Moja „piwniczka” stoi w garderobie
Właśnie skończyłem przenosić zapasy jedzenia i picia ze wsi do miasta. Udało mi się na tyle szybko (acz zgodnie z przepisami) przejechać spod Pułtuska na Mokotów, żeby zamrożone piękne kawały dzika i jelenia oraz perliczki, przepiórki i kuropatwy nie rozmarzły i trafiły do właściwej szuflady warszawskiej zamrażarki.
Podobnie z winami. Dobrze otulone, by bez zbędnych wstrząsów dotarły z piwniczki, która mieści się na wsi pod drewutnią do „piwniczki” stojącej w warszawskim mieszkaniu w garderobie.
Ta warszawska jest niewątpliwie znacznie lepsza niż ta wiejska. Wprawdzie na wsi mieści się ona naprawdę pod powierzchnią ziemi, gdzie ustawiłem specjalne rusztowania do leżakowania butelek, ale nie jestem w stanie utrzymać tam ani jednakowej temperatury, ani wilgotności.
Tyle tylko, że rotacja butelek następuje dość szybko, bo ruch przy wiejskim stole jest duży. A to sąsiedzi, a to przyjeżdżający zaproszeni goście, a to ruchliwa rodzina, która woli zasiadać przy moim stole niż przy własnym (dom dzieci i wnucząt stoi zaledwie 30 metrów dalej, i to za tym samym płotem). Najwyraźniej lepiej smakuje, gdy dziadek gotuje. Dzięki temu wymiana win w piwniczce następuje w szybkim tempie.
Inaczej w mieście. Sąsiadów aż tak zaprzyjaźnionych, by wpadali niezapowiadani na kolację, brak. Rodzina też ma do pokonania znacznie większy dystans (choć też mieszka na Mokotowie), więc ruch przy moim stole lekko słabnie. Goście bywają więc nie częściej niż dwa-trzy razy w miesiącu. Mimo to zapas win musi być na właściwym poziomie. Źle się czuję psychicznie, gdy w „piwniczce” leżakuje mniej niż 30-40 butelek. Zapas jest więc systematycznie uzupełniany. W dodatku zakupy są robione z planem, czyli na ogół są to wina, które bardzo lubię i są dobierane z myślą o daniach, do których będą podawane. Są więc różne gatunki białych, by pasowały do drobiu, białych mięs i ryb oraz owoców morza, podobnie czerwone – do dziczyzny, dzikiego ptactwa, a także mięs czerwonych. Nie zapominam i o winach musujących, a także dobrym szampanie (już czeka na noc sylwestrową butelka mojego ulubionego bollingera).
Ponieważ – jak wspomniałem – w Warszawie wina wolniej rotują, to muszą mieć lepsze niż na wsi warunki przechowywania. Bardzo tego przestrzegam, dzięki czemu rzadko się zdarza, by podawane przeze mnie wino było zbyt ciepłe lub za zimne, że nie wspomnę o marnym bukiecie.
Używam cudzysłowu, pisząc o miejscu jego przechowywania, bo moja „piwniczka” to chłodziarka ustawiona w garderobie, gdzie jest na ogół ciemno. Mrok to niewystarczające warunki dla dobrych win. Resztę niezbędnych luksusów dla moich ulubionych płynów daje równie luksusowa winiarka Vinothek Liebherr. Na samym jej dole trzymam wina musujące i szampany, bo tam jest zaledwie 5 stopni C. W strefie środkowej w temperaturze 10 st. C czekają, aż powołam na stół wina białe, a na najwyższych półkach – w 15 st.C – czerwone. Ustawianie pożądanej temperatury w każdej strefie nie jest trudne nawet dla antytalentów technicznych.
Wszystkie strefy temperatury są nieco niższe niż podawane do picia wina. Mam jednak zwyczaj wyjmować je i odkorkowywać (poza bąbelkowymi) na godzinę przed nalewaniem do kieliszków i wówczas zdążą dojść do właściwej i najlepszej dla nich temperatury.
Dodam, że winiarka ma też filtr z węglem aktywowanym chroniącym wina (nawet przez najwymyślniejsze zatyczki wino oddycha i może nabierać obcych zapachów) przed niepożądanymi aromatami. Z tego samego powodu półki do leżakowania są z niemalowanego drewna.
Komentarze
dzień dobry …
ja niestety nie mam takiej winiarki i trzymam wina w pokoju gdzie jest chłodniej niż w innych … wina leżą na prezenty to nie leżakują długo … taką winiarkę widziałam u Alana znawcy win w domu Danuśki … 🙂
Nisia coś długo baluje a my tu czakamy na sprawozdanie z podróży … 🙂
a tu zabawa dla dzieci i dorosłych …
http://www.mojewypiekiinietylko.com/2015/10/bezowe-duszki/
Oj, podziwiam i z lekka zazdroszczę. Zazdrość jest niewielka, bo i moje/nasze zapotrzebowanie na wina jest znacznie skromniejsze. Gości kolacyjno – obiadowych miewamy zaledwie kilka razy w roku, a domowniczki pozwalają sobie na 1 maks. 2 butelki tygodniowo i to nie zawsze, ale mieć, to bym chciała. Ten diabelny totek nie chce współpracować.
Uwazam ze winiarki, bez wzgledu na to jaka firmowa nazwe maja, sa zupelnie nieszkodliwe. Moje fanaberie ida w innym kierunku.
Wina doskonale smakuja mi w polaczeniu z woda rowniez i gazowana. I tu proporcja odgrywa ogromna smakowa i nie tylko role. Wody powinno byc wiecej niz wina. Taki napoj pozwala na znakomite kontrolowanie i jezyka i stop.
A tak wogole to najlepiej smakuja mi wina bezakoholowe 🙄
Taktak.
To jest niesamowite jaka role spelnia alkohol w poczuciu smaku wina. Moim zdaniem jest w winie zupelnie niepotrzebny. Podobnie jak tluszcz w potrawach jest alkohol w winie jedynie transporterem smakow i aromatow.
I jesli ktos mysli ze bezalkoholowe wina nie powalaja to jest w bledzie. Powalaja i to bardzo szybko – cena 🙁
Nowy – zapomniale Ci pogratulowac odpowiedniego zakupu. Z tego co pisales to wszedles w posiadanie albo rodzaju deba albo sashimi. Osobiscie od momentu kiedy to tutaj przed laty YYC pokazal jaki ma tomahawek, i jakim sie posluguje, zachorowalem na podobny. Jestem dumnym posiadaczem dwoch: nakiri i santoku. Dzentelmeni o kasie nie rozmawiaja i dlatego przyznaje racje ze cena jednego noza powalic moze bardziej niz malbek ale glowa i tak nie peka 😉 co najwyzej konto 🙂
Komplet do wina: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/122803/9252fe5d140e19d308f2037404a0536a/
W Winiarni „U Hopfera” https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/192171/9252fe5d140e19d308f2037404a0536a/
Tokaj dla każdego: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/95445/9252fe5d140e19d308f2037404a0536a/
Dzisiaj dorsz bez panierki ,tylko soute.
Kartofle na maśle.
Kwsna kapusta na cieplo.
ale, bo jednak nie mam tych mocnych dziewek, które by polerowały na sucho naczyńka po każdym użyciu (pasta z kredy i odrobiny wina, wilgotne trociny bukowe, flanela albo ircha, Czyszczone są raz w roku przed Wielkanocą,
Co się dzieje? Trzeci raz ucięło mi połowę wpisu, A ja o Fragecie , że wytworny i stylowy tylko niepraktyczny i o tym, że mam takie tacki z kieliszkami, tylko nie używam itd
Dzień dobry 🙂
Dzisiaj wszystko czerwone, czyli wołowina w pomidorach i czerwonej papryce. Tylko pyzy białe 😎
@szaraku,
jestem z Twego bezalkoholowego „klubu” a moja konsumpcja alkoholu to pare razy do roku sznapsy do sledzi, czyli tacy konsumenci jak ja doprowadziliby monopol spirytusowy do upadlosci.
Nie oznacza to wcale, ze jestem nawiedzonym abstynentem. Wszystko w miare – po szwedzku „lagom”. Lubie piekne szkla firm szwedzkich Kosta Boda i Orrefors i stoja u mnie zapomniane. Nie znam sie na winach ani na innych spriritualiach. Ktos powiadzial, ze ta wrodzona (?) nieprzyswajalnosc alkoholu to spadek po jakichs Azjatach. Byc moze badania DNA (zartuje) dalyby na to wiarygodna odpowiedz. ; )
Pozdrawiam
*
PS „Tities and Beer”, Frank Zappa
https://www.youtube.com/watch?v=zvepB7uYoAo
Szaraku i Ozzy, przysiadam do klubu małoalkoholowego, a wino z wodą też dobrze znam 🙂
Haneczko, ho, ho! 😉
Jeszcze deser dla Haneczki http://pu.i.wp.pl/k,NDMxODMyNjIsNjExNzIz,f,DSC07268.JPG
😀
I coś do picia – dla Haneczki i Pana Męża 🙂
Żurawinowy spritzer: http://abeautifulmess.typepad.com/.a/6a00d8358081ff69e2017ee43621b4970d-popup
Bejotko,
jak się robi taki patriotyczny deser? 🙄
Jagodo, nie wiem, wyszperałam obrazek dla Haneczki, a ze mnie chyba słaba patryjotka, jak się okazuje po niedzieli 🙁
Znalazłam 🙂 http://o-pysznym-jedzeniu.bloog.pl/kat,367075,page,2,index.html
…ale jak patrzę na ten deser, to myślę, że pewnie galaretka zastyga w przechylonych pucharkach, a na to idzie śmietana, czy inny biały krem.
http://o-pysznym-jedzeniu.bloog.pl/id,4679846,title,Krem-bawarski-z-galaretka-truskawkowa,index.html
Bardzo efektowny ten deser. Chyba podobnie musiał wyglądać deser zwany nie wiedzieć dlaczego – kaukaskim, a pochodzący z Wiednia. Rodzice jedli go w kawiarni w Katowicach w 1939 r, kiedy pojechali do rodziny śląskiej przedstawić najmłodsze dziecko rodzinne, czyli Pyrę. Hiniutek nie znał się na gotowaniu i wiedział tyle, że mu smakuje. Latami domagał się żeby Mama zrobiła. Mamie też smakowała, a była znakomitą kucharką, kiedy żyw Bóg nie miała z czego tego specjału zrobić. Jak tłumaczyła, na spodzie była biała galaretka migdałowa, na niej zaś krwista galaretka z soku granatów. Zwieńczone to było silnie zmrożoną bitą śmietaną, posypane płatkami czekolady i polane kieliszkiem araku. Kto widział w Polsce składniki do tego deseru – wszystkie i w jednym czasie?
Nie o deserach a wręcz przeciwnie. Jagodo, popieram Wasz Halloweenowy sprzeciw. Koło mnie w ogródku jest dekoracja. Rozkopany grób i wyłażące z niego nadgniłe trupki a obok manekin okrwawionego rzeźnika ćwiartującego tasakiem ludzkie członki… Dziecięce święto!
Cichalu – protest do właściciela posesji?
A co Państwo na temat cholesterolu:
http://omon.pl/kobiecy-kacik/646-jerzy-zieba-oficjalna-informacja-cholesterol-nie-jest-szkodliwy
Na obiad żurek z białą kiełbasą i ziemniakami. Na pohybel dioksynom!
Dzisiaj kolejne strachy w GW, tym razem nasz śmiertelny wróg, który dosłownie jest wszędzie. Dioksyny to są, ta trutka wszechobecna, zwłaszcza w mięsie i wyrobach z nich.
Znawca od tych rzeczy tyle naopowiadał o tej truciznie, że nie dość, że powinnam już dawno nie żyć, to nawet nie powinnam się narodzić 😯
Nie mam zielonego pojecia co to jest, z czym to sie je i gdzie pozyskuje sie cholesteror 🙁
Pamietam natomiast jak gral franek zappa. Dawniej wydawalo mi sie ze franek dra bardzo melodycznie. Dzis, po wysluchaniu cyckow z piwem, tez tak mysle.
Danke ozzy, lubilem muzyke zappy, lubilem i jego, tego co wiele rzeczy w usa potepial otwarcie w czambul.
Żyjemy dzisiaj ok 80 lat. Czasem o 10 krócej, albo dłużej. Tak samo ci usportowieni, trzymający dietę, ak i ci co to dioksyn się nie boją, A i geny mają coś do rzeczy. Moja Teściowa była z b.długowiecznej rodziny – dożywali w granicach setki. Nas nie zabija starość tylko choroby i jak mi mówiono w szpitalu, kiedy bto mój niespełna 60=letni mąż miał wyniki na poziomie 80-latka, tylko 20 cholesterolu pochodzi z diety. Resztę produkuje sam rozregulowany organizm; nawet z wody. I ja się mam bać 2 plasterków szynki co jakiś czas”? Życie mi szkodzi szanowni państwo – śmiertelna choroba roznoszona drogą płciową.
Ostatnimi czasy obserwuję jakieś wzmożenie artykułów w sprawie zdrowotności, zwłaszcza mięso i pochodne są be. Dlaczego – nie wiem i nie wiem, co/kto za tym stoi.
Przypomniało mi się, jak zachwalano margarynę m l e c z n ą (!), bo masła w sklepach jakoś przymało było… Dlaczego ta margaryna była nazywana mleczną, pojęcia nie mam.
Bodaj Bejotka wczoraj napisała, że ona je to, czego organizm się domaga. Ja wyznaję to samo. Przypomniała mi się opowieść rodzinna, jak to moja starsza siostra paluszkiem robiła dziury w ścianie, wyjadając tynk. Organizm domagał się wapna! Będąc w ciąży, zjadała kredę (akurat była nauczycielką w tym czasie). Robiła to bezwiednie, mimo że przyjmowała wszelkie witaminy, ciagle było organizmowi za mało 🙄
Będąc z Maćkiem na wczasach nad morzem (miał nieco ponad rok) specjalnie rzucał się na plażę, żeby przy okazji liznąć piasku, nie dało się go upilnować. Czego brak – krzemu? Najbardziej prawdopodobne.
Alicja – właśnie zadzwoniła Żaba z chichotkami „wołowina be? Lobby drobiarskie w akcji”.
A propos cholesterolu, to są dwa, ten dobry i ten zły – ja mam podwyższony (niewiele) ten zły, ale podobno niweluje go ten dobry, również lekko podwyższony (pero, pero, bilans musi wyjść na zero!).
Stanowczo za dużo wiemy o sobie, dietach i tak dalej.
Ano właśnie, Pyro, podejrzewałam, że coś się dzieje…
Zjazdowo było tak, między innymi (Nisia Ugotowała 🙂 )
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_7400.JPG
https://www.youtube.com/watch?v=7Ipg25YsWz0
dzień dobry …
Alicjo widzę, że Nisia dobrze gotuje … 🙂
deser dla haneczki śliczny … 🙂
mgła u nas …
Słońce z lekka zamglone. Ania pojedzie z wizytą do Przodków, ja upiekę puchatkę i bitki wołowe w papryce i pomidorach na dzisiaj i na jutro. Bitki wołowe w moim wykonaniu nie są zrobione z mięsa siekanego, tylko z rozklepanych plastrów rostbefu, osypanych mąką i duszonych w sosie.
a u mnie dziś śledzie na tapecie … smażone i w oleju będą robione …
pogoda się zrobiła na spacer to wybywam …
Plany sobie, życie sobie, Miały być bitki, jest pieczeń. Po nakrojeniu pierwszego plastra rostbefu ukazał się potężny zwał tłuszczu; z zewnątrz nie było go widać. Nie było mowy, żeby takie plastry pobijać tłuczkiem. Prócz gniazda tłuszczowego było jeszcze mięso poprzecinane powięziami. Machnęłam ręką, mięso natarłam solą, czosnkiem i rozmarynem, wrzuciłam na grubo pocięty boczek parzony, cebulę, 4 ziarna jałowca i dusiłam. Upiekło się bardzo ładnie, tłuszcz się usunie przy porcjowaniu. Osobno, na oleju udusiłam 2 zielone i 2 czerwone papryki, trzy zmęczone ogóreczki, 2 cebule i 2 średnie pomidory. Posoliłam, popieprzyłam, wkruszyłam 2 peperoncino, dołożyłam czosnek i zioła prowansalskie. Jest obiad – porcja wołowiny, porcja warzyw, świeży chleb. Finis.
cd
Okazało się, że trzeba było zrezygnować z m/w 1/3 mięsa, ale to, co zostało jest b,smaczne.
U mnie dziś na obiad paella wzięta wczoraj na wynos z Casa Krike. Niestety ostatnia, bo restauracja została właśnie zamknięta. Bardzo żałujemy, bo to była jedyna dobra restauracja w okolicy 🙁
Małgosiu czy to ta hiszpańska na ul. Czułchowskiej? …
maseczka z kuchni ….
http://myolivetree-kuchniagrecka.blogspot.com/2015/10/naturalne-maseczki-bomba-pieknosci-i.html
Tak Jolinku.
Jolinku,
Ty wiesz, co podesłać starszym (jak ja) paniom 🙂
Alicjo dzisiaj zastosuję i postraszę trochę … 😉
Małgosiu to szkoda bo nie byłam tam na czas …
dziś zrobiłam kotlety z kaszy jaglanej i kapusty kiszonej a do tego smażone śledzie .. nawet mi pasowało to smakowo …
Po raz pierwszy w życiu nastawiłam nalewkę na kiwi, Owoce miałam i nikt ich nie jadł. Dżem z kiwi dostałam od Inki, więc nie smażyłam. Skorzystałam z przepisu w sieci, który głosił, że nalewkę robi się wyjątkowo szybko (3 dni nalew, 14 dni dojrzewanie) jest b.smaczna. Wady ma też – niezwykle trudno się filtruje i kolor ma niespecjalny. Na wszelki wypadek podaję przepis oryginalny. Albo nie; najpierw zobaczę co wyjdzie i czy warto polecić.
A ja robię gołąbki na jutro, są już w piekarniku 🙂
Byłam dziś na Powązkach, toną w złotych liściach, wspomogłam kwestę, zawsze to robię. Mój Dziadek robił to od początku, jak inżynier kamieniarz razem z uczniami remontowali nagrobki. Jutro Bródno, muszę odwiedzić pięć grobów, niestety w odległych od siebie miejscach.
Ja już nie odwiedzam niczyich mogił, nawet Męża i Rodziców. Muszą już na mnie poczekać. Wyręczam się Młodszymi
Stefan Kisielewski (Kisiel), kiedy zmarła Lidia, wracając z pogrzebu przysiadł u bramy i westchnął – to ja już tu poczekam…
Nie musiał długo czekać.
Zostałam z zapasem lizaków i cukierków; nie przyszło ani jedno dziecko, a po raz pierwszy byłam przygotowana.
Do mnie też nikt nie przyszedł 🙁
nt lizaków: rozbawił mnie abp Nycz. Eminencja w miłych słowach przestrzegał przed satanizmem i pogaństwem (czyli kalaniem duszy dzieci polskich katolików) podczas gdy mamy własną, piękną tradycję. Dostojny słowem nie zająknął się o tym, że nasza tradycja też w pełni pogańska, tylko nie ludów celtyckich, a słowiańskich. Czyli nasze pogaństwo lepsze…
Jak wyżej. I jest mi z tego powodu smutno 🙁
Smutno, bo w głowie mi się nie mieści, że tylu rodziców pozwala na to, żeby o tym co robią ich dzieci, decydowali obcy bezżenni faceci w sukienkach.
„Folwark zwierzęcy” się kłania
A tu jeszcze wychowanie patriotyczne w programie od przedszkola 👿
Już o tym pisałam przy innej okazji – nie jest źle, że ludzie mają różne poglądy i że mają okazję ich artykulacji. Nieszczęściem jest natomiast niezwykła zdolność Polaków do mimikry, do chowania się „w większości”. To stąd biorą się kłamstwa wypaczające wyniki badań socjologicznych i politologicznych – ludzie łżą na całego; na wszelki wypadek, żeby nie podpaść „co by Pón sie nie gniwoł i ksiundz pobłogosławił”. Nie ma dzisiaj tych, którzy klaskali na zebraniach partyjnych, tych gospodyń chlipiących ze wzruszenia kiedy wręczały bochen chleba Gierkowi (widziałam na własne oczy). Wokół wyłącznie ci, co walczyli z komuną albo cierpieli okropnie w kazamatach. Czy zwycięzcy mogą być pewni poparcia? O tak, głośnego! Co myśli elektorat? Żeby się nie wychylić.
Do nas też nikt nie przyszedł, ale moje siostrzenice na swoim i sąsiednich osiedlach zebrały niezły zapas słodyczy. Grup dziecięcych spacerowało podobno sporo. 🙂
🙂
Pyro,
myślę, że ciągle jest to naród zastraszonych ludzi. Albo jakoś tak, generalnie rzecz biorąc. I hipokrytów. Tak zwane „doły” biorą przykład z „góry”, kółko się zamyka.
My także zostaliśmy z koszyczkiem pełnym słodyczy, choć dom pełen dzieciarni. Wspominaliśmy małych, radosnych przebierańców zaglądających do nas w meksykańskim domu, wtedy nie nadążaliśmy z uzupełnianiem łakoci i z zachwytami nad pomysłowością przebrań i malunków na roześmianych buziach.
Do nas maszkaroństwo przyszło. Zasypaliśmy Michaszkami 🙂
Witam,
http://tvn24bis.pl/z-kraju,74/biznes-cmentarny-kwitnie,590482.html
dzień dobry …
może być jeszcze inna przyczyna nie chodzenia dzieci po słodycze … teraz co drugie ma alergię .. je bez glutenu i laktozy … jest wege albo je tylko zdrową żywność …
Oślepiające słońce i całe +7 stopni; pięknie.
Jolinku – takie dziwactwa tylko w Warszawie, ewentualnie w zamożnych dzielnicach największych miast. A to daleko nie cała Polska. Na dodatek nadmierna higienizacja środowiska wychowania małego dziecka (kosmetyki, ubranka, pościele, wszystko hipo- alergiczne) powodują, że wydelikacony organizm wszystkie obce, zewnętrzne czynniki jest skłonny traktować jak alergeny.
Pyro nie tylko … i nie są to tylko dziwactwa jak piszesz ale fakt bo wiele dzieci jest uczulone na różne produkty .. a fakt uczuleń większych niż kiedyś to koszt rozwóju cywilizacji … no i dużo mniejsza umieralność noworodków (na szczęście) … czyli mamy wielu słabszych odpornościowo ludzi … to tak w skrócie bo temat rzeka ..
o napisałam odpowiedź dla Pyry a tu jej nie przyjeli … 🙁 .. było jedno zakazane słowo na „o” .. trudno …
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_7928.JPG
2 tygodnie temu, po drodze z Nowego Jorku…
A u mnie dzieci były i to w kilku turach. Dla ostatniej, która pięknie umalowana pojawiła się po 21.00 zabrakło słodyczy, bo nie spodziewaliśmy się aż takiej frekwencji. Na szczęście inni sąsiedzi byli bardziej przezorni i mieli większe zapasy.
Nie tak łatwo przestraszyć młodych gdy mają dobrą zabawę w perspektywie.
Nisi i wszystkim entuzjastom żagli:
http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/5,35636,19111418.html
no nie wiem co jest .. wpisy się nie pokazał a potem jest .. napisałam Pyrze, że jest wpis to teraz drugi znikł … jakieś duchy tu szaleją … 😉
Piotrze rodzice przeczytali na blogu, że masz słodycze i dzieci wysłali hurtem … 🙂
pogoda super to do wieczora …
Prasówka:
W GW interesujący i ważny wywiad z prof. Ewą Łętowską,
w Głosie Wlkp – wywiad z M.Bajorem – bardzo serio i bez minoderii. Także w Głosie opowieść o poznańskiej Skałce – tylko 11 sarkofagów i 3 urny, ale…
SO ważny artykuł Koraszewskiego o wojnach religijnych XXI. Nieco kontrowersyjny ale interesujący.
http://www.drhtv.com.pl/drhtv3.html
Brawo p. Radwańska. Nie lubię osoby ale doceniam wysiłek i wynik.
Isia „skwitovała” turniej Masters!
Pyro ???! Dlaczegóż? To niezmiernie pracowita i ambitna osoba. Znam od dziecka. Kolegowałem się z jej dziadkiem – Władkiem
Cichalu – pewnie przez te liczne przymioty, a poza tym…Kiedy p.Cezary Pazura na każdej ręce nosi bransoletkę „Nie wstydzę się Jezusa” (a właśnie jest po 3-cim rozwodzie) to człowiek wie, że komediant i komik. Kiedy jednak takie „komunikaty” nadaje panna – sportsmenka to nie jest fajne; nie lubię ostentacji w sprawach poważnych i osobistych.
Zapraszam na wycieczkę w „mojej” wsi 🙂
http://www.tvn24.pl/wroclaw,44/kopalania-zlota-w-zlotym-stoku-jestt-najlepsza-atrakcja-turystyczna,590763.html
Straszenia ciąg dalszy („…nie jedz, nie pij, nie oddychaj!”)
http://biznes.onet.pl/wiadomosci/zywnosc/czarny-charakter-naszych-talerzy/8tk6y4
Cmentarze odwiedziliśmy wczoraj, jeden przed południem, a drugi późnym wieczorem. Cmentarz Witomiński w Gdyni położony jest na pagórkowatym zalesionym terenie, więc widok oświetlonych lampkami zboczy był niesamowity. Zabraliśmy ze sobą latarki, bo oświetlone lampami są tylko główne aleje, a wędrowaliśmy w dół i górę. Odwiedzamy groby dziadków męża, a także rodziców i dziadków jego kuzynki. Babcia urodziła się w 1977 r, a dziadek w 1974 r. – a żył 96 lat. I kiedy tak szliśmy na ten grób, nagle niebo rozświetliło się i przeleciało coś, co uznaliśmy za wielką racę. Dziś dowiedziałam się, że to był meteoroid. Szczęśliwie znaleźliśmy się we właściwym miejscu o właściwej porze, bo była to prawdziwa atrakcja.
A dziś ciąg dalszy złotej jesieni – 14 st. C i prawie bezwietrznie. Wypiliśmy kawę na tarasie kawiarni przy plaży. Znaleźli się nawet dwaj odważni pływacy. Spacerując, spotkaliśmy sporo osób rozmawiających po rosyjsku. To znaczy, że Rosjanie przyjeżdżają do nas nadal, mniej może na zakupy, ale na wypoczynek.
Ależ odmłodziłam tych dziadków. Oczywiście urodzili się w 1877 i 1874 r.
Nie widziałyśmy bolidu i nie możemy odżałować. Ponoć jutro, na północy, będzie zorza polarna, też nie zobaczymy
Wróciłam z wędrówek po cmentarzach. Na Bródnie bardzo dużo ludzi, ale jednak rozłożyło się to na dwa dni i nie było zatorów przy wejściu. Spotkaliśmy się z rodziną i tak wędrowaliśmy z jednego końca na drugi. Potem jeszcze pojechaliśmy na Cmentarz Ewangelicki, bardzo go lubię bo jest nieduży, kameralny, stary. Zapadał już zmierzch więc światełka stwarzały tajemniczą atmosferę.
Pyro! Co mnie obchodzi Pazura. A może Radwańska naprawdę się nie wstydzi, tak jak się nie wstydziła pokazać bardzo oszczędny, ale jednak akt! Prawica ją za to splantowała równo z trawą i odebrała bransoletkę. Rekord hipokryzji!
U nas 15c i pochmurno, ale nie sądzę, żeby z tego był deszcz.
Złoto i brąz już na ziemi (Misiu, nie patrz 😉 ), jest bardzo ciepło-jesiennie
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_8099.JPG
Dzisiaj zmienił się u nas czas i znowu jesteśmy 6 godzin do tyłu, a dopiero co było 5 🙁 Przez tydzień.
Ja swoje Święto Zmarłych odbywam zawsze podczas pobytu w Polsce, jedyna okazja, żeby odwiedzić groby bliskich i znajomych.
Dzisiaj zapalam świeczkę, tak ogólnie, wszystkim świętym. Tutaj nie ma tego zwyczaju (za to Halloween ma sie dobrze!), jeśli na którymś z cmentarzy palą się świeczki, to najprawdopodobniej na grobach Rodaków.
Też lubię małe, intymne cmentarze. I jak Krystyna – wielkie wrażenie robią na mnie cmentarze na wzgórzach, Poznań ma takie dwa – większy, dostojny i pomnikowy – na stokach Cytadeli i zwyczajny, kiedyś wiejski – w Starołęce, gdzie leży Jarek i Jego rodzina. W 1921r rolnik, bamber – Keiser oddał swoją piaszczystą, nieurodzajną górkę na cmentarz parafialny. Dzisiaj, to miejsce, o którym tylko najstarsi mieszkańcy mówią „Na Kajzra górce”. Kiedyś były tam ziemne mogiły obsadzane „doktorkiem”, a przed 1 Listopada ubierane w nieśmiertelniki i kolorowe dzikie owoce. Potem przyszła moda na upiorne lastriko i plastikowe kwiatki, teraz jest kamień, lampy solarne i (też upiorne) stroiki z pozytywką. Z chwilą wprowadzenia zniczy zakrytych z góry, skończyła się barwna łuna nad miastem.
Z poznańskich cmentarzy (i okołopoznańskich) znam tylko Miłostowo, nekropolia skremowanych. Leży tam żona mojego Lotnika, mama Marleny.
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_8144.JPG
Nisia kiedyś obwiozła mnie koło największego cmentarza w Polsce, w Szczecinie, i ten cmentarz ciągle się rozrasta.
Powinnam była napisać „spoczywa tam…”
Alicja – ten szczeciński, Centralny, jest przepiękny; genialni ogrodnicy i architekci go tworzyli.
Właśnie czytałam w wiki… i obejrzałam parę zdjęć. Wczoraj zagłębiłam się w historię rodzinną i wyszło mi, że moi bliscy uparli się umierać w lutym.
Z najbliższych, Tata i Młodszy Brat, Dziadek. Jakby nie mogli wybrać przyjemniejszych miesięcy 🙄
Powspominałam znajomych ze szkoły i „naokoło-szkolnych”.
Z naszej półki też biorą, nie da się ukryć. Pierwsze pytanie po otrzymaniu wiadomości – co?! Kto?! Nie do wiary…
Człowiekowi ciągle się zdaje, że wieczny jest i ma około 20 lat mniej więcej 😯
Przynajmniej mnie się zdaje.
Dzisiaj następna porcja straszenia, a co!
http://kobieta.onet.pl/zdrowie/zycie-i-zdrowie/czym-grozi-spozywanie-smazonych-potraw-tlumaczy-dietetyk/259s68
p.s.Właśnie zjadłam odsmażane wczorajsze ziemniaki 😯
Alicjo – dzień strachów był wczoraj, więc wrzuć na luz.
Wiem, Pyro, ale artykuł opublikowano dzisiaj. Nie mogłam się oprzeć, ale i tak mnie niestraszno 😉
Cmentarze owszem,ale nie tym chciałam.Z racji przepięknej pogody zjedliśmy dzisiejszy obiad w o g r o d z i e ! O 13.30 było w słońcu 20oC! Na talerzach nic smażonego,tylko duszone 😉 Tak jakoś wyszło.
Dobrze,że z racji Świąt zostały zrobione większe zakupy,bo w nocy z piątku na sobotę lisy dobrały się do garnka z golonką pieczoną w piwie.Garnek został na noc na tarasie, bo nie mieścił się już w lodówce.Stał na stole przykryty porządną pokrywką. Wiem,wiem,powiecie,że to nasza wina,bo nie trzeba było im podrzucać na deser kości z drobiu.Jak się okazało wpadają też czasem z niezapowiedzianą wizytą.Po golonce nie zostało absolutnie nic,wylizały garnek do czysta.Oprócz lisów były u nas na obiedzie też sikorki i sójki 🙂 https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6212225871779445425
My wypiliśmy kawę na tarasie 😯 🙄
A pamiętam, że 1 listopada wkładało się kozaczki i futra 😉
i te piękne futra na pokaz muszę czekać znowu rok … 😉
Danuśka ciekawe czy pieczone i te przyprawy nie szkodzą lisom …
Jagoda ma rację. Na cmentarzach, a szczególnie na procesji była rewia zimowego dostatku. A potem w domu rozmowy:
„Widziałeś? Nowakowa ma nowy kożuszek, haftowany. Pewnie turecki. A ja co? Trzeci rok w tym samym płaszczu, ale Nowak o dom dba…”
Pyro 🙂
A co, Cichalu – słyszałeś taki monolog?
Kiedyś ubieraliśmy się inaczej , m.in. w futra, kożuchy, czy ciężkie płaszcze, bo nie było wówczas ciepłych i jednocześnie lekkich tkanin. Nawet nie chodziło o popisywanie się/ choć często i tak bywało/, ale po prostu 1 listopada rozpoczynał się sezon na zimowe ubrania, a wyglądały one zupełnie inaczej niż dziś. Teraz nawet nie wypada nosić naturalnych futer.
Jagodo, Danuśka,
kiedy dziś siedziałam przy kawiarnianym stoliku przy plaży, pomyślałam, że to doskonały dzień, jeden z ostatnich, na posiłek n świeżym powietrzu. Okazuje się, że Wy także o tym pomyślałyście.
Danuśka,
skoro lisy czują się u Was tak swobodnie, to warto pomyśleć o jakiejś zamykanej skrzyni. Mam taką sporą wiklinową na tarasie. Wprawdzie lisy u mnie nie bywają, ale myszy i okoliczne koty owszem. Do skrzyni, całkiem zresztą stylowej, nie dostaną się.
Jak się na czymś nie znam, to milczę.
Danuśka,
denuncjuję, co było po Twoim wyjeździe do Warszawy 😉
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_7452.JPG <–C'est a moi!!!
Ja uczestniczyłam tylko jako fotooperator 🙄
Wino i owszem, popijałam.
Żaba nie kuma…
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_7375.JPG
Zjazdowicze IX Zjazdu Łasuchów u Gospodarza.
Miała być kawa/herbata, skończyło się na winach 😉
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_7381.JPG
Danuśka odjeżdża do pracy 🙁
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_7443.JPG
Dzien dobry
Nadaje z Polski. Wszystko w porzadku, oprocz…..
No wlasnie – szlag mnie zaraz trafi, elektronika pokonala mnie zupelnie, leze na lopstkach.
Przed wyjazdem kupilem sobie tablet tzw. Zaplacilem ponad 500 papierow i co…..i nic. Nie moge tego swinstwa uzyc. Od kilku dni staram sie zalogowac na mojej elektronicznej poczcie, i nic…. Haslo zle. Dobre, do cholery, bo zapisane.
Na blog – haslo nieprawidlowe! Prawidlowe, bo zapisane !!!!!!!!! I nic nie zrobisz, mozesz nim rzucic o sciane i tak powie, ze haslo nieprawidlowe.
Cholera!!!!!
A dzisiaj moje dziecko zrobilo mi „dowcip” – zmienil mi jezyk na …… chinski….i poszedl na lyzwy, a potem zaraz spac. jak ja mam teraz znalezc gdzie kliknac by wrocic do normalnych liter. Niech tylko wstanie to chyba zrobie to, czego nigdy nie robie – dam w d..e tak, ze zapamieta chinski na dlugo…. Dowcipnis, smarkacz. Oni doskonale wiedza, ze w komputerach nigdy im nie dorownamy, ale zarty skonczone!!!!!
Jagoda, zadzwonie do Ciebie dzisiaj, jesli pozwolisz. Nie moge inaczej sie skontaktowac. Dzieki wielkie.
Spijcie smacznie 🙂
Krystyno-w sezonie jesienno-zimowym postanowiliśmy używać pokoju gościnnego w roli chłodni-jest nieogrzewany,przez kilka miesięcy w zasadzie nikt tam nie nocuje.
Alicjo-ciekawa jestem,czego ja jeszcze się dowiem z Twoich zdjęć 😉
Nowy-jakby słyszała Osobistego Wędkarza,też klął na czym świat stoi.Miał podobny przypadek ze swoim tabletem kupionym specjalnie na długi wyjazd do Afryki.Najpierw się zacinał(ten tablet),a potem padł kompletnie.Czarny ekran,nie nadawał się w ogóle do użytku.Był oczywiście na gwarancji,zabawa z naprawą trwała około dwóch miesięcy.