Życie towarzyskie przeżuwaczy
Bez ruchu szczęk nie ma życia towarzyskiego. Każdemu zgromadzeniu towarzyszą bowiem rozmowa i przekąski. Usiłowałem to udowodnić przed paroma laty, a dziś – ponieważ teraz podglądam łosie i sarny w Puszczy Białej – ponownie sięgam po tę opowieść.
Suszone owoce, orzeszki, prażone migdały, krakersy, słone paluszki, chipsy, oliwki – to przysmaki najczęściej podawane w celu uprzyjemnienia lub podtrzymania rozmów. I to nie tylko towarzyskich, ale często także biznesowych, a nawet politycznych. Drobiazgi na półmiskach, paterach i w koszyczkach mają więc poważniejsze znaczenie, niż się nam wydaje. Jest to też poważna część europejskiego rynku spożywczego, którą liczy się w milionach euro.
Polacy najczęściej sięgają po chipsy. Ale tuż za tym tłustym i słonym, a w rezultacie tuczącym produktem znajdują się oliwki. Ich spożycie rośnie lawinowo. W 2010 r. polscy importerzy sprowadzili i sprzedali rodakom 8 mln kg oliwek. W kolejnym roku liczba ta przekroczyła 10 ml kg. I nadal rośnie.
Niemal 90 proc. sprowadzanych oliwek pochodzi z Hiszpanii. Polska jest w pierwszej dziesiątce krajów kupujących ten produkt na Półwyspie Iberyjskim. Zaledwie 9 proc. sprowadzanych oliwek pochodzi z greckich gajów, a jeszcze mniej, bo zaledwie 3 proc., z włoskich.
Rynek oliwek w naszym kraju jest najwyraźniej w fazie rozwoju i rokuje w najbliższych latach rosnące zarobki. Coraz więcej firm zapowiada wejście do gry. Nie dziwi, że handlem oliwkami zajmuje się firma Bakalland, czyli duży importer migdałów, orzeszków, rodzynek i wszelkich innych bakalii. Jej prezes Marian Owerko twierdzi, że ten rynek jest ciekawy dla spółki ze względu na dynamikę wzrostu:
W tej chwili jest on wart 70 mln zł i rozwija się w tempie 15 proc. rocznie. Stale przybywa polskich konsumentów. Chcemy rozwijać tę kategorię i w perspektywie 2–3 lat zostać bardziej istotnym graczem.
Podobne plany ujawniają i inne spółki, bardziej odległe od rynku drobnych przekąsek, jak np. przetwórca ryb Wilbo czy Makarony Polskie. Prezes tej ostatniej, Paweł Nowakowski, zapowiada oliwkową ofensywę:
Planujemy rozszerzenie asortymentu pod marką Sorenti o nowe produkty kuchni śródziemnomorskiej (w tym oczywiście oliwki).
A Tomasz Konewka, prezes Wilbo, ujawnia, że handel oliwkami ma poprawić rentowność jego firmy w kwartałach, w których ryby nie sprzedają się zbyt dobrze. Oliwki zaś nie są towarem sezonowym, lecz kupowane bywają cały rok.
Dobre to zapowiedzi dla smakoszy. Zwłaszcza jeśli zbiory oliwek będą rosły tak jak w ostatnich latach, a ich ceny zapewne spadną. A przynajmniej nie będą rosły. W ciągu minionych dziesięciu lat statystyki zanotowały wzrost zbiorów oliwek aż o 3 miliony ton. Największym producentem jest Hiszpania, która w sezonie 2009/10 rzuciła na światowy rynek 475 tysięcy ton tych owoców.
Na drugim miejscu w tej statystyce znajduje się Turcja – 390 tys. ton, a na trzecim Egipt – 300 tys. ton. Na kolejnych plasują się Syria, Maroko, Grecja, Algieria, Peru, Argentyna i Włochy, które zebrały 67 tys. ton oliwek. Nawiasem mówiąc, lwią część włoskich oliwek zjedli sami Włosi.
W ostatnim okresie moda na uprawy ekologiczne obejmuje coraz więcej produktów spożywczych. Dotarła i do gajów oliwnych. Wymaga ona od producentów znacznie więcej trudu, bo różni się, i to znacznie, od uprawy konwencjonalnej. I tak np. drzewa muszą mieć dla siebie więcej wolnej przestrzeni. Jest więc ich w gaju mniej, co powoduje oczywiście mniejsze zbiory.
Nie stosuje się żadnej chemii – ani w nawożeniu, ani przy likwidacji chwastów czy szkodników. Wykorzystuje się więc nawóz zwierzęcy, co powoduje, że gleba jest bardziej żyzna i bogatsza w azot. W momentach suszy drzewa podlewa się czystą, nieskażoną wodą. A do walki z chwastami „zaprasza się” kozy. Na koniec zbiory prowadzone są ręcznie z zastosowaniem siatek, powodujących, że spadające oliwki delikatnie zatrzymują się nad ziemią i nie obtłukują o kamienie, co mogłoby spowodować ich niepożądaną fermentację.
Takie oliwki są oczywiście droższe niż te produkowane metodami tradycyjnymi. Ale mimo to w pięciu krajach aż 93 proc. gajów to uprawy ekologiczne. Te kraje zaś to Grecja, Hiszpania, Tunezja, Portugalia i Włochy. Jako szósty kraj można by wymienić także Polskę. Jest bowiem wśród producentów oliwek i oliwy jeden warszawiak – Marek Szałowski, właściciel gajów oliwnych… na Krecie. Posiada on wszystkie stosowne certyfikaty potwierdzone przez europejskie instytucje wymagane właśnie przy ekologicznej uprawie oliwek i produkcji oliwy.
Olivabio – tak nazywa się produkt Szałowskiego – można kupować więc w całej Europie. Na szczęście także w naszym kraju.
Komentarze
Długo trwało zanim przekonałam się do smaku oliwek. Do dzisiaj wolę te nadziewane, albo jako komponent potraw, sałatek i sosów. Mam wszakże w rodzinie i wielkiego amatora oliwek – czyli Matrosa. Potrafi zjeść zawartość litrowego słoika przy towarzyskich posiadach, a nawet pizzę zamawia zawsze z podwójną porcją oliwek. Reszta – tak jak ja, woli je „z czymś”. Niemniej oliwki w domu są teraz zawsze, zielone i czarne i dość często wykorzystywane.
Oliwki wcinam bez euforii ale i bez odrazy. Ot, jeden z wielu dodatków.
Tymczasem ciąg dalszy skoku na północ: http://www.eryniawtrasie.eu/18487
A tu oliwki nadziewane kozim serkiem urozmaiconym przetartymi pomidorkami czy tez pesto. Obrazki mówią same za siebie a w roli głównej oliwki hiszpańskie. Smacznego!
https://m.youtube.com/watch?v=I7gqdOkrzmI
dzień dobry …
nasza Amelka bardzo lubi oliwki ale tylko czarne … ja jak Pyra długo oliwki były mi obce bo nie był to smak znany z dziecińxtwa … ale kiedyś byłam w Grecji dłużej a tam oliwki do wszystkiego były i mój smak zaakceptował je … no i dowiedziałam się, że są zdrowe … no to jem … 😉
🙂 Alicjo, szczerze do szescianu, zazdroszcze. chwilowo to moge sobie jedynie tylko pobujac w oblokach przy 70km/h –> toz to prawie juz na granicy ryczyacych czterdziestek, wow !!!
zdaje sie ze mam szczegolny stosunek do natury. podgladam ja i szanuje jej zasady, i staram sie w nia nie ingerowac.
nie tak dawno, na wyspie gdzie zyje sie jak w raju, chociazby na panujace tam no okraglo temperatury, nie tylko dwu- ale i czteronogim, zauwazylem nagminne ignorowanie moich 😉 praw do natury.
niektorzy nawet wrzucali geld do skarbonki by pomoc dzikim kotom. zwrocilem na to uwage, bo byli to nasi dobrzy znajom, ktorzy poza tym malym skrzywieniem sa calkiem wporzo. piec minut pozniej zatrzymali sie podziwiac i dokarmiac inne drapiezniki. niesamowicie szybkie i zwinne stworzenia i pomimo ze dosc popularne w tamtym rejonie to nie znam ich nazwy. nie zaprzeczam, sa urocze na obrazku i w naturze: https://picasaweb.google.com/118399121099696213754/SpotkaneINieZjedzone#slideshow/6107472075081116210
takiego wlasnie zwierzaczka chwycil w pysk w mgnieniu oka inny drapieznik, o pieknej siersci i wspanialej sylwetce kot. przygladajacy sie tlum wydal z siebie okrzyk niezadowolenia z zaistnialej sytuacji.
moi niemcy znajomi posuneli sie jeszcze dalej i probowali wyrwac kotu z pyska jego naturalne pozywienie.
ja natomiast nie posunalem sie az tak daleko by komentowac ich zachowanie w czasowej pieciominutowej przestrzeni.
a olivki to tylko z kamieniami, nie wiem kto wpadl na pomysl by drazyc dziury w olivakach 🙄
Oliwki uwielbia, wręcz narkotyzuje się nimi jeden z moich kotów, daję mu je w aptekarskich ilościach ze względu na sól. Lubi też kukurydzę, rzodkiewki i liście sałaty lodowej. Tak więc chyba należy go zaliczyć do wrażych kosmopolitycznych wege? Niestety, na rowerze nie umie jeździć.
Bejotko, odpuść kotu. Wczoraj zamieściłam dla Ciebie f-gnt tekstu tej pani i źródło.
Pyro, pod wczorajszym podziękowałam, oczywiście dokładnie przeczytawszy 🙂
Kotu odpuścić oliwki? To on nie odpuszcza! A ja sknerowato mu wydzielam dla dobra jego nerek…
Fajnie; nie wiedziałam, czy zauważyłaś. Ilość godnych polecenia lektur zasypuje mnie z dnia na dzień. Na „zadany temat” pisała także Jagoda
Bejoto,
Mój kot wcinał świeże naleśniki i gotowany groszek zielony oraz fasolkę szparagową. Jako że mięso wcinał z równą przyjemnością, nie go było zaliczyć do wege.
Piękne hasło o kobiecie w kuchni(zamieszczone wczoraj przez Misia Kurpiowskiego)mam zamiar wydrukować, oprawić i powiesić na dobrze widocznej kuchennej w ścianie 😉
Wespół w zespół z kuzynką Magdą polecamy Wam oliwki domowej roboty:
oliwki ze słoika lub puszki odsączamy ze słonej zalewy,
zalewamy przyzwoitej jakości oliwą,
dodajemy nasze ukochane przyprawy (czosnek, zioła, paprykę itp…),
zostawiamy w pokojowej temperaturze do marynowania na co najmniej kilka dni.
Kot Bejotki będzie zachwycony, a ci co jadają oliwki bez entuzjazmu będą je zajadać z niepohamowaną radością 🙂
Oczywiście najlepsze oliwki są na Placu Pigalle, to znaczy na bazarach w krajach oliwkowych, co wiedzą doskonale wszyscy, którzy na tych straganach je kupowali.
Dzisiaj na śniadanie jajko na twardo niestetyż bez oliwy i bez oliwek.
Lubie oliwki i czesto kupuje na targu. Sa w roznych przyprawach a ja najbardziej lubie na ostro.
Bejotko, moj kot nowojorski, Abrasza, ten ktory wyladowal po moim wyjezdzie w domu u Allena Ginsberga, tez uwielbial oliwki, ale tylko zielone i tylko wykradzione komus z martini. Gdy widzial oliwke w kieliszku, usadzal sie strategicznie i usilowal odciagnac uwage pijacego (np wpatrujac sie w sufit) , tak, by mozna bylo w czasie chwilowej nieuwagi jednym zgrabnym ruchem lapy wyrzucic oliwke z kieliszk na podloge i szybko poturlac ja w kat pokoju, a nastepnie zjesc. Widocznie jest cos w oliwkach czego brakuje niektorym kotom.
Druga wielka namietnoscia kulinarna Abraszy byla kukurydza w kolbach.
Oliwki w kazdej postaci uwielbiam od dziecka (gruzinskie!) , oczywoscie nie moga byc niczym nadziewane ani bez pestek. Moga natomiast byc dobrze umarynowane w ziolach i dobrej oliwie. Gdy podaja mi grecka salate, najsampierw wyjadam oliwki. Niekrorzy tez oddaja mi swoje, gest zawsze mile widziany.
Danuśka,
ponieważ już wspominałaś o tym sposobie na oliwki, od razu go zastosowałam i teraz jem tylko takie oliwki. Są o wiele smaczniejsze niż te z samej zalewy.
Ugotowałam dziś na śniadanie jajko w koszulce wg przepisu podanego przez Alinę. Rzeczywiście pomysł jest dobry i jajko wyglądało nienagannie. Dla jednego jajka to trochę za dużo zachodu, ale przy większej ilości warto korzystać z tego przepisu.
Dla zainteresowanych – wywiad z autorką książki opisywanej tu przez Alicję, czyli ” Okupacja od kuchni” : http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53667,19439217,okupacja-od-kuchni-tort-z-fasoli-kawa-z-zoledzi.html
Oliwki jadam, najchętniej w krajach gdzie one rosną, ale nie są mi niezbędne na co dzień.
Słyszałam już o psie, który nie ruszył jedzenia, jeżeli na czubku miski nie było kiszonego ogórka (przed epoką suchej karmy). O kotach oliwkowych czytam pierwszy raz.
Danuśko, dzięki za sposób na oliwki, na pewno tak zrobię, a kot już uśmiecha się mrucząc pod wąsem.
Heleno, to Twój kot-oliwkarz został pewnie bitnikiem, super! Ewo, wcina też naleśniki i fasolkę, ale oliwki to jego fetysz. Widzę, że zwiedzałaś moje ulubione miejsca nad Bałtykiem, przed laty spędzałam tam całe wakacje rok po roku. Nie byłam już od dobrych kilka(naście?) lat, muszę znów pojechać.
On byl bitnikiem od kocieskosci. Dlatego od mojego kolegi mieszkajacego w jednej kamienicy z AG przeorowadzil sie do Allena, do ktorego zaczal wchodzic najpierw przez okno (z okna kolegi). Moze Allen czesciej pijal martini?
Martini? Wstrząśnięte nie mieszane 😉 Może przy okazji przypomnieć przepis?
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,87978,7430377,Drinki_z_przeszloscia.html
Dzis czesciej niz klasyczne martini pijamy dirty martini – to znaczy do mieszanki dodajemy pare kropel (czy wiecej>) zalewy z okiwek (duzych, z pestka, nie nadziewanych! Nadziewane to obciachowe!) . A wodka musi byc marki Grey Goose, jak wyjasniala mi cierpliwi Audrey. W najgorszym wypadku Belvedere, ale Grey Goose lepsza. Dirty martini podaje sie w tych samycg kiekliszkach co klasyczne martini.
Wysokie salony dzisiaj, chyba nie dla mnie. Wczoraj Haneczka przysłała konterfekt butelki wina S. Lorenzo Rosso. W pierwszej chwili myślałem, że to polski dystrybutor przypiął łatkę półwytrawności. Na wytrawnych winach pozbawionych wyraźnie dominującej kwasowości niektórzy dystrybutorzy piszą „półwytrawne”, choć te są wytrawne. Ale poziom alkoholu 11% świadczy, że fermentacja chyba została przerwana i w winie zostało więcej cukru. To i tak lepiej niż dosypywanie cukru do wina praktykowane gdzieniegdzie.
Oliwki same w sobie tak sobie. Ale marynowane to co innego. W niektórych marynatach paskudne, w innych olśniewające. Najlepsze marynaty spotkaliśmy w Madrycie w niewielkim barze tapas przy Calle Fuencarral albo którejś z równoległych, blisko Calle Gran Via. Nawet Ukochana odwracająca głowę od oliwek była zachwycona. To była jedna z najbardziej udanych wizyt gastronomicznych w Europie.
A propos ruszania żuchwą w życiu towarzyskim, dziaj w TOK FM profesor paleontologii Gwidon Jakubowski opowiadał o mamucie sprzed 45 tys. lat, którego kości (niektóre) były fachowo obrobione jakimś narzędziem w sposób pozwalający na swobodny dostęp do szpiku. Towarzystwo ówczesne siedziało wokół ogniska uprawiając życie towarzyskie z ruszaniem żuchwami albo ograniczając się do ssania kości. Ale ssanie chyba też jest łatwiejsze z ruszaniem żuchwą 🙂
Drinki wypijałam w życiu b. rzadko – najczęściej w gościnie, na imprezach w lokalach itp i nigdy w ilościach jakie by mogły się kojarzyć z piciem alkoholu w celach rozrywkowych. Ot, cywilizowana, a nieco grzeszna przyjemność.
Oliwki w każdej postaci, ale najchętniej kalamaty.
Największym obciachem jest nazwanie obciachem czyjegoś upodobania czy smaku!
A na mnie zawsze wielkie wrażenie robią drzewka oliwne, ich często poskręcane pnie pokryte szarawą, korą, skorzaste liście z wierzchu ciemnozielone i srebrzyste od spodu, charakterystyczna rozkrzewiona korona. Ilekroć widziałam, nie mogłam oderwać wzroku. I jakoś takie smutne wydawały mi się na tle zazwyczaj błękitnego do niemożliwości nieba. A jakie ładne jest symboliczne znaczenie oliwki. Pokój, pojednanie (gałązka oliwna). A może by tak wnętrze naszego parlamentu obwiesić cichcem gałązkami oliwnymi? Tylko kiedy, jak oni i w dzień i w nocy robią dobrą zmianę.
Oliwki lubię umiarkowanie, ale za oliwą przepadam i używam w znacznych ilościach. Do oliwek lubię kozi ser sobie podjadać.
ganna – na mnie wrażenie robi wszechużyteczność tego drzewa i jego długowieczność. Pomyśleć, że spora część wiejskiej Italii jako jedyne paliwo w kuchni używa ściętych gałązek oliwki, że jest ona tworzywem rzeźbiarskim i to samo drzewko zagotuje zupę za 400 lat…
Danuśka ostatnio pokazywała przystawkę z serc karczochów, pomidorków i sera. Bardzo podobną tego samego dnia pokazała Kalicińska w SO – połowki serc karczochów, dymka i połowki oliwek z mocno czosnkowym winegretem.
Pyro-o, to miło!
Krystyno- cieszę się, że mamy to samo zdanie na temat domowych oliwek 🙂
Też lubię drzewa oliwne, są rzeczywiście jakby smutne, zadumane i pełne melancholii.
Zadziwiająca jest ich długowieczność. Miałam nadzieję, że moja deska z drzewa oliwnego też będzie długowieczna, ale stało się inaczej. Osobisty Domowy Majsterkowicz posłużył się nią w celach zdecydowanie odmiennych niż krojenie pomidorów i biedna deska zakończyła swój żywot w kominku 🙁
U nas szybko zakończyły żywot strugane ręcznie mieszadła do sałaty. Ania kupiła na wiejskim straganie ale nie wytrzymały wysokiej temperatury.
Tak, tak macie rację. Wszechużyteczność i długowieczność drzew oliwnych. To jest fascynujące.
Ale, ale … my tu sobie snujemy rozważania o walorach oliwek, a tymczasem bardzo intrygująca jest rola szczęk spajających życie towarzyskie. I to nie tylko saren i łosi. Co Wy na to? Przeżuwanie i przeżywanie. Przeżuj to sam ….
Z cyklu „To jest Ameryka”
Zrobione przed chwilą u mnie na wsi. jest minus 5 st C i wieje zimny wiatr. Ludzie chodzą w czapkach, szalikach etc. 🙂
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/13Stycznia2016
Pogawędki bardzo lubię, gadulstwa i wodolejstwa nie znoszę. Nie wiem, czy inne nacje też są tak rozgadane, ale niektórzy mówcy w Sejmie chyba muszą wyrobić dniówkę. A gdyby tak określić taksę na każde 5 minut autopromocji? I – o zgrozo – oni wszyscy mają stosowne wyższe wykształcenie!
Stosowne wykształcenie? Do czego? Do pyskówek i manipulacji w Sejmie nie trzeba mieć wykształcenia! Wystarczy tupet i niezmierne przekonanie o własnej racji i doskonałości. Wycięłam kiedyś z jakieś gazety przykłady polskiej erystyki wg Schopenhauera i powiesiłam na widoku. Wypisz, wymaluj dzisiejszy Sejm i debaty telewizyjne (ja panu nie przerywałem). Brr… Przestałam oglądać. Już wolę serialowe odmóżdżacze.
Każdy dom ma skończoną liczbę potraw, które się gotuje. Potrawy mogą się zmieniać, ale ich ilość pozostaje taka sama. Przynajmniej u mnie.
Dla rozrywki polecam https://pl-pl.facebook.com/sokzburaka/ (nie trzeba mieć konta na fb).
Lubię jasność w temacie. Dlatego tak cenię panią Pawłowicz i pana Piotrowskiego.
Oliwki najchętniej zielone jako pogryzajki do serów.
Witam, moje zainteresowanie polityką jest szczątkowe podobno Pani Pawłowicz to prawdziwa kobieta uosobienie kultury bezkresnej dobroci oraz niebiańskiego spokoju.
Krycha!
Sok z kiszonych buraków jest znakomity, chciałam właśnie podpowiedzieć Pyrze, żeby poprosiła o zakup buraków i żeby zakisiły w dużym słoju lub innym szklanym naczyniu, jak już prawie się zakiszą, dodać parę ząbków czosnku.
Zlać ukiszony sok, ponownie zalać te same buraki przegotowaną, osoloną wodą. Że dobrze robi ten sok, to wiadomo, ale jak smakuje!
Oliwki każde, nadziewane, marynowane, zalewane i tak dalej. Prosto z drzewa też próbowałam i nie polecam 😉
Yurek,
moją idolką też jest p.Pawłowicz. To jest kobieta bez hamulców. Klasa po prostu 🙄