-serca
A może nad morze 🙂 https://www.youtube.com/watch?v=MLtavdqm75I
Jeśli chodzi o termin zjazdu, to z tego co pamiętam, ośrodek cieszy się dużym powodzeniem/ co nie dziwi, widząc ceny/ i chyba nie możemy już nic zmieniać.
A capello,
obejrzałam relację z wycieczki w rozszerzonej wersji, z tym większą przyjemnością, że prawie wszystkie miejsca odwiedziłam, a niektóre dwa razy. Stacjonowaliśmy koło Bodzentyna. Bardzo lubię ten region.
Gdziekolwiek pojedziesz, tam znajdziesz coś ciekawego.
A Niedzica i okolice także warte obejrzenia.
Kotek żyje! Jest u weterynarza w domu 🙂
Dzisiaj będzie błąd dietetyczny. Coś nas napadło i niezależnie od siebie kupiliśmy zamrożone skrzydełka, Ja Bufallo Wings a Ewa panierowane kawałki Boneless Wyngz. Nie wiadomo które większe świństwo, bo to i tuczne i sztuczne! Ale czasem trzeba, bo to jest kulinarne katharsis 🙂
Rozgrzeszymy się dubeltową sałatą.
Jubilatom, wszystkiego najlepszego, Alainowi zaś szczególnie: złamania kijów!
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
dzien coraz dłuższy i o toastowej godzinie ja ganiam po podwórzu i mimo alarmu (wielokrotnego) w telefonie nie potrafię przerwać i wpaść do domu na kielonek. Poproszę o dyspensę w okresie letnim 🙂
Dzisiaj ganiam od ranka, bo obudził mnie telefon sąsiadki jadącej do pracy, że kobyła stoi na pastwisku a źrebię na drodze i wygląda, że boi się linki od pastucha. Zapakowałam zestaw naprawczy do pastucha i zestaw do łapania koni – wiadro z owsem, wiaderko z suchym chlebem i uwiąz, i pojechałam. Psy były mocno zdziwione, że pańcia ubrana w roboczą kurtkę, zamiast karmić konie, wybiera się gdzieś samochodem. Mogłam od razu wjechać na pastwisko, ale wtedy psy by pobiegły za mną, a ich pomoc przy zaganianiu źrebaka byłaby mocno wątpliwa, więc pojechałam naokoło, przez wieś. Po drodze zobaczyłam, że konie, zwartą grupą pasły się między stawami i moja klacz ze źrebaczką pasła się między nimi. Miałam nadzieję, że to o tego źrebaka chodziło i już wrócił, ale jak pojechałam dalej to zobaczyłam smętne, zupełnie nowe, ale już suche, źrebię na betonce (taka droga wykladana podkładami kolejowymi, równoległa do mojej szutrowej) a jego mamusię stojącą w samym kącie pastwiska, przy polu z czarnymi porzeczkami. Zdaje się, że ono dość długo już tkwiło za płotem i musiało już dobrze wiedzieć czym grozi dotknięcie linki, bo jak przecięłam linkę, złapałam klacz, wyprowadziłam na drogę, żeby za nią wróciło, to dochodziło do miejsca gdzie była linka i ani kroku dalej. Kilka razy wprowadzałam i wyprowadzałam klacz, nawet udało mi się potknąć i wywalić, a źrebak (dopatrzyłam się, że to ogierek) ani nie i już. Kiedy z zapałem wziął się za ssanie, a klacz stała spokojnie, pomyslałam, że złapię go uwiązem za szyję drugą ręką za ogonek i te kilka metrów go przepchnę na pastwisko. Ledwo odpięłam uwiąż od kantara, kobylsko (to w ogóle jest ta klacz, która się urodziła w pozjazdowy poniedziałek) zadarło ogon i pognało ze źrebakiem u boku. Oczywiście w kierunku dokładnie przeciwnym. Próbowałam ją namówić na różne łapówki, ale ta durnota latała tam i nazad, i ani jej w głowie było dać się złapać – a taka milusińska była do wyźrebienia! A daj owsa, a podrap po szyjce i jeszcze pod gardziołkiem! W końcu dała się nabrać na wiadro z owsem postawione na drodze, a potem przyszła do mniejszego wiaderka i tak ją złapałam, źrebak już biegał jak przyklejony do jej boku, więc jakoś przeszedł obok niej przez tę magiczną linię.
Naprawiłam pastucha, nieco mi zeszło, bo żeby związać w jednym miejscu musiałam rozciąć w innym.
Zdziwiłam się, że stado w ogóle nie interesuje się źrebakiem, zazwyczaj otaczają małego i pilnują, a tu stado sobie a klacz z małym sobie. Ona zawsze była nieco na uboczu, ale żeby aż tak? Może wcześniej były na wizycie zapoznawczej i może wypchały go za plot? Nie powiedzą. W kazdym razie nie podobało mi się, że oboje wciąż są w tym kącie, bez zamiarów na przejscie w lepsze miejsce, więc znowu złapałam Natję i zaprowadzilam do boksu na podwórzu, a potem musiałam wrócic po samochód. Wszystko to razem nie na moją nogę.
cdn
Wszyscy w Humane Society od razu wiedzieli, o co chodzi, bo Jerzor pojechał tam osobiście. Od nas panienki zawiozły ją na pogotowie weterynaryjne, tam ją doprowadzono do porządku, antybiotyki, opatrunki przede wszystkim na opuszki łapek. Weterynarz wziął ją na razie do domu , by mieć na oku i zmienia jej opatrunki. No, jak przeżyła, to będzie już tylko lepiej! Kamień mi z serca spadł.
Oj, to dobrze, że kicia pod fachową opieką.
Ja znowu mam pod opieką koty syna. Kot to jeszcze jest w miarę cywilizowany, ale kicia unika ze mną kontaktu jak tylko może.
Zdrowie solenizantów i wędrowca na szlaku!
Dzisiaj w planach miałam: odwieźć worki na owies, odwieźć skrzynkę po renetach, wykupić gazety, być u notariusza, czekac na kuriera, który miał być wczoraj (dostawa w 24h, hi, hi) i jeszcze wspólnie z panią z ODRu napisać wniosek do ARiMRu. Źrebak był ponadplanowy. Z tego tylko kurier się pojawił, reszta przeniesiona na jutro 🙂
Kurier przywiózł mi słoiki na konfitury w dwóch paczkach, razem 100 sztuk. Teraz ja te słoiki gotuję w dwóch garach, których nie użyłam do konfitur, bo są aluminiowe i dość stare (ca tyle lat co ja, albo nieco więcej), potem studzę, wyciągam i wkładam nowy zestaw. Te większe już wszystkie ugotowałam, a za mniejsze właśnie się wzięłam, ale chyba (nawet na pewno) dzisiaj nie skończę. Nie wiem, czy słoiki są właściwie zahartowane, a niegdyś mi się zdarzało, że nowe pękały przy napełnianiu, albo w czasie pasteryzacji, więc już na zimne dmucham. Jest tez metoda hartowania słoików w piekarniku, pewnie szybsza, bo więcej wchodzi, ale ja tego nigdy nie robiłam, natomiast gotowanie niemowlęcych butelek mam niejako zakodowane 🙂
Właśnie się doliczyłam, że tej konfitury greckiej jest więcej o jeden garnek, czyli 8 litrów. Coś mi się wydawało, w ogólnym zamęcie, że 24 litry, czyli trzy garnki po 8 litrów, to jest trochę mało, ale widać tak miało być, tymczasem jedną porcję przełożyłam do dwóch czterolitrowych słoi i one stoją, jak nie powiem co, na zmywarce, a ja na nie patrzę i ich nie widzę, tylko z uporem liczę, że mam trzy gary. Od przybytku mi się poplątało, ot co!
Solenizantom najlepszego co mają, żeby trwało i nie uciekło!
Ze zjazdowymi płatnościami spokojnie. Przyjdzie czas podamy z Inką co i jak.
Alicjo, ten kot miał nieszczęście i szczęście do ludzi. Chwała Wam i kanadyjskim służbom!
Żabo, moje słoiki tylko z piekarnika.
Jak już usmażyłam jabłka (4 x po dwa kilogramy i 3 x po jednym) i obrałam wszystkie gruszki (kupiłam 17 kg, zostało pół, do smażenia wyszło z tego tyle co jabłek, 4 x po dwa kilogramy i 3 x po jednym) i zasypałam cukrem, to poszłam po śliwki do siodlarni (jak powszechnie wiadomo śliwki przechowuje się w siodlarni). Obierki z gruszek rano zaniosłam koniom do stajni i zostawiłam tam cebrzyk w którym je przyniosłam; więc pomyślałam sobie, że mając takie stosowne naczynie pod ręką może wezmę też jarzębinę i przełożę ja do zamrażarki w spiżarni, bo jak siebie znam, to będę jej potrzebować późną nocą a wtedy nie będzie mi się chciało wychodzić z domu. Plan był z grubsza taki: usmażyć gruszki, wrzucic do jablek, usmażyć śliwki, wszystko razem pomieszać (oczywiście po trzy składniki w czterech osobnych garach), powsadzać do słoików a potem wziąć się za jarzębinę, która będzie oczekiwać w domowej zamrażarce a gruszki i jabłka (dwa razy po trzy razy po jednym kilogramie) już są usmażone.
Z takim planem wchodzę do siodlarni, a tu światełka kontrolek na zamrażarce się nie świecą, zaglądam, a zawartość na najlepszej drodze do rozmrożenia się.
Okazało się, że gdy w nocy z wtorku na środę był problem z prądem, włączali i włączali, jedna faza działała a pozostałe dwie ledwo, ledwo, albo wcale i tak prawie do rana, to wysadziło jeden korek, akurat od siodlarni, a ponieważ tam się właściwie teraz nie chodzi to gdyby nie te śliwki, to nie wiem kiedy bym to zobaczyła, a tak dzielna zamrażarka wytrzymała prawie trzy doby, fakt, że w siodlarni nie jest cieplej niż na dworze i słońce na nią nie świeci a sama zamrażarka jest przykryta śpiworem, derką i wielkim jeżem, więc dość dobrze zaizolowana.
W każdym razie przyniosłam śliwki, które się już prawie rozmroziły i jarzebinę. Śliwki zasypałam cukrem, a jarzębiny już nie „domrażałam” tylko korzystając z usmażonych jabłek i gruszek od razu ją tez z nimi usmażyłam – na kilogram jablek i kilogram gruszek usmażonych na konfiturę (cukier 1:1) i wrzących, wrzuca się dwa kilogramy przemrożonej jarzębiny, gotuje przez dwadzieścia minut i już jest.
Śliwki usmażyły się rewelacyjnie, są twarde i soczyste. W ogóle w czasie tej sesji konfiturowej ani jeden kawałek owocu mi się nie rozgotował – z dumy pęknę 🙂
Bum!
O, Haneczce komputer spracował!
Alain, many happy returns!
Nowy, ja już gaszę 🙂
Żabo! W siodlarni nie tylko przechowuje się śliwki, ale czasami i Cichala. Kiedy tam pomieszkiwałem, to żeby nie oddalić się od tradycji na zamrażarce trzymałem śliwowicę. 🙂
Żabowe przeliczanie to jest coś ponad ludzkie wyobrażenie i efekty też ludzkie wyobrażenie przechodzą. To z Żabą przyszło i z Żabą odejdzie. Ja nie czuję się na silach kontynuować. Nie to, żebym nie próbowała. Dalej jest tylko kurtyna milczenia.
Żabę zawsze robota znajdzie. Albo Żaba robotę 😉
Widzisz, Cichal, gdybyś pilnował śliwowicy w siodlarni to by było od razu wiadomo, ze korek wyskoczył 🙂
Cichal, coś moja bratowa szeptała, że za rok się zjeżdżacie w Żabich. jej juz wymienili jedno biodro i jedno kolano, w sierpniu mają jej wymienić drugie.
Kto pamieta filmik z Kobielą, jako kierowca rajdowy?, ciągle mu coś wymieniali, chyba aż do zmiany płci? To było więcej niż pół wieku temu?
Przekładaniec, ale na youtube nie ma
Dzień dobry,
Michałowi Aliny – szczęścia!
Sławnemu Wędkarzowi – żeby zawsze wędzisko wyginało się maksymalnie przy wyciąganiu żyłki z wody! Dla każdego wędkarza to najważniejsza chwila.
Poczytałem wstecz. Ciągle coś się kończy. Wczoraj dowiedziałem się, że czas mojej pracy w „fabryce” dobiega końca. Wiedziałem, że to się zbliża, ale jakoś odganiałem od siebie myśl, że to jest tuż, tuż. A kalendarz ostrzegał.
Ale ja wciąż lekceważę te kalendarzowe cyferki i będę starał się jeszcze znaleźć jakieś zajęcie. Kalendarz swoje, a ja swoje. Jak się kiedyś zestarzeję, to przejdę na tzw. emeryturę, ale to jeszcze długo….
Pepegor – miałem sporo samochodów w życiu i z każdym rozstawałem się tak trudno, jak Ty. Doskonale Ciebie rozumiem.
Kilka dni temu, niedawno, Żaba napisała o swoim wrodzonym lenistwie, które nie pozwoliło jej usmażyć konfitur. I wtedy pomyślałem sobie, jak to dobrze, że Żabę nie dopadła wrodzona pracowitość, bo skutki byłyby dla mnie niewyobrażalne. 🙂
Dobranoc 🙂
PS A gdyby tak gdzieś zamówić pierogi gryczane ze szczypiorkiem na zjazd. Nigdy takich nie jadłem, sam oczywiście nie zrobię, ale to brzmi dla mnie bardzo smakowicie!!! Ja jestem prosty chłop.
Z internetu –
Tata czterech córek zapisywał ich odzywki. Przykład.
Pięciolatka masuje sobie głowę
Tata – co robisz?
5 – Chyba naciągnęłam sobie mięsień mózgu.
T – W mózgu nie ma mięśni.
5 – Może w twoim nie ma.
Dobranoc 🙂
dzień dobry …
Nowy nie jest źle …. będzie emerytura i dodatkowy dolar ….
Żabo uwielbiam Twoje wpisy …. 🙂 …
Alicjo niech kotu się uda ….
Jubilat raz jeszcze dziękuje za wszystkie życzenia. Co do taaaakiej ryby, to zobaczymy jak będzie. Grunt, że wiemy, gdzie wpaść na suuuper pstrąga 😉
Widok z okna mamy na taaakie jezioro i na taaaką ppanoramę z Tatrami w tle:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6275876891395424321/6275876897098708002?pid=6275876897098708002&oid=104147222229171236311
Opowieści Żaby należałoby zebrać do kupy i zrobić z nich książkę. Mamy już zbiór opowieści Lulka, to może teraz nadszedł czas, by skatalogować pisarstwo Żaby?
Nie wiem, czy Alicja podjęłaby się tradycyjnie tego wielkiego zadania?
Czas na śniadanie, potem ruszamy w teren 🙂
Intensywność turystycznych wojaży a cappelli nie przestaje mnie zadziwiać.
W listopadzie ubiegłego roku zwiedzaliśmy niewielki fragment kielecczyzny, ale z wolna,
z ostrożna i niespiesznie. Po 15.00 robiło się ciemno i nie pozostawało nic innego, jak leniwie sączyć galicyjskiego grzańca 😉
sukces ….
http://nauka.trojmiasto.pl/Projekt-luksusowego-jachtu-studentki-doceniony-na-swiecie-n99694.html
Alicjo byłaś na staktu i masz duszę artysty i Ty możesz coś zaprojektować … 🙂
Danuśka fajnego balowania i zwiedzania … 🙂 … a Basia ciągle nam daje powody do podróży …
Bardzo dziekuje za odswiezenie wspomnien z Bodzentyna! – najfajniejsze wspomnienia z dziecinstwa, z wakacji z rodzicami, w domu u znajomych.
W piwnicy tego domu mieszkal Sufin, ktory mial nas porwac, gdybysmy zagladali do piwnicy przez klape w podlodze 😉 jakiez bylo rozczarowanie, gdy po latach sie okazalo, ze zadnego Sufina nie ma, tylko strach przed nim byl potrzebny, zeby nie zrobic sobie krzywdy…
Alicjo, wiesz, ze teraz w polskim slowo „panienki” ma bardzo nieeleganckie znaczenie? – mowi sie raczej „dziewczyny”.
Danuśko, 🙂 — te wojaże (czy to z P, czy samodzielne*) zazwyczaj wyglądają imponująco na fotkach, lecz w trakcie ich dziania się były imprezami bardzo spokojnymi, nieśpiesznymi, z wieloma minutami i kwadransami kontemplacji, posiadów, delektacji.
Owszem, dni są dłuższe i to trzeba wykorzystać — jeśli zaliczyły się podstawowe atrakcje a czasu starcza – idziemy/jedziemy dalej albo robimy odskok… 😎 W sumie ważne, by wstać w miarę wcześnie i dobrze rozłożyć siły na cały dzień – najbardziej wysysające są upały i skrajne upały, zwłaszcza gdy po drodze nie ma poważnych zbiorników wodnych by się ochłodzić; w ostatnią sb i nd aura sprzyjała „intensywności”… 😉
A kierunek świętokrzyski wpadł nam do głów w piątek rano i nie było zupełnie czasu na zaplanowanie, spokojne obczytanie – ot, główne kierunki i strategia, mapy, sprawdzenie dostępności muzeów… – reszta „na gorąco” czyli w drodze (np. skrót przez Stopnicę już podczas jazdy, z pominięciem Pacanowa)… Nawigacja i kompendia papierowe bez zarzutu, internet w smartfonach, dodatkowo przewodniki w tabletkach…
Inna rzecz, że gdy jedno jest w terenie po raz naj-pierwszy a drugie (ja) ma zaległości typu Ujazd czy Opatów pilne (czyli od lat trzydziestu 😈 ) — wówczas objazd planuje się sam, bez szczególnego drobiażdżkowania… 🙂
Trzymajcie się ciepło w tych Pieninach (i owych) – cudnie ale dość rześko jest w tych dniach nawet w ciepłym Krakowie! 🙂 🙂 🙂 Nb, piękny widok ku Tatrom pokazałaś (chyba ze Snozki czyli Przeł. Krośnickiej – 653 m npm czyli znacząco wyżej, niż Łysica 😛 )
Barbaro, Ewo, Krystyno, Jolinku, Magdaleno – 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 — dzięki! Robię te relacje właśnie po to, by odświeżyć wspomnienia Innych, może zmotywować do ponownych odwiedzin, dooglądania jeśli się kiedyś nie zdążyło, itp. (Kompan zrelacjonował rzecz znacznie szerzej… jeszcze szerzej… – w razie niedosytu ogólnego czy kierunkowego 🙄 )
_____
*np drugi objazd Łemkowszczyzny „po latach”, gdy w dwa dni zrobiłam nie tylko 96 + 105 + 170 + 169 fotek i ileś tam kilometrów… (pocz.)
Zanim Danuśka pokaże swe pienińsko-czorsztyńskie wspomnienia:
https://picasaweb.google.com/108271870011088271461/PieninyWszerzIWzdUz?noredirect=1 (październik)
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/CzerwonyKlasztor?noredirect=1
(w tym spacer wzdłuż dunajeckiego spływu zimą — Przełom przewędrowany latem jest w pierwszym linku z 9:35)
https://picasaweb.google.com/basia.acappella/Gorce2728Apr?noredirect=1 (pod koniec Krościenko, Sokolica, Szczawnica i Małe Pieniny – wiosną)
https://picasaweb.google.com/acappellasupernova/5StawowZawratPrzBiaKiNiedzica?noredirect=1#slideshow/5368620697938321922
(troszkę Przełomu Białki a potem Niedzica i Zalew – po tatrzańskich Stawach i Zawracie)
…Chyba najwyższy czas uciekać w te pędy do realności… 😉 😀 — o ptakach, dziku i szczypiorku zupełnie nie napisawszy 😳
Jolinku – a tak wygląda praca laureata
http://www.boatshowavenue.com/marine-news/and-we-have-a-winner-baoqi-xiao-wins-‘young-designer-of-the-year-award
Jolinku! To luksusowy jacht , ale motorowy! My z Alicją, a kiedyś i z Nisią, lubiejemy luksusowe jachty, ale żaglowe. Na takich też żeglowaliśmy, żeglujemy i będziemy żeglowali! 🙂
Aha, zbliża się piątek, bo Ewa warzy zupę rybną.
Piękna rzecz ten jacht, ale bez żagli nie robi wrażenia, jak to Cichal mówi.
Motor zawsze słychać.
Zupa rybna – dobry pomysł!
Pierogi z kaszą gryczaną już robiłam ze dwa razy, ale z dodatkiem , niewielkim zresztą, grzybów suszonych, a do polania przysmażona cebula.
Wszystko z kaszą gryczaną jest dobre – dla mnie gołąbi z kaszą i grzybami, do tego sos grzybowy, no i tradycyjne zrazy zawijane na kordełce z kaszy 🙂
Magdaleno,
dziękuję za zwróconą uwagę, ale osobiście wątpię, by wdzięcznym słowem „panienki” określano panie wiadomej konduity, jak sugerujesz.
Alicjo i cichalu ale marudzicie … sukces Polki jest ważny … 🙂 …
a ja ostatnio robiłam kotlety mielone z kaszą gryczaną (zamiast bułki) … do tego sos grzybowy … samo się jadło …
Jolinku,
kasza dodawana do masy mięsnej sucha?
A pewnie, że każdy sukces cieszy i jacht jest piękny, sylwetka i tak dalej, ja tylko mówię o swoich odchyłach jachtowych 🙂
Bo takie mamy odchyły, że lubimy przechły…
Alicjo gotowana ta kasza … 1/3 kasza .. 2/3 mięso … pół na pół też może być ale ja lubię bardziej mięsne …
przechły tylko dla odważnych …. 🙂
Z pewną taką nieśmiałością zauważę, że w przepisie Gospodarza zaprezentowanym przez redakcję jest mowa o pierogach z mąki gryczanej, a nie nie o farszu z kaszy gryczanej. Oczywiście można pójść na całość i zrobić pierogi z mąki gryczanej z farszem z tejże kaszy oraz z dowolnymi dodatkami wedle upodobań. Osobiście zjadłam dzisiaj pierogi z mąki pszennej z farszem z bryndzy, bo to tutejszy przysmak, a regionalną kuchnię należy popierać 🙂
Pogoda fantastyczna zatem wykorzystaliśmy ją czym prędzej na spływ Dunajcem i na
obiad w wiosennym słońcu. Od flisaków dowiedzieliśmy się, że w sezonie po Dunajcu pływa ok.200-250 łodzi. Ło Matko, jak to dobrze, że jesteśmy tu poza sezonem. Program dotyczący zwiedzania zamków w Niedzicy i Czorsztynie też zrealizowany.
O masz, przeoczyłam, tu chodziło o mąkę! Ale pierogi z kaszą gryczaną to dopiero przysmak 🙂
Jolinkum,
dzięki za podpowiedź, kaszę gryczaną mam zawsze na podorędziu, następnym razem spróbuję mielone Twoim sposobem.
Wycieczki poza sezonem mają sens, chociaż czasem pogoda nie sprzyja. Dlatego twierdzę, że do Polski najlepiej przyjeżdżać we wrześniu. Poza sezonem, a i pogoda niemal zawsze sprzyja.
*Jolinku miało być 😳
Alicjo nie sugeruje, tylko tak jest. A uwierz mi, ze mam z jezykiem do czynienia zawodowo.
Na dodatek jezyk sie caly czas rozwija, a slowa zmieniaja znaczenie.
Przy okazji cytat z piosenki Andrzejow Sikorowskiego i Zauchy “i na panienki nikt nie musial nas namawiac“.
Oczywiście nie muszę udowadniać, że ten region jest naprawdę wart grzechu i niejednej wyprawy. Natomiast, jeśli ktoś kocha kolory lawendowo-malinowe, to polecę mu z czystym sumieniem naszą kwaterę 🙂 Tu wszystko jest w tych odcieniach-ściany, pościel, kanapa, rzucik na kafelkach w łazience, lampka nocna oraz wzorek na papierze toaletowym. Poza tym, co najważniejsze, jest czysto, porządnie i bardzo przyzwoicie, a wzrok odpoczywa na świeżej, wiosennej zieleni za oknem.
PS. Postanowiliśmy dostosować się do naszego wnętrza i zakupiliśmy do kolacji butelkę różowego wina 😉
Jest zgoda Pani Zofii (żony) na patronat profesora Władysława Bartoszewskiego nad KOD ….
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Nowy, lenistwo ciagnie się za mną od kiedy pamiętam – nauczycielka od laciny mówila: jesteś zdolna, ale leniwa, a moja Mama stwierdzała: Ewa uczy się dopiero jak jej się krzywa lenistwa przetnie z krzywą strachu – Mama miała ścisłe wykształcenie i wszystko starała się ująć „matematycznie”.
Wygotowałam już wszystkie słoiczki, okazało się, że przykrywek jest 99, jedna się zgubiła pakowaczowi, ale nadrobił to i zapakował jedną zgrzewkę małych (8 sztuk) za dużo. Myślę, że i tak ich będzie za mało, ale pokrywki mam jeszcze z jesieni i może jakieś stosowne słoiki, więc dam radę. Zaczynam od jarzębiny w słoiki 0,3 litrowe z dużą pokrywką.
Pierogi z hreczanej mąki czasem robiła moja Mama, ale nadziewała je serem z żółtkami. Żeby ciasto się lepiło brała połowę mąki pszennej.
za zdrowie ….
http://maximus.media/aktualnosci.html?id=3973&t=elzbieta-ii-pozuje-z-wnukami-i-prawnukami-oficjalny-portret
Cuuudny dzień, przepiękny wieczór (32 km na rowerze):: czeremcha, bzy, ptactwo… za chwilę po mleczowych łąkach zostaną tylko dmuchawce… o ile ich nie skoszą bo kosiarki warczały dziś zewsząd jak opętane…
A teraz niesamowity księżyc zagląda zza świeżo rozwiniętych klonów i lip, bez się uwiecznia przez okno sypialni, słabo bo chłodnawo, ale jednak wyczuwalnie – bajka!
Hmmm, „poza sezonem” — w krk na pewno nie jest to ani kwiecień (maj, czerwiec), ani tym bardziej wrzesień czy październik… a tłum w styczniu „załatwiają” nam turyści zza wschodniej granicy 😎
Przy okazji, gdy już ktoś przyjedzie w okresie nieco mniejszej frekwencji (1 XI – 31 III) – może wejść za darmo do całkiem wielu obiektów. Oto ich wykaz wedle dni tygodnia:
http://krakow.zaprasza.eu/artykuly/Article.php?article_id=84
„Panienka” — już we wczesnych latach osiemdziesiątych trzeba było uważać z drugim i trzecim znaczeniem* (2. kobieta lekkich obyczajów 3. obiekt pożądania seksualnego (a ten świrus tylko by rozebrane panienki oglądał w świerszczykach/internecie).
Pojedyncze protesty nic tu nie pomogą bo procesy językowe to coś znacznie, znacznie potężniejszego, zupełnie inna skala.
W razie wątpliwości w sieci jest SJP, słowniki slangu, poradnie językowe, liczne specjalistyczne fora dyskusyjne – można się douczyć, upewnić.
…I co ta Radwańska wyprawie! — 1:6 6:1 6:2 — Koń by się uśmiał… albo osiwiał! 🙄
____
*tzn pouczyliśmy nasze babcie, żeby uważały… 😎
w Warszawie …
https://www.facebook.com/events/268528450154046/?ref=108&action_history=null&source=108
Mama mojej Mamy, zwana przeze mnie Babcia-Potwór (w odróżnieniu od macochy Tata zwanej Babcia-Anioł), potrafiła wakacyjne towarzystwo poderwać ciemnym świtem pod hasłem – Jedziemy do Rożnowa, Czorsztyna, Krościenka itp, i rzeczywiście gdzies tam docierali, młodzież (wliczam Mamę) przewaznie pieszo, a Babcia potrafiła się załapać na auto-stop i potem szukaj Babci w polu 🙂
Ja się załapywałam, z racji wybitnej małoletności, tylko na wycieczki wynajętą furą, często własnie do Rożnowa. Pozostaję pod wrażeniem jakim cudem Babci udawało się namówić gospodarza, żeby w niedzielę, w zniwa, zamiast dać koniom wytchnienie, gonił je nawet kilkadziesiąt kilometrów. Pamiętam, że łupem przywożonym z tych „roznowskich” wyjazdów były słoiki z sandaczem, kupowane od miejscowych rybaków.
Alicjo, jeżeli chodzi o termin zjazdu – paOlOre nie moze w innym terminie, więc to jedyna szansa żebyśmy się spotkali
Żabo, miałam fazę jeźdżenia z domu rodzinnego na osiemdziesięciopięciokilometrową pętlę rowerową obejmującą Rożnów… Nnno, kilka niezłych podjazdów to tam było! Dziś by mi się nie chciało głównie z powodu znacznie poważniejszego ruchu silnikowego. Z tych samych względów nie jeźdżę bicyklem z krk na pętlę dulowsko-alwerniańską i ulubionego Rez. Kamień (ponad 80 km) czy do dalszych Dolinek*…
Ale trudno wytykać polskim ongisiejszym babciom, że nie sfokusowały sportowego ducha w rowerze… bo już niemieckie babcie to co innego… i późniejsze polskie, w tym jedna moja… 🙄
____
*Dla uczulonych na deminutywy i ich faktyczne a czasem rzekome nadużywanie południowopolskie: nie da się powiedzieć ani napisać inaczej, niż Doilinki Podkrakowskie 🙂
Wybaczcie, ale żeby określenie „panienki”, podobnie jak „dziewczynki” stało się określeniem pejoratywnym, musi być stosowny kontekst.
Ja pozostaję przy swoim – właśnie czytałam książkę, w której jest zdanie „a z kim ja będę chodził na wódeczkę i dziewczynki”? Kontekst jasny.
Alicjo – całkowicie się zgadzam. Decyduje kontekst.
W tychże rożnowsko – ciężkowickich okolicach Babcia, chcąc mnie jakoś zachęcić do wakacyjnego przyjazdu, wynalazła gospodarstwo, gdzie były konie pod wierzch – taką rozkułaczoną resztówkę, niesamowite miejsce, można by o tym napisać „Sagę rodu…” – i to było pierwsze i ostatnie miejsce gdzie do mnie mówili „panienko Ewuniu”
dziewczynki, dziewczynki, dziewczynki z Varie’te’!
i dodałabym jeszcze formę wymowy oraz akcentu:
_”pańeńky”
Dokładnie, to drugie n wymawia się jak w słowie bank. Końcowe i nie jest utwardzane! To przedmieście Warszawy miało szlywka, lyga.
„pańeky” – lepiej Cichalu?
A z warszawska to było i tak: „u nasz w warstacie”
Zmarł Prince, 57 lat.
http://www.dailymotion.com/video/x4641bm_prince-purple-rain-1984_music
dzień dobry …
coś słodkiego na weekend …
http://martexsweetdreams.blox.pl/2016/04/Sernik-z-pianka.html
Słońce z chmurą i wichura, nie za ciepło.
Główna ulica naszej dzielnicy tonęła w wodzie, a w kranach była susza.
Na obiad pieczony halibut i strzępiasta sałata z winegretem.
Nie Echdno, nie lepiej. „n” to jest głoska nosowa, tylno-językowa, miękka. To nie jest dokładnie „ń”. W przeciwieństwie do wymowy przedniojęzykowej, twardej. Tak więc raczej będzie „panieńka”, ale bardziej tylno-językowa. Spróbuj wymówić. Słucham? Świetnie! Możesz już jechać bez obaw na Kaźmirz! 🙂
Basiu,
Przyznaję się bez bicia, że nie znałam pięknie brzmiącej wersji „Doilinki Podkrakowskie” 😉
Regionalne gwary, lokalne akcenty to również urok podróżowania 🙂
Pogoda nadal nam sprzyja-dzisiaj kolejny obiad (kwaśnica oraz sandacz w sosie koperkowym)zjedzony w słońcu i na tarasie z widokiem. Zresztą widoki to tutaj stale i za każdym zakrętem. Zrobiliśmy sobie dzisiaj wycieczkę do Szczawnicy oraz wędrówkę jednym z wąwozów, który jest w okolicy. W Szczawnicy trochę bardziej tłoczno, bo wiadomo w uzdrowiskach ruch przez cały rok. Zabytkowa część zdrojowa pięknie odnowiona, aż serce rośnie. Szkoda tylko, że w pozostałej części miasta bałagan architektoniczny, ale to przypadłość ogólnopolska.
Postanowiliśmy wprowadzić nową świecką tradycję i co roku podróżować po kraju o tej wiosennej, pełnej kwiecia i świeżej zieleni porze roku. Już w kwietniu 2015 ten pomysł wydawał nam się nadzwyczaj słuszny, wtedy byliśmy nad jeziorami w lubuskimi.
Zasłyszane:
szarlotka z bitą śmietaną powoduje kurczenie się dżinsów. Cóż, czasem jednak nie pozostaje nic innego, jak zainwestować w nowe dżinsy 😉
Na Palenicy zjedliśmy też dzisiaj niewielkie naleśniki z serem. Osobisty Wędkarz NARESZCIE uznał 🙂 że to jest znakomite danie, bo jakoś do tej pory nie miał do tego rodzaju farszu za wiele przekonania. Zatem może i Nowy zmieni któregoś dnia swoje zdanie o naleśnikach…?
U mnie 20c, rzuciły się fiołki (stadami!) i cebulica syberyjska. Tulipany i żonkile tuż-tuż. Nie opalam się, bo jest dość pochmurno i pewnie wieczorem spadnie deszcz.
Danuśka,
jedna szarlotka szkody nie czyni 🙂
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Idę karmić zwierzynę.
Zostało mi jeszcze 2 x 8 litrów greckiej do zasłoikowania i zapasteryzowania Powinnam dzisiaj skończyć, słoiczki po 0,55 litra, ca osiem litrów na 14 słoików i jakaś drobna resztka zostaje.
W dzień ganiałam po urzędach i innych doradcach rolno-srodowiskowych, uffff…
Cichalu –
poproszę pół kyla tej padlyny
szlub, szerść, szmalec, ale warstat 🙂
Lecę !
I pół lytry mleka! 🙂
Nie tylko dla Pepegora
http://natemat.pl/177717,miasta-ktore-nigdy-nie-zasypiaja-tu-dni-plyna-wolno-a-nocy-mozesz-nie-pamietac
dzień dobry …
Jurkom, Jerzom i Jerzykom wszystkiego dobrego z okazji imienin … 🙂
znalazłam jagody w zamrażalce i będą dziś naleśniki z nimi ..
23 kwietnia Światowy Dzień Książki ….
Jurkom i Wojtkom – dużo szczęścia!!!
z Przytoka się wyprowadził, mamy jeszcze jakiegoś?
Jurków tez nie mogę się doliczyć, oprócz stowarzyszonych, tak czy owak solenizantom najlepsze życzenia!
Mojej córce imieniny wypadają 20 kwietnia, a synowi 25, więc robiłam jeden tort podawany po między 🙂 skutkiem tego teraz przegapiam córkę, dobrze, że sobie dzisiaj przypomniałam
Pierwsi goście i rozpoczęłam rozdawnictwo konfiturek, jeszcze ciepłych, nawet bez etykietek. Chyba muszę się pohamowac, bo na zjazd nie wystarczy 🙂
teraz nie wiem, czy korzystając z tego, że skończył mi się tusz w drukarce nie kupić nowej, co nie wypadnie dużo drożej? Ta ma jakiś niesamowity przerób tuszu, przez rok nie drukowałam naprawdę dużo w kolorze, głównie etykietki na słoiki, może tego było z 10 stron i do tego zaraz skończył się żółty kolor, więc reszta kolorów tez nie była najwyższej jakości, a zwykłe drukowanie czarnym tuszem też się skończyło szybko. Głównie do drukowania używam zwykłej (znaczy niekolorowej) laserowej, bo drukuje szybciej i działa ze starym laptopem. Natomiast skanuje O.K., ale tez w parze ze starym. Jak coś potrzebuję, to mam teraz absolutną chińszczyznę – dwa laptopy, dwie drukarki, tu skanuję, tu drukuję… kabelki przepinam, radość o poranku i północy 🙂 Nic to, nim podejmę decyzję wrzucę etykietki na pendriva i poszukam drukarki „na mieście”
do poczytania …..
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,19951290,krzysztof-kowalewski-dobrze-ze-mamy-jeszcze-demokracje-choc.html#TRwknd
Jolinku, lubię Kowalewskiego 🙂
Jurkom, niech się wiedzie, wszystkiego najlepszego!
Dzień dobry.
Wszystkim Jerzym i Wojciechom – najlepszego 🙂
Czy jak komuś w papierach stoi Jerzy Wojciech, to liczy się podwójnie?
Bo Jerzor tak ma.
Pogoda taka, że w słońcu ciepło, w cieniu zimno i w nocy był przymrozek. Nasza kicia zamienia się w krowę na ogródku – już pojawiła się trawa. Gdzieś wyczytałam, że to dobre dla kota, więc wyprowadzamy ją na pastwisko.
Stara Żabo – nowe drukarki z reguły nie mają pełnych tonerów. Dlatego tak szybko trzeba kupować nowe. Jak kupisz nową na to samo wyjdzie. Tonery/wkłady kolorowe są dużo droższe od nowych drukarek. Toć na czymś muszą zarabiać.
Jerzym i Wojciechom serdeczności.
Chociaż nocka w pełni, Luna przyświeca jasno i o dziwo nawet gwiazdy widać.
OK. Bilety kupione. Po raz pierwszy będziemy lecieć z lotniska po sąsiedzku przez Collins Bay 😯
Kingston-Toronto-Paryż-Warszawa.
Stamtąd samochód i do poznańskiej rodziny, przedzjazdowo, bo przylatujemy 4-go sierpnia. Czyli to już mamy z głowy.
Korzystając z przyjemnej pogody, udam się na szybki spacer Za Róg, żeby kupić Cykliście jakieś bąbelki. Cyklista już w trasie, kot na parapecie.
Wpadła Leśniczyna,poszłyśmy zwiedzać źrebaki na na patwisku, dzisiaj wypuściłam tego drugiego, starsza z mamą trzyma się stada, a ta głupia Natja możliwie najdalej.
Posprzatałam po konfiturach, upchałam w spiżarni, teraz zaczęłam gotować żurek, gotuję wędzone kości w jednym garze a w drugim przysmażam białą kiełbasę na skwarkach z wędzonego boczku i takiej-że słoninki. Z posiekanym czosnkiem.
Muszę zrobić zapas jedzenia na majówkę, bo tak głupio wyjechać i zostawić pusty dom. Oczywiście nie wychylę się poza standard, czyli gulasz z dzika, kluski wiadomo jakie, sos mareczkowy i kurze biusty – w końcu synek przyjeżdża do domku
Za zdrowie wędrowca na szlaku!!
za zdrowie … 🙂
Żabo synek przyjeżdża a Ty wyjeżdżasz? … jedzenie mamy będzie to chyba nie będzie marudził …
Za zdrowie !
Jolinku-dzięki za link, też lubię Kowalewskiego, a teraz to może nawet jeszcze bardziej 😉 Już nie mówiąc o tym, że jego pan Sułek jest świetny i niezniszczalny.
Mieliśmy okazję poznać syna Żaby przy okazji kupowania GPS przed wyjazdem do Poznania na pogrzeb Pyry(nie chcieliśmy błądzić w poszukiwaniu cmentarza).
Żabo-sama wiesz, że bardzo sympatyczny człowiek z tego Twojego syna i na dodatek świetnie zna się na dżipiesach 🙂
Dzisiaj odwiedziliśmy Krynicę i słowacki Bardejów. Byłam zdania, że obiad należy zjeść po polskiej stronie granicy, a u Słowaków wypić jedynie piwo. Miałam rację-najpierw czekaliśmy 45 minut na haluszki z bryndzą oraz zupę gulaszową, a potem się okazało, że jedzenie jest dziwnie chemiczno-przemysłowe, już nie mówiąc o tym, że pani kelnerka przyniosła najpierw jedno danie, a po kolejnych 10 minutach następne….
Ale rynek w Bardejowie piękny i to postaramy się przede wszystkim zapamiętać!
Białowieża wita Was 🙂
Za zdrowie!
Bicykl z nami też podróżuje, czyli martwienie się mam załatwione.
Ja mogę sobie wziąć kota za dodatkowe 50$, mogę nadać na cargo, albo trzymać na kolanach. No, jeszcze na głowę nie upadłam, żebym tak kota miała męczyć, dwa loty krótkie i jeden długi, i dwie przesiadki! Ale jest taka możliwość i gdybym się udawała w jedną stronę i „na stałe”, tobym.
Mrusia pójdzie na służbę tam, gdzie zawsze.
Alicja/Jerzor, spokojnych lotów. Do nas w niedzielę zawita Nowy!
Podwójne życzenia i podwójnie przekazane dla Jerzora-Wojciecha ode mnie i od Alaina!
Irku-bardzo lubię Twoje zdjęcia. Myślę, że tych z Białowieży masz więcej zatem może pokażesz jeszcze pozostałe?
Cichal,
lot dopiero za 3 miesiące z groszem, ale ze względu na wzgląd (X Jubileuszowy Zjazd Łasuchów) chcieliśmy mieć pewność, że nas nic nie ominie. Do tego czasu możemy sobie zrobić jakiś mini-zjazd 🙂
Danuśka,
przekażę, jak tylko się zjawi Cyklista. Jeszcze pedałuje 🙄
Danuśka, dziś początek białowieskiego urlopu ale są narewkowskie klimaty
A tu rarytas ze spaceru po Parku Pałacowym. Muchołówka białoszyja. Ale tu nie dziwota. 50% polskiej populacji tej muchołowki żyje właśnie w Puszczy Białowieskiej
https://scontent-cdg2-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/13094195_957355331046140_6457306724322717231_n.jpg?oh=ed41eabd29dd065263c8b18a4d1ae29a&oe=57A66D0D
Trafiła mi się dzisiaj fucha – usługowe gniecenie owsa, oprócz tego co miałam nagnieść dla ogiera (gniotę owies i mieszankę do tych skrzyń po wojsku, pełna starcza na 27 dni, właśnie policzyłam, czyli następne gniecenie po powrocie), więc już mam dosyć i idę spać.
Dobranoc!
Światła nie gaszę, bo dzisiaj sobota i pewnie życie blogowe jeszcze potrwa
Yurkowi i Jerzorowi – wszystkiego najlepszego! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=Hf-bw4q6Pew
Dzisiaj oglądałam Kudłaczy na motorach, którzy odwiedzili Polskę. W Gdańsku przygotowali pierogi, w Toruniu upiekli pierniki; gdzieś, chyba to było na kujawskiej wsi, przygotowali swojską kiełbasę; w Warszawie upiekli sernik z ogromną ilością wódki 🙂 , a w Białowieży oprócz ugotowania bigosu zbierali trawę żubrową. Z paniami, które mają pozwolenie na jej zbiór.
Asia,
kto to są, ci Kudłacze?
Irku, obawiam się, że muchołówkom z Białowieskiej niewiele już życia zostało.
Jerzorowi życzę niezawodnych bicykli, bo najważniejszą Niezawodność już ma.
http://www.kuchniaplus.pl/program/program-tv/full/kudlacze-na-motorach-wokol-baltyku_45352
Haneczko – a ja mam jeszcze nadzieję, że uda się uratować i muchołówki i żubry i drzewa. Precz z dobrą zmianą!!!
Ona uparta, Asiu.
O, tak…
Na poprawę humoru – pożyczone z Bobikowa: http://pontu.eenet.ee/ Najlepiej obserwować w dzień, gdy wszystkie kamerki są włączone. Bieliki mają troje potomstwa – takie małe szare orzełki. Jeden jest bardzo słaby i nie może dopchać się do jedzenia. Trzymamy za niego kciuki. Sowa „Kakk” też już ma potomstwo – takie małe puchate kulki. 🙂
Witam, dziękuję za życzenia.
Ahoj Jurku! Szczęśliwości szczególnej! Zdrowia Druhu!
Dzień dobry,
Yurkowi blogowemu i Jurkowi Kanadyjczykowi – najlepsze życzenia imieninowe, podparte pokaźnych rozmiarów pucharkiem czerwonego! Niech Wam się wiedzie i szczęści!
Dokładam swoje stukrotne „precz” dla dobrej zmiany!!!
Od tylu już lat mieszkam zagranicą. Nie wstydziłem się komuny, ot, tak się potoczyła historia, ale teraz się strasznie wstydzę za tych, którzy wybrali. I wciąż nie mogę uwierzyć, że na własne życzenie Polaków tak się dzieje. I wstyd za wciąż ogromne poparcie głupoty i nienawiści…
Stany nie są rajem na ziemi, ale tutaj można nauczyć się żyć z każdą nacją i każdym kolorem skóry, z każdym wyznaniem i religią. I nie mogę zrozumieć, że tego nie można zrozumieć. Za polską nienawiść do cudzoziemców, do imigrantów, wstyd mi szczególnie. Sam jestem imigrantem. Lekko mi tutaj nie było, ale nie zaznałem chociażby cienia niechęci z tego powodu, że jestem Polakiem. Od ośmiu lat moją pracodawczynią jest Żydówka. I nie wiem, nie rozumiem skąd wypływa źródło nienawiści do tego narodu. Do tego i do innych – wystarczy nie być Polakiem lub być Polakiem, ale nie katolikiem, albo być Polakiem i katolikiem, ale czarnoskórym lub chociażby śniadym, albo być Polakiem – katolikiem, ale gejem… Wystarczające powody do pogardy i nienawiści przekraczające wszelkie granice człowieczeństwa.
Przepraszam, ten blog miał być o gotowaniu. Ale we mnie się naprawdę gotuje…
Dobranoc 🙂
N a szczęście my się dobrze nie zmieniamy! Nowy, jutro dogadamy. I nie przepraszaj, bo masz absolutną rację!
Dobranoc.
Jutro dogadamy Cichal! Jak zwykle pewnie czasu nie wystarczy na wszystko, ale spróbujemy!
Pyra zawsze pamiętała o wszystkich świętach – od wczoraj, czyli od piątku trwa Passover, święto Paschy. Wszystkim, którzy to święto obchodzą – życzę wszelkiego dobra.
Ozzy – nie widzę powodu, żebyś siedział w milczeniu tak długo. Zawsze wstawiałeś jakieś świetne, muzyczne linki. Wiesz, że lubię blues….
Ale, żeby było kulinarnie, to załączam przepis
http://www.chabad.org/holidays/passover/pesach_cdo/aid/671901/jewish/When-is-Passover-in-2016-and-2017.htm
Nie jestem pewien czy wstawiłem właściwy.
Yurku, gdybyś się częściej odzywał,
to byś mi z głowy nie ulatywał.
Spóźnione serdeczności imieninowe!
Haneczko-dobra zmiana uparta, ale my też.
Irku-dzięki 🙂
Na termometrze marne +3 C, okolica tonie we mgle, popaduje. Czas zbierać się do domu.
dzień dobry ….
u nas chyba już po deszczu … +6 ale fajnie się maszeruje w taką pogodę … zaraz lęcę na pola … 😉 … w maju mam parę spotkań to trzeba o figurę zadbać ….
nemo wszystkiego miłego z okazji urodzin … 🙂
jest kiepsko i może dlatego takie wybory …. 19% Polaków nie ma w domu ani jednej a 63% nie przeczytało żadnej w ciągu roku …..
http://www.bn.org.pl/download/document/1457976203.pdf
Już wróciłem z porannego spaceru. Dobrze, że noszę koszyk przy sobie 😀
A tu biało i śnieg!
Chociaż temperatura dodatnia.
To były obserwacje z wczesnego ranka, niestety jak włączyłam kompa to zobaczyłam stado mrówek na podłodze, więc się nimi zajęłam w pierwszej kolejności 🙂
Nowy,
może to jest sposób na polskie kompleksy:
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,19950840,historia-bez-cenzury-polacy-maja-podwojny-kompleks-nizszosci.html#TRwknd
Ojej, smardza w naturze to ja nie widziałam od pół wieku, albo i dłużej.
A, zapomniałam dodać, że nie tylko śnieg, ale i piękne słońce.
Irek ale jesteś sprytny … 🙂 …. jak je przygotujesz? … idę może też coś znajdę …
Nisi tłumaczenie Wysockiego
https://www.youtube.com/watch?v=Lz58MGqZAqY
Jolinku, teraz nie mam warunków robić z nimi coś na świeżo. Więc je suszę i będą świetnym dodatkiem dp gulaszu z sarniny
Dzień bardzo wcześnie dobry, jeszcze ciemno….
o, Andrzej K. na dzień dobry 🙂
Muszę się i ja po moim ogródku rozejrzeć za smardzami niedługo, bo jakoś tak w maju się pojawiają. W dwóch miejscach. Nigdy w Polsce nie spotkałam tych grzybów, a tutaj masz…we własnym ogródku!
Nowy,
różnica jest taka, że my mieszkamy w krajach typowo emigranckich, a Polska jest wybitnie jednolita, bo kraje europy zachodniej od lat są już mieszane, natomiast Polska i kraje tzw. Europy Wschodniej nie bardzo. Ja się nie dziwię za bardzo. Taka jest natura ludzka. Dosyć wredna.
Idę dospać.
A mówiłam….cykliści!
http://wiadomosci.onet.pl/prasa/brudna-gra/hk525m
Irku , a czy smardze nie są pod ochroną ?
Danuśka,
Byliście w Bardejowie i minęliście Lesna Salas?
Duży błąd, mają tam świetny strudel wiśniowo-makowy.
Dzień dobry.
thts Irek doskonale o tym wie i nic nie poradzi, że mu w ogrodzie tyle ich urosło.
Wszystkim solenizantom, spóźnione, choć mnie mniej serdeczne życzenia szczęścia, szczęścia i jeszcze raz szczęścia.
Naszym solenizantom wszystkiego najlepszego!
Spoźnione, lecz tym szczersze. Nie otwierałem wczoraj laptopa, a kalendarza polskiego nie posiadam.
Słońce przeplatane opadami śniegu i gradu, a Obama na spacerze z Angelą.
Zgago, to Irek ma ogród w Białowieży ?
od rana plecionka, jak to w kwietniu – śnieg, słońce, grad, deszcz. Misiek zalega pod świerkiem, Gawra rozpycha się w budzie.Żurek, żurkiem, ale chyba stopię boczek (surowy) do gulaszu, wpadł mi w rękę w zamrażarce w spiżarni.
thts to już nie wolno w wolnym czasie odwiedzać Puszczy Białowieskiej i zrobić tam zdjęcia, żeby jakiś domorosły „śledczy” nie rozpoczął szkaradnych sugestii? Przyznaj, że jesteś wredna/y – zapominając przy tym, że my znamy Irka od dość dawna i to nie tylko z tego blogu.
Na Wielkanoc upiekłam rewelacyjne mięsa: zapeklowałam razem w zalewie do peklowania mięs z przepisów mojej prababki (na zeszycie tytuł: „Przepisy dla mojej wnuczki”, czyli mojej Mamy, całość pięknie kaligrafowana – jak to niegdyś się czytelnie pisało!), trzy kawałki wieprzowiny, po 1,2 kg mniej więcej, karkówkę, schab i szynkę. Trochę, a nawet zbyt późno się za to wzięłam, wszystko przez to, że ciągle nie wiedziałam jak to z tymi świętami będzie, a to miałam akurat w zamrażarce. Ugotowałam zalewę i w środę wrzuciłam do niej nie do końca rozmrożone mięsa. Piekłam w nocy z niedzieli na poniedziałek – później już się nie dało – wiadomym sposobem, jak to Pyra mawiała „żabinym”, czyli do brytfanny na spód surowy boczek, na boczek mięsa, akurat się zmieściły ciasno na długość, podlałam wodą w której się gotowały jarzynki na sałatkę i wsadziłam do piekarnika na prawie 4 godziny – po godzinie na kilogram. Po godzinie pieczenia obróciłam na drugą stronę. Potem zostawiłam w piekarniku do ostygnięcia. Rano wystawiłam na podłogę w spiżarni. Na śniadanie (czyli w okolicach południa) moja siostra zadysponowała karkówkę i obie byłyśmy zachwycone – mięso było mięciutkie, ale nie rozpadające się, a całość po upieczeniu wyglądała jak jeden długi kawałek. Jadłyśmy potem na przemian, na zimno i na gorąco, w różnych sosach i wszystko było bardzo udane.
Ja w tej zalewie peklowałam dotąd mięso do wędzenia, a moja Mama pieczeń wołową, którą potem piekła w cieście. Mam stosowny kawałek wołowiny na pieczeń, prawie 4 kilogramy, czekam tylko na stosowną okazję 🙂
Przepis na marynatę:
Na 5 kilogramów mięsa
1 dkg kolendry
4 – 5 goździków
2 ząbki czosnku
15 – 20 dkg soli
1 dkg saletry
1 dkg cukru
1 dkg jałowca
2 – 3 listki bobkowe
15 ziaren pieprzu
15 ziaren angielskiego ziela
2,5 litra wody
Wszystkie stałe składniki ubić w moździerzu, podzielić na pół. Połowę wetrzeć w mięso, przycisnąć, zostawić na dwie doby. Resztę składników zagotować w wodzie, ostudzić i zalać na 5 – 14 dni. Uwędzić, ugotować w wodzie lub upiec w cieście.
Tyle prababcia. Ja nieco zmodyfikowałam – zamiast saletry zawsze daję cukier – razem ze dwie łyżeczki, a w tym wypadku soli 15 dkg, za to wody więcej – 5 – 6 litrów, żeby te trzy kawałki swobodnie pływały, no i wsadziłam je od razu do zalewy. W każdym razie skutek był doskonały.
Alicjo! Napisałaś, że Jerzor bierze (w czasie teraźniejszym) pojazd ze sobą i pomyślałem, że odlatujecie już do kraju! Jak jeszcze nie, to rozważmy jakieś spotkanie.
Ewa warzy niespodziewankę dla Nowego, ale nie podam co, bo może przeczytać. 🙂
Na ile przed podaniem otwiera się Malbeca, żeby wino pooddychało?
nie mniej niż dwie godziny, a może cztery? Otwórz i spróbuj, najlepiej co dwie godziny jedną butelkę, w końcu utrafisz, ale wtedy zapisz sobie 🙂
Pozwolisz Żabo, że ten przepis wkleję do naszych blogowych /Przepisów 🙂
U nas chyba wszystkie grzyby są chronione, bo nikt ich nie zbiera oprócz nas, a o tym, że smardze rosną u mnie na ogródku, to najszczersza prawda – i niech mi kto zabroni je zbierać 👿
Czego się tutaj nauczyłam, to tego, że purchawica olbrzymia jest jadalna, przyrządzona najprościej – lekutko otoczyć w mące i rzucić 2-3 cm plastry na rozgrzane masło, zezłocić z obu stron, solić na talerzu. Pycha!
Skoro o grzybach, na Madagaskarze rosną kurki! Oferowano nam, i to w dostępnej bardzo cenie, ale nie mieliśmy ich gdzie przyrządzić, nie mówiąc o tym, że byliśmy w drodze.
Pół godziny wystarczy, ja na wszelki wypadek nie otwieram za wcześnie, bo jak zacznę próbować… 🙄
Cichal,
jasne, że możemy się skrzyknąć, zapraszamy, dajcie tylko cynk, kiedy Wam pasuje 🙂
W ogródku, pod liściem rabarbaru…
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Morel.jpg
Oczywiście, Alicjo, wklejaj 🙂
Jolinek czuwa. 🙂
Wobec tego wszystkiego najlepszego dla Nemo z okazji urodzin!
Zabo, nie wierze nic a nic w Twoje lenistwo. 🙂 Podziwiam Twoja pracowitość .
Alicjo! Będziemy na temat dywagować (jak pisują żurnaliści, chłe, chłe)
Ewa, po wiedźmowym strzale (hexeschuss) jeszcze nie wydobrzała i nie nadaje się do transportu :), więc trzeba odczekać.
Nowy wpada na późny lunch, wracając z NYC.
A ja przerabiam następny schab ze śliwkami, bo Jerzor we wczorajszym bicyklowym ferworze zaprosił gości, zresztą słusznie. Do nich na rowerze tam i z powrotem ma 56km. Oni się jednak na rower nie piszą, przybędą karocą.
Kota wściekła – znowu zaczęła drapać kanapy, chociaż ma dwie stosowne i piękne drapaczki. Obcięliśmy pazury, narzekała okrutnie, ale wytrzymaliśmy.
Teraz leży przed kominkiem i udaje, że nas nie zna.
Nemo-ciekawa jestem, jakie było Twoje urodzinowe menu? Ściskam Cię bardzo serdecznie i życzę urodzaju w ogrodzie oraz kolejnych, udanych górskich eskapad. Myślałam o Twoich alpejskich widokach podczas naszej, właśnie zakończonej wycieczki w Pieniny. Pieniny nie Alpy, ale taką wyjętą z mazowieckich nizin, jak ja, to każde góry wprawiają w zachwyt 😉
Ewo-nie skosztowaliśmy 🙁 A mogłam przecież zajrzeć do Twoich zapisków. No cóż, tak to już jest, że nie da się zobaczyć i skosztować wszystkiego zawsze i wszędzie.
W drodze powrotnej pomiędzy Nowym Targiem, a Krakowem mieliśmy mgłę oraz śnieg z deszczem. Trudno o gorsze warunki do podróżowania. Potem im bliżej Warszawy, tym robiło się słoneczniej, ale nie można powiedzieć, by jakoś specjalnie ciepło.
Poniżej mały reportaż z naszej podróży, może niektórzy z Was powspominają swoje własne wakacje…? Spotkanie z czarnym bocianem podczas spływu Dunajcem pozostanie chyba jednym z naszych najciekawszych wspomnień ornitologicznych:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6275876891395424321/6277136424782503234?pid=6277136424782503234&oid=104147222229171236311
thts 12:25 Smardze od 14.10.2014 r są pod częściową ochroną tzn. można je zbierać na terenach antropogenicznych takich jak ogrody, parki, trawniki itp. Te są z takich terenów
Dziękuję Irku za odpowiedź 🙂
Zgago jesteś kiepską ” adwokatką „
Domyślam się kto zacz…
Pierwsza kolacja ze szparagami w tym sezonie. Były na zimno z sosem majonezowo-jogurtowym z drobno podkrojonymi jajkami na twardo i sporo ilością zielonej pietruszki.
sporą ilością oczywiście.
Dzieje się dziwna rzecz, kiedy opisuje swoje zdjęcia w Picasie. Za każdym razem, kiedy chcę napisać literę ą znika cały tekst 🙁 Już o tym wiem, więc zamiast ą wszędzie wpisuję a, ale w ten sposób Łąck staje się Łackiem itp.
Hm, jak mawia moja siostra: mała ilość wiedzy szkodzi, a nauczyciel mojego siostrzeńca podobnie: myślenie ma kolosalną przyszłość, ale niewprawnym szkodzi.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!!!
Irku, tylko uważaj, żebyś tego gulaszu z sarniny nie jadł w okresie ochronnym 🙂
na wszelki wypadek, trzeba mieć rozeznanie czy to gulasz z sarny, czy koziołka
Nemo, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Nemo – serdeczności!
Czuj duch, mamy pion śledczy.
U nas szparagi jutro, z myślami przy Pyrze.
Wsadzilam do piekarnika ciasto z rabarbarem i po 20 minutach poczulam dziwny zapach. Ciasto bylo juz cale czarne. Zepsul sie chyba regulator temperatury. Mial prawo, bo piekarnik ma juz 26 lat. We wtorek pojde poogladac nowe piekarniki. Szkoda mi ciasta , tak lubie z rabarbarem i bylo to pierwsze w tym roku.
Smardzom widocznie odpowiada tegoroczna wiosna : http://trojmiasto.tv/Rzadkie-grzyby-wyrosly-przy-szkole-15070.html
Danuśka,
wspaniałe zdjęcia. Czy kościół w Dębnie oglądaliście także wewnątrz ? Wiem, że są ograniczenia w jego zwiedzaniu. My trafiliśmy na odpowiednią porę i mogliśmy podziwiać wnętrza. W tym kościele kręcone były sceny z serialu „Janosik”.
Po raz trzeci i ostatni – wiem dlaczego!
Obchodzacym – najlepszego!
Wiadomosci z boiska – Odsas i jego druzyna wywalczyli dzisiaj po raz pierwszy w historii macierzystego klubu Wanstead – bagatela 125 lat – puchar Es s ex! Pekamy z dumy!
To nie koniec atrakcji grzybowych. Po raz pierwszy znalazłem piestrzenice olbrzymie. Podobno jadalne, ale te zostały nienaruszone w puszczy 🙂
https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xtf1/v/t1.0-9/13015451_958063874308619_1416731173699644344_n.jpg?oh=d8c05134ad486a633287e93f0f367505&oe=5774F814
Za zdrowie wszystkich Obchodzących, a w szczególności wędrowca na szlaku 🙂
Nemo – przyjmij urodzinowe serdeczności i wróć, proszę.
Jolly – dla Odsasa i drużyny – gratulacje!!!
Jolly – gratulacje dla Odsasa!
Nemo – wszystkiego najlepszego!
Jolly – gratulacje!!!!!
Jolly-gratulacje dla naszego sportowca!
Grzybowe sukcesy Irka godne pozazdroszczenia.
Krystyno-niestety wszystkie kościoły pozamykane na klucz, żadnego nie udało nam się zobaczyć od środka. Zresztą z naszym nadbużańskim w Barcicach też podobnie-można obejrzeć wewnątrz jedynie podczas nabożeństw.
Nemo, wszystkiego najlepszego! 🙂 🙂
Już pisalam, że brak Pyry skutkuje niedoinformowaniem żab jako takich
Danuśka, bardzo zachęcający fotoreportaż.
Jolly hip hip hura …. 🙂
za zdrowie … 🙂
Danuśka urodziny Alana się udały …. 🙂
Danuśka te szparagi mnie zachęciły … sobie zrobię jutro … białe czy zielone? … czosnego do sosu był?
Nemo,pomyślności.
Nemo, zdrowia i pomyślności!
Danuśko, wspaniała wyprawa, cudne widoki i taka smakowita porcja wiosny. Dzięki za tyle przyjemności. Szparagów jeszcze nie gotowałam, ale botwinkę młodziutką tak. Znów będę zazdrościć Poznaniowi i okolicom tej szparagowej obfitości.
Uwaga! Gaszę z tej strony kałuży!
Nemo, Yurku – naręcza serdeczności!!! 🙂 🙂 🙂 🙂
Ewo (ewa
22 kwietnia o godz. 17:23 555467),
funkcjonując ostatnio na czterech różnych klawiaturach laptopowych (o nieco różnych wielkościach i bardzo różnych twardościach), po intensywnym dniu, bez sprawdzenia pisała (ale Krówka Opatowska się wmieszała kopytkami swemi czy czym tam ku uciesze PT Czytelników)
— a cappeilla znana czasem jako baisia 😉
Danuśko, super-czas, super-podboje! 🙂
(widzę co prawda 😉 iż Bardejovske kupele prześlizgnęły się pod- lub też pozostały poza radarami – cóż, ja, zwiedzając Bardejov 3 razy „w przeciągu” 13 miesięcy (2011-12), zlokalizowałam okolice żydowskie dopiero za tym trzecim razem).
Z otwartością zabytkowych kościołów drewnianych jest różnie. W Małopolsce znacznie, znacznie lepiej, niż było, zwłaszcza, gdy dany zabytek dostał się w danym sezonie (od 1 maja) na listę „Otwartego Szlaku Architektury Drewnianej”.
Lecz nawet poza sezonem opiekunowie potrafią nas pięknie zaskoczyć. Zdarzyło się to choćby na początku marca w Iwkowej: Bardzo cenny kościółek cmentarny, odnowiony, odczyszczony, o czym wiedziałam bo kilka lat temu zastałam tam ekipę konserwatorską na pilnej pracy. Więc szukamy „kontaktu” (przewodnika Rewasza, gdzie jest lista telefonów i adresów opiekunów/przewodników, akurat nie mieliśmy ze sobą) – dwa telefony, drugi odbiera płeć żeńska, obiecuje przybiec nie później niż za 10 minut, przybiega po pięciu. Młoda kobieta, wszystko wie, na wszystkie detaliczne pytania odpowie, super życzliwa, cierpliwa. Sobotnie popołudnie…
Oczywiście niektóre obiekty będące na liście UNESCO cenią się bardziej i jeszcze bardziej a nawet dopracowały się tradycji aroganckich postaw 😉 Lecz i tu się zmienia, np. w zeszłym sierpniu mile mnie zaskoczył Powroźnik (jasnymi regułami gry 🙂 ).
Inne bardzo cenne ale mniej znane starają się utrzymać na „Otwartym Szlaku” (otwierający ma z tego jakieś pieniądze) i są życzliwi na każde zawołanie. Dodatkowo ministerstwo, urząd marszałkowski, itp. – dotując remont, wymusza dostępność.
Nnno pięęęknie… 😳 Spa zapanowało nad wszystkim 🙄
Dziewczyny-miło mi 🙂
Jolinku-zielone hiszpańskie, a sos z odrobiną czosnku, tak aby nie przytłumił smaku szparagów.
A cappello-Osobsity Wędkarz stwierdził, że czas na zwiedzanie kurortów i starych miasteczek się wyczerpał i że teraz to trzeba wyciągnąć wędkę i posiedzieć na wodą. Na wiele owo siedzenie się nie zdało, ale w naszych podróżach chodzi również o pogodzenie różnych interesów 😉
Danusko, wspaniała wyprawa i piekne zdjecia 🙂
Uprzyjemniasz mi poranek, ktory tutaj jest niestety chłodny i pochmurny. Bocian jest piekny!
Danuska, piekne zdjecia. Nie znam tych terenow. Najdalej na wschod bylam w Krakowie.
Basiu,
Ach stąd te „Doilinki”! A ja już ze wstydu się rumieniłam, żem nie znała obiegowej nazwy miejsca leżącego rzut beretem od moich włości 😉
Danuśka,
Nic straconego, jak widać na zdjęciach Basi, w tamtych okolicach jest jeszcze wiele do zobaczenia.
Pada, albo i nie pada, ale zimno.
Jednak pada, taki rzadki śnieg.
Dziewczyny 🙂 Tak, to była rzeczywiście bardzo udana i ciekawa podróż.
Niestety nadal szpecą krajobraz wszechobecne reklamy: http://bi.gazeta.pl/im/7/7897/z7897717Q,Polski-Outdoor.jpg
Nic się w tej sprawie nie zmieniło, a przecież można inaczej. Już po drugiej stronie Dunajca bracia Słowacy nie dostają zawrotu głowy z powodu tablic reklamowych poustawianych, gdzie popadnie i jak komu w duszy gra. Można, ale ciągle nie u nas 🙁
Na Hali Targowej w Gdyni szparagi / polskie/ kosztują od 17 do 20 zł za pęczek, a więc jeszcze dość drogo. Poczekam jeszcze trochę. Kupiłam za to płaty dorszowe/ 28 zł za kg, ze skórą, bo lepiej się smażą/; znów przygotuję dorsza po grecku, który nieustannie cieszy się u nas wielkim powodzeniem.
Nie potrafię zrozumieć, dlaczego inne cywilizowane kraje radzą sobie z reklamami, a u nas ciągle reklamowe bezhołowie. Coś tam się ruszyło w zabytkowych centrach miast, ale to kropla w morzu.
Za wczorajsze hiszpańskie szparagi zapłaciłam 11 zł. Teraz poczekam na polskie.
Wśród dziesiątków banerów reklamowych utkwił mi z pamięci jeden-po pierwsze był ogromny, a po drugie dosyć niecodzienny: modlitwaza.pl Stał w polu kawałek za Nowym Targiem.
No właśnie. Za.
A propos reklam, u nas za miejsca na reklamę się płaci, słono, i nie wszędzie można reklamę postawić czy zawiesić. Być może w Polsce prawo nie reguluje tego?
A propos szparagów, nie spożywam od 3 lat, bo jestem na nie uczulona 😯
W tym roku zamierzam raz spożyć i poczekać na rezultat. Na podorędziu mam antyhistaminę.
Dzień dobry,
Najlepsze życzenia dla Nemo! Szkoda, że bywa ostatnio u nas tylko przy smutnych okazjach.
Danuśka – dzięki za fotoreportaż. Piękny!
Wczoraj odwiedziłem państwa Cichalów. Ewa zrobiła pyszny obiad – ogórkową zupę, a na drugie schabowy, ziemniaki i kapusta. Wszystko z myślą o Nowym! Pyszności, jak u mamy!!! Dziękuję.
A w ogóle to państwo Cichalowie żyją sobie jak u Pana Boga za piecem, czas się dla nich zatrzymał, ukryli się w pięknym miejscu, gdzie tylko zdrowie znalazło dojście, a wszelkie choróbska i inne dolegliwości wstępu nie mają. Tylko brać przykład!
Ewa i Janusz – dziękuję za gościnę!
Dla Marka – najserdeczniejsze życzenia imieninowe, zdrowia i wszelkiej pomyślności !
Marku, niech Ci szczęście sprzyja. Miłego świętowania 🙂
O szparagach ciągle jeszcze marzę, czekam aż nieco stanieją. Natomiast delektuję się Krówką Opatowską, której dostawę świeżutką, właśnie z Opatowa dostałam. Pyszności, lekko krucha, a w środku przyjemna ciągutka, mniam!
Dobrze, ze Małgosia tez czuwa 🙂
Marku, wszystkiego dobrego z okazji imienin.
Basiu, nie masz serca 🙂 właśnie takie krówki lubię. No cóż, obejdę sie smakiem 🙂
dobry wieczór …
Marek się cieszy ale On imieniny ma w czerwcu bo urodzony w maju … 🙂
zrobiłam szparagi … zjadłam … ale ja chyba nie szparagowa … zjem ale nie ćwierkam tak jak Pyra i Danuśka …
Mam wrażenia, że pisałam, ale wcięło. Jedliśmy dzisiaj zielone włoskie, zupełnie bez smaku.
Marku- cieszymy się razem z Tobą 😉 Nawet już stosowny wierszyk dla Ciebie ułożyłam, ale przechowam go w takim razie do czerwca 🙂
Jolinku-niech szparaguje, kto lubi i kto nie ma szparagowych uczuleń.
Nowy-a Twoich zdjęć oceanu i okolic, to już nie widzieliśmy całe wieki.
Pyra cieszyłaby się bardzo z Twojego spotkania z Cichalami, bo zawsze kibicowała wszelkim blogowym mini i maxi zjazdom.
O właśnie, dzisiaj otrzymałam przesyłkę ze znaczkami na X Zjazd. Zaraz pomyślałam o Pyrze, bo to była przecież Jej inicjatywa. Fakturę przesłałam do redakcji „Polityki” dziękując raz jeszcze za sfinansowanie tego zakupu. Projekt znaczków wykonany przez córkę kuzynki Magdy prezentuje się bardzo dobrze w „realu”. Uściski dla naszej projektantki 🙂
Donoszę, że Pyra Młodsza żywa, ale upiornie zarobiona. W tym tygodniu raczej bez szans na blog.
Ja najlepsze szparagi jadłam u Gospodarza, po raz pierwszy i ostatni białe, u nas takie raczej nie występują. No a teraz po zjedzeniu występują u mnie czerwone placki, swędzące, o! Omijam…
http://aalicja.dyns.cx/news/Warszawa2010/img_2781.jpg
O Pyrze myślę codziennie i czekam na Jej komentarz, co tam Radyjko nawyrabiało na spacerze i tak dalej. A tu Pyry ni ma 🙁
Marku – najserdeczniejsze moje! Niech Ci się wiedzie.
Ostatnio, nawet nie wiedziałem kiedy się rozstaliśmy.
Musimy to jakoś nadgonić.
Było by co poopowiadać.
Haneczko-u Pyry Młodszej już za chwilę matury, a potem koniec roku zatem roboty będzie jedynie przybywać.
Pyro Młodsza- trzymaj się, wakacje już w lipcu!
Ja dziś jadłam zielone szparagi z Hiszpanii (10 zł) zapiekane z plasterkami boczku i parmezanem. Wyszła z tego całkiem smaczna kolacja.
My najbardziej lubimy takie tylko z tartą bułką, no ale to muszą być prawdziwe szparagi.
A są szparagi nieprawdziwe? Po czym je poznać?
Są, takie jak dzisiejsze. Po braku smaku. Wyglądały jak prawdziwe, a smakowały niczym. Zjedliśmy wygląd i bułkę.
Szparagami tośmy się chyba z Sylwią przejadły, niedaleko nas są wielkie plantacje i sprzedawali po 5 złociszy za kilogram połamane, czyli same czubki. Po paru latach tej wyżerki muszę odetchnąć, z resztą teraz trzeba po nie jechać nieco dalej, bo w ramach płodozmianu na miejscu szparagów rosną drzewka bożonarodzeniowe 🙂
Posuwam się nieco z gulaszem, zasmażyłam dwa kilogramy cebuli, zmiksowałam ugotowane grzyby (same prawdziwki z zapasów od Leśniczyny), jutro jadę po dzika. Wczoraj i dzisiaj obierałam migdały do tortu, po kilogramie dziennie. Nie lubię tego w takiej ilości, 10, góra 20 deko to może być, ale więcej to już nudne. Teraz się suszą, jutro zmielę, w środę piekę. Na wiadomość o ślubie córki mojej stryjecznej siostry wyrwałam się lekkomyślnie (przyznaję się bez bicia), że zrobię jej tort migdałowy. Na to moja stryjeczna, że będzie potrzebny duży tort, bo wesele jest planowane na 200 sztuk. Chyba oszaleli, co też im powiedziałam, ale nie wypadało się wycofać. Stanęło na tym, że tort będzie składkowy, właściwie to raczej składak, bo ja piekę pół i siostra też pół, ona ma jakąś wielką lodówkę, gdzie będzie można ten tort po złożeniu wstawić. Masę też robimy obie. Wymiary blach do pieczenia zostały uzgodnione 🙂
Miałam dać sobie spokój z tą znalezioną jarzębiną, ale jak kupowałam cebulę, to zgadałam się ze sklepową, że to już koniec renet, więc kupiłam renety i gruszki, ale tylko po kilogramie z malutkim haczykiem, już je obrałam, przed wyjazdem zdążę usmażyć.
Miałam kilka rzeczy do wydrukowania i wysłania, w tym PIT i straciłam przy tym kilka godzin. Naprzód walczyłam z programem PITu, który nie chciał współpracować z nowym laptopem, to znaczy nie dawał się wydrukować i wmawiał mi, że mam złe hasło i maila. W końcu przełączyłam się na stary laptop, z którym też początkowo nie chciał gadać i kazał mi aktywować konto, ale mail z linkiem nie docierał, w końcu jakoś się udało. Potem okazało się, że strony z których chcę pobrać druki są niedostępne i musiałam chytrze naokoło dreptać, ale w końcu się udało. Jak już te druki wypełniłam, chciałam zeskanować i wysłać, nawet adresy sobie wydrukowałam, żeby tylko przylepić na kopertę. Odłączyłam starą drukarkę i podłączyłam tę ze skanerem i wtedy się okazało, że laptop padł. Kompletnie. Zawiozę go jutro do magika, ale chyba to już jego dawno zapowiadany koniec. Teraz to już na pewno będę musiała kupić nową drukarkę. Echidna ma rację, że w nowych nie ma za wiele tuszu, ale teraz do nowych laptopów pasują nowe drukarki 🙁
Łyknę coś na pocieszenie i
za zdrowie wędrowca na szlaku!
Dobranoc, a nawet dzień dobry!
Żabo, pozwolisz, że za zdrowie wędrowca na szlaku łyknę razem z Tobą.
Też dopiero wpadłem do domu, ale tutaj dopiero po dziesiątej.
Żaba miała kłopoty z laptopem i drukarką, ja z telefonem czy tam innym smatfonem, iphonem lub jeszcze jakimś tam. Pobierał mi wszelkie napotkane reklamy, których później pozbyć się nie mogłem. Wczoraj wracając od Cichali jechałem przez Bronx i chciałem zobaczyć co na blogu (och wiem wiem, jak się jedzie to się nie czyta), ale władowała mi się jakaś reklama „koło fortuny”. Dopiero w Apple Store sobie z tym poradzili. Na szczęście takie usługi w ich sklepie są za darmo.
Danuśka – nie daję na blog zdjęć z tej prostej przyczyny, że sobie coraz gorzej radzę z picasa. Kiedyś to jakoś łatwo szło, dzisiaj dla mnie coraz trudniej. A w ogóle to coraz szybciej tracę pamięć i sobie zdaję z tego sprawę, niestety. Jak już zupełnie stracę to przynajmniej o tym nie będę wiedział. 🙂
Będę się do snu zbierał.
Dobranoc 🙂
Witam, Żabo nic nie musisz drukować, program http://www.pit-format.pl/ załatwia wszystko. Dostajesz potwierdzenie które możesz wydrukować i po kłopocie. Drukarki bym nie kupował, toner alternatywny jest tańszy.
Ewo 😉 🙂 — nb, w okolicy Bardejova jest tyyyyyyle atrakcji (ja wciaż nie byłam w Hervatov https://sk.wikipedia.org/wiki/Kostol_sv%C3%A4t%C3%A9ho_Franti%C5%A1ka_z_Assisi_%28Hervartov%29 )… i w szerzej rozumianych okolicach jest tyyyyyleeee atrakcji
— że z powodzeniem można (by) zaproponować Towarzystwu Światowy Zlot (harcerze powiedzieliby – Złaz) Galicyjski Łasuchów 😎
Nie, nie już — na 2017, 18?… 19?…
Kto dożyje – wymyśli sobie dowolne wakacje: któtkie, dłuższe;
– stacjonarne albo wędrowne,
– pagórskie, skalne, kijkowe,
– wędkarskie, kajakowe, żeglarskie, pływackie, biegowe, adrenalinowe
– w spa i wszystkich rozpieszczaniach ich
– po śladach Szwejka,
– bojkowsko-łemkowskich,
– żydowskich (od Leżajska po Bobową, od Pragi po Kraków, Tarnów, Lesko),
– I wojny, jej bitew, muzeów, pomników, cmentarzy utrzymywanych przez Austrię
– po obiektach z listy UNESCO
– po obiektach z Natury 2000
– tam, gdzie zaczął się światowy przemysł naftowy
– z drewienkiem (świeckim i sakralnym; katolickim, wschodnim, protestancko-artykularnym)…
…gotykiem, renesansem, barokiem…
– po tropach słynnych historyków, dyplomatów, kompozytorów,
– od Nikifora do Warhola…
– z zamkami warownymi, pałacami, ruinami…
– od dworku do dworu
– z taborami cygańskimi i po tropach Romów
– po słynnych uzdrowiskach i byłych spa – od Karlsbadów po Truskawce i Sławna
– na koniach, na wodzie, w strumykach gdzie raki pod kamieniami*,
– w agrokulturze albo agroturystyce (względnie krynickim hotelu Prezydent),
– po słynnych parkach i ogrodach… albo ogródkach domowych obsypanych nagrodami w konkursach na kwietne domy młp i podobnych
– po nowszych i starszych „disnejlandach”, parkach miniatur, turniejach rycerskich o szablę albo warkocz
– z festiwalami muzycznymi od Krakowa po Krynicę, Lusławice, Biecz,
– z dożynkami, festynami i „żarciem” karczemnym albo lepszym;
– od Drezna, Pilzna Wiednia, Bratysławy, Budapesztu, Koszyc, Oradii, Lwowa albo od Lublina, Sandomierza, Opatowa, Warszawy, Częstochowy, Wrocławia, Katowic, Bielska…
…świętych i utalentowanych już nawet nie wymieniając…
…, …, …,
…Tak, aby czternastego sierpnia wieczorem „zleźć się” (przed, w trakcie albo już po tych swoich wakacjach) na koncercie Kromer Festival w Bieczu, potem w jakiejś restauracji (może Biecz do tego czasu rozwinie bazę – inaczej trzeba(by) śmignąć gdzieś niedaleko) — spotkać się, ucieszyć, poooooopoooowiaaaadać… ok, zjeść też coś… 🙄 — ktoś sam, ktoś w parze, gromadzie, z wnukami, w większych grupach znajomków…
To mogłoby być fajne… 😎
______
*https://picasaweb.google.com/108271870011088271461/SzymbarkWysowaEmkowszczyznaIII#5635444350778938354
Nowy, Picasa od 15 marca nie działa tak jak kiedyś, wejdź na https://support.google.com/picasa/answer/156347?hl=pl. Masz czas do jednego maja.
Danuśko 🙂
Salso, w sklepiku, gdzie nabywaliśmy dwadzieścia pięć deka (ok, może trzydzieści 😉 ) Krówki Opatowskiej, miły pan sprzedawca (w garniturze 🙂 ) na moje zapytanie, czy Krówka Sandomierska, to konkurencja, gałąż biznesu czy inna odnoga, z całą pewnością (siebie i przedmiotu) oświadczył, że nie, absolutnie nie, to wszystko Krówka Opatowska jest… tam co prawda jakieś specjalne efekty, by pod wiadomą Bramą w Sandomierzu sprzedawać… Kompan się zgodził z fachowcem (że Opatowska)…
A ja jakoś pamiętałam tę Sandomierską… No i sprawdziłam w notatkach …noi 😉 wyszło częściowo na moje… – więc gdyby ktoś był w Sandomierzu pod Bramą Opatowską…
…Faktycznie bardzo dobra – papierki zostały… 🙄
dzień dobry …
Basiu jesteś niesamowita wycieczkowiczka … 🙂 ….
zimnawo … ja dziś mam pomidorową bo Amelka będzie … i młoda kapusta z niby młodymi ziemniakami dla mnie … kapusta (dodałam jabłko dla smaku) i pomidorowa ugotowane wczoraj bo na drugi dzień smakują lepiej …
Jolinku, eeetemmm – czasem trzeba miec jakąś przyjemność z życia… 😎
— …oczywistości typu parki narodowe i góralszczyzna (około)zakopiańska nie dodałam do tej listy… 🙄
Tu pięknie, chłodnawo (koło zera). Idealnie na poranne rowerowe pozałatwianie sprawunków – tylko nie zapomniec o rękawiczkach cieplejszych, niż rowerowe. I o opasce na uszki 🙂
O, jeszcze kolejowym szlakiem można:
– linii zamkniętych, czynnych, szeroko- wąskotorowych, kultowych dworców, wiaduktów-mostów, perypetii budowlanych, itd. (kto był na słynnej galicyjskiej wystawie w krk (MCK*) – ten wie 🙂 )
Ok, koniec spamowania ❗
Nb, Małop. Org. Turyst. powinna mi chyba coś odpalić za tę niezmordowaną reklamę… 🙄 🙄 🙄
____
* http://mck.krakow.pl/wystawy/mit-galicji-1
A cappello- pozdrawiam rowerowo, też z opaską na uszach, obyło się jednak bez rękawiczek 🙂
Na śniadanie razowe grzanki z kozim serem w plasterkach pod miodowym kocykiem.
Jutro będzie powtórka, bo to niezmiernie smaczny patent.
Nastała moda na burgery podawane fikuśnie w różnych koszyczkach, skrzyneczkach, a do nich frytki w sitkach oraz sosy w słoikach albo doniczkach. Zauważyłam, że młodzież w wieku od gimnazjalnego do dziarsko-hipsterskiego (25-35 lat) bardzo chętnie odwiedza takie burgerownie. Wygląda na to, że dla nas młodych inaczej 😉 są to miejsca raczej do omijania głównie z powodu muzycznego hałasu, który tam panuje, że już nie wspomnę o zmaganiach z tymi wielopiętrowymi burgerowymi konstrukcjami:
http://previews.123rf.com/images/lisovskaya/lisovskaya1406/lisovskaya140600248/29491478-Burger-et-frites-dans-le-panier-sur-fond-blanc-Banque-d'images.jpg
ja bardzo lubię ranne spacery … lubię chodzić bo wtedy się więcej widzi … dziś pierwszy bez kwitnący zaliczyłam … a pogoda super jest …. chodzenie poprawia mi kondycję bo w lipcu w Urlach rower to przyjaciel codzienny … i do sklepu .. i nad rzeke … i do bliskiej wsi .. i za tory na targ … a dziewczynki śmigają na rowerach to muszę mieć kondycję …
a capello – najlepsza krówka – z Milanówka. Okaz rzadki.
Oj, bym polemizowała, ale oczywiście to rzecz gustu albo smaku 🙂
Zabiegana jestem, gotuję dla dziwnych dzieci, co to jadają dziwne rzeczy. Doprawdy gimnastyka i mimo starań wielkie wpadki. Np. Jeśli sypnę gdzieś koperku, to już zgroza – niejadalne, jeśli gdzieś zaplącze się kawałek pomarańczowego koloru – rozpacz, bo marchewka na indeksie. No i jak tu przemycać jarzynki, witaminki…
A cappello – rozmarzyłam się, tym razem na wspomnienie Sandomierza i okolic…
Oj, sławny ten nasz podwarszawski Milanówek-bo i krówki, i jedwabie, i na dodatek Krystyna Janda http://www.krystynajanda.pl/dom-w-milanowku
Salso-życzę cierpliwości 🙂
A można by porównać jedną krówkę z drugą krówką?
Z przyjemnością przeczytałam co pisze Janda o swoim domu w Milanowku, dzieki Danusko. 🙂 wspomina o poprzednim właścicielu domu, śpiewaku operowym S. Gruszczynskim. To on. 🙂
https://m.youtube.com/watch?v=x-aBujuwuKY
Salso, i radość i stres i tak na przemian 🙂 czego jeszcze dzieci nie jedzą?
Spokojnie na miasto wyjść nie można, bo zaraz życzenia chcą składać z powodu nie mojego święta 🙂 Ale co tam: dobrego nigdy nie za dużo. Rano dostałem duża butelkę włoskiego likieru maracuja. Co z tym robić? Bardzo aromatyczny ten likier. Moze do lodów ? Trzeba bedzie zacząć sezon lodowy, bo piwny zacząłem w sobotę. Po uroczystym rozpoczęciu sezonu pojechałem na koncert muzyki Pink Floyd w wykonaniu coverowego zespołu Spare Bricks. Nieźle grają na żywo:
https://www.youtube.com/watch?v=CjimAC_3fMQ
Misiu-likiery owocowe dobrze się sprawdzają w aperitifie zwanym kirem:
http://palcelizac.pl/kir/ Można użyć likieru z dowolnych owoców. W wiosenne, czy letnie wieczory smakuje wyśmienicie 🙂
A u mnie śnieg 🙁
czy ty Alicjo sobie zbyt duzo po miejscu w ktorym mieszkasz nie obiecujesz?
a co ma padac tam o tej porze?
moze pennis from heaven?
yurek, rzecz w tym, że właśnie końcowego podliczenia nie chciał drukować, wszystko wcześniej liczył, potem pokazywal wypełniony formularz, a na prośbę „drukuj” gest Kozakiewicza. Ja już wcześniej używałam „podatnika” i ten program ma moje dane, ale uważał, że ja powinnam się zalogować jako bywalec, a nie nowa osoba. Dopiero jak wróciłam do starego laptopa, to przestał mi tłumaczyć, że szachruję i łaskawie się zgodził wydrukować. Coś podobnego miałam z blogiem Bobika, też wmawiano mi, że nie jestem kim jestem.
U mnie był ulewny deszcz, który przeszedł w snieg
Szaraku,
ja sobie nic nie obiecuję, ja jestem przygotowana na to, że i o tej porze może tutaj padać śnieg. Poza tym czasem warto zerknąć na mapę i porównać to i owo…u mnie bynajmniej nie jest daleka mroźna północ, moja miejscowość leży na wysokości północnych Włoch/pd. Francji. To może dawać nadzieje różne 😉
Zazwyczaj próżne 🙁
a skad oni maja brac na promienie sloneczne, skoro Zaba jeszcze z podatkiem zalega 🙄
Żaba Szaraku nie zalega, ma czas do 30 kwietnia.
Niemozliwe 🙄
Tu gdzie zyje placi sie „dobrowolnie”, kwartalnie, voraus.
Mimo wszystko Malgosiu, nie kumam dlaczego zwlekac do ostatniej chwili 😛
Żaba wykazała się obywatelską postawą, opóźniając zwrot podatku. Budżet państwa jest w słabej kondycji.
Temperatura o 20.00: 3,5 C – reszta dnia, to na przemian, deszcz, śnieg i słońce. Do tego, strajk w tramwajach i autobusach. A, Targi dopiero się zaczęły. Wczoraj i przedwczoraj Obama, a dziś strajki. Jutro strajkują na lotnisku, za to tramwaje i autobusy mają jechać normalnie.
Moja LP, jadąc do pracy((robi na parę godzin w reha) utkwiła w węźle na całą godzinę i ostrzegła. Ja, miałem odebrać przyjaciółkę, co ma skaleczoną nogę i nie może skorzystać z samochodu, więc za wczasu, ruszyłem. Było jak było, ale, nie było tak źle.
O takiej postawie czytam tutaj od paru ladnych lat.
Wyglada na to, ze ludzina tam mieszkajaca od dziesiecioleci nie jest zintegrowani z krajem w ktorym zyje 🙁
Moze by tak przyjac pareset tysiecy wojennych uciekinierow i uczyc sie od nich procesu integracji 🙄
Propozycja skierowana pod zły adres.
Skoro ludzina tak na to patrzy, to gamoniom, rowniez poprzednim, caly czas –© w to graj i wykonuja wole ludu 🙁
Wszystko zależy od punktu siedzenia. Niech każdy pilnuje (albo nie) swoich podatków. Kot pilnuje swojej michy i już mi tu przytupuje od pół godziny, że micha pusta. Nie ma obiadku na zawołanie!
szaraku, chyba Ci się pozajączkowało z obliczaniem podatku na wschód od Odry. Zaliczkę na rzecz podatku zabierają mi od każdej comiesięcznej wypłaty emerytury, takoż np od wypłat praw autorskich też na bieżąco potrącają, czyli jeżeli na koniec kwietnia mam coś dopłacić to są to niewielkie pieniądze – w tym roku 3 (słownie: trzy) złote. Czasami wszystko się zgadza do zera, a czasami dostaję zwrot – raz to nawet ze 20 złotych.
cbdo
Składkę na ubezpieczenie zdrowotne tez co miesiąc potrącają z automatu..
Uwazam, że powinieneś, szaraku, wejść pod stół i odszczekać
Nie Alicjo. W tym przypadku tez nie masz racji 🙁
Zaden rolnik miedzy odra a bugiem, nie zadowoli sie tym, jak mu dofinansowanie badz dotacje unijne zaczna wyplacac w tysiacach litrow powietrza 🙄
Ludzina bedzie tupac i uwazac ze ma Rrecht
Przykład kota Alicji jest godny polecenia. Niby zwierz a mądrości ma więcej od ludzia.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Tak paskudnie było na dworze, że konie zdecydowały się schować na hali; ku mojemu wielkiemu zadowoleniu siwa ze źrebaczką weszły na halę, a Natja, która nie integruje się ze stadem kręciła się koło bramki przy kancelarii i jak ją tylko otworzyłam wparowała jak rakieta na podwórze. Ciekawe, że jej synek – ten którego namawiałam, żeby przeszedł przez leżącą linkę od pastucha i wrócił na pastwisko – zarżał jak mnie zobaczył i ruszył w moją stronę, może jednak kojarzył mnie z suchym boksem w którym trzy dni stał?
Alez Zabo, ja nie mowie o przeszlosci, o tym co miesiecznie odciagaja zgodnie z prawem.
To jest juz tylko historia.
I nie rob histerii.
Napisalem wyraznie, ze tu gdzie zyje placi sie w przod. Na kwartal badz na rok, zanim jeszcze zlozy sie deklaracje na biezacy rok.
I to jest dobre. My tzn. Przyjaciel i ja, 🙂 cieszymy sie ze mozemy duze tysiace euro, rocznie dodatkowo odprowadzac do wybranego kraju, czego oczywiscie wszystkim mnie czytajacym zycze z calego serca 🙄
Kwoty do 10 zł nie musimy płacić. Także US nam jej nie zwraca.
Bardzo dramatyczna ta historia domu Krystyny Jandy.
U mnie wieje bardzo silny wiatr, który ma przynieść z zachodu pogodowe niespodzianki.
„Lohnsteuer to podatek dochodowy potrącany od wynagrodzenia pracowników. Każdego miesiąca jest odciągany przez pracodawców od pensji i odprowadzany na konto fiskusa. Wysokość Lohnsteuer jest uzależniona od wysokości dochodów, a jego kwotę definiują tabele podatkowe dla określonego przedziału zarobków. Domeną tego rodzaju podatku jest to, że jego płatnik (pracownik) składa na koniec roku kalendarzowego roczną deklarację z wszystkich uzyskanych w przeciągu roku dochodów. W następstwie złożenia deklaracji podatkowej zapłacony wcześniej w ciągu całego roku podatek zostaje naliczony na poczet podatku należnego. Jeżeli suma podatku zapłaconego za dany rok jest mniejsza, aniżeli suma podatku należnego, to podatnik musi dopłacić brakującą kwotę podatku należnego. W przypadku wystąpienia odwrotnej sytuacji, a więc gdy podatek zapłacony jest większy, aniżeli podatek należny, to podatnik otrzymuje zwrot nadpłaconego podatku.”
nie widzę różnicy
Gaszę.
Żurek się chłodzi i przegryza, gulasz to samo.
Jest nieźle 😉
Danuśko, Jolinku, odpozdrawiam rowerowo! 🙂 🙂 ( — Właśnie, rowerowanie dopisać do listy 26 kwietnia o godz. 6:34 555606!!! — ) Wczoraj udało mi się wykręcić w sumie 40 km (rano i późnym wieczorem), więc już w kwietniu wstydu nie będzie, nawet gdyby jego ostatnimi dniami zawladnęła epoka lodowcowa z całkowitym imentem i szczentem.
Wieczorem było niesamowite światło… – takie nieziemskie, jakie zdarza się bodaj tylko w kwietniu, gdy ci się wydaje, że ośnieżone góry skaliste są jakimś cudem bliżej, niż kwitnące sady i Beskidy, ponad którymi się wyłaniają te żleby (tu – północne Babiej G.)…
Tylko troszkę późno na focenie.
A dziś deszczyk, śpi się rewelacyjnie, za oknem oj jakie cudne młode zielenie i zapłakane bzy…
Danuśko, fajne fikuśności, ale te koszyczki i podstaweczki (o drewnianych deskach do krojenia nie mówiąc) to ja widuję od dekad po schroniskach (nie tylko alpejskich).
Co do omijania hałasu, innych plag i w ogóle — to my jesteśmy (ja w każdym razie! 😉 ) nie młodzi inaczej a młodzi lepiej!! O! 😎
Krysiade z Milanówka są przecież i w pierwszym rzędzie TRUSKAWKI!! 😎
https://www.youtube.com/watch?v=G7yC3_euhKc — ach, jak ona to śpiewała w maju 1994 na benefisie Piotra (Skrzyneckiego) w Teatrze Słowackiego… dostało mi się wypasione miejsce (dla znajomków Piwniczan) – na scenie, za występującymi 🙂
Nb, wczoraj poczęstowano mnie b. dobrą krówką z Elbląga (drobnym druczkiem) – podobno „na siedem trzydzieści” (w promocji 😉 ) czyli 3x taniej, niż Opatowska 😈
Salso, gdy jechałam do Sandomierza po raz naj-pierwszy (z Kielc, z przyjaciółką uniwersytecką stamtąd pochodzącą) — miałyśmy mocny zamiar zwiedzić po drodze Opatów, ale nam odradzono (że będą kłopoty z dostaniem się do autobusu, a też miałyśmy bilety bezpośr. do S. wykupione przez jej mamę). Bardzo nam było szkoda… na przełomie kwietnia i maja 1988 (powrót do krk wprost na strajki!)… Potem byłam w Sandomierzu wiele razy, w Opatowie zaś dopiero 10 dni temu – lepiej późno, niż jeszcze później! Miejsce warte zachodu! 😎
Czekając na nasze polskie, wygrzane słońcem, na rozentalach, ćmielowach, bolesławcach…
Truskawki w Milanówku
W. Młynarski
Ja mam na ogół pamięć krótką,
ja mam na ogół pamięć złą,
ktoś do mnie mówił: „Niezabudko”
Zupełnie nie pamiętam, kto.
Ktoś mnie ubierał w perły, futra,
Kto? Całkiem nie pamiętam, lecz
Aż po starości jesień smutną
Pamiętać będę jedną rzecz:
Truskawki w Milanówku,
Tamten ganeczek w dzikim winie,
Te interludia na pianinie,
To jeszcze mi się śni.
Truskawki w Milanówku,
Pogodny wuj reakcjonista,
Który „Brygadę Pierwszą” świstał
Słuchając BBC.
Truskawki w Milanówku
Na talerzykach Rosenthala
Przysiadły od hołoty z dala
Wśród śmietankowej mgły.
Truskawki w Milanówku
I ten przechodzień, spacerowicz,
Inteligentny jak Gombrowicz,
To właśnie byłeś ty.
Nie mam pamięci do detali,
Ale pamiętam furtki skrzyp,
A potem księżyc się zapalił
i łypnął ku nam łypu-łyp.
Ja miałam oczy nieprzytomne,
Czułam gorący poszum krwi,
Więcej nie pomnę, ale pomnę,
Jak strasznie smakowały mi
Truskawki w Milanowku,
cukier jak snieg Kilimandzaro,
wuj przez sen mruczal „Cztery karo,”
bo we snie w brydza gral
Truskawki w Milanówku,
Na widelczyku srebrnym drżące,
O cichym zmierzchu sprzyjające
Związkowi dusz i ciał.
Truskawki w Milanówku,
Na księżycowy promień złoty
Ty nawlekałeś swe tęsknoty,
A ja westchnienia me.
Truskawki w Milanówku,
Przez chwilę człek nie podejrzewał,
Że to nie Lorelei śpiewa,
Lecz gwiżdże EKaDe…
Cichą tęsknotę darmo kojąc,
W jesienny zapatrzona liść,
Chcę bardzo, by piosenka moja
Zawarla jeszcze taką myśl:
Że kalarepa z Wołomina,
Która stanowi czasu znak,
Choć strasznie mnożyć się zaczyna,
Wspominać tak się nie da jak
Truskawki w Milanówku,
Martwa natura, żywy dowód,
Że jeszcze wciąż istnieje powód,
By podwieczorki jeść.
Truskawki w Milanówku,
Wytworne żarty od niechcenia,
Ach, pracowały pokolenia
Na formę tę i treść.
Truskawki w Milanówku,
Wuj konkubinę miał w Brwinowie,
Ale nam o niej nie opowie,
Wuj już na chmurce gdzieś.
Truskawki w Milanówku,
Wasz czar nie zniknął i nie przepadł,
Nim was zagłuszy kalarepa,
Poświęcam wam tę pieśń.
Była Banaszak – dla porównania Kotulanka:
https://www.youtube.com/watch?v=fEk8J-br0U8
jarzębina się dosmaża, mam przynajmniej czyste sumienie, że nie na darmo ją Haneczka z Jurkiem zbierali.
W okolicach pokazała się KRÓWKA w postaci Batonu mlecznego, z Jutrzenki Dobre Miasto, tak wspaniale się ciągnie, że aż zrobiłam piesom psikusa dająć po jednej (ten baton to są ze trzy zwyczajne krówki na długość). Zaklajstrowały się dokładnie i nie wiedziały jak z tego wybrnąć 🙂
Słoneczko, wiatr duje, resztki sniegu znikają
A cappello-świetny jest ten tekst, dzięki za przypomnienie.
Teraz pozostaje podać jeszcze garść poziomek, one wprawdzie nie z Milanówka, ale też smaczne.
Wiem, pamiętam, Ty lubiłeś poziomki,
pełną garścią wybierałeś z koszyka,
w tamtym lesie, gdzie gałęzie się plączą,
gdzie się drzewo z drugim drzewem dotyka…
Nic się nie martw, nazbieramy poziomek,
tylko przyjdź, zanim całkiem się ściemni,
zanim noc schowa je do kieszeni,
przyjdź, zobacz, zanim całkiem się ściemni.
Pozostałe owoce, w postaci konfitur, serwuje oczywiście Żaba 🙂
Stara Żabo – Ty „piesia” sadystyczna mordoklejka?
dzień dobry …
Basiu bardzo aktualny stał się ten tekst .. Młynarski może się zaraz okazać zakazany …
http://teatrateneum.pl/?p=20622 …
deszczuje sobie … +10 …
Właśnie przeczytałam, że w Białymstoku będzie zlikwidowane Centrum im. Ludwika Zamenhofa. W mieście rodzinnym Zamenhofa! Jak się wyraził jeden z radnych: „Budowanie wizerunku w oparciu o Zamenhofa jest chybione. Zamenhof był utopistą”. Nie pomógł nawet protest naukowców.
Coraz gorzej 🙁
Na szczęście są i pozytywne inicjatywy. Na przykład w Bydgoszczy:
http://folwarkdeweloper.pl/uroczyste-odsloniecie-tablicy-poswieconej-ludwikowi-zamenhofowi/
Kolejny chory i paradoinalny pomysł. Ile jeszcze takich nas czeka?
Echidno, ale im przynajmniej plomby i protezy nie wypadają:)
Bo nie posiadają?
może ktoś …. 15 maja w Klubie Rotunda w Krakowie ….
http://muzyka.interia.pl/koncerty/news-koncert-dla-kory-piersi-tomek-lipinski-i-inni,nId,2190862#utm_source=fb&utm_medium=fb_share&utm_campaign=fb_share&iwa_source=fb_share
się wybieram z rodziną …
KOD …. 7 maja w Warszawie … Błękitny Marsz …..
Jolinku-a autorowi tego hasła można pogratulować pomysłowości i poczucia humoru:
http://wiadomosci.onet.pl/warszawa/andrzeju-pokochaj-mnie-nad-al-stanow-zjednoczonych-w-warszawie-zawisnal-transparent/ls72g6
Pomysł z plażą przed Pałacem Kultury jest innego rodzaju, ale też znakomity:
http://wiadomosci.onet.pl/warszawa/przed-palacem-kultury-i-nauki-powstanie-plaza/77vw4m
Swoją drogą mamy w Warszawie bardzo ładne plaże po prawej stronie Wisły, więc nie musimy sypać piasku na bulwarach, jak Paryżanie:
http://www.parispelemele.fr/wp-content/uploads/2011/08/Paris-Plages-49.jpg
Nie przejmując się jesienną pogodą posadziłam kwiaty na balkonie wychodząc z założenia, że skoro pada, to będą rosły znakomicie 🙂
Danuśka, a jakie kwiatki, jeśli można zapytać?
Jeżeli nie ma nocnych przymrozków, to można sadzić. Na razie nam tylko odp orne na mróz bratki. Niestety, nocą pada potrzebny deszcz, ale temperatura spada poniżej zera. Z radością zauważyłam, że są pąki kwiatowe na jarzębinie, która w ubiegłym roku zawiodła mnie mocno nie owocując.
nie nam, tylko mam
U mnie słonecznie, ale zimno. W planie wymycie paru okien, a do obiadu muszę zrobić czerwoną kapustę zasmażaną. Ziemniaki z wczoraj, pieczeń z niedzieli.
Małgosiu-przede wszystkim pelargonie, bo one są mało wymagające i lubią mój słoneczny balkon, a poza tym, jak co roku drobne eksperymenty-tym razem dwa heliotropy oraz jakieś wymyślne odmiany mięty.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Wbrew sobie piekłam blaty do tortu w dzień, a nie po nocy, ale taki spokój w przyrodzie, tyle, że deszcz padał, poza tym nie chciało mi się zjeżdżać do miasta, więc córka mi kupiła nakrętki na słoiki (to na tę jarzębinę, nie chciałam używanych) z dużym zapasem i paczkę petitów burych (tak się kiedyś w szkole mówiło) na tartą słodką bułkę do tortu, bo miałam w zapasie tylko na dwa blaty. Akurat jak się drugi upiekł przybiegł Józek i to przyniósł. W nagrodę dałam mu wszystkie mordoklejki jakie miałam, czyli po jednej na buzię i już nie będą mnie korcić.
Idę do koni.
Bardzo wdzięczne za nasłonecznione miejsce są nasturcje (ja kupuję wielokolorowe), nie wymagają ani dobrej ziemi, z suszą sobie poradzą i nic koło nich oprócz podlewania nie trzeba robić. Jak najbardziej nadają się do skrzynek. Polecam. Uwielbiam nasturcje.
Ja się jeszcze nie rozbujałam wiosennie, a Stara Żaba na okrągło coś robi. Okna wymyłam od wewnątrz, zewnętrze niech poczeka – jest paskudnie zimny wiatr, a ja nie lubię się umartwiać. Podobno w przyszłym tygodniu ma być majowo. Zobaczymy.
Nasturcje kojarzą mi się z mszycami 🙁
Mnie nigdy się nie zdarzyło. Co roku sadzę je, ale w donicach albo w skrzynkach. I dopiero jak już naprawdę jest ciepło, koniec maja.
Kampusowej kaczce, która dorocznie ma tam gniazdo w jakimś kątku, coś podkrada jajka 🙁
Przedwczoraj zniknęło jedno, dzisiaj brak następnych dwóch, zostały 3.
A chłopaki zakupili dla kaczki pokarm, żeby nie musiała za daleko chodzić za strawą, dokarmiają, dbają… Przemyśliwują, jak tu przyłapać szkodnika, może to być szczur albo szop pracz, wiewióry chyba nie są zainteresowane kaczymi jajami?
A może dziekan? 🙂
Dlatego piszę, bo miałem kolegę z Jaszczurów, który uwielbiał kacze jaja. Potem został dziekanem na AGH…
A dziś wreszcie będzie na temat!
(Lepiej późno, niż jeszcze później… nie mówiąc o za późno)
Śmiadanie z dziczyzną! (Szczypiorkiem posypujemy we własnym zakresie – gdy wszystko dokoła nam rośnie – a i ptactwa ci u nas dostatek) 🙄
Nb, Żabo, czytam właśnie (dopiero 😉 ) Starorzecza Kroha; przemknęły tam znów nazwy „oboczne”: kasza hreczana – gryczana (babcia mówiła tatarka); smorodina – czarna porzeczka …, —
Gdy dziecięciem będąc zjechałam do (wygłodzonego, 1981)) Krk i weszłam w „kręgi”, odniosłam wrażenie, że na kresową ziemiańskość w tym względzie snobowały się osobniki mieszczańsko-inteligenckie czasem zupełnie „bez legitymacji” pochodzeniowej czy terytorialnej. Ciekawa byłabym innych obserwacji, potwierdzeń i zaprzeczeń…
A może ktoś czytał „Starorzecza” i ma jakieś wyraziste opinie? (Najlepiej pod prąd najczęstszych zachwytów 😉 )… 🙂
PS, ptactwa ci u nas dostatek – kosy uwiły sobie gniazdo u Kompana: na balkonie, w pelargoniach przeze mnie podarowanych w zeszłym roku! —
O, są już dwa jajeczka:
https://picasaweb.google.com/103892840995890796596/ChorzowZebranyIOkoliceIII#slideshow/6278264187887882658
Danuśko 🙂 truskawki właśnie kwitną, poziomki zresztą też. — Jako truskawkowa specjalistka w szerokich aspektach i oświetleniach powiem, iż do tekstu Młynarskiego (i zresztą wykonań – nie tylko HB, choć jej szczególnie) mam duży i trwały sentyment. Co nie przeszkadza powiedzieć, iż powinni tego zabronić… tak, tak Jolinku – wreszcie zabronić 😈 tej sekciarskiej słodyczki, gloryfikującej bezkrytycznie od lat i dekad jednych kosztem drugich… ➡ Smugness od dawna bezzasadna, błogostan niepoparty w bardzo wielu przypadkach pozytywystyczną pracą, identyfikowaniem jej nowych koniecznych obszarów…
[poprawka – niedziałający dziczy link: https://picasaweb.google.com/acappellanova/6235981111097158609#slideshow/6274825647516838082 ]
A cappello-i to są plusy podróżowania rowerem, kontakt z przyrodą zdecydowanie bardziej bezpośredni 😉
Ciekawostką jest, że Osobisty Wędkarz nie przepada za truskawkami, natomiast w cieście czy też w koktajlach absolutnie mu nie przeszkadzają.
Danuśko, o tak! Rower ma wiele naturalnych plusów dodatnich. Na przykład znakomicie się z niego zbiera grzyby, co przećwiczył (też na nas, trzech współwyprawowiczkach) kolega z włóczęgi rowerowej po „polskiej Litwie”, 1990. 100 metrów jazdy, zeskok, odskok; 50 m, zeskok…
Potem zakupił kilka dżemów, zmusił nas do zjedzenia ich 🙄 słoiki napełnił grzybami (wszystko w warunkach schroniskowych PTSM 😉 ) i obdarował koleżanki… 😎
Może i ryby by się dało łowić tym fasonem?… 😮
Jolinku, do Ciebie też oczywiście miał być szczery uśmiech 🙂 a nie tylko jakieś wykrzywiańce na dodatek do szemranych prowokacji tekstowych 🙂
6:08 uściślenie: na kresową ziemiańskość w tym względzie – nazewniczym względzie.
A cappello-to ja już zdecydowanie wolę zbierać grzyby na rowerze niż wykonywać te cyrkowe akrobacje:
https://www.youtube.com/watch?v=K9XCKP9KN7A
Jeszcze o nasturcjach – ponieważ mszyce je uwielbiają, można wykorzystać je do walki z tymi szkodnikami. Po prostu sadzi się pojedyncze egzemplarze w różnych miejscach w ogrodzie kwiatowym lub warzywnym, a kiedy mszyce je oblepią, wyrywa się całą roślinę i usuwa z ogrodu.
A szczypiorek oprócz tego ze sklepu mam też własny z kiełkujących cebul. Nie sadzę ich do ziemi tylko wkładam do małego naczynia z małą ilością wody.
Patrząc na zdjęcia a capelli, widać przynajmniej 10- dniowa różnicę w wegetacji roślin pomiędzy południem a północą kraju.
To ja w ogóle nic nie mówię…dzisiaj pokazały się hiacynty. Poza tym nadal zdecydowanie zimno. W takie dni to placki ziemniaczane…
A cappella tak pisze o truskawkach, że poczułam ich zapach i smak 🙂
Do truskawek, wiosny, zieleni i innych kolorów za oknem – Julia i ukulele: https://www.youtube.com/watch?v=yaVh6Sjh9f0
Wiadomość dla naszych miłych warszawianek i nie tylko dla nich – już 11 maja ukaże się książka: http://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/bloki-w-sloncu .
A dla zainteresowanych Afryką – 4 maja ukaże się książka, której fragment można przeczytać w najnowszym Dużym Formacie. Myślę, że książka będzie ciekawa: http://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/szkielet-bialego-slonia
Krystyna,
cwany pomysł z tymi mszycami 😉
http://www.nastrojowyogrod.pl/2008/05/mszyce-naturalne-metody-zwalczania/
U mnie chyba za blisko lasu i ptaki oraz inne biedronki zawojowały mszyce.
O, proszek do pieczenia na mrówki. Sposób do wykorzystania. Powoli rosną też w pobliżu pokrzywy. Posłużą do nawozu i ewentualnie na mszyce. Oczywiście także je ususzę na herbatkę pokrzywową. Te z ubiegłego roku wszystkie wykorzystałam.
Ponieważ słucham różnych porad ogrodniczych, zapamiętałam, że nawóz z pokrzyw dobry jest dla roślin zielonych. Natomiast do kwitnących świetny jest płynny nawóz z żywokostu. Niestety, nie wiem, gdzie rośnie.
Może jest do kupienia w sklepach ogrodniczych, ten z żywokostu?
Żywokost to chyba nie taka bardzo powszechna roślina, i na tyle cenna, że ja bym nie używała jej jako nawozu.
Wiki podaje, że „zawleczony do Ameryki Pn.”, ale ja go tutaj nie widziałam. No, Ameryka pn. wielka 🙂
Kurki w Antananarivo:
https://photos.google.com/share/AF1QipMO6BSBaw4zLvVvINenugCYzH3DaQdRmWduEMtSUW56wXtsxueC7h4RtfkJWO1Vxg/photo/AF1QipNu28rttMqkLOwDSuiJC4txjreQHS-lGe911BIY?key=ZWFGOWtEcVdvN2dKOVN4Y0UxQ0RLZ0tnTjRNQzNn
No ale ale co z ta kasa?
przepraszam, z kasza
kasza gryczana
Agatkam,
jak kto lubi kaszę gryczaną, to lubi. Podstawowe przepisy jak ugotować są w internecie 🙂
Właśnie skończyłam gotować to, co zaplanowałam zostawić młodzieżowym gościom i to co zabieram. Chyba mam dosyć. Dokładnie. Zostawiam: gulasz, żurek, kluski (podwójną ilość z 2 kg mąki, bo mi zostały żółtka po torcie – użyłam białka z 36 jaj, a do masy wzięłam 12), wątróbkę drobiową zasmazoną na cebulce – to dla Pawla od Oli, przyprawione biusty kurze i sos – to mój syn, i cwibaki, część z nich zabieram do Anglii, bo jakoś nie mam innego pomysłu. Poza tym mają jeszcze co nieco gotowego w zamrażarkach. Oprócz tortu z masą – dalej uważam, że ten ślub to wariactwo, moja opinia, wolno mi, zabieram mrożonki i przetwory dla mojej szkolnej koleżanki. Ciekawa jestem czego zapomnę 🙂
Komputery zostawiam w domu, w Żabich, więc odezwę się dopiero za tydzień z haczykiem, jak wrócę. Sylwia z Szantą pilnują dobytku aż do mojego powrotu.
Ahoj, za zdrowie wędrowca na szlaku!
Jest też przepis na opakowaniu kaszy
Żabo,
to stanowczo za mało! Zdrowie Żaby na szlaku 🙂
Mnie dorwał katar, spać nie mogę, niech to cholera…i kicham do tego!
Danuśko 🙂 w adrenalinie, na krawędzi, czasem do góry nogami – w sumie normalka, nie tylko dla akrobacji… 😉
Krystyno 🙂 a wczoraj Babia błyszczała nowym sporym śniegiem (jeszcze „bliższa optycznie”, niż wcześniej); białe widać było na górkach już na ca 800 m npm. Na dole natomiast wegetacja wyjątkowo wczesna… lecz i tak stopowana przez okresy chłodu.
Asiu 🙂 jeszcze trzeba poczekać z sześć tygodni na te gruntowe. Gwarancji słonecznego wygrzania nie ma – równie dobrze pozyskamy „kwasieluchy”… 🙂
Dla zainteresowanych Rumunią – właśnie trwają spotkania promocyjne ciekawej i wartościowej książki „Dlaczego Rumunia jest inna?” Dziś Warszawa:
http://news.o.pl/2016/04/22/lucian-boia-dlaczego-rumunia-jest-inna-mck-krakow/#/
http://angelus.com.pl/2016/04/dlaczego-i-czy-rumunia-jest-inna/
dzień dobry ….
dziś i jutro w Biedronce węgiel do grilla za darmo … 🙂
mam w czytaniu bloga zaległości ale nadrobię …
miłej majówki …. 🙂
Witam, w Biedronce za darmo są tylko paragony.
yurek widziałam … kupiła babka za 100 zł i dostała węgiel bez dodatkowej opłaty … dary majowe … 😉
…ale stówę trzeba najpierw wydać 😉
Bilans musi się zgadzać!
https://www.youtube.com/watch?v=PspnSmKwfu4
Alicjo jest majówka … ludzie kupują bo 1 i 3 maja sklepy zamknięte .. pełne kosze i 100 zł to mało na takie zakupy …
jak ta Żaba wywiozła to jedzenie do Anglii? ..
w winnicach gminy Fläsch/Szwajcaria tysiące ognisk płonęło dziś w nocy żeby ochronić rośliny przed mrozem … pięknie to wyglądało ..
a u nas po 10 maja ciepło będzie …
za zdrowie …
Pierwsze grillowanie mam już za sobą. Były szaszłyki z polędwicy wieprzowej ze stałymi dodatkami/ papryka czerwona, pieczarki, cebula i boczek/, ale najlepszy był deser, czyli grillowane plastry renet. Pychota. Nie zajmuję się ani przygotowaniem ani obsługą grilla, więc bardzo lubię takie obiady.
Przymrozki to problem dla ogrodników. U mnie przemarzła część pączków kiwi. Odrosną pewnie nowe, ale liście nie będą już tak obfite.
No, wybieramy się do Szczecina!
Nie, nie było to przewidziane, ale – jak trzeba, to trzeba.
Miała bratanica mojej LP, która przyleciała z Sydney do Europy też wpaść tu, do nas. Okazało się, że wyszło wszystko inaczej.
Cóż, jeśli pomyślę, że wybrałem się niespełna miesiąc temu na pogrzeb, uważając, że powód jest istotny, to myślę, że spotkanie z kimś z „antypodów”, który jeszcze żyje i jest młodziutki, też może być istotny, zwłaszcza, że odległość dojazdu taka sama. Nie wykluczam, że bratanica odwiedzi jeszcze Europę raz jeden, a może nawet nie jeden, lecz niezupełnie jestem pewny, czy i my tego dożyjemy.
A, chciałbym się przekonać o tym, czy jest tak ładna jak jej matka.
Okoliczności dodatkowe, a nie bez znaczenia: odebrałem dziś nowy samochód i pragnę go wypróbować.
Pepegorze,,
Obydwa powody wyjazdu do Szczecina są świetne. Uważam, ze lepiej widywać się za życia w przyjemnych miejscach niż na cmentarzach. A nowy samochód koniecznie trzeba wypróbować na dłuższej trasie. Pogoda jak na razie piękna.
Syn z synową jadą dziś z kolei na północ Niemiec na małe spotkanie rodzinne. Nam szykuje się jutro spotkanie na łonie natury, byle tylko pogoda dopisała.
W dawnych, dawnych czasach, gdy warszawskie chodniki służyły do – jak sama nazwa wskazuje – chodzenia, a nie klęczenia, „donaldówą” dmuchało się wspaniałe balony i nikt nie kojarzył sympatycznego disneylowskiego kaczora z hamburgerem, w Pawilonach na Marszałkowskiej konkurowały ze sobą mini barki serwujące pieczoną kiełbaskę z frytkami i konserwowym ogórkiem.
Kierowani apetytem a nie nostalgią serwujemy dzisiejszy obiad w w/w wymienionym wydaniu. Kiełbaska z grilla, frytki własnej roboty i ogórek konserwowy. Do tego ambrozja z „bum-bum” czyli kompot z granatów. Wspominałam że latoś obrodziły?
pepegorze – zrozumienie z Waszej strony jest wspaniałę.
Od lat spotykam postawę, zarówno wśród członków rodziny jak i znajomych (nie wszystkich oczywiście), oczekującą tzn: my powinniśmy do nich jeździć. I tłumaczenie, że nie damy rady skakać z jednego krańca Polski na drugi nie wchodzi w rachubę. Satyrą* trąci wymówka z ich strony, że nie mają czasu jechać ileś dziesiątków kilometrów w jedną i drugą stronę by spędzić z nami kilka godzin. Nasze około 17000 km w jedną stronę plus 24 godziny lotu to pryszcz na sempiternie.
*najłagodniej podchodząc do zagadnienia
O tych ogniskach ogrzewających szwajcarskie winnice pisała wczoraj wieczorem Jolinek : http://wiadomosci.onet.pl/swiat/niezwykly-widok-u-podnoza-alp/g7e702
Majówkowe podróże widać na drogach. Jechałam dziś przed południem kawałkiem drogi prowadzącej w kierunku Półwyspu Helskiego – zdecydowana większość samochodów była z innych rejonów Polski. My jutro wczesnym rankiem udamy się w przeciwnym kierunku, czyli w okolice Bytowa. Sam Bytów też odwiedzimy.
Ornitologiczna ciekawostka – para sokołów wędrownych dochowała się potomstwa. Gniazdo znajduje się na kominie gdyńskiej elektrociepłowni.
http://peregrinus.pl/pl/gdynia-edf-podglad
dzień dobry …
wszyscy rozjechani na majówki … pogoda w miarę bo nie pada ..
do poczytania …
http://teatralny.pl/rozmowy/okret-flagowy,1539.html
ja nie znalazłam …
http://www.crazybanana.co/entertainment/list/can-you-tell-what-is-wrong-with-this-picture-in-just-5-seconds/
Błąd jest nie w zdjęciu, a w pytaniu…”the the”.
Alicjo też to przeczytałam na końcu ale w 5 sekund sama nie wpadłam na to … 😉 …
U nas chłodnawo, ale słonecznie. I fiołkowo.
Wynieśliśmy donice z figami na patio, niech korzystają ze słońca, bo jak liście się rozwiną, to tam słońce będzie tylko parę godzin. W ub. roku zrobiliśmy błąd, wynieśliśmy figi z piwnicy do dość słonecznego przedsionka – natychmiast zaczęły wypuszczać liście i jednocześnie owoce. Za jakieś 3 tygodnie wynieślismy na patio – straciły i liście i owoce, bo słońce na zewnatrz jest o wiele mocniejsze, niż w domu.
Może w tym roku coś z nich będzie. I przymrozki niech się lepiej trzymają z daleka!
Dwie figi daliśmy znajomym – ale oni mają oszklone okno balkonowe, takie wystające, ze szklanym dachem. Idealne dla fig na zimę. Jerzor pojechał właśnie sprawdzić, jak u nich te figi dają radę.
Alicjo 🙂 niech sie twoje zyczenie spelni i z tej figi, 🙄 figa wyjdzie.
Nawet taka https://picasaweb.google.com/m/zoom?uname=118399121099696213754&aid=5797324005493004897&id=5797324184508627778&viewportWidth=480&viewportHeight=268
I dbaj o Jerzora.
„Jazz camping” koniec lat pięćdziesiątych: http://ninateka.pl/film/jazz-camping-boguslaw-rybczynski
U naszego kumpla już figi jak trzeba, tylko jeszcze muszą dojrzeć, no ale u niego to okno…Nasze kiedyś też takie były, ale w ubiegłym roku sprawę pokpiliśmy. Zobaczymy, jak pójdzie w tym roku.
Dodam, że z takich krzaczków zbiór niewielki, ale za to jaka satysfakcja! A u Krystyny kiwi. Ciekawa jestem, czy u nas by się udało, ale nigdy nie widziałam sadzonek, poza tym zimy mamy za ostre.
Asiu! A toś mi zrobiła niespodziankę! W 59 tym byłem na magisterskim i miałem kupę czasu. Nie mogłem opuścić Kalatówek. Szukałem siebie na filmie, ale, niestety…
Byłem wplątany w organizację „zawodów narciarskich” i też gdzieś tam nocą podgrywałem. Najbardziej mnie rozbawił widok Karolaka grającego na alcie i Trzaskowskiego na trąbce.
Ech, wspomnienia! Ponad pół wieku temu.
Z tym kiwi/ aktinidia/ u mnie to nie był najlepszy pomysł. W zasadzie chodziło nie o ewentualne owoce, ale o obfitość zieleni na granicy z sąsiadem. Młode rośliny są bardzo wrażliwe na przymrozki , o czym przekonałam się już dwa razy. Kiwi powinno się sadzić na stanowisku słonecznym, a u mnie jest od strony północno- wschodniej, więc nie są to dobre warunki. Dla owocowania potrzebne są osobniki żeńskie i męskie. Sąsiad obok posadził płeć przeciwną do naszej, ale roślinkę podgryzł piesek, skądinąd bardzo sympatyczny i nieszczekający. Myślę, że w warunkach kanadyjskich kiwi raczej nie sprawdziłoby się.
Wspaniałe kiwi rośnie u Inki. Dorasta do pierwszego piętra i jest corocznie bardzo mocno przycinane. Dżem z kiwi ma ciekawy smak i może smakować także tym, którzy nie lubią słodkiego.
Za pół godziny wyjeżdżamy na majówkę. Słoneczko świeci.
Krystyno,
W Bytowie zajrzyjcie koniecznie do Jasia Kowalskiego http://www.jaskowalski.com/
Na Ukrainie kwitną już bzy, wisterie, irysy, kasztanowce oraz inne niezidentyfikowane przeze mnie kwiatki. Podwójnie świąteczne pozdrowienia z Czerniowców. Podwójne, gdyż w tym roku majówka zeszła się z prawosławną Paschą.
Na Ursynowie też bzy i kasztanowce w gotowości wiosennej. Żeby jeszcze było trochę cieplej. Słońca brak, za to trawniki pełne kwitnących mleczy. Miłego świętowania wszystkim 🙂
Uzupełnienie po spacerze – kwiatki zamieniły się w dmuchawce, latawce…
dzień dobry …
ewo blisko też jest co zwiedzać …
http://www.dziennikzachodni.pl/wiadomosci/katowice/a/zobacz-strefe-architektury-i-zrob-zdjecie-majowkawkato-dokument-interaktywny,9935296/
na smutki też …..
„Najlepszym lekarzem, co leczy i bada
Jest czekolada.
Nową nadzieją, gdy stara upada
Jest czekolada.
Nieważne kłamstwa, nieważna zdrada
Jest czekolada.
Kiedy potrzebna na problem ci rada
Jest czekolada.
Gdy rzeczywistość to degrengolada
Jest czekolada.
Dlatego codzień pytanie pada:
Jest czekolada?”
Jakub Wiech
Jest Jolinku. Wczoraj kupilam czeklolade z rodzynkami i orzechami laskowymi. Jest bardzo dobra i walcze aby nie zjesc wszystkiego na raz . Bylam w ladnym ogrodzie gdzie jest mnostwo roznych odmian kamelii. W przyszlym tygodniu pojade do innego aby ogladac azalie.
Jolinku, obecna! Zjedzona, niestety, czarna z chińskim zielonym chrzanem (jak się to nazywa?)
Teraz jest na tapecie czarna Hershey’s z żurawiną i orzechami. To dla mnie. Ewa „uważa” tylko Lindt’a 90%.
Gdy za oknami deszczyk SE pada,
Jest czekolada!
U mnie czekolada długo nie zagości, bardzo boleję nad tak słabą „silną wolą”. Preferuję ciemną, gorzką, a jeszcze jeśli jest z orzechami czy skórką pomarańczową, to tym bardziej kusi. Poleżeć przy mnie może czekolada biała i deserowa.
Cichalu, to chyba wasabi :
Salsa! Bingo!
Cichalu – ten „jazz camping” to z myślą o tobie i o Magdalenie 🙂 .
U nas wiosna przystanęła. Tulipany w pełnym rozkwicie, kwitną szafirki, mahonia, pigwowiec, rajskie jabłonie.
Bzy, kasztanowce, zwykła jabłoń przyczaiły się i czekają na ciepło. W słońcu jest przyjemnie, ale co jakiś czas czuć zimne podmuchy wiatru. Nie jest to wiosenny zefirek, niestety.
Zazdroszczę Ewie i wcale się tego nie wstydzę 🙂
Dzień rabarbarowy: placek i kompot.
😉 http://zbiory.mhf.krakow.pl/pl/node/60063?select%5Bq%5D=navigart/select&select%5Bpage%5D=6&select%5Bid%5D=search&select%5Bcontent%5D=maja&select%5Blimit%5D=20
Szaraku,
skąd Ci się wzięła ta uwaga pod moim adresem? Bardzo jestem ciekawa, objaśnij mnie w temacie.
„szarak
30 kwietnia o godz. 21:13 555717
(…)
I dbaj o Jerzora.”
12c i pada. Kot mimo wszystko uparł się na trawę 😯
Może w poprzednim życiu była krową?
Czekolada u nas bywa, 76% – jak już bywa, to zazwyczaj robię śliwki w czekoladzie, bo śliwki suszone są zawsze. Więcej w tym śliwek niż czekolady.
Jednakowoż mleczna z orzechami albo bakaliami, albo jednym i drugim. Gorzkiej mówię stanowcze nie!
Czy ktoś wie co u Pyry Młodszej? Ostatni wpis ponad dwa tygodnie temu, dodzwonić się nie mogę – w domu nikt nie odbiera.
Pyra Młodsza odparowuje. Miała bardzo ciężki czas w szkole. Od następnego tygodnia będzie prawie do życia.
Odetchnij, Misiu, jako i ona próbuje odetchnąć.
Odetchnąłem z ulga po wysłaniu pita, wcześniej zakupiłem kilkanascie drzewek owocowych, które jutro bedę wsadzał do ziemi. Za chwilę na mojej działce będzie kolekcja grusz, śliwek, jabłoni i wiśni. Kupiłem też jedną czereśnię i dowiedziałem się potem,że muszą być dwie. Dosadzę drugą na jesieni. Sałata wschodzi.
Szczypior całkiem wysoki. Za tydzień kolejna dachowa rewolucja. na razie bez kotka i blachy.
Dzień dobry,
Pepegor gratulacje – nowy samochód!!!!
Ciszą mnie wszystkie wiosenne wieści. tutaj wiosna opóźniona bardzo. Ale nadrobi. Ważne, że ryby już przypłynęły z południa. Znaczy się wiosna!!!
czekolady nie jadam jak naleśników. Jest dużo mniej rzeczy które jadam niż których nie jadam 🙂 Cały Nowy!!!!
Słucham sobie muzyki. Musical, który bardzo lubie…
http://www.bing.com/videos/search?q=Do+You+Love+Me+Fiddler+On+the+Roof+YouTube&&view=detail&mid=A0C21495D11688BC8E09A0C21495D11688BC8E09&FORM=VRDGAR
Pogodnego poniedziałku i całego tygodnia. W USA nie obchodzi się święta 1-go maja.
Ale posłuchajcie „Skrzypka na dachu”….
Dobranoc 🙂
Jolinku,
Katowice kojarzą mi się „roboczo”, chociaż lubię to miasto w dni wolne raczej je omijam.
Asiu,
Ty nie zazdrość, tylko wpadnij tu na wakacje. Pozdrowienia z Kamieńca Podolskiego 😉
Dzień dobry,
Czekolada tylko gorzka a najlepiej z dodatkami, jak u Salsy. 🙂
Na 1 maja zakwitła konwalia, mamy taki kącik koło domu, gdzie powraca co roku. Na razie chłodno jak na wiosnę. Kwitną jabłonie, to piekne delikatne kwiatki.
Miłego dnia 🙂
Dzień dobry, nadal brak słoneczka, ale radością przepełniają te wszystkie kwitnienia. Szkoda, że ten czas konwalii, bzów, fiołków tak szybko mija, ale cóż…
Skrzypka na dachu mogę słuchać, a i oglądać przy każdej nadarzającej się okazji. Tyle ciepła i wzruszeń.
Właśnie zabieram się za produkcje naleśników, zadziwiona, że można za nimi nie przepadać? Cudnych spacerów wśród wiosny życzę 🙂
Nowy, wzruszajacy ten fragment, dzieki:-)
A u nas gołąbki. Właściwie gołębnik, bo aż dwa duże garnki.
Że też zapomniałam o gołąbkach, jako jednej z możliwości dopieszczania dzieci. Jeszcze mam parę dni, więc dziękuję Echidno za podpowiedź 🙂
Ja także zupełnie zapomniałam o gołąbkach, zupełnie nie wiem dlaczego. Koniecznie muszę to nadrobić.
Czekoladę lubię w każdym wydaniu, byle nie białą, która jest czekoladą tylko z nazwy.
Wczorajszy dzień spędziłam w okolicy Bytowa w przepięknym miejscu z dużym stawem otoczonym bardzo starymi wierzbami . Pogoda dopisała, więc cały czas spędziliśmy na świeżym powietrzu.
Zaplanowana była wycieczka do Bytowa. Byłam tam przed 15 laty, więc chętnie obejrzałam miasto i zamek. Najciekawsza była wystawa etnograficzna, bo bardzo wiele eksponatów przypomniało nam czasy wczesnego dzieciństwa i odwiedziny u dziadków na wsi.
Ewo,
restauracji ” Jaś Kowalski” nie odwiedziłam, bo po pierwsze Twój wpis przeczytałam dopiero po powrocie do domu, a po drugie u naszych gospodarzy jedliśmy śniadanie i obiad. Ale wiem, że oni często odwiedzają restauracje, więc wskażę im to miejsce. Pani domu nie ukrywa, że nie przepada za gotowaniem i lubi jeść poza domem. Ciekawe, że jej córka bardzo lubi gotować, nauczyła się tego od swojej babci. Przygotowuje nawet konfiturę z płatków dzikiej róży.
Dziś pojechaliśmy do Parku Oliwskiego. Wśród spacerowiczów bardzo dużo turystów, także Rosjan. W restauracji przy Pałacu Opatów/ obecnie siedziba jednego z oddziałów Muzeum Narodowego/ czynny jest już ” ogródek”, zapełniony do ostatniego stolika. A potem wspięliśmy się na wzgórze Pachołek z wieżą widokową, skąd jest piękny widok na Gdańsk i zatokę.
I tak jak napisała Salsa, te wszystkie kwitnienia napełniają wielką radością. A jednocześnie bardzo mi żal, że Pyra, Gospodarz, Nisia i Placek nie mogą już cieszyć się takimi widokami.
Dzis tez krazylem na skaterboardzie po tutejszych czystych i gladkich nawierzchniach asfaltowych. Na uszach sluchawki, z nich do lepetyny dociera albo dobra muzyka, albo mile audycje. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, robie to tak czesto i z taka przyjemnoscia jak inni rozkoszuja sie oblizywaniem dziasel po zjedzeniu tabliczki czekolady. Nie zawracalbym wam gitary, gdyby nie fakt, ze audycja rozpoczela sie wspomnieniem z 02 maja 1945, kiedy to polscy zolnierze zawiesili na kolumnie zwyciestwa ( sieges_säule stoi w dzielnicy w ktorej zyje) swoja flage. Tutejsi doskonale pamietaja, ze tez od polakow w 1945 dostali mocno w dupe, mimo wszystko staraja sie jak tylko mozna, by o tym wydazeniu pozostal nie tylko zapis historyczny, ale rowniez tablica pamiatkowa. Sa juz nawet wstepne przymiarki do odpowiedniej destynacji.
Reportaz jest na tyle interesujacy, ze osobiscie usiadlem ma krawezniku by nie umklo nic mojej uwadze. W audycji udziela sie rowniez osoba ktora cenie za fachowosc i niezliczone idee. Niektorzy pamietaja pewnie Dorotola z tutejszego bloga.
Calosc warta wysluchania. Polecam.
Wystarczy nacisnac szary kasten z napisem: beitrag hören
w ponizszym linku. Jeszcze raz polecam
http://www.deutschlandradiokultur.de/kampf-gegen-nationalsozialisten-ein-denkmal-fuer-die.1001.de.html?dram:article_id=352743#
Po naciśnięciu beitrag hören, należy błyskawicznie nauczyć się „dojcze szprache” i wszystko będzie gut! 🙂
Miś Kurpiowski sadzi drzewka owocowe. Doskonały pomysł, bo własne owoce cieszą niezmiernie. Nie słyszałam jednak, aby czereśnie potrzebowały czereśniowego towarzystwa. Może tak jest na Kurpiach 🙂 , ale u nas nie. U mojego sąsiada rośnie i pięknie owocuje dość stare drzewo, sama też kiedyś miałam własne czereśnie, więc myślę, że to chyba ogrodniczy przesąd. Na pewno jednak trzeba przygotować się na walkę z mszycami, z reguły przegraną.
Slowem: gadaja po dojczku!
„Ja ci dam badehaus, moze i hakenkrojc?” – tak pamietam jeszcze z plywalni z Zabrzu.
Nowy, dzieki za zyczenia w sprawie „nowego”. Nowy woz sprawia wrazenie, aczkolwiek, ca 300 stron opisu obslugi, juz raczej poraza.
Czy tem moj woz bedzie pierwszym tego rodzaju, jak od lat moje kamery elektroniczne, ba – jak moje komputery? Ktore potrafie wykorzystac w zaledwie 10 procentach?
Pepe! Jeździłem przez tydzień najnowszą Acurą. Ekran GPSu jak PRLowskim telewizorze. Sygnalizacja samochodu w martwym polu. Ostrzeżenie przy przekraczaniu białej linii. Kamera cofania. Sygnalizacja i hamowanie, jak nasz coś blisko z przodu. Nie mówię o banalnych ABSach i innych kontrolerach trakcyjnych. Ale fotel jest tylko przesuwany góra – dół i przód – tył, a w moim staruszku (23 lata) również kąt siedzenia! Ha!
Dzień dobry,
Pepe,
Ja, wychowany i wyuczony samochodowo na gaźnikach mam ten sam problem. Na szczęście mój Ford z 2003 roku wciąż czuje się świetnie bez tych wszystkich elektronicznych rozruszników i ulepszaczy jego samochodowego serca. Ale ja sam o niego dbam trzymając na ścisłej benzynowo-olejowej diecie, do warsztatowych szpitali i klinik nie oddaję. W Chicago nasi z Podhala mówią – ‚Ford g…o wort”. Jestem zupełnie innego zdania. 🙂
Maj – majówki. Och, kiedy to było….
Dzisiaj słucham znowu muzyki, ale w zupełnie innym nastroju. Wszak to maj – zbliża się ważne święto…
http://www.bing.com/videos/search?q=naszych+matek+male%c5%84kie+mieszkanka+youtube&view=detail&mid=C3507C3423021A850084C3507C3423021A850084&FORM=VIRE
Dobranoc 🙂
Witam, majówkowe wspominki. Jak by człowiek tego nie przeżył to by nie uwierzył.
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,19991290,jak-oni-mogli-uwierzyc-w-komunizm-mieli-po-kilkanascie-lat.html#NiePrzeg
Nowy,
Polscy mechanicy mówią by nie kupować samochodów na „f”: forda, fiata i francuskich…
Mój Ford Fiesta 1,1 rocznik 79, przeczy temu co pisze Ewa i mówią podhalańczycy z Chicago.
Krystyno
Czereśnia jest drzewem obcopylnym i jeśli chcemy aby normalnie owocowała musi mieć w pobliżu towarzystwo.
Wczoraj posadziłem czternaście drzewek : cztery śliwy, cztery jabłonie, dwie grusze i trzy wiśnie oraz jedną czereśnię. na jesieni bedę sadził krzewy. Ciągle myślę o normalnym warzywniaku i małej szklarni . Może kolega ogrodnik pomoże w zaprojektowaniu.
Ogladając świat z google earth zastanawia mnie dlaczego amerykanie nie posiadają normalnych ogródków warzywnych. Czasem sadzą coś do małych skrzynek lub doniczki. Na całe szczęście znudził mi się okres iglaków i koszonego dwa razy w tygoniu trawnika. Grilować też nie lubię. Wracam do normalności 🙂
Haneczko-oczywiście, że mleczna z orzechami i bakaliami 🙂 Gorzka też może być, jako przekąska do czerwonego wina.
Jak wiecie, ogrodniczka ze mnie początkująca i nieustannie się dokształcająca, ale z tą czereśnią to też się z lekka dziwuję. Nasze nadbużańskie drzewo czereśniowe jest samotne (taka niezłomna singielka, już od ponad 20, czy 30 lat) natomiast owocuje co roku bez problemu. Zresztą co roku owoce są zjadane przez szpaki i inne zainteresowane ptaszyska, bo nas najczęściej nie ma nas nad Bugiem w porze dojrzewania czereśni.
Kiedy człowiek posłucha opowieści o tym jak się wyjeżdża oraz wraca do Warszawy podczas długich weekendów, to wnioski są jednoznaczne- trzeba wyjechać albo wrócić przed lub po fali wyjazdów, tudzież powrotów. Zatem zapakowałam dzisiaj mój tobołek już około południa i wróciłam bez żadnych utrudnień w me ursynowskie pielesze. W sobotnie popołudnie nasi znajomi pokonywali odległość 80 km przez jakże długie i mocno denerwujące trzy i pół godziny!
Majówkę uznajemy za udaną zarówno pod względem ogrodniczym, jak i towarzysko-sąsiedzko-kulinarnym 🙂 Co do kulinariów, to zaskoczyli nas przyjaciele przywożąc w darze duszoną kapustę. Niby nic wielkiego, a ucieszyło nas niesłychanie.
Był to rodzaj postnej kapusty dwurodzajowej: kiszona oraz młoda duszone wespół w zespół z dodatkiem czosnku, kminków, majeranków, koperków oraz oliwy. Nie po raz pierwszy pojawia się na tym blogu stwierdzenie, iż nie ma to, jak zwykłe, chłopskie jedzenie 🙂 Obie kapusty były bardzo drobno poszatkowane i duszone przez dobre dwie godziny, co wydaje mi się bardzo istotne. Rewelacja!
Wracając do domu z włości przejechałam specjalnie przez centrum Warszawy, bo w czasie świąt takich jak dzisiaj przejazd przez miasto to czysta przyjemność. Tu kolorowe bratki, tam orgia tulipanów we wszystkich barwach i odmianach.Serce rośnie 🙂
A gdyby ktoś sobie życzył to jeszcze można wybrać się na taki spacer:
http://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,vivat-wszystkie-stany-spacer-w-rocznice-konstytucji-3-maja,201365.html
Aha, a tymi heliotropami na moim balkonie, to pewno nic nie wyjdzie, bo bardzo wrażliwe na brak wody, jeden ledwie dyszy i wątpię, czy przetrwa 🙁
Czekam z niecierpliwością na relację Ewy z Ukrainy.
Ślę ukłony i serdeczne uściski dla Asi, bo dzięki naszej Koleżance poznałam wydawnictwo „Czarne”. W ciągu ostatnich kilku dni przeczytałam: https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/kropla-oliwy
A teraz mam na tapecie i w zasadzie za chwilę kończę:
https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/brudna-robota
Rozmowa z Maciejem Nowakiem pt „Mnie nie ma” też bardzo mi się podobała.
I jeszcze pytanie do nalewkowiczów:
dlaczego w odfiltrowanej i już zabutelkowanej nalewce z żurawin pojawia się na powierzchni cienka warstwa biało-różowej pianki? Czy należy się tym przejmować, czy też zignorować? Może przefiltrować raz jeszcze?
„Pańska skórka” Danuśko? Na procentach?
Dzień dobry.
Dzisiaj zrobiłam tradycyjną (ale bez groszku konserwowego, bo nie miałám) sałatkę jarzynową, taką z grubsza krojoną dla odmiany. Zrobiłam jej tyle, żebyśmy nie musieli jeść jej przez tydzień, albo i dłużej.
Dostałam też pismo od naszego posła, z podziękowaniami za „użycie” jego biura do drobnej przysługi. Otóż zamiast wysyłać papiery o odnowienie paszportu do biura paszportowego, można zanieść wszystkie papiery do biura posła, oni wszystko sprawdzą i swoimi drogami podeślą do Ottawy. Nowe paszporty przychodzą do nich ich pocztą, a oni do nas kurierem. I jeszcze dziękują, że w czymś mogli pomóc 🙂
Nareszcie ciepło i rozchmurzyło się, za to nastały te cholerne muszki majowe. Jeszcze nie te „czarne muszki”, na które jestem uczulona, ale i one niebawem nadejdą. Żadna przyjemność przebywania na ogródku, bo natychmiast człowieka oblepiają.
Ale niewątpliwie ma się ku cieplejszej wiośnie 🙂
Spędziłam bardzo miły weekend na Dolnym Śląsku. Nasz baza była w Wałbrzychu, więc po sąsiedzku odwiedziliśmy od razu Zamek Książ, gdzie na dodatek otworzono właśnie wystawę kwiatów, tłumy ludzi i jarmark jakiego w życiu nie widziałam, potem zwiedziliśmy Muzeum Kopalni Julia i starówkę Wałbrzycha. Następnego dnia wędrowaliśmy po Zamku Grodno i pod ziemią po częściach niemieckiego kompleksu Riese – Włodarzu i Sztolniach Walimia. W poniedziałek pognało nas dalej na zachód do Zamku Czocha i Jeleniej Góry. Dziś jeszcze oglądaliśmy przepiękny kościół pokoju w Świdnicy (jeden z dwóch zachowanych) i pospacerowaliśmy po rynku we Wrocławiu.
Od zachodu (koło 20-tej) dojeżdżało się do Warszawy w miarę płynnie, chociaż ruch był bardzo duży. Pogoda była bardzo ładna, chociaż raczej chłodno, dopiero dziś mieliśmy po drodze ulewy.
Echidno 🙂
Małgosiu-ciekawa i miła wyprawa, bardzo lubię ten region.
Cztery lata temu wystawa kwiatowa na zamku Książ przepełniona była motywami piłkarskimi (zbliżające się Euro polsko-ukraińskie) 🙂
A wczoraj… też byliśmy w kościele pokoju. Tym drugim 🙂
Ulewy? – Przez całą Opolszczyznę. „Za to” ruch mniejszy na newralgicznej-powrotnie autostradzie bo chojraki i inne pędzące króliki troszkę wymiękają podczas oberwań chmur…
Poza tym pogoda idealna dla potrzeb intenZywnych… 😎
Oj, brak naszej Pyry, bardzo brak 🙁 🙁 🙁
Udało mi się dzisiaj wrócić rowerem do domu pomiędzy jedną ulewą, a kolejną.
A teraz się zastanawiam, czy aby na pewno muszę kupić nowe radio. Zawsze, kiedy jestem w kuchni słucham radia, tak jak miała to w zwyczaju moja Mama. Najczęściej mam włączoną „Trójkę”, ale zdarza się, że przełączę na RFM Classic, co jest zresztą bardzo proste, jako że ichniejsze częstotliwości „są po sąsiedzku”. Mój odbiornik ma….no, właściwie to nawet nie pamiętam ile lat i zaczyna szwankować.
Pepegor z trudem rozstawał się ze swoim starym samochodem i ja też nie bardzo mam ochotę rozstać się z moim starym radiem. Tym niemniej pożegnania nadchodzi czas i trzeba będzie poszukać jakiegoś zwyczajnego i prostego odbiornika w internecie.
Postaram się to jeszcze trochę odwlec w czasie 😉
Yurek,
To nie ja, tylko polscy mechanicy. Sama kilka lat jeździłam fiatem i nie miałam z nim większych problemów.
Dziewczyny,
Z Ukrainy już wyjechaliśmy, teraz stanęliśmy na popas w Rumunii.
Dzień dobry.
U mnie pada, nawet dość rzęsiście, ale na wiosnę deszcz potrzebny.
Wiosna taka (z wczoraj), bezlistna jeszcze…ale trawa ruszyła.
http://aalicja.dyns.cx/news/03.05.2016/IMG_0137.JPG
Porzeczki zdecydowanie się ulistniają, a tulipany prawie gotowe do rozkwitania.
Jeżeli jutro dostanę kaszankę w Baltic Deli, zrobię pierogi z kaszanką, ciasto mam zamrożone. Ciekawa jestem, co z tego wyjdzie, ale spodziewam się, że coś całkiem dobrego, tym bardziej, że tu zawsze mamy dobrą kaszankę, dobrze doprawiona.
Nie, Danuśko, mam tego starego golfa. Przez parę dni jeszcze będzie służył jako transporter materiałów budowlannych, bo jako kombi świetnie nadaję się do transportu dłuższych przedmiotów. Ubezpieczenie pozwala mi na parę dni podwójnego używania.
Z tym nowym zapoznaję się tylko krok po kroczku no, bo ileż czasu można spędzać w samochodzie i studiować 300 stron opisu. Mam np, wbudowaną nawigację, ktora nie potrafi mnie zawieźć do domu. Kieruje prawidłowo aż gdzieś do 500 m w linii powietrznej, a potem zaczyna wydawać absurdalne zalecenia. Uczyłem się np, na „sucho” tzn w domu, jazdy przy użyciu kamery. Nic z tego, nie mam w ogóle kamery, przynajmniej żadnej dzisiaj nie znalazłem. I tak dalej, I tak dalej.
Nowy, znam to, co ford niby wort. Ta zła fama powstała chyba wtedy, kiedy polscy majsterkowicze musieli się zmierzyć z fordowską filozofią budowy samochodu. Ford stosował swego czasu rozwiązania, które utrudniały majsterkowiczom życie. Tam, gdzie wystarczały zwykle proste narzędzia, które każdy majsterkowicz miał, u forda pojawiły się takie części, takie rozwiazania, że konieczne było nabycie specjalnego ustrojstwa. Nie wiem, czy ta taktyka przyniosła im jakieś fory – nie wiem nawet czy to wszystko prawda – kto wie jednak, czy nie to właśnie przyniosło im taką sławę.
Z Niemiec znałem natomiast – jeder Lord fährt ein Ford.
Idę na sport więc, ewentualnie, do późnego wieczoru!
Jutro święto: Wniebowstąpienie Chrystusa Króla.
Dzień wolny od pracy.
Danuśka! Mam takie same odczucia, Jak o Niej myślę to mi się…
Przecież widziałem Pyrę pięć razy w życiu! Ale cośmy przegadali, tośmy przegadali, i telefonicznie i internetowo. Ależ, to mądra kobita (tak, kobita) była! Ewa też zauroczyła się. Bardzo nam Jej brakuje.
Nam też… 🙁
no i tutaj muszę tez powiedzieć najwyraźniej wielkie TAK
Pyro jakby jesteś, ale nieco nie całkiem,
dla mnie Dramat!!!
Majówkowych wspomnień czar – sobota, dzień pierwszy: Litomyśl, Cirkvice, Kutna Hora…
dzień dobry …
wiosna na całego i człowiek nie ma czasu na komputer bo zieleń wzywa … no i matury niektórych wzywają do pracy … Pyry i Piotra strasznie brak …
poczytam wieczorem …
„..Amerykański lingwista John McWhorter przekonuje: Karkołomną składnię esemesów czy mejli zwykło się uznawać za zapowiedź rychłej śmierci formalnego języka pisanego. W rzeczywistości swoboda oraz kreatywność, z jakimi podchodzimy do nowych sposobów porozumiewania się, są tylko świadectwem naszego wyrafinowania w tej dziedzinie. Aby to zrozumieć, wystarczy sobie uświadomić jedną prostą prawdę. Otóż mejlowanie czy esemesowanie pisaniem jako takim bynajmniej nie są. Zwięzły, improwizowany charakter komunikacji wirtualnej oraz jej bezprecedensowe tempo pokrywają się z kluczowymi atrybutami naszej mowy. W ten sposób doszliśmy do nieznanej nam wcześniej formy porozumiewania się: piśmiennej konwersacji.
Porzucenie epistolograficznych skojarzeń wydaje się kluczem do zrozumienia obojętności, z jaką wielu internautów podchodzi do wymogów stawianych językowi. Wszak w rozmowach nie zawracamy sobie głowy „wyglądem” wypowiedzi. Nie da się wymówić wielkiej litery albo myślnika. Stąd też podczas sieciowych dyskusji – no właśnie: dyskusji – liczy się zasadniczo przekaz, a nie jego forma. Jeśli zaakceptujemy mejle czy esemesy jako nową formę mówienia, wówczas beztroska ich autorów, chociażby w kwestii interpunkcji, będzie zrozumiała. Tak jak potrafimy posługiwać się wieloma językami, tak też poradzimy sobie z kilkoma rodzajami tego samego języka.
W końcu ekspansja fast foodów nie przeszkadza rozkwitowi sztuki kulinarnej. 😉 ”
Na podstawie: Mariusz Herma, Pisany język mówiony, „Niezbędnik Inteligenta” 2012, nr 11.
Powyższy tekst to jedno z zadań tegorocznej matury z polskiego, trzeba odpowiedzieć na kilka pytań z nim związanych. To dobrze, że maturzyści nie tylko analizują „Lalkę” czy „Dziady”, ale również zastanawiają się nad językiem, którym sami posługują się najczęściej. Podoba mi się teza, że komunikacja esemesowo-internetowa jest rodzajem pisemnej(czy piśmiennej) konwersacji. Oby tylko ci młodzi ludzie potrafili również pisać teksty dłuższe i poważniejsze niż:
Nie ogarniam, czy to wszystkim pasi , ale melanż przewidziany w sobotę o 19.00
A kasztany, jak co roku, kwitną, bo zawsze kwitną podczas matur 🙂
Dzień dobry.
Cenię internet za to, że można się pisemnie i inaczej komunikować. Ja jednak piszę listy, zupełnie takie, jak dawniej, tyle, że w poczcie mailowej.
A poza tym z powodzeniem służy mi to do krótkich pytań, notek i tak dalej. Nie sms-uję, bo nie mam potrzeby, a poza tym nie mam komóry, też mi niepotrzebna 😉
U mnie kasztany zakwitają na przełomie maja/czerwca 🙁
Zaczynają też kwitnąć bzy, które bardzo lubię. Zawsze kupuję sobie bukiet.
Za moich szkolnych czasów MałgosiuW, w czyn wprowadzaliśmy słowa poety: „…narwali bzu, naszarpali…”. I z pachnącymi bukietami wracaliśmy do domów.
Poeta jeszcze pisał:
A polski bez jak pachniał w maju
W Alejach i w Ogrodzie Saskim,
W koszach na rogu i w tramwaju,
Gdy z Bielan wracał lud warszawski!
Szofer nim maił swą taksówkę
Frajerów wioząc na majówkę,
Na trawkie, pifko i muzykie;
Gnał na sto jeden, na rezykie;
A wiózł śmietankie towarzyskie:
Kuchtę Walercię, tę ze Śliskiej,
Burakoszczaka z Czerniakowskiej
I Józia Gwizdalskiego z Wolskiej.
Byli spocone i zziajane
I wszystka trzech w drebiezgi pjane,
I jak jechali bez Pułaskie,
Fordziak w latarnię wyrżnął z trzaskiem,
I przebiegł (tyż pod gazem krzynkie)
Flimon szarpany za podpinkie.
Szofer czarował go natralnie,
Że on zapychał leguralnie,
I „Niech ja skonam, niech ja skonam
(Zawsze dwa razy! Rzecz stwierdzona),
Skoro jeżeli znakiem tego
Nie jest to wina bzu danego,
Któren cholernie się uwietrzniał
I mocny zapach uskuteczniał;
Ciut, ciut mnie z niego zamroczyło
I właśnie bez to się zdarzyło”.
Policjant mówił: „Ja nie frajer
I pan nie weźmiesz mnie na bajer,
Pan się zatrudniasz anhoholem” –
I nagle krzyk : „To ja chramolę!”
I „Nie bądź pan tu za szemrany!”
A kuchta w pisk: „Zabiją! Rany!”
A Józio w pysk, z Józia w mordę,
I już w powietrzu pachnie mordem,
I wszyscy do komisariatu,
A z winy – majowego kwiatu.
Potem to ślicznie Wiech uwieczniał,
Z daleka więc do pana Wiecha
Pełen wdzięczności się uśmiecham…
I cóż pan też uskutecznia?
/J. Tuwim/
W ramach przerwy „gołąbkowej” (codzienna degustacja tego samego dania to nie tylko nudny ale i nie polecany sposób odżywiania), ugotowałam pożywną grochóweczkę. Z majerankiem, a jakże i na wywarze z wędzonego mięska. Palce lizać. A jaki zapach!
A ja sobie uskuteczniam cynaderki (Ewa nerek nie znosi – więc stąd te cynaderki)
Do tego, raz kasza gryczana a drugi, gnocchi firmy Salvatti. Brzmi z włoska, ale robione w Chicago. Oczywiście do tego przeróżne sałatencje, jak mawia pewien poeta z Krakowa. W sobotę manifestacja nowojorskiego KODu pod pomnikiem Jagiełły w Central Parku na Manhattanie. Nowy, jedziesz?
Trochę zdjęć z Dolnego Śląska:
https://picasaweb.google.com/111194922675990388082/6281197531051244321?authkey=Gv1sRgCNv1pKzlleyo9wE
Na obiad były schabowe z młoda kapustą.
Małgosiu – żałuję, że nie jestem w Warszawie. Obdarowałabym Cię ogromnym bukietem bzu z krzewu, który kiedyś n imieniny otrzymał Piłsudski.
Małgosiu, pełno tu Wrocławia, Placek tez by lubial
oczywiście – na.
Bardzo brakuje naszych NIEZASTĄPIONYCH I NIEODŻAŁOWANYCH NIEOBECNYCH.
Och, brakuje, brakuje …
Krysiu, z radością bym taki bukiet przyjęła.
Sławku, we Wrocławiu ciągle jestem przelotem i tylko na rynku. Chciałabym kiedyś spokojnie sobie po nim pochodzić, bo to ładne miasto, a krasnale dobrze się mają 🙂
Ładne miasto – to mało powiedziane 🙂
Dzisiaj miałam dzień załatwiania rtóżnych spraw. Byłam w Baltic Deli i kompletnie zapomniałam o kaszance 😳
Natomiast zakupiłam nałęczowską śliwkę w czekoladzie 🙂
Moje liczne bzy jeszcze nie rozkwitły, śnieg i mróz trochę im zaszkodził.
Zamiast siać i sadzić poleciałam na dziewięć dni do Irlandii , przez cały pobyt miałam fantastyczną pogodę, słoneczną i prawie bezwietrzną , mogłam bez przeszkód chłonąć uroki zielonej wyspy, a było się czym zachwycać. Bajeczne ogrody pełne różnorodnego
kwiecia, malownicze góry Wincklow z Glendalouch i jego niezwykłym kompleksem klasztornym przylegającym do jeziora okolonego stromymi zboczami, XI wieczne kamienne budowle niektóre zachowane w całości. I wszędzie ale to wszędzie kwitną żonkile i narcyzy: na poboczach dróg , trawnikach , a nawet u podnóża gór.
Mieszkałam w domu , gdzie z okna w kuchni spoglądałam na góry, a z górki obok domu
patrzyłam na morze…25 minut z górki, ale z powrotem, duuuuużo dłużej.
Obiecałam Pyrze, że sprawozdam…powiedziała : Eska jak nic nie napiszesz to ciebie uduszę.
cdn…
Będzie trochę o żarełku!
Eska! Pozdrawiamy Was i te owocki na balkonie, które jak lawina spływają do ogrodu! Jak one (pyszne) się nazywają?
MalgosiuW, Świątynia Pokoju w Jaworze też fascynująca, chociaż mniejsza.
Szkoda, że ominęłaś Krzeszów. Tam koniecznie trzeba do zakrystii. Jeżeli nas wpuścili za uśmiech, to Ciebie wniosą na rękach!
To fascynujące tereny, jeszcze tam wrócimy. W tym roku marzy nam się białowieszczańskość.
Braku Pyry, podobnie jak Innych, ciągle nie przyjmuję do wiadomości. Pyra Młodsza zakopana w szkolnych obowiązkach. Ma wyrzuty sumienia z powodu nieobecności na blogu i totalny brak czasu na obecność.
Dzisiaj/jutro drobiowe mielone, pieczone pyrki i zielone szparagi.
Cichalu, te owocki to nie u nas, my to te niegdyś wychwalane twarogi śmietana i mleczko ,które z taką ochotą popijałeś, czyli najbliższe sąsiedztwo Żaby, na skuśkę około 1500m
Eska! Taaak! Pozajączkowało mi się! Starym już, to się nie dziw. Twoje mleko, to miało wszystkie mleka pod sobą. To było cudo! Rano budziłem się nad stajnią i do lodówki! A tam mleko…
A te owocki to u Inki w Swarzędzu. Chińskie kiwi. Rewelka, jak się teraz mówi. Dobranoc.
haneczko – jak białowieszczańskość, to i dobrowodzkie piękne zródełko /podobno zdrowotne/ trzeba odwiedzić i nas oczywiście też. Koniecznie. Bez tego wyprawa będzie nieważna.
Mnie tez bardzo brak naszych Drogich Nieobecnych.
Czy Redakcja Polityki nie mogłaby umieszczać raz na tydzień któregos z felietonów naszego Gospodarza z rubryki Za Stołem? Nie wszyscy czytali je regularnie a nawet gdyby miały sie powtarzać, nikomu by to nie przeszkadzało. Co o tym sądzicie?
Dzisiejszy dzień jest wreszcie prawdziwie wiosenny. Zakwitł bez. Małgosiu, obdarowałbym Cię nim dziękując za ciekawe zdjecia. Nie znam tych okolic.
Alino, dziękuję 🙂
Alino,
to świetny pomysł – felietony z rubryki „Za stołem”!
Dzisiaj nie wiem, za co się złapać, bo wreszcie jest naprawdę ciepło i wypadałoby coś koło obejścia podziałać. A wiosna zrobiła się, jak to Pyra mawiała, „koronkowa”, to znaczy, że już-już zaczynają się rozwijać liście. Porzeczki poszły do przodu i już kwitną.
Na dzisiaj przewidziany żurek z białą kiełbasą. Żurek z torebki oczywiście i wiadomej firmy 🙂
Alicjo! Zgroza! Kiełbasa w piątek!? 🙂
Ano widzisz, Cichalu… 🙁
Ale też słyszałam, że z tymi postami poluzowano trochę. Prace okołodomowe zaczęłam od tego, że udałam się Za Róg w celu zakupienia proszku do szorowania, płynu do mycia okien, bo mi zabrakło, no i piwa niewielkiej ilości (Lech), bo dzień aż się prosi o szklankę piwa, a zwłaszcza, że mam przed sobą front robót w tym upale 🙂
Przy okazji zakupiłam bilecik lotto-max, bo jest suma nie do pogardzenia, jakieś 50 melonów do wygrania. Szansę losowi raz na jakiś czas trzeba dać, ale już się martwię, co to będzie, jeśli, tym bardziej się martwię, że przeczytałam artykuł:
http://www.forbes.pl/wygrana-w-lotto-i-co-dalej-jak-zainwestowac-jak-zostac-rentierem-,artykuly,182660,1,1.html
Jak tu się nie bać?!
W międzyczasie napisałam do redakcji Polityki o pomyśle Aliny. Nie wiem, czy ostatnio, ale kiedyś z Gospodarzem pisywał Andrzej Garlicki, gdyby co, to rzecz mogłaby się trochę skomplikować, chociaż nie sądzę, żeby prof.Garlicki był przeciw. Zobaczymy.
Myślę, że pomysł jest znakomity, a jeśli prof. Garlicki zechciałby nam coś od czasu do czasu napisać o kulinariach… 🙂
Swego czasu dostałam od Gospodarza zbiór felietonów „Za stołem”, pisanych właśnie z prof.Garlickim.
Alicjo – http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1541033,1,prof-garlickiego-wspomina-piotr-adamczewski.read?backTo=http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/1541029,1,zmarl-andrzej-garlicki-1935-2013.read
Salsa,
dziękuję. Mnie często uciekają takie rzeczy, bo nie mam papierowego wydania, a i z wydania Polityki w sieci to i tamto mi umknie. 🙁
http://www.zabkowice.psl.pl/viewpage.php?page_id=516
List do mojej polonistki po latach 😉
….ehum… OD
Witam, Alina.555799 felietony są dostępne w archiwum, płatne.
dzień dobry …
pogoda piękna … dobrze się będzie maszerować dziś …
Dziewczyny wycieczki bardzo udane .. w okolicach Karpacza byłam i zwiedzałam .. Irlandia na mnie czeka …
miłego dnia … 🙂
Yurku, nie chodziło mi o czytanie felietonów poza blogiem.
Alicjo, mam nadzieje, ze Twoj list do Polityki nie pozostanie bez odpowiedzi. Dzieki za poparcie propozycji.
Irlandia tez sie do mnie uśmiecha. Może kiedyś. 🙂
Jak się komuś uśmiecha Kanada, to polecam od połowy maja do połowy października i oczywiście niech da znać! Z naszej strony pokażemy ile się da! Niagarę, Toronto, Ottawę i te rzeczy 🙂
No właśnie, tak myślałam, że będą zawirowania z tymi felietonami, ale…ale z drugiej strony to my jesteśmy inna, wierna banda i można by było nas tym dopieścić, tym bardziej, że redakcja raczej nie ma pomysłu na to, co z tym fantem zrobić.
Alicjo, przypomniał mi się rysunkowy dowcip. Żona otwiera drzwi wejściowe za którymi kłębi się dziki tłum i woła do męża: Kochanie przyjechali wszyscy ci, których zapraszałeś w czasie wakacji! 🙂
Mój kilkudniowy wyjazd do Mielna k. Koszalina miał charakter bardziej wypoczynkowy niż wycieczkowy, bo w Mielnie nie ma czego zwiedzać. Miasteczko ma charakter wybitnie letniskowy, jest bardzo czyste i zadbane; plusem jest też mnóstwo drzew i różnorodnej zieleni, ale jest trochę nijakie. Brak mu charakteru jak w przypadku Łeby, Ustki czy mojego ulubionego Darłowa. Głównym celem pobytu były różne zabiegi zdrowotne, czyli kąpiele słone i niesłone, gorące i lodowate, inhalacje, masaże itp. Tylko w Bałtyku się nie kąpałam. Hotel utrzymuje się głównie z gości niemieckich, którzy byli w przeważającej większości.
Co do wyżywienia to mam zastrzeżenie do nadmiernego wyboru dań. Tzw. bufet szwedzki był tak różnorodny, że miałam problem, co wybrać. W takich sytuacjach wybiera się za dużo. Tutaj nawet Nowy znalazłby coś dla siebie. Pobliski Koszalin obejrzałam tylko pobieżnie w drodze do tamtejszego teatru.
A kasztany nie kwitną jeszcze ani u nas, ani w Mielnie. Ale pewnie zdążą zakwitnąć do ustnych egzaminów. Ale widziałam już żółte pola rzepakowe.
Na Dolnym Śląsku było żółto od rzepaku, bardzo dużo tam tego.
marsz nam się udał bardzo … pomachałam do wszystkich za przed TV … przy okazji pospacerowałam po Parku Saskim … miły dzień był … 🙂
Krystyno w luxusie się pławiłaś … 🙂
Jolinku, też planowałam marsz, ale dzieci zapowiedziały się na obiad, syn niedawno miał urodziny i maszerowałam po osiedlu spacerując z wnuczką.
Jolinku,
to był luksus na skalę Mielna i moją własną, czyli umiarkowany. 🙂
Jolinku, widzialam Cie w naszej TV ! Zartuje . Ciesze sie, ze byl tlum protestujacych Polakow i Ty wsrod nich.
dzisiejsza demonstracja szła 95 minut i ciągnęła się przez 3 km … to było niesamowite ile pozytywnych ludzi widziałam …
elapa może widziałaś ale nie wiedziałaś … 😉 …
Krystyno ale bardzo przyjemny … się zbieram i zbieram by gdzieś wyjechać i jakoś siedzenia nie moge ruszyć bo ciagle coś mi wypada złego …
Dzień dobry – same podziękowania!
Pomysł Alinki uważam za bardzo dobry! Jeszcze bardziej czulibyśmy obecność Gospodarza z nami. Alinko – dzięki!
Alicja – dzięki za reakcję i działanie!
Jolinku – dziękuję za obecność na demonstracji!!! I za relację!!! Trochę Ci zazdroszczę.
Optymistyczne wieści. Ciepło się na sercu robi!
Krystyno 🙂
Pytanie do wszystkich mieszkających nad morzem, oceanem lub inna wielką wodą – czy dla Was widok morza, plaży, zatoki jest zawsze atrakcyjny?
Mieszkam nad oceanem od wielu lat, a od ośmiu lat mam go na wyciągnięcie ręki, widzę go przez kilka godzin dziennie przez cały rok. Lubię tę Wielką Wodę, znam nieco jej kaprysy i przyjazne zamiary, przypływy, odpływy, chwile zastoju, ogromne fale i czasami spokojną taflę wody jak na jeziorze. I czasami pytam sam siebie o to samo – czy jest on jeszcze dla mnie atrakcją. Chyba już nie, ale czymś co czasami potrafi fascynować – zdecydowanie tak! Czy macie takie same odczucia?
Za zdrowie wędrowca na szlaku !
Dobranoc 🙂
dzień dobry …
Stanisławie wszystkiego najlepszegow dniu imienin … 🙂 …
gdzie ta Żaba? … maiała wrócić za tydzień ..
wczoraj było słychać głos nauczycieli na marszu .. Nowy jest nadzieja ..
Nowy a nie chciałbyś nie na wyciągnięcie ręki w jednym kierunku, ale dookoła? I to przez 24 godziny na dobę przez dłuuugi czas? Oddech oceanu nie oglądany, ale wyczuwany każdym nerwem? Fale nie trwożące z brzegu, ale okiełznane ruchem ręki na kole sterowym? Ocean jest wspaniały!
Jolinku – Jestem bardzo z Tobą!!!!
Cichal – nigdy tego nie zaznałem, mogę sobie tylko wyobrazić. Jeśli wielkość, siłę i grozę oceanu mogę czuć stojąc w nocy na brzegu, ale do pasa w falach, to wyobrażam sobie jak to może być na kruchej łódce, żeglując samotnie. Nieprawdopodobne!
Podziwiam też naszego desko – żeglarzo – spadochroniarza, którego pasją jest ciągłe zmierzanie się z falami i wiatrem. Ja już jestem na to mocno za stary. Nigdy tego nie próbowałem. Też mogę sobie jedynie wyobrazić. Mam sąsiada za ścianą z pasją jak Szarak. Surfing jest dla niego wszystkim. Właśnie opuściła go kolejna piękna dziewczyna, której oświadczył, że dla niego surfing i fale są najważniejsze. Więc sobie poszła….
Po raz kolejny – dobranoc 🙂
Dobranoc 🙂
wciąż jestem przy dobrym winku. 🙂
Nowy
Ocean na wyciągnięcie ręki… Ja muszę jechać prawie dwa i pół tysiąca kilometrów.
Pekaesem 🙂 Dom na wyspie czeka jak co roku, fale rozbijają się o skaliste wybrzeże, z drugiej strony o piaszczyste plaże. Homary niczym gęsi czekają przed wyrokiem. Ryby jeszcze nie wiedzą jak skończą. Trawnik czeka na skoszenie…
Tylko kto będzie podlewał moje drzewka? Może ktoś się znajdzie.
Ponazywałem moje drzewka: Śliwa rozłożysta niczym Pyra, Papierówka jak Piotr, Czereśnia słodka jak Nisia, Szara Reneta jak Okoń z Ohio, Grusza jak Pan Lulek, Śliwa Ulena dla Placka…
Ja tez mam Ocean na wyciagniecie reki . 12 km i podziwiam widoki. W tym roku minie 30 lat jak tutaj mieszkam i mam podobne odczucia jak Nowy.Te widoki nigdy mi sie nie znudzily . Lubie ogladac ludzi zbierajacych owoce morza jak sa duze odplywy , zbierac male kraby schowane pod kamieniami lub algami i ogladac male rybki ,ktore pozostaly w malych basenikach po odplywie . Lubie rozbijajace sie fale o rozowe skaly , pochylone drzewa od wiatru i mewy latajace nad glowami .
Mieszkam w pieknych okolicach . Jem duzo ryb i owocow morz .
Misiu – wzruszyłam się.
Stanisławie – najlepsze życzenia.
Stanisławie – wszystkiego najlepszego!
Misiu – bardzo to miłe i wzruszające.
Widok morza i szum fal działają na mnie kojąco, lubię siedzieć na plaży i wpatrywać się w dal. Prawie każdy nasz wyjazd jest nad jakąś większą lub mniejszą wodę.
Misiu, niech rosną te Twoje drzewka jak najlepiej.
Tęsknie za morzem. Wole być na brzegu, nie na wodzie.
Miłej niedzieli 🙂
Marek pięknie … zrób ładne tabliczki z napisami …
morze lubię bardzo .. te spacery nad brzegiem morza i szukanie skarbów … ale ani w górach ani nad morzem nie mogłabym mieszkać ze wzgędu na wiatry i sztormy ..
balkon posprzatany … pierwsze opalanie będzie … 🙂
Byłem na coniedzielnym rynku. Kupiłem kilka drzewek i kilkanaście sadzonek pomidorów. Pomidory wsadzę za chwilę, drzewka poczekają namoczone w wodzie do jutra . Do czerwonej czereśni dokupiłem żółtą, bo jak wiadomo czereśnie lubią towarzystwo.
Cukinie i ogórki już posiane w moich ogromnych stalowych beczkach.
Dwa lata temu nad Narwią robiono wycinkę pod linią wysokiego napięcia i wszystkie gałęzie i młode drzewka zostały pocięte przez rębak. Góry zrębków leżały przez kilka miesiecy nikomu nie potrzebne, aż w końcu trafiły na mój kompostownik 🙂 Przez cały czas były wzbogacane przez skoszoną trawę i pozostałości z kuchni. Po skompostowaniu wyszło prawie dwadzieścia 250 litrowych beczek, wielka góra wspaniałego kompostu . Teraz gdy sadziłem drzewka kompost był jak znazał.
Większość zagospodarowałem jako podkład do sadzonych drzewek, na reszcie rosną cukinie i ogórki, sałata i bedą rosły pomidory.
Mam nadzieję, że badyle się odwdzięczą dorobnymi plonami i będzie trzeba rozdawać nadwyżki.
https://picasaweb.google.com/117058604526315789327/8Listopada2015#slideshow/6282255751154663058
Misio ma milutki domek i takiż ogródek 🙂
Ja tam już od dawna planuję po cichu mini blogową wycieczkę do Ostrołęki, ale czekam cierpliwie, by Miś krzyknął z radością, że jest gotów przyjąć na swoim pokładzie pięć uroczych Warszawianek 😉
Esko-dobrze, że Pyra Cię postraszyła i że mogliśmy przeczytać Twoje krótkie sprawozdanie. Kiedy opowiadałam o owych żonkilach Alainowi, to się wzruszył i powiedział, że u niego w Owernii wiosną jest podobnie-wszędzie żółto od tychże.
Tych, co kochają morze rozumiem i podzielam Waszą miłość. Plaże mogą być długie i piaszczyste, albo nieregularne i skaliste, każde zaakceptuję i pokocham od pierwszego wejrzenia 🙂 Gdyby tak moi Rodzice nie wyprowadzili się swego czasu z Gdyni, to miałabym morze na co dzień, a za oknem krzyk mew już od 5 nad ranem. Ale wcale nie jest powiedziane, czy po pierwsze pojawiłabym się na świecie w innych okolicznościach geograficznych, a poza tym niezbadane są wyroki opatrzności…
Z braku morza mamy Bug, wsiedliśmy zatem na pokład naszej skromnej wędkarskiej łodzi, wyposażonej w niewielki silnik i ruszyliśmy w świat 🙂 z zamiarem dotarcia do Wyszkowa. Osobisty Wędkarz zabrał wiadomy sprzęt, zapakowaliśmy piknikowe zaopatrzenie i ahoj przygodo. Do Wyszkowa drogą lądową mamy 15 km, drogą rzeczną oraz pod prąd podróżowaliśmy 3 godziny i 45 minut. Warto było, bo brzegi tej rzeki są dzikie i bardzo ciekawe przyrodniczo. Powrót wraz z prądem zajął nam jedynie 90 minut. Zdjęcia zamieszczę za kilka dni, bo zostały nad Bugiem, we władaniu mego Osobistego Neptuna 😉
Myślę o zorganizowaniu jakiegoś mini zjazd nadbużańskiego i w tej sprawie za chwilę wystosuję stosowną pocztę do Koleżanek Warszawianek.
Normalnie się wpraszacie do Misia, dziewczyny! Poczekajcie chociaż, aż owoce urosną, wtedy w strategicznym czasie, z odpowiednimi naczyniami myk, do Misia na nadwyżkę owoców 🙂
Alicjo-nim będą nadwyżki owoców to są misiowe pierogi oraz ciasto drożdżowe 🙂
My tu żartujemy, a w dziennikach posępne wieści o pożarach w Kanadzie.
Alicjo, patrząc na te drzewka, to na owoce trzeba będzie czekać ładne parę lat …
Danuśka to nasza niezawodna przewodniczka i organizatorka. Do Misia, nad Bug czy nad inną wodę, na krajową czy zagraniczną wyprawę – w każdej chwili. Nie wykluczone, że jak wspomnimy Kanadę, to Danuśka już w gotowości, my grzecznie pakujemy plecaczki, a wtedy Alicjo któregoś pięknego poranka usłyszysz pięć dzwonków do Twoich drzwi i to wcale nie będzie listonosz…
My dzisiaj także pławiliśmy się w zieleni, ale nad Pilicą. Cudnie, wiosennie, choć burzowo.
Wieści z Kanady rzeczywiście przerażają.
Bardzo nieciekawie, Ft.McMurray i okolice płonią, w dodatku jest tam bardzo sucho i GORĄCO, chociaż o tej porze roku tam śnieg jest nierzadko, dalej na północ już nic nie ma, tylko „dzikie pola/lasy”.
Ok.90 tys. ludzi ewakuowano, tysiące spalonych domów…mnie to przeraża, przypomina mi pożar w sąsiedztwie, nie ma nawet czasu, by coś ze sobą zabrać. A powinno się być przygotowanym na taki wypadek, mieć dokumenty, ich kopie choćby w jednym miejscu, takie żelazne „trzeba mieć”. Najgorsze jest wyrabianie nowych dokumentów…tfu, tfu, tfu psu na budę!
Zaprosiliśmy Lisę na smażoną białą kiełbasę i surówkę z kiszonej kapusty, do tego bagietka. Nie jest to obiad, tylko taki późniejszy lanczyk, a Lisa o tej kiełbasie dawno już mówiła, więc…
Salso-Kanadę oczywiście też da się zorganizować 🙂
Proponuję spotkać się najpierw nad Bugiem, bo to dużo prościej i wtedy pogadamy o wyprawie w alicjowe okoliczności przyrody.
Właśnie dzisiaj dowiedziałam się, że wieś do której należą nasze letnie chaty przeżyła
wielki pożar, w którym spłonęły wszystkie drewniane domy. Ta tragedia miała miejsce w latach dwudziestych i od tamtego czasu wszystkie domy w „naszej wsi” są murowane.
Danuśko 🙂
Drogie Panie
Jeszcze troszkę, jeszcze troszkę a gości bedę mógł przyjmować bez problemu i oglądania Willi Prześwit. Dach na domu całkiem solidny od roku , nad pracownią będzie wymieniany od jutra. Po wymianie i utylizacji obecnego będę starał sie urządzić za garażem zapowiadany od paru lat japoński ogródek, cokolwiek miałoby to znaczyć 🙂 Do rozbiórki jest dawny kurnik i gołębnik . W jego miejsce planuję zrobić małą szklarnię. Zapowiada się bardzo pracowite lato. Mam nadzieję że najgorsze roboty rozbiórkowe uda się zrobić do końca wakacji . Potem zostanie wykończyć wnętrza pracowni. Pewnie to trochę potrwa ale najważniejszy jest mocno przeciekający dach.
Drzewka owocowe są szczepione na solidnych podkładkach i jak dobrze pójdzie pierwsze owoce pojawią się w przyszłym roku. Do tego czasu drzewka solidnie sie ukorzenią . Dwa drzewka którym nikt nie dawał żadnej szansy po tygodniu solidnego podlewania wypuszczają pierwsze listki. Przyroda potrafi nas zaskakiwać.
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Wczoraj wieczorem wrócilam z angielskiego spotkania rodzinnego, dzisiaj zaś do Żabich. To już właściwie przedwczoraj i wczoraj. Dzisiaj wieczorem zaczne sprawozdawać, na razie idę spać.
Małgosiu-dzięki za ciekawe zdjęcia z Dolnego Śląska. Widzę, że odbywała się tam jakaś militarna impreza?
Teraz czekamy niecierpliwie, by Żaba odpoczęła i opowiedziała o swojej wyprawie.
Małgosiu, Twoje zdjęcia ujęły i mnie, zwłaszcza wspomnienie Świdnicy i Wrocławia przywodzą na myśl sympatyczne odwiedziny bliskiej rodziny, czasy beztroskiego dzieciństwa i młodości. Szkoda, że wszystko tak szybko przemija. Teraz też cieszyłam się przyjazdem moich dzieci, a wszystko już przemknęło jak jedna chwilka.
dzień dobry …
Żaba powróciła … 🙂 …
Marek roboty masz sporo ale będzię bardzo ładnie potem …
pogoda prawie letnia .. 🙂
Danusiu, w Jeleniej Górze trwały wtedy przygotowania do widowiska batalistycznego, to chyba było to:
http://niejadewciemno.pl/pl/Impreza/index/id/7041
Jak siedliśmy na kawę to się właśnie zaczęło i słychać było strzały i wybuchy, a były z nami dwa psy, więc wyobrażasz sobie, że był to dla nas problem. Ten Dolny Śląsk chodził za mną latami, w końcu się udało, ale pozostał niedosyt. To ciekawe jak wiele osób ma powiązania z Wrocławiem i okolicami.
Salso, a mnie ujęły te okolice, piękna, delikatna wiosenna zieleń, żółte pola rzepaku, wzgórza i góry jeszcze ze śniegiem na szczytach, klimatyczne miasta i miasteczka.
Nie zdawałam sobie sprawy, że Świdnica to spore miasto, siedziba diecezji i wielu znanych firm.
We Wrocławiu i Świdnicy bywałam częściej w dzieciństwie, za sprawą mojej mamy, która bardzo dbała o podtrzymywanie więzi rodzinnych. Wtedy nie zwracałam specjalnie uwagi na uroki tych pięknych okolic, zafascynowana bardziej towarzystwem moich świdnickich, stryjecznych sióstr i kupiona całkowicie pierogami z jagodami w których mistrzynią była moja wrocławska ciocia. Znacznie później odwiedzałam te miejsca już rzadziej i nie tylko rodzinnie, ale też trochę zawodowo. Wtedy było więcej czasu na rozejrzenie się wokół i docenienie tych walorów o których Małgosia pisała.
Jak donosi Nisi strona na facebooku, wczoraj w Szczecinie byla Szwajowa Niedziela i na stronie http://www.monikaszwaja.pl beda niebawem doniesienia i zdjecia
Małgosiu dobrze, że czuwasz … Nisia miała 4 maja imieniny to pewnie z tej okazji ..
Ja wczoraj zrobiłam takie ciasto drożdżowe, wyszło bardzo smaczne:
http://www.mojewypieki.com/post/leniwe-ciasto-drozdzowe-z-rabarbarem
a do popicia kawa albo kompot z rabarbaru oczywiście 🙂
Jolinku, to Magdalena 🙂 Na Facebooku jest funclub Moniki i oni organizują różne spotkania Jej pamięci.
Małgosiu-to czy mogę zamówić to ciasto na Majowy Mini Zjazd Nadbużański 🙂
Kocham ciasta rabarbarowe!
Albo agrestowe.
Zresztą śliwkowe też!
Muszę o tym funclubie Moniki opowiedzieć mojej koleżance, które nie bloguje, nie jest na facebooku, ale ma wszystkie książki naszej Nisi.
o faktycznie … Magdaleno dzięki za czuwanie … 🙂
Dzien dobry,
Sprawdzalam pogode w miejscach, gdzie planujemy spedzic troche wolnego czasu. Spojrzalam przez kamere na zywo umieszczona w jednym z planowanych miejsc. Miesce nazywa sie Lake Crescent.
Zauwazylam, ze zasieg kamery obejmuje czesciowo kwitnacy krzak rododendronu (w prawym dolnym rogu). Pani Monice podobaly sie zdjecia rododendronow, ktore opublikowalam kiedys na tym blogu.
Dla Pani Moniki i wszystkich zainteresowanych zalaczalam kamere na zywa na Lake Crescent z kwitnacym rododendronem.
http://www.nature.nps.gov/air/WebCams/parks/olymcam/olym.JPG?1459985010227
Danusiu, oczywiście możesz, czasem tylko tak bywa, że jak człowiekowi zależy, to ma strasznie pod górkę. Zobaczymy co wyjdzie 🙂