Stare sposoby na zaziębienie
Gdy temperatura na zewnątrz spada poniżej minus 10 stopni, na noc zamykam okno. Teraz, gdy wzrosła do zaledwie minus 5, znów je otwieram i sypiamy przy podmuchach świeżego i mroźnego powietrza.
Czasem, gdy słyszę w radiu swój choćby lekko ochrypły głos, piję rozcieńczony gorącą wodą syrop z sosnowych pędów albo na deser wcinam kogiel-mogiel. Absolutnie unikam wszelkich leków, których całe tony zalegają półki aptek i drogerii. Lecznicza chemia w tej mierze jest mi całkowicie obca. I zwykle udaje mi się przetrwać całą zimę w niezłej kondycji.Młodsze pokolenia (córka, zięć, wnuczęta) łykają różne pigułki i parę razy w sezonie zimowym chodzą zakatarzeni, kaszlący i z gorączką. Dziwi mnie to tym bardziej, że wszyscy oni uprawiają liczne sporty przez cały rok na okrągło. W zimie narty i łyżwy, a w lecie rower, rolki, biegi oraz wszelkie maszyny torturujące w tzw. fitness klubach.
Jedzą też bardzo zdrowo (niektórzy stosując dania wege), choć na mój gust nie zawsze smacznie. Stawiają opór przed metodami naszych mam i babć, które zapobiegały chorobom wynikającym z zimna i kurowały mnie mlekiem z masłem i czosnkiem (niezbyt to pyszne, ale niezwykle skuteczne), utartymi jajkami z cukrem, różnymi ziołowymi naparami lub (najchętniej przyjmowanym przez domowych pacjentów) herbatą z dużą dawką syropu malinowego.
Może te stare metody skutkują w przypadku ludzi w moim wieku, a na młodzież zupełnie nie działają? Tyle tylko, że ja się nie przeziębiam, a oni stale kichają i kaszlą.
Komentarze
Oj Piotrze, stare sposoby działają lecz niestety nie trafiają do przekonań młodszej generacji, co to wierzy w pigułki, a metody babć i prababć uważają za klecenie bajek.
Pamiętam jak przed laty lekarze wyśmiewali ziołolecznictwo jako stek bzdur i przesądów. Zmieniło się wiele lecz nie do wszystkich trafia, że piguły, nawet te najlepsze, uodporniają organizm i trzeba zwiększać dawkę lub przyjmować nowe, mocniejsze leki. Że nie wspomnę o drobiazgu – firmy farmaceutyczne, ich reklama i co z tego wynika.
Nie odrzucam leków broń P.B. lecz gdy można sięgam po sprawdzone środki naszych babć.
na kaszel – syrop cebulowy
na ból gardła – ciepły koktajl mleczno-miodowy
gdy wypijesz więcej niż mało
kwast z kapusty uleczy głowę i ciało
napar z mięty pomoże
gdy w brzuszku pali i gorze
na gorączkę i poty
kwiat lipy zaprzęgnij do roboty
stare sposoby przodków mamy i taty
dają doskonałe rezultaty
Nie mogę się „wstrzelić”. Popróbuję partiami
Oj Piotrze, stare sposoby działają lecz niestety nie trafiają do przekonań młodszej generacji, co to wierzy w pigułki, a metody babć i prababć uważają za klecenie bajek.
Pamiętam jak przed laty lekarze wyśmiewali ziołolecznictwo jako stek bzdur i przesądów. Zmieniło się wiele lecz nie do wszystkich trafia, że piguły, nawet te najlepsze, uodporniają organizm i trzeba zwiększać dawkę lub przyjmować nowe, mocniejsze leki. Że nie wspomnę o drobiazgu – firmy farmaceutyczne, ich reklama i co z tego wynika.
Nie odrzucam leków broń P.B. lecz gdy można sięgam po sprawdzone środki naszych babć.
1
Oj Piotrze, stare sposoby działają lecz niestety nie trafiają do przekonań młodszej generacji, co to wierzy w pigułki, a metody babć i prababć uważają za klecenie bajek.
2
Pamiętam jak przed laty lekarze wyśmiewali ziołolecznictwo jako stek bzdur i przesądów. Zmieniło się wiele lecz nie do wszystkich trafia, że tabletki, nawet te najlepsze, uodporniają organizm i trzeba zwiększać dawkę lub przyjmować nowe, mocniejsze leki. Że nie wspomnę o drobiazgu – firmy farmaceutyczne, ich reklama i co z tego wynika.
2
Pamiętam jak przed laty lekarze wyśmiewali ziołolecznictwo jako stek bzdur i przesądów.
3
Zmieniło się wiele lecz nie do wszystkich trafia, że piguły, nawet te najlepsze, u-o-d-por-nia-ją organizm i trzeba zwiększać dawkę lub przyjmować nowe, mocniejsze leki.
4
Że nie wspomnę o drobiazgu – firmy farmaceutyczne, ich reklama i co z tego wynika.
Nie odrzucam leków broń P.B. lecz gdy można sięgam po sprawdzone środki naszych babć.
na kaszel – syrop cebulowy
na ból gardła – ciepły koktajl mleczno-miodowy
gdy wypijesz więcej niż mało
kwast z kapusty uleczy głowę i ciało
napar z mięty pomoże
gdy w brzuszku pali i gorze
na gorączkę i poty
kwiat lipy zaprzęgnij do roboty
stare sposoby przodków mamy i taty
dają doskonałe rezultaty
Zwariować można! Jedno niewinne słówko
/uczynić organizm odpornym na działanie bakterii lub ich toksyn! I jaki to wulgaryzm ja „siem” pytam!/
Misiu Kurpiowski – jesteś gigantem w pieczeniu ciast, a myślę, że zwłaszcza ciasta drożdżowego. Zastosowałam Twój przepis i po raz pierwszy w życiu upiekłam ciasto w s p a n i a ł e . Dzięki za przepis i jako następny poproszę o przepis na cisto pierogowe. Wiem że podawałeś, ale gdzieś mi umknęło, a chcę wypróbować.
Bardzo się cieszę, że Pyra już za chwilę będzie znowu w domu.
Z tym otwieraniem okien to jestem za, a nawet przeciw 🙂
Stale otwieram okna, przykręcam kaloryfery, ale niestety załoga i ta w pracy i ta w domu ma odwrotnie- nieustannie marznie zatem okna zamyka, a kaloryfery nawet jesienią nastawia na maksymalne grzanie. Szukamy zatem kompromisów, co nie zawsze bywa proste.
Czy zauważyliście tendencję polskich mam i babć do przegrzewania małych dzieci?
Z drugiej strony na pewno widzieliście dzieci angielskie czy też francuskie biegające po śniegu w krótkich spódniczkach czy też spodniach oraz podkolanówkach.
Danusiu, obserwowałam dzieci angielskie te w krótkich spodenkach w lutym, ale to nie znaczy, że nie miewają katarów. Leje im się z nosa jak trzeba. Ja zawsze marznę u mojej siostry, chociaż ona przecież jest raczej z ciepłego wychowu 😉
o jest nowy wpis a ja jeszcze pod starym buszuję …
może biżuteria …
http://aukcje.wosp.org.pl/broszka-recznie-tkana-od-galerii-milah-i2674362
to czekamy na Pyrę … 🙂
a ja od dwóch lat biorę witaminę D zwykłą lub jako tran i odpukać jakoś się trzymam a depresja zimowa mnie prawie omija …
Placku gdzie jesteś?
Krystyno chyba za chwilkę masz urodziny to może prezent śniegowy będzie …
Jest Pyra w pieleszach po pierwszej serii chemioterapii. Następna za 3 tygodnie od 29 stycznia – w założeniu też 3 dniowa. Potem zostaną jeszcze dwie – całość 4 serie +2 dni diagnostyczne. Jak dotąd to nadzwyczajnie nie wygląda, ale może trucizna rozwój zahamuje, a nacieki boczne ograniczy i lekko pogoni. Zdarza się od czasu do czasu. Tam jest straszny młyn – rotacja pacjentów 3-4 dniowych, dochodzących na wlewy pojedyncze i 2 dniowych. Nastrój warsztatu naprawczego. To jest tak zrobione, że pacjent ma rozpisane leki i badania na tygodnie i na oddział przychodzi tuż po wizycie w laboratorium analitycznym i właściwym TK. Lekarz czeka na wyniki i o ile nie ma przeciwwskazań, kieruje do sali chorych – inaczej odsyła do domu. Pozostałe pobierane leki pacjent przywozi we własnym zakresie – z domu. Personel zarobiony po czub głowy, wszystko biegiem, aż do dnia świątecznego – wtedy laba, spokój i cisza. Droga aparatura i preparaty i zupełny brak środków podstawowych. Poszłam do dyżurki pielęgniarskiej poprosić o dodatkowe zabezpieczenie – zaklejenie ew. zabandażowanie przed nocą weflonu, bo zawsze o coś zahaczę i gubię, a u mnie kolejne wbicie nie jest proste – w całej, pięknie umeblowanej i utrzymanej dyżurce, na całym 20- salowym oddziale nie było kawałka plastra ani bandaża – tylko gaziki i przylepiec. Dzisiaj usuwając ten weflon rozorał się kawałek żyły, krwawienie, jak z prosiaka i znowu nie było opatrunku – garść gazików i mocno trzymać, za 5 minut pod zimną wodę. Daję słowo, pakując się następnym razem zabiorę kilka plastrów i ze 2 bandaże.
Piguły i suplementy – nie!
Styl życia i odżywianie dostosowane do pory roku, typu aktywności, szczegółowych wymagań konkretnego organizmu – tak!
Gdy pierwszy raz wyszłam na plac zabaw z moimi angielskimi podopiecznymi – był styczeń 1993. Raczej ciepły, ale i tak zdziwiłam się, jak wyekwipowała je stała niania (ja zajęłam się nimi jeden raz; na dłużej dopiero w ferie wielkanocne). W marcu 1996 wiał arktyczny wiatr. (Ta pamiętna półroczna zima w PL dała się we znaki nawet nad Tamizą). Dzieci w szortach i lekkich sweterkach na t-shirts*, ja zatulona w grubą kurtkę z wełnianym szalem. Choć do zmarzluchów nie należę…
…ale miewam chłodne dłonie…
Które czasem utrudniają pstrykanie fotek w mroźnych warunkach. Jednak, skoro (mimo wszystko) zdjęcia zrobione i wgrane – kto ciekaw, niech doceni szklanogórskie pejzaże tatrzańskie z dnia, które poszedł złowrogim echem w Polskę (doczytałam o szczegółach dopiero dziś rano); z szadziowego Beskidu Sądeckiego (długa wycieczka w ramach… potatrzańskiej dekompresji 😉 ); z jeszcze mroźniejszych (i bardziej bajkowych) Śnieżnicy i Ćwilina a zwłaszcza z Leskowca-bajkowca niedzielnego (poniżej 20 stopni mrozu w dolinach o poranku, ale co za efekty na górze!).
Bajkowości najlepiej oglądać w trybie „pełny ekran” a nawet z udziałem funkcji F11 (kto ma) pojadając zupę dyniową z czosnkiem i imbierm, doprawioną curry by się komponowała z nieustanną lampą tych dni i uszczypliwością palcowo-policzkową wietrznego mrozu.
Kto by nie miał takowego akompaniamentu – może spróbować herbaty lipowej z miodem oraz najnowszych wystaw w MOCAKu. Albo kursów gotowania na gazie oraz różnych zbawiennych porad pralniczo-przechowalniczych pani Monatowej, wyeksponowanych w naszym Muzeum Inżynierii Miejskiej. Bądź przebiec się noworocznie wokół Zakrzówkowych toni (nie pamiętając o morsach z klubu „Kaloryfer” 😉 ). Lub popodziwiać nocno-sylwestrowe iluminacje Szczawnicy. Względnie przekonać się, jak mało się zestarzała nowohucka Arka Pana.
Zapraszam Zainteresowanych! 🙂 🙂 🙂
____
*nie tylko o angielskich – o wychowie dzieciaków monachijskich, holenderskich, szwedzkich też można epopeje!
Pyro dobrze, że pobyt w szpitalu krótki .. to nie są przyjemne sytuacje ale jak mus to mus … palisz? ..
Basiu o matko ale masz zdrowie do tych wycieczek … dzięki za zdjęcia … 🙂
Jolinku – palę, ale mniej i mam plan dalszych ograniczeń. Jak się pali 62 lata, to jest to w końcu normalny składnik przemiany materii. Leżą tam też ludzie, którzy w życiu nie palili, są z niepalących rodzin i środowisk. Widocznie dopaść może każdego.
Pyro-życzę Ci siły, wytrwałości i cierpliwości podczas kolejnych spotkań z naszą szpitalną rzeczywistością, Najważniejsze, by wygrać tę batalię.
A cappello-wielu udanych wypraw w roku 2016 i niech ta niespożyta energia Cię nie opuszcza 🙂
Małgosiu-zawsze się zastanawiałam, czy te podkolanówki zimą nie kończą się jednak katarami, chociaż z drugiej strony zapewne zdarzają się też dzieci zahartowane i nie siąpiące nosami. Natomiast zjawiskiem z drugiego bieguna są Włoszki w wytwornych futrach mimo, iż zima w tym kraju przypomina raczej naszą jesień, czy wiosnę.
Elegance oblige 😀
Z moich obserwacji wynika również, że w styczniu czy lutym nawet, jeśli temperatura
nie spada poniżej 10-15 plusowych stopni WSZYSTKIE włoskie psy noszą zimowe kubraczki. Na poniższych zdjęciach nie ma czworonogów w płaszczykach ani elegantek w futrach, ale jest parę ciekawostek, które może Was zainteresują.
I jeszcze słówko o kulinariach-Gospodarzu dzięki za podpowiedzi(był kiedyś taki wpis)
dotyczące rzymskiej kuchni. Spróbowaliśmy wołowych ogonów, flaków oraz karczochów alla romana. Warte grzechu 🙂
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6237061479859953073
Pyro z tym paleniem to wiem jak jest … nawet może być groźne dla zdrowia takie rzucenie palenia nagle po wielu latach i w wieku starszym (czytałam o tym jak miałam przebłyski woli by rzucić) … pytam bo niektórzy jak się dowiedzą o chorobie to nagle mają wewnętrzną potrzebę porzucenia tego nałogu … a choroba każdego może z zarogu zaatakować …
Moja frankofońska dusza nakazuje mi napomknąć, że podczas wczorajszego Święta Trzech Króli francuskie i frankofońskie podniebienia raczyły się tradycyjną tartą marcepanową:
http://4.bp.blogspot.com/_7AHx46OW1mk/TSICcF6A68I/AAAAAAAAACU/yui78f5Vc8M/s640/Nowy+obraz+%25282%2529.bmp
My zjedliśmy bardzo udaną galette des rois upieczoną przez kuzynkę Magdę 🙂
A stare sposoby na przeziębienie wysoce sobie cenię; kubek gorącego rosołu z kury, herbata z malinami albo imbirem, herbata z miodem i rumem po przemarznięciu, grzanka z czosnkiem, kieliszek orzechówki albo pieprzówki w razie niestrawności – jest tych specyfików domowych całe multum i z reguły smaczniejsze od piguł wszelakich. Ja mam w domu egzemplarz ludzki niereformowalny – babciom nie wierzy, albo sposób zarzuca jeżeli pierwsza dawka nie uleczy natychmiast, leki wykupuje i odkłada na półkę – leżą w pełnych opakowaniach i też nie pomagają. Eh, gdyby to miało 4 lata, to w skórę i do buzi, a tak….
Dzień dobry, cześć Pyro!
Dobrze, że jesteś 🙂 , a ograniczanie się z paleniem nie zaszkodzi. To prawda, że nie każdy, kto ma dzikiego lokatora w płucach pali, bądź palił – ale zdecydowana większość, niestety, tak ma.
U nas zima taka sobie – jest trochę śniegu i dzisiaj jest +5c, ale przedwczoraj było -18c. Jesteśmy przyzwyczajeni do takich huśtawek.
A propos tabletek, wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach dzięki ciągłym reklamom… u nas w porze obiadowo-kolacyjnej w tv lecą ciągle reklamy o tabletkach na wszelkie możliwe niedogodności żołądkowe, zgagi (hej, Zgago!) i tym podobne. Ja jestem starej daty, na żołądek mięta, rumianek lub siemię lniane, katary miewam bardzo rzadko, raz na parę lat może, na gardło sok z buraków (najchętniej z zakiszonych buraków), mam też na myśli Heleny remedium na drobne przeziębienia (wersja żołądkowa z miętą!).
Witaminy zjadam w naturze – u nas zawsze są owoce przeróżne, codziennie podjadane, marchewka i kawałki selera łodygowego do pogryzania, różne orzechy, pestki dyni, słonecznik do pogryzania.
W szpitalu przeczytałam „Wschód” Stasiuka (prezent Marialki) i zadziwiłam się niepomiernie. Myślałam, po lekturze Vargi, że najbardziej nostalgiczną nacją są Węgrzy, przez 600 lat opłakujący przegraną bitwę. Nasz Stasiuk jest lepszy – on do dzisiaj ściga ślady wędrówki ludów. Z niedobitkami Ilirów przegnanych z Bałkanów przez Słowian, osadza ich na Podkarpaciu, przegania po stepach aż pod pustynie Wschodu i znów z wojownikami Azji gna na niż europejski, żeby tu zostali gnojem pańszczyzny i proletariatu. Fascynacja Azją, Mongołami i Chińczykami, Kirgizją i dawną, wietrzną, stepową wielkością. Lubię Stasiuka, ale jest w tej jego książce i coś dla mnie bardzo obcego. Czyżbym miała w sobie za dużo Zachodu?
Witajcie,
Basiu – zazdraszczam energii i kondycji. Tyle miejsc w tak krótkim czasie?
Danuśka – piękny ten Rzym.
Na wstęp do przeziębienia stosuję gruzińską konfiturę z pędów sosny. Przeziębienie zazwyczaj kończy się na wstępie.
Przed świętami odwiedziliśmy przyjaciół, którzy po dwuletnim pobycie w Gruzji, wsiąkli w polskie zielarstwo. Sami wyszukują Przywieźliśmy od nich herbatkę z liści czeremchy wzmacniającą ponoć system immunologiczny, zaś na wirusy wszelakie herbatkę z kwiatostanu lipy, dzikiego ogórka, wrotyczu, liścia jeżyny i owocu czarnego bzu. Jak na razie działa.
o przeoczyłam wpis Danuśki .. w Grecji też się obnoszą w futrach .. te futra są tylko na podszewce i na nasz klimat to dobrze wyglądają w samochodzie … Rzym miasto słońca i złodzieji torebek na motorach ..
Pyro – zdrowia życzę i siły do polskiej służby zdrowia…
Na dzisiaj kończę posiedzenie przy stole, bo jeszcze tkwię w rytmie szpitalnym – leki i spać.
Do jutra.
Krysiu cieszę się, ze ciasto sie udało. Sama widzisz: prosto i łatwo. Zawsze się udaje. Następnym razem gdy będziesz piekła ciasto drożdżowe wstaw do piekarnika na sam dół blaszkę i wlej trzy szklanki wrzątku. następnie wstaw ciasto, ustaw temperaturę 50 stopni C i poczekaj około godziny aż wyrośnie . Potem 180 o C przez czterdziesci pięć minut. pierwsze 25 minut sam dół. W tym momencie wystaw blaszkę z wodą i pozostały czas piecz ciasto góra-dół. Upieczone w ten sposób ciasto jest idealnie wyrośnięte i bardzo jedwabiste w strukturze.
Ciasto na pierogi :
Kilogram mąki tortowej
Cztery żółtka
Pół kostki masła
Dwie i pół szklanki wrzatku. lub ciut więcej
1. Z mąki i żółtek przy pomocy blendera ( ja używam 700 watowego) zrobić idealnie drobną kaszkę.
2. Dodać pokrojone masło.
3. Wlać wrzątek.
4. Idealnie wyrobic ciasto przy pomocy męża, wiertarki męża i nowej nigdy nie używanej mieszałki do gipsu
http://stary.forst.pl/img/p/1799-2383-fullsize.jpg
5. Jeśli jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami kitchenaida punkt 4 możemy pominąć .
6. Wymieszane ciasto należy jeszcze dodatkowo wyrobić na stolnicy , następnie włożyć do foliowej torebki i pozostawić w spokoju około godziny.
7. Ciasto rozwałkowac i wycinać kółka.
Misiu-nieustająco się rozrzewniam wspominając smak Twoich pierogów…..
Ewo-dzięki 🙂
Dziewczyny-zwracam Waszą uwagę na zdjęcie nr 64 tzn 3 sztuki szpilek +torebka.
Jak znalazł na karnawał 😉
Danuśka, jedna torebka i trzy pary pasujących do niej butów. Jaka oszczędność, chociaż ceny na wystawie przezornie nie podano 😉 Niezależnie od ceny, takich szpil nigdy nie miałam i jakoś nie pożądam.
Małgosiu-jam też nie szpilkowa, ale TE szpilki i TA torebka toż przecież prawdziwe dzieło sztuki 🙂
Pyro podaj proszę Twój adres na priva. Miałem go, ale znasz moje zdolności w archiwizowaniu. Gdziesik wcięło!
Ani piguły, ani sposoby babcine. Rokrocznie szczepienie i jakoś się udaje! Pyro, już się suszy.
Ewa się wspięła na kolejny kulinarny Everest! Paszteciki z nadzieniem serowo-ziemniaczanym czyli seropyrki! Ozdobione przysmażaną cebulką i zasmażaną kapustką. Zrobiłem zdjęcie, ale proces umieszczania zdjęcia jest tak pracochłonny, że zamiast tego zająłem się rozkosznym artykułem o limerykach. Przeczytajcie!
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,17191198,Swintuszy_jak_Michal_Rusinek.html