Nie nadużywać!
Zbliżają się liczne „zabawowe” okoliczności. A to Barbórka, a to inne równie popularne imię. Będzie dużo okazji do nadużywania, a potem do leczenia tegoż nadużycia. Sięgam więc do archiwum, by przypomnieć najlepsze – moim zdaniem – lekarstwo na ból głowy i mdłości. Sam co prawda nie nadużywam, ale tym chętniej pomogę ludziom w opresji.
Jogurt naturalny dostarcza niewiele lipidów, ponieważ robi się go z mleka częściowo odtłuszczonego. Toteż spożywanie jogurtu bez tłuszczu jest pomocą w diecie niskokalorycznej. Do wyrobu jogurtu zwanego bułgarskim używa się specjalnych enzymów i warzy się go, żeby był bardziej kwaskowaty i płynny. Ma on więcej kalorii niż jogurt naturalny. Wreszcie jogurt z pełnotłustego mleka ma 90 kalorii, gdyż do mleka odtłuszczonego dodaje się śmietany, a czasem nawet odtłuszczonego mleka w proszku. Słoiczek jogurtu odpowiada szklance mleka.
Kwas mlekowy może nie gwarantuje stu lat życia – jak twierdza Bułgarzy – ale na pewno jest doskonały dla jelit, z wyjątkiem rzadkich wypadków uczulenia na mleko. Niszczy mikroby rozkładu (który nie jest bynajmniej trawieniem); mikroby infekujące jelit nie znoszą kwasu.
We Francji jogurt pojawił się po raz pierwszy już w 1542 r. Franciszek I przeżywał wtedy „ciężką depresję”. Lekarze nie potrafili wyrwać go ze stanu melancholii i neurastenii, aż wreszcie ambasador Wielkiego Turka doniósł, że pewien żydowski lekarz w Konstantynopolu preparuje kwaśne owcze mleko, które czyni cuda. Król posłał po lekarza, ten zaś powiedział, że owszem, przybędzie, ale pieszo.
Razem ze swoją trzodą przemierzył całą południową Europę. Kiedy stanął wreszcie przed obliczem Franciszka I, królewska melancholia ustąpiła miejsce zniecierpliwieniu, nadal jednak król nie czuł się dobrze. Po kilku tygodniach na owczym jogurcie wyzdrowiał. Choć cesarz proponował mu, by lekarz został na jego dworze, ruszył on w drogę do domu, zabierając ze sobą sekret jogurtu. A Franciszek I czuł się coraz lepiej.
Kefir z Bałkanów, Europy Wschodniej i Kaukazu to maślanka zakwaszona przez dodanie specjalnych bakterii mlekowych i drożdży zwanych grzybkiem kefirowym. Stosowano tę metodę od zawsze.
Otrzymuje się w ten sposób orzeźwiający musujący napój, zawierający czasem nawet 1 proc. alkoholu i znaczne ilości dwutlenku węgla.
Można pić też i inne rodzaje sfermentowanego mleka. Sfermentowane mleko klaczy to kumys, który wyrabia się czasem i w Europie Środkowej, choć napój pochodzi z Azji. „Barbarzyńcy”, Hunowie i Mongołowie przywieźli go ze sobą. W dawnej Europie Zachodniej wytwarzano napoje z mleka, które nie były jogurtem, ale raczej kefirem czy roztrzepanym i aromatyzowanym zsiadłym mlekiem. Te napoje to ślad po dawnych wędrówkach ludów, które nie znały uprawy wina i których jedynym bogactwem były stada, jakie przed sobą pędzili. Celtowie z północnej części Galii, z wysp brytyjskich i Irlandii przez długi czas pili na ucztach napoje z zsiadłego mleka.
Pierwsi emigranci w Ameryce, często katolicy z Kornwalii lub Eire, produkowali je, gdy tylko to było możliwe: przy skromniejszych okazjach pijano starannie dozowany koktajl – jedna trzecia mleka, jedna trzecia śmietany, jedna trzecia piwa i soku z zielonej cytryny z dodatkiem cynamonu. W starożytności zamiast cytryny używano octu z jabłecznika. Za napój ułatwiający trawienie po wielkich średniowiecznych obżarstwach uchodził posset – było to zsiadłe mleko zmieszane z grzanym winem i suto przyprawione korzeniami.
Komentarze
Dzień dobry. Nie nadużywam, więc i nie ma czego leczyć, ale jogurt i kefir niemal codziennie jest w użyciu. Kiedy jest okazja, to żętyca, a jeśli okazji nie ma, to się ją stwarza. Bo żętycę uwielbiam.
Pisałyście wczoraj o obcinaniu kotom pazurków, w czym to pomaga? Pytam, bo od zawsze mam koty, uwielbiam te stworzonka, lecz pazurków nie obcinam im nigdy, ostrzą je sobie na drapakach, nie na meblach. A gdy zabawiamy się, mają je schowane, więc nie ma też problemu.
Odkąd odkryłam, że kozie mleko „z zamrażarki” zsiada się bezproblemowo zimą i latem – jest moim ulubionym napojem w gatunku. Najlepiej mieć tyle słoików w zapasie, by kubek zsiadłego czekał codziennie… 😀
Nie, nigdy nie miałam kaca. Na (bardzo rzadkie) bóle głowy – najczęściej z przyczyn atmosferycznych – najlepiej służy mi długi, energiczny spacer w dowolnych okolicznościach przyrody – a niech wiatr, ziąb, mgła, siąpawica…
…Smog?… — też lepiej się radośnie ruszać, niż truć świadomością, iż trwa i szkodzi, ale gdy jest wybór – ucieczka może sprawić niespodziankę!
— Z poweekendowych zeznań otoczenia wyszło, że kilkanaście osób mogło zagustować w listopadowym „dalszym plenerze” – taką siłę motywacyjno-mobilizacyjną ma siedząca nad miastem szara czapa… 😎
Za dkugie pazurki kota swedza., zagiete moga wrastac w opuszki lapek, powodujac rozliczne problemy. Czasapi za dlugie pazurki wczepiaja sie w jakies miekkie obicie lub dywan i kot nie moze ich wyciagnac. Nasi chlopcy mieli zawsze w mieszkaniu kilka owinietych konopnym grubym sznurem slupkow do drapania, ale jeszcze trzeba bylo ostroznie obcinac, bo rosly szybko. Procedury tej nienawidzily, wiec zawsze prosilysmy weterynarza zeby przeorowadzil opercaje. Weterynarz to robil jakos tak szybko, ze nie zdazyly sie zdenerwowac. A wokol slupkow zawsze i tak pelno bylo pustych zrzuconych pazurkow.
A nie, moje kotaski nie mają zbyt długich, nie wyrastają im na szpony, skutecznie je ścierają, co potwierdza swą opinią weterynarz 🙂
Używam oszczędnie, więc ratunku w nadużyciach nie szukam. A wszelkie mleka kwaszone lubię, chociaż zimową porą pijam kwaśne mleko okazjonalnie. Jakieś jogurty w lodówce zawsze są.
Nie nadużywać!
https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/209516/81293c12202b9d800f7c2f3629514561/
Najlepiej i najskuteczniej – poprzedniego dnia nie nadużywać !
Słoneczne dzień dobry 🙂
Mrusisko miało od zawsze obcinane pazurki, a raz zaczęte obcinanie=obcinanie zawsze. Jak widzę, że ona zaczyna już *nadużywać* drapaka, to znaczy, że pazurki jej przeszkadzają.
Odrastają szybko, dlatego obcinam jej co 2-3 tygodnie. Kot domowy, który nie wychodzi na zewnątrz, nie ma tyle okazji do porządnego zdrapania pazurków.
Zjadłyśmy kolejną, domową zupę „z niczego”. To czysta, zabielana ogórkowa z furą grzanek. Całość przygotowania posiłku trwała 15- 20 minut. Zastawiłam 3/4 l lekko osolonej wody, a w niej 2 plastry bekonu. Kiedy się gotowało pokroiłam po 3 kromki chleba w kosteczkę i zastawiłam do smażenia na oliwie z masłem. Co chwilę potrząsałam patelnią. Do garnczka z wodą wlałam 3/4 kubka kwasu ogórkowego, a kiedy się zagotował, rozbełtałam pojemnik kremówki ze skąpą łyżką mąki. Zaprawiłam zupę, zaparzyłam śmietanę nie gotując i jak raz grzanki były gotowe. Pychota.
Jogurty u nas zawsze są. Ja chcę tylko jogurt, Jerzor kupuje dla siebie z owocami. Mogłabym sama robić i nawet swego czasu zakupiłam w „zdrowotnym sklepie” specjalne bakterie, ale mi nie wyszło 🙁
Natomiast żona Maratończyka bez problemów ciągnęła to miesiącami. Niestety, jestem leniwa i niesystematyczna – nie jest to powód do chwały, ale niesystematyczność mam od urodzenia, a na starość lenistwo mi się pogłębia.
Dzisiaj wyjazd do Maratończyka, a ja jeszcze w szlafroku 🙄
Ale dopiero 8:50, a wyjeżdżamy około południa, zdążę się wyprać i zebrać.
Ewo-tak jak Ty wczoraj zrobiłaś sobie wizualizację tego małego mieszkania z całym dobrodziejstwem inwentarza, tak ja dzisiaj wyobraziłam sobie to średniowieczne zsiadłe mleko z grzanym winem. Może lepiej, że nie żyję w średniowieczu….
Natomiast w dzisiejszych czasach obchodzi się Święto Młodego Wina i tym razem jednak przykładnie o tym przypomnę, bo inaczej Jolinek pociągnie całą frakcję francuską za konsekwencje 😉 To było wczoraj-Le Beaujolais Nouveau est arrive!
Wiem,to młode wino,które trafia od paru lat na światowe rynki to czysta operacja marketingowa i lepiej nie dręczyć się jego kosztowaniem, ale zawsze można przy okazji znaleźć pretekst do spotkania z przyjaciółmi 😀 My tern pretekst mamy już od kilku lat.
W tym roku nasz kolega, który organizuje spotkanie wysłał nam mailem jasno określone
zasady, które pozwolę sobie przytoczyć, bo może ktoś będzie miał ochotę przeflancować na swój grunt ten pomysł:
-na dzień dobry-kieliszek beaulojais nouveau,bo to wino jest miłym powodem do spotkania
-każda para wrzuca do wspólnej skarbonki 30 zł.Całą wpłaconą kwotę zgarnia ta osoba (lub para), która przyniosła najlepsze wino,bo celem spotkania jest skosztowanie znakomitych czerwonych win (takich z najlepszej półki)
-każdy uczestnik przynosi danie uzgodnione z gospodarzami spotkania
-każdy uczestnik przynosi znakomitą butelkę wina.Wina są degustowane i oceniane na specjalnym arkuszu przygotowanym przez gospodarza.
Zasady zasadami, najważniejsze, że jutro czeka nas dobra zabawa, dobre towarzystwo, dobre wino i dobre jedzenie 😀
Pomysł żeby ten dość paskudny trunek posłużył jako preteikst spotkania przy dobrym winie, pochwalam z całego serca. Zresztą wylansowaną przez Francuzów modę na święto beauloias uważam za majstersztyk marketingu,
Bernard wychodzi za godzine na towarzyskie spotkanie przy lampce ” Beaujolais Nouveau „. Maja byc sami panowie. Jest mi to na reke, bo nie przepadam za tym przereklamowanym mlodym winem.
Alicjo, tu jak nieraz rbilam w Nowym Jorku wlasny jogurt bez soecjalnej aparatury ( technologie produkcji podala mi turecka kolezanka ze studiow – Karadzan).
Litr mleka wolniutko podrzewamy do temperatury w ktorej mozesz trzymac palec w mleku liczac do dziesieciu.
Odstaiwamy z ognia i wkladamy czubata lyzke kupnego jogurtu z zywa kultura (live). Trymsmy w niezbyt cieplym miejscu, az sie mleko przerodzi w jogurt. Ten pierwszy jogurt nie jest najlepzy. Powatzramy zatem cala pricedure od nowa, wkladajac do nowego mleka lyzke uzyskanego jogurtu. I czekamy az sie jogurt zrobi, poczym wkladamy go do lodowki. I jemy codzienir.
Od tego momentu mamy wlasny zywy jogurt i przed zrobieniem nastenejorcji zawsze juz „odkladamy” sobie jedna lyzk na nowy. Jest bardzo dbry.
Po dwich -trzech tygodniach jadania duzej ilosci jogurtu mamy juz tego tak dosc, ze wywalamy calosc do kibla i dajemy sobie slowo honoru, ze nigdy juz wlasnego jogurtu robic nie bedziemy, bo po co skoro w sprzedazy mozna kupic wspanialy jogurt bez problemu tye i kiedy mamy nan ochote. Nie jestesmy Matka Ziemia, tylko zajeta kobieta. Niech Turcy jedza codziennie i dlugo zyja.
Danusko, jaki mily zwyczaj. Zdarzalo mi sie „obchodzic” BN est arrive, choc nigdy tak wystralozwo jak Wy.
Nie wiem dlaczego BN jest „przereklamowane”. Nigdy nie widzialam zadnych reklam tego wina, procz radosnych obwieszczen i plakatow o tym, ze wlasnie arrive i mozna juz pic. Nikt tego wina serio nie traktuje, to jest raczej zabawa niz co innego. Francuzi maja mase wspanialych obchodow zwiazanych z produkcja wina: zakonczeniem zbiorow, jego tloczeniem, dojrzewaniem, rozlewaniem, probowaniem. Sporo o tym w tych kryminalach, ktore tak polecalam rozgrywajacych sie w Dordonii. Sa to zawsze wspaniale okazje do swietowania.
Heleno, dawno temu tez robilam w podobny sposob jogurt. Po pewnym czasie zapakowalam cala aparature do kartonu i odlozylam na polke w garazu. Kilka lat temu dalam znajomej Polce . Ktos z jej rodziny w Polsce chcial robic wlasny jogurt. Nie wiem czy robi czy poszla na latwizne jak ja i kupuje w sklepie.
🙂 🙂 🙂
Raz spróbowałem BN i dałem sobie uroczyste słowo, że więcej tego nie zrobię, takie to było paskudztwo.
Jogurt mamy codziennie na śniadanie od wielu lat. Ewa kisi własnoręcznie. Nie jest to niestety bacteria bulgaricus, ale zaczynamy od kupnego probiotycznego jogurtu. Trzyma się tygodniami. Jeśli „siądzie” naczinajem apiat’.
Czasami nadużyję, ale Pan Bóg łaskaw. Oszczędza mi kaca. Po pięćdziesiątce nigdy go nie miałem. Są świadkowie… 🙂
Elapa – proszę o przepis na galety; mamy mąkę gryczaną.
250 g maki
sol
2 jajka
50 cl zimnej wody
40 g rozpuszczonego masla.
Wszystko wymieszac razem i odstawic na 2 godz. Pozniej smazyc.
Ja nigdy nie pieklam nalesnikow z maki gryczanej. Kupuje juz gotowe.
http://ugotuj.to/ugotuj/-20434880/ciaso+na+nalesniki+z+maki+gryczanej/p/
Cichal-to co trafia na światowe rynki jest najczęściej paskudztwem i bardzo często z Beaujolais Nouveau nie ma nic wspólnego. Ta marketingowa akcja pozwala winiarzom z Francji, Hiszpanii, Włoch itd…pozbyć się różnych sikaczy. Jednym z najpoważniejszych odbiorców tego wina jest Japonia(zapewne z racji snobowania się na wszystko co francuskie). Z drugiej strony, gdybyś kiedyś miał okazję wypić to młode wino gdzieś w
jakimś bistro w regionie Beaujolais, to przekonałbyś się, że może być smaczne 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=5jek9lrI2qA
Bernard wrocil po imprezie do domu. Na temat wina wzruszyl tylko ramionami dodajac, ze wedliny byly bardzo dobre. Jakies 200 m od domu zatrzymal go patrol policyjny pytajac czy dobrze sie czuje i czy nie potrzebuje pomocy. Bernard zdziwiony odpowiedzial, ze po dwoch kieliszkach moze dojsc o wlasnych nogach do domu. Po krotkiej wymianie zdan okazalo sie, ze policja poszykuje pana z choroba Aizalmera, ktory opuscil dom opieki a opisana osoba ma podobny rysopis co on. Przeprosili i pojechali dalej szukac.
Znam Bernarda tylko ze zdjęć, ale on na Alzheimera zupełnie nie wygląda. Zresztą w jego wieku taka przypadłość jest rzadkością
Dawno temu, w PRLu, 200m od domu zatrzymał mnie patrol MO. Jechałem Fordem Anglią (taki model) Skontrolowali dokumenty i na pytanie dlaczego mnie sprawdzają, milicjant ze spokojem odparł: „Ukradli Syrenkę, to i szukamy”…
Było koło czwartej rano a ja wracałem z imprezy…puścili wolno! Uff!
Jak MO szukało, to i znalazło/ Tak mój Ślubny odsiedział dobę za swojego kuzyna. Szedł wieczorem i go „złapali”. W dowodzie Jarosław, Andrzej. Szukali Andrzeja; nazwisko to samo, inne imię ojca i data urodzenia? Nie szkodzi. Puścili go dopiero, kiedy Andrzeja dowieźli do komendy.
Cześć! Od czego zacząć, od kaca?
Zaświadczam prawdomówność Cichala, że kaca nie miewa. Sam tego dożyłem i byłem świadkiem. Swiadkiem ponadto nam Ewa Cichalowa (z całym uszanowaniem i serdecznymi pozdrowieniami) która nasze samopoczucie bacznie śledziła. Żadnych jogurtów, aczkolwiek bez wrogości jakiejkolwiek, lecz nazajutrz zwykły byt całodzienny, podparty normalną pracą.
A, komfort jednego piwa do południa – a to wg J. Pilcha jest nie do przecenienia – nie każdemu był dany, zwłaszcza ze względów obowiązków natury komunikacyjno-zaopatrzeniowej.
Dajemy radę bez.
Za oknem paskudnie. Co robić w taką szarzyznę? Uśmiechać się!
Uśmiecham się przede wszystkim do Cichala, który jest dzisiejszym solenizantem, Janusz C. jest osobą słoneczną i pełną dobrej energii – najlepszego, Przyjacielu!
dzień dobry ….
Alinko ściskam z okazji urodzin .. 🙂 …
cichalowi wszytkiego najlepszego z okazji imienin … 🙂
O, to i Alina świętuje? Dobrych życzeń starczy dla wszystkich. O toaście pomyślimy wieczorem.
i jeszcze dziś Dzień Życzliwości …. 🙂
Alina zwiewną i pełną wdzięku jest osobą,
uśmiech roztacza wokół, zatem też przed Tobą.
Burgundię zna jak własną kieszeń,
wie również gdzie szukać wyśmienitych
kulinarnych uniesień.
Alinę ściskam serdecznie urodzinowo,
niech żyje nam 100 lat w szczęściu oraz zdrowo.
Cichałowi oczywiście też życzę wszystkiego najlepszego.
O tej porze zapewne śpi, więc na wymyślenie wierszyka mam jeszcze trochę czasu 🙂
Wierszyków układac nie umiem, ale Alinie i Cichalowi życzenia wszystkiego najlepszego przesyłam, niech Wam zdrowie i szczęście sprzyja 🙂
Poranek mokry i chmurny, na spacer z parasolem, za to powrót już przy rozjaśnionym niebie.
Alino – szczęśliwych dni!
Januszu – wesołego ucztowania.
Alino, Cichalu – przesyłam Wam dużo uśmiechu, uścisków, serdeczności 🙂
Bejotko – trafiłaś już na „Gruziński smak” Babunaszwilego i Polaka?
http://www.wielkalitera.pl/ksiazki/id,113/gruzinski-smak.html
akcja …
http://natemat.pl/162647,kup-znaczek-z-prof-bartoszewskim-i-wyslij-zyczenia-swiateczne-dla-pis
Już puściłam dalej. Trzeba zamówić na poczcie?
Ewo, dzięki, zamówiona 🙂 Czytałaś już?
I owszem 🙂
No, to może coś na temat wrażeń? 🙂
Boziu, Boziu! Świat się kończy! Terlik w Rzymie, w papieżu i kardynałach widzi zbiorowego Antychrysta! (RP) A ci zamiast dr Terlikowskiego pytać dalej plotą o dialogu.Rozgrzeszenia nie dostaną.
Bejotko,
Witek w 100% zachwycony. Ja może ciut mniej, ale niewiele. W każdym razie nie jest to typowa książka kucharska, reporterska czy przewodnik. Jest to bardziej próba przybliżenia Gruzji poprzez jej mieszańców i kuchnię. Próba jak najbardziej udana.
Świetne zdjęcia ludzi, a o zdjęcia potraw pokłóciliśmy się z Witkiem.
Aż zacytuję autora:
„Gosia jest zawodową stylistką i wszystkie fotografie dań w tej książce stanowią jej dzieło. Robi to w następujący sposób: fotografuje danie przygotowane przeze mnie, dzieli je na składniki, a później „maluje” na nowo. Składniki wykorzystuje jako farby i dekoracje. Boże! Dla sztuki kulinarnej to przecież piekło, bluźnierstwo! Przygotowałem potrawę, włożywszy w to serce, duszę, wysiłek – a ona to bezlitośnie niszczy!”
Witek podziwiał artystyczny efekt, a mnie najwyraźniej dopadł atawizm po przodkach i nie pozwolił zachwycać się niszczeniem jedzenia.
Dzięki 🙂 już się cieszę, a co do zdjęć jedzenia, też wolę naturalne, choćby i mniej widowiskowe.
Bo Cichał to barwna niewątpliwie jest postać
i tylko z diakrytykami trzeba mu koniecznie sprostać.
Anegdoty różne chętnie opowiada
i w roli parobka siano u Żaby układa.
Owsiankę jada rano pasjami
i za pan brat jest z oceanicznymi żaglami.
Niech nam Cichalina żyje radośnie i zdrowo,
to na jeszcze opowie i to i owo.
Na dzisiejszy wieczór wykonałam rodzaj mufinów na słono(w przepisie zwane mini cakes) z mozzarellą i suszonymi pomidorami, a na deser ciasto marchewkowe.
Udało mi się uszczknąć i trochę spróbować, wygląda na to, że nie będę się musiała wstydzić 🙂
to nam jeszcze opowie
Zjadłam b.dobre szare kluski z kapustą, gotowania Młodszej. Jestem dumna i blada, bo co prawda ona już w wieku starych gospodyń domowych, ale dotąd nie musiała. Dopiero teraz.
Uściski i ucałowania urodzinowe, wraz z życzeniami wszystkiego najlepszego dla Aliny.
Cichalowi wszelkiej pomyślności.
Danuśka miłej zabawy … 🙂
Pyro a dlaczego Młodsza była zmuszona? … żle się czujesz? …
Dziękuje Wam serdecznie za życzenia i pamięć. Ostatnie trzy dni spędziłam w Strasburgu i okolicach. Swiąteczny rynek będzie miał miejsce, jak co roku, mimo zagrożenia. Piękna choinka już upiększa Place Kleber, mieszkańcy starają sie żyć tak jak dotąd ale nie opuszcza ich smutek i żal, ze z rak barbarzyńców stracilo życie tyle osób.
Cichalu, wszystkiego najlepszego z okazji imienin.
Hej Alino, hej dziewczyno me uściski raczże przyjąć – i m i e n i n o w e!
Wybacz, że tak familiarnie, ale jestem z racji swoich – cały w skowronkach!
Drodzy Państwo, Kochani Przyjaciele. Dziękuję najserdeczniej za życzenia!
Od rana świętuję. Od Ewy dostałem pięciolitrowy bukłak Cabernet Sauvignon, wielkiej urody koszulę, szarlotkę, która ma wszystkie szarlotki pod sobą i jeszcze zamrożone tiramisu, lepsze od najlepszych lodów!
Również się staram. Po śniadaniu (dzisiaj było świąteczne więc zamiast owsianki z owocami i jogurtem była… owsianka z owocami i jogurtem! 🙂 poleciałem do żelaznego sklepu po bezpieczniki, bo padła kuchenka mikrofalowa, którą byłem naprawiłem. Ha!
Żivot je cudo!
Danusiu, poetko, Ty Bardzie Blogowy
Dla Ciebie bym łamał żelazne podkowy,
Ale, że tutaj podków raczej brak
Nisko się kłaniam zdejmując mon claque!
Alino tak smutek nie opuszcza i w głowie i w sercu żal się snuje … 🙁
Jolinku – z zapaleniem korzonków międzyżebrowych trudno trzeć ziemniaki )maszyny sie nie sprawdzają). U mnie to nie infekcja, tylko nawracająca kontuzja po złamaniu kręgów. Co jakiś czas mam taką „atrakcję”. A Dziecko jest dorosłe, jakby nie było.
Pyro to życzę byś szybko się bólu pozbyła … o Dziecko się nie martwiłam … 😉
Jolinku – może to niezbyt wesołe, ale się uśmiechnęłam do wspomnień. Otóż Młodsza w wieku 10 – 16 lat też miała odnawiającą się kontuzję – zapalenie ścięgna Achillesa albo wiązadeł kolana. Było z tym mnóstwo kłopotu, a nabawiła się tego … skacząc z dziewczynkami w gumę na szkolnym podwórku.
Alino, wybacz, żem Ci święta pomylił chociaż jeszcze nic nie nadużyłem, bo u mnie dopiero południe. Pisałem jednocześnie miesząc chleb, bo trza upiec i przygotowując obiad (jadą goście) i wymyślając m. in. nową potrawę z Pięknego Jaśka. Może krajany czosnek mi zwoje pomieszał… Dobrego dnia!
Pyro – mój tata już od kilku lat korzysta ze starej sokowirówki. I z pomocy jedenastolatki, która z zapałem przygotowuje kluski. 🙂
Dzięki sokowirówce pracy jest mniej, tylko zamiast wyciskać nadmiar „soku” dodaje się jego odpowiednią ilość. Kluski smakują jak te przygotowywane z pomocą tarki.
Alino – wszystkiego najlepszego!
https://www.youtube.com/watch?v=Rc3zONK8ERk
https://www.youtube.com/watch?v=DQH0fWXRv4I
Cichalu – wszystkiego najlepszego!
https://www.youtube.com/watch?v=HhCKFHHRm_Y
https://www.youtube.com/watch?v=oFoGftos00M
Dzisiaj poczułam się jak w karnawale, bo młode wymusiły na dziadku smażenie chruścików. Już od wczoraj kłóciły się o to, która będzie robiła ciasto, a która zajmie się wycinaniem, smażeniem. Dziadek sprawiedliwie rozdzielił pracę, kłótnie ustały. Chruściki wyszły chrupiące, swoją część zapakowały w papierowe torby i pojechały do domu. 🙂
Solenizantom – wszystkiego najlepszego.
Asiu – wspólna praca w kuchni z dziećmi to kwintesencja DOMU
Cichalu, imieniny, urodziny czy tez odwrotnie, ważne są przyjazne zyczenia wiec jeszcze raz dziękuje 🙂
Asiu, dziękuje!
Asiu! Jak to kluski przy pomocy sokowirówki? Nie kumam!
Dziękuję za prezent. Skąd wiedziałaś, że lubię J.Morello (Lepszy od Gene Krupy, może nie technicznie, ale muzycznie) i Batesa na basie? Słucham…
Cichalu – ziemniaki trzemy za pomocą sokowirówki, nie korzystamy z tarki.
Asiu, czyli można też blendować? Sokowirówki nie mamy.
Nie wiem, nie próbowałam 🙂 Jeżeli się uda, to musisz pamiętać o odciśnięciu nadmiaru płynu.
Alinie i Cichalowi życzę wszystkiego dobrego . 🙂
Alina wspomina o choince w Strasburgu, a u nas jeszcze atmosfera jesienna, choć już widać gdzieniegdzie pierwsze ozdoby świąteczne. Za to na hali targowej widziałam wczoraj ostatnie już grzyby: gąski zielonki i szare, kanie i opieńki. I ktoś je kupił, bo gdy byłam tam drugi raz, pozostały tylko opieńki.
Szare kluski w wykonaniu Pyry są doskonałe. W moim wykonaniu niezbyt się udały, ale chyba dlatego, że utarte ziemniaki były za mało odciśnięte. Pomysł na wykorzystanie sokowirówki podoba mi się, tym bardziej że mam starą i nieużywaną.
Alinko i Cichlku życzę Wam serdecznie, aby Wasze życie było tak zdrowe i pyszne jak …. regale marcińskie. 🙂 🙂
Cichalu, ja już od lat robię w blenderze, tylko wyciskam z mazi sok przez gęsto tkaną serwetę. Chyba by mnie „śmierć zagryzła”, gdybym miała trzeć ziemniaki (5 kg) na kluchy dla 5-6 osób.
Alinie i Cichalowi: Moc serdecznych życzeń!
Dla Aliny i Cichala wszystkiego najlepszego!!!
Ziemniaki tarte w sokowirówce albo w blenderze? Albo w thermomiksie…
Ja wam mówię nigdy w życiu!! To zamach na tożsamość kartofla! Nie po to kartofla polski rolnik w trudzie i znoju, w pocie czoła, i w słońcu, i w deszczu, byśmy kartofla traktowali zbyt nowocześnie!
Kartofel ma być starty na tarce jak jest go mało, albo na ruskiej ew. litewskiej maszynce do tarcia ziemniaków jak go dużo Ja trzy kilo kartofla ścieram w dwie minuty. Kartofel po wyjściu z maszyny wychodzi taki jak trzeba. Struktura startego kartofla jest włóknista a nie kaszkowata jak z blendera lub thermomiksa. Włóknistość powoduje ,że kartoflak albo ziemniaczany placek trzyma się za przeproszeniem kupy i nie rozłazi się jak ten wykonany przy pomocy dziwnych urządzeń. Dlatego też: mój kartoflak jest taki, jaki być powinien kartoflak kurpiowski. To kwintesencja kartoflaka w rzeczy samej. Klusek , pyza i inny cepelin też. Jak ktoś nie wierzy może sam sprawdzić i się zaprosić albo poprosić o dostawę z dowozem w granicach rozsądku . Z powazaniem niejaki M. Nazwisko i adres znane redakcji…
Misiu jesteś cudowny. Niestety nie mam sposobności zdobyć machiny, o której piszesz. Jak wiesz jeżdżę w innym kierunku, a każdy wolny grosz wydaję na książki dla wnuczki. 🙂
Czy będę Cię mogła zaprząc do tarcia tych 5 kg kartofli, gdy mi się zjedzie rodzinka?
nie cierpię tych odpustowych mord(ek)
Dobrej nocy.
Marku (tak piszę, bo imię mi tyż znane, nie tylko redakcji) Przekonałeś mnie! Masz taki dar! Pamiętam, że przy butelkach też mnie przekonywowywałeś! Precz z blenderami, sokowiewiórkami i inną hołotą mechaniczną! Ino tymi ręcami! Stawimy czoła jak te z Anglii maszynoburcy! Precz z preczem! Nie żyją tarki i ręczna obróbka i obrupka też! Drupka, trupka trup kadłubka…. o zo chozi…? 🙂 🙂 🙂
Zgago – mortki zą biękne…
dzień dobry ..
jeden kartofel mi starczy na 10 małych placków i daję radę .. 😉
Nisiu gdzie jesteś? …
Nowy gdzie jesteś? ….
Krystyno też wczoraj były grzyby u nas pod halom … ale nie patrzyłam jakie konkretnie ..
Ziemniaki trę, jak buraki i inne marchewki przystawką do maszynki do mięsa Zelmer, trwa to minutę. Wychodzą w osławionych włóknistych wiórkach rozmaitej wielkości w zależności od potrzeb, całkiem, jak z ręcznej tarki.
I u nas wciąż są grzyby, choć już mizerne i niewiele, rydze jak gąbki nasiąkłe wodą i blade, podgrzybki pokurczone i pojedyncze, dobrze się mają za to leśne boczniaki i smaczne zimówki ( nie mam na myśli opon 😉 ) https://www.youtube.com/watch?v=VG5bDl1DSSw
przy okazji dla zainteresowanych, ciekawe są filmiki o leśnych darach tego autora.
W poprzednim wpisie umknęło mi, by zachęcić do książki wspomnianego autora filmików o leśnych i łąkowych plonach, jest świetna moim zdaniem i proszę nie zniechęcać się wydawcą, nie jest przeznaczona dla dzieci, choć im nie zaszkodzi, a wręcz przeciwnie, kiedy poczytają: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/166899/dzika-kuchnia
Dzień dobry,
Bjk, poczytałam o panu Luczaju, bardzo ciekawa postać, jest doktorem botaniki, umie popularyzować to co go pasjonuje.
Dzień dobry bardzo!
Noc przespałem i w międzyczasie myślałem o kartoflach co to ich spożycie spada na mieszkańca rok w rok a nawet dłużej.
Dlaczego spada? Ano proszę państwa wszystko przez tipsy. Tips proszę państwa to takie obce ciało na naturalnym całkiem ciele kobiety. Tips jest zabójcą naszej narodowej dumy jaką jest kartofel. Bo kartofel jest całkowicie nasz. Łatwo go poznać w każdym sklepie, na każdym warzywnym straganie. A dlaczego jest rozpoznawalny? Bo jest to kartofel naturalny niemyty. Żaden proszę państwa polski rolnik patriota rąk sobie kartoflem nie będzie brudził i sprzedaje go nam z kawałkiem i to całkiem sporym naszej ojcowizny, co to ją nasz pra pra dziad pod Grunwaldem bronił. I tu wracamy do powodów dla których, niestety, kartofel traci na znaczeniu. Bo proszę państwa młode kobiety w naszej ukochanej , wolnej już całkiem Ojczyźnie, są – jakby tu rzec- kosmopolityczne. Zamiast niemytego kartofla wybierają francuzką frytkę, włoska pastę co inni nazywają makaronem, a nawet proszę państwa. o zgrozo, chiński ryż a nawet kuskus. My polscy lokalni patrioci kebabom i kebabożercom, wielbicielom innych zachodnich frykasom mówimy stanowcze nie. Stanowcze nie mówimy też wcześniej wspomnianym tipsom, bo dzięki nim kobiety do rak kartofla brać nie chcą i wybierają to co naszym matkom i ojcom przez usta przejść nie mogło bo ich nie było. Teraz proszę państwa ozdabiaczy się zabroni i wrócimy do naszej tradycji do naszego niemytego kartofla. Niech kobieta w domu siedzi i kompinuje by pińćset co miesiąc dostać za samo posiadanie. Jak będzie siedziała w domu to i na tych tipsach co miesiąc sto pięćdziesiąt zaoszczędzi i za zaoszczędzone kartoflów nakupi i dzieci tanim kosztem nakarmi i wychowa. A Polska i Polacy będą rośli wzdłuż, w poprzek a nawet w górę. Tylko w górę nie za bardzo bo jak człowiek za wysoki w chmurach zaczyna błądzić i odrywać się od naszej ojcowizny i jego ambicje mogą przerosnąć ambicje naszego Ojca Narodu .
A takiego co w ma głowę w chmurach trzeba na ziemię siłą ściągać co ostatnio idzie gładko i bez oporów. Pochwalony.
Alino, ma też ciekawą stronę http://lukaszluczaj.pl/
Misiu, zapomniałeś o pohańskim bulgurze, przy okazji pytanko, gdzie można dostać taki gruby, jak ryż?
U Araba w sklepie…
Właśnie przeczytałam, że Nisia nie żyje.
Jak miło dzisiaj na blogu.
Misiu – 5 pkt na Oscara!
Bejotko – dziękuję za wiadomości.
„U Araba” są tylko drobnoziarniste, chyba, ze nie znam tego Araba.
Nie mam słów…
http://www.mmszczecin.pl/artykul/nie-zyje-monika-szwaja-odeszla-po-ciezkiej-chorobie,3578139,art,t,id,tm.html
Kocham panią, pani Moniko.
Na zawsze.
Witam,
http://static.fishki.pl/static/posts/96/96898/foto_05467989a84d25c535b45a750af55cf1_org.gif
Będzie nam jej brakowało.
🙁 🙁 🙁 R.I.P.
http://radioszczecin.pl/4,330559,odeszla-monika-szwaja
https://www.youtube.com/watch?v=cKAI_niJp44
https://www.youtube.com/watch?v=nkMtGECyllQ
🙁
Szok. Nie możemy tego przyjąć.
Ja też nie mogę się pozbierać,to przecież niemożliwe….
Jeszcze we wrześniu było tak wesoło:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6191808248482491377/6191808339718106146?pid=6191808339718106146&oid=104147222229171236311
Trudno uwierzyć, wielki żal, smutno!
Nie mogę uwierzyć 🙁 🙁 🙁 R.I.P.
Nisiu, dziękuję, że byłaś. R.I.P.
Nisiu Kochana będziemy bardzo tesknić …. 🙁
Mam mile wspomnienia ze spotkania z Nisia w St. Malo kilka lat temu. Jest mi smutno.
Nie mogę uwierzyć. Jest mi smutno, nie umiem tego wyrazić, bezgranicznie smutno.
Ostatnim z blogowiczów, który widział Nisie, był chyba Krzych. To było na spotkaniu z czytelnikami.
Wyrazy sympatii dla Wawrzyńca.
https://www.youtube.com/watch?v=0Rdg6GUv-wQ
Jak się żegna Przyjaciół? Nie wiem. Podobno nie ma ludzi niezastąpionych… Może to i prawda w wielkiej skali. W życiu pojedynczego człowieka albo małej społeczności, są ludzie nie do zastąpienia i pozostaje po nich bolesna pustka. Bo cóż z tego, że zostanie dobra pamięć o szlachetnym, dobrym człowieku, skromnym i cichym dobroczyńcy w niejednym życiu. Będą jeszcze przez jakiś czas żyły Jej cudownie pogodne opowieści, które – wszystkie – pod kolorowym sztafażem były o sprawach ważnych i trudnych. Człowieka, z którym się gadało, śmiało, przekomarzało i sprzeczało – nie ma i nie będzie… Jak się pożegnać…?
Za wcześnie Nisiu 🙁
Dodzwoniłam się do „GW” w Poznaniu; oni nic nie wiedzą. Podziękowali za informację. Dyżurny Głosu Wlkp nie zgłasza się.
Dorwałam i tego z Głosu – zacznie szukać kogoś od kultury…
Nie mogę się pozbierać.
https://www.youtube-nocookie.com/embed/PpjBOmJUahs?rel=0
Posłuchajmy Nisi, wywiad jest chyba sprzed miesiąca. Nisia mówi, ze uwielbia prace w zespole, ze jest słabego zdrowia ale ze kocha życie i ze zycie jest piękne.
http://radioszczecin.pl/172,2876,monika-szwaja-na-szczecin-european-film-festiwal&sp=3
Cały dzień byłem na wsi. Po powrocie zastałem tę tragiczna wiadomość o Monice. Od dwóch dni czekałem na odpowiedź Moniki na mój list i dziwiłem się, że milczy.
Nic i to od dawna tak mną nie wstrząsnęło jak wiadomość o Jej śmierci.
I widzę, że nie tylko mną ta informacja zatelepała ale wielu z Was to zabolało.
Moniko…
Ciasto upiekłem i pierogów narobiłem:
https://picasaweb.google.com/117058604526315789327/ZapraszamNaObiad#slideshow/6219999442859675026
Smutno mi bardzo, Nisiu, bo bardzo Cię nie będzie.
Ale nie da się o Tobie zapomnieć, tak bardzo byłaś.
Misiu – baaardzo apetycznie to wygląda. Szkoda, ze mieszkasz tak daleko.
Dzwonił do mnie przed chwilą Wawrzyniec syn Moniki. Uściskałem go w imieniu sympatyków blogowych Moniki a on poinformował mnie, że uroczystości odbędą się w sobotę w Szczecinie. O dokładnej godzinie poinformuje nas tą sama drogą.
🙁 🙁 🙁
Piotrze – właśnie w imieniu kilkorga z nas napisałam z prośbą o informacje do wydawnictwa SOL. Twój kontakt będzie szybszy. A my się jakoś zorganizujemy w sprawie wieńca, adresu żałobnego i może skromnej delegacji – a przynajmniej posłańca,
Bardzo smutna niedziela. Przeczytałem rano. Wielu z Was było dużo bliżej z Nisią niż ja, ale mnie jest tak samo smutno. 🙁
A niedawno kupiłem butelkę hiszpańskiego wina Nisia, z winnicy o tej nazwie, odłożyłem na półkę by czekało jekiejś blogowej okazji z Nisią związanej. Nie doczekam się…… Wszystko takie kruche…..
Nisiu, tego się nie robi!
Wawrzyńcze, miałeś wspaniałą Mamę
Oczywiście będę w sobotę w Szczecinie 🙁
O, to Delegatka już jest! Resztę obgadamy per Danuśka, Piotr itd, a reszta się podłączy.
Danuska, sprawdz poczte. nie wiem czy mam dobry adres.
Ewa się popłakała ja też mam wilgotne oczy. Ech Nisiu…
Nisiu, jaka szkoda – nikt Ciebie tu nie zastąpi!
Jeszcze w sprawie prosa:
w dzieciństwie bywałam na wsi, gdzie uprawiano zagonek prosa. Ubocznym produktem była słoma, z której robiono pędzle używane głównie do bielenia chałupy
Dopiero dotarliśmy do domu – wiadomość o Nisi zwaliła mnie z nóg. Przecież niedawno widzieliśmy się w gronie Łasuchów na Zjeździe. Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego, chociaż wysłałam do Moniki dwa maile i zdziwiło mnie, że nie odpowiada 🙁
Z kim ja teraz popłynę pod żaglami Daru Młodzieży? 🙁
Ja też pisałam ze dwa tygodnie temu – bez odzewu. Myślałam, że wyjechała.
Żabo! Zapewne w Szczecinie kupisz jakiś wieniec. Chcielibyśmy partycypować w kosztach. Z przyjaźni do Moniki. Zrób nam tę grzeczność, prosimy.
Cichalu – jest zrzutka na kwiaty; szczegóły jutro.
Niech ktoś założy za mnie? Danuśko, możesz?
Oddam jak przybędę na X Zjazd.
To nie są wielkie kwoty – przy zrzutce 30 zł/osoba jeszcze Żabie na paliwo zostanie.
https://www.youtube.com/watch?v=WC5bRdQ3mVo
Poznajecie Nisię? Ona nie tylko lubiła szanty, ale i śpiewała 🙂
Pyro,
ja za transfer więcej zapłacę, dlatego proszę o założenie.
https://www.youtube.com/watch?v=yp8izdC7Do0
https://www.youtube.com/watch?v=fULZIGuC2nU
Bardzo niedobry dzień. Moja znajomość z Nisią nabrała bardziej osobistego charakteru za sprawą blogu Łasuchów. Nisia już zasiadła przy stole, ale nie ujawniła się z nazwiska. Pamiętam, że zmówiło się coś o książkach i ja narzekałam, że moja przyjaciółka Alsa tyle razy wspominała mi o Monice Szwaji, i że jej książki są wesołe…i że jak zwykle nie kupiłam, bo nie zapisałam. Za jakiś czas przyszły do mnie 4 książki Moniki z dedykacjami oczywiście i uśmiechniętym słoneczkiem (wydawnictwo SOL – Sol omnibus lucet=słońce świeci dla wszystkich). No i zaczęło się – wybrałam się na 55-te Targi Książki do Warszawy w maju 2010r. Blogowe koleżanki z Warszawy były na Targach, a na Zjeździe – kolacji w restauracji „Różanej”, najliczniejszym z dotychczasowych, było nas całe wielkie łasuchowe grono.
Tego roku jesienią (przed Zjazdem jeszcze) byliśmy w Danii i Szwecji, a po drodze do Polski na po pierwsze wstąpiliśmy do Moniki. Zapowiadaliśmy się nie bardzo precyzyjnie, a w końcu wylądowaliśmy u Niej dobrze po północy – od promu ze Szwecji do Niemiec lał taki deszcz, że utrudnił nam jazdę i nawet jakieś motele po drodze się nie objawiały. Dotarliśmy do Szczecina i około północy wykonałam telefon, Nisia nigdy nie spieszyła się ze spaniem.
Ta Dobra Kobieta wpuściła nas w środku nocy do swojego domu, udostępniła Jerzoru kąt w komórce pod kluczem dla jego ówczesnego bicykla. Podjęła nas kolacją pyszną, mniej więcej ze śniadaniem, bo Jerzor podjadłszy, poszedł spać, a my dwie rozmawiałyśmy do rana prawie.
Zjechały też w tym czasie Cichaly do Szczecina i odbyliśmy małe blogowe spotkanie przy zacnej kolacji u Monisi.
Nie pamiętam już, jak to się stało, że Nisia namówiła mnie na rejs Darem Młodzieży. Mnie nie trzeba specjalnie namawiać do takich pomysłów. Następnego lata znów byłam w Szczecinie, poznałam całą wierchuszkę Daru Młodzieży na kolacji w Nisinym ogrodzie, pomieszkałam u Niej parę dni, Nisia pokazała mi okolice Szczecina i nie tylko, poznała mnie z wieloma ciekawymi ludźmi. Reszta jest historią…składałam Wam tutaj raporty dość precyzyjne. W życiu bym nie pomyślała o takiej przygodzie (no i katamaran na Karaibach ostatniej zimy!), gdyby nie Nisia, podobnie jak nigdy nie pomyślałabym o żeglowaniu jachtem po Atlantyku, gdyby nie Cichal.
Będzie mi bardzo Nisi brakowało i Jej pogodnego spojrzenia na świat i ludzi.
U Gospodarza, wrzesień 2015
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_7383.JPG